Portret zbudowany z przeciwieństw Recenzja Anny Woźniakowskiej
Transkrypt
Portret zbudowany z przeciwieństw Recenzja Anny Woźniakowskiej
Portret zbudowany z przeciwieństw Recenzja Anny Woźniakowskiej Zajmuje się różnymi aspektami teorii i historii muzyki XIX i XX wieku, ale głównym ośrodkiem jego zainteresowań są postaci i dzieła polskich twórców: Fryderyka Chopina oraz Krzysztofa Pendereckiego. Znany polski muzykolog Mieczysław Tomaszewski, bo o nim mowa, pierwszą publikację poświęconą Chopinowi wydał w 1959 r. Jego „chopinowski” dorobek jest imponujący, obejmuje zarówno prace redaktorskie (był m. in. redaktorem naukowym czternastu tomów „Biblioteki Chopinowskiej” PWM), jak i autorskie. Wśród tych ostatnich pierwszeństwo należy się obszernemu tomowi Chopin. Człowiek, dzieło, rezonans, wydanemu po raz pierwszy w 1998 r. w Poznaniu, a dwa lata później w uzupełnionej wersji w Krakowie, wyróżnionemu m. in. nagrodą wydawców im. Jana Długosza, nagrodą Fundacji Kultury Polskiej i nagrodą Międzynarodowej Fundacji im. F. Chopina. U schyłku minionego roku ukazała się kolejna książka Mieczysława Tomaszewskiego Chopin. Fenomen i paradoks. Szkice i studia wybrane. Dziesięć tekstów składających się na tę pracę zostało napisanych w ostatnim dziesięcioleciu. Ich pierwodruki lub pierwotne wersje powstały z różnych okazji i zamieszczono je w różnych wydawnictwach w kraju i poza naszymi granicami. Przejrzane i uzupełnione, zestawione w cztery rozdziały zyskały nowy kontekst, a co za tym idzie i nowe znaczenie. Całość przedstawia interesujący, bo uwydatniający także pomijane dotąd rysy, portret twórcy trafiającego od blisko dwóch stuleci wprost do serc słuchaczy na całej kuli ziemskiej. Słusznie autor przypomina opinię Artura Rubinsteina sformułowaną we wstępie do książki Kazimierz Wierzyńskiego Życie Chopina, iż „Ten najbardziej narodowy z kompozytorów jest jednocześnie najbardziej uniwersalnym. (...) Podbój każdego audytorium przez muzykę Chopina jest naprawdę czymś fenomenalnym. Spotkałem się z niezrozumieniem Bacha, w pewnych środowiskach, z małym wzięciem Mozarta we Włoszech, z dziwną antypatią do Brahmsa w krajach łacińskich, z niechęcią do Czajkowskiego we Francji. Chopin króluje wszędzie”. Rozdział pierwszy – W zadziwieniu – przypomina, że każde dzieło sztuki niesie wartości naznaczone piętnem osobowości twórcy oraz że zjawiskowość i odrębność muzyki Chopina wręcz wymuszały na współczesnych sądy wartościujące, z reguły podkreślające jej paradoksalną dwoistość, w której każdemu twierdzeniu odpowiada jego zaprzeczenie. Tę dwoistość zauważymy też w cytowanej wypowiedzi Rubinsteina, gdy zestawimy określenia „narodowy” i „uniwersalny”. Mieczysław Tomaszewski podobnych paradoksów przytacza wiele – jak choćby romantyczną wyobraźnię Chopina stojącą naprzeciw jego oświeceniowej umysłowości – w ich zespoleniu, w jedności przeciwieństw dopatrując się źródła wyjątkowości twórcy i jego dzieła. W Drogach życia i twórczości autor przypomina swą teorię punktów węzłowych w życiu twórcy wywierających wpływ na taki a nie inny kształt jego sztuki. Według niej rozpatruje życie Chopina i fazy jego twórczości, próbuje nakreślić obraz jego osobowości i pozycję wśród współczesnych mu romantyków. Znaczące marginesy to przede wszystkim zwrócenie uwagi na pieśni Chopina, tę część jego dorobku, która – nieprzygotowana przez kompozytora do publikacji – jest nieco pomijana przez chopinologów i chyba wciąż najmniej przebadana. Tomaszewski jednak zauważa: „Chopin pisał swoje pieśni jakby mimochodem, na marginesie. Pisał w momentach, gdy wpadł mu w ręce jakiś wiersz wyrażający własny nastrój lub emocje danej chwili. Pisał również, by wyjść naprzeciw potrzebom towarzyskim i przyjacielskim. Stały się więc rodzajem jego >>dziennika intymnego<<. W stopniu wyższym niż u innych kompozytorów zostały nacechowane autobiograficznie. Słowa tekstu – dobierane nieprzypadkowo – zdają się zdradzać przy tym kolejne >>stany ducha << i konteksty, tak osobiste jak i historyczne”. I szeroko to znaczenie pieśniarskiego „dziennika intymnego” Chopina uzasadnia. Wreszcie Przestrzenie dyskretne to próba wejrzenia w najbardziej osobiste uczucia kompozytora, to rozważania na temat związków Chopina z wiarą, którą wyniósł z rodzinnego domu, a przypomnę za Mieczysławem Tomaszewskim, że wielu chopinologów przyjęło tezę Ferdynanda Hoesicka o ateizmie czy też indyferencji kompozytora w sprawach wiary. To także próba określenia charakteru najpoważniejszego w życiu Fryderyka a dramatycznie zakończonego związku z George Sand w kontekście Lukrecji Floriani, słynnej powieści pisarki, w której pomieściła historię ich miłości i rozstania. Znana powszechnie dyskrecja Chopina i niezłomność, z jaką bronił dostępu do swych uczuć, nie pozwala sformułować jasnego sądu w tych sprawach, autor też nie stawia żadnych tez, raczej udokumentowane cytatami i faktami znaki zapytania, które czytelnikom dają wiele do myślenia. Trwający Rok Chopinowski będzie pewnie pretekstem do licznych publikacji poświęconych Chopinowi. Czy w jakiś znaczący sposób pogłębią one naszą wiedzę o naszym Fryderyku Wielkim? Czasem jedno zdanie może zmienić optykę widzenia i przewartościować obiegowe sądy. Wydaje mi się, że w zbiorze esejów Mieczysława Tomaszewskiego można takie zdania odnaleźć, choćby w tekście opatrzonym cytatem z listu kompozytora: „Od tygodnia nicem nie napisał, ani dla ludzi, ani dla Boga”. Pierwodruk tego tekstu znalazł się w 2003 r. w okolicznościowym wydawnictwie na siedemdziesiąte urodziny prof. Mirosława Perza. Autor pisze, że muzyka Chopina „stała się nie tylko przekazem i dowodem genialności kompozytora i doskonałości w sztuce, lecz również przesłaniem jego świata wewnętrznego. A jest to świat prześwietlony i promieniejący duchowością. W niektórych momentach nacechowanie określoną odmianą duchowości, tą rezonującą w wymiarze religijnym, dochodzi w muzyce Chopina do głosu szczególnie wyraziście”. I kończy ten tekst stwierdzeniem: „Dopóki nie wyjdą na jaw ślady utworów opartych na tekstach religijnych, można domniemywać, że choćby część tego, co Chopin tworzył, pisał z ową pełną, czyli podwójną intencją. Można domniemywać. Nic więcej”. Czy to „coś więcej” jest konieczne?