Życie Olsztyna

Transkrypt

Życie Olsztyna
REKLAMA
nr 25 (172l) 2015 ISSN 1734-7076
NOWE
Życie
REKLAMA
(5.01.2016-18.01. 2016)
www.zycieolsztyna.pl
REKLAMA
NAKŁAD 25 000
Olsztyna
REKLAMA
2
z olsztyna
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
Jak dojadę
do... ?
Od 1 stycznia inaczej jeździmy miejską komunikacją w Olsztynie. To pierwsza tak znacząca zmiana od dziesięciu lat. Część
linii autobusowych została zlikwidowana, niektóre kursują innymi trasami, powstały zupełnie nowe połączenia, a do tego
funkcjonują trzy linie tramwajowe: oznaczona numerem 1 kursuje od Kanta do Wysokiej Bramy, numerem 2 – od Kanta do
Dworca Głównego, a numer 3 – z Dworca Głównego do przystanku Uniwersytet – Prawocheńskiego.
Nowością jest oznaczenie numerów linii autobusowych. Te
„tradycyjne” zaczynają się od cyfry „1” – tzn. że np. dotychczasowa „9” do Kortowa zmienia się w „109”, a „20” do Pieczewa
– w „120”. Autobusy, które będą krążyć uliczkami największych
osiedli i dowozić pasażerów do tramwajowych przystanków,
mają oznaczenia od „201” do „205”. Cyfra „3” z przodu oznacza linie okresowe, a „N01” i „N02” to numery linii nocnych.
Aktualny rozkład jazdy autobusów i tramwajów znajdziemy nie tylko przy wiatach i przystankach, ale również na stronie internetowej Zarządu Dróg Zieleni i Transportu. Na www.
zdzit.olsztyn.eu jest zakładka „Zaplanuj podróż”, w której wystarczy wpisać, dokąd chcemy znaleźć połączenie, a uzyskamy
propozycje aktualnych linii autobusowych i tramwajowych.
Zaszło też kilka zmian związanych z przystankami. Część linii będzie zatrzymywać się przy wiatach, przy których dotychczas nie kursowały. Część przystanków na żądanie stanie się
zwykłymi, ale pojawi się też kilka nowych przystanków warunkowych. Osiemnaście przystanków zmieni nazwę.
Nadeszła pora
na Towarową
Miasto szykuje się do jednej z najważniejszych inwestycji:
ogłoszono przetarg na budowę ul. Towarowej, która po przebudowie ma prowadzić do jednego z węzłów obwodnicy Olsztyna. Celem projektu jest połączenie systemu komunikacyjnego miasta z trasą omijającą stolicę Warmii i Mazur od południa.
Inwestycja składa się z kilku zadań, m.in. budowy ul. Towarowej od skrzyżowania z Budowlaną do obwodnicy, przebudowy na odcinku od Leonharda do Budowlanej, przebudowy ul. Budowlanej, budowy przy niej zbiornika retencyjnego
oraz przebudowy ul. Lubelskiej na odcinku od skrzyżowania
z ul. Budowlaną do zaprojektowanego węzła drogowego w ciągu obwodnicy.
Miasto czeka na wnioski potencjalnych wykonawców o dopuszczenie do przetargu. Do składania ofert zaproszonych ma
zostać sześciu najlepszych z największym doświadczeniem, odpowiednim potencjałem i zdolnościami finansowymi do realizacji takiej inwestycji. Zwycięzca od momentu podpisania umowy będzie miał 27 miesięcy na zrealizowanie zadania, które ma
być współfinansowane z unijnego Programu Operacyjnego Polska Wschodnia.
Olsztynianki
strzelają gole
Kobieca piłka nożna nie jest tak popularna jak męska,
a tymczasem olsztyński Kobiecy Klub Piłkarski Stomil 8 stycznia świętuje 5 lat swego istnienia. W tym czasie nie zabrakło
sukcesów, z których najważniejszym był awans do I ligi oraz
waleczna postawa w tej klasie rozgrywkowej – po 9 kolejkach
olsztynianki są bowiem na 6. miejscu w tabeli i tracą do 3. zespołu w tabeli zaledwie cztery oczka.
– Z roku na rok robimy progres, zarówno sportowy, jak i organizacyjny – przekonywał trener Dariusz Maleszewski podczas spotkania z prezydentem miasta Piotrem Grzymowiczem.
– To nie byłoby możliwe bez wsparcia firm, których coraz więcej jest z nami. Ogromny wkład ma też miasto, bez którego byłoby nam bardzo kiepsko. Staramy się promować Olsztyn, szczególnie że jesteśmy marką kobiecej piłki w północno-wschodniej
Polsce.
Poza pierwszą drużyną Stomil Visacom ma też drugą ekipę oraz zespoły juniorek i młodziczek. Łącznie w klubie trenuje ponad sto dziewcząt. Już w styczniu będzie szansa na kolejne
sukcesy. Drużyny do lat 14 i 18 zagrają w finałowych turniejach
młodzieżowych mistrzostw Polski.
Na terenie całego parku Podzamcze ustawiono dziesiątki nowych elementów małej architektury, a wśród nich stojaki rowerowe, o które postulowało środowisko olsztyńskich cyklistów podczas konsultacji społecznych w 2011 r. Pojawiły się
też elementy Systemu Informacji Miejskiej (SIM) utrzymane
w kolorystyce przyporządkowanej strefie historycznej – tablice
z mapą oraz drogowskazy wskazujące orientacyjną odległość
w minutach marszu.
– Z perspektywy rozbudowy miejskiej sieci rowerowej jest
to istotna realizacja – sądzi oficer rowerowy Mirosław Arczak.
– Powstał tu bowiem fragment łącznika między parkiem
Centralnym, Starym Miastem a Lasem Miejskim. Patrząc na
to jeszcze ogólniej, jest to cenny odcinek popularnie zwanej
„Łynostrady”.
Tanecznym
krokiem do
matury
Maturzyści po raz trzeci przejdą ulicami Olsztyna i zatańczą
poloneza. Wydarzenie odbędzie się w drugiej połowie stycznia.
Oryginalne przebrania, transparenty i doskonała zabawa
w padającym śniegu – tak wyglądały pierwsze w historii Olsztyna happeningi maturzystów zorganizowane przy okazji zbliżającego się egzaminu dojrzałości. Setki maturzystów z kilkunastu olsztyńskich szkół przeszły ulicami miasta, a później
zatańczyły poloneza na placu przed ratuszem. Zachęceni tymi
sukcesami po raz trzeci wyjdą na ulice miasta. Tym razem młodzież olsztyńskich szkół ponadgimnazjalnych spotka się przed
Starym Ratuszem. Początek happeningu „100 dni do matury”
odbędzie się 22 stycznia między 10:00 a 12:30.
Organizatorem jest Zespół Szkół Elektronicznych i Telekomunikacyjnych przy współpracy z innymi szkołami. Honorowy patronat nad wydarzeniem sprawuje prezydent Olsztyna.
Rok Feliksa
Park Podzamcze Nowowiejskiego
gotowy
Pierwsza część odnowionego parku Podzamcze – między kolejowymi mostami a ulicą Nowowiejskiego – została zmodernizowana i oddana do użytku nieco ponad 3 lata temu. Teraz olsztynianie zyskali kolejny pokaźny teren – od Nowowiejskiego
wzdłuż Łyny aż do ul. Staszica. To teren niezwykle ciekawy turystycznie i rekreacyjnie: obejmuje malownicze okolice zamku Kapituły Warmińskiej i innych olsztyńskich zabytków oraz otacza
długi odcinek Łyny, przez którą przerzucono 3 drewniane kładki prezentujące się zupełnie inaczej niż przed rozpoczęciem prac.
Największe zmiany zaszły z punktu widzenia rowerzystów, którzy otrzymali formalne zezwolenie na jazdę po parku oraz odpowiednią ku temu nawierzchnię, będącą kompromisem pomiędzy historycznym charakterem tego miejsca
a wygodą użytkowania. Rowerzyści powinni jednak pamiętać,
że na terenie całego parku ustanowiono ciąg pieszo-rowerowy
(na co wskazują odpowiednie znaki stojące przy wszystkich
wjazdach do parku), zatem są obowiązani zachowywać bezpieczną prędkość i zawsze ustępować miejsca spacerowiczom.
Zakaz przejazdu obowiązuje natomiast na kładkach nad Łyną, które są zbyt wąskie, aby bezpiecznie pomieścić pieszych
i rowerzystów.
W tym roku nie zabraknie wydarzeń związanych z kompozytorem, dyrygentem, genialnym wirtuozem pochodzącym
z naszych stron. Decyzją polskiego parlamentu rok 2016 będzie
w naszym kraju Rokiem Feliksa Nowowiejskiego.
Feliks Nowowiejski urodził się w Barczewie, ale nie brakuje jego związków z Olsztynem. Mieszkańcy codziennie słuchają
fragmentu jednego z jego dzieł. Chodzi o utwór „O Warmio moja miła”. Kompozycja powstała przy okazji plebiscytu w 1920
roku. Po wojnie kompozycja Nowowiejskiego była odgrywana
z ratuszowej wieży przez trębacza albo przez kuranty. Ta tradycja trwa do dziś. Utwór nawet stał się oficjalnym hymnem miasta i obecnie gra go trębacz.
Nowowiejski urodził się w 1877 w obecnym Barczewie. Jako nastolatek przeniósł się z rodziną do Olsztyna. To właśnie
w naszym mieście grał w orkiestrze pułku grenadierów. Między
1898 a 1900 był organistą w kościele św. Jakuba.
W Olsztynie Nowowiejski jest patronem filharmonii i ulicy w centrum miasta. W tym roku mamy niepowtarzalną szansę, by więcej Polaków usłyszało o naszym mistrzu z Barczewa.
Red.
REKLAMA
NOWE
Życie
Wydawca: Agencja Reklamowo-Wydawnicza
INNA PERSPEKTYWA” Paweł Lik,
“
redaktor naczelny: Leszek Lik, [email protected];
redaktor wydania bezpłatnego: Paweł Lik,
dziennikarze: Andrzej Zb. Brzozowski, Cezary Kapłon, Jacek Panas, Jerzy Pantak,
Mirosław Rogalski, Mariusz Wadas;
Okładka: materiał powierzony;
Biuro promocji i reklamy: tel. 505 129 273;
(r) – materiał reklamowy lub powierzony, ar- archiwum redakcji.
Redakcja nie odpowiada za treœæ i formê powierzonych materia³ów, zastrzega sobie
prawo adiustacji powierzonych tekstów. Druk: Edytor Sp. z o.o.
Olsztyna
Nakład 25 000
aglomeracja olsztyńska
Arbet rozpoczął budowę nowego osiedla w Dywitach
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
3
We wschodniej części Dywit, w pobliżu malowniczego Jeziora Dywickiego ruszyła budowa
nowego „Osiedla Kormoran”. Na 2 ha powstanie sześć budynków wielorodzinnych.
Ciężki sprzęt na
Budują nowe
osiedlu Sterowców! „Osiedle Kormoran”!
Na początku grudnia ciężki sprzęt pojawił się na osiedlu Sterowców w lesie nad rzeką Wadąg
w Dywitach. Ruszyła największa inwestycja w historii Dywit.
Wykonawcą
przedsięwzięcia szacowanego na 350
– 400 mln zł jest olsztyński
deweloper Arbet Investment
Group. W pierwszym etapie
powstaną dwa wielorodzinne budynki mieszkalne, a docelowo będzie to osiedle na
4 tysiące osób. Na plac budowy wjechała pierwsza koparka, która rozpoczęła prace
ziemne. Inwestor, czyli olsztyński deweloper Arbet, chce
wykorzystać sprzyjającą pogodę na wykonanie robót
ziemnych i fundamentowych.
– Najpierw zbudujemy
dwa wielorodzinne budynki z dwu- i trzypokojowymi
mieszkaniami – mówi Bożena Kowalczyk, asystent zarządu Arbet Investment Group.
– Mamy już podpisane umowy
z pierwszymi klientami. Szacujemy, że dwa pierwsze budynki będą gotowe w pierwszym kwartale 2017 roku.
Skala najnowszej inwestycji Arbetu jest imponująca. W ciągu 6-8 lat w lesie nad
rzeką Wadąg powstanie nie-
Budowa osiedla Sterowców w Dywitach, czyli największej inwestycji w historii gminy,
ruszyła na początku grudnia 2015 r.
mal samowystarczalne osiedle z ponad 40 budynkami,
minigalerią, kliniką medyczną czy stacją benzynową. Na
nowym dywickim osiedlu
w 1800 mieszkaniach ma znaleźć swoje miejsce około 4 tysięcy osób.
– Chcemy wybudować
piękną, niemal samowystarczalną dzielnicę z zachowaniem klimatu tego zielonego
miejsca i jego sterowcową historią. Dlatego z działki o powierzchni około 30 ha zabudowa mieszkaniowa zajmie
tylko połowę, zaś drugą połowę wypełni zieleń z miejscami do rekreacji oraz wypoczynku – zapowiada Andrzej
Bogusz, prezes Arbet Investment Group.
Koniec roku 2015 to
prawdziwy boom w gminie Dywity w budownictwie wielorodzinnym. Po
rozpoczęciu budowy osiedla Sterowców przez Arbet
(piszemy o tym obok – red.)
ze swoją inwestycją ruszyła Spółdzielnia Mieszkaniowa ,,Kormoran” z Olsztyna. We wschodniej części
Dywit, w pobliżu Jeziora Dywickiego rozpoczęła się budowa pierwszego
z sześciu czterokondygnacyjnych budynków nowego
,,Osiedla Kormoran”.
– Trwają prace związane z niwelacją terenu, a lada chwila chcemy rozpocząć
roboty ziemne pod budynek
– mówi Andrzej Sztomberski,
prezes SM Kormoran w Olsztynie. – Zamierzamy wybudować pięknie położone i ciche
osiedle (170 mieszkań o powierzchni od 34 do 62 m2).
SM Kormoran kupiła około 4,5 ha gruntów od prywatnego właściciela. Geodeci wydzielili 17 działek pod
budownictwo jednorodzinne,
a na 2 hektarach powstanie
nowe ,,Osiedle Kormoran”.
Mieszkańcy osiedla będą mieli
do dyspozycji 255 miejsc parkingowych
usytuowanych,
podobnie jak ruch samochodowy, na zewnątrz osiedla.
W środku będą plac zabaw,
ciągi piesze i zagospodarowana przestrzeń do wypoczynku. Planowana cena mieszkań
na nowym osiedlu to koszt
rzędu 3800 zł/m2.
– Oferta jest skierowana
do osób, których nie stać na
duży kredyt hipoteczny – mówi prezes Sztomberski.
Finansowanie mieszkań
z lokatorskim spółdzielczym
prawem do lokalu będzie na-
stępowało ze środków
przyszłych lokatorów
– 30 % wkładu własnego, a pozostałe 70%
kosztów budowy z długoterminowego kredytu zaciągniętego przez
spółdzielnię.
– Miesięczne raty
kredytu oraz opłat za
mieszkanie będą niższe
niż w przypadku najmu
mieszkania na wolnym
rynku – zapewnia prezes SM Kormoran.
Pierwszy budynek z 33
mieszkaniami ma zostać oddany
do użytku w I kwartale 2017 roku.
– O wyborze Dywit jako
miejsca inwestycji zdecydowało kilka faktów – wyjaśnia
prezes Sztomberski. – To bliskość Olsztyna, dobre skomunikowanie z miastem, m.in.
poprzez transport publiczny,
a także kwestia ekonomiczna,
czyli to, że budowa osiedla
wielorodzinnego jest tańsza
w Dywitach niż w Olsztynie.
Do tego trzeba dodać otwartość władz gminy i wójta Jacka Szydło, co sprzyja i buduje
klimat do inwestowania.
4
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
kto ma rację?
Jeszcze takiego
nie było
Stary dobry,
nowy lepszy
I już go mamy za sobą. Rok 2015 przeszedł do historii. Zastanawiam się, czy możemy go
zaliczyć do tych lat udanych, czy bezpowrotnie straconych. Patrząc na nasz wspaniały Olsztyn
trzeba powiedzieć, że zrobiono bardzo dużo i większość mieszkańców może być zadowolona.
Ale czy na pewno?
Wiecznie niezadowolony Jacuś zaczyna nowy rok od narzekania, biadolenia i zrzędzenia.
Chcesz, Jacku, aby wszystko wokół Ciebie uległo zmianie, ale Ty sam jakoś nie chcesz się
zmienić, tzn. Twoje nastawienie do niektórych spraw.
Jeżdżąc ostatnio po nowych wspaniałych arteriach
komunikacyjnych, doskonale sknoconych, miałem sporo czasu na przeanalizowanie niektórych zastosowanych
w naszym mieście rozwiązań.
Ostanie zmiany polityczne w kraju spowodowały sporo zamieszania i trudno jest
obecnie oceniać pracę administracji państwowej i samorządowej, ale biurokracja, niestety, nie zniknęła z urzędów.
Nie udało się wprowadzić systemu załatwiania petentów
w jednym pokoju. Wciąż trzeba chodzić od wydziału do
wydziału, by załatwić niektóre sprawy. Trudno, tak było
i na razie tak będzie – chyba że
w nowym roku coś się zmieni.
W większości państw
w Europie sklepy wielkopowierzchniowe, w tym galerie, zlokalizowane są za miastem. U nas w Olsztynie
– w centrum. W minionym
roku otworzono ich mnóstwo: co najmniej po jednym
supermarkecie w zasadzie
w każdej dzielnicy, a dodatkowo mamy dużą galerię. Kogo wówczas obchodziło, że
rodzimy, mały handel i tak
miał olbrzymie trudności, a
nawet czasami skazany został
na zagładę? Jeśli nie wtedy, to
w tym lub przyszłym roku.
Arterie komunikacyjne są,
jak piszesz, wspaniałe, ale...
doskonale sknocone. To się
w końcu zdecyduj. Chyba
że to taki noworoczny żart.
Z oceną działania administracji to się na razie wstrzymaj.
Daj szansę nowej władzy. Nie
widzę powodu wracania do
tego, co minęło, i roztrząsania
tamtych spraw. Co do wielkopowierzchniowych sklepów,
to być może spełni się Twoje
marzenie, kiedy zacznie dzia-
Ale chwała włodarzom! Mamy nowoczesne placówki handlowe i miasto staje się nowoczesne. Tylko czy o to chodzi?
Miasto dba także o wizerunek. Wybudowano i oddano do użytku nowoczesne
centrum wypoczynku nad Jeziorem Krzywym, czyli miejską plażę. Wydano mnóstwo
pieniędzy. Ale czy ta inwestycja zwiększy atrakcyjność
stolicy regionu, kiedy kulturalnych imprez ściągających
turystów i widzów w minionym roku nie było? Chociaż
może były, ale ja ich nie zauważyłem? Jednak gdy pytałem przyjaciół z innych miast,
z czego słynie Olsztyn, nie potrafili odpowiedzieć.
Mamy też wreszcie oświetlony obiekt sportowy. Hura! Ale co z tego, skoro zabrakło pieniędzy na wspieranie
sportu? A gdy w bólach zrodziły się plany nowego stadionu, okazuje się, że znowu
stracimy, bo podczas budowy
oświetlenie trzeba będzie zdemontować. Nie wiem: sukces
to czy porażka?
I na koniec. Uczestniczyłem
w wydawaniu paczek świątecznych ludziom potrzebującym
pomocy. Wspaniała, potrzebna
akcja. Wiktuałów wystarczyło
dla wszystkich. Czy to jednak
sukces? Dlaczego nie ma dla
nich pracy? W urzędzie zatrudnionych jest mnóstwo ludzi, ale
nie znam bezrobotnej osoby,
która znalazłaby zatrudnienie
dzięki urzędowi. Myślę, że na
tym polu kolejny rok jest stracony. Najważniejsze, że gdy decydenci będą podsumowywali te mijające dni, będą dumni
z osiągnięć. Ja podchodzę do
tego sceptycznie i mam nadzieję, że rok 2016 będzie lepszy dla miasta i wszystkich jego
mieszkańców.
Jacek Panas
rys. Zbigniew Piszczako
łać nowy podatek. Marzenie
Twoje, ale czy wszystkich?
Nie wiem.
W okresie przedświątecznym w takich właśnie sklepach i galeriach widziałem
tłumy ludzi. Niekoniecznie
kupujących. Bo to także teren
spotkań towarzyskich. Czasami trudno znaleźć miejsce
w takiej „galeryjnej” kawiarence lub restauracji. Ciebie
to, Jacku, nie interesuje, ale inni chętnie z tego korzystają.
Nie masz także racji, kiedy piszesz, że tylko w Olsztynie takie sklepy i galerie
są zlokalizowane w centrum
miasta. Na przykład w Katowicach największa galeria jest
przy dworcu, w środku miasta. Podobnie w Bielsku-Białej. Wiem, bo niedawno tam
byłem.
Kompleks
rekreacyjno-sportowy nad Jeziorem Krzywym, to – moim zdaniem
– jedna z najlepszych wizytówek naszego miasta. Jeżeli Twoi znajomi jeszcze go nie
widzieli, to zaproś ich i pokaż. Nawet zimą. Centrum
„Ukiel” funkcjonuje cały rok.
Sam się zdziwisz, jak zareagują. Ja tak zawsze robię, gdy
chcę się pochwalić Olsztynem
przed przyjaciółmi. Starówka
jest śliczna, ale takie miejsca
są w wielu Polskich miastach.
To, co jest nad Jeziorem Krzywym, robi wrażenie nawet
wśród zagranicznych gości.
Co do imprez, to jak zwykle nie masz, Jacku, orientacji. Zawody w siatkówce plażowej, FIVB Beach Volleyball
World Tour, Olsztyn Water
Show, Olsztyn Green Festival
mogą być przykładem aktywności placówki. To są nie tylko
sportowe imprezy.
Lubimy często narzekać
bez powodu. Pamiętasz, ile
było krzyku z powodu tramwajów? A spróbuj teraz do
niego wsiąść. Każdy chce jeździć tramwajem, jakby nie było już autobusów. Cóż, pojawiła się nowa atrakcja. Podobno
w weekendy przyjeżdżają ludzie spoza Olsztyna, żeby
się przejechać. Całymi rodzinami. Do zmian komunikacyjnych też się powoli przyzwyczajamy. Są oczywiście
zagorzali przeciwnicy. Zamiast krzyczeć, niech zaproponują jakieś racjonalne rozwiązanie. Tu masz, Jacku, pole
do popisu.
A na razie cieszmy się
z tego, co już się udało zrobić,
i miejmy nadzieję na to, co powtarzamy każdego roku przy
składaniu noworocznych życzeń: że ten nowy rok będzie
lepszy od starego.
Andrzej Zb. Brzozowski
nasze osiedle
Jaroty
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
5
– osiedle z własną starówką
To nie tylko największe pod względem liczby mieszkańców osiedle Olsztyna i trzecie pod względem zagęszczenia (prawie 25 tys. mieszkańców, czyli 8,5 tys./km2). To także najstarsza część
współczesnego miasta, bo nazwa pochodzi od starszej od Olsztyna pruskiej wsi Jaroty (niem. Jomendorf), wchłoniętej przez miasto w latach 70. XX wieku.
Wieś, leżącą przy tzw.
trakcie biskupim, założono
w 1342 r., czyli 11 lat wcześniej od Olsztyna! Dlatego
jest to jedno z nowych osiedli
z własną „starówką”, czyli kilkudziesięcioma domami,
w większości jednopiętrowymi (ulice: Jarocka, Zakole,
Okólna, Pieczewska, Dolna,
Podgórna) i budowlami zabytkowymi.
Polska szkoła
Na tej starówce, przy ul.
Jarockiej 47, znajduje się XIX-wieczny budynek, w którym
za niemieckich czasów mieściła się jedna z 15 polskich szkół
na Warmii. Należał on do patriotycznej rodziny Barczewskich, bo jednym z założycieli
szkoły był Jakub Barczewski,
stryj urodzonego we wsi znanego działacza narodowego
ks. Walentego Barczewskiego
(drugim inicjatorem był Józef
Malewski, którego imię nosi
SP nr 34 przy ul. Herdera).
Katolicką szkołę polską
w Jarotach otwarto 12 września 1930 r. Początkowo mieściła się w domu Jakuba Wieczorka, potem przeniesiono
ją do budynku Jakuba Barczewskiego. Uczęszczało do
niej przeciętnie dziesięcioro dzieci. Pierwszym kierownikiem został Lucjan Latosiński z Wielkopolski. Następnie
szkołą kierował od 1932 r.
Konrad Sikora. Prowadził kapelę ludową i bibliotekę, wraz
z żoną Febronią występował
w chórze im. Feliksa Nowowiejskiego. W 1935 r. założył
drużynę harcerską, odpierał
wielokrotne ataki na szkołę. Niestety w sierpniu 1939 r.
szkołę zniszczyła młodzież
niemiecka. Nauczyciela aresztowano i osadzono z innymi Polakami w obozie koncentracyjnym w Hohenbruch,
a szkołę zamknięto 31 sierpnia 1939 r. W czerwcu 1957 r.
na domku odsłonięto tablicę
upamiętniającą szkołę i pierwszych nauczycieli.
Niestety ten skromny
dwuspadowy domek mylony
jest z czerwonym budynkiem
szkoły niemieckiej – m.in.
w wielu gazetach, także olsztyńskich!; w Wikipedii i na
turystycznej stronie internetowej Visit.Olsztyn! – przy
skrzyżowaniu Jarockiej z Wilczyńskiego (Jarocka 65). Nikt
tego nie sprostuje?
Obelisk pamięci Wojciecha Kętrzyńskiego przy ul. Jarockiej
XIX-wieczne
pamiątki
Jaroty mają swój
udział w powstaniu
styczniowym.
We wrześniu 1863 r.
aresztowano
tam
Wojciecha Kętrzyńskiego, który dostarczał broń powstańcom.
Przypomina
o tym obelisk ustawiony w 1988 r. przy
ul. Jarockiej, po przeciwnej stronie kościoła Bogarodzicy Dziewicy Matki Kościoła.
W 1861 r. Jaroty zamieszkiwało 411
katolików i tylko 3
ewangelików; aż 396
osób posługiwało się
językiem
polskim.
W plebiscycie 1920 roku za Prusami oddano jednak
384 głosy, za Polską – tylko 78.
W czasie II wojny światowej
miejscowi korzystali z pracy
przymusowych robotników,
Polaków i Francuzów. Nic
dziwnego, że mieszkańcy Jarot
srogo ucierpieli od czerwonoarmistów. Wielu zostało wysiedlonych w latach 1945-1947
do Niemiec lub na zsyłkę do
ZSRR, ale do dziś w Jarotach
mieszka kilka rodzin rdzennych Warmiaków – zarówno
Polaków, jak i Niemców.
Autentycznym zabytkiem
jest kaplica pw. Matki Bożej Szkaplerznej z 1883 r. Poświęcono ją w 1885 r., a pierwszą mszę odprawił 23 stycznia
1889 r. ks. Walenty Barczewski. Przypomnijmy, były to
Tablica pamiątkowa przypomina o trudnej przeszłości
czasy kulturkampfu, czyli walki niemieckich władz
z kościołem katolickim i polskością! W latach 80. XX wieku kaplicę obudowano współczesnym kościołem.
Drugą starą enklawą młodego osiedla jest teren tzw.
Skarbówki (lub Poszmanówki, od nazwiska zarządcy),
położony przy granicy z Pieczewem i lasem. Był to państwowy majątek ziemski
utworzony przez Niemców na
dawnych gruntach miejskich.
Są tam ulice: Bajkowa, Kubusia Puchatka, Bolka i Lolka,
a także część Witosa.
Największa
sypialnia Olsztyna
Nowe osiedle rozpostarło
się w latach 80. i 90. XX wie-
ku między ulicami Sikorskiego (od lasku przy Realu) i Jarocką/Płoskiego a Ignacego
Krasickiego (od V LO) oraz
nieużytkami poniżej Nagórek a granicą miasta z lasem.
Przez jego centrum przebiega handlowa ul. biskupa Wilczyńskiego. Stoją tu ciasno
głównie wielopiętrowe bloki, stanowiące największą sypialnię Olsztyna, która ciągle
się powiększa. Ponieważ ten
rozrost komplikował administrowanie takim molochem,
w 2007 r. wydzielono z niego
zachodnią część, tworząc osiedle Generałów.
Poza wysokimi domami mieszkalnymi i licznymi
sklepami wielkopowierzchniowymi (chyba najwięcej
w Olsztynie), współczesne Ja-
roty niczym szczególnym się nie wyróżniają.
Chyba
tylko brakiem szkół
(jest 5 podstawówek, jedno gimnazjum i liceum,
ale głównie we
wschodniej i północnej części). Jest
też kilka oczek wodnych z rybami, służących wędkarzom
– największe przy
ul. Wilczyńskiego.
A co łączy obecne osiedle
z byłą wsią? Osadnictwo, nie
tylko dzieci pierwszego powojennego pokolenia olsztynian. Zarówno w średniowieczu, jak i teraz osiadają tu
ludzie pochodzący głównie ze
wsi i małych miasteczek. Jednak wieś Jaroty całkiem nie
zniknęła – istnieje po sąsiedzku przy granicy, w gminie Stawiguda, na terenach jej dawnej kolonii i upodabnia się do
miasta.
Święto ul. Wilczyńskiego
Jeden z ciekawszych pomysłów na integrację mieszkańców
nowych
osiedli
w Olsztynie wymyśliła Rada Osiedla Jaroty w 2010 r.
to Święto ul. Wilczyńskiego.
Od 6 lat odbywa się w czerwcu, a w tym roku stało się
częścią Olsztyńskiego Lata
Artystycznego.
Święto cechuje spory rozmach, bo odbywa się wielka, kolorowa parada z udziałem mieszkańców, uczniów
szkół podstawowych nr 30,
32 i 34 oraz kilku przedszkoli z opiekunami i rodzicami,
firm i licznych zespołów artystycznych nie tylko z Olsztyna. Biorą w niej udział także cheerleaderki, kominiarze,
amazonki, młodzieżowa grupa SIM PCK, różne pojazdy: od starodawnych bryczek
i wózów konnych po limuzyny, quady i radiowozy policyjne. Korowód rusza zazwyczaj
sprzed Centrum H&B – po nabożeństwie w jednym z dwu
kościołów położonych przy tej
ulicy – i zmierza na boisko SP
nr 34. Tam odbywa się kilkugodzinny festyn: loteria fantowa, różne konkursy, pokazy
artystyczne, wystawy kolekcjonerów i hobbystów. Jest też
słodki poczęstunek i grochówka z wojskowego kociołka.
Jerzy Pantak
6
ludzie
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
Jeżeli ktoś krzywdzi zwierzęta,
to jest w stanie skrzywdzić ludzi
Każdy z nas w większym lub mniejszym stopniu styka się ze znęcaniem nad zwierzętami. O złych stronach człowieczeństwa, a także o pomocy, jaką niosą tym słabszym istotom ludzie świadomi, rozmawiamy z Julitą Zadworną ze Stowarzyszenia Miasto Dobre dla Zwierząt.
Zwierzęta otaczają mnie
od zawsze. Przepełnia mnie
miłość do zwierząt. W moim
rodzinnym domu zawsze był
kot, u dziadków zawsze był
pies. Zwierzęta mają w sobie
ogromne ciepło i radość, bez
nich nie ma życia. Od małego zbierałam z ulicy bezdomne zwierzaki: psy, chore koty, ptaki. Kiedyś nawet udało
się uratować bociana. Pewnego dnia zobaczyłam zdjęcie na Facebooku, apel o pomoc dla psa, wiedziałam od
pierwszego wejrzenia, że
muszę mu pomóc. Wspólnie
z mężem postanowiliśmy go
adoptować. Biszkopt był bardzo chory. Niestety, pomimo
starań wielu ludzi, Biszkopcik
po 27 dniach od zamieszkania w naszym domu odszedł
za „Tęczowy Most”. Biszkopt
zmienił wiele w naszym życiu i dzięki niemu uratowaliśmy sporo innych psich i kocich istnień. Minęły trzy lata,
a Biszkopcik cały czas nad nami czuwa, mimo że nie ma go
już z nami tak długo. Pies anioł,
cudowna istota, dzięki której wiele innych zwierzaków
ma dzisiaj nowy, lepszy świat.
Mówią, że ratując jednego
psa, nie zmienisz całego świata, ale jego świat – owszem...
W przypadku Biszkopta było
trochę inaczej. Zmieniliśmy jego świat, a on w podziękowaniu zmienił świat nasz i wielu
innych psich i kocich kolegów.
– Jak doszło do powstania
stowarzyszenia? Skąd ten
ko. Bezpieczeństwo, dach nad
głową, wszystko co mu potrzebne do życia. To najokrutniejsze z ludzkich działań.
pomysł i dlaczego akurat
Dobre Miasto?
Idea stowarzyszenia powstała po dwóch latach od
rozpoczęcia działalności nieformalnej grupy działającej na rzecz zwierząt w Dobrym Mieście. Były to osoby,
które opiekowały się psami w tzw. „Przechowalni”.
Właśnie dzięki adopcji Biszkopta poznałam najwspanialszych ludzi na świecie
– zainteresowałam się ich działaniami, dołączyłam do grupy,
a potem wspólnie postanowiliśmy sformalizować grupę
i założyć Stowarzyszenie Miasto Dobre dla Zwierząt. Dobre
Miasto dlatego, że większość
członków Stowarzyszenia jest
z tamtych okolic, natomiast
działalność Stowarzyszenia
szybko rozrosła się poza Dobre Miasto. Staramy się pomagać wszędzie tam, gdzie potrzebna jest pomoc.
– W zakładce „Nasze działania” można przeczytać,
że stowarzyszenie niesie
pomoc zwierzętom będącym czyjąś własnością,
lecz traktowanym w sposób niehumanitarny. Jakim problemom musicie
stawić czoło?
Uważam, że wszyscy
stykamy się z problemem
znęcania nad zwierzętami
w mniejszym lub większym
stopniu. Media na okrągło
opisują przypadki torturowania zwierząt oraz pokazują,
do czego człowiek jest zdolny. Niejednokrotnie zdarzyło nam się podejmować interwencję w sprawie psów
– Czy traktowanie zwierząt
jak rzeczy jest powszechne? Jak Pani uważa, z czego to może wynikać?
Niestety traktowanie zwierząt jak rzeczy jest powszechne, choć świat się zmienia.
Czasem odnoszę wrażenie, że
jest to jakaś chęć władzy nad
czymś lub kimś, że ktoś chce
sprawować nad czymś kontrolę. Często słabi ludzie tak
właśnie postępują. Zwierzę
ufa człowiekowi bezgranicznie. Dla mnie zwierzę to członek mojej rodziny i nie umiałabym go źle traktować.
– Czy ludzie, którzy źle
traktują zwierzęta, są po
prostu źli czy nieświadomi
swoich działań?
fot. Orest Kantor
– Jest Pani prezesem Stowarzyszenia Miasto Dobre
dla Zwierząt. Skąd to zainteresowanie zwierzakami?
Julita Zadworna podczas Festiwalu Babafest 2015
czy kotów. Zaczynając od
najpopularniejszego łańcucha, kończąc na wiele bardziej dramatycznych sytuacjach. Trafił do nas np. kot
powieszony na drzewie, drugi kot wiszący na drzewie na
wnyku. Było kilka przypadków pobitych zwierząt lub
zagłodzonych niemalże na
śmierć. Największym problemem jest porzucanie małych
kociąt. Często są to maluszki, mające kilka tygodni, potrzebujące jeszcze matki, a już
wyrzucone w kartonie do rowu. Problem nie dotyczy tylko maluchów, ponieważ duże
domowe koty są także narażone na porzucenie. Dorosły
kot, który całe życie mieszkał w domu z człowiekiem,
nie jest w stanie poradzić sobie z bezdomnością. Najtrudniejsze są przypadki, kiedy
umiera jedyny opiekun zwierzęcia i nagle okazuje się, że
kot czy pies jest niechcianym
spadkiem. Często zwierzak
ląduje na ulicy, tracąc wszyst-
Moim zdaniem są po prostu źli. Przecież każdy człowiek widzi cierpienie, widzi,
jak kogoś boli. Zranione zwierzę też okazuje ból. Sądzę, że
jeśli ktoś jest w stanie skrzywdzić zwierzęta, tak samo może
skrzywdzić człowieka.
– Odnoszę wrażenie, że
z roku na rok świadomość
ludzi względem zwierząt
się poprawia. Działają takie organizacje jak m.in.
Otwarte Klatki. Czy ma Pani wrażenie, że wszystko
idzie ku lepszemu, czy może w jakimś obszarze można poprawić działania?
Faktycznie odnoszę wrażenie, że sytuacja zwierząt
idzie ku lepszemu. Jest wiele organizacji, które pomagają zwierzętom. Niestety wciąż
jest za mała świadomość i nadal zbyt mało ludzi angażuje się w pomoc. Widzę jednak
światełko w tunelu. Nawet
i wśród moich znajomych ludzie, którzy kiedyś nie zwróciliby uwagi na potrąconego
kota, dzisiaj dzwonią i pytają, co mają zrobić. Gdy słyszymy o tym, jakich zbrodni dokonują ludzie, to jest to przez
dużą część społeczeństwa potępiane i może kiedyś przyjdzie taki dzień, że nie będzie
ani jednego zgłoszenia o potrzebującym zwierzaku. Marzę o tym, ale wiem, że przed
nami bardzo długa droga. Do
tego niezbędna jest edukacja,
już od dziecka. Najważniejsze, żeby reagować. Widząc
cierpiące, potrzebujące pomocy zwierzę, musimy pamiętać, że ono samo się nie obroni, nie uratuje, nie pójdzie do
lekarza. Należy rozglądać się
dookoła, szukać pomocy, jeśli
jest taka potrzeba. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Trzeba tylko być człowiekiem, być
odpowiedzialnym i mądrym
człowiekiem. „Jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswoiliśmy” – jak słusznie zauważył „Mały Książę”.
Rozmawiał
Cezary Kapłon
Cały wywiad można
przeczytać na naszej stronie
internetowej
www.zycieolsztyna.pl
ślady przeszłości
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
7
Jak Pawełek historię
Olsztyna poznaje
Jako zapalony cyklista ostatnie ciepłe dni grudnia wykorzystałem na wycieczki rowerem. Ze strachem i ciekawością przejechałem się nową drogą rowerową koło więzienia, czyli po ulicy
Piłsudskiego. Dokładnie! Po ulicy, bo właśnie na niej ścieżka jest wytyczona, kosztem jednego byłego pasa ruchu. Miałem na tej bicyklowej arterii nawet małą przygodę. Jest tam mnóstwo
przejść dla pieszych i jako kierujący pojazdem także muszę ustępować pierwszeństwa przechodniom. Przykładnie, widząc pieszego, zatrzymałem się, a kolarz jadący za mną niestety nie
zdążył i walnął we mnie. Żeby złapać równowagę, musiał wejść na jezdnię, gdzie na szczęście tylko oparł się o samochód. Brr! Chyba już nie skorzystam z tej drogi. Jest to odcinek niebezpieczny, szczególnie dla rowerzystów, a przy okazji fajna zabawa dla pieszych. Wystarczy, że będą oni wolno przechodzili po pasach, a kolejka samochodów zablokuje wszystkie pobliskie
skrzyżowania. Myślę, że to taki noworoczny prezent od drogowców dla mieszkańców Olsztyna.
To taka mała dygresja,
a wracając do innych moich
wycieczek, to w drugi dzień
świąt jechałem ulicą Mariańską. Trochę wiało i w pewnym
momencie w szprychy mojego
roweru wpadła jakaś kartka.
Okazało się, że to zdjęcie dużego budynku, podobnego do
pałacu. Zaraz poznałem, że to
ten sam gmach, który stoi na
górce naprzeciwko miejskiego
szpitala. To kolejny w Olsztynie dom, o historii którego nic
nie wiem, więc natychmiast
skontaktowałem się z miłośnikiem Olsztyna Jackiem
Panasem, naszym redakcyjnym kolegą. Przedstawiłem
mu sprawę i nim skończyłem,
usłyszałem:
– Oj! Pawełku, ty mnie zamęczysz.
Wyczułem, że Jacek był
w dobrym humorze, bo zaraz dodał. – Materiał będziesz
miał do końca starego roku, bo
mam trochę czasu.
Rzeczywiście jeszcze przed
sylwestrem krótka historia tego domu była w mojej internetowej skrzynce. Oto ona:
„W swojej opowieści cofnę
się do roku 1353, czyli do chwili, kiedy aktem lokacyjnym na
prawie chełmińskim zasadźca
Jan z Łajs założył miasto Olsztyn. Była to mała mieścina,
w której początkowo mieszkało kilkunastu kupców, kilku rzemieślników, trochę bogatych chłopów. Przeważnie
pierwsi mieszczanie rekrutowali się spośród osadników
z Polski. Kiedy miasto zaczęło funkcjonować, pomyślano
również o chorych, a szczególnie dotkniętych przez zarazy. Bramy grodu były dla
nich zamknięte i dlatego zaraz za murami miejskimi, tuż
nad Łyną (obecnie patrząc w
okolicach ulicy Asnyka) postawiono pierwszy w historii
miasta dom zarazy, spełniający jednocześnie funkcję przytułku i szpitala. Obok wybudowano kaplicę św. Ducha,
którą później podniesiono
do rangi kościoła. Gdy mury
miejskie przesunięto na brzeg
rzeki, dom opieki z kaplicą
znalazły się w mieście.
Przytułek był kilkakrotnie odbudowywany po pożarach. Z czasem nowe miejsce
dla szpitala i przytułku wyty-
czono za Łyną na parceli przy
obecnym zbiegu ulicy Warszawskiej i Grunwaldzkiej,
tuż koło istniejącego tam chyba już od 1404 roku szpitala
św. Jerzego. Ten zespół opiekuńczo-leczniczy istniał do
1871 roku. Potem pensjonariuszy przeniesiono do nowo wybudowanego szpitala przy ulicy Mariańskiej, czyli obecnego
szpitala miejskiego.
W tamtych czasach chorzy
czy ubodzy mogli korzystać
z przytułku za darmo, ale żywić się musieli we własnym
zakresie. Pomoc medyczna była bardzo mizerna, a za
specjalistyczną niestety trzeba było płacić. Miejski szpital
powoli zmieniał się w placówkę typowo leczniczą i ubodzy,
bezdomni czy obłożnie chorzy
przeniesieni zostali do wybudowanego w 1913 roku naprzeciwko szpitala domu pomocy, gdzie otrzymali lokum
oraz medyczną pomoc. W placówce znajdowały się oddziały opiekuńczy, hospicjum,
oddział pensjonariuszy opłacających swój pobyt i bardzo
dobrze wyposażony na tamte
czasy oddział położniczy. Do
placówki należały ogród, sad,
pomieszczenia gospodarcze,
stajnie i magazyny. Były również prosektorium, pralnia,
pomieszczenia dezynfekcyjne
oraz kostnica. W pobliżu był
cmentarz, zlikwidowany dopiero w 1961 roku. Placówka zakończyła działalność tuż
przed wkroczeniem „wyzwolicieli” w styczniu 1945 roku.
Część pensjonariuszy uciekła, ale spora grupa dotarła
do dworca kolejowego, gdzie
schowała się w schronie. Tam
niestety spotkała ich śmierć
z rąk czerwonoarmistów.
Budynek nie został zniszczony. Początkowo służył radzieckiemu wojsku jako koszary, a potem stacjonowali
w nim polscy żołnierze.
W 1946 roku obiekt przekazano Diecezji Warmińskiej.
Utworzyła ona w nim Niższe Seminarium Duchowne,
a na parterze miała swoją siedzibę kuria biskupia. W 1949
roku, w dawnym domu opieki utworzono Wyższe Seminarium Duchowne. Uczelnia funkcjonowała w nim do
1962 roku, kiedy przeniesiono ją do pomieszczeń w kamienicy przy placu Bema, zajmowanych przez Państwową
Szkołę Pielęgniarstwa. Ta natomiast przeprowadziła się
tam, gdzie było przedtem se-
minarium, czyli na ulicę Mariańską. Budynek przeszedł
pod władanie szkolnictwa
medycznego. Przez jakiś czas
było tam 4-letnie Liceum Pie-
lęgniarstwa, potem 5-letnie.
Uczniowie odbywali praktyki w pobliskim szpitalu.
W 1972 roku powstał Zespół
Szkół Medycznych, który po
dwóch latach przeniósł się do
wybudowanego obok nowego budynku. W dawnym pozostał tylko internat i tak jest
do dziś, tylko szkoła ponownie zmieniła nazwę i teraz jest
to Szkoła Policealna im prof.
Zbigniewa Religi. W pięknym
gmachu dawnego domu pomocy, poza internatem, zlokalizowane są jeszcze stołówka
oraz biblioteka. Na parterze
ulokowano
departamenty
zdrowia i turystyki urzędu
marszałkowskiego.
To wszystko, co wiem na
temat budynku widocznego na zdjęciu, które wkręciło
Ci się w szprychy koła roweru. Życzę Tobie oraz Czytelnikom wszystkiego najlepszego
w Nowym Roku, a sobie, aby
do naszej redakcji przysyłano różne, ciekawe fotografie
starego Olsztyna, abym mógł
o każdej napisać coś ciekawego”.
Mail od Jacka Panasa przygotował do druku Pawełek
8
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
żYJMY sZCZUPŁO
Nowy rok, nowe podejście
Noworoczne postanowienia są zwykle dosyć radykalne. Pragniemy odmienić swój styl życia. Stać się kimś, kim zawsze chcieliśmy być. Przeżyć metamorfozę. Tak większość z nas wyobraża
sobie pracę nad sobą. Jako wielką przemianę z kaczątka w łabędzia. Czy wiesz, że większość tego typu planów spala na panewce? Znacznie łatwiej osiągniesz swój cel, jeśli nauczysz się
dążyć do niego... kroczkami.
Noworoczne postanowienia dotyczące odchudzania
– jak je dobrze znamy. Badacze już dawno wzięli pod lupę to, jak zachowuje się człowiek, kiedy coś postanowi.
Najpierw wyobraża sobie,
jak wspaniale będzie się czuł,
osiągając swój cel. Widzi oczami wyobraźni nowego siebie
i czuje podekscytowanie. Zaczyna entuzjastycznie planować: będę jeść zdrowiej, powstrzymam się od słodkiego
i tłustego, zacznę trenować...
Potem nastaje szara rzeczywistość. Nieborak trzyma się
planu. Aż do momentu, w którym staje się coś, co wybija go
z obranego kierunku. Teściowa miała urodziny. W pracy zorganizowano przyjęcie.
Albo po prostu wieczór był
smutny i trzeba go było osłodzić. W efekcie żołądek został
wypełniony po brzegi, a postanowienie wylądowało w lamusie. Raz, drugi, trzeci nasz
bohater popuścił cugli, więc
doszedł do wniosku, że już nie
ma po co się odchudzać. Zniechęcony kilkoma potknięciami zdecydował, że „zacznie
od nowa innym razem”.
To słynny schemat błędnego koła postanowień. Nie
wychodzi nam idealnie to, co
sobie założyliśmy, więc porzucamy cały plan. Co można było zrobić lepiej, by wytrwać w postanowieniu? Po
pierwsze, nie dać się zniechęcić. Raz, drugi i trzeci kompletnie odstąpiliśmy od realizacji naszego postanowienia?
To nic. Rok ma 365 dni, więc
te kilka wpadek to ledwie ułamek całości. Po drugie, może
cel był zbyt radykalny? Może
lepiej skupić się na jednej lub
dwóch bardzo prostych zmia-
nach i dopiero gdy opanujemy
je do perfekcji, zacznijmy dorzucać sobie do pieca?
Pomyśl zatem o jednym
nawyku, który możesz zmienić, by schudnąć. Skuteczną
metodą bywa niejedzenie kolacji. Zaplanuj sobie, że ostatni posiłek zjesz nie później niż
o godz. 17. Trudne to czy łatwe zadanie? Jeśli trudne, to
znaczy, że do tej pory zdarzało ci się jadać wieczorami i ta
zmiana autentycznie pomoże
ci schudnąć. Wprowadź ją do
swojego życia. Choćby się waliło i paliło, jedz tylko późny
obiad, a kolację zostaw wrogowi. Naukowcy odkryli, że
potrzeba 21 dni wypełnia-
nia swojego postanowienia,
by stało się ono dla nas łatwe.
A zatem nim się obejrzysz,
niejedzenie wieczorem stanie
się dla ciebie naturalne.
Gdy już to opanujesz, postanów sobie, że pewne produkty wykluczysz z diety. Na
przykład słodycze. I po prostu
ich nie jedz. Brzmi mało realistycznie? Tu też naukowcy
podsuwają pewną wskazówkę, jak pomóc sobie osiągnąć
taki cel. Gdy ktoś poczęstuje cię czymś słodkim, odpowiedz: „nie, dziękuję, nie jem
słodyczy”. Twój rozmówca
z pewnością okaże zaskoczenie i zapyta: „jak to, w ogóle”? Odpowiesz wtedy: „tak,
w ogóle. Po prostu nie jem
słodyczy”. Siła wypowiedzianych na głos słów jest silnie perswazyjna dla twojego umysłu. Jeśli powiesz, że
nie jesz słodyczy i w tym samym momencie faktycznie
ich odmówisz, to mózg uzna
to za stan oczywisty. Z biegiem czasu łatwiej ci będzie
o słodyczach nie myśleć, bo
sam w to uwierzysz, że one są
nie dla ciebie.
Niejedzenie kolacji i słodyczy to milowy krok w stronę szczuplejszej sylwetki. Nadaje sens każdemu innemu
wysiłkowi, jaki teraz podejmiesz, by przyspieszyć proces odchudzania. Zauważ, że
REKLAMA
te dwie mądre decyzje – wykluczenia jednego nawyku
i jednej kategorii produktów
– są stosunkowo mało wywrotowym planem. To nie jest
postanowienie w stylu: „będę codziennie biegać”. I całe
szczęście, bo łatwiej wytrwać
w prostym postanowieniu niż
w takim, które wymaga czasu,
zdrowia czy dobrej pogody. Na
początku, gdy dopiero uczymy
się zmieniać swój styl życia na
zdrowszy, unikajmy brania na
siebie zbyt dużego wysiłku. Zacznijmy od postanowień możliwych do realizacji. Takie drobne kroczki zaprowadzą nas
dalej niż susy, których i tak nie
mielibyśmy siły wykonywać.
Jest kilka sztuczek na to,
jak oszukać swój mózg, by było nam nieco łatwiej wytrwać
w postanowieniu. Niektóre
z tych rad są uznane przez
ekspertów od motywacji i samodyscypliny, inne – nie.
Jedną z najbardziej kontrowersyjnych sztuczek jest jednodniowa dyspensa od swoich postanowień. Polega ona
na tym, że wybranego dnia
tygodnia, na przykład w niedzielę, raz możemy najeść
się do nieprzyzwoitości. Czego tylko dusza zapragnie: słodyczy, tłustego, słonego. To
metoda kulturystów przygotowujących się do zawodów
prężenia muskułów. Na co
dzień muszą ściśle trzymać się
diety tak drakońskiej, że niemal nie do wytrzymania dla
zwykłego śmiertelnika. Jedzą
ściśle określoną ilość biała,
węglowodanów i tłuszczów,
przestrzegając narzuconych
norm z aptekarską dokładnością. Żeby nie zwariować, raz
w tygodniu mogą najeść się do
woli, czego tylko pragną. Ten
jeden posiłek, ta chwila euforii jest dla nich paliwem na kolejny tydzień katorżniczej walki o swoje marzenie. Jeśli więc
wyrzeczenie się pewnej grupy
produktów, np. słodyczy czy
tłustego jedzenia, jest dla ciebie tak trudnym wyzwaniem,
może ten sposób okaże się dla
ciebie pomocny? A może odkryjesz, że gdy upragniona
niedziela wreszcie nadchodzi,
to wcale nie masz ochoty ulec
pokusie?
Aleksandra Ruda
zdrowie
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
9
Szybkie wykrycie to
długie życie
Mentalność Polek zmienia się na lepsze. Jeszcze nie tak dawno dominowała postawa: „lepiej się nie badać, bo zaraz coś się znajdzie”. Efektem było wykrywanie nowotworów zbyt późno.
Obecnie polskie kobiety wiedzą, że mogą uratować zdrowie, jeśli tylko podążą za zasadą: „Badam się regularnie, bo żyję odpowiedzialnie”.
Regularne badanie się jest
tak ważne, gdyż dwa bardzo
częste nowotwory u kobiet
– rak piersi i rak szyjki macicy
– są wyleczalne, jeśli tylko zostaną wykryte odpowiednio
wcześnie. Co ciekawe, niektóre objawy mogą być spostrzeżone przed lustrem przez
każdą z nas. Nie bójmy się samodzielnie badać własnego
ciała. Nie unikajmy też rutynowych wizyt u ginekologa.
Rak szyjki macicy
Ten nowotwór stanowi ponad połowę wszystkich nowotworów ginekologicznych, na
jakie zapadają kobiety. Choroba może rozwinąć się w każdym wieku, ale ryzyko wzrasta
po przekroczeniu przez kobietę 30. roku życia, zaś najwięcej
chorych jest w wieku 47-59 lat.
W naszym kraju umieralność
na raka szyjki macicy to jeden
z głównych problemów onkologicznych. A w innych krajach
europejskich nastąpił ogromny
spadek ofiar tego raka, głównie dzięki badaniom przesiewowym. W Polsce mamy „Populacyjny program wczesnego
wykrywania raka szyjki macicy”, w ramach którego wykonuje się bezpłatne badanie
cytologiczne.
Cytologię przeprowadza
ginekolog. To jakże ważne badanie jest darmowe, a mimo
to dopomina się jego wykonania tylko co czwarta pacjentka. Gdyby wszystkie Polki
co dwa lata korzystały z tego świadczenia, to wykrywalność nowotworu szyjki macicy byłaby znacznie wyższa.
Wiele kobiet zostałoby uratowanych i wyleczonych, tak jak
ma to miejsce na Zachodzie.
Badanie cytologiczne polega na pobraniu wymazu
z szyjki macicy. Jest bezbolesne i można je połączyć z rutynową wizytą u ginekologa.
Najlepszym
momentem do wykonania cytologii są
pierwsze dni po
miesiączce, jeśli nadal miesiączkujesz.
Następnie wymaz jest wysyłany do laboratorium, w
którym ekspert
patomorfolog
ocenia go pod
mikroskopem.
Celem jest wykluczenie obecności
komórek nowotworowych,
dysplastyki czy nieprawidłowego
rozmiaru komórek szyjki
macicy. Wyniki badania trafiają znów w ręce naszego
ginekologa. Byłoby dobrze,
gdyby za zgodą pacjentek na
bieżąco sprawdzał otrzymywane informacje. Wówczas
kobiety miałyby jeszcze więcej czasu na podjęcie leczenia,
gdyby badanie wykryło nieprawidłowości.
Obserwować stan szyjki
macicy można też na własną
rękę, w domu. Co prawda, to
tylko profilaktyka. Jednak kobieta, która dobrze zna swoje
ciało, szybciej się zorientuje,
gdy zacznie dziać się coś nie-
brać się do ginekologa, który
rozpozna przyczynę i przepisze odpowiednie leki.
Długo nieleczone infekcje
mogą przyczyniać się do rozwoju raka szyjki macicy. Nie
wolno więc lekceważyć stanu flory bakteryjnej naszych
miejsc intymnych. Jednym
z najniebezpieczniejszych
drobnoustrojów, odpowiadających za stany
zapalne szyjki macicy, jest wirus brodawczaka ludzkiego HPV.
To tak zwany wirus
onkogenny, a więc
wpływający na powstanie nowotworu.
Rak piersi
pokojącego.
Warto
więc
poznać wygląd swojego śluzu. Jeśli jeszcze miesiączkujesz, wygląd wydzieliny może się zmieniać w zależności
od dnia cyklu. Co do zasady,
kobiecy śluz powinien być
przezroczysty lub lekko białawy. Jeśli zwykle taki jest, a nagle zaczyna być inny, to może
wróżyć infekcje. Brązowy lub
żółtawy śluz może wskazywać na stany zapalne. Brzyd-
ki zapach również
powinien
zaniepokoić. Zapach słodkawy i śluz grudkowaty, twarożkowy wskazują zwykle na
grzybiczą infekcję pochwy.
Krwiste upławy to już powód
do szybkiej reakcji.
Nie ma się czego wstydzić.
Po prostu pH pochwy niektórych kobiet jest takie, że łatwo
o nabawienie się infekcji grzybiczej lub bakteryjnej, nawet
jeśli bardzo starannie dbamy
o higienę intymną. Warto wy-
Czy wiesz, że twój
ginekolog powinien
badać twoje piersi co
najmniej raz na dwa lata? W praktyce zdarzają się lekarze, którzy tego
obowiązku nie wypełnili ani
razu. Upominajmy się o darmowe badanie palpacyjne. Polega ono na tym, że doktor bada opuszkami palców, lekko
uciskając pierś od strony sutków okrężnie aż do zewnątrz
piersi. W ten sposób specjalista
ocenia, czy nie są wyczuwalne
jakieś zgrubienia pod palcami.
Takie badanie każda kobieta powinna wykonywać
również w domu raz w miesiącu. Pamiętajmy, by badać
nie tylko pierś, zadzierając
jedną z rąk za głowę, a drugą kładąc na piersi. Równie
istotne jest kontrolowanie dołów pachowych. Pomasujmy
je chwilę, uciskając, by upewnić się, że pod pachami także
nie znajdziemy żadnych zgrubień, stwardnień ani poważnych zmian skórnych. Węzły
chłonne bowiem bywają atakowane pierwszymi przerzutami raka piersi. Jeśli natkniemy się pod pachą na coś, co
nas zaniepokoi, to zgłośmy tę
obawę ginekologowi.
Pacjentki będące między 50.
a 69. rokiem życia mają co dwa
lata darmową mammografię.
To najważniejsze do wykrycia raka piersi badanie jest dla
tej grupy refundowane przez
NFZ. Pozostaje zadać pytanie, dlaczego kobiety w innym
wieku nie mają tego świadczenia za darmo. Przecież wczesne wykrywanie raka piersi
i tak byłoby dużo tańsze – choćby było prowadzone na masową skalę – niż leczenie wykrytych zbyt późno przypadków.
Niestety, kobietom młodszym
niż 50-letnie oraz seniorkom
nie przysługuje pomoc państwa w tym zakresie. Pozostaje zdać się na okazjonalne badania, na przykład podczas
przyjazdu mammobusu. W takim specjalnym autobusie medycznym wykonamy bezpłatnie badanie mammograficzne
bez skierowania od lekarza.
Badanie mammograficzne polega na prześwietleniu
piersi. Jest bardzo skuteczne,
bo umożliwia wykrycie nawet bardzo małych guzków.
Jest też bezbolesne i krótkie.
Ratuje życie. Gdy tylko mamy
okazję, korzystajmy.
ar
10
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
uroda
Rozszerzone naczynka odbierają urok nawet najbardziej eleganckiej kobiecie. Gdy zimą wchodzimy z mrozu do rozgrzanego pomieszczenia, delikatne naczynia krwionośne przechodzą
sprawdzian. U większość ludzi wytrzymują nawet duże wahania temperatur. Niestety u niektórych z nas naczynka kapitulują, pokrywając twarz czerwonymi śladami. Czy można jakoś temu
zaradzić?
Twarz wystawiona na próbę
Wróciliśmy do domu już
dobre kilkanaście minut temu, a twarz nadal pozostaje
zaczerwieniona? Ledwie wypiliśmy niewielką ilość alkoholu, a już mamy na policzkach rumieńce? Miewamy
kłopoty z pękającymi naczynkami na twarzy oraz
z pajączkami na nogach? Jeśli
tak, to musimy zadbać o siebie, aby proces nie postępował. Wystarczy odpowiednia pielęgnacja skóry, dobre
odżywianie i rezygnacja
z kilku niezdrowych nawyków, aby pękające naczynka
przestały być utrapieniem.
Dlaczego ja?
Kłopot z cerą naczynkową
zwykle mają kobiety o skórze
cienkiej, wrażliwej i płytko
unaczynionej. Prowodyrem
jest estrogen – kobiecy hormon zmniejszający napięcie
ścian żylnych. Słabe naczynko
bywa kruche, mało elastyczne. Gdy więc musi intensywnie pracować, nie daje rady
i rozszerza się. Efektem jest
siateczka widocznych (poszerzonych) naczyń krwionośnych na twarzy.
Skłonność do powstawania prześwitujących przez skórę czerwonych mikronitek jest
niestety w dużej mierze dziedziczna. Po prostu – jedne kobiety mają cerę odporną na takie problemy, inne – bardzo
podatną. Nie obwiniajmy jednak tylko hormonów i genów.
Same mamy ogromny wpływ
na to, jak wyglądamy. Nasz
styl życia oraz pielęgnacja twarzy są kluczem do zachowania
urody mimo niesprzyjających
warunków.
Zmieniamy tryb życia
Palisz papierosy? Pijesz
mocną kawę lub alkohol? Lubisz się wygrzewać na słoneczku? Bierzesz gorącą kąpiel? Myjesz twarz zwykłym
mydłem lub płynami na bazie alkoholu? Jeśli tak, to warto
przestać. Te czynności osłabiają kondycję wrażliwych naczynek krwionośnych twarzy.
Zmieniamy kosmetyki
Unikajmy więc długiego siedzenia w zbyt ciepłej
wodzie. Parzmy sobie słabszą kawę. A przede wszystkim odłóżmy trochę grosza
na kosmetyki do pielęgnacji
skóry naczynkowej. Nie muszą to być drogie kosmetyki
z apteki. Ulgę mogą przynieść
już tanie preparaty do cery
naczyniowej, które kupimy
w pobliskiej drogerii. Dobrze
aby miały w składzie wyciąg
z kasztanowca, który likwiduje rumień. Cenne w składzie
są również arnika, miłorząb
japoński i rutyna wzmacniające ścianki naczyń.
Pamiętajmy, że wysoka
cena lub rozpoznawalna marka nie świadczą o jakości produktu. O tym, czy kosmetyk
jest dobry, czy beznadziejny, decyduje wyłącznie jego
skład. Pytajmy więc o kosmetyki ze wspomnianymi naturalnymi składnikami, pamię-
tając, że dobry krem można
kupić nawet za kilka złotych!
Im jego skład wypisany na
etykiecie jest krótszy, tym lepiej, bo dzięki temu może być
mniej naszpikowany chemicznymi wypełniaczami.
Mając problem z cerą naczynkową, chrońmy skórę
przed silnym wiatrem, dużymi wahaniami temperatur
i dużą wilgotnością. Zimą prostym trikiem jest choćby zamiana kremu nawilżającego
na półtłusty lub tłusty. Krem
nawilżający – jak sama nazwa
wskazuje – zwilża, dostarcza
skórze wody od zewnątrz. Taki nośnik podczas mrozów
doprowadza chłód i wilgoć
wprost do wrażliwych naczynek. Zaoszczędźmy męki naszym kruchym naczynkom.
Zamiast kremu nawilżającego
użyjmy więc jego tłustszego
odpowiednika. Krem półtłusty i tłusty zawierają zwykle
oleje i woski, dzięki którym
skóra zyskuje coś na wzór
warstwy ochronnej. Posmarowana nim twarz mniej paruje,
dzięki czemu pozostaje nawilżona bez dostarczania jej nawilżenia od zewnątrz. Właśnie o to chodzi.
Wiemy już, czym się smarować. A czego unikać jak
ognia? Przy cerze naczynko-
wej rezygnujemy z kosmetyków zawierających substancje
niewskazane dla cery wrażliwej, czyli kwasów AHA
czy alkoholu. Nie stosujemy
więc jakże popularnych toników oczyszczających na bazie alkoholu. Nie jest też dobrym pomysłem wszelkie
szorowanie twarzy – na przykład złuszczanie naskórka
peelingiem.
Zmieniamy odżywianie
Jedząc produkty zawierające witaminę K, poprawimy krzepliwość krwi. Dużo
tej cennej witaminy znajdziemy w warzywach zielonych,
m.in. brokułach, sałacie, szpinaku, brukselce czy kapuście włoskiej. Jego bogactwem
są też niektóre oleje: rzepakowy, sojowy oraz oliwa
z oliwek. Naczynia krwionośne
wzmacnia
także witamina E. Jest zawarta
w orzechach, szczególnie włoskich. Nie kupujmy rozłupanych orzechów, ale takie,
w których dopiero trzeba pozbyć się pancerzyka. Szacuje się, że są nawet od połowę
zdrowsze (pełniejsze witamin
i minerałów) od ich odpowiedników z gotowych mieszanek.
Orzechy ziemne i migdały również mają sporo witaminy E, zwanej skądinąd
witaminą urody. Naczynia
krwionośne pomaga chronić także witamina C. Sporo jej w soku z malin, którego dodajemy zimową porą do
ciepłej herbatki, jak i w owocach dzikiej róży, żurawinie,
czarnych porzeczkach, pomidorach czy papryce. Działanie witaminy C potęguje rutyna zawarta w cebuli, marchwi
i ziemniakach.
Ciekawostką jest, że przy
skłonności do rozszerzających się naczynek warto unikać ostrych przypraw, szczególnie jeśli doprawiamy nimi
gorące dania. Nawet poczciwa
ostra musztarda czy chrzan,
dodane do ciepłych potraw,
mogą…
przyprawić
nas
o rumieniec.
Aleksandra Ruda
Spełnij marzenie o mieszkaniu
Spółdzielnia Mieszkaniowa ,,Kormoran” w Olsztynie buduje mieszkania na nowym osiedlu w Dywitach, nazwanym ,,Osiedlem Kormoran”. Oferta Spółdzielni
jest powrotem do formuły budowy mieszkań o statusie spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu i szansą dla tych osób, którym marzy się własne mieszkanie, a które nie mają zdolności kredytowej i nie mogą zaciągnąć kredytu hipotecznego.
Warunkiem
uzyskania spółdzielczego
lokatorskiego prawa
do lokalu mieszkalnego jest wniesienie
w trakcie realizacji budowy 30% planowanego kosztu budowy
mieszkania (w dwóch
ratach) i zobowiązanie
się do spłaty w okresie 25-letnim kredytu zaciągniętego przez
Spółdzielnię na pokrycie 70% kosztów budowy tego lokalu. Po
spłacie kredytu (istnieje możliwość wcześniejszej spłaty kredytu
niż okres, na jaki kredyt został zaciągnięty przez Spół-
dzielnię) zostanie dokonane
przeniesienie lokalu w odrębną własność wraz z za-
łożeniem Księgi Wieczystej
i wpisem o własności lokalu
na rzecz Kupującego.
Spółdzielnia rozpoczęła
realizację
pierwszego z sześć
czterokondygnacyjnych budynków nowego ,,Osiedla Kormoran” we wschodniej
części Dywit, w pobliżu Jeziora Dywickiego. Docelowo będzie to piękne i ciche
osiedle (170 mieszkań
o powierzchni od 34
do 62 m2). W najbliższym otoczeniu realizowanego osiedla
znajdują się łąki, jezioro, las i zabudowa
jednorodzinna; w pobliżu: szkoła, przedszkole,
sklepy, kościół.
Centralna część osiedla
została zagospodarowana
na przestrzeń rekreacyjną.
Nie tylko jest to plac zabaw
dla dzieci, ale również tereny rekreacyjne dla osób
dorosłych
uwzględniające ścieżki rowerowe, ciągi
piesze i miejsca wypoczynkowe z ławeczkami wśród
zieleni osiedlowej. Miesz-
kańcy osiedla będą mieli do
dyspozycji 255 miejsc parkingowych usytuowanych,
podobnie jak ruch samochodowy, na zewnątrz osiedla.
Planowana cena mieszkań w realizowanym budynku to koszt 3800zł/m2.
Budynek zostanie oddany do użytku w I kwartale
2017r.
Spółdzielnia Mieszkaniowa „KORMORAN”
w Olsztynie zaprasza wszystkich Zainteresowanych
do siedziby Spółdzielni,
adres 10-693 Olsztyn ul. Okulickiego 5.
Dodatkowe informacje:
tel. 89/ 541-80-00 lub
e-mail [email protected]
www.smkormoran.olsztyn.pl
zdrowie
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
11
Czy to jest zdrowe?
W duchu są z siebie dumni, ale czy robią przysługę swojemu zdrowiu? Ludzie kąpiący się zimą wchodzą do lodowatej wody. Serce otrzymuje potężne uderzenie. Krew odpływa z kończyn,
a niosące ją naczynia gwałtownie się kurczą. Rozkurczają się chwilę później pod ciepłym sweterkiem. Czuje się ogarniającą przyjemność. To było ekstremalne. Czy zdrowe? Morsy tak
twierdzą. Co na to lekarz?
S
pacerując nad jeziorem od
czasu do
czasu, widzi się rozentuzjazmowanych ludzi
w różnym wieku.
Siedzą w przeręblu i wyglądają na
szczęśliwych, a liczni obserwatorzy robią im zdjęcia i strzepują
sobie
ciarki
z pleców. Brr, jak można zimą wejść do jeziora? Jaka to niby przyjemność? Na to pytanie
jest pewna odpowiedź.
– Morsy podczas
pobytu w lodowatej
wodzie poddają się
krótkotrwałemu oddziaływaniu temperatury drastycznie niskiej dla organizmu.
Jedną z reakcji obronnych mózgu może być gwałtowne
wytworzenie
substancji, która odpowiada za podwyższenie progu pobudliwości bólowej,
a zarazem za… dobre samopoczucie. Tak było z alpinistami wracającymi ostatkiem sił z górskiej wyprawy.
Przy niedotlenieniu mózgu
i skrajnym zmęczeniu u alpinistów wydzielały się hormony
poprawiające samopoczucie
i znieczulające ból, endorfiny.
Dzięki temu mieli energię, by
ocalić życie.
Dla ciała czy ducha?
Na poczciwych morsach
jeszcze nie robiono w Polsce podobnych badań. Pozostaje nam analogia do alpinistów i dawanie wiary samym
praktykującym. Pan Janusz
jest morsem od kilku lat. Czego szukają w zimnej wodzie? Ulgi po urazach kości
i stawów, pomocy w reumatyzmie. Wzmocnienia odporności na infekcje. Lepszego
metabolizmu i ukrwienia organizmu. Dla niektórych taka kąpiel jest formą dbania
o sylwetkę. Sądzi się bowiem,
że spędzenie 3 minut w wodzie o temperaturze 3 stopni
Celsjusza pochłania z organi-
zmu energię równą biegowi
na 1500 metrów sprintem.
Jest też aspekt psychologiczny, niektórzy ludzie stają się morsami, bo szukają
wyzwań. Na co dzień żyjemy sterylnie, mamy wszystko wyczyszczone, siedzimy
przy komputerku w kapciach.
Jesteśmy osaczeni wygodą.
Sprostanie takiemu lekko ekstremalnemu wyzwaniu daje
satysfakcję, nabiera się wiary
we własne siły i pewności siebie, co czasami przekłada się
nawet na życie osobiste
Wśród morsów są osoby młode i w średnim wieku, pracownicy biur, studenci, a nawet ludzie w dojrzałym
wieku. Wpierw wspólnie się
rozgrzewają, by przygotować serce na wysiłek. Wchodzą do przerębla bezpiecznie,
po drabinkach, unikając moczenia dłoni i głowy. Okrzyki
„hurra!” i roześmiane buzie to
znak rozpoznawczy wprawionych miłośników lodowych
kąpieli. Początkujący morsują w skupieniu, wyciszają się,
z obawą oczekują pierwszych
reakcji swojego ciała. Wiedzą,
że zanurzenie w tak zimnej
wodzie będzie szokiem dla
organizmu.
Wówczas to następuje
gwałtowne obkurczenie się wszystkich naczyń
krwionośnych.
Organizm
broni tak swojej temperatury. Natomiast po wyjściu z lodowatej wody naczynia krwionośne, wraz
z napływem ciepła, stopniowo się rozszerzają. Trwa to
stosunkowo długo i jest zdrowe. Dobre ukrwienie wspomaga wydalanie metabolitów
oraz ułatwia transport tlenu,
glukozy i substancji odżywczych do narządów, skóry i
mięśni .
Po zanurzeniu się w zimnej wodzie następuje przyspieszona akcja serca, dlatego przeciwwskazaniem do
morsowania są choroby układu krążenia. Serce, płuca i
nerki muszą być zdrowe, żeby łagodnie zniosły wysiłek. Przestrzega się przed zimowymi kąpielami osoby
z chorobami metabolicznymi (np. nieuregulowaną cukrzycą), jak również
poważnymi chorobami infekcyjnymi. Jeśli ma się re-
alne podstawy do obaw,
a chciałoby się zacząć przygodę z morsami, to warto
indywidualnie się poradzić
lekarza.
Jak tego
spróbować?
Morsowanie poleca się
osobom prowadzącym siedzący tryb życia, a pragnącym
poprawić wydolność sercowo--naczyniową, wzmocnić
odporność na infekcje i zahartować się. W Olsztynie można spróbować pod okiem doświadczonych morsów. Nie
kąpmy się na własną rękę. Lepiej zacząć z ludźmi, którzy
mają przygotowanie (drabinki, prawidłowo wykrojony
przerębel) i doświadczenie, a
temperatura powietrza spadła
nie więcej niż kilka stopni poniżej zera.
Nad przerębel trzeba zabrać strój kąpielowy lub kąpielówki, czapkę, rękawiczki oraz buty, by nie stać boso
na lodzie. Nie zanurzamy
rąk i głowy, nie wskakujemy
do wody, nie pijemy przed
kąpielą gorących napojów
ani alkoholu, nie naciera-
my się kremami. Po wyjściu
z wody natychmiast nakładamy sweterek, potem resztę ubrań.
Gdy temperatura
powietrza jest bliska
zeru, morsy zwykle
przebywają w wodzie
do 5 minut. Jak jest bardzo zimno, na przykład
-20, to nawet doświadczeni wchodzą na
3 minuty. Mors siedzi
w wodzie tyle, ile chce
tego organizm. Czujemy dyskomfort, to wychodzimy, nawet jeśli
kąpiel trwała tylko kilkanaście sekund.
Chcąc zostać morsem, nie musimy się
wcześniej
przygotowywać.
Wymagane jest tylko przeciętnie dobre zdrowie.
Osoby kąpiące się zimą świadczą własnym
przykładem, że ich pasja jest zdrowa. Lekarze jednak na te rewelacje wydają się patrzeć
z dystansem. O skutkach
zdrowotnych
morsowania zgodził
się wypowiedzieć do
tego artykułu jeden lekarz na
jedenastu poproszonych.
ar
12
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
rozmaitości
Anita Daliga
Na wszystko
mam czas
Dziesiąte posunięcie i usłyszałem: szach-mat! Partia trwała 15 minut, ale przegrałem nie
z byle kim, a długoletnią mistrzynią województwa warmińskiego-mazurskiego młodzików,
obecnie juniorów Anitą Daligą. Graliśmy w Gimnazjum nr 23, w którym w drugiej klasie uczy
się olsztyńska mistrzyni.
– No i przegrałem!
Grał pan znakomicie, ale
widać mało jest treningów.
Ja nad szachownicą i fachowymi książkami spędzam
średnio około dwóch godzin
dziennie. Żeby mieć wyniki,
trzeba grać, analizować, rozgrywać, a przede wszystkim
uczyć się różnych kombinacji
szachowych i na ich podstawie obmyślać swoje. Obecnie
w mojej grupie wiekowej, nie
chcę się chwalić, ale prawie
z wszystkimi wygrywam.
– A z seniorami udaje Ci
się zwyciężyć?
Owszem, ale nie za często. Brakuje mi doświadczenia, a je zdobywa się ciężką
pracą. Jestem młoda, wszystko przede mną. Na razie najważniejsza jest nauka w szkole, potem normalne życie
nastolatek, no i szachy. Proszę
się nie martwić. Na wszystko
mam czas! Gry nauczył mnie
tato, chyba 8 lat temu. Najpierw przestał grać ze mną
mój brat, bo wygrywałam, potem tato. Teraz gram i rozwiązuję różne szachowe zadania
z moim trenerem Mirosławem Słowińskim. Pyta pan,
czy wygrywam. Czasami tak,
ale jak trenujemy jakąś trudną kombinację, to na razie jestem bez szans, bo po prostu
za mało wiem. Przecież szachowych wariantów rozgrywek jest niezliczona ilość, a ja
mam dopiero 15 lat.
– Trochę sukcesów jednak już masz.
Owszem. Zajęłam trzecie
miejsce w mistrzostwach Polski juniorów, a także wzięłam
udział w mistrzostwach świata
juniorów w RPA. Były to moje pierwsze zagraniczne zawody. Trema ogromna. Poziom
zawodników bardzo wysoki,
ale znalazłam się w pierwszej
czterdziestce. W mistrzostwach
Europy było lepiej. Byłam
w pierwszej trzydziestce. Mam
nadzieję, że przyszły rok będzie
jeszcze lepszy, marzy mi się
mistrzostwo Polski juniorów,
a w zawodach międzynarodowych chciałabym dostać się co
najmniej do pierwszej dziesiątki. Chęci mam. Trenuję dużo.
Największy problem to brak
funduszy na wyjazdy. Szachy
są sportem mało popularnym.
O sponsorów trudno, a na stypendium sportowe jako juniorka nie mam co liczyć. Na szczęście część kosztów wyjazdów
na mistrzostwa świata i Europy wzięli na siebie sponsorzy
DBK Olsztyn, Piekarnia Tyrolska i Dachland, no i oczywiście
rodzina. Gdyby nie oni, międzynarodowe zawody mogłabym obejrzeć tylko w internecie
Z Anitą Daligą, trzecią
najlepszą juniorką w Polsce
w szachach, rozmawiał
Jacek Panas
BARAN 21.03 – 20.04
W nadchodzącym roku
idź śmiało do przodu. Przed
Tobą nowe wyzwania, nowe
możliwości. Sukces murowany. Będziesz go zawdzięczał
tylko swojemu uporowi i konsekwencji. Ale nie przesadzaj!
BYK 21.04 – 20.05
Jeśli stwierdzisz, że ktoś
zamierza Cię wyprzedzić, to
nie podejmuj na razie rzuconej Ci rękawicy. Nie jesteś Zbyszko z Bogdańca. Nie
komplikuj spraw. Zastanów
się, co naprawdę jest Twoim
atutem. Niekoniecznie topór.
LEW 23.07 – 23.08
Jeśli masz w domu mrówki faraona, to nie znaczy to
wcale, że jesteś potomkiem
egipskich królów i mieszkasz
w piramidzie. Postaraj się, aby
zaakceptowały Twoją obecność. Możesz zrobić to samo.
Żyjcie sobie w przyjaźni.
STRZELEC 23.11 – 21.12
W nowym roku musisz
coś zmienić w swoim życiu.
Dosyć monotonii. Poproś żonę, żeby zrobiła na kolację to,
co najbardziej lubisz. Butelka
dobrego wina i świece doskonale poprawią Wam nastrój,
no a potem... sam wiesz....
PANNA 24.08 – 23.09
Coś dla tych, którzy są
w związkach, bez względu na
wiek. Narzeczeni spod tego znaku znajdą szczęśliwe zakończenie swojej miłości i pobiorą się.
Ci po ślubie szczęśliwie zakończą małżeństwo... rozwodem.
KOZIOROŻEC 22.12 – 20.01
Napisz list do przełożonego w sprawie podwyżki.
Oczywiście Twojego wynagrodzenia. Opisz w nim swoje zaangażowanie w wykonywaną pracę, punktualność,
kreatywność, a także lojalność
wobec firmy. Może uwierzy.
BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06
Jeżeli czujesz się samotny,
to ta informacja jest dla Ciebie.
Twoja samotność nie potrwa
zbyt długo. Wyznania, które
wkrótce usłyszysz, potraktuj
poważnie. Wszystko, co powiesz, może być użyte potem
przeciwko Tobie.
WAGA 24.09 – 23.10
Niespodziewany,
wieczorny telefon zdecydowanie poprawi Twój humor. Nie
mów o tym żonie, bo jak zwykle jeszcze zacznie coś podejrzewać. Sprawdź jednak, czy
ona czasem też nie dostała jakiegoś telefonu.
RAK 22.06 – 22.07
Wszystko zależy od tego,
czy potrafisz patrzeć na życie z optymizmem. Albo obrazisz się, że świat nie zwraca na
Ciebie uwagi, albo spróbujesz
dotrzymać mu kroku. Liczą
się pomysły. Niektóre z nich
możesz opatentować.
SKORPION 24.10 – 22.11
Dobry czas na bliskie spotkania. Najlepiej trzeciego
stopnia. Nie opowiadaj jednak
za dużo, nie wiesz przecież, na
kogo trafisz. To może być prowokacja. Po wszystkim złóż
odpowiedni meldunek. Już Ty
najlepiej wiesz, gdzie.
WODNIK 21.01– 19.02
Płacąc rachunek w restauracji, zwróć uwagę na jego wysokość. Może być pomyłka. Na
twoją korzyść. Zachowaj kamienną twarz. Daj upust swojej radości dopiero w domu.
Nie ciesz się, jeżeli jesteś właścicielem tej restauracji.
RYBY 20.02 – 20.03
Drzwi do sukcesu stoją teraz
przed Tobą otworem. Nie bój się
stanąć do rywalizacji. Zaufaj magii telewizji. To się zawsze każdemu sprawdza. Pamiętaj! Im głupszy teleturniej, tym ma większą
oglądalność. Powodzenia!
Redakcja zastrzega sobie prawo do unieważnienia horoskopu, bez podania przyczyn!
Kino
AZB
zaprasza
KULTURA DOSTĘPNA
Projekt Kultura Dostępna
umożliwia szerokiej publiczności dostęp do nowych i docenianych polskich filmów.
W 2016 roku, w nowej edycji
projektu Widzowie zobaczą
m.in. najnowsze produkcje
nagradzane na ostatnim Festiwalu Filmowym w Gdyni.
Projekcje zaczną się już 7
stycznia, kiedy to będzie moż-
na zobaczyć film „Karbala”.
Do końca kwietnia zapraszamy na przejmujące „Obce niebo”, sensacyjne „11 minut”,
kryminalnego „Czerwonego
pająka”, przełamującego konwencje „Demona”. Nie zabraknie komedii – w repertuarze na
2016 rok znaleźli się „Król życia” i „Excentrycy czyli po słonecznej stronie ulicy”. Seanse
odbywają
się
w każdy czwartek o godzinie
18:00 w kinie Helios. Projekt
jest częścią programu Kultura Dostępna realizowanego
przez Ministerstwo Kultury
i Dziedzictwa Narodowego,
którego operatorem jest Narodowe Centrum Kultury.
Aby dostać jeden z ośmiu biletów na dowolny film 2d grany od poniedziałku do czwartku,
należy wysłać SMS z uzasadnieniem, dlaczego właśnie do Ciebie ma trafić bilet, pod numer
7148 o treści „zycie1. treść uzasadnienia” Koszt SMS-a to 1,23 zł z VAT.
dom
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
13
Czy lubimy bloki z wielkiej płyty?
Blok z wielkiej płyty. W latach 70. cel co drugiego młodego małżeństwa. A dziś? Czy te masowe gniazdka PRL-u jeszcze wzbudzają naszą sympatię? A może wolelibyśmy mieszkać pod
ogonem diabła niż w takim budownictwie?
Jak to jest żyć w bloku
z wielkiej płyty, wiedzą najlepiej mieszkańcy Pojezierza,
Kormoranu, Nagórek, Podgrodzia, Pieczewa, a także
części Jarot. Naprawdę spory
kawałek Olsztyna! I pomyśleć,
że miały to być domy na 50-60 lat. W takim układzie niebawem powinny się sypać.
Na szczęście tak się nie stanie. Według badań zleconych
przez Ministerstwo Transportu i Budownictwa bloki z wielkiej płyty są w zaskakująco
dobrym stanie. Według ekspertów przetrwają jeszcze co
najmniej 120-150 lat.
a nam odpowiadają? Jak zatem widać, dylemat między blokiem z wielkiej płyty a nowym budownictwem
nie sprowadza się jedynie do
technologii budowy bloku.
I jak tu ubić
złoty interes?
Z życia lokatora
Malowanie ścian tak, by
pod sufitem został równy,
biały pasek, jest typowym trikiem lokatorów wielkiej płyty.
Gościom się wyjaśnia, że ten
zabieg ma optycznie powiększyć pomieszczenie. Bzdura!
To sposób na… odwrócenie
uwagi od krzywizny ścian, sufitów! Tak, mieszkańcy peerelowskich bloków wprawili się
w tuszowaniu niedoskonałości swoich czterech kątów.
– Uszczelniałam okna watą higieniczną i taśmą klejącą, żeby nie siedzieć w przeciągach – wspomina Kamila
Żukowska, była studentka,
która wynajmowała mieszkanie w wielkopłytowcu na Pieczewie. – Bałam się korzystać
z niektórych gniazdek, bo były przestarzałe. Do tego w moim pokoju ciągle w jednym
miejscu tworzył się grzyb, podejrzewam, że rynna z dachu
była nieszczelna i doprowadzała wilgoć – dodaje niedawna mieszkanka bloku z lat 80.
Druga młodość
wielkiej płyty?
Jeszcze kilka lat temu głosów takich, jak pani Kamili,
było mnóstwo. Narzekaliśmy
na brzydotę posocjalistycznych bloków, na to, że tak wiele się w nich psuje. Z biegiem
czasu tendencja zaczęła się odwracać. Jak zauważa Wojciech
Zarębski, pośrednik w obrocie nieruchomościami, pamiątka po byłym ustroju dziś
już nie kojarzy się ludziom
negatywnie.
– Obecna sympatia kupców do budownictwa wiel-
Bloki z wielkiej płyty osiedla Kormoran
kopłytowego w dużej mierze
jest zasługą intensywnych
prac
termomodernizacyjnych, jakie od lat są prowadzone przez spółdzielnie
mieszkaniowe, w zasobach
których pozostaje największy odsetek tego typu budynków – twierdzi Wojciech Zarębski. – Coraz trudniej jest,
zwłaszcza ludziom młodym,
a także przyjezdnym, odróżnić wielką płytę od zabudowy młodszej, tzw. nowej
technologii. Starsze i średnie
pokolenie oczywiście pamięta jeszcze wyjątkową szpetotę peerelowskiej zabudowy.
Jednak obraz szarych, betonowych osiedli z każdym rokiem coraz bardziej odchodzi do historii – zaznacza
ekspert.
Czy więc możemy się
spodziewać drugiej młodości
wielkiej płyty? Posocjalistyczne bloki mają swoje zalety.
Są atrakcyjnie zlokalizowane, często w centralnej części
miasta z dobrze rozwiniętą
komunikacją miejską. Lokatorzy tych bloków nie obawiają się drastycznych zmian
w otoczeniu, czyli tego, co
nierzadko spędza sen z powiek mieszkańcom nowo budowanych osiedli. Jak pod-
kreśla pośrednik Wojciech
Zarębski, mieszkania w wielkiej płycie można kupić
w atrakcyjnej cenie, co kusi
nabywców. Przyjrzyjmy się
tumu argumentowi.
Wielka płyta kontra mieszkanie od dewelopera
Za dwupokojowe mieszkanie w bloku z wielkiej płyty
sprzedający chcą w Olsztynie
średnio bagatela 4,3 tysiąca
złotych za metr kwadratowy.
Zwykle natomiast sprzedają w cenie około magicznych
4 tysięcy za metr, jeszcze taniej
przy większym metrażu. Takie mieszkanie ma przyzwoity standard. Nie ma w nim
już śladu po stolarce, elektryce czy rurach sprzed dwudziestego pierwszego wieku, bo
zostały wymienione. Może nie
są już nowe, ale są sprawne.
Czy zatem opłaca się dać
155 tysięcy złotych za odnowione 39-metrowe mieszkanie 2-pokojowe przy ulicy Pana Tadeusza w bloku z 1979
roku? Pomyślmy.
W średniej cenie 4,6 tys./m2
kupimy od dewelopera nowiutkie mieszkanie, którego
będziemy pierwszym użytkownikiem. Za 180 tysięcy złotych nabędziemy więc
2-pokojowe nowe mieszkanie o pow. 39 metrów, młodsze o 30-50 lat od wielkopłytowca. Zbudowane w nowej
technologii. Tańsze w eksploatacji nawet o połowę! Będzie
też długo stosunkowo drogie,
co jest dobrą wiadomością, jeśli mamy zamiar je po kilku latach sprzedać.
A zatem: to stare z Pana Tadeusza jest za 155 tysięcy złotych, to nowe za 180 tysięcy złotych. Różnica wynosi
tylko 25 tysięcy złotych.
Kłopot w tym, że takie
nowe mieszkanie odbieramy
w stanie deweloperskim. To
oznacza, że sporo będzie nas
kosztowało jego wykończenie.
By z pustego pudełka od zapałek stworzyć dom, potrzeba
nam około 1,3 tys. zł na 1 m2.
To oznacza, że w 39-metrowe
mieszkanie trzeba będzie włożyć około 50 tysięcy złotych.
Wygląda więc na to, że
ostateczna cena nowego
mieszkania jest wyższa od ceny wielkopłytowca nie o 25 tysięcy złotych, a o… 75 tysięcy.
To już zmienia postać rzeczy.
Pamiętajmy jednak, że choć
mieszkanie przy Pana Tadeusza jest odnowione, to nie
oznacza, że już nic nas nie będzie kosztowało. W końcu też
trzeba do niego kupić meble,
może jednak coś wyremontować pod siebie.
Spora różnica 75 tysięcy
złotych między obiema opcjami więc topnieje. Ile będzie
wynosiła ostatecznie, zależy
od tego, co właściwie dostajemy w cenie mieszkania przy
Pana Tadeusza. Dotychczasowi właściciele raczej nie zerwą
paneli i parapetów, ale czy zostawią meble na wymiar, które stoją w kuchni i pokojach,
Podsumujmy. Mieszkanie
w bloku z wielkiej płyty kosztowało 155 tysięcy złotych,
odpowiednik takiego mieszkania w bloku od dewelopera
po wykończeniu jest za 230 tysięcy złotych. Zwróćmy uwagę na ostatnią kwestię.
Za niewiele ponad 230
tysięcy złotych kupimy już
przyzwoite, duże mieszkanie 3-pokojowe z późnych lat
80. lub 90. w sypialni Olsztyna. Nie jest to wielka płyta,
a nowsza technologia, jednak mieszkanie jest używane.
To też opcja do przemyślenia.
Z kolei tu wadą bywa wysoki
czynsz.
I jak tu nie osiwieć w tych
wyliczeniach? Nic dziwnego,
że zakup lub sprzedaż mieszkania bywa jednym z najbardziej stresujących wydarzeń
w życiu człowieka. Można
się tylko uśmiechnąć, że kiedyś nie mieliśmy dylematów.
Człowiek czekał na mieszkanie w bloku z wielkiej płyty
i nie wybrzydzał. W końcu je
dostał, pełne usterek i fuszerek, ale co tam! Ważne, że własne. Większości z nas poczciwie służy do dziś.
red
14
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
porady
Polisa
na
życie
Paragrafem
w termiczny mostek
Zimą dymi się z każdego komina. A ogrzewanie kosztuje. Od kilku lat obowiązują nowe przepisy budowlane, które
zwiększyły wymagania dotyczące minimalizowania strat ciepła
w budynkach. Zgodnie z zaleceniami wszelkie łączniki i elementy budowlane, belki w ścianach i na dachach, a nawet płyty
balkonowe powinny być nie tylko zdolne do przenoszenia odpowiednich obciążeń, ale jednocześnie winny charakteryzować
się dobrą izolacyjnością cieplną. Obowiązujące wymagania, dotyczące obniżenia strat ciepła wymuszają stosowanie w budownictwie energooszczędnych rozwiązań technicznych.
Miejsca, przez które ciepło ucieka z domu, mogą nawet o 20
procent podnosić zapotrzebowanie na energię i doprowadzić
do zwiększenia kosztów ogrzewania budynku. Należy zatem
już na etapie projektowania i wykonawstwa wyeliminować takie zagrożenia, nazwane przez fachowców „termicznymi mostkami”. One prowadzą bowiem nie tylko do strat ciepła, ale też
zawilgocenia ścian czy powstawania pleśni.
Takie ubytki ciepła można częściowo wyeliminować. W jaki sposób? Poprzez ocieplenie budynku z zewnątrz, odpowiednie montowanie drzwi i okien, izolację ścian piwnicy, ocieplenie
stropów i dachów oraz likwidację spękań i dużych rys na elewacji. Można także rozważyć zbicie niepotrzebnych gzymsów
oraz likwidację tradycyjnych balkonów poprzez zastąpienie ich
konstrukcjami samonośnymi. To są fachowe określenia, zrozumiałe przez specjalistów. Ale...
To wszystko łatwe jest do wykonania w budynkach powstających, obecnie wznoszonych oraz w miarę nowych obiektach.
O wiele trudniej zrealizować takie mądre zmiany w budowlach leciwych, uznanych za zabytkowe. Wiedzą coś na ten temat właściciele takich domów lub członkowie wspólnot, które
bardzo często zawiązały się – jak to się fachowo mówi – w „starej substancji mieszkaniowej”. Często bez podpowiedzi architektów i prawników sprawa jest nie do ruszenia. Dla naszego
wspólnego dobra próbować wypada!
Zmiany w prawie
upadłościowym
Od 1 stycznia 2016 r. zmieniło się prawo upadłościowe firm.
Przedsiębiorca, którego firma zmierza nieubłaganie ku bankructwu, nie musi czekać na wyprzedanie całego jej majątku
przez syndyka. Aby zaspokoić wierzycieli, będzie można skorzystać z dwóch nowych instytucji: układu w upadłości oraz
przygotowanej likwidacji. To wszystko nie jest proste, a wręcz
skomplikowane. Jednak w ocenie znawców zagadnienia, nowe
prawo będzie działało znacznie lepiej niż dotychczasowe.
Dobrze jest taką sobie zapewnić. To przecież zabezpieczenie
dla siebie w razie wypadku lub
dla rodziny w przypadku naszej
śmierci. Uważa się, że aby zapewnić najbliższym prawdziwą
ochronę, polisa na życie powinna opiewać na sumę odpowiadającą co najmniej pięcioletnim
zarobkom
ubezpieczonego.
Tymczasem ponad połowa Polaków wybiera symboliczną kwotę
ubezpieczenia na życie, nieprzekraczającą 100 tysięcy złotych.
Niecałe 10 procent to polisy uprawniające do wypłaty pół miliona złotych odszkodowania.
Najczęściej wybierane są polisy gwarantujące bezpieczeństwo finansowe najbliższym jedynie w przypadku śmierci
ubezpieczonego. Natomiast niewielu zatrudnionych decyduje się zawrzeć umowę o ochronę na wypadek niezdolności do
pracy. Jeszcze mniej osób zainteresowanych jest ubezpieczeniami gwarantującymi dodatkowy kapitał na emeryturę. Z innego
punktu widzenia najbardziej kosztowna jest ochrona finansowa
w razie kalectwa, bo wiąże się z możliwością otrzymywania wypłat na utrzymanie i leczenie do końca życia.
Komu emerytura
pomostowa?
Wśród krewnych i znajomych wielu z nas ma osoby pracujące jako górnicy, kominiarze, piekarze, piloci, kierowcy autobusów i tirów, maszyniści, nastawniczy, kierownicy pociągu, dyżurni ruchu, manewrowi itp. Są to zawody
wymagające pracy w szczególnych warunkach i o szczególnym charakterze. Tacy pracownicy mają prawo wcześniej
zakończyć aktywność zawodową i skorzystać z emerytury
pomostowej. Jest to jednak obwarowane różnymi ograniczeniami. Między innymi taka praca musiała być wykonywana
w pełnym wymiarze godzin przez co najmniej 15 lat. Poza tym trzeba być osobą urodzoną po 31 grudnia 1948 roku i mieć ukończone 55 lat w przypadku kobiet oraz 60 lat
w przypadku mężczyzn. Liczy się też długość okresu składkowego. Świadczenie to pobiera się do momentu uzyskania
prawa do zwykłej emerytury. W tym czasie można dorobić na ogólnie przyjętych zasadach. Emerytura pomostowa
jest zawieszana, gdy osoba będąca na takim świadczeniu
ponownie podejmie pracę w szczególnych warunkach lub
o szczególnym charakterze.
M.R.
ślady przeszłości
“Nowe Życie Olsztyna” nr 25 (172) 2015
15
Szkoła – potęgi klucz
Ciężko wyobrazić sobie miasto bez szkoły. Włodarze miast zdawali sobie sprawę, że niemożliwy jest rozwój bez wykształconych obywateli, którzy mogli po skończonej nauce zasilić np. radę miejską.
W
czasach,
gdy
umiejętność
czytania i pisania były uważane za sztukę,
szkoły pozostawały w rękach
Kościoła. Duchowni należeli do najbardziej oświeconych
osób w każdej społeczności.
W Olsztynie od średniowiecza taka placówka znajdowała się przy kościele św. Jakuba, pomiędzy świątynią
a murami miejskimi. Pierwszy zapis parafialny jej dotyczący pochodzi z 1565 r. Budynek szkolny na parterze
mieścił pomieszczenia gospodarcze, wyżej klasę, na
najwyższym piętrze znajdowały się z kolei mieszkania
nauczycieli. Po wybudowaniu w tym samym miejscu
w 1796 r. nowej szkoły na parterze znalazły się dwie klasy.
W Olsztynie kształceniem
dzieci zajmował się rektor,
prowadzący
jednocześnie
szkołę oraz kantor, czyli organista. Na ich pensję składały
się szelągi otrzymane od parafii i rodziców uczniów. Mieli także możliwość zbierania
datków w niedzielę. Niekiedy
wspierano ich materialnie, np.
jęczmieniem browarnym czy
„wolnym stołem” na zamku
(śniadanie w niedziele i święta oraz kilka kromek chleba
w tygodniu).
Nauki czas
Szkoły
przykościelne
uczyły czytania, pisania, rachunków, pieśni kościelnych.
Podstawą było tzw. trivium.
W jego ramach nauczano gramatyki (posługiwania się łaciną), retoryki (układania mów)
i dialektyki (logiki). Bardziej zaawansowanym poziomem nauki było quadrivium, przygotowujące do
studiów na uniwersytecie. Na
tym poziomie zajmowano się
liczbami – w czystej postaci
(arytmetyką), w czasie (muzyką), przestrzeni (geometrią)
i
w ruchu (astronomią).
Szkoła w Olsztynie nauczała na poziomie trivium, gdzie
uczniowie byli podzieleni na
trzy klasy (elementari, donatistae, primari). Tym, co może budzić zdziwienie współczesnych uczniów, jest fakt,
że dawniej nauka zajmowała
cały tydzień.
Plan lekcji z 1609 r., zachowany w wizytacyjnych
aktach, zdradza, że nacisk
kładziono na naukę Ewangelii, łaciny, pieśni kościelnych
i prowadzenie dysput. Na
przestrzeni XVI-XVIII wieku liczba osób pobierających
naukę wynosiła od 60 do 111.
W gronie uczniów znajdowały się także dziewczęta
uczone przez kantora w jego
mieszkaniu. Jednak wyrażano pragnienie, by czyniła to
bliżej nieokreślona pobożna
niewiasta.
Żeby dziatwa
chciała się uczyć
Niezwykle cenione były
dyscyplina, posłuszeństwo
oraz pilność. Uczeń miał bać
się swego mistrza, szanować
go oraz wykonywać jego polecenia. Dzieci nieprzystoso-
wane były uważane za niegodne, za nienadające się do
zaszczytu pobierania nauki.
Rodzice, wysyłając dziecko
do szkoły, tracili ręce zdolne do pracy, musieli także
wyłożyć na nią pieniądze.
W związku z tym nieliczne
dzieci mogły cieszyć się radością z nauki (nie istniał jeszcze obowiązek szkolny). Poświęcenie ze strony rodziców
sprzyjało stosowaniu kar fizycznych, będących bardzo
długo czymś najzwyklejszym w świecie. Najpopularniejszym narzędziem karania
była dyscyplina wykonana
z połączonych rzemieni
lub rózga, najczęściej witka
z brzozy. Tą ostatnią można było przed użyciem dodatkowo zanurzyć w wodzie, by bardziej ciągnęła.
Ślady na rękach czy przedra-
mieniu były widoczne dla rodziców. Po przyjściu do domu niesforny uczeń dostawał
jeszcze poprawkę. Dlatego
uczniowie woleli wystawiać
mniej widoczne części ciała,
np. tyłek.
Jedną z chętniej stosowanych przez nauczycieli kar
było klęczenie w kącie na grochu z podniesionymi rękoma. Najbardziej dotkliwe dla
uczniów były kary, które raniły ich dumę. Gadulstwo było
karane zawieszeniem na szyi
łobuziaka czerwonego jęzora wyciętego z tektury. Dziecko szło do domu (często przez
wiele ulic, wieś, a nawet kilka wsi) z widocznym, dla każdej z napotkanych osób, piętnem. Hańbiącą karą był także
przymus ucałowania każdego z uczniów w rękę. Najmniej ingerującą w cielesność
ucznia karą była „ośla ławka”.
Przeznaczona dla szkolnych
osłów, które nie potrafiły dostosować się do reguł panujących w szkole.
Nauki ciąg dalszy
Najzdolniejsi, mający finansowe wsparcie uczniowie
trafiali do braniewskiego lub
reszelskiego gimnazjum, a potem na studia do Królewca,
Krakowa czy Lipska. Umożliwiały to m.in. stypendia fun-
dowane przez obywateli Olsztyna, którym powiodło się
w życiu. Byli to najczęściej duchowni, ludzie parający się
nauką. Jednym z nich był Łukasz Dawid – historyk, który
pragnął, by najzdolniejsi uczyli się w protestanckim Lipsku.
Przez długi czas mało kto,
z katolickiej Warmii, korzystał
z tej możliwości.
O wadze miasta świadczyła liczba i jakość szkół. Dla
zarządzających
Olsztynem
istotne było utworzenie gimnazjum, pozwalającemu absolwentom na naukę uniwersytecką. W połowie XIX w.
miasto starało się bezskutecznie odebrać gimnazjum Reszlowi. Męska szkoła średnia
powstała dopiero w 1877 r.,
a gimnazjum dziesięć lat później. Placówkę o klasycznym
profilu (dziś I Liceum Ogólnokształcące im. Adama Mickiewicza) zdobił, i zdobi, obraz „Ifigenia w Taurydze”
Heinricha Gaertnera. Nieco mniejszym prestiżem cieszyła się utworzona w 1895 r.
miejska szkoła realna. Średnia
szkoła dla dziewcząt powstała w 1873 r., od 1907 r. zwana imieniem Królowej Luizy.
Nauczycielką rysunku była
w niej malarka Frieda Strohmberg. Dobra kadra budowała
prestiż szkoły.
Sukces w nauce zależał od
wielu czynników. Naturalne
zdolności ucznia nie musiały być tym najważniejszym.
Istotna była postawa rodziców, a przede wszystkim ich
majętność. Na nauki wysyłano dzieci z bogatych rodzin
mieszczańskich. Średniozamożni i biedni mieszczanie,
jeśli mieli szczęście, zdobywali stypendium dla najzdolniejszych. Może warto o tym pamiętać, gdy następnym razem
będziemy narzekać na nasze
szkoły?
ir

Podobne dokumenty