Marek Edelman
Transkrypt
Marek Edelman
Marek Edelman Nazywam się Marek Edelman. Urodziłem się w 1919 r. w Homlu. Moi rodzice byli bardzo zaangażowani w politykę, sympatyzowali z Bundem – najsilniejszą i najliczniejszą żydowską partią socjalistyczną w Polsce. Byłem dumny, że moi rodzice do niej należeli. Niedługo po moim urodzeniu przeprowadzili się do Warszawy, gdzie oprócz pracy angażowali się politycznie w różne przedsięwzięcia. W Warszawie w 1924 r. zmarł mój tata Natan. Mama Cecylia zarządzała szpitalną pralnią, a następnie została kasjerką w hotelu Monopol. To właśnie ona ukształtowała moje poglądy polityczne. Należała do kobiecej organizacji w Bundzie. Marzyła o Polsce wolnej od antysemityzmu i szanującej prawa Żydów, w tym żydowskich robotników. Uważała, że miejsce polskich Żydów jest właśnie tutaj, dlatego też nie zgadzała się z syjonistami, którzy chcieli utworzenia w Palestynie własnego państwa. Posłała mnie do szkoły bundowskiej, gdzie odebrałem świeckie żydowskie wychowanie. Należałem do Skifu, organizacji bundowskiej dla nastolatków. Gdy w 1934 r. mama zmarła, zaopiekowali się mną jej przyjaciele z partii. Zamieszkałem wtedy z sąsiadami rodziców, Rosą i Salkiem Lichtensztajnami. Zacząłem pracować, by mieć pieniądze na swoje utrzymanie. Tuż przed wybuchem wojny wstąpiłem do Cukunft, młodzieżowego odłamu Bundu. Czułem się tam jak ryba w wodzie. Koniec wakacji 1939 r. spędziłem w Broku nad Bugiem z przyjaciółmi i znajomymi. Już wtedy wszyscy wiedzieli, że będzie wojna. Kiedy wróciłem do Warszawy, zobaczyłem plakaty mobilizacyjne, wzywające, żeby się stawiać w dyrekcji kolei na Pradze. Następnego ranka tłumy młodzieży szły przez most, żeby zgłosić się do wojska. Ja też poszedłem, tylko że zastałem pusty gmach, żywego ducha w nim nie było. Wróciłem więc do domu, wieczorem położyłem się spać, a nad ranem przez radio usłyszałem, że Niemcy przekroczyli polską granicę.