Pobierz PDF - Racjonalista TV
Transkrypt
Pobierz PDF - Racjonalista TV
Najnowszy dokument Micheala Kirka, „The Choice 2016”, to ciekawe, głębsze spojrzenie na przeszłość Hilary Clinton i Donalda Trumpa, które pomaga odpowiedzieć sobie na pytanie jakiego rodzaju wyboru dokonują dziś Amerykanie. Tuż przed wyborami media zaczynają buzować coraz mniej składną papką informacyjną, gdzie obie strony wystrzeliwują się z ostatnich naboi, gdzie liczy się teraźniejszość lub niedawna historia, wrażenia z debat, a kandydaci jakby przestali być ludźmi i stali się jednowymiarowymi politycznymi awatarami. https://www.youtube.com/watch?v=yYMEvuZz1RU W tym kontekście, film Kirka to jakby uspokajający odjazd kamerą od tu i teraz w stronę szerszego kontekstu. Historie życia zarówno Trumpa jak i Hilary są naprawdę ciekawe, a wydarzenia i decyzje, które uformowały ich jako zupełnie inne „siły”, które chcą dziś tego samego. „Siły”, bo mamy do czynienia z dwoma walcami drogowymi, których skala motywacji i ambicji mogą być trudne do zrozumienia dla przeciętnego zjadacza chleba. Ojciec Donalda, Fred, był maniakiem biznesu, pracowitym „terminatorem”. Nie istniały dla niego weekendy, w niedzielę mógł zabrać rodzinę na inspekcję budowlaną i zbierać niezużyte gwoździe z placu, bo czemu niby miałyby się marnować. Swoim synom wpajał, że liczy się tylko zwycięstwo i wszystko co zwycięstwem nie jest to przegrana. W niedziele chodzili też na msze do Marble Collegiate Church, przedziwnej denominacji protestanckiej, która nauczała potęgi pozytywnego myślenia. Fred nazywał postawę jaką krzewił ‚byciem zabójcą’. Zawsze wygrywaj, nigdy się nie poddawaj. Donald jako dziecko sprawiał duże kłopoty wychowawcze nawet tak silnej osobowości jak Fred Trump, więc Fred znalazł dla niego najbardziej zdyscyplinowaną szkołę z internatem i wysłał go tam w wieku 13 lat. Tylko jego, bo bracia nie sprawiali takich problemów. Donald odnalazł się tam bardzo dobrze. Pasowały mu przejrzyste i jednoznaczne zasady i nieco przemocowa/wojskowa silniejszy. kultura takich organizacji. Wrócił Pierwszym kandydatem do przejęcia biznesu po ojcu był Fred Jr., który jak szybko się okazało „nie był zabójcą”. Nie odnajdywał się w biznesie, co szybko przełożyło się na utratę szacunku ze strony ojca. Freddie wolał być pilotem i udało mu się zrobić karierę pilota, ale szybko zaczęły się problemy z alkoholem. Na spotkaniach rodzinnych bracia i ojciec często dogryzali Freddiemu, że bycie pilotem niewiele różni się od bycia kierowcą ciężarówki. Fred Trump Jr. zmarł z przepicia w wieku 42 lat. Donald do dziś nie pije alkoholu. Los brata był wielką lekcją i wydawał się potwiedzać poglądy ojca o zabójcach i reszcie, czyli przegranych. Donald postanowił być antytezą swojego brata. Film zaczyna się sceną ze słynnego waszyngtońskiego bankietu, gdzie Obama po okazaniu swojego aktu urodzenia, w długiej tyradzie wolno grillował obecnego na sali Trumpa. Tyrada i seria żartów była tak długa, że zaczęło to być wręcz nieznośne. Publiczne poniżenie ze strony prezydenta USA było najprawdopodobniej katalizatorem decyzji o kandydowaniu. Trump chorobliwie nie znosi poniżenia. Nie stać go było nawet na typowy w takich sytuacjach kurtuazyjny uśmiech. Trump nigdy nie został też zaakceptowany na nowojorskich salonach przez stary magnacki establishment, jako nieokrzesany nuworysz. Tutaj można dopatrywać się źródeł jego „antysystemowości” i rozwiązania tego pozornego paradoksu antysystemowego krezusa. Hilary z kolei wychowała się w konserwatywnej, niezbyt zamożnej rodzinie. Jej dzieciństwo było jednak dalekie od ideału. Kłótnie i ciężka atmosera w domu sprawiały, że dom nie był dla niej czymś o czym się rozmawia, ani miejscem, gdzie zaprasza się przyjaciół. Już tutaj można dopatrywać się korzeni jej tendencji do izolowania sfer i ograniczania przepływu informacji między sferami. Młoda Hilary była archetypem prymuski i aktywistki. Jawiła się wszystkim jako jedna z tych osób, która napewno coś w życiu osiągnie, napewno daleko zajdzie. Hilary to ta irytująca koleżanka z klasy, która zawsze pierwsza zgłasza się do odpowiedzi, zawsze jest przygotowana i uczy się dwa razy więcej niż inni. Taka była też na Yale – zawsze pierwsza, zawsze znająca odpowiedź. Ta silna, ambitna osobowość zderzyła się z przełomowymi społecznie wydarzeniami z końca lat 60 – zabójstwo Lutera Kinga, potem Kennedy’ego. Kulminacją aktywności politycznej na studiach było jej słynne wystąpienie na uroczystości rozpoczęcia roku akademickiego w 1969, w którym ostro skrytykowała swojego przedmówcę, senatora Brook i otrzymała kilkuminutowe owacje na stojąco. Magazyn Life uznał ją za głos nowego pokolenia, znała ją cała Ameryka. Kilka lat później siedziała już w komisji doradczej pracującej nad aferą Watergate i wydawało się że jej błyskotliwej kariery już nic nie może zatrzymać. Ale zrobiła to sama Hilary podejmując zaskakującą decyzje o przeprowadzce z Waszyngtonu do Arkansas by być u boku Billa Clintona, którego kariera polityczna tam się rozwijała. I oto zaangażowana politycznie feministka ląduje na konserwatywnym odludziu, gdzie mężczyźni w pewnym momencie odchodzą od stołu by porozmawiać o polityce, a kobiety rozmawiają o dzieciach i przepisach na ciasta. Mimo to, Hilary była przekonana, że razem są w stanie zdziałać więcej niż osobno. Hilary z pierwszych problemów z wiernością męża musiała tłumaczyć się już jako żona gubernatora Arkansas. Nie sądziła pewnie wtedy, że pod tym znakiem upłynie reszta kariery jej męża i że jej głównym zadaniem stanie się balansowanie między ratowaniem reputacji najwyższego urzędu w USA, a silną potrzebą zachowania prywatności. Z pewnością były to wydarzenia z gatunku tych, które jak nie zabiją to wzmocnią. Sposób w jaki udało jej się, w konteście wszystkich tych wydarzeń, zbudować równoległą, własną karierę w Waszyngtonie jest godny podziwu i znów gdzieś objawia się ta prymuska, która wie, że od wszystkiego dzieli nas tylko wysiłek i nieustępliwość. Tymczasem Donald Trump mierzył się z możliwością upadku swojego imperium, co też było wydarzeniem formującym i być może zrywającym trochę z Trumpem jako swawolnym i nieodpowiedzialnym playboyem. Nieco paradoksalne jest to, że gdyby nie megalomania i arogancja Trumpa, prowadząca do pomysłu nazywania wszystkiego swoim imieniem, imperium już by nie istniało. Nazwisko Trump okazało się marką o mierzalnej wartości, co uratowało go przed rozłożeniem na łopatki przez banki. Odrodził się więc jako marka osobista, co z kolei pomogło w karierze celebryckiej, która była trampoliną do ubiegania się o urząd prezydenta. Film Kirka pokazuje, że warto dość słabe oceny jakości obu kandydatów skontrastować z niezwykłymi, długimi i zupełnie innymi drogami, które doprowadziły ich do tego samego celu. Nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z pojedynkiem tytana biznesu z tytanem polityki, w kraju w którym ten pierwszy wciąż symbolizuje najważniejszy amerykański mit – American Dream, a ten drugi utrwalony system polityczny, który przeżywa pewien kryzys wizerunkowy. Film pokazuje też dwa zupełnie różne systemy wartości i sposoby funkcjonowania w świecie. Z perspektywy racjonalistycznej warto zastanowić się jakimi kryteriami oceniać kandydatów. Dla mnie np. istotne jest to na ile kandydat jest gwarantem utrzymania amerykańskiej hegemonii i współpracy z Europą, na ile kandydat potrafi i chce podejmować decyzje polityczne w oparciu o wiedzę ekspercką, kto właściwie jest w gronie ścisłego zaufania kandydata, na ile kandydat potrafi rozumować w zakresie tworzenia i utrzymywania prawa, na ile kandydat ma doświadczenie w świecie globalnej dyplomacji. To wszystko bardzo skromne, minimalistyczne wręcz wymagania, które należałoby mieć wobec przyszłego faktycznego szefa planety ziemia.