Platforma to już dziś postkomuna
Transkrypt
Platforma to już dziś postkomuna
Brzoza złamana przed 10.04.2010, był wybuch, raport Millera fałszywka II Konferencja Smoleńska okazała się spektakularnym sukcesem NR 43 (1055) Cena 3,90 zł (w tym 8% VAT) Warszawa 23 października 2013 r. www.gazetapolska.pl nakład: 134 856 Indeks: 320919 Magdalena Michalska Platforma to już dziś postkomuna 10 Fot. Małgorzata Armo/Gazeta Polska Kraj \ Wyścig zbrojeń w Platformie Rozpoczęły się wybory szefów regionów PO. Rywalizacja między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną wkroczyła więc w decydującą fazę. Jeśli Schetyna przegra, zostanie zesłany do europarlamentu. Jeśli wygra, może to oznaczać koniec panowania obecnego premiera Historia \ Krew dla Węgrów, nauka dla Polaków 26 Fot. libcom.org Wojciech Mucha Setki ton towarów, żywności i medykamentów płynęły – od niezamożnych przecież Polaków – w takiej ilości, że w pomocy udzielonej Węgrom w 1956 r. wyprzedziliśmy nawet Stany Zjednoczone. Do końca roku 1956 polska pomoc przekroczyła 28 mln zł Obama nie rozumie, kim jest Putin Kreml wspiera Asada z wielu powodów: przede wszystkim chodzi o podtrzymanie swojego sojusznika, a przy okazji pomoc kolejnemu, którym jest Iran. Mówi się, że Rosja ma też oko na syryjskich chrześcijan, ale i na port marynarki w syryjskim Tartusie na śródziemnomorskim wybrzeżu Syrii. Poza tym Kreml chciał wyraźnie dokuczyć rządowi Stanów Zjednoczonych – mówi w wywiadzie dla „GP” Daniel Pipes 18 Piotr Lisiewicz 12 W Polsce zdrowi ludzie siedzą w szpitalach psychiatrycznych, bo wielu biegłych reprezentuje katastrofalny poziom i jest uzależnionych od prokuratur i sądów – alarmują najlepsi polscy psychiatrzy. – Gdy chodzi o biegłych, obowiązuje u nas zasada czterech „b”: byle kto, byle jak, byle co i za byle jakie pieniądze Fot. sxc.hu 4 Fot. Tomasz Hamrat/Gazeta Polska Kraj \ Biegli psychuszkowie w akcji 2 KRAJ 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Spis treści WSTĘPNIAK \ Wróg Ludu To nie debata, tylko front Kraj N 2 /3 s. 8 s. 12 s. 13 s. 10 s. 32 3 -1 /8 Platforma to już dziś postkomuna / s. 4 Kłamstwo smoleńskie zakończyło swój żywot Biegli psychuszkowi w akcji Prezydenckie zakusy na SKW Wyścig zbrojeń w Platformie Węgrzy na Święcie Niepodległości Tomasz Sakiewicz 6 4- Z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiają Joanna Lichocka i Tomasz Sakiewicz Publicystyka/Felietony Kanon literacki – obronić i odnowić s. 16 Paszkwil – cudowna broń antypolska s. 22 Uczmy się od cristeros s. 33 Każdy ksiądz to pedofil, czyż nie? s. 33 Moskwa wie o nich wszystko s. 34 Ma być głupio, goło, ale wesoło s. 34 Poncjusz Piłat mieszka w Strasburgu s. 35 Bal Niepodległościs. 36 Mój dziadek Wiaczesław s. 36 3 /3 23 2- 6 / 2 -3 7 / 34 Wokół stanu wojennego / s. 14 -1 14 Aleksander Ścios Świat 1 Lekarz do zadań specjalnych Pies o rysach Putina kontra moskiewski narzeczony -2 Obama nie rozumie, kim jest Putin / s. 18 18 Z Danielem Pipesem rozmawia Olga Doleśniak-Harczuk s. 20 Genialny plan s. 21 Kultura Filip Rdesiński -2 5 Miłość francuska, spaghetti, ostrygi Człowiek niepogodzony 24 Drugie życie multipli / s. 24 s. 25 s. 25 Historia 7 Rozpoznajesz się na zdjęciu? -2 Krew dla Węgrów, nauka dla Polaków / s. 26 26 Wojciech Mucha s. 27 Kościół O przyczynach pedofilii na poważnie / s. 28 28 Tomasz P. Terlikowski Gospodarka 1 Fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska, Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska, Jorge Zapata/PAP/EPA, mat. pras., http://libcom.org/, Alex Bruda/sxc.hu, Jacek Turczyk/PAP -3 W pułapce niskiego wzrostu gospodarczego / s. 30 30 Z posłem Zbigniewem Kuźmiukiem (PiS) rozmawia Maciej Pawlak iesłychany atak na naukowców próbujących niezależnie od władzy ustalić prawdę o katastrofie smoleńskiej jeszcze raz przypomniał nam, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Po pierwsze, istniejące dowody wskazują na to, że 10 kwietnia 2010 r. doszło do zamachu, czyli morderstwa z premedytacją osób znajdujących się na pokładzie rządowego samolotu. Do dowodów, które mnie przekonują, zaliczam: brak krateru po uderzeniu w miękki grunt osiemdziesięciotonowego tupolewa, skala zniszczeń, jakich nie dokonałoby zderzenie z ziemią przy znanej prędkości, rozmieszczenie szczątków samolotu charakterystyczne dla wybuchu, a także wiele innych dowodów dużo bardziej szczegółowych przedstawionych przez naukowców. Przeciwko rządowej wersji świadczy przede wszystkim fakt sfałszowania zapisu ostatnich sekund lotu, ukrycie sygnału TAWS 38, konsekwentne pomawianie o spowodowanie tragedii bez jakichkolwiek podstaw merytorycznych prezydenta, gen. Błasika i pilotów, co świadczy o z góry przyjętej tezie. Kosmiczne historie z mierzeniem długości pancernej brzozy już dawno odebrały władzom jakąkolwiek wiarygodność. Jeżeli mamy pewność, że brzoza została złamana przed katastrofą, to wersja Anodiny–Millera po prostu nie istnieje. Marcin Wolski D emografowie biją na alarm – Polska się wyludnia! Polki, i owszem, rodzą w Londynie, ale nie w kraju. Niże demograficzne owocować będą kolejnymi i pod koniec XXI w. będzie nas o połowę mniej niż dzisiaj. Kto utrzyma nas na starość?! Trzeba skłonić Polaków, żeby wracali ze swoich Londynów i Dublinów, a co ważniejsze, postarać się, żeby reszta nie szła tak szybko w ich ślady. Od podobnych alarmów włosy stawały mi na głowie, dopóki nie przyszła mi do głowy myśl, że to wcale nie dramat. Nie narodowa tragedia, porównywalna – jeśli chodzi o efekty – z II wojną światową, lecz jedynie realizacja arcychytrego planu Donalda Tuska & co(lesi). I to planu perspektywicznego! Efektem pierwszoplanowym zachęcania Polaków do emigracji jest szybkie pozbycie się z kraju młodych, aktywnych, przedsiębiorczych, będących w kryzysowych sytuacjach paliwem ewentualnej rewolucji (łatwo policzyć, ile byłoby potencjalnych buntowników, do liczby obecnych bezrobotnych doliczając te dwa miliony emigrantów). Ale są przecież i dalsze konsekwencje. Dzięki działalności naszego Słońca Peru 10–15-milionowa Polska jutra stanie się prawdziwą Arkadią, w której na Skąd więc taka zajadłość w atakowaniu wszystkich i wszystkiego, co może podważyć raporty rządowe? Bo walka nie toczy się tylko o prawdę, ale dla wielu uwikłanych w smoleńskie kłamstwo także o kariery, wolność osobistą, a nawet życie. Jeżeli prezydent został zamordowany, to zaatakowano nasz kraj, państwo należące do NATO i wszyscy za to odpowiedzialni muszą ponieść daleko idące konsekwencje. Nie wierzę w to, żeby Rosjanie z powodu oskarżeń wobec Putina chcieli rozpętać awanturę w Europie. Słabnący watażka w takiej sytuacji zostanie natychmiast poświęcony na ołtarzu interesów otaczających go KGB-istów. Putin i Tusk chociaż należą do przeciwstawnych bloków politycznych, w sprawie Smoleńska walczą po prostu o życie. Razem z nimi bronią się bandy najemnych propagandystów, sprzedajnych prokuratorów i polityków. Siedzą na jednej gałęzi, która trzeszczy, stąd strach i agresja. Pojawiły się dwa ważne filmy: „Polacy”, o ekspertach smoleńskich Majki Dłużewskiej, i „Niosła go Polska” Roberta Kaczmarka, poświęcony Lechowi Kaczyńskiemu. Pierwszy ma być dodany do tygodnika „wSieci”, drugi jest sprzedawany razem z tygodnikiem „Do Rzeczy”. Choć mamy dzisiaj bardzo silną konkurencję, cieszy to, że pracę rozpoczętą przez środowisko „Gazety Polskiej” podejmują dzisiaj inni. To odpowiedź na smoleńskie kłamstwa i małpi jazgot oszalałych ze strachu i nienawiści sługusów Moskwy. każdego chętnego przypadać będą ekskluzywne pustostany. Do wyboru, do koloru. Nie trzeba też będzie budować nowych szlaków komunikacyjnych, liczba pojazdów zmniejszy się bowiem tak radykalnie, że nawet istniejące drogi można będzie przekształcać w ciągi piesze i ścieżki rowerowe. Nie ma też co straszyć przyszłych emerytów, że nie będzie kto miał pracować na ich emerytury. Albo też sobie wyemigrują na zachodni socjal, albo będą dorabiać jako służba u nabywców polskich dworków i rezydencji, zwabionych urokiem bujnej przyrody i panującym spokojem. Oczywiście możliwy jest gorszy wariant. Natura, jak wiadomo, nie znosi próżni, można się więc obawiać, że w miejsce Polaków napłyną tu przybysze z bliższego i dalszego Wschodu. Wyobraźnia podsuwa widok minaretów na Wawelskim Wzgórzu i warszawski Pałac Kultury zamieniony na pagodę. Pod meczetem Mariackim stanie pomnik Nieznanego Tatara, a pałac w Wilanowie przekształcony zostanie w muzeum im. Kara Mustafy. Ale to już będzie ich, nie nasz kłopot. Efektów swoich działań i zaniechań nie dożyją też dzisiejsi wizjonerzy, ich potomkowie zaś zamieszkają z pewnością jak najdalej. A że w kolejnym stuleciu Polacy w ogóle znikną, jak Etruskowie czy Kartagińczycy? Ekipy historyków aktualnie nami rządzących nic to nie obchodzi. W końcu „polskość to nienormalność”! 13 czerwca 2012 KRAJ www.gazetapolska.pl GAZETA POLSKA Piotr Lisiewicz Przy okazji ciekawostka: kto wywiózł pomnik sowieckiego bohatera? Gdańskie Przedsiębiorstwo Robót Sanitarno-Porządkowych SA (w skrócie PRSP). Wchodzę na stronę owej firmy i czytam: „Istniejemy na rynku od 1945 roku”. Działanie na rynku za Stalina oraz Gomułki to jeszcze lepsze od deklaracji niektórych komendantów wojewódzkich oraz miejskich „Służę w policji od 30 lat”. nuje si´ narodowym Êwi´tem, my, wyznawcy szlachetnej idei FUCK EURO, emocjonujemy si´ czym innym. Kibole z Warszawy ˝yli ods∏oni´ciem pomnika Kazimierza Deyny. Na uroczystoÊç z tej okazji przyby∏a Ewa Malinowska-Grupiƒska, przewodniczàca Rady Warszawy, ubrana w strój z ∏atami na ∏okciach. Nie tylko przyby∏a, ale jeszcze postanowi∏a zabraç g∏os. Skoƒczy∏o si´ na tym, ˝e uda∏o si´ jej wyg∏osiç nieca∏e jedno zdanie przemówienia, gdy˝ fundatorzy pomnika, czyli kibice Legii, przerwali jej chóralnym Êpiewem „Donald, matole”. Na swojej stronie internetowej Grupiƒska cytuje Abrahama Lincolna: „To pi´kne, gdy cz∏owiek jest dumny ze swego miasta. Lecz jeszcze pi´kniej, gdy miasto mo˝e byç z niego dumne”. Wychodzi na to, ˝e Grupiƒska jest tylko pi´kna. > Nie mam dobrego zdania o Polskich eurodeputowanych. Odwrotnie. Przewa˝nie do Parlamentu Europejskiego wysy∏ani sà – nie tylko u nas – aferzyÊci, by rodacy zapomnieli o ich przekr´tach. Fatalnie zbijanie brukselskich fortun dzia∏a na europarlamentarzystów PiS. Kasa uderza takowym do g∏owy i potem powstajà ró˝ne PJN-y i Solidarne Polski. Artyku∏ Ryszarda Czarneckiego w najnowszym „Nowym Paƒstwie” pokazuje, ˝e mo˝na patrzeç z Brukseli na Polsk´, nie tracàc z oczu jej interesu. Czarnecki to, wiadomo, osobnik kuty na cztery nogi, co to wsz´dzie si´ wkr´ci. Ale jednoczeÊnie dowód, ˝e mo˝na w tym „Rosjanie są do pewnego stopnia swoi i nasi” – stwierdził Jan Hartman. Pieprzony koniunkturalista musiał oczywiście wtrącić to „do pewnego stopnia”. Jak nic asekuruje się na wypadek rządów PiS. Mam nadzieję, że Ekscelencja Ambasador Aleksiejew odnotował ten afront. Wyjaśniło się, o co chodziło z tym sponiewieraniem Wałęsy przez brytyjskich celników – chciał on nielegalnie wwieźć do ich kraju sześć litrów szampana. Czy był to prezent od esbeka Edwarda Graczyka, gościa na niedawnych urodzinach Wałęsy, agencje milczą, bo nie ma to znaczenia. Gdyby chodziło o większość spośród służb III RP, Graczyk wykonałby dwa telefony do dawnych kolegów z pracy, ci zadzwoniliby do szefa owych służb i byłoby po problemie. A u Angoli taki numer niestety nie przechodzi. Jan Hartman z Ruchu Palikota pod nową nazwą oświadczył: „Amputując z naszych dusz Rosję, amputujemy część siebie i swojego dziedzictwa”. Bezspornie ma rację! Amputujecie. Rzecz jasna, jeśli posiadacie taki wymysł ciemnego kleru jak dusza. Niby tacy antyklerykałowie, a z ciemnogrodzkiego systemu pojęciowego wyzwolić się nie potrafią. „Rosjanie są do pewnego stopnia swoi i nasi” – stwierdził też Hartman. Pieprzony koniunkturalista musiał oczywiście wtrącić to „do pewnego stopnia”. Jak nic gnęli owe zdjęcia, w ramach dialogu zostali wywiezieni na komisariat. Parafrazując dowcip Jana Pietrzaka o demokracji ludowej z czasów PRL: „Jaka jest różnica miedzy dialogiem zwykłym a dialogiem ze środowiskiem »Gazety Wyborczej«? Taka sama jak pomiędzy krzesłem a krzesłem elektrycznym”. Rodzina Waciaków Ekscelencja Ambasador zna z pewnością słowa swojego szefa Putina, który w 2006 r. nawiązując do podejrzeń o molestowanie seksualne, wysuwanych wobec izraelskiego prezydenta, powiedział do jego dyplomatów: „Dziesięć kobiet zgwałcił! Nigdy bym się po nim tego nie spodziewał! Wszystkich nas zadziwił! Wszyscy mu zazdrościmy!”. No więc jak rozumiem, Ekscelencja zeźlił się o to, że rzeźba powinna przedstawiać gwałcącego Putina, a nie jakiegoś nic nieznaczącego żołnierza. Pytanie do autora pomnika Jerzego Bohdana Szumczyka: chyba da się to zrobić? Rys. Jaros∏aw Melchior Czarnecki broniç przed ni˝ej podpisanym Piotra Skwieciƒskiego, który systeWracajączajmuje do gwałcącego matycznie si´ podgryza- Putina. Nasuwa się pytaniemdlaczego i wyÊmiewaniem tych, którzy nie, Szumczyka nie bronią feministki? Przewalczà o prawd´ o Smoleƒsku. cież rzeźba Ostatnio – prof.przypomina Biniendy. Argu-o autentycznej krzywdzie menty: Skwieciƒski by∏ odmilionów kobietkiedyÊ gwałconych przez autentycznie zewa˝ny (prawda), a samców. Lisiewicz „obzwierzęconych A gdzie wsparcie od zwolennosi si´ z zami∏owaniem do upijaników z Niemcami? Cóż może służyć mu nia si´pojednania do nieprzytomnoÊci pod mostami” (prawda, lepiej niż piękny gest mo˝e młodego Polaka, który mimo z wyjàtkiem nieprzytomnoÊci, ze ogromu niemieckich na jego narodzie potrawzgl´dów zbrodni praktycznych – pod mofistem – zgodnie historyczną – dostrzec krzywspa∏oby z si´prawdą niewygodnie). Niestety, obie prawdy nijak nie podę milionów Niemek? Donaldzie Tusku, ty germanoprawiajà oceny ordynarnej zdrady fobie, dlaczego milczysz? Co na to dziadek?! polskiej sprawy przez Skwieciƒskiego. Przy okazji Karnowski zarzuci∏ „ca∏emu Êrodowisku medialJeszcze raz wracając do córki Himmlera (tfu, tfu!). nemu skupionemu wokó∏ Tomasza Nazwała ona˝eteż Hofmana ze względu na jego Sakiewicza”, „coAdama chwila wypuszcza torpedy insynuacji” imprezowe żarty „kompletnie zdemoralizowaną osow stron´ „innych, samodzielnych bą”, co kompromituje jako partię „chrześcijańskoÊrodowisk”. Problem w tym,PiS ˝e dla nas Skwieciƒski toAż niestrach jest ju˝ ko-patriotyczną”. pomyśleć, jak takowy elektolegawedle z innego Êrodowiska ciàgnàcy rat wizji Michała Kamińskiego (słynnego z liczwózek w tym samym kierunku. On nych cnót byłego przyjaciela go szarpie w kierunku przeciw- posłanki SLD Sylwii Pusz) nym. Szkodzàc sprawiesię niepodlepowinien odnosić nie do błahych żartów, a zdecyg∏oÊci Polski. Samodzielnie? Niedowanie mało wzorowych wykluczone, to ju˝ zmartwienie w kwestiach damsko-męskich Piłsudskiego i Dmowskiego. Już mojegożyciorysów szanownego polemisty, który jest jego kolegà redakcyjnym. wiem: splunąć z obrzydzeniem na ich bezeceństwa i poKarnowskiemu wypada przypopierać KPP! czyni dzisiaj Kamiński, udzielając mnieç, ˝e jest wJak naszej sekcieto ob∏àkaƒców nowy.organowi My go jeszcze obluwywiadów potomków tegoż środowiska. kujemy podejrzliwie: Êwir jak my czy tylko udaje? Wiem, wiem, jego We Wrocławiu odbył się Dialog Festiwal. ZaproszozdolnoÊci organizowania w∏asnych awansów sà legendarne. Prezesem Baumana znanego z prono na niego mjr. Zygmunta TVP b´dzie w przysz∏oÊci jak nic. wadzenia dialogu bohaterami za pomocą Niemniej sekta rzàdzi z si´polskimi innymi wydawania ich śmierć oraz tortury. Na miejsce prawami. W niej jestna przedszkolakiem, oseskiem. taki w roli którzy trzymali zdjęcia przybyło 22 Jako obywateli, rozstawiajàcego po kàtach tych, co uczestników dialogu z wyformacją Baumana, dla któÊwirujà ca∏e zawodowe ˝ycie, glàdasłuchanie doÊç zabawnie. Zresztà, co rych jego intelektualnych argumentów zatu du˝o mówiç: on przecie˝ nawet kończyło się niegdyś śmiercią. Gdy obywatele wyciąani razu pod mostem nie pi∏! < Mirosław Andrzejewski Ambasador Rosji Aleksander Aleksiejew zeźlił się na gdańskiego artystę, który wykonał pomnik żołnierza sowieckiego gwałcącego kobietę i oświadczył, że „poprzez swoją pseudosztukę znieważył pamięć ponad 600 tys. żołnierzy radzieckich, poległych w walce o wolność i niepodległość Polski”. Ekscelencjo Ambasadorze, zdaje się, że problem z tymi waszymi żołnierzami polega na tym, że oni w tym samym stopniu nie gwałcili, w którym walczyli o naszą wolność i niepodległość. 3 > Przez 6 lat pracowa∏ w „NewMacierewicz, straszny Macierewicz psuje wizerunek sweeku”, potem w „Dzienniku” PiS! A Jarosław Kaczyński powinien się od niego odciąć. na kierowniczych stanowiskach, Abyjak nie do odcina jest tak samo straszny – tak to przejÊç „Polskisię, The to Times”. Kto to taki?parę Oszo∏om, sekciarz, szło przez tygodni. Po warszawskim referendum moher, pisowski lud? Ej, chyba nie poszła nowa wersja: – powiedzà Paƒstwo. Nie ostanie te tytu∏y. się HGW to wina straszneTo Kaczyńskiego. jakiÊ normalny, a nie wariatPiS taki powinien się odciąć od Kago Teraz jak my. Osoba, o której mowa, to czyńskiego, bo odstrasza niezdecydowany elektorat, Micha∏ Karnowski. Zradykalizowa∏ aon jakswoje się nie da, wtoostatnich chociażlago schować. Itd., itp. A co my poglàdy tach. okolicznoÊci na to?Zbiegiem Ano tyle, że nigdyakunie poprzemy żadnego polityrat wtedy, kiedy pojawi∏a si´ na naka, nie jest w prorządowych mediach potworem. szektóry oszo∏omstwo koniunktura wÊród I Êwietnie, jest PiS bezczytelników. Kaczyńskiego, Macierewicza i jeszcze paru twarnas wi´cej o Karnowskiego – podzieli na czele, zarządzany przez jakąś sprawną PR-owo wiedzielibyÊmy. Gdyby... No w∏a40-letnią prostytutkę Ênie, ostatnio na swoim stałby portalu się – ewolucyjnie rozrobiewPolityce.pl Karnowski postanowi∏ nie działaczy potrwałoby parę lat – nową PO. dam Adamowi Michnikowi: wciąż żyje córka Heinri-Bo nie by∏a Rosji potrzebna. > Oj posypià si´ teraz dymisje w nacha Himmlera. establishmenI spełnia tengrozi∏a identyczny wymóg co mimowolnym umi´dzyszym rusofobicznym sprawy. ReporGiertych z Kamińskim. Z całąnarodowieniem pewnością nienawidzi cie! Kto wyleci? Niesio∏owskiego opisywane widowiskowo przez Tuterzy owi pierwszy raz us∏yszepoglądów Jarosława Kaczyńskiego. lityczna 40-latków. Tych nieodrodnych dzieci III RP, niczym nieróżniących się mentalnością od rówieśników z PO. Znam was jak własną kieszeń. Jako wasz rówieśnik. KRAJ wszystkim niesię dopuÊciç do zachwia-rządów PiS. Mam nadzieję, asekuruje na wypadek proporcji mi´dzy sprawami wa˝-odnotował ten afront. żenia Ekscelencja Ambasador nymi a partyjnymi gierkami. > „Olejnikowa zeÊwirowa∏a, ma sedes na g∏owie” – t´ hiobowà wieÊç przyniós∏ mi w poniedzia∏kowy wieczór SMS-em znajomy, który obejrza∏ dziennikark´ w TVN, w reklamujàcym Euro 2012 kapeluszu. „Gazeta całego odcina się od swojej „Pewnie chceWyborcza” zareklamowaç na twórdawnej antyfaszystowskiej czoÊç »Sedesu«” – odpisa∏em, bo linii! Po tym, jak jej pozyprzypomnia∏bohaterem mi si´ ten stary pun- niedawny szef Młodzieży tywnym został kowy zespó∏. Na co kolega, wielki Wszechpolskiej, znanejka-z zamawiania pięciu piw, erudyta w sprawach twórczoÊci pel punkowych równie˝ postanowiła skiczyli Roman (jak Giertych, pójść o krok danowskich oraz muzyki Oi!), odpisa∏ lej. Tym razem przeprowadziła życzliwy wywiad dedykowanym Olejnikowej fragzmentem Michałem działaczem jeszcze szlagieruKamińskim, wspomnianej za- byłym PIOTR LISIEWICZ ∏ogi: „Zakr´cony jesteÊ jak domek radykalniejszego NOP, które skądinąd nazywa ona Êlimaka / Zakr´cony jesteÊ jak s∏oik ugrupowaniem faszystowskim. A co do samego Kapo d˝emie / Problemy w Ciebie walà jak sraka praptaka Ty był maszw jeszmińskiego, to/ Ale gdy PiS, >> cytowała zegdy zgrozą opiW w Warszawie cze jedno ˝yczenie”. I mediów: dopisa∏, jakie„piewca chwili, nie zachodnich Pinocheta. Homosà dziennikarze z ca∏ego Êwiato marzenie ma kobieta nakryta defob, rasista,„Donek antysemita”. Podpowiaskà klozetowà: not dead”. Co będzie ta, ˝adnadalej? awantura o Smoleƒsk ska zas∏ugi tym razem nie uratujà. liby, ˝e z tym Êledztwem smo„JeÊli ci fanatycy chcà si´ tam nadal leƒskim jest coÊ nie tak. Skoro kot∏owaç, niech robià.robią Warsza-mi się „Czułem, żetooczy mokre” – oświadczył nie uda∏o si´ zastraszyç organiwiacy ich sami stamtàd przegonià” Donald Tusk w sierocińcu w Zambii. Ciekawe, jak – mówi∏ o takich, co sk∏adajà kwiaty zatorów miesi´cznicy, to naleOstachowicz w rozliczeniach przed siedzibà prezydenta, zamiast ˝ykaże si´ dozaksięgować nich niemal wyprzy∏àna cmentarzu. Z kolei HGW t∏umadatki na cebulę? czyç – skumali putinowcy. czy∏a, dlaczego nie mo˝na ich sk∏aNiech Polaczki podziwiajà nadaç pod upami´tniajàcà ofiary Smo„Cudowne dziecko dwóch milicjantów”, czyli Jerzy leƒska tablicà na Pa∏acu Prezydencszà wspania∏omyÊlnoÊç. Poznakim. Nie da si´, bo to pas drogi. Owsiak (nie mylić z „cudownym dzieckiem dwóch jà jà jeszcze, poznajà. Ale jak „Banda oszo∏omów”, „pisowscy fewyjadà ˝urnalisty. << pedałów”, czyli Ryszardem Szurkowskim – wedle styniarze” – tak palàcych znicze na Krakowskim PrzedmieÊciu okreBohdana Tomaszewskiego), zabrało głos w dniu rozÊla∏ naczelny „Newsweeka” Tomasz poczęcia konferencji smoleńskiej, wypowiadając Lis. A Tomasz Na∏´cz przed przyjazsłowo „k…a”. Ważki ów argument, obalający pseudodem rosyjskich pi∏karzy do Bristolu t∏umaczy∏: „MyÊmy si´ ju˝niekompetentnych przyzwynaukowe brednie 50 pseudonauczaili do sk∏adania wieƒców i do urokowców, zajął poczesne czystoÊci ˝a∏obnych pod siedzibàmiejsce wśród newsów pug∏owy paƒstwa, alemediów. dla Rosjan toJako jest tinolubnych człowiek wstydliwy, co dziwactwo”. Tymczasem Moskwa, razem, gdy brzydki wyraz czerwieni się za każdym lekcewa˝àc autorytet swojej priwisłyszy, błagam Owsiaka, by mniej przeklinał. Bo tego slanskiej sfory, zarzàdzi∏a nagle: rofià „wycofywaç si´ w najwi´kszym posyjska reprezentacja sk∏ada się ch…wo słucha, tywieniec milicyjny synu jeden ty. rzàdku”. By zyskaç na czasie, uÊpiç na Krakowskim PrzedmieÊciu. Wywroga i uderzyç ze zdwojonà si∏à w odsz∏o wi´c na to, ˝e Niesio∏owski „Niewarszawiaków mogę słuchać tej trucizny nienawiści” – podpowiedniejszym momencie. W chwiszczu∏ na Ruskich, li, gdybrednie w Warszawie dziennikarze HGW pi´trzy∏a przedpseudonaukowe Putinem biusumował owe 50sàpseudoz ca∏ego Êwiata, ˝adna awantura rokratyczne przeszkody, Lis uwa˝a profesorów Owsiak. No to, że zlio Smoleƒsk przez nie by∏a Rosji potrzebna. go za oszo∏oma i festyniarza, a Na-i wszystko Bo grozi∏a dobrych mimowolnymczasów umi´dzyna∏´cz za dziwaka. Zdenerwuje si´ kwidowali milicję. Za dawnych, rodowieniem sprawy. Reporterzy owi W∏adimir zi ka˝e rusofobiczmama tatąpognaç wypałowaliby w trymiga jajogłowych pierwszy raz us∏yszeliby, ˝e z tym nà swo∏ocz. A redaktor Lis ju˝ ˝adza pomiędzy poszczególnymi Êledztwem smoleƒskimuderzejest coÊ nie negonienawiść, wywiadu z Miedwiediewem nie uda∏oOwsiaków si´ zastraszyç ornie poprowadzi. niami powtarzając ulubionetak.wSkoro rodzinie ganizatorów miesi´cznicy, to nale˝y słowo „k”. si´ do nich niemal przy∏àczyç – sku> Opisanana wy˝ej szopka pokazuje, jak mali putinowcy. Niech Polaczki podzisprawna jest polityka Moskwy. Zamorwiajà naszà wspania∏omyÊlnoÊç. dowaç przeciwnika? ˚aden problem. Córka Himmlera, znaczy przepraszam, Michał Ka-Poznajà jà jeszcze, poznajà. Ale jak wyjaUpokarzaç wroga na bezczelnego, by miński, orzekł przy okazji wspomnianego wywiadà ˝urnalisty. os∏abiç jego wol´ oporu, pozostawiajàc porzucone ludzkie szczàtki i wrak du: „To Kaczyński jest problemem tej partii”. Nie, > W czasie, gdy ca∏a Polska na czele w Smoleƒsku? Bez zmru˝enia oka. Michałku. Problemem prawicy jest prostytucja poz panià z sedesem na g∏owie fascyAle jak pisa∏ Lenin, bolszewicy potra- 3 4 KRAJ 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Wywiad \ Z Jarosławem Kaczyńskim, prezesem PiS, rozmawiają Joanna Lichocka i Tomasz Sakiewicz Jest Pan zadowolony z wyników referendum? Byłbym, gdyby udało się odwołać panią Hannę Gronkiewicz-Waltz, bo jest fatalnym prezydentem. Ale nie jest tak, że nie mamy powodów do satysfakcji. Jeśli wziąć pod uwagę, jak szeroki front ludzi nawoływał do bojkotu referendum, oraz to, ilu wyborców zazwyczaj bierze udział w takich przedsięwzięciach, to wynik jest całkiem dobry. Frekwencja była wyższa niż w Elblągu, w Łodzi czy w Częstochowie, gdy odwołano tamtejszych prezydentów. Trzeba też dodać do tego jeszcze jeden fakt – referendum stało się w istocie jawne. Platforma to Do bojkotu nawoływali premier, prezydent, prezydent Warszawy, marszałek sejmu… W tej sytuacji decyzja o pójściu na referendum była powiedzeniem: jestem przeciwko temu, co się dzieje w Polsce, chcę zmienić władzę. Jeśli w Warszawie, w miejscu dość specyficznym, ponad 300 tysięcy osób podpisało się pod takim postulatem, to nie jest najgorzej. Myślę, że w warunkach tajności byłoby ich dużo więcej. Presja władzy sprowadzała się do komunikatu: idziesz na referendum, jesteś „pisior”. Wybory więc rzeczywiście nie spełniały wymogów konstytucyjnych. Było tyle różnych nadużyć, z brakiem tajności na czele, że w praworządnym państwie pewnie byłyby unieważnione. U nas nie ma co mieć złudzeń w tej sprawie. Tylko że politycy PiS nie mówili o tym zbyt dobitnie przed referendum. W połowie sierpnia Janusz Wojciechowski napisał na swoim blogu, że premier i prezydent łamią prawo, naciskając na urzędników zależnych od PO, by nie szli głosować. A potem cisza. Dlatego Donald Tusk może mówić: „Jak rozumiem, jest to reakcja tych, którzy przegrali, bo tydzień, dwa czy trzy tygodnie temu tych zastrzeżeń nikt nie zgłaszał”. Nie jest tak, że nikt nie zgłaszał zastrzeżeń, i faktycznie pierwszy był Janusz Wojciechowski. Myśmy jednak zastanawiali się nad tym, czy wokół tego prowadzić kampanię, i doszliśmy do wniosku, że możemy jeszcze bardziej wystraszyć wyborców. Uświadamiając im jeszcze dobitniej niż PO istotę tego szantażu? Chodziło nie tylko o urzędników komunalnych czy państwowych, szantaż dotyczył znacznie większej grupy ludzi. W Warszawie jest ogromna liczba firm, które są uzależnione od państwa. Ilu ich właścicieli i pracowników nie poszło na referendum w obawie, że to będzie źle widziane, że zaburzy to dobre relacje z urzędami zarządzanymi przez PO? Hasło, że idzie na wybory ten, kto się sprzeciwia obecnej władzy, wprowadziło mechanizm, w którym znaczna część mieszkańców Warszawy – szczególnie tych, którzy zapewniają rodzinom utrzymanie – mogła czuć się nieswobodnie. Także ich małżonkowie czy będący w tym samym gospodarstwie domowym inni członkowie rodziny. Do mediów niezależnych docierały sygnały, że szefowie urzędników wprost zalecali podwładnym bojkot referendum. Wiemy, że to był mechanizm, w którym posuwano się bardzo daleko. Jednocześnie PO tworzyła różne racjonalizacje decyzji o bojkocie, wiedząc, że samo straszenie mogłoby być nieskuteczne. Nie wszyscy wyborcy chcą przyznawać się sami przed sobą do postawy opartej na strachu. Zatem mówiono, że referendum nie ma sensu – bo za rok wybory, może się wszystko jutro poprawi. Jednak mimo tej profesjonalnej operacji do ważności referendum zabrakło zaledwie 45 tysięcy głosów. Napisał Pan wspólnie z prof. Piotrem Glińskim list w sprawie łamania standardów demokratycznych, PiS składa projekt ustawy, PO jest główną, w sensie funkcjonalnym, formacją postkomunistyczną. Stanowią o tym relacje z establishmentem i to, co nazywamy niekiedy żartobliwie nowym światopoglądem naukowym, specyficzna forma uproszczonego liberalizmu czy raczej lumpenliberalizmu, określająca m.in. stosunek do państwa, a dokładniej niechęć do niego, podtrzymująca jego miękki, skrajnie nieefektywny kształt. To jest przecież dokładnie to, co było potrzebne komunie w okresie przemian. Była to ideologia skrojona dla nich, w ramach której mogli przeżyć i umocnić się w roli nowej klasy właścicielskiej. która ma temu przeciwdziałać. Nikt inny jednak, żadne organizacje, elity, politycy się nie oburzają. List napisaliśmy, a jeśli chodzi o protesty, to cóż, praworządność jest atrybutem pewnego typu organizacji społeczeństwa, którego elementem jest też pewien rodzaj mentalności elit. Te warunki nie są u nas spełnione, prawo staje się wręcz instrumentem w ręku grup i jednostek społecznie silniejszych. Rozkład sił jest daleki od równowagi, a o elitach można tylko powiedzieć, że są pożal się Boże… Zdaniem TNS tylko 56 proc. wyborców PiS z poprzednich wyborów poszło do referendum. Nie udało się ich zmobilizować. Nie brałbym zbyt poważnie pod uwagę tych liczb, wiadomo, że wszystko to służy do tego, by uderzać w PiS i we mnie osobiście. Zresztą atakującym nie przeszkadza używanie argumentów wzajemnie się wykluczających. Z jednej strony słychać, że Kaczyński odstraszył wyborców swoją straszną fizjonomią, z drugiej, że ich nie zmobilizował (śmiech). Ale je- KRAJ 5 Referendum warszawskie nie spełniało wymogów konstytucyjnych. Było tyle różnych nadużyć, z brakiem tajności na czele, że w praworządnym państwie pewnie byłoby unieważnione już dziś postkomuna W Warszawie jest ogromna liczba firm, które są uzależnione od państwa. Ilu ich właścicieli i pracowników nie poszło do referendum w obawie, że to będzie źle widziane, że zaburzy to dobre relacje z urzędami zarządzanymi przez PO? Hasło, że idzie na wybory ten, kto się sprzeciwia obecnej władzy, wprowadziło mechanizm, w którym znaczna część mieszkańców Warszawy mogła się czuć nieswobodnie. Fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska śli chodzi o brak mobilizacji elektoratu PiS, to myślę, że coś w tym jest. Struktura wykształcenia wyborców pokazuje, że faktycznie do referendum nie poszła część naszego elektoratu. Wyborcy PiS stanowią klasyczny elektorat przekrojowy – mamy mniej więcej takie samo procentowe poparcie we wszystkich grupach według poziomu wykształcenia. Tymczasem do referendum poszli niemal wyłącznie ludzie z wykształceniem wyższym i średnim lub pomaturalnym. Z wykształceniem niepełnym i zawodowym było tylko kilka procent. To znaczy, że do tych słabiej wykształconych wyborców nie dotarliśmy. Gdyby oni poszli, dziś Hanna Gronkiewicz-Waltz nie rządziłaby Warszawą. Dlaczego nie dotarliście? Najwyraźniej nasz przekaz odwołujący się do tradycji i przeszłości, ale budujący przyszłość Wielkiej Warszawy, okazał się dla nich nieprzekonujący. Być może te grupy bardziej reagują na kontrkampanię – w tym wypadku, że litera „W” to symbol Powstania Warszawskiego, mimo że to nieprawda. Niemniej łatwo było zbudować skojarzenie z godziną „W”. Zwłaszcza że jedna z pierwszych wypowiedzi rzecznika PiS mówiła: tak, oczywiście nawiązujemy też do tradycji powstańczej. Ale chodziło o tradycję, z której bierze się wielkość Warszawy. Myśmy sobie to dobrze przemyśleli, decyzje podejmowaliśmy na podstawie badań. Warszawa zasługuje na myślenie w kategoriach metropolii i bardzo wielu wyborców dokładnie tak to odczuwa. Być może był to jednak błąd. Są tacy w naszej partii, którzy mówią, że błędem było zaniechanie przez nas tego, co robimy w innych miastach – czyli mocnego uderzenia spotkań, w które zaangażowanych byłoby, dajmy na to, stu parlamentarzystów. Uznaliśmy jednak, że może to się spotkać z ostrą kontrakcją, iż to nie są warszawiacy. Jednak gdybyśmy w wielu osiedlach zrobili spotkania, to może dzięki nim dotarlibyśmy do większej grupy wyborców. Prof. Jadwiga Staniszkis przyznaje Panu rację, że ludzie bali się zagłosować, bo żyjemy w państwie „potencjalnie opresyjnym”. Że gdy się popatrzy na mapę, jak głosowano, to „widać pierścień strachu” wynikający z obawy o pracę i spłatę kredytów. Ale też, jej zdaniem, PiS nie jest w oczach wyborców gotową alternatywą dla rządów PO. I że mógł prowadzić kampanię „subtelniej”. Cały czas mówimy o problemie z dotarciem do wyborców i przekonaniem ich, że warto postarać się o zmianę tych rządów. Największe firmy outdoorowe w Warszawie odmówiły nam umieszczenia billboardów. W efekcie mieliśmy ich tylko 60 i nie było ich w najbardziej atrakcyjnych miejscach miasta. Sam widziałem na ulicy tylko jeden z nich. Ale powtarzam, zważywszy na szerokość frontu osób namawiających do bojkotu, frekwencja na poziomie 25 proc. to bardzo dobry wynik. O co właściwie chodzi, Pana zdaniem, Leszkowi Millerowi? Chce współrządzić. U niego to bardzo silna motywacja, chciałby zakończyć karierę polityczną na bardzo wysokim stanowisku. Ale SLD chyba ucierpi na sojuszu z PO? Niekoniecznie. Myślę, że nadrzędnym celem jest tu stanowisko dla lidera tej partii. Leszek Miller sam mówi, że jego celem jest bycie marszałkiem sejmu, ale sądzę, że po cichu myśli, iż po wyborach SLD z PO stworzą rząd, tyle że to SLD będzie miało lepszy wynik niż Platforma, i wtedy on zostanie premierem. Proszę pamiętać, że jego premierowanie skończyło się kompletną kompromitacją. Sądzę, że lider SLD nie chce kończyć życia jako polityk, który przegrał. Już mu się dużo udało odrobić i chce to zwieńczyć wielkim sukcesem. Mówi się, że chce stanowiska wicepremiera. I to już w tej kadencji. 6 KRAJ Nie sądzę, by to było wystarczające. Z pewnością liczy co najmniej na stanowisko marszałka sejmu. Był ministrem dwóch resortów, potem premierem, stanowisko marszałka jest dobrym ukoronowaniem tej drogi. Tu gra chęć pokazania we własnym środowisku politycznym: wyrzuciliście mnie kiedyś na bruk, a mimo wszystko wyszedłem na swoje. Już zresztą pokazał, że jego kwalifikacje polityczne są nieporównanie lepsze niż jego „prześladowców” z SLD. Ale wspólny rząd z PO to raczej kwestia planów na czas po wyborach, choć w polityce niczego nie można mówić na pewno. Zwłaszcza że jest coraz większy problem ze stabilnością tego rządu i samej Platformy. Nie wypowiadam się w tej sprawie, bo nie mam wystarczającej wiedzy. Wydaje mi się, że Platformę silnie spaja strach przed utratą władzy. Dlatego jeśli ich notowania nie spadną poniżej 20 proc., nie liczę, że PO się posypie. Wynik referendum jest o tyle przykry, że wybija z rytmu trend, który miał przesądzić o losie Tuska. Jednoznaczność oceny – 95 proc. za odwołaniem pani prezydent – tych, którzy poszli na referendum, nie jest obojętny dla postrzegania PO. Na pewno nie jest to żaden sukces pani prezydent, dostała strasznie po głowie. 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl skomplikowanym procesie, wyłoniła się na tyle silna, że mogła podjąć transformację. Przeszła w nowy system z pewnymi stratami, przy różnych zmianach hierarchii, ale w III RP stała się podstawą establishmentu. Dokooptowano z jednej strony politycznej niektórych ludzi z Solidarności, przy czym w grę wchodziły tu też korzyści ekonomiczne, a z drugiej ludzi, którzy się do nich jakoś przebijali. PO ten stan rzeczy zaakceptowała i po upadku SLD zaczęła tę grupę obsługiwać. Gdy teraz zaczyna słabnąć, to z punktu widzenia interesów establishmentu funkcjonalne jest połączenie sił z SLD. Proszę pamiętać, że elementem obozu postkomunistycznego jest także PSL. Zatem w największym skrócie – PO to postkomuna. Dokładnie tak. Jeśli możemy mówić, że jest taki fenomen jak system postkomunistyczny, który niektórzy nazywają postkolonialnym, bo on ma wiele, zwłaszcza w sferze kulturowej, cech postkolonializmu, to niewątpliwie PO jest główną, w sensie funkcjonalnym, formacją postkomunistyczną. Stanowią o tym różnego rodzaju relacje z establishmentem i to, co nazywamy niekiedy żartobliwie nowym światopoglądem naukowym, specyficzna forma bardzo uproszczonego liberalizmu czy raczej lumpenliberalizmu, określająca m.in. stosunek do państwa, a dokładniej niechęć do niego, podtrzymująca jego ry. Sądzę, że żadnego pęknięcia nie będzie, chyba że Donald Tusk postanowi ratować się przed kompromitującym zakończeniem kariery politycznej próbą przeniesienia się do Belwederu. Ale dziś nie ma poważnych przesłanek, by sądzić, że taki właśnie mógłby mieć plan. Zgrzyty, wyszarpywanie sobie jakichś wpływów – pewnie tak, ale nie jest to żadna wojna, która ma jakieś znaczenie polityczne. Pomówmy o ostatnich wydarzeniach wokół zespołu Antoniego Macierewicza. Wydaje się, że wściekły atak komisji Laska i jego ludzi wcale nie pomaga Tuskowi. Na dłuższą metę wzmacnia raczej pozycję Antoniego Macierewicza. Atak wywołany jest wychodzeniem na jaw nowych faktów, takich jak raport Klicha, jednoznacznie określający winę Rosjan. Pamiętajmy, że zawsze najgorsze są argumenty, które padają ze strony własnego obozu, a wcześniej były skrzętnie ukrywane. Ale oprócz pojawiania się nowych, kompromitujących rząd faktów jest jeszcze jeden czynnik – chyba bardzo ważny – to jest nacisk Moskwy. Czyli? By sprawę Smoleńska zakończyć. Przecież już dawno miało być po wszystkim, emocje miały opaść, jak to mówił Bronisław Komorowski, po kilku miesiącach, najdalej po roku. Nie wszystkim. W istocie 80–90 proc. wyborców ma interes w tym, by nas poprzeć. Tylko raptem dla jakichś 2 proc. wyborców – tworzących ów establishment postkomunistyczny – byłoby to niewątpliwie niekorzystne. W Polsce, m.in. z powodu braku równowagi medialnej, istnieje ogromna różnica między bytem a świadomością całych grup ludzi. Tylko szeroki front poparcia dla PiS może to przełamać. Chodzi o to, żeby zrozumiano, że tym razem to już naprawdę gra o wszystko, że obecnej władzy chodzi o całkowitą przebudowę Polski, o odrzucenie tradycji Kościoła, o radykalne zdegradowanie Polaków, zniesienie wszelkich przesłanek naszej nie tylko politycznej, ale także religijnej i kulturowej suwerenności. Nie ma Pan wrażenia, że tworzona jest właśnie formacja, która ma zagospodarować konserwatywny i katolicki elektorat po stronie systemu III RP? I że może za tym stać lobby związane z OFE? Mogę się mylić, ale mniej poważnie traktuję Jarosława Gowina niż państwo. Jarosław Gowin nie zakłada partii po to, by zatrzymać odpływ centrowych wyborców z systemu III RP? Żeby utworzyć formację, która ma mieć jakieś znaczenie, musi być grupa zainteresowana jej powstaniem, posia- W Polsce, z powodu m.in. braku równowagi medialnej, istnieje ogromna różnica między bytem a świadomością całych grup ludzi. Tylko szeroki front poparcia dla PiS może to przełamać. Chodzi o to, żeby zrozumiano, że tym razem to już naprawdę gra o wszystko, że obecnej władzy chodzi o całkowitą przebudowę Polski, o odrzucenie tradycji Kościoła, o radykalne zdegradowanie Polaków, zniesienie wszelkich przesłanek naszej nie tylko politycznej, ale także religijnej i kulturowej suwerenności. Czy współpraca PO z SLD jest ujawnieniem się na nowo podziału postkomunistycznego, gdzie PO stała się liderem postkomuny? W moim przekonaniu, odkąd PO przejęła władzę, podział postkomunistyczny zupełnie się odtworzył. Nie w tym sensie, że już wtedy Platforma zawarła sojusz z SLD, ale funkcjonalnie weszła w miejsce osłabionego SLD. Zrobiła to, broniąc zdecydowanie interesów establishmentu ukształtowanego w ciągu mniej więcej ostatnich trzydziestu lat. Jego dziełem w wielkiej mierze jest transformacja. Początków trzeba szukać w chwili, kiedy aparat komunistyczny zaczął się zmieniać w grupę ludzi o uświadomionym interesie ekonomicznym, łączących się ze sobą także więzami rodzinnymi. Ten proces był jakoś moderowany przez władze komunistyczne. Gomułka próbował z tym walczyć, było to zresztą wtedy odbiciem tego, co działo się w Moskwie. Zapadło tam wiele wyroków śmierci po próbach reform Kosygina, które doprowadziły do nadużyć gospodarczych, przynajmniej w rozumieniu ówczesnych władz. W PRL został wykonany jeden. Potem w czasach rządów Jaruzelskiego ta grupa, w dość miękki, skrajnie nieefektywny kształt. To jest przecież dokładnie to, co głoszą twórcy PO, i jednocześnie jest tym, co było potrzebne komunie w okresie przemian. Była to ideologia skrojona dla nich, w ramach której mogli przeżyć i umocnić się w roli nowej klasy właścicielskiej, a więc panującej. Kontynuacją rządów komuny jest też całkowita rezygnacja Polski z pełnienia roli podmiotowej w polityce zagranicznej. Czy Pana zdaniem istnieje szansa na rozłam w tym obozie? Czy może nim być rywalizacja między Bronisławem Komorowskim i Donaldem Tuskiem? Nie wierzcie w to. Rozgrywka między Komorowskim a Tuskiem byłaby poważna tylko pod jednym warunkiem – jeśli Donald Tusk zacznie poważnie brać pod uwagę, że mógłby zostać prezydentem. Wtedy rzeczywiście pojawiłby się przedmiot sporu. Jeśli nie, to Bronisław Komorowski pozostając w przekonaniu, że zostanie wybrany na prezydenta na drugą kadencję, zachowując jakieś wpływy i będąc – jak ktoś słusznie napisał – politykiem „średniego formatu”, który zapewnia swoim starym kolegom miejsce pracy i znaczenie, nie będzie wchodził w spo- udało się i w Rosji mogą coraz bardziej się niecierpliwić. Sprawa się ciągnie, może się zmienić władza, różne jeszcze mogą być jej losy. Więc pewnie coraz bardziej cisną: kończcie z tym. To powoduje, że prokuratorzy ucinają wszystkie dodatkowe śledztwa. dająca przy tym autentyczne poparcie społeczne. Same ambicje jakiejś grupy, nawet dysponującej pokaźnymi siłami sponsorskimi, które rzeczywiście w tym wypadku można sobie wyobrazić, nie wystarczą. Ambicje Gowina – ale co poza tym? Komisja Laska jest pewnie po to, by uspokoić Rosjan, ale działa tak, że zamiast wyciszać, podgrzewa nastroje. Trudno mi powiedzieć, kto w tej chwili wygrywa w społeczeństwie ze swoją narracją – rząd czy strona niezależna. Przewaga siły ognia po tamtej stronie jest wciąż znaczna. Proszę pamiętać, że wielu ludzi chce, żeby było dobrze, i odrzuca hipotezę zamachu, bo to budzi lęk przed konfliktem z Rosją. Nie ma wątpliwości, że warunkiem pozytywnego wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej jest zdobycie władzy przez PiS i wywalczenie przewagi medialnej. Ale tak właściwie jest ze Od czasu do czasu pojawia się pogłoska, że może do niego przystąpić Jerzy Buzek. Jak dotąd nie przystępuje, a Donald Tusk publicznie obiecuje Jerzemu Buzkowi stanowisko szefa Europejskiej Partii Ludowej po śmierci Wilfrieda Martensa. Gdyby Jarosław Gowin wyprowadził kilkudziesięciu posłów, miał swój klub, a w związku z tym pewną pozycję formalną w polityce, a za nim stałoby wielu ludzi z otwartą przyłbicą, wtedy faktycznie można by zastanawiać się, czy obóz postkomunistyczny nie tworzy jakiejś formacji zapasowej. Dziś trudno wróżyć temu sukces. Prof. Michał Kleiber właśnie wycofał się z organizowania debaty między ekspertami z obu stron. Po prostu nie zdzierżył. A szkoda, bo po dwóch konferencjach smoleńskich naprawdę jest o czym rozmawiać. Na razie Gowin odcina się od PO, ale poparł bojkot referendum. Systemowi III RP nie szkodzi. I ja nie uważam, że jest człowiekiem IV Rzeczypospolitej. Myślę tylko, że na razie ma garść piasku, a nie zaplecze. REKLAMA 8 KRAJ Mimo trwającej od kilku tygodni nagonki na niezależnych naukowców II Konferencja Smoleńska okazała się spektakularnym sukcesem. Uczeni nie tylko podważyli wszystkie główne tezy raportu Millera, lecz także ujawnili nowe przesłanki przemawiające za hipotezą zamachu 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Konferencja \ Wybitni naukowcy podważyli oficjalne ustalenia Grzegorz Wierzchołowski K ilkudziesięciu naukowców z Polski i zagranicy (wielu z nich z tytułami profesorskimi), wyjątkowe referaty, ważni goście (m.in. rodziny smoleńskie, pilot Jaka-40 Artur Wosztyl i reżyser Antoni Krauze), interesujące dyskusje między uczestnikami – II Konferencja Smoleńska była wydarzeniem, którego rangi nie sposób przecenić. Wściekłe relacje mainstreamowych mediów, nazywających konferencję pseudonaukową, dowodzą tylko wagi zaprezentowanych na niej ustaleń. „Dodatkowo spośród czterech zdjęć satelitarnych z różnych dni na trzech widzimy złamaną brzozę – drzewo leży – a na jednym jest nieuszko- Kłamstwo smoleńskie zakończyło swój żywot Wnioski z badań profesora Cieszewskiego są przełomowe – wynika z nich, że drzewo zostało uszkodzone kilka dni przed tragedią. „Analiza drzewa i zniszczeń drewna wyklucza możliwość jego złamania w wyniku kolizji z samolotem” – mówił naukowiec. Fot. Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska dzone. Ten sam obraz złamanej brzozy widać 11 i 12 kwietnia oraz 5 kwietnia, czyli blisko tydzień przed tragedią” – mówił prof. Chris Cieszewski, prezentując kolejne slajdy z fotografiami. Przełomowe analizy prof. Cieszewskiego W swojej analizie Amerykanin wykorzystał złożone metody poprawiające jakość zdjęć satelitarnych. Należy podkreślić, że w przygotowaniu prezentacji brali udział także inni naukowcy z USA: Arun Kumar, Roger Lowe, Pete Bettinger, Daniel Markewitz i Deepak Mishra z University of Georgia. Równie ciekawy był wcześniejszy referat prof. Cieszewskiego i jego współpracowników, dotyczący identyfikacji naturalnych szczegó- Wściekłe relacje mainstreamowych mediów, nazywających konferencję pseudonaukową, dowodzą tylko wagi zaprezentowanych na niej ustaleń łów terenu katastrofy smoleńskiej. Uczeni ustalili m.in., że białe płaty w miejscu katastrofy, które wcześniej brano za śnieg, to z pewnością coś nienaturalnego, być może jakiś sprzęt ukryty pod płachtami odblaskowymi. Już rok temu, na I Konferencji Smoleńskiej, prof. Cieszewski przedstawił niezwykle interesujące ustalenia dotyczące zdjęć satelitarnych miejsca katastrofy i pancernej brzozy. „Gazeta Polska” jako jedyne pismo omówiła wówczas obszernie jego referat. Nitrogliceryna na płaszczu i torbie W trakcie referatu na temat urządzeń do wykrywania materiałów wybuchowych dr Andrzej Wawro, dr Tomasz Ludwikow- ski i dr Jan Bokszczanin z Korporacji Wschód – spółki produkującej detektor użyty przez prokuraturę do badania wraku Tu-154 – ujawnili, że ślady materiałów wybuchowych można usunąć, choćby poprzez podgrzanie próbek. Eksperci udowadniali w prezentacji m.in., że trudno pomylić materiały wybuchowe, np. trotyl, z pastą do butów, co jesienią ub.r. sugerowała prokuratura wojskowa. Ujawnili również wyniki badań płaszcza Aleksandra Fedorowicza i torby Zbigniewa Wassermanna, które otrzymali od rodzin ofiar. – W obu przypadkach wykryto nitroglicerynę. Sprawdzenie płaszcza od wewnątrz jednak nic nie wskazało. Skąd się tam wzięła ta substancja? Nie sądzę, by ktoś wcześniej posmarował te przedmioty kremami zawierającymi nitroglicerynę – powiedział dr Tomasz Ludwikowski. Dr Jan Bokszcza- KRAJ nin podsumował: „Nie ma żadnych wątpliwości, że urządzenie MO-2M zapewnia jednoznaczne wykrywanie i identyfikację wybranych materiałów wybuchowych w przypadku obecności ich oparów w analizowanym powietrzu. Niepodważalnym świadectwem ewentualnego wybuchu byłaby stwierdzona obecność produktów powybuchowych, niemożliwych do wykrycia za pomocą spektrometrów”. Autorami wcześniejszego referatu byli dr Wojciech Fabianowski (Politechnika Warszawska, Wydział Chemiczny), prof. Jan Jaworski (Uniwersytet Warszawski, Wydział Chemii), prof. Krystyna Kamieńska-Trela, prof. Sławomir Szymański (oboje z Instytutu Chemii Organicznej PAN) i dr Jacek Wójcik (Instytut Biochemii i Biofizyki PAN). Wykazali oni, że nawet w laboratoriach nieprzystosowanych do analizy mikrośladów można zweryfikować hipotezę wybuchu, jeśli zostaną przeprowadzone szeroko zakrojone badania przedmiotów pozostałych po katastrofie. Stwierdzili również, że badania takie są wciąż możliwe do wykonania w kraju, pod warunkiem zaangażowania się w nie wykwalifikowanych zespołów badawczych. Chemicy przypomnieli też, że niezwłocznie po katastrofie należało na miejscu pobrać do badań przynajmniej kilkaset próbek. Niestety, nie zrobiono tego. Naukowcy: to był wybuch Większość naukowców występujących na II Konferencji Smoleńskiej przychylała się do hipotezy mówiącej o wybuchu Tu-154M 101 w powietrzu. Prof. Piotr Witakowski z Akademii Górniczo-Hutniczej powiedział: „Obraz wrakowiska w Smoleńsku wskazuje jednoznacznie, że rozpad samolotu Tu-154 10 kwietnia 2010 r. nastąpił w powietrzu, a nie na powierzchni ziemi. Wskazuje na to zarówno brak krateru, dyslokacja poszczególnych fragmentów, jak i położenie niektórych szczątków w koronach drzew, co możliwe jest jedynie przy upadku z góry”. Podobnego zdania był dr hab. Andrzej Ziółkowski z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN. „Wiele zniekształceń metalowych elementów wraku samolotu Tu-154 odpowiada zniekształceniom prezentowanym w literaturze jako typowe zniekształcenia powstające na elementach metalowych w przypadku eksplozji” – stwierdził. Prof. Jan Obrębski z Politechniki Warszawskiej – jeden z trzech naukowców zaatakowanych ostatnio przez „Gazetę Wyborczą” – nawiązał do swojej prezentacji sprzed roku. Wskazał ponownie na konieczność wykonania na opisanym poprzednio przez siebie elemencie Tu-154 badań chemicznych pod kątem obecności materiałów wybuchowych. „Badany przeze mnie element bez wątpienia został rozerwany. Jego zniszczenie nastąpiło w wyniku wybuchu materiału, który prawdopodobnie znajdował się w jego zamkniętej przestrzeni. Rok temu powiedziałem, że samolot został zniszczony w wyniku wielopunktowej eksplozji. Nie wycofuję się z tych słów” – oświadczył naukowiec, a jego słowa nagrodzone zostały brawami. Dr Stefan Bramski, emerytowany pracownik Instytutu Lotnictwa, powiedział z kolei: „W rozłożeniu szczątków można zauważyć zjawisko separacji aerodynamicznej według ciężaru, co świadczy o tym, że kadłub uległ dezintegracji w powietrzu przed uderzeniem w ziemię”. Jak podkreślił – jeśli katastrofa smoleńska, która prawdopodobnie była zamachem terrorystycznym, nie zostanie wyjaśniona, cofnie to cywilizacyjnie społeczeństwo rosyjskie o 70 lat. – Zapisy urządzeń pokładowych, TAWS i FMS, potwierdzają hipotezę wybuchu w powietrzu – przypomniał dr Kazimierz Nowaczyk. – Wynika z nich, że lewe skrzydło samolotu zostało rozerwane ok. 50 m przed pancerną brzozą – mówił. Brawa dla Biniendy, cisza po ujawnieniu fałszerstwa Duński ekspert Glenn Arthur Jørgensen przedstawił w swoim referacie trajektorię lotu Tu-154, zestawiając ją z danymi MAK. W wyniku swoich analiz doszedł do wniosku, że wersja Rosjan jest niespójna, bo położenie samolotu po uderzeniu w brzozę byłoby zupełnie inne niż to, które jest podawane w raporcie Tatiany Anodiny. Po inżynierze z Danii głos zabrał prof. Wiesław Binienda, ekspert zespołu parlamentarnego. Podsumował on rezultaty symulacji komputerowych przeprowadzonych przy użyciu najnowszego modelu materiałowego. Wnioski z badań prof. Biniendy są następujące: 1. Rezultaty uderzenia skrzydłem w drzewo pokazały, że zawsze byłoby ono przecięte przez skrzydło. 2. Symulacje uderzenia samolotu w ziemię pokazały, że samolot nie uległby rozpadowi na tysiące kawałków, a maszyna powinna wyżłobić krater w ziemi. 3. Rezultaty symulacji wskazują na wybuchy w skrzydle i w kadłubie. Po tym wystąpieniu prof. Grzegorz Jemielita z Politechniki Warszawskiej powiedział: „To była wspaniała symulacja. Gratuluję!”. Dużym zaskoczeniem była prelekcja wygłoszona przez dr hab. Annę Gruszczyńską-Ziółkowską z Instytutu Mu- zykologii UW. Analizując materiał dźwiękowy z kokpitu, wykazała ona, że rządowi eksperci mówiący o „odgłosie uderzenia w brzozę”, nie ustalili, o którym ze zdarzeń akustycznych jest mowa. Co więcej – jak przekonująco wykazała autorka referatu – na zapisie audio z kokpitu nie ma uderzenia w brzozę ani „odgłosu przypominającego stuknięcie”, o których pisała komisja Millera. Są za to inne niezidentyfikowane dźwięki, niepokrywające się z momentem rzekomego zderzenia z drzewem. Gdy na koniec dr Gruszczyńska zwróciła uwagę na jaskrawy przypadek zmanipulowania jednej z wypowiedzi rosyjskiego kontrolera lotu, na sali zapadło milczenie. Chodziło bowiem o komendę padającą w czasie, gdy według śp. Remigiusza Musia (technika pokładowego Jaka-40) wieża w Smoleńsku zezwoliła polskiej załodze na zejście do 50 m. W stenogramach nie ma tych słów, ale na nagraniu pozostał wyraźny ślad sfałszowania zapisu. Zdanie wypowiadane przez Rosjanina zostało bowiem wyraźnie „pocięte”, co można dokładnie usłyszeć po wyizolowaniu tego fragmentu. Strach reżimowych mediów Do reakcji mainstreamowych mediów na II Konferencję Smoleńską trudno odnosić się jak do dziennikarskich relacji. W głównym wydaniu „Faktów” TVN wydarzenie określono jako „konferencję nazywaną naukową”, a „Gazeta Wyborcza” wszystkich występujących na spotkaniu naukowców określiła jako „»ekspertów« Macierewicza”. Polska Agencja Prasowa skompromitowała się jeszcze bardziej, pisząc, że organizatorzy konferencji „nie zaplanowali” wystąpień członków zespołu Laska. A przecież „Gazeta Polska” już kilka tygodni temu pisała, że choć udział w konferencji mógł wziąć każdy uczony, to żaden 9 z ekspertów Laska nawet nie wysłał do organizatorów streszczenia planowanego referatu. Propagandystom z „Gazety Wyborczej”, TVN, TVP, „Newsweeka”, „Polityki” i Polsatu warto na koniec przypomnieć, że zgłoszone na konferencję prelekcje oceniał i dopuszczał do prezentacji Komitet Naukowy liczący ok. 50 uczonych cenionych w Polsce, Europie i na świecie. W podgrupie „Elektrotechnika i elektronika” zwraca uwagę choćby nazwisko prof. Tadeusza Kaczorka z Politechniki Warszawskiej, profesora nauk technicznych, członka rzeczywistego Polskiej Akademii Nauk. Jako profesor wizytujący prowadził on wykłady na ponad 20 uniwersytetach w Stanach Zjednoczonych, Japonii, Kanadzie oraz w wielu krajach europejskich. Prof. Kaczorek współpracuje też z uznanymi międzynarodowymi czasopismami, takimi jak: „International Journal of Multidimensional Systems and Signal Processing”, „Foundations of Computing and Decision Sciences”, „Archives of Control Sciences”. Z członków podgrupy „Fizyka i geotechnika” wyróżnić należy prof. Andrzeja Wiśniewskiego (profesora nadzwyczajnego w Instytucie Fizyki PAN, członka Rady Naukowej tego Instytutu), a wśród specjalistów od chemii i badań strukturalnych – prof. Lucjana Pielę z UW (od 2001 r. członka zagranicznej Belgijskiej Akademii Królewskiej, a od 2004 r. Europejskiej Akademii Nauk). Za odpowiedni poziom referatów w dziale „Mechanika i konstrukcja” odpowiadał m.in. prof. Kazimierz Flaga z Politechniki Krakowskiej (profesor nauk technicznych, członek PAN). To właśnie ich reżimowi dziennikarze nazwali pseudonaukowcami. W drugim dniu II Konferencji Smoleńskiej – już po zamknięciu tego numeru „GP” – odbyły się sesje medyczna, prawna i socjologiczna. W kolejnym numerze „GP” zaprezentujemy szersze omówienie II Konferencji Smoleńskiej. REKLAMA 10 KRAJ 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl J ak pisała „Gazeta Polska”, walka toczy się przede wszystkim o duże regiony: Dolny Śląsk, Wielkopolskę, Mazowsze, Podlasie oraz Małopolskę. Jeśli Schetyna wygra w każdym z nich, przed premierem trudny orzech do zgryzienia. Nasi informatorzy donoszą, że Tusk tak boi się konkurenta, że proponował mu zostanie europosłem. Oczywiście Schetyna się nie zgodził. Obecnie geografia polityczna zdaje się faktycznie przeważać na korzyść Schetyny. Jego człowiek Rafał Grupiński z pewnością utrzyma Wielkopolskę. – Waldy Dzikowski związany z Tuskiem jest w odwrocie. Obecnie zabiega o wywiady w mediach centrowych, bo myśli, że to mu w czymś pomoże. Złudne nadzieje. Zwłaszcza że szefem poznańskiej PO nadal jest inny człowiek Schetyny, Filip Kaczmarek – mówi nasz informator. Członkowie PO są także pewni, że na Podlasiu Robert Tyszkiewicz pokona związanego z Tuskiem Damiana Raczkowskiego, a w Małopolsce człowiek premiera Ireneusz Raś przegra z Grzegorzem Lipcem. Schetyna zdobył też punkt w Warszawie. Chociaż na szefową warszawskiej PO wybrano Wojna na szczytach władzy \ Przed decydującym starciem Magdalena Michalska Wyścig zbrojeń w Platformie W poniedziałek, 21 października, rozpoczęły się wybory szefów regionów PO, które potrwają do końca tygodnia. Rywalizacja między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną wkroczyła więc w decydującą fazę. Jeśli Schetyna przegra, zostanie zesłany do europarlamentu. Jeśli wygra, może to oznaczać koniec panowania obecnego premiera Tusk przygotowuje się już na sytuację, kiedy to Schetyna będzie miał większość wśród szefów regionalnych struktur PO. Jeśli ludzie premiera przegrają w regionach, powoła ich do rządu, by w ten sposób utrzymać równowagę. Fot. Małgorzata Armo/Gazeta Polska Hannę Gronkiewicz-Waltz, to po wyproszeniu dziennikarzy na sali rozpętało się piekło. – Ludzi kojarzonych z obozem wrogim Grzegorzowi Schetynie „wycięto” w pień. Jarosław Jóźwiak, jeden z najbliższych współpracowników pani prezydent, miał się w ogóle wycofać z kandydowania na delegata, „wycięto” m.in. Lecha Jaworskiego, jednego z najbliższych ludzi Gronkiewicz-Waltz w Radzie Warszawy, to samo spotkało trzech życzliwych jej burmistrzów. Wśród delegatów też przeważają ludzie Schetyny – relacjonował jeden z naszych informatorów. Decydujący Dolny Śląsk W obecnej sytuacji Tuskowi zależy więc na tym, by wygryźć Schetynę z kierowania regionem dolnośląskim, który jest bastionem wrocławskiego barona. Jeżeli Schetyna przegrałby u siebie, oznaczałoby to jego koniec. By wygrać rywalizację o Dolny Śląsk, ludzie Tuska posunęli się więc nawet do dogadania się z wrogim do- Obecnie Tuskowi zależy na tym, by wygryźć Schetynę z kierowania regionem dolnośląskim, który jest bastionem wrocławskiego barona. Jeżeli Schetyna przegrałby u siebie, oznaczałoby to jego koniec tychczas Platformie prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem. Jacek Protasiewicz, konkurent Schetyny, pokonał na razie posła Sławomira Piechotę w rywalizacji o stanowisko szefa wrocławskiej PO. Jednak wrocławscy działacze mówią, że to o niczym nie świadczy. – Z perspektywy Warszawy wydaje się, że tu są jakieś napięcia. Tymczasem z naszego punktu widzenia jest jasne, że Grzesiek [Schetyna] się utrzyma – mówi jeden z naszych rozmówców. Obecnie ludzie Schetyny demonstrują swoją niechęć zarówno wobec Protasiewicza, jak i prezydenta Dutkiewicza. Robią to wręcz demonstracyjnie. Kiedy podczas trwania sesji Rady Miasta Dutkiewicz poddał pod głosowanie zabezpieczenie w planie finansów miasta 18 mln zł, które gmina musi oddać Zygmuntowi Solorzowi, pięciu radnych PO wstrzymało się od głosu. – To była jawna demonstracja niechęci ze strony ludzi Schetyny. Zabawna o tyle, że przecież nie od dziś wiadomo, że Schetyna i Solorz się przyjaźnią – relacjonuje nasz informator. Żmijan na lodzie. Tusk obłaskawia ludzi O tym, że Donald Tusk czuje się poważnie zagrożony, świadczy także to, co stało się w Lublinie. Tam człowiekiem Tuska był Stanisław Żmijan, konkurujący z Włodzimierzem Karpińskim, bliższym Grzegorzowi Schetynie. Wydaje się, że to Karpiński jest mocniejszy, dlatego też premier postanowił sobie zaskarbić jego lojalność i zaoferował mu tekę ministra skarbu państwa, mocno szkodząc tym Żmijanowi. – Oni tam strasznie Staśka [Żmijana] sponiewierali. Nie dziwię mu się, że się wkurzył i obecnie popiera Schetynę. Ale to też nie jest takie poparcie bezwarunkowe. Głównym stronnictwem Żmijana jest sam KRAJ 11 OGŁOSZENIE Żmijan. Myślę, że jeśli w PO nie będą się z nim liczyć, to podziękuje Platformie – opowiada nasz informator. Stanisław Żmijan, pytany przez „Gazetę Polską”, czy czuje się pokrzywdzony przez Donalda Tuska, podkreśla, że premier w żadnym momencie nie stwierdził, iż popiera Karpińskiego, a przyznanie mu teki ministra o niczym nie świadczy. – Mieliśmy wewnętrzne ustalenia, zakładające, że ministrowie konstytucyjni nie mogą być szefami regionów, dlatego też nie odbierałbym tego jako wsparcia ze strony Tuska – mówi parlamentarzysta. Dodaje, że zamierza kandydować na szefa regionu. Pytany o konflikt w PO, odpowiada, że konflikty w partii są elementem życia politycznego. – Nawet jeśli przyjmiemy tezę, że faktycznie w PO jest różnica zdań, to uważam, że wewnętrzne dyskusje nie powinny się odbywać za pośrednictwem mediów – stwierdza. Premier Donald Tusk od dłuższego czasu stosuje technikę obłaskawiania sojuszników przy użyciu tek ministerialnych. Jak pisała „Gazeta Polska Codziennie”, Tuskowi udało się w ten sposób obłaskawić trzymającego ze Schetyną Tomasza Tomczykiewicza na Śląsku oraz utrzymać wierność Zbigniewa Rynasiewicza na Podkarpaciu. Premiera plan B Jeden z polityków uważanych za stronnika Tuska mówi, że premier przygotowuje się już do tego, jak rozegrać sytuację, w której to Schetyna będzie miał większość szefów regionów. Zamierza tutaj wykorzystać szumnie zapowiadaną rekonstrukcję rządu. Miała ona się odbyć latem, teraz mówi się o końcu listopada. Politologowie są zgodni, że rząd powinno opuścić pięciu najgorzej ocenianych ministrów. Dr Robert Maliszewski z Uniwersytetu Warszawskiego wymienia Sławomira Nowaka, Bartosza Arłukowicza, Krystynę Szumilas i Jacka Rostowskiego. Nasz informator słysząc to, zaczyna się śmiać. – Tusk musiałby być głupi, żeby wywalić np. oddanego mu na śmierć Nowaka. Ta rekonstrukcja jest potrzebna, by robić zamieszanie w mediach. Poza tym bardziej niż odwołanie starych liczy się dla niego możliwość powołania nowych. Jeśli ludzie Tuska przegrają w regionach, premier powoła ich do rządu, by w ten sposób utrzymać równowagę – tłumaczy. – Analizowanie tego, co działo się wokół Gowina, było zupełną stratą czasu. To konflikt na linii Tusk–Schetyna jest jednym z najważniejszych w polskiej polityce. I to w kontekście tego konfliktu należy rozpatrywać takie wydarzenia jak utrzymanie się na stanowisku Hanny Gronkiewicz-Waltz – mówi dr hab. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego. – Myślę też, że przewidywane nominacje dla przegranych w starciu z ludźmi Schetyny działaczy związanych z Tuskiem to taki reprint wypowiedzi premiera o Hannie Gronkiewicz-Waltz. Kiedy mówił, że nawet jeśli zostanie ona odwołana ze stanowiska, to i tak będzie rządzić miastem jako komisarz, była to wypowiedź kierowana do członków PO. Teraz jest podobnie. Za cenę wygranej w walkach wewnętrznych politycy PO gotowi są nawet na wypowiedzi, które szkodzą całej partii – dodaje. Współpraca Katarzyna Pawlak REKLAMA OGŁOSZENIE 12 KRAJ 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Represje \ Niski poziom biegłych zagraża demokracji Biegli psychuszkowi w akcji W Polsce zdrowi ludzie siedzą w szpitalach psychiatrycznych, bo wielu biegłych reprezentuje katastrofalny poziom i jest uzależnionych od prokuratur i sądów – alarmują najlepsi polscy psychiatrzy. – Gdy chodzi o biegłych, obowiązuje u nas zasada czterech „b”: byle kto, byle jak, byle co i za byle jakie pieniądze – bije na alarm dr Jerzy Pobocha, b. prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego Jak pisaliśmy w artykule „Władza wyśle cię do psychiatryka”, rząd Tuska pod płaszczykiem specustawy, która miała pomóc w izolowaniu sprawców najcięższych zbrodni, forsuje przepisy będące zagrożeniem dla demokracji. Sejmowa speckomisja skierowała pod obrady parlamentu projekt, zgodnie z którym każdy, kto trafi nawet na kilka miesięcy do więzienia za jazdę po pijanemu na rowerze czy szarpaninę z policjantem na manifestacji, może być bezterminowo umieszczony w ośrodku psychiatrycznym, jeśli za kratkami okaże się, że ma zaburzoną osobowość lub upośledzenie umysłowe. „Projektowana ustawa zawiera immanentne ryzyko nadużyć, polegających w szczególności na wymuszaniu zeznań, zmuszaniu do współpracy z policją i innymi służbami po odbyciu kary, a zatem stwarza zagrożenie dla funkcjonowania demokratycznego państwa prawnego” – napisał w opinii przekazanej sejmowej komisji dr Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Czy się stoi, czy się leży, 180 się należy – Jeśli projektowana ustawa zostanie uchwalona, olbrzymia władza nad aresztowanymi trafi w ręce dyrektorów więzień i biegłych psychiatrów. Tymczasem poziom pracy tych ostatnich jest katastrofalny – alarmują najwybitniejsi polscy psychiatrzy. Dlaczego? Wpływ na to ma fakt, że biegłym płaci się nędznie, a wynagrodzenie nie jest uzależnione od zaangażowania w pracę. Biegły, który w godzinę zapełni kilkustronicowy świstek papieru, dostaje takie same pieniądze jak ten, który przeczyta np. dziesięć tomów akt dotyczących niebezpiecznego psychopaty i przeprowadzi z nim wiele skomplikowanych badań. I pierwszy, i drugi może dostać za tę pracę maksymalnie 180 zł. Z tym że wiele prokuratur i sądów w ramach oszczędności zaniża te stawki nawet o połowę. – Za 180 zł trudno załatwić zmianę uszczelki w kranie, a opinie biegłych mają często znaczenie rozstrzygające, decydują o sprawach niemal życia lub śmierci – mówi prof. Bartosz Łoza, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej. Dr Pobocha opowiada, że niedawno w jednej ze spraw w Koszalinie 12 lekarzy odmówiło podjęcia się roli biegłego. Komu opłaca się więc ta praca? Sądy z reguły mają swoich ulubieńców, którym w ciągu roku zlecają setki opinii. W Poznaniu najczęściej powoływany na biegłego psychiatra Włodzimierz Cierpka w ciągu roku potrafił wydać… 467 opinii, czyli półtorej dziennie. Jak Fot. sxc.hu Piotr Lisiewicz Dr Pobocha opowiada historię mężczyzny, który przez 15 lat był niepotrzebnie leczony z powodu rzekomej schizofrenii. Kolejni biegli przepisywali opinie poprzednich. Dopiero jego badanie dowiodło, że się mylili. – Mogę sypać jak z rękawa dziesiątkami takich historii – stwierdza. mówi dr Pobocha, jemu wydanie jednej opinii zajmuje średnio tydzień. Najlepsi w prywatnych gabinetach, najgorsi w sądach Efektem działania tego patologicznego systemu jest fakt, że biegłymi zostają często najsłabsi i najmniej ambitni psychiatrzy, gotowi taśmowo wydawać pisane na kolanie nierzetelne opinie. Psychiatrom najlepszym, mającym własne prywatne gabinety, zwyczajnie nie opłaca się pracować dla sądu czy prokuratury i podważać własną naukową pozycję poprzez pisanie opinii „na akord”. – W Niemczech, żeby być biegłym psychiatrą, trzeba mieć ponadprzeciętną wiedzę. Pełnienie takiej funkcji nobilituje zawodowo, finansowo i towarzysko. U nas jest niestety odwrotnie – mówi dr Pobocha. Ale sytuacja ta ma jeszcze jeden skutek: kiepscy biegli uzależnieni są od sądów i prokuratur, które mogą, ale nie muszą zlecać im opiniowania. Łatwo więc sobie wyobrazić, jak wielu z nich zachowa się, gdy przyjdzie im np. badać oskarżonego, który obraził sędziego lub prokuratora albo zaprzyjaźnionego z nimi ważnego urzędnika czy policjanta. A sądy podchodzą do ich opinii często bezkrytycznie, zupełnie inaczej niż w państwach o utrwalonych wysokich sądowych standardach. Dr Pobocha był niedawno biegłym przed sądem w Dublinie. Sprawa dotyczyła Polaka. – Siedmiu adwokatów przez dwa dni po dziewięć godzin przepytywało mnie o treść mojej opinii – wspomina. Jaki jest skutek takiej postawy polskich biegłych i sądów? Jak przyznaje dr Pobocha, w Polsce wiele osób zostaje umieszczonych w szpitalach psychiatrycznych niesłusznie. Opowiada nam historię mężczyzny, który przez 15 lat był niepotrzebnie leczony z powodu schizofrenii. Kolejni biegli przepisywali opinie poprzednich. Dopiero jego badanie dowiodło, że się mylili. – Mogę sypać jak z rękawa dziesiątkami takich historii – stwierdza. Ile ludzi siedzi w Polsce w psychiatrykach niesłusznie? – Oceniam, że jest to kilka procent – uważa dr Pobocha. Inny znany psychiatra mówi nam anonimowo: – Raczej kilkanaście procent. Adam Sandauer: to zapadanie się w czarną dziurę – Konsekwencje niesłusznego posądzenia przez biegłych o chorobę psychiczną są straszne, bywają powodem ludzkich tragedii z ubezwłasnowolnieniem włącznie – mówi Adam Sandauer, założyciel Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere. Jak dodaje, możliwości odwołania się od takiej decyzji biegłych są bardzo niewielkie. Bywa, że protesty traktowane są jako… dodatkowy objaw choroby, np. paranoi pieniaczej. – To zapadanie się w czarną dziurę – uważa Sandauer. Jaka jest skala pomyłek biegłych psychiatrów? Sandauer twierdzi, że jego stowarzyszenie w pewnym momencie skapitulowało, gdy chodzi o pomoc osobom umieszczanym przymusowo w psychiatrykach. – Gdybym się tym zajmował, odbierałbym ok. 50 telefonów dziennie dotyczących takich spraw, z czego jakieś 30 byłoby od osób, które słusznie skierowane zostały na leczenie, a reszta od tych, które faktycznie wrobiono – stwierdza. KRAJ 13 SŁUŻBY \ Polityczne rozgrywki Prezydenckie zakusy na SKW Śledztwo w sprawie podejrzenia o popełnienie przestępstwa przez kierownictwo Służby Kontrwywiadu Wojskowego zablokuje zatrudnienie byłego szefa SKW gen. Janusza Noska w administracji prezydenta Bronisława Komorowskiego – dowiedziała się „Gazeta Polska”. Postępowanie dotyczy m.in. ujawnienia przez szefów SKW ściśle tajnych informacji Rosjanom Zarówno prezydent Komorowski, jak i jego otoczenie są bardzo prorosyjscy. Współpraca z FSB nie jest dla nich czymś złym, wręcz przeciwnie – zasługuje na uznanie – mówi jeden z oficerów SKW. Fot. Zbyszek Kaczmarek/GP Dorota Kania O nieprawidłowościach w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego „Gazeta Polska Codziennie” i „Gazeta Polska” pisały od wielu miesięcy. Z naszych informacji wynikało, że szef SKW gen. Janusz Nosek jest w stałym kontakcie z przedstawicielami rosyjskich służb specjalnych, a charakter tych relacji zagrażał bezpieczeństwu państwa. Mimo to gen. Nosek został odwołany przez premiera dopiero po tym, jak SKW cofnęło certyfikat bezpieczeństwa gen. Waldemarowi Skrzypczakowi, wiceministrowi obrony narodowej odpowiedzialnemu m.in. za zakupy sprzętu dla wojska. Walka o wpływy Według naszych rozmówców w wojnie pomiędzy MON a SKW chodzi o rozszerzenie wpływów prezydenta Bronisława Komorowskiego. Do tej pory Ministerstwo Obrony Narodowej skutecznie opierało się tym zakusom, czego przykładem jest właśnie sprawa gen. Skrzypczaka. Według informacji nieoficjalnych, SKW podejrzewała wiceministra Skrzypczaka o lobbing dla jednego z koncernów izraelskich, który chce sprzedać Polsce samoloty bezzałogowe. Aktualnie sprawą zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która wszczęła śledztwo po doniesieniu SKW w sprawie podejrzenia korupcji w MON w związku z zamówieniami dla polskiej armii. Minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak nie odwołał gen. Skrzypczaka, stanowisko stracił natomiast gen. Nosek, co jest odczytywane jako porażka opcji prezydenckiej, która miała silne wpływy w SKW. Według nieoficjalnych informacji gen. Nosek miał znaleźć zatrudnienie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego lub w Kancelarii Prezydenta, ale wszczęcie śledztwa ws. nieprawidłowości w SKW na razie zablokowało te plany. Warto podkreślić, że generalskie lampasy Janusz Nosek zawdzięcza Bronisławowi Komorowskiemu, który awansował go ze stopnia pułkownika na stopień generała brygady 10 listopada 2010 r. na wniosek ówczesnego szefa MON Bogdana Klicha. Podejrzane kontakty z FSB Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła śledztwo po zawiadomieniu Tomasza Kaczmarka, posła PiS. Postępowanie dotyczy m.in. niedopełnienie obowiązków przez gen. Noska oraz podległych mu funkcjonariuszy w okresie od grudnia 2009 r. do 10 kwietnia 2010 r. w Warszawie i Smoleńsku w związku z przygotowaniem wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego i brakiem zapewnienia ochrony kontrwywiadowczej samolotu Tu-154M, jego załogi, prezydenta oraz członków delegacji udających się do Katynia. Śledczy sprawdzają również, dlaczego gen. Janusz Nosek oraz podlegli mu funkcjonariusze wysłali oficera Tomasza S. bez dokumentów legalizacyjnych (pojechał do Rosji pod własnym nazwiskiem) i ujawnili rosyjskim służbom specjalnym ściśle tajne informacje – na liście pasażerów lecących do Smoleńska przy nazwisku Tomasza S. figurował zapis „SKW”. W efekcie po przylocie do Rosji funkcjonariusz został zidenty- fikowany i zamknięty w szopie stojącej przy lotnisku Siewiernyj, a Rosjanie wypuścili go tylko po to, by wsiadł do samolotu powracającego do Polski, o czym pisała „Gazeta Polska”. Był to koniec jego kariery, ponieważ wcześniej Tomasz S. pracował wyłącznie pod przykryciem, posługując się dokumentami wystawionymi na inne nazwisko. Przez tę decyzję gen. Noska Rosjanie bez problemu mogli się zorientować, jakie ich nielegalne działania na terenie RP i siatki szpiegowskie zostały rozpracowane przez SKW. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga bada również, dlaczego gen. Janusz Nosek oraz podlegli mu funkcjonariusze nie podjęli działań w zakresie przygotowania lotu 10 kwietnia 2010 r. do Smoleńska i miejsca pobytu delegacji, m.in. w związku z tym, że w jej skład weszli szefowie Sił Zbrojnych RP. Kolejny wątek śledztwa dotyczy niepodjęcia przez kierownictwo Służby Kontrwywiadu Wojskowego monitoringu komunikacji radiowej lotu oraz nadajników rosyjskich na terenie Rzeczypospolitej Polskiej w czasie przelotu delegacji do Smoleńska oraz po katastrofie. Śledczy zbadają również, dlaczego SKW nie podjęła na miejscu katastrofy działań operacyjnych. SKW na celowniku prokuratury Prokuratura prowadzi również inne postępowania dotyczące nieprawidłowości w SKW. Jak ustaliła „Gazeta Polska”, pojawia się w nich nazwisko płk. Piotra Pytela – obecnie pełniącego obowiązki szefa SKW. Jedno z nich dotyczy inwigilacji przez SKW parlamentarzystów PiS oraz ich asystentów. Płk Pytel rozpoczął karierę w służbach specjalnych w 1994 r. w Urzędzie Ochrony Państwa, a po reorganizacji przeszedł do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W stopniu porucznika przeszedł wraz z Januszem Noskiem do SKW i wówczas nastąpił jego błyskawiczny awans – otrzymał stopień pułkownika. Ustaliliśmy, że w 2011 r., tuż po awansie Pytela na stanowisko dyrektora Zarządu Operacyjnego (czyli kontrwywiadu) SKW, płk Grzegorz Reszka, były szef SKW, skierował do Kolegium ds. Służb Specjalnych informacje na temat kontaktów płk. Pytela z rosyjską FSB. Teraz tymi kontaktami zajmuje się warszawska prokuratura okręgowa. Dlaczego płk Pytel został p.o. szefa wojskowej służby specjalnej, mimo że jego nazwisko pojawia się także w sprawie dotyczącej Waldemara Skrzypczaka? Według naszych informacji jest to kolejna odsłona przepychanek pomiędzy premierem a prezydentem. – Zarówno prezydent Komorowski, jak i jego otoczenie są bardzo prorosyjscy, o czym świadczą chociażby wizyty w BBN Nikołaja Patruszewa, sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, nazywanego „rzeźnikiem Czeczenii”, jednego z najbardziej zaufanych ludzi Putina. Dla otoczenia prezydenta i jego samego współpraca z FSB nie jest czymś złym, wręcz przeciwnie – zasługuje na uznanie. Dlatego Bronisław Komorowski będzie chciał zachować wpływy w MON, a także w samym SKW – mówi nam jeden z oficerów SKW. 14 PUBLICYSTYKA 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Polityka Belwederu \ Niepokojące projekty prawne Wokół stanu wojennego Ustawa o stanie wojennym oraz o kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych przypomina dziś przysłowiowy rewolwer leżący na scenie teatralnej. Jeśli jest prawdą, że zawsze wystrzeli on w ostatnim akcie, trzeba z uwagą śledzić spektakl reżyserowany przez Belweder Aleksander Ścios bezdekretu.blogspot.com Obrona przed cyberatakiem? Rzeczywiście, przyjęta tuż przed wyborami 2011 r. nowela mogła stanowić skuteczne narzędzie reżimu prezydenckiego, pozwalała bowiem na wprowadzenie stanu wojennego w sytuacji „zewnętrznego zagrożenia państwa, w tym spowodowanego działaniami o charakterze terrorystycznym lub działaniami w cyberprzestrzeni”. Zagrożenia te definiowano jako „celowe działania, godzące w niepodległość, niepodzielność terytorium, ważny interes gospodarczy Rzeczypospolitej Polskiej lub zmierzające do uniemożliwienia albo poważnego zakłócenia normalnego funkcjonowania państwa”. Opiniując projekt belwederski, prof. dr hab. Andrzej Szmyt, ekspert ds. legislacji w Biurze Analiz Sejmowych, wyraził wątpliwość co do potrzeby i kształtu proponowanej nowelizacji i zwrócił uwagę, że termin „działania w cyberprzestrzeni” nie został w żaden sposób zdefiniowany i jest terminem „o nieustalonej treści normatywnej, raczej dość potoczną zbitką pojęciową”. Zdaniem prof. Szmyta „prawne dookreślenie” tego pojęcia ma istotne znaczenie, gdyż „wiąże się z konse- Fot. Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska N iewiele osób pamięta, że jedną z pierwszych inicjatyw ustawodawczych Bronisława Komorowskiego była nowelizacja ustawy o stanie wojennym oraz kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych i że została ona przyjęta przez sejm w błyskawicznym tempie. Celem noweli (jak zapewniał posłów minister Stanisław Koziej, szef BBN), było wprowadzenie do obiegu prawnego „kategorii cyberprzestrzeni”, a prezydencki projekt miał powstać w związku z pracami Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego (SPBN). Na pytanie zadane wówczas Koziejowi przez jednego z posłów PiS, skąd tak wielki pośpiech, padła odpowiedź: „Każdy miesiąc zwłoki we wprowadzeniu podstaw prawnych dla praktycznych działań w zakresie bezpieczeństwa w cyberprzestrzeni jest czasem straconym. […] Nie widzę powodu, aby zwlekać tylko dlatego, że ktoś z niezrozumiałych powodów insynuuje, iż prezydent chciałby wykorzystać nowe regulacje dla łatwiejszego wprowadzenia stanu wojennego, bo ktoś w internecie na niego czyha”. kwencjami w sferze praw i wolności człowieka i obywatela”. Posłowie z komisji sejmowej nie otrzymali wówczas zamówionych ekspertyz prawnych, a te, które sporządzono, były bez wyjątku negatywne i zwracały uwagę, że w krajach, na jakie powoływał się gen. Koziej, nie ma przepisów zbliżonych do tych, które chce wprowadzić lokator Belwederu. Ustawa zgłoszona przez Komorowskiego stanowi więc, że o „szczególnych zagrożeniach dla ustroju państwa” związanych z „działaniami w cyberprzestrzeni” decyduje Rada Ministrów, opierając się na prawie, które nie zawiera żadnej definicji tych określeń. Decyzja RM w tym zakresie będzie całkowicie fakultatywna i zależna od doraźnej interpretacji zagrożenia. Po zgłoszeniu wniosku do prezydenta miałby on prawo wprowadzić stan wojenny lub stan wyjątkowy na części albo na całym terytorium państwa. Przyjęcie takiej regulacji rozszerzało konstytucyjny katalog sytuacji pozwalających na wprowadzenie stanu wojennego (zewnętrzne zagrożenie państwa, zbrojna napaść na terytorium RP lub gdy z umowy międzynarodowej wynika zobowiązanie do wspólnej obrony przeciwko agresji) o bardzo niejasny i niesprecyzowany czynnik. Sposób na wybory Już wówczas pojawiły się obawy, że za pomocą tego narzędzia będzie można zablokować zmiany groźne dla rządzących lub podważyć niekorzystny werdykt wyborczy. Uczynić to można tym łatwiej, że w praktyce ustawa zrównuje „zagrożenia w cyberprzestrzeni” z zagrożeniem terrorystycznym, a brak definicji otwiera drogę do nadużyć. Można sobie np. wyobrazić, że prezydent wprowadza stan wyjątkowy, ponieważ w okresie przedwyborczym nastąpił atak na serwery rządowe lub na wiele dni zablokowano działalność sejmu. Jeśli atak spowodowałby paraliż prac Rady Ministrów, a przy okazji wykradziono by informacje „ważne dla bezpieczeństwa państwa”, może być to uznane za „szczególne zagrożenie dla ustroju” i dawać podstawę do wprowadzenia stanu wyjątkowego. Funkcjonująca w obecnym kształcie ustawa stwarza także ogromne możliwości przeprowadzenia prowokacji przez wrogie państwa. Wy- starczy przyjąć, że służby któregoś z tych państw, chcąc zdestabilizować sytuację w Polsce, dokonują symulacji ataków cybernetycznych ma instytucje rządowe. Dowódcy panami życia Choć od przyjęcia ustawy prezydenckiej upłynęły ponad dwa lata, to zawarte w niej terminy nadal nie zostały zdefiniowane i pozwalają na swobodną interpretację zagrożeń. Ponieważ zakończono już prace nad SPBN, a Pałac Prezydencki wykazuje inicjatywę w wielu innych obszarach bezpieczeństwa, trudno pozbyć się wrażenia, że mamy do czynienia z działaniem zamierzonym. Ustawa o stanie wojennym oraz o kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych przypomina dziś przysłowiowy rewolwer leżący na scenie teatralnej. Jeśli jest prawdą, że wystrzeli on w ostatnim akcie, trzeba z uwagą śledzić spektakl reżyserowany przez Belweder. Wrażenie to potęgują nie tylko kolejne działania służące umocnieniu władzy ośrodka prezydenckiego, ale i akty prawne przygotowywane obecnie przez Radę Ministrów. PUBLICYSTYKA Projekt ustawy o żandarmerii wojskowej oraz rozporządzenie prezesa Rady Ministrów w sprawie użycia żołnierzy ŻW do udzielenia pomocy policji dotyczą właśnie sytuacji nadzwyczajnych i wyraźnie sugerują, że formacja ta ma stać się służbą wojskową o szerokich uprawnieniach policyjnych, wymierzonych przeciwko osobom cywilnym. Najnowszą propozycją w tym zakresie jest projekt rozporządzenia RM w sprawie szczegółowych zasad użycia oddziałów i pododdziałów Sił Zbrojnych RP w czasie stanu wyjątkowego. Wbrew twierdzeniom zawartym w uzasadnieniu, jakoby dotyczył on tylko zmian wymuszonych wejściem w życie ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej i miał związek z reorganizacją systemu kierowania i dowodzenia armią, obecny projekt zasadniczo różni się od obowiązującego dotychczas rozporządzenia z marca 2003 r. Przede wszystkim podkreśla się w nim kompetencje prezydenta i stwierdza, że użycie oddziałów wojska następuje w celu wykonania postanowienia prezydenta o wprowadzeniu stanu wyjątkowego. W odróżnieniu od poprzedniej regulacji rozporządzenie nakłada na szefa MON obowiązek szczegółowego informowania prezydenta o użyciu oddziałów wojska, a w miejsce szefa służb wojskowych (w rozp. z 2003 r. był to szef WSI) wyznacza Komendanta Głównego Żandarmerii Wojskowej jako jednego z koordynatorów dzia- Ustawa zgłoszona przez prezydenta stanowi, że o „szczególnych zagrożeniach dla ustroju państwa” związanych z „działaniami w cyberprzestrzeni” decyduje Rada Ministrów, opierając się na prawie, które nie zawiera żadnej definicji tych określeń. Decyzja RM w tym zakresie będzie zależna od interpretacji zagrożenia. łań jednostek wojska. ŻW ma również zająć się dokumentowaniem działań podejmowanych w trakcie interwencji. W obecnym projekcie zrezygnowano z przepisu nakładającego na dowódców oddziałów Sił Zbrojnych obowiązek udzielenia pomocy medycznej osobom rannym na skutek działania tych oddziałów. Nie przewiduje się również, by tak jak dotychczas mieli oni nakaz zawiadamiania przełożonego i prokuratora o śmierci osób, uszkodzeniu ciała lub szkody w mieniu wywołanych interwencją wojska. Nie muszą nawet zabezpieczać miejsca zdarzenia, dbać o ślady i dowody. Na mocy obecnego rozporządzenia dowódcy oddziałów wojska stają się zatem panami życia i śmierci i otrzymują wręcz nieograniczone kompetencje. W państwie, które do tej pory nie policzyło ofiar stanu wojennego i nadal chroni komunistycznych morderców, takie regulacje prawne powinny budzić najwyższy niepokój. Tym większy, jeśli w uzasadnieniu projektu innego rozporządzenia, dotyczącego użycia ŻW do pomocy policji, czytamy, iż będzie on „testem dla służb odpowiedzialnych za stan bezpieczeństwa i porządku publicznego w zakresie właściwego zapobiegania i przeciwdziałania zidentyfikowanym ryzykom, a także likwidacji wszelkich źródeł napięć i niepokojów społecznych”. Jeśli podobne „testy” mają dotyczyć użycia wojska i służą wzmacnianiu reżimu prezydenckiego, rekwizyt stanu wojennego staje się dziś realną bronią. 15 PROGRAM SPOŁECZNYCH OBCHODÓW NARODOWEGO ŚWIĘTA NIEPODLEGŁOŚCI POD PATRONATEM JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO WARSZAWA 10 listopada 2013 18.45 – archikatedra pw. św. Jana Chrzciciela Koncert na Święto Niepodległości, chór archikatedry warszawskiej pod dyrekcją Dariusza Zimnickiego Msza św. w intencji ofiar katastrofy w Smoleńsku 20.30 – Marsz Pamięci pod Pałac Prezydencki, Apel Pamięci 21.00 – złożenie kwiatów pod pomnikiem Marszałka Józefa Piłsudskiego, pl. Piłsudskiego. Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego KRAKÓW 11 listopada 2013 16.30 – msza św. w katedrze wawelskiej 17.30 – złożenie kwiatów przy grobach Marszałka Józefa Piłsudskiego oraz Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Marii Kaczyńskiej przez delegację Prawa i Sprawiedliwości – złożenie kwiatów pod pomnikiem bł. Jana Pawła II – przemarsz pod Krzyż Katyński – wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego oraz przedstawiciela delegacji węgierskiej REKLAMA 16 PUBLICYSTYKA 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl P oruszające były słowa wypowiadane w czasie ostatniego „protestu poetów” po usunięciu „Pana Tadeusza” z listy lektur gimnazjalnych. Już we wrześniu „Gazeta Wyborcza” skwitowała pierwsze wystąpienia w obronie polskiego kanonu literackiego kpiącymi komentarzami – bo to związana z organem Michnika koteria od lat samodzielnie gospodaruje w oficjalnym piśmiennictwie nadwiślańskim i z tylnego siedzenia nadaje kierunek zmianom w nauczaniu szkolnym, firmowanym przez MEN. Chociaż więc protest poetów nic nie zmieni w działaniach ministrów Szumilas i Zdrojewskiego, jest jednak ważny przez to, że artykułuje nasz stosunek do wartości duchowych literatury polskiej i wyznacza kierunek, w którym musi iść polityka kulturalna każdego przyszłego rządu, o ile nie będzie to rząd okupacyjny. Dlatego byłaby już najwyższa pora, żeby te kręgi literackie i polonistyczne, które coraz Kultrukampf \ Skutki hasła „Polskość to nienormalność” Andrzej Waśko Kanon literacki – obronić i odnowić Brońmy „Pana Tadeusza” i pojęcia kanonu literackiego. Nie dlatego, że jest „tradycyjny”, czyli stary, lecz dlatego, że jest ponadczasowy i uniwersalny. Dwie zwrotki Mickiewicza inteligentnemu człowiekowi mówią więcej niż sto powieści stu laureatów nagrody Nike Rozpoczęte wraz z reformą oświaty cenzurowanie listy lektur, które obecnie dosięga „Pana Tadeusza”, jest po prostu dalszym ciągiem wiecznie żywej walki z „odchyleniem prawicowonacjonalistycznym” w kulturze. Fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska poważniej zaniepokojone są skutkami sterowania kulturą prowadzonego pod hasłem „polskość to nienormalność”, nie ograniczyły się do protestów, tylko zorganizowały się i podjęły konkretne działania w imię pozytywnej alternatywy na teraz i na przyszłość. W ramach zachęty do tej pracy przedstawiam poniżej parę uwag i postulatów, które mogą być w niej pomocne. „Trudny język” czy po prostu polszczyzna Trzeba pamiętać, że centralna pozycja polskiego kanonu literackiego w systemie wychowania młodzieży kwestionowana jest dziś nie tylko przez najbardziej uświadomionych spadkobierców duchowych Róży Luksemburg. Prowadzony przez te kręgi Kulturkampf znajduje poparcie także u osób nierozumiejących problemu, do których przemawiają kierowane przeciwko klasyce literackiej argumenty populistyczne. Takie na przykład, że Protest w Warszawie przeciwko usunięciu „Pana Tadeusza” z kanonu lektur, 17 października 2013 r. jeśli jakaś książka napisana jest „trudnym językiem”, to należy ją ze szkoły usunąć. Ludziom nierozbudzonym intelektualnie nigdy nie przychodzi bowiem do głowy, że to, co nazywają „trudnym językiem”, to najczęściej po prostu polszczyzna literacka, język ludzi kulturalnych i dobrze wychowanych. Elementarna refleksja, że młody człowiek chodzi do szkoły właśnie po to, żeby poznać ten „trudny język”, bez którego nigdy nie zrozumie żadnej z „trudnych spraw” z zakresu literatury, filozofii, historii, a nawet własnego życia pełnego niespodzianek, też nigdy nie przychodzi im do głowy. Ci, którzy chwalą książki za to, że napisane są „prostym językiem”, mają najczęściej na myśli współczesny język zdegradowany, którym posługują się na co dzień. Rozumują tak jak inżynier Mamoń z filmu „Rejs”, który mawiał, że „lubi tylko te piosenki, które zna”. Inni są przeciw polskiej klasyce, bo podobno żyjemy dziś w globalnej wio- sce i powinniśmy dawać dzieciom do czytania literaturę obcą. Gdyby Polska nadal była częścią obozu socjalistycznego, to pewnie uważaliby oni, że nasza dziatwa powinna czytać wyłącznie „Młodą gwardię” Fadiejewa lub „Cichy Don” Szołochowa, „bo takie są czasy”. Polacy pod zaborami nie uważali jednak, że skoro żyją w Prusach czy w Austrii, to powinni czytać tylko autorów pruskich i austriackich. Byli bowiem wtedy poważnym narodem i nawet nie mając własnego państwa, starali się wychowywać młodzież przede wszystkim na własnych pisarzach. Jak zresztą zawsze czyniły i czynią wszystkie poważne narody. Literacki snob dziedziczy po marksizmie Inny populistyczny argument przeciwko starym arcydziełom mówi, że PUBLICYSTYKA pochodzą one z odległych epok, a zatem nie mają wiele wspólnego ze światem, w którym żyje współczesny czytelnik. Zastanówmy się więc, kto więcej zyskuje – czy ten, kto zna tylko świat, w którym żyje, czy ten, kto dzięki lekturom wie, że świat nie zawsze wyglądał tak samo, zmieniał się w przeszłości, a więc i w przyszłości może przybrać inną postać? Pogląd, że to współczesność jest najważniejsza i tylko ona się liczy, popularny wśród literackich snobów, odziedziczyli oni jednak po marksizmie, bo to marksizm wpajał wiarę w jednokierunkowy, automatyczny postęp dziejów. Według tej wiary, każda następna epoka jest doskonalsza od poprzedniej, to najdoskonalsza musi być epoka najpóźniejsza, którą z istoty rzeczy zawsze jest aktualna współczesność. Kult literackiej współczesności i ściśle z nim związane lekceważenie historii są więc dziś u nas elementem intelektualnego wyposażenia postkomunizmu. W tym miejscu trzeba jednak zawiesić krytykę literackiej poprawności politycznej i przejść z obrony do ofensywy. A można to zrobić, zauważając ziarnko prawdy zawarte w wierzeniach postępowców i populistów, którego oni sami nie widzą. Otóż nasz kanon literacki nie został stworzony w jednej chwili, tylko zachowując tożsamość zmieniał się i aktualizował, według pewnej uchwytnej zasady. Zawsze był uzupełniany i odświeżany tak, że każde pokolenie dodawało do niego dorobek epoki poprzedzającej. Oświecenie miało swój kanon w literaturze czasów zygmuntowskich. Romantycy, którzy zrywali z oświeceniem, uznawali jednak jego rolę w odnowieniu kultury po okresie saskiego letargu. Pozytywiści z kolei, którzy polemizowali z romantyzmem, uznawali jednak oczywisty fakt, że to romantyzm wzniósł naszą poezję na szczyty. Po 1956 r. dodano do polskiego kanonu literackiego Młodą Polskę. Burzyciele na garnuszku liberalnych komunistów Ale wkrótce potem, w czasach małej stabilizacji, z pryszczatej generacji socrealizmu wyrosła rzesza mrożkowskich Stomilów, szyderczo nastawionych do polskiej tradycji literackiej, a bałwochwalczo do artystycznych eksperymentów. Historię literatury zaczęła zastępować teoria literatury, trójcę Mickiewicz, Słowacki, Krasiński – trójca Witkacy, Gombrowicz, Schulz (nie mam nic przeciwko tym pisarzom, ale w krytyce były to miłe złego początki), a potem kult wszelkiej maści młodych literackich Nikiforów i burzycieli, których liberalni komuniści wzięli na garnuszek, zaczęli nagradzać i klecić z ich wypracowań postępowy anty-kanon, wymierzony w poważną literaturę (także współczesną), i używany do rozwalania obrazu kultury polskiej w główkach nowoczesnych pensjonarek. Używany niestety skutecznie. Oficjalna polonistyka III RP, zamiast po 1989 r. uczciwie rozliczyć się z własną hańbą domową, co rusz ogłaszała tylko „zmiany paradygmatu”, reformy i „przebudowy”, dziwnym trafem zawsze zgodne z życzeniami tygodni- ka „Polityka”. Rozpoczęte wraz z reformą oświaty cenzurowanie listy lektur, które obecnie dosięga „Pana Tadeusza” (ale bynajmniej nie ma się na tym zatrzymać), jest po prostu dalszym ciągiem wiecznie żywej walki z „odchyleniem prawicowonacjonalistycznym” w kulturze, walki prowadzonej teraz innymi środkami niż za ojczulka Stalina, do której jednak, jak za dawnych, dobrych lat, zagania się urzędników oświatowych i nauczycieli metodą kija i marchewki. Przestańcie się ukrywać Ale wśród pisarzy i nauczycieli są i tacy, dla których słowo Polska coś znaczy. Dla nich właśnie teraz przyszła pora, żeby przestać się ukrywać. „Co tam zdrady” – jak mówi Słowacki – róbmy swoje. Ale róbmy to według sprawdzonej recepty. Po pierwsze, brońmy „Pana Tadeusza” i pojęcia kanonu literackiego, nie dlatego, że jest „tradycyjny”, czyli stary, lecz dlatego, że jest ponadczasowy i uniwersalny. Dwie zwrotki Mickiewicza inteligentnemu człowiekowi mówią więcej niż sto powieści stu laureatów nagrody Nike. Po drugie, na likwidatorski wobec polskiej kultury narodowej program odpowiedzmy tak jak nasi poprzednicy: odnowieniem narodowego kanonu. Zawsze było bowiem tak, że za najważniejszą część kanonu uznawano to, co było w nim względnie świeże i co pochodziło z dorobku literackiego odległego od współczesności nie więcej niż o 50–80 lat. Obecnie w tej pozycji znalazło się dziedzictwo literackie XX w. Patrzymy na nie już 17 z historycznego dystansu jako na rozdział zamknięty, a zarazem przylegający do współczesności i bezpośrednio na nią rzutujący. Jakie zatem dzieła powstałe po 1918 r. powinny się znaleźć na podstawowej i na rozszerzonej liście lektur obowiązkowych? Niby wszystko na ten temat wiadomo, ale diabeł tkwi w szczegółach. Jak poprzestawiać akcenty w prezentowaniu literatury dawnej, żeby młodzież umiała docenić jej ciężar gatunkowy i smak, a zarazem utrzymać liczbę lektur obowiązkowych w rozsądnych granicach? Jakie są te granice, ile godzin języka polskiego powinno być w szkole średniej? Co można dodać do lektur z literatury emigracyjnej i katolickiej XX w.? I jak odczytać pisarzy wielkich, ale niejednoznacznych, jak Gombrowicz i Miłosz, żeby nie robić z nich tanich demonów walki z polskością? Na te pytania powinni nam dziś odpowiadać ostatni Mohikanie poważnej krytyki literackiej: Maciej Urbanowski, Andrzej Horubała, Wanda Zwinogrodzka, Elżbieta Morawiec, Bohdan Urbankowski; akademiccy patroni rzetelnej krytyki: Jan Prokop, Krzysztof Dybciak, Marta Wyka, Włodzimierz Bolecki oraz ludzie, którzy mają coś do powiedzenia, np. Waldemar Łysiak i inni, których nie wymieniam. Poza tym jest teraz czas na dyskusję otwartą, w mediach i na spotkaniach, pomiędzy poważnymi krytykami a przedstawicielami środowisk oświatowych. Z takiej dyskusji powinny wyłonić się szczegółowe i konkretne postulaty, które można by przedstawić gremiom politycznym opozycji, przygotowującym program przyszłego rządzenia krajem. REKLAMA 18 ŚWIAT 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Czy Baszar al-Asad zastosuje się do żądań Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPWC)? Chociaż wstępne raporty OPWC wskazują, że Asad postępuje zgodnie z wytycznymi organizacji, bardzo bym się zdziwił, gdyby kontynuował ten kurs. Broń chemiczna to kluczowy argument, pozwalający mu na utrzymanie się przy władzy. Jak na brak współpracy może lub powinien zareagować Waszyngton? Spodziewam się, że administracja Baracka Obamy zaatakuje rządowe instalacje w Syrii z zaskoczenia, ale wiele będzie też zależało od kierunku, w jakim potoczy się wojna domowa w tym państwie. Wywiad \ Z Danielem Pipesem, amerykańskim historykiem, pisarzem, dyrektorem konserwatywnego think tanku Middle East Forum i twórcą Campus Watch, rozmawia Olga Doleśniak-Harczuk Olga Doleśniak-Harczuk Czyli wychodzi Pan z założenia, że tzw. porozumienie zawarte w sprawie Syrii między Rosją a USA absolutnie nie załatwia sprawy? W żadnym razie. Porozumienie dotyczyło jedynie broni chemicznej, a nie o wiele ważniejszej kwestii, jaką jest wojna domowa. Na dowód trochę statystyki: proszę sobie wyobrazić, że przeprowadzone do tej pory w Syrii ataki z użyciem broni chemicznej odpowiadają za 1 proc. wszystkich strat wśród ofiar cywilnych tej wojny. Obama nie rozumie, kim jest Putin W latach 1990–1996 napisałem trzy książki rozprawiające się z reżimem Asada. Ale dopiero teraz świat zrozumiał, że przeciwstawianie się reżimowi było słuszne, a ci, którzy go usprawiedliwiali, działali wbrew interesom Syryjczyków Mieszkańcy Zachodu powinni być dumni ze swojej kultury i wartości moralnych.. To odtrutka na dominujący dziś multikulturowy nastrój, który każe traktować wszystkie kultury i wszystkie moralności jako równorzędne. Fot. Jorge Zapata/PAP/EPA Dlaczego Rosja tak uporczywie broni Asada? Kreml wspiera Asada z wielu powodów: przede wszystkim chodzi o podtrzymanie swojego sojusznika, a przy okazji pomoc kolejnemu, którym jest Iran. Mówi się, że Rosja ma też oko na syryjskich chrześcijan, ale i na port marynarki w syryjskim Tartusie na śródziemnomorskim wybrzeżu Syrii. Poza tym Kreml chciał wyraźnie dokuczyć rządowi Stanów Zjednoczonych. Generalnie moskiewskie wsparcie dla Asada stanowi istotne dopełnienie pomocy, jaką Damaszek i tak otrzymuje z Teheranu. A na czym polega wyjątkowość portu w Tartusie? Z perspektywy rosyjskich interesów Tartus jest bardzo ważną bazą, ale wcale nie ze względu na jej dzisiejsze znaczenie, ale przede Jestem bardziej konserwatywny od ojca. On ma faktycznie bardzo silną osobowość, za którą go zresztą podziwiam. Myślę, że dzięki tej jego mocnej postawie byłem w stanie zdefiniować moje własne poglądy i wyznaczyć sobie własną ścieżkę rozwoju wszystkim na to, czym może się ona stać w przyszłości. Kto najwięcej zyskał na „syryjskim porozumieniu”? Największym wygranym jest tu Władimir Putin, przegranym syryjska opozycja, a zaraz po niej plasują się Barack Obama, Turcja i Izrael. Często krytykuje Pan politykę zagraniczną Obamy. Jaki błąd popełnił na Bliskim Wschodzie? Faworyzowanie islamistów. A wobec Rosji? Brak zrozumienia dla tego, kim jest naprawdę Władimir Putin. A w stosunku do Europy? Zaniedbywanie jej, a zwłaszcza Polski, brak odruchu, by pochylić się nad niepokojami trawiącymi stary kontynent. Czy po tym, co się stało w kwestii Syrii, USA jest nadal wiarygodnym partnerem dla swoich sojuszników? Myślę, że sojusznicy Stanów Zjednoczonych zastanawiają się właśnie nad redefinicją swojej pozycji w świecie. A w jaki sposób Waszyngton może odzyskać wiarygodność? Jedyną drogą, by się zrehabilitować, jest dochowanie wierności przyjaciołom, przy jednoczesnym widocznym upozycjonowaniu się przeciwko wrogom. „Jerusalem Post” podał sondaż, według którego dwie trzecie izraelskich Ży- ŚWIAT dów nie wierzy, że Barack Obama spełni swoje obietnice i powstrzyma rozwój irańskiego programu nuklearnego. Po Syrii Izrael z jeszcze większym sceptycyzmem patrzy na działania Waszyngtonu... Stosunki między Stanami Zjednoczonymi a Izraelem są lepsze, niż przewidywałem, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. Dobrą kooperację widać zwłaszcza na niwie wojskowej. Jednak kwestią kluczową pozostaje wciąż Iran, a przecież nie wiemy do końca, jaki obrót przyjmie ta sprawa. Izrael ma to samo zmartwienie co wiele innych państw na całym świecie. Jest nim słabość administracji Obamy i notoryczny brak zainteresowania okazywany państwom partnerskim. Ostatnio to Teheran wysunął się na pierwszy plan, nieco przyćmiewając problem Syrii. Co powinniśmy rozumieć pod pojęciem irańskiego zagrożenia? Składają się na nie trzy elementy: zagrożenie ideologiczne, terrorystyczne i nuklearne. Prezentowana przez prezydenta Hassana Rouhaniego „ofensywa czaru” to najprawdopodobniej wybieg mający oddalić sankcje. Czas pokaże. Rozmowy przecież trwają. Ale zagrożeń jest przecież więcej. Ostatni przykład: będąca od 1952 r. członkiem NATO Turcja dziśniebezpiecznieodpływawodwrotnym kierunku, zastanawia się nawet nad zakupem chińskiego systemu obrony antyrakietowej. Powinniśmy się obawiać? Zdecydowanie tak. W wyborach 2002 r. do władzy w Turcji doszli islamiści, którzy nie szczędzą wysiłków, by krok po kroku wycofywać państwo z ram zachodniego sojuszu. Mamy więc powód do niepokoju. Obawiam się, że to Turcja będzie naszym głównym problemem na Bliskim Wschodzie. We wrześniu minęła 12. rocznica zamachów na WTC, to wtedy USA wypowiedziały wojnę światowemu terroryzmowi. Czy Amerykanie są dziś bardziej bezpieczni niż w 2001 r.? Działania antyterrorystyczne odniosły całkiem spore sukcesy, ale zła wiadomość jest taka, że dziś Stany Zjednoczone są o wiele mocniej inwigilowane przez radykalnych islamistów, niż to miało miejsce jeszcze 12 lat temu. Pamięta Pan swoją reakcję na zamachy? Byłem wściekły na wszystkie amerykańskie agencje. Za to, że okazały się niekompetentne, niezdolne do zapewnienia bezpieczeństwa własnemu państwu. Jak to się stało, że chłopak studiujący matematykę nagle porzuca ten kierunek i zaczyna zgłębiać historię Bliskiego Wschodu, podejmuje naukę arabskiego. Tak przecież było w Pana przypadku. Ten radykalny zwrot wynikał po części z poczucia, że już dłu- Przewroty, jakie obserwujemy od pewnego czasu na Bliskim Wschodzie, postrzegam w kategorii koniecznego odejścia od autokracji. Konsekwencje są paskudne, ale nie można ich było uniknąć. żej nie jestem sobie w stanie wytłumaczyć, po co studiuję matematykę, poza tym dużo podróżowałem. Przemierzyłem Zachodnią Afrykę i Bliski Wschód i bardzo mi zależało na tym, by zrozumieć te rejony świata, a zwłaszcza ich islamski komponent. Czy ta wiedza pomogła Panu w pełni zrozumieć, czym jest np. Arabska Wiosna? Przewroty, jakie obserwujemy od pewnego czasu na Bliskim Wschodzie, postrzegam w kategorii koniecznego odejścia od autokracji. Konsekwencje są paskudne, ale nie można ich było uniknąć. Wróćmy do Pana. Po ukończeniu edukacji były jeszcze dwa lata spędzone w Kairze. Czy to wtedy zdał Pan sobie sprawę, że to właśnie islamizacja będzie realnym zagrożeniem dla wielu części świata? Początki mojej pracy zawodowej zbiegły się w czasie z tzw. wezbraniem islamistycznej fali, tej samej, która dziś jest dominująca. Jednak wtedy do głowy by mi nie przyszło, że przyjdą na nas zjawiska takie jak Talibowie czy Al-Kaida. W tamtym okresie mojego życia wiele przemawiało za tym, że islam jest w odwrocie, nie w rozkwicie. A co z państwami europejskimi, które kilkadziesiąt lat temu otworzyły bramy dla muzułmanów, a dziś narzekają, że większość z nich nie chce się zintegrować? Mieszkańcy Zachodu powinni być dumni ze swojej kultury i wartości moralnych. To odtrutka na dominujący dziś multikulturowy nastrój, który każe traktować wszystkie kultury i wszystkie moralności jako równorzędne. Pamiętam, jak w latach 90. pewni dziennikarze nazywali Pana „antyarabskim propagandystą”. Jak Pan to przyjął? Na oskarżenie, że jestem antyarabski, mam prostą odpowiedź: to ci, którzy miotają takie oskarżenia pod moim adresem, są w istocie antyarabscy. Oto przykład. W latach 1990–1996 napisałem trzy książki rozprawiające się z reżimem Asada. Ale dopiero teraz świat zrozumiał, że przeciwstawianie się reżimowi było słuszne, a ci, którzy go usprawiedliwiali, działali wbrew interesowi Syryjczyków. Zarówno Pana matka Irene, jak i ojciec, prof. Richard Pipes, urodzili się w Polsce. Odwiedza pan czasem Polskę? Byłem w Polsce wiele razy, również wspólnie z rodzicami. Po raz pierwszy przyjechałem tu z grupą studentów w 1976 r. Jestem świadom tego, że moi przodkowie od wielu pokoleń tutaj żyli. Nie mówię jednak po polsku. Kiedy przyszedłem na świat, rodzice postanowili zostać w pełni Amerykanami i nie uczyli mnie języka polskiego. A co z polską kuchnią? Uwielbiam polską kuchnię, ale nie pozwalam sobie na nią zbyt często. Gdybym częściej jadał polskie dania, pewnie nieźle bym utył! Kilka tygodni temu prof. Richard Pipes obchodził na Uniwersytecie Warszawskim jubileusz swojego 90-lecia. Jest Pan dumny z ojca, z jego pracy, dokonań? Jestem z mojego ojca dumny z wielu powodów, ale najważniejszym jest jego zrozumienie, czym był Związek Sowiecki. To jego podejście do ZSRS okazało się w pełni słuszne. Przez dziesięciolecia zbierał za swoje poglądy na ten temat masę krytyki. Padała zazwyczaj ze strony jego kolegów. Twardo bronił swojego stanowiska. Prof. Pipes sprawia wrażenie człowieka o bardzo silnej osobowości. Spieraliście się czasem? Przeżywał Pan chwile buntu? Jesteśmy z moim ojcem zgodni w większości kwestii dotyczących historii i polityki, a nawet jeżeli zaistnieją jakieś różnice zdań, to są one raczej natury taktycznej – nie strategicznej. Generalnie, ja jestem bardziej konserwatywny od ojca. On ma faktycznie bardzo silną osobowość, za którą go zresztą podziwiam. Myślę, że dzięki tej jego mocnej postawie byłem w stanie zdefiniować moje własne poglądy i wyznaczyć sobie własną ścieżkę rozwoju. Na koniec prośba o prognozę. Jak będzie wyglądał świat za 20 lat? Widzę silne Stany Zjednoczone, osłabioną Europę, bardzo słabą Rosję i coraz mniej ambitne Chiny. Mówiąc o krytyce reżimu Asada w latach 90., Daniel Pipes nawiązuje do czasów prezydentury ojca Baszara al-Asada, Hafeza, który był prezydentem Syrii w latach 1971–2000. 19 Świat \ Wieści z UE UE zaskarżyła Rosję w WTO Władze UE wystąpiły do Światowej Organizacji Handlu (WTO) o wydanie orzeczenia co do legalności pobierania przez Rosję opłat za recykling od importowanych samochodów. Władze Unii uważają, że te opłaty oznaczają dyskryminowanie tego eksportu krajów UE do Rosji, wynoszącego ok. 10 mld euro rocznie. Rosja może więc zostać zmuszona do zmiany przepisów albo będzie musiała liczyć się z sankcjami handlowymi. Komisarz UE ds. handlu Karel de Gucht oświadczył: – Musieliśmy wystąpić do WTO o orzeczenie, aby zapewnić dostosowanie się Rosji do jej międzynarodowych zobowiązań”. Socjalistyczny minister skazany za łapówki 7 października został skazany w Atenach na 20 lat więzienia były minister obrony Grecji Akis Cochacopulos za przyjmowanie milionowych łapówek za kontrakty zbrojeniowe w latach 1997–2001. Pozostali oskarżeni w tej sprawie – 15 urzędników – otrzymało kary od 6 do 16 lat więzienia. 74-letni Cochacopulos to jeden z założycieli socjalistycznej partii PASOK i w latach 1981–2004 szef różnych resortów w jej kolejnych rządach. W marcu br. został już skazany w odrębnym postępowaniu na 8 lat więzienia i 520 tys. euro grzywny za składanie nieprawdziwych deklaracji podatkowych. Wielkie węgierskie pożyczki Bank centralny Węgier zwiększył program pożyczek dla małych i średnich firm – z dotychczasowych 750 mld forintów (3,4 mld dolarów) do aż 2,75 bln forintów (ok. 10 proc. PKB) do końca przyszłego roku. Szef tego banku, Gyorgy Matolcsy, spodziewa się, że te pożyczki przyczynią się do zwiększenia Produktu Krajowego Węgier aż o 2 proc. Bank centralny ma zasilić nieoprocentowanymi funduszami banki komercyjne, które przekażą je następnie firmom w formie pożyczek z marżą 2,5 proc. Ogromny dług Portugalii Długi portugalskiego państwa, firm publicznych i prywatnych, a także gospodarstw domowych, wynoszą łącznie 727,7 mld euro (równowartość 444 proc. portugalskiego PKB). Jak poinformował Narodowy Bank Portugalii, dług publiczny państwa wyniósł na początku lipca br. 214,5 mld euro (równowartość 130,9 proc. PKB), a zadłużenie przedsiębiorstw sektora publicznego 48,2 mld euro. Kary za zamykanie fabryk Parlament Francji przyjął ustawę nakładającą kary na spółki zamykające fabryki „bez uzasadnienia ekonomicznego”. Spółka zatrudniająca co najmniej 1 tys. pracowników będzie musiała udowodnić, że przed zamknięciem zakładu szukała na niego kupca. Jeśli firmie nie uda się przedstawić dowodów w tej sprawie, sąd może jej nakazać zapłatę kary wynoszącej 20-krotność pensji minimalnej (wynoszącej 1430 euro) pomnożonej przez liczbę zwolnionych pracowników. Tomasz Mysłek 20 ŚWIAT 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Rosja \ Życiowa misja Giennadija Oniszczenki Lekarz do zadań specjalnych Perspektywa stowarzyszenia Ukrainy, Gruzji i Mołdawii z UE wywołuje na Kremlu popłoch. Im bliżej szczytu Partnerstwa Wschodniego, tym mocniej Moskwa naciska na sąsiadów. Choćby zamykając swój rynek dla ich towarów. O uzasadnienie dba główny lekarz sanitarny Rosji Giennadij Oniszczenko W sierpniu 2012 r. Oniszczenko stał się obiektem kpin, gdy wezwał, aby nie jeździć autem po wypiciu kefiru, bo są w nim śladowe ilości alkoholu. A jeszcze dwa lata wcześniej, gdy Rosję nawiedziła fala upałów, sugerował policjantom z drogówki, żeby pili kefir dla ochłody. Fot. Astapkovich Vladimir/PAP/EPA Giennadij Oniszczenko jest jednym z niewielu wysokich urzędników, którzy utrzymali się do dziś od czasów Borysa Jelcyna. W 1996 r. został głównym sanitarnym lekarzem Rosji. Zawsze był zafascynowany władzą. Wiernie wykonuje polecenia, stara się wręcz odgadywać intencje polityków Antoni Rybczyński L itwa już od dawna zajmuje pierwsze miejsce na czarnej liście Kremla. Wściekłość w Moskwie wywołało dążenie Wilna do uniezależnienia się od Gazpromu dzięki tzw. trzeciemu pakietowi energetycznemu UE. Teraz zaś Wilno przewodzi Unii i pod koniec listopada organizuje szczyt Partnerstwa Wschodniego. Szczyt, który może się okazać ciężką geopolityczną klęską Rosji. Mleko, mięso, polityka Zaczęło się 20 września, gdy główny lekarz sanitarny Rosji ostrzegł, że kierowana przez niego Federalna Służba ds. Nadzoru w Sferze Ochrony Praw Konsumentów i Szczęścia Człowieka (Rospotriebnadzor) ma uwagi do jakości produktów mlecznych z Litwy. 7 października Rosja oficjalnie zamknęła dla niej swój rynek – a trafia nań prawie 85 proc. litewskiego eksportu produktów mlecznych. Oniszczenko uzasadnił to wykryciem mlecznych drożdży, pleśni i bakterii E.coli. Jest to oczywiście bzdurą, gdyż litewskie produkty nie budzą żadnych wątpliwości na dużo bardziej restrykcyjnym rynku unijnym. Oficjalnych wyjaśnień zażądała od Moskwy Komisja Europejska. Oniszczenko określił krytykę jako „histeryczną” i zagroził embargiem także na mięso i ryby. W spór włączył się ambasador rosyjski przy UE. 17 października Władimir Cziżow ostrzegł Brukselę przed upolitycznianiem sprawy, przypominając, że podobny „skandal” z polskim mięsem doprowadził do zmiany rządu w Polsce. „Pod postacią polskiego mięsa dostarczano do Rosji przez terytorium Polski w najlepszym wypadku mięso bawole z Indii, a w najgorszym – złom metalowy” – twierdzi Cziżow. Rosja nałożyła embargo i „w Polsce wszystko zakończyło się zmianą rządu”. Ambasador zauważył, że „po zmianie gabinetu, na którego czele stał Jarosław Kaczyński, nowy rząd odpolitycznił ten spór, co pozwoliło szybko, w roboczym trybie, znaleźć rozwiązanie na szczeblu ekspertów”. Moskwa wprowadziła embargo na import polskiego mięsa w październiku 2005 r. Bezpośrednim powodem było przechwycenie kilku transportów mięsa ze sfałszowanymi dokumentami przewozowymi. Wyniki dochodzenia polskiej prokuratury wykazały, że te transporty nawet nie przejeżdżały przez terytorium RP, a świadectwa weterynaryjne, które podważali Rosjanie, zostały prawdopodobnie podrobione, i to raczej nie przez Polaków. Wobec tej prowokacji rząd PiS zablokował rozmowy ws. nowej umowy o partnerstwie UE z Rosją i, co najważniejsze, zyskał pełne poparcie Unii. Na szczycie w Samarze w maju 2007 r. Putina zaskoczyła pełna solidarność Angeli Merkel i José Barroso z Polską. Ale nie ustąpił, aż do zmiany władzy w Warszawie. W grudniu 2007 r., z inicjatywy rosyjskiej, zniesiono ograniczenia. „Bardzo się cieszę, że mogę dzisiaj powiedzieć »tak, tak, tak«, chyba trzeba by powiedzieć »da, da, da« (…). Możemy mówić dziś o pierwszym bardzo poważnym kroku, który jest więcej niż tylko gestem, więcej niż nadzieją, że Warszawa i Moskwa odbudują lepsze relacje” – mówił wówczas Tusk. Zaraz potem wycofał swoje weto ws. umowy o partnerstwie UE z Rosją. „Standardy higieniczne” Kreml od lat używa Rospotriebnadzoru i Rossielchoznadzoru (Federalna Służba Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego) do nakładania sankcji i embarga na wwóz produktów z krajów, z którymi ma polityczne konflikty. Tak było w 2006 r. z winami z Mołdawii oraz winami i wodami mineralnymi z Gruzji. Mołdawię odblokowano na jesieni 2007 r., ale Gruzja musiała czekać aż do 2013 r., gdy władzę objął prorosyjski Bidzina Iwaniszwili. W 2009 r. doszło do ostrego konfliktu Rosji z Aleksandrem Łukaszenką. Oniszczenko natychmiast ogłosił, że białoruskie produkty mleczne przedstawiają „bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia” i zakazał na pewien czas ich importu. W 2011 r. Rosja wprowadziła zakaz importu warzyw z UE po tym, jak w niektórych krajach pojawiła się bakteria E.coli. Po trzech tygodniach doszło do porozumienia, ale Moskwa powoli i etapami otwierała się na kolejne kraje, kierując się motywami politycznymi. W 2012 r., w toku trudnych gazowych rokowań z Kijowem, Rosja wprowadziła embargo na ukraińskie sery. Od paru miesięcy Oniszczenko ostro gra z głównymi kandydatami do stowarzyszenia z UE. Latem wprowadził zakaz importu czekolady z Ukrainy. 10 września nałożył embargo na import mołdawskich win. W październiku zablokował import piw z Gruzji, bo nie spełniają „standardów higienicznych”. Oniszczenko zagroził też przywróceniem embarga na wina. Okazuje się, że wejście Rosji do WTO (Światowej Organizacji Handlu) nic nie zmieniło. Zaraz po tym Moskwa wprowadziła zakaz importu wieprzowiny ŚWIAT i kurczaków z USA. W sierpniu br. Rosjanie grozili Polsce embargiem na import mięsa i produktów mlecznych. Teraz, w związku z zaostrzeniem relacji z Holandią (incydenty z dyplomatami, sprawa aresztowanych działaczy Greenpeace) Rossielchoznadzor zagroził Hadze embargiem na produkty mleczne i tulipany. Wierny sługa Kremla Oniszczenko jest jednym z niewielu wysokich urzędników, którzy utrzymali się do dziś od czasów Borysa Jelcyna. Urodził się w Kirgizji, potem mieszkał i studiował na Ukrainie (z wykształcenia jest lekarzem mikrobiologii). W 1982 r. trafił do Moskwy i zaczął robić karierę w centralnym aparacie państwowym. Brał m.in. udział w likwidacji awarii w Czarnobylu. W 1996 r. został głównym sanitarnym lekarzem Rosji. W 2004 r. stanął na czele Rospotriebnadzoru. Wiosną 2008 r. wyszła jego książka „Medycyna i władza imperatorska w Rosji” – historia chorób czterech ostatnich cesarzy. Oniszczenko zawsze był zafascynowany władzą. Wiernie wykonuje polecenia, stara się wręcz odgadywać intencje polityków. Ciekawie wygląda czeczeński epizod jego kariery. Po wybuchu I wojny czeczeńskiej wielokrotnie jeździł do tej republiki. Oficjalnie kontrolował sytuację epidemiologiczną. Na jesieni 1995 r. został porwany przez Czeczenów i po krótkim czasie wypuszczony. Na początku II wojny czeczeńskiej, w grudniu 1999 r., pojechał do Czeczenii i Inguszetii, po czym ogłosił, że w regionie tym od dekady nie ma państwowego systemu ochrony zdrowia. W styczniu 2000 r. stanął na czele sztabu, który miał odbudować system ochrony zdrowia w Czeczenii. Oniszczenko zajmował się w nim kontrolą wydatków budżetowych. W czerwcu 2000 r. wszedł w skład federalnej komisji... antyterrorystycznej. Oniszczenko jest wierny politycznej linii Kremla. Krytykował Pussy Riot, a wcześniej, podczas wielkich protestów antyrządowych, ostrzegał demonstrantów, że ryzykują zarażenie się grypą, wchodząc w tłum przy zimowej pogodzie. Kiedy doszło do spięcia z Japonią, wezwał rodaków, by nie jedli sushi. Gdy zaostrzyła się antyamerykańska polityka Putina, Oniszczenko wezwał do bojkotu hamburgerów, bo „to nie nasza kuchnia”. W lipcu br. stwierdził, że ostatnia epidemia afrykańskiego pomoru świń w Rosji ma źródło w sąsiedniej Gruzji. I wskazał na laboratorium mikrobiologiczne, które Amerykanie zbudowali w byłej bazie sowieckiej koło Tbilisi. W październiku Oniszczenko stwierdził, że produkuje się tam broń biologiczną przeciwko Rosji. Medytuje i ćwiczy, wzorując się na mnichach z klasztoru Shaolin. Chwali się, że wystarczają mu trzy godziny snu na dobę. W sierpniu 2012 r. stał się obiektem kpin, gdy wezwał, aby nie jeździć autem po wypiciu kefiru, bo są w nim śladowe ilości alkoholu. Wielką popularnością w internecie cieszył się mem – szklanka z kefirem i podpis: „Kefir? NIE! Prowadzę!”. A jeszcze dwa lata wcześniej, gdy Rosję nawiedziła fala upałów, Oniszczenko sugerował policjantom z drogówki, żeby pili kefir dla ochłody. 21 maja 2009 r. szef Rospotriebnadzoru ogłosił, że wirus H1N1 dotrze do kraju najwcześniej na jesieni 2009 r. Nazajutrz ogłoszono pierwszy przypadek zarażenia wirusem w Rosji... 21 Ukraina \ Cyrkowe sztuczki Kremla przed szczytem Partnerstwa Wschodniego Pies o rysach Putina kontra moskiewski narzeczony Stylizowany na Wiktora Janukowycza car chce wydać swoją córkę Ukrainę za mąż. Konkurentów do jej ręki jest dwóch – Unia Europejska i Unia Celna. Jeden w podarku przynosi demokrację, drugi gaz. Który z nich odjedzie z narzeczoną? Kreml nie daje za wygraną, za bardzo potrzebuje nowej żony Wiktor Potocki P rzywołany obrazek to jeden z wielu, jakie można spotkać na ukraińskich ulicach, w programach telewizyjnych i na łamach prasy. Od trzech lat Rosja prowadzi szeroko zakrojoną kampanię, mającą przekonać Ukraińców do członkostwa w Unii Celnej. Kampania ta ma jednocześnie obrzydzić Ukrainie jakiekolwiek zbliżenie z Brukselą. W ostatnich kilku miesiącach wysiłki kremlowskiej propagandy na Ukrainie nabrały zawrotnego tempa. Przyczyna? Już za miesiąc w Wilnie może dojść do podpisania umowy stowarzyszeniowej między UE a Kijowem. Najważniejszym warunkiem postawionym innego Unia Celna – „moskiewski narzeczony” – nie dość że z panną na wydaniu się przyjaźni i jej broni, to jeszcze rozpieszcza dostawami gazu i benzyny. Nic dziwnego, że nachalne spoty spotkały się z krytyką ukraińskich dziennikarzy. Grającym w nim aktorom zarzucono, że są sztuczni, a prezentowane slogany wyświechtane i niskich lotów. Przaśność prorosyjskich reklamówek zyskała rozgłos również poza granicami Ukrainy, rozbawiła m.in. szefa litewskiej dyplomacji, który obśmiał te „perły propagandy” i gorąco namawiał, by na własne oczy zobaczyć „tę żenadę”. Osobny rozdział stanowi kampania prowadzona w rosyjskiej telewizji nadającej na Ukrainie. Nie brak tam celebrytów żartujących z ukraińskich dążeń do eurointegracji i malujących apokaliptyczne scenariusze na okoliczność Rosyjska piąta kolumna nie szczędzi sił i pieniędzy, by dotrzeć do każdego ze swoim przekazem. Jest on prosty: Ukraina popełni poważny błąd, zbliżając się do UE. przez Brukselę jest zwolnienie z więzienia byłej premier Julii Tymoszenko. Jeżeli Janukowycz wyjdzie naprzeciw tym oczekiwaniom, Kijów będzie miał otwartą drogę do integracji. A tego Putin by nie chciał. Piąta kolumna czuwa Od kilku miesięcy na linii Kijów–Moskwa panuje wyjątkowo napięta atmosfera. Zaczęło się od potyczek na szczeblu oficjalnym, następnie Rosja wypowiedziała Ukraińcom wojnę celną. Teraz, na miesiąc przed szczytem Partnerstwa Wschodniego, gra toczy się o zawładnięcie nastrojami społecznymi na Ukrainie. Rosyjska piąta kolumna nie szczędzi sił i pieniędzy, by dotrzeć do każdego ze swoim przekazem. Jest on prosty: Ukraina popełni poważny błąd, zbliżając się do UE. Mówią o tym m.in. tysiące billboardów poustawianych jak kraj długi i szeroki. Rosyjską piątą kolumnę tworzą komuniści i organizacja Ukraiński Wybór. Na jej czele stoi Wiktor Medwedczuk, dobry znajomy Władimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa. To te dwa kremlowskie przyczółki opłacają kampanię PR-owską, nawiązującą do odbudowania więzi z Rosją, jak za czasów ZSRS. Środki na ten projekt najprawdopodobniej pochodzą od Gazpromu i innych rosyjskich spółek energetycznych. Reanimacja kompleksów Kto nie mówi po angielsku, może zapomnieć o dobrze płatnej pracy w UE, ale nic straconego – zamiast pchać się do Brukseli, wejdźcie do Unii Celnej, tam „mówimy jednym językiem” (rosyjskim – red.) – tak można streścić wymowę jednego z emitowanych w telewizji ukraińskiej spotów propagandowych. Z jeszcze innego ukraiński widz się dowie, że: „Wstąpienie do Unii Europejskiej to zła gra. Nawet dzieci o tym wiedzą”. W spocie o carze Janukowyczu i jego córce Ukrainie propaganda sięga zenitu i granic śmieszności. Jego autorzy przekonują, że Europa i tak z Ukrainą się nie dogada, że Kijów zawsze będzie dla UE ciałem obcym. Co podpisania umowy stowarzyszeniowej. Między programami są prezentowane dane o stanie ukraińskiej gospodarki, które faktycznie nie napawają optymizmem. Karawana idzie dalej „Ukraiński Wybór przestrzega przed podpisaniem umowy stowarzyszeniowej” – czytamy na tysiącach billboardów. Organizacja Medwedczuka już trzeci rok z uporem walczy na szańcach rosyjskiej propagandy, zmieniają się tylko hasła. Nie ma miasta, w którym członkowie Ukraińskiego Wyboru nie zorganizowaliby choćby małego spotkania z mieszkańcami. Zaprasza się na nie ekspertów z różnych dziedzin i znane osoby z życia publicznego. Główne postulaty, jakie padają na tych mityngach, dotyczą konieczności zbliżenia z Rosją i zakazania wydobycia gazu łupkowego. Dopełnieniem pracy w terenie są kampanie prowadzone w internecie i mediach. Sam Medwedczuk jest bardzo aktywny na wielu forach internetowych i portalach społecznościowych. Ukraina żyje debatą o konieczności wyboru, a dylemat, czy wybrać Rosję, czy jednak otworzyć się na UE, budzi emocje nie tylko w dużych miastach, ale i na wsi. Społeczeństwo jest podzielone, ale przede wszystkim skołowane zalewem kremlowskiej propagandy. Na to nakłada się dodatkowo spór o eksploatację gazu łupkowego i niegasnące różnice zdań co do statusu homoseksualistów. Strona prorosyjska robi wszystko, by zwolenników zbliżenia z UE wrzucić do jednego worka z sympatykami homoseksualnej propagandy. Ci prounijni Ukraińcy, którym nie po drodze ze środowiskiem LGBT, mają więc powody do irytacji. Trzeba przyznać, że druga strona, czyli orędownicy eurointegracji, też nie marnuje czasu. W Kijowie rozwieszono np. plakaty z psem łudząco podobnym do Władimira Putina... Autorzy projektu przewrotnie wyjaśniali, że „pies szczeka, a karawana idzie dalej”. O tym, jak daleko zajdzie, przekonamy się już pod koniec listopada. 22 PUBLICYSTYKA 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl T en państwowotwórczy dokument, opatrzony dziesiątkami pieczęci, cementował Polskę i Litwę. Polska szlachta przyjęła pod swoje znaki herbowe litewskich bojarów katolickich. Dzięki temu politycznemu „małżeństwu” Litwa uzyskała m.in. gwarancję dość niezależnego bytu. Już zresztą sama treść porozumienia zawartego w Horodle była czymś wyjątkowym – została napisana pięknym, literackim językiem, i co najważniejsze, odnosiła się także do wartości duchowych. Jako podstawę przyszłego bytu państwowego uznała bowiem najgłębsze ewangeliczne prawdy. Fundamentem nowego bytu państwowego miała stać się… Miłość. Czas kłamstwa \ Obrońcy polskości z jagiellońskiej epoki Tomasz Łysiak Paszkwil – cudowna broń antypolska Minęło równo 600 lat od wydarzenia, które stało się symbolem, jednym z kamieni węgielnych położonych pod potęgę Rzeczypospolitej, i jednocześnie widomym znakiem niezwykłej myśli politycznej Jagiellonów, która wyprzedzała swoją epokę. W niewielkiej miejscowości nad Bugiem, w Horodle, 2 października roku Pańskiego 1413 podpisano Unię Siła moralna Polski kontra furia Krzyżaków Pisał o Unii Karol Szajnocha: „Szczęśliwe spółdziałanie różnych pobudek zamieniło tę bezprzykładną unię narodów w tym bliższą unię rodzin i ludzi”. Rzeczpospolita Umysłów ciągle musi się zmagać. Gdy usiłuje dochodzić do Prawdy. Jak ci naukowcy, którzy ciągle trwają przy Antonim Macierewiczu. Jak hierarchowie Kościoła, którzy odważnie mówią o tym, że świat należy zmieniać. Poza oczywistym sensem politycznym miała ona również znaczenie kulturowe i religijne. Zwycięstwo grunwaldzkie nie przyniosło efektów, jakich można było po takiej wiktorii oczekiwać. Zakon Krzyżacki nadal widział w Litwie i Żmudzi swój teren wpływów – pole do prowadzenia ciągłej krucjaty i szerzenia chrześcijaństwa za pomocą miecza, knuta i pochodni. Horodło stawało Krzyżakom trudną do przełknięcia kością w gardle. Polska wyrastała bowiem na ośrodek krzewienia kultury cywilizacji zachodniej, więc zakon, który legitymizował się tym samym, czuł, że traci w tej części Europy rację bytu. „Kierowała się Polska w tej mierze powszechnym natchnieniem katolickiego Zachodu, któremu właściwa ówczesnemu stanowi rycerskiemu ochota do upowszechniania swoich obyczajów i trybu życia posłużyła za nader silną dźwignię oświaty, uobyczajnienia i uszlachetnienia ludzkości” – tak pióro dziewiętnastowiecznego historyka opisywało nasze ówczesne dążenia. Rzeczpospolita stała się po Horodle świadomym graczem w świecie idei i wartości. Jagiełło wiedział, że liczy się nie tylko miecz, ale i siła moralna. Właśnie owa siła spowodowała furię Krzyżaków. I doprowadziła do kolejnego, tym razem czysto propagandowego konfliktu. Rozegrał się on w najbardziej „medialnym” miejscu owych czasów – na soborze po- „Biskupi dyskutują z papieżem w trakcie soboru w Konstancji”. Ilustracja pochodzi z XV-wiecznej Chronique du concile de Constance d’Urlich Richental wszechnym w Konstancji, rozpoczynającym się w roku 1414. W trakcie walki intelektualnej w „Kostnicy” (jak dawniej zwali Konstancję niektórzy historycy) działy się rzeczy, które z największą radością pokazałaby każda telewizja, gdyby tylko wtedy istniała. Strona polska starła się z Krzyżakami w pokazowym procesie, mającym rozstrzygnąć, kto ma rację, jeśli chodzi o sposób ewangelizowania pogan. Wynajęci przez Zakon „mistrzowie słowa” rozpętali straszliwą, oszczerczą kampanię wobec Polaków. Kampanię, która miała zdyskredytować polskiego króla i duchowieństwo. Na widownię wkroczył błyskotliwy dominikanin Jan Falkenberg. I natychmiast rozpoczął atak. Po drugiej stronie sali słuchali go z zaciętymi minami polscy biskupi. Atak na Kościół, czyli gdy wolność staje się samowolą W związku z aferami pedofilskimi trwa obecnie zmasowany atak na polski Kościół. To prawda, że zacna instytucja nie wykazała się odpowiednio wcześnie zdecydowanym działaniem. Jest także czymś niepodważalnie fundamentalnym, że krzywdzenia dzieci nie można próbować relatywizować czy usprawiedliwiać. Jednak w imię natychmiastowego znalezienia winnego rozszalała nagonka rzuciła się na cały polski Kościół, a w szczególności, po niefortunnej wypowiedzi, na arcybiskupa Michalika. Jego wrocławskie kazanie zostało przedstawione jako próba zrzucania winy na dzieci. Tymczasem trzeba naprawdę dużo złej woli, żeby taki sens owej homilii przypisać. Arcybiskup wyraźnie potępił pedofilów. I jednocześnie wezwał do tego, by przyjrzeć się, jaki jest klimat czasów, w których żyjemy. Czasów, które sprzyjają rozwiązłości i lekkości obyczajów – zalew pornografii, upadek autorytetów, słaba pozycja nauczycieli, fatalna kondycja polskiej rodziny i wreszcie tzw. filozofia gender. Od wielu lat ten niby nowoczesny model życia, płynący ze strony zlaicyzowanych, wyhodowanych na socjalistycznym gruncie społeczeństw, bazuje na podobnych hasłach: „wszystko ci wolno”, „nie ma norm”, „nie istnieją obyczaje i dawne wartości”, „nie ma zasad”. Wolność stała się samowolą. W takim świecie, w sensie moralnym, żyje coraz więcej ludzi. I ten świat stanowi idealną pożywkę dla zła. Jeśli więc chcemy naprawdę walczyć z pedofilią, to poza karaniem sprawców powinniśmy zająć się moralną odbudową PUBLICYSTYKA świata. Winniśmy zacząć na powrót chrystianizować Polskę. Czy nie tak należy zrozumieć sens słów księdza arcybiskupa? Jednak większość mediów tzw. mainstreamu chóralnie zaczęła atakować abp. Michalika, tworząc oskarżycielską, antykościelną symfonię. Kazanie – o zgrozo – komentują m. in. takie postaci jak pan Anna Grodzka, człowiek, który ma nauczać młodzież seksualności na specjalnych zajęciach. Stworzono jeden wielki paszkwil. Paszkwil – zjadliwy atak na przeciwnika, w którym nie przestrzega się żadnych reguł – zawsze przecież przynosi dużo politycznych zysków. Nawet jeżeli jest zbudowany na kłamstwie. Dowody kłamstwa, czyli błyskotliwa zagrywka Pawła Włodkowica Na sobór w Konstancji pojechał abp Mikołaj Trąba, były podkanclerzy króla, któremu władca ufał i który zajmował się także polityką wawelskiego dworu. Arcybiskup stał na czele niezwykłego orszaku, złożonego z ośmiuset koni, wielu wozów, strojnego i okazałego na tyle, by pokazać splendor nowo powstałego polsko-litewskiego państwa. W orszaku jechali również biskup poznański Jakub Łaskarz, słynny rycerz Zawisza Czarny oraz rektor krakowskiego uniwersytetu Paweł z Brudzewa, zwany Pawłem Włodkowicem. Ten ostatni miał się stać głównym obrońcą polskiej sprawy i oskarżycielem krzyżackich poczynań. Po bitwie grunwaldzkiej przyszedł czas na batalię intelektualną. Jednak najpierw należy zdać sobie sprawę z rangi soboru. Było to bez wątpienia wydarzenie ogniskujące na sobie uwagę całego ówczesnego świata chrześcijańskiego. Europa zamarła, przyglądając się wydarzeniom soborowym. Na jego czas ustały wojny, a doniesienia z obrad rozpalały umysły na wszystkich dworach. Najbardziej palącym problemem była kwestia zakończenia schizmy papieskiej. W owym czasie było jednocześnie aż trzech papieży o różnej proweniencji: rzymski, awinioński i pizański. Aby zakończyć spory, wybrano w Konstancji nowego biskupa Rzymu – Marcina V. Po drugie, ustalono wyższość soboru nad papieżem. Poza tym zajmowano się wieloma innymi sprawami, z których każda stanowiła odrębny wątek, ciągnący się często przez kilka lat – jak choćby proces Jana Husa, spalonego w końcu na stosie. Na marginesie – Kościół jedynie obłożył Husa anatemą i wykluczył ze swojego „ciała”. Wyrok skazujący na spalenie został wydany przez urząd cywilny. Do Konstancji przybyły bardzo liczne delegacje. Setki biskupów, patriarchów, tysiące duchownych. Byli monarchowie i książęta. Zjechały nawet poselstwa z Azji i Afryki. Wszystkie ówczesne uniwersytety wysłały swoich delegatów, a zatem, jak pisał Feliks Koneczny, był sobór „wielkim kongresem politycznym i największym zjazdem naukowym, jaki kiedykolwiek widziano”. Właśnie tam, przed oczami całego świata, rozegrał się pojedynek – z jednej strony stanął krakowski rektor Paweł Włodkowic, z drugiej dominikanin Jan Falkenberg. Zakon Najświętszej Marii Panny chciał zdezawuować państwo polsko-litewskie, a Polacy starali się dowieść, że Krzyżacy w imię Znaku Zmartwychwstałego dokonują zbrodni. Włodkowic wystąpił z przygotowanym uprzednio dziełem „O papieskiej i cesarskiej władzy względem niewiernych”. W genialnie napisanym traktacie twierdził: „Przyjęli Polacy do siebie Krzyżaków, żeby im tarczą byli, a oni drapieżcy w bicz się zamienili”. Jego słowa były świadectwem nie tylko wielkiej umysłowości, przenikliwości, ale także talentu pisarskiego i retorycznego: „Nowe i niesłychane jest owe kaznodziejstwo, które rózgami wymusza wiarę. Nie uważa się za posiadacza wiary Chrystusowej tego, który do chrztu chrześcijańskiego nie dobrowolnie, lecz siłą został zmuszony przystąpić… Nikogo do wiary nie wolno przymuszać… Przymusowa służba nie podoba się Bogu, ponieważ dobrego słowa, a nie srogości winni używać ci, którzy drugich mają nawracać…”. Akapit dalej czytamy: „Pod pozorem pobożności nie wolno czynić rzeczy niebożnych. Ci wszyscy, którzy dobrowolnie okazują pomoc Zakonowi Krzyżackiemu w zwalczaniu spokojnych pogan, nie są wolni od grzechu śmiertelnego; nie okazuje bowiem pomocy, kto pomaga do grzechu”. Podkreślał także, że chociaż przybył na sobór wraz z polską delegacją i jest Polakiem, to działał „nie jako ambasador króla Polski, ale jako uczony”. Wywód Włodkowica był genialny. Falkenberg i Krzyżacy zostali rozniesieni w proch świetną argumentacją, powoływaniem się na odpowiednie cytaty z Ewangelii, na prawa cesarskie i papieskie. A gdy próbowali jeszcze wszystko podważyć, oskarżając o kłamstwa, wtedy Polacy sprowadzili ze Żmudzi… dowód. Przedstawili soborowi kilkudziesięciu Żmudzinów, którzy opowiedzieli, jak to byli „ewangelizowani” przez Zakon. Paszkwil o bezwstydnych psach, czyli zabijajcie Polaków Zdawało się, że Krzyżacy ponieśli porażkę. Jednak papież unikał wydania jednoznacznego werdyktu, powiązania polityczne miały swoją moc. Jan Falkenberg wyjechał na jakiś czas do Paryża. Tam uruchomił inną broń. Paszkwil. Zamiast obsmarowywać polski Kościół i polskiego Króla bezpośrednio wobec soboru, napisał niewielkie dziełko, które nazwał „Satyra”. I puścił je, by krążyło po Europie. Był to jeden wielki i pełen jadu atak na Polskę. Pozbawiony jakichkolwiek podstaw. Stek kłamstw. Falkenberg namawiał Europejczyków, by natychmiast porzucili swoje zajęcia i udali się na krucjatę przeciwko Polakom. Pisał, że są poganami, którzy czczą bożka zwanego Jagiełło, i że są to „psy bezwstydne, którzy wrócili do odmętu niewiary”. Falkenberg twierdził też, że „niewątpliwie grozi Kościołowi ze stro- ny Polaków i ich króla niebezpieczeństwo, bardziej więc godne zasługi jest zabijać Polaków niż pogan”. Dalej zaś namawiał do tego, by Polaków zabijać, dostojników czy książęta wieszać na szubienicach, a za to wszystko czekać będzie zbawienie wiekuiste. Nienawiść i wściekłość Falkenberga oraz Krzyżaków była kierowana przede wszystkim w stronę dwóch środowisk – polskich hierarchów kościelnych, ponieważ byli ostoją myśli polskiej, oraz polskich uczonych, którzy swoim autorytetem naukowym wspierali ideę wielkości polskiego państwa. I jedni, i drudzy wierzyli, że zrodziła się nowa jakość. Nowa myśl państwowa. Budowana na fundamencie, jakiego nie znała jeszcze ówczesna Europa. Wolności. Rozumianej bardzo nowocześnie i bardzo pięknie. Takiej wolności, która opiera się na Prawdzie, Miłości i Bożych Prawach. Na szczęście z paszkwilem rozprawił się bez trudu Włodkowic, udowadniając papieżowi, że „Satyra” Falkenberga to kolejny dowód na brudne metody państwa Zakonnego. Krzyżacy przestraszyli się konsekwencji i zaczęli się ze wszystkiego wycofywać. Oświadczyli nawet, że nie mają z tym pismem nic wspólnego i zrzucili całą winę na… Falkenberga. Dominikanin był wściekły – po czarnej robocie czuł się wystawiony do wiatru. Wyrokiem papieskim spędził wiele lat w odosobnieniu. Polska Jagiellonów tryumfowała. A Paweł Włodkowic stał się wzorem dla tych uczonych, którzy swoje umiejętności wykorzystują dla dobra Narodu. Biskup i Rektor wracali z Konstancji jako zwycięzcy. Falkenbergowie na profesorskich katedrach Minęło lat sześćset. Dawno już Historia zmiotła Krzyżaków. Na arenę dziejów wkraczali potem Prusacy, Rosjanie, Bolszewicy, Niemcy ze swastykami na hełmach. I oni także opluwali i niszczyli polskich naukowców i polskich hierarchów. Kardynał Wyszyński modlił się zza krat o Wolną Polskę. Popiełuszko oddał swoje życie za mówienie Prawdy. Dzięki nim ta Wielka Polska, ta Rzeczpospolita Narodów, ale też Rzeczpospolita Serc, Rzeczpospolita Umysłów ciągle istnieje. I ciągle musi się zmagać. Bić. Gdy usiłuje dochodzić do Prawdy. Jak ci naukowcy, którzy ciągle trwają przy Antonim Macierewiczu – wyśmiewani i ignorowani. Jak hierarchowie Kościoła, którzy odważnie mówią o tym, że świat należy zmieniać. Że trzeba go chrystianizować. Oni wszyscy są potomkami Włodkowica i abp. Mikołaja Trąby. Noszą w sobie ten jagielloński pierwiastek ducha, zrodzony niegdyś w Horodle. W 1903 roku Feliks Koneczny tak pisał, pointując zmagania Włodkowica i Trąby z Falkenbergiem: „Nie brakło ochotnych do usłuchania rad Falkenberga, ale Polak wtedy bronić się umiał, a moralność w Europie stała jeszcze na tyle wysoko, że publicznie przynajmniej nikt Falkenbergowi nie śmiał przyklasnąć, podczas gdy dzisiaj… siedzą tacy Falkenbergowie na profesorskich katedrach!”. 23 KALENDARIUM \ IPN 23 października Konferencja naukowa „Aparat władzy i życie społeczne mieszkańców Śląska Opolskiego w latach 1945–1989” Opole, Urząd Marszałkowski, ul. Piastowska 14, sala konferencyjna im. Orła Białego, godz. 10 24 października Wydawnictwa IPN na Targach Książki w Krakowie. Hala Targów, ul. Centralna 3. Stoisko B20 i stoisko D22 – Oddział IPN we Wrocławiu 24–27 października Konferencja „Wojewódzki aparat bezpieczeństwa w Krakowie w latach 1945–1956” Kraków, Wojewódzka Biblioteka Publiczna, ul. Rajska 1, s. 315 (III p.), godz. 10 25 października Warszawski Dialog na rzecz Demokracji: „Online i offline. Od środowiska wirtualnego do demokracji realnej” Warszawa, 25 i 26 października, Kolegium Europejskie w Natolinie, ul. Nowoursynowska 84, godz. 16 26 października Wystąpienie dr. Marcina Kruszyńskiego „Stanisław Kętrzyński o Kaukazie. Z raportów posła polskiego w Moskwie (1925–1926)” Warszawa, Studium Europy Wschodniej, Uniwersytet Warszawski, ul. Krakowskie Przedmieście 26/28, Pałac Potockich, godz. 12.45 28 października Bielskie spotkania z historią, wykład dr Łucji Marek „Świecka obrzędowość w PRL-u” oraz promocja półrocznika katowickiego IPN „CzasyPisma” Bielsko-Biała, Książnica Beskidzka, ul. Słowackiego 17a, godz. 17 REKLAMA 24 KULTURA 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Filip RdEsiński \ Kultura PŁYTA \ Sugar Man „Searching For Sugar Man”, czyli soundtrack do głośnego filmu o wokaliście Sixto Rodriguezie, sprzedał się w nakładzie ponad pół miliona. Sam wokalista, do niedawna zapomniany, dzięki ekranizacji historii jego życia stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych muzyków. Do dobrej muzyki świat widocznie musiał dorosnąć. PŁYTA \ Nowy Makowiecki Wydawało się do niedawna, że Tomasz Makowiecki podzieli los większości wokalistów wypromowanych przez telewizyjne show. Jego trzy pierwsze płyty nie porywały jakością. Tymczasem Makowiecki zaskoczył rynek muzyczny i słuchaczy. Wydał krążek „Moizm”, o którym powiedzieć, że jest nowatorski i odkrywczy, to jak nic nie powiedzieć. Gratulujemy! Drugie życie multipli Nakładem wydawnictwa Jedność ukazała się bardzo interesująca pozycja „Tajne akta Watykanu”. Jej autor, znany profesor historii stosunków międzynarodowych Matteo Luigi Napolitano, prezentuje nieznane dotąd fakty z działania dyplomacji watykańskiej w ostatnim stuleciu. Od Traktatów Laterańskich, przez dyplomację w czasach II wojny światowej, zimną wojnę, aż po aferę Wikileaks. Książka ta to tajemnica, sensacja i polityczny thriller w jednym. S ztuka miewa różne oblicza. To, które jest nam jednak najbliższe, to sztuka użytkowa. Szczególnym jej przejawem są samochody. Nazwiska ich projektantów zazwyczaj pozostają dla nas anonimowe. Dzieła wzbudzają jednak zachwyt i pożądanie. Pośród setek różnych marek i modeli od czasu do czasu pojawiają się projekty niezwykłe, wykraczające poza przyjęty kanon. Do takich należy z całą pewnością fiat multipla. I nie chodzi tu o pierwszy model z lat 50. XX w., lecz auto produkowane przez koncern z Turynu od 1998 do 2004 r. Multipla była w momencie wypuszczenia na rynek samochodem nie- bić się statek UFO. Emocje, jakie wzbudza do dziś wygląd multipli, oraz niewielka liczba egzemplarzy jeżdżących po drogach sprawiły, że w ostatnich latach samochód ten staje się powoli autem kultowym. W Polsce powstają kolejne kluby miłośników tego modelu, spotykające się na dorocznych zlotach. Posiadacze multipli pozdrawiają się na drodze miganiem światłami, a na portalach społecznościowych tworzone są kolejne fan page auta. Jeśli ten trend się utrzyma, to być może za jakiś czas włoski producent zdecyduje się na wypuszczenie nowej, kolekcjonerskiej serii tego modelu. Ku radości miłośników i przerażeniu krytyków. Fot. mat. pras. MUZYKA \ Avril i Chad Avril Lavigne wypuściła właśnie singiel „Let Me Go” do swojej najnowszej płyty pod zaskakującym tytułem „Avril Lavigne”. Ballada promowana jest przez wideoklip, w którym piosenkarka występuje ze swoim mężem Chadem Kroegerem, znanym wokalistą zespołu Nickelback. Premiera płyty już 5 listopada. Fot. mat. pras. MUZEUM \ Krosno dawniej „Urok dawnego miasta. Krosno na starej fotografii i pocztówce” to najnowsza wystawa czasowa Muzeum Podkarpackiego w Krośnie. Zobaczyć na niej można obrazy miasta, jego mieszkańców i wyjątkowej architektury, wykonane w okresie od XIX w. do końca II wojny światowej. Ciekawostką wystawy są zabytkowe aparaty fotograficzne. „Uzdrawiająca siła pocieszenia” to jedna z ciekawszych pozycji wydawnictwa Święty Wojciech. Autor książki Anselm Grün w przystępny sposób pisze o tym, jak zadbać o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne. Radzi, jak zachować harmonię pomiędzy ciałem a duchem. Jednocześnie większość zaprezentowanych przez niego technik opiera się na tradycji chrześcijańskiej. Z książki dowiemy się m.in., jak zbawienną rolę może odgrywać modlitwa. zwykle innowacyjnym. Uwagę przykuwały wówczas trzy miejsca siedzące z przodu, gałka skrzyni biegów umieszczona przy kierownicy, zegary znajdujące się pośrodku deski rozdzielczej pokrytej materiałem, a przede wszystkim „kosmiczny” wygląd karoserii. Auto szokowało wyglądem do tego stopnia, że w 1999 r. stało się eksponatem wystawionym w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku. Natychmiast zyskało miłośników, ale i rzeszę przeciwników, których nowatorski design przeraził. Multipla zaczęła bić się o pierwszą pozycję w kolejnych rankingach na najbrzydsze auto wszech czasów. Jej zwolennicy nazywali samochód pieszczotliwie „delfinkiem”. Przeciwnicy tworzyli z kolei setki dowcipów na jej temat. Jeden z nich mówił, że samochód ten może być produkowany we wszystkich możliwych kolorach poza zielonym, bo będzie mylony z żabą. Twierdzono, że jest jeżdżącym kontenerem na śmieci, jedynym autem z wodogłowiem, a jego plany wykradł Mussolini w latach 40. z amerykańskiej bazy w Roswell, gdzie podobno miał roz- Auto do tego stopnia szokowało wyglądem, że w 1999 r. stało się eksponatem wystawionym w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku. KULTURA Maciej Parowski \ Film Wśród wielu celów, którym poświęcił życie, jeden szczególnie przewija się nieprzerwaną, mocną linią, znaczoną czerwienią i drutem kolczastym. Bój o pamięć i prawdę w sprawie Katynia Miłość francuska, spaghetti, ostrygi F rancuzi biorą książki do łóżka, a i tak lubią brnąć w niebezpieczne związki. W kuchni mówią o seksie i odwrotnie. Licealistkę Adelę z filmu tunezyjsko-francuskiego reżysera ośmielą uczuciowo wskazówki Sartre’a i „Historia Marianny” Mirabeau, w krainę wyzwolonego erotyzmu wprowadzi zaś plastyczka o niebieskich włosach. Scenerią filmu jest szkoła, potem alkowa, domy mieszczański i artystyczny, wreszcie salon. Treścią wybuch, rozkwit i kres lesbijskiego romansu. Zgodnie z intencją Kechiche „Życie Adeli…” to manifest i wyzwanie. Dzieło się na chłopaku, pójdzie za kobietą. Urzeknie ich wizja eksplozji uczuć i dynamika związku sprawnie rysowanych charakterów wraz ze społecznym tłem. W końcu oglądamy tu szkołę, wyzwoloną młodzież, dla której seks nareszcie nie jest żadnym tabu (choć wszyscy gardzą „lesbami”), a także obyczaje bohemy, wizerunek mieszczaństwa. A jednak film może zjednoczyć widzów, mimo sprzecznych przesłań. Prawdziwie pokazuje nietrwałość homoseksualnej miłości, w której brak socjalnych klei, jakie oferuje rodzina – dwu istot nie trzyma przy sobie nic poza wstydliwą namiętnością, która 25 Marcin Wolski \ Poleca Człowiek niepogodzony Ż ywot człowieka niepogodzonego – tak najkrócej scharakteryzować można wywiad, jaki Anna Zechenter przeprowadziła z Adamem Macedońskim. Krakowianki z krakowianinem. Macedoński przez wiele lat był dla mnie nieznanym osobiście rysownikiem, który posługując się charakterystyczną kreską, zaludniał łamy gazet setkami ludzików jak spod sztancy, doskonale pasujących do opresyjnego systemu i zniewolonego społeczeństwa. O jego wspaniałych kartach opozycyjnych dowiedziałem się znacznie później. Czy można powiedzieć, że jest postacią typową dla swojej generacji, owego tragicznego pokolenia, które urodzone w początku lat 30. przeżywało świadomie wojnę, a „wiek męski, wiek klęski” przypadł mu na lata stalinizmu i kolejne nadzieje tracone w trakcie Październików, Marców i Grudniów. Niemało było tam ludzi o przetrąconych kręgosłupach, konformistów, często nawróconych i na nowo pogrążających się w kolaboracji, czy wreszcie pogodzo- Uwagi dotyczące ostrych scen nie płyną z faryzeizmu ani pedanterii. Narzeka na nie część krytyki, rzecz bulwersuje widzów „Pod czerwoną okupacją” Adam Macedoński, Anna Zechenter AA 2013 Fot. mat. pras. Ocena: \\\\\\ wywiera nowomodną presję. Dość rzec, że chłopczykowaty Spielberg kierował jury, które dało dziełu Złotą Palmę, mimo scen porno, na jakie Steven nigdy by się nie odważył. Chodzi o związek kobiet – Emmy (Seydoux), kuszącej, lekko zgorzkniałej, młodej malarki, oraz Adeli ((Exarchopoulos), dziecinnej, łapczywej na życie i smakołyki nastolatki. Opowieść spełni emocjonalne oczekiwania obu stron sporu o wartości, rządzącego naszym stuleciem. Tradycjonaliści zobaczą miłość fatalną, uwiedzenie de facto, gdzie nie tylko grzeszność seksualnych praktyk, ale i dystans między partnerkami sprawi, że jedna może wykorzystać i zrujnować emocjonalnie drugą. Postępowców ucieszy portret młodej istoty, która odważnie szuka szczęścia – gdy sparzy wygasa. W utytułowanej Oscarem „Tajemnicy Brokeback Mountain” o kochających się kowbojach mieliśmy coś podobnego, ale tam reżyser Ang Lee nie poszedł w weryzm, zachował wizualną oględność. Seks między kobietami jest jednak bardziej malowniczy, co zauważał poseł PO, amator pań tańczących na rurze. Uwagi dotyczące ostrych scen nie płyną z faryzeizmu ani pedanterii. Narzeka na nie część krytyki, rzecz bulwersuje widzów, nawet aktorki uskarżają się na katorgę udawania megaorgazmów. A panna Maroh – to na motywach jej komiksu powstała cała opowieść – widzi w filmie realizację męskich fantazmatów. Na jej planszach, a można rzecz sprawdzić w sieci, rzecz wyglądała mniej brutalnie, bardziej subtelnie. Zgodnie z intencją Kechiche „Życie Adeli…” to manifest i wyzwanie. Scenerią filmu jest szkoła, potem alkowa, wreszcie salon. Treścią wybuch, rozkwit i kres lesbijskiego romansu „Życie Adeli: rozdział 1 i 2” (La vie d’Adele: chapitres 1&2) reżyseria Abdellatif Kechiche Scenariusz Abdellatif Kechiche i Ghalia Lacroix (na motywach komiksu Julie Maroh) Zdjęcia Sofian El Fani MUZYKA Elise Luguern Występują Léa Seydoux, Adèle Exarchopoulos, Salim Kechiouche, Jeremie Laheurte, Catherine Salée, Aurélien Recoing Francja 2013 Ocena: \\\\\\ nych z tragicznym przekonaniem, że do końca życia przyjdzie im egzystować w „realnym socjalizmie”. Ludzie tacy jak Adam Macedoński należeli do wyjątków. Urodzony w 1931 r. we Lwowie, uciekinier i antykomunista od zawsze, uczestnik licznych przedsięwzięć niepodległościowych – współzałożyciel KPN, współpracownik KOR-u, ROPCiO i SKS-u, wybrał drogę niezależności i oporu. Dzięki niej poznał doskonale smak więziennego chleba, tak przy Montelupich w latach 50., jak i w „internacie” stanu wojennego. Doświadczał represji i wykluczeń. Ale nie rezygnował. Wśród wielu celów, którym poświęcił życie, jeden szczególnie przewija się nieprzerwaną, mocną linią, znaczoną czerwienią i drutem kolczastym. Bój o pamięć i prawdę w sprawie Katynia. Jako twórca Instytutu Katyńskiego był w tej walce niezłomny i konsekwentny. Los i zdrowie sprawiły, że w ostatniej chwili nie znalazł się w składzie polskiej delegacji do Katynia 10 kwietnia 2010 r. Może Opatrzność przygotowała dla niego inne zadanie. W każdym razie, jego relacja (barwna i pełna plastycznych szczegółów, jak na artystę przystało) stanowi bezcenne źródło informacji o czasach i ludziach, o stanie umysłów w czasach trudnych i trudniejszych. Lwów, Kraków, niekiedy Warszawa. Konspiratorzy i kapusie. Nadzieja w beznadziei... „Pod czerwoną okupacją” (wiemy, kiedy się zaczęła, ale jak ustalić datę końcową?) stanowi ważny dowód, że warto być odważnym, przyzwoitym i konsekwentnym, chociaż cena bywa wielka, a podziękowania i zaszczyty rzadkie. Piękna postać, wspaniała historia. 26 HISTORIA 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Za Wolność Waszą i Naszą \ Powstanie na Węgrzech w 1956 r. Krew dla Węgrów, nauka dla Polaków Zasadnicza różnica między Polakami a Węgrami polegała na tym, że ci ostatni nie mieli za sobą tragicznego doświadczenia, jakim była klęska Powstania Warszawskiego – mówił na konferencji historyków w Budapeszcie w październiku 1996 r. Jan Nowak-Jeziorański. Doświadczenie Powstania pozwoliło jednak Polakom zrozumieć ogrom tragedii, jaka spadła na Węgrów. Widać to doskonale, gdy patrzy się na skalę pomocy udzielonej „bratankom” Wojciech Mucha Węgierska kontrrewolucja wybuchła 23 października 1956 r. Jej uczestnicy domagali się przywrócenia wolności słowa i pozostałych swobód obywatelskich oraz pełnej niezależności od Związku Sowieckiego. W listopadzie została krwawo stłumiona przez wojska ZSRS. Podczas obrony Budapesztu zginęło ponad 2,5 tys. Węgrów, a 20 tys. zostało rannych. Po upadku powstania 200 tys. osób opuściło swoją ojczyznę. Doświadczeni klęską Powstania Warszawskiego Polacy ochoczo włączyli się w pomoc krwawo spacyfikowanym Węgrom. Począwszy od akcji krwiodawstwa, przez zbiórki pieniędzy i towarów, wreszcie po chęć wyjazdu do Budapesztu. – Przed Politechniką (w Krakowie – red.) miał się odbyć wiec studencki. Ja też tam zdążałem. Po drodze widziałem rząd sowieckich samochodów wojskowych zaparkowanych wzdłuż ulicy. Budy miały zasznurowane, nie widać było żołnierzy. Na wiecu dyskutowana była kwestia naszego wyjazdu na Węgry – wspominał po latach Adam Macedoński, organizator pomocy dla Węgrów. – Przemawiał płk. Cynkin, który nas przestrzegał przed wyjazdem. Mówił, że jesteśmy otoczeni przez Rosjan i że oni tylko czekają, abyśmy poszli spod Politechniki na dworzec, żeby nas aresztować i wywieźć na Sybir. Myśmy się dali przekonać, aby zostać w Polsce i stąd pomagać Węgrom. Formą takiej pomocy była na przykład akcja oddawania krwi dla Węgrów – wspomina tamten czas krakowski artysta i działacz niepodległościowy. Ostatecznie w całym kraju zorganizowano masową akcję krwiodawczą i zbiórki potrzebnych artykułów. Zbierano wszystko. Od surowicy i leków po koce, druty, cement, szkło okienne i żywność. W podkołobrzeskim Złotowie zbiórka wśród dzieci poskutkowała wysłaniem w grudniu 1956 r. aż 40 paczek z ubraniami. Polski Czerwony Krzyż organizował transporty samochodowe i kolejowe. Pierwszy z nich wyruszył z Warszawy 7 listopada 1956 r. Setki ton towarów, żywności i medykamentów płynęły – od niezamożnych przecież Polaków – w takiej ilości, że w pomocy udzielonej bratniemu narodowi wyprzedziliśmy nawet Stany Zjednoczone. Podobnie było ze strumieniem pieniędzy. Co zaskakujące, duży udział w organizacji pomocy miała komunistyczna prasa, na fali odwilży dość intensywnie informująca zarówno o przebiegu wyda- Fot. libcom.org Miała mi za to mamusia kupić misia Powstanie na Węgrzech pochłonęło wiele ofiar śmiertelnych w 1956 r. Setki ton towarów, żywności i medykamentów płynęły – od niezamożnych przecież Polaków – w takiej ilości, że w pomocy udzielonej bratniemu narodowi wyprzedziliśmy nawet Stany Zjednoczone. Do końca roku 1956 polska pomoc przekroczyła 28 mln zł. Przeciętne wynagrodzenie wynosiło wówczas 1118 zł. rzeń, jak i organizowanej pomocy. „Miała mi za to mamusia kupić misia, ale tobie, dziewczynko z Budapesztu, bardziej są pieniążki potrzebne. Krysia z Warszawy” – czytamy na pierwszej stronie „Żołnierza wolności” z 28 listopada 1956 r. Do końca roku polska pomoc przekroczyła 28 mln zł. Warto pamiętać, że przeciętne wynagrodzenie wynosiło wówczas 1118 zł. Zbrodnia osądzona Dziś to nas Węgrzy mogliby nie tyle wesprzeć, ile nauczyć, jak rozliczać zbrodnie tamtego okresu. O tym, jak różna jest dziś postawa obu krajów w stosunku do komunistycznych zbrodniarzy, świadczyć może fakt, że w ostatnich dniach prokuratura w Budapeszcie oskarżyła byłego ministra spraw wewnętrznych Belę Biszku o zbrodnie wojenne. Były polityk, dziś 92-letni, miał kierować represjami wobec cywilów po powstaniu węgierskim w 1956 r.; grozi mu dożywocie. Biszku był szefem MSW w latach 1957–1961. Jest on obwiniany nie tylko o represjonowanie uczestników antysowieckie- go powstania z 1956 r. W 2011 r. oskarżono go także o publiczne negowanie zbrodni totalitaryzmu. Postawienie zarzutów stało się możliwe dzięki zmianom w prawie, które w 2011 r. wprowadził rząd Viktora Orbána. Na ich mocy przestępstwa wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości nie ulegają przedawnieniu, co pozwala na osądzenie tych przedstawicieli komunistycznych władz, którzy w 1956 r. pomagali wojskom ZSRS krwawo stłumić powstanie na Węgrzech. Przedstawiciele budapeszteńskiej prokuratury podkreślają, że Biszku, jako szef MSW w promoskiewskim rządzie Janosa Kadara, osobiście nadzorował działania Rady Wojskowej, która wydała rozkaz strzelania do ludności cywilnej podczas protestów w stolicy Węgier oraz w mieście Salgotarjan w grudniu 1956 r. W ich wyniku zginęło 49 osób. Były szef resortu spraw wewnętrznych jest najwyższym rangą przedstawicielem promoskiewskich władz Węgier, który stanie przed sądem za udział w działaniach wobec antykomunistycznych powstańców z 1956 r. A w Polsce ciągle króluje Jaruzelski W Polsce komunistyczni zbrodniarze od lat unikają procesów, a jeśli te się odbywają, zazwyczaj kończą się wyrokami w zawieszeniu. Nie przeszkadzają przy tym zbrodniarzom i funkcjonariuszom dawnego reżimu w uczestniczeniu w życiu społecznym. Mają oni również wpływ na bieżącą politykę, czego najlepszym dowodem jest obecność Wojciecha Jaruzelskiego na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego w 2010 r. czy niekończące się tournée Jerzego Urbana po zaprzyjaźnionych mediach głównego nurtu. – III RP nie skaże Jaruzelskiego, bo to on ją stworzył – powiedział w rozmowie w portalu Niezależna.pl dr Jerzy Targalski, analityk, specjalista ds. Europy Wschodniej. Czy oznacza to, że – podobnie jak na Węgrzech Orbána – dopiero zbudowane od nowa państwo polskie byłoby w stanie wymierzyć sprawiedliwość? Przy pisaniu tekstu korzystałem z: Norbert Wójtowicz „Solidarność polsko-węgierska ’56. W relacjach prasy” w: Biuletyn IPN 10 2006 HISTORIA 27 Nasza akcja \ Ocalić od zapomnienia Rozpoznajesz się na zdjęciu? Fot. arch. Uwaga –akcja „Gazety Polskiej”! Czy rozpoznajesz się na nim lub poznajesz kogoś na tych fotografiach? Nie mamy pewności co do czasu i miejsca ich powstania. Prosimy o informacje na adres [email protected] Poinformujemy Państwa o rezultatach naszej akcji 28 KOŚCIÓŁ 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Media a kościół \ Nagonka na arcybiskupa Michalika O przyczynach pedofilii na poważnie Debata nad społecznymi przyczynami pedofilii jest konieczna. I nie może jej zastąpić zmasowana nagonka na Kościół, który powoli staje się kozłem ofiarnym, mającym przyjąć na siebie winy całego społeczeństwa Tomasz P. Terlikowski Kultura akceptująca pedofilię Dokładnie taki sens miała wypowiedź metropolity przemyskiego podczas urodzin kard. Henryka Gulbinowicza, która wywołała ogromne oburzenie w mediach. – Wiele dziś się mówi, i słusznie, o karygodnych nadużyciach dorosłych wobec dzieci. Tego rodzaju zła nie wolno tolerować, ale nikt nie odważy się pytać o przyczyny, żadna stacja telewizyjna nie walczy z pornografią, z promocją fałszywej, egoistycznej miłości między ludźmi. Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe. Na naszych oczach następuje promocja nowej ideologii gender. Już kilkanaście najważniejszych uniwersytetów w Polsce wprowadziło wykłady z tej nowej i niezbyt jasnej ideologii, której programową radę stanowią najbardziej agresywne polskie feministki, od lat szydzące z Kościoła i etyki tradycyjnej, promujące aborcję i walczące z tradycyjnym modelem rodziny i wierności małżeńskiej. Ideologia gender budzi słuszny niepokój, jako że odchodzi od praw natury, promuje tzw. związki małżeńskie między osobami jednej płci, walczy o prawo legalizacji adopcji dziecka przez takie pary, a ostatnio wkracza do przedszkoli i szkół z instrukcją, że należy od najmłodszych lat wygasić w dziecku poczucie wstydu i pouczyć je o możliwościach czerpania cielesnych przyjemności wbrew etyce naturalnej, a nawet Fot. Alex Bruda/sxc.hu A bp Józef Michalik po swojej nieszczęśliwie sformułowanej wypowiedzi, z której błyskawicznie się wycofał, nie odpuszcza i nadal mówi o społecznych przyczynach pedofilii. I niezmiennie obrywa za to od mediów, które zamiast solidnej debaty wybierają nieustanny atak na Kościół, zwalając nań winy za wszystkie przestępstwa i zbrodnie przeciwko dzieciom. Tyle że tym razem to nie media, lecz arcybiskup ma rację, i to w jego, a nie w ich argumenty należy się uważnie wsłuchać. A jest to tym ważniejsze, że sam arcybiskup wyciągnął wnioski z własnej wpadki komunikacyjnej sprzed dwóch tygodni, i tym razem wyraźnie i jednoznacznie podkreśla winę wyłącznie pedofilów, a także niewinność dzieci. Tylko że to nie zadowala mediów, hierarcha jasno bowiem przypomina o tym, że wpływ na działania pedofilów ma nasza przesycona erotyzmem kultura, która zdecydowanie ułatwia im działanie. Dziennikarze doskonale wiedzą, że tym, co ułatwia działania pedofilom, jest przeniknięta wzorcami erotycznymi kultura, którą oni sami promują Tego rodzaju zła nie wolno tolerować, ale nikt nie odważy się pytać o przyczyny, żadna stacja telewizyjna nie walczy z pornografią, z promocją fałszywej, egoistycznej miłości między ludźmi. Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe. o możliwościach manipulowania płcią, aż do dowolnego wyboru obranej płci – mówił arcybiskup. – Dziecko ma prawo do miłości i opieki rodziców, a dzisiaj próbuje się je pozbawić wstydu przez niewłaściwe wychowanie – uzupełniał kilka dni później, wskazując, że nie bez znaczenia dla działania pedofilów jest także coraz powszechniejsza edukacja seksualna. Potrzeba proroków I trzeba powiedzieć zupełnie jasno, że w tych wypowiedziach arcybiskupa nie ma nic skandalicznego. Jest przecież faktem, że pornografia, powszechna seksualizacja, brak miłości w domach, których dowodem jest powszechna tolerancja dla rozwodów, złe wzorce wychowawcze – wszystko to wpływa na sprawców pedofilii, ale także przygotowuje im ofiary. Nie zdejmuje to odpowiedzialności ze sprawcy, ale pomaga dostrzec zło systemowe, z którym media nie tylko nie walczą, ale wręcz je promują. Abp Michalik przypomina, że nasza kultura sprzyja pewnym zachowaniom, i że nie chroni ona dobra dzieci. Mocno wskazuje też, że to nie Kościół głosi nową, rozpasaną seksualnie moralność, ale feministki i wyznawcy rozmaitych teorii genderowych. Ich jednak nikt nie rozlicza, oni głoszą swoje poglądy otwarcie. Afera, jaką wywołały media, nie ma zatem źródeł w skandaliczności słów, lecz w tym, że arcybiskup tym razem trafił w sedno i w jasnych słowach wskazał winnych zła systemowego. Pokazał, że odpowiedzialność za zbrodnię pedofilii ponoszą także ludzie mediów i kultury. A to zabolało medialnych bojowników. Oni by chcieli zepchnąć odpowiedzialność za pedofilię na Kościół, zrobić z niego kozła ofiarnego, jedynego winnego. A tymczasem arcybiskup śmie z nimi polemizować i wskazuje, że to nie wierność nauczaniu Kościoła, ale niemoralność promowana przez media sprzyja pedofilii. Takiej zbrodni media nie mogą wybaczyć. Dlatego walczą, przekonują o skandaliczności wypowiedzi, a nie są w stanie zająć się real- nymi problemami, na które – z odwagą i pomimo wcześniejszych błędów – wskazuje abp Michalik. Szukanie kozła ofiarnego Szukając przyczyn medialnych zawirowań wokół wypowiedzi abp. Michalika, można i trzeba wskazać jeszcze jedną. Otóż chodzi nie tylko o oczernianie Kościoła, lecz także o to, że dla mediów stał się on wygodnym kozłem ofiarnym, na którego można zepchnąć własne winy i zaniedbania. Dziennikarze doskonale wiedzą, że tym, co ułatwia działania pedofilom, jest przeniknięta wzorcami erotycznymi kultura, którą oni sami promują. Mają też świadomość, że zboczeńców różnej maści można znaleźć także wśród polityków, ludzi mediów i artystów. Dziennikarzom brak jednak odwagi, by się tymi problemami zająć. Znajdują więc ofiarę, na którą zrzucają swoje winy i dzięki temu mają poczucie czystego sumienia. Szkoda tylko, że jest ono czyste, bo nieużywane. REKLAMA Weź pożyczkę! Raty niższe niż myślisz aw Pr z y j d ź i s p r dź! •niskieistałeoprocentowanie: tylko 5% w skali roku* Szczegóły w placówkach Kasy. * Całkowita kwota kredytu: 1200 zł, czas obowiązywania umowy: 12 miesięcy, 12 miesięcznych rat równych, stopa oprocentowania kredytu w skali roku: 5% (stała), prowizja: 9%, tj. 108 zł, opłata przygotowawcza: 40 zł, rzeczywista roczna stopa oprocentowania: 34,80%, rata: 102,74 zł, całkowita kwota do zapłaty: 1380,89 zł, w tym odsetki: 32,89 zł. Informacje podano na podstawie reprezentatywnego przykładu z dnia 09.07.2013 r. „Pożyczka na każdą pogodę” od kwoty 1000 zł do 10 000 zł dostępna do 31.12.2013 r. Liczba dostępnych dla członka pożyczek z oprocentowaniem stałym 5% w skali roku – 1 (jedna). Decyzja kredytowa zależy od indywidualnej oceny ryzyka kredytowego. www.kasastefczyka.pl 801 600 100 (koszt wg taryfy operatora) 30 GOSPODARKA Co dla przeciętnego obywatela oznacza kształt przyszłorocznego budżetu przyjęty przez rząd? Polakom nie przynosi on nic dobrego. Oznacza m.in. obcięcie ostatnich ulg z tytułu zwrotu VAT za materiały budowlane przy wznoszeniu własnego domu. Niewaloryzowanie progów podatku dochodowego – i to od kilku lat – oznacza, że coraz więcej osób przechodzi do drugiej grupy podatkowej, płacącej nie 18, lecz 32 proc. Następuje też likwidacja reszty ulg – dla tzw. aut z kratką i odliczeń paliwowych, a także wzrost akcyzy na alkohol i papierosy oraz wprowadzenie akcyzy na gaz – także dla gospodarstw domowych. Wszystko to dla naszych obywateli oznacza wzrost obciążeń podatkowych. W dodatku niczego dobrego nie można się spodziewać w sferze zatrudnienia. Ten budżet zatem nie rozwiązuje żadnych polskich problemów. Ludzie żyli nadzieją, że skoro Tusk w Krynicy odtrąbił koniec kryzysu, to może ich życie się poprawi. Jednak budżet w proponowanym kształcie nie daje na to żadnych szans. Mimo że wciąż korzystamy z wielkich funduszy unijnych. 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Wywiad \ Z posłem Zbigniewem Kuźmiukiem (PiS) rozmawia Maciej Pawlak Maciej Pawlak W pułapce niskiego wzrostu gospodarczego Albo minister finansów boi się zmierzyć z problemem nieprawidłowości wokół VAT, albo z jego strony istnieje jakieś ciche przyzwolenie na nie. Według danych szefa Instytutu Studiów Podatkowych, w roku 2012 budżet powinien ściągnąć z VAT ok. 140 mld zł. Udało się tylko 120 mld. To jest olbrzymia różnica Tegoroczny budżet, ze względu na jego nierealistyczne założenia, musiał być nowelizowany. Na ile realistyczny jest budżet tegoroczny? Jeśli w tym roku uda się zrealizować wzrost PKB o 1,5 proc., to być może osiągnięcie 2,5 proc. wzrostu w 2014 r. (jak zakłada projekt Ten budżet nie rozwiązuje żadnych polskich problemów. Ludzie żyli nadzieją, że skoro Tusk w Krynicy odtrąbił koniec kryzysu, to ich życie się poprawi. Jednak budżet w proponowanym kształcie nie daje na to żadnych szans. Fot. Jacek Turczyk/PAP przyszłorocznego budżetu) okaże się prawdopodobne. Jednak tym, co najbardziej niepokoi w budżetach tego- i przyszłorocznym, jest załamanie wpływów podatkowych. W tym roku widać to szczególnie dobitnie. W przyszłym sytuacja prawdopodobnie się powtórzy. A bardziej konkretnie? Najlepiej widać to na przykładzie VAT. Wpływy z tego podatku na koniec 2012 r. wyniosły ok. 120 mld zł, natomiast w budżecie na 2014 r. mają wynieść 115,7 mld zł. Przez te dwa lata – przypomnijmy – PKB w 2013 r. ma wrosnąć realnie o 1,5 proc., a w 2014 r. o kolejne 2,5 proc., w sumie więc o 4 proc. A nominalnie ok. 8 proc. Zatem przy tym wzroście PKB spadek wpływów z VAT o ponad 4 mld zł wygląda zatrważająco. Przyznam, że w prawie 300-stronicowym uzasadnieniu do projektu budżetu na 2014 r. nie znalazłem pół zdania wyjaśnienia tej sytuacji. A jak Pan by to wyjaśnił? To, co się dzieje wokół podatku VAT, obserwuję już nie pierwszy rok. Nieprawidłowo- Tym, co najbardziej niepokoi w budżetach tegorocznym i na 2014 r., jest załamanie wpływów podatkowych. W tym roku widać to szczególnie dobitnie. W przyszłym ta sytuacja prawdopodobnie się powtórzy. ści wynikają z poszerzania się szarej strefy i ukrywania prawdziwych dochodów. Ponadto mamy do czynienia z wyłudzaniem miliardów złotych. Według danych prof. Witolda Modzelewskiego, szefa Instytutu Studiów Podatkowych, w 2012 r. budżet powinien ściągnąć z VAT ok. 140 mld zł, udało się tylko 120 mld. To jest olbrzymia różnica. Moim zdaniem w resorcie finansów w tej sprawie panuje od lat jakiś zadziwiający paraliż. Albo minister finansów boi się zmierzyć z tym problemem, albo z jego strony istnieje jakieś ciche przyzwolenie na nieprawidłowości. Rząd PO i PSL wpędził nasz kraj w pułapkę niskiego wzrostu gospodarczego. Doskonale wiemy, że polskie problemy (wzrost dochodów podatkowych, spadek bezrobocia i wzrost zatrudnienia) mogą być pozytywnie rozwiązywane przy wzroście minimum 4 proc. A takiego poziomu nie mamy szans osiągnąć w najbliższych latach. Od paru lat szamoczemy się ze wzrostem na poziomie zaledwie 1–2 proc. I jeszcze ogłaszamy, że jest to wielki sukces. Jaki wpływ na przyszłoroczny budżet miało planowane przez rząd (jeszcze niedokonane) „przesunięcie” 120 mld zł z OFE do ZUS? Jestem pewien, że rząd zdaje sobie sprawę, iż przeprowadzenie takiej operacji łamie konstytucję. Zalicza bowiem określone dochody do projektu budżetu na podstawie ustaw, których nie ma (nie ma nawet ich projektów). Wiadomo, że rząd dopiero przyjmuje ich projekt, który skieruje do konsultacji. A na podstawie tego (de facto wciąż nieistniejącego) projektu założono, że umorzenie 120 mld zł ma spowodować o 8 mld zł mniejsze koszty obsługi części krajowej długu publicznego, ale pod warunkiem, że ta operacja zostanie przeprowadzona. A ponadto zmniejszono dotację do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych GOSPODARKA o 15 mld (do 30 mld z 45 mld zł w br.). Moim zdaniem przeprowadzanie takich posunięć w sytuacji, gdy nie ma pewności co do uchwalenia dopiero przygotowywanej ustawy, jest łamaniem konstytucji. Powiedziałem to otwarcie w Sejmie: „Ja rozumiem, dlaczego świadomie łamiecie konstytucję – bo inaczej nie bylibyście w stanie złożyć budżetu. A bez podwyższania podatków i jednoczesnego drastycznego obcięcia wydatków deficyt musiałby wynieść aż 70 mld zł. Dlatego trzeba było zrobić »operację« na OFE, i to na taką skalę”. Czego moglibyśmy się uczyć od Węgrów w kwestii tworzenia budżetu? Premier Viktor Orbán ustalił co prawda wysoką, 27-proc. stawkę VAT, najwyższą w Unii Europejskiej, a także nieistniejące u nas podatki – bankowy i dla hipermarketów. Ale jednocześnie wprowadził politykę prorodzinną na poważną skalę. Zróżnicował stawkę podatku dochodowego dla przedsiębiorców w zależności od wielkości firmy – dla małych sięga zaledwie 10 proc., dla większych – 16 proc. Dzięki temu z sukcesem rozwiązuje problemy demograficzne. Np. rodziny z trójką dzieci, w których oboje rodzice mają zarobki na poziomie średniej płacy, są w ogóle zwolnione z podatku dochodowego. To się przekłada na dodatni przyrost naturalny, coraz liczniejsze powroty Węgrów do ojczyzny. Ponadto Orbán wprowadził specjalne wieloletnie ulgi dla zagranicznych koncernów lokujących produkcję na Węgrzech. Dzięki tej decyzji w ciągu ostatnich dwóch lat powstało w tym kraju sto kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy. To bardzo dużo jak na 10-milionowy kraj. W Polsce w przyszłorocznym budżecie, przy ogólnej zasadzie zamrożenia płac dla sfery budżetowej, wyjątek uczyniono m.in. dla pracowników samorządowych. Większość z nich pracuje w samorządach zdominowanych przez obecną koalicję, a wybory samorządowe odbędą się w 2014 r. Czy można powiedzieć, że jest to po prostu budżet „wyborczy”? Zdecydowanie tak. Niewątpliwie jest to decyzja polityczna. Chodzi o to, by samorządowcy nie krytykowali rządu. Urzędników państwowych na szczeblu centralnym rząd trzyma za gardło od sześciu lat. Z tym że samorządy są obecnie naprawdę w bardzo trudnej sytuacji. Widzę to po przygotowywanych projektach inwestycji dofinansowywanych ze środków unijnych. Samorządy zastanawiają się, skąd mają brać środki na pokrycie wkładu własnego. Wiele samorządów znajduje się na granicy dozwolonego pułapu zadłużenia. Tak więc ów „prezent” od rządu zapewne nie wszędzie zostanie wykorzystany. 31 OGŁOSZENIE REKLAMA KRAJ 11 listopada w Warszawie odbędzie się szczyt klimatyczny ONZ, co spowoduje, że do stolicy Polski przybędą liczne grupy bojówek antyglobalistów z całego świata. Mamy informacje, że może dojść do zamieszek na dużą skalę. Wiemy, że ekipa Donalda Tuska przewiduje użycie w razie rozruchów oddziałów policji i żołnierzy Żandarmerii Wojskowej. Środowisko klubów „Gazety Polskiej” będzie obchodzić główne uroczystości Święta Niepodległości w Warszawie i Krakowie. Nie chcemy uczestniczyć w prowokacji. W Warszawie weźmiemy udział w społecznych obchodach Święta Niepodległości pod patronatem Jarosława Kaczyńskiego 10 listopada. Po Marszu Pamięci poświęconym ofiarom katastrofy smoleńskiej przejdziemy na pl. Piłsudskiego, gdzie złożymy kwiaty pod pomnikiem Marszałka. Tu przewidujemy wystąpienie prezesa Prawa i Sprawiedliwości. 11 listopada spotykamy się w Krakowie, gdzie na Wawelu w krypcie św. Leonarda złożono ciało twórcy niepodległej Polski, Józefa Piłsudskiego. Na Święto Niepodległości zaprosiliśmy do Krakowa naszych przyjaciół z Węgier. Przyjedzie ich ponad 500. Będą to szefowie wielu organizacji pozarządowych: dr László Csizmadia (prezes Rady Porozumienia Społecznego CET na Węgrzech i w Niecce Karpackiej; Rada reprezentuje sieć społecznych wspólnot Niecki Karpackiej – największej organizacji pozarządowej w Europie), członkowie związków zawodowych oraz licznych stowarzyszeń, redaktorzy naczelni gazet, m.in. Stefka István (redaktor naczelny „Magyar Hírlap”), Bencsik András (redaktor naczelny „Magyar Demokrata”), Huth Gergely (redaktor naczelny Polgár Portál) oraz inni dziennikarze reprezentujący węgierskie stacje telewizyjne i radiowe. Już 10 listopada w Krakowie Węgrzy będą uczestniczyć w Marszu Pamięci, jaki od maja 2010 r. organizuje klub „Gazety Polskiej”. O godz. 16.30 w archikatedrze wawelskiej odprawiona zostanie msza św. w intencji śp. Pary Prezydenckiej oraz wszystkich ofiar tragedii smoleńskiej. Poprzedzi ją wizyta w Krypcie Prezydenckiej, modlitwa i złożenie wiązanek kwiatów. Po mszy św. odbędzie się przejście pod Krzyż Narodowej Pamięci, zapalenie 96 białych i czerwonych zniczy, modlitwa za ofiary i wystąpienie poświęcone ich pamięci. Po uroczystościach planowane są wspólne spotkania przyjaciół przy muzyce i poezji obu narodów. Obchody Święta Niepodległości rozpoczną się 11 listopada o godz. 10 mszą św. w katedrze wawelskiej. Po mszy rozpocznie się patriotyczny pochód, który Drogą Królewską przejdzie na pl. Jana Matejki, gdzie przed Grobem Nieznanego Żołnierza odbędzie się dalsza część uroczystości. O godz. 16.30 odprawiona zostanie msza św. w katedrze wawelskiej, uczestniczyć w niej będzie prezes Jarosław Kaczyński. Po złożeniu kwiatów przy grobie marszałka Józefa Piłsudskiego, prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Marii Kaczyńskiej nastąpi przemarsz pod Krzyż Katyński, gdzie przemówienia wygłoszą Jarosław Kaczyński oraz dr László Csizmadia, prezes Rady Porozumienia Społecznego CET na Węgrzech. Od godzin porannych do dyspozycji klubowiczów czynne będzie biuro klubów „GP”, które mieści się przy ul. Jagiellońskiej 11 w Krakowie. Dzięki zaangażowaniu członków klubu „GP” Będzin II odnaleziono listę ofiar byłego będzińskiego więzienia. Torturowano tu i rozstrzeliwano członków podziemia z powiatu będzińskiego i okolic. Udało się ustalić nazwiska 16 represjonowanych osób. Sulejówek – nowym przewodniczącym klubu „GP” została Małgorzata Lubecka, tel.: 692 666 188, e-mail: klubgp.sulejowek@gmail. com. Danielowi Dąbrowskiemu dziękuję za dotychczasową współpracę. Ryszard Kapuściński Zaproszenia: Kraków – spotkanie z prof. Andrzejem Nowakiem i promocja jego książki „Intelektualna historia III RP”, 24 października, g. 18, księgarnia „GP”, ul. Jagiellońska 11/7. Spotkanie poprowadzi red. Artur Dmochowski. 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Kluby Gazety polskiej \ www.klubygazetypolskiej.pl Węgrzy na Święcie Niepodległości Fot. arch. 32 Protest przed Kuratorium Oświaty w Bydgoszczy przeciwko deprawacji młodzieży Marki – spotkanie z posłem Markiem Kuchcińskim, wicemarszałkiem sejmu, 26 października, g. 13, Dom Katolicki. Spotkanie poprowadzi poseł Jacek Sasin. Houston – spotkanie z red. Dorotą Kanią oraz red. Anitą Gargas, 23 października, g. 19.30, sala parafialna kościoła pw. Matki Boskiej Częstochowskiej (1712 Oak Tree Drive). Kielce – spotkanie z Leszkiem Żebrowskim i jego najnowszą książką „Paszkwil »Wyborczej«”, 23 października, g. 19, po mszy i złożeniu kwiatów pod pomnikiem bp. Kaczmarka, Wzgórze Zamkowe, ul. Zamkowa 3 (tuż obok katedry). Kraków – projekcja filmu o premierze Jarosławie Kaczyńskim pt. „Lider” oraz spotkanie z Michałem Ciechowskim, pełnomocnikiem Forum Młodych PiS, 23 października, g. 17, klub Loża, Rynek Główny 41 (sala dolna). Bydgoszcz – spotkanie z dr. hab. Sławomirem Cenckiewiczem, połączone z promocją książki „Wałęsa – człowiek z teczki”, 24 października, g. 19, Oratorium Jana Pawła II przy kościele oo. Jezuitów. Bydgoszcz – spotkanie z Andrzejem Melakiem, 25 października, g. 18.45, Oratorium Jana Pawła II. Szczecin – wykład dr. Marka Chabiora pt. „Polityka klimatyczno-energetyczna w kontekście szczytu klimatycznego w Warszawie (11.11–22.11.2013)”, 25 października, g. 18, ul. Mickiewicza 69a. Olecko – spotkanie z byłym dyrektorem biblioteki miejskiej w Olecku Ryszardem Demby, z cyklu „Zasłużeni dla Olecka”, 25 października, g. 18, siedziba klubu w kawiarni Rarytas, ul. 11 Listopada. Aleksandrów Łódzki – koncert Pawła Piekarczyka i Leszka Czajkowskiego pt. „Podziemna Armia powraca”, 26 października, g. 17, sala Towarzystwa Śpiewaczego Lutnia, ul. Ogrodowa 17. Chicago II – spotkanie z red. Dorotą Kanią oraz red. Anitą Gargas, 26 października, g. 8 pm., sala parafialna przy bazylice św. Jacka, 3636 W. Wolfram, Chicago, po mszy św. o g. 7 pm. Gdynia – spotkanie z Joanną Mądroszkiewicz, autorką zbioru wierszy „Zielona wyspa”, 26 października, g. 13.30, Miejska Biblioteka Publiczna, filia nr 15, al. Marszałka Piłsudskiego 18. Chicago II – spotkanie z red. Dorotą Kanią oraz red. Anitą Gargas, 27 października, g. 11.30, sala parafialna w kościele św. Trójcy, 1118 N.Noble St., po mszy św. o g. 10.30. Hamburg – projekcja filmu „Cristiada”, 27 października, g. 18, Mariä-Himmelfahrt-Kirche Oldenfelderstr. 25, HH-Rahlstedt. Wrocław – spotkanie z posłem Zbigniewem Kuźmiukiem, dr. nauk ekonomicznych, pt. „Jak PO zmarnowała Polską szansę na prężny rozwój gospodarczy i dobrobyt”, 27 października, g. 16, duża sala rzymskokatolickiej parafii pw. Chrystusa Króla, ul. Młodych Techników 17. Gdańsk II – spotkanie z Leszkiem Żebrowskim pt. „Paszkwil »Wyborczej«”, 28 października, g. 18, sala Akwen. Spotkania z red. Dorotą Kanią oraz red. Anitą Gargas pt. „Polska za III falochronem”: Ottawa (Kanada) – 29 października, g. 18, Heron Road Community Centre, 1480 Heron Rd, Ottawa, ON K1V 6A5. Montreal – 30 października, g. 19 – msza św., g. 20 – spotkanie (sala parafialna) 2550, Gascon Ave, parafia Matki Boskiej Częstochowskiej. London – 2 listopada, g. 17, msza św.; g. 18 – spotkanie w salce parafialnej, parafia Matki Boskiej Częstochowskiej, 419 Hill St. Mississauga – 3 listopada, g. 17.30, Centrum Jana Pawła II, 4300 Cawthra Rd. Kontakt dla osób, które chcą założyć klub „GP”: Tomasz Sakiewicz redaktor naczelny „GP” e-mail: [email protected] Ryszard Kapuściński prezes klubów „GP” tel. 660 738 371 e-mail: [email protected] Biuro Klubów „GP”: ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków e-mail: [email protected] tel. (12) 422 03 08, 505 038 217 PUBLICYSTYKA 33 Walka o dusze \ Tomasz P. Terlikowski Uczmy się od cristeros L ewica i liberałowie, a także coraz częściej rozmaitej maści konserwatyści-tylko-z-nazwy, już nie ukrywają, że ich celem jest wyeliminowanie wszystkich inaczej myślących. Ustawy dotyczące walki z homofobią, projekty Parlamentu Europejskiego stygmatyzujące obronę życia, a niekiedy wręcz kwestionujące klauzulę sumienia, pozwalającą katolikom odmówić uczestnictwa w procedurze zabijania nienarodzonych, kolejne wyroki skazujące obrońców życia czy homofobów (termin ten coraz częściej oznacza po prostu ludzi, którzy odrzucają twierdzenie, że akty homoseksualne są normą), czy wreszcie zaostrzająca się walka z Kościołem (w polskich mediach widać to już niemal gołym okiem), nie pozostawiają wątpliwości, że nadchodzi czas dla chrześcijan trudny i że musimy przygotować się na nową formę – miękkiej dyktatury. Od lat przestrzegał przed nią kard. Joseph Ratzinger (także już jako Benedykt XVI), wskazując, że relatywizm nieuchronnie prowadzi do sytuacji, w której władzę nad umysłami, prawem stanowionym przejmują ci, którzy mają władzę nad mediami i którym uda się zmienić kulturę. Tak też się powoli dzieje. Lewica, po trwającym przynajmniej od lat 60. marszu przez uniwersytety, media i ośrodki kulturalne, przygotowuje się do ostatecznego przejęcia władzy nad umysłami i duszami, a to oznacza, że musi domknąć system i zlikwidować wszelkie przestrzenie debaty. I nie ma w tym nic zaskakującego. Lewicowy projekt totalny, tak jak projekt komunistyczny, nie dopuszcza bowiem, by istniały getta ludzi inaczej myślących. A powód jest niezmiernie prosty: otóż nie może istnieć porównanie, ludzie nie mogą wiedzieć, że możliwy jest inny niż lewicowo-genderowo-feministyczny model życia. Gdyby bowiem się tego dowiedzieli, to jak niegdyś mieszkańcy demoludów odwiedzający kraje kapitalistyczne, mogliby zapragnąć innego życia. I wtedy okazałoby się, że projekt nowego, lewicowego człowieka bierze w łeb. Aby uniknąć takiej sytuacji, trzeba zlikwidować wszelkie gniazda oporu. A to Rys. Sylwia Caban Lewica nie odpuści i zrobi wszystko, żeby w zjednoczonej Europie zapanował jeden światopogląd. I on, tak jak niegdyś komunizm, nie dopuszcza innych oznacza przede wszystkim likwidację lub radykalne osłabienie Kościoła. Zrobić to można na różne sposoby. Pierwszym z nich jest penalizacja przekonań katolickich (i to się już powoli dzieje) i wymuszenie na Kościele milczenia. Drugim – też realizowanym – jest ośmieszenie i osłabienie autorytetu, tak by nawet głoszący prawdę Kościół przestał być słyszany. I wreszcie trzecią metodą jest skłonienie Kościoła, by milczał, by zrezygnował z głoszenia prawdy. Na końcu zaś jest likwidacja wiary, uniemożliwienie życia nią pod pozorem walki z religijnym fundamentalizmem. Taki świat opisywałem przed kilkoma laty w „Operacji chusta”, i choć na razie nie ma Biura do Walki z Fundamentalizmem, to wiele wskazuje na to, że jesteśmy coraz bliżsi takiej sytuacji. I żeby nie było wątpliwości: mieliśmy już z takimi sytuacjami do czynienia, nie tylko w Chinach czy Związku Sowieckim, ale także w dziewiętnasto- i dwudziestowiecznym Meksyku, gdzie realne praktykowanie wiary zostało w pewnym momencie przez masońską lewicę zakazane. Opisuje to – w niezwykle mocnych słowach – prof. Jacek Bartyzel w znakomitej książce „Krzyż pośrodku księżyca”. Tam znajdziemy niemal wszystkie zagrania, którymi teraz próbuje się zniewolić Europę... Współcześnie europejscy „cristeros” będą mogli na błędach swoich meksykańskich poprzedników nauczyć się nie tylko walki z lewicowym zagrożeniem, ale też z własnymi wadami. Właśnie dlatego ta książka jest niemal obowiązkowym podręcznikiem dla każdego, kto chce być przygotowany na starcie z nowym lewicowym totalitaryzmem, który pożera Europę. postfelieton \ Robert Tekieli Każdy ksiądz to pedofil, czyż nie? Prasa liberalna jest prasą quasi-religijną. Media liberalne tworzą rodzaj anty-Kościoła czy może wice-Kościoła. Ustrój liberalno-demokratyczny jest prometejski, tak jak prometejski był komunizm, stąd ten bezwzględny liberalny atak na Kościół Dostrzec duszę w człowieku rosnącym pod sercem matki – to za dużo. Tu walczymy z katolickim ciemnogrodem. W Hiszpanii prawo chroni małpy naczelne przed aborcją. Nie chroni przed aborcją osobników homo sapiens sapiens. Z araza z Krakowskiego Przedmieścia rozlewa się na Polskę. Agresywny antyklerykalizm staje się znów esencjonalną domieszką do wdychanego przez Polaków powietrza. Od kilkunastu kapłanów słyszę: – Spotykamy się codziennie ze słowną agresją. Księża słyszą na ulicy buczenie, nie tylko młodzi ludzie wyzywają ich od pedofili. Na warszawskim Ursynowie w nocy jakaś banda przebiła opony dziesięciu samochodów stojących na terenie jednej z tamtejszych parafii. Policja odmówiła przyjazdu na miejsce zdarzenia. W Przasnyszu mężczyzna z bronią groził wikaremu, że przestrzeli mu kolano. Policja po przybyciu na miejsce nie wszczęła żadnych poszukiwań. Poinformowano księdza, że może oficjalnie zgłosić napaść z powództwa cywilnego. Mamy do czynienia z pierwszymi konsekwencjami medialnej nagonki na Kościół. Pedofilia jest odrażająca. A już kapłan, który skrzywdzi dziecko, ściąga sobie na głowę żarzące węgle i lepiej by sobie kamień do szyi przyczepił i rzucił się do rzeki. Jednak atak liberalnych mediów na kapłanów katolickich, czyniący z nich, w oczach wielu odbiorców, pedofili na mocy definicji, jest społecznym dramatem, którego konsekwencje oce- nić będziemy mogli za dziesięć, dwadzieścia lat. Równoczesny brak doniesień o pedofilii w innych środowiskach zawodowych demaskuje nieczyste intencje prowadzących tę akcję. Tym bardziej że fakty dotyczące skali pedofilii w Kościele są od dłuższego czasu znane. Według raportu Kongresu USA z 2009 r., w Stanach Zjednoczonych wśród pedofili jest 0,03 proc. księży, czyli 3 na 10 tys., w Niemczech – 0,04 proc., a więc 4 na 10 tys. Prasa liberalna jest prasą quasi-religijną. Media liberalne tworzą rodzaj anty-Kościoła czy może wice-Kościoła. Ustrój liberalno-demokratyczny jest prometejski, tak jak prometejski był komunizm, stąd ten bezwzględny liberalny atak na Kościół. Istnienie konkurencyjnego systemu odniesień moralnych strasznie uwiera głosicieli do-wolności. Świat liberalny nie spocznie, dopóki nie odsunie Kościoła od jakiegokolwiek wpływu na społeczeństwa. Na półkach jednej z sieci handlowych znalazły się małe prosiaki w całości zapakowane w folię. Wywołało to skandal. Widok martwych, małych ssaków działa na człowieka pozarozumowo. Zapakowane w folię martwe niemowlaki, nawet jeśli to prosięta, a nie ludzie, szokują. Rozpatrywałbym jednak akcję sieci handlowej, która wprowadziła całe prosięta do obrotu, jako akcję artystyczną. Wręcz podobną do tej z Gdańska. Pomnik sowieckiego żołdaka gwałcącego kobietę w stanie błogosławionym przypomina o faktach, o których mało kto chce pamiętać. Również zafoliowane świńskie ciała przypominają, co tak naprawdę jemy. I wcale nie agituję za wegetarianizmem. Zwierzęta nie są ludźmi, choć cała współczesna popkultura z wielką mocą zaciera tę granicę. Jednak niejedzący mięsa Europejczyk to po prostu jarosz. Natomiast wegetarianin to człowiek, który czuje się lepszy od jedzących mięso. Wegetarianizm jest ideologiczną pułapką, kanalizującą emocje nadwrażliwych buntowników. Ich niedojrzałość kompensowana jest poczuciem wyższości. I nie mam nic do ludzi wrażliwych, którzy nie jedzą mięsa, bo nie chcą być współwinnymi śmierci istot czujących. O ile swojej postawy nie uważają za lepszą od postępowania mięsożerców. Jednak liberalno-rewolucyjne portale zachęcają wbrew rozumowi, by „dostrzec w zwierzaku duszę”. Dostrzec duszę w człowieku rosnącym pod sercem matki – to za dużo. Tu walczymy z katolickim ciemnogrodem. W Hiszpanii prawo chroni małpy naczelne przed aborcją. Nie chroni przed aborcją osobników homo sapiens sapiens. 34 PUBLICYSTYKA 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl Dookoła Europy \ Krystyna Grzybowska Krystyna Grzybowska Moskwa wie o nich wszystko B yła premier Ukrainy Julia Tymoszenko wyjdzie na wolność. To znaczy wyjdzie do Republiki Federalnej Niemiec i prawdopodobnie nigdy nie wróci do swojego kraju. Jej osoba została poddana niesłychanej wręcz manipulacji, w której główną rolę grają stosunki Unii Europejskiej z prezydentem Wiktorem Janukowyczem. Bruksela domaga się uwolnienia byłej premier skazanej na siedem lat więzienia za korupcję, a Janukowycz musi się zgodzić, bo jest to warunkiem stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską. Tymoszenko nie zasłużyła jednak na akt łaski prezydenta, bo mogłaby wznowić działalność polityczną, za którą w gruncie rzeczy została wsadzona do więzienia. Ona będzie zwolniona na leczenie za granicą. I w ten sposób będzie wilk syty i owca cała. Musi jednak o jej zwolnieniu zadecydować sąd. I zadecyduje. Ukraina podpisze z UE umowę stowarzyszeniową, a komentatorzy będą chwalić prezydenta Ukrainy za to, że dał Moskwie prztyczka w nos. Bo się usamodzielnił i wbrew stanowisku Kremla będzie się integrował z europejską wspólnotą. A przy okazji wyeliminuje największego przeciwnika politycznego, Julię Tymoszenko. I stanie się absolutnym władcą, co więcej, prawdziwym Europejczykiem. Za co lud Ukrainy będzie go wielbił po wsze czasy. Zgoda, zbliżenie Ukrainy z Unią Europejską jest pozytywnym sygnałem, także dla innych byłych republik postsowieckich. Budzi wątpliwości oligarchiczny charakter rządów Ukrainy i daleki od demokracji system polityczny. Można się zastanawiać, czy Bruksela gra na osłabienie Rosji i Putina, czy też kieruje się standardami dalekimi od europejskich. Z jednej strony tępi Viktora Orbána, z drugiej chwali skorumpowany rząd Donalda Tuska. Jej kalkulacje odbiegają od przyjętych i akceptowalnych norm, są zimne i cyniczne. Zarówno w stosunku do Julii Tymoszenko, jak i do narodu ukraińskiego. Co się tyczy odwagi Janukowycza wobec Kremla, warto zauważyć, że Rosja jeszcze nigdy nie była tak słaba i bezbronna w obliczu potęgi globalnego świata, a więc i wobec Ukrainy. Dziwne, że nasi władcy o tym nie wiedzą albo wolą nie wiedzieć, w strachu o własną skórę. Bo Moskwa wie o nich wszystko. Złota Ryba dla Świetlika Wiktor Świetlik został laureatem Złotej Ryby – nagrody przyznanej wczoraj przez Fundację Macieja Rybińskiego dla młodego felietonisty. Gala odbyła się w czwartą rocznicę śmierci wybitnego publicysty Sylwia Krasnodębska Wiktor Świetlik to znakomity felietonista, który potrafi uchwycić różne mankamenty życia i polityki, mając przy tym błyskotliwe poczucie humoru – powiedziała „Codziennej” przewodnicząca kapituły Krystyna Grzybowska. Świetlik to felietonista „Super Expressu”, „wSieci” i „Gazety Polskiej”. Trzy lata temu napisał książkę „Bronisław Komorowski, pierwsza niezależna biografia”. – Mam już w ręku Złotą Rybę, więc pomyślę trzy życzenia. Pomyślę, ale nie powiem. A wspominając Macieja Rybińskiego, chciałem powiedzieć, że uzależniłem się od jego felietonów, a nam wszystkim życzę, żebyśmy mieli trochę jego ironii – powiedział Świetlik po odebraniu nagrody. Nominowani do Złotej Ryby byli również Agata Puścikowska („Gość Niedzielny”) i bloger Bartłomiej Kwapisz. – Maciej Rybiński pozostaje dla nas wzorem, jak komentować politykę ostro, dobitnie, mądrze i bez nienawiści – powiedział „Codziennej” prowadzący uroczystość Marcin Wolski. – Mieliśmy pewne obawy, czy felietoniści przez kolejne lata organizowania gali się nie wyczerpią. Ciągle się jednak znajdują – dodaje pisarz, publicysta i satyryk. Choć w zakulisowej rozmowie dodał, że miał nadzieję na zwycięstwo Piotra Lisiewicza. Ma być głupio, goło, ale wesoło Tak się składa, że wśród internautów są zarówno zwolennicy lewackiego liberalizmu, jak i prawicy. Ci z lewa katują starsze panie podejrzewane o poglądy konserwatywne, ci z prawa – lewaczki, profesor Środę i jej podobne. Takie są dziś standardy C arla Bruni, żona byłego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, jest do kupienia w Londynie. Nie Carla cielesna, lecz jej zdjęcie wykonane przez niemiecką fotografkę, przedstawiającą byłą pierwszą damę na golasa. Zdjęcie nosi tytuł „Carla 1999”. Czekam na kolejne, „Carla 2013”. Będzie równie piękne i zretuszowane jak to sprzed 14 lat. Golizna już nikogo nie razi, wręcz przeciwnie, jest trendy. Golizna cielesna oraz umysłowa. Wypinanie gołych tyłków przez różne gwiazdy, czyli celebrytki, zastępuje myślenie, zarówno w prezentujących je portalach, jak i w tabloidach oraz żurnalach dla idiotek, co jest odbiciem stylu życia wśród małp człekopodobnych uważających się za ludzi. I jest to styl zaraźliwy. Hitem stało się zdjęcie, skądinąd wybitnej piosenkarki, Maryli Rodowicz, na którym wypadają jej z sukienki piersi. Pani Rodowicz dobiega siedemdziesiątki, ale się nie poddaje. Jej buzia jest zliftingowana na podobieństwo plastikowej maski, figura ściśnięta gorsetami, co wyraża się w grymasie cierpienia całej postaci. Niech jej będzie, starość ma to do siebie, że dopada każdego, kto jej dożyje. Dopadnie i Marylę Rodowicz. Carlę Bruni takoż. I całą plejadę gwałtownie odmładzających się staruszek w Polsce i na całym „lepszym” świecie. A co myślą o takich paniach internauci? Na różnych portalach wyzywają takie odmłodzone osoby od staruszek, starych bab i stetryczałych idiotek. I wszystko jedno, czy są odmłodzone, czy też młodo wyglądają, choć są w stanie naturalnym. Zwłaszcza jeśli zabierają głos, udając, że mają coś do powiedzenia, także w dziedzinie polityki. Przykładem mogą być kpiny z pewnej pani profesor od socjologii czy Marii Czubaszek, o Janinie Paradowskiej nie zapominając. Tak się składa, że wśród internautów są zarówno zwolennicy lewackiego liberalizmu, jak i prawicy. Ci z lewa katują starsze panie podejrzewane o poglądy konserwatywne, ci z prawa – lewaczki, profesor Środę i jej podobne. Takie są dziś standardy. Ma być głupio, prymitywnie, czyli goło, ale wesoło. I całkowity luz obyczajowy. Taki poseł Raś, według jego kolegi Biernata, nie zrobił nic złego, zachowując się po chamsku i pod wpływem w stosunku do dziennikarza „Super Expressu”. I trudno się dziwić, wszak obaj deputowani należą do tej samej politycznej szajki. Chamstwo jest specjalnością postkomunistycznych Słowian i Słowianek. Gdzie indziej zaczyna- ją się do nich upodabniać, bo do głosu dochodzą istoty prymitywne, ale ambitne. Takie są czasy – bezczelność, hucpa i siła przebicia górują nad kulturą osobistą i szacunkiem dla człowieka. Szanuje się tego, kto dopuści do żłoba, da zarobić i nie wymaga przyzwoitości. Pewna posłanka PO napisała do premiera Tuska list, w którym wskazuje na korupcję, także polityczną, w jej okręgu. I co? I nic. Korupcja, w tym polityczna, jest chlebem powszednim rządzącej partii, więcej, jest warunkiem sukcesu wyborczego. Bo gdyby jej nie było, partia Tuska nie wygrałaby po raz drugi wyborów do sejmu i nie rządziłaby III RP. Bez korupcji bezideowe ugrupowanie nie byłoby w stanie zorganizować działalności partyjnej w terenie i obsadzić większości stanowisk w państwie. Bez korupcji nie mielibyśmy znakomitych statystyk, pokazujących rozwój kraju, dobrobyt obywateli i sukcesy polskiego przemysłu. Wzrost produkcji przemysłowej? Ale czyjej, bo przecież nie polskiej. My nie mamy już własnego przemysłu, wszystko sprzedaliśmy zagranicznym firmom, więc to ich produkcja rośnie, a my na nią tyramy. Zastanawiam się, skąd Główny Urząd Statystyczny czerpie informacje o wzroście produkcji. Od hodowców drobiu i producentów krasnali na eksport do Niemiec? A może jest politycznie skorumpowany, i nie tylko. Żyjemy w atmosferze oszustwa, kłamstwa i pozorów. Nic dziwnego, że ludzie biorą oszustwo za rzeczywistość, a smutną rzeczywistość za zabawę. W Polsce pewna nauczycielka zrobiła sobie dziecko z czternastoletnim chłopcem i zapewnia, że wśród facetów, z którymi się zadawała, ten dzieciak to prawdziwy mężczyzna. A kandydat demokratów na burmistrza Nowego Jorku Anthony Weiner, facet wysyłający do kobiet swoje obnażone zdjęcia, mimo kompromitacji nie zamierza rezygnować z wyścigu do tego stanowiska. Żona mu wybaczyła, a poza tym nowojorczycy już tak mają, są tolerancyjni i skandale seksualne nie mają wpływu na ich opinię o politykach. Trzeba używać życia, pchać się na afisz, stosując modne trendy obyczajowe i „moralne”, zachęcając do nich zwykłych obywateli. I do wolności od norm i zasad. Będzie więcej pedofilów, zgwałconych kobiet, noworodków na śmietnikach, obrabowanych staruszków i gołych czterech liter w mediach. A jak przyjdzie pora, poddani zostaniemy wymianie mózgów na chipy, zdalnie sterowane przez zliftingowanych polityków. PUBLICYSTYKA Widziane z brukseli \ Ryszard Czarnecki Poncjusz Piłat mieszka w Strasburgu W szyscy wiedzą, że bestia zabiła, tylko sąd (trybunał) o tym nie wie. A raczej udaje, że nie wie. Wielka z nazwy – bardzo mała miarą decyzji – Wielka Ława Trybunału zabawiła się w starą jak świat prawniczą grę o nazwie „przedawnienie”. Usłyszeliśmy znaną też III RP śpiewkę, że zbrodnia była już dawno, za dawno... Cóż, kilkanaście tysięcy polskich oficerów wymordowano w 1940 r., a odpowiednia regulacja prawna obowiązuje przecież od 1953 r. Przypadkiem zapewne od roku śmierci Stalina. Na Kremlu zatarto łapy – Strasburg spisał się na medal. Medal gieroja Sowieckowo Sajuza. Mogę zrozumieć (choć nigdy nie usprawiedliwić) większe czy mniejsze kraje Zachodu, które „odpuszczają” Moskwie historyczne zbrodnie czy teraźniejsze szantaże. Chcą mieć święty spokój, chcą handlować z Rosjanami, zarabiać na Rosji. Ale czemuż tchórzy Trybunał z siedzibą w stolicy Alzacji? Miał być znaczącym autorytetem, rękojmią, że „są Rys. Mirosław Andrzejewski Trybunał w Strasburgu umył ręce w sprawie Katynia. A w gruncie rzeczy zadziałał na rzecz Rosji. Wysoki Trybunał zachował się jak adwokat w prowincjonalnym sądzie, który kruczkami prawnymi skutecznie broni mordercy Ryszard Czarnecki jeszcze sądy w Europie”. Takie wyroki, jak ten poniedziałkowy w sprawie rosyjskiego śledztwa katyńskiego, sprawiają, że instytucja ta karleje na naszych oczach. A zresztą: czy to aby pierwszy raz? Uzasadnienie tego piłatowego umycia rąk w postaci kazuistycznego wywodu, że Rosja zaczęła uznawać jurysdykcję Trybunału w 1998 r. – a przecież śledztwo zostało wszczęte wcześniej (!) – wpisuje PRASOWALNIA \ wis Amazon zabija! O prawdziwie realizowanej przez „Gazetę Wyborczą” misji dziennikarskiej pisze Marcin Piasecki w „Rzeczpospolitej”: „Amerykański gigant sprzedaży internetowej mocno wejdzie do Polski. Ma w planach budowę trzech potężnych centrów logistycznych, z których każde zatrudni po 2 tysiące ludzi. Plany Amazona rozjuszyły »Gazetę«. Mieliśmy już publikacje o tym, jak bardzo źle Amerykanie traktują pracowników w Niemczech, o tym, że są zmuszani do katorżniczej pracy, o tym, że mają bandyckie umowy, tudzież o tym, że są śledzeni przez GPS. OK. Przyjmijmy, że Amazonowi trzeba patrzeć na ręce. Amerykanie mają przestrzegać praw pracowników, choć o ile się nie mylę, jeszcze niczego w Polsce nie zrobili, by je łamać. Tylko że według dzisiejszej »GW« i tak nie będą mieli na to specjalnych szans, gdyż ludzi w ich centrach logistycznych mają zastąpić roboty! Czyli na dłuższą metę obietnice wygenerowania tysięcy miejsc pracy to ze strony Amazona pic na wodę. Przyznam, że się pogubiłem. Czy zatem w świetle publikacji »Gazety« inwestycja Amazona ma jakąkolwiek wartość? Może lepiej, żeby od razu Amerykanie dali sobie z Polską spokój? I zbudowali sobie centra na przykład w krajach ościennych. Razem z tymi, brr, robotami...”. Jednej informacji w tym wszystkim zabrakło. Zresztą nieistotnej. Że amerykański Amazon – bez względu na to, jaki jest faktycznie – to dziś poważny kon- się już w ciąg wielce kontrowersyjnych wyroków ETC. Przykłady pierwsze z brzegu. Pielęgniarce Shirley Chaplin zakazano nosić krzyżyka. Ze względów... sanitarnych. Odwołała się do Strasburga. Na próżno: Trybunał podtrzymał decyzję, ewidentnie dyskryminującą człowieka z powodów jego wiary. Pracownica urzędu stanu cywilnego Lilian Ladele nie chciała udzielać kurent dla rozmaitych projektów rozwijanych przez spółkę Agora, wydawcę „Gazety Wyborczej”. Ale to nie ma znaczenia. Grunt to rzetelność. No i ta, jak jej tam, misja. Oburzenie w służbie reklamy Piosenkarka Pati Sokół na premierze filmu „AmbaSSada” pojawiła się z wymalowaną na twarzy swastyką, co oczywiście wywołało skandal i zwiększy oglądalność filmu. Tę dość banalną, skandalizującą akcję promocyjną podchwyciła część mediów. Tak więc obruszył się redaktor Maciej Nowik z „Dziennika Gazety Prawnej”, który na pani Pati nie zostawia suchej nitki: „Ktoś pewnie powie: wyluzuj, to przecież komedia, więc swastykę pod okiem piosenkarki też należy traktować z przymrużeniem oka. Może ta swastyka to taki lapsus, może makijażystce omsknęła się ręka przy nakładaniu cienia. Może... Niestety, tu nie ma nic do śmiechu. Chodzi wyłącznie o wywołanie taniego skandalu, o nędzną prowokację, o skierowanie na siebie fleszy aparatów fotograficznych. Jeśli to miał być żart, to był wyjątkowo niskich lotów i zupełnie nieśmieszny, więc nienadający się na promocję komedii na celebryckich salonach. Za takie żarty w czasie okupacji kobietom, w najlepszym razie, golono głowy”. Ach, jaki mistrzowski numer pani Pati, jakie święte oburzenie pana redaktora, i cały biznes się kręci. Szkoda, że niewielu redaktorom przeszkadzają rzesze matołków z Che Gevarą, sierpy i młoty, czerwone gwiazdy i całe inne komunistyczne dziadostwo, tak chętnie wykorzystywane przez firmy odzieżowe. 35 ślubu homoseksualistom. Nakazano jej to. Odwołała się do Trybunału. I tym razem Strasburg okazał się ślepy (opaska Temidy?) i głuchy, a więc stanął po stronie postępu i rewolucji (obyczajowej), a nie praw człowieka i obywatela, którego państwowy moloch zmuszał do postępowania wbrew sumieniu. Z kolei w sporze między „politycznie niepoprawną” władzą ze Szczecina (w tej roli tamtejszy sąd rejonowy) a homoseksualistą, który domagał się dziedziczenia prawa do najmu lokalu komunalnego, strasburski Trybunał oczywiście stanął po stronie obywatela, a nie władzy, choć w poprzednich opisywanych przeze mnie przypadkach preferował postępową władzę przeciw wstecznym reakcyjnym obywatelom. Przypomnę też, że początkowo tenże Trybunał przyznał rację Fince mieszkającej we Włoszech, którą raził krzyż w szkole jej dziecka. Na szczęście decyzję tę ostatecznie Wielka Izba zmieniła, ta sama właśnie Izba, która dała plamę w sprawie Katynia. ETC stosuje podwójne standardy: w sprawie wytoczonej przez polskie rodziny katyńskich ofiar ucieka od mieszania się w wewnętrzne sprawy państw (w tym przypadku Rosji). Ale gdy chodzi o „obyczajówkę”, ochoczo i rączo ingeruje, mając w trybunalskim nosie konstytucje państw narodowych i ich porządek prawny. Cóż, trybunał w Alzacji, podejmując haniebną decyzję w sprawie Katynia, pokazał, że bliska jest mu zasada 3 x Ż. Żenada, żałość, żart. Na katyńskich grobach Trybunał tańczy „kazaczoka” pod rękę z Kremlem. Patrzę na to z obrzydzeniem. e-mail: [email protected], [email protected] (sekretariat redaktora naczelnego), [email protected] (dla tekstów niezamawianych), [email protected], www.gazetapolska.pl 02-056 Warszawa, ul. Filtrowa 63/43, - faks (+ 48 22) 825 12 25, tel. (22) 290 29 58 Redaktor naczelny Tomasz Sakiewicz, zastępca redaktora naczelnego Katarzyna Gójska-Hejke, zastępca redaktora naczelnego Piotr Lisiewicz, sekretarz redakcji Justyna Foksowicz, kraj Piotr Lisiewicz (kier.), Przemysław Harczuk, Dorota Kania, Maciej Marosz, Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski, Antoni Zambrowski, Kaja Bogomilska, świat Olga Doleśniak-Harczuk (kier.), kultura Bohdan Urbankowski (kier.), Filip Rdesiński, Wojciech Piotr Kwiatek, Maciej Parowski, Marcin Wolski, społeczeństwo Tomasz P. Terlikowski, historia Piotr Ferenc-Chudv (kier.), Jan Żaryn (współpraca), gospodarka Maciej Pawlak, publicystyka Anita Gargas (kier.), Krystyna Grzybowska, Joanna Lichocka, Andrzej Waśko, stali felietoniści Ryszard Czarnecki, Andrzej Gwiazda, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Wiktor Świetlik, Robert Tekieli, Krzysztof Wyszkowski, Rafał A. Ziemkiewicz, kluby Ryszard Kapuściński, layout Mariusz Troliński, logotyp Marianna Jaromska, grafika i zdjęcia Mariusz Troliński, Krzysztof Lach, ilustracje Mirosław Andrzejewski, DTP Paweł Chrzanowski, Aleksander Razcwarkow, sekretariat redaktora naczelnego (kier.) Joanna Jenerowicz. Kontakt z czytelnikami, interwencje: Paweł Piekarczyk, tel. 501 618 977; e-mail: [email protected] WYDAWCA Niezależne Wydawnictwo Polskie Sp. z o.o. Reklama i ogłoszenia Anita Czerwińska, tel. (22) 290 29 58; e-mail [email protected] Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń. Warunki prenumeraty: krajowa listem zwykłym – 5,50 zł za egz., listem priorytetowym – 6,25 zł za egz.; zagraniczna – 13,90 zł za egz.; pocztą priorytetową do: Europy – 16,90 zł, Ameryki Płn., Afryki – 17,40 zł, Ameryki Płd., Środkowej i Azji – 19,90 zł, Australii i Oceanii – 26,90 zł (wszystkie ceny obejmują koszty przesyłki Muzyczne DarY \ Lista przebojów (notowanie 617) pocztowej). Przyjmujemy prenumeratę na kwartał (13 egz.), pół roku (26 egz.) i rok (52 egz.), kontakt: (22) 290 00 90 Konto Bank Pekao SA Oddział w Warszawie Nr konta: 47 12401053 1111 0010 1999 1772 (przy przelewach dokonywanych z zagranicy należy dopisać przed numerem konta: 1. Dariusz Malejonek, Ania Brachaczek & Maleo Reggae Rockers „Noc”; 2. Magda Anioł „Buonasera”; 3. Raz.Dwa.Trzy „Zgodnie z planem”; 4. Luxtorpeda „Hymn”; 5. Armia „Pałacyk Michla”; 6. Monika Kuszyńska „Kiedy jesteś przy mnie”; 7. God’s Property „Bądź blisko”; 8. Bęsiu „Nie opuszczaj ich” (ft. Nikola); 9. New Life’m „Przemień mój czas”; 10. Twoje Niebo „Modlitwa o sens”; 11. Mietek Szcześniak „Save the best for last” (ft. Basia); 12. Elektryczne Gitary „Wielka Solidarność – Historia”; 13. Grażyna Łobaszewska „Już drogę znasz”; 14. Fragua „Ciało”; 15. Paweł Kukiz „Koniec końców – Siła i honor”; 16. Porozumienie „Informacja życia”; 17. PANdamusic „Jesteś”; 18. Kanaan „Tato”; 19. Arkadio „Jaram się każdą chwilą” (ft. Kinga Kielich); 20. Grzegorz Kloc „W tył nie patrzę”. PL oraz symbol PKOPPLPW). Chcesz oddać swój głos, wejdź na stronę http://www.muzycznedary.pl/ AUTORÓW, Z KTÓRYMI SIĘ NIE ZGADZAMY! Prowadzimy także kolportaż „GP” przez Pocztę Polską, Ruch i Garmond Press. Informacje; tel. (+48 22) 833 06 96, Druk: Seregni Printing Group, Warszawa. Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Przekazanie „Gazecie Polskiej” materiałów do druku oznacza jednoczesną zgodę na ich emisję w internecie. DRUKUJEMY TEŻ TEKSTY FELIETONY 36 23.10.2013 www.GazetaPolska.pl ZE WZGÓRZA POD KRAKOWEM \ Felieton Bal Niepodległości ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski W polskim kalendarzu narodowym, ze względu na skomplikowaną i bolesną historię XIX i XX w., mało mamy dat, które możemy do dziś wspominać z wielką radością i dumą. Jedną z nich jest dzień 11 listopada 1918 r., data zakończenia I wojny światowej, która przypieczętowała upadek trzech zaborczych mocarstw. Wprawdzie walka o polskie granice trwała jeszcze trzy lata, ale od tego momentu niepodległość Rzeczypospolitej stała się faktem. Wielką wagę do tej daty przywiązywały władze Polski międzywojennej, które w 1926 r. dzień ten uczyniły w administracji państwowej dniem wolnym od pracy. Jedenaście lat później wprowadzono oficjalne święto dla wszystkich. Przed wybuchem następnej wojny, która przyniosła kolejne rozbiory i okupacje, uroczyście obchodzono to święto tylko dwa razy: w 1937 i 1938 r. Później było to zakazane zarówno przez niemieckich, jak i sowieckich okupantów. Podobnie było w czasach komunistycznego reżymu, nazywanego fałszywie „demokracją ludową”. Święto przywrócono dopiero w 1989 r. Mój dziadek Wiaczesław P ani Bożenna Kucharczyk z Pułtuska przysłała mi fotokopie kilku dokumentów, mających związek z historią mojej rodziny. Dokumenty te, pochodzące z pierwszych lat XX wieku, pani Kucharczyk odnalazła w pułtuskim archiwum. Na kilku z nich widnieje podpis mojego dziadka, ojca mojej matki, Wacława Baranowskiego. Przybycie dziadka do Pułtuska otoczone jest tajemnicą – nie wiadomo, kiedy tam się osiedlił, nie wiadomo też, dlaczego porzucił okolice Żytomierza (gdzie jego ojciec, a mój pradziadek, Szymon, miał prawdopodobnie majątek). Mógł wybrać jakąś inną miejscowość w zachodnich guberniach Cesarstwa – w tym wypadku nie byłoby mnie na świecie. W narodzinach (jakiegokolwiek życia) nie ma nic koniecznego – można się urodzić, ale można się też nie urodzić; konieczna jest tylko śmierć. W pierwszych latach XX wieku dziadek był nauczycielem historii w pułtuskim gimnazjum, ale w roku 1905 wyrzucono go z pracy, w czasie strajku szkolnego opowiedział się bowiem po stronie uczniów. W roku 1906 poślubił pannę Alinę Rau, córkę właścicieli sąsiadującego z Pułtuskiem majątku Kleszewo. Przy okazji ślubu zmienił wyznanie – z prawosławnego na ewangelicko-augsburskie. To już niemal wszystkie wiadomości, jakie posiadam na te- mat młodości dziadka Wacława (którego nie znałem – umarł w roku 1929), ostatnia jest zaś taka. Na dokumentach, które przesłała mi pani Kucharczyk, oraz na akcie ślubu z Aliną Rau, podpis dziadka wygląda tak: Wiaczesław Baranowskij. Nie Wacław, lecz Wiaczesław. Ta wiadomość prowadzi do pytania, kim był wtedy mój dziadek – Rosjaninem czy Polakiem? Pytanie następne jest zaś takie. Co takiego było wówczas w polskości – a pamiętajmy, że to była polskość rozszarpana przez zaborców, polskość podbita, zniewolona, pohańbiona – co więc takiego w niej było, czym ona wówczas przyciągała i wciągała, że na początku XX wieku ktoś, kto miał na imię Wiaczesław i ochrzcili go w cerkwi – wolał być Polakiem niż Rosjaninem? Z losów mojego ewangelicko-prawosławnego dziadka wyciągam wniosek, że musiała ona być, nasza ówczesna pohańbiona polskość, czymś wspaniałym, czymś potężnym i przepięknym. I jeszcze jedno mamy tu pytanie. Czy teraz polskość nasza jest równie wspaniała, równie atrakcyjna, równie piękna? Czy nadal, jak sto i dwieście, i trzysta lat temu, fascynuje, przyciąga i wchłania – i asymiluje tych, którzy, słysząc jej głos, tajemnicze wezwanie, nie mogą mu się oprzeć i postanawiają zostać Polakami? A jeśli nie fascynuje, nie przyciąga – to dlaczego? OGŁOSZENIE Fot. mat. pras. Tradycja Balu Niepodległości sięga lat 30. XX wieku ZAPISKI STARUCHA \ Jarosław Marek Rymkiewicz Po mszach św. za ojczyznę i po złożeniu wieńców pod pomnikami i tablicami wznieśmy więc lampkę wina i zatańczmy, i to nie tylko poloneza. Podstawowym celem Fundacji jest wspieranie i promowanie klubów „Gazety Polskiej”. Fundatorami Fundacji są: redaktor naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz, z-ca redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” Katarzyna Gójska-Hejke, prezes klubów „Gazety Polskiej” Ryszard Kapuściński. Prosimy o wsparcie budowy Społeczeństwa Obywatelskiego! Uczestnicząc od lat w obchodach tej rocznicy, obserwuję, że jego formuła jest nieraz zbyt sztywna. Brak obchodom szczerej radości. A z osiągnięć kilku pokoleń naszych przodków – od Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego, poprzez tych z powstań śląskich czy Orląt Lwowskich – powinniśmy się naprawdę cieszyć. Po mszach św. za ojczyznę i po złożeniu wieńców pod pomnikami i tablicami wznieśmy więc lampkę wina i zatańczmy, i to nie tylko poloneza. W tym kontekście zapraszam na Bal Niepodległości, który rozpocznie się w sobotę, 9 listopada, o godz. 20 w Kamienicy Czeczotki na Rynku Głównym w Krakowie (róg ulic św. Anny i Wiślnej). Patronat nad tym wydarzeniem objęło wiele znanych postaci, w tym pięć wspaniałych kobiet: aktorki – Ewa Błaszczyk, Ewa Dałkowska i Anna Dymna oraz tenisistki – Agnieszka i Urszula Radwańskie. W czasie balu, pełnym niespodzianek, odbędzie się m.in. aukcja cennych przedmiotów podarowanych przez znane osoby oraz kiermasz prac plastycznych osób niepełnosprawnych intelektualnie. Całkowity dochód przeznaczony jest na rzecz Fundacji im. Brata Alberta w Radwanowicach. Bliższe informacje znajdują się na stronie www.bal-krakow.pl Patronat nad tym wydarzenie przejęły „GP”, telewizja Republika i inne patriotyczne media. Warto więc w tym dniu być na balu w Krakowie. Pamiętajmy, radujmy się i wspierajmy dzieła charytatywne. Prezes Fundacji Ewa Wójcik DANE DO PRZELEWU W POLSCE FUNDACJA KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ ul. Karola Popiela 22, 30-135 Kraków Alior Bank SA NUMER KONTA 74 2490 0005 0000 4500 8274 0046 TYTUŁEM – DAROWIZNA NA RZECZ FUNDACJI KLUBÓW „GAZETY POLSKIEJ” DANE DO PRZELEWU Z ZAGRANICY Dane odbioru przelewu: FUNDACJA KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ ul. Karola Popiela 22 30 – 135 Kraków POLAND Dane banku: Alior Bank Spółka Akcyjna Al. Jerozolimskie 94, 00–807 Warszawa NUMER KONTA – PL 41 2490 0005 0000 4600 2469 2784 SWIFT CODE – ALBPPLPW TYTUŁEM – AS A DONATION FOR „FUNDACJA KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ”