Anty- fabryka Anty- fabryka
Transkrypt
Anty- fabryka Anty- fabryka
horyzonty polonistyki Anty-fabryka fabryka AntyNic bardziej paskudnego ni˝ j´zyk poetycki obarczony skazà klisz i pustych metafor. Nic bardziej przyjemnego ni˝ Êwie˝a i zindywidualizowana mowa. Witold Gombrowicz wiedzia∏ o tym doskonale i od poetów zawsze wymaga∏ pojedynczoÊci. To ze stadnego odtwarzania bierze si´ z∏a twórczoÊç – mówi∏. I wyzwa∏ archaicznà poezj´ na pojedynek. I wygra∏. PIOTR K¢PI¡SKI W latach 50. XX wieku jego teorie by∏y jak najbardziej s∏uszne. Dekad´ póêniej równie˝ by∏y aktualne. Do poczàtku lat 90. autor Kosmosu nie myli∏ si´. By∏o tak, jak mówi∏. Tradycja b´bnienia w patriotyczne tamtamy, katarynkowego obwieszczania narodowych weltschmerzów, powrotów do idei, odwrotów od nich – od czasów Skamandra po epok´ sprzed lat czternastu, by∏a tradycjà obowiàzujàcà. I Gombrowicz jej nie akceptowa∏. Dra˝ni∏a go litanijnoÊç formy, brak niepokoju metafizycznego zrodzonego z nat´˝enia ciszy, brak religii objawionej w gorejàcym krzaku. Tak mówi∏ Gombrowicz. I po stokroç mia∏ racj´. Jednak dzisiaj jego ataki nie mia∏yby sensu. Przera˝enie Wspó∏czeÊni poeci skutecznie wyleczyli literatur´ z nalecia∏oÊci, które Gombrowicza przyprawia∏y o dreszcze. Riposty wymierzone w narodowe cia∏o literatury straci∏y smak Êwie˝oÊci. Ale to jeszcze nie koniec. W powietrzu czuç jeszcze py∏ z pola bitewnego. I chocia˝ wiadomo doskonale, kto wygra∏, to nie jest powiedziane, ˝e wszystko za nami. Pociàgi z poetyckimi baranami, którzy nie us∏yszeli, 16 592 ˝e ich poetyka przegra∏a, ciàgle jeszcze odje˝d˝ajà z przeró˝nych stacji. W Dziennikach, przera˝ony produkcjà wspó∏czesnych sobie poetów, Gombrowicz podawa∏ recepty, jak poradziç sobie z polskà chorobà, której pok∏osiem by∏y „z∏e wiersze”. Podawa∏ te recepty nie po to, by wypowiadaç wojn´ twórczoÊci poetyckiej jako takiej. Ta krytyka by∏a wymierzona tylko i wy∏àcznie w twórczoÊç g∏upià. A co proponowa∏? Prosz´ pos∏uchaç: natychmiastowy wyjazd za granic´. Artysta polski jeÊli chce czegoÊ dokonaç, musi wyjechaç, wyjechaç duchem, wyjechaç nie ruszajàc si´ z miejsca – i trzeba, aby wyjecha∏ w góry. Polska równina jest ze wszech miar wzruszajàca, ale dla artysty nie ma to jak górski klimat, ostry, ostry i w dodatku opatrzony takimi nierównoÊciami gruntu, ˝e ciàgle ktoÊ na kogoÊ patrzy z do∏u albo z góry – czy jasne? Dla nowego pokolenia autorów takie rady brzmià cokolwiek archaicznie, a mo˝e naiwnie, nawet je˝eli potraktowaç je metaforycznie. Stara poetycka retoryka jest na wymarciu. Rola literatury zosta∏a solidnie pomniejszona. Zmieni∏a si´ pozycja pisarza. Romantyczne, m∏odopolskie czy PRL-owskie wywy˝szenie? Kto o tym pami´ta. Przesta∏ istnieç tak˝e Êwiat PRL-owskich pisarskich synekur, który dra˝ni∏ Gombrowicza nie mniej ni˝ mierna poetyc- polonistyka Panto horyzonty polonistyki ka jakoÊç. Outsidera, który na ˝ycie musia∏ zarabiaç pracà w banku, jak˝e musia∏ irytowaç system, który z urz´du promowa∏ miernoty. Jego wizja pisarza kszta∏towana by∏a przez rzeczywistoÊç rynkowà i przeÊwiadczenie, ˝e autor nie dzia∏a w imieniu grup spo∏ecznych czy narodowych. Autor Pornografii przestrzega∏: poeta winien pisaç tylko i wy∏àcznie dla siebie. Na swój w∏asny rachunek. Powtarza∏: ca∏à naszà prac´ winien weryfikowaç czytelnik, a nie bandy urz´dników. Krytycy te˝ winni zmieniç swojà mentalnoÊç. Czy literatura straci∏a na transformacji? W Polsce takie myÊlenie w ciàgu ostatnich minionych kilkudziesi´ciu lat praktycznie nie istnia∏o. Dyskusji o twórczoÊci te˝ praktycznie nie by∏o. Nawet w latach 90. miast o j´zyku i stylu rozprawiano o arcydzie∏ach. Dlaczego ich nie ma? Niewiele by∏o wnikliwych opinii. Niewiele cennych rozpoznaƒ. Krytycy z uporem pytali: ile literatura straci∏a na transformacji. Jak bardzo szkoda, ˝e nie jest jak dawniej, jak za PRL-u. Przyk∏ady? Prosz´ bardzo. Marek Zaleski w „Res Republice Nowej” (w 2004 r.) pisa∏: Nikomu (...) nie uda∏o si´ napisaç dzie∏a, które sta∏oby si´ dla nas wszystkich znaczàce, jakiegoÊ „nowego” „PrzedwioÊnia”, „Genera∏a Barcza” czy zgo∏a „Kariery Nikodema Dyzmy”. W tym wszystkim zainstalowali si´ najlepiej specjaliÊci od marketingu kultury sprowadzonej do poziomu rozrywki. To, co sk∏ada∏o si´ na etos SolidarnoÊci, zosta∏o doszcz´tnie zmarnowane. Profesor Maria Janion próbowa∏a reanimowaç w nowej sytuacji paradygmat romantyczny, ale w nowych realiach okazuje si´ to pobo˝nym ˝yczeniem. Z drugiej strony, zabiegi zmierzajàce do rekonstrukcji wspólnoty wartoÊci sà dzisiaj podejrzewane o zakusy uzurpatorskie, o to, ˝e zmierza si´ do tego, by znowu jakàÊ swojà „wielkà narracj´” narzuciç ogó∏owi, który przecie˝ sk∏ada si´ z pluralistycznych grup i wolnych wreszcie jednostek. Có˝, brakowa∏o i brakuje wypowiedzi, które pi´tnowa∏yby grzechy krytyków, którzy nie sà dostatecznie odwa˝ni, by mówiç prawdy niewygodne. Do tej pory chyba zaryzykowa∏a tylko Ma∏gorzata Dziewulska. Mówi∏a mniej wi´cej tak: jesteÊmy wszyscy dosyç kunktatorscy. Czy pogubieni? Uwik∏ani w interesy? Nie 10/2004 antone wiemy, czego si´ trzymaç? Ciàgle si´ wahamy, jak oceniç ró˝ne rzeczy? A mo˝e mamy za du˝o znajomych w ró˝nych instytucjach kultury? Mo˝e mówimy bardziej j´zykiem urazów ni˝ poglàdów? Czy te˝ jesteÊmy w szachu poprawnoÊci politycznej i Êrodowiskowej? Poeci wyzwolili si´ z okowów przesz∏oÊci. A krytyka? Ciàgle tkwi w uk∏adach i w XIX wieku. Ju˝ nikt nie mówi, co prawda, ˝e literatura polska musi oczarowaç jednostk´, poddaç jà masie, zn´ciç do patriotyzmu, obywatelstwa, wiary i s∏u˝by. Ale uk∏adanie zbiorowych puzzli z autorami, specyficzne promocje, wik∏anie pisarzy w polityk´ – to bez przerwy odró˝nia krytyków polskich od angielskich, na przyk∏ad. Wysoka poprzeczka Gombrowicz Êmia∏ si´ z takich za∏o˝eƒ. I dzisiaj Êmia∏by si´ z jury ró˝nych nagród literackich, które z uporem pomijajà pewne nazwiska, wywy˝szajàc inne. Âmia∏by si´ z krytyków, bo nijacy. Poetów oszcz´dzi∏by. Jestem pewien. Bo poza nielicznymi kontynuatorami poetyk romantycznych, m∏odopolskich, poza postherbertystami i mi∏oÊnikami frazy Harasymowicza na przyk∏ad niewielu jest w Polsce autorów odtwarzajàcych stare paradygmaty. OczywiÊcie, autor Âlubu poprzeczk´ postawi∏ bardzo wysoko. Sam fakt zanegowania starych schematów nie móg∏ byç dla niego zwyci´stwem. Jemu marzy∏ si´ polski Rabelais – autor, który nie b´dzie uprawia∏ pisarstwa absolutnego. Nie b´dzie ho∏dowa∏ sztuce czystej. B´dzie za to uderza∏ w to, co go rozjuszy. B´dzie pisa∏ dla rozkoszy w∏asnej i cudzej. I w ten sposób wypowie swojà epok´. Gombrowicz jeszcze kilkadziesiàt lat temu nie widzia∏ polskiego poety, który móg∏by wypowiedzieç epok´. NaÊmiewa∏ si´: Mi∏osz medytuje, gdzie jest moje miejsce, jakie sà moje obowiàzki, mam˝e zanurzyç si´ w historii, kim mam byç, co mam robiç. Autor Dzienników oczywiÊcie przesadza∏. W tym przypadku te˝ go troch´ ponios∏o. Niemniej trudno si´ z nim nie zgodziç, kiedy pisze o truciênie przesz∏oÊci, o braku stylu, o getcie polskoÊci, o wi´zieniu historii, 593 17 horyzonty polonistyki nie êle jak o Lechoniu? A gdyby zna∏ poezj´ Krystyny Mi∏ob´dzkiej, to czy ona tak˝e sta∏aby na straconej pozycji. A Tymoteusz Karpowicz? A Tadeusz Ró˝ewicz? A Tadeusz Peiper? Ale nie bulwersujmy si´ szczególnie tym faktem. W koƒcu Gombrowicz pos∏ugiwa∏ si´ uproszczeniami. Zdawa∏ sobie spraw´ z istnienia wielu bardzo wartoÊciowych twórców. Ale brak pasji, który dostrzega∏ na co dzieƒ w dzie∏ach ich leniwych kolegów przes∏ania∏ mu myÊlenie obiektywne. Mia∏ do tego zresztà Êwi´te prawo. Prawo krytyka. Pisa∏: Foto: Emanuela Pachowicz o zniewoleniu tematykà, geografià... A˝ przyklasnàç si´ chce, kiedy czyta si´ takie s∏owa: Poeta dnia dzisiejszego powinien byç dzieckiem, ale dzieckiem chytrym, trzeêwym i ostro˝nym. Niechaj uprawia poezj´, lecz niech w ka˝dej chwili b´dzie zdolny zdaç sobie spraw´ z jej ograniczenia, brzydot, g∏upot i ÊmiesznoÊci – niech b´dzie poetà, lecz poetà gotowym w ka˝dej chwili poddaç rewizji stosunek do poezji, do ˝ycia i rzeczywistoÊci. Niech, b´dàc poetà, nie przestaje ani na chwil´ byç cz∏owiekiem, a niech cz∏owieka nie podporzàdkowuje „poecie”. Ale tego autoszyderstwa, tej auto-ironii, auto-pogardy, auto-nieufnoÊci nie by∏a w stanie zapewniç naiwna szko∏a skamandra, której jedynà ambicjà by∏o pisaç „pi´kne wiersze”. Ta konstatacja dotyczy∏a nie tylko wierszy Jana Lechonia, Jaros∏awa Iwaszkiewicza, Juliana Tuwima czy Antoniego S∏onimskiego, ale tak˝e powojennej twórczoÊci Adama Wa˝yka i Artura Mi´dzyrzeckiego. I Herberta. Szkoda, ˝e twórca Bakakaju nie do˝y∏ chwili, kiedy w Polsce pojawi∏a si´ Nowa Fala, która w jakiejÊ cz´Êci realizowa∏a jego postulaty. W cz´Êci niewielkiej, ale jednak. Szkoda te˝, ˝e Gombrowicz nigdy w swoich szkicach nie wspomnia∏ o tych pràdach w literaturze, które mog∏y wpisywaç si´ w jego myÊlenie. MyÊl´ przede wszystkim o awangardzie, która znacznie wczeÊniej ni˝ on wypowiedzia∏a wojn´ polskim paradygmatom. To bardzo ciekawe, czy o Mironie Bia∏oszewskim Gombrowicz wypowiada∏by si´ rów- 18 594 gdyby poeta umia∏ potraktowaç swój Êpiew jak mani´, lub jako obrzàdek, gdyby˝ oni Êpiewali jako ci, którzy muszà Êpiewaç, choç wiedzà, ˝e Êpiewajà w pró˝ni. Gdyby˝ zamiast dumnego „ja” poeci byli zdolni wypowiedzieç te s∏owa ze wstydem, lub z l´kiem... lub nawet ze wstr´tem... Ale nie!! – krzyczy Gombrowicz. Poeta musi uwielbiaç poet´. Oddalenie Na poczàtku lat 90., kiedy debiutowa∏ Marcin Âwietlicki, wszyscy krytycy przepowiadali mu znakomità przysz∏oÊç. Ale ˝adnemu nie przysz∏o do g∏owy, ˝e autor Schizmy b´dzie twórcà, który w sposób niemal doskona∏y wype∏ni ˝àdania Gombrowicza. O poecie, o pasji bycia twórcà, o twórcy dzieckiem podszytym, a wreszcie o poecie, który zaprzeczajàc i oÊmieszajàc bycie poetà stworzy z tego wielkà wartoÊç. Znajà Paƒstwo t´ scen´: Marcin Âwietlicki rozpoczyna swój monolog podczas spotkania autorskiego. Przechyla g∏ow´, zapala papierosa, krzywi si´, gra, a raczej chce graç. Ka˝dym grymasem, ka˝dym gestem mówi: ja nie chc´ si´ pokazywaç, nie chc´ graç – uciekam, jestem dzieckiem, które nie potrafi mówiç. Ale jednoczeÊnie mówi. Wypowiada wojn´ nijakoÊci, nie Realizujàc model Gombrowicza powiada: odpowiedzialnoÊç jest na pierwszym miejscu. Wstydzàc si´, prze∏amuje siebie, zmusza siebie do wypowiadania rzeczy wa˝nych. Dla siebie. Nie dla paƒstwa. polonistyka Panto horyzonty polonistyki nurza si´ w metaj´zyku, ucieka do rzeczywistoÊci. Ucieka do teatru. Zawsze podkreÊla, ˝e tworzy na w∏asny rachunek. Pisze: Ca∏uj´ si´ z mikrofonem (...) Musz´ usta czymÊ zajàç. Musz´ czymÊ zajàç swój wstyd. (...) Staç prosto. Bezustannie Odrzuca postaw´ narcystycznà: da∏bym wiele za to, by ju˝ przy mnie nie cytowano mnie I co wa˝ne, mówi j´zykiem niezwykle prostym. Umieszczajàc go wszak w zaskakujàcych kontekstach. W efekcie stworzy∏ poetyckà anty-fabryk´, która delikatnie odmienia ludzi i sprawia, ˝e ich pasja staje si´ pasjà innych. W Trzeciej po∏owie, w wierszu poniechana pielgrzymka pisa∏: Oto ruszajà wszystkie katarynki, oto i w d∏oniach p´czniejà paciorki, oto i brud zaÊwieci∏, oto i ja kalam i kala ze mnà niewidzialny chór. Nadu˝ywanie s∏owa sacrum ma jednakowo˝ ten sam ci´˝ar, co szczeniackie puszczanie bàków w salonie. Kiedy wydawa∏ t´ ksià˝k´ w roku 1996, nie by∏ sam. Obok niego nowy j´zyk wypróbowywali Mariusz Grzebalski, Dariusz SoÊnicki, Andrzej Sosnowski i Tadeusz Pióro. Ka˝dy z tych poetów inaczej dochodzi∏ do swojego w∏asnego j´zyka. Ka˝dy z nich odcina∏ si´ od poezji „minionej”, ale ominàç jej nie móg∏. Bo j´zyk nowego pokolenia zawsze, w jakimÊ stopniu, jest kontynuacjà j´zyka pokolenia poprzedniego. Czy zatem poeci lat 90. byli zak∏adnikami j´zyka pokolenia stanu wojennego? Absolutnie nie. Powód jest prosty – poezja stanu wojennego nie wytworzy∏a swojej specyficznej mowy, zapo˝ycza∏a bowiem wiele z poetyki Nowej Fali. Zatem Âwietlicki i reszta mieli szcz´Êcie. Bowiem trafili na pokolenie, na które Gombrowicz specjalnie by si´ nie obrazi∏. Bo jak˝e si´ mo˝na obra˝aç na twórczoÊç Ryszarda Krynickiego? Jacka Bierezina? Ale to tylko cz´Êç obrazu. Bo rewolucja w polskiej poezji lat 90. tym si´ tak˝e charak- 10/2004 antone teryzowa∏a, ˝e stara∏a si´ omijaç polskie korzenie. To dlatego w wielu wierszach napisanych w latach 90. s∏ychaç by∏o fraz´ Franka O’Hary, Ezry Pounda czy Philipa Larkina. W po∏owie lat 90. Czes∏aw Mi∏osz ostrzega∏: niepotrzebnie polscy poeci czerpià wzory z twórców amerykaƒskich czy angielskich. To droga donikàd. A przecie˝ – przekonywa∏ – mamy nasz w∏asny styl, rozpoznawany na ca∏ym Êwiecie. To prawda. Ale to styl Wis∏awy Szymborskiej, Czes∏awa Mi∏osza czy Tadeusza Ró˝ewicza. M∏ode pokolenie nie chcia∏o go kontynuowaç. Chcia∏o mu zaprzeczyç. Tak by∏o na poczàtku lat 90. Wtedy to m∏ode pokolenie autorów na swoich mistrzów wybra∏o pisarzy, którzy z polskoÊcià zupe∏nie nie mieli kontaktu. Z premedytacjà. Ze z∏oÊcià. Bo ju˝ dosyç tych samych od dwustu lat pytaƒ i oczywistych odpowiedzi. Dosyç patrzenia w kulturowe lustra i chronienia si´ w z∏otych klatkach. Marcin Âwietlicki pisa∏: i nie ma czego chroniç oprócz tej wysepki, która si´ zmniejsza co dzieƒ, ale si´ nie zmniejszy ostatecznie, bo ostatecznie wiadomo co jest i póki my póki my piszemy Zburzona zosta∏a zatem budowana wytrwale przez poprzedników oaza, miejsce spokojnych spotkaƒ, dyskusji. Poezja zacz´∏a pe∏niç innà rol´. Ludzkà, chcia∏oby si´ powiedzieç. ˚adnych wznios∏ych s∏ów. Za oknem ni chuja idei – przekonywali czytelników w s∏ynnym zakl´ciu Marcin Baran, Marcin Sendecki i Marcin Âwietlicki. Jest ˝ycie, sà kobiety, sà s∏owa. I jest emigracja bez emigracji – w∏aÊnie taka, jakà wymarzy∏ sobie Gombrowicz. I jest tak˝e anty-naturalnoÊç. Wygraç, czyli przegraç Gombrowicz gani∏ wszelkie uwik∏ania literatury w idee i koterie. I dzisiaj Marcin Âwietlicki za˝enowany jest – jak napisa∏ Piotr Âliwiƒski – przynale˝noÊcià do elity, która wed∏ug niego jest wytworem chaosu, a zatem uzurpacjà, wmówieniem, przemocà. 595 19 horyzonty polonistyki Stàd (w twórczoÊci Âwietlickiego) wycofanie, ironia, humor i nieufnoÊç. Podobnie wyglàda anty-ideologiczny i bardzo zindywidualizowany Êwiat Mariusza Grzebalskiego i Andrzeja Sosnowskiego. Czy w wierszach tych poetów ginie to, co Mi∏osz nazywa∏ wartoÊcià polskiej literatury – a mianowicie wizja Êwiata, atmosfera innoÊci i duch, niespotykany zapewne gdziekolwiek indziej na Êwiecie? Czy on ginie? Nie, nie ginie, jak chce tego wielu krytyków. Czy Andrzej Sosnowski i Tadeusz Pióro mniej mówià o tym, co nas otacza, od Adama Zagajewskiego? Nie, oni mówià inaczej. Dla Pióry wa˝ne jest oÊmieszanie zbiurokratyzowanego j´zyka, dla Sosnowskiego opis chaosu wewn´trznego, a dla Grzebalskiego specyficzny reporta˝. Za jakieÊ 50 lat.. Jestem pewien, ˝e kiedy ktoÊ si´gnie po te wiersze za jakieÊ 50 lat, wiele dowie si´ z nich o polskiej rzeczywistoÊci lat 90. B´dzie móg∏ obserwowaç przemiany j´zyka poetyckiego oraz zmiany w duchowoÊci i wra˝liwoÊci. Kto wie, mo˝e w∏aÊnie ta poezja pomo˝e jakiemuÊ socjologowi napisaç rozpraw´ doktorskà o ludziach ˝yjàcych w czasach wielkich zmian? Prosz´ pos∏uchaç wiersza Grzebalskiego: Miasto uwi´z∏o w kleszczach lodu. Mróz Êcina wszystko, czego dotknie. Szkli si´ na ulicach przejrzyste Êwiat∏o. Koƒczy si´ bia∏y poniedzia∏ek – piosenka zm´czenia na nó˝ i ose∏k´ ch∏odu. Wracam po omacku do domu – szyby oczu przetarte brudnà szmatkà. To klasyczny reporta˝. Gombrowiczowski z ducha. Nie ma tu histerii, sà znakomite frazy. Nie ma rozwlek∏oÊci. Jest konkret i atmosfera. Odrobina kreacji (z maskà za∏o˝onà na twarz mo˝na jednak powiedzieç wi´cej). Zero patosu. Raczej dystans. Czy to oznacza, ˝e poezja wed∏ug autora Kosmosu ma byç konkretna? Tajemnicza? Czy ma byç mo˝e strategià przetrwania, czy sposobem na ˝ycie? Pos∏uchajcie Paƒstwo, jak t∏umaczy to Andrzej Sosnowski: Twój upór jest Êmieszny, kiedy wspominasz zakl´te jeziora, szumiàce bory i g∏uche jaskinie, w których g∏os 20 596 idzie echem i pewnie trwa na wieki. Groty Sybilli? Wa˝ne sà liÊcie i jeszcze chyba rym „g∏os-los”, bo g∏osy prà na Êwiat i losy w∏aÊnie liÊciom powierzajà miana. Ale spróbuj je schwytaç! Tylko spróbuj dotknàç ziemi i polecieç dalej jak p∏aski kamyk po wodzie – ile razy? Pi´ç czy dwanaÊcie? Seria wierszy i odbiç, seria liÊci, a przecie˝ wszystkie kamyki i liÊcie le˝à jeden przy drugim w odwiecznym porzàdku, kszta∏ty nieprzejrzyste. Zatem jest jaskinia, albo tyci pokój. Ale ten podmuch! Przeciàg, gdy otwierasz drzwi i wiatr rozprasza liÊcie, a Êwiat staje d´ba i s∏owa idà jak confetti w rozsypk´. Lecz nie patrz wilkiem i nie odchodê jeszcze z od´tymi ustami. ˚adnej zw∏oki nie ˝a∏uj, bo mo˝e sama zaÊpiewa? Mo˝e nagle powie jakie sà ludy i wojny, jakie mozo∏y i rejsy, jak sprawy stojà, a jak interesy? Gdyby ten wiersz przeczyta∏ Gombrowicz, czy nie zmieni∏by zdania o poetach jako o l´gnàcym si´ wsz´dzie robactwie? Czy poszed∏by na piwo (kaw´) z Sosnowskim? Ciekawsze jest jednak to, jak dosz∏o, do tak wielkiej odmiany w polskiej literaturze? Czy dlatego, ˝e Sosnowski, autor Konwoju, wyjecha∏ kiedyÊ i wróci∏? Czy dlatego, ˝e zaprzeczy∏ poprzednim wcieleniom polskiej poezji? Odpowiedzi na te pytania w obu przypadkach muszà byç twierdzàce. Literatura dla twórców wspó∏czesnych, których nie mo˝na objàç wspólnym mianownikiem, a których wymienia∏em wielokrotnie, to ciàg∏a próba dystansowania si´ od wszystkiego, nawet od tego, co zdystansowane. To ucieczka od wszelkich ideologii. Ale pami´tajmy – ucieczka ta ma swój kres. Ona koƒczy si´ tam, gdzie zaczyna autoparodia. Zatem choç Gombrowicz wygra∏, to mo˝e jeszcze przegraç. Bo Bogiem mo˝e staç si´ w koƒcu brak Boga. Anty-naród mo˝e zaistnieç na nowo na prawach narodu. Tajemniczy kod mo˝e staç si´ operetkowym wytrychem. Niebezpieczeƒstw jest wiele. PIOTR K¢PI¡SKI poeta, krytyk literacki, redaktor tygodnika „Newsweek Polska”. polonistyka Panto