Ruch Apostolski - 5. Drużyna Lubelska

Transkrypt

Ruch Apostolski - 5. Drużyna Lubelska
9 lipca 2010
Ruch Skautów Europy jest ruchem apostolskim
1. „Miłość Chrystusa przynagla
n a s ” , p i s z e Ś w. P a w e ł .
Pierwszą, naturalną reakcją
Jana i Andrzeja na miłość
Chrystusa jest zaproszenie
Piotra i Natanaela, by i oni
również go poznali. To nie jest
socjotechnika, to nie jest
budowanie handlowej sieci
s p r z e d a ż y, t o n i e j e s t
wciskanie na siłę produktu. To
jest pragnienie, by inni
również skorzystali z tego
wspaniałego instrumentu
(„cennego daru”, słowami
Jana Pawła II), jakim jest duch,
styl i pedagogika Skautów Europy, ruchu wychowawczego w Kościele, by uczynić swe
życie piękniejszym, bliższym Bogu i radosnej służby innym. Jeśli nie czujemy się
przynagleni to znaczy, że mała jest nasza miłość do Chrystusa. „Nie mam człowieka”,
słyszy Pan Jezus skargę paralityka nad sadzawką. Pan Jezusa potrzebuje nas, by
dotrzeć do innych. Poza tym, w naszym pragnieniu rozwijania skautingu jest dużo
statystyki i zdrowego rozsądku: jest tak dużo dobrych ludzi w Polsce, jeśli my do nich
nie dotrzemy z propozycją, dotrze do nich MTV i Bravo, którzy na pewno pracują nad
tym dzień i noc. Poza tym, myślimy sobie tak: skauting jest tak prosty, daje od razu
lokalnemu środowisku instrumenty i składa na nim odpowiedzialność za powołanie
środowiska harcerskiego. My tylko musimy dać im te instrumenty, potem to oni sami
pociągną, jeśli poczują ten błogosławiony ciężar odpowiedzialności za swoich młodych.
Samuelów jest dużo, ale jak nie ma Helego, to nikt młodzieńcowi nie wytłumaczy
dlaczego go dusza boli.
2. Gdy zatem mówimy o rozwoju naszego ruchu, o 6 tysiącach, na pierwszym miejscu jest
radość, naturalność i spontaniczność zarażania innych. Taka „nieroztropność”
zaczynania tematu, proponowania, bez nachalności: „a czy Ty byś nie chciał?”. Jasne,
że boimy się, żeby nas nie wzięli za świadków Jehowy, za sektę, jeśli będziemy tacy
„zbyt apostolscy”. Całe szczęście, że pierwsi chrześcijanie jakoś nie brali sobie do serca
tego typu zarzutów.... Andrzej nie zastanawiał się, żeby z wypiekami na twarzy
powiedzieć bratu: „Znaleźliśmy tego, o którym mówią Prawo i Prorocy, Jezusa z
Nazaretu”. Musimy często rozważać zachowanie Apostołów i pierwszych chrześcijan.
Bez ich odwagi w mówieniu, popartej przykładem życia i modlitwą, gdzie bylibyśmy
teraz? Jak bardzo mieli otwarte oczy i uszy Akwila i Pryscylla, gdy od razu
zainteresowali się Apollosem, by mu dokładniej wyłożyć drogę Pańską! Jaka wrażliwość
miłości do Jezusa! I męstwo, by pokonać nieśmiałość i jakieś takie dziwne opory,
wynikające z kompleksów.
3. Skauci Europy w Polsce są owocem ducha apostolskiego francuskich Skautów Europy,
którzy przyjeżdżając od połowy lat 80-tych na pielgrzymki do Częstochowy marzyli
o tym, by w Polsce powstał ruch Skautów Europy. Nie tylko marzyli, ale się o to gorąco
modlili. Nie tylko się modlili, ale zaczęli podejmować konkretne działania: poznawali
ludzi, opowiadali im o skautingu, brali adresy, wysyłali czasopisma, poznawali geografię
harcerską i duszpasterską Polski, z czasem zaczęli organizować możliwości wyjazdów
na obozy lub wędrówki, zapraszali do swojej grupy pielgrzymkowej w drodze na Jasną
Górę, etc. Patrzyli, czy są jacyś Polacy-Skauci Europy we Francji, którzy mogliby
pomóc. Tak trafili na Bartka, tak trafili na „Zawiszę”. Ciekawe, że po latach historia się
powtarza: na Siekierkach w Warszawie, gdzie powstaje drużyna, jedna dziewczyna
została zachęcona przez swoją ciocię, która była w FSE we Francji jako młoda
dziewczyna. Ciocia przekazała jej swój kompletny mundur z naszywkami! Jeanne
Taillefer i Jacques Mougenot oraz tylu innych odbyli mnóstwo rozmów z polskimi
biskupami i proboszczami na początku lat 90-tych. W Rzeszowie w liceum sióstr
Prezentek, gdzie zaczynamy, Siostra Dyrektor aż podskoczyła z wrażenia na dźwięk
słów „Scouts dʼEurope”: „zaraz, zaraz, jak ona się nazywała? Jeanne....., a ten drugi,
zaraz, zaraz. Jacques....?” Prawie
pospadaliśmy z krzeseł z
Michałem Pałamarzem.
4. W ciągu pierwszego półrocza
2010 r. byliśmy w ponad 10
liceach publicznych i katolickich w
kilku miastach Polski, wszędzie
radość na twarzach licealistów,
oklaski, przychylność, adresy
mailowe zostawiane na kartkach.
Tylko w Warszawie przyszło do
nas ponad 10 osób w wieku
powyżej 18 lat. Rodzice, osoby
dorosłe składają przyrzeczenie i
są gotowi służyć jako Akele
i przyboczni wilczków np. Paweł,
lat 42, ojciec 4 dzieci albo Magda,
lat 33, matka dwóch małych córek.
Rozwija się sieć samodzielnych zastępów: w 2009 Michał miał ich na obozie 15, w 2010
ma ich 20. Kolejni HR-rzy i HR-ki podejmują służbę jako szczepowi, (np. Alek Michalski
w Lublinie, Ola Kruk w Warszawie, Piotr SItko w Radomiu, etc.). Jeden z naszych
szefów, Paweł Czuba, 21-latek tak zapalił jednego Szweda ze Sztokholmu, że ten zrobił
już na Facebooku stronę FSE-Sverige. Magda Biernacka, Leszek Piątek, Piotrek
Czuba, Andrzej Patyra, osoby w wieku od 19 do 22 lat, podpalili Bośnię. Jedzie sobie
autobusem Rafał Czajkowski, akela z Warszawy na wyjazd z wilczkami i w autobusie
zagaduje go studentka 23-lata, zainteresowana tym, co Rafał robi. Rafał kontaktuje ją
z hufcową. Dziewczyna już kupuje mundur i od września chce zakładać gromadę.
Świeżo zdecydowana 19-latka przychodzi do hufcowej pożyczyć ekwipunek na obóz.
Przychodzi z chłopakiem, też 19-latkiem jak ona. Hufcowa robi sympatyczną aluzję.
Chłopak odpowiada: „tak, też chcę zostać harcerzem”. Błażej Marzoch zabrał teraz, na
drogi w końcu (1200 zł na głowę), 3 tygodniowy obóz do Francji ponad 40 osób, w
dodatku wpłaty nie pokrywały kosztów i biegał chłopak po Warszawie szukając
pieniędzy. Znalazł. Kasia Arabas z Chełma podobnie zabiera 20 dziewczyn na obóz też
do Francji w lipcu. Marcin Kruk pyta swojego kolegę Jurka z Katowic, starego naszego
harcerza o dzieci i z niewinnego pytania już wynikła jedna harcerka.
5. Nie wiem, jakich argumentów jeszcze można użyć i jakie fakty przytoczyć, żeby
pokazać, że jesteśmy skazani na sukces. Wiem, że ktoś to odbierze jako arogancję
i zarozumiałość. Mało mnie to obchodzi. Ja sam uważam się za nieśmiałego
i zamkniętego buca i buraka, który w życiu by się do nikogo nie odezwał. Ale jak Pan
Bóg temu bucowi i burakowi ciągle wystawia piłkę i mówi: „strzelaj tę bramkę!”, to
w końcu zaczyna się wierzyć i kopać. Tym bardziej, gdy piłka ciągle wpada do siatki.
Zależy mi po prostu na ośmieleniu każdej i każdego z nas. Na dodaniu wiary w to, że
„yes we can”. Na odkryciu na modlitwie, w głębokiej rozmowie z Bogiem, że te
wszystkie sygnały coś znaczą, Ktoś nam je wysyła po coś. Każdy tam, gdzie jest i w
sposób jemu właściwy, szybszy, wolniejszy, mniej lub bardziej błyskotliwy, umiejętnie lub
nie, będąc lub nie będąc czołgiem w rodzaju Jacquesa Mougenot, mając lub nie mając
charyzmatycznej osobowości lub wyssanego z mlekiem matki talentu pedagogicznego,
może przyczynić się do rozwoju naszego ruchu, może wziąć na siebie część tego
wielkiego zadania, jakim jest, w ostatecznym rozrachunku, zbliżanie ludzi do Pana
Boga, dzięki naszemu skautingowi. A wszystko to dzięki pewnemu „przebudzeniu
apostolskiemu”. „Miłość Chrystusa przynagla nas.” Bez uważania się za geniusza
pedagogiki, po prostu tak z radości serca i ze zdrowym rozsądkiem. Tylu ludzi, tyle
rodzin patrzy na nas z nadzieją, bo czują się bezradni i jakby sparaliżowani strachem,
szczególnie starsze pokolenie, wobec tej konsumpcyjno-rozrywkowo-taniej propozycji,
która zdaje się pochłaniać młodych. A my, dzięki skautingowi, wzruszamy na to
wszystko ramionami i mówimy: „e tam, do końca świata będzie tak, że młodzi
potrzebują gry i przygody na
łonie przyrody w atmosferze
przyjaźni”.
6. Każdy sposób jest dobry, żeby
zacząć środowisko harcerskie.
Samodzielne zastępy są dobre.
Mamy już ich przecież ponad
40. Powstały z nich drużyny w
Chełmie, Kielcach i Krakowie.
Przykład Katowic pokazuje, że
dobrze jest zaczynać nawet od
jednego wilczka Stasia, bo
udało się w głowę i serce jego
taty włożyć pragnienie
powołania tam gromady
zamiast zawożenia go do
Krakowa. Teraz podejmuje
mnóstwo inicjatyw, by znaleźć
kandydatów na szefów. Można zaczynać od grupy licealistów jak w Rzeszowie. Albo od
grupy rodziców, jak w Gdańsku i Toruniu, miejmy nadzieję. Można od jednego księdza
entuzjasty, jak w przypadku Rząsin i Ubocza. Można odgórnie, jak w przypadku ks.
proboszcza w Michalinie, można oddolnie, jak w przypadku samodzielnych zastępów w
Płocku. Można zaproponować dorosłym, czującym sprawę, złożenie przyrzeczenia i
powołanie gromady. Wszystko można. Nie ma jednego modelu, ale te wszystkie
sposoby składają się, mają się złożyć, dzięki otwartej głowie komponującego to
wszystko hufcowego lub hufcowej, na powołanie dużego środowiska.
7. Number matters. Przepraszam tych wszystkich, którzy naciskają na jakość, ale ilość ma
znaczenie. Chcemy dobrej jakości, którą daje dobra ilość. Zaczyna się od jednej osoby,
od 6-osobowego zastępu, to prawda. Ale, jeśli po dwóch-czterech latach wciąż mamy
tylko tę jedną osobę lub tylko ten jeden zastęp, coś nie tak. Ktoś się źle zabrał do
sprawy. Ktoś po prostu zapomniał, że kluczem do sukcesu jest szeroka koalicja
przychylnych rodziców-entuzjastów, którzy będą zarażać innych rodziców. Ktoś
zapomniał, że buduje się razem z chłopakami i dziewczynami, że im wlewa się to
pragnienie rozwijania tego lokalnego środowiska. Budujemy normalną gromadę co
najmniej z 3 szóstek i drużynę co najmniej z 3 zastępów. Plus kilku wędrowników lub
przewodniczek. I mamy typowy, standardowy 50-osobowy szczep. To ma być średnia
krajowa w parafialnej Polsce powiatowej: taki właśnie szczep. Stały element w pejzażu
polskiej parafii, jak ministranci, oaza, kółko żywego różańca, itp. To ma być pragnieniem
każdej i każdego z nas: powołać taki szczep, by zmienić życie tych młodych i ich rodzin.
Dzięki wychowaniu skautowemu, przepraszam za sformułowanie, dodać trochę jaj
wychowaniu w polskiej rodzinie i w polskiej parafii oraz pośrednio w polskiej szkole.
Wyjść z atmosfery tej belferskiej bezsilności wobec przekory polskiego chłopaka
i dziewczyny w wieku gimnazjalnym, z tego maminego ugłaskiwania polskiego chłopaka
i dziewczyny i prezesowsko-tatusiowego narzekania na syna i córkę. Zagrać na ich
wolność i odpowiedzialność. Obdarzyć ich
zaufaniem powierzając im realną WŁADZĘ
w zastępie i drużynie. Nic tu nie wymyślam
przecież. Tak rozwinęli się Francuzi i
Włosi. To się już gdzieś wydarzyło.
Dlaczego nie miałoby się wydarzyć w
Polsce AD 2010? Przecież ciągle młodzi
ludzie się pobierają i mają dzieci i chcą
tym dzieciom dać to, co najlepsze.
8. Potrzebny jest zryw, potrzebne jest
wzbudzenie atmosfery zrywu. Dość już
tego polskiego sentymentalizmu, jeśli nie
idą za nim konkretne działania,
nastawione na wytrwałe budowanie. Przez
najbliższe 10 lat musimy zrobić 6 tysięcy, a
przez kolejne 10 lat kolejne 6 tysięcy. Dwa
tygodnie temu nasz naczelnik, Marcin,
rzucił w rozmowie ze mną: „ja bym chciał,
żeby już za rok, czyli w 2011 było nas 2
tys.” Powaliło mnie z nóg. „To jest
naprawdę na serio”, pomyślałem. Bo co
innego mówić mgliście o 6 tys. za 10 lat, a
co innego odczuć pilność zadania w
krótkiej, rocznej perspektywie. Od razu
zadałem sobie pytanie: co ja mogę zrobić? Poniżej moja odpowiedź.
Postaram się pomóc zmienić nastawienie na bardziej apostolskie obecnie istniejących
środowisk, poprzez weekendy formacyjne dla szczepowych, hufcowych i szefów,
spotkania w liceach i na uczelniach we wszystkich miastach, gdzie działamy (ten zapał
apostolski, który ma np. Warszawa może się wydarzyć wszędzie);
Postaram się bardziej konsekwentnie używać dźwigni, jaką jest wymiar europejski do
wzbudzenia dojrzalszej wizji naszego ruchu i większego entuzjazmu (Vezelay, Paray le
Monial, Madryt 2011, międzynarodowe obozy szkoleniowe, Sylwester na Ukrainie,
wspólne obozy i wędrówki w wakacje, ale także inne wspólne rzeczy w ciągu roku);
Postaram się dla młodych hufcowych i szczepowych zorganizować weekendy
formacyjne w Wersalu (5 tys przewodniczek i skautów Europy) i Treviso (4 tys), żeby
pokazać im w praktyce jak funkcjonuje wielka lokalna rzeczywistość skautowa poprzez
rozmowy z 30-40-latkami szczepowymi i hufcowymi jak oni.
Postaram się uruchomić wszystkie moje kontakty, znajomości i przyjaźnie, żeby
zainteresować powołaniem środowisk naszego ruchu w nowych miejscach-już
rozmawiałem z ludźmi z Sopotu, Torunia, Kalisza, Poznania, gdzie mam namiary na
konkretne grupy rodziców i księży.
Porozmawiam z Markiem Maczugą, naszym dawnym harcerzem z Puław, który jest
zaangażowany w działalność tato.net, jak moglibyśmy nawiązać współpracę w celu
promocji naszego skautingu; kiedyś już Michał Pałamarz z nimi rozmawiał i byli bardzo
chętni;
Postaram się dalej, poprzez naszych rodziców, nawiązywać kontakty, które
zaprowadzą nas do ludzi i firm, które będą mogły finansować cały ten wysiłek, szczególnie
fi n a n s o w a ć w y m i a r
europejski, czyli podróże po
prostu, bez tego jesteśmy
martwi (jeden rok nie
pojechania dużą ilością
zagranicę i kończy się nasza
tożsamość Skautów Europy,
bądźmy realistami, nawet
Facebook nie pomoże); tylko
w czerwcu udało się poprzez
rodziców zachęcić w
W a r s z a w i e 3 fi r m y d o
przekazania darowizn, dwie
kolejne się zastanawiają,
liczymy, że do końca lipca
uzyskamy w sumie 50 tys.
Będę się starał wszystkich
poznanych
i
zainteresowanych skautingiem mieć na gmailu lub na Facebooku i przesyłać im cyklicznie
naszego polskiego „Newslettera” i wykorzystywać wszystkie imprezy organizowane przez
hufce lub na poziomie krajowym, żeby mogli się pojawić i nas poznać;
Będę miał kontakty (maile, telefony) do wszystkich hufcowych dziewczyn i chłopaków,
żeby im podsyłać poznanych ludzi, zainteresowanych skautingiem i żeby nie mieli
wrażenia, że tylko daję im robotę, to zawsze najpierw się ich zapytam, czy mógłbym dla
nich coś zrobić np. znaleźć miejsce na obóz, dać namiary do Skautów Europy z innego
kraju, znaleźć speakera na spotkanie z rodzicami, poszukać dla nich pieniędzy, przyjechać
i zrobić jakieś szkolenie lub powiedzieć konferencję, etc.