Z Casma na ołtarze - Męczennicy z Pariacoto
Transkrypt
Z Casma na ołtarze - Męczennicy z Pariacoto
Z Casma na ołtarze O dotychczasowym przebiegu procesu beatyfikacyjnego męczenników oraz o ich drodze na ołtarze, która rozpoczęła się już w czasie konduktu żałobnego z Casma opowiada świadek tamtejszych dni oraz obrońca sprawiedliwości w procesie – o. Szymon Chapiński, misjonarz pracujący przez wiele lat w Peru. Wspominając atmosferę tamtych dni trzeba przyznać, że już sam pogrzeb wskazywał na to, że możemy spodziewać się procesu beatyfikacyjnego. Wieczorem, 10 sierpnia, dzień po męczeńskiej śmierci naszych Ojców, biskup zwołał cały kler oraz zakonnice i odprawiliśmy mszę świętą. Po niej ustalone zostało wspólnie, że męczennicy pochowali zostaną w Pariacoto, a kondukt żałobny z ciałami z Casma do Pariacoto rusza w niedzielę o 9:00. Wydawało się, że za półtorej godziny tam dojedziemy, ale to było błędne myślenie… Gdy tylko przekroczyliśmy pustynię, która jest między Casma a pierwszą obsługiwaną przez nas miejscowością, Cachipampa, zobaczyliśmy ludzi stojących z kwiatami, z pieśniami i modlitwą na ustach. Musieliśmy stale przystawać, aby modlić się z nimi. Do Pariacoto dojechaliśmy dopiero na trzecią po południu. Ludzie czekali tam na ulicach już od 10:00 rano. O. Michał był w parafii szczególnie lubiany przez dzieci. Wówczas na katechezę przychodziło bardzo dużo dzieci. Wyświetlano tam im różne filmy z taśm, słuchano kaset magnetofonowych. O. Michał uczył je śpiewać. Sam nawet przetłumaczył piosenkę, którą w Polsce śpiewał z młodzieżą i nauczył tamtejsze dzieci. Podczas pogrzebu oni śpiewali ją, płacząc. To było bardzo wzruszające. Ludzie całą noc śpiewali i modlili się, czuwając przy trumnach. Przyjechało kilkunastu księży z Limy, były także Siostry zakonne. Na modlitwę przyszli także Ewangelicy. Wszyscy ludzie bardzo współczuli i byli przejęci tym, co się stało. Droga z Casma do Pariacoto i pogrzeb męczenników były rzeczywiście manifestacją wiary tamtejszej ludności oraz świadectwem tego, jak bardzo ludzie ich cenili. Już wtedy mówiono, że trzeba rozpocząć starania o beatyfikację. Rozpoczęcie drogi na ołtarze Wysłano więc komunikat do Kurii Generalnej. Biskup natychmiast zwrócił się do Konferencji Episkopatu Boliwii, żeby poprosić o pozwolenia rozpoczęcia starań o beatyfikację w trybie przyspieszonym. Dotykając formalnych kwestii procesu beatyfikacyjnego, trzeba zaznaczyć, że tak naprawdę jest to już proces kanonizacyjny, ponieważ istnieją w Kościele jakby dwa stopnie uznania oficjalnej świętości – pierwszy, jakim jest beatyfikacja i drugi – kanonizacja. Przy beatyfikacji uznaje się kult właściwy świętemu w obrębie jakiejś wspólnoty albo Kościoła lokalnego, natomiast kanonizacja ,a więc ogłoszenie świętym, rozpowszechnia ten kult na cały Kościół. Zarówno beatyfikacja jak i kanonizacja są zależne od decyzji Ojca Świętego. Proces ten musi być jednak poprzedzony badaniami, których oczywiście papież nie robi osobiście. Istnieje w kurii papieskiej w Rzymie specjalna Kongregacja (odpowiednik świeckiego ministerstwa) Spraw Kanonizacyjnych. Wszystko dokonuje się na zasadach procesu sądowego: jest więc sędzia, obrońca sprawiedliwości, notariusz. W procesie przesłuchuje się świadków, bada się fakty, pisma, mianuje się komisje, zbiera się literaturę, zdjęcia i dokumenty. Proces uregulowany jest prawem kanonicznym i instrukcjami Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, która organizuje również szkolenia dla tych, którzy prowadzą takie procesy w różnych diecezjach. Trzeba pamiętać, że równocześnie na całym świecie jest bardzo dużo takich spraw. Każdy zakon, nasz również ma tzw. Postulatora generalnego, który czuwa nad wszystkimi procesami całego zakonu. Mianuje się również wice – postulatorów dla poszczególnych spraw w poszczególnych miejscach. W naszym procesie w Polsce wszystko rozpoczął o. prof. Wiesław Bar, profesor Prawa Kanonicznego KUL. Istnieją dwa rodzaje procesów kanonizacyjnych. Od najdawniejszych czasów za świętych uznawano męczenników – tych, którzy oddali życie za Chrystusa – oraz wyznawców, czyli ludzi, którzy wyznawali wiarę chrześcijańską, żyli według Ewangelii i według kryteriów teologiczno – moralnych osiągnęli świętość. W przypadku procesu Franciszkanów z Pariacoto chodzi o męczeństwo. W procesie należy więc stwierdzić, że rzeczywiście zginęli oni z powodu nienawiści do wiary, albo do Kościoła, albo do Boga. Wiele miejsc, jeden proces Wspomniany już O. Wiesław. Bar przygotował wszystkie dokumenty i przyjechał z nimi do Peru. 9 sierpnia 1996 w rocznicę śmierci, na uroczystej sesji w Pariacoto, otwarto proces kanonizacyjny. Równocześnie poproszono arcybiskupa Krakowa, aby otworzyć proces lokalny. Proces lokalny rozpoczęto również w Bergamo, skąd pochodził trzeci męczennik – o. Alessandro Dordi, który zginął kilkanaście dni później, w innym miejscu, ale w tej samej diecezji. Zabili go także ci sami ludzie, o czym świadczą pozostawione ślady oraz świadkowie wydarzenia. Trzeci trybunał procesu znajdował w Peru. Wielość miejsc spowodowana jest tym, że choć męczeństwo dokonało się w Pariacoto, męczennicy żyli wcześniej w innych miejscach – o. Alessandro we Włoszech a o. Michał i o. Zbigniew w Polsce. Należy przeprowadzić badania także co do ich wcześniejszego życia, potwierdzić, że byli dobrymi, przykładnymi chrześcijanami. W Polsce wyznaczeni przez arcybiskupa zakonnicy działali zarówno w Krakowie jak i na różnych sesjach wyjazdowych – w Rychwałdzie – bo z tych okolic pochodził o. Michał – w Pieńsku, – ponieważ tam pracował jako katecheta i wikary – w Legnicy, gdzie o. Zbigniew był wicerektorem Niższego Seminarium Duchownego. Wszystkie dokumentacje zostały poprawnie sporządzone i trzeba było je wszystkie przetłumaczyć – na język włoski, hiszpański lub łacinę. Jak wiadomo wszystko to wymaga czasu. Był to więc długotrwały proces, który trwał do sierpnia 2002 roku. Dokumenty zostały podpisane, odpowiednio zabezpieczone i przekazane do Rzymu. Moja rola w procesie polegała na tym, że w Peru byłem tłumaczem, a w samym procesie tzw. Obrońcą sprawiedliwości. Brałem więc udział prawie we wszystkich sesjach. Dokumenty, które przesyłane były z Polski i z Bergamo tłumaczyłem na język hiszpański. Wicepostulatorem w Peru był o. Stanisław Olbrycht. Jako obrońca sprawiedliwości miałem obowiązek czuwać nad tym, aby dopełniono wszystkich formalności. Uznanie męczeństwa Po wielu miesiącach prac, zgromadzone w wielu tomach dokumenty zostały uznane przez Kongregację za ważne. Następnie przekazano je do dalszego procesu, w toku którego z tych tomów należy zrobić jeden, positio causae , albo positio super Martilio . W tym przypadku jest to wniosek do Kongregacji o uznanie męczeństwa naszych współbraci zamordowanych w Peru. Rozpatrywaniu wniosku towarzyszy następujący proces – Kongregacja wyznacza kilku teologów i specjalistów od prawa kanonicznego, którzy sprawdzają, czy rzeczywiście można ich uznać męczennikami w świetle teologii i prawa kanonicznego. Następnie przekazuje się go komisji kilku biskupów i kardynałów. Oni mają do wglądu informacje, jaką przekazali teologowie i kanoniści, mają dostęp do wszystkich tych dokumentów, sprawdzają je i sporządzają opinię. Jeżeli opinia jest pozytywna i dojdzie do rąk Ojca Świętego, to już od niego zależy decyzja, czy mogą być uznani męczennikami Można powiedzieć, że członkowie Świetlistego Szlaku, którzy zabili o. Michała i o. Zbigniewa „zadbali” , aby ze stwierdzeniem ich męczeństwa nie było większych trudności. Podobnie jak Panu Jezusowi na krzyżu umieszczono tabliczkę z wyrokiem, za co został ukrzyżowany, tak i przy ciele o. Zbigniewa oprawcy zostawili kartkę z napisem : „tak umierają lizusy imperializmu”. Dopisano także na niej czerwonym tuszem „Niech żyje ludowe wojsko partyzanckie!”. Na tym kartoniku były jeszcze plamy krwi o. Zbigniewa. Wszyscy potwierdzili autentyczność znalezionej kartki. Druga rzecz, która potwierdza męczeństwo Franciszkanów z Peru, to artykuł, który napisali terroryści w swojej prasie. Podali oni w nim wyjaśnienia swojego czynu. O męczennikach pisali, że przez swoją akcję odwodzą oni masy od zrywu rewolucyjnego, rozdają ochłapy imperialistyczne głodującym. Rzeczywiście wówczas panował tam głód, nasi zakonnicy pomagali ludziom – np. organizowali źródła ujęć wody pitnej, wraz z Caritasem dostarczali pomoc żywieniową w całej diecezji. Świetlisty Szlak uznawał takie działania za próbę odwiedzenia mas od buntu. Oni sami ograniczali i niszczyli produkcję, drogi, mosty, zabraniali rolnikom uprawiać więcej niż tylko to, co potrzeba dla własnego wyżywienia. Przez takie działania chcieli zdławić miasta głodem, bo człowiek głodny jest skłonny do buntu. Terroryści pisali o działalności franciszkanów, przekonując, że była to świadoma akcja polityczna, w zmowie z biskupem, oraz nazwano ich „bezpośrednimi agentami papieża Polaka, jednego z przywódców imperializmu międzynarodowego”. W tych publikacjach sprawcy zbrodni sami przyznali się do popełnionej winy. I te fakty mogą mieć duże znaczenie w procesie beatyfikacyjnym. Cierpliwe oczekiwanie Nie wiemy jeszcze, kiedy możemy spodziewać się zakończenia procesu beatyfikacyjnego. Są przecież tacy, którzy czekają na kanonizację całe wieki, jak np. ks. Piotr Skarga. Te sprawy trwają czasem bardzo długo. W Kongregacji jest ich bardzo wiele. Procesy są prowadzone jednocześnie w wielu różnych miejscach na świecie, bo przecież wszyscy jesteśmy powołani do świętości, a jeżeli ktoś wyraźnie osiągnął świętość, to Kościół to orzeka dla zbudowania innych chrześcijan i dla wzmocnienia w wierze innych wierzących. Teraz natomiast trzeba mieć wiele cierpliwości, trzeba rozpowszechniać informację o męczennikach, zachęcać do modlitwy, budzić świadomość o męczeńskiej śmierci naszych Ojców. Na podstawie rozmowy z o. Szymonem Chapińskim opr. Agnieszka Kozłowska tekst opublikowany 13 listopada 2013