Pobierz

Transkrypt

Pobierz
Klozeolit i szuflada pani Cecylii (12) — ajw
Od autora: Jest to XII część cyklu "Życie Marcela jako ustawiczne unikanie pokus"
Odpaliłem kompa i przejrzałem z grubsza zawartość, ale nie natrafiłem na nic podejrzanego. Zanim go
zamknąłem, wszedłem odruchowo na fejsa. Okazało się, że mam wiadomość od kumpla z Lublina:
„Zobacz, jaka podobna do Twojej siory ”. Kliknąłem w link i zakląłem z wrażenia . Na filmiku Anka i
Ołena całowały się namiętnie. Nie chciałem tego oglądać. Wcisnąłem pauzę i zadzwoniłem do Anki.
- Jesteś z Ołeną? – zapytałem na samym wstępie.
- Nie, ale zaraz mamy się spotkać. Coś się stało?
- Wyślij ją na drugi koniec miasta. Wymyśl coś, żeby nie przyjechała teraz do domu. Muszę z tobą pogadać, i to natychmiast. – Mój ton musiał zaniepokoić Ankę, bo nawet nie protestowała.
- Zaraz będę – powiedziała i przerwała połączenie.
Kiedy dowiedziała się o moich odkryciach i obejrzała filmik, najpierw wpadła w szał, a później zaczęła
histerycznie płakać, jęcząc, że jest skończoną idiotką. Przez grzeczność nie przyznałem jej racji, choć byłem wściekły, że kolejny raz dała się wyrolować.
- Co z tym robimy? Idziemy na policję?- zapytałem.
- Chyba umarłabym ze wstydu – chlipnęła.
- Nie możemy tego tak zostawić – starałem się ją przekonać. - Nie chcesz chyba, żeby ten film hulał po
necie?
- Marcel, nie mogę. – Zaczęła chodzić w kółko i marudzić na swój zafajdany los.
Nie wiedziałem, jak to przerwać. Nagle wpadła mi do głowy myśl, którą natychmiast musiałem się z nią
podzielić.
- Słuchaj, pamiętasz sąsiada stryja - tego, co był na grilu w zeszłym roku? Taki szpakowaty, z wąsem, po
czterdziestce. Przyszedł z żoną. Taką tęgą blondyną, co zgubiła oczko w kolczyku, przypominasz sobie?
- Tę upierdliwą babę? – Ance rozjaśniło się w głowie.
- Dokładnie.
- Trudno byłoby ją zapomnieć.
Pani Eliza była bowiem straszną szczególarą. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby się okazało, że pracuje nad
kontrolą jakości produktów albo w jakimś laboratorium, gdzie bada zawartość cukru w cukrze . Wtedy na
grilu wypadł jej kamień z kolczyka, a że nie dało się go odnaleźć, bo trawa była dość wysoka, poprosiła
stryja, by wprawił nowy. Na drugi dzień mogła odebrać kolczyk, ale się zaparła. Wstawiony biały ka1
mień, w jej mniemaniu znacznie różnił się od tego, który tkwił w drugim kolczyku. Zatruwała więc życie
biednemu stryjaszkowi, który za każdym razem, gdy go nawiedzała, miał ochotę zamienić się w komara i
wyfrunąć niepostrzeżenie, bzycząc pod nosem na upierdliwe babsko. Miał szczerze dość jej wybrzydzania. W końcu białe to białe, jaka różnica? Niestety, wciąż nie mógł jej zadowolić. Aż pewnego
dnia spadła mu z łazienkowej półki woda toaletowa. Tak niefortunnie uderzyła o brzeg muszli klozetowej, że uszkodziła toaletę. Jerzy zaklął szpetnie, ale biorąc do ręki kawałek, który odprysnął, stwierdził,
że ma idealny kolor bieli, pasujący do kolczyków pani Elizy. Nie przejmując się więc stratami w toalecie,
z radością pognał do pracowni, by go oszlifować. Pani Eliza była w siódmym niebie - znaczy
zadowolona jak po trzech orgazmach z rzędu albo jednym transkosmicznym.
- Widzisz, Jerzyku? Trafiłeś w samo sedno. – Uściskała stryja, zostawiając czerwone ślady szminki na
jego zaróżowionych z emocji policzkach.
- Teraz jest pięknie. Sam zobacz, pasują idealnie - szczebiotała. - Powiedz mi jeszcze, kochany, co to za
kamień.
- Yyyyyy… - zająknął się stryj, ale zaraz dodał roztropnie: - Klozeolit, bardzo rzadki okaz.
Zaśmialiśmy się na wspomnienie tej historii, co rozładowało sytuację.
- A co ten szpakowaty i jego rąbnięta małżonka mają wspólnego z moją sprawą? – zapytała Anka, przestając się śmiać.
- Szpakowaty jest policjantem z wojewódzkiej. Jerzy mówił, że to równy gość. Pogadamy z nim, ok? Zadzwonię do stryja i poproszę o kontakt.
Anka początkowo nie chciała zgodzić się na rozmowę z komendantem, ale przekonałem ją jakoś. Torzewski poprosił, by złożyła oficjalne doniesienie. Okazało się, że tą sprawą zajmują się już jakiś czas, ale
wciąż brakowało dowodów, by towarzystwo zamknąć.
W szpitalu pojawiłem się dość późno. Dzięki temu, że na dyżurze była moja ulubiona pielęgniarka, udało
mi się wejść na oddział. Po pustym korytarzu chodziła zdenerwowana pani Kwiatkowska. Strasznie przeklinała. Pani Ula próbowała zaprowadzić ją do łóżka, ale ta z uporem osła stawała przed salą i nie było
możliwości, by przekroczyła próg.
Od razu przypomniała mi się akcja „szuflada” z panią Kwiatkowską w roli głównej. Jako nauczycielka i
nasza wychowawczyni była bardzo cierpliwa, ale nie wiedzieliśmy, ile zdrowia kosztuje ją ta anielskość.
W naszej klasie było bowiem kilku ancymonów, a największym z nich był wychowywany bezstresowo
Albercik, który pozwalał sobie stanowczo za dużo. Nigdy jednak nie wyprowadził z równowagi swojej
wychowawczyni. Kiedyś przyuważyłem, że gdy jest zdenerwowana, otwiera szufladę i nachyla się do
niej. Podkradłem się pod biurko, oglądając przy okazji różowe galoty z nogawkami, akurat w momencie,
gdy Albercik wzburzył jej krew, bo nie chciał za nic w świecie rozpakować tornistra. Otworzyła zamaszyście szufladę i wtedy usłyszałem ciche, ale bardzo emocjonalnie wypowiedziane: Kurwa jego w dupę
jebana mać! Struchlałem, bo po raz pierwszy wpadła mi w ucho taka wiązanka. Szuflada zatrzasnęła się
głośno, a głos pani Kwiatkowskiej brzmiał już słodko jak karmel.
- Alberciku, usiądź na miejsce i wyjmij piórnik, jak prosiłam.
2
Biorąc przykład z mojej pani, zacząłem w domu stosować taką samą metodę. Ilekroć ktoś wkurzył mnie
maksymalnie, otwierałem dziarsko szufladę i leciałem po bandzie. A kiedy powodem nerwów była Anka,
otwierałem szufladę w jej biurku, bluzgałem aż miło, a później z satysfakcją myślałem o tym, co się
stanie, gdy ją otworzy.
Wziąłem panią Kwiatkowską pod rękę.
- Pani Cecylio, chodźmy do sali. Powie pani do szuflady w szafce wszystko, co leży pani na sercu, zamkniemy ją i pójdzie pani spać. Dobrze?
O dziwo przytaknęła i poszła ze mną potulna jak baranek. Kiedy napełniła szufladę przekleństwami, klęknęła, pomodliła się i grzecznie ułożyła na posłaniu, przyjmując lekarstwa bez cienia sprzeciwu. Pielęgniarka miała oczy jak pięciozłotówki. Nie wiedziała, jak tego dokonałem. Podziękowała, i kręcąc
głową z niedowierzania, poszła na dyżurkę.
Wszystkie kobiety spały, tylko Gabi siedziała wpatrzona w okno. Kiedy odwróciła się w moją stronę, zobaczyłem łzy. Nadal nie miałem pomysłu na nasz związek, więc chciałem przynajmniej pożegnać się z
klasą. Wydębiłem od Anki śliczne cacuszko – bransoletkę z lapisem lazuli i założyłem Gabrysi na rękę.
- Będziesz o mnie pamiętać?- zapytałem.
Pocałowała mnie w usta, nie odpowiadając. Pożegnaliśmy się ciepło i wróciłem do domu. Dojeżdżając do
Zbożowej, minąłem straż pożarną.
Koniec cz.XII
cz I - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/44732/pompon-z-marabuta-1
cz II - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/44854/kielbasa-z-mysich-psitek-2
cz III - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45058/ze-szczeka-w-zebach-3
cz IV - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45278/szynka-z-murzynka-4
cz V - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45376/ciota-niemota-i-pancia-co-miala-za-mala-5
cz VI - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45500/kocie-jezyczki-i-psi-wech-6
cz VII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45629/cialo-z-ktorym-by-sie-chcialo-7
cz VIII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45789/atomy-i-glupki-8
cz IX - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46020/dziesiec-zlotych-w-naturze-9
cz X - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46110/schowek-z-klejnotami-10
3
cz XI - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46298/bystre-oko-miszy-11
Kopiowanie tekstów, obrazów i wszelakiej twórczości użytkowników portalu bez ich zgody jest
stanowczo zabronione. (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z
dnia 4 lutego 1994r.).
ajw, dodano 01.06.2014 08:27
Dokument został wygenerowany przez www.portal-pisarski.pl.
4

Podobne dokumenty