LListy do Redakcji

Transkrypt

LListy do Redakcji
LListy
do Redakcji
O potrzebie strategii adwokatury słów kilka.
Ad vocem artykułu adw. prof. Macieja Gutowskiego
pt. Pytania o przyszłość adwokatury
Z ogromną nadzieją sięgnąłem po artykuł
mec. Macieja Gutowskiego zamieszczony w numerze 9 z 2014 r. „Palestry” – Pytania o przyszłość
adwokatury. Liczyłem, że piórem znanego Autora
zostaną przedstawione, pozwalając na refleksję,
określone problemy, przed którymi stoi adwokatura. Nadzieję podtrzymał passus o zadaniu,
które autor postawił sobie: „raczej postawienie
pytań, niż udzielenie odpowiedzi”.
Oczekiwałem rozwinięcia postawionych
myśli, w tym: „trudno bowiem zasadnie krytykować działanie władz samorządowych, jeśli ich kierunek jest wyznaczony przez szeroko
akceptowane założenia strategiczne”. Skąd zatem pomysł dyskusji nad strategią i czym dla
Autora jest owa strategia?
Nie trzeba nikogo przekonywać, że od wielu lat adwokatura znajduje się w odwrocie, najpierw pozwoliła na zmianę statusu wykształcenia niezbędnego do ubiegania się o wpis na listę adwokatów z uniwersyteckiego na wyższe,
następnie swoimi zachowaniami dała pretekst
do ingerencji politycznej w kwestii naborów,
którego skutkiem było tzw. otwarcie zawodów,
pozbawiła się, czy też została pozbawiona, samodzielnego naboru swoich członków.
Jak uczy doświadczenie, jeżeli sami nie zaczniemy dbać o własne prawa, nikt tego za nas
nie zrobi.
Nie mogę zgodzić się z przedstawioną
przez autora definicją strategii, jako „działania
według uświadomionych i zdefiniowanych
celów oraz przyjętych z góry założeń strategicznych, które wyznaczałyby ramy działań
ciągłych, niestanowiących intuicyjnej odpowiedzi na pojawiające się na bieżąco problemy”. Strategia to zachowanie w zamiarze
zrealizowania celu, może być jednorazowe,
ale może także składać się z szeregu różnego
rodzaju posunięć, będących efektem zdarzeń,
które pojawią się na drodze do realizacji celu.
Nie ma zatem możliwości przewidzenia na etapie opracowywania „drogi do celu” wszystkich
przyszłych zdarzeń lub zachowań – one muszą
stanowić przedmiot działania bieżącego, które
można, używając języka wojskowości, określić
mianem taktyki.
Nie chcę jednak spierać się o słowa, nie to
jest najważniejsze.
Autor stawia pytanie, na które niestety nie
próbuje udzielić odpowiedzi: „czy jesteśmy
w stanie zaproponować taki kształt samodzielnej Adwokatury, który będzie atrakcyjny i zrozumiały dla przeciętnego obywatela”
– nie stanowi takiej odpowiedzi propozycja
powołania komisji, która miałaby za zadanie
sformułowanie kluczowych pytań z punktu
widzenia strategii.
267
Listy do Redakcji
W czasach „słusznie minionych”, gdy nie
wiedziano, jak się zachować, powoływano
komisje. Nikt wówczas indywidualnie nie ponosił odpowiedzialności za podjęte decyzje,
one zapadały kolektywnie. Dzisiejsze czasy,
nie wiem, czy trudne, nie mam odniesienia,
nie żyłem w innych, nie pozwalają na taką
wygodę. Nie zgadzam się także ze stwierdzeniem, że kształt owej mitycznej adwokatury
ma być zrozumiały dla każdego „przeciętnego
obywatela” – jeżeli coś jest dla wszystkich, jest
dla nikogo – nie stawia żadnych wymagań,
pozwala biernie płynąć z prądem, staje się
konformistyczne.
Dzisiejsza adwokatura nie potrzebuje
w mojej ocenie nowej strategii, potrzebuje
natomiast działań, które pozwolą na zrealizowanie celów istnienia adwokatury, przedstawionych w ustawie Prawo o adwokaturze
i Kodeksie etyki adwokackiej. Potrzebuje, aby
każdy członek palestry odpowiedział sobie na
pytanie, czym dla mnie jest adwokatura, czy jej
potrzebuję? Pozytywna odpowiedź na to pytanie pozwoli postawić kolejne, jak to z plakatu
mobilizacyjnego „co możesz zrobić dla Ameryki?”, czy może lepiej, co zrobiłeś?
Podczas rozmów z wieloma członkami mojej Izby często spotykam się z głosami, że samorząd jest niepotrzebny, że stanowi nadmierne
obciążenie, że nic nie daje swoim członkom, że
nie ma żadnych uprawnień poza automatycznym wpisem na listę osób z kręgu określonego
przez ustawodawcę. Wielu nie zgadza się ze
stwierdzeniem, że „brak samorządu powodowałby wzmocnienie państwa w relacji do
pojedynczego adwokata”, skoro korporacja
– tak sami często o sobie mówimy – nie potrafiła, w powszechnej ocenie adwokatów, obronić swoich uprawnień, jak może bronić praw
swoich członków, a poza tym, jak powiedział
ów młynarz do króla Fryderyka Wielkiego: „są
jeszcze sądy w Berlinie”. Rzadko przekonuje
argument, że każdy stan, który stracił swoje
sądownictwo, popadał w uzależnienie od silniejszych.
Przyznaję, że staram się śledzić na bieżąco
wszelkie informacje o działaniach adwokatu-
268
PALESTRA
ry, nie znajduję ich jednak zbyt wiele, a czasy,
gdy „ciszej jedziesz, dalej staniesz” minęły
w działalności publicznej bezpowrotnie. Jakie informacje poza tymi, które podawane są
w „Palestrze” czy internetowych wiadomościach adwokackich, są powszechnie dostępne?
W jaki sposób mają dotrzeć do „przeciętnego
obywatela”?
Adwokatura, jak Michał Wołodyjowski, ma
dwa wyjścia: albo ludzie będą się z niej śmiali,
albo będą się jej bali. Nie chcę, aby ktokolwiek
bał się adwokatury, chcę, aby była szanowana. Nie będzie zaś szanowana, jeżeli nie stanie po stronie praw i wolności obywatelskich,
chociażby było to niepopularne, czy gorzej
– śmieszne.
Stąd też nie jest dla mnie zrozumiała
wypowiedź mec. Gutowskiego udzielona
dziennikarzowi „Dziennika Gazety Prawnej”
31 marca 2015 r. w artykule Lepiej, by palestra
nie dyskutowała – „(…) w ocenie większości
członków NRA ogół adwokatów i aplikantów
nie powinien budować swojego samorządu
(…)” – mam nadzieję, że wypowiedź ta nie
była autoryzowana, jest ona zestawiona z pytaniami w rodzaju: „czy prowadzić akcję wizerunkową adwokatury?”, „czy potrzebne jest
wzmocnienie szkolenia zawodowego?”, „czy
zamierzamy przeciwdziałać potencjalnemu
odpływowi adwokatów do konkurencyjnego
samorządu?”. Między innymi tych pytań Naczelna Rada Adwokacka nie zgodziła się zadać
członkom palestry, i co wywołało aż taką reakcję mec. Gutowskiego.
Dziwiłbym się, gdyby takie pytania zostały
postawione, bo jaka może być na nie odpowiedź:
– na pierwsze z przykładowych pytań, a co
do tej pory robią członkowie Naczelnej Rady
Adwokackiej, czy nie prowadzą akcji wizerunkowej adwokatury, czy każdy z nas nie
jest w miniaturze obrazem adwokatury, czy
przez pryzmat zachowania każdego adwokata
i aplikanta nie jest oceniana adwokatura;
– na drugie, czy jestem tak zadufany w sobie, że nie widzę zmieniającego się świata,
w tym tworzonego w iście „stachanowskim
5–6/2015
tempie” prawa i konieczności ciągłej nauki,
a może nauka „to nie na moją głowę”;
– na trzecie – nie jesteśmy sektą, skupiamy
wolnych ludzi decydujących o sobie, mamy
tworzyć warunki, aby chcieli u nas zostać. Jeżeli zaś ktoś uważa, że w innym miejscu będzie
miał lepiej – to wszędzie dobrze, gdzie nas nie
ma.
W mojej ocenie żadne z pytań nie przybliża
nas do opracowania owej „strategii”.
Uważam, że adwokatura nie potrzebuje
opracowywania strategii, potrzebuje powrotu do roli, dla której została ustanowiona
– udzielania pomocy prawnej, współdziałania
w ochronie praw i wolności obywatelskich
oraz w kształtowaniu i stosowaniu prawa – to
jest strategia adwokatury.
Stojąca na straży praw i wolności adwokatura nie boi się powiedzieć: „non possumus”,
nie boi się podnieść rzuconej rękawicy. Nie
boi się zapytać, jeżeli zamordowanie 100 000,
200 000, 300 000 Polaków tylko z tego tytułu, że
byli Polakami, nie jest zbrodnią ludobójstwa,
to co nią jest, na przykładzie „sejmowych kilometrówek” nie boi się zapytać o równość wobec prawa osób prawo tworzących i drobnego
przedsiębiorcy, nie boi się zapytać, dlaczego od
jednych wystarczy oświadczenie, inni zaś muszą szczegółowo rozliczać każdy przejechany
kilometr. Taka adwokatura nie boi się zapytać,
dlaczego wysiłek obywatelski – głosy zebrane
pod inicjatywą ustawodawczą, jest odrzucany,
nie boi się zapytać, dlaczego przed terminem
rozpatrzenia protestów wyborczych przedstawiciele trzech sądów stwierdzają o wyborach,
Listy do Redakcji
ma odwagę zapytać, co stało się złego, że jedna
piąta głosów oddanych w ostatnich wyborach
jest nieważna. Umie zawołać: „pro dubio in reo”,
bo skoro jest spór co do chwili, gdy zaczyna się
ludzkie życie… – nie boi się zarzutu, że to polityczne pytania, bo i brak ciepłej wody może
być kwestią polityczną. To wszystko to ochrona
praw i wolności obywatelskich – zadanie adwokatury.
Taka – moja – adwokatura z nadzieją walczy
na wałach Jasnej Góry, nie zaś tkwi w beznadziei okopów Świętej Trójcy, nie czeka, aż ktoś
wejdzie i powie: „Bar wzięty”, i nie jest to bar
w pubie za rogiem.
Taka adwokatura szanuje każdą konkurencję, chyli czoła – nie staje na baczność – przed
osobami, które mają wizję, na jakimkolwiek
polu, i tę wizję realizują. Taka adwokatura nie
boi się żadnej konkurencji, bo walczy w słusznej sprawie.
Powtórzę po raz kolejny, adwokatura nie
potrzebuje pytań, potrzebuje powrotu do tego,
co ważne. Problem nie tkwi w konkurencji
radców prawnych, doradców prawnych, podatkowych, rzeczników patentowych, syndyków, rzesz bezpłatnych porad prawnych
udzielanych w biurach poselskich lub innych.
Problem tkwi w społecznym wizerunku adwokatury, w nas samych, ile i co jesteśmy w stanie
poświęcić dla realizacji misji naszego zawodu?
A może tej misji już nie ma, a my staliśmy się
tylko jedną z gałęzi gospodarki – bo jak inaczej
rozumieć sens zadania pytania o konieczność
działania na rzecz bezwzględnego przestrzegania tajemnicy zawodowej.
Wojciech Zwierzchowski
269