FULL TEXT - Antropomotoryka

Transkrypt

FULL TEXT - Antropomotoryka
NR 27
Rozważania nad książką Igora Ryguły „Proces badawczy w naukach o sporcie”
2004
ANTROPOMOTORYK A
ROZWA¯ANIA NAD KSI¥¯K¥ IGORA RYGU£Y
„PROCES BADAWCZY W NAUKACH O SPORCIE”
REFLECTIONS OF THE BOOK BY IGOR RYGU£A
„PROCES BADAWCZY W NAUKACH O SPORCIE”
(RESEARCH PROCESS IN SPORT SCIENCES)
Wac³aw Petryñski*
* dr, Górnośląska Wyższa Szkoła Handlowa, Katowice, ul. Harcerzy Września 3
Matematyka nie może wypełnić życia,
ale nieznajomość matematyki
już niejednemu wypełniła.
Hugo Steinhaus
W grudniu 2003 roku Akademia Wychowania Fizycznego w Katowicach wydała dzieło godne szczególnej uwagi: Proces badawczy w naukach o sporcie, pióra prof. Igora Ryguły.
Autor już od wielu lat znany jest w środowisku
naukowym kultury fizycznej ze szczególnego upodobania do ogólnej metodologii nauki oraz do stosowania w sporcie metod matematycznych. Wydaje
się, że właśnie wydane, obszerne dzieło (wraz z załącznikami i angielskim streszczeniem liczy 531 stron)
stanowi podsumowanie dotychczasowych osiągnięć
prof. Ryguły. Składa się z pięciu części o następujących tytułach:
-
-
-
-
-
1. Wprowadzenie i aparatura pojęciowa.
2. Wybrane pojęcia oraz techniki logiki formalnej
i teorii mnogości.
3. Metodologiczne podstawy badań w naukach
o sporcie.
4. Analiza matematyczno-statystyczna jako element
procesu badawczego.
5. Problemy sterowania i optymalizacji jednokryterialnej.
W części pierwszej Autor porusza problemy podstawowe, opisując istotę i funkcje nauki, zasady poznania naukowego oraz cele i skutki owego poznania. Wskazuje na podstawowe zadania nauki: opisowe, wyjaśniające, prognostyczne i technologicz-
ne – choć właściwie należałoby tu raczej użyć słowa „techniczne”, gdyż drugie z tych pojęć jest szersze i lepiej oddaje istotę tej wypowiedzi. Odnotowuje istniejące podziały różnych dziedzin nauk: humanistyczne i przyrodnicze, nomotetyczne i idiograficzne, empiryczne (indukcyjne) i formalne
(dedukcyjne). Autor nie zajmuje stanowiska wobec
tych podziałów, choć – jak to ujął Karl Popper można je postrzegać jako „niepotrzebne pokawałkowanie nauki”, dokonane głównie w XIX wieku w
interesie nie tyle nauki, co uczonych. Można by zapewne wykazać, że owo pokawałkowanie przyniosło nauce więcej złego niż dobrego. Profesor Ryguła nie wyraża wprawdzie takiego stwierdzenia, ale
w następnych rozdziałach tej samej części książki,
poświęconych metodologii badań i procesowi badawczemu w świetle teorii rozwiązywania problemów, przedstawia heurystyczne stanowisko badawcze. Ujmując rzecz krótko, według poglądów heurystycznych sprawne rozwiązywanie problemów
wymaga swobodnego korzystania z wszelkich narzędzi nauki, niezależnie od tego, do jakiej „działki”
formalnie przynależą. Nie przypadkiem w spisie literatury znalazły się dzieła Kazimierza Ajdukiewicza,
Andrzeja Góralskiego, Johna Deweya czy Józefa
Kozieleckiego; szkoda, że na tej liście nie ma bodaj
największego z nich – węgiersko-amerykańskiego
uczonego i myśliciela Georga Poly’a.
– 109 –
-
-
-
-
-
Wacław Petryński
Choć część poświęcona logice formalnej i teorii
mnogości może się wydać luźno związana z głównym tematem książki, to jednak stanowi bardzo
ważny jej fragment. Wartość zamieszczonych w tej
części myśli polega na uwypukleniu pewnego
ogromnie ważnego faktu. Otóż otaczająca nas rzeczywistość jest zbyt skomplikowana, by uczony mógł
ją objąć rozumem w całej jej złożoności. Nauka –
każda nauka – zajmuje się więc budowaniem uproszczonych odwzorowań rzeczywistości, czyli modeli.
Świat składa się z przedmiotów, faktów, zjawisk i procesów, jego abstrakcyjne odwzorowanie – ze słów,
zdań, modeli i paradygmatów, przy czym określenie „słowo” należy rozumieć ogólnie, jako określoną jednostkę informacji wyrażoną za pomocą jakiegoś sposobu kodowania: słowo języka mówionego,
liczbę, dźwięk, odczucie smaku czy temperatury itp.
Jakość modelu zależy od wierności odwzorowania,
a ta z kolei - od jakości zarówno słów, jak i spajającej je gramatyki. Każdy sposób przekazywania informacji, czyli kod – mowa, balet, pantomima, matematyka, obrazy, muzyka itp. – ma pewne cechy
charakterystyczne, zarówno zalety, jak i ułomności.
Matematykę cechuje ograniczona zdolność np. do
wyrażania uczuć, ale za to szczególna logika, czy –
szerzej – dyscyplina myślenia. Stosując starannie
zasady matematyki nie sposób zbudować zdania
bezsensownego (choć z owych zdań można stworzyć bezsensowne dzieło). Niezaprzeczalną zasługą
profesora Ryguły jest więc wykorzystanie matematyki, niczym noża i widelca, do rozwiązywania problemów kultury fizycznej, dzięki czemu wpuścił do
naszej dziedziny spory powiew logiki oraz dyscypliny myślenia i wnioskowania. Dodajmy, że – zgodnie
z poglądami wielkiego językoznawcy amerykańskiego, Noama Chomsky’ego – również język mówiony
ma pewne mechanizmy zabezpieczające go przed
tworzeniem zdań bezsensownych, niemniej są one
znacznie słabsze niż w matematyce. Dlatego dopiero opis jakiegoś wycinka otaczającej nas rzeczywistości przy użyciu kilku różnych sposobów kodowania pozwala lepiej urzeczywistnić podstawowy cel
nauki – zbudować możliwie pełny i wierny model.
W omawianym rozdziale prof. Ryguła przedstawia
wykorzystanie kodu właściwego logice formalnej
i teorii mnogości do budowy modelu treningu sportowego.
Obszerna, licząca około 160 stron część trzecia,
zatytułowana „Metodologiczne podstawy badań w
naukach o sporcie”, mówi przede wszystkim o tym,
jak planować badania oraz klasyfikować, uogólniać
i syntetyzować wyniki. Jest to solidny, akademicki
wykład dla studentów i doktorantów. Właściwie
należałoby go potraktować jak podstawowy skrypt
czy podręcznik i na tym zakończyć jego omawianie,
ale… Metodologia tworzy pewne paradygmaty badawcze i wytycza wprawdzie wygodne, wolne od
błędów (i w tym sensie bezpieczne dla uczonych
dążących przede wszystkim do awansu naukowego) ścieżki naukowego dochodzenia do prawdy, ale
zarazem określa sposób postrzegania świata i stanowi swoisty gorset krępujący kreatywność badacza. Zjawisko to znakomicie opisał amerykański fizyk i filozof Thomas Kuhn w opublikowanym w 1962
roku wspaniałym eseju The Structure of Scientific
Revolutions (Struktura rewolucji naukowych).
W rozdziale V tego dzieła, zatytułowanym The Priority of Paradigms (Pierwszeństwo paradygmatów)
znalazły się dość złowrogie w istocie słowa:
… rules derive from paradigms, but paradigms can
guide research even in the absence of rules… (…zasady
wynikają z paradygmatów, ale paradygmaty mogą rządzić badaniami nawet bez zasad…)
Dlatego czytając znakomity skądinąd rozdział
o metodologii badań należałoby zachować odpowiednie proporcje, by owa metodologia nie stała
się dla uczonego intelektualnymi kajdanami. Zauważmy też, że wielu przełomowych odkryć w nauce dokonano dopiero po odrzuceniu tradycyjnych
zasad obowiązującej w danym okresie metodologii
badań; liczne przykłady tego zjawiska można znaleźć na przykład w dziejach fizyki. Z drugiej jednak
strony odrzucenie jakiejkolwiek metodologii prowadziłoby do bałaganu, niemożności powtórzenia badań czy porównania wyników i w rezultacie cofnięcia się do okresu przednaukowego. Dlatego – toutes proportions gardées – metodologię należy traktować poważnie. Ponieważ zaś w naukach o kulturze
fizycznej cierpimy raczej na brak solidnej metodologii niż na jej nadmiar, więc chwała profesorowi
Rygule za to, że w swym dziele dostarcza nam sporą
dawkę owej witaminy „M”.
Część czwarta, matematyczno-statystyczna, oraz
część piąta, cybernetyczna, stanowią w istocie eleganckie ilustracje tez postawionych przez Autora w
pierwszej części dzieła. Rodzą jednak pewne niebezpieczeństwo: ponieważ zawierają sporo formalizmu matematycznego, mogą zniechęcać uczonych
nie przywykłych do używania takiego kodu do opisu świata. Dlatego trzeba wyraźnie powiedzieć, że
książka prof. Ryguły nie jest dziełem o matematyce,
lecz o kulturze fizycznej. Matematyka – a w książce
mamy do czynienia z pewnym przerostem formalizmu matematycznego – powinna pełnić w nim rolę
jedynie służebną i ilustracyjną, a nie fascynować
badacza swoimi możliwościami. Przypomnijmy, że
oprócz niewątpliwych zalet, matematyka jako kod
– 110 –
-
-
-
-
-
Rozważania nad książką Igora Ryguły „Proces badawczy w naukach o sporcie”
opisu ma także poważne słabości. Na przykład nie
najlepiej nadaje się do odwzorowywania uczuć, jest
zatem bardzo ułomna w opisie zjawisk psychologicznych, które w sporcie odgrywają przecież ogromną
rolę. Specjalista od kultury fizycznej powinien więc
jedynie dostrzec problem i chłodno, bez fascynacji
ód wielu innych narzędzi
zastanowić się, czy wśr
wśród
badawczych do jego rozwiązania może okazać się
przydatna matematyka. Jeśli tak, to przy pomocy
matematyka czy fizyka powinien opisać ów problem
w kodzie matematycznym, czyli w postaci równania lub układu równań. Jednakże usługę rozwiązania owych równań – podobnie jak usługę hydrauliczną, krawiecką czy piekarską – powinien wykonać matematyk, gdyż potrafi on to zrobić szybko
i uniknąć błędów; jest to wszak jego zawód. Niemniej, choćby z kronikarskiego obowiązku, zaglądnijmy i do tych części.
Specjaliści w dziedzinie kultury fizycznej zagłębiają się zwykle w statystykę do poziomu średniej
statystycznej, odchylenia standardowego czy też testu t-Studenta. Nieliczni sięgają głębiej – do analizy
korelacji czy regresji, ale w tym miejscu kończą się
zwykle wywody autorów podręczników statystyki dla
biologów czy specjalistów w dziedzinie szeroko pojętej kultury fizycznej. Igor Ryguła idzie dalej: przedstawia również modele neuronowe, wszystko zaś ilustruje konkretnymi przykładami. Czyni jednak jeszcze więcej. Wyraźnie ukazuje, że statystyka ma służyć zbudowaniu, z wykorzystaniem rozumowania
indukcyjnego
indukcyjnego, matematycznego modelu rzeczywistości. Sposób wykorzystania owego modelu jest
opisany w ostatniej, piątej, najbardziej nowatorskiej
części książki, zatytułowanej „Problemy sterowania
i optymalizacji jednokryterialnej”. Jej motywem
przewodnim mogłoby być słowo „symulacja”, czyli
oparte na r ozumowaniu dedukcyjnym badanie
przewidywanego zachowania się modelowanego
układu pod wpływem oddziaływania rozmaitych
bodźców. Traktuje się nimi model, opracowany na
podstawie badań i analiz typu indukcyjnego, a z jego
zachowania wysnuwa się za pomocą dedukcji wnioski o zachowaniu rzeczywistego układu w sytuacji
podobnej do badawczej. Ostatecznym wynikiem
owej symulacji miałoby być określenie takiego sposobu sterowania badanym układem – w tym przypadku procesem treningowym – który w sposób
optymalny (ze względu na przyjęte założenia) prowadziłby do osiągnięcia pożądanych skutków.
Pouczające jest również przestudiowanie piśmiennictwa wykorzystanego przez prof. Rygułę
podczas pisania omawianego dzieła. Obejmuje ono
pozycje napisane w języku polskim, angielskim, rosyjskim i niemieckim. Najstarsza pochodzi z roku
1933, najnowsza – z roku 2001, przy czym ogromna
większość została wydana po roku 1990. Pozycja
z 1933 roku to praca wybitnego polskiego uczonego – światowego formatu matematyka, logika i filozofa Alfreda Tarskiego (niestety, lepiej znanego w
Stanach Zjednoczonych niż w Polsce). W spisie prac,
z których korzystał Autor, są również dzieła Tadeusza Kotarbińskiego, Johna Dewey’a, Józefa Kozieleckiego, Karla Poppera, Zdzisława Cackowskiego,
Tadeusza Pszczołowskiego czy Tadeusza Tomaszewskiego (zauważmy, że ostatni z wymienionych uczonych to nie tylko wybitny psycholog; w jego dziełach można się doszukać pierwiastków filozoficznych
i… cybernetycznych!). Nieco innego rodzaju wiedzę zawierają dzieła Kazimierza Ajdukiewicza, Andrzeja Góralskiego czy Józefa Pietera; jak już wspomniano, szkoda, że na tej liście zabrakło nazwiska
węgiersko-amerykańskiego uczonego i myśliciela
George’a Poly”a. Na „półce” cybernetycznej sięgnął
Igor Ryguła po klasyczną pracę Norberta Wienera,
ale także po dzieła Włodzimierza Findeisena (i jego
współpracowników), Ryszarda Tadeusiewicza, Ryszarda Kozioła i Władysława Dąbrowskiego. Nowoczesne ujęcie problemów kultury fizycznej i sportu
stanowi treść prac Janusza Morawskiego, Andrzeja
Komora, Gabriela Łasińskiego, Joachima Mestera
i Jürgena Perla. Jest oczywiste, że w piśmiennictwie
znajdują się również prace najwybitniejszych specjalistów w dziedzinie kultury fizycznej. Niemniej
sam przegląd piśmiennictwa pozwala zorientować
się, jaki wachlarz problemów przedstawia prof.
Ryguła w swej książce i ile różnorodnej wiedzy –
przede wszystkim filozoficznej, matematycznej,
prakseologicznej i cybernetycznej – przetworzył, by
podać ją czytelnikowi w postaci koncentratu. Jasno wynika stąd wniosek, że nauki o kulturze fizycznej nie tworzą jakiejś samotnej wyspy w oceanie wiedzy, lecz stanowią jego nieodłączną część,
podlegającą wszelkim jego prawom. Ocean nie zna
wszak sztucznie ustanowionych granic i jeśli jakieś
prawidłowości wykryjemy na Morzu Logiki, to będą
one obowiązywały również w Zatoce Kultury Fizycznej.
Podsumowując, można by powiedzieć, że książka Proces badawczy w naukach o sporcie stanowi
solidny, nowoczesny i – co ważniejsze – nowatorski
podręcznik przede wszystkim dla doktorantów, a niektóre jego fragmenty będą bez wątpienia przydatne
również studentom. Rodzi się tu jednak pewne zastrzeżenie: jest wyraźnie widoczne – czego zresztą
nie ukrywa sam Autor – że książka była pisana w
pośpiechu. Nie ulega też wątpliwości, że posiada
On znacznie obszerniejszą wiedzę matematyczną niż
przeciętny uczony pracujący w dziedzinie kultury
– 111 –
-
-
-
-
-
Wacław Petryński
fizycznej. Swoisty język matematyki w zakresie, w jakim posługuje się nim prof. Ryguła, nie musi więc
być – i nie jest – zrozumiały dla przeciętnego studenta czy absolwenta wychowania fizycznego.
A przecież każdy język musi spełniać dwie podstawowe funkcje: komunikatywną i reprezentatywną,
czyli musi umożliwiać z jednej strony przekaz wiedzy, z drugiej zaś – budowanie abstrakcyjnych moowywanie rzeczydeli umysłowych, czyli odwzor
odwzorowywanie
wistości. Nie ulega wątpliwości, że pierwsza z wymienionych funkcji jest absolutnie niezbędna, by
mogła zaistnieć druga. Z tej oczywistej przesłanki
wynika dla nauk o kulturze fizycznej bardzo poważny skutek. Świat podlega nieustannym przeobrażeniom – również w naukach o sporcie najbardziej
interesujące są procesy dynamiczne – więc od czasów Leibniza i Newtona wiadomo, że naturalnym
językiem jego opisu, najlepiej odwzorowującym
istotę stale zachodzących zmian, są równania różniczkowe. Niestety, studenci wychowania fizycznego nie mają zwykle odpowiedniego przygotowania, by posługiwać się tym językiem (a skoro nie
mają go studenci, to gdzie mieliby je nabyć asystenci, adiunkci i profesorowie?). Innymi słowy, nie
dysponują najskuteczniejszym narzędziem badania
zjawisk będących głównym przedmiotem ich naukowych zainteresowań, a wykorzystanie do ich
opisu matematyki w stopniu uzasadnionym potrzebami sprawia, że opis ten staje się dla nich niezrozumiały!
Byłoby jednak wielkim uproszczeniem stwierdzenie, że jedynym przesłaniem dzieła profesora Ryguły jest skłonienie specjalistów od kultury fizycznej do
sięgnięcia po matematykę. Wprawdzie prędzej czy
później i tak nie da się tego uniknąć, ale Autor zmusza czytelnika do znacznie głębszej refleksji. W Polsce od wielu lat żadna z dziedzin kultury fizycznej
nie może się pochwalić znaczącymi, powszechnie
uznanymi na świecie sukcesami naukowymi. Zajmujemy się głównie zbieraniem doświadczeń, najlepiej
mierzeniem jakichś cech populacji uczniów z czwartej klasy szkoły podstawowej w Pcimiu Dolnym lub
tzw. badaniami longitudinalnymi, czyli nieledwie
automatycznym powielaniem jakiejś określonej procedury (dla większej dostojności można ją określić
mianem „tradycyjnej metodyki”), której końcowym
skutkiem jest średnia statystyczna i odchylenie standardowe. Wprawdzie często nie bardzo wiadomo,
co potem można by z taką średnią czy odchyleniem
zrobić, ale jeśli badania te są prowadzone zgodnie z
uznaną metodologią, ich autorzy tworzą kolejne
publikacje i awansują naukowo, choć samej nauce
daje to niewiele lub zgoła nic. Warto w tym miejscu
zacytować gorzkie w istocie słowa jednego z najtęż-
szych umysłów współczesnej matematyki, francuskiego uczonego René Thoma1 :
Biologowie zadowalają się opisywaniem faktów,
będąc niezdolni do ich rozumienia. Gromadzą informacje nic nie rozumiejąc i nie udaje im się stworzyć
spójnego obrazu mechanizmów, które odkrywają. Ich
wiedza stała się „cmentarzyskiem faktów” nie poddających się jakiejkolwiek syntezie. A to dlatego, że biologowie są zafascynowani jak dzieci swymi przyrządami obserwacyjnymi. Przestali myśleć. Biologia nie myśli, więc nie czyni postępów (G. Sorman, Prawdziwi
myśliciele naszych czasów, Czytelnik, Warszawa 1993).
Profesor Igor Ryguła nawołuje do zatrzymania
się w tym niekiedy wręcz obłędnym polowaniu na
fakty i zastanowienia się dokąd, po co i w jaki sposób zmierzamy, a także jakich użyć narzędzi, by jak
najskuteczniej osiągnąć nasze cele - czyli co zrobić,
by nie puszczać dostojnej, naukowej pary w jakiś
pospolity gwizdek. Wskazuje na to, że niekiedy poza
cyfrowym wyświetlaczem wspaniałego przyrządu
pomiarowego warto w perspektywie widzieć też tło,
cel i sens badań – do których trzeba metodolo
metodolo-gicznie dopasować pr
ojekt owych badań – a nie
projekt
tylko ich wynik, choć właśnie ów wynik (bywa, że
bezlitośnie naciągany i naginany, by dobrze pasował do przyjętych założeń) nadaje się do sprawozdań i skutkuje awansem naukowym badacza. Czy
zatem dzieło profesora Ryguły jest wytęsknionym
kamieniem filozoficznym nauk o kulturze fizycznej?
Niestety – a może na szczęście? – nie. By jednak uzasadnić to twierdzenie, prześledźmy ogólny rozwój
nauki. Można z grubsza stwierdzić, że po przednaukowym okresie starożytnej filozofii nastąpił w śrejak kto czuje
dniowieczu okres nauki typu „jak
czuje”, czyli
„jak w naszym przedszkolu wyobrażamy sobie działanie świata”. Coraz wyraźniejsza potrzeba ścisłości
i coraz lepsze narzędzia badania świata sprawiły –
dzięki takim uczonym jak Kartezjusz, Leibniz czy
Newton – że ukształtował się deterministyczny
model świata. Ten nurt myślenia osiągnął swój szczyt
w pracach Pierre’a Simona de Laplace’a. Przytoczmy znamienny cytat z jego dzieła Essai philosophique sur les probabilites:
„Umysł, który w jakimś danym momencie znałby
wszystkie siły ożywiające Przyrodę i wzajemne położenie składających się na nią bytów i który byłby wystarczająco potężny, aby poddać te dane analizie, mógłby
streścić w jednym równaniu ruch największych ciał
1
René Thom jest twórcą matematycznej teorii katastrof.
W 1958 roku, w wieku 35 lat, został odznaczony Medalem
Fieldsa, odpowiednikiem Nagrody Nobla w dziedzinie matematyki.
– 112 –
Rozważania nad książką Igora Ryguły „Proces badawczy w naukach o sporcie”
wszechświata oraz najdrobniejszych atomów; dla takiego umysłu nic nie byłoby niepewne, a przyszłość,
podobnie jak przeszłość, miałby przed oczami” (I. Stewart, „Czy Bóg gra w kości?”, PWN, Warszawa 1996).
-
-
-
-
-
Jednakże już w XIX wieku na eleganckim, deterministycznym obrazie świata zaczęły pojawiać się
brzydkie rysy; opis rzeczywistości według klasycznej,
newtonowskiej fizyki prowadził do sprzeczności!
Próbowano więc ocalić ów cudownie logiczny obraz przynajmniej w „królowej nauk” – matematyce.
Jeszcze w początkach XX wieku wielki niemiecki
uczony David Hilbert sformułował 23 problemy, których rozwiązanie miało uczynić z matematyki naukę zupełną. Przyświecała mu dumna maksyma, którą później wyryto na jego grobie: Wir müssen wissen. Wir werden wissen (Musimy wiedzieć. Będziemy wiedzieć.). Alfred Whitehead i Bertrand Russel
usiłowali uchwycić całą matematykę w sieć czystej
logiki, co jednak też się nie udało. Kres temu nurtowi myślenia położył w latach trzydziestych ubiegłego wieku Kurt Gödel dowodząc, że problemów tych
rozwiązać się nie da. Nauka zwróciła się więc w innym kierunku i przedmiotem jej szczególnego zainteresowania stał się indeterminizm i chaos deter
deter-ministyczny
ministyczny. Wprawdzie determinizmu broniły nie
byle jakie autorytety – w dziejach myśli ludzkiej istnym kamieniem milowym stało się wszak słynne
zdanie Alberta Einsteina z listu do Maxa Borna: „Ty
wierzysz w Boga, który gra w kości, a ja w prawa
i zupełny porządek” – ale dziś próbujemy zrozumieć
otaczający nas świat patrząc nań właśnie z perspektywy gry w kości, czyli przez pryzmat chaosu deterministycznego.
Gdyby przyjąć, że w naukach o kulturze fizycznej odpowiednikiem determinizmu jest behawioryzm – czyli filozofia uznająca za naukowe jedynie
to, co da się zmierzyć, zważyć lub policzyć – to znaczyłoby, że właśnie jesteśmy w końcowej (miejmy
nadzieję!) fazie okresu „jak kto czuje”. Dzieło profesora Ryguły jest z gruntu behawiorystyczne (stąd
zapewne nieobecność w bibliografii nazwisk wybitnych współczesnych przedstawicieli innych nurtów
myślenia o kulturze fizycznej – np. Jamesa Gibsona,
Scotta Kelso czy Michaela Turvey’a) i dzięki wykorzystanemu w nim formalizmowi matematycznemu
i logice wprowadza do naszej dziedziny najlepszą
część tego, co determinizm dał niegdyś naukom
przyrodniczym: dyscyplinę myślenia i wnioskowania. Dopiero owa dyscyplina pozwoliła człowiekowi odkryć inne obszary ludzkiego poznania, leżące
poza zasięgiem namacalnego i łatwo poznawalnego determinizmu. Książka ta może zatem stać się
ważnym kamieniem milowym w rozwoju naszej
dziedziny wiedzy, może bowiem pomóc w solidnym,
logicznym i metodologicznym uporządkowaniu
nauk o kulturze fizycznej. Granice, jakie wytyczyliśmy tym naukom, oddzieliły je bowiem w znacznym
stopniu od innych obszarów ludzkiego poznania
i umożliwiły bezkarne wyczynianie na naszym „kulturalno-fizycznym” gumnie rzeczy, które zjeżyłyby
włos na głowie – lub, co gorsza, wywołały uśmiech
politowania - fizyka czy matematyka. Gdy zaś dzięki
owemu uporządkowaniu dotrzemy do granic księstwa behawioryzmu, trzeba będzie zapewne je przekroczyć i udać się na przykład do królestwa kognitywizmu – mglistego, rozmytego, nieco tajemniczego, ale znacznie bardziej twórczego niż mocno już
wyjałowiony behawioryzm; w naukach o kulturze
fizycznej można kognitywizm porównać do indeterminizmu czy chaosu deterministycznego.
Szkoda jednak, że dzieło prof. Ryguły pojawiło
się tak późno i że jego nakład wynosi zaledwie 200
egzemplarzy (co skądinąd świadczy o mizernej kondycji nauk o sporcie w Polsce). Gdyby wcześniej
znalazło się w spisie literatury wykorzystywanej przez
autorów prac z dziedziny szeroko pojętej kultury fizycznej, to w skądinąd naukowych pracach nie mielibyśmy – być może – do czynienia z „wydolnością”,
której miarą jest raz praca, raz moc, a jeszcze innym
razem zużycie tlenu, czy też zupełnie kuriozalnego
wytworu nauki typu „jak kto czuje” – „siły eksplozywnej”, której nikt nie potrafi zdefiniować (choć
wszyscy używają tego pojęcia), a którą ochoczo
mierzy się... jednostkami długości! Dlatego warto
spojrzeć niekiedy na proces badawczy w naukach
o sporcie oczami Igora Ryguły – logicznie i metodologicznie.
– 113 –