Atak Naszego Słowa

Transkrypt

Atak Naszego Słowa
Atak Naszego Słowa
czwartek, 05 stycznia 2017 08:32
Nigdy nie myślałem, ze będę "promował" ten tygodnik (tłumaczenie). W poniższym tekście
zaatakowano mnie i Ewę Siemaszko. Redakcja idzie w zaparte. Piłsudski to terrorysta! Nie
dopisali tylko ponownie, ze większy od Bandery.
Tygodnik ukraiński „Nasze Słowo”,
nr 52 (3098), 25 grudnia 2016, s. 2
Igor Szczerba,
sekretarz redakcji „Naszego Słowa”
Nie właźcie z butami do naszej duszy!
Prawdziwy chrześcijanin z błogosławioną cierpliwością spotyka wszelkie obelgi, ba, nawet
podstawia do ciosu drugą szczękę. Na szpaltach „Naszego Słowa” w przeciągu ostatnich
miesięcy niejeden raz pisaliśmy o kolejnych terrorystycznych działaniach polskich nacjonalistów
(bo wszelką przemoc trzeba nazywać terroryzmem) przeciw ukraińskim mogiłom, przeciwko
ukraińskim kulturalnym wydarzeniom, przeciwko ukraińskim narodowym strojom
(wyszywankom), przeciwko ukraińskiej historii.
Śledząc wydarzenia, rzetelnie przedstawiamy także przebieg posiedzeń wszelkich
1/4
Atak Naszego Słowa
czwartek, 05 stycznia 2017 08:32
wspólnych z mniejszościami narodowymi komisji (parlamentarnych i rządowych), ze smutkiem
zawiadamiamy o postanowieniach lokalnych prokuratur o wstrzymaniu śledztw przeciwko
mowie nienawiści, wymieniamy apele Związku Ukraińców w Polsce do władz w sprawie
znalezienia i ukarania inicjatorów antyukraińskich wybryków w Przemyślu.
„Aż tu masz, babo, prosię!”.
Na „ząb” wziął „Nasze Słowo” na stronie internetowej kresy.pl Andrzej Zapałowski, a temat
„pociągnęła” potem w gazecie „Nasz Dziennik” Ewa Siemaszko.
Otóż, A. Zapałowski, kierowany nadsańskim świętym oburzeniem, ogłasza: „na łamach
‘Naszego Słowa’, tygodnika ukraińskiej mniejszości w Polsce, wydawanego dzięki podatkom
polskich obywateli, napisano, że to Józef Piłsudski, a nie Stepan Bandera odpowiada kryteriom
‘międzynarodowego terrorysty’. Dla mnie to rzecz absolutnie skandaliczna” – podsumowuje
komentator.
Dla zainteresowanych tematem trzeba powiedzieć o co chodzi, dlatego warto przypomnieć
artykuł, drukowany w „NS”, który wywołał takie oburzenie A. Zapałowskiego (chodzi o tekst
„Prowokacyjna publikacja”, „NS” nr 46, 13.11.2016 r. –red.). Oświadczenie A. Zapałowskiego
brzmi ostro, ale jednak, gdy przyjrzeć się dokładniej treści, wynurza się pytanie, jak w definicji
terroryzmu klasyfikują się działania Bojowej Organizacji Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS), w
której strukturach działał Józef Piłsudski. Wśród licznych poczynań (między innymi zabójstwa
przedstawicieli rosyjskiej państwowej władzy ówczesnego Królestwa Polskiego) Bojowa
Organizacja PPS (licząca wtedy 6500 bojowników) 26 września 1908 roku pod dowództwem J.
Piłsudskiego dokonała napadu na kurierski pociąg, w następstwie czego zrabowano 200 tys.
rubli. Polscy historycy podobne napady nazywają eksploracyjnymi akcjami, czyli zdobywaniem
funduszy na działalność partyjną.
Dzisiaj wszystko jest względne, nawet kwestia międzynarodowego terroryzmu. Teraz możemy
się sprzeczać, czy większy terrorystą był Jasir Arafat, lider organizacji el-Fatah (zanim otrzymał
pokojową Nagrodę Nobla), czy Ernesto Che Guewara – towarzysz broni El-komendanta Fidela
Castro, albo syryjski dyktator Baszszar al- Asad. A może wspomnieć teraz Władymira Putina,
którego na Ukrainie często nazywają największym międzynarodowym terrorystą?
2/4
Atak Naszego Słowa
czwartek, 05 stycznia 2017 08:32
W komentarzu A. Zapałowskiego nawet nie robi wrażenia zarzut w stronę „NS”, że ono
wychodzi w Polsce za płacone przez Polaków podatki. Jednak warto by wiedział o tym, że
obywatele Polski, potomkowie 147 tysięcy Ukraińców deportowanych w ramach Akcji „Wisła” w
1947 r., TAKŻE płacą rzetelnie podatki, a nawet ten mityczny milion ukraińskich groszorobów,
na pewno nie wymówi by się od tego, żeby ze swoich podatków, które oni pozostawiają w
Polsce, wydzielić kopiejkę na ukraińskie wydawnictwo.
Po niedawnym „antybanderowskim” musztrowaniu ukraińskiej mniejszości narodowej przez
„kresowych bulterierów”, wydaje się, że przyszła kolej na to, żeby „kresowiane” oczy wzięły na
obrachunek ukraińskie życie duchowe i zaczęły nam wskazywać jedynie słuszne priorytety w
życiu - i wiernych, i Ukraińskiej Greckokatolickiej Cerkwi w ogóle (w Polsce i na Ukrainie).
Pomimo nonsensów i tendencyjnie dobranych faktów (choćby deklaracja, że Ukraina – to
sezonowe państwo), którymi są wypełnione teksty A. Zapałowskiego, warto wspomnieć jeszcze
jeden aspekt jego wypowiedzi. To ważne, ponieważ potem ten temat kontynuowała E.
Siemaszko na stronach dziennika „Nasz Dziennik” („Niechciany ukraiński prorok”).
Otóż, jeszcze raz odwiedźmy stronę internetową Kresy.pl. Tam czytamy: „Według doktora
Zapałowskiego, sprawa biskupa Chomyszyna, która od niedawna stała się bardziej znana,
pokazała konflikt w ukraińskiej greckokatolickiej cerkwi [opuszczone, a nie zaznaczone: w
okresie międzywojennym i w czasie II wojny światowej. – W swojej diecezji bp Chomyszyn
zwalczał nacjonalizm w kościele grekokatolickim.] Oprócz tego, na terenie dzisiejszej Polski
przed wojną podzielono przemyską diecezję. Dlatego, że na jej czele stał nacjonalista, biskup
Jozafat Kocyłowski. Wydzielono wtedy część Łemkowszczyzny, gdzie apostolskim
administratorem został Wasyl Maciuch, mający biskupie uprawnienia. On wyrzucił z parafii,
które były na połowie ówczesnego Podkarpacia, duchownych nacjonalistów”.
Według mnie, należy zwrócić szczególną uwagę na ostatnią frazę A. Zapałowskiego.
To dlatego, że E. Siemaszko w swoich wypowiedziach stawia „kropkę nad i” do wypowiedzi A.
Zapałowskiego.
Ona uważa, że obecnie powodem „walki” przedstawicieli Ukr. Greckokatolickiej Cerkwi z
książką-wspomnieniami biskupa G. Chomyszyna („Dwa królestwa” – red.) jest banderowskie
nacjonalistyczne zaślepienie niektórych hierarchów cerkiewnych Ukr. Greckokatolickiej Cerkwi
na Ukrainie.
3/4
Atak Naszego Słowa
czwartek, 05 stycznia 2017 08:32
W szczególności, mają na uwadze krytyczne uwagi biskupa G. Chomyszyna, które irytują
cerkiewnych nacjonalistów odnośnie do niektórych poczynań metropolity Greckokatolickiej
Cerkwi Andreja Szeptyckiego, o którego beatyfikację stara się ta Cerkiew – zauważa E.
Siemaszko.
Moim zdaniem, może nadejdzie taki czas (a co nie daj Boże), kiedy „trójki kresowych
aktywistów” nie tylko będą odwiedzać nasze wydarzenia kulturalne, jak to bywało dotąd, ale w
cerkwiach będą słuchać kazań duchownych. Wtedy jakiś miejscowy „Pawka Morozow” napisze
gdzie trzeba doniesienia o tym, że duchowny w kazaniu dobrym słowem wspomina metropolitę
A. Szeptyckiego, a nie biskupa G. Chomyszyna. Co wtedy? Poseł na Sejm Beata
Mateusiak-Pielucha już wie wcześniej: deportować takiego „ojca-nacjonalistę” z Ukrainy, który
nie uznaje wartości duchowych uznawanych przez Polaków. Tu przed nami stoi pytanie, a ilu
duchownych UGC z Ukrainy pracuje w parafiach w Polsce? To może być skrajność, jednak,
myślę, kiedy podejmuje to pytanie nie kto inny, a wpływowy „Nasz Dziennik”, to może wyniknąć
problem, że ta sprawa niedługo będzie mieć istotne znaczenie i dla parafii, i w ogóle dla UGC w
Polsce.
Otóż nie dopuścimy, żeby ktoś stawiał nas pod cerkiewną, albo jedynie słuszną „ideologiczną
ścianką” i z butami właził do naszej duszy.
4/4