Królik w zającowatym kolorze (15) — ajw

Transkrypt

Królik w zającowatym kolorze (15) — ajw
Królik w zającowatym kolorze (15) — ajw
Od autora: Jest to XV część opowiadania "Życie Marcela jako ustawiczne unikanie pokus"
W poprzednim odcinku:
U Marcela niespodziewanie pojawia się Gabrysia, którą musi przenocować. Potajemnie wprowadza ją do
domu ciotki Heleny. W trakcie pieszczot, które inicjuje Gabi, Helena zaniepokojona jękami
dochodzącymi z sąsiedniego pokoju, przychodzi do Marcela i myśląc, że ma on zły sen, siada na łóżku,
nie wiedząc, że pod kołdrą ukrywa się dodatkowa lokatorka.
- Wiem, jak ci ciężko – powiedziała ciotka, zanurzając dłoń w mojej zlepionej od potu grzywce. – Ojciec
w grobie, matka w wariatkowie, a siostra latawica. Pamiętaj, synu, że masz jeszcze mnie. Możesz mi nawet do tego czynszu nie dorzucać ...
Zreflektowała się, że trochę przesadziła z dniem dobroci dla siostrzeńca, wstała z łóżka i poprawiając
ramiączko koszuli nocnej z falbanką w dekolcie jak u baletnicy, przywołała Pusię, obwąchującą z uporem
maniaka kołdrę, pod którą ukrywała się Gabi. Kiedy wyszła z pokoju, w świetle latarni pojawiła się, jak
królik z kapelusza, rozczochrana głowa mojej dziewczyny.
- Myślałam, że się uduszę – wysapała ze śmiechem. – Dobrze, że ten kundel mnie nie wyniuchał. Ale byłaby wpadka.-Tłumiąc śmiech, próbowała kontynuować pieszczoty, skupiając się tym razem na mojej
klacie, z której byłem bardzo dumny.
- Poczekaj – próbowałem wstrzymać zapędy Gabrysi, bo znowu obrała kierunek „na południe”.
Popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Kiedy moja mama miała stłuczkę, ojciec kazał jej wsiadać za kierownicę i wrócić do domu. Inaczej nigdy nie przełamałaby strachu i jeździła jedynie jako pasażer – szepnęła i znowu jej głowa zniknęła mi z
pola widzenia.
Może w tym szaleństwie jest metoda. Poddałem się chwili, próbując zapomnieć, że o mały włos Helena
odkryłaby prawdziwe źródło moich jęków. Zwiędły jak trzydniowy koperek „przyjaciel” musiał usłyszeć
konspiracyjny szept Gabrysi, bo natychmiast zaczął współpracę z jej boskim językiem. O żesz w mordę!
Znowu poczułem się mężczyzną.
Rankiem obudziło mnie krzątanie ciotki i radosne popiskiwanie Pusi, której nakładała smycz. Kiedy towarzystwo wyszło, natychmiast szarpnąłem ramię Gabi.
- Masz piętnaście minut na ogarnięcie się i ewakuację. Musisz wyjść, zanim Helena wróci do domu.
Moja dziewczyna natychmiast podjęła stosowne działania. Niczym Pendolino pomknęła pod prysznic i w
ciągu dziesięciu minut zrobiła wszystko, co inne kobiety robiły w co najmniej godzinę. Ja także nie
próżnowałem i nie pozwoliłem sobie nawet na rytualne drapanie po jajkach.
1
Wcisnąłem jej w rękę kanapkę z pokrojonym w plasterki serdelkiem, bo tylko on był w lodówce, poinstruowałem, o której otwierają bar, w którym może wypić kawę i wskazałem miejsce, gdzie ma na mnie
czekać kiedy wrócę z pracy. Na zakończenie chciałem jej dać trzy dychy, ale pokręciła głową i uśmiechając się tajemniczo, wyjęła z kieszeni zwitek banknotów. Dużo tego było. I chyba same setki.
- Spoko, mam kasę – pomachała mi przed nosem, całując w jego czubek.
Miałem ochotę poprosić o pożyczkę, bo przez czas spędzony w Lublinie spłukałem się nieco i w portfelu
miałem zaledwie stówkę, która musiała wystarczyć do końca tygodnia. Na szczęście w porę się opamiętałem. Oddałem całusa i wypchnąłem ją dyskretnie na korytarz.
Do roboty przyszedłem na czas, ale zamiast szefa był jego wspólnik, którego nie cierpiałem z całego serca. Nie dość, że był strasznym chamem, to jeszcze wyglądał, jakby spadł z ciężarówki z burakami. No i te
jego obraźliwe teksty. Zero kultury. Czasami aż ręka świerzbiła, żeby rozkroić tego buraka, albo przynajmniej złapać za botwinkę.
On też nie przepadał za mną, odkąd pani Lucyna, jego żona, poprosiła mnie o przeniesienie mebli akurat
wtedy, gdy był w delegacji. Na szczęście nie uległem pokusie, choć kobitka miała wszystko na swoim
miejscu i co rusz wypinała swoją kształtną „kanapę”, na której miało się ochotę niezwłocznie położyć.
Coś mnie jednak powstrzymywało i bardzo dobrze, bo facet wrócił niespodziewanie. I choć nie przyłapał
nas na gorącym uczynku, to omiótł podejrzliwym wzrokiem kusą spódniczkę małżonki i moją nagą klatę
(upał był jak diabli), wyciągając błędne wnioski.
W dodatku, w czasie gdy ja i pani Lucyna działaliśmy w salonie, ktoś ukradł króliki, które trzymał w
klatkach w ogródku. Przyszedł dzielnicowy, żeby zrobić notatkę o zdarzeniu, i na pytanie, w jakim kolorze były króliki, odpowiedział, że sześć było białych, a siódmy w „zającowatym” kolorze. Od tego dnia
wśród pracowników miał taką właśnie ksywkę. I domyślał się oczywiście, kto wprowadził ją w obieg.
Wiedziałem, że kiedy Zającowaty będzie na zmianie, moje dni mogą być policzone. I nie myliłem się.
Nie dość, że wszystko, co robiłem było na cenzurowanym, przez co robota szła mi jak krew z nosa, to
jeszcze sprawa Gabi nie dawała mi spokoju. Myślałem o niej cały czas, próbując znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji.
No i w końcu stało się! Coś źle obliczyłem i zmarnowałem kawał drogiego materiału. Na reakcję Zającowatego nie trzeba było długo czekać. Chwilę po fakcie stał już przy mnie i wgapiał się w moje „dzieło” niczym komornik w szafę.
- Ty ciulu ze wsi, wiesz ile to kosztuje? – wydarł się nagle z pianą na ustach.
Nim zdążyłem coś odpowiedzieć, usłyszałem wyrok:
- Zwalniam cię! I nie pomoże ci Frankowski! Zabieraj tygodniówkę i wynoś się stąd.
W głowie pulsowały mi słowa ciotki Heleny: Zanim kogoś obrazisz, policz do dziesięciu. Przypomnisz
sobie więcej wyzwisk.
W tym samym czasie Karol, jedyny porządny gość w robocie, próbował stanąć w mojej obronie, ale Za2
jącowaty zagroził, że jak nie zamknie ryja, to i jego zwolni. Stulił więc uszy i nabrał wody w usta. Ja też
nie chciałem, żeby umierał w nie swojej wojnie.
- Słuchaj, Zającowaty - wycedziłem, mrużąc oczy. – Wiem, że w łóżku nie jesteś królikiem, rozumiem
twoje problemy z potencją, ale powinieneś udać się do lekarza, a nie wyżywać na pracownikach.
Facet zrobił się czerwony jak beret (bez antenki), zamachnął się, ale ręka zawisła mu w powietrzu. Nie
wytrzymując kontaktu wzrokowego, odkręcił się na pięcie i rzucił krótkie, aczkolwiek głośne: won!
Koniec cz. XV
Poprzednie części:
cz I - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/44732/pompon-z-marabuta-1
cz II - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/44854/kielbasa-z-mysich-psitek-2
cz III - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45058/ze-szczeka-w-zebach-3
cz IV - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45278/szynka-z-murzynka-4
cz V - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45376/ciota-niemota-i-pancia-co-miala-za-mala-5
cz VI - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45500/kocie-jezyczki-i-psi-wech-6
cz VII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45629/cialo-z-ktorym-by-sie-chcialo-7
cz VIII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45789/atomy-i-glupki-8
cz IX - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46020/dziesiec-zlotych-w-naturze-9
cz X - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46110/schowek-z-klejnotami-10
cz XI - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46298/bystre-oko-miszy-11
cz. XII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46560/klozeolit-i-szuflada-pani-cecylii-12
cz. XIII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/47144/slowniczek-katoliczek-13
cz. XIV - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/47293/permanentna-inwigilacja-14
Kopiowanie tekstów, obrazów i wszelakiej twórczości użytkowników portalu bez ich zgody jest
stanowczo zabronione. (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z
3
dnia 4 lutego 1994r.).
ajw, dodano 05.10.2015 12:38
Dokument został wygenerowany przez www.portal-pisarski.pl.
4

Podobne dokumenty