Dom stu czterdziestu dwu

Transkrypt

Dom stu czterdziestu dwu
Anatol Ulman
Dom stu czterdziestu dwu
Wśród 142 wychowanków Państwowego Domu Dziecka w Bytowie jest 5 sierot naturalnych, to
znaczy takich, którym rodziców zabrał los. Resztę dzieci i młodzieży stanowią sieroty społeczne.
Termin ten oznacza dzieci, których rodzice (jedno lub obydwoje) żyją, ale z różnych powodów
nie opiekują się własnym potomstwem. Najczęściej, bo aż w 70 proc., pozbawiono ich władzy
rodzicielskiej na mocy sądowego wyroku. Nie dbali o córki i synów, nie troszczyli się o ich
duchowe i fizyczne potrzeby, dawali zły przykład wychowawczy. Wódka, antyspołeczne
nastawienie – to podstawowe problemy. Są jednak dzieci, które rozumują następująco: gdyby
nie było domu dziecka, byłyby u mamusi (bezwzględnej, pozbawionej uczuć, często pijanej –
ale mamusi). Biorą skutek za przyczynę. Stąd bierze się owa bezkrytyczna tęsknota za domem
rodzinnym. Potem, kiedy podrosną, gdy pojawi się świadomość, że społeczeństwo zadbało o ich
start życiowy, pojmą, iż uczyniono dla nich nieporównywalnie więcej niż zrobiłaby matka i ojciec
– pozbawieni poczucia odpowiedzialności. Sprawa rodziców to rzecz odrębna. Dzieci rodziców
nie wybierają. Rodzą się jednak z prawem do szczęśliwego dzieciństwa i młodości, które winni
zapewnić dorośli. Oglądając dokładnie liczne izby Domu Dziecka w Bytowie, więc sypialnie,
pokoje zabaw, świetlice, pracownie wychowania przedszkolnego, stołówkę, izolatki dla chorych,
myślałem o najtrudniejszym zadaniu wychowawców tej placówki: o tworzeniu wychowankom
ciepła rodzinnego, by zaradzić największemu niebezpieczeństwo, jakim w zastępczym
środowisku jest choroba sieroca. Wczesne doświadczenia i przeżycia mają decydujące
znaczenie dla całego późniejszego rozwoju osobowości człowieka. Niedostateczna opieka
indywidualna lub jej brak powoduje u niemowląt i dzieci zaburzenia znane właśnie pod nazwami
choroby sierocej, zespołu rozłąki, choroby szpitalnej. Po długotrwałej izolacji społecznej dziecka
najczęściej występują objawy opóźnienia umysłowego i psychospołecznego oraz inne.
Zaburzenia są widoczne w zachowaniu apatycznym oraz agresywnym, najczęściej można je
rozpoznać po obgryzaniu paznokci, trzymaniu paluszka w buzi, wymiotach, moczeniu nocnym.
W najcięższych przypadkach choroby sierocej dochodzi do wyniszczenia fizycznego i
upośledzenia umysłowego. Niedorozwój emocjonalny, będący wynikiem choroby sierocej, może
ujawnić się stosunkowo późno, powodując trudności w nauce, skłonności do włóczęgostwa i
przestępstw, niechęć do pracy. Co jest niezbędne, aby takich skutków uniknąć? Każdemu
dziecku, nie z własnej winy przebywającemu z dala od rodziców, należy zapewnić odpowiednią,
indywidualną opiekę stanowiącą najważniejszy warunek jego prawidłowego rozwoju. W Bytowie
opieka ta jest właściwie zorganizowana przez grono 17 wychowawców, którzy prowadzą grupy
przedszkolne liczące od 8 do 12 dzieci oraz grupy szkolne (16 do 20 wychowanków). Na każdą
grupę przypada po dwu wychowawców, a dyrekcja stara się, by tych dwoje było różnej płci, jak
w rodzinie. Wychowanie odbywa się w grupach koedukacyjnych, gdyż tak jest w familiach
naturalnych, mających charakter rozwojowy. Oznacza to, że gdy dziecko idzie do pierwszej
klasy szkoły podstawowej jego wychowawca nie zmieni się do końca, czyli do czasu, kiedy
dorosły, samodzielny wychowanek będzie mógł opuścić mury domu dziecka. Właśnie tak jest w
rodzinie. Potem wychowawca będzie jeździł na przysięgi swych dorosłych dzieci, bo jakże
inaczej o zadzierzgniętych związkach uczuciowych powiedzieć, na ich wesele, na chrzciny
przybranych wnuków. Tak jak w przeważającej liczbie naturalnych rodzin nie ma zmiany
rodziców, tak nie ma rotacji w gronie wychowawców w Bytowie. Pracując w Państwowym Domu
Dziecka, spełniając funkcje rodziców, latami. Pani Anna Suchanek pracuje już ponad 30 lat.
Ćwierćwiecze pracy ma za sobą pięć osób, również młodsi stażem nie mają zamiaru opuszczać
swoich dzieci. Trzy wychowawczynie rekrutują się z grona wychowanków domu. Czym można
lepiej o tej placówce zaświadczyć?! Wszyscy posiadają znakomite przygotowanie do swych ról
społecznych: 11 osób ma wyższe wykształcenie w zakresie pedagogiki opiekuńczej, a reszta
zawodowe przygotowanie pedagogiczne. W wielu zawodach wymaga się jedynie rzetelności i
pozytywnego nastawienia do pracy, aby wykonywać ją wzorowo. Od wychowawcy w domu
dziecka żąda się więcej: musi obdarzyć wychowanków naturalnymi uczuciami, dającymi
dzieciom poczucie bezpieczeństwa i świadomość indywidualnej o nie troski. Udawanie tego
rodzaju emocji na nic się przyda. Taki stosunek do dzieci widać w skutkach. W czym? W
zachowaniu, w uśmiechniętych twarzach dzieci i młodzieży. Jestem przekonany, że to
widziałem. Dla zachowania familijnych związków nie rozdziela się dzieci związanych
pokrewieństwem między poszczególne grupy, pozostają w jednej, a czasem jest ich sześcioro z
rodziny naturalnej. Aby utrzymać między wychowankami rodzinne związki, sprowadzono dzieci
z innych placówek opiekuńczych. Wytworzenie w wychowanku domu dziecka intuicyjnej
pewności, że jest otoczony indywidualną opieką, taką jaka ma miejsce w dobrej rodzinie,
wymaga dbałości nie tylko o generalia, lecz przede wszystkim o szczegóły. Takim szczegółem są
na przykład zabawki. W Bytowie pełno ich w izbach, gdzie bawią się przedszkolacy, ale to nie
miałoby znaczenia. Swoją wagę posiada natomiast fakt, że na każdym łóżeczku leżą lalki i misie
stanowiące indywidualną własność dziecka. Dla lalek dziewczynki szyją stroje, misie są wożone
przez chłopców w samochodach. Osobiste przedmioty, w tym służące rozrywce, posiadają
wszyscy wychowankowie. Aby dzieci z domu nie stanowiły zbyt raźnej grupy w jakiejkolwiek
podstawowej szkole bytowskiej, aby w pełnym stopniu zapoznawały się ze środowiskiem,
uczęszczają do wszystkich czterech szkół w tym mieście. Słusznie w tym przypadku
zrezygnowano z rejonizacji. Starsze dzieci oraz młodzież uczy się w szkołach zawodowych i
średnich na terenie Bytowa i całej Polski. Zbliżają się ferie, teraz wychowankowie wpadają
przede wszystkim do… kuchni. Żadne internackie wyżywienie nie zastąpi tego, co można
dostać w domu. W Państwowym Domu Dziecka w Bytowie lodówki i spiżarnie zawsze są pełne i
nikt wychowankom nie zabrania smażyć frytek, piec ciast, gotować tego, co się lubi najbardziej.
Tu, w kuchni, przy życzliwej pomocy pracowników, można także przygotować swoje imieniny
lub inną uroczystość korzystając ze wspólnych surowców. Dyrekcja domu określa stawkę
żywieniową jako zupełnie wystarczającą, a placówka, dzięki posiadaniu 16 ha ziemi, pełnego
składu maszyn rolniczych z ciągnikiem włącznie oraz dwu specjalnych pracowników, uprawia
owies i ziemniaki na paszę dla 130 tuczników rocznie. Dom nie przejada tego mięsa, nadwyżka
jest odstawiana w ramach kontraktacji. W pracach polowych pomagają wychowankowie, jak w
rodzinie. Ważną, indywidualną potrzebą dziecka jest różniące się od innych ubranie. Ani na
wychowankach, ani w szafach ubraniowych, które nie świecą pustkami, nie zauważyłem śladów
uniformizmu. Nie sądzę też, bym po stroju mógł odróżnić dzieci i młodzież z domu od innej
młodzieży w mieście. Przecież właśnie w tej dziedzinie Państwowy Dom Dziecka ma jeden (z
nielicznych) problemów. Stawka roczna przeznaczona na odzież dla jednego dziecka wynosi 3
750 zł, a realne potrzeby są wyższe i zamykają się, bez przesady w kwocie 4,5 tys. złotych.
Przydzielonych w budżecie pieniędzy starcza na wyżywienie i opał, na potrzeby szkolne, na
zabawki i rozrywki, na wszystko poza odzieżą. Dyrekcja placówki – podobnie jak rodzice z
dobrych rodzin, gdzie dba się o dzieci – nie prosi w tym wypadku o nazbyt wiele. Wymagałaby
także rewizji sprawa limitów na sprzedaż dla domu. Są one za małe, gdy chodzi o ubrania oraz
obuwie dla 142 wychowanków. Budżet nie jest zły, co do tego zgodni są dyrektor Edward
Piżewski oraz jego zastępca Janina Puzdrowska. Kuratorium Oświaty i Wychowania w Słupsku
oraz Inspektorat w Bytowie dbają o placówkę. Potrzebne są środki finansowe na zakup nowego
umeblowania, gdyż stare jest wyeksploatowane. Znów w trosce o zapewnienie wychowankom
prawa do indywidualnego charakteru sypialni, dom nie chce mebli jednakowych, jak w
koszarach. Nikt jednak nie chce się zając produkcją umeblowania dla domu według jego
projektów, odmówiły również Słupskie Fabryki Mebli. Czy Urząd Miejsko-Gminny w Bytowie nie
powinien wydać placówce zezwolenia na kupno mebli u różnych producentów? Państwowy Dom
Dziecka w Bytowie pracuje z myślą o przyszłości wychowanków, z myślą o tym, że założą oni
kiedyś swoje naturalne rodziny dając własnym dzieciom to, czego im odmówili rodzice, a w
pełni rekompensował dom.
- Dopiero tam, w domach założonych przez naszych podopiecznych – mówi prosto i ładnie pani
Puzdrowska – widzimy efekty naszej pracy. Byłam już w takich domach, gdzie gości szacunek,
miłość, ciepło i czystość.
Dom w Bytowie nie działa w społecznej pustce, a życzliwość otoczenia jest wymierna. Oto różne
zakłady pracy, POM, Zrzeszenie Prawników Polskich, WSS, PZU, „Pobrzeże” w Słupsku –
ufundowały do tej pory 72 książeczki mieszkaniowe dla wychowanków, najczęściej z pełnym
wkładem. Niezastąpionym partnerem domu są Polskie Linie Oceaniczne w Gdyni, którym
wychowankowie zawdzięczają wycieczki statkami po morzu, pobyt na koloniach letnich oraz
inne przyjemności. Żyją więc wychowankowie domu w Bytowie jak inne dzieci oraz młodzież i
nie sądzę, aby groziła im choroba sieroca, tym bardziej jej groźne skutki.
Zbliżenia, nr 4/1980, 24 I 1980