Amerykany - WordPress.com

Transkrypt

Amerykany - WordPress.com
Anatol Ulman
Amerykany
„...cnocie i wstydowi
cenę ustalili...”
(„Odprawa...”)
Prezydent nazywa się Klipton. „Czarnuchy tam biorą po mordzie, tylko nie majkeldżekson, bo on
jest czarnobiały”. „W domach robią chorory”. „Do samochodów strzelają zawsze z karabinów
maszynowych, żeby wybuchały od benzyny”. „Panowie dzieci rodzą”. „Piją łyski i kokakolę”. Co
to za kraj? Udało mi się namówić znajomą nauczycielkę, by swoim studentom piątego roku
szkoły podstawowej zadała nagłe i niespodziewane wypracowanie klasowe na temat: „Co wiem
o Amerykanach, mieszkańcach USA”. Od razu uprzedzam przyjaciół Stanów Zjednoczonych, a
także zainteresowane departamenta, że smarkacze kochają Amerykę aż do bałwochwalstwa i
bardzo by chcieli, uzbrojeni naturalnie w ciężką automatyczną broń, pohulać po ulicach Chicago
i Los Angeles. Zabawić się trochę, jak to zobaczyć na filmach można. Z napojów piliby jedynie
zdrową coca-colę na kwasie fosforowym albo i pepsi, whiskey w żadnym wypadku, gdyż są
nieletni, co pojmują. Ten Klipton to niewątpliwie w związku z telewizyjnymi muzycznymi clipami.
Pojęcie „czarnuch” pochodzi z filmów przybliżających uroki skonfederowanego Południa, które
nie przeminęły z wiatrem. A przekonanie, że w Stanach mężczyźni wyręczają panie w procesie
rodzenia wzięło się z obrazu filmowego. Lata bowiem po naszych zdychających kinach
promowany z wytężeniem przez handlarzy tandetny film pod tytułem bodajże Junior. Nie
jestem pewien tego oraz innych szczegółów, bo na podaną w reklamie treść wytworu
zareagowałem z obrzydzenia torsjami. Co mi wolno, póki nie ma jeszcze dyktatury i
szczegółowych przepisów, co mi wolno. W każdym razie jest to pomysłowe dzieło amerykańskie
o chłopie, który się sprokreował i napocząwszy urodził dzieciaka. Może dlatego, aby uniknąć,
razem z personelem medycznym, rozstrzelania przez któregoś ze zwolenników najwyższych
wartości, to jest przez ideowego nonaborcjonistę zwalczającego kulturę śmierci. Dzieciaka zdaje
się zrobił Schwartzeneggerowi Sylvester Stalonne. Albo też Tarzan King-Kongowi. A być może
Robocop zerżnął Airwolfa przy użyciu dopalaczy. Ot, budząca odrazę bzdura do wyciągania
pieniędzy od spragnionych wrażeń półgłówków. Wróćmy do coca-coli, bo była ona najczęściej
przez dzieci wspominana. Widać, że ją lubią. Uważam, że to dobrze z przyczyn higienicznych.
Płyn ten, o smaku rozpuszczonego w uwodnionej melasie mydła, dezynfekuje przewody
pokarmowe nieletnich, co jest korzystne, bo potrafią oni pożerać różne zakaźne rzeczy, np.
drożdżówki podawane brudną dłonią sprzedawczyni. Największym szacunkiem pięcioklasistów
cieszą się następujący obywatele Stanów Zjednoczonych: superman ze szczęką buldożera,
batman – anioł o skrzydłach nietoperza, oraz człowiek pająk – spiderman. Wybitne te postaci
cechują się umiłowaniem sprawiedliwości, mądrością, siłą oraz skłonnością do latania w
powietrzu. Dziewczynki wolą pannę Barbie oraz tę dziennikarkę, której zawsze pomagają
wojownicze żółwie Ninja tresowane przez szczura karatekę. Kochany jest mocno elektryczny
policjant Robocop. Słynny Myszek Miki jest prawdziwym Amerykaninem tylko dla jednej
dziewczynki i dama ta twierdzi, że zwierzątko pochodzi z Japonii! Kaczor Donald z rodziną oraz
reszta ferajny nie została dostrzeżona jako obywatele USA. Biedny Walt Disney. Śmieszne te
postaci są przez dzieci olewane z przyczyny, jak można sądzić, małej a zwłaszcza nieskutecznej
agresywności. Bowiem nie chodzi o to, by ktoś się wściekał, jak Donald, lecz by cudownym
laserowym mieczem, jak to czyni niejaki Herman, niszczył całe cywilizacje, by rozpieprzał
planety, a co najmniej miasta i kosmiczne pojazdy. „Amerykany to naród bojowy”, napisał jeden
chłopak. Ta cecha podnoszona jest najczęściej. Nic dziwnego, skoro ich ulubionym zajęciem jest
toczenie wojen oraz masowe likwidowanie „żółtków”, a kiedy brak im tej rozrywki poza
granicami wielkiej ojczyzny, uprawiają ją na ulicach Nowego Jorku, katrupiąc z automatycznych
karabinków tysiące „zgniłków”. Przy okazji dwoje dzieciaków wyraziło poczucie dumy narodowej
z przyczyny udziału Polaków w wojnach amerykańskich. Konkretnie udzieliło pisemnej pochwały
Tadeuszowi Kościuszce, zdenominowanemu obecnie do pięciu groszy za patronowanie I Dywizji,
który walczył o wolność Stanów z Irokezami! Drugą cudowną właściwością Amerykanów, w
przekonaniu autorów wypracowań, jest ich głębokie życie duchowe, wyrażające się w
codziennym i powszechnym obcowaniu z demonami, zjawami, wampirami oraz innymi zombi.
Dzieci, podatne na ekspresję, najwyżej sobie cenią tych Amerykanów z zaświatów, którzy są
najbardziej rozgnici i rozciapkani z przyczyn otwartych ran, cieknącej ropy, wyłupionych oczu
czy ciągnących się metrami flaków. Z klasówki wynika też, że obcowanie z kulturą
amerykańską, to jest z tą, jaka jest obficie do wolnego naszego kraju importowana, wzbogaca
niezmiernie polski i angielski słownik dzieciaków, czego przykłady zacytowano, a był jeszcze
„angol”, „plejboj”, „białas” i „Czykago”. Stawiam dziesięć zielonych przeciwko rublowi, że
żadne z amerykańskich dzieci nie wie tyle o Polsce, co nasze małolaty o wielkiej kulturze
Stanów! Na plon klasówki spojrzeć można różnie. Ogólnie rzecz biorąc, stwierdzić należy, że
dzieci mają w swych łebkach wszelkie odpadki Ameryki Północnej. Wszystek amerykański śmieć
w spienionych potokach coli na Polskę wali ściekiem zbudowanym przez ludzi „interesu”, z
których bierzmy przykład. Importowana jest Ameryka głupców, tępych osiłków, geszefciarzy,
zbrodni i jaskrawego łajna. Jakby nie było innej, nadaremnie tańczącej po czasie z wilkami! Z
drugiej strony, jeżeli te dzieciaki, gdy dorosną, żyć mają w ustroju najlepszym ze złych, jakie
wymyślono, nie wolno ich przygotować do roli owiec milczących podczas skórowania. Brak
litości, agresja, bojowość wydają się pożądanymi dla bytowania właściwościami, a w tym są,
dzięki biznesmenom, kształcone. Taki jeden zwolennik amerykanizacji współziomków, pedagog
Elwood P. Cubbelrey, oceniał nas w latach dwudziestych następująco: „Południowi i wschodni
Europejczycy odróżniają się bardzo od wyżej stojących północnych Europejczyków. Potulni
analfabeci, niesamodzielni i pozbawieni inicjatywy, nie mają nic z anglo-teutońskiego
pojmowania prawa, porządków i rządów. Ich przybycie ogromnie osłabia nasze moce narodowe
i rozkłada instytucje obywatelskie”. Nie trzeba się na Elwooda P. Cubberleya gniewać. Choć
przenikliwy, sczezł już. Gorzej, że prawda pozostała.
Sycyna, nr 7/1995, 26 III 1995