Świadectwo marii - Gdańskie Centrum Informacji o Sektach
Transkrypt
Świadectwo marii - Gdańskie Centrum Informacji o Sektach
w numerze 4 PoD tym znakiem zwycieżysz 6 Kontrowersyjny Krzyż 8 PRODUKTY Z NIEBEZPIECZNYM ZNAKIEM 9 CZY WIESZ, CO NOSISZ? 10 DROGOWSKAZY ŻYCIA 11 OSACZONA PRZEZ WRÓŻKĘ 17 PODARUNEK OD MARYI CUDOWNY MEDALIK 20 Egzorcyści niekiedy ostatnia nadzieja przeklętych 24 Wprowadzenie do problematyki sekt i nowych ruchów religijnych 27 ŚWIADECTWO MAŁGORZATY 28 SKARBIEC MIŁOSIERDZIA BOŻEGO 31 Homeopatia – zarys problemu 34 JEZUS UZDRAWIA RÓWNIEŻ DZISIAJ 36 ŚWIADECTWO MARII 38 ŚWIADECTWO LEKARKI 39 ŚWIADECTWO PIELĘGNIARKI 40 RODZICE, MÓDLCIE SIĘ ZA SWOJE DZIECI! 43 CZAS WCHODZENIA W ŻYCIE DOROSŁE 45 WIERZĘ W ŻYCIE WIECZNE 49 Kobieta i mężczyzna 52 ZAPOWIEDZI 53 TU ZNAJDZIESZ POMOC PORADNIA RODZINNA PUNKT PORADNICTWA DUCHOWEGO PRZYSTAŃ RODZICE PO STRACIE DZIECKA POGOTOWIE MODLITEWNE EGZORCYŚCI MSZE ŚWIĘTE Z MODLITWĄ O UZDROWIENIE I UWOLNIENIE MSZE ŚW. Z MODLITWĄ O DOBREGO MĘŻA I DOBRĄ ŻONĘ 2 Redaktor naczelna: Monika Walczak [email protected] Asystent kościelny: ks. Grzegorz Daroszewski [email protected] Współpracownicy tego numeru: ks. dr hab. Andrzej Kowalczyk ks. dr hab. Aleksander Posacki SJ ks. dr Jan Uchwat ks. Edward Szymański ks. Adam Kroll Błażej Kwiatkowski Ireneusz Rogala Arkadiusz Szczepaniak Tomasz Wojnowski Opracowanie graficzne: Krzysztof Godlewski Korekta: Krystyna Iwaszkiewicz Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych, zastrzega sobie prawo ich skracania i zmiany tytułów oraz redakcyjnego opracowania tekstów przyjętych do druku Adres redakcji: ul. Cystersów 11, 80-330 Gdańsk; Kontakt: 501 337 277; [email protected] Nr konta: 12 1940 1076 4721 4806 0000 0000; Biuletyn jest dostępny w formacie PDF na stronie parafii Chrystusa Odkupiciela: www.odkupiciel.net.pl (Dział informacji > Z życia parafii > Biuletyn) Wydawca: Gdańskie Centrum Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych Druk: Wydawnictwo Sióstr Loretanek, ul. Żeligowskiego 16/20; 04-476 Warszawa Nakład: 3 500 egz. ISSN 1505-0963 Kwartalnik o zagrożeniach duchowych Najnowszy numer BIULETYNU kwartalnika o zagrożeniach duchowych, oddajemy do rąk naszych Czytelników w październiku - miesiącu modlitwy różańcowej. W tym czasie częściej niż zwykle bierzemy do rąk różaniec - tę skuteczną broń przeciwko szatanowi. Warto zwrócić uwagę na moc modlitwy różańcowej w życiu każdego katolika, zwłaszcza tego zagrożonego działalnością Zła. Dlatego szczególnie zachęcamy rodziców do włączenia się w modlitwę różańcową rodziców w intencji dzieci, które są przecież szczególnie narażone na wiele niebezpieczeństw, zarówno duchowych i moralnych. Nie zabraknie też artykułów poświęconych zagrożeniom wynikającym z noszenia talizmanów, amuletów, produktów poświęconych złu - czy wynikających z przynależności do sekt. Wszystkie te zagrożenia chcemy zatopić w niewyczerpanym Miłosierdziu Boga, który otoczy miłością każdego, kto chce się wyrwać z pod władzy Złego. Dlatego począwszy od tego numeru drukujemy specjalną wkładkę poświęconą Miłosierdziu Bożemu. Wobec zamieszania związanego ze znakiem Krzyża, ukazujemy jego wielkość i potężne działanie w obronie przeciwko zasadzkom złego ducha, które ukazujemy choćby w posłudze egzorcystów. czystej wiary opartej na Jezusie Chrystusie mógł się z naszym Biuletynem zetknąć. Zachęcamy do prenumeraty! Są dwie możliwości zaprenumerowania BIULETYNU: - w formacie PDF, za darmo, wtedy wysyłamy na adres [email protected] swoje nazwisko i imię oraz maila, - w formie drukowanej, która będzie dostępna za dobrowolną ofiarę, opłata przelewem na konto: 12 1940 1076 4721 4806 0000 0000 z dopiskiem BIULETYN i podaniem ilości zamawianych egzemplarzy oraz adresem zwrotnym. Zamówienia prosimy kierować na adres redakcji: BIULETYN – kwartalnik o zagrożeniach duchowych, ul. Cystersów 11, 80-330 Gdańsk. KATECHEZY O ZAGROŻENIACH DUCHOWYCH Po przerwie wakacyjnej, od września 2010 r., zapraszamy na cykl spotkań poświęconych zagrożeniom duchowym. Termin i miejsce spotkań pozostają bez zmian: każda trzecia niedziela miesiąca po wieczornej Mszy Świętej o godzinie 18.00. w kościele pw. Chrystusa Odkupiciela, ul. Gdyńska 8, Gdańsk- Żabianka. Po katechezach istnieje możliwość nabycia literatury na temat zagrożeń duchowych, oraz kolejnych numerów BIULETYNU kwartalnika poświęconego współczesnym zagrożeniom duchowym. Tematy najbliższych katechez: Zbliża się listopad, miesiąc zadumy nad życiem i przemijaniem, akcentujemy ten czas poprzez artykuł o życiu wiecznym, by uświadomić sobie jak wielkie szczęście nas czeka, gdy zaufamy i „zatopimy” się w Bogu. 17 październik 2010 r. Bioenergoterapia - medycyna dla naiwnych. Czy Cliv Harris uzdrawiał? Prelegent: Ks. Grzegorz Daroszewski Świadectwo: Joanna Płaczkowska Na koniec zapraszamy na Konferencję: „Zagrożenia rozwoju osobowości młodego człowieka na początku XXI wieku”, która odbędzie się w Gdańsku w dniach od 26 do 28 listopada, szczegóły możemy znaleźć na okładce. Terminy następnych katechez: 21 listopad 2010 r. 19 grudzień 2010 r. Zapraszamy do współpracy i pomocy w rozprowadzaniu tego pisma, aby każdy, kto poszukuje Biuletyn 6 (23) 2010 Zapraszamy! Ks. Grzegorz Daroszewski Diecezjalny Duszpasterz Osób i Rodzin zagrożonych działalnością sekt 3 Pod tym znakiem zwyciężysz Już na samym wstępie encykliki Benedykta XVI „Deus Caritas Est” odnajdujemy określenie istoty chrześcijaństwa. Papież formułuje ją następująco: „Uwierzyliśmy miłości Boga - tak chrześcijanin może wyrazić podstawową opcję swego życia. U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie”. Z powyższych słów wynika jasno, że chrześcijaństwo to nie zbiór przepisów, nakazów czy zakazów, lecz w centrum chrześcijaństwa znajduje się Osoba.Co najistotniejsze — jest to Osoba Samego Boga, obecnego w trzech Osobach Boskich – Osoba Boga Ojca, Osoba Boga Syna i Osoba Boga Ducha Świętego. Właśnie z faktu osobowego spotkania człowieka z Bogiem, które to spotkanie jest punktem decydującym o naszym chrześcijaństwie, często punktem zwrotnym w naszym życiu, czyli wielkim przełomem i zapoczątkowaniem nowego życia – wynika konkretne postępowanie: nasz sposób mówienia, zachowania, nasza modlitwa, przystępowanie do sakramentów świętych, a także sposób ubierania się, którego elementem jest noszenie zewnętrznych znaków przynależności czy identyfikacji z Bogiem. 4 W niniejszym artykule chciałbym odnieść się krótko do sprawy noszenia przez chrześcijan różnego rodzaju przedmiotów, takich jak: amulety, wisiorki, naszyjniki, wszelkiego rodzaju pierścienie itp. Skoro chrześcijaństwo nie ma nic wspólnego z przesądami, tajemniczymi znakami, magią itp., skoro nie jest rodzajem religii magicznej, w której gesty, ryty, symbole czy zaklęcia rozwiązują sprawę, skoro nie ma innych bogów poza Bogiem Jedynym, a sam fakt noszenia czegokolwiek nie jest niczym złym - wydawałoby się, że noszenie wspominanych przedmiotów nie powinno być żadnym problemem. Słowa św. Pawła zdawałyby się potwierdzać tę opinię: „Zatem jeśli chodzi o spożywanie pokarmów, które już były bożkom złożone na ofiarę, wiemy dobrze, że nie ma na świecie ani żadnych bożków, ani żadnego boga, prócz Boga jedynego (1 Kor 8, 4) … dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od którego wszystko pochodzi i dla którego my istniejemy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystus (1Kor 8,6). Tymczasem chrześcijaństwo odkrywa zło związane z tego typu praktykami. Tkwi ono w nie przestrze ganiu pierwszego przykazania Bożego, w fakcie pochodzenia czy powiązania tych przedmiotów z pogaństwem. To z kolei ma często bezpośredni związek z szatanem i jego siłami zła działającymi w świecie. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że każdy chrześcijanin, który świadomie używa tego typu przedmiotów naraża się na bardzo poważne konsekwencje takie, jak: osłabienie czy utratę wiary i życia w stanie łaski uświęcającej, wszelkiego rodzaju zniewolenia, a niekiedy wręcz opętanie przez złego ducha. Słowo Boże słusznie przestrzega: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył (Wj 20, 2-5) „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” (Mt 4,10) oraz „Dlatego też, najmilsi moi, strzeżcie się bałwochwalstwa!…Czy może jest czymś ofiara złożona bożkom? Albo czy sam bożek jest Kwartalnik o zagrożeniach duchowych czymś? Ależ właśnie to, co ofiarują poganie, demonom składają w ofierze, a nie Bogu. Nie chciałbym, byście mieli coś wspólnego z demonami” 1 Kor 10, 14;19-20. Jest jeszcze jeden ważny argument dla chrześcijanina, o którym powinien pamiętać przed założeniem na siebie tych przedmiotów, czy wręcz posiadaniem ich w domu, a mianowicie nawet, jeśli noszenie ich nie miałoby realnego związku z okultyzmem, to dla kogoś przyglądającego się naszemu chrześcijaństwu, mogłoby się stać przyczyną zgorszenia i upadku. W Słowie Bożym znajdujemy na to potwierdzenie: „Baczcie jednak, aby to wasze prawo [do takiego postępowania] nie stało się dla słabych powodem do zgorszenia. Gdyby bowiem ujrzał ktoś ciebie, oświeconego „wiedzą”, jak zasiadasz do uczty bałwochwalczej, czyżby to nie skłoniło również kogoś słabego w sumieniu do spożywania ofiar składanych bożkom? (1Kor 8,9-10) A gdyby ktoś powiedział: «To było złożone na ofiarę» - nie jedzcie przez wzgląd na tego, który was ostrzegł, i z uwagi na sumienie. (1 Kor 10, 23) Biorąc więc pod uwagę przynajmniej te dwa argumenty, a mianowicie: niebezpieczeństwo wejścia w kontakt z szatanem czyli osobowym złem i jego mocami działającymi w świecie oraz niebezpieczeństwo zgorszenia, a co się z tym wiąże być może upadek braci w wierze - konkluzja staje się oczywista. Chrześcijanin jako człowiek rozsądny Biuletyn 6 (23) 2010 nie nosi rzeczy, ozdób, amuletów itp., jak również nie uczestniczy w rytuałach, seansach, które nie są jednoznacznie poświęcone Jedynemu Bogu. Zgodnie z ogólną zasadą moralną, że chrześcijanin nie tylko unika zła, ale także wszystkiego, co ma pozory zła - nie powinien on nigdy świadomie i dobrowolnie nosić przedmiotów, które związane z religią nie odnoszą się do Osób Boskich, Najświętszej Maryi Panny czy świętych. Wprawdzie w tradycji chrześcijańskiej możemy odnaleźć przedmioty, czy nawet święta, które u swych początków nie miały nic wspólnego z chrześcijaństwem np. w kalendarzu umiejscowienie Święta Bożego Narodzenia czy Wszystkich Świętych, podobnie spotykamy świątynie np. Panteon w Rzymie, które miały swoją genezę przed chrześcijaństwem, ale w pewnym momencie zostały one jednoznacznie poświęcone Bogu i dziś nie ma już żadnych wątpliwości, Komu są poświęcone i Komu oddajemy w nich cześć. Może ktoś zapytać zatem, czy chrześcijanin powinien w ogóle unikać noszenia różnego rodzaju emblematów religijnych? W żadnym wypadku! Dlaczego miałby być pozbawiony wszelkiego rodzaju dobrodziejstw płynących np. z noszenia krzyżyka, medalika, obrazka z modlitwą i wizerunkiem świętych czy innych przedmiotów poświęconych na chwałę Boga Jedynego. Warto przy tej okazji przypomnieć często zapominaną prawdę o odpustach związanych z nosze5 niem np. szkaplerza, relikwii czy innych przedmiotów kultu. Przez fakt noszenia z wiarą np. krzyża św. Benedykta z egzorcyzmem, mamy obietnicę Boga ochrony przed demonem. I znowu nie chodzi tu o zwyczajny fakt noszenia (coś na wzór amuletu) tylko o to, że owo noszenie już wyraża wcześniejszą postawę, wiarę i praktyki religijne. Dodatkowo świadomy fakt noszenia z sobą np. krzyżyka czy różańca jest doskonałą okazją do dawania innym świadectwa o naszej przynależności do Chrystusa, a także staje się zachętą dla samego noszącego do modlitwy. Ilekroć np. uświadamiam sobie, że noszę w kieszeni różaniec, tylekroć niejako staję w obecności Boga, Jego Matki, a to z kolei staje się okazją do częstej modlitwy. Fakt ich poświęcenia wodą święconą oraz fakt modlitwy sprasza Boże błogosławieństwo i Bożą obecność i nie ma to nic wspólnego z magią. Zawsze jednak należy pamiętać o tym, że sam fakt noszenia czegokolwiek, nawet najbardziej świętej rzeczy nie ma w sobie mocy sprawczej niezależnie od nas samych. Historia z jadowitymi wężami na pustyni (por. Lb 21,4-8) i wężem miedzianym na palu, po spojrzeniu na którego doznawało się uzdrowienia, wskazuje na fakt, że nie chodzi tu jedynie o zwykły fakt spojrzenia, ale o spojrzenie z wiarą i pragnieniem bycia uzdrowionym. Gdyby było inaczej chrześcijaństwo niczym nie różniłoby się od religii magicznej. Tym, który działa jest zawsze żywy i prawdziwy Bóg, który przez śmierć i zmartwychwstanie Swojego Jednorodzonego Syna chce, abyśmy w Nim zwyciężali moce ciemności. Nasza współpraca musi być jednak świadoma i dobrowolna. Słowa, które pod znakiem krzyża ukazanym na niebie, miał usłyszeć Konstantyn Wielki: „in hoc signo vinces” co się tłumaczy: pod tym znakiem zwyciężysz – wskazują na fakt, że nie chodzi tutaj o sam znak krzyża dla 6 znaku krzyża, ale moc krzyża płynie od Tego, który na nim zawisł. Żeby choć trochę zrozumieć tę wielką tajemnicę naszej wiary, misterium naszego zbawienia, dopełnionej na drzewie krzyża zwycięskiej walki dobra nad złem - trzeba nam przyjść i przylgnąć całkowicie do Tego, na Kogo znak ten wskazuje. Ks. Jan Uchwat Kontrowersyjny Krzyż Krzyż jako symbol chrześcijaństwa wzbudzał zawsze kontrowersje i emocje. Stał się znakiem sprzeciwu i wyrzutem sumienia dla tych, którzy odeszli od wiary. Wielu osobom krzyż kojarzy się tylko z cierpieniem, klęską, bólem, rozpaczą tym, co negatywne. Trzeba oczywiście pamiętać, że i sami chrześcijanie, przez niewłaściwe używanie tego znaku do tego obrazu się przyczynili. Krzyż przede wszystkim jest znakiem zwycięstwa, jakie dokonało się w osobie Jezusa Chrystusa, który zawisł na drzewie krzyża pokonując śmierć, piekło i szatana, a przede wszystkim pokonując naszą słabą, grzeszną naturę i w ten sposób dając nam dostęp do Boga Ojca. Noszenie krzyża, wieszanie go w domu, czy miejscach publicznych, jest przede wszystKwartalnik o zagrożeniach duchowych kim przyznaniem pierwszeństwa Chrystusowi w naszych sercach i w naszych domach. Jest uznaniem naszej grzeszności i potrzeby odkupienia, które dokonało się właśnie na krzyżu. Noszenie krzyża to nie kwestia zmiennej mody czy tradycji, a na pewno nie można tego znaku sprowadzać do przedmiotu, który ma coś wywołać czy przywołać, jak amulet czy talizman. Takie kontrowersje pojawiają się wokół coraz modniejszego krzyża nazywanego „celtyckim”, przywiezionego przez naszych rodaków z wysp Brytyjskich. W kulturze anglosaskiej znak ten ma bogatą symbolikę sięgającą zamierzchłych czasów, kiedy znak ten był najbardziej znanym symbolem solarnym w kulturze indoeuropejskiej. Koło z przeciętymi osiami to prawdziwy znak celtycki. Okrąg w środku można interpretować jako mandalę (w tym przypadku jako znak nieskończoności, doskonałości lub cykliczności czasu). Jest to więc symbol przed chrześcijański, występujący w Europie kontynentalnej w czasach pogańskich jako atrybut nordyjskiego boga Odyna. Wersja chrześcijańska tego znaku została zmodyfikowana i ma wystające poza okrąg wszystkie ramiona i bardziej wydłużone dolne ramię stanowiące podstawę, dzięki czemu przypomina bardziej krzyż łaciński. Koło może być dla chrześcijan symbolem aureoli albo słońca, które symbolizuje Jezusa, może być też symbolem Eucharystii. W naszym kręgu kulturowym znak ten - czy oryginalny - czy zmodyfikowany, stał się elementem mody i fascynacji kulturą celtycką czy irlandzką. Częściej spotkamy go w sklepach ezoterycznych czy na targach wróżbiarskich, gdzie traktowany jest jako amulet, który jakoby miał następujące działanie: „to oś, pomost między światami, chroni i wyBiuletyn 6 (23) 2010 bawia z trudnych sytuacji. Wzmacnia pewność siebie, przywiązanie do swoich korzeni i tradycji. Wierzono, że ma wpływ na rozwój telepatii, jasnowidzenia, telekinezy, dawał wenę twórczą i natchnienie. Osłania od niepowodzeń i chroni przed niebezpieczeństwami w podróżach, także tymi duchowymi, przed ustępowaniem w sprawach.” (cyt. z ulotki załączonej do amuletu). Jak widzimy takie traktowanie symbolu krzyża z chrześcijaństwem nie ma nic wspólnego i jest naganne (por. KKK. 2117). Dlatego warto, aby ci, którzy go noszą zastanowili się skąd go mają i w jakim celu chcą go nosić. Czy ich intencje zgodne są z wiarą w Chrystusa. Mimo że krzyżyk jest do nabycia również w wielu sklepikach przykościelnych, czy sklepach z dewocjonaliami, to nie ulegajmy chwilowym modom i zastanówmy się, po co sobie, czy komuś, chcemy taki krzyżyk kupić. Jeśli ktoś już ma taki krzyż w domu i ma wątpliwości co do jego pochodzenia lub in7 tencji, dlaczego go nosi – niech go poświęci, i jeśli traktował go jako amulet lub talizman niech wyzna na spowiedzi, że traktował krzyż przedmiotowo i zabobonnie, i wyrzeknie się wszelkich związków jakie ten symbol - „krzyża celtyckiego” - miał wywołać czy sprowadzić. Wiara nie jest zabawą, więc i to, co Bogu poświęcamy i co ma kierować nas ku Niemu nie może być traktowane jak zabawka. Opracował Ks. Grzegorz Daroszewski PRODUKTY Z NIEBEZPIECZNYM ZNAKIEM Pewnego dnia Wincenty zadzwonił do mnie, ponieważ miał problem. Odtwarzacz DVD, który kupił w jednym z marketów we Wrzeszczu posiadał podejrzany symbol, wyglądało to jakby głowa kozła wpisana w pentagram. Prosił, abym zobaczył to urządzenie i sam stwierdził, czy nie jest on naznaczony symbolem satanistycznym. W pierwszej chwili pomyślałem, że źle odczytuje ten symbol, może jest niewyraźny. Czyżby to było możliwe, żeby w markecie, w Polsce, sprzedawano tego rodzaju urządzenia? Wincentego znam dobrze, wiem, że jest praktykującym katolikiem, nie akceptuje 8 niczego, co by mogło być powiązane z satanizmem, jest rozsądnym człowiekiem, ale może przesadza. Obiecałem, że go odwiedzę, tak się jednak składało, że ciągle miałem jakieś przeszkody. W tym czasie rozchorował się na serce, dostał zawału i musiał poleżeć w szpitalu. Odwiedziłem go, kiedy powrócił ze szpitala i obejrzałem ów odtwarzacz. Było to niewielkie płaskie pudło całe czarne. Na pokrywie był rzeczywiście wytłoczony pentagram z jednym rogiem na dół, dwoma do góry i dwoma na boki. W pentagram wpisana była głowa kozła. Żeby nie było wątpliwości, o co chodzi, urządzenie to nazywało się „Diablo”. Człowieku! – zawołałem, jak mogłeś coś takiego kupić? Nie zauważyłem – tłumaczył się Wincenty. Kiedy włączył odtwarzacz, na jego frontowej krawędzi rozbłysnął rząd czerwonych drobnych żaróweczek, które nieodparcie kojarzyły się z oczkami jakiegoś czarnego potworka. Co z tym zrobić? – zapytał Wincenty – chyba nie można tego trzymać w domu? Odpowiedziałem: oczywiście, że nie można. Symbol satanistyczny w domu, to zaproszenie do towarzystwa, wiadomo kogo. Trzeba to wyrzucić, nawet nie tylko wyrzucić, ale zniszczyć. Wincenty zgodził się bez dyskusji. Odtwarzacz DVD został wyprodukowany w USA pod nazwą: „Diablo DVD Emperor 2”. Przypadek mojego znajomego powinien być dla nas ostrzeżeniem: musimy dobrze przyglądać się przedmiotom, które kupujemy, czy nie ma na nich symboli satanistycznych. Nawet poważne firmy produkują rzeczy ze znakami zła. Po co to czynią? Czy się takie rzeczy lepiej sprzedaje? Czy wierzą, że symbol zła zapewni sukces? W każdym bądź razie posiadanie takich rzeczy, podobnie jak amuletów i talizmanów, jest niebezpieczne – zły duch ma prawo działać tam, gdzie znajduje się jego znak. O zaklinaniu produktów spożywczych dowiedziałem się od Kazimierza, który spęKwartalnik o zagrożeniach duchowych dził kilka lat w Australii i tam spotkał się z hinduistyczną sektą Kriszny. Sekta ta prowadziła wegetariańską restaurację. Kiedy Kazimierz zaczął praktykować wegetarianizm, zaczął również uczęszczać do tej restauracji. Sympatyczna obsługa, egzotyczna muzyka, zapach kadzidełek i dobre jedzenie sprawiły, że chętnie tam zaglądał, aż w końcu stał się jej codziennym bywalcem. Dziwne, ale po kilku miesiącach zaczął czuć odrazę do pokarmów mięsnych. Z czasem zaprzyjaźnił się z członkami sekty, brał udział w ich nabożeństwach, czytał podarowane mu książki, chociaż nadal uważał się za katolika i uczestniczył we Mszy św. I teraz, uwaga: od członków sekty dowiedział się, że pożywienie serwowane w ich restauracji jest poświęcane bóstwom hinduskim. Właśnie jednym z zadań sekty jest dystrybucja tego pożywienia, ponieważ wierzą oni, że „poświęcane” pożywienie zwabia nowych członków. Sam założyciel sekty nazwał tego rodzaju pożywienie „tajną bronią”. Sekty kultu Kriszny przeważnie nazywają swoje restauracje jego przydomkami jak <<Gopal>> lub <<Gowinda>>. Jedna z nich <<Misja Czejtani>> działa na terenie Trójmiasta i między innymi sprzedaje na plażach paczuszki prażonych orzechów i suszonych owoców, które są opatrzone obrazkiem bóstwa hinduskiego i nazwą <<Gopal Foods>>. Członkowie innej sekty działający pod nazwą <<Nanda’s Kitchen>> sprowadzają do Polski kadzidła i przyprawy. Należy dodać, że Kazimierz po powrocie do Polski musiał poddać się modlitwom o uwolnienie od zniewolenia przez złego ducha. A zatem, kupując zagraniczne produkty spożywcze powinniśmy zwracać uwagę na symbole na opakowaniu. Produkty ofiarowane bóstwom hinduskim mogą narazić na kontakt z siłami demonicznymi. Ks. Andrzej Kowalczyk Biuletyn 6 (23) 2010 CZY WIESZ, CO NOSISZ? GWIAZDA PIĘCIORAMIENNA Pentagram odwrócony, symbol magii tzw. czarnoksięskiej, często z wpisaną głową kozła, co ma oznaczać szatana i zarazem być obraźliwą aluzją do Jezusa Chrystusa jako kozła ofiarnego. Znak ten może być opatrzony w dodatkowe symbole, jak np. 666, czy odwrócony krzyż. Mogą występować hebrajskie litery oznaczające cztery żywioły i duszę człowieka, wyrażające zwycięstwo materii nad duchem. Pentagram może być zamknięty, czyli otoczony pojedynczym albo podwójnym kołem, ewentualnie wężem zjadającym własny ogon. YING – YANG Oznacza równowagę między siłami przeciwnymi; negatywnymi i pozytywnymi; pole białe/pole czarne; dobro/zło. „NEW AGE” twierdzi, że Bóg i Lucyfer uzupełniają się, gdyż siły przeciwne są działaniem tej samej osobowości boskiej. WSTĄŻKA PRZEPLATANA Symbol bezgranicznego połączenia z mocami wszechświata, związek doskonały, nieprzerwany, niezaprzeczalny. Ubóstwienie mocy materialnego świata. 9 PIERŚCIEŃ ATLANTÓW ten wskaźnik jest jeszcze wyższy – wierzą dwie na trzy. Jeden ze sposobów działania zła, zniewolenia i odwrócenia od Jezusa, jedynego Uzdrowiciela i Obrońcy człowieka. Co przynosi szczęście? Według statystyk po kolei: kominiarz, czterolistna koniczyna, talizman. A pecha? Czarny kot, powitanie przez próg, rozbite lustro. To niezwykle rozpowszechniony współcześnie amulet. Wedle popularyzujących go ulotek, moc znaku ma dawać bardzo silną ochronę i nietykalność przed agresją i złem z zewnątrz, przed wypadkami, kradzieżami, także przed klątwą i urokami. We wszystkich takich sytuacjach ujawniają się radiestezyjno-okultystyczne cechy martwych przedmiotów. Nadzieja, iż magiczny pierścień uchroni mnie od przeciwności i zagwarantuje pomyślność, jest oszustwem, które żeruje na naszej ludzkiej skłonności do wierzenia czasami w byle co. DROGOWSKAZY ŻYCIA W kolejce do. . . Chcesz poznać swoją przyszłość? Masz wiele możliwości: psychoanalityk, jasnowidz, wróżka..., a może Bóg! W dobie, kiedy coraz częściej ośmiesza się przynależność do Kościoła, podważa się wszelkie autorytety, „poniewiera” się podstawowe zasady moralne w imię tzw. wyzwolenia, czy jest jeszcze miejsce dla Boga? Badania sondażowe, opublikowane przez jedną z gazet, wykazały, że ok. 58 proc. Polaków wierzy w zabobony. Wśród kobiet 10 Na jednym ze „spotkań integracyjnych” na scenie pojawiła się znana z mediów wróżka i zapowiedziała, że chętnym będzie wróżyła z kart. Stoliki natychmiast opustoszały i ustawiła się ogromna kolejka pragnących poznać swą „przyszłość”. Większość uczestników przez sakramenty chrztu i bierzmowania przynależała do Chrystusa i Jego Kościoła. Warto przypomnieć, że zabobony i praktyki wróżbiarskie są nie tylko bałwochwalstwem i formą władzy jednych (tych, co wiedzą) nad drugimi (niewtajemniczonymi), lecz są także wyrazem astralnego determinizmu, w świetle którego wszystko jest zapisane w gwiazdach i człowiek na nic nie ma wpływu, jego przeznaczenie zależy na przykład od dnia narodzin. Czy w takim przypadku można mówić o wyzwoleniu, a nie zniewoleniu? Moje działania pozytywne czy negatywne są współzależne od jakichś niejasnych, nieokreślonych sił. Jaki to fatalizm i degradacja ludzkiej egzystencji! Człowiek jest redukowany do bezwolnej masy modelowanej przez żywioły i kosmos! Żerując na ludzkiej łatwowierności i pragnieniu poznania przyszłości, dechrystianizuje się cywilizację, tworząc nową mitologię ludzkości „wyzwolonej” od Boga, ale zniewolonej przez gusła i szamanów. Dlaczego zabobon otumania ludzi? Codzienne bulwarówki i kolorowe magazyny, ale także „poważne” dzienniki i czasopisma, a także niektóre media publiczne od wielu lat regularnie zamieszczają horoskopy. Wystarczy posłuchać radia, pooglądać telewizję, przejrzeć prasę, by dowiedzieć się, kiedy rozleci się małżeństwo, kto może być Kwartalnik o zagrożeniach duchowych nieść szczęście i chronić przed złymi duchami, przywódcy wielkich państw korzystają z „przepowiedni” szamanów, a profesorowie renomowanych uczelni z wypiekami czytają komputerowe horoskopy. dobrym kochankiem, czy w nadchodzącym tygodniu dopiszą finanse. A to wszystko pod płaszczykiem „europejskości”, „postępowości”, „niezależności” czy „nowoczesności” wdziera się w naszą chrześcijańską świadomość recydywa pogaństwa. Kilka paradoksów. . . Ministerstwo pracy wpisało na oficjalną listę zawodów „astrologów”, „wróżbitów” i „refleksjologów”, sankcjonując współczesne pogaństwo i działalność szamanów „tajemnych niemocy” określających przyszłość człowieka na podstawie przypadkowo rozrzuconych kart czy „magicznej” analizy martwej masy gwiazd. Przeciwko czemu, z inicjatywy naukowców z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN, zaprotestowało blisko 900 uczonych, uzasadniając, że te „zawody” są całkowicie pozbawione podstaw racjonalnego myślenia, zawierają elementarne błędy naukowe i przyczyniają się do szerzenia zabobonów i pseudonaukowego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. Inny paradoks naszych czasów. Wróżbiarstwo uzbrojone w zdobycze technologii urasta do rangi nauki z własną metodologią, określającą status teraźniejszości i strukturę przyszłości. I już właściwie nie dziwi, że astronauci noszą amulety, które mają przyBiuletyn 6 (23) 2010 Im większy rozwój nauki i techniki, tym bardziej współczesny człowiek, nieposiadający głębokiej wiary i ugruntowanej wiedzy religijnej, w sposób naiwny szuka w gusłach i przesądach sensu życia, rozwiązania swoich problemów i niepokojów egzystencjalnych. Różnego rodzaju horoskopy, kabały, tarot, magia, chiromancja, astrologia, wróżbiarstwo, nekromancja, wirujące stoliczki, magiczne kule, seanse spirytystyczne czy okultyzm – czyli religia szatana, to bardzo jaskrawe przejawy pogaństwa po chrześcijańskiego. Ktoś może powiedzieć (nawet w środowiskach katolickich!), że jest to „rodzaj zabawy, traktowanej z przymrużeniem oka”, a do czytanych horoskopów zachowuje się dystans. Już przed laty znawca tych problemów prof. Pablo Capanna postawił trafną diagnozę: laicyzacja Zachodu nie była ani nie mogła być ostatnim etapem. Kiedy cykl dobiega końca, znowu odrastają korzenie starego pogaństwa, a magia i okultyzm jednoczą się z techniką. Opracował Ks. Adam Kroll OSACZONA PRZEZ WRÓŻKĘ W dniach żałoby, po śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II, zrozumiałam, że muszę zerwać ze złem. Moje świadectwo kieruję do wszystkich, którzy mieli, mają lub mogliby mieć kiedykolwiek kontakt z okultyzmem, nawet w najbłahszych jego formach. Piszę, aby ostrzec, że wszelkie formy okultyzmu mają nie tylko zły, 11 destrukcyjny, ale wręcz wyniszczający wpływ na człowieka. Tarot, runy, pogańskie karty tzw. anielskie, senniki, horoskopy, numerologia, aury, jak nawet yoga, feng-shui, tai-chi, bioenergoterapia, homeoterapia, wahadełka, amulety, pierścienie, biżuteria ezoteryczna i wszystko co się z tym wiąże, prowadzi do zła. Pamiętajcie, że tarot to narzędzie sza- tana, narzędzie zniewolenia, manipulacji, ubezwłasnowolnienia i destrukcji. Kobieta, która nazywa się wróżką, przy pomocy szatańskiego tarota szuka sobie ofiary, jaką mu zamierza złożyć. Ofiary, która sama z dnia na dzień potrafi nagle myśleć o zakończeniu swojego życia. Trzeba się od tego odcinać, trzeba się wyrzekać szatana mocą naszego Pana Jezusa Chrystusa. Wszystko zaczęło się kilka lat temu od depresji. Nie potrafiłam sobie poradzić ze stanem przygnębienia. Miałam kłopoty na studiach i problemy w życiu prywatnym. Wydawało mi się wtedy, że zupełnie nie mogłam dać sobie rady i że wpadłam w jakiś labirynt bez wyjścia. Wtedy też znalazłam artykuł w jednej z niemądrych, astrologicznych gazet, czy też nawet w zwykłej gazecie z programem, 12 jak to pewien medalion miał rzekomo „pomagać w spełnianiu marzeń”. W ten sposób zaczęłam interesować się magią. Przypomniało mi się, że moja znajoma bardzo pasjonuje się okultyzmem. Ona poradziła mi kupno pierścienia mającego niby moc ochronną i telepatii. Dała mi telefon do wróżki „pomagającej” w trudnych sytuacjach. Poinformowała mnie także o targach, które bardzo często odbywają się w Trójmieście. Proszę mi uwierzyć, że odwiedzenie takich targów ma zgubne skutki. Właśnie tam był początek wszystkiego, co za chwilę opiszę i co zapoczątkuje moje świadectwo. Tam właśnie nabyłam pierścień atlantów, o którym wspominałam wcześniej. W ludziach, którzy widzieli go na moim palcu, budziło się zainteresowanie i chęć posiadania tego złego przedmiotu. Jest to tak popularne, że jeśli dokładnie się przyjrzeć rękom ludzi, znajdziemy wiele osób, które noszą go na sobie, być może nieświadomie, że to zło. Powracając do mojej historii, którą po napisaniu tego świadectwa potraktuję, jako zupełnie zamkniętą dla mnie przeszłość, skorzystałam z numeru telefonu jaki dała mi znajoma. Zadzwoniłam i usłyszałam pozornie miły głos. Wtedy też dostałam pierwszy znak od Boga Ojca i Matki Bożej, która czuwała nade mną, dając mi szansę odwrotu. Otóż kobieta, do której się dodzwoniłam nie mogła mnie przyjąć i podyktowała mi kontakt do kogoś innego. Bóg Ojciec dał mi wtedy drugą szansę, ponieważ i ta osoba miała napięty terminarz zajęć i nie mogła się spotkać. Ja jednak tkwiąc w stanie bezradności,poprosiłam o najbliższy wolny termin i powiedziałam, że poczekam. Dodam, że w tym czasie chodziłam do kościoła, regularnie uczestniczyłam we Mszy Świętej, modliłam się. Z drugiej strony, w zupełnej nieświadomości, w co się pakowałam, zaczęłam szukać rozwiązania u osób zajmujących się okultyzmem, tak jak by one właśnie miały Kwartalnik o zagrożeniach duchowych lekarstwo na moje smutki. Tak jak by zabrakło mi nagle rozumu i tak jak bym zupełnie nie zdawała sobie sprawy z całej tej zasadzki. Miałam w tym czasie chłonny umysł na wszystko co mi powiedziano i uwrażliwioną, bardzo młodą, dwudziestoletnią duszę. Niezmiernie łatwo wtedy człowiek ulega wszelkiej manipulacji i zgubnie jest w stanie zaufać ludziom, którzy rzekomo ofiarują swoją pomoc, udając przy tym przyjaciół. Osoba ta jak każda tzw. wróżka, posługiwała się wieloma narzędziami, żeby próbować dotrzeć do zakamarków mojej duszy. Koncentrowała się, wymawiała w myśli jakieś dziwne słowa, stawiała karty tarota, czytała z dłoni, ze snów i nie tylko. Docierała do domu, rozkładała na części pierwsze psychikę człowieka i docierała do tego, co w sercu najważniejsze - do wiary w Najświętszego Boga Ojca. Wiedziała, że byłam przygotowanym materiałem, żeby móc mnie sprowadzić na złą drogę: taka słaba, zachwiana emocjonalnie i szukająca pocieszenia. Przecież właśnie wtedy jest dobra gleba na zasianie złego ziarna w młodym człowieku, który czuje się bezbronny i szuka odpowiedzi na wiele pytań. W moim przypadku było jednak ogromne utrudnienie dla takiej osoby. Od początku wiedziała, że jestem wierząca, że chodzę do kościoła i wierzę w Boga. Skorzystała więc z manipulacji mojego umysłu Psalmami, słowami z Pisma Świętego. Pamiętam, że na początku upewniła się, czy nie noszę żadnego medalika czy krzyżyka. Wtedy to jej pytanie nie zwróciło mojej uwagi. Wszystko, co robiła, nazywała tzw. białą magią. Zrodziło to we mnie przeświadczenie, że wobec tego, to nie może być sprzeczne z wiarą w Boga. Jakże zgubne myślenie! To było bardzo złe, i to właśnie było podszywaniem się szatana pod Świętość Boga, w co się złapałam zupełnie nieświadomie. Biuletyn 6 (23) 2010 Podawała mi gotowe formułki, które rzekomo miały mi być pomocne, i które miałam wypowiadać regularnie; medytacje, zachęcała do jogi i wizualizowania wydarzeń. Doszło do tego, że sama sobie kupowałam jakieś beznadziejne gazety, książki, przedmioty mające pełnić rolę amuletów, przepowiednie, horoskopy indywidualne, wierzyłam w numerologię. Wróżka utrzymywała ze mną stały, regularny kontakt. Kontrolowała mnie, czy przypadkiem nie zawróciłam z drogi, którą dla mnie przygotowała. Udawała przyjaciółkę, która zawsze wysłucha i doradzi. Błąd! Zachęciła mnie do odprawienia rytuałów i spotkań z ludźmi zajmującymi się okultyzmem. Wciągnęła do grup, w których odbywały się rytuały magiczne, które przypominam, rządziły się manipulacją i miały na celu zapewnienie tym ludziom błędnie pojmowanej ochrony, pomocy, przezwyciężanie strachu. Dostawałam od tej wróżki wskazówki na temat życia zawodowego i prywatnego. Doradziła mi zupełny odwrót od moich planów zawodowych i podejmowała usilne próby ingerencji w życie prywatne. Odciągała ode mnie dobrych ludzi, a przyciągała ludzi zagubionych, poszukujących odpowiedzi na życiowe pytania. Tych, którzy odeszli od Kościoła, od wiary w Boga. Łańcuszek wydawał się nie mieć końca. Doszło do widzeń w snach, telepatii, poszukiwania znaków. Wtedy byłam przekonana, że to były znaki od Boga. Na pewno były też, czułam Boga w moim życiu, ale były też te znaki, które od Boga nie pochodziły. Znaki, których z czasem już nie umiałam rozpoznać, bo zagłuszał moje myśli zły. Przyśnił mi się z czasem wąż, a później czułam jak by za mną wszędzie chodził. Przyśnił mi się też szatan. Bałam się cmentarzy.Moja sytuacja zawodowa odciągała mnie od Kościoła, gdyż w niedzielę przychodziłam tak wyczerpana do domu po siedmiu dniach spełniania obo13 wiązków zawodowych, że już nie miałam siły pójść do kościoła. Wszystkie Święta zaczęłam postrzegać i traktować jako dni wolne od pracy, możliwość wyjazdu, a nie jako spotkanie z Bogiem i pełne uczestnictwo w radości Narodzenia Pana Jezusa, bólu ukrzyżowania Pana Jezusa i radości Jego zmartwychwstania - Wybacz mi Panie Jezu, bo nie byłam świadoma, co czyniłam! Wróżka odciągała mnie od Kościoła. Były jednak dni, że szłam na Mszę Świętą, szłam do Spowiedzi Świętej, ale zły duch utrudniał mi tę Spowiedź, ponieważ nieświadomie zatajałam grzechy, które mnie tak nękały. Przypominam sobie, że na samym początku wyspowiadałam się z tarota i Ksiądz powiedział, że to jest złe narzędzie. Ja jednak, tak jak bym wpuściła to ostrzeżenie jednym uchem, a drugim wypuściła, byłam wobec tego bezsilna. Nikt nie miał siły, żeby mnie powstrzymać przed wróżbiarstwem i magią. Przyjaciele wielokrotnie powtarzali, żebym się oddaliła od tego zła, a ja jeszcze ich zachęcałam. Bywały chwile, że szłam do kościoła i znajdowałam tam ukojenie. Jeśli nie poszłam w niedzielę, szłam w ciągu tygodnia. Modliłam się o wstawiennictwo do Maryi i wpatrywałam w obraz Chrystusa Zmartwychwstałego płacząc i błagając o pomoc. Czułam, że jak wyjdę z kościoła znów będzie mi ze wszystkim ciężko. Czasem zdarzało się, że przychodziłam do kościoła i zastawałam zamknięte drzwi. Nachodziło mnie wtedy poczucie kompletnej bezradności. W takiej bezradności właśnie trafiałam znów po poradę do wróżki i tamtych ludzi. Doszło do tego, że sama nie byłam w stanie podjąć żadnej decyzji w jakiejkolwiek sprawie, bo zaraz nachodziły mnie wątpliwości. Nie ufałam niczemu ani nikomu. Nie potrafiłam sama postawić kroku. Wróżka doprowadziła do tego, że bez jej rad i wskazówek nie potrafiłam już żyć. Wpadałam w dołki, depresje, czasem nie wi14 działam sensu wyjścia z domu i czułam zniechęcenie do wszystkiego. Co więcej, wcześniej priorytetowe dla mnie sprawy odeszły na boczny tor, jeśli nawet nie na sam koniec, bo ja zupełnie upadałam. Zadawałam sobie pytania, co stało się z moją ambicją i gdzie ta dziewczyna, która potrafiła spędzić nad czymś nawet dwa razy więcej czasu, żeby wszystko wykonać dokładnie i żeby przygotować się jak najlepiej. Przełomowym momentem w moim życiu, kiedy sobie uświadomiłam, w jakim złym otoczeniu byłam, i z jakimi złymi rzeczami miałam kontakt, była śmierć wspaniałego człowieka, Jana Pawła II. Poprzez wstawiennictwo naszego Papieża, przy tak silnym działaniu Ducha Świętego, tak jak wielu ludzi w tamtym czasie, zaczęłam pojmować wiele spraw, nawracać się, na nowo ufać Bogu. W tym też momencie poczułam, że w moim życiu działo się zło. Modliłam się przez łzy, słuchałam komunikatów z ogromnym żalem. Wzięłam udział w białym marszu przypinając sobie wstążeczkę na znak Miłości do Jezusa. Postanowiłam sobie wtedy poprawę, odejście od zła, powrót do moich wcześniejszych wartości. Niestety nie było to łatwe. Wszystko zaszło już tak daleko, że nie pomagały modlitwy, obecność na Mszy Świętej, Spowiedź Święta, w której nie mogłam wyjawić swoich grzechów, które chciałam wypowiedzieć. Dochodziło do tego, że zakłócana była moja modlitwa, że pójście do kościoła na Mszę Świętą polegało na wpatrywaniu się w obraz Jezusa Zmartwychwstałego i błaganiu o pomoc. Któregoś dnia znalazłam w Kościele modlitwę wstawienniczą do Świętego Judy Tadeusza. Gorąco się modliłam, żeby mi pomógł. Brakowało mi wytrwałości, byłam słaba. Rozrywana między dobrem a złem. Nie radziłam sobie w życiu prywatnym. Bliskie mi osoby nie rozumiały, co się ze mną Kwartalnik o zagrożeniach duchowych działo. Nie potrafiłam sama wyjaśnić moich napadów złości. Bałam się spać sama przy zgaszonym świetle. Wtedy, kiedy zmuszona byłam zostać sama w domu na kilka dni tak bardzo się męczyłam i bałam, że nie spałam do rana lub spałam przy zapalonym świetle, odczuwając przy tym czyjąś obecność. Czułam, że ktoś się koło mnie kładł i podszywał pod osobę mi bliską, słyszałam nawet w myślach słowa, jakie do mnie kierował. Często mówiłam do siebie, pojawiały się wewnętrzne głosy, które nakazywały mi brać kartkę i pisać. Odtąd porady otrzymywałam poprzez pismo automatyczne. Czasem polegało to na zapisywaniu wielu stron, w których jak w przepisie miałam podane, co mam zrobić, co powiedzieć, jak postąpić w danej sprawie. Stawało się to niezmiernie męczące nie tylko dla mnie, ale i dla najbliższych mi osób, a szczególnie bliskiego mojemu sercu mężczyźnie. Mój chłopak dostawał ode mnie reprymendy za wszystko, byłam zazdrosna, zaborcza, podejrzewałam go o najgorsze rzeczy, wszędzie widziałam zdradę, kłamstwo i nie ufałam mu zapewniając oczywiście, że tak nie było. Gdy nagle przestawał działać telefon, oskarżałam go, że się rozłączał specjalnie. Ubzdurałam sobie, że wracał później niż zwykle do domu, co we mnie rodziło jeszcze większą złość, pojawiały się czasem wybacz mi Jezu!... samobójcze myśli po tamtych kłótniach, tzn. nie widziałam sensu istnienia. W takich momentach wpatrywałam się w krzyż Chrystusa i złe myśli odchodziły. Mój chłopak nie wiedział, co się ze mną działo. Spostrzegł jedynie, że nie byłam osobą, w której się kiedyś zakochał. Czuł, że mu nie wierzyłam, że we wszystkim widziałam podstęp i uważał, że traktowałam go jak wroga, a nie jak mężczyznę, który chce dla mnie jak najlepiej, Biuletyn 6 (23) 2010 i który cierpliwie znosił wszystkie te moje stany zachwiania emocjonalnego. Czasem brakowało mu sił, ale Najlitościwszy Pan Bóg trzyma nasz związek w opiece. Tylko dzięki Miłosiernemu Sercu Chrystusa i Maryi przetrwaliśmy oboje takie burze, awantury o nic nieznaczące sprawy. Jak przypomnę sobie, ile miałam w sobie egoizmu, to aż serce boli! Wcześniej potrafiłam podzielić się połową cukierka, a później wymuszałam luksus, drogie ubrania, pieniądze, które rzekomo mi się należały także od moich ciężko pracujących rodziców. Pewnego dnia postanowiłam pozbyć się raz na zawsze zła, które było w moim życiu. Rozpoczęłam od sprzątania i wyrzucania wszystkich nagromadzonych latami okultystycznych gazet. Po tym jak już zrobiłam generalną czystkę w gazetach została ostatnia, która sama wypadła mi z górnej szafki mojego segmentu. Otworzyłam ją i na pierwszych stronach pojawił się wyraźny tytuł, który przyciągnął natychmiast moją uwagę. „Msze uzdrawiające w Krakowie”. Poczułam wtedy coś niesamowitego. Poszłam do bliskiej mi osoby i wyznałam, że potrzebowałam egzorcyzmu. Już wcześniej pojawiały się te myśli i nawet kilka razy wspominałam 15 między wierszami, ale na tym się kończyło. Po przeczytaniu jednak tamtego artykułu wiedziałam, że ja musiałam w takiej Mszy Świętej uczestniczyć. Nie czekając zaczęłam szukać w internecie, gdzie Msze Święte z Modlitwą o Uzdrowienie się odbywają, ale nie znalazłam odpowiedzi. To zaprowadziło mnie jednak do innych stron poświęconych egzorcyzmom. Zaczęłam czytać. Przełączałam się do kolejnych stron poprzez podawane linki. Nadal jednak była to walka. Po przeczytaniu fragmentu modlitwy z egzorcyzmem obudził się we mnie taki bunt, który był z czasem nie do opanowania, zaczęłam rzucać rzeczami, które miałam w pokoju. W internecie nie znalazłam informacji o Mszach Uzdrawiających, więc postanowiłam w takim układzie skorzystać z pomocy mieszkającego w pobliżu bioenergoterapeuty. Wyszperałam gdzieś stary wycinek z gazety o nim i znalazłam telefon. Okazało się, że mieszka na tej samej ulicy. Doszło prawie do tego, że znów zadzwoniłabym po pomoc do tej samej znajomej, co kiedyś podała mi telefon do wróżki, która chyba nadal nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielkie czyni zło. Czułam się jednak coraz gorzej. Nie byłam w stanie wypełniać moich zawodowych obowiązków. Mogłam jedynie zaplątać się w pościel i leżeć tak całymi dniami nie odzywając się do nikogo. Jak tylko ktoś z moich bliskich chciał mi pomóc wpadałam we wściekłość. Męczyłam się sama i przytym wszystkich wokół mnie. Dyktowałam, co kto miał robić i nie znosiłam żadnego sprzeciwu. Pewnego razu wyprowadzona z równowagi kłótnią z bliską mi osobą, dla której cała ta sytuacja ze mną była nie do wytrzymania, dostałam ataku. To było coś, czego nie sposób opisać. Pewnego rodzaju bunt wewnętrzny, krzyki, przerażający wyraz twarzy, szczękościsk i zimno, które trzęsło całym moim ciałem. Kładłam się na podłodze i wyłam... tego nie można było nazwać płaczem. Byłam w stanie, w jakim są ludzie umieszczani w szpita16 lach psychiatrycznych. Miałam dzwonić do tamtego bioenergoterapeuty właśnie wtedy, nawet przyszła do mnie myśl, o której mam dokładnie to zrobić. Modliłam się w tym samym czasie błagając o pomoc. Atak się nasilał. Rzucałam rzeczami, rozbijałam wszystko, co było na mojej drodze. Mój pokój zamieniał się stopniowo w pole bitwy. Rozlewałam wodę ze szklanek. Moje zęby były zaciśnięte, a szczęka trzęsła się jak u zamarzającego człowieka. Czułam się fizycznie wyczerpana, jak chora. Wtedy moja mama, prawie bezsilna wobec mnie, włożyła mi do ręki Różaniec. W pełni świadomości usiadłam przed komputerem i weszłam na stronę o egzorcyzmach. Tam znalazłam adresy Kurii, nie było jednak naszej Kurii. Podałam mamie książkę telefoniczną i poleciłam znaleźć numer telefonu. Sama zadzwoniłam trzymając w jednej ręce Różaniec, a w drugiej telefon. Drżącym głosem poprosiłam o pomoc i Ksiądz, który odebrał telefon podał mi numer telefonu do Księdza Andrzeja Kowalczyka - egzorcysty. Zadzwoniłam natychmiast i Ksiądz zgodził się przyjąć mnie tego samego dnia. W tym momencie, mimo że wyczerpana poczułam ogromną wolę walki o dobro, o miłość i o to wszystko, co zły duch chciał mi odebrać. Pojechałam do Księdza, opowiedziałam o wszystkim i Ksiądz pomodlił się nade mną. Płakałam, upadałam, ale czułam się później o wiele lepiej. Pan Jezus był przy mnie, Duch Święty jest obecny w mojej duszy. Od razu powiesiłam na szyi medalik Matki Boskiej. Pojechałam natychmiast do kościoła na Mszę Świętą i do Spowiedzi. W drodze modliłam się o bezpieczne dotarcie do kościoła. Po powrocie do domu czekał na mnie mój ukochany chłopak. Przeprosiłam go za moje zachowanie. Wybaczył mi. U Księdza Andrzeja dowiedziałam się o rekolekcjach i kursie Marana-Tha. Bardzo na nie Kwartalnik o zagrożeniach duchowych czekałam. Po wizycie u Księdza cały tydzień zajęło mi pozbywanie się wszystkich rzeczy związanych z magią. Wtedy, gdy zaczęłam wyrzucać gazety przeszkodzono mi wzbudzając we mnie bunt. Później miałam wystarczająco dużo sił, żeby przeprowadzić całkowite oczyszczenie swojego pokoju. Pozbyłam się wszelkich kart, książek, kamieni, amuletów, biżuterii, pogańskich figurek przedstawiających pogańskie anioły, wypisywanych przeze mnie kartek, pamiętnika itd. Wykasowałam zło. Nawet mój komputer zupełnie się popsuł, więc wszystko co miałam i tam, zostało zniszczone. Przyszedł dzień Uzdrawiającej Mszy Świętej w kościele Świętego Michała w Sopocie i tydzień później rekolekcje i kurs Marana-Tha, tak z utęsknieniem przeze mnie oczekiwany. Poszłam na rekolekcje chodź w ten dzień czułam się źle, przeżywałam kolejny dołek emocjonalny i brakowało mi sił. Nie chciałam jednak, by cokolwiek mogło przeszkodzić mi w uczestnictwie. Po pierwszym dniu rekolekcji czułam się bardzo dobrze, drugi dzień już obudził we mnie wieczorem zniechęcenie. Wracały do mnie emocjonalny brak zrównoważenia i podejrzliwość. Usnęłam jednak z trudem i poszłam w niedzielę na ostatni dzień kursu. Po rekolekcjach poczułam jak wracają mi siły, chce mi się żyć i poczułam ogromną opiekę Jezusa - Mojego Pana i Maryi. Dostałam od jednej z uczestniczek Cudowny Medalik i obrazek Maryi Niepokalanej, która miażdży głowę węża. To wspaniały dar Boży. Modlitwa o zesłanie Ducha Świętego, która ma miejsce ostatniego dnia rekolekcji, jest cudownym przeżyciem, którego nie da się porównać z niczym. Czuję tak bliską obecność Pana Boga i opiekę. Najświętszy Bóg Ojciec dał mi szansę. Doświadczył mnie cierpieniem, aby nauczyć mnie Miłości. Szczerej miłości, prawdziwej, takiej, która nie zna, co to nienawiść i zło. Jezus nauczył mnie Biuletyn 6 (23) 2010 swojej miłości i przebaczenia. Przebaczyłam też tamtym ludziom, którzy zbłądzili w swoim życiu i którzy chcieli pociągnąć mnie za sobą. Ja jednak zawróciłam ze złej drogi i sławię imię Pana Boga. Ja w imię Chrystusa, wyrzekam się szatana, jego działania i wszystkich narzędzi, jakimi się posługiwał wobec mnie i wobec ludzi z mojego otoczenia. Wyrzekam się Zła! Ja należę do Chrystusa i Jezus jest moim Panem! Tylko wola Pana Boga liczy się w moim życiu i tylko wolę Pana Boga będę spełniać! Jezu Ufam Tobie! Anna PODARUNEK OD MARYI - CUDOWNY MEDALIK Miejscem niezwykłego wydarzenia była kaplica Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia przy ulicy du Bac w Paryżu. W sobotę, 27 listopada 1830 roku, przed pierwszą niedzielą Adwentu, młoda nowicjuszka sióstr szarytek Katarzyna Laboure udała się do kaplicy swego Zgromadzenia, aby odprawić wieczorne rozmyślanie. Nagle usłyszała jakby szelest w chórze. Popatrzyła w kierunku ołtarza. Tam ujrzałam Najświętszą Dziewicę o nadzwyczajnej piękności, której opisać nie podobna. - opowiadała później swoje niezwykłe przeżycie. Maryja ukazała się jej w postawie stojącej, odziana w białą szatę, a głowę Jej okrywał biały welon, spadający aż do stóp. Pod nogami miała kulę ziemską, a raczej półkulę, otoczoną przez zielonawego węża ze złotymi plamami. Ręce Jej, wzniesione, trzymały drugą kulę 17 ziemską ze złotym krzyżykiem u góry. Oczy wzniosła ku niebu, składając jakby w ofierze cały wszechświat Panu Bogu, a twarz Jej promieniała coraz więcej jasnością. Nagle zjawiły się na każdym Jej palcu po trzy kosztowne pierścienie, wysadzane drogimi kamieniami, z których wychodziły na wszystkie strony jasne promienie. - Gdy, olśniona widokiem Najświętszej Maryi Panny, wpatrywałam się w Jej majestat - relacjonowała siostra Katarzyna - Ona zwróciła swój łaskawy wzrok na mnie, a głos wewnętrzny mówił mi „Kula ziemska, którą widzisz, przedstawia świat cały... i każdą osobę w szczególności.” -Tu już nie mogę opisać wrażenia, jakiego doznałam na widok cudownie jaśniejących promieni.- wspominała. - Wtenczas Najświętsza Panna rzekła do mnie. „Promienie, które widzisz spływające z mych dłoni, są symbolem łask, jakie zlewam na tych, którzy mnie o nie proszą, a kamienie drogie nie wydające promieni - są to łaski, o które nikt nie prosi.” - dała mi przez to do zrozumienia, jak hojna jest dla tych, którzy się do Niej uciekają. Następnie otoczył Najświętszą Pannę, która miała ręce zwrócone ku ziemi, pas, a na nim znajdowało się napisane złotymi literami wezwanie: O Maryjo bez grzechu poczęta, módl 18 się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy. Potem usłyszałam głos mówiący do mnie: „Postaraj się o wybicie medalika według tego wzoru. Wszyscy, którzy go będą nosili, dostąpią wielkich łask, szczególniej, jeżeli będą nosić go na szyi. Tych, którzy mnie ufają, wielu łaskami obdarzę.” - W tej chwili zdawało mi się, że obraz się obraca i na drugiej jego stronie ujrzałam literę M z wyrastającym ze środka krzyżem, a poniżej Serce Jezusa otoczone cierniową koroną i Serce Maryi przeszyte mieczem. Po chwili wszystko znikło - jakby wielkie światło zagasło, napełniając mnie niewypowiedzianą radością i szczęściem. Spowiednik św. Katarzyny Laboure, ksiądz Aladel, spytał, czy na odwrotnej stronie medalika również nie widziała jakiegoś napisu. Gdy zaprzeczyła, polecił jej zapytać się Maryi, jaki tam umieścić napis. Siostra zgodziła się. Po długich modlitwach usłyszała wewnętrzny głos: „ Litera M i oba serca dosyć mówią.” Ksiądz Aladel, początkowo był sceptycznie nastawiony do usłyszanego od młodej nowicjuszki opowiadania o objawieniu Maryi. Jednak po kilkumiesięcznych interwencjach św. Katarzyny i powtarzanych przez nią słowach, że Najświętsza Panna jest niezadowoloKwartalnik o zagrożeniach duchowych na, udał się do arcybiskupa Paryża Ludwika de Quelen’a przedstawiając mu sprawę. Po jej rozpatrzeniu Arcybiskup stwierdził, że nie ma w tym objawieniu nic sprzeciwiającego się wierze i wydał upoważnienie do wybicia medalika. Po szczególnie głośnym nawróceniu niewierzącego Żyda Alfonsa Ratisbonnea w roku 1841, który, otrzymawszy od przyjaciela medalik Niepokalanej, przyjął chrzest i został później kapłanem katolickim, papież Grzegorz XVI potwierdził w Rzymie mocą swego autorytetu orzeczenie arcybiskupa Paryża. W ten sposób, zgodnie z wolą Matki Bożej, zaczęto wybijać objawiony medalik, który stał się narzędziem miłosierdzia. Jest on rozpowszechniany od maja 1832 roku. W ciągu pierwszych dziesięciu lat w samym tylko Paryżu i Lyonie rozeszło się przeszło 60 milionów tych medalików. Wydana przez spowiednika św. Katarzyny, księdza Aladel, broszurka o Cudownym Medaliku pt.: Wiadomości historyczne o medalu, rozeszła się błyskawicznie w bardzo krótkim czasie. Dlatego w przeciągu kilku miesięcy musiano zrobić aż pięć wydań w ilości 123.000 egzemplarzy. Ukazały się też tłumaczenia z francuskiego na inne języki, jak: włoski, angielski, polski, niemiecki, holenderski, grecki, hiszpański i chiński. Ludzie pragnęli nosić Cudowny Medalik, aby w ten sposób wyrazić Maryi swą ufność i miłość oraz zaskarbić sobie Jej opiekę i szczególne łaski. Szybko przekonano się o nadzwyczajnej ilości łask otrzymanych za przyczyną Matki Bożej Niepokalanej przez objawiony medalik: śmiertelnie chorzy odzyskiwali zdrowie, głusi słuch, niewidomi wzrok, zatwardziali grzesznicy ze skruchą przystępowali do sakramentu pokuty; na łono Kościoła powracali odstępcy, heretycy, schizmatycy; a innowiercy i poganie odnajdywali jedynego i prawdziwego Boga. Biuletyn 6 (23) 2010 Dzięki licznym i wyjątkowym cudom, jakie Niepokalana zdziałała i ciągle czyni przez medalik, nazwano go Cudownym Medalikiem. Nazwę tę zatwierdziła Stolica Apostolska, a Ojciec Święty Leon XIII dekretem z 1894 roku wyznaczył Święto Niepokalanej od Cudownego Medalika na dzień 27 listopada. Papież Jan Paweł II, podobnie jak jego poprzednicy, oprócz różańca, rozdawał Cudowne Medaliki, nakładając na nie specjalne odpusty. Cudowny Medalik jest rozpowszechniany przede wszystkim przez Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, do którego należała św. Katarzyna Laboure, przez Zgromadzenie Księży Misjonarzy, Zakon Franciszkański oraz Apostolat Maryjny w Polsce, którego założycielem był, zmarły we wrześniu 2003 roku, Ksiądz Profesor dr Teofil Herrmann. Do propagowania go wezwani są również wszyscy wierzący, którzy odczuwają takie pragnienie. O tysiącach łask otrzymywanych za przyczyną Maryi przez Cudowny Medalik, dowiadujemy się ze świadectw ludzi, którzy ich doznali, lub są ich świadkami. Powstały nawet książki będące zbiorami świadectw o otrzymanych łaskach, takie jak: Promienie Pośredniczki Łask ks. T. Herrmanna, w której znajdują się wzruszające i zadziwiające świadectwa z czasów II wojny światowej oraz lat nam współczesnych, czy Złote Promienie Cudownego Medalika, wydanej w roku 1929 staraniem Sióstr Miłosierdzia w Krakowie. Zbiorek ten zawiera dokładny opis nawrócenia wspomnianego Żyda Alfonsa Ratisbonne oraz świadectwa z Polski, Belgii, Portugalii, Francji z czasów rewolucji francuskiej z 1871 roku, z Chin, Peru i Stanów Zjednoczonych z 1861 roku. Są to opisy nawróceń osób przez wiele lat żyjących z dala od Boga, ateistów, herety19 ków, protestantów. Znajdujemy w nim także opisy uzdrowień, ocalenia życia, uwolnień od złego ducha, jak również łaski zawarcia ślubu kościelnego przez osoby wiele lat żyjące w związkach niesakramentalnych. Przez medalik upraszano także łaskę uciszenia burzy, ochrony przed powodziami, gradem, pożarami – gdy medalik wrzucony w ogień gasił pożar. Tysiące osób doświadczyło przez niego opieki i miłości Maryi. Stał się on również prostym środkiem do nawrócenia i uświęcenia. Każdy, kto go otrzymał, może być pewien, że dostał podarunek od samej Maryi, a 27 listopada, to szczególny dzień dziękczynienia za ten dar. Oto świadectwo udrowienia otrzymanego 27 listopada 1894 roku w Polsce: (ze zbioru: Złote Promienie Cudnego Medalika, 1929r. Kraków, SS. Miłosierdzia) Dziecię uzdrowione przez Maryję. Przyniesiono do szpitala św. Józefa w Pelplinie piętnastomiesięcznego chłopczyka, któremu trzeba było zrobić operację krupu [Jest to choroba zakaźna występująca głównie u dzieci, odmiana błonicy ze zmianami w krtani, polegającymi na zmniejszeniu lub zatkaniu jej światła przez błoniaste naloty; dławiec. M.W.]. Operacja udała się, lecz rurka, którą się zwykle wtedy zakłada i pozostawia do 15 dni, nie mogła być usunięta, bo po każdej próbie, aby ją z gardła dziecka wyjąć, mały Franio wpadał w omdlenie i przychodził do przytomności dopiero, gdy mu ją na powrót założono. Biedna matka była w rozpaczy, widząc chłopczyka leżącego jakby bez duszy. Lekarz i Siostry sądzili również, że chłopczyk nie obejdzie się już bez tego przyrządu. Upłynęło tak siedem miesięcy, matka dziecka dawała na Msze św., odprawiała nowenny, odbywała pobożne pielgrzymki, lecz 20 wszystko było daremne. Gdy zbliżał się dzień 27 – go listopada 1894 roku, w którym to po raz pierwszy obchodzono uroczyście Święto Objawienia Cudownego Medalika, natchnął Bóg Siostrę, aby jeszcze jedną w tym dniu błogosławionym zrobiła próbę. Włożono dziecku medalik na szyjkę, matka przystąpiła do Komunii świętej w czasie Mszy św., aby zakończyć nowennę, a następnie wyjęto rurkę. Ten raz dziecko nie doznało zaduszenia, dzień i noc spędziło zupełnie spokojnie, a nazajutrz szczęśliwa matka zabrała do domu swojego chłopczyka całkowicie uleczonego, błogosławiąc moc i dobroć Niepokalanej Matki naszej i nie przestając powtarzać, że to Ona go uzdrowiła. Ta poczciwa kobieta, kazała ogłosić łaskę otrzymaną w dzienniczku: „Arcybractwa Niepokalanego Serca Marji.” Opracowała Monika Walczak Egzorcyści – niekiedy ostatnia nadzieja przeklętych „Krótko po urodzeniu syna zauważyliśmy z żoną, że równo po północy, przez całą godzinę dziecko nasze wydawało dziwne dźwięki, jakby jęki, których żaden inny noworodek nie wydaje. Tak działo się, co noc”. Przerywając, ze łzami w oczach Leszek opowiada Kwartalnik o zagrożeniach duchowych nam o pierwszych tygodniach życia swego syna. Bez jego woli i wiedzy dziecko to zostało ofiarowane Szatanowi. W krótkim rytuale zostało wypowiedzianych nad nim tylko parę zdań. To wystarczyło, aby diabeł poczuł się zaproszony do zawładnięcia duszą małego człowieka. Podobną moc przywoływania zła na kogoś ma przekleństwo. Skutkiem jego stosowania może być nawet opętanie demoniczne. Przekleństwo w złości jest nie tylko grzechem, ale wejściem w świat złego, który uważa się za upoważnionego, aby wyrządzić szkodę, nawet wtedy, gdy nie został wyraźnie wezwany, mimo braku świadomości jego wpływu. Złe słowa i złe myśli skierowane ku komuś lub czemuś otwierają drogę działaniu złego ducha. Śmiem sądzić, że osoby, którym zdarza się innym źle życzyć nie zdają sobie sprawy z ogromnego niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą przekleństwo. Inaczej by tego nie robiły! Bywa, że i nam może się „wymknąć” jakieś „Idź do diabła!”, „A żebyś sczezł” czy choćby „Diabelski pomiocie”. Mimo iż świadomie nie życzymy komuś zła, jednak przez takie zachowanie tracimy wrażliwość na działanie Bożego Ducha w naszych sercach. Powoli odsuwamy się od Niego dając miejsce złemu, a ten tylko czyha, aby zacząć się panoszyć. Podobne skutki mają miejsce, gdy używamy przekleństwa w rozumieniu jako wulgaryzm, „ubarwiając” nim często nasze wypowiedzi. W naszej refleksji skupimy się jednak na przekleństwie jako złorzeczeniu. Temat ten poruszył na Europejskiej Konferencji IAD w lipcu, w Częstochowie (o tej konferencji już pisaliśmy w poprzednim numerze) ks. dr Marian Piątkowski egzorcysta i założyciel pierwszej w Polsce wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym w Poznaniu. Biuletyn 6 (23) 2010 Rzeczywistość słowa „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, z tego, co się stało”. J 1,1-3. Słowo ma ogromną moc. Bóg rzekł: „Niech się stanie” i stało się. Jego słowo wywołało z nicości do istnienia wszystkie elementy świata, wśród nich wszystkie istoty żywe. Słowo ciałem się stało, wcześniej Maryja rzekła: „Niech mi stanie według słowa Twego”. Bóg wypowiada się dwojako: słowem prawdy w Swoim Synu i słowem miłości w Duchu Św. Prawda i miłość w Bogu zawsze stanowią jedno. Słowo Boże zawsze jest dobre. Natomiast od chwili buntu aniołów pojawia się słowo złe. Następuje walka między słowem dobrym i złym. Szatan wypowiada się słowem kłamstwa przeciw prawdzie i słowem nienawiści przeciw miłości. Musimy mieć świadomość, że każde nasze złe słowo jest uczestnictwem w słowie Szatana i daje mu moc, czyli sprowadza zło. 21 Czy Bóg przeklina? Z pewnością Bóg wolałby człowiekowi tylko błogosławić. Jednak Bóg posługuje się również przekleństwem. W ramach aktu stworzenia Bóg błogosławi wszelkiej istocie. W związku z upadkiem człowieka błogosławieństwo, które Słowo ze sobą przynosi, ukazuje zbrodniczy opór szatana i przekształca się, wskutek kontaktu z nim w przekleństwo. Także biblijna przepowiednia końca świata posiada oba elementy w eschatologicznym ujęciu. Pomiędzy tymi wydarzeniami, stworzeniem i sądem ostatecznym, mieści się cała historia zbawienia człowieka, w której Boże przekleństwo, będące zawsze moralnie dobre, służy do nawrócenia ludzi i zwrócenia ich ku miłości Bożej. Ono nigdy nie jest absolutne. Niekiedy bez wyraźnych racji, w sposób zaskakujący, po prostu wskutek przypływu miłości, obietnica zbawienia następuje bezpośrednio po groźbie, lecz częściej z samego środka przekleństwa wytryska błogosławieństwo. Bóg często posługiwał się świętymi prorokami i świętym Kościołem by jego wola mogła być spełniona. Czy to zawsze działa? Ksiądz Piątkowski twierdzi, że skuteczność klątwy zależy najpierw od stopnia złej woli osoby przeklinającej. Jeśli działa ona świadomie z autentyczną intencją złorzeczenia tzn. z perfidią, okrucieństwem i bardzo głęboką nienawiścią, zwłaszcza, jeśli istnieje związek bliskiego pokrewieństwa, skutek będzie duży. Ogólną zasadą jest: im pokrewieństwo bliższe, tym przekleństwo groźniejsze. Najbardziej niebezpieczne to przekleństwa rodziców wobec swoich dzieci. Szatan uważa się wtedy za uprawnionego do wyrządzenia szkody, która może dotyczyć ciała, psychiki, relacji międzyludzkich, mienia, aż do opętania włącznie. Może mieć to straszne następstwa. Znane są przypadki, gdy matka 22 rzuciła przekleństwo na dziecko jeszcze nieurodzone i oddała je diabłu. A ono urodziło się opętane przez złego ducha. Znane są także opętania małych dzieci ochrzczonych, które jeszcze nie doszły do rozeznania dobra i zła, więc nie mogły popełnić osobistego grzechu. Wtedy najbardziej prawdopodobną przyczyną obecności złego ducha jest przekleństwo. Skuteczność klątwy zależy również od stopnia oddania się diabłu osoby przeklinającej albo czarownika, któremu zlecono „zadanie”, zwłaszcza, jeśli osoby te zawarły pakt z diabłem. Od chęci szkodzenia, woli, intencji sprowadzenia zła przez przeklinającego. W czarnej magii występuje tzw. „zło czynienie”, maleficjum, czyli współdziałanie przekleństw z odpowiednimi rytuałami i posługiwanie się zauroczonym przedmiotem. Ludzka złość, gniew, nienawiść a nade wszystko zazdrość, co w Łodzi podkreślił ks. Rufus Pereira na X Forum Charyzmatycznym, mogą być przyczyną złorzeczenia. Istotne są także okoliczności, w jakich pada klątwa. Zawsze ma większą siłę w szczególnych sytuacjach jak: ślub, chrzest czy np. imieniny. Ksiądz ten przypomniał pewien fakt ze swojego życia, kiedy to przyszła do niego po pomoc pewna kobieta uskarżając się na trwający już dwadzieścia lat ból brzucha. Okazało się, że to cierpienie spowodowała teściowa dając jej do wypicia szklankę mleka w dniu ślubu. Teściowa zrobiła to ze złości, ponieważ przyszła synowa jej nie pasowała. W tym przypadku nośnikiem przekleństwa było to wypite mleko. Szatan może działać poprzez przedmioty, wywierając wpływ na nieświadomego zagrożenia człowieka. Przede wszystkim ks. Rufus wskazał na duże zagrożenie, jakim jest przekleństwo pokoleniowe, czyli atak zła wymierzony w całe rodziny ludzkie. Jeśli jakikolwiek z naszych Kwartalnik o zagrożeniach duchowych przodków posłużył się przekleństwem, to klątwa ta może ciążyć na całej naszej rodzinie w ciągu wielu pokoleń. Szczególnie niebezpieczne jest, gdy w rodzinie miały miejsce przypadki samobójstw, aborcji, morderstw lub, gdy ktoś zajmował się okultyzmem, magią, satanizmem bądź był członkiem sekty. Ducha zła obecnego w naszej rodzinie niejako dziedziczymy nieświadomie. Następnie skuteczność rzucanej klątwy zależy także od stanu duszy osoby przeklinanej. Jeśli grzech jest w jej życiu ciągle obecny, wtedy jest w dużym niebezpieczeństwie. Brakuje jej protekcji Bożej a przekleństwo niejako oprze się na grzechu tej osoby. Jeśli natomiast jest w stanie łaski i jest bliższa Bogu przez osobistą świętość, wtedy będzie bardziej a nawet całkowicie odporna. Szatan uderza także w tego, który w złych intencjach złorzeczy innej osobie. Szczególnie, który zamawia zło poprzez maga. Pozyskuje wówczas wpływ na osobę zamawiającą zło i przejmuje nad nią pewną władzę. „Niewidzialnym” dla przekleństwa Istnieją książkowe pozycje okultystyczne, których autorzy starają się dawać przepisy jak bronić się przed mocą rzuconej klątwy. Opisują w sposób groteskowy pewne rytuały magiczne, mające chronić od skutków przekleństwa. Przy czym występują tu elementy religii chrześcijańskiej, jak modlitwy, które mniej uświadomionym katolikom mogą zamącić w głowie i skłonić do ich stosowania. Dlatego lepiej samemu nie szukać tylko zgłosić się do księdza egzorcysty po pomoc. Dobrze byłoby skłonić osobę, która rzuciła przekleństwo, aby je przed Bogiem odwołała. Jednak główny ciężar obrony leży na osobie, na którą przekleństwo rzucono. Jeśli żyje w grzechu powinna z nim zerwać i żyć w stanie łaski. Zostać gorliwym chrześcijaninem. Biuletyn 6 (23) 2010 Często korzystać z sakramentu pokuty (powinna wyznać okoliczności przekleństwa, które je spowodowały) i eucharystii. Ważny jest stopień jej wiary, wzmacnianej Pismem Św. i wiedzą religijną. Potrzeba osobistej modlitwy, zwłaszcza różańca, także modlitwy wstawienniczej. Obroną przeciw skutkom przekleństwa jest modlitwa wielbiąca Pana Boga. Złe duchy nie znoszą tej modlitwy. Także modlitwa językami. Niezbędne jest także przebaczenie sprawy przekleństwa. Skuteczne bywa ofiarowanie mszy św. a szczególnie sprawowanie jej w domu, obciążonym przekleństwem. Środkami obronnymi są także używane właściwie, a nie w znaczeniu magicznym sakramentalia, takie jak egzorcyzmowana woda i sól, a także posiadanie przy sobie jak i w domu znaków świętych: np. medalika, relikwii, krucyfiksu, obrazów świętych. Niezastąpione jest włączenie się do grupy modlitewnej, zwłaszcza Odnowy w Duchu Św. i systematyczny udział w modlitwach wspólnotowych. Przekleństwo budzi niekiedy awersję do sakrum i utrudnia modlitwę osobistą. Wspólna modlitwa w grupie przywołuje obecność Jezusa, Jego potężne działanie. Zły duch zniechęca do takiej modlitwy, utrudnia ją. Powoduje złe samopoczucie u takiej osoby przeklętej, bóle głowy, pokusy przerwania modlitwy. Ale wytrwanie przynosi stopniowo poprawę. Pomocą jest także modlitwa członków rodziny, osób poświęconych Bogu, także pielgrzymowanie do sanktuariów. W walce duchowej, w której uczestniczymy bez względu na to, czy tego chcemy czy nie, pamiętajmy, że naszym oparciem jest sam Jezus Chrystus, z którego serca nikt nie jest w stanie nas wyrwać wbrew naszej woli. A nasz Pan tę walkę wygrał już dawno i nie odwołalnie, mocą swej przelanej krwi na krzyżu. Arkadiusz Szczepaniak 23 Wprowadzenie do problematyki sekt i nowych ruchów religijnych 1. Badacze rozróżniają między sektą pochodzącą z jakiejś religii światowej a kultem będącym tworem samoistnym i często eklektycznym. Można też sektę i kult rozumieć w następujący sposób: sektę jako zamkniętą organizację o toksycznym czy destrukcyjnym charakterze; kult zaś jako otwarty światopogląd, który może być jakimś filarem ideologicznym sekty, ale może też swobodnie dryfować na falach demokratycznej tolerancji oddziałując jednakże nierzadko niebezpiecznie i destrukcyjnie. Kult jako światopogląd może mieć faktycznie charakter “kultyczny”: religijny i inicjacyjny (np. okultyzm jako kult). Może też mieć charakter areligijny czy antyreligijny, ateistyczny, agnostyczny, liberalny czy humanistyczny, najczęściej jednak w formie utajonego dogmatyzmu mimo tego, iż sam oficjalnie przeciwstawia się wszelkim dogmatyzmom czy fundamentalizmom. Światopogląd całościowo ujmuje ocenę rzeczywistości: Boga, człowieka i świat. Nawet jeśli więc zaczyna się od definicji Boga (światopogląd religijny), to i tak trzeba zdefiniować pozostałe aspekty. W podobny sposób, jeśli zaczyna się od definicji człowieka (światopogląd antropocentryczny). Sekty o światopoglądzie religijnym mogą być re24 ligijne, parareligijne, parapsychologiczne, magiczne, okultystyczne, satanistyczne itd., czerpiąc z chrześcijaństwa (Biblii), ze światopoglądów orientalnych czy gnostyckich. Sekty o światopoglądzie antropocentrycznym mogą być terapeutyczne, edukacyjne czy ekonomiczne, co nie znaczy, że w tych organizacjach nie ma jakiegoś stosunku do rzeczywistości religijnej czy sakralnej, którą tu się odpowiednio przedefiniowuje. Gdy chodzi o stosunek do świata, to pewne sekty zainteresowane są masowym organizowaniem się i podbojem świata, a inne wycofują się ze świata postrzegając go jako zły, niebezpieczny czy tymczasowy, próbując przekonać innych do ucieczki od niego. Takie działania są zawsze uwarunkowane jakąś wizją Boga (w tym także choćby Jego negacją) czy też wizją człowieka. Wynika z tego, że należy badać światopoglądy proponowane przez sekty właśnie jako całościowe ujmowanie rzeczywistości. 2. Najważniejszy jest jednak syndrom sekty czyli sekta jako “destrukcyjny system”, najczęściej obleczony w organizację, który niszczy wolność jednostki a także jej sumienie. Chodzi nie tylko o pranie mózgu, ale o manipulacje umysłem czy zwodzenie duchowe w wymiarze najgłębszym: w wymiarze sumienia. Tak pojęta sekta to raczej terminus technicus, to przedmiot badań uniwersalnych, w których poszukuje się “destrukcyjnego systemu”, który nie dotyczy tylko jakichś tam organizacji o religijnym charakterze czy religijnym szyldzie. Nawet jeśli światopogląd religijny w tak pojętych organizacjach jest jakoś prawdziwy, godny szacunku, to “destrukcyjny system”, w którym on istnieje, niszczy wszystko. W takim sensie sektę można spotkać i w łonie każdej religii, i w łonie niewiary: ateizmu, liberalizmu, współczesnej kultury. Można ją spotkać w organizacjach, firmach, urzędach czy w końcu w rodzinie. Jedna sekta staje się azylem i ratunkiem Kwartalnik o zagrożeniach duchowych przed inną sektą, jaką może być rodzina czy panująca w niej atmosfera, klimat, nastrój: korzystny dla rozwoju lub zabójczy. Sekty satanistyczne np. rodzą się po części jako całościowa reakcja (i totalna negacja) na pewną atmosferę represji czy hipokryzji, którą młodzi ludzie postrzegają w otaczającym ich środowisku, dosłownie wszędzie. Radykalna negacja społeczeństwa, kultury i religii postrzeganych jako całość może być częściowo interpretowana jako próba wywalczenia sobie własnej wolności i możliwości rozwoju. 3. Wolność jednostki i jej sumienie mogą więc być niszczone gdziekolwiek. Nie chodzi więc o nagonkę na poszczególne organizacje uznane za sekty, zwłaszcza że mogą one ewoluować, zmieniać swe oblicze, “ulepszać się”. Należy też odróżnić ludzi będących ofiarami systemu od stojących nad nimi “hierarchów”: założycieli, guru, liderów i innych manipulantów, którzy faktycznie wykorzystują idealizm, szlachetność a także zagubienie młodych ludzi po to, by uczynić z nich darmowych niewolników. Konkretne organizacje zadraśnięte syndromem sekty powinny być przedmiotem uwagi społecznej, ale też mają prawo się bronić i przez to jakby doskonalić. Nie można więc wszystkich sekt traktować jednakowo, o czym mówią oficjalne teksty teologiczne Kościoła katolickiego a także Kościołów protestanckich. Należy rozróżniać elementy dobre oraz niedobre i niebezpieczne. Należy odróżnić ludzi o wysokiej i czystej motywacji od tych, którzy tę motywację wykorzystują i nią manipulują. Należy odróżnić szczerą radość w dzieleniu się duchowymi odkryciami od nachalnego prozelityzmu, który polega na narzucaniu innym własnego obrazu świata przemocą lub podstępem. Należy odróżnić propozycje światopoglądowe, które są wartościowe Biuletyn 6 (23) 2010 od tych, które są prymitywną redukcją obrazu rzeczywistości. Należy odróżnić dobre i słuszne pytania, które zadają ludzie (a na które nie otrzymują odpowiedzi w otaczającym ich środowisku) od złych i niebezpiecznych odpowiedzi, jakie dają sekty. Słusznie więc zauważa Kościół, że nie należy więc porzucać dialogu tam, gdzie jest on możliwy, ale też nie lekceważyć znaczenia obrony własnych przekonań (obrony wiary) a także obrony ludzi przed zwodniczą manipulacją czy po prostu zwykłym błędem. W każdym przypadku należy jednak starannie i jakby konkretnie rozeznawać przyjmując raczej postawę rozumiejącą niż potępiającą. Potępienie zaś powinno dotyczyć przede wszystkim niektórych idei czy także czynów nie zaś samych osób, gdyż człowiek jest zawsze ważniejszy od własnych idei i większy od własnych czynów. 4. Światopoglądy propagowane przez sekty są niekiedy dziwne i niebezpieczne, niekiedy zaś oryginalne i inspirujące dla poszukiwań intelektualno-duchowych, wchodzące jakby w lukę ludzkich pytań, oczekiwań i pragnień, których religia, Kościół czy kultura a także rodzina z wielu powodów - często złożonych i niezawinionych lub będących skutkiem “winy zbiorowej” i wypadkową wielu czynników - nie były w stanie zaspokoić, rozwiązać czy wyjaśnić. Nowe ruchy religijne (także w Polsce) ukazują czasami szczególną wrażliwość na tematy metafizyczne dotyczące sensu życia i śmierci człowieka, życia po śmierci. Tematy, które w dzisiejszej “cywilizacji śmierci” traktowane są raczej pesymistycznie lub tragicznie, a nawet wprost eliminowane ze świadomości (nierzadko z pomocą socjotechnik). Nowe ruchy podejmują także próbę filozoficznego czy teologicznego rozwiązania zagadki czy też tajemnicy zła, przeciwstawiając się w sobie właściwy sposób (czasem ewident25 nie błędny) banalizacji problematyki zła lub popadania w kompletny nihilizm, co jest udziałem współczesnej kultury zachodniej. Szerzy się nihilizm a przynajmniej relatywizm także poprzez ręce gwiazdorskich luminarzy tejże kultury, którzy w świetle pewnych diagnostyk spirytualnych (nie tylko chrześcijańskich) jawią się jako fałszywi prorocy i demagodzy odwodzący ludzi od poważnego traktowania życia a także poważnego poszukiwania wyzwolenia czy zbawienia (w tym także tzw. życia po śmierci). Pewnego rodzaju niepokój poszukiwań duchowych, kontestacja czy nawet bunt wobec zastanych ideologii i obyczajów społecznych, mimo iż nierzadko wyradza się w formy błędne czy nawet patologiczne, może mieć istotny sens w pogłębieniu świadomości społecznej oraz może skłonić do zadawania pytań trudnych i głębokich, co może mieć znaczenie także dla współczesnego Kościoła. Dlatego Kościół katolicki w swoich dokumentach mówi o “wyzwaniu” ze strony sekt i nowych ruchów religijnych a także o pewnego rodzaju “znakach czasu”. 5. Pomimo jednak tych słusznych wyzwań i interpretacji (jakie podają teologowie, filozofowie religii, kulturoznawcy, antropolodzy czy nawet sam Kościół) dobro jednostki, a więc wolność człowieka i jego sumienie, którego wybory decydują nie tylko o zdrowiu psychicznym, ale i o zbawieniu wiecznym, powinny być na pierwszym planie. Celem działalności Kościoła jest m.in. owa humanistyczna troska połączona z duchowym oglądem rzeczywistości spraw ludzkich. Realistyczne otrzeźwianie i pilnowanie pulsu praw człowieka także jako dziecka Bożego, za które umarł Chrystus, jest sprawą najwyższej wagi. Nie można być naiwnym i nieuważnym tam, gdzie dokonuje się destrukcja, prozelityzm czy oszukiwanie człowieka, o czym także przypominają dokumenty Kościoła. W badaniach nad sektami należy więc uwzględnić trzy podstawowe problemy: - zagrożenia zdrowia psychicznego - manipulacje umysłem - zagrożenia duchowe (zwodzenie sumienia). Zagadnieniem zagrożeń zdrowia psychicznego, jako kryterium destrukcyjności istniejącym w rozmaitych sektach, zajmują się nauki psychologiczne i socjologiczne (większość dotychczasowych opracowań dotyczących problematyki sekt ogranicza się głównie do tego aspektu). Manipulacja umysłem natomiast to rodzaj zakłamania (dezinformacja, niedoinformowanie) na gruncie światopoglądu, czy też ideologii, które należy badać osobno - w sferze kultury i nauki. Jeszcze czymś innym są zagrożenia duchowe czy też zwodzenie duchowe dotyczące sumienia czyli oceny w dziedzinie dobra i zła. Zagrożenia duchowe są także ściśle związane z przynależnością do określonego wyznania. W tym kontekście spustoszeniem typu duchowego jest np. apostazja (czyli zaparcie się wyznawanej wiary), która jest czymś głębszym i poważniejszym niż zwykła „konwersja światopoglądowa”, o której mówi się w socjologii. Badania wykazują, że spustoszenia w dziedzinie sumienia są najgroźniejsze, gdyż dotyczą najgłębszych i najbardziej intymnych sfer człowieka. Generalnie należy więc odróżnić zagrożenia zdrowia psychicznego (np. psychomanipulacja, tzw. pranie mózgu) od zagrożeń w obszarze kultury (np. manipulacje umysłem) i religii (np. zagrożenia duchowe). Istnieje potrzeba badania zjawiska sekt i to nie tylko przez psychologów i socjologów (jak to ma miejsce do tej pory w Polsce), ale także przez kulturologów, filozofów, teologów, antropologów, prawników. Badanie problematyki sekt powinno wykroczyć poza poziom doraźnej sensacyjności i powierzciąg dalszy na str. 31 26 Kwartalnik o zagrożeniach duchowych Łaska Bożego Miłosierdzia - świadectwo Ufność w obietnicę Pana Jezusa, daną Św. Faustynie, dotyczącą Jego Miłosierdzia, uratowała moją 80-letnią mamę od śmierci wiecznej, pomimo braku stanu łaski uświęcającej od ok. 20 lat! Mama wyrażała pragnienie wyspowiadania się, ale lęk, depresyjna natura, uwikłanie w nie przebaczenie i nawyk ciągłej kontroli stanowiły blokadę przed przystąpieniem do sakramentów. W ubiegłym roku zdiagnozowano u mamy nieuleczalną chorobę. Nasilający się lęk przed śmiercią, apatia i wzmożona drażliwość tym bardziej utrudniały decyzję o wyspowiadaniu się. Już kilka lat temu zrozumiałam, że powinnam modlić się w tej intencji za rodziców (mój ojciec także nie spowiadał się przez wiele lat) i wtedy polecono mi koronkę do Miłosierdzia Bożego jako wyjątkowo” skuteczną „modlitwę. Ktoś inny podarował mi książkę z fragmentami „Dzienniczka” Św. Faustyny. Pan Jezus prosił ją, żeby o 15-tej błagać Jego Miłosierdzia, szczególnie dla grzeszników i, żeby choć przez krótki moment, zagłębiać się w Jego Męce, szczególnie w opuszczeniu w chwili konania. Właśnie o 15-tej, ponieważ jest to godzina Wielkiego Miłosierdzia dla całego świata. W pamięci utkwiły mi i napełniły nadzieją te słowa Jezusa: ‘’W tej godzinie nie odmówię duszy niczego, która Mnie prosi przez Mękę Moją”, oraz „W godzinie tej uprosisz wszystko dla siebie i dla innych”. Toteż odmawiałam koronkę o godz.15tej w intencji pojednania moich rodziców z Panem, bo uwierzyłam w te obietnice mocniej, niż w jakiekolwiek inne znane mi objawienia. Często przypominałam sobie o nich. O 15-tej starałam się wczuć w ogrom męki Jezusa i ofiarowywałam Ją Panu w intencji rodziców. Chrystus powiedział :”Pogrąż się w modlitwie tam, gdzie jesteś, chociaż przez króciutką chwilę „. Biuletyn 6 (23) 2010 Odmawiane przeze mnie sporadycznie Koronki nie były wzorem modlitwy, ale wierzyłam niezłomnie w łaskę, której Jezus udzieli moim rodzicom, nawet, jeśli nie będzie mi dane widzieć owoców modlitwy na własne oczy. Z „Biuletynu o zagrożeniach duchowych” dowiedziałam się, że odmawianie Koronki przy umierającym, w jego intencji, sprawia, że Jezus walczy o duszę odchodzącej osoby. O takiej obietnicy Chrystusa pisze Św. Faustyna w „Dzienniczku” i to dawało nadzieję na pomoc mamie, nawet bez jej udziału! W sierpniu tego roku stan zdrowia mojej mamy pogorszył się i lekarze byli bezradni. Mama do końca miała pełną świadomość swojej sytuacji, choć trudno jej było przyjąć tę prawdę. W przeddzień śmierci lekarka nie ukrywała faktu, że mama umiera. W tej sytuacji doszło do spowiedzi św. po 20 latach przerwy i udzielenia sakramentu namaszczenia chorych. Mama przyjęła Komunię Św. kilka minut po 15-tej, choć nikt tego nie planował! W nocy zmarła. Wkrótce i mój tata przystąpił do obu sakramentów po wielu latach przerwy. Odnoszę wrażenie, że mama cierpiała tylko tyle, ile było potrzeba do zrozumienia powagi sytuacji. Lekarze wprost mówili o nadchodzącej śmierci i to pozwoliło poprosić księdza o posługę w odpowiednim momencie. Bez poznania prawdy mama nie wyspowiadałaby się przed śmiercią. W godzinie Miłosierdzia Bożego otworzyła się przed nią perspektywa szczęśliwej wieczności, a mnie dane było być świadkiem tych wydarzeń. Wprawdzie rodzice objęci byli różą różańcową, modlitwą wspólnotową, Mszą Św. wieczystą, jednak przyjście Bożej Łaski o godz.15-tej nasuwa na myśl spełnienie Jezusowej obietnicy... Małgorzata, Gdańsk, wrzesień 2010 r. 27 SKARBIEC MIŁOSIERDZIA BOŻEGO „(…) korzystajmy z miłosierdzia, póki czas zmiłowania” (Dz. 1035) KORONKA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO Koronkę należy odmawiać na różańcu. Na początku: Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, Wierzę w Boga… Na dużych paciorkach (1 raz): Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata. Na małych paciorkach (10 razy): Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata. Na zakończenie (3 razy): Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem. (Por. Dz. 476). 24 28 DAR MODLITWY Pan Jezus powiedział do siostry Faustyny: „Przez odmawianie tej koronki (do Miłosierdzia Bożego) podoba mi się dać wszystko, o co mnie prosić będą. Zatwardziałym grzesznikom, gdy będą ją odmawiać, spokojem napełnię dusze, a godzina ich śmierci będzie szczęśliwa. Napisz to dla dusz strapionych: Gdy dusza pozna ciężkość swych grzechów, gdy się odsłoni duszy cała przepaść nędzy, w jakiej się pogrążyła, niech nie rozpacza, ale z ufnością niech się rzuci w ramiona mojego miłosierdzia, jak dziecko w objęcia ukochanej matki. (...) żadna dusza, która wzywała miłosierdzia mojego, nie zawiodła się, ani nie doznała zawstydzenia. Mam szczególne upodobanie w duszy, która zaufała dobroci mojej. Napisz: Gdy tę koronkę przy konających odmawiać będą, stanę pomiędzy Ojcem, a duszą konającą nie jako Sędzia sprawiedliwy, ale jako Zbawiciel miłosierny” (Dz. 1541). „Każdą duszę bronię w godzinie śmierci, jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę (...). Kiedy przy konającym inni odmawiają tę koronkę, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę” (Dz. 811). „Wniknij w tajemnice moje, poznasz przepaść miłosierdzia mojego ku stworzeniom i niezgłębioną dobroć moją - i tę dasz poznać światu. Będziesz przez modlitwę pośredniczyć między ziemią a niebem” (Dz. 438). Kwartalnik o zagrożeniach duchowych SKARBIEC MIŁOSIERDZIA BOŻEGO ODPUST ZUPEŁNY ZA ODMÓWIENIE „KORONKI DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO” Na prośbę Ks. kard. Józefa Glempa, Prymasa Polski, skierowaną w imieniu całego Episkopatu Polski do Ojca Świętego o udzielenie odpustu zupełnego odmawiającym Koronkę do Miłosierdzia Bożego, Stolica Apostolska odpowiedziała następującym dokumentem: Dnia 12 stycznia 2002 r. Penitencjaria Apostolska na mocy uprawnień specjalnie udzielonych jej przez Papieża chętnie przyjmuje przedstawioną prośbę i postanawia, co następuje: Odpustu zupełnego pod zwykłymi warunkami (mianowicie sakramentalna spowiedź, Komunia eucharystyczna i modlitwa w intencjach Ojca Świętego) udziela się w granicach Polski wiernemu, który z duszą całkowicie wolną od przywiązania do jakiegokolwiek grzechu pobożnie odmówi Koronkę do Miłosierdzia Bożego w kościele lub kaplicy wobec Najświętszego Sakramentu Eucharystii, publicznie wystawionego lub też przechowywanego w tabernakulum. Jeżeli zaś ci wierni z powodu choroby (lub innej słusznej racji) nie będą mogli wyjść z domu, ale odmówią Koronkę do Miłosierdzia Bożego z ufnością i pragnieniem miłosierdzia dla siebie oraz gotowością okazania go innym, to pod zwykłymi warunkami również zyskują odpust zupełny, z zachowaniem przepisów co do „mających przeszkodę”, zawartych w numerach 24 i 25 Wykazu odpustów („Enchiridii Indulgentiarum”). W innych zaś okolicznościach odpust będzie cząstkowy. Niniejsze zezwolenie zachowa wieczystą ważność, bez względu na jakiekolwiek przeciwne zarządzenia. + Alojzy De Magistris Arcybiskup tyt. Novenris Pro-Penitencjusz Większy ks. Jan Maria Gervais Deklaracje przystąpienia do NIEUSTAJĄCEJ MODLITWY KORONKĄ DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO w intencji uproszenia łaski miłosierdzia dla konających prosimy przesyłać na adres: ZGROMADZENIE SIÓSTR JEZUSA MIŁOSIERNEGO, ul. KOŚCIELNA 9, 74-300 MYŚLIBÓRZ tel. 095 747 93 50, e-mail: [email protected] Będę się modlić codziennie: od dnia ........................ przez okres .......................................................... 1 osoba .......... rodzina ............ grupa osób…………………………………………………………………………………… Zgromadzenie Zakonne ……………………………………………………………………………………………………………… Nazwisko i imię …………………………………………………………………………………………………………………………… …………………………………………………………………………………………………………………………………………….……… Adres ............................................................................................................................................................... …………………………………………………………………………………………………………..…………………………………........ Można dołączyć znaczek pocztowy, aby otrzymać potwierdzenie zgłoszenia. Biuletyn 6 (23) 2010 25 29 SKARBIEC MIŁOSIERDZIA BOŻEGO „...napisz to dla wielu dusz, które nieraz się martwią, że nie mają rzeczy materialnych, aby przez nie czynić miłosierdzie. Jednak o wiele większą zasługę ma miłosierdzie ducha, na które nie potrzeba mieć ani pozwolenia, ani spichlerza, jest ono przystępne dla wszelkiej duszy. Jeżeli dusza nie czyni miłosierdzia w jakikolwiek sposób nie dostąpi miłosierdzia mojego w dzień sądu. O, gdyby dusze umiały gromadzić sobie skarby wieczne, nie byłyby sądzone - uprzedzając sądy moje miłosierdziem” (Dz. 1317). Podaję ci trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim: pierwszy - czyn, drugi - słowo, trzeci - modlitwa; w tych trzech stopniach zawiera się pełnia miłosierdzia i jest niezbitym dowodem miłości ku mnie. W ten sposób dusza wysławia i oddaje cześć miłosierdziu mojemu” (Dz. 742). „Miłosierdzie masz okazywać bliźnim zawsze i wszędzie, nie możesz się od tego usunąć ani wymówić, ani uniewinnić. Fragmenty „Dzienniczka” św. siostry Faustyny: „Gdy pogrążyłam się w modlitwie i połączyłam ze wszystkimi mszami, jakie się w tej chwili odprawiają na całym świecie, błagałam Boga przez te wszystkie msze św. o miłosierdzie dla świata, a szczególnie dla biednych grzeszników, którzy w tej chwili zostają w skonaniu. I w tej chwili otrzymałam Bożą odpowiedź wewnętrzną, że tysiąc dusz otrzymało łaskę za pośrednictwem modlitwy, którą zanosiłam do Boga. Nie wiemy, jaką liczbę dusz mamy zbawić swymi modlitwami i ofiarą, dlatego zawsze módlmy się za grzeszników” (Dz. 1783). „Córko moja, dopomóż mi zbawiać dusze. Pójdziesz do konającego grzesznika i będziesz odmawiać tę koroneczkę, a przez to uprosisz mu ufność w moje miłosierdzie…” (Dz. 1797). „Módl się ile możesz za konających, wypraszaj im ufność w moje miłosierdzie, bo oni najwięcej potrzebują ufności, a najmniej jej mają” (Dz. 1777). W duchowej łączności ze św. Faustyną, wspólnota modlitwy Apostołów Jezusa Miłosiernego przy Zgromadzeniu Sióstr Jezusa Miłosiernego, serdecznie zaprasza czcicieli Miłosierdzia Bożego do udziału w nieustającej modlitwie koronką do Miłosierdzia Bożego – w intencji uproszenia łaski miłosierdzia dla konających. Darczyńcą modlitwy może być każdy, kto zapragnie codziennie dołączyć się do modlitwy wspólnoty Apostołów Jezusa Miłosiernego przy Zgromadzeniu Sióstr Jezusa Miłosiernego. Ufamy, że w ten sposób, spełnimy prośbę Pana Jezusa i przyczynimy się do ufnego przyjmowania łaski zbawienia przez wszystkich konających w naszych rodzinach i na całym świecie. 30 Kwartalnik o zagrożeniach duchowych chowności przesądów serwowanych przez większość mediów. Ponadto badania te powinny mieć charakter interdyscyplinarny, stały i biorący pod uwagę kulturowe procesy rozwojowe trwające na przestrzeni lat. ks. Aleksander Posacki SJ substancja chwyta energię i „uczy się” leczyć, otrzymuje informację, która później jest przekazywana organizmowi chorego. Można również przygotować preparat przez łączenie 1 części pranalewki z 99 częściami rozpuszczalnika i dynamizować przez potrząśnięcie 100 razy, wtedy mamy do czynienia z systemem setnym (C). Homeopatia – zarys problemu Twórcą homeopatii jest Samuel Hahnemann. w 1810 roku wydał on dzieło „Organon der rationallen Heilkunde”, w którym zerwał swoje więzy z medycyną klasyczną. Jest to podstawowy podręcznik homeopatii klasycznej, jej adepci mają obowiązek studiować tą książkę jak Biblię. Podstawowe zasady homeopatii, z których poniżej zostaną przedstawione dwie, najbardziej kontrowersyjne. Pierwsza z nich to „Similia similibus curantur” czyli podobne leczyć podobnym, zasada podobieństw (z greckiego homoios – podobny, pathos –choroba). W myśl tej zasady, należy wybrać odpowiedni surowiec roślinny, mineralny lub zwierzęcy (często są to wydzieliny lub organy zwierząt, grzyby i roślinę także trujące itp.). Następnie z surowca przygotowuje się pranalewkę, czyli rodzaj ekstraktu. Z niej należy wziąć 1 część i dodać do 9cz. (system dziesiętny oznaczany D) rozpuszczalnika (np. wody lub etanolu o odpowiednim stężeniu). Następnie powstałą mieszaninę należy zdynamizować (potencjonować) poprzez energiczne wstrząsanie. Liczba potrząśnięć (10 dla D) jest ściśle określona i bardzo ważna, bo w tym momencie Biuletyn 6 (23) 2010 Przemysł homeopatyczny produkuje całą gamę środków takich jak tabletki, ziarenka, maści, czopki, krople do oczu, najróżniejsze kosmetyki, a nawet płyny do wstrzykiwań. Fundamentalną zasadą homeopatii jest zasada potencjonowania, która częściowo została omówiona wyżej. Siła otrzymywanych preparatów rośnie wraz ze stopniem dynamizacji (potencji) czyli rozcieńczenia. Jednak preparaty o niższych potencjach mają działać głównie w obrębie narządów, a te o wyższych na psychikę i duszę. Mają być tak silne, że np. potencję C1000 wystarczy przyjmować raz w roku. Problem w tym, że już po kilku takich cyklach rozcieńczania, w końcowym produkcie nie ma już statystycznie żadnej cząsteczki surowca. Co więc realnie leczy? Część homeopatów nadal, w ślad za Hahnemannem, próbuje wyjaśniać mechanizm jej działania na zasadzie tajemniczych energii, vis vitalis i sił duchowych, uważając, że ho31 meopatia jest sztuką duchowego uzdrawiania, a nie klasyczną medycyną. W tajemniczym akcie dynamizacji materia jest uduchawiana i uczy się leczyć. Inni w dobie wielkich odkryć przyrodniczych i medycznych próbują znaleźć jakieś naukowe wyjaśnienie. Najpopularniejsze z nich zostało sformułowane przez Francuza dr Benveniste, które jest znane jako „pamięć wody”, według niego roztwór wodny potrafi zapamiętać substancję, którą zawierał. Za swoje prace tenże naukowiec został uhonorowany nagrodę Ig-Noble, czyli tzw. antynoblem. Popularna jest również teoria działania homeopatii na zasadzie szczepionki. Jest ona również błędna, ponieważ w przeciwieństwie do środków homeopatycznych, szczepionki podaje się przed chorobą, zawierają one dużą ilość konkretnego antygenu charakterystycznego dla choroby, przed którą szczepionka ma chronić, a efekt jej podania, czyli odpowiedź organizmu można zbadać np. poprzez pomiar stężenia przeciwciał na dany antygen we krwi. Są jeszcze inne koncepcje, jednak również sprzeczne z współczesną wiedzą biologiczno-chemiczną. Wątpliwości budzi nie tylko sposób produkcji, ale także subiektywny i niejasny sposób doboru surowców, często bardzo dziwnych np. psie mleko, serce kaczki, siarka, fosfor. Prestiżowe brytyjskie pismo medyczne The Lancet zebrało dotychczasowe dane z profesjonalnie przeprowadzonych badań klinicznych, w których porównywano skuteczność homeopatii wobec placebo oraz leków konwencjonalnych. Wyniki prac jednoznacznie stwierdziły, że z naukowego punktu widzenia, homeopatia nie daje efektów terapeutycznych. Artykuł, o którym mowa ukazał się w numerze The Lancet 27 sierpnia 2005. Natomiast zespół ekspertów (profesorów akademii medycznych) Naczelnej Rady Lekarskiej w oświadczeniu z dnia 8 kwietnia 2008, stwierdza między innymi, że: podstawy homeopatii są sprzeczne ze współczesną wiedzą na temat patogenezy chorób oraz patofizjologii, zasada „podobne leczyć podobnym’’ nie znajduje potwierdzenia na gruncie empirycznym, tłumaczenia mechanizmu działania leków homeopatycznych są sprzeczne z zasadami współczesnej chemii, farmakologii i immunologii, zwłaszcza z zasadą zależności efektu leczniczego od dawki leku oraz że współczesna wiedza z zakresu chemii i fizjologii uznaje za nieprawdziwe twierdzenie, że lek homeopatyczny ma nabywać siłę działania poprzez wielokrotne rozcieńczanie pierwotnej substancji. W tym oświadczeniu zostały zakwestionowane również inne postulaty homeopatyczne. Ponadto sama koncepcja choroby według homeopatii jest bardzo kontrowersyjna. Choroba ma być zaburzeniem energii witalnej. Nie jest ona rozpatrywana pod kątem patogenezy i czynników etiologicznych wywołujących choroby. A jej leczenie odbywa się przez przekazanie odpowiednio mocnej informacji duchowej, energii dynamicznej, która usuwa pierwotne zaburzenie siły życiowej człowieka. Leczy się nie chorobę, ale całego pacjenta. W klasycznym nurcie homeopatii, lek dobiera się indywidualnie dla człowieka, a nie pod kątem choroby, na którą cierpi. W ślad za dyrektywami Wspólnoty Europejskiej, również polskie przepisy zawierają zapis na temat homeopatii. W ustawie „Prawo farmaceutyczne” z 6 września 2001, w artykule 21 czytamy między innymi: „leki nie posiadające dowodów skuteczności terapeutycznej należy wprowadzać do obrotu (...) w sposób uproszczony” (z pominięciem procedur kontrolnych gwarantujących jakość i bezpieczeństwo, takich jakim podlegają leki konwencjonalne); „Produkty homeopatyczne, określone w ust. 1 i 4, nie wymagają dowodów skuteczności terapeutycznej”. 32 Kwartalnik o zagrożeniach duchowych Jednak homeopatia oprócz naukowych, rodzi również problemy filozoficzno-teologiczne. Jak uważa ks. dr Aleksander Posacki, homeopatia opiera się na koncepcjach gnostyckich, hermetycznych, ezoterycznych, orientalnych a także panteistycznych. Można doszukiwać się w postulatach Hahnemanna elementów filozofii hinduizmu, chińskiego taoizmu, antropozofii oraz innych holistycznych koncepcji, które można znaleźć w systemie parareligijnym zwanym New Age. Część homeopatów, szczególnie tych, którzy nie są lekarzami tylko jakimiś terapeutami niekonwencjonalnych metod uzdrawiania, w swojej działalności, jak wskazują na to świadectwa opisane w literaturze zagadnienia, stosuje bliżej nieokreślone magiczne rytuały, symbole ezoteryczne i praktyki spirytystyczno-magiczne, takie jak wahadlarstwo, różdżkarstwo, nekromancja i bioenergoterapia. Tak więc proces produkcji preparatów homeopatycznych może mieć w niektórych firmach i gabinetach charakter wręcz okultystyczny, odwołujący się do jakichś mocy duchowych i całkowicie bezsensowny z punktu widzenia nauki. Otrzymywany ubóstwiony środek leczniczy, dzięki „świętemu potrząsaniu” jak to określają homeopaci, staje się talizmanem odsyłającym do wyższej siły duchowej. Taki preparat należy traktować jak każdy inny przedmiot, talizman, amulet otrzymany od operatora okultystycznego bądź spirytysty. Tym bardziej, że niektórzy homeopaci twierdzą, że nie jest konieczne przyjmowanie tych środków, wystarczy je mieć przy sobie, aby oddziaływały na pacjenta. Tak więc „antropologia homeopatyczna” ze względu na panteizm i zamazaną różnicę między duchem i nieokreśloną energią vis vitalis zbliżoną do taoistycznej energii chi oraz ciałem astralnym, jest nie do przyjęcia na gruncie chrześcijańskim, ponieważ wprost sprzeciwia się chrześcijańskiej wizji Biuletyn 6 (23) 2010 człowieka, jako bytu złożonego z ciała i nieśmiertelnej duszy, danej przez Boga. Stąd wynika, że osoby, które leczą się homeopatycznie, jednocześnie przyjmując jej ideologię, popełniają grzech związany z I przykazaniem dekalogu. Opierając się na opiniach teologów duchowości i egzorcystów stwierdzić należy, że osoby świadomie angażujące się w homeopatię mogą zostać zniewolone duchowo. Kierownicy duchowi, spowiednicy, egzorcyści, którzy w praktyce spotkali się z pacjentami leczonymi homeopatycznie, obserwują u nich charakterystyczne symptomy działania złych duchów: zaciemnienie władz umysłu, związanie woli, obniżenie nastroju, skłonność do depresji, brak radości i poczucia sensu życia, niepokój i oschłość duchowa, niechęć do modlitwy, spraw religijnych i do Boga. Negatywne działanie homeopatii nie ogranicza się do sfery duchowej, często przechodzi ono jako dalekie powikłanie do sfery somatycznej, psychicznej i są rozpoznawane także u niewierzących. Kościół ostrzega przed zagrożeniami wynikającymi ze stosowania metod tzw. medycyny alternatywnej-naturalnej, w tym homeopatii w dokumencie „Jezus Chrystus dawcą wody żywej - Chrześcijańska refleksja na temat New Age”, wydanym przez Papieską Radę Kultury i Papieską Radę Do Spraw Dialogu Międzyreligijnego. Warto zauważyć, że wiele osób poważnie chorych, nie otrzymuje w porę właściwego leczenia, ponieważ stali się ofiarą oszustwa pseudomedycyny i jej adeptów. Domniemaną ewentualną skuteczność leczenia homeopatycznego należy przypisać naturalnemu samoistnemu wyleczeniu, efektowi placebo lub mechanizmowi okultystycznemu, jeśli preparat powstał przy udziale praktyk magicznych. mgr farm. Błażej Kwiatkowski 33 JEZUS UZDRAWIA RÓWNIEŻ DZISIAJ Z Księdzem Adamem Krollem – rozmawia Monika Walczak W Sanktuarium Matki Bożej Trąbkowskiej, w parafii pod wezwaniem Wniebowzięcia N.M.P. w Trąbkach Wielkich, raz w roku, w czasie trwania Tygodniowego Odpustu parafialnego, odprawiana jest Msza św. z modlitwą o uzdrowienie, podczas której udzielany jest sakrament namaszczenia chorych. Znane są przypadki uzdrowień na duszy i na ciele wiernych uczestniczących w tych wyjątkowych Mszach św. w Trąbkowskim Sanktuarium. Co zainspirowało księży do odprawiania Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie, podczas których wierni mogą przystąpić do sakramentu namaszczenia chorych? - Szukając odpowiedzi na pytanie o sprawowanie Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie, trzeba powrócić do niezwykłego wydarzenia sprzed 23 laty. 34 Po koronacji obrazu Pani Trąbkowskiej przez Papieża Jana Pawła II, w duchu wdzięczności za ten Dar, przeżywany jest w Trąbkach Wielkich Tygodniowy Odpust. Jeden dzień tego Odpustu przeznaczony jest dla ludzi chorych, cierpiących fizycznie i duchowo, samotnych. Skoro Chrystus mówi, że chorych zawsze mieć będziecie, a sam wybrał Sakramentalny sposób obecności, dlatego „dzielimy się” tym darem uzdrowienia z człowiekiem. Od kiedy te Msze św. są odprawiane? - Eucharystie w intencji chorych są sprawowane od początku powstania Tygodniowego Odpustu. Kościół, zgodnie z zamysłem Chrystusa, zawsze troszczy się o chorych na duszy i na ciele. Któż lepiej zrozumie chorego niż Chrystus, który szczególnie poprzez sakrament chorych (namaszczenie) dotyka chorego łaską miłosierdzia i uzdrowieniem wewnętrznym a nawet zewnętrznym. Wiele osób obawia się przyjęcia sakramentu namaszczenia chorych, ponieważ kojarzy się on z ostatnim sakramentem otrzymywanym przed śmiercią. Czy ten sakrament można otrzymać tylko raz w życiu? Kto może do niego przystąpić? Kwartalnik o zagrożeniach duchowych - Sakrament namaszczenia chorych jest jednym z siedmiu znaków ustanowionych przez Chrystusa. Jest to sakrament niezwykły, gdyż nie tylko odpuszcza grzechy, które jeszcze nie zostały przebaczone w sakramencie pokuty, ale z niezwykłą miłością „obejmuje” wewnętrznie chorego. Dlaczego współczesny katolik, szczególnie, gdy zbliża się kres ziemskiego życia, boi się spotkania z Chrystusem w tym wzmacniającym sakramencie? U niektórych nadal „pokutuje” ostatnie namaszczenie – śmierć, jeżeli ma „przyjść” to i tak przyjdzie. Ale jeżeli wierzysz w życie wieczne, w spotkanie z dobrym Ojcem, to Eucharystia i przyjęcie sakramentu chorych (nawet kilka razy, gdy pogarsza się stan zdrowia) będzie duchowym pokrzepieniem i nadzieją. W sytuacji zagrożenia życia, ten sakrament może przyjąć każdy, kto wierzy, że Jezus jest jego Panem i Zbawicielem. O czym powinien pamiętać człowiek cierpiący na duszy i na ciele uczestniczący w tych Mszach św.? - Człowiek doświadczony cierpieniem w pełnym wymiarze – na duszy i na ciele, to często człowiek żyjący w „swoim” świecie, zamknięty na innych, nieraz zbuntowany, nie akceptujący siebie, samotny, mający poczucie odrzucenia przez środowisko. Uczniowie Jezusa, gdy było im ciężko, pytali: „Do Kogo mamy pójść, Ty masz słowa życia wiecznego!” W cierpieniu, samotności, dla człowieka wiary, człowieka poszukującego prawdy, pozostaje Chrystus. Tylko On uzdrawia człowieka z jego wewnętrznych lęków, tylko On może przywrócić sens ludzkiemu cierpieniu. W samotności, wewnętrznym zagubieniu – tylko Chrystus oferuje twórczą przyjaźń, pokój wewnętrzny, przywraca Biuletyn 6 (23) 2010 poczucie godności. Trzeba całkowicie zaufać. Tylko Jezus uczy człowieka chorego, jak zwyciężać zło! Czy zna Ksiądz przypadki uzdrowień i innych łask otrzymanych po przystąpieniu do sakramentu namaszczenia chorych? - Przez ponad dwadzieścia lat, w ramach posługi w Hospicjum, odwiedzałem chorych na choroby nowotworowe w ich domach. Dla większości spotkanie z Chrystusem w Eucharystii i sakramencie chorych było umocnieniem w niesieniu krzyża, przywróceniem wewnętrznego pokoju, jak również znakiem pojednania w rodzinie. Nie mówimy tu o uzdrowieniach „wstał i chodził”, ale o czymś głębszym, co dokonuje się w duszy człowieka. Owoców sakramentu chorych nie można mierzyć jednorazowym aktem, ale uzdrowieniem wewnętrznym, które dokonuje się we wnętrzu człowieka, przy jego akceptacji i tajemniczym „dotykaniu” Bożej Opatrzności. Czy znane są świadectwa łask otrzymanych za przyczyną Matki Bożej w Trąbkowskim Sanktuarium? - Świadectwem otrzymanych łask za przyczyną Matki Bożej w Trąbkowskim Sanktuarium są osoby pielgrzymujące do tego miejsca. Następnie przeżycie wspólnoty, której fundamentem jest Jezus, dotykający ludzkiego serca Słowem i Ciałem Eucharystycznym. Optymizm duchowy, pokój wewnętrzny, nowe doświadczenie wiary, odkrycie „nie jestem sam, jest Chrystus i Jego Matka”… Kogo szczególnie zachęciłby Ksiądz do uczestnictwa w Mszach św. z modlitwą o uzdrowienie w Sanktuarium Matki Bożej w Trąbkach Wielkich? - Dzisiaj uzdrowienia wewnętrznego potrze35 buje każdy, ponieważ świat, w którym żyjemy, tak bardzo zniewala człowieka. Frustracje, obłuda, kult ciała, konsumpcja i wiele innych przyczyn powoduje, że każdy potrzebuje nawrócenia, a ten proces dokonuje się najpierw przy akceptacji mojego grzechu, a następnie otwarcia się na Jezusa, który tym, którzy bardzo miłują, wiele przebacza. Do Sanktuarium z modlitwą o dar uzdrowienia zaproszeni są wszyscy. Dziękuję za rozmowę. z modlitwą o uzdrowienie, dotarłam w bardzo trudnym momencie mojego życia. Droga, którą dotychczas podążałam, była bardzo ciężka i bolesna. Cierpiałam wówczas nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Od lat chorowałam na nieuleczalne, ciężkie choroby, którymi są miastenia i tężyczka. Nie tylko bardzo utrudniają one życie, ale sprawiają, że chory jest uzależniony od innych. Często byłam hospitalizowana. Przeszłam wiele ciężkich operacji, w tym usunięcia przerostu grasicy. Po kilku latach ŚWIADECTWO MARII Pragnę złożyć świadectwo o łasce uzdrowienia na duszy i na ciele, którą obdarzył mnie Bóg. Łaskę tą otrzymałam dwa lata temu, we wrześniu 2008r., w Sanktuarium Matki Bożej w Trąbkach Wielkich, podczas Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie, na której przystąpiłam do sakramentu namaszczenia chorych. Ta Msza św. była momentem zwrotnym w moim życiu. Zapoczątkowała moje prawdziwe nawrócenie, które oznacza świadome wybranie Boga i Jego Ewangelii, Krzyża oraz Bożych Przykazań jedyną Drogą własnego życia. Bóg obdarzył mnie wówczas nie tylko uzdrowieniem duchowym, ale wraz z nim obdarzył mnie łaską uzdrowienia fizycznego. Mogę powiedzieć, że ocalił mnie w ten sposób nie tylko od śmierci w wymiarze doczesnym, ale również, a raczej przede wszystkim, od śmierci duchowej – a więc wiecznej. Do Sanktuarium, na wspomnianą Mszę św. 36 od pierwszej operacji stwierdzono u mnie guza z przerzutami. Wówczas również musiałam poddać się operacji, która była najcięższą w moim życiu. Usunięto mi wówczas wszystkie przerosty tkanki tłuszczowej ze śródpiersia, stwierdzono raka. Wówczas w ogóle nie chodziłam, jako środki przeciwbólowe podawano mi środki narkotyczne. Zaproponowano mi naświetlania kobaltem, z których zrezygnowałam, pamiętając, w jakich męczarniach umierała moja koleżanka. Zawierzyłam wtedy swoje życie i zdrowie Panu Bogu. Jedyną osobą, która w tamtych ciężkich chwilach przy mnie trwała, wspierała mnie, opiekowała się mną, był mój ukochany mąż Paweł. Musiał mnie karmić, myć, przewijać, często zmieniać pościel, znosić moje humoKwartalnik o zagrożeniach duchowych ry. Jego Miłość, opiekuńczość, wyrozumiałość, dobroć i anielska cierpliwość sprawiały, że wracałam do zdrowia. Dzięki jego oddaniu i wielkiemu sercu odstawiłam silne, narkotyczne leki przeciwbólowe. W tym ciężkim czasie choroby rodzina i dotychczasowi znajomi odsunęli się od nas, nie mieliśmy od nikogo wsparcia. Modliłam się, aby dobry Bóg w swej łaskawości nie opuszczał Pawła i dał mu siłę, aby przy mnie wytrwał. Patrząc z perspektywy czasu widzę, że cierpieniem szczególnie dotkliwym, bo zadanym przez osoby bliskie, na których mi zależało, był brak miłości, zbytni rygoryzm, zwyczajna ludzka zazdrość i pomówienia, które bardzo negatywnie odcisnęły na mnie swoje piętno. Przykrości ze strony ludzi, które znosiłam przez wiele lat, tak się w tamtym czasie nasiliły, że chciałam odebrać sobie życie. W tamtej dramatycznej chwili, „przypadkowo” nacisnęłam jakiś przycisk w telefonie i w ten sposób dodzwoniłam się do pielęgniarki Joli, która się mną opiekowała. Ona właśnie przekonała mnie, że nie mogę odebrać sobie życia, że muszę pokonać te wszystkie problemy. Od tej chwili razem z panią doktor Dorotą, która mnie prowadziła, wspierały mnie i nie pozostawiły samej. Widząc moje ogromne cierpienie duchowe, wierząc, że Bóg może uzdrowić wszystkie zranienia spowodowane cierpieniem, Jola zaproponowała mi udział właśnie we wspomnianej Mszy św. w Sanktuarium w Trąbkach Wielkich, podczas której można przystąpić do sakramentu namaszczenia chorych. Bóg wówczas „otworzył” mi oczy i uszy, to oznacza, że zaczęłam słuchać i przyjmować sercem to, co mówi Bóg do każdego człowieka, do mnie, w swoim Kościele poprzez Pismo św. i kapłanów. W ten sposób Pan Bóg zapoczątkował nowy, wspaniały rozdział mojego życia. Doświadczyłam tego, że Jezus Biuletyn 6 (23) 2010 i Jego Matka są przy tych, którzy Ich wzywają, że człowiek nigdy nie jest sam, że nigdy nie można tracić nadziei, bo Bóg wszystko może, i tylko On jest w stanie pokonać każde zło, wystarczy tylko w pokorze Boga o tą pomoc poprosić. Przekonałam się, że nawrócenie to jednak nie tylko jedna chwila, ale proces rozłożony w czasie, który trwa właściwie całe życie, a jest potrzebny człowiekowi, aby przemyślał swoje postępowanie, zastanowił się nad wartościami, według których pragnie żyć. Sakrament namaszczenia chorych, otrzymany podczas Mszy św., był w tamtym czasie jedynym sakramentem, do którego mogłam przystąpić. Moc tego sakramentu: odpuszczenie grzechów i uzdrowienie, potwierdziła się na mnie w całej pełni. Tęsknota za Jezusem obecnym w Eucharystii, która pojawiła się w moim sercu i pragnienie przyjmowania Komunii św. sprawiły, że zapragnęłam wówczas zmienić swoje życie, i postępować zgodnie z Dekalogiem. Wtedy jeszcze nie mogłam przystępować do sakramentu Eucharystii, ponieważ przez 19 lat żyłam w małżeństwie niesakramentalnym, po pierwszym nieszczęśliwym małżeństwie. Bóg postawił wówczas na mojej drodze wspaniałego Księdza Krystiana, dzięki któremu Bóg umożliwił mnie i mojemu mężowi pojednanie z Bogiem i powrót do życia sakramentalnego. Pragnę zatrzymać się nieco przy osobie Księdza Krystiana, ponieważ był on pierwszym kapłanem, z którym rozmawiałam, a który mnie wysłuchał, nie odtrącił i nie zaczął krzyczeć, gdy tylko usłyszał, że jestem rozwiedziona i żyję w związku cywilnym z innym mężczyzną. Dzięki pomocy Księdza Krystiana razem z mężem przystąpiliśmy do spowiedzi generalnej z całego życia i wstąpiliśmy w tzw. białe małżeństwo, pragnąc trwać w nim do czasu otrzymania przeze mnie stwierdzenia nie37 ważności pierwszego małżeństwa i zawarcia ślubu w Kościele. Dzięki temu otworzyła się przed nami droga życia sakramentalnego. Mogliśmy już przystępować do spowiedzi i Komunii św. Nasze życie nabrało nowego sensu. I chociaż taka decyzja wymaga wyrzeczeń, to jednak warto je podjąć, aby żyć w Komunii z Bogiem, wbrew ludzkim uszczypliwościom. Czas, w którym oczekiwaliśmy na wyrok Trybunału Metropolitalnego, był bardzo owocny duchowo. W tym czasie uczestniczyliśmy we Mszach św. z modlitwą o uzdrowienie, w rekolekcjach ewangelizacyjnych, które były nam bardzo potrzebne na drodze wiary, często adorowaliśmy Jezusa w Najświętszym Sakramencie, praktykujemy wspólną rodzinną modlitwę różańcową, wiele rozmawialiśmy. Ponieważ jednak obydwoje z mężem byliśmy bardzo poranieni przez życie, dlatego bardzo potrzebne były nam rozmowy duchowe z kapłanem. Bóg postawił nam na drodze kolejnych wspaniałych kapłanów, m.in. Ks. Adama, który nas odwiedzał w domu, z którym rozmawialiśmy na ważne tematy związane z wiarą i naszym życiem. Ten Ksiądz pomógł nam pokonać i wyjaśnił wiele trudnych spraw. W czasie przed nawróceniem, w miejsce osób bliskich, które się od nas odwróciły i nas zawiodły, na drodze naszego życia zaczęli pojawiać się różni ludzie, proponujący wartości sprzeczne z wiarą w Boga. Były to osoby, które próbowały wciągnąć mnie, a przez to moją rodzinę, w okultyzm, homeopatię, sekty. Gdy praktykowałam za ich namową bioenergoterapię i homeopatię, zaczęłam bardzo chorować, mimo że wyniki badań były dobre, mój stan zdrowia bardzo się pogarszał. Do tego stopnia, że lekarze zakazali mi praktyk, o których im opowiedziałam. Zabrnęłam w okultyzm nie zdając sobie sprawy, że te praktyki sprzeciwiają się Bogu, a mimo to zło zaczęło dawać o sobie znać. 38 Dziękuję Bogu za łaskę nawrócenia i uzdrowienia, za wspaniałych ludzi prawdziwie wierzących w Boga, których poznać można po życzliwości i pragnieniu dobra drugiego człowieka. Dziękuję Bogu za Pawła mojego męża, z którym w we wrześniu tego roku, w Święto Archaniołów, zawarliśmy sakramentalny związek małżeński w Kościele. Dziękuję za łaskę ewangelizowania poprzez Różaniec i Cudowny Medalik. Chwała Panu! Maria ŚWIADECTWO LEKARKI Miastenia - to choroba, wynikająca z zaburzeń przekaźnictwa nerwowo-mięśniowego na podłożu autoimmunologicznym. Jest chorobą dość rzadką, rocznie pojawiają się 2-4 przypadki miastenii na milion ludności. Najczęściej ujawnia się między 20 a 30 rokiem życia, kobiety chorują 2-3 razy częściej niż mężczyźni. Głównym objawem miastenii jest nadmierna męczliwość mięśni podczas wysiłku. W miarę jego trwania następuje osłabienie mięśni aż do pełnego bezwładu. Objawy choroby są bardziej nasilone wieczorem, mniej nasilone rano po nocnym odpoczynku. Najczęstszym objawem jest opadanie powiek i podwójne widzenie. W postaci uogólnionej dołączają się zaburzenia połykania, gryzienia, mowy. Przy osłabieniu mięśni kończyn chory ma trudności z czesaniem i myciem włosów, unoszeniem rąk w górę. Osłabienie kończyn dolnych zmusza do odpoczynku w czasie chodzenia, powoduje upadki. Znaczne zaostrzenie objawów, czyli tzw. przełom Kwartalnik o zagrożeniach duchowych miasteniczny z osłabieniem mięśni oddechowych nierzadko stanowi zagrożenie życia i wymaga intubowania i sztucznej wentylacji w warunkach szpitalnych. Na zaostrzenie objawów miastenii wpływ mają infekcje, wysoka temperatura otoczenia, stres psychiczny, przestrojenie hormonalne. Miastenia jest chorobą przewlekłą o wieloletnim przebiegu, z okresami zaostrzeń, najczęściej z niekorzystnym rokowaniem co do istotnej poprawy. Leczenie miastenii polega na podawaniu leków ułatwiających przekazywanie informacji z nerwu do mięśnia, operacyjnym usunięciu grasicy, przyjmowaniu steroidów, stosowaniu plazmaferezy. Uważa się, że u około 15 % pacjentów z miastenią występuje samoistna remisja, czyli ustąpienie objawów choroby, pozostali chorzy - wymagają stałego leczenia, a objawy choroby w różnym stopniu nasilenia utrzymują się nadal. Marię poznałam ponad 4 lata temu jako pacjentkę z rozpoznaną od ponad 20 lat miastenią. Oprócz miastenii w wywiadzie podawała bardzo liczne inne poważne przebyte choroby, operacje, urazy. Była wielokrotnie hospitalizowana, intubowana, leczona farmakologicznie z powodu miastenii i dość częstych napadów tężyczki. Kilkuminutowa rozmowa powodowała u chorej ogólną męczliwość, opadanie powiek, osłabienie siły głosu, kołatania serca, problemem było sprawne rozebranie się do badania, niemożliwym było dłuższe utrzymanie uniesionych rąk. Rzadko wychodziła z domu, bo przejście kilkudziesięciu metrów powodowało konieczność odpoczynku. Miała zaburzenia widzenia, często upuszczała drobne przedmioty, zdarzały się upadki np. na schodach. Była zdana na męża i pomoc innych ludzi Biuletyn 6 (23) 2010 w załatwianiu spraw np. w urzędach, podróży do ośrodka zdrowia, czy nawet drobnych zakupach. Każdy stres wywoływał pogorszenie stanu ogólnego i osłabienie. Zniechęcenie do życia nasilało się z powodu nieskuteczności leczenia i objawów niepożądanych stosowanych leków. Wielokrotnie dochodziło do napadów tężyczki. Aktualnie Maria jest osobą bardzo aktywną. Zaraża optymizmem i pogodą ducha wszystkich, których spotyka na swojej drodze. Wbrew wcześniejszym medycznym niekorzystnym przewidywaniom, zajmuje się domem, chodzi samodzielnie na zakupy, spacery, codziennie uczestniczy we mszy św. w kościele. Śpiewa, potrafi tańczyć, ciągle ma wiele do powiedzenia, zmęczenie czuje, dopiero po całym dniu aktywnych zajęć. Obecnie nie wymaga przyjmowania żadnych leków. Tak znaczna poprawa stanu zdrowia utrzymuje się już od 2 lat i zadziwia zarówno bliskich jak i lekarzy mających wcześniej kontakty z Marią jako pacjentką. Dorota Bąk, lekarz medycyny rodzinnej ŚWIADECTWO PIELĘGNIARKI Pragnę złożyć świadectwo o Miłości i Wielkiej mocy Boga Żywego. Jestem pielęgniarką środowiskową. Wiosną 2006 r. otrzymałam zlecenie objęcia opieką Marii, chorej na miastenię i tężyczkę. Odwiedzałam chorą w domu, mierzyłam jej parametry. W czasie ataku tężyczki udzieliłam jej pierwszej pomocy, po czym karetką 39 została przewieziona do szpitala. Zawsze czułam wielkie ciepło, życzliwość przebywając w otoczeniu Marii. W lipcu 2008r. chora chciała popełnić samobójstwo - trzymała już tabletki w ręku, ale natarczywa myśl „kazała” Jej zadzwonić. Nacisnęła przycisk w telefonie i usłyszała mój głos (nie wybierała mojego numeru, po prostu odruchowo nacisnęła „coś” przypadkowo w telefonie komórkowym). Nie miała już siły żyć z powodu ogromnych udręczeń ze strony sąsiadów. Zaoferowałam konkretną pomoc. Zdawałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Wiedziałam, że tylko Bóg może Ją podźwignąć oraz dać siły do znoszenia tej strasznej wyniszczającej choroby a także bolesnych nieprzyjemności od sąsiadów. życia w związku niesakramentalnym), przystąpieniem obojga do spowiedzi generalnej i przyjęciem Eucharystii. We wrześniu, zachęciłam Marię, aby w czasie odpustu w Sanktuarium w Trąbkach Wielkich, przyjęła Sakrament Chorych. Od tego momentu rozpoczął się - według mnie - proces uzdrawiania jej licznych chorób, uwalniania, wyzwalania i świadomego nawracania oraz prostowania ścieżek życiowych. Jola Kullas Z moją przyjaciółką Olą, jako „niedzielni kierowcy”, pokonywałyśmy samochodem po czterdzieści kilometrów do sopockiego kościoła pw. Św.Michała, aby razem z Marysią szukać pomocy u Boga na comiesięcznych Mszach Św. z modlitwą o uzdrowienie. Jeździłyśmy na spotkania wspólnoty Marana Tha, wspólnoty Gwiazdy Betlejemskiej, na rekolekcje I i II stopnia Marana Tha, na kursy: Filipa, Jana, na dni skupienia itd. Był to dla Marii czas radości, łez, wielkiej walki duchowej, ale i również w moim życiu, był to czas Bożej pomocy w dźwiganiu i uwalnianiu jarzma schizofrenii mojego ukochanego męża. Cały ten okres – niemal dwuletni – zaowocował ostatecznie decyzją Marii do wkroczenia w Białe Małżeństwo z Pawłem (po 19 latach 40 To cudowne być naocznym świadkiem działania kochającego Pana, ratującego człowieka poranionego przez ludzi, ciężko chorego na duszy i ciele. Marysia obecnie, żyje pełnią życia Bożego, pomagając innym doświadczać mocy Pana. W Święto Archaniołów w 2010 r. byłam świadkiem na ślubie Marii i Pawła. W sercu śpiewam pieśń wdzięczności, że Bóg jest Bogiem Żywym i “wielkie dzieła czyni dziś”! Cieszę się, że odkrywam Go w codzienności, że przemawia do mnie przez ludzi, których stawia na mojej drodze. JEZUS ŻYJE! RODZICE, MÓDLCIE SIĘ ZA SWOJE DZIECI! ŚWIADECTWO Bóg wzywa nas do wytrwałej i ufnej modlitwy w naszych potrzebach. Modlitwie różańcowej rodziców w intencji dzieci pobłogosławił w dwojaki sposób: nawróceniem i ochroną przed złem dla jednych dzieci (wszystkie coś zyskały) oraz błogosławieństwem i usunięciem negatywnych (acz niezawinionych bezpośrednio przez te dzieci) sytuacji u innych. Kwartalnik o zagrożeniach duchowych nad nasze słabe, ludzkie siły. Ponieważ jako rodzice zaobserwowaliśmy różne pozytywne skutki działania naszej modlitwy, zaczęliśmy dzielić się tym dobrem, mówić innym o zbawiennych skutkach modlitwy rodzicielskiej. Tak zaczęły powstawać nowe grupy rodziców modlących się wspólnie za swoje dzieci. Obecnie jest już ponad tysiącu róż i ciągle powstają nowe nie tylko w Polsce, ale również poza jej granicami. Dzieło się rozszerza bardzo dynamicznie, a zrodziło się 8 września 2001 roku w trakcie rekolekcji wspólnoty modlitewno-ewangelizacyjnej MARANA THA z Gdańska. JAK SIĘ MODLIĆ Papież Jan Paweł II w Liście Apostolskim Rosarium Virginis Mariae (tzn. o Różańcu Najświętszej Maryi Panny) z 2002r. zachęcał do częstego odmawiania różańca, by w tej modlitwie, w której kontemplujemy życie Jezusa i Jego Matki, powierzać Bogu wszystkie sprawy składające się na nasze życie, a szczególnie sprawy osobiste, sprawy naszych bliźnich, zwłaszcza tych, którzy nam są najbliżsi, tych, o których najbardziej się troszczymy. Jako rodzice troszczymy się o nasze dzieci, które są nam najbliższe. Świadomi jednak zagrożeń duchowych i moralnych, które czekają na drogach życia współczesnego człowieka, a także naszych ludzkich słabości, postanowiliśmy powierzyć nasze dzieci opiece Maryi, której sam Bóg powierzył swojego Syna. Jeśli chodzi o formę modlitwy, to spontanicznie wybraliśmy różaniec. Mamy już liczne świadectwa mocy modlitwy różańcowej rodziców w intencji dzieci. Ta modlitwa nie tylko przynosi i umacnia miłość i pokój w naszych rodzinach. Powierzamy w niej Bogu, dla Którego nie ma nic niemożliwego, troski i problemy, które po ludzku wydają się nie do rozwiązania, są poBiuletyn 6 (23) 2010 Zapewne wielu rodziców modli się za swoje dzieci, co jest wspaniałe. Formuła modlitwy róży różańcowej jest po prostu pewnym uporządkowanym, kolejnym sposobem. Na pewno owocnym! Róża różańcowa tworzy krąg modlitwy, obejmując grupę 20-stu rodziców, z których każdy na początek modli się jedną z 20 tajemnic różańcowych. Po miesiącu po prostu przesuwamy się o jedną do przodu. To oznacza, że odmawiamy codziennie tylko jedną dziesiątkę różańca. Np. jeśli w marcu odmawiam pierwszą radosną to w kwietniu drugą radosną, itd. Po radosnych tajemnicach, odmawiamy kolejno tajemnice światła, potem bolesne i chwalebne, i powracamy do radosnych. Do każdej tajemnicy jest krótkie rozważanie - które jakby kierunkuje tą modlitwę w danej tajemnicy. Przystępując do modlitwy po raz pierwszy odmawiamy akt zawierzenia Matce Bożej. W róży modlimy się nawzajem za swoje dzieci – za własne, ale i za dzieci innych rodziców, którzy do niej należą. Nasze intencje się łączą, więc wchodząc do róży - nawet jak bym nie zawsze pamiętał o tej modlitwie - to daję 41 moim dzieciom wytrwałość i staranność innych rodziców. Ale też, kiedy wiem, że inni się modlą za moje dzieci, to mnie bardzo mobilizuje do stałej modlitwy. Niektórzy powiedzą brak czasu! Jak to - nie znajdziesz dla swoich dzieci 4 - 5 minut w ciągu dnia? Oglądasz telewizję godzinami - a zabraknie ci 5 minut czasu dla dzieci - dla własnych dzieci?! INTENCJE: Ta modlitwa nie musi odbywać się w kościele. Modlimy się tam, gdzie żyjemy, w domu, w drodze do pracy, gdziekolwiek mamy wolną chwilę czasu. Jest wiele różnych sposobów. Najlepiej - samemu utworzyć np. różę w swojej rodzinie, w kręgu znajomych i przyjaciół, we wspólnocie. Znane są np. róże w szkołach wśród rodziców i nauczycieli. Można też zapisać się w Internecie na stronie www.rozaniecrodzicow.pl i dowiedzieć się więcej na temat tej modlitwy. 2. Prosimy o błogosławieństwo dla naszych dzieci, aby w pełni zaczerpnęły ze skarbca Bożej Miłości. Najważniejsze to nie zwlekać! Nie czekać na jutro, pojutrze, aż syn albo córka opuści dom, czy wpadnie w złe towarzystwo lub nałogi. To jest bardzo ważna rodzicielska decyzja, zachęcam – zacznij od dziś! CO UZYSKUJEMY UCZESTNICZĄC W TAKIEJ RÓŻY? 1. Dajemy najpiękniejszy prezent naszym dzieciom - i to codziennie - wszystkie łaski związane z odmawianiem różańca w róży (wiele, wiele łask) - pełniej wypełniamy czwarte przykazanie. 2. Pewność, że zawsze, każdego dnia ktoś modli się za moje dzieci, nawet wtedy, gdy sam zapomnę - jeśli nikt nie zapomni to codziennie za nasze dzieci odmówiony jest cały różaniec! 3. Rozwój naszej osobistej modlitwy, często też rodzice podejmują wspólnie modlitwę za dzieci, jest to okazja do rozpoczęcia wspólnej modlitwy w rodzinie (jak najbardziej zalecane i bardzo owocne!). 42 1. Prosimy o to, aby Bóg w imię ofiary Chrystusa usunął skutki grzechów nas jako rodziców i aby nasze grzechy, przeszłe, ale również obecne, nie wpływały negatywnie na nasze dzieci, aby dzieci nasze nie były narażone na skutki naszych grzechów. 3. O uzdrowienie przyczyn grzechów, których skutki spotykają nasze dzieci, u rodziców i w środowisku. 4. Prosimy o rozszerzanie się tego dzieła modlitwy rodziców w intencjach dzieci, aby jak największa rzesza dzieci otrzymywała od swych rodziców modlitwę i błogosławieństwo! 5. W intencji Ojca Świętego i Jego intencjach oraz w intencji Kościoła Świętego. ŚWIADECTWA RODZICÓW owoce modlitwy Świadectwo rodziców, którzy modlą się za swoje dzieci. Chcielibyśmy się podzielić swoim świadectwem. Wraz z żoną modlimy się od kilku miesięcy Różańcem Rodziców. Jesteśmy rodzicami 6-letniego Konrada i 4-letniej Moniki. O modlitwie tej dowiedzieliśmy się podczas niedzielnej Mszy Świętej. Pomyśleliśmy, że warto „zainwestować” kilka minut dziennie w modlitwę za nasze dzieci. Wielką troską napawały nas ciągłe infekcje naszych przedszkolaków. Praktycznie co dwa, trzy tygodnie dzieci były chore i za każdym razem musiały brać antybiotyki. Szczególnie Kwartalnik o zagrożeniach duchowych mało odporny był Konrad, który w ubiegłym roku, po kilkutygodniowej infekcji i braniu antybiotyków jeden po drugim, wylądował w szpitalu. Dzieci chorowały nawet w wakacje. Po wakacjach przyłączyliśmy się do Różańca Rodziców i od tej pory, aż do dzisiaj (piszę te słowa 12 maja) zdrowie dzieci bardzo się poprawiło. Przydarzały się jedynie kilkudniowe i niegroźne infekcje. Nasze dzieci chodzą do przedszkola i należą do najrzadziej opuszczających zajęcia. Dla nas jest to namacalny dowód na konkretne działanie Pana Boga poprzez Różaniec Rodziców i dlatego zachęcamy innych do przyłączenia się dla dobra swoich dzieci. Chwała Panu! Sylwia i Grzegorz z Trójmiasta Córka zaczęła przynosić piątki W październiku 2007 r. na rekolekcjach wspólnoty w czasie przerwy rozmawiałem z jedną z matek, która ma dzieci w wieku tzw. buntu. Żaliła się ona, że nie ma zupełnie kontaktu z córką; zaproponowałem, aby się zapisała do Różańca rodziców. Po miesiącu zapomniałem o tym, ale tamta matka nie zapomniała i zaczęła się modlić na różańcu. Okazało się, że córka niemal z dnia na dzień się zmieniła i zaczęła się starać. Okazało się, że dotychczasowa bardzo słaba uczennica zaczęła przynosić do domu piątki z przedmiotów, z których była zagrożona. Zmiana była na tyle widoczna, że aż nauczycielki zaczęły się dopytywać skąd się to wzięło. Jak to możliwe!? Możliwe z różańcem, w gronie rodziców, którzy wspierając się razem z pomocą Maryi, proszą o Bożą pomoc. To jest dla mnie wspaniałe! Chwała Panu. Nieśmiałe dziecko Od ponad roku modlę się i należę do Różańca Rodziców. Syn bardzo niechętnie rozstawał się ze mną, gdy zaczął chodzić do szkoły. Było to trudne również dla mnie, a przez to Biuletyn 6 (23) 2010 również dla całej rodziny. W trakcie wakacji zmieniliśmy miejsce zamieszkania, szkołę. U dziecka lęk, u mnie strach o nie były tak silne, że trudno mi było odnaleźć szczęście dnia codziennego. Ale myśl o przynależności do Różańca Rodziców i codzienna modlitwa dawały siły. Od tego roku szkolnego syn ma siłę wewnętrzną, aby radzić sobie z wyzwaniami życia codziennego. Zaczął sam zasypiać w pokoju, ma więcej odwagi i chętnie przygotowuje się do Komunii świętej. Dla mnie jest to niewątpliwie cud i ogromna radość. Dziękuję wszystkim rodzicom za modlitwę i łaski z niej płynące i za radość, jaką w sobie noszę. Chwała Panu! Katarzyna Ireneusz Rogala Moderator grup modlitwy różańcowej rodziców w intencji dzieci CZAS WCHODZENIA W ŻYCIE DOROSŁE Okres dorastania to nie tylko dojrzewanie fizyczne, to czas wchodzenia w życie dorosłe, kiedy człowiek nie jest już dzieckiem, ale nie jest też dojrzały. Żeby to było możliwe, dziecko musi najpierw zakwestionować to, co przedtem przyjmowało „na wiarę” i bez zastrzeżeń, musi samo przemyśleć na nowo. Ten okres ma ogromne znaczenie dla rozwoju jednostki,(…) gdyż jest nie tylko wprowadzeniem w życie dorosłe, w sensie fizycznym, i w sposób życia, ale także przez swoją długotrwałość okazją do przewartościowań, do tworzenia nowych idei, do pójścia dalej niż starsze pokolenie. 43 Wiek dorastania (mniej więcej dwanaście – osiemnaście lat) to początki okresu, kiedy następuje dojrzewanie seksualne, stanowiące wewnętrzną bazę hormonalną zmian. Dzieci są w tym okresie bardziej podatne na choroby, łatwiej się męczą, często są rozdrażnione, a ich uczucia stają się chwiejne i łatwo przerzucają się ze skrajności w skrajność: od zachwytu do rozpaczy. Bardzo szybko wtedy rosną, często ten wzrost jest nie całkiem proporcjonalny, np. długość kończyn i waga ciała rosną szybciej niż mięsień serca. Stąd zasłabnięcia, senność, trudność w skupieniu uwagi i nieraz kłopoty z nauką szkolną. Wszystko to następuje około dwóch lat wcześniej u dziewczynek, które w piątej klasie są nieraz o głowę wyższe niż ich koledzy. Dlatego przygotowanie do okresu dorastania i uprzedzenie o kłopotach z nim związanych w klasie czwartej nie jest wcale za wczesne. Okres dorastania to nie tylko dojrzewanie fizyczne, to czas wchodzenia w życie dorosłe, kiedy człowiek nie jest już dzieckiem, ale nie jest też dojrzały. Ten okres ma ogromne znaczenie dla rozwoju jednostki, a także dla rozwoju społeczeństw, gdyż jest nie tylko wprowadzeniem w życie dorosłe, w sensie fizycznym, i w sposób życia, ale także przez swoją długotrwałość okazją do przewartościowań, do tworzenia nowych idei, do pójścia dalej niż starsze pokolenie. Żeby to było możliwe, dziecko musi najpierw zakwestionować to, co przedtem przyjmowało „na wiarę” i bez zastrzeżeń, musi samo przemyśleć na nowo. Dziecięcy egoizm powoli przechodzi w autorefleksję. Po zastanowieniu, uczy się wczuwania w przeżycia innych ludzi. Zawiązuje głębsze i trwalsze przyjaźnie, przeżywa młodzieńcze zakochania. Poznaje swoją odrębność już nie tylko fizyczną – co stało się w pierwszych latach życia – ale psychiczną, 44 dostrzega możliwość zajęcia stanowiska odrębnego od innych. Przez uzyskanie samodzielności myślowej zmienia się pozycja dziecka. Już nie tylko zależy od innych, lecz samo może dawać. Może, ale z tej możliwości rzadko umie korzystać. Na razie walcząc o samodzielność jest przede wszystkim krytyczne wobec wszystkich. Małe dziecko mogło być nieposłuszne, ale nie kwestionowało samej zasady autorytetu dorosłych. Teraz wszystkie autorytety są zakwestionowane. To okres wielkiego krytykowania rodziców, starszego pokolenia i całego świata. Dziecko odczuwa swoją samodzielność i psychiczną niezależność. Dostrzega niesprawiedliwość i zakłamanie. Ustosunkowuje się do nich krytycznie, równocześnie jednak czuje się bezsilne, nie umie działać. Zajęte analizowaniem samego siebie i ocenianiem innych nie wie jeszcze, co robić, by zły stan zmienić. Nie umie jeszcze podjąć odpowiedzialności za innych. W tym okresie starsze pokolenie powinno młodym pomagać nie tyle tłumiąc ich krytycyzm, co ucząc zrozumienia: zrozumienia siebie, kolegów, rodziców. Początkowo nie jest to łatwe, bo dzieci dorastające mają tendencję do widzenia wszystkiego krańcowo: czarno-białe, stąd ich sądy są powierzchowne i kategoryczne. Staranie o wzajemne zrozumienie musi polegać na spokojnym wysłuchiwaniu tego, co dziecko ma do powiedzenia, na cierpliwym czekaniu, żeby wytłumaczyło swój punkt widzenia i na pokazywaniu rzeczy także od swojej strony i wyjaśnianiu swoich motywów. Pomocą będzie tu pełna spokoju atmosfera domowa. Dziś, gdy życie codzienne jest tak trudne, a wszyscy bardzo zmęczeni, niełatwo o ten spokój, ale trzeba się przynajmniej starać o pewien dystans do kłopotów, do samego siebie, a nawet do wynikających awantur. Pęd do samodzielności jest u nastolatków Kwartalnik o zagrożeniach duchowych słuszny, a nawet konieczny, ponieważ jednak nie łączy się jeszcze z doświadczeniem, może doprowadzać do sytuacji trudnych, a nawet dramatycznych. Pomocą znowu niech nie będzie tłumienie tej naturalnej tendencji, ale uczenie refleksji i odpowiedzialności za swoje czyny. Najsłuszniejszym wyjściem jest traktowanie dorastającego dziecka coraz bardziej po partnersku, to znaczy trzeba wspólnie omawiać sprawy przed podjęciem decyzji, doprowadzać do pewnych umów, np. dotyczących podziału obowiązków, pory wracania do domu itd. Zapewne te umowy będą nieraz łamane – wtedy trzeba się modlić o cierpliwość i zaczynać od początku. Mimo wszystko jednak demokracja daje w domu najlepsze wyniki. W demokracji wszyscy mają równe prawo do szacunku, do wypowiedzenia swojego zdania, ale też wszyscy mają obowiązki. W demokracji decyzje władzy są jawne, a zasada ta daje świetne rezultaty i w domu. Jeśli na przykład wiadomo, ile rodzice zarabiają, ile kosztuje jedzenie, opał itp., to sprawa zakupu (lub nie) czegoś, czego dziecko pragnie, nie będzie w jego oczach wynikiem złego humoru czy uporu rodziców, ale logicznym następstwem faktów. W ten sposób dzieląc się decydowaniem, rodzice uczą dzieci wchodzenia zarazem w obowiązki i odpowiedzialność. Okazując dzieciom zaufanie, pokazują, że same muszą odpowiadać za siebie. Oczywiście, pewne normy są w każdej rodzinie konieczne i tym bardziej stanowczo mogą być przestrzegane, im mniejszą wagę przywiązuje się do nieistotnych drobiazgów. Konieczna jest też pewność, że jeśli dziecko w swojej drodze do dojrzałości zrobi błąd, rodzice na pewno mu pomogą. Dziecko ćwiczy się powoli w podejmowaniu Biuletyn 6 (23) 2010 decyzji, w rozumieniu innych, w powściąganiu siebie, a kiedy nauczy się już nie tylko współczuć, ale i pomagać, nie tylko krytykować, ale działać aktywnie na rzecz innych ludzi, już nie będziemy o nim mówić „dziecko”. To już właściwie, niezależnie od wieku, człowiek dojrzały, który umie patrzeć na sprawy nie tylko ze swojego punktu widzenia. Zachowuje zdolność krytycyzmu i współczucia, ale umie też aktywnie i konsekwentnie działać w obranym celu i podejmować odpowiedzialność. Opracował Ks. Adam Kroll WIERZĘ W ŻYCIE WIECZNE W prefacji mszalnej Mszy świętej za zmarłych są słowa: „Życie Twoich wiernych zmienia się, ale się nie kończy. I choć rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki znajdziemy przygotowane w niebie wieczne mieszkanie.” Prawdę o życiu wiecznym wyrażamy w modlitwie „Wierzę w Boga” słowami: „I oczekuję wskrzeszenia umarłych i życia wiecznego w przyszłym świecie”. Jest w teologii gałąź nauki o życiu przyszłym, która nazywa się eschatologią. Pismo Święte Starego, a zwłaszcza Nowego Testamentu podaje nam wskazania, jak mamy żyć, pracować, modlić się, aby osiągnąć życie wieczne. Do Jezusa przyszedł bogaty młodzieniec i postawił Mu pytanie: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” 45 Jezus mu odpowiedział: „Zachowaj przykazania”. Po zapewnieniu, że je zachowuje, Jezus dopowiedział: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj wszystko co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!” (por. Mt 19, 16–22). Współcześni Jezusowi saduceusze nie wierzyli w życie wieczne. Jezus ich pouczył: „Ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczał tam, gdzie jest mowa o „krzaku”, gdy Pana nazywa Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych. Wszyscy bowiem dla Niego żyją”(Łk 20, 35–39). Gdy Jezusa przybito do krzyża, jeden ze współukrzyżowanych prosił Go: „Panie wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”. Jezus mu odpowiedział: „Zaprawdę powiadam ci, dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23, 42–44). Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga i przeznaczeni do życia wiecznego. Bóg bowiem chce się z nami podzielić szczęściem, które sam w pełni posiada. Jak to życie w pełnym szczęściu osiągnąć, poucza nas Pan Jezus w przypowieści o sądzie ostatecznym, zapisanej u św. Mateusza (25, 31–46). Sądzeni będziemy z uczynków dobrych i złych. „Byłem głodny. . ., spragniony. . ., byłem nagi i chory. . ., w więzieniu. . . Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. . . I pójdą (źli) na mękę wieczną, a sprawiedliwi do życia wiecznego”. Bo kto wytrwa do końca (przy Chrystusie) ten będzie zbawiony (Mt 24, 13). 46 „Lecz o dniu owym nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy” (Mt 24, 34). „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie” (Mt 24, 42). To tylko kilka zdań wyjętych z bogatego nauczania Pana Jezusa o sądzie ostatecznym i o życiu przyszłym. Życie ziemskie jest czuwaniem wypełnionym dobrymi uczynkami i wiarą otrzymaną na chrzcie św., która prowadzi nas do nieba. W imieniu Kościoła kapłan przy chrzcie pyta rodziców i chrzestnych: „O co prosicie Kościół Boży”? Ci odpowiadają: „O wiarę”. Pyta następnie: „Co ci daje wiara”? Odpowiadają w imieniu dziecka: „Życie wieczne”. Bardzo obrazowo prawdę o życiu wiecznym i potrzebie czuwania (unikania grzechów) ukazuje Pan Jezus w przypowieści o rozsądnych i nierozsądnych pannach (Mt 25, 1–13). Przypowieść ta kończy się ostrzeżeniem: „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”. Czy wierzysz w życie wieczne? Wielu bowiem tak postępuje, jakby nie było życia wiecznego. Ankiety potwierdzają, że około 30% katolików nie wierzy w życie wieczne. To jest przerażające stwierdzenie, świadczące, że katolicy nie znają Pisma Świętego. Choć je posiadają, to jednak nie czytają go, a przecież ono jest fundamentem całego nauczania kościelnego. Postawię pytanie: czy przeczytałeś choć raz całe Pismo Święte? Czy przeczytałeś choć raz Pismo Święte Nowego Testamentu, jak się potocznie mówi, „od deski do deski”? Chętnie wypowiadamy się na temat tego, co Kościół powinien, a czego nie powinien głosić, zaprzeczamy ustanowieniu sakramentu pokuty, nierozerwalności i sakramentalności małżeństwa i wielu innym prawdom głoszonym przez Kościół, mającym swe źródło w Piśmie Świętym, które zawiera naukę Kwartalnik o zagrożeniach duchowych Pana Jezusa, a więc nie można jej podważyć, ani zmienić. Stąd wątpliwości dotyczące życia wiecznego budzą się u tych, którzy nie znają Pisma Świętego. Gdyby nie było przyszłego życia, to los człowieka na ziemi byłby nie do zniesienia. W świetle prawdy o życiu wiecznym, przyjmujemy z pokorą cierpienie, choroby, ciężką pracę, znosimy niesprawiedliwość, krzywdę, ubóstwo. Wszystko to w nadziei, że Bóg w przyszłym życiu otrze łzy z naszych oczu, odtąd już nie będzie smutku ani narzekania, lecz pokój i radość. Pan Jezus przyszedł na ziemię po to, by swoim cierpieniem i śmiercią krzyżową złożyć za nas okup Ojcu niebieskiemu za nasze grzechy i po to, by nam otworzyć niebo, do którego sam wstąpił po zmartwychwstaniu. W modlitwie: „Wierzę w Boga” mówimy: „Trzeciego dnia zmartwychwstał, wstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Boga Ojca Wszechmogącego. Stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych”. Trudno odrzucić prawdę o życiu wiecznym w kontekście cmentarza, grobów najbliższych, kwiatów, zniczy i modlitw, które przywołują na pamięć tych, co odeszli. Trudno nad grobem kochanych rodziców, współmałżonka, dziecka stwierdzić, że ze śmiercią wszystko się skończyło i nie ma nic po nich. W takim razie bez sensu byłaby troska o groby czy modlitwa za tych, co nas opuścili na zawsze. Właściwie we wszystkich wielkich religiach świata istnieje przekonanie o życiu po życiu. Hindusi wierzą w reinkarnację, czyli wcielanie się duszy po śmierci w różne niższe stworzenia, aż się oczyści i odpokutuje swoje grzechy. My wierzymy w „ciała zmartwychwstanie i życie wieczne”. Obejmujemy modlitwą tych, co odeszli do wieczności, bo wierzymy, że na mocy dogmatu o „świętych obcowaniu” możemy pomóc zmarłym w skróceniu oczyszczenia, Biuletyn 6 (23) 2010 pokuty i osiągnięcia zbawienia – nieba. Co to jest: „Świętych obcowanie”? Jest to duchowa łączność, jaka istnieje w Chrystusie między nami a duszami oczekującymi zbawienia i świętymi w niebie. Na mocy tej duchowej więzi święci pomagają nam. Dlatego prosimy ich o wstawiennictwo, np. w litaniach do Najświętszej Maryi Panny, św. Józefa, Wszystkich Świętych. W szczególnych sprawach zwracamy się do świętych patronów, np. patronem rzeczy zgubionych jest św. Antoni, szczęśliwej śmierci – św. Józef, spraw trudnych – św. Juda Tadeusz. Zmarli w łasce uświęcającej, którzy nie odpokutowali na ziemi wszystkich grzechów, muszą tego dopełnić w czyśćcu, bo nic nieświętego nie może dostać się do nieba. Tym duszom pokutującym, oczyszczającym się z brudu grzechów, pomagamy modlitwą, Komunią świętą, dobrymi uczynkami, zyskanymi w ich intencji odpustami, a nade wszystko ofiarą Mszy św. Pozwolę sobie przypomnieć i omówić te praktyki religijne, które niosą pomoc zmarłym: a) modlitwa. Najpopularniejszą modlitwą za zmarłych jest modlitwa: „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci”. Najczęściej też modlimy się za zmarłych na różańcu. Prosimy tu o wstawiennictwo za nimi Matkę Najświętszą, która jest Matką i Królową wszystkich, za których umarł Jej Syn Jezus; b) Komunia św. Po jej przyjęciu możemy ofiarować jej owoce za zmarłych. Prosimy Pana Jezusa,którego gościmy w sercu, o miłosierdzie dla nich; c) koronka do Miłosierdzia Bożego. Modlitwa ta jest dziś bardzo popularna i ma szczególną wartość, gdy odmawiamy ją w godzinie miłosierdzia, czyli o godz. 15.00, tej godzinie, w której Pan Jezus 47 skonał na krzyżu. Pan Jezus przekazał św. Faustynie, sekretarce Bożego Miłosierdzia, że szczególnie skuteczną pomocą zmarłym jest odmówienie koronki do Bożego Miłosierdzia o godz. 15.00. Jest to modlitwa bardzo prosta i warto się jej nauczyć i ją praktykować; d) dobre uczynki. Dobrym uczynkiem, zasługującym na pomoc zmarłym jest ten, który jest spełniony w stanie łaski uświęcającej i z miłości do Pana Jezusa. Stąd, gdy nie jesteśmy w stanie łaski uświęcającej, nasze dobre uczynki mają jedynie wartość sprzyjającą naszemu nawróceniu i pojednaniu się z Bogiem przez sakrament pokuty; e) odpusty. Odpust jest to uzyskanie darowania kary za grzechy, które zostały nam odpuszczone w sakramencie pokuty. Każdy popełniony grzech jest znieważeniem, obrazą Boga i pociąga za sobą winę i karę. Winę, żeśmy zasmucili Boga nie zachowując przykazań. Karę ponosimy za dokonane zło. Podobnie jest w prawodawstwie cywilnym. Klarownym przykładem jest tu sytuacja Ali Agcy. Papież przebaczył zamachowcowi, a on mimo przebaczenia ponosił karę więzienia. Gdy zyskujemy odpust, otrzymujemy darowanie kary. Odpust może być cząstkowy (darowanie części kary) lub zupełny (darowanie całej kary za grzechy). By zyskać odpust zupełny musimy być w stanie łaski uświęcającej, nie mieć przywiązania do żadnego grzechu, odmówić modlitwy: Ojcze Nasz, Wierzę w Boga i dowolną modlitwę na intencję Ojca Świętego. Odpusty takie możemy zyskać tylko w oznaczonych okolicznościach. Na przykład: święto Patrona kościoła, rok jubileuszowy, odprawienie pielgrzymki np. do Ziemi Świętej, z okazji Dnia Zadusznego. To tylko niektóre okoliczności. Z okazji Dnia Zadusznego możemy zyskać odpust zupełny za zmarłego, dlatego wyko48 rzystujmy tę bardzo dostępną formę pomocy zmarłym; f) Msza św. za zmarłych. Najdoskonalszą i najskuteczniejszą formą pomocy zmarłym jest Msza św. Jest ona ofiarą samego Chrystusa złożoną za zbawienie danej duszy. Kościół zawsze poleca wiernym tę najskuteczniejszą formę pomocy zmarłym. Szczególnie pomagamy im zamawiając tzw. Msze gregoriańskie. Jest to 30 Mszy św. odprawianych bez przerwy każdego dnia za daną zmarłą osobę. Warto, zwłaszcza w związku z pogrzebem, pomyśleć o takiej formie pomocy najbliższym; g) wypominki. Wydaje się, że w okresie Dnia Zadusznego jest to bardzo popularna forma pomocy duszom w czyśćcu. Wypisujemy imiona zmarłych, których polecamy modlitwie nie pojedynczego kapłana, który je odczytuje i odmawia modlitwę, ale polecamy modlitwie całego Kościoła. Kościół przez zasługi swoich świętych niesie pomoc tym wszystkim zmarłym. Naszą pomoc zmarłym okażmy szczególnie w listopadzie, miesiącu poświęconym pamięci o nich, ale także w innych miesiącach nie zapominajmy o zmarłych. Znicze i kwiaty są świadectwem naszej pamięci przeznaczonym dla ludzi żywych, np. dla rodziny. Ale zmarłym skuteczną pomoc możemy nieść tylko modlitwą w formach wcześniej opisanych. Wypada, aby każda rodzina choć raz w roku poprosiła o Mszę św. za zmarłych ze swojej rodziny. Jeśli swymi modlitwami pomożemy im się zbawić, to ci zbawieni dopomogą i nam, gdy znajdziemy się w czyśćcu, oczekując nieba. Ks. Edward Szymański Kwartalnik o zagrożeniach duchowych Kobieta i mężczyzna – dwa sposoby bycia człowiekiem. Tytułem wstępu – kilka słów. Otóż do napisania tej katechezy przymusiło mnie moje małżeństwo i pytanie, które ciągle się we mnie kołatało: Jak to się dzieje, że moja żona i ja patrzymy na te same sprawy w różny sposób i różnie je interpretujemy? I jak to się dzieje, że nadal patrzymy w tym samym kierunku, choć zupełnie inaczej? Zacząłem szperać trochę w teologii, trochę w psychologii rozwojowej i pastoralnej, wreszcie w teorii i pedagogice małżeństwa i, jako że problem się rozrósł, dochodziły do niego jeszcze inne kwestie, postanowiłem się podzielić swoimi odkryciami. Zastanawiałem się, jaką formę przekazu przyjąć? Czy taką, jak dla moich uczniów, już przecież dorosłych ludzi, którzy zmagają się właśnie z maturą, czy jakąś inną? Z reakcji w szkole jednak wiem, że ta, którą tam przedstawiłem była bardzo dobrze odebrana, posłużę się nią i dziś. Mam nadzieję, że po naszym spotkaniu mężczyźni przestaną dziwić się kobietom, panie nie będą już tak rozpaczały, ze ich nie rozumiemy, a małżeństwa, zresztą wszyscy, bo to niezwykle ważne, zrozumieją, jak wielkie niebezpieczeństwo niesie za sobą fakt braku kontaktu między sobą. Jak wielkim Biuletyn 6 (23) 2010 zagrożeniem duchowym, fizycznym też, jest zamknięcie się w sobie, nie podejmowanie trudu zrozumienia racji drugiej strony. O zagrożeniach duchowych, religijnych padło z tej ambony już bardzo wiele słów, dlatego dziś o sprawach czysto życiowych. Wiele myśli w tej katechezie zaczerpniętych zostało z różnych źródeł, by nikt nie pomyślał, że prelegent jest taki mądry. Te źródła to, między innymi, książka ks. Marka Dziewieckiego „Cielesność, płciowość, seksualność”, pozycje książkowe i artykuły wspaniałego małżeństwa Marioli i Piotra Wołochowiczów i inne. Posiadanie płci, zgoda na jej noszenie i cieszenie się z bycia mężczyzną lub kobietą określa naszą tożsamość psychiczną, fizyczną, uczuciową, ogólnoludzką, rodzicielską, małżeńską etc. Warunkiem jest oczywiście dojrzałość psychiczna przede wszystkim, bowiem w umysłowości niedojrzałej nie sposób przeżywać radości z faktu bycia mężczyzną lub kobietą. Jakiekolwiek zachwianie psychiczne w tej dziedzinie powoduje niechęć do własnej płci, pragnienie zmiany płci, czy chociażby próby przeżywania (chodzi tu o zachowania, sposób ubierania się itd.) swojej męskości w ciele kobiety lub odwrotnie, co jest jednoznaczne z dewiacją seksualną, o której czytamy w podręcznikach do psychiatrii. Osoby dotknięte takim zwichnięciem psychicznym (nie umysłowym, bo mózg ich i inteligencja mogą działać jak najbardziej normalnie) powinny być poddane leczeniu psychiatrycznemu, otoczone naszą troską. Nie wolno ich poddawać ostracyzmowi społecznemu, na co dziś często wielu z nas ma ochotę, ponieważ boimy się wszelkich dziwactw i niecodziennych sytuacji, które mogą zachwiać naszym zharmonizowanym światem. Niedojrzałość psychiczna wpływa na nieumiejętność bycia człowiekiem. Pełnia bo49 wiem człowieczeństwa wyraża się w zrozumieniu i przyjęciu za swoje wszelkich obowiązków wobec siebie i drugiego człowieka. Nikt nie jest samotną wyspą, dlatego nasze życie winno przebiegać we wspólnocie, a, żeby tak się stało, potrzeba pełnego zaangażowania w życie danej społeczności, czego osoba niedojrzała robić nie potrafi. Stąd np. nie jest możliwe zawarcie ważnego małżeństwa między osobami niedojrzałymi umysłowo, czy psychiczne, ponieważ nie są one zdolne do zrozumienia, przyjęcia na siebie i ofiarowania wzajemnych praw i obowiązków wynikających z sakramentu małżeństwa. Kościół oczywiście może pobłogosławić taki związek, nie będąc świadomym takich braków psychicznych nupturientów, jednak nie znaczy to, iż sakrament zaistniał. Jeśli w trakcie trwania małżeństwa niedojrzałość ta wyjdzie na jaw, po przeprowadzeniu dowodu sądowego ten sam Kościół orzeka nieważność takiego małżeństwa, chroniąc przez to samą instytucję sakramentu, jak i niedoszłych małżonków. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, ze bycie mężczyzną lub kobietą to nie ten sam rodzaj powołania do ludzkości. Różnice między obu płciami są widoczne nie tylko gołym okiem w sferze fizyczności. Tak naprawdę „najważniejsze jest to, co niewidoczne dla oczu”, jak czytamy w „Małym Księciu”, czyli różnice w psychice płci, sposobie podejścia do świata, do wykonywania obowiązków itd. Przyjrzyjmy się zatem tym różnicom. Zrozumienie specyfiki i odmienności danej płci wymaga odkrycia podstawowej różnicy między mężczyznami i kobietami. Jest ona następująca: kobiety mają spontaniczną tendencję i wrodzone predyspozycje, by żyć bardziej w świecie osób, podczas gdy mężczyźni mają spontaniczną tendencję i predyspozycje, by żyć bardziej w świecie rzeczy. 50 Nie oznacza to oczywiście, że światy te nie mogą się mieszać i przenikać. Oznacza to jedynie większą łatwość poruszania się określonych płci w określonym świecie. Kobiety są bardziej nastawione na świat osób i mają w tym kierunku specyficzne predyspozycje, podczas gdy mężczyznom łatwiej o funkcjonowanie w świecie rzeczy i w tym aspekcie dysponują z reguły lepszymi predyspozycjami. Wszystko, co jest w kobiecie: ciało, postrzeganie rzeczywistości, emocje, zdolności komunikacyjne, kobiece przeżywanie więzi, wszystko to ułatwia nastawienie na świat osób i kontakt z osobami. Z kolei wszystko to, co jest w mężczyźnie, ułatwia kontakt z rzeczami i kompetentne działanie w świecie rzeczy. Różnice te zauważalne są tak u dzieci, jak i dorosłych. Dziewczynki bawią się lalkami i misiami, które można przytulać, głaskać, czesać, rozmawiać z nimi, wypłakiwać się im w uszy. Chłopcy natomiast, jeśli mają misia, to ma on raczej być zahartowaną zabawką, jest o tyle dobra, o ile można ją tarmosić, rzucać nią i się z nią rzucać, stawiać wielkiego misia na bramce; jednak dużo lepszą zabawką dla chłopca będzie samochód, miecz, czy pistolet. Daj mu do tego konia na biegunach i kowbojski kapelusz, a cały dom zamieni się w dziki zachód, który przecież mały wojownik musi zdobywać. Dla chłopca zabawka ma wartość utylitarną, jest dobra do czasu, aż się zepsuje. Gdy to się stanie, chłopiec wstaje i wybiera nową zabawkę. Dziewczynka natomiast, jako że jest bardziej uczuciowa i sentymentalna, będzie płakać i rozpaczać, gdy skończy się żywot jej ukochanej przytulanki. Dlatego też trzeba niezwykle uważać, kiedy i w jakich okolicznościach dokonuje się napraw takich zabawek dla dziewczynki. Spróbujcie sobie wyobrazić, że wasza córka Maja patrzy, jak jej ukochany misio kręci się wiruje w pralce. Kwartalnik o zagrożeniach duchowych Co się dzieje w główce takiej dziewczynki? Strach ma wielkie oczy? Nie w tej sytuacji, tutaj jest on rzeczywisty – jej ukochana zabawka, najbliższy jej sercu członek rodziny CIERPI i na pewno krzyczy, żeby go Maja uratowała. Spustoszenia w psychice, wywołane, skąd inąd, przecież koniecznym zabiegiem higienicznym, mogą być ogromne. Podobnie rzecz ma się w szkole i dziwię się, że nauczyciele tego nie dostrzegają: psychologowie bowiem już dawno wyodrębnili zachowania, które są męskie i żeńskie, np. grzeczne siedzenie i słuchanie pani, cichutkie kolorowanie i przepisywanie do zeszytu, to są zachowania żeńskie. Dlatego nie sposób oczekiwać, że chłopcy będą im się biernie poddawać. Nie jest również argumentem dla klasowego urwisa fakt, że Maja jest taka grzeczna i spokojna i powinien z niej brać przykład. Adrenalina nie jest bowiem atrybutem tylko dorosłości. W dziecku też ona funkcjonuje i mądry pedagog będzie starał się to wykorzystać na korzyść ucznia, a jeśli nie potrafi, będzie się szkolił w tym zakresie, jeśli mu rzeczywiście na uczniu zależy. Sam jestem nauczycielem i zdaję sobie sprawę, że nie jest możliwe zająć się tylko jednym, czy dwojgiem niesfornych maluchów, podczas, gdy mam pod opieką jeszcze trzydziestkę tych grzeczniejszych, których też muszę nauczyć. Uważam jednak, że trzeba szukać takiego wyjścia, by nie iść za szybko, aby ci słabsi mogli nadążyć i jednocześnie nie ślimaczyć się, by nie spowalniać tych mocniejszych i nie zabić w nich ducha. To jednak temat na zupełnie inną konferencję. Jeśli chodzi o różnicę płci w innych sferach, to również są one zauważalne. Np. pod względem fizycznym nie chodzi li tylko o wizualizację anatomiczną. Ta bowiem strona człowieka jest najmniej istotna w przeżywaniu człowieczeństwa. Fizyczne różnice między kobietą i mężczyzną zauważane są przede wszystkim w podejściu do wykonyBiuletyn 6 (23) 2010 wania swoich codziennych obowiązków. Mówi się, że kobieta to słaba płeć. Jakaż to nieprawda! Oczywiście mężczyznom na rękę jest takie myślenie, bo utwierdza ich ono w przekonaniu, że sam fakt bycia mężczyzną czyni z nich lepszy materiał na bycie „macho”, a tak oczywiście nie jest. Kobiety, to dopiero potrafią być „macho”, przepraszam za wyrażenie nie bardzo do kobiet pasujące, ale ubóstwo języka polskiego polega między innymi na tym, że silne cechy charakteru są rodzaju męskiego. Nie powie się np. że kobieta jest męska. W tym, co teraz powiem konieczne jest małe zastrzeżenie: będę generalizował, choć zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie uogólnienia są trafne, prawdziwe i sprawiedliwe, co nie znaczy również, że wyjątki nie potwierdzają reguły. Weźmy na pierwszy ogień pracę: kobieta najczęściej pracuje na dwa lub więcej etatów zajmując się swoją pracą zawodową, po której biegną do drugiej roboty w domu: sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie etc., taka zwykła codzienność, a często również opieka nad starym, czy chorym rodzicem lub sąsiadem. W dużej mierze my, mężczyźni, tego nie zauważamy. Bo co to za problem ugotować obiad? No przecież żaden, ona to nawet lubi, więc o co chodzi? Albo uprasować? Gdyby musiała stać przy maszynie w fabryce, jak ja – mąż i głowa rodziny, albo ślęczeć godzinami nad deską kreślarską, to by było dopiero coś. A tak? Pogada trochę w szkole, albo poparzy trochę kawy prezesowi, to przecież nic takiego. Problem zaczyna się wtedy, gdy po którejś z kolei kłótni zamieniają się rolami. On zaczyna po pracy robić to, co żona, a żona… no właśnie, co żona? Przecież nie siądzie z piwem na kanapie czekając na obiad, bo to nie leży w jej naturze (oni piwo, ani siedzenie), tylko dyskretnie będzie doglądać mężczyzny i pomagać mu w sposób niezauważalny dla niego (czyli tak naprawdę z jej odpoczynku nici). A mąż? 51 No, będzie się uwijał jak w ukropie i dopiero teraz dostrzeże, że nie umie robić kilku rzeczy naraz: odlewać ziemniaki, przykręcić gaz pod zupą, rozmawiać z matką przez telefon i uspokajać kłócące się akurat w kuchni pociechy (wersje zamienne kilku rzeczy na raz oczywiście do wyboru). Być może dopiero wówczas nie będzie mówił, że on haruje jak wół, a żona, nawet gdyby pracowała tylko na etacie domowym, nie robi właściwie nic. Zachęcam wszystkie żony, które często słyszą takie uwagi, by spróbowały zaproponować swoim mężom taką zamianę. Najpierw zobaczą strach w oczach lubego, następnie chojracko – zawadiackie: „a co, myślisz, żebym se(!) nie poradził?”, następnie przejście do fazy negacji i głupoty takiego rozwiązania, aż na wymownym milczeniu: „niech ci będzie, ja i tak wiem lepiej” skończywszy. To nie wynika z braku dobrej woli mężczyzny. On po prostu myśli inaczej. Pracuje 8, czy 10 godzin, następnie zamyka świat pracy i otwiera świat domowego ciepła i ogniska, w którym on musi odpocząć. Ostatecznie mężczyzna pracuje na tzw. święty spokój. Kobieta natomiast pracuje po to, by ten święty spokój ukochanego męża miał ręce i nogi. To naprawdę nie jest nic złego. Ale jeśli kobiecie takie rozwiązanie nie odpowiada, niech rozmawia z mężem, racjonalnie przedstawiając mu logiczne argumenty za niestosownością takiej sytuacji. Po to Pan Bóg dał nam rozum i język! Po nic innego. Logiczne porozumiewanie się to szczyt królestwa zwierząt, na którym jesteśmy my – homo sapiens, zwierzę rozumne. Różnic w sferze fizycznej i wielu innych jest bez liku. Być może będzie jeszcze czas i miejsce, by o tym opowiedzieć. A jest o czym, bo kobieta i mężczyzna to dwa odrębne światy równoległe, których poznanie jest koniecznym warunkiem do wzajemnego ich przenikania się. Nie możemy żyć osobno, musimy żyć razem w szczęściu i zgodzie, 52 a do tego potrzebna jest znajomość drugiego człowieka. Bóg stworzył nas osobno i zbawi nas osobno, ale droga do zbawienia wiedzie we wspólnocie. Tomasz Wojnowski SPROSTOWANIE W ostatnim, 5(2010) numerze Biuletynu ukazała się część mojej konferencji o zagrożeniach duchowych w miłości. Tylko przez roztargnienie, a nie z chęci przywłaszczenia sobie czyjejś pracy, nie podałem w wersji do druku, że jest to sposób myślenia o. Augustyna Pelanowskiego OSPPE. Osoby zainteresowane, jak również o. Augustyna, najmocniej przepraszam i dziękuję uważnym czytelnikom za zwrócenie mojej uwagi na tę przykrą, również dla mnie, sytuację. Z należnym szacunkiem Tomasz Wojnowski ZAPOWIEDZI SPOTKANIA MAŁŻEŃSKIE rekolekcje dla małżeństw Spotkania Małżeńskie stwarzają okazję do odnowienia i pogłębienia wspólnoty małżeńskiej ze sobą i z Bogiem. Dokonuje się to poprzez taką formę dialogu, która pomaga w lepszym poznaniu siebie samego oraz współmałżonka, poznaniu swoich i jego uczuć i postaw. Może w nich uczestniczyć każde małżeństwo, bez względu na staż i aktualną sytuację - małżeństwa dobre i te, które myślą o rozwodzie lub separacji, małżeństwa zaangażowane w życie Kościoła i niezaangażowane, także małżeństwa niesakramentalne, czyli po prostu wszystkie, które mają dobrą wolę, by ze sobą szczerze porozmawiać. Spotkania rozpoczynają się zawsze w piątek o godz. 17.00 i kończą się w niedzielę o godz. 14.00. Kwartalnik o zagrożeniach duchowych Najbliższe terminy: 15-17 października; 3-5 grudnia 2010 Zapisy: Renata Cichowska tel. 58 621 97 40, email: [email protected] REKOLEKCJE DLA NARZECZONYCH kurs przygotowujący do sakramentu małżeństwa Rekolekcje dla narzeczonych mają na celu lepsze poznanie cech osobowości, postaw życiowych, wyznawanych wartości i dążeń osób planujących wspólne życie. Skierowane są one do młodych ludzi, którzy pragną dobrze przygotować się do podjęcia drogi małżeńskiej. Zachęcają do podejmowania dialogu budującego jedność. Pozwalają pełniej zrozumieć znaczenia sakramentu małżeństwa i pomagają w podjęciu dojrzałej decyzji (przez narzeczonych oraz osoby jeszcze niezdecydowane). To spotkanie trwa od piątku godz.18.00 do niedzieli godz. 14.00. Prowadzą pary małżeńskie i kapłan. Najbliższy termin: 5-7 listopada 2010 Inną formą przygotowania do małżeństwa są Wieczory dla zakochanych, prowadzone przy parafii św. Stanisława Kostki w Gdyni. Trwają one 9 tygodni. Zapisy: Renata Cichowska tel. 58 621 97 40, email: [email protected] Więcej informacji i propozycji na stronie: www.spotkaniagdynia.pl TU ZNAJDZIESZ POMOC PORADNIA RODZINNA ul. Cystersów 11 80-330 Gdańsk Oliwa tel. (0-58) 552-18-81 Biuletyn 6 (23) 2010 Jest to placówka, w której pomoc znajdzie każdy, kto jej potrzebuje. Poradnia zapewnia anonimowość, co oznacza, że nie trzeba ujawniać swoich danych osobowych zapisując się na poradę, ani podczas wizyty. Porady i wizyty są bezpłatne. Przyjść tu może każdy, kto zagubił sens życia, ma problemy, z którymi sam nie może sobie poradzić w życiu osobistym, rodzinnym, małżeńskim, związku niesakramentalnym, w szkole, na uczelni, w pracy. Poradnia pomaga przezwyciężać kryzysy po zdradzie, aborcji. Pomoc otrzymają tu osoby, które nie mogą sobie poradzić z bólem po stracie najbliższych, a także kobiety i dziewczęta przeżywające problemy z zaakceptowaniem ciąży. W poradni można uzyskać również informacje na temat innych instytucji oferujących specjalistyczną pomoc. Poradnia Rodzinna znajduje się przy Kurii Biskupiej w Gdańsku Oliwie na ul. Cystersów 11. Można skorzystać tu z pomocy następujących specjalistów: pedagoga rodzinnego, psychologa, prawnika, duszpasterza rodzin i księdza egzorcysty. Informacje na temat terminów spotkań z poszczególnymi specjalistami można uzyskać pod numerem telefonu (58) 552 18 81, od poniedziałku do czwartku w godzinach 09.00-14.00. Pamiętaj, w swoich trudnościach nie jesteś sam, nie jesteś sama! Skorzystaj z pomocy kompetentnych osób, które czekają na Ciebie, aby Ci pomóc! PUNKT PORADNICTWA DUCHOWEGO PRZYSTAŃ! ul. Tatrzańska 35, Gdynia. 058 620 69 09 (pn-pt: 8.00-19.00, ndz: 8.00-14.00) e-mail: [email protected] W Kolegium Księży Jezuitów na Wzgó- 53 rzu św. Stanisława Kostki w Gdyni działa Punkt Poradnictwa Duchowego PRZYSTAŃ! Serdecznie zapraszamy wszystkich, którzy, przeżywając różne doświadczenia życiowe, potrzebują rozmowy, wsparcia, rady, konsultacji, odpowiedzi na nurtujące pytania dotyczące Boga, sensu życia, zrozumienia tego, co ich spotyka. W każdy wtorek od 15.00 do 19.00 dyżuruje jeden z ojców jezuitów, by wysłuchać, poradzić, wskazać odpowiednią pomoc. Na spotkanie można umówić się: telefonicznie: 058 620 69 09 (pn-pt: 8.00-19.00 ndz: 8.00-14.00) e-mail: [email protected] osobiście: na portierni Kolegium Księży Jezuitów, ul. Tatrzańska 35, Gdynia. Bieżące informacje odnośnie działania Punktu są dostępne na stronie: www.jezuici.pl/gdynia RODZICE PO STRACIE DZIECKA Jesteśmy rodzicami zjednoczonymi po śmierci naszych dzieci. Straciliśmy je w różnym wieku i w różnych okolicznościach, a przez modlitwę i wytrwanie w wierze próbujemy pomóc sobie i innym. Zapraszamy co dwa miesiące na Eucharystię i spotkanie do salki parafialnej w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na gdańskiej Żabiance. Jeżeli doświadczyłeś straty dziecka (poronienie, śmierć okołoporodowa, śmierć dziecka starszego) PAMIĘTAJ! NIE JESTEŚ SAM/A ze swoim bólem i pytaniem DLACZEGO? Jeżeli masz pytania, potrzebujesz wsparcia, rozmowy z innymi rodzicami lub kapłanem zadzwoń: 660 893 654, napisz: [email protected] przyjdź: Msza św. 16 Październik 2010 r. (sobota) godz. 15.00 Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej Gdańsk-Żabianka Pl. Kard.S.Wyszyńskiego 1 54 - nawa boczna kościoła. www.stratadziecka.pl POGOTOWIE MODLITEWNE Archidiecezja gdańska Rycerstwo św. Michała Archanioła Parafia p.w. NMP Królowej Różańca Świętego Danuta Bąk 514 168 868, Animatorka Diecezjalna Parafia p.w. św. Brata Alberta Anna Bacławska 585 580 968 Parafia p.w. św. Kazimierza Helena Tarapan-Noga 39 922 64 57 Parafia p.w. św. Antoniego w Gdańsku Brzeźnie Teresa Makuch 58 343 52 62 EGZORCYŚCI: Katedra Oliwska w Gdańsku ks. prof. Andrzej Kowalczyk ks. Marek Czyżewski kontakt: 58 552 18 81 Poradnia Rodzinna w Gdańsku Sanktuarium Maryjne w Licheniu ks. Edmund Szaniawski MIC kontakt: (63) 270 81 43, (63) 270 81 56 Kancelaria dla Pielgrzymów (63) 270 81 63 Biuro Obsługi Pielgrzyma Sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej w Wąwolnicy k/Nałęczowa ks. Jan Pęzioł kontakt: (81) 882 50 04 Biuro Parafialne Parafia p.w. Ducha Świętego w Koszalinie Ks. Antoni Zieliński kontakt: 501 333 642 MSZE ŚWIĘTE Z MODLITWĄ O UZDROWIENIE I UWOLNIENIE: Archidiecezja gdańska: SOPOT, ul. 3 Maja, parafia p.w. św. Michała Archanioła, górny kościół każdy ostatni piątek miesiąca, Kwartalnik o zagrożeniach duchowych godzina 18.00 www.marana-tha.pl SOPOT, ul. Monte Cassino, parafia p.w. św. Jerzego każda pierwsza sobota miesiąca, godzina 19.30 www.snegdansk.pl (lipiec, sierpień – przerwa wakacyjna) GDAŃSK - ŻABIANKA, Plac Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej każda trzecia sobota miesiąca, godzina 19.00 www.fatimska.gdi.pl (lipiec, sierpień – przerwa wakacyjna) RUMIA, ul. Dąbrowskiego 26, parafia p.w. NMP Wspomożenia Wiernych, dolny kościół każda druga niedziela miesiąca, godzina 16.00 (lipiec, sierpień – przerwa wakacyjna) www.rumia.eslaezjanie.pl GDYNIA, ul. Tatrzańska 35, parafia p.w. św. Stanisława Kostki oo. Jezuici każda pierwsza środa miesiąca godz. 18.00 www.jezuici.pl/gdynia.parafia WEJHEROWO, ul. Reformatów 19 Parafia p.w. Św. Anny Sanktuarium Matki Bożej Wejherowskiej Uzdrowienia chorych na duszy i ciele. OO. Franciszkanie każdego 11 dnia miesiąca: - jeśli przypada w dzień zwykły o godz. 19.00 - jeśli przypada w niedzielę o godz. 16.00 REDA, ul. Fenikowskiego 4, parafia p.w. św. Antoniego każda trzecia sobota miesiąca o godz. 19.30 (lipiec, sierpień – przerwa wakacyjna) TRĄBKI WIELKIE, ul. Gdańska 6, parafia pw. Wniebowzięcia NMP Sanktuarium Biuletyn 6 (23)Maryjne 2010 Matki Boskiej Trąbkowskiej Msza św. z udzieleniem sakramentu chorych podczas odpustu parafialnego, raz w roku I do II niedz. września Archidiecezja lubelska: WĄWOLNICA k/Nałęczowa, ul. Zamkowa 24, Sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej każda czwarta sobota miesiąca, godzina 17.30, czytanie świadectw i intencji od godziny 17.00 www.sanktuarium-wawolnica.pl MSZA ŚW. Z MODLITWĄ O DOBREGO MĘŻA I DOBRĄ ŻONĘ Sopot, ul. Powstańców Warszawy 15, kościół św. Andrzeja Boboli (naprzeciwko Grand Hotelu) każda druga niedziela miesiąca, o godzinie 20:00 GDYNIA, Wzgórze Świętego Maksymiliana, ul. Ujejskiego 40, parafia p.w. Św. Antoniego z Padwy OO. Franciszkanie każda ostatnia środa miesiąca, o godz. 19.00 ARCHIDIECEZJALNY DZIEŃ SKUPIENIA CZCICIELI MIŁOSIERDZIA BOŻEGO „MIŁOSIERNY JEST PAN I ŁASKAWY” (Ps. 103,8) Serdecznie zapraszamy wszystkich Członków Parafialnych Wspólnot Miłosierdzia Bożego wraz z Kapłanami - Opiekunami na kolejny Dzień Skupienia w dniu 9 października (sobota) 2010 r. do Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Gdańsku – Wrzeszczu, ul. Mikołaja Gomółki 11/13. Spotkanie, które rozpocznie się o godz. 11.00, zakończymy uroczystą Eucharystią o godz. 15.00. 55 Zagrożenia rozwoju osobowości młodego człowieka na początku XXI wieku V OGÓLNOPOLSKA KONFERENCJA NAUKOWA - dedykowana pamięci ks. Janusza Witkowskiego Dla dobra rodziny i środowiska wzrostu GDAŃSK, 26 - 28 listopada 2010 r. Tematyka konferencji to umocowanie młodego człowieka w rodzinie i sposoby radzenia sobie z zagrożeniami duchowymi, które mogą go spotkać. Jedynie rodzina jest prawidłowym i normalnym miejscem wzrostu każdego człowieka. Jedynie w rodzinie człowiek może dojść do pełni godności osoby. Będą między nami naukowcy i duchowni specjalizujący się w tematyce rodziny i zagrożeń, ale też praktycy, nauczyciele i rodzice, którzy podzielą się swoim doświadczeniem. Ciekawym elementem będzie rozszerzenie przekazu poprzez wystąpienia w wybranych kościołach Gdańska w ostatnim dniu konferencji. Mamy nadzieję, że spotkanie w murach Uniwersytetu Gdańskiego owocnie przyczyni się do działań na rzecz właściwego rozwoju młodego człowieka. Organizatorzy MIEJSCE SESJI: Uniwersytet Gdański, Aula w budynku Biblioteki Uniwersytetu Gdańskiego; ul. Wita Stwosza 53, 80-308 Gdańsk - Oliwa Zgłoszenia udziału będzie można składać na stronie internetowej Konferencji www.cios.gda.pl Każdy zgłaszający otrzyma e-mailowe potwierdzenie przyjęcia zgłoszenia. Każdy uczestnik otrzyma komplet materiałów konferencyjnych, a nauczyciele (na życzenie), certyfikat uczestnictwa w konferencji. Udział w konferencji jest odpłatny w wysokości 40 zł/osobę. Dla studentów i nauczycieli zniżka 50%. Każdy, kto mógłby wesprzeć dodatkowo organizację konferencji proszony jest o dokonanie dowolnej wpłaty (choćby symbolicznej złotówki) na konto: Nordea Bank Polska SA Oddział Gdynia 26 1440 1026 0000 0000 1064 3171 Biuletyn 6 (23) 2010 z dopiskiem: darowizna – Konferencja nt. zagrożeń osobowości