pobierz magazyn wojskowy ARMIA - 49. Baza Lotnicza :: Aktualności

Transkrypt

pobierz magazyn wojskowy ARMIA - 49. Baza Lotnicza :: Aktualności
POLECAMY
Organizacje proobronne
w systemie bezpieczeństwa
10 czerwca 2015 roku Koło Naukowe Bezpieczeństwa „Justycjariusze” zorganizowało Ogólnopolską Konferencję Naukową „Miejsce
i rola organizacji proobronnych w systemie bezpieczeństwa”. Patronat honorowy nad wydarzeniem objęli Minister Obrony Narodowej
oraz Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
12
W NUMERZE:
Karolina Dłuska .................................................................................. 28
wywiady Pokaz AW149 w Polsce
Czerwiec to czas SELEKCJI .................................................... 6
21–22 maja, przez dwa dni, najpierw w Warszawie, a następnie
w Świdniku, można było oglądać egzemplarz śmigłowca AW149
w seryjnej konfiguracji. Śmigłowca odrzuconego przez MON na
rzecz H225M. Prezentację AW149 połączono z konferencjami
prasowymi, na których Prezes Zarządu i Dyrektor Zarządzający
PZL-Świdnik Krzysztof Krystowski odniósł się do publicznie rozpowszechnianych przez kierownictwo MON zarzutów wobec oferty
PZL-Świdnik i konstrukcji samego AW149.
Wojsko polskie
Rozpoczęcie szkolenia ........................................................ 10
Ministrowie obrony wśród„Zawiszaków” ................................. 10
Dowódca 15. Brygady skontrolował szkolenie
pododdziałów ................................................................... 11
Adam M. Maciejewski ................................................................. 46
Natarcie na Bucierzy .......................................................... 12
US Army wysłało do Europy śmigłowce
UH-60M
Natarcie z pokonaniem przeszkody wodnej ........................ 12
Około 3000 członków personelu wraz ze sprzętem (w tym ze śmigłowcami!) z 3rd Infantry Division bazującej na stałe w Fort Stewart
w Georgii przybyło do Europy, gdzie będą szkolić się wraz z wojskami krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Obecność wojsk
amerykańskich w Europie stanowi kolejną rotację sił USA w ramach
operacji Atlantic Resolve mającej na celu wsparcie sojusznicze krajów obawiających się narastającego zagrożenia ze strony Rosji. Tak
duża demonstracja siły i pokaz możliwości przerzucenia w krótkim
czasie dużych ilości sprzętu i ludzi wskazuje, że deklarowana przez
Amerykanów chęć wsparcia wschodnioeuropejskich krajów NATO
nie jest tylko czczą obietnicą.
pod polskim dowództwem ................................................. 13
Rozpoczęcie części ogniowej .............................................. 17
Joost van der Burgt, Marijn van der Burgt ............. 54
Borsuk wystartował .......................................................... 21
Międzynarodowa Puma-15 ............................................... 13
Puma-15 rozpoczęta .......................................................... 14
Ruszyła część główna ćwiczenia pk. Puma-15 ..................... 16
Dzień Dostojnych Gości ...................................................... 17
Święto Oddziału Specjalnego ŻW w Warszawie ................... 19
Borsuk-15 ......................................................................... 20
Borsuk-15 na finiszu .......................................................... 21
Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi
placówkami oświaty II Rzeczypospolitej
Gotowi do działania ........................................................... 22
komentarze
Projekty powołania do życia szkół kadeckich krystalizowały się jeszcze w toku walk o niepodległość kraju. Kwestią tą interesowali się
ludzie, którzy utrwalenie niepodległego bytu państwa upatrywali
w dobrze zorganizowanym kształceniu i wychowaniu młodego
pokolenia oraz silnej i skonsolidowanej armii.
Niemcy wybierają MEADS .................................................. 24
Adam M. Maciejewski
Witold Lisowski .................................................................................. 78
Na okładce:
BALTOPS 2015 – zdjęcie z ćwiczebnej
operacji desantowej przeprowadzonej
na plażach poligonu w okolicach Ustki
[Fot. Michał Wajnchold]
54
www.armia24.pl
Adres Redakcji i Wydawnictwa
20-258 Lublin, ul. Akacjowa 100, Turka, os. Borek
tel./faks 81 501 21 05
[email protected] • www.kagero.pl
RadA Programowa
38
46
Wiesław Barnat – przewodniczący,
Hubert Marcin Królikowski, Krzysztof Kosiuczenko,
Przemysław Kupidura, Sławomir Augustyn,
Przemysław Simiński, Mirosław A. Michalski,
Norbert Wójtowicz
redaktor naczelnY
wydarzenia
Damian Majsak
We Wrocławiu zaatakowali terroryści ................................. 26
redaktor prowadzący
Adam M. Maciejewski
tel. 605-233-805
redakTor działu Historia Militaris
Kamil Stopiński
Redakcja
Adam M. Maciejewski
str. 24
Berolinum locutum, causa finita.
8 czerwca resort obrony Republiki
Federalnej Niemiec ogłosił, że MEADS
został wybrany jako podstawa dla przyszłego niemieckiego systemu obrony
powietrznej TLVS. Trudno napisać, że
jest to wybór zaskakujący.
Organizacje proobronne w systemie bezpieczeństwa .......... 28
Karolina Dłuska
BALTOPS 2015 – sojusznicze ćwiczenia na Bałtyku ............. 30
Na Lądzie
Bartłomiej Kucharski, Jerzy Garstka,
Maciej Ługowski, Tomasz Nowak,
Gian Carlo Vecchi
Korekta
Adam M. Maciejewski, Karolina Kaźmierska
Dyrektor Marketingu
Joanna Majsak
[email protected]
Biuro Reklamy
Kamil Stopiński, Maciej Łacina
Pływalność i wykrywalność bojowych wozów piechoty ....... 38
[email protected]
[email protected]
tel. 609-326-009
Jerzy Garstka
W powietrzu
sekretarz redakcji
Kamil Stopiński
Pokaz AW149 w Polsce ....................................................... 46
[email protected], tel. 601 602 056
Adam M. Maciejewski
DTP
Marcin Wachowicz, Łukasz Maj
KAGERO STUDIO – [email protected]
US Army wysłało do Europy śmigłowce UH-60M .................. 54
Joost van der Burgt, Marijn van der Burgt
Na morzu
Jerzy Garstka �������������� str. 38
„Big Stick” przybywa ......................................................... 60
Bojowe wozy piechoty (bwp), zarówno
te na podwoziu kołowym, jak i gąsienicowym, stanowią obok czołgów główną siłę uderzeniową wojsk lądowych.
Jako niezastąpione na współczesnym
polu walki są wciąż modernizowane,
nie mówiąc już o ich nowych konstrukcjach, spełniających wymagania …
Marijn van der Burgt, Joost van der Burgt
Historia Militaris
Odrzutowe silniki lotnicze II wojny światowej ..................... 68
Maciej Ługowski
Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami
oświaty II Rzeczypospolitej ................................................ 78
Kolportaż
Sprzedaż i prenumerata redakcyjna, prenumerata RUCH,
KOLPORTER, sprzedaż sieć Empik, salony prasowe:
RUCH i KOLPORTER, INMedio, wybrane księgarnie, podczas
pokazów lotniczych, rekonstrukcji historycznych, targów,
konferencji i wystaw przemysłu obronnego
Wydawca
Oficyna Wydawnicza KAGERO
ul. Akacjowa 100, Turka, 20-258 Lublin 62
www.kagero.pl
Prezes zarządu
Witold Lisowski
Damian Majsak
[email protected]
Sekretariat wydawnictwa
Kamil Stopiński
Tel. 601 602 056
Współpraca
Maciej Ługowski ���������������
60
str. 68
Pierwszymi i przez długi czas jedynymi
napędami lotniczymi były te, w których
zastosowano spalinowe silniki tłokowe.
Używano ich w różnych układach: rzędowych, w układzie V lub przeciwbieżnych jedno- i wielopiętrowych. Bardzo
powszechne, zwłaszcza w czasie I wojny światowej, były silniki gwiazdowe
z ruchomym wałem lub rotacyjne.
ISSN
1898-1496
Wszystkie materiały są objęte prawem autorskim. Przedruki i wykorzystanie
materiałów wyłącznie za zgodą redakcji. Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania tekstów i zmiany tytułów nadesłanych tekstów.
Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie opiniami sygnowanych autorów.
Redakcja nie odpowiada za treść reklam, materiałów promocyjnych.
Wydawca Ilustrowanego Magazynu Wojskowego ARMIA ostrzega P.T.
Sprzedawców, że sprzedaż aktualnych i archiwalnych numerów czasopisma
po innej cenie niż wydrukowana na okładce jest działaniem na szkodę
Wydawcy i skutkuje odpowiedzialnością karną.
wywiady
18. urodziny Selekcji – Rozmowy AKTYWNYCH rezerwistów
Czerwiec to czas SELEKCJI
Z majorem Arkadiuszem Kupsem, bezpośrednio przed etapem wstępnym kolejnej Selekcji,
której strzeliła „osiemnastka”, rozmawia Sławomir Abczyński.
P
oprzednie nasze spotkanie z majorem Arkadiuszem Kupsem zbiegło się
w czasie z intensywnymi przygotowaniami do XVII edycji Selekcji. Gdy ucichła
wrzawa na drawskim poligonie, nadszedł
czas refleksji i podsumowań.
Finaliści XVII edycji mogli z dumą i radością wspominać te kilka bardzo długich
dni i prawie bezsennych nocy. Organizator
i mózg całego przedsięwzięcia mjr Kups jak
zawsze, gdy gratulował tym, którzy dotarli
do mety najtrudniejszej imprezy tego typu
w Polsce, wybiegał już myślami w przyszłość, w kolejny rok. Czy zdołamy przygotować Selekcję po raz osiemnasty? – to
była chyba najbardziej natrętna myśl, jaka
zaprzątała jego uwagę.
Sławomir Abczyński: Wielkimi krokami
zbliża się termin realizacji XVIII Selekcji. Jak
z perspektywy tylu lat oceniasz zmiany, jakie
nastąpiły w imprezie?
Arkadiusz Kups: To, że imprezie „strzeliło” już
tyle lat, jest dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Czas biegnie niesamowicie, wydaje
się, że dopiero co zakończyliśmy pierwszą
edycję Selekcji.
Nigdy nie myślałem, że uda się poprowadzić taką imprezę przez tyle lat. Miałem
momenty wahań po zakończeniu dziesiątej
i piętnastej imprezy, kiedy ogłaszałem koniec Selekcji. Potem pod wpływem listów, e-maili, sms-ów i głosów ludzi z najbliższego
otoczenia wracałem na plan gry.
Zapewne sukcesem Selekcji jest to, że
udało się zachować jej specyficzny charakter
i to czego zazdroszczą nam inni, przecierając
oczy ze zdumienia: Selekcja cały czas jest
imprezą, gdzie uczestnik nie musi ponosić
6
żadnych kosztów z tytułu startu – w tej imprezie nie ma wpisowego.
Od piątej edycji Selekcja rozpoczyna się
etapem eliminacji, tzw. Preselekcją, i ten warunek utrzymujemy do dziś. Preselekcje realizowaliśmy w Tomaszowie Mazowieckim,
Pucku, Bydgoszczy, a w ostatnich latach
w Warszawie na obiektach Wojskowej
Akademii Technicznej.
Zmiany są praktycznie w każdym roku,
bo jakoś trzeba zaskoczyć uczestników.
Zmieniają się konkurencje, sposób manipulacji i budowania napięcia, sposób rozbudzania emocji, jak i testy realizowane
w czasie różnych konkurencji.
Jedna rzecz nie zmienia się od początku –
zasada wymagalności. Nieważne kim jesteś,
co robiłeś, liczy się tylko to, co uzyskasz na
testach, a anonimowość zapewnia ci numer
na opasce.
S.A.: Korzenie imprezy wywodzą się z klimatów
wojskowych z tradycji 56. Kompanii Specjalnej,
a jej celem w momencie powstawania w 1998
roku było stworzenie ścieżki dla kandydatów
zasadniczej służby wojskowej do elitarnych
jednostek wojskowych. Dziś mamy armię
zawodową i czy w obecnym systemie jest
miejsce dla takiej formy poszukiwań?
A.K.: Selekcja zawsze była blisko wojska i jej
powód powstania związany jest z ideą armii
profesjonalnej, z nowoczesnym sposobem
werbunku i rekrutacji.
W 1998 roku w 25. Dywizji Kawalerii
Powietrznej zajmowałem się szkoleniem,
wtedy to dywizja dowodzona przez generała Mieczysława Bieńka, a potem generała
Jana Kemparę nabierała rumieńców, zaczęło się szkolenie spadochronowe, zgrywanie
komponentów lotniczych ze szturmanami.
W tym czasie ruszyła pierwsza Selekcja
www.armia24.pl
szukająca alternatywy dla tych wszystkich
młodych ludzi, którym marzyła się służba
w jednostkach specjalnych, desantowych
czy aeromobilnych. Nie było nowoczesnego
systemu doboru kandydatów do jednostek
elitarnych pomimo sygnałów, jakie wysyłano z jednostek. WKU nie spełniały w tym
zakresie swojej roli i nawet z tamtego okresu
pamiętam, jak do kawalerii powietrznej trafiali ludzie, którzy nigdy tam nie powinni być.
S.A.: Selekcja od początku miała wojskowy
charakter, choć w pewnym okresie zaczęła
dość mocno odchodzić w stronę sportów
ekstremalnych.
A.K.: Widoczne to było najbardziej w okresie
pomiędzy 2002 a 2004 rokiem, kiedy zniknął z rynku miesięcznik Żołnierz Polski,
który w sposób naturalny jako stały patron,
a wcześniej jako organizator, nadawał klimat
imprezie.
Kolejnym powodem odejścia od charakteru militarnego był brak zainteresowania
imprezą ze strony Ministerstwa Obrony
Narodowej. Nikt nie zamierzał wykorzystywać mocy drzemiącej w przedsięwzięciu
ani tego, że na etap wstępny przyjeżdżało
nawet do 800 uczestników. Patrząc na poziom przygotowania tych młodych ludzi, żal
się robi, że nie wszyscy trafiają tam, gdzie
powinni.
Selekcja nie jest przepustką – gwarancją wstępu do elitarnych jednostek, ale
jest miejscem, gdzie przez pięć dni i nocy
można określić, czy dany człowiek ma tyle
samozaparcia i woli, by do tego etapu dojść
w przyszłości.
S.A.: Ta impreza przez tyle lat dorobiła
się swoich metod, testów i chyba też
pewnej legendy.
A.K.: Tak, ale to młoda armia zawodowa, armia, którą raz za razem obejmują modyfikacje, zmiany strukturalne, nowe pomysły
szkoleniowe itp. Ten mechanizm dość ciężko się kręci, ale wynika to z prostej zależności: Niemcy wprowadzali program armii
zawodowej przez 10 lat, my zrobiliśmy to
w rok. Teraz co jakiś czas wychodzą problemy i ciągłe zmiany. Problemem są i będą
w przyszłości rezerwy. Patrząc na historię,
trzeba jednoznacznie powiedzieć: wojny
wygrywają rezerwiści i dlatego trzeba je
mieć i przygotowywać. To, że współczesne
środki prowadzenia walki są bardzo skomplikowane, tym bardziej wymaga rzetelnego
przygotowania rezerw.
A.K.: Tej imprezy nie ukończy ktoś, kto nie
ma odpowiedniej determinacji, kwalifikacji
i potencjału i tym wszystkim absolwentom
należy pomóc w tym, by skierować ich na
właściwe tory procesu rekrutacji. Inaczej
marnujemy ogromny potencjał. Czekanie
3–4 lata na możliwość zaliczenia NSR,
a potem kolejne oczekiwanie na etat jest
marnowaniem ludzi. Ludzie z kursami
wspinaczkowymi, spadochronowymi, walki
wręcz, ostrzelani na kursach i strzelnicach
bezskutecznie dopychają się do wojska
i często rezygnują przy braku perspektyw.
Jak to się ma do ogólnej sytuacji? Nawet nie
uwzględniając tego, co dzieje się na wschodzie Ukrainy. W tym wszystkim jest Selekcja, jako produkt gotowy do racjonalnego
wykorzystania.
S.A.: W Polsce mamy niesamowite tradycje,
rzesze ludzi, którym leży na sercu obronność,
patriotyzm, dlaczego tego nie można
optymalnie wykorzystać?
S.A.: Jak przygotować się do Selekcji? Jakich
rad możesz udzielić tym wszystkim, którzy
szykują się do tego, by 22 czerwca wystartować
w imprezie?
S.A.: Ale dzisiaj mamy armię zawodową.
A.K.: Mamy setki młodych ludzi, którzy chcą
założyć mundur, w tej grupie są ludzie ponadprzeciętnie przygotowani motorycznie,
mentalnie i szkoleniowo, ale giną w kolejce
oczekiwania na NSR, a potem czekają na
wolny etat.
Bycie żołnierzem to nie tylko zawód, to
pasja, a w pewnym momencie i obowiązek.
A.K.: Do imprezy można spróbować podejść
z „marszu”, ale szanse na jej przejście są niewielkie.
Zaczyna się od Preselekcji, eliminacji,
gdzie liczy się każdy zdobyty punkt. Z reguły na tym etapie uczestnik musi zaliczyć
złożony test wysiłkowy oparty na treningu
obwodowym. Najczęściej to 7 do 9 ćwiczeń
realizowanych w jednym ciągu. Każde ćwiczenie realizuje się przez 1 minutę, potem 30
sekund przerwy na przejście do kolejnego
i tak dalej. Po 9 ćwiczeniach uczestnik wygląda jak po wyjściu z magla.
S.A.: Tętno szaleje… Często pogoda nie
pomaga.
A.K.: Ćwiczenia nie wymagają umiejętności
technicznych, ale kolejność ćwiczeń często
sprawia ogromne problemy, bo zaangażowane grupy mięśniowe pokrywają się w kolejności, np. po skłonach w przód w leżeniu
(czyli popularne „brzuszki” – S.A.) następują wznosy nóg w leżeniu. W takich konfiguracjach mięśnie brzucha są bombardowane
bez przerwy.
S.A.: Czyli nie dość, że cały układ krążeniowooddechowy jest maksymalnie obciążony,
to jeszcze na kolejnych „stacjach” podczas
ćwiczeń powtarzany jest wysiłek na tych
samych partiach.
A.K.: Dla nas taka kombinacja jest bardzo wiarygodna i praktyczna, bo przy 18 instruktorach ustawionych szeregowo i centralnym
odmierzaniu czasu, w ciągu godziny oceniamy wydolność blisko 100 ludzi.
Często wplatamy w ciąg ćwiczeń test
z wiedzy o wojsku i historii Polski. Na każdym można zdobyć maksymalnie 20 punktów, ale zmęczenie i powstały już dług tlenowy często nie pozwalają na koncentrację
i poprawne wskazanie odpowiedzi na planszy. Zresztą z doświadczenia mogę powiedzieć, że te testy nie mają dużego znaczenia
dla ogólnego wyniku. Z reguły uczestnicy
nie zdobywają więcej niż 10 punktów i ten
„myślowy” przerywnik raczej ma na celu
minutową przerwę na dojście do siebie
i uspokojenie tętna i oddechu.
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 7
wywiady
Oceniamy bardzo szeroko. Ktoś, kto nie
jest wszechstronny, nie uzyska na Preselekcji
dobrych wyników.
S.A.: Czyli przygotowane na Preselekcję
ćwiczenia i testy sprawnościowe
promują wytrzymałość siłową,
skoczność i dynamikę.
A.K.: To wszystko przekłada się później na
to, co dzieje się na poligonie. Dodatkową
komplikacją jest to, że nigdy nie podajemy
pełnego zestawu konkurencji, jakie zostaną
zrealizowane na etapie wstępnym. To dodatkowo motywuje uczestników do przygotowań. Tak jak w latach poprzednich i tym
razem nie mogę zdradzić, jakie konkurencje
będą w tym roku, ale mogę w czasie naszych
kolejnych spotkań podpowiadać, jak się
przygotować do następnej Selekcji i to już
w najbliższym odcinku.
S.A.: Brzmi to trochę jak straszenie, że to
impreza dla supermanów.
A.K.: Absolutnie nie. „Sterydowcy” puchną
i odpadają już na etapie Preselekcji.
Oczywiście trudno dostać się do finału, po
prostu wstając zza biurka czy od komputera.
Trzeba mieć dobrą kondycję, być aktywnym,
wysportowanym człowiekiem.
Tych, którzy nie wiedzą, czy warto spróbować, namawiam na prosty test. Wystarczy
odszukać na stronach internetowych MON
normy sprawności fizycznej dla żołnierzy
i po prostu sprawdzić się w tych konkurencjach, jakie są tam opisane. Jeśli ktoś jest
w stanie zdać przed samym sobą wojskowy egzamin z WF na piątkę i powtórzyć to
przez kolejne trzy dni, może śmiało przyjeżdżać na Preselekcję.
Selekcja to jest przedsięwzięcie dla tych,
którzy wiedzą, co chcą robić w życiu – i nie
chodzi tu tylko o młodzież w wieku poborowym. Najstarsi z finalistów, którzy ukończyli Selekcję, mieli ponad pięćdziesiątkę na
karku. Prawdziwa siła drzemie nie w mięśniach, ale w głowie, w determinacji, uporze,
dążeniu do celu i wytrwałości.
S.A.: Na koniec jeszcze jedno pytanie – kto może
wziąć udział w Selekcji?
Dodatkowo realizujemy sprawdzian podciągania na drążku nachwytem i uginanie ramion na poręczach. Obie te konkurencje wykonywane są siłowo, tzn. bez wahań, balansu
itp. i realizowane są niezależnie od pozostałego
8
testu, który odbywa się w jednym ciągu. Tu liczy się tylko siła. Na drążku najlepsi podciągają się ponad 30 razy, a na poręczach wykonują
średnio ponad 20 ugięć. Rekord z poprzednich
lat to 75 ugięć siłowych na poręczach.
A.K.: Każdy, kto ukończył 18. rok życia, posiada zaświadczenie lekarskie z adnotacją
„ZDROWY, BRAK PRZECIWSKAZAŃ
DO WYSIŁKU FIZYCZNEGO” i wysłał
zgłoszenie na nasz adres podany na stronie www.combat56.pl. Nabór zaczynaliśmy
1 maja, ci którzy zdecydowali się, mieli więc
sporo czasu na trening i przygotowania.
S.A.: Dziękuję za rozmowę. n
Zdjęcia pochodzą z Selekcji 2015
www.armia24.pl
PATRIOT
SKUTECZNY DZIŚ. GOTOWY
NA WYZWANIA JUTRA.
System Patriot nowej generacji firmy Raytheon zapewnia 360-stopniowe
pole obserwacji; elastyczne systemy dowodzenia i kierowania o
otwartej architekturze, która optymalizuje wydajność oraz integrację
niskokosztowego pocisku przechwytującego (LCI). Patriot ewoluuje
podążając za zmieniającymi się zagrożeniami, zapewniając bezpieczeństwo
państwom, redukując koszty i oferując najnowocześniejszą na świecie
obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową.
Zapraszamy do nawiązania współpracy z liderem branży i
przystąpienia do globalnego sojuszu użytkowników systemu
Patriot. Więcej informacji na stronie Raytheon.com/POLAND
Połącz się z nami:
© 2015 Raytheon Company. All rights reserved.
“Customer Success Is Our Mission” is a registered trademark of Raytheon Company.
Wojsko polskie
Puma-15
Rozpoczęcie szkolenia
Na poligonie w Drawsku Pomorskim 15. Giżycka Brygada
Zmechanizowana rozpoczęła szkolenie poligonowe.
11
maja o godz. 09.00 w Centrum
Szkolenia Wojsk Lądowych
w Drawsku Pomorskim rozpoczęło się
wspólne szkolenie żołnierzy 15. Giżyckiej
Brygady Zmechanizowanej oraz przydzielonych komponentów USA i Francji. Na czas
szkolenia dowódca 2. batalionu zmechanizowanego ppłk Marek Pieniak otrzymał
w podporządkowanie amerykańską kompanię czołgów Abrams oraz amerykański
pluton rozpoznawczy i francuską kompanię czołgów Leclerc, z którymi
wspólnie będzie realizował ćwiczenie pk. Puma-15.
Rozpoczynając wspólne szkolenie, zastępca dowódcy 15. Brygady
płk Piotr Bieniek powiedział, że wspólne szkolenie oraz realizacja
ćwiczenia batalionowego w wymiarze międzynarodowym to wielkie
wyzwanie i wydarzenie bez precedensu nie tylko w działalności brygady, ale również Wojsk Lądowych.
Ćwiczenie taktyczne z wojskami pk. Puma-15 rozpoczęły się 24
maja. Jego Kierownikiem został dowódca 15. Giżyckiej Brygady
Zmechanizowanej gen. bryg. Sławomir Kowalski.
n
Tekst mjr Marcin Warda, kpt. Dariusz Guzenda
Zdjęcia mjr Tomasz Andrzejczak, arch. 15 GBZ
Ministrowie obrony wśród „Zawiszaków”
7 maja na poligonie w Drawsku Pomorskim przebywali
Minister Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak i Minister
Obrony Francji Jean-Yves le Drian.
M
inister Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak i Minister Obrony
Francji Jean-Yves le Drian przebywali w Centrum Szkolenia Wojsk
Lądowych w Drawsku Pomorskim. Podczas pobytu na drawskim poligonie spotkali się z żołnierzami francuskimi z 12. Pułku Kirasjerów
oraz „Zawiszakami” z 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, którzy już wkrótce wzięli udział w ćwiczeniu z wojskami pk. Puma-15.
Ministrom obu krajów towarzyszyli Dowódca Generalny Rodzajów
10
Sił Zbrojnych gen. broni. pil. Lech Majewski, dowódca 16. Pomorskiej
Dywizji Zmechanizowanej gen. dyw. dr Leszek Surawski oraz dowódca
15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej gen. bryg. Sławomir Kowalski.
Niech kryptonim ćwiczeń Puma będzie bardzo znaczącym odstraszeniem dla naszych potencjalnych przeciwników. Razem ćwiczymy
w NATO, razem mamy ważne kwestie do przeprowadzenia przed szczytem w Warszawie. Dla nas ważna jest stała obecność wojsk sojuszu
w naszym kraju – powiedział podczas spotkania szef polskiego resortu
obrony. Minister Jean-Yves le Drian w swoim wystąpieniu także podkreślał znaczenie ćwiczeń sojuszniczych. Dzisiaj, kiedy Europa staje
w obliczu zagrożenia, ważnym jest, aby nasze kraje pokazały, że są
www.armia24.pl
zjednoczone. Sytuacja na Ukrainie skłania nas, abyśmy tę solidarność pokazali. Uruchomiliśmy siły wsparcia dla naszych sojuszników,
w szczególności dla Polski. (…). Nasz kontyngent wpisuje się w ciągłość.
Wcześniej nasi lotnicy wspólnie z polskimi lotnikami wykonywali zadania w ramach misji Air Policing – powiedział szef francuskiego resortu
obrony podczas spotkania.
Na poligon w Drawsku Pomorskim przybyło około 300 żołnierzy francuskich z 12. Pułku Kirasjerów. Przez kilka tygodni ćwiczyli
współdziałanie kompanii czołgów Leclerc i pododdziałów zabezpieczenia, a następnie zaczęli trening z żołnierzami 15. Giżyckiej
Brygady Zmechanizowanej, który zakończył się wspólnym ćwiczeniem
pk. Puma-15. Celem ćwiczenia było zdobycie doświadczenia w prowadzeniu wspólnych operacji. W skład francuskiego komponentu
(French Detachment) wchodziło między innymi 15 czołgów Leclerc,
4 opancerzone wozy bojowe piechoty VBCI, 3 opancerzone pojazdy
rozpoznawcze VAB oraz jeden opancerzony pojazd saperski EBG.
n
Tekst kpt. Dariusz Guzenda
Zdjęcia arch. 16 PDZ
Dowódca 15. Brygady skontrolował
szkolenie pododdziałów
Na poligonie w Drawsku Pomorskim rozpoczął się kolejny tydzień szkoleniowy żołnierzy 15. Giżyckiej Brygady
Zmechanizowanej.
18
maja na rozprowadzeniu niedaleko obozowiska na Konotopie
stanęli żołnierze 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej.
Tego dnia dowódca brygady gen. bryg. Sławomir Kowalski rozpoczął
kolejny tydzień szkoleniowy na poligonie.
Po zakończeniu zbiórki generał Kowalski wizytował obiekty poligonowe, na których szkolili się „Zawiszacy”. Rozmawiał również z dowódcami pododdziałów amerykańskich i francuskich, którzy wraz
z „Zawiszakami” szkolili się w ramach Taktycznej Grupy Bojowej organizowanej na bazie 2. batalionu zmechanizowanego.
Wspólne szkolenie „Zawiszaków” z żołnierzami 12. Pułku Kirasjerów
z Francji oraz amerykańskiej Grupy Bojowej 1. Brygady Pancernej
rozpoczęło się 11 maja. Zakończyło je ćwiczenie taktyczne z wojskami
pk. Puma-15, które oceniło zdolność 2. batalionu zmechanizowanego
do działania zgodnie z przeznaczeniem.
n
Tekst kpt. Dariusz Guzenda
Zdjęcia arch. 15 GBZ
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 11
Wojsko polskie
Puma-15
Natarcie na Bucierzy
19 maja na poligonie w Drawsku Pomorskim trwało szkolenie
żołnierzy 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej z kolegami
z Francji i Stanów Zjednoczonych.
B
ył to kolejny dzień intensywnego szkolenia żołnierzy 2. batalionu zmechanizowanego 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej
oraz francuskiego 12. Pułku Kirasjerów i Grupy Bojowej 1. Brygady
Pancernej ze Stanów Zjednoczonych. Tym razem żołnierze ćwiczyli
na Pasie Ćwiczeń Taktycznych Bucierz.
Działając w składzie Taktycznej Grupy Bojowej (TGB) pod dowództwem dowódcy 2. batalionu ppłk. Marka Pieniaka, żołnierze doskonalili
umiejętności prowadzenia obrony oraz wykonywania kontrataku.
Tego dnia był jeszcze czas na doskonalenie swoich umiejętności
i współdziałania między biorącymi udział w szkoleniu koalicjantami.
Już nazajutrz działanie żołnierzy TGB zostało sprawdzone podczas
zajęć na temat: „Batalion w natarciu z pokonaniem (forsowaniem)
przeszkód wodnych”.
n
Tekst kpt. Dariusz Guzenda
Zdjęcia arch. 15 GBZ
Natarcie z pokonaniem
przeszkody wodnej
20 maja żołnierze 2. batalionowego zgrupowania taktycznego
15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej realizowali zajęcia
taktyczne zakończone forsowaniem przeszkody wodnej.
11
maja rozpoczęło się szkolenie poligonowe pododdziałów 15.
Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej w Centrum Szkolenia
Wojsk Lądowych w Drawsku Pomorskim. Na poligonie „Zawiszacy”
szkolili się wraz z francuskim 12. Pułkiem Kirasjerów i Grupą Bojową 1.
Brygady Pancernej ze Stanów Zjednoczonych. Francuzi i Amerykanie,
wraz z żołnierzami 2. batalionu zmechanizowanego giżyckiej brygady, tworzyli batalionowe zgrupowanie taktyczne, które wzięło udział
w ćwiczeniu z wojskami pk. „Puma-15”.
Od rozpoczęcia szkolenia poligonowego żołnierze doskonalili już umiejętności prowadzenia działań obronnych i zaczepnych,
pokonywali również przeszkodę wodną na Złym Łęgu. 20 maja ich
umiejętności zostały poddane sprawdzeniu podczas zajęć na temat
„Batalion w natarciu z pokonaniem (forsowaniem) przeszkód wod-
12
www.armia24.pl
nych”. Działanie żołnierzy obserwował dowódca 15. Giżyckiej Brygady
Zmechanizowanej gen. bryg. Sławomir Kowalski.
W części wstępnej zajęć pododdziały wyszły do rejonu wyjściowego,
gdzie żołnierze przygotowywali się do dalszych działań. Część główną
rozpoczęło natarcie na Pasie Ćwiczeń Taktycznych Bucierz. Natarcie
prowadzili żołnierze amerykańskiej kompanii czołgów i zmechanizowana oraz francuska kompania czołgów. Po zajęciu obiektu „Czerwony
Mur” dowódca 2. batalionu zmechanizowanego ppłk Marek Pieniak
wprowadził do walki kolejne pododdziały i kontynuował natarcie. Po
drodze żołnierze 2. batalionu zmechanizowanego, we współdziałaniu
z 15. Mazurskim Batalionem Saperów, pokonali przeszkodę wodną
na Złym Łęgu i opanowali Górę Hetmańską, gdzie przeszli do obrony. W godzinach popołudniowych przeciwnik użył broni chemicznej.
Skażone pododdziały musiały opuścić zajmowany rejon i przystąpić
do likwidacji skażeń, którą przeprowadzili żołnierze drużyny likwidacji
skażeń plutonu chemicznego. Jeszcze tylko odtwarzanie zdolności
bojowej i żołnierze mogli odpocząć. A już następnego dnia doskonalili umiejętności strzeleckie podczas ćwiczeń w kierowaniu ogniem
w obronie w dzień i w nocy.
n
Tekst kpt. Dariusz Guzenda
Zdjęcia arch. 15 GBZ
Międzynarodowa Puma-15
pod polskim dowództwem
25 maja na poligonie w Drawsku Pomorskim rozpoczęło się
międzynarodowe ćwiczenie z wojskami pod kryptonimem
Puma-15.
P
uma-15 to ćwiczenie z wojskami mające na celu „certyfikację” 2. batalionu zmechanizowanego. Kierownikiem ćwiczenia był dowódca
15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej gen. bryg. Sławomir Kowalski.
Przez kilka kolejnych dni, od 25 do 29 maja, żołnierze batalionowego
zgrupowania taktycznego wykonywali zadania taktyczne i ogniowe,
których realizacja podlegała ocenie. Scenariusz ćwiczenia zakładał
wiele epizodów taktycznych, w których wzięła udział para samolotów
myśliwsko-bombowych Su-22 oraz śmigłowce bojowe Mi-24. W skład
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 13
Wojsko polskie
Puma-15
zgrupowania weszły trzy kompanie zmechanizowane i inne etatowe
pododdziały batalionu. Dodatkowo batalion został wzmocniony kompanią czołgów, baterią przeciwlotniczą, plutonem saperów, czołówką
materiałowo-techniczną, plutonem wysuniętych obserwatorów z dywizjonu artylerii samobieżnej oraz sekcją mini-BSR-ów (bezzałogowych
samolotów rozpoznawczych). W skład zgrupowania wchodziły również
kompanie czołgów ze Stanów Zjednoczonych i Francji wyposażone
w czołgi Abrams i Leclerc. Przeciwnikiem ćwiczących wojsk byli żoł-
nierze batalionu czołgów, plutonu zmechanizowanego oraz plutonu
rozpoznawczego. Oprócz batalionowego zgrupowania taktycznego,
w ćwiczeniu udział również wzięli żołnierze dywizjonu artylerii samobieżnej, którzy jako drugoplanowi ćwiczący wspierali działanie walczących pododdziałów. Ogółem w ćwiczeniu wzięło udział około 2000
żołnierzy i ponad 200 egzemplarzy zasadniczego sprzętu bojowego.
n
Tekst kpt. Dariusz Guzenda
Zdjęcia st. szer. Michał Chudziński
Puma-15 rozpoczęta
Od 11 maja na drawskim poligonie trwało szkolenie pododdziałów 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, wchodzącej
w skład 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej. Żołnierze 2.
batalionu zmechanizowanego szkolili się wraz z żołnierzami
francuskimi z 12. Pułku Kirasjerów i amerykańskimi z Grupy
Bojowej 1. Brygady Pancernej, wspólnie tworząc batalionowe
zgrupowanie taktyczne, dowodzone przez dowódcę 2. batalionu, ppłk. Marka Pieniaka.
23 maja szkolenie weszło w kulminacyjną fazę – rozpoczęło się ćwiczenie z wojskami Puma-15. Na uroczystej zbiórce stanęła Kompania
Honorowa wystawiona przez żołnierzy batalionu dowodzenia 15.
Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej z pocztem sztandarowym oraz
pocztami flagowymi Polski, Francji i USA. Swoje miejsca w szyku zajęły
także ćwiczące sztaby i pododdziały. Meldunek o gotowości wojsk do
ćwiczenia, Dowódcy 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, gen.
dyw. dr Leszkowi Surawskiemu, złożył szef szkolenia 15. giżyckiej
Brygady ppłk Jan Wojno. Po przeglądzie pododdziałów i powitaniu, na
maszty zostały podniesione – przy dźwiękach Hymnów Państwowych
– flagi Polski, Francji i USA. Gości i ćwiczące wojska powitał gen. bryg.
Sławomir Kowalski, który w swoim wystąpieniu scharakteryzował ćwiczenie jego specyfikę oraz wspominał o sojuszniczym współdziałaniu
w trakcie szkolenia żołnierzy trzech armii. Następnie do żołnierzy
14
www.armia24.pl
zwrócił się Dowódca 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, gen.
dyw. dr Leszek Surawski, który powiedział m.in.: Wspólnie realizujemy
nasze sojusznicze porozumienia, doskonaląc współdziałanie, procedury, zespołowe działanie… Tylko profesjonalne i perfekcyjne wykonanie
stawianych zadań świadczy o wyszkoleniu, dyscyplinie i karności podległych wojsk. Życzę wszystkim powodzenia, sukcesów i żołnierskiego
szczęścia. Zbiórkę zakończyło szkolenie stanu osobowego ćwiczących
wojsk m.in. w zakresie przestrzegania warunków bezpieczeństwa oraz
ochrony przeciwpożarowej.
Tego dnia, po zakończeniu uroczystości, przeprowadzone zostało
szkolenie Kierownictwa Ćwiczenia oraz tzw. „minićwiczenie”, podczas
którego sprawdzono system łączności i gotowość do realizacji części
głównej ćwiczenia. Część taktyczno-ogniowa ćwiczenia Puma-15 rozpoczęła się 25 maja.
n
Tekst mjr Zbigniew Tuszyński, kpt. Dariusz Guzenda
Zdjęcia st. szer. Michał Chudziński, arch. 15 GBZ
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 15
Wojsko polskie
Puma-15
Ruszyła część główna ćwiczenia
pk. Puma-15
Poranne przekazanie zmiany rozpoczęło część główną ćwiczenia pk. Puma-15.
25
maja to dzień, w którym rozpoczęła się część główna ćwiczenia.
Przez kilka kolejnych dni żołnierze batalionowego zgrupowania taktycznego, w skład którego wchodziły pododdziały 2. batalionu
zmechanizowanego oraz francuskiego 12. Pułku Kirasjerów i amerykańskiej Grupy Bojowej 1. Brygady Pancernej, zdawali egzamin
z umiejętności praktycznego działania. Działanie żołnierzy 2. batalionu
wspierała kompania czołgów, bateria przeciwlotnicza, pluton saperów,
czołówka materiałowo-techniczna oraz pluton wysuniętych obserwatorów z dywizjonu artylerii samobieżnej. W epizodach taktycznych
udział wzięła również para samolotów myśliwsko-bombowych Su-22
oraz śmigłowce bojowe Mi-24. Kierownikiem ćwiczenia był dowódca
15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej gen. bryg. Sławomir Kowalski,
którego wspierało dwóch zastępców do spraw koalicyjnych – ppłk
Henri Le Losq z Francji i mjr John Womack ze Stanów Zjednoczonych.
Rozpoczęcie ćwiczenia poprzedziła krótka zbiórka Kierownictwa
Ćwiczenia z okazji Memorial Day – święta poświęconego obywatelom
amerykańskim, którzy zginęli w trakcie służby wojskowej. Zbiórkę
zakończyła minuta ciszy.
n
Tekst kpt. Dariusz Guzenda
Zdjęcia st. szer. Michał Chudziński
16
www.armia24.pl
Rozpoczęcie części ogniowej
27 maja na poligonie w Drawsku
Pomorskim rozpoczęła się część ogniowa ćwiczenia pk. Puma-15.
Ć
wiczenie pk. Puma-15 wkroczyło w decydującą fazę. 27 maja zakończyła się część
taktyczna ćwiczenia. 28 maja pododdziały
zdawały sprawdzian z umiejętności wykonywania zadań ogniowych podczas kierowania
ogniem w obronie.
n
Tekst kpt. Dariusz Guzenda
Zdjęcia arch. 15 GBZ, st. szer. Michał Chudziński
Dzień Dostojnych Gości
Zakończenie ćwiczenia pk. Puma-15 obserwowali zaproszeni goście.
29
maja na Pasie Ćwiczeń Taktycznych
Bucierz trwał wzmożony ruch. Tego
dnia, biorące udział w ćwiczeniu pk. Puma15 pododdziały 15. Giżyckiej Brygady
Zmechanizowanej, francuskiego 12. Pułku
Kirasjerów oraz amerykańskiej Grupy Bojowej
1. Brygady Pancernej realizowały ostatnie
zadanie w ramach ćwiczenia – kierowanie
ogniem w natarciu w dzień. Wejście do walki
nacierających pododdziałów zabezpieczali
żołnierze 5. kompanii zmechanizowanej 2.
batalionu zmechanizowanego wyposażeni
w BWP-1 oraz ich francuscy koledzy na czołgach Leclerc. Do natarcia ruszała 7. kompania zmechanizowana oraz amerykanie na
czołgach Abrams. Natarcie pododdziałów
wspierały samoloty Su-22, śmigłowce Mi-24
oraz ogień drugoplanowego ćwiczącego – dywizjonu artylerii samobieżnej giżyckiej brygady. Działanie żołnierzy obserwowali m.in.
ambasador Francji Pierre Buhler, zastępca
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 17
Wojsko polskie
Puma-15
dowódcy francuskich wojsk lądowych gen.
broni Joel Rivault, Inspektor Wojsk Lądowych
Rodzajów Sił Zbrojnych gen. dyw. Janusz
Bronowicz oraz dowódca 16. Pomorskiej
Dywizji Zmechanizowanej gen. dyw. dr Leszek
Surawski, goście oraz uczestnicy szkolenia
Metodyk-15.
Po części dynamicznej, uczestnicy Dnia
Dostojnych Gości spotkali się z przedstawicielami ćwiczących wojsk z Polski, Francji i USA.
Żołnierzom podziękowali i wręczyli upominki – Dowódca 16 PDZ, gen. dyw. dr Leszek
Surawski oraz Kierownik Ćwiczenia Puma15 – Dowódca 15 BZ, gen. bryg. Sławomir
Kowalski. Po wspólnej fotografii i żołnierskim
posiłku, goście i żołnierze obserwowali defiladę wydzielonych Sił Sojuszniczych, biorących
udział w ćwiczeniu taktycznym z wojskami
Puma-15.
Tego samego dnia w godzinach popołudniowych, odbyła się uroczystość zakończenia ćwiczenia. Podczas uroczystej
zbiórki, Dowódca 15. Giżyckiej Brygady
Zmechanizowanej, gen. bryg. Sławomir
Kowalski wręczył ćwiczącym dowódcom certyfikaty potwierdzające gotowość ich pododdziałów do prowadzenia działań zgodnie
z ich przeznaczeniem. Podsumowując ćwiczenie, generał Kowalski powiedział – Dziękuję
Wam wszystkim za ogromne zaangażowanie
i wysiłek, jaki włożyliście w wykonanie stojących
przed Wami zadań. Było dla mnie zaszczytem,
że mogłem podczas ćwiczenia dowodzić takimi
żołnierzami jak Wy. Jednocześnie jestem dumny,
że żołnierze trzech nacji współdziałali ze sobą jak
jeden organizm.
Puma-15 dobiegła końca, lecz dla 15.
Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej jak i żołnierzy innych jednostek 16 PDZ nie oznaczała
zakończenia szkolenia na drawskim poligonie.
Już od 9 czerwca zaczął się dla nich kolejny
sprawdzian – ćwiczenie pk. Saber Strike 15.
***
Ćwiczenia pod kryptonimem Puma to cyklicznie realizowane w 15. Giżyckiej Brygadzie
Zmechanizowanej ćwiczenia z wojskami,
które mają na celu sprawdzenie gotowości
do działania batalionów ogólnowojskowych,
znajdujących się w końcowym okresie szkolenia. W tym roku egzamin zdawali żołnierze
2. batalionu zmechanizowanego. Tegoroczne
ćwiczenie nabrało też nowego wymiaru ze
względu na udział w nim żołnierzy z Francji
i Stanów Zjednoczonych. Kierownikiem ćwiczenia był dowódca 15. Giżyckiej Brygady
Zmechanizowanej.
n
Tekst mjr Zbigniew Tuszyński, kpt. Dariusz Guzenda
Zdjęcia st. chor. Sławomir Tessar, mjr Tomasz Andrzejczak
18
www.armia24.pl
Aktualności
Święto Oddziału Specjalnego ŻW
w Warszawie
Z tej okazji 18 maja na placu Krasińskich przy Pomniku
Powstania Warszawskiego 1944 w Warszawie odbył się uroczysty apel.
U
roczystość poprzedziła msza święta w Katedrze Polowej Wojska
Polskiego celebrowana przez ks. płk. Januarego Wątrobę, wikariusza generalnego biskupa polowego.
Głównymi gośćmi uroczystego apelu byli sekretarz stanu w MON
Czesław Mroczek i komendant główny Żandarmerii Wojskowej gen.
dyw. dr Mirosław Rozmus. Na święcie nie zabrakło licznie przybyłych Przyjaciół oddziału, reprezentujących kierownictwo MON, Biuro
Ochrony Rządu, Policję, Straż Graniczną, Państwową Straż Pożarną
i jednostki wojskowe.
Gościliśmy również przedstawicieli instytucji państwowych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kraju, organizacji samorządowych
oraz mieszkańców stolicy.
Uroczysta zbiórka była nie tylko sposobnością do podziękowań za
codzienny trud, wysiłek i zaangażowanie w działalność służbową, ale
także okazją do wręczenia medali resortowych przyznanych przez
ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka oraz odznaczeń
i wyróżnień od komendanta głównego Żandarmerii Wojskowej gen.
dyw. dr. Mirosława Rozmusa i komendanta Oddziału Specjalnego
Żandarmerii Wojskowej w Warszawie płk. Tomasza Połucha.
W swoim przemówieniu komendant Oddziału Specjalnego
Żandarmerii Wojskowej w Warszawie podziękował wszystkim za
przybycie oraz nawiązał do historii oddziału.
– Jest to chwila, kiedy wspominamy historię powstania oddziału oraz
Tych, którzy uwzględniając tamte czasy, stali się twórcami jedynej tego
rodzaju jednostki Żandarmerii Wojskowej. Z tego miejsca chcę podziękować pierwszemu komendantowi warszawskiego OS-u pułkownikowi
Włodzimierzowi Baranowskiemu, który stawił czoła wyzwaniom nowych
czasów – zagrożeniu światowym terroryzmem i rozpoczął budowanie
i funkcjonowanie naszej jednostki o charakterze wojskowo-policyjnym, której głównym zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa
wewnętrznego państwa.
Pułkownik Połuch nawiązując do tradycji, przypomniał o służbie
Polsce jako najwyższym zaszczycie. – Każdy obywatel jest do tej służby powołany, budując jego siłę i wzmacniając bezpieczeństwo. Jednak
żołnierze Sił Zbrojnych RP pełnią służbę szczególną. Wpisana jest w nią
gotowość do poświęcenia dla Ojczyzny własnego życia. Służąc Ojczyźnie,
nawiązujemy do najlepszych polskich tradycji – także do tradycji powstania warszawskiego i walczących w nim heroicznych powstańców.
OSŻW w Warszawie kultywuje dziedzictwo tradycji Oddziału
Dyspozycyjnego „A” Kedywu Okręgu Warszawa Armii Krajowej na
podstawie Decyzji Nr 148/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia
23 kwietnia 2014 r.
Uroczystość zakończyła defilada pododdziałów.
Święto Oddziału Specjalnego Żandarmerii Wojskowej w Warszawie
ustanowione jest na podstawie Decyzji Nr 159/MON Ministra Obrony
Narodowej z dnia 29 kwietnia 2014 r.
n
Tekst: st. chor. sztab. Jarosław Kilichowski
Zdjęcia: Sylwia Guzowska
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 19
Wojsko polskie
aktualności
Borsuk-15
Prawie 2000 żołnierzy, ponad 500 jednostek sprzętu, w tym
wozów i transporterów bojowych, czołgów, armato-haubic
i wyrzutni rakiet oraz innego uzbrojenia zaangażowano w ćwiczenie taktyczne z wojskami 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii
Pancernej (11LDKPanc).
Ć
wiczenie Borsuk-15, bo taki kryptonim miały manewry na poligonach w Świętoszowie i Żaganiu, trwały od 21 do 28 maja.
Kierownikiem ćwiczenia był generał dywizji Jarosław Mika, dowódca
Czarnej Dywizji.
Głównym celem ćwiczenia było sprawdzenie zdolności i przygotowania 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej (17WBZ) do
realizacji zadań zgodnie z wojennym przeznaczeniem. Żołnierze musieli poradzić sobie m.in. z przemieszczeniem się brygady z rejonu
Międzyrzecza, Wędrzyna i Krosna Odrzańskiego w rejon przeprowadzenia ćwiczenia do Żagania i Świętoszowa.
Ponadto byli zobowiązani wykazać się umiejętnościami i zdolnością
do planowania, organizowania i prowadzenia działań bojowych oraz
wykonywania zadań taktycznych i ogniowych w dzień i w nocy.
Ważnym elementem podlegającym sprawdzeniu była również umiejętność wykonywania zadań przeciwdywersyjnych, walka z taktycznym
desantem powietrznym, pokonanie przeszkody wodnej oraz planowanie, organizowanie i prowadzenie obrony oraz natarcia. Podczas
ćwiczenia żołnierze współdziałali z jednostkami układu pozamilitarnego,
20
takimi jak: policja, straż pożarna, czy władze samorządowe. Działania
na ziemi będą wspierały bezzałogowe środki rozpoznawcze.
Przyjęta sytuacja operacyjna podczas ćwiczenia „Czarnej Dywizji”
nie odzwierciedlała żadnego realnego państwa i nie odnosiła się do
jakichkolwiek rzeczywistych uwarunkowań politycznych lub militarnych. Z dnia na dzień żołnierze zostali przeniesieni w sam środek
hipotetycznego konfliktu zbrojnego, który wybuchł na skutek walk
mniejszości narodowych o zyskanie większych praw, a także sporów
o wpływy na terenach bogatych w złoża gazu, miedzi oraz ropy.
Ćwiczenie Borsuk-15 stanowiło kontynuacje trzyletniego cyklu ćwiczeń z wojskami realizowanego w Czarnej Dywizji. Zostało poprzedzone
ćwiczeniem dowódczo-sztabowym wspomaganym komputerowo pk.
Borsuk-14 w październiku 2014 r. Ważnym aspektem ćwiczenia było
sprawdzenie przygotowania 17WBZ do udziału w ćwiczeniu taktycznym
z wojskami pk. Dragon-15, które odbędzie się jesienią tego roku.
Podczas ćwiczenia zrealizowano szereg strzelań i zadań ogniowych
zarówno w obronie, jak i natarciu oraz w dzień jak i w nocy. Do ich wykonania przystąpią między innymi pododdziały zmotoryzowane i pancerne oraz pododdziały wsparcia artylerii i przeciwlotnicy z 17WBZ,
10. Brygady Kawalerii Pancernej i 23. Śląskiego pułku artylerii.
Borsuk-15 był doskonałą okazją do tego, aby przećwiczyć współdziałanie wielu jednostek wojskowych, różnych rodzajów sprzętu,
uzbrojenia oraz systemów wspomagających dowodzenie.
n
Tekst: mjr Artur Pinkowski, zdjęcia: chor. Rafał Mniedło
www.armia24.pl
Borsuk wystartował
Działania przeciwdywersyjne, zwalczanie desantów, pokonanie przeszkody wodnej czy kierowanie ogniem to tylko część
wyzwań postawionych przed ćwiczącymi pododdziałami
„Czarnej Dywizji”. Ruszyło taktyczne ćwiczenie z wojskami
pod kryptonimem Borsuk-15.
N
a zbiórce, rozpoczynającej ćwiczenie, stanęli żołnierze z 17.
Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, jego główni uczestnicy. Prócz nich w przedsięwzięciu wzięli udział także oficerowie
i podoficerowie dowództwa dywizji, występujący w roli kierownictwa
ćwiczenia oraz wydzielone siły z jednostek wojskowych dywizji i jednostek wspierających to szkoleniowe przedsięwzięcie.
Ćwiczenie przeprowadzono na poligonach w Żaganiu i Świętoszowie,
a jego praktyczna część rozpoczęła się 21 maja i trwała do 28 maja.
Ćwiczenie, które właśnie rozpoczynamy, jest elementem doskonalenia oraz
sprawdzenia umiejętności 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej do
realizacji zadań zgodnie z przeznaczeniem. Efektem tego szkolenia poligonowego będzie określona ocena. Realizowane ćwiczenie stanowi ostateczny sprawdzian przed kolejnymi wyzwaniami stojącymi przed żołnierzami
Czarnej Dywizji, w tym 17. brygady. – zauważył dowódca 11. Lubuskiej
Dywizji kawalerii Pancernej generał dywizji Jarosław Mika.
Zaangażowanie sił i środków w realizację zadań było niemałe, bowiem w ćwiczeniu udział wzięło bez mała dwa tysiące żołnierzy lubuskiego związku taktycznego oraz kilkaset jednostek sprzętu. Z tego
względu, prócz stawianych zadań, priorytetowo traktowane były warunki bezpieczeństwa zarówno w odniesieniu do obchodzenia się
z bronią, środkami pozoracji pola walki, jak i prowadzeniem pojazdów
mechanicznych. n
Tekst: ppor. Krzysztof Gonera
Zdjęcia: chor. Rafał Mniedło
Borsuk-15 na finiszu
Żołnierze Czarnej Dywizji zakończyli na poligonach
w Świętoszowie i Żaganiu ćwiczenie taktyczne z wojskami pk.
Borsuk-15. W manewrach brało udział prawie 2000 żołnierzy,
ponad 500 jednostek sprzętu, w tym wozów i transporterów
bojowych, czołgów, armato-haubic i wyrzutni rakiet oraz innego uzbrojenia.
Ć
wiczenie zakończyła imponująca defilada na sprzęcie, przyjęta
przez kierownika ćwiczenia gen. dyw. Jarosława Mikę, dowódcę
11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej (11LDKPanc). Jednak zanim do niej doszło, ćwiczący żołnierze niemal przez tydzień musieli
wykazać się umiejętnościami i zdolnościami do planowania, organizowania i prowadzenia działań bojowych oraz wykonywania zadań
taktycznych i ogniowych w dzień i w nocy. Przyjęta sytuacja operacyjna
podczas ćwiczenia nie odzwierciedlała żadnego realnego państwa i nie
odnosiła się do jakichkolwiek rzeczywistych uwarunkowań politycznych
lub militarnych. Jednakże stała się doskonałą okazja do tego, aby sprawdzić i przećwiczyć w realnych poligonowych warunkach współdziałanie
wielu jednostek wojskowych, różnych rodzajów sprzętu, uzbrojenia oraz
systemów wspomagających dowodzenie. – tłumaczył ppłk Marek Burda,
pełniący obowiązki zastępcy szefa sztabu ds. operacyjnych.
Ćwiczenie Borsuk-15 dla ćwiczących to wciąż zmienna sytuacja
taktyczna, liczne zadania i problemy do rozwiązania, między innymi
pokonywanie dużych odległości połączone z przekraczaniem przeszkody wodnej oraz terenu skażonego, walka z grupami dywersyjnymi, obrona manewrowa, kontrnatarcie oraz do wykonania szeregu
strzelań i zadań ogniowych zarówno w obronie, jak i natarciu, w dzień
jak i w nocy. Głównym ćwiczącym były pododdziały 17. Wielkopolskiej
Brygady Zmechanizowanej, których bataliony zmotoryzowane zostały
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 21
Wojsko polskie
aktualności
wzmocnione i w operacji militarnej działały jako batalionowe zgrupowania taktyczne. Wspierały je przede wszystkim plutony czołgów Leopard
2A4 z 10 Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa, artylerzyści z 23.
Śląskiego pułku artylerii z Bolesławca oraz poddziały wsparcia.
Na wezwanie walczących żołnierzy wspomagały powietrzne środki
rażenia. W decydującej fazie bitwy zmotoryzowanych wspomagały dwie
pary samolotów myśliwsko-bombowych Su-22 i dwie pary ciężkich śmigłowców bojowych Mi-24. – informował mjr Piotr Gałwa, starszy oficer
pionu szkolenia dowództwa 11LDKPanc. Ćwiczenie Borsuk-15 stanowi kontynuację trzyletniego cyklu ćwiczeń z wojskami realizowanego
w Czarnej Dywizji. Zostało poprzedzone ćwiczeniem dowódczo-sztabowym wspomaganym komputerowo pk. Borsuk-14 w październiku
2014 r. Ważnym aspektem ćwiczenia będzie sprawdzenie przygotowania 17WBZ do udziału w ćwiczeniu taktycznym z wojskami pk.
Dragon-15, które odbędzie się jesienią.
n
Tekst: mjr Artur Pinkowski
Zdjęcia: ppor. Krzysztof Gonera, chor. Rafał Mniedło
Gotowi do działania
W dniach 11–22 maja w Ośrodku Szkolenia Poligonowego
Wojsk Lądowych w Orzyszu ponad 300 żołnierzy realizowało Szkolenie Poligonowe Wydzielonych Sił Żandarmerii
Wojskowej.
T
rzon ćwiczących pododdziałów stanowiło 180 żołnierzy 1. batalionu manewrowego, 40 żołnierzy kompanii logistycznej i kompanii
dowodzenia z Oddziału Specjalnego ŻW w Mińsku Mazowieckim, ponadto pododdziały wydzieliły Mazowiecki Oddział ŻW oraz Oddział ŻW
w Elblągu. Dodatkowo w ramach przygotowania do realizacji zobowiązań międzynarodowych sekcje dochodzeniowo-śledcze z Oddziału
ŻW w Krakowie i Oddziału ŻW w Szczecinie.
Dowódcą Zgrupowania Poligonowego był dowódca 1. batalionu
manewrowego ppłk Mateusz Dadał, natomiast jego zastępcą mjr
Jarosław Piętka, na co dzień zastępca dowódcy – szef sztabu batalionu.
Celem dwutygodniowego szkolenia było doskonalenie żołnierzy
w realizacji wielorakich zadań. Doskonalono dowódców wszystkich
szczebli w planowaniu działań i dowodzeniu, natomiast wszystkich
żołnierzy w prowadzeniu celnego ognia z etatowego uzbrojenia, posługiwania się posiadanym sprzętem specjalistycznym oraz działania
w różnych warunkach w dzień i w nocy. Bardzo ważnym elementem
było doskonalenie taktyki współdziałania ze śmigłowcem. Żołnierze
1. batalionu manewrowego w ramach zajęć taktycznych doskonalili
22
zjazdy na linie szybkiej ze śmigłowca, naprowadzanie śmigłowca, zabezpieczenie rejonu lądowania oraz procedury MEDEVAC.
Istotnym elementem w trakcie szkolenia poligonowego było szkolenie ogniowe poszczególnych grup szkoleniowych. Żołnierze 1.
batalionu odbyli szereg strzelań przygotowawczych, sytuacyjnych
i bojowych, wykonali rzut granatem bojowym, a także wykonali szereg
norm i zagadnień z zakresu szkolenia ogniowego.
Elementem kończącym szkolenie było ćwiczenie taktyczno-specjalne mające na celu ocenić poziom wyszkolenia (certyfikację) sił
wydzielonych do Wielonarodowego Batalionu Policji Wojskowej NATO
(kompania manewrowa oraz CSE MNMPBAT), a także Grupy Bojowej
UE do prowadzenia działań zgodnie z przeznaczeniem.
Zespołowi certyfikującemu przewodniczył szef szkolenia Komendy
Głównej Żandarmerii Wojskowej płk Andrzej Iseman. Zespół certyfikujący miał okazję ocenić m.in. prowadzenie działań zapewniających
kontrolę nad tłumem – Crowd and Riot Control (CRC), realizację zadań
związanych z ochroną i obroną bazy w ramach Force Protection,
realizację zabezpieczenia ważnych obszarów, obiektów, linii komunikacyjnych oraz przedsięwzięcia związane ochroną ważnych osób.
Ponadto ocenie podlegało prowadzenie działań przeciwpartyzanckich, przeciwdywersyjnych, przeciwdziałanie grupom i osobom
prowadzącym działalność przestępczą oraz wywiadowczą, a także
przeciwdziałanie zagrożeniom związanym z użyciem broni masowego
rażenia (BMR) lub toksycznych środków przemysłowych, realizacji
zadań w ramach QRF.
www.armia24.pl
Sekcje dochodzeniowo-śledcze realizowały zadania związane
z zabezpieczeniem miejsc zdarzeń w trakcie realizacji zadań przez
pododdziały. Element CSE zapewnił funkcjonowanie rejonu bazy pod
względem logistycznym jak i systemów dowodzenia. Jeden z epizodów polegający na przeprowadzeniu operacji przeszukania obiektu
(cordon and serach) realizowany był wspólnie z żołnierzami batalionu
zmechanizowanego z 1. Brygady Pancernej im. Tadeusza Kościuszki,
którzy w tym czasie brali udział w ćwiczeniu brygadowym.
Różnorodność form i zadań dwutygodniowego zgrupowania
poligonowego potwierdziły wysoki poziom wyszkolenia żołnierzy
Żandarmerii Wojskowej, utrwaliły posiadane umiejętności i pozwoliły
nabyć nowych doświadczeń.
n
Tekst: kpt. Zbigniew Dobrzyński
Zdjęcia: st. chor. Maciej Wrotniak, arch. ŻW
r
e
k
l
a
m
a
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 23
komentarze
między Wisłą a Narwią
Niemcy
wybierają MEADS
Stanowisko dowodzenia systemu MEADS oraz
wyrzutnia pocisków MSE w położeniu bojowym
w niemieckiej konfiguracji i na niemieckich
nośnikach RMMV [Fot. MBDA Deutschland]
Berolinum locutum, causa finita. 8 czerwca resort obrony Republiki Federalnej Niemiec ogłosił, że
MEADS został wybrany jako podstawa dla przyszłego niemieckiego systemu obrony powietrznej
TLVS. Trudno napisać, że jest to wybór zaskakujący. Jednak niosący określone skutki także dla
polskiego programu Wisła.
Adam M. Maciejewski
P
rzecieki w niemieckich mediach
o tym, że kierowane przez Ursulę von
der Leyen ministerstwo ostatecznie
postawiło na MEADS, pojawiły się jeszcze
pod koniec maja. Na formalne ogłoszenie
tej decyzji przyszło poczekać parę tygodni
dłużej, jednak od dawna było raczej jasne,
że Niemcy wybiorą MEADS (Zawracanie
kijem Wisły, ARMIA 04/2015) jako podstawę dla swojego nowego systemu obrony powietrznej zwanego TLVS (niem. Taktischen
Luftverteidigungssystem), który docelowo
ma zastąpić eksploatowane obecnie 14 baterii systemu Patriot PAC-3, których wycofanie z linii zaplanowano w 2025 r.
Pierwsza poważna decyzja
Niemiecka prasa komentując całą sprawę,
zwracała uwagę, że mamy do czynienia
z pierwszą samodzielną decyzją dotyczącą
zakupu nowego sprzętu urzędującej od 1,5
roku minister. Druga, równolegle ogłoszona, dotyczy budowy czterech fregat wielozadaniowych typu Mehrzweckkampfschiff 180
24
– MKS 180. Dotąd przez ponad rok minister
von der Leyen borykała się z programami
zaczętymi jeszcze przez jej poprzedników.
A jak pokazał ogłoszony przez nową minister audyt, w wielu przypadkach sprzęt, który od dawna powinien być w pełni operacyjny, mimo wydania miliardów euro, nadal
nie spełnia oczekiwań. Dotyczy to przede
wszystkim uzbrojenia lotniczego (śmigłowce NH90, transportowce A400M, myśliwce
Eurofighter). Były też zupełne porażki, jak
program zakupu w Stanach Zjednoczonych
bezzałogowców Euro Hawk (czyli Northrop
Grumman RQ-4B Global Hawk Block 20
doposażony w systemy rozpoznawcze niemieckiej produkcji), który pochłonął 600
mln EUR. Okazało się, że odpowiednia
współpraca z Waszyngtonem nad transferem kluczowych technologii, by Global
Hawk stał się Euro Hawkiem, pozostawia
wiele do życzenia. Również program rozwoju MEADS miał swój punkt krytyczny, gdy
władze Stanów Zjednoczonych jednostronnie wycofały się z oryginalnie trójstronnej
międzyrządowej umowy. I tak od paru lat
Berlin i Rzym za jedynego partnera po stronie amerykańskiej miały koncern Lockhe-
ed Martin, który do końca realizował swoje
zobowiązania. Jak łatwo zgadnąć, przedstawiciele Lockheed Martin z zadowoleniem
przyjęli niemiecką decyzję. Podobnej reakcji
można było spodziewać się w Rzymie.
Konkurencja, czyli koncern Raytheon, liczyła, że wycofanie się amerykańskich władz
z umowy otwiera drogę do przekonania
Berlina, by też zrezygnował z MEADS i kupił,
czy raczej zainwestował w przyszłą modernizację systemu Patriot, czyli promowanego
w Polsce Patriota Next Generation, który
w RFN promowano jako Evolved Patriot.
Jednak wybór propozycji Raytehona oznaczałaby zaprzepaszczenie dotychczasowych
nakładów na prace badawczo-rozwojowe
MEADS, które dotąd kosztowały niemieckiego podatnika ponad 1,1 mld EUR (ok.
25% z łącznej zakontraktowanej sumy 4 mld
EUR). Choć pełne dokończenie programu
będzie wymagało kolejnych nakładów. Stąd
zapowiedź niemieckiego ministerstwa obrony, że odpowiedni sztab prawników i księgowych będzie nadzorował dalszy przebieg
prac. Ostateczna decyzja zapadnie w połowie
2016 r., więc Raytheon ma jeszcze szanse na
powrót do gry, ale tylko teoretyczne.
www.armia24.pl
Dlaczego MEADS
Decyzję o wyborze MEADS uzasadniała
sekretarz stanu ds. uzbrojenia Katrin Suder
(doktor fizyki, zarazem zaufana minister von
der Leyen) oraz Generalny Inspektor Bundeswehry gen. Volker Wieker. I czego można
było się dowiedzieć? Otóż przede wszystkim
MEADS spełnia wymóg zapewnienia symultanicznego zwalczania wielu celów balistycznych i aerodynamicznych w zakresie 360°.
Otwarta architektura elektroniczna systemu
pozwala na swobodę eksploatacji, a więc samodzielny dobór kolejnych sensorów i pocisków rakietowych (jak IRIS-T SL), co oznacza
udział i kontrolę nad technologią MEADS
– czego nie dawał Patriot – w konsekwencji zaangażowanie niemieckiego przemysłu
w fazę B+R. W ocenie ministerstwa koszty zakupu i 30-letniej eksploatacji systemu
MEADS wyniosą ok. 10 mld EUR, podczas
gdy w przypadku zmodernizowanego Patriota byłaby to suma o ok. ⅓ wyższa. Trudno
powiedzieć, ile MEADS będzie ostatecznie
kosztował naszych zachodnich sąsiadów.
Obecnie niemiecki resort obrony ogłosił, że
na zakup MEADS oraz fregat MKS 180 wyłoży ok. 8 mld EUR w proporcji mniej więcej
50/50 (by widzieć to w pewnym kontekście,
dotąd na program A400M Berlin wydał już
9,7 mld EUR, a na NH90 ponad 5,2 mld).
Według spekulacji chodzi o zakup ośmiu
baterii, przynajmniej na początek.
Z oczywistych względów wiceminister
Suder o tym nie mówiła, ale cała sprawa ma jeszcze wymiar polityczny. MBDA
Deutschland zatrudnia 1300 osób, większość
w zakładach w bawarskim Schrobenhausen.
Ich zawodowa przyszłość jest związana także z losami MEADS/TLVS. A znane z Polski
hasło: co to za producent, co po jednym prze­
granym przetargu... nie przypadłoby do gustu politykom CSU. Zresztą, co zrozumiałe,
eksperci CSU z entuzjazmem odnieśli się do
ogłoszonej decyzji. Wiceminister Suder ograniczyła się jedynie do ogólnej refleksji, że dla
ministerstwa niemiecki przemysł zbrojeniowy nie jest ani przyjacielem, ani wrogiem.
Decyzja o zakupie MEADS nie spotkała się
z większym sprzeciwem ze strony niemieckich sił politycznych, poza krytyką ze strony
polityków Zielonych, którzy stwierdzili, że
zamiast nowego uzbrojenia, potrzebna jest
nowa polityka bezpieczeństwa. Mimo unikania odzwierzęcego cholesterolu Zieloni
cierpią najwyraźniej na sklerozę, bo to oni,
będąc w koalicyjnym rządzie z SPD, podpisali
w 2004 r. umowę na opracowanie MEADS.
Tymczasem nad Wisłą
Decyzja niemieckiego ministerstwa obrony nie pozostaje bez wpływu na dalsze losy
programu Wisła. Warto przypomnieć, że
Żołnierz Bundeswehry przy konsoli służącej do rozstawiania i włączania wielofunkcyjnej stacji kierowania ogniem
MFCR systemu MEADS [Fot. MBDA Deutschland]
podczas wizyty w Warszawie pod koniec
lutego, prezes Raytheon Integrated Defense Systems Dan Crowley, zapytany, kto
sfinansuje nowy potencjalnie trójantenowy radiolokator z AESA, odpowiedział,
że m.in. Turcja, Polska i Niemcy (Raythe­
on finiszuje na ostatniej prostej programu
Wisła, ARMIA 03/2015). Teraz już wiemy,
że Niemcy można z tej listy wykreślić. Nie
wiadomo, jaką decyzję ostatecznie podejmie Turcja, ale nadal realna jest groźba, że
Polska wskazując na Patriota, wybrała system, który będzie eksploatowany w dłuższej
perspektywie przez nasze państwo, a kolejni
najbliżsi geograficznie użytkownicy będą
nad Zatoką Perską. Jeżeli w 2017 r. Pentagon nie wybierze koncernu Raytheon, jako
dostawcy nowej stacji dla zastąpienia AN/
MPQ-65, to znaczy, że Polska kupiła system eksportowy, nieeksploatowany w kraju
producenta, do którego technologii nie ma
dostępu i który w NATO będzie zanikał.
Gdyż bądźmy szczerzy, niemiecka decyzja
otwiera drogę na dołączenie Holandii do
MEADS/TLVS, o ile Amsterdam w ogóle
zdecyduje się na zakup następcy swoich Patriotów. W związku z decyzją Berlina, warto
postawić inne pytanie. Czy kierownictwo
MON, zwłaszcza wicepremier Siemoniak,
nie poznało wcześniej niemieckich planów
dotyczących MEADS, choćby w trakcie
paru ostatnich spotkań z minister von der
Leyen? Choć raczej nie należy spodziewać
się jakiegokolwiek komentarza ze strony
władz MON przekonanych o swojej omnin
potencji.
Adam M. Maciejewski
Publicystyka dotycząca głównie uzbrojenia wojsk lądowych
oraz przemysłu obronnego. Zainteresowania obejmują też
rolę czynnika militarnego w stosunkach międzynarodowych
i teorii komunikowania masowego.
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 25
WYDARZENIA
ćwiczenia Tactical Prison Rescue 2015
We Wrocławiu
zaatakowali terroryści
Ponad stu mundurowych odpierało atak terrorystyczny i udzielało pomocy rannym w stolicy
Dolnego Śląska. Tak wyglądał scenariusz nocnych ćwiczeń Tactical Prison Rescue 2015, które
odbyły się nocą z 20 na 21 maja. Celem była koordynacja działań na rzecz bezpieczeństwa i pomocy cywilom.
W
ćwiczeniach uczestniczyły m.in.
ekipy Grup Interwencyjnych Służby Więziennej, Straży Granicznej,
Straży Pożarnej i Pogotowia Ratunkowego.
Scenariusz działań zakładał przyjazd na
Stadion Wrocław 10-osobowego zespołu
przygotowującego wystąpienie ważnego
polityka. W czasie prac jedną z tych osób
nakryto na próbie podłożenia bomby. Doszło do wymiany ognia. Na miejsce zostały
wezwane służby, których zadaniem było
zneutralizowanie zagrożenia, przeszukanie
i zabezpieczenie obiektu oraz udzielenie niezbędnej pomocy poszkodowanym.
- Udało się osiągnąć cel, za który obraliśmy
sprawdzian wyszkolenia i współdziałania
służby więziennej, policji i jednostek anty­
terrorystycznych ze służbami ratowniczymi
– mówi kpt. Leszek Kołtun, koordynator ds.
wyszkolenia Grup Interwencyjnych Służby
Więziennej. – Ćwiczenia trwały dwa dni.
Epizod nocny miał też przetestować zdolność
funkcjonariuszy do sprawnego i efektywnego
26
www.armia24.pl
Komentarz eksperta
Kpt. Leszek Kołtun, koordynator ds. wyszkolenia Grup Interwencyjnych Służby
Więziennej.
- W Polsce to policyjne jednostki antyterrorystyczne, a w wyjątkowych przypadkach również
wojskowe, wykonują najniebezpieczniejsze i najgroźniejsze zadania, których celem jest neutralizacja zagrożenia związanego z terroryzmem.
Trzeba jednak zauważyć, że powodzenie całej
takiej akcji zależy od sprawnej współpracy grup
wspierających, czyli między innymi Grup Interwencyjnych Służby Więziennej, ale też jednostek
Pogotowia Ratunkowego. To właśnie sprawdzian
tego współdziałania był głównym celem ćwiczeń
Tactical Prison Rescue 2015. Na miejscu pojawiła
się też Straż Pożarna, która zabezpieczała miejsce
akcji. Ochrona bezpieczeństwa i zdrowia cywili
to zaraz za szybkim wyeliminowaniem zagrożenia najważniejsze zadanie służb mundurowych.
Wrocławskie ćwiczenia pokazały, że polskie jednostki są dobrze przygotowane na ewentualność
ataku na obiekty publiczne.
działania w warunkach ograniczonej widocz­
ności oraz zmęczenia.
Na miejscu pojawiło się piętnastu pozorantów. Z biegiem czasu osoby te były
w różnym stanie fizycznym i psychicznym.
Symulowali strach, panikę oraz poważne
obrażenia ciała. To oczywiście pozwoliło
zwiększyć realizm ćwiczeń, a tym samym
przetestować zdolność funkcjonariuszy
i ratowników do pomocy ofiarom ataku.
– Prawidłowa współpraca ma kluczowe
znaczenie z punktu widzenia zarówno bez­
pieczeństwa osób postronnych, jak i skutecz­
ności prowadzenia akcji antyterrorystycznej.
Podczas Tactical Prison Rescue 2015 szybkość
eliminacji zagrożenia była jednym z kluczo­
wych elementów ćwiczeń – tłumaczy kpt.
Leszek Kołtun.
Obiekt wrocławskiego stadionu co chwila
rozbrzmiewał odgłosami wybuchów i wystrzałów. Mimo trudnych warunków prowadzenia działań nocnych funkcjonariusze
mogli liczyć na wsparcie w postaci przenośnych najaśnic LED dużej mocy, latarek
na broń i czołowych. – Zaletą przenośnych
systemów oświetleniowych jest to, że korzy­
stające z nich służby uzyskują szybki dostęp
do niezawodnego i wydajnego źródła świa­
tła – mówi Andrzej Wojtusik z wrocławskiej firmy Mactronic, partnera akcji, który
udostępnił oświetlenie na potrzeby Tactical
Prison Rescue 2015. – Ma to spore znaczenie
taktyczne, a prawidłowe oświetlenie miejsca
akcji jest niezbędne, kiedy mowa o zabezpie­
czeniu obiektu będącego celem ataku.
Uczestnicy ćwiczeń mówią, że zakończyły się one powodzeniem. Jak kpt. Leszek
Kołtun ocenia przygotowanie służb do
wydarzeń opisanych w scenariuszu? – To
było zagrożenie niekonwencjonalne, a skut­
ki te ciężko przewidzieć. Same ćwiczenia są
dowodem tego, że nawet takie scenariusze
brane są pod uwagę. Ciężko odpowiadać mi
w imieniu jednostek antyterrorystycznych, ale
wierzę, że są one przygotowane na podobne
scenariusze – mówi.
Ćwiczenia Tactical Prison Rescue odbywają się raz w roku. Akcja nocna na
Stadionie Wrocław trwała około trzech
godzin.
n
Tekst: Redakcja
Zdjęcia: Tomasz Hołod/Mariusz Dejneka
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 27
WYDARZENIA
o społecznym wymiarze obronności na UKSW
Organizacje proobronne
w systemie bezpieczeństwa
10 czerwca 2015 roku Koło Naukowe Bezpieczeństwa „Justycjariusze” zorganizowało Ogólnopolską Konferencję Naukową „Miejsce i rola organizacji proobronnych w systemie bezpieczeństwa”. Patronat honorowy nad wydarzeniem objęli Minister Obrony Narodowej oraz Szef Biura
Bezpieczeństwa Narodowego.
Gen. prof. dr hab. Bogusław Pacek podczas wystąpienia
Karolina Dłuska
N
a przestrzeni ostatnich miesięcy mo­
żemy zaobserwować zdecydowany
wzrost aktywności organizacji i sto­
warzyszeń o charakterze proobronnym,
a także wzrost zainteresowania tematem
zarówno samych organizacji i ich funkcjo­
nowania, jak również tego jak mogą wpisać
się w cały system obronności państwa polskie­
go – zaznaczyła Karolina Dłuska, Prezes
Koła, mówiąc o motywach zorganizowania
konferencji.
Konferencję oficjalnie otworzył, wskazując na wyrazy uznania dla podjętej inicjatywy – ks. prof. dr hab. Maciej Bała
– Prorektor ds. Studenckich i Kształcenia.
Gościem honorowym konferencji był gen.
dyw. w st. spocz. prof. dr hab. Bogusław
Pacek – Pełnomocnik Ministra ON ds.
Społecznych Inicjatyw Proobronnych
28
i jednocześnie Prezes Federacji Organizacji
Proobronnych. W Polsce ponad 35 tys.
osób zrzeszonych jest w grupach i stowarzyszeniach związanych z obronnością
Polski. Pełnomocnik Ministra podkreślił,
że warto ten potencjał włączyć w system
wspierający obronność kraju. Pierwszym
krokiem ku konsolidacji tych grup było powołanie przed trzema miesiącami Federacji
Organizacji Proobronnych. Działalność
wychowawcza, edukacja obronna, udział
w systemie zarządzania kryzysowego w czasie pokoju oraz obrona terytorialna podczas
wojny – to główne cele Federacji, na które
wskazał jej Prezes. Dodał, że Federacja jest
otwarta na współpracę z innymi organizacjami. Podjęte zostały rozmowy m.in. z Ligą
Obrony Kraju oraz Związkiem Strzelectwa
Sportowego. Trzy lata – tyle według gen.
Packa potrzeba na włączenie organizacji o charakterze proobronnym w system
obronności państwa.
W konferencji udział wzięli liczni przedstawiciele organizacji proobronnych zarówno rządowych, jak i pozarządowych, którzy
wskazali m.in. na swoją działalność, a także
wspólne obszary współpracy. Wśród gości
znaleźli się nadkom. Zbigniew Bartosiak
– Zastępca Naczelnika Wydziału Historii
Policji i Edukacji Społecznej Gabinetu
Komendanta Głównego Policji, Zbigniew
Kaliszyk – Członek Zarządu Głównego
Związku OSP RP, Ewa Waligóra –
Zastępca Naczelnika Wydziału Koordynacji
Działań Nadwiślańskiego Oddziału Straży
Granicznej, st. sierż. ZS Marek Klasa
– Szef Wydziału Naukowo-Badawczego
KG ZS „Strzelec” OSW, st. kpr. L.A.
Przemysław Fronc – Zastępca Dowódcy
– Stowarzyszenie Instruktorów Legia
Akademicka w Lublinie oraz kol. Stanisław
Drosio – ObronaNarodowa.pl, przedstawiciele Stowarzyszenia Propagowania Wiedzy
i Działań Antyterrorystycznych BOA
Warszawa, członkowie Koła Naukowego
Bezpieczeństwa „Justycjariusze”, pracownicy
naukowi oraz studenci z całej Polski, w tym
m.in. z Warszawy, Krakowa, Wrocławia,
Katowic i Olsztyna.
Przemysław Fronc, zastępca dowódcy Stowarzyszenia Instruktorów Legia
Akademicka w Lublinie podkreślił, że pomimo faktu działania Federacji dopiero trzy
miesiące stara się ona nawiązywać kolejne
kontakty, podejmować współpracę z kolejnymi organizacjami. Dodał, że ma nadzieję,
iż będzie to początek nowoczesnej obrony
terytorialnej. Należy jednak pamiętać, że
Federacja nie ma na celu wyręczenia armii,
a jedynie wsparcie jej działań. Dzięki członkostwu w Federacji, stowarzyszenia i organizacje zyskują duże wsparcie dla swoich
działań ze strony MON – zaznaczył Marek
Klasa ze ZS „Strzelec” OSW.
Na potrzebę konsolidacji organizacji
i grup proobronnych wskazywał również
płk Witold Gniecki, który podczas dyskusji
www.armia24.pl
mówił o potrzebie ciężkiej pracy i zaangażowania. Konsolidacja to lata pracy, a każda
z organizacji ma swój światopogląd. Próba
wspólnego opracowania standardów wymaga podejścia do sprawy od podstaw.
Policja, Ochotnicza Straż Pożarna, Straż
Graniczna to przykłady organizacji podzielających zdanie o potrzebie konsolidacji.
Należy jednak pamiętać o wypracowaniu
ram prawnych w tej kwestii – podkreślał
nadkom. Zbigniew Bartosiak. Z kolei na
potrzebę częstszych spotkań, w celu wzajemnego poznania siebie i podjęcia konsolidacji,
która obecnie jest bardzo trudna – wskazała
Ewa Waligóra z Nadwiślańskiego Oddziału
Straży Granicznej. Podstawa to konsolidacja
i unifikacja – dodał kol. Stanisław Drosio
z ObronaNarodowa.pl, mówiąc o potrzebie
ujednolicenia szkoleń, które pozwolą na
działalność i powstanie krajowego systemu
obrony narodowej.
Podczas konferencji miał miejsce również pokaz dynamiczny 2. Mazowieckiego
Pułku Saperów, w tym pokaz tresury psów
służbowych i wskazania na ich umiejętności.
Ponadto w konferencji uczestniczyło wielu
studentów z polskich uczelni. W swoich wystąpieniach poruszyli tematy dotyczące m.in.
uwarunkowań przy tworzeniu obrony terytorialnej w Polsce czy znaczenia organizacji
proobronnych w zarządzaniu kryzysowym.
Konferencja miała na celu wymianę
spostrzeżeń oraz doświadczeń pomiędzy
przedstawicielami: rządu, resortu obrony
narodowej, spraw wewnętrznych, służb
mundurowych, ale przede wszystkim
przedstawicieli organizacji proobronnych
Panel dyskusyjny, od lewej: Zbigniew Kaliszczyk (ZG ZOSP RP), nadkom. Zbigniew Bartosiak (KGP), st. sierż. ZS Marek
Klasa (KG ZS „Strzelec” OSW), płk Witold Gniecki, kol. Stanisław Drosio (ObronaNarodowa.pl), nadkom. dr Zbigniew
Mikołajczyk (UKSW) oraz Anna Gardzińska i Mateusz Misiak (KNB „Justycjariusze”)
zarówno rządowych, jak i pozarządowych –
podkreślała na początku Karolina Dłuska.
W podsumowaniu nadkom. dr Zbigniew
Mikołajczyk – moderator całej konferencji
i opiekun Koła – jednoznacznie stwierdził,
że cel ten został osiągnięty. Jednak dyskusja
nadal pozostaje otwarta. Potrzebne jest prowadzenie inicjatyw naukowych w zakresie
wykorzystania organizacji proobronnych
przez państwo, niezbędnym jest również zaangażowanie w proces integracji władz samorządowych i rządowych. Moderator konferencji wskazał także na scentralizowanie
i skoordynowanie działań organizacyjnych,
planistycznych i szkoleniowych. Działalność
organizacji proobronnych nie jest w pełni wykorzystywana w całym swym potenjale przez
system bezpieczeństwa państwa, co należy
obrać jako kierunek działań, także w przestrzeni naukowej – dodał w podsumowaniu
obrad nadkom. dr Zbigniew Mikołajczyk.
***
Koło Naukowe Bezpieczeństwa „Justycjariusze” jeszcze raz pragnie serdecznie podziękować patronom honorowym konferencji:
Ministrowi Obrony Narodowej oraz Szefowi
Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Podziękowania kierujemy również dla wszystkich
wspierających nas zarówno merytorycznie,
jak i organizacyjnie w przygotowaniu konferencji. W szczególności pracownikom Ministerstwa Obrony Narodowej, Burmistrzowi
Dzielnicy Bielany, ks. prof. UKSW dr. hab.
Maciejowi Bale – Prorektorowi ds. Studenckich i Kształcenia UKSW, dr. hab. Tadeuszowi
Kamińskiemu – Dziekanowi Wydziału Nauk
Historycznych i Społecznych oraz prof. dr.
hab. Radosławowi Zenderowskiemu – Dyrektorowi Instytutu Politologii UKSW.
n
O przyjęcie podziękowań za przybycie prosimy również
wszystkich prelegentów, patronów medialnych oraz
pracowników naukowych i studentów.
Fot. Sylwia Lacek, KNB „Justycjariusze”
Karolina Dłuska
Pokaz przygotowany przez 2. Mazowiecki Pułk Saperów
Prezes Koła Naukowego Bezpieczeństwa„Justycjariusze”, studentka II stopnia Politologii ze specjalizacją marketing polityczny i socjologia polityki na
UKSW. W 2013 r. jedna z członków założycieli Koła.
W latach 2013–2014 wiceprezes Koła, od marca
2014 r. prezes. Inicjatorka i koordynatorka Ogólnokrajowej Konferencji Naukowej „Kobiety w mundurach rola kobiet w instytucjach bezpieczeństwa”
(26.05.2014). Ukończyła praktykę w MSW oraz
wolontariat w grupie „Horyzont – przeciw karze
śmierci” przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 29
WYDARZENIA
czterdziesty trzeci raz na bałtyckiej fali
BALTOPS 2015
sojusznicze ćwiczenia na Bałtyku
Między 5 a 20 lipca, wody i plaże Bałtyku stały się areną ćwiczeń BALTOPS, w których wzięło udział
50 jednostek pływających, wpieranych przez 61 statków powietrznych z 17 państw, w tym trzech
spoza NATO. W ten sposób Sojusz Północnoatlantycki pokazał swoją determinację i gotowość
do obrony państw członkowskich położonych nad basenem Morza Bałtyckiego. Poniżej prezentujemy założenia i scenariusze tegorocznej edycji BALTOPS-u wraz z fotorelacją z ćwiczebnej
operacji desantowej przeprowadzonej na plażach poligonu w okolicach Ustki.
4
czerwca okręty uczestniczące w międzynarodowym ćwiczeniu BALTOPS
2015 weszły do portu w Gdyni. Przy
nabrzeżach Portu Wojennego, Handlowego
oraz w centrum Gdyni zacumowało ponad
40 jednostek. Część z nich udostępniono do
zwiedzania.
Ćwiczenie BALTOPS 2015 podzielono na
trzy etapy:
– faza portowa: 04–07.06.2015 r. (Gdynia);
– faza zasadnicza: 08–19.06.2015 r. (działania morskie na poligonach Bałtyku południowego, morsko-lądowa część na
Centralnym Poligonie Sił Powietrznych
w Ustce oraz w przestrzeni powietrznej południowego Bałtyku);
30
www.armia24.pl
– faza końcowa: 20–21.06.2015 r. (omówienie ćwiczenia w Kilonii, Niemcy).
Po raz pierwszy w historii do portu
w Gdyni weszły dwa stałe Zespoły NATO –
„drugi” zespół fregat i niszczycieli – SNMG2
i zespół przeciwminowy SNMCMG1, w którego składzie od lutego operuje polski niszczyciel min ORP „Mewa”.
Ogólne informacje o ćwiczeniu
Największe w tym roku międzynarodowe
ćwiczenie na Bałtyku rozpoczęło się w Gdyni. Armada ponad 40 okrętów weszła do
portu w Gdyni 4 i 5 czerwca, a w całym
ćwiczeniu brało udział około 4500 żołnierzy z 17 państw. 8 czerwca okręty rozpoczęły
praktyczne manewry na morzu. Uczestnicy
organizowanych w ramach programu Partnerstwo dla Pokoju manewrów BALTOPS
2015 przećwiczyli prowadzenie międzynarodowej operacji pokojowej w sytuacji narastającego kryzysu.
6–7 lipca w Gdyni załogi wzięły udział
w ostatecznych odprawach przed rozpoczęciem działań, a wybrane okręty udostępniono do zwiedzania. Trwająca dwa
tygodnie faza morska zakończyła się 20
czerwca w niemieckim porcie w Kilonii.
W trakcie ćwiczenia na morzu operowało
47 okrętów, w tym dwa Stałe Zespoły NATO.
Komponent lotniczy stanowiło 49 samolotów i śmigłowców, w tym między innymi
amerykańskie bombowce strategiczne B-52,
samoloty AWACS, morskie samoloty patrolowe, samoloty odrzutowe i śmigłowce.
Polskie siły morskie w ćwiczeniu
Polska Marynarka Wojenna wzięła udział
w ćwiczeniu BALTOPS już po raz dwudziesty trzeci i w tym roku reprezentowali ją okręt podwodny OPR „Kondor”, pięć
trałowców: ORP „Resko”, ORP „Bukowo”,
ORP „Dąbie”, ORP „Mamry”, ORP „Wigry”,
dwa okręty transportowo-minowe ORP
„Gniezno” i ORP „Lublin” oraz niszczyciel
min ORP „Mewa”, który operuje obecnie
w składzie Stałego Zespołu Sił Obrony
Przeciwminowej NATO Grupa 1. Lotnictwo morskie natomiast wydzieliło do ćwiczenia dwa śmigłowce zwalczania okrętów
podwodnych Mi-14 PŁ, samolot patrolowo-rozpoznawczy „Bryza” oraz śmigłowiec
ratowniczy i śmigłowiec pokładowy SH-2G
„Super Seasprite”.
Oprócz załóg okrętów, samolotów i śmigłowców, w ćwiczeniu na różnych szczeblach dowodzenia udział wzięło 11 oficerów
Centrum Operacji Morskich – Dowództwa
Komponentu Morskiego, a komandor
Zbigniew Górniak pełnił obowiązki zastępcy
kierownika ćwiczenia. W sumie w tegorocznej edycji ćwiczenia uczestniczyło 17 państw:
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 31
WYDARZENIA
Belgia, Dania, Estonia, Finlandia, Francja,
Gruzja, Holandia, Kanada, Litwa, Łotwa,
Niemcy, Norwegia, Polska, Szwecja, Turcja,
USA i Wielka Brytania. Wzięły w nich udział
także Stałe Zespoły NATO: SNMG2 (zespół
niszczycieli i fregat) i SNMCMG1 (zespół
okrętów przeciwminowych) z polskim niszczycielem min ORP „Mewa”.
Scenariusz ćwiczenia
BALTOPS 2015 to wieloetapowe ćwiczenie, którego głównymi założeniami były
koordynacja wszystkich sił na szczeblu
operacyjnym oraz osiągnięcie założeń niższego szczebla – taktycznego. W pierwszej
fazie operacji morskiej okręty prowadziły
manewry zgrywające się na południowym
Bałtyku. W drugim tygodniu rozpoczęła się
zasadnicza faza operacji na morzu i lądzie,
prowadzona zgodnie z założeniami scenariusza i adekwatnie do rozwijającej się
w nim sytuacji. Siły powietrzne wspólnie
z siłami lądowymi i morskimi prowadziły
zintegrowaną operację usankcjonowaną
przez rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ,
wynikiem której miało być przywrócenie
pokoju i stabilizacji w regionie. Wokół spornych terenów ustanowiono wyłączną strefę
bezpieczeństwa, niedostępną dla żeglugi,
a siły ONZ zostały upoważnione do podjęcia odpowiednich działań. W tym czasie
przeprowadzono między innymi operację
desantową na plażach w okolicach Ustki,
a także operacje embarga i blokad morskich
w rejonach objętych kryzysem, akcje wymuszania pokoju, przeciwdziałanie aktom
piractwa i terroryzmu oraz niedopuszczenie
do transferu nielegalnych dostaw broni, jak
również obrona wybrzeża przed wojskami desantu przeciwnika. Okręty ćwiczyły
operacje przeciwminowe zmierzające do
wytyczenia bezpiecznych torów wodnych
oraz kontrolę żeglugi w wyłącznej strefie bezpieczeństwa. W trakcie manewrów
okręty przećwiczyły tym samym wszystkie
elementy typowych operacji pokojowych.
32
www.armia24.pl
INSTYTUT TECHNICZNY WOJSK LOTNICZYCH
ul. Księcia Bolesława 6, 01-494 Warszawa, skr. poczt. 96
tel.: 261 851 300; tel./faks: 261 851 313
www.itwl.pl
e-mail: [email protected]
WYDARZENIA
Scenariusz manewrów nawiązywał do potencjalnych kryzysów na świecie.
Dowództwo ćwiczenia
Ćwiczenie zorganizowało mieszące się
w Portugalii Dowództwo Morskich Sił Uderzeniowych i Wsparcia NATO (STRIKFORNATO), a merytoryczny nadzór nad nim
sprawował Naczelny Dowódca Sił Sojuszniczych w Europie (SACEUR) gen. Philip
M. Breedlove.
Całość sił biorących udział w ćwiczeniu
dowodzona była z morza z pokładu jednostki desantowej USS „San Antonio” o numerze burtowym LPD-17. W Marynarce
Wojennej Stanów Zjednoczonych służy ona
od 2006 roku i pełni funkcję stałej bazy dla
wojskowych pojazdów wodno-lądowych
oraz statków powietrznych i piechoty morskiej. Jest pierwszą jednostką serii okrętów
desantowo-transportowych (Amphibious
Transport Dock) typu San Antonio.
W dowództwie ćwiczenia polskie siły
morskie reprezentował komandor Zbigniew
Górniak z Centrum Operacji Morskich –
Dowództwa Komponentu Morskiego, który
pełnił obowiązki zastępcy kierownika ćwiczenia fazy morskiej.
34
Krótka historia
Manewry morskie Baltops organizowane
są od 1972 roku na Morzu Bałtyckim. Początkowo było to ćwiczenie, w którym brały
udział tylko siły Sojuszu Północnoatlantyckiego i było przeciwwagą dla manewrów organizowanych przez państwa byłego Układu
Warszawskiego. Od 1993 roku do udziału
w manewrach zostały zaproszone nowe
państwa z byłego bloku wschodniego, w tym
Polska. Od tamtej pory ćwiczenie Baltops
jest organizowane w ramach programu Partnerstwa dla Pokoju.
Dla naszego kraju był to już 23. udział
w tych największych na Morzu Bałtyckim
manewrach.
Ćwiczenia serii Allied Shield
Ćwiczenie BALTOPS 2015 jest jednym
z serii czterech ćwiczeń odbywających się
w czerwcu w ramach grupy ćwiczeń Sojuszu i państw partnerskich pod wspólnym
kryptonimem Allied Shield.
Pozostałe ćwiczenia serii Allied Shield to:
• SABER STRIKE – wielonarodowe ćwiczenie, które odbyło się od 1 do 19 czerwca
równocześnie w Polsce, na Litwie, Łotwie
i w Estonii. Oprócz przedstawicieli Sił
Zbrojnych RP wzięli w nim udział wojskowi z USA, Francji, Niemiec i Wielkiej
Brytanii, a polska część manewrów odbyła
się w Drawsku Pomorskim;
• NOBLE JUMP – czyli dalsze testy
i zgrywanie tzw. Szpicy NATO, która była
głównym efektem zeszłorocznego szczytu
NATO w Newport. VJTF, czyli Very High
Readiness Joint Task Force, tym razem ćwiczyło w Żaganiu od 9 do 19 czerwca;
• TRIDENT JOUST – prowadzone
w Rumunii ćwiczenie dla kadry kwatery
Sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych
(JFC) w Neapolu, które w tym roku dowodzi
siłami odpowiedzi NATO.
Cała ta seria ćwiczeń jest wstępem do największego ćwiczenia Sojuszu w tym roku
– TRIDENT JUNCTURE 2015, które odbędzie się jesienią w Portugalii, Hiszpanii,
we Włoszech oraz w przestrzeni powietrznej i na akwenach Morza Śródziemnego
i wschodniego Atlantyku.
Okręty które wzięły udział
w BALTOPOS 2015
• Fregata HDMS „Niels Juel” typu Iver
Huitfeldt, numer burtowy F363, Dania
www.armia24.pl
BALTOPS 2015 – sojusznicze ćwiczenia na Bałtyku
• Fregata HDMS „Peter Willemoes” typu
Iver Huitfeldt, numer burtowy F362, Dania
• Okręt wsparcia HDMS „Absalon” typu
Absalon, numer burtowy L16, Dania
• Transportowiec HDMS „Sleipner” typu
AKS, numer burtowy A559, Dania
• Okręt wsparcia MV „Blue Capella”, numer burtowy BLUE CAPELLA, Dania
• Niszczyciel min-dron HDMS
„HirshoIm” typu Holm, numer burtowy
MSD 5, Dania
• Niszczyciel min-dron HDMS MSF-1
typu Holm, numer burtowy MSF 1, Dania
• Niszczyciel min ENS „Sakala” typu
Sandown, numer burtowy M 314, Estonia
• Niszczyciel min-platforma nurkowa
ENS „Tasuja” typu Lindoren, numer burtowy A432, Estonia
• Stawiacz min FNS „Hämeenmaa” typu
Hämeenmaa, numer burtowy 02, Finlandia
• Okręt wsparcia i dowodzenia FS
„Somme” typu Durance, numer burtowy
A631, Francja
• Niszczyciel min FS „Eridan” typu
Tripartite, numer burtowy M641, Francja
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 35
WYDARZENIA
• Niszczyciel min HNLMS „Makkum”
typu Tripartite (Alkmaar), numer burtowy
M 857, Holandia
• Niszczyciel min HNLMS „Urk” typu
Tripartite (Alkmaar), numer burtowy M
861, Holandia
• Niszczyciel min HNLMS „Willemstad”
typu Tripartite (Alkmaar), numer burtowy
M 864, Holandia
• Niszczyciel min HNLMS „Zierikzee”
typu Tripartite (Alkmaar), numer burtowy
M 862, Holandia
• Okręt hydrograficzny HNLMS
„Luymes” typu Snellius, numer burtowy
A 803, Holandia
• Fregata HMCS „Fredericton” typu
Halifax, numer burtowy 337, Kanada
• Niszczyciel min LNS „Kuršis” typu
Hunt, numer burtowy M 54, Litwa
• Niszczyciel min LNS „Skalvis” typu
Hunt, numer burtowy M 53, Litwa
• Okręt patrolowy LNS „Žemaitis” typu
Flyvefisken (Standard Flex 300), numer burtowy P 11, Litwa
• Okręt wsparcia i dowodzenia LVNS
„Virsaitis” typu Vidar, numer burtowy A 53,
Łotwa
• Niszczyciel min FGS „Auerbach” typu
Ensdorf (352), numer burtowy M1093,
Niemcy
• Okręt zaopatrzeniowy FGS „Donau”
typu 404, numer burtowy A516, Niemcy
• Mały okręt rakietowy FGS „Hermelin”
typu 143A – Gepart, numer burtowy P6123,
Niemcy
• Fregata FGS „Lübeck” typu Bremen
(122), numer burtowy F214, Niemcy
• Korweta rakietowa FGS „Braunshweig”
typu K130, numer burtowy F260, Niemcy
36
• Okręt wsparcia-holownik FGS
„Fehmarn” typu Helgoland (typ: 720 B),
numer burtowy A1458, Niemcy
• Mały okręt rakietowy FGS „Wiesel” typu
143A – Gepart, numer burtowy P6129, Niemcy
• Mały okręt rakietowy FGS „Hyanev
typu 143A – Gepart, numer burtowy P6130,
Niemcy
• Niszczyciel min HNOMS „Otra” typu
Alta, numer burtowy M 351, Norwegia
• Niszczyciel min HNOMS „Rauma”
typu Alta, numer burtowy M 352, Norwegia
• Okręt podwodny ORP „Kondor” typu
Kobben, numer burtowy 297, Polska
• Niszczyciel min ORP „Mewa” typu 206
FM, numer burtowy 623, Polska
• Okręt transportowo-minowy ORP
„Gniezno” typu 767 (Lublin), numer burtowy 822, Polska
• Okręt transportowo-minowy ORP
„Lublin” typu 767 (Lublin), numer burtowy 821, Polska
• Trałowiec ORP „Bukowo” typu 207P,
numer burtowy 632, Polska
• Trałowiec ORP „Drużno” typu 207P,
numer burtowy 641, Polska
• Trałowiec ORP „Mamry” typu 207M,
numer burtowy 643, Polska
• Trałowiec ORP „Resko” typu 207P, numer burtowy 637, Polska
• Trałowiec ORP „Wigry” typu 207M,
numer burtowy 644, Polska
• Mały okręt rakietowy HSWMS
„Malmö” typu Stockholm, numer burtowy
K12, Szwecja
• Fregata rakietowa TCG „Göksu” typu
Oliver Hazard Perry, numer burtowy F 497,
Turcja
• Okręt desantowy USS „San Antonio”
typu San Antonio, numer burtowy 17, USA
• Krążownik rakietowy USS „Vicksburg” typu
Ticonderoga (332), numer burtowy 69, USA
• Niszczyciel rakietowy USS „Jason
Dunham” typu Arleigh Burke (Flight IIA),
numer burtowy 109, USA
• Fregata HMS „Iron Duke” typu Duke
(23), numer burtowy F234, Wielka Brytania
• Śmigłowcowiec HMS „Ocean” typu
Ocean, numer burtowy L12, Wielka
Brytania
• Niszczyciel min HMS „Quorn” typu
Hunt, numer burtowy M41, Wielka Brytania.
n
Zdjęcia: Michał Wajnchold
Materiały: Centrum Operacji Morskich – Dowództwo
Komponentu Morskiego
www.armia24.pl
BALTOPS 2015 – sojusznicze ćwiczenia na Bałtyku
www.wb.com.pl
ul. Poznańska 129/133, 05-850 Ożarów Mazowiecki, tel.: +48 22 731 25 00, fax: +48 22 731 25 01, e-mail: [email protected]
na lądzie
pojazdy bojowe
Pływalność
i wykrywalność
bojowych wozów piechoty
Bojowe wozy piechoty (bwp), zarówno te na podwoziu kołowym, jak i gąsienicowym, stanowią
obok czołgów główną siłę uderzeniową wojsk lądowych. Jako niezastąpione na współczesnym
polu walki są wciąż modernizowane, nie mówiąc już o ich nowych konstrukcjach, spełniających
wymagania sieciocentrycznego pola walki.
Jerzy Garstka
P
rzyszłość nowych bojowych wozów
piechoty uzależniona jest od kompleksowego podejścia do problemu ich żywotności na lądowym polu walki. Problemy
te można, zdaniem specjalistów, rozwiązać
m.in. poprzez połączenie modułowych
pancerzy zasadniczych (lekkich i ciężkich)
z ochroną przed oddziaływaniem improwizowanych urządzeń wybuchowych (IED)
i systemami aktywnej osłony oraz wprowadzenie etatowych środków maskujących III
i IV generacji.
O wartości bwp decyduje nie tylko osłona
i uzbrojenie, ale także zdolności tych pojazdów do pływania. Pływalność wymusza wiele kompromisów, zwłaszcza w odniesieniu
do kształtu i pojemności wnętrza kadłuba,
38
masy, liczy osób desantu oraz bazowego
poziomu osłony balistycznej. Jak ciężko
jest pogodzić wiele sprzecznych wymagań
dotyczących nowych bwp (np. pływalności
z ochroną pojazdu i bogatym uzbrojeniem),
wiedzą tylko konstruktorzy tych maszyn bojowych.
Pływalność bwp – wymóg
czy zachcianka?
Od dłuższego czasu w naszych siłach zbrojnych toczone są spory na temat samodzielnego pokonywania przeszkód wodnych
przez wozy bojowe i pojazdy oparte na ich
konstrukcji. Związane są one z przyjętymi
przez Ministerstwo Obrony Narodowej RP
założeniami do uruchomienia programu
(krypt. Borsuk) pozyskania nowego gąsienicowego bwp i szeregu pojazdów opartych na
jego konstrukcji. Argumentów za i przeciw
▲ Pandur II 8×8 podczas pływania, widoczny rozłożony falochron. W wersji Pandur II 8×8 CZ, jako KBVP, jest
eksploatowany w czeskiej armii [Fot. GDELS]
pływalności jest bardzo dużo, a ich merytoryczne uzasadnienia nie zawsze są w pełni
przekonujące. Warto jest jednak wziąć pod
uwagę fakt, że przeszkody wodne o szerokości ponad 10 m występują w Polsce co
6–7 km. Z tej właśnie przyczyny nie zawsze
przyszłe trendy zachodnie w budowie bwp
mogą być przeniesione bezkrytycznie na
nasz grunt.
Użytkownicy pływających bwp
Użycie pływających bwp ściśle związane
jest z rodzajem prowadzonych działań.
Wiele państw zakłada na swym terytorium
prowadzenie tylko działań obronnych, co
powoduje, że działania ofensywne (natarwww.armia24.pl
cie) połączone z pokonywaniem przeszkód
wodnych z marszu prowadzone będą doraźnie i w ograniczonym zakresie. Do niewielu państw, w których obwiązuje dla bwp
wymóg pokonywania przeszkód wodnych
pływaniem, należy Polska (program Borsuk) i Rosja (program Kurganiec-25). Dziś
tylko nowoczesny południowokoreański
bwp K21 jest zdolny do pływania, zaś pływalność uzyskana dzięki pływakom burtowym okupiono znacznymi opóźnieniami
programu i wieloma usterkami technicznymi. Wymóg pływalności dla K21 był ściśle
związany z planami desantowania dużych sił
na nieprzyjacielskim wybrzeżu. Podobnym
celem kierowały się Chiny (działania amfibijne przeciw Tajwanowi), wprowadzając
pływające bwp ZBD-97/ZBD-04 i ZBD2000/ZBD-05. Indie zakładające w swej
doktrynie działania taktyczne i operacyjne z prowadzeniem forsowania przeszkód
wodnych w ramach projektu FICV (Futuristic Infantry Combat Vihicle) przewidują
zastąpienie dotychczasowych BMP-2 nowym pływającym bwp. Stany Zjednoczone
dla swych marines (korpus USMC) zakładają wprowadzenie nowych pływających
gąsienicowych i kołowych transporterów
amfibijnych (wcześniejsze prace konstrukcyjno-badawcze z poprzednikiem nie napawają optymizmem).
Pływające transportery w SZRP
Będące w wyposażeniu naszych wojsk lądowych wozy pływające to BWP-1 i Rosomak oraz pojazdy specjalistyczne (np.
Transporter Rozpoznania Inżynieryjnego
Hors bazujący na pływającym transporterze
opancerzonym MT-LB). Poza Rosomakiem
są to pojazdy przestarzałe, których dalsza
modernizacja jest już nieopłacalna.
BWP-1 (inaczej BMP-1), mimo że upłynęło ponad 40 lat, nie doczekał się modernizacji ani swojego następcy. Występuje
w dwóch wariantach: BWP-1D – wozu
dowódczego, różniącego się od wersji podstawowej tylko dodatkową radiostacją, oraz
BWR-1 – bojowego wozu rozpoznawczego.
Pływalność zapewnia odpowiednia wyporność oraz trzy pompy odprowadzające
wodę, która dostaje się do wnętrza pojazdu
na skutek jego nieszczelności. Dzielność
pływania zwiększa podniesiony falochron
oraz wysoki wlot powietrza, co uniemożliwia przedostanie się wody do silnika.
Od lat 90. XX w. pojazdy BWP-1 pokonują przeszkody wodne bez desantu (zarówno na morzu, jak i wodach śródlądowych).
Najgroźniejsze dla nich jest bowiem zatrzymanie pracy silnika (tym samym pomp
wypompowujących wodę z jego wnętrza),
co może doprowadzić do zatopienia pojaz-
Południowokoreański bwp K21 – widok z tyłu. Pływalność pojazdu uzyskano dzięki nadmuchiwanym pływakom
(pontonom) burtowym [Fot. Internet]
du. Także zbyt szybki i gwałtowny wjazd do
wody powoduje zalanie eżektora i żaluzji.
Z powyższego wynika, że BWP-1 nie przedstawia dużej wartości jako środek walki.
Strategia obrony naszego państwa opiera się
na obronie integralności terytorium kraju
i należy przypuszczać, że w tych działaniach
ofensywne formy walki (natarcie) nie będą
odgrywać dominującej roli. Decyzja o zaniechaniu dalszej modernizacji BWP-1 jest
więc słuszna i przemyślana.
W przypadku pływającego bwp Rosomak
jest zapytanie, czy pojazd ten można traktować jako bwp dla całych wojsk lądowych.
Dzisiaj w ten typ wozu planuje się przezbroić tylko trzy brygady zmechanizowane, gdy
tymczasem zgodnie z etatem Wojsko Polskie
ma trzy brygady pancerne i osiem brygad
zmechanizowanych, wśród nich jest brygada zmechanizowana określana jako pan-
Południowokoreański bwp K21 wyjeżdża na brzeg po
pokonaniu przeszkody wodnej wpław, widać wciąż rozłożony falochron oraz dodatkową kurtynę częściowo chroniącą przed zalaniem układ wydechowy [Fot. Internet]
Napędzany podczas pływania przez pędniki strugowodne chiński bwp ZBD-04 wynurza się z wody. Widać lekko
opancerzony kadłub o dużej wyporności, snorkel, duży falochron i linie dopuszczalnego załadunku na boku kadłuba
– cechy wozu amfibijnego [Fot. Internet]
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 39
na lądzie
BMP-3F to wersja pływającego BMP-3 zoptymalizowana do desantu z morza. Na zdjęciu wozy BMP-3F indonezyjskiej
piechoty morskiej (Korps Marinir) podczas ćwiczeń [Fot. Tentara Nasional Indonesia]
Najnowszy rosyjski amfibijny bwp, czyli Kurganiec-25, w którym możliwie wysoki stopień ochrony połączono z pływalnością [Fot. Соколрус]
BWP-1 z 7 BOW podczas pływania poligonowego w Bałtyku [Fot. st. chor. Marcin Lasoń/7 BOW]
cerna, jedna górska i jedna brygada obrony
wybrzeża. Dwie trzecie z istniejących dziś
związków taktycznych nie będzie więc odbiorcą bwp z programu Rosomak.
W programie na lata 2013–2022 znalazło się 14 priorytetowych dziedzin, w tym
zadanie „modernizacji wojsk pancernych
i zmechanizowanych”. Celem programu jest
zastąpienie w pierwszej kolejności wysłużonych BWP-1 i czołgów rodziny T-72 nowymi opancerzonymi pojazdami bojowymi
zbudowanymi na bazie uniwersalnej modułowej platformy gąsienicowej (UMPG),
Dużym zagrożeniem dla pływającego BWP-1 jest jego gwałtowny wjazd do wody i zalanie eżektora i żaluzji [Fot.
por. Lidia Tobolska/7 BOW]
40
która będzie również bazą dla pojazdów specjalistycznych. Koszt programu do 2022 r.
wynosi 8,648 mld złotych. Na bazie UMPG
mają powstać dwie odmiany pojazdu: lżejszy (bwp) o kryptonimie Borsuk oraz cięższy (czołg lekki) o kryptonimie Gepard.
3 września 2014 r. Narodowe Centrum
badań i Rozwoju (NCBiR) wspierane finansowo przez MON ogłosiło rozstrzygnięcie
konkursu na opracowanie nowego pływającego bwp. Po kilku korektach jesienią
2014 r. podpisano umowę na opracowanie
i przebadanie bwp o krypt. Borsuk w terminie do 60 miesięcy. NCBiR przekazał konsorcjum HSW S.A. 75 mln złotych. Prototyp
powinien się pojawić jesienią 2017 r. i przez
kolejne dwa lata przejść wszystkie niezbędne badania. W 2019 r. ma być sprawdzony
wyrób gotowy do produkcji seryjnej.
Z doświadczeń własnego przemysłu
i koncernów zachodnich wątpliwe jest, aby
do 2022 r. Wojsko Polskie doczekało się
seryjnych bwp Borsuk. W tym czasie wiek
najmłodszych BWP-1 przekroczy już 40 lat.
Obok HSW S.A. w opracowaniu Borsuka
będą uczestniczyć: Ośrodek BadawczoRozwojowy Urządzeń Mechanicznych
„OBRUM”, Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne
S.A., Wojskowe Zakłady Elektroniczne
S.A., Wojskowe Zakłady Inżynieryjne S.A.,
Wojskowy Instytut Techniki Pancernej
i Samochodowej, Wojskowa Akademia
Techniczna, Akademia Obrony Narodowej,
Politechnika Warszawska i Rosomak S.A.
Krótko o Borsuku
Borsuk o masie własnej około 25 t będzie
pływał, ale jednocześnie dysponował ochroną bierną, w tym przed minami, improwizowanymi urządzeniami wybuchowymi czy
granatnikami przeciwpancernymi.
Ma być odporny od czoła na ogień armat
kalibru 30 mm. Przed przeciwpancernymi
pociskami kierowanymi (ppk) natomiast
będą go chronić aktywne systemy samoobrony. Wóz zostanie wyposażony w zaawansowany system obserwacji dziennej i nocnej
oraz uzbrojony w 30-milimetrową armatę
szybkostrzelną, sprzężony z nią karabin maszynowy, a także zestaw ppk Spike-LR do samoobrony przed czołgami. Bezzałogowa wieża mieszcząca to całe uzbrojenie ma zostać
opracowana przez Hutę Stalowa Wola S.A.
i WB Electronics (będzie również przeznaczone do Rosomaków; jej makietę pokazano
na zeszłorocznym MSPO, szerzej – ARMIA
12/2014). Sercem Borsuka powinien być nowoczesny silnik dużej mocy (700–800 KM),
zblokowany z automatyczną skrzynią biegów, zawieszenie zaś będzie najpewniej hydropneumatyczne. Wóz powinien przewozić
co najmniej sześciu żołnierzy desantu, każdy
www.armia24.pl
Jerzy Garstka Pływalność i wykrywalność bojowych wozów piechoty
z wyposażeniem osobistym i systemem walki
indywidualnej Tytan. Potencjał modernizacyjny, w tym otwarta architektura systemów
elektronicznych, powinien być znaczny.
Jak na razie szczegółowe wymagania dla
Borsuka nie są jawne. Jednak te już upublicznione wzbudzają kontrowersje. Najwięcej
z nich dotyczy wymogu pływalności; bowiem
dzisiaj nie ma żadnego nowoczesnego bwp,
który pogodziłby dobrą ochronę z pływalnością oraz ogólną masą pojazdu (z uzbrojeniem, wyposażeniem i desantem).
Być może poprawę zdolności pływania
dla bwp można uzyskać, stosując dodatkowe pływaki. Właśnie w takie pływaki wyposażono już model funkcjonalny Ciężkiego
Pływającego Kołowego Transportera 8×8
(CPKTO 8×8) Hipopotam mający stanowić bazę dla polskiego transportera rozpoznania inżynieryjnego (TRI). Użyte tu
miały być dodatkowe pompowane (szerzej
– ARMIA 9/2013) moduły mocowane do
kadłuba transportera za pomocą szybkozłącz (zapewne panele opracowane przez
WAT oraz Lubawę i prezentowane na
MSPO 2010). Moduły te w postaci kaset
zawierają elastyczne powłoki napełniane
gazem, o długości dostosowanej do potrzeb
(umieszczone symetrycznie po dwóch stronach pojazdu). W czasie przemieszczania
się pojazdu mogą one stanowić dodatkową
osłonę zwiększającą odporność balistyczną
pojazdu przed skutkami ostrzału, fali uderzeniowej i odłamków spowodowanych eksplozją materiału wybuchowego, detonacją
min czy improwizowanych ładunków IED.
Tego typu rozwiązanie znalazło już zastosowanie w południowokoreańskim bwp K21.
KTO Rosomak podczas pokonywania przeszkody wodnej (pojazd w konfiguracji zasadniczej). Wysokość wolnej burty
jest bardzo mała. Dodatkowe dociążenie spowoduje utratę pływalności [Fot. 12 BZ]
Stosowanie elastycznych nadmuchiwanych pontonów lub pontonów dodatkowych
odrzucanych (jednorazowych) zwiększa gabaryty pojazdów, utrudniających manewrowość i mobilność. Nie zawsze też dysponowanie pojazdami pływającymi pozwala na
pokonanie przeszkody wodnej w dowolnie
wybranym miejscu. Ograniczeniem są tu
właściwości fizyczno-geograficzne i hydrotechniczne (szerokość, głębokość, prędkość
prądu rzeki, wiry, strome brzegi, rodzaj
dna i jego stan, skały itp.), a także warunki
meteorologiczne: wiatry, intensywne opady (szczególnie w ostatnich latach), które
zdolność pływania znacznie ograniczą.
Pośrednim rozwiązaniem może być przystosowanie pojazdów do głębokiego brodzenia
(przez większą część roku – głębokość 80%
rzek nie przekracza 1,5 m).
Zdaniem przeciwników wymogu pływalności, zdolność do pływania może mieć
pewne uzasadnienie w przypadku pojazdów
rozpoznawczych, chociaż wobec coraz dynamiczniejszego rozwoju innych systemów
rozpoznania opartych na bezzałogowych
powietrznych i lądowych urządzeniach, rola
załogowych pojazdów rozpoznania będzie
maleć. Czy tak się stanie, pokaże niedaleka
przyszłość.
Co zyskamy, rezygnując
z wymogu pływalności?
Rezygnacja z wymogu pływalności będzie
mieć zasadniczy wpływ na: parametry
techniczno-konstrukcyjne bwp, zwiększenie przeżywalności na polu walki i rozpoznania załogi w sytuacji bojowej, uzyskanie
zdolności przystosowawczych w przypadku nowych zagrożeń, większą zdolność
modernizacyjną pojazdów, a także znaczne zmniejszenie kosztów związanych z ich
eksploatacją. Z pływalności zrezygnowano
w najnowszych europejskich konstrukcjach
bwp, a także w brytyjskim pojeździe rozpoznawczym Scout SV (czyli nowej wersji
bwp ASCOD).
Pływalność w obcych armiach
Prototyp nowego tureckiego bwp Tulpar bez zdolności pływania. Nacisk położono na wysoką odporność balistyczną
w połączeniu z uniwersalnością [Fot. Karaahmet]
W armiach państw zachodnich zauważalny
jest wyraźny odwrót od wymogu pływalności. Dotyczy to szczególnie nowych i wdrażanych do wojsk pojazdów bojowych. Pojazdy
pływające osiągnęły swoje apogeum w okresie zimnej wojny, a były nimi: BMP-1 i BMP 2
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 41
na lądzie
(ZSRR), AMX-10P (Francja) i M2 (Stanach Zjednoczonych). Wyraźna rezygnacja z koncepcji pokonywania przeszkód wodnych z marszu uwidoczniła
się z początkiem lat 80. ubiegłego wieku.
Zrezygnowano z niej podczas modernizacji już istniejących pojazdów (M2),
jak i nowo projektowanych, np. Warior, Ulan/Pizzaro (ASCOD),
CV90, Dardo czy
Marder 2. Zachowanie pływalności
kolidowało ze skutecznością osłony
załogi i desantu, a zatem
ze wzrostem masy pancerza,
uzbrojenia i wyposażenia. W krajach
skandynawskich,
a także RFN, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Hiszpanii, Austrii, Turcji i Włoszech zrezygnowano
z pływalności na rzecz coraz mocniejszego
pancerza i uzbrojenia. Spowodował to brak
zgody społeczeństw państw zachodnioeuropejskich wobec wzrastających strat własnych
(głównie na misjach bojowych) i charakter
toczonych konfliktów.
Wykrywalność bojowych
wozów piechoty
O wykrywalności pojazdów bojowych na
polu walki w znaczącej mierze decydują
posiadane środki maskowania. W naszych wojskach lądowych maskowanie
nie doczekało się jeszcze kompleksowych
rozwiązań systemowych. W przypadku
BWP-1 sytuacja jest wręcz tragiczna. Pojazd nie jest wyposażony w żadną siatkę
maskującą ani wykonane z niej pokrycie,
za to zaleca się wykorzystywanie dostęp-
Wizualizacja zasadniczej
wersji nowego brytyjskiego pojazdu
rozpoznawczego Scout SV (na bazie 35-tonowej
wersji bwp ASCOD), uzbrojonej w bezzałogową wieżę
z armatą CT40 kal. 40 mm [Fot. GDELS UK]
nej roślinności. To tradycyjne i stosowane
od lat maskowanie jest w polskim klimacie
możliwe tylko przez kilka miesięcy i jest
nieskuteczne wobec nowoczesnych środków obserwacji jak systemy optoelektroniczne czy radiolokacyjne. Także tradycyjne pokrycia maskujące nie rozwiązują
problemu wielospektralnego maskowania.
Czasami są udoskonalane lokalnie przez
żołnierzy w jednostkach, jak w przypadku
Rosomaków z 17. Wielkopolskiej Brygady
Zmechanizowanej (17WBZ).
Scout SV, tutaj w wersji PMRS, został zbudowany jako wóz niepływający. Cechuje się natomiast wysokim poziomem
odporności balistycznej i manewrowości [Fot. HM Armed Forces/© Crown copyright 2015]
42
Niewątpliwą zaletą BWP-1 jest jego niski profil ułatwiający maskowanie, ale nie
jest przystosowany do przewożenia siatki
(pokrycia) maskującego, gdy ta zostanie
czasowo przydzielona. Przyjęto rozwiązanie polegające na układaniu jej złożonej na
pancerzu bwp za wieżą, co jednak uniemożliwia obrót wieży o kąt pełny (360°)
oraz swobodne otwieranie włazów
górnych przedziału desantowego.
BWP-1 jest łatwy do wykrycia i identyfikacji
przez urządzenia termowizyjne w czasie
działań, bowiem
większość jego
systemów pokładowych podczas pracy
i walki wymaga
pracy silnika,
który nagrzewa pojazd. Także wydzielane
spaliny, towarzyszące uruchamianiu
silnika i przy nagłym zwiększeniu obrotów
silnika przy ruszaniu, skutecznie demaskują
bwp przed obserwacją wzrokową.
Nasze wojska lądowe dysponują środkami
maskowania statycznego starszej generacji.
Są to m.in. maski poliamidowe dla czołgów
MCz-P, artylerii MA-P, samochodów MS-R,
moździerzy MM-P i piechoty MP-P. Nowa
jakość maskowania uwidoczniła się po
wprowadzeniu wielozakresowego pokrycia
maskującego Berberys (pokrycie III generacji, szerzej ARMIA 1-2/2013), które jest
dobre zarówno do maskowania obiektów
stałych, jak i pojazdów. W polskich bwp
pokrycie maskujące Berberys wykorzystywane jest już na KTO Rosomak. Te pojazdy
są szczególnie przydatne w misjach stabilizacyjnych i pokojowych oraz konfliktach
lokalnych. Działają w różnym terenie (lesisto-jeziornym, zurbanizowanym, pustynnym itp.) i przy zmiennej pogodzie. Właśnie
w takich warunkach pola walki żywotność
tych bwp zależy od czynników demaskujących na polu walki.
Maskowanie mobilne pojazdu powinno uniemożliwiać jego wykrycie w ruchu
i na postoju. Przy zbieżności maskowania
z otaczającą szatą terenu i z porą roku można przyjąć, że pojazd nie będzie wykryty
przez przeciwnika w odległości od 3 km do
1 km. Próby w tym zakresie prowadzono
na Rosomakach z 7. Batalionu Strzelców
Konnych Wielkopolskich (7bskw), co pozwoliło na określenie wymagań taktyczno-technicznych dla maskowania mobilnego.
Opracowane pokrycie Berberys pozwala
na maskowanie przy jego użyciu pojazdów
w zakresie widzialnym i bliskiej podczerwww.armia24.pl
Jerzy Garstka Pływalność i wykrywalność bojowych wozów piechoty
wieni w przedziale długości fal λ=0,38×106÷1,2×10 -6 m, termalnym w przedziale
λ=0,30×10-6÷14×10-6 m i radiolokacyjnym
w przedziale λ=3×10-3÷1,2×10-1 m. W przypadku Rosomaków zastosowanie znalazło
pokrycie maskujące Berberys z zestawu „D”
o wymiarach 12×15 m. Widmo widzialne
maskowane jest poprzez odpowiednie dobranie charakterystyk wybarwionego materiału, czemu służy odpowiednia kolorystyka siatki w kilku wersjach kamuflażu,
przeznaczonych do stosowania zarówno
na obszarach porośniętych roślinnością,
jak i pustynnych. Zakup Berberysów dla
WP odbywa się cyklicznie: pierwsze 140
egzemplarzy zakupiono w 2008 r., dalsze
300 w 2011 r. itd., jednak potrzeby naszych wojsk lądowych są znacząco większe.
Połączenie technik maskowania 2 i 3D zapewni zmianę charakterystyk (deformację
sylwetek) pojazdów bojowych. Ze względu
na niemożliwość pełnego zamaskowania
wszystkich elementów pojazdów należy
się skupić na zmianie ich charakterystyki
termicznej dzięki zastosowaniu ekranów
izolujących i maksymalnym ograniczeniu
emisji energii cieplnej bądź jej rozproszeniu.
W planach rozwojowych przewiduje się
wdrożenie systemu aktywnego kamuflażu (inna nazwa – kamuflaż adaptacyjny),
który pod kryptonimem Kameleon opracowywany jest w Wojskowym Instytucie
Techniki Inżynieryjnej (WITI). Ten typ
kamuflażu (znany też jako system cyfrowego zarządzania barwą – SCZB) ma być
następcą Berberysa i zaliczany jest do IV
Kolumna polskich BWP-1, częściowo zamaskowanych przy użyciu dostępnej roślinności. Ich pozycję demaskują kłęby
spalin [Fot. 12 SDZ]
generacji. Wykorzystuje on elementy elektrochromowe, dzięki którym wraz ze zmianą charakteru otoczenia będzie zmieniało
maskowanie. Mózgiem systemu Kameleon
jest komputer umieszczony na pokładzie
pojazdu, zaś oczami kamera cyfrowa, którą nagrywa się barwy otoczenia (szerzej –
ARMIA 11/2014).
Analiza prac rozwojowych nad kamuflażem IV generacji (kamuflażem adaptacyjnym) pozwala sądzić, że można się go spodziewać nie wcześniej niż za 10 lat. Oprócz
Kameleona obiecująco zapowiada się system
Adaptiv firmy BAE Systems. Tutaj kamery zamontowane na kadłubie rejestrują obraz otoczenia i wyświetlają go w podczerwieni ma
pojeździe. Rozwiązanie takie pozwala wtopić
się w otoczenie nawet pojazdowi poruszającemu się z dużą prędkością. Konstruktorzy
z BAE Systems połączyli (podobnie jak
w Kameleonie) technologie pikseli (wzorów) ukazujących się w panelach (oknach
elektrochromowych) z innymi technologiami, uzyskując zarazem kamuflaż w innych
pasmach promieniowania widzialnego.
Opracowanie takiego systemu aktywnego
Rosomaki z 17 WBZ z różnymi wzorami siatek maskujących w paśmie widzialnym. Pasiasty kamuflaż to autorski pomysł kpt. Grzegorza Otockiego [Fot. 17 WBZ]
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 43
na lądzie
kamuflażu pozwoli na to, że pojazdy bojowe nie będą musiały już posiadać kamuflażu
pasywnego (pokrycia maskujące i farby do
malowania maskującego, głównie deformującego). Problemy, jakie czekają naukowców
w trakcie opracowania kamuflażu adaptacyjnego, nie dają podstawy do stwierdzenia, że
wojska lądowe (nie tylko nasze) mogą szybko
zrezygnować z kamuflażu pasywnego.
n
Jerzy Garstka
Rosomak zamaskowany wielozakresowym pokryciem Berberys, na zdjęciu akurat w niezbyt mobilnej konfiguracji
[Fot. 17 WBZ]
Dr inż., ppłk w stanie spoczynku, absolwent WAT w Warszawie.
Pracę doktorską obronił w 1978 r. na Wydziale Mechanicznym
Politechniki Wrocławskiej. Był szefem służb technicznych 21.
batalionu saperów oraz kierownikiem pracowni minowania
i Ośrodka Naukowej Informacji Wojskowej w Wojskowym
Instytucie Techniki Inżynieryjnej. Laureat Buzdyganów 2007
w kategorii „Publicysta Roku”.
Dla porównania Rosomak wyposażony w analogiczny kamuflaż mobilny (3D) [Fot. Lubawa S.A.]
Zbliżenie na Rosomaka w wielozakresowym maskowaniu mobilnym, widoczny ekran termalny dla osłony lufy armaty [Fot. Lubawa S.A.]
44
www.armia24.pl
Jesteśmy liderem w dziedzinie elektroniki profesjonalnej w Polsce. Od kilkudziesięciu lat realizujemy prace
z zakresu systemów obrony powietrznej, w tym radiolokacji, radioelektronicznych systemów rozpoznania,
systemów automatyzacji i wspomagania dowodzenia
oraz systemów uzbrojenia.
PIT-RADWAR Spółka Akcyjna
tel. centrala 22 540 22 00
ul. Poligonowa 30, 04-051 Warszawa
[email protected], www.pitradwar.com
w powietrzu
Śmigłowiec PZL-Świdnik a wymogi przetargu
AW149 w locie, dobrze widoczny kształt kadłuba,
w który zgrabnie wkomponowano szeroką
kabinę ładunkową o dużej pojemności. Biały
element na wysięgniku to reflektor-szperacz
[Fot. Albert Osiński]
Pokaz AW149 w Polsce
21–22 maja, przez dwa dni, najpierw w Warszawie, a następnie w Świdniku, można było oglądać
egzemplarz śmigłowca AW149 w seryjnej konfiguracji. Śmigłowca odrzuconego przez MON na
rzecz H225M. Prezentację AW149 połączono z konferencjami prasowymi, na których Prezes Zarządu
i Dyrektor Zarządzający PZL-Świdnik Krzysztof Krystowski odniósł się do publicznie rozpowszechnianych przez kierownictwo MON zarzutów wobec oferty PZL-Świdnik i konstrukcji samego AW149.
Adam M. Maciejewski
W
majowym numerze ARMII znalazł się zarówno wywiad z Prezesem Krystowskim (Zaoferowaliśmy
śmigłowiec, który spełniał wymagania MON,
ARMIA 5/2015), jak i artykuł autorstwa Macieja Ługowskiego podsumowujący przetarg
na śmigłowce wielozadaniowe (Wielki przetarg na śmigłowce dla polskiej armii rozstrzygnięty?, ARMIA 5/2015). Oba teksty powstały jednak przed ostatnią prezentacją AW149
i przedstawionymi wówczas faktami. Dlatego
opis pokazu AW149 będzie dobrą okazją do
uzupełnienia informacji na temat śmigłowca
zaoferowanego przez PZL-Świdnik, biorąc
46
pod uwagę narosłe kontrowersje wokół wartości i jakości oferty świdnickiej spółki oraz
konstrukcji samego AW149, który – można
dodać to od razu – był jedynym śmigłowcem
rywalizującym o zamówienie, zaprojektowanym jako maszyna nowej generacji i niewywodzącym się z maszyn znanych i eksploatowanych od paru dekad. Choć, w zależności
od punktu widzenia, może być to i zaletą,
i wadą dla kupującego.
Prawdziwa wartość
oferty PZL-Świdnik
Kierownictwo MON od chwili ogłoszenia
wyników przetargu, co uczynił ustępujący
Prezydent RP Bronisław Komorowski, stosuje nieuczciwą wobec opinii publicznej,
ergo podatników finansujących zakupy dla
wojska, taktykę informacyjną, która polega
na sączeniu aluzji lub insynuacji podawanych jako rzekome fakty, ale zawsze bez nakreślenia pełnego kontekstu. MON powołuje się na embargo informacyjne związane
z tajnością postępowania przetargowego.
Jednym z takich zabiegów manipulacyjnych było podanie tzw. rankingu punktów,
który niby ma odzwierciedlać wartości ofert
każdego z trzech startujących podmiotów.
Wedle przedstawionej punktacji na 105
punktów możliwych do zdobycia, Airbus
Helicopters miał otrzymać 71 punktów, PZL
Mielec 50, a PZL-Świdnik 41. MON nie był
już jednak skłonny przedstawić metodologii
liczenia tych punktów. Arkadiusz Bąk, podwww.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Pokaz AW149 w Polsce
sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki
odpowiedzialny za offset, powiedział w trakcie swojego wystąpienia w Sejmie, że wszystkie trzy oferty offsetowe spełniły zarówno
wymagania przetargu, jak i wymagania prawa. Z tym, że zarówno oferta Mielca, jak
i oferta Świdnika były ofertami korzystnymi
dla Łodzi, Dęblina, Radomia i Bydgoszczy,
ale oprócz tego bardzo mocno wspierającymi swoje regiony, podkarpacie i lubelskie,
podczas gdy trzecia oferta była skoncentrowana na Łodzi i Dęblinie, ale nie Radomiu,
gdyż nie ma tego w zobowiązaniach offsetowych. Zresztą to samo powiedział Prezes
Airbus Helicopters Guillaume Faury, który
wyraźnie podzielił przyszłe inwestycje na
związane ze zobowiązaniami przetargowymi i te będące oddzielną inicjatywą Airbus
Helicopters (Co daje wybór Caracala przez
MON?, ARMIA 5/2015) Wiceminister Bąk
powiedział też, że nie było żadnego rankingu, gdyż ustawa nie pozwala na taki ranking.
MON wymagał np. takich inwestycji jak
lakiernia albo montaż ostateczny podwozia. Z oczywistych względów zarówno PZLŚwidnik, jak i PZL Mielec takowe zdolności
produkcyjne już od dawna posiadają, gdyż
działają w Polsce od lat i trudno, aby oferowały zdublowanie takich kompetencji.
Biorąc pod uwagę zapisy ustawy offsetowej, to jej wytyczne są w gruncie rzeczy bez
znaczenia, gdyż PZL-Świdnik jako polską
spółkę offset nie obowiązuje. Na dodatek,
zgodnie z obowiązującą ustawą, startujący
podmiot można pominąć te wymagania,
a i tak przedstawić interesujące ekonomicznie programy offsetowe.
W przypadku oferty PZL-Świdnik i tych
tzw. 41 punktów, to łączyły się one z transferem technologii i transferem pracy do WZL1 (Łódź i Dęblin), WZL-2, Fabryki Broni
w Radomiu (dzięki nowoczesnemu wyposażeniu produkcyjnemu, czyli centrom obróbczym CNC – ARMIA 3/2014 – FB może
produkować komponenty lotnicze). Jednak
łączna wartość oferty offsetowej Świdnika
wynosiła prawie 4 mld EUR. Pakiet ten zawierał też przekazanie kodów źródłowych
do swobodnej eksploatacji (w tym awioniki)
AW149.
Zagłębiając się w finansowe szczegóły
oferty PZL-Świdnik, widać kwoty inwestycji, jakie przypadły spółkom, które nawiązałyby współpracę. Wśród wybranych projektów był transfer technologii remontów
i serwisów do: WZL-1 w Łodzi i Dęblinie
(wartość offsetu ponad 720 mln EUR),
WZL-2 w Bydgoszczy (ok. 100 mln EUR),
Wojskowych Zakładów Elektronicznych
w Zielonce (ok. 270 mln EUR), ITWL (ponad 60 mln EUR). Kolejny projekt zakładał
produkcję komponentów lotniczych w FB
Z tego ujęcia widać charakterystyczny kształt tylnej części kadłuba AW149, w tym przesunięte ku tyłowi gondole
silników, które znajdują się poza obrysem kabiny ładunkowej [Fot. Albert Osiński]
Radom (ok. 45 mln EUR). Inny proponował
utworzenie Funduszu Rozwoju Przemysłu
Lotniczego w Polsce razem z Agencją
Rozwoju Przemysłu (ok. 50 mln EUR).
Ostatnia z ujawnionych propozycji obejmowała transfer technologii serwisu i utrzymania systemów uzbrojenia strzeleckiego do
ZM Tarnów (ponad 40 mln EUR).
Ulokowanie w Polsce centrum produkcji AW149 oznaczałoby inwestycje bezpośrednie warte ok. 1 mld PLN oraz powyższy
transfer technologii w ramach offsetu warty
1 mld EUR. W samym PZL-Świdnik stwo-
rzyłoby to 500 nowych miejsc pracy, związanych m.in. z przeniesieniem produkcji kadłubów AW169 i AW189 oraz rozpoczęciem
w Polsce produkcji najnowszego śmigłowca
AW109 Trekker.
Na podstawie własnych danych technologicznych PZL-Świdnik szacuje, że produkcja
70 sztuk śmigłowców, w przypadku tylko
montażu końcowego, jak będzie to miało
miejsce w przypadku H225M Caracal, zajmie ok. 5000 roboczogodzin, co przełoży się
na ok. 120–150 bezpośrednich miejsc pracy
rocznie przy tempie montażu ok. 10 maszyn
Lądujący w Świdniku AW149. Rozkład światłocieni dobrze podkreśla kształt kadłuba z linią dzielącą kadłub na dwie
powierzchnie – cecha śmigłowców ostatnich generacji zmniejszająca opory aerodynamiczne i skuteczną powierzchnię
odbicia radiolokacyjnego [Fot. arch. red.]
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 47
w powietrzu
Pracujące wyświetlacze w szklanej kabinie AW149 – przekazanie kodów źródłowych do awioniki było częścią oferty
PZL-Świdnik [Fot. arch. red.]
rocznie przez kolejne pięć lat. Prezes Faury
w tym kontekście mówił o 300 miejscach
pracy. Natomiast w przypadku produkcji
AW149 w Świdniku byłoby to 25 000 roboczogodzin, które przekładałaby się na
600–700 miejsc pracy rocznie przez cały
okres trwania programu. Wielkość dalszego eksportu AW149 była szacowana na ok.
10 mln roboczogodzin, co oznaczałoby do
2000 nowych miejsc pracy przy produkcji
i remontach AW149. O tym, jakie benefity
dałoby to Lubelszczyźnie i jakie wymierne
straty ten region będzie notował z powodu
decyzji MON, opisaliśmy w kwietniowym
numerze (Lubelski Klaster Zaawansowanych
Technologii Lotniczych rozpoczął działalność,
ARMIA 4/2015).
Sugestie MON, że PZL-Świdnik, jako część
AgustaWestland, nie jest tak naprawdę polską
firmą, są poniżej krytyki. AgustaWestland jak
dotąd zostawił w Polsce ponad 1 mld PLN
(ponad 600 mln PLN inwestycji oraz ponad
400 mln PLN podatków zapłaconych w ciągu
czterech ostatnich lat). Od momentu prywatyzacji przychody PZL-Świdnik zwiększyły
się 2,5-krotnie, w 2014 r. było to prawie 900
mln PLN przychodów, co stawia świdnickie
zakłady obok WSK „PZL-Rzeszów” w rzędzie dwóch największych firm lotniczych
w Polsce. PZL-Świdnik posiada zdolności:
projektowe, badawczo-rozwojowe, testowe
by od podstaw projektować, wdrażać do
produkcji, produkować, a następnie remontować i modernizować śmigłowce. W końcu
PZL-Świdnik zatrudnia ok. 3500 pracowników (w tym 650 inżynierów), więc jest drugim największym zakładem lotniczym po
WSK „PZL-Rzeszów”. A sieć kooperantów
Świdnika stanowi 900 firm. Świdnik razem
z WSK „PZL-Rzeszów” i PZL Mielec jest też
w pierwszej trójce największych eksporterów
branży lotniczej w Polsce.
MON po ogłoszeniu wyników informował też, że do zmniejszenia zamówienia
o 20 płatowców doszłoby bez względu na
to, który śmigłowiec zostałby kupiony. PZLŚwidnik twierdzi, że wybór AW149 kosztowałby polskiego podatnika ok. 1,5 mld
PLN mniej, jeżeli chodzi o cenę samych
płatowców. Do tego dochodzi o 3 mld PLN
niższy koszt życia produktu. Wpływy z VAT
(ze względu na skalę produkcji i jej polonizacji) byłyby o 1 mld wyższe, a w przypadku wpływów z tytułu CIT, PIT i ZUS
doszedłby kolejny miliard złotych. Dlatego
PZL-Świdnik uważa, że wybór AW149 dałby
polskiemu budżetowi łącznie 6,5 mld PLN
więcej wpływów i oszczędności niż w przypadku konkurencyjnej oferty.
Kończąc wątek ekonomiczny, trzeba dodać, że wyznaczniki oceny, którymi rzeczywiście kierował się MON, zakładały, że 50%
kryterium wyboru stanowi cena, 20% koszty
eksploatacji rozłożone w czasie, a 30% parametry techniczne. Przejdźmy więc do kwestii technicznych.
AW149 jako śmigłowiec wojskowy
Szczegóły konstrukcji głowic obu wirników AW149. Obrys i profil kompozytowych łopat dobrano pod kątem jak
najlepszej aerodynamiki podczas wytwarzania siły nośnej, odporności i trwałości oraz obniżenia generowanego
hałasu [Fot. Albert Osiński]
48
Jednym z aluzyjnych zarzutów stawianych
AW149 przez MON jest jakoby jego cywilny rodowód wywodzący się z konstrukcji
AW189. Jest to pokraczny tok myślenia,
biorąc pod uwagę, że projektowanie AW149
rozpoczęło się w 2007 r. i od początku był on
konstruowany jako maszyna wojskowa. Jego
oblot miał miejsce w 2011 r., a w ubiegłym
roku AW149 uzyskał certyfikację wojskową według najnowszych standardów NATO.
Tymczasem prace projektowe nad AW189
zaczęły się cztery lata po rozpoczęciu konstruowania AW149.
Jednak o tym, czy dany śmigłowiec jest
wojskowy, nie decyduje jego historia, tylko
konstrukcja i parametry.
www.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Pokaz AW149 w Polsce
Podstawowy zarzut wobec AW149 to
jego mniejsze wymiary niż Mi-8/17, które
miał zastąpić. AW149 jest również lżejszy
od H225M (więcej w Wielki przetarg na
śmigłowce dla polskiej armii rozstrzygnięty?,
ARMIA 5/2015). Jednak mniejsza ładowność AW149 wynika z jego zamierzonej
wielozadaniowości. AgustaWestland podążył tutaj ścieżką standardu, jaki ustanowił
konkurencyjny Sikorsky S-70, gdy w latach
70. XX w. US Army zaczęła szukać następcy
śmigłowców rodziny UH-1 Huey. I tak śmigłowiec wielozadaniowy miał przerzucić na
pole walki drużynę piechoty (można tutaj
ostrożnie nakreślić paralelę z możliwościami
transportowymi bojowych wozów piechoty),
możliwie jak najszybciej, by nie wystawiać
się zbyt długo na ostrzał nieprzyjaciela.
Dotyczy to także szybkości opuszczania
przez żołnierzy pokładu śmigłowca. Większe
zdolności transportowe Mi-17 okupione są
dłuższym czasem desantowania piechoty
z jego wnętrza (w tym przez rampę, o ile mówimy o modelu posiadającym takową, jak
np. Mi-17W-5 nieużywany w WP). W przypadku AW149 mamy śmigłowiec z łatwym
do dowolnej konfiguracji wnętrzem kabiny
ładunkowej, do której prowadzą szerokie odsuwane drzwi (śmigłowca nie trzeba opuszczać „gęsiego”). Próg kabiny jest nisko, co
ułatwia szybkie wsiadanie i wysiadanie bez
ryzyka przypadkowej kontuzji. To wszystko powoduje, że AW149 przebywa bardzo
krótko w strefie lądowania. A czas ma tu
kluczowe znaczenie, np. czy wroga artyleria
zdąży ostrzelać lądowiska zanim odlecą nasze śmigłowce. Tutaj istotnym parametrem
jest prędkość wznoszenia. Przy maksymalnej
masie startowej (na poziomie morza, atmosfera wzorcowa, temp. 15°C) współczynnik
ten dla AW149 wynosi 10 m/s (w przypadku H225M jest to 5,4 m/s). Drugą kwestią
jest nie tylko sam transport pewnej liczby
żołnierzy, ale transport w maszynie zapewniającej maksymalną zdolność przetrwania
w przypadku awaryjnego lądowania, np. na
skutek zestrzelenia lub błędu w pilotażu, co
na wojnie ma przecież miejsce. AW149 zabiera na pokład 18 ludzi w indywidualnych
fotelach pochłaniających energię gwałtownego przyziemienia w przypadku uderzenia w ziemię z przeciążeniem pionowym do
20 g. Jest to właśnie wynik spełniania przez
AW149 najnowszych norm bezpieczeństwa.
Zresztą dużą rolę w zapewnieniu przeżywalności ludzi na pokładzie ma cała konstrukcja
AW149, czyli kompozytowy kadłub z nisko
położonym środkiem ciężkości, nowoczesna przekładnia lekkiej konstrukcji i lekkie
nowoczesne silniki przesunięte ku tyłowi kadłuba i rozsunięte na jego obrzeża – dzięki
temu nie zachodzi zjawisko kompresji ka-
AW149 ma przestronną kabinę ładunkową o niskim progu i szerokich drzwiach ułatwiających wsiadanie i wysiadanie.
W miejscu wypukłego okna ułatwiającego obserwację, np. morza, może być stanowisko strzelca pokładowego [Fot.
arch. red.]
Tylny rząd siedzeń, u góry widoczny rozłożony wyświetlacz, a na siedziskach przenośna klawiatura i kontroler głowicy
FLIR Star Saphire 380-HDc [Fot. Albert Osiński]
dłuba przez silniki i przekładnię „wpadające”
do wnętrza kabiny przy silnym uderzeniu
w ziemię (cecha śmigłowców transportowych konstruowanych w latach 60. i 70., które mają powyższe podzespoły zamontowane
bezpośrednio nad kabiną). Także podwozie,
gdy wysunięte, przejmuje część energii zderzenia. Kompozytowy kadłub powinien do
pewnego stopnia chronić też przed pociskami ręcznej broni małokalibrowej, choć temat
„opancerzania” śmigłowców nie powinien
być fetyszyzowany. Mimo wszystko mówimy
o statku powietrznym a nie pojeździe pancernym (wystarczy przypomnieć sobie epopeję z odchudzaniem do pływania, a następnie dopancerzaniem na wojnę Rosomaków).
Zbiorniki paliwa AW149 są samouszczelniające się, kompozytowe łopaty wirników nie
ulegają zniszczeniu nawet po przestrzeleniu,
natomiast przekładania główna może pracować po utracie oleju jeszcze przez 50 minut
(dotąd standardem i to spełnianym tylko
przez młodsze generacyjnie śmigłowce było
30 minut). Zresztą te 50 minut to nie jest
ostatnie słowo AgustaWestland w tej kwestii,
gdyż w marcu tego roku przeprowadzono
udane próby naziemne przekładni głównej
modelu AW139 (czyli tej samej generacyjnej
rodziny, co AW149), która pracowała ponad
60 minut po utracie smarowania, co pokazuje potencjał rozwojowy najnowszych śmigłowców AgustaWestland i plusy, jakie daje
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 49
w powietrzu
W wersji desantowej byłoby to stanowisko strzelca pokładowego, widoczne kontrolery zdwojonej wyciągarki [Fot. autor]
Zbliżenie na głowicę FLIR Star Saphire 380-HDc [Fot. autor]
50
inwestycja w zupełnie nową konstrukcję.
Zdolność do kontynuowania lotu bez oleju
w przekładni głównej podnosi bezpieczeństwo, zwłaszcza przy działaniu nad wodą.
Dodatkowe 20 minut może stanowić o przeżyciu ludzi na pokładzie i ocaleniu drogiej
maszyny (są to możliwości bardzo poszukiwane też w przemyśle wydobywczym, który
musi stawiać platformy wiertnicze coraz dalej od brzegu – stąd nisza dla nowej generacji
maszyn, jak AW189, H175 i Bell 525).
Warto zwrócić też uwagę na takie parametry AW149, jak pułap przy jednym niesprawnym silniku i maksymalnej masie startowej,
który wynosi 2436 m oraz zawis bez wpływu
ziemi przy maksymalnej masie startowej wynoszący 1981 m (w przypadku H225M jest to
tylko 792 m). Inną kwestią jest zasięg, który
dla AW149 wynosi 1200 km (śmigłowiec bez
ładunku) i ponad 800 km przy standardowej
masie startowej bez rezerwy paliwa. Jego zużycie w AW149 wynosi 500 kg/h, co jest też
istotne z punktu widzenia kosztów eksploatacji. Rzadko który producent śmigłowców podaje ten parametr. Natomiast przewagą obu
konkurencyjnych śmigłowców jest przystosowanie ich konstrukcji do instalacji sondy
do tankowania w powietrzu. Inną sprawą
jest praktyczne wykorzystanie takiego atutu
w polskich warunkach.
Cechą podnoszącą bezpieczeństwo eksploatacji jest odporność AW149 na silny
wiatr boczny i tylny, zwłaszcza przy starcie
i lądowaniu, czemu sprzyja odpowiednie
wyprofilowanie kadłuba. I tak AW149 przy
starcie jest odporny na wiatr boczny o prędkości 45 węzłów (ponad 23 m/s) i wiatr tylny
o prędkości 40 węzłów (ponad 20,5 m/s).
Mniejszy, lżejszy i przez to bardziej manewrowy śmigłowiec to także bardziej
odpowiednia platforma dla różnych systemów uzbrojenia, a takie też oczekiwania
wobec następcy Mi-17 formułuje MON.
Wprawdzie, jak pokazuje historia rozwoju
śmigłowca Mi-8/17, jego też można dość solidnie uzbroić, ale w faktycznych działaniach
zbrojnych zadania szturmowe przejmują dedykowane do takich celów maszyny, podczas gdy Mi-8/17 skupiają się na transporcie.
Innym zagadnieniem, uniwersalnie istotnym bez względu na to, jaki śmigłowiec kupuje MON, jest odpowiedni system samoobrony śmigłowca. Obecnie skuteczny system
musi składać się z czujników ostrzegających
przed opromieniowaniem radarowym i wiązką laserową oraz wykrywających zbliżający
się pocisk rakietowy (plot. lub pow.-pow.).
W przypadku obrony przed pociskami naprowadzanymi termolokacyjnie, konieczna
jest instalacja oślepiających kierunkowych laserowych promienników (określanych w języku angielskim przeważnie jako Directional
www.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Pokaz AW149 w Polsce
w powietrzu
Podwójna wyciągarka w zbliżeniu [Fot. autor]
Infrared Counter Measures – DIRCM). Tego
typu system to na dzisiejszym polu walki konieczność. Ewentualne urządzenia obniżające temperaturę spalin montowane na dyszach
wylotowych silników (AW149 na razie ich
nie ma) oraz wyrzutnie flar (i dipoli) są jedynie uzupełnieniem o bardzo ograniczonej lub
znikomej skuteczności wobec współczesnych
pocisków. Wyposażenie AW149 w system
DIRCM nie powinno stanowić problemu
technicznego, biorąc pod uwagę, że awionika
AW149 zbudowana jest wokół cyfrowej szyny
wymiany danych MIL-STD 1553B. Poza tym
jest to awionika o otwartej architekturze, do
której AgustaWestland chciał przekazać kody
źródłowe, co bardzo ułatwia integrację dowolnego wyposażenia zadaniowego.
AW149 na żywo
Bardzo dobrą okazją do zapoznania się
z konstrukcją AW149 był pokaz seryjnego
egzemplarza, który przyleciał z Włoch, skąd
został wypożyczony przez włoskie służby
odpowiedzialne za patrolowanie granic,
wypożyczony niechętnie z powodu kryzysu
z uchodźcami z Afryki na Morzu Śródziemnym. Stąd też AgustaWestland dostarczył ten
egzemplarz w „ekstraordynaryjnym” trybie,
by mógł zasilić włoskie siły patrolujące wody
przybrzeżne. Lot tego AW149 potwierdził
też deklarowany zasięg i długotrwałość lotu,
gdyż śmigłowiec przeleciał bez międzylądowania nad Alpami z Włoch do Krakowa.
A następnie z dawnej polskiej stolicy do
obecnej, gdzie dopiero na Lotnisku Warszawa-Babice załoga wyładowała swoje bagaże.
Przebieg prezentacji AW149 nad lotniskiem w Bemowie dał dobre wyobrażenie
52
o zwrotności i innych właściwościach lotnych
śmigłowca. AW149, gdy pojawił się nad lotniskiem, wykonał krótką wiązankę podniebnych manewrów na wyższym pułapie i z dużą
prędkością. Następnie piloci udowodnili, jak
zwrotny i stabilny jest AW149 w manewrowaniu tuż nad ziemią i w zawisie, jak precyzyjnie reaguje na stery i jak jest odporny
na boczny wiatr. A 21 maja wiało naprawdę
mocno. AW149 płynnie przechodził z jednego manewru w drugi oraz bardzo łatwo
nabierał prędkości i wysokości po chwili
bezruchu w zawisie. Dawało to wyobrażenie
o możliwości układu napędowego AW149,
a także jak szybko może ewakuować żołnierzy z pola walki, w tym spod ostrzału.
Podczas obserwowania wszystkich popisów pilotów AW149, można było być
zaskoczonym niskim poziomem hałasu generowanego przez AW149 przelatujący zaledwie kilkadziesiąt metrów od zgromadzonej
publiczności. Pod tym względem stanowił
miłą odmianę od operujących po drugiej
stronie lotniska śmigłowców Lotniczego
Pogotowia Ratunkowego. Podczas lądowania AW149 można było jeszcze dostrzec
inny detal. Miejsce montażu i płaszczyzny
pracy wirnika głównego i ogonowego nie
stwarzały zagrożenia przypadkową dekapitacją dla osób będących blisko śmigłowca
z pracującymi wirnikami.
Maszyna, którą można było zobaczyć,
była wyposażona w pełni funkcjonalne
wyposażenie zadaniowe, na które składała
się zdwojona wyciągarka ratunkowa, głowica optoelektroniczna najnowszej generacji FLIR Star Saphire 380-HDc (ARMIA
12/2014) oraz zdalnie sterowany reflektor.
Co prawda zakup tego czy innego śmigłowca nie oznacza automatycznie zakupu konkretnej głowicy optoelektronicznej, jednak
FLIR Star Saphire 380-HDc posiada wyraźnie lepsze parametry, jak np. rozdzielczość
kamer termowizyjnych, niż takie czujniki
montowane na Caracalach (Thales Chlio
albo Sagem Euroflir 350).
Przybyli na pokaz mogli przekonać się
o możliwościach transportowych obszernej
kabiny, w której zamontowane było 13 absorbujących energię uderzenia foteli ustawionych w 4 rzędach. Obustronne odsuwane drzwi oraz niski „próg” dolnej krawędzi
kadłuba bardzo ułatwiają szybkie wsiadanie
i wysiadanie. Nawet tak nieskoordynowane,
jak w przypadku fotoreporterów i operatorów kotłujących się w środku, by uchwycić
np. szklaną kabinę z ciekłokrystalicznymi
wyświetlaczami. Wśród detali przykuwających uwagę było zamontowane w kabinie
ładunkowej stanowisko (czy raczej interface
z przenośnymi kontrolerami), pozwalające
na kontrolę pracy głowicy Star Saphire 380HDc z kabiny ładunkowej. Składało się ono
z ciekłokrystalicznego wyświetlacza przymocowanego do sufitu kabiny oraz przenośnego
kontrolera i takiej też klawiatury. Jest to bez
wątpienia duża zaleta, jeśli żołnierze desantu
też mają podgląd obrazów z takiego sensora.
W śmigłowcu nie było natomiast zamontowanych stanowisk strzelców pokładowych,
co jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę użytkownika tego konkretnego egzemplarza.
Garść refleksji
Prezes Krystowski mówiąc o zaletach
AW149, wskazał na trzy obszary korzyści,
jakie niosłaby ze sobą wygrana AW149, czyli
osiągi, bezpieczeństwo i aspekty technologiczne. Patrząc na te argumenty na chłodno, trzeba przyznać, że największa zaleta
AW149 leży w młodości tej konstrukcji
i jej technologii. Zaprojektowany całkowicie od podstaw, o kompozytowym kadłubie, AW149 byłby całkowitą generacyjną
zmianą w parku śmigłowców Wojska Polskiego. Zaproponowany transfer technologii
i umieszczenie centrum produkcji AW149
w PZL-Świdnik dawało wojsku swobodę
w kształtowaniu rozwoju technicznego tego
śmigłowca wedle własnych potrzeb.
Trudno wyrokować, jak wyglądałyby
koszty wieloletniej eksploatacji AW149, jednak prawdopodobnie byłyby one źródłem
wymiernych oszczędności dla MON ze
względu np. technologię kadłuba czy układu
napędowego, w tym nowoczesnych silników
General Electric. MON uchyla się od szczerej odpowiedzi, ile będzie kosztował zakup
50 H225M, jednak w końcu prawdziwa wartość transakcji będzie znana, a na „nieszczęwww.armia24.pl
Adam M. Maciejewski Pokaz AW149 w Polsce
Detale podwozia AW149. Jedną z różnic między wojskowym AW149 a cywilnym AW189 jest wytrzymałość podwozia
przy awaryjnym przyziemieniu [Fot. autor]
ście” obecnego kierownictwa MON, niemal
w tym samym czasie dokładnie 50 Caracali
kupił Meksyk, co będzie stanowić doskonały
punkt odniesienia do oceny polskiej decyzji.
Oczywiście, tak młoda konstrukcja wymaga integracji wielu systemów, które już są
obecne na śmigłowcach konkurencji. Jednak
do końca nie wiadomo, jak duże w tej
kwestii są oczekiwania Wojska Polskiego.
Najbardziej enigmatyczna jest wersja CSAR
– czy MON oczekuje śmigłowców tak bogato wyposażonych, jak francuskie Caracale
z EH 01.067 (ARMIA 5/2015) albo HH-60G
eksploatowane w USAF (ARMIA 4/2015).
Z drugiej strony wersją AW149 dla sił specjalnych jest zainteresowane włoskie wojsko,
dlatego jeden z AW149 testowany przez 17°
Stormo Incursori (skrzydło włoskiego lotnictwa wspierające działania sił specjalnych)
latał z oznaczeniami tej jednostki.
Znakiem zapytania w przypadku AW149
jest nieistniejąca wersja morska, choć nawet nie tyle czas jej powstania, co koszty
budowy tak wyspecjalizowanego śmigłowca. Naprawdę trudno powiedzieć, dlaczego
MON twardo stał na stanowisku, aby kupić
„jedną platformę” do wszystkich zadań,
w tym pokładową wersję wielozadaniową.
Podczas gdy na całym świecie tak wyspecjalizowane śmigłowce powstają jako dedykowane maszyny, co najwyżej konstrukcyjnie wywodzące się z „lądowych” maszyn
transportowych (np. S-70B, NH-90 NFH,
AW159). Zupełnie inną kwestią jest decyzja
o kupowaniu pokładowego śmigłowca do
zwalczania okrętów podwodnych w całkowitym oderwaniu od okrętu, z którego przecież
taki śmigłowiec pokładowy operuje. Same
osiągi (zasięg, długotrwałość lotu, udźwig)
i pojemność AW149 czynią z niego poten-
cjalnie bardziej skuteczny śmigłowiec pokładowy od mniejszego AW159. Natomiast, czy
AW149 to faktycznie byłby odpowiedni następca Mi-17, to już zależy od przyjętej koncepcji organizacji floty śmigłowców. W US
Army zasadnicze zadania transportowe
podzielone są między średnie UH-60 i ciężkie CH-47. We Włoszech są to NH90 TTH
(zastępujące stare AB.205) i ICH-47 w lotnictwie armijnym w zadaniach transportowych, podczas gdy siły powietrzne zajmują
się głównie misjami SAR/CSAR i do tej roli
kupują AW139M i AW101 w miejsce starych
HH-3F i AB.212. W Wielkiej Brytanii RAF
zadania transportowe realizuje na starych
Pumach (wciąż) oraz na nowych AW101
i CH-47, do tego dochodzą lżejsze armijne
Lynxy AH7 i AH9A, te pierwsze zastępowane
przez AW159. We Francji do zadań transportowych w Aviation Légère de l’Armée
de Terre (lotnictwo wląd.) przewidziane są
głównie NH90 TTH zastępujące stare Pumy,
wspierane przez Cougary i Caracale, podczas
gdy w Armée de l’Air w misjach SAR/CSAR
Caracale wypierają Pumy. Nigdzie nikt nie
zdecydował się na jedną platformę. W Rosji
podstawową maszyną transportowo-desantową są ostatnie modele Mi-8, w tym m.in.
najnowszy „arktyczny” Mi-8AMTSz-WA,
(obok lekkich Ka-226 i Ansatów oraz ciężkich Mi-26). Jednak to, co łączy wszystkie
wymienione państwa, to wybór maszyn
rodzimych lub lokalnie produkowanych.
Inaczej niż w Polsce.
n
Adam M. Maciejewski
Publicystyka dotycząca głównie uzbrojenia wojsk lądowych
oraz przemysłu obronnego. Zainteresowania obejmują też
rolę czynnika militarnego w stosunkach międzynarodowych
i teorii komunikowania masowego.
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 53
w powietrzu
morska droga Black Hawków
US Army wysłało do Europy
śmigłowce UH-60M
Około 3000 członków personelu wraz ze sprzętem (w tym ze śmigłowcami!) z 3rd Infantry Division
bazującej na stałe w Fort Stewart w Georgii przybyło do Europy, gdzie będą szkolić się wraz z wojskami krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Obecność wojsk amerykańskich w Europie stanowi
kolejną rotację sił USA w ramach operacji Atlantic Resolve mającej na celu wsparcie sojusznicze
krajów obawiających się narastającego zagrożenia ze strony Rosji. Tak duża demonstracja siły i pokaz
możliwości przerzucenia w krótkim czasie dużych ilości sprzętu i ludzi wskazuje, że deklarowana przez
Amerykanów chęć wsparcia wschodnioeuropejskich krajów NATO nie jest tylko czczą obietnicą.
Joost van der Burgt,
Marijn van der Burgt
Operacja logistyczna
Do transportu sprzętu do Europy użyto
statku ro-ro MV „Liberty Promise”, który
został wyczarterowany od firmy Liberty
Global Logistics. W ciągu dwóch ostatnich
tygodni lutego 2015 roku cały przerzucany
sprzęt zgromadzono w Charleston w Południowej Karolinie, a śmigłowce Black Hawk
przebazowano do tamtejszego portu. Na statek załadowano około 700 sztuk różnego rodzaju sprzętu, w tym czołgi M1A2 Abrams,
bojowe wozy piechoty M2A3 Bradley i śmi-
54
głowce. Statek wypłynął w morze tuż przed
końcem lutego. Personel i pozostałą część
sprzętu 3rd Infantry Division przerzucono
do Europy drogą powietrzną.
9 marca 2015 roku MV „Liberty Promise”
zawinął do portu w Rydze i jeszcze tego
samego dnia około 100 pojazdów zjechało
na nabrzeże w obecności łotewskiego ministra obrony Raymonda Vejonisa i gen.
Johna O’Connera. Następnie MS „Liberty
Promise” wyruszył w drogę do Bremerhaven
w Niemczech, gdzie dotarł wieczorem
12 marca. W ciągu kolejnych dwóch dni
z pokładu statku rozładowano cały sprzęt,
w tym śmigłowce. Po zakończeniu rozładunku statek (dysponujący pięcioma pozio-
▲ W grudniu 2007 roku Pentagon i dowództwo US
Army wydały zgodę na uruchomienie pełnej produkcji
śmigłowców UH-60M w liczbie 1227 egzemplarzy. Setny
śmigłowiec UH-60M został dostarczony US Army na początku 2009 roku, zaś w połowie 2010 roku na stanie wojska było już 200 maszyn tego typu. Umowy na dostawy
śmigłowców w ramach programu FMS zostały podpisane
ze Szwecją, Jordanią i Meksykiem. Zakupem UH-60M są
także zainteresowane rządy Iraku, ZEA, Kataru, Bahrajnu,
Egiptu, Taiwanu, Słowacji i Austrii
mami ładowni, w tym kilkoma z możliwością regulacji wysokości ładowni) wyruszył
w dalszą podróż, tym razem z ładunkiem
cywilnym. Za wszystkie formalności związane z dostawą sprzętu (wyczarterowanie
www.armia24.pl
Joost van der Burgt, Marijn van der Burgt US Army wysłało do Europy śmigłowce UH-60M
w powietrzu
Black Hawki były ustawione bardzo ciasno w ładowni statku MV „Liberty Promise”. Pozostałe ładownie wypełniały
czołgi i kontenery ze sprzętem
o zwiększonej trwałości montowaną także
w maszynach UH-60L. Poza tym UH-60M
posiadają kompozytowe łopaty wirnika nośnego o szerokiej cięciwie, „glass cockpit”
z czterema wyświetlaczami wielofunkcyjnymi, zaawansowany komputer sterowania
lotem, wzmocniony kadłub, ulepszone rozwiązania ograniczania sygnatury cieplnej
(nowa geometria wylotów spalin) i składany do góry stabilizator poziomy. Dzięki
tym rozwiązaniom śmigłowce UH-60M
przystosowane są do wymogów cyfrowego
pola walki, zapewniając jednocześnie załogom lepszą świadomość sytuacyjną, większy
udźwig i zwiększone możliwości przetrwania w warunkach bojowych.
HH-60M to specjalistyczna wersja ewakuacji medycznej śmigłowca UH-60M przystosowana do transportu maksimum sześciu pacjentów w klimatyzowanej kabinie.
Śmigłowiec wyposażony jest w wyciągarkę
i wieżyczkę z systemem FLIR montowaną na
dziobie. Na pokładzie znajduje się specjalistyczna aparatura medyczna i wytwornica
tlenu. Co ciekawe, Amerykanie musieli wystąpić o specjalną zgodę władz niemieckich
na poruszanie się w przestrzeni powietrznej
kraju przy użyciu wojskowych kodów na
stałe przypisanych do transponderów IFF
ADS-B AN/APX-123.
Przygotowania do lotu
Rozładunek śmigłowców odbywał się pod czujnym okiem techników. Szczególnej uwagi wymagał rozładunek maszyn
w wersji HH-60M, ponieważ wieżyczka FLIR pod dziobem niemal ocierała się o nabrzeże po wytoczeniu śmigłowca
z ramy załadunkowej statku
statku, zapewnienie personelu do rozładunku, przygotowanie odprawy celnej i zabezpieczenie miejsca rozładunku) odpowiedzialny był personel Transport Company,
838 Transportation Battalion, 598th
Transportation Brigade podległy Surface
Deployment and Distribution Command
(SDDC) z Bremerhaven i Sembach. Dla żołnierzy 598th Transportation Brigade było to
rutynowe, choć większe niż zwykle, zadanie.
Na co dzień odpowiadają bowiem za transport sprzętu do portów całej Europy i Afryki!
Śmigłowce Black Hawk
Na pokładzie MV „Liberty Promise” przybyło do Europy 26 śmigłowców Black Hawk
należących do 4th Assault Helicopter Battalion (AHB) „Brawlers” z 3rd Aviation
56
Regiment, który stanowi część 3rd Combat
Aviation Brigade (CAB). Wśród 26 maszyn
znalazło się 20 UH-60M z kompanii A i B
i sześć HH-60 należących do (Air Ambulance) C Company. Modele HH-60 pochodziły zapewne z C/2-3rd General Support
Aviation Battalion (GSAB) i zostały przydzielone na czas operacji do C/4-3rd AHB.
Kompanie 3rd CAB stacjonują na stałe
w bazie Hunter Army Airfield w Fort Stewart w stanie Georgia.
Wszystkie śmigłowce były niemal nowe.
Niektóre egzemplarze miały mniej niż rok
i nie zdążyły jeszcze przejść przeglądu Phase
I. Była to pierwsza wizyta Black Hawków
w wersji M w Europie. Śmigłowce w tej wersji wyposażone są w silniki General Electric
T700-GE-701C i w przekładnie główną
Po rozładunku ze statku śmigłowce i pojazdy zostały zgromadzone w specjalnie
wyznaczonej strefie portu ogrodzonej
kontenerami. Następnie wszystkie czołgi,
pojazdy i kontenery ze sprzętem zostały
załadowane na platformy kolejowe i ciężarówki należące do 21st Theater Sustainment
Command (TSC), zaś śmigłowce przejęła
organizacja Theater Aviation Sustainment
Manager – OCONUS (OCONUS, czyli
Outside Continental United States, oznacza
obszar poza kontynentalną częścią Stanów
Zjednoczonych), która jest odpowiedzialna za przygotowanie śmigłowców do lotu.
Do zadań TASM-O należy obsługa sprzętu
lotniczego, a także wykonywanie remontów
statków powietrznych w ramach programu
Foreign Military Sales (FMS). Tak było chociażby w przypadku egipskich i niemieckich
śmigłowców Chinook czy remontów głównych holenderskich AH-64. W Bremerhaven personel TASM-O wspierany był przez
członków 412th Aviation Support Battalion
stacjonujących na stałe w bazie Illesheim/
Ansbach i przez kontraktorów z firmy DynCorp International.
Przygotowanie jednego śmigłowca do
lotu próbnego zajmowało sześcioosobowemu zespołowi około dwóch – trzech godzin
pracy (wchodziło w to również przygotowww.armia24.pl
Joost van der Burgt, Marijn van der Burgt US Army wysłało do Europy śmigłowce UH-60M
W specjalnej strefie montażu mogło pomieścić się jednorazowo dziesięć maszyn, a pozostałe oczekiwały na
swoją kolej zaparkowane tuż obok. Cały „tymczasowy
teren wojskowy” został ogrodzony kontenerami dla zachowania bezpieczeństwa
wanie pełnej dokumentacji). Po wykonaniu
lotów próbnych nad morzem (ze względów
bezpieczeństwa władze niemieckie zezwoliły załogom Black Hawków na loty wyłącznie nad wodą), śmigłowce udały się do
Nordholz w celu uzupełnienia paliwa, a następnie do Illesheim z międzylądowaniem
w Fritzlar. W Illesheim załogi miały wykonać loty zapoznawcze w celu zaznajomienia
się z zasadami poruszania się w europejskiej
przestrzeni powietrznej pod okiem kolegów
z 12th CAB. Przebazowanie do Illesheim
odbyło się w eskorcie śmigłowców UH-60A
z Wiesbaden. Po zakończeniu serii lotów zapoznawczych i szkolnych w Illesheim część
śmigłowców z 4-3rd AHB uda się w drogę
dalej na wschód, gdzie ich załogi uczestniczyć będą w ćwiczeniach z wojskami państw
Europy Wschodniej. W trakcie ćwiczeń kontyngent podlegać będzie dowództwu 12th
CAB z US Army Europe.
US Army Europe
Wszystkie jednostki lotnicze US Army
operujące w Europie podporządkowane są
dowództwu 12th Combat Aviation Brigade
(CAB). W bieżącym roku Brygadę czekają
pewne zmiany będące konsekwencją restrukturyzacji wszystkich struktur lotniczych US Army.
Dla przykładu, jednostka ewakuacji medycznej z Landstuhl została przeniesiona
do Grafenwohr i straciła niemal połowę
swych Blackhawków. Kilka dni przed przybyciem do Europy statku MV „Liberty
Promise” około 17 śmigłowców UH-60A
(w tym część maszyn służących dotychczas
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 57
w powietrzu
Personel obsługi z TASM-O i z 412th Aviation Support Battalion rozpoczął przygotowania Black Hawków do lotów próbnych 14 marca. Pierwsze dwa śmigłowce (jeden UH-60M
i jeden HH-60M) wzbiły się w powietrze dwa dni później
w Landstuhl) zostało wycofanych do Stanów
Zjednoczonych.
Zmian zapewne będzie więcej, choć brak
jeszcze ich oficjalnego potwierdzenia. Oto
kilka przykładów:
W bazie w Illesheim (Strock Barracks)
stacjonowały dwa bataliony śmigłowców szturmowych mających na stanie
po 24 egzemplarze śmigłowca AH-24D
Apache. Jeden z nich, 3-159th Assault
Reconnaissance Battalion (ARB), uczestniczy obecnie w operacjach bojowych i po ich
zakończeniu nie wróci już do Europy, lecz
na Alaskę. Dzięki temu w bazie znalazło
się miejsce dla kontyngentu Black Hawków
z 4-3rd AHB.
Drugi z batalionów Apache stacjonujących w Illesheim (2-159th ARB) ma pod
koniec tego roku zostać przeniesiony do
Ansbach (Katterbach). Z kolei 3-158th
Assault Helicopter Battalion (AHB)
z Ansbach straci użytkowane obecnie śmigłowce UH-60L i zostanie przeniesiony
w inne miejsce (do Stanów Zjednoczonych?)
lub rozwiązany.
Krążą również wieści o rychłym rozwiązaniu G Company z 52nd Aviation Regiment
(Theater Aviation Battalion), która obecnie
użytkuje śmigłowce UH-60A stacjonujące
w Wiesbaden.
Pobyt w Europie
Śmigłowce UH/HH-60M pozostaną w Europie przez około dziewięć miesięcy. Jak
dotąd nie ma pewności, czy po tym czasie
4-3rd AHB zostanie zastąpiony przez inny
batalion ani czy po zakończeniu misji śmigłowce pozostaną w Europie, czy powrócą
do USA. Czas pokaże, co będzie dalej...
n
Zdjęcia: Joost van der Burgt
i Marijn van der Burgt
HH-60M jest specjalistyczną odmianą śmigłowca UH-60M przystosowaną do zadań MEDEVAC. Wersję tę można łatwo rozpoznać po dużym czerwonym krzyżu na białym tle i po
wieżyczce FLIR zainstalowanej pod dziobem maszyny. HH-60M użytkowane są przez wyspecjalizowane kompanie ewakuacji medycznej (Air Ambulance Companies)
58
www.armia24.pl
Joost van der Burgt, Marijn van der Burgt US Army wysłało do Europy śmigłowce UH-60M
WERSJA WIELOZADANIOWO TRANSPORTOWA / WSPARCIA BOJOWEGO
WERSJA SAR
WERSJA MORSKA
AFGANISTAN
3400 MISJI WOJENNYCH
WARUNKI: 6000 STÓP, 40°C, STAŁE ZAGROŻENIE !
ŁADOWNOŚĆ: 20 W PEŁNI WYPOSAŻONYCH ŻOŁNIERZY, PONAD 4OOO KG ŁADUNKU
ZASIĘG:
900 KM
TYP ŚMIGŁOWCA
EC725 CARACAL
Uzbrojony w najnowsze osiągnięcia techniki wojskowej. Zdolny do działań w każdych warunkach
atmosferycznych. Niedościgniony w najtrudniejszym środowisku, sprawdzony w boju.
Gotowy do operacji specjalnych z najdalszych lokalizacji i okrętów.
EC725 – do akcji wyślij to, co najlepsze.
Important to you. Essential to us.
Zdjęcie: © A. Jeuland / Francuskie Siły Powietrzne
A
J
S
I
M NANA
O
WYK
na morzu
100 000 ton dyplomacji
„Big Stick”
przybywa
W ostatnim tygodniu marca amerykański lotniskowiec USS
„Theodore Roosevelt” zawinął do Wielkiej Brytanii. Minęło sporo czasu, kiedy ten lotniskowiec odwiedził Europę po raz ostatni. 29 sierpnia 2013 r. USS „Theodore Roosevelt” przypłynął do
bazy morskiej Norfolk Naval Station w stanie Virginia, by zakończyć cykl prób morskich po trwającym cztery lata remoncie
generalnym, połączonym z modernizacją, co przeprowadzono
w połowie przewidzianego eksploatacyjnego życia okrętu. Teraz prawdopodobnie lotniskowiec ten odwiedził Europę po raz
ostatni, gdyż w przewidywalnej przyszłości będzie służył we
Flocie Pacyfiku, do której za jakiś czas dołączy.
60
www.armia24.pl
To zdjęcie pozwala oszacować rozmiary lotniskowca
USS „Theodore Roosevelt”
USS „Theodore Roosevelt” na redzie portu w Portsmouth. Widoczne zmiany w wyglądzie nadbudówki
oraz nowy maszt – zmiany wprowadzone podczas
remontu kapitalnego
Marijn van der Burgt,
Joost van der Burgt
Grupa uderzeniowa lotniskowca
USS „Theodore Roosevelt”
Lotniskowiec USS „Theodore Roosevelt”
(CVN-71), nazywany także „Big Stick”,
w nawiązaniu do doktryny polityki zagranicznej prezydenta Stanów Zjednoczonych
Theodore’a Roosevelta, która brzmiała: Prze­
mawiajcie łagodnie i noście ze sobą duży kij
(tzw. doktryna grubej pałki), pierwotnie
miał wypłynąć ze swojego macierzytego
portu w Norfolk 9 marca. Jednak ostatecznie
termin wypłynięcia opóźnił się do 11 marca,
ponieważ rury instalacji wody zaburtowej
zostały zatkane przez rozrost drobnych organizmów morskich.
„Big Stick” jest okrętem flagowym
Carrier Strike Group 12 (CSG-12 – 12.
Lotniskowcowa Grupa Uderzeniowa),
która 16 marca dołączyła do 6. Floty (6th
Fleet) operującej na wodach okalających
Europę. Oficjalnym zadaniem grupy uderzeniowej jest zabezpieczenie narodowych
interesów, w tym bezpieczeństwa, Stanów
Zjednoczonych w Europie i współdziałanie
z siłami państw sojusznicych i partnerskich. USS „Theodore Roosevelt”
kontynuował swój rejs rutynową trasą
poprzez Kanał Sueski i dotarwszy na Bliski
Wschód, 6 kwietnia wpłynął na obszar
operacyjny 5. Floty (5th Fleet). Ostatcznie
lotniskowiec zakończy swoją podróż
po osiągnięciu obszaru operacyjnego 7.
Floty (7th Fleet) na Oceanie Spokojnym.
Po swoim rejsie dookoła świata USS
„Theodore Roosevelt” zawinie ostatecznie
do swojej nowej macierzystej bazy w San
Diego w Kalifornii na zachodnim wybrzeżu
Stanów Zjednoczonych. Zmiana miejsca
stałego stacjonowania jest częścią większej
zmiany obejmującej przebazowanie trzech
lotniskowców, czyli prócz bohatera naszego artykułu, także lotniskowców USS
„Ronald Reagan” (CVN-76) i USS „George
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 61
na morzu
Washington” (CVN-73). Pozostałe jednostki i większość załogi lotniskowca powróci
do Norfolk.
12. Lotniskowcowa Grupa Uderzeniowa
– inaczej Grupa Uderzeniowa TR (od
Theodor Roosevelt Strike Group, TR
Strike Group), składa się z 1. Skrzydła
Lotnictwa Pokładowego (Carrier Air
Wing 1) bazującego na pokładzie USS
„Theodore Roosevelt”, krążownika rakietowego USS „Normandy” (CG-60) i niszczycieli rakietowych USS „Farragut” (DDG99), USS „Forrest Sherman” (DGG-98)
i USS „Winston S. Churchill” (DDG-81).
Bardzo prawdopodobne, że CSG-12 płynie
w asyście jednego lub więce okrętów podwodnych US Navy.
Fragment pokładu lotniczego z szeregowo zaparkowanymi myśliwcami
Wizyta w Portsmouth
USS „Theodore Roosevelt” gościł z oficjalną
wizytą w Portsmouth od 22 do 27 marca.
Lotniskowiec zakotwiczył w zatoce Stokes
Bay na redzie portu w Portsmouth, gdyż był
po prostu za duży, aby wejść do portu. Podczas odwiedzin, do wojskowej części portu
w brytyjskim Portsmouth wszedł natomiast
niszczyciel USS „Winston S. Churchill”, podczas gdy pozostałe okrety eskorty opływały
w tym czasie różne zakątki europejskiego
wybrzeża. I tak niszczyciel USS „Farragut”
odwiedzał wówczas Lizbonę, niszczyciel
USS „Forrest Sherman” cumował w porcie
we włoskiej La Spezia, a krążownik USS
„Normandy” dotarł wówczas do Korfu.
Śmigłowiec do wykrywania i zwalczania okrętów podwodnych SH-60F. Wersja ta bazuje tylko na lotniskowcach
62
www.armia24.pl
Marijn van der Burgt,Joost van der Burgt „Big Stick” przybywa
Najnowszy E-2D Advanced Hawkeye należący do eskadry VAW-125 Tigertails
F/A-18C Hornet
Operacje powietrzne z pokładu lotniskowca trwały aż do godzin popołudniowych
22 marca, kiedy okręt był jeszcze na pełnym
morzu. Działania myśliwców były prowadzone w czasie, gdy pobliskie Yeovilton
było otworzone jako zapasowe lotnisko.
Przynajmniej jeden śmigłowiec typu
Seahawk przeleciał nad portem, zanim
przybył lotniskowiec, z którego pokałdu
w tę i we w tę latały transporotwe C-2
Greyhound, wożąc załogi, VIP-ów oraz
ładunki do i z lotnisk London-Stansted
Myśliwiec pokładowy F/A-18C Hornet w barwach eskadry VMFA-251 Thunderbolts
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 63
na morzu
Dwumiejscowy F/A-18F Super Hornet z rozłożoną sondą do tankowania w powietrzu
i francuskiego Lann-Bihoué. Podczas pobytu w Portsmouth przerwano operacje
lotnicze, ale nie zaniechano czynności obsługowych przy samolotach, co znaczyło też
częste transportowanie maszyn za pomocą
wind do i z hangarów pod pokładem lotniczym lotniskowca. W hangarze można
było także zobaczyć śmigłowiec Seahawk
na co dzień zaokrętowany na niszczycielu
USS „Winston S. Churchill”. Śmigłowiec ten
trafił na lotniskowiec właśnie na czas prac
serwisowych.
Podczas wizyty w Wielkiej Brytanii na
pokładzie lotniskowca USS „Theodore
Roosevelt” zaokrętowane było 1. Skrzydło
SH-60F nie był tak rozpowszechniony w US
Navy jak jego rówieśnik SH-60B. Wersję F
łatwo poznać po braku okrągłej owiewki pod
kadłubem na wysokości podwozia głównego
mieszczącej stację radiolokacyjną. SH-60F
przenosi natomiast opuszczaną stację hydroakustyczną, której nie ma SH-60B
64
www.armia24.pl
Marijn van der Burgt,Joost van der Burgt „Big Stick” przybywa
Lotnictwa Pokładowego (Carrier Air Wing
1, CVW-1). W jego skład wchodziły wówczas następujące eskadry dysponujące wymienionym poniżej sprzętem:
VFA-11 Red Rippers – F/A-18F
• 166628/AB-100, 166634/AB-101, 166624/
AB-102, 166625/AB-103, 166629/AB104, 166610/AB-105,
• 166631/AB-106, 166633/AB-107, 166623/
AB-110, 166626/AB-111, 166627/AB-112
VFA-211 Checkmates – F/A-18F
• 166797/AB-200, 166799/AB-201, 166805/
AB-202, 166807/AB-203, 166808/AB204, 166809/AB-205,
• 166812/AB-206, 166813/AB-207, 166814/
AB-210, 166815/AB-211, 166816/AB-212
VFA-136 Knighthawks – F/A-18E
• 166820/AB-300, 166821/AB-301, 166822/
AB-302, 166823/AB-303, 166824/AB304, 166825/AB-305,
• 166826/AB-306, 166827/AB-307, 166828/
AB-310, 166829/AB-311, 166818/AB312, 166817/AB-313
VMFA-251 Thunderbolts – F/A-18C
• 164902/AB-400, 164892/AB-401, 164958/
AB-402, 164975/AB-403, 164900/AB404, 164980/AB-405,
• 164964/AB-406, 164952/AB-410, 164909/
AB-411, 164973/AB-412
VAQ-137 Rooks – EA-18G
• 168266/AB-500, 168267/AB-501, 168269/
AB-502, 168270/AB-503, 168274/AB-504
VAW-125 Tigertails – E-2D
• 168592/AB-600, 168593/AB-601, 168594/
AB-602, 168595/AB-603, 168321/AB-604
HS-11 Dragon Slayers – SH-60F
• 164800/AB-610, 164801/AB-611, 164615/
AB-612
HH-60H
• 165115/AB-614, 163795/AB-615, 165120/
AB-616, 165256/AB-617
HSM-46 Grandmasters – MH-60R
• 167038/HQ-466
Obecny na lotniskowcu śmigłowiec MH60R pochodził z niszczyciela USS „Winston
S. Churchill”, z którego przyleciał na prace
Samolot walki radioelektronicznej EA-18G
Growler z eskadry VAQ-137 Rooks
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 65
na morzu
F/A-18F Super Hornet z podwieszonym zasobnikiem celowniczym AN/ASQ-228 ATFLIR
zamocowanym przy lewym wlocie powietrza do silnika
serwisowe. Dwa samoloty transportowe
C-2A (o numerach bocznych 162176/41 and
162143/44) z eskadry VRC-40 Rawhides nie
były obecne podczas wizyty w Portsmouth,
ponieważ poleciały do Lann-Bihoué, a następnie dalej w głąb Europy.
Perełki na pokładzie
Wyjątkową cechą skrzydła CVW-1 jest
fakt, że jest to pierwsza jednostka lotnicza
wyposażona w eskadrę nowych samolotów
wczesnego wykrywania i dowodzenia E-2D.
Chodzi o VAW-125 Tigertails, pierwszą
eskadrę, która została skierowana do działań operacyjnych poza granicami Stanów
Zjednoczonych, będąc w całości wyposażona w E-2D. Nowy model samolotu wczesnego ostrzegania i dowodzenia E-2, czasami
nazywany Advanced Hawkeye, przenosi
całkowicie nową awionikę, wliczając w to
nową stację radiolokacyjną z anteną z aktywnym elektronicznym skanowaniem fazowym (AESA) typu AN/APY-9. Poza tym
wymieniono sprzęt łączności, komputery
misji, zintegrowaną łączność satelitarną, kabina pilotów jest teraz w standardzie glass
cockpit (tzw. szklana kabina), zamontowano nowe systemy zarządzania lotem, a także
udoskonalone silniki. E-2D powinien być
także zdolny do naprowadzania zasadniczego uzbrojenia do zwalczania celów
powietrznych, jakim dysponuje US Navy.
Chodzi o pociski pow.-pow. AIM-120 AMRAAM myśliwców F/A-18 oraz odpalane
66
z wyrzutni okrętowych niszczycieli i krążowników pociski plot. SM-6. E-2D może
naprowadzać je na cele znajdujące się poza
zasięgiem środków obserwacji platform
bojowych, które odpaliły pociski. US Navy
planuje łącznie zakup 50 sztuk E-2D.
Ostatni rejs „Big Stick” był wyjątkowy
jeszcze z jednego powodu. Był to ostatni
raz, kiedy lotniskowiec na swym pokładzie
przenosił śmigłowce SH-60F Seahawk.
Prawie wszystkie eksploatowane na lotniskowcach śmigłowce SH-60F przeznaczone
do wykrywania i zwalczania okrętów podwodnych oraz poszukiwawczo-ratownicze
śmigłowce HH-60H, pełniące także zadania maszyn sił specjalnych marynarki oraz
dostosowane do zwalczania niewielkich
celów powierzchniowych, zostaną wkrótce
zupełnie zastąpione przez bardziej nowoczesne wersje MH-60R i MH-60S. Model
MH-60R zastępuje SH-60B/F w roli śmigłowca do wykrywania i zwalczania okrętów
podwodnych i nawodnych i jest wyposażony w głowicę optoelektroniczną z kanałem
termowizyjnym, lotnicze zestawy do przetrwania w trudnych warunkach, zaawansowany lotniczy system wymiany danych
o informacji taktycznej stosowany w ramach
floty, nowocześniejszą opuszczaną aktywną
stację hydrolokacyjną, kabinę w standardzie
glass cockpit, a wśród nowego uzbrojenia
znalazły się torpedy do zwalczania okrętów
podwodnych Mk-54 oraz kierowane pociski
rakietowe Hellfire. Konstrukcja MH-60S nie
tylko jest oparta na Seahawku z jego zdwojonym kółkiem ogonowym i obustronnymi
odsuwanymi drzwiami kabiny ładunkowej,
jak w modelu UH-60 dla wojsk lądowych.
MH-60S zastępuje śmigłowce HH-60H,
UH-3H i CH-46D i w związku z tym zestaw przenoszonego przez niego uzbrojenia
składa się z pokładowych karabinów maszynowych, pocisków rakietowych Hellfire,
systemu Airborne Laser Mine Detection
System do wykrywania min morskich,
głowicy optoelektronicznej z kanałem termowizyjnym oraz urządzeń zakłócających
termolokacyjne głowice naprowadzania
pocisków plot. Zadania przewidziane dla
MH-60S obejmują zaopatrywanie okrętów
i statków z powietrza, ewakuację medyczną,
ratownictwo bojowe (CSAR), zwalczanie celów powierzchniowych – w tym niewielkich
pływających, wsparcie ogniowe oddziałów
naziemnych, wsparcie działań sił specjalnych oraz działania wywiadowcze, nadzorujące i rozpoznawcze. Jak tylko eskadra HS11 otrzyma nowe zaawansowane MH-60S,
również oznaczenie eskadry HS (Helicopter
Anti-submarine Squadron – śmigłowcowa
eskadra przeciwpodwodna) ulegnie zmianie na HSC-11 (Helicopter Sea Combat
Squadron – śmigłowcowa eskadra walki
morskiej). Choć jeśli chodzi o śmigłowce
HH-60, to te pozostaną w służbie jeszcze
przez pewien czas.
n
Zdjęcia Marijn van der Burgt
www.armia24.pl
Marijn van der Burgt,Joost van der Burgt „Big Stick” przybywa
thalesgroup.com/naval
Rozwiązania dla sektora morskiego
Wypełniamy wszystkie ważne zadania
MISJE HUMANITARNE
Koordynacja pomocy dla obszarów objętych
katastrofami i klęskami żywiołowymi, procedury
ewakuacji, poszukiwań i akcji ratunkowych.
OPERACJE MILITARNE
Wspieranie operacji specjalnych i lądowych,
obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej.
KONTROLOWANIE SYTUACJI NA MORZU
Utrzymywanie spójności terytorialnej oraz
świadomości sytuacyjnej na odpowiednim poziomie.
WYZWANIA STOJĄCE PRZED SŁUŻBAMI CELNYMI I STRAŻĄ GRANICZNĄ
Zwalczanie przemytu narkotyków, operacje antyterrorystyczne, zagrożenia związane z
nielegalną imigracją, zwalczanie kontrabandy.
Bezpieczeństwo na morzu wymaga codziennego podejmowania tysięcy
kluczowych decyzji. Firma Thales znajduje się w ich centrum. Nasze radary i
sonary, systemy przeciwpożarowe, rozwiązania C4ISR, programy integracji
dużych systemów i modernizacji okrętów wojennych wyposażone są w
inteligentne, zintegrowane technologie – jedne z najlepszych na świecie. Ufają
im i korzystają z nich marynarki wojenne z ponad 50 krajów. Oferowane
przez nas informacje i kontrola umożliwiają podejmowanie decyzji odnośnie
najbardziej skutecznego reagowania w środowiskach mających znaczenie
krytyczne. Wszędzie, wspólnie z naszymi klientami zmieniamy świat na lepsze.
Historia Militaris
Napędy lotnicze
Odrzutowe silniki lotnicze
II wojny światowej
Pierwszymi i przez długi czas jedynymi napędami lotniczymi były te, w których zastosowano
spalinowe silniki tłokowe. Używano ich w różnych układach: rzędowych, w układzie V lub przeciwbieżnych jedno- i wielopiętrowych. Bardzo powszechne, zwłaszcza w czasie I wojny światowej, były silniki gwiazdowe z ruchomym wałem lub rotacyjne. Okres największego rozwoju
tych silników przypada na czas II wojny światowej. Wówczas powstały konstrukcje lotniczych
silników tłokowych o wysokiej mocy, w tym silników turbodoładowanych. Niektórzy przewidujący konstruktorzy widzieli w perspektywie kilkuletniej granicę, poza którą rozwój lotniczych
silników tłokowych byłby już niemożliwy. Oni to właśnie skierowali się w stronę nowego napędu – silników odrzutowych. Prześledźmy zmagania konstruktorów lotniczych tamtego okresu.
Przed jakimi problemami stawali i jak je rozwiązywali oraz jakie przełomowe konstrukcje z tym
napędem powstały w czasie całej II wojny światowej.
Maciej Ługowski
Pierwszy lotniczy silnik
odrzutowy – Coanda 1
Nim przejdziemy do tematu odrzutowych
silników konstruowanych i stosowanych
w czasie II wojny światowej, trzeba krótko
poznać historię powstania pierwszego lotniczego silnika odrzutowego. Oficjalnie często
podaje się, że konstruktorem pierwszego lotniczego silnika turboodrzutowego był Frank
Whittle, który opatentował swoją konstrukcję w 1930 roku. Nie jest to do końca zgodne
z prawdą. 20 lat przed nim lotniczy silnik
turboodrzutowy skonstruował i zbudował
rumuński oficer i jednocześnie konstruktor lotniczy pracujący we Francji – Henry
Coanda. Był on zdolnym i dalekowzrocznym inżynierem, studiującym na wyższej
uczelni technicznej w Paryżu. Tam też dokonał swoistego przełomu w konstrukcji
nowego napędu lotniczego. Zrealizował on
pomysł takiego silnika na bazie rzędowego
silnika tłokowego. Połączył spalinowy silnik tłokowy (był to silnik Clerget o mocy
50 KM) z kompresorem w postaci sprężarki odśrodkowej. Do tak powstałego układu
dołączył komorę spalania. Stworzył w ten
sposób pierwszy lotniczy silnik odrzutowy
typu motorjet (silnik – ang. motor, odrzut –
ang. jet). Silnik tłokowy napędzał sprężarkę,
która tłoczyła powietrze do komory spala-
68
Silnik Argus As-14 [Fot. Deuthes Museum Monachium]
nia. Tam dodawane było paliwo, następował
zapłon i gorące gazy wydostające się przez
dyszę wylotową na zewnątrz wytwarzały odrzut. Ten pierwszy silnik odrzutowy miał
ciąg rzędu 2,64 kN (ok. 220 kG).
W 1910 roku pierwszy samolot konstrukcji Henry’ego Coand’y z napędem odrzutowym był gotowy do oblotu. Oblot miał
miejsce na podparyskim lotnisku Issy-Les-
Molineaux 16 grudnia 1910 roku i był bardzo dramatyczny. Sam konstruktor wsiadł
do kabiny i uruchomił silnik tłokowy. Kiedy
sprężarka osiągnęła wymagane 4000 obr./
min i zaczęła tłoczyć sprężone powietrze
do komór spalania pod wymaganym ciśnieniem, nastąpił zapłon. Gorące gazy wystrzeliły z dyszy, podmuch odrzutu ogarnął
kabinę samolotu, w którym siedział Henry,
www.armia24.pl
a ten zdał sobie sprawę, że temperatura
i siła strumienia są znacznie większe, niż
się spodziewał. Zaczął się mocno obawiać,
że samolot zaraz się zapali. Pochylił się nad
dźwigniami i skupił nad wyregulowaniem
siły odrzutu. Nie zauważył wówczas, że samolot ruszył z miejsca i zaczął gwałtownie
nabierać prędkości. Kiedy poczuł drgania,
wyjrzał znad przyrządów i zobaczył z przerażeniem pędzące ku niemu zabudowania.
Zdał sobie sprawę, że nie zdąży wyhamować i jest praktycznie bez wyjścia – musi
wystartować. Nagle rozpędzony samolot
oderwał się od ziemi, zaczął się ostro wspinać, po czym obniżył lot i twardo wylądował. Niestety w czasie lądowania przechylił
się i uderzył lewym skrzydłem w ziemię,
a zaraz potem kadłub przełamał się i zarył
w grunt, stając w płomieniach. Na szczęście
pilot nie był przypięty pasem i został wyrzucony z kabiny. To uratowało mu prawdopodobnie życie. Mając tylko lekkie rany na
rękach i twarzy, Henry Coanda patrzył, jak
płonie jego dzieło. Idea lotniczego napędu
odrzutowego, choć zapoczątkowana, jeszcze
się nie zaczęła. Przez następne lata konstruowano odrzutowe silniki lotnicze, ale były
to tylko silniki rodzaju motorjet w prototypach. Dopiero trzy dekady później wzbił
się w powietrze kolejny samolot z napędem
turboodrzutowym – Heinkel He-178.
Odrzutowe silniki lotnicze
Generacji Pierwszej
Silniki odrzutowe rozwijane w okresie międzywojennym i w czasie II wojny światowej
klasyfikować można jako silniki odrzutowe Generacji Pierwszej. Mimo że bardzo
odmienne konstrukcyjnie klasyfikuje się
je razem ze względu na okres powstania,
sposobu użytkowania oraz zastosowanych
do budowy materiałów konstrukcyjnych.
W czasie II wojny światowej rozwijano trzy
typy silników odrzutowych do napędu samolotów bojowych: turboodrzutowe, pulsacyjne i rakietowe. Jak były zbudowane,
użytkowane i jakie były ich ograniczenia
oraz jak radzili sobie z ich ograniczeniami
konstruktorzy i inżynierowie?
W kilkanaście lat po pierwszym locie
samolotu z silnikiem turboodrzutowym
Henry’ego Coandy przełomu w konstrukcji tych silników dokonał angielski inżynier
Frank Whittle. Zamiast silnika tłokowego
wykorzystał on turbinę gazową zblokowaną ze sprężarką odśrodkową. Tym samym
stworzył nową ideę silnika turboodrzutowego. W 1930 roku opatentował swój projekt, jednak nadal pozostawał on w sferze
idei, ponieważ ówczesna technologia metalurgiczna nie pozwalała na zbudowanie
turbiny gazowej, która mogłaby pracować
Silnik BMW 003-1-2 Sturm [Fot. archiwum autora]
SILNIKI ODRZUTOWE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ
KRAJ PRODUCENTA
SILNIKA
OSIĄGALNY CIĄG
MAKSYMALNY
PIERWSZE
URUCHOMIENIE SILNIKA
Odśrodkowa
Odśrodkowa
Bezprężarkowy
Osiowa
Bezprężarkowy,
przepływowy
Bezsprężarkowy
Bezsprężarkowy
przepływowy
Wielka Brytania
Niemcy
Niemcy
Niemcy
9 kN
4,4 kN
4 kN
8,8 kN
1937
1938
1938
1940
1940
Turboodrzutowy
NAZWA SILNIKA
TYP SILNIKA
TYP SPRĘŻARKI
W-2
He S3B
Walter R I-203
Junkers Jumo 004
Turboodrzutowy
Turboodrzutowy
Rakietowy
Turboodrzutowy
Argus As-104
Pulsacyjny
Walter R II-203
Rakietowy
Argus As-014
Pulsacyjny
Junkers Jumo 109
004A
BMW 109-003E-1/2
Sturm
General Electric
J31-GE-3
Rolls-Royce
Goblin II
VK-107R
VK-107R
TSU-11
Niemcy
2,7 kN
Niemcy
7,5 kN
1940
Niemcy
2,7 kN
1940
Osiowa
Niemcy
8,24 kN
1940
Turboodrzutowy
Osiowa
Niemcy
7,83 kN
1940
Turboodrzutowy
Odśrodkowa
USA
9 kN
1940
Turboodrzutowy
Odśrodkowa
Wielka Brytania
13,3 kN
1941
Motorjet
Motorjet
Motorjet
Odśrodkowa
Odśrodkowa
Odśrodkowa
ZSRR
ZSRR
Japonia
3 kN
3 kN
4,5 kN
1944
1945
1945
w wysokiej temperaturze gazów wylotowych. Dopiero znaczne postępy w metalurgii pozwalające na produkcję stopów
żaroodpornych i żarowytrzymałych pozwoliły Wittle’owi na zrealizowanie swojego projektu. W 1937 zbudował on prototyp
silnika turboodrzutowego W1 ze sprężarką odśrodkową, komorami spalania typu
dzbanowego i turbiną gazową napędzającą
sprężarkę. Silnik W1 miał ciąg rzędu 4 kN.
Dwa lata później, 15 maja 1941 roku, odbył się lot samolotu Gloster Meteor B28/39
napędzanego silnikiem turboodrzutowym
Franka Whittle’a. W 1938 roku, niemiecki
inżynier Hans von Ohain, który również
zajmował się problematyką lotniczego napędu odrzutowego i w 1935 opatentował
swój projekt silnika odrzutowego z turbiną
gazową, zbudował prototyp silnika odrzu-
towego HeS-3B. Silnik powstał w wytwórni
Ernsta Heinkla, którego bardzo zainteresowały prace Ohaina. Silnik HeS-3B osiągał
ciąg 4,4 kN i został zamontowany na eksperymentalnym płatowcu, tworząc samolot
Heinkel He-178, który 27 sierpnia 1939 roku
wykonał pomyślnie próbny lot trwający 12
minut. Był to pierwszy lot samolotu o przeznaczeniu bojowym, napędzanego silnikiem
turboodrzutowym.
Czym konstrukcyjnie charakteryzowały się turboodrzutowe silniki lotnicze
Generacji Pierwszej II wojny światowej?
Elementów jest kilka. Przede wszystkim
zastosowana była w nich sprężarka odśrodkowa (a nie osiowa, jak we współczesnych
silnikach turboodrzutowych). Sprężarka
odśrodkowa technologicznie jest prostsza
w budowie i zastosowaniu niż sprężarka
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 69
Historia Militaris
General Electric J31-GE-3 [Fot. General Electric]
osiowa. Generalnie rzecz biorąc, sprężarka
odśrodkowa (inaczej promieniowa) to taka,
w której przepływ sprężanego powietrza następuje prostopadle do osi obrotu sprężarki.
Sprężanie dynamiczne gazu następuje poprzez odrzucanie go na zewnątrz (na obwód) przez łopatki (promienie) na skutek
działającej siły odśrodkowej (stąd nazwa
„sprężarka promieniowa” lub „odśrodkowa”). Stopień sprężania nie przekracza 3,
jest to najczęściej ok. 2–2,5. Zazwyczaj są
to sprężarki jednostopniowe, ponieważ ze
względów konstrukcyjnych i aerodynamicznych jest to układ najbardziej optymalny.
Próbowano stosować w silnikach układy
wielostopniowe tych sprężarek, ale nie zdało to egzaminu (największą ilością stopni
były 3, ale powodowało to takie komplikacje konstrukcyjne, że projekt zarzucono).
Znaleziono kompromisowe rozwiązanie:
stopień sprężarki (dysk) miał promienie po
obu stronach, więc wydajność masowa, czyli
objętość tłoczonego powietrza w przeliczeniu na jego masę, była dwukrotnie więk-
Silnik rakietowy HWK 109-509-A-Walter R II-203 [Fot. Deuthes Museum Monachium]
70
sza. Ze względu na zastosowanie tego typu
sprężarki, również budowa wlotu powietrza
była inna niż ta, którą znamy obecnie w silnikach turboodrzutowych. Mógłby to być
wlot centralny albo boczny, który stosowano na początku. Wówczas powietrze było
zasysane nie od czoła silnika, tylko przez
perforowane pierścienie otaczające sprężarkę. W przypadku, gdy stosowano sprężarkę
dwustronną, wlot był również podwójny,
a powietrze było zasysane na łopatki po obu
stronach dysku sprężarki. Następnie oba
strumienie wędrowały jednym kanałem do
komór spalania.
Sprężarki odśrodkowe, pomimo prostoty konstrukcyjnej, miały swoje niewątpliwe
wady. Główną niedogodnością była duża
średnica, co wpływało generalnie na gabaryty silnika (był krótki i „pękaty”), i brak
możliwości sprzęgnięcia ich w agregaty wielostopniowe, co skutkowało mocno ograniczonym stopniem sprężania. Można by
sobie zadać pytanie, dlaczego od razu nie zastosowano sprężarek osiowych. Odpowiedź
jest prosta – ograniczenia technologiczne lat
40. Sprężarka osiowa ma niższą zdolność
sprężu na pojedynczym stopniu niż sprężarka promieniowa, ale można ją zestawiać
w agregaty wielostopniowe. Jednak gdy taka
wielostopniowa sprężarka osiowa rozkręcała
się do wysokich obrotów roboczych (a masę
miała sporą), pojawiały się problemy z jej
wyważeniem. Powstałe drgania bardzo szybko wybijały łożyska, aż do ich zniszczenia
włącznie. Efekt był taki, że pierwsze silniki
ze sprężarkami promieniowymi miały żywotność rzędu kilkudziesięciu godzin, a gdy
próbowano zastosować sprężarkę osiową,
silnik miał co prawda wyższy ciąg, ale jego
żywotność sięgała zaledwie kilku godzin.
Długo nie radzono sobie z problemem wyważenia wielostopniowych sprężarek osiowych. Dopiero firma Junkers, tworząc silnik
Junkers Jumo 004 z 8-stopniową sprężarką
osiową, napędzający myśliwiec Me-262, częściowo poradziła sobie z tym problemem.
Jednak i tak żywotność tego silnika była
niższa niż stosowanych wówczas silników
ze sprężarką odśrodkową.
Kolejnym elementem budowy były komory spalania. Każdy silnik zawierał ich
kilka: od 8 aż po 16. I nie były to komory
spalania powszechne we współczesnych lotniczych silnikach turboodrzutowych (czyli
pierścieniowe). Zarówno Frank Whittle, jak
i Hans Ohain oraz pozostali konstruktorzy
budujący ówczesne silniki bazowali na tzw.
układzie wielokomorowym (multi-combuston chamber). Podstawową jednostką tego
układu jest tzw. can flame, czyli komora spalania typu dzbanowego. Są to pojedyncze,
podłużne, autonomiczne komory o kształwww.armia24.pl
Historia Militaris
Silnik Junkers Jumo 004. Widoczna odkryta sekcja sprężania z 8-stopniową sprężarką [Fot. archiwum autora]
Silnik tłokowy VK-107R stanowiący napęd silnika motorjet WRDK [Fot. archiwum autora]
Motorjet konstrukcji Franka Whittle’a. A – turbina, B – silnik tłokowy, C – sprężarka odśrodkowa [Rys. Maciej Ługowski]
72
cie cylindrycznym, z których każda posiada
własny wtryskiwacz paliwa, układ inicjacji
zapłonu zamknięty w niezależnej obudowie.
Komory rozmieszczone są promieniście
wokół centralnej części silnika, tuż za sprężarką, a gazy spalinowe powstałe w każdej
z komór trafiają na turbinę.
Przy tej okazji warto wspomnieć również
o polskim wkładzie w rozwój tego typu silników. W 1937 roku trzej polscy inżynierowie: Jan Oerfeld, Józef Sachs i Władysław
Bernadzikiewicz skonstruowali i zbudowali pierwszy polski silniki turboodrzutowy
Generacji 1. Co prawda był to tylko prototyp, którego maksymalny czas pracy ciągłej
wyniósł nieco ponad 60 minut na hamowni,
ale w polskich warunkach, jak na owe czasy,
było to spore osiągnięcie.
Rozwój silników turboodrzutowych
Generacji Pierwszej następował coraz szybciej, choć nadal ich słabą stroną był stosunkowo niski ciąg oraz gabaryty, a konkretnie
owa ich „pękatość” (wyjątek stanowił tu
silnik Junkers Jumo dzięki sprężarce osiowej, choć należy go również zaliczyć do
tej samej generacji ze względu na zbliżone
własności użytkowe). Aby nieco polepszyć
sytuację, firma Rolls-Royce, której ostatecznie zlecono produkcję silników konstrukcji
Whittle’a (pierwszą firmą, która otrzymała
oficjalne zlecenie na produkcję seryjną silników Whitttle’a w 1941 roku była firma Rover,
z główną fabryką silników w Barnoldswick)
zmodyfikowała ten układ. Po podpisaniu
w 1941 roku przez firmę De Havilland umowy
na skonstruowanie i produkcję nowych myśliwców o napędzie odrzutowym, na zlecenie
De Havillanda, inżynier silników lotniczych
Rolls-Royce’a Frank Halford, na bazie pierwotnej konstrukcji Whittle’a skonstruował
silnik Rolls-Royce RR Goblin. Różnica polegała na nieco innym ułożeniu dzbanowych
komór spalania, dzięki czemu silnik zyskał
mniejszą średnicę, stał się smuklejszy oraz
wzrosła znacząco jego sprawność i wartość
ciągu. Posiadał on sprężarkę odśrodkową,
jednostronną i dwa centralne przednie wloty powietrza odchylone na zewnątrz od osi
silnika. Wyposażono go aż w 16 dzbanowych
komór spalania. Testy gotowego prototypu
rozpoczęto 13 kwietnia 1942 roku i do września tego samego roku przepracował on 200
godzin na hamowni. W locie przetestowany
został 3 maja 1943 roku na myśliwcu Gloster
Meteor. Zmodernizowana wersja RR Goblin
II służyła jako napęd takich myśliwców, jak
DH Vampire i Lockheed XP 80, a wersja
produkowana w Szwecji przez zakłady Volvo
Aero pod nazwą RM-1 napędzała pierwszy
szwedzki myśliwiec odrzutowy SAAB J21-R.
W 1940 roku powstała jeszcze jedna odmiana silnika odrzutowego – silnik pulsawww.armia24.pl
Maciej Ługowski Odrzutowe silniki lotnicze II wojny światowej
Samoloty bojowe II wojny
światowej i zastosowane
w nich silniki odrzutowe
Pierwszym silnikiem, który skonstruowano i który wszedł do służby jako odrzutowy napęd samolotów bojowych, był silnik
W-1 (występujący także pod nazwą Whittle
W-1). Był klasycznym silnikiem odrzutowym pierwszej generacji. Silnik W-1 napędzał pierwszy brytyjski odrzutowy samolot
bojowy typu Gloster Meteor B28/39. Oblot
tego samolotu z nowym napędem miał miejsce 15 maja 1941 roku. W-1 bardzo szybko
udoskonalono do wersji W-2, a później do
wersji W2B/23, której nadano nazwę Welland. Aby nieco polepszyć osiągi i sprawność nowego silnika, firma Rolls-Royce, której ostatecznie zlecono produkcję silników
tej konstrukcji, zmodyfikowała układ. Tak
więc silnik W-1 zapoczątkował długą serię
użytkowych lotniczych silników turboodrzutowych Pierwszej Generacji. Z czasem
dwukrotnie i trzykrotnie wzrosła wartość
ich ciągu oraz sprawność. Zbudowane
były z odśrodkowej obustronnej sprężarki,
a wloty powietrza były boczne i podwójne
(na każdą stronę sprężarki). Dzbanowe komory spalania ułożone zostały wokół rdzenia silnika. Trzeba pamiętać, że w wersji
pierwotnej Frank Whittle zastosował takie
ustawienie komór spalania, że wytwarzane
gazy spalinowe miały tzw. wsteczny przepływ. Oznacza to, że nie trafiały bezpośrednio na turbinę, tylko poprzez krótki kanał
wylotowy, skręcony pod ostrym kątem.
Powodowało to dość istotną utratę ciągu,
silnik natomiast był krótki i o dużej średnicy zewnętrznej. Taki sam układ utrzymano
w silniku Royce W2B/23 Welland, którego
prototyp przetestowano i oblatano w 1942
roku. Jego podstawowa specyfikacja była
następująca:
Rozwój silnika turboodrzutowego Generacji Pierwszej [Rys. Maciej Ługowski]
cyjny. Był to Argus 190-014 i posłużył do
napędu samolotu-pocisku Fieseler Fi-103
(V1). Jedynymi jego ruchomymi elementami były specjalne zawory, które otwierały
się, wpuszczając powietrze do komory spalania i zamykały pod wpływem zapłonu,
odcinając dopływ powietrza. Gorące gazy
specjalnie ukształtowaną i odpowiednio
długą dyszą wylatywały do atmosfery, wytwarzając ciąg rzędu 3 kN. Silnik pracował
w cyklu szybko następujących po sobie
eksplozji z częstotliwością kilkudziesięciu
pulsów na sekundę. Jego wadą był fakt, że
aby go uruchomić, trzeba go było najpierw
rozpędzić, aby wymusić przepływ powie-
trza, a dodatkowo nie było możliwości sterowania ciągiem.
Niemcy bardzo intensywnie rozwijały również napęd rakietowy, adoptując go do napędu samolotów. Przodowały tu zakłady Walter
HWK zlokalizowane w Kiel, założone w 1935
roku przez inżyniera, konstruktora i przemysłowca Hellmuth’a Waltera. Budowały one
seryjną rodzinę silników rakietowych Walter
HWK, z których najważniejszymi były Walter
R I-203 o ciągu 7,5 kN oraz HWK 109-509
o ciągu 17 kN. Pierwszy napędzał prototyp
samolotu rakietowego DFS 194, z którego
wyłonił się samolot rakietowy Me-163 napędzany przez silnik HWK 109-506.
Średnica zewnętrzna:
Masa suchego silnika:
Sprężarka:
Turbina:
Paliwo:
Ciąg maksymalny:
1098 mm
386 kg
odśrodkowa, dwustronna
osiowa, jednostopniowa
kerozyna 1% (nafta lotnicza)
7,7 kN
Welland wszedł do częściowej produkcji
i montowano go w pierwszych wersjach
myśliwca Gloster Meteor, jednak bardzo
szybko pojawiła się idea znaczącej modyfikacji wyjściowej. Zrealizowano ją w silniku
Rolls-Royce Derwent. Był to drugi seryjnie projektowany przez przemysł lotniczy
Wielkiej Brytanii silnik turboodrzutowy
w czasie II wojny światowej. Posiadał on
również dwustronną sprężarkę odśrodkową, dwustronne wloty powietrza i jednostopniową turbinę osiową z 54 łopatkami.
Inne natomiast było ułożenie komór spalania. Zrezygnowano bowiem z przepływu
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 73
Historia Militaris
Silnik W2 – rozwinięcie silnika W1 Franka Whittle’a [Fot. Gary Brossett]
wstecznego i zastosowano układ przelotowy.
Dzbanowe komory spalania ułożono promieniście wokół rdzenia silnika, nachylono
pod kątem, a ich wyloty zbiegały się w jeden krótki kanał, który nie był załamany.
Gazy wylotowe trafiały więc bezpośrednio
na turbinę. Uprościło to przepływ gazów,
zmniejszyło straty ciągu a przede wszystkim
zwiększyło niezawodność i żywotność silnika. Choć Derwent był dłuższy od Wellanda
i jego zabudowa na dalszych wersjach
Gloster Meteora wymagała przebudowy
gondoli silnikowych, to jego zalety spowodowały, że został on wybrany do napędu
nie tylko tego samolotu, ale i innych brytyjskich bojowych samolotów odrzutowych
po II wojnie światowej. Silnik Derwent Mk.
I wzór 26 posiadał także powiększone wloty
powietrza, co zwiększało przepływ masowy
gazów oraz rozbudowany system zasilana
paliwem. Stworzono i wyprodukowano aż
pięć wersji rozwojowych tego silnika:
– Derwent I – pierwsza wersja produkcyjna o ciągu 8,9 kN
– Derwent II – wersja o ciągu zwiększonym do 9,8 kN
– Derwent III – rozwojowa wersja eksperymentalna (prototyp)
– Derwent IV – wersja o ciągu zwiększonym do 10,7 kN
– Derwent V – wersja o zmniejszonych
wymiarach i zwiększonym ciągu do 15,6 kN
– Derwent V Nene – wersja o zmniejszonych wymiarach i zwiększonym ciągu do
22,2 kN.
Ostatnia wersja silnika Rolls-Royce
Derwent posiadała ciąg 22,2 kN, więc dwuipółkrotnie większy niż pierwotna wersja
Mk. I. 7 listopada 1945 roku Gloster Meteor
napędzany właśnie tą wersją ustanowił świa-
74
towy rekord prędkości, osiągając 975 km/h.
I to właśnie ten silnik został udostępniony
przez brytyjski rząd, zdominowany wówczas przez Labour Party (Partię Pracy)
Związkowi Radzieckiemu, który w dużym
stopniu kopiując go (acz nie do końca),
stworzył silnik Klimow RD-45, który posłużył do napędu myśliwca MiG-15.
Podstawowa specyfikacja silnika turboodrzutowego Rolls-Royce Derwent Mk. I jest następująca:
Długość:
2135 mm
Średnica zewnętrzna
1055 mm
Masa suchego silnika
443 kg
Sprężarka:
jednostopniowa, odśrodkowa
dwustronna z podwójnym
wlotem powietrza
Komory spalania:
typu dzbanowego, 10 komór,
zapłonowy układ rozruchowy
w komorze 3 i 10
Turbina:
jednostopniowa z 51 łopatkami
Paliwo:
kerozyna 1% (nafta lotnicza)
Układ olejowy:
zbiornik oleju o pojemności
12,5 litra, wydajność pompy
oleju 976 l/min, zapewnia maksymalny czas lotu odwróconego – 15 sekund
Osiągi:
Ciąg:
– ciąg na biegu jałowym
przy prędkości obroto0,5 kN
wej 6000 obr./min
– ciąg startowy przy
16 500 obr./min
8,9 kN
– ciąg przy 15 000 obr./
min i prędkości przelotowej
6,9 kN
Ogólny Stopień Sprężu
(Overall Pressure ratio
OPR)
3,9
Zużycie paliwa:
– na biegu jałowym
215 kg/h
– przy ciągu podróżnym 830 kg/h
– przy ciągu maksymalnym
1070 kg/h
Zużycie oleju:
0,57 l/h
Trzeba powiedzieć, że krajem, w którym
powstawało najwięcej konstrukcji silników
odrzutowych wprowadzonych do eksploatacji, były Niemcy.
Niemcy bardzo wcześnie rozpoczęli konstruowanie i wprowadzanie do napędu samolotów bojowych silników rakietowych.
Najważniejszymi silnikami tego typu konstruowanymi dla lotnictwa bojowego była
rodzina silników rakietowych „Walter”.
Pierwszym silnikiem tej rodziny był silnik
Walter R I-203. Napędzany był mieszaniną
nadtlenku wodoru (T-Stoff) i nadmanganianu potasu (Z-Stoff), a jego pierwsze uruchomienie miało miejsce w roku 1940. Silnik
był ciągle modyfikowany. Stanowił on napęd
samolotu Henkel 176. Silnik ten miał stały
ciąg równy 4 kN. Następny silnik, Walter R
II-203, miał ciąg regulowany w granicach
1,5–7,5 kN i został użyty do napędu myśliwca
przechwytującego Me 163A. Dalszą ewolucję
stanowiły silniki rakietowe serii HWK109509 (HWK to nazwa wytwórni, 109 to oznaczenie silników rakietowych wg kodu RLM,
509 to kolejny numer konstrukcji) na paliwo
dwuskładnikowe: T-Stoff (jako utleniacz –
mieszanka 80% nadtlenku wodoru + 20%
wody) i C-Stoff (30% hydratu hydrazyny
+ 57% metanolu). Prototypowy egzemplarz
nowego silnika rakietowego serii HWK
109-509-1 o ciągu regulowanym w zakresie 3–15 kN ukończono jesienią 1942 roku,
a następnie zamontowano na samolocie Me163 V3. Przedprodukcyjne egzemplarze Me
163B otrzymały w większości silniki Walter R
II-211 serii HWK 109-509-1, a egzemplarze
seryjne – HWK 109-509 A-2. Silniki te miały
regulowany ciąg od 1 kN na biegu jałowym
do 17 kN w locie. Masa silnika wynosiła 170
kg. Silnik dzielił się zasadniczo na dwa zespoły. Przedni stanowiła rama z umieszczonymi na niej agregatami takimi jak turbina
napędzająca pompy paliwowe i rozrusznik
elektryczny. Zespół przedni połączony był za
pomocą cylindrycznej rury nośnej z tylnym,
gdzie mieściła się komora spalania i dysza
wylotowa.
Jeszcze przed rozpoczęciem II wojny światowej, w roku 1938 w zakładach
Heinkla powstał samolot z napędem rakietowym napędzany, jak już wspomniano,
silnikiem Walter R I-203. Samolot, oznaczony jako Heinkel He 176, oblatany był 20
czerwca 1939 roku. Był to niewielki, prosty
w konstrukcji i montażu samolot, do którego budowy wykorzystano głównie drewno. Samolotem typowo bojowym, jak już
wspomniano, który wszedł do eksploatacji,
napędzanym jednym silnikiem z rodziny
silników Walter R I był Messerschmitt Me
163 Komet. Napędzał go silnik Walter HWK
109-509A-1/2 o ciągu 16,67 kN. Samolot był
www.armia24.pl
Motorjet Campini Caproni. A – gwiazdowy silnik tłokowy, B – trójstopniowa sprężarka, C – układ zapłonowy, D – gazy
wylotowe. Napęd ten był jednym z najbardziej udanych konstrukcji silnika typu motorjet [Rys. Maciej Ługowski]
jednomiejscowym myśliwcem przechwytującym, a jego bojową wartość ograniczał
napęd. Zastosowany silnik rakietowy miał
co prawda dużą moc, zwłaszcza w stosunku do masy samolotu, ale pracował bardzo
krótko – maksymalnie 8 minut, więc promień działania samolotu wynosił zaledwie
35 kilometrów. Po zgaśnięciu silnika samolot, po wykonaniu ataku, schodził do
lądowania lotem ślizgowym. Samolot nie
posiadał klasycznego podwozia. Startował
przy użyciu oddzielającego się po starcie
dwukołowego wózka, a lądował przy użyciu specjalnie wysuwanej podkadłubowej
płozy. Samolot wszedł do służby bojowej
w maju 1944 roku. Wyprodukowano około 300 maszyn. Dodatkowym problemem
w eksploatacji była łatwość wybuchu silnika
w czasie napełniania zbiorników na paliwo,
a w czasie lądownia wybuch resztek lub oparów paliwa. Prędkość maksymalna wynosiła
955 km/h, a czas wznoszenia na wysokość
9145 m – 2 min 36 sek. Pułap praktyczny –
12 000 m. Me 163 Komet miał masę własną
1908 kg i maksymalną startową 4310 kg. Nie
był duży – rozpiętość skośnych skrzydeł to
9,33 m, długość 5,85 m, a wysokość na wózku startowym 2,7 m. Miał natomiast mocne
Silnik Junkers Jumo 004 [Fot. archiwum autora]
uzbrojenia – dwa działka kal. 30 lub 20 mm
w nasadach skrzydeł.
W roku 1940 w Niemczech miało miejsce pierwsze uruchomienie najlepszego
konstrukcyjnie silnika turboodrzutowego w II wojnie światowej – Junkers Jumo
004. Niemieckim konstruktorom udało się
odejść od użycia klasycznej sprężarki odśrodkowej, a na jej miejsce zastosowano
sprężarkę osiową. Rozwiązali więc problem,
którego innym konstruktorom tego okresu
rozwiązać się nie udało. Silnik ten wykorzystano jako napęd w niemieckim myśliwcu
odrzutowym Messerschmitt Me-262. Silnik
miał długość 3,86 m, średnicę maksymalną
81 cm i wagę suchego silnika 719 kg. System
napędowy składał się z ośmiostopniowej
sprężarki osiowej, sześciu dzbanowych
komór spalania i jednostopniowej turbiny.
Ciąg maksymalny wahał się w granicach,
zależnie od wersji, od 8,8 kN do 10 kN przy
obrotach 8700 na minutę. Stopień sprężania
wynosił 1,25. Początki konstrukcji silnika
były trudne i żmudne. W pierwszych uruchomieniach silnik szybko się przegrzewał,
a czasami zapalał. Początkowy czas pracy
ciągłej nie dochodził nawet do godziny,
ponieważ ciągle borykano się z problemem
wyważenia sprężarki osiowej. Na skutek
złego wyważenia i wysokiej temperatury
łożyska szybko się zużywały (przegrzewały
i zacierały). Jednak z czasem pokonano te
problemy i silnik mógł wejść do produkcji
seryjnej i eksploatacji.
Najbardziej znanymi samolotami, które
napędzał Junkers Jumo, był bombowo-rozpoznawczy Arado Ar 234B Blitz oraz
myśliwski Messerschmitt Me 262. Pierwszy
z nich oblatano w 1940 roku, natomiast drugi w 1942. Pierwsze uruchomienie silnika
Junkers Jumo nastąpiło w roku 1940. Arado
Ar 234B Blitz miał trójpodporowe podwozie
z kołem przednim. W wersji rozpoznawczej miał podwieszane dodatkowe zbiorniki
z paliwem, natomiast w wersji bombowej
miał podskrzydłowe zawieszenia dla bomb.
Maszyny weszły do służby bojowej we wrześniu 1944 roku. Napęd stanowiły dwa silniki Junkers Jumo wersja 109-004A-0 Orkan
o ciągu 8,825 kN oraz instalację do montażu dwóch rakietowych silników startowych
Walter HWK 109-500 (R I-200) o ciągu
4,9 kN każdy. Bombowiec osiągał prędkość
maksymalną 724 km/h, a czas wznoszenia
na wysokość 6000 m wynosił 12 min 48 sek.,
zasięg 1630 km. Pułap praktyczny to 10 000
m. Masa własna 5200 kg, maksymalna startowa 9850 kg. Uzbrojony był w dwa działka
w dolnej części kadłuba i 1500 kg bomb na
podwieszeniach zewnętrznych.
Najbardziej znanym samolotem który
napędzały silniki Junkers Jumo był myśliwsko-bombowy Messerschmitt Me 262.
Zastosowano w nim dwa silniki wersji
Junkers Jumo 004B o ciągu 8,825 kN zamontowane w gondolach pod skrzydłami.
Na uzbrojenie samolotu składały się cztery działka 30 mm w dziobie oraz ładunek
500 kg bomb na zewnętrznych węzłach
podwieszeń. Samolot miał masę własną
4420 kg i maksymalną startową 7130 kg.
Ze względu na masę i konieczność dobrego
przyśpieszenia i innych osiągów początkowo
borykano się ze zbyt małym ciągiem napędu. Zastosowane pierwsze silniki Junkers
Jumo ciągle były zbyt słabe, ażeby samolot
miał oczekiwane osiągi. Aby napęd zapewniał odpowiednie osiągi bojowe, silniki
musiały cały czas podczas startu i całego
lotu pracować na maksymalnych obrotach
i maksymalnym ciągu. Powodowało to szybkie zużywanie się silników, a czasem silniki
nie wytrzymały nawet startu maszyny i ulegały zatarciu łożysk. Dopiero wersje Junkers
Jumo 004B-1/2/3 o ciągu 8,825 kN spełniły
oczekiwania co do napędu. Samolot osiągał prędkość maksymalną 870 km/h, czas
wznoszenia na wysokość 6000 metrów 6
min 48 sek., pułap praktyczny 11 450 m i zasięg 1050 km. Me 262 został oblatany w 1942
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 75
Historia Militaris
Silnik W 1 Franka Whittle’a [Fot. Gary Brossett]
roku, a do służby z pełnym wyposażeniem
wszedł w lipcu 1944.
Jeszcze na początku II wojny światowej,
w roku 1940 powstał lotniczy silnik odrzutowy całkiem odmiennego typu niż jego
poprzednicy. Był to silnik pulsacyjny, czyli
bezsprężarkowy, przepływowy. Otrzymał
nazwę Argus AS-014 i był pierwszym tego
typu silnikiem produkowanym seryjnie.
Produkowały go zakłady Argus Motoren
oraz zakłady Hugo Junkersa. Jedynymi
częściami ruchomymi w tym silniku były
jednostronne zawory wlotowe, które znajdowały się w komorze spalania i ustawione
były w ten sposób, że otwierały się w kierunku do komory spalania, wpuszczając do niej
powietrze. Jednocześnie następował wtrysk
paliwa do komory spalania i następował wybuch. Gazy wylotowe powstałe na skutek
wybuchu wylatywały przez długą dyszę wylotową, rozpędzając się i wytwarzając ciąg.
Jednocześnie w komorze spalania tworzyło
się podciśnienie, na skutek czego otwierały
się zawory, a do komory spalania zasysana
była kolejna partia powietrza. Ponownie
wtryskiwano paliwo i następował wybuch,
na skutek którego powstawały gazy wylotowe rozpędzające się w długiej dyszy wylotowej, wytwarzając ciąg. Cykl powtarzał się
z częstotliwością kilkudziesięciu wybuchów
na sekundę. As-014 był silnikiem nieskomplikowanym, prostym w produkcji i tanim.
Jego wadą, poza niską sprawnością, był fakt,
że aby silnik rozpoczął pracę, musiał być
najpierw rozpędzony do prędkości ponad
300 km/h. Poza tym ciąg takiego silnika był
stały i nie było możliwości regulacji mocy
za pomocą przepustnicy, ponieważ systemu
76
kontroli mocy konstrukcyjnie nie było, gdyż
nie było możliwości jego dodania. Ze względu na charakter pracy silnik generował mocne wibracje. Przenosiły się one w dużym
stopniu na konstrukcję statku powietrznego.
Pierwsza wersja silnika Argus, czyli Argus
AS-104, uruchomiona została po raz pierwszy w 1940 roku i dysponowała ciągiem rzędu 2,7 kN. Kolejna wersja, AS-014, miała
swoje pierwsze uruchomienie w 1940 roku
i dysponowała ciągiem 3,3 kN. Paliwem do
silnika była benzyna. Łącznie zbudowano aż
31 100 silników tego typu. Służył on w zasadzie tylko do napędu latającej bomby Fiesler
Fi-103 (znanej również pod oznaczeniem
V1). Aby rozpędzić Fieselera 103 do prędkości, w której zaczynał pracę silnik pulsacyjny, startował on ze specjalnej wyrzutni za
pomocą katapulty parowej. Silnik próbowano zastosować również do napędu samolotu.
Powstał w ten sposób myśliwiec przechwytujący Messerschmitt Me 328. Napędzały go
dwa silniki pulsacyjne Argus wersji AS-104
podwieszone pod skrzydłami. Aby rozpędzić Me 328 do prędkości pracy silnika
pulsacyjnego, podwieszano go do samolotu – nosiciela, który wynosił go w powietrze
i tam rozpędzał. Oddzielenie myśliwca od
nosiciela następowało po osiągnięciu odpowiedniej prędkości i rozpoczęcia pracy
przez silniki pulsacyjne. Po odbyciu lotu samolot lądował już lotem ślizgowym. Oblot
Me 328 miał miejsce w roku 1944, jednak
projekt ten zarzucono. Przyczyną były
zbyt duże drgania przenoszone z napędu
na konstrukcję płatowca. Ponieważ każdy
silniki pracował w innym rytmie pulsów,
generowane drgania, przenosząc się na kon-
strukcję, sumowały się, co przy dłuższym
locie powodowało krytyczne zmęczenie
elementów płatowca. Tak więc Argus AS014 i Argus AS-104 można było stosować
tylko do napędu V-1, którego konstrukcja
była prosta, zwarta a sam samolot-pocisk
nie musiał wykonywać żadnych manewrów.
Jeszcze jednym silnikiem II wojny światowej ze sprężarką osiową, a nie odśrodkową,
był silnik produkowany w zakładach BMW:
BMW 109-003E Sturm wersja 1 i 2. Jego
pierwsze uruchomienie nastąpiło w roku
1940. Silnik BMW miał długość 3,62 m,
średnicę w najszerszym miejscu 0,69 m i ważył 623,7 kg. Zastosowano ośmiostopniową
sprężarkę osiową i jednostopniową turbinę.
Nowością było zastosowanie pierścieniowej
komory spalania, co znacznie zwiększyło żywotność silnika. Paliwo do BMW 109-003
stanowił olej napędowy J-2 lub benzyna.
Ciśnienie w układzie olejowym wynosiło 586
kPa (85 psi). Maksymalny ciąg wynosił 7,83
kN przy 9500 obrotach na minutę, a ogólny
stopień sprężania 3,1:1. 8-stopniowa sprężarka była bardzo wydajna i przy obrotach 9500
obr./min miała wydajność 19,28 kg tłoczonego powietrza. Temperatura na wlocie do turbiny wynosiła 770°C, co zapewniało kompromis pomiędzy odpowiednio dużym ciągiem
a żywotnością turbiny, a co za tym idzie żywotności całego silnika. Zużycie paliwa SFC
(specific fuel comsumption) wynosiło 142,7
kg/kN/hr (kilograma na kiloniuton ciągu na
godzinę). Wyprodukowano łącznie 500 silników BMW 109 wszystkich wersji. Silnik
ten posłużył do napędu głównie dość nietypowego, jednomiejscowego myśliwca przechwytującego Heinkel He 162 Salamander.
Samolot oblatano w roku 1944, a jego cechą
charakterystyczną było umiejscowienie silnika na grzbiecie samolotu. Samolot powstał
niezwykle szybko, ponieważ zaledwie 69 dni
dzieliło rozpoczęcie programu He 162 od
oblotu jednego z 30 wyprodukowanych prototypów. Konstrukcja myśliwca oparta była
głównie na materiale konstrukcyjnym, jaki
stanowiło drewno. Z tego względu elementy jego kadłuba mogły produkować nawet
niespecjalizujące się w produkcji lotniczej
warsztaty, rozrzucone po całych Niemczech,
aby uniknąć nalotów bombowych aliantów.
Zbudowano łącznie 240 samolotów He 162A
(choć planowano pierwotnie produkcję 4000
miesięcznie), jednak jednostka bojowa w nie
wyposażona sformowana została zaledwie
cztery dni przed zakończeniem wojny. Na
konstrukcji He 162 nie można było polegać
ze względu na zastosowanie nie najlepszych
materiałów, zwłaszcza jeśli chodzi o klejenie
elementów drewnianych kadłuba, skrzydeł
i usterzenia ogonowego. Samolot był stosunkowo szybki – jego prędkość maksymalna
www.armia24.pl
Maciej Ługowski Odrzutowe silniki lotnicze II wojny światowej
Samolot MoG-13 (I 250). A – silnik tłokowy, B – kanał powietrzny,C – wał napędowy sprężarki, D-przekadnia napędu
sprężarki, E – Sprężarka odśrodkowa, F – układ zapłonu, G – komora spalania, H – dysza wylotowa [Rys. Maciej Ługowski]
wynosiła 905 km/h, a prędkość wznoszenia
594 m/min. Pułap praktyczny sięgał 12 000
m a zasięg 975 km. Myśliwiec uzbrojony był
w dwa działka u dołu dziobu po bokach.
Rok 1940 obfitował w powstanie nowych
odrzutowych silników lotniczych. Możemy
wyliczyć aż sześć typów, które miały w 1940
roku swoje pierwsze uruchomienia. Były to
Junkers Jumo 004, Walter R II-203, Argus
AS-104, Junkers Jumo 109-004A-0, BMW
109-003E1. Wszystkie są konstrukcjami
niemieckimi, nie należy jednak zapominać, że pierwszy był brytyjski W-1, którego pierwsze uruchomienie miało miejsce
w roku 1937. Ale w 1940 powstała, i miało
miejsce jej pierwsze uruchomienie, jeszcze
jedna konstrukcja. Był to amerykański silnik
turboodrzutowy General Electric J31-GE-3.
Powstał on jako kopia silnika turboodrzutowego Whittla – W-1, więc układ był podobny – sprężarka odśrodkowa, dwustronna,
komory spalania typu dzbanowego w liczbie
dziesięć i jednostopniowa turbina osiowa.
Silnik pracował na dwóch paliwach: kerozyna
(AN-F32) lub benzyna 100/130. Maksymalny
ciąg, jaki generował silnik wynosił 7,33 kN
a ogólny stopień sprężania to 3,8:1. Silnik
był stosunkowo wydajny – przepływ masowy powietrza wynosił 15 kg na sekundę przy
16 000 obr./min, zużycie paliwa (SFC) 0,1223
kg/kN/hr), temperatura gazów we wlocie na
turbinę nie była stosunkowo wysoka i wynosiła 660°C, co z kolei ograniczało moc silnika.
Wymiary silnika były następujące: długość
183 cm, średnica 105 cm. Masa suchego silnika to 386 kg. Zlecenia na produkcję seryjną
silnika otrzymała firma General Electric ze
względu na jej doświadczenia w produkcji
turbosprężarek i był to pierwszy, seryjnie
produkowany silnik turboodrzutowy w USA.
Produkcję rozpoczęto w roku 1943 i przez
cały okres produkcji do roku 1945 wyprodukowano 241 egzemplarzy. Wszystkie wersje
rozwojowe tego silnika napędzały samolot
Bell P-59 Aircomet. Aircomet był pierwszym
bojowym samolotem o napędzie odrzutowym konstrukcji i produkcji amerykańskiej. Od samego początku samolot ten, który
w założeniach miał być jednomiejscowym
samolotem myśliwskim i myśliwsko-bombowym, zaprojektowany był dla napędu odrzutowego. Pierwszy prototyp XP-59A oblatany
został w październiku 1942 roku. Napędzała
go pierwsza wersja silnika odrzutowego
General Electric – mianowicie Electric I-A.
Bell P-59 Aircomet był samolotem dwusilnikowym, a silniki zainstalowano w gondolach
podskrzydłowych. Po oblataniu pierwszych
prototypów, powstało 13 nowych samolotów doświadczalnych YP 16 o podwyższonych osiągach, a następne dwie wersje produkcyjne otrzymały silnik turboodrzutowy
General Electric J31-GE-3. W 20 maszynach
seryjnych, które weszły do użytkowania na
jesieni 1944 roku, zainstalowano najnowszą
wersję silnika – J31-GE-5. Niestety, pomimo
zastosowania nowoczesnego napędu, sam samolot miał mierne osiągi. Po testach armia
amerykańska doszła do wniosku, że niestety
samolot ten nadaje się tylko do wykorzystania jako myśliwiec szkolno-treningowy.
Bell P-59 Aircomet w wersji ostatecznej
uzyskiwał prędkość 664,5 km/h, czas wznoszenia na wysokość 6095 m – 7 min 24 sek.,
pułap praktyczny 14 080 m i zasięg 837 km.
Jego masa własna to 3704 kg i maksymalna
startowa 6214 kg. Uzbrojenie było dobre –
działko kal. 37 mm, trzy karabiny maszynowe
kal. 12,5 mm w części dziobowej oraz ładunek 907 kg bomb i pocisków rakietowych na
podwieszeniach zewnętrznych. Niestety nie
przyszło tej konstrukcji sprawdzić się w boju.
W czasie trwania II wojny światowej i co
ciekawe pod jej koniec niejako przypomniano sobie o pierwszym konstrukcyjnie silniku odrzutowym, a mianowicie o silniku
motorjet. Ten turboodrzutowy silnik, o ile
używany w konstrukcjach samolotów bojowych w czasie I wojny światowej (prym
wówczas w konstrukcji samolotów napędzanych motorjetem wiedli Włosi), w czasie
II wojny światowej wydawał się być całkowicie zapomniany. W 1944 roku przypomnieli sobie o nim konstruktorzy radzieccy.
Postanowili oni mianowicie stworzyć samolot bojowy o podwójnym napędzie. W ten
sposób powstał myśliwiec MiG-13 (I-250).
Zastosowano w nim podwójny napęd – śmigłowo-odrzutowy. Sercem napędu był spalinowy, tłokowy silnik rzędowy o mocy 1650
KM. Napędzał on śmigło ciągnące, a część
mocy przekazywana była na odśrodkową
sprężarkę silnika motorjet WRDK. Motorjet
generował ciąg i napędzał samolot od tyłu
przez dyszę wylotową. Całościowa moc takiego hybrydowego napędu wynosiła 2560
kG. Zastosowanym silnikiem tłokowym był
12-cylindrowy, turbodoładowany VK-107R
o pojemności 35,08 litra. Skok cylindra wynosił 170 mm a średnica cylindra 148 mm.
Suchy silnik ważył 765 kg. Silnik posiadał
cztery zawory na cylinder: dwa wlotowe dla
mieszanki paliwowej i dwa wylotowe dla
spalin. Doładowująca sprężarka była jednostopniowa, dwubiegowa, napędzana przez
przekładnie od silnika. Motorjet WDRK
wyposażony był w jednostopniową i jednostronną sprężarkę osiową, która tłoczyła
powietrze do komory spalania. Napęd miał
specjalny wlot i kanał powietrzny dla dodatkowego powietrza wlotowego bezpośrednio
do sprężarki motorjeta. Pierwsze uruchomienie tak rozbudowanego hybrydowego
napędu nastąpiło w 1944 roku. Tak napędzany myśliwski MiG-13 oblatany 3 marca
1945 roku osiągał prędkość maksymalną
825 km/h i zasięg 790 km. Nie okazał się
jednak konstrukcją rozwojową, choć pracowano nad nim do roku 1946.
O silniku motorjet przypomnieli sobie
również Japończycy. Skonstruowali oni
motorjet TSU-11. Tłokową jednostką napędową był czterocylindrowy silnik Hitachi
Hatsukaze. Napędzał on jednostronną sprężarkę odśrodkową, która tłoczyła powietrze
do komory spalania. Silnik ten skonstruowano dla latającej bomby typu Ohka.
Latająca bomba, napędzana motorjetem
miała oznaczenie „Ohka 22”. Pierwotnie
Ohka napędzana była przez trzy silniki rakietowe typ 4-1 model 20, jednak krótki czas
pracy silników rakietowych bardzo ograniczał jej zasięg. Ohka z silnikiem motorjet
oblatana została w roku 1945, tuż przed zakończeniem wojny i podpisaniem kapitulacji przez Japonię, więc nie odegrała dużej
n
roli w wojnie. Maciej Ługowski
Ekspert z dziedziny historii, budowy i technologii statków
powietrznych cywilnych i wojskowych.
Napisz do autora: [email protected]
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 77
Historia Militaris
SZKOLnictwo wojskowe w II RP
Polskie Korpusy Kadetów
wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej
Część 2
Projekty powołania do życia
szkół kadeckich krystalizowały
się jeszcze w toku walk o niepodległość kraju. Kwestią tą
interesowali się ludzie, którzy
utrwalenie niepodległego bytu
państwa upatrywali w dobrze
zorganizowanym kształceniu
i wychowaniu młodego pokolenia oraz silnej i skonsolidowanej armii.
Witold Lisowski
W
roku szkolnym 1934/1935 szkoły
kadeckie, podobnie jak całe szkolnictwo polskie, przeżywały etap
kolejnej zmiany ustroju szkol­nego. Nowy
program w miejsce 5-letniego wprowadził
gimnazjum 4-letnie oraz 2-letnie liceum
ogólnokształcące. W 1935 r. nastąpiła również zmiana w wojskowym podporządkowaniu szkół kadeckich. Podlegały one dotąd
szefowi Departamentu Piechoty, obecnie zostały podporząd­kowane szefowi Wojskowego
Instytutu Naukowo-Oświatowego MSWojsk.
W okresie dwudziestu lat istnienia,
w szkołach kadeckich pobierało naukę ponad sześć tysięcy młodzieży. Praca nad jej
wychowaniem i kształceniem była najbardziej przekonywającym dowodem, że podjęty ogrom pracy i wysiłku materialnego państwa nie poszedł na marne. Korpus Kadetów
jako instytucja wojskowo-wychowawcza
spełnił swoje zadanie. Przez okres 20 lat zasilał kadrę oficerską materiałem zdrowym,
zarówno pod względem fizycznym i moralnym, jak też intelektualnym. Młodzież
kadecka wdrożona od najwcześniejszych lat
do służby wojsko­wej, wybranemu zawodowi
poświęciła się z pełnym oddaniem.
78
Kompania honorowa Modlińskiego Korpusu Kadetów oddaje honory Prezydentowi RP Ignacemu Mościckiemu –
Krakowskie Przedmieście, Warszawa.
O wartościach wychowawczych każdego
zakładu zdecydować mieli ludzie w praktycznym egzaminie dojrzałości obywatelskiej. W przy­padku wychowanków szkoły
kadeckiej egzaminem takim miała być naj­
okrutniejsza z wojen. Nadchodził bowiem
czas zmagań z hitlerowskim najeźdźcą, czas
walki o wolność i honor narodu Polskiego.
W obliczu wojny wychowankowie korpusów kadetów okryli szkołę kadecką zasłu­
żoną sławą, licznymi przejawami bohaterstwa i gorącego patriotyzmu.
Walczyli oni wszędzie, pod różnymi szerokościami geograficznymi i w różnych
ugrupowaniach politycznych. Tam jednak,
gdzie rzucił ich los, pozostali wierni Polsce,
ideałom patriotyzmu i gotowości do naj­
wyższych ofiar. Swoją postawą obywatelską,
odwagą, na polu walki zjed­nywali sobie szacunek i sympatię żołnierzy.
Tych, których losy wojenne rzuciły na
Zachód, byli inicjatorami rychłego powrotu do kraju. Na polu walki i na polu
odbudowy kraju dobrze zapisali się Polsce,
wystawiając szkołom kadeckim okresu
między­wojennego najlepsze świadectwo.
Wielu z nich zachowało żywe wspo­mnienia
z okresu swej kadeckiej młodości. Mówią
o niej z nieukrywa­nym wzruszeniem: ,,to
była dobra szkoła”, ,,tu nauczono nas umiłowania kraju , „tu zaszczepiono nam prawdziwy hart i koleżeństwo”.
Wyniki pedagogiczne osiągnięte w korpusach kadetów z okresu mię­dzywojennego
wysoko ocenione zostały przez ówczesne
czynniki oficjal­ne oraz prasę. Pisały o nich
wówczas m.in. „Polska Zbrojna” (War­
szawa), „Polska Zachodnia” (Katowice),
„Gazeta Polska” (Warszawa), „Dziennik
Poznański” (Poznań), „Gazeta Poranna”
(Lwów), „Polonia” (Katowice), „Ilustrowany
Kurier Codzienny” (Kraków), „Goniec Nad­
wiślański (Grudziądz), „Kurier Zachodni”
(Sosnowiec), „Dziennik Wi­leński (Wilno)
i wiele innych1.
Z wielu publikacji prasowych istniejących
na ten temat warto zapoznać się z wyjątkami
artykułów najbardziej charakterystycznych:
www.armia24.pl
„Dziennik Lwowski” z 9.06.1930 r.: Duch
w Korpusie panuje zdro­wy i pełen tężyzny.
Dyscyplina i karność hartują wolę, wyrabia­
ją sprę­żystość i siłę moralną. Uświadomienie
państwowe, oparte o przykłady, czerpie nie
tylko z ogólnych dziejów kraju, lecz z dziejów,
jak to wi­dzimy, samego Korpusu, a przykład
bohaterów, krwią swą okupujących wolność
Górnego Śląska sprawia, że spokojnie może­
my patrzeć w przy­szłość tej młodzieży2.
Najwyżej oceniony został patriotyczny zryw kadetów w walkach na Górnym
Śląsku. Oficjalna opinia kadeckiego wysiłku wystawiona przez szefa Sztabu Naczelnej
Komendy Wojsk Powstańczych płk. dr.
Lubieńca-Roztworowskiego jest wymownym tego przykładem: Kadeci odznaczali
się wybitnym męstwem w wielu bitwach naj­
więcej w walkach o Górę Św. Anny. W 8 pp.
kpt. Rataja, swoją po­stawą powstrzymali oni
ogólną ucieczkę i popłoch. Ich męstwo miało
oprócz wojskowego, także i moralne znacze­
nie, albowiem Ślązacy, któ­rzy dotąd nieufnie
odnosili się do rodaków zza kordonu, nabrali
do nich dużego zaufania i przekonania3.
Inny dowódca powstania, ppłk Antoni
Łukasiewicz podkreślił: Ka­deci zachowa­
niem się w ogóle, a wobec nieprzyjaciela
w szczególności, przynieśli zaszczyt szkołom,
z których pochodzą4.
Jak świadczą rozkazy pochwalne i raporty
ówczesnych dowódców, kadeci zawsze byli
w pierwszym szeregu, młodocianym zapałem
i nie­ustraszonym męstwem dawali przykład
innym i wywierali wpływ na resztę uczest­
ników. W momentach groźnych pogardą
niebezpieczeństw tak zapalali serca, że im
się wyraźnie przyznaje niejedno zwycięstwo
i niejedno uniknięcie klęski5. Oni nie z wyra­
chowania, nie w wy­niku jakichś politycznych
dysput, ale w porywie iście młodzieńczego
patriotyzmu poszli na nierówną walkę ze
świetnie uzbrojoną armią niemiecką6.
Na temat udziału kadetów lwowskich
i modlińskich w III powstaniu śląskim pisało 35 czasopism krajowych, m.in. „Kurier
Wi­leński ’ z dnia 17.06.1930 r.: Szkoła kadec­
ka bowiem jest to szkoła, która pod wzglę­
dem swego programu naukowego odpowiada
gimnazjum o typie matematyczno-przyrod­
niczym, ale mając za zadanie dać uczniów
szkołom fachowo-wojskowym, do strony czy­
sto umysłowej nie ograni­cza się, lecz w silnym
stopniu dba o wychowanie fizyczne i wyszko­
lenie wojskowe swej młodzieży. Prawdziwie
pocieszającym jest fakt, iż uczel­nia ta nie tyl­
ko pod względem programu stoi dość wysoko,
lecz też w ciągu 12 lat swego istnienia zdołała
zdobyć już piękne tradycje bo­jowe7.
„Wiek Nowy” z dnia 19.05.1931 r.: Praca
wychowawcza w korpu­sie opiera się na sil­
nie ugruntowanym patriotyzmie. Dlatego
Oficerowie i profesorowie Rawickiego Korpusu Kadetów w latach 30.
też warto zwrócić uwagę społeczeństwa na
tę instytucję, której żywotność i ko­nieczność
istnienia jest niezaprzeczalna8.
„Słowo” z dnia 19.07.1931 r.: Czy to są
echa tradycji rycerskiej, czy sprawia to tęsk­
nota za szkołą, do której – można by było
mieć bez­względne zaufanie, czy też oddzia­
ływa tylko niepowszedniość zjawiska – ale
faktem jest, że Korpusy Kadetów w Polsce
cieszą się wielką sympa­tią społeczeństwa.
Organizacja, ideologia, wysoki poziom na­
ukowy, za­pał i pogoda, cechujące tę szkołę,
sprawiają, iż można się po niej spo­dziewać
wielkich czynów w dziele wychowania żołnie­
rzy–obywateli: Szkoła średnia cywilna, oglą­
dająca młodzież tylko w ciągu kilku go­dzin
lekcyjnych i nie mająca żadnych wpływów na
wychowanie i naukę młodzieży poza lekcjami
oraz nierozporządzająca wyłącznie własnym
personelem nauczycielskim, bo ciężkie wa­
runki materialne zmuszają nauczycieli do
nauczania w kilku szkołach i szukania za­
robku poza pracą pedagogiczną – szkoła ta
nie może rywalizować z Korpusem. I dlatego
rodzice tak chętnie myślą o oddaniu chłopców
do Korpusu, gdzie mogą otrzymać wykształ­
cenie i należyte wychowanie9.
Bogactwo treści o życiu szkół kadeckich okresu międzywojennego znajdujemy również w opracowaniu zbiorowym
Towarzystwa Przyja­ciół Polskich Szkół
Kadeckich pt. Polskie Korpusy Kadetów.
W opraco­waniu tym czytamy m.in.: Celem
szkoły jest wychowanie materiału na do­
brych obywateli kraju. Dla osiągnięcia tego
celu szkoła przede wszystkim stara się bronić
młodzież przed złymi nałogami, zaszcze­
piać w niej niczym nie zachwianą miłość do
Ojczyzny, nieustraszoną odwagę, zupełne
uznanie dyscypliny wojskowej, tężyznę ducha
i ciała, miłość rodziny, szacunek dla cudzych
przekonań, poczucie odpowiedzialności za
Oficerowie i podoficerowie zawodowi Korpusu Kadetów nr 2, maj 1930
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 79
Historia Militaris
słowa i czyny, obowiązkowość oraz czystość
i rycerskość w słowie, czy­nie i obyczajach10.
Najwyżej jednak zasługi szkół kadeckich
ocenili jej wychowankowie, zachowując
w swych sercach szczerą wdzięczność i przywiązanie do ma­cierzystych korpusów, do
ich tradycji i obyczaju kadeckiego. A oto,
co pisał na lamach „Kadeta” kadet Julian
Oszczakiewicz: Korpus Kade­tów – jest na­
szym domem rodzinnym. Jesteśmy braćmi
wielkiej jednej rodziny wychowawczej ży­
jącej w blasku kadeckiego słońca. Korpus
Kadetów jest przede wszystkim szkołą cha­
rakterów, najlepszym za­kładem wychowaw­
czym w państwie11.
W albumie jednego z numerów ,,Kadeta”
znajdujemy również wiele wierszy, których
autorami są kadeci. A oto, co jeden z nich
pisał o szkole: Tędy gdziekolwiek będziesz
przyjacielu, wspomnij na słońca kadeckiego
blaski, na bujną młodość, szczytnych haseł
wielu – i stłumisz wtedy w duszy swej niesnaski i znowu w cudnej szczęścia aureoli wspomnienie chwil tych czyn duchem zespoli12.
W albumie poświęconym Korpusowi
Kadetów nr 2 absolwent tego zakładu
Mieczysław Widawski pisał: Nadeszła
chwila pożegnania Kor­pusu na zawsze.
Wspomnienia z pięcioletniego okresu „twar­
dej szkoły” tworzą w mojej wyobraźni krainę
pełną najmilszych wspomnień13.
Rokrocznie mury Korpusu opuszcza kil­
kudziesięciu młodych i świa­domych swego
obowiązku obywatelskiego ludzi, wyrosłych
w tej samej atmosferze patriotycznej, co
i bohaterowie narodowi Niemcewicz i Koś­
ciuszko. Idą w świat z ufnością we własne siły,
wyrosłe dzięki stara­niom wychowawców. Idą
po sławę przy pracy na ojczystym zagonie14.
A oto, co o korpusie mówią obecnie jego
wychowankowie z perspek­tywy 40 i więcej lat:
Była to szkoła prawdziwych charakterów.
Wyrabiała cechy potrzeb­ne żołnierzowi
dowódcy. Poziomem swoim przewyższała
wszystkie inne szkoły średnie. Kształtowała
takie cechy pozytywne, jak: przywiązanie do
munduru i zawodu żołnierza, młodzieńczy
entuzjazm dla służby wojskowej i pracy dla
Ojczyzny, zdyscyplinowanie i bezwzględne
po­słuszeństwo rozkazom, trwałe braterstwo
i przewodnictwo starszych nad młodszymi,
umiłowanie honoru, odwagi i twardości
w służbie, fason i duch żołnierski.
Świadectwem realizacji wyniesionych
z Korpusu nauk była wojna. Nie znam przy­
kładu, aby wychowanek Korpusu Kadetów
był dekownikiem lub tchórzem. Nie było
wśród nas ludzi bezczynnych. Wychowan­
kowie Korpusu Kadetów walczyli na wszyst­
kich frontach świata. Wszyst­kich nas wiązała
i wiąże niepisana przysięga dbałości o honor
i dobre imię Korpusu. Pamiętamy i pamiętać
80
Ppłk Witold Czachowski, Komendant Korpusu Kadetów
nr 3 w latach 1928–1930
będziemy do końca, »że mieliśmy honor być
kadetami«15.
Tu nauczono nas umiłowania dla kraju
i munduru żołnierskiego, tu ukazano nam
cały smak zawodu oficerskiego, tu wreszcie
dano nam so­lidne przygotowanie ogólne
i wojskowe16.
Każdy z wychowanków Korpusu Kadetów
był dumny z faktu, że miał honor być kade­
tem. Ta duma przenoszona była na dalsze
lata oficerskiej służby. Fakt, że się było wy­
chowankiem szkoły kadeckiej zobowiązywał
do przodowania17.
Z okresu pięciu lat nauki w Korpusie
Kadetów odbywającej się w trudnych wa­
runkach lokalowych zachowałem najlepsze
wspomnienia o tej wspaniałej szkole kiero­
wanej przez doskonałych wykładowców i wy­
chowawców18.
Z tego śro­dowiska wyrastała młodzież
świetnie przygotowana do zawodu żołnie­
rza. Po opuszczeniu murów uczelni jej wychowankowie byli przodują­cymi podchorążymi, oficerami, dowódcami, a nawet chlubą
armii.
Jak wynika z powyższych faktów, ocena
procesu wychowawczego polskich szkół
kadeckich okresu międzywojennego jest
bardzo wnikliwa i wszechstronna.
Poważny wpływ na dobór treści, kształtowanie się form i metod pracy wychowawczej wywarła tu postępowa tradycja polskich
szkół ka­deckich oraz wpływ postępowej
opinii publicznej, zmuszającej ówczesne
władze do wcielenia w życie wielu demokratycznych idei.
Polskie Korpusy Kadetów okresu międzywojennego były spadkobier­cami i godnymi
kontynuatorami tradycji wychowawczej
szkół kadeckich. Rozwijały się one w niezmiernie trudnych warunkach historycznych, po latach wiekowej niewoli władzę.
System wychowania młodzieży kadeckiej
zmierzał do wychowania jednostki, przy­
gotowanej do życia zbiorowego, ofiarnej,
dynamicznej, pełnej inicja­tywy i heroizmu.
Treścią wychowania było szerokie uspołecznienie mło­dzieży, dla której korpus
kadetów miał być wspólnotą pracy, małym
doświadczalnym organizmem społecznym,
uczącym karności, odpowie­dzialności i samodzielności.
U podstaw systemu szkolenia i wychowania legła idea przygotowania dzielnych
obywateli, przenikniętych duchem rycerskim, miłujących tra­dycje Wojska Polskiego,
przejętych ważnością służby dla Ojczyzny,
reprezentujących prawdziwy honor, wyrobiony hart oraz poczucie obo­wiązku.
W miarę upływu lat w szkołach kadeckich
wytworzyła się jedna rodzina łącząca dwa
pokolenia wojskowe: dorosłych i młodzieży.
Wy­rabiane były cnoty, niezbędne do życia
zbiorowego oraz zdolności do współpracy,
współzawodnictwa, solidarności i posłuszeństwa.
Charakteryzując liczny zastęp dowódców i wychowawców, należy stwierdzić, że
reprezentowali oni wysoki poziom wiedzy
teoretyczno-fachowej oraz wyrobienie społeczno-polityczne. W okresie dwudziestu lat
istnienia Korpusów Kadetów w murach tych
szkół wychowano liczny zastęp mło­dzieży,
która w latach zmagań narodu polskiego
z hitlerowskim na­jeźdźcą ugruntowała dobrą opinię swoich zakładów, rozsławiając
imię żołnierza polskiego. Jak wykazała wieloletnia praktyka wychowawcza, absolwenci
szkół kadeckich byli wojskowymi z zamiłowania. W toku trwania nauki kadet miał wystarczająco długi okres czasu do obserwacji
i namysłu, eliminujący wszystkie pomyłki
oraz dający możliwość świa­domego wyboru
zawodu.
Słuszne wydaje się być twierdzenie, że
miarą wartości każdej szkoły są jej wychowankowie. Kadeci w sposób najdobitniejszy
potwierdzają tę tezę. Byli wzorem poświęcenia, gdy Polska żądała od każdego z nich
ceny najwyższej, byli przykładem w służbie
dla kraju, gdy trzeba było Polskę podnosić
z gruzów, po dziś dzień czują się jej dłużnikami, choć dali z siebie tak wiele.
Tradycja polskich Korpusów Kadetów
okresu międzywojennego nie uległa zapomnieniu. Przejęły ją z całym powodzeniem i wykorzystały jej dorobek polskie
szkoły kadeckie powstałe w czasie II wojny
świa­towej, a mianowicie – Junacka Szkoła
Kadetów zorganizowana na obczyźnie oraz
w kraju – Kompania Małoletnich, która dała
www.armia24.pl
Witold Lisowski Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej
początek Korpusowi Kadetów im. gen. broni
Karola Świerczewskiego.
Silny organizm, jasny umysł,
szlachetne ideały
(z doświadczeń wychowawczych polskich
szkół kadeckich)
W latach 1918–1939 posiadała Polska trzy
Korpusy Kadetów. Były one kontynuacją tradycji wychowawczej, którą zapoczątkowa­ła
Szkoła Rycerska. W okresie dwudziestu lat
swego istnienia Korpusy Kadetów w latach
międzywojennych stały się przodującymi
placówkami oświatowymi, spełniającymi
poważną rolę w rozwoju ży­cia umysłowego
nie tylko wojska, ale i całego szkolnictwa.
Dzię­ki wysokiemu poziomowi nauczania,
wzorowo zorganizowanej pracy pozalekcyjnej i dyscyplinie szkoły te uznano powszechnie za naj­lepsze w kraju. Dewizą
Korpusów Kadeckich było danie Ojczyźnie
dob­rych obywateli, społeczeństwu prawych
ludzi, armii zahartowa­nych żołnierzy.
Przy tworzeniu szkół kadeckich znów
nabrały szczególnego znaczenia słowa
Andrzeja Zamoyskiego, który nawoływał
stany Rze­czypospolitej do zajęcia się sprawą młodzieży jako pierwszorzęd­ną kwestią polityki wewnętrznej. Nie dość na tym
ustanowić rządy, ustanowić prawa, trzeba
jeszcze uformować ludzi, żeby umieli kochać
i bronić Ojczyznę, prawa stanowić i być
posłusz­nymi. Trzeba uformować serce, ufor­
mować umysł... przyzwoitą na­uką do rządów
Rzeczypospolitej w czasie wojny i w czasie
poko­ju. Takie Rzeczypospolite będą jakie jej
młodzieży chowanie.
Wezwanie Andrzeja Zamoyskiego określiło potrzebę tworzenia nie tylko Szkoły
Rycerskiej i nie tylko istnienia szkół kadeckich, ale całego procesu kształcenia młodzieży polskiej. Uczelnie kadeckie, które
miały być wzorem dla innych, uczyły poszanowania dla władzy i państwa, aktywizowały młodzież do ofiarności na cele państwowe
i ogólnonarodowe, rozwijały troskę nad zabytkami kultury narodowej i przyrody ojczystej, pomnikami i grobami bohaterów,
podtrzymywały łączność z młodzieżą polską
za granicą /przede wszystkim w Niemczech,
Prusach Wschodnich i Czechosłowacji/.
W wychowaniu kadetów zmierzano do
maksymalnego rozbudzenia ambicji grupy do tego stopnia, że miała ona górować
nad potrze­bami osobistymi. Baczną uwagę
zwracano również na stosunek kadeta do
rodziny, otoczenia i władzy zwierzchniej.
Wdrażano do karności, ładu i poszanowania
obowiązków. Największą jednak wartością,
podobnie jak w Szkole Rycerskiej, był honor osobisty, a jego poniżenie największym
przewinieniem.
Jak wspomina wychowanek Rawickiego
Korpusu Kadetów gen. dyw. pil. Roman
Paszkowski, młodzież kadecka oży­wiona ide­
ałami postępu i racjonalizmu, wychowywa­
na była w duchu szacunku i uwielbienia dla
postępowych tradycji oręża polskiego, dumy
z udziału kadetów lwowskich i modlińskich
w III powstaniu śląskim. Młodzieńcza mi­
łość do munduru rozbudzała w nas zapał do
przodowania w naukach. W Szkole naszej
panował zawsze nastrój radosnego podnie­
cenia, odpowiedzialności za swoje postępki,
umi­łowania prawdy i honoru.
Ojczyźnie oddanych obywateli
Pierwowzorem dla tworzenia zasad moralnych szkoły był ka­techizm rycerski. Wracano do niego, gdy opracowywano regulaminy i statuty szkolne, obejmujące etykę
życia kadeckiego. Do niego odwoływano
się, gdy mówiono o zasadach koleżeństwa,
solidarnoś­ci, obowiązku, a także nauki, wypoczynku i rozrywki. „Miłość Ojczyzny, jej
dobro, jej sława” – oto główne hasło przewijające się przez proces wychowania moralnego kadetów.
Aby podołać wzniosłym ideałom, wprowadzono niezwykle surową selekcję kandydatów, mającą przede wszystkim na uwadze
ich war­tości moralne, umysłowe i fizyczne.
We wszystkich korpusach wprowadzono
Uroczyste przekazanie sztandaru Korpusu Kadetów nr 1 przez najstarszy rocznik swoim następcom
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 81
Historia Militaris
jednakowo wysokie kryteria oceny i wymagalności, za­pewniono wymianę doświadczeń dowódców i pedagogów, wypracowano
wspólną linię działania.
Na kadrze oficerskiej i pedagogicznej spoczywał obowiązek wszechstronnego poznania charakterów swych wychowanków, ich
ambicji i upodobań, zwalczania negatywnych cech, przeciwdziałania objawom pesymizmu, unikania jakiegokolwiek faworyzowania, ukazy­wanie kadetom zobowiązań
jakie zaciągnęli wobec Ojczyzny.
Zgodnie z dawną tradycją kadecką wszystkie uroczystości kor­pusowe przepojono silnymi akcentami emocjonalnymi. Najwyższą
czcią otaczano symbole narodowe i sztandar
Korpusu Kadetów.
Przed nim najmłodsi składali ślubowanie,
a najstarsi przysięgę wojskową. Odchodzący
do szkół oficerskich absolwenci mieli zasz­
czyt ucałowania biało-czerwonej wstęgi
sztandarowej. Wszystkie uroczystości kadeckie odbywały się w obecności władz
państwowych i wojskowych, jednostek danego garnizonu, sztandarów i społeczeń­
stwa cywilnego. Każdy kadet miał zasłużyć
na zaszczyt usłyszenia słów zachęty z ust
Prezydenta Rzeczypospolitej.
W uroczystym ślubowaniu kadet wychodzący z nowicjatu przy­rzekał uroczyście, że
będzie posłuszny swoim przełożonym, że usil­
nie dbał. będzie o rozwój umysłu i ciała, jako
też o wyrobie­nie swego charakteru, że niczego
nie popełni, co mogłoby mundur okryć hań­
bą. W ogóle chcę żyć jak prawy kadet polski.
System wychowania moralnego, wszechstronnie skorelowany z procesem kształcenia ogólnego i wychowania wojskowego
przy­niósł pożądane rezultaty. Szkolenie wojskowe zapewniło racjonal­ny rozwój fizyczny wychowanków i przygotowało młode
organizmy do znoszenia trudów życia wojskowego. Ukierunkowało zainteresowania
Rawicki Korpus Kadetów nr 2 na uroczystej zbiórce
82
Naramiennik Korpusu nr 2 im. Marszałka Śmigłego Rydza
młodzieży w zakresie studiów w szkołach
oficerskich, ukształtowa­ło wolę, obowiązkowość i karność.
Armii dzielnych żołnierzy
i dobrych dowódców
U podstaw szkolenia i wychowania wojskowego w szkołach kadeckich leżała idea
przygotowania dzielnych obywateli, przenik­
niętych duchem rycerskim, miłujących trady­
cje Wojska Polskiego, przejętych ważnością
służby dla Ojczyzny, reprezentujących praw­
dziwy honor, hart ducha oraz poczucie obo­
wiązku i odpowiedzial­nej samodzielności.
Program szkolenia wojskowego obejmował następujące przedmio­ty: musztrę,
wyszkolenie bojowe, wyszkolenie strzeleckie, naukę o broni, służbę wewnętrzną, wyszkolenie grenadierskie, walkę na bagnety,
wyszkolenie w służbie rozpoznania i obserwacji, służbę łączności, służbę pionierską,
naukę o broni chemicznej i obronie przeciwgazowej, wyszkolenie artyleryjskie, terenoznawstwo, his­torię wojskowości, geografię
wojskowości i higieny.
Przedmioty wojskowe przygotowywały kadetów do przyszłej ro­li instruktorów
i dowódców drużyn w szkołach oficerskich.
Wyniki tzw. „matury wojskowej” miały istotny wpływ na pomyślne ukończe­nie szkoły,
otrzymanie stopnia wojskowego „kaprala
podchorążego” czy „starszego szeregowca podchorążego”, warunkowały również,
czy absolwent Korpusu Kadetów odbędzie
pełny czy skrócony o jeden rok kurs Szkoły
Podchorążych.
Jednym z najważniejszych elementów wychowania było w szkole kadeckiej poczucie
karności i obowiązkowości. Dla utrzymania
dys­cypliny nie nadużywano jednak stosowania kar i zakazów. Starannie opracowane
regulaminy i przepisy w formie bardzo czytelnej ukazy­wały zakres powinności kadeta.
Kary i wyróżnienia zawarte w regu­laminie
miały swoją gradację i były stosowane tylko indywidual­nie. Najsurowiej piętnowane
były wykroczenia godzące w honor ka­deta
i dobre imię Korpusu, wybryki czynione na
lekcjach oraz wszelkie przejawy niesubordynacji wobec przełożonych (krnąbrność,
arogancja, lenistwo, podłość).
Panował jednak jednolity pogląd, że karność wyrobiona wyłącz­nie za pomocą kar
i strofowania nie jest prawdziwą karnością,
do której należy dążyć. Twierdzono przy tym,
że dyscyplina wynikają­ca ze strachu nie daje
dobrych wyników wychowawczych. Stąd
najwy­żej ceniono samowychowanie, przykład i perswazję, choć wymagały one wielkiego nakładu pracy i cierpliwości. Młodzież
kadecka wy­rastająca w zdrowych warunkach
wychowawczych szczególnym szacun­kiem
otaczała tych wychowawców, którzy potrafili utrzymać porzą­dek bez uciekania się do
kar. System ciągłego karania i strofo­wania był
uważany za dowód słabości.
Arsenał środków wychowawczych (kar
i nagród) stosowano nie­zwykle ostrożnie,
aby zbyt szybko nie został wyczerpany.
Wycho­wawca nie mógł pozostać bezbronny wobec jednostek upartych i krnąbrnych.
Prawdą jest, że w Korpusie Kadetów nie
mogło być miejsca dla młodzieży, która nie
żywiła ambicji wyróżniania się w naukach
i zdyscyplinowaniu. Regulamin wewnętrzny
ustanawiał normy postępowania i powstrzymywał od wykroczeń przeciw karności.
W arsenale środków wychowawczych
były między innymi: upom­nienie poufne,
nagana poufna, dodatkowe zajęcia, nagana
w obec­ności dwóch kadetów, nagana przed
frontem plutonu, nagana przy raporcie służbowym, nagana w rozkazie dziennym, zakaz
opuszczania rejonu szkoły na okres dwóch
tygodni, areszt od 1 godziny do 3 dni świątecznych, wydalenie z Korpusu na podstawie uchwały Rady Pedagogicznej19.
www.armia24.pl
Witold Lisowski Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej
Wyżej przytoczony wykaz kar uwzględniał
młody wiek wychowan­ków, stał na straży
ich godności, ambicji i honoru. Zakładano,
że zbłądzić może każdy, ale błądzący powinien umieć naprawić swój błąd. Kto nie
ma ambicji naprawy swych błędów, musi
być wydalony z Korpusu. Jednakże Korpus
nie może karać ustawicznie, nie jest on prze­
cież zakładem karnym i nie ma na to czasu.
Oficer stosu­jący karę miał obowiązek brania
pod uwagę nie tylko wielkości wy­kroczenia,
ale przede wszystkim osobę, która się go dopuściła. Zasada indywidualizowania kary
była w szkole kadeckiej bezwzględ­nie przestrzegana. Niedopuszczalne było karanie
w gniewie, bez wnikliwego zbadania przyczyny przewinienia.
Najlepszą drogę do wyrobienia karności upatrywano w zdyscyp­linowaniu kolektywnym (drużyny, plutonu, kompanii,
klasy). Ważnym zadaniem wychowawcy
było wówczas pozyskanie zaufania „przywódcy” grupy i umiejętne wciągnięcie go
do pracy wychowawczej w pożąda­nym kierunku. Uczniom niesfornym, posiadającym
nadmiar energii życiowej, powierzano najczęściej różne odpowiedzialne stanowiska
porządkowe.
Wyrobienie wysokiego poczucia dyscypliny wojskowej było waż­ną częścią wychowania społecznego. Wychowawcom zależało
na tym, aby młodzież kadecka uznała istniejące normy postępowania za własne, aby
nauczyła się żyć i pracować w tej atmosferze
bez skrę­powania. Najskuteczniejszą metodą prowadzącą do celu było bez­względne
przestrzeganie porządku dziennego przez
wszystkie dni roku, wzorowego wyglądu zewnętrznego, dbałości o higienę ciała, unormowanie stosunków koleżeńskich, umiejętności w układaniu ży­cia towarzyskiego.
Kadet miał obowiązek stałej dbałości
o czystość ubrania, bie­lizny, obuwia, książek,
zeszytów, słowem całego otoczenia. Cechę
tę z biegiem lat pobytu w Korpusie doprowadzono nawet do doskonałości. Piękna doszukiwano się wszędzie: w ubiorze, w zachowaniu się, w formach ogłady towarzyskiej.
Skromność, czystość i ele­gancja były najwytworniejszym strojem kadeta, wizytówką
jego kul­tury i aspiracji.
Do najcięższych przewinień zaliczano
natomiast: samowolne oddalanie się z koszar, używanie alkoholu, palenie tytoniu
i nie­w ykonanie rozkazu. Tego rodzaju
przewinienia były rozpatrywane przez Radę
Pedagogiczną oraz na odprawach z udziałem kadry ofi­cerskiej. Poważnym naruszeniem obowiązków było opuszczenie się
w nauce. Kadet, który podczas rocznej oceny
postępów otrzymał stopień niedostateczny
z trzech przedmiotów, musiał opuścić Kor­
pus. Ci zaś, którzy otrzymali stopień niedostateczny z jednego lub dwóch przedmiotów,
mogli za zgodą Rady Pedagogicznej zdać po
feriach egzamin poprawkowy.
Z promocji warunkowej kadet mógł
skorzystać tylko jeden raz, podobnie jak
tylko jeden raz mógł powtarzać daną klasę. Postulat ten był w szkołach kadeckich
konsekwentnie przestrzegany.
Najbardziej rozpowszechnioną formą działalności wychowawczej, wpływającej decydująco na utrzymanie wysokiego poziomu
dyscypli­ny i karności wojskowej, były nagrody i wyróżnienia. Do nich na­leżały między
innymi: pochwała ustna, pochwała w rozkazie, podzię­kowanie i wyróżnienie za pracę
społeczną (w postaci nagród indy­widualnych
i zbiorowych, żetonów, pucharów, dyplomów,
książek), zezwolenie na wyjście do kina, teatru, przepustka krótko- i dłu­goterminowa,
odznaka korpusowa, awans.
Stopnie celujące i wzorowe zachowanie
się upoważniały kade­ta do ubiegania się
o przyznanie określonego stypendium.
Urlopy wakacyjne i świąteczne traktowane
były również jako nagroda i mo­gły być cofnięte za poważne wykroczenia dyscyplinarne (nieposłu­szeństwo, złe wyniki w nauce).
Dyscyplina wojskowa obowiązywała kadetów również na urlopach. Wzorową postawą wydawać mieli pozy­tywne świadectwo
szkole w oczach społeczeństwa.
Dyscyplinę i autorytet szkoły podnosił
walnie mundur kadecki, który zbliżał wychowanków do roli żołnierza. Mundur ten,
jak głosiły ‘Powinności uczniów Korpusu
Kadetów’, dany został Wam na kredyt, bez
żadnej zasługi w przekonaniu, że oceni­
cie ten zasz­czyt i staniecie się go godnymi.
Pamiętajcie, że mundur ten nakłada na Was
obowiązki, które bezwzględnie przestrzegać
należy. Mundur był przedmiotem dumy
kadetów i zazdrości setek i tysięcy tych, dla
których możliwość kształcenia w Korpusie
pozostawała tylko w sferze marzeń.
Kadra szkoły pamiętała zawsze, aby zbytnia wymagalność i ry­gor nie stały się negatywne w skutkach i nie wpłynęły źle na at­
mosferę wychowawczą. Często podkreślano
znaną przestrogę pedago­giczną: jeżeli kadet
wyrobi sobie o cnocie wyobrażenie ponure,
gdy wolność i swawola pojawi się w postaci
przyjemnej, wówczas wszystko stracone20.
Dlatego też z działalności wychowawczej
eliminowano wszelką przesadę, szorstkie
czy ostre odnoszenie się do kadetów, preferując kontakty oparte o zasadę serdeczności, wzajemnego zrozumienia, dostrzegania osobowości i indywidualnych cech
wychowanka.
Wieloletnie doświadczenia wychowawcze
szkół kadeckich wyka­zały, że młodzież tu
kształcona, przepojona chęcią wyróżniania
się, nie powinna być skazana na udręczenia
i kary. Oschłość, nu­da i „silna ręka” ustąpić
musiały kulturze, taktowi i perswazji.
Społeczeństwu zdrowych ludzi
Wielki wpływ na karność kadetów miało wychowanie w poczuciu zdrowia i siły
fizycznej. W Korpusie nie było miejsca
dla niedo­łęgów umysłowych i fizycznych.
Nasz oficer – głosiły Wytyczne – musi być
dla szeregowca żywym przykładem spraw­
ności i zwinności fizycznej. Hartujcie zatem
nieustannie ciało, unikajcie wszystkie go, co
może podkopać przedwcześnie zdrowie. Tyl­
ko pełnia sprawności fizycznej uzdolni was
później do wysiłków, jakich wymagać od was
będzie zawód oficera, tylko ona zachowa
w duszach waszych tę młodzieńczość, która
jest źródłem tylu poświęceń i czynów21.
Pierwszą zasadą wychowania fizycznego
i sportu w Korpusie była powszechność,
a drugą – skuteczność. Celem zaś – wyrobienie etyki współżycia, rycerskość wobec
3. kompania kadetów z Rawickiego Korpusu dowodzona przez kapitana Fojkesa – czerwiec 1939
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 83
Historia Militaris
przeciwnika, karność wobec swych przewodników i umiejętności poświęcenia siebie
dla dobra ogółu.
Sport i wychowanie fizyczne chronić
miały przed wynaturze­niami cywilizacji,
przyciągać kadetów do atrakcyjnych form
wypo­czynku oraz ambitnego i solidarnego
współzawodnictwa.
Kultura fizyczna w korpusach miała jeszcze drugi, nie mniej ważny cel, polegający na kształtowaniu pięknej sylwetki ciała, wzorowej postawy i elegancji ruchów.
Ponadto pogłębiać miała ści­sły kontakt
z przyrodą, uczyć nie znikłych jeszcze tradycyjnie polskich zabaw i gier ruchowych
m.in. szermierki, jazdy konnej, palanta,
gimnastyki, pływania, wioślarstwa itp. Gry
i zabawy cie­szyły się popularnością wśród
kadetów. Sprawiały im dużą przyjem­ność,
a nawet radość, wpływały korzystnie na
samopoczucie, wesoły nastrój, potęgowały
szlachetne popędy. Dzięki kulturze fizycznej i sportom szkoła kadecka zrealizować
mogła swą główną maksymę: silny orga­
nizm, jasny umysł, szlachetne ideały.
Gry i zabawy oraz ćwiczenia cielesne
– wspomina gen. dyw. Czes­ław CzubrytBorkowski, wychowanek Lwowskiego
Korpusu Kadetów – wprowadzające w ruch
cały system nerwowy i mięśniowy organi­
zmu, dostarczały nam świeżości, wesołości
i radości, regenerowały zdrowie i siłę, wywie­
rały dodatni wpływ na moralność kadetów.
Dawały również mnóstwo okazji do odnosze­
nia małych zwycięstw nad sobą. Na boisku,
sali gimnastycznej, hipodromie było najwię­
cej okazji do samodzielnego przezwycięża­
nia słabości. Nie było tu ka­ry, obowiązku,
przymusu, a jednak każdy z nas z własnej
woli wal­czył ze strachem, lenistwem i pychą.
Znam wiele takich przypadków, że w czasie
pobytu w Korpusie młodzieniec przesadnie
wrażliwy lub tzw. maminsynek przeistaczał
się w Jednostkę zdyscyplinowaną, śmiałą
i odważną.
Szczególnie doceniana była rola gier
i zabaw drużynowych, które kształtowały
uczucia społeczne, zasady życia zbiorowego
i solidarności. W kolektywie kadeckim było
miejsce dla ujawnia­nia osobistych skłonności i aspiracji, ale tłumiono i wykorzenia­no
ciasne osobiste zachcianki.
Własne interesy i korzyści ustępowały
jednak miejsca potrze­bom ogółu. Solidarna
opinia zespołu, wytwarzająca się drogą
natu­ralną, bez przymusu działała niezwykle
sugestywnie. Karność do­browolnie przyjęta
w grach i zabawach była przenoszona na
codzienne życie kadeckie, rozwijając nawet u wychowanków z natury krnąbrnych
świadomość potrzeby bezwzględnego jej
przestrzegania.
84
Kadet Karol Chodkiewicz – z Lwowskiego KK, poległ w III
powstaniu śląskim, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari
W kolektywie kadeckim nic tak nie jątrzyło atmosfery, jak niesprawiedliwe postępowanie dowódców i wychowawców. Opinia
kadecka, surowo potępiająca wszelkie odstępstwa od reguł, zmuszała do wnikliwej
oceny zjawisk. Surowość ocen kadeckich
powodowała, że jednostki niepoprawne, samolubne, nieuczciwe były zwykle usuwane
z grona współzawodniczących i tylko szczera skrucha mogła przy­wrócić im miejsce
w kolektywie. Wszystko zaś, co zakłócało
harmonię, stawało się niemiłe i wywoływało
niezadowolenie.
Najlepsze warunki dla rozwoju życia
sportowego i zabaw ru­chowych stwarzały
Kadet Zygmunt Kuczyński – z Modlińskiego KK, poległ
pod Kędzierzynem w III powstaniu śląskim, odznaczony
Krzyżem Virtuti Militari
wspomniane już obozy letnie. Urządzano
je zwykle w różnych częściach kraju nad
większymi rzekami, jeziorami, nad morzem, gdzie kadeci mogli uprawiać sporty
wodne – pływanie, sko­ki do wody, ratownictwo, kajakarstwo czy żeglarstwo. Codzienne
przebywanie na świeżym powietrzu w bezpośrednim kontakcie z przy­rodą stawało
się dla kadetów nowym źródłem siły, hartu
fizycznego i dyscypliny.
W okresie ferii świątecznych urządzane
były również dziesię­ciodniowe obozy zimowe w górach, wykorzystywane do nauki
jazdy na nartach i turystyki górskiej. Obok
korzyści zdrowotnych obozy ka­
deckie
pogłębiały więzy koleżeńskiej przyjaźni,
współżycia w zes­pole, znoszenia niewygód
w warunkach polowych. Podczas różnego ro­dzaju ćwiczeń wojskowo-obronnych
i sprawnościowych umacniało się poczucie solidarności, samowystarczalności, zaradności i samopomo­cy. Obozy kadeckie
były zawsze przedmiotem ich marzeń, gdyż
oży­wiały jednostajność życia koszarowego,
wnosząc atmosferę przygód.
O honor szkoły i dobre imię kadeta
Centralną postacią procesu wychowawczego w szkołach kadec­kich był oficer (wychowawca), który spełniać miał następujące
cechy moralne i intelektualne; gruntowne
przygotowanie w zakre­sie swojej specjalności, przywiązanie do zawodu, umiejętność
pracy z młodzieżą, opanowanie, skromność,
poczucie samokrytycyz­mu, chęć całkowitego poświęcenia się szkole. Ponadto wychowawca kadetów miał być dla nich wzorem
cnót, wyrobienia politycznego, społecznego,
tężyzny fizycznej i dobrego wychowania.
Wiek młodzieży kadeckiej przypadał na
tzw. trudny okres doj­rzewania fizjologicznego i seksualnego. Pod wpływem zmian
rozwo­jowych bardzo często występowały
wśród młodzieży zjawiska nieko­rzystne, takie
jak: ospałość, zmęczenie, nadmierny wstyd,
brak szczerości, wzmożona pobudliwość, wybuchowość, brak zaufania do starszych oraz
skłonność do przeżyć erotycznych.
W tych wszystkich kłopotach wychowawcy kadetów okazywali im jak największą
wyrozumiałość i delikatność. Ważną rzeczą
było w tym okresie rozbudzanie zainteresowań w celu opanowania popędu seksualnego. W dziedzinie wychowania płciowego
panowała tu jasna sytuacja. Na lekcjach
higieny i przyrodoznawstwa wtajemniczano kadetów w sprawy życia płciowego bez
żadnej osłony. Główną rolę spełniali tu lekarze i psycholodzy. Dla złagodzenia napięć,
które potęgowała szkoła męska typu internatowego, dbano, aby kadeci za pośrednictwem różnych imprez, spotkań, wycieczek,
www.armia24.pl
Witold Lisowski Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej
wieczorków ta­necznych utrzymywali stałe
kontakty z młodzieżą żeńską szkół średnich.
Pomimo wielu ciekawych rozwiązań pedagogicznych, wiek dojrze­wania w szkołach
kadeckich sprawiał wychowawcom niemało kłopotów. Wzmożona drażliwość, pobudliwość, wybuchowość i arogancja były
nierzadko odczytywane jako wyraźny brak
niesubordynacji. W tej sytuacji ukarany czuł
się często samotny i pokrzywdzony. Wobec
tych wszystkich przejawów złośliwości natury najlepszym środkiem wychowawczym
był spokój i opanowanie.
Młodzież kadecka dobrze wyrobiona społecznie, chętnie odda­wała się pod wpływ
swoich dowódców i wychowawców, jeżeli
repre­zentowali wiedzę, doświadczenie i takt,
jeżeli byli sprawiedliwi i umieli opanować
wybuchy złości i irytacji oraz jeśli cechował ich humor, dowcip i pogoda ducha.
Wychowawca kadetów występować miał
w roli przewodnika młodzieży, doradcy,
a nawet przyjaciela.
Jego zadaniem było pogłębianie przeżyć
społecznych, rozszerzenie zdolności i zainteresowań.
Aby sprostać tym zadaniom dowódcy
i profesorowie kadetów by­li starannie dobierani pod względem wartości moralnych,
zawodo­wych i pedagogicznych. Z uwagi na
ścisłą korelację w nauczaniu było pożądane, aby oficer (profesor) miał odpowiednie
wykształ­cenie uniwersyteckie przynajmniej
w zakresie dwóch przedmiotów pokrewnych.
Praca kadry oficerskiej i pedagogicznej
nie kończyła się na terenie klas czy pododdziałów, ale obejmowała również teren
świet­lic, klubu kadeckiego, kół zainteresowań naukowych, kulturalnych, sportowych,
społecznych i rozrywkowych. Dzięki tak
zorganizowane­mu systemowi nauczania
i wychowania szkoła kadecka cieszyła się
ogromną popularnością. Czy to echa tradycji
rycerskiej – czy­tamy w „Słowie” z dn.19 lipca
1931 r. – czy sprawia to tęsknota za szkołą, do
której można było mieć bezwzględne zaufa­
nie... Or­ganizacja, ideologia, wysoki poziom
naukowy, zapał i pogoda, ce­chujące tę szkołę
sprawiają, iż można się po niej spodziewać
wiel­kich czynów w dziele wychowania żołnie­
rzy-obywateli. Szkoła śred­nia cywilna, oglą­
dająca młodzież tylko w ciągu kilku godzin
lek­cyjnych i nie mająca żadnego wpływu na
młodzież poza lekcjami, nie może rywalizo­
wać z Korpusem Kadetów. Dlatego rodzice
tak chęt­nie myślą o oddaniu chłopców do
Korpusu, gdzie mogą otrzymać wy­kształcenie
i należyte wychowanie22.
Istotnie szkoły kadeckie były najlepiej
zorganizowanymi pla­cówkami oświatowy-
mi, przewyższającymi inne szkoły średnie.
Ze szkół tych wyszło liczne pokolenie doskonałych dowódców, uczonych pilotów
wojskowych i organizatorów walki Polski
podziemnej. Obok wspomnianych już
gen. dyw. Czesława Borkowskiego i gen.
dyw. pil. Romana Paszkowskiego, wychowankami Korpusów Kadetów tego okre­
su byli m.in. gen. bryg. prof. dr hab. med.
Władysław Barcikowski – by­ły szef służby
zdrowia Wojska Polskiego, prof. dr hab.
Jerzy Schoeder i prof. dr hab. Marian
Suski – pracownicy naukowi Politechniki
Warszawskiej, kontradmirał Bolesław
Grzenia-Romanowski – zastępca dowódcy
Marynarki Wojennej do spraw politycznych, por. Marek Szy­mański – następca
„Hubala”, ppłk Emil Kumor i mjr Roman
Kniżny – organizatorzy „Akcji 500 milionów” – słynnego napadu w czasie okupacji
na Komunalną Kasę Oszczędności, ppłk
Wacław Zdyb – do­wódca krakowskiego
obwodu Armii Krajowej, por. Konstanty
Kempa – organizator podziemnej siatki
informacyjnej, dzięki której do światowej
opinii publicznej dotarła prawda o potwornościach obo­zu oświęcimskiego, ppłk
Zenon Zerbst – dowódca artylerii jednej
z dywizji w bitwie pod Monte Cassino, mjr
pl. Wacław Łapkowski – dowódca dywizjo-
Warta honorowa przed pomnikiem ku czci kadetów lwowskich poległych w III powstaniu śląskim
ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 85
Historia Militaris
Komandor podporucznik Jan Grudziński, dowódca ORP „Orzeł”
nu 303, mjr pil. Jerzy Jankiewicz – dowódca angiel­skiego dywizjonu lotniczego, lept.
pil. Piotr Łozyra – dowódca dywi­zjonu 317,
mjr pil. Marian Pisarek – dowódca dywizjonu 308, kpt. pil. Kazimierz Konopasek
– dowódca dywizjonu 305, płk pil. Marian
Duriasz – dowódca dywizjonu 302 oraz III
Polskiego Skrzydła Myś­liwskiego, gen. bryg.
pil. Witold Urbanowicz – dowódca dywizjonów 303 i 306, dowódca I Polskiego
Skrzydła Myśliwskiego, mjr pil. Euge­niusz
Horbaczewski – dowódca 43 brytyjskiego
dywizjonu myśliw­skiego oraz 315 dywizjonu polskiego, komandor Jan Grudziński
– dowódca „Orła”, wsławił się brawurową
ucieczką z Tallina, prof. zw. dr hab. Jerzy
Herse – dziekan Wydziału Rolnego SGGW,
odznaczo­ny Krzyżem Virtuti Militari, płk
Edward Przybyłowicz – dowódca oddziału
partyzanckiego, wsławionego pod Gilową
Górą w obwodzie Jasło, kpt. Konstanty
Adamski – bohaterski obrońca Warszawy
w 1939 r., Komandor Alfred Jougan –
obrońca Jastarni i Helu w 1939 r.
Nie sposób wymienić wszystkich nazwisk
wychowanków Korpusu Kadetów, gdyż jest
ich kilkuset. Walczyli oni na wszystkich
fron­tach II wojny światowej i wszędzie tam,
gdzie rzucił ich los, po­zostali wierni Polsce.
Swoją żołnierską postawą dodali blasku
szkołom, które ich wychowały.
86
Jak wykazała praktyka, absolwenci szkół
kadeckich byli woj­skowymi z zamiłowania.
W toku trwania nauki w Korpusie mieli
wy­starczająco długi okres do obserwacji
i namysłu, eliminujący wszystkie pomyłki
oraz dający możliwość świadomego wyboru
zawodu. W najtrudniejszych latach naszej
historii wychowankowie szkół ka­deckich
byli wzorem poświęcenia, gdy Polska żądała od nich ceny najwyższej, byli przykładem
w służbie dla kraju, gdy trzeba było podnosić go z gruzów, po dziś dzień czują się
jej dłużnikami, choć dali z siebie tak wiele.
Wszyscy oni zachowali żywe wspomnienia z okresu swej kadeckiej młodości. Mówią
zawsze o swoich szkołach z nieukrywanym
wzruszeniem: „to była dobra szkoła”, „tu nauczono nas umiłowania kraju”, „tu zaszczepiono nam miłość do munduru, prawdziwy
hart i koleżeństwo”.
Tradycja polskich Korpusów Kadetów
okresu międzywojennego nie uległa zapomnieniu. Przyjęły ją z całym powodzeniem
w czasie II wojny światowej: Junacka Szkoła
Kadetów zorganizowana na ob­czyźnie przy
II Korpusie Wojska Polskiego na Zachodzie,
a w kra­ju Kompania Małoletnich, która dała
początek Korpusowi Kadetów im. generała
Karola Świerczewskiego.
Dzisiaj, gdy coraz śmielej sięgamy po
wzorce w dziele wy­chowania młodego po-
kolenia Polaków, nie wolno nam zrezygnować z dorobku Korpusów Kadetów. Szkoły
to bowiem przez dwieście lat swojej historii
były kuźnią ideałów patriotycznych, wnosząc do ogólnopolskiego dorobku oświatowego wartości bezcenne.
Będąc wzorem na polu krzewienia ideałów moralnych i obywa­telskich, zasłużyły
sobie na godne miejsce w teorii i praktyce
n
polskiego szkolnictwa wojskowego. Przypisy
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
Ibidem.
Sprawozdanie szkolne za rok 1930/31, s. 84.
Sprawozdanie za lata 1930/32, s. 80.
Ibidem.
„Gazeta poranna”, Lwów 7.06.1930 r.
Sprawozdanie szkolne za rok 1930/31, s. 84.
Ibidem, s. 85.
Ibidem, s. 85.
Ibidem.
Polskie Korpusy Kadetów, s. 59.
„Kadet”, 1927, nr 3.
Ibidem.
Korpus Kadetów nr 2, Chełmno 1930, s. 254.
„Kadet”, 1927, nr 2.
Wyjątki z wypowiedzi gen. dyw. pil. Romana Paszkowskiego.
Wyjątki z wypowiedzi gen. dyw. Czubryta – Borkowskiego.
Wyjątki z wypowiedzi płk. pil. Mariana Duriasza.
Ze wspomnień Michała Standziaka zawartych w książce
Modlin, obrona twierdzy 1939, s. 38.
O powinnościach i prawach uczniów Korpusu Kadetów,
Warszawa 1920, s. 15.
Księga Pamiątkowa XX-lecia Korpusu Kadetów. Lwów
1939, s. 44.
Sprawozdanie szkolne Korpusu Kadetów nr 1 za rok
1926/27, Lwów 1927, s. 50.
Sprawozdanie Szkolne Korpusu Kadetów nr 1 za rok 1930–
1931, Lwów 1931, s. 85. www.armia24.pl
Witold Lisowski Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej
MIĘDZYNARODOWE
POKAZY LOTNICZE

Podobne dokumenty

pobierz magazyn wojskowy ARMIA - MAJ 2015

pobierz magazyn wojskowy ARMIA - MAJ 2015 Zaoferowaliśmy śmigłowiec, który spełniał wymagania MON Po ogłoszeniu wyników przetargu na nowy śmigłowiec wielozadaniowy, przedstawiciele MON oraz wojska bronią podjętej decyzji. Jednak przeważnie...

Bardziej szczegółowo