Świadectwo marii - Gdańskie Centrum Informacji o Sektach

Transkrypt

Świadectwo marii - Gdańskie Centrum Informacji o Sektach
w numerze
4
PoD tym znakiem zwycieżysz
6
Kontrowersyjny Krzyż
8
PRODUKTY Z NIEBEZPIECZNYM
ZNAKIEM
9
CZY WIESZ, CO NOSISZ?
10 DROGOWSKAZY ŻYCIA
11 OSACZONA PRZEZ WRÓŻKĘ
17 PODARUNEK OD MARYI CUDOWNY MEDALIK
20 Egzorcyści niekiedy ostatnia
nadzieja przeklętych
24 Wprowadzenie do problematyki
sekt i nowych ruchów
religijnych
27 ŚWIADECTWO MAŁGORZATY
28 SKARBIEC MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
31 Homeopatia – zarys problemu
34 JEZUS UZDRAWIA RÓWNIEŻ DZISIAJ
36 ŚWIADECTWO MARII
38 ŚWIADECTWO LEKARKI
39 ŚWIADECTWO PIELĘGNIARKI
40 RODZICE, MÓDLCIE SIĘ ZA SWOJE DZIECI!
43 CZAS WCHODZENIA W ŻYCIE DOROSŁE
45 WIERZĘ W ŻYCIE WIECZNE
49 Kobieta i mężczyzna
52 ZAPOWIEDZI
53
TU ZNAJDZIESZ POMOC
PORADNIA RODZINNA
PUNKT PORADNICTWA
DUCHOWEGO PRZYSTAŃ
RODZICE PO STRACIE DZIECKA
POGOTOWIE MODLITEWNE
EGZORCYŚCI
MSZE ŚWIĘTE Z MODLITWĄ
O UZDROWIENIE I UWOLNIENIE
MSZE ŚW. Z MODLITWĄ
O DOBREGO MĘŻA I DOBRĄ ŻONĘ
2
Redaktor naczelna:
Monika Walczak
[email protected]
Asystent kościelny:
ks. Grzegorz Daroszewski
[email protected]
Współpracownicy tego numeru:
ks. dr hab. Andrzej Kowalczyk
ks. dr hab. Aleksander Posacki SJ
ks. dr Jan Uchwat
ks. Edward Szymański
ks. Adam Kroll
Błażej Kwiatkowski
Ireneusz Rogala
Arkadiusz Szczepaniak
Tomasz Wojnowski
Opracowanie graficzne:
Krzysztof Godlewski
Korekta:
Krystyna Iwaszkiewicz
Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych, zastrzega sobie prawo ich skracania
i zmiany tytułów oraz redakcyjnego
opracowania tekstów przyjętych do druku
Adres redakcji:
ul. Cystersów 11, 80-330 Gdańsk;
Kontakt: 501 337 277; [email protected]
Nr konta:
12 1940 1076 4721 4806 0000 0000;
Biuletyn jest dostępny w formacie PDF
na stronie parafii Chrystusa Odkupiciela: www.odkupiciel.net.pl (Dział
informacji > Z życia parafii > Biuletyn)
Wydawca: Gdańskie Centrum
Informacji o Sektach i Nowych
Ruchach Religijnych
Druk: Wydawnictwo Sióstr Loretanek,
ul. Żeligowskiego 16/20;
04-476 Warszawa
Nakład: 3 500 egz.
ISSN 1505-0963
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
Najnowszy numer BIULETYNU kwartalnika o zagrożeniach duchowych,
oddajemy do rąk naszych Czytelników
w październiku - miesiącu modlitwy
różańcowej.
W tym czasie częściej niż zwykle bierzemy
do rąk różaniec - tę skuteczną broń przeciwko
szatanowi. Warto zwrócić uwagę na moc modlitwy różańcowej w życiu każdego katolika,
zwłaszcza tego zagrożonego działalnością Zła.
Dlatego szczególnie zachęcamy rodziców
do włączenia się w modlitwę różańcową
rodziców w intencji dzieci, które są przecież
szczególnie narażone na wiele niebezpieczeństw, zarówno duchowych i moralnych.
Nie zabraknie też artykułów poświęconych
zagrożeniom wynikającym z noszenia talizmanów, amuletów, produktów poświęconych złu
- czy wynikających z przynależności do sekt.
Wszystkie te zagrożenia chcemy zatopić
w niewyczerpanym Miłosierdziu Boga, który
otoczy miłością każdego, kto chce się wyrwać
z pod władzy Złego. Dlatego począwszy od tego
numeru drukujemy specjalną wkładkę
poświęconą Miłosierdziu Bożemu.
Wobec zamieszania związanego ze znakiem
Krzyża, ukazujemy jego wielkość i potężne
działanie w obronie przeciwko zasadzkom
złego ducha, które ukazujemy choćby
w posłudze egzorcystów.
czystej wiary opartej na Jezusie Chrystusie
mógł się z naszym Biuletynem zetknąć.
Zachęcamy do prenumeraty!
Są dwie możliwości zaprenumerowania BIULETYNU:
- w formacie PDF, za darmo, wtedy wysyłamy na
adres [email protected] swoje nazwisko i imię oraz maila,
- w formie drukowanej, która będzie dostępna za
dobrowolną ofiarę, opłata przelewem na konto:
12 1940 1076 4721 4806 0000 0000 z dopiskiem
BIULETYN i podaniem ilości zamawianych egzemplarzy oraz adresem zwrotnym.
Zamówienia prosimy kierować na adres redakcji:
BIULETYN – kwartalnik o zagrożeniach duchowych,
ul. Cystersów 11, 80-330 Gdańsk.
KATECHEZY
O ZAGROŻENIACH DUCHOWYCH
Po przerwie wakacyjnej, od września 2010 r.,
zapraszamy na cykl spotkań poświęconych
zagrożeniom duchowym. Termin i miejsce
spotkań pozostają bez zmian:
każda trzecia niedziela miesiąca
po wieczornej Mszy Świętej o godzinie 18.00.
w kościele pw. Chrystusa Odkupiciela,
ul. Gdyńska 8, Gdańsk- Żabianka.
Po katechezach istnieje możliwość nabycia
literatury na temat zagrożeń duchowych,
oraz kolejnych numerów BIULETYNU kwartalnika poświęconego współczesnym
zagrożeniom duchowym.
Tematy najbliższych katechez:
Zbliża się listopad, miesiąc zadumy nad życiem
i przemijaniem, akcentujemy ten czas poprzez
artykuł o życiu wiecznym, by uświadomić sobie
jak wielkie szczęście nas czeka, gdy zaufamy
i „zatopimy” się w Bogu.
17 październik 2010 r. Bioenergoterapia - medycyna dla naiwnych.
Czy Cliv Harris uzdrawiał?
Prelegent: Ks. Grzegorz Daroszewski
Świadectwo: Joanna Płaczkowska
Na koniec zapraszamy na Konferencję: „Zagrożenia rozwoju osobowości młodego człowieka
na początku XXI wieku”, która odbędzie się
w Gdańsku w dniach od 26 do 28 listopada,
szczegóły możemy znaleźć na okładce.
Terminy następnych katechez:
21 listopad 2010 r. 19 grudzień 2010 r. Zapraszamy do współpracy i pomocy w rozprowadzaniu tego pisma, aby każdy, kto poszukuje
Biuletyn 6 (23) 2010
Zapraszamy! Ks. Grzegorz Daroszewski
Diecezjalny Duszpasterz Osób
i Rodzin zagrożonych działalnością sekt
3
Pod tym znakiem
zwyciężysz
Już na samym wstępie encykliki
Benedykta XVI „Deus Caritas
Est” odnajdujemy określenie
istoty chrześcijaństwa.
Papież formułuje ją następująco:
„Uwierzyliśmy miłości Boga
- tak chrześcijanin może
wyrazić podstawową opcję
swego życia. U początku bycia
chrześcijaninem nie ma decyzji
etycznej czy jakiejś wielkiej idei,
jest natomiast spotkanie
z wydarzeniem, z Osobą, która
nadaje życiu nową perspektywę,
a tym samym decydujące
ukierunkowanie”.
Z powyższych słów
wynika jasno, że
chrześcijaństwo to
nie zbiór przepisów, nakazów czy
zakazów, lecz w
centrum chrześcijaństwa znajduje się
Osoba.Co najistotniejsze — jest to Osoba Samego Boga, obecnego w trzech Osobach Boskich – Osoba
Boga Ojca, Osoba Boga Syna i Osoba Boga
Ducha Świętego. Właśnie z faktu osobowego spotkania człowieka z Bogiem, które to
spotkanie jest punktem decydującym
o naszym chrześcijaństwie, często punktem
zwrotnym w naszym życiu, czyli wielkim
przełomem i zapoczątkowaniem nowego
życia – wynika konkretne postępowanie:
nasz sposób mówienia, zachowania, nasza
modlitwa, przystępowanie do sakramentów
świętych, a także sposób ubierania się, którego elementem jest noszenie zewnętrznych
znaków przynależności czy identyfikacji
z Bogiem.
4
W niniejszym artykule chciałbym odnieść
się krótko do sprawy noszenia przez chrześcijan różnego rodzaju przedmiotów, takich
jak: amulety, wisiorki, naszyjniki, wszelkiego
rodzaju pierścienie itp. Skoro chrześcijaństwo nie ma nic wspólnego z przesądami,
tajemniczymi znakami, magią itp., skoro
nie jest rodzajem religii magicznej, w której
gesty, ryty, symbole czy zaklęcia rozwiązują
sprawę, skoro nie ma innych bogów poza
Bogiem Jedynym, a sam fakt noszenia czegokolwiek nie jest niczym złym - wydawałoby się, że noszenie wspominanych przedmiotów nie powinno być żadnym problemem.
Słowa św. Pawła zdawałyby się potwierdzać
tę opinię: „Zatem jeśli chodzi o spożywanie
pokarmów, które już były bożkom złożone na ofiarę, wiemy dobrze, że nie ma na
świecie ani żadnych bożków, ani żadnego
boga, prócz Boga jedynego (1 Kor 8, 4) …
dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od
którego wszystko pochodzi i dla którego my
istniejemy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystus
(1Kor 8,6). Tymczasem chrześcijaństwo odkrywa zło związane z tego typu praktykami.
Tkwi ono w nie przestrze ganiu pierwszego
przykazania Bożego, w fakcie pochodzenia
czy powiązania tych przedmiotów z pogaństwem. To z kolei ma często bezpośredni związek z szatanem i jego siłami zła działającymi
w świecie. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że
każdy chrześcijanin, który świadomie używa
tego typu przedmiotów naraża się na bardzo
poważne konsekwencje takie, jak: osłabienie
czy utratę wiary i życia w stanie łaski uświęcającej, wszelkiego rodzaju zniewolenia,
a niekiedy wręcz opętanie przez złego ducha. Słowo Boże słusznie przestrzega: „Nie
będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!
Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył (Wj 20, 2-5) „Panu, Bogu
swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu
samemu służyć będziesz” (Mt 4,10) oraz
„Dlatego też, najmilsi moi, strzeżcie się bałwochwalstwa!…Czy może jest czymś ofiara
złożona bożkom? Albo czy sam bożek jest
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
czymś? Ależ właśnie to, co ofiarują poganie,
demonom składają w ofierze, a nie Bogu.
Nie chciałbym, byście mieli coś wspólnego
z demonami” 1 Kor 10, 14;19-20.
Jest jeszcze jeden ważny argument dla
chrześcijanina, o którym powinien pamiętać przed założeniem na siebie tych
przedmiotów, czy wręcz posiadaniem ich
w domu, a mianowicie nawet, jeśli noszenie
ich nie miałoby realnego związku z okultyzmem, to dla kogoś przyglądającego się
naszemu chrześcijaństwu, mogłoby się stać
przyczyną zgorszenia i upadku. W Słowie Bożym znajdujemy na to potwierdzenie: „Baczcie jednak, aby to wasze prawo [do takiego
postępowania] nie stało się dla słabych powodem do zgorszenia. Gdyby bowiem ujrzał
ktoś ciebie, oświeconego „wiedzą”, jak zasiadasz do uczty bałwochwalczej, czyżby to nie
skłoniło również kogoś słabego w sumieniu
do spożywania ofiar składanych bożkom?
(1Kor 8,9-10) A gdyby ktoś powiedział: «To
było złożone na ofiarę» - nie jedzcie przez
wzgląd na tego, który was ostrzegł, i z uwagi
na sumienie. (1 Kor 10, 23)
Biorąc więc pod uwagę przynajmniej te dwa
argumenty, a mianowicie: niebezpieczeństwo wejścia w kontakt z szatanem czyli
osobowym złem i jego mocami działającymi
w świecie oraz niebezpieczeństwo zgorszenia, a co się z tym wiąże być może upadek
braci w wierze - konkluzja staje się oczywista. Chrześcijanin jako człowiek rozsądny
Biuletyn 6 (23) 2010
nie nosi rzeczy, ozdób, amuletów itp., jak
również nie uczestniczy w rytuałach, seansach, które nie są jednoznacznie poświęcone
Jedynemu Bogu. Zgodnie z ogólną zasadą
moralną, że chrześcijanin nie tylko unika zła,
ale także wszystkiego, co ma pozory zła - nie
powinien on nigdy świadomie i dobrowolnie
nosić przedmiotów, które związane z religią
nie odnoszą się do Osób Boskich, Najświętszej Maryi Panny czy świętych. Wprawdzie
w tradycji chrześcijańskiej możemy odnaleźć przedmioty, czy nawet święta, które
u swych początków nie miały nic wspólnego
z chrześcijaństwem np. w kalendarzu umiejscowienie Święta Bożego Narodzenia czy
Wszystkich Świętych, podobnie spotykamy
świątynie np. Panteon w Rzymie, które miały swoją genezę przed chrześcijaństwem, ale
w pewnym momencie zostały one jednoznacznie poświęcone Bogu i dziś nie ma już
żadnych wątpliwości, Komu są poświęcone
i Komu oddajemy w nich cześć.
Może ktoś zapytać zatem, czy chrześcijanin
powinien w ogóle unikać noszenia różnego
rodzaju emblematów religijnych?
W żadnym wypadku! Dlaczego miałby
być pozbawiony wszelkiego rodzaju dobrodziejstw płynących np. z noszenia krzyżyka,
medalika, obrazka z modlitwą i wizerunkiem
świętych czy innych przedmiotów poświęconych na chwałę Boga Jedynego. Warto przy
tej okazji przypomnieć często zapominaną
prawdę o odpustach związanych z nosze5
niem np. szkaplerza, relikwii czy innych
przedmiotów kultu. Przez fakt noszenia
z wiarą np. krzyża św. Benedykta z egzorcyzmem, mamy obietnicę Boga ochrony przed
demonem. I znowu nie chodzi tu o zwyczajny fakt noszenia (coś na wzór amuletu) tylko
o to, że owo noszenie już wyraża wcześniejszą postawę, wiarę i praktyki religijne. Dodatkowo świadomy fakt noszenia z sobą np.
krzyżyka czy różańca jest doskonałą okazją
do dawania innym świadectwa o naszej przynależności do Chrystusa, a także staje się
zachętą dla samego noszącego do modlitwy.
Ilekroć np. uświadamiam sobie, że noszę
w kieszeni różaniec, tylekroć niejako staję
w obecności Boga, Jego Matki, a to z kolei
staje się okazją do częstej modlitwy. Fakt
ich poświęcenia wodą święconą oraz fakt
modlitwy sprasza Boże błogosławieństwo
i Bożą obecność i nie ma to nic wspólnego
z magią.
Zawsze jednak należy pamiętać o tym, że sam
fakt noszenia czegokolwiek, nawet najbardziej
świętej rzeczy nie ma w sobie mocy sprawczej
niezależnie od nas samych. Historia z jadowitymi wężami na pustyni (por. Lb 21,4-8)
i wężem miedzianym na palu, po spojrzeniu na którego doznawało się uzdrowienia,
wskazuje na fakt, że nie chodzi tu jedynie
o zwykły fakt spojrzenia, ale o spojrzenie
z wiarą i pragnieniem bycia uzdrowionym.
Gdyby było inaczej chrześcijaństwo niczym
nie różniłoby się od religii magicznej. Tym,
który działa jest zawsze żywy i prawdziwy
Bóg, który przez śmierć i zmartwychwstanie Swojego Jednorodzonego Syna chce,
abyśmy w Nim zwyciężali moce ciemności.
Nasza współpraca musi być jednak świadoma
i dobrowolna.
Słowa, które pod znakiem krzyża ukazanym
na niebie, miał usłyszeć Konstantyn Wielki:
„in hoc signo vinces” co się tłumaczy: pod
tym znakiem zwyciężysz – wskazują na fakt,
że nie chodzi tutaj o sam znak krzyża dla
6
znaku krzyża, ale moc krzyża płynie od Tego,
który na nim zawisł. Żeby choć trochę zrozumieć tę wielką tajemnicę naszej wiary, misterium naszego zbawienia, dopełnionej na
drzewie krzyża zwycięskiej walki dobra nad
złem - trzeba nam przyjść i przylgnąć całkowicie do Tego, na Kogo znak ten wskazuje.
Ks. Jan Uchwat
Kontrowersyjny
Krzyż
Krzyż jako symbol
chrześcijaństwa wzbudzał
zawsze kontrowersje i emocje.
Stał się znakiem sprzeciwu
i wyrzutem sumienia dla tych,
którzy odeszli od wiary.
Wielu osobom krzyż kojarzy
się tylko z cierpieniem, klęską,
bólem, rozpaczą tym, co
negatywne. Trzeba oczywiście
pamiętać, że i sami chrześcijanie,
przez niewłaściwe używanie
tego znaku do tego obrazu się
przyczynili.
Krzyż przede
wszystkim jest znakiem zwycięstwa,
jakie dokonało się
w osobie Jezusa
Chrystusa, który
zawisł na drzewie
krzyża pokonując
śmierć, piekło i szatana, a przede wszystkim pokonując naszą
słabą, grzeszną naturę i w ten sposób dając
nam dostęp do Boga Ojca.
Noszenie krzyża, wieszanie go w domu, czy
miejscach publicznych, jest przede wszystKwartalnik o zagrożeniach duchowych
kim przyznaniem pierwszeństwa Chrystusowi w naszych sercach i w naszych domach.
Jest uznaniem naszej grzeszności i potrzeby
odkupienia, które dokonało się właśnie na
krzyżu.
Noszenie krzyża to nie kwestia zmiennej
mody czy tradycji, a na pewno nie można
tego znaku sprowadzać do przedmiotu, który ma coś wywołać czy przywołać, jak amulet czy talizman.
Takie kontrowersje pojawiają się wokół
coraz modniejszego krzyża nazywanego
„celtyckim”, przywiezionego przez naszych
rodaków z wysp Brytyjskich. W kulturze
anglosaskiej znak ten ma bogatą symbolikę sięgającą zamierzchłych czasów, kiedy
znak ten był najbardziej znanym symbolem solarnym w kulturze indoeuropejskiej.
Koło z przeciętymi osiami to prawdziwy
znak celtycki. Okrąg w środku można interpretować jako mandalę (w tym przypadku
jako znak nieskończoności, doskonałości
lub cykliczności czasu). Jest to więc symbol
przed chrześcijański, występujący w Europie
kontynentalnej w czasach pogańskich jako
atrybut nordyjskiego boga Odyna. Wersja
chrześcijańska tego znaku została zmodyfikowana i ma wystające poza okrąg wszystkie
ramiona i bardziej wydłużone dolne ramię
stanowiące podstawę, dzięki czemu przypomina bardziej krzyż łaciński. Koło może być
dla chrześcijan symbolem aureoli albo słońca, które symbolizuje Jezusa, może być też
symbolem Eucharystii.
W naszym kręgu kulturowym znak ten - czy
oryginalny - czy zmodyfikowany, stał się elementem mody i fascynacji kulturą celtycką
czy irlandzką. Częściej spotkamy go w sklepach ezoterycznych czy na targach wróżbiarskich, gdzie traktowany jest jako amulet,
który jakoby miał następujące działanie: „to
oś, pomost między światami, chroni i wyBiuletyn 6 (23) 2010
bawia z trudnych sytuacji. Wzmacnia pewność siebie, przywiązanie do swoich korzeni
i tradycji. Wierzono, że ma wpływ na rozwój telepatii, jasnowidzenia, telekinezy,
dawał wenę twórczą i natchnienie. Osłania
od niepowodzeń i chroni przed niebezpieczeństwami w podróżach, także tymi duchowymi, przed ustępowaniem w sprawach.”
(cyt. z ulotki załączonej do amuletu).
Jak widzimy takie traktowanie symbolu
krzyża z chrześcijaństwem nie ma nic wspólnego i jest naganne (por. KKK. 2117). Dlatego warto, aby ci, którzy go noszą zastanowili się skąd go mają i w jakim celu chcą go
nosić. Czy ich intencje zgodne są z wiarą w
Chrystusa. Mimo że krzyżyk jest do nabycia również w wielu sklepikach przykościelnych, czy sklepach z dewocjonaliami, to nie
ulegajmy chwilowym modom i zastanówmy
się, po co sobie, czy komuś, chcemy taki
krzyżyk kupić.
Jeśli ktoś już ma taki krzyż w domu i ma
wątpliwości co do jego pochodzenia lub in7
tencji, dlaczego go nosi – niech go poświęci,
i jeśli traktował go jako amulet lub talizman
niech wyzna na spowiedzi, że traktował
krzyż przedmiotowo i zabobonnie, i wyrzeknie się wszelkich związków jakie ten symbol
- „krzyża celtyckiego” - miał wywołać czy
sprowadzić.
Wiara nie jest zabawą, więc i to, co Bogu poświęcamy i co ma kierować nas ku Niemu
nie może być traktowane jak zabawka.
Opracował Ks. Grzegorz Daroszewski
PRODUKTY
Z NIEBEZPIECZNYM
ZNAKIEM
Pewnego dnia Wincenty
zadzwonił do mnie, ponieważ
miał problem. Odtwarzacz DVD,
który kupił w jednym
z marketów we Wrzeszczu
posiadał podejrzany symbol,
wyglądało to jakby głowa kozła
wpisana w pentagram. Prosił,
abym zobaczył to urządzenie
i sam stwierdził, czy nie jest
on naznaczony symbolem
satanistycznym.
W pierwszej chwili
pomyślałem, że źle
odczytuje ten symbol, może jest niewyraźny. Czyżby to
było możliwe, żeby
w markecie, w Polsce, sprzedawano
tego rodzaju urządzenia?
Wincentego znam dobrze, wiem, że jest
praktykującym katolikiem, nie akceptuje
8
niczego, co by mogło być powiązane z satanizmem, jest rozsądnym człowiekiem,
ale może przesadza. Obiecałem, że go odwiedzę, tak się jednak składało, że ciągle
miałem jakieś przeszkody. W tym czasie
rozchorował się na serce, dostał zawału
i musiał poleżeć w szpitalu. Odwiedziłem
go, kiedy powrócił ze szpitala i obejrzałem
ów odtwarzacz. Było to niewielkie płaskie
pudło całe czarne. Na pokrywie był rzeczywiście wytłoczony pentagram z jednym rogiem
na dół, dwoma do góry i dwoma na boki.
W pentagram wpisana była głowa kozła.
Żeby nie było wątpliwości, o co chodzi, urządzenie to nazywało się „Diablo”. Człowieku!
– zawołałem, jak mogłeś coś takiego kupić?
Nie zauważyłem – tłumaczył się Wincenty.
Kiedy włączył odtwarzacz, na jego frontowej
krawędzi rozbłysnął rząd czerwonych drobnych żaróweczek, które nieodparcie kojarzyły się z oczkami jakiegoś czarnego potworka. Co z tym zrobić? – zapytał Wincenty
– chyba nie można tego trzymać w domu?
Odpowiedziałem: oczywiście, że nie można.
Symbol satanistyczny w domu, to zaproszenie do towarzystwa, wiadomo kogo. Trzeba to
wyrzucić, nawet nie tylko wyrzucić, ale zniszczyć. Wincenty zgodził się bez dyskusji.
Odtwarzacz DVD został wyprodukowany
w USA pod nazwą: „Diablo DVD Emperor 2”. Przypadek mojego znajomego powinien być dla nas ostrzeżeniem: musimy
dobrze przyglądać się przedmiotom, które
kupujemy, czy nie ma na nich symboli satanistycznych. Nawet poważne firmy produkują rzeczy ze znakami zła. Po co to czynią? Czy się takie rzeczy lepiej sprzedaje?
Czy wierzą, że symbol zła zapewni sukces?
W każdym bądź razie posiadanie takich rzeczy, podobnie jak amuletów
i talizmanów, jest niebezpieczne – zły duch ma
prawo działać tam, gdzie znajduje się jego znak.
O zaklinaniu produktów spożywczych dowiedziałem się od Kazimierza, który spęKwartalnik o zagrożeniach duchowych
dził kilka lat w Australii i tam spotkał się
z hinduistyczną sektą Kriszny. Sekta ta
prowadziła
wegetariańską
restaurację.
Kiedy Kazimierz zaczął praktykować wegetarianizm, zaczął również uczęszczać
do tej restauracji. Sympatyczna obsługa,
egzotyczna muzyka, zapach kadzidełek
i dobre jedzenie sprawiły, że chętnie tam zaglądał, aż w końcu stał się jej codziennym
bywalcem. Dziwne, ale po kilku miesiącach
zaczął czuć odrazę do pokarmów mięsnych.
Z czasem zaprzyjaźnił się z członkami sekty,
brał udział w ich nabożeństwach, czytał podarowane mu książki, chociaż nadal uważał
się za katolika i uczestniczył we Mszy św.
I teraz, uwaga: od członków sekty dowiedział
się, że pożywienie serwowane w ich restauracji jest poświęcane bóstwom hinduskim.
Właśnie jednym z zadań sekty jest dystrybucja tego pożywienia, ponieważ wierzą oni,
że „poświęcane” pożywienie zwabia nowych
członków. Sam założyciel sekty nazwał tego
rodzaju pożywienie „tajną bronią”.
Sekty kultu Kriszny przeważnie nazywają swoje restauracje jego przydomkami
jak <<Gopal>> lub <<Gowinda>>. Jedna
z nich <<Misja Czejtani>> działa na terenie
Trójmiasta i między innymi sprzedaje na
plażach paczuszki prażonych orzechów i suszonych owoców, które są opatrzone obrazkiem bóstwa hinduskiego i nazwą <<Gopal
Foods>>. Członkowie innej sekty działający
pod nazwą <<Nanda’s Kitchen>> sprowadzają do Polski kadzidła i przyprawy.
Należy dodać, że Kazimierz po powrocie do
Polski musiał poddać się modlitwom o uwolnienie od zniewolenia przez złego ducha.
A zatem, kupując zagraniczne produkty spożywcze powinniśmy zwracać uwagę na symbole na opakowaniu. Produkty ofiarowane
bóstwom hinduskim mogą narazić na kontakt
z siłami demonicznymi.
Ks. Andrzej Kowalczyk
Biuletyn 6 (23) 2010
CZY WIESZ,
CO NOSISZ?
GWIAZDA PIĘCIORAMIENNA
Pentagram odwrócony, symbol magii tzw.
czarnoksięskiej, często z wpisaną głową
kozła, co ma oznaczać
szatana i zarazem być
obraźliwą aluzją do
Jezusa Chrystusa jako
kozła ofiarnego. Znak ten może być opatrzony w dodatkowe symbole, jak np. 666,
czy odwrócony krzyż. Mogą występować
hebrajskie litery oznaczające cztery żywioły
i duszę człowieka, wyrażające zwycięstwo
materii nad duchem. Pentagram może być
zamknięty, czyli otoczony pojedynczym
albo podwójnym kołem, ewentualnie wężem zjadającym własny ogon.
YING – YANG
Oznacza równowagę
między siłami przeciwnymi; negatywnymi i pozytywnymi;
pole białe/pole czarne; dobro/zło. „NEW
AGE” twierdzi, że
Bóg i Lucyfer uzupełniają się, gdyż siły przeciwne są działaniem
tej samej osobowości boskiej.
WSTĄŻKA PRZEPLATANA
Symbol bezgranicznego połączenia
z mocami wszechświata, związek doskonały, nieprzerwany, niezaprzeczalny.
Ubóstwienie mocy
materialnego świata.
9
PIERŚCIEŃ
ATLANTÓW
ten wskaźnik jest jeszcze wyższy – wierzą
dwie na trzy.
Jeden ze sposobów
działania zła, zniewolenia i odwrócenia
od Jezusa, jedynego
Uzdrowiciela i Obrońcy człowieka.
Co przynosi szczęście? Według statystyk
po kolei: kominiarz, czterolistna koniczyna,
talizman. A pecha? Czarny kot, powitanie
przez próg, rozbite lustro.
To niezwykle rozpowszechniony współcześnie amulet. Wedle popularyzujących go
ulotek, moc znaku ma dawać bardzo silną
ochronę i nietykalność przed agresją i złem
z zewnątrz, przed wypadkami, kradzieżami,
także przed klątwą i urokami. We wszystkich takich sytuacjach ujawniają się radiestezyjno-okultystyczne cechy martwych
przedmiotów.
Nadzieja, iż magiczny pierścień uchroni
mnie od przeciwności i zagwarantuje pomyślność, jest oszustwem, które żeruje na
naszej ludzkiej skłonności do wierzenia
czasami w byle co.
DROGOWSKAZY
ŻYCIA
W kolejce do. . .
Chcesz poznać swoją przyszłość?
Masz wiele możliwości:
psychoanalityk, jasnowidz,
wróżka..., a może Bóg!
W dobie, kiedy coraz częściej ośmiesza
się przynależność do Kościoła, podważa się wszelkie autorytety, „poniewiera”
się podstawowe zasady moralne w imię
tzw. wyzwolenia, czy jest jeszcze miejsce
dla Boga?
Badania sondażowe, opublikowane przez
jedną z gazet, wykazały, że ok. 58 proc.
Polaków wierzy w zabobony. Wśród kobiet
10
Na jednym ze „spotkań integracyjnych” na
scenie pojawiła się znana z mediów wróżka
i zapowiedziała, że chętnym będzie wróżyła
z kart. Stoliki natychmiast opustoszały i ustawiła się ogromna kolejka pragnących poznać
swą „przyszłość”. Większość uczestników
przez sakramenty chrztu i bierzmowania
przynależała do Chrystusa i Jego Kościoła.
Warto przypomnieć, że zabobony i praktyki
wróżbiarskie są nie tylko bałwochwalstwem
i formą władzy jednych (tych, co wiedzą) nad
drugimi (niewtajemniczonymi), lecz są także
wyrazem astralnego determinizmu, w świetle
którego wszystko jest zapisane w gwiazdach
i człowiek na nic nie ma wpływu, jego przeznaczenie zależy na przykład od dnia narodzin.
Czy w takim przypadku można mówić o wyzwoleniu, a nie zniewoleniu? Moje działania
pozytywne czy negatywne są współzależne od
jakichś niejasnych, nieokreślonych sił. Jaki
to fatalizm i degradacja ludzkiej egzystencji!
Człowiek jest redukowany do bezwolnej masy
modelowanej przez żywioły i kosmos! Żerując na ludzkiej łatwowierności i pragnieniu
poznania przyszłości, dechrystianizuje się cywilizację, tworząc nową mitologię ludzkości
„wyzwolonej” od Boga, ale zniewolonej przez
gusła i szamanów.
Dlaczego zabobon otumania ludzi?
Codzienne bulwarówki i kolorowe magazyny, ale także „poważne” dzienniki i czasopisma, a także niektóre media publiczne od
wielu lat regularnie zamieszczają horoskopy.
Wystarczy posłuchać radia, pooglądać telewizję, przejrzeć prasę, by dowiedzieć się,
kiedy rozleci się małżeństwo, kto może być
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
nieść szczęście i chronić przed złymi duchami, przywódcy wielkich państw korzystają
z „przepowiedni” szamanów, a profesorowie
renomowanych uczelni z wypiekami czytają
komputerowe horoskopy.
dobrym kochankiem, czy w nadchodzącym
tygodniu dopiszą finanse. A to wszystko pod
płaszczykiem „europejskości”, „postępowości”, „niezależności” czy „nowoczesności”
wdziera się w naszą chrześcijańską świadomość recydywa pogaństwa.
Kilka paradoksów. . .
Ministerstwo pracy wpisało na oficjalną
listę zawodów „astrologów”, „wróżbitów”
i „refleksjologów”, sankcjonując współczesne pogaństwo i działalność szamanów
„tajemnych niemocy” określających przyszłość człowieka na podstawie przypadkowo
rozrzuconych kart czy „magicznej” analizy
martwej masy gwiazd. Przeciwko czemu,
z inicjatywy naukowców z Centrum Fizyki
Teoretycznej PAN, zaprotestowało blisko
900 uczonych, uzasadniając, że te „zawody”
są całkowicie pozbawione podstaw racjonalnego myślenia, zawierają elementarne błędy
naukowe i przyczyniają się do szerzenia zabobonów i pseudonaukowego spojrzenia na
otaczającą nas rzeczywistość.
Inny paradoks naszych czasów. Wróżbiarstwo uzbrojone w zdobycze technologii
urasta do rangi nauki z własną metodologią,
określającą status teraźniejszości i strukturę przyszłości. I już właściwie nie dziwi, że
astronauci noszą amulety, które mają przyBiuletyn 6 (23) 2010
Im większy rozwój nauki i techniki, tym bardziej współczesny człowiek, nieposiadający
głębokiej wiary i ugruntowanej wiedzy religijnej, w sposób naiwny szuka w gusłach i przesądach sensu życia, rozwiązania swoich problemów i niepokojów egzystencjalnych. Różnego rodzaju horoskopy, kabały, tarot, magia, chiromancja, astrologia, wróżbiarstwo,
nekromancja, wirujące stoliczki, magiczne
kule, seanse spirytystyczne czy okultyzm –
czyli religia szatana, to bardzo jaskrawe przejawy pogaństwa po chrześcijańskiego.
Ktoś może powiedzieć (nawet w środowiskach katolickich!), że jest to „rodzaj zabawy, traktowanej z przymrużeniem oka”,
a do czytanych horoskopów zachowuje się
dystans. Już przed laty znawca tych problemów prof. Pablo Capanna postawił trafną
diagnozę: laicyzacja Zachodu nie była ani nie
mogła być ostatnim etapem. Kiedy cykl dobiega końca, znowu odrastają korzenie starego
pogaństwa, a magia i okultyzm jednoczą się
z techniką.
Opracował Ks. Adam Kroll
OSACZONA
PRZEZ WRÓŻKĘ
W dniach żałoby, po śmierci
Ojca Świętego Jana Pawła II,
zrozumiałam, że muszę zerwać
ze złem.
Moje świadectwo kieruję do wszystkich, którzy mieli, mają lub mogliby mieć kiedykolwiek kontakt z okultyzmem, nawet w najbłahszych jego formach. Piszę, aby ostrzec, że
wszelkie formy okultyzmu mają nie tylko zły,
11
destrukcyjny, ale wręcz wyniszczający wpływ
na człowieka. Tarot, runy, pogańskie karty
tzw. anielskie, senniki, horoskopy, numerologia, aury, jak nawet yoga, feng-shui, tai-chi,
bioenergoterapia, homeoterapia, wahadełka,
amulety, pierścienie, biżuteria ezoteryczna
i wszystko co się z tym wiąże, prowadzi do
zła. Pamiętajcie, że tarot to narzędzie sza-
tana, narzędzie zniewolenia, manipulacji,
ubezwłasnowolnienia i destrukcji. Kobieta,
która nazywa się wróżką, przy pomocy szatańskiego tarota szuka sobie ofiary, jaką mu
zamierza złożyć. Ofiary, która sama z dnia
na dzień potrafi nagle myśleć o zakończeniu
swojego życia. Trzeba się od tego odcinać,
trzeba się wyrzekać szatana mocą naszego
Pana Jezusa Chrystusa.
Wszystko zaczęło się kilka lat temu od depresji. Nie potrafiłam sobie poradzić ze stanem
przygnębienia. Miałam kłopoty na studiach
i problemy w życiu prywatnym. Wydawało
mi się wtedy, że zupełnie nie mogłam dać
sobie rady i że wpadłam w jakiś labirynt bez
wyjścia. Wtedy też znalazłam artykuł w jednej z niemądrych, astrologicznych gazet, czy
też nawet w zwykłej gazecie z programem,
12
jak to pewien medalion miał rzekomo „pomagać w spełnianiu marzeń”. W ten sposób zaczęłam interesować się magią. Przypomniało mi się, że moja znajoma bardzo
pasjonuje się okultyzmem. Ona poradziła
mi kupno pierścienia mającego niby moc
ochronną i telepatii. Dała mi telefon do wróżki „pomagającej” w trudnych sytuacjach.
Poinformowała mnie także o targach, które
bardzo często odbywają się w Trójmieście.
Proszę mi uwierzyć, że odwiedzenie takich
targów ma zgubne skutki. Właśnie tam był
początek wszystkiego, co za chwilę opiszę
i co zapoczątkuje moje świadectwo. Tam
właśnie nabyłam pierścień atlantów, o którym wspominałam wcześniej. W ludziach,
którzy widzieli go na moim palcu, budziło
się zainteresowanie i chęć posiadania tego
złego przedmiotu. Jest to tak popularne, że
jeśli dokładnie się przyjrzeć rękom ludzi,
znajdziemy wiele osób, które noszą go na
sobie, być może nieświadomie, że to zło.
Powracając do mojej historii, którą po napisaniu tego świadectwa potraktuję, jako
zupełnie zamkniętą dla mnie przeszłość,
skorzystałam z numeru telefonu jaki dała mi
znajoma. Zadzwoniłam i usłyszałam pozornie miły głos. Wtedy też dostałam pierwszy
znak od Boga Ojca i Matki Bożej, która czuwała nade mną, dając mi szansę odwrotu.
Otóż kobieta, do której się dodzwoniłam
nie mogła mnie przyjąć i podyktowała mi
kontakt do kogoś innego. Bóg Ojciec dał
mi wtedy drugą szansę, ponieważ i ta osoba
miała napięty terminarz zajęć i nie mogła się
spotkać. Ja jednak tkwiąc w stanie bezradności,poprosiłam o najbliższy wolny termin
i powiedziałam, że poczekam. Dodam, że
w tym czasie chodziłam do kościoła, regularnie uczestniczyłam we Mszy Świętej, modliłam się. Z drugiej strony, w zupełnej nieświadomości, w co się pakowałam, zaczęłam
szukać rozwiązania u osób zajmujących się
okultyzmem, tak jak by one właśnie miały
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
lekarstwo na moje smutki. Tak jak by zabrakło mi nagle rozumu i tak jak bym zupełnie
nie zdawała sobie sprawy z całej tej zasadzki. Miałam w tym czasie chłonny umysł na
wszystko co mi powiedziano i uwrażliwioną, bardzo młodą, dwudziestoletnią duszę.
Niezmiernie łatwo wtedy człowiek ulega
wszelkiej manipulacji i zgubnie jest w stanie
zaufać ludziom, którzy rzekomo ofiarują
swoją pomoc, udając przy tym przyjaciół.
Osoba ta jak każda tzw. wróżka, posługiwała się wieloma narzędziami, żeby próbować dotrzeć do zakamarków mojej duszy.
Koncentrowała się, wymawiała w myśli jakieś dziwne słowa, stawiała karty tarota, czytała z dłoni, ze snów i nie tylko. Docierała do
domu, rozkładała na części pierwsze psychikę człowieka i docierała do tego, co w sercu
najważniejsze - do wiary w Najświętszego
Boga Ojca.
Wiedziała, że byłam przygotowanym materiałem, żeby móc mnie sprowadzić na złą
drogę: taka słaba, zachwiana emocjonalnie
i szukająca pocieszenia. Przecież właśnie
wtedy jest dobra gleba na zasianie złego ziarna w młodym człowieku, który czuje się bezbronny i szuka odpowiedzi na wiele pytań.
W moim przypadku było jednak ogromne
utrudnienie dla takiej osoby. Od początku
wiedziała, że jestem wierząca, że chodzę do
kościoła i wierzę w Boga. Skorzystała więc
z manipulacji mojego umysłu Psalmami,
słowami z Pisma Świętego. Pamiętam, że
na początku upewniła się, czy nie noszę żadnego medalika czy krzyżyka. Wtedy to jej
pytanie nie zwróciło mojej uwagi. Wszystko, co robiła, nazywała tzw. białą magią.
Zrodziło to we mnie przeświadczenie, że
wobec tego, to nie może być sprzeczne
z wiarą w Boga. Jakże zgubne myślenie!
To było bardzo złe, i to właśnie było podszywaniem się szatana pod Świętość Boga,
w co się złapałam zupełnie nieświadomie.
Biuletyn 6 (23) 2010
Podawała mi gotowe formułki, które rzekomo miały mi być pomocne, i które miałam
wypowiadać regularnie; medytacje, zachęcała do jogi i wizualizowania wydarzeń.
Doszło do tego, że sama sobie kupowałam
jakieś beznadziejne gazety, książki, przedmioty mające pełnić rolę amuletów, przepowiednie, horoskopy indywidualne, wierzyłam w numerologię. Wróżka utrzymywała
ze mną stały, regularny kontakt. Kontrolowała mnie, czy przypadkiem nie zawróciłam
z drogi, którą dla mnie przygotowała. Udawała przyjaciółkę, która zawsze wysłucha
i doradzi. Błąd! Zachęciła mnie do odprawienia rytuałów i spotkań z ludźmi zajmującymi
się okultyzmem. Wciągnęła do grup, w których odbywały się rytuały magiczne, które
przypominam, rządziły się manipulacją
i miały na celu zapewnienie tym ludziom
błędnie pojmowanej ochrony, pomocy, przezwyciężanie strachu.
Dostawałam od tej wróżki wskazówki na
temat życia zawodowego i prywatnego.
Doradziła mi zupełny odwrót od moich planów zawodowych i podejmowała usilne próby
ingerencji w życie prywatne. Odciągała ode
mnie dobrych ludzi, a przyciągała ludzi zagubionych, poszukujących odpowiedzi na życiowe pytania. Tych, którzy odeszli od Kościoła,
od wiary w Boga. Łańcuszek wydawał się nie
mieć końca.
Doszło do widzeń w snach, telepatii, poszukiwania znaków. Wtedy byłam przekonana,
że to były znaki od Boga. Na pewno były też,
czułam Boga w moim życiu, ale były też te
znaki, które od Boga nie pochodziły. Znaki,
których z czasem już nie umiałam rozpoznać, bo zagłuszał moje myśli zły. Przyśnił
mi się z czasem wąż, a później czułam jak by
za mną wszędzie chodził. Przyśnił mi się też
szatan. Bałam się cmentarzy.Moja sytuacja
zawodowa odciągała mnie od Kościoła, gdyż
w niedzielę przychodziłam tak wyczerpana
do domu po siedmiu dniach spełniania obo13
wiązków zawodowych, że już nie miałam
siły pójść do kościoła. Wszystkie Święta
zaczęłam postrzegać i traktować jako dni
wolne od pracy, możliwość wyjazdu, a nie
jako spotkanie z Bogiem i pełne uczestnictwo w radości Narodzenia Pana Jezusa, bólu
ukrzyżowania Pana Jezusa i radości Jego
zmartwychwstania - Wybacz mi Panie Jezu,
bo nie byłam świadoma, co czyniłam!
Wróżka odciągała mnie od Kościoła. Były
jednak dni, że szłam na Mszę Świętą, szłam
do Spowiedzi Świętej, ale zły duch utrudniał
mi tę Spowiedź, ponieważ nieświadomie
zatajałam grzechy, które mnie tak nękały.
Przypominam sobie, że na samym początku wyspowiadałam się z tarota i Ksiądz
powiedział, że to jest złe narzędzie. Ja jednak, tak jak bym wpuściła to ostrzeżenie
jednym uchem, a drugim wypuściła, byłam
wobec tego bezsilna. Nikt nie miał siły, żeby
mnie powstrzymać przed wróżbiarstwem
i magią. Przyjaciele wielokrotnie powtarzali,
żebym się oddaliła od tego zła, a ja jeszcze
ich zachęcałam. Bywały chwile, że szłam do
kościoła i znajdowałam tam ukojenie. Jeśli
nie poszłam w niedzielę, szłam w ciągu tygodnia. Modliłam się o wstawiennictwo do
Maryi i wpatrywałam w obraz Chrystusa
Zmartwychwstałego płacząc i błagając o pomoc. Czułam, że jak wyjdę z kościoła znów
będzie mi ze wszystkim ciężko. Czasem zdarzało się, że przychodziłam do kościoła i zastawałam zamknięte drzwi. Nachodziło mnie
wtedy poczucie kompletnej bezradności.
W takiej bezradności właśnie trafiałam znów
po poradę do wróżki i tamtych ludzi. Doszło
do tego, że sama nie byłam w stanie podjąć
żadnej decyzji w jakiejkolwiek sprawie, bo
zaraz nachodziły mnie wątpliwości. Nie
ufałam niczemu ani nikomu. Nie potrafiłam
sama postawić kroku. Wróżka doprowadziła
do tego, że bez jej rad i wskazówek nie potrafiłam już żyć.
Wpadałam w dołki, depresje, czasem nie wi14
działam sensu wyjścia z domu i czułam zniechęcenie do wszystkiego. Co więcej, wcześniej priorytetowe dla mnie sprawy odeszły
na boczny tor, jeśli nawet nie na sam koniec,
bo ja zupełnie upadałam. Zadawałam sobie
pytania, co stało się z moją ambicją i gdzie
ta dziewczyna, która potrafiła spędzić nad
czymś nawet dwa razy więcej czasu, żeby
wszystko wykonać dokładnie i żeby przygotować się jak najlepiej.
Przełomowym momentem w moim życiu,
kiedy sobie uświadomiłam, w jakim złym
otoczeniu byłam, i z jakimi złymi rzeczami
miałam kontakt, była śmierć wspaniałego
człowieka, Jana Pawła II. Poprzez wstawiennictwo naszego Papieża, przy tak silnym
działaniu Ducha Świętego, tak jak wielu
ludzi w tamtym czasie, zaczęłam pojmować
wiele spraw, nawracać się, na nowo ufać
Bogu. W tym też momencie poczułam, że
w moim życiu działo się zło. Modliłam się
przez łzy, słuchałam komunikatów z ogromnym żalem. Wzięłam udział w białym marszu przypinając sobie wstążeczkę na znak
Miłości do Jezusa. Postanowiłam sobie
wtedy poprawę, odejście od zła, powrót do
moich wcześniejszych wartości.
Niestety nie było to łatwe. Wszystko zaszło
już tak daleko, że nie pomagały modlitwy,
obecność na Mszy Świętej, Spowiedź Święta,
w której nie mogłam wyjawić swoich grzechów, które chciałam wypowiedzieć. Dochodziło do tego, że zakłócana była moja modlitwa, że pójście do kościoła na Mszę Świętą
polegało na wpatrywaniu się w obraz Jezusa
Zmartwychwstałego i błaganiu o pomoc.
Któregoś dnia znalazłam w Kościele modlitwę wstawienniczą do Świętego Judy
Tadeusza. Gorąco się modliłam, żeby mi
pomógł. Brakowało mi wytrwałości, byłam
słaba. Rozrywana między dobrem a złem.
Nie radziłam sobie w życiu prywatnym. Bliskie mi osoby nie rozumiały, co się ze mną
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
działo. Nie potrafiłam sama wyjaśnić moich
napadów złości. Bałam się spać sama przy
zgaszonym świetle. Wtedy, kiedy zmuszona
byłam zostać sama w domu na kilka dni tak
bardzo się męczyłam i bałam, że nie spałam
do rana lub spałam przy zapalonym świetle,
odczuwając przy tym czyjąś obecność. Czułam, że ktoś się koło mnie kładł i podszywał
pod osobę mi bliską, słyszałam nawet w myślach słowa, jakie do mnie kierował.
Często mówiłam do siebie, pojawiały się wewnętrzne głosy, które nakazywały mi brać
kartkę i pisać. Odtąd porady otrzymywałam poprzez pismo automatyczne. Czasem
polegało to na zapisywaniu wielu stron,
w których jak w przepisie miałam podane,
co mam zrobić, co powiedzieć, jak postąpić
w danej sprawie.
Stawało się to niezmiernie męczące nie tylko dla mnie, ale i dla najbliższych mi osób,
a szczególnie bliskiego mojemu sercu mężczyźnie. Mój chłopak dostawał ode mnie
reprymendy za wszystko, byłam zazdrosna,
zaborcza, podejrzewałam go o najgorsze rzeczy, wszędzie widziałam zdradę, kłamstwo
i nie ufałam mu zapewniając oczywiście, że
tak nie było. Gdy nagle przestawał działać
telefon, oskarżałam go, że się rozłączał specjalnie. Ubzdurałam sobie, że wracał później niż zwykle do domu, co we mnie rodziło
jeszcze większą złość, pojawiały się czasem
wybacz mi Jezu!... samobójcze myśli po
tamtych kłótniach, tzn. nie widziałam sensu
istnienia.
W takich momentach wpatrywałam
się w krzyż Chrystusa i złe myśli odchodziły. Mój chłopak nie wiedział, co się
ze mną działo. Spostrzegł jedynie, że nie
byłam osobą, w której się kiedyś zakochał. Czuł, że mu nie wierzyłam, że we
wszystkim widziałam podstęp i uważał, że
traktowałam go jak wroga, a nie jak mężczyznę, który chce dla mnie jak najlepiej,
Biuletyn 6 (23) 2010
i który cierpliwie znosił wszystkie te moje
stany zachwiania emocjonalnego. Czasem
brakowało mu sił, ale Najlitościwszy Pan
Bóg trzyma nasz związek w opiece. Tylko
dzięki Miłosiernemu Sercu Chrystusa i Maryi przetrwaliśmy oboje takie burze, awantury o nic nieznaczące sprawy. Jak przypomnę
sobie, ile miałam w sobie egoizmu, to aż
serce boli! Wcześniej potrafiłam podzielić
się połową cukierka, a później wymuszałam
luksus, drogie ubrania, pieniądze, które rzekomo mi się należały także od moich ciężko
pracujących rodziców.
Pewnego dnia postanowiłam pozbyć się raz
na zawsze zła, które było w moim życiu.
Rozpoczęłam od sprzątania i wyrzucania
wszystkich nagromadzonych latami okultystycznych gazet. Po tym jak już zrobiłam
generalną czystkę w gazetach została ostatnia, która sama wypadła mi z górnej szafki
mojego segmentu. Otworzyłam ją i na pierwszych stronach pojawił się wyraźny tytuł,
który przyciągnął natychmiast moją uwagę.
„Msze uzdrawiające w Krakowie”. Poczułam wtedy coś niesamowitego. Poszłam do
bliskiej mi osoby i wyznałam, że potrzebowałam egzorcyzmu. Już wcześniej pojawiały
się te myśli i nawet kilka razy wspominałam
15
między wierszami, ale na tym się kończyło.
Po przeczytaniu jednak tamtego artykułu
wiedziałam, że ja musiałam w takiej Mszy
Świętej uczestniczyć. Nie czekając zaczęłam szukać w internecie, gdzie Msze Święte
z Modlitwą o Uzdrowienie się odbywają, ale
nie znalazłam odpowiedzi. To zaprowadziło
mnie jednak do innych stron poświęconych
egzorcyzmom. Zaczęłam czytać. Przełączałam się do kolejnych stron poprzez podawane linki. Nadal jednak była to walka.
Po przeczytaniu fragmentu modlitwy z egzorcyzmem obudził się we mnie taki bunt,
który był z czasem nie do opanowania, zaczęłam rzucać rzeczami, które miałam w pokoju. W internecie nie znalazłam informacji
o Mszach Uzdrawiających, więc postanowiłam w takim układzie skorzystać z pomocy
mieszkającego w pobliżu bioenergoterapeuty. Wyszperałam gdzieś stary wycinek z gazety o nim i znalazłam telefon. Okazało się,
że mieszka na tej samej ulicy. Doszło prawie
do tego, że znów zadzwoniłabym po pomoc
do tej samej znajomej, co kiedyś podała mi
telefon do wróżki, która chyba nadal nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielkie czyni zło.
Czułam się jednak coraz gorzej. Nie byłam
w stanie wypełniać moich zawodowych obowiązków. Mogłam jedynie zaplątać się w pościel i leżeć tak całymi dniami nie odzywając
się do nikogo. Jak tylko ktoś z moich bliskich
chciał mi pomóc wpadałam we wściekłość.
Męczyłam się sama i przytym wszystkich wokół mnie. Dyktowałam, co kto miał robić i nie
znosiłam żadnego sprzeciwu. Pewnego razu
wyprowadzona z równowagi kłótnią z bliską
mi osobą, dla której cała ta sytuacja ze mną
była nie do wytrzymania, dostałam ataku.
To było coś, czego nie sposób opisać.
Pewnego rodzaju bunt wewnętrzny, krzyki,
przerażający wyraz twarzy, szczękościsk
i zimno, które trzęsło całym moim ciałem.
Kładłam się na podłodze i wyłam... tego nie
można było nazwać płaczem. Byłam w stanie, w jakim są ludzie umieszczani w szpita16
lach psychiatrycznych. Miałam dzwonić do
tamtego bioenergoterapeuty właśnie wtedy,
nawet przyszła do mnie myśl, o której mam
dokładnie to zrobić. Modliłam się w tym samym czasie błagając o pomoc. Atak się nasilał. Rzucałam rzeczami, rozbijałam wszystko,
co było na mojej drodze. Mój pokój zamieniał
się stopniowo w pole bitwy. Rozlewałam wodę
ze szklanek. Moje zęby były zaciśnięte, a
szczęka trzęsła się jak u zamarzającego człowieka. Czułam się fizycznie wyczerpana, jak
chora. Wtedy moja mama, prawie bezsilna
wobec mnie, włożyła mi do ręki Różaniec.
W pełni świadomości usiadłam przed komputerem i weszłam na stronę o egzorcyzmach.
Tam znalazłam adresy Kurii, nie było jednak
naszej Kurii. Podałam mamie książkę telefoniczną i poleciłam znaleźć numer telefonu.
Sama zadzwoniłam trzymając w jednej ręce
Różaniec, a w drugiej telefon.
Drżącym głosem poprosiłam o pomoc
i Ksiądz, który odebrał telefon podał mi
numer telefonu do Księdza Andrzeja Kowalczyka - egzorcysty. Zadzwoniłam natychmiast i Ksiądz zgodził się przyjąć mnie tego
samego dnia. W tym momencie, mimo że
wyczerpana poczułam ogromną wolę walki o dobro, o miłość i o to wszystko, co zły
duch chciał mi odebrać. Pojechałam do Księdza, opowiedziałam o wszystkim i Ksiądz
pomodlił się nade mną. Płakałam, upadałam, ale czułam się później o wiele lepiej.
Pan Jezus był przy mnie, Duch Święty jest
obecny w mojej duszy. Od razu powiesiłam
na szyi medalik Matki Boskiej. Pojechałam
natychmiast do kościoła na Mszę Świętą
i do Spowiedzi. W drodze modliłam się
o bezpieczne dotarcie do kościoła. Po powrocie do domu czekał na mnie mój ukochany
chłopak. Przeprosiłam go za moje zachowanie. Wybaczył mi.
U Księdza Andrzeja dowiedziałam się o rekolekcjach i kursie Marana-Tha. Bardzo na nie
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
czekałam. Po wizycie u Księdza cały tydzień
zajęło mi pozbywanie się wszystkich rzeczy
związanych z magią. Wtedy, gdy zaczęłam
wyrzucać gazety przeszkodzono mi wzbudzając we mnie bunt. Później miałam wystarczająco dużo sił, żeby przeprowadzić całkowite
oczyszczenie swojego pokoju. Pozbyłam się
wszelkich kart, książek, kamieni, amuletów,
biżuterii, pogańskich figurek przedstawiających pogańskie anioły, wypisywanych przeze
mnie kartek, pamiętnika itd. Wykasowałam
zło. Nawet mój komputer zupełnie się popsuł, więc wszystko co miałam i tam, zostało
zniszczone. Przyszedł dzień Uzdrawiającej
Mszy Świętej w kościele Świętego Michała
w Sopocie i tydzień później rekolekcje i kurs
Marana-Tha, tak z utęsknieniem przeze mnie
oczekiwany. Poszłam na rekolekcje chodź
w ten dzień czułam się źle, przeżywałam
kolejny dołek emocjonalny i brakowało mi
sił. Nie chciałam jednak, by cokolwiek mogło przeszkodzić mi w uczestnictwie. Po
pierwszym dniu rekolekcji czułam się bardzo dobrze, drugi dzień już obudził we mnie
wieczorem zniechęcenie. Wracały do mnie
emocjonalny brak zrównoważenia i podejrzliwość. Usnęłam jednak z trudem i poszłam
w niedzielę na ostatni dzień kursu. Po rekolekcjach poczułam jak wracają mi siły,
chce mi się żyć i poczułam ogromną opiekę
Jezusa - Mojego Pana i Maryi.
Dostałam od jednej z uczestniczek Cudowny
Medalik i obrazek Maryi Niepokalanej,
która miażdży głowę węża.
To wspaniały dar Boży.
Modlitwa o zesłanie Ducha Świętego, która
ma miejsce ostatniego dnia rekolekcji, jest
cudownym przeżyciem, którego nie da się
porównać z niczym. Czuję tak bliską obecność Pana Boga i opiekę. Najświętszy Bóg
Ojciec dał mi szansę. Doświadczył mnie cierpieniem, aby nauczyć mnie Miłości. Szczerej
miłości, prawdziwej, takiej, która nie zna,
co to nienawiść i zło. Jezus nauczył mnie
Biuletyn 6 (23) 2010
swojej miłości i przebaczenia. Przebaczyłam też tamtym ludziom, którzy zbłądzili w
swoim życiu i którzy chcieli pociągnąć mnie
za sobą. Ja jednak zawróciłam ze złej drogi
i sławię imię Pana Boga.
Ja w imię Chrystusa, wyrzekam się szatana,
jego działania i wszystkich narzędzi, jakimi
się posługiwał wobec mnie i wobec ludzi z mojego otoczenia. Wyrzekam się Zła! Ja należę
do Chrystusa i Jezus jest moim Panem! Tylko
wola Pana Boga liczy się w moim życiu i tylko
wolę Pana Boga będę spełniać!
Jezu Ufam Tobie!
Anna
PODARUNEK OD
MARYI - CUDOWNY
MEDALIK
Miejscem niezwykłego
wydarzenia była kaplica
Zgromadzenia Sióstr
Miłosierdzia przy ulicy du Bac
w Paryżu.
W sobotę, 27 listopada 1830 roku, przed
pierwszą niedzielą Adwentu, młoda nowicjuszka sióstr szarytek Katarzyna Laboure
udała się do kaplicy swego Zgromadzenia,
aby odprawić wieczorne rozmyślanie. Nagle
usłyszała jakby szelest w chórze. Popatrzyła
w kierunku ołtarza. Tam ujrzałam Najświętszą Dziewicę o nadzwyczajnej piękności, której opisać nie podobna. - opowiadała później
swoje niezwykłe przeżycie. Maryja ukazała
się jej w postawie stojącej, odziana w białą
szatę, a głowę Jej okrywał biały welon, spadający aż do stóp. Pod nogami miała kulę
ziemską, a raczej półkulę, otoczoną przez
zielonawego węża ze złotymi plamami.
Ręce Jej, wzniesione, trzymały drugą kulę
17
ziemską ze złotym krzyżykiem u góry. Oczy
wzniosła ku niebu, składając jakby w ofierze cały wszechświat Panu Bogu, a twarz Jej
promieniała coraz więcej jasnością.
Nagle zjawiły się na każdym Jej palcu po
trzy kosztowne pierścienie, wysadzane drogimi kamieniami, z których wychodziły
na wszystkie strony jasne promienie. - Gdy, olśniona widokiem
Najświętszej Maryi Panny,
wpatrywałam się w Jej
majestat - relacjonowała siostra Katarzyna
- Ona zwróciła swój
łaskawy wzrok na
mnie,
a głos wewnętrzny
mówił mi „Kula
ziemska, którą
widzisz, przedstawia świat
cały...
i każdą osobę
w szczególności.” -Tu już
nie mogę opisać
wrażenia, jakiego
doznałam na widok
cudownie jaśniejących promieni.- wspominała. - Wtenczas
Najświętsza Panna rzekła
do mnie. „Promienie, które widzisz spływające
z mych dłoni, są symbolem łask,
jakie zlewam na tych, którzy mnie
o nie proszą, a kamienie drogie nie wydające
promieni - są to łaski, o które nikt nie prosi.”
- dała mi przez to do zrozumienia, jak hojna
jest dla tych, którzy się do Niej uciekają.
Następnie otoczył Najświętszą Pannę, która
miała ręce zwrócone ku ziemi, pas, a na nim
znajdowało się napisane złotymi literami wezwanie: O Maryjo bez grzechu poczęta, módl
18
się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy. Potem usłyszałam głos mówiący do mnie:
„Postaraj się o wybicie medalika według
tego wzoru. Wszyscy, którzy go będą nosili,
dostąpią wielkich łask, szczególniej, jeżeli
będą nosić go na szyi. Tych, którzy mnie ufają, wielu łaskami obdarzę.” - W tej
chwili zdawało mi się, że obraz
się obraca i na drugiej jego
stronie ujrzałam literę M
z wyrastającym ze
środka krzyżem, a
poniżej Serce Jezusa
otoczone cierniową
koroną i Serce
Maryi przeszyte
mieczem.
Po chwili
wszystko znikło
- jakby wielkie
światło zagasło,
napełniając
mnie niewypowiedzianą
radością
i szczęściem.
Spowiednik
św. Katarzyny
Laboure, ksiądz
Aladel, spytał, czy
na odwrotnej stronie
medalika również nie
widziała jakiegoś napisu.
Gdy zaprzeczyła, polecił jej
zapytać się Maryi, jaki tam umieścić napis. Siostra zgodziła się. Po długich
modlitwach usłyszała wewnętrzny głos: „
Litera M i oba serca dosyć mówią.”
Ksiądz Aladel, początkowo był sceptycznie
nastawiony do usłyszanego od młodej nowicjuszki opowiadania o objawieniu Maryi.
Jednak po kilkumiesięcznych interwencjach
św. Katarzyny i powtarzanych przez nią słowach, że Najświętsza Panna jest niezadowoloKwartalnik o zagrożeniach duchowych
na, udał się do arcybiskupa Paryża Ludwika de Quelen’a przedstawiając mu sprawę.
Po jej rozpatrzeniu Arcybiskup stwierdził,
że nie ma w tym objawieniu nic sprzeciwiającego się wierze i wydał upoważnienie do
wybicia medalika.
Po szczególnie głośnym nawróceniu niewierzącego Żyda Alfonsa Ratisbonnea w roku
1841, który, otrzymawszy od przyjaciela medalik Niepokalanej, przyjął chrzest i został
później kapłanem katolickim, papież Grzegorz XVI potwierdził w Rzymie mocą swego
autorytetu orzeczenie arcybiskupa Paryża.
W ten sposób, zgodnie z wolą Matki Bożej, zaczęto wybijać objawiony medalik,
który stał się narzędziem miłosierdzia. Jest
on rozpowszechniany od maja 1832 roku.
W ciągu pierwszych dziesięciu lat w samym
tylko Paryżu i Lyonie rozeszło się przeszło
60 milionów tych medalików. Wydana przez
spowiednika św. Katarzyny, księdza Aladel, broszurka o Cudownym Medaliku pt.:
Wiadomości historyczne o medalu, rozeszła
się błyskawicznie w bardzo krótkim czasie.
Dlatego w przeciągu kilku miesięcy musiano zrobić aż pięć wydań w ilości 123.000
egzemplarzy. Ukazały się też tłumaczenia
z francuskiego na inne języki, jak: włoski,
angielski, polski, niemiecki, holenderski,
grecki, hiszpański i chiński. Ludzie pragnęli
nosić Cudowny Medalik, aby w ten sposób
wyrazić Maryi swą ufność i miłość oraz zaskarbić sobie Jej opiekę i szczególne łaski.
Szybko przekonano się o nadzwyczajnej
ilości łask otrzymanych za przyczyną Matki
Bożej Niepokalanej przez objawiony medalik: śmiertelnie chorzy odzyskiwali zdrowie,
głusi słuch, niewidomi wzrok, zatwardziali grzesznicy ze skruchą przystępowali do
sakramentu pokuty; na łono Kościoła powracali odstępcy, heretycy, schizmatycy;
a innowiercy i poganie odnajdywali jedynego
i prawdziwego Boga.
Biuletyn 6 (23) 2010
Dzięki licznym i wyjątkowym cudom, jakie
Niepokalana zdziałała i ciągle czyni przez
medalik, nazwano go Cudownym Medalikiem. Nazwę tę zatwierdziła Stolica Apostolska, a Ojciec Święty Leon XIII dekretem
z 1894 roku wyznaczył Święto Niepokalanej
od Cudownego Medalika na dzień 27 listopada.
Papież Jan Paweł II, podobnie jak jego
poprzednicy, oprócz różańca, rozdawał
Cudowne Medaliki, nakładając na nie specjalne odpusty.
Cudowny Medalik jest rozpowszechniany przede wszystkim przez Zgromadzenie
Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo,
do którego należała św. Katarzyna Laboure,
przez Zgromadzenie Księży Misjonarzy, Zakon Franciszkański oraz Apostolat Maryjny
w Polsce, którego założycielem był, zmarły
we wrześniu 2003 roku, Ksiądz Profesor
dr Teofil Herrmann. Do propagowania
go wezwani są również wszyscy wierzący,
którzy odczuwają takie pragnienie.
O tysiącach łask otrzymywanych za przyczyną Maryi przez Cudowny Medalik,
dowiadujemy się ze świadectw ludzi, którzy
ich doznali, lub są ich świadkami.
Powstały nawet książki będące zbiorami świadectw o otrzymanych łaskach,
takie jak: Promienie Pośredniczki Łask
ks. T. Herrmanna, w której znajdują się wzruszające i zadziwiające świadectwa z czasów
II wojny światowej oraz lat nam współczesnych, czy Złote Promienie Cudownego Medalika, wydanej w roku 1929 staraniem Sióstr
Miłosierdzia w Krakowie. Zbiorek ten zawiera dokładny opis nawrócenia wspomnianego
Żyda Alfonsa Ratisbonne oraz świadectwa
z Polski, Belgii, Portugalii, Francji z czasów
rewolucji francuskiej z 1871 roku, z Chin,
Peru i Stanów Zjednoczonych z 1861 roku.
Są to opisy nawróceń osób przez wiele lat
żyjących z dala od Boga, ateistów, herety19
ków, protestantów. Znajdujemy w nim także
opisy uzdrowień, ocalenia życia, uwolnień
od złego ducha, jak również łaski zawarcia
ślubu kościelnego przez osoby wiele lat żyjące w związkach niesakramentalnych. Przez
medalik upraszano także łaskę uciszenia
burzy, ochrony przed powodziami, gradem,
pożarami – gdy medalik wrzucony w ogień
gasił pożar.
Tysiące osób doświadczyło przez niego
opieki i miłości Maryi. Stał się on również
prostym środkiem do nawrócenia i uświęcenia. Każdy, kto go otrzymał, może być pewien, że dostał podarunek od samej Maryi,
a 27 listopada, to szczególny dzień dziękczynienia za ten dar.
Oto świadectwo udrowienia otrzymanego
27 listopada 1894 roku w Polsce:
(ze zbioru: Złote Promienie Cudnego Medalika, 1929r. Kraków, SS. Miłosierdzia)
Dziecię uzdrowione przez Maryję.
Przyniesiono do szpitala św. Józefa
w Pelplinie piętnastomiesięcznego chłopczyka, któremu trzeba było zrobić operację
krupu [Jest to choroba zakaźna występująca
głównie u dzieci, odmiana błonicy ze zmianami w krtani, polegającymi na zmniejszeniu lub zatkaniu jej światła przez błoniaste
naloty; dławiec. M.W.]. Operacja udała się,
lecz rurka, którą się zwykle wtedy zakłada
i pozostawia do 15 dni, nie mogła być usunięta, bo po każdej próbie, aby ją z gardła
dziecka wyjąć, mały Franio wpadał w omdlenie i przychodził do przytomności dopiero,
gdy mu ją na powrót założono.
Biedna matka była w rozpaczy, widząc
chłopczyka leżącego jakby bez duszy. Lekarz i Siostry sądzili również, że chłopczyk
nie obejdzie się już bez tego przyrządu.
Upłynęło tak siedem miesięcy, matka dziecka dawała na Msze św., odprawiała nowenny, odbywała pobożne pielgrzymki, lecz
20
wszystko było daremne.
Gdy zbliżał się dzień 27 – go listopada
1894 roku, w którym to po raz pierwszy
obchodzono uroczyście Święto Objawienia
Cudownego Medalika, natchnął Bóg Siostrę,
aby jeszcze jedną w tym dniu błogosławionym zrobiła próbę.
Włożono dziecku medalik na szyjkę,
matka przystąpiła do Komunii świętej
w czasie Mszy św., aby zakończyć nowennę,
a następnie wyjęto rurkę.
Ten raz dziecko nie doznało zaduszenia,
dzień i noc spędziło zupełnie spokojnie,
a nazajutrz szczęśliwa matka zabrała do
domu swojego chłopczyka całkowicie uleczonego, błogosławiąc moc i dobroć Niepokalanej Matki naszej i nie przestając powtarzać, że to Ona go uzdrowiła.
Ta poczciwa kobieta, kazała ogłosić łaskę
otrzymaną w dzienniczku: „Arcybractwa
Niepokalanego Serca Marji.”
Opracowała Monika Walczak
Egzorcyści –
niekiedy ostatnia
nadzieja
przeklętych
„Krótko po urodzeniu syna
zauważyliśmy z żoną, że równo
po północy, przez całą godzinę
dziecko nasze wydawało
dziwne dźwięki, jakby jęki,
których żaden inny noworodek
nie wydaje. Tak działo się, co
noc”. Przerywając, ze łzami
w oczach Leszek opowiada
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
nam o pierwszych tygodniach
życia swego syna. Bez jego
woli i wiedzy dziecko to
zostało ofiarowane Szatanowi.
W krótkim rytuale zostało
wypowiedzianych nad nim tylko
parę zdań. To wystarczyło, aby
diabeł poczuł się zaproszony
do zawładnięcia duszą małego
człowieka.
Podobną moc przywoływania zła na kogoś
ma przekleństwo. Skutkiem jego stosowania
może być nawet opętanie demoniczne. Przekleństwo w złości jest nie tylko grzechem, ale
wejściem w świat złego, który uważa się za
upoważnionego, aby wyrządzić szkodę, nawet wtedy, gdy nie został wyraźnie wezwany,
mimo braku świadomości jego wpływu. Złe
słowa i złe myśli skierowane ku komuś lub
czemuś otwierają drogę działaniu złego ducha. Śmiem sądzić, że osoby, którym zdarza
się innym źle życzyć nie zdają sobie sprawy
z ogromnego niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą przekleństwo. Inaczej by tego nie
robiły! Bywa, że i nam może się „wymknąć”
jakieś „Idź do diabła!”, „A żebyś sczezł” czy
choćby „Diabelski pomiocie”. Mimo iż świadomie nie życzymy komuś zła, jednak przez
takie zachowanie tracimy wrażliwość na
działanie Bożego Ducha w naszych sercach.
Powoli odsuwamy się od Niego dając miejsce złemu, a ten tylko czyha, aby zacząć się
panoszyć. Podobne skutki mają miejsce, gdy
używamy przekleństwa w rozumieniu jako
wulgaryzm, „ubarwiając” nim często nasze
wypowiedzi. W naszej refleksji skupimy się
jednak na przekleństwie jako złorzeczeniu.
Temat ten poruszył na Europejskiej Konferencji IAD w lipcu, w Częstochowie (o tej
konferencji już pisaliśmy w poprzednim numerze) ks. dr Marian Piątkowski egzorcysta
i założyciel pierwszej w Polsce wspólnoty
Odnowy w Duchu Świętym w Poznaniu.
Biuletyn 6 (23) 2010
Rzeczywistość słowa
„Na początku było Słowo, a Słowo było
u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na
początku u Boga. Wszystko przez Nie się
stało, a bez Niego nic się nie stało, z tego, co
się stało”. J 1,1-3.
Słowo ma ogromną moc. Bóg rzekł: „Niech
się stanie” i stało się. Jego słowo wywołało
z nicości do istnienia wszystkie elementy
świata, wśród nich wszystkie istoty żywe.
Słowo ciałem się stało, wcześniej Maryja
rzekła: „Niech mi stanie według słowa Twego”. Bóg wypowiada się dwojako: słowem
prawdy w Swoim Synu i słowem miłości w
Duchu Św. Prawda i miłość w Bogu zawsze
stanowią jedno. Słowo Boże zawsze jest dobre. Natomiast od chwili buntu aniołów pojawia się słowo złe. Następuje walka między
słowem dobrym i złym. Szatan wypowiada
się słowem kłamstwa przeciw prawdzie
i słowem nienawiści przeciw miłości. Musimy mieć świadomość, że każde nasze złe
słowo jest uczestnictwem w słowie Szatana
i daje mu moc, czyli sprowadza zło.
21
Czy Bóg przeklina?
Z pewnością Bóg wolałby człowiekowi tylko błogosławić. Jednak Bóg posługuje się również przekleństwem.
W ramach aktu stworzenia Bóg błogosławi
wszelkiej istocie. W związku z upadkiem
człowieka błogosławieństwo, które Słowo
ze sobą przynosi, ukazuje zbrodniczy opór
szatana i przekształca się, wskutek kontaktu
z nim w przekleństwo. Także biblijna przepowiednia końca świata posiada oba elementy
w eschatologicznym ujęciu. Pomiędzy tymi
wydarzeniami, stworzeniem i sądem ostatecznym, mieści się cała historia zbawienia
człowieka, w której Boże przekleństwo, będące zawsze moralnie dobre, służy do nawrócenia ludzi i zwrócenia ich ku miłości
Bożej. Ono nigdy nie jest absolutne. Niekiedy bez wyraźnych racji, w sposób zaskakujący, po prostu wskutek przypływu miłości,
obietnica zbawienia następuje bezpośrednio
po groźbie, lecz częściej z samego środka
przekleństwa wytryska błogosławieństwo.
Bóg często posługiwał się świętymi prorokami i świętym Kościołem by jego wola mogła
być spełniona.
Czy to zawsze działa?
Ksiądz Piątkowski twierdzi, że skuteczność
klątwy zależy najpierw od stopnia złej woli
osoby przeklinającej. Jeśli działa ona świadomie z autentyczną intencją złorzeczenia
tzn. z perfidią, okrucieństwem i bardzo głęboką nienawiścią, zwłaszcza, jeśli istnieje
związek bliskiego pokrewieństwa, skutek będzie duży. Ogólną zasadą jest: im pokrewieństwo bliższe, tym przekleństwo groźniejsze.
Najbardziej niebezpieczne to przekleństwa
rodziców wobec swoich dzieci. Szatan uważa się wtedy za uprawnionego do wyrządzenia szkody, która może dotyczyć ciała, psychiki, relacji międzyludzkich, mienia, aż do
opętania włącznie. Może mieć to straszne
następstwa. Znane są przypadki, gdy matka
22
rzuciła przekleństwo na dziecko jeszcze nieurodzone i oddała je diabłu. A ono urodziło się opętane przez złego ducha. Znane są
także opętania małych dzieci ochrzczonych,
które jeszcze nie doszły do rozeznania dobra i zła, więc nie mogły popełnić osobistego
grzechu. Wtedy najbardziej prawdopodobną
przyczyną obecności złego ducha jest przekleństwo.
Skuteczność klątwy zależy również od stopnia oddania się diabłu osoby przeklinającej
albo czarownika, któremu zlecono „zadanie”, zwłaszcza, jeśli osoby te zawarły pakt
z diabłem. Od chęci szkodzenia, woli, intencji sprowadzenia zła przez przeklinającego.
W czarnej magii występuje tzw. „zło czynienie”, maleficjum, czyli współdziałanie przekleństw z odpowiednimi rytuałami i posługiwanie się zauroczonym przedmiotem.
Ludzka złość, gniew, nienawiść a nade
wszystko zazdrość, co w Łodzi podkreślił
ks. Rufus Pereira na X Forum Charyzmatycznym, mogą być przyczyną złorzeczenia.
Istotne są także okoliczności, w jakich pada
klątwa. Zawsze ma większą siłę w szczególnych sytuacjach jak: ślub, chrzest czy np.
imieniny. Ksiądz ten przypomniał pewien
fakt ze swojego życia, kiedy to przyszła do
niego po pomoc pewna kobieta uskarżając
się na trwający już dwadzieścia lat ból brzucha. Okazało się, że to cierpienie spowodowała teściowa dając jej do wypicia szklankę
mleka w dniu ślubu. Teściowa zrobiła to ze
złości, ponieważ przyszła synowa jej nie pasowała. W tym przypadku nośnikiem przekleństwa było to wypite mleko. Szatan może
działać poprzez przedmioty, wywierając
wpływ na nieświadomego zagrożenia człowieka.
Przede wszystkim ks. Rufus wskazał na duże
zagrożenie, jakim jest przekleństwo pokoleniowe, czyli atak zła wymierzony w całe
rodziny ludzkie. Jeśli jakikolwiek z naszych
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
przodków posłużył się przekleństwem, to klątwa ta może ciążyć na całej naszej rodzinie
w ciągu wielu pokoleń. Szczególnie niebezpieczne jest, gdy w rodzinie miały miejsce
przypadki samobójstw, aborcji, morderstw
lub, gdy ktoś zajmował się okultyzmem, magią, satanizmem bądź był członkiem sekty.
Ducha zła obecnego w naszej rodzinie niejako dziedziczymy nieświadomie.
Następnie skuteczność rzucanej klątwy zależy także od stanu duszy osoby przeklinanej.
Jeśli grzech jest w jej życiu ciągle obecny,
wtedy jest w dużym niebezpieczeństwie.
Brakuje jej protekcji Bożej a przekleństwo
niejako oprze się na grzechu tej osoby. Jeśli
natomiast jest w stanie łaski i jest bliższa
Bogu przez osobistą świętość, wtedy będzie
bardziej a nawet całkowicie odporna.
Szatan uderza także w tego, który w złych intencjach złorzeczy innej osobie. Szczególnie,
który zamawia zło poprzez maga. Pozyskuje
wówczas wpływ na osobę zamawiającą zło
i przejmuje nad nią pewną władzę.
„Niewidzialnym” dla przekleństwa
Istnieją książkowe pozycje okultystyczne,
których autorzy starają się dawać przepisy
jak bronić się przed mocą rzuconej klątwy.
Opisują w sposób groteskowy pewne rytuały
magiczne, mające chronić od skutków przekleństwa. Przy czym występują tu elementy
religii chrześcijańskiej, jak modlitwy, które
mniej uświadomionym katolikom mogą
zamącić w głowie i skłonić do ich stosowania. Dlatego lepiej samemu nie szukać tylko
zgłosić się do księdza egzorcysty po pomoc.
Dobrze byłoby skłonić osobę, która rzuciła
przekleństwo, aby je przed Bogiem odwołała.
Jednak główny ciężar obrony leży na osobie,
na którą przekleństwo rzucono. Jeśli żyje
w grzechu powinna z nim zerwać i żyć w stanie łaski. Zostać gorliwym chrześcijaninem.
Biuletyn 6 (23) 2010
Często korzystać z sakramentu pokuty (powinna wyznać okoliczności przekleństwa,
które je spowodowały) i eucharystii. Ważny
jest stopień jej wiary, wzmacnianej Pismem
Św. i wiedzą religijną. Potrzeba osobistej modlitwy, zwłaszcza różańca, także modlitwy
wstawienniczej. Obroną przeciw skutkom
przekleństwa jest modlitwa wielbiąca Pana
Boga. Złe duchy nie znoszą tej modlitwy.
Także modlitwa językami. Niezbędne jest
także przebaczenie sprawy przekleństwa.
Skuteczne bywa ofiarowanie mszy św.
a szczególnie sprawowanie jej w domu, obciążonym przekleństwem.
Środkami obronnymi są także używane
właściwie, a nie w znaczeniu magicznym
sakramentalia, takie jak egzorcyzmowana
woda i sól, a także posiadanie przy sobie
jak i w domu znaków świętych: np. medalika, relikwii, krucyfiksu, obrazów świętych.
Niezastąpione jest włączenie się do grupy
modlitewnej, zwłaszcza Odnowy w Duchu
Św. i systematyczny udział w modlitwach
wspólnotowych. Przekleństwo budzi niekiedy awersję do sakrum i utrudnia modlitwę
osobistą.
Wspólna modlitwa w grupie przywołuje
obecność Jezusa, Jego potężne działanie. Zły
duch zniechęca do takiej modlitwy, utrudnia
ją. Powoduje złe samopoczucie u takiej osoby przeklętej, bóle głowy, pokusy przerwania
modlitwy. Ale wytrwanie przynosi stopniowo poprawę. Pomocą jest także modlitwa
członków rodziny, osób poświęconych Bogu,
także pielgrzymowanie do sanktuariów.
W walce duchowej, w której uczestniczymy
bez względu na to, czy tego chcemy czy nie,
pamiętajmy, że naszym oparciem jest sam
Jezus Chrystus, z którego serca nikt nie jest w
stanie nas wyrwać wbrew naszej woli. A nasz
Pan tę walkę wygrał już dawno i nie odwołalnie, mocą swej przelanej krwi na krzyżu.
Arkadiusz Szczepaniak
23
Wprowadzenie
do problematyki
sekt i nowych
ruchów
religijnych
1. Badacze
rozróżniają między
sektą pochodzącą
z jakiejś religii
światowej a kultem
będącym tworem
samoistnym
i często
eklektycznym.
Można też sektę i kult rozumieć
w następujący sposób: sektę jako
zamkniętą organizację o toksycznym czy
destrukcyjnym charakterze; kult zaś jako
otwarty światopogląd, który może być
jakimś filarem ideologicznym sekty, ale
może też swobodnie dryfować na falach
demokratycznej tolerancji oddziałując
jednakże nierzadko niebezpiecznie
i destrukcyjnie. Kult jako światopogląd
może mieć faktycznie charakter
“kultyczny”: religijny i inicjacyjny (np.
okultyzm jako kult). Może też mieć
charakter areligijny czy antyreligijny,
ateistyczny, agnostyczny, liberalny czy
humanistyczny, najczęściej jednak w formie
utajonego dogmatyzmu mimo tego, iż
sam oficjalnie przeciwstawia się wszelkim
dogmatyzmom czy fundamentalizmom.
Światopogląd całościowo ujmuje ocenę
rzeczywistości: Boga, człowieka i świat. Nawet jeśli więc zaczyna się od definicji Boga
(światopogląd religijny), to i tak trzeba zdefiniować pozostałe aspekty. W podobny sposób, jeśli zaczyna się od definicji człowieka
(światopogląd antropocentryczny). Sekty
o światopoglądzie religijnym mogą być re24
ligijne, parareligijne, parapsychologiczne,
magiczne, okultystyczne, satanistyczne itd.,
czerpiąc z chrześcijaństwa (Biblii), ze światopoglądów orientalnych czy gnostyckich.
Sekty o światopoglądzie antropocentrycznym
mogą być terapeutyczne, edukacyjne czy
ekonomiczne, co nie znaczy, że w tych organizacjach nie ma jakiegoś stosunku do rzeczywistości religijnej czy sakralnej, którą tu
się odpowiednio przedefiniowuje. Gdy chodzi o stosunek do świata, to pewne sekty zainteresowane są masowym organizowaniem
się i podbojem świata, a inne wycofują się ze
świata postrzegając go jako zły, niebezpieczny czy tymczasowy, próbując przekonać innych do ucieczki od niego. Takie działania
są zawsze uwarunkowane jakąś wizją Boga
(w tym także choćby Jego negacją) czy też
wizją człowieka. Wynika z tego, że należy
badać światopoglądy proponowane przez
sekty właśnie jako całościowe ujmowanie
rzeczywistości.
2. Najważniejszy jest jednak syndrom sekty czyli sekta jako “destrukcyjny system”,
najczęściej obleczony w organizację, który
niszczy wolność jednostki a także jej sumienie. Chodzi nie tylko o pranie mózgu, ale
o manipulacje umysłem czy zwodzenie duchowe w wymiarze najgłębszym: w wymiarze
sumienia. Tak pojęta sekta to raczej terminus technicus, to przedmiot badań uniwersalnych, w których poszukuje się “destrukcyjnego systemu”, który nie dotyczy tylko jakichś
tam organizacji o religijnym charakterze czy
religijnym szyldzie. Nawet jeśli światopogląd religijny w tak pojętych organizacjach
jest jakoś prawdziwy, godny szacunku, to
“destrukcyjny system”, w którym on istnieje,
niszczy wszystko. W takim sensie sektę można spotkać i w łonie każdej religii, i w łonie
niewiary: ateizmu, liberalizmu, współczesnej
kultury. Można ją spotkać w organizacjach,
firmach, urzędach czy w końcu w rodzinie.
Jedna sekta staje się azylem i ratunkiem
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
przed inną sektą, jaką może być rodzina czy
panująca w niej atmosfera, klimat, nastrój:
korzystny dla rozwoju lub zabójczy.
Sekty satanistyczne np. rodzą się po części
jako całościowa reakcja (i totalna negacja)
na pewną atmosferę represji czy hipokryzji,
którą młodzi ludzie postrzegają w otaczającym ich środowisku, dosłownie wszędzie.
Radykalna negacja społeczeństwa, kultury
i religii postrzeganych jako całość może być
częściowo interpretowana jako próba wywalczenia sobie własnej wolności i możliwości
rozwoju.
3. Wolność jednostki i jej sumienie mogą
więc być niszczone gdziekolwiek. Nie chodzi więc o nagonkę na poszczególne organizacje uznane za sekty, zwłaszcza że mogą
one ewoluować, zmieniać swe oblicze,
“ulepszać się”. Należy też odróżnić ludzi będących ofiarami systemu od stojących nad
nimi “hierarchów”: założycieli, guru, liderów
i innych manipulantów, którzy faktycznie
wykorzystują idealizm, szlachetność a także
zagubienie młodych ludzi po to, by uczynić
z nich darmowych niewolników. Konkretne
organizacje zadraśnięte syndromem sekty powinny być przedmiotem uwagi społecznej,
ale też mają prawo się bronić i przez to jakby
doskonalić.
Nie można więc wszystkich sekt traktować jednakowo, o czym mówią oficjalne
teksty teologiczne Kościoła katolickiego
a także Kościołów protestanckich. Należy
rozróżniać elementy dobre oraz niedobre
i niebezpieczne. Należy odróżnić ludzi
o wysokiej i czystej motywacji od tych, którzy
tę motywację wykorzystują i nią manipulują.
Należy odróżnić szczerą radość w dzieleniu
się duchowymi odkryciami od nachalnego
prozelityzmu, który polega na narzucaniu
innym własnego obrazu świata przemocą
lub podstępem. Należy odróżnić propozycje światopoglądowe, które są wartościowe
Biuletyn 6 (23) 2010
od tych, które są prymitywną redukcją obrazu rzeczywistości. Należy odróżnić dobre
i słuszne pytania, które zadają ludzie (a na
które nie otrzymują odpowiedzi w otaczającym ich środowisku) od złych i niebezpiecznych odpowiedzi, jakie dają sekty.
Słusznie więc zauważa Kościół, że nie należy więc porzucać dialogu tam, gdzie jest on
możliwy, ale też nie lekceważyć znaczenia
obrony własnych przekonań (obrony wiary)
a także obrony ludzi przed zwodniczą manipulacją czy po prostu zwykłym błędem.
W każdym przypadku należy jednak starannie i jakby konkretnie rozeznawać przyjmując raczej postawę rozumiejącą niż potępiającą. Potępienie zaś powinno dotyczyć przede
wszystkim niektórych idei czy także czynów
nie zaś samych osób, gdyż człowiek jest
zawsze ważniejszy od własnych idei i większy
od własnych czynów.
4. Światopoglądy propagowane przez sekty
są niekiedy dziwne i niebezpieczne, niekiedy
zaś oryginalne i inspirujące dla poszukiwań
intelektualno-duchowych, wchodzące jakby
w lukę ludzkich pytań, oczekiwań i pragnień,
których religia, Kościół czy kultura a także
rodzina z wielu powodów - często złożonych
i niezawinionych lub będących skutkiem
“winy zbiorowej” i wypadkową wielu czynników - nie były w stanie zaspokoić, rozwiązać
czy wyjaśnić.
Nowe ruchy religijne (także w Polsce) ukazują czasami szczególną wrażliwość na tematy
metafizyczne dotyczące sensu życia i śmierci
człowieka, życia po śmierci. Tematy, które
w dzisiejszej “cywilizacji śmierci” traktowane są raczej pesymistycznie lub tragicznie,
a nawet wprost eliminowane ze świadomości
(nierzadko z pomocą socjotechnik). Nowe
ruchy podejmują także próbę filozoficznego czy teologicznego rozwiązania zagadki
czy też tajemnicy zła, przeciwstawiając się
w sobie właściwy sposób (czasem ewident25
nie błędny) banalizacji problematyki zła lub
popadania w kompletny nihilizm, co jest
udziałem współczesnej kultury zachodniej.
Szerzy się nihilizm a przynajmniej relatywizm
także poprzez ręce gwiazdorskich luminarzy
tejże kultury, którzy w świetle pewnych diagnostyk spirytualnych (nie tylko chrześcijańskich) jawią się jako fałszywi prorocy
i demagodzy odwodzący ludzi od poważnego traktowania życia a także poważnego
poszukiwania wyzwolenia czy zbawienia
(w tym także tzw. życia po śmierci).
Pewnego rodzaju niepokój poszukiwań duchowych, kontestacja czy nawet bunt wobec zastanych ideologii i obyczajów społecznych, mimo iż nierzadko wyradza się
w formy błędne czy nawet patologiczne,
może mieć istotny sens w pogłębieniu świadomości społecznej oraz może skłonić do zadawania pytań trudnych i głębokich, co może
mieć znaczenie także dla współczesnego
Kościoła. Dlatego Kościół katolicki w swoich
dokumentach mówi o “wyzwaniu” ze strony
sekt i nowych ruchów religijnych a także
o pewnego rodzaju “znakach czasu”.
5. Pomimo jednak tych słusznych wyzwań
i interpretacji (jakie podają teologowie, filozofowie religii, kulturoznawcy, antropolodzy
czy nawet sam Kościół) dobro jednostki,
a więc wolność człowieka i jego sumienie,
którego wybory decydują nie tylko o zdrowiu psychicznym, ale i o zbawieniu wiecznym, powinny być na pierwszym planie.
Celem działalności Kościoła jest m.in. owa
humanistyczna troska połączona z duchowym oglądem rzeczywistości spraw ludzkich. Realistyczne otrzeźwianie i pilnowanie
pulsu praw człowieka także jako dziecka Bożego, za które umarł Chrystus, jest sprawą
najwyższej wagi. Nie można być naiwnym
i nieuważnym tam, gdzie dokonuje się destrukcja, prozelityzm czy oszukiwanie człowieka,
o czym także przypominają dokumenty
Kościoła.
W badaniach nad sektami należy więc
uwzględnić trzy podstawowe problemy:
- zagrożenia zdrowia psychicznego
- manipulacje umysłem
- zagrożenia duchowe (zwodzenie
sumienia).
Zagadnieniem zagrożeń zdrowia psychicznego, jako kryterium destrukcyjności istniejącym w rozmaitych sektach, zajmują
się nauki psychologiczne i socjologiczne
(większość dotychczasowych opracowań
dotyczących problematyki sekt ogranicza
się głównie do tego aspektu). Manipulacja
umysłem natomiast to rodzaj zakłamania
(dezinformacja, niedoin­formowanie) na
gruncie światopoglądu, czy też ideologii,
które należy badać osobno - w sferze kultury
i nauki. Jeszcze czymś innym są zagrożenia
duchowe czy też zwodzenie duchowe dotyczące sumienia czyli oceny w dziedzinie dobra
i zła. Zagrożenia duchowe są także ściśle
związane z przynależnością do określonego
wyznania. W tym kontekście spustoszeniem
typu duchowego jest np. apostazja (czyli
zaparcie się wyznawanej wiary), która jest
czymś głębszym i poważniejszym niż zwykła „konwersja światopoglądowa”, o której
mówi się w socjologii. Badania wykazują,
że spustoszenia w dziedzinie sumienia są
najgroźniejsze, gdyż dotyczą najgłębszych
i najbardziej intymnych sfer człowieka.
Generalnie należy więc odróżnić zagrożenia zdrowia psychicznego (np. psychomanipulacja, tzw. pranie mózgu) od zagrożeń
w obszarze kultury (np. manipulacje umysłem) i religii (np. zagrożenia duchowe).
Istnieje potrzeba badania zjawiska sekt i to
nie tylko przez psychologów i socjologów
(jak to ma miejsce do tej pory w Polsce),
ale także przez kulturologów, filozofów, teologów, antropologów, prawników. Badanie
problematyki sekt powinno wykroczyć poza
poziom doraźnej sensacyjności i powierzciąg dalszy na str. 31
26
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
Łaska Bożego Miłosierdzia - świadectwo
Ufność w obietnicę Pana Jezusa, daną Św. Faustynie, dotyczącą Jego Miłosierdzia, uratowała moją
80-letnią mamę od śmierci wiecznej, pomimo braku stanu łaski uświęcającej od ok. 20 lat!
Mama wyrażała pragnienie wyspowiadania
się, ale lęk, depresyjna natura, uwikłanie w nie
przebaczenie i nawyk ciągłej kontroli stanowiły
blokadę przed przystąpieniem do sakramentów.
W ubiegłym roku zdiagnozowano u mamy nieuleczalną chorobę. Nasilający się lęk przed śmiercią,
apatia i wzmożona drażliwość tym bardziej utrudniały decyzję o wyspowiadaniu się.
Już kilka lat temu zrozumiałam, że powinnam modlić się w tej intencji za rodziców (mój ojciec także
nie spowiadał się przez wiele lat) i wtedy polecono mi koronkę do Miłosierdzia Bożego jako wyjątkowo” skuteczną „modlitwę. Ktoś inny podarował mi książkę z fragmentami „Dzienniczka” Św.
Faustyny. Pan Jezus prosił ją, żeby o 15-tej błagać
Jego Miłosierdzia, szczególnie dla grzeszników
i, żeby choć przez krótki moment, zagłębiać się
w Jego Męce, szczególnie w opuszczeniu w chwili
konania. Właśnie o 15-tej, ponieważ jest to godzina Wielkiego Miłosierdzia dla całego świata.
W pamięci utkwiły mi i napełniły nadzieją te słowa Jezusa: ‘’W tej godzinie nie odmówię duszy
niczego, która Mnie prosi przez Mękę Moją”, oraz
„W godzinie tej uprosisz wszystko dla siebie i dla
innych”. Toteż odmawiałam koronkę o godz.15tej w intencji pojednania moich rodziców z Panem, bo uwierzyłam w te obietnice mocniej, niż
w jakiekolwiek inne znane mi objawienia. Często
przypominałam sobie o nich. O 15-tej starałam
się wczuć w ogrom męki Jezusa i ofiarowywałam
Ją Panu w intencji rodziców. Chrystus powiedział :”Pogrąż się w modlitwie tam, gdzie jesteś,
chociaż przez króciutką chwilę „.
Biuletyn 6 (23) 2010
Odmawiane przeze mnie sporadycznie Koronki
nie były wzorem modlitwy, ale wierzyłam niezłomnie w łaskę, której Jezus udzieli moim rodzicom, nawet, jeśli nie będzie mi dane widzieć
owoców modlitwy na własne oczy. Z „Biuletynu
o zagrożeniach duchowych” dowiedziałam się, że
odmawianie Koronki przy umierającym, w jego
intencji, sprawia, że Jezus walczy o duszę odchodzącej osoby. O takiej obietnicy Chrystusa pisze
Św. Faustyna w „Dzienniczku” i to dawało nadzieję na pomoc mamie, nawet bez jej udziału! W sierpniu tego roku stan zdrowia mojej mamy
pogorszył się i lekarze byli bezradni. Mama do
końca miała pełną świadomość swojej sytuacji,
choć trudno jej było przyjąć tę prawdę. W przeddzień śmierci lekarka nie ukrywała faktu, że
mama umiera.
W tej sytuacji doszło do spowiedzi św. po 20 latach przerwy i udzielenia sakramentu namaszczenia chorych. Mama przyjęła Komunię Św. kilka minut po 15-tej, choć nikt tego nie planował!
W nocy zmarła. Wkrótce i mój tata przystąpił do
obu sakramentów po wielu latach przerwy.
Odnoszę wrażenie, że mama cierpiała tylko tyle,
ile było potrzeba do zrozumienia powagi sytuacji.
Lekarze wprost mówili o nadchodzącej śmierci
i to pozwoliło poprosić księdza o posługę w odpowiednim momencie. Bez poznania prawdy mama
nie wyspowiadałaby się przed śmiercią.
W godzinie Miłosierdzia Bożego otworzyła się
przed nią perspektywa szczęśliwej wieczności,
a mnie dane było być świadkiem tych wydarzeń.
Wprawdzie rodzice objęci byli różą różańcową,
modlitwą wspólnotową, Mszą Św. wieczystą, jednak przyjście Bożej Łaski o godz.15-tej nasuwa na
myśl spełnienie Jezusowej obietnicy...
Małgorzata, Gdańsk, wrzesień 2010 r.
27
SKARBIEC MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
„(…) korzystajmy z miłosierdzia,
póki czas zmiłowania” (Dz. 1035)
KORONKA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
Koronkę należy odmawiać
na różańcu.
Na początku:
Ojcze nasz…,
Zdrowaś Maryjo…,
Wierzę w Boga…
Na dużych paciorkach
(1 raz):
Ojcze Przedwieczny,
ofiaruję Ci
Ciało i Krew,
Duszę i Bóstwo
najmilszego
Syna Twojego,
a Pana naszego
Jezusa Chrystusa,
na przebłaganie
za grzechy nasze
i całego świata.
Na małych paciorkach
(10 razy):
Dla Jego bolesnej
męki miej
miłosierdzie dla nas
i całego świata.
Na zakończenie (3 razy):
Święty Boże, Święty Mocny,
Święty Nieśmiertelny,
zmiłuj się nad nami i nad
całym światem.
(Por. Dz. 476).
24
28
DAR MODLITWY
Pan Jezus powiedział do siostry Faustyny:
„Przez odmawianie tej koronki (do Miłosierdzia
Bożego) podoba mi się dać wszystko,
o co mnie prosić będą. Zatwardziałym
grzesznikom, gdy będą ją odmawiać,
spokojem napełnię dusze, a
godzina ich śmierci będzie
szczęśliwa. Napisz to dla dusz
strapionych: Gdy dusza
pozna ciężkość swych
grzechów, gdy się odsłoni
duszy cała przepaść nędzy,
w jakiej się pogrążyła,
niech nie rozpacza, ale z
ufnością niech się rzuci
w ramiona mojego
miłosierdzia, jak dziecko
w objęcia ukochanej
matki. (...) żadna
dusza, która wzywała
miłosierdzia mojego,
nie zawiodła się, ani nie
doznała zawstydzenia.
Mam szczególne
upodobanie w duszy,
która zaufała dobroci
mojej. Napisz: Gdy tę
koronkę przy konających
odmawiać będą, stanę
pomiędzy Ojcem, a duszą
konającą nie jako Sędzia
sprawiedliwy, ale jako
Zbawiciel miłosierny”
(Dz. 1541).
„Każdą duszę bronię w
godzinie śmierci, jako
swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę
(...). Kiedy przy konającym inni odmawiają tę
koronkę, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie
niezgłębione ogarnia duszę” (Dz. 811).
„Wniknij w tajemnice moje, poznasz przepaść
miłosierdzia mojego ku stworzeniom
i niezgłębioną dobroć moją - i tę dasz poznać
światu. Będziesz przez modlitwę pośredniczyć
między ziemią a niebem” (Dz. 438).
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
SKARBIEC MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
ODPUST ZUPEŁNY ZA ODMÓWIENIE
„KORONKI DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO”
Na prośbę Ks. kard. Józefa Glempa, Prymasa
Polski, skierowaną w imieniu całego Episkopatu Polski do Ojca Świętego o udzielenie odpustu zupełnego odmawiającym Koronkę do
Miłosierdzia Bożego, Stolica Apostolska odpowiedziała następującym dokumentem:
Dnia 12 stycznia 2002 r.
Penitencjaria Apostolska na mocy uprawnień
specjalnie udzielonych jej przez Papieża chętnie przyjmuje przedstawioną prośbę i postanawia, co następuje:
Odpustu zupełnego pod zwykłymi warunkami
(mianowicie sakramentalna spowiedź, Komunia eucharystyczna i modlitwa w intencjach
Ojca Świętego) udziela się w granicach Polski
wiernemu, który z duszą całkowicie wolną
od przywiązania do jakiegokolwiek grzechu
pobożnie odmówi Koronkę do Miłosierdzia
Bożego w kościele lub kaplicy wobec Najświętszego Sakramentu Eucharystii, publicznie wystawionego lub też przechowywanego
w tabernakulum. Jeżeli zaś ci wierni z powodu choroby (lub innej słusznej racji) nie będą
mogli wyjść z domu, ale odmówią Koronkę do
Miłosierdzia Bożego z ufnością i pragnieniem
miłosierdzia dla siebie oraz gotowością okazania go innym, to pod zwykłymi warunkami
również zyskują odpust zupełny, z zachowaniem przepisów co do „mających przeszkodę”,
zawartych w numerach 24 i 25 Wykazu odpustów („Enchiridii Indulgentiarum”). W innych
zaś okolicznościach odpust będzie cząstkowy.
Niniejsze zezwolenie zachowa wieczystą ważność, bez względu na jakiekolwiek przeciwne
zarządzenia.
+ Alojzy De Magistris
Arcybiskup tyt. Novenris
Pro-Penitencjusz Większy
ks. Jan Maria Gervais
Deklaracje przystąpienia do
NIEUSTAJĄCEJ MODLITWY KORONKĄ DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
w intencji uproszenia łaski miłosierdzia dla konających
prosimy przesyłać na adres:
ZGROMADZENIE SIÓSTR JEZUSA MIŁOSIERNEGO, ul. KOŚCIELNA 9, 74-300 MYŚLIBÓRZ
tel. 095 747 93 50, e-mail: [email protected]
Będę się modlić codziennie: od dnia ........................ przez okres ..........................................................
1 osoba .......... rodzina ............ grupa osób……………………………………………………………………………………
Zgromadzenie Zakonne ………………………………………………………………………………………………………………
Nazwisko i imię ……………………………………………………………………………………………………………………………
…………………………………………………………………………………………………………………………………………….………
Adres ...............................................................................................................................................................
…………………………………………………………………………………………………………..…………………………………........
Można dołączyć znaczek pocztowy, aby otrzymać potwierdzenie zgłoszenia.
Biuletyn 6 (23) 2010
25
29
SKARBIEC MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
„...napisz to dla wielu dusz, które nieraz
się martwią, że nie mają rzeczy materialnych, aby przez nie czynić miłosierdzie.
Jednak o wiele większą zasługę ma
miłosierdzie ducha, na które nie potrzeba
mieć ani pozwolenia, ani spichlerza, jest
ono przystępne dla wszelkiej duszy.
Jeżeli dusza nie czyni miłosierdzia w jakikolwiek sposób nie dostąpi miłosierdzia
mojego w dzień sądu. O, gdyby dusze
umiały gromadzić sobie skarby wieczne,
nie byłyby sądzone - uprzedzając sądy
moje miłosierdziem” (Dz. 1317).
Podaję ci trzy sposoby czynienia
miłosierdzia bliźnim: pierwszy - czyn,
drugi - słowo, trzeci - modlitwa; w tych
trzech stopniach zawiera się pełnia
miłosierdzia i jest niezbitym dowodem
miłości ku mnie. W ten sposób dusza
wysławia i oddaje cześć miłosierdziu
mojemu” (Dz. 742).
„Miłosierdzie masz okazywać bliźnim
zawsze i wszędzie, nie możesz się od tego
usunąć ani wymówić, ani uniewinnić.
Fragmenty „Dzienniczka” św. siostry Faustyny:
„Gdy pogrążyłam się w modlitwie i połączyłam ze wszystkimi mszami, jakie się w tej chwili
odprawiają na całym świecie, błagałam Boga przez te wszystkie msze św. o miłosierdzie
dla świata, a szczególnie dla biednych grzeszników, którzy w tej chwili zostają w skonaniu.
I w tej chwili otrzymałam Bożą odpowiedź wewnętrzną, że tysiąc dusz otrzymało łaskę za
pośrednictwem modlitwy, którą zanosiłam do Boga. Nie wiemy, jaką liczbę dusz mamy zbawić swymi modlitwami i ofiarą, dlatego zawsze módlmy się za grzeszników” (Dz. 1783).
„Córko moja, dopomóż mi zbawiać dusze. Pójdziesz do konającego grzesznika i będziesz
odmawiać tę koroneczkę, a przez to uprosisz mu ufność w moje miłosierdzie…” (Dz. 1797).
„Módl się ile możesz za konających, wypraszaj im ufność w moje miłosierdzie, bo oni
najwięcej potrzebują ufności, a najmniej jej mają” (Dz. 1777).
W duchowej łączności ze św. Faustyną, wspólnota modlitwy Apostołów Jezusa Miłosiernego przy
Zgromadzeniu Sióstr Jezusa Miłosiernego, serdecznie zaprasza czcicieli Miłosierdzia Bożego do udziału w nieustającej modlitwie koronką do Miłosierdzia Bożego – w intencji uproszenia łaski miłosierdzia dla konających.
Darczyńcą modlitwy może być każdy, kto zapragnie codziennie dołączyć się do modlitwy wspólnoty
Apostołów Jezusa Miłosiernego przy Zgromadzeniu Sióstr Jezusa Miłosiernego. Ufamy, że w ten sposób, spełnimy prośbę Pana Jezusa i przyczynimy się do ufnego przyjmowania łaski zbawienia przez
wszystkich konających w naszych rodzinach i na całym świecie.
30
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
chowności przesądów serwowanych przez
większość mediów. Ponadto badania te powinny mieć charakter interdys­cyplinarny,
stały i biorący pod uwagę kulturowe procesy
rozwojowe trwające na przestrzeni lat.
ks. Aleksander Posacki SJ
substancja chwyta energię i „uczy się”
leczyć, otrzymuje informację, która później
jest przekazywana organizmowi chorego.
Można również przygotować preparat przez
łączenie 1 części pranalewki z 99 częściami
rozpuszczalnika i dynamizować przez
potrząśnięcie 100 razy, wtedy mamy do
czynienia z systemem setnym (C).
Homeopatia –
zarys problemu
Twórcą homeopatii jest Samuel
Hahnemann. w 1810 roku
wydał on dzieło „Organon der
rationallen Heilkunde”,
w którym zerwał swoje więzy
z medycyną klasyczną. Jest
to podstawowy podręcznik
homeopatii klasycznej,
jej adepci mają obowiązek
studiować tą książkę jak Biblię.
Podstawowe zasady homeopatii, z których
poniżej zostaną przedstawione dwie,
najbardziej kontrowersyjne. Pierwsza z nich
to „Similia similibus curantur” czyli podobne
leczyć podobnym, zasada podobieństw
(z greckiego homoios – podobny, pathos
–choroba). W myśl tej zasady, należy wybrać
odpowiedni surowiec roślinny, mineralny
lub zwierzęcy (często są to wydzieliny lub
organy zwierząt, grzyby i roślinę także trujące
itp.). Następnie z surowca przygotowuje się
pranalewkę, czyli rodzaj ekstraktu. Z niej
należy wziąć 1 część i dodać do 9cz. (system
dziesiętny oznaczany D) rozpuszczalnika
(np. wody lub etanolu o odpowiednim
stężeniu). Następnie powstałą mieszaninę
należy zdynamizować (potencjonować)
poprzez energiczne wstrząsanie. Liczba
potrząśnięć (10 dla D) jest ściśle określona
i bardzo ważna, bo w tym momencie
Biuletyn 6 (23) 2010
Przemysł homeopatyczny produkuje całą
gamę środków takich jak tabletki, ziarenka,
maści, czopki, krople do oczu, najróżniejsze
kosmetyki, a nawet płyny do wstrzykiwań.
Fundamentalną zasadą homeopatii jest zasada potencjonowania, która częściowo została omówiona wyżej. Siła otrzymywanych
preparatów rośnie wraz ze stopniem dynamizacji (potencji) czyli rozcieńczenia. Jednak preparaty o niższych potencjach mają
działać głównie w obrębie narządów, a te
o wyższych na psychikę i duszę. Mają być
tak silne, że np. potencję C1000 wystarczy
przyjmować raz w roku. Problem w tym, że
już po kilku takich cyklach rozcieńczania,
w końcowym produkcie nie ma już statystycznie żadnej cząsteczki surowca. Co więc
realnie leczy?
Część homeopatów nadal, w ślad za Hahnemannem, próbuje wyjaśniać mechanizm jej
działania na zasadzie tajemniczych energii,
vis vitalis i sił duchowych, uważając, że ho31
meopatia jest sztuką duchowego uzdrawiania, a nie klasyczną medycyną. W tajemniczym akcie dynamizacji materia jest uduchawiana i uczy się leczyć. Inni w dobie wielkich odkryć przyrodniczych i medycznych
próbują znaleźć jakieś naukowe wyjaśnienie.
Najpopularniejsze z nich zostało sformułowane przez Francuza dr Benveniste, które
jest znane jako „pamięć wody”, według niego roztwór wodny potrafi zapamiętać substancję, którą zawierał. Za swoje prace tenże
naukowiec został uhonorowany nagrodę
Ig-Noble, czyli tzw. antynoblem. Popularna
jest również teoria działania homeopatii na
zasadzie szczepionki. Jest ona również błędna, ponieważ w przeciwieństwie do środków
homeopatycznych, szczepionki podaje się
przed chorobą, zawierają one dużą ilość
konkretnego antygenu charakterystycznego
dla choroby, przed którą szczepionka ma
chronić, a efekt jej podania, czyli odpowiedź
organizmu można zbadać np. poprzez pomiar stężenia przeciwciał na dany antygen
we krwi. Są jeszcze inne koncepcje, jednak
również sprzeczne z współczesną wiedzą
biologiczno-chemiczną. Wątpliwości budzi
nie tylko sposób produkcji, ale także subiektywny i niejasny sposób doboru surowców,
często bardzo dziwnych np. psie mleko,
serce kaczki, siarka, fosfor.
Prestiżowe brytyjskie pismo medyczne
The Lancet zebrało dotychczasowe dane z
profesjonalnie przeprowadzonych badań
klinicznych, w których porównywano skuteczność homeopatii wobec placebo oraz
leków konwencjonalnych. Wyniki prac
jednoznacznie stwierdziły, że z naukowego
punktu widzenia, homeopatia nie daje efektów terapeutycznych. Artykuł, o którym
mowa ukazał się w numerze The Lancet 27
sierpnia 2005. Natomiast zespół ekspertów
(profesorów akademii medycznych) Naczelnej Rady Lekarskiej w oświadczeniu z dnia
8 kwietnia 2008, stwierdza między innymi,
że: podstawy homeopatii są sprzeczne ze
współczesną wiedzą na temat patogenezy
chorób oraz patofizjologii, zasada „podobne
leczyć podobnym’’ nie znajduje potwierdzenia na gruncie empirycznym, tłumaczenia
mechanizmu działania leków homeopatycznych są sprzeczne z zasadami współczesnej
chemii, farmakologii i immunologii, zwłaszcza z zasadą zależności efektu leczniczego
od dawki leku oraz że współczesna wiedza
z zakresu chemii i fizjologii uznaje za nieprawdziwe twierdzenie, że lek homeopatyczny ma nabywać siłę działania poprzez wielokrotne rozcieńczanie pierwotnej substancji.
W tym oświadczeniu zostały zakwestionowane również inne postulaty homeopatyczne.
Ponadto sama koncepcja choroby według
homeopatii jest bardzo kontrowersyjna.
Choroba ma być zaburzeniem energii witalnej. Nie jest ona rozpatrywana pod kątem
patogenezy i czynników etiologicznych wywołujących choroby. A jej leczenie odbywa
się przez przekazanie odpowiednio mocnej
informacji duchowej, energii dynamicznej, która usuwa pierwotne zaburzenie siły
życiowej człowieka. Leczy się nie chorobę,
ale całego pacjenta. W klasycznym nurcie
homeopatii, lek dobiera się indywidualnie
dla człowieka, a nie pod kątem choroby, na
którą cierpi.
W ślad za dyrektywami Wspólnoty Europejskiej, również polskie przepisy zawierają zapis na temat homeopatii. W ustawie „Prawo
farmaceutyczne” z 6 września 2001, w artykule 21 czytamy między innymi: „leki nie
posiadające dowodów skuteczności terapeutycznej należy wprowadzać do obrotu (...)
w sposób uproszczony” (z pominięciem procedur kontrolnych gwarantujących jakość
i bezpieczeństwo, takich jakim podlegają
leki konwencjonalne); „Produkty homeopatyczne, określone w ust. 1 i 4, nie wymagają
dowodów skuteczności terapeutycznej”.
32
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
Jednak homeopatia oprócz naukowych, rodzi również problemy filozoficzno-teologiczne. Jak uważa ks. dr Aleksander Posacki, homeopatia opiera się na koncepcjach gnostyckich, hermetycznych, ezoterycznych, orientalnych a także panteistycznych. Można
doszukiwać się w postulatach Hahnemanna
elementów filozofii hinduizmu, chińskiego
taoizmu, antropozofii oraz innych holistycznych koncepcji, które można znaleźć w systemie parareligijnym zwanym New Age.
Część homeopatów, szczególnie tych, którzy
nie są lekarzami tylko jakimiś terapeutami
niekonwencjonalnych metod uzdrawiania, w
swojej działalności, jak wskazują na to świadectwa opisane w literaturze zagadnienia,
stosuje bliżej nieokreślone magiczne rytuały,
symbole ezoteryczne i praktyki spirytystyczno-magiczne, takie jak wahadlarstwo, różdżkarstwo, nekromancja i bioenergoterapia.
Tak więc proces produkcji preparatów homeopatycznych może mieć w niektórych
firmach i gabinetach charakter wręcz okultystyczny, odwołujący się do jakichś mocy duchowych i całkowicie bezsensowny z punktu
widzenia nauki. Otrzymywany ubóstwiony
środek leczniczy, dzięki „świętemu potrząsaniu” jak to określają homeopaci, staje się
talizmanem odsyłającym do wyższej siły
duchowej. Taki preparat należy traktować
jak każdy inny przedmiot, talizman, amulet
otrzymany od operatora okultystycznego
bądź spirytysty. Tym bardziej, że niektórzy
homeopaci twierdzą, że nie jest konieczne
przyjmowanie tych środków, wystarczy je
mieć przy sobie, aby oddziaływały na pacjenta.
Tak więc „antropologia homeopatyczna”
ze względu na panteizm i zamazaną różnicę między duchem i nieokreśloną energią
vis vitalis zbliżoną do taoistycznej energii
chi oraz ciałem astralnym, jest nie do przyjęcia na gruncie chrześcijańskim, ponieważ
wprost sprzeciwia się chrześcijańskiej wizji
Biuletyn 6 (23) 2010
człowieka, jako bytu złożonego z ciała i nieśmiertelnej duszy, danej przez Boga. Stąd
wynika, że osoby, które leczą się homeopatycznie, jednocześnie przyjmując jej ideologię, popełniają grzech związany z I przykazaniem dekalogu.
Opierając się na opiniach teologów duchowości i egzorcystów stwierdzić należy, że
osoby świadomie angażujące się w homeopatię mogą zostać zniewolone duchowo.
Kierownicy duchowi, spowiednicy, egzorcyści, którzy w praktyce spotkali się z pacjentami leczonymi homeopatycznie, obserwują
u nich charakterystyczne symptomy działania złych duchów: zaciemnienie władz
umysłu, związanie woli, obniżenie nastroju,
skłonność do depresji, brak radości i poczucia sensu życia, niepokój i oschłość duchowa, niechęć do modlitwy, spraw religijnych
i do Boga. Negatywne działanie homeopatii
nie ogranicza się do sfery duchowej, często
przechodzi ono jako dalekie powikłanie do
sfery somatycznej, psychicznej i są rozpoznawane także u niewierzących.
Kościół ostrzega przed zagrożeniami wynikającymi ze stosowania metod tzw. medycyny
alternatywnej-naturalnej, w tym homeopatii
w dokumencie „Jezus Chrystus dawcą wody
żywej - Chrześcijańska refleksja na temat
New Age”, wydanym przez Papieską Radę
Kultury i Papieską Radę Do Spraw Dialogu
Międzyreligijnego.
Warto zauważyć, że wiele osób poważnie
chorych, nie otrzymuje w porę właściwego
leczenia, ponieważ stali się ofiarą oszustwa
pseudomedycyny i jej adeptów. Domniemaną ewentualną skuteczność leczenia homeopatycznego należy przypisać naturalnemu
samoistnemu wyleczeniu, efektowi placebo
lub mechanizmowi okultystycznemu, jeśli
preparat powstał przy udziale praktyk magicznych.
mgr farm. Błażej Kwiatkowski
33
JEZUS UZDRAWIA
RÓWNIEŻ DZISIAJ
Z Księdzem Adamem Krollem –
rozmawia Monika Walczak
W Sanktuarium Matki Bożej
Trąbkowskiej, w parafii
pod wezwaniem Wniebowzięcia
N.M.P. w Trąbkach Wielkich,
raz w roku, w czasie trwania
Tygodniowego Odpustu parafialnego, odprawiana jest Msza św.
z modlitwą o uzdrowienie,
podczas której udzielany jest
sakrament namaszczenia
chorych. Znane są przypadki
uzdrowień na duszy i na ciele
wiernych uczestniczących w tych
wyjątkowych Mszach św.
w Trąbkowskim Sanktuarium.
Co zainspirowało księży do odprawiania
Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie,
podczas których wierni mogą przystąpić
do sakramentu namaszczenia chorych?
- Szukając odpowiedzi na pytanie o sprawowanie Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie,
trzeba powrócić do niezwykłego wydarzenia sprzed 23 laty.
34
Po koronacji obrazu Pani Trąbkowskiej
przez Papieża Jana Pawła II, w duchu
wdzięczności za ten Dar, przeżywany jest
w Trąbkach Wielkich Tygodniowy Odpust.
Jeden dzień tego Odpustu przeznaczony
jest dla ludzi chorych, cierpiących fizycznie
i duchowo, samotnych.
Skoro Chrystus mówi, że chorych zawsze
mieć będziecie, a sam wybrał Sakramentalny sposób obecności, dlatego „dzielimy się”
tym darem uzdrowienia z człowiekiem.
Od kiedy te Msze św. są odprawiane?
- Eucharystie w intencji chorych są sprawowane od początku powstania Tygodniowego Odpustu. Kościół, zgodnie z zamysłem
Chrystusa, zawsze troszczy się o chorych
na duszy i na ciele. Któż lepiej zrozumie
chorego niż Chrystus, który szczególnie
poprzez sakrament chorych (namaszczenie) dotyka chorego łaską miłosierdzia
i uzdrowieniem wewnętrznym a nawet
zewnętrznym.
Wiele osób obawia się przyjęcia sakramentu
namaszczenia chorych, ponieważ kojarzy się
on z ostatnim sakramentem otrzymywanym
przed śmiercią. Czy ten sakrament można
otrzymać tylko raz w życiu? Kto może do
niego przystąpić?
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
- Sakrament namaszczenia chorych jest
jednym z siedmiu znaków ustanowionych
przez Chrystusa. Jest to sakrament niezwykły, gdyż nie tylko odpuszcza grzechy, które
jeszcze nie zostały przebaczone w sakramencie pokuty, ale z niezwykłą miłością
„obejmuje” wewnętrznie chorego.
Dlaczego współczesny katolik, szczególnie,
gdy zbliża się kres ziemskiego życia, boi się
spotkania z Chrystusem w tym wzmacniającym sakramencie?
U niektórych nadal „pokutuje” ostatnie namaszczenie – śmierć, jeżeli ma „przyjść” to
i tak przyjdzie. Ale jeżeli wierzysz w życie
wieczne, w spotkanie z dobrym Ojcem, to
Eucharystia i przyjęcie sakramentu chorych
(nawet kilka razy, gdy pogarsza się stan
zdrowia) będzie duchowym pokrzepieniem
i nadzieją.
W sytuacji zagrożenia życia, ten sakrament
może przyjąć każdy, kto wierzy, że Jezus
jest jego Panem i Zbawicielem.
O czym powinien pamiętać człowiek
cierpiący na duszy i na ciele uczestniczący
w tych Mszach św.?
- Człowiek doświadczony cierpieniem
w pełnym wymiarze – na duszy i na ciele,
to często człowiek żyjący w „swoim” świecie, zamknięty na innych, nieraz zbuntowany, nie akceptujący siebie, samotny, mający
poczucie odrzucenia przez środowisko.
Uczniowie Jezusa, gdy było im ciężko,
pytali: „Do Kogo mamy pójść, Ty masz
słowa życia wiecznego!”
W cierpieniu, samotności, dla człowieka
wiary, człowieka poszukującego prawdy,
pozostaje Chrystus. Tylko On uzdrawia
człowieka z jego wewnętrznych lęków,
tylko On może przywrócić sens ludzkiemu
cierpieniu. W samotności, wewnętrznym
zagubieniu – tylko Chrystus oferuje twórczą
przyjaźń, pokój wewnętrzny, przywraca
Biuletyn 6 (23) 2010
poczucie godności. Trzeba całkowicie
zaufać. Tylko Jezus uczy człowieka
chorego, jak zwyciężać zło!
Czy zna Ksiądz przypadki uzdrowień
i innych łask otrzymanych po przystąpieniu
do sakramentu namaszczenia chorych?
- Przez ponad dwadzieścia lat, w ramach
posługi w Hospicjum, odwiedzałem
chorych na choroby nowotworowe w ich
domach. Dla większości spotkanie z Chrystusem w Eucharystii i sakramencie chorych było umocnieniem w niesieniu krzyża,
przywróceniem wewnętrznego pokoju, jak
również znakiem pojednania w rodzinie.
Nie mówimy tu o uzdrowieniach „wstał
i chodził”, ale o czymś głębszym, co dokonuje się w duszy człowieka.
Owoców sakramentu chorych nie można
mierzyć jednorazowym aktem, ale uzdrowieniem wewnętrznym, które dokonuje się
we wnętrzu człowieka, przy jego akceptacji
i tajemniczym „dotykaniu” Bożej
Opatrzności.
Czy znane są świadectwa łask
otrzymanych za przyczyną Matki Bożej
w Trąbkowskim Sanktuarium?
- Świadectwem otrzymanych łask
za przyczyną Matki Bożej w Trąbkowskim
Sanktuarium są osoby pielgrzymujące do
tego miejsca. Następnie przeżycie wspólnoty, której fundamentem jest Jezus, dotykający ludzkiego serca Słowem i Ciałem Eucharystycznym. Optymizm duchowy, pokój
wewnętrzny, nowe doświadczenie wiary,
odkrycie „nie jestem sam,
jest Chrystus i Jego Matka”…
Kogo szczególnie zachęciłby Ksiądz
do uczestnictwa w Mszach św. z modlitwą
o uzdrowienie w Sanktuarium Matki Bożej
w Trąbkach Wielkich?
- Dzisiaj uzdrowienia wewnętrznego potrze35
buje każdy, ponieważ świat, w którym żyjemy, tak bardzo zniewala człowieka.
Frustracje, obłuda, kult ciała, konsumpcja
i wiele innych przyczyn powoduje, że każdy
potrzebuje nawrócenia, a ten proces dokonuje się najpierw przy akceptacji mojego
grzechu, a następnie otwarcia się na Jezusa,
który tym, którzy bardzo miłują, wiele przebacza. Do Sanktuarium z modlitwą o dar
uzdrowienia zaproszeni są wszyscy.
Dziękuję za rozmowę.
z modlitwą o uzdrowienie, dotarłam w bardzo trudnym momencie mojego życia. Droga, którą dotychczas podążałam, była bardzo ciężka i bolesna. Cierpiałam wówczas
nie tylko fizycznie, ale i duchowo.
Od lat chorowałam na nieuleczalne, ciężkie choroby, którymi są miastenia i tężyczka. Nie tylko bardzo utrudniają one życie,
ale sprawiają, że chory jest uzależniony
od innych. Często byłam hospitalizowana.
Przeszłam wiele ciężkich operacji, w tym
usunięcia przerostu grasicy. Po kilku latach
ŚWIADECTWO
MARII
Pragnę złożyć świadectwo
o łasce uzdrowienia na duszy
i na ciele, którą obdarzył mnie
Bóg. Łaskę tą otrzymałam dwa
lata temu, we wrześniu 2008r.,
w Sanktuarium Matki Bożej
w Trąbkach Wielkich, podczas
Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie, na której przystąpiłam
do sakramentu namaszczenia
chorych.
Ta Msza św. była momentem zwrotnym
w moim życiu. Zapoczątkowała moje prawdziwe nawrócenie, które oznacza świadome
wybranie Boga i Jego Ewangelii, Krzyża
oraz Bożych Przykazań jedyną Drogą własnego życia.
Bóg obdarzył mnie wówczas nie tylko uzdrowieniem duchowym, ale wraz z nim obdarzył
mnie łaską uzdrowienia fizycznego. Mogę
powiedzieć, że ocalił mnie w ten sposób nie
tylko od śmierci w wymiarze doczesnym,
ale również, a raczej przede wszystkim, od
śmierci duchowej – a więc wiecznej.
Do Sanktuarium, na wspomnianą Mszę św.
36
od pierwszej operacji stwierdzono u mnie
guza z przerzutami. Wówczas również musiałam poddać się operacji, która była najcięższą w moim życiu. Usunięto mi wówczas wszystkie przerosty tkanki tłuszczowej
ze śródpiersia, stwierdzono raka. Wówczas
w ogóle nie chodziłam, jako środki przeciwbólowe podawano mi środki narkotyczne.
Zaproponowano mi naświetlania kobaltem,
z których zrezygnowałam, pamiętając, w jakich męczarniach umierała moja koleżanka.
Zawierzyłam wtedy swoje życie i zdrowie
Panu Bogu.
Jedyną osobą, która w tamtych ciężkich
chwilach przy mnie trwała, wspierała mnie,
opiekowała się mną, był mój ukochany mąż
Paweł. Musiał mnie karmić, myć, przewijać,
często zmieniać pościel, znosić moje humoKwartalnik o zagrożeniach duchowych
ry. Jego Miłość, opiekuńczość, wyrozumiałość, dobroć i anielska cierpliwość sprawiały,
że wracałam do zdrowia. Dzięki jego oddaniu i wielkiemu sercu odstawiłam silne, narkotyczne leki przeciwbólowe. W tym ciężkim czasie choroby rodzina i dotychczasowi
znajomi odsunęli się od nas, nie mieliśmy od
nikogo wsparcia. Modliłam się, aby dobry
Bóg w swej łaskawości nie opuszczał Pawła
i dał mu siłę, aby przy mnie wytrwał.
Patrząc z perspektywy czasu widzę, że cierpieniem szczególnie dotkliwym, bo zadanym
przez osoby bliskie, na których mi zależało,
był brak miłości, zbytni rygoryzm, zwyczajna
ludzka zazdrość i pomówienia, które bardzo
negatywnie odcisnęły na mnie swoje piętno.
Przykrości ze strony ludzi, które znosiłam
przez wiele lat, tak się w tamtym czasie nasiliły, że chciałam odebrać sobie życie.
W tamtej dramatycznej chwili, „przypadkowo” nacisnęłam jakiś przycisk w telefonie
i w ten sposób dodzwoniłam się do pielęgniarki Joli, która się mną opiekowała.
Ona właśnie przekonała mnie, że nie mogę
odebrać sobie życia, że muszę pokonać te
wszystkie problemy. Od tej chwili razem
z panią doktor Dorotą, która mnie prowadziła, wspierały mnie i nie pozostawiły samej.
Widząc moje ogromne cierpienie duchowe, wierząc, że Bóg może uzdrowić wszystkie zranienia spowodowane cierpieniem,
Jola zaproponowała mi udział właśnie we
wspomnianej Mszy św. w Sanktuarium
w Trąbkach Wielkich, podczas której można przystąpić do sakramentu namaszczenia
chorych.
Bóg wówczas „otworzył” mi oczy i uszy, to
oznacza, że zaczęłam słuchać i przyjmować
sercem to, co mówi Bóg do każdego człowieka, do mnie, w swoim Kościele poprzez Pismo św. i kapłanów. W ten sposób Pan Bóg
zapoczątkował nowy, wspaniały rozdział
mojego życia. Doświadczyłam tego, że Jezus
Biuletyn 6 (23) 2010
i Jego Matka są przy tych, którzy Ich wzywają, że człowiek nigdy nie jest sam, że nigdy
nie można tracić nadziei, bo Bóg wszystko
może, i tylko On jest w stanie pokonać każde zło, wystarczy tylko w pokorze Boga o tą
pomoc poprosić.
Przekonałam się, że nawrócenie to jednak
nie tylko jedna chwila, ale proces rozłożony
w czasie, który trwa właściwie całe życie,
a jest potrzebny człowiekowi, aby przemyślał swoje postępowanie, zastanowił się nad
wartościami, według których pragnie żyć.
Sakrament namaszczenia chorych, otrzymany podczas Mszy św., był w tamtym czasie
jedynym sakramentem, do którego mogłam
przystąpić. Moc tego sakramentu: odpuszczenie grzechów i uzdrowienie, potwierdziła
się na mnie w całej pełni. Tęsknota za Jezusem obecnym w Eucharystii, która pojawiła
się w moim sercu i pragnienie przyjmowania Komunii św. sprawiły, że zapragnęłam
wówczas zmienić swoje życie, i postępować zgodnie z Dekalogiem. Wtedy jeszcze
nie mogłam przystępować do sakramentu
Eucharystii, ponieważ przez 19 lat żyłam
w małżeństwie niesakramentalnym, po
pierwszym nieszczęśliwym małżeństwie.
Bóg postawił wówczas na mojej drodze
wspaniałego Księdza Krystiana, dzięki któremu Bóg umożliwił mnie i mojemu mężowi
pojednanie z Bogiem i powrót do życia sakramentalnego. Pragnę zatrzymać się nieco
przy osobie Księdza Krystiana, ponieważ był
on pierwszym kapłanem, z którym rozmawiałam, a który mnie wysłuchał, nie odtrącił
i nie zaczął krzyczeć, gdy tylko usłyszał, że
jestem rozwiedziona i żyję w związku cywilnym z innym mężczyzną.
Dzięki pomocy Księdza Krystiana razem
z mężem przystąpiliśmy do spowiedzi generalnej z całego życia i wstąpiliśmy w tzw. białe małżeństwo, pragnąc trwać w nim do czasu otrzymania przeze mnie stwierdzenia nie37
ważności pierwszego małżeństwa i zawarcia
ślubu w Kościele. Dzięki temu otworzyła się
przed nami droga życia sakramentalnego.
Mogliśmy już przystępować do spowiedzi
i Komunii św. Nasze życie nabrało nowego
sensu. I chociaż taka decyzja wymaga wyrzeczeń, to jednak warto je podjąć, aby żyć
w Komunii z Bogiem, wbrew ludzkim
uszczypliwościom.
Czas, w którym oczekiwaliśmy na wyrok Trybunału Metropolitalnego, był bardzo owocny
duchowo. W tym czasie uczestniczyliśmy
we Mszach św. z modlitwą o uzdrowienie,
w rekolekcjach ewangelizacyjnych, które
były nam bardzo potrzebne na drodze wiary,
często adorowaliśmy Jezusa w Najświętszym
Sakramencie, praktykujemy wspólną rodzinną modlitwę różańcową, wiele rozmawialiśmy. Ponieważ jednak obydwoje z mężem
byliśmy bardzo poranieni przez życie, dlatego bardzo potrzebne były nam rozmowy duchowe z kapłanem. Bóg postawił nam na drodze kolejnych wspaniałych kapłanów, m.in.
Ks. Adama, który nas odwiedzał w domu,
z którym rozmawialiśmy na ważne tematy związane z wiarą i naszym życiem.
Ten Ksiądz pomógł nam pokonać i wyjaśnił
wiele trudnych spraw.
W czasie przed nawróceniem, w miejsce
osób bliskich, które się od nas odwróciły
i nas zawiodły, na drodze naszego życia zaczęli pojawiać się różni ludzie, proponujący
wartości sprzeczne z wiarą w Boga. Były
to osoby, które próbowały wciągnąć mnie,
a przez to moją rodzinę, w okultyzm, homeopatię, sekty. Gdy praktykowałam za ich
namową bioenergoterapię i homeopatię, zaczęłam bardzo chorować, mimo że wyniki
badań były dobre, mój stan zdrowia bardzo
się pogarszał. Do tego stopnia, że lekarze zakazali mi praktyk, o których im opowiedziałam. Zabrnęłam w okultyzm nie zdając sobie
sprawy, że te praktyki sprzeciwiają się Bogu,
a mimo to zło zaczęło dawać o sobie znać.
38
Dziękuję Bogu za łaskę nawrócenia i uzdrowienia, za wspaniałych ludzi prawdziwie
wierzących w Boga, których poznać można
po życzliwości i pragnieniu dobra drugiego
człowieka. Dziękuję Bogu za Pawła mojego
męża, z którym w we wrześniu tego roku, w
Święto Archaniołów, zawarliśmy sakramentalny związek małżeński w Kościele. Dziękuję za łaskę ewangelizowania poprzez Różaniec i Cudowny Medalik. Chwała Panu!
Maria
ŚWIADECTWO
LEKARKI
Miastenia - to choroba, wynikająca z zaburzeń przekaźnictwa
nerwowo-mięśniowego na
podłożu autoimmunologicznym. Jest chorobą dość rzadką,
rocznie pojawiają się 2-4
przypadki miastenii na milion
ludności. Najczęściej ujawnia
się między 20 a 30 rokiem
życia, kobiety chorują 2-3
razy częściej niż mężczyźni.
Głównym objawem miastenii jest nadmierna męczliwość mięśni podczas wysiłku.
W miarę jego trwania następuje osłabienie
mięśni aż do pełnego bezwładu. Objawy choroby są bardziej nasilone wieczorem, mniej
nasilone rano po nocnym odpoczynku. Najczęstszym objawem jest opadanie powiek
i podwójne widzenie. W postaci uogólnionej
dołączają się zaburzenia połykania, gryzienia, mowy. Przy osłabieniu mięśni kończyn
chory ma trudności z czesaniem i myciem
włosów, unoszeniem rąk w górę. Osłabienie
kończyn dolnych zmusza do odpoczynku w
czasie chodzenia, powoduje upadki. Znaczne zaostrzenie objawów, czyli tzw. przełom
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
miasteniczny z osłabieniem mięśni oddechowych nierzadko stanowi zagrożenie życia
i wymaga intubowania i sztucznej wentylacji
w warunkach szpitalnych.
Na zaostrzenie objawów miastenii wpływ
mają infekcje, wysoka temperatura otoczenia, stres psychiczny, przestrojenie hormonalne.
Miastenia jest chorobą przewlekłą o wieloletnim przebiegu, z okresami zaostrzeń, najczęściej z niekorzystnym rokowaniem co do
istotnej poprawy.
Leczenie miastenii polega na podawaniu
leków ułatwiających przekazywanie informacji z nerwu do mięśnia, operacyjnym
usunięciu grasicy, przyjmowaniu steroidów,
stosowaniu plazmaferezy.
Uważa się, że u około 15 % pacjentów z miastenią występuje samoistna remisja, czyli
ustąpienie objawów choroby, pozostali chorzy - wymagają stałego leczenia, a objawy
choroby w różnym stopniu nasilenia utrzymują się nadal.
Marię poznałam ponad 4 lata temu jako pacjentkę z rozpoznaną od ponad 20 lat miastenią. Oprócz miastenii w wywiadzie podawała bardzo liczne inne poważne przebyte
choroby, operacje, urazy. Była wielokrotnie
hospitalizowana, intubowana, leczona farmakologicznie z powodu miastenii i dość
częstych napadów tężyczki. Kilkuminutowa rozmowa powodowała u chorej ogólną
męczliwość, opadanie powiek, osłabienie
siły głosu, kołatania serca, problemem było
sprawne rozebranie się do badania, niemożliwym było dłuższe utrzymanie uniesionych
rąk. Rzadko wychodziła z domu, bo przejście kilkudziesięciu metrów powodowało
konieczność odpoczynku. Miała zaburzenia
widzenia, często upuszczała drobne przedmioty, zdarzały się upadki np. na schodach.
Była zdana na męża i pomoc innych ludzi
Biuletyn 6 (23) 2010
w załatwianiu spraw np. w urzędach, podróży do ośrodka zdrowia, czy nawet drobnych
zakupach.
Każdy stres wywoływał pogorszenie stanu
ogólnego i osłabienie. Zniechęcenie do życia
nasilało się z powodu nieskuteczności leczenia i objawów niepożądanych stosowanych
leków. Wielokrotnie dochodziło do napadów tężyczki.
Aktualnie Maria jest osobą bardzo aktywną. Zaraża optymizmem i pogodą ducha
wszystkich, których spotyka na swojej drodze. Wbrew wcześniejszym medycznym
niekorzystnym przewidywaniom, zajmuje
się domem, chodzi samodzielnie na zakupy,
spacery, codziennie uczestniczy we mszy św.
w kościele. Śpiewa, potrafi tańczyć, ciągle
ma wiele do powiedzenia, zmęczenie czuje,
dopiero po całym dniu aktywnych zajęć.
Obecnie nie wymaga przyjmowania żadnych
leków. Tak znaczna poprawa stanu zdrowia
utrzymuje się już od 2 lat i zadziwia zarówno bliskich jak i lekarzy mających wcześniej
kontakty z Marią jako pacjentką.
Dorota Bąk,
lekarz medycyny rodzinnej
ŚWIADECTWO
PIELĘGNIARKI
Pragnę złożyć świadectwo
o Miłości i Wielkiej mocy
Boga Żywego.
Jestem pielęgniarką środowiskową. Wiosną
2006 r. otrzymałam zlecenie objęcia opieką
Marii, chorej na miastenię i tężyczkę. Odwiedzałam chorą w domu, mierzyłam jej
parametry. W czasie ataku tężyczki udzieliłam jej pierwszej pomocy, po czym karetką
39
została przewieziona do szpitala. Zawsze
czułam wielkie ciepło, życzliwość przebywając w otoczeniu Marii. W lipcu 2008r. chora chciała popełnić samobójstwo - trzymała
już tabletki w ręku, ale natarczywa myśl
„kazała” Jej zadzwonić. Nacisnęła przycisk
w telefonie i usłyszała mój głos (nie wybierała mojego numeru, po prostu odruchowo
nacisnęła „coś” przypadkowo w telefonie komórkowym). Nie miała już siły żyć z powodu ogromnych udręczeń ze strony sąsiadów.
Zaoferowałam konkretną pomoc. Zdawałam
sobie sprawę z powagi sytuacji. Wiedziałam,
że tylko Bóg może Ją podźwignąć oraz dać
siły do znoszenia tej strasznej wyniszczającej choroby a także bolesnych nieprzyjemności od sąsiadów.
życia w związku niesakramentalnym), przystąpieniem obojga do spowiedzi generalnej
i przyjęciem Eucharystii.
We wrześniu, zachęciłam Marię, aby
w czasie odpustu w Sanktuarium w Trąbkach Wielkich, przyjęła Sakrament Chorych. Od tego momentu rozpoczął się - według mnie - proces uzdrawiania jej licznych
chorób, uwalniania, wyzwalania i świadomego nawracania oraz prostowania ścieżek
życiowych.
Jola Kullas
Z moją przyjaciółką Olą, jako „niedzielni
kierowcy”, pokonywałyśmy samochodem
po czterdzieści kilometrów do sopockiego
kościoła pw. Św.Michała, aby razem z Marysią szukać pomocy u Boga na comiesięcznych Mszach Św. z modlitwą o uzdrowienie.
Jeździłyśmy na spotkania wspólnoty Marana Tha, wspólnoty Gwiazdy Betlejemskiej,
na rekolekcje I i II stopnia Marana Tha, na
kursy: Filipa, Jana, na dni skupienia itd.
Był to dla Marii czas radości, łez, wielkiej
walki duchowej, ale i również w moim życiu, był to czas Bożej pomocy w dźwiganiu
i uwalnianiu jarzma schizofrenii mojego
ukochanego męża.
Cały ten okres – niemal dwuletni – zaowocował ostatecznie decyzją Marii do wkroczenia
w Białe Małżeństwo z Pawłem (po 19 latach
40
To cudowne być naocznym świadkiem działania kochającego Pana, ratującego człowieka poranionego przez ludzi, ciężko chorego
na duszy i ciele.
Marysia obecnie, żyje pełnią życia Bożego,
pomagając innym doświadczać mocy Pana.
W Święto Archaniołów w 2010 r. byłam
świadkiem na ślubie Marii i Pawła. W sercu śpiewam pieśń wdzięczności, że Bóg jest
Bogiem Żywym i “wielkie dzieła czyni dziś”!
Cieszę się, że odkrywam Go w codzienności,
że przemawia do mnie przez ludzi, których
stawia na mojej drodze. JEZUS ŻYJE!
RODZICE,
MÓDLCIE SIĘ ZA
SWOJE DZIECI!
ŚWIADECTWO
Bóg wzywa nas
do wytrwałej
i ufnej modlitwy w naszych
potrzebach.
Modlitwie
różańcowej
rodziców
w intencji dzieci pobłogosławił
w dwojaki sposób: nawróceniem
i ochroną przed złem dla jednych
dzieci (wszystkie coś zyskały)
oraz błogosławieństwem
i usunięciem negatywnych (acz
niezawinionych bezpośrednio
przez te dzieci) sytuacji u innych.
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
nad nasze słabe, ludzkie siły. Ponieważ jako
rodzice zaobserwowaliśmy różne pozytywne
skutki działania naszej modlitwy, zaczęliśmy
dzielić się tym dobrem, mówić innym o zbawiennych skutkach modlitwy rodzicielskiej.
Tak zaczęły powstawać nowe grupy rodziców modlących się wspólnie za swoje dzieci.
Obecnie jest już ponad tysiącu róż i ciągle
powstają nowe nie tylko w Polsce, ale również poza jej granicami. Dzieło się rozszerza
bardzo dynamicznie, a zrodziło się 8 września 2001 roku w trakcie rekolekcji wspólnoty modlitewno-ewangelizacyjnej MARANA
THA z Gdańska.
JAK SIĘ MODLIĆ
Papież Jan Paweł II w Liście Apostolskim
Rosarium Virginis Mariae (tzn. o Różańcu
Najświętszej Maryi Panny) z 2002r. zachęcał do częstego odmawiania różańca, by w
tej modlitwie, w której kontemplujemy życie
Jezusa i Jego Matki, powierzać Bogu wszystkie sprawy składające się na nasze życie,
a szczególnie sprawy osobiste, sprawy naszych
bliźnich, zwłaszcza tych, którzy nam są najbliżsi, tych, o których najbardziej się troszczymy.
Jako rodzice troszczymy się o nasze
dzieci, które są nam najbliższe. Świadomi
jednak
zagrożeń
duchowych
i moralnych, które czekają na drogach życia współczesnego człowieka,
a także naszych ludzkich słabości, postanowiliśmy powierzyć nasze dzieci opiece Maryi,
której sam Bóg powierzył swojego Syna. Jeśli
chodzi o formę modlitwy, to spontanicznie
wybraliśmy różaniec.
Mamy już liczne świadectwa mocy modlitwy różańcowej rodziców w intencji dzieci.
Ta modlitwa nie tylko przynosi i umacnia
miłość i pokój w naszych rodzinach. Powierzamy w niej Bogu, dla Którego nie ma nic
niemożliwego, troski i problemy, które po
ludzku wydają się nie do rozwiązania, są poBiuletyn 6 (23) 2010
Zapewne wielu rodziców modli się za swoje
dzieci, co jest wspaniałe. Formuła modlitwy
róży różańcowej jest po prostu pewnym uporządkowanym, kolejnym sposobem. Na pewno owocnym!
Róża różańcowa tworzy krąg modlitwy,
obejmując grupę 20-stu rodziców, z których każdy na początek modli się jedną
z
20
tajemnic
różańcowych.
Po miesiącu po prostu przesuwamy się o
jedną do przodu. To oznacza, że odmawiamy codziennie tylko jedną dziesiątkę różańca. Np. jeśli w marcu odmawiam pierwszą
radosną to w kwietniu drugą radosną, itd.
Po radosnych tajemnicach, odmawiamy
kolejno tajemnice światła, potem bolesne
i chwalebne, i powracamy do radosnych.
Do każdej tajemnicy jest krótkie rozważanie - które jakby kierunkuje tą modlitwę w
danej tajemnicy. Przystępując do modlitwy
po raz pierwszy odmawiamy akt zawierzenia
Matce Bożej.
W róży modlimy się nawzajem za swoje dzieci
– za własne, ale i za dzieci innych rodziców,
którzy do niej należą. Nasze intencje się łączą, więc wchodząc do róży - nawet jak bym
nie zawsze pamiętał o tej modlitwie - to daję
41
moim dzieciom wytrwałość i staranność innych rodziców. Ale też, kiedy wiem, że inni
się modlą za moje dzieci, to mnie bardzo
mobilizuje do stałej modlitwy. Niektórzy powiedzą brak czasu! Jak to - nie znajdziesz dla
swoich dzieci 4 - 5 minut w ciągu dnia? Oglądasz telewizję godzinami - a zabraknie ci 5
minut czasu dla dzieci - dla własnych dzieci?!
INTENCJE:
Ta modlitwa nie musi odbywać się w kościele. Modlimy się tam, gdzie żyjemy, w domu,
w drodze do pracy, gdziekolwiek mamy wolną chwilę czasu. Jest wiele różnych sposobów. Najlepiej - samemu utworzyć np. różę
w swojej rodzinie, w kręgu znajomych i przyjaciół, we wspólnocie. Znane są np. róże
w szkołach wśród rodziców i nauczycieli.
Można też zapisać się w Internecie na stronie www.rozaniecrodzicow.pl i dowiedzieć
się więcej na temat tej modlitwy.
2. Prosimy o błogosławieństwo dla naszych
dzieci, aby w pełni zaczerpnęły ze skarbca
Bożej Miłości.
Najważniejsze to nie zwlekać! Nie czekać
na jutro, pojutrze, aż syn albo córka opuści
dom, czy wpadnie w złe towarzystwo lub nałogi. To jest bardzo ważna rodzicielska decyzja, zachęcam – zacznij od dziś!
CO UZYSKUJEMY UCZESTNICZĄC
W TAKIEJ RÓŻY?
1. Dajemy najpiękniejszy prezent naszym
dzieciom - i to codziennie - wszystkie łaski
związane z odmawianiem różańca w róży
(wiele, wiele łask) - pełniej wypełniamy
czwarte przykazanie.
2. Pewność, że zawsze, każdego dnia ktoś
modli się za moje dzieci, nawet wtedy, gdy
sam zapomnę - jeśli nikt nie zapomni to
codziennie za nasze dzieci odmówiony jest
cały różaniec!
3. Rozwój naszej osobistej modlitwy, często
też rodzice podejmują wspólnie modlitwę za
dzieci, jest to okazja do rozpoczęcia wspólnej modlitwy w rodzinie (jak najbardziej zalecane i bardzo owocne!).
42
1. Prosimy o to, aby Bóg w imię ofiary Chrystusa usunął skutki grzechów nas jako rodziców i aby nasze grzechy, przeszłe, ale również
obecne, nie wpływały negatywnie na nasze
dzieci, aby dzieci nasze nie były narażone na
skutki naszych grzechów.
3. O uzdrowienie przyczyn grzechów, których
skutki spotykają nasze dzieci, u rodziców
i w środowisku.
4. Prosimy o rozszerzanie się tego dzieła
modlitwy rodziców w intencjach dzieci, aby
jak największa rzesza dzieci otrzymywała
od swych rodziców modlitwę i błogosławieństwo!
5. W intencji Ojca Świętego i Jego intencjach
oraz w intencji Kościoła Świętego.
ŚWIADECTWA
RODZICÓW
owoce modlitwy
Świadectwo rodziców, którzy modlą się
za swoje dzieci.
Chcielibyśmy się podzielić swoim świadectwem. Wraz z żoną modlimy się od kilku
miesięcy Różańcem Rodziców. Jesteśmy
rodzicami 6-letniego Konrada i 4-letniej
Moniki. O modlitwie tej dowiedzieliśmy się
podczas niedzielnej Mszy Świętej. Pomyśleliśmy, że warto „zainwestować” kilka minut
dziennie w modlitwę za nasze dzieci. Wielką
troską napawały nas ciągłe infekcje naszych
przedszkolaków. Praktycznie co dwa, trzy
tygodnie dzieci były chore i za każdym razem musiały brać antybiotyki. Szczególnie
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
mało odporny był Konrad, który w ubiegłym
roku, po kilkutygodniowej infekcji i braniu
antybiotyków jeden po drugim, wylądował
w szpitalu. Dzieci chorowały nawet w wakacje. Po wakacjach przyłączyliśmy się do Różańca Rodziców i od tej pory, aż do dzisiaj
(piszę te słowa 12 maja) zdrowie dzieci bardzo się poprawiło. Przydarzały się jedynie
kilkudniowe i niegroźne infekcje.
Nasze dzieci chodzą do przedszkola i należą do najrzadziej opuszczających zajęcia.
Dla nas jest to namacalny dowód na konkretne działanie Pana Boga poprzez Różaniec Rodziców i dlatego zachęcamy innych
do przyłączenia się dla dobra swoich dzieci.
Chwała Panu!
Sylwia i Grzegorz z Trójmiasta
Córka zaczęła przynosić piątki
W październiku 2007 r. na rekolekcjach
wspólnoty w czasie przerwy rozmawiałem
z jedną z matek, która ma dzieci w wieku
tzw. buntu. Żaliła się ona, że nie ma zupełnie
kontaktu z córką; zaproponowałem, aby się
zapisała do Różańca rodziców. Po miesiącu
zapomniałem o tym, ale tamta matka nie zapomniała i zaczęła się modlić na różańcu.
Okazało się, że córka niemal z dnia na dzień
się zmieniła i zaczęła się starać. Okazało się,
że dotychczasowa bardzo słaba uczennica
zaczęła przynosić do domu piątki z przedmiotów, z których była zagrożona. Zmiana
była na tyle widoczna, że aż nauczycielki zaczęły się dopytywać skąd się to wzięło. Jak
to możliwe!? Możliwe z różańcem, w gronie
rodziców, którzy wspierając się razem z pomocą Maryi, proszą o Bożą pomoc. To jest
dla mnie wspaniałe! Chwała Panu.
Nieśmiałe dziecko
Od ponad roku modlę się i należę do Różańca Rodziców. Syn bardzo niechętnie rozstawał się ze mną, gdy zaczął chodzić do szkoły.
Było to trudne również dla mnie, a przez to
Biuletyn 6 (23) 2010
również dla całej rodziny. W trakcie wakacji
zmieniliśmy miejsce zamieszkania, szkołę.
U dziecka lęk, u mnie strach o nie były tak
silne, że trudno mi było odnaleźć szczęście
dnia codziennego. Ale myśl o przynależności do Różańca Rodziców i codzienna modlitwa dawały siły. Od tego roku szkolnego
syn ma siłę wewnętrzną, aby radzić sobie z
wyzwaniami życia codziennego. Zaczął sam
zasypiać w pokoju, ma więcej odwagi i chętnie przygotowuje się do Komunii świętej.
Dla mnie jest to niewątpliwie cud i ogromna radość. Dziękuję wszystkim rodzicom za
modlitwę i łaski z niej płynące i za radość,
jaką w sobie noszę. Chwała Panu!
Katarzyna
Ireneusz Rogala
Moderator grup modlitwy różańcowej
rodziców w intencji dzieci
CZAS WCHODZENIA
W ŻYCIE DOROSŁE
Okres dorastania to nie
tylko dojrzewanie fizyczne,
to czas wchodzenia w życie
dorosłe, kiedy człowiek nie
jest już dzieckiem, ale nie jest
też dojrzały. Żeby to było
możliwe, dziecko musi najpierw
zakwestionować to, co przedtem
przyjmowało „na wiarę”
i bez zastrzeżeń, musi samo
przemyśleć na nowo.
Ten okres ma ogromne znaczenie dla rozwoju
jednostki,(…) gdyż jest nie tylko wprowadzeniem w życie dorosłe, w sensie fizycznym,
i w sposób życia, ale także przez swoją długotrwałość okazją do przewartościowań, do
tworzenia nowych idei, do pójścia dalej niż
starsze pokolenie.
43
Wiek dorastania (mniej więcej dwanaście
– osiemnaście lat) to początki okresu, kiedy następuje dojrzewanie seksualne, stanowiące wewnętrzną bazę hormonalną zmian.
Dzieci są w tym okresie bardziej podatne
na choroby, łatwiej się męczą, często są rozdrażnione, a ich uczucia stają się chwiejne
i łatwo przerzucają się ze skrajności w skrajność: od zachwytu do rozpaczy. Bardzo
szybko wtedy rosną, często ten wzrost jest
nie całkiem proporcjonalny, np. długość
kończyn i waga ciała rosną szybciej niż
mięsień serca. Stąd zasłabnięcia, senność,
trudność w skupieniu uwagi i nieraz kłopoty
z nauką szkolną. Wszystko to następuje około dwóch lat wcześniej u dziewczynek, które w piątej klasie są nieraz o głowę wyższe
niż ich koledzy. Dlatego przygotowanie do
okresu dorastania i uprzedzenie o kłopotach
z nim związanych w klasie czwartej nie jest
wcale za wczesne.
Okres dorastania to nie tylko dojrzewanie
fizyczne, to czas wchodzenia w życie dorosłe, kiedy człowiek nie jest już dzieckiem, ale
nie jest też dojrzały. Ten okres ma ogromne
znaczenie dla rozwoju jednostki, a także dla
rozwoju społeczeństw, gdyż jest nie tylko
wprowadzeniem w życie dorosłe, w sensie
fizycznym, i w sposób życia, ale także przez
swoją długotrwałość okazją do przewartościowań, do tworzenia nowych idei, do pójścia dalej niż starsze pokolenie.
Żeby to było możliwe, dziecko musi najpierw
zakwestionować to, co przedtem przyjmowało „na wiarę” i bez zastrzeżeń, musi samo
przemyśleć na nowo.
Dziecięcy egoizm powoli przechodzi w autorefleksję. Po zastanowieniu, uczy się wczuwania w przeżycia innych ludzi. Zawiązuje
głębsze i trwalsze przyjaźnie, przeżywa
młodzieńcze zakochania. Poznaje swoją odrębność już nie tylko fizyczną – co stało się
w pierwszych latach życia – ale psychiczną,
44
dostrzega możliwość zajęcia stanowiska
odrębnego od innych. Przez uzyskanie samodzielności myślowej zmienia się pozycja
dziecka. Już nie tylko zależy od innych, lecz
samo może dawać. Może, ale z tej możliwości rzadko umie korzystać. Na razie walcząc
o samodzielność jest przede wszystkim krytyczne wobec wszystkich. Małe dziecko mogło być nieposłuszne, ale nie kwestionowało
samej zasady autorytetu dorosłych. Teraz
wszystkie autorytety są zakwestionowane.
To okres wielkiego krytykowania rodziców,
starszego pokolenia i całego świata.
Dziecko odczuwa swoją samodzielność i psychiczną niezależność. Dostrzega niesprawiedliwość i zakłamanie. Ustosunkowuje się do
nich krytycznie, równocześnie jednak czuje
się bezsilne, nie umie działać. Zajęte analizowaniem samego siebie i ocenianiem innych
nie wie jeszcze, co robić, by zły stan zmienić.
Nie umie jeszcze podjąć odpowiedzialności
za innych.
W tym okresie starsze pokolenie powinno
młodym pomagać nie tyle tłumiąc ich krytycyzm, co ucząc zrozumienia: zrozumienia
siebie, kolegów, rodziców. Początkowo nie
jest to łatwe, bo dzieci dorastające mają
tendencję do widzenia wszystkiego krańcowo: czarno-białe, stąd ich sądy są powierzchowne i kategoryczne. Staranie o wzajemne
zrozumienie musi polegać na spokojnym wysłuchiwaniu tego, co dziecko ma do powiedzenia, na cierpliwym czekaniu, żeby wytłumaczyło swój punkt widzenia i na pokazywaniu
rzeczy także od swojej strony i wyjaśnianiu
swoich motywów.
Pomocą będzie tu pełna spokoju atmosfera
domowa. Dziś, gdy życie codzienne jest tak
trudne, a wszyscy bardzo zmęczeni, niełatwo
o ten spokój, ale trzeba się przynajmniej starać o pewien dystans do kłopotów, do samego siebie, a nawet do wynikających awantur.
Pęd do samodzielności jest u nastolatków
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
słuszny, a nawet konieczny, ponieważ jednak nie łączy się jeszcze z doświadczeniem,
może doprowadzać do sytuacji trudnych,
a nawet dramatycznych. Pomocą znowu
niech nie będzie tłumienie tej naturalnej tendencji, ale uczenie refleksji i odpowiedzialności za swoje czyny.
Najsłuszniejszym wyjściem jest traktowanie dorastającego dziecka coraz bardziej po
partnersku, to znaczy trzeba wspólnie omawiać sprawy przed podjęciem decyzji, doprowadzać do pewnych umów, np. dotyczących podziału obowiązków, pory wracania
do domu itd. Zapewne te umowy będą nieraz
łamane – wtedy trzeba się modlić o cierpliwość i zaczynać od początku.
Mimo wszystko jednak demokracja daje
w domu najlepsze wyniki. W demokracji
wszyscy mają równe prawo do szacunku, do
wypowiedzenia swojego zdania, ale też wszyscy mają obowiązki. W demokracji decyzje
władzy są jawne, a zasada ta daje świetne
rezultaty i w domu. Jeśli na przykład wiadomo, ile rodzice zarabiają, ile kosztuje jedzenie, opał itp., to sprawa zakupu (lub nie)
czegoś, czego dziecko pragnie, nie będzie
w jego oczach wynikiem złego humoru czy
uporu rodziców, ale logicznym następstwem
faktów.
W ten sposób dzieląc się decydowaniem,
rodzice uczą dzieci wchodzenia zarazem
w obowiązki i odpowiedzialność. Okazując
dzieciom zaufanie, pokazują, że same muszą
odpowiadać za siebie.
Oczywiście, pewne normy są w każdej rodzinie konieczne i tym bardziej stanowczo
mogą być przestrzegane, im mniejszą wagę
przywiązuje się do nieistotnych drobiazgów.
Konieczna jest też pewność, że jeśli dziecko w
swojej drodze do dojrzałości zrobi błąd, rodzice na pewno mu pomogą.
Dziecko ćwiczy się powoli w podejmowaniu
Biuletyn 6 (23) 2010
decyzji, w rozumieniu innych, w powściąganiu
siebie, a kiedy nauczy się już nie tylko współczuć, ale i pomagać, nie tylko krytykować,
ale działać aktywnie na rzecz innych ludzi,
już nie będziemy o nim mówić „dziecko”.
To już właściwie, niezależnie od wieku, człowiek dojrzały, który umie patrzeć na sprawy nie tylko ze swojego punktu widzenia.
Zachowuje zdolność krytycyzmu i współczucia, ale umie też aktywnie i konsekwentnie
działać w obranym celu i podejmować odpowiedzialność.
Opracował Ks. Adam Kroll
WIERZĘ W ŻYCIE
WIECZNE
W prefacji mszalnej Mszy
świętej za zmarłych są słowa:
„Życie Twoich wiernych
zmienia się, ale się nie
kończy. I choć rozpadnie się
dom doczesnej pielgrzymki
znajdziemy przygotowane
w niebie wieczne mieszkanie.”
Prawdę o życiu wiecznym
wyrażamy w modlitwie
„Wierzę w Boga” słowami:
„I oczekuję wskrzeszenia
umarłych i życia wiecznego
w przyszłym świecie”.
Jest w teologii gałąź nauki o życiu przyszłym,
która nazywa się eschatologią.
Pismo Święte Starego, a zwłaszcza Nowego Testamentu podaje nam wskazania, jak
mamy żyć, pracować, modlić się, aby osiągnąć życie wieczne.
Do Jezusa przyszedł bogaty młodzieniec
i postawił Mu pytanie: „Nauczycielu dobry,
co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”
45
Jezus mu odpowiedział: „Zachowaj przykazania”. Po zapewnieniu, że je zachowuje, Jezus
dopowiedział: „Jeśli chcesz być doskonały,
idź, sprzedaj wszystko co posiadasz, i rozdaj
ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!” (por. Mt 19,
16–22).
Współcześni Jezusowi saduceusze nie wierzyli w życie wieczne. Jezus ich pouczył:
„Ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż
są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc
uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczał
tam, gdzie jest mowa o „krzaku”, gdy Pana
nazywa Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka
i Bogiem Jakuba. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych. Wszyscy bowiem dla Niego
żyją”(Łk 20, 35–39). Gdy Jezusa przybito
do krzyża, jeden ze współukrzyżowanych
prosił Go: „Panie wspomnij na mnie, gdy
przyjdziesz do swego królestwa”. Jezus mu
odpowiedział:
„Zaprawdę powiadam ci, dziś ze Mną
będziesz w raju” (Łk 23, 42–44).
Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo
Boga i przeznaczeni do życia wiecznego.
Bóg bowiem chce się z nami podzielić szczęściem, które sam w pełni posiada.
Jak to życie w pełnym szczęściu osiągnąć,
poucza nas Pan Jezus w przypowieści o sądzie ostatecznym, zapisanej u św. Mateusza
(25, 31–46). Sądzeni będziemy z uczynków
dobrych i złych. „Byłem głodny. . ., spragniony. . ., byłem nagi i chory. . ., w więzieniu.
. . Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych
braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. . . I pójdą (źli) na mękę wieczną, a sprawiedliwi do życia wiecznego”. Bo kto wytrwa do
końca (przy Chrystusie) ten będzie zbawiony
(Mt 24, 13).
46
„Lecz o dniu owym nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy” (Mt 24, 34). „Czuwajcie
więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz
przyjdzie” (Mt 24, 42). To tylko kilka zdań
wyjętych z bogatego nauczania Pana Jezusa
o sądzie ostatecznym i o życiu przyszłym.
Życie ziemskie jest czuwaniem wypełnionym
dobrymi uczynkami i wiarą otrzymaną na
chrzcie św., która prowadzi nas do nieba.
W imieniu Kościoła kapłan przy chrzcie
pyta rodziców i chrzestnych: „O co prosicie
Kościół Boży”? Ci odpowiadają: „O wiarę”.
Pyta następnie: „Co ci daje wiara”? Odpowiadają w imieniu dziecka: „Życie wieczne”.
Bardzo obrazowo prawdę o życiu wiecznym
i potrzebie czuwania (unikania grzechów)
ukazuje Pan Jezus w przypowieści o rozsądnych i nierozsądnych pannach (Mt 25,
1–13). Przypowieść ta kończy się ostrzeżeniem: „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia
ani godziny”.
Czy wierzysz w życie wieczne?
Wielu bowiem tak postępuje, jakby nie było
życia wiecznego. Ankiety potwierdzają, że
około 30% katolików nie wierzy w życie
wieczne. To jest przerażające stwierdzenie,
świadczące, że katolicy nie znają Pisma
Świętego. Choć je posiadają, to jednak nie
czytają go, a przecież ono jest fundamentem
całego nauczania kościelnego. Postawię pytanie: czy przeczytałeś choć raz całe Pismo
Święte? Czy przeczytałeś choć raz Pismo
Święte Nowego Testamentu, jak się potocznie
mówi, „od deski do deski”?
Chętnie wypowiadamy się na temat tego, co
Kościół powinien, a czego nie powinien głosić, zaprzeczamy ustanowieniu sakramentu
pokuty, nierozerwalności i sakramentalności małżeństwa i wielu innym prawdom głoszonym przez Kościół, mającym swe źródło
w Piśmie Świętym, które zawiera naukę
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
Pana Jezusa, a więc nie można jej podważyć, ani zmienić. Stąd wątpliwości dotyczące
życia wiecznego budzą się u tych, którzy nie
znają Pisma Świętego.
Gdyby nie było przyszłego życia, to los
człowieka na ziemi byłby nie do zniesienia.
W świetle prawdy o życiu wiecznym, przyjmujemy z pokorą cierpienie, choroby, ciężką
pracę, znosimy niesprawiedliwość, krzywdę,
ubóstwo. Wszystko to w nadziei, że Bóg
w przyszłym życiu otrze łzy z naszych oczu,
odtąd już nie będzie smutku ani narzekania,
lecz pokój i radość.
Pan Jezus przyszedł na ziemię po to, by swoim cierpieniem i śmiercią krzyżową złożyć
za nas okup Ojcu niebieskiemu za nasze
grzechy i po to, by nam otworzyć niebo, do
którego sam wstąpił po zmartwychwstaniu.
W modlitwie: „Wierzę w Boga” mówimy:
„Trzeciego dnia zmartwychwstał, wstąpił
na niebiosa, siedzi po prawicy Boga Ojca
Wszechmogącego. Stamtąd przyjdzie sądzić
żywych i umarłych”.
Trudno odrzucić prawdę o życiu wiecznym
w kontekście cmentarza, grobów najbliższych, kwiatów, zniczy i modlitw, które przywołują na pamięć tych, co odeszli. Trudno
nad grobem kochanych rodziców, współmałżonka, dziecka stwierdzić, że ze śmiercią
wszystko się skończyło i nie ma nic po nich.
W takim razie bez sensu byłaby troska o groby czy modlitwa za tych, co nas opuścili na
zawsze. Właściwie we wszystkich wielkich
religiach świata istnieje przekonanie o życiu
po życiu. Hindusi wierzą w reinkarnację,
czyli wcielanie się duszy po śmierci w różne
niższe stworzenia, aż się oczyści i odpokutuje swoje grzechy. My wierzymy w „ciała
zmartwychwstanie i życie wieczne”.
Obejmujemy modlitwą tych, co odeszli do
wieczności, bo wierzymy, że na mocy dogmatu o „świętych obcowaniu” możemy
pomóc zmarłym w skróceniu oczyszczenia,
Biuletyn 6 (23) 2010
pokuty i osiągnięcia zbawienia – nieba.
Co to jest: „Świętych obcowanie”?
Jest to duchowa łączność, jaka istnieje
w Chrystusie między nami a duszami oczekującymi zbawienia i świętymi w niebie. Na
mocy tej duchowej więzi święci pomagają
nam. Dlatego prosimy ich o wstawiennictwo, np. w litaniach do Najświętszej Maryi Panny, św. Józefa, Wszystkich Świętych. W szczególnych sprawach zwracamy
się do świętych patronów, np. patronem
rzeczy zgubionych jest św. Antoni, szczęśliwej śmierci – św. Józef, spraw trudnych –
św. Juda Tadeusz.
Zmarli w łasce uświęcającej, którzy nie odpokutowali na ziemi wszystkich grzechów,
muszą tego dopełnić w czyśćcu, bo nic nieświętego nie może dostać się do nieba. Tym
duszom pokutującym, oczyszczającym się
z brudu grzechów, pomagamy modlitwą,
Komunią świętą, dobrymi uczynkami, zyskanymi w ich intencji odpustami, a nade
wszystko ofiarą Mszy św.
Pozwolę sobie przypomnieć i omówić te praktyki religijne, które niosą pomoc zmarłym:
a) modlitwa. Najpopularniejszą modlitwą
za zmarłych jest modlitwa: „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie, a światłość
wiekuista niechaj im świeci”. Najczęściej
też modlimy się za zmarłych na różańcu.
Prosimy tu o wstawiennictwo za nimi Matkę Najświętszą, która jest Matką i Królową
wszystkich, za których umarł Jej Syn Jezus;
b) Komunia św. Po jej przyjęciu możemy
ofiarować jej owoce za zmarłych. Prosimy
Pana Jezusa,którego gościmy w sercu,
o miłosierdzie dla nich;
c) koronka do Miłosierdzia Bożego.
Modlitwa ta jest dziś bardzo popularna
i ma szczególną wartość, gdy odmawiamy
ją w godzinie miłosierdzia, czyli o godz.
15.00, tej godzinie, w której Pan Jezus
47
skonał na krzyżu. Pan Jezus przekazał
św. Faustynie, sekretarce Bożego Miłosierdzia, że szczególnie skuteczną pomocą
zmarłym jest odmówienie koronki do
Bożego Miłosierdzia o godz. 15.00. Jest to
modlitwa bardzo prosta i warto się jej nauczyć i ją praktykować;
d) dobre uczynki. Dobrym uczynkiem, zasługującym na pomoc zmarłym jest ten, który
jest spełniony w stanie łaski uświęcającej
i z miłości do Pana Jezusa. Stąd, gdy nie
jesteśmy w stanie łaski uświęcającej, nasze
dobre uczynki mają jedynie wartość sprzyjającą naszemu nawróceniu i pojednaniu się
z Bogiem przez sakrament pokuty;
e) odpusty. Odpust jest to uzyskanie darowania kary za grzechy, które zostały nam
odpuszczone w sakramencie pokuty. Każdy
popełniony grzech jest znieważeniem, obrazą
Boga i pociąga za sobą winę i karę. Winę,
żeśmy zasmucili Boga nie zachowując przykazań. Karę ponosimy za dokonane zło.
Podobnie jest w prawodawstwie cywilnym.
Klarownym przykładem jest tu sytuacja Ali
Agcy. Papież przebaczył zamachowcowi,
a on mimo przebaczenia ponosił karę więzienia.
Gdy zyskujemy odpust, otrzymujemy darowanie kary. Odpust może być cząstkowy
(darowanie części kary) lub zupełny (darowanie całej kary za grzechy). By zyskać
odpust zupełny musimy być w stanie łaski
uświęcającej, nie mieć przywiązania do żadnego grzechu, odmówić modlitwy: Ojcze
Nasz, Wierzę w Boga i dowolną modlitwę
na intencję Ojca Świętego. Odpusty takie
możemy zyskać tylko w oznaczonych okolicznościach. Na przykład: święto Patrona
kościoła, rok jubileuszowy, odprawienie pielgrzymki np. do Ziemi Świętej, z okazji Dnia
Zadusznego. To tylko niektóre okoliczności.
Z okazji Dnia Zadusznego możemy zyskać
odpust zupełny za zmarłego, dlatego wyko48
rzystujmy tę bardzo dostępną formę pomocy zmarłym;
f) Msza św. za zmarłych. Najdoskonalszą
i najskuteczniejszą formą pomocy zmarłym jest Msza św. Jest ona ofiarą samego
Chrystusa złożoną za zbawienie danej duszy.
Kościół zawsze poleca wiernym tę najskuteczniejszą formę pomocy zmarłym.
Szczególnie pomagamy im zamawiając tzw.
Msze gregoriańskie. Jest to 30 Mszy św.
odprawianych bez przerwy każdego dnia
za daną zmarłą osobę. Warto, zwłaszcza w
związku z pogrzebem, pomyśleć o takiej
formie pomocy najbliższym;
g) wypominki. Wydaje się, że w okresie Dnia
Zadusznego jest to bardzo popularna forma
pomocy duszom w czyśćcu. Wypisujemy
imiona zmarłych, których polecamy modlitwie nie pojedynczego kapłana, który je odczytuje i odmawia modlitwę, ale polecamy
modlitwie całego Kościoła. Kościół przez
zasługi swoich świętych niesie pomoc tym
wszystkim zmarłym. Naszą pomoc zmarłym
okażmy szczególnie w listopadzie, miesiącu poświęconym pamięci o nich, ale także w innych miesiącach nie zapominajmy
o zmarłych. Znicze i kwiaty są świadectwem
naszej pamięci przeznaczonym dla ludzi
żywych, np. dla rodziny. Ale zmarłym skuteczną pomoc możemy nieść tylko modlitwą
w formach wcześniej opisanych.
Wypada, aby każda rodzina choć raz w roku
poprosiła o Mszę św. za zmarłych ze swojej
rodziny.
Jeśli swymi modlitwami pomożemy im się
zbawić, to ci zbawieni dopomogą i nam, gdy
znajdziemy się w czyśćcu, oczekując nieba.
Ks. Edward Szymański
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
Kobieta
i mężczyzna –
dwa sposoby bycia
człowiekiem.
Tytułem wstępu – kilka
słów. Otóż do napisania tej
katechezy przymusiło mnie moje
małżeństwo i pytanie, które
ciągle się we mnie kołatało:
Jak to się dzieje, że moja żona
i ja patrzymy na te same sprawy
w różny sposób i różnie je
interpretujemy? I jak to się
dzieje, że nadal patrzymy w tym
samym kierunku, choć zupełnie
inaczej?
Zacząłem szperać
trochę w teologii,
trochę w psychologii
rozwojowej i pastoralnej, wreszcie w
teorii i pedagogice
małżeństwa i, jako
że problem się rozrósł, dochodziły do
niego jeszcze inne kwestie, postanowiłem
się podzielić swoimi odkryciami. Zastanawiałem się, jaką formę przekazu przyjąć?
Czy taką, jak dla moich uczniów, już przecież dorosłych ludzi, którzy zmagają się
właśnie z maturą, czy jakąś inną? Z reakcji
w szkole jednak wiem, że ta, którą tam
przedstawiłem była bardzo dobrze odebrana, posłużę się nią i dziś.
Mam nadzieję, że po naszym spotkaniu
mężczyźni przestaną dziwić się kobietom,
panie nie będą już tak rozpaczały, ze ich nie
rozumiemy, a małżeństwa, zresztą wszyscy,
bo to niezwykle ważne, zrozumieją, jak wielkie niebezpieczeństwo niesie za sobą fakt
braku kontaktu między sobą. Jak wielkim
Biuletyn 6 (23) 2010
zagrożeniem duchowym, fizycznym też,
jest zamknięcie się w sobie, nie podejmowanie trudu zrozumienia racji drugiej strony.
O zagrożeniach duchowych, religijnych padło z tej ambony już bardzo wiele słów, dlatego dziś o sprawach czysto życiowych.
Wiele myśli w tej katechezie zaczerpniętych zostało z różnych źródeł, by nikt nie
pomyślał, że prelegent jest taki mądry.
Te źródła to, między innymi, książka ks.
Marka Dziewieckiego „Cielesność, płciowość, seksualność”, pozycje książkowe
i artykuły wspaniałego małżeństwa Marioli
i Piotra Wołochowiczów i inne.
Posiadanie płci, zgoda na jej noszenie i cieszenie się z bycia mężczyzną lub kobietą
określa naszą tożsamość psychiczną, fizyczną, uczuciową, ogólnoludzką, rodzicielską,
małżeńską etc. Warunkiem jest oczywiście
dojrzałość psychiczna przede wszystkim,
bowiem w umysłowości niedojrzałej nie sposób przeżywać radości z faktu bycia mężczyzną lub kobietą.
Jakiekolwiek zachwianie psychiczne w tej
dziedzinie powoduje niechęć do własnej
płci, pragnienie zmiany płci, czy chociażby
próby przeżywania (chodzi tu o zachowania,
sposób ubierania się itd.) swojej męskości
w ciele kobiety lub odwrotnie, co jest jednoznaczne z dewiacją seksualną, o której czytamy w podręcznikach do psychiatrii. Osoby
dotknięte takim zwichnięciem psychicznym
(nie umysłowym, bo mózg ich i inteligencja
mogą działać jak najbardziej normalnie) powinny być poddane leczeniu psychiatrycznemu, otoczone naszą troską. Nie wolno ich
poddawać ostracyzmowi społecznemu, na
co dziś często wielu z nas ma ochotę, ponieważ boimy się wszelkich dziwactw i niecodziennych sytuacji, które mogą zachwiać
naszym zharmonizowanym światem.
Niedojrzałość psychiczna wpływa na nieumiejętność bycia człowiekiem. Pełnia bo49
wiem człowieczeństwa wyraża się w zrozumieniu i przyjęciu za swoje wszelkich obowiązków wobec siebie i drugiego człowieka.
Nikt nie jest samotną wyspą, dlatego nasze
życie winno przebiegać we wspólnocie,
a, żeby tak się stało, potrzeba pełnego zaangażowania w życie danej społeczności,
czego osoba niedojrzała robić nie potrafi.
Stąd np. nie jest możliwe zawarcie ważnego
małżeństwa między osobami niedojrzałymi
umysłowo, czy psychiczne, ponieważ nie
są one zdolne do zrozumienia, przyjęcia na
siebie i ofiarowania wzajemnych praw i obowiązków wynikających z sakramentu małżeństwa. Kościół oczywiście może pobłogosławić taki związek, nie będąc świadomym
takich braków psychicznych nupturientów,
jednak nie znaczy to, iż sakrament zaistniał.
Jeśli w trakcie trwania małżeństwa niedojrzałość ta wyjdzie na jaw, po przeprowadzeniu dowodu sądowego ten sam Kościół orzeka nieważność takiego małżeństwa, chroniąc przez to samą instytucję sakramentu,
jak i niedoszłych małżonków.
Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, ze bycie
mężczyzną lub kobietą to nie ten sam rodzaj
powołania do ludzkości. Różnice między obu
płciami są widoczne nie tylko gołym okiem
w sferze fizyczności. Tak naprawdę „najważniejsze jest to, co niewidoczne dla oczu”, jak
czytamy w „Małym Księciu”, czyli różnice w
psychice płci, sposobie podejścia do świata,
do wykonywania obowiązków itd. Przyjrzyjmy się zatem tym różnicom.
Zrozumienie specyfiki i odmienności danej
płci wymaga odkrycia podstawowej różnicy między mężczyznami i kobietami. Jest
ona następująca: kobiety mają spontaniczną tendencję i wrodzone predyspozycje, by
żyć bardziej w świecie osób, podczas gdy
mężczyźni mają spontaniczną tendencję
i predyspozycje, by żyć bardziej w świecie
rzeczy.
50
Nie oznacza to oczywiście, że światy te nie
mogą się mieszać i przenikać. Oznacza to
jedynie większą łatwość poruszania się określonych płci w określonym świecie. Kobiety
są bardziej nastawione na świat osób i mają
w tym kierunku specyficzne predyspozycje,
podczas gdy mężczyznom łatwiej o funkcjonowanie w świecie rzeczy i w tym aspekcie
dysponują z reguły lepszymi predyspozycjami.
Wszystko, co jest w kobiecie: ciało, postrzeganie rzeczywistości, emocje, zdolności komunikacyjne, kobiece przeżywanie więzi,
wszystko to ułatwia nastawienie na świat
osób i kontakt z osobami. Z kolei wszystko
to, co jest w mężczyźnie, ułatwia kontakt
z rzeczami i kompetentne działanie w świecie rzeczy.
Różnice te zauważalne są tak u dzieci, jak
i dorosłych. Dziewczynki bawią się lalkami
i misiami, które można przytulać, głaskać,
czesać, rozmawiać z nimi, wypłakiwać się
im w uszy. Chłopcy natomiast, jeśli mają
misia, to ma on raczej być zahartowaną zabawką, jest o tyle dobra, o ile można ją tarmosić, rzucać nią i się z nią rzucać, stawiać
wielkiego misia na bramce; jednak dużo
lepszą zabawką dla chłopca będzie samochód, miecz, czy pistolet. Daj mu do tego
konia na biegunach i kowbojski kapelusz,
a cały dom zamieni się w dziki zachód, który przecież mały wojownik musi zdobywać.
Dla chłopca zabawka ma wartość utylitarną,
jest dobra do czasu, aż się zepsuje. Gdy to
się stanie, chłopiec wstaje i wybiera nową
zabawkę. Dziewczynka natomiast, jako że
jest bardziej uczuciowa i sentymentalna,
będzie płakać i rozpaczać, gdy skończy się
żywot jej ukochanej przytulanki. Dlatego też
trzeba niezwykle uważać, kiedy i w jakich
okolicznościach dokonuje się napraw takich
zabawek dla dziewczynki. Spróbujcie sobie
wyobrazić, że wasza córka Maja patrzy, jak
jej ukochany misio kręci się wiruje w pralce.
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
Co się dzieje w główce takiej dziewczynki?
Strach ma wielkie oczy? Nie w tej sytuacji,
tutaj jest on rzeczywisty – jej ukochana zabawka, najbliższy jej sercu członek rodziny
CIERPI i na pewno krzyczy, żeby go Maja
uratowała. Spustoszenia w psychice, wywołane, skąd inąd, przecież koniecznym zabiegiem higienicznym, mogą być ogromne.
Podobnie rzecz ma się w szkole i dziwię się,
że nauczyciele tego nie dostrzegają: psychologowie bowiem już dawno wyodrębnili
zachowania, które są męskie i żeńskie, np.
grzeczne siedzenie i słuchanie pani, cichutkie kolorowanie i przepisywanie do zeszytu,
to są zachowania żeńskie. Dlatego nie sposób oczekiwać, że chłopcy będą im się biernie poddawać. Nie jest również argumentem
dla klasowego urwisa fakt, że Maja jest taka
grzeczna i spokojna i powinien z niej brać
przykład. Adrenalina nie jest bowiem atrybutem tylko dorosłości. W dziecku też ona
funkcjonuje i mądry pedagog będzie starał
się to wykorzystać na korzyść ucznia, a jeśli
nie potrafi, będzie się szkolił w tym zakresie,
jeśli mu rzeczywiście na uczniu zależy. Sam
jestem nauczycielem i zdaję sobie sprawę, że
nie jest możliwe zająć się tylko jednym, czy
dwojgiem niesfornych maluchów, podczas,
gdy mam pod opieką jeszcze trzydziestkę
tych grzeczniejszych, których też muszę
nauczyć. Uważam jednak, że trzeba szukać
takiego wyjścia, by nie iść za szybko, aby ci
słabsi mogli nadążyć i jednocześnie nie ślimaczyć się, by nie spowalniać tych mocniejszych i nie zabić w nich ducha. To jednak
temat na zupełnie inną konferencję.
Jeśli chodzi o różnicę płci w innych sferach,
to również są one zauważalne. Np. pod
względem fizycznym nie chodzi li tylko o
wizualizację anatomiczną. Ta bowiem strona człowieka jest najmniej istotna w przeżywaniu człowieczeństwa. Fizyczne różnice
między kobietą i mężczyzną zauważane są
przede wszystkim w podejściu do wykonyBiuletyn 6 (23) 2010
wania swoich codziennych obowiązków.
Mówi się, że kobieta to słaba płeć. Jakaż to
nieprawda! Oczywiście mężczyznom na rękę
jest takie myślenie, bo utwierdza ich ono
w przekonaniu, że sam fakt bycia mężczyzną
czyni z nich lepszy materiał na bycie „macho”, a tak oczywiście nie jest. Kobiety, to
dopiero potrafią być „macho”, przepraszam
za wyrażenie nie bardzo do kobiet pasujące,
ale ubóstwo języka polskiego polega między
innymi na tym, że silne cechy charakteru
są rodzaju męskiego. Nie powie się np. że
kobieta jest męska. W tym, co teraz powiem
konieczne jest małe zastrzeżenie: będę generalizował, choć zdaję sobie sprawę, że nie
wszystkie uogólnienia są trafne, prawdziwe
i sprawiedliwe, co nie znaczy również, że
wyjątki nie potwierdzają reguły.
Weźmy na pierwszy ogień pracę: kobieta
najczęściej pracuje na dwa lub więcej etatów
zajmując się swoją pracą zawodową, po której biegną do drugiej roboty w domu: sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie etc.,
taka zwykła codzienność, a często również
opieka nad starym, czy chorym rodzicem
lub sąsiadem. W dużej mierze my, mężczyźni, tego nie zauważamy. Bo co to za problem
ugotować obiad? No przecież żaden, ona
to nawet lubi, więc o co chodzi? Albo uprasować? Gdyby musiała stać przy maszynie
w fabryce, jak ja – mąż i głowa rodziny, albo
ślęczeć godzinami nad deską kreślarską, to
by było dopiero coś. A tak? Pogada trochę
w szkole, albo poparzy trochę kawy prezesowi, to przecież nic takiego. Problem zaczyna
się wtedy, gdy po którejś z kolei kłótni zamieniają się rolami. On zaczyna po pracy robić
to, co żona, a żona… no właśnie, co żona?
Przecież nie siądzie z piwem na kanapie czekając na obiad, bo to nie leży w jej naturze
(oni piwo, ani siedzenie), tylko dyskretnie
będzie doglądać mężczyzny i pomagać mu
w sposób niezauważalny dla niego (czyli tak
naprawdę z jej odpoczynku nici). A mąż?
51
No, będzie się uwijał jak w ukropie i dopiero teraz dostrzeże, że nie umie robić kilku
rzeczy naraz: odlewać ziemniaki, przykręcić
gaz pod zupą, rozmawiać z matką przez telefon i uspokajać kłócące się akurat w kuchni
pociechy (wersje zamienne kilku rzeczy na
raz oczywiście do wyboru). Być może dopiero wówczas nie będzie mówił, że on haruje
jak wół, a żona, nawet gdyby pracowała tylko
na etacie domowym, nie robi właściwie nic.
Zachęcam wszystkie żony, które często słyszą takie uwagi, by spróbowały zaproponować swoim mężom taką zamianę. Najpierw
zobaczą strach w oczach lubego, następnie
chojracko – zawadiackie: „a co, myślisz, żebym se(!) nie poradził?”, następnie przejście
do fazy negacji i głupoty takiego rozwiązania, aż na wymownym milczeniu: „niech ci
będzie, ja i tak wiem lepiej” skończywszy. To
nie wynika z braku dobrej woli mężczyzny.
On po prostu myśli inaczej. Pracuje 8, czy
10 godzin, następnie zamyka świat pracy
i otwiera świat domowego ciepła i ogniska,
w którym on musi odpocząć. Ostatecznie
mężczyzna pracuje na tzw. święty spokój. Kobieta natomiast pracuje po to, by
ten święty spokój ukochanego męża miał
ręce i nogi. To naprawdę nie jest nic złego.
Ale jeśli kobiecie takie rozwiązanie nie odpowiada, niech rozmawia z mężem, racjonalnie przedstawiając mu logiczne argumenty za niestosownością takiej sytuacji. Po to
Pan Bóg dał nam rozum i język! Po nic innego. Logiczne porozumiewanie się to szczyt
królestwa zwierząt, na którym jesteśmy my
– homo sapiens, zwierzę rozumne.
Różnic w sferze fizycznej i wielu innych
jest bez liku. Być może będzie jeszcze czas
i miejsce, by o tym opowiedzieć. A jest
o czym, bo kobieta i mężczyzna to dwa odrębne światy równoległe, których poznanie
jest koniecznym warunkiem do wzajemnego
ich przenikania się. Nie możemy żyć osobno, musimy żyć razem w szczęściu i zgodzie,
52
a do tego potrzebna jest znajomość drugiego
człowieka. Bóg stworzył nas osobno i zbawi
nas osobno, ale droga do zbawienia wiedzie
we wspólnocie.
Tomasz Wojnowski
SPROSTOWANIE
W ostatnim, 5(2010) numerze Biuletynu
ukazała się część mojej konferencji
o zagrożeniach duchowych w miłości.
Tylko przez roztargnienie, a nie z chęci
przywłaszczenia sobie czyjejś pracy,
nie podałem w wersji do druku, że jest
to sposób myślenia o. Augustyna
Pelanowskiego OSPPE. Osoby zainteresowane, jak również o. Augustyna, najmocniej
przepraszam i dziękuję uważnym czytelnikom za zwrócenie mojej uwagi na tę przykrą, również dla mnie, sytuację.
Z należnym szacunkiem
Tomasz Wojnowski
ZAPOWIEDZI
SPOTKANIA MAŁŻEŃSKIE
rekolekcje dla małżeństw
Spotkania Małżeńskie stwarzają okazję
do odnowienia i pogłębienia wspólnoty
małżeńskiej ze sobą i z Bogiem. Dokonuje
się to poprzez taką formę dialogu, która
pomaga w lepszym poznaniu siebie
samego oraz współmałżonka, poznaniu
swoich i jego uczuć i postaw. Może w
nich uczestniczyć każde małżeństwo,
bez względu na staż i aktualną sytuację
- małżeństwa dobre i te, które myślą o
rozwodzie lub separacji, małżeństwa
zaangażowane w życie Kościoła
i niezaangażowane, także małżeństwa niesakramentalne, czyli po prostu wszystkie,
które mają dobrą wolę, by ze sobą szczerze
porozmawiać.
Spotkania rozpoczynają się zawsze w piątek
o godz. 17.00 i kończą się w niedzielę
o godz. 14.00.
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
Najbliższe terminy: 15-17 października;
3-5 grudnia 2010
Zapisy: Renata Cichowska tel. 58 621 97 40,
email: [email protected]
REKOLEKCJE DLA NARZECZONYCH
kurs przygotowujący
do sakramentu małżeństwa
Rekolekcje dla narzeczonych mają na celu
lepsze poznanie cech osobowości, postaw
życiowych, wyznawanych wartości i dążeń
osób planujących wspólne życie. Skierowane są one do młodych ludzi, którzy pragną
dobrze przygotować się do podjęcia drogi
małżeńskiej. Zachęcają do podejmowania
dialogu budującego jedność. Pozwalają
pełniej zrozumieć znaczenia sakramentu
małżeństwa i pomagają w podjęciu
dojrzałej decyzji (przez narzeczonych
oraz osoby jeszcze niezdecydowane).
To spotkanie trwa od piątku godz.18.00
do niedzieli godz. 14.00. Prowadzą pary
małżeńskie i kapłan.
Najbliższy termin: 5-7 listopada 2010
Inną formą przygotowania do małżeństwa
są Wieczory dla zakochanych, prowadzone
przy parafii św. Stanisława Kostki w Gdyni.
Trwają one 9 tygodni.
Zapisy: Renata Cichowska tel. 58 621 97 40,
email: [email protected]
Więcej informacji i propozycji
na stronie: www.spotkaniagdynia.pl
TU ZNAJDZIESZ POMOC
PORADNIA RODZINNA
ul. Cystersów 11
80-330 Gdańsk Oliwa
tel. (0-58) 552-18-81
Biuletyn 6 (23) 2010
Jest to placówka, w której pomoc znajdzie każdy, kto jej potrzebuje. Poradnia
zapewnia anonimowość, co oznacza, że
nie trzeba ujawniać swoich danych osobowych zapisując się na poradę, ani podczas wizyty. Porady i wizyty są bezpłatne.
Przyjść tu może każdy, kto zagubił sens
życia, ma problemy, z którymi sam nie
może sobie poradzić w życiu osobistym, rodzinnym, małżeńskim, związku
niesakramentalnym, w szkole, na uczelni,
w pracy. Poradnia pomaga przezwyciężać kryzysy po zdradzie, aborcji. Pomoc
otrzymają tu osoby, które nie mogą sobie
poradzić z bólem po stracie najbliższych,
a także kobiety i dziewczęta przeżywające
problemy z zaakceptowaniem ciąży.
W poradni można uzyskać również informacje na temat innych instytucji oferujących specjalistyczną pomoc.
Poradnia Rodzinna znajduje się przy
Kurii Biskupiej w Gdańsku Oliwie na ul.
Cystersów 11. Można skorzystać tu z pomocy następujących specjalistów: pedagoga rodzinnego, psychologa, prawnika,
duszpasterza rodzin i księdza egzorcysty.
Informacje na temat terminów spotkań
z poszczególnymi specjalistami można
uzyskać pod numerem telefonu
(58) 552 18 81, od poniedziałku do
czwartku w godzinach 09.00-14.00.
Pamiętaj, w swoich trudnościach nie
jesteś sam, nie jesteś sama! Skorzystaj
z pomocy kompetentnych osób, które
czekają na Ciebie, aby Ci pomóc!
PUNKT PORADNICTWA
DUCHOWEGO PRZYSTAŃ!
ul. Tatrzańska 35, Gdynia.
058 620 69 09
(pn-pt: 8.00-19.00, ndz: 8.00-14.00)
e-mail: [email protected]
W Kolegium Księży Jezuitów na Wzgó-
53
rzu św. Stanisława Kostki w Gdyni działa
Punkt Poradnictwa Duchowego PRZYSTAŃ! Serdecznie zapraszamy wszystkich,
którzy, przeżywając różne doświadczenia
życiowe, potrzebują rozmowy, wsparcia,
rady, konsultacji, odpowiedzi na nurtujące pytania dotyczące Boga, sensu życia,
zrozumienia tego, co ich spotyka.
W każdy wtorek od 15.00 do 19.00 dyżuruje jeden z ojców jezuitów, by wysłuchać, poradzić, wskazać odpowiednią
pomoc.
Na spotkanie można umówić się:
telefonicznie: 058 620 69 09
(pn-pt: 8.00-19.00 ndz: 8.00-14.00)
e-mail: [email protected]
osobiście: na portierni Kolegium Księży
Jezuitów, ul. Tatrzańska 35, Gdynia.
Bieżące informacje odnośnie działania
Punktu są dostępne na stronie:
www.jezuici.pl/gdynia
RODZICE PO STRACIE DZIECKA
Jesteśmy rodzicami zjednoczonymi po
śmierci naszych dzieci. Straciliśmy je w
różnym wieku i w różnych okolicznościach, a przez modlitwę i wytrwanie w
wierze próbujemy pomóc sobie i innym.
Zapraszamy co dwa miesiące na Eucharystię i spotkanie do salki parafialnej w
Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na
gdańskiej Żabiance.
Jeżeli doświadczyłeś straty dziecka (poronienie, śmierć okołoporodowa, śmierć
dziecka starszego)
PAMIĘTAJ! NIE JESTEŚ SAM/A ze swoim
bólem i pytaniem DLACZEGO?
Jeżeli masz pytania, potrzebujesz wsparcia, rozmowy z innymi rodzicami lub
kapłanem zadzwoń: 660 893 654,
napisz: [email protected]
przyjdź: Msza św. 16 Październik 2010 r.
(sobota) godz. 15.00
Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej
Gdańsk-Żabianka
Pl. Kard.S.Wyszyńskiego 1
54
- nawa boczna kościoła.
www.stratadziecka.pl
POGOTOWIE MODLITEWNE
Archidiecezja gdańska
Rycerstwo św. Michała Archanioła
Parafia p.w. NMP Królowej Różańca
Świętego
Danuta Bąk 514 168 868,
Animatorka Diecezjalna
Parafia p.w. św. Brata Alberta
Anna Bacławska 585 580 968
Parafia p.w. św. Kazimierza
Helena Tarapan-Noga 39 922 64 57
Parafia p.w. św. Antoniego
w Gdańsku Brzeźnie
Teresa Makuch 58 343 52 62
EGZORCYŚCI:
Katedra Oliwska w Gdańsku
ks. prof. Andrzej Kowalczyk
ks. Marek Czyżewski
kontakt: 58 552 18 81
Poradnia Rodzinna w Gdańsku
Sanktuarium Maryjne w Licheniu
ks. Edmund Szaniawski MIC
kontakt: (63) 270 81 43, (63) 270 81 56
Kancelaria dla Pielgrzymów
(63) 270 81 63 Biuro Obsługi Pielgrzyma
Sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej
w Wąwolnicy k/Nałęczowa
ks. Jan Pęzioł
kontakt: (81) 882 50 04 Biuro Parafialne
Parafia p.w. Ducha Świętego w Koszalinie
Ks. Antoni Zieliński
kontakt: 501 333 642
MSZE ŚWIĘTE Z MODLITWĄ
O UZDROWIENIE I UWOLNIENIE:
Archidiecezja gdańska:
SOPOT, ul. 3 Maja,
parafia p.w. św. Michała Archanioła,
górny kościół
każdy ostatni piątek miesiąca,
Kwartalnik o zagrożeniach duchowych
godzina 18.00
www.marana-tha.pl
SOPOT, ul. Monte Cassino,
parafia p.w. św. Jerzego
każda pierwsza sobota miesiąca,
godzina 19.30
www.snegdansk.pl
(lipiec, sierpień – przerwa wakacyjna)
GDAŃSK - ŻABIANKA, Plac Kardynała
Stefana Wyszyńskiego,
Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej
każda trzecia sobota miesiąca,
godzina 19.00
www.fatimska.gdi.pl
(lipiec, sierpień – przerwa wakacyjna)
RUMIA, ul. Dąbrowskiego 26,
parafia p.w. NMP Wspomożenia
Wiernych, dolny kościół
każda druga niedziela miesiąca,
godzina 16.00
(lipiec, sierpień – przerwa wakacyjna)
www.rumia.eslaezjanie.pl
GDYNIA, ul. Tatrzańska 35,
parafia p.w. św. Stanisława Kostki
oo. Jezuici
każda pierwsza środa miesiąca
godz. 18.00
www.jezuici.pl/gdynia.parafia
WEJHEROWO, ul. Reformatów 19
Parafia p.w. Św. Anny
Sanktuarium Matki Bożej Wejherowskiej
Uzdrowienia chorych na duszy i ciele.
OO. Franciszkanie
każdego 11 dnia miesiąca:
- jeśli przypada w dzień zwykły
o godz. 19.00
- jeśli przypada w niedzielę o godz. 16.00
REDA, ul. Fenikowskiego 4,
parafia p.w. św. Antoniego
każda trzecia sobota miesiąca
o godz. 19.30
(lipiec, sierpień – przerwa wakacyjna)
TRĄBKI WIELKIE, ul. Gdańska 6,
parafia pw. Wniebowzięcia NMP
Sanktuarium
Biuletyn 6 (23)Maryjne
2010
Matki Boskiej Trąbkowskiej
Msza św. z udzieleniem sakramentu chorych podczas odpustu parafialnego,
raz w roku I do II niedz. września
Archidiecezja lubelska:
WĄWOLNICA k/Nałęczowa,
ul. Zamkowa 24,
Sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej
każda czwarta sobota miesiąca,
godzina 17.30,
czytanie świadectw i intencji
od godziny 17.00
www.sanktuarium-wawolnica.pl
MSZA ŚW. Z MODLITWĄ
O DOBREGO MĘŻA I DOBRĄ ŻONĘ
Sopot, ul. Powstańców Warszawy 15,
kościół św. Andrzeja Boboli
(naprzeciwko Grand Hotelu)
każda druga niedziela miesiąca,
o godzinie 20:00
GDYNIA, Wzgórze Świętego
Maksymiliana, ul. Ujejskiego 40,
parafia p.w. Św. Antoniego z Padwy
OO. Franciszkanie
każda ostatnia środa miesiąca,
o godz. 19.00
ARCHIDIECEZJALNY
DZIEŃ SKUPIENIA
CZCICIELI MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
„MIŁOSIERNY JEST PAN I ŁASKAWY”
(Ps. 103,8)
Serdecznie zapraszamy wszystkich Członków
Parafialnych Wspólnot Miłosierdzia Bożego
wraz z Kapłanami - Opiekunami na kolejny
Dzień Skupienia w dniu 9 października
(sobota) 2010 r. do Sanktuarium
Miłosierdzia Bożego w Gdańsku –
Wrzeszczu, ul. Mikołaja Gomółki 11/13.
Spotkanie, które rozpocznie się o godz. 11.00,
zakończymy uroczystą Eucharystią
o godz. 15.00.
55
Zagrożenia rozwoju osobowości młodego człowieka
na początku XXI wieku
V OGÓLNOPOLSKA KONFERENCJA NAUKOWA
- dedykowana pamięci ks. Janusza Witkowskiego
Dla dobra rodziny i środowiska wzrostu
GDAŃSK, 26 - 28 listopada 2010 r.
Tematyka konferencji to umocowanie młodego człowieka w rodzinie i sposoby
radzenia sobie z zagrożeniami duchowymi, które mogą go spotkać.
Jedynie rodzina jest prawidłowym i normalnym miejscem wzrostu każdego
człowieka. Jedynie w rodzinie człowiek może dojść do pełni godności osoby.
Będą między nami naukowcy i duchowni specjalizujący się w tematyce rodziny
i zagrożeń, ale też praktycy, nauczyciele i rodzice, którzy podzielą się swoim
doświadczeniem. Ciekawym elementem będzie rozszerzenie przekazu poprzez
wystąpienia w wybranych kościołach Gdańska w ostatnim dniu konferencji.
Mamy nadzieję, że spotkanie w murach Uniwersytetu Gdańskiego owocnie
przyczyni się do działań na rzecz właściwego rozwoju młodego człowieka.
Organizatorzy
MIEJSCE SESJI:
Uniwersytet Gdański, Aula w budynku Biblioteki Uniwersytetu Gdańskiego;
ul. Wita Stwosza 53, 80-308 Gdańsk - Oliwa
Zgłoszenia udziału będzie można składać na stronie internetowej Konferencji www.cios.gda.pl
Każdy zgłaszający otrzyma e-mailowe potwierdzenie przyjęcia zgłoszenia.
Każdy uczestnik otrzyma komplet materiałów konferencyjnych, a nauczyciele
(na życzenie), certyfikat uczestnictwa w konferencji.
Udział w konferencji jest odpłatny w wysokości 40 zł/osobę. Dla studentów
i nauczycieli zniżka 50%. Każdy, kto mógłby wesprzeć dodatkowo organizację
konferencji proszony jest o dokonanie dowolnej wpłaty (choćby symbolicznej
złotówki) na konto: Nordea Bank Polska SA Oddział Gdynia
26 1440 1026 0000 0000 1064 3171
Biuletyn 6 (23) 2010
z dopiskiem: darowizna – Konferencja nt. zagrożeń osobowości

Podobne dokumenty