\"Czy istnieje STWÓRCA, który się o ciebie troszczy ?\" -O pochodzeniu wszechświata ziemi i życia na niej, o historii zbawienia, o tym, jaką nadzieję Bóg daje udręczonej ludzkości (cała książka)
Transkrypt
\"Czy istnieje STWÓRCA, który się o ciebie troszczy ?\" -O pochodzeniu wszechświata ziemi i życia na niej, o historii zbawienia, o tym, jaką nadzieję Bóg daje udręczonej ludzkości (cała książka)
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — WSTĘP Czy istnieje STWÓRCA, który się o ciebie troszczy? Mgławica Orzeł (M16) „Kolumny stwarzania” Zdjęcie obok wykonano w roku 1995 za pomocą teleskopu kosmicznego. Przedstawia ono obłoki gazu i pyłu w mgławicy Orzeł. Zdaniem uczonych w obłokach tych, nazywanych „Kolumnami stwarzania”, powstają gwiazdy. Niejednemu cisną się do głowy pytania: Czemu zawdzięcza swe istnienie wszechświat, nasza planeta oraz życie na niej? I jaki to ma związek z szukaniem sensu życia? Wiele osób wierzy w istnienie Stwórcy, który uczynił wszystko i który się o nas troszczy. Czy z odkryć wynika, iż w obecnej erze nauki taka wiara jest rozsądna? ■ Jakie światło na tę ważną sprawę rzucają najnowsze wyniki badań nad mózgiem czy też naszą umiejętnością mówienia? ■ Dlaczego mnóstwo wykształconych ludzi zagląda do Biblii i czy to, co ona mówi o Stwórcy, ma jakieś znaczenie dla nas i dla naszych najbliższych? Niniejsza książka podejmuje powyższe kwestie. Przekonasz się, że udzielone w niej jasne odpowiedzi pomagają nadać życiu głębszy sens i położyć fundament pod szczęśliwszą przyszłość. [Rozdziały:] 1. Co mogłoby nadać głębszy sens twemu życiu? 2. Kontrowersje wokół pochodzenia wszechświata 3. Skąd się wzięło życie? 4. Jesteś niepowtarzalny! 5. Czyje to dzieło? 6. Starożytna relacja o stwarzaniu — czy możesz na niej polegać? 7. Czego można o Stwórcy dowiedzieć się z książki? 8. Stwórca objawia siebie — dla naszego dobra! 9. Wielki nauczyciel przybliża nam Stwórcę 10. Jeżeli Stwórca się o nas troszczy, to dlaczego jest tyle cierpień? 11. Na zawsze nadaj swemu życiu głębszy sens Jesli nie zaznaczono inaczej, wersety biblijne przytoczono z Pisma Świętego w Przekładzie Nowego Świata © 1998 — Watchtower Bible and Tract Society of Pennsylvania Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 1 Co mogłoby nadać głębszy sens twemu życiu? CZY marzyłeś kiedyś o lepszym życiu — tam, gdzie mieszkasz, a może na jakiejś rajskiej wysepce w tropikach? Większość z nas oddaje się czasami takim marzeniom. W roku 1891, francuski malarz Paul Gauguin wyruszył w poszukiwaniu takiego życia na Polinezję Francuską. Wkrótce jednak zderzył się z twardą rzeczywistością. Wskutek dawnej rozwiązłości ściągnął na siebie i innych chorobę i cierpienia. Przeczuwając zbliżającą się śmierć, namalował obraz, który określono jako „szczytowy przejaw sił twórczych artysty”. W jego biografii powiedziano: „Zakres ludzkich doświadczeń, ukazanych na obrazie, obejmuje całe życie, od narodzin po śmierć (…) Życie traktował jako wielką tajemnicę” (Paul Gauguin 1848-1903 — The Primitiue Sophisticate). Gauguin zatytułował ten obraz Skąd przybywamy? Kim jesteśmy? Dokąd zdążamy?* [D’où venonsnous? Que sommes-nous? Où allons-nous?] Pytania te brzmią znajomo. Nurtują one wielu myślących ludzi. Zwróciwszy uwagę na ludzkie osiągnięcia w nauce i technice, redaktor gazety The Wall Street Journal napisał: „Od zarania dziejów zastanawiamy się nad sobą, nad swymi dylematami, nad swym miejscem we wszechświecie, lecz nie posunęliśmy się zbytnio do przodu. Wciąż nie znamy odpowiedzi na pytania, kim jesteśmy, po co żyjemy i dokąd zmierzamy”. Nie dostrzegając żadnego innego celu w życiu, niektórzy poświęcają się bez reszty rodzinie, zarabianiu na utrzymanie lub własnym zainteresowaniom, na przykład podróżom. Albert Einstein powiedział kiedyś: „Człowiek, który uważa, że jego życie nie ma sensu, nie jest po prostu nieszczęśliwy, jest raczej nie przystosowany do życia”. Pod wpływem podobnego rozumowania, niejeden stara się nadać swemu życiu sens przez uprawianie sztuk pięknych, prowadzenie badań naukowych lub działalność humanitarną, mającą na celu ulżenie ludzkiej niedoli. Czy znasz kogoś takiego? Stawianie owych podstawowych pytań o sens życia jest zupełnie zrozumiałe. Któż z rodziców dziecka umierającego na malarię lub inne schorzenie nie zapyta: Dlaczego ono tak cierpi? Czy to ma jakiś sens? Podobne pytania nasuwają się wielu młodym kobietom i mężczyznom na widok ubóstwa, chorób i niesprawiedliwości. Także brutalne wojny często wzbudzają w ludziach wątpliwości, czy życie naprawdę ma sens. Nawet jeśli osobiście nie doświadczyłeś takich nieszczęść, zapewne zgodzisz się z wypowiedzią profesora Freemana Dysona: „Znalazłem się w niezłym towarzystwie, zadając te same pytania, co [biblijny] Hiob. Dlaczego cierpimy? Dlaczego świat jest tak niesprawiedliwy? Jaki sens mają tragedie i ból?” Być może ty również szukasz na to odpowiedzi. Znalezienie zadowalających odpowiedzi niewątpliwie bardzo dużo daje. Pewien profesor, który przeżył koszmar obozu koncentracyjnego w Auschwitz, zauważył: „Nic tak skutecznie nie pomaga w przetrwaniu nawet najgorszych warunków, jak świadomość, że się prowadzi sensowne życie”. Jego zdaniem, nawet zdrowie psychiczne człowieka ma związek z poszukiwaniem sensu życia. W ciągu stuleci niejeden pragnął znaleźć odpowiedzi na te pytania z pomocą religii. Kiedy Gautama (Budda) ujrzał człowieka chorego, starca i zmarłego, zaczął szukać oświecenia, a więc sensu życia, w religii, ale nie wierzył w osobowego Boga. Inni podejmowali takie poszukiwania w swoich kościołach. A co z ludźmi współczesnymi? Wielu zwraca się ku nauce, uznając, że religia ani Bóg w niczym im nie pomogą. W książce Religion and Atheism (Religia i ateizm) powiedziano: „Im bardziej rozwija się nauka, tym mniej miejsca zdaje się pozostawać dla Boga. Bóg został skazany na banicję”. Dlaczego nie uznają Stwórcy? Tendencja do odrzucania religii oraz Boga ma swe korzenie w poglądach filozoficznych ludzi, którzy podkreślali konieczność kierowania się wyłącznie rozumem. Karol Darwin uważał, iż pochodzenie świata istot żywych lepiej daje się wyjaśnić „doborem naturalnym” niż istnieniem Stwórcy. Zygmunt Freud nauczał, iż Bóg to iluzja. Od czasów Fryderyka Nietzschego po dziś dzień znajduje wyznawców pogląd, że „Bóg jest martwy”. Podobne idee występują też w filozofiach Wschodu. Zdaniem nauczycieli buddyzmu w ogóle nie trzeba nic wiedzieć o Bogu. A jak oznajmił profesor Tetsuo Yamaori, dla sintoistów „bogowie są jedynie ludźmi”. Obraz Gauguina nasuwa pytania o sens życia Czy to powszechne powątpiewanie w istnienie Stwórcy jest uzasadnione? Zapewne znasz niejeden „fakt naukowy”, który głoszono w przeszłości, a który z czasem okazał się całkowicie błędny. Przez całe stulecia uważano na przykład, że Ziemia jest płaska i że wokół niej obraca się cały wszechświat, ale jak wiemy, jest zupełnie inaczej. A co powiedzieć o późniejszych ideach naukowych? Na przykład, XVIII-wieczny filozof Dawid Hume — który nie uznawał istnienia Stwórcy — nie potrafił w żaden sposób wytłumaczyć, skąd się wzięły na Ziemi złożone konstrukcje biologiczne. Darwin swą teorią usiłował wyjaśnić, jak się rozwinęły różne formy życia, ale nie podał wytłumaczenia, jak ono powstało ani jaki sens ma nasze życie. W rezultacie sporo naukowców oraz innych osób ma poczucie, że czegoś tu brakuje. Teorie naukowe starają się odpowiedzieć na pytanie: jak?, a tymczasem podstawowe pytanie brzmi: dlaczego? Ale ludzie, wychowani w środowiskach kultywujących wiarę w Stwórc, też nie są wolni od rozterek. W Europie pewna młoda studentka historii oświadczyła: „Moim zdaniem Bóg jest martwy. Gdyby naprawdę istniał, na świecie nie byłoby tak beznadziejnie: Niewinni ludzie cierpią straszliwy głód; wymierają gatunki zwierząt (…) Koncepcja Stwórcy jest niedorzeczna”. Obserwując panujące wszędzie warunki, wielu nie potrafi zrozumieć, dlaczego Stwórca — jeśli istnieje — nie zmienia tego na lepsze. Trzeba jednak przyznać, że niejeden odrzuca istnienie Stwórcy przede wszystkim dlatego, że nie chce w Niego wierzyć. Pewien europejski przemysłowiec oświadczył w rozmowie ze swym pracownikiem: „Nawet gdyby Bóg osobiście mi powiedział, bym zmienił swe życie, i tak bym tego nie zrobił. Chcę żyć, jak mi się podoba”. Najwyraźniej niektórzy uważają, że uznawanie władzy Stwórcy nie dałoby się pogodzić z ich wolnością osobistą lub stylem życia. Mogą więc twierdzić: „Wierzę tylko w to, co widzę, a nie potrafię zobaczyć niewidzialnego Stwórcy”. Pomijając kwestię, dlaczego poszczególne osoby nie uznają Stwórcy, w dalszym ciągu wymagają odpowiedzi pytania, dotyczące życia i tego, jaki ono ma sens. Nazajutrz, po wylądowaniu ludzi na Księżycu, zapytano teologa Karla Bartha, co sądzi o tym sukcesie techniki. Odparł wtedy: „Nie rozwiązuje to żadnego z problemów, które spędzają mi sen z oczu”. Dzisiaj człowiek lata w przestrzeń kosmiczną oraz śmiga po cyberprzestrzeni. Jednakże ludzie myślący dostrzegają, że potrzebny jest jakiś głębszy cel, coś, co by ich życiu nadało sens. Zapraszamy więc osoby o otwartym umyśle do zastanowienia się nad tą sprawą. W książce Belief in God and Intellectual Honesty (Wiara w Boga a uczciwość intelektualna) zauważono, że człowiek przejawiający „uczciwość intelektualną” jest „gotów zbadać to, co uznaje za prawdę”, i „z dostateczną uwagą przyjrzeć się innym dostępnym argumentom”. W poruszonej przez nas kwestii te „dostępne argumenty” pomogą nam przeanalizować, czy życie i wszechświat są dziełem Stwórcy. A jeśli tak, to jaki On jest? Czy jest osobą i czy wywiera wpływ na nasze życie? Dzięki rozważeniu tych spraw, lepiej zrozumiemy, w jaki sposób możemy nadać głębszy sens naszemu życiu i uczynić je szczęśliwszym. Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 2 Kontrowersje wokół pochodzenia wszechświata Próby policzenia gwiazd Szacuje się, że nasza galaktyka, Droga Mleczna, zawiera ponad 100 000 000 000 (100 miliardów) gwiazd. Wyobraź sobie encyklopedię, w której każdej z nich poświęcono by jedną stronę — czyli na jednej stronie musiałyby się zmieścić informacje dotyczące Słońca i reszty Układu Słonecznego. Ile tomów wypełniłby opis gwiazd Drogi Mlecznej? Zakładając rozsądną grubość tomów, nie zmieściłyby się one w Bibliotece Publicznej Nowego Jorku, której półki mają łączną długość 412 kilometrów! Ile czasu zajęłoby zapoznanie się z ich stronami? „Gdyby przeglądać po jednej stronie na sekundę, praca ta zajęłaby dziesięć tysięcy lat” — podano w książce Corning of Age in the Milky Way (Osiąganie pełnoletności w Drodze Mlecznej). A przecież gwiazdy tworzące naszą galaktykę stanowią znikomą część gwiazd znajdujących się w jakichś 50 000 000 000 (50 miliardach) galaktyk we wszechświecie. Gdyby każdej z tych gwiazd poświęcono jedną stronę encyklopedii, nie dałoby się jej pomieścić na wszystkich półkach wszystkich bibliotek na ziemi. „Im więcej wiemy o wszechświecie, tym lepiej zdajemy sobie sprawę, jak niewiele o nim wiemy” — zauważono w owej książce. Wypowiedź Jastrowa na temat początku Robert Jastrow, profesor astronomii i geologii na Uniwersytecie Columbia, napisał: „Mało który z astronomów mógł przypuszczać, że to wydarzenie — nagłe narodziny Wszechświata — stanie się udowodnionym faktem naukowym, ale teleskopowe obserwacje nieba zmusiły ich do wyciągnięcia takiego wniosku”. Jastrow zwrócił też uwagę na konsekwencje tego odkrycia: „Astronomiczny dowód istnienia Początku wprawił naukowców w zakłopotanie, gdyż wierzą oni, że każdy skutek ma naturalną przyczynę (…) Brytyjski astronom E.A.Milne napisał: Nie potrafimy podać żadnej hipotezy, jak wyglądał stan rzeczy [na początku]; Boskiego aktu stworzenia nie daje się podpatrzyć” (The Enchanted Loom — Mind in the Universe). Cztery podstawowe oddziaływania występujące w przyrodzie 1. Oddziaływanie grawitacyjne — bardzo słabe na poziomie atomów. Wywiera zaś ogromny wpływ na wielkie obiekty: planety, gwiazdy i galaktyki. 2. Oddziaływanie elektromagnetyczne — powoduje wzajemne przyciąganie się elektronów i protonów i umożliwia tworzenie się cząsteczek chemicznych. Jednym z dowodów jego potęgi są pioruny. 3. Oddziaływanie silne — wiąże protony i neutrony w jądrach atomowych. 4. Oddziaływanie słabe — jest odpowiedzialne za niektóre rozpady pierwiastków promieniotwórczych oraz wpływa na tempo przebiegu reakcji termojądrowych w Słońcu. „Kombinacja zbiegów okoliczności” „Gdyby oddziaływaniu słabemu przydać nieco siły, hel w ogóle by się nie utworzył; gdyby je nieco osłabić, przekształciłby się w niego niemal cały wodór”. „Jeśli wszechświat ma zawierać trochę helu i wybuchające supernowe, to dopuszczalny przedział wartości jest bardzo wąski. Nasze istnienie zależy od tej kombinacji zbiegów okoliczności i od jeszcze bardziej zdumiewającej koincydencji w poziomach energii jąder, przewidzianej przez [astronoma Freda] Hoyle'a. W przeciwieństwie do poprzednich pokoleń wiemy, jak się tutaj pojawiliśmy. Ale podobnie jak wszystkie poprzednie pokolenia w dalszym ciągu nie wiemy, dlaczego” (New Scientist). Czy wierzysz tylko w to, co widzisz? Wielu racjonalnie myślących ludzi uznaje istnienie rzeczy, których nie można zobaczyć. W styczniu 1997 roku czasopismo Discover podało, że astronomowie wyśledzili — jak sądzą — kilkanaście planet krążących wokół odległych gwiazd. „Na razie te nowe planety znamy jedynie z tego, jak swym przyciąganiem grawitacyjnym zaburzają ruch macierzystych gwiazd”. A zatem dostrzegalne efekty działania grawitacji dają astronomom podstawę do wiary w istnienie niewidocznych ciał niebieskich. Dowody pośrednie — gdy brak jest bezpośrednich obserwacji — stanowią dla uczonych wystarczające przesłanki do uznania czegoś, czego nie można zobaczyć. Wiele osób wierzących w Stwórcę uważa, iż ma podobne podstawy do uznawania tego, czego nie widzi. KIEDY w iłuminatorze statku kosmicznego ukazuje się ogromna kula ziemska, astronauci z zachwytem ją fotografują. „Jest to najwspanialszy moment lotu w kosmos” — wyznał jeden z nich. A przecież nasza Ziemia wydaje się maleńka w porównaniu z całym Układem Słonecznym. We wnętrzu Słońca zmieściłby się milion takich globów i jeszcze pozostałoby sporo miejsca! Ale czy tego typu informacje o wszechświecie mogą mieć jakiś wpływ na twoje życie i nadać mu głębszy sens? Wybierzmy się w myślach na krótką wycieczkę w kosmos, by spojrzeć na Ziemię i Słońce z innej perspektywy. Słońce to po prostu jedna z niezliczonych gwiazd w ramieniu spiralnym galaktyki zwanej Drogą Mleczną,[*] która z kolei jest zaledwie drobną cząstką wszechświata. Gołym okiem można dostrzec kilka plamek światła, będących w rzeczywistości innymi galaktykami, na przykład piękną i ogromną Mgławicę Andromedy. Co więcej, Droga Mleczna, Mgławica Andromedy i ponad 20 innych galaktyk, powiązanych siłami grawitacyjnymi w małą gromadę galaktyk, to jedynie nasze najbliższe otoczenie w olbrzymiej supergromadzie. Takich supergromad jest we wszechświecie bez liku, a i to jeszcze nie koniec. [*] [Droga Mleczna zawiera przeszło 100 miliardów gwiazd i ma trylion — czyli 1000 000 000 000 000 000 — kilometrów średnicy! Na pokonanie takiej odległości światło potrzebuje 100 000 lat!] Gromady galaktyk nie są rozmieszczone w przestrzeni kosmicznej równomiernie. W odpowiednio dużej skali wyglądają jak cienkie ściany lub krawędzie wokół rozległych pustych przestrzeni. Niektóre struktury są tak długie i szerokie, że przypominają wielkie mury. Może to budzić zdziwienie tych, według których nasz wszechświat powstał w wyniku samorzutnej kosmicznej eksplozji. Członek zespołu redakcyjnego czasopisma Scientific American doszedł do następującego wniosku: „Im wyraźniej będziemy dostrzegać wszystkie fantastyczne szczegóły budowy wszechświata, tym trudniej nam będzie wyjaśnić jego powstanie jedną prostą teorią”. Nasze Słońce (w żółtym kwadraciku) jest znikomo małe w porównaniu z Drogą Mleczną, podobną do ukazanej tu galaktyki spiralnej NGC 5236. Droga Mleczna, zawierająca przeszło 100 miliardów gwiazd, jest tylko jedną z ponad 50 miliardów galaktyk w znanym wszechświecie. Dowody, że istniał początek Każda gwiazda, którą możesz dojrzeć, należy do Drogi Mlecznej. Do lat dwudziestych XX wieku sądzono, że jest to w ogóle jedyna galaktyka. Ale dzięki obserwacjom, prowadzonym za pomocą większych teleskopów, wyszło na jaw coś zupełnie innego. We wszechświecie jest co najmniej 50 000 000 000 galaktyk. To nie pomyłka — nie chodzi o 50 miliardów gwiazd, lecz o 50 miliardów galaktyk, z których każda zawiera miliardy gwiazd takich jak Słońce. Ale nie sama oszałamiająca liczba ogromnych galaktyk wywołała w latach dwudziestych rewolucję w poglądach naukowych. Uczonych najbardziej zdumiał ruch owych galaktyk. Astronomowie odkryli znamienny fakt: Kiedy światło docierające z jakiejś galaktyki przepuści się przez pryzmat, otrzymane widmo wskazuje na wydłużenie fal świetlnych, co świadczy o bardzo szybkim ruchu źródła światła w przeciwnym nam kierunku. Im odleglejsza jest galaktyka, tym szybciej zdaje się oddalać. A zatem wszechświat się rozszerza![*] [*] [W roku 1995 naukowcy zwrócili uwagę na nietypowe zachowanie najdalszej z odkrytych dotąd gwiazd (SN 1995K), która wybuchła jako supernowa w swej galaktyce. Podobnie jak supernowe w pobliskich galaktykach, stała się bardzo jasna, a następnie powoli zaczęła przygasać, ale wolniej, niż to obserwowano dotychczas. W czasopiśmie New Scientist ukazano to na wykresie i opatrzono komentarzem: „Kształt krzywej jasności (…) jest rozciągnięty wzdłuż osi czasu dokładnie w takim stopniu, jakiego należało się spodziewać, jeśli galaktyka oddala się od nas z szybkością bliską połowie prędkości światła”. Co z tego wynika? Jest to „najlepszy z istniejących dowodów, że Wszechświat naprawdę się rozszerza”.] Astronom Edwin Hubbie (1889-1953) uświadomił sobie, że przesunięcie widma odległych galaktyk ku czerwieni dowodzi rozszerzania się wszechświata, a to wskazuje, iż miał on początek. Nawet jeśli nie zajmujemy się astronomią zawodowo ani amatorsko, możemy dostrzec, że wypływają stąd daleko idące wnioski co do naszej przeszłości — a być może też co do przyszłości każdego z nas. Coś musiało ten proces zapoczątkować, musiała istnieć jakaś potężna siła, wystarczająca do pokonania ogromnego przyciągania grawitacyjnego, pochodzącego od całej materii we wszechświecie. Masz prawo zapytać: Co mogło być źródłem tak gigantycznej energii? Większość uczonych w swych rozważaniach nad przeszłością wszechświata cofa się do chwili, gdy ich zdaniem był on bardzo małym i gęstym punktem (osobliwością), my jednak nie możemy pominąć kluczowej kwestii: „Jeżeli w którymś momencie przeszłości Wszechświat był bliski stanu osobliwości o nieskończenie małych wymiarach i nieskończonej gęstości, to musimy zapytać, co było wcześniej i co się znajdowało poza Wszechświatem. (…) Musimy zająć się problemem Początku” (sir Bernard Lovell). Chodzi przy tym nie tylko o źródło niezmiernej energii. Niezbędna była też inteligencja i zdolność przewidywania, gdyż parametr określający tempo ekspansji wszechświata wygląda na precyzyjnie dobrany. „Gdyby Wszechświat rozszerzał się o jedną bilionową szybciej”, oznajmił Lovell, „to wszelka materia uległaby do dziś rozproszeniu. (…) A gdyby rozszerzał się o jedną bilionową wolniej, to pod wpływem oddziaływania grawitacyjnego zapadłby się w ciągu pierwszego miliarda lat istnienia. Również w takim wypadku nie powstałyby długo żyjące gwiazdy ani żadna forma życia”. Próby wyjaśnienia początku Czy kosmolodzy potrafią wyjaśnić pochodzenie wszechświata? Wielu naukowców z niechęcią odnosi się do koncepcji stworzenia go przez jakąś wyższą inteligencję i snuje różne teorie co do tego, jakie mechanizmy mogłyby doprowadzić do samoistnego powstania wszechświata z niczego. Czy to brzmi rozsądnie? W takich rozważaniach zazwyczaj wykorzystuje się jakąś wersję teorii opracowanej w roku 1979 przez fizyka Alana Gutha (modelu inflacyjnego).[*] Niemniej sam dr Guth przyznał później, że jego teoria „nie tłumaczy, jak wszechświat powstał z niczego”. Jeszcze dobitniej wyraził się dr Andriej Linde w swym artykule zamieszczonym w Świecie Nauki: „Wyjaśnienie tej początkowej osobliwości — gdzie i kiedy to wszystko się zaczęło — nadal pozostaje najtrudniejszym do ugryzienia problemem współczesnej kosmologii”. [*] [Teoria inflacyjna dotyczy tego, co się działo w ciągu ułamka sekundy po narodzinach wszechświata. Zdaniem jej zwolenników, wszechświat, nie mający w tym momencie nawet mikroskopowych rozmiarów, zaczął się rozszerzać z szybkością przewyższającą prędkość światła, ale takich twierdzeń nie da się sprawdzić w laboratorium. Teoria inflacyjna w dalszym ciągu jest przedmiotem sporów.] Skoro uczeni w gruncie rzeczy nie potrafią wytłumaczyć ani pochodzenia, ani początkowego etapu rozwoju wszechświata, czy nie powinniśmy poszukać wyjaśnień gdzie indziej? Warto rozważyć pewne fakty, na które wielu nie zwraca uwagi, a dzięki którym być może ujrzysz omawianą kwestię w zupełnie nowym świetle. Fakty te dotyczą między innymi precyzji w doborze sił czterech podstawowych oddziaływań, które decydują o wszelkich własnościach i przemianach materii. Słysząc o tych oddziaływaniach, niejeden może zniechęcony pomyśleć: „Przecież to obchodzi tylko fizyków”. Otóż nie tylko. Warto rozważyć najważniejsze fakty, gdyż dotyczą one również nas. Precyzyjne dostrojenie Cztery podstawowe oddziaływania odgrywają kluczową rolę zarówno w bezmiarze kosmosu, jak i w niezwykle małych strukturach atomowych. W gruncie rzeczy mają wpływ na wszystko, co nas otacza. Gdyby siły tych czterech oddziaływań nie były dostrojone do siebie tak precyzyjnie, jak to się uwidacznia we wszechświecie, to nie mogłyby istnieć pierwiastki, mające istotne znaczenie dla naszego życia (w szczególności węgiel, tlen i żelazo). Wspomnieliśmy już o jednym z tych oddziaływań, o grawitacji. Drugim jest oddziaływanie elektromagnetyczne. Gdyby było znacznie słabsze, elektrony nie krążyłyby wokół jądra atomowego. Może zapytasz: A czy to miałoby jakieś poważne konsekwencje? Owszem, gdyż atomy nie mogłyby się wówczas łączyć w cząsteczki. Gdyby zaś owo oddziaływanie było znacznie silniejsze, elektrony byłyby na stałe związane z jądrami atomowymi. Nie mogłyby więc zachodzić reakcje chemiczne między atomami — czyli nie byłoby także życia. Już z tego wyraźnie widać, że życie istnieje dzięki precyzyjnie dobranej sile oddziaływania elektromagnetycznego. Spójrzmy jeszcze, do czego by doszło w skali kosmicznej: Niewielka zmiana siły oddziaływania elektromagnetycznego miałaby wpływ na procesy zachodzące wewnątrz Słońca, a więc i na rodzaj fal świetlnych docierających do Ziemi, co by utrudniło lub wręcz uniemożliwiło przebieg fotosyntezy w roślinach. Poza tym woda straciłaby swe wyjątkowe właściwości, od których uzależnione jest wszelkie życie. Ponownie więc się okazuje, że odpowiednia wielkość siły oddziaływania elektromagnetycznego decyduje o naszym istnieniu. Równie ważny jest stosunek siły oddziaływania elektromagnetycznego do pozostałych trzech oddziaływań. Na przykład, zdaniem pewnych fizyków, można je uznać za 10 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 (1040) razy silniejsze od oddziaływania grawitacyjnego. Mogłoby się wydawać, że dopisanie do tej liczby jeszcze jednego zera (1041) oznaczałoby niewielką zmianę. W rzeczywistości siła grawitacyjna byłaby relatywnie słabsza, co przyniosłoby skutki ukazane przez dra Reinharda Breuera: „Gdyby grawitacja była słabsza, to gwiazdy byłyby mniejsze, a napór grawitacyjny na ich wnętrza nie spowodowałby wystarczającego wzrostu temperatury, by zainicjować reakcje termojądrowe — czyli Słońce nie mogłoby świecić”. Wyobraź sobie, co by to dla nas znaczyło! Dzięki precyzyjnemu dostrojeniu siły oddziaływań, decydujących o przebiegu procesów wewnątrz Słońca, warunki na Ziemi sprzyjają życiu A gdyby oddziaływanie grawitacyjne było tyle samo razy silniejsze, tak iż wspomniana liczba miałaby tylko 39 zer (1039)? Breuer wyjaśnia dalej: „Wskutek nawet tak niewielkiej zmiany, długość życia gwiazdy podobnej do Słońca drastycznie by zmalała”. A zdaniem innych naukowców, to dopasowanie siły grawitacyjnej do pozostałych oddziaływań jest jeszcze bardziej precyzyjne. Nasze Słońce i inne gwiazdy mają dwie znamienne cechy: przez długi czas świecą wydajnie i równomiernie. Rozważmy prosty przykład. Jak wiadomo, aby silnik samochodowy dobrze działał, paliwo musi być zmieszane z powietrzem w odpowiednich proporcjach, a w celu polepszenia sprawności takiego silnika inżynierowie konstruują skomplikowane urządzenia oraz systemy komputerowe. Skoro tak się rzecz przedstawia ze zwykłym silnikiem, to co powiedzieć o bardzo wydajnym „spalaniu” w gwiazdach takich jak nasze Słońce? Główne oddziaływania, mające wpływ na ten proces, zostały dobrane precyzyjnie, w sposób najbardziej sprzyjający życiu. Czy taka precyzja to zwykły przypadek? Starożytnego męża imieniem Hiob zapytano: „Czy ogłosiłeś zasady rządzące niebiosami lub ustaliłeś prawa natury na ziemi?” (Hioba 38:33, The New English Bibie). Nie uczynił tego żaden człowiek. Skąd się zatem wzięła owa precyzja? Oddziaływanie silne i słabe O budowie wszechświata decyduje nie tylko precyzyjne dostrojenie oddziaływania grawitacyjnego i elektromagnetycznego. Istotne znaczenie dla naszego życia mają także dwa inne oddziaływania. Własności obu tych oddziaływań, występujących między składnikami jądra atomowego, najwyraźniej zostały z góry zaplanowane. Rozważmy oddziaływanie silne — spajające protony i neutrony w jądra atomowe. Dzięki temu wiązaniu mogą istnieć różne pierwiastki: lekkie (na przykład hel i tlen) oraz ciężkie (takie jak złoto czy ołów). Przypuszcza się, że gdyby to wiązanie było zaledwie o 2 procent słabsze, istniałby tylko wodór. Gdyby zaś było nieco silniejsze, istniałyby wyłącznie pierwiastki cięższe od wodoru. Czy to odbiłoby się na naszym życiu? Owszem, we wszechświecie pozbawionym tego pierwiastka Słońce nie miałoby paliwa, dzięki któremu wypromieniowuje życiodajną energię. Rzecz jasna nie mielibyśmy też wody ani żywności, gdyż wodór jest ich nieodzownym składnikiem. Czwartym oddziaływaniem, które chcemy omówić, jest oddziaływanie słabe, odpowiedzialne za niektóre promieniotwórcze przemiany jądrowe. Ma ono również wpływ na reakcje termojądrowe zachodzące w naszym Słońcu. Być może zapytasz: Czy siła tego oddziaływania też została precyzyjnie dobrana? Matematyk i fizyk, Freeman Dyson, wyjaśnia: „Oddziaływanie słabe jest miliony razy słabsze niż siły jądrowe [oddziaływanie silne]. Jest odpowiednio słabe, by wodór spalał się wewnątrz Słońca powoli i równomiernie. Gdyby było znacznie silniejsze lub znacznie słabsze, wszelkie formy życia, które do istnienia potrzebują gwiazdy przypominającej Słońce, znowu znalazłyby się w fatalnym położeniu”. Odpowiednie tempo spalania wodoru rzeczywiście jest konieczne, by Ziemia była dobrze ogrzana — ale nie spopielona — i byśmy mogli na niej żyć. Poza tym naukowcy uważają, że oddziaływanie słabe odgrywa istotną rolę podczas wybuchów supernowych, a właśnie tymi wybuchami tłumaczą istnienie i rozprzestrzenienie większości pierwiastków. „Gdyby oddziaływanie silne oraz słabe były nieco inne niż w rzeczywistości, gwiazdy nie wyprodukowałyby pierwiastków, z których ty i ja jesteśmy zbudowani” — wyjaśnia fizyk John Polkinghorne. Takie fakty można by jeszcze mnożyć, ale zapewne już teraz zgodzisz się z płynącym z nich wnioskiem. Cztery podstawowe oddziaływania są ze sobą zdumiewająco zestrojone. „Wszystko wokół nas zdaje się poświadczać, że natura zrobiła to tak, jak trzeba” — napisał profesor Paul Davies. Istotnie, tylko dzięki precyzyjnemu dostrojeniu oddziaływań podstawowych mogą istnieć i spełniać swe funkcje Słońce i nasza cudowna planeta, a na niej życiodajna woda, nieodzowna dla życia atmosfera oraz mnóstwo cennych pierwiastków chemicznych. Zadaj sobie jednak pytanie: Dlaczego te oddziaływania są tak dokładnie dostrojone i komu lub czemu należałoby to przypisać? Idealne cechy Ziemi Nasze istnienie jest też zależne od precyzyjnego doboru innych parametrów. Zastanówmy się nad wielkością Ziemi i jej położeniem w stosunku do pozostałych ciał Układu Słonecznego. Biblijna Księga Hioba zawiera pytania uświadamiające nam naszą znikomość: „Gdzieżeś był, gdy zakładałem ziemię? (…) Kto ustanowił jej wymiary, jeśli to wiesz?” (Hioba 38:4-5). W naszych czasach pytania te jeszcze pilniej domagają się odpowiedzi. Dlaczego? Ponieważ wyszły na jaw zdumiewające fakty, dotyczące między innymi rozmiarów Ziemi oraz jej położenia w Układzie Słonecznym. Nigdzie we wszechświecie nie odkryto planety przypominającej Ziemię. Co prawda niektórzy naukowcy przedstawiają pośrednie dowody, iż wokół pewnych gwiazd krążą obiekty setki razy od niej większe. Ale Ziemia ma wielkość dokładnie taką, jaka jest konieczna dla naszego istnienia. Co o tym świadczy? Gdyby była nieco większa, silniejsze byłoby też przyciąganie ziemskie i nie pozwoliłoby na ucieczkę w przestrzeń kosmiczną lekkiego gazu, jakim jest wodór — gromadziłby się on wtedy na naszej planecie. Atmosfera nie sprzyjałaby więc życiu. Gdyby zaś Ziemia była nieco mniejsza, uciekłby z niej życiodajny tlen oraz wyparowałaby woda zgromadzona na jej powierzchni. W obu wypadkach nie moglibyśmy tutaj żyć. Innym istotnym czynnikiem, dzięki któremu warunki na Ziemi sprzyjają życiu, jest odpowiednia odległość dzieląca ją od Słońca. Astronom John Barrow i matematyk Frank Tipler przeanalizowali „stosunek promienia Ziemi do jej odległości od Słońca”. Doszli do wniosku, że „gdyby ten stosunek różnił się nieco od obserwowanego w rzeczywistości”, życie ludzkie by nie istniało. Profesor David L.Block zauważył: „Jak wynika z obliczeń, gdyby Ziemia znajdowała się zaledwie o 5 procent bliżej Słońca, około 4 miliardów lat temu pojawiłby się straszliwy efekt cieplarniany [powodujący przegrzanie Ziemi]. Natomiast gdyby krążyła tylko o 1 procent dalej, około 2 miliardów lat temu nastąpiłoby potężne zlodowacenie [większą część naszego globu pokryłyby ogromne masy lodu]” (Our Universe: Accident or Design?). Do tych przykładów precyzji można dodać okoliczność, że Ziemia obraca się wokół swej osi raz na dzień, czyli z prędkością zapobiegającą zbyt wielkim wahaniom temperatury. Obrót Wenus wokół własnej osi trwa 243 dni. Pomyśl tylko, co by się działo, gdyby Ziemia obracała się równie wolno! Nie przetrwalibyśmy skrajnych temperatur będących skutkiem bardzo długich dni i nocy. Kolejną ważną sprawą jest kształt okołosłonecznej orbity Ziemi. Komety poruszają się po bardzo wydłużonych elipsach. Na szczęście z Ziemią jest inaczej. Jej orbita jest prawie kołowa. To również chroni nas przed zabójczymi wahaniami temperatur. Nie bez znaczenia jest też usytuowanie naszego Układu Słonecznego. Gdyby znajdował się bliżej centrum naszej galaktyki, Drogi Mlecznej, oddziaływanie grawitacyjne pobliskich gwiazd zaburzałoby orbitę Ziemi. Gdyby natomiast mieścił się gdzieś na obrzeżach Galaktyki, nocne niebo byłoby niemalże pozbawione gwiazd. Co prawda ich światło nie jest nam konieczne do życia, ale czyż nie przydaje niezwykłego piękna nocnemu niebu? Poza tym na podstawie obecnych teorii kosmologicznych naukowcy obliczyli, że na krańcach Drogi Mlecznej nie ma wystarczającej ilości pierwiastków chemicznych niezbędnych do powstania układu planetarnego takiego jak nasz.* [*] [Naukowcy odkryli, że wśród pierwiastków daje się dostrzec zadziwiający porządek i harmonię. Interesujące szczegóły przedstawiono w dodatku „Cegiełki wszechświata”] „Szczególne warunki istniejące na Ziemi dzięki temu, że ma ona idealną wielkość i skład pierwiastkowy oraz krąży po niemal kołowej orbicie we właściwej odległości od długo żyjącej gwiazdy, Słońca, sprawiły, iż na powierzchni naszej planety mogła się nagromadzić woda” (Integrated Principles of Zoology, wydanie 7). Bez wody życie na Ziemi nie byłoby możliwe. Prawo i porządek Z własnego doświadczenia zapewne wiesz, że wszystko samoistnie zmierza do coraz większego nieuporządkowania. Jak zauważył chyba każdy właściciel domu, rzeczy pozostawione własnemu losowi psują się i niszczeją. Skłonność tę naukowcy nazywają „drugą zasadą termodynamiki”. Codziennie możemy dostrzec skutki jej działania. Nowy samochód czy rower, jeśli nie jest konserwowany, po jakimś czasie nadaje się tylko na złom. Opuszczony budynek staje się ruiną. A co ze wszechświatem? Do niego również odnosi się ta sama zasada. Można by więc sądzić, że porządek istniejący we wszechświecie powinien się przerodzić w całkowity chaos. Jednakże wszechświatowi daleko do chaosu, na co zwrócił uwagę profesor matematyki, Roger Penrose, analizując stan nieuporządkowania (czyli entropię) wszechświata dostępnego obserwacji. Wypływa z tego logiczny wniosek, że w chwili początkowej wszechświat był uporządkowany i w dalszym ciągu panuje w nim bardzo duży porządek. Jak zauważył astrofizyk Alan Lightman, naukowcy „uznają za rzecz niepojętą, iż wszechświat został stworzony w tak bardzo uporządkowany sposób”. Następnie dodał, że „zadowalająca teoria kosmologiczna powinna ostatecznie rozwiązać ten problem z entropią” — to znaczy wyjaśnić, dlaczego we wszechświecie nie zapanował chaos. W gruncie rzeczy nasze istnienie pozostaje w sprzeczności z tą uznawaną zasadą. Dzięki czemu więc żyjemy na Ziemi? Jak już wspomnieliśmy, jest to podstawowe pytanie, toteż powinno nam zależeć na znalezieniu właściwej odpowiedzi. Sir Fred Hoyle wyjaśnia: „Kwestia stwarzania nie istniałaby tylko wtedy, gdyby wszelka materia we Wszechświecie była nieskończenie stara, ale taką być nie może. (…) Wodór stale przekształca się w hel i inne pierwiastki (…) Dlaczego więc Wszechświat składa się niemal wyłącznie z wodoru? Gdyby materia była nieskończenie stara, byłoby to zupełnie niemożliwe. Skoro więc Wszechświat jest taki, jakim go widzimy, kwestii stwarzania po prostu nie da się pominąć” (The Naturę of the Universe). „Cegiełki wszechświata” Tak w pewnej encyklopedii nazwano pierwiastki chemiczne. Wśród pierwiastków spotykanych na Ziemi istnieje ogromna różnorodność: jedne występują rzadko, inne bardzo często. Niektóre, takie jak złoto, mogą przyciągać wzrok. Inne, na przykład azot i tlen, to niewidoczne dla nas gazy. Każdy pierwiastek składa się z określonych atomów. Ich budowa oraz podobieństwa między nimi świadczą o ekonomicznych rozwiązaniach i zdumiewającym porządku, dającym się ukazać za pomocą tabeli. Około 300 lat temu znano tylko 12 pierwiastków: antymon, arsen, bizmut, cynę, miedź, ołów, rtęć, siarkę, srebro, węgiel, złoto i żelazo. Kiedy odkryto ich więcej, uczeni dostrzegli wśród nich wyraźne przejawy porządku. Ponieważ w tym porządku występowały pewne luki, tacy uczeni, jak Mendelejew, Ramsay, Moseley i Bohr, przewidzieli istnienie nie znanych pierwiastków oraz ich właściwości. Pierwiastki takie zostały później odkryte. Dzięki czemu ci uczeni zdołali przewidzieć istnienie form materii, których jeszcze nie znano? Otóż pierwiastki można uszeregować w kolejności, wynikającej z budowy ich atomów. Jest to niepodważalny fakt. Dzięki temu w podręcznikach szkolnych można znaleźć układ okresowy pierwiastków, czyli tablicę, w której wodór, hel i pozostałe pierwiastki są umieszczone w poziomych szeregach i pionowych kolumnach. W dziele McGraw-Hill Encyclopedia of Science & Technology zauważono: „Mało która systematyzacja w dziejach nauki może konkurować z koncepcją okresowości, jeśli chodzi o zakres uwidocznionego dzięki niej uporządkowania fizycznego świata. (…) Bez względu na to, jakie jeszcze pierwiastki zostaną w przyszłości odkryte, na pewno znajdą one swe miejsce w układzie okresowym — będą pasować do istniejącego w nim porządku i mieć właściwości charakterystyczne dla odpowiedniej grupy”. Kiedy pierwiastki ułoży się w szeregach i kolumnach układu okresowego, pierwiastki z tej samej kolumny wykazują zadziwiające podobieństwo. Na przykład w ostatniej kolumnie znajdują się hel (nr 2) , neon (nr 10) , argon (nr 18) , krypton (nr 36) , ksenon (nr 54) i radon (nr 86). Są to gazy, które pod wpływem wyładowania elektrycznego jasno świecą i dlatego są wykorzystywane w lampach jarzeniowych. Poza tym w przeciwieństwie do innych gazów bardzo trudno wchodzą w reakcje z różnymi pierwiastkami. W całym wszechświecie — aż do atomów i cząstek elementarnych — rzeczywiście ujawnia się zadziwiający porządek i harmonia. Czemu zawdzięczamy to uporządkowanie oraz różnorodność wśród tych „cegiełek wszechświata”? Czy porządek i harmonia w układzie okresowym pierwiastków to czysty przypadek, czy efekt inteligentnego zaprojektowania? Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 3 Skąd się wzięło życie? Ile przypadku jest w tym przypadku? „Wszystko to — od bulionu pierwotnego do człowieka — sprawił przypadek i tylko przypadek” — oświadczył laureat Nagrody Nobla, Christian de Duve, wypowiadając się na temat pochodzenia życia. Czy jednak przypadek może służyć jako racjonalne wyjaśnienie przyczyny pojawienia się życia? Co to jest przypadek? Niektórzy, mówiąc o nim, mają na myśli zdarzenie losowe, do którego można zastosować rachunek prawdopodobieństwa, jak to się dzieje przy rzucie monetą. Jednakże w dyskusji o pochodzeniu życia wielu naukowców posługuje się tym słowem w innym znaczeniu. Używają oni nieprecyzyjnego wyrazu „przypadek”, by nie określać dokładnie przyczyny, zwłaszcza gdy jej nie znają. „Jeżeli personifikuje się ‘przypadek’, mówiąc o nim jak o sile sprawczej, (…) to w sposób nieusprawiedliwiony zamienia się pogląd naukowy w koncepcję na poły religijną, mitologiczną” — zauważył biofizyk Donald M.MacKay. W podobnym duchu wypowiedział się Robert C.Sproul: „Ponieważ nieznaną przyczynę już od dawna nazywa się ‘przypadkiem’, ludzie zaczynają zapominać, że właśnie taki sens nadano temu słowu. (…) Dla wielu osób założenie: ‘przypadek to nieznana przyczyna’, zamieniło się w przeświadczenie, że ‘przypadek jest przyczyną’”. Takim rozumowaniem, utożsamiającym przypadek z przyczyną posłużył się między innymi laureat Nagrody Nobla, Jacques L.Monod. Napisał on: „Czysty przypadek, jedynie przypadek, całkowita, lecz ślepa wolność [znajduje się] u samego korzenia wspaniałej budowli ewolucji. (…) Człowiek nareszcie wie, że jest sam w obojętnym ogromie Wszechświata, z którego wyłonił się na skutek przypadku” (tłumaczył Jędrzej Bukowski). Zauważmy: „NA SKUTEK przypadku”. Monod czyni to samo, co wielu innych — przypisuje przypadkowi rolę czynnika stwórczego. Twierdzi, że to przypadek doprowadził do pojawienia się życia na Ziemi. Według słowników „przypadek” to „zdarzenie, zjawisko, których się nie da przewidzieć na podstawie znanych praw naukowych i doświadczenia”. Jeżeli więc ktoś oznajmia, że życie powstało przez przypadek, to jego zdaniem istnieje ono dzięki jakiemuś nieznanemu czynnikowi sprawczemu. Czy wobec tego niektórzy nie mają w istocie na myśli „Przypadku” pisanego dużą literą — inaczej mówiąc Stwórcy? Klasyczny, ale kwestionowany Na dowód, że w przeszłości życie mogło powstać samorzutnie, często przytaczany jest eksperyment, który Stanley Miller przeprowadził w roku 1953. Jednakże ma on jakąś wartość wyłącznie przy założeniu, że pierwotna atmosfera Ziemi miała właściwości redukujące, co w szczególności oznacza, iż zawierała tylko śladowe ilości wolnego tlenu (nie związanego z innymi pierwiastkami). Dlaczego jest to istotne? W książce The Mystery of Life's Origin: Reassessing Current Theories (Tajemnica pochodzenia życia — rewizja współczesnych teorii) wyjaśniono, że gdyby w atmosferze znajdowało się dużo wolnego tlenu, ‘żaden aminokwas nie mógłby nawet powstać, a gdyby w jakiś sposób się pojawił, szybko uległby rozkładowi’.[*] Jak dalece uzasadnione były założenia Millera dotyczące pierwotnej atmosfery? W znanej pracy, opublikowanej dwa lata po owym eksperymencie, Miller napisał: „Są to rzecz jasna przypuszczenia, gdyż nie wiemy, czy po uformowaniu się Ziemi istniała na niej atmosfera redukująca. (…) Żadnych bezpośrednich dowodów na razie nie znaleziono” (Journal of the American Chemical Society, 12 maja 1955 roku). Czy kiedykolwiek je znaleziono? Około 25 lat później popularyzator nauki Robert C.Cowen zauważył: „Naukowcy są zmuszeni na nowo przemyśleć niektóre ze swych założeń. (…) Prawie żadne dowody nie przemawiają za atmosferą bogatą w wodór, silnie redukującą, są natomiast pewne dowody świadczące przeciwko takiej hipotezie” (Technology Review, kwiecień 1981 roku). A może coś znaleziono jeszcze później? W artykule opublikowanym w Świecie Nauki w roku 1991 John Horgan napisał: „W ostatnim dziesięcioleciu narosły wątpliwości co do założeń Ureya i Millera, dotyczących składu atmosfery. Eksperymenty laboratoryjne oraz rekonstrukcje komputerowe atmosfery (…) sugerują, że promieniowanie ultrafioletowe ze Słońca, obecnie zablokowane przez ozon w atmosferze, zniszczyłoby cząsteczki związków bogatych w wodór (…) Atmosfera tego typu [złożona z dwutlenku węgla i azotu] nie sprzyjałaby więc syntezie aminokwasów i innych prekursorów życia”. Dlaczego w takim razie wielu dalej utrzymuje, że dawna atmosfera Ziemi miała własności redukujące, że nie było w niej większych ilości tlenu? W książce Molecular Evolution and the Origin of Life (Ewolucja molekularna i podstawy życia) Sidney W.Fox i Klaus Dose udzielają takiej odpowiedzi: Atmosfera musiała być pozbawiona tlenu między innymi dlatego, że „eksperymenty laboratoryjne wskazują, iż ewolucja chemiczna (…) zostałaby niemal całkowicie zablokowana przez tlen”, oraz dlatego, że takie związki, jak aminokwasy, „w obecności tlenu nie zdołałyby przetrwać okresów geologicznych”. Czyż nie jest to bardzo pokrętne rozumowanie? Twierdzi się, że pierwotna atmosfera posiadała właściwości redukujące, gdyż w przeciwnym razie nie doszłoby do samoistnego powstania życia. Ale w istocie nie ma żadnej pewności, iż miała właśnie taki skład. Warto zwrócić uwagę na coś jeszcze: Jeżeli mieszanina gazów wyobrażała atmosferę, iskra elektryczna zastępowała pioruny, a gotująca się woda była odpowiednikiem morza, to kogo lub co zastępował naukowiec, który ten eksperyment przygotował i przeprowadził? [*] Tlen jest bardzo aktywny chemicznie. Na przykład łączy się z żelazem, tworząc rdzę, i z wodorem, dając w efekcie wodę. Gdyby podczas powstawania aminokwasów w atmosferze była znaczna ilość wolnego tlenu, szybko wchodziłby z nimi w reakcje i niszczył powstające cząsteczki organiczne. Prawoskrętne i lewoskrętne Jak wiadomo, rękawiczka może być prawa albo lewa. Podobnie rzecz się ma z aminokwasami. Spośród okoto 100 znanych aminokwasów, tylko 20 wchodzi w skład cząsteczek białka i wszystkie są „lewe”, a mówiąc ściśle: lewoskrętne. Kiedy naukowcy wytwarzają imitację domniemanego prebiotycznego bulionu w laboratoriach, wśród powstałych aminokwasów znajduje się tyle samo prawoskrętnych, co lewoskrętnych. „Taki rozkład 50 na 50 (…) nie przypomina tego, co spotykamy w organizmach żywych, w których mamy tylko aminokwasy lewoskrętne” — donosi gazeta The New York Times. Pytanie, dlaczego żywe organizmy są zbudowane tylko z aminokwasów lewoskrętnych, stanowi „wielką zagadkę”. Nawet wśród aminokwasów znajdowanych w meteorytach „widać nadwyżkę form lewoskrętnych”. Doktor Jeffrey L.Bada, zajmujący się problemami związanymi z pochodzeniem życia, jest zdania, iż „do tego, że biologiczne aminokwasy są lewoskrętne, mógł się w pewnym stopniu przyczynić jakiś czynnik pozaziemski”. „Celowe, rozumne działanie” Brytyjski astronom, sir Fred Hoyle, poświęcił dziesiątki lat na badanie wszechświata i znajdującego się w nim życia, a nawet bronił poglądu, że życie dotarło na Ziemię z przestrzeni kosmicznej. W trakcie wykładu, wygłoszonego w Kalifornijskim Instytucie Techniki, poruszył sprawę porządku aminokwasów w białkach. „Wielkim problemem biologii”, powiedział Hoyle, „nie jest sam oczywisty fakt, że białko to łańcuch aminokwasów połączonych ze sobą w określony sposób, lecz raczej okoliczność, że ich kolejność nadaje temu łańcuchowi szczególne właściwości (…) Gdyby aminokwasy zostały połączone przypadkowo, rezultatem byłaby ogromna liczba kombinacji nieprzydatnych żywej komórce. Kiedy się rozważy, że typowy enzym jest łańcuchem złożonym z jakichś 200 ogniw i że dla każdego ogniwa istnieje 20 możliwości, to łatwo zauważyć, iż liczba bezużytecznych kombinacji jest kolosalna, większa od liczby atomów we wszystkich galaktykach dostrzegalnych przez największe teleskopy. Tak wygląda sytuacja w wypadku jednego enzymu, a przecież jest ich przeszło 2000 i służą na ogół bardzo różnym celom. Jakim więc sposobem wszystkie one zaistniały?” Hoyle dodał też: „Zamiast akceptować znikomo małe prawdopodobieństwo pojawienia się życia za sprawą ślepych sił natury, lepiej jest chyba założyć, że powstało ono w wyniku celowego, rozumnego działania”. NASZA Ziemia tętni życiem. Od zasypanej śniegiem Arktyki po amazoński las deszczowy, od pustynnej Sahary po mokradła Everglades, od mrocznego dna oceanu po skąpane w słońcu szczyty górskie — wszędzie roi się od żywych istot. I nieodmiennie wprawiają nas one w zdumienie. Bogactwo ich form i rozmiarów oraz ich mnogość wprost oszałamia. Na naszej planecie bzyczy i mrowi się milion gatunków owadów. W wodach pływa 20 tys. gatunków ryb — tak małych jak ziarnko ryżu i tak długich jak samochód ciężarowy. Ziemię przyozdabia co najmniej 350 tys. gatunków roślin — niektóre są dość osobliwe, a większość jest po prostu wspaniała. A pod niebem fruwa ponad 9000 gatunków ptaków. Wszystkie te stworzenia, łącznie z człowiekiem, tworzą harmonijną całość, symfonię zwaną życiem. Ale jeszcze bardziej niż ta cudowna różnorodność zadziwia głęboko sięgająca jedność świata istot żywych. Jak wyjaśniają biochemicy, którzy badają procesy życiowe od samych podstaw, życie wszystkich ziemskich stworzeń — czy to ameby, czy człowieka — zależy od fascynującego współdziałania kwasów nukleinowych (DNA i RNA) z białkami. Skomplikowane procesy z udziałem tych cząsteczek zachodzą dosłownie w każdej komórce naszego ciała, podobnie jak w komórkach kolibrów, lwów i wielorybów. Ten sam mechanizm współtworzy całą przepiękną mozaikę żywych istot. Ale w jaki sposób on powstał? I w ogóle skąd się wzięło życie? Z pewnością zgodzisz się z tym, że kiedyś życie na Ziemi nie istniało. Uznaje to zarówno nauka, jak i większość religii. Niemniej jesteś zapewne świadom, iż te dwa źródła — nauka i religia — w odmienny sposób wyjaśniają, jak ono się tu pojawiło. Miliony ludzi o najróżniejszym poziomie wykształcenia wierzy, że życie na Ziemi to dzieło inteligentnego Stwórcy, pierwszego Projektanta. Z drugiej strony wielu naukowców twierdzi, iż przez zwykły przypadek wyłoniło się z materii nieożywionej w wyniku stopniowych przemian chemicznych. Kto ma rację? Nie powinniśmy sądzić, że sprawa ta ma niewielki związek z nami i z naszym pragnieniem nadania głębszego sensu swemu życiu. Jak już zauważyliśmy, jedno z podstawowych pytań, na które ludzie poszukują odpowiedzi, brzmi: Skąd się tu wzięliśmy? Na ogół w wykładach naukowych mówi się głównie o przystosowywaniu się organizmów do środowiska, zwiększającym ich szansę przeżycia, a znacznie mniej o kluczowej kwestii, jaką jest samo pochodzenie życia. Być może spostrzegłeś, że próby jej wyjaśnienia zazwyczaj sprowadzają się do ogólnikowych zapewnień w rodzaju: ‘Przez miliony lat cząsteczki chemiczne reagowały ze sobą, aż jakimś sposobem pojawiło się życie’. Czy jednak naprawdę brzmi to przekonująco? Zgodnie z tym tokiem rozumowania, pod wpływem energii pochodzącej ze Słońca, z piorunów lub wulkanów jakaś nieożywiona materia przemieszczała się, tworzyła coraz bardziej zorganizowane formy i w końcu zaczęła żyć, a wszystko to bez żadnej ukierunkowanej pomocy z zewnątrz. Jakiż ogromny skok — od materii nieożywionej do żywego organizmu! Czy coś takiego mogło się wydarzyć? W średniowieczu koncepcja taka nie wywołałaby zapewne żadnych obiekcji, gdyż powszechnie wierzono w samorództwo, czyli w samoistne powstawanie istot żywych z materii nieożywionej. Jednakże w XVII wieku włoski lekarz, Francesco Redi, udowodnił, że larwy na zepsutym mięsie pojawiają się tylko wtedy, gdy muchy złożyły na nim jajka, nie rozwijają się zaś na takim, do którego muchy nie mają dostępu. A zatem zwierzęta wielkości muchy nie mogą się wyłonić samorzutnie, ale co z drobnoustrojami, które pojawiają się nawet na przykrytym mięsie? Chociaż późniejsze doświadczenia wskazywały, że owe drobnoustroje nie powstają w wyniku samorództwa, kwestia ta dalej budziła kontrowersje. I wówczas zajął się nią Ludwik Pasteur. Wiele osób wie o badaniach Pasteura dotyczących fermentacji i chorób zakaźnych. Ale przeprowadził on także doświadczenia mające rozstrzygnąć, czy drobnoustroje mogą powstać samorzutnie. Wykazał — o czym być może czytałeś — że nawet mikroskopijne bakterie nie pojawiają się w wodzie, którą wyjałowiono i zabezpieczono przed skażeniem. W roku 1864 ogłosił: „Ten prosty eksperyment zadał teorii samorództwa śmiertelny cios, po którym już nigdy się nie odrodzi”. Twierdzenie to dalej jest zgodne z prawdą. Nigdy w żadnym doświadczeniu nie udało się stworzyć życia z materii nieożywionej. Wielu uczonych przyznaje obecnie, że skomplikowane cząsteczki niezbędne dla życia nie mogły powstać samorzutnie w prebiotycznym bulionie Skąd się zatem wzięło życie na Ziemi? Za pierwsze współczesne próby udzielenia odpowiedzi na to pytanie można uznać prace rosyjskiego biochemika, Aleksandra I.Oparina, pochodzące z lat dwudziestych XX stulecia. On, a później jeszcze inni naukowcy zaproponowali coś w rodzaju scenariusza dramatu w trzech aktach, w którym ukazali, co ich zdaniem rozegrało się na planecie Ziemi. W pierwszym akcie widzimy pierwiastki obecne na Ziemi, czyli surowce, które przekształcają się w różne cząsteczki chemiczne. W kolejnym dochodzi do powstania większych cząsteczek. A w ostatnim następuję przeskok do pierwszej żywej komórki. Ale czy naprawdę tak się działo? Punktem wyjścia w tym scenariuszu jest teza, iż pierwotna atmosfera ziemska znacznie różniła się od dzisiejszej. Według pewnej teorii, była ona niemal całkowicie pozbawiona wolnego tlenu, natomiast miały w niej występować pierwiastki: azot, wodór i węgiel w postaci związków: amoniaku i metanu. Jak się przyjmuje, atmosferę złożoną z tych gazów oraz pary wodnej smagały wyładowania elektryczne i promieniowanie ultrafioletowe, w wyniku czego powstawały cukry i aminokwasy. Pamiętajmy jednak, że jest to tylko teoria. Zgodnie z tym teoretycznym scenariuszem, cząsteczki owe dostawały się do oceanów i innych zbiorników wodnych. Stężenie cukrów, aminokwasów i innych składników stopniowo w nich rosło, aż powstał „prebiotyczny bulion”, w którym na przykład aminokwasy zaczęły się łączyć w białka. Według rozwiniętej wersji tego hipotetycznego scenariusza, inne związki, zwane nukleotydami, tworząc łańcuchy, przekształcały się w kwasy nukleinowe, takie jak DNA. Wszystko to miało przygotować grunt do finałowego aktu w tym molekularnym dramacie. Ten ostatni akt, nie potwierdzony żadnymi dowodami, można by nazwać historią miłosną. Cząsteczki białka i DNA przypadkiem spotkały się ze sobą, rozpoznały i wzięły w objęcia. Następnie, tuż przed opadnięciem kurtyny, narodziła się pierwsza żywa komórka. Po zapoznaniu się z tym dramatem być może nasunęły ci się pytania: Czy to prawda, czy fikcja? Czy życie na Ziemi mogło się rozwinąć w taki sposób? Stworzenie życia w laboratorium? Na początku lat pięćdziesiątych naukowcy postanowili zbadać teorię Aleksandra Oparina w sposób doświadczalny. Co prawda znali udowodniony fakt, iż życie może pochodzić jedynie z życia, niemniej snuli przypuszczenia, że jeśli w przeszłości warunki były inne niż obecnie, to mogło się ono powoli rozwinąć z materii nieożywionej. Czy potrafili to wykazać? Naukowiec Stanley L.Miller, pracujący w laboratorium Harolda Ureya, umieścił w szczelnej szklanej aparaturze wodór, amoniak, metan i parę wodną (sądząc, że właśnie z nich składała się pierwotna atmosfera) oraz wrzącą wodę (wyobrażającą ocean) i poddał tę mieszaninę gazów wyładowaniom elektrycznym (imitującym pioruny). W ciągu tygodnia w wodzie pojawiły się drobiny czerwonawej mazi, która jak stwierdził Miller po wykonaniu analiz, zawierała dużo aminokwasów — elementów składowych białek. Bardzo możliwe, iż słyszałeś o tym eksperymencie, gdyż przez lata powoływano się na niego w książkach naukowych i podręcznikach szkolnych, jak gdyby tłumaczył pochodzenie życia na Ziemi. Ale czy naprawdę tłumaczył? W gruncie rzeczy wartość eksperymentu Millera jest obecnie podawana w wątpliwość (patrz temat w ramce obok: „Klasyczny, ale kwestionowany”). Niemniej, po tym iluzorycznym sukcesie przeprowadzono inne eksperymenty, w których otrzymano też związki wchodzące w skład kwasów nukleinowych (DNA i RNA). Naukowcy zajmujący się pochodzeniem życia (czyli tak zwaną biogenezą) byli pełni optymizmu, gdyż na pozór powtórzyli pierwszy akt molekularnego dramatu. I mogło się wydawać, że odtworzą w laboratorium również dwa pozostałe akty. Pewien profesor chemii oznajmił: „Wyjaśnienie pochodzenia najprostszych żywych organizmów za pomocą mechanizmów ewolucyjnych jest już w zasięgu ręki”. A jeden z popularyzatorów nauki zauważył: „Wielu oczekiwało, że naukowcy, tacy jak dr Frankenstein, stworzony przez Mary Shelley, wkrótce w swoich laboratoriach wyczarują żyjące istoty, demonstrując tym samym szczegółowo przebieg Powstania [życia]”. Powszechnie sądzono, że tajemnica samorzutnego pochodzenia życia została odkryta (patrz temat w ramce obok: „Prawoskrętne i lewoskrętne”). „[Najmniejsza bakteria] o wiele bardziej przypomina ludzi niż mieszaninę związków chemicznych, otrzymaną przez Stanleya Millera, gdyż ma już owe właściwości [biochemicznego] systemu. Toteż mniejsza odległość dzieli bakterię od człowieka niż ową mieszaninę aminokwasów od bakterii” (profesor biologii Lynn Margulis). Optymizm zanika, problem pozostaje Jednakże w następnych latach ów optymizm przygasł. Minęły dziesięciolecia, a tajemnica życia pozostała niezgłębiona. Około 40 lat po tamtym eksperymencie profesor Miller powiedział na łamach Świata Nauki (będącego tłumaczeniem czasopisma Scientific American) : „Problem powstania życia okazał się znacznie trudniejszy niż ja oraz większość innych ludzi przewidywaliśmy”. U innych uczonych też nastąpiła taka zmiana w nastrojach. Na przykład profesor biologii Dean H.Kenyon był współautorem książki Biochemical Predestination (Biochemiczne przeznaczenie), wydanej w roku 1969. Później jednak doszedł do wniosku, że jest to „z gruntu nie do uwierzenia, by materia i energia bez żadnej pomocy zorganizowały się w żywe układy”. Nawet pobieżny wgląd w złożony świat i zawiłe funkcje każdej komórki naszego ciała nasuwa pytanie: Jak to wszystko powstało? Badania laboratoryjne potwierdzają ocenę wyrażoną przez profesora Kenyona, iż „wszystkie obecne teorie, dotyczące chemicznego pochodzenia życia, mają pewną zasadniczą wadę”. Kiedy Miller oraz inni otrzymali aminokwasy, naukowcy podjęli próby uzyskania białek i DNA, które są konieczne do życia na Ziemi. Wykonano tysiące eksperymentów w tak zwanych warunkach prebiotycznych i co się okazało? W książce The Mystery of Life's Origin: Reassessing Current Theories zauważono: „Istnieje zdumiewający kontrast pomiędzy znacznym sukcesem odniesionym podczas syntezy aminokwasów a ciągle nieudanymi próbami zsyntetyzowania białek i DNA”. Próby te nazwano „całkowitą porażką”. A przecież w celu rozwikłania owej tajemnicy nie wystarczy uporać się z pytaniem, jak powstały pierwsze białka i kwasy nukleinowe (DNA lub RNA). Należałoby też odpowiedzieć, jak te substancje zaczęły ze sobą współdziałać. „Dopiero współpraca tych dwóch rodzajów cząsteczek umożliwia istnienie życia na Ziemi” — oznajmiono w The New Encyclopædia Britannica. Tymczasem w dziele tym zaznaczono, że pytanie, jak ta współpraca została nawiązana, dalej jest „kluczowym i nierozwikłanym problemem biogenezy”. Bardzo trafne spostrzeżenie. W dodatku [A] na końcu tej strony, zatytułowanym „Życiodajna współpraca” podano najważniejsze informacje, dotyczące fascynującego współdziałania w naszych komórkach białek i kwasów nukleinowych. Już taki pobieżny wgląd w wewnętrzny świat komórek naszego ciała wzbudza podziw dla pracy badających je naukowców. Odsłaniają oni tajniki niesamowicie złożonych procesów, o których raczej się nie myśli, a które odgrywają kluczową rolę w każdej chwili naszego życia. Ale jednocześnie ta oszałamiająca złożoność i nieodzowna precyzja znów nasuwa pytanie: Skąd się to wszystko wzięło? Może ci wiadomo, że naukowcy zajmujący się biogenezą nieprzerwanie próbują stworzyć możliwy do przyjęcia scenariusz, który by opisywał pojawienie się życia. Jednakże ich nowe propozycje nie okazały się przekonujące (patrz dodatek [B] na dole strony, zatytułowany: „Ze świata RNA lub z innego świata?”. Na przykład Klaus Dose z Instytutu Biochemii w Moguncji zauważył: „Obecnie wszelkie dyskusje o głównych teoriach i eksperymentach w tej dziedzinie albo utykają w martwym punkcie, albo kończą się przyznaniem do niewiedzy”. Żadnego rozwiązania nie znaleziono nawet na Międzynarodowej Konferencji w sprawie Pochodzenia Życia. Jak podano w czasopiśmie Science, prawie 300 zgromadzonych tam naukowców „borykało się z łamigłówką, jak po raz pierwszy pojawiły się (…) cząsteczki [DNA i RNA] i jak przebiegała ich ewolucja aż do samoreplikujących się komórek”. Aby zgłębić lub tylko zacząć badać to, co się dzieje w naszych komórkach na poziomie molekularnym, potrzeba inteligencji i gruntownego wykształcenia. Czy zatem rozsądny jest pogląd, że te skomplikowane procesy zaszły po raz pierwszy w „prebiotycznym bulionie” samorzutnie, spontanicznie, przez przypadek? A może wchodził tu w grę jakiś inny czynnik? „W eksperymentach tych (…) abiotyczną syntezą nazywa się to, co w rzeczywistości zostało wytworzone i zaprojektowane przez bardzo inteligentnego i zdecydowanie biotycznego człowieka, usiłującego poprzeć poglądy, do których jest ogromnie przywiązany” (Origin and Development of Living Systems). W czym tkwi problem? Obecnie uczeni mają już za sobą niemal pół wieku stawiania najróżniejszych hipotez i tysiące prób udowodnienia, że życie pojawiło się samoistnie. Kiedy się temu wszystkiemu przyjrzeć, trudno nie przyznać racji laureatowi Nagrody Nobla, Francisowi Crickowi. Mówiąc o teoriach dotyczących pochodzenia życia, zauważył on, iż „za dużo spekulacji opiera się na za małej liczbie faktów”. Nic więc dziwnego, że po zbadaniu faktów niektórzy uczeni doszli do wniosku, iż żywy organizm jest zdecydowanie zbyt skomplikowany, by mógł się wyłonić nawet w dobrze zorganizowanym laboratorium, a cóż dopiero w nieuporządkowanym środowisku. Skoro mimo rozwoju nauki nie udało się udowodnić, że życie może powstać samoistnie, to dlaczego niektórzy naukowcy w dalszym ciągu popierają takie teorie? Kilkadziesiąt lat temu profesor J.D.Bernal rzucił na tę sprawę sporo światła w książce The Origin of Life (Pochodzenie życia): „Gdyby do tego zagadnienia [samoistnego powstania życia] ściśle zastosować reguły metody naukowej, w kilku miejscach tej historii można byłoby w gruncie rzeczy wykazać, jak życie powstać nie mogło — nieprawdopodobieństwo było zbyt wielkie, szansę pojawienia się życia zbyt nikłe”. Następnie dodał: „To niestety prawda, ale przecież życie na Ziemi istnieje w całym swym bogactwie form i przejawów aktywności, toteż trzeba nagiąć argumentację, by poprzeć jego istnienie”. Dzisiaj sytuacja wcale nie wygląda lepiej. Zauważmy, jaka myśl kryje się w tych słowach. Równie dobrze można by ją wyrazić tak: ‘Z naukowego punktu widzenia poprawna jest teza, że życie nie mogło się pojawić samo z siebie. Ale samoistne powstanie życia jest jedyną możliwością, którą bierzemy pod uwagę. Musimy więc tak nagiąć argumentację, by poprzeć tę hipotezę’. Czy takie rozumowanie cię zadowala? Czy nie wymaga zbyt częstego ‘naginania’ faktów? Jednakże są też światli, szanowani uczeni, którzy nie widzą potrzeby naginania faktów, by pasowały do obowiązujących poglądów na pochodzenie życia. Pozwalają raczej, by fakty doprowadziły ich do rozsądnego wniosku. Jakie fakty i do jakiego wniosku prowadzą? Informacja i inteligencja W wywiadzie utrwalonym w pewnym filmie dokumentalnym profesor Maciej Giertych, znany genetyk z Instytutu Dendrologii Polskiej Akademii Nauk, udzielił takiej odpowiedzi: „Zrozumieliśmy, jaki ogrom informacji mieści się w genach. Nauka nie zna sposobu powstawania tej informacji samorzutnie. To wymaga inteligencji. Taka informacja nie mogła powstać przypadkowo. Przez wymieszanie liter nie otrzyma się poezji”. Następnie dodał: „Na przykład bardzo skomplikowany system syntezy DNA, RNA i białek w komórce musiał być idealny od samego początku. Inaczej żywy układ nie mógłby istnieć. Jedynym logicznym wyjaśnieniem jest to, że ten ogrom informacji stanowi dzieło rozumu”. Im więcej dowiadujemy się o cudowności życia, tym silniej nasuwa się wniosek: Życie musi pochodzić ze źródła obdarzonego inteligencją. Z jakiego źródła? Jak już wspomnieliśmy, miliony wykształconych osób uważa, że życie na Ziemi zostało zaprojektowane i stworzone przez jakąś wyższą inteligencję. Po uczciwym zbadaniu sprawy uznali, iż nawet w obecnym wieku nauki, rozsądek nakazuje przyznać rację biblijnemu poecie, który niegdyś powiedział o Bogu: „U ciebie jest źródło życia” (Psalm 36:9). Bez względu na to, czy ty również doszedłeś już do takiego stanowczego wniosku, zechciej się teraz przyjrzeć razem z nami czemuś niezwykłemu, co dotyczy ciebie osobiście. Są to bardzo ciekawe informacje, które mogą rzucić sporo światła na omawianą kwestię, mającą dla nas żywotne znaczenie. Profesor Michael J.Behe oświadczył: „Kto nie uważa za konieczne szukać wyjaśnienia jedynie wśród nierozumnych czynników sprawczych, łatwo dojdzie do wniosku, że wiele systemów biochemicznych zostało zaprojektowanych — zaprojektowanych nie przez prawa natury, nie przez przypadek i konieczność, lecz zaplanowanych. (…) Życie na ziemi na swym najbardziej podstawowym poziomie, wszystkie jego najważniejsze elementy, to wynik rozumnej działalności”. Życiodajna współpraca Życie na Ziemi nie mogłoby istnieć, gdyby wewnątrz komórek nie współdziałały ze sobą białka i kwasy nukleinowe (DNA i RNA). Przeanalizujmy niektóre szczegóły tej fascynującej molekularnej współpracy, gdyż właśnie z ich powodu wielu osobom trudno jest uwierzyć, że żywe komórki pojawiły się przez przypadek. Zaglądając w głąb ludzkiego ciała aż do wnętrza mikroskopijnych komórek, stwierdzamy, iż jesteśmy zbudowani przede wszystkim z cząsteczek białka. Większość z nich ma postać jakby wstążek, złożonych z aminokwasów i poskręcanych w najróżniejsze struktury przestrzenne. Mogą na przykład mieć kształt kulisty lub przypominać harmonijkę. Niektóre białka razem ze związkami tłuszczopodobnymi tworzą błony komórkowe. Inne pomagają rozprowadzać tlen z płuc po całym organizmie. Jeszcze inne to enzymy (katalizatory) , które trawią nasze pożywienie, rozkładając zawarte w nim białka na aminokwasy. Wymieniliśmy zaledwie kilka spośród tysięcy zadań wykonywanych przez białka. Można o nich powiedzieć, że są wykwalifikowanymi pracownikami w służbie życia — bez nich w ogóle nie byłoby żywych organizmów. Z kolei białka nie istniałyby bez pomocy DNA. Co to jest DNA i jak wygląda? Jaka współzależność zachodzi między nim a białkami? Znakomici uczeni, którzy znaleźli odpowiedzi na te pytania, zostali uhonorowani Nagrodą Nobla. Niemniej podstawowe fakty można zrozumieć bez gruntownej znajomości biologii. Wzorzec życia Ponieważ komórki w dużej mierze zbudowane są z białek, więc ciągle potrzebują nowych cząsteczek białka, by zastępować nimi zużyte, katalizować reakcje chemiczne i tworzyć nowe komórki. Produkcja tych cząsteczek przebiega według instrukcji zawartych w DNA (kwasie deoksyrybonukleinowym). Przyjrzyjmy się mu bliżej, by lepiej zrozumieć, jak powstają białka. Cząsteczki DNA znajdują się w jądrach komórkowych. Ich zadaniem jest nie tylko udostępnianie instrukcji niezbędnych do produkcji białek, ale też przechowywanie informacji genetycznych, przekazywanych następnym pokoleniom komórek. Swym kształtem przypominają skręconą drabinę sznurową (jest to tak zwana podwójna helisa). Każdy z dwóch „sznurów” składa się z ogromnej liczby elementów zwanych nukleotydami, których są cztery rodzaje: adenina (A), guanina (G), cytozyna (C) i tymina (T). Litery tego „alfabetu DNA” łączą się parami — A z T, G z C — tworząc „szczeble” owej helikalnie skręconej drabiny. W sumie mieści ona tysiące genów, czyli jednostek dziedziczności. Pojedynczy gen zawiera informacje potrzebne do syntezy białka. O tym, jakie ono ma być, decyduje sekwencja liter (nukleotydów) w genie, stanowiąca zakodowaną instrukcję, swego rodzaju plan budowy. A zatem DNA, dzięki wszystkim swym podjednostkom, kryje w sobie wzorzec życia. Bez tych zakodowanych informacji nie istniałyby rozmaite białka, a co za tym idzie nie byłoby żywych organizmów. Współpraca Ponieważ jednak plan budowy białek jest przechowywany w jądrze komórkowym, a powstają one na zewnątrz jądra, potrzebna jest dodatkowa pomoc, by te zakodowane instrukcje dostarczyć na „plac budowy”. Pomoc taką zapewnia RNA (kwas rybonukleinowy) , mający podobną budowę chemiczną jak DNA, a w realizacji całego zadania bierze udział kilka rodzajów tej substancji. Przyjrzyjmy się bliżej tym niezwykle skomplikowanym procesom, podczas których przy współudziale RNA powstają nieodzowne dla nas białka. Operacja rozpoczyna się w jądrze komórkowym, gdzie fragment DNA ulega rozpleceniu — dwa sznury owej drabiny zostają od siebie odsunięte. Dzięki temu odpowiednie litery RNA mogą się przyłączać do odsłoniętych liter DNA, znajdujących się w jednym z tych sznurów, a pewien enzym dołącza je do tworzącego się łańcucha RNA. W ten sposób informacja zawarta w DNA zostaje przepisana na RNA w swoistym dialekcie języka DNA. Tak zbudowany łańcuch oddziela się od cząsteczki DNA, a ona sama ponownie się splata. Po dalszych modyfikacjach powstaje aktywna cząsteczka RNA zawierająca zakodowaną informację. Następnie opuszcza jądro i dociera do miejsca produkcji białek, gdzie owa informacja zostaje odkodowana. Każda trójka liter RNA tworzy „słowo”, któremu odpowiada ściśle określony aminokwas. Inny typ RNA szuka właściwego aminokwasu, chwyta go, korzystając z pomocy enzymu, i transportuje na „plac budowy”. Informacja zakodowana w RNA jest stopniowo odczytywana i „tłumaczona”, dzięki czemu tworzy się coraz dłuższy łańcuch aminokwasów. Łańcuch ten zwija się w niepowtarzalną strukturę i w efekcie powstaje jakiś rodzaj białka. A liczba różnych jego rodzajów w naszym ciele prawdopodobnie przekracza 50 000. Sam proces zwijania się białka także ma wielkie znaczenie. W roku 1996 uczeni z całego świata „wyposażeni w najlepsze programy komputerowe usiłowali rozwiązać jeden z najbardziej złożonych problemów w biologii: jak pojedyncze białko, będące początkowo długim łańcuchem aminokwasów, zwija się w skomplikowaną strukturę, która decyduje o jego funkcji w procesach życiowych. (…) Mówiąc krótko, wynik był taki: komputery przegrały, białka wygrały. (…) Naukowcy oszacowali, że w wypadku średniej wielkości łańcucha, zbudowanego ze 100 aminokwasów, rozwiązanie problemu zwijania się białka przez sprawdzenie każdej możliwości zajęłoby 1027 (miliard miliardów miliardów!) lat” (The New York Times). Powyższy opis powstawania cząsteczki białka, choć bardzo pobieżny, daje pewne wyobrażenie, jak niezwykle skomplikowany jest ten proces. A czy się domyślasz, ile czasu zabiera utworzenie łańcucha 20 aminokwasów? Około jednej sekundy! Procesy te nieustannie przebiegają w komórkach całego naszego ciała, od stóp do głów. Jaki stąd wniosek? Współpraca ta, która umożliwia powstawanie i dalsze istnienie organizmów żywych, a obejmuje jeszcze wiele innych czynników — zbyt wiele, by wszystkie je tu wymienić — budzi nabożne zdumienie. Przy tym termin „współpraca” dość słabo oddaje to precyzyjne współdziałanie, jakie jest nieodzowne, by — na podstawie informacji zawartych w DNA i przy użyciu różnych form wyspecjalizowanych cząsteczek RNA — mogło powstać białko. Nie można też nie wspomnieć o rozmaitych enzymach, z których każdy odgrywa swoistą i bardzo ważną rolę. Kiedy w naszym ciele powstają nowe komórki — a dzieje się to bez udziału naszej świadomości miliardy razy na dzień — potrzebne są im kopie wszystkich trzech rodzajów składników: DNA, RNA i białek. Zrozumiałe więc, dlaczego w czasopiśmie New Scientist napisano: „Jeżeli usunie się dowolną z tych trzech substancji, życie powoli zgaśnie”. Pójdźmy jednak o krok dalej: Bez tych trzech elementów i bez współdziałania między nimi życie nie mogłoby powstać. Czy rozsądne byłoby przypuszczenie, że każdy z tych trzech molekularnych współpracowników pojawił się samoistnie w tym samym czasie i miejscu oraz był tak precyzyjnie dopasowany do pozostałych, iż zaczęły wspólnie tworzyć opisane tu cuda? Jednakże istnieje też inne wyjaśnienie kwestii, jak powstało życie na Ziemi. Wielu doszło do przekonania, że życie to efekt starannej działalności Projektanta, dysponującego inteligencją wyższego rzędu. Ze „świata RNA” lub z innego świata? Ponieważ wyjaśnienie pochodzenia zgranego zespołu DNA-RNA-białka nastręcza trudności, niektórzy naukowcy stworzyli teorię „świata RNA”. Co to takiego? Twierdzą oni, że to nie DNA, RNA i białka dały wspólnie początek życiu, lecz że pierwszą jego iskierkę stanowił sam RNA. Czy taka teoria jest rozsądna? W latach osiemdziesiątych badacze odkryli w swych laboratoriach, iż cząsteczki RNA mogą pełnić funkcję swoich własnych enzymów, przecinając siebie na dwie części i łącząc się z powrotem. Wysunięto więc przypuszczenie, że RNA mógł być pierwszą samopowielającą się cząsteczką. Z czasem, jak głosi hipoteza, cząsteczki RNA nauczyły się budować błonę komórkową i w końcu ten organizm oparty na RNA wytworzył DNA. „Apostołowie świata RNA uważają, że ich teoria powinna być przyjmowana jeśli jeszcze nie jak ewangelia, to przynajmniej jako najbliższa prawdy” — napisał Phil Cohen w czasopiśmie New Scientist. Ale nie wszyscy naukowcy akceptują taki scenariusz. Jak zauważył Cohen, sceptycy „argumentowali, że od wykazania, iż dwie cząsteczki RNA umieszczone w probówce biorą udział w swego rodzaju samookaleczaniu, do udowodnienia, iż mogą one samodzielnie tworzyć komórkę i dać początek życiu na Ziemi, droga jest bardzo daleka”. Nie brak też innych trudności. Biolog Carl Woese twierdzi, że „teoria świata RNA (…) ma bardzo poważną wadę, nie wyjaśnia bowiem, skąd pochodziła energia potrzebna do produkcji pierwszych cząsteczek RNA”. A co więcej, badacze nie znaleźli dotąd cząsteczki RNA, która potrafiłaby stworzyć od zera kopię samej siebie. Nie wiadomo także, gdzie RNA miałby się pojawić po raz pierwszy. Chociaż teoria „świata RNA” trafiła już do wielu podręczników, to jak wyjaśnia naukowiec Gary Olsen, zasadnicza jej część „ma charakter pobożnych życzeń”. Według innej teorii, popieranej przez niektórych uczonych, zarodki życia dostały się na naszą planetę z przestrzeni kosmicznej. Ale teoria ta w gruncie rzeczy nie daje odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób ono powstało. Jak zauważa popularyzator nauki, Boyce Rensberger, hipoteza, iż życie przybyło z kosmosu, „po prostu umieszcza tajemnicę gdzie indziej”. Teoria owa nie wyjaśnia genezy życia. Umiejscawiając jego powstanie w innym układzie planetarnym czy wręcz innej galaktyce, odsuwa jedynie problem na bok, ale go nie rozwiązuje. Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 4 Jesteś niepowtarzalny! Mistrz szachowy kontra komputer Kiedy nowoczesny komputer Deep Blue pokonał najlepszego szachistę na świecie, powstało pytanie: „Czyżby należało wnioskować, że Deep Blue myśli?” „Nie” — rozstrzygnął profesor David Gelernter z Uniwersytetu Yale'a. „Deep Blue to po prostu maszyna. Nie ma więcej rozumu niż doniczka. (…) Zasadniczy wniosek jest taki: ludzie są genialnymi konstruktorami maszyn”. Profesor Gelernter zwrócił uwagę na istotną różnicę: „Mózg to organ, który umie stworzyć własne ja. Umysł powołuje do istnienia całe światy, a komputer tego nie potrafi”. Na koniec profesor oświadczył: „Przepaść między człowiekiem a (…) [komputerem] jest czymś stałym, co nigdy nie zniknie. Maszyny dalej będą nam ułatwiać życie, czynić je zdrowszym, bogatszym i bardziej interesującym. Ludzie zaś będą troszczyć się o to, co zawsze: o siebie samych i o drugich, a wielu będzie obchodził również Bóg. W tych sprawach maszyny nic do tej pory nie zmieniły. I nigdy nie zmienią”. Superkomputer jak ślimak „Pod względem zdolności widzenia, mówienia, poruszania się czy kierowania się zdrowym rozsądkiem, dzisiejsze komputery nie mogą dorównać nawet czteroletniemu dziecku. Jedną z przyczyn jest oczywiście sama moc obliczeniowa. Ocenia się, że najnowocześniejszy superkomputer ma takie możliwości przetwarzania informacji jak układ nerwowy ślimaka, co stanowi maleńką cząstkę mocy, którą dysponuje superkomputer ukryty w [naszej] czaszce” (Steven Pinker, dyrektor Centrum Neurologicznego w Instytucie Techniki Stanu Massachusetts). Od fizyki cząstek elementarnych do mózgu Profesor Paul Davies tak się wypowiedział o zdolności mózgu do uprawiania abstrakcyjnej matematyki: „Matematyka nie jest czymś, czego można dotknąć. Jest wytworem ludzkiego umysłu. Niemniej okazuje się, że najlepsze zastosowanie znajduje na przykład w fizyce cząstek elementarnych i astrofizyce — dziedzinach jakże odległych od codziennego życia”. Co to oznacza? „Według mnie stanowi to dowód, iż nasza świadomość i zdolność zajmowania się matematyką nie są zwykłym przypadkiem, trywialnym szczegółem, nieistotnym skutkiem ubocznym ewolucji” (Are We Alone?) Język a inteligencja Dlaczego ludzie tak znacznie przewyższają inteligencją zwierzęta, na przykład małpy? Kluczową rolę odgrywa tutaj łączenie dźwięków w słowa i tworzenie z nich zdań zgodnie z regułami składni. Neurofizjolog teoretyk dr William H.Calvin wyjaśnia: „Dzikie szympansy używają ponad 30 różnych wokalizacji, przekazując dzięki nim mniej więcej tyle samo różnych znaczeń. Zdarza im się powtórzyć dźwięk dla podkreślenia jego znaczenia, lecz nie łączą trzech dźwięków, by wzbogacić swój słownik nowym wyrazem”. „My, ludzie, także używamy ponad 30 wokalizacji, zwanych fonemami. Wszelako tylko ich połączenia mają wartość semantyczną: wiążemy dźwięki bez znaczenia w obdarzone znaczeniem słowa” (tłumaczył Andrzej Bidziński). Doktor Calvin zauważył, że „nikt jeszcze nie wyjaśnił”, w jaki sposób nastąpił przeskok od stosowanej przez zwierzęta zasady „jeden dźwięk — jedno znaczenie” do wyrazów i zdań, którymi posługują się wyłącznie ludzie. Potrafisz nie tylko bezmyślnie bazgrać „Czy tylko człowiek, Homo sapiens, jest zdolny do porozumiewania się za pomocą języka? Rzecz jasna odpowiedź zależy od tego, co rozumiemy przez ‘język’, gdyż wszystkie wyżej rozwinięte zwierzęta bez wątpienia komunikują się ze sobą w najróżniejszy sposób, na przykład gestami, zapachem, głosem, krzykiem, śpiewem, a pszczoły nawet tańcem. Niemniej zwierzęta — w przeciwieństwie do ludzi — wydają się nie mieć języka opartego na związkach składniowych. Nie bez znaczenia jest też fakt, że nie wyrażają niczego za pomocą rysunków. W najlepszym razie potrafią tylko bezmyślnie bazgrać” (profesorowie D.H. i R.S. Foutsowie) Każdy ma jakiś język Od zarania dziejów ilekroć jakiś lud zetknął się z drugim, oba się przekonywały, że każdy z nich mówi jakimś językiem. W książce The Language Instinct (Instynkt językowy) tak to skomentowano: „Nigdy nie znaleziono żadnego niemego plemienia ani też regionu, który mógłby być ‘kolebką’ mowy i z którego rozprzestrzeniłaby się ona wśród ludów wcześniej nie posługujących się żadnym językiem. (…) Powszechne występowanie złożonych języków napełnia lingwistów zdumieniem, a jednocześnie stanowi najważniejszą przesłankę świadczącą o tym, że (…) są one wytworem typowo ludzkiego instynktu”. „Obdarzeni” zdolnością zadawania pytań Rozważając przyszłe losy wszechświata, fizyk Lawrence Krauss napisał: „Mamy śmiałość pytać o coś, czego nigdy bezpośrednio nie widzieliśmy, ponieważ potrafimy zadawać pytania. Kiedyś odpowiedzą na nie nasze dzieci bądź wnuki. Jesteśmy obdarzeni wyobraźnią”. Po przodkach uciekających przed tygrysami szablozębnymi? John Polkinghorne z uniwersytetu w Cambridge w Anglii zauważył: „Fizyk teoretyk, Paul Dirac, rozwinął kwantową teorię pola, która w istotny sposób przyczynia się do naszego pojmowania świata fizycznego. Nie wierzę, żeby zdolności Diraca czy Einsteina, twórcy ogólnej teorii względności, miały swe źródło w doświadczeniach naszych przodków, którzy musieli uciekać przed tygrysami szablozębnymi. W grę wchodzi coś znacznie głębszego, znacznie bardziej zagadkowego. (…)” „Kiedy przyjrzymy się uporządkowaniu i pięknu świata fizycznego, odkrytemu dzięki fizyce, dostrzegamy kryjące się w nim wyraźne oznaki inteligencji. Dla człowieka religijnego będzie to inteligencja Stwórcy, który właśnie w ten sposób daje się poznać” (Commonweal) CZY rano przed rozpoczęciem codziennych zajęć masz zwyczaj przeglądać się w lustrze? Zapewne brakuje ci wtedy czasu na snucie refleksji. Ale teraz możesz sobie pozwolić na chwilę zadumy nad cudownością tego, co się wiąże z takim zwykłym spojrzeniem na własne odbicie. Dzięki oczom widzisz siebie w kolorze, choć postrzeganie barw wcale nie jest konieczne do życia. Uszy masz tak rozmieszczone, że słyszysz stereofonicznie, toteż potrafisz zlokalizować źródło dźwięku, na przykład głos ukochanej osoby. Może skłonni jesteśmy traktować słuch jak coś oczywistego, lecz w pewnej książce przeznaczonej dla akustyków podano: „Jeżeli się dokładnie przyjrzeć ludzkiemu narządowi słuchu, to jego działanie i skomplikowana budowa nasuwają nieodparty wniosek, że został zaprojektowany przez kogoś wyjątkowo życzliwego”. O cudownym zaprojektowaniu świadczy również twój nos. Właśnie nim wciągasz powietrze, które utrzymuje cię przy życiu. Poza tym w nosie mieści się miliony receptorów węchowych, pozwalających ci rozróżnić około 10 000 zapachów. A gdy się posilasz, zaczyna działać jeszcze jeden zmysł — tysiące kubków smakowych informuje cię o smaku spożywanej potrawy. Inne receptory na języku pomagają ci ustalić, czy masz czyste zęby. Zostałeś wyposażony w pięć zmysłów: wzrok, słuch, węch, smak i dotyk. Wszystkie one doskonale się uzupełniają, więc choć niektóre zwierzęta wyraźniej widzą w nocy, mają czulszy węch bądź lepiej słyszą, człowiek pod wieloma względami nad nimi góruje. Zastanówmy się jednak, dzięki czemu możemy korzystać z wymienionych zdolności. Otóż wszystko zawdzięczamy ważącemu niecałe półtora kilograma narządowi we wnętrzu głowy — naszemu mózgowi. Mają go także zwierzęta. Nasz mózg to jednak organ jedyny w swoim rodzaju i właśnie on decyduje o tym, że jesteśmy niepowtarzalni. Na czym polega ta wyjątkowość? I w jaki sposób wiąże się z pragnieniem, by nasze życie miało głębszy sens i nie było tak ulotne? Twój cudowny mózg Przez wiele lat mózg ludzki przyrównywano do komputera, ale ostatnie odkrycia wskazują, że takie porównanie jest bardzo nieadekwatne. „Jak uzmysłowić sobie działanie narządu, składającego się z około 50 miliardów neuronów i biliarda synaps (połączeń między neuronami), przez które przepływa ogółem 10 biliardów impulsów na sekundę?” — zapytał dr Richard M.Restak. A co odpowiedział? „Możliwości nawet najnowocześniejszej komputerowej sieci neuronowej (…) stanowią mniej więcej jedną dziesięciotysięczną zdolności umysłowych muchy domowej”. Jak więc widzisz, komputer nie wytrzymuje porównania ze znacznie przewyższającym go mózgiem ludzkim. Czy komputer zbudowany przez człowieka może sam sobie tworzyć nowe programy, sam się naprawiać albo z upływem czasu ulepszać? Jeżeli coś trzeba zmienić w jego oprogramowaniu, programista musi napisać, a następnie wprowadzić do niego nowe zakodowane instrukcje. Mózg wykonuje takie czynności automatycznie, zarówno we wczesnym okresie naszego życia, jak i w starości. Nie będzie w tym przesady, gdy powiemy, że — w zestawieniu z mózgiem — komputery najnowszej generacji są bardzo prymitywne. Uczeni nazywają go „najbardziej skomplikowaną ze znanych konstrukcji” oraz „najbardziej złożonym obiektem we wszechświecie”. Zapoznaj się z pewnymi odkryciami, które skłoniły wielu do wniosku, iż mózg ludzki jest tworem życzliwego Stwórcy. Nie używany „rdzewieje” Możliwości pożytecznych wynalazków, takich jak samochody czy samoloty odrzutowe, są zasadniczo ograniczone przez stałe mechanizmy czy instalacje elektryczne, zaprojektowane i wmontowane przez człowieka. Tymczasem nasz mózg jest bez wątpienia niezwykle plastyczną strukturą biologiczną. Ulega ciągłym przekształceniom zależnie od użytku, jaki z niego robimy — dobrego lub złego. O jego rozwoju w ciągu naszego życia wydają się decydować głównie dwa czynniki: to, co wprowadzamy do niego przez zmysły, oraz to, o czym myślimy. Chociaż na sprawność umysłową mogą wpływać czynniki dziedziczne, to według współczesnych badań, działanie naszego mózgu nie zostaje ustalone przez geny w momencie zapłodnienia. „Nikt nie przypuszczał, że mózg zmienia się tak bardzo, jak to już obecnie nauce wiadomo” — pisze Ronald Kotulak, laureat nagrody Pulitzera. Po przeprowadzeniu rozmów z przeszło 300 uczonymi stwierdził: „Mózg nie jest narządem statycznym; jest to ciągle zmieniający się układ mnóstwa połączeń między komórkami, na który ogromny wpływ wywiera doświadczenie” (Inside the Brain). Jednakże o rozwoju mózgu decydują nie tylko nasze przeżycia. Ważne jest również myślenie. Zdaniem naukowców, mózg ludzi aktywnych umysłowo ma aż do 40 procent więcej połączeń (synaps) między komórkami nerwowymi (neuronami) niż mózg osób leniwych intelektualnie. Neurolodzy doszli do następującego wniosku: Z umysłu trzeba korzystać, bo w przeciwnym razie „rdzewieje”— jego sprawność słabnie. Co wobec tego powiedzieć o osobach w podeszłym wieku? Wydaje się, że w miarę upływu lat w jakimś stopniu następuje u nich zanik komórek nerwowych i pogarsza się ich pamięć. Nie jest to jednak aż tak wielka zmiana, jak niegdyś sądzono. W artykule na temat mózgu ludzkiego, opublikowanym na łamach czasopisma National Geographic, powiedziano: „U ludzi starszych dzięki aktywności umysłowej w dalszym ciągu mogą się tworzyć nowe połączenia i utrwalać już istniejące”. Niedawne odkrycia dotyczące plastyczności mózgu harmonizują z radami biblijnymi. Ta mądra księga zachęca czytelników, by ‘się przemieniali przez przeobrażanie swego umysłu’ oraz ‘odnawiali dzięki dokładnemu poznaniu’ — dokładnej wiedzy przyjmowanej do umysłu (Rzymian 12:2; Kolosan 3:10). Świadkowie Jehowy obserwują takie zmiany u osób studiujących Biblię i wprowadzających w czyn jej rady. Dokonują tego tysiące ludzi ze wszystkich warstw społecznych i o najróżniejszym wykształceniu. Zachowują właściwe sobie cechy charakteru, ale stają się szczęśliwsi, bardziej zrównoważeni i przejawiają coś, co pewien pisarz żyjący w I wieku nazwał „trzeźwością umysłu” (Dzieje 26:24-25). Takie pozytywne przeobrażenia są w dużej mierze rezultatem robienia dobrego użytku z kory mózgowej, umiejscowionej w przedniej części głowy. Płat czołowy Większość neuronów w zewnętrznej warstwie mózgu, czyli korze mózgowej, nie ma bezpośrednich połączeń z mięśniami i narządami zmysłów. Przykładem mogą być miliardy neuronów tworzących płat czołowy (patrz rysunek poniżej). Zdjęcia tomograficzne mózgu dowodzą, że obszar ten uaktywnią się wtedy, gdy myślisz o jakimś słowie lub przywołujesz wspomnienia. Właśnie ta część mózgu w znacznej mierze decyduje o tym, jaki jesteś. „Kora przedczołowa (…) w dużym stopniu wiąże się z powstawaniem myśli, inteligencją, pobudkami i osobowością. Kojarzy ze sobą doświadczenia niezbędne do tworzenia pojęć abstrakcyjnych, formułowania sądów, okazywania wytrwałości, planowania, troszczenia się o innych i kierowania się sumieniem. (…) Rozwój właśnie tego rejonu mózgu stawią człowieka ponad zwierzętami” (E. N. Marieb, Human Anatomy and Physiology). Niezbitych dowodów tej wyższości dostarczają osiągnięcia ludzi w dziedzinie matematyki, filozofii i prawa, za które odpowiada głównie kora przedczołowa. Dlaczego kora przedczołowa, związana z wyższymi czynnościami psychicznymi, jest u człowieka duża i plastyczna, a u zwierząt słabo rozwinięta albo wcale nie występuje? Owa różnica tak bardzo rzuca się w oczy, że biolodzy opowiadający się za ewolucją mówią o „tajemniczym gwałtownym wzroście wielkości mózgu”. Profesor biologii Richard F.Thompson, analizując niezwykłe powiększenie się naszej kory mózgowej, przyznał: „Wciąż nie rozumiemy, dlaczego do tego doszło”. Czy nie dlatego właśnie, że człowiek został stworzony z tą niezrównaną pojemnością mózgu? „Mózg ludzki składa się niemal wyłącznie z kory [mózgowej]. Wprawdzie mózg szympansa również pokrywa kora, ale ma ona znacznie mniejszą powierzchnię. Kora pozwala nam myśleć, pamiętać i uruchamiać wyobraźnię. Głównie dzięki korze jesteśmy ludźmi” (Edoardo Boncinelli, prowadzący badania w dziedzinie biologii molekularnej w Mediolanie we Włoszech). Niespotykane umiejętności porozumiewania się O naszej niepowtarzalności decydują też inne części mózgu. Za korą przedczołowa ciągnie się przez głowę pas kory ruchowej. Tworzą ją miliardy neuronów mających połączenia z mięśniami. Również ona przyczynia się do tego, że bardzo się różnimy od małp i innych zwierząt. Przede wszystkim zawdzięczamy jej „1) szczególną umiejętność wykonywania najbardziej precyzyjnych czynności manualnych za pomocą dłoni, kciuka i pozostałych palców oraz 2) możliwość wykorzystywania jamy ustnej, warg, języka i mięśni twarzy do mówienia” (A.Guyton, Textbook of Medical Physiology). Zastanówmy się krótko nad związkiem kory ruchowej z mówieniem. Przeszło połowa tej kory zawiaduje narządami mowy. Pomaga to zrozumieć, dlaczego ludzka zdolność porozumiewania się nie ma sobie równej. Chociaż pewną rolę odgrywają w tym ręce (pisanie, naturalne gesty, język migowy), zwykle najważniejsze zadanie spełniają narządy w obrębie jamy ustnej. Mowa ludzka — od pierwszego słowa dziecka po wypowiedź staruszka — jest autentycznym cudem. Przy wydawaniu niezliczonych dźwięków współpracuje jakieś 100 mięśni języka, warg, żuchwy, gardła i klatki piersiowej. Zwróćmy uwagę na pewną różnicę: Jeden neuron wystarcza do sterowania 2000 włókien mięśnia brzuchatego łydki sportowca, ale poszczególne neurony odpowiedzialne za pracę krtani często łączą się jedynie z dwoma lub trzema włóknami mięśniowymi. Czyż nie sugeruje to, że nasz mózg został specjalnie tak przygotowany, byśmy mogli posługiwać się mową? Kora mózgowa pokrywa powierzchnię mózgu i ma najsilniejszy związek z inteligencją. Gdyby rozprostować korę człowieka, zajęłaby powierzchnię czterech kartek papieru maszynowego; kora szympansa pokryłaby tylko jedną stronę, a szczura zmieściłaby się na znaczku pocztowym (Świat Nauki). Każde wypowiadane słowo ma własny schemat ruchów mięśni. Jego znaczenie może się zmieniać w zależności od tego, z jaką siłą i w którym ułamku sekundy poruszą się poszczególne mięśnie. „Bez pośpiechu wypowiadamy około 14 dźwięków na sekundę” — wyjaśnia dr William H.Perkins. „Ruchy są wówczas dwa razy szybsze niż wtedy, gdy świadomie poruszamy oddzielnie językiem, ustami, żuchwą i innymi narządami mowy. Ale kiedy współpracują one w trakcie mówienia, przypominają palce sprawnej maszynistki lub koncertującego pianisty. Poruszają się wszystkie naraz, niczym znakomicie zgrana orkiestra symfoniczna”. Informacje potrzebne do wyartykułowania prostego pytania w rodzaju: „Jak się miewasz?” zmagazynowane są w płacie czołowym w tak zwanym ośrodku Broca, uznawanym za ośrodek mowy. Neurolog i laureat Nagrody Nobla, sir John Eccles, napisał: „U małp nie rozpoznano żadnego obszaru, który odpowiadałby ośrodkowi Broca”. Nawet jeśli taki obszar się kiedyś znajdzie, nie zmieni to faktu, że naukowcy nie potrafią nauczyć małp niczego więcej prócz kilku najprostszych słów. Ty jednak możesz się posługiwać skomplikowaną mową. W tym celu składasz słowa zgodnie z zasadami gramatyki swego języka. Pomaga ci w tym właśnie ośrodek Broca, i to zarówno podczas mówienia, jak i pisania. Rzecz jasna nie mógłbyś korzystać z cudownego daru mowy, gdybyś nie znał przynajmniej jednego języka i nie rozumiał znaczenia używanych w nim słów. Niezbędna jest do tego inna część mózgu, zwana ośrodkiem Wernickego. Miliardy neuronów w tym rejonie rozpoznają znaczenie słów mówionych lub zapisanych. Dzięki temu ośrodkowi rozumiesz sens słyszanych i czytanych wypowiedzi, toteż możesz przyswajać sobie informacje i rozsądnie na nie reagować. Niemniej płynne mówienie wiąże się z czymś jeszcze. Wypowiadając zwykłe „dzień dobry”, możesz przekazać mnóstwo różnych informacji. Ton twego głosu zdradza, czy (i jak bardzo) jesteś szczęśliwy, podekscytowany, znudzony, smutny, przerażony albo czy się denerwujesz bądź śpieszysz. Za odzwierciedlenie stanu emocjonalnego w mowie odpowiada kolejny obszar mózgu. A zatem gdy rozmawiasz, uaktywnia się wiele różnych jego części. Szympansy próbowano nauczyć uproszczonego języka migowego, ale posługiwały się nim tylko do wyrażenia nieskomplikowanych próśb, na przykład o jedzenie. Doktor David Premack, który uczył szympansy porozumiewania się za pomocą prostych znaków, wyciągnął następujący wniosek: „Ludzka mowa stanowi nie lada wyzwanie dla teorii ewolucji, ponieważ ma znacznie większe możliwości, niż da się to uzasadnić”. Moglibyśmy się zastanawiać: „Dlaczego właśnie ludzie posiedli cudowną zdolność wyrażania słowami myśli i uczuć, zadawania pytań i udzielania odpowiedzi?” Jak podaje dzieło The Encyclopedia of Language and Linguistics, „mowa [ludzka] to coś szczególnego”, a „poszukiwanie jej źródeł w porozumiewaniu się zwierząt niezbyt pomogło w stworzeniu pomostu nad ogromną przepaścią dzielącą język i mowę od zachowań zwierząt”. Profesor Ludwig Koehler tak się wypowiedział na temat tej różnicy: „Mowa ludzka jest tajemnicą; jest darem Bożym, cudem”. Między znakami migowymi małpy a złożonym językiem dziecka rzeczywiście istnieje bezdenna przepaść. Sir John Eccles zwrócił uwagę na coś, co pewnie zaobserwowała większość z nas, a mianowicie na zdolność „widoczną nawet u trzylatków, które zasypują wszystkich pytaniami, wyrażającymi ich pragnienie poznania świata”. Następnie dodał: „Tymczasem małpy nie pytają”. Istotnie, tylko ludzie formułują pytania, między innymi o sens życia. Pamięć i nie tylko! „W umyśle ludzkim znajdujemy struktury o zadziwiającej wręcz złożoności” — mówi profesor A.Noam Chomsky. „Przykładem jest język, ale nie tylko on. Wystarczy wziąć pod uwagę zdolność do myślenia o abstrakcyjnych właściwościach liczb, (…) [którą zdają się] przejawiać jedynie ludzie”. Patrząc na siebie w lustrze, możesz się zastanawiać, jak wyglądałeś, gdy byłeś młodszy, jak się zmienisz za parę lat albo jak się będziesz prezentować po zrobieniu makijażu. Takie myśli pojawiają się niemal bez udziału woli, ale właśnie wtedy w grę wchodzi coś szczególnego, czego nie doświadcza żadne zwierzę. W przeciwieństwie do zwierząt, których życie obraca się głównie wokół bieżących potrzeb, ludzie mogą wspominać przeszłość i snuć plany na przyszłość. Dzieje się tak, ponieważ mózg ma prawie nieograniczone możliwości zapamiętywania. Zwierzęta też w pewnym stopniu korzystają z pamięci i dlatego potrafią odszukać drogę do domu albo przypomnieć sobie miejsce, gdzie znalazły coś do jedzenia. Jednakże pamięć ludzka jest nieporównywalnie lepsza. Pewien naukowiec ocenił, iż mózg może pomieścić informacje, które „wypełniłyby jakieś 20 milionów tomów, a więc tyle, ile się znajduje w największych bibliotekach świata”. Zdaniem niektórych neurologów człowiek w ciągu średnio długiego życia wykorzystuje zaledwie jedną setną procenta (0,0001) możliwości swego mózgu. Mógłbyś więc zapytać: Po co nam mózg z takimi możliwościami, skoro w normalnym życiu robimy użytek zaledwie z ich ułamka? Tylko ludzie formułują pytania. Niektóre z nich dotyczą sensu życia Ponadto nasz mózg nie jest po prostu ogromnym magazynem informacji, przypominającym jakiś superkomputer. Profesorowie biologii: Robert Ornstein i Richard F.Thompson napisali: „Zdolność ludzkiego umysłu do uczenia się — magazynowania i odczytu informacji — jest w świecie biologii zjawiskiem zupełnie niezwykłym. Z tej nadzwyczajnej zdolności wynika wszystko, co czyni nas ludźmi — język, myślenie, wiedza i kultura”. Co więcej, w twoim umyśle istnieje sfera świadomości. Może uznasz powyższe stwierdzenie za oczywiste, ale właśnie ono wyjawia, dlaczego jesteś niepowtarzalny. Umysł opisuje się jako „coś nieuchwytnego, w czym skupia się inteligencja, zdolność podejmowania decyzji, percepcja, świadomość i poczucie własnego ja”. Jak strumienie i rzeki wpadają do morza, tak do naszego umysłu nieustannie docierają obrazy i dźwięki, rodząc wspomnienia, myśli i uczucia. Według pewnej definicji świadomość to „postrzeganie tego, co dzieje się we własnym umyśle”. Dzisiejsi uczeni znacznie pogłębili wiedzę o anatomii mózgu oraz niektórych zachodzących w nim procesach elektrochemicznych. Potrafią również wyjaśnić budowę i działanie nowoczesnego komputera. Jednakże między nim a mózgiem istnieje kolosalna różnica. Dzięki mózgowi masz świadomość własnej tożsamości, czego z pewnością nie da się powiedzieć o komputerze. Jak to wytłumaczyć? Szczerze mówiąc, zupełnie nie wiadomo, jak i dlaczego w wyniku procesów fizycznych zachodzących w naszym mózgu powstaje świadomość. „Nie przypuszczam, żeby mogła to wyjaśnić jakakolwiek dziedzina nauki” — oświadczył pewien neurobiolog. Potwierdził to także profesor James Trefil: „Co to właściwie znaczy, że człowiek ma świadomość (…) oto jedyne ważkie pytanie w nauce, które tak naprawdę nie wiadomo nawet, jak postawić”. Wśród przyczyn tego stanu rzeczy można wymienić fakt, że uczeni usiłują poznać mózg za pomocą własnych mózgów. A przestudiowanie fizjologii tego narządu może nie być wystarczające. Jak zauważył dr David Chalmers, świadomość jest „jedną z najbardziej przepastnych tajemnic bytu” i do jej zgłębienia „sama wiedza o funkcjonowaniu mózgu może (…) [naukowcom] nie wystarczyć”. W przeciwieństwie do zwierząt ludzie są świadomi własnego istnienia oraz myślą o przyszłości Tak czy inaczej, każdy z nas ma świadomość. Na przykład żywe wspomnienia przeszłych wydarzeń to nie tylko zebrane fakty, niczym informacje zmagazynowane w komputerze. Możemy przecież rozmyślać o naszych przeżyciach, wyciągać z nich naukę i wykorzystywać je w przyszłości. Potrafimy wyobrazić sobie kilka wersji wypadków i ocenić ich ewentualne skutki. Umiemy analizować, tworzyć, podziwiać i kochać. Znajdujemy przyjemność w rozmowach o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Mamy zasady etyczne i uwzględniamy je przy podejmowaniu decyzji, nawet jeśli nie mielibyśmy odnieść z tego bezpośrednich korzyści. Pociąga nas piękno wyrażone w sztuce, jak również piękno moralne. Tworzymy i modyfikujemy różne pomysły, a także przewidujemy reakcję otoczenia na ich realizację. Wszystko to są przejawy świadomości, która odróżnia ludzi od innych form życia na Ziemi. Pies, kot czy ptak spogląda w lustro i zachowuje się tak, jakby zobaczył innego przedstawiciela swego gatunku. Ale gdy ty przyglądasz się swemu odbiciu, masz świadomość, że widzisz siebie — istotę ze zdolnościami omówionymi powyżej. Możesz się zastanawiać na przykład nad takimi sprawami: Dlaczego niektóre żółwie żyją 150 lat, drzewa przeszło 1000, a gdy obdarzony inteligencją człowiek dożyje 100 lat, pisze się o nim w gazetach? Doktor Richard Restak twierdzi: „Mózg ludzki, i tylko on jeden, ma zdolność przypominania sobie i analizowania własnych działań, dzięki czemu osiąga pewien stopień transcendencji. Nasza zdolność rewidowania swych zamierzeń oraz swego stosunku do świata wyraźnie odróżnia nas od wszystkich innych stworzeń”. Świadomość człowieka wprawia niektórych w zakłopotanie. Autorzy pewnego dzieła, opowiadający się za zwykłym biologicznym wyjaśnieniem jej istnienia, przyznali: „Ogarnia nas konsternacja, gdy pada pytanie, jak w wyniku procesu [ewolucji] przypominającego grę hazardową, w której przegrywający są skazani na śmierć, mogły pojawić się takie cechy, jak współczucie, umiłowanie piękna, prawdy i wolności, a przede wszystkim oszałamiające bogactwo ludzkiego ducha. Im dłużej rozmyślamy nad naszymi właściwościami duchowymi, tym bardziej wzrasta w nas zdumienie” (Life Ascending). To prawda. Uzupełnijmy więc nasze rozważania dotyczące niepowtarzalności człowieka, analizując kilka przejawów naszej świadomości, które skłoniły wielu ludzi do uznania, że istnieje inteligentny Projektant, troskliwy Stwórca. Sztuka i piękno Ze wszystkich stworzeń, tylko człowiek wrażliwy jest na piękno i sztukę „Dlaczego ludzie tak pasjonują się sztuką?” — zapytał profesor Michael Leyton w książce Symmetry, Causality, Mind (Symetria, przyczynowość, umysł). Jak wskazał, zdaniem niektórych działalność umysłowa, na przykład w dziedzinie matematyki, przynosi człowiekowi namacalne korzyści. Ale cóż mu daje sztuka? Profesor Leyton przypomniał, że ludzie pokonują wielkie odległości, by przybyć na wystawę lub jakiś koncert. Co się może za tym kryć? Poza tym ściany swych mieszkań i biur na całym świecie zdobią pięknymi obrazami. Pomyślmy też o muzyce. Mnóstwo osób z upodobaniem słucha jej w domu lub samochodzie. Dlaczego? Z pewnością nie dlatego, iż kiedyś muzyka przyczyniła się do przeżycia osobników najlepiej przystosowanych. „Sztuka jest chyba najtrudniejszym do wyjaśnienia fenomenem rodzaju ludzkiego” — mówi profesor Leyton. Niemniej wszyscy wiemy, że podziw dla sztuki i piękna należy do tych naszych cech, dzięki którym czujemy się ludźmi. Zwierzę może ze szczytu wzgórza spoglądać na kolory nieba, ale czy pociąga je piękno samo w sobie? Tymczasem gdy my przyglądamy się górskiemu potokowi lśniącemu w blasku słońca, imponującej różnorodności roślin i zwierząt w dżungli, plaży porośniętej palmami albo aksamitnemu sklepieniu roziskrzonemu gwiazdami, czyż często nie budzi to w nas podziwu i zachwytu? Piękno tego rodzaju ujmuje nas za serce i poprawia nam nastrój. Dlaczego tak się dzieje? Czemu jakaś wewnętrzna siła pcha nas ku rzeczom, które nie wywierają żadnego istotnego wpływu na nasze przetrwanie? Skąd się biorą nasze doznania estetyczne? Jeżeli odrzucimy istnienie Stwórcy, który powołując nas do życia, wszczepił nam zdolność do takich odczuć, nie znajdziemy satysfakcjonującej odpowiedzi na te pytania. Odnosi się to również do piękna zasad moralnych. Zasady moralne Zdaniem wielu osób najwyższą formą piękna są dobre czyny. Poczucie moralności podpowiada myślącym ludziom na całym świecie, że właściwe jest na przykład obstawanie przy zasadach w obliczu prześladowań, niesamolubne niesienie drugim ulgi w cierpieniu czy przebaczenie komuś, kto nas zranił. O takim pięknie mówią starożytne przysłowia biblijne: „Wnikliwość człowieka powściąga jego gniew i jest rzeczą piękną, gdy przechodzi on do porządku nad występkiem” oraz „Rzeczą pożądaną u ziemskiego człowieka jest jego lojalna życzliwość” (Przysłów 19: 11, 22). Wszyscy wiemy, że jednostki, a nawet całe grupy, lekceważą lub depczą wysokie zasady moralne, większość jednak tego nie czyni. Skąd pochodzą owe zasady, uznawane właściwie wszędzie i zawsze? Gdyby nie było Źródła moralności, Stwórcy, czy społeczeństwo ludzkie samo potrafiłoby wyrobić w sobie poczucie dobra i zła? Zastanówmy się nad pewnym przykładem. Otóż mnóstwo osób oraz społeczności uważa morderstwo za złe. Ale można by zapytać: Złe według jakiego kryterium? Najwyraźniej ogół ludzi przejawia pewną zdolność oceny moralnej swych czynów, co znajduje odzwierciedlenie w kodeksach prawnych wielu krajów. Skąd się wzięły te normy etyczne? Czy nie pochodzą od inteligentnego Stwórcy, który sam się ich trzyma, a ludziom wszczepił sumienie, czyli poczucie moralności? (Porównaj Rzymian 2:14-15). Jeżeli wszechświat i nasze istnienie są dziełem przypadku, życie nie ma prawdziwego sensu. Jeśli jednak i nasze istnienie, i wszechświat zaprojektowano, życie musi mieć głębszy sens. Możesz rozmyślać o przyszłości i snuć plany Innym aspektem ludzkiej świadomości jest zdolność myślenia o przyszłych wydarzeniach. Profesor Richard Dawkins przyznał, że ludzie istotnie mają niepowtarzalne cechy odróżniające ich od zwierząt. Wspomniał o „umiejętności planowania i wykorzystywaniu do tego wyobraźni oraz świadomego przewidywania”, po czym dodał: „W toku ewolucji liczył się tylko natychmiastowy pożytek; przyszłe korzyści nigdy nie miały znaczenia. Nie zdarzyło się, by w wyniku ewolucji wykształciła się cecha, która bezpośrednio zagrażałaby pomyślności danego osobnika. Dopiero ludzie, a przynajmniej niektórzy z nich, umieją powiedzieć: ‘Zapomnijmy, że wycięcie tego lasu może nam przynieść natychmiastowe zyski, a zastanówmy się, czy da to jakieś korzyści w przyszłości’. Według mnie jest to coś zupełnie nowego i niepowtarzalnego”. Tylko ludzie podziwiają piękno, myślą o przyszłości i lgną do Stwórcy Inni naukowcy przyznają, że ludzka zdolność snucia celowych, dalekosiężnych planów nie ma nigdzie swego odpowiednika. Neurofizjolog William H.Calvin zauważył: „Zachowanie zwierząt nie dostarcza zbyt wielu dowodów na to, że potrafią one planować na czas dłuższy niż kilka najbliższych minut, jeśli nie liczyć hormonalnie uruchamianych przygotowań do zimy czy rozmnażania”. Wprawdzie gromadzą żywność na okres chłodów, ale nie analizują tego ani nie planują. Natomiast ludzie biorą pod uwagę przyszłość, nawet odległą. Przedmiotem rozważań niektórych uczonych jest los wszechświata za miliardy lat. Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego człowiek — w przeciwieństwie do zwierząt — jest w stanie myśleć o przyszłości i snuć plany? Biblia mówi o ludziach: „[Stwórca] nawet czas niezmierzony włożył w ich serce”. W innym przekładzie werset ten oddano tak: „Wieczność włożył w umysł człowieka” (Kaznodziei 3:11, Reuised Standard Version). Ta właściwa tylko nam cecha ujawnia się codziennie, na przykład podczas zwykłego przeglądania się w lustrze, gdy zastanawiamy się, jak będziemy wyglądać za 10 czy 20 lat. A kiedy choćby przelotnie pomyślimy o nieskończoności czasu i przestrzeni, potwierdzamy prawdziwość słów zanotowanych w Księdze Kaznodziei 3:11. Okoliczność, iż potrafimy rozmyślać o tych sprawach, harmonizuje z wypowiedzią, że Stwórca ‘włożył w umysł człowieka wieczność’. Lgniemy do Stwórcy Jednakże wielu ludzi nie zadowala się podziwianiem piękna, wyświadczaniem drugim dobra i rozmyślaniem nad przyszłością. „Co dziwne”, zauważa profesor C.Stephen Evans, „nawet w najszczęśliwszych, najcenniejszych dla nas chwilach, kiedy czujemy się kochani, często odczuwamy niedosyt. Okazuje się, że chcemy czegoś więcej, ale nie wiemy czego”. Ludzie obdarzeni świadomością — w przeciwieństwie do zwierząt, z którymi zamieszkują tę samą planetę — istotnie mają jeszcze jedną potrzebę. „W naturze wszystkich ludzi, bez względu na ich status finansowy czy wykształcenie, głęboko tkwi religia”. W ten sposób profesor Alister Hardy podsumował wyniki swych badań, opisanych w książce The Spiritual Nature of Man (Duchowa natura człowieka). Stanowi to potwierdzenie wyników licznych innych badań — człowiek ma wrodzoną świadomość istnienia Boga. Wprawdzie zdarzają się ateiści, lecz nie są nimi całe narody. W książce Is God the Only Reality? (Czy Bóg jest jedyną Rzeczywistością?) zauważono: „Od zarania dziejów w każdej epoce i kulturze ludzie w poszukiwaniu sensu życia (…) sięgali do religii”. Skąd pochodzi ta — jak się wydaje — wrodzona świadomość istnienia Boga? Jeżeli człowiek jest jedynie przypadkowym zlepkiem kwasu nukleinowego i cząsteczek białka, to dlaczego rozwinął w sobie umiłowanie sztuki i piękna, stał się religijny i rozmyśla o wieczności? Sir John Eccles doszedł do wniosku, że jeśli chodzi o wyjaśnienie pochodzenia człowieka, ewolucja „zawodzi pod bardzo istotnym względem. Nie można nią wytłumaczyć pojawienia się każdego z nas jako niepowtarzalnej jednostki, świadomej własnego istnienia”. Im więcej wiemy o działaniu naszego mózgu i umysłu, tym łatwiej nam zrozumieć miliony osób przekonanych, że nasz świadomy byt jest dowodem istnienia troskliwego Stwórcy. Z następnego rozdziału dowiemy się, dlaczego ludzie pochodzący ze wszystkich warstw społecznych uznali ten rozsądny wniosek za klucz do znalezienia zadowalających odpowiedzi na istotne pytania w rodzaju: Po co tu jesteśmy i dokąd zmierzamy? Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 5 Czyje to dzieło? JAK wykazano w poprzednich rozdziałach, współczesne odkrycia naukowe dostarczają mnóstwa przekonujących dowodów na to, że wszechświat oraz życie na Ziemi miały początek. Ale komu lub czemu przypisać ich powstanie? Po wnikliwej analizie dostępnych informacji, sporo ludzi dochodzi do wniosku, iż musi istnieć jakaś Praprzyczyna. Mimo to wzdragają się przed przypisaniem jej cech osobowych. Taką niechęć do mówienia o Stwórcy widać u części naukowców. Na przykład Albert Einstein był przekonany, iż wszechświat miał początek, pragnął też ‘wiedzieć, jak Bóg stworzył świat’. Nie wyznawał jednak wiary w osobowego Boga; mówił raczej o kosmicznym „uczuciu religijnym, które nie zna dogmatów ani Boga wymyślonego na obraz człowieka”. Chemik Kenichi Fukui, laureat Nagrody Nobla, wierzy w istnienie fundamentalnego czynnika spajającego poszczególne elementy wszechświata. Jego zdaniem „to wielkie ogniwo, ów porządkujący czynnik, można określić mianem Absolutu lub Boga”. Sam jednak woli mówić o „osobliwej właściwości natury”. Czy wiesz, że taka wiara w bezosobową przyczynę ma sporo wspólnego z pojęciami religii Wschodu ? Według wielu mieszkańców Azji, przyroda powstała samorzutnie. Pogląd ten znalazł odzwierciedlenie nawet w piśmie chińskim — symbole graficzne przedstawiające naturę znaczą dosłownie „powstaje sam z siebie” lub „samoistny”. Einstein był przekonany, iż jego „kosmiczną religijność” trafnie wyraża buddyzm. Zdaniem Buddy nie jest ważne, czy do powstania wszechświata i ludzi przyczynił się jakiś Stwórca. Również sintoizm nie wyjaśnia, jak powstała natura, a jego wyznawcy wierzą, że bogowie to duchy zmarłych, mogące się z nią zespalać. Wielu mieszkańców Wschodu wierzy, że natura powstała sama z siebie Na tym wzgórzu w pobliżu Akropolu Paweł wygłosił pobudzające do myślenia przemówienie o Bogu Co ciekawe, myśl ta nie różni się zbytnio od poglądów popularnych w starożytnej Grecji. Filozof Epikur (341-270 p.n.e.) miał twierdzić, iż ‘bogowie są zbyt daleko, by ci uczynić cokolwiek złego lub dobrego’. Człowieka uważał za dzieło natury, będące prawdopodobnie wynikiem samorództwa i naturalnej selekcji osobników najlepiej przystosowanych. Jak widać, głoszone dziś analogiczne koncepcje bynajmniej nie są nowe. Współcześnie z epikurejczykami żyli stoicy, nadający przyrodzie rangę boską. Snuli przypuszczenia, że w chwili śmierci uwalnia się z ludzi bezosobowa energia, która wraca do energetycznego oceanu, utożsamianego z Bogiem. Głosili, iż najwyższe dobro polega na życiu zgodnym z naturą. Czy w naszych czasach nie zetknąłeś się z podobnymi poglądami? Spór o osobowego Boga Nie wszystko jednak, co powiedziano w starożytnej Grecji, zasługuje na miano zwykłej ciekawostki historycznej. W I wieku n.e. pewien znany nauczyciel wygłosił do ludzi wyznających takie poglądy jedno z najdonioślejszych przemówień w historii. Lekarz i historyk Łukasz zapisał je w 17 rozdziale Księgi Dziejów Apostolskich. Pomoże nam ono bliżej, poznać wspomnianą Praprzyczynę i zastanowić się nad pozycją, jaką wobec niej zajmujemy. Ale jakie znaczenie dla szczerych ludzi, poszukujących sensu życia, może mieć dziś mowa wygłoszona 1900 lat temu? Ów słynny nauczyciel, Paweł, miał okazję przemówić do ateńskiego sądu najwyższego. Spotkał się wtedy z epikurejczykami i stoikami, odrzucającymi wiarę w osobowego Boga. Na wstępie wspomniał, że widział w ich mieście ołtarz poświęcony „Nieznanemu Bogu” (po grecku: Agnòstoi Theoi). Co ciekawe, podobno właśnie do tego nawiązał biolog Thomas H.Huxley (1825-1895) , twórca terminu „agnostyk”. Określał nim ludzi, według których „praprzyczyna (Bóg) oraz sama istota wszechrzeczy są nieznane i niepoznawalne”. Ale czy osoby głoszące, iż Stwórca jest ‘niepoznawalny’, naprawdę mają rację? Szczerze mówiąc, takie zastosowanie wypowiedzi Pawła jest błędne i niezgodne z jego intencją. Apostoł bynajmniej nie twierdził, jakoby Stwórca był niepoznawalny; oświadczył jedynie, że nie jest On znany Ateńczykom. Nie dysponował tyloma co my dzisiaj naukowymi dowodami istnienia Stwórcy. Nie wątpił jednak w istnienie osobowego, rozumnego Projektanta, którego przymioty powinny nas pociągać. Zwróćmy uwagę na dalsze słowa Pawła: „Co więc — nie znając — traktujecie ze zbożnym oddaniem, to wam ogłaszam. Bóg, który uczynił świat i wszystko, co na nim, ten, będąc Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach ręką zbudowanych ani nie jest obsługiwany rękami ludzkimi, jak gdyby czegoś potrzebował, ponieważ on sam daje wszystkim życie i dech, i wszystko. On też z jednego człowieka uczynił wszystkie narody ludzkie, żeby zamieszkiwały na całej powierzchni ziemi” (Dzieje 17:23-26). Ciekawe rozumowanie, prawda? A zatem Paweł wcale nie sugerował, że Bóg jest niepoznawalny; podkreślił raczej, iż zarówno twórcy owego ołtarza w Atenach, jak i liczni słuchacze obecni na Areopagu jeszcze Go nie znali. Następnie zachęcił ich — a także wszystkich, którzy później mieli czytać jego przemówienie — by starali się poznać Stwórcę, gdyż „nie jest on daleko od nikogo z nas” (Dzieje 17:27). Jak widać, Paweł taktownie zwrócił uwagę na to, iż dowodów istnienia Stwórcy wszechrzeczy dostarcza obserwowanie Jego dzieł. Pozwala ono zarazem dostrzec wiele Jego przymiotów. Przeanalizowaliśmy już niektóre dowody świadczące o istnieniu Stwórcy. Pierwszy z nich stanowi gigantyczny, rozumnie urządzony wszechświat, który najwyraźniej miał początek. Drugim jest życie na Ziemi, a zwłaszcza dowody zaprojektowania widoczne w komórkach naszego ciała. Trzeci zaś to nasz mózg, któremu zawdzięczamy świadomość istnienia i możliwość interesowania się przyszłością. Przyjrzyjmy się jeszcze dwom dziełom Stwórcy, oddziałującym codziennie na nasze życie. Zechciej przy tym zadać sobie pytanie: Czego się z nich dowiaduję o osobowości Tego, który je obmyślił i stworzył? Uczenie się z Jego dzieł Już samo obserwowanie dzieł Stwórcy wiele o Nim mówi. Przy pewnej okazji Paweł powołał się na to, oznajmiając rzeszy słuchaczy w Azji Mniejszej: „Za minionych pokoleń pozwalał on [Stwórca] wszystkim narodom, by chodziły własnymi drogami, choć przecież nie pozostał bez świadectwa, gdyż czynił dobro, dając wam deszcze z nieba oraz pory urodzajne, napełniając wasze serca pokarmem i weselem” (Dzieje 14:16-17). Zauważmy, iż według Pawła, Stwórca przez dostarczanie ludziom pokarmu dawał świadectwo o swej osobowości. W niektórych krajach obfitość żywności może dziś uchodzić za coś oczywistego. Gdzie indziej wielu ludzi z trudem zdobywa pożywienie. Wszędzie jednak już sama możliwość zapewnienia sobie pokarmu, niezbędnego do życia, jest wyrazem mądrości i dobroci naszego Stwórcy. Żywność dla ludzi i zwierząt powstaje dzięki współdziałaniu skomplikowanych obiegów — między innymi wody, węgla, fosforu i azotu. Wiadomo, że w niezwykle ważnym procesie fotosyntezy rośliny, czerpiąc energię ze światła słonecznego, wykorzystują dwutlenek węgla i wodę jako surowce do produkcji cukrów. Rzecz ciekawa, przy okazji wydzielają tlen. Czy możemy go nazwać zbędnym odpadem? W żadnym wypadku. Wdychany przez nas tlen jest nam absolutnie niezbędny do przetwarzania spożytego pokarmu. Wydychamy powstający przy tym dwutlenek węgla, który potem rośliny ponownie wykorzystują podczas fotosyntezy. Być może uczyliśmy się o niej w szkole, lecz nie zmienia to faktu, że ów życiodajny proces jest wręcz cudowny. A przecież to dopiero jeden przykład. W komórkach ludzi i zwierząt ważną rolę w przenoszeniu energii odgrywa fosfor. Skąd pobieramy ten pierwiastek? Też z roślin. Wchłaniają one z gleby nieorganiczne fosforany i przekształcają je w organiczne związki fosforu. Kiedy zjadamy rośliny zawierające te związki, występujący w nich fosfor jest wykorzystywany do ważnych dla życia procesów. Następnie wraz z odchodami wraca do ziemi, z której może być znowu wchłaniany przez rośliny. Rozsądny wniosek Ogół uczonych zgadza się co do tego, iż wszechświat miał początek. Większość przyznaje też, że przed owym początkiem musiało istnieć coś realnego. Niektórzy naukowcy mówią o wiecznie istniejącej energii. Inni formułują tezę o poprzedzającym wszystko pierwotnym chaosie. Niezależnie od używanych określeń większość zakłada, iż od bezkresnej przeszłości istnieje coś, co nie miało początku. A zatem problem sprowadza się do tego, czy zakładamy wieczne istnienie czegoś, czy kogoś. Która z tych dwóch możliwości wydaje ci się bardziej rozsądna w świetle tego, co o pochodzeniu i naturze wszechświata oraz życia ma do powiedzenia nauka? Potrzebujemy również azotu, będącego składnikiem wszystkich białek i cząsteczek DNA w naszym ciele. Skąd bierzemy ten nieodzowny dla życia pierwiastek? Wprawdzie stanowi on jakieś 78 procent otaczającego nas powietrza, lecz rośliny i zwierzęta nie mogą asymilować azotu bezpośrednio z atmosfery. Musi on więc przejść w inną postać i dopiero wtedy jest pobierany przez rośliny, a potem wykorzystywany przez ludzi i zwierzęta. Jak odbywa się takie wiązanie azotu? Różnie. Umożliwiają je na przykład wyładowania atmosferyczne.[*] Wiązać azot potrafią też bakterie żyjące w brodawkach korzeniowych roślin motylkowatych, na przykład grochu, soi czy lucerny. Bakterie te wiążą azot atmosferyczny i przekształcają go w postać przyswajalną przez rośliny. Dzięki temu gdy jesz warzywa, przyjmujesz azot potrzebny twemu organizmowi do wytwarzania białek. Rzecz zdumiewająca, różne gatunki roślin motylkowatych występują w wilgotnych lasach równikowych, na pustyniach i nawet w tundrach. A na terenach zniszczonych przez pożary z reguły pierwsze pojawiają się właśnie motylkowate. * [W wyniku wyładowań atmosferycznych azot tworzy przyswajalne związki, które spadają z deszczem na ziemię. Rośliny wykorzystują je jako naturalne nawozy. Ludzie i zwierzęta zjadają rośliny i spożytkowują zawarty w nich azot, który następnie trafia do gleby w postaci związków amonowych, a część w końcu uwalnia się jako gaz.] Cóż to za cudowne obiegi substancji! W każdym zostają wykorzystane produkty uboczne innych procesów. Niezbędna energia pochodzi głównie ze Słońca — czystego, niewyczerpanego i niezawodnego źródła. Jakże kontrastuje to z ludzkimi próbami wielokrotnego wykorzystywania posiadanych zasobów! Opracowane przez ludzi systemy utylizacji odpadów są tak złożone, że nawet wyroby rzekomo nieszkodliwe dla środowiska nie zawsze sprzyjają ochronie czystości naszej planety. Jak wykazano w czasopiśmie U.S.News & World Report, należałoby je projektować tak, by ich cenne składniki dało się łatwo odzyskać. Czyż nie widać tego we wspomnianych wyżej naturalnych procesach? Czego więc dowiadujemy się z nich o dalekowzroczności i mądrości Stwórcy? „Każdy niezbędny dla życia pierwiastek — węgiel, azot, siarka — jest przez bakterie przekształcany z postaci nieorganicznej, gazowej, w formę dającą się przyswoić przez rośliny i zwierzęta” (Jhe New Encyclopædia Britannica). Bezstronny i sprawiedliwy Aby lepiej dostrzec niektóre przymioty Stwórcy, poznajmy bliżej jeszcze jedno Jego dzieło — układ odpornościowy, funkcjonujący w naszych ciałach. On też ma związek z bakteriami. Bóg wyposażył każdego z nas w układ odpornościowy, przewyższający wszystko, co może zaoferować nowoczesna medycyna „Chociaż człowiek często interesuje się bakteriami głównie ze względu na wyrządzane przez nie szkody”, zauważa The New Encyclopsedia Britannica, „większość tych mikroorganizmów nie stwarza zagrożenia dla ludzi, a wiele jest wręcz pożytecznych”. W gruncie rzeczy są niezbędne do życia. Odgrywają kluczową rolę w obiegu azotu, węgla i innych pierwiastków. Ponadto potrzebujemy bakterii żyjących w naszym przewodzie pokarmowym. W samym jelicie grubym jest ich około 400 gatunków; uczestniczą one w syntezie witaminy K i przetwarzaniu wydalanych substancji. Dzięki innym pożytecznym bakteriom krowy mogą niejako przerabiać trawę na mleko. A jeszcze inne umożliwiają proces fermentacji, wykorzystywany na przykład przy produkcji sera i jogurtu oraz kiszeniu ogórków lub kapusty. Ale co wtedy, gdy bakterie dostają się tam, gdzie nie powinny? Wówczas krwinki białe, których liczba w naszym ciele może sięgać dwóch bilionów, przystępują do walki z groźnymi drobnoustrojami. Daniel E.Koshland junior, redaktor czasopisma Science, wyjaśnia: „Układ immunologiczny jest tak zaprojektowany, że potrafi rozpoznać intruzów. W tym celu wytwarza około 1011 [100 000 000 000] różnych receptorów, toteż bez względu na kształt lub postać intruza zawsze znajdzie się odpowiadający mu receptor, który go rozpozna i umożliwi jego unicestwienie”. Niebezpieczne drobnoustroje są zwalczane między innymi przez makrofagi. Nazwa „makrofag” znaczy „wielki żarłok” i jest całkiem stosowna, gdyż komórki te pożerają obce ciała trafiające do naszej krwi. Na przykład po wchłonięciu wirusa makrofag go rozkłada, po czym prezentuje charakterystyczne fragmenty jego białka. Stanowią one dla naszego układu odpornościowego sygnał alarmowy, informujący o obecności obcych organizmów. Jeżeli inna komórka układu odpornościowego, zwana pomocniczą komórką T, rozpozna białko wirusa, następuje wymiana sygnałów chemicznych między nią a makrofagiem. Nośnikami tych sygnałów są niezwykłe białka, które spełniają mnóstwo funkcji, polegających na regulowaniu i wspomaganiu odpowiedzi immunologicznej na inwazję intruzów. W rezultacie dochodzi do zmasowanego ataku na dany typ wirusa. Dzięki temu zazwyczaj potrafimy przezwyciężyć infekcję. W rzeczywistości sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, ale nawet ten krótki opis ukazuje złożoność naszego układu odpornościowego. Skąd mamy tak precyzyjny mechanizm? Otrzymujemy go za darmo, niezależnie od finansowej lub społecznej pozycji naszej rodziny. Dla porównania rozważmy, jak niesprawiedliwie rozłożone są możliwości korzystania z opieki zdrowotnej przez większość ludzi. Doktor Hiroshi Nakąjima, dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) , oświadczył: „Dla WHO ta narastająca niesprawiedliwość jest dosłownie kwestią życia i śmierci, gdyż ubodzy płacą za nierówność społeczną własnym zdrowiem”. Nietrudno zrozumieć skargę pewnej mieszkanki slumsów w Sao Paulo: „Dobra opieka zdrowotna jest dla nas jak rzecz na wystawie w luksusowym centrum handlowym. Możemy ją sobie pooglądać, ale nas na nią nie stać”. Podobnego zdania są miliony ludzi na całym globie. Widząc te nierówności, Albert Schweitzer postanowił udać się do Afryki, by zapewnić biednym opiekę medyczną, i za swe wysiłki został uhonorowany Nagrodą Nobla. Jakie zalety przypisałbyś mężczyznom i kobietom wyświadczającym takie dobre uczynki? Zapewne dostrzegłbyś, że kierują się miłością do ludzi oraz poczuciem sprawiedliwości, są bowiem przekonani, iż mieszkańcy krajów rozwijających się też mają prawo do opieki medycznej. Cóż więc powiedzieć o Tym, który nie zważając na naszą pozycję finansową lub społeczną, wyposażył nas w cudowny układ odpornościowy? Czyż nie jest to o wiele wymowniejszy dowód miłości, bezstronności i sprawiedliwości Stwórcy? Poznawanie Stwórcy Omówiliśmy zaledwie kilka dzieł Stwórcy, czy jednak nie wynika z nich, iż jest On rzeczywistą, rozumną osobą, pociągającą nas swymi przymiotami i metodami postępowania? Moglibyśmy rozważyć mnóstwo innych przykładów. Niemniej z życia codziennego wiemy, że samo obserwowanie czyichś dzieł może nie wystarczyć do lepszego poznania ich twórcy. Co gorsza, gdybyśmy nie uzyskali pełnego obrazu jego osoby, moglibyśmy nawet źle go zrozumieć! A jeśli został oczerniony lub przedstawiony w fałszywym świetle, czy nie byłoby dobrze spotkać się z nim i wysłuchać jego racji? Rozmowa taka pozwoliłaby nam się przekonać, jak on reaguje w różnych sytuacjach i jakie przejawia przymioty. Rzecz jasna nie możemy porozmawiać twarzą w twarz z potężnym Stwórcą wszechświata. Na szczęście podał On wiele szczegółów o sobie jako realnej istocie, a uczynił to w księdze, która w całości lub częściowo jest dostępna w przeszło 2000 języków, również w twoim. Księga ta — Biblia — zachęca nas do bliższego poznania Stwórcy i nawiązania z Nim ścisłej więzi. Nawołuje: „Zbliżcie się do Boga, a on zbliży się do was”. Wyjaśnia też, jak można zostać Jego przyjacielem (Jakuba 2:23; 4:8). Czy nie chciałbyś zadzierzgnąć z Nim takiej więzi? Jeśli tak, to zapraszamy cię do rozważenia podanej przez Stwórcę wiarogodnej, fascynującej relacji o Jego działalności stwórczej. Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 6 Starożytna relacja o stwarzaniu — czy możesz na niej polegać? „KTÓŻ może powiedzieć, skąd się wszystko wzięło i jak wyglądało stwarzanie?” Pytanie to postawiono ponad 3000 lat temu w „Hymnie o stwarzaniu” — ułożonym w sanskrycie i wchodzącym w skład Rygwedy, świętej księgi hinduzimu. Poeta powątpiewał, czy nawet liczni bogowie hinduscy wiedzieli, „jak wyglądało stwarzanie”, gdyż „sami bogowie powstali później niż dzieło stwórcze”. Takie dyski pytowe, jak ten w galaktyce NGC 4261, stanowią dowód istnienia potężnych czarnych dziur, których nie można zobaczyć. Biblia wyjawia, że w innej dziedzinie istnieją stworzenia bardzo potężne, choć niewidzialne Podobne mity o narodzinach bogów w istniejącym już wszechświecie zawierają utwory babilońskie i egipskie. Ale jest rzeczą znamienną, iż podania te nie wyjaśniają, skąd się wziął ów pierwotny wszechświat. Jak się jednak przekonasz, istnieje zupełnie inna relacja o stwarzaniu. Została utrwalona w Biblii, a jej pierwsze słowa brzmią: „Na początku Bóg stworzył niebiosa i ziemię” (Rodzaju 1:1). To proste, lecz treściwe zdanie napisał Mojżesz jakieś 3500 lat temu. Kieruje ono uwagę na Stwórcę, Boga, który góruje nad materialnym wszechświatem, ponieważ go stworzył, sam zaś istniał już wcześniej. Księga ta uczy, że „Bóg jest Duchem”, co oznacza, że bytuje w postaci niedostępnej dla naszych oczu (Jana 4:24). Dzisiaj chyba łatwiej to sobie wyobrazić, gdyż uczeni opisali potężne gwiazdy neutronowe oraz czarne dziury — niewidzialne obiekty, których istnienie można wykryć dzięki wywoływanym przez nie efektom. Co ciekawe, Biblia oznajmia: „Są ciała niebieskie i ciała ziemskie; ale chwała ciał niebieskich jest odmienna i ciał ziemskich jest odmienna” (1 Koryntian 15:40, 44). Wzmianka ta nie dotyczy niedostępnych dla oka, materialnych obiektów kosmicznych, badanych przez astronomów. Wspomnianymi tu „ciałami niebieskimi” są rozumne istoty duchowe. A któż oprócz Stwórcy ma ciało duchowe? — zapytasz. Niewidzialne stworzenia niebiańskie Jak podaje Biblia, świat widzialny bynajmniej nie jest pierwszym dziełem stwórczym Boga. Ta starożytna kronika informuje, iż najpierw powołał On do istnienia pewien byt duchowy, pierworodnego Syna. Jest on „pierworodnym wszelkiego stworzenia”, „początkiem stworzenia Bożego” (Kolosan 1:15; Objawienie 3:14). To pierwsze stworzenie jest kimś szczególnym. Ów Syn to jedyna istota stworzona bezpośrednio przez Boga. Obdarzony jest wielką mądrością. Pewien żyjący znacznie później pisarz — król, który sam zasłynął z mądrości — nazwał go „mistrzowskim wykonawcą”, uczestniczącym w stwarzaniu wszystkich następnych dzieł (Przysłów 8:22, 30; zobacz też Hebrajczyków 1:1-2). W I wieku n.e. nauczyciel imieniem Paweł napisał o nim: „Za jego pośrednictwem zostało stworzone wszystko inne w niebiosach i na ziemi, co widzialne i co niewidzialne” (Kolosan 1:16; porównaj Jana 1:1-3). Jakież to niewidzialne niebiańskie byty Stwórca powołał do istnienia za pośrednictwem swego Syna? Wprawdzie astronomowie mówią o miliardach gwiazd i o niewidzialnych czarnych dziurach, lecz Biblia nawiązuje tu do setek milionów stworzeń mających ciała duchowe. Ktoś mógłby zapytać: W jakim celu zostały stworzone takie niewidzialne istoty rozumne? Poznawanie wszechświata pomaga znaleźć odpowiedzi na niektóre pytania dotyczące jego Twórcy i podobnie wnikliwa analiza Biblii pozwala uzyskać ważne informacje o jej Autorze. Księga ta wyjawia na przykład, że jest On „szczęśliwym Bogiem”, a Jego zamysły i czyny są nacechowane miłością (1 Tymoteusza 1:11; 1 Jana 4:8). Nasuwa się zatem logiczny wniosek, iż Bóg postanowił otoczyć się innymi rozumnymi istotami duchowymi, aby też mogły się cieszyć życiem. Każda z nich miała z pożytkiem dla drugich wykonywać satysfakcjonującą pracę i przyczyniać się do realizacji zamierzenia Stwórcy. Nic nie wskazuje na to, by te duchowe stworzenia miały w swym posłuszeństwie wobec Boga przypominać roboty. Wprost przeciwnie, zostały przez Niego obdarzone rozumem i wolną wolą. Jak wynika z Pisma Świętego, Bóg zachęca je do korzystania z wolności myśli i działania, jest bowiem pewny, że swobody te nie stwarzają żadnego trwałego zagrożenia dla pokoju i harmonii we wszechświecie. Używając osobistego imienia Stwórcy, znanego już z hebrajskiej części Biblii, apostoł Paweł napisał: „Jehowa zaś jest Duchem; a gdzie duch Jehowy, tam wolność” (2 Koryntian 3:17). To, co widzialne w niebiosach A jakie widzialne dzieła stworzył Bóg za pośrednictwem swego pierworodnego Syna? Należą do nich Słońce i miliardy innych gwiazd oraz materia, z której jest zbudowany wszechświat. Czy Biblia daje nam jakieś wyobrażenie, jak Bóg stworzył to wszystko z niczego? Aby znaleźć odpowiedź, przyjrzyjmy się tej Księdze w świetle nowoczesnej nauki. W XVIII wieku uczony Antoine Laurent Lavoisier zajmował się wagą materii. Spostrzegł, że po reakcji chemicznej masa produktów jest równa łącznej masie substancji wyjściowych. Na przykład jeśli się spali w tlenie papier, to powstanie popiół i produkty gazowe, ważące w sumie tyle, ile ważył papier i dostarczony tlen. Lavoisier sformułował więc ‘zasadę zachowania masy, czyli materii’. Encyclopædia Britannica z roku 1910 wyjaśniała: „Materii nie można stworzyć ani zniszczyć”. Wydawało się to rozsądne, przynajmniej w tamtych latach. Jednakże w roku 1945 wybuch bomby atomowej nad Hirosimą ujawnił nieścisłość zasady podanej przez Lavoisiera. W wyniku eksplozji uranu o masie większej od krytycznej powstają inne produkty, ale ich sumaryczna masa jest mniejsza od masy zużytego uranu. Jak wytłumaczyć ten ubytek? Otóż część masy zamienia się w energię, wyzwalaną podczas straszliwego wybuchu. Doświadczenia potwierdziły teorię naukową, według której masę można zamienić w energię, a energię w masę Innym dowodem nieścisłości sformułowanej przez Lavoisiera zasady zachowania masy był wybuch bomby wodorowej w roku 1952. W czasie tego procesu jądra wodoru połączyły się, tworząc jądra helu. Ale masa powstałego helu była mniejsza od masy zużytego wodoru. Część masy wodoru zamieniła się w energię, powodując eksplozję znacznie bardziej niszczycielską niż wybuch nad Hirosimą. Eksplozje te dowiodły, że nawet niewielkiej ilości materii odpowiada kolosalna energia. Związek masy z energią wyjaśnia, skąd się bierze energia wysyłana przez Słońce i podtrzymująca nasze życie. Jak wygląda owa zależność? Około 40 lat wcześniej, w roku 1905, Einstein przewidział związek masy z energią, wyrażony znanym równaniem E=mc2 [Energia równa jest masie pomnożonej przez prędkość światła podniesioną do kwadratu]. Po sformułowaniu przez niego tej zależności, inni uczeni mogli już wyjaśnić, dlaczego Słońce świeci od miliardów lat. W jego wnętrzu bezustannie zachodzą reakcje termojądrowe. W ich wyniku co sekunda około 564 milionów ton wodoru zamienia się w 560 milionów ton helu. A zatem jakieś 4 miliony ton materii zamienia się w tym czasie w energię słoneczną, której ułamek dociera do Ziemi i podtrzymuje tu życie. Rzecz znamienna, możliwy jest też proces odwrotny. Jak podaje The World Book Encyclopedia, „energia zamienia się w materię, gdy podczas zderzeń rozpędzonych cząstek elementarnych powstają nowe, cięższe cząstki”. Naukowcy dokonują tego na niedużą skalę za pomocą olbrzymich urządzeń zwanych akceleratorami. Cząstki elementarne rozpędzone do niewyobrażalnych prędkości zderzają się w nich ze sobą i wytwarzają materię. Fizyk Carlo Rubbia, laureat Nagrody Nobla, wyjaśnia: „Powtarzamy jeden z cudów wszechświata — przekształcanie energii w materię”. Ktoś może jednak powie: „No dobrze, ale co to ma wspólnego z biblijną relacją o stwarzaniu?” Wprawdzie Biblia nie jest podręcznikiem naukowym, niemniej zawiera aktualne informacje, zgodne z faktami stwierdzonymi przez naukę. Od pierwszych do ostatnich stron wskazuje na największego Uczonego — na Tego, który stworzył całą materię wszechświata (Nehemiasza 9:6; Dzieje 4:24; Objawienie 4:11). Wyraźnie też ukazuje związek energii z materią. Na przykład Księga ta kieruje do czytelników następujące zaproszenie: „Podnieście oczy ku górze i popatrzcie. Kto stworzył te rzeczy? Ten, który ich zastęp wyprowadza według liczby, wszystkie je woła po imieniu. Dzięki obfitości dynamicznej energii — jako że jest również pełen werwy w swej mocy — ani jednej z nich nie brak” (Izajasza 40:26). A zatem z Biblii wynika, iż materia wszechświata jest dziełem Stwórcy, będącego źródłem kolosalnej energii. Jest to najzupełniej zgodne z nowoczesną nauką. Już choćby z tego powodu biblijna relacja o stwarzaniu zasługuje na głęboki szacunek. Powoławszy do istnienia niebiańskie byty niewidzialne i widzialne, Stwórca i Jego jednorodzony Syn skoncentrowali uwagę na Ziemi. Skąd się wzięła nasza planeta? Wchodzące w jej skład najrozmaitsze pierwiastki chemiczne mogły powstać w wyniku bezpośredniej zamiany części niewyczerpanej energii Boga w materię. Zdaniem dzisiejszych fizyków proces taki jest wykonalny. Możliwe też, że — jak sądzi wielu uczonych — nasz glob został ukształtowany z materii wyrzuconej podczas wybuchu supernowej. A może w grę wchodziła kombinacja kilku metod, zarówno wyżej wspomnianych, jak i jeszcze nie odkrytych przez naukowców? Bez względu na to, jak powstały pierwiastki wchodzące w skład naszej planety, w tym także wszelkie substancje niezbędne dla podtrzymania naszego życia, ich potężnym Źródłem był Stwórca. Nietrudno zrozumieć, że przy stwarzaniu Ziemi trzeba było uwzględnić więcej niż tylko dostarczenie niezbędnych materiałów w odpowiednich proporcjach. Właściwie dobrane musiały też być — i rzeczywiście są — inne czynniki, takie jak wielkość planety, jej ruch obrotowy, odległość od Słońca, a także nachylenie osi obrotu oraz kształt orbity, niemal kołowy. Ponadto Stwórca uruchomił w przyrodzie obiegi rozmaitych substancji, dzięki czemu nasz glob może być siedliskiem najprzeróżniejszych form życia. Wszystko to słusznie wprawia nas w zachwyt. Ale spróbujmy sobie wyobrazić reakcję niebiańskich, duchowych synów Bożych, obserwujących tworzenie Ziemi i życia na niej! Jak czytamy w jednej z ksiąg biblijnych, ‘wespół radośnie wołali’ i „zaczęli z uznaniem wykrzykiwać” (Hioba 38:4, 7). Jak rozumieć pierwszy rozdział Księgi Rodzaju Pierwszy rozdział Biblii opisuje niektóre ważne kroki poczynione przez Boga w ramach przygotowywania Ziemi na miłe dla człowieka miejsce pobytu. Nie zawiera wszystkich szczegółów; czytając go, nie powinniśmy czuć się zniechęceni, jeśli pomija sprawy, których starożytni czytelnicy i tak nie potrafiliby pojąć. Na przykład Mojżesz nic nie wspomniał o roli mikroskopijnych glonów czy bakterii. Ludzie po raz pierwszy ujrzeli te żywe organizmy w XVI wieku, po wynalezieniu mikroskopu. Mojżesz nie opisywał też dinozaurów, o których istnieniu dowiedziano się w XIX wieku dzięki badaniu skamieniałości. Pod wpływem natchnienia używał natomiast określeń zrozumiałych dla współczesnych mu ludzi, a zarazem dokładnych we wszystkim, co dotyczyło stworzenia Ziemi. Czytając rozdział 1 Księgi Rodzaju, począwszy od wersetu 3, zauważysz podział na sześć „dni” stwarzania. Niektórzy utrzymują, że były to zwykłe 24-godzinne doby i że cały wszechświat oraz życie na Ziemi zostały stworzone w ciągu niespełna tygodnia! Bez trudu jednak stwierdzisz, że Biblia niczego takiego nie uczy. Księga Rodzaju została napisana po hebrajsku. W języku tym „dzień” oznacza jakiś okres. Może on odpowiadać 24-godzinnej dobie, ale może też być dłuższy. Nawet w samej Księdze Rodzaju nazwano wszystkie sześć „dni” jednym długim ‘dniem, w którym Jehowa uczynił ziemię i niebo’ (Rodzaju 2:4; porównaj 2 Piotra 3:8). Z Biblii wynika, iż „dni”, czyli okresy stwarzania, trwały tysiące lat. Do wniosku takiego prowadzą zawarte w niej informacje o siódmym „dniu”. Opis każdego z pierwszych sześciu „dni” kończy się wzmianką: ‘I nastał wieczór i ranek — dzień pierwszy’ i tak dalej. Nie znajdziemy jednak takiego zdania po opisie siódmego „dnia”. A jakieś 4000 lat później, w I wieku n.e., wspomniano w Biblii, iż ów siódmy „dzień” odpoczynku wciąż trwa (Hebrajczyków 4:4-6). Siódmy „dzień” obejmował więc tysiące lat i taki sam wniosek wydaje się logiczny w odniesieniu do pierwszych sześciu „dni”. „Dzień” pierwszy i czwarty Umieszczenie Ziemi na orbicie wokół Słońca oraz pokrycie naszego globu wodami nastąpiło chyba jeszcze przed rozpoczęciem się owych sześciu „dni”, czyli sześciu okresów szczególnej działalności stwórczej. „Ciemność panowała na powierzchni głębiny wodnej” (Rodzaju 1:2). W owych pradawnych czasach jakaś przeszkoda — prawdopodobnie mieszanina pary wodnej, innych gazów i pyłu wulkanicznego — musiała uniemożliwiać promieniom słonecznym docieranie do powierzchni Ziemi. Biblia tak opisuje pierwszy z tych etapów stwarzania: „Bóg przemówił: ‘Niech się stanie światło’; i stopniowo stało się światło”, czyli zaczęło docierać do powierzchni naszej planety (Rodzaju 1:3, przekład J.W.Wattsa). Zwrot „stopniowo stało się” wiernie oddaje formę czasownika użytego w tekście hebrajskim, opisującego czynność, która jest w toku i której wykonanie trwa jakiś czas. Osoby znające język hebrajski mogą znaleźć w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju około 40 przykładów tej formy, stanowiącej klucz do zrozumienia jego treści. To, co Bóg zaczynał w symboliczny wieczór danego okresu stwarzania, stopniowo stawało się jasne, widoczne, z nadejściem poranka owego „dnia”.* [Hebrajczycy liczyli dzień od wieczora do następnego zachodu słońca.] A działanie rozpoczęte w jednym okresie nie musiało być całkowicie zakończone przed nastaniem drugiego. Na przykład światło zaczęło być widoczne w pierwszym „dniu”, ale dopiero w czwartym okresie stwarzania można było dostrzec Słońce, Księżyc i gwiazdy (Rodzaju 1:14-19). „Dzień” drugi i trzeci W trzecim „dniu” za sprawą Stwórcy ukazał się suchy ląd, ale przedtem uniosła się część wód. W ten sposób powstała otulająca Ziemię warstwa pary wodnej.[*] Starożytna relacja biblijna nie wyjaśnia — i bynajmniej nie musi wyjaśniać — jak to przebiegało. Wyraźnie wspomina natomiast o przestworzu między wodami, znajdującymi się u góry a wodami na powierzchni. Przestworze to nazywa niebiosami. Do dziś ludzie określają tak atmosferę, w której latają ptaki i samoloty. W stosownym czasie Bóg sprawił, że te niebiosa, czyli atmosfera, napełniły się mieszaniną gazów niezbędnych dla życia. * [Stwórca mógł wykorzystać naturalne procesy, by unieść te wody na odpowiednią wysokość i je tam utrzymywać. Opadły one dopiero za dni Noego (Rodzaju 1:6-8; 2 Piotra 2:5; 3:5-6). Antropolodzy potwierdzają, iż to wydarzenie historyczne wywarło trwały wpływ na ocalałych ludzi i ich potomstwo. O potopie wspominają opowieści ludów we wszystkich zakątkach świata.] Dzieła stwórcze dokonane w ciągu pierwszych trzech „dni” umożliwiły pojawienie się oszałamiająco różnorodnej roślinności W czasie owych „dni” stwarzania poziom wód na powierzchni Ziemi się obniżył, dzięki czemu ukazały się lądy. Bóg prawdopodobnie posłużył się siłami geologicznymi, które w dalszym ciągu przesuwają płyty skorupy ziemskiej, i spowodował wypiętrzenie się dna oceanów, tak iż pojawiły się kontynenty. W rezultacie powstały lądy, wystające nad powierzchnię wód, oraz głębie oceaniczne, zlokalizowane i intensywnie badane przez oceanografów (porównaj Psalm 104:8-9). Po ukształtowaniu się suchego lądu nastąpił kolejny cud. W Biblii czytamy: „I przemówił Bóg: ‘Niech ziemia porośnie trawą, roślinami wydającymi nasienie, drzewami owocowymi rodzącymi według rodzaju swego owoc, w którym jest jego nasienie — na ziemi’. I tak się stało” (Rodzaju 1:11). Jak podkreślono w poprzednim rozdziale, zatytułowanym „Czyje to dzieło?”, rośliny zielone żyją dzięki fotosyntezie. Ich komórki zawierają mniejsze elementy zwane chloroplastami, wykorzystujące energię światła słonecznego. Książka Planet Earth (Planeta Ziemia) wyjaśnia: „Te mikroskopijne fabryki wytwarzają cukry i skrobię (…) Żadnemu człowiekowi nie udało się zaprojektować fabryki, która przewyższałaby chloroplasty wydajnością lub produkowałaby potrzebniejsze wyroby”. Istotnie, od chloroplastów miało później zależeć życie zwierząt. Ponadto, bez roślin zielonych atmosfera ziemska zawierałaby za dużo dwutlenku węgla, a zbyt wysoka temperatura oraz brak tlenu uniemożliwiałyby życie ludziom. Tymczasem niektórzy badacze głoszą zdumiewające teorie powstania form życia zależnych od fotosyntezy. Twierdzą na przykład, że gdy organizmom jednokomórkowym żyjącym w wodzie zaczęło brakować pokarmu, „niektóre pionierskie komórki znalazły w końcu rozwiązanie. Odkryły fotosyntezę”. Ale czy mogło tak być naprawdę? Fotosynteza jest procesem niezmiernie złożonym i naukowcy w dalszym ciągu trudzą się nad zgłębieniem jego tajemnic. Czy według ciebie, zdolne do reprodukcji organizmy żywe wykorzystujące fotosyntezę, pojawiły się w sposób niewytłumaczalny, i to samorzutnie? A może rozsądniej jest wierzyć, że powstały w wyniku rozumnej, celowej działalności stwórczej, jak o tym donosi Księga Rodzaju? Tworzenie nowych form życia roślinnego nie musiało się zakończyć w trzecim „dniu”. Mogło trwać aż do szóstego „dnia”, kiedy to Stwórca „zasadził ogród w Edenie” i „sprawił, że wyrosło z ziemi wszelkie drzewo ponętne dla wzroku i dobre, by mieć z niego pokarm” (Rodzaju 2:8-9). A jak już wspomniano, w czwartym „dniu” musiała się oczyścić atmosfera Ziemi, dzięki czemu do powierzchni naszej planety mogło docierać więcej światła ze Słońca i innych ciał niebieskich. „Dzień” piąty i szósty W piątym „dniu” Stwórca zaczął napełniać oceany i niebiosa atmosferyczne nowymi, odmiennymi od roślin formami życia — duszami żyjącymi. Rzecz ciekawa, biolodzy mówią między innymi o królestwie roślin i królestwie zwierząt i dzielą je na mniejsze grupy. Hebrajski odpowiednik słowa „dusza” ( )נפשznaczy „oddychający”. Biblia mówi też, że „dusze żyjące” mają krew. Możemy zatem wysnuć wniosek, że w piątym okresie stwórczym zaczęli się pojawiać oddychający mieszkańcy mórz i niebios — posiadający układ oddechowy i krwionośny (Rodzaju 1:20; 9:3-4). W szóstym „dniu” Bóg poświęcił więcej uwagi lądom. Stworzył zwierzęta „domowe” i „dzikie”; sporządzając swe sprawozdanie, Mojżesz użył tych określeń, gdyż były zrozumiałe dla współczesnych mu ludzi (Rodzaju 1:24). Tak więc w szóstym okresie stwórczym pojawiły się ssaki. A jak wyglądała sprawa z ludźmi? Biblia wiernie, choć prosto, opisuje kolejność pojawiania się na Ziemi poszczególnych form życia Owa starożytna kronika informuje nas, że w końcu Bóg postanowił stworzyć na Ziemi zupełnie wyjątkową formę życia. Do swego niebiańskiego Syna rzekł: „Uczyńmy człowieka na nasz obraz, na nasze podobieństwo, i niech im będą podporządkowane ryby morskie i latające stworzenia niebios oraz zwierzęta domowe i cała ziemia, jak również wszelkie inne poruszające się zwierzę, które się porusza po ziemi” (Rodzaju 1:26). Człowiek miał zatem być obrazem duchowych cech swego Twórcy, odzwierciedlającym Jego przymioty. Miał też być zdolny do przyswajania sobie olbrzymich ilości informacji. Dzięki temu w swych poczynaniach mógł posługiwać się inteligencją przewyższającą wszystkie zwierzęta. Ponadto w przeciwieństwie do nich mógł się kierować wolną wolą, a nie głównie instynktem. W ostatnich latach naukowcy dokładnie badali geny ludzkie. Porównując genotypy mieszkańców różnych rejonów świata, znaleźli niezbite dowody na to, że cała ludzkość ma wspólnego przodka, że nasz DNA i DNA każdego człowieka, który kiedykolwiek żył, pochodzi ze wspólnego źródła. W roku 1988 czasopismo Newsweek opublikowało te odkrycia w artykule pod tytułem „Poszukiwanie Adama i Ewy”. Badania dotyczyły pewnego typu mitochondrialnego DNA, materiału genetycznego przekazywanego wyłącznie przez kobiety. Wyniki badań nad DNA mężczyzn, opublikowane w roku 1995, prowadzą do identycznego wniosku, tak oto ujętego w tygodniku Time: „Istniał kiedyś wspólny przodek, ‘Adam’, którego materiał genetyczny zawarty w chromosomie [Y] posiada dziś każdy mężczyzna na ziemi”. Bez względu na to, czy odkrycia te są w każdym szczególe ścisłe, potwierdzają one, że sprawozdanie historyczne z Księgi Rodzaju jest ze wszech miar wiarogodne, pochodzi bowiem od Kogoś, kto był uczestnikiem opisanych w niej wydarzeń. Cóż to była za niezwykła chwila, gdy Bóg zebrał różne pierwiastki wchodzące w skład ziemi i ukształtował swego pierwszego człowieczego syna, któremu dał na imię Adam! (Łukasza 3:38). Omawiane sprawozdanie historyczne informuje, że Stwórca naszej planety i wszelkiego życia na niej umieścił Adama w rajskim ogrodzie, „aby go uprawiał i o niego dbał” (Rodzaju 2:15). Bóg mógł wtedy jeszcze stwarzać nowe rodzaje zwierząt. Biblia mówi, że „kształtował z ziemi wszelkie dzikie zwierzę polne i wszelkie latające stworzenie niebios i zaczął przyprowadzać je do człowieka, żeby zobaczyć, jak nazwie każde z nich; i jak ją człowiek nazwał — każdą duszę żyjącą — tak się nazywała” (Rodzaju 2:19). Księga ta bynajmniej nie sugeruje, jakoby pierwszy człowiek, Adam, był postacią mityczną. Wprost przeciwnie, był realną osobą — myślącą, czującą i zdolną do czerpania radości z pracy w swym rajskim domu. Codziennie dowiadywał się czegoś nowego o dziełach swego Stwórcy i o Nim samym — o Jego przymiotach i osobowości. Po upływie bliżej nie sprecyzowanego okresu Bóg stworzył pierwszą kobietę i dał ją Adamowi za żonę. Ponadto wskazał na głębszy sens ich życia, zlecił im bowiem następujące doniosłe zadanie: „Bądźcie płodni i stańcie się liczni oraz napełnijcie ziemię i opanujcie ją, a także podporządkujcie sobie ryby morskie i latające stworzenia niebios, i wszelkie żywe stworzenie, które się porusza po ziemi” (Rodzaju 1:27-28). Nic nie zdoła zmienić objawionego w ten sposób zamierzenia Stwórcy: cała ziemia ma zostać przekształcona w raj, zamieszkany przez szczęśliwych ludzi, którzy będą żyli w pokoju ze sobą nawzajem i ze zwierzętami. ‘Jako geolog nie mógłbym zrobić nic lepszego, jak tylko przytoczyć w możliwie dosłownym brzmieniu treść pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju’ (Wallace Pratt) Materialny wszechświat, włącznie z naszą planetą i życiem na niej, wymownie świadczy o mądrości Boga. Dzięki niej mógł On zawczasu wziąć pod uwagę ewentualność, że niektórzy ludzie postanowią działać niezależnie, buntowniczo, nie licząc się z Jego pozycją Stwórcy i Życiodawcy. Taki bunt mógłby przeszkodzić w realizacji wspaniałego zamierzenia, którego celem jest stworzenie ogólnoziemskiego raju. Biblia informuje, iż Bóg poddał Adama i Ewę prostej próbie, mającej im przypominać o konieczności okazywania Mu posłuszeństwa. Zapowiedział też, że konsekwencją nieposłuszeństwa będzie utrata życia, którym ich obdarzył. Kierując się szczerą troską, ostrzegł naszych praprzodków przed obraniem niewłaściwego postępowania, wskutek którego ucierpiałby cały ród ludzki (Rodzaju 2:16-17). Przed upływem szóstego „dnia” Stwórca uczynił wszystko, co było niezbędne dla realizacji Jego zamierzenia. Słusznie więc mógł uznać całe swe dzieło za „bardzo dobre” (Rodzaju 1:31). Od tego momentu Biblia informuje o następnym ważnym okresie — mówi, że Bóg „w siódmym dniu zaczął odpoczywać od wszelkiego swego dzieła, którego dokonał” (Rodzaju 2:2). Skoro „Stwórca (…) się nie męczy ani nie nuży”, dlaczego wspomniano o Jego odpoczynku? (Izajasza 40:28). Wzmianka ta oznacza, iż przestał powoływać do istnienia fizyczne dzieła stwórcze; ponadto może odpoczywać, gdyż wie, że nic — nawet bunt w niebie czy na ziem i— nie zdoła zniweczyć Jego wspaniałego zamierzenia. Bóg z ufną pewnością pobłogosławił siódmy „dzień”. Toteż Jego lojalne stworzenia rozumne — ludzie i niewidzialne istoty duchowe — mogą być przekonane, iż zanim się skończy ów siódmy „dzień”, w całym wszechświecie zapanuje pokój i szczęście. Czy Księga Rodzaju zasfuguje na wiarę? Ale czy naprawdę można wierzyć tej relacji o stwarzaniu oraz perspektywom, które przed nami otwiera? Jak już wspomnieliśmy, wnioski wypływające z nowoczesnych badań w dziedzinie genetyki pokrywają się z tym, co od dawna mówi Biblia. Ponadto niektórzy uczeni zwrócili uwagę na kolejność zdarzeń opisanych w Księdze Rodzaju. Na przykład znany geolog Wallace Pratt oświadczył: „Gdyby mnie, jako geologa, poproszono o krótkie przedstawienie prostym ludom pasterskim — takim jak plemiona, do których była skierowana Księga Rodzaju — naszych współczesnych poglądów na powstanie Ziemi i rozwój życia na niej, nie mógłbym zrobić nic lepszego, jak tylko przytoczyć w możliwie dosłownym brzmieniu treść pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju”. Geolog ten wspomniał też, że przedstawione w niej następstwo zdarzeń — od powstania oceanów i wyłonienia się lądów aż do pojawienia się zwierząt wodnych, ptaków i ssaków — w zasadzie odpowiada kolejności podstawowych okresów geologicznych. Pomyśl: Skąd Mojżesz tysiące lat temu mógłby znać rzeczywistą kolejność, gdyby nie czerpał informacji od samego Stwórcy i Projektodawcy? Biblia wyjaśnia: „Dzięki wierze poznajemy, że wszechświat został ukształtowany słowem Boga, tak iż to, co widzialne, powstało z tego, co niewidzialne” (Hebrajczyków 11:3, The New English Bible). Sporo ludzi nie jest skłonnych uznać tego za fakt i woli wierzyć, że wszechświat i życie są dziełem przypadku albo nie kontrolowanych przez nikogo procesów. [Zob. książkę: Jak powstało życie? Przez ewolucję czy przez stwarzanie?] Jak jednak widzieliśmy, istnieje mnóstwo różnych powodów, by wierzyć, iż wszechświat oraz życie na Ziemi — w tym także nasze życie — pochodzi od rozumnej Praprzyczyny, od Stwórcy, czyli Boga. Biblia otwarcie przyznaje, że ‘nie wszyscy mają wiarę’ (2 Tesaloniczan 3:2). Ale wiary nie należy mylić z łatwowiernością. Prawdziwa wiara jest oparta na realnych podstawach. W następnym rozdziale rozważymy dalsze istotne i przekonujące powody, pozwalające ufać Biblii i Wspaniałemu Stwórcy, który troszczy się o każdego z nas. Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 7 Czego można o Stwórcy dowiedzieć się z książki? ZAPEWNE zgodzisz się z poglądem, że interesująca, pouczająca książka ma dużą wartość. Biblia jest właśnie taką książką. Można w niej znaleźć fascynujące opisy autentycznych zdarzeń, uwypuklające wysokie mierniki moralne. Napotkasz w niej także barwne unaocznienia ważnych prawd. Jeden z jej pisarzy, słynny z mądrości, wyznał, że „starał się znaleźć miłe słowa i napisać właściwe słowa prawdy” (Kaznodziei 12:10). Księga, którą nazywamy Biblią, to w gruncie rzeczy zbiór 66 mniejszych ksiąg; spisywanie ich trwało ponad 1500 lat. Na przykład, między rokiem 1513 a 1473 p.n.e. Mojżesz zredagował pierwsze pięć ksiąg, poczynając od Księgi Rodzaju. Ostatnim pisarzem biblijnym był Jan, jeden z apostołów Jezusa. Przedstawił dzieje jego życia (w Ewangelii według Jana), jak również napisał krótkie listy oraz Objawienie, które na ogół można znaleźć na końcu Biblii. W ciągu 1500 lat, dzielących Mojżesza od Jana, w spisywaniu Biblii uczestniczyło około 40 osób. Byli to szczerzy, oddani Bogu ludzie, którzy pragnęli dopomóc drugim w poznaniu Stwórcy. Dzięki ich pismom dużo się dowiadujemy o Jego osobowości i o tym, jak sobie zjednać Jego upodobanie. Ponadto Biblia pozwala nam zrozumieć,dlaczego panoszy się niegodziwość i jak zostanie jej położony kres. Pisarze biblijni wskazali, że nadejdzie czas, gdy Bóg będzie bardziej bezpośrednio sprawował władzę nad ludzkością, i opisali w zarysie wspaniałe warunki, jakie wówczas nastaną (Psalm 37:10-11; Izajasza 2:2-4; 65:17-25; Objawienie 21:3-5). Zapewne zdajesz sobie sprawę, iż niejeden traktuje Biblię po prostu jako starożytny zbiór mądrości ludzkiej. Niemniej miliony ludzi żywi przekonanie, że jej prawdziwym Autorem jest Bóg i że to On kierował myślami jej pisarzy (2 Piotra 1:20-21). Jak można ustalić, czy ich pisma rzeczywiście pochodzą od Boga? Otóż istnieje kilka godnych rozpatrzenia grup dowodów, prowadzących do takiego samego wniosku. Dzięki temu wiele osób przekonało się, że Biblia to coś więcej niż zwykła książka napisana przez człowieka, że pochodzi ona z ponadludzkiego źródła. Zilustrujmy to choćby jedną grupą dowodów. Tym samym dowiemy się więcej o Stworzycielu wszechświata, który zarazem jest Źródłem życia ludzkiego. Przepowiednie, które się sprawdziły Sporo pisarzy biblijnych zanotowało proroctwa dotyczące przyszłych wydarzeń. Niemniej umiejętności przepowiadania ich nie przypisywali sobie, lecz Stwórcy. Na przykład Izajasz nazwał Boga „Tym, który od początku oznajmia zakończenie” (Izajasza 1:1; 42:8-9; 46:8-11). Zdolność przewidzenia tego, co zdarzy się dziesiątki lub nawet setki lat później, zdecydowanie odróżnia Boga, wspomnianego przez Izajasza, od zwykłych bożków, jakie czcili i dalej czczą ludzie. Proroctwa wymownie świadczą o tym, że Biblia nie jest autorstwa ludzkiego. Zobaczmy, jak to potwierdza Księga Izajasza. Potężny Babilon po dziś dzień jest opuszczonym zwaliskiem gruzów, w jakie zamienił się kilkaset lat po zapowiedzi zanotowanej w Biblii Zestawienie treści tej księgi z danymi historycznymi pokazuje, że została napisana około roku 732 p.n.e. Izajasz przepowiedział, iż na mieszkańców Jerozolimy i Judy spadnie klęska, ponieważ obciążyli się winą za rozlew krwi oraz bałwochwalstwo. Kraj miał ulec spustoszeniu, Jerozolima wraz ze świątynią miała być zburzona, a pozostali przy życiu mieszkańcy zabrani do niewoli w Babilonie. Ale Izajasz prorokował również, że Bóg nie zapomni o swym uwięzionym narodzie. Zapowiedział, iż cudzoziemski król imieniem Cyrus pokona Babilon i pozwoli oswobodzonym Żydom wrócić do ojczyzny. Napisał wręcz, że Bóg mówi „o Cyrusie: ‘On jest moim pasterzem i wszystko, w czym mam upodobanie, całkowicie wykona’ — to, co powiedziałem o Jerozolimie: ‘Zostanie odbudowana’, a o świątyni: ‘Twój fundament zostanie położony’” (Izajasza 2:8; 24:1; 39:5-7; 43:14; 44:24-28; 45:1). Za dni Izajasza, w VIII wieku p.n.e., tego rodzaju przepowiednie mogły sprawiać wrażenie niewiarogodnych. W tym czasie Babilon nawet nie był liczącą się potęgą militarną. Podlegał imperium asyryjskiemu, które wówczas było prawdziwym mocarstwem światowym. Równie dziwna mogła się wydawać myśl, iż podbity lud, uprowadzony do dalekiego kraju, miałby zostać wyswobodzony i odzyskać swoją ziemię. „Kto słyszał coś takiego?” — pytał Izajasz (Izajasza 66:8). Jak jednak wyglądała sytuacja dwa stulecia później? Dzieje starożytnych Żydów dowiodły, że proroctwo Izajasza spełniło się w każdym szczególe. Babilon istotnie wzrósł w potęgę i zburzył Jerozolimę. Imię króla perskiego (Cyrus), jego podbój Babilonu oraz powrót Żydów — wszystko to są uznane fakty historyczne. Owe proroczo zapowiedziane okoliczności sprawdziły się tak dokładnie, że w XIX stuleciu krytycy zaczęli wysuwać twierdzenie, jakoby Księga Izajasza była falsyfikatem. ‘Być może Izajasz napisał pierwsze rozdziały’, sugerowali, ‘ale jakiś późniejszy pisarz w czasach króla Cyrusa tak opracował resztę tej księgi, by wyglądała na proroctwo’. Czy tego rodzaju lekceważące wypowiedzi znajdują pokrycie w faktach? Czy rzeczywiście były to przepowiednie? Przepowiednie, zawarte w Księdze Izajasza, dotyczą nie tylko zdarzeń związanych z Cyrusem i żydowskimi wygnańcami. Izajasz zapowiedział również ostateczny los Babilonu i podał w swej księdze mnóstwo szczegółów o przyszłym Mesjaszu, czyli Wyzwolicielu, który miał cierpieć, a potem zostać okryty chwałą. Czy da się ustalić, że owe informacje były spisane dużo wcześniej i wobec tego istotnie stanowiły proroctwa czekające na spełnienie? Przyjrzyjmy się temu bliżej. Izajasz tak opisał los Babilonu: „Babilon, ozdoba królestw, piękno dumy Chaldejczyków, stanie się jak Sodoma i Gomora, gdy Bóg je zniszczył. Nigdy nie będzie zamieszkany ani nie będzie istnieć przez pokolenie za pokoleniem” (Izajasza 13:19-20; rozdział 47). A jak w rzeczywistości potoczyły się wydarzenia? Otóż byt Babilonu przez długi czas opierał się na skomplikowanym systemie nawadniania, który składał się z tam i kanałów, biegnących między rzekami Eufrat i Tygrys. Prawdopodobnie około roku 140 p.n.e., w okresie niszczycielskiego podboju dokonanego przez Partów, system ten uległ poważnemu uszkodzeniu i w zasadzie się załamał. Jakie były tego następstwa? The Encyclopedia Americana wyjaśnia: „Gleba została przesycona solami mineralnymi, a na powierzchni utworzyła się alkaliczna skorupa, co uniemożliwiło użytkowanie rolnicze”. Dwieście lat później Babilon wciąż jeszcze był ludnym miastem, ale to już nie potrwało długo (porównaj 1 Piotra 5:13). W III wieku n.e. dziejopisarz Kasjusz Dion (około 150-235 n.e.) wspomniał, że pewien człowiek zwiedzający Babilon zastał tam jedynie „rumowiska i kamienie, i ruiny” (LXVIII, 30). Co ważne, w tym czasie Izajasz od dawna już nie żył, a cała jego księga od stuleci była w obiegu. Gdyby ktoś dzisiaj chciał zwiedzić Babilon, również ujrzałby tylko gruzy tej niegdyś wspaniałej metropolii. Inne starożytne miasta, na przykład Rzym, Jerozolima czy Ateny, dotrwały do naszych czasów, lecz Babilon jest spustoszoną, bezludną ruiną — dokładnie tak, jak prorokował Izajasz. Przepowiednia się sprawdziła. Zwróćmy teraz uwagę na to, w jaki sposób Izajasz opisał przyszłego Mesjasza. Według Księgi Izajasza 52:13, ten specjalny sługa Boży miał w końcu ‘zająć wysokie stanowisko i zostać bardzo wywyższony’. Jednakże następny rozdział (Izajasza 53) proroczo zapowiadał, że przed wywyższeniem czeka Mesjasza zaskakująco odmienne przeżycie. W owym rozdziale, powszechnie uznawanym za proroctwo mesjańskie, przedstawiono szczegóły, które mogą cię zdziwić. Przeczytasz tam, że Mesjasz miał doznać wzgardy ze strony swych rodaków. Mocno przekonany, iż tak będzie, Izajasz wypowiedział się, jak gdyby to już nastąpiło: „Był wzgardzony i unikany przez ludzi” (werset 3). Takie poniżanie Mesjasza miało być całkiem nieuzasadnione, ponieważ miał on wyświadczać ludziom dużo dobrego. „On dźwigał nasze choroby” — napisał Izajasz o dokonywanych przez niego uzdrowieniach (werset 4). Mimo to Mesjasz miał zostać osądzony i niesłusznie skazany, a sam zachować milczenie przed swymi oskarżycielami (wersety 7 i 8). Miał pozwolić, by go wydano na śmierć razem z przestępcami, a podczas wykonania wyroku jego ciało miało zostać przebite (wersety 5 i 12). Stracony niczym złoczyńca, miał być jednak pochowany jak bogacz (werset 9). Izajasz parokrotnie też podkreślił, że niesprawiedliwa śmierć Mesjasza będzie mieć moc przebłagalną, że zakryje grzechy innych ludzi (wersety 5, 8, 11 i 12). Wszystko to się sprawdziło. Dzieje Jezusa opisane przez jego współczesnych — Mateusza, Marka, Łukasza i Jana — w pełni potwierdzają, że wypadki rzeczywiście potoczyły się tak, jak przepowiedział Izajasz. Niektóre rozegrały się po śmierci Jezusa, a więc absolutnie nie mógł on pokierować ich rozwojem (Mateusza 8:16-17; 26:67; 27:14, 39-44, 57-60; Jana 19:1, 34). Gruntowne spełnienie się mesjańskiego proroctwa Izajasza od stuleci wywiera ogromne wrażenie na szczerych czytelnikach Biblii, również tych, którzy wcześniej nie uznawali Jezusa. Hebraista William Urwick nadmienił: „Wielu Żydów, którzy zdecydowali się ująć na piśmie powód swego przejścia na chrystianizm, przyznawało, że właśnie uważne wniknięcie w treść tego rozdziału [Izajasza 53] poderwało ich zaufanie do starej wiary i dotychczasowych nauczycieli” (The Servant of Jehovah).*[Porównaj z tym Dzieje Apostolskie 8:26-38, gdzie przytoczono Księgę Izajasza 53:7-8] Urwick wypowiedział się w powyższy sposób pod koniec XIX wieku, gdy jeszcze niektórzy mogli powątpiewać, czy 53 rozdział Księgi Izajasza faktycznie spisano setki lat przed narodzeniem Jezusa. Jednakże odkrycia dokonane od tego czasu w istotnej mierze rozwiały wątpliwości. W roku 1947 pewien beduiński pasterz znalazł w pobliżu Morza Martwego bardzo stary zwój zawierający całą Księgę Izajasza. Znawcy starożytnego pisma orzekli, iż zwój ten powstał w latach 125-100 p.n.e. W roku 1990 przeprowadzono analizę zawartości węgla C-14, która wskazała na okres między 202 a 107 rokiem p.n.e. Tak więc, gdy Jezus się urodził, słynny zwój z Księgą Izajasza był już dość stary. Co ujawnia porównanie go z naszymi współczesnymi wydaniami Biblii? Zwiedzający Jerozolimę mogą obejrzeć fragmenty Zwojów znad Morza Martwego i posłuchać z taśmy następującego wyjaśnienia archeologa, profesora Yigaela Yadina: „Między wypowiedzeniem słów Izajasza a sporządzeniem ich odpisu na tym zwoju w II wieku p.n.e. upłynęło nie więcej niż pięć lub sześć stuleci. Rzecz doprawdy zdumiewająca, że choć oryginalny zwój przechowywany w muzeum ma ponad 2000 lat, jest on niezmiernie bliski Biblii, którą czytamy dzisiaj po hebrajsku albo w przekładach dokonanych z oryginału”. Ten zwój z Księgą Izajasza, przepisany w II wieku p.n.e., odkryto w jaskini nad Morzem Martwym. Szczegółowo zapowiedziano w nim wydarzenia, które się rozegrały setki lat później _____________ Widoczny fragment zwoju sześć razy zawiera Tetragram imienia Bożego, zapisany pismem starohebrajskim Informacja ta niewątpliwie daje dużo do myślenia. Dlaczego? Otóż powinna rozproszyć wszelkie wątpliwości krytyków, sugerujących, iż Księga Izajasza jest jedynie proroctwem spisanym po fakcie. Istnieją dziś naukowe dowody na to, że jej odpis sporządzono sporo ponad sto lat przed narodzinami Jezusa i na długo przed wyludnieniem Babilonu. Jakże zatem można wątpić, czy pisma Izajasza przepowiedziały ostateczny los Babilonu oraz niesprawiedliwe cierpienia, rodzaj śmierci i w ogóle sposób potraktowania Mesjasza? Świadectwa, potwierdzone przez historię, eliminują też jakąkolwiek podstawę do kwestionowania trafnej zapowiedzi Izajasza, dotyczącej niewoli Żydów i ich wyjścia z Babilonu. Takie spełnione proroctwa stanowią zaledwie jedną z wielu grup dowodów potwierdzających, że rzeczywistym Autorem Biblii jest Stwórca, że jest ona ‘natchniona przez Boga’ (2 Tymoteusza 3:16). Za Boskim autorstwem Biblii przemawia jeszcze mnóstwo innych argumentów, takich jak: ścisłość zawartych w niej wzmianek z dziedziny astronomii, geologii i medycyny; wewnętrzna harmonia jej ksiąg, pisanych przez dziesiątki ludzi w ciągu wielu setek lat; jej zgodność z licznymi faktami ustalonymi przez historię świecką i archeologię; wyłuszczone w niej zasady moralne, górujące nad normami przyjętymi podówczas przez okoliczne ludy i po dziś dzień uznawane za nie mające sobie równych. Te i inne dowody przekonały niezliczone rzesze wnikliwych i uczciwych ludzi, że Autorem Biblii naprawdę jest nasz Stwórca. [Dalsze szczegóły na temat powstania Biblii można znaleźć w książce Biblia - Słowo Boże czy ludzkie] Wszystko to może nam też pomóc w wyprowadzeniu pewnych ważnych wniosków co do samego Stwórcy — mianowicie w dostrzeżeniu Jego przymiotów. Czyż Jego zdolność spoglądania w przyszłość nie świadczy o tym, że ma możliwości poznawcze, które niepomiernie górują nad naszymi? Ludzie nie wiedzą, co się zdarzy w odległej przyszłości, ani nie potrafią tym pokierować. Stwórca potrafi. Może zarówno ją przewidzieć, jak i nadać wypadkom taki bieg, by spełniła się Jego wola. Toteż słusznie Izajasz nazywa Stwórcę „Tym, który od początku oznajmia zakończenie i od dawna — to, czego jeszcze nie uczyniono; Tym, który mówi: ‘Mój zamiar się ostoi i uczynię wszystko, w czym mam upodobanie’” (Izajasza 46:10; 55:11). Dokładniejsze poznanie Autora Chcąc kogoś poznać, trzeba z nim rozmawiać i obserwować, jak się zachowuje w różnych okolicznościach. Jedno i drugie jest możliwe w kontaktach z ludźmi, ale jak poznać Stwórcę? Nie mamy możliwości prowadzenia z Nim bezpośrednich rozmów. Niemniej, jak już ustaliliśmy, dużo wyjawia On o sobie w Biblii — zarówno przez swe wypowiedzi, jak i czyny. Ponadto, ta niezrównana księga w gruncie rzeczy zaprasza nas do zadzierzgnięcia więzi ze Stwórcą. Usilnie zachęca: „Zbliżcie się do Boga, a on zbliży się do was” (Jakuba 2:23; 4:8). Zastanówmy się nad pierwszym krokiem: Jeżeli chcemy się z kimś zaprzyjaźnić, na pewno poznamy jego imię. A jakie imię nosi Stwórca i co to imię o Nim wyjawia? Hebrajskiej części Biblii (często nazywana Starym Testamentem) przedstawia nam niepowtarzalne imię Stwórcy. W starożytnych manuskryptach reprezentują je cztery hebrajskie spółgłoski יהוה, które bywają transkrybowane jako JHWH. Imię Stwórcy pojawia się tam około 7000 razy, znacznie częściej niż takie tytuły, jak Bóg lub Pan. Przez szereg stuleci ludzie czytający Biblię hebrajską posługiwali się tym osobistym imieniem. Jednakże z biegiem czasu wielu Żydów popadło w zabobonny lęk przed wypowiadaniem imienia Bożego, wskutek czego jego wymowa się nie zachowała. W pewnym żydowskim komentarzu do Księgi Wyjścia nadmieniono: „Pierwotna wymowa z czasem zaginęła; nowożytne próby jej odtworzenia opierają się na domniemaniach”. Trzeba przyznać, że nie mamy pewności, jak Mojżesz wymawiał imię Boże, które można znaleźć w Księdze Wyjścia 3:16 i 6:3. Ale któż dzisiaj czułby się w obowiązku podejmować próby wymawiania imion Mojżesza lub Jezusa ściśle w tym brzmieniu i z taką intonacją, jak to robiono wówczas, gdy oni chodzili po ziemi? A jednak nie wzbraniamy się używać imienia Mojżesza i Jezusa. Zamiast skrupulatnie dociekać, w jaki sposób starożytny lud mówiący innym językiem wymawiał imię Boże, czy nie lepiej jest po prostu posługiwać się formą przyjętą w naszym języku? Na przykład, w języku polskim od przeszło 400 lat jest w użyciu brzmienie 'Jehowa”, w dalszym ciągu powszechnie uznawane za imię Stwórcy. W każdym razie, szczegóły dotyczące wymowy nie są tak ważne, jak znaczenie tego imienia. W języku hebrajskim jest ono kauzatywną formą (wyrażającą powodowanie czynności) czasownika hawáh ()הוה, który znaczy „zostać” lub „stać się” (Rodzaju 27:29). Słownik wiedzy biblijnej pod redakcją Bruce'a M.Metz-gera i Michaela D.Coogana podaje taki jego sens: „‘sprawia’ albo ‘sprawi bycie’”. Można więc powiedzieć, iż osobiste imię Stwórcy dosłownie oznacza: „On powoduje, że się staje”. Zauważmy, że w przeciwieństwie do tego, co być może mają na myśli używający określenia „Praprzyczyna”, nacisk nie jest tu położony na Jego działalność w odległej przeszłości. Dlaczego? Otóż imię Boże wiąże się z tym, co Stwórca zamierza uczynić. W języku hebrajskim czasowniki mają w zasadzie dwa aspekty, a ten, w którym występuje imię Stwórcy, „wskazuje na czynność w trakcie rozwoju. Nie wyraża jedynie ciągłości działania (…), lecz jego rozwój, zmierzający od zapoczątkowania ku dokończeniu” (A Short Account of the Hebrew Tenses). A zatem sam Jehowa wyjawia przez swe imię, że urzeczywistnia zamierzone cele, że nieustannie staje się Tym, który spełnia obietnice. Wiedząc o tym, iż Stwórca zawsze realizuje swoje zamierzenia, niejeden czuje się pokrzepiony i uspokojony. Jego zamierzenie a cel twego życia Podczas gdy imię Boże świadczy o zmierzaniu do celu, mnóstwo ludzi nie potrafi dostrzec celowości, czyli głębszego sensu we własnym istnieniu. Obserwują, jak ludzkość ustawicznie nękają różne nieszczęścia — wojny, klęski żywiołowe, epidemie, ubóstwo czy przestępczość. Nawet nieliczni szczęśliwcy, których te utrapienia jakimś sposobem omijają, częstokroć przyznają, że dręczy ich niepewność co do przyszłości i brak poczucia sensu życia. Biblia tak to komentuje: „Świat fizyczny popadł w żałosny stan nie z własnej chęci, lecz z woli Stwórcy, który tak uczyniwszy, dał mu nadzieję, że pewnego dnia zostanie wyzwolony (…) i otrzyma udział w chwalebnej wolności dzieci Bożych” (Rzymian 8:20-21, J.W.C.Wand, The New Testament Letters). Księga Rodzaju ukazuje, iż swego czasu ludzie żyli w pokoju ze Stwórcą. Ale gdy obrali złą drogę, Bóg słusznie pozwolił, by popadli w żałosny stan. Zobaczmy, jak do tego doszło, czego dowiadujemy się stąd o Stwórcy i czego możemy się spodziewać na przyszłość. Jak donosi wspomniana relacja historyczna, której wiarogodność potwierdziła się wielokrotnie, pierwsi stworzeni ludzie mieli na imię Adam i Ewa. Nie musieli oni po omacku szukać celu życia ani zastanawiać się, co jest wolą Boga. Stwórca udzielił im praktycznych pouczeń, co zresztą uczyniłby dla swego potomstwa każdy kochający i troskliwy człowieczy ojciec. Rzekł do nich: „Bądźcie płodni i stańcie się liczni oraz napełnijcie ziemię i opanujcie ją, a także podporządkujcie sobie ryby morskie i latające stworzenia niebios, i wszelkie żywe stworzenie, które się porusza po ziemi” (Rodzaju 1:28). Na tej glinianej skorupie, odkopanej w Lachisz, napisano list w starożytnej hebrajszczyżnie. Dwa razy występuje w nim imię Boże (patrz obramowanie ze strzałkami), co wskazuje, że było ono znane i powszechnie używane Pierwsi ludzie otrzymali zatem sensowne zadanie życiowe. Mieli się troszczyć o swe naturalne środowisko i zaludnić ziemię odpowiedzialnymi mieszkańcami (porównaj Izajasza 11:9). Nikt nie ma prawa obciążać Stwórcy winą za obecny stan naszej zanieczyszczonej planety ani zarzucać Mu, że pozwolił ludziom doprowadzić ją do ruiny. Słowo „opanujcie” bynajmniej nie stanowiło zgody na gospodarkę rabunkową. Mieli oni uprawiać i pielęgnować planetę powierzoną ich pieczy (Rodzaju 2:15). A to niezwykle sensowne zadanie mogli realizować przez bezkresną przyszłość. Nie musieli umierać, z czym harmonizuje fakt, że możliwości mózgu ludzkiego nie da się w pełni spożytkować w ciągu życia trwającego 70, 80 bądź nawet 100 lat. Mózg został tak zaprojektowany, by nam służył przez czas nieograniczony. Jehowa Bóg, który przedsięwziął dzieło stwarzania i nim pokierował, pozostawił człowiekowi dużo swobody, jeśli chodzi o sposób realizacji Jego zamierzenia co do ziemi i ludzkości. Nie nałożył nadmiernych wymagań ani przesadnych ograniczeń. Adamowi na przykład przydzielił zajęcie, które zachwyciłoby zoologa: miał bliżej poznać i ponazywać zwierzęta. Bacznie więc je obserwował i nadawał im nazwy, często o charakterze opisowym (Rodzaju 2:19). To zaledwie jeden przykład ilustrujący, jak ludzie mogli używać swych zdolności i umiejętności w sposób harmonizujący z zamierzeniem Bożym. Rozumiesz chyba, że mądry Stwórca całego wszechświata bez trudu mógł opanować każdą sytuację na ziemi — nawet gdyby ludzie obrali postępowanie nierozsądne lub szkodliwe. Doniesienie historyczne informuje nas, iż Bóg nałożył na Adama tylko jedno ograniczenie: „Z każdego drzewa ogrodu możesz jeść do syta. Ale co do drzewa poznania dobra i zła — z niego nie wolno ci jeść, bo w dniu, w którym z niego zjesz, z całą pewnością umrzesz” (Rodzaju 2:16-17). Wynikało stąd, że ludzie musieli uznać, iż Bóg ma prawo oczekiwać od nich posłuszeństwa. Od dni Adama aż do naszych czasów każdy człowiek musi zaakceptować prawo powszechnego ciążenia i zgodnie z nim układać swe życie; nieliczenie się z nim byłoby głupie i szkodliwe. Dlaczego w takim razie ktoś miałby się uchylać od dostosowania życia do innego prawa, czyli nakazu dobrotliwego Stwórcy? Jasno przedstawił On konsekwencje odrzucenia tego prawa, dał jednak Adamowi i Ewie możność dobrowolnego okazania Mu posłuszeństwa. Kronika najdawniejszych dziejów człowieka wyraźnie ukazuje, że Stwórca obdarzył ludzi wolnością wyboru. Niemniej pragnie On, by Jego stworzenia cieszyły się pełnią szczęścia, a to bywa naturalnym rezultatem przestrzegania nadanych przez Niego dobrych praw. Izaak Newton sformułował prawo powszechnego ciążenia. Prawa Stwórcy są rozsądne, a przestrzeganie ich wychodzi nam na dobre Z poprzedniego rozdziału dowiedzieliśmy się, że bóg powołał do życia rozumne stworzenia, których nie możemy widzieć — stworzenia duchowe. Historia początków ludzkości wyjawia, iż jednego z tych duchów opanowała myśl o przywłaszczeniu sobie pozycji Boga (porównaj Ezechiela 28:13-15). Nadużył użyczonej mu swobody wyboru i podstępnie nakłonił pierwszych ludzi do działania, które trzeba nazwać otwartym buntem. Prowokacyjnym aktem jawnego nieposłuszeństwa — zjedzeniem owocu z „drzewa poznania dobra i zła” — ci pierwsi ludzie zademonstrowali swą niezależność od rządów Bożych. Co więcej, postępkiem swym pokazali, że popierają twierdzenie, jakoby Bóg odmawiał człowiekowi czegoś dobrego. Tym samym uzurpowali sobie prawo do samodzielnego decydowania, co jest dobre, a co złe — bez oglądania się na zdanie swego Twórcy. Jakże nierozsądnie zachowaliby się mężczyźni i kobiety, którzy by orzekli, że nie podoba im się prawo ciążenia i nie będą się z nim liczyć! Tak samo irracjonalnie postąpili Adam i Ewa, odrzucając mierniki moralne ustalone przez Stwórcę. Ludzie siłą rzeczy powinni się spodziewać, że złamanie Jego podstawowego prawa, nakazującego okazywanie Mu posłuszeństwa, będzie miało fatalne skutki, tak samo zresztą jak zlekceważenie prawa ciążenia. Historia donosi, iż wówczas Jehowa przystąpił do działania. „W dniu”, w którym Adam i Ewa odrzucili wolę Bożą, zaczęli się staczać po równi pochyłej, zmierzając ku śmierci, tak jak zapowiedział Bóg (porównaj 2 Piotra 3:8). Odsłania to nam kolejną cechę osobowości Stwórcy. Jest Bogiem sprawiedliwym i nie ma zamiaru bezsilnie tolerować skandalicznego nieposłuszeństwa. Ustalił mądre i słuszne mierniki, przy których obstaje. Kierując się innym niezrównanym przymiotem, miłosierdziem, Bóg nie unicestwił natychmiast życia ludzkiego. Dlaczego? Ze względu na potomstwo Adama i Ewy, które nawet nie zostało jeszcze poczęte i nie było bezpośrednio odpowiedzialne za grzeszne poczynania swych przodków. Troska o nie istniejące jeszcze życie wiele nam mówi o Stwórcy. Nie jest to srogi sędzia, pozbawiony wszelkich uczuć. Przeciwnie, postępuje uczciwie, chce każdemu dać szansę, a ponadto szanuje świętość życia ludzkiego. Nie znaczy to wcale, jakoby następne pokolenia miały żyć w tych samych wspaniałych warunkach, co dwoje pierwszych ludzi. Kiedy Stwórca pozwolił Adamowi wydać potomstwo, „świat fizyczny popadł w żałosny stan”. Nie było to jednak położenie rozpaczliwe, beznadziejne. Przypomnijmy sobie słowa z Listu do Rzymian 8:20-21; powiedziano tam także, iż Stwórca „dał mu [światu] nadzieję, że pewnego dnia zostanie wyzwolony”. Warto dowiedzieć się więcej na ten temat. Czy potrafisz Go znaleźć? Nieprzyjaciel, który nakłonił pierwszą parę ludzką do buntu, jest w Biblii nazywany Szatanem Diabłem, to znaczy „Przeciwnikiem” i „Oszczercą”. Wydając wyrok na tego głównego podżegacza do buntu, Bóg napiętnował go jako wroga, lecz zarazem dał późniejszym ludziom podstawę do nadziei. Powiedział: „Wprowadzę nieprzyjaźń między ciebie [Szatana] a niewiastę i między twoje potomstwo a jej potomstwo. On rozgniecie ci głowę, a ty rozgnieciesz mu piętę” (Rodzaju 3:15). Rzecz jasna posłużył się tu mową obrazową, językiem symboli. Jak więc rozumieć słowa zapowiadające pojawienie się „potomstwa”? Inne fragmenty Biblii rzucają snop światła na ten intrygujący werset. Wskazują, że wiąże się on z działaniami Jehowy, odpowiadającymi znaczeniu Jego imienia — Bóg ‘stawał się’ tym, kto był potrzebny do realizacji Jego zamierzenia co do mieszkańców ziemi. W trakcie tych działań posługiwał się w starożytności pewnym szczególnym narodem, a historia ich wzajemnych stosunków wypełnia znaczną część Biblii. Zapoznajmy się pokrótce z tą ważną relacją. Pozwoli nam to dowiedzieć się jeszcze więcej o zaletach naszego Stwórcy. Dzięki poznawaniu Biblii — księgi, którą przygotował dla ludzkości — możemy istotnie zdobyć o Nim wiele cennych informacji. Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 8 Stwórca objawia siebie — dla naszego dobra! U PODNÓŻA wysokiej góry na półwyspie Synaj, pośród grzmotów i błyskawic, stało około trzech milionów ludzi. Górę Synaj spowijały chmury, a ziemia drżała. W takich to pamiętnych okolicznościach Mojżesz wprowadził starożytnego Izraela w oficjalny związek ze Stwórcą nieba i ziemi (Wyjścia, rozdział 19; Izajasza 45:18). Ale dlaczego Stwórca wszechświata miałby objawiać siebie w szczególny sposób jednemu, w dodatku stosunkowo małemu narodowi? Mojżesz wyjaśnił to tak: „Ponieważ Jehowa was miłuje i dochowuje przysięgi, którą przysiągł waszym praojcom” (Powtórzonego Prawa 7:6-8). Z oświadczenia tego wynika, że Biblia zawiera nie tylko wiadomości dotyczące początków wszechświata i życia na Ziemi. Ma dużo do powiedzenia o stosunkach między Stwórcą a ludźmi w przeszłości, obecnie oraz na przyszłość. Jest najpoczytniejszą i najbardziej rozpowszechnioną książką na świecie, toteż każdy, kto ceni sobie wykształcenie, powinien być z nią zapoznany. Zróbmy więc ogólny przegląd jej treści, koncentrując się najpierw na części nazywanej często Starym Testamentem . Dzięki temu uzyskamy również wiele cennych wskazówek co do osobowości Stwórcy wszechświata i Autora Biblii. Rozdział szósty tej książki, zatytułowany „Starożytna relacja o stwarzaniu — czy możesz na niej polegać?” wykazał, że biblijny opis stwarzania zawiera niedostępne nigdzie indziej informacje o naszych najwcześniejszych przodkach, o naszym pochodzeniu. Ale z tej pierwszej księgi biblijnej można zaczerpnąć znacznie więcej wiadomości. Jakich? Mitologia grecka i inne, opisują czasy, gdy bogowie i półbogowie obcowali z ludźmi. Poza tym antropolodzy donoszą, że w każdej stronie świata spotyka się legendy o pradawnym potopie, który unicestwił niemal całą ludzkość. Zupełnie słusznie możesz nie traktować takich opowieści poważnie. Ale czy wiedziałeś, że jedynie Księga Rodzaju odsłania przed nami fakty historyczne, które znajdują odbicie w tego rodzaju mitach i legendach? (Rodzaju, rozdziały 6 i 7). W Księdze Rodzaju możemy też przeczytać o mężczyznach i kobietach — normalnych ludziach, takich jak my — którzy byli świadomi tego, że Stwórca istnieje, i w swym życiu uwzględniali Jego wolę. Warto dowiedzieć się czegoś o wspomnianych przez Mojżesza „praojcach”, na przykład o Abrahamie, Izaaku i Jakubie. Stwórca poznał bliżej Abrahama i nazwał go ‘swym przyjacielem’ (Izajasza 41:8; Rodzaju 18:18-19). Dlaczego? Jehowa obserwował go i nabrał do niego zaufania jako do męża wiary (Hebrajczyków 11:8-10, 17-19; Jakuba 2:23). Przeżycia Abrahama pokazują, że Boga wyróżnia przystępność. Co prawda, Jego potęga i możliwości budzą respekt, ale nie jest On tylko jakąś bezosobową siłą bądź przyczyną. Jest realną osobą, z którą ludzie tacy jak my mogą utrzymywać nacechowane szacunkiem stosunki — dla własnego trwałego dobra. Jehowa obiecał Abrahamowi: „Poprzez twoje potomstwo na pewno będą sobie błogosławić wszystkie narody ziemi — dlatego że posłuchałeś mego głosu” (Rodzaju 22:18). Słowa te nawiązują do obietnicy dotyczącej „potomstwa”, danej za czasów Adama, a zarazem ją rozbudowują (Rodzaju 3:15). Potwierdziły nadzieję, że z czasem pojawi się ktoś — Potomek — kto zapewni błogosławieństwo wszystkim narodom. Przekonasz się, iż stanowi to główny wątek całej Biblii, co dodatkowo przemawia za tym, że nie jest ona jedynie zbiorem pism różnych ludzi. Zapoznanie się z tematem tej Księgi pomoże ci zrozumieć, iż Bóg posługiwał się jednym starożytnym ludem, mając na uwadze błogosławienie wszystkim narodom (Psalm 147:19-20). Okoliczność, że Jehowa właśnie w takim celu obcował z Izraelem, wskazuje, iż „nie jest stronniczy” (Dzieje 10:34; Galatów 3:14). Ponadto nawet wtedy, gdy kontaktował się przede wszystkim z potomkami Abrahama, także ludzie z innych narodów mogli śmiało przyjść i Mu służyć (1 Królów 8:41-43). A jak się jeszcze przekonamy, dzięki takiej bezstronności Boga dzisiaj każdy z nas — bez względu na pochodzenie narodowe lub etniczne — może Go poznać i zaskarbić sobie Jego upodobanie. Historia narodu, z którym przez całe stulecia Stwórca utrzymywał stosunki, może nas dużo nauczyć. Podzielmy ją na trzy części. Przy rozpatrywaniu ich zwróćmy uwagę na to, jak Jehowa działał stosownie do znaczenia swego imienia: „On powoduje, że się staje” i jak w traktowaniu konkretnych ludzi odzwierciedlała się Jego osobowość. Część I —naród poddany rządom Stwórcy Potomkowie Abrahama stali się niewolnikami w Egipcie. W końcu Bóg powołał Mojżesza, który w roku 1513 p.n.e. wyprowadził ich na wolność. Kiedy Izrael został narodem, jego władcą był Bóg. Ale w roku 1117 p.n.e. naród ten zażądał króla człowieczego. Stwórca wyswobodził pewien zniewolony lud i posłużył się nim do zrealizowania swego zamierzenia Jak doszło do tego, że Izraelici z Mojżeszem na czele znaleźli się u stóp góry Synaj? Wydarzenia te przedstawia biblijna Księga Rodzaju. Kiedy Jakub (nazwany także Izraelem) mieszkał na północny wschód od Egiptu, cały znany wówczas świat dotknęła klęska głodu. W Egipcie nagromadzono spore zapasy ziarna, toteż w trosce o rodzinę Jakub sprowadził stamtąd żywność. Jak się okazało, aprowizacją zarządzał tam jego syn, Józef, którego od lat uważał za zmarłego. Jakub razem z rodziną przybył do tego kraju i otrzymał zaproszenie do osiedlenia się w nim (Rodzaju 45:25 do 46:5; 47:5-12). Jednakże po śmierci Józefa nowy faraon przydzielił potomków Jakuba do prac przymusowych. Egipcjanie „uprzykrzali im życie ciężką niewolniczą pracą przy zaprawie glinianej i cegłach” (Wyjścia 1:8-14). Żywy opis tych i wielu innych wydarzeń można przeczytać w drugiej księdze biblijnej, w Księdze Wyjścia. Izraelici przez dziesiątki lat cierpieli szykany, „a ich wołanie o pomoc (…) wciąż wznosiło się do prawdziwego Boga”. Zwrócenie się do Jehowy było rozsądnym krokiem. Interesował się On potomkami Abrahama i był zdecydowany zrealizować swe zamierzenie co do błogosławienia w przyszłości wszystkim ludziom. Jehowa ‘usłyszał jęki Izraela i zwrócił uwagę’, co dowodzi, że współczuje ludziom przytłoczonym i cierpiącym (Wyjścia 2:23-25). Wybrał Mojżesza, by wyprowadził Izraelitów z niewoli. Ale gdy Mojżesz ze swym bratem, Aaronem, stanęli przed faraonem i zażądali wypuszczenia tego uciskanego ludu, władca Egiptu odparł wyzywająco: „Któż to jest Jehowa, żebym miał usłuchać jego głosu i odprawić Izraela?” (Wyjścia 5:2). Czy potrafisz sobie wyobrazić, by Stwórca wszechświata dał się zastraszyć takim wyzwaniem, nawet jeśli rzucił je władca największej ówczesnej potęgi militarnej? Bóg zesłał na faraona i Egipcjan cały szereg plag. W końcu, po dziesiątej pladze faraon zgodził się wypuścić Izraelitów (Wyjścia 12:29-32). Tym sposobem potomkowie Abrahama poznali Jehowę jako realną osobę — jako kogoś, kto w ustalonym przez siebie czasie zapewnia wolność. Zgodnie ze znaczeniem swego imienia, Jehowa w przejmujący sposób spełnił swoje obietnice (Wyjścia 6:3). Jednakże zarówno faraon, jak Izraelici mieli dowiedzieć się jeszcze więcej na temat owego imienia. Czy potrafisz uwierzyć w cuda? „Nie można posługiwać się światłem elektrycznym i radiofonią ani korzystać z osiągnięć nowoczesnej medycyny i chirurgii, a jednocześnie wierzyć w nowotestamentowy świat duchów i cudów”. Te słowa niemieckiego teologa, Rudolfa Bultmanna, ukazują, co dzisiaj wielu ludzi sądzi o cudach. Czy i ty masz taki stosunek do cudów, opisanych w Biblii, na przykład do rozdzielenia Bożą mocą Morza Czerwonego? Słownik języka polskiego (pod redakcją Mieczysława Szymczaka) definiuje „cud” jako „zjawisko, które według wierzeń religijnych nie wynika z praw przyrody, lecz daje się wytłumaczyć tylko interwencją Boga”. Okoliczność, iż tego rodzaju nadzwyczajne zdarzenie wymaga naruszenia naturalnego porządku rzeczy, skłania wielu do powątpiewania o cudach. Bywa jednak tak, że co wygląda na pogwałcenie prawa przyrody, daje się łatwo wytłumaczyć w świetle innych jej praw, działających w danym wypadku. Oto przykład: Według czasopisma New Scientist dwaj fizycy z Uniwersytetu Tokijskiego wytworzyli niezwykle silne pole magnetyczne wokół poziomej rury częściowo wypełnionej wodą. Woda gwałtownie przemieściła się do obu końców rury, opróżniając jej środek. Zjawisko to zostało odkryte w roku 1994. Jego istota tkwi w tym, że woda jest słabym diamagnetykiem, co sprawia, iż magnes ją odpycha. Dlatego, jak wielokrotnie potwierdzono, silne pole magnetyczne przemieszcza wodę tam, gdzie jego oddziaływanie jest słabsze; efekt ten nazwano „zjawiskiem Mojżesza”. New Scientist zaznacza: „Wodę łatwo da się przesuwać w różne strony — wystarczy mieć dostatecznie duży magnes. A jeśli się taki ma, możliwe jest niemal wszystko”. Oczywiście nikt nie potrafi powiedzieć z całkowitą pewnością, jakim procesem posłużył się Bóg, gdy rozdzielił Morze Czerwone dla Izraelitów. Ale Stwórca najdokładniej zna wszystkie prawa natury. Łatwo mógł wpłynąć na działanie któregoś z tych praw, posłużywszy się innymi prawami, również ustanowionymi przez siebie. W oczach ludzi wynik mógł się wydać czymś cudownym, zwłaszcza jeśli nie w pełni pojmowali wchodzące w grę prawa. Akira Yamada, emerytowany profesor uniwersytetu w japońskim mieście Kioto, tak się wyraził na temat cudów opisanych w Biblii: „Wprawdzie ktoś może słusznie powiedzieć, że uprawiana przez niego dziedzina nauki (albo teraźniejszy stan wiedzy) nie pozwala w chwili obecnej tego [cudu] wyjaśnić, ale wniosek, jakoby nic takiego nie mogło się zdarzyć, oparty po prostu na autorytecie współczesnej fizyki lub biblistyki, jest błędny. Za dziesięć lat aktualne osiągnięcia nauki będą przestarzałe. Im szybsze postępy robi nauka, tym większe jest prawdopodobieństwo, że o dzisiejszych naukowcach będzie się żartować: .Dziesięć lat temu uczeni poważnie sądzili, iż...” (Kagakujidai no Kamigami [Bogowie w erze nauki]). Będąc Stwórcą, Jehowa potrafi koordynować wszystkie prawa przyrody i używać swej mocy do dokonywania cudów. Stało się tak dlatego, że faraon wkrótce zmienił zdanie. Na czele swego wojska puścił się w gorączkową pogoń za uchodzącymi niewolnikami i dopadł ich w pobliżu Morza Czerwonego. Izraelici znaleźli się w potrzasku między morzem a armią egipską. Wtedy w sprawę wtrącił się Jehowa, otwierając im drogę przez Morze Czerwone. Faraon powinien był rozpoznać w tym pokaz niezwyciężonej mocy Bożej; on jednak na oślep poprowadził swe siły zbrojne w ślad za Izraelitami, a gdy Bóg pozwolił morzu wrócić na zwykłe miejsce, prześladowcy potonęli. Sprawozdanie z Księgi Wyjścia nie wyjaśnia szczegółowo, jak Bóg dokonał tych potężnych czynów. Słusznie można je nazywać cudami, gdyż żaden człowiek nie mógł mieć wpływu na ich przebieg ani na czas ich wystąpienia. Z pewnością jednak nie przekraczały one możliwości Tego, który stworzył wszechświat i wszystkie rządzące nim prawa (Wyjścia 14:1-31). Powyższe wydarzenie pokazało Izraelitom — i powinno uprzytomnić również nam — że Jehowa jest Wybawicielem, który działa odpowiednio do swego imienia. Z doniesienia tego powinniśmy też wynieść więcej wiedzy o metodach postępowania Boga. Na przykład: wymierzył On sprawiedliwość narodowi ciemięzców, natomiast okazał lojalną życzliwość swojemu ludowi, w którym miał się pojawić Potomek. Ze względu na to ostatnie, treść Księgi Wyjścia jest rzecz jasna czymś znacznie głębszym niż tylko starożytną relacją historyczną; ma związek z zamierzeniem Bożym co do obdarzenia błogosławieństwem wszystkich ludzi. W drodze do Ziemi Obiecanej Po opuszczeniu Egiptu, Mojżesz poprowadził lud przez pustynię do góry Synaj. Rozegrały się tam wypadki, które na długie stulecia ukształtowały stosunki między Stwórcą a owym narodem. Tam ogłosił On swe prawa. Oczywiście niezliczone wieki wcześniej sformułował prawa rządzące materią we wszechświecie, które obowiązują do dnia dzisiejszego. Ale przy górze Synaj posłużył się Mojżeszem do nadania praw regulujących życie narodu. Relację o tych wydarzeniach, jak również sam zbiór ustanowionych przez Niego praw przedstawiono w Księdze Wyjścia, a także w trzech następnych księgach — Kapłańskiej, Liczb i Powtórzonego Prawa. Bibliści są zdania, że Mojżesz napisał też Księgę Hioba. Niektóre ważne szczegóły z jej treści rozpatrzymy w rozdziale 10. Jeszcze dzisiaj miliony ludzi na całym świecie zna Dziesięcioro Przykazań, stanowiących trzon dyrektyw moralnych owego zbioru praw, i stara się do nich stosować. Ale kodeks ten obejmuje też liczne inne wskazania, których trafność jest godna podziwu. Rzecz zrozumiała, wiele przepisów dotyczy ówczesnych warunków życia Izraelitów, na przykład troski o zdrowie i higienę bądź postępowania w chorobie. Przepisy te, choć pierwotnie dane starożytnemu ludowi, odzwierciedlają znajomość faktów naukowych, które uczeni poznali dopiero niedawno, głównie w ostatnim stuleciu (Kapłańska 13:46, 52; 15:4-13; Liczb 19:11-20; Powtórzonego Prawa 23:12-13). Słusznie ktoś może zapytać: Jak to możliwe, by w prawach starożytnego Izraela znajdowała odbicie wiedza i mądrość daleko przewyższająca to, o czym wiedziały ówczesne narody? Rozsądna odpowiedź brzmi: Prawa te pochodziły od Stwórcy. Poza tym, owe prawa ułatwiały zachowanie linii rodowych i wyszczególniały powinności religijne Izraelitów aż do pojawienia się Potomka. Jeżeliby zaakceptowali wszystkie wymagania Boże, wyrażone w Prawie, to wzięliby na siebie odpowiedzialność za wprowadzanie ich w czyn (Powtórzonego Prawa 27:26; 30:17-20). Oczywiście nie byli w stanie trzymać się ich w sposób doskonały. Ale nawet ten fakt posłużył dobremu celowi. Późniejszy znawca zagadnień prawnych wyjaśnił, że Prawo ‘ujawniało występki, dopóki nie przyszło potomstwo, któremu dano obietnicę’ (Galatów 3:19, 24). Tak więc Prawo wyodrębniało ich spośród innych narodów, przypominało im, jak potrzebny jest Potomek, czyli Mesjasz, i przygotowywało ich na jego przyjęcie. U podnóża góry Synaj starożytny naród izraelski wszedł w przymierze ze Stwórcą Izraelici zgromadzeni pod górą Synaj zgodzili się przestrzegać Bożego kodeksu Prawa. Tym samym przystąpili do umowy, którą Biblia nazywa przymierzem. Było to przymierze między owym narodem a Bogiem. Mimo że zawarli je dobrowolnie, okazali się ludźmi krnąbrnymi. Na przykład wykonali złotego cielca, mającego im przedstawiać Boga. W ten sposób popełnili grzech, bo kult wizerunków był jawnym pogwałceniem Dziesięciorga Przykazań (Wyjścia 20:4-6). Prócz tego narzekali na zaopatrzenie, buntowali się przeciwko zamianowanemu przez Boga przywódcy (Mojżeszowi) i wdali się w niemoralne stosunki z cudzoziemkami, czcicielkami bożków. Ale dlaczego miałoby to interesować nas, żyjących tyle wieków po czasach Mojżesza? I tym razem nie chodzi po prostu o starożytne dzieje. Biblijne doniesienia o niewdzięczności Izraelitów i o tym, jak Bóg na nią reagował, dowodzą, iż naprawdę się troszczył o ludzi. Jak powiada Biblia, Izraelici „raz po raz” wystawiali Boga na próbę, czym Go „zasmucali” i „sprawiali [Mu] ból” (Psalm 78:40-41). Możemy więc być pewni, że Stwórca żywi uczucia i że przejmuje się tym, co robią ludzie. Patrząc z naszego punktu widzenia, można by sądzić, iż karygodne wyczyny Izraela skłonią Boga do zerwania z nim przymierza i ewentualnie do wybrania innego narodu w celu spełnienia złożonej obietnicy. On jednak postąpił inaczej. Wprawdzie jawni złoczyńcy ponieśli karę, lecz ten niesforny naród jako całość skorzystał z Jego miłosierdzia. Bóg pozostał więc lojalny wobec obietnicy danej wiernemu przyjacielowi Abrahamowi. Trzymanie się niezrównanych praw Stwórcy pomogło Jego ludowi radować się Ziemią Obiecaną Wkrótce potem Izrael dotarł do granic Kanaanu, który Biblia nazywa Ziemią Obiecaną. Mieszkały tam potężne ludy, pogrążone w niemoralnych, upadlających praktykach. Przez 400 lat Stwórca w to nie ingerował, teraz jednak słusznie postanowił przekazać tę ziemię starożytnemu Izraelowi (Rodzaju 15:16; zobacz też obok ramkę: „W jakim sensie Bóg jest zazdrosny?”). W ramach przygotowań do objęcia owej krainy, Mojżesz posłał do niej 12 zwiadowców. U dziesięciu z nich zabrakło wiary w zbawczą moc Jehowy, a pod wpływem ich opowieści ludzie zaczęli szemrać przeciw Bogu i zmawiać się, że powrócą do Egiptu. Dlatego Bóg skazał ich na 40-letnią wędrówkę po pustkowiu (Liczb 14:1-4, 26-34). Co wyniknęło z owego wyroku? Mojżesz przed śmiercią napomniał synów Izraela, by pamiętali o tych latach, w ciągu których Jehowa uczył ich pokory. Rzekł do nich: „Dobrze wiesz w swoim sercu, że jak mężczyzna koryguje swego syna, tak ciebie korygował Jehowa, twój Bóg” (Powtórzonego Prawa 8:1-5). Chociaż zachowywali się wobec Niego obraźliwie, zapewniał im utrzymanie, pokazując, iż są od Niego zależni. Pozostawali przy życiu między innymi dlatego, że zaopatrywał cały naród w mannę, jadalną substancję o smaku placków z miodem. Przeżycia na pustkowiu najwyraźniej miały ich wiele nauczyć. Miały im uprzytomnić, jak ważne jest posłuszeństwo wobec ich miłosiernego Boga oraz poleganie na Nim (Wyjścia 16:13-16, 31; 34:67). Po śmierci Mojżesza przewodnictwo nad Izraelem Bóg powierzył Jozuemu. Ten dzielny i lojalny mąż wprowadził naród do Kanaanu, odważnie też przystąpił do podboju kraju. W krótkim czasie pokonał 31 królów i zajął większą część Ziemi Obiecanej. Pasjonujący opis tych wydarzeń można znaleźć w Księdze Jozuego. Rządy sprawowane bez człowieczego króla Podczas wędrówki po pustkowiu i w pierwszych latach pobytu w Ziemi Obiecanej na czele narodu stał Mojżesz, a potem Jozue. Izraelici nie potrzebowali króla spośród ludzi, bo ich zwierzchnim Władcą był Jehowa. Zgodnie z Jego postanowieniem kwestie natury prawnej rozpatrywali w bramach miejskich zamianowani starsi. Dbali oni o porządek i wspierali lud pod względem duchowym (Powtórzonego Prawa 16:18; 21:18-20). Bardzo ciekawą wzmiankę o tym, jak tacy starsi rozstrzygnęli pewne zagadnienie prawne na podstawie przepisu z Księgi Powtórzonego Prawa 25:7-9, znajdujemy w Księdze Rut. W jakim sensie Bóg jest zazdrosny? „Jehowa, który ma na imię Zazdrosny, jest Bogiem zazdrosnym”. Taką wypowiedź można znaleźć w Księdze Wyjścia 34:14, ale jakie jest jej znaczenie? Hebrajski wyraz tłumaczony na „zazdrosny” może znaczyć „wymagający wyłącznego oddania, nie tolerujący rywalizacji”. W sensie pozytywnym, korzystnym dla stworzeń, Jehowa zazdrośnie strzeże swego dobrego imienia i swojej czci (Ezechiela 39:25). Z zazdrosną gorliwością postępuje zgodnie ze znaczeniem tego imienia, co stanowi rękojmię, iż urzeczywistni swe zamierzenie wobec ludzkości. Zastanówmy się na przykład nad wyrokiem, jaki wykonał na mieszkańcach ziemi Kanaan. Pewien uczony podaje taki oto wstrząsający opis: „Kult Baala, Asztarte i innych bogów kananejskich wiązał się z najwyuzdańszymi orgiami; świątynie te były siedliskami rozpusty. (…) Kult praktykowany przez Kananejczyków polegał na tym, że (…) pławili się w rozpuście, (…) ponadto mordowali pierworodnych, składając ich w ofierze tym samym bóstwom”. Archeolodzy odkryli dzbany, zawierające szczątki ofiarowanych dzieci. Chociaż Bóg dostrzegał występki Kananejczyków już za dni Abrahama, okazywał im cierpliwość jeszcze przez 400 lat; dał im dosyć czasu na zmianę postępowania (Rodzaju 15:16). Czy Kananejczycy zdawali sobie sprawę z wagi swego grzechu? Jak wszyscy ludzie mieli oni sumienie, które prawnicy uznają za uniwersalny fundament moralności i sprawiedliwości (Rzymian 2:12-15). Mimo to, uporczywie trwali przy ohydnym składaniu ofiar z dzieci i upadlających praktykach seksualnych. Jehowa, który ma zrównoważone poczucie sprawiedliwości, orzekł, iż ziemia owa musi być oczyszczona. Nie było to ludobójstwo. Ci Kananejczycy, którzy dobrowolnie przyjęli wysokie mierniki moralne, ustalone przez Boga, ocaleli — a były to nie tylko poszczególne osoby, takie jak Rachab, ale też całe grupy, na przykład Gibeonici (Jozuego 6:25; 9:3-15). Rachab stała się ogniwem w królewskim rodowodzie prowadzącym do Mesjasza, a potomkowie Gibeonitów dostąpili przywileju usługiwania przy świątyni Jehowy (Jozuego 9:27; Ezdrasza 8:20; Mateusza 1:1, 5-16). Kiedy więc ktoś stara się uzyskać jasny i pełny oraz oparty na faktach obraz sytuacji, łatwiej mu dostrzec, że Jehowa to Bóg godny podziwu i sprawiedliwy, zazdrosny w sensie pozytywnym, korzystnym dla Jego wiernych stworzeń Lata płynęły, a naród ów niejednokrotnie popadał w niełaskę u Boga, gdyż raz po raz wypowiadał Mu posłuszeństwo i zwracał się ku bogom kananejskim. Mimo to, gdy w ciężkich tarapatach wołał do Jehowy o pomoc, On o nim pamiętał. Powoływał sędziów, którzy doprowadzali do wyzwolenia Izraela z jarzma ludów ościennych. Dokonania 12 takich odważnych mężczyzn barwnie przedstawia Księga Sędziów (Sędziów 2:11-19; Nehemiasza 9:27). Sprawozdanie donosi: „W owych dniach nie było króla w Izraelu. Każdy zwykł czynić to, co w jego własnych oczach było słuszne” (Sędziów 21:25). Ponieważ Prawo nakreślało mierniki postępowania, więc z pomocą starszych i na podstawie wskazówek, otrzymywanych od kapłanów, ludzie mogli, ‘czyniąc to, co było słuszne w ich oczach’, podejmować trafne decyzje. Ponadto kodeks Prawa przewidywał funkcjonowanie przybytku, czyli przenośnej świątyni, gdzie składano ofiary; tam koncentrowało się prawdziwe wielbienie Stwórcy, które w tym okresie jednoczyło naród. Część II — dobrobyt pod władzą królów Kiedy sędzią w Izraelu był Samuel, lud zażądał człowieczego króla. Trzej pierwsi królowie — Saul, Dawid i Salomon — panowali po 40 lat, od 1117 do 997 roku p.n.e. W tym czasie Izrael osiągnął szczyty bogactwa i chwały, a Stwórca poczynił ważne kroki w ramach przygotowań do królowania przyszłego Potomka. Samuel, sędzia i prorok, należycie dbał o duchową pomyślność Izraela, ale jego synowie byli inni. W końcu lud zażądał: „Ustanów nam więc króla, aby nas sądził, jak to jest u wszystkich narodów”. Jehowa wyjaśnił Samuelowi rzeczywisty sens tego żądania: „Wysłuchaj głosu ludu (…); bo nie ciebie odrzucili, lecz to mnie odrzucili, bym nie był królem nad nimi”. Jehowa przewidział smutne następstwa takiego rozwoju wypadków (1 Samuela 8:1-9). Mimo wszystko, stosownie do wysuniętego żądania, wyznaczył na króla nad Izraelem skromnego człowieka imieniem Saul. Wbrew obiecującym początkom, Saul, zostawszy królem, zaczął postępować samowolnie i przekraczać nakazy Boga. Prorok Boży zapowiedział, że władza królewska będzie przekazana człowiekowi miłemu Jehowie. Powinno to nam uzmysłowić, jak bardzo Stwórca ceni posłuszeństwo płynące z serca (1 Samuela 15:22-23). Dawid, który miał zostać następnym królem Izraela, był najmłodszym synem w pewnej rodzinie z plemienia Judy. W związku z tym zaskakującym wyborem Bóg powiedział Samuelowi: „Człowiek widzi to, co się jawi oczom, lecz Jehowa widzi, jakie jest serce” (1 Samuela 16:7). Czyż nie dodaje otuchy świadomość, że Stwórca nie ocenia nas z pozorów, lecz patrzy na nasze wnętrze? Tymczasem Saul miał własne plany. Odkąd Jehowa wybrał Dawida na przyszłego króla, Saula opętała myśl, by go usunąć. Ale Jehowa do tego nie dopuścił, aż w końcu Saul i jego synowie zginęli w bitwie z wojowniczym ludem, zwanym Filistynami. Dawid sprawował władzę królewską z miasta Hebron. Później zdobył Jerozolimę i tam przeniósł swą stolicę. Poza tym rozszerzył terytorium Izraela na cały obszar, który Bóg przyobiecał potomkom Abrahama. O tym okresie (i dziejach kolejnych królów) możesz poczytać w sześciu księgach historycznych Biblii (1 Samuela, 2 Samuela, 1 Królów, 2 Królów, 1 Kronik i 2 Kronik). Ukazują one, iż życie Dawida nie było wolne od kłopotów. Uległ na przykład ludzkiej żądzy i dopuścił się cudzołóstwa z piękną Batszebą, a potem popełnił dalsze złe czyny, aby zatuszować swój grzech. Jehowa, będąc Bogiem sprawiedliwym, nie mógł po prostu puścić płazem tych występków. Wprawdzie, ze względu na serdeczną skruchę Dawida, nie zażądał rygorystycznego wymierzenia mu kary przewidzianej w Prawie, niemniej w następstwie swych grzechów musiał się on borykać z licznymi problemami rodzinnymi. Na południe od muru jerozolimskiego można dziś zwiedzać miejsce, na którym niegdyś wznosiła się stolica króla Dawida Wszystkie te trudne sytuacje sprawiły, że Dawid poznał Jehowę jako osobę żywiącą uczucia. Napisał: „Jehowa jest blisko wszystkich, którzy go wzywają, (…) a ich wołanie o pomoc usłyszy” (Psalm 145:18-20). Szczerość i pobożność Dawida znajdują wspaniały wyraz w ułożonych przez niego pięknych pieśniach, stanowiących mniej więcej połowę Księgi Psalmów. Z poezji tej dotąd czerpią pociechę i otuchę miliony ludzi. Na przykład Psalm 139:1-4 ukazuje, jak bliski Boga czuł się Dawid: „Jehowo, przebadałeś mnie na wskroś i mnie znasz. Tyś poznał moje siadanie i moje wstawanie. Tyś z daleka rozważył moją myśl. (…) Bo nie ma jeszcze słowa na moim języku, a oto ty, Jehowo, już znasz je całe”. Dawid przekonany był zwłaszcza o zbawczej mocy Boga (Psalm 20:6; 28:9; 34:7, 9; 37:39). Za każdym razem, gdy jej na sobie doświadczył, rosło jego zaufanie do Jehowy. Dowodem na to mogą być wersety: Psalm 30:5; 62:8 i 103:9. Przeczytaj też Psalm 51, który Dawid skomponował po otrzymaniu nagany za grzech z Batszebą. Jakże pokrzepia świadomość, że możemy śmiało wypowiadać się przed Stwórcą, będąc pewni, iż nie jest wyniosły, lecz jest gotów pokornie wysłuchać! (Psalm 18:35; 69:33; 86:1-8). Dawid doszedł do takiego przekonania nie tylko na podstawie własnych przeżyć. Napisał: „Rozmyślałem o całym twym działaniu; chętnie zajmowałem się dziełem twych rąk” (Psalm 63:6; 143:5). Jehowa zawarł z Dawidem specjalne przymierze co do wiecznotrwałego królestwa. Dawid prawdopodobnie nie uświadamiał sobie w pełni wagi tego przymierza, jednak szczegóły, zapisane później w Biblii, pozwalają nam się zorientować, że w ten sposób Bóg wskazał, iż w rodzie Dawida pojawi się obiecany Potomek (2 Samuela 7:16). Mądry król Salomon a sens życia Salomon, syn Dawida, zasłynął z mądrości, a my możemy z niej skorzystać, czytając niezwykle użyteczne księgi: Przysłów i Kaznodziei (1 Królów 10: 23-25).[Salomon napisał także Pieśń nad pieśniami — poemat miłosny, opiewający lojalność młodej kobiety względem prostego pasterza.] Druga z nich jest szczególnie pomocna dla ludzi, którzy — tak jak mądry król Salomon — szukają sensu życia. Ten pierwszy władca izraelski urodzony w rodzinie królewskiej miał rozległe możliwości. Realizował ogromne przedsięwzięcia budowlane, na jego stół podawano zadziwiającą rozmaitość potraw, napawał uszy muzyką i przebywał w otoczeniu wybitnych ludzi. Mimo to napisał: „Zwróciłem się ku wszelkim moim dziełom, których dokonały moje ręce, i ku trudowi, którym się trudziłem, by to wykonać, a oto wszystko było marnością” (Kaznodziei 2:3-9, 11). Jaki stąd wniosek? Oto wypowiedź Salomona: „Konkluzja sprawy, po wysłuchaniu wszystkiego, jest następująca: Bój się prawdziwego Boga i przestrzegaj jego przykazań. Na tym bowiem polega cała powinność człowieka. Bo prawdziwy Bóg podda wszelki uczynek osądzeniu w związku z każdą ukrytą rzeczą, czy to dobrą, czy złą” (Kaznodziei 12:13-14). Stosownie do tego zaangażował się na siedem lat w budowę wspaniałej świątyni, w której ludzie mogli oddawać cześć Bogu (1 Królów, rozdział 6). Przez długie lata cechą wyróżniającą panowanie Salomona był pokój i dostatek (1 Królów 4:20-25). A jednak jego serce nie było tak niepodzielnie oddane Jehowie, jak przedtem serce Dawida. Wziął sobie za żony mnóstwo cudzoziemek i pozwolił, by go skłoniły ku swym bóstwom. W końcu Jehowa oznajmił: „Niechybnie oderwę od ciebie królestwo (…) . Jedno plemię dam twemu synowi ze względu na Dawida, mego sługę, i ze względu na Jerozolimę” (1 Królów 11:4, 11-13). Część III — królestwo podzielone W roku 997 p.n.e., po śmierci Salomona, dziesięć północnych plemion oderwało się od jego państwa. Utworzyły królestwo Izraela, które w roku 740 p.n.e. podbili Asyryjczycy. Królowie panujący w Jerozolimie rządzili dwoma plemionami. To królestwo, Juda, przetrwało do roku 607 p.n.e., gdy Babilończycy zdobyli Jerozolimę i uprowadzili mieszkańców w niewolę. Juda opustoszała na 70 lat. Kiedy Salomon zmarł, władzę objął jego syn Rechoboam, który potraktował lud bardzo surowo. W wyniku tego doszło do buntu i oderwania się dziesięciu plemion, tworzących odtąd królestwo Izraela (1 Królów 12:1-4,16-20). To północne królestwo opuściło prawdziwego Boga. Ludzie kłaniali się bożkom w kształcie złotego cielca albo przejmowali inne formy fałszywego kultu. Niektórzy królowie zginęli zamordowani, a ich dynastie obalali uzurpatorzy. Jehowa okazywał temu narodowi wielką wyrozumiałość i wielokrotnie posyłał do niego proroków z ostrzeżeniem, że trwanie w odstępstwie doprowadzi do tragedii. Księgi: Ozeasza i Amosa spisali prorocy, których orędzia dotyczyły głównie tego północnego królestwa. Wreszcie w roku 740 p.n.e. Asyryjczycy sprowadzili zapowiedziane przez proroków Bożych nieszczęście. Na południu, w Judzie, do roku 607 p.n.e. kolejno władało 19 królów z rodu Dawida. Królowie Asa, Jehoszafat, Ezechiasz i Jozjasz wzorowali się na rządach swego praojca Dawida, toteż zjednali sobie łaskę Jehowy (1 Królów 15:9-11; 2 Królów 18:1-7; 22:1-2; 2 Kronik 17:1-6). Za ich panowania naród zaznawał Jego błogosławieństwa. W pewnej encyklopedii biblijnej nadmieniono: „Wspaniałym spoiwem zachowawczym były dla J[udy]: świątynia oficjalnie poświęcona przez Boga, kapłaństwo, spisane prawo oraz uznawanie jedynego prawdziwego Boga, Jehowy, za rzeczywistego teokratycznego króla. (…) To trzymanie się prawa (…) umożliwiło ciągłość sukcesji w dynastii królewskiej, która wydała szereg mądrych i dobrych monarchów (…) . Dlatego J[uda] przeżyła swoją ludniejszą północną siostrzycę” (The Englishman's Critical and Expository Bibie Cyclopædia). Dobrych królów było o wiele mniej niż tych, którzy nie kroczyli śladami Dawida. Jehowa tak jednak kierował wypadkami, by ‘Dawid, Jego sługa, zawsze miał przed Nim lampę w Jerozolimie, mieście, które sobie Bóg wybrał, by tam umieścić swoje imię’ (1 Królów 11:36). Zmierzanie ku zgubie Do królów judzkich, którzy porzucili prawdziwe wielbienie Boga, należał Manasses. „Swego syna przeprowadził przez ogień, a także uprawiał magię i wypatrywał znaków wróżebnych, i ustanowił media spirytystyczne oraz tych, którzy się trudnią przepowiadaniem wydarzeń. Na wielką skalę czynił to, co złe w oczach Jehowy, obrażając go” (2 Królów 21:6, 16). Doprowadził do tego, że jego poddani „postępowali gorzej niż narody, które Jehowa usunął”. Po wielokrotnym ostrzeżeniu Manassesa i jego ludu Jehowa oświadczył: „Po prostu wytrę Jerozolimę do czysta, tak jak się wyciera czaszę” (2 Kronik 33:9-10; 2 Królów 21:10-13). Na początek Jehowa pozwolił Asyryjczykom pojmać Manassesa i uprowadzić go w miedzianych kajdanach do niewoli (2 Kronik 33:11). Tam król oprzytomniał i „wielce się korzył przez wzgląd na Boga swych praojców”. Jak Jehowa to przyjął? „Wysłuchał jego prośby o łaskę i przywrócił go do władzy królewskiej w Jerozolimie; i Manasses poznał, że Jehowa jest prawdziwym Bogiem”. Król Manasses, a także jego wnuk Jozjasz, przeprowadzili konieczne reformy. Mimo to naród nie wydźwignął się na stałe ze swego moralnego i religijnego upodlenia (2 Kronik 33:1-20; 34:1 do 35:25; 2 Królów, rozdział 22). Warto zaznaczyć, że Jehowa posyłał gorliwych proroków, by oznajmiali Jego pogląd na to, co się działo.[*] Jeremiasz zanotował słowa Jehowy: „Od dnia, gdy wasi praojcowie wyszli z ziemi egipskiej, aż po dziś dzień (…) posyłałem wszystkich swoich sług, proroków, co dzień wcześnie wstając i posyłając ich”. Ale ludzie nie słuchali Boga. Zachowywali się gorzej od swych praojców! (Jeremiasza 7:25-26). Stwórca ostrzegał ich po wielekroć, „żywił bowiem współczucie dla swego ludu”, który jednak na to nie reagował. Dlatego w roku 607 p.n.e. Bóg pozwolił Babilończykom zburzyć Jerozolimę i spustoszyć kraj, który potem 70 lat leżał odłogiem (2 Kronik 36:15-16; Jeremiasza 25:4-11). * [Tego rodzaju natchnione orędzia prorockie zawierają takie księgi, jak: Izajasza, Jeremiasza, Lamentacje, Ezechiela, Joela, Micheasza, Habakuka i Sofoniasza. Księgi: Abdiasza, Jonasza i Nahuma skupiają uwagę na okolicznych narodach, których postępowanie wywierało wpływ na lud Boży.] Ten krótki przegląd poczynań Jehowy niewątpliwie pomaga nam dostrzec Jego troskliwość i sprawiedliwe traktowanie swego narodu. Nie ograniczył się do obserwowania z boku, co zrobią Jego słudzy, jak gdyby ich postępowanie było Mu obojętne. Energicznie starał się im dopomóc. Dzięki temu potrafimy zrozumieć, dlaczego Izajasz napisał: „Jehowo, tyś naszym Ojcem (…) wszyscy jesteśmy dziełem twej ręki” (Izajasza 64:8). Stosownie do tego niejeden i dziś nazywa Stwórcę swym „Ojcem”, gdyż reaguje On niczym kochający, zaangażowany człowieczy ojciec. Zarazem jednak uznaje, że musimy ponosić odpowiedzialność za swe czyny i ich następstwa. Kiedy 70 lat niewoli w Babilonie dobiegło końca, Jehowa Bóg spełnił swe proroctwo co do podniesienia Jerozolimy z gruzów. Jego słudzy zostali uwolnieni i pozwolono im wrócić do ojczyzny, by ‘odbudowali dom Jehowy — dom, który był w Jerozolimie’ (Ezdrasza 1:1-4; Izajasza 44:24 do 45:7). Sprawę tego powrotu, odbudowy świątyni czy też późniejszych wydarzeń omawia kilka ksiąg biblijnych.[*] Jedna z nich, Księga Daniela, jest szczególnie ciekawa, bo zawiera dokładne proroctwo o tym, kiedy miał się pojawić Potomek, czyli Mesjasz; przepowiada też rozwój sytuacji na świecie w naszych czasach. * [Do tych ksiąg proroczych i historycznych należą: Ezdrasza, Nehemiasza, Estery, Aggeusza, Zachariasza oraz Malachiasza.] Świątynię w końcu odbudowano, lecz Jerozolima pozostawała w żałosnym stanie; jej mury i bramy leżały w gruzach. Toteż Bóg pobudził Nehemiasza oraz innych mężów, by zachęcili i należycie zorganizowali Żydów. Pewna modlitwa, którą możemy przeczytać w 9 rozdziale Księgi Nehemiasza, trafnie streszcza postępowanie Jehowy z Izraelitami. Wykazuje, iż Jehowa to „Bóg aktów przebaczania, łaskawy i miłosierny, nieskory do gniewu i obfitujący w lojalną życzliwość”. Modlitwa ta dowodzi również, że działania Jehowy są zharmonizowane z Jego doskonałym miernikiem sprawiedliwości. Nawet gdy ma uzasadniony powód do użycia swej mocy w celu wykonania wyroku, jest gotów złagodzić sprawiedliwość miłością. Dokonuje tego w sposób zrównoważony i wzbudzający szacunek, co wymaga mądrości. Postępowanie Stwórcy z narodem izraelskim niewątpliwie pociąga nas ku Niemu i skłania do zainteresowania się spełnianiem Jego woli. Ostatnie księgi tej części Biblii (Starego Testamentu) spisano w czasach, gdy Juda — wraz ze świątynią jerozolimską — podniosła się z gruzów, lecz podlegała władzy pogan. Jak zatem mogło się urzeczywistnić przymierze Boga z Dawidem co do „potomstwa” mającego panować „na zawsze”? (Psalm 89:3-4; 132:11-12). Żydzi w dalszym ciągu wypatrywali pojawienia się „Mesjasza Wodza”, który by wyswobodził lud Boży i ustanowił tu na ziemi królestwo teokratyczne (zarządzane przez Boga) (Daniela 9:24-25). Czy jednak takie było zamierzenie Jehowy? Jeżeli nie, to w jaki sposób obiecany Mesjasz miał zapewnić wyzwolenie? I w jakiej mierze dotyczy to nas, żyjących w dobie dzisiejszej? Te ważne kwestie zostaną rozpatrzone w następnym rozdziale. Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 9 Wielki nauczyciel przybliża nam Stwórcę Naukowcy dokonują zapłodnienia pozaustrojowego; Stwórca przeniósł życie swego Syna, aby się stał człowiekiem LUD zamieszkujący Palestynę w I wieku n.e. „trwał w oczekiwaniu”. Na co? Na pojawienie się „Chrystusa”, czyli „Mesjasza”, zapowiedzianego setki lat wcześniej przez proroków Bożych. Ludzie ufnie wierzyli, że Biblia została spisana pod kierownictwem Boga i zawiera informacje dotyczące przyszłości. Na przykład Księga Daniela wskazała, iż Mesjasz miał wystąpić w pierwszej połowie owego stulecia (Łukasza 3:15; Daniela 9:24-26). Potrzebna jednak była ostrożność, bo mieli się też pojawiać samozwańczy mesjasze (Mateusza 24:5). Niektórych wymienia żydowski historyk Józef Flawiusz: Niejaki Teudas zaprowadził swych zwolenników nad Jordan i twierdził, że jego wody się rozstąpią; człowiek przybyły z Egiptu wywiódł ludzi na Górę Oliwną, zapewniając, iż na jego polecenie padną mury Jerozolimy; za namiestnika Festusa pewien szalbierz obiecywał uwolnienie od nieszczęść (porównaj Dzieje 5:36; 21:38). W przeciwieństwie do takich obałamuconych osób, inna grupa ludzi, których zaczęto nazywać „chrześcijanami”, rozpoznała wielkiego nauczyciela i prawdziwego Mesjasza w Jezusie z Nazaretu (Dzieje 11:26; Marka 10:47). Jezus nie był fałszywym mesjaszem; wiarogodność jego misji dobitnie potwierdzają cztery księgi historyczne zwane Ewangeliami.[*] Żydzi wiedzieli na przykład, iż Mesjasz miał się urodzić w Betlejem, wywodzić z rodu Dawida i dokonywać cudownych dzieł. Jezus spełnił te wszystkie warunki, co poświadczali nawet jego przeciwnicy. Odpowiadał zatem wymaganiom stawianym biblijnemu Mesjaszowi (Mateusza 2:3-6; 22:41-45; Jana 7:31, 42). * Ewangelie według Mateusza, Marka i Jana spisali naoczni świadkowie. Ewangelia według Łukasza to wynik fachowej analizy dokumentów i dowodów, pochodzących z pierwszej ręki. Ewangelie noszą wszelkie znamiona sprawozdań dokładnych, rzetelnych i godnych zaufania.] Rzesze ludzi, którzy się stykali z Jezusem i mogli obserwować jego niezwykłe dzieła, słuchać jego nad wyraz mądrych wypowiedzi i poznać jego zdolność przewidywania przyszłości, utwierdzały się w przekonaniu, że jest on Mesjaszem. W trakcie jego służby publicznej (29-33 n.e.) nagromadziło się mnóstwo dowodów przemawiających za jego mesjańskim posłannictwem. Okazał się zresztą nie tylko Mesjaszem. Pewien jego uczeń, obeznany z faktami, doszedł do wniosku, że „Jezus jest Chrystusem, Synem Bożym” (Jana 20:31).[*] * [Koran powiada: „Imię [jego] Mesjasz, Jezus, syn Marii. On będzie wspaniały na tym świecie i w życiu ostatecznym” (sura 3:45, tłumaczył Józef Bielawski). Jezus jako człowiek był synem Marii. Ale kto był jego ojcem? Koran nadmienia: „Zaprawdę, Jezus jest u Boga jak Adam” (sura 3:59). Pismo Święte nazywa Adama „synem Bożym” (Łukasza 3:23, 38). Ani Adam, ani Jezus nie mieli ojca człowieczego; nie powstali w wyniku stosunku cielesnego mężczyzny i kobiety. Toteż jak Adam był synem Bożym, tak był nim również Jezus.] Skoro Jezus był tak blisko związany z Bogiem, mógł Go objawić i wyjaśnić, jaki jest nasz Stwórca (Łukasza 10:22; Jana 1:18). Sam też poświadczył, że jego bliskość z Ojcem rozpoczęła się w niebie, gdzie współpracował z Nim przy powoływaniu do istnienia wszystkich innych tworów, ożywionych i nieożywionych (Jana 3:13; 6:38; 8:23, 42; 13:3; Kolosan 1:15-16). Jak donosi Biblia, ów Syn został przeniesiony z dziedziny duchowej i „stał się podobny do ludzi” (Filipian 2:5-8). Zdarzenie takie nie jest czymś naturalnym, ale czy w ogóle jest możliwe? Naukowcy wiedzą, że pierwiastki chemiczne, na przykład uran, można przekształcić w inne, a nawet obliczają rezultaty przekształcenia materii w energię (E=mc2). Dlaczego więc mielibyśmy wątpić w biblijną informację, iż pewne stworzenie duchowe zostało przeobrażone, by żyć jako człowiek? Rzecz można zobrazować jeszcze w inny sposób: Niektórzy lekarze dokonują zapłodnienia pozaustrojowego. Kobieta rodzi niemowlę, którego życie rozpoczęło się w probówce i było przeniesione do łona matki. Biblia zapewnia, że życie Jezusa zostało „mocą Najwyższego” przeniesione do łona dziewicy imieniem Maria. Pochodziła ona z rodu Dawida, toteż Jezus mógł się stać nieprzemijającym dziedzicem mesjańskiego Królestwa przyobiecanego Dawidowi (Łukasza 1:26-38; 3:23-38; Mateusza 1:23). Zażyła więź ze Stwórcą i podobieństwo do Niego pozwoliły Jezusowi oznajmić: „Kto mnie ujrzał, ujrzał też Ojca” (Jana 14:9). Ponadto oświadczył: „Nikt nie wie, kim jest Ojciec, tylko Syn oraz ten, komu Syn zechce go objawić” (Łukasza 10:22). A zatem dzięki poznaniu tego, co Jezus czynił na ziemi i czego nauczał, możemy dowiedzieć się więcej o osobowości Stwórcy. Przekonajmy się o tym na podstawie osobistych przeżyć kobiet i mężczyzn, którzy się zetknęli z Jezusem. Samarytanka „Czy to czasem nie jest Chrystus?” — zastanawiała się pewna Samarytanka po krótkiej rozmowie z Jezusem (Jana 4:29). Zachęciła nawet innych mieszkańców pobliskiego miasteczka Sychar, by też się z nim spotkali. Co takiego pobudziło ją do uznania Jezusa za Mesjasza? Słuchając Jezusa i obserwując, jak się obchodzi z ludźmi, wielu lepiej poznało jego Ojca Kobieta owa napotkała Jezusa, gdy odpoczywał, mając za sobą pół dnia wędrówki po zapylonych drogach wśród wzgórz Samarii. Mimo zmęczenia nawiązał z nią rozmowę. Dostrzegłszy u niej szczere zainteresowanie sprawami duchowymi, przedstawił jej głębokie prawdy, których głównym wątkiem była potrzeba ‘oddawania czci Ojcu duchem i prawdą’. Później wyjawił jej, iż naprawdę jest Chrystusem, choć do owego czasu jeszcze nigdy nie mówił tego publicznie (Jana 4:3-26). Samarytanka uznała spotkanie z Jezusem za niezwykle ważne. Dotąd jej życie religijne obracało się wokół kultu uprawianego na górze Garizim i opierało się zaledwie na pierwszych pięciu księgach Biblii. Ponieważ znaczną część Samarytan stanowiła ludność mieszana, pochodząca od dziesięciu plemion Izraela i innych ludów, Żydzi od nich stronili. Jakże odmienna była postawa Jezusa! Chętnie pouczał tę Samarytankę, chociaż został posłany do „zaginionych owiec z domu Izraela” (Mateusza 15:24). W ten sposób odzwierciedlił gotowość Jehowy do akceptowania szczerych ludzi ze wszystkich narodów (1 Królów 8:41-43). A zatem ani Jezus, ani Jehowa nie zniżają się do małostkowych uprzedzeń religijnych, którymi przepojony jest dzisiejszy świat. Świadomość tego powinna pociągać nas ku Stwórcy i Jego Synowi. Chętnym udzieleniem pouczeń Samarytance, Jezus dał nam jeszcze inną lekcję. Kobieta owa żyła wtedy z mężczyzną, który nie był jej mężem (Jana 4:16-19). Nie powstrzymało to wszakże Jezusa od nawiązania z nią rozmowy. Na pewno ceniła sobie, iż potraktował ją z szacunkiem. A Jezus odnosił się tak nie tylko do niej. Kiedy pewni przywódcy żydowscy (faryzeusze) skrytykowali go za spożywanie posiłku ze skruszonymi grzesznikami, oświadczył: „Zdrowi nie potrzebują lekarza, tylko niedomagający. Idźcie więc i nauczcie się, co to znaczy: ‘Miłosierdzia chcę, a nie ofiary’. Bo nie przyszedłem wezwać prawych, tylko grzeszników” (Mateusza 9:10-13). Jezus śpieszył z pomocą ludziom uginającym się pod ciężarem swych grzechów — postępków naruszających prawa lub mierniki Boże. Ileż otuchy wlewa w serce wiadomość, że Bóg i Jego Syn są gotowi wspierać tych, którzy przeżywają kłopoty wynikające z ich dawniejszych poczynań! (Mateusza 11:28-30).[*] * [Postawa Jezusa harmonizuje z postępowaniem Jehowy opisanym w Psalmie 103 i w Księdze Izajasza 1:18-20.] Najdonioślejsze kazanie na świecie Hinduski przywódca Mohandas Gandhi miał powiedzieć, że gdyby trzymano się nauk zawartych w tym kazaniu, „zostałyby rozwiązane problemy (…) całego świata”. Znany antropolog, Ashley Montagu, pisał, iż współczesne odkrycia dowodzące psychologicznego znaczenia miłości stanowią po prostu „świadectwo prawdziwości” tego kazania. Obaj mieli na myśli Kazanie na Górze, wygłoszone przez Jezusa. Gandhi oświadczył również, że „nauka, zawarta w Kazaniu, była przeznaczona dla każdego z nas”. Profesor Hans Dieter Betz nadmienił niedawno: „Wpływ Kazania na Górze sięga daleko poza granice judaizmu i chrześcijaństwa, a nawet kultury Zachodu”. Dodał jeszcze, iż kazanie to ma „nader uniwersalistyczny wydźwięk”. Dlaczego nie miałbyś przeczytać tego stosunkowo krótkiego, lecz fascynującego przemówienia? Znajdziesz je w Ewangelii według Mateusza, w rozdziałach od 5 do 7, i w Ewangelii według Łukasza 6:20-49. A oto niektóre cenne myśli poruszone w tym najwspanialszym kazaniu: ■ Jak osiągnąć szczęście — Mateusza 5:3-12; Łukasza 6:20-23 ■ Jak zachować szacunek dla samego siebie — Mateusza 5:14-16, 37; 6:2-4,16-18; Łukasza 6:43-45 ■ Jak poprawić stosunki z innymi — Mateusza 5:22-26, 38-48; 7:1-5,12; Łukasza 6:27-38, 41-42 ■ Jak niwelować problemy małżeńskie — Mateusza 5:27-32 ■ Jak się uwolnić od niepokoju — Mateusza 6:25-34 ■ Jak rozpoznać oszustwo religijne — Mateusza 6:5-8,16-18; 7:15-23 ■ Jak znaleźć sens życia — Mateusza 6:9-13, 19-24, 33; 7:7-11, 13-14, 24-27; Łukasza 6:46-49 Godne uwagi jest także to, że wówczas w Samarii Jezus życzliwie i pokrzepiająco rozmawiał z kobietą. Co w tym szczególnego? W tamtych czasach Żydów uczono, że w miejscu publicznym mężczyźni powinni unikać rozmów z kobietami, nawet z własnymi żonami. Rabini żydowscy uważali, iż kobiety mają „lekki umysł” i nie potrafią pojąć głębokich spraw duchowych. Niektórzy mówili: „Lepiej słowa prawa spalić, niż przekazać kobietom”. Uczniowie Jezusa zostali wychowani w takiej atmosferze, toteż gdy powrócili, „zaczęli się zdumiewać, że mówi z niewiastą” (Jana 4:27). Doniesienie to — jedno z wielu — ukazuje, że Jezus odzwierciedlał przymioty swego Ojca, który stworzył oraz obdarzył godnością zarówno mężczyznę, jak i kobietę (Rodzaju 2:18). Później owa Samarytanka przekonała innych mieszkańców swego miasta, by też posłuchali Jezusa. Wielu przeanalizowało fakty, uwierzyło w niego i zaczęło mówić: „Wiemy, że ten człowiek naprawdę jest wybawcą świata” (Jana 4:39-42). Ponieważ należymy do „świata” ludzkiego, od Jezusa zależy również nasza przyszłość. W oczach rybaka Spróbujmy teraz spojrzeć na Jezusa oczyma dwóch jego bliskich współtowarzyszy — Piotra, a potem Jana. Ci zwyczajni rybacy znaleźli się wśród jego pierwszych naśladowców (Mateusza 4:1322; Jana 1:35-42). Faryzeusze mieli ich za „ludzi niewykształconych i prostych”, za przedstawicieli ludu ziemi (’am-ha’árec) , na których patrzono z góry, bo nie kształcili się na rabinów (Dzieje 4:13; Jana 7:49). Mnóstwo takich ludzi, ‘którzy się mozolili i byli obciążeni’ jarzmem nałożonym przez orędowników tradycji religijnych, tęskniło za duchowym oświeceniem. Charles Guignebert, profesor Sorbony, wyraził się, że „całym sercem byli oni przy Jahwe [Jehowie]”. Jezus nie faworyzował majętnych, bądź wpływowych, kosztem osób pokornych. Przeciwnie, swymi naukami i poczynaniami objawił im Ojca (Mateusza 11:25-28). Piotr miał okazję bezpośrednio zetknąć się z troskliwością Jezusa. Wkrótce po tym, jak zaczął wraz z nim uczestniczyć w służbie publicznej, jego teściową złożyła gorączka. Przybywszy do jego domu, Jezus wziął ją za rękę i gorączka ustąpiła! Nie znamy dokładnie przebiegu tego uzdrowienia, podobnie jak dzisiejsi lekarze nie potrafią całkowicie wyjaśnić niektórych wypadków powrotu do zdrowia, ale owa kobieta przestała gorączkować. Ważniejsze od poznania metody leczenia użytej przez Jezusa jest uprzytomnienie sobie, iż uzdrawianie chorych i cierpiących świadczy o jego współczuciu dla nich. Naprawdę chciał pomagać ludziom i tego samego chce jego Ojciec (Marka 1:29-31, 40-43; 6:34). Własne przeżycia u boku Jezusa upewniły Piotra, że w ocenie Stwórcy każdy zasługuje na uwagę i troskę (1 Piotra 5:7). Jakiś czas później Jezus znalazł się w świątyni jerozolimskiej na Dziedzińcu Niewiast. Obserwował ludzi wrzucających do skarbon datki. Bogaci dawali mnóstwo monet. Przyglądając się pilnie, Jezus dostrzegł ubogą wdowę, która ofiarowała dwa pieniążki znikomej wartości. Rzekł do Piotra, Jana i innych: „Zaprawdę wam mówię, że ta biedna wdowa wrzuciła więcej niż ci wszyscy wrzucający pieniądze do skarbon; bo oni wszyscy wrzucili ze swojego nadmiaru, ale ona ze swej nędzy wrzuciła wszystko, co miała” (Marka 12:41-44). Widać stąd, że Jezus dopatrywał się w ludziach dobra i potrafił docenić czyjeś starania. Jak twoim zdaniem wpłynęło to na Piotra i innych apostołów? Uświadomiwszy sobie na przykładzie Jezusa, jaki jest Jehowa, Piotr zacytował później jeden z psalmów: „Oczy Jehowy są zwrócone ku ludziom prawym, a jego uszy ku ich błaganiu” (1 Piotra 3:12; Psalm 34:15-16). Czy to, że Stwórca i Jego Syn doszukują się u ciebie dobra i są gotowi wysłuchać twoich błagań, nie pociąga cię ku Nim? Piotr, mniej więcej dwa lata po przyłączeniu się do Jezusa, był już pewien, że to jest Mesjasz. Pewnego razu Jezus zadał uczniom pytanie: „Jak ludzie mówią, kim jestem?” Uzyskał różne odpowiedzi. Następnie zapytał ich: „A wy jak mówicie, kim jestem?” Piotr odparł mocno przekonany: „Tyś jest Chrystus”. Zapewne zaskoczy cię to, jak wtedy postąpił Jezus. „Stanowczo im przykazał, aby nikomu (…) [o tym] nie mówili” (Marka 8:27-30; 9:30; Mateusza 12:16). Dlaczego? Otóż nie chciał, by ludzie opierali swoje wnioski tylko na pogłoskach, skoro był osobiście obecny wśród nich. Czyż nie jest to logiczne? (Jana 10:24-26). Podobnie nasz Stwórca pragnie, byśmy Go poznawali dzięki samodzielnej analizie solidnych dowodów. Oczekuje, że swe przekonania będziemy opierać na faktach (Dzieje 17:27). Jak sobie łatwo wyobrazić, mimo licznych dowodów na to, że Jezus cieszy się poparciem Stwórcy, część rodaków nie chciała go uznać. Wielu interesowała przede wszystkim własna pozycja albo własne cele polityczne, więc ten szczery, pokorny Mesjasz wcale im się nie spodobał. Kiedy służba publiczna Jezusa zbliżała się ku końcowi, powiedział on: „Jerozolimo, zabijająca proroków i kamienująca tych, którzy zostali do niej posłani — jakże często chciałem zebrać twoje dzieci (…)! Ale wyście tego nie chcieli. Oto wasz dom jest wam pozostawiony” (Mateusza 23:37-38). Zmiana sytuacji tego narodu stanowiła istotny krok na drodze do realizacji zamierzenia Bożego dotyczącego błogosławienia wszystkim narodom. Wkrótce potem Piotr i trzej inni apostołowie usłyszeli szczegółowe proroctwo Jezusa o „zakończeniu systemu rzeczy”.[*] Pierwotne spełnienie tej przepowiedni osiągnęło punkt kulminacyjny w latach 66-70 n.e., gdy Rzymianie oblegli Jerozolimę i w końcu ją zburzyli. Historia więc potwierdza, że proroctwo Jezusa się urzeczywistniło. Piotr na własne oczy ujrzał wiele zapowiedzianych wydarzeń, co znajduje odbicie w dwóch księgach, których jest pisarzem — w listach 1 i 2 Piotra (1 Piotra 1:13; 4:7; 5:7-8; 2 Piotra 3:1-3,11-12). * [Proroctwo to zanotowano w 24 rozdziale Ewangelii według Mateusza, w 13 rozdziale Ewangelii według Marka i w 21 rozdziale Ewangelii według Łukasza.] Jezus podczas swej służby publicznej był cierpliwy i życzliwy wobec otaczających go Żydów. Bez wahania jednak potępiał niegodziwość. Podobnie jak Piotr, możemy dzięki temu lepiej zrozumieć naszego Stwórcę. Apostoł ten oglądał spełnianie się kolejnych szczegółów z proroctwa Jezusa o „dniach ostatnich”, toteż napisał, by chrześcijanie mieli „wyraźnie w pamięci obecność dnia Jehowy”. Wyjaśnił ponadto: „Jehowa nie jest powolny w sprawie swej obietnicy, jak to niektórzy uważają za powolność, lecz jest cierpliwy względem was, ponieważ nie pragnie, żeby ktokolwiek został zgładzony, ale pragnie, żeby wszyscy doszli do skruchy”. Następnie dodał słowa otuchy, wspominając o ‘nowych niebiosach i nowej ziemi, w których zamieszka prawość’ (2 Piotra 3:3-13). Czy tak jak Piotr cenimy sobie przymioty Boga, które odzwierciedlał Jezus, i czy mamy zaufanie do Jego obietnic dotyczących przyszłości? Być może zaciekawi cię porównanie równoległych doniesień o uzdrowieniu przez Jezusa teściowej Piotra (Mateusza 8:14-17; Marka 1:29-31; Łukasza 4:38-39). Łukasz, z zawodu lekarz, uwzględnił szczegół medyczny: „dręczyła [ją] wysoka gorączka”. Co pozwoliło Jezusowi uzdrowić tę i inne osoby? Łukasz potwierdził, że „była z nim moc Jehowy, by mógł uzdrawiać” (Łukasza 5:17; 6:19; 9:43). Jezus obmył apostołom stopy, czym ustanowił wzór pokory, którą wysoko ceni Stwórca Program komputerowy można uwolnić od wirusa; ludzkości potrzebny jest okup złożony przez Jezusa, aby się wyzbyła odziedziczonej niedoskonałości Dlaczego Jezus poniósł śmierć? W ostatni wieczór spędzony z apostołami Jezus spożył razem z nimi specjalny posiłek. Według zwyczaju przyjętego u Żydów, gospodarz przy takiej okazji dawał wyraz swej gościnności, obmywając stopy gościom, którzy niejednokrotnie szli w sandałach po zapylonych drogach. Nikt jednak nie zaproponował czegoś takiego Jezusowi. Dlatego on sam pokornie wstał, wziął ręcznik i misę, po czym zaczął obmywać stopy apostołom. Kiedy doszedł do Piotra, ten wstydził się przyjąć od Jezusa tego rodzaju posługę i powiedział: „Przenigdy nie będziesz mi umywał nóg”. Jezus odparł: „Jeżeli cię nie umyję, nie będziesz miał ze mną żadnego działu”. Wiedział, że wkrótce ma umrzeć, i dlatego dodał: „Jeżeli więc ja, chociaż jestem Panem i Nauczycielem, umyłem wam nogi, to wy też powinniście umywać nogi jeden drugiemu. Bo dałem wam wzór, żebyście i wy czynili tak, jak ja wam uczyniłem” (Jana 13:5-17). Kilkadziesiąt lat później Piotr wezwał chrześcijan do wzorowania się na Jezusie — nie przez rytualne obmywanie nóg, ale przez pokorne usługiwanie drugim, bez ‘panoszenia się wśród nich’. Przykład dany przez Jezusa uświadomił mu również, że „Bóg przeciwstawia się wyniosłym, lecz pokornych obdarza niezasłużoną życzliwością” (1 Piotra 5:1-5; Psalm 18:35). Nauczył się zresztą jeszcze więcej. Po wspomnianej ostatniej wieczerzy Judasz Iskariot, który był apostołem, lecz został złodziejem, sprowadził gromadę uzbrojonych ludzi, żeby pojmali Jezusa. Piotr nie mógł patrzeć na to bezczynnie. Dobył miecza i zranił kogoś z tłumu. Jezus napomniał Piotra: „Włóż swój miecz z powrotem na jego miejsce, bo wszyscy, którzy chwytają za miecz, od miecza zginą”. Potem na jego oczach dotknął owego człowieka i go uzdrowił (Mateusza 26:47-52; Łukasza 22:49-51). Jasno stąd wynika, iż stosował się do własnej nauki, by ‘miłować nieprzyjaciół’, a wzorował się w tym na Ojcu, który „sprawia, że jego słońce wschodzi nad niegodziwymi i dobrymi, on też sprawia, że deszcz pada na prawych i nieprawych” (Mateusza 5:44-45). W ciągu owej ciężkiej nocy, żydowski sąd najwyższy pośpiesznie przesłuchał Jezusa. Fałszywie oskarżono go o bluźnierstwo, stawiono przed namiestnikiem rzymskim, a potem z pogwałceniem sprawiedliwości skazano na stracenie. Szydzili z niego zarówno Żydzi, jak i Rzymianie. Brutalnie znęcano się nad nim, a w końcu przybito go do pala. To okrutne traktowanie stanowiło spełnienie wielu proroctw, zapisanych setki lat wcześniej. Nawet żołnierze, przypatrujący się Jezusowi na palu męki, przyznali: „Ten na pewno był Synem Bożym” (Mateusza 26:57 do 27:54; Jana 18:12 do 19:37). Taki rozwój wypadków wręcz narzucał Piotrowi i innym pytanie: Dlaczego Chrystus musiał umrzeć? Zrozumieli to dopiero później. Przede wszystkim wydarzenia te spełniły proroctwo, zanotowane w 53 rozdziale Księgi Izajasza, gdzie wskazano, że Chrystus miał udostępnić wyzwolenie nie tylko Żydom, lecz całej ludzkości. Piotr napisał: „Sam we własnym ciele zaniósł nasze grzechy na pal, abyśmy skończywszy z grzechami, żyli dla prawości. I ‘Jego pręgami zostaliście uzdrowieni’” (1 Piotra 2:21-25). Pojął sens pewnej prawdy, którą przedstawił Jezus: „Syn Człowieczy nie przyszedł po to, by mu usługiwano, lecz by usługiwać i dać swoją duszę jako okup w zamian za wielu” (Mateusza 20:28). Jezus zatem musiał zrzec się swego prawa do życia w charakterze doskonałego człowieka, aby tym sposobem wykupić ludzkość z grzesznego stanu odziedziczonego po Adamie. Na tym polega jedna z podstawowych nauk biblijnych — nauka o okupie. Człowiek czynu Jezus Chrystus nie był biernym odludkiem, lecz zdecydowanym człowiekiem czynu. „Wędrował wokoło, obchodząc wioski i nauczając”, aby pomagać rzeszom ludzkim, które były „złupione i porzucone niczym owce bez pasterza” (Marka 6:6; Mateusza 9:36; Łukasza 8:1). W przeciwieństwie do wielu dzisiejszych majętnych przywódców religijnych, nie gromadził bogactw; nawet nie miał „gdzie złożyć głowy” (Mateusza 8:20). Wprawdzie Jezus koncentrował się przede wszystkim na uzdrawianiu i karmieniu pod względem duchowym, ale nie pomijał też fizycznych potrzeb ludzi. Przywracał zdrowie chorym, kalekim i opętanym przez demony (Marka 1:32-34). Przy dwóch okazjach nakarmił tysiące pilnych słuchaczy, gdyż litował się nad nimi (Marka 6:35-44; 8:1-8). Do dokonywania cudów pobudzała go troska o człowieka (Marka 1:40-42). Jezus działał zdecydowanie, gdy wypędzał ze świątyni chciwych przekupniów. Obserwatorom przypomniało to słowa psalmisty: „Gorliwość o twój dom mnie pożre” (Jana 2:14-17). Nie przebierał w słowach, gdy potępiał obłudnych przywódców religijnych (Mateusza 23:1-39). Nie ulegał też presji ludzi, mających wpływy polityczne(Mateusza 26:59-64; Jana 18:33-37). Sam się przekonaj, jak pasjonujące są opisy niestrudzonej służby publicznej Jezusa. Wielu zasiadających po raz pierwszy do tej lektury zaczyna od krótkiego, lecz dynamicznego sprawozdania Marka o tym człowieku czynu. O jaki okup tu chodzi? Spróbujmy ująć to tak: Załóżmy, że masz komputer, ale do któregoś z zawartych w nim plików ktoś wprowadził wirusa, uszkadzając doskonały skądinąd program. Obrazuje to, do czego doprowadził Adam, gdy rozmyślnie wypowiedział Bogu posłuszeństwo, czyli zgrzeszył. Co w naszym przykładzie może się dziać dalej? Wszelkie kopie wspomnianego pliku będą wadliwe. Jednakże nie wszystko musi być stracone. Za pomocą specjalnego programu możesz wykryć to groźne uszkodzenie i usunąć je ze swych plików oraz z komputera. Podobnie Adam i Ewa przekazali ludzkości „wirusa”, czyli grzech, a do wymazania go potrzebna jest nam pomoc z zewnątrz (Rzymian 5:12). Według Biblii takie oczyszczenie przygotował Bóg przez śmierć Jezusa. Zrobił to z miłości i dla pożytku każdego z nas (1 Koryntian 15:22). Docenianie wszystkiego, co uczynił Jezus, pobudziło Piotra do tego, „aby przez resztę swego czasu w ciele żyć już nie dla pragnień ludzkich, lecz dla woli Bożej”. Dla niego oznaczało to wystrzeganie się zepsutych obyczajów i niemoralnego trybu życia; podobnie powinno być w naszym wypadku. Wprawdzie drudzy nieraz próbują rzucać kłody pod nogi temu, kto stara się spełniać „wolę Bożą”; niemniej przekona się on, że jego życie staje się bogatsze, nabiera sensu (1 Piotra 4:1-3, 7-10, 15-16). Było tak z Piotrem i tak samo może być z nami, jeśli ‘polecimy swą duszę (a więc swe życie) wiernemu Stwórcy, czyniąc to, co dobre’ (1 Piotra 4:19). Uczeń, który poznał miłość Innym uczniem, którego łączyły bliskie stosunki z Jezusem i który dzięki temu może nam pomóc lepiej poznać Stwórcę, był apostoł Jan. Napisał on Ewangelię oraz trzy listy (1,2 i 3 Jana). W jednym z nich znajdujemy następującą informację: „Wiemy, że Syn Boży przyszedł i obdarzył nas zdolnością umysłu, żebyśmy mogli poznać prawdziwego [Stwórcę]. I jesteśmy w jedności z tym prawdziwym poprzez jego Syna, Jezusa Chrystusa. To jest prawdziwy Bóg i życie wieczne” (1 Jana 5:20). Nabycie wiedzy o „prawdziwym” wymagało od Jana zaangażowania „zdolności umysłu”. Czego dowiedział się o przymiotach Stwórcy? Napisał: „Bóg jest miłością, a kto pozostaje w miłości, ten pozostaje w jedności z Bogiem”. Dlaczego mógł być tego pewien? „Miłość nie w tym się przejawia, że my umiłowaliśmy Boga, lecz że on nas umiłował i posłał swego Syna”, aby złożył za nas ofiarę okupu (1 Jana 4:10,16). Podobnie jak to było u Piotra, również Jana poruszyła miłość Boża, której wyrazem było przysłanie Syna, by oddał za nas życie. Przebywając bardzo blisko Jezusa, Jan mógł w pełni poznać jego uczucia. Duże wrażenie wywarło na nim pewne zdarzenie w Betanii koło Jerozolimy. Jezus nieco wcześniej otrzymał wiadomość o ciężkiej chorobie swego przyjaciela Łazarza, toteż wybrał się w drogę do Betanii. Kiedy jednak wraz z apostołami przybył na miejsce, Łazarz co najmniej od czterech dni już nie żył. Jan wiedział, iż Jezus jest wspierany przez Stwórcę, będącego Źródłem życia ludzkiego. Czy potrafi wskrzesić Łazarza? (Łukasza 7:11-17; 8:41, 42, 49-56). Do Marty, siostry Łazarza, Jezus rzekł: „Twój brat wstanie” (Jana 11:1-23). Potem Jan zobaczył, że na spotkanie Jezusa wyszła druga siostra Łazarza, Maria. Jak zachował się Jezus? „Westchnął w duchu i się strapił”. Opisując reakcję Jezusa, Jan użył greckiego słowa (oddanego po polsku przez „westchnął”), które oznacza żałosny głos wyrywający się ze ściśniętego serca. Zobaczył też, że Jezus się „strapił”, czyli ogromnie zmartwił i zasmucił. Mocno to przeżywał i nie próbował tego ukrywać; nawet „począł ronić łzy” (Jana 11:30-37). Jak widać, Jezus żywił głębokie i delikatne uczucia, co pomogło Janowi poznać uczucia Stwórcy. Powinno to pomóc również nam. Ponadto Jan wiedział, że uczucia pobudzały Jezusa do konkretnego działania, słyszał go przecież wołającego: „Łazarzu, wyjdź!” I tak się stało — Łazarz ożył i wyszedł z grobowca. Ileż radości musiało to sprawić jego siostrom i innym obserwatorom! Wielu z nich uwierzyło wtedy w Jezusa. Nieprzyjaciele nie mogli zaprzeczyć wskrzeszeniu człowieka, ale gdy wieść o tym zaczęła się szerzyć, „naradzali się, żeby zabić [Jezusa, a] także Łazarza” (Jana 11:43; 12:9-11). Jezus pobudził ich do działania Dzieje Apostolskie zawierają historyczne doniesienie o tym, jak Piotr, Jan i inni dawali świadectwo o zmartwychwstaniu Jezusa. Sporą część tej księgi wypełniają relacje z wydarzeń, w których uczestniczył zdolny badacz prawa imieniem Saul, zwany też Pawłem, początkowo gwałtownie zwalczający chrystianizm. Ukazał mu się zmartwychwstały Jezus (Dzieje 9:1-16). Uzyskawszy niezaprzeczalny dowód, że Jezus żyje w niebie, Paweł gorliwie świadczył o tym Żydom i nieŻydom, nawet filozofom i ludziom dysponującym władzą. Jego wystąpienia przed takimi wykształconymi, wpływowymi osobistościami wywierają na czytelniku duże wrażenie (Dzieje 17:1-3,16-34; 26:1-29). W okresie kilkudziesięciu lat Paweł napisał cały szereg ksiąg, wchodzących w skład tak zwanego Nowego Testamentu, czyli Chrześcijańskich Pism Greckich. Większość wydań Biblii zawiera spis treści, a więc wykaz ksiąg, z których czternaście napisał sam Paweł: od Listu do Rzymian aż po List do Hebrajczyków. Zamieścił w nich mądre wskazówki dla ówczesnych chrześcijan i przedstawił im pewne głębokie prawdy. Jeszcze cenniejsze są one dla nas, nie mających bezpośredniego kontaktu z apostołami ani innymi świadkami tego, jak Jezus nauczał, działał oraz zmartwychwstał. Przekonasz się, że pisma Pawła mogą ci pomóc w życiu rodzinnym, stosunkach ze współpracownikami bądź sąsiadami oraz w takim ułożeniu sobie życia, by nabrało rzeczywistego sensu i dawało ci zadowolenie. Biblia poświadcza, iż Jezus jest ‘dokładnym wyobrażeniem samej istoty Stwórcy’ (Hebrajczyków 1:3). Jego służba publiczna dostarcza mnóstwa dowodów na to, że razem z Ojcem gorąco pragną naprawić szkody powstałe wskutek chorób i śmierci. A wiąże się to ze wskrzeszeniem nie tylko tych kilku osób, o których donosi Biblia. Jan zresztą na własne uszy słyszał zapowiedź Jezusa, że „nadchodzi godzina, w której wszyscy w grobowcach pamięci usłyszą jego głos i wyjdą” (Jana 5:28-29). Zauważmy, iż zamiast użyć zwykłego słowa określającego grób, Jan posłużył się tutaj wyrazem, przetłumaczonym na „grobowce pamięci”. Dlaczego? Otóż w grę wchodzi pamięć Boża. Stwórca ogromnego wszechświata z pewnością potrafi zachować w pamięci wszystkie szczegóły każdego z naszych zmarłych bliskich, łącznie z ich cechami odziedziczonymi i nabytymi (porównaj Izajasza 40:26). Co więcej, On nie tylko może zapamiętać. Obaj z Synem chcą tego. W związku ze wspaniałą perspektywą zmartwychwstania wierny Hiob rzekł o Bogu: „Jeśli krzepki mąż umrze, czyż może znowu żyć? (…) Ty [Jehowo] zawołasz, a ja ci odpowiem. Zatęsknisz za dziełem swych rąk” (Hioba 14:14-15; Marka 1:40-42). Nasz cudowny Stwórca jest naprawdę godzien tego, by Mu oddawać cześć! Zmartwychwstały Jezus toruje drogę do życia mającego sens Umiłowany uczeń Jezusa, Jan, obserwował go z bliska aż do jego śmierci. Co więcej, opisał najważniejsze zmartwychwstanie wszech czasów, które stanowi mocną podstawę naszych nadziei na sensowne i nieprzemijające życie. Wrogowie Jezusa doprowadzili do tego, że został stracony; przybito go do pala jak pospolitego przestępcę. Obserwatorzy, a byli wśród nich przywódcy religijni, szydzili z niego, gdy przez długie godziny cierpiał. Mimo śmiertelnej udręki dostrzegł swoją matkę i mając na myśli Jana, oznajmił: „Niewiasto, oto twój syn!” Do tego czasu Maria widocznie już owdowiała, a inne jej dzieci jeszcze nie były uczniami Jezusa.[*] Dlatego powierzył on opiekę nad starzejącą się matką swemu uczniowi Janowi. Również to było odbiciem sposobu myślenia Stwórcy, który zachęca do dbania o wdowy i sieroty (Jana 7:5; 19:12-30; Marka 15:16-39; Jakuba 1:27). [Przynajmniej dwóch jej synów przyłączyło się później do uczniów Jezusa; pozostały po nich zachęcające listy zachowane w Biblii—Jakuba i Judy.] Jakże jednak zmarły Jezus miał się wywiązać z roli przewidzianej dla „potomstwa”, za którego pośrednictwem „na pewno będą sobie błogosławić wszystkie narody ziemi”? (Rodzaju 22:18). Owego kwietniowego popołudnia 33 roku n.e. Jezus oddał swoje życie, aby stanowiło podstawę okupu. Jego czuły Ojciec musiał ogromnie cierpieć, przypatrując się męczarniom niewinnego Syna. Niemniej w ten sposób przygotowany został okup, potrzebny do uwolnienia ludzkości z więzów grzechu i śmierci (Jana 3:16; 1 Jana 1:7). Utorowano drogę wspaniałemu finałowi. Ponieważ Jezus Chrystus odgrywa pierwszoplanową rolę w realizacji zamierzeń Bożych, musiał powrócić do życia. Tak też się stało, a Jan mógł to poświadczyć. Na trzeci dzień po śmierci i pochowaniu Jezusa niektórzy uczniowie wczesnym rankiem udali się do grobowca. Był pusty. Zaskoczyło ich to, ale już wkrótce Jezus ukazał się różnym osobom. Maria Magdalena opowiedziała uczniom: „Widziałam Pana!” Świadectwo jej nie trafiło im do przekonania. Później zebrali się oni w pewnym zamkniętym pomieszczeniu i Jezus ukazał się ponownie, a nawet z nimi rozmawiał. W ciągu następnych dni ponad 500 mężczyzn i kobiet stało się naocznymi świadkami tego, że Jezus naprawdę żyje. Jeżeli ktoś w tamtych czasach miał wątpliwości, mógł wypytać tych wiarogodnych świadków, a także sprawdzić ich relacje. Chrześcijanie mogli być pewni, że Jezus został wskrzeszony i żyje jako stworzenie duchowe, podobne do Stwórcy. Dowodów na to było tak dużo i były tak mocne, iż wielu wolało raczej umrzeć, niż zaprzeczyć zmartwychwstaniu Jezusa (Jana 20:1-29; Łukasza 24:46-48; 1 Koryntian 15:3-8). Naoczni świadkowie widzieli, że Jezusa złożono w grobowcu podobnym do tego) i że trzeciego dnia został wskrzeszony * [Pewien wysokiej rangi oficer rzymski usłyszał następujące zeznanie Piotra jako naocznego świadka: „Wiecie, o czym mówiono po całej Judei (…). Jego to wskrzesił Bóg na trzeci dzień i dał, by on się ujawnił (…). Rozkazał nam też głosić ludowi i dawać dokładne świadectwo, że to on jest ustanowionym przez Boga sędzią żywych i umarłych” (Dzieje 2:32; 3:15; 10:34-42).] Apostoł Jan także cierpiał prześladowania za dawanie świadectwa o zmartwychwstaniu Jezusa (Objawienie 1:9). Ale będąc na zesłaniu, otrzymał niezwykłą nagrodę. Jezus ukazał mu serię wizji, które jeszcze bardziej przybliżyły nam Stwórcę i za pomocą licznych symboli wyjawiły, co przyniesie przyszłość. Opis ich można znaleźć w Księdze Objawienia. Jezus Chrystus jest tam przedstawiony jako zwycięski Król, który wkrótce całkowicie pokona swych nieprzyjaciół. Należy do nich między innymi śmierć (w istocie wróg każdego z nas) oraz upadłe stworzenie duchowe zwane Szatanem (Objawienie 6:1-2; 12:7-9; 19:19 do 20:3, 13-14). Pod koniec tego apokaliptycznego przekazu Jan ujrzał w wizji czasy, gdy ziemia stanie się rajem. Jakiś głos tak opisywał mające wtedy panować stosunki: „Będzie z nimi [z ludźmi] sam Bóg. I otrze z ich oczu wszelką łzę, i śmierci już nie będzie ani żałości, ani krzyku, ani bólu już nie będzie. To, co poprzednie, przeminęło” (Objawienie 21:3-4). W ten sposób, w ramach realizacji zamierzenia Bożego, zostanie spełniona obietnica, którą Bóg dał Abrahamowi (Rodzaju 12:3; 18:18). Ludzie będą się wtedy cieszyć „rzeczywistym życiem”, takim, jakie stało otworem przed Adamem, gdy go stworzono (1 Tymoteusza 6:19). Nie będą już szukać po omacku swego Stwórcy ani zgadywać, co ich z Nim łączy. Słusznie mógłbyś jednak zapytać: Kiedy do tego dojdzie? I dlaczego nasz troskliwy Stwórca pozwala, by do tej pory panoszyło się zło i cierpienie? Pytania te będą przedmiotem naszych następnych rozważań. Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 10 Jeżeli Stwórca się o nas troszczy, to dlaczego jest tyle cierpień? ZANIM twój zegarek odmierzy 60 sekund, ponad 30 osób umrze na choroby zakaźne, 11 przegra walkę z rakiem, a 9 uśmiercą choroby serca. Co gorsza, są to tylko niektóre plagi trapiące ludzi. Wielu cierpi i rozstaje się z życiem z innych powodów. W roku 1996, zegar umieszczony w holu nowojorskiej siedziby ONZ każdym tyknięciem sygnalizował narodziny dziecka w jakiejś ubogiej rodzinie — tykał 47 razy na minutę. Oto inne unaocznienie: co wieczór, w miarę jak Ziemia obraca się wokół własnej osi, aż 20 procent jej mieszkańców idzie spać głodnych. A jak wygląda w twojej okolicy statystyka przestępstw? Musimy spojrzeć faktom w oczy — w otaczającym nas świecie cierpienia są wszechobecne. Niestety, jak oświadczył były funkcjonariusz policji, „serce wielu z nas nie reaguje na widoczne wokół przejawy niesprawiedliwości”. Ale wrażenie, że sprawy te nas nie dotyczą, może trwać najwyżej do chwili, gdy w grę zacznie wchodzić życie nas samych lub kogoś z naszych bliskich. Na przykład, wczuj się w położenie Masako, która opiekowała się rodzicami chorymi na raka. Tracili na wadze i jęczeli z bólu, a ją ogarniało poczucie całkowitej bezradności. Pomyśl też o rozpaczliwej sytuacji Sharady, młodziutkiej Azjatki, która miała zaledwie dziewięć lat, gdy ojciec sprzedał ją za 14 dolarów. Zabrano ją z rodzinnej wioski do jakiegoś miasta za granicą i zmuszano do świadczenia usług seksualnych sześciu mężczyznom dziennie. Dlaczego jest tyle cierpień? I dlaczego Stwórca nie kładzie im kresu? Z ich powodu wiele osób odwraca się od Boga. Podobnie zareagował wspomniany eks-policjant, gdy jego matka padła ofiarą psychopaty: „Nigdy nie była mi bardziej obca myśl o wszechwładnym, kochającym Bogu, panującym nad wszechświatem”. Być może i ciebie dręczy pytanie: „Dlaczego?” No właśnie, dlaczego istnieją cierpienia? Co jest ich przyczyną i czy Stwórca w ogóle się tym interesuje? Czy przyczyną cierpień jest poprzednie życie? Miliony mieszkańców naszego globu wierzy, że człowiek cierpi za swą przeszłość — że teraźniejsze udręki stanowią karę za uczynki popełnione w poprzednim życiu. „Ludzie cierpią, gdyż podlegają karmanowi, wszyscy bowiem od chwili narodzin dźwigamy ciężkie brzemię poprzedniego karmanu”.* Pogląd taki głosił Daisetz T.Suzuki, filozof, który na Zachodzie spopularyzował zen. Usiłując dojść przyczyny ludzkich cierpień, mędrcy hinduscy sformułowali „prawo karmanu”. Ale czy ich wyjaśnienia są rozsądne i naprawdę zadowalające? * [Karman to domniemany „wpływ dawniejszych uczynków człowieka na jego przyszłe istnienia, czyli wcielenia”.] Wielu wierzy w cykl narodzin i śmierci, podlegający prawu karmanu Pewna buddyjka wyznała: „Konieczność cierpienia za coś, z czym się urodziłam, ale o czym nic nie wiem, wydała mi się nonsensem. Musiałam to przyjmować jako swoje przeznaczenie”. Takie wyjaśnienie przyczyny cierpień wcale jej nie zadowalało. Niewykluczone, że podzielasz odczucia tej kobiety. Być może w twoim kraju nie wierzy się w reinkarnację, niemniej u podstaw owej nauki leży pogląd, wyznawany w całym chrześcijaństwie i innych religiach — przeświadczenie, iż człowiek ma nieśmiertelną duszę, która żyje nawet po śmierci ciała. Właśnie ta „dusza” ma doznawać cierpień — albo w życiu doczesnym, albo w bycie pośmiertnym. Poglądy te są bardzo rozpowszechnione, ale czy cokolwiek potwierdza ich prawdziwość? Czy w tak ważnych kwestiach nie jest mądrzej kierować się tym, co mówi nasz Stwórca? Jak się już przekonaliśmy, ludzkie wyobrażenia i wierzenia mogą być błędne, natomiast wypowiedzi Boga zasługują na wiarę. W poprzednim rozdziale wykazano, iż przyczyną największej z ludzkich tragedii — śmierci — jest grzech naszych prarodziców. Stwórca ostrzegł Adama: „W dniu, w którym (…) [okażesz nieposłuszeństwo, czyli zgrzeszysz], z całą pewnością umrzesz” (Rodzaju 2:17; 3:19). Wcale nie sugerował, jakoby Adam miał nieśmiertelną duszę — był on przecież człowiekiem, czyli mówiąc językiem biblijnym, był duszą. Gdy więc umarł, umarła dusza zwana Adamem. W tym momencie utracił wszelką świadomość oraz możliwość doznawania cierpień. Nasz Stwórca nie krzewi ani nie popiera nauk o karmanie, reinkarnacji czy nieśmiertelnej duszy, która może doznawać udręk w następnym wcieleniu. Jeśli jednak poznamy konsekwencje grzechu Adama, to lepiej zrozumiemy, dlaczego istnieją cierpienia. Nie ma duszy nieśmiertelnej Biblia uczy, że każdy człowiek jest duszą; w chwili jego śmierci umiera też dusza. W Księdze Ezechiela 18:4 czytamy: „Dusza, która grzeszy, ta umrze”. Umarli nie mają świadomości i nigdzie nie żyją. Salomon napisał: „Umarli nie są świadomi niczego” (Kaznodziei 9:5, 10). Ani Żydzi, ani pierwsi chrześcijanie nie uczyli o nieśmiertelności duszy. „W S[tarym] T[estamencie] słowo dusza nie oznacza cząstki człowieka, lecz całego człowieka — człowieka jako żywą istotę. Podobnie w N[owym] T[estamencie] określa ono życie ludzkie (…) Biblia nie mówi o pośmiertnym bycie niematerialnej duszy” (New Catholic Encyclopedia). „Nauka o nieśmiertelności duszy i wiara w zmartwychwstanie (…) to dwie zupełnie różne koncepcje” (teolog Philippe H.Menoud, Dopo la morte: immortalità o resurrezione?). „Ponieważ człowiek, pojmowany jako całość, jest grzesznikiem, więc w chwili śmierci umiera całkowicie z ciałem i duszą (całkowita śmierć) (…) Między śmiercią a zmartwychwstaniem istnieje przepaść” (Evangelischer Erwachsenenkatechismus, Ewagelicki Katechizm dla dorosłych). Skąd się wzięły cierpienia? Trudno jest ogarnąć myślą bezmiar ludzkich udręk, ale w ustaleniu ich źródła może pomóc użycie właściwego narzędzia. Tak jak dzięki lornetce wyraźniej widzimy odległe przedmioty, tak też dzięki Biblii możemy dostrzec przyczynę cierpień. Księga ta przypomina, iż wszystkich ludzi dosięga „czas i nieprzewidziane zdarzenie” (Kaznodziei 9:11). Na przykład Jezus nawiązał kiedyś do wiadomości o śmierci 18 ludzi, na których runęła wieża. Zaznaczył, że nie byli oni gorszymi grzesznikami niż inni ludzie (Łukasza 13:1-5). Ucierpieli, gdyż w niewłaściwym czasie znaleźli się w niewłaściwym miejscu. Ale Biblia nie poprzestaje na tym wyjaśnieniu, podaje bowiem wiarogodne informacje na temat podstawowej przyczyny cierpień. Czego się z niej dowiadujemy? Kiedy pierwsi ludzie zgrzeszyli, Boski Sędzia, Jehowa, orzekł, iż utracili prawo do dalszego życia. Po latach Adam i Ewa rzeczywiście pomarli, a wcześniej doznali wielu udręk. Skutki starzenia się i chorób, zdobywanie w pocie czoła środków do życia, pełne boleści obserwowanie, jak ich rodzinę rozbija zazdrość i przemoc — wszystkie te nieszczęścia ściągnęli na siebie sami (Rodzaju 3:16-19; 4:1-12). Warto dobrze zapamiętać, kto przede wszystkim ponosi odpowiedzialność za te cierpienia. Nasi prarodzice sami je na siebie sprowadzili. Ale dlaczego trwają one po dziś dzień? Wiele osób nie zgodziłoby się, żeby je uważano za grzeszników, lecz Biblia pomaga ujrzeć tę sprawę we właściwym świetle, oznajmia bowiem: „Przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech — śmierć, i w taki sposób śmierć rozprzestrzeniła się na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli” (Rzymian 5:12). Pierwsza para ludzka poniosła konsekwencje swego szkodliwego postępowania, ale ucierpiało również jej potomstwo (Galatów 6:7). Odziedziczyło niedoskonałość, prowadzącą do śmierci. Niektórym łatwiej jest to zrozumieć, gdy wezmą pod uwagę naukowo potwierdzony fakt, że dzieci mogą dziedziczyć po rodzicach różne choroby i wady. Jest tak w wypadku hemofilii, talasemii (niedokrwistości śródziemnomorskiej), pewnego rodzaju cukrzycy, a nawet choroby wieńcowej i raka piersi. Same dzieci nie są niczemu winne, mogą jednak cierpieć wskutek odziedziczonej wady. Nasi genetyczni przodkowie, Adam i Ewa, postanowili odrzucić obraną przez Jehowę formę sprawowania władzy nad ludzkością.[*] Z historii wiadomo, że w dążeniu do panowania nad światem ludzie wypróbowali wszelkiego rodzaju ustroje. Niektórzy kierowali się przy tym szczerymi pobudkami. Ale jak oceniasz wynik rządów człowieka? Czy ulżyły one ludziom w ich cierpieniach? W znikomym stopniu. Wiele systemów politycznych oraz wojen, wręcz przyczyniło udręk. Jakieś 3000 lat temu pewien mądry władca oświadczył: „Człowiek panuje nad człowiekiem ku jego szkodzie” (Kaznodziei 8:9). * W Księdze Rodzaju 2:17 czytamy, iż Bóg zabronił Adamowi spożywać z drzewa poznania dobra i zła. W przypisie do tego wersetu w The New Jerusalem Bible (1985) wyjaśniono, że owo poznanie jest „zdolnością do samodzielnego decydowania o tym, co dobre, a co złe, i odpowiedniego postępowania, a więc jest to roszczenie sobie prawa do całkowitej niezależności moralnej, na mocy której człowiek odmawia uznania, iż ma status istoty stworzonej, zob. Iz[ajasza] 5:20. Pierwszy grzech był atakiem na suwerenną władzę Boga”. Czy twoim zdaniem dziś sytuacja jest zupełnie inna, lepsza? Większość odpowiedziałaby przecząco. Mnóstwo mężczyzn, kobiet i dzieci cierpi nie tylko wskutek odziedziczonego grzechu i niedoskonałości, lecz także z powodu tego, co zrobili oni sami albo inni ludzie. Pomyśl o przykładach fatalnego obchodzenia się z ziemią, nierzadko podyktowanego chciwością. Ludzie ponoszą odpowiedzialność za zanieczyszczenie środowiska i ubóstwo, przyczyniają się też do głodu i epidemii. Nawet niektóre klęski żywiołowe, zwane przez wielu dopustem Bożym, są w rzeczywistości wynikiem działalności człowieka. Ale istnieje jeszcze inna przyczyna cierpień, zwykle przeoczana. Główny sprawca cierpień Pewna księga biblijna szczególnie wnikliwie wyjaśnia, co jest główną przyczyną cierpień i dlaczego troskliwy Stwórca do nich dopuszcza. Księga Hioba, bo o niej tu mowa, pomaga usunąć wszelkie niejasności w tej sprawie. Daje wgląd w dziedzinę niewidzialną, w której się rozegrały znamienne wydarzenia. Aleksiej, syn cara Mikołaja II i Aleksandry Fiodorowny, cierpiał na chorobę dziedziczną, jaką jest hemofilia. Wszyscy odziedziczyliśmy po naszym praojcu, Adamie, niedoskonałość. Jakieś 3500 lat temu, krótko przed spisaniem przez Mojżesza pierwszych ksiąg biblijnych, na terenie Półwyspu Arabskiego żył mężczyzna imieniem Hiob. Z Biblii wynika, że był człowiekiem prostolinijnym i życzliwym i że cieszył się powszechnym szacunkiem. Posiadał ogromny dobytek w postaci licznych trzód i uchodził za „najzamożniejszego ze wszystkich mieszkańców Wschodu”. Miał też szczęśliwą rodzinę — żonę, siedmiu synów i trzy córki (Hioba 1:1-3; 29:7-9, 12-16). Pewnego dnia przybiegł doń posłaniec i powiedział, że oddział najeźdźców uprowadził jego bydło. Po chwili inny doniósł o stracie owiec. Potem Chaldejczycy zabrali mu 3000 wielbłądów i zabili wszystkich sług z wyjątkiem jednego. W końcu przyszła najgorsza wiadomość: niezwykle silny wiatr zburzył dom jego pierworodnego syna i uśmiercił zebrane tam wszystkie dzieci Hioba. Czy w obliczu takich cierpień zaczął obwiniać Boga? Jak byś się czuł na jego miejscu? (Hioba 1:13-19). Niestety, Hioba czekały jeszcze inne nieszczęścia. Zapadł na jakąś straszną chorobę, w wyniku której został obsypany złośliwymi wrzodami.[*] W końcu był już w tak ciężkim stanie i budził taką odrazę, że jego żona zaczęła winić Boga. Rzekła: „Przeklnij Boga i umrzyj!” Hiob nie wiedział, dlaczego cierpi, ale nie zamierzał oskarżać o to Boga. Biblia oznajmia: „W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył swymi wargami” (Hioba 2:6-10). * [Inne wersety uzupełniają obraz cierpień Hioba: na jego ciele pojawiły się robaki, skóra pokryła się strupami, a oddech stał się wstrętny. Hiob czuł dotkliwy ból; skóra mu sczerniała i zaczęła odpadać (Hioba 7:5; 19:17; 30:17, 30).] Usłyszawszy o udrękach Hioba, przybyło do niego trzech znajomych. „Gdzież to zostali wytępieni prostolinijni?” — zapytał Elifaz, wychodząc z założenia, że Hiob musiał się dopuścić jakiejś niegodziwości (Hioba, rozdziały 4 i 5). Oskarżył go o skryte grzechy, a nawet o to, że odmówił chleba potrzebującym i że uciskał wdowy oraz sieroty (Hioba, rozdziały 15 i 22). Dwóch innych obłudnych pocieszycieli też strofowało Hioba, jak gdyby ponosił odpowiedzialność za swe udręki. Czy mieli rację? Nic podobnego. Księga Hioba pomaga nam rozpoznać podstawową przyczynę jego cierpień i zrozumieć, dlaczego Bóg do nich dopuścił. Rozdziały 1 i 2 wyjawiają, co krótko przedtem wydarzyło się w niewidzialnych niebiosach, w dziedzinie duchowej. Zbuntowane stworzenie zwane Szatanem* stanęło wraz z innymi duchami przed obliczem Boga. Reagując na wzmiankę o nienagannej postawie Hioba, Szatan rzucił wyzwanie: „Czyż za nic Hiob boi się Boga? (…) Dla odmiany wyciągnij, proszę, swą rękę i dotknij wszystkiego, co ma, i zobacz, czy nie będzie cię przeklinał prosto w twarz” (Hioba 1:9-12). * [Rolę Szatana Diabła w grzechu Adama i Ewy omówiono w rozdziale siódmym] Innymi słowy, Szatan zarzucił Bogu przekupywanie Hioba. Ten zuchwały duch twierdził, że gdyby Hiob został pozbawiony bogactwa i zdrowia, przekląłby Jehowę. W gruncie rzeczy Szatan utrzymywał, iż w obliczu cierpień żaden człowiek nie wytrwałby w miłości i lojalności wobec Boga. Wyzwanie to objęło wszystkich i miało trwałe następstwa. Kwestie podniesione przez Szatana wymagały rozstrzygnięcia. Bóg pozwolił mu więc wystąpić przeciwko Hiobowi i Szatan sprowadził na niego najróżniejsze cierpienia. Czy to naprawdę tak długo? Ktoś mógłby powiedzieć, iż 1600 lat cierpień od czasów Hioba do Jezusa to bardzo długo. Człowiekowi nawet 100 lat czekania na położenie kresu udrękom ciągnęłoby się w nieskończoność. Musimy jednak zdać sobie sprawę, że podstawowe kwestie podniesione przez Szatana naraziły na szwank dobre imię Stwórcy. Z punktu widzenia Boga, dopuszczone przezeń cierpienia i zło trwają stosunkowo krótko. Dla Niego, „Króla Wieczności”, ‘tysiąc lat jest zaledwie jak dzień wczorajszy, który przeminął’ (1 Tymoteusza 1:17; Psalm 90:4). Ludzie nagrodzeni wiecznotrwałym życiem też uznają, że okres dziejów, w którym istniały cierpienia, był stosunkowo krótki. Punkt zwrotny w dziejach „Gdy się spojrzy z dzisiejszej perspektywy, widać wyraźnie, że wybuch I wojny światowej zapoczątkował dwudziestowieczny ‘czas udręki’ — jak to nazwał obrazowo brytyjski historyk Arnold Toynbee — z którego nasza cywilizacja ciągle jeszcze się nie wydźwignęła” (Edmond Taylor, The Fall of the Dynasties). „Właśnie rok 1914, a nie rok Hirosimy, stanowi w naszych czasach punkt zwrotny, gdyż teraz już widać, że (…) I wojna światowa rozpoczęła erę burzliwej transformacji, którą z trudem przechodzimy” (dr René Albrecht-Carrie, Barnard College). „W roku 1914 świat utracił spójność i już nigdy nie zdołał jej odzyskać. (…) Są to czasy niezwykłego zamętu i gwałtu, zarówno w poszczególnych krajach, jak i na arenie międzynarodowej” (The Economist). Rzecz jasna Hiob nie wiedział — i nie mógł wiedzieć — o wszechświatowej kwestii spornej podniesionej w niebiosach. A Szatan tak manewrował sprawami, by Hiob odniósł wrażenie, że to Bóg zsyła na niego nieszczęścia. Na przykład gdy piorun uśmiercił jego owce, ocalały sługa oświadczył, iż dokonał tego „ogień Boży”. Chociaż Hiob nie wiedział, dlaczego to wszystko się dzieje, nie przeklął Jehowy Boga ani się od Niego nie odwrócił (Hioba 1:16, 19, 21). Analiza okoliczności, związanych z przeżyciami Hioba, pomaga dostrzec kwestię sporną: Czy, mimo doznawanych cierpień, ludzie będą służyć Jehowie z miłości? Hiob przyczynił się do udzielenia odpowiedzi na to pytanie. Jedynie prawdziwa miłość do Jehowy mogła skłonić człowieka do zachowania wierności wobec Niego i Hiob właśnie to uczynił. Cóż za wymowne świadectwo przeciwko fałszywym zarzutom Szatana! Ale cała sprawa nie zaczęła się ani nie skończyła na Hiobie; rozciągnęła się na wiele stuleci. Dotyczy przy tym każdego z nas. Jak reaguje wiele osób, widząc lub przeżywając cierpienia — bez względu na ich przyczynę? Ludzie tacy mogą nie być świadomi kwestii podniesionych za dni Hioba, a nawet nie wierzyć w istnienie Szatana. Często więc wątpią, czy istnieje Stwórca, albo obwiniają Go o te udręki. A jakie jest twoje zdanie? Czy na podstawie tego, co już o Nim wiesz, nie zgodziłbyś się z wypowiedzią pisarza biblijnego, Jakuba? Mimo istnienia cierpień dał on wyraz następującemu przekonaniu: „Niech nikt, kto jest doświadczany, nie mówi: ‘Przez Boga jestem doświadczany’. Bóg bowiem nie może być doświadczany przez coś złego ani sam nikogo nie doświadcza” (Jakuba 1:13). W wyrobieniu sobie właściwego poglądu na tę sprawę pomoże nam rozważenie przykładu Jezusa. Jak wiadomo, zaskarbił on sobie szacunek swą wnikliwością, wiedzą i umiejętnością nauczania. Co sądził o Szatanie i o cierpieniach? Był pewien, że ktoś taki istnieje i potrafi sprowadzać udręki. Szatan, który próbował podkopać nieskazitelną lojalność Hioba, jawnie usiłował osiągnąć ten cel również w wypadku Jezusa. Świadczy to nie tylko o tym, iż jest kimś realnym, lecz także o tym, iż zarzut podniesiony przez niego za dni Hioba nic nie stracił na aktualności. Jezus, podobnie jak Hiob, dowiódł swej wierności wobec Stwórcy, wyrzekając się bogactw i władzy oraz godząc się na fizyczne cierpienia i śmierć na palu męki. Jak wynika z jego przykładu, Bóg w dalszym ciągu dawał ludziom sposobność wykazywania, iż mimo przeżywanych trudności pozostaną wobec Niego lojalni (Łukasza 4:1-13; 8:27-34; 11:14-22; Jana 19:1-30). Dlaczego musiało minąć tyle czasu Aby zrozumieć, dlaczego ludzie doznają cierpień, musimy sobie uświadomić, że ich przyczyną bywają wypadki, nasze grzeszne skłonności, niewłaściwe obchodzenie się człowieka z ziemią czy wreszcie sam Szatan Diabeł. Nie wystarczy jednak znać te powody. Osoba przeżywająca udręki może poczuć się tak, jak starożytny prorok Habakuk, który rzekł: „Jak długo, Jehowo, mam wzywać pomocy, a ty nie wysłuchujesz? Jak długo będę wołać do ciebie o wsparcie wobec przemocy, a ty nie wybawiasz? Czemuż to ukazujesz mi krzywdę i patrzysz na niedolę? I dlaczego jest przede mną złupienie oraz przemoc i dochodzi do kłótni, i toczy się spór?” (Habakuka 1:2-3). No właśnie, dlaczego Jehowa ‘patrzy na niedolę’, lecz nie podejmuje widocznych działań? Jest przecież Bogiem Wszechmocnym i miłuje sprawiedliwość, może zatem położyć kres cierpieniom. Kiedy więc tego dokona? Jak już wspomniano, gdy pierwsza para ludzka postanowiła się całkowicie uniezależnić, Stwórca był pewien, że część jej potomstwa obierze inną drogę. Jehowa mądrze pozwolił, by minęło sporo czasu. Dlaczego? Otóż pragnął wykazać, że rządzenie się bez uwzględniania Stwórcy prowadzi tylko do niedoli, natomiast życie w zgodzie z Nim jest słuszne i zapewnia szczęście. Przez cały ten czas Bóg dbał o to, by ziemia była całkiem przyjemnym mieszkaniem. Apostoł Paweł wyjaśnił: „Za minionych pokoleń pozwalał on wszystkim narodom, by chodziły własnymi drogami, choć przecież nie pozostał bez świadectwa, gdyż czynił dobro, dając wam deszcze z nieba oraz pory urodzajne, napełniając wasze serca pokarmem i weselem” (Dzieje 14:16-17). A zatem Stwórca nie sprowadza cierpień, lecz tylko do nich dopuszcza, by rozstrzygnąć kwestie o doniosłym znaczeniu. Wprawdzie Stwórca dopuszcza cierpienia, zarazem jednak daje ludziom wiele powodów do radości Kiedy nadejdzie ulga? Wzmaganie się cierpień stanowi w gruncie rzeczy sygnał, że zbliża się ich kres. Dlaczego można tak powiedzieć? Biblia wyjawia, co się za dni Hioba wydarzyło w dziedzinie niewidzialnej, i podaje podobne informacje dotyczące naszych czasów. Ostatnia jej księga, Objawienie, kieruje uwagę na bitwę stoczoną w niebiosach. Jaki był jej wynik? Szatan wraz z hordami demonów ‘został zrzucony na ziemię’. W dalszej części tej relacji czytamy: „Dlatego weselcie się niebiosa i wy, którzy w nich przebywacie! Biada ziemi i morzu, ponieważ zstąpił do was Diabeł, pałając wielkim gniewem, bo wie, że mało ma czasu” (Objawienie 12:7-12). Wnikliwa analiza proroctw biblijnych prowadzi do wniosku, iż wydarzenie to rozegrało się w XX stuleciu. Jak ci zapewne wiadomo, wybitni historycy przyznają, że rok 1914, w którym wybuchła I wojna światowa, stanowił punkt zwrotny w dziejach. Od tamtej pory nasilają się cierpienia i nieszczęścia. Na ten sam okres wskazał Jezus, gdy najbliżsi uczniowie zapytali go o ‘znak jego obecności oraz zakończenia systemu rzeczy’. Odpowiedział im: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu; będą też wielkie trzęsienia ziemi, a w jednym miejscu po drugim zarazy i niedobory żywności; i będą straszne widoki, a z nieba wielkie znaki” (Mateusza 24:3-14; Łukasza 21:5-19). Słowa te, zwiastujące ogromne udręki, spełniają się w pełnym zakresie po raz pierwszy w historii.* * [Omówienie tego proroctwa zawiera rozdział 11 książki Wiedza, która prowadzi do życia wiecznego, wydanej przez Towarzystwo Strażnica.] Czy możliwe jest wskrzeszenie osoby? Neurolog Richard M.Restak wypowiedział się na temat mózgu ludzkiego i neuronów. „Całe nasze jestestwo oraz wszystko, czego dokonaliśmy, mógłby odczytać obserwator zdolny do rozszyfrowania połączeń i obwodów, które się wytworzyły pomiędzy 50 miliardami naszych komórek nerwowych”. Skoro tak, to czy nasz kochający Stwórca nie zdoła odtworzyć dowolnej osoby na podstawie posiadanych o niej informacji? Twoje synapsy są policzone Jezus oświadczył: „Nawet wasze włosy na głowie wszystkie są policzone” (Mateusza 10:29-31). A co wiadomo o korze mózgowej? Tworzące ją komórki nerwowe (neurony) są tak małe, że można je obserwować tylko pod silnym mikroskopem. Wyobraźmy więc sobie, jak trudno jest policzyć nie same neurony, lecz znacznie mniejsze styki między nimi (synapsy) — niektóre neurony mają ich do 250 000. Doktor Peter Huttenlocher, korzystając z mikroskopu elektronowego, pierwszy określił liczbę synaps w próbkach pobranych z ciał płodów, a także zmarłych niemowląt oraz osób w podeszłym wieku. Co ciekawe, wszystkie te próbki, wielkości główki od szpilki, zawierały mniej więcej tyle samo neuronów — około 70 000. Następnie dr Huttenlocher zaczął liczyć styki między neuronami w tak maleńkich próbkach. Płód miał 124 miliony synaps, noworodek 253 miliony, a ośmiomiesięczne dziecko — aż 572 miliony. Doktor Huttenlocher stwierdził, że u starszych dzieci liczba synaps stopniowo spadała. Wyniki te zasługują na uwagę ze względu na to, co Biblia mówi o zmartwychwstaniu (Jana 5:2829). W całym mózgu dorosłego człowieka jest około biliarda (1 z 15 zerami) synaps. Czy Stwórca potrafi nie tylko je policzyć, ale też odtworzyć? Jak podaje The World Book Encyclopedia, liczba gwiazd we wszechświecie przekracza 200 trylionów, czyli 2 z 20 zerami. Stwórca wie, jak się nazywa każda z nich (Izajasza 40:26). Bez trudu więc może sobie przypomnieć i odtworzyć połączenia neuronalne, związane ze wspomnieniami i uczuciami ludzi, których postanowi wskrzesić. Biblia zapowiada, iż wspomniane wydarzenia poprzedzą „wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd i już nigdy więcej nie będzie” (Mateusza 24:21). Wtedy Bóg ostatecznie zaingeruje w sprawy człowieka. Położy kres niegodziwemu systemowi rzeczy, który od stuleci przyczyniał ludziom cierpień. Nie chodzi jednak o „koniec świata”, o nuklearny holocaust oznaczający zagładę ludzkości. Słowo Boże zapewnia nas, że niektórzy ludzie ocaleją z tego ucisku. Przeżyje go „wielka rzesza (…) ze wszystkich narodów i plemion, i ludów, i języków” (Objawienie 7:9-15). Dla uzyskania pełnego obrazu sprawy, rozważmy, co według Biblii wydarzy się później: Przywrócony zostanie raj, w którym zgodnie z pierwotnym zamierzeniem Bożym ma mieszkać rodzaj ludzki (Łukasza 23:43). Nie zobaczysz tam bezdomnych. Izajasz napisał: „‘I pobudują domy, i będą w nich mieszkać; zasadzą winnice i będą spożywać ich owoce. (…) Bo dni mego ludu będą jak dni drzewa; i moi wybrani będą w pełni korzystać z dzieła swoich rąk. Nie będą się mozolić na darmo ani rodzić na niepokój, gdyż są potomstwem złożonym z błogosławionych przez Jehowę, a wraz z nimi ich potomkowie. (…) Wilk i jagnię będą się paść razem, a lew będzie jadł słomę tak jak byk (…). Nie będą wyrządzać szkody ani rujnować na całej mojej świętej górze’ — powiedział Jehowa” (Izajasza 65:21-25). A co z cierpieniami pojedynczych osób? Nie będzie wojen, przemocy ani przestępczości (Psalm 46:8-9; Przysłów 2:22; Iząjasza 2:4). Dzięki naszemu Twórcy i Życiodawcy, posłuszni ludzie będą się cieszyć doskonałym zdrowiem (Iząjasza 25:8; 33:24). Skończą się klęski głodu, gdyż ziemią odzyska równowagę ekologiczną i zapewni obfitość pożywienia (Psalm 72:16). Istniejące dziś przyczyny cierpień będą należały do przeszłości (Iząjasza 14:7). Z całą pewnością jest to najlepsza ze wszystkich nowin. Ale niektórzy mogliby jeszcze wskazywać na dwie ciemne chmury. Po pierwsze, radość ze wspomnianych błogosławieństw nie byłaby pełna, gdyby człowiek musiał się spodziewać nieuchronnej śmierci po przeżyciu zaledwie 70 czy 80 lat. A po drugie, czy nie odczuwałby smutku na myśl o najbliższych, którzy zmarli, zanim Stwórca położył kres ludzkim cierpieniom? Jak to zostanie rozwiązane? Usunięcie największego cierpienia Stwórca wie, jak temu zaradzić. To On uczynił wszechświat i stworzył ludzi na Ziemi. Potrafi dokonać rzeczy, które zupełnie przerastają nasze możliwości, jak również takich, które człowiek dopiero zaczyna uważać zą możliwe. Rozważmy chociaż dwa przykłady. ■ Drzemie w nas możliwość życia wiecznego. Biblia wyraźnie mówi, że Bóg obiecuje nam życie wieczne (Jana 3:16; 17:3). Zdaniem dra Michaela Fossela, który badał geny komórek ludzkich, jakość męskich komórek rozrodczych nie pogarsza się z wiekiem, toteż „posiadane przez nas geny, prawidłowo odczytywane, mogłyby zapobiec starzeniu się naszych komórek”. Harmonizuje to z faktem podkreślonym w rozdział 4 — obecnie w ciągu całego życia jedynie w niewielkim stopniu wykorzystujemy zdolności naszego mózgu, który najwyraźniej został zaprojektowany z myślą o bezkresnym funkcjonowaniu. Są to oczywiście tylko dodatkowe argumenty, wspierające bezpośrednią zapowiedź podaną w Biblii: Jehowa umożliwi nam życie wieczne, wolne od cierpień. W ostatniej księdze biblijnej obiecał, iż „otrze z ich oczu wszelką łzę, i śmierci już nie będzie ani żałości, ani krzyku, ani bólu już nie będzie” (Objawienie 21:4). ■ Stwórca potrafi pomóc komuś, kto cierpiał i zmarł — może go wskrzesić, czyli przywrócić do życia. Jednym ze zmartwychwstałych był Łazarz (Jana 11:17-45; patrz rozdział 9). Profesor Donald MacKay posłużył się przykładem komputera. Jak wyjaśnił, zniszczenie komputera nie musi oznaczać ostatecznego końca programu, który w nim działał. Te same instrukcje i równania można wpisać do nowego komputera i uruchomić na nim ten sam program — „jeśli matematyk będzie sobie tego życzył”. Następnie profesor oświadczył: „Wydaje się, że mechanistyczna teoria funkcjonowania mózgu miałaby równie mało zastrzeżeń co do [biblijnej] nadziei na życie wieczne, (…) uwypuklającej znaczenie zmartwychwstania”. Po śmierci człowieka Stwórca mógłby później przywrócić mu życie, jak to uczynił z Jezusem, a Jezus z Łazarzem. Profesor MacKay wysnuł wniosek, iż śmierć nie stanowi przeszkody, uniemożliwiającej przywrócenie człowieka do życia w nowym ciele, „jeśli Stwórca będzie sobie tego życzył”. Ostateczne rozwiązanie omawianego problemu spoczywa zatem w rękach Stwórcy. Jedynie On potrafi całkowicie usunąć cierpienia, zniweczyć skutki grzechu i pokonać śmierć. Jezus Chrystus powiedział swym uczniom, jakie niezwykłe wydarzenie przyniesie przyszłość: „Nadchodzi godzina, w której wszyscy w grobowcach pamięci usłyszą jego glos i wyjdą” (Jana 5:28-29). Pomyśl tylko: Najwyższy Władca wszechświata chce i potrafi przywrócić do życia tych, których ma w swej pamięci! Da im sposobność wykazania, iż są godni otrzymania „rzeczywistego życia” (1 Tymoteusza 6:19; Dzieje 24:15). Czy jednak, oczekując ostatecznego usunięcia ludzkich cierpień, nie powinniśmy już teraz czegoś czynić? I czy nasze życie nie nabrałoby dzięki temu głębszego sensu? Zbadajmy to bliżej. Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 11 Na zawsze nadaj swemu życiu głębszy sens BEZ WZGLĘDU na to, gdzie przyszło nam mieszkać, słyszymy o odkryciach naukowych. Różni uczeni, na przykład biolodzy czy oceanografowie, ciągle pogłębiają wiedzę człowieka o naszej planecie i o istniejącym na niej życiu. Astronomowie i fizycy sięgają w drugą stronę i coraz więcej dowiadują się o Układzie Słonecznym, gwiazdach, a nawet dalekich galaktykach. Do jakiego wniosku prowadzą te informacje? Wiele trzeźwo myślących osób zgadza się ze słowami starożytnego króla Dawida: „Niebiosa oznajmiają chwałę Boga, a o dziele jego rąk opowiada przestworze” (Psalm 19:1). Niektórzy mogą co prawda zaoponować lub powiedzieć, iż nie mają co do tego pewności. Czy jednak po rozważeniu dowodów, przedstawionych w niniejszej książce, nie dostrzegasz wystarczającej podstawy do wiary w istnienie Stwórcy — Praprzyczyny wszechświata i naszego życia? Bóg — w jakim znaczeniu? „Uczeni i inni często posługują się słowem ‘Bóg’ na oznaczenie czegoś tak abstrakcyjnego i oddalonego od naszych spraw, że trudno takiego Boga odróżnić od praw natury” — nadmienił Steven Weinberg, uhonorowany Nagrodą Nobla za badanie oddziaływań między cząstkami elementarnymi. Powiedział też: „Wydaje mi się, że jeśli słowo ‘Bóg’ ma pozostać użyteczne, powinno oznaczać Boga zaangażowanego, twórcę i prawodawcę, który ustanowił nie tylko prawa natury, ale również kryteria dobra i zła, pewną osobowość, która jest zainteresowana naszymi działaniami, a mówiąc krótko, kogoś, kogo możemy wielbić. To właśnie taki Bóg miał dla ludzi znaczenie w całej historii” (Sen o teorii ostatecznej, tłumaczył Piotr Amsterdamski). Apostoł Paweł oświadczył: „Ludzie nie mogą twierdzić, że nie wiedzą o Bogu. Od początku świata mogli widzieć, jaki jest Bóg, na podstawie wszystkiego, co uczynił. Stanowi to przejaw Jego mocy, która trwa wiecznie. Ukazuje, że On jest Bogiem” (Rzymian 1:20, Holy Bible — New Life Version). Dzięki faktom, omówionym w rozdziałach o stwarzaniu, możemy „widzieć, jaki jest Bóg”, czyli pojąć „jego niewidzialne przymioty” (Przekład Nowego Świata). Niemniej uznanie, iż świat materialny dowodzi istnienia Stwórcy, nie powinno być celem samym w sobie. Dlaczego? Wielu uczonych z zapałem bada wszechświat, lecz mimo to odczuwa pustkę, brak trwałego celu. Na przykład fizyk Steven Weinberg napisał: „Im bardziej Wszechświat wydaje się zrozumiały, tym bardziej wydaje się pozbawiony celu” (tłumaczył Aleksander Blum). A w czasopiśmie Science tak przedstawiono poglądy astronoma Alana Dresslera: „Gdy uczeni mówią, że kosmologia odsłania przed nami ‘umysł’ lub ‘pismo’ Boga, wiążą Bóstwo z czymś, co w rzeczywistości może stanowić mniej ważny aspekt wszechświata — z jego budową fizyczną”. Dressler zaznaczył, że o wiele ważniejszy jest sens istnienia człowieka. „Ludzie odrzucili odwieczną wiarę w to, iż człowiek znajduje się w fizycznym centrum [fizycznego] wszechświata, muszą jednak wrócić do wiary w to, iż jesteśmy najważniejsi”. Rzeczywiście, każdy z nas powinien być żywo zainteresowany sensem naszej egzystencji. Samo przyznawanie, że Stwórca, Mistrzowski Projektant, istnieje i że jesteśmy od Niego zależni, nie uczyni naszego życia bardziej sensownym — zwłaszcza iż wydaje się ono tak krótkie. Wielu podziela pogląd, wyrażony przez króla Makbeta w jednej ze sztuk Williama Szekspira: „Życie jest tylko przechodnim półcieniem, Nędznym aktorem, który swoją rolę Przez parę godzin wygrawszy na scenie W nicość przepada — powieścią idioty, Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą” (Makbet, akt V, scena V, tłumaczył J.Paszkowski). Ludzie we wszystkich zakątkach świata mogą się zgadzać z tymi słowami, kiedy jednak sami stają w obliczu jakiegoś niebezpieczeństwa, nierzadko błagają Boga o pomoc. Dawno temu mądry człowiek imieniem Elihu rzekł: „Wskutek mnóstwa ucisków wołają o pomoc; wołają o pomoc (…) Nikt jednak nie powiedział: ‘Gdzie jest Bóg, mój Wspaniały Twórca?’ (…) On uczy nas więcej niż zwierzęta ziemi i czyni nas mędrszymi od latających stworzeń niebios” (Hioba 35:911). Ze słów Elihu wynika, że my, ludzie, nie jesteśmy najważniejsi. Najważniejszy jest nasz Wspaniały Stwórca, toteż prawdziwy sens naszego istnienia ma ścisły związek właśnie z Nim i od Niego jest zależny. Aby znaleźć ów sens i płynącą zeń głęboką satysfakcję, musimy poznać Stwórcę i dostosować swe życie do Jego woli. Trzeba się zwrócić do Stwórcy Mojżesz rozumiał, że bez względu na to, jak długo żyjemy, prawdziwy sens życia ma ścisły związek ze Stwórcą Postąpił tak Mojżesz, który realistycznie przyznał: „Samych w sobie dni naszych lat jest lat siedemdziesiąt; a jeśli dzięki szczególnej sile jest lat osiemdziesiąt, i tak zmierzają do niedoli oraz rzeczy szkodliwych”. Świadomość tego nie pogrążyła go w otchłani smutku i pesymizmu; pomogła mu raczej docenić wartość zwrócenia się do Stwórcy. Mojżesz prosił w modlitwie: „Pokaż nam, jak liczyć nasze dni w taki sposób, byśmy mogli uzyskać serce mądre. Nasyć nas z rana swą lojalną życzliwością, abyśmy wykrzykiwali radośnie i weselili się przez wszystkie swoje dni. Niech też spoczywa na nas to, co jest rozkoszą Jehowy, naszego Boga” (Psalm 90:10, 12, 14, 17). ‘Nasyceni z rana’. ‘Weselący się przez wszystkie swoje dni’. ‘Spoczywa na nas to, co jest rozkoszą Boga’. Czy takie sformułowania nie nasuwają myśli o znalezieniu sensu życia — sensu, który umyka ogółowi ludzi? Uczynimy wielki krok w tym kierunku, jeśli uzmysłowimy sobie naszą pozycję względem Stwórcy. Do pewnego stopnia może nam w tym pomóc pogłębiająca się wiedza o wszechświecie. Dawid pytał: „Gdy widzę twe niebiosa, dzieła twoich palców, księżyc i gwiazdy, któreś ty przygotował, czymże jest śmiertelnik, że o nim pamiętasz, i syn ziemskiego człowieka, że się o niego troszczysz?” (Psalm 8:3-4). Nie wystarczy przyznać, że Jehowa stworzył Słońce, Księżyc i gwiazdy, a potem napełnił Ziemię obfitością form ożywionych i wyposażył ją we wszystko, co niezbędne do życia (Nehemiasza 9:6; Psalm 24:2; Izajasza 40:26; Jeremiasza 10:10, 12). Jak to już wcześniej wyjaśniono, Jego niezrównane imię wskazuje, iż jest On Bogiem podejmującym zamierzenia, jedynym, który potrafi całkowicie urzeczywistnić swą wolę. Izajasz napisał: „On, prawdziwy Bóg, Ten, który ukształtował ziemię i który ją uczynił, który ją mocno ugruntował, który nie stworzył jej po prostu na nic, który ukształtował ją po to, żeby była zamieszkana”. Następnie przytoczył słowa samego Jehowy: „Jam jest Jehowa i nie ma nikogo innego” (Izajasza 45:18). A Paweł rzekł później o współchrześcijanach: „Jesteśmy bowiem jego dziełem, stworzeni w jedności z Chrystusem Jezusem do dobrych uczynków”. Najważniejszym z tych „dobrych uczynków” jest oznajmianie „wielce różnorodnej mądrości Boga, zgodnie z [Jego] wiekuistym zamierzeniem” (Efezjan 2:10; 3:8-11). Możemy więc i powinniśmy utrzymywać więź ze Stwórcą oraz poznawać i popierać Jego zamierzenie (Psalm 95:36). Świadomość istnienia kochającego, troskliwego Stwórcy powinna pobudzać nas do działania. Rozważmy na przykład jej związek ze sposobem, w jaki traktujemy drugich. „Kto oszukuje maluczkiego, znieważa jego Twórcę, lecz wychwala Go ten, kto okazuje łaskę biednemu”. „Czyż nie stworzył nas jeden Bóg? Czemuż to wobec siebie nawzajem postępujemy zdradziecko?” (Przysłów 14:31; Malachiasza 2:10). A zatem świadomość, że istnieje troskliwy Stwórca, powinna nas skłaniać do okazywania większej troski o inne Jego stworzenia. Nie jesteśmy w tej sprawie zdani na własne siły. Możemy liczyć na pomoc Stwórcy. Wprawdzie Jehowa nie powołuje teraz do istnienia nowych ziemskich stworzeń, można jednak powiedzieć, iż w dalszym ciągu tworzy pod innym względem. Aktywnie i skutecznie pomaga ludziom zabiegającym o Jego kierownictwo. Gdy Dawid popełnił grzech, prosił: „Serce czyste stwórz we mnie, Boże, i w moim wnętrzu umieść ducha nowego, niezłomnego” (Psalm 51:10; 124:8). Biblia każe chrześcijanom „odrzucić starą osobowość”, ukształtowaną przez otaczający ich świat, i „przyoblec się w nową osobowość, stworzoną według woli Bożej” (Efezjan 4:22-24). A zatem Jehowa może stworzyć w ludziach nowe symboliczne serce, pomagając im ukształtować osobowość odzwierciedlającą Jego przymioty. Ale to dopiero pierwsze kroki. Musimy pójść dalej. Paweł oświadczył wykształconym Ateńczykom: „Bóg, który uczynił świat i wszystko, co na nim, (…) ustanowił wyznaczone czasy (…) , aby [ludzie] poszukiwali Boga, czy by nie mogli go niejako namacać i rzeczywiście znaleźć, choć właściwie nie jest on daleko od nikogo z nas” (Dzieje 17:24-27). Sens życia ma ścisły związek z wiedzą Z naszych rozważań wyraźnie wynika, że Stwórca szczodrze udziela informacji za pośrednictwem swych materialnych dzieł oraz swego natchnionego Słowa, Biblii. Zachęca nas do nabywania wiedzy i wnikliwości, a nawet zapowiada nadejście czasu, gdy „ziemia będzie napełniona poznaniem Jehowy, tak jak wody pokrywają morze” (Izajasza 11:9; 40:13-14). Znalezienie trwałego sensu życia otwiera wspaniale perspektywy Nie jest wolą Stwórcy, byśmy swą umiejętność uczenia się i robienia postępów wykorzystywali w życiu trwającym zaledwie 70-80 lat. Dowodzi tego jedna z najsłynniejszych wypowiedzi Jezusa: „Bóg tak bardzo umiłował świat, że dał swego jednorodzonego Syna, aby nikt, kto w niego wierzy, nie został zgładzony, lecz miał życie wieczne” (Jana 3:16). „Życie wieczne”. To wcale nie jest mrzonka. Koncepcja nie kończącego się istnienia harmonizuje z tym, co Stwórca zaoferował naszym prarodzicom, Adamowi i Ewie. Odpowiada odkrytym przez naukę faktom, dotyczącym budowy i możliwości naszego mózgu. Pozostaje też w zgodzie z orędziem głoszonym przez Jezusa Chrystusa. Jedną z najważniejszych jego nauk było właśnie życie wieczne człowieka. Ostatniego wieczora, który spędził na ziemi w gronie swych apostołów, rzekł: „To znaczy życie wieczne: ich poznawanie ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz tego, któregoś posłał, Jezusa Chrystusa” (Jana 17:3). Jak wspomniano w poprzednim rozdziale, podana przez Jezusa obietnica życia wiecznego ziści się tu na ziemi, dla dobra milionów ludzi. Perspektywa ta może oczywiście niezmiernie pogłębić sens życia. Wymaga jednak zacieśnienia więzi ze Stwórcą. Więź ta już teraz stanowi fundament nadziei na nie kończące się życie. Pomyśl, ile wtedy będziesz mógł się nauczyć, zbadać i przeżyć — i to bez granic zakreślanych dziś przez choroby i śmierć (porównaj Izajaszą 40:28). Jak mógłbyś lub chciałbyś korzystać z takiego życia? Sam najlepiej znasz swoje zainteresowania, talenty, które pragnąłbyś rozwinąć, oraz pytania, na które poszukujesz odpowiedzi. Możliwość zajęcia się nimi nada twemu życiu jeszcze głębszy sens! Apostoł Paweł miał istotne powody, by oczekiwać czasu, gdy „stworzenie zostanie uwolnione z niewoli skażenia i dostąpi chwalebnej wolności dzieci Bożych” (Rzymian 8:21). Kto dąży do tej wolności, ten zarówno teraz, jak i po wieczne czasy będzie się radował prawdziwym sensem życia — ku chwale Boga (Objawienie 4:11). Świadkowie Jehowy we wszystkich zakątkach świata zbadali tę sprawę. Są przekonani, że Stwórca istnieje i że troszczy się o nich — a także o ciebie. Z radością pomagają drugim znaleźć rzeczywisty sens życia. Zapraszamy cię do wspólnego przeanalizowania tych zagadnień. Dzięki temu na zawsze nadasz swemu życiu głębszy sens!