Toster wydanie numer 21

Transkrypt

Toster wydanie numer 21
SPIS TREŚCI:
1. Korzenie Halloween — co o tym mówi Biblia?
2. Pierwsze Koty za płoty
3. A zdrowie przecież jest najważniejsze…
4. Kto jest nowym partnerem korczakowskiego Liceum?
5. Nikogo nie zabiła, a jednak zakazana.
6. Podróże kształcą
7. Rzuć palenie albo straż miejska zakuje Cię w kajdanki i
obezwładni paralizatorem!
8. Sylwetki korczakowskich gladiatorów – Ola Krawczyk
9. "Brokaty i izba sowieckiego gułagu – czyli nasz sosnowiecki
Teatr Zagłębia"
10. Chuda obsesja
11. "Mimo wszelkich zagrożeń czuję potrzebę pomocy, każdy
człowiek jest inny i kieruję się innymi poglądami”- czyli rzecz
o uchodźcach.
12. Eliksiry zdrowia
2
Korzenie Halloween — co o tym mówi
Biblia?
Biblijna odpowiedź
Jakub Kamiński
W Biblii nie ma wzmianek o Halloween. Ale zarówno pochodzenie tego święta, jak i związane z nim
współczesne zwyczaje opierają się na fałszywych wierzeniach dotyczących umarłych oraz
niewidzialnych duchów — demonów
Biblia mówi: „Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by (...) pytał duchów i widma, zwracał się do
umarłych”. Chociaż niektórzy uważają Halloween za nieszkodliwą zabawę, to według Biblii
towarzyszące mu praktyki wcale takie nie są. W Liście do Koryntian czytamy: „Nie chciałbym, byście
mieli coś wspólnego z demonami. Nie możecie pić z kielicha Pana i z kielicha demonów” (Biblia
Tysiąclecia).
Historia i zwyczaje Halloween
1.
Samhain: Korzenie Halloween sięgają „starożytnego pogańskiego święta obchodzonego przez
Celtów przeszło 2000 lat temu” — podaje dzieło The World Book Encyclopedia. „Celtowie wierzyli, że
w czasie Samhain zmarli mogą przechadzać się pośród żywych, a żywi mogą ich odwiedzać”. Jednak
Biblia jasno wskazuje, że zmarli „nie są świadomi niczego”. A skoro tak, to nie mogą kontaktować się
z żywymi.
2.
Przebrania, słodycze, „cukierek albo psikus”: Według pewnej książki niektórzy Celtowie zakładali
upiorne stroje, żeby błąkające się duchy wzięły ich za swoich i zostawiły w spokoju. Inni próbowali je
obłaskawić za pomocą słodyczy. W średniowiecznej Europie Kościół katolicki zaadaptował pogańskie
zwyczaje i zachęcał wiernych, by chodzili w przebraniach od domu do domu i prosili o drobne
upominki. Tymczasem Biblia potępia łączenie fałszywych praktyk religijnych z wielbieniem Boga.
3.
Upiory, wampiry, wilkołaki, wiedźmy, zombi: Istoty te od dawna kojarzone są ze światem złych
duchów. Biblia stanowczo wzywa, byśmy przeciwstawiali się niegodziwym duchom, a nie z nimi
świętowali.
4.
Latarnie z wydrążonych dyń: W średniowiecznej Brytanii „osoby chodzące od drzwi do drzwi
prosiły o jedzenie, oferując w zamian modlitwę za zmarłych”. Niosły ze sobą „latarnie z wydrążonej
rzepy ze świeczką wyobrażającą duszę uwięzioną w czyśćcu”. Niektórzy twierdzą, że latarnie te miały
odstraszać złe duchy. W XIX wieku w Ameryce Północnej rzepy zastąpiono dyniami, ponieważ były one
powszechne i łatwe do wydrążenia. Jednak poglądy i praktyki leżące u podstaw tego zwyczaju — wiara
w nieśmiertelność duszy, w czyściec oraz zanoszenie modlitw za zmarłych — nie mają w Biblii żadnego
uzasadnienia.
źródło: izareads.blogspot.com
3
PIERWSZE KOTY ZA PŁOTY
Martyna Wielkopolan
Przepiękna, słoneczna pogoda oraz tęcza przed VI Liceum Ogólnokształcącym im. Janusza
Korczaka w Sosnowcu – właśnie tak rozpoczyna się dzień 18 września 2015 roku. „Sprawcami”
tęczy są tego dnia dzielni uczniowie klas pierwszych, wybierający się na rajd VI LO, czyli ich
własny „chrzest”. Pełni energii pierwszoklasiści, poubierani w różnokolorowe koszulki oczekują
na przyjazd autokarów, które mają zabrać ich do Podlesic. To właśnie tam klasy trzecie
przygotowały dla nich „piekło” z prawdziwego zdarzenia.
Świeżo upieczeni licealiści nie wyglądają wcale na przestraszonych. Droga upływa im przy akompaniamencie
wspólnych śpiewów i wesołych śmiechów. Na miejscu wszystkie klasy, w bardzo szybkim tempie przebierają
się w naszykowane wcześniej stroje i prowadzone przez starszych kolegów ze szkoły, ruszają do Zajazdu
Jurajskiego. Pomimo braku zmęczenia i stosunkowo krótkiego marszu, słychać pierwsze wyrazy frustracji i
odgrażania się – „zobaczymy jak my będziemy w trzeciej klasie!”.
Fot. Martyna Wielkopolan
Mimo tego, już po chwili docierają na miejsce. Tam witają
ich zebrani nauczyciele i trzecioklasiści. „Witamy w piekle”
głosi transparent wiszący na bramie. Przy tej okazji
tegorocznych maturzystów bez wątpienia można nazwać
diabłami! Pierwszą przeszkodą, która czeka na uczestników
chrztu jest malowanie ich farbami, oblewanie wodą i
obsypywanie mąką. Nie jest to jednak wcale przyjemne
odziewanie się w kolory… Pierwszoklasiści muszą, bowiem
poruszać się w pozycji żaby, a farby są nie tylko na ich
twarzach, lecz także włosach i ubraniach! Jednakże, nawet
to nie rusza nieustraszonych uczniaków. Odważnie
pomiaukując wkraczają na pole rozgrywek i konkurencji,
które na nich czekają.
Pytani o pierwsze wrażenia i emocje, pierwszaki wykazują duży entuzjazm. Są gotowi na wszystko, co zostało
dla nich przygotowane. Gołym okiem widać, że przygotowania do rajdu pozwoliły klasom zintegrować się.
Oni sami także potwierdzają ten fakt.
Konkurencje rozpoczynają się.
Prowadzący zagrzewają
pierwszoklasistów do zaangażowania i
wzajemnego wspierania. Słychać doping
poszczególnych klas. Pierwszym etapem
rozgrywek jest przedstawienie wcześniej
przygotowanego transparentu i okrzyku.
Jest to mocny akcent, który ukazuje siłę
każdego zespołu. Kolejne etapy są już
sporym wyzwaniem. Sprawdzają
zaufanie, sprawność i umiejętność pracy
w grupie. Pierwszaki zmagają się z
balonami z wodą, skokami „na trzech
nogach”, wyławianiem cukierków z
kisielu, czy grupowym chodzeniem na
nartach. Szczególnie to ostatnie sprawia
uczestnikom niemałe trudności.
Fot. Martyna Wielkopolan
4
Niezwykle humorystyczna
choreografia i klasowe
zgranie są przepustką dla 1A
do… zajęcia pierwszego
miejsca w rozgrywkach
tegorocznego
rajdu!
Niezawodne jury w składzie:
dyrektor ZSO nr 2 – mgr
Marek Wiewiórowski, mgr
Dorota Grodecka, mgr
Grzegorz Szewczyk, ksiądz
Michał Zbrojkiewicz oraz
korczakowscy absolwenci ogłasza
następującą
kolejność zajętych miejsc:
I.
– 1A
II.
III.
IV.
V.
– 1B
– 1C
– 1E
– 1D
Wszyscy
uczniowie
są
zadowoleni z siebie, a
nawet jeśli nie zajęli miejsca
na podium – pozostają
dumni ze swoich klas.
Otrzymują
przygotowane
specjalnie dla nich rogi
obfitości
i
wysłuchują
przygotowanych przez ich
wychowawców wierszyków.
Kolejno czeka na nich obiad
i równie wesoły powrót do
domu. Tegoroczny chrzest
dostarczył wszystkim wielu
niezapomnianych wrażeń.
Uczniowie klas pierwszych
zostali oficjalnie przyjęci do
grona korczakowskiej załogi
i z pewnością zawsze będą
pamiętać pełen emocji
dzień w Podlesicach.
Fot. Martyna Wielkopolan
5
Oprócz rywalizacji był on dla
pierwszoklasistów okazją do
świetnej, wspólnej zabawy.
A już za dwa lata to oni
będą mogli zamienić się w
„diabły” i przygotować
swoje własne „piekło”…
A zdrowie przecież jest najważniejsze…
Beata Kołaciak
12 października w VI LO gościliśmy wyjątkową osobę, polityka, lekarza
laryngologa a zarazem posłankę na Sejm V,VI,VII kadencji panią Wiceminister
Zdrowia Beatę Małecką-Libera. Podczas dwugodzinnego spotkania opowiedziała
młodzieży o zagrożeniach, wynikających z niezdrowego stylu życia. Uczniowie
dowiedzieli się, co robić, aby uniknąć takich chorób jak otyłość, anoreksja,
cukrzyca, czy choroby serca. Pani Wiceminister zachęcała młodzież do zdrowego
odżywiania oraz do uprawiania sportu w szkole oraz poza nią. Wytłumaczyła,
dlaczego Ministerstwo Zdrowia zdecydowało się na rozporządzenie, które
definiuje, jakie produkty uczniowie będą mogli kupić w sklepiku szkolnym oraz
czego nie można dodawać do jedzenia, podawanego w szkolnej stołówce. Pani
Poseł zobowiązała się do tego, że zasugeruje korekty, które dotyczyć będą
między innymi kwestii zapotrzebowania energetycznego, które różni się u
maluchów i młodzieży. Obiecała również przedyskutowanie kwestii kawy, która
jest dla niejednego z licealistów ratunkiem w poniedziałkowe poranki. Zachęcam
Was, drodzy czytelnicy, do posłuchania wywiadu z Panią Beatą Małecką-Liberą w
szkolnym radiu Po Prostu.
Fot. Beata Kołaciak
6
Kto jest nowym partnerem
korczakowskiego Liceum?
Daniela Dębicka, Wiktoria Gacmęga
Artykuł dotyczy uroczystości podpisania umowy o współpracy pomiędzy Instytutem Francuskim w
Warszawie, Urzędem Miejskim w Sosnowcu, Szkołą Podstawową nr 45 oraz Polskim Stowarzyszeniem –
Europa Języków i Kultur.
Odpowiedzi na postawione wyżej pytanie mogłoby być wiele, ale my
przygotowałyśmy jedną, najprawdziwszą i najświeższą. Dnia 6 października 2015 roku o
godzinie 14:00 w sali numer 45 odbyła się konferencja dotycząca podpisania umowy o
promowaniu języka francuskiego, co dało Nam świetne rezultaty w postaci zdawania
egzaminu Delf na terenie Naszej szkoły. Porozumienie podpisali: pan Stanislas Pierrot radca do spraw współpracy kulturalnej w Ambasadzie Francji i dyrektor Instytutu
Francuskiego w Warszawie, pan Xavier Wasson - attaché ds. współpracy edukacyjnej
Ambasady Francji, pan Zbigniew Byszewski - pełnomocnik prezydenta ds. edukacji, pani
Renata Klimek-Kowalska – Prezes Polskiego Stowarzyszenia Europa Języków i Kultur
oraz pan Marek Wiewiórowski- dyrektor ZSO nr 2.
7
Fot. Magdalena Kocięcka
Uroczystość poprowadzili uczniowie VI LO
Martyna Wielkopolan z 2D i Dawid Szewczak z
2E. Natomiast program artystyczny przygotowali
uczniowie Szkoły Podstawowej nr 45 pod
nadzorem mgr Agnieszki Paciej-Motyl. Spotkanie
rozpoczęło się od przemowy dyrektora Marka
Wiewiórowskiego, w której zawarł poniższe słowa
„Porozumienie będzie ukoronowaniem wieloletniej
współpracy”.
Następnie zabrały głos wyżej wymienione osobistości i rozpoczęła się część
artystyczna. Po zakończeniu występów naszych młodszych kolegów, przedstawiciele
przystąpili do podpisywania dokumentów potwierdzających współpracę, a następnie zostały
wręczone słodkie upominki, które wywołały szczery uśmiech na twarzach gości.
Wydarzenie, jakie miało miejsce w
szkole jest kluczem do lepszej przyszłości
naszej placówki, a przede wszystkim do
lepszej przyszłości uczniów. Biorąc pod
uwagę popularność języka francuskiego
jesteśmy przekonane, że zwiększy się
zainteresowanie egzaminem Delf i
przystąpieniem do niego. Sam certyfikat
jest bezterminowy i uznawany do końca
życia. Warto w tym miejscu przytoczyć
słowa słynnego romantyka Johanna
Fot. Magdalena Kocięcka
Wolfganga von Goethe, że „Człowiek żyje
tyle razy, ile zna języków”
NIKOGO NIE ZABIŁA,
A JEDNAK ZAKAZANA.
Natalia Jakubowska i Beata Kołaciak
Mowa tu o drożdżówce, która wraz ze „śmieciowym jedzeniem” zniknęła ze szkolnych sklepików.
Wszystko za sprawą znowelizowania ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Czy ukochana
drożdżówka wróci do sklepiku, a może będzie można kupić ją na dowód? Czy sklepik zostanie
bezpowrotnie zamknięty? Czy nowa ustawa cokolwiek zmienia? Na te i inne nurtujące Was pytania
znajdziecie odpowiedź poniżej.
Od 1 września w życie weszła nowa ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia, zgodnie z którą firmy
prowadzące sklepiki szkolne nie mogą sprzedawać w nich tzw. „śmieciowego jedzenia”, czyli
zawierającego znaczne ilości składników niezalecanych dla rozwoju dzieci/młodzieży.
"To rozporządzenie ma przede wszystkim wymiar edukacyjny. Ma ono nauczyć dzieci, szkoły i rodziny,
na czym polega zdrowe i bezpieczne odżywianie. Musimy dać wyraźny sygnał i wyeliminować ze szkoły
tłuste, słone i słodzone pokarmy, które są główną przyczyną otyłości." - mówi Minister Zdrowia
Żeby zaspokoić naszą i waszą ciekawość, postanowiłyśmy zapytać
o zdanie Pana Dyrektora Marka Wiewiórowskiego oraz Panią
Urszulę Nowak, sprzedawczynie w korczakowskim bufecie.
Pan Dyrektor, zapytany o to, co sądzi o wprowadzonej reformie
oraz o zmianach dotyczących legalności drożdzówek, odpowiedział
nam następująco:
Źródło: http://www.sumarex.pl
Zapytałyśmy 50 przypadkowych uczniów czy chcieliby, żeby sklepik wrócił do stanu sprzed ustawy, aż
47 z nich odpowiedziało, że tak.
Większość uczniów zarówno z podstawówki jak i z liceum jest oburzona zmianami, jakie zaszły w
sklepiku. Postawiono tylko na zdrową żywność, zdrowo przy tym przesadzając. Dlaczego wrzucono
licealistów do jednego worka z sześciolatkami? Owszem, należy uczyć od najmłodszych lat zdrowego
odżywiania. O ile należy promować zdrowe nawyki żywieniowe o tyle zabranie pełnoletnim licealistom
możliwości wypicia kawy czy herbaty z cukrem w szkolnym bufecie to już przesada. Nowe przepisy mają
sens w przypadku dorastających dzieci, ale my mamy świadomość, co możemy a czego nie powinniśmy
jeść. Jeśli ktoś będzie miał ochotę na coś słodkiego to i tak pójdzie sobie to kupić jak nie w sklepiku to w
pobliskiej „Żabce”, chyba nikt nas za to nie zamknie? (pomijając fakt, że nie powinniśmy wychodzić poza
teren szkoły)
Kierunek zmian jest dobry, szkoda tylko, że wprowadzono je nagle i nikt na nie szkół nie przygotował.
Udało nam się jednak znaleźć zadowolonych z nowych przepisów. Wzrosły zyski w pobliskiej „Żabce”.
Bułki słodkie, pączki z lukrem i inne zakazane pyszności schodzą jak świeże bułeczki. Licealiści robią
zapasy na cały dzień. Rodzice dzieci z podstawówki kupują coś słodkiego pociechom na śniadanie.
Czy będziemy mogli kupić jakiś zakazany przysmak za okazaniem
dowodu? Na razie wiadomo, że do sklepiku ma wrócić
drożdżówka, być może kawa.
"Sądzę, że sam pomysł dotyczący zdrowego żywienia w szkołach jest sensowny, ponieważ z moich
obserwacji wynikało, że duża ilość uczniów kupowała żywność nieodpowiednią do zapotrzebowania ich
organizmów. Zwróciłem jednak uwagę, że rozporządzenie Pana Ministra nie uwzględnia zróżnicowania
wieku, jakie występuje między innymi w naszej szkole. Nie wzięto pod uwagę różnicy zapotrzebowania
energetycznego, które różni się u was; młodzieży w liceum i maluchów w szkole podstawowej. Widzimy
potrzebę, jako dyrekcja, żeby sklepik był utrzymany, w związku z tym dyskutujemy na temat zmiany
warunków umowy, ponieważ na chwilę obecną koszty utrzymania bufetu są większe niż dochody."
Pani Ula odpowiedziała nam tak:
"Rozporządzenie było ogromnym ciosem nie tylko dla mnie, ale i dla was, uczniów. Licealiści zdają sobie
sprawę, że zabronienie sprzedaży słodyczy oraz pozornie niezdrowego jedzenia wiąże się z
likwidowaniem sklepików szkolnych na terenie całego kraju. Sprzedawcy w szkołach są kontrolowani na
każdym kroku. Ja mam za sobą kontrolę Prezydenta Arkadiusza Chęcińskiego. Spodziewamy się wizyty
Ministra Zdrowia, Pana Mariana Zembali. Zmiana ustawy jest absurdem, więc cieszę się na myśl, że
drożdżówki
oraz
kawa
zagoszczą
z
powrotem
na
sklepikowych
półkach."
U nas również ta myśl powoduje uśmiech na twarzy. Czekamy z zaciekawieniem na rozwój sytuacji.
8
PODRÓŻE KSZTAŁCĄ
Martyna Wielkopolan
Kolejny rok szkolny ruszył pełną parą. Wraz z masą nowych obowiązków,
ogromem nauki, czy wyczekiwaniem na upragnione weekendy powróciły także
dojazdy do szkoły. Nasze liceum charakteryzuje się tym, że uczęszczają do niego
uczniowie z wielu okolic. Oczywiste jest, że młodzież z najbliższych rejonów
przychodzi na lekcje pieszo, niektórzy – czyli wszyscy Ci, którzy ukończyli już 18
lat – dojeżdżają samochodami, jednakże największa część korczakowskiej załogi
dociera do szkoły autobusami. Grupa ta na pewno doświadczyła pełnych wrażeń
przejażdżek.
Poniedziałek rano. Znienawidzona melodyjka, ustawiona na budzik wygrywa swoje pierwsze
takty. Załamana faktem tak wczesnego wstawania i zupełnie nieprzytomna wyciągam rękę,
aby uciszyć irytujący dźwięk. Z rezygnacją kładę głowę na poduszce i przykrywam się kołdrą,
obiecując, że „jeszcze tylko 5 minutek”. W końcu jednak pora wstawać, ponieważ nie można
przecież spóźnić się na autobus, który planowo odjeżdża dokładnie za 42 minuty.
Zwlekam się z łóżka i obijając się o ściany docieram do łazienki. Muszę naprawdę mocno się
skupić, aby utrzymać oczy otwarte. Staram się przygotować wszystko jak najprędzej, żeby
zdążyć na czas, na przystanek. Niestety, w wiecznym przekonaniu, że „mam jeszcze trochę
czasu” wszystko się przeciąga i kiedy orientuję się, która godzina – jest już zbyt późno, żeby
pójść na autobus spacerkiem. Z prędkością światła zbieram wszystkie potrzebne rzeczy,
zakładam buty i mknę (niczym Pendolino) do mojej „limuzyny”.
Źródło: www.twojezaglebie.pl
Zdyszana dobiegam na przystanek dokładnie o planowej godzinie pojawienia się autobusu,
co jest przyczyną braw, które biję dla siebie w myślach. Niestety, właśnie tego dnia mój
pojazd spóźnia się kilkanaście minut. Przestępując z nogi na nogę i trzęsąc z zimna, wyzywam
na cały świat – w szczególności na sam autobus, który pewnie niewiele może w tym
momencie zdziałać. Mimo tego, jestem przekonana, że gdybym nie spieszyła się tak bardzo –
przyjechałby punktualnie.
W końcu pojawia się w zasięgu mojego wzroku.
Jednakże, gdy podjeżdża bliżej widzę, że wypełnia go
jakaś niemożliwa na pierwszy rzut oka liczba ludzi.
Krzywię się i kręcę głową, po czym próbuję wcisnąć się
pomiędzy nich. To w większości młodzi ludzie – to
oczywiste, że wszyscy musimy zaczynać zajęcia o tej
samej godzinie… Po udanej próbie dostania się do
autobusu stoję ściśnięta wraz z innymi pasażerami i z
niebezpiecznie bliskiej odległości przyglądam się
osobie stojącej obok mnie. Bez wątpienia „przestrzeń osobista” to w tym momencie czysta
abstrakcja. Wciąż nie do końca obudzona przymykam oczy, ale krótka chwila wytchnienia, (o ile
można tak ją nazwać), zostaje przerwana przez gwałtowne hamowanie „limuzyny”. Wszyscy
lecimy - niczym kłody - do przodu, łapiąc się wszystkiego, czego tylko się da. Wypowiadam
przelotne przeprosiny do osoby, która została przeze mnie przygnieciona, po czym odwracam
się i mimowolnie patrzę z wyrzutem na osobę, która poleciała na mnie. Szczęśliwie, na
następnym przystanku część tłumu wysiada. Udaje mi się nawet znaleźć miejsce siedzące.
9
Trzymając plecak na kolanach opieram głowę o szybę. Przyglądam się siedzącym w autobusie ludziom.
Niektórzy słuchają muzyki, inni czytają książki lub gazety, jeszcze inni – niestety – wyglądają jakby z
pewnością nie posiadali ze sobą nawet biletu. Na kolejnym przystanku spoglądam przez szybę, gdzie widzę
tłum starszych osób szykujących się do wejścia. Większość starszych pań trzyma w rękach wypchane torby z
zakupami, a pierwsze słowa, jakie wypowiadają po dostaniu się do pojazdu to coś o „dzisiejszej młodzieży”.
Wzruszam ramionami i proponuję jednej z kobiet miejsce siedzące. Do końca trasy stoję już w miarę
spokojnie.
Wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie początkowe spóźnienie autobusu. Przez nie jestem pod szkołą
tylko dwie minuty przed rozpoczęciem lekcji. Wybiegam najszybciej jak się da i pędzę do budynku. Kolejny
raz zdyszana, wpadam do klasy 30 sekund po dzwonku, przepraszając za spóźnienie, tłumacząc się
autobusem. Niestety, to nie ratuje mnie wcale.
Zrezygnowana, po emocjonującej przejażdżce, siadam w ławce i myślę o tym, że przez kolejne dni czeka
mnie powtórka z rozrywki. Dochodzę do wniosku, że po skończeniu 18 lat będę chciała jak najszybciej mieć
własny samochód. A na razie? Wciąż będę uczyła się cierpliwości, wraz z innymi pasażerami, aby dostać się
do Korczaka. Chyba, że zacznę jeździć rowerem…
Rzuć palenie albo straż miejska zakuje Cię w
kajdanki i obezwładni paralizatorem!
Natalia Grzesik
Od wielu lat toczą się nieustanne spory o sens istnienia Straży Miejskiej. Ta, powstała w 1991 roku mając na celu
„przejęcie” obowiązków policji oraz zwiększenie bezpieczeństwa w naszym kraju. Przeglądając uprawnienia
strażników miejskich natrafiamy na: kontrolowanie ruchu drogowego, ochronę spokoju i porządku w miejscach
publicznych, współdziałanie z właściwymi podmiotami w zakresie ratowania życia i zdrowia obywateli, itd.
Czy Wy też zaśmialiście się w duchu? Każdy z nas oparty o własne doświadczenie z tą instytucją wie jak wyglądają
realia. Jednym słowem – kpina. To istny pożeracz budżetu gminy i państwa nie przyczyniający się do poprawy
bezpieczeństwa. Wiadomo, mandat wypiszą bardzo chętnie, jednak w przypadku napaści już nie działają tak ochoczo.
Bo przecież pieniądze są najważniejsze, trzeba żerować na obywatelach nieznających swoich praw. Za przyklejenie w
nieodpowiednim miejscu ogłoszenia z informacją o zaginięciu Twojego pupila zapłacisz 500zł mandatu, ale kiedy
zostaniesz ofiarą przemocy potraktują Cię gazem pieprzowym, a oprawca z uśmiechem na ustach ucieknie. Jeśli już
mówimy o pieniądzach to warto zauważyć, iż strażnik miejski zarabia około 2000zł. Za co? No właśnie – za nic.
Źródło: warszawawpigulce.pl
W Polsce pracuje jakieś 10 000 funkcjonariuszy i spójrzcie ile pieniędzy z budżetu jest źle
przeznaczone. Nie lepiej byłoby poświęcić je dla policji, która jest lepiej szkolona i przede
wszystkim ważna? No cóż… Być może słyszeliście o przypadku nastolatka, który za palenie
papierosa został brutalnie potraktowany. Szarpanina, gaz pieprzowy, paralizator – to Cię
czeka za chęć zapalenia w miejscu publicznym. Młody chłopak udostępnił na swoim
facebooku filmik pokazujący interwencję strażników miejskich. Ci, nie potrafili nawet
odpowiednio założyć kajdanek, zaplątując je w swoje ubranie. Chłopak został potraktowany
gazem pieprzowym z odległości kilku centymetrów od oczu, mimo że prawnie jest to
minimum 50cm. Takie nieudolne interwencje dzieją się każdego dnia, no i po co? Na portalu
społecznościowym Facebook powstał fanpage: „Zlikwidować Straż Miejską”.
Strona ma prawie 42 tysiące polubień. To chyba o czymś świadczy, prawda? Mam nadzieję, że Sosnowiec weźmie
przykład z Żor, Stalowej Woli i kilku innych miejscowości i zniesie tę nikomu niepotrzebną instytucje.
10
SYLWETKI KORCZAKOWSKICH
GLADIATORÓW- OLA KRAWCZYK
Patrycja Janoska
Silni, zdeterminowani, oddani swojej pasji - tacy właśnie są korczakowscy sportowcy. Poznajcie jedną z nich Aleksandrę Krawczyk. Każdy z nas toczy walkę sam ze sobą, ona również ją toczyła i wygrała. Dziś może pochwalić
się m.in. takimi sukcesami jak pierwsze miejsce na Śląsku w biegu na 100 metrów przez płotki oraz udział w
Mistrzostwach Polski. Ola Krawczyk jest uczennicą klasy IID, a jej pasją od dziecka był sport. Jednak jej sposobem na
życie stała się lekkoatletyka. Każdy dzień został podporządkowany treningom, ale jak sama mówi nie zmieniłaby w
życiu nic, co mogłoby sprawić, że znajdowałaby się w innym miejscu niż jest obecnie.
Zainteresowani? Poznajcie naszego korczakowskiego gladiatora!
REDAKCJA: Twoi znajomi powiedzieli mi, że szalona i przebojowa z Ciebię dziewczyna, powiedz mi czy
od dziecka masz w sobie tyle energii i zapału, czy pracowałaś na to długimi latami?
OLA: Od dziecka uwielbiałam sport. Już w podstawówce jeździłam na wszelkiego rodzaju zawody, które
sprawiały mi naprawdę wiele frajdy. Nigdy nie robiłam tego z przymusu. Od początku lubiłam to poczucie
adrenaliny, chociaż musiałam również zmagać się z dużym stresem, obojętnie, jakiej rangi były zawody.
REDAKCJA: Od początku wiedziałaś, że biegi to jest to, czemu chcesz poświęcić swój wolny czas. Czy
próbowałaś też również innych dyscyplin?
OLA: Tak naprawdę to próbowałam już chyba wszystkiego <śmiech>. Brałam udział w przeróżnych
zawodach, np. siatkówka, koszykówka, nawet piłka ręczna. Pod koniec szóstej klasy siatkówka spodobała mi
się na tyle, że chciałam iść do szkoły sportowej o tym właśnie profilu. W gimnazjum grałam nawet w szachy
<śmiech>, jednak postanowiłam wybrać biegi, ponieważ ta dyscyplina najlepiej mi szła i czułam się w niej
najpewniej.
REDAKCJA: Mogłabyś dokładnie opisać, jaki rodzaj biegów trenujesz?
OLA: Początkowo zaczęłam trenować bieg na 100 metrów. Później moja trenerka zauważyła, że dobrze radzę
sobie z płotkami, wiec przerzuciłam się na 100 metrów przez płotki. W tym roku zaczęłam 400 metrów przez
płotki, lecz prawdę mówiąc bardzo nie lubię tego dystansu.
REDAKCJA: Masz zamiar ponownie zmienić dystans? Jesteś osobą, która jest odważna i otwarta na nowe
wyzwania?
OLA: Wydaje mi się, że 400 metrów przez płotki jak do tej pory jest jednym z moich największych
lekkoatletycznych wyzwań. Bardzo chcę go zmienić, bo przede wszystkim nie radzę sobie z nim psychicznie.
Spalam się. Myślę nad tym, aby przejść na skok w dal, ponieważ bardzo to lubię i jest to coś nowego. Myślę,
że nawet dobrze mi idzie, jak na osobę, która przez 4 lata trenuje wyłącznie biegi. Zastanawiam się również
czy nie podjąć się wieloboju.
REDAKCJA: Jak do tej pory radziłaś sobie z tak dużym obciążeniem psychicznym?
OLA: Musiałam to po prostu jakoś przeżyć. Niestety nie mam na to dobrej metody tym bardziej, że moja
trenerka jest człowiekiem dość nerwowym. Wydaje mi się, że rozmowa z bliskimi, którzy dobrze nas znają i
wiedzą jak do nas przemawiać i zmotywować może nam naprawdę pomóc. Ważna jest również psychika,
czyli powtarzanie sobie w głowie, że nawet, jak nam nie pójdzie nic się nie stanie. Uważam, że to jest właśnie
w tym najgorsze, bo ma się tylko jedną szansę i musisz wtedy dać z siebie 110%. Jak Ci się nie uda, masz zły
dzień, lub jakąś kontuzję, to cała praca którą wkładasz na treningu idzie na marne.
11
REDAKCJA: Czy sport, który uprawiasz ma więcej zalet czy wad?
OLA: Są złe i dobre strony lekkoatletyki, lecz nigdy nie będę żałować tego, że tata pięć lat temu zaprowadził mnie na
stadion. Moje życie wyglądałoby wtedy zupełnie inaczej. Nie miałabym tylu znajomych, a nawet chłopaka, którego tam
poznałam <śmiech>. Oczywiście w mojej karierze sportowej miałam także wiele kontuzji, które kończyły się nawet
złamaniami i wizytami u różnych lekarzy sportowych.
REDAKCJA: Pomiędzy Tobą, a przyjaciółmi, których poznałaś na stadionie pojawia się nić rywalizacji czy raczej jest
to dla Was motywacja?
OLA: Między mną, a przyjaciółmi, co może wydawać się dziwne nie ma żadnej rywalizacji. Wprost przeciwnie razem z
Anią Rusin biegamy ten sam dystans, trenujemy z tą samą trenerką i od zawsze się wspieramy. Wiadomo, że jeśli
chodzi o dziewczyny, z którymi jestem tylko na ''cześć'' lub których w ogóle nie znam, pojawi się ta nić. Jednak nigdy
nie spotkałam się z tą niezdrową rywalizacją, chodź znam przypadek, w którym dziewczyna wywróciła moją koleżankę
podczas biegu na 800 metrów.
REDAKCJA: Ile pracy, wyrzeczeń musiałaś włożyć, aby dojść do tego poziomu, który prezentujesz?
OLA: Hmm... Nie wiem. Trenuję już 5 lat, włożyłam w to bardzo dużo pracy i uważam, że mój poziom jest przeciętny.
Oczywiście osiągam jakieś sukcesy, ale zdaje sobie sprawę, że ludzie, którzy mają talent są po prostu lepsi ode mnie
nawet bez takiego długiego stażu.
REDAKCJA: Czyli uważasz, że o wynikach decyduje talent, a nie ciężka praca?
OLA: Tak właśnie uważam. Talent plus ciężka praca to super-ekstra mieszanka wybuchowa. Oczywiście można jeszcze
pomagać sobie różnymi suplementami, ale to już inna bajka. Sądzę, również, że ważną rolę odgrywa szczęście, którego
ja niestety nie mam. Potrafię miesiąc przed Mistrzostwami Polski dostać anginy i przyjmować silne antybiotyki, albo po
prostu biegając przejść załamanie przeciążeniowe.
REDAKCJA: Sama walczyłaś o spełnienie swoich marzeń, celów czy ktoś wcześniej zauważył Twój talent i pomógł Ci
nim odpowiednio pokierować?
OLA: Wszystko zaczęło się po zawodach w wieloboju o szczeblu rejonowym w podstawówce. Tam osiągnęłam
najwyższy wynik zarówno z dziewczyn jak i chłopców. Mama wpadła wtedy na pomysł, żeby zapisać mnie do
MOSiRU w Sosnowcu, a tata zaprowadził. Tam już zajęli się mną trenerzy.
Fot. Patrycja Janoska
REDAKCJA: Jesteś jeszcze
młodą dziewczyną, więc czy
wymagano od Ciebie
prowadzenia drastycznych
diet?
OLA: Nie, a nawet jakby wymagano to bym się do tego nie dostosowała <śmiech>. Jestem okropnym żarłokiem.
Jedyne, co w tej kwestii robię to ograniczam słodycze i regularnie przyjmuje żelazo, ponieważ mam z nim problemy.
REDAKCJA: Mogłabyś powiedzieć, jaki jest Twój sposób na pogodzenie szkoły i treningów. Możesz liczyć na
wsparcie i pomoc Twoich bliskich?
OLA: Nie mam żadnego sposobu. Po treningach przychodzę i się uczę, a na obozach koleżanki regularnie wysyłają mi
zdjęcia notatek. Ważna jest organizacja. Przede wszystkim wiem, że bieganie nie wpływa negatywnie na moje oceny.
Nigdy nie byłam orłem i nigdy nie zależało mi, aby nim być. Nie mam potrzeby uzyskania samych dobrych ocen i
wzorowego zachowania.
12
REDAKCJA: Zazdrościsz swoim rówieśnikom, że mają więcej czasu dla siebie? Mogą wyjść na spotkanie z
przyjaciółmi czy na impreza, a Ty musisz znów iść na trening, albo szykować się do kolejnych zawodów?
OLA: Pewnie. Na początku trenowania moi znajomi nie rozumieli, dlaczego poświęcam temu tak dużo czasu, a
nawet namawiali, abym sobie odpuściła. Niestety moja trenerka mi na to nie pozwala. Sport to dyscyplina,
trenujemy pięć, czasami nawet sześć razy w tygodniu i bardzo brakuje mi czasu dla siebie. Aktualnie mam
„roztrenowanie”, co oznacza jeden trening w tygodniu. Staram się wszystko nadrobić i doceniać swój czas wolny.
REDAKCJA: Jakie sukcesy udało Ci się zdobyć w szkole, a jakie osiągnęłaś trenując w klubie?
OLA: W szkole naprawdę nieźle mi idzie. Bardzo często reprezentuję ją na zawodach międzyszkolnych. W
zeszłym roku byłam pierwsza na 100 metrów w Sosnowcu, a ostatnio razem z innymi dziewczynami zajęłyśmy
pierwsze miejsce w zawodach przełajowych. Jest tego trochę, tak samo w klubie. Osiągnęłam sukcesy na Śląsku, a
moje wyniki kwalifikują mnie do Mistrzostw Polski.
REDAKCJA: A komu najbardziej zawdzięczasz swój sukces?
OLA: Tatusiowi, który jako pierwszy zaprowadził mnie na treningi oraz mojej trenerce, która jest bardzo
wymagająca. Z moją samodyscypliną byłabym na treningu chyba raz w tygodniu <śmiech>. Bardzo często zdarza
się, że trening jest na tyle ciężki, że nie jestem w stanie go dokończyć. Ona potrafi wtedy podejść i powiedzieć
żebym nie dramatyzowała i cytując: „zbierała du*ę” i dokończyła bieg <śmiech> Jest bardzo apodyktyczną osobą.
REDAKCJA: Co robisz gdy dopada cię chwila zwątpienia?
OLA: Czasami mam takie chwilę, ale kto ich nie ma? Szczególnie dopadają w zimie, kiedy biegamy długie,
ciężkie dystanse przy minusowej temperaturze lub trzeba jechać na kolejny obóz sportowy i dodatkowo pogodzić
to z nauką. Zawsze takie myśli odkładam na bok. Dzięki temu wciąż trenuję i mogę się spełniać.
REDAKCJA: Czy jest jakaś osoba, która stała się Twoim wzorcem?
OLA: Szczerze? Nie mam kogoś takiego i uważam, że każdy sam pracuje na swoje wyniki. Jednak, jeśli mam
powiedzieć to wzorcami są dla osoby, które są bardzo utalentowane, osiągają znakomite wyniki. Pomimo
sukcesów umieją zachować pokorę i skromność.
REDAKCJA: Czy masz poczucie, że przez Twoją pasję straciłaś coś, czego już nie odzyskasz, bo nieodwracalnie
przeminęło?
OLA: Tak. Każdą połowę wakacji, którą wiąże z przygotowaniem na Mistrzostwa Polski. Zazwyczaj rozgrywane
są na końcu lipca, dlatego cały ten miesiąc muszę codziennie trenować. Nie mogę chodzić na imprezy, a nawet
muszę ograniczać plaże, aby nie przesadzić z opalaniem. Wszyscy gdzieś wyjeżdżają, a ja muszę zostać w
Sosnowcu.
REDAKCJA: Wszyscy sportowy narażeni są na krytykę oraz poddawani ogromnej presji. Chciałabym się zapytać,
jakim według Ciebie charakterem powinien oznaczać się sportowiec?
OLA: Uważam, że charakter wyrabia się z czasem. Ja dzięki temu, że trenuję bardzo poprawiłam swoją psychikę.
Lepiej radze sobie ze stresem, nie mam problemu w kontaktach z innymi. Jeśli coś planuję, to zawsze dążę do
tego, aby to zrealizować. Ważne jest również, aby trafić na dobrego trenera. Osobiście znam takich, którzy niszczą
zawodnika psychicznie, a jego sukcesy stają się dla nich priorytetem. Wtedy powinni jak najszybciej uciekać!
REDAKCJA: Bardzo dziękuję za poświęcony czas i życzę, abyś odnalazła swoje miejsce w lekkoatletycznym
świecie i spełniała się tak jak do tej pory.
OLA: Dziękuję, też mam taką nadzieję.
13
"Brokaty i izba sowieckiego gułagu czyli nasz sosnowiecki Teatr Zagłębia"
Natalia Szczerbińska
Źródło: www.gzm.org.pl
Wiktoria Gacmęga
Jesień to pora depresji , mroku, a przede wszystkim
jest to okres melancholii, w którym każdemu z nas brakuje
siły, energii, a także dobrego humoru . Jednak bądźmy
spokojni! Głowa do góry, bo oderwanie się od szarej ,
rutynowej rzeczywistości nie jest i nie musi być takie trudne.
Myślicie pewnie, że mamy na myśli imprezy do białego rana.
Otóż nie...
Miasto oferuje nam wiele różnych atrakcji i przedsięwzięć, a jedną z nich była VI Metropolitalna Noc
Teatrów, która miała miejsce nocą z 26 na 27 września 2015 roku i obejmowała cały Górnośląski Związek
Metropolitalny, a udział w tej akcji wziął pobliski Teatr Zagłębia w Sosnowcu. Będąc uczennicami klasy
dziennikarskiej, nie mogłyśmy przepuścić takiej okazji. Z prędkością światła wskoczyłyśmy w sukienki i na
szpilkach z biletami w ręku pobiegłyśmy do teatru.
Tamtej nocy instytucja emitowała dwa spektakle "Walizka" reżysera Wawrzyńca Kostrzewskiego oraz
"Eugeniusz Bodo – Czy mnie ktoś woła?" w reżyserii Rafała Sisickiego. Wspólnie wybrałyśmy drugą opcję,
jaką był musical, w którym została ukazana prawdziwa historia znanego, międzywojennego artysty –
Eugeniusza Bodo. Spektakl dzieli się na dwie ramy czasowe, lata 1941 – 1943, w których aktor jest
przesłuchiwany, obrażany i szykanowany przez władze radzieckie oraz posądzany o współpracę przeciwko
NKWD. Drugą ramą czasową jest powrót myślami do młodzieńczych lat Boda. Podczas tych wspomnień na
scenie pojawiają się młodzi aktorzy, którzy tańcem i śpiewem malują jego życiorys. Występ kończy się
przemową aktora, odgrywającego główną rolę , który opowiadał o ostatnich chwilach Eugeniusza Bodo.
Źródło: http://www.teatrzaglebia.pl
Atmosfera panująca na sali była zadziwiająco pozytywna, a zawdzięczyć to możemy kultowym
piosenkom, które wywołują uśmiech na twarzy każdego człowieka. Mowa tu między innymi o hitach: „Już
taki jestem zimny drań”, ”Ach te baby”, „Umówiłem się z nią na dziewiątą”, czy " Ach, śpij, kochanie" piosenka, która zakończyła sztukę. W pewnym momencie aktorzy zeszli ze sceny i czyhając na publiczność
oraz wykorzystując chwilę nieuwagi i spokoju wyskoczyli z tylnego wejścia obsypując nas różnokolorowym
konfetti. Na scenie gościł dobrze nam znany Michał Bałaga i mimo, że nie grał on głównej roli przykuł on
naszą uwagę, ponieważ po raz kolejny udowodnił swój kunszt aktorski, a w tej odsłonie oczarował widzów
przekomiczną mimiką twarzy. Kolejnym elementem, na który warto zwrócić uwagę to gra głównego aktora –
Piotra Bułki, który genialnie wcielił się we wszystkie grane przez niego postacie. Największe wrażenie zrobił
na nas, kiedy to odgrywał rolę kobiety i śpiewał piosenkę „Sex appeal”. Spektakl był na tyle emocjonujący, że
nie obszedł się bez owacji. W ramach podziękowań aktorzy wykonali bis piosenki "Ach te baby", w którym
wzięła udział cała publika klaszcząc w rytm muzyki.
Jednak na tym musicalu cały event się nie zakończył. W
kolejnych godzinach (niestety dla nas zbyt późnych) odbył się drugi
spektakl, w którym wziął udział dobrze znany z roli kamerdynera w
serialu "Niania" - Adam Ferency. Bazując na informacji, że występ
dostał nagrodę Grand Prix na XV Festiwalu "Dwa teatry", możemy
przypuszczać, że widowisko było doskonałe. Kończąc nasz artykuł
śmiało mówimy, że bez zobowiązujące wyjścia do teatru, kiedy sami
możemy podjąć decyzję co do wyboru repertuaru są często tymi
udanymi.
Według nas jest to dobry sposób, aby poprawić sobie nastrój, "odchamić się", a przede wszystkim totalnie
wyluzować i wspólnie z aktorami przenieść się w inny świat. Bo przecież nie ma nic bardziej pięknego jak
wielobarwne i liczne emocje tylu ludzi w tym samym momencie. Do zobaczenia następnym razem!
14
CHUDA OBSESJA
Ola Gajda
Każdy z nas prawdopodobnie wie, czym jest dieta. Odchudzają się gwiazdy, odchudzają się znajomi,
odchudzają się nasi bliscy, odchudzamy się i my. Informacje odnośnie zdrowej diety, ćwiczeń, czy
nowych sposobów za zrzucenie „zbędnych kilogramów” docierają do nas z każdej strony. Podobają
nam się figury coraz szczuplejsze. Podziwiamy wychudzone modelki, oraz szczupłe piosenkarki.
Coraz więcej ubrań jest dostępnych w rozmiarze XXS, natomiast rozmiar XXL ciężko jest spotkać w
popularnych, dobrze znanych nam „sieciówkach”. Grube jest niemodne. Krągłości są grube. Lubimy
się wyśmiewać z osób tęższych, widząc w nich zupełnie inną grupę ludzi niż my sami. Widzimy w
nich swego rodzaju „podludzi” – szydząc i wyśmiewając się z osób z nadwagą bądź otyłością.
Czujemy się od nich lepsi. Stało się to częścią naszej kultury. Nie widzimy skutków – wymaga to
niestety zbyt szerokiego dla nas zakresu myślenia. Jednak one istnieją i dotykają coraz więcej osób.
Jednym z nich są zaburzenia odżywiania, które są powszechniejsze niż by się wydawało. Każdy
słyszał o anoreksji i bulimii. Choroby te dotykają coraz młodsze osoby, spotyka się już nawet
ośmiolatki cierpiące z powodu zaburzeń odżywiania. Oto, jak wygląda i jakie skutki niesie za sobą
tego typu choroba spytałam swoją bliską przyjaciółkę – Anię, która w wieku 14 lat zachorowała na
anoreksję. Mam nadzieję, że jej historia i wywiad z naszym szkolnym psychologiem – Panią mgr
Dorotą Grodecką w jakiś sposób zmienią nasze poglądy.
„Nie do końca pamiętam jak to się zaczęło. Moment, w którym przekroczyłam granicę rozsądnego i
zdrowego myślenia jest dla mnie wciąż niepewny. Zawsze chciałam być szczuplejsza. Od dwunastego
roku życia próbowałam schudnąć na wiele sposobów, jednak z marnym skutkiem. Odchudzanie na
własną rękę, bez pomocy dietetyka nie mogło się dobrze skończyć. Nie przestałam jeść od razu,
wbrew pozorom był to powolny proces, na który złożyło się bardzo wiele czynników. Impulsem,
który zapoczątkował moją kolejną dietę była wiadomość, która pojawiła się w mojej skrzynce na
popularnym portalu ask.fm. „Jesteś gruba” – tak brzmiała jej treść. Nie trzeba było mi powtarzać
dwa razy, musiałam schudnąć, byłam w końcu gruba. Najpierw zdrowa dieta, chodzenie na zajęcia
fitness, 1200 kalorii, czyli całkiem normalnie. Jakiś czas później zmniejszyłam swój dzienny „limit” do
900 kalorii. Liczyłam kalorie w każdym posiłku, starając się zrobić to najdokładniej jak było to
możliwe. Ważyłam wszystko i brałam pod uwagę nawet łyżkę zupy czy jogurtu. Można powiedzieć,
że liczenie stało się moim hobby. Obniżyłam swój „limit” do 600 kalorii, czyli w przybliżeniu wartości
odżywczej dwóch kanapek. Z czasem doszło do tego, że dziennie mój święty „limit” wynosił 200-250
kalorii z ponad 2000, które powinnam spożywać. Jadłam 10 razy za mało. Tłumiłam głód pijąc litrami
zieloną herbatę, wodę i napoje typu „light”. Wszystko, co brałam do swoich ust musiało być przeze
mnie sprawdzone. Nie było miejsca na pomyłkę czy brak kontroli. Właśnie, kontrola. Uważam, że
jest to słowo-klucz. Gdy w moim życiu działy się rzeczy bardzo dla mnie trudne, nad którymi nie
potrafiłam zapanować, zaczęłam panować nad spożywanym jedzeniem. Był to obszar, na którym
mogłam mieć zupełną kontrolę. Chciałam coś zmienić w sobie, chciałam być szczęśliwsza, tak jak
większość osób, które rozpoczyna dietę. Stało się to dla mnie jedynym celem, a drastyczna dieta
powodowała drastyczny spadek wagi. Jednak z czasem zamiast się nim cieszyć, starałam się go
ukryć. Zdawałam sobie sprawę, że schudnięcie ośmiu kilogramów w miesiąc może wzbudzić
podejrzenia, a ja nie chciałam, aby ktokolwiek ingerował w moją „dietę”. Ważyłam się przynajmniej
pięć razy dziennie. Potrafiłam przebudzić się o pierwszej w nocy i pójść do łazienki, żeby sprawdzić
czy może moja waga spadła. Był to prawdziwy obłęd. Niedobór składników odżywczych dawał mi się
we znaki.
15
16
Źródło: zyciewniezyciu.uchwycone-chwile.pl
Nie miałam siły ani ochoty na nic,
byłam słaba, kręciło mi się w głowie.
Włosy wypadały mi garściami, na
paznokciach pojawiały się białe
plamy oznaczające znaczny niedobór
witamin. Pod zmęczonymi oczami
pojawiły się siniaki, których nie był w
stanie ukryć nawet najlepszy
podkład. Czułam się jak w więzieniu,
którego mury sama wzniosłam.
Bałam się jeść, bałam się jedzenia.
Mimo świadomości, że to, co się ze
mną dzieje zaczęło się wymykać
spod mojej upragnionej „kontroli”
nie byłam w stanie przezwyciężyć
tego strachu. Jedzenie było dla mnie
trucizną, której należało unikać.
Jedyną rzeczą, o której myślałam
było omijanie posiłków i liczenie
kalorii. Wiedziała o tym tylko jedna
osoba. Jednak dzisiaj jestem zdrowa
– przebieg mojego leczenia to
historia zbyt długa by ją tu umieścić.
Była
to
prawdopodobnie
najtrudniejsza rzecz z jaką przyszło
mi się w życiu zmierzyć. Zgodziłam
się podzielić moimi wspomnieniami,
z bardzo ważnego dla mnie powodu.
Zdaję sobie sprawę z tego jak wiele
dziewczyn
chciałoby
być
szczuplejsze, ile z nich się odchudza.
Presja otoczenia i kult szczupłej
sylwetki wpływają na każdego z nas.
Chciałabym, aby moja historia była
pewnego rodzaju przestrogą. Nie
próbujcie schudnąć za wszelką cenę.
Ścisłą dietę od zaburzeń odżywiania
dzieli mniejszy krok niż się wydaje. I następnym razem, kiedy powiecie komuś, że jest
gruby – przypomnijcie sobie moją historię.”
"Mimo wszelkich zagrożeń czuję potrzebę
pomocy, każdy człowiek jest inny i kieruję
się innymi poglądami”- czyli rzecz o
uchodźcach.
Kamil Foltyn, Karol Szymczak
Sytuacja uchodźców z krajów arabskich stała się ostatnio głównym tematem mediów w Polsce. W związku z
tym jako przedstawiciel szkolnej gazety "Toster" postanowiłem dowiedzieć się, co na ten temat sądzą
uczniowie VI Liceum Ogólnokształcącego im. Janusza Korczaka w Sosnowcu. Przeprowadziłem wywiad z
jednym z uczniów z klasy 2A Mateuszem Musiałem oraz ankietę wśród młodzieży w wieku od 17 do 19 lat.
źródło: Gazeta Trybunalska.pl
TOSTER - Jak Europa powinna zachować się wobec napływającego naporu uchodźców?
MATEUSZ : Według mnie każde państwo europejskie powinno przeprowadzić referendum w sprawie imigrantów,
każdy z obywateli powinien mieć szanse na decyzję w sprawie narastającego "problemu".
TOSTER - Czy duża fala imigrantów niesie ze sobą jakieś zagrożenia?
MATEUSZ - Oczywiście może być to duży problem, ponieważ większość uciekinierów z państw arabskich wyznaje
islam, a jak nie trudno się domyślić ich religia opiera się na zapisanej w Koranie "świętej wojnie”, nikt z nas nie chce
wojny w Polsce ani innych krajach europejskich.
TOSTER - Czy uważasz, że Polska powinna zaakceptować narzucane przez Unię Europejską warunki przyjęcia
uchodźców do własnego kraju?
MATEUSZ - Mimo wszelkich zagrożeń czuję potrzebę pomocy, każdy człowiek jest inny i kieruję się innymi
poglądami, nie możemy zakładać, że wszyscy z nowoprzybyłych ludzi będą mieli złe intencje.
TOSTER - Czy zdarzyło Ci się kiedyś brać udział w projektach wspierających integrację międzynarodową?
MATEUSZ - Nie brałem udziału w takich projektach, ale uważam, że jest to dobry sposób na nauczenie się tolerancji,
której w Polsce niestety brakuje, musimy kierować się własnym rozumem, a nie wykreowanymi stereotypami.
17
źródło: Blog grupy Superbelfrzy RP
TOSTER - Jak oceniasz postawę Polaków wobec uchodźców czy utożsamiasz się z ich negatywnym
zachowaniem?
MATEUSZ - Według mnie obywatele państwa mają złe podejście do imigrantów, takie opinie są
wykreowane głównie przez media, oraz telewizje, która nagłaśnia sytuacje agresywności wobec krajów
należących do Unii. Nie staram się udowodnić, że ludzie Ci są niewinni, ale odpowiednia polityka może
pokonać nawet największe problemy.
TOSTER - Jak twoi koledzy ze szkoły reagują na słowo „uchodźca”?
MATEUSZ : Większość z moich przyjaciół uważa, że jest to ogromne zagrożenie, niektórzy "grożą”, co
mogliby zrobić, lecz ja uważam, że gdyby sami byli w podobnej sytuacji inaczej patrzeliby na rzeczywistość.
Ludzie w Polsce często zachowują się na pokaz, a tak naprawdę myślą coś innego, taka nasza natura.
TOSTER - Co sądzisz o postawie Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii?
MATEUSZ - Podane kraje to państwa, które są wysoko rozwinięte kulturowo, dla tych narodów imigranci to
coś normalnego, powinniśmy brać z nich przykład i w każdej sytuacji myśleć i zachowywać się jak człowiek.
Chcąc dowiedzieć się co inni młodzi ludzie sadzą o uchodźcach, zadaliśmy pytanie 30
respondentom. Zapytaliśmy o to: czy Polska jest otwarta dla imigrantów; czy w Twoim
otoczeniu mieszka jakiś obcokrajowiec, z którym utrzymujesz bliższe kontakty; jakiej
narodowości obywateli jest najwięcej w Polsce; co by było gdyby cudzoziemiec był waszym
sąsiadem; czy uchodźcy powinni mieć prawo do stałego osiedlania się na terenach Unii
Europejskiej; czy zgadzacie się z negatywną opinią na temat imigrantów; czy imigranci
powinni mieć prawo do podjęcia pracy, przejęcia polskiego obywatelstwa.
Z 30 ankietowanych tylko 5 wykazało negatywną postawę wobec uchodźców. Większość
młodzieży jest przyjaźnie nastawiona do imigrantów, jednak zdają sobie sprawę z zagrożenia,
jakie niesie duża fala migracyjna.
18
Często zadajemy sobie
pytanie: czy ludzie, którzy
napływają do Europy coraz
liczniej to imigranci czy
uchodźcy?
Otóż
definicja
emigranta odnosi się do osoby,
która zmieniła swoje miejsce
zamieszkania ze względu na
poprawę
warunków
bytu,
natomiast uchodźca to człowiek,
który uciekł ze swojego kraju ze
względu na panującą w nim
wojnę, chaos bądź reżim. Takimi
osobami możemy nazwać ludzi,
którzy napływają do Europy z
Syrii, Afganistanu, Erytrei oraz
Nigerii. Zatem, do jakich państw
zmierzają uchodźcy?
Trafiają głównie do Włoch, a
stamtąd próbują przedostawać się
do Niemiec, Francji, Szwecji bądź
Norwegii ze względu na dobre
warunki socjalne, jakie tam mogą
otrzymać.
Wielu
uchodźców
przybywa do Europy tylko po to,
aby uzyskać te świadczenia, przez
co nie możemy określić, którzy
„uciekinierzy”
tak
naprawdę
potrzebują pomocy. Czy wobec
tego Polska jest narażona na nagły
przypływ uchodźców? Nasz kraj
można nazwać „przystankiem” w
drodze na zachód, co nie oznacza,
że drobny odsetek uchodźców nie
znajdzie się w naszym państwie,
gdzie
przybywają
głównie
emigranci
ekonomiczni
posiadający pozwolenie na pobyt i
pracę.
źródło: Mazowiecki Urząd Wojewódzki w Warszawie
19
Eliksiry zdrowia
Paulina Mrugała, Maja Wiejacha
Wraz ze zmieniającą się pogodą na jesień znacznie spadła frekwencja
uczniów Korczaka! W tym artykule zdradzimy wam jak pokonać zarazki!
Kapryśna pogoda nie tylko dopadła uczniów, ale także nauczycieli! Czy ty
również jesteś smętny, ospały i zmęczony? Czy brak ci energii lub boli cię
głowa? Nic dziwnego, w końcu znowu przyszła jesień!
Katar, ból gardła, spadek odporności i przeziębienia, to tylko niektóre skutki
uboczne tej znienawidzonej przez nas pory roku.
Redakcja radzi jak zwalczyć, a przede wszystkim zapobiec tym atakom. Dla
łasuchów również mamy niespodziankę.
Kiedy jest zimno to nasz organizm potrzebuje pożywniejszego jedzenia! Żadne
sałatki wiosenne nie wchodzą w grę. Keep calm nie pozwolimy wam za bardzo
przytyć :D.
Na własnej skórze sprawdziłyśmy jak działają naturalne antybiotyki. Zalicza się
do nich czosnek, cebula, cynamon, miód i sosna. Każdy z was na pewno
dostawał od babci syrop z cebuli, mleko z miodem i czosnkiem, czy syrop z
sosny. Przypomnijcie sobie o tym zanim zaczniecie się truć chemią!
Warto zapamiętać!
1. Zażywaj codziennie witaminę C w tabletkach lub z owoców (nie musi to być
cytryna).
2. Poproś mamę, by do potraw dodawała troszkę goździków, które chronią
przed atakami wirusów i bakterii, a także nie doprowadzają do wzdęć.
3. Pamiętaj by po przyjściu ze szkoły napić się ciepłej herbaty z cytryną i
miodem lub konfiturami malinowymi! A dla odważniejszych: zainwestuj w
świeży imbir.
4. W chłodne wieczory warto wypić mleko z czosnkiem i miodem, które nie tylko
nas rozgrzeje, ale tez zapobiegnie przeziębieniu.
5. Nie zapomnij o swoich stopach, które często są przemrożone po powrocie do
domu. Bez wątpienia to one przyczyniają się do przeziębienia. Zatem nalej
gorącej wody do miski, dodaj chili, imbir lub czarny pieprz i mocz je tak długo,
aż woda stanie się letnia.
20
Specjalnie dla łasuchów mamy przepis na muffinki dyniowe z orzechami!
-2 ½ szklanki mąki pszennej
-1 łyżeczka sody
-1 ½ łyżeczki proszku do pieczenia
-1 łyżeczka cynamonu
Źródło: www.poezja-smaku.plwww.gzm.org.pl
-1/2 łyżeczki mielonych (lub rozgniecionych w
moździerzu) ziaren kolendry
-1/2 łyżeczki soli
-1/2 szklanki kefiru lub jogurtu naturalnego
-2 jajka
-1/2 szklanki brązowego cukru
-1/2 szklanki białego cukru
-1/2 szklanki oleju
-1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (nie
koniecznie)
-1 szklanka pure z dyni
Posypka:
-3 łyżki cukru bązowego
-3 łyżki wiórków kokosowych
-3 łyżki posiekanych orzechów włoskich
Sposób przygotowania:
1.Wymieszać w jednej misce mąkę, sól, cynamon, kolendrę (ziarna rozgniecione w
moździerzu), proszek do pieczenia i sodę.
2.W drugiej misce wymieszać jajka, kefir (lub jogurt), olej, ekstrakt waniliowy, oba
cukry oraz pure z dyni.
3.Do suchych składników dodać mokre i lekko zamieszać do momentu połączenia.
4.Przygotować posypkę - wymieszać cukier, posiekane orzechy i wiórki kokosowe.
5.Do papilotek nałożyć ciasta na 3 wysokości i posypać przygotowaną posypką. Piec
20 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni C.
Życzymy smacznego!
Dla odważnych herbatka imbirowa:
Tak naprawdę obok herbaty to nie stało, ale brzmi to lepiej niż wywar. Ważne jest
jednak, że to naprawdę działa, aż trudno w to uwierzyć. Jest smaczna, ale ostra i nie
każdy jest na tyle odważny by się jej napić. A czy ty się odważysz?
Potrzebujesz: korzeń świeżego imbiru, miód, cytrynę i szklankę gorącej wody.
Sposób przygotowania: Nie musisz być geniuszem by wiedzieć, że warto zagotować wodę :) Zetrzyj
odrobinę imbiru na drobnej tarce i zalej wrzątkiem do połowy. Warto go parzyć ok. 10 min. Następnie dolej
chłodniejszej wody mineralnej z butelki dodaj miód i cytrynę do smaku. Pij ciepłe :)
Mamy nadzieję, że chętnie skorzystasz z naszych porad wypowiadając wojnę zarazkom! Powodzenia
Korczak !
21
STOPKA REDAKCYJNA
REDAKTORZY
Jakub Kamiński
Martyna Wielkopolan
Beata Kołaciak
Daniela Dębicka
Wiktoria Gacmęga
Natalia Jakubowska
Natalia Grzesik
Patrycja Janoska
Natalia Szczerbińska
Ola Gajda
Kamil Foltyn
Karol Szymczak
Paulina Mrugała
Maja Wiejacha
OPIEKA MERYTORYCZNA I GRAFICZNA
Joanna Napora-Ćmachowska
KOREKTA
Marta Koterwa – Stolarska
PROJEKT GRAFICZNY
Mateusz Szczepański
Kamil Pasierb
22

Podobne dokumenty