Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Baśń prawdziwa
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
mprzycho
Z dedykacją dla Bartka Danielkiewicza. Człowieka, który wierzy w dobro.
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, wschodnie państwa upadały w tajemniczych
okolicznościach. Ich klęskę zapowiadali cynicy i wyrastające jak grzyby po deszczu zielone
ludziki. W Zachodnim Królestwie czuło się wzbierający u granic mrok. Każdy, nawet dzieci
znały źródło idącego wiatru. Nikt jednak nie rwał się by stawić mu czoła. By umierać.
Zwłaszcza za upadające trony gdzieś zza wschodniej granicy.
Miał wiele imion. Jedni zwali go projektantem, optymiści inżynierem, naiwni artystą. Kiedy
wyczuł zbliżającą się ciemność opuścił wschodnie rubieża udając się w pewniejsze rejony.
Tak właśnie zyskał kolejny przydomek - wędrowcy przemierzającego przestrzeń i czas.
Wyruszył w głąb kraju do przyjaciela władającego Księstwem Cyfr. Włości jego możnego
protektora były miejscem ku któremu mógł się zwrócić w potrzebie jak i szczęściu. W tym
przybytku obraza jego osoby równała się banicji, a ludzie mieszkający w pałacach które
postawił wznosili zań głębokie toasty.
Jego żmudny szlak wiódł przez niesławny Kraj Cebuli. Pomimo, że napotkani na szlaku
włóczędzy odradzali mu podróżowanie przez jego terytorium, nasz bohater z biglem ruszył
przed siebie. Kiedy wędrowcom zdarzało się przekraczać granice Księstw wchodzących w
skład Królestwa Zachodniego, odczuwali to na różne sposoby. Przykładowo bruk pod
stopami był innej roboty, lub napotkani mieszkańcy pozdrawiali się odmiennie niż
dotychczas. Pierwszym czego doświadczył nasz obieżyświat po wejściu na ziemie Księstwa
Cebuli było pieczenie oczu. Podróżnik mrużył powieki nie mogąc patrzeć na skromne
wiejskie chaty, przydrożne karczmy, pyszne dworki, czy mieszczańskie ratusze i kościoły.
Wszystkie budynki przypominały wyrastające wprost z ziemi, spiczasto zakończone bulwy.
Kraina zdawała się wszerz i wzdłuż obrośnięta tymi pokracznymi polipami wznoszonymi
wedle gustów osadników. Podrażnienie spojówek projektanta miało jeszcze jeden ważki
powód. Mieszkańcy żyjący w toczących krajobraz guzach, zdawali się kochać jaskrawe
kolory. Choć samej tęczy chyba nienawidzili, bo sięgali po ogień kiedy pokazała się w
którymś z ich miast. Z tego co wiedział Projektant, w największym z nich, dawno temu
postawiono ogromny pomnik. Podobno monument miał przypominać krajanom Księstwa
Cebuli, iż można nimi pomiatać na prawo, a zwłaszcza na lewo. Inni twierdzili, że obelisk
upamiętnia sprzedanie tego kraju za bezcen na międzykrólewskim targowisku. Jakakolwiek
okazałaby się prawda, wędrowiec był zdumiony, a jego myśli zaprzątało jedno pytanie: „Jak
owa statua może być symbolem tego kraju?”. Zadziwiali go też mijani na trakcie ludzie. Nikt
Strona: 1/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
z nim się nie witał, a jedyne czego doświadczał to złowrogie spojrzenia. Większość tubylców
wydawała się czymś zmartwiona i niechętna do jakichkolwiek rozmów. Jak to bywa, zdarzały
się wyjątki od reguły.
- Zbieram na obramowanie świętej relikwii! – krzyczał wniebogłosy obcy idący z
naprzeciwka szlaku - To krew największego z nas! – zapewniał machając przed oczyma
Projektanta małą fiolką z czerwoną substancją w środku. - Zbieram na godne obramowanie
tej świętej krwi! Panie, dołożysz się pan?
Projektant po raz kolejny wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Pomyślał, że czczenie szklanego
pojemniczka z czyimś osoczem, hemoglobiną i innymi ciekawostkami jest mało rozsądne.
Nie zmienia to faktu, że postanowił pomóc nieznajomemu.
- Uczynię ci przysługę i stworzę obramowanie. – zaproponował kreślarz wyciągając dłoń w
kierunku domniemanego skarbu. Pomazaniec boży zmrużył oczy.
- Jak to? Za darmo pan zrobisz? – podejrzliwość zmarszczyła mu czoło i zmrużyła powieki.
Przeciągał jeszcze chwilę, aby niechętnie pozwolić Kreślarzowi udać się wraz z fiolką na bok.
Projektant sięgnął za pazuchę do sakwy z kreskami i użył czterech by stworzyć ramkę.
Znalazł rosnącą przy drodze stokrotkę i jej biel przelał w dopiero co powstały prostokąt.
Krew w naczynku umieścił na środku śnieżnobiałego tła.
- Co to ma być? – zapytał obcy widząc gotowe rozwiązanie - Coś pan wymyślił? –
podniesiony, pretensjonalny ton i żywa gestykulacja sugerowały wielkie niezadowolenie –
No żeś się pan namordował, nie ma co! Gdzie złota obramówka, gdzie ozdoby... – owieczka
pana załamała ręce - no... jakiekolwiek?!
- Przecież to odwróci uwagę od tego co ważne. – powiedział Kreślarz - Jeśli się nie mylę ta
krew jest dla pana warta więcej niż kosztowności. – dodał bez cienia przekonania w głosie, z
zimnym uśmiechem na ustach - ... Nie lepiej byłoby to całe złoto przeznaczyć na... coś
innego?
- Z takim podejściem pójdziesz pan boso! Jeszcze wspomnisz pan moje słowa! – wrzasnął
wyprowadzony z równowagi mieszkaniec Księstwa Cebuli. Wcisnął fiolkę do kieszeni po
czym zmiął i wyrzucił obramowanie Kreślarza w błotną dziurę pośrodku brukowanej drogi.
Tak typową dla traktów tego kraju. Nieznajomy odwrócił się na pięcie, zaczął znosić drwa z
przydrożnego zagajnika. Zbliżał się wieczór.
Projektanta powitał świt. Obudził się ściskając w dłoni drogocenną sakwę z liniami. Zerknął
tęsknym okiem na ognisko wygasłe w nocy. Kreślarz spostrzegł, że mimo swej niechęci do
przedsięwzięcia, stał się głównym sponsorem wyeksponowania cudownej fiolki. Wstał i
ruszył w dalszą podróż. Bez towarzystwa religijnego człowieka i własnych butów.
Obieżyświat zaczął płacić cenę za pobyt w bulwiastym księstwie. Jego koszmary zdawały się
nie mieć szczęśliwego końca zwanego przebudzeniem. Wielokrotnie zdarzało się, że nocne
zjawy pozostawały z nim w dzień. Włóczyły się za jego plecami uczepione cienia niczym
rzepy psiego ogona. Nieprzerwanie coś szeptały, a ich westchnienia dotkliwie go kłuły.
Podróżnik sięgał wówczas za pazuchę i formował z kresek sidła. Zastawiał je na niesforne
dziwadła i starał nie odwracać za siebie. Trzeba przyznać, że Podróżnik poczuł się znacznie
lepiej kiedy opuścił bulwiasty kraj.
***
Nastał czas gdy w końcu wędrowiec dotarł do górzystych włości swego przyjaciela. Już na
pierwszy rzut oka coś mu się nie kalkulowało. Ziemie Księcia Cyfr słynęły z ładu i porządku,
najprzedniejszych matematyków i inżynierów w całym szerokim świecie. Projektant wciąż
miał w pamięci swe zdumienie kiedy odkrył, że w tych okolicach nawet poeci potrafili liczyć.
W porywach do dwunastu! Za ostatniej wizyty Kreślarza ziemie te patrolowali zbrojni
Strona: 2/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
rachmistrzowie strzegący areału oraz gościńców. Między innymi przed grabieżami ze strony
ziemian Księstwa Cebuli, nad którymi tamtejszy władca najwyraźniej nie do końca panował.
Absencja strażników oraz kruki drzemiące na nagich drzewach napawały Projektanta
niepokojem. Jakby tego było mało Trakt Królewski wiodący do zamku okazał się pusty.
Niegdyś gwarne ulice, teraz były kompletnie opustoszałe. Matematycy nie prześcigali się w
tworzeniu nowych tez. Inżynierowie nie przechwalali się umiejętnością różniczkowania.
Kobiety nie wzdychały z zachwytu.
- Coś tu się nie sumuje – powtórzył Kreślarz zbliżając się do grodu.
Budynki które zaprojektował na zlecenie Księcia podupadły, a rośliny zdobiące ich elewacje
zdawały się być w głębokim letargu. Pełen obaw Projektant ruszył do siedziby możnowładcy.
Zamku o idealnych proporcjach złotego cięcia oraz dominantą w postaci smukłej wieży. Z
trudem rozwarł ciężką, kutą ze wspaniałego metalu bramę i ruszył przed siebie. Mijał po
drodze wiele pustych sal odbijających echo jego kroków. Kiedy doszedł do pysznego
pomieszczenia z tronem, jego usta rozwarły się ze zgrozy i zdumienia. Na złotym stolcu
zasiadał Sen we własnej osobie. Piaskun który zsyłał mu koszmary, istota z którą igrał i jak
przystało na ceniącego się projektanta nigdy nie żył dobrze.
- Co tutaj robisz panie Śnie? – zapytał pokłoniwszy się z godnością, bez wyraźnych oznak
strachu.
- Króluję. – odparł z szyderstwem w oczach Piaskun – Temu kto przekroczy granice księstwa,
po wieczność nakazuję w nim mieszkać. Po tym jak zaśniesz w mych nowych włościach,
poczujesz mocny sen w kościach.– dostojnik rozejrzał się po sali. – Lecz wcześniej skroisz mi
pałac na mą miarę, gdyż wcześniejszy właściciel nie znał się na sztuce wcale. Wieczorem
wyruszę w świat, jak co noc będę sypał piach. A kiedy powrócę o brzasku, będziesz mym
wasalem bratku. – powiedział pewnie i wyszedł z sali majestatycznym krokiem.
Kiedy samozwaniec pognał w conocną eskapadę, podróżnik wyszedł przed błonia zamkowe.
Zmrużył gniewnie oczy i sięgnął ku ciemnej, smolistej nocy, czerpiąc z niej kielich płynu.
Wyjął z sakwy garść linii i nasączył je w naczyniu z mocną kawą. Chwilę potem wziął
zamach i rozsiał kreski w mrok, karząc przestrzeni nagiąć się wedle własnego życzenia.
Wokół księstwa urosły grube, czarne mury na zaprawie kawowej.
Kiedy na widnokręgu zagościł brzask wraz z nim powrócił Sen. Widząc z oddali ciemną,
monolityczną linię obwarowań zaśmiał się gromko i pogonił rumaka do galopu. Wykonał
ruch ręką jakby trzymał nad głową lasso, a z jego dłoni wytrysnął złoty strumień iskier
skierowany ku Projektantowi. Kiedy jarzące się drobiny uderzyły w mur, tamten stopniowo
stawał się dziurawy niczym żółty ser, aby w końcu obrócić się w perzynę. Zdobywca zsiadł z
konia i w rumorze walącego się szańca podszedł parę kroków do przodu.
Rzucił Kreślarzowi hipnotyczne spojrzenie próbując się z przeciwnikiem i błyskawicznie
sięgnął po zaklęty piach. Projektant natychmiast uczynił ten sam gest dobywając pęku linii.
Przygotował je wcześniej prósząc białym, skrzącym w słońcu proszkiem. Był to ostatni fortel
oddzielający go od wiecznej śpiączki. Wziął krótki, raptowny zamach i o włos wyprzedził
ruch przeciwnika. Pomiędzy nim, a Piaskunem uformował się drugi pierścień fortyfikacji.
Gładkie lico śnieżnobiałego muru rozproszyło atak Snu. Odbiło piaszczysty pył, który
zamienił się w ruchome piaski, tworzące odtąd fosę zamku.
- Nie przejdziesz! – krzyknął na całe gardło Projektant.
Sen z całą mocą runął na barierę. Wyprostował ręce, a z postrzępionych rękawów jego
długiej szaty wytrysnął istny wodospad magicznego szczerku. Wraz z czasem, mroczna
postać miała coraz to kwaśniejszą minę, jej heroiczne zmagania z amfetaminową zaporą nie
przynosiły efektu. Po chwili było wiadomo, że mury są dlań nie do skruszenia. Kreślarz
Strona: 3/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
ruszył ku pałacowej wieży. Mniemał że to właśnie w niej został zaklęty błękitnokrwisty.
Projektant wszedł do wysokiej baszty. Wspinał się po spiralnych schodach mijając tysiąc
stopni, aż ujrzał komnatę w której zaklęty był władca. Na wejściu do sali widniała pieczęć
uzurpatora, budzik z urwanymi wskazówkami. Kreślarz wyjął ze swego puzderka dwie linie
nakazując im zająć miejsce na tarczy zegara. Tryby zaskoczyły, a chronometr dobył ze
swych trzewi potworny jazgot. Dźwięk postawił całe księstwo na równe nogi wyrywając je z
przepastnej mocy Piaskuna. Przełamawszy zalakowane drzwi, Projektant wszedł do
komnaty i zastał leżącą w łożu postać przyodzianą w szlafmycę.
- Wstawaj mości księciu! Zostawiłem cię na parę lat, a nawet stołka nie upilnowałeś! –
leżąca postać nadal nie dawała oznak życia. – Pobudka! – krzyknął kreślarz zaniepokojony
brakiem reakcji przyjaciela.
- A romantyczny pocałunek? – zapytał Książe kącikiem ust. Otworzywszy lekko oczy zezował
na projektanta. – Pewnie do samego końca liczyłeś na śpiącą królewnę? – Jego źrenice w
kształcie falki, jakby wydłużonego „S” zwęziły się. Wokół uśmiechniętych oczu pojawiła się
siatka zmarszczek.
Aby uczcić odzyskanie tronu Książe wydał wielki bal. Na uroczystość zjechali się goście ze
wszystkich stron świata. Wśród oficjeli księstw Zachodniego Królestwa oraz rzeszy
obcokrajowców znalazła się Wiedźma. Z całą pewnością nie pomyliła biesiady z obradami
na jakiejś łysawej górze. Nie pojawiła się tu też za sprawą zaproszenia, czy zwykłego
przypadku.
Trudno sprecyzować kim była Czarownica. Jedno jest pewne, biła od niej aura którą ciężko
było porównać do atmosfery domowego ogniska. Jej wizerunku nie ocieplały czarne pukle
włosów przysłaniające ciemne oczy, ani antracytowe szaty w których się lubowała. Należy
dodać, że wielki kruk siedzący na jej ramieniu również robił swoje. Od początku biesiady nie
odwracała wzroku od wybawiciela Księcia Cyfr. Wiedźma, wbrew pozorom rzadko kiedy ot
tak, bez większego powodu rujnowała komuś życie. Trudno więc nazwać spojrzenia którymi
badała Projektanta za przypadkowe. Nie była to zwykła niechęć jaką można żywić do kogoś
obcego. W jej zacietrzewieniu nie chodziło również o typowe powody kobiecej zawiści:
czyjąś ładną cerę, bujne włosy, czy głupie, gadające lusterko. Wiedźma marzyła o
wymazaniu Księstwa Cyfr z mapy, a Projektant jej to udaremnił. To ona rozbudziła w
Piaskunie aspiracje do zdobycia tronu i już dawno temu zamknęłaby dzieje krainy Księcia
gdyby ktoś nie pokrzyżował jej planów. Chcąc mieć pewność, że kolejna próba się powiedzie
postanowiła usunąć zaistniałą komplikację.
Na koniec hulanki, kiedy wszyscy byli już pod wpływem świetnej zabawy, Wiedźma sprytnie
podeszła Kreślarza. Zapytała czy zbudowanie wieży z której mogłaby sięgnąć gwiazdki z
nieba nie przerośnie jego umiejętności. Ikarowe skrzydła - na prądach wznoszących gorzałki
- poniosły Projektanta wysoko. Stwierdził, że nie będzie to dla niego większym wyzwaniem.
Tymi słowy zawarł z Czarownicą umowę, której stawką była spiżowa sława lub wieczyste
wypędzenie z Księstwa Cyfr.
***
Projektant rozpoczął pracę od wytrzeźwienia. Następnie zasięgnął rady u bieglejszych w
rachunkach kolegów po fachu. Myśli inżynierów, rozbijały się o bariery fizyki i matematyki
podobnie do fal morza poskramianych przez nadbrzeżne klify.
- Wszystko na nic - odparł jeden z sędziwszych projektantów. - Wybudowanie tej wieży nie
leży w ludzkiej mocy.
Strona: 4/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Mający nóż na gardle Kreślarz stanowczo oponował poddając pod wątpliwość zasłyszaną
opinię. Tak właśnie zrodziła się waśń w środowisku rachmistrzów, dająca podwalinę pod
wielki rozłam. Ze sporu narodziły się dwie grupy. Pierwszą tworzyli marzyciele o umysłach
lekkich i otwartych. Drugą pragmatyczni perfekcjoniści obracający się wokół liczb. Grono
inżynierów bliższych matematyce zwało się od tej pory konstruktorami. Chodzą słuchy, iż
ukuli sobie dewizę brzmiącą ”Non Potest Esse”, co znaczy „Nie Da Się”.
Projektant, który przynależał do nowo powstałej frakcji architektów, nieustępliwie trwał przy
swoim zdaniu. Uważał, że budynek nie jest tylko materiałem z którego powstał i liczbami
które go opisują.
Kreślarz wciąż szukał czegoś co będzie mogło utrzymać tak wysoką budowlę w ryzach.
Niespodziewanie dostał radę od swego przyjaciela.
- Użyj za spoiwo miłości! Ten materiał jest znacznie wytrzymalszy od innych budulców. –
naśmiewał się Książe – Jedyny problem w tym, że nie da się go przeliczyć, ale nie martw się!
Powinien wytrzymać wszystko! – naigrywał się dalej.
Niedługo po tym Architekt wypadł z pracowni. Jak opętany podbiegał do napotkanych na
ulicach zakochanych par. Wczesnym południem, każda nagabywana dwójka stawiła się na
placu budowy. Architekt rozpoczął budowę wieży za pomocą ich dłoni. Kiedy Ksiaże Cyfr
ujrzał co się wyprawia wybuchnął śmiechem.
- Może pary powinny się złapać za rączki, a wolnymi nieść cegły? – sugerował śmiejąc się do
rozpuku. Architekt nie zwracał na to najmniejszej uwagi drygując budową bez pamięci, w
całkowitym zatraceniu.
- Przecież żartowałem z całą tą bzdurą! – krzyczał Książe wciąż trzymając się za bolący od
śmiechu brzuch. Wokół placu budowy zebrała się znacząca grupa, wśród której niej nie
zabrakło konstruktorów. Swymi szyderczymi okrzykami zapowiadali rychłe zawalenie się
budowli.
– Miłość nie istnieje! – darł się Książe – To trzy kwestie: wygody, przyzwyczajeń i dukatów!
- Matematyku – Architekt zwrócił się do Księcia z pogardą – Liczby to nie wszystko.
Władca ostatni raz spróbował namówić przyjaciela do pójścia po rozum do głowy, a kiedy
nie uzyskał rezultatów odszedł na bezpieczną odległość. Część wieży zawaliła się parę dni
później. Architekt wył z furii stojąc po środku ruiny.
- Won kłamcy, won! – wrzeszczał rozganiając budowniczych na cztery strony świata.
Matematyk myślał, że umrze z bezdechu.
- Może powinieneś spróbować z nienawiścią! – podpowiadał kiedy udało mu się złapać
trochę powietrza – Jest szczera i przynajmniej coś o niej wiesz!
***
W myśl umowy zawartej z Wiedźmą, Architekt udał się na wygnanie. Kiedy Książe ujrzał
opuszczającego zamek kompana, nakazał natychmiast go zawrócić. Wypytawszy druha o
przyczyny niespodziewanego wyjazdu, dowiedział się o układzie z Czarnoksiężniczką.
- To ja tu jestem władcą, i to ja będę decydował kto ma opuścić, a kto zostać w Księstwie!
–rozsierdził się i posłał po zbrojnych rachmistrzów w celu wygnania Wiedźmy. Architekt
podniósł larum unosząc się honorem. Nakazał przyrzec przyjacielowi, że nie podniesie ręki
na Czarownicę. W końcu – argumentował - sam jest sobie winien i nie ma na to rady. Książe
sklął go siarczyście za pijackie obietnice i pod naciskiem przyjaciela złożył przysięgę
gwarantującą Czarownicy nietykalność. Architekt pożegnał się i odszedł z zamku w kierunku
z którego przybył. Zaś Wiedźma przystąpiła do kolejnego ruchu.
Strona: 5/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Zmierzchało, kiedy Architekt wstąpił do zajazdu w poszukiwaniu spoczynku. Pokrzepił się
gorzałką, a kiedy odwrócił się na czyjeś zawołanie umknęła mu cudza ingerencja w jego
trunek. Okazało się, że jego uwagę pragnęła przykuć pewna czarująca kobieta. Po uroczej
rozmowie i ostatniej wypitej kropelce trunku, Architekt nabrał pustki w głowie. Potem było
coś o pojedynku, sekundancie, jakimś liście i jego podpisie. I niedźwiedzim śnie z którego
nieprędko wstanie.
Poranek zweryfikował fakty. Zapamiętał jedno. Dziś w nocy musi być na nekropolii. Gnał,
przez pola i lasy w kierunku umówionego miejsca pojedynku. Na swej drodze napotkał
wioskę przez którą przeszedł kataklizm. Domy miały pozrywane dachy, inne były
doszczętnie zniszczone. Dookoła ruin siedzieli zrozpaczeni mieszkańcy. Architekt sięgnął za
pazuchę i sypnął garścią kresek tworząc zadaszenia i odbudowując domostwa. Było już
południe kiedy w pośpiechu ruszył dalej. Na swej drodze napotkał rzekę, której rwący nurt
nie dał się pokonać wpław. Kreślarz sięgnął do puzderka po linie. Nie znalazłszy ani jednej
ruszył w stronę najbliższej przeprawy. Mostu oddalonego o wiele staji.
***
Mój Książe!
W najbliższą pełnię o północy odbędę pojedynek. Miejscem potyczki ustanowiono
nekropolię pod białymi murami stolicy. Proszę Cię o wystąpienie w roli mego sekundanta.
Architekt
Zacinał zimny deszcz. Matematyk miął w dłoniach list, z niecierpliwością wyczekując
przybycia przyjaciela. Krzywe i nadmiernie zawijaste pismo nie wzbudziło w nim takiego
niepokoju jak sama potyczka. O co mu poszło i z kim? Jego rozważania przerwało wyłonienie
się z mroku postaci przyodzianej w czerń. Długi płaszcz zakrywał jej sylwetę, a cień pod
kapturem zerkał w stronę zmrużonych oczu Księcia Cyfr. Rachmistrz czuł niezwykłą siłę
która przykuwała jego wzrok do szpary w kapturze.
- Jestem sekundantką Wiedźmy. – Rozległ się skrzekliwy głos - Wyzwanej przez Architekta
na pojedynek. – Ciszę uciął zegar wybijający północ.
Matematyk ostatni raz zerknął za siebie i napotkawszy horyzont bez żadnej iskry światła w
lot zrozumiał swą sytuację. W związku z nieobecnością zainteresowanych, to sekundanci
mieli rozstrzygnąć spór. Zmartwił się niewiadomym losem Architekta i zaczął gotować do
potyczki. Wyprostował się zakasując rękawy, wbił wzrok w ziejącą z kaptura otchłań i
wystąpił krok naprzód bacznie patrząc na przeciwnika.
- Skoro życzy sobie pan dochowania formalności... – Rzekła znudzonym głosem Śmierć
widząc gotowość do pojedynku rywala. Pokłoniła się wedle reguł kindersztuby. – Rodzaj
pojedynku nie ma żadnego znaczenia. Możemy przykładowo zagrać w wisielca. Na śmierć
i... Właściwie to tylko śmierć. – powiedziała Śmierć zniżając emisję głosu do tonu
konspiracyjnego szeptu.
- Wolałbym kości. – Odparł Książe, do którego nie docierało przed kim stoi.
- A ja wolałabym być Życiem, a nie Czarną Panią. Pozostały ci minuty, zamierzasz spędzić je
na kłótni?
- W końcu mogę poczuć, że naprawdę żyję...– uznał doświadczywszy zimnego potu na
plechach. – Czarną Panią? Naprawdę? – rzucił z cieniem zażenowania w głosie. Strach nie
wykazał się refleksem. Odrobinę za późno złapał za lejce szyderczego tonu Księcia.
- Raz kozie śmierć. - Zakapturzona postać machnęła niedbale ręką– Zagrajmy w kości.
Strona: 6/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Proszę już tylko nie grać na zwłokę.
Książe zacisnął zęby kiedy zdał sobie sprawę kto jest jego rywalem. Wiedział, że jego
jedyną szansą jest matematyka. Jako mistrz probabilistyki zwanej teorią
prawdopodobieństwa, wybrał grę w kości. Był na tyle wyrachowany, iż potrafił wolą naginać
statystykę. Zdawał sobie sprawę że po odkształceniu jej żelaznych praw prędzej czy później
dojdzie do kontrreakcji. Wiedział, też że szanse na wygranie ze Śmiercią równały się
jednemu do nieskończoności. To oznaczało, że teoretycznie było to możliwe. Podczas gdy
Książe dokonywał kalkulacji, Śmierć zgarnęła małe sześciany w dłonie.
Kościane kości kołatały o kościste kończyny Kostuchy.
Wypadły dwie szóstki. Książę Cyfr skupił się jak nigdy w życiu. Zmarszczył brwi, jego oczy
piorunowały jeden z małych sześcianów. Klocek po prawej zadrżał, rozkołysał się i
znieruchomiał z piątką na wierzchu. Kamień z serca, zazgrzytał zębami Książe. Nastała jego
kolej. Wstrzymał oddech, zgarnął kości i rzucił je w powietrze.
W promieniu wielu mil życie zadrżało i skuliło się ze strachu. Śmierć milczała. Po raz drugi w
historii zasmakowała porażki. Na domiar złego ponownie przegrała ze szlachetnie
urodzonym, tym razem bez Rumuńskiego rodowodu. Wygrawszy pojedynek, Książe powoli
odwrócił się na pięcie.
Wtem! Nagięte prawa prawdopodobieństwa powróciły jak naciągnięta guma zwolniona z
naprężenia. Władca Księstwa Cyfr potknął się o kamień i upadł, skręcając kark.
Prawdopodobieństwo tego zdarzenia wynosiło jeden do miliona. Kostucha uśmiechnęła się
na myśl, że mężczyzna przejdzie do historii jako ktoś kto ją zwyciężył.
- Vae victis. – Pożegnała go z lodowatym uśmiechem. W chwili kiedy trzasnął kark
Matematyka na miejscu pojawił się zadyszany na śmierć Architekt. Widząc upadek
przyjaciela sam stracił grunt pod nogami. Klęcząc zwrócił się do odzianej w czerń żniwiarki.
- Zrobię wszystko...
- Nie masz niczego do zaoferowania. – ucięła nie zrezygnowawszy z rozbawienia - Na
skinienie małego palca mogę mieć kogoś z umiejętnościami, którym nie dorastasz do pięt.
Mistrzów z każdej epoki której zapragnę. Ale dziś poznasz me dobre serce – powiedziała, a
jej nieustający uśmiech stał się jeszcze potworniejszy. Sprawił, że na ułamek sekundy
istnienie zamarło na całym świecie – Zwrócę ci Twego przyjaciela, w końcu mnie
przezwyciężył.
Matematyk odzyskał puls. Projektant zaniósł przyjaciela do zamku. Kiedy spojrzał mu w
oczy napotkał pustkę. Równie dobrze mógł zerkać w przepaść lub wyschniętą studnię. Ani
jednego słowa, gestu, najdrobniejszego ruchu. Tylko nieobecność, jakby głęboki sen.
Projektant zostawił swą sakwę przy łożu przyjaciela i dokonał ostatniego obliczenia.
Sprawdził czy wysokość wieży, którą budował Wiedźmie okaże się wystarczająca. Gdy liczby
potwierdziły jego przypuszczenia ruszył na najwyższy punkt baszty. Pod budowlą, gdzieś w
mroku skrywała się osamotniona postać. To Czarownica oczekiwała swej gwiazdki. Może i
nie z nieba, ale na pewno spadającej.
Wraz ze śmiercią Architekta wszystkie budowle które wzniósł obróciły się w ruinę. Śmierć
zgodnie ze swym planem zebrała największe żniwo ostatnich lat. Jednak zawsze, nawet
kiedy zło odnosi miażdżące zwycięstwo, znajdzie się gdzieś odrobina dobra. Świat nie jest
biały i czarny, króluje w nim szarość. Nie istniała szansa, że Książe przebudzi się z letargu.
Jednak Piaskun, który niegdyś ograbił Matematyka z włości nie mógł zaznać spokoju przez
wyrzuty sumienia. Postanowił sprzeciwić się życzeniu Śmierci i zrzucić z Księcia jarzmo
niewoli. Kiedy to zrobił odszedł, aby skryć się najlepiej jak potrafi. Książe Cyfr po
przebudzeniu z letargu, dowiedział się o wszystkim co dokonane. Poczuł ogromny żal i
Strona: 7/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
smutek. Ku swemu zdziwieniu przy łóżku znalazł zalakowany list.
Drogi Książe!
Jestem zrozpaczona Twą nieuleczalną chorobą, to wielki cios dla krajan Księstwa Cyfr. Tym
bardziej jest mi żal Twojego wielkiego przyjaciela. Jego potknięcie podczas doglądania prac
na wieży, ciąży nam wszystkim na sercu. Szczególnie mnie osobiście. Jest mi również
przykro, że już nigdy nie będę mogła zaprosić Cię na wieczerzę do swego pałacu. Z
życzeniami smacznego snu.
~ Czarodziejka
Władca natychmiast przejrzał postępki Wiedźmy. Zadziwił się jej zimnym wyrachowaniem i
bezczelną butą. Ironiczny list okazał się kroplą przepełniającą czarę goryczy. Żal i smutek
które ogarnęły władcę po stracie krajan i Architekta stłamsiła żądza krwawej zemsty.
Gwałtownie sięgnął po inkaust i pióro.
Droga Czarodziejko!
Z rozkoszą odwiedzę Twój dwór i zasmakuję sutej wieczerzy. Proszę, nie martw się o główne
danie. Zaserwuję je osobiście i to z najwyższą przyjemnością. Mam nadzieję, że
rozsmakujesz się w mięsiwie pieczonym na wolnym ogniu. Z rożna.
~ Książe Krainy Cyfr, przyjaciel Architekta
Jego wzrok skierował się ku posępnej siedzibie Wiedźmy. Obserwował jak gołąb niosący
kopertę wlatuje w obręb zabudowań. Sięgnął po kartkę i dokonał odpowiednich obliczeń po
czym niepewnie skierował dłoń do o dziwo pełnej sakiewki Architekta. Wyszeptał długi ciąg
liczb wskazując liniom współrzędne. Pałac Czarownicy zamknęła półprzeźroczysta,
geometryczna kopuła. Następnie rozesłał wici na cztery strony świata. Kiedy zewsząd
przybyły zastępy zbrojnych rachmistrzów, wydał kolejne rozkazy. Nakazał gotować stos i
naostrzyć gruby, drewniany pal.
Tak oto dobro zwyciężyło, a wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Strona: 8/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl