Energetyczna apylanka
Transkrypt
Energetyczna apylanka
Litwini nie chcą atomu – czy stać ich będzie na prąd z importu? Energetyczna apylanka Autor: Jacek Balcewicz („Energia Gigawat” – nr 11/2013) „Apylanka” to po litewsku objazd, z reguły nienajlepiej oznakowany, co często prowadzi do pomylenia drogi i konieczności zawracania. W referendum towarzyszącym ostatnim wyborom parlamentarnym na Litwie - Litwini zdecydowali, że nie chcą ma swoim terytorium energetyki jądrowej. Nie wiadomo, czy była to autonomiczna i samodzielna decyzja społeczeństwa litewskiego, czy też zostali podpuszczeni i zręcznie wymanewrowani przez tych, którzy będą mieć interes w tym by energię elektryczną pochodzącą także z atomu dostarczać na Litwę z zewnątrz. „Przeciw” głosowało 62,7 proc., zaś „za” było 33,96 proc. głosujących przy frekwencji wynoszącej 51,25 proc. Tak więc referendum jest ważne, ale jak podkreślają konstytucjonaliści nie ma mocy prawnie wiążącej i jest tylko formą konsultacji społecznych, bowiem Parlament poprzedniej kadencji przyjął już ustawę o budowie siłowni jądrowej to jednak jest już raczej mało prawdopodobne, aby znalazła się siła w nowym dość mocno rozdrobnionym politycznie litewskim Sejmie i nowym koalicyjnym rządzie, która by była skłonna przeciwstawić się opinii publicznej w tak drażliwej sprawie. Tym bardziej, że opinia litewskiego społeczeństwa jest zbieżna z europejskimi trendami w tej kwestii, zaś niemieccy Zieloni już czekają, by w razie czego pospieszyć „z braterską pomocą”. Litewskie „ne” dla energetyki jądrowej choć zgodne z aktualną europejską poprawnością nie zabezpiecza jednak w żadnym razie terytorium Litwy i jej obywateli przed skutkami hipotetycznej awarii jądrowej, gdyż budowana już przez Rosję na terenie Enklawy Kaliningradzkiej Bałtycka Elektrownia Jądrowa leży praktycznie na granicy z Litwą i dokładnie 365 km jazdy samochodem od miejscowości Visaginas, gdzie u zbiegu granic Litwy, Łotwy i Białorusi, gdzie miałaby powstać litewska siłownia jądrowa. Z kolei Białorusini położyli już latem ubiegłego roku kamień węgielny pod swoją elektrownię jądrową zlokalizowaną w miejscowości Ostrowiec w obwodzie grodzieńskim tuż przy granicy litewskiej w odległości zaledwie 50 km jazdy samochodem od samego Wilna. Prezydent Litwy i była Komisarz ds. Programowania Finansowego i Budżetu UE Dalia Grybauskaitė uważana za zwolenniczkę energetyki jądrowej skomentowała wyniki referendum dość dyplomatycznie i wielce dwuznacznie mówiąc: „Budowie nowej elektrowni atomowej sprzeciwia się mniej niż jedna trzecia obywateli uprawnionych do głosowania. Nowy rząd i sejm powinien uwzględnić wolę części wyborców i przyjąć korzystną dla Litwy decyzję”. Eksperci i analitycy obawiają się, że w takim stanie rzeczy z projektu może „wyjść” japoński koncern Hitachi, który miał być inwestorem strategicznym i partnerem technologicznym. Wyniki referendum wywołały zaniepokojenie także w kołach gospodarczych na Łotwie i w Estonii. Rok temu swój udział zawiesiła PGE podając jedynie motywy ekonomiczne, a dokładnie niską rentowność projektu za przyczynę. Wywołało to pewne rozżalenie w Wilnie i deklarację, że projekt dla Polski cały czas jest otwarty. Wielu ekspertów i analityków po polskiej stronie od początku nie wierzyło w skuteczność realizacji pomysłu budowy nowej Ignaliny czyli Wisagińskiej Elektrowni Atomowej, a jedynie poprawność polityczna nakazywała im powstrzymanie się od publicznego ogłoszenia swoich tez. Tym bardziej, że negocjacje pomiędzy Polską, Litwą, Łotwą i Estonią przeciągały się, zaś przedmiotem sporów i dyskusji były zarówno parytety kapitałowe w przyszłej spółce jak i podział mocy z nowej inwestycji. - Wyniki referendum na Litwie, jak i wcześniejsze zawieszenie udziału PGE w projekcie jądrowym na Litwie nie mają wpływu budowę „mostu energetycznego Polska – Litwa” – takie zapewnienia słychać ze strony PSE – Operator. Prace przebiegają zgodnie z planem i harmonogramem. Już w 2015 roku połączenie będzie dysponowało mocą 500 MW, która docelowo zostanie podwojona do wielkości 1000 MW i będzie mogło przesyłać energię w obu kierunkach tzn. zarówno z Polski na Litwę jak i z Litwy do Polski. „Most” po staremu Połączenie elektroenergetyczne Polska-Litwa tworzyć będzie dwutorowa linia wysokiego napięcia 400 kV o długości 150 km (100 km po polskiej stronie granicy i 50 km po litewskiej stronie granicy), która zostanie przeprowadzona z Ełku do Alytus na Litwie. Tam też powstanie stacja przekształtnikowa stanowiąca stałoprądowe sprzęgło pomiędzy polskim i litewskim systemem elektroenergetycznym. Konieczna jednak będzie transformacja napięcia, gdyż po polskiej stronie tego typu linie pracują na napięciu 400 kV, zaś po litewskiej 330 kV. I to dla wielu osób jest sporym zaskoczeniem, gdyż w czasach ZSRR zarówno Polska jak i wchodząca w skład ZSRR Litewska Socjalistyczna Republika Radziecka działały w ramach połączonych systemów energetycznych funkcjonujących pod egidą Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, która starała się unifikować i normalizować wiele parametrów technicznych funkcjonujących sieci. Będzie to więc połączenie asynchroniczne, co oznacza, że Litwa jak i Łotwa oraz Estonia zostaną nadal poza wspólnym obszarem synchronizacji UCTE, do którego należą obecnie prawie wszystkie państwa unijne Europy Kontynentalnej, a ich sieć będzie pracowała nadal w ramach standardów holdingu energetycznego RAO JES realizującego monopol energetyczny wewnątrz Federacji Rosyjskiej. Zaraz po rozwiązaniu Związku Radzieckiego i ogłoszeniu niepodległości miało to dla Litwy sens techniczny i wymiar ekonomiczny. Działająca wtedy Ignalińska Elektrownia Atomowa odziedziczona w spadku po ZSRR pokrywała ze sporym naddatkiem energetyczne potrzeby gospodarki litewskiej pozwalając na eksport energii do państw ościennych w tym także do osamotnionej i niezdolnej do samozaspokojenia wtedy swoich energetycznych potrzeb Enklawy Kaliningradzkiej. 180 tys. dolarów na godzinę Niektórzy wspominają w Wilnie z nostalgią, że w szczytowym momencie Ignalina przynosiła Litwie każdej godziny 180 tys. dolarów czystego zysku co jak łatwo policzyć dawało ponad 65 mln dolarów zysku netto. Dzisiaj aby „otworzyć” litewski rynek energii i zintegrować go choćby w sposób symboliczny z rynkiem i systemami UE potrzebna jest stacja przekształtnikowa. To oczywiście dodatkowy koszt samej inwestycji jak i później codzienna „konsumpcja” ok. 1 proc. przesyłanej energii. Jednak jak twierdzą fachowcy zajmujący się na co dzień bieżącą eksploatacją sieci to rodzaj bezpiecznika zapobiegającego transmitowaniu niekorzystnych składowych harmonicznych czy też pozwalającego „wyssać” zamówioną i zakupioną moc, z czym niekiedy były trudności przy pracy synchronicznej, albowiem w układach zamkniętych prąd płynie według reguł odkrytych przez Gustava Kirchoffa, a nie umów cywilno-prawnych. Budowa połączenia nie „przeciągnie” Litwy na stronę UCTE czy dokładniej od czerwca 2009 roku ENTSO - E, choć jak usłyszałem w Wilnie wielu Litwinów tego by chciało, bo jedna linia to za mało jak na bezpieczne połączenie, a na budowę drugiej – choć hipotetycznie powinna – biec z innej stron nie ma miejsca wszak granica z Polską stanowiąca jednocześnie granicę strefy wpływów UCTE jest najkrótszą granicą Litwy i liczy ledwie 104 km. Są też tacy, którzy pragmatycznie pytają, a po co mamy się synchronizować z UCTE, skoro mamy swój mały funkcjonujący od marca 2006 roku system BALTSO. System synchronizacji sieci elektroenergetycznej jest w zasadzie bez znaczenia, bo uruchomiony na początku 2007 roku podmorski kabel Estlink 1 o mocy 350 MW spinający estońskie Harku i fińskie Espoo pracuje w systemie stałoprądowym. W podobnym stałoprądowym standardzie właściwym dla kabli podmorskich będzie funkcjonował układany na dnie Zatoki Fińskiej 171 kilometrowy kabel Estlink 2 o mocy 650 MW z Pussi w Estonii do podstacji Anttila w Finlandii. Ma być gotowy do pracy w 2014 roku. W 2016 roku ma zacząć funkcjonować najdłuższy w tym rejonie, bo 400 kilometrowy kabel NordBalt znany również jako SwedLit o mocy 700 MW biegnący od Kłajpedy na Litwie do Nybro w Szwecji. Łącznie więc Litwa będzie dysponowała infrastruktura do wymiany 1700 MW i udziałami w dwóch kablach wychodzących z estońskiego brzegu o łącznej mocy 1000 MW. Można więc przyjąć, że w dyspozycji litewskiego systemu elektroenergetycznego będą możliwości wymiany ok. 2 000 MW czyli typowej elektrowni jądrowej. Zatem będzie infrastrukturalnie przygotowana na zakup energii elektrycznej z zewnętrznych źródeł. Tyle tylko, że kupując trzeba mieć czym płacić. A tymczasem Litwa pozbawiona jest surowców mineralnych – jedynym jej bogactwem są pokłady torfu i kopalny bursztyn, zaś gleby są przeciętnej jakości. Już dzisiaj w supermarketach króluje mleko w kartonikach z… Zambrowa. To pod względem PKB na głowę mieszkańca jeden z najbiedniejszych krajów UE. Po całkowitym wyłączeniu Ignaliny i oparciu rodzimej energetyki o importowany gaz i olej opałowy ceny energii dla mieszkańców wzrosły o… 30 proc. I to jest podstawowy problem. Most energetyczny Polska Litwa może funkcjonować w obie strony tzn. przesyłać energię z Polski na Litwę i z Litwy do Polski. A co będzie jeśli energii zacznie brakować tak po jednej jak i po drugiej stronie granicy ? Wtedy pojawi się energia elektryczna z siłowni jądrowej w Enklawie Kaliningradzkiej, a może też na Białorusi. Rosjanie deklarują, że są gotowi nawet zbudować kabel z Kaliningradu do Ełku. W PSE Operator na pytanie czy brane jest pod uwagę międzysystemowe połączenie z Enklawą Kaliningradzką można usłyszeć dyplomatycznie, że koncepcja jest analizowana. A tymczasem jeśli popatrzymy na mapy sieci energetycznych można z łatwością dostrzec, że Alytus gdzie po litewskiej stronie będzie kończył się most energetyczny może mieć połączenie wewnętrznym liniami 330 kV zarówno z Sowietskiem, gdzie w sąsiedztwie buduje się Bałtycka Elektrownia Atomowa, jak i Grodnem stolica obwodu gdzie zaczęto budować Białoruską Elektrownię Atomową. Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć śmiało, że zamknięcie Ignalińskiej Elektrowni Atomowej było przedwczesne, zaś argumentacja, że znajdują się tam reaktory typu „czarnobylskiego” przesadzone. W ogóle katastrofę w Czarnobylu należy wyciągnąć przed nawias energetyki jądrowej. Miała ona bowiem miejsce tylko dlatego, że rozłączono tam automatykę czuwająca nad bezpieczeństwem, by prowadzić eksperymenty które wymknęły się spod kontroli Reaktory RMBK są proste w konstrukcji, można nawet powiedzieć, że jak na dzisiejsze czasy za proste. Mają jedną cechę mogą pracować na niewzbogaconym uranie, co czyni je najtańszymi w eksploatacji. W tej chwili czynnych jest ich jeszcze 11. Wszystkie w Rosji. Po 4 w Kurskiej Elektrowni Atomowej i Elektrowni Sosnowy Bór obok St. Petersburga i 3 w Smoleńskiej Elektrowni Atomowej. Gdyby były „śmiertelnie niebezpieczne” to mimo wszystko MAEA by je jednak nakazała zamknąć. Wielka szkoda, że nie skorelowano momentu wyłączenia Ignaliny z momentem uruchomienia Wisagińskiej Elektrowni Atomowej. Unieruchomiona elektrownia jądrowa stwarza podwójne problemy, bo trzeba czuwać nadal nad jej bezpieczeństwem tak samo jak w przypadku zakładu czynnego, albo nawet skrupulatniej, a nie zarabia już pieniędzy.