felieton Kacpra Wojciechowskiego

Transkrypt

felieton Kacpra Wojciechowskiego
„Dżołk językowy czy poważny problem?”
Ostatnio rozmawiałem z moim kolegą na pewnym , swojskim serwisie
społecznościowym – dobrze znanym Facebooku. Moją uwagę przykuła wiadomość od niego :
„Cze, gołinguję w nast. tygodniu do Wr…” Nie wiedziałem, czym może być owe : „Wr”.
Okazało się, że mój znajomy jedzie do Wrocławia a tajemnicze „Wr” to skrót utworzony od
nazwy miasta.
Można powiedzieć, że to jedno zdanie obrazuje stan tzw. współczesnej polszczyzny.
Tutaj pojawia się pytanie :czy to jeszcze jest język polski ?
Zastanówmy się nad przyczynami tego problemu.
Pierwsze skróty nazw miast pojawił się w języku w latach osiemdziesiątych. Były nimi
Wawa i Wroc. Czasami mówiono pieszczotliwie : Wawka albo Wrocek. Jednak, zjawisko
skracania – stosowania zer morfologicznych, czyli ucięć nie było tak popularne jak dziś. Tego
typu moda językowa przyszła do nas z Anglii. Wraz z nią pojawiły się w mowie potocznej
anglicyzmy, czyli wyrazy, ich formy oraz połączenia przejęte z języka angielskiego i wplecione
do mowy polskiej. Głęboko zakorzenione w świadomości językowej młodych Polaków nowe
słowa są obecnie podstawą współczesnej polszczyzny mówionej. Można by powiedzieć o
adaptacji fleksyjnej i słowotwórczej obcych wyrazów - leksemów.
Jakże zaskakujące i zabawne są wypowiedzi, w których większość wyrazów pochodzi
z krajów angielskojęzycznych, np. : „Co myślisz o afterku w piątek?”, „Kupiłem w necie
płytę.”Ciekawy wydaje się fakt, że anglicyzmy tak łatwo poddają się polskiemu procesowi
deklinacyjnemu, np. „Bardziej odskulowego samochodu nie widziałem”. Swoistym
fenomenem są czasowniki angielskie mające polskie formy koniugacyjne, np.: goinguję,
spikować czy dzienx. Mimo że takie słowa nie mają zbyt wiele wspólnego z mową polską ,
są, wbrew pozorom, bardzo często używane. Tej modzie językowej ulegli nie tylko młodzi
ludzie, ale również osoby dojrzałe. W ich słownikach pojawiły się ucięcia, anglicyzmy. Znane
dotychczas wyrazy zastąpiono ich nowymi, „oryginalnymi” odpowiednikami. Polacy nie
mówią, że idą na spotkanie, ale na „meeting”. Zwyczajne zakupy zyskał nową nazwę: shoping.
Przysłówek „spokojnie” ma już krótsze warianty : „spoko”, „spk” .
Znany wcześniej i powszechnie używany wyraz „żart” otrzymał swój angielsko-polski
odpowiednik : dżołk, np. „Dobre dżołki przeczytałeś.” Jednak moimi swoistymi faworytami
są „the best”, a raczej znane większości „debeściak”, „debeściara” i wyrażenie „mega fajny” ,
np. „Wczoraj obejrzałem magea fajny film”. Nic już nie jest „dobre” tyko „mega”. Polskie
przymiotniki chyba straciły moc nazywania odczuwanych emocji.
Zastanawiając się nad tym, dlaczego Polacy odrzucają polskie formy gramatyczne i
czerpią z angielskich zasobów leksykalnych , doszedłem do wniosku, że my- ludzie
współcześni szukamy szybszego, bardziej oryginalnego sposobu wyrażania myśli. Może nie
mamy czasu na „polską mowę” i dlatego posługują się dobrze znanymi zwrotami obcymi.
Jednak niepokojący jest fakt, że współczesna polszczyzna to swoista mieszanina języków
polskiego i angielskiego.. Choć na razie przeważają wyrazy polskie, nie wiadomo, jak bardzo
nasza mowa się zmieni. Może niebawem wszyscy będziemy używać jednego,
międzynarodowego języka? Ciekawe czy pozornie niewinne zmiany językowe znacznie
wpłyną na polszczyznę.
Kacper Wojciechowski Id

Podobne dokumenty