Rzeczpospolita 7-01

Transkrypt

Rzeczpospolita 7-01
RZECZPOSPOLITA (Rzecz o Prawie)
2015-01-07
Strona: I2
DLA „RZECZPOSPOLITEJ"
• JAK ZOSTAŁEM PRAWNIKIEM..
Gasiłem światło podczas ciszy nocnej
* CEZARY GRABARCZYK, MINISTER SPRAWIEDLIWOŚCI
magisterską o stanach
nadzwyczajnych z krytyką
stanu wojennego. Bardzo
dobrze wspominam uczelnię i
wykładowców.
>K: Studia były dla pana
czasem buntu?
CEZARY GRABARCZYK:
Nie chodziło o bunt,
raczej o obywatelskie
nieposłuszeństwo. Strajk
w stoczni i powstanie
„Solidarności"
przyspieszyły dojrzewanie
społeczne mojego
pokolenia. Festiwal
„Solidarności" miał wielki
wpływ na uczelnie i samych
studentów. Ten okres na
Uniwersytecie
Łódzkim był
IrŁ -a wyjątkowy.
Od jesieni
1980 roku, gdy tworzyliśmy
Niezależne Zrzeszenie
Studentów, przez
formułowanie postulatów w
zespole programowym NZS
(domagaliśmy się między
innymi legalizacji naszej
organizacji) po strajki
studenckie w 1981 roku.
Na czym one polegały?
Okupowaliśmy budynki
uczelni. Byliśmy dobrze
zorganizowani, podzieleni na
sekcje - od zaopatrzeniowej
po kulturalną.
Pan w jakiej byt?
Przez część strajku byłem
szefem służby porządkowej.
Wchodziłem także w skład
komitetu strajkowego na
Wydziale Prawa i Administracji
Uniwersytetu Łódzkiego.
Czyli odpowiadał pan za
dyscyplinę?
Gasiłem światło podczas ciszy
nocnej. Ten pierwszy strajk był
jeszcze w miarę spokojny.
Sytuacja stała się groźniejsza
tuż po wprowadzeniu stanu
wojennego. Okupowaliśmy
wydział prawa od 14 do 15
grudnia. Około godziny
szesnastej drugiego dnia
strajku rozpoczął się atak
ZOMO. Część studentów za
namową pani dziekan i
biskupa opuściła wydział.
A jak to się stało, że trafił pan
właśnie na wydział prawa? Brał
pan pod uwagę coś innego?
Część z nas jednak została.
Pamiętam, że wiązałem na
wahadłowych drzwiach
wejściowych węzeł żeglarski
na takim grubym wężu
strażackim, który potem
przywiązałem jeszcze do
filarów wewnątrz budynku. To
oczywiście nie mogło na długo
powstrzymać zomowców.
Prześlizgnęliśmy się do drugiej
części budynku, tarasując
wąskie przejście krzesłami.
Zanim zomowcy przedostali
się naszym śladem, dotarliśmy
do rektoratu. Pracownicy
naukowi schowali nas w sali
podstawowej organizacji
partyjnej.
Jako licealista marzyłem o
archeologii. Byłem pod
wpływem lektur
poświęconych właśnie
archeologii, historii. Kiedy
jednak byłem w maturalnej
klasie, mój tata doprowadził
do mojego spotkania z
koleżanką
archeolożką.
Chciał, żebym
poznał realia
tej pracy.
Rozmowa z
nią
pozbawiła
mnie
złudzeń i
zniechęciła do tego zawodu.
Wydał mi się bowiem zbyt
statyczny. Ja chciałem działać.
Wybrałem prawo.
Postanowiłem, że zostanę
adwokatem.
TUŻ po studiach rozpoczął pan
pracę w Zakładzie Ubezpieczeń
Społecznych.
Wtedy nie było tak łatwo
dostać się na aplikację
adwokacką, był inny system.
Starałem się o to od 1986 roku,
o przyjęciu dowiedziałem się w
1988 roku. W latach 90.
wykonywałem zawód
adwokata - aż do powołania na
stanowisko prezesa Urzędu
Zamówień Publicznych.
Nie ponieśliście później żadnych
konsekwencji?
Pamięta pan swoje najciekawsze
adwokackie sprawy?
Tuż po strajku wydostaliśmy
się bezpiecznie bocznym
wyjściem. Pomagali nam
tramwajarze - hamowali,
dzięki czemu udawało nam się
wskoczyć i odjechać w
bezpieczne miejsce. Przed
uniwersytetem odbywało się
jednak regularne pałowanie,
polewanie wodą. Było 17
stopni mrozu, koleżankom
rajstopy przymarzały do nóg...
Nas jednak wtedy to ominęło.
Atmosfera na Uniwersytecie
Łódzkim była taka, że nic nam,
jako studentom, nie zrobiono.
Zresztą pisałem później pracę
Na pewno należała do nich ta,
w której reprezentowałem
reżysera i producenta filmu
„Witajcie w życiu", który
dotyczył mechanizmów
działających w firmie Amway.
Film przez wiele lat nie był
dopuszczany do dystrybucji.
Później wybrał pan jednak
politykę. Nie żałuje pan czasem
praktyki adwokackiej?
Czy minister sprawiedliwości
może żałować? Wiem jednak, że
kiedyś wrócę na salę sądową
jako adwokat.
—rozmawiała Katarzyna Borowska
18