Ludzie wyszli spokojniejsi
Transkrypt
Ludzie wyszli spokojniejsi
Nr 80, 30 IX - 2 X 1983 Ludzie wyszli spokojniejsi Piątkowy (23 września) wieczór w Filharmonii Białostockiej uznać należy za bardzo udany i potrzebny. Zarówno program jak i jego wykonanie przyniosły wiele satysfakcji i pożytku dość licznie zgromadzonym słuchaczom. Zbigniew Szablewski — II dyrygent naszej Filharmonii często wprowadza do repertuaru pozycje nowe, a wśród nich muzykę XX stulecia. Poznaliśmy w ten sposób w ostatnich sezonach klasyczne już dzieła Prokofiewa, Ravela i Strawińskiego oraz wiele wybitnych kompozycji współczesnej muzyki polskiej. Program pierwszego w tym sezonie koncertu Szablewskiego charakterystyczny był dla jego zainteresowań; wszystkie cztery wykonania były w Białymstoku pierwszymi. Część pierwszą koncertu wypełniły dwa utwory współczesnych polskich kompozytorów, drugą — dwie kompozycje klasyka XX wieku, Maurycego Ravela. Zestawienie kompozycji Krzysztofa Pendereckiego De natura sonoris powstałej w 1966 r. z Symfonią koncertującą na skrzypce i orkiestrę kameralną Edwarda Bogusławskiego — prawykonanie jej odbyło się w kwietniu tego roku — poglądowo ukazuje przemiany, jakie nastąpiły w ciągu tych kilkunastu lat w postawach kompozytorskich. Upraszczając całą sprawę można by powiedzieć, że naszych twórców przestał już fascynować sam nowy język dźwiękowy, wyszukiwanie nieznanych dotąd efektów brzmieniowych, studiowanie natury brzmienia (stąd tytuł utworu Pendereckiego). Późniejsze kompozycje Pendereckiego i innych twórców, w tym także Symfonia koncertująca Bogusławskiego, wskazują na zmianę zawartości, proporcji tego, co tradycyjne i tego, co nowatorskie. Otóż okazało się, iż nowe w otoczeniu nowego — tylko szokuje, jest jedynie e f e k t e m. Natomiast nowe odpowiednio przemieszane i zestawiane ze starym, nie tylko wywiera daleko silniejsze wrażenie, ale nie prowadzi do zerwania porozumienia ze słuchaczem. W ten sposób odbiorca jakby stopniowo uczył się nowych słów, nowych znaczeń — w końcu nowego języka. Dawne szokowanie wyłącznie samymi nowatorskimi efektami porównać by można do przemawiania w zupełnie obcym, niezrozumiałym dla słuchaczy języku. Niby słyszymy, rozróżniamy barwę głosu, intonację, poszczególne głoski, ale, niestety, nic z tego, mimo najszczerszych chęci, nie rozumiemy. Dlatego nie zdziwiła mnie zdawkowa reakcja słuchaczy po wykonaniu De natura sonoris sławnego, bądź co bądź, kompozytora i znacznie cieplejsze przyjęcie kompozycji mniej znanego Bogusławskiego, nie zrywającej z tradycyjnymi kontekstami, zwłaszcza z melodyką — tym podstawowym elementem wyrazowym europejskiej muzyki. Niełatwą partię solową Symfonii koncertującej wykonał Roman Lasocki, specjalizujący się w prawykonaniach dzieł polskiej współczesnej muzyki skrzypcowej. Nie znając partytury trudno oceniać to wykonanie, Po ogólnym bardzo dobrym wrażeniu, jakie pozostawiło, zarówno solistę jak i prowadzoną przez Szablewskiego w kameralnym składzie orkiestrę można uznać za współtwórców sukcesu tego dzieła. W ravelowskiej części wieczoru usłyszeliśmy Koncert D-dur na lewą rękę oraz orkiestrową suitę Moja matka gęś. Młody pianista Janusz Grobelny z powodzeniem poradził sobie z trudnościami technicznymi, w wielu miejscach — szczególnie lotnych figuracyjnie i o dużym ładunku liryzmu — bardzo się podobał. Pozostawił jednak również pewien niedosyt tam, gdzie muzyka Ravela wymaga większej pikanterii, wyrazistszej artykulacji (np. w marszowym ostinato z charakterystycznymi opadającymi miksturami fortepianu) oraz po prostu większej siły uderzenia. Natomiast orkiestra wykonała obie kompozycje Ravela bardzo stylowo. Zbigniew Szablewski potrafił wyegzekwować grę precyzyjną nie tylko technicznie ale i muzycznie (frazowanie), co jest tak ważne właśnie u Ravela, Niemały udział w ogólnym sukcesie mieli muzycy wykonujący partie solowe: świetnie brzmiał obój, klarnet, flet i rogi. Słuchaj interpretacji tego dyrygenta nabywamy swoistego poczucia ładu, porządku wynikającego z przemyślanych i zharmonizowanych proporcji poszczególnych elementów muzyki. Z Filharmonii wychodziliśmy w piątkowy wieczór bogatsi, pełniejsi i spokojniejsi. Zbigniew Szablewski dobrze rozpoczął swój nowy sezon. STANISŁAW OLĘDZKI