Platforma to już dziś postkomuna

Transkrypt

Platforma to już dziś postkomuna
Brzoza złamana przed 10.04.2010, był wybuch, raport Millera fałszywka
II Konferencja Smoleńska okazała się spektakularnym sukcesem
NR 43 (1055) Cena 3,90 zł (w tym 8% VAT) Warszawa 23 października 2013 r. www.gazetapolska.pl nakład: 134 856 Indeks: 320919
Magdalena Michalska
Platforma to już
dziś postkomuna
10
Fot. Małgorzata Armo/Gazeta Polska
Kraj \ Wyścig zbrojeń
w Platformie
Rozpoczęły się wybory szefów
regionów PO. Rywalizacja między
Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną wkroczyła więc
w decydującą fazę. Jeśli Schetyna
przegra, zostanie zesłany
do europarlamentu. Jeśli wygra,
może to oznaczać koniec
panowania obecnego premiera
Historia \ Krew
dla Węgrów, nauka
dla Polaków
26
Fot. libcom.org
Wojciech Mucha
Setki ton towarów, żywności
i medykamentów płynęły
– od niezamożnych przecież
Polaków – w takiej ilości,
że w pomocy udzielonej Węgrom
w 1956 r. wyprzedziliśmy nawet
Stany Zjednoczone. Do końca
roku 1956 polska pomoc
przekroczyła 28 mln zł
Obama nie rozumie, kim jest Putin
Kreml wspiera Asada z wielu powodów: przede wszystkim chodzi o podtrzymanie
swojego sojusznika, a przy okazji pomoc kolejnemu, którym jest Iran. Mówi się, że Rosja
ma też oko na syryjskich chrześcijan, ale i na port marynarki w syryjskim Tartusie
na śródziemnomorskim wybrzeżu Syrii. Poza tym Kreml chciał wyraźnie dokuczyć
rządowi Stanów Zjednoczonych – mówi w wywiadzie dla „GP” Daniel Pipes
18
Piotr Lisiewicz
12
W Polsce zdrowi ludzie siedzą
w szpitalach psychiatrycznych,
bo wielu biegłych reprezentuje
katastrofalny poziom i jest
uzależnionych od prokuratur
i sądów – alarmują najlepsi polscy
psychiatrzy. – Gdy chodzi o biegłych, obowiązuje u nas zasada
czterech „b”: byle kto, byle jak,
byle co i za byle jakie pieniądze
Fot. sxc.hu
4
Fot. Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Kraj \ Biegli
psychuszkowie w akcji
2
KRAJ
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Spis treści
WSTĘPNIAK \ Wróg Ludu
To nie debata, tylko front
Kraj
N
2
/3
s. 8
s. 12
s. 13
s. 10
s. 32
3
-1
/8
Platforma to już dziś
postkomuna / s. 4
Kłamstwo smoleńskie zakończyło swój żywot
Biegli psychuszkowi w akcji
Prezydenckie zakusy na SKW
Wyścig zbrojeń w Platformie
Węgrzy na Święcie Niepodległości
Tomasz Sakiewicz
6
4-
Z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiają
Joanna Lichocka i Tomasz Sakiewicz
Publicystyka/Felietony
Kanon literacki – obronić i odnowić
s. 16
Paszkwil – cudowna broń antypolska
s. 22
Uczmy się od cristeros
s. 33
Każdy ksiądz to pedofil, czyż nie?
s. 33
Moskwa wie o nich wszystko
s. 34
Ma być głupio, goło, ale wesoło
s. 34
Poncjusz Piłat mieszka w Strasburgu
s. 35
Bal Niepodległościs. 36
Mój dziadek Wiaczesław
s. 36
3
/3
23
2- 6
/ 2 -3
7 / 34
Wokół stanu wojennego
/ s. 14
-1
14
Aleksander Ścios
Świat
1
Lekarz do zadań specjalnych
Pies o rysach Putina
kontra moskiewski narzeczony
-2
Obama nie rozumie,
kim jest Putin / s. 18
18
Z Danielem Pipesem rozmawia Olga
Doleśniak-Harczuk
s. 20
Genialny plan
s. 21
Kultura
Filip Rdesiński
-2
5
Miłość francuska, spaghetti, ostrygi
Człowiek niepogodzony
24
Drugie życie multipli
/ s. 24
s. 25
s. 25
Historia
7
Rozpoznajesz się na zdjęciu?
-2
Krew dla Węgrów, nauka
dla Polaków / s. 26
26
Wojciech Mucha
s. 27
Kościół
O przyczynach pedofilii
na poważnie / s. 28
28
Tomasz P. Terlikowski
Gospodarka
1
Fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska, Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska, Jorge Zapata/PAP/EPA, mat. pras.,
http://libcom.org/, Alex Bruda/sxc.hu, Jacek Turczyk/PAP
-3
W pułapce niskiego
wzrostu gospodarczego
/ s. 30
30
Z posłem Zbigniewem Kuźmiukiem
(PiS) rozmawia Maciej Pawlak
iesłychany atak na naukowców próbujących niezależnie
od władzy ustalić prawdę
o katastrofie smoleńskiej
jeszcze raz przypomniał
nam, z czym tak naprawdę
mamy do czynienia. Po pierwsze, istniejące dowody wskazują na to, że 10 kwietnia 2010 r. doszło do zamachu, czyli
morderstwa z premedytacją osób znajdujących się na pokładzie rządowego
samolotu. Do dowodów, które mnie
przekonują, zaliczam: brak krateru po
uderzeniu w miękki grunt osiemdziesięciotonowego tupolewa, skala zniszczeń,
jakich nie dokonałoby zderzenie z ziemią
przy znanej prędkości, rozmieszczenie
szczątków samolotu charakterystyczne
dla wybuchu, a także wiele innych dowodów dużo bardziej szczegółowych przedstawionych przez naukowców.
Przeciwko rządowej wersji świadczy
przede wszystkim fakt sfałszowania zapisu ostatnich sekund lotu, ukrycie sygnału
TAWS 38, konsekwentne pomawianie
o spowodowanie tragedii bez jakichkolwiek podstaw merytorycznych prezydenta, gen. Błasika i pilotów, co świadczy
o z góry przyjętej tezie.
Kosmiczne historie z mierzeniem długości pancernej brzozy już dawno odebrały
władzom jakąkolwiek wiarygodność. Jeżeli mamy pewność, że brzoza została złamana przed katastrofą, to wersja Anodiny–Millera po prostu nie istnieje.
Marcin Wolski
D
emografowie biją na alarm
– Polska się wyludnia! Polki,
i owszem, rodzą w Londynie,
ale nie w kraju. Niże demograficzne owocować będą kolejnymi i pod koniec XXI w. będzie
nas o połowę mniej niż dzisiaj. Kto utrzyma
nas na starość?! Trzeba skłonić Polaków,
żeby wracali ze swoich Londynów i Dublinów, a co ważniejsze, postarać się, żeby
reszta nie szła tak szybko w ich ślady.
Od podobnych alarmów włosy stawały
mi na głowie, dopóki nie przyszła mi do
głowy myśl, że to wcale nie dramat. Nie
narodowa tragedia, porównywalna – jeśli
chodzi o efekty – z II wojną światową, lecz
jedynie realizacja arcychytrego planu Donalda Tuska & co(lesi). I to planu perspektywicznego!
Efektem pierwszoplanowym zachęcania
Polaków do emigracji jest szybkie pozbycie się z kraju młodych, aktywnych, przedsiębiorczych, będących w kryzysowych
sytuacjach paliwem ewentualnej rewolucji (łatwo policzyć, ile byłoby potencjalnych buntowników, do liczby obecnych
bezrobotnych doliczając te dwa miliony
emigrantów). Ale są przecież i dalsze konsekwencje.
Dzięki działalności naszego Słońca
Peru 10–15-milionowa Polska jutra stanie się prawdziwą Arkadią, w której na
Skąd więc taka zajadłość w atakowaniu wszystkich i wszystkiego, co może
podważyć raporty rządowe? Bo walka
nie toczy się tylko o prawdę, ale dla wielu uwikłanych w smoleńskie kłamstwo
także o kariery, wolność osobistą, a nawet życie. Jeżeli prezydent został zamordowany, to zaatakowano nasz kraj,
państwo należące do NATO i wszyscy za
to odpowiedzialni muszą ponieść daleko idące konsekwencje. Nie wierzę w to,
żeby Rosjanie z powodu oskarżeń wobec Putina chcieli rozpętać awanturę
w Europie.
Słabnący watażka w takiej sytuacji zostanie natychmiast poświęcony na ołtarzu interesów otaczających go KGB-istów. Putin i Tusk chociaż należą do
przeciwstawnych bloków politycznych,
w sprawie Smoleńska walczą po prostu
o życie. Razem z nimi bronią się bandy
najemnych propagandystów, sprzedajnych prokuratorów i polityków. Siedzą
na jednej gałęzi, która trzeszczy, stąd
strach i agresja.
Pojawiły się dwa ważne filmy: „Polacy”,
o ekspertach smoleńskich Majki Dłużewskiej, i „Niosła go Polska” Roberta Kaczmarka, poświęcony Lechowi Kaczyńskiemu. Pierwszy ma być dodany do tygodnika „wSieci”, drugi jest sprzedawany razem
z tygodnikiem „Do Rzeczy”. Choć mamy
dzisiaj bardzo silną konkurencję, cieszy to,
że pracę rozpoczętą przez środowisko
„Gazety Polskiej” podejmują dzisiaj inni.
To odpowiedź na smoleńskie kłamstwa
i małpi jazgot oszalałych ze strachu i nienawiści sługusów Moskwy.
każdego chętnego przypadać będą ekskluzywne pustostany. Do wyboru, do koloru. Nie trzeba też będzie budować nowych szlaków komunikacyjnych, liczba
pojazdów zmniejszy się bowiem tak radykalnie, że nawet istniejące drogi można będzie przekształcać w ciągi piesze
i ścieżki rowerowe.
Nie ma też co straszyć przyszłych
emerytów, że nie będzie kto miał pracować na ich emerytury. Albo też sobie
wyemigrują na zachodni socjal, albo
będą dorabiać jako służba u nabywców
polskich dworków i rezydencji, zwabionych urokiem bujnej przyrody i panującym spokojem.
Oczywiście możliwy jest gorszy wariant. Natura, jak wiadomo, nie znosi
próżni, można się więc obawiać, że
w miejsce Polaków napłyną tu przybysze z bliższego i dalszego Wschodu. Wyobraźnia podsuwa widok minaretów na
Wawelskim Wzgórzu i warszawski Pałac
Kultury zamieniony na pagodę. Pod meczetem Mariackim stanie pomnik Nieznanego Tatara, a pałac w Wilanowie
przekształcony zostanie w muzeum im.
Kara Mustafy. Ale to już będzie ich, nie
nasz kłopot.
Efektów swoich działań i zaniechań nie
dożyją też dzisiejsi wizjonerzy, ich potomkowie zaś zamieszkają z pewnością
jak najdalej.
A że w kolejnym stuleciu Polacy w ogóle
znikną, jak Etruskowie czy Kartagińczycy?
Ekipy historyków aktualnie nami rządzących nic to nie obchodzi. W końcu „polskość to nienormalność”!
13 czerwca 2012
KRAJ
www.gazetapolska.pl
GAZETA POLSKA
Piotr Lisiewicz
Przy okazji ciekawostka: kto wywiózł pomnik sowieckiego bohatera? Gdańskie Przedsiębiorstwo
Robót Sanitarno-Porządkowych SA (w skrócie
PRSP). Wchodzę na stronę owej firmy i czytam: „Istniejemy na rynku od 1945 roku”. Działanie na rynku
za Stalina oraz Gomułki to jeszcze lepsze od deklaracji niektórych komendantów wojewódzkich oraz
miejskich „Służę w policji od 30 lat”.
nuje si´ narodowym Êwi´tem, my,
wyznawcy szlachetnej idei FUCK
EURO, emocjonujemy si´ czym innym. Kibole z Warszawy ˝yli ods∏oni´ciem pomnika Kazimierza Deyny. Na uroczystoÊç z tej okazji przyby∏a Ewa Malinowska-Grupiƒska,
przewodniczàca Rady Warszawy,
ubrana w strój z ∏atami na ∏okciach.
Nie tylko przyby∏a, ale jeszcze postanowi∏a zabraç g∏os. Skoƒczy∏o si´
na tym, ˝e uda∏o si´ jej wyg∏osiç nieca∏e jedno zdanie przemówienia,
gdy˝ fundatorzy pomnika, czyli kibice Legii, przerwali jej chóralnym
Êpiewem „Donald, matole”. Na swojej stronie internetowej Grupiƒska
cytuje Abrahama Lincolna: „To pi´kne, gdy cz∏owiek jest dumny ze swego miasta. Lecz jeszcze pi´kniej, gdy
miasto mo˝e byç z niego dumne”.
Wychodzi na to, ˝e Grupiƒska jest
tylko pi´kna.
> Nie mam dobrego zdania o Polskich eurodeputowanych. Odwrotnie. Przewa˝nie do Parlamentu Europejskiego wysy∏ani sà – nie tylko
u nas – aferzyÊci, by rodacy zapomnieli o ich przekr´tach. Fatalnie
zbijanie brukselskich fortun dzia∏a
na europarlamentarzystów PiS. Kasa uderza takowym do g∏owy i potem
powstajà ró˝ne PJN-y i Solidarne
Polski. Artyku∏ Ryszarda Czarneckiego w najnowszym „Nowym Paƒstwie” pokazuje, ˝e mo˝na patrzeç
z Brukseli na Polsk´, nie tracàc
z oczu jej interesu. Czarnecki to,
wiadomo, osobnik kuty na cztery nogi, co to wsz´dzie si´ wkr´ci. Ale jednoczeÊnie dowód, ˝e mo˝na w tym
„Rosjanie są do pewnego
stopnia swoi i nasi”
– stwierdził Jan Hartman.
Pieprzony koniunkturalista
musiał oczywiście wtrącić
to „do pewnego stopnia”. Jak
nic asekuruje się na wypadek
rządów PiS. Mam nadzieję,
że Ekscelencja Ambasador
Aleksiejew odnotował
ten afront.
Wyjaśniło się, o co chodziło z tym sponiewieraniem Wałęsy przez brytyjskich celników – chciał on
nielegalnie wwieźć do ich kraju sześć litrów szampana. Czy był to prezent od esbeka Edwarda Graczyka,
gościa na niedawnych urodzinach Wałęsy, agencje
milczą, bo nie ma to znaczenia. Gdyby chodziło
o większość spośród służb III RP, Graczyk wykonałby dwa telefony do dawnych kolegów z pracy, ci zadzwoniliby do szefa owych służb i byłoby po problemie. A u Angoli taki numer niestety nie przechodzi.
Jan Hartman z Ruchu Palikota pod nową nazwą
oświadczył: „Amputując z naszych dusz Rosję, amputujemy część siebie i swojego dziedzictwa”. Bezspornie ma rację! Amputujecie. Rzecz jasna, jeśli posiadacie taki wymysł ciemnego kleru jak dusza. Niby
tacy antyklerykałowie, a z ciemnogrodzkiego systemu pojęciowego wyzwolić się nie potrafią.
„Rosjanie są do pewnego stopnia swoi i nasi” – stwierdził też Hartman. Pieprzony koniunkturalista musiał
oczywiście wtrącić to „do pewnego stopnia”. Jak nic
gnęli owe zdjęcia, w ramach dialogu zostali wywiezieni na komisariat. Parafrazując dowcip Jana Pietrzaka o demokracji ludowej z czasów PRL: „Jaka jest
różnica miedzy dialogiem zwykłym a dialogiem ze
środowiskiem »Gazety Wyborczej«? Taka sama jak
pomiędzy krzesłem a krzesłem elektrycznym”.
Rodzina Waciaków
Ekscelencja Ambasador zna z pewnością słowa
swojego szefa Putina, który w 2006 r. nawiązując
do podejrzeń o molestowanie seksualne, wysuwanych wobec izraelskiego prezydenta, powiedział do
jego dyplomatów: „Dziesięć kobiet zgwałcił! Nigdy
bym się po nim tego nie spodziewał! Wszystkich
nas zadziwił! Wszyscy mu zazdrościmy!”. No więc
jak rozumiem, Ekscelencja zeźlił się o to, że rzeźba
powinna przedstawiać gwałcącego Putina, a nie jakiegoś nic nieznaczącego żołnierza. Pytanie do autora pomnika Jerzego Bohdana Szumczyka: chyba
da się to zrobić?
Rys. Jaros∏aw Melchior Czarnecki
broniç przed ni˝ej podpisanym
Piotra Skwieciƒskiego, który systeWracajączajmuje
do gwałcącego
matycznie
si´ podgryza- Putina. Nasuwa się pytaniemdlaczego
i wyÊmiewaniem
tych, którzy
nie,
Szumczyka
nie bronią feministki? Przewalczà o prawd´ o Smoleƒsku.
cież
rzeźba
Ostatnio
– prof.przypomina
Biniendy. Argu-o autentycznej krzywdzie
menty: Skwieciƒski
by∏ odmilionów
kobietkiedyÊ
gwałconych
przez autentycznie zewa˝ny (prawda), a samców.
Lisiewicz „obzwierzęconych
A gdzie wsparcie od zwolennosi si´ z zami∏owaniem do upijaników
z Niemcami? Cóż może służyć mu
nia si´pojednania
do nieprzytomnoÊci
pod mostami”
(prawda,
lepiej
niż piękny
gest mo˝e
młodego Polaka, który mimo
z wyjàtkiem nieprzytomnoÊci, ze
ogromu
niemieckich
na jego narodzie potrawzgl´dów zbrodni
praktycznych
– pod mofistem
– zgodnie
historyczną – dostrzec krzywspa∏oby z
si´prawdą
niewygodnie).
Niestety,
obie prawdy
nijak nie
podę
milionów
Niemek?
Donaldzie
Tusku, ty germanoprawiajà oceny ordynarnej zdrady
fobie,
dlaczego
milczysz?
Co na to dziadek?!
polskiej
sprawy przez
Skwieciƒskiego. Przy okazji Karnowski zarzuci∏ „ca∏emu Êrodowisku medialJeszcze raz wracając do córki Himmlera (tfu, tfu!).
nemu skupionemu wokó∏ Tomasza
Nazwała
ona˝eteż
Hofmana ze względu na jego
Sakiewicza”,
„coAdama
chwila wypuszcza torpedy
insynuacji”
imprezowe
żarty „kompletnie
zdemoralizowaną osow stron´ „innych, samodzielnych
bą”,
co kompromituje
jako partię „chrześcijańskoÊrodowisk”.
Problem w tym,PiS
˝e dla
nas Skwieciƒski toAż
niestrach
jest ju˝ ko-patriotyczną”.
pomyśleć, jak takowy elektolegawedle
z innego
Êrodowiska
ciàgnàcy
rat
wizji
Michała
Kamińskiego (słynnego z liczwózek w tym samym kierunku. On
nych
cnót byłego
przyjaciela
go szarpie
w kierunku
przeciw- posłanki SLD Sylwii Pusz)
nym. Szkodzàc
sprawiesię
niepodlepowinien
odnosić
nie do błahych żartów, a zdecyg∏oÊci Polski. Samodzielnie? Niedowanie
mało
wzorowych
wykluczone,
to ju˝
zmartwienie w kwestiach damsko-męskich
Piłsudskiego i Dmowskiego. Już
mojegożyciorysów
szanownego polemisty,
który jest
jego kolegà
redakcyjnym.
wiem:
splunąć
z obrzydzeniem
na ich bezeceństwa i poKarnowskiemu wypada przypopierać
KPP!
czyni
dzisiaj Kamiński, udzielając
mnieç, ˝e
jest wJak
naszej
sekcieto
ob∏àkaƒców nowy.organowi
My go jeszcze
obluwywiadów
potomków
tegoż środowiska.
kujemy podejrzliwie: Êwir jak my
czy tylko udaje? Wiem, wiem, jego
We Wrocławiu
odbył
się Dialog Festiwal. ZaproszozdolnoÊci
organizowania
w∏asnych
awansów
sà legendarne.
Prezesem Baumana znanego z prono
na niego
mjr. Zygmunta
TVP b´dzie w przysz∏oÊci jak nic.
wadzenia
dialogu
bohaterami za pomocą
Niemniej sekta
rzàdzi z
si´polskimi
innymi
wydawania
ich
śmierć oraz tortury. Na miejsce
prawami. W niej
jestna
przedszkolakiem, oseskiem.
taki w roli którzy trzymali zdjęcia
przybyło
22 Jako
obywateli,
rozstawiajàcego po kàtach tych, co
uczestników
dialogu
z wyformacją Baumana, dla któÊwirujà ca∏e zawodowe
˝ycie,
glàdasłuchanie
doÊç zabawnie.
Zresztà,
co
rych
jego
intelektualnych
argumentów zatu du˝o mówiç: on przecie˝ nawet
kończyło
się
niegdyś
śmiercią.
Gdy obywatele wyciąani razu pod mostem nie pi∏!
<
Mirosław Andrzejewski
Ambasador Rosji Aleksander Aleksiejew zeźlił się
na gdańskiego artystę, który wykonał pomnik żołnierza sowieckiego gwałcącego kobietę i oświadczył, że „poprzez swoją pseudosztukę znieważył pamięć ponad 600 tys. żołnierzy radzieckich, poległych
w walce o wolność i niepodległość Polski”. Ekscelencjo Ambasadorze, zdaje się, że problem z tymi waszymi żołnierzami polega na tym, że oni w tym samym stopniu nie gwałcili, w którym walczyli o naszą
wolność i niepodległość.
3
>
Przez 6 lat pracowa∏
w „NewMacierewicz,
straszny
Macierewicz psuje wizerunek
sweeku”, potem w „Dzienniku”
PiS!
A Jarosław Kaczyński
powinien się od niego odciąć.
na kierowniczych
stanowiskach,
Abyjak
nie do
odcina
jest tak samo straszny – tak to
przejÊç
„Polskisię,
The to
Times”.
Kto to
taki?parę
Oszo∏om,
sekciarz,
szło
przez
tygodni.
Po warszawskim referendum
moher, pisowski lud? Ej, chyba nie
poszła
nowa
wersja:
– powiedzà
Paƒstwo.
Nie ostanie
te tytu∏y. się HGW to wina straszneTo Kaczyńskiego.
jakiÊ normalny, a nie
wariatPiS
taki powinien się odciąć od Kago
Teraz
jak my. Osoba, o której mowa, to
czyńskiego,
bo
odstrasza
niezdecydowany elektorat,
Micha∏ Karnowski. Zradykalizowa∏
aon
jakswoje
się nie
da, wtoostatnich
chociażlago schować. Itd., itp. A co my
poglàdy
tach.
okolicznoÊci
na
to?Zbiegiem
Ano tyle,
że nigdyakunie poprzemy żadnego polityrat wtedy, kiedy pojawi∏a si´ na naka,
nie jest w
prorządowych mediach potworem.
szektóry
oszo∏omstwo
koniunktura
wÊród
I Êwietnie,
jest
PiS
bezczytelników.
Kaczyńskiego,
Macierewicza
i jeszcze paru twarnas wi´cej
o Karnowskiego
– podzieli
na
czele,
zarządzany
przez
jakąś
sprawną PR-owo
wiedzielibyÊmy. Gdyby... No w∏a40-letnią
prostytutkę
Ênie, ostatnio
na swoim stałby
portalu się – ewolucyjnie rozrobiewPolityce.pl
Karnowski
postanowi∏
nie
działaczy
potrwałoby
parę lat – nową PO.
dam Adamowi Michnikowi: wciąż
żyje
córka
Heinri-Bo
nie by∏a
Rosji
potrzebna.
> Oj posypià si´ teraz dymisje w nacha
Himmlera. establishmenI spełnia tengrozi∏a
identyczny
wymóg
co
mimowolnym
umi´dzyszym rusofobicznym
sprawy. ReporGiertych
z Kamińskim.
Z całąnarodowieniem
pewnością nienawidzi
cie! Kto wyleci?
Niesio∏owskiego
opisywane widowiskowo
przez
Tuterzy owi pierwszy raz us∏yszepoglądów
Jarosława
Kaczyńskiego.
lityczna 40-latków. Tych nieodrodnych dzieci III RP,
niczym nieróżniących się mentalnością od rówieśników z PO. Znam was jak własną kieszeń. Jako
wasz rówieśnik.
KRAJ
wszystkim niesię
dopuÊciç
do zachwia-rządów PiS. Mam nadzieję,
asekuruje
na wypadek
proporcji mi´dzy
sprawami wa˝-odnotował ten afront.
żenia
Ekscelencja
Ambasador
nymi a partyjnymi gierkami.
> „Olejnikowa zeÊwirowa∏a, ma sedes na g∏owie” – t´ hiobowà wieÊç
przyniós∏ mi w poniedzia∏kowy wieczór SMS-em znajomy, który obejrza∏ dziennikark´ w TVN, w reklamujàcym Euro 2012 kapeluszu.
„Gazeta
całego odcina się od swojej
„Pewnie
chceWyborcza”
zareklamowaç na
twórdawnej
antyfaszystowskiej
czoÊç »Sedesu«”
– odpisa∏em, bo linii! Po tym, jak jej pozyprzypomnia∏bohaterem
mi si´ ten stary
pun- niedawny szef Młodzieży
tywnym
został
kowy zespó∏. Na co kolega, wielki
Wszechpolskiej,
znanejka-z zamawiania pięciu piw,
erudyta w sprawach twórczoÊci
pel punkowych
równie˝ postanowiła
skiczyli
Roman (jak
Giertych,
pójść o krok danowskich oraz muzyki Oi!), odpisa∏
lej.
Tym
razem
przeprowadziła
życzliwy wywiad
dedykowanym Olejnikowej fragzmentem
Michałem
działaczem
jeszcze
szlagieruKamińskim,
wspomnianej za- byłym PIOTR
LISIEWICZ
∏ogi: „Zakr´cony jesteÊ jak
domek
radykalniejszego
NOP,
które skądinąd nazywa ona
Êlimaka / Zakr´cony jesteÊ jak s∏oik
ugrupowaniem
faszystowskim.
A co do samego Kapo d˝emie / Problemy w
Ciebie walà
jak sraka praptaka
Ty był
maszw
jeszmińskiego,
to/ Ale
gdy
PiS, >>
cytowała
zegdy
zgrozą
opiW
w Warszawie
cze jedno
˝yczenie”. I mediów:
dopisa∏, jakie„piewca chwili,
nie
zachodnich
Pinocheta.
Homosà
dziennikarze
z
ca∏ego
Êwiato marzenie ma kobieta nakryta defob,
rasista,„Donek
antysemita”.
Podpowiaskà klozetowà:
not dead”. Co będzie
ta, ˝adnadalej?
awantura
o Smoleƒsk
ska zas∏ugi tym razem nie uratujà.
liby, ˝e z tym Êledztwem smo„JeÊli ci fanatycy chcà si´ tam nadal
leƒskim
jest coÊ
nie tak. Skoro
kot∏owaç,
niech
robià.robią
Warsza-mi się
„Czułem,
żetooczy
mokre”
– oświadczył
nie uda∏o si´ zastraszyç organiwiacy
ich
sami
stamtàd
przegonià”
Donald
Tusk w sierocińcu w
Zambii. Ciekawe, jak
– mówi∏ o takich, co sk∏adajà kwiaty
zatorów miesi´cznicy, to naleOstachowicz
w rozliczeniach
przed siedzibà prezydenta,
zamiast
˝ykaże
si´ dozaksięgować
nich niemal wyprzy∏àna cmentarzu.
Z kolei HGW t∏umadatki
na cebulę?
czyç
–
skumali
putinowcy.
czy∏a, dlaczego nie mo˝na ich sk∏aNiech Polaczki podziwiajà nadaç pod upami´tniajàcà ofiary Smo„Cudowne
dziecko
dwóch milicjantów”,
czyli Jerzy
leƒska
tablicà na Pa∏acu
Prezydencszà wspania∏omyÊlnoÊç.
Poznakim.
Nie
da
si´,
bo
to
pas
drogi.
Owsiak
(nie mylić z „cudownym
dzieckiem
dwóch
jà jà jeszcze,
poznajà.
Ale jak
„Banda oszo∏omów”, „pisowscy fewyjadà
˝urnalisty. <<
pedałów”,
czyli
Ryszardem
Szurkowskim
– wedle
styniarze” – tak
palàcych
znicze
na Krakowskim
PrzedmieÊciu okreBohdana
Tomaszewskiego),
zabrało głos w dniu rozÊla∏ naczelny „Newsweeka” Tomasz
poczęcia
konferencji smoleńskiej, wypowiadając
Lis. A Tomasz Na∏´cz przed przyjazsłowo
„k…a”.
Ważki
ów argument, obalający pseudodem rosyjskich
pi∏karzy
do Bristolu
t∏umaczy∏: „MyÊmy
si´ ju˝niekompetentnych
przyzwynaukowe
brednie
50 pseudonauczaili do sk∏adania wieƒców i do urokowców,
zajął poczesne
czystoÊci ˝a∏obnych
pod siedzibàmiejsce wśród newsów pug∏owy paƒstwa, alemediów.
dla Rosjan toJako
jest
tinolubnych
człowiek wstydliwy, co
dziwactwo”. Tymczasem
Moskwa, razem, gdy brzydki wyraz
czerwieni
się
za
każdym
lekcewa˝àc autorytet swojej priwisłyszy,
błagam
Owsiaka,
by mniej przeklinał. Bo tego
slanskiej sfory,
zarzàdzi∏a
nagle: rofià „wycofywaç
si´ w najwi´kszym
posyjska
reprezentacja
sk∏ada
się
ch…wo
słucha,
tywieniec
milicyjny
synu jeden
ty.
rzàdku”. By zyskaç na czasie, uÊpiç
na Krakowskim PrzedmieÊciu. Wywroga i uderzyç ze zdwojonà si∏à w odsz∏o wi´c na to, ˝e Niesio∏owski
„Niewarszawiaków
mogę słuchać
tej trucizny
nienawiści”
– podpowiedniejszym
momencie.
W chwiszczu∏
na Ruskich,
li, gdybrednie
w Warszawie
dziennikarze
HGW pi´trzy∏a
przedpseudonaukowe
Putinem biusumował
owe
50sàpseudoz ca∏ego Êwiata, ˝adna awantura
rokratyczne przeszkody, Lis uwa˝a
profesorów
Owsiak. No
to, że
zlio Smoleƒsk przez
nie by∏a Rosji
potrzebna.
go za oszo∏oma i festyniarza,
a Na-i wszystko
Bo grozi∏a dobrych
mimowolnymczasów
umi´dzyna∏´cz
za
dziwaka.
Zdenerwuje
si´
kwidowali milicję. Za dawnych,
rodowieniem
sprawy.
Reporterzy owi
W∏adimir zi ka˝e
rusofobiczmama
tatąpognaç
wypałowaliby
w trymiga
jajogłowych
pierwszy raz us∏yszeliby, ˝e z tym
nà swo∏ocz. A redaktor Lis ju˝ ˝adza
pomiędzy poszczególnymi
Êledztwem smoleƒskimuderzejest coÊ nie
negonienawiść,
wywiadu z Miedwiediewem
nie uda∏oOwsiaków
si´ zastraszyç ornie poprowadzi.
niami
powtarzając ulubionetak.wSkoro
rodzinie
ganizatorów miesi´cznicy, to nale˝y
słowo
„k”.
si´ do nich niemal przy∏àczyç – sku> Opisanana
wy˝ej
szopka pokazuje, jak
mali putinowcy. Niech Polaczki podzisprawna jest polityka Moskwy. Zamorwiajà naszà wspania∏omyÊlnoÊç.
dowaç
przeciwnika?
˚aden problem.
Córka
Himmlera,
znaczy
przepraszam,
Michał Ka-Poznajà jà jeszcze, poznajà. Ale jak wyjaUpokarzaç wroga na bezczelnego, by
miński,
orzekł
przy
okazji
wspomnianego
wywiadà
˝urnalisty.
os∏abiç jego wol´ oporu, pozostawiajàc porzucone
ludzkie szczàtki
i wrak
du:
„To Kaczyński
jest
problemem tej partii”. Nie,
> W czasie, gdy ca∏a Polska na czele
w Smoleƒsku? Bez zmru˝enia oka.
Michałku.
Problemem prawicy
jest prostytucja poz panià z sedesem na g∏owie fascyAle jak pisa∏ Lenin, bolszewicy potra-
3
4
KRAJ
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Wywiad \ Z Jarosławem Kaczyńskim, prezesem PiS,
rozmawiają Joanna Lichocka i Tomasz Sakiewicz
Jest Pan zadowolony z wyników referendum?
Byłbym, gdyby udało się odwołać
panią Hannę Gronkiewicz-Waltz, bo
jest fatalnym prezydentem. Ale nie jest
tak, że nie mamy powodów do satysfakcji.
Jeśli wziąć pod uwagę, jak szeroki front ludzi
nawoływał do bojkotu referendum, oraz to, ilu
wyborców zazwyczaj bierze udział w takich
przedsięwzięciach, to wynik jest całkiem dobry. Frekwencja była wyższa niż w Elblągu,
w Łodzi czy w Częstochowie, gdy odwołano
tamtejszych prezydentów. Trzeba też dodać
do tego jeszcze jeden fakt – referendum stało
się w istocie jawne.
Platforma to
Do bojkotu nawoływali premier, prezydent,
prezydent Warszawy, marszałek sejmu…
W tej sytuacji decyzja o pójściu na referendum była powiedzeniem: jestem przeciwko
temu, co się dzieje w Polsce, chcę zmienić władzę. Jeśli w Warszawie, w miejscu dość specyficznym, ponad 300 tysięcy osób podpisało się
pod takim postulatem, to nie jest najgorzej. Myślę, że w warunkach tajności byłoby ich dużo
więcej.
Presja władzy sprowadzała się do komunikatu: idziesz na referendum, jesteś „pisior”.
Wybory więc rzeczywiście nie spełniały wymogów konstytucyjnych. Było tyle różnych
nadużyć, z brakiem tajności na czele, że w praworządnym państwie pewnie byłyby unieważnione. U nas nie ma co mieć złudzeń
w tej sprawie.
Tylko że politycy PiS nie mówili o tym zbyt
dobitnie przed referendum. W połowie
sierpnia Janusz Wojciechowski napisał na
swoim blogu, że premier i prezydent łamią
prawo, naciskając na urzędników zależnych
od PO, by nie szli głosować. A potem cisza.
Dlatego Donald Tusk może mówić: „Jak rozumiem, jest to reakcja tych, którzy przegrali, bo tydzień, dwa czy trzy tygodnie temu
tych zastrzeżeń nikt nie zgłaszał”.
Nie jest tak, że nikt nie zgłaszał zastrzeżeń,
i faktycznie pierwszy był Janusz Wojciechowski. Myśmy jednak zastanawiali się nad tym,
czy wokół tego prowadzić kampanię, i doszliśmy do wniosku, że możemy jeszcze bardziej
wystraszyć wyborców.
Uświadamiając im jeszcze dobitniej niż PO
istotę tego szantażu?
Chodziło nie tylko o urzędników komunalnych czy państwowych, szantaż dotyczył znacznie większej grupy ludzi. W Warszawie jest
ogromna liczba firm, które są uzależnione od
państwa. Ilu ich właścicieli i pracowników nie
poszło na referendum w obawie, że to będzie
źle widziane, że zaburzy to dobre relacje z urzędami zarządzanymi przez PO? Hasło, że idzie
na wybory ten, kto się sprzeciwia obecnej władzy, wprowadziło mechanizm, w którym znaczna część mieszkańców Warszawy – szczególnie
tych, którzy zapewniają rodzinom utrzymanie
– mogła czuć się nieswobodnie. Także ich małżonkowie czy będący w tym samym gospodarstwie domowym inni członkowie rodziny.
Do mediów niezależnych docierały sygnały,
że szefowie urzędników wprost zalecali
podwładnym bojkot referendum.
Wiemy, że to był mechanizm, w którym posuwano się bardzo daleko. Jednocześnie PO tworzyła różne racjonalizacje decyzji o bojkocie,
wiedząc, że samo straszenie mogłoby być nieskuteczne. Nie wszyscy wyborcy chcą przyznawać się sami przed sobą do postawy opartej na
strachu. Zatem mówiono, że referendum nie
ma sensu – bo za rok wybory, może się wszystko jutro poprawi. Jednak mimo tej profesjonalnej operacji do ważności referendum zabrakło
zaledwie 45 tysięcy głosów.
Napisał Pan wspólnie z prof. Piotrem Glińskim list w sprawie łamania standardów demokratycznych, PiS składa projekt ustawy,
PO jest główną, w sensie
funkcjonalnym,
formacją
postkomunistyczną.
Stanowią o tym relacje
z establishmentem i to,
co nazywamy niekiedy
żartobliwie nowym
światopoglądem
naukowym, specyficzna
forma uproszczonego
liberalizmu czy raczej
lumpenliberalizmu,
określająca m.in.
stosunek do państwa,
a dokładniej niechęć
do niego, podtrzymująca
jego miękki, skrajnie
nieefektywny kształt.
To jest przecież
dokładnie to, co było
potrzebne komunie
w okresie przemian.
Była to ideologia
skrojona dla nich,
w ramach której mogli
przeżyć i umocnić się
w roli nowej klasy
właścicielskiej.
która ma temu przeciwdziałać. Nikt
inny jednak, żadne organizacje, elity,
politycy się nie oburzają.
List napisaliśmy, a jeśli chodzi o protesty,
to cóż, praworządność jest atrybutem
pewnego typu organizacji społeczeństwa,
którego elementem jest też pewien rodzaj
mentalności elit. Te warunki nie są u nas
spełnione, prawo staje się wręcz instrumentem w ręku grup i jednostek społecznie silniejszych. Rozkład sił jest daleki od
równowagi, a o elitach można tylko powiedzieć, że są pożal się Boże…
Zdaniem TNS tylko 56 proc. wyborców PiS z poprzednich wyborów poszło do referendum. Nie udało się
ich zmobilizować.
Nie brałbym zbyt poważnie pod uwagę
tych liczb, wiadomo, że wszystko to służy do tego, by uderzać w PiS i we mnie
osobiście. Zresztą atakującym nie przeszkadza używanie argumentów wzajemnie się wykluczających. Z jednej strony
słychać, że Kaczyński odstraszył wyborców swoją straszną fizjonomią, z drugiej,
że ich nie zmobilizował (śmiech). Ale je-
KRAJ
5
Referendum warszawskie nie spełniało wymogów konstytucyjnych. Było tyle różnych nadużyć, z brakiem tajności
na czele, że w praworządnym państwie pewnie byłoby unieważnione
już dziś postkomuna
W Warszawie
jest ogromna
liczba firm, które
są uzależnione
od państwa. Ilu
ich właścicieli
i pracowników
nie poszło
do referendum
w obawie,
że to będzie
źle widziane,
że zaburzy
to dobre relacje
z urzędami
zarządzanymi
przez PO?
Hasło, że idzie
na wybory ten,
kto się sprzeciwia
obecnej władzy,
wprowadziło
mechanizm,
w którym
znaczna część
mieszkańców
Warszawy
mogła się czuć
nieswobodnie.
Fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska
śli chodzi o brak mobilizacji elektoratu PiS, to myślę, że coś w tym jest.
Struktura wykształcenia wyborców
pokazuje, że faktycznie do referendum nie poszła część naszego elektoratu. Wyborcy PiS stanowią klasyczny
elektorat przekrojowy – mamy mniej
więcej takie samo procentowe poparcie we wszystkich grupach według
poziomu wykształcenia. Tymczasem
do referendum poszli niemal wyłącznie ludzie z wykształceniem wyższym i średnim lub pomaturalnym.
Z wykształceniem niepełnym i zawodowym było tylko kilka procent. To
znaczy, że do tych słabiej wykształconych wyborców nie dotarliśmy. Gdyby oni poszli, dziś Hanna Gronkiewicz-Waltz nie rządziłaby Warszawą.
Dlaczego nie dotarliście?
Najwyraźniej nasz przekaz odwołujący się do tradycji i przeszłości, ale budujący przyszłość Wielkiej Warszawy,
okazał się dla nich nieprzekonujący.
Być może te grupy bardziej reagują na
kontrkampanię – w tym wypadku, że
litera „W” to symbol Powstania Warszawskiego, mimo że to nieprawda.
Niemniej łatwo było zbudować skojarzenie z godziną „W”. Zwłaszcza że
jedna z pierwszych wypowiedzi
rzecznika PiS mówiła: tak, oczywiście nawiązujemy też do tradycji powstańczej.
Ale chodziło o tradycję, z której bierze się wielkość Warszawy. Myśmy
sobie to dobrze przemyśleli, decyzje
podejmowaliśmy na podstawie badań. Warszawa zasługuje na myślenie
w kategoriach metropolii i bardzo
wielu wyborców dokładnie tak to odczuwa. Być może był to jednak błąd.
Są tacy w naszej partii, którzy mówią,
że błędem było zaniechanie przez nas
tego, co robimy w innych miastach
– czyli mocnego uderzenia spotkań,
w które zaangażowanych byłoby, dajmy na to, stu parlamentarzystów.
Uznaliśmy jednak, że może to się spotkać z ostrą kontrakcją, iż to nie są
warszawiacy.
Jednak
gdybyśmy
w wielu osiedlach zrobili spotkania,
to może dzięki nim dotarlibyśmy do
większej grupy wyborców.
Prof. Jadwiga Staniszkis przyznaje Panu rację, że ludzie bali się zagłosować, bo żyjemy w państwie
„potencjalnie opresyjnym”. Że gdy
się popatrzy na mapę, jak głosowano, to „widać pierścień strachu” wynikający z obawy o pracę
i spłatę kredytów. Ale też, jej zdaniem, PiS nie jest w oczach wyborców gotową alternatywą dla
rządów PO. I że mógł prowadzić
kampanię „subtelniej”.
Cały czas mówimy o problemie z dotarciem do wyborców i przekonaniem
ich, że warto postarać się o zmianę
tych rządów. Największe firmy outdoorowe w Warszawie odmówiły nam
umieszczenia billboardów. W efekcie
mieliśmy ich tylko 60 i nie było ich w najbardziej atrakcyjnych miejscach miasta. Sam widziałem na ulicy tylko jeden z nich. Ale powtarzam, zważywszy
na szerokość frontu osób namawiających do bojkotu, frekwencja na poziomie 25 proc. to bardzo dobry wynik.
O co właściwie chodzi, Pana zdaniem, Leszkowi Millerowi?
Chce współrządzić. U niego to bardzo
silna motywacja, chciałby zakończyć
karierę polityczną na bardzo wysokim
stanowisku.
Ale SLD chyba ucierpi na sojuszu
z PO?
Niekoniecznie. Myślę, że nadrzędnym celem jest tu stanowisko dla lidera tej partii. Leszek Miller sam mówi,
że jego celem jest bycie marszałkiem
sejmu, ale sądzę, że po cichu myśli, iż
po wyborach SLD z PO stworzą rząd,
tyle że to SLD będzie miało lepszy wynik niż Platforma, i wtedy on zostanie
premierem. Proszę pamiętać, że jego
premierowanie skończyło się kompletną kompromitacją. Sądzę, że lider
SLD nie chce kończyć życia jako polityk, który przegrał. Już mu się dużo
udało odrobić i chce to zwieńczyć
wielkim sukcesem.
Mówi się, że chce stanowiska wicepremiera. I to już w tej kadencji.
6
KRAJ
Nie sądzę, by to było wystarczające. Z pewnością liczy co najmniej na
stanowisko marszałka sejmu. Był
ministrem dwóch resortów, potem
premierem, stanowisko marszałka
jest dobrym ukoronowaniem tej drogi. Tu gra chęć pokazania we własnym środowisku politycznym: wyrzuciliście mnie kiedyś na bruk,
a mimo wszystko wyszedłem na
swoje. Już zresztą pokazał, że jego
kwalifikacje polityczne są nieporównanie lepsze niż jego „prześladowców” z SLD. Ale wspólny rząd z PO to
raczej kwestia planów na czas po
wyborach, choć w polityce niczego
nie można mówić na pewno.
Zwłaszcza że jest coraz większy problem ze stabilnością tego rządu i samej Platformy.
Nie wypowiadam się w tej sprawie,
bo nie mam wystarczającej wiedzy.
Wydaje mi się, że Platformę silnie spaja strach przed utratą władzy. Dlatego
jeśli ich notowania nie spadną poniżej
20 proc., nie liczę, że PO się posypie.
Wynik referendum jest o tyle przykry, że wybija z rytmu trend, który
miał przesądzić o losie Tuska.
Jednoznaczność oceny – 95 proc. za
odwołaniem pani prezydent – tych,
którzy poszli na referendum, nie jest
obojętny dla postrzegania PO. Na pewno nie jest to żaden sukces pani prezydent, dostała strasznie po głowie.
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
skomplikowanym procesie, wyłoniła
się na tyle silna, że mogła podjąć transformację. Przeszła w nowy system
z pewnymi stratami, przy różnych
zmianach hierarchii, ale w III RP stała
się podstawą establishmentu. Dokooptowano z jednej strony politycznej niektórych ludzi z Solidarności, przy czym
w grę wchodziły tu też korzyści ekonomiczne, a z drugiej ludzi, którzy się do
nich jakoś przebijali. PO ten stan rzeczy zaakceptowała i po upadku SLD
zaczęła tę grupę obsługiwać. Gdy teraz
zaczyna słabnąć, to z punktu widzenia
interesów establishmentu funkcjonalne jest połączenie sił z SLD. Proszę pamiętać, że elementem obozu postkomunistycznego jest także PSL.
Zatem w największym skrócie – PO
to postkomuna.
Dokładnie tak. Jeśli możemy mówić,
że jest taki fenomen jak system postkomunistyczny, który niektórzy nazywają
postkolonialnym, bo on ma wiele,
zwłaszcza w sferze kulturowej, cech
postkolonializmu, to niewątpliwie PO
jest główną, w sensie funkcjonalnym,
formacją postkomunistyczną. Stanowią
o tym różnego rodzaju relacje z establishmentem i to, co nazywamy niekiedy
żartobliwie nowym światopoglądem
naukowym, specyficzna forma bardzo
uproszczonego liberalizmu czy raczej
lumpenliberalizmu, określająca m.in.
stosunek do państwa, a dokładniej niechęć do niego, podtrzymująca jego
ry. Sądzę, że żadnego pęknięcia nie będzie, chyba że Donald Tusk postanowi
ratować się przed kompromitującym
zakończeniem kariery politycznej próbą przeniesienia się do Belwederu. Ale
dziś nie ma poważnych przesłanek, by
sądzić, że taki właśnie mógłby mieć
plan. Zgrzyty, wyszarpywanie sobie jakichś wpływów – pewnie tak, ale nie
jest to żadna wojna, która ma jakieś
znaczenie polityczne.
Pomówmy o ostatnich wydarzeniach wokół zespołu Antoniego Macierewicza. Wydaje się, że wściekły
atak komisji Laska i jego ludzi wcale
nie pomaga Tuskowi. Na dłuższą
metę wzmacnia raczej pozycję Antoniego Macierewicza.
Atak wywołany jest wychodzeniem
na jaw nowych faktów, takich jak raport Klicha, jednoznacznie określający
winę Rosjan. Pamiętajmy, że zawsze
najgorsze są argumenty, które padają
ze strony własnego obozu, a wcześniej
były skrzętnie ukrywane. Ale oprócz
pojawiania się nowych, kompromitujących rząd faktów jest jeszcze jeden
czynnik – chyba bardzo ważny – to jest
nacisk Moskwy.
Czyli?
By sprawę Smoleńska zakończyć.
Przecież już dawno miało być po
wszystkim, emocje miały opaść, jak to
mówił Bronisław Komorowski, po kilku miesiącach, najdalej po roku. Nie
wszystkim. W istocie 80–90 proc. wyborców ma interes w tym, by nas poprzeć. Tylko raptem dla jakichś 2 proc.
wyborców – tworzących ów establishment postkomunistyczny – byłoby to
niewątpliwie niekorzystne. W Polsce,
m.in. z powodu braku równowagi medialnej, istnieje ogromna różnica między bytem a świadomością całych
grup ludzi. Tylko szeroki front poparcia dla PiS może to przełamać. Chodzi
o to, żeby zrozumiano, że tym razem
to już naprawdę gra o wszystko, że
obecnej władzy chodzi o całkowitą
przebudowę Polski, o odrzucenie tradycji Kościoła, o radykalne zdegradowanie Polaków, zniesienie wszelkich
przesłanek naszej nie tylko politycznej, ale także religijnej i kulturowej suwerenności.
Nie ma Pan wrażenia, że tworzona
jest właśnie formacja, która ma zagospodarować konserwatywny i katolicki elektorat po stronie systemu
III RP? I że może za tym stać lobby
związane z OFE?
Mogę się mylić, ale mniej poważnie traktuję Jarosława Gowina
niż państwo.
Jarosław Gowin nie zakłada partii
po to, by zatrzymać odpływ centrowych wyborców z systemu III RP?
Żeby utworzyć formację, która ma
mieć jakieś znaczenie, musi być grupa
zainteresowana jej powstaniem, posia-
W Polsce, z powodu m.in. braku równowagi medialnej, istnieje ogromna różnica między bytem a świadomością
całych grup ludzi. Tylko szeroki front poparcia dla PiS może to przełamać. Chodzi o to, żeby zrozumiano, że tym
razem to już naprawdę gra o wszystko, że obecnej władzy chodzi o całkowitą przebudowę Polski, o odrzucenie
tradycji Kościoła, o radykalne zdegradowanie Polaków, zniesienie wszelkich przesłanek naszej nie tylko
politycznej, ale także religijnej i kulturowej suwerenności.
Czy współpraca PO z SLD jest ujawnieniem się na nowo podziału postkomunistycznego, gdzie PO stała się
liderem postkomuny?
W moim przekonaniu, odkąd PO
przejęła władzę, podział postkomunistyczny zupełnie się odtworzył. Nie
w tym sensie, że już wtedy Platforma
zawarła sojusz z SLD, ale funkcjonalnie
weszła w miejsce osłabionego SLD.
Zrobiła to, broniąc zdecydowanie interesów establishmentu ukształtowanego w ciągu mniej więcej ostatnich trzydziestu lat. Jego dziełem w wielkiej
mierze jest transformacja. Początków
trzeba szukać w chwili, kiedy aparat
komunistyczny zaczął się zmieniać
w grupę ludzi o uświadomionym interesie ekonomicznym, łączących się ze
sobą także więzami rodzinnymi. Ten
proces był jakoś moderowany przez
władze komunistyczne. Gomułka próbował z tym walczyć, było to zresztą
wtedy odbiciem tego, co działo się w Moskwie. Zapadło tam wiele wyroków
śmierci po próbach reform Kosygina,
które doprowadziły do nadużyć gospodarczych, przynajmniej w rozumieniu
ówczesnych władz. W PRL został wykonany jeden. Potem w czasach rządów Jaruzelskiego ta grupa, w dość
miękki, skrajnie nieefektywny kształt.
To jest przecież dokładnie to, co głoszą
twórcy PO, i jednocześnie jest tym, co
było potrzebne komunie w okresie
przemian. Była to ideologia skrojona
dla nich, w ramach której mogli przeżyć
i umocnić się w roli nowej klasy właścicielskiej, a więc panującej. Kontynuacją
rządów komuny jest też całkowita rezygnacja Polski z pełnienia roli podmiotowej w polityce zagranicznej.
Czy Pana zdaniem istnieje szansa
na rozłam w tym obozie? Czy może
nim być rywalizacja między Bronisławem Komorowskim i Donaldem Tuskiem?
Nie wierzcie w to. Rozgrywka między
Komorowskim a Tuskiem byłaby poważna tylko pod jednym warunkiem
– jeśli Donald Tusk zacznie poważnie
brać pod uwagę, że mógłby zostać prezydentem. Wtedy rzeczywiście pojawiłby się przedmiot sporu. Jeśli nie, to
Bronisław Komorowski pozostając
w przekonaniu, że zostanie wybrany
na prezydenta na drugą kadencję, zachowując jakieś wpływy i będąc – jak
ktoś słusznie napisał – politykiem
„średniego formatu”, który zapewnia
swoim starym kolegom miejsce pracy
i znaczenie, nie będzie wchodził w spo-
udało się i w Rosji mogą coraz bardziej
się niecierpliwić. Sprawa się ciągnie,
może się zmienić władza, różne jeszcze mogą być jej losy. Więc pewnie coraz bardziej cisną: kończcie z tym. To
powoduje, że prokuratorzy ucinają
wszystkie dodatkowe śledztwa.
dająca przy tym autentyczne poparcie
społeczne. Same ambicje jakiejś grupy,
nawet dysponującej pokaźnymi siłami
sponsorskimi, które rzeczywiście
w tym wypadku można sobie wyobrazić, nie wystarczą. Ambicje Gowina
– ale co poza tym?
Komisja Laska jest pewnie po to,
by uspokoić Rosjan, ale działa tak,
że zamiast wyciszać, podgrzewa
nastroje.
Trudno mi powiedzieć, kto w tej
chwili wygrywa w społeczeństwie ze
swoją narracją – rząd czy strona niezależna. Przewaga siły ognia po tamtej
stronie jest wciąż znaczna. Proszę pamiętać, że wielu ludzi chce, żeby było
dobrze, i odrzuca hipotezę zamachu,
bo to budzi lęk przed konfliktem z Rosją. Nie ma wątpliwości, że warunkiem
pozytywnego wyjaśnienia katastrofy
smoleńskiej jest zdobycie władzy
przez PiS i wywalczenie przewagi medialnej. Ale tak właściwie jest ze
Od czasu do czasu pojawia się pogłoska, że może do niego przystąpić
Jerzy Buzek.
Jak dotąd nie przystępuje, a Donald
Tusk publicznie obiecuje Jerzemu
Buzkowi stanowisko szefa Europejskiej Partii Ludowej po śmierci Wilfrieda Martensa. Gdyby Jarosław Gowin wyprowadził kilkudziesięciu posłów, miał swój klub, a w związku
z tym pewną pozycję formalną w polityce, a za nim stałoby wielu ludzi
z otwartą przyłbicą, wtedy faktycznie
można by zastanawiać się, czy obóz
postkomunistyczny nie tworzy jakiejś formacji zapasowej. Dziś trudno
wróżyć temu sukces.
Prof. Michał Kleiber właśnie wycofał się z organizowania debaty między ekspertami z obu stron.
Po prostu nie zdzierżył. A szkoda, bo
po dwóch konferencjach smoleńskich
naprawdę jest o czym rozmawiać.
Na razie Gowin odcina się od PO, ale
poparł bojkot referendum. Systemowi III RP nie szkodzi.
I ja nie uważam, że jest człowiekiem
IV Rzeczypospolitej. Myślę tylko, że na
razie ma garść piasku, a nie zaplecze.
REKLAMA
8
KRAJ
Mimo trwającej
od kilku tygodni nagonki
na niezależnych naukowców
II Konferencja Smoleńska okazała
się spektakularnym sukcesem.
Uczeni nie tylko podważyli wszystkie
główne tezy raportu Millera, lecz
także ujawnili nowe przesłanki
przemawiające za hipotezą zamachu
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Konferencja \ Wybitni naukowcy
podważyli oficjalne ustalenia
Grzegorz Wierzchołowski
K
ilkudziesięciu naukowców z Polski
i zagranicy (wielu z nich z tytułami
profesorskimi), wyjątkowe referaty,
ważni goście (m.in. rodziny smoleńskie, pilot Jaka-40 Artur Wosztyl i reżyser Antoni Krauze), interesujące
dyskusje między uczestnikami – II Konferencja
Smoleńska była wydarzeniem, którego rangi nie
sposób przecenić. Wściekłe relacje mainstreamowych mediów, nazywających konferencję
pseudonaukową, dowodzą tylko wagi zaprezentowanych na niej ustaleń.
„Dodatkowo spośród czterech zdjęć satelitarnych z różnych dni na trzech widzimy złamaną
brzozę – drzewo leży – a na jednym jest nieuszko-
Kłamstwo
smoleńskie
zakończyło
swój żywot
Wnioski z badań
profesora
Cieszewskiego
są przełomowe
– wynika z nich,
że drzewo zostało
uszkodzone kilka
dni przed tragedią.
„Analiza drzewa
i zniszczeń drewna
wyklucza możliwość
jego złamania
w wyniku kolizji
z samolotem”
– mówił naukowiec.
Fot. Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska
dzone. Ten sam obraz złamanej brzozy widać 11
i 12 kwietnia oraz 5 kwietnia, czyli blisko tydzień
przed tragedią” – mówił prof. Chris Cieszewski,
prezentując kolejne slajdy z fotografiami.
Przełomowe analizy
prof. Cieszewskiego
W swojej analizie Amerykanin wykorzystał
złożone metody poprawiające jakość zdjęć satelitarnych. Należy podkreślić, że w przygotowaniu prezentacji brali udział także inni naukowcy z USA: Arun Kumar, Roger Lowe, Pete
Bettinger, Daniel Markewitz i Deepak Mishra
z University of Georgia.
Równie ciekawy był wcześniejszy referat
prof. Cieszewskiego i jego współpracowników,
dotyczący identyfikacji naturalnych szczegó-
Wściekłe relacje
mainstreamowych
mediów, nazywających
konferencję
pseudonaukową,
dowodzą tylko wagi
zaprezentowanych
na niej ustaleń
łów terenu katastrofy smoleńskiej. Uczeni ustalili m.in., że białe płaty w miejscu
katastrofy, które wcześniej brano za
śnieg, to z pewnością coś nienaturalnego,
być może jakiś sprzęt ukryty pod płachtami odblaskowymi.
Już rok temu, na I Konferencji Smoleńskiej,
prof. Cieszewski przedstawił niezwykle interesujące ustalenia dotyczące zdjęć satelitarnych miejsca katastrofy i pancernej
brzozy. „Gazeta Polska” jako jedyne pismo
omówiła wówczas obszernie jego referat.
Nitrogliceryna
na płaszczu i torbie
W trakcie referatu na temat urządzeń do
wykrywania materiałów wybuchowych
dr Andrzej Wawro, dr Tomasz Ludwikow-
ski i dr Jan Bokszczanin z Korporacji
Wschód – spółki produkującej detektor
użyty przez prokuraturę do badania wraku
Tu-154 – ujawnili, że ślady materiałów wybuchowych można usunąć, choćby poprzez podgrzanie próbek. Eksperci udowadniali w prezentacji m.in., że trudno
pomylić materiały wybuchowe, np. trotyl,
z pastą do butów, co jesienią ub.r. sugerowała prokuratura wojskowa. Ujawnili również wyniki badań płaszcza Aleksandra
Fedorowicza i torby Zbigniewa Wassermanna, które otrzymali od rodzin ofiar. – W
obu przypadkach wykryto nitroglicerynę.
Sprawdzenie płaszcza od wewnątrz jednak nic nie wskazało. Skąd się tam wzięła
ta substancja? Nie sądzę, by ktoś wcześniej
posmarował te przedmioty kremami zawierającymi nitroglicerynę – powiedział
dr Tomasz Ludwikowski. Dr Jan Bokszcza-
KRAJ
nin podsumował: „Nie ma żadnych
wątpliwości, że urządzenie MO-2M zapewnia jednoznaczne wykrywanie
i identyfikację wybranych materiałów
wybuchowych w przypadku obecności
ich oparów w analizowanym powietrzu. Niepodważalnym świadectwem
ewentualnego wybuchu byłaby stwierdzona obecność produktów powybuchowych, niemożliwych do wykrycia za
pomocą spektrometrów”.
Autorami wcześniejszego referatu
byli dr Wojciech Fabianowski (Politechnika Warszawska, Wydział Chemiczny), prof. Jan Jaworski (Uniwersytet Warszawski, Wydział Chemii),
prof. Krystyna Kamieńska-Trela, prof.
Sławomir Szymański (oboje z Instytutu Chemii Organicznej PAN) i dr Jacek Wójcik (Instytut Biochemii i Biofizyki PAN). Wykazali oni, że nawet
w laboratoriach nieprzystosowanych
do analizy mikrośladów można zweryfikować hipotezę wybuchu, jeśli zostaną przeprowadzone szeroko zakrojone badania przedmiotów pozostałych po katastrofie. Stwierdzili
również, że badania takie są wciąż
możliwe do wykonania w kraju, pod
warunkiem zaangażowania się w nie
wykwalifikowanych zespołów badawczych. Chemicy przypomnieli też,
że niezwłocznie po katastrofie należało na miejscu pobrać do badań
przynajmniej kilkaset próbek. Niestety, nie zrobiono tego.
Naukowcy: to był wybuch
Większość naukowców występujących na II Konferencji Smoleńskiej
przychylała się do hipotezy mówiącej
o wybuchu Tu-154M 101 w powietrzu.
Prof. Piotr Witakowski z Akademii
Górniczo-Hutniczej powiedział: „Obraz wrakowiska w Smoleńsku wskazuje jednoznacznie, że rozpad samolotu
Tu-154 10 kwietnia 2010 r. nastąpił
w powietrzu, a nie na powierzchni ziemi. Wskazuje na to zarówno brak krateru, dyslokacja poszczególnych fragmentów, jak i położenie niektórych
szczątków w koronach drzew, co możliwe jest jedynie przy upadku z góry”.
Podobnego zdania był dr hab. Andrzej Ziółkowski z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN.
„Wiele zniekształceń metalowych elementów wraku samolotu Tu-154 odpowiada zniekształceniom prezentowanym w literaturze jako typowe zniekształcenia powstające na elementach
metalowych w przypadku eksplozji”
– stwierdził.
Prof. Jan Obrębski z Politechniki
Warszawskiej – jeden z trzech naukowców zaatakowanych ostatnio
przez „Gazetę Wyborczą” – nawiązał
do swojej prezentacji sprzed roku.
Wskazał ponownie na konieczność
wykonania na opisanym poprzednio
przez siebie elemencie Tu-154 badań
chemicznych pod kątem obecności
materiałów wybuchowych. „Badany
przeze mnie element bez wątpienia
został rozerwany. Jego zniszczenie nastąpiło w wyniku wybuchu materiału,
który prawdopodobnie znajdował się
w jego zamkniętej przestrzeni. Rok
temu powiedziałem, że samolot został
zniszczony w wyniku wielopunktowej
eksplozji. Nie wycofuję się z tych słów”
– oświadczył naukowiec, a jego słowa
nagrodzone zostały brawami.
Dr Stefan Bramski, emerytowany
pracownik Instytutu Lotnictwa, powiedział z kolei: „W rozłożeniu szczątków można zauważyć zjawisko separacji aerodynamicznej według ciężaru,
co świadczy o tym, że kadłub uległ
dezintegracji w powietrzu przed uderzeniem w ziemię”. Jak podkreślił – jeśli katastrofa smoleńska, która prawdopodobnie była zamachem terrorystycznym, nie zostanie wyjaśniona,
cofnie to cywilizacyjnie społeczeństwo
rosyjskie o 70 lat.
– Zapisy urządzeń pokładowych,
TAWS i FMS, potwierdzają hipotezę
wybuchu w powietrzu – przypomniał dr Kazimierz Nowaczyk. – Wynika z nich, że lewe skrzydło samolotu zostało rozerwane ok. 50 m przed
pancerną brzozą – mówił.
Brawa dla Biniendy, cisza
po ujawnieniu fałszerstwa
Duński ekspert Glenn Arthur
Jørgensen przedstawił w swoim referacie trajektorię lotu Tu-154, zestawiając ją z danymi MAK. W wyniku
swoich analiz doszedł do wniosku, że
wersja Rosjan jest niespójna, bo położenie samolotu po uderzeniu w brzozę
byłoby zupełnie inne niż to, które jest
podawane w raporcie Tatiany Anodiny.
Po inżynierze z Danii głos zabrał
prof. Wiesław Binienda, ekspert zespołu parlamentarnego. Podsumował
on rezultaty symulacji komputerowych przeprowadzonych przy użyciu
najnowszego modelu materiałowego.
Wnioski z badań prof. Biniendy są następujące: 1. Rezultaty uderzenia
skrzydłem w drzewo pokazały, że zawsze byłoby ono przecięte przez
skrzydło. 2. Symulacje uderzenia samolotu w ziemię pokazały, że samolot
nie uległby rozpadowi na tysiące kawałków, a maszyna powinna wyżłobić
krater w ziemi. 3. Rezultaty symulacji
wskazują na wybuchy w skrzydle
i w kadłubie.
Po tym wystąpieniu prof. Grzegorz
Jemielita z Politechniki Warszawskiej
powiedział: „To była wspaniała symulacja. Gratuluję!”.
Dużym zaskoczeniem była prelekcja
wygłoszona przez dr hab. Annę Gruszczyńską-Ziółkowską z Instytutu Mu-
zykologii UW. Analizując materiał
dźwiękowy z kokpitu, wykazała ona,
że rządowi eksperci mówiący o „odgłosie uderzenia w brzozę”, nie ustalili, o którym ze zdarzeń akustycznych
jest mowa. Co więcej – jak przekonująco wykazała autorka referatu – na
zapisie audio z kokpitu nie ma uderzenia w brzozę ani „odgłosu przypominającego stuknięcie”, o których pisała komisja Millera. Są za to inne niezidentyfikowane dźwięki, niepokrywające się z momentem rzekomego
zderzenia z drzewem.
Gdy na koniec dr Gruszczyńska
zwróciła uwagę na jaskrawy przypadek zmanipulowania jednej z wypowiedzi rosyjskiego kontrolera lotu,
na sali zapadło milczenie. Chodziło
bowiem o komendę padającą w czasie, gdy według śp. Remigiusza Musia
(technika pokładowego Jaka-40)
wieża w Smoleńsku zezwoliła polskiej załodze na zejście do 50 m.
W stenogramach nie ma tych słów,
ale na nagraniu pozostał wyraźny
ślad sfałszowania zapisu. Zdanie wypowiadane przez Rosjanina zostało
bowiem wyraźnie „pocięte”, co można dokładnie usłyszeć po wyizolowaniu tego fragmentu.
Strach reżimowych
mediów
Do reakcji mainstreamowych mediów na II Konferencję Smoleńską
trudno odnosić się jak do dziennikarskich relacji. W głównym wydaniu
„Faktów” TVN wydarzenie określono
jako „konferencję nazywaną naukową”, a „Gazeta Wyborcza” wszystkich
występujących na spotkaniu naukowców określiła jako „»ekspertów« Macierewicza”. Polska Agencja Prasowa
skompromitowała się jeszcze bardziej, pisząc, że organizatorzy konferencji „nie zaplanowali” wystąpień
członków zespołu Laska. A przecież
„Gazeta Polska” już kilka tygodni temu
pisała, że choć udział w konferencji
mógł wziąć każdy uczony, to żaden
9
z ekspertów Laska nawet nie wysłał
do organizatorów streszczenia planowanego referatu.
Propagandystom z „Gazety Wyborczej”, TVN, TVP, „Newsweeka”, „Polityki” i Polsatu warto na koniec przypomnieć, że zgłoszone na konferencję
prelekcje oceniał i dopuszczał do prezentacji Komitet Naukowy liczący ok.
50 uczonych cenionych w Polsce, Europie i na świecie.
W podgrupie „Elektrotechnika i elektronika” zwraca uwagę choćby nazwisko prof. Tadeusza Kaczorka z Politechniki Warszawskiej, profesora nauk
technicznych, członka rzeczywistego
Polskiej Akademii Nauk. Jako profesor
wizytujący prowadził on wykłady na
ponad 20 uniwersytetach w Stanach
Zjednoczonych, Japonii, Kanadzie oraz
w wielu krajach europejskich. Prof. Kaczorek współpracuje też z uznanymi
międzynarodowymi czasopismami, takimi jak: „International Journal of Multidimensional Systems and Signal Processing”, „Foundations of Computing
and Decision Sciences”, „Archives of
Control Sciences”.
Z członków podgrupy „Fizyka i geotechnika” wyróżnić należy prof. Andrzeja Wiśniewskiego (profesora
nadzwyczajnego w Instytucie Fizyki
PAN, członka Rady Naukowej tego Instytutu), a wśród specjalistów od chemii i badań strukturalnych – prof. Lucjana Pielę z UW (od 2001 r. członka
zagranicznej Belgijskiej Akademii
Królewskiej, a od 2004 r. Europejskiej
Akademii Nauk). Za odpowiedni poziom referatów w dziale „Mechanika
i konstrukcja” odpowiadał m.in.
prof. Kazimierz Flaga z Politechniki
Krakowskiej (profesor nauk technicznych, członek PAN).
To właśnie ich reżimowi dziennikarze nazwali pseudonaukowcami.
W drugim dniu II Konferencji Smoleńskiej – już po zamknięciu tego numeru „GP” – odbyły się sesje medyczna, prawna i socjologiczna.
W kolejnym numerze „GP” zaprezentujemy
szersze omówienie II Konferencji Smoleńskiej.
REKLAMA
10
KRAJ
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
J
ak pisała „Gazeta Polska”,
walka toczy się przede
wszystkim o duże regiony:
Dolny Śląsk, Wielkopolskę, Mazowsze, Podlasie oraz Małopolskę.
Jeśli Schetyna wygra w każdym z nich,
przed premierem trudny orzech do zgryzienia.
Nasi informatorzy donoszą, że Tusk tak boi się
konkurenta, że proponował mu zostanie europosłem. Oczywiście Schetyna się nie zgodził.
Obecnie geografia polityczna zdaje się faktycznie przeważać na korzyść Schetyny. Jego
człowiek Rafał Grupiński z pewnością utrzyma
Wielkopolskę. – Waldy Dzikowski związany z Tuskiem jest w odwrocie. Obecnie zabiega o wywiady w mediach centrowych, bo myśli, że to
mu w czymś pomoże. Złudne nadzieje. Zwłaszcza że szefem poznańskiej PO nadal jest inny
człowiek Schetyny, Filip Kaczmarek – mówi
nasz informator.
Członkowie PO są także pewni, że na Podlasiu
Robert Tyszkiewicz pokona związanego z Tuskiem Damiana Raczkowskiego, a w Małopolsce
człowiek premiera Ireneusz Raś przegra z Grzegorzem Lipcem.
Schetyna zdobył też punkt w Warszawie.
Chociaż na szefową warszawskiej PO wybrano
Wojna na szczytach władzy \ Przed
decydującym starciem
Magdalena Michalska
Wyścig zbrojeń
w Platformie
W poniedziałek, 21 października, rozpoczęły się wybory szefów
regionów PO, które potrwają do końca tygodnia. Rywalizacja
między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną wkroczyła
więc w decydującą fazę. Jeśli Schetyna przegra, zostanie zesłany do
europarlamentu. Jeśli wygra, może to oznaczać koniec panowania
obecnego premiera
Tusk przygotowuje
się już na sytuację,
kiedy to Schetyna
będzie miał
większość wśród
szefów regionalnych
struktur PO. Jeśli
ludzie premiera
przegrają
w regionach,
powoła ich
do rządu, by w ten
sposób utrzymać
równowagę.
Fot. Małgorzata Armo/Gazeta Polska
Hannę Gronkiewicz-Waltz, to po wyproszeniu
dziennikarzy na sali rozpętało się piekło. – Ludzi kojarzonych z obozem wrogim Grzegorzowi Schetynie „wycięto” w pień. Jarosław Jóźwiak, jeden z najbliższych współpracowników
pani prezydent, miał się w ogóle wycofać
z kandydowania na delegata, „wycięto” m.in.
Lecha Jaworskiego, jednego z najbliższych ludzi Gronkiewicz-Waltz w Radzie Warszawy, to
samo spotkało trzech życzliwych jej burmistrzów. Wśród delegatów też przeważają ludzie Schetyny – relacjonował jeden z naszych
informatorów.
Decydujący Dolny Śląsk
W obecnej sytuacji Tuskowi zależy więc na
tym, by wygryźć Schetynę z kierowania regionem dolnośląskim, który jest bastionem wrocławskiego barona. Jeżeli Schetyna przegrałby
u siebie, oznaczałoby to jego koniec. By wygrać
rywalizację o Dolny Śląsk, ludzie Tuska posunęli się więc nawet do dogadania się z wrogim do-
Obecnie Tuskowi zależy
na tym, by wygryźć
Schetynę z kierowania
regionem dolnośląskim,
który jest bastionem
wrocławskiego
barona. Jeżeli Schetyna
przegrałby u siebie,
oznaczałoby
to jego koniec
tychczas Platformie prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem. Jacek Protasiewicz, konkurent Schetyny, pokonał na
razie posła Sławomira Piechotę w rywalizacji o stanowisko szefa wrocławskiej PO.
Jednak wrocławscy działacze mówią, że to
o niczym nie świadczy. – Z perspektywy
Warszawy wydaje się, że tu są jakieś napięcia. Tymczasem z naszego punktu widzenia jest jasne, że Grzesiek [Schetyna]
się utrzyma – mówi jeden z naszych rozmówców.
Obecnie ludzie Schetyny demonstrują
swoją niechęć zarówno wobec Protasiewicza, jak i prezydenta Dutkiewicza. Robią to
wręcz demonstracyjnie. Kiedy podczas
trwania sesji Rady Miasta Dutkiewicz poddał pod głosowanie zabezpieczenie w planie finansów miasta 18 mln zł, które gmina musi oddać Zygmuntowi Solorzowi,
pięciu radnych PO wstrzymało się od głosu. – To była jawna demonstracja niechęci
ze strony ludzi Schetyny. Zabawna o tyle,
że przecież nie od dziś wiadomo, że Schetyna i Solorz się przyjaźnią – relacjonuje
nasz informator.
Żmijan na lodzie.
Tusk obłaskawia ludzi
O tym, że Donald Tusk czuje się poważnie zagrożony, świadczy także to, co stało
się w Lublinie. Tam człowiekiem Tuska
był Stanisław Żmijan, konkurujący z Włodzimierzem Karpińskim, bliższym Grzegorzowi Schetynie. Wydaje się, że to Karpiński jest mocniejszy, dlatego też premier
postanowił sobie zaskarbić jego lojalność
i zaoferował mu tekę ministra skarbu państwa, mocno szkodząc tym Żmijanowi.
– Oni tam strasznie Staśka [Żmijana] sponiewierali. Nie dziwię mu się, że się wkurzył i obecnie popiera Schetynę. Ale to też
nie jest takie poparcie bezwarunkowe.
Głównym stronnictwem Żmijana jest sam
KRAJ
11
OGŁOSZENIE
Żmijan. Myślę, że jeśli w PO nie będą
się z nim liczyć, to podziękuje Platformie – opowiada nasz informator.
Stanisław Żmijan, pytany przez „Gazetę Polską”, czy czuje się pokrzywdzony
przez Donalda Tuska, podkreśla, że premier w żadnym momencie nie stwierdził, iż popiera Karpińskiego, a przyznanie mu teki ministra o niczym nie
świadczy. – Mieliśmy wewnętrzne ustalenia, zakładające, że ministrowie konstytucyjni nie mogą być szefami regionów, dlatego też nie odbierałbym tego
jako wsparcia ze strony Tuska – mówi
parlamentarzysta. Dodaje, że zamierza
kandydować na szefa regionu. Pytany
o konflikt w PO, odpowiada, że konflikty w partii są elementem życia politycznego. – Nawet jeśli przyjmiemy tezę, że
faktycznie w PO jest różnica zdań, to
uważam, że wewnętrzne dyskusje nie
powinny się odbywać za pośrednictwem mediów – stwierdza.
Premier Donald Tusk od dłuższego
czasu stosuje technikę obłaskawiania
sojuszników przy użyciu tek ministerialnych. Jak pisała „Gazeta Polska Codziennie”, Tuskowi udało się w ten
sposób obłaskawić trzymającego ze
Schetyną Tomasza Tomczykiewicza na
Śląsku oraz utrzymać wierność Zbigniewa Rynasiewicza na Podkarpaciu.
Premiera plan B
Jeden z polityków uważanych za
stronnika Tuska mówi, że premier
przygotowuje się już do tego, jak rozegrać sytuację, w której to Schetyna będzie miał większość szefów regionów.
Zamierza tutaj wykorzystać szumnie
zapowiadaną rekonstrukcję rządu.
Miała ona się odbyć latem, teraz mówi
się o końcu listopada. Politologowie są
zgodni, że rząd powinno opuścić pięciu najgorzej ocenianych ministrów.
Dr Robert Maliszewski z Uniwersytetu
Warszawskiego wymienia Sławomira
Nowaka, Bartosza Arłukowicza, Krystynę Szumilas i Jacka Rostowskiego.
Nasz informator słysząc to, zaczyna się
śmiać. – Tusk musiałby być głupi, żeby
wywalić np. oddanego mu na śmierć
Nowaka. Ta rekonstrukcja jest potrzebna, by robić zamieszanie w mediach. Poza tym bardziej niż odwołanie
starych liczy się dla niego możliwość
powołania nowych. Jeśli ludzie Tuska
przegrają w regionach, premier powoła ich do rządu, by w ten sposób utrzymać równowagę – tłumaczy.
– Analizowanie tego, co działo się wokół Gowina, było zupełną stratą czasu.
To konflikt na linii Tusk–Schetyna jest
jednym z najważniejszych w polskiej
polityce. I to w kontekście tego konfliktu należy rozpatrywać takie wydarzenia jak utrzymanie się na stanowisku
Hanny Gronkiewicz-Waltz – mówi
dr hab. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego. – Myślę też, że
przewidywane nominacje dla przegranych w starciu z ludźmi Schetyny działaczy związanych z Tuskiem to taki reprint wypowiedzi premiera o Hannie
Gronkiewicz-Waltz. Kiedy mówił, że
nawet jeśli zostanie ona odwołana ze
stanowiska, to i tak będzie rządzić
miastem jako komisarz, była to wypowiedź kierowana do członków PO. Teraz jest podobnie. Za cenę wygranej
w walkach wewnętrznych politycy PO
gotowi są nawet na wypowiedzi, które
szkodzą całej partii – dodaje.
Współpraca Katarzyna Pawlak
REKLAMA
OGŁOSZENIE
12
KRAJ
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Represje \ Niski poziom biegłych zagraża demokracji
Biegli psychuszkowi w akcji
W Polsce zdrowi ludzie siedzą w szpitalach psychiatrycznych, bo wielu biegłych reprezentuje katastrofalny poziom i jest uzależnionych
od prokuratur i sądów – alarmują najlepsi polscy psychiatrzy. – Gdy chodzi o biegłych, obowiązuje u nas zasada czterech „b”: byle kto,
byle jak, byle co i za byle jakie pieniądze – bije na alarm dr Jerzy Pobocha, b. prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego
Jak pisaliśmy w artykule „Władza wyśle cię do psychiatryka”, rząd Tuska
pod płaszczykiem specustawy, która
miała pomóc w izolowaniu sprawców
najcięższych zbrodni, forsuje przepisy
będące zagrożeniem dla demokracji.
Sejmowa speckomisja skierowała pod
obrady parlamentu projekt, zgodnie
z którym każdy, kto trafi nawet na kilka
miesięcy do więzienia za jazdę po pijanemu na rowerze czy szarpaninę z policjantem na manifestacji, może być
bezterminowo umieszczony w ośrodku psychiatrycznym, jeśli za kratkami
okaże się, że ma zaburzoną osobowość
lub upośledzenie umysłowe.
„Projektowana ustawa zawiera immanentne ryzyko nadużyć, polegających
w szczególności na wymuszaniu zeznań, zmuszaniu do współpracy z policją i innymi służbami po odbyciu kary,
a zatem stwarza zagrożenie dla funkcjonowania demokratycznego państwa
prawnego” – napisał w opinii przekazanej sejmowej komisji dr Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego.
Czy się stoi, czy się leży,
180 się należy
– Jeśli projektowana ustawa zostanie
uchwalona, olbrzymia władza nad
aresztowanymi trafi w ręce dyrektorów więzień i biegłych psychiatrów.
Tymczasem poziom pracy tych ostatnich jest katastrofalny – alarmują najwybitniejsi polscy psychiatrzy.
Dlaczego? Wpływ na to ma fakt, że
biegłym płaci się nędznie, a wynagrodzenie nie jest uzależnione od zaangażowania w pracę.
Biegły, który w godzinę zapełni kilkustronicowy świstek papieru, dostaje takie same pieniądze jak ten, który
przeczyta np. dziesięć tomów akt dotyczących niebezpiecznego psychopaty i przeprowadzi z nim wiele skomplikowanych badań. I pierwszy, i drugi może dostać za tę pracę maksymalnie 180 zł. Z tym że wiele prokuratur
i sądów w ramach oszczędności zaniża te stawki nawet o połowę. – Za
180 zł trudno załatwić zmianę
uszczelki w kranie, a opinie biegłych
mają często znaczenie rozstrzygające,
decydują o sprawach niemal życia lub
śmierci – mówi prof. Bartosz Łoza,
prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej. Dr Pobocha opowiada, że niedawno w jednej ze spraw
w Koszalinie 12 lekarzy odmówiło
podjęcia się roli biegłego.
Komu opłaca się więc ta praca? Sądy
z reguły mają swoich ulubieńców, którym w ciągu roku zlecają setki opinii.
W Poznaniu najczęściej powoływany
na biegłego psychiatra Włodzimierz
Cierpka w ciągu roku potrafił wydać…
467 opinii, czyli półtorej dziennie. Jak
Fot. sxc.hu
Piotr Lisiewicz
Dr Pobocha opowiada historię mężczyzny, który przez 15 lat był niepotrzebnie
leczony z powodu rzekomej schizofrenii. Kolejni biegli przepisywali opinie
poprzednich. Dopiero jego badanie dowiodło, że się mylili. – Mogę sypać jak
z rękawa dziesiątkami takich historii – stwierdza.
mówi dr Pobocha, jemu wydanie jednej opinii zajmuje średnio tydzień.
Najlepsi w prywatnych
gabinetach, najgorsi w sądach
Efektem działania tego patologicznego
systemu jest fakt, że biegłymi zostają
często najsłabsi i najmniej ambitni psychiatrzy, gotowi taśmowo wydawać pisane na kolanie nierzetelne opinie. Psychiatrom najlepszym, mającym własne
prywatne gabinety, zwyczajnie nie opłaca się pracować dla sądu czy prokuratury i podważać własną naukową pozycję
poprzez pisanie opinii „na akord”.
– W Niemczech, żeby być biegłym
psychiatrą, trzeba mieć ponadprzeciętną wiedzę. Pełnienie takiej funkcji
nobilituje zawodowo, finansowo i towarzysko. U nas jest niestety odwrotnie – mówi dr Pobocha.
Ale sytuacja ta ma jeszcze jeden skutek:
kiepscy biegli uzależnieni są od sądów
i prokuratur, które mogą, ale nie muszą
zlecać im opiniowania. Łatwo więc sobie
wyobrazić, jak wielu z nich zachowa się,
gdy przyjdzie im np. badać oskarżonego,
który obraził sędziego lub prokuratora
albo zaprzyjaźnionego z nimi ważnego
urzędnika czy policjanta.
A sądy podchodzą do ich opinii często bezkrytycznie, zupełnie inaczej niż
w państwach o utrwalonych wysokich
sądowych standardach. Dr Pobocha
był niedawno biegłym przed sądem
w Dublinie. Sprawa dotyczyła Polaka.
– Siedmiu adwokatów przez dwa dni
po dziewięć godzin przepytywało
mnie o treść mojej opinii – wspomina.
Jaki jest skutek takiej postawy polskich biegłych i sądów? Jak przyznaje
dr Pobocha, w Polsce wiele osób zostaje umieszczonych w szpitalach psychiatrycznych niesłusznie. Opowiada
nam historię mężczyzny, który przez
15 lat był niepotrzebnie leczony z powodu schizofrenii. Kolejni biegli przepisywali opinie poprzednich. Dopiero
jego badanie dowiodło, że się mylili.
– Mogę sypać jak z rękawa dziesiątkami takich historii – stwierdza.
Ile ludzi siedzi w Polsce w psychiatrykach niesłusznie? – Oceniam, że jest
to kilka procent – uważa dr Pobocha.
Inny znany psychiatra mówi nam anonimowo: – Raczej kilkanaście procent.
Adam Sandauer:
to zapadanie się
w czarną dziurę
– Konsekwencje niesłusznego posądzenia przez biegłych o chorobę psychiczną są straszne, bywają powodem
ludzkich tragedii z ubezwłasnowolnieniem włącznie – mówi Adam Sandauer,
założyciel Stowarzyszenia Pacjentów
Primum Non Nocere. Jak dodaje, możliwości odwołania się od takiej decyzji
biegłych są bardzo niewielkie. Bywa, że
protesty traktowane są jako… dodatkowy objaw choroby, np. paranoi pieniaczej. – To zapadanie się w czarną dziurę
– uważa Sandauer.
Jaka jest skala pomyłek biegłych psychiatrów? Sandauer twierdzi, że jego stowarzyszenie w pewnym momencie skapitulowało, gdy chodzi o pomoc osobom
umieszczanym przymusowo w psychiatrykach. – Gdybym się tym zajmował, odbierałbym ok. 50 telefonów dziennie dotyczących takich spraw, z czego jakieś 30
byłoby od osób, które słusznie skierowane zostały na leczenie, a reszta od tych,
które faktycznie wrobiono – stwierdza.
KRAJ
13
SŁUŻBY \ Polityczne rozgrywki
Prezydenckie zakusy na SKW
Śledztwo w sprawie podejrzenia o popełnienie przestępstwa przez kierownictwo Służby Kontrwywiadu Wojskowego zablokuje
zatrudnienie byłego szefa SKW gen. Janusza Noska w administracji prezydenta Bronisława Komorowskiego – dowiedziała się „Gazeta
Polska”. Postępowanie dotyczy m.in. ujawnienia przez szefów SKW ściśle tajnych informacji Rosjanom
Zarówno
prezydent
Komorowski, jak
i jego otoczenie
są bardzo
prorosyjscy.
Współpraca z FSB
nie jest dla nich
czymś złym,
wręcz przeciwnie
– zasługuje
na uznanie
– mówi jeden
z oficerów SKW.
Fot. Zbyszek Kaczmarek/GP
Dorota Kania
O nieprawidłowościach w Służbie
Kontrwywiadu Wojskowego „Gazeta
Polska Codziennie” i „Gazeta Polska” pisały od wielu miesięcy. Z naszych informacji wynikało, że szef SKW gen. Janusz
Nosek jest w stałym kontakcie z przedstawicielami rosyjskich służb specjalnych, a charakter tych relacji zagrażał
bezpieczeństwu państwa. Mimo to gen.
Nosek został odwołany przez premiera
dopiero po tym, jak SKW cofnęło certyfikat bezpieczeństwa gen. Waldemarowi Skrzypczakowi, wiceministrowi
obrony narodowej odpowiedzialnemu
m.in. za zakupy sprzętu dla wojska.
Walka o wpływy
Według naszych rozmówców w wojnie pomiędzy MON a SKW chodzi o rozszerzenie wpływów prezydenta Bronisława Komorowskiego. Do tej pory Ministerstwo Obrony Narodowej skutecznie opierało się tym zakusom, czego
przykładem jest właśnie sprawa gen.
Skrzypczaka. Według informacji nieoficjalnych, SKW podejrzewała wiceministra Skrzypczaka o lobbing dla jednego
z koncernów izraelskich, który chce
sprzedać Polsce samoloty bezzałogowe.
Aktualnie sprawą zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która
wszczęła śledztwo po doniesieniu SKW
w sprawie podejrzenia korupcji w MON
w związku z zamówieniami dla polskiej
armii. Minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak nie odwołał gen.
Skrzypczaka, stanowisko stracił natomiast gen. Nosek, co jest odczytywane
jako porażka opcji prezydenckiej, która
miała silne wpływy w SKW. Według nieoficjalnych informacji gen. Nosek miał
znaleźć zatrudnienie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego lub w Kancelarii
Prezydenta, ale wszczęcie śledztwa ws.
nieprawidłowości w SKW na razie zablokowało te plany. Warto podkreślić, że
generalskie lampasy Janusz Nosek zawdzięcza Bronisławowi Komorowskiemu, który awansował go ze stopnia pułkownika na stopień generała brygady
10 listopada 2010 r. na wniosek ówczesnego szefa MON Bogdana Klicha.
Podejrzane kontakty z FSB
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła śledztwo po zawiadomieniu Tomasza Kaczmarka, posła PiS.
Postępowanie dotyczy m.in. niedopełnienie obowiązków przez gen. Noska
oraz podległych mu funkcjonariuszy
w okresie od grudnia 2009 r. do
10 kwietnia 2010 r. w Warszawie i Smoleńsku w związku z przygotowaniem
wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego
i brakiem zapewnienia ochrony kontrwywiadowczej samolotu Tu-154M,
jego załogi, prezydenta oraz członków
delegacji udających się do Katynia.
Śledczy sprawdzają również, dlaczego
gen. Janusz Nosek oraz podlegli mu
funkcjonariusze wysłali oficera Tomasza S. bez dokumentów legalizacyjnych
(pojechał do Rosji pod własnym nazwiskiem) i ujawnili rosyjskim służbom
specjalnym ściśle tajne informacje – na
liście pasażerów lecących do Smoleńska przy nazwisku Tomasza S. figurował zapis „SKW”. W efekcie po przylocie
do Rosji funkcjonariusz został zidenty-
fikowany i zamknięty w szopie stojącej
przy lotnisku Siewiernyj, a Rosjanie wypuścili go tylko po to, by wsiadł do samolotu powracającego do Polski,
o czym pisała „Gazeta Polska”. Był to
koniec jego kariery, ponieważ wcześniej Tomasz S. pracował wyłącznie pod
przykryciem, posługując się dokumentami wystawionymi na inne nazwisko.
Przez tę decyzję gen. Noska Rosjanie
bez problemu mogli się zorientować,
jakie ich nielegalne działania na terenie
RP i siatki szpiegowskie zostały rozpracowane przez SKW.
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga bada również, dlaczego gen. Janusz Nosek oraz podlegli mu funkcjonariusze nie podjęli działań w zakresie
przygotowania lotu 10 kwietnia 2010 r.
do Smoleńska i miejsca pobytu delegacji, m.in. w związku z tym, że w jej skład
weszli szefowie Sił Zbrojnych RP. Kolejny wątek śledztwa dotyczy niepodjęcia
przez kierownictwo Służby Kontrwywiadu Wojskowego monitoringu komunikacji radiowej lotu oraz nadajników rosyjskich na terenie Rzeczypospolitej Polskiej w czasie przelotu delegacji do Smoleńska oraz po katastrofie.
Śledczy zbadają również, dlaczego
SKW nie podjęła na miejscu katastrofy
działań operacyjnych.
SKW na celowniku
prokuratury
Prokuratura prowadzi również inne
postępowania dotyczące nieprawidłowości w SKW. Jak ustaliła „Gazeta Polska”, pojawia się w nich nazwisko płk.
Piotra Pytela – obecnie pełniącego
obowiązki szefa SKW. Jedno z nich dotyczy inwigilacji przez SKW parlamentarzystów PiS oraz ich asystentów.
Płk Pytel rozpoczął karierę w służbach
specjalnych w 1994 r. w Urzędzie
Ochrony Państwa, a po reorganizacji
przeszedł do Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego. W stopniu porucznika
przeszedł wraz z Januszem Noskiem do
SKW i wówczas nastąpił jego błyskawiczny awans – otrzymał stopień pułkownika. Ustaliliśmy, że w 2011 r., tuż
po awansie Pytela na stanowisko dyrektora Zarządu Operacyjnego (czyli kontrwywiadu) SKW, płk Grzegorz Reszka,
były szef SKW, skierował do Kolegium
ds. Służb Specjalnych informacje na temat kontaktów płk. Pytela z rosyjską
FSB. Teraz tymi kontaktami zajmuje się
warszawska prokuratura okręgowa.
Dlaczego płk Pytel został p.o. szefa wojskowej służby specjalnej, mimo że jego
nazwisko pojawia się także w sprawie
dotyczącej Waldemara Skrzypczaka?
Według naszych informacji jest to kolejna odsłona przepychanek pomiędzy
premierem a prezydentem.
– Zarówno prezydent Komorowski,
jak i jego otoczenie są bardzo prorosyjscy, o czym świadczą chociażby wizyty w BBN Nikołaja Patruszewa, sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, nazywanego „rzeźnikiem Czeczenii”, jednego z najbardziej
zaufanych ludzi Putina. Dla otoczenia
prezydenta i jego samego współpraca
z FSB nie jest czymś złym, wręcz przeciwnie – zasługuje na uznanie. Dlatego Bronisław Komorowski będzie
chciał zachować wpływy w MON,
a także w samym SKW – mówi nam
jeden z oficerów SKW.
14
PUBLICYSTYKA
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Polityka Belwederu \ Niepokojące projekty prawne
Wokół stanu wojennego
Ustawa o stanie wojennym oraz o kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych przypomina dziś przysłowiowy rewolwer leżący na
scenie teatralnej. Jeśli jest prawdą, że zawsze wystrzeli on w ostatnim akcie, trzeba z uwagą śledzić spektakl reżyserowany przez Belweder
Aleksander Ścios
bezdekretu.blogspot.com
Obrona przed
cyberatakiem?
Rzeczywiście, przyjęta tuż przed
wyborami 2011 r. nowela mogła stanowić skuteczne narzędzie reżimu
prezydenckiego, pozwalała bowiem
na wprowadzenie stanu wojennego
w sytuacji „zewnętrznego zagrożenia
państwa, w tym spowodowanego
działaniami o charakterze terrorystycznym lub działaniami w cyberprzestrzeni”.
Zagrożenia te definiowano jako „celowe działania, godzące w niepodległość,
niepodzielność terytorium, ważny interes gospodarczy Rzeczypospolitej
Polskiej lub zmierzające do uniemożliwienia albo poważnego zakłócenia
normalnego funkcjonowania państwa”.
Opiniując projekt belwederski, prof. dr
hab. Andrzej Szmyt, ekspert ds. legislacji
w Biurze Analiz Sejmowych, wyraził
wątpliwość co do potrzeby i kształtu
proponowanej nowelizacji i zwrócił
uwagę, że termin „działania w cyberprzestrzeni” nie został w żaden sposób zdefiniowany i jest terminem
„o nieustalonej treści normatywnej,
raczej dość potoczną zbitką pojęciową”. Zdaniem prof. Szmyta „prawne
dookreślenie” tego pojęcia ma istotne
znaczenie, gdyż „wiąże się z konse-
Fot. Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska
N
iewiele osób pamięta, że
jedną z pierwszych inicjatyw
ustawodawczych
Bronisława
Komorowskiego była nowelizacja
ustawy o stanie wojennym oraz kompetencjach Naczelnego
Dowódcy Sił Zbrojnych i że została
ona przyjęta przez sejm w błyskawicznym tempie. Celem noweli (jak
zapewniał posłów minister Stanisław
Koziej, szef BBN), było wprowadzenie
do obiegu prawnego „kategorii cyberprzestrzeni”, a prezydencki projekt
miał powstać w związku z pracami
Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego (SPBN).
Na pytanie zadane wówczas Koziejowi przez jednego z posłów PiS,
skąd tak wielki pośpiech, padła odpowiedź: „Każdy miesiąc zwłoki we
wprowadzeniu podstaw prawnych
dla praktycznych działań w zakresie
bezpieczeństwa w cyberprzestrzeni
jest czasem straconym. […] Nie widzę powodu, aby zwlekać tylko dlatego, że ktoś z niezrozumiałych powodów insynuuje, iż prezydent
chciałby wykorzystać nowe regulacje dla łatwiejszego wprowadzenia
stanu wojennego, bo ktoś w internecie na niego czyha”.
kwencjami w sferze praw i wolności
człowieka i obywatela”.
Posłowie z komisji sejmowej nie
otrzymali wówczas zamówionych
ekspertyz prawnych, a te, które sporządzono, były bez wyjątku negatywne i zwracały uwagę, że w krajach, na jakie powoływał się gen. Koziej, nie ma przepisów zbliżonych do
tych, które chce wprowadzić lokator Belwederu.
Ustawa zgłoszona przez Komorowskiego stanowi więc, że o „szczególnych zagrożeniach dla ustroju państwa” związanych z „działaniami
w cyberprzestrzeni” decyduje Rada
Ministrów, opierając się na prawie,
które nie zawiera żadnej definicji
tych określeń. Decyzja RM w tym zakresie będzie całkowicie fakultatywna i zależna od doraźnej interpretacji
zagrożenia. Po zgłoszeniu wniosku do
prezydenta miałby on prawo wprowadzić stan wojenny lub stan wyjątkowy na części albo na całym terytorium państwa. Przyjęcie takiej regulacji rozszerzało konstytucyjny katalog sytuacji pozwalających na
wprowadzenie stanu wojennego (zewnętrzne zagrożenie państwa, zbrojna napaść na terytorium RP lub gdy
z umowy międzynarodowej wynika
zobowiązanie do wspólnej obrony
przeciwko agresji) o bardzo niejasny
i niesprecyzowany czynnik.
Sposób na wybory
Już wówczas pojawiły się obawy, że
za pomocą tego narzędzia będzie można zablokować zmiany groźne dla rządzących lub podważyć niekorzystny
werdykt wyborczy.
Uczynić to można tym łatwiej, że
w praktyce ustawa zrównuje „zagrożenia w cyberprzestrzeni” z zagrożeniem
terrorystycznym, a brak definicji otwiera drogę do nadużyć. Można sobie np.
wyobrazić, że prezydent wprowadza
stan wyjątkowy, ponieważ w okresie
przedwyborczym nastąpił atak na serwery rządowe lub na wiele dni zablokowano działalność sejmu. Jeśli atak
spowodowałby paraliż prac Rady Ministrów, a przy okazji wykradziono by
informacje „ważne dla bezpieczeństwa
państwa”, może być to uznane za
„szczególne zagrożenie dla ustroju” i dawać podstawę do wprowadzenia stanu wyjątkowego.
Funkcjonująca w obecnym kształcie ustawa stwarza także ogromne
możliwości przeprowadzenia prowokacji przez wrogie państwa. Wy-
starczy przyjąć, że służby któregoś
z tych państw, chcąc zdestabilizować
sytuację w Polsce, dokonują symulacji ataków cybernetycznych ma instytucje rządowe.
Dowódcy panami życia
Choć od przyjęcia ustawy prezydenckiej upłynęły ponad dwa lata, to zawarte w niej terminy nadal nie zostały zdefiniowane i pozwalają na swobodną
interpretację zagrożeń. Ponieważ zakończono już prace nad SPBN, a Pałac
Prezydencki wykazuje inicjatywę
w wielu innych obszarach bezpieczeństwa, trudno pozbyć się wrażenia, że
mamy do czynienia z działaniem zamierzonym.
Ustawa o stanie wojennym oraz
o kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych przypomina dziś
przysłowiowy rewolwer leżący na
scenie teatralnej. Jeśli jest prawdą, że
wystrzeli on w ostatnim akcie, trzeba
z uwagą śledzić spektakl reżyserowany przez Belweder. Wrażenie to potęgują nie tylko kolejne działania służące umocnieniu władzy ośrodka
prezydenckiego, ale i akty prawne
przygotowywane obecnie przez Radę
Ministrów.
PUBLICYSTYKA
Projekt ustawy o żandarmerii
wojskowej oraz rozporządzenie
prezesa Rady Ministrów w sprawie użycia żołnierzy ŻW do udzielenia pomocy policji dotyczą właśnie sytuacji nadzwyczajnych
i wyraźnie sugerują, że formacja ta
ma stać się służbą wojskową o szerokich uprawnieniach policyjnych,
wymierzonych przeciwko osobom cywilnym.
Najnowszą propozycją w tym zakresie jest projekt rozporządzenia
RM w sprawie szczegółowych zasad
użycia oddziałów i pododdziałów
Sił Zbrojnych RP w czasie stanu wyjątkowego. Wbrew twierdzeniom
zawartym w uzasadnieniu, jakoby
dotyczył on tylko zmian wymuszonych wejściem w życie ustawy
o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej i miał związek
z reorganizacją systemu kierowania
i dowodzenia armią, obecny projekt
zasadniczo różni się od obowiązującego dotychczas rozporządzenia
z marca 2003 r.
Przede wszystkim podkreśla się
w nim kompetencje prezydenta
i stwierdza, że użycie oddziałów wojska następuje w celu wykonania postanowienia prezydenta o wprowadzeniu stanu wyjątkowego. W odróżnieniu od poprzedniej regulacji rozporządzenie nakłada na szefa MON
obowiązek szczegółowego informowania prezydenta o użyciu oddziałów wojska, a w miejsce szefa służb
wojskowych (w rozp. z 2003 r. był to
szef WSI) wyznacza Komendanta
Głównego Żandarmerii Wojskowej
jako jednego z koordynatorów dzia-
Ustawa zgłoszona
przez prezydenta
stanowi,
że o „szczególnych
zagrożeniach dla
ustroju państwa”
związanych
z „działaniami
w cyberprzestrzeni”
decyduje Rada
Ministrów, opierając
się na prawie,
które nie zawiera
żadnej definicji tych
określeń. Decyzja
RM w tym zakresie
będzie zależna
od interpretacji
zagrożenia.
łań jednostek wojska. ŻW ma również
zająć się dokumentowaniem działań
podejmowanych w trakcie interwencji.
W obecnym projekcie zrezygnowano z przepisu nakładającego na dowódców oddziałów Sił Zbrojnych
obowiązek udzielenia pomocy medycznej osobom rannym na skutek
działania tych oddziałów. Nie przewiduje się również, by tak jak dotychczas mieli oni nakaz zawiadamiania przełożonego i prokuratora
o śmierci osób, uszkodzeniu ciała
lub szkody w mieniu wywołanych
interwencją wojska. Nie muszą nawet zabezpieczać miejsca zdarzenia,
dbać o ślady i dowody. Na mocy
obecnego rozporządzenia dowódcy
oddziałów wojska stają się zatem
panami życia i śmierci i otrzymują
wręcz nieograniczone kompetencje.
W państwie, które do tej pory nie
policzyło ofiar stanu wojennego i nadal chroni komunistycznych morderców, takie regulacje prawne powinny budzić najwyższy niepokój.
Tym większy, jeśli w uzasadnieniu
projektu innego rozporządzenia,
dotyczącego użycia ŻW do pomocy
policji, czytamy, iż będzie on „testem dla służb odpowiedzialnych za
stan bezpieczeństwa i porządku publicznego w zakresie właściwego
zapobiegania i przeciwdziałania zidentyfikowanym ryzykom, a także
likwidacji wszelkich źródeł napięć
i niepokojów społecznych”.
Jeśli podobne „testy” mają dotyczyć użycia wojska i służą wzmacnianiu reżimu prezydenckiego, rekwizyt stanu wojennego staje się
dziś realną bronią.
15
PROGRAM SPOŁECZNYCH
OBCHODÓW NARODOWEGO
ŚWIĘTA NIEPODLEGŁOŚCI
POD PATRONATEM
JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO
WARSZAWA 10 listopada 2013
18.45 – archikatedra pw. św. Jana
Chrzciciela
Koncert na Święto Niepodległości,
chór archikatedry warszawskiej
pod dyrekcją Dariusza Zimnickiego
Msza św. w intencji ofiar katastrofy
w Smoleńsku
20.30 – Marsz Pamięci pod Pałac
Prezydencki, Apel Pamięci
21.00 – złożenie kwiatów
pod pomnikiem Marszałka
Józefa Piłsudskiego, pl. Piłsudskiego.
Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego
KRAKÓW 11 listopada 2013
16.30 – msza św. w katedrze wawelskiej
17.30 – złożenie kwiatów przy grobach
Marszałka Józefa Piłsudskiego oraz
Prezydenta Lecha Kaczyńskiego
i Marii Kaczyńskiej przez delegację
Prawa i Sprawiedliwości
– złożenie kwiatów pod pomnikiem
bł. Jana Pawła II
– przemarsz pod Krzyż Katyński
– wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego
oraz przedstawiciela delegacji węgierskiej
REKLAMA
16
PUBLICYSTYKA
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
P
oruszające były słowa
wypowiadane w czasie
ostatniego „protestu poetów” po usunięciu „Pana Tadeusza” z listy lektur gimnazjalnych. Już we wrześniu „Gazeta Wyborcza” skwitowała pierwsze wystąpienia
w obronie polskiego kanonu literackiego kpiącymi komentarzami – bo to związana z organem Michnika koteria od lat samodzielnie gospodaruje w oficjalnym piśmiennictwie nadwiślańskim i z tylnego siedzenia nadaje kierunek
zmianom w nauczaniu szkolnym, firmowanym
przez MEN. Chociaż więc protest poetów nic
nie zmieni w działaniach ministrów Szumilas
i Zdrojewskiego, jest jednak ważny przez to, że
artykułuje nasz stosunek do wartości duchowych literatury polskiej i wyznacza kierunek,
w którym musi iść polityka kulturalna każdego
przyszłego rządu, o ile nie będzie to rząd okupacyjny.
Dlatego byłaby już najwyższa pora, żeby te
kręgi literackie i polonistyczne, które coraz
Kultrukampf \ Skutki hasła „Polskość to
nienormalność”
Andrzej Waśko
Kanon literacki
– obronić i odnowić
Brońmy „Pana Tadeusza” i pojęcia kanonu literackiego. Nie dlatego,
że jest „tradycyjny”, czyli stary, lecz dlatego, że jest ponadczasowy
i uniwersalny. Dwie zwrotki Mickiewicza inteligentnemu człowiekowi
mówią więcej niż sto powieści stu laureatów nagrody Nike
Rozpoczęte wraz
z reformą oświaty
cenzurowanie
listy lektur,
które obecnie
dosięga „Pana
Tadeusza”, jest
po prostu dalszym
ciągiem wiecznie
żywej walki
z „odchyleniem
prawicowonacjonalistycznym”
w kulturze.
Fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska
poważniej zaniepokojone są skutkami sterowania kulturą prowadzonego pod hasłem
„polskość to nienormalność”, nie ograniczyły
się do protestów, tylko zorganizowały się i podjęły konkretne działania w imię pozytywnej
alternatywy na teraz i na przyszłość. W ramach zachęty do tej pracy przedstawiam poniżej parę uwag i postulatów, które mogą być
w niej pomocne.
„Trudny język” czy po prostu
polszczyzna
Trzeba pamiętać, że centralna pozycja polskiego kanonu literackiego w systemie wychowania młodzieży kwestionowana jest dziś
nie tylko przez najbardziej uświadomionych
spadkobierców duchowych Róży Luksemburg. Prowadzony przez te kręgi Kulturkampf
znajduje poparcie także u osób nierozumiejących problemu, do których przemawiają kierowane przeciwko klasyce literackiej argumenty populistyczne. Takie na przykład, że
Protest w Warszawie
przeciwko usunięciu
„Pana Tadeusza”
z kanonu lektur,
17 października 2013 r.
jeśli jakaś książka napisana jest „trudnym językiem”, to należy ją ze szkoły
usunąć. Ludziom nierozbudzonym intelektualnie nigdy nie przychodzi bowiem
do głowy, że to, co nazywają „trudnym
językiem”, to najczęściej po prostu polszczyzna literacka, język ludzi kulturalnych
i dobrze wychowanych. Elementarna refleksja, że młody człowiek chodzi do
szkoły właśnie po to, żeby poznać ten
„trudny język”, bez którego nigdy nie zrozumie żadnej z „trudnych spraw” z zakresu literatury, filozofii, historii, a nawet własnego życia pełnego niespodzianek, też nigdy nie przychodzi im do głowy. Ci, którzy chwalą książki za to, że
napisane są „prostym językiem”, mają
najczęściej na myśli współczesny język
zdegradowany, którym posługują się na
co dzień. Rozumują tak jak inżynier Mamoń z filmu „Rejs”, który mawiał, że „lubi
tylko te piosenki, które zna”.
Inni są przeciw polskiej klasyce, bo
podobno żyjemy dziś w globalnej wio-
sce i powinniśmy dawać dzieciom do
czytania literaturę obcą. Gdyby Polska
nadal była częścią obozu socjalistycznego, to pewnie uważaliby oni, że nasza
dziatwa powinna czytać wyłącznie
„Młodą gwardię” Fadiejewa lub „Cichy
Don” Szołochowa, „bo takie są czasy”.
Polacy pod zaborami nie uważali jednak, że skoro żyją w Prusach czy w Austrii, to powinni czytać tylko autorów
pruskich i austriackich. Byli bowiem
wtedy poważnym narodem i nawet nie
mając własnego państwa, starali się
wychowywać młodzież przede wszystkim na własnych pisarzach. Jak zresztą
zawsze czyniły i czynią wszystkie poważne narody.
Literacki snob dziedziczy po
marksizmie
Inny populistyczny argument przeciwko starym arcydziełom mówi, że
PUBLICYSTYKA
pochodzą one z odległych epok,
a zatem nie mają wiele wspólnego
ze światem, w którym żyje współczesny czytelnik. Zastanówmy się
więc, kto więcej zyskuje – czy ten,
kto zna tylko świat, w którym żyje,
czy ten, kto dzięki lekturom wie, że
świat nie zawsze wyglądał tak samo,
zmieniał się w przeszłości, a więc
i w przyszłości może przybrać inną
postać? Pogląd, że to współczesność
jest najważniejsza i tylko ona się liczy, popularny wśród literackich
snobów, odziedziczyli oni jednak po
marksizmie, bo to marksizm wpajał
wiarę w jednokierunkowy, automatyczny postęp dziejów. Według tej
wiary, każda następna epoka jest
doskonalsza od poprzedniej, to najdoskonalsza musi być epoka najpóźniejsza, którą z istoty rzeczy zawsze jest aktualna współczesność.
Kult literackiej współczesności
i ściśle z nim związane lekceważenie historii są więc dziś u nas elementem intelektualnego wyposażenia postkomunizmu.
W tym miejscu trzeba jednak zawiesić krytykę literackiej poprawności politycznej i przejść z obrony do
ofensywy. A można to zrobić, zauważając ziarnko prawdy zawarte w wierzeniach postępowców i populistów,
którego oni sami nie widzą. Otóż
nasz kanon literacki nie został stworzony w jednej chwili, tylko zachowując tożsamość zmieniał się i aktualizował, według pewnej uchwytnej
zasady. Zawsze był uzupełniany i odświeżany tak, że każde pokolenie dodawało do niego dorobek epoki poprzedzającej. Oświecenie miało swój
kanon w literaturze czasów zygmuntowskich. Romantycy, którzy zrywali
z oświeceniem, uznawali jednak jego
rolę w odnowieniu kultury po okresie saskiego letargu. Pozytywiści
z kolei, którzy polemizowali z romantyzmem, uznawali jednak oczywisty fakt, że to romantyzm wzniósł
naszą poezję na szczyty. Po 1956 r.
dodano do polskiego kanonu literackiego Młodą Polskę.
Burzyciele na garnuszku
liberalnych komunistów
Ale wkrótce potem, w czasach małej stabilizacji, z pryszczatej generacji socrealizmu wyrosła rzesza
mrożkowskich Stomilów, szyderczo
nastawionych do polskiej tradycji
literackiej, a bałwochwalczo do artystycznych eksperymentów. Historię literatury zaczęła zastępować
teoria literatury, trójcę Mickiewicz,
Słowacki, Krasiński – trójca Witkacy, Gombrowicz, Schulz (nie mam
nic przeciwko tym pisarzom, ale
w krytyce były to miłe złego początki), a potem kult wszelkiej maści
młodych literackich Nikiforów i burzycieli, których liberalni komuniści
wzięli na garnuszek, zaczęli nagradzać i klecić z ich wypracowań postępowy anty-kanon, wymierzony
w poważną literaturę (także współczesną), i używany do rozwalania
obrazu kultury polskiej w główkach
nowoczesnych pensjonarek. Używany niestety skutecznie. Oficjalna polonistyka III RP, zamiast po 1989 r.
uczciwie rozliczyć się z własną hańbą
domową, co rusz ogłaszała tylko
„zmiany paradygmatu”, reformy
i „przebudowy”, dziwnym trafem zawsze zgodne z życzeniami tygodni-
ka „Polityka”. Rozpoczęte wraz z reformą oświaty cenzurowanie listy
lektur, które obecnie dosięga „Pana
Tadeusza” (ale bynajmniej nie ma
się na tym zatrzymać), jest po prostu dalszym ciągiem wiecznie żywej
walki z „odchyleniem prawicowonacjonalistycznym” w kulturze, walki
prowadzonej teraz innymi środkami niż za ojczulka Stalina, do której
jednak, jak za dawnych, dobrych lat,
zagania się urzędników oświatowych i nauczycieli metodą kija
i marchewki.
Przestańcie się ukrywać
Ale wśród pisarzy i nauczycieli są
i tacy, dla których słowo Polska coś
znaczy. Dla nich właśnie teraz przyszła
pora, żeby przestać się ukrywać. „Co
tam zdrady” – jak mówi Słowacki
– róbmy swoje. Ale róbmy to według
sprawdzonej recepty. Po pierwsze,
brońmy „Pana Tadeusza” i pojęcia kanonu literackiego, nie dlatego, że jest
„tradycyjny”, czyli stary, lecz dlatego,
że jest ponadczasowy i uniwersalny.
Dwie zwrotki Mickiewicza inteligentnemu człowiekowi mówią więcej niż
sto powieści stu laureatów nagrody
Nike.
Po drugie, na likwidatorski wobec
polskiej kultury narodowej program
odpowiedzmy tak jak nasi poprzednicy: odnowieniem narodowego kanonu. Zawsze było bowiem tak, że za
najważniejszą część kanonu uznawano to, co było w nim względnie świeże i co pochodziło z dorobku literackiego odległego od współczesności
nie więcej niż o 50–80 lat. Obecnie
w tej pozycji znalazło się dziedzictwo
literackie XX w. Patrzymy na nie już
17
z historycznego dystansu jako na
rozdział zamknięty, a zarazem przylegający do współczesności i bezpośrednio na nią rzutujący. Jakie zatem
dzieła powstałe po 1918 r. powinny
się znaleźć na podstawowej i na rozszerzonej liście lektur obowiązkowych? Niby wszystko na ten temat
wiadomo, ale diabeł tkwi w szczegółach. Jak poprzestawiać akcenty
w prezentowaniu literatury dawnej,
żeby młodzież umiała docenić jej ciężar gatunkowy i smak, a zarazem
utrzymać liczbę lektur obowiązkowych w rozsądnych granicach? Jakie
są te granice, ile godzin języka polskiego powinno być w szkole średniej? Co można dodać do lektur z literatury emigracyjnej i katolickiej
XX w.? I jak odczytać pisarzy wielkich,
ale niejednoznacznych, jak Gombrowicz i Miłosz, żeby nie robić z nich
tanich demonów walki z polskością?
Na te pytania powinni nam dziś odpowiadać ostatni Mohikanie poważnej krytyki literackiej: Maciej Urbanowski, Andrzej Horubała, Wanda
Zwinogrodzka, Elżbieta Morawiec,
Bohdan Urbankowski; akademiccy
patroni rzetelnej krytyki: Jan Prokop,
Krzysztof Dybciak, Marta Wyka, Włodzimierz Bolecki oraz ludzie, którzy
mają coś do powiedzenia, np. Waldemar Łysiak i inni, których nie wymieniam. Poza tym jest teraz czas na dyskusję otwartą, w mediach i na spotkaniach, pomiędzy poważnymi krytykami a przedstawicielami środowisk
oświatowych. Z takiej dyskusji powinny wyłonić się szczegółowe i konkretne postulaty, które można by przedstawić gremiom politycznym opozycji, przygotowującym program przyszłego rządzenia krajem.
REKLAMA
18
ŚWIAT
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Czy Baszar al-Asad zastosuje
się do żądań Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPWC)?
Chociaż wstępne raporty OPWC
wskazują, że Asad postępuje zgodnie z wytycznymi organizacji, bardzo bym się zdziwił, gdyby kontynuował ten kurs. Broń chemiczna to kluczowy argument, pozwalający
mu na utrzymanie się przy władzy.
Jak na brak współpracy może lub powinien
zareagować Waszyngton?
Spodziewam się, że administracja Baracka
Obamy zaatakuje rządowe instalacje w Syrii
z zaskoczenia, ale wiele będzie też zależało od
kierunku, w jakim potoczy się wojna domowa
w tym państwie.
Wywiad \ Z Danielem Pipesem,
amerykańskim historykiem, pisarzem, dyrektorem konserwatywnego think tanku Middle
East Forum i twórcą Campus Watch, rozmawia
Olga Doleśniak-Harczuk
Olga Doleśniak-Harczuk
Czyli wychodzi Pan z założenia, że tzw. porozumienie zawarte w sprawie Syrii między Rosją a USA absolutnie nie załatwia sprawy?
W żadnym razie. Porozumienie dotyczyło jedynie broni chemicznej, a nie o wiele ważniejszej kwestii, jaką jest wojna domowa. Na dowód trochę statystyki: proszę sobie wyobrazić, że przeprowadzone do tej pory w Syrii
ataki z użyciem broni chemicznej odpowiadają za 1 proc. wszystkich strat wśród ofiar cywilnych tej wojny.
Obama nie rozumie,
kim jest Putin
W latach 1990–1996 napisałem trzy książki rozprawiające
się z reżimem Asada. Ale dopiero teraz świat zrozumiał,
że przeciwstawianie się reżimowi było słuszne, a ci, którzy go
usprawiedliwiali, działali wbrew interesom Syryjczyków
Mieszkańcy
Zachodu powinni
być dumni ze swojej
kultury i wartości
moralnych..
To odtrutka na
dominujący dziś
multikulturowy
nastrój, który każe
traktować wszystkie
kultury i wszystkie
moralności jako
równorzędne.
Fot. Jorge Zapata/PAP/EPA
Dlaczego Rosja tak uporczywie broni Asada?
Kreml wspiera Asada z wielu powodów:
przede wszystkim chodzi o podtrzymanie
swojego sojusznika, a przy okazji pomoc kolejnemu, którym jest Iran. Mówi się, że Rosja ma
też oko na syryjskich chrześcijan, ale i na port
marynarki w syryjskim Tartusie na śródziemnomorskim wybrzeżu Syrii. Poza tym Kreml
chciał wyraźnie dokuczyć rządowi Stanów
Zjednoczonych. Generalnie moskiewskie
wsparcie dla Asada stanowi istotne dopełnienie pomocy, jaką Damaszek i tak otrzymuje z Teheranu.
A na czym polega wyjątkowość portu
w Tartusie?
Z perspektywy rosyjskich interesów Tartus
jest bardzo ważną bazą, ale wcale nie ze względu na jej dzisiejsze znaczenie, ale przede
Jestem bardziej
konserwatywny od ojca.
On ma faktycznie
bardzo silną osobowość,
za którą go zresztą
podziwiam. Myślę,
że dzięki tej jego
mocnej postawie byłem
w stanie zdefiniować
moje własne poglądy
i wyznaczyć sobie
własną ścieżkę rozwoju
wszystkim na to, czym może się ona stać
w przyszłości.
Kto najwięcej zyskał na „syryjskim porozumieniu”?
Największym wygranym jest tu Władimir Putin, przegranym syryjska opozycja,
a zaraz po niej plasują się Barack Obama,
Turcja i Izrael.
Często krytykuje Pan politykę zagraniczną Obamy. Jaki błąd popełnił na
Bliskim Wschodzie?
Faworyzowanie islamistów.
A wobec Rosji?
Brak zrozumienia dla tego, kim jest naprawdę Władimir Putin.
A w stosunku do Europy?
Zaniedbywanie jej, a zwłaszcza Polski,
brak odruchu, by pochylić się nad niepokojami trawiącymi stary kontynent.
Czy po tym, co się stało w kwestii Syrii,
USA jest nadal wiarygodnym partnerem dla swoich sojuszników?
Myślę, że sojusznicy Stanów Zjednoczonych zastanawiają się właśnie nad redefinicją swojej pozycji w świecie.
A w jaki sposób Waszyngton może odzyskać wiarygodność?
Jedyną drogą, by się zrehabilitować, jest
dochowanie wierności przyjaciołom, przy
jednoczesnym widocznym upozycjonowaniu się przeciwko wrogom.
„Jerusalem Post” podał sondaż, według
którego dwie trzecie izraelskich Ży-
ŚWIAT
dów nie wierzy, że Barack Obama spełni swoje obietnice i powstrzyma rozwój irańskiego
programu nuklearnego. Po Syrii Izrael z jeszcze większym
sceptycyzmem patrzy na działania Waszyngtonu...
Stosunki między Stanami Zjednoczonymi a Izraelem są lepsze,
niż przewidywałem, biorąc pod
uwagę wszystkie okoliczności.
Dobrą kooperację widać zwłaszcza na niwie wojskowej. Jednak
kwestią kluczową pozostaje wciąż
Iran, a przecież nie wiemy do końca, jaki obrót przyjmie ta sprawa.
Izrael ma to samo zmartwienie co
wiele innych państw na całym
świecie. Jest nim słabość administracji Obamy i notoryczny brak
zainteresowania okazywany państwom partnerskim.
Ostatnio to Teheran wysunął
się na pierwszy plan, nieco
przyćmiewając problem Syrii. Co powinniśmy rozumieć
pod pojęciem irańskiego zagrożenia?
Składają się na nie trzy elementy: zagrożenie ideologiczne,
terrorystyczne i nuklearne. Prezentowana przez prezydenta
Hassana Rouhaniego „ofensywa
czaru” to najprawdopodobniej
wybieg mający oddalić sankcje.
Czas pokaże. Rozmowy przecież trwają.
Ale zagrożeń jest przecież więcej.
Ostatni przykład: będąca od
1952 r. członkiem NATO Turcja
dziśniebezpiecznieodpływawodwrotnym kierunku, zastanawia
się nawet nad zakupem chińskiego systemu obrony antyrakietowej. Powinniśmy się obawiać?
Zdecydowanie tak. W wyborach 2002 r. do władzy w Turcji
doszli islamiści, którzy nie szczędzą wysiłków, by krok po kroku
wycofywać państwo z ram zachodniego sojuszu. Mamy więc
powód do niepokoju. Obawiam
się, że to Turcja będzie naszym
głównym problemem na Bliskim Wschodzie.
We wrześniu minęła 12. rocznica zamachów na WTC, to wtedy
USA wypowiedziały wojnę światowemu terroryzmowi. Czy
Amerykanie są dziś bardziej
bezpieczni niż w 2001 r.?
Działania
antyterrorystyczne
odniosły całkiem spore sukcesy,
ale zła wiadomość jest taka, że
dziś Stany Zjednoczone są o wiele
mocniej inwigilowane przez radykalnych islamistów, niż to miało
miejsce jeszcze 12 lat temu.
Pamięta Pan swoją reakcję
na zamachy?
Byłem wściekły na wszystkie
amerykańskie agencje. Za to, że
okazały się niekompetentne, niezdolne do zapewnienia bezpieczeństwa własnemu państwu.
Jak to się stało, że chłopak studiujący matematykę nagle porzuca ten kierunek i zaczyna
zgłębiać historię Bliskiego
Wschodu, podejmuje naukę
arabskiego. Tak przecież było
w Pana przypadku.
Ten radykalny zwrot wynikał
po części z poczucia, że już dłu-
Przewroty, jakie
obserwujemy
od pewnego
czasu na Bliskim
Wschodzie,
postrzegam
w kategorii
koniecznego
odejścia od
autokracji.
Konsekwencje są
paskudne, ale nie
można ich było
uniknąć.
żej nie jestem sobie w stanie wytłumaczyć, po co studiuję matematykę, poza tym dużo podróżowałem. Przemierzyłem Zachodnią Afrykę i Bliski Wschód i bardzo
mi zależało na tym, by zrozumieć
te rejony świata, a zwłaszcza ich
islamski komponent.
Czy ta wiedza pomogła Panu
w pełni zrozumieć, czym jest
np. Arabska Wiosna?
Przewroty, jakie obserwujemy
od pewnego czasu na Bliskim
Wschodzie, postrzegam w kategorii koniecznego odejścia od autokracji. Konsekwencje są paskudne, ale nie można ich
było uniknąć.
Wróćmy do Pana. Po ukończeniu edukacji były jeszcze dwa
lata spędzone w Kairze. Czy to
wtedy zdał Pan sobie sprawę, że
to właśnie islamizacja będzie
realnym zagrożeniem dla wielu
części świata?
Początki mojej pracy zawodowej zbiegły się w czasie z tzw.
wezbraniem islamistycznej fali,
tej samej, która dziś jest dominująca. Jednak wtedy do głowy by
mi nie przyszło, że przyjdą na
nas zjawiska takie jak Talibowie
czy Al-Kaida. W tamtym okresie
mojego życia wiele przemawiało
za tym, że islam jest w odwrocie,
nie w rozkwicie.
A co z państwami europejskimi,
które kilkadziesiąt lat temu
otworzyły bramy dla muzułmanów, a dziś narzekają, że większość z nich nie chce się zintegrować?
Mieszkańcy Zachodu powinni
być dumni ze swojej kultury i wartości moralnych. To odtrutka na
dominujący dziś multikulturowy
nastrój, który każe traktować
wszystkie kultury i wszystkie moralności jako równorzędne.
Pamiętam, jak w latach 90. pewni dziennikarze nazywali Pana
„antyarabskim propagandystą”.
Jak Pan to przyjął?
Na oskarżenie, że jestem antyarabski, mam prostą odpowiedź:
to ci, którzy miotają takie oskarżenia pod moim adresem, są
w istocie antyarabscy. Oto przykład. W latach 1990–1996 napisałem trzy książki rozprawiające
się z reżimem Asada. Ale dopiero
teraz świat zrozumiał, że przeciwstawianie się reżimowi było
słuszne, a ci, którzy go usprawiedliwiali, działali wbrew interesowi Syryjczyków.
Zarówno Pana matka Irene, jak
i ojciec, prof. Richard Pipes,
urodzili się w Polsce. Odwiedza
pan czasem Polskę?
Byłem w Polsce wiele razy, również wspólnie z rodzicami. Po raz
pierwszy przyjechałem tu z grupą studentów w 1976 r. Jestem
świadom tego, że moi przodkowie od wielu pokoleń tutaj żyli.
Nie mówię jednak po polsku. Kiedy przyszedłem na świat, rodzice
postanowili zostać w pełni Amerykanami i nie uczyli mnie języka polskiego.
A co z polską kuchnią?
Uwielbiam polską kuchnię, ale
nie pozwalam sobie na nią zbyt
często. Gdybym częściej jadał polskie dania, pewnie nieźle
bym utył!
Kilka tygodni temu prof. Richard Pipes obchodził na Uniwersytecie Warszawskim jubileusz swojego 90-lecia. Jest Pan
dumny z ojca, z jego pracy, dokonań?
Jestem z mojego ojca dumny
z wielu powodów, ale najważniejszym jest jego zrozumienie,
czym był Związek Sowiecki. To
jego podejście do ZSRS okazało
się w pełni słuszne. Przez dziesięciolecia zbierał za swoje poglądy na ten temat masę krytyki.
Padała zazwyczaj ze strony jego
kolegów. Twardo bronił swojego stanowiska.
Prof. Pipes sprawia wrażenie
człowieka o bardzo silnej osobowości. Spieraliście się czasem? Przeżywał Pan chwile buntu?
Jesteśmy z moim ojcem zgodni
w większości kwestii dotyczących
historii i polityki, a nawet jeżeli
zaistnieją jakieś różnice zdań, to
są one raczej natury taktycznej
– nie strategicznej. Generalnie, ja
jestem bardziej konserwatywny
od ojca. On ma faktycznie bardzo
silną osobowość, za którą go
zresztą podziwiam. Myślę, że
dzięki tej jego mocnej postawie
byłem w stanie zdefiniować moje
własne poglądy i wyznaczyć sobie
własną ścieżkę rozwoju.
Na koniec prośba o prognozę.
Jak będzie wyglądał świat za
20 lat?
Widzę silne Stany Zjednoczone,
osłabioną Europę, bardzo słabą
Rosję i coraz mniej ambitne Chiny.
Mówiąc o krytyce reżimu Asada w latach
90., Daniel Pipes nawiązuje do czasów
prezydentury ojca Baszara al-Asada, Hafeza, który był prezydentem Syrii w latach 1971–2000.
19
Świat \ Wieści z UE
UE zaskarżyła Rosję w WTO
Władze UE wystąpiły do Światowej Organizacji Handlu (WTO) o wydanie orzeczenia co do legalności pobierania przez
Rosję opłat za recykling od importowanych samochodów. Władze Unii uważają,
że te opłaty oznaczają dyskryminowanie
tego eksportu krajów UE do Rosji, wynoszącego ok. 10 mld euro rocznie. Rosja
może więc zostać zmuszona do zmiany
przepisów albo będzie musiała liczyć się
z sankcjami handlowymi. Komisarz UE ds.
handlu Karel de Gucht oświadczył: – Musieliśmy wystąpić do WTO o orzeczenie,
aby zapewnić dostosowanie się Rosji do
jej międzynarodowych zobowiązań”.
Socjalistyczny minister
skazany za łapówki
7 października został skazany w Atenach
na 20 lat więzienia były minister obrony
Grecji Akis Cochacopulos za przyjmowanie milionowych łapówek za kontrakty
zbrojeniowe w latach 1997–2001. Pozostali oskarżeni w tej sprawie – 15 urzędników – otrzymało kary od 6 do 16 lat więzienia. 74-letni Cochacopulos to jeden
z założycieli socjalistycznej partii PASOK
i w latach 1981–2004 szef różnych resortów w jej kolejnych rządach. W marcu br.
został już skazany w odrębnym postępowaniu na 8 lat więzienia i 520 tys. euro
grzywny za składanie nieprawdziwych deklaracji podatkowych.
Wielkie węgierskie pożyczki
Bank centralny Węgier zwiększył program pożyczek dla małych i średnich firm
– z dotychczasowych 750 mld forintów
(3,4 mld dolarów) do aż 2,75 bln forintów
(ok. 10 proc. PKB) do końca przyszłego
roku. Szef tego banku, Gyorgy Matolcsy,
spodziewa się, że te pożyczki przyczynią
się do zwiększenia Produktu Krajowego
Węgier aż o 2 proc. Bank centralny ma zasilić nieoprocentowanymi funduszami
banki komercyjne, które przekażą je następnie firmom w formie pożyczek z marżą 2,5 proc.
Ogromny dług Portugalii
Długi portugalskiego państwa, firm publicznych i prywatnych, a także gospodarstw domowych, wynoszą łącznie
727,7 mld euro (równowartość 444 proc.
portugalskiego PKB). Jak poinformował
Narodowy Bank Portugalii, dług publiczny państwa wyniósł na początku lipca br.
214,5 mld euro (równowartość 130,9
proc. PKB), a zadłużenie przedsiębiorstw
sektora publicznego 48,2 mld euro.
Kary za zamykanie fabryk
Parlament Francji przyjął ustawę nakładającą kary na spółki zamykające fabryki „bez uzasadnienia ekonomicznego”. Spółka zatrudniająca co najmniej
1 tys. pracowników będzie musiała udowodnić, że przed zamknięciem zakładu
szukała na niego kupca. Jeśli firmie nie
uda się przedstawić dowodów w tej
sprawie, sąd może jej nakazać zapłatę
kary wynoszącej 20-krotność pensji minimalnej (wynoszącej 1430 euro) pomnożonej przez liczbę zwolnionych pracowników.
Tomasz Mysłek
20
ŚWIAT
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Rosja \ Życiowa misja Giennadija Oniszczenki
Lekarz do zadań specjalnych
Perspektywa stowarzyszenia Ukrainy, Gruzji i Mołdawii z UE wywołuje na Kremlu popłoch. Im bliżej szczytu Partnerstwa
Wschodniego, tym mocniej Moskwa naciska na sąsiadów. Choćby zamykając swój rynek dla ich towarów. O uzasadnienie dba
główny lekarz sanitarny Rosji Giennadij Oniszczenko
W sierpniu 2012 r.
Oniszczenko stał
się obiektem kpin,
gdy wezwał, aby
nie jeździć autem
po wypiciu kefiru,
bo są w nim śladowe
ilości alkoholu.
A jeszcze dwa lata
wcześniej, gdy Rosję
nawiedziła fala
upałów, sugerował
policjantom
z drogówki, żeby pili
kefir dla ochłody.
Fot. Astapkovich Vladimir/PAP/EPA
Giennadij Oniszczenko jest jednym z niewielu wysokich urzędników, którzy utrzymali się do dziś od czasów Borysa Jelcyna. W 1996 r. został głównym sanitarnym lekarzem Rosji. Zawsze był
zafascynowany władzą. Wiernie wykonuje polecenia, stara się wręcz odgadywać intencje polityków
Antoni Rybczyński
L
itwa już od dawna zajmuje
pierwsze miejsce na czarnej
liście Kremla. Wściekłość
w Moskwie wywołało dążenie
Wilna do uniezależnienia się
od Gazpromu dzięki tzw. trzeciemu pakietowi energetycznemu UE.
Teraz zaś Wilno przewodzi Unii i pod
koniec listopada organizuje szczyt
Partnerstwa Wschodniego. Szczyt, który może się okazać ciężką geopolityczną klęską Rosji.
Mleko, mięso, polityka
Zaczęło się 20 września, gdy główny
lekarz sanitarny Rosji ostrzegł, że kierowana przez niego Federalna Służba
ds. Nadzoru w Sferze Ochrony Praw
Konsumentów i Szczęścia Człowieka
(Rospotriebnadzor) ma uwagi do jakości produktów mlecznych z Litwy. 7 października Rosja oficjalnie zamknęła
dla niej swój rynek – a trafia nań prawie 85 proc. litewskiego eksportu produktów mlecznych. Oniszczenko uzasadnił to wykryciem mlecznych drożdży, pleśni i bakterii E.coli. Jest to oczywiście bzdurą, gdyż litewskie produkty
nie budzą żadnych wątpliwości na
dużo bardziej restrykcyjnym rynku
unijnym. Oficjalnych wyjaśnień zażądała od Moskwy Komisja Europejska.
Oniszczenko określił krytykę jako „histeryczną” i zagroził embargiem także
na mięso i ryby.
W spór włączył się ambasador rosyjski przy UE. 17 października Władimir
Cziżow ostrzegł Brukselę przed upolitycznianiem sprawy, przypominając,
że podobny „skandal” z polskim mięsem doprowadził do zmiany rządu
w Polsce. „Pod postacią polskiego mięsa dostarczano do Rosji przez terytorium Polski w najlepszym wypadku
mięso bawole z Indii, a w najgorszym
– złom metalowy” – twierdzi Cziżow.
Rosja nałożyła embargo i „w Polsce
wszystko zakończyło się zmianą rządu”. Ambasador zauważył, że „po zmianie gabinetu, na którego czele stał Jarosław Kaczyński, nowy rząd odpolitycznił ten spór, co pozwoliło szybko,
w roboczym trybie, znaleźć rozwiązanie na szczeblu ekspertów”.
Moskwa wprowadziła embargo na
import polskiego mięsa w październiku 2005 r. Bezpośrednim powodem
było przechwycenie kilku transportów
mięsa ze sfałszowanymi dokumentami
przewozowymi. Wyniki dochodzenia
polskiej prokuratury wykazały, że te
transporty nawet nie przejeżdżały
przez terytorium RP, a świadectwa weterynaryjne, które podważali Rosjanie,
zostały prawdopodobnie podrobione,
i to raczej nie przez Polaków. Wobec tej
prowokacji rząd PiS zablokował rozmowy ws. nowej umowy o partnerstwie UE z Rosją i, co najważniejsze,
zyskał pełne poparcie Unii. Na szczycie
w Samarze w maju 2007 r. Putina zaskoczyła pełna solidarność Angeli
Merkel i José Barroso z Polską. Ale nie
ustąpił, aż do zmiany władzy w Warszawie. W grudniu 2007 r., z inicjatywy
rosyjskiej, zniesiono ograniczenia.
„Bardzo się cieszę, że mogę dzisiaj powiedzieć »tak, tak, tak«, chyba trzeba
by powiedzieć »da, da, da« (…). Możemy mówić dziś o pierwszym bardzo
poważnym kroku, który jest więcej niż
tylko gestem, więcej niż nadzieją, że
Warszawa i Moskwa odbudują lepsze
relacje” – mówił wówczas Tusk. Zaraz
potem wycofał swoje weto ws. umowy
o partnerstwie UE z Rosją.
„Standardy higieniczne”
Kreml od lat używa Rospotriebnadzoru i Rossielchoznadzoru (Federalna Służba Nadzoru Weterynaryjnego
i Fitosanitarnego) do nakładania sankcji i embarga na wwóz produktów
z krajów, z którymi ma polityczne konflikty. Tak było w 2006 r. z winami z Mołdawii oraz winami i wodami mineralnymi z Gruzji. Mołdawię odblokowano
na jesieni 2007 r., ale Gruzja musiała
czekać aż do 2013 r., gdy władzę objął
prorosyjski
Bidzina
Iwaniszwili.
W 2009 r. doszło do ostrego konfliktu
Rosji z Aleksandrem Łukaszenką.
Oniszczenko natychmiast ogłosił, że
białoruskie produkty mleczne przedstawiają „bezpośrednie zagrożenie dla
życia i zdrowia” i zakazał na pewien
czas ich importu. W 2011 r. Rosja
wprowadziła zakaz importu warzyw
z UE po tym, jak w niektórych krajach
pojawiła się bakteria E.coli. Po trzech
tygodniach doszło do porozumienia,
ale Moskwa powoli i etapami otwierała się na kolejne kraje, kierując się motywami politycznymi. W 2012 r.,
w toku trudnych gazowych rokowań
z Kijowem, Rosja wprowadziła embargo na ukraińskie sery.
Od paru miesięcy Oniszczenko ostro
gra z głównymi kandydatami do stowarzyszenia z UE. Latem wprowadził
zakaz importu czekolady z Ukrainy.
10 września nałożył embargo na import mołdawskich win. W październiku zablokował import piw z Gruzji, bo
nie spełniają „standardów higienicznych”. Oniszczenko zagroził też przywróceniem embarga na wina. Okazuje
się, że wejście Rosji do WTO (Światowej Organizacji Handlu) nic nie zmieniło. Zaraz po tym Moskwa wprowadziła zakaz importu wieprzowiny
ŚWIAT
i kurczaków z USA. W sierpniu br. Rosjanie grozili Polsce embargiem na import mięsa i produktów mlecznych.
Teraz, w związku z zaostrzeniem relacji z Holandią (incydenty z dyplomatami, sprawa aresztowanych działaczy
Greenpeace) Rossielchoznadzor zagroził Hadze embargiem na produkty
mleczne i tulipany.
Wierny sługa Kremla
Oniszczenko jest jednym z niewielu
wysokich urzędników, którzy utrzymali się do dziś od czasów Borysa Jelcyna. Urodził się w Kirgizji, potem
mieszkał i studiował na Ukrainie
(z wykształcenia jest lekarzem mikrobiologii). W 1982 r. trafił do Moskwy
i zaczął robić karierę w centralnym
aparacie państwowym. Brał m.in.
udział w likwidacji awarii w Czarnobylu. W 1996 r. został głównym sanitarnym lekarzem Rosji. W 2004 r. stanął na czele Rospotriebnadzoru.
Wiosną 2008 r. wyszła jego książka
„Medycyna i władza imperatorska
w Rosji” – historia chorób czterech
ostatnich cesarzy. Oniszczenko zawsze
był zafascynowany władzą. Wiernie
wykonuje polecenia, stara się wręcz odgadywać intencje polityków. Ciekawie
wygląda czeczeński epizod jego kariery.
Po wybuchu I wojny czeczeńskiej wielokrotnie jeździł do tej republiki. Oficjalnie kontrolował sytuację epidemiologiczną. Na jesieni 1995 r. został porwany przez Czeczenów i po krótkim
czasie wypuszczony. Na początku
II wojny czeczeńskiej, w grudniu 1999
r., pojechał do Czeczenii i Inguszetii, po
czym ogłosił, że w regionie tym od dekady nie ma państwowego systemu
ochrony zdrowia. W styczniu 2000 r.
stanął na czele sztabu, który miał odbudować system ochrony zdrowia w Czeczenii. Oniszczenko zajmował się w nim
kontrolą wydatków budżetowych.
W czerwcu 2000 r. wszedł w skład federalnej komisji... antyterrorystycznej.
Oniszczenko jest wierny politycznej
linii Kremla. Krytykował Pussy Riot,
a wcześniej, podczas wielkich protestów antyrządowych, ostrzegał demonstrantów, że ryzykują zarażenie się grypą, wchodząc w tłum przy zimowej pogodzie. Kiedy doszło do spięcia z Japonią, wezwał rodaków, by nie jedli sushi.
Gdy zaostrzyła się antyamerykańska
polityka Putina, Oniszczenko wezwał
do bojkotu hamburgerów, bo „to nie nasza kuchnia”. W lipcu br. stwierdził, że
ostatnia epidemia afrykańskiego pomoru świń w Rosji ma źródło w sąsiedniej
Gruzji. I wskazał na laboratorium mikrobiologiczne, które Amerykanie zbudowali w byłej bazie sowieckiej koło
Tbilisi. W październiku Oniszczenko
stwierdził, że produkuje się tam broń
biologiczną przeciwko Rosji.
Medytuje i ćwiczy, wzorując się na
mnichach z klasztoru Shaolin. Chwali
się, że wystarczają mu trzy godziny
snu na dobę. W sierpniu 2012 r. stał się
obiektem kpin, gdy wezwał, aby nie
jeździć autem po wypiciu kefiru, bo są
w nim śladowe ilości alkoholu. Wielką
popularnością w internecie cieszył się
mem – szklanka z kefirem i podpis:
„Kefir? NIE! Prowadzę!”. A jeszcze dwa
lata wcześniej, gdy Rosję nawiedziła
fala upałów, Oniszczenko sugerował
policjantom z drogówki, żeby pili kefir
dla ochłody. 21 maja 2009 r. szef Rospotriebnadzoru ogłosił, że wirus
H1N1 dotrze do kraju najwcześniej na
jesieni 2009 r. Nazajutrz ogłoszono
pierwszy przypadek zarażenia wirusem w Rosji...
21
Ukraina \ Cyrkowe sztuczki Kremla przed szczytem Partnerstwa Wschodniego
Pies o rysach Putina
kontra moskiewski narzeczony
Stylizowany na Wiktora Janukowycza car chce wydać swoją córkę Ukrainę za mąż.
Konkurentów do jej ręki jest dwóch – Unia Europejska i Unia Celna. Jeden w podarku
przynosi demokrację, drugi gaz. Który z nich odjedzie z narzeczoną? Kreml nie daje za
wygraną, za bardzo potrzebuje nowej żony
Wiktor Potocki
P
rzywołany obrazek to jeden z wielu, jakie
można spotkać na ukraińskich ulicach, w programach telewizyjnych i na łamach prasy. Od
trzech lat Rosja prowadzi szeroko zakrojoną
kampanię, mającą przekonać Ukraińców do
członkostwa w Unii Celnej. Kampania ta ma
jednocześnie obrzydzić Ukrainie jakiekolwiek zbliżenie
z Brukselą. W ostatnich kilku miesiącach wysiłki kremlowskiej propagandy na Ukrainie nabrały zawrotnego
tempa. Przyczyna? Już za miesiąc w Wilnie może dojść
do podpisania umowy stowarzyszeniowej między UE
a Kijowem. Najważniejszym warunkiem postawionym
innego Unia Celna – „moskiewski narzeczony” – nie
dość że z panną na wydaniu się przyjaźni i jej broni, to
jeszcze rozpieszcza dostawami gazu i benzyny.
Nic dziwnego, że nachalne spoty spotkały się z krytyką
ukraińskich dziennikarzy. Grającym w nim aktorom zarzucono, że są sztuczni, a prezentowane slogany wyświechtane i niskich lotów. Przaśność prorosyjskich reklamówek zyskała rozgłos również poza granicami
Ukrainy, rozbawiła m.in. szefa litewskiej dyplomacji,
który obśmiał te „perły propagandy” i gorąco namawiał,
by na własne oczy zobaczyć „tę żenadę”. Osobny rozdział stanowi kampania prowadzona w rosyjskiej telewizji nadającej na Ukrainie. Nie brak tam celebrytów
żartujących z ukraińskich dążeń do eurointegracji i malujących apokaliptyczne scenariusze na okoliczność
Rosyjska piąta kolumna nie szczędzi sił i pieniędzy, by dotrzeć do każdego ze swoim
przekazem. Jest on prosty: Ukraina popełni poważny błąd, zbliżając się do UE.
przez Brukselę jest zwolnienie z więzienia byłej premier Julii Tymoszenko. Jeżeli Janukowycz wyjdzie naprzeciw tym oczekiwaniom, Kijów będzie miał otwartą
drogę do integracji. A tego Putin by nie chciał.
Piąta kolumna czuwa
Od kilku miesięcy na linii Kijów–Moskwa panuje wyjątkowo napięta atmosfera. Zaczęło się od potyczek na szczeblu oficjalnym, następnie Rosja wypowiedziała Ukraińcom
wojnę celną. Teraz, na miesiąc przed szczytem Partnerstwa Wschodniego, gra toczy się o zawładnięcie nastrojami społecznymi na Ukrainie. Rosyjska piąta kolumna nie
szczędzi sił i pieniędzy, by dotrzeć do każdego ze swoim
przekazem. Jest on prosty: Ukraina popełni poważny błąd,
zbliżając się do UE. Mówią o tym m.in. tysiące billboardów
poustawianych jak kraj długi i szeroki. Rosyjską piątą kolumnę tworzą komuniści i organizacja Ukraiński Wybór.
Na jej czele stoi Wiktor Medwedczuk, dobry znajomy Władimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa. To te dwa kremlowskie przyczółki opłacają kampanię PR-owską, nawiązującą do odbudowania więzi z Rosją, jak za czasów ZSRS.
Środki na ten projekt najprawdopodobniej pochodzą od
Gazpromu i innych rosyjskich spółek energetycznych.
Reanimacja kompleksów
Kto nie mówi po angielsku, może zapomnieć o dobrze
płatnej pracy w UE, ale nic straconego – zamiast pchać
się do Brukseli, wejdźcie do Unii Celnej, tam „mówimy
jednym językiem” (rosyjskim – red.) – tak można streścić wymowę jednego z emitowanych w telewizji ukraińskiej spotów propagandowych. Z jeszcze innego
ukraiński widz się dowie, że: „Wstąpienie do Unii Europejskiej to zła gra. Nawet dzieci o tym wiedzą”.
W spocie o carze Janukowyczu i jego córce Ukrainie
propaganda sięga zenitu i granic śmieszności. Jego autorzy przekonują, że Europa i tak z Ukrainą się nie dogada, że Kijów zawsze będzie dla UE ciałem obcym. Co
podpisania umowy stowarzyszeniowej. Między programami są prezentowane dane o stanie ukraińskiej gospodarki, które faktycznie nie napawają optymizmem.
Karawana idzie dalej
„Ukraiński Wybór przestrzega przed podpisaniem
umowy stowarzyszeniowej” – czytamy na tysiącach
billboardów. Organizacja Medwedczuka już trzeci rok
z uporem walczy na szańcach rosyjskiej propagandy,
zmieniają się tylko hasła. Nie ma miasta, w którym
członkowie Ukraińskiego Wyboru nie zorganizowaliby choćby małego spotkania z mieszkańcami. Zaprasza się na nie ekspertów z różnych dziedzin i znane
osoby z życia publicznego. Główne postulaty, jakie
padają na tych mityngach, dotyczą konieczności zbliżenia z Rosją i zakazania wydobycia gazu łupkowego.
Dopełnieniem pracy w terenie są kampanie prowadzone w internecie i mediach. Sam Medwedczuk jest
bardzo aktywny na wielu forach internetowych i portalach społecznościowych. Ukraina żyje debatą o konieczności wyboru, a dylemat, czy wybrać Rosję, czy
jednak otworzyć się na UE, budzi emocje nie tylko
w dużych miastach, ale i na wsi. Społeczeństwo jest
podzielone, ale przede wszystkim skołowane zalewem kremlowskiej propagandy. Na to nakłada się dodatkowo spór o eksploatację gazu łupkowego i niegasnące różnice zdań co do statusu homoseksualistów.
Strona prorosyjska robi wszystko, by zwolenników
zbliżenia z UE wrzucić do jednego worka z sympatykami homoseksualnej propagandy. Ci prounijni Ukraińcy, którym nie po drodze ze środowiskiem LGBT,
mają więc powody do irytacji. Trzeba przyznać, że
druga strona, czyli orędownicy eurointegracji, też nie
marnuje czasu. W Kijowie rozwieszono np. plakaty
z psem łudząco podobnym do Władimira Putina... Autorzy projektu przewrotnie wyjaśniali, że „pies szczeka, a karawana idzie dalej”. O tym, jak daleko zajdzie,
przekonamy się już pod koniec listopada.
22
PUBLICYSTYKA
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
T
en państwowotwórczy dokument, opatrzony dziesiątkami pieczęci,
cementował Polskę i Litwę.
Polska szlachta przyjęła pod
swoje znaki herbowe litewskich
bojarów katolickich. Dzięki temu politycznemu
„małżeństwu” Litwa uzyskała m.in. gwarancję
dość niezależnego bytu. Już zresztą sama treść
porozumienia zawartego w Horodle była czymś
wyjątkowym – została napisana pięknym, literackim językiem, i co najważniejsze, odnosiła się także do wartości duchowych. Jako podstawę przyszłego bytu państwowego uznała bowiem najgłębsze ewangeliczne prawdy. Fundamentem nowego bytu państwowego miała stać się… Miłość.
Czas kłamstwa \ Obrońcy polskości
z jagiellońskiej epoki
Tomasz Łysiak
Paszkwil – cudowna
broń antypolska
Minęło równo 600 lat od wydarzenia, które stało się symbolem,
jednym z kamieni węgielnych położonych pod potęgę
Rzeczypospolitej, i jednocześnie widomym znakiem niezwykłej myśli
politycznej Jagiellonów, która wyprzedzała swoją epokę. W niewielkiej
miejscowości nad Bugiem, w Horodle, 2 października roku Pańskiego
1413 podpisano Unię
Siła moralna Polski
kontra furia Krzyżaków
Pisał o Unii Karol Szajnocha: „Szczęśliwe spółdziałanie różnych pobudek zamieniło tę bezprzykładną unię narodów w tym bliższą unię
rodzin i ludzi”.
Rzeczpospolita
Umysłów
ciągle musi się
zmagać. Gdy
usiłuje dochodzić
do Prawdy. Jak ci
naukowcy, którzy
ciągle trwają
przy Antonim
Macierewiczu.
Jak hierarchowie
Kościoła, którzy
odważnie mówią
o tym, że świat
należy zmieniać.
Poza oczywistym sensem politycznym miała ona również znaczenie kulturowe i religijne. Zwycięstwo grunwaldzkie nie przyniosło
efektów, jakich można było po takiej wiktorii
oczekiwać. Zakon Krzyżacki nadal widział
w Litwie i Żmudzi swój teren wpływów
– pole do prowadzenia ciągłej krucjaty i szerzenia chrześcijaństwa za pomocą miecza,
knuta i pochodni. Horodło stawało Krzyżakom trudną do przełknięcia kością w gardle.
Polska wyrastała bowiem na ośrodek krzewienia kultury cywilizacji zachodniej, więc zakon, który legitymizował się tym samym, czuł,
że traci w tej części Europy rację bytu.
„Kierowała się Polska w tej mierze powszechnym natchnieniem katolickiego Zachodu, któremu właściwa ówczesnemu stanowi rycerskiemu ochota do upowszechniania swoich
obyczajów i trybu życia posłużyła za nader silną dźwignię oświaty, uobyczajnienia i uszlachetnienia ludzkości” – tak pióro dziewiętnastowiecznego historyka opisywało nasze ówczesne dążenia.
Rzeczpospolita stała się po Horodle świadomym graczem w świecie idei i wartości. Jagiełło wiedział, że liczy się nie tylko miecz, ale
i siła moralna. Właśnie owa siła spowodowała
furię Krzyżaków. I doprowadziła do kolejnego, tym razem czysto propagandowego konfliktu. Rozegrał się on w najbardziej „medialnym” miejscu owych czasów – na soborze po-
„Biskupi dyskutują
z papieżem w trakcie
soboru w Konstancji”.
Ilustracja pochodzi
z XV-wiecznej Chronique
du concile de Constance
d’Urlich Richental
wszechnym w Konstancji, rozpoczynającym się w roku 1414.
W trakcie walki intelektualnej w „Kostnicy” (jak dawniej zwali Konstancję niektórzy historycy) działy się rzeczy, które z największą radością pokazałaby każda telewizja, gdyby tylko wtedy istniała.
Strona polska starła się z Krzyżakami
w pokazowym procesie, mającym rozstrzygnąć, kto ma rację, jeśli chodzi o sposób ewangelizowania pogan. Wynajęci
przez Zakon „mistrzowie słowa” rozpętali
straszliwą, oszczerczą kampanię wobec
Polaków. Kampanię, która miała zdyskredytować polskiego króla i duchowieństwo.
Na widownię wkroczył błyskotliwy dominikanin Jan Falkenberg. I natychmiast rozpoczął atak. Po drugiej stronie sali słuchali go z zaciętymi minami polscy biskupi.
Atak na Kościół, czyli gdy
wolność staje się samowolą
W związku z aferami pedofilskimi trwa
obecnie zmasowany atak na polski Kościół. To prawda, że zacna instytucja nie
wykazała się odpowiednio wcześnie zdecydowanym działaniem. Jest także czymś
niepodważalnie fundamentalnym, że
krzywdzenia dzieci nie można próbować
relatywizować czy usprawiedliwiać. Jednak w imię natychmiastowego znalezienia winnego rozszalała nagonka rzuciła
się na cały polski Kościół, a w szczególności, po niefortunnej wypowiedzi, na arcybiskupa Michalika. Jego wrocławskie kazanie zostało przedstawione jako próba
zrzucania winy na dzieci. Tymczasem
trzeba naprawdę dużo złej woli, żeby taki
sens owej homilii przypisać. Arcybiskup
wyraźnie potępił pedofilów. I jednocześnie wezwał do tego, by przyjrzeć się, jaki
jest klimat czasów, w których żyjemy.
Czasów, które sprzyjają rozwiązłości
i lekkości obyczajów – zalew pornografii,
upadek autorytetów, słaba pozycja nauczycieli, fatalna kondycja polskiej rodziny i wreszcie tzw. filozofia gender. Od
wielu lat ten niby nowoczesny model życia, płynący ze strony zlaicyzowanych,
wyhodowanych na socjalistycznym gruncie społeczeństw, bazuje na podobnych
hasłach: „wszystko ci wolno”, „nie ma
norm”, „nie istnieją obyczaje i dawne
wartości”, „nie ma zasad”. Wolność stała
się samowolą. W takim świecie, w sensie
moralnym, żyje coraz więcej ludzi. I ten
świat stanowi idealną pożywkę dla zła.
Jeśli więc chcemy naprawdę walczyć z pedofilią, to poza karaniem sprawców powinniśmy zająć się moralną odbudową
PUBLICYSTYKA
świata. Winniśmy zacząć na powrót
chrystianizować Polskę.
Czy nie tak należy zrozumieć sens
słów księdza arcybiskupa?
Jednak większość mediów tzw. mainstreamu chóralnie zaczęła atakować abp. Michalika, tworząc oskarżycielską, antykościelną symfonię.
Kazanie – o zgrozo – komentują m.
in. takie postaci jak pan Anna Grodzka, człowiek, który ma nauczać młodzież seksualności na specjalnych
zajęciach. Stworzono jeden wielki
paszkwil.
Paszkwil – zjadliwy atak na przeciwnika, w którym nie przestrzega
się żadnych reguł – zawsze przecież przynosi dużo politycznych zysków. Nawet jeżeli jest zbudowany
na kłamstwie.
Dowody kłamstwa,
czyli błyskotliwa
zagrywka Pawła
Włodkowica
Na sobór w Konstancji pojechał
abp Mikołaj Trąba, były podkanclerzy króla, któremu władca ufał
i który zajmował się także polityką
wawelskiego dworu. Arcybiskup
stał na czele niezwykłego orszaku,
złożonego z ośmiuset koni, wielu
wozów, strojnego i okazałego na
tyle, by pokazać splendor nowo powstałego polsko-litewskiego państwa. W orszaku jechali również biskup poznański Jakub Łaskarz,
słynny rycerz Zawisza Czarny oraz
rektor krakowskiego uniwersytetu
Paweł z Brudzewa, zwany Pawłem
Włodkowicem. Ten ostatni miał się
stać głównym obrońcą polskiej
sprawy i oskarżycielem krzyżackich poczynań. Po bitwie grunwaldzkiej przyszedł czas na batalię
intelektualną.
Jednak najpierw należy zdać sobie sprawę z rangi soboru. Było to
bez wątpienia wydarzenie ogniskujące na sobie uwagę całego ówczesnego świata chrześcijańskiego.
Europa zamarła, przyglądając się
wydarzeniom soborowym. Na jego
czas ustały wojny, a doniesienia z obrad rozpalały umysły na wszystkich dworach.
Najbardziej palącym problemem
była kwestia zakończenia schizmy
papieskiej. W owym czasie było jednocześnie aż trzech papieży o różnej
proweniencji: rzymski, awinioński
i pizański. Aby zakończyć spory, wybrano w Konstancji nowego biskupa
Rzymu – Marcina V. Po drugie, ustalono wyższość soboru nad papieżem.
Poza tym zajmowano się wieloma
innymi sprawami, z których każda
stanowiła odrębny wątek, ciągnący
się często przez kilka lat – jak choćby
proces Jana Husa, spalonego w końcu na stosie. Na marginesie – Kościół
jedynie obłożył Husa anatemą i wykluczył ze swojego „ciała”. Wyrok
skazujący na spalenie został wydany
przez urząd cywilny.
Do Konstancji przybyły bardzo
liczne delegacje. Setki biskupów, patriarchów, tysiące duchownych. Byli
monarchowie i książęta. Zjechały
nawet poselstwa z Azji i Afryki.
Wszystkie ówczesne uniwersytety
wysłały swoich delegatów, a zatem,
jak pisał Feliks Koneczny, był sobór
„wielkim kongresem politycznym
i największym zjazdem naukowym,
jaki kiedykolwiek widziano”.
Właśnie tam, przed oczami całego
świata, rozegrał się pojedynek – z
jednej strony stanął krakowski rektor Paweł Włodkowic, z drugiej dominikanin Jan Falkenberg. Zakon
Najświętszej Marii Panny chciał zdezawuować państwo polsko-litewskie, a Polacy starali się dowieść, że
Krzyżacy w imię Znaku Zmartwychwstałego dokonują zbrodni.
Włodkowic wystąpił z przygotowanym uprzednio dziełem „O papieskiej i cesarskiej władzy względem
niewiernych”. W genialnie napisanym traktacie twierdził: „Przyjęli
Polacy do siebie Krzyżaków, żeby im
tarczą byli, a oni drapieżcy w bicz się
zamienili”. Jego słowa były świadectwem nie tylko wielkiej umysłowości, przenikliwości, ale także talentu
pisarskiego i retorycznego: „Nowe
i niesłychane jest owe kaznodziejstwo, które rózgami wymusza wiarę.
Nie uważa się za posiadacza wiary
Chrystusowej tego, który do chrztu
chrześcijańskiego nie dobrowolnie,
lecz siłą został zmuszony przystąpić… Nikogo do wiary nie wolno
przymuszać… Przymusowa służba
nie podoba się Bogu, ponieważ dobrego słowa, a nie srogości winni
używać ci, którzy drugich mają nawracać…”. Akapit dalej czytamy:
„Pod pozorem pobożności nie wolno czynić rzeczy niebożnych. Ci
wszyscy, którzy dobrowolnie okazują pomoc Zakonowi Krzyżackiemu
w zwalczaniu spokojnych pogan, nie
są wolni od grzechu śmiertelnego;
nie okazuje bowiem pomocy, kto pomaga do grzechu”.
Podkreślał także, że chociaż przybył na sobór wraz z polską delegacją
i jest Polakiem, to działał „nie jako
ambasador króla Polski, ale
jako uczony”.
Wywód Włodkowica był genialny.
Falkenberg i Krzyżacy zostali rozniesieni w proch świetną argumentacją, powoływaniem się na odpowiednie cytaty z Ewangelii, na prawa cesarskie i papieskie. A gdy próbowali jeszcze wszystko podważyć,
oskarżając o kłamstwa, wtedy Polacy sprowadzili ze Żmudzi… dowód.
Przedstawili soborowi kilkudziesięciu Żmudzinów, którzy opowiedzieli, jak to byli „ewangelizowani”
przez Zakon.
Paszkwil o bezwstydnych
psach, czyli zabijajcie
Polaków
Zdawało się, że Krzyżacy ponieśli
porażkę. Jednak papież unikał wydania jednoznacznego werdyktu,
powiązania polityczne miały swoją
moc. Jan Falkenberg wyjechał na jakiś czas do Paryża. Tam uruchomił
inną broń. Paszkwil. Zamiast obsmarowywać polski Kościół i polskiego
Króla bezpośrednio wobec soboru,
napisał niewielkie dziełko, które nazwał „Satyra”. I puścił je, by krążyło
po Europie.
Był to jeden wielki i pełen jadu
atak na Polskę. Pozbawiony jakichkolwiek podstaw. Stek kłamstw. Falkenberg namawiał Europejczyków,
by natychmiast porzucili swoje zajęcia i udali się na krucjatę przeciwko
Polakom. Pisał, że są poganami, którzy czczą bożka zwanego Jagiełło, i że
są to „psy bezwstydne, którzy wrócili do odmętu niewiary”.
Falkenberg twierdził też, że „niewątpliwie grozi Kościołowi ze stro-
ny Polaków i ich króla niebezpieczeństwo, bardziej więc godne zasługi jest zabijać Polaków niż pogan”. Dalej zaś namawiał do tego, by
Polaków zabijać, dostojników czy
książęta wieszać na szubienicach,
a za to wszystko czekać będzie zbawienie wiekuiste.
Nienawiść i wściekłość Falkenberga oraz Krzyżaków była kierowana
przede wszystkim w stronę dwóch
środowisk – polskich hierarchów
kościelnych, ponieważ byli ostoją
myśli polskiej, oraz polskich uczonych, którzy swoim autorytetem naukowym wspierali ideę wielkości
polskiego państwa. I jedni, i drudzy
wierzyli, że zrodziła się nowa jakość. Nowa myśl państwowa. Budowana na fundamencie, jakiego nie
znała jeszcze ówczesna Europa.
Wolności. Rozumianej bardzo nowocześnie i bardzo pięknie. Takiej
wolności, która opiera się na Prawdzie, Miłości i Bożych Prawach.
Na szczęście z paszkwilem rozprawił się bez trudu Włodkowic, udowadniając papieżowi, że „Satyra”
Falkenberga to kolejny dowód na
brudne metody państwa Zakonnego.
Krzyżacy przestraszyli się konsekwencji i zaczęli się ze wszystkiego
wycofywać. Oświadczyli nawet, że
nie mają z tym pismem nic wspólnego i zrzucili całą winę na… Falkenberga. Dominikanin był wściekły – po czarnej robocie czuł się
wystawiony do wiatru. Wyrokiem
papieskim spędził wiele lat w odosobnieniu.
Polska Jagiellonów tryumfowała.
A Paweł Włodkowic stał się wzorem
dla tych uczonych, którzy swoje
umiejętności wykorzystują dla dobra Narodu. Biskup i Rektor wracali
z Konstancji jako zwycięzcy.
Falkenbergowie na
profesorskich katedrach
Minęło lat sześćset. Dawno już Historia zmiotła Krzyżaków. Na arenę
dziejów wkraczali potem Prusacy,
Rosjanie, Bolszewicy, Niemcy ze
swastykami na hełmach. I oni także
opluwali i niszczyli polskich naukowców i polskich hierarchów.
Kardynał Wyszyński modlił się zza
krat o Wolną Polskę. Popiełuszko
oddał swoje życie za mówienie
Prawdy. Dzięki nim ta Wielka Polska,
ta Rzeczpospolita Narodów, ale też
Rzeczpospolita Serc, Rzeczpospolita
Umysłów ciągle istnieje.
I ciągle musi się zmagać. Bić. Gdy
usiłuje dochodzić do Prawdy. Jak ci
naukowcy, którzy ciągle trwają przy
Antonim Macierewiczu – wyśmiewani i ignorowani. Jak hierarchowie
Kościoła, którzy odważnie mówią
o tym, że świat należy zmieniać. Że
trzeba go chrystianizować.
Oni wszyscy są potomkami Włodkowica i abp. Mikołaja Trąby. Noszą
w sobie ten jagielloński pierwiastek
ducha, zrodzony niegdyś w Horodle.
W 1903 roku Feliks Koneczny tak
pisał, pointując zmagania Włodkowica i Trąby z Falkenbergiem: „Nie
brakło ochotnych do usłuchania
rad Falkenberga, ale Polak wtedy
bronić się umiał, a moralność w Europie stała jeszcze na tyle wysoko,
że publicznie przynajmniej nikt
Falkenbergowi nie śmiał przyklasnąć, podczas gdy dzisiaj… siedzą
tacy Falkenbergowie na profesorskich katedrach!”.
23
KALENDARIUM \ IPN
23 października
Konferencja naukowa „Aparat władzy
i życie społeczne mieszkańców Śląska
Opolskiego w latach 1945–1989”
Opole, Urząd Marszałkowski, ul. Piastowska 14, sala konferencyjna im.
Orła Białego, godz. 10
24 października
Wydawnictwa IPN na Targach Książki
w Krakowie.
Hala Targów, ul. Centralna 3. Stoisko B20
i stoisko D22 – Oddział IPN we Wrocławiu
24–27 października
Konferencja „Wojewódzki aparat bezpieczeństwa w Krakowie w latach
1945–1956”
Kraków, Wojewódzka Biblioteka Publiczna, ul. Rajska 1, s. 315 (III p.), godz. 10
25 października
Warszawski Dialog na rzecz Demokracji: „Online i offline. Od środowiska
wirtualnego do demokracji realnej”
Warszawa, 25 i 26 października, Kolegium Europejskie w Natolinie, ul. Nowoursynowska 84, godz. 16
26 października
Wystąpienie dr. Marcina Kruszyńskiego „Stanisław Kętrzyński o Kaukazie. Z raportów posła polskiego w Moskwie
(1925–1926)”
Warszawa, Studium Europy Wschodniej, Uniwersytet Warszawski, ul. Krakowskie Przedmieście 26/28, Pałac
Potockich, godz. 12.45
28 października
Bielskie spotkania z historią, wykład
dr Łucji Marek „Świecka obrzędowość
w PRL-u” oraz promocja półrocznika
katowickiego IPN „CzasyPisma”
Bielsko-Biała, Książnica Beskidzka,
ul. Słowackiego 17a, godz. 17
REKLAMA
24
KULTURA
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Filip RdEsiński \ Kultura
PŁYTA \ Sugar Man
„Searching For Sugar Man”, czyli soundtrack
do głośnego filmu o wokaliście Sixto Rodriguezie, sprzedał się w nakładzie ponad pół miliona. Sam wokalista, do niedawna zapomniany,
dzięki ekranizacji historii jego życia stał się
jednym z najbardziej rozchwytywanych muzyków. Do dobrej muzyki świat widocznie musiał
dorosnąć.
PŁYTA \ Nowy Makowiecki
Wydawało się do niedawna, że Tomasz Makowiecki podzieli los większości wokalistów
wypromowanych przez telewizyjne show.
Jego trzy pierwsze płyty nie porywały jakością. Tymczasem Makowiecki zaskoczył rynek muzyczny i słuchaczy. Wydał krążek
„Moizm”, o którym powiedzieć, że jest nowatorski i odkrywczy, to jak nic nie powiedzieć.
Gratulujemy!
Drugie życie
multipli
Nakładem wydawnictwa
Jedność ukazała się
bardzo interesująca
pozycja „Tajne akta
Watykanu”. Jej autor,
znany profesor
historii stosunków
międzynarodowych
Matteo Luigi Napolitano,
prezentuje nieznane
dotąd fakty z działania
dyplomacji watykańskiej
w ostatnim stuleciu.
Od Traktatów
Laterańskich, przez
dyplomację w czasach
II wojny światowej,
zimną wojnę, aż po aferę
Wikileaks. Książka
ta to tajemnica, sensacja
i polityczny thriller
w jednym.
S
ztuka miewa różne oblicza. To,
które jest nam jednak najbliższe, to sztuka użytkowa. Szczególnym jej przejawem są samochody. Nazwiska ich projektantów zazwyczaj pozostają dla
nas anonimowe. Dzieła wzbudzają jednak zachwyt i pożądanie. Pośród setek
różnych marek i modeli od czasu do czasu pojawiają się projekty niezwykłe, wykraczające poza przyjęty kanon. Do takich należy z całą pewnością fiat multipla. I nie chodzi tu o pierwszy model
z lat 50. XX w., lecz auto produkowane
przez koncern z Turynu od 1998 do
2004 r. Multipla była w momencie wypuszczenia na rynek samochodem nie-
bić się statek UFO. Emocje, jakie wzbudza do dziś wygląd multipli, oraz niewielka liczba egzemplarzy jeżdżących
po drogach sprawiły, że w ostatnich latach samochód ten staje się powoli autem kultowym. W Polsce powstają kolejne kluby miłośników tego modelu, spotykające się na dorocznych zlotach. Posiadacze multipli pozdrawiają się na
drodze miganiem światłami, a na portalach społecznościowych tworzone są kolejne fan page auta. Jeśli ten trend się
utrzyma, to być może za jakiś czas włoski producent zdecyduje się na wypuszczenie nowej, kolekcjonerskiej serii tego
modelu. Ku radości miłośników i przerażeniu krytyków.
Fot. mat. pras.
MUZYKA \ Avril i Chad
Avril Lavigne wypuściła właśnie singiel „Let
Me Go” do swojej najnowszej płyty pod zaskakującym tytułem „Avril Lavigne”. Ballada promowana jest przez wideoklip, w którym piosenkarka występuje ze swoim mężem Chadem
Kroegerem, znanym wokalistą zespołu Nickelback. Premiera płyty już 5 listopada.
Fot. mat. pras.
MUZEUM \ Krosno dawniej
„Urok dawnego miasta. Krosno na starej fotografii i pocztówce” to najnowsza wystawa czasowa Muzeum Podkarpackiego w Krośnie. Zobaczyć na niej można obrazy miasta, jego
mieszkańców i wyjątkowej architektury, wykonane w okresie od XIX w. do końca II wojny
światowej. Ciekawostką wystawy są zabytkowe aparaty fotograficzne.
„Uzdrawiająca siła
pocieszenia” to jedna
z ciekawszych pozycji
wydawnictwa Święty
Wojciech. Autor
książki Anselm Grün
w przystępny sposób
pisze o tym, jak zadbać
o swoje zdrowie
psychiczne i fizyczne.
Radzi, jak zachować
harmonię pomiędzy
ciałem a duchem.
Jednocześnie większość
zaprezentowanych
przez niego technik
opiera się na tradycji
chrześcijańskiej.
Z książki dowiemy
się m.in., jak zbawienną
rolę może odgrywać
modlitwa.
zwykle innowacyjnym. Uwagę przykuwały wówczas trzy miejsca siedzące
z przodu, gałka skrzyni biegów umieszczona przy kierownicy, zegary znajdujące się pośrodku deski rozdzielczej pokrytej materiałem, a przede wszystkim
„kosmiczny” wygląd karoserii. Auto szokowało wyglądem do tego stopnia, że
w 1999 r. stało się eksponatem wystawionym w Muzeum Sztuki Nowoczesnej
w Nowym Jorku. Natychmiast zyskało
miłośników, ale i rzeszę przeciwników,
których nowatorski design przeraził.
Multipla zaczęła bić się o pierwszą pozycję w kolejnych rankingach na najbrzydsze auto wszech czasów. Jej zwolennicy
nazywali samochód pieszczotliwie „delfinkiem”. Przeciwnicy tworzyli z kolei
setki dowcipów na jej temat. Jeden z nich
mówił, że samochód ten może być produkowany we wszystkich możliwych kolorach poza zielonym, bo będzie mylony
z żabą. Twierdzono, że jest jeżdżącym
kontenerem na śmieci, jedynym autem
z wodogłowiem, a jego plany wykradł
Mussolini w latach 40. z amerykańskiej
bazy w Roswell, gdzie podobno miał roz-
Auto do tego stopnia
szokowało wyglądem,
że w 1999 r. stało
się eksponatem
wystawionym
w Muzeum Sztuki
Nowoczesnej
w Nowym Jorku.
KULTURA
Maciej Parowski \ Film
Wśród wielu celów, którym poświęcił
życie, jeden szczególnie przewija się
nieprzerwaną, mocną linią, znaczoną
czerwienią i drutem kolczastym. Bój
o pamięć i prawdę w sprawie Katynia
Miłość francuska,
spaghetti, ostrygi
F
rancuzi biorą książki do łóżka, a i tak lubią brnąć w niebezpieczne związki. W kuchni mówią o seksie i odwrotnie. Licealistkę Adelę z filmu
tunezyjsko-francuskiego reżysera ośmielą uczuciowo wskazówki
Sartre’a i „Historia Marianny” Mirabeau, w krainę wyzwolonego erotyzmu
wprowadzi zaś plastyczka o niebieskich włosach. Scenerią filmu jest
szkoła, potem alkowa, domy mieszczański i artystyczny, wreszcie salon.
Treścią wybuch, rozkwit i kres lesbijskiego romansu.
Zgodnie z intencją Kechiche „Życie
Adeli…” to manifest i wyzwanie. Dzieło
się na chłopaku, pójdzie za kobietą.
Urzeknie ich wizja eksplozji uczuć i dynamika związku sprawnie rysowanych charakterów wraz ze społecznym
tłem. W końcu oglądamy tu szkołę,
wyzwoloną młodzież, dla której seks
nareszcie nie jest żadnym tabu (choć
wszyscy gardzą „lesbami”), a także
obyczaje bohemy, wizerunek mieszczaństwa.
A jednak film może zjednoczyć widzów, mimo sprzecznych przesłań.
Prawdziwie pokazuje nietrwałość homoseksualnej miłości, w której brak
socjalnych klei, jakie oferuje rodzina
– dwu istot nie trzyma przy sobie nic
poza wstydliwą namiętnością, która
25
Marcin Wolski \ Poleca
Człowiek
niepogodzony
Ż
ywot człowieka niepogodzonego – tak najkrócej scharakteryzować można wywiad, jaki
Anna Zechenter przeprowadziła z Adamem
Macedońskim. Krakowianki z krakowianinem.
Macedoński przez wiele lat był dla mnie nieznanym osobiście rysownikiem, który posługując się charakterystyczną kreską, zaludniał łamy gazet
setkami ludzików jak spod sztancy, doskonale pasujących
do opresyjnego systemu i zniewolonego społeczeństwa.
O jego wspaniałych kartach opozycyjnych dowiedziałem
się znacznie później.
Czy można powiedzieć, że jest postacią typową dla swojej generacji, owego tragicznego pokolenia, które urodzone w początku lat 30. przeżywało świadomie wojnę, a „wiek
męski, wiek klęski” przypadł mu na lata stalinizmu i kolejne nadzieje tracone w trakcie Październików, Marców
i Grudniów. Niemało było tam ludzi o przetrąconych kręgosłupach, konformistów, często nawróconych i na nowo
pogrążających się w kolaboracji, czy wreszcie pogodzo-
Uwagi dotyczące
ostrych scen nie płyną
z faryzeizmu ani
pedanterii. Narzeka
na nie część krytyki, rzecz
bulwersuje widzów
„Pod czerwoną okupacją”
Adam Macedoński, Anna
Zechenter
AA 2013
Fot. mat. pras.
Ocena: \\\\\\
wywiera nowomodną presję. Dość
rzec, że chłopczykowaty Spielberg kierował jury, które dało dziełu Złotą Palmę, mimo scen porno, na jakie Steven
nigdy by się nie odważył. Chodzi
o związek kobiet – Emmy (Seydoux),
kuszącej, lekko zgorzkniałej, młodej
malarki, oraz Adeli
((Exarchopoulos),
dziecinnej, łapczywej na życie i smakołyki nastolatki.
Opowieść spełni
emocjonalne oczekiwania obu stron
sporu o wartości,
rządzącego naszym
stuleciem. Tradycjonaliści zobaczą miłość fatalną, uwiedzenie de facto, gdzie nie tylko grzeszność seksualnych praktyk, ale i dystans między partnerkami sprawi, że
jedna może wykorzystać i zrujnować
emocjonalnie drugą. Postępowców
ucieszy portret młodej istoty, która
odważnie szuka szczęścia – gdy sparzy
wygasa. W utytułowanej Oscarem „Tajemnicy Brokeback Mountain” o kochających się kowbojach mieliśmy coś
podobnego, ale tam reżyser Ang Lee
nie poszedł w weryzm, zachował wizualną oględność. Seks między kobietami jest jednak bardziej malowniczy,
co zauważał poseł
PO, amator pań tańczących na rurze.
Uwagi dotyczące
ostrych scen nie
płyną z faryzeizmu
ani pedanterii. Narzeka na nie część
krytyki, rzecz bulwersuje widzów,
nawet
aktorki
uskarżają się na katorgę udawania
megaorgazmów. A panna Maroh – to
na motywach jej komiksu powstała
cała opowieść – widzi w filmie realizację męskich fantazmatów. Na jej
planszach, a można rzecz sprawdzić
w sieci, rzecz wyglądała mniej brutalnie, bardziej subtelnie.
Zgodnie z intencją
Kechiche „Życie
Adeli…” to manifest
i wyzwanie.
Scenerią filmu jest
szkoła, potem alkowa,
wreszcie salon. Treścią
wybuch, rozkwit i kres
lesbijskiego romansu
„Życie Adeli:
rozdział 1 i 2”
(La vie d’Adele: chapitres 1&2)
reżyseria
Abdellatif Kechiche
Scenariusz
Abdellatif Kechiche
i Ghalia Lacroix (na
motywach komiksu
Julie Maroh)
Zdjęcia
Sofian El Fani
MUZYKA
Elise Luguern
Występują
Léa Seydoux, Adèle
Exarchopoulos, Salim
Kechiouche, Jeremie
Laheurte, Catherine
Salée, Aurélien
Recoing
Francja 2013
Ocena: \\\\\\
nych z tragicznym przekonaniem, że do końca życia
przyjdzie im egzystować w „realnym socjalizmie”.
Ludzie tacy jak Adam Macedoński należeli do wyjątków.
Urodzony w 1931 r. we Lwowie, uciekinier i antykomunista od zawsze, uczestnik licznych przedsięwzięć niepodległościowych – współzałożyciel KPN, współpracownik
KOR-u, ROPCiO i SKS-u, wybrał drogę niezależności i oporu. Dzięki niej poznał doskonale smak więziennego chleba, tak przy Montelupich w latach 50., jak i w „internacie”
stanu wojennego. Doświadczał represji i wykluczeń. Ale
nie rezygnował.
Wśród wielu celów, którym poświęcił życie, jeden szczególnie przewija się nieprzerwaną, mocną linią, znaczoną
czerwienią i drutem kolczastym. Bój o pamięć i prawdę
w sprawie Katynia. Jako twórca Instytutu Katyńskiego
był w tej walce niezłomny i konsekwentny. Los i zdrowie
sprawiły, że w ostatniej chwili nie znalazł się w składzie
polskiej delegacji do Katynia 10 kwietnia 2010 r. Może
Opatrzność przygotowała dla niego inne zadanie.
W każdym razie, jego relacja (barwna i pełna plastycznych szczegółów, jak na artystę przystało) stanowi bezcenne źródło informacji o czasach i ludziach, o stanie
umysłów w czasach trudnych i trudniejszych. Lwów, Kraków, niekiedy Warszawa. Konspiratorzy i kapusie. Nadzieja w beznadziei... „Pod czerwoną okupacją” (wiemy,
kiedy się zaczęła, ale jak ustalić datę końcową?) stanowi
ważny dowód, że warto być odważnym, przyzwoitym
i konsekwentnym, chociaż cena bywa wielka, a podziękowania i zaszczyty rzadkie.
Piękna postać, wspaniała historia.
26
HISTORIA
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Za Wolność Waszą i Naszą \ Powstanie na Węgrzech w 1956 r.
Krew dla Węgrów, nauka dla Polaków
Zasadnicza różnica między Polakami a Węgrami polegała na tym, że ci ostatni nie mieli za sobą tragicznego doświadczenia, jakim
była klęska Powstania Warszawskiego – mówił na konferencji historyków w Budapeszcie w październiku 1996 r. Jan Nowak-Jeziorański. Doświadczenie Powstania pozwoliło jednak Polakom zrozumieć ogrom tragedii, jaka spadła na Węgrów. Widać to
doskonale, gdy patrzy się na skalę pomocy udzielonej „bratankom”
Wojciech Mucha
Węgierska kontrrewolucja wybuchła 23 października 1956 r. Jej
uczestnicy domagali się przywrócenia
wolności słowa i pozostałych swobód
obywatelskich oraz pełnej niezależności od Związku Sowieckiego. W listopadzie została krwawo stłumiona
przez wojska ZSRS. Podczas obrony
Budapesztu zginęło ponad 2,5 tys.
Węgrów, a 20 tys. zostało rannych. Po
upadku powstania 200 tys. osób opuściło swoją ojczyznę.
Doświadczeni klęską Powstania Warszawskiego Polacy ochoczo włączyli
się w pomoc krwawo spacyfikowanym
Węgrom. Począwszy od akcji krwiodawstwa, przez zbiórki pieniędzy i towarów, wreszcie po chęć wyjazdu
do Budapesztu.
– Przed Politechniką (w Krakowie
– red.) miał się odbyć wiec studencki. Ja
też tam zdążałem. Po drodze widziałem rząd sowieckich samochodów wojskowych zaparkowanych wzdłuż ulicy.
Budy miały zasznurowane, nie widać
było żołnierzy. Na wiecu dyskutowana
była kwestia naszego wyjazdu na Węgry – wspominał po latach Adam Macedoński, organizator pomocy dla Węgrów. – Przemawiał płk. Cynkin, który
nas przestrzegał przed wyjazdem. Mówił, że jesteśmy otoczeni przez Rosjan
i że oni tylko czekają, abyśmy poszli
spod Politechniki na dworzec, żeby nas
aresztować i wywieźć na Sybir. Myśmy
się dali przekonać, aby zostać w Polsce
i stąd pomagać Węgrom. Formą takiej
pomocy była na przykład akcja oddawania krwi dla Węgrów – wspomina
tamten czas krakowski artysta i działacz niepodległościowy.
Ostatecznie w całym kraju zorganizowano masową akcję krwiodawczą
i zbiórki potrzebnych artykułów. Zbierano wszystko. Od surowicy i leków po
koce, druty, cement, szkło okienne i żywność. W podkołobrzeskim Złotowie
zbiórka wśród dzieci poskutkowała
wysłaniem w grudniu 1956 r. aż 40 paczek z ubraniami.
Polski Czerwony Krzyż organizował
transporty samochodowe i kolejowe.
Pierwszy z nich wyruszył z Warszawy
7 listopada 1956 r. Setki ton towarów,
żywności i medykamentów płynęły
– od niezamożnych przecież Polaków
– w takiej ilości, że w pomocy udzielonej bratniemu narodowi wyprzedziliśmy nawet Stany Zjednoczone. Podobnie było ze strumieniem pieniędzy. Co
zaskakujące, duży udział w organizacji
pomocy miała komunistyczna prasa,
na fali odwilży dość intensywnie informująca zarówno o przebiegu wyda-
Fot. libcom.org
Miała mi za to mamusia
kupić misia
Powstanie na Węgrzech pochłonęło wiele ofiar śmiertelnych w 1956 r.
Setki ton towarów, żywności i medykamentów płynęły – od niezamożnych
przecież Polaków – w takiej ilości, że w pomocy udzielonej bratniemu narodowi
wyprzedziliśmy nawet Stany Zjednoczone. Do końca roku 1956 polska pomoc
przekroczyła 28 mln zł. Przeciętne wynagrodzenie wynosiło wówczas 1118 zł.
rzeń, jak i organizowanej pomocy.
„Miała mi za to mamusia kupić misia,
ale tobie, dziewczynko z Budapesztu,
bardziej są pieniążki potrzebne. Krysia
z Warszawy” – czytamy na pierwszej
stronie „Żołnierza wolności” z 28 listopada 1956 r. Do końca roku polska pomoc przekroczyła 28 mln zł. Warto
pamiętać, że przeciętne wynagrodzenie wynosiło wówczas 1118 zł.
Zbrodnia osądzona
Dziś to nas Węgrzy mogliby nie tyle
wesprzeć, ile nauczyć, jak rozliczać
zbrodnie tamtego okresu. O tym, jak
różna jest dziś postawa obu krajów
w stosunku do komunistycznych
zbrodniarzy, świadczyć może fakt, że
w ostatnich dniach prokuratura w Budapeszcie oskarżyła byłego ministra
spraw wewnętrznych Belę Biszku
o zbrodnie wojenne. Były polityk, dziś
92-letni, miał kierować represjami wobec cywilów po powstaniu węgierskim
w 1956 r.; grozi mu dożywocie. Biszku
był szefem MSW w latach 1957–1961.
Jest on obwiniany nie tylko o represjonowanie uczestników antysowieckie-
go powstania z 1956 r. W 2011 r.
oskarżono go także o publiczne negowanie zbrodni totalitaryzmu.
Postawienie zarzutów stało się możliwe dzięki zmianom w prawie, które
w 2011 r. wprowadził rząd Viktora Orbána. Na ich mocy przestępstwa wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości
nie ulegają przedawnieniu, co pozwala
na osądzenie tych przedstawicieli komunistycznych władz, którzy w 1956 r.
pomagali wojskom ZSRS krwawo stłumić powstanie na Węgrzech.
Przedstawiciele budapeszteńskiej
prokuratury podkreślają, że Biszku,
jako szef MSW w promoskiewskim
rządzie Janosa Kadara, osobiście nadzorował działania Rady Wojskowej,
która wydała rozkaz strzelania do
ludności cywilnej podczas protestów
w stolicy Węgier oraz w mieście Salgotarjan w grudniu 1956 r. W ich wyniku zginęło 49 osób.
Były szef resortu spraw wewnętrznych jest najwyższym rangą przedstawicielem promoskiewskich władz Węgier, który stanie przed sądem za
udział w działaniach wobec antykomunistycznych powstańców z 1956 r.
A w Polsce ciągle króluje
Jaruzelski
W Polsce komunistyczni zbrodniarze od
lat unikają procesów, a jeśli te się odbywają, zazwyczaj kończą się wyrokami
w zawieszeniu. Nie przeszkadzają przy
tym zbrodniarzom i funkcjonariuszom
dawnego reżimu w uczestniczeniu w życiu społecznym. Mają oni również wpływ
na bieżącą politykę, czego najlepszym dowodem jest obecność Wojciecha Jaruzelskiego na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego w 2010 r. czy niekończące się tournée Jerzego Urbana po zaprzyjaźnionych mediach głównego nurtu.
– III RP nie skaże Jaruzelskiego, bo to on
ją stworzył – powiedział w rozmowie
w portalu Niezależna.pl dr Jerzy Targalski,
analityk, specjalista ds. Europy Wschodniej. Czy oznacza to, że – podobnie jak na
Węgrzech Orbána – dopiero zbudowane
od nowa państwo polskie byłoby w stanie
wymierzyć sprawiedliwość?
Przy pisaniu tekstu korzystałem z: Norbert
Wójtowicz „Solidarność polsko-węgierska ’56.
W relacjach prasy” w: Biuletyn IPN 10 2006
HISTORIA
27
Nasza akcja \ Ocalić od zapomnienia
Rozpoznajesz się na zdjęciu?
Fot. arch.
Uwaga –akcja „Gazety Polskiej”! Czy rozpoznajesz się na nim lub poznajesz kogoś na tych fotografiach? Nie mamy pewności co do
czasu i miejsca ich powstania. Prosimy o informacje na adres [email protected] Poinformujemy Państwa o rezultatach naszej akcji
28
KOŚCIÓŁ
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Media a kościół \ Nagonka na arcybiskupa Michalika
O przyczynach pedofilii na poważnie
Debata nad społecznymi przyczynami pedofilii jest konieczna. I nie może jej zastąpić zmasowana nagonka na Kościół, który powoli
staje się kozłem ofiarnym, mającym przyjąć na siebie winy całego społeczeństwa
Tomasz P. Terlikowski
Kultura akceptująca
pedofilię
Dokładnie taki sens miała wypowiedź metropolity przemyskiego podczas urodzin kard. Henryka Gulbinowicza, która wywołała ogromne oburzenie w mediach. – Wiele dziś się mówi,
i słusznie, o karygodnych nadużyciach
dorosłych wobec dzieci. Tego rodzaju
zła nie wolno tolerować, ale nikt nie
odważy się pytać o przyczyny, żadna
stacja telewizyjna nie walczy z pornografią, z promocją fałszywej, egoistycznej miłości między ludźmi. Nikt nie
upomina się za dziećmi cierpiącymi
przez brak miłości rozwodzących się
rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe. Na naszych oczach następuje
promocja nowej ideologii gender. Już
kilkanaście najważniejszych uniwersytetów w Polsce wprowadziło wykłady
z tej nowej i niezbyt jasnej ideologii,
której programową radę stanowią najbardziej agresywne polskie feministki,
od lat szydzące z Kościoła i etyki tradycyjnej, promujące aborcję i walczące
z tradycyjnym modelem rodziny
i wierności małżeńskiej. Ideologia gender budzi słuszny niepokój, jako że odchodzi od praw natury, promuje tzw.
związki małżeńskie między osobami
jednej płci, walczy o prawo legalizacji
adopcji dziecka przez takie pary,
a ostatnio wkracza do przedszkoli
i szkół z instrukcją, że należy od najmłodszych lat wygasić w dziecku poczucie wstydu i pouczyć je o możliwościach czerpania cielesnych przyjemności wbrew etyce naturalnej, a nawet
Fot. Alex Bruda/sxc.hu
A
bp Józef Michalik po swojej
nieszczęśliwie sformułowanej wypowiedzi, z której błyskawicznie się wycofał, nie odpuszcza i nadal
mówi o społecznych przyczynach pedofilii. I niezmiennie obrywa za to od mediów, które zamiast solidnej debaty wybierają nieustanny
atak na Kościół, zwalając nań winy za
wszystkie przestępstwa i zbrodnie
przeciwko dzieciom. Tyle że tym razem
to nie media, lecz arcybiskup ma rację,
i to w jego, a nie w ich argumenty należy się uważnie wsłuchać.
A jest to tym ważniejsze, że sam arcybiskup wyciągnął wnioski z własnej
wpadki komunikacyjnej sprzed dwóch
tygodni, i tym razem wyraźnie i jednoznacznie podkreśla winę wyłącznie
pedofilów, a także niewinność dzieci.
Tylko że to nie zadowala mediów, hierarcha jasno bowiem przypomina
o tym, że wpływ na działania pedofilów ma nasza przesycona erotyzmem
kultura, która zdecydowanie ułatwia
im działanie.
Dziennikarze doskonale wiedzą, że tym, co ułatwia działania pedofilom, jest przeniknięta wzorcami erotycznymi kultura, którą oni sami promują
Tego rodzaju zła nie wolno tolerować, ale nikt nie odważy się pytać o przyczyny,
żadna stacja telewizyjna nie walczy z pornografią, z promocją fałszywej, egoistycznej
miłości między ludźmi. Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości
rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe.
o możliwościach manipulowania płcią,
aż do dowolnego wyboru obranej płci
– mówił arcybiskup.
– Dziecko ma prawo do miłości i opieki rodziców, a dzisiaj próbuje się je pozbawić wstydu przez niewłaściwe wychowanie – uzupełniał kilka dni później, wskazując, że nie bez znaczenia
dla działania pedofilów jest także coraz
powszechniejsza edukacja seksualna.
Potrzeba proroków
I trzeba powiedzieć zupełnie jasno, że
w tych wypowiedziach arcybiskupa nie
ma nic skandalicznego. Jest przecież
faktem, że pornografia, powszechna
seksualizacja, brak miłości w domach,
których dowodem jest powszechna tolerancja dla rozwodów, złe wzorce wychowawcze – wszystko to wpływa na
sprawców pedofilii, ale także przygotowuje im ofiary. Nie zdejmuje to odpowiedzialności ze sprawcy, ale pomaga
dostrzec zło systemowe, z którym media nie tylko nie walczą, ale wręcz je
promują. Abp Michalik przypomina, że
nasza kultura sprzyja pewnym zachowaniom, i że nie chroni ona dobra dzieci. Mocno wskazuje też, że to nie Kościół głosi nową, rozpasaną seksualnie
moralność, ale feministki i wyznawcy
rozmaitych teorii genderowych. Ich
jednak nikt nie rozlicza, oni głoszą
swoje poglądy otwarcie.
Afera, jaką wywołały media, nie ma
zatem źródeł w skandaliczności słów,
lecz w tym, że arcybiskup tym razem
trafił w sedno i w jasnych słowach
wskazał winnych zła systemowego. Pokazał, że odpowiedzialność za zbrodnię
pedofilii ponoszą także ludzie mediów
i kultury. A to zabolało medialnych bojowników. Oni by chcieli zepchnąć odpowiedzialność za pedofilię na Kościół,
zrobić z niego kozła ofiarnego, jedynego winnego. A tymczasem arcybiskup
śmie z nimi polemizować i wskazuje, że
to nie wierność nauczaniu Kościoła, ale
niemoralność promowana przez media
sprzyja pedofilii. Takiej zbrodni media
nie mogą wybaczyć. Dlatego walczą,
przekonują o skandaliczności wypowiedzi, a nie są w stanie zająć się real-
nymi problemami, na które – z odwagą
i pomimo wcześniejszych błędów
– wskazuje abp Michalik.
Szukanie kozła ofiarnego
Szukając przyczyn medialnych zawirowań wokół wypowiedzi abp. Michalika, można i trzeba wskazać jeszcze
jedną. Otóż chodzi nie tylko o oczernianie Kościoła, lecz także o to, że dla
mediów stał się on wygodnym kozłem
ofiarnym, na którego można zepchnąć
własne winy i zaniedbania. Dziennikarze doskonale wiedzą, że tym, co
ułatwia działania pedofilom, jest
przeniknięta wzorcami erotycznymi
kultura, którą oni sami promują. Mają
też świadomość, że zboczeńców różnej maści można znaleźć także wśród
polityków, ludzi mediów i artystów.
Dziennikarzom brak jednak odwagi,
by się tymi problemami zająć. Znajdują więc ofiarę, na którą zrzucają swoje
winy i dzięki temu mają poczucie czystego sumienia. Szkoda tylko, że jest
ono czyste, bo nieużywane.
REKLAMA
Weź pożyczkę!
Raty niższe niż myślisz
aw
Pr z y j d ź i s p r
dź!
•niskieistałeoprocentowanie:
tylko 5% w skali roku*
Szczegóły w placówkach Kasy.
* Całkowita kwota kredytu: 1200 zł, czas obowiązywania umowy: 12 miesięcy, 12 miesięcznych rat równych, stopa oprocentowania kredytu w skali roku: 5% (stała), prowizja: 9%, tj. 108 zł, opłata
przygotowawcza: 40 zł, rzeczywista roczna stopa oprocentowania: 34,80%, rata: 102,74 zł, całkowita kwota do zapłaty: 1380,89 zł, w tym odsetki: 32,89 zł. Informacje podano na podstawie reprezentatywnego przykładu z dnia 09.07.2013 r.
„Pożyczka na każdą pogodę” od kwoty 1000 zł do 10 000 zł dostępna do 31.12.2013 r. Liczba dostępnych dla członka pożyczek z oprocentowaniem stałym 5% w skali roku – 1 (jedna). Decyzja kredytowa
zależy od indywidualnej oceny ryzyka kredytowego.
www.kasastefczyka.pl
801 600 100 (koszt wg taryfy operatora)
30
GOSPODARKA
Co dla przeciętnego obywatela
oznacza kształt przyszłorocznego budżetu przyjęty przez rząd?
Polakom nie przynosi on nic dobrego.
Oznacza m.in. obcięcie ostatnich ulg z tytułu zwrotu VAT za materiały budowlane przy
wznoszeniu własnego domu. Niewaloryzowanie progów podatku dochodowego – i to od kilku lat – oznacza, że coraz więcej osób przechodzi do drugiej grupy podatkowej, płacącej nie
18, lecz 32 proc. Następuje też likwidacja reszty
ulg – dla tzw. aut z kratką i odliczeń paliwowych, a także wzrost akcyzy na alkohol i papierosy oraz wprowadzenie akcyzy na gaz – także
dla gospodarstw domowych. Wszystko to dla
naszych obywateli oznacza wzrost obciążeń
podatkowych. W dodatku niczego dobrego nie
można się spodziewać w sferze zatrudnienia.
Ten budżet zatem nie rozwiązuje żadnych polskich problemów. Ludzie żyli nadzieją, że skoro
Tusk w Krynicy odtrąbił koniec kryzysu, to
może ich życie się poprawi. Jednak budżet
w proponowanym kształcie nie daje na to żadnych szans. Mimo że wciąż korzystamy z wielkich funduszy unijnych.
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Wywiad \ Z posłem Zbigniewem
Kuźmiukiem (PiS) rozmawia Maciej Pawlak
Maciej Pawlak
W pułapce
niskiego wzrostu
gospodarczego
Albo minister finansów boi się zmierzyć z problemem
nieprawidłowości wokół VAT, albo z jego strony istnieje jakieś
ciche przyzwolenie na nie. Według danych szefa Instytutu Studiów
Podatkowych, w roku 2012 budżet powinien ściągnąć z VAT
ok. 140 mld zł. Udało się tylko 120 mld. To jest olbrzymia różnica
Tegoroczny budżet, ze względu na jego nierealistyczne założenia, musiał być nowelizowany. Na ile realistyczny jest budżet tegoroczny?
Jeśli w tym roku uda się zrealizować wzrost
PKB o 1,5 proc., to być może osiągnięcie 2,5
proc. wzrostu w 2014 r. (jak zakłada projekt
Ten budżet nie
rozwiązuje żadnych
polskich problemów.
Ludzie żyli
nadzieją, że skoro
Tusk w Krynicy
odtrąbił koniec
kryzysu, to ich
życie się poprawi.
Jednak budżet
w proponowanym
kształcie nie daje
na to żadnych szans.
Fot. Jacek Turczyk/PAP
przyszłorocznego budżetu) okaże się prawdopodobne. Jednak tym, co najbardziej niepokoi
w budżetach tego- i przyszłorocznym, jest załamanie wpływów podatkowych. W tym roku widać to szczególnie dobitnie. W przyszłym sytuacja prawdopodobnie się powtórzy.
A bardziej konkretnie?
Najlepiej widać to na przykładzie VAT. Wpływy
z tego podatku na koniec 2012 r. wyniosły ok.
120 mld zł, natomiast w budżecie na 2014 r.
mają wynieść 115,7 mld zł. Przez te dwa lata
– przypomnijmy – PKB w 2013 r. ma wrosnąć
realnie o 1,5 proc., a w 2014 r. o kolejne 2,5 proc.,
w sumie więc o 4 proc. A nominalnie ok. 8 proc.
Zatem przy tym wzroście PKB spadek wpływów
z VAT o ponad 4 mld zł wygląda zatrważająco.
Przyznam, że w prawie 300-stronicowym uzasadnieniu do projektu budżetu na 2014 r. nie
znalazłem pół zdania wyjaśnienia tej sytuacji.
A jak Pan by to wyjaśnił?
To, co się dzieje wokół podatku VAT, obserwuję już nie pierwszy rok. Nieprawidłowo-
Tym, co najbardziej
niepokoi w budżetach
tegorocznym
i na 2014 r., jest
załamanie wpływów
podatkowych.
W tym roku widać
to szczególnie dobitnie.
W przyszłym ta sytuacja
prawdopodobnie się
powtórzy.
ści wynikają z poszerzania się szarej
strefy i ukrywania prawdziwych dochodów. Ponadto mamy do czynienia
z wyłudzaniem miliardów złotych. Według danych prof. Witolda Modzelewskiego, szefa Instytutu Studiów Podatkowych, w 2012 r. budżet powinien
ściągnąć z VAT ok. 140 mld zł, udało się
tylko 120 mld. To jest olbrzymia różnica. Moim zdaniem w resorcie finansów
w tej sprawie panuje od lat jakiś zadziwiający paraliż. Albo minister finansów boi się zmierzyć z tym problemem,
albo z jego strony istnieje jakieś ciche
przyzwolenie na nieprawidłowości.
Rząd PO i PSL wpędził nasz kraj w pułapkę niskiego wzrostu gospodarczego.
Doskonale wiemy, że polskie problemy
(wzrost dochodów podatkowych, spadek
bezrobocia i wzrost zatrudnienia) mogą
być pozytywnie rozwiązywane przy
wzroście minimum 4 proc. A takiego poziomu nie mamy szans osiągnąć w najbliższych latach. Od paru lat szamoczemy
się ze wzrostem na poziomie zaledwie
1–2 proc. I jeszcze ogłaszamy, że jest to
wielki sukces.
Jaki wpływ na przyszłoroczny budżet
miało planowane przez rząd (jeszcze
niedokonane) „przesunięcie” 120 mld zł
z OFE do ZUS?
Jestem pewien, że rząd zdaje sobie
sprawę, iż przeprowadzenie takiej operacji łamie konstytucję. Zalicza bowiem
określone dochody do projektu budżetu
na podstawie ustaw, których nie ma (nie
ma nawet ich projektów). Wiadomo, że
rząd dopiero przyjmuje ich projekt, który skieruje do konsultacji. A na podstawie tego (de facto wciąż nieistniejącego) projektu założono, że umorzenie
120 mld zł ma spowodować o 8 mld zł
mniejsze koszty obsługi części krajowej
długu publicznego, ale pod warunkiem,
że ta operacja zostanie przeprowadzona. A ponadto zmniejszono dotację do
Funduszu Ubezpieczeń Społecznych
GOSPODARKA
o 15 mld (do 30 mld z 45 mld zł
w br.). Moim zdaniem przeprowadzanie takich posunięć w sytuacji, gdy nie ma pewności co do
uchwalenia dopiero przygotowywanej ustawy, jest łamaniem konstytucji. Powiedziałem to otwarcie w Sejmie: „Ja rozumiem, dlaczego świadomie łamiecie konstytucję – bo inaczej nie bylibyście
w stanie złożyć budżetu. A bez
podwyższania podatków i jednoczesnego drastycznego obcięcia
wydatków deficyt musiałby wynieść aż 70 mld zł. Dlatego trzeba
było zrobić »operację« na OFE,
i to na taką skalę”.
Czego moglibyśmy się uczyć od
Węgrów w kwestii tworzenia budżetu?
Premier Viktor Orbán ustalił co
prawda wysoką, 27-proc. stawkę
VAT, najwyższą w Unii Europejskiej, a także nieistniejące u nas
podatki – bankowy i dla hipermarketów. Ale jednocześnie wprowadził politykę prorodzinną na poważną skalę. Zróżnicował stawkę
podatku dochodowego dla przedsiębiorców w zależności od wielkości firmy – dla małych sięga zaledwie 10 proc., dla większych
– 16 proc. Dzięki temu z sukcesem
rozwiązuje problemy demograficzne. Np. rodziny z trójką dzieci,
w których oboje rodzice mają zarobki na poziomie średniej płacy,
są w ogóle zwolnione z podatku
dochodowego. To się przekłada na
dodatni przyrost naturalny, coraz
liczniejsze powroty Węgrów do ojczyzny. Ponadto Orbán wprowadził specjalne wieloletnie ulgi dla
zagranicznych koncernów lokujących produkcję na Węgrzech. Dzięki tej decyzji w ciągu ostatnich
dwóch lat powstało w tym kraju
sto kilkadziesiąt tysięcy miejsc
pracy. To bardzo dużo jak na
10-milionowy kraj.
W Polsce w przyszłorocznym budżecie, przy ogólnej zasadzie zamrożenia płac dla sfery budżetowej,
wyjątek uczyniono m.in. dla pracowników samorządowych. Większość z nich pracuje w samorządach
zdominowanych przez obecną koalicję, a wybory samorządowe odbędą się w 2014 r. Czy można powiedzieć, że jest to po prostu budżet
„wyborczy”?
Zdecydowanie tak. Niewątpliwie
jest to decyzja polityczna. Chodzi
o to, by samorządowcy nie krytykowali rządu. Urzędników państwowych na szczeblu centralnym
rząd trzyma za gardło od sześciu
lat. Z tym że samorządy są obecnie
naprawdę w bardzo trudnej sytuacji. Widzę to po przygotowywanych projektach inwestycji dofinansowywanych ze środków unijnych. Samorządy zastanawiają się,
skąd mają brać środki na pokrycie
wkładu własnego. Wiele samorządów znajduje się na granicy dozwolonego pułapu zadłużenia. Tak
więc ów „prezent” od rządu zapewne nie wszędzie zostanie wykorzystany.
31
OGŁOSZENIE
REKLAMA
KRAJ
11 listopada w Warszawie odbędzie się szczyt klimatyczny ONZ,
co spowoduje, że do stolicy Polski
przybędą liczne grupy bojówek antyglobalistów z całego świata. Mamy informacje, że może dojść do zamieszek na dużą
skalę. Wiemy, że ekipa Donalda Tuska przewiduje użycie w razie rozruchów oddziałów policji i żołnierzy Żandarmerii Wojskowej.
Środowisko klubów „Gazety Polskiej” będzie obchodzić główne uroczystości Święta Niepodległości w Warszawie i Krakowie. Nie chcemy uczestniczyć w prowokacji. W Warszawie weźmiemy
udział w społecznych obchodach Święta Niepodległości pod patronatem Jarosława Kaczyńskiego
10 listopada. Po Marszu Pamięci poświęconym
ofiarom katastrofy smoleńskiej przejdziemy na
pl. Piłsudskiego, gdzie złożymy kwiaty pod pomnikiem Marszałka. Tu przewidujemy wystąpienie prezesa Prawa i Sprawiedliwości.
11 listopada spotykamy się w Krakowie, gdzie
na Wawelu w krypcie św. Leonarda złożono
ciało twórcy niepodległej Polski, Józefa Piłsudskiego. Na Święto Niepodległości zaprosiliśmy
do Krakowa naszych przyjaciół z Węgier. Przyjedzie ich ponad 500. Będą to szefowie wielu
organizacji pozarządowych: dr László Csizmadia (prezes Rady Porozumienia Społecznego
CET na Węgrzech i w Niecce Karpackiej; Rada
reprezentuje sieć społecznych wspólnot Niecki Karpackiej – największej organizacji pozarządowej w Europie), członkowie związków
zawodowych oraz licznych stowarzyszeń, redaktorzy naczelni gazet, m.in. Stefka István (redaktor naczelny „Magyar Hírlap”), Bencsik András (redaktor naczelny „Magyar Demokrata”),
Huth Gergely (redaktor naczelny Polgár Portál)
oraz inni dziennikarze reprezentujący węgierskie stacje telewizyjne i radiowe.
Już 10 listopada w Krakowie Węgrzy będą
uczestniczyć w Marszu Pamięci, jaki od maja
2010 r. organizuje klub „Gazety Polskiej”. O godz.
16.30 w archikatedrze wawelskiej odprawiona
zostanie msza św. w intencji śp. Pary Prezydenckiej oraz wszystkich ofiar tragedii smoleńskiej. Poprzedzi ją wizyta w Krypcie Prezydenckiej, modlitwa i złożenie wiązanek kwiatów. Po mszy św. odbędzie się przejście pod
Krzyż Narodowej Pamięci, zapalenie 96 białych
i czerwonych zniczy, modlitwa za ofiary i wystąpienie poświęcone ich pamięci. Po uroczystościach planowane są wspólne spotkania
przyjaciół przy muzyce i poezji obu narodów.
Obchody Święta Niepodległości rozpoczną się
11 listopada o godz. 10 mszą św. w katedrze wawelskiej. Po mszy rozpocznie się patriotyczny
pochód, który Drogą Królewską przejdzie na
pl. Jana Matejki, gdzie przed Grobem Nieznanego
Żołnierza odbędzie się dalsza część uroczystości.
O godz. 16.30 odprawiona zostanie msza św.
w katedrze wawelskiej, uczestniczyć w niej będzie prezes Jarosław Kaczyński. Po złożeniu
kwiatów przy grobie marszałka Józefa Piłsudskiego, prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Marii
Kaczyńskiej nastąpi przemarsz pod Krzyż Katyński, gdzie przemówienia wygłoszą Jarosław Kaczyński oraz dr László Csizmadia, prezes Rady
Porozumienia Społecznego CET na Węgrzech.
Od godzin porannych do dyspozycji klubowiczów czynne będzie biuro klubów „GP”, które
mieści się przy ul. Jagiellońskiej 11 w Krakowie.
Dzięki zaangażowaniu członków klubu „GP”
Będzin II odnaleziono listę ofiar byłego będzińskiego więzienia. Torturowano tu i rozstrzeliwano członków podziemia z powiatu
będzińskiego i okolic. Udało się ustalić nazwiska 16 represjonowanych osób.
Sulejówek – nowym przewodniczącym klubu „GP” została Małgorzata Lubecka, tel.: 692
666 188, e-mail: klubgp.sulejowek@gmail.
com. Danielowi Dąbrowskiemu dziękuję za dotychczasową współpracę.
Ryszard Kapuściński
Zaproszenia:
Kraków – spotkanie z prof. Andrzejem Nowakiem i promocja jego książki „Intelektualna historia III RP”, 24 października, g. 18, księgarnia
„GP”, ul. Jagiellońska 11/7. Spotkanie poprowadzi red. Artur Dmochowski.
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Kluby Gazety polskiej \ www.klubygazetypolskiej.pl
Węgrzy na Święcie Niepodległości
Fot. arch.
32
Protest przed
Kuratorium Oświaty
w Bydgoszczy przeciwko
deprawacji młodzieży
Marki – spotkanie z posłem Markiem
Kuchcińskim, wicemarszałkiem sejmu,
26 października, g. 13, Dom Katolicki. Spotkanie poprowadzi poseł Jacek Sasin.
Houston – spotkanie z red. Dorotą Kanią
oraz red. Anitą Gargas, 23 października,
g. 19.30, sala parafialna kościoła pw. Matki Boskiej Częstochowskiej (1712 Oak Tree Drive).
Kielce – spotkanie z Leszkiem Żebrowskim i jego najnowszą książką „Paszkwil
»Wyborczej«”, 23 października, g. 19, po
mszy i złożeniu kwiatów pod pomnikiem
bp. Kaczmarka, Wzgórze Zamkowe,
ul. Zamkowa 3 (tuż obok katedry).
Kraków – projekcja filmu o premierze
Jarosławie Kaczyńskim pt. „Lider” oraz
spotkanie z Michałem Ciechowskim, pełnomocnikiem Forum Młodych PiS, 23 października, g. 17, klub Loża, Rynek Główny
41 (sala dolna).
Bydgoszcz – spotkanie z dr. hab. Sławomirem Cenckiewiczem, połączone z promocją książki „Wałęsa – człowiek z teczki”,
24 października, g. 19, Oratorium Jana
Pawła II przy kościele oo. Jezuitów.
Bydgoszcz – spotkanie z Andrzejem Melakiem, 25 października, g. 18.45, Oratorium Jana Pawła II.
Szczecin – wykład dr. Marka Chabiora pt. „Polityka klimatyczno-energetyczna
w kontekście szczytu klimatycznego
w
Warszawie
(11.11–22.11.2013)”, 25 października, g. 18, ul. Mickiewicza 69a.
Olecko – spotkanie z byłym dyrektorem
biblioteki miejskiej w Olecku Ryszardem
Demby, z cyklu „Zasłużeni dla Olecka”,
25 października, g. 18, siedziba klubu
w kawiarni Rarytas, ul. 11 Listopada.
Aleksandrów Łódzki – koncert Pawła
Piekarczyka i Leszka Czajkowskiego pt.
„Podziemna Armia powraca”, 26 października, g. 17, sala Towarzystwa Śpiewaczego
Lutnia, ul. Ogrodowa 17.
Chicago II – spotkanie z red. Dorotą Kanią oraz red. Anitą Gargas, 26 października, g. 8 pm., sala parafialna przy bazylice
św. Jacka, 3636 W. Wolfram, Chicago, po
mszy św. o g. 7 pm.
Gdynia – spotkanie z Joanną Mądroszkiewicz, autorką zbioru wierszy „Zielona
wyspa”, 26 października, g. 13.30, Miejska
Biblioteka Publiczna, filia nr 15, al. Marszałka Piłsudskiego 18.
Chicago II – spotkanie z red. Dorotą Kanią oraz red. Anitą Gargas, 27 października, g. 11.30, sala parafialna w kościele
św. Trójcy, 1118 N.Noble St., po mszy
św. o g. 10.30.
Hamburg – projekcja filmu „Cristiada”,
27 października, g. 18, Mariä-Himmelfahrt-Kirche Oldenfelderstr. 25, HH-Rahlstedt.
Wrocław – spotkanie z posłem Zbigniewem Kuźmiukiem, dr. nauk ekonomicznych, pt. „Jak PO zmarnowała Polską szansę na prężny rozwój gospodarczy i dobrobyt”, 27 października, g. 16, duża sala
rzymskokatolickiej parafii pw. Chrystusa
Króla, ul. Młodych Techników 17.
Gdańsk II – spotkanie z Leszkiem Żebrowskim pt. „Paszkwil »Wyborczej«”, 28
października, g. 18, sala Akwen.
Spotkania z red. Dorotą Kanią oraz
red. Anitą Gargas pt. „Polska za III falochronem”:
Ottawa (Kanada) – 29 października,
g. 18, Heron Road Community Centre,
1480 Heron Rd, Ottawa, ON K1V 6A5.
Montreal – 30 października, g. 19 – msza
św., g. 20 – spotkanie (sala parafialna)
2550, Gascon Ave, parafia Matki Boskiej Częstochowskiej.
London – 2 listopada, g. 17, msza św.;
g. 18 – spotkanie w salce parafialnej, parafia
Matki Boskiej Częstochowskiej, 419 Hill St.
Mississauga – 3 listopada, g. 17.30, Centrum Jana Pawła II, 4300 Cawthra Rd.
Kontakt dla osób,
które chcą założyć klub „GP”:
Tomasz Sakiewicz
redaktor naczelny „GP”
e-mail: [email protected]
Ryszard Kapuściński
prezes klubów „GP”
tel. 660 738 371
e-mail: [email protected]
Biuro Klubów „GP”:
ul. Jagiellońska 11/7
31-011 Kraków
e-mail: [email protected]
tel. (12) 422 03 08, 505 038 217
PUBLICYSTYKA
33
Walka o dusze \ Tomasz P. Terlikowski
Uczmy się od cristeros
L
ewica i liberałowie, a także coraz częściej rozmaitej maści
konserwatyści-tylko-z-nazwy,
już nie ukrywają, że ich celem
jest wyeliminowanie wszystkich inaczej myślących. Ustawy
dotyczące walki z homofobią, projekty
Parlamentu Europejskiego stygmatyzujące obronę życia, a niekiedy wręcz kwestionujące klauzulę sumienia, pozwalającą katolikom odmówić uczestnictwa
w procedurze zabijania nienarodzonych, kolejne wyroki skazujące obrońców życia czy homofobów (termin ten
coraz częściej oznacza po prostu ludzi,
którzy odrzucają twierdzenie, że akty
homoseksualne są normą), czy wreszcie
zaostrzająca się walka z Kościołem (w
polskich mediach widać to już niemal
gołym okiem), nie pozostawiają wątpliwości, że nadchodzi czas dla chrześcijan
trudny i że musimy przygotować się na
nową formę – miękkiej dyktatury.
Od lat przestrzegał przed nią kard. Joseph Ratzinger (także już jako Benedykt XVI), wskazując, że relatywizm nieuchronnie prowadzi do sytuacji, w której
władzę nad umysłami, prawem stanowionym przejmują ci, którzy mają władzę nad mediami i którym uda się zmienić kulturę. Tak też się powoli dzieje. Lewica, po trwającym przynajmniej od lat
60. marszu przez uniwersytety, media
i ośrodki kulturalne, przygotowuje się
do ostatecznego przejęcia władzy nad
umysłami i duszami, a to oznacza, że
musi domknąć system i zlikwidować
wszelkie przestrzenie debaty. I nie ma
w tym nic zaskakującego. Lewicowy projekt totalny, tak jak projekt komunistyczny, nie dopuszcza bowiem, by istniały
getta ludzi inaczej myślących. A powód
jest niezmiernie prosty: otóż nie może
istnieć porównanie, ludzie nie mogą
wiedzieć, że możliwy jest inny niż lewicowo-genderowo-feministyczny model
życia. Gdyby bowiem się tego dowiedzieli, to jak niegdyś mieszkańcy demoludów
odwiedzający kraje kapitalistyczne, mogliby zapragnąć innego życia. I wtedy
okazałoby się, że projekt nowego, lewicowego człowieka bierze w łeb.
Aby uniknąć takiej sytuacji, trzeba zlikwidować wszelkie gniazda oporu. A to
Rys. Sylwia Caban
Lewica nie odpuści i zrobi wszystko, żeby w zjednoczonej Europie zapanował jeden światopogląd. I on, tak jak niegdyś
komunizm, nie dopuszcza innych
oznacza przede wszystkim likwidację
lub radykalne osłabienie Kościoła. Zrobić to można na różne sposoby. Pierwszym z nich jest penalizacja przekonań
katolickich (i to się już powoli dzieje)
i wymuszenie na Kościele milczenia.
Drugim – też realizowanym – jest
ośmieszenie i osłabienie autorytetu, tak
by nawet głoszący prawdę Kościół
przestał być słyszany. I wreszcie trzecią
metodą jest skłonienie Kościoła, by milczał, by zrezygnował z głoszenia prawdy. Na końcu zaś jest likwidacja wiary,
uniemożliwienie życia nią pod pozorem
walki z religijnym fundamentalizmem.
Taki świat opisywałem przed kilkoma
laty w „Operacji chusta”, i choć na razie
nie ma Biura do Walki z Fundamentalizmem, to wiele wskazuje na to, że jesteśmy coraz bliżsi takiej sytuacji.
I żeby nie było wątpliwości: mieliśmy
już z takimi sytuacjami do czynienia, nie
tylko w Chinach czy Związku Sowieckim, ale także w dziewiętnasto- i dwudziestowiecznym Meksyku, gdzie realne
praktykowanie wiary zostało w pewnym momencie przez masońską lewicę
zakazane. Opisuje to – w niezwykle
mocnych słowach – prof. Jacek Bartyzel w znakomitej książce „Krzyż pośrodku księżyca”. Tam znajdziemy niemal wszystkie zagrania, którymi teraz
próbuje się zniewolić Europę... Współcześnie europejscy „cristeros” będą
mogli na błędach swoich meksykańskich poprzedników nauczyć się nie
tylko walki z lewicowym zagrożeniem,
ale też z własnymi wadami. Właśnie
dlatego ta książka jest niemal obowiązkowym podręcznikiem dla każdego, kto chce być przygotowany na starcie z nowym lewicowym totalitaryzmem, który pożera Europę.
postfelieton \ Robert Tekieli
Każdy ksiądz to pedofil, czyż nie?
Prasa liberalna jest prasą quasi-religijną. Media liberalne tworzą rodzaj anty-Kościoła czy może wice-Kościoła. Ustrój liberalno-demokratyczny jest prometejski, tak jak prometejski był komunizm, stąd ten bezwzględny liberalny atak na Kościół
Dostrzec duszę
w człowieku
rosnącym pod
sercem matki
– to za dużo.
Tu walczymy
z katolickim
ciemnogrodem.
W Hiszpanii prawo
chroni małpy
naczelne przed
aborcją. Nie chroni
przed aborcją
osobników homo
sapiens sapiens.
Z
araza z Krakowskiego Przedmieścia rozlewa się na Polskę.
Agresywny antyklerykalizm
staje się znów esencjonalną
domieszką do wdychanego
przez Polaków powietrza. Od
kilkunastu kapłanów słyszę: – Spotykamy się codziennie ze słowną agresją.
Księża słyszą na ulicy buczenie, nie tylko
młodzi ludzie wyzywają ich od pedofili.
Na warszawskim Ursynowie w nocy jakaś banda przebiła opony dziesięciu samochodów stojących na terenie jednej
z tamtejszych parafii. Policja odmówiła
przyjazdu na miejsce zdarzenia. W Przasnyszu mężczyzna z bronią groził wikaremu, że przestrzeli mu kolano. Policja
po przybyciu na miejsce nie wszczęła
żadnych poszukiwań. Poinformowano
księdza, że może oficjalnie zgłosić napaść z powództwa cywilnego.
Mamy do czynienia z pierwszymi konsekwencjami medialnej nagonki na Kościół. Pedofilia jest odrażająca. A już kapłan, który skrzywdzi dziecko, ściąga
sobie na głowę żarzące węgle i lepiej by
sobie kamień do szyi przyczepił i rzucił
się do rzeki. Jednak atak liberalnych mediów na kapłanów katolickich, czyniący
z nich, w oczach wielu odbiorców, pedofili na mocy definicji, jest społecznym
dramatem, którego konsekwencje oce-
nić będziemy mogli za dziesięć, dwadzieścia lat. Równoczesny brak doniesień
o pedofilii w innych środowiskach zawodowych demaskuje nieczyste intencje
prowadzących tę akcję. Tym bardziej że
fakty dotyczące skali pedofilii w Kościele
są od dłuższego czasu znane. Według raportu Kongresu USA z 2009 r., w Stanach
Zjednoczonych wśród pedofili jest 0,03
proc. księży, czyli 3 na 10 tys., w Niemczech – 0,04 proc., a więc 4 na 10 tys.
Prasa liberalna jest prasą quasi-religijną. Media liberalne tworzą rodzaj
anty-Kościoła czy może wice-Kościoła.
Ustrój liberalno-demokratyczny jest
prometejski, tak jak prometejski był
komunizm, stąd ten bezwzględny liberalny atak na Kościół. Istnienie konkurencyjnego systemu odniesień moralnych strasznie uwiera głosicieli do-wolności. Świat liberalny nie spocznie,
dopóki nie odsunie Kościoła od jakiegokolwiek wpływu na społeczeństwa.
Na półkach jednej z sieci handlowych
znalazły się małe prosiaki w całości zapakowane w folię. Wywołało to skandal.
Widok martwych, małych ssaków działa
na człowieka pozarozumowo. Zapakowane w folię martwe niemowlaki, nawet
jeśli to prosięta, a nie ludzie, szokują.
Rozpatrywałbym jednak akcję sieci handlowej, która wprowadziła całe prosięta
do obrotu, jako akcję artystyczną. Wręcz
podobną do tej z Gdańska. Pomnik sowieckiego żołdaka gwałcącego kobietę
w stanie błogosławionym przypomina
o faktach, o których mało kto chce pamiętać. Również zafoliowane świńskie
ciała przypominają, co tak naprawdę
jemy. I wcale nie agituję za wegetarianizmem. Zwierzęta nie są ludźmi, choć
cała współczesna popkultura z wielką
mocą zaciera tę granicę. Jednak niejedzący mięsa Europejczyk to po prostu
jarosz. Natomiast wegetarianin to człowiek, który czuje się lepszy od jedzących
mięso. Wegetarianizm jest ideologiczną
pułapką, kanalizującą emocje nadwrażliwych buntowników. Ich niedojrzałość
kompensowana jest poczuciem wyższości. I nie mam nic do ludzi wrażliwych,
którzy nie jedzą mięsa, bo nie chcą być
współwinnymi śmierci istot czujących.
O ile swojej postawy nie uważają za lepszą od postępowania mięsożerców. Jednak liberalno-rewolucyjne portale zachęcają wbrew rozumowi, by „dostrzec
w zwierzaku duszę”. Dostrzec duszę
w człowieku rosnącym pod sercem matki – to za dużo. Tu walczymy z katolickim
ciemnogrodem. W Hiszpanii prawo
chroni małpy naczelne przed aborcją.
Nie chroni przed aborcją osobników
homo sapiens sapiens.
34
PUBLICYSTYKA
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
Dookoła Europy \ Krystyna Grzybowska
Krystyna Grzybowska
Moskwa wie
o nich wszystko
B
yła premier Ukrainy Julia Tymoszenko wyjdzie na
wolność. To znaczy wyjdzie do Republiki Federalnej
Niemiec i prawdopodobnie nigdy nie wróci do swojego kraju. Jej osoba została poddana niesłychanej
wręcz manipulacji, w której główną rolę grają stosunki Unii Europejskiej z prezydentem Wiktorem Janukowyczem. Bruksela domaga się uwolnienia byłej premier skazanej na siedem lat więzienia za korupcję, a Janukowycz musi się
zgodzić, bo jest to warunkiem stowarzyszenia Ukrainy z Unią
Europejską. Tymoszenko nie zasłużyła jednak na akt łaski prezydenta, bo mogłaby wznowić działalność polityczną, za którą
w gruncie rzeczy została wsadzona do więzienia. Ona będzie
zwolniona na leczenie za granicą. I w ten sposób będzie wilk
syty i owca cała. Musi jednak o jej zwolnieniu zadecydować sąd.
I zadecyduje. Ukraina podpisze z UE umowę stowarzyszeniową,
a komentatorzy będą chwalić prezydenta Ukrainy za to, że dał
Moskwie prztyczka w nos. Bo się usamodzielnił i wbrew stanowisku Kremla będzie się integrował z europejską wspólnotą.
A przy okazji wyeliminuje największego przeciwnika politycznego, Julię Tymoszenko. I stanie się absolutnym władcą, co więcej, prawdziwym Europejczykiem. Za co lud Ukrainy będzie go
wielbił po wsze czasy. Zgoda, zbliżenie Ukrainy z Unią Europejską jest pozytywnym sygnałem, także dla innych byłych republik postsowieckich. Budzi wątpliwości oligarchiczny charakter
rządów Ukrainy i daleki od demokracji system polityczny. Można się zastanawiać, czy Bruksela gra na osłabienie Rosji i Putina,
czy też kieruje się standardami dalekimi od europejskich. Z jednej strony tępi Viktora Orbána, z drugiej chwali skorumpowany
rząd Donalda Tuska. Jej kalkulacje odbiegają od przyjętych i akceptowalnych norm, są zimne i cyniczne. Zarówno w stosunku
do Julii Tymoszenko, jak i do narodu ukraińskiego. Co się tyczy
odwagi Janukowycza wobec Kremla, warto zauważyć, że Rosja
jeszcze nigdy nie była tak słaba i bezbronna w obliczu potęgi
globalnego świata, a więc i wobec Ukrainy. Dziwne, że nasi
władcy o tym nie wiedzą albo wolą nie wiedzieć, w strachu
o własną skórę. Bo Moskwa wie o nich wszystko.
Złota Ryba dla Świetlika
Wiktor Świetlik został laureatem Złotej Ryby – nagrody
przyznanej wczoraj przez Fundację Macieja Rybińskiego
dla młodego felietonisty. Gala odbyła się w czwartą
rocznicę śmierci wybitnego publicysty
Sylwia Krasnodębska
Wiktor Świetlik to znakomity felietonista, który potrafi uchwycić różne mankamenty życia i polityki, mając przy tym błyskotliwe poczucie
humoru – powiedziała „Codziennej” przewodnicząca kapituły Krystyna
Grzybowska. Świetlik to felietonista „Super Expressu”, „wSieci” i „Gazety
Polskiej”. Trzy lata temu napisał książkę „Bronisław Komorowski,
pierwsza niezależna biografia”. – Mam już w ręku Złotą Rybę, więc pomyślę trzy życzenia. Pomyślę, ale nie powiem. A wspominając Macieja
Rybińskiego, chciałem powiedzieć, że uzależniłem się od jego felietonów, a nam wszystkim życzę, żebyśmy mieli trochę jego ironii – powiedział Świetlik po odebraniu nagrody.
Nominowani do Złotej Ryby byli również Agata Puścikowska („Gość
Niedzielny”) i bloger Bartłomiej Kwapisz.
– Maciej Rybiński pozostaje dla nas wzorem, jak komentować politykę
ostro, dobitnie, mądrze i bez nienawiści – powiedział „Codziennej” prowadzący uroczystość Marcin Wolski. – Mieliśmy pewne obawy, czy felietoniści przez kolejne lata organizowania gali się nie wyczerpią. Ciągle się
jednak znajdują – dodaje pisarz, publicysta i satyryk. Choć w zakulisowej
rozmowie dodał, że miał nadzieję na zwycięstwo Piotra Lisiewicza.
Ma być głupio,
goło, ale wesoło
Tak się składa, że wśród internautów są zarówno zwolennicy
lewackiego liberalizmu, jak i prawicy. Ci z lewa katują starsze panie
podejrzewane o poglądy konserwatywne, ci z prawa – lewaczki,
profesor Środę i jej podobne. Takie są dziś standardy
C
arla Bruni, żona byłego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, jest do kupienia
w Londynie. Nie Carla cielesna, lecz jej zdjęcie wykonane
przez niemiecką fotografkę,
przedstawiającą byłą pierwszą damę na
golasa. Zdjęcie nosi tytuł „Carla 1999”.
Czekam na kolejne, „Carla 2013”. Będzie
równie piękne i zretuszowane jak to
sprzed 14 lat.
Golizna już nikogo nie razi, wręcz przeciwnie, jest trendy. Golizna cielesna oraz
umysłowa. Wypinanie gołych tyłków
przez różne gwiazdy, czyli celebrytki,
zastępuje myślenie, zarówno w prezentujących je portalach, jak i w tabloidach
oraz żurnalach dla idiotek, co jest odbiciem stylu życia wśród małp człekopodobnych uważających się za ludzi. I jest
to styl zaraźliwy. Hitem stało się zdjęcie,
skądinąd wybitnej piosenkarki, Maryli
Rodowicz, na którym wypadają jej z sukienki piersi. Pani Rodowicz dobiega
siedemdziesiątki, ale się nie poddaje. Jej
buzia jest zliftingowana na podobieństwo plastikowej maski, figura ściśnięta
gorsetami, co wyraża się w grymasie
cierpienia całej postaci. Niech jej będzie,
starość ma to do siebie, że dopada każdego, kto jej dożyje. Dopadnie i Marylę
Rodowicz. Carlę Bruni takoż. I całą plejadę gwałtownie odmładzających się
staruszek w Polsce i na całym „lepszym”
świecie. A co myślą o takich paniach internauci? Na różnych portalach wyzywają takie odmłodzone osoby od staruszek, starych bab i stetryczałych idiotek.
I wszystko jedno, czy są odmłodzone,
czy też młodo wyglądają, choć są w stanie naturalnym. Zwłaszcza jeśli zabierają głos, udając, że mają coś do powiedzenia, także w dziedzinie polityki. Przykładem mogą być kpiny z pewnej pani profesor od socjologii czy Marii Czubaszek,
o Janinie Paradowskiej nie zapominając.
Tak się składa, że wśród internautów
są zarówno zwolennicy lewackiego liberalizmu, jak i prawicy. Ci z lewa katują
starsze panie podejrzewane o poglądy
konserwatywne, ci z prawa – lewaczki,
profesor Środę i jej podobne. Takie są
dziś standardy. Ma być głupio, prymitywnie, czyli goło, ale wesoło. I całkowity luz obyczajowy. Taki poseł Raś, według jego kolegi Biernata, nie zrobił nic
złego, zachowując się po chamsku i pod
wpływem w stosunku do dziennikarza
„Super Expressu”. I trudno się dziwić,
wszak obaj deputowani należą do tej samej politycznej szajki. Chamstwo jest
specjalnością postkomunistycznych Słowian i Słowianek. Gdzie indziej zaczyna-
ją się do nich upodabniać, bo do głosu
dochodzą istoty prymitywne, ale ambitne. Takie są czasy – bezczelność, hucpa
i siła przebicia górują nad kulturą osobistą i szacunkiem dla człowieka. Szanuje
się tego, kto dopuści do żłoba, da zarobić i nie wymaga przyzwoitości. Pewna posłanka PO napisała do premiera Tuska list, w którym wskazuje na
korupcję, także polityczną, w jej okręgu.
I co? I nic. Korupcja, w tym polityczna,
jest chlebem powszednim rządzącej
partii, więcej, jest warunkiem sukcesu
wyborczego. Bo gdyby jej nie było, partia Tuska nie wygrałaby po raz drugi
wyborów do sejmu i nie rządziłaby III
RP. Bez korupcji bezideowe ugrupowanie nie byłoby w stanie zorganizować
działalności partyjnej w terenie i obsadzić większości stanowisk w państwie.
Bez korupcji nie mielibyśmy znakomitych statystyk, pokazujących rozwój
kraju, dobrobyt obywateli i sukcesy polskiego przemysłu. Wzrost produkcji
przemysłowej? Ale czyjej, bo przecież
nie polskiej. My nie mamy już własnego
przemysłu, wszystko sprzedaliśmy zagranicznym firmom, więc to ich produkcja rośnie, a my na nią tyramy. Zastanawiam się, skąd Główny Urząd Statystyczny czerpie informacje o wzroście
produkcji. Od hodowców drobiu i producentów krasnali na eksport do Niemiec? A może jest politycznie skorumpowany, i nie tylko. Żyjemy w atmosferze oszustwa, kłamstwa i pozorów. Nic
dziwnego, że ludzie biorą oszustwo za
rzeczywistość, a smutną rzeczywistość
za zabawę. W Polsce pewna nauczycielka zrobiła sobie dziecko z czternastoletnim chłopcem i zapewnia, że wśród
facetów, z którymi się zadawała, ten
dzieciak to prawdziwy mężczyzna.
A kandydat demokratów na burmistrza
Nowego Jorku Anthony Weiner, facet
wysyłający do kobiet swoje obnażone
zdjęcia, mimo kompromitacji nie zamierza rezygnować z wyścigu do tego stanowiska. Żona mu wybaczyła, a poza
tym nowojorczycy już tak mają, są tolerancyjni i skandale seksualne nie mają
wpływu na ich opinię o politykach.
Trzeba używać życia, pchać się na afisz,
stosując modne trendy obyczajowe i „moralne”, zachęcając do nich zwykłych obywateli. I do wolności od norm i zasad. Będzie więcej pedofilów, zgwałconych kobiet, noworodków na śmietnikach, obrabowanych staruszków i gołych czterech
liter w mediach. A jak przyjdzie pora, poddani zostaniemy wymianie mózgów na
chipy, zdalnie sterowane przez zliftingowanych polityków.
PUBLICYSTYKA
Widziane z brukseli \ Ryszard Czarnecki
Poncjusz Piłat mieszka w Strasburgu
W
szyscy wiedzą, że bestia zabiła, tylko sąd
(trybunał) o tym nie
wie. A raczej udaje, że
nie wie. Wielka z nazwy – bardzo mała
miarą decyzji – Wielka Ława Trybunału
zabawiła się w starą jak świat prawniczą grę o nazwie „przedawnienie”. Usłyszeliśmy znaną też III RP śpiewkę, że
zbrodnia była już dawno, za dawno...
Cóż, kilkanaście tysięcy polskich oficerów wymordowano w 1940 r., a odpowiednia regulacja prawna obowiązuje
przecież od 1953 r. Przypadkiem zapewne od roku śmierci Stalina.
Na Kremlu zatarto łapy – Strasburg spisał się na medal. Medal gieroja Sowieckowo Sajuza. Mogę zrozumieć (choć nigdy
nie usprawiedliwić) większe czy mniejsze kraje Zachodu, które „odpuszczają”
Moskwie historyczne zbrodnie czy teraźniejsze szantaże. Chcą mieć święty spokój, chcą handlować z Rosjanami, zarabiać na Rosji. Ale czemuż tchórzy Trybunał z siedzibą w stolicy Alzacji? Miał być
znaczącym autorytetem, rękojmią, że „są
Rys. Mirosław Andrzejewski
Trybunał w Strasburgu umył ręce w sprawie Katynia. A w gruncie rzeczy zadziałał na rzecz Rosji.
Wysoki Trybunał zachował się jak adwokat w prowincjonalnym sądzie, który kruczkami prawnymi
skutecznie broni mordercy
Ryszard Czarnecki
jeszcze sądy w Europie”. Takie wyroki,
jak ten poniedziałkowy w sprawie rosyjskiego śledztwa katyńskiego, sprawiają,
że instytucja ta karleje na naszych oczach.
A zresztą: czy to aby pierwszy raz? Uzasadnienie tego piłatowego umycia rąk
w postaci kazuistycznego wywodu, że
Rosja zaczęła uznawać jurysdykcję Trybunału w 1998 r. – a przecież śledztwo
zostało wszczęte wcześniej (!) – wpisuje
PRASOWALNIA \ wis
Amazon zabija!
O prawdziwie realizowanej przez „Gazetę Wyborczą”
misji dziennikarskiej pisze Marcin Piasecki w „Rzeczpospolitej”: „Amerykański gigant sprzedaży internetowej
mocno wejdzie do Polski. Ma w planach budowę trzech
potężnych centrów logistycznych, z których każde zatrudni po 2 tysiące ludzi. Plany Amazona rozjuszyły »Gazetę«. Mieliśmy już publikacje o tym, jak bardzo źle Amerykanie traktują pracowników w Niemczech, o tym, że są
zmuszani do katorżniczej pracy, o tym, że mają bandyckie
umowy, tudzież o tym, że są śledzeni przez GPS. OK.
Przyjmijmy, że Amazonowi trzeba patrzeć na ręce. Amerykanie mają przestrzegać praw pracowników, choć o ile
się nie mylę, jeszcze niczego w Polsce nie zrobili, by je łamać. Tylko że według dzisiejszej »GW« i tak nie będą mieli na to specjalnych szans, gdyż ludzi w ich centrach logistycznych mają zastąpić roboty! Czyli na dłuższą metę
obietnice wygenerowania tysięcy miejsc pracy to ze strony Amazona pic na wodę. Przyznam, że się pogubiłem.
Czy zatem w świetle publikacji »Gazety« inwestycja Amazona ma jakąkolwiek wartość? Może lepiej, żeby od razu
Amerykanie dali sobie z Polską spokój? I zbudowali sobie
centra na przykład w krajach ościennych. Razem z tymi,
brr, robotami...”. Jednej informacji w tym wszystkim zabrakło. Zresztą nieistotnej. Że amerykański Amazon – bez
względu na to, jaki jest faktycznie – to dziś poważny kon-
się już w ciąg wielce kontrowersyjnych
wyroków ETC.
Przykłady pierwsze z brzegu. Pielęgniarce Shirley Chaplin zakazano nosić
krzyżyka. Ze względów... sanitarnych. Odwołała się do Strasburga. Na próżno: Trybunał podtrzymał decyzję, ewidentnie
dyskryminującą człowieka z powodów
jego wiary. Pracownica urzędu stanu cywilnego Lilian Ladele nie chciała udzielać
kurent dla rozmaitych projektów rozwijanych przez
spółkę Agora, wydawcę „Gazety Wyborczej”. Ale to nie ma
znaczenia. Grunt to rzetelność. No i ta, jak jej tam, misja.
Oburzenie w służbie reklamy
Piosenkarka Pati Sokół na premierze filmu „AmbaSSada” pojawiła się z wymalowaną na twarzy swastyką, co
oczywiście wywołało skandal i zwiększy oglądalność filmu. Tę dość banalną, skandalizującą akcję promocyjną
podchwyciła część mediów. Tak więc obruszył się redaktor Maciej Nowik z „Dziennika Gazety Prawnej”, który
na pani Pati nie zostawia suchej nitki: „Ktoś pewnie powie: wyluzuj, to przecież komedia, więc swastykę pod
okiem piosenkarki też należy traktować z przymrużeniem oka. Może ta swastyka to taki lapsus, może makijażystce omsknęła się ręka przy nakładaniu cienia. Może...
Niestety, tu nie ma nic do śmiechu. Chodzi wyłącznie o wywołanie taniego skandalu, o nędzną prowokację, o skierowanie na siebie fleszy aparatów fotograficznych. Jeśli to
miał być żart, to był wyjątkowo niskich lotów i zupełnie
nieśmieszny, więc nienadający się na promocję komedii
na celebryckich salonach. Za takie żarty w czasie okupacji
kobietom, w najlepszym razie, golono głowy”. Ach, jaki
mistrzowski numer pani Pati, jakie święte oburzenie
pana redaktora, i cały biznes się kręci. Szkoda, że niewielu
redaktorom przeszkadzają rzesze matołków z Che Gevarą, sierpy i młoty, czerwone gwiazdy i całe inne komunistyczne dziadostwo, tak chętnie wykorzystywane przez
firmy odzieżowe.
35
ślubu homoseksualistom. Nakazano jej
to. Odwołała się do Trybunału. I tym razem Strasburg okazał się ślepy (opaska
Temidy?) i głuchy, a więc stanął po stronie
postępu i rewolucji (obyczajowej), a nie
praw człowieka i obywatela, którego państwowy moloch zmuszał do postępowania wbrew sumieniu. Z kolei w sporze
między „politycznie niepoprawną” władzą ze Szczecina (w tej roli tamtejszy sąd
rejonowy) a homoseksualistą, który domagał się dziedziczenia prawa do najmu
lokalu komunalnego, strasburski Trybunał oczywiście stanął po stronie obywatela, a nie władzy, choć w poprzednich opisywanych przeze mnie przypadkach preferował postępową władzę przeciw
wstecznym reakcyjnym obywatelom.
Przypomnę też, że początkowo tenże
Trybunał przyznał rację Fince mieszkającej we Włoszech, którą raził krzyż
w szkole jej dziecka. Na szczęście decyzję tę ostatecznie Wielka Izba zmieniła, ta sama właśnie Izba, która dała
plamę w sprawie Katynia.
ETC stosuje podwójne standardy:
w sprawie wytoczonej przez polskie rodziny katyńskich ofiar ucieka od mieszania
się w wewnętrzne sprawy państw (w tym
przypadku Rosji). Ale gdy chodzi o „obyczajówkę”, ochoczo i rączo ingeruje, mając
w trybunalskim nosie konstytucje państw
narodowych i ich porządek prawny.
Cóż, trybunał w Alzacji, podejmując
haniebną decyzję w sprawie Katynia,
pokazał, że bliska jest mu zasada 3 x Ż.
Żenada, żałość, żart.
Na katyńskich grobach Trybunał tańczy „kazaczoka” pod rękę z Kremlem.
Patrzę na to z obrzydzeniem.
e-mail: [email protected], [email protected] (sekretariat redaktora naczelnego),
[email protected] (dla tekstów niezamawianych), [email protected], www.gazetapolska.pl
02-056 Warszawa, ul. Filtrowa 63/43,
- faks (+ 48 22) 825 12 25, tel. (22) 290 29 58
Redaktor naczelny Tomasz Sakiewicz, zastępca redaktora naczelnego Katarzyna Gójska-Hejke,
zastępca redaktora naczelnego Piotr Lisiewicz, sekretarz redakcji Justyna Foksowicz, kraj Piotr
Lisiewicz (kier.), Przemysław Harczuk, Dorota Kania, Maciej Marosz, Leszek Misiak, Grzegorz
Wierzchołowski, Antoni Zambrowski, Kaja Bogomilska, świat Olga Doleśniak-Harczuk (kier.),
kultura Bohdan Urbankowski (kier.), Filip Rdesiński, Wojciech Piotr Kwiatek, Maciej Parowski,
Marcin Wolski, społeczeństwo Tomasz P. Terlikowski, historia Piotr Ferenc-Chudv (kier.), Jan Żaryn
(współpraca), gospodarka Maciej Pawlak, publicystyka Anita Gargas (kier.), Krystyna Grzybowska,
Joanna Lichocka, Andrzej Waśko, stali felietoniści Ryszard Czarnecki, Andrzej Gwiazda, ks. Tadeusz
Isakowicz-Zaleski, Wiktor Świetlik, Robert Tekieli, Krzysztof Wyszkowski, Rafał A. Ziemkiewicz,
kluby Ryszard Kapuściński, layout Mariusz Troliński, logotyp Marianna Jaromska, grafika i zdjęcia
Mariusz Troliński, Krzysztof Lach, ilustracje Mirosław Andrzejewski, DTP Paweł Chrzanowski,
Aleksander Razcwarkow, sekretariat redaktora naczelnego (kier.) Joanna Jenerowicz.
Kontakt z czytelnikami, interwencje: Paweł Piekarczyk, tel. 501 618 977;
e-mail: [email protected]
WYDAWCA Niezależne Wydawnictwo Polskie Sp. z o.o.
Reklama i ogłoszenia Anita Czerwińska, tel. (22) 290 29 58;
e-mail [email protected]
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń. Warunki prenumeraty: krajowa listem
zwykłym – 5,50 zł za egz., listem priorytetowym – 6,25 zł za egz.; zagraniczna – 13,90 zł za egz.;
pocztą priorytetową do: Europy – 16,90 zł, Ameryki Płn., Afryki – 17,40 zł, Ameryki Płd., Środkowej
i Azji – 19,90 zł, Australii i Oceanii – 26,90 zł (wszystkie ceny obejmują koszty przesyłki
Muzyczne DarY \ Lista przebojów
(notowanie 617)
pocztowej). Przyjmujemy prenumeratę na kwartał (13 egz.), pół roku (26 egz.) i rok (52 egz.),
kontakt: (22) 290 00 90 Konto Bank Pekao SA Oddział w Warszawie
Nr konta: 47 12401053 1111 0010 1999 1772 (przy przelewach dokonywanych z zagranicy należy
dopisać przed numerem konta:
1. Dariusz Malejonek, Ania Brachaczek & Maleo Reggae Rockers „Noc”; 2. Magda Anioł „Buonasera”; 3. Raz.Dwa.Trzy „Zgodnie z planem”; 4.
Luxtorpeda „Hymn”; 5. Armia „Pałacyk Michla”; 6. Monika Kuszyńska „Kiedy jesteś przy mnie”; 7. God’s Property „Bądź blisko”; 8. Bęsiu „Nie
opuszczaj ich” (ft. Nikola); 9. New Life’m „Przemień mój czas”; 10. Twoje Niebo „Modlitwa o sens”; 11. Mietek Szcześniak „Save the best for last”
(ft. Basia); 12. Elektryczne Gitary „Wielka Solidarność – Historia”; 13. Grażyna Łobaszewska „Już drogę znasz”; 14. Fragua „Ciało”; 15. Paweł
Kukiz „Koniec końców – Siła i honor”; 16. Porozumienie „Informacja życia”; 17. PANdamusic „Jesteś”; 18. Kanaan „Tato”; 19. Arkadio „Jaram się
każdą chwilą” (ft. Kinga Kielich); 20. Grzegorz Kloc „W tył nie patrzę”.
PL oraz symbol PKOPPLPW).
Chcesz oddać swój głos, wejdź na stronę http://www.muzycznedary.pl/
AUTORÓW, Z KTÓRYMI SIĘ NIE ZGADZAMY!
Prowadzimy także kolportaż „GP” przez Pocztę Polską, Ruch i Garmond Press. Informacje;
tel. (+48 22) 833 06 96, Druk: Seregni Printing Group, Warszawa.
Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Przekazanie „Gazecie Polskiej” materiałów
do druku oznacza jednoczesną zgodę na ich emisję w internecie. DRUKUJEMY TEŻ TEKSTY
FELIETONY
36
23.10.2013 www.GazetaPolska.pl
ZE WZGÓRZA
POD KRAKOWEM \ Felieton
Bal Niepodległości
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
W
polskim kalendarzu narodowym, ze względu
na skomplikowaną i bolesną historię XIX i XX
w., mało mamy dat, które możemy do dziś
wspominać z wielką radością i dumą. Jedną
z nich jest dzień 11 listopada 1918 r., data zakończenia I wojny światowej, która przypieczętowała upadek trzech zaborczych mocarstw. Wprawdzie walka o polskie granice trwała jeszcze trzy lata, ale od tego momentu niepodległość Rzeczypospolitej stała się faktem.
Wielką wagę do tej daty przywiązywały władze Polski międzywojennej, które w 1926 r. dzień ten uczyniły w administracji
państwowej dniem wolnym od pracy. Jedenaście lat później
wprowadzono oficjalne święto dla wszystkich.
Przed wybuchem następnej wojny, która przyniosła kolejne
rozbiory i okupacje, uroczyście obchodzono to święto tylko dwa
razy: w 1937 i 1938 r. Później było to zakazane zarówno przez
niemieckich, jak i sowieckich okupantów. Podobnie było w czasach komunistycznego reżymu, nazywanego fałszywie „demokracją ludową”. Święto przywrócono dopiero w 1989 r.
Mój dziadek Wiaczesław
P
ani Bożenna Kucharczyk z Pułtuska
przysłała mi fotokopie kilku dokumentów, mających związek z historią mojej rodziny. Dokumenty te,
pochodzące z pierwszych lat XX
wieku, pani Kucharczyk odnalazła
w pułtuskim archiwum. Na kilku z nich widnieje podpis mojego dziadka, ojca mojej matki,
Wacława Baranowskiego. Przybycie dziadka
do Pułtuska otoczone jest tajemnicą – nie wiadomo, kiedy tam się osiedlił, nie wiadomo też,
dlaczego porzucił okolice Żytomierza (gdzie
jego ojciec, a mój pradziadek, Szymon, miał
prawdopodobnie majątek). Mógł wybrać jakąś inną miejscowość w zachodnich guberniach Cesarstwa – w tym wypadku nie byłoby
mnie na świecie. W narodzinach (jakiegokolwiek życia) nie ma nic koniecznego – można
się urodzić, ale można się też nie urodzić; konieczna jest tylko śmierć. W pierwszych latach XX wieku dziadek był nauczycielem historii w pułtuskim gimnazjum, ale w roku
1905 wyrzucono go z pracy, w czasie strajku
szkolnego opowiedział się bowiem po stronie uczniów. W roku 1906 poślubił pannę
Alinę Rau, córkę właścicieli sąsiadującego
z Pułtuskiem majątku Kleszewo. Przy okazji
ślubu zmienił wyznanie – z prawosławnego
na ewangelicko-augsburskie. To już niemal
wszystkie wiadomości, jakie posiadam na te-
mat młodości dziadka Wacława (którego nie
znałem – umarł w roku 1929), ostatnia jest
zaś taka. Na dokumentach, które przesłała
mi pani Kucharczyk, oraz na akcie ślubu
z Aliną Rau, podpis dziadka wygląda tak:
Wiaczesław Baranowskij. Nie Wacław, lecz
Wiaczesław. Ta wiadomość prowadzi do pytania, kim był wtedy mój dziadek – Rosjaninem czy Polakiem? Pytanie następne jest zaś
takie. Co takiego było wówczas w polskości
– a pamiętajmy, że to była polskość rozszarpana przez zaborców, polskość podbita,
zniewolona, pohańbiona – co więc takiego
w niej było, czym ona wówczas przyciągała
i wciągała, że na początku XX wieku ktoś, kto
miał na imię Wiaczesław i ochrzcili go w cerkwi – wolał być Polakiem niż Rosjaninem?
Z losów mojego ewangelicko-prawosławnego dziadka wyciągam wniosek, że musiała
ona być, nasza ówczesna pohańbiona polskość, czymś wspaniałym, czymś potężnym
i przepięknym. I jeszcze jedno mamy tu pytanie. Czy teraz polskość nasza jest równie
wspaniała, równie atrakcyjna, równie piękna? Czy nadal, jak sto i dwieście, i trzysta lat
temu, fascynuje, przyciąga i wchłania – i asymiluje tych, którzy, słysząc jej głos, tajemnicze wezwanie, nie mogą mu się oprzeć i postanawiają zostać Polakami? A jeśli nie fascynuje, nie przyciąga – to dlaczego?
OGŁOSZENIE
Fot. mat. pras.
Tradycja Balu
Niepodległości
sięga lat 30. XX wieku
ZAPISKI STARUCHA \ Jarosław Marek Rymkiewicz
Po mszach św. za ojczyznę i po złożeniu
wieńców pod pomnikami i tablicami
wznieśmy więc lampkę wina
i zatańczmy, i to nie tylko poloneza.
Podstawowym celem Fundacji jest wspieranie
i promowanie klubów „Gazety Polskiej”.
Fundatorami Fundacji są: redaktor naczelny „Gazety Polskiej”
Tomasz Sakiewicz, z-ca redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” Katarzyna
Gójska-Hejke, prezes klubów „Gazety Polskiej” Ryszard Kapuściński.
Prosimy o wsparcie budowy Społeczeństwa Obywatelskiego!
Uczestnicząc od lat w obchodach tej rocznicy, obserwuję, że
jego formuła jest nieraz zbyt sztywna. Brak obchodom szczerej
radości. A z osiągnięć kilku pokoleń naszych przodków – od Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego, poprzez tych z powstań śląskich czy Orląt Lwowskich – powinniśmy się naprawdę
cieszyć. Po mszach św. za ojczyznę i po złożeniu wieńców pod
pomnikami i tablicami wznieśmy więc lampkę wina i zatańczmy, i to nie tylko poloneza.
W tym kontekście zapraszam na Bal Niepodległości, który
rozpocznie się w sobotę, 9 listopada, o godz. 20 w Kamienicy
Czeczotki na Rynku Głównym w Krakowie (róg ulic św. Anny
i Wiślnej). Patronat nad tym wydarzeniem objęło wiele znanych postaci, w tym pięć wspaniałych kobiet: aktorki – Ewa
Błaszczyk, Ewa Dałkowska i Anna Dymna oraz tenisistki
– Agnieszka i Urszula Radwańskie. W czasie balu, pełnym niespodzianek, odbędzie się m.in. aukcja cennych przedmiotów
podarowanych przez znane osoby oraz kiermasz prac plastycznych osób niepełnosprawnych intelektualnie. Całkowity
dochód przeznaczony jest na rzecz Fundacji im. Brata Alberta
w Radwanowicach. Bliższe informacje znajdują się na stronie
www.bal-krakow.pl
Patronat nad tym wydarzenie przejęły „GP”, telewizja Republika i inne patriotyczne media. Warto więc w tym dniu być na
balu w Krakowie. Pamiętajmy, radujmy się i wspierajmy dzieła charytatywne.
Prezes Fundacji Ewa Wójcik
DANE DO PRZELEWU W POLSCE
FUNDACJA KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ
ul. Karola Popiela 22, 30-135 Kraków
Alior Bank SA
NUMER KONTA 74 2490 0005 0000 4500 8274 0046
TYTUŁEM – DAROWIZNA NA RZECZ FUNDACJI KLUBÓW „GAZETY POLSKIEJ”
DANE DO PRZELEWU Z ZAGRANICY
Dane odbioru przelewu:
FUNDACJA KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ
ul. Karola Popiela 22
30 – 135 Kraków
POLAND
Dane banku:
Alior Bank Spółka Akcyjna
Al. Jerozolimskie 94, 00–807 Warszawa
NUMER KONTA – PL 41 2490 0005 0000 4600 2469 2784
SWIFT CODE – ALBPPLPW
TYTUŁEM – AS A DONATION FOR „FUNDACJA KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ”

Podobne dokumenty