23.09.2010 - Prestiz : !40 stron : 40 stron : Klisza 24

Transkrypt

23.09.2010 - Prestiz : !40 stron : 40 stron : Klisza 24
24
23 września 2010
czwartek
„Wojny keynesowskie“: Epizod
drugi i (być może) ostatni
ANALIZA s Fani George’a Lucasa i jego „Gwiezdnych Wojen“ pamiętają, że części swojej epopei nazywał „epizodami“. Udało mu
się dojść aż do sześciu epizodów. Nie wydaje się jednak, by
keynesistom, którzy ponownie wzięli górę w niemal wszystkich
głównych ekonomiach zachodniego świata, udało się powtórzyć
wyczyn Lucasa.
B
ardzo wiele wskazuje na to,
że obecny „epizod“ będzie
znacznie krótszy niż pierwszy, a wcale niemało także i na to, że
będzie to – być może – epizod ostatni
(przynajmniej w perspektywie jednej
generacji).
Keynesowskie wojny:
Epizod pierwszy
Przypomnijmy wielki sukces koncepcji J.M.Keynesa po II wojnie światowej. Według niego, gospodarka rynkowa miała słabą zdolność powrotu
do równowagi po recesji i w związku
z tym interweniować powinno państwo, tworząc dodatkowy popyt środkami fiskalnymi, przede wszystkim
za pośrednictwem zwiększonych wydatków publicznych (klasyczne roboty publiczne i inne działania). Polityka
monetarna, jako nieskuteczna w wielu przypadkach, miała za zadanie
głównie wspierać stymulację fiskalną.
Skutki polityki zwiększania efektywnego popytu, gdy gospodarki
zwalniały i niewprowadzania cięć popytu, gdy przyspieszały, nie były trudne do przewidzenia – zwłaszcza
w dłuższym okresie. W dłuższym,
gdyż ludzie cierpią zwykle na tzw.
iluzję monetarną.
To znaczy, nie mając większych doświadczeń inflacyjnych, traktują
wielkości nominalne, jak realne. Taka
iluzja monetarna dominowała w społeczeństwach zachodnich po II woj-
nie światowej. Została ostatecznie
rozwiana w latach 70. XX w., zwanych okresem stagflacji. Ponieważ
z cyklu na cykl przyrosty PKB w wyniku nieustającej ekspansji fiskalnej były coraz niższe, a przyrosty inflacji coraz wyższe, więc też naturalną rzeczy
koleją wywoływało to rosnące niezadowolenie. Na przełomie lat 70. i 80.
XX w. nastąpiła zmiana ekonomicznego myślenia i keynesizm jako preferowana przez polityków gospodarczych
doktryna ekonomiczna przepadł –
po prawie ćwierć wieku popularności
– na kolejne ćwierć wieku.
Interludium: Keynesizm
+ Greenspanizm jako
recepta na globalny
kryzys finansowy
Globalny kryzys finansowy dał
szansę
ekonomistom
nurtu
keynesowskiego, czy szerzej: zwolennikom interwencji. Okazało się, że stare pomysły cieszą się u tych ekonomistów nadal wielką sympatią. Noblista
Paul Krugman przekonywał, że właściwie w obliczu spodziewanego spadku
popytu potężny – i powtarzany – zastrzyk fiskalnej stymulacji doda niezbędnego efektywnego popytu. I nie
uważał szybkiego osiągnięcia przez
dług publiczny poziomu 100 proc. PKB
za coś złego, czy choćby niepokojącego(!?). W końcu, dodawał, przecież
podczas II wojny światowej dług publiczny też przekroczył 100 proc. PKB.
prof. Jan Winiecki
Najwyraźniej prof. Krugmana nie
zainteresował fakt, że poziom wydatków publicznych w parę lat po wojnie
był w USA dwa razy niższy niż obecnie. Podobnie zresztą w Europie Zachodniej. Dzisiejsze „zastrzyki popytu“ zaczynają od relacji 45-55 proc.
wydatków publicznych do PKB i więcej jeszcze w relacji długu publicznego do PKB. Każde bardziej długotrwałe stymulowanie gospodarki
na większą skalę wpycha zachodnie
gospodarki na „grecki“ poziom.
Sam fiskalizm jako odpowiedź nie
wystarczał jednak w latach 20072008. Doświadczenia „Greenspanizmu“, to znaczy stymulacji monetarnej
za pośrednictwem radykalnie niskich
stóp procentowych w okresach spowolnienia i niepodwyższania stóp
w okresach ostrego przyspieszenia pozostały w pamięci zwolenników interwencji. Stąd właśnie np. propozycja
prof. Nouriela Roubini’ego „zalania
gospodarki amerykańskiej pieniędzmi“ – zrealizowana przez FED polityką
niemal zerowych stóp procentowych.
Bodaj w 1969 r., późniejszy noblista, James Tobin, wybitny amerykański keynesista, stwierdził: „Wszyscy
dziś jesteśmy monetarystami“. Oczywiście Tobin interpretował to po swojemu, to znaczy nie przyjmował
ostrzeżeń Miltona Friedmana, że polityka monetarna oddziałuje niezwykle silnie i dlatego lepiej jej nie używać dyskrecjonalnie, bo może to
spowodować poważne problemy.
Tobin, jak inni keynesiści po nim,
uznał, że skoro Friedman dowiódł, iż
Keynes mylił się, co do siły oddziaływania polityki monetarnej, to ekonomiści preferujący interwencje makroekonomiczne powinni używać także
instrumentów monetarnych, nie tylko
fiskalnych. Był to swoisty „antymonetarystyczny“ monetaryzm, czyli
monetaryzm postawiony na głowie.
Epizod drugi będzie raczej
krótszy – i zakończy się
gorzej, niż ten pierwszy
Czasy zmieniły się rzeczywiście
i w tym kontekście warto postawić
pytanie: jak długo może trwać ta
zmodernizowana keynesowska polityka interwencji? Epizod pierwszy
trwał około ćwierć wieku. Jak to zasygnalizowałem powyżej, przy obecnym poziomie długu publicznego
(60-80 proc. PKB w tych „lepszych“,
bardziej zdyscyplinowanych krajach)
kolejne 3-5 lat wepchną dług publiczny na poziom „grecki“. W dodatku,
zwiększając udział wydatków publicznych w PKB, przygniotą tak dalece sektor prywatny, że zepchną PKB
na ścieżkę bardzo niskiego wzrostu
(ten scenariusz realizuje się właśnie
na Zachodzie). Zdecydowana większość krajów zachodnioeuropejskich,
a także Stany Zjednoczone napotkają
po kilku latach barierę możliwości finansowania kolejnego, astronomicznego deficytu budżetowego.
Używając terminologii piłkarskiej,
dojście do ściany będzie mieć dwa
etapy. Któryś duży kraj zachodni (raczej nie Niemcy, ale żadnego innego
nie mogę wykluczyć!) dostanie „żółtą kartkę“, to znaczy rynki finansowe
odpowiedzą, że za tę cenę obligacji
państwowych nie kupią, gdyż ryzyko
jest zbyt duże I zażądają wyższego
oprocentowania. A jeśli rząd nie weźmie się ostro za cięcie wydatków (i to
poważnie, nie o 1-2 proc.!), to za kolejny rok-dwa otrzyma „czerwoną
kartkę“. Czyli degradację obligacji
państwowych
do
poziomu
„śmieciowego“. I wtedy okaże się, że
władze publiczne nie są w stanie sfinansować bieżącego deficytu budżetowego oraz przypadającej na dany
rok spłaty części długu publicznego.
Tak więc, staną przed koniecznością
redukcji wydatków publicznych o 10
proc. i więcej. Co będzie p o drugim
epizodzie, okaże się w następnych
(niezbyt sympatycznych) latach...
prof. Jan Winiecki
Autor kilkunastu książek opublikowanych w języku angielskim w różnych krajach. Jest profesorem Wyższej Szkoły Europejskiej im.
Tischnera w Krakowie i WSIZ w Rzeszowie. Uczył wiele lat za granicą.
Był członkiem w latach 80. tzw. konwersatorium: zespołu doradców podziemnej Solidarności, kierowanego przez prof. Bronisława Geremka.
Był później m.in. członkiem komitetu doradczego prezydenta Lecha
Wałęsy, a także dyrektorem wykonawczym Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Obecnie jest
członkiem Rady Polityki Pieniężnej.
foto: Deichmann
Modna jesień wkracza na salony
KREACJE DLA CIEBIE s Tej jesieni będzie
ciepło i przytulnie, przy czym sylwetka
nadal pozostanie smukła. Dominować
będą miękkie materiały, łagodne kształty oraz wiele warstw. Kobiety powinny
podkreślać talię, biust i nogi, panowie
zaś okazywać swoją męskość i pewność
siebie.
W
modzie damskiej dominować będą
długie tuniki, kamizelki, obcisłe spodnie, dopasowane spódnice i sukienki
podkreślone w talii. Materiały takie jak futro, skóra i wełna nadadzą strojom swobodę i naturalność. Panowie zaś mają być eleganccy, ale bez
przesady. Obowiązkowy, ekscentryczny smaczek
zapewnią poza tym śmiałe drapowania, marszczenia i fantazyjne detale. Kolory na ten sezon to barwy ziemi, szarości, czernie, ciemne fiolety, zielenie, które przełamuje się intensywnymi barwami
np. czerwienią, fuksją, lazurem czy odcieniami
kobaltu.
Modny i męski
Talia osy
Tradycyjnie podkreśla się kobiecą sylwetkę.
Dominują wyszukane formy odzieży z geometrycznymi cięciami, falbanami czy drapowaniami. Coraz częściej w kolekcjach pojawiają się
połyskujące dżety i tkaniny. Proponowane są
one nie tylko na wyjątkowe okazje, ale również
na co dzień, w postaci żakietów czy dopasowanych spódnic oraz spodni.
Modna kobieta powinna podkreślać talię. To
podstawowa zasada na najbliższy sezon. Sukienki
i bluzki mają być blisko ciała. Te bardziej obszerne, luźne tuniki czy długie koszule można w talii
spiąć szerokim paskiem. Do takiego stroju idealnie pasują luźne płaszczyki czy żakiety. Do łask
wracają welurowe marynarki. Są one idealne
do zwiewnych szyfonowych bluzek czy sukienek.
Tej jesieni i zimy będą dominowały też stroje
inspirowane modą i folklorem zza naszej
wschodniej granicy. Królować będą hafty, bufki
i bogate, zdobne falbanki. Wzory na ubraniach
przypominać będą ludowe wycinanki. Spódnice, sukienki, a nawet żakiety i rajstopy, zakwitną
barwnymi kwiatami, listkami, a nawet całymi
gałązkami. Tym, którzy nie gustują w fantazyjnych pnączach na ubraniach projektanci polecają materiały ozdobione geometrycznymi kształtami. Zwolenniczki tego stylu powinny
natomiast pamiętać, żeby nie przesadzić.
Kobiece kształty powinny być
podkreślone. Obowiązkowym elementem
stroju tej jesieni i zimy są kozaki.
W kolekcjach męskich na najbliższą jesień
i zimę dominuje wygoda, elegancja, wysokogatunkowe tkaniny oraz innowacyjne rozwiązania. A wszystko w wersji casualowej, sportowej
oraz klasycznej.
Męskie kolory to ciepłe, naturalne barwy ziemi: beże, brązy, oliwkowa zieleń, w towarzy-
stwie chłodnych szarości, od siwego po grafit.
Będą one zestawiane ze złocistymi pomarańczami i soczystymi jagodami.
Jeans jest nieśmiertelny, jednak tym razem stawiamy na krój – elegancki szyk miejski. Do łask
powraca sztruks i militarne elementy. Wszechobecna flanelowa koszula zyskała też współczesny
fason – duża krata w wiele deseni. Na t-shirtach,
koszulkach i kardiganach pojawiają się wyszyte
kontury i wzory: romby. Projektanci szczególną
uwagę poświęcili marynarkom, kurtkom bosmankom i połyskującym, watowanym płaszczom, rozpinanym swetrom oraz bezrękawnikom. Obowiązkowym elementem kolekcji jesiennych stały
się bawełniane bluzy z licznymi zdobieniami:
w pasy lub z emblematami.
Potęga kozaków
W nadchodzącym sezonie najmodniejsze
znów będą kozaki. Ocieplane podszewki, futrzane kołnierze i obszycia, jak również modne śniegowce zapewnią stopom przyjemne ciepło.
Wierzchy butów z delikatnego, specjalnie gniecionego zamszu, miękkiego nubuku i nappy
w połączeniu z kauczukowymi spodami oraz paseczkami sprawią, że każdy poczuje się modnie
i ciepło. A kolory? Najciekawszym bohaterem
nadchodzącego sezonu będzie brązowy oraz zaskakujący wieloma odcieniami kolor szary.
Magdalena Szymańska-Smarżewska
[email protected]