Anty- fabryka Anty- fabryka

Transkrypt

Anty- fabryka Anty- fabryka
horyzonty polonistyki
Anty-fabryka
fabryka
AntyNic bardziej paskudnego ni˝ j´zyk poetycki obarczony skazà klisz i pustych
metafor. Nic bardziej przyjemnego ni˝ Êwie˝a i zindywidualizowana mowa.
Witold Gombrowicz wiedzia∏ o tym doskonale i od poetów zawsze wymaga∏
pojedynczoÊci. To ze stadnego odtwarzania bierze si´ z∏a twórczoÊç – mówi∏.
I wyzwa∏ archaicznà poezj´ na pojedynek. I wygra∏.
PIOTR K¢PI¡SKI
W
latach 50. XX wieku jego teorie
by∏y jak najbardziej s∏uszne. Dekad´ póêniej równie˝ by∏y aktualne. Do poczàtku lat 90. autor Kosmosu nie
myli∏ si´. By∏o tak, jak mówi∏. Tradycja b´bnienia w patriotyczne tamtamy, katarynkowego obwieszczania narodowych weltschmerzów, powrotów do idei, odwrotów od nich –
od czasów Skamandra po epok´ sprzed lat
czternastu, by∏a tradycjà obowiàzujàcà.
I Gombrowicz jej nie akceptowa∏. Dra˝ni∏a go
litanijnoÊç formy, brak niepokoju metafizycznego zrodzonego z nat´˝enia ciszy, brak religii
objawionej w gorejàcym krzaku. Tak mówi∏
Gombrowicz. I po stokroç mia∏ racj´. Jednak
dzisiaj jego ataki nie mia∏yby sensu.
Przera˝enie
Wspó∏czeÊni poeci skutecznie wyleczyli literatur´ z nalecia∏oÊci, które Gombrowicza przyprawia∏y o dreszcze. Riposty wymierzone
w narodowe cia∏o literatury straci∏y smak
Êwie˝oÊci. Ale to jeszcze nie koniec. W powietrzu czuç jeszcze py∏ z pola bitewnego. I chocia˝ wiadomo doskonale, kto wygra∏, to nie
jest powiedziane, ˝e wszystko za nami. Pociàgi z poetyckimi baranami, którzy nie us∏yszeli,
16
592
˝e ich poetyka przegra∏a, ciàgle jeszcze odje˝d˝ajà z przeró˝nych stacji.
W Dziennikach, przera˝ony produkcjà wspó∏czesnych sobie poetów, Gombrowicz podawa∏
recepty, jak poradziç sobie z polskà chorobà,
której pok∏osiem by∏y „z∏e wiersze”. Podawa∏
te recepty nie po to, by wypowiadaç wojn´
twórczoÊci poetyckiej jako takiej. Ta krytyka
by∏a wymierzona tylko i wy∏àcznie w twórczoÊç
g∏upià. A co proponowa∏? Prosz´ pos∏uchaç:
natychmiastowy wyjazd za granic´. Artysta polski jeÊli chce czegoÊ dokonaç, musi wyjechaç, wyjechaç
duchem, wyjechaç nie ruszajàc si´ z miejsca – i trzeba, aby wyjecha∏ w góry. Polska równina jest ze
wszech miar wzruszajàca, ale dla artysty nie ma to
jak górski klimat, ostry, ostry i w dodatku opatrzony
takimi nierównoÊciami gruntu, ˝e ciàgle ktoÊ na kogoÊ patrzy z do∏u albo z góry – czy jasne?
Dla nowego pokolenia autorów takie rady
brzmià cokolwiek archaicznie, a mo˝e naiwnie, nawet je˝eli potraktowaç je metaforycznie. Stara poetycka retoryka jest na wymarciu.
Rola literatury zosta∏a solidnie pomniejszona.
Zmieni∏a si´ pozycja pisarza. Romantyczne,
m∏odopolskie czy PRL-owskie wywy˝szenie?
Kto o tym pami´ta. Przesta∏ istnieç tak˝e Êwiat
PRL-owskich pisarskich synekur, który dra˝ni∏ Gombrowicza nie mniej ni˝ mierna poetyc-
polonistyka
Panto
horyzonty polonistyki
ka jakoÊç. Outsidera, który na ˝ycie musia∏
zarabiaç pracà w banku, jak˝e musia∏ irytowaç
system, który z urz´du promowa∏ miernoty.
Jego wizja pisarza kszta∏towana by∏a
przez rzeczywistoÊç rynkowà i przeÊwiadczenie, ˝e autor nie dzia∏a w imieniu grup spo∏ecznych czy narodowych. Autor Pornografii
przestrzega∏: poeta winien pisaç tylko i wy∏àcznie dla siebie. Na swój w∏asny rachunek.
Powtarza∏: ca∏à naszà prac´ winien weryfikowaç czytelnik, a nie bandy urz´dników. Krytycy te˝ winni zmieniç swojà mentalnoÊç.
Czy literatura straci∏a na transformacji?
W Polsce takie myÊlenie w ciàgu ostatnich minionych kilkudziesi´ciu lat praktycznie nie istnia∏o. Dyskusji o twórczoÊci te˝ praktycznie
nie by∏o. Nawet w latach 90. miast o j´zyku
i stylu rozprawiano o arcydzie∏ach. Dlaczego
ich nie ma? Niewiele by∏o wnikliwych opinii.
Niewiele cennych rozpoznaƒ. Krytycy z uporem pytali: ile literatura straci∏a na transformacji. Jak bardzo szkoda, ˝e nie jest jak dawniej, jak za PRL-u. Przyk∏ady? Prosz´ bardzo.
Marek Zaleski w „Res Republice Nowej”
(w 2004 r.) pisa∏:
Nikomu (...) nie uda∏o si´ napisaç dzie∏a, które sta∏oby si´ dla nas wszystkich znaczàce, jakiegoÊ „nowego” „PrzedwioÊnia”, „Genera∏a Barcza” czy zgo∏a
„Kariery Nikodema Dyzmy”. W tym wszystkim zainstalowali si´ najlepiej specjaliÊci od marketingu kultury sprowadzonej do poziomu rozrywki. To, co sk∏ada∏o si´ na etos SolidarnoÊci, zosta∏o doszcz´tnie
zmarnowane. Profesor Maria Janion próbowa∏a reanimowaç w nowej sytuacji paradygmat romantyczny, ale w nowych realiach okazuje si´ to pobo˝nym
˝yczeniem. Z drugiej strony, zabiegi zmierzajàce do
rekonstrukcji wspólnoty wartoÊci sà dzisiaj podejrzewane o zakusy uzurpatorskie, o to, ˝e zmierza si´ do
tego, by znowu jakàÊ swojà „wielkà narracj´” narzuciç ogó∏owi, który przecie˝ sk∏ada si´ z pluralistycznych grup i wolnych wreszcie jednostek.
Có˝, brakowa∏o i brakuje wypowiedzi, które pi´tnowa∏yby grzechy krytyków, którzy nie
sà dostatecznie odwa˝ni, by mówiç prawdy
niewygodne. Do tej pory chyba zaryzykowa∏a
tylko Ma∏gorzata Dziewulska. Mówi∏a mniej
wi´cej tak: jesteÊmy wszyscy dosyç kunktatorscy. Czy pogubieni? Uwik∏ani w interesy? Nie
10/2004
antone
wiemy, czego si´ trzymaç? Ciàgle si´ wahamy,
jak oceniç ró˝ne rzeczy? A mo˝e mamy za du˝o znajomych w ró˝nych instytucjach kultury?
Mo˝e mówimy bardziej j´zykiem urazów ni˝
poglàdów? Czy te˝ jesteÊmy w szachu poprawnoÊci politycznej i Êrodowiskowej?
Poeci wyzwolili si´ z okowów przesz∏oÊci.
A krytyka? Ciàgle tkwi w uk∏adach i w
XIX wieku. Ju˝ nikt nie mówi, co prawda, ˝e
literatura polska musi oczarowaç jednostk´,
poddaç jà masie, zn´ciç do patriotyzmu, obywatelstwa, wiary i s∏u˝by. Ale uk∏adanie zbiorowych puzzli z autorami, specyficzne promocje, wik∏anie pisarzy w polityk´ – to bez
przerwy odró˝nia krytyków polskich od angielskich, na przyk∏ad.
Wysoka poprzeczka
Gombrowicz Êmia∏ si´ z takich za∏o˝eƒ. I dzisiaj Êmia∏by si´ z jury ró˝nych nagród literackich, które z uporem pomijajà pewne nazwiska, wywy˝szajàc inne. Âmia∏by si´
z krytyków, bo nijacy. Poetów oszcz´dzi∏by.
Jestem pewien. Bo poza nielicznymi kontynuatorami poetyk romantycznych, m∏odopolskich, poza postherbertystami i mi∏oÊnikami
frazy Harasymowicza na przyk∏ad niewielu
jest w Polsce autorów odtwarzajàcych stare
paradygmaty.
OczywiÊcie, autor Âlubu poprzeczk´ postawi∏ bardzo wysoko. Sam fakt zanegowania starych schematów nie móg∏ byç dla niego zwyci´stwem. Jemu marzy∏ si´ polski Rabelais –
autor, który nie b´dzie uprawia∏ pisarstwa absolutnego. Nie b´dzie ho∏dowa∏ sztuce czystej. B´dzie za to uderza∏ w to, co go rozjuszy.
B´dzie pisa∏ dla rozkoszy w∏asnej i cudzej.
I w ten sposób wypowie swojà epok´.
Gombrowicz jeszcze kilkadziesiàt lat temu
nie widzia∏ polskiego poety, który móg∏by wypowiedzieç epok´. NaÊmiewa∏ si´: Mi∏osz medytuje, gdzie jest moje miejsce, jakie sà moje
obowiàzki, mam˝e zanurzyç si´ w historii, kim
mam byç, co mam robiç.
Autor Dzienników oczywiÊcie przesadza∏.
W tym przypadku te˝ go troch´ ponios∏o. Niemniej trudno si´ z nim nie zgodziç, kiedy
pisze o truciênie przesz∏oÊci, o braku stylu, o getcie polskoÊci, o wi´zieniu historii,
593
17
horyzonty polonistyki
nie êle jak o Lechoniu? A gdyby zna∏ poezj´
Krystyny Mi∏ob´dzkiej, to czy ona tak˝e sta∏aby na straconej pozycji. A Tymoteusz Karpowicz? A Tadeusz Ró˝ewicz? A Tadeusz Peiper?
Ale nie bulwersujmy si´ szczególnie tym
faktem. W koƒcu Gombrowicz pos∏ugiwa∏ si´
uproszczeniami. Zdawa∏ sobie spraw´ z istnienia wielu bardzo wartoÊciowych twórców.
Ale brak pasji, który dostrzega∏ na co dzieƒ
w dzie∏ach ich leniwych kolegów przes∏ania∏
mu myÊlenie obiektywne. Mia∏ do tego zresztà Êwi´te prawo. Prawo krytyka. Pisa∏:
Foto: Emanuela Pachowicz
o zniewoleniu tematykà, geografià... A˝ przyklasnàç si´ chce, kiedy czyta si´ takie s∏owa:
Poeta dnia dzisiejszego powinien byç dzieckiem, ale
dzieckiem chytrym, trzeêwym i ostro˝nym. Niechaj
uprawia poezj´, lecz niech w ka˝dej chwili b´dzie zdolny zdaç sobie spraw´ z jej ograniczenia, brzydot, g∏upot
i ÊmiesznoÊci – niech b´dzie poetà, lecz poetà gotowym
w ka˝dej chwili poddaç rewizji stosunek do poezji, do
˝ycia i rzeczywistoÊci. Niech, b´dàc poetà, nie przestaje ani na chwil´ byç cz∏owiekiem, a niech cz∏owieka
nie podporzàdkowuje „poecie”. Ale tego autoszyderstwa, tej auto-ironii, auto-pogardy, auto-nieufnoÊci nie
by∏a w stanie zapewniç naiwna szko∏a skamandra,
której jedynà ambicjà by∏o pisaç „pi´kne wiersze”.
Ta konstatacja dotyczy∏a nie tylko wierszy
Jana Lechonia, Jaros∏awa Iwaszkiewicza, Juliana Tuwima czy Antoniego S∏onimskiego,
ale tak˝e powojennej twórczoÊci Adama Wa˝yka i Artura Mi´dzyrzeckiego. I Herberta.
Szkoda, ˝e twórca Bakakaju nie do˝y∏ chwili,
kiedy w Polsce pojawi∏a si´ Nowa Fala, która
w jakiejÊ cz´Êci realizowa∏a jego postulaty.
W cz´Êci niewielkiej, ale jednak.
Szkoda te˝, ˝e Gombrowicz nigdy w swoich szkicach nie wspomnia∏ o tych pràdach
w literaturze, które mog∏y wpisywaç si´ w jego
myÊlenie. MyÊl´ przede wszystkim o awangardzie, która znacznie wczeÊniej ni˝ on wypowiedzia∏a wojn´ polskim paradygmatom.
To bardzo ciekawe, czy o Mironie Bia∏oszewskim Gombrowicz wypowiada∏by si´ rów-
18
594
gdyby poeta umia∏ potraktowaç swój Êpiew jak mani´, lub jako obrzàdek, gdyby˝ oni Êpiewali jako ci,
którzy muszà Êpiewaç, choç wiedzà, ˝e Êpiewajà
w pró˝ni. Gdyby˝ zamiast dumnego „ja” poeci byli
zdolni wypowiedzieç te s∏owa ze wstydem, lub z l´kiem... lub nawet ze wstr´tem...
Ale nie!! – krzyczy Gombrowicz. Poeta
musi uwielbiaç poet´.
Oddalenie
Na poczàtku lat 90., kiedy debiutowa∏ Marcin
Âwietlicki, wszyscy krytycy przepowiadali mu
znakomità przysz∏oÊç. Ale ˝adnemu nie przysz∏o do g∏owy, ˝e autor Schizmy b´dzie twórcà,
który w sposób niemal doskona∏y wype∏ni
˝àdania Gombrowicza. O poecie, o pasji bycia
twórcà, o twórcy dzieckiem podszytym, a wreszcie o poecie, który zaprzeczajàc i oÊmieszajàc
bycie poetà stworzy z tego wielkà wartoÊç.
Znajà Paƒstwo t´ scen´: Marcin Âwietlicki rozpoczyna swój monolog podczas spotkania
autorskiego. Przechyla g∏ow´, zapala papierosa, krzywi si´, gra, a raczej chce graç. Ka˝dym
grymasem, ka˝dym gestem mówi: ja nie chc´
si´ pokazywaç, nie chc´ graç – uciekam, jestem
dzieckiem, które nie potrafi mówiç. Ale jednoczeÊnie mówi. Wypowiada wojn´ nijakoÊci, nie
Realizujàc model Gombrowicza
powiada: odpowiedzialnoÊç
jest na pierwszym miejscu.
Wstydzàc si´, prze∏amuje siebie,
zmusza siebie do wypowiadania
rzeczy wa˝nych. Dla siebie.
Nie dla paƒstwa.
polonistyka
Panto
horyzonty polonistyki
nurza si´ w metaj´zyku, ucieka do rzeczywistoÊci. Ucieka do teatru. Zawsze podkreÊla, ˝e
tworzy na w∏asny rachunek.
Pisze:
Ca∏uj´ si´ z mikrofonem (...)
Musz´ usta czymÊ zajàç.
Musz´ czymÊ zajàç swój wstyd. (...)
Staç prosto. Bezustannie
Odrzuca postaw´ narcystycznà:
da∏bym wiele za to, by ju˝ przy mnie nie
cytowano mnie
I co wa˝ne, mówi j´zykiem niezwykle prostym. Umieszczajàc go wszak w zaskakujàcych
kontekstach. W efekcie stworzy∏ poetyckà anty-fabryk´, która delikatnie odmienia ludzi
i sprawia, ˝e ich pasja staje si´ pasjà innych.
W Trzeciej po∏owie, w wierszu poniechana pielgrzymka pisa∏:
Oto ruszajà wszystkie katarynki,
oto i w d∏oniach p´czniejà paciorki,
oto i brud zaÊwieci∏, oto i ja kalam
i kala ze mnà niewidzialny chór.
Nadu˝ywanie s∏owa sacrum
ma jednakowo˝ ten sam ci´˝ar,
co szczeniackie puszczanie
bàków w salonie.
Kiedy wydawa∏ t´ ksià˝k´ w roku 1996, nie
by∏ sam. Obok niego nowy j´zyk wypróbowywali Mariusz Grzebalski, Dariusz SoÊnicki,
Andrzej Sosnowski i Tadeusz Pióro. Ka˝dy
z tych poetów inaczej dochodzi∏ do swojego
w∏asnego j´zyka. Ka˝dy z nich odcina∏ si´ od
poezji „minionej”, ale ominàç jej nie móg∏. Bo
j´zyk nowego pokolenia zawsze, w jakimÊ
stopniu, jest kontynuacjà j´zyka pokolenia poprzedniego. Czy zatem poeci lat 90. byli zak∏adnikami j´zyka pokolenia stanu wojennego? Absolutnie nie. Powód jest prosty – poezja
stanu wojennego nie wytworzy∏a swojej specyficznej mowy, zapo˝ycza∏a bowiem wiele z poetyki Nowej Fali. Zatem Âwietlicki i reszta
mieli szcz´Êcie. Bowiem trafili na pokolenie,
na które Gombrowicz specjalnie by si´ nie obrazi∏. Bo jak˝e si´ mo˝na obra˝aç na twórczoÊç
Ryszarda Krynickiego? Jacka Bierezina?
Ale to tylko cz´Êç obrazu. Bo rewolucja
w polskiej poezji lat 90. tym si´ tak˝e charak-
10/2004
antone
teryzowa∏a, ˝e stara∏a si´ omijaç polskie korzenie. To dlatego w wielu wierszach napisanych w latach 90. s∏ychaç by∏o fraz´ Franka
O’Hary, Ezry Pounda czy Philipa Larkina.
W po∏owie lat 90. Czes∏aw Mi∏osz ostrzega∏:
niepotrzebnie polscy poeci czerpià wzory
z twórców amerykaƒskich czy angielskich. To
droga donikàd. A przecie˝ – przekonywa∏ –
mamy nasz w∏asny styl, rozpoznawany na ca∏ym Êwiecie. To prawda. Ale to styl Wis∏awy
Szymborskiej, Czes∏awa Mi∏osza czy Tadeusza
Ró˝ewicza. M∏ode pokolenie nie chcia∏o go
kontynuowaç. Chcia∏o mu zaprzeczyç. Tak by∏o na poczàtku lat 90.
Wtedy to m∏ode pokolenie autorów na
swoich mistrzów wybra∏o pisarzy, którzy
z polskoÊcià zupe∏nie nie mieli kontaktu.
Z premedytacjà. Ze z∏oÊcià. Bo ju˝ dosyç tych
samych od dwustu lat pytaƒ i oczywistych odpowiedzi. Dosyç patrzenia w kulturowe lustra
i chronienia si´ w z∏otych klatkach.
Marcin Âwietlicki pisa∏:
i nie ma czego chroniç
oprócz tej wysepki,
która si´ zmniejsza co dzieƒ,
ale si´ nie zmniejszy
ostatecznie, bo ostatecznie wiadomo co jest
i póki my
póki my piszemy
Zburzona zosta∏a zatem budowana wytrwale przez poprzedników oaza, miejsce spokojnych spotkaƒ, dyskusji. Poezja zacz´∏a pe∏niç innà rol´. Ludzkà, chcia∏oby si´
powiedzieç. ˚adnych wznios∏ych s∏ów. Za
oknem ni chuja idei – przekonywali czytelników w s∏ynnym zakl´ciu Marcin Baran, Marcin Sendecki i Marcin Âwietlicki. Jest ˝ycie, sà
kobiety, sà s∏owa. I jest emigracja bez emigracji – w∏aÊnie taka, jakà wymarzy∏ sobie Gombrowicz. I jest tak˝e anty-naturalnoÊç.
Wygraç, czyli przegraç
Gombrowicz gani∏ wszelkie uwik∏ania literatury w idee i koterie. I dzisiaj Marcin Âwietlicki
za˝enowany jest – jak napisa∏ Piotr Âliwiƒski –
przynale˝noÊcià do elity, która wed∏ug niego jest wytworem chaosu, a zatem uzurpacjà, wmówieniem,
przemocà.
595
19
horyzonty polonistyki
Stàd (w twórczoÊci Âwietlickiego) wycofanie, ironia, humor i nieufnoÊç. Podobnie wyglàda anty-ideologiczny i bardzo zindywidualizowany Êwiat Mariusza Grzebalskiego
i Andrzeja Sosnowskiego.
Czy w wierszach tych poetów ginie to, co
Mi∏osz nazywa∏ wartoÊcià polskiej literatury –
a mianowicie wizja Êwiata, atmosfera innoÊci
i duch, niespotykany zapewne gdziekolwiek
indziej na Êwiecie? Czy on ginie? Nie, nie ginie, jak chce tego wielu krytyków. Czy Andrzej Sosnowski i Tadeusz Pióro mniej mówià
o tym, co nas otacza, od Adama Zagajewskiego? Nie, oni mówià inaczej. Dla Pióry wa˝ne
jest oÊmieszanie zbiurokratyzowanego j´zyka,
dla Sosnowskiego opis chaosu wewn´trznego,
a dla Grzebalskiego specyficzny reporta˝.
Za jakieÊ 50 lat..
Jestem pewien, ˝e kiedy ktoÊ si´gnie po te
wiersze za jakieÊ 50 lat, wiele dowie si´ z nich
o polskiej rzeczywistoÊci lat 90. B´dzie móg∏
obserwowaç przemiany j´zyka poetyckiego
oraz zmiany w duchowoÊci i wra˝liwoÊci. Kto
wie, mo˝e w∏aÊnie ta poezja pomo˝e jakiemuÊ
socjologowi napisaç rozpraw´ doktorskà o ludziach ˝yjàcych w czasach wielkich zmian?
Prosz´ pos∏uchaç wiersza Grzebalskiego:
Miasto uwi´z∏o w kleszczach lodu.
Mróz Êcina wszystko, czego dotknie.
Szkli si´ na ulicach przejrzyste Êwiat∏o.
Koƒczy si´ bia∏y poniedzia∏ek –
piosenka zm´czenia na nó˝ i ose∏k´ ch∏odu.
Wracam po omacku do domu –
szyby oczu przetarte brudnà szmatkà.
To klasyczny reporta˝. Gombrowiczowski
z ducha. Nie ma tu histerii, sà znakomite frazy. Nie ma rozwlek∏oÊci. Jest konkret i atmosfera. Odrobina kreacji (z maskà za∏o˝onà na
twarz mo˝na jednak powiedzieç wi´cej). Zero
patosu. Raczej dystans.
Czy to oznacza, ˝e poezja wed∏ug autora
Kosmosu ma byç konkretna? Tajemnicza? Czy
ma byç mo˝e strategià przetrwania, czy sposobem na ˝ycie? Pos∏uchajcie Paƒstwo, jak t∏umaczy to Andrzej Sosnowski:
Twój upór jest Êmieszny,
kiedy wspominasz zakl´te jeziora,
szumiàce bory i g∏uche jaskinie, w których g∏os
20
596
idzie echem i pewnie trwa na wieki. Groty
Sybilli? Wa˝ne sà liÊcie i jeszcze chyba rym
„g∏os-los”, bo g∏osy prà na Êwiat i losy
w∏aÊnie liÊciom powierzajà miana.
Ale spróbuj je schwytaç! Tylko spróbuj
dotknàç ziemi i polecieç dalej
jak p∏aski kamyk po wodzie – ile razy?
Pi´ç czy dwanaÊcie? Seria wierszy i odbiç,
seria liÊci, a przecie˝ wszystkie kamyki i liÊcie
le˝à jeden przy drugim w odwiecznym porzàdku,
kszta∏ty nieprzejrzyste. Zatem jest jaskinia,
albo tyci pokój. Ale ten podmuch!
Przeciàg, gdy otwierasz drzwi i wiatr
rozprasza liÊcie, a Êwiat staje d´ba
i s∏owa idà jak confetti w rozsypk´.
Lecz nie patrz wilkiem i nie odchodê jeszcze
z od´tymi ustami. ˚adnej zw∏oki nie ˝a∏uj,
bo mo˝e sama zaÊpiewa? Mo˝e nagle powie
jakie sà ludy i wojny, jakie mozo∏y i rejsy,
jak sprawy stojà, a jak interesy?
Gdyby ten wiersz przeczyta∏ Gombrowicz,
czy nie zmieni∏by zdania o poetach jako o l´gnàcym si´ wsz´dzie robactwie? Czy poszed∏by na piwo (kaw´) z Sosnowskim?
Ciekawsze jest jednak to, jak dosz∏o, do
tak wielkiej odmiany w polskiej literaturze?
Czy dlatego, ˝e Sosnowski, autor Konwoju,
wyjecha∏ kiedyÊ i wróci∏? Czy dlatego, ˝e zaprzeczy∏ poprzednim wcieleniom polskiej poezji? Odpowiedzi na te pytania w obu przypadkach muszà byç twierdzàce.
Literatura dla twórców wspó∏czesnych,
których nie mo˝na objàç wspólnym mianownikiem, a których wymienia∏em wielokrotnie,
to ciàg∏a próba dystansowania si´ od wszystkiego, nawet od tego, co zdystansowane. To
ucieczka od wszelkich ideologii. Ale pami´tajmy – ucieczka ta ma swój kres. Ona koƒczy
si´ tam, gdzie zaczyna autoparodia.
Zatem choç Gombrowicz wygra∏, to mo˝e
jeszcze przegraç. Bo Bogiem mo˝e staç si´
w koƒcu brak Boga. Anty-naród mo˝e zaistnieç na nowo na prawach narodu. Tajemniczy
kod mo˝e staç si´ operetkowym wytrychem.
Niebezpieczeƒstw jest wiele. PIOTR K¢PI¡SKI
poeta, krytyk literacki, redaktor tygodnika „Newsweek Polska”.
polonistyka
Panto