Krasnoludki, duszki, skrzaty

Transkrypt

Krasnoludki, duszki, skrzaty
Krasnoludki, duszki, skrzaty...
„A ja przecież wam powiadam, krasnoludki są na świecie”
Maria Konopnicka
Krasnoludki, duszki, skrzaty i inne małe stworzonka, o których zaopatrzeni w „szkiełko i oko”
racjonaliści nie chcą mówić – to bohaterowie mojej pracy. Nie zamierzam tu nikogo przekonywać co
do istnienia tych stworzeń, ani do potrzeby ich ochrony, jako że są symbolami naszej żywej, ludowej
tradycji. Nie powiem też wcale, że ci, którzy nie czują potrzeby ocalenia ich od zapomnienia, już
dawno zostali pożarci Przez machinę cywilizacji i stworzenia te interesowałyby ich o tyle, o ile można
by na nich zarobić. Nie będę również snuć naukowych teorii, dlaczego trzeba ratować kulturę,
tradycje i przyrodę. Nic z tych rzeczy. Tak sobie tylko będę „duby smalone bredzić”, a kto przeczyta
tę pracę już będzie wiedział czym ma się zająć w przerwie pomiędzy lunchem w McDonald'sie, a
kolejnym niezmiernie ważnym telefonem. Ja tylko mówię to co jest napisane w motcie. Nie wiem, czy
skrzaty żyją w zabieganej Warszawie, dlatego nie będę o nich pisać. Ale jest taka kraina, w której
rozmaitych straszków jest całkiem sporo.
To Ziemia Pszczyńska, leżąca na mało bajecznym Górnym Śląsku. To wymarzone miejsce dla
rozmaitych „stworków” duchów i demonów, które tu, w dorzeczu Wisły, Pszczynki i Gostynki
szczególnie łatwo się zadomowiły. Stare drzewa, magiczne wykroty, mroczne bagna i groble to
idealny teren dla króla „utoplców pszczyńskich” – Paterplesa oraz licznych jego poddanych: topielic,
strzyg i strzygoni, lotawic i lotawców, diobłów, czarownic, połednic, świetli i innych. Owe istoty to
jak głosi słowiańska demonologia, dusze zmarłych nienaturalną śmiercią ludzi czy nieochrzczonych
dzieci, które teraz, błąkając się między niebem i ziemią cierpią okrutne męki i prześladują żyjących.
Wiele z nich to demony złośliwe, a nawet niebezpieczne, jak np. strzygi i ich męskie odpowiedniki
strzygonie. Znane są one na całej Słowiańszczyźnie. To duchy skąpców, oszustów i zbrodniarzy,
które (najczęściej o północy) wychodzą z grobów i napadają na ludzi, duszą ich i wysysają z nich
krew. Pojawiają, się w ludzkiej postaci odziani w czarne łachmany, mają czerwoną twarz i szyję,
szyderczy uśmiech i ogólnie szkaradny wygląd. Aby uchronić się przed demonami zazwyczaj powinna
wystarczyć modlitwa. Jeżeli jednak ona – nie pomoże, należy zmarłemu, podejrzanemu o bycie
„stworkiem” wywiercić otwór w trumnie i wsypać np. mak, by duch, zajęty zbieraniem ziarenek, nie
miał czasu straszyć. Notabene – do dziś tę tradycję się kultywuje, choć w nieco zmienionej postaci,
np. dając zmarłemu do trumny modlitewnik i różaniec. Jeżeli jednak i ta metoda zawiedzie i
uporczywy demon nadal będzie straszyć pozostaje znany wszystkim z horrorów sposób ujarzmiania
wampirów, mianowicie wbicie w serce osinowego kołka. Przy okazji udzielania praktycznych porad,
powiem od razu, że przy spotkaniu ze straszkiem należy go zawsze bić od lewej strony. Wtedy on
maleje tak, aż w końcu znika. W przypadku bicia od prawej dzieje się dokładnie na odwrót. Poza tym
wszelkie demony boją się modlitwy, więc i ona może być pomocna w bliskich spotkaniach z tego
rodzaju istotami. A co do lotawic (wietrznic) – dusz dzieci bez chrztu, uwiedzionych dziewczyn czy
młodych, którzy nie zaznali w życiu prawdziwej miłości ludzie nie mający ciężkich grzechów przed
ich wpływem mogą się uchronić mówiąc: „Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Jakżeś panna niech ci będzie Anna, a jak młodzieniec, niech ci będzie Wawrzyniec”. Od uroku
lotawicy można się jeszcze wyzwolić stosując odpowiednie zabiegi magiczne, np. okadzając się
dymem z suszonego świńskiego łajna.
Ale oczywiście są i duszki pomocne ludziom. Taka jest np. świetla – dobry duch leśny pojawiający się
pod postacią świetlistej kuli zbłąkanym wędrowcom w nocy w lesie. Pomaga odnaleźć drogę do
Krasnoludki, duszki, skrzaty...
1
wyjścia jednak tylko tym, którzy gorąco ją o to poproszą i będą umieli za pomoc podziękować. Dobre
są również – przynajmniej w tych stronach – połednice (południce), które strzegą zboża. W innych
częściach Słowiańszczyzny są to demony złośliwe zsyłające na żniwiarzy senność i niemoc oraz
pożerające dzieci pozostawione na polu bez opieki.
Niestety dzisiejsze czasy, nawet na Ziemi Pszczyńskiej, nie sprzyjają duszkom: „Świat sie psuje,
ludzie sie psujom. Musi przyjść jakoś kora Bosko, kiero tych ludzi łopamiynto (...). Wto jaki
paskudztwo mo na placu, wywozi je po ćmoku ku lesie, ku krzokom, do krzypopek... Że sie tak ci
ludzie swego ciynia nie wstydzą (...). W takim zeszpeconym i pokaliczonym krajiczku, to ani ptok nie
chce śpiywać, kożde stworzynie biere sie i ucieko w lepsze strony. Nawet straszki sie kajś wszystki
podzioły”1. Zanieczyszczenie środowiska, degradacja ostatnich, pełnych magii dzikich miejsc,
zamerykanizowanie społeczeństwa – to wszystko sprawia, że ludzie odchodzą od tradycji, od korzeni.
Coraz rzadziej słyszy się gwarę, widzi się ludowe stroje, zabawy. Zamiast swojskich „Andrzejek”,
„Nocy Kupały”, dożynek i festynów pojawiają się „Walentynki”, „Halloween”, McDonaldsy, dyskoteki
i ogólnie jest „hot” i „cool”.
Jednak myślę, że nie jest jeszcze za późno, by w otchłani czasu pogrążyła się kultura. Jest taka
uroczystość związana z ludowymi tradycjami i wierzeniami. To organizowany w Bojszowach przez
Urząd Gminy i Gminny Ośrodek Rozwoju „Rajd utoplców pszczyńskich”. Impreza ta powstała z
inicjatywy znanego w tych stronach działacza kulturowego, Alojzego Łyski i odbywa się co rok od
czasu utworzenia gminy, czyli od 1991 roku. Łysko jest autorem kilku książek tematycznie
związanych z kulturą ludową Ziemi Pszczyńskiej, jak „Duchy i duszki bojszowskie”, „Klechdy
pszczyńskie”, czy „Echa pszczyńskiego lasu”. Dwie pierwsze wymienione przeze mnie książki pisane
są gwarą śląską i są to opowieści ludzi, które autor wysłuchał i spisał.
„Rajd utoplców...” należy do cyklu imprez towarzyszących dożynkom i odbywa się mniej więcej w
połowie września. Oprócz „Rajdu...” do tego cyklu zalicza się jeszcze kilka konkursów i zawodów:
●
●
●
●
konkurs o tytuł włodarza, polegający na wyłonieniu spośród mieszkańców każdej wsi gminy jednej
osoby, która w jakiś sposób przyczyniła się dla swojej miejscowości: np. radny, strażak, nauczyciel
konkurs białej róży, w którym wybiera się gospodarza mającego najczyściej w domu, budynku
gospodarczym i obejściu
bieg „Od Jana do Jana” tzn. od pomnika św. Jana Nepomucena w Jedlinie do św. Jana Chrzciciela,
który jest patronem gminy i jego wizerunek znajduje się w jej herbie
wyścig rowerowy dla dzieci rozgrywający się w dwóch grupach wiekowych
W jednym roku zorganizowany był mecz piłki nożnej, w którym nagrodą był... wieprzek. W ostatnim
dniu zabaw odbywają się uroczyste dożynki. Rozpoczynają się one mszą świętą, na której zostają
poświęcone płody roli. Następnie przez całą gminę wędruje korowód prezentujący narzędzia
związane ze żniwami od prymitywnych cepów, sierpów i kos po nowoczesne kombajny. Przy okazji
dożynek organizowane są zawsze wystawy twórczości miejscowych artystów, malarzy, rzeźbiarzy,
wystawy płodów rolnych i efekty pracy pszczelarzy. Poza tym rozgrywany jest turniej skata. Skat to
tradycyjna śląska gra w karty. No i oczywiście jest „Rajd utoplców pszczyńskich”. Podobnie jak
wymienione wcześniej imprezy, jest to zabawa agonalna, tzn. polegająca na współzawodnictwie. Po
pierwsze dlatego, że co roku aranżuje ją inna miejscowość. Może się więc każda wieś wykazać
własną inicjatywą. Po drugie natomiast, że cały przebieg zabawy ma charakter konkursu
wieńczonego oczywiście nagrodami. W „Rajdzie...” biorą udział dzieci i młodzież w wieku szkolnym.
Przygotowane są przez nauczycieli do występów, bowiem każda grupa reprezentująca daną wieś
musi przedstawić swój program artystyczny, np. piosenkę o wsi, skecz czy opowiadanie o duszku.
Krasnoludki, duszki, skrzaty...
2
Każdy uczestnik zabawy musi być przebrany za jakiegoś straszka. Stroje są również elementem
konkursu i podlegają ocenie jurorów. Zdarzyło się nawet raz, gdy „Rajd..” organizowany był w
Jedlinie, że na uroczystość przybył sam król utoplców Paterples. Przypłynął on ze swojej posiadłości
na Suchej Grobli w asyście poddanych. Cały orszak oświetlony był blaskiem pochodni. Sam Paterples
wyglądał zgodnie z wszelkimi wyobrażeniami o nim. Tzn. był to „chłop (...) z petronelom (...) zamias
szłapów (...) mioł koński kopyta (...) szkaradny pysk”2.
Ogólnie „Rajd...” można podzielić na kilka etapów:
1. Pokonanie wyznaczonego strzałkami szlaku i wykonanie po drodze wskazanych przez nie
czynności.
2. Program artystyczny oraz różne inne konkursy np. na najlepszy strój.
3. Wręczenie nagród.
4. Ognisko i zabawa.
Trasa wyznaczona młodym „utoplcom” jest zwykle kilkukilometrowa i ich zadaniem jest jak
najszybsze jej pokonanie. Poza tym należy zbierać strzałki, które dla każdej grupy są innego koloru.
Nie jest to wcale łatwe zadanie, ponieważ czasem trzeba się po nie wspiąć na słup lub płot. Ale na
mecie czeka nagroda, więc chęć wygranej dodaje sił. Po dotarciu wszystkich na miejsce rozpoczyna
się prezentacja strojów oraz programy artystyczne. Młodzież popisuje się znajomością ludowych
pieśni, legend, gwary, którą posługuje się zresztą na co dzień. Po występach zostaje wyłoniona
zwycięska grupa, która otrzymuje dla szkoły dyplom oraz rozmaite nagrody. Klęska porażki
pozostałych uczestników zabawy nie jest jednak tak wielka, by pałali żądzą zemsty, ponieważ później
wszyscy razem bawią się przy ognisku i na dyskotece. Tu, w moim przekonaniu, organizatorzy idą na
pewien kompromis z cywilizacją. Nie starają się bowiem o ludową kapelę na zabawę, by tradycji
mogło stać się zadość, ale włączają magnetofon z muzyką dyskotekową. Mam szczerą nadzieję, że w
dobie postępu technicznego za jakiś rok nie będzie grilla zamiast ogniska.
„Rajd utoplców pszczyńskich” to impreza ludyczna, czyli polegająca na zabawie. Zabawa tworzy
kulturę, ponieważ wszelkie jej przejawy były w swych początkach ludyczne. Często też, jak w
przypadku „Rajdu...” polegały na współzawodnictwie, gdzie konkurowały ze sobą różne plemiona,
wioski, czy przedstawiciele obu płci. W ten sposób doskonalili się, by za każdym razem
zaprezentować się lepiej niż rywal. Wyraźnie widać to w zawodach sportowych, które organizowane
były już od czasów starożytnych. Do dziś jest to połączenie pracy i wysiłku z zabawą. Mimo, że tę
ostatnią w dobie dopingów i pogoni za zyskiem widać coraz słabiej, to jednak tkwi ona cały czas w
samej idei zawodów sportowych. Powaga, z jaką są one rozgrywane nie zaprzecza bynajmniej ich
ludycznemu charakterowi. Podobnie poważnie wszelkie gry i zabawy traktują dzieci. „Prawdziwa
czysta zabawa stanowi czynnik kultury”3, „z mitu i kultu wywodzą się (...) wielkie siły napędowe życia
kulturalnego: prawo i ład, komunikacja, wytwórczość, rzemiosło i sztuka, uczoność i wiedza. I one
wszystkie tkwią, korzeniami w gruncie zabawy”4. Z cytowanych fragmentów Huizingi wynika, iż
zabawa pełni funkcję kulturotwórczą. Wszelkie działania związane z wierzeniami, magią i rytuałami
w swej pierwotnej formie miały charakter ludyczny. „Rajd utoplców pszczyńskich” z pozoru może
niewiele się różni od każdych innych zawodów sportowych, które już od dawna należą do kultury
masowej. Tutaj jednak zasadniczym celem nie jest gra, ale hołd złożony tradycji.
Dla porównania chcę przedstawić jeszcze inny „Rajd utoplców pszczyńskich”, zorganizowany przez
ekologów z pszczyńskiego oddziału stowarzyszenia „Pracownia na rzecz Wszystkich Istot” z
Bielska-Białej. Jednym z filarów filozofii PNRWI obok głębokiej ekologii, ekofeminizmu i
ekopsychologii jest bioregionalizm. Polega on na powrocie do korzeni, z których każdy z nas się
Krasnoludki, duszki, skrzaty...
3
wywodzi. Każde miejsce ma swoją historię i wiele magicznej energii, której można od niego
zaczerpnąć. Magia owa ukrywa się w przyrodzie miejsca, jego swoistym mikroklimacie i kulturze.
Członkowie pszczyńskiego oddziału „Pracowni...”, czując się emocjonalnie związani ze swą rodzinną
ziemią, starają się obecnie o utworzenie Pszczyńskiego Parku Krajobrazowego. Teren ten posiada
bowiem wiele cennych walorów przyrodniczych i kulturowych. Celem PNRWI jest więc
propagowanie ich w mediach oraz organizowanie warsztatów będących swoistą lekcją biologii w
lesie, polegających na uczeniu się od przyrody, a także krzewienie ludowej kultury i przypominanie
tradycyjnych obrzędów i wierzeń. Przez bielską PNRWI organizowane są stare, pogańskie przesilenia
– letnie zwane „Nocą Kupały” i zimowe, oraz jesienne i wiosenne równonoce. We wrześniu 1997 roku
pszczyński oddział „Pracowni...” po raz pierwszy zorganizował „Rajd utoplców Pszczyńskich”.
Impreza, a właściwie rytuał „Rajdu...” PNRWI, miał zupełnie inny charakter od tego, który opisałam
wcześniej. Tu całkowicie został odrzucony element agonalny. Uczestnicy rytuału, po założeniu masek
i strojów utoplców, wcielili się w te postaci. Gdy zapadł zmrok, wszystkie „stworoki” udały się do
lasu, aby tam spotkać się i wspólnie pomyśleć nad swym dalszym losem. Każdy utopel miał chwilę
ciszy na rozważenie tego, co mógłby zrobić dla siebie, innych utoplców i całej przyrody. Starym,
indiańskim zwyczajem (a może i słowiańskim również), na umówiony sygnał wszystkie duszki zebrały
się w kręgu. Krąg jest figurą magiczną już od czasów przedchrześcijańskich. W nim to bowiem
wszyscy są równi, tzn. nikt nie stoi z przodu ani z tyłu, nie ma więc podziału na lepszych i gorszych;
wszyscy nawzajem widzą swoje twarze. Każdy duszek w kręgu przedstawił się kim jest, gdzie
mieszka, co robi i w jaki sposób jego egzystencja jest zagrożona, np. klęską dla topielic jest
zanieczyszczenie wody lub – co gorsza – osuszanie stawów i bagien. Poza tym wszystkie straszki
mówiły o tym, którą ze swoich cech mogłyby przekazać ludziom, aby nauczyć ich chronić, a nie
niszczyć przyrodę i kulturę. Następnie wszyscy wspólnie ustalili, że najlepiej będzie przywdziać
maski ludzi i w tej postaci działać. Jednak nie mogą zdradzić swej prawdziwej natury i dać się
porwać wirowi ludzkiej zachłanności i pazerności. Przez taniec kończący rytuał uczestnicy nabrali od
miejsca i siebie nawzajem wiele energii i mocy potrzebnej do działania w obronie dzikiej przyrody.
Taniec jest szczególną formą zabawy - praktykowane są wśród ludów pierwotnych różne rodzaje
tańców, np. mające wywołać deszcz, tańce inicjacyjne, wywołujące wizje czy pozwalające wejść w
trans. Sama istota rytuału wykorzystanego w „Rajdzie...” jest zaczerpnięta ze „Zgromadzenia
Wszystkich Istot” – finalnej części warsztatów „Magiczny Krąg” organizowanych od kilku lat przez
bielską PNRWI, a stworzonych przez psychologów Johna Seeda, Joannę Macy i Pat Fleming. Tu we
wspólnym kręgu. spotykają się wszystkie istoty: zwierzęta, rośliny, żywioły, skały... Człowiek dawno
temu wyłamał się z ich grona i stworzył własną cywilizację. Był i nadal jest tak zaślepiony swą
pazernością, że nawet nie zauważa, że wszystko co robi obraca się na niekorzyść jego starszych w
ewolucji „braci”. Dlatego wszystkie stworzenia spotykają się, by wspólnie sobie pomóc. Na koniec,
aby móc działać wśród ludzi, nakładają ich maski. Jednak wewnątrz nadal pozostają istotami z kręgu.
Przedstawione przeze mnie wyżej dwie formy „Rajdu utoplców pszczyńskich” są bardzo różne. Mimo,
że obie mają charakter ludyczny, to jednak ten, który opisałam jako pierwszy strukturą przypomina
zawody sportowe. Impreza ta nie jest spontaniczna (jaką w swej istocie jest czysta zabawa),
ponieważ ma scenariusz. Uczestnicy wcześniej uczą się tego, co będą mówić, wiedzą, jaki przebieg
będzie mieć uroczystość. Cały urok zabawy – podobnie jak w przypadku zawodów sportowych –
zasadza się właściwie na niepewności zwycięstwa jednej z drużyn. „Rajd...” organizowany przez
pszczyńską PNRWI ma bardziej niż tamten charakter ludyczny, a raczej jest formą rytuału, teatru, w
którym główną rolę gra improwizacja. Każdy jest równocześnie aktorem i reżyserem. Nie ma także
podziału na aktorów i widzów. Każdy uczestniczy w tym spektaklu. Ważne jest, jak w każdym
przedsięwzięciu tzw. kultury alternatywnej przeżycie poszczególnych jednostek, które tworzy się
Krasnoludki, duszki, skrzaty...
4
dzięki kontaktowi z przyrodą i otaczającymi ludźmi. W trakcie takiego obrzędu ujawniają się
spontaniczne uczucia i reakcje, których powstanie potęguje jeszcze rytmiczna gra na bębnie, taniec i
śpiew. Nie ma w ogóle agonu, nie ma grania przed sobą ról, które jest charakterystyczne dla zabaw o
charakterze agonalnym.
Oba przedstawione wyżej „Rajdy utoplców pszczyńskich” są alternatywną formą działania w kulturze.
Poprzez to, że są twórcze, mają jakiś wyższy cel, różnią się od kultury masowej. Głównym założeniem
obu „Rajdów...” jest bowiem ocalenie od zapomnienia reliktów żywej kultury ludowej. Dlatego też
nawet ten rytualny charakter jednego z nich nie ma tylko na celu wywołanie przeżycia. To jest tylko
środek prowadzący do celu właściwego. A jest nim wyzwolenie energii i mocy do działania. Nie
sztuką bowiem jest zaspokoić swoje zmysły wrażeniami. Gdy nie będzie przyrody, nie będzie czego
kontemplować. I sztuką jest ogromną moc nabraną w czasie rytuału właściwie wykorzystać. Oto jest
główny cel. Ten drugi „Rajd...” jest natomiast swoistą formą edukacji dzieci i młodzieży polegającą
na ćwiczeniu umiejętności pracy w grupie, uczącą wrażliwości i przywiązania do rodzinnej ziemi,
tradycji. Przez zabawę dzieci i młodzież poznają ludowe pieśni, legendy i obyczaje, których nie
nauczyłyby się z żadnych książek.
Ziemia pszczyńska, o której cały czas piszę ma bardzo bogatą kulturę. Kryje w sobie wiele tajemnic,
które coraz częściej intrygują badaczy. Np. w 1996 roku w Muzeum Śląskim w Katowicach odbyła się
wystawa pt. „Na Ziemi Pszczyńskiej”, gdzie zostały przedstawione historia, położenie geograficzne,
kultura krainy oraz współczesne zmiany. Wśród eksponatów znalazły się narzędzia, meble, a także
strój duszka – Mikołaja z Łąki. W samej Pszczynie co roku, przy okazji obchodów dni miasta,
organizowany jest Festiwal Folklorystyczny „Spotkania pod brzymem”, na którym już od 1976 roku
prezentują się kapele i zespoły ludowe z Ziemi Pszczyńskiej. „Spotkania...” odbywają się w skansenie
„Zagroda wsi pszczyńskiej” „gdzie w cieniu modrzewi – brzymów i innego starodrzewia przycupnęły,
przeniesione z wiosek regionu pszczyńskiego drewniane budynki, wśród których najcenniejsze to:
masztalnia z Wielklej Wisły z 1799 roku, chałupa z Grzawy z 1831 roku, XIX-wieczny młyn wodny z
Bojszów i tzw. „sypanie” – spichlerz z Dębiny pamiętający XVIII wiek”5.
Ważnym również dla krzewienia ludowej kultury jest projekt Pszczyńskiego Parku Krajobrazowego
utworzony przez Fundację Przestrzeni Górnego Śląska w Katowicach w 1994 roku, a realizowany
obecnie przez wspomniany już przeze mnie pszczyński oddział PNRWI. Okrutnym grzechem byłoby
nie powiedzieć czegoś o walorach krainy. Z przyrodniczych to głównie stara Puszcza Pszczyńska z
miłościwie panującym w niej królem – żubrem, a także rozliczne stawy, które są rajem nie tylko dla
topielic i utoplców, ale także dla rzadkich gatunków ptaków. Z zabytków kultury materialnej na
pierwszym miejscu muszę wymienić Zamek Książąt Pszczyńskich i park przypałacowy z XV – XIX w.
(był kilkakrotnie przebudowywany). Obecnie mieści się tam Muzeum Wnętrz Zabytkowych. Godne
zwrócenia uwagi są również rozliczne dworki i folwarki, a także jedyne czynne w woj. katowickim
uzdrowisko znajdujące się w Goczałkowicach - Zdroju.
To tylko namiastka tego, co kryje w sobie Ziemia Pszczyńska. Niestety z każdej strony czyha na nią
wiele niebezpieczeństw: zanieczyszczenie środowiska, wycinanie drzew i całkiem nowe zagrożenie –
decyzja o uruchomieniu tu eksploatacji metanu jako nowego nośnika energii. I to co wszędzie
–zamerykanizowanie życia, odejście od kultury ludowej i tradycji. Pięknie pisze o tym cytowany już
przeze mnie Alojzy Lysko w przedmowie do „Duchów i duszków bojszowskich”: „Odtąd „stary” Śląsk
w tych stronach począł z wolna umierać (...) Nie widzi się „chłopionek” kroczących po wiejskich
drogach, wyburza się ostatnie chałupy chłopskie – bastiony swojskości, milknie pieśń ludowa (...)
zatracają się doroczne zwyczaje i obrzędy, deptane są uświęcone normy moralne, cichną usta, z
których dawniej można było usłyszeć tyle mądrości.
Krasnoludki, duszki, skrzaty...
5
Nastaje tu „nowy” Śląsk - dżinsowy, blokowy, zapatrzony w okienko telewizora, zachłystujący się
kolorową i krzykliwą kulturą bez korzeni, zrujnowany przyrodniczo, moralnie zdeprawowany”.
Słowa Lyski odnoszą się nie tylko do Śląska, nastaje „nowa” Polska, ba! „nowy” świat, którym rządzi
pieniądz. Znika potęga autorytetu. Dziś w dobie ciągłych zmian w technice, nie starsi młodszych., ale
młodzi uczą starszych. Bezużyteczne stają się babcine mądrości, skoro wszelkie prawidłowe wzorce
zachowań przedstawi telewizja. Dziś legendy o duszkach są zastępowane przez pełne przemocy filmy
i gry komputerowe. Osłabia to wrażliwość, a podnosi agresywność wobec świata, drugiego człowieka,
przyrody...
Ludzie tworzą kulturę i ona kształtuje ludzi. Przez wspólne świętowanie, spotkania przy pracy czy na
zabawie społeczność łączy się emocjonalnie. Można to jeszcze, choć już niestety coraz rzadziej,
zauważyć w społecznościach wioskowych.
W mieście, gdzie nawet sąsiedzi się nie znają, więzi emocjonalnej nie ma praktycznie żadnej. Każdy
zamknięty jest w czterech ścianach własnego mieszkania i myśli jedynie o własnych kłopotach.
Oprócz więzi emocjonalnej ważne dla społeczności są jeszcze historia i tradycje. Szczególnie istotne
są wierzenia: magiczne i legendy, które opowiadane z pokolenia na pokolenie są ciągle wzbogacane
nowymi dodatkami opowiadających. W ten sposób powstaje żywa historia ludu.
Demonologia, której w tej pracy poświęciłam najwięcej miejsca, jest bardzo ważną dziedziną życia
społecznego. W Polsce, i ogólnie na ziemiach Słowiańszczyzny, po przyjęciu chrześcijaństwa,
Zniszczone zostały wszelkie relikty dawnej religii: posągi bogów, kamienne kręgi, kurhany, świątynie
pogańskie. Ostały się jedynie rozliczne pomniejsze istoty, jak duchy i demony. Do dziś przetrwało
wiele tradycji związanych z nimi. Niestety i one znikają w zastraszającym tempie w otchłani czasu i
przyćmiewane są nową kulturą pozbawioną korzeni.
Opisana przeze mnie w wielkim skrócie kultura Ziemi Pszczyńskiej jest przykładem na to, że nie jest
jeszcze za późno, by uratować relikty żywej historii Polski. „Rajd utoplców pszczyńskich” w obu
przedstawionych wyżej formach pełni ważną funkcję w krzewieniu ludowej kultury. Ten sposób
przekazywania tradycji to połączenie zabawy z nauką, działanie mające na celu nie tylko
zaspokojenie własnych potrzeb, ale i wyciągnięcie wniosków. A wniosek jest taki jak motto tej pracy.
Przypomnę: A JA PRZECIEŻ WAM POWIADAM, KRASNOLUDKI SĄ NA ŚWIECIE. I celem
„Rajdów...” i wszystkich niedowiarków (jeżeli takowi po przeczytaniu tej pracy jeszcze istnieją) jest
robienie wszystkiego, aby to hasło można było powtarzać aż do końca świata... i o jeden dzień dłużej.
Bożena Karolina Bielenin
1. Alojzy Lysko, „Duchy i duszki bojszowskie”, Bojszowy 1992, str. 37.
2. Tamże, str. 19, 20.
3. Johan Huizinga, „Homo ludens”, Warszawa 1985, str. 17.
4. Tamże, str. 16.
5. Informator z „XVI Spotkań pod brzymem”, 11-12 września 1993 r.
Krasnoludki, duszki, skrzaty...
6

Podobne dokumenty