HEGEL Amphion
Transkrypt
HEGEL Amphion
Test system Co Norwegia oferuje światu? Slogan reklamowy Hegla głosi, że nie tylko zorzę polarną. Na myśl od razu przyszły mi: ropa naftowa, gaz i łosoś norweski. Maciej Stryjecki Filozof Hegel H100/CDP2A mk2 58 Hi•Fi i Muzyka 11/11 Test system dziedzinie turystyki ponoć też sporo, chociaż lepiej pamiętać, że to diabelnie drogi kraj. Być może dlatego zbyt wielu naszych rodaków nie penetruje tamtych okolic. Za to nasz rynek okazuje się atrakcyjny dla norweskich producentów sprzętu hi-fi. Electrocompaniet w Polsce jest obecny od zamierzchłych czasów. Teraz przyszła pora na kolejną firmę – Hegel. Oferta Hegla obejmuje wyłącznie elektronikę, a opisywane urządzenia należą do najbardziej przystępnych cenowo. Mimo to trudno je nazwać budżetowymi. Konkurują z segmentem „entry level” MBL-a czy Krella i w naszym kraju zapewne zostaną uznane za wstęp do luksusowego hi-fi. Hegel jednak konkurencji się nie boi, czego dowodzą entuzjastyczne opinie w prasie i rekomendacje od producentów kolumn z najwyższej półki, jak chociażby Wilson Audio, Magico czy Audio Physic. Na wystawach zasilają je wzmacniacze Hegla i nikt nie narzeka na rozbieżność cen elementów systemu. Czyżbyśmy mieli do czynienia z okazją? Właściciel marki, Bent Holter, podkreśla, że jego głównym założeniem było dostarczyć klientom sprzęt o jakości hi-endu w rozsądnej cenie i w ten sposób dotrzeć do bardziej pragmatycznej grupy melomanów. Brzmi rozsądnie. O ile oczywiście nie jest to kolejna czcza gadanina z folderów reklamowych. Budowa Jeżeli porównamy klocki Hegla do wspomnianych konkurentów, to idą łeb w łeb. Jakość wykonania obudów nie odbiega od Krella czy MBL-a. Są zrobione w całości z blachy aluminiowej, szczotkowanej z obu stron. Montaż jest staranny, co widać po równiutkich szczelinach i pewnym działaniu przycisków. W estetyce postawiono na skromną elegancję i symetrię. Dzięki temu istnieje duże prawdopodobieństwo, że urządzenia będą się ładnie starzeć. Prostota jest przyjacielem ergonomii. Na płytach czołowych pozostawiono tylko niezbędne funkcje. Na aluminiowym pilocie też nie widać tłoku (identyczny dostajemy do odtwarzacza i do wzmacniacza. Kupując komplet mamy więc zapasowy. Jeżeli i ten zgubimy, czeka nas wydatek 250 zł). Sterownik jest solidny, a jedyną niedogodnością są małe guziczki. Aby nauczyć się obsługi, nie potrzeba instrukcji. Warto tylko wiedzieć, że szufladę zamykamy przez przytrzymanie guzika „play”, a otwieramy „stopem”. Klocki opierają się na trzech nóżkach. W odtwarzaczu podniesiono je na gumowych podstawkach, aby poprawić wentylację, gdy zechcemy używać wie- ży Hegla. Niewykluczone, że mają także zadanie pochłaniania drgań. Wszystkie urządzenia norweskiej firmy są dostępne w dwóch wariantach kolorystycznych: srebrnym i czarnym. W obu aluminiowe fronty są piaskowane, a następnie anodowane. Jeżeli chodzi o budowę wewnętrzną, szczegóły zamieszczamy w obszernej prezentacji w tym numerze. Warto wspomnieć, że tor sygnałowy wzmacniacza i odtwarzacza jest symetryczny, dlatego producent poleca korzystać z połączenia XLR. W H100 do dyspozycji mamy także cztery gniazda RCA dla źródeł liniowych, trzy wyjścia z preampu i wejście kina domowego, które można też traktować jako bezpośrednie podłączenie do końcówki mocy. Ciekawostką jest USB, zintegrowane z kartą dźwiękową Hegla. Współpracuje ze wszystkimi systemami operacyjnymi. Po zdjęciu pokrywy wzmacniacza uwagę zwraca solidne zasilanie – potężny toroid i bateria kondensatorów o pojemności 60000 µF. Trudno się dziwić, Odtwarzacz. Zamiast rzędu przycisków dwie niby-gałki. Wzornictwo dopasowane do wzmacniacza. skoro dostajemy solidne 120 W, a przy 4 omach moc się podwaja. W układzie elektronicznym zastosowano kilka autorskich rozwiązań (szczegóły w prezentacji). Końcówkę mocy zbudowano w oparciu o cztery pary tranzystorów przykręconych do radiatora w centrum. Producent chwali się, że H100 łączy zalety klasy A z mocą klasy AB. Zasilanie w odtwarzaczu jest zaskakująco solidne i mogłoby wystarczyć dla całkiem mocnego wzmacniacza. Zastosowano m.in. indywidualne stabilizatory napięcia. Hegel zaznacza, że wielką wagę przywiązano do elektroniki obsługującej napęd. Ta, podobnie jak zegar, wyjście i wielopoziomowy przetwornik 24 bity/192 kHz, jest własnym opracowaniem Norwegów. Wzmacniacz. Jedyny zbędny gadżet to wyświetlacz, ale cóż – ma pasować do odtwarzacza. Hi•Fi i Muzyka 11/11 59 Test system Zaawansowana technologia, autorskie rozwiązania, bardzo dobre komponenty i staranne wykonanie – to wszystko z nawiązką uzasadnia cenę. Hegel nie jest jeszcze znaną marką w Polsce, ale wiele wskazuje na to, że klienci docenią podejście Benta Holtera. gółów i przejrzysta. Najbardziej jednak urzeka jej spójność z centrum pasma. Elektroniczne „wokale” na japońskim wydaniu „Cluthing At Straws” Marillion zabrzmiały prawie jak żywe chórki. To bardzo szlachetna i czysta górna śred- Odtwarzacz. W obudowie Hegla nie hula wiatr. Wnętrze szczelnie wypełnione elektroniką. nica. Tam, gdzie wiele cyfrowych źródeł cyka i szeleści, Hegel pokazuje klasę. Słuchanie muzyki operowej to prawdziwa przyjemność – ze zrozumieniem tekstu nie będzie mieć problemu nawet osoba o przytępionym słuchu. A wszystko bez żadnych ekspozycji. Przeciwnie – przy odczuciu aksamitności i wszechobecnej kulturze brzmienia. Basu jest dokładnie tyle, ile trzeba. Na pewno znajdziecie odtwarzacz bardziej efekciarski, jednak ten utrzymuje kontrolę i precyzyjnie dozuje wybrzmienia. Podstawa harmoniczna nie zdradza także tendencji do zabarwiania reszty pasma. W ogóle, pomimo bardzo dobrej przejrzystości dźwięk pozostaje spójny i stanowi jednorodną, plastyczną całość. Jeżeli już mielibyśmy określić jego temperaturę, to bliżej jej do ciepła niż do chłodu. Ale to tylko minimalne zabarwienie, dodające instrumentom okrągłości. Zdarza się, że ta cecha niesie ze sobą zamazanie konturów, ale nie tutaj. Rodzi za to skojarzenie z analogiem. Filozoficzny wręcz spokój i dystans łączą się z rzadko spotykaną prezentacją sceny. Najczęściej koncentrujemy się na pierwszym planie i to on decyduje o efektowności i dynamice odtwarzanej muzyki. Wiele firm dostrzega tę zależność i przybliża do nas obraz Wrażenia odsłuchowe Odtwarzacz CDP2A mk2 to jeden z najbardziej „analogowych” odtwarzaczy, jakie słyszałem. W jego dźwięku panuje wszechobecny spokój. W pierwszej chwili myślałem, że gra ciszej od Gamuta, ale wrażenie wynika z charakteru prezentacji. Hegel po prostu nigdy nie hałasuje. Nie ociera się o ostrość ani agresję. Trzeba się do tego dźwięku przyzwyczaić, aby dostrzec jego zalety. A tych jest mnóstwo. Wysokie tony w pierwszej chwili wydają się lekkie i nie tak dosłowne jak w Gamucie, ale szybko docenimy ich dźwięczność. Miotełki na talerzach brzmią delikatnie, łagodnie, czasem słodko, ale mają odpowiednią nośność i wybrzmienie. Dokładniejsza obserwacja góry pasma prowadzi też do wniosku, że jest ona rozdzielcza, pełna szcze- 60 Hi•Fi i Muzyka 11/11 Wzmacniacz. Solidne zasilanie obiecuje dużą dawkę prądu. Test system Jest za to jedna, zasadnicza różnica pomiędzy komponentami norweskiej wieży. Integra ma kawał basu. Schodzącego nisko i trzymanego w ryzach. Dzięki niemu system grający w całości nabiera masy i potęgi, a zbudowanie ściany dźwięku nie jest dla niego problemem. Jednak nie jest to dynamika, która polega na błyskawicznym podążaniu za zmianami tempa, a raczej spokojne oddanie wysokich natężeń głośności. W tym względzie czuć spory zapas. W końcu rzetelne 120 watów to nie w kij dmuchał. Na marginesie: na Waszym miejscu spróbowałbym połączenia z kolumnami ATC, opisywanymi w tym numerze. To może być strzał w dziesiątkę! nagrania. Hegel robi odwrotnie. Delikatnie oddala od słuchacza pierwszy plan i buduje scenę za nim. Głębia jest wręcz spektakularna i to chyba największa atrakcja norweskiego kompaktu. Dźwięk, oderwany od głośników przesuwa tylną ścianę za linię horyzontu. Najdalsze sygnały bądź pogłosy rysują granicę, którą trudno dostrzec gołym okiem. Jeżeli miałbym znaleźć łyżkę dziegciu w beczce miodu, będzie nią dynamika. Konkurenci za podobne pieniądze potrafią zagrać bardziej koncertowo, z energią. W CDP2A mk2 znajdziecie za to esencję muzykalności. Wzmacniacz H100 w zasadzie powtarza powyższe wrażenia. Bent Holter zaznacza, że jego patenty wpływają głównie na brak zakłóceń. Faktycznie, dźwięk jest aksaWedług producenta używanie XLR-ów jest obowiązkowe. Obudowy na trzech nóżkach. Na pilocie tylko to, co niezbędne. mitnie gładki i nie popada w ostrość. Czasem ten spokój i elegancja zdają się przesadne, ale co z tego? Po dłuższym zastanowieniu dochodzimy do wniosku, że podwyższają komfort odsłuchu. Góra nie kłuje w uszy, choć jest przejrzysta. Średnica niesie mnóstwo informacji, bez nawet odrobiny chropowatości czy kanciastości. Docenimy jednolitość i spójność, tak jakby kolumny nie składały się z trzech odrębnych torów, tylko jednego szerokopasmowego przetwornika. Przestrzeń w tej cenie jest chyba nie do powtórzenia, no może tylko z dobrze skonstruowanej lampy. Mimo to określenie „lampowy” do H100 nie do końca pasuje, bo wzmacniacz jest neutralny i nie ociepla średnicy. Jeżeli już, to raczej robi to kompakt. Konkluzja Szukacie analogu i lampy, a jednocześnie się ich boicie? No to po strachu. Hegel H100/CDP2A mk2 Dystrybucja: Ceny: Hegel H100 Hegel CDP2A mk2 Hegel Polska 11000 zł 9500 zł Dane techniczne: Hegel H100 Moc: Pasmo przenoszenia: Zniekształcenia: Sygnał/szum: Wejścia liniowe: Wejście phono: Wyjścia: Regulacja barwy: Zdalne sterowanie: Wymiary (w/s/g): Masa: 120 W/8 Ω 19 Hz – 20 kHz (+/- 0,1 dB) 0,005% (20Hz – 20kHz) 100 dB 4, main in (HT), USB 1 para, 2 x pre out + 10/43/43 cm 16 kg Ocena: Neutralność: Dynamika: Stereofonia: Przejrzystość: Muzykalność: Bas: Brzmienie: Jakość/cena: §§§§§ §§§§§ §§§§§§ §§§§§ §§§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§§ Hegel CDP2A mk2 Rodzaj przetwornika: Pasmo przenoszenia: Zniekształcenia: Sygnał/szum: Wyjście analogowe: Wyjście cyfrowe: Wyjście słuchawkowe: Wymiary (w/s/g): Masa: 24 bity/192 kHz 2Hz – 20kHz (+/- 0,1 dB) 0,002% 120 dB XLR/RCA (2,3 V) koaksjalne 8/43/29 cm 10 kg Ocena: Neutralność: Dynamika: Stereofonia: Przejrzystość: Muzykalność: Bas: Brzmienie: Jakość/cena: §§§§§ §§§§¨ §§§§§§ §§§§§ §§§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§§ Hi•Fi i Muzyka 11/11 61 Test wzmacniacz 4000-8000 zł Po swojemu Hegel H70 Tomasz Karasiński Primare, Electrocompaniet, Densen, Copland – te marki z mroźnej Północy kojarzy większość osób zainteresowanych hi-fi. Niedawno do Polski trafiła kolejna – Hegel. 20 Hi•Fi i Muzyka 5/12 Test wzmacniacz 4000-8000 zł atalog skonstruowano tak, żeby nawet początkujący audiofil się w nim nie pogubił. Jeśli chodzi o amplifikację, do wyboru mamy tylko trzy wzmacniacze zintegrowane: H70, H100 i H200. Liczba w symbolu oznacza moc. Budowa Najtańsza norweska integra wygląda jak wzór ascezy. Jedyne urozmaicenie to wybrzuszenie w środkowej części frontu. Spasowanie elementów jest wzorowe. Wzmacniacz waży swoje, ale obudowa jest zwarta i sztywna. Wykonano ją z dosyć grubych blach stalowych, natomiast przednia ścianka to aluminiowa płyta wykończona lakierem o chropowatej strukturze. Dostępne są wersje czarna i srebrna. Całość opiera się na trzech wysokich nóżkach. Dwa pokrętła służą do wyboru źródła i regulacji głośności. O aktywności urządzenia informują niebieskie diody – jedna nad włącznikiem; druga przy lewym pokrętle. Potencjometr jest analogowy, więc teoretycznie można wyczuć jego pozycję, ale jedna dioda w miejscu małego wgłębienia na pewno by nie zaszkodziła. Brak trybu czuwania i umieszczenie głównego włącznika na przedniej ściance są albo ukłonem w stronę ekologów, dla których zużycie energii rzędu 2 W to marnotrawstwo, albo sugestią, by zostawiać wzmacniacz włączony przez cały czas. Wygrzany H70 rzeczywiście gra nieco lepiej, ale nie przesadzajmy – w pierwszych minutach brzmienie nie jest tak tragiczne, żeby z tego powodu bezsensownie zużywać prąd dzień i noc. Szkoda, że po wyłączeniu urządzenie nie zapamiętuje ostatnio używanego źródła. Z tyłu H70 prezentowałby się równie skromnie, gdyby nie dodatek w postaci trzech wejść cyfrowych: USB, koaksjalnego i optycznego. Należy je traktować raczej jako miły bonus, niż przetwornik z prawdziwego zdarzenia. Gniazdo komputerowe ograniczono do 16 bitów, a obsługiwane przez nie częstotliwości próbkowania to 32, 44,1 i 48 kHz. Koaksjalne radzi sobie z sygnałami 24/192, ale mało kto dysponuje komputerem z takim wyjściem lub konwerterem przyjmującym 24-bitowy sygnał z USB i podającym go do cyfrowego wyjścia RCA. Dobra wiadomość jest taka, że DAC współpracuje ze wszystkimi komputerami i systemami operacyjnymi. Poza tym na zapleczu znalazło się trójbolcowe gniazdo zasilające, pojedyncze terminale głośnikowe wysokiej jakości oraz trzy wejścia RCA i jedno XLR. H70 nie jest zbalansowany, a sygnał zaraz za gniazdami jest desymetryzowany Przydałoby się wyjście analogowe. Właściciele wzmacniaczy słuchawkowych na pewno chcieliby je podłączyć do pętli magnetofonowej, tym bardziej, że H70 nie ma własnego gniazda dla nauszników. Zabrakło też pre-outu. Pilot ma postać cieniutkiej karty z membranowymi przyciskami i płaską baterią. Oprócz wzmacniacza obsługuje odtwarzacz lub DAC. Do rozmieszczenia przycisków trzeba się przyzwyczaić. Sterownik jest odporny na zachlapanie. W razie upadku z biurka nie powinna mu się stać krzywda, bo jest tak lekki, że nie bałbym się go zrzucić nawet z Pałacu Kultury. Jest jednak inne niebezpieczeństwo. Jeśli wpadnie za komodę albo między papiery, prędzej kupicie nowy niż go znajdziecie. Widok wnętrza nie rozczarowuje. Mamy tu spory transformator toroidalny z trzema uzwojeniami wtórnymi – osobno dla przedwzmacniacza i końcówek mocy prawego i lewego kanału. Potencjometr to dobnie dodatkowe elementy zobaczymy w droższym H100. Czy wzmacniacz może wyglądać skromniej? Chyba nie. gową integrę. H70 bardzo mi przypadł do gustu. Rozpracowanie jego charakteru było o tyle trudne, że od początku nie miałem ochoty analizować płynącego z kolumn dźwięku. Zamiast tego oddawałem się słuchaniu dla przyjemności. Zagrało znakomicie, a uszy nie musiały się do niczego przyzwyczajać. Sekretem norweskiej integry jest udane połączenie typowo tranzystorowej dynamiki ze zróżnicowaną barwą. Nie wiem, w jaki sposób konstruktorom udało się wydobyć z tranzystorowego układu tak przyjemną, naturalnie gęstą średnicę, ale mogę się domyślać, że na tym m.in. polega działanie układu Sound Engine. Dotąd słyszałem coś podobnego jedynie w wydaniu Electrocompanieta. H70 ma, co prawda, więcej charakteru tranzystora, ale estetyka podobna. Jeżeli oczekujecie głębokiego basu, dynamiki zdolnej napędzić niemal dowol- zmotoryzowany czarny Alps, umieszczony tuż przy przedniej ściance. Główna płytka z elektroniką znalazła się w tylnej części obudowy, oddzielona od zasilania i sterowania aluminiowym radiatorem. Przetwornik oparto na kości AKM PCM1754. Najważniejsze rozwiązanie zastosowane w H70 to Sound Engine – system eliminacji zniekształceń opracowany przez założyciela Hegla – Benta Holtera. Chodzi o takie rozdzielenie poszczególnych sekcji wzmacniacza, żeby w każdej z nich można było wykorzystać najlepsze dla niej rozwiązania i elementy. Stopień końcowy zbudowano w oparciu o tranzystory Toshiby. Co ciekawe, w radiatorze wywiercono otwory przygotowane do montażu dwóch kolejnych par. Widać to także na płytce drukowanej. Prawdopo- Konfiguracja H70 pracował z Audio Physicami Tempo VI ustawionymi w 18-metrowym pokoju o dobrej akustyce. W roli źródła wystąpił gramofon Pro-Ject Debut Esprit z wkładką Sumiko Pearl, podłączony do Creeka Desiny 2 z kartą Sequel 40. Drugim źródłem był przetwornik Hegel HD11, podłączony do netbooka HP Mini 210 z systemem Ubuntu 10.04. Prąd filtrował Gigawatt PF-2 z trzema sieciówkami LC-2 mkII. Okablowanie stanowiły Audioquest Forrest USB i Van den Hul The Orchid. Brzmienie Zanim norweski wzmacniacz dotarł do testu, nasłuchałem się i naczytałem opinii, że H70 to jeszcze nic wystrzałowego. Że prawdziwa zabawa zaczyna się od wyższego modelu, a tu dostajemy jedynie przedsmak tamtych wrażeń. Jeżeli rzeczywiście tak jest, to od jutra zaczynam namawiać dystrybutora, żeby dostarczył do testu fla- Hi•Fi i Muzyka 5/12 21 Test wzmacniacz 4000-8000 zł ne kolumny i przejrzystości pozwalającej wyławiać z nagrań detale, Hegel spełni te wymagania. Jego największa zaleta leży jednak gdzie indziej. Ten dźwięk jest skończony i harmonijny. Wszystkie zakresy są na swoich miejscach i dobrze ze sobą współpracują. Wzmacniacz potrafi przekazać emocje. Szczególnie dobrze wychodzi mu to, gdy na scenie pojawiają się wokale. Są gęste i naturalnie ciepłe; po prostu prawdziwe. W czasie kilkudniowego testu traktowałem H70 różnorodnym materiałem. Poradził sobie nawet z trudną do odtworzenia elektroniką. Bas chwilami zahaczał o rejony subwooferowe. Sądziłem, że używany Creek daje w tym zakresie dużo, ale Hegel pokazał, że można zejść ciut głębiej. Wszystko na jednej płytce. Płaski pilot obsłuży również odtwarzacz lub przetwornik. USB, trzeba zainwestować w DAC pokroju DacMagica Plus albo Hegla HD11. Znak czasów – cztery wejścia analogowe i dwa cyfrowe. Zapas mocy jest odczuwalny także wtedy, kiedy słuchamy ciszej. Przeciążeniu i przegrzaniu prezentacji skutecznie zapobiegają wysokie tony. W tym zakresie Hegel stara się nie dodawać nic od siebie, ale też woli pokazywać blask i naturalną perlistość niż zgrzyt i jazgot. Jeżeli nagranie będzie słabe, wzmacniacz pokaże nam bolesną prawdę. Nie zależy mu jednak na wyżywaniu się na płytach. Niektórzy twierdzą, że nie istnieje coś takiego, jak zbyt agresywna i rozdzielcza góra, bo to oznacza więcej prawdy o muzyce. Nie zgadzam się z tym. Można tę prawdę pokazać bez wwiercania się słuNa pokładzie przetwornik z trzema wejściami. Między koaksjalnym i optycznym przełączamy małym hebelkiem. chaczowi w głowę i takie właśnie podejście prezentuje Hegel. Na koniec przestrzeń. Odniosłem wrażenie, że zamiast spychać dźwięki do jednego wymiaru, Hegel oddziela od siebie pierwszy plan i całą resztę. W niektórych nagraniach wokaliści wysuwali się nieco przed linię łączącą kolumny, a towarzyszące im instrumenty lądowały jakieś dwa metry za nimi i mogły być rozstawiane bardzo szeroko. Gdyby takie efekty serwował wzmacniacz dwukrotnie droższy, wcale bym się nie dziwił, ale przy cenie 6000 zł było to miłe zaskoczenie. Zintegrowany przetwornik to miły dodatek. Oferuje dźwięk zrównoważony i uniwersalny, ale mało wciągający. Aby uzyskać lepszą jakość brzmienia z gniazda Konkluzja H70 jest urządzeniem nietuzinkowym. Z jednej strony specyficznym, z drugiej – nie bojącym się żadnego repertuaru. Szukałbym dla niego kolumn o brzmieniu szybkim i zdecydowanym. Z systemem wykorzystanym na potrzeby recenzji Hegel zgrał się świetnie. Stosunek ceny do jakości – świetny! Hegel H70 Dystrybucja: Cena: Dane techniczne: Moc: Pasmo przenoszenia: Stosunek sygnał/szum: Zniekształcenia: Wejścia liniowe: Zdalne sterowanie: Regulacja barwy: Wymiary (w/s/g): Hi•Fi i Muzyka 5/12 70 W/8 Ω 1 Hz – 100 kHz > 100 dB < 0,005 % 3 x RCA, 1 x XLR + 8/43/41,5 cm Ocena: Neutralność: Dynamika: Stereofonia: Przejrzystość: Muzykalność: Bas: Brzmienie: Jakość/cena: 22 Moje Audio 6390 zł §§§§§ §§§§§ §§§§§§ §§§§¨ §§§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§§ Test przetwornik c/a 4000-8000 zł Z plikami na poważnie Hegel HD11 Tomasz Karasiński Hegel należy do producentów, którzy poważnie traktują segment przetworników c/a. Oprócz maleńkiego HD2 w katalogu znajdziemy dwa droższe modele. Do testu trafił właśnie HD11. 14 Hi•Fi i Muzyka 6/12 Test przetwornik c/a 4000-8000 zł Budowa Norwegowie zapowiadali, że nowy DAC będzie zdecydowanie lepszy od poprzednika – HD10 – i zbliży się do topowego HD20. Zazwyczaj takie deklaracje należy traktować z przymrużeniem oka, ale kiedy pojawiły się pierwsze zdjęcia, można było zauważyć, że z zewnątrz urządzenia różniły się jedynie obecnością wyświetlacza. Ciekawość pobudzała także informacja o cenie. Jeśli nowy model miał być lepszy od HD10, należało się spodziewać inflacji. Ale nie – cena spadła o 1000 zł. HD11 wygląda skromnie i elegancko. Pudełeczko o wymiarach 6/21/26 cm zdobią jedynie białe napisy i cztery niebieskie diody, informujące o aktywnym wejściu cyfrowym. Idealne urządzenie dla ludzi, którzy nie lubią ociekających złotem bibelotów albo chcą ukryć wydatek przed współmałżonkiem. Obudowa opiera się na trzech gumowych nóżkach i waży 3,5 kg. W tylnej ściance wycięto kilka otworów wentylacyjnych, dzięki czemu nasuwana pokrywa pozostała nienaruszona. Z prawej strony umieszczono trójbolcowe gniazdo zasilające, włącznik i bezpiecznik. Dalej mamy cztery wejścia cyfrowe: dwa koaksjalne, optyczne i USB typu B. Sygnał analogowy można wyprowadzić z gniazd XLR (Neutrik) lub RCA. DAC powinien współpracować z dowolnym komputerem, co potwierdziło się w praktyce. Tym razem mogłem przetestować go z aż trzema systemami operacyjnymi: Windowsem 7, Ubuntu 10.04 i Arch Linuxem. Zaawansowani użytkownicy mogą się bawić ustawieniami systemu i programu do odtwarzania muzyki, ale większość pewnie wyjmie Hegla z pudełka i po podłączeniu kabli pozostanie przy standardowym zestawie. Firma nie umieszcza na swojej stronie żadnego dodatkowego oprogramowania, twierdząc że HD11 jest urządzeniem plug&play, a użytkownik nie powinien zawracać sobie głowy sterownikami. Do obsługi służy cienki pilot z membranowymi przyciskami. Jego możliwo- ści nie ograniczają się do wyboru wejścia. Po podłączeniu DAC-a do komputera zyskujemy możliwość sterowania odtwarzaczem tak, jakbyśmy siedzieli przy monitorze. Można ustawić głośność lub przeskakiwać między ścieżkami na playliście. Ja otrzymałem jeszcze jeden prezent – okazało się, że na polecenia z płaskiego pilota reaguje wzmacniacz, więc duży pilot Creeka tym razem miał wolne. Po wyłączeniu i ponownym włączeniu przetwornika automatycznie wybierane było ostatnio używane źródło. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego testowany niedawno wzmacniacz H70 tego nie potrafił. HD11 jest jednym z najwy- Trzypunktowe podparcie ogranicza przenoszenie wibracji na obudowę, ale przy podłączaniu kabli trzeba uważać. Cztery wejścia cyfrowe i dwa standardy wyjść analogowych. godniejszych w obsłudze przetworników, z jakimi do tej pory się spotkałem. Nie ma regulacji głośności, zmiany stromości filtra cyfrowego ani żadnych tego typu zabawek. Wewnątrz nie zobaczymy świeżego powietrza ani transformatora wielkości paczki zapałek. HD11 jest pierwszym 32-bitowym układem Hegla. Jego sercem jest kość AK4399 oferująca 128-krotne nadpróbkowanie, jednak graniczne parametry sygnału przesyłanego z komputera to 24 bity/96 kHz. Odbiornikiem jest tu bowiem popularny Tenor TR7022L. Sygnał z pozostałych wejść trafia do kości AKM AK4115, dzięki czemu otrzymujemy wyższą częstotliwość próbkowania – 192 kHz. Elektronikę upakowano na jednej płytce. Pozostałą część zajmuje zasilacz, w którym zastosowano spory transformator toroidalny i dwa kondensatory o pojemności 10000 µF każdy. Oprócz wysokiej jakości podzespołów, w HD11 wykorzystano autorski system przetaktowywania sygnału, dzięki czemu mamy uzyskać zadowalającą jakość brzmienia nawet ze skompresowanych plików. Norwegowie uważają, że same elementy mają mniejszy wpływ na brzmienie niż to, jak zostaną zaaplikowane. Brzmi, jakby wiedzieli, co robią. Konfiguracja HD11 zagrał ze wzmacniaczem Creek Destiny 2 i kolumnami Audio Physic Tempo VI ustawionymi w osiemnastometrowym pokoju o przyjaznej akustyce. Hi•Fi i Muzyka 6/12 15 Test przetwornik c/a 4000-8000 zł W czasie krytycznych odsłuchów źródłem sygnału był komputer z systemem Arch Linux i odtwarzaczem DeaDBeeF. Jeżeli tylko ktoś jest gotowy przebrnąć przez procedurę instalacji, polecam to rozwiązanie. Źródłem odniesienia był gramofon Pro-Ject Debut Esprit z wkładką Sumiko Pearl, podłączony do wejścia phono we wzmacniaczu (karta Sequel 40). System zasilała listwa Gigawatt PF-2 z kompletem sieciówek LC-2 mkII. W roli interkonektu pracował Albedo Beginning, a jako głośnikowych użyłem przewodów Sevenrods ROD3. Do tego Audioquest Forrest z komputera do przetwornika. Dodatkowym źródłem do porównań była karta ESI Juli@ zamontowana w pececie i połączona ze wzmacniaczem QED Qunex 1. Wzornictwo, jak zwykle u Norwegów, dyskretne. Gęstość upakowania elementów przypomina komputerowe płyty główne. chwycić, ale im bardziej się starają, tym bardziej im nie wychodzi. Przełom następuje dopiero, gdy zapomnimy o wsłuchiwaniu się w detale i porównywaniu Hegla z innymi przetwornikami. Kiedy odpuściłem sobie standardowe pliki testowe i włączyłem ostatnio zmajstrowaną listę z nagraniami Lamba, Hiatusa czy Emancipatora, na pierwszy plan wybiły się perliste wysokie tony. Mówię o wybiciu w sensie jakościowym, nie ilościowym. Nareszcie coś zaczęło lśnić. HD11 dysponuje nie tylko wysoką roz- Wrażenia odsłuchowe Opisywanie brzmienia przetworników to niewdzięczne zajęcie. Zazwyczaj nie zdarzają się większe odstępstwa od neutralności. Mało jest też cech szczególnych, które na pierwszy rzut ucha wyróżniają dane urządzenie na tle konkurencji. Testowałem wiele przetworników i prawie za każdym razem pierwsze sekundy odsłuchu wyglądają tak, że w skupieniu wpatruję się w przestrzeń między kolumnami i szukam czegoś, na czym można by oprzeć opis brzmienia. Jest poprawnie, równo, neutralnie, ale jakoś tak bez wyrazu. Odtwarzacze CD bardziej się od siebie różnią. 16 Hi•Fi i Muzyka 6/12 Cieniutki pilot pozwala na zmianę wejść i sterowanie odtwarzaczem komputera – zmianę utworu, regulację głośności itd. HD11 nie jest wyjątkiem, jeżeli chodzi o równowagę tonalną i poprawność prezentacji. Proporcje między zakresami pasma są idealne, a temperatura barw ustawiona na zero. Początkowo trudno się więc doszukać w jego brzmieniu czegoś, co natychmiast przykułoby uwagę. Uszy się wysilają, żeby taki element wy- dzielczością, ale potrafi ukształtować górę pasma tak, aby dźwięki zyskały właściwe wykończenie. Przy odpowiedniej jakości plikach można się nimi wręcz rozkoszować. Różnego rodzaju blachy, dzwoneczki i inne perkusyjne przeszkadzajki potrafią zabrzmieć słodko i przyjemnie. Hegel zachowuje się w tym względzie jak wybredny koneser nagrań. Jeżeli podamy mu dźwiękowy odpowiednik suchego schaboszczaka, z grzeczności go spożyje, zrobi pokerową minę, ale i tak będziemy wiedzieli, że mu nie smakuje. Jeśli natomiast postaramy się o odpowiednio przygotowaną przekąskę, będzie się nią delektował. Różnica Test przetwornik c/a 4000-8000 zł między dobrze i źle nagranymi albumami jest tu większa, niż w innych DAC-ach. Wiele tego typu urządzeń ma problemy z rozdzielaniem warstw nagrań. Cała muzyka jest wówczas zbijana w jedną płaszczyznę, a my, wpatrując się w powietrze między kolumnami, niby mamy wrażenie głębi, ale bez prawidłowej gradacji planów. Jakby każdy instrument był głęboki na metr lub dwa, ale brakowało powietrza między nimi. HD11 ustawia instrumenty jeden za drugim tak, żebyśmy wyraźnie to słyszeli. Szczególnie dobrze wypada to na samplerach (np. Naima), ale dobre efekty przestrzenne zauważyłem również na płytach mało znanych zespołów (Zero 7, Aydio czy Elsiane). Przekonująca okazała się również klasyka. Tam, gdzie HD2 produkował dźwięk dobry, ale jeszcze mało przekonujący, HD11 pokazał więcej realizmu. Zamiast patrzeć w miejsce, z którego dobiegał głos Cecilii Bartoli ze świadomością, że jest to tylko odtwarzany, sztuczny obraz, powoli zacząłem się nabierać, że ona rzeczywiście tam jest. Jeszcze nie do tego stopnia, żebym czuł się niekomfortowo, siedząc przed nią w nieupra- sowanym podkoszulku, ale wrażenie uczestnictwa w spektaklu było silniejsze niż z HD2. Różnice między tymi dwoma urządzeniami mogą nie być oczywiste, jeżeli patrzymy na ilość niskich czy wysokich tonów, ale trudno nie zauważyć wyższości HD11 w dziedzinie stereofonii, swobody dynamiki, przejrzystości i realizmu brzmienia. Pod koniec testu miałem okazję wypróbować ten przetwornik z hi-endową łączówką Audioquest Niagara. Natychmiast dało się zauważyć, że Hegel docenia takie towarzystwo. Pewnie niewielu audiofilów zdecyduje się podciągnąć brzmienie DAC-a kablem droższym od niego samego, ale na pewno inwestycja w dobry interkonekt ma sens. Podobnie z sieciówką. HD11 należy traktować jak dobrej klasy odtwarzacz CD. Jeśli lubicie ulepszać system kablami lub platformami antywibracyjnymi, z Heglem będziecie mieli wiele zabawy. Nie mówiąc już o zabawie oprogramowaniem. Konkluzja HD11 przekracza granicę nudy. To jeden z niewielu DAC-ów za uczciwe pie- niądze, którego dźwięk jest przekonujący i obecny. Pliki mogą brzmieć jeszcze lepiej, ale drenaż portfela będzie wówczas okrutny. HD11 prezentuje poziom, na którym rozsądny audiofil (jeżeli taki istnieje) może się zatrzymać. Polecam. Hegel HD11 Dystrybucja: Cena: Hegel Polska 3990 zł Dane techniczne: Rodzaj przetwornika: Pasmo przenoszenia: Zniekształcenia: Sygnał/szum: Wejścia: Wyjścia cyfrowe: Wyjścia analogowe: Wymiary (w/s/g): Masa: 32-bitowy 0 Hz – 50 kHz < 0,0007 % 140 dB USB, 2 x koaksjalne, optyczne RCA, XLR 6/21/26 cm 3,5 kg Ocena: Neutralność: Dynamika: Stereofonia: Przejrzystość: Muzykalność: Bas: Brzmienie: Jakość/cena: §§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§ Hi•Fi i Muzyka 6/12 17 Hi-end wzmacniacz Nowy sezon zaczynamy od wysokiego „C”. Do naszej redakcji – jako pierwszej na świecie – trafił flagowy wzmacniacz Hegla. W katalogu firmy założonej przez Benta Holtera znajdziemy wzmacniacze, przetworniki c/a i odtwarzacze CD. Tomasz Karasiński Bez kombinacji 40 Hi•Fi i Muzyka 9/12 Hegel H300 Hi-end wzmacniacz eśli chodzi o amplifikację, do wyboru są obecnie cztery integry i kilka konstrukcji dzielonych. Do niedawna różnica cen pomiędzy modelem H200 a najtańszą dzielonką wynosiła prawie 20000 zł. Inżynierowie Hegla postanowili zrobić kolejny krok. Nowy model miał brzmieć niemal tak dobrze, jak dzielone, dysponować większą mocą niż H200, a oprócz tego zawierać DAC z prawdziwego zdarzenia – porównywalny z HD11 i HD20. A teraz niespodzianka: H200 kosztuje 15500 zł, a H300 – 19900 zł. Agresywna polityka cenowa czy powiew normalności? Wygląd i funkcjonalność Hegel, jaki jest, każdy widzi. Obecnie dostępny jest tylko w czerni. Gdyby nie niebieski wyświetlacz, mógłbym postawić norweski flagowiec na stoliku i nawet znajomi audiofile mogliby go przeoczyć. Dwa pokrętła, włącznik i to wszystko. Nie ma nawet trybu czuwania. Pokaźny przycisk robi „stuk” i tyle. W H70 przy każdym włączeniu trzeba było od nowa ustawiać źródło. Tutaj wyeliminowano tę drobną niedogodność. blemy, jak nierówności między kanałami czy trzeszczenie, które po latach użytkowania pojawia się nawet w dobrych wzmacniaczach z konwencjonalnymi potencjometrami. Start od poziomu zero odbywa się płynnie. Spodziewałem się, że przy wieczornym odsłuchu przeskok z 2 na 3 będzie przypominał zamianę wiatrówki na AK-47, ale dotarłem do pozycji 15 i wciąż nie byłem pewny, czy kolumny grają. Dopiero przy 30 coś się zaczęło dziać. To dobrze, bo dzięki temu zyskuje się komfort. Tym większy, że nie musimy się bawić w jakieś macanie i trącanie pokrętła, aby zrobić ciut głośniej lub ciszej. Pilot jest metalowy i niemal tak samo prosty jak przednia ścianka wzmacniacza. Obsłuży również firmowe źródło. Nie jest przesadnie ciężki i dobrze leży w dłoni. Do pełni szczęścia brakuje chyba tylko podświetlanych przycisków. Z tyłu znajdziemy wszystko, co potrzebne: wejście XLR i trzy RCA, bezpośrednie wejście do końcówki mocy, wyjście z przedwzmacniacza (RCA), pojedyncze gniazda głośnikowe i trójbolcową sieciówkę. Wszystko rozmieszczone tak, że żaden przewód nie przeszkadza innym. Część Z takim zasilaczem Heglowi nie zabraknie pary. słuchawkowi również będą niepocieszeni, ponieważ nie przewidziano dziurki dla nauszników. Hegel najwyraźniej wyszedł z założenia, że jeśli ktoś jest prawdziwym winylowcem lub fanem słuchawek, to albo ma już phono stage i oddzielny preamp słuchawkowy, albo powinien się w nie zaopatrzyć osobno. Budowa Jako że wzmacniacz dotarł do mnie jeszcze przed oficjalnym wprowadzeniem go do katalogu, ilość danych na jego temat była ograniczona. W tej sytuacji postanowiłem zasięgnąć informacji u źródła, w czym pomógł Anders Ertzeid, zajmujący się eksportem i marketingiem. H300 nie jest jedynie powiększoną i mocniejszą wersją H200 z lepszym przetwornikiem. Projektowano go od podstaw, posiłkując się pomysłami z integry H200 i końcówki mocy H20. Wewnątrz nie ma jednak ani jednego modułu, który zostałby w całości przeniesiony z jakiegokolwiek urządzenia Hegla. Podobnie jak droższe końcówki mocy, H300 wykorzystuje w stopniu prądowym tranzystory dobierane ręcznie na podstawie pomiarów. Mówiąc obrazowo, jeżeli w normalnym wzmacniaczu, w którym pracują po dwa tranzystory na kanał, pojawią się między nimi drobne różnice, nic złego się nie stanie. Jeżeli natomiast w każdym kanale będzie pracowało 8 tranzystorów, wszystkie drobne różnice mogą się na siebie nałożyć, powodując duże zniekształcenia. Aby znaleźć jedną dopasowaną parę tranzystorów, w Heglu muszą zmierzyć ich 100. Powiedzcie to ludziom, którzy sumują ceny samych komponentów, a potem mówią, że hi-end to zdzierstwo. Największym krokiem naprzód w stosunku do H200 ma być jednak sekcja przedwzmacniacza, oparta na pomysłach wykorzystanych wcześniej w modelu P30. Nie jest taka sama, ale popraDAC w gąszczu innych układów Jeżeli przed wyłączeniem korzystamy np. z „An 2” 2”,, będziemy mogli nawet wyciągnąć wtyczkę z gniazdka, a wzmacniacz zapamięta ostatnie źródło, z którego korzystaliśmy i automatycznie się na nie przełączy. Kolejny detal to regulacja głośności z cyfrową kontrolą. Eliminuje to takie pro- cyfrowo-przetwornikowa obejmuje dwa wejścia koaksjalne, dwa optyczne, jedno USB (typu B), a do tego wyjście koaksjalne i małe gniazdo oznaczone jako „Ctrl In”. Amatorzy winylu mogą narzekać na brak przedwzmacniacza korekcyjnego czy choćby opcji montażu karty. Audiofile Hi•Fi i Muzyka 9/12 41 Hi-end wzmacniacz wa w stosunku do przedwzmacniacza w starszym flagowcu ma być zauważalna. Anders Ertzeid zapewnia też, że DAC w H300 to pełnowartościowe źródło. Można powiedzieć, że jest to układ tej samej klasy, co HD11. W jednych dziedzinach wypada lepiej, w innych gorzej, ale ogólny poziom prezentacji ma być zbliżony. Jedyne, z czym mam mały problem, to rozwiązanie opisane jako „DAC-Loop”. Jako że sekcja przetwornika jest dość rozbudowana, można podłączyć laptop do gniazda USB we wzmacniaczu i wykorzystać go tylko jako element przekazujący sygnał z komputerowego wejścia do wyjścia koaksjalne- 10000 μF każdy. Jeśli nie liczyć płytek przy tylnej ściance, panuje tu symetria. Końcówki mocy przymocowano do radiatorów po bokach. H300 dysponuje mocą 250 W/ /8 Ω na kanał i aż 430 W/4 Ω. Dotąd moc wyjściowa każdego ze wzmacniaczy Hegla idealnie pokrywała się z liczbą w jego symbolu. Czemu więc opisywany wzmacniacz nie nazywa się H250? Płytka z przetwornikiem przypomina to, co widzieliśmy w modelu HD11, ale to inny układ, oznaczony jako PC1010A2. Całość robi bardzo dobre wrażenie, zarówno jeśli chodzi o stopień złożoności i dobór komponentów, jak i schludność montażu. /96 kHz i – co dla mnie ważne – bezproblemowo współpracuje z Linuksami. W teście używałem laptopa z Ubuntu 12.04 i odtwarzaczem DeaDBeeF. Wystarczyło przełączyć urządzenie wyjściowe i działało. Z Windowsami również nie powinno być problemu, natomiast producent otwarcie informuje, że użytkownicy najnowszych Mac OS-ów mogą napotkać trudności ze sterownikami. Cóż, nawet kupując produkty elektronicznych gigantów, nie zawsze mamy pewność, że wszystko będzie działało od razu, szczególnie jeśli zamawiamy nowego MacBooka tydzień po premierze. Hegel radzi swoim klientom, aby nie kupowali laptopów z pierwszych dostaw i poczekali aż trochę się „dotrą”. Można się w tym doszukiwać usprawiedliwiania własnych ograniczeń, ale też sporo w tym racji. Brzmienie W prostocie siła. Włącznik, dwie gałki i wyświetlacz. go. To z kolei można podłączyć do innego przetwornika, a stamtąd wyprowadzić sygnał analogowy do wejść we wzmacniaczu. Początkowo było to dla mnie niezrozumiałe, ale w Heglu twierdzą, że można w ten sposób znacznie ograniczyć jitter. Mamy więc dwie opcje. Możemy albo wpiąć wzmacniacz bezpośrednio pomiędzy komputer a kolumny, albo sięgnąć po zewnętrzny DAC i użyć go we wspomnianej pętli. Wnętrze W nowym flagowcu zastosowano firmowe rozwiązanie o nazwie SoundEngine. Opracował je założyciel firmy, Bent Holter. SoundEngine to system eliminacji zniekształceń, polegający na odseparowaniu od siebie poszczególnych sekcji wzmacniacza. Wówczas można projektować każdą z nich niezależnie i wykorzystywać elementy optymalne dla danego układu bez oglądania się na pozostałe parametry. H300 wygląda niewinnie, ale to 25 kg żelastwa. Przenosząc go na stolik, wyczułem na dole pokaźne pióra radiatorów. Wnętrze jest gęsto zabudowane, a w centrum znajduje się ogromny transformator toroidalny otoczony armią kondensatorów Nover, po 42 Hi•Fi i Muzyka 9/12 H300 wygląda jak połączenie nowoczesnego komputera z czołgiem. Aluminiowa obudowa, dobre gniazda, porządne nóżki, metalowy pilot... Brak możliwości wyłączenia pilotem i iluminacja (Hegel świeci nie tylko na niebiesko – z przodu, ale też na żółto – spod pokrywy) to jedyne, i tak wymyślone na siłę, minusy. Konfiguracja Audio Physic Tempo VI, Hegel HD11, Pro-Ject Debut Esprit, Albedo Geo, Sevenrods ROD3, Gigawatt PF-2, Gigawatt LC-2 mkII, Creek Destiny 2, HP Pavillon DM3, Audioquest Cinnamon. Całość zagrała w 18-metrowym pokoju o dobrej akustyce. Tempo VI to dla pieca dysponującego mocą 250 W żadne wyzwanie, ale używane przeze mnie okazjonalnie Xaviany XN250 Evo przebywały akurat na drugim końcu miasta, spakowane po sesji fotograficznej. Podejrzewam jednak, że takiej różnicy Hegel również nie zauważy, a żeby ujrzeć na jego przedniej ściance choćby kropelkę potu, trzeba by sięgnąć po elektrostaty, magnetostaty albo koszmarnie prądożerne zestawy dynamiczne. Wbudowany DAC radzi sobie z sygnałami o granicznych parametrach 24 bity/ Tak się składa, że mocne wzmacniacze z przewymiarowanymi zasilaczami grają zazwyczaj szybciej, konkretniej i pewniej niż ich słabsi koledzy. Poziom decybeli może być taki sam, ale subiektywne wrażenie swobody dynamicznej – zupełnie inne. Tutaj właśnie wzmacniacze takie jak H300 pokazują swoją wyższość. Pierwsze słowa, jakie zanotowałem w trakcie odsłuchu, to: dynamika, kontrola i neutralność. Wszystko się kręci wokół mocy. To ona jest źródłem szybkości i fantastycznego panowania nad dźwiękiem. Jeżeli ktoś potrafi Metalowy pilot wygląda równie prosto jak przednia ścianka wzmacniacza. podnieść 150-kg sztangę, to z dwukilogramowymi hantlami będzie robił, co mu się podoba. Co kilka minut kręciłem gałką w prawo i przez bardzo długi czas nie robiło to większego wrażenia ani na wzmacniaczu, ani na kolumnach, ani nawet na moich uszach. Zazwyczaj jeden z tych elementów prędzej czy później daje za wygraną. Jeśli to wzmacniacz się nie wyrabia, najczęściej dźwięk się zniekształca. Tutaj nic podobnego się nie działo. Nawet przy ekstremalnie wysokim poziomie głośności przekaz był zrównoważony i czysty. Doszło do tego, że rytm muzyki czułem całym ciałem, a uszy twierdziły, że wszystko jest w porządku. Nie pojawiły się symptomy jazgotu czy zapiaszczenia. Podobnych atrakcji dostarczyły mi wcześniej chyba tylko Hi-end wzmacniacz McIntosh MA6600 i monobloki Electrocompanieta. Nie ulega wątpliwości, że flagowy Hegel to potwór. Wygląda niepozornie, ale jeśli będziecie bez refleksji kręcić gałką w prawo, zamówcie sobie zawczasu nowe głośniki. Paczka idzie kilka dni, a życie bez muzyki to nieszczęście. Zapas mocy norweskiego flagowca pozwala mu trzymać dźwięk żelazną ręką. Najdosadniej słychać to w zakresie basu. Dawno nie słyszałem tak głębokiego, a jednocześnie kontrolowanego dołu. W pierwszej chwili wrażenie może być mylące. Po zmianie Creeka Destiny 2 na H300 podstawa harmoniczna jakby zeszczuplała, zrzuciła trochę mięsa i misiowatej otoczki. Bas wydawał się mniej efektowny i płytszy, do momentu, kiedy na talerz (albo do playlisty) nie wrzuciłem naprawdę wymagających, gęstych kawałków elektronicznych. Słuchając Elsianne lub Diany Krall, pewnie bym tego nie zauważył, ale płyty Lamba czy Aphex Twina zyskały nowy wymiar. Hegel nie pozwala sobie na przeciąganie wybrzmień ani niedopowiedzenia. Zazwyczaj im niższe uderzenia, tym bardziej się rozlewają. Tutaj nic podobnego się nie dzieje. Nawet na granicy pasma H300 pozostaje zdecydowany. Oprócz szybkości, dynamiki i fenomenalnego basu, flagowy Hegel nie stara się przyciągnąć słuchacza niczym szczególnym. Jego dźwięk jest zrównoważony, uniwersalny i neutralny pod względem barwy. Z punktu widzenia potencjalnego klienta jest to zaleta, szczególnie jeśli będzie to tak zwany klient osłuchany, wyrobiony i doświadczony. Ja jednak powinienem jeszcze coś napisać. Tylko co tu wymyślić? Komplet gniazd przetwornika. Ten dźwięk jest liniowy i skomponowany ze znawstwem. Bez kombinacji. Czy to oznacza, że Hegel nie ma własnej recepty na dźwięk? Nie – jego recepta to właśnie zbliżenie się do prawdziwego brzmienia instrumentów. H300 został zaprojektowany tak, aby przekazać decyzję o jego charakterze artystom, realizatorom nagrań i pozostałym elementom systemu. Hegel gra tak, jak wygląda – normalnie, kulturalnie i porządnie. Aby docenić ten poziom neutralności, niestety, trzeba się raz czy drugi przejechać na sprzęcie, który grał po swojemu. Niektóre płyty odtwarzał ciekawie, a na innych się wykładał. Hegel się nie wyłoży, a jeśli jego podejście się komuś spodoba, to nie powinno mu się znudzić. Jeśli cenicie rzetelność i muzyczny realizm, to H300 zostanie u Was na długo. Na koniec DAC. Rzeczywiście jest to poziom HD11, choć pewne różnice w brzmieniu występują. Przetwornik we wzmacniaczu grał nieco łagodniej i przyjemniej, a HD11 stawiał na większą przejrzystość i dynamikę. Jednak, biorąc pod uwagę zdecydowany charakter integry, lepiej słuchało mi się komputera podłączonego bezpośrednio do H300. Ostatniego dnia testu wypożyczyłem przewód cyfrowy Tara Labs Air Digital 75 i wypróbowałem DAC-Loop. I to było zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. Poprawiła się dynamika i zwartość dźwięku, a instrumenty były odrobinę lepiej osadzone w przestrzeni. Tak jakby ktoś zbudował pod muzykami stabilniejszą scenę. Ale szczerze? Przetwornik w H300 jest tak dobry, że mało kto będzie się starał go poprawić. A jeśli już, radziłbym od razu sięgnąć po najcięższe działo, czyli coś w rodzaju HD20. Konkluzja Po skończonym teście włączam telewizor. Specjaliści ostrzegają, aktorzy grają, analitycy prognozują… A pod telewizoLogiczne rozplanowanie zaplecza i rozsądne odstępy między gniazdami. Pełen komfort. Opinia 2 Drugą opinię zarezerwowaliśmy dla „Magazynu Hi-Fi” i staramy się trzymać tej tradycji. Życie przynosi jednak czasem niespodzianki, a te lubią chodzić parami. Pierwszą był telefon od Tomka: „Wpadnij do mnie, posłuchaj, bo grat naprawdę ciekawy”. To mi się nie udało, ale Hegel przyjechał do mnie i wylądował pomiędzy odtwarzaczem Gamuta a Audio Physicami Tempo VI. I tu przyszedł czas na drugą niespodziankę. Po godzinie wiedziałem, że powinienem jednak wtrącić swoje trzy grosze. Nie odkryję nic nowego w stosunku do poprzedniego opisu, ale… Tak neutralnego, spójnego i kulturalnego brzmienia, nawet w tej cenie, przyjdzie ze świecą szukać. Do tego dochodzi moc, którą czujemy od początku skali, a nie zauważamy, gdy jest już za głośno. H300 wymaga od odbiorcy osłuchania i doświadczenia, ale jedno jest pewne – pod wieloma względami to prawdziwy killer. Maciej Stryjecki rem, na granitowym stoliku stoi wzmacniacz i... wzmacnia. Dokładnie tak, jak powinien. Kwieciste opisy są tu zbędne, bo wtajemniczonym hasło „drut ze wzmocnieniem” mówi prawie wszystko. Jakby tego było mało, w pakiecie dostajemy audiofilski przetwornik. Chciałbym mieć taką maszynę, choćby do testowania kolumn, źródeł i kabli. Miałbym pewność, że wzmacniacz niczego nie psuje. Pakuję go do pudełka, bo jeszcze przyjdzie mi do głowy pomysł wzięcia pożyczki, a nie lubię mieć długów. A jeśli ktoś zapyta mnie o wzmacniacz, który nie kombinuje i po prostu wzmacnia, będę już wiedział, co mu doradzić. Hegel H300 Dystrybucja: Cena: Moje Audio 19900 zł Dane techniczne: Moc: Pasmo przenoszenia: Stosunek sygnał/szum: Zniekształcenia: Wejścia liniowe: Zdalne sterowanie: Regulacja barwy: Wymiary (w/s/g): 250 W/8 Ω 5 Hz – 180 kHz (+/- 3 dB) > 100 dB < 0,005 % 3 x RCA, 1 x XLR + – 12/43/38 cm Ocena: Brzmienie: Jakość/cena: hi-end – Hi•Fi i Muzyka 9/12 43 TESTY SPRZĘTU Wzmacniacz zintegrowany Hegel H300 Nowy, mocny Hegel Nowy H300 ma większą moc, wbudowany przetwornik i brzmi lepiej od starszego H200. Formalnie niby go nie zastępuje, ale docelowo zapewne zajmie jego miejsce w ofercie. Tekst: Marek Lacki \ Zdjęcia: Moje Audio, Filip Kulpa H egel to młoda firma z siedzibą w Oslo. Urządzenia tej marki pojawiły się na naszym rynku w ubiegłym roku i od razu zrobiło się o nich głośno. Duża w tym zasługa zdeterminowanego dystrybutora, ale i same urządzenia są niczego sobie, skoro ich obiór jest tak pozytywny. O Heglu pisaliśmy już kilkakrotnie przy okazji poprzednich testów oraz reportażu z fabryki. H300 formalnie nie jest następcą testowanego przez nas modelu H200. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że docelowo zajmie jego miejsce w ofercie. BUDOWA Wnętrze H300 jest zdominowane przez centralnie umieszczony, przepotężny, bo 1-kilowatowy, transformator toroidalny. Większy widziałem tylko w integrze niemieckiej firmy BNC – tamten ma aż 2 kW, ale to całkowity ewenement. Drugą cechą, która zwraca uwagę, jest symetria rozmieszczenia wszystkich podzespołów związanych z przeciwległymi kanałami, co tworzy obraz idealnego dual-mono. Jedynie przetwornik umieszczono nieco z boku. Transformator jest wspomagany pokaźnym bankiem kondensatorów marki Nover do zastosowań audio, rozmieszczonych w dwóch grupach po cztery sztuki, tworząc łącznie 80 000 µF. To jednak nie jest całkowita pojemność, gdyż w różnych miejscach wzmacniacza, 48 w tym na płytkach przedwzmacniacza, też można znaleźć kondensatory filtrujące, których suma pojemności tworzy dodatkowe ok. 10 000 µF. Płytki przedwzmacniacza są monofoniczne i rozmieszczone po przeciwległych stronach obudowy, pionowo na bocznych ściankach. Sygnał podąża do nich najkrótszą drogą z układu wejść, gdzie jest transportowany za pomocą krótkich kabli. Monofoniczne końcówki mocy sąsiadują zarówno z płytkami przedwzmacniacza, jak i monofonicznymi płytkami zasilacza, dzięki czemu drogę sygnału skrócono do niezbędnego minimum. Ze względu na szybkość układu, szczególnie istotna jest bardzo mała odległość od kondensatorów w zasilaczu do tranzystorów. Końcówki mocy zbudowano na bazie tranzystorów bipolarnych 2SA1943/2SC5200. Stopnie przedwzmocnienia bazują na elementach dyskretnych. Stopnie końcowe są chłodzone radiatorami ukrytymi pod górną pokrywą urządzenia. Z tyłu, za transformatorem toroidalnym na półokrągłej płytce znalazł się układ z wyróżniającym się wielkim rezystorem Dale 22 Ω. Kluczem konstrukcyjnym wzmacniacza jest firmowe rozwiązanie szefa firmy i głównego konstruktora, Benta Holtera, nazwane SoundEngine. W rozwiązaniu tym wyeliminowano ujemne sprzężenie zwrotne na rzecz techniki feed-forward, korygującej nieliniowości każdego stopnia wzmocnienia. Patent polega na lokalnej detekcji błędów we wzmocnionym sygnale za pomocą detektora progowego, czerpiącego sygnał spomiędzy rezystorów podłączonych do wejścia i wyjścia danego stopnia. Sygnał błędu jest podawany za pośrednictwem inwertera do sumatora umieszczonego nie przed, a za korygowanym stopniem. W klasycznej pętli sprzężenia zwrotnego część sygnału wyjściowego jest „zawracana” do wejścia układu, a ponieważ stopnie wzmocnienia mają skończoną szybkość, to sygnał korekcji jest zawsze lekko spóźniony w stosunku do korygowanego. Odjęcie tego pierwszego powoduje nieuniknione przesunięcia fazowe – znane jako zniekształcenia TIM (Transient Intermodulation Distortion). Rozwiązanie Benta Holtera w zasadzie eliminuje tę przypadłość. Jak podaje twórca, okazuje się ono skuteczne w przypadku różnych typów zniekształceń, w szczególności skrośnych (przejścia przez zero), charakterystycznych dla wzmacniaczy pracujących w klasach B i AB. Regulację głośności oparto na wzmacniaczach operacyjnych, w odróżnieniu od elementów przedwzmacniacza, gdzie korzystano wyłącznie z elementów dyskretnych, czyli oddzielnych rezystorów, kondensatorów czy półprzewodników. Z informacji dostarczonych przez producenta wynika, że najwięcej zmian w stosunku do H200 zaszło właśnie w stopniu wzmocnienia napięciowego. Nie od dziś wiadomo, że właśnie najwięcej zależy od przedwzmacniacza. Spójrzmy na H300 od strony funkcjonalnej. W stosunku do poprzednika zostały znacznie powiększone cyfry wyświetlacza, które wcześniej były \ŹRÓDŁO: Dell Studio 1555 + Linn Sneaky DS + zbyt małe. Tym razem są Naim DAC wielkie i jasne. Występują \PRZEDWZMACNIACZ w bardzo nieprzyjemnym REFERENCYJNY: dla oka niebiesko-fioletoAudionet PRE I G3, Naim NAC 202 wym kolorze, czyli o małej \KOŃCÓWKA MOCY długości fali, która nie REFERENCYJNA: sprzyja ostrości widzenia Audionet AMP I V2, Naim konturów. Jednak dzięki NAP 200 \KOLUMNY: Equilibrium swej wielkości cyfry Atmosphere 2012 i litery są czytelne, choć \KABLE CYFROWE: według mnie – zbyt Alphard \KABLE GŁOŚNIKOWE: natarczywe. Na szczęście mamy możliwość regulacji Equilibrium Equilight Interkonekt: Equilibrium jasności. Technologicznie Turbine wyświetlacz jest z po\KABLE ZASILAJĄCE: przedniej epoki – takie Enerr Holograph, Symbol, same stosowano w XX Furutech FP 314 Ag i inne wieku. Litery i cyfry są tworzone z prostych belek. Maksymalnie wyświetlają się trzy znaki oraz poziom głośności, którego wartości są przedstawiane w osiemdziesięciu pięciu krokach. Może się i czepiam, ale we wzmacniaczu za 20 tysięcy zł spodziewałbym się już czegoś lepszego. Z poziomu przedniej ścianki można obsługiwać tylko trzy funkcje: włączyć wzmacniacz, wybrać wejście i wyregulować głośność. Dostarczony w zestawie \SYSTEM 2'68&+2:< Układ dual-mono został rozproszony na sporej liczbie płytek drukowanych. Sekcję cyfrową (prawy górny róg) umieszczono asymetrycznie względem płytek przedwzmacniacza lewego i prawego. Wielki, kilowatowy toroid obsługuje 80 tys. µF pojemności filtrującej. Koniecznie posłuchaj z elektroniką TESTY SPRZĘTU Wzmacniacz zintegrowany Hegel H300 Układ AKM AK4399 w roli przetwornika c/a (32 bity / 192 kHz), AK4127VE to przetwornik częstotliwości próbkowania (upsampler), zaś AK4118 – odbiornik wejściowy. Wejście USB obsługuje układ Tenor Audio TE7022 (zdjęcie z prawej). BRZMIENIE Z jednej strony obudowy znajduje się kwartet tranzystorów PNP Sanken 2SA1943, z drugiej – komplementarne połówki NPN 2SC5200. metalowy pilot pozwala na obsługę przeskoków między utworami i korzystania z innych podstawowych funkcji w programie komputerowym, jeśli korzystamy z wbudowanego przetwornika przez wejście USB. Port USB jest jednym ze sposobów wykorzystania tego przetwornika. Można też dostać się do niego przez aż cztery wejścia S/PDIF – dwa elektryczne koaksjalne i dwa optyczne. Pozwala to na obsługę pokaźnej kolekcji urządzeń zewnętrznych, czyli np. telewizora czy odtwarzacza Blu-ray, które można do Hegla podłączyć i cieszyć się poprawą jakości dźwięku. Za obsługę wejścia USB odpowiada nie najmłodszy już scalak Tenor Audio TE7022L. Resztę sekcji cyfrowej tworzą układy AKM AK4399EQ (32-bitowy DAC), AKM AK4127VE oraz AKM AK4118A (przetwornik częstotliwości próbkowania – tzw. upsampler). Krótko o obudowie. Jest dość standardowa – ze stalowej blachy, jednakże wzmocniona za pomocą grubej aluminiowej przedniej ścianki pomalowanej na czarno lub srebrno strukturalną farbą półmatową. W stosunku do poprzedniego modelu nic się w tej kwestii nie zmieniło, zatem są również na wyposażeniu trzy twarde metalowe nóżki. 50 Pamiętam, że podczas pisania drugiej opinii o poprzedniku tego wzmacniacza – Heglu H200 – nie byłem tak entuzjastycznie nastawiony, jak współrecenzujący go razem ze mną redaktor naczelny. Prowadziliśmy jednak odsłuchy w dwóch zupełnie różnych systemach. Tamten test odbywał się z innymi kolumnami, w innym pomieszczeniu, z innym źródłem, niemniej pozostały jednak pewne punkty zaczepienia i na ich podstawie mogę stwierdzić, że tym razem, oceniając model H300, pozbyłem się wątpliwości, które miałem w przypadku H200. Doceniłem starszy model za dynamikę, ale skrytykowałem za niewystarczajco angażujące barwy. W przypadku H300 nie mogłem sformułować podobnych zastrzeżeń, gdyż byłyby po prostu krzywdzące. Jak zatem gra Hegel H300? Jeśli porównać go z moim dzielonym Audionetem, co zresztą musiałem zrobić, to są niektóre aspekty brzmienia, które mogą się nawet bardziej spodobać. Hegel jest wzmacniaczem muzykalnym, traktującym nagrania w sposób atrakcyjny dla słuchającego. Cóż to może oznaczać? H300 jest bardzo szczegółowy, ma świetną górę pasma, podkreśloną w niższym zakresie, ale i lekko złagodzoną. Średnie tony mają pożądaną podbudowę, więc brzmienie jest pełne, mimo że jasne, zaś bas – potężny, równy i bardzo dobrze kontrolowany a także, jak w H200, ma niemal nielimitowaną energię. W stosunku do kompletu Audioneta góry jest więcej, w związku z czym prezentacja przestrzeni jest bardzo sugestywna. Scena jest bardzo szeroka i ogólnie dowolnie wielka, z projekcją głębi. Pod tym względem to absolutnie doskonały wzmacniacz. Efekty lokalizacji obejmują zarówno wymiary lewo–prawo, przód–tył, jak i wysokość. Nie twierdzę, że nie słyszałem jeszcze lepszych konstrukcji pod tym względem, ale na pewno nie w przedziale do 20 tys. złotych. Basu jest również minimalnie więcej niż w Audionecie, a jest on co najmniej równie dobrze kontrolowany. Pod względem szybkości nie osiąga jeszcze poziomu dzielonych wzmacniaczy Naima (NAC202/NAP200) czy zwłaszcza Primare (klasa D), które wyznaczają w tej kategorii poziom referencyjny, jednak nadal jest on jednym z lepszych, z jakimi miałem do czynienia podczas testowania u siebie w domu. Nie jest to bas idealny pod względem selektywności, różnicowania, ilości informacji, ale summa summarum wypada nieźle. Czy zatem warto kupować droższy wzmacniacz? I tak, i nie. Jeśli się dysponuje nagraniami o rozdzielczości nie wyższej niż płyta CD, a budżet jest ograniczony, to dla 98% odbiorców może to być ostatni wzmacniacz. Co więcej, dzięki swej muzykalności pliki o jakości CD brzmią nawet atrakcyjniej niż na dwukrotnie droższym komplecie Audioneta. Sytuacja zmienia się jednak w momencie, w którym włączymy nagrania wysokiej rozdzielczości. Hegel bardzo dobrze pokazuje różnice w jakości między plikami hi-resolution a CD – na tyle, że z CD „nie ma co zbierać”. A jednak gdyby przepiąć się na komplet z Niemiec, usłyszelibyśmy jeszcze więcej szczegółów, barwa byłaby bardziej zróżnicowana itd. Wniosek zatem jest taki, że w porównaniu z droższymi wzmacniaczami Hegel bardziej ujednolica brzmienie, uatrakcyjniając nagrania standardowej jakości, a nie pokazując pełni możliwości nagrań wysokiej jakości. Niemniej nikt się jednak nie zorientuje, że tak właśnie jest, bez bezpośredniego porównania. PRZETWORNIK Gdy odpiąłem przetwornik Naima i połączyłem kablem koaksjalnym bezpośrednio Linna Sneaky DS z Heglem, dźwięk stracił na jakości we wszystkich aspektach – z wyjątkiem dynamiki. Barwa uległa radykalnemu pogorszeniu, dźwięk zrobił się nerwowy, a scena dźwiękowa nie tylko mocno się skurczyła, co poszatkowała, nie dając wrażenia ciągłości. Głośne odsłuchy nie były już przyjemne – przynajmniej w moim systemie. Dźwięk należał raczej do kategorii „C", obecność wokalu na scenie i wrażenie obcowania z nim zupełnie zanikły. Po przełączeniu na wejście USB, dało się najpierw usłyszeć wyraźny wysokoczęstotliwościowy szum zasilacza notebooka, co oznaczało brak izolacji galwanicznej przetwornika. Gdy odpiąłem kabel zasilający od komputera, szum oczywiście ustąpił. Dźwięk, jaki udało sie uzyskać z tego połączenia, był co najmniej o klasę lepszy w stosunku do wejścia koncentrycznego, przywracając właściwą przestrzeń i emocje OCENA DYSTRYBUTOR Moje Audio, www.mojeaudio.pl CENA 19 900 zł Dostępne wykończenia: czarny Główna różnica na tylnym panelu względem modelu H200 to dodanie wejść cyfrowych: dwóch koncentrycznych, dwóch optycznych oraz USB. Jest nawet wyjście cyfrowe. DANE TECHNICZNE WEJŚCIA 3 x liniowe RCA, 1 x XLR, 1 x wej. na końc. mocy, 2 x koaksjalne spdif, 2 x toslink, zawarte w barwie. Niemniej nadal nie było to jeszcze to, co udało się uzyskać za pomocą zewnętrznego przetwornika. Muzykalność względem zewnętrznego przetwornika była wyraźnie gorsza, jednak względem wejścia S/PDIF zauważyłem znaczący postęp. Scena też nie była tak duża i tak uporządkowana jak z zewnętrznym przetwornikiem, jednak do satysfakcjonujących efektów niewiele brakowało, bo pojawił się wokal, który zupełnie zanikł przy S/PDIF, choć nie tak wyraźnie jak w referencyjnej konfiguracji. NASZYM ZDANIEM Doskonała dynamika, ogromny zapas mocy, który wystarczy do każdego pomieszczenia i chyba każdych kolumn, połączone ze wspaniałą przestrzenią i niezłą muzykalnością, choć nie tak dobrą jak z porównywalnego cenowo Naima NAC 202/ NAP 200, i nie z tak dobrą rytmicznością. Jednak ogólny poziom jakości dźwięku to – wraz z wspomnianym Naimem – jeden z wzorców w tej klasie cenowej. A na początku można nie mieć źródła, bo DAC już jest na pokładzie. Gdyby jednak rozważać na poważnie użycie Hegla wraz z wbudowanym przetwornikiem, to tylko poprzez wejście USB, ponieważ wejścia S/PDIF nie zapewniają jakości adekwatnej do klasy wzmacniacza i mogą służyć poprawie brzmienia dodatkowych źródeł w rodzaju odtwarzacza Blu-ray. Q Koniecznie posłuchaj z elektroniką 1 x USB 2.0, 1 x 3, 5 mm jack zdalnego ster. WYJŚCIA 1 x głośnikowe, 1 x koaksjalne spdif, 1 x pre out PASMO PRZENOSZENIA MOC 8/4 1 5 Hz – 180 kHz (+-3dB) 2 x 250 W/2 x 430 W ZNIEKSZTAŁCENIA THD < 0, 005% IMPEDANCJA WEJŚĆ ANALOG. 10 k1 WSPÓŁCZYNNIK TŁUMIENIA > 1000 WYMIARY (SZER. X WYS. X GŁĘB.) 434 x 120 x 380 mm (bez nóżek) POBÓR MOCY > 60 W MASA 25 kg KATEGORIA SPRZĘTU A Hegel H100 Ta norweska marka nie tak dawno wdarła się przebojem na polski rynek, robiąc sporo zamieszania… egel H100 jest wzmacniaczem ze środka oferty i prawdopodobnie konstrukcją o najlepszym stosunku jakości do ceny w katalogu tego norweskiego producenta. Może o tym świadczyć wiele rozwiązań technicznych zaczerpniętych wprost z droższych wzmacniaczy oraz to, jak bardzo funkcjonalna jest ta integra. H100 może przyjmować i przetwarzać sygnał cyfrowy poprzez port USB (16-bit/48kHz), może również współpracować jako końcówka mocy z sygnałem wysłanym z przedwzmacniacza kina domowego i zasilać np. kanały przednie lub tylne. Możemy także połączyć Hegla z lampowym przedwzmacniaczem i poeksperymentować w ten sposób H z modelowaniem brzmienia. Ponadto norweski wzmacniacz może wysłać sterowany sygnał do niezależnych końcówek mocy. Oprócz klasycznych i powszechnie stosowanych gniazd RCA sygnał z odtwarzacza CD lub innego źródła można dostarczyć poprzez zbalansowane wejścia XLR. Elektronika w detalach Hegel H100 bazuje na opatentowanym firmowym układzie Sound Engine, łączącym zalety wzmacniaczy pracujących w czystej klasie A oraz tych klasy AB. Układ ten charakteryzuje się tym, że między poszczególnymi stopniami wzmacniającymi sygnał nie ma sprzężenia zwrotnego, a to wszystko po to, żeby utrzymać go w jak www.hfc.com.pl najczystszej, najbliższej pierwowzorowi postaci. Naturalnie producent milczy na temat rozwiązań elektronicznych skrywanych w układzie Sound Engine. Zaglądając do wnętrza wzmacniacza, stwierdziłem, że jego konstrukcja jest jedną z najsolidniejszych, jakie widziałem w podobnych urządzeniach z tego przedziału cenowego. Świadczyć o tym może chociażby fakt zastosowania potężnego transformatora toroidalnego o mocy 630VA oraz baterii kondensatorów zasilających o łącznej pojemności 60.000µF, nie licząc innych mniej ważnych układów zajmujących się filtracją prądu dla obwodów logiki i sterowania. Stopnie końcowe lewego i prawego kanału są zasilane z osobnych linii, również lewy i prawy kanał przedwzmacniacza oparto na odrębnych obwodach dostarczających prąd, co świadczy o wielkiej dbałości producenta w kwestii ograniczenia przesłuchu między kanałami. Same kondensatory są wysokiej jakości – te w filtrze prądowym końcówek mocy to NoVer (odpowiednik marki Kendeil), natomiast mniejsze pojemności oparto na produktach Rubycona oraz polipropylenach z logo Hegla; najmniejsze scalak tej samej firmy PGA2311P, współpracujący z wyprodukowanymi na specjalne zamówienie Hegla walcowymi kondensatorami polipropylenowymi marki SCR. Układ przełączania źródeł bazuje na hermetycznych przekaźnikach, natomiast układ zabezpieczający końcówki mocy przed przeciążeniem termicznym oparto na bezinwazyjnym czujniku temperatury współpracującym z przekaźnikiem odłączającym zasilanie. H100 odkrywa karty poprzednich). Na osobno wydzielonej płytce drukowanej z obwodami wejściowymi dla USB znalazł się przetwornik Burr-Brown PCM2704, natomiast w aktywnym układzie sterowania głośnością pojemności bocznikujące i sprzęgające pochodzą od Wimy. W najnowszej serii wzmacniaczy H100 zastosowano również udoskonalone moduły Sound Engine (są dużo mniejsze od Wcześniej miałem już okazję testować dla Państwa urządzenia marki Hegel, m.in. wzmacniacz stojący niżej w ofercie firmy, a mianowicie model H70. Mam bardzo dobre wspomnienia związane z tamtą konstrukcją, dlatego byłem bardzo ciekaw różnic w brzmieniu między tymi modelami. Generalnie H100 wydaje się być większym osiłkiem w stosunku do H70, ale w tej cenie oczekiwałem również poprawy pod względem skali brzmienia, bo o to tu głównie chodzi. Już na początku sesji odsłuchowej H100 pokazał dosyć duże różnice na plus w stosunku do swojego tańszego brata. Mam tu na myśli przede wszystkim możliwości w zakresie dynamiki, ale też reprodukcji basu oraz przestrzeni. Zacznę jednak od dynamiki, bo ten wzmacniacz zaprezentował ją w wyjątkowo zjawiskowym stylu. Odsłuch najnowszej płyty „Rockets + Swords” niemieckiego duetu synthpopowego De/Vision dostarczył silnych emocji, bo Hegel w połączeniu z monitorami Chario Delphinus z serii Constellation pokazał, co znaczy mieć niespożyte pokłady energii. Otwierający płytę niezwykle ZŁĄCZA 5 4 1 bezpośrednie do 1 Wejście końcówek mocy 2 czterech 2 Komplet wejść analogowych niezbalansowanych 3 analogowe 3 Wejścia zbalansowane 6 pary wyjść z 4 Dwie przedwzmacniacza www.hfc.com.pl wyjściowe 5 Terminale lewego i prawego kanału 6 Wejście USB UKRYTE TECHNOLOGIE 1 6 2 4 5 WARTO WIEDZIEĆ Największą konstrukcyjną różnicą między tańszym modelem H70 a droższym H100 jest wydajniejszy układ zasilania (mocniejszy transformator), a także same końcówki mocy. Wzmacniacz dysponuje podwojoną ilością tranzystorów w stosunku do modelu H70 i dzięki temu generuje więcej mocy, co bezpośrednio przekłada się na potężniejsze brzmienie i możliwość współpracy z kolumnami wymagającymi sporych dawek prądu. 3 630VA 1 Wydajny transformator toroidalny prostowników 2 Sekcja układu zasilającego lewy i dla sekcji 3 Kondensatory wysokoprądowej stopni scalony 4 Układ odpowiedzialny za hermetyczne 5 Przekaźniki selektora źródeł mniejszy moduł 6 Nowy, układu Sound Engine sterowanie głośnością prawy kanał końcowych www.hfc.com.pl motoryczny utwór „Boy Toy” okazał się dla Hegla bułką z masłem, a przecież to bardzo wymagająca muzyka, zwłaszcza pod względem dynamiki i przestrzeni. Te syntetyczna brzmienia mają w sobie mnóstwo życia, a poszczególne dźwięki bazują przede wszystkim na kontraście dynamicznym, zróżnicowanej, dosyć bogatej barwie i przestrzeni. A jeśli ta jest traktowana przez wzmacniacz wyjątkowo skrupulatnie, to muzyka może odkryć przed słuchaczem zupełnie nowy świat doznań. Jeszcze bardziej zróżnicowany utwór „Mystified”, przebogaty w elektroniczne smaczki i synthpopowe pejzaże przeplatane potężnym, bardzo nisko schodzącym basem, potrafił mocno wstrząsnąć kolumnami. H100 okazał się mistrzem pod względem dokładności brzmienia, jego rozdzielczości oraz prawidłowego trzymania rytmu. Doskonała kontrola potężnych uderzeń basu oraz jego barwa odkryły przede mną na nowo brzmienie tej świeżutkiej płyty i pozwoliły jeszcze bardziej wniknąć w istotę poszczególnych kompozycji. Prawdę mówiąc, mało który wzmacniacz potrafi wykrzesać tyle życia z tych włoskich piękności, co Hegel H100. Kolumny Chario są bowiem specyficzne i bardzo wymagające wobec wzmacniacza, o czym już nie raz miałem okazję się przekonać. Ale jeśli połączymy je z amplifikacją będącą w stanie operować otwartą i swobodną średnicą oraz dostarczać do przetwornika nisko-średniotonowego większe dawki prądu, niż wynikałoby to z zapotrzebowania, to kolumny ożywają zachwycając rozpiętością brzmienia i przede wszystkim basem, który potrafi solidnie wstrząsnąć pokojem odsłuchowym. Do tego dochodzi wyrafinowany przekaz wysokich tonów, ale to głównie zasługa wzmacniacza, bo H100 pod tym względem wypada więcej niż dobrze w porównaniu z innymi, podobnymi cenowo konstrukcjami. Najwyższy zakres częstotliwości charakteryzował się nieskazitelną czystością i bogatym zróżnicowaniem nie tylko pod względem dynamicznym, zwłaszcza w skali mikro, ale przede wszystkim barwy – słuchając wybrzmień talerzy perkusyjnych, nie odniosłem niedosytu zarówno jeśli chodzi o odpowiedni wyraz, jak i masę. Ten norweski wzmacniacz brzmi bardzo naturalnie i jest doskonale wyważony pod względem prezentacji barwy. Jej przekaz opiera się tylko i wyłącznie na charakterystyce poszczególnych instrumentów, a to zwykle oznacza, że brzmią one zgodnie z ich naturą. H100 obchodził się ze skrzypcami Anne-Sophie Mutter w sposób szczególny, tak jakby za każdym pociągnięciem smyczka po strunach chciał pokazać, że nadinterpretacja barwy nie jest w jego stylu. Hegel bowiem nie ociepla brzmienia, ale też nie schładza, zawsze stojąc pośrodku, zachowując się godnie niczym wysokiej klasy sędzia. Ale jest też coś w jego brzmieniu, co poza naturalnością równie mocno mnie urzekło. Chodzi przede wszystkim o niespotykaną gładkość, wręcz taką atłasową i delikatną otoczkę, którą wzmacniacz dodaje od siebie, sprawiając, że w połączeniu z jakimikolwiek kolumnami generuje dźwięk niczym przepuszczony przez wysokiej klasy kondycjoner, bez cienia zbędnej agresji opartej na podbarwieniach. Mały bonus od Hegla Jak już wspomniałem na początku, H100 posiada cyfrowe wejście USB, akceptujące sygnały o rozdzielczości 16-bitów i częstotliwości 48kHz. Jest to swego rodzaju ukłon właściciela firmy, Benta Holtera, w kierunku osób chcących korzystać m.in. z komputera PC jako źródła odtwarzającego muzykę z plików. Rozwiązanie jest fajne i przede wszystkim niezwykle proste w użyciu, bo w przypadku większości komputerów nie trzeba instalować żadnego dodatkowego oprogramowania czy sterowników – wystarczy połączyć wzmacniacz kablem USB i gotowe. Jedynie niektóre komputery Mac mogą wymagać wyboru urządzenia Hegela dla wyjścia dźwięku w ustawieniach systemowych. Jednak w większości wypadków komputer sam wykryje kartę DAC zainstalowaną w Heglu. Co do samej jakości dźwięku miałbym trochę zastrzeżeń, ale generalnie Hegel w roli karty dźwiękowej spisuje się przyzwoicie. Jakość odtwarzanej muzyki naturalnie w dużej mierze zależy od odtwarzanych plików. Na przykład różnice między utworami odtwarzanymi z MP3 190kb/s a plikami WAV były dosść wyraźne. A to niewątpliwie świadczy o tym, że Hegel wnosi do tego sposobu odtwarzania wyższą jakość, co właśnie pozwala docenić brzmienie z plików lepszej jakości. Wykorzystywanie Hegla H100 do przetwarzania i wzmacniania sygnału z komputera może być dla wielu osób dużym atutem. Nie należy jednak traktować tej funkcjonalności jako sposobu na osiągnięcie spektakularnej poprawy jakości brzmienia zwłaszcza z plików WAV, bo to zdecydowanie lepiej robią wyspecjalizowane odtwarzacze plików audio. Jednak wzbogacenie naszego systemu audio o urządzenie posiadające hi-endową kartę dźwiękową jest z pewnością atrakcyjną perspektywą. Nie dość bowiem, że zyskujemy świetny wzmacniacz, to otwieramy sobie drogę DETALE PRODUKT Hegel H100 RODZAJ Wzmacniacz zintegrowany CENA 11.000 zł WAGA 16 kg WYMIARY (SxWxG) 430x100x425 mm NAJWAŻNIEJSZE CECHY •Moc wyjściowa: 2x120W (8Ω); 2x220W (4Ω) •Wejścia liniowe: 4 niezbalansowane RCA; 1 zbalansowane XLR •Wejścia cyfrowe: USB •Zniekształcenia: mniej niż 0,005% przy 50W i 8Ω •Pobór mocy: 30W w stanie spoczynku (wzmacniacz włączony) •Stopień wyjściowy: 8 tranzystorów bipolarnych wysokiej szybkości 15A, 150W •1 para wejść bezpośrednich do końcówek mocy; pętla do nagrywania; 2 wyjścia z przedwzmacniacza DYSTRYBUCJA Hegel Polska www.hegelpolska.pl www.hfc.com.pl do wejścia w świat cyfrowej muzyki odtwarzanej z plików. Na lata Hegel H100 należy do urządzeń, które warte są swojej ceny, co więcej, uważam, że wraz z upływem czasu będzie utrzymywał swoją wartość. Urządzenia Hegla są sprzedawane w krajach skandynawskich (i nie tylko) od wielu lat i cieszą się opinią bezawaryjnych, więc kwestia ich długowieczności jest oczywista, natomiast wysoka jakość dźwięku i styl prezentacji muzyki też na pewno nie zestarzeją się szybko. Dlatego Hegel H100 to taki bezpieczny wybór, bo najprawdopodobniej wcześniej wymienicie w swoim systemie kolumny niż sam wzmacniacz. Hegel sprawia wiele radości ze słuchania muzyki, właśnie dzięki wysokiej wierności, naturalności prezentacji. Jego walory docenią doświadczeni audiofile, ale do jego odsłuchów zachęcam także osoby mniej osłuchane, a ceniące wysokiej klasy dźwięk. Być może za sprawą Hegla połkniecie bakcyla i powiększycie grono pozytywnie zakręconych na punkcie muzyki. Poznacie na nowo brzmienie swoich ulubionych płyt i odkryjecie nowe smaczki, o których istnieniu wcześniej nie zdawaliście sobie sprawy. Arkadiusz Ogrodnik WERDYKT JAKOŚĆ DŹWIĘKU JAKOŚĆ/CENA PLUSY: Neutralny przekaz bez analitycznego chłodu czy ocieplania. Wysokiej próby przestrzeń, nisko schodzący, doskonale kontrolowany bas MINUSY: Karta obsługująca USB nie ma koaksjalnego wej- JAKOŚĆ WYKONANIA ścia cyfrowego i nie obsługuje sygnałów o wyższej rozdzielczości i częstotliwości MOŻLIWOŚCI OGÓŁEM: H100 wspina się na wyżyny i wyraźnie podkreśla swoje hi-endowe zapędy OCENA OGÓLNA Test Kolumny Monitory na podłogę Amphion Helium 520 Tomasz Karasiński Skandynawia to kraina zimna, ale piękna. Mimo wysokich podatków, wszystkie skandynawskie państwa zajmują wysokie pozycje w rankingach miejsc, w których dobrze się mieszka. Ludzie są zazwyczaj uprzejmi i skromni. Nawet jeśli ktoś jest rajdowym mistrzem świata albo multimilionerem, nie daje tego po sobie poznać. 50 Hi•Fi i Muzyka 7-8/12 Test kolumny 8000-15000 zł echy te idealnie pasują do Amphiona. Z minimalizmem spotkamy się tu właściwie na każdym kroku. Pierwszy przykład – do redakcji dotarły kolumny przywiezione niemal prosto z fabryki, a w kartonie oprócz nich znaleźliśmy tylko dwustronicową książeczkę z podstawowymi parametrami i wskazówkami dotyczącymi ustawienia. Żadnych przechwałek ani grubej księgi z firmowymi systemami, technologiami i historiami à la „700 lat w branży komputerowej”. Amphion powstał w 1998 roku, a myślą przewodnią przedsięwzięcia było opracowanie kolumn niewrażliwych na akustykę pomieszczenia. Podobnie jak u innego fińskiego specjalisty – Gradienta – kluczem do sukcesu miały być nietypowe rozwiązania akustyczne. Jednak w odróżnieniu od zestawów z Porvoo, Amphiony nie wyglądają jak skrzyżowanie statku kosmicznego z wizją szalonego akustyka. Firma jest związana z rynkiem profesjonalnym, ale niespecjalnie się tym chwali. Jej kolumny pracują w studiach nagraniowych, a pracownicy nierzadko biorą udział w procesie rejestracji dźwięku, dzięki czemu wiedzą, jak wygląda muzyka po drugiej stronie szyby. Wyobrażam sobie, że gdyby kolumny innej audiofilskiej wytwórni wylądowały w studiu nagraniowym, zdjęcia ze stołem mikserskim od razu wykorzystano by w materiałach promocyjnych. Tutaj do takich informacji trzeba się dokopać. Amphion należy do firm, które lubią wytwarzać elementy kolumn we własnym zakresie. Finowie mają własną stolarnię i montownię, gdzie zatrudnieni są mieszkańcy okolicznych miejscowości. Lokalny patriotyzm łączy się z poszanowaniem tradycji. Pracownicy odpowiedzialni za przygotowanie obudów to w większości stolarze z dziada pradziada. Umieli wyrzeźbić komplet figur szachowych, jeszcze zanim nauczyli się mówić „mami” i liczyć do dwudziestu. nie pomiędzy przetwornikami średnioniskotonowymi. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda standardowo. Dopiero po chwili zauważamy kilka nietypowych rozwiązań. Amphiony wyglądają ascetycznie, ale jakość wykończenia zrobi wrażenie nawet na właścicielach Xavianów. Te kolumny mogłyby stanąć w salonie z luksusowymi meblami. Kiedy dostałem je do recenzji, przeszły już przez ręce naszego fotografa i sekretarza redakcji. Usłyszałem, że dawno nie widzieli tak pięknych kolumn. To oklepany zwrot, ale Amphiony naprawdę wydają się jakby wyrzeźbione z jednolitych bloczków drewna. A ponieważ projektant unikał ekstrawaganckich kształtów, powinny się wpasować w każde wnętrze. Budowa W katalogu znajdziemy zaledwie 11 konstrukcji: 5 monitorów, 2 głośniki centralne i 4 podłogówki. Wszystkie wyglądają podobnie, więc wybór będzie zależał od metrażu pokoju odsłuchowego i zasobności portfela nabywcy. Dostarczone do testu Helium 520 to smukłe skrzynki wyposażone w trzy głośniki w układzie d’Appolito – kopułkę wysokotonową umieszczono symetrycz- Wykończenie – pierwsza klasa. Hi•Fi i Muzyka 7-8/12 51 Test kolumny 8000-15000 zł 52 Przetworniki zabezpieczono przed uszkodzeniem metalowymi siateczkami. Dla użytkownika oznacza to spokojniejsze życie, szczególnie jeśli w domu grasują dzieci lub koty. Gniazda (pojedyncze, złocone i bardzo wygodne) wystają wprost z obudowy, a tunele b-r są trzy – wszystkie niewielkiej średnicy. Jeden fabrycznie zamknięty gąbkową zatyczką. W materiałach informacyjnych znajdziemy dwa ciekawe rozwiązania: falowody i technologię U/D/D. To skrót od „Uniformly Directive Diffusion”, co po polsku brzmiałoby: „równomiernie kierunkowa dyfuzja”. Dalej czytamy: „dzięki zapewnieniu równomiernej dyspersji fal dźwiękowych anomalie spowodowane odbiciami od ścian, podłogi Skrzynki sklejono z grubego MDF-u i wzmocniono poprzeczkami. Nie znajdziemy w nich pociętej kołdry ani gąbek poprzyklejanych do ścianek. Najwyraźniej Amphion nie lubi wytłumiać obudów. Zwrotnicy nie przymocowano do tylnej ścianki, ale z boku, mniej więcej w połowie wysokości obudowy. To by tłumaczyło umiejscowienie gniazd na tym samym poziomie. Kupując kable, trzeba mieć to na uwadze i doliczyć pół metra z każdej strony. W opakowaniu znajdziemy metalowe kolce, które posiadacze grubych wykładzin i dywanów mogą wkręcić w nagwintowane tuleje w cokołach stabilizujących. Dla właścicieli parkietów nie przewidziano niczego w rodzaju gumowych kuleczek, więc najbezpieczniejszą i najtańszą opcją będzie przyklejenie filcowych podkładek lub – jeśli komuś zależy na wypoziomowaniu skrzynek – skorzystanie z kolców. Same cokoły można przykręcić do kolumn bezpośrednio lub przez cienkie podkładki. Jakie jest ich zadanie – nie wiem, ponieważ nie znalazłem nic na ten temat ani na stronie producenta ani we wspomnianej wcześniej dwustronicowej książeczce, napisanej zresztą po fińsku. Jako że nie jestem kompatybilny z językami, w których występuje 15 przypadków, odpuściłem. Dowiedziałem się, że budowa i umiejscowienie podkładek mają swoje uzasadnienie akustyczne, a całe rozwiązanie jest patentem Amphiona. Skoro kolumny dojechały do redakcji w takiej postaci, niczego nie zmieniałem. Wewnętrzne wzmocnienia to też wsporniki dla bas-refleksów. W wyfrezowaniach pod głośniki dodatkowe otwory wypełnione klejem. Co za czary – nie wiadomo. Hi•Fi i Muzyka 7-8/12 Helium 520 to klasyczne zestawy dwudrożne. Częstotliwość podziału ustalono na 1600 Hz, czyli stosunkowo nisko. Kopułka ma średnicę 25 mm i została wykonana z tytanu. Membrany 16-cm wooferów zrobiono z papieru. Z czteroomową impedancją nominalną i sku- W wooferach metalowe kosze i magnesy bez ekranowania. Tweeter z napędem neodymowym. i sufitu są minimalizowane. Pozwala to usłyszeć więcej muzyki, a mniej pokoju odsłuchowego”. Jeżeli dobrze rozumiem, kluczowym elementem U/D/D jest kołnierz wokół głośnika wysokotonowego, równie szeroki co kosze średnio-niskotonowców. Oprócz kontroli kierunkowości tweetera, drugim plusem rozwiązania jest cofnięcie kopułki względem dwóch pozostałych głośników, co korzystnie wpływa na ich spójność fazową. tecznością na poziomie 90 dB Amphiony powinny być łatwym obciążeniem dla wzmacniaczy. Producent deklaruje, że można startować już z 10-watowym piecykiem. Konfiguracja Amphiony zagrały z Creekiem Destiny 2 i przetwornikiem Hegel HD11 podłączonym przez kabel USB Audioquest Cinnamon do netbooka pracującego na systemie Ubuntu 12.04. DAC ze wzmacniaczem łączyło Albedo Geo, a sygnał do wzmacniacza prowadziły Sevenrods ROD3. Zasilanie składało się z listwy PF-2 i sieciówek LC-2 mkII Gigawatta. Całość grała w 18-metrowym pokoju o przyjaznej akustyce. Test kolumny 8000-15000 zł Brzmienie Producenci sprzętu hi-fi zachwalają jego walory brzmieniowe dziesiątkami określeń. W materiałach Amphiona przewija się tylko jedno: czystość. I rzeczywiście, w pierwszych sekundach odsłuchu moją uwagę zwróciła po- nadprzeciętna rozdzielczość kolumienek. W zakresie wysokich tonów brzmienie było otwarte, dźwięczne i napowietrzone. Metalowe kopułki zwykle stawiają na bezpośredniość i blask, a przetwornik w Amphionach nie wyłamuje się z tego schematu. Kiedy do akcji wkraczają perkusjonalia albo inne instrumenty mające cokolwiek wspólnego z metalem (gitara, fortepian, trąbki, trójkąt), obraz nabiera jeszcze większego realizmu. Chwilami coś zapiszczy albo ukłuje nas w ucho, ale niech ktoś posłucha orkiestry dętej na żywo, a potem powie, że w brzmieniu tych instrumentów nie ma ani grama agresji. Jest to po prostu naturalne, a Amphiony oddają prawdziwe brzmienie z jego plusami i minusami. Na pewno nie należą do kolumn, które cokolwiek przed słuchaczem ukryją, aby uczynić jego życie wygodniejszym. Mimo to, wszystko jest w najlepszym porządku. Przejrzystość nie jest uwypuklona kosztem równowagi tonalnej. Skupiłem się na przejrzystości po pierwsze dlatego, że jest ona jedną z najważniejszych zalet Amphionów, a po drugie, ponieważ żaden inny element prezentacji nie odciągał mojej uwagi od tego, co się działo w zakresie średnich i wysokich tonów. Odsłuch zacząłem w klasycznym ustawieniu, a kolumny były wyjęte prosto z pudełek w takiej formie, w jakiej przyjechały do redakcji – z dolnymi tunelami rezonansowymi zatkanymi gąbkowymi walcami. Niskie tony w takiej konfiguracji były twarde i rewelacyjnie kontrolowane, ale brakowało im wypełnienia. Średni bas uderzał rytmicznie, ale poza tym niewiele się działo. Usunąłem więc zatyczki i od razu prezentacja nabrała masy i gęstości. Cokoły przykręcone za pośrednictwem niewielkich podkładek i czterech śrub układających się w kształt litery T. W komplecie kolce i dwie zatyczki do bas-refleksów. Pojedyncze gniazda i środkowy tunel rezonansowy. Co ciekawe, operacja ta nie miała wielkiego wpływu na szybkość reakcji i ucinania basowych impulsów. Wraz z pogłębieniem basu nie następowało jego rozmycie. Delikatnie odsunąłem kolumny od tylnej ściany i resztę odsłuchu przeprowadziłem z otwartymi bas-refleksami. Całe rozwiązanie przypomina gumowe grzybki, jakie widzieliśmy w Elakach FS248, ale pozwala dokładniej dopasować charakter basu do akustyki pomieszczenia i naszych upodobań. Jeżeli chcecie kupić kolumny podłogowe, ale obawiacie się buczącego basu, Amphiony nie powinny sprawić kłopotu. Prezentacja jest konkretna i spójna. Stoją przed nami wysokie skrzynki, a słyszymy audiofilskie monitory. Bas nie jest ani trochę wyeksponowany – raczej dopełnia średnicę, niż ją pogrubia. Przestrzeń jest idealnie dopasowana do charakteru głośników – swobodna i pełna powietrza. Priorytetem jest ostra lokalizacja źródeł, przez co wskazanie pozycji instrumentów nie stanowi problemu. Dźwięk chętnie opuszcza fizyczne granice obudów, wychodzi na boki i przed linię łączącą kolumny. Helium 520 są dla tych, którzy lubią się wczuwać w akcję i mieć wrażenie uczestnictwa w muzycznych wydarzeniach. Leniwe granie na pół gwizdka? To nie dla nich. Konkluzja Amphionom nie bardzo można wytknąć niedociągnięcia. Grają jak rasowe monitory studyjne i nie wyglądają jak skrzynki na narzędzia. Cena też wydaje się uczciwa. Jeżeli lubicie czysty, neutralny dźwięk, a nie macie ogromnego pokoju – odsłuch obowiązkowy. Amphion Helium 520 Dystrybucja: Moje Audio Ceny: 8790 zł (biały lub czarny lakier) 9990 zł (naturalna brzoza, czereśnia lub orzech) Dane techniczne: Skuteczność: Impedancja: Pasmo przenoszenia: Rekomendowana moc wzm.: Wymiary (w/s/g): 90 dB 4Ω 40 Hz – 30 kHz (+/- 3 dB) 10-150 W 104/16/21,5 cm Ocena: Neutralność: Dynamika: Stereofonia: Przejrzystość: Muzykalność: Bas: Brzmienie: Jakość/cena: §§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§§ §§§§§ §§§§¨ §§§§§ §§§§§ Hi•Fi i Muzyka 7-8/12 53 Amphion Helium 520 I nie jest to żadna „ściema”, bo kolumny począwszy od projektu, a na produkcji kończąc powstają w ojczyźnie Nokii i Świętego Mikołaja o czym mogę zaświadczyć, gdyż widziałem to na własne oczy. Naturalne brzmienie Kolumny Helium 520 mogłyby łatwo „zniknąć” w pomieszczeniu odsłuchowym, gdyby nie to, że swoim wyglądem przyciągają wzrok. Pierwsze wrażenie jest świetne, ale w końcu od kolumn oczekuje się przede wszystkim dobrego brzmienia, sprawdźmy więc, czy dorównuje ono urodzie testowanego modelu mphion Helium 520 to dość wysokie, szczupłe, dwudrożne kolumny z głośnikami w układzie D’Appolito, z charakterystycznym falowodem, w którym osadzono głośnik wysokotonowy. Do testu otrzymałem parę w niezwykle urodziwym brzozowym fornirze, choć Amphiony kojarzą mi się przede wszystkim z kolorem białym, który chyba najlepiej pasuje do nowoczesnych wnętrz. Jak jednak pokazuje ta para, każdy znajdzie coś dla siebie – także tradycjonaliści, którzy oczekują kolumn w naturalnym fornirze, w kolorze drewna zbliżonym do koloru ich mebli. Muszę przyznać, że fabryczka produkująca te obudowy dla Amphiona, którą miałem okazję odwiedzić, w praktyce potwierdza dobre wrażenie, które w czasie owej wizyty na mnie zrobiła, bo wykonanie i wykończenie testowanych głośników jest po prostu znakomite. Oczywiście do wrażeń organoleptycznych dokłada się kwestia samego nowoczesnego designu, który jest zasługą osób tworzących go dla fińskiej firmy. Na tym także polega rozsądne podejście do projektowania i budowania kolumn, prezentowane przez Amphiona niemal na każdym kroku – trzeba pozwolić specjalistom zająć się tym, na czym się znają najlepiej. Dlatego projekt plastyczny kolumn tworzą fachowcy, wnętrzem również zajmuje się człowiek, który zjadł na tym zęby, a w tworzeniu ostatecznego brzmienia pomagają osoby na co dzień związane w taki czy inny sposób z muzyką, w tym także posiadający własne studio nagraniowe i produkujący znane mikrofony studyjne Martin Kantola. Dopracowany, nowoczesny wygląd fińskich kolumn sprawia, że za wygląd kochają je nie tylko sami audiofile, ale i ich rodziny, a z drugiej strony Amphiony są interesującymi „meblami”/elementami wystroju dla architektów i dekoratorów wnętrz. Dużym atutem tych kolumn jest fakt, że są one „Made in Finland”, czyli naprawdę produkuje się je w Finlandii a nie np. w Chinach. A DETALE PRODUKT Amphion Helium 520 RODZAJ Kolumny podłogowe CENA 8.790/9.990 zł (para) WAGA 16 kg/szt. WYMIARY (SxWxG) 1040x160x215 mm NAJWAŻNIEJSZE CECHY •Konstrukcja dwudrożna •Głośnik wysokotonowy 1” tytanowy •Głośniki średnioniskotonowe 2x5,25” •Częstotliwość podziału 1,6kHz •Impedancja 4Ω •Skuteczność 90dB •Pasmo przenoszenia 40Hz–30kHz DYSTRYBUCJA Moje Audio www.mojeaudio.pl Filozofię kolumn Amphiona można najkrócej ująć jako: normalny, naturalny dźwięk dla normalnych ludzi. Dźwięk ma być maksymalnie naturalny, bo zdaniem Anssiego Hyvönenena, właściciela firmy, ten właśnie element brzmienia decyduje o tym, że dobrze się czujemy, słuchając muzyki, niezależnie od tego, czy się na niej skupiamy, czy tylko towarzyszy nam ona w wykonywaniu innych czynności. Muzyka płynąca z Amphionów ma tworzyć przyjazny dla użytkownika klimat, nastrój w jego „domowych pieleszach”. Wystarczy pojechać choć raz do Finlandii i wybrać się poza samo centrum Helsinek, albo, jeśli leci się tam samolotem, wyjrzeć przez okno przed lądowaniem żeby zobaczyć piękną, niepowtarzalną przyrodę. Lasy, tysiące jezior, cisza, spokój – w takim właśnie otoczeniu żyje większość Finów. Dlatego gdy wracają do domu, kolumny Amphiona mają pomóc stworzyć im równie przyjazny, naturalny „klimat”. Miałem okazję słuchać wielu modeli kolumn tego producenta, od małych, desktopowych kolumienek przez większe monitory po duże podłogówki i za każdym razem moje pierwsze wrażenia obracały się wokół takich określeń, jak: spokojny, wyważony, naturalny, nieofensywny dźwięk. Co tylko dowodzi, że Anssi jest konsekwentny w swoim wyborze ogólnej sygnatury brzmienia. Mają to także być kolumny dla „normalnych” ludzi, czyli takich, którzy nie wydają majątku na sprzęt audio. Finowie są narodem praktycznym, dlatego produkty skierowane do nich powinny być rozsądnie wycenione oraz wszechstronne. Tak właśnie skonstruowana jest oferta Amphiona – niewygórowane ceny oraz sposób prezentacji dźwięku, który pozwala zarówno siedzieć i słuchać muzyki w skupieniu, jak i traktować ją jak tło codziennych zajęć. Świetna stereofonia Nie inaczej było w przypadku Helium 520, choć tym razem w pierwszej chwili zaskoczył mnie całkiem spory, mocny i o dziwo dość ofensywnie podany bas. Oczywiście zawsze jest to w dużej mierze kwestia ustawienia kolumn w pokoju i akustyki/ adaptacji akustycznej danego pomieszczenia – ja musiałem odjechać z kolumnami od tylnej ściany na ponad metr, może nawet nieco więcej, co zaprocentowało lepszym, w zasadzie już bardzo dobrym zrównoważeniem pasma. Drugą opcją było zatkanie bas-refleksów dołączonymi do kolumn gąbkami, ale to oznaczałoby jednak wprowadzenie pewnych ograniczeń pasma, a tego chciałem uniknąć. Nieco www.hfc.com.pl czasu zajęło mi poszukiwanie najlepszego kąta dogięcia kolumn, a nie mogąc osiągnąć satysfakcjonującego mnie w 100% efektu, przypomniałem sobie w końcu, że właściwie wszędzie, gdzie kolumny ustawiał ich twórca, grały one ustawione na wprost, bez żadnego albo tylko z minimalnym dogięciem. Podziałało! Ustawiłem je niemal na wprost, z absolutnie minimal- nym dogięciem do środka i w ten sposób uzyskałem w końcu stereofonię – i to jaką! Niewiele podłogówek potrafi budować tak spójną, precyzyjną, głęboką scenę, jak Helium 520, znikając przy tym z pomieszczenia. To domena przede wszystkim monitorów, kolumn z dipolowymi tweeterami, tub etc., ale nie klasycznych dwudrożnych podłogówek z bas-refleksem. Zważywszy jednak, że podstawę produkcji Amphiona stanowią monitory, można założyć, że to od nich wywodzi się testowana konstrukcja – wzięto dobry monitor i dobudowano do niego zintegrowaną podstawę, która zwiększa objętość obudowy. Uzyskano w ten sposób z jednej strony większy, niżej schodzący bas, a z drugiej tę niezwykłą stereofonię, będącą domeną kolumn podstawkowych. To oczywiście duże uproszczenie i wyłącznie moja teoria, ale nie zdziwiłbym się, gdyby okazała się prawdziwa. Tak czy owak, twórcom tych kolumn należy się ogromny szacunek za uzyskanie tak dobrego efektu stereofonii. Scena nie wychodzi specjalnie poza rozstaw kolumn, ale ma imponującą głębię. Co ważne, nie tylko pierwszy plan jest precyzyjny i czytelny, ale także kolejne są bogate w szczegóły i pokazane w uporządkowany sposób. Dźwięk jest otwarty, pełno w nim powietrza, płynie swobodnie w stronę słuchacza nawet przy dość gęstej muzyce. Testowane Amphiony może nie potrafią aż tak precyzyjnie definiować trójwymiarowych brył poszczególnych instrumentów, jak bardziej zaawansowane konstrukcje, ale poprawnie oddają nie tylko umiejscowienie ich na scenie, ale także ich wielkość. Oferują również wystarczającą rozdzielczość i selektywność, by poradzić sobie więcej niż poprawnie z dużą klasyką. Z racji swojej wielkości Helium 520 nie są w stanie zaoferować pełnej swobody prezentacji wielkiej orkiestry symfonicznej, ale unikają objawów wyraźniej kompresji czy zlewania się dźwięków, jakie często pojawiają się, gdy kolumny „nie dają rady” zbyt gęstej muzyce. Wbrew nazwie (którą można skojarzyć z helem) nie oferują one bynajmniej eterycznego, lekkiego brzmienia. Muzyka jest całkiem dobrze dociążona, ma „ciało” i to czasem większe, niż można by się spodziewać po tak smukłych kolumnach. Podsumowanie Brzmienie tych kolumn najłatwiej określić mianem spokojnego, gładkiego, takiego, którego łatwo, przyjemnie się słucha. Osiągnięto to, dbając o bardzo udaną prezentację średnicy, lekko ocieploną, płynną, kolorową, którą uzupełniono otwartą, żywą, ale nigdy ostrą górą pasma oraz dość mocnym, nieźle dociążonym basem. Dobrze wyważono proporcje między średnicą, bez wątpienia w prezentacji tych kolumn najważniejszą, a uzupełniającymi ją skrajami pasma, których zadaniem jest właśnie uzupełnianie środka pasma, a nie jego zdominowanie. Oczywiście trzeba zadbać o odpowiednie ustawienie kolumn, by uniknąć nadmiaru basu, ale to w końcu dotyczy większości konstrukcji. Brzmienie tych kolumn początkowo nie robi raczej na słuchaczach wielkiego wrażenia – nawet przy poprawnym WARTO WIEDZIEĆ Firma Amphion powstała w 1998 r. w Kuopio, założona przez Anssiego Hyvönenena, wcześniej typowego „white collara” z wykształceniem ekonomicznym, który spędził sporo czasu w Azji, by w końcu wrócić do domu i zająć się produkcją kolumn głośnikowych. Od początku przyświecała mu wiara w to, że dobry dźwięk jest wręcz prawem każdego człowieka i że nie musi być wcale piekielnie drogi. Owszem, w ofercie firmy są stosunkowo drogie, topowe kolumny o nazwie Krypton3, stworzone kiedyś, by pokazać, że można. Ale jak przyznaje sam Anssi, dziś już by takich kolumn nie zrobił. Obecnie Amphion tworzy kolumny dostosowane z jednej strony do tendencji rynkowych (coraz więcej osób używa komputera i urządzeń przenośnych jako źródeł sygnału), a z drugiej do podstawowej koncepcji brzmienia tej firmy – naturalnego dźwięku. Dlatego gros oferty to większe i mniejsze monitory, które świetnie sprawdzą się w desktopowym systemie i dlatego też w przypadku każdego modelu najważniejsza jest średnica, czyli ta część pasma, która w największym stopniu za ową naturalność brzmienia odpowiada. Warto także wspomnieć, że Amphion produkuje także monitory stosowane w studiach nagraniowych/masteringowych. Wpisuje się to bardzo dobrze w nieoficjalną „strategię” Anssiego, zgodnie z którą na każdym etapie powstawania muzyki, od samej kapeli poprzez wszystkie etapy produkcji po odsłuchy gotowych nagrań w domu, powinno się używać maksymalnie naturalnie brzmiących kolumn, by wszyscy słyszeli mniej więcej to samo. Z punktu widzenia audiofila, który chciałby, by wszystkie nagrania były dobrej jakości (a dziś jednak te dobre są w mniejszości), takie podejście wydaje się bardzo sensowne i pozostaje nam trzymać kciuki, by ta „strategia” przyniosła oczekiwane efekty. www.hfc.com.pl ustawieniu nic się w nim szczególnie nie wyróżnia i nie przykuwa uwagi od pierwszych taktów. Helium 520 nie grają bowiem w sposób powszechnie rozumiany jako porywający. Dopiero z czasem docenimy ich walory soniczne. Dlatego wybierając kolumny do swojego systemu nigdy nie wolno się spieszyć. Często okazuje się, że kolumny grające efektownie okazują się, w ostatecznym rozrachunku, męczące, gdyż owa efektowność oznacza (najczęściej) brak zrównoważenia pasma, co może robić na początku duże wrażenie, ale wcale nie jest zaletą. Helium 520 to kolumny, które pozwalają cieszyć się muzyką, smakować wiele subtelnych detali, zrelaksować się przy ich równym, spokojnym brzmieniu. W ich prezentacji jest coś, co sprawia, że dobrze się ich słucha nawet wykonując jakieś czynności w pomieszczeniu gdzie grają, ale potem można usiąść wygodnie i odpocząć po ciężkim dniu, rozkoszując się bardzo przyjemnie, a jednocześnie dobrze (w kategoriach hi-fi) zaprezentowaną muzyką. Może to nieco warunkować repertuar, bo to właśnie takie spokojnie, wyrafinowane nagrania brzmią na tych kolumnach najlepiej. Natomiast – jako że nie są one mistrzami energetycznego, superszybkiego grania – raczej nie rekomendowałbym ich do ostrego „łojenia”. Nie oznacza to bynajmniej braków w dynamice, ale raczej fizyczne ograniczenia wynikające z wielkości przetworników i obudowy – do ciężkiej, szybkiej muzyki tak czy owak lepiej nadają się większe kolumny z dużymi wooferami. W moich 24m² Helium 520 prezentowały się naprawdę dobrze, wypełniając cały pokój dźwiękiem, myślę jednak, że można o nich myśleć już w przypadku pomieszczeń rzędu 16–18m², gdzie mogą być alternatywą dla kolumn podstawkowych. Podobnie jak większość Amphionów nie są to kolumny najłatwiejsze do wysterowania, ale przyzwoity wzmacniacz tranzystorowy (choćby często z nimi zestawiany Hegel H70 lub zrecenzowany w tym wydaniu H100) poradzi sobie bez problemu. Marek Dyba WERDYKT JAKOŚĆ DŹWIĘKU PLUSY: Piękne wykonanie i muzykalne brzmienie ze znakomitą stereofonią JAKOŚĆ/CENA MINUSY: Nie najłatwiejsze w ustawieniu, bas mógłby być odrobinę szybszy JAKOŚĆ WYKONANIA WYSTEROWANIE OGÓŁEM: Wyglądają pięknie i nowocześnie, a brzmią tak, że muzyka może grać 24/7, towarzysząc nam w pracy i zapewniając relaks OCENA OGÓLNA LPMVNOZ 8QJFSXT[ZNTLPKBS[FOJVºBSHPO« QS[ZXPE[JOBNZ½MTVCTUBODKDIFNJD[Oh¨ HB[T[MBDIFUOZCF[XPOOZCF[CBSXOZ TLBEOJLQPXJFUS[B&UZNPMPHJD[OJFºBSHPO« XZXPE[JTJ[HSFDLJFHPTPXB BSHPTJ[OBD[ZUZMF DPOJFBLUZXOZCF[D[ZOOZ MFOJXZ#JPShDQPXZÔT[F QPEVXBHOB[X VXBÔBN[BOJFUSBµPOh DIZCBÔFHFOF[BKFKQPXTUBOJBNJBB[VQFOJF JOOFQPEPÔF0NPOJUPSBDI"SHPONPÔOB QPXJFE[JFmXJFMFBMFOBQFXOP OJFNPÔOBJDIOB[XBmCF[CBSXOZNJ CF[D[ZOOZNJBOJMFOJXZNJ $ hyba że spojrzeć z innej strony – argon nikomu nie wadzi; po prostu jest i w żaden sposób nie wpływa ujemnie na jakość życia żywego organizmu. Ba! Stanowi niezbędny składnik atmosfery, niezbędny do prawidłowego funkcjonowania ekosystemu. Argon 3 to przykład dobrej skandynawskiej szkoły minimalizmu i niewymuszonej elegancji połączonej z precyzją wykonania. Proste skrzynki z grubego MDF-u, pokryte precyzyjnie białą okleiną z kontrastującym czarnym wykończeniem wokół i na głośnikach prezentują się czarująco. Amphion oferuje wykończenie w czerni, pełnej bieli (białe elementy driverów), jak również w naturalnych fornirach: czereśni, brzozie i orzechu. W przeciwieństwie do recenzowanego w „HFiM 7-8/2012” modelu Helium 520, wnętrze Argonów wytłumiono gąbkową wytłoczką. Zwrotnicę umieszczono na tylnej ściance, tuż nad poprzeczką stanowiącą nie tylko dodatkowe wzmocnienie, ale też wspornik bas-refleksu. Z tyłu znajdują się: tabliczka znamionowa, otwór b-r i dwa wygodne, złocone gniazda umożliwiające zastosowanie każdego rodzaju przewodów. Fronty dodatkowo wyfrezowano, dzięki czemu kołnierze głośników idealnie licują się z powierzchnią obudowy. Argon 3 to dwudrożna konstrukcja 8-Ω, bazująca na 25-mm tytanowym tweeterze i 16,5-cm aluminiowym głośniku średnio-niskotonowym. Kopuka jest lekko cofnięta względem niego, a oba przetworniki otoczone wspomnianymi wcześniej kołnierzami, co bardzo poprawia wygląd monitorów. Zamiast maskownic użyto metalowych siateczek chroniących membrany przed uszkodzeniem mechanicznym. Rozwiązanie nader praktycznie i estetyczne – uniknięto tym samym szpetnych otworów "NQIJPO"SHPO %ZTUSZCVUPS .PKF"VEJP $FOZ [MBLJFSCJBZD[BSOZCJBZQFOZ [GPSOJSCS[P[BD[FSF½OJBPS[FDI %BOFUFDIOJD[OF 4LVUFD[OP½m E# *NQFEBODKB Ω 1BTNPQS[FOPT[FOJB )[¨L)[ E# 3FLPNNPDX[NBDOJBD[B 8 8ZNJBSZXTH DN .BTB LH NBHB[ZOIJGJ LPMVNOZ Amphion "SHPO ■"MFLTBOESB$IJMJTLBJ"MFL3BDIXBME■ do montowania maskownic. Całość jest spójna, efektowna i nieprzesadzona. Podobnie jak we wszystkich modelach Amphiona zastosowano falowód, czyli kanał służący do prowadzenia fal akustycznych, a także rozwiązanie o nazwie U/D/D (Uniformly Directive Diffusion), które, jak informuje producent, zapewnienia równomierną dyspersję fal dźwiękowych, dzięki czemu anomalie spowodowane odbiciami od ścian, podłogi i sufitu są minimalizowane. Na stronie czytamy, że „pozwala to usłyszeć więcej muzyki, a mniej zniekształceń wprowadzanych przez pomieszczenie odsłuchowe”. Brzmi obiecująco, jednak zagadkowo, ponieważ producent nie wyjaśnia, dlaczego tak ma być. Zakładam, że chodzi o sekrety kuchni. Być może cofnięcie kopułki ma kluczowe znaczenie, a kołnierze oprócz walorów czysto estetycznych stabilizują przetworniki, niwelując mikrodrgania, a tym samym poprawiają jakość emitowanych dźwięków? Tego nie wiemy. „Usłysz więcej muzyki” – zachęca Amphion na swojej stronie. Nie pozostało więc nic innego, niż spróbować usłyszeć. Aleksandra Chilińska 0QJOJB 4ZTUFN 0EUXBS[BD[-JOO*LFNJ 8[NBDOJBD[4USVTT$IPQJO ÓhD[wXLB"DSPMJOL/"** 1S[FXPEZHP½OJLPXF7PWPY5FYUVSB 1S[FXPEZ[BTJMBKhDF7PWPY5FYUVSB 4UPMJL#BTF*7 " rgony okazały się zaskakująco czyste w brzmieniu. Nie był to efekt wymuszony, pojawił się jakby od niechcenia. Przyznam, że trochę nie odrobiłam pracy domowej i pierwotnie byłam przekonana, że mam do czynienia z zestawami z segmentu Dynaudio Special 25. Poprzeczka została więc ustawiona wysoko. Czystość pozostała ujmująca, jednak od monitorów z tej półki cenowej można by oczekiwać ciut więcej przestrzeni. Jakież było moje zdziwienie, gdy się okazało, że Argony są o połowę tańsze od Dynaudio! Sam fakt postawienia ich na równi z monitorami klasy Special Twenty Five jest sporym boki i nasycony. W uszy nie wkradały się kłujące sybilanty. Wokal został pokazany prawdziwie, bez zbędnych zaokrągleń czy przekłamań. Podobnie głos Jorgosa Skoliasa z płyty „Tales”, gdzie oprócz namacalnego wokalu wiernie został oddany również fortepian Bogdana Hołowni. Jorgos śpiewał jak żywy, stojąc niemalże na środku mojego pokoju. Monitory oddały barwę, artykulację i odgłosy towarzyszące fonacji. Skoro mowa o Bogdanie Hołowni, to w teście nie mogło zabraknąć kilku jego płyt stanowiących doskonały przykład kameralnych składów. Efekt znów ten sam – brzmienie kompletne, wyważone, a zarazem wyjątkowo szczegółowe. wyróżnieniem, a to, że cena ledwie przekracza 9000 zł, mile zaskakuje. Jednak odłóżmy na bok buchalterię i powróćmy do dźwięku. Poza wspomnianą czystością od razu można docenić pełną i bogatą średnicę. Wokale wypadają naturalnie i przejrzyście, bez wyszczuplenia czy nosowości. Były wyważone i wyraziste. In-Grid z płyty „Lounge Music” brzmiała zwiewnie, jednak nie na tyle lekko, by pominąć jakiś szczegół prezentacji. Dźwięk był plastyczny; dało się wychwycić mikroodgłosy, ale detaliczność nie przerodziła się w rozjaśnienie. Głos artystki pozostał takim, jakim być powinien, a wszystko odbywało się w zupełnie niewymuszony sposób. Jacintha („Lush Life”) nie straciła niczego ze swej słodyczy. Jej głos był głę- „Trio” w składzie Hołownia, Suchanek i Wehinger stanowiło czystą przyjemność – w takim zestawieniu Argony pokazały również niezłą górę – dźwięczny fortepian zachował blask, bez metalicznych naleciałości, flet koił zmysły, nie nastręczając zbędnej nerwowości, a całość dopełniał delikatnie szarpany bas. Argony stworzyły wspaniały klimat, dając bogaty, uspokajający i przyjemny dźwięk ze słyszalnie odtwarzanymi niuansami; pełen lekkości i swobody. Kolumny pokazują nagrania, jakimi są. Niczego nie ukrywają i nie robią z wrony kanarka. Ta cecha charakteryzuje dobre głośniki – prawdziwość i wierność prezentacji. Nie da się odtworzyć płasko nagranej płyty w sposób pełny czy wielowymiarowy. Płaskie pozostanie płaskim. Tak się dzieje w przyNBHB[ZOIJGJ LPMVNOZ padku praktycznie wszystkich płyt U2 wytworni Island, którym w moim mniemaniu zawsze brakuje głębi i przestrzeni, co zresztą fińskie monitory pokazały z praktycznie pierwszymi dźwiękami „War”. Nie oczekujcie, że stare nagrania zabrzmią lepiej. Amphiony nie zmienią wody w wino. Ich prawdziwość zaczęła mnie przerażać. Po odsłuchaniu różnorodnego repertuaru trafiłam w końcu na Pink Floyd z płyty „Echoes”. I tak jak wierności czy plastyczności Argonom odmówić niepodobna, tak do przestrzeni i głębi sceny miałam pewne zastrzeżenia. Nie chodzi o stworzenie muzycznej wy- dmuszki, tylko o pokazanie przestrzeni, jeśli takowa w nagraniu istnieje; u Floydów jest jej czasem aż nadto. Scena nie jest tak szeroka jak w Special Twenty Five. Nie przekracza linii kolumn i kończy się nieznacznie za nimi, jednak to, co się dzieje w jej obrębie, jest ekspresyjne i w zupełności rekompensuje jej wymiary. Tak, teraz zdecydowanie rozumiem producenta, bo Amphiony w istocie są jak ów argon – przejrzyste, transparentne, nienarzucające się, o szlachetnym brzmieniu. Pełne prawdziwych emocji, harmonii i muzyki, której praktycznie można dotknąć. Należy jedynie uważać, żeby się nie skaleczyć o ostry kant słabszej realizacji, bo Argony wszystko wystawią na światło dzienne. Pokażą piękno tam, gdzie ono jest, ale w żadnym wypadku nie ukryją brzydoty. Są NBHB[ZOIJGJ to najbardziej prawdomówne i uczciwe monitory, jakich ostatnio miałam okazję posłuchać. Aleksandra Chilińska 0QJOJB 4ZTUFN 8[NBDOJBD[4PVOE"SU+B[[ ,PMVNOZ"WDPO"3. (SBNPGPO5SBOTSPUPS;&5 SBNJ4.& 1IPOP3$.4FOTPS1SFMVEF 0EUXBS[BD[$%5FOU-BCTC%"$ -JOO,BSJL* ,BCFMDZGSPXZ4UFSFPWPY)%97 1S[FXPEZHP½OJLPXF4USVTT 1S[FXPEZTZHOBPXF;V8ZMJF3$" ,BCMF[BTJMBKhDF7PWPY*OJUJP 'JMUSTJFDJPXZ&OFSS 5 e kolumny to uwodzicielskie połączenie równości z kuszącością. Brzmi okropnie po polsku? Zatem Zatem może: z jednej strony, Argony są bardzo naturalne, organiczne w oddawaniu barw muzyki. Powoduje to, że chce się ich słuchać chętniej, niż wielu innych głośników. Z drugiej, ten pożądany efekt osiągnięto bez zaburzenia pasma i nawet niskie tony, mimo relatywnie niewielkich rozmiarów skrzynki, są reprezentowane dobrze i na swoim miejscu. Biorąc to pod uwagę, Argony zaliczyłbym do zestawów, które od pierwszej chwili zachęcają do dalszego słuchania, ale biorą odbiorcy nie na efekt, ale na przyjemność. Budzą pod tym względem skojarzenia z ART Loudspeakers, które miałem okazję parę razy recenzować. Amphiony należą do raczej elitarnej gru- py kolumn, które trzymałem włączone do systemu przez cały czas trwania testu i jeszcze trochę dłużej. W porównaniu ARM-ami, których używam na co dzień, cechował je mniejszy rozmach, ale to chyba zrozumiałe wobec braku wielkiego przetwornika basowego. Ba, z rozkoszą ujrzałbym te głośniki w roli segmentu wysoko-średniotonowego pełnopasmowych zestawów. Pełne pasmo z Amphiona to musiałoby być przeżycie, biorąc pod uwagę to, co Finowie osiągnęli z głośnika o średnicy 16 cm. Ano właśnie, co takiego konkretnie osiągnęli? Zależnie od płyty, miałem ochotę określić te kolumny na przemian jako ciepłe i jako analityczne. „Cztery pory roku” Vivaldiego w interpretacji Carmignoli to szczegółowość i dynamika. Jednak włączone następnie trio jazzowe albo płyta Jacinthy momentalnie przenoszą system w krainę ciepła i wartości organicznych. Te zestawy okazują się całkiem analityczne, ale jednocześnie grają dosyć ciepłą, namacalną średnicą. Stąd niekiedy zaskoczenie. Taka barwa bez jednoczesnej utraty szczegółowości to duże osiągnięcie. Dobra detaliczność zwykle procentuje stereofonią powyżej przeciętnej i tak było również w przypadku Argonów. Przy scenie może nawet nienatrętnie szerokiej, duże wrażenie robiła głębokość i zróżnicowanie planów. Scena zaczyna się lekko za linią głośników (i słusznie, w naturze rzadko dostajemy muzyką prosto w zęby) i odsuwa się daleko od słuchacza, z uwzględnieniem naturalnego malenia źródeł pozornych z odległością. Taka prezentacja sprzyja realizmowi odbioru muzyki. Powracając do wysokich tonów: Argony są w nie zaopatrzone dość bogato, ale bez fanatyzmu. Sopran nie wierci uszu; jest gładki i harmonijny. Pozostaje w zgodzie z resztą pasma. O średnich tonach już się wypowiedziałem, określając je jako ponadprzeciętne, ciepłe i organiczne. Dzięki nim Amphiony sprawdzą się w muzyce akustycznej, w tym wokalnej, ale również dobrze oddają cięższy repertuar rozrywkowy, także ten zgrzytliwy i ambitny. Przekaz nie jest agresywny i suchy, tylko strawny i sugestywny. Dzięki temu daje się na Argonach wysłuchać wszystkiego, poza może najbardziej schrzanionymi realizacjami. Gdy mowa o ciężkich brzmieniach nie można pominąć basu. I tutaj nie ma zawodu. Piszę to świadomie, jako zwolennik kolumn pełnopasmowych. Nie LPMVNOZ jestem fanatykiem i nawet mając na stałe zestawy z basowcem wielkości garnka wciąż potrafię odróżnić małe zestawy typu pierdziawka od małych zestawów, które mają coś do przekazania. Amphiony zdecydowanie należą do drugiej kategorii. Ich niskie tony to w pewnym sensie łgarstwo, ale łgarstwo sugestywne. Tak bardzo, że w większości przypadków prawda nie jest niezbędna. Moim zdaniem nie da się uzyskać lepszego basu z obudów tej wielkości, przynajmniej przy podobnym budżecie. Czytałem o zestawach podobnych rozmiarów schodzących równo do 28 Hz, ale one kosztowały około 100000 złotych. Zgódźmy się, że to nie ten przypadek. Pod względem ilości i jakości basu z małych skrzynek Argony przypominają dokonania firmy RLS. Bardzo kunsztowna robota. Z zamaszystym wzmacniaczem SoundArtu i z przejrzystym, ale naturalnym przetwornikiem Tenta fińskie kolumny zgrały się idealnie. Grały spięte kablem głośnikowym Strussa (zaskoczenie!) i nie miałem wcale ochoty na jego wymianę. Włączenie w system źródła analogowego w postaci Transrotora ZET1 z wkładką Air Tight PC-1 Supreme podniosło poprzeczkę jeszcze wyżej, zwłaszcza pod względem mikrodynamiki, stereofonii i namacalności brzmienia. Było jeszcze prawdziwiej. Zastosowanie lepszego napędu analogowego (o wkładce nie mówię, bo o lepszą trudno) przyniosłoby zapewne dalszą popra- wę, którą Amphiony lojalnie by pokazały. Te kolumny nie mają kompleksów wobec reszty toru. Pisząc o szczegółach, myślałem jednocześnie o opisie ogółu. Małe Amphiony są dobrze zintegrowane, nastawione na wierny przekaz atmosfery nagrania. Czuje się w nich subtelne drgania, a nie tylko goły, nawet i wierny przekaz. Te zestawy stoją na wyższym stopniu rozwoju – mają duszę i właśnie ta dusza jest bardzo dobrym powodem, aby poważnie zainteresować się pięknymi zestawami z Finlandii. Alek Rachwald NBHB[ZOIJGJ Test kolumny 8000-15000 zł Dzisiejsze czasy są pełne paradoksów. Wszystko wokół drożeje, a coraz trudniej znaleźć produkt wysokiej jakości. Wiąże się to nie tylko z przenoszeniem produkcji do Chin (Chińczyk też potrafi, ale trzeba mu godnie zapłacić), ale też rozpaczliwym poszukiwaniem oszczędności na każdym kroku, a z drugiej strony – bezlitosnym łojeniem. Liczy się całokształt Maciej Stryjecki Amphion Argon 3L 48 Hi•Fi i Muzyka 10/12 Test kolumny 8000-15000 zł ządy szukają pieniędzy u obywateli, same napychając nimi banki, księgowi audiofilskich firm testują wytrzymałość portfeli klientów, jednocześnie wykreślając z zamówień forniry i zastępując je foliami. Francuzi są do tego przyzwyczajeni, bo słyną ze skąpstwa. Okleina w kolumnach za 10000 zł to dla Triangla czy Focala norma. Ale nawet w niemieckich i amerykańskich skrzynkach coraz częściej widujemy jakby gorsze materiały. Dlatego produkt przypominający stare, dobre czasy wywołuje emocje. Czy przy cenie niespełna 15000 zł ma to sens? Przecież, przynajmniej teoretycznie, nikt nam łaski nie robi. europejskiego, ale to na marginesie. W każdym razie Amphion nadal robi obudowy w Finlandii i to widać. Niby to kawałek MDF-u oklejony fornirem, a jednak oczy cieszy perfekcja, szlachetność materiału i rysunek słojów drewna. Wrażenie potęgują klasyczne proporcje – prostopadłościan z ostrymi kantami na podstawce, dwa głośniki, brak maskownicy, cokół i to wszystko. Kwintesencja prostoty i klasyki. Osoby o rozwiniętym smaku, lubujące się w ekskluzywnych przedmiotach, nie będą miały trudności w ocenie jakości wykonania i materiałów. Już za to dałbym w rubryce „ocena” siedem punktów, ale ostateczny werdykt pozostawiam bo na 1600 Hz. Przez to aluminiowy stożek nie musi się wysilać i zajmuje się tylko tym, co potrafi najlepiej. W przyrodzie panuje naturalna równowaga, więc jeżeli dwóch niesie ciężką walizkę, to któryś bardziej się zmacha; przeważnie ten wyższy. Tak też jest w przypadku Argona. Kopułka nie jest w żadnym calu niezwykła. To metalowa membrana, osłonięta siatką. Nietypowy jest za to jej klientom. Solidną europejską robotę należy docenić tym bardziej, że być może niebawem przejdzie do historii, razem z systemem konserwatywnych wartości moralnych, opartych na tradycji Starego Kontynentu. A potem już tylko multikulti, kebab, sajgonki i na każdym kroku plastik. Dlatego „śpieszmy się kochać dobry sprzęt, bo szybko odchodzi”. Kto wie zresztą, czy naszej pasji nie zgasi jedna idiotyczna dyrektywa z Brukseli, ale nie uprzedzajmy wypadków. kołnierz, czyli potężna tuba wykładnicza, dodająca skrzyniom niezwykłej urody. W materiałach promocyjnych nazywa się go falowodem, a sam głośnik – integratorem. Czyli pierwszy wodzi fale, a drugi integruje. Oprócz „równomiernej, kierunkowej dyfuzji” i innych przechwałek z katalogu warto poszukać sedna rozwiązania we własnej głowie. Ta „integracja” (nie znoszę tego słowa, bo kojarzy mi się z polityczną propagandą) jest z jednej strony słuszna – w najbardziej krytycznym dla ucha przedziale częstotliwości pracuje jeden przetwornik, możemy więc liczyć na spójność; z drugiej, pasmo, w którym kopułka będzie się wysilać, jest na tyle szerokie, że możemy się obawiać o jej zdrowie, a przynajmniej o komfort pracy. Jedno jest pewne. Te kolumny muszą grać inaczej, skoro zostały tak skonstruowane. Wracając do śrubek, wypada wspomnieć, że obudowa jest wentylowana dwoma tunelami bas-refleksu, z których jeden zatkano gąbką. I chyba należy ją tam pozostawić, bo basu nie brakuje, Basowiec – może nieduży, ale solidnie uzbrojony. Układ dwudrożny. Kopułka pracuje od 1600 Hz i być może stąd nosi imię „integratora”. Świat się jednak zmienia i na tle obecnej konkurencji Argon 3L wygląda jak piękny łabędź w stadzie kaczek. Ale zacznijmy od początku. Uroda Po rozpakowaniu pudełek zadzwonił do mnie fotograf. „Cykam zdjęcie na okładkę – powiedział – bo tak eleganckich kolumn od dawna nie widziałem”. Kiedy dotarły do mnie, zanim miały okazję zagrać, patrzyłem na nie jak na obrazek w kościele. Podobno skandynawscy stolarze niechętnie się schylają po zamówienia producentów kolumn. Ten rynek stał się dla nich mało atrakcyjny (ukłony dla księgowych) i z tego powodu przenoszenie produkcji do Chin staje się już nie oszczędnością, a koniecznością. Mistrzom hebla lepiej zrobić kilka gustownych kredensów i sekretarzyków, niż wiercić dziury w kwadratowych skrzynkach. Podnieśli ceny, podobnie jak producenci tych drugich, a jednak nadal się nie opłaca. Znów paradoks? Moim zdaniem raczej konsekwencja komunizmu Budowa Argon, przy swojej zewnętrznej urodzie, jest konstrukcją niezwykle prostą. To dwudrożny układ, oparty na dwóch przetwornikach. Nisko-średniotonowy ma 6,5-calową membranę aluminiową, zawieszoną na miękkim resorze i bardzo solidny magnes. Ten głośnik ma produkować potężny bas, choć wydaje się to mało prawdopodobne. Rzut oka na tabelę danych technicznych wskazuje, gdzie leży tajemnica. W częstotliwości podziału, ustawionej wyjątkowo nisko, Hi•Fi i Muzyka 10/12 49 Test kolumny 8000-15000 zł za to może być za mało tempa i energii. W każdym razie, ja wybrałem tę opcję, pomimo 24 m2 na karku. Koniecznie trzeba za to wkręcić szpikulce w podstawę z powodów przedstawionych powyżej. A kolumny odstawić od tylnej ściany nawet na metr. Lubią grać w wolnej przestrzeni. Drogocenne i złocone gniazda w ilości jednej pary zamontowano wysoko, trochę poniżej kopułki. To dość ryzykowne, przynajmniej od strony użytkowej, bo kable wiszą, ważą i ciągną do Ziemi. Cóż, grawitacja. Ale może miało to sens i chodziło o skrócenie połączenia od zwrotnicy do styków? W każdym razie kable instaluje się łatwo, bo nie trzeba się schylać i krzyż nie boli. Dostępne są wykończenia: czarne, białe, pełne białe oraz naturalne forniry: wiśnia, brzoza i orzech. Podana cena dotyczy tych drugich. Malowane obudowy są o 1200 zł tańsze. Konfiguracja systemu Efektywność wynosi zaledwie 86 dB, co zawęża wybór wzmacniaczy do mocnych, wydajnych konstrukcji. Wprawdzie recenzenci piszą, że Amphiony są świetne do lampy, ale na pewno nie chodzi im o triody i słabe integry na EL 34. Za to konfiguracja z 6550 powinna być udana, a wzmacniacze takie, jak Jolida 503 pociągną 3L w najlepsze obszary. Sprawa wygląda zresztą podobnie, jak z Audio Physicami Tempo VI. Pomimo innego charakteru te kolumny lubią się ze zbliżoną elektroniką. Aż się marzy 50-watowy Conrad Johnson. Tranzystory są jednak bardziej popularne, a te muskularne sprawdzą się jak przyjaciel w biedzie. Mogą być, jak dla Amphiona, nawet trochę ostre, bo to dźwiękowi nie zaszkodzi. Aż mi się ciśnie na usta polecenie, żeby spróbować ATC 150 SIA2. To powinno zagrać genialnie! U mnie kolumny pracowały z McIntoshem MA7000 i odtwarzaczem Gamut CD 3. Było to udane zestawienie, ale czułem, że skrzynki potrzebują bardziej zdecydowanej, ostrzejszej i rytmiczniejszej prezentacji. Powinny całkiem dobrze zagrać nawet z niezbyt drogimi wzmacniaczami Creeka. Kolejny pewniak z trochę wyższej półki to MBL. Wrażenia odsłuchowe Amphion ma doświadczenia na rynku profesjonalnym. Jego monitory stoją w studiach nagraniowych; chętnie kupują je muzycy. Na chłopski rozum oznaczałoby to kolumny wybitnie neutralne, ale praktyka pokazuje, że Geneleki, ATC, profesjonalne Tannoye czy JBL-e też „robią” swój dźwięk, a reżyserzy wybierają je pod kątem indywidualnych upodobań. Różnice są na tyle duże, że nie odbiegają od tych z rynTaka stolarka to dzisiaj jak ręcznie nakładany lakier w Bentleyu. 50 Hi•Fi i Muzyka 10/12 Test kolumny 8000-15000 zł ku amatorskiego. Bazując na własnych doświadczeniach, jeżeli miałbym wybrać coś do własnego studia, którego nie mam, postawiłbym na… Amphiony. Bo są to kolumny stojące dokładnie pomiędzy jedną, a drugą estetyką i w dodatku w obu walczące o pozycję na podium w swoim przedziale cenowym. Może nie jest to strzał snajpera w mój gust, ale jak to bywa w przypadku produktów luksusowych, o ustalonej renomie, zaczynamy się do nich „dostrajać”. Tempo VI polubiłem od pierwszego dźwięku; w przypadku Amphionów potrzebowałem trzech tygodni, żeby dojść do wniosku, że to ten sam poziom, tylko inaczej. Niski podział pasma i specyficzna konstrukcja toru wysokich tonów zaowocowały odmienną prezentacją przełomu średnicy i góry. Tutaj przeważnie czujemy „szycie”, ekspozycje i naleciałości, za mało. Że przydałoby się więcej hałasu, cykania i szeleszczenia. Ale z każdą dobrze nagraną płytą zaczniecie nabierać szacunku do tego brzmienia, bo… wszystko słychać. Każdy szelest miotełki po talerzach, nabieranie oddechu przez wokalistów, szarpnięcie struny czy kontakt z nią włosia smyczka. Aż się czuje lepkość kalafonii i klasę warsztatu oboisty czy klarnecisty. Taki opis zawsze przywołuje wyobrażenie ekspozycji góry, a tu – nic z tego. Wszystko odbywa się w romantycznej, ciepłej atmosferze miękkości i aksamitu. Kolejna zaleta fińskich podłogówek to przestrzeń. Tak jak Tempo VI, bez problemu giną w pokoju. Nie robią tego tak efektownie, ale hektary powietrza są wręcz obecne wokół fotela, za kolumnami (trudno zobaczyć koniec sceny, bo ginie za horyzontem), aż chce się oddychać. muzyce tylko zaszkodzić, zniekształcić ją lub napakować sterydami. Trzeba sobie tylko odpowiedzieć na pytanie: czy jest nam to potrzebne. Jak widać, wielu muzyków już to zrobiło, ale oni są najbardziej wyczuleni na hałas. W dźwięku panuje porządek. Zarówno w charakterystyce pasma, jak i w rysunku sceny. A to się studiu przydaje najbardziej, choć niewiele osób szuka tego we własnym domu. Na koniec bas. Zwolennicy szybkości i precyzji powinni szukać raczej konstrukcji zamkniętych, bo Argon stawia tu wyraźnie na inną estetykę: miękkość, płynność, potęgę (choć nie stawiałbym tych kolumn w pomieszczeniach większych niż 30 m2) i wypełnienie. Jeżeli konstruktorzy gdzieś pozwolili sobie na autograf czy „firmowe brzmienie”, to właśnie tutaj. Miało być ładnie i jest. Konkluzja Długo się zastanawiałem nad ilością kropek w tabelce. Tu można postawić 6, ale przecież są kolumny, które grają bardziej efektownie. Tutaj też, ale znowu – co to jest dynamika? Przecież są monstra, które kruszą mury. I znowu potrzebowałem trochę czasu, żeby dotrzeć do prawdy, do której prostą drogą zmierza Amphion: liczy się całokształt. A ten zasługuje na sygnaturkę „hi-end”, pomimo „zbyt niskiej” ceny. A cóż to jest ten „hi-end”? W tym miejscu warto zacytować jednego z dziadków, układających „hasła do netu” w doskonałym fragmencie filmu „Hi-way” kabaretu Mumio. Pisz, niech kombinują. Ale czuję, że to będzie hit. Gąbkę grzecznie wtykamy w górny otwór. Chyba, że mieszkamy w lofcie. o które niepodobna posądzić żadnego instrumentu akustycznego. Tymczasem w Argonach podobnych zjawisk nie ma. Jest spójna całość podana tak szlachetnie, że wypada tylko zdjąć kapelusz i zamieść nim podłogę. Spokój, aksamitny charakter, płynność, lekkość, a jednocześnie czytelność, naturalność i poczucie kultury dźwięku. To wszystko może egzystować obok siebie, nie wywołując konfliktów, które uznajemy za oczywiste. W pierwszej chwili wpadniecie w pułapkę. Wyda Wam się, że góry jest ciut Dynamika także wymaga poznania jej innego oblicza. Z początku odnosimy wrażenie wszechobecnego spokoju. Głośniki nigdy się nie wysilają i czasem można je posądzić o lenistwo. Ale znowu, ukryty potencjał zaczynamy dostrzegać wtedy, gdy otacza nas ściana dźwięku. Kontrasty są równie dobre jak w najlepszych konstrukcjach z tego segmentu cenowego, a że zauważamy je po jakimś czasie, cóż… Amphiony po prostu nie hałasują; nie narzucają się. Wymagają od odbiorcy wyrobienia, osłuchania i pójścia od czasu do czasu na jakiś koncert muzyki akustycznej bez nagłośnienia. Dopiero wtedy zauważamy, że jest tak samo albo prawie tak samo, a „dopalenie” decybelami może Amphion Argon 3L Cena: 13490 zł Dane techniczne: Liczba dróg/głośników: Skuteczność: Impedancja: Pasmo przenoszenia: Rekom. moc wzmacniacza: Wymiary (w/s/g): Masa: 2/2 86 dB 8Ω 31 Hz – 40 kHz 50 – 200 W 92,5/19/30,5 cm 22 kg (sztuka) Ocena: Brzmienie: hi-end Hi•Fi i Muzyka 10/12 51 TESTY SPRZĘTU Kolumny głośnikowe Amphion Argon 3 BUDOWA Monitor z potencjałem Na pierwszym spotkaniu z fińskim Amphionem testujemy jeden z ważniejszych modeli w ofercie tej firmy: podstawkowe Argony3. To interesująca i trochę nietypowa konstrukcja. Tekst: Filip Kulpa \ Zdjęcia: Amphion, autor Argony mają dwie cechy wyróżniające je na rynku dwudrożnych monitorów: tubę okalającą tweeter oraz małą częstotliwość podziału. Oba te elementy są oczywiście ze sobą powiązane. Falowód, jak woli go określać producent, ma za zadanie kontrolę rozpraszania fal dźwiękowych – to znaczy takie ukształtowanie charakterystyk kierunkowych zestawu, że mają one zbliżony kształt, opadając w górnym zakresie tym silniej, im bardziej oddalamy się od osi akustycznej zestawu. Do tego celu dąży zresztą większość producentów, jednak mało który z nich sięga po dość radykalną metodę, jaką jest budowa szerokiego i dość głębokiego falowodu. Warto zauważyć, że tweeter jest wyraźnie cofnięty względem przedniej ścianki. W rzeczywistości jego cewka znajduje się mniej więcej w płaszczyźnie pionowej wraz z cewką woofera, dzięki czemu oba głośniki znajdują się mniej więcej w równych odległościach od uszu – oczywiście przy założeniu, że te wypadają na osi akustycznej zestawów. Zastosowanie tuby pozwoliło też poprawić efektywność tweetera, jednak nie był to cel sam w sobie, ponieważ Argony mają i tak przeciętną efektywność. Nie grają subiektywnie głośniej od KEF-ów LS50, których specyfikacja mówi o 85 decybelach. Niemniej, Amphiony nie są elektrycznie trudne do „napędzenia”. Impedancja nie spada poniżej 5 omów, utrzymując się w znacznej części pasma blisko znamionowej wartości 8 omów. Trzeba liczyć się z wymogiem, że wzmacniacz powinien mieć moc przynajmniej 50 watów. Obydwa użyte głośniki wykorzystują aluminiowe membrany i pochodzą z katalogu norweskiego SEAS-a. 6,5-calowy woofer jest „cięty” już powyżej 1600 Hz. Tweeter jest jednocalową kopułką pochodzącą z serii Prestige. Chroni go metalowa siateczka. To samo rozwiązanie zastosowano w wooferze – z tym, że tę większą maskownicę można zdjąć. Amphion oferuje szeroką paletę 6 wykończeń, wśród których znajdziemy zarówno naturalne okleiny (brzoza, wiśnia, orzech), jak i lakiery: czarny mat (dokładniej: bardzo ciemna szarość) oraz biel. Są dwa białe wykończenia: tzw. „pełnej bieli” (białe są także tuba i maskownica woofera) lub bieli ścianek połączonej z kontrastującymi czarnymi głośnikami (na zdjęciu obok). Solidność wykonania kolumn nie podlega dyskusji. Jak na swoje gabaryty, Argony są dość ciężkie (11 kg), jednak o bocznych ściankach nie można powiedzieć, że są martwe akustycznie. Skrzynki z MDF-u są wentylowane. Port BR umieszczono w dolnej części tylnej ścianki. Przewidziano możliwość jego zatkania dołączonymi w komplecie piankami. To opcja dla pomieszczeń silnie wspomagających bas, ale w większości zastosowań będą raczej zbyteczne. Zresztą, ich użycie to tak naprawdę ostateczność. BRZMIENIE A mphion jest stosunkowo młodym producentem kolumn głośnikowych. Istnieje od 1998 roku i ma siedzibę w 90-tysięcznym Kuopio. Nietypowe w dzisiejszych czasach jest to, że produkcja kolumn odbywa się w kraju producenta. Szef i założyciel firmy, wielce sympatyczny Anssi Hyvönen, ma swoisty powód do dumy. Argon3 jest formalnym następcą modelu Argon2 Anniversary, wypuszczonego z okazji 10-lecia założenia 22 firmy. Nietrudno się domyślić, że poprzedziła go regularna „dwójka”, która zastąpiła oryginalnego Argona. Oferowany dziś monitor Argon1 to dość podobna, choć nieco mniejsza konstrukcja (w stosunku do testowanego Argona3). Oferta firmy jest skromna. To 5 kolumn kompaktowych i tyle samo podłogówek. Są jeszcze dwa głośniki centralne, dwa subwoofery i dwa „poważne" głośniki ścienne. Słowo neutralność w odniesieniu do kolumn bywa często nadużywane. Prawda jest taka, że tylko bardzo nieliczne zestawy głośnikowe są subiektywnie liniowe (liniowe w sensie technicznym nie są żadne). Argonom do tej liniowości blisko, chwilami wydaje się, że nawet bardzo blisko. Słuchając ich, ma się wrażenie, że chcą być w jak największym stopniu nieobecne, że usuwają się na bok, zostawiając słuchacza sam na sam z odtwarzaną muzyką oraz, ewentualnie, sprzętem towarzyszącym. Nieobecność Argonów – bo to określenie jest według mnie właściwsze niż neutralność – wynika z połączenia trzech cech, będących jednocześnie wielkimi zaletami tych kolumn. Po pierwsze, małe Amphiony są bardzo rozdzielcze. \635=}7 72:$5=<6=k&< \POMIESZCZENIE: 30 m2 zaadaptowane akustycznie, kolumny ustawione w wolnej przestrzeni \ŹRÓDŁO: Linn Sneaky DS + Meitner MA-1 DAC \KABLE CYFROWE: AudioQuest Hawk Eye 1,0 m (S/PDIF) \WZMACNIACZE: Conrad-Johnson ET2/ Audionet AMPI V2, Arcam A65 Plus \KABLE SYGNAŁOWE: Equilibrium Turbine (RCA/ XLR), Stereovox hdse \KABLE GŁOŚNIKOWE: Equilibrium Equlight \ZASILANIE: dedykowany obwód 20 A, listwa Furutech f-TP615E, kable sieciowe Furutech, Oyaide, Enerr Green Terminale głośnikowe pochodzą z WBT. Nic dodać, nic ująć. Tunel jest wąski i ciągnie się niemal przez całą głębokość skrzynki. Jej wzmocnienia znajdują się tylko przy porcie BR. Ścianki mają maksymalną grubość jednego cala (front). Woofer Seasa ma podwójny magnes i bardzo ażurowe ramiona chassis. Bardzo skuteczna wentylacja cewki. Widok zwrotnicy nastraja pozytywnie. Kondensatory MKP mają nawet nadruki Amphiona. Doskonale wnikają w muzyczny miks, dając prawdziwe poczucie tego, że słyszymy wszystko lub prawie wszystko, co zamierzył realizator, tudzież wykonawca. Należy podkreślić to, że efekt ten jest uzyskiwany całkowicie od niechcenia, jakby przy okazji, bez żadnego wysiłku, w szczególności zaś bez ekspozycji góry. W dodatku brzmienie jest niezwykle gładkie, można wręcz użyć określenia: wypolerowane. W przekazie nie pojawia się nawet najdrobniejsza nerwowość, tendencja do wyostrzania dźwięku. Jeśli już jest – to zgoła odwrotna. Trzecim elementem składowym owej „nieobecności” jest nieprzeciętnie dobra reprodukcja barw, w szczególności zaś wokali. Są wyjątkowo naturalne, minimalnie powiększone (zakres średnich tonów delikatnie góruje nad sopranami) i po prostu – realistyczne. Kapitalnie została odtworzona gitara akustyczna z albumu „Beyond Words” grupy Oregon (Chesky Records, HDtracks.com download 24/96). Podkolorowania w obrębie średnicy są doprawdy minimalne, choć pamiętam, że na którymś z albumów wyczułem minimalne podkolorowanie o specyfice... tubowej. Rzadko spotyka się zestawy głośnikowe, które równie plastycznie operują pierwszym planem. W niektórych nagraniach live (np. Dave Matthews Band &Tim Reynolds – „Live at Luther College”) artyści wychodzą przed bazę, pojawiając się nieomal w pomieszczeniu, zaś w bardziej konwencjonalnych produkcjach studyjnych scena zaczyna się dopiero na linii bazy. Obraz przestrzenny jest klarowny i bardzo dokładny, z wyraźną gradacją planów, szerokością i głębią. Czystość i spójność brzmienia Argonów są nie do zakwestionowania. Trudno by także polemizować na temat jakości wysokich tonów. Obiektywnie – są bardzo dobre i gdyby nie obecność KEF-ów LS50, których miałem okazję słuchać na przemian z Amphionami, uznałbym, że wysokie tony fińskich kolumn są rewelacyjne w odniesieniu do ceny. Ale i tak uważam, że są świetne. Co do ich nasycenia, można polemizować. Uważam, że góra jest lekko, ale jednak słyszalnie, utemperowana. Dotyczy to wysokiego podzakresu – tam, gdzie powstaje wrażenie „blasku”, świetlistości. Nie, żeby Argony były tego pozbawione, jednak zależnie od odtwarzanego materiału, wrażenie lekkiego przygaszenia pojawia się lub – o dziwo – nie występuje. Zaskoczeniem, i to pozytywnym, jest bas. W 30-metrowym pomieszczeniu testowym, w ustawieniu kolumn z dala od ścian, nie czułem niedosytu w kwestii potęgi brzmienia. Oczywiście, nie była ona tak dobra jak z większych kolumn pełnopasmowych, jednak liczy się to, że Argony przekazują wszystko to, co istotne. Fortepian był tylko trochę pomniejszony, natomiast oddanie kontrabasu i gitary basowej nie budziło niedosytu. Konstruktorzy osiągnęli właściwy balans pomiędzy precyzją tego zakresu (której nie bardzo jest co zarzucić) i natężeniem oraz rozciągnięciem niskich tonów, które też jest całkiem dobre. Muszę przyznać, że potencjał tych kolumn odkrywa się z czasem. Początkowo Argony nie imponują, choć od razu zwróciłem uwagę na wspomnianą już, precyzyjną stereofonię. Brakowało mi natomiast pazura, większej energetyczności, które ostatecznie nie pojawiły się w stopniu, w jakim lubię, ale inne zalety tych kolumn zrekompensowały pewien ich niedostatek. Z upływem czasu mój szacunek do tych niepozornych monitorów jednak systematycznie rósł. Po tygodniu okazało się, OCENA +++++ Dystrybutor: Moje Audio, www.mojeaudio.pl Cena (za parę): 9290 zł Dostępne wykończenia: czarne, białe, pełne białe, forniry: brzoza, wiśnia, orzech DANE TECHNICZNE KONSTRUKCJA 2-drożna, obudowa bas-refleks, wentylowana do tyłu GŁOŚNIKI 165-mm aluminiowy, kopułka tytanowa 25-mm PODZIAŁ PASMA 1600 Hz ZALECANA MOC WZMACNIACZA 20–150 W IMPEDANCJA ZNAMIONOWA 8Ω EFEKTYWNOŚĆ 87 dB/2, 83 V/1 m PASMO PRZENOSZENIA 35 Hz – 30 kHz (±3 dB) WYMIARY 380 x 191 x 305 mm MASA 1 11 kg 2 3 4 5 6 7 8 9 10 NEUTRALNOŚĆ Niemal idealna, gdyby nie dyskretne utemperowanie wysokiej góry. PRECYZJA Bardzo dobre oddanie konturów i mikrodetali, absolutnie jednak niewiążące się z ekspozycją czegokolwiek. Rozdzielczy monitor wysokiej klasy. MUZYKALNOŚĆ Jeden z niezaprzeczalnych atutów tych kolumn. Przyda się elektronika z dużym wigorem, może nawet lekkim rozjaśnieniem (to samo dotyczy kabli). STEREOFONIA Bardzo precyzyjnie formowany obraz stereo, z dobrą głębią i odpowiednią szerokością. Znakomite ogniskowanie. DYNAMIKA Najmniej imponujący element brzmienia. Emocjonalnie trochę stonowany przekaz. BAS W relacji do gabarytów skrzynki i woofera nie powinno się oczekiwać więcej, choć z drugiej strony cena też zobowiązuje. OCENA 88% KATEGORIA SPRZĘTU B że lubiłem zejść do pokoju odsłuchowego i po prostu posłuchać muzyki. Są to kolumny niezwykle relaksujące, a zarazem otwierające duże, czyste okno na nagranie – a to prawdziwa rzadkość. Myślę, że Ci, którzy poszukują tego typu brzmienia – szlachetnego, gładkiego, przestrzennego, barwnego – nie powinni zwlekać, tylko umówić się na odsłuch. Pamiętajcie jednak, że trzeba sobie zarezerwować więcej czasu niż zwykle. NASZYM ZDANIEM Nadzwyczaj przyjemnie brzmiące kolumny. Czar tych monitorów polega na tym, że z jednej strony są bardzo rozdzielcze, przejrzyste, dokładne, zaś z drugiej – łagodne dla ucha i tolerancyjne dla większości nagrań. Minimalne uspokojenie najwyższych rejestrów sprawiło, że w przypadku większości repertuaru kolumny imponują kulturą brzmienia, nie zaciemniając jednocześnie barw instrumentów. Osiągnięcie, bez dwóch zdań. Q 23 PODSTAWKOWE TEST GRUPOWY KOLUMNY 5.000 - 9.000 ZŁ Amphion Argon 1 OK. 5.895 ZŁ Niekonwencjonalne kolumny podstawkowe z Finlandii DETALE WAGA 8 kg WYMIARY (SxWxG) 160x310x265 mm NAJWAŻNIEJSZE CECHY •Duży falowód otaczający tweeter •Metalowe membrany obu przetworników •Wykończenie drewnianą okleiną lub lakierem •Tylny port bas-refleksu z zatyczkami •Bardzo wąska przednia ścianka DYSTRYBUCJA Brak dystrybucji w Polsce www.amphion.fi A mphion to stosunkowo młoda firma założona w 1998 r., która zasłynęła za sprawą stosowania nietypowych rozwiązań. Najbardziej widocznym nowatorskim rozwiązaniem w testowanym modelu jest duży falowód otaczający tweeter, którego średnica jest zbliżona do średnicy przetwornika nisko-średniotonowego. Ma to swoje konsekwencje. Przede wszystkim pozwala kontrolować kierunkowość wysokotonowca, dzięki czemu poszczególne części pasma są z sobą połączone „bezszwowo”. Duże znaczenie ma też doskonałe wyrównanie czasowe wynikające z umieszczenia tweetera głęboko wewnątrz falowodu tak, że obie cewki znajdują się w tej samej odległości od słuchacza. Kolumny te są szczuplejsze niż większość konkurencyjnych modeli; starannie wykonane obudowy zachowują wszędzie ostre kąty. Dostarczone egzemplarze były wykończone stonowaną okleiną orzechową, ale dostępne są też dwa inne rodzaje forniru i trzy rodzaje lakieru. Falowód tweetera o rozmiarach zbliżonych do jednostki głównej nadaje kolumnom miłą dla oka symetrię. Producent nie dostarcza w zestawie maskownic, ale oba przetworniki wyposażone w metalowe membrany są chronione przed ciekawskimi paluszkami dyskretnymi siateczkami. Tweeter wykorzystuje typową 25mm kopułkę, podczas gdy przetwornik nisko-średniotonowy ma stosunkowo niewielką membranę o średnicy 90mm. Skromny tylny port zapewnia wspomaganie basu i może być blokowany dostarczanymi w zestawie zatyczkami, jeśli kolumny stoją blisko ściany. Sygnał jest podawany do pojedynczej pary terminali. Jakość dźwięku Chociaż podczas ślepych odsłuchów wynik głosowania nie był jednomyślny, większość naszych ekspertów umieściła Argony 1 na szczycie swojej listy. OK, nie są to kolumny idealne, ale przecież nie ma konstrukcji bez wad, zwłaszcza wśród modeli o tak niewielkich rozmiarach. Na szczęście pomimo spodziewanych niedostatków w zakresie niskotonowym, wynikających z rozmiarów obudowy i głównego przetwornika, monitory te oferują bas charakteryzujący się dobrym timingiem, zachęcający do przytupywania w rytm muzyki. Nieco powściągliwa góra pasma sprawiła, że jeden z ekspertów narzekał na „ociężałość” wokali, co może stanowić pewien problem. W tej części pasma faktycznie brakuje nieco powietrza i blasku, chociaż naszym zdaniem jest to lepsze niż nadmierne eksponowanie wysokich tonów, szczególnie jeśli kolumny mają współpracować ze stosunkowo skromną elektroniką. Największą zaletą tego modelu jest niezwykle spójna i wyrazista średnica. Utwór chóralny brzmiał czysto i był pozbawiony kompresji dźwięku zauważalnej podczas odsłuchów innych kolumn. Scena stereo ma dobrą głębokość, a dźwięk jest szybki, żywy i komunikatywny. Argon 1 to świetne kolumny prezentujące muzykę w bardziej przekonujący sposób niż wiele modeli konkurencji. Ich balans tonalny nie jest może idealny (stonowana góra pasma), ale dobry timing, gładkość i spójność brzmienia robią wrażenie, dzięki czemu kolumny te zajęły pierwsze miejsce w naszym teście. RAPORT Z LABORATORIUM Skuteczność Argonów 1 to nieodbiegające od średniej grupy 87dB, czyli o 1dB więcej niż wartość podawana przez producenta. Kolumny są przy tym bardzo łatwe do wysterowania – impedancja nie spada poniżej 6Ω. Port dostrojony jest do ok. 52Hz, zatem rozciągnięcie basu jest w praktyce ograniczone do 40Hz. Jednak podbicie w okolicach 50Hz nie jest zbyt duże. Pomimo drobnych różnic w zakresie niskotonowym kolumny są nieźle sparowane. Uśredniona odpowiedź częstotliwościowa w polu dalekim jest znakomita w zakresie powyżej 700Hz; przy 1,6kHz (punkt podziału) następuje bardzo płynne przejście. Kolumny obsługują zakres do 20kHz, powyżej 5kHz widać łagodny spadek wysokich tonów, a przy 10kHz jest już zdecydowanie poniżej średniej grupy. RZUT OKA NA WYNIKI 0% +20% +20% +20% ŚREDNIA GRUPY Sk ute czn oś ć Ro zci ą g ba nię su ci e wy Łat ste wo row ść an ia O czę góln sto y b tliw alan oś s ci G od ładk po oś wie ć dzi -20% WERDYKT JAKOŚĆ DŹWIĘKU PLUSY: Spójna średnica i płynne przejście między zakresami. JAKOŚĆ/CENA MINUSY: Nieco bezbarwna góra pasma, podobnie jak wykończenie testowanych egzemplarzy JAKOŚĆ WYKONANIA WYSTEROWANIE OGÓŁEM: Bardzo wyrównana średnica plus melodyjny i przyjemny dla ucha bas OCENA OGÓLNA 98 HI-FI CHOICE | HOME CINEMA PODSTAWKOWE TEST GRUPOWY KOLUMNY 5.000 - 9.000 ZŁ Podsumowanie testów laboratoryjnych Sześć wybranych przez nas kolumn podstawkowych nie różni się specjalnie danymi technicznymi, ale jeśli chodzi o jakość dźwięku, bez trudu można wskazać mocne i słabe strony każdego modelu GORĄCY TEMAT RAPORT Z LABORATORIUM Podobna budowa przekłada się na zbliżone wyniki testów laboratoryjnych, nic więc dziwnego, że zróżnicowanie takich parametrów, jak skuteczność czy rozciągnięcie basu okazało się niewielkie. Nawet wyraźnie większe modele Dynaudio i Spendora mają tylko niewielką przewagę w tym bardzo skomplikowanym równaniu, uwzględniającym takie czynniki, jak rozciągnięcie basu, skuteczność, dostrojenie portu i obciążenie wzmacniacza. Różnice w skuteczności wszystkich kolumn nie przekroczyły 2dB, zresztą należy je uznać za szacunkowe, gdyż w praktyce efektywność może zmieniać się w zależności od częstotliwości (dlatego wszystkie podawane wartości są tylko przybliżone). Dynaudio i Totem mają nieco większe rozciągnięcie basu, ale wynika to z niższego dostrojenia portu bas-refleksu, wynoszącego odpowiednio 40 i 38Hz. Sparowanie kolumn było bardzo dobre, jedynie Totemy wykazywały drobne odchylenia w zakresie średnicy. Pomijając podbicia w zakresie basu i efekty modów pomieszczenia, wszystkie kolumny charakteryzowały się dobrym wyrównaniem odpowiedzi częstotliwościowej, utrzymującym się w granicach +/-3dB i +/-4dB w niemal całym zakresie pasma. Najbardziej pła- skie wykresy Dynaudio i Quadrala mogą wynikać z zastosowania bardzo zaawansowanych rozwiązań, ale nie przekłada się to bezpośrednio na subiektywną ocenę brzmienia. Głównym powodem przemawiającym za wykonywaniem pomiarów odpowiedzi częstotliwościowej par stereo w polu dalekim jest ustalenie optymalnej pozycji kolumn. Umieszczenie ich blisko ściany powoduje podbicie oktawy 50–100Hz o kilka decybeli. Jednak ponieważ wszystkie testowane przez nas kolumny wykazywały podbicie w okolicach 50Hz, ustawialiśmy je z dala od ścian, co skutkowało wyraźnym odchudzeniem pasma 60–120Hz. Częstotliwości strojenia portów bas-refleksu wszystkich modeli były bardzo zbliżone do głównego modu w naszym pomieszczeniu odsłuchowym (ok. 52Hz). Nawet umieszczając kolumny z dala od ścian, zaobserwowaliśmy wyraźne podbicie w okolicach 50Hz, po którym następował znaczący spadek siły basu. Można by uniknąć tego niepożądanego zjawiska, odpowiednio dostrajając porty (kilku producentów dało użytkownikom taką możliwość, dodając do kolumn zatyczki bas-refleksu). RZUT OKA NA WYNIKI Marka/model Cena Amphion Argon 1 DALI Mentor 1 Dynaudio Excite X16 ok. 5.895 zł 5.998 zł 4.990 zł Doskonała spójność brzmienia plus dobrze wyważony bas. Nieco wycofana góra Eleganckie okleiny i atrakcyjny wygląd. Za to brzmienie jest nieco lekkie i krzykliwe Quadral Aurum Megan VIII 4.967 zł Spendor SP3/1R2 8.900 zł Totem Rainmaker ok. 5.500 zł Jakość dźwięku Jakość/cena Jakość wykonania Wysterowanie Ocena ogólna , , Solidne kolumny oferujące mocny i głęboki bas. Brzmieniu brakuje nieco słodyczy, czasami staje się zbyt agresywne Świetna prezentacja i solidna budowa. Nieco podkolorowane brzmienie pomimo świetnego balansu tonalnego Klasyczna konstrukcja, dobra równowaga tonalna i świetna spójność brzmienia. Odrobina nosowości w wokalach Dobra spójność brzmienia, chociaż równowaga tonalna nie jest idealna z uwagi na wyeksponowaną górę pasma Najważniejsze cechy Wymiary (SxWxG) w mm 160x310x265 160x320x240 205x350x290 194x357x290 220x400x280 173x355x230 Konfi. przetworników 2-drożna 2,5-drożna 2-drożna 2-drożna 2-drożna 2-drożna Główny przetwornik 1x130mm 1x135mm 1x165mm 1x135mm 1x180mm 1x140mm Podstawkowe Podstawkowe Podstawkowe Podstawkowe Podstawkowe Podstawkowe Drewniana okleina Drewniana okleina Czarny lakier Drewniana okleina Drewniana okleina Drewniana okleina Nie Nie Nie Tak Tak Tak Rodzaj Wykończenie Bi-wire? Wyniki pomiarów Z = Znakomite | D = Bardzo dobre Skuteczność | P = Przeciętne | PP = Poniżej przeciętnej | S = Słabe 87dB P 87dB P 88dB B 88dB B 88dB B 86dB P Rozciągnięcie basu 38Hz PP 38Hz PP 26Hz P 35Hz PP 40Hz PP 25Hz P Łatwość wysterowania +20% B 0% P +10% B 0% P +20% B -30% S Balans częstotliwości +20% B +10% P +20% B +20% B 0% P +20% B Gładkość odpowiedzi +20% B -10% PP +20% B +20% B 0% P +20% B 100 HI-FI CHOICE | HOME CINEMA KOLUMNY PODSTAWKOWE 5.000 - 9.000 ZŁ TEST GRUPOWY Wyniki ślepych testów Nasi eksperci byli pod wrażeniem testowanych modeli, ale najbardziej wszystkim przypadł do gustu ciekawy projekt z Finlandii Chociaż słuchacze nie byli jednomyślni, to bez problemu ustalili hierarchię grupy. Wszystkie testowane kolumny są do siebie bardzo podobne, jeśli chodzi o średnicę głównego przetwornika, objętość obudowy i dostrojenie portu bas-refleksu, i dlatego nasze pomiary nie wykazały znaczących różnic poza równowagą tonalną. Jakość brzmienia prezentowanych tu modeli zależy od basu oraz od zintegrowania przetworników w górnej średnicy. Na charakter kolumny ma również wpływ relacja wysokich tonów do średnicy. Tym, co zadecydowało o sukcesie modelu Amphion Argon 1, jest wybitna spójność dźwięku. Inną zaletą tych kolumn jest uporządkowany, czysty bas, dzięki któremu muzyka jest tak przekonująca. Natomiast wadą modelu Argon 1 jest dość bezbarwna góra pasma, co nie każdemu może przypaść do gustu. W takim wypadku lepszym wyborem będzie Totem Rainmaker – kolumny, które zajęły drugie miejsce w naszym rankingu. Oferują mocną górę, co może być jednak wynikiem nieco wycofanej średnicy. Tak czy inaczej, są to bardzo „komunikatywne” kolumny, których brzmienie bywa jednak czasami odrobinę nieuporządkowane. Spendor zajął trzecie miejsce i również ma wiele zalet, np. świetną spójność i dobrze wy- GOTOWE SYSTEMY ważone wysokie tony. Jedynym powodem do krytyki była odrobina nosowości w średnicy. Są to największe kolumny w całej stawce, co usprawiedliwia ich wyższą cenę. Kolumny Quadrala i Dynaudio oferują solidne i dobrze wyważone brzmienie, chociaż miejscami nieco podkolorowane. Dlatego nie zdobyły uznania w oczach naszych ekspertów. Nieco zbyt lekkie i krzykliwe brzmienie DALI również nie zachwyciło słuchaczy. A ZWYCIĘZCĄ ZOSTAŁ… KOLUMNY AMPHION ARGON 1 nie tylko wygrały w teście odsłuchowym, ale również urzekły nas wyglądem. O ich atrakcyjności wizualnej decyduje wąski przód oraz symetria pomiędzy głównym przetwornikiem i falowodem tweetera. Co prawda orzechowa okleina nie wzbudziła naszego zachwytu, ale na szczęście dostępne są również inne opcje, z których najokazalej prezentują się wersje lakierowane na biało lub czarno. Jeśli chodzi o brzmienie tego modelu, to jego największą zaletą jest nieprzeciętna spójność wynikająca z „bezszwowej” integracji przetworników. Timing jest bardzo dobry, zaś stereofoniczny obraz sceny dźwiękowej wyrazisty i stabilny. Jeśli dodamy do tego zwarty, czysty i sugestywny bas (któremu co prawda brakuje nieco ciężaru, ale za to jest wolny od ociężałości), to otrzymujemy bezdyskusyjnego zwycięzcę. Aby zestawić udany system, wykorzystując najlepsze kolumny z naszego testu grupowego, warto zainteresować się tymi produktami… Roksan Radius 5.2 i ramię Nima GRAMOFON Rega Saturn ODTWARZACZ CD WZMACNIACZ Stylowy i atrakcyjny wizualnie gramofon, który przez lata był stale modernizowany. Najnowszy model Radius 5.2 jest sprzedawany w komplecie z metalowoakrylowym ramieniem unipivot Nima. Chociaż brzmienie nie jest całkowicie wolne od podkolorowań, to jakość dźwięku jest znakomita: dostajemy doskonały rytm i tempo oraz świetne stereo. Ten stylowy top-loader jest wyposażony w niedawno opracowany mechanizm napędu z większą niż zwykle pamięcią, co pozwala w bardziej precyzyjny sposób odczytywać dane. Efektem jest bardzo czyste i wciągające brzmienie, pozbawione „cyfrowego” charakteru. Pod pewnymi względami NAIT XS można uznać za „okrojoną” wersję SUPERNAITA, w której usunięto cyfrowe wejście i DAC, ale która oferuje takie same możliwości rozbudowy za pośrednictwem zewnętrznych zasilaczy. NAIT XS oferuje nieco niższą moc, aczkolwiek w zupełności wystarczającą w codziennym użytku, a do tego zapewnia bardzo wyrafinowane i przekonujące brzmienie. Koniecznie posłuchaj z elektroniką Naim NAIT XS HOME CINEMA | HI-FI CHOICE 101 Harmonix CS-120 Improved-Version Model CS-120 powraca na rynek po kilku latach nieobecności W ofercie uznanego japońskiego producenta kabli pojawił się model CS-120. Ciekawostką jest to, że kiedyś był on już w ofercie Harmonixa, ale kilka lat temu został wycofany ze sprzedaży. Okazało się jednak, że nacisk ze strony klientów był tak duży, iż kierownictwo firmy postanowiło ponownie umieścić go w katalogu. Obecnie CS-120 to nic innego jak udoskonalona wersja protoplasty sprzed lat. Zmiany są niewielkie, a objęły przede wszystkim takie elementy, jak konstrukcję wiązki przewodników oraz materiały. Najważniejsze jest to, że widełki (kabel jest dostępny tylko z tym rodzajem zakończeń) pokryto podwójną warstwą złota i rodu. Ma to uczynić je bardziej odpornymi na ścieranie – ciągłe dociskanie przez terminale kolumn czy wzmacniacza nie powinno spowodować szybkiej utraty powłoki poprawiającej przewodność, zapewniającej efektywniejszy kontakt z gniazdami. Wyższa klasa Harmonix traktuje kable jako swego rodzaju układ naczyń krwionośnych funkcjonujących w jednym organizmie wraz z elektroniką. Od drożności tych naczyń zależy jakość pracy poszczególnych komponentów. Zaawansowane procesy strojenia rezonansów oraz dobór określonych materiałów okazały się kluczem do sukcesu. Nie ukrywam, że kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z produktami marki Harmonix, od razu wzbudziły we mnie uznanie i szacunek do ich konstruktorów. Miałem już okazję słuchać systemów w całości okablowanych tymi zacnymi przewodami i przyjrzeć się, a raczej przysłuchać dokładnie wielu modelom. Bez względu czy były to kable sieciowe, sygnałowe, czy też głośnikowe – zawsze odnosiłem podobne wrażenie „odetkania się” systemu. Czegoś w rodzaju uwolnienia się muzyki w pełnym paśmie częstotliwości. Dynamika, jaka cechuje najnowszy model CS-120, jest imponująca! Ale nie ten aspekt dźwięku od razu przykuwa uwagę słuchacza, a sposób, w jaki Harmonix przekazuje barwę dźwięku. Słuchając płyt Patricii Barber czy też ostrego rockowego łojenia w wykonaniu AC/DC, zawsze wyczuwałem w przekazie delikatne lampowe ciepło i ponadprzeciętną muzykalność. Bez agresji w zakresie najwyższych tonów, ale też ze zjawiskową detalicznością. Instrumenty dęte, jak trąbka Milesa Davisa, nabierały DETALE PRODUKT Harmonix CS-120 Improved-Version RODZAJ Kabel głośnikowy CENA 4.390 zł (2,5m) 4.790 zł (3m) NAJWAŻNIEJSZE CECHY •Widełki z miedzi wysokiej czystości, pokryte podwójną powłoką złota i rodu •Trwała powłoka z plecionki nylonowej •Dostępne długości: 1m, 1,5m, 2m, 2,5m, 3m DYSTRYBUCJA Moje Audio www.mojeaudio.pl www.hfc.com.pl blasku i niewymuszonej lekkości, nie tracąc przy tym odpowiedniego ciężaru. Model CS-120 w ulepszonej wersji zachwyci przede wszystkim miłośników muzyki wokalnej, bo dzięki niemu ludzkie głosy brzmią niezwykle naturalnie, wiernie i namacalnie. Ten japoński kabel głośnikowy jest moim zdaniem konstrukcją otwierającą drzwi do prawdziwego hi-endu za stosunkowo niewielkie pieniądze. Jeśli już staniecie się posiadaczami Harmonixa, możecie go używać bez końca, zmieniając tylko elektronikę, bo CS-120 absolutnie nie będzie jej ograniczał. Arkadiusz Ogrodnik WERDYKT JAKOŚĆ DŹWIĘKU JAKOŚĆ/CENA PLUSY: Swoboda w operowaniu każdym, nawet najbardziej mikroskopijnym dźwiękiem. Doskonała kontrola w paśmie niskich tonów, dokładna przestrzeń. Są bardzo elastyczne. MINUSY: Widełki nie są tak wygodne jak wtyki bananowe, a niektóre JAKOŚĆ WYKONANIA wzmacniacze (zwłaszcza brytyjskie) akceptują tylko banany MOŻLIWOŚCI OGÓŁEM: Niczym nieskrępowana barwa i dynamika czynią z nich idealne uzupełnienie wysokiej klasy systemów OCENA OGÓLNA CD 7, AP 7 AMPHION HELIUM 510 RECENZJA GOLDENOTE ODTWARZACZ CD, WZMACNIACZ ZINTEGROWANY, KOLUMNY PODSTAWKOWE Goldenote CD 7, AP 7 i Amphion Helium 510 Minimalistyczny system stereo do niewielkich pomieszczeń zapewniający wspaniały dźwięk tóż nie marzy o wykwintnym minimalistycznym systemie stereo w domu lub biurze, a do tego prezentującym się nieprzeciętnie i elegancko? Ten włosko-fiński zestaw może okazać się hitem, tym bardziej że w USA kolumny marki Amphion robią zawrotną karierę i sprzedają się jak ciepłe bułeczki. Ze względu na design, kompaktowe wymiary i fenomenalne brzmienie wybierają je przede wszystkim ludzie ceniący dobry dźwięk zarówno w pracy, jak również w domowym zaciszu, gdzie podczas codziennych obowiązków można oddać się muzycznej kontemplacji. K 76 HI-FI CHOICE | HOME CINEMA Te fińskie monitory przypadły do gustu zwłaszcza miłośnikom urządzeń firmy Apple – czy to przypadek, że białe lub czarne niewielkie kolumny z serii Helium (modele 410 i 510) doskonale pasują wzorniczo do tych popularnych produktów? Polski dystrybutor kolumn Amphiona, chcąc zainteresować rodzimych miłośników dobrego brzmienia, gustujących w kompaktowych zestawach hi-fi, przekazał nam do testów oprócz wspomnianych fińskich monitorów także system stereo składający się z odtwarzacza Goldenote CD 7 i wzmacniacza AP 7 tej samej firmy. Osobiście bardzo lubię monitory bliskiego pola, bo podczas pracy zwykle słucham muzyki, dlatego byłem bardzo ciekawy, czy włosko-fiński system będzie w stanie mnie zadowolić. Ujmujący design Włosi chyba za punkt honoru postawili sobie, że produkowane we Florencji mikrosystemy mają nie tylko dobrze wyglądać, co w ich wypadku jest naturalne, ale też dobrze brzmieć. Mając styczność z systemem składającym się z odtwarzacza i wzmacniacza, uświadomiłem sobie, jak wielką wagę do detali przywiązują designerzy z Goldenote. Fronty obydwu urządzeń są bardzo atrakcyjne wzorniczo, a wykonano je ze szczotkowanego aluminium. Odtwarzacz i wzmacniacz mają charakterystyczne wąskie obudowy GOLDENOTE CD 7, AP 7 AMPHION HELIUM 510 ODTWARZACZ CD, WZMACNIACZ ZINTEGROWANY, KOLUMNY PODSTAWKOWE o niewielkich gabarytach. Przyozdobiono je mikroskopijnymi, ale dobrze widocznymi diodami kontrolnymi oraz przyciskami sterującymi, co daje bardzo przyjemny efekt wizualny. Włosi zdecydowali się na zastosowanie komponentów zajmujących niewiele miejsca, ale nie odbiło się to negatywnie na osiągach technicznych i jakości budowy. AP 7 bazuje na końcówce mocy pracującej w klasie D, niewielkim transformatorze liniowym oraz klasycznym układzie zasilającym na bazie odrębnych sekcji z mostkami prostowniczymi oraz kondensatorami filtrującymi i magazynującymi prąd. Minimalistyczny układ głośności zrealizowano na układzie PGA2311 Burr-Browna. Poza tym dzięki montażowi powierzchniowemu w technologii SMD cały tor sygnałowy wraz ze wspomnianym układem i przedwzmacniaczami udało się ulokować na jednej niewielkiej płytce drukowanej, natomiast do niej pionowo zamocowano drugą płytkę z końcówkami mocy. Chłodzenie wspomaga stale pracujący wentylator, czasem dający o sobie znać nieznacznym szumem, a selektor źródeł zrealizowano na sterowanych aktywnym układem, hermetycznych przekaźnikach Axicom. W CD 7 sporą część miejsca zajmuje napęd CD. Zastosowano w nim mechanizm szczelinowy. Pod transportem znajduje się płytka sygnałowa wraz z cyfrowo-analogowym przetwornikiem Burr-Brown PCM1796, natomiast elektronikę odpowiadającą za sterowanie pracą urządzenia ulokowano na górnej płycie obudowy napędu CD. Odtwarzacz bazuje na hybrydowym układzie zasilającym, gdzie sekcja audio jest zasilana klasycznie (liniowo), natomiast reszta obwodów z poziomu układu impulsowego. Skandynawskie monitory Dystrybutor dostarczył do wyboru dwa modele monitorów, a mianowicie Amphion Helium 510 oraz 410. Podczas testu częściej korzystałem z większych 510, ale 410 to również bardzo udana konstrukcja, której poświęcimy odrębną recenzję w kolejnym numerze naszego magazynu. Helium 510 pracują w konfiguracji dwudrożnej, dysponują kompaktowymi obudowami wentylowanymi tunelami bas-refleksu ulokowanymi na tylnej ściance. Zastosowano w nich głośniki wysokotonowe z tytanowymi kopułkami – ukrytymi za metalowymi siatkami ochronnymi – wspomagane przez falowody zwiększające efektywność w zakresie wysokich tonów oraz poprawiające dyspersję dźwięku. Fiński producent podkreśla, że dzięki żmudnemu procesowi strojenia oraz ZŁĄCZA - GOLDENOTE CD 7, AP 7 2 1 3 8 4 5 7 6 wyjściowe z 1 Terminale końcówek mocy klasy D 2 Wejścia XLR wejścia na 3 Analogowe gniazdach RCA (trzy pary) XLR do 4 Wyjścia zbalansowanej transmisji 5 Wyjścia stereo RCA 6 Cyfrowe wyjście koaksjalne sieciowe 230V 7 Gniazdo wraz z łatwo dostępnym wykonana ze 8 Obudowa stali lakierowanej metodą sygnału audio bezpiecznikiem proszkową DETALE PRODUKT Goldenote CD 7 RODZAJ Odtwarzacz CD CENA 2.990 zł WAGA 4 kg WYMIARY (SxWxG) 200x80x260 mm NAJWAŻNIEJSZE CECHY •Opracowany przez Goldenote układ redukcji jittera – Zero Clock •Przetwornik C/A Burr-Brown PCM1796 •Hybrydowy zasilacz (impulsowo-liniowy) ze stabilizacją temperatury •THD (całkowite zniekształcenia harmoniczne): 0,001% •Wyjścia analogowe RCA stereo; wyjścia analogowe XLR •Wyjście cyfrowe koaksjalne •Stosunek sygnał/ szum: -115dB •Sekcja sygnałowa audio zasilana z liniowego obwodu zasilającego •Pobór mocy: 15W (max); 5W (Stand-by) •Wersja srebrna lub czarna DYSTRYBUCJA Moje Audio www.mojeaudio.pl DETALE PRODUKT Amphion Helium 510 RODZAJ Kolumny podstawkowe CENA 4.190-4.590 zł WAGA 7 kg WYMIARY (SxWxG) 160x310x265 mm NAJWAŻNIEJSZE CECHY •Pasmo przenoszenia: 47Hz–30kHz (+/-3dB) •Skuteczność/ impedancja: 86dB/8Ω •Rekomendowana moc wzmacniacza: 20–100W •Maskownice z metalowej siatki na obydwa głośniki DYSTRYBUCJA Moje Audio www.mojeaudio.pl; www.amphion.fi/pl RECENZJA specyficznej konstrukcji przetworników wysokotonowych kolumny z serii Helium są w stanie dobrze zabrzmieć w różnych warunkach akustycznych – nie omieszkałem tego sprawdzić. Amphion Helium 510 dysponuje papierowym stożkiem obsługującym średnicę i bas. Tak więc nie trudno się domyślić, że model ten adresowany jest do użytkowników słuchających muzyki w większych pomieszczeniach niż te, z myślą o jakich stworzono mniejsze 410-tki. Skrzynki, jak przystało na fińską manufakturę, zachwycają stolarką i dokładnym spasowaniem poszczególnych elementów – obudowy ujmują prostotą, minimalizmem, ale jednocześnie patrząc na nie, można odnieść wrażenie swego rodzaju luksusu, co dla wielu osób może mieć duże znaczenie. Testowane kolumny zostały zaprojektowane i wyprodukowane w Finlandii – proces produkcyjny skrzynek odbywa się w stolarni leżącej nieopodal głównej siedziby. Amphion kładzie nacisk na jakość, a gwarantem tego ma być fakt, że każda z kolumn od początku do końca powstaje w Finlandii. Znakomite! Takich monitorów, jak Amphion w tej cenie jeszcze nie słyszałem! Ich brzmienie czaruje. W piękny sposób potrafią przekazać wszelkie muzyczne zawiłości towarzyszące konkretnym gatunkom muzycznym. Zakres wysokich tonów prezentowany był w wyjątkowo ujmującym stylu – idealna kontrola, integracja ze średnicą i równowaga tonalna względem pozostałych, niżej położonych częstotliwości. Słuchając modelu Amphion 510, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że kolumny te stworzono na wzór studyjnych monitorów pozwalających wnikać w każdy szczegół muzycznej materii. Naturalnie praw fizyki nie da się oszukać, więc kolumny o tak niewielkich obudowach nie są w stanie poruszyć tak dużych mas powietrza, jak pełnowymiarowe podłogówki – dużych pomieszczeń nimi nie nagłośnimy, ale są za to idealne jako tzw. monitory bliskiego pola. To właśnie z myślą o miłośnikach dobrego dźwięku odtwarzanego z komputera czy też minimalistycznych systemów stereo, takich jak właśnie włoski Goldenote, Amphion stworzył kolumny Helium. Na dodatek są one łatwe do napędzania, o czym mogłem się przekonać, słuchając ich nie tylko z oferowaną przez wrocławskiego dystrybutora elektroniką, ale też z kilkoma innymi wzmacniaczami, w tym lampą o mocy nieprzekraczającej 15W na kanał. Wracając jednak do brzmienia zaprezentowanego przez ten włosko-fiński zestaw – idealnie sprawdzi się on w biurze czy też w niewielkich pomieszczeniach, zapewniając wysoką jakość dźwięku opartą na rzetelnie oddanej średnicy, krystalicznych wysokich tonach oraz zwinnym basie, pasującym do HOME CINEMA | HI-FI CHOICE 77 CD 7, AP 7 AMPHION HELIUM 510 RECENZJA GOLDENOTE ODTWARZACZ CD, WZMACNIACZ ZINTEGROWANY, KOLUMNY PODSTAWKOWE Akustycznie odporne SZCZEGÓŁY - AMPHION 510 1 2 6 5 4 3 kopułka wysokotonowa 1 Tytanowa ukryta za siatką i półprzeźroczystą wykonany 2 Starannie tunel bas-refleks pozłacane 3 Pojedyncze, terminale akceptujące odtwarzający bas i średnie 4 Stożek tony posiada idealnie dopasowaną metalową maskownicę wykonane 5 Skrzynie z dbałością o najmniejsze detale 6 Charakterystyczny firmowy falowód soczewką akustyczną ogólnej koncepcji dźwięku. Te niewielkie kolumny ustawione w pomieszczeniach do 15 metrów kwadratowych są w stanie dobrze oddać kontrast dynamiczny – muzyka synthpopowa w wykonaniu niemieckiego duetu De/Vision brzmiała atrakcyjnie, żywiołowo i z idealną równowagą tonalną. Zresztą podobnie rzecz miała się z muzyką jazzową czy klasyką. Wszystkie żywe instrumenty zostały przekazane z poprawną barwą, neutralnie i z pożądanym 78 HI-FI CHOICE | HOME CINEMA wtyki i widełki nasyceniem w środkowym zakresie pasma oraz rozłożystą przestrzenią, nawet jeśli wraz z kolumnami tworzyłem równoboczny trójkąt o boku nie większym niż jeden metr. Naturalnie ograniczenia skrzynek przełożą się na niedostatki w reprodukcji dużych składów symfonicznych, chodzi mi tu przede wszystkim o pożądane dociążenie w basie i jego obszerność. Ale i tak pod tym względem Helium 510 poradziły sobie bardzo dobrze. WARTO WIEDZIEĆ Oferta minimalistycznych systemów Goldenote wydaje się dosyć bogata, bo oprócz testowanych urządzeń w katalogu znajdziemy wiele innych ciekawych konstrukcji, np. przedwzmacniacz gramofonowy PH 7, wzmacniacz słuchawkowy HP 7 oraz monofoniczną końcówkę mocy M 7. Wśród urządzeń cyfrowych znalazł się również przetwornik C/A DAC 7, a jak by tego było mało, Włosi pokusili się również o skonstruowanie odtwarzacza CD uzupełniającego kompletną ofertę mikrosystemów stereo. Skoro już wspomniałem o przestrzeni, to muszę przyznać, że te niewielkie kolumny wraz z włoską elektroniką stworzyły świetny duet, radzący sobie w przeróżnych warunkach odsłuchowych. Ze względu na niewielkie wymiary i wagę wszystkich komponentów pozwoliłem sobie w ciągu dnia zafundować kilka sesji odsłuchowych, nie tylko w biurze, ale też w niewielkim pokoju bez grama miękkich materiałów – dywanów czy zasłon, z wieloma powierzchniami sprzyjającymi odbiciom. Niektóre kolumny w takich warunkach od razu kapitulują, kłując w uszy nieznośnie rozjaśnioną górą pasma. Ale w przypadku włosko-fińskiego duetu nic takiego nie miało miejsca – wysokotonowe kopułki wyposażone w firmowe falowody brzmiały tak, jakby słabo wytłumione pomieszczenie nie robiło na nich wrażenia! Oczywiście dźwięk nabrał nieco pazura i zwiększył się pogłos, ale dobra równowaga tonalna pozostała, a wysokie rejestry wciąż zachowywały stoicki spokój i kulturę. Te piękne fińskie monitory wraz z minimalistyczną elektroniką włoskiej marki Goldenote stworzyły w biurowych warunkach niezapomniany spektakl, a ja poczułem się, pracując przy komputerze, jak reżyser dźwięku w studio. Szkoda tylko, że miałem do dyspozycji niewiele czasu na zabawę z dźwiękiem, bo może coś fajnego udałoby mi się nagrać. Arkadiusz Ogrodnik DETALE PRODUKT Goldenote AP 7 RODZAJ Wzmacniacz zintegrowany CENA 2.900 zł WAGA 5 kg WYMIARY (SxWxG) 200x80x260 mm NAJWAŻNIEJSZE CECHY •Moc: 2x30W •Zniekształcenia harmoniczne: 0,5% (20Hz–20kHz) •Pasmo przenoszenia: 10Hz–50kHz (+/-3dB) •Wysokosprawny wzmacniacz pracujący w klasie D •Liniowy układ zasilający z 50VA transformatorem •Regulacja głośności za pomocą aktywnego układu PGA2311 •Analogowe wejście stereo RCA (trzy pary); analogowe wejścia XLR •Wersja srebrna lub czarna •Pobór mocy: 100W (max); 5W (min) DYSTRYBUCJA Moje Audio www.mojeaudio.pl WERDYKT GOLDENOTE CD 7, AP 7 JAKOŚĆ DŹWIĘKU JAKOŚĆ/CENA PLUSY: Szybki, wydajny i zrównoważony brzmieniowo wzmacniacz. Odtwarzacz ładnie pokazuje zjawiska przestrzenne MINUSY: Przy niskich poziomach głośności słychać szum wentylatora chło- JAKOŚĆ WYKONANIA dzącego w AP 7. Niezbyt ergonomiczny przełącznik selektora źródeł MOŻLIWOŚCI OGÓŁEM: Świetnie brzmiący, atrakcyjny wizualnie, a jednocześnie minimalistyczny system stereo OCENA OGÓLNA WERDYKT AMPHION HELIUM 510 JAKOŚĆ DŹWIĘKU PLUSY: Niezwykle kulturalny przekaz, jakiego zwykle można doświadczyć za kilkukrotnie większe pieniądze JAKOŚĆ/CENA MINUSY: Naturalne ograniczenia w basie ze względu na niewielkie gabaryty JAKOŚĆ WYKONANIA WYSTEROWANIE OGÓŁEM: Żywe i energiczne w charakterze kolumny, ujmujące znakomitą integracją przetworników, równowagą tonalną i średnicą o dojrzałości typowej dla drogich zestawów OCENA OGÓLNA DAC 7 RECENZJA GOLDENOTE PRZETWORNIK CYFROWO-ANALOGOWY Mocny mikrus! Zamknięty w niewielkiej obudowie, sprzedawany w niewygórowanej cenie, oferuje ponadprzeciętne brzmienie poprzednim numerze opisywałem moje wrażenia z testu amplifikacji z serii Micro włoskiej marki Goldenote. Wspominałem także, że w ofercie są kolejne urządzenia z tej linii – wszystkie w tak samo niewielkich obudowach i umiarkowanych cenach. Tak naprawdę przetwornik cyfrowo-analogowy DAC7 otrzymałem wraz z opisanymi już urządzeniami, ale po skończeniu ich testu posłuchałem go także we własnym systemie. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że jest to urządzenie o nieco innym charakterze brzmienia niż reszta rodziny. W 50 HI-FI CHOICE | HOME CINEMA Nowoczesny maluch O ile w przypadku końcówek mocy i przedwzmacniacza wielkość ich obudów była nieco zaskakująca (nawet jeśli nazwa serii – Micro – była mocną sugestią), o tyle w przypadku DAC-a można mówić o standardowej wielkości. Większość przetworników, nawet z wyższej półki cenowej, mieści się spokojnie w niewielkich pudełkach i tylko nieliczne mają obudowy „pełnogabarytowe”. W przypadku Goldenote’a wykorzystanie takiej samej obudowy dla wszystkich urządzeń z tej serii z jednej strony stanowiło zapewne wyzwanie dla konstruktorów (DAC-a łatwo w takiej obudowie „upchnąć”, ale przedwzmacniacz, końcówkę mocy czy odtwarzacz CD już niekoniecznie), a z drugiej pozwoliło w rozsądny, niewpływający na jakość brzmienia sposób zmniejszyć koszty produkcji. Ten pierwszy aspekt to także znak czasów – coraz więcej firm stara się zmniejszać koszty produkcji, z tym że w przeciwieństwie do wcześniejszej tendencji rynkowej nie odbywa się to kosztem jakości dźwięku, ale poprzez sprytne oszczędzanie. Włoski producent w pełni nadąża za oczekiwaniami klientów/trendem rynkowym, dzięki czemu kupujący otrzymuje urządzenie będące w stanie akceptować sygnał wysokiej rozdzielczości (do 24 bitów/192kHz) zarówno na wejściu koaksjalnym (a mamy ich dwa), optycznym, jak i USB (2.0, typ B). Na tylnym panelu oprócz wymienionych gniazd wejść cyfrowych znajdują się wyjścia analogowe (RCA i XLR), gniazdo sieciowe oraz gniazdo pozwalające na podłączenie opcjonalnego, zewnętrznego zasilacza. Obudowę GOLDENOTE DAC 7 PRZETWORNIK CYFROWO-ANALOGOWY DETALE PRODUKT Goldenote DAC7 RODZAJ Przetwornik cyfrowoanalogowy CENA 2.990 zł WAGA 4 kg WYMIARY (SxWxG) 200x80x260 mm NAJWAŻNIEJSZE CECHY •Asynchroniczny przetwornik USB DAC 24/192 USB 2.0 •Dostępne częstotliwości 44,1/48/ 88,2/96/ 176,4/192kHz •Pasmo przenoszenia 20Hz–20kHz (+/-0,3dB) •Zniekształcenia harmoniczne THD 0,001% max •Stosunek sygnał/ szum -105dB •Dynamika 125dB •Wejścia cyfrowe: USB 2.0/RCA koaksjalne x2/Toslink optyczne •Wyjścia audio analogowe RCA oraz zbalansowane XLR •Poziom wyjściowy sygnału 2V RMS •Pobór mocy 50W DYSTRYBUCJA Moje Audio www.mojeaudio.pl wykonano z aluminium, dostępne są dwie wersje kolorystyczne wykończenia frontu urządzenia – czarne lub srebrne. Na froncie znajduje się główny włącznik oraz dwa przyciski pozwalające na przełączanie między wejściami cyfrowymi. Powyżej umieszczono diody wskazujące częstotliwość próbkowania sygnału dostarczanego do DAC-a. Wejście USB jest (oczywiście) asynchroniczne (oparte na odbiorniku SMSC 3318), natomiast sama kość przetwornika D/A pochodzi z firmy AKM – to AK4113. Posiadacze komputerów z systemem operacyjnym Windows, którzy chcą go używać jako źródło sygnału, wykorzystując kabel USB, muszą pobrać ze strony producenta i zainstalować stosowny sterownik. Dla „makowców”, jak zwykle, jest to urządzenie plug&play, niewymagające instalowania żadnych dodatkowych sterowników czy oprogramowania. Zarówno w systemie Windows XP, jak i Windows 7 Home Edition instalacja sterownika przebiegła bezproblemowo, a w czasie odsłuchów nie pojawiły się żadne problemy przy jakiejkolwiek rozdzielczości plików dostarczanych do przetwornika. Faktem jest, że nieco bardziej podobało mi się jego brzmienie przy dostarczaniu sygnału wejściem koaksjalnym niż USB, ale to w zasadzie reguła, którą w moich uszach złamał do tej pory jedynie DAC Calyx 24/192. W pozostałych wypadkach RECENZJA zastosowanie konwertera USB/coax zawsze dawało lepsze rezultaty niż podłączanie komputera bezpośrednio do wejścia USB w DAC-u. Nie zmienia to faktu, że dźwięk uzyskiwany przy połączeniu bezpośrednim DAC-a7 z komputerem był dobrej, jak najbardziej akceptowalnej klasy, na którą zupełnie nie narzekałbym, gdybym nie spróbował konwertera USB/coax Stello U3. Z konwerterem dźwięk wydaje się nieco pełniejszy, zyskuje także na dynamice i precyzji. Twardo, szybko, muzykalnie Jak już napisałem we wstępie, DAC7 zaskoczył mnie nieco swoim brzmieniem, gdy w końcu podpiąłem go do własnego systemu. Dla przypomnienia: zestaw końcówek mocy M7 i przedwzmacniacza HP7 grał dźwiękiem bardzo muzykalnym, przyjemnym dla ucha. Bas był dość mocny, mięsisty, ale niekoniecznie konturowy, podobnie na górze pasma można było usłyszeć niewielkie zaokrąglenie, choć nie brakowało tam ani dźwięczności, ani powietrza. To bardzo dobry dźwięk w swojej klasie cenowej, ale niewątpliwie nie wybiorą go osoby oczekujące przede wszystkim precyzyjnego, analitycznego dźwięku z konturowym basem – one muszą szukać gdzieś indziej. Tymczasem sam DAC z moim systemem (ModWright LS100 + KWA100SE) zagrał co prawda nadal bardzo muzykalnie (to oczywiście zdecydowany plus), ale dźwięk był szybszy, twardszy, sprawiał wrażenie bardziej dynamicznego i to wszystko bez specjalnej utraty wypełnienia, dociążenia całego pasma. Faktem jest, że o ile przedwzmacniacz czy końcówki mocy kosztujące ok. 3.000zł są urządzeniami budżetowymi, o tyle DAC w tej cenie to już nie jest (na rynku) dolna półka, ale raczej bliżej mu do średniej. Rzecz w tym, że M7 i HP7 muszą się mierzyć z konkurencją ze stosunkowo niskiej półki cenowej i (moim zdaniem) nie znajdują na niej zbyt wielu konkurentów (oferujących podobną klasę). Przetworników natomiast w zbliżonej cenie jest na rynku sporo, plus jest także spora ilość tańszych urządzeń – konkurencja w tym sektorze rynku jest więc znacznie większa. Dlatego też DAC-owi 7 trzeba stawiać wyższe wymagania niż testowanym wcześniej urządzeniom. Trudno mi oceniać, czy inżynierowie Goldenote’a też tak do tego podeszli, czy też stworzyli urządzenie, które uzupełnia/dopełnia brzmieniowo amplifikację z serii Micro, a może połączyli jedno z drugim. Niemniej to właśnie przetwornik jest elementem grającym szybko, dynamicznie, oferującym stosunkowo twardy, konturowy, nieźle różnicowany i szybki bas. Średnica i góra pasma, choć HOME CINEMA | HI-FI CHOICE 51 DAC 7 RECENZJA GOLDENOTE PRZETWORNIK CYFROWO-ANALOGOWY ZŁĄCZA 1 3 5 2 4 1 Wyjście analogowe XLR 2 Wyjście analogowe RCA wejścia cyfrowe 3 Dwa koaksjalne 4 Wejście USB 5 Wejście optyczne do zewnętrznego 6 Złącze zasilacza nadal gładkie i kolorowe, wydają się stawiać raczej na przejrzystość, szczegółowość, przestrzenność, a nieco mniej na aspekt nasycenia dźwięku, który przez to wydaje się nie być tak gęsty. Muzyka jest prezentowana z dużą swobodą, budowana scena jest spora, dobrze poukładana, z całkiem udanym definiowaniem przestrzennych brył oraz ze sporą ilością powietrza między instrumentami. Góra jest dźwięczna i nawet jeśli wydaje się nieco mniej dociążona niż w przypadku całego systemu z serii Micro, to nie miałem wrażenia rozjaśnienia, ani tym bardziej wyostrzenia wysokich tonów. Wszystkie te cechy bardzo dobrze uzupełniają 6 to, co zaprezentowały monobloki M7 z przedwzmacniaczem HP7 – razem te urządzenia tworzą dźwięk, który naprawdę przypadł mi do gustu, balansując między bardzo gęstym, dobrze dociążonym, ale nieco zaokrąglonym i niezbyt szybkim, a twardszym, bardziej transparentnym i szczegółowym. Element układanki Trzeba pamiętać, że budując urządzenia budżetowe, producenci muszą iść na pewne kompromisy konstrukcyjne, a w efekcie brzmieniowe. Tworząc dość oryginalną (ze względu na gabaryty) linię Micro, Goldenote mógł zakładać, WARTO WIEDZIEĆ Firma Goldenote powstała w 1992 roku, choć de facto na początku nazywała się Blue Note, ale z tej nazwy musiano zrezygnować, gdyż występował konflikt z istniejąca dłużej firmą płytową o identycznej nazwie. Na początku produkcja ograniczała się do akcesoriów i urządzeń wysokiej klasy. Zaledwie dwa lata później Włosi postawili na projektowanie i rozwijanie autorskich rozwiązań. W 1997 roku powstała Goldenote - Industrie Audio Vox (lub I.A.V.) oferująca gramofony, ramiona gramofonowe, odtwarzacze CD, wzmacniacze i kolumny głośnikowe, które spełniały założenia „doskonałego stosunku ceny do jakości i atrakcyjnego, włoskiego wyglądu”. Pod koniec roku 2000 Goldenote wprowadził na rynek linię droższych, bardziej ambitnych produktów, nazwaną Villa. Pozwoliło to na ekspansję w Europie, USA i na Dalekim Wschodzie. Obecnie Goldenote współpracuje z lokalnymi dostawcami dostarczającymi części robione na zamówienie, wykonującymi montaż i pakowanie, pozostając otwartą na zmieniające się życzenia krajowych i zagranicznych klientów. Prezesem firmy jest Maurizio Aterini, który studiował mechanikę oraz inżynierię tekstylną, posiada też magisterium z marketingu. Dołączył do Goldenote w momencie utworzenia jej działu Hi-Fi w 1992 roku i awansował na pozycję pezesa w 1997, kiedy została zakończona restrukturyzacja firmy. że spora część klientów będzie kupować kompletne systemy, dobierając potrzebne im elementy. Stąd mógł sobie pozwolić na pewną komplementarność cech poszczególnych urządzeń. Jednocześnie urządzenie, które najczęściej może być kupowane osobno i które ma największą konkurencję na rynku na swoim poziomie cenowym (czyli DAC), jest obiektywnie rzecz biorąc bardziej kompletne, oferuje równiejszy, ergo lepszy dźwięk. Ani na moment jednakże Włosi z Goldenote’a nie stracili z oka tego, co w ich urządzeniach jest chyba najważniejsze – muzykalności. Dostajemy w efekcie dźwięk, do którego trudno się przyczepić – nie ma tu cech słabych/ słabszych. Oczywiście, że wszystko da się także pokazać lepiej, czego dowodzą droższe przetworniki, ale wybierając konkretne urządzenie, dysponujemy zazwyczaj ustalonym budżetem, a jeśli jest on zbliżony do ceny DAC7, to na pewno warto go posłuchać. Wielu osobom przypadnie do gustu to połączenie muzykalności z otwartością, dynamiką i brakiem cech, które zdecydowanie wyróżniałyby się w dźwięku na plus lub na minus. Tak więc jeśli szukacie Państwo wzmacniacza dzielonego i wybór padnie na parę monobloków M7 z przedwzmacniaczem/wzmacniaczem słuchawkowym HP7, to warto z nimi posłuchać właśnie DAC-a 7. Nie dość, że idealnie wpasuje się w system wizualnie, to i sonicznie uzupełni cechy wspomnianej amplifikacji. Razem, w cenie poniżej 10.000zł (choć oczywiście konieczne są jeszcze jakieś kable i kolumny), tworzą one zestaw, który naprawdę trudno będzie w tej cenie pokonać. Jako źródło wystarczy komputer, jako kolumny jakieś monitorki (Xaviany jeśli to muzykalność jest najważniejsza, albo np. Amphiony jeśli skłaniacie się Państwo w stronę precyzyjniejszego dźwięku) czy niewielkie podłogówki (tych samych firm, a może np. rodzimej Audio Academy), oczywiście niedrogie kable i powstanie system za stosunkowo niewielkie pieniądze oferujący dobrą klasę dźwięku. Marek Dyba WERDYKT JAKOŚĆ DŹWIĘKU JAKOŚĆ/CENA JAKOŚĆ WYKONANIA MOŻLIWOŚCI PLUSY: Szybkie, neutralne, przestrzenne granie z twardym, konturowym basem i dźwięczną, przestrzenną górą MINUSY: Brak wejścia AES/EBU OGÓŁEM: Urządzenie, które bez problemu może konkurować z innymi ze swojej półki cenowej, oferując ponadprzeciętną muzykalność OCENA OGÓLNA 52 HI-FI CHOICE | HOME CINEMA AHI-FI Gramofon TEST Włosi to zawsze mistrzowie stylu – co do tego panuje powszechny konsensus. Nic więc dziwnego, że i w audio, a więc w dziedzinie, która nas interesuje, włoskie marki są kojarzone najczęściej z szykiem i elegancją... Nie zawsze włoski projekt musi nam przypaść do gustu – to kwestia różnic kulturowych, indywidualnego smaku i konkretnego produktu. Nie każdy włoski projekt jest genialny, ale niemal każdy jest specjalny. P ojawienie się dwóch nowych gramofonów firmy Goldenote, wykończonych naturalną skórą, było z jednej strony zaskoczeniem, z drugiej – wcale nie kłóciło się z charakterem włoskich pomysłów. Testowany przez nas model, Valore Italian Job (drugi to Bellavista Leather), został pokazany po raz pierwszy podczas wystawy High End 2012 w Monachium, gdzie wzbudził duże zainteresowanie – po prostu pięknie wyglądał. A świadomość tego, że to absolutnie limitowana, numerowana edycja (ma być wyprodukowanych tylko 50 sztuk), podnieca niektórych dodatkowo. Od strony technicznej to dość prosty gramofon, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Z paskiem napędowym, bez odsprzęganego subchassis, z podstawą wykonaną z lekkiego, wielowarstwowego kompozytu. Wykorzystano tu włókna z naturalnych materiałów i, jak czytamy w materiałach firmowych, materiał podstawy został opracowany pod kątem szybkiego wygaszania drgań, ale nie w dużej masie, a dzięki specjalnej strukturze. Podstawa została obciągnięta ręcznie szytą skórą – dostępne są cztery kolory: czerwony, biały, czarny, zielony. Całość stoi na trzech nóżkach – dwóch z przodu, jednej z tyłu. Odkręcane stopy pozwalają na wyregulowanie poziomu. Talerz wygląda jak zwykły mleczny akryl, jednak właściciel Goldenote, pan Maurizio Aterini, mówi, że akryl był tylko punktem wyjścia. Materiał ten stosował w swoich wcześniejszych gramofonach i wciąż jest z niego 46 październik 2012 SKÓROPODNIECENIE 'OLDENOTE6!,/2%)4!,)!.*/""!"%,% zadowolony, w tym konkretnym projekcie był potrzebny jednak materiał twardszy i o większym ciężarze właściwym. Talerz nie jest jednak gruby – ma tylko 20 mm. Oś talerza wykonano z utwardzanej stali w opatentowanej przez Goldenote technice Split-Spindle – trzpień składa się z dwóch skręcanych ze sobą elementów, między którymi jest ściskany talerz. Ma to zmniejszyć wibracje i „bicie”. W punkcie, w którym trzpień dotyka spodu łożyska, umieszczono specjalny, bardzo twardy materiał o nazwie Arnite. To część rozwiązania, z którego Maurizio jest szczególnie dumny – regulacji VTA właśnie w talerzu. VTA można regulować także w ramieniu, ale jest to bardziej skomplikowane. Silnik synchroniczny umieszczono w ciężkim odlewie, z którym nie styka się jednak bezpośrednio, a za pośrednictwem specjalnej pianki tłumiącej drgania. Goldenote nazwało to rozwiązanie HDM, czyli Highly Dampened Motor. Na osi zamocowano kółko o dwóch średnicach; zmiana prędkości obrotowej odbywa się ręcznie, jest jednak łatwa, bo trzpień silnika znajduje się w widocznym miejscu. Pasek o okrągłym przekroju wykonano ze wzmacnianego poliwinylu. Warto dodać, że przy położeniu 33 1/3 znajduje się on dość blisko górnej krawędzi talerza, przez co zdarzało mi się często go dotykać przy ściąganiu płyty – a to nie jest korzystne, ponieważ pasek powinien być zawsze suchy, bez tłustych zanieczyszczeń. Wyłącznik silnika umieszczono w lewym przednim rogu podstawy. Valore Italian Job to kompletny gramofon, tj. z zamontowanym ramieniem i wkładką. Ramię jest konstrukcją własną Goldenote – to 8-calowy model B-5sc z zawieszeniem kardanowym, aluminiową rurką i osobno wykonaną główką ramienia. Przeciwwaga ma postać płaskiego krążka z nawierconym niecentrycznie otworem. Z tyłu, obniżając dodatkowo punkt ciężkości, dokręcono mniejszy krążek. Taka konstrukcja powoduje, że punkt ciężkości przeciwwagi znajduje się nie na osi ramienia, a na wysokości igły, co jest sytuacją pożądaną. Przeciwwaga jest jedynym elementem, który musi ustawić użytkownik. Żeby mu to ułatwić, na rurce ramienia założono gumowy ring – trzeba tylko dosunąć krążek przeciwwagi do tego miejsca, aby ustalić nacisk wkładki ok. 1,6 g, czyli w punkcie wskazanym przez producenta. Wkładka Babele MM (jest też w ofercie wkładka Babele MC) to wersja konstrukcji Audio-Technica AT95E, a więc wkładki dość taniej, o napięciu wyjściowym 3 mV. Gramofon wyjmujemy z pudła niemal gotowy do użycia – wystarczy nałożyć krążek przeciwwagi oraz żyłkę antyskatingu i gotowe. Tyle że ani w materiałach firmowych, ani w instrukcji o tym ostatnim nie ma ani słowa... www.audio.com.pl ODSŁUCH www.audio.com.pl Zmiana prędkości obrotowej – ręczna. Ramię B-5sc – u dołu widać element, przez który przewiesza się żyłkę antyskatingu, o czym musimy pamiętać sami. W komplecie dostajemy wkładkę Babele MM – to produkowana na zamówienie Goldenote wersja wkładki Audio-Technica AT95E. 2%+,!-! Konstruktor tak poukładał wszystkie elementy, tak ustawił względem siebie wady i zalety, że dostajemy do ręki skończony, gotowy produkt, w zasadzie zamknięty na usprawnienia. Teoretycznie można w nim to i owo poprawić, jednak lepiej trzymać się blisko tego, co wstępnie zostało „zaprogramowane”. Albo w ogóle nic ruszać. Możemy bowiem wydać sporo pieniędzy, a dostaniemy dźwięk gorszy od wyjściowego. Brzmienie tego „systemu” (gramofon + ramię + wkładka) jest nastawione na średnicę. To organiczny, pełny dźwięk o znakomitej płynności i przenikaniu. Ciepło emanuje natychmiast, lecz nie wiąże się z zaciemnieniem, z wyraźnym wycofaniem góry pasma. Sam jego skraj jest ostatecznie przytłumiony, lecz podstawowe dźwięki są czytelne. Kiedy uderza blacha perkusji (szczególnie w nagraniach Analogue Production 45 rpm), trójkąt w nagraniach firmy Esoteric (200 g), czy kiedy wreszcie słyszę różne rodzaje szumu na starych nagraniach z lat 40. („The Voice” Franka Sinatry), szumy z oryginałów szelakowych i szumy z aktualnego tłoczenia, to wiem, że jest dobrze. Jednak najpiękniej zabrzmiały nagrania z wokalem. Również saksofon był wyjątkowo smakowity. Valore gra stylowo i zarazem energetycznie, kreuje duże i żywe źródła pozorne, dobrze różnicuje nagrania. A to już jest coś, co wykracza poza ramy „ładnego” dźwięku. Valore nie wrzuca wszystkiego do jednego worka, nie ujednolica barwy, chociaż różnicowanie przeprowadza po swojemu, nadając każdemu nagraniu swoiste „imprimatur”. Gramofon Goldenote można ulepszyć, trzeba to jednak robić wyjątkowo ostrożnie i z wyczuciem. Możemy wymienić wkładkę, która jest obiektywnie najsłabszym elementem tej układanki, chociaż dopasowano ją wyjątkowo zgrabnie, minimalizując wpływ jej problemów. W tym kontekście gra wciągająco, ma jednak wciąż wyraźne ograniczenia – tylko dostateczną rozdzielczość, akcentowanie średniego basu i stępienie najwyższych częstotliwości. Bezpiecznym upgradem będą „wyższe” wkładki tego producenta. Wykonałem też próbę z krążkiem dociskowym. Używam krążka niemieckiej firmy Pathe Wings o masie 650 g (w ofercie jest też wersja 250 g). Przy gramofonach ze słabszymi silnikami dodatkowa masa niekoniecznie przekłada się na lepszy dźwięk. Tutaj było lepiej (lepsza kontrola i porządek), a silnik Goldenote dodatkowego obciążenia nawet „nie zauważył”. Valore ze standardowym wyposażeniem gra emocjonująco dzięki swobodzie, nawet pewnej dezynwolturze... „Ulepszając”, czynimy brzmienie poprawniejszym, ale i trochę nudniejszym... Dlatego nie jestem pewien, czy jest sens w to brnąć. Wziąłbym go takim, jaki jest, ze wszystkimi jego zaletami i wadami, bo pozostają one w symbiozie pozwalającej po prostu cieszyć się muzyką. Jeżeli chcemy uzyskać brzmienie zdecydowanie wyższej klasy, lepiej kupić... zdecydowanie droższy gramofon. Wojciech Pacuła Nóżki są aluminiowe, a ich stopy wykręcane – w ten sposób regulujemy poziom. VALORE ITALIAN JOB #%.!Z $93429"54/2 -/*%!5$)/ $93429"54/2-/*%!5$)/ WWWMOJEAUDIOPL 79+/.!.)% +LASYCZNAZASADNICZODOyÃPROSTAKONSTRUKCJA ALEZKILKOMAZAAWANSOWANYMIELEMENTAMIZAPOYCZO NYMIZDROSZYCHKONSTRUKCJI'OLDENOTEa/DJECHANEq SKÐRZANEWYKOÎCZENIE &5.+#*/.!,./i£ 7YGODNACHOÃMANUALNAZMIANAPRÇDKOyCI OBROTOWEJ/TRZYMUJEMYGRAMOFONWYREGULOWANY ISKALIBROWANY "2:-)%.)% 'ÇSTEORGANICZNEUMIARKOWANIEROZDZIELCZEALE DOBRZERÐNICUJCE.AJNISZYBASWYCOFANYLECZ UDERZENIEWYSZEGOsJUENERGETYCZNE#IEPA ANGAUJCAyREDNICA październik 2012 47 HP7 + M7 RECENZJA GOLDENOTE PRZEDWZMACNIACZ + KOŃCÓWKA MOCY 82 HI-FI CHOICE | HOME CINEMA GOLDENOTE HP7 + M7 PRZEDWZMACNIACZ + KOŃCÓWKA MOCY Micro, ale z powerem! Śmiem przypuszczać, że nazwa Akamai niewiele Państwu mówi. To włoska firma będąca właścicielem marek Goldenote i Blacknote, które goszczą na polskim rynku już od ładnych kilku lat. Oferta tych marek jest bardzo szeroka ym razem do testu otrzymaliśmy nowy przedwzmacniacz/ wzmacniacz słuchawkowy i monobloki, których ceny są zdecydowanie przyjazne dla klienta. Czy dźwięk także? T Małe i sprytne Włosi, choć mają w ofercie urządzenia z najwyższej półki, nie zapominają bynajmniej o klientach z mniej zasobnymi kieszeniami, czy też takich, którzy potrzebują dobrze grającego, ale niewielkiego, zgrabnego systemu za stosunkowo nieduże pieniądze. Z myślą o nich powstała seria Micro-Line – to z niej pochodzą testowane końcówki mocy M7 oraz przedwzmacniacz/wzmacniacz słuchawkowy HP7. Nazwa serii wzięła się niewątpliwie od niewielkich wymiarów obudów, które mierzą zaledwie 200x80x260mm. Wygląda na to, że wszystkie urządzenia korzystają/będą korzystać z tej samej obudowy. To po prostu rozsądny sposób na ograniczenie kosztów – można wykorzystać efekt skali, zamawiając setki czy tysiące takich samych obudów. Do wyboru są dwie wersje kolorystyczne aluminiowych frontów (reszta obudowy jest zawsze czarna) – może to być czarne szczotkowane aluminium albo srebrne anodyzowane. Rozsądny minimalizm HP7 to liniowy przedwzmacniacz z wbudowanym wzmacniaczem słuchawkowym. Do dyspozycji dostajemy dwa wejścia analogowe – 1xRCA i 1xXLR, oraz po 2 wyjścia RCA i XLR w wersjach z regulowanym i stałym poziomem wyjściowym. Na tylnym panelu oprócz wyżej wymienionych znajdziemy także gniazdo sieciowe oraz złącze, do którego można podłączyć dedykowany, zewnętrzny zasilacz. Wyposażenie trudno nazwać przesadnie bogatym, ale w większości kompaktowych systemów dwa wejścia i dwa wyjścia powinny w zupełności wystarczyć. Na froncie pośrodku znajduje się główny włącznik, a po jego bokach przyciski do regulacji głośności. Powyżej umieszczono dwie diody sygnalizujące, czy korzystamy z wejścia RCA czy XLR, a nad nimi niebieską diodę sygnalizującą włączenie urządzenia oraz czerwoną i zieloną, które pokazują, czy zasilamy urządzenie z sieci, czy z dedykowanego zasilacza. Po lewej stronie znajduje się niewielki wyświetlacz pokazujący ustawioną głośność, a po prawej stronie znajduje się gniazdo słuchawkowe (6,3mm, czyli tzw. duży jack). W swoich produktach, w tym w HP7, Goldenote stosuje zaawansowaną regulację poziomu głośności. Aktywna regulacja poziomu sygnału jest oparta na najwyższej klasy rezystorach, co umożliwia regulację głośności w 200 krokach co 0,5dB. Zintegrowany w przedwzmacniaczu wzmacniacz słuchawkowy umożliwia stosowanie słuchawek o impedancji od 20 do 1000Ω. Urządzenie wyposażono w pilota zdalnego sterowania. M7 to zbalansowany monofoniczny wzmacniacz mocy oddający do 100W przy 8Ω. Zmieszczono go w takiej samej obudowie, jak pozostałe urządzenia serii Micro. Na froncie znajduje się główny włącznik, a po bokach: przycisk pozwalający wybrać wejście RCA lub XLR oraz „mute”, czyli wyciszenie. Powyżej znajdują się diody informujące, czy korzystamy z wejścia RCA czy XLR, a jeszcze wyżej jest niebieska (sygnalizująca, że wzmacniacz jest włączony) oraz czerwona (informująca, że jest on zasilany bezpośrednio z sieci – nie ma tu opcji podłączenia zewnętrznego zasilacza). Na tylnym panelu znajdują się pozłacane gniazda głośnikowe oraz po jednym wejściu RCA i XLR, i oczywiście gniazdo sieciowe. Zgodnie z informacją producenta – końcówki mocy M7 są w stanie napędzić większość kolumn dostępnych na rynku. DETALE PRODUKT Goldenote HP7 + M7 RODZAJ Prze/wzmacniacz słuchawkowy; Końcówki mocy CENA 2.990 zł/szt. 5.980 zł (2 szt.) WAGA 4 kg/szt. 5 kg/szt. WYMIARY (SxWxG) 200x80x260 mm NAJWAŻNIEJSZE CECHY HP7 •Wzmacniacz słuchawkowy współpracujący ze słuchawkami o impednacji 20–1kΩ •Pasmo przenoszenia 10Hz–50kHz (+/-3dB) •Dynamika >120dB •Stosunek sygnał/ szum -105dB •Wejścia audio RCA i XLR •Impedancja wejściowa 47kΩ •Wyjścia audio pre-out RCA i zbalansowane XLR •Wyjścia audio regulowane RCA i zbalansowane XLR •Pobór mocy 50W M7 •Moc: 100W przy 20Hz–20kHz •Pasmo przenoszenia: 20Hz–20kHz (+/-3dB) •Stosunek sygnał szum: -90dB •Dynamika: 120dB •Współczynnik tłumienia: >400 •Szybkość narastania: 13V/µs DYSTRYBUCJA Moje Audio www.mojeaudio.pl RECENZJA serio. Oczywiście to nie pierwsza firma, która robi urządzenia wielkości „pudełek po butach” – np. ciesząca się sporym uznaniem (nie tylko brytyjskich klientów) marka Cyrus od początku swego istnienia ma w swojej ofercie wyłącznie takie „maluchy”. Pozostało mi więc odrzucić pierwsze wrażenie czy uprzedzenia podpowiadające, że po takich maluchach nie sposób spodziewać się czegoś wielkiego, i skupić się na tym, co w końcu jest główną funkcją urządzeń audio, czyli na dźwięku, jaki reprodukują. W czasie gdy odsłuchiwałem Goldenote’y, miałem w domu trzy pary kolumn i nawet jeśli wszystkie dość łatwe do napędzenia, to jednak różne konstrukcyjnie. Odsłuchy zacząłem w zaufanymi JAF-ami Bombard, z których korzystam w testach od kilku miesięcy. To bardzo równo grające kolumny, z wstęgą na górze i czterema szerokopasmowcami przetwarzającymi pozostałą część pasma, w obudowie będącej oryginalnym rozwiązaniem JAF-a, stanowiącej odpowiednik otwartej odgrody. Dość wysoka skuteczność tych kolumn sugeruje, że są raczej łatwe do napędzenia, ale mój 8W wzmacniacz w układzie SET na lampie 300B nie radzi sobie z nimi najlepiej, a z dotychczasowych doświadczeń wynika, że im lepszy wzmacniacz, tym więcej JAF-y potrafią pokazać. A jak było ze 100W włoskimi końcówkami mocy? Ich charakter brzmienia spasował się z JAF-ami naprawdę dobrze. Zestaw HP7 i M7 gra jak większość urządzeń Goldenote’a, które miałem okazję do tej pory słyszeć, nieco ocieplonym, gładkim, bardzo muzykalnym dźwiękiem z całkiem niezłym poziomem dynamiki. Daje to efekt namacalnej, otwartej średnicy, dzięki której świetnie słuchało mi się np. damskich wokali. Goldenote’y nie są mistrzami w superprecyzyjnym pokazywaniu skrajów pasma – zarówno na górze, jak i w basie słychać delikatne zaokrąglenie. Bas można by wziąć bardziej za lampowy niż tranzystorowy – dobrze wypełniony, nisko schodzący, ale nie aż tak szybki i konturowy, jak to potrafią pokazać droższe konstrukcje solid-state. Na górze pasma takie delikatne zaokrąglenie pozwala Pozory mylą Mówiąc zupełnie szczerze, to te „maluchy” nie robią wielkiego wrażenia swoim wyglądem – i owszem są solidnie wykonane, ale ich wielkość jest tak różna od tego, do czego przywykliśmy w świecie hi-fi, że trudno je na początku traktować całkiem HOME CINEMA | HI-FI CHOICE 83 HP7 + M7 RECENZJA GOLDENOTE PRZEDWZMACNIACZ + KOŃCÓWKA MOCY ZŁĄCZA 1 5 3 liniowe 1 Wyjście zbalansowane 2 Wyjście pre-out 3 Wejście zbalansowane 6 2 4 7 9 4 Wejście niezbalansowane do 5 Gniazdo podłączenia zewnętrznego zasilacza 8 7 6 Niezbalansowane wyjście liniowe i pre-out 7 Wejście zbalansowane 8 Wejście niezbalansowane uniknąć, albo przynajmniej nieco „przytemperować” wyostrzenia, których nie brak na wielu współczesnych nagraniach. Dzięki temu de facto wielu takich nagrań można po prostu słuchać z przyjemnością, podczas gdy odechciewa się tego, gdy przychodzi owych ostrości czy ziarnistości słuchać na sprzęcie z wysokiej półki. Nie oznacza to bynajmnniej, że nagle Patricia Barber czy wielki Louis Armstrong zgubią gdzieś swoje sybilanty – oczywiście, że nie. Sybilanty w nagraniach często brzmią znacznie ostrzej niż w naturze, gdzie są normalnym elementem wielu głosów. Można by się pokusić o stwierdzenie, że Goldenote’y przywracają wiele wyostrzonych nagrań do bardziej naturalnego brzmienia – należę do osób, które słuchają muzyki dla przyjemności, a nie po to, by usłyszeć wszystkie błędy realizatorów nagrań, więc mi Goldenote’owskie podejście od reprodukcji muzyki zdecydowanie odpowiada. Faktem także jest, że dzięki bardzo dobrej wstędze pracującej w Bombardach owo zaokrąglenie nie było aż tak bardzo zauważalne – blachy perkusji nadal pięknie lśniły i dźwięczały, a trójkąt długo, pięknie wybrzmiewał, choć z drugiej strony był też pewien „koszt” w postaci trąbek, którym brakowało chwilami odrobiny ostrości/chropowatości, która jest naturalnym elementem ich brzmienia. Cóż – mamy tu urządzenia właściwie budżetowe, trudno więc się spodziewać doskonałego w każdym aspekcie dźwięku. Pewne kompromisy są więc oczywistością – te świadomie 84 HI-FI CHOICE gniazdo 9 Solidne głośnikowe 8 9 | HOME CINEMA wybrane przez włoskich konstruktorów powinny być łatwe do zaakceptowania dla większości osób, szukających urządzeń z tej, a nawet nieco wyższej półki cenowej, ceniących przede wszystkim bardzo muzykalną prezentację. Rytm z powerem Przy nieco „trudniejszej” muzyce, rocku czy klasyce w dźwięku nie brakowało dynamiki, czy tzw. „powera”. Co prawda dynamika w skali makro jest nieco mocniejszą stroną tych urządzeń niż w skali mikro, ale należy pamiętać, z jakiej półki cenowej pochodzą te urządzenia. Rytm za to jest ich mocną stroną – gitary basowe, wyznaczające puls wielu nagrań rockowych, mając odpowiednią wagę, intensywność, energię, doskonale spełniały swoje zadanie. Uderzeniom pałeczek perkusji także niewiele brakowało w zakresie mocy, acz wspominane wcześniej zaokąglenie niskich tonów powodowało, że brakowało mi odrobinę tej niesamowitej natychmiastowości ataku, jaką Bombardy potrafią pokazać. Potrafią pokazać ze wzmacniaczem kilka razy droższym (ModWrightem KWA100SE) – powinienem dodać. Lampowo Kolejne kolumny, z którymi zagrał testowany wzmacniacz, to model TS firmy JAG, który także dla Państwa recenzuję. To nieduża dwudrożna podłogówka w obudowie bas-refleks, zbudowana przez konstruktora przede wszystkim do pracy z jego wzmacniaczami w układzie SET na lampie 300B. Innymi słowy to także stosunkowo łatwe do napędzenia kolumny, ale o odmiennej konstrukcji niż poprzednie. Tu bardzo ciekawie wypadało porównanie z ArtAudio Symphony II (moim SET-em na 300B). Cechy, za które ja i wielu innych audiofilów kochamy triodę 300B, to niezwykła, organiczna, namacalna prezentacja średnicy, ze wszystkimi detalami, subtelnościami, z holograficzną wręcz sceną, z „widocznym” powietrzem między instrumentami etc., etc. Maluchy Goldenote’a zaskoczyły mnie po raz kolejny, gdy zdałem sobie sprawę, jak wiele tych ukochanych cech 300B mogę im także przypisać. W bardzo udany sposób prezentowały stereofonię nagrań, przestrzeń na nich uchwyconą, potrafiły pokazać bardzo namacalnie wokalistów/ wokalistki, całkiem dobrze akustykę sali, w której dokonano nagrania. To wszystko nie było aż tak organiczne, jak w wydaniu mojego SET-a, ale wcale nie ustępowało mu tak bardzo, jak wskazywałaby spora różnica w cenie tych urządzeń. W połączeniu z JAG-ami ciepła, gładka, spójna prezentacja włoskich urządzeń przywodziła na myśl brzmienie... wzmacniacza lampowego, może nie klasy SET-a 300B, ale powiedzmy udanej konstrukcji na EL34. Nie było aż tak organicznie, nie z aż tak niesamowitym wrażeniem uczestnictwa w spektaklu muzycznym, ale zdecydowanie lepiej niż w przypadku niemal wszystkich porównywalnych cenowo wzmacniaczy tranzystorowych, jakich miałem okazję słuchać. Bo niestety wiele niedrogich tranzystorów oferuje rozjaśniony/ odchudzony dźwięk, który na dłuższą metę bywa po prostu męczący. Goldenote, nawet w najtańszej serii Micro, trzyma się swojej filozofii dźwięku – delikatnie ocieplonego, naturalnego, skupiającego się na jak najlepszym oddaniu średnicy i co najmniej dobrym skrajów pasma (w wyższych modelach również skraje pasma są bardzo dobre, ale jak już pisałem, w najtańszych urządzeniach pewne kompromisy są koniecznością), a w efekcie przede wszystkim muzykalnego dźwięku. GOLDENOTE HP7 + M7 PRZEDWZMACNIACZ + KOŃCÓWKA MOCY Czysta muzyka Na koniec podłączyłem włoski system do kolejnych kolumn, które dostałem do testu. To niemieckie kolumny Bastanis Matterhorn – tuby z 15-calowym szerokopasmowcem, uzupełnione dipolowym tweeterem. To ogromne kolumny (po 50kg sztuka) przeznaczone do pracy zarówno z niskowatowymi wzmacniaczami lampowymi, jak i mocnymi tranzystorami. I już po dotychczasowych odsłuchach mogę powiedzieć, że są to jedne z najlepszych kolumn, we względnie rozsądnym przedziale cenowym (ok. 4.400 euro), jakie słyszałem. Oferują niesamowitą dynamikę, rozdzielczość, detaliczność – wszystko słychać tu jak na dłoni, czy to słabości nagrań, czy sprzętu towarzyszącego. Wydawało się więc, że w końcu jakieś wady niedrogich Goldenote’ów staną się oczywiste, zaczną przeszkadzać w odbiorze muzyki. Tymczasem... to połączenie okazało się tak udane, tak wciągające, porywające wręcz chwilami, że natychmiast zapomniałem o analizie, szukaniu tych słabości. Nowa płyta Carlosa Santany porwała mnie swoimi latynoskimi rytmami, zaskakując przy oka- zji... całkiem dobrym dźwiękiem. Poprzednie płyty Carlosa były mocno przebasowione, co mocno utrudniało ich słuchanie, natomiast „Shape Shifter” brzmi po prostu dobrze. Nie jest to oczywiście audiofilskie wydanie, ale to w końcu porządnie zrealizowana płyta. Może w końcu doczekam się także dobrze nagranej płyty U2? No, ale dość dygresji. Przy tej płycie ponownie zwróciłem uwagę na to, jak mocną stroną włoskich maluchów jest rytm. M7 nie są na pewno najszybszymi końcówkami, jakie znam, ale potrafią trzymać równy, mocny rytm. Świetny głośnik wysokotonowy Matterhornów pokazał, że rozdzielczość góry pasma także jest wcale mocnym argumentem Goldenote’ów – wysokie tony są otwarte, detaliczne, dźwięczne, nieźle różnicowane, choć wspominane wcześniej delikatne zaokrąglenie było oczywiście słyszalne. Ma się wrażenie, że spora (przede wszystkim na szerokość, choć i w głąb planów jest sporo) przestrzeń pokazywana przez tak zestawiony system jest wypełniona powietrzem otaczającym instrumenty i wokalistów, co daje imponujące wrażenie namacalności tego, co się na scenie dzieje, obecności wykonawców w tym samym pomieszczeniu, w którym słuchamy muzyki. Jasne, że duża zasługa takiej prezentacji leży po stronie Matterhornów, ale to tylko ostatni element systemu, zdolny do pokazania jedynie tego, co przejdzie przez wszystkie wcześniejsze ogniwa łańcucha, którym wędruje dźwięk. Okazuje się więc, że te na pozór „śmieszne” maluchy potrafią całkiem wiele, włącznie z dotrzymaniem kroku znacznie droższym kolumnom (w sensie umiejętności stworzenia z nimi bardzo dobrego dźwięku, nawet jeśli to jeszcze nie szczyt możliwości tych tub). Test ostateczny w postaci symfonii Beethovena czy opery Mozarta pokazał z jednej strony, że Goldenote’y potrafią zagrać taką dużą muzykę swobodnie, z rozmachem, nieźle radząc sobie z dynamiką i energetycznością orkiestry. Troszkę gorzej było z rozdzielczością i selektywnością dźwięku – nie dało się z taką swobodą śledzić poszczególnych grup instrumentów czy wręcz pojedyńczych instrumentów, czy wokalistów poruszających się po scenie, jak z wzmacniaczami ze znacznie wyższej półki cenowej. Trudno było się jednakże spodziewać, że najtańsze wzmacniacze w ofercie włoskiego producenta zagrają pod każdym względem równie dobrze, jak znacznie droższe urządzenia – jaki sens miałoby produkowanie tych droższych? Tu orkiestra została odrobinę spłaszczona, nie miała swojej normalnej głębi, ale już na szerokość selektywność była naprawdę dobra. Nie była to doskonała prezentacja symfonii Beethovena czy „Wesela Figara”, ale chyba najlepsza, jaką słyszałem z urządzeń na podobnym poziomie cenowym. To znakomite zestawienie, choć na pozór zestawianie amplifikacji z ponad dwukrotnie droższymi kolumnami wydaje się pozbawione logiki. Udane zestawienie Na sam koniec przygody z Goldenote’ami zostawiłem sobie krótką sesję słuchawkową z moimi Ultrasone’ami PROLine 2500. To słuchawki grające nieco rozjaśnionym, ale detalicznym, transparetnym dźwiękiem, z dobrym, szybkim, mocnym basem, którym służą wzmacniacze słuchawkowe oferujące dobrze wypełniony i dociążony dźwięk. Dokładnie tak gra zintegrowany w HP7 wzmacniacz słuchawkowy – dźwięk jest nieco ocieplony, z dobrym wypełnieniem, szczegółowy, otwarty, z mocną średnicą. I to właśnie jego najmocniejsza strona – średnica – doskonale przysłużyła się Utrasone’om, wypełniając, dociążając ten zakres, sprawiając, że ich dźwięk był naturalny i niemęczący. Nie był to tak szybki i tak precyzyjny dźwięk, jak z Schiita Lyr, ale summa summarum HP7 lepiej pasował do Ultrasone’ów, bo dźwięk miał teraz odpowiednią masę i nie pojawiały się żadne wyostrzenia, które Lyr pokazywał WARTO WIEDZIEĆ Micro-Line to nowa seria produktów dobrze znanej na polskim rynku, florenckiej firmy Goldenote, skierowana do osób, które chcą kupić cały system audio za rozsądną cenę, nie rezygnując przy tym z wysokiej klasy dźwięku. Nabywcami mogą być równie dobrze osoby, które potrzebują niewielkiego gabarytowo systemu. Pierwszymi produktami z tej serii, które już są dostępne, są testowane: przedwzmacniacz/wzmacniacz słuchawkowy HP7, monofoniczne końcówki mocy M7 oraz przetwornik cyfrowo-analogowy DAC7 (test wkrótce). Z tych urządzeń, po dodaniu kolumn, można już złożyć kompletny system (zakładając, że mamy choćby komputer, który może służyć za źródło), jako że DAC posiada komplet wejść cyfrowych, z USB włącznie. Równie dobrze można stworzyć jeszcze mniejszy system, kupując HP7 i DAC7 i dodając do tego słuchawki – dzięki uniwersalności wbudowanego wzmacniacza słuchawkowego niemal dowolne. Ofertę uzupełniają, lub w niedalekiej przyszłości uzupełnią, kolejne produkty: wzmacniacz zintegrowany AP-7 – oferujący co prawda mniejszą moc, ale większą ilość wejść, odtwarzacz CD-7, phonostage PH-7 (dla wkładek MM i MC) oraz dedykowany zewnętrzny zasilacz PSU-7. Każdy klient będzie więc mógł dobrać system zgodnie z własnymi potrzebami, mając jednocześnie gwarancję dobrego dźwięku i firmowej muzykalności niezależnie od tego, które urządzenia wybierze. RECENZJA jak na dłoni. Na przykładzie jednych słuchawek trudno się wypowiadać definitywnie, ale wydaje mi się, że wzmacniacz słuchawkowy zintegrowany w HP7 najlepiej zgra się właśnie z takimi słuchawkami jak PROLine 2500, czyli grającymi szybko, szczegółowo, ale którym przyda się nieco wypełnienia, dociążenia dźwięku przede wszystkim w zakresie tonów średnich, a może i nieco zaokrąglenia na górze pasma, które pozwoli uniknąć ostrości, podkreslania sybilantów etc. Mocna rekomendacja do Ultrasone’ów i innych podobnie grających słuchawek. Podsumowanie Urządzenia serii Micro Line Goldenote’a może nie wyglądają imponująco, ale gdy się ich posłucha, a potem sprawdzi ich ceny, trudno nie być pod wrażeniem tego, co włoskim konstruktorom udało się osiagnąć w zakresie klasy brzmienia. Spora moc pozwoli napędzić większość kolumn, jakie posiadaczowi M7 przyjdzie do głowy z nimi zestawić. Co ciekawe, testowany zestaw grał świetnie z kolumnami tubowymi o skuteczności 100dB, co jest dość niezwykłe, bo jednak takie kolumny zazwyczaj nie brzmią dobrze z tranzystorami, są bowiem stworzone do pracy z niskowatowymi wzmacniaczami lampowymi. Goldenote’y oferują ciepły, naturalny dźwięk, z mocną, dobrze wypełnioną średnią, mięsistym, energetycznym basem, dobrym rytmem i delikatnie zaokragloną, ale dźwięczną, pełną powietrza górą pasma. Całkiem dobrze wypada dynamika w skali makro, nieco, ale tylko nieco gorzej w skali mikro. Dźwięk jest energetyczny, żywy, choć także dość gładki. Goldenote’y wydają się radzić sobie równie dobrze z małym jazzowym składem, jak i kapelą rockową czy nawet orkiestrą symfoniczną. Nie ma tu charakterystycznych dla wielu niedrogich tranzystorów rozjaśnień, wyostrzeń, braku wypełnienia – bliżej temu dźwiekowi do wzmacniacza lampowego w dobrym tego słowa znaczeniu – jest bardzo muzykalnie i naturalnie. Oczywiście to nie jest dźwięk doskonały, ale też i nie ma tu jednoznacznie słabych punktów. Brawa dla Włochów z Goldenote’a za bardzo udane, rozsądnie wycenione konstrukcje. Marek Dyba WERDYKT JAKOŚĆ DŹWIĘKU JAKOŚĆ/CENA JAKOŚĆ WYKONANIA MOŻLIWOŚCI PLUSY: Ciepłe, naturalne, gładkie brzmienie, moc wystarczająca do napędzenia większości kolumn MINUSY: Więcej niż dwa wejścia byłyby mile widziane OGÓŁEM: Z pozoru małe, ale wielkie sercem urządzenia, które doskonale sprawdzą się z niemal każdym rodzajem kolumn, oferując naturalne, ciepłe brzmienie OCENA OGÓLNA HOME CINEMA | HI-FI CHOICE 85 Test wzmacniacz dzielony 8000-15000 zł Słysząc o włoskich producentach sprzętu hi-fi, wyobrażamy sobie grupę elegancko ubranych dżentelmenów, którzy w palącym słońcu rzeźbią z drewna kolumny, popijając pyszne chianti i dyskutując o wyższości Juventusu nad Interem. Tomasz Karasiński Trzyczęściowy drut ze wzmocnieniem Goldenote HP-7 + M-7 24 Hi•Fi i Muzyka 5/12 Test wzmacniacz dzielony 8000-15000 zł djęcia zamieszczone na stronie Goldenote’a nijak się mają do tego obrazka. Profesjonalnie zorganizowana fabryka daje do zrozumienia, że Włosi nie myślą jedynie o fikuśnych butach i zbliżającym się obiedzie. Mimo że marka nie jest tak dobrze rozpoznawalna, jak Sonus Faber czy Unison Research, wystarczy rzut oka na katalog, by pojąć skalę przedsięwzięcia. Znajdziemy tu wzmacniacze, odtwarzacze CD, przetworniki c/a, kolumny, gramofony, ramiona, wkładki, ustroje akustyczne, akcesoria antywibracyjne, kable, listwy sieciowe, przedwzmacniacze słuchawkowe i korekcyjne oraz dedykowane zasilacze. Nie przewidziano tylko foteli odsłuchowych. Seria Micro Line pojawiła się niedawno, ale obok odtwarzaczy plików jest jedną z najszybciej rozwijających się grup produktów. Obecnie znajdziemy w niej przedwzmacniacz HP-7, monobloki M-7, phono PH-7 i przetwornik DAC-7 z wejściem USB. Wkrótce ma do nich dołączyć odtwarzacz CD-7, wzmacniacz zintegrowany AP-7 i zasilacz PSU-7. Budowa Do redakcji dotarł przedwzmacniacz wraz z parą monobloków. Wszystkie zamknięte w obudowach o takich samych wymiarach: 8/20/26 cm (w/s/g). Czarne klocki budzą skojarzenia ze sprzętem profesjonalnym. Projektantom chyba nie zależało, aby wzrok klientów przyciągały srebrne pokrętła czy bibeloty z egzotycznego drewna. Jedynymi elementami ozdobnymi, jeżeli w ogóle można to tak nazwać, są przednie ścianki z 8-mm płatów anodo- wanego na czarno aluminium. Pokrywy z blach stalowych ponacinano tak, aby zapewnić minimalną wentylację. Z większej odległości elementy są praktycznie nie do odróżnienia. Różnice między przedwzmacniaczem a monoblokami są tylko trzy: wyświetlacz, odbiornik podczerwieni i gniazdo słuchawkowe. Nic dziwnego – w końcu im większa unifikacja, tym niższy koszt produkcji. Ustawione obok siebie włoskie urządzenia wyglądają poważnie. Choć wzornictwo jest nieco garażowe, system wzbudzi większe zainteresowanie niż niejedna droga integra. Jest też jedną z tańszych kombinacji dzielonych na rynku. Przedwzmacniacz i monobloki za 9000 zł to mniej więcej to samo, co rower z ramą z włókna węglowego i hamulcami tarczowymi za 2000 zł. Wygląda wręcz podejrzanie zachęcająco. Przedwzmacniacz HP-7 Na podstawie opisu producenta można by odnieść wrażenie, że HP-7 to dwa urządzenia – preamp liniowy i wzmacniacz Wzornictwo skromne, ale komplet wygląda poważnie. słuchawkowy – zamknięte we wspólnej obudowie. Ale bez przesady – wyposażenie przedwzmacniacza w wyjście dla nauszników to nic nadzwyczajnego. Urządzenie ma być elastyczne, jeżeli chodzi o impedancję słuchawek i wysterować wszystko od 20 do 1000 Ω. Poza tym firma oszczędnie dawkuje informacje, chwaląc się jedynie precyzyjnym potencjometrem. InstrukWyposażenie nie rozpieszcza, ale wystarczy. cja obsługi może co najwyżej wprowadzić użytkownika w błąd, bo już na pierwszy rzut oka widać, że opis gniazd nijak się ma do przedstawionego rysunku. Główny włącznik umieszczono z przodu. Pilot ma postać cienkiej karty z przyciskami membranowymi. Kiedyś na takie atrakcje można było liczyć tylko w integrach Krella. Teraz obsługuje się nimi nawet przetworniki (np. Hegel HD11). Nie przepadam za cyfrowymi potencjometrami, szczególnie wtedy, gdy zamiast pokrętła na przedniej ściance widzę przyciski. Konwencjonalne tłumiki bywają jednak krzywe na początku skali (niezrównoważenie kanałów), a z upływem czasu mogą zacząć trzeszczeć. Konstruktor HP-7 wybrał układ Texas Instruments PGA2310/2320, który umożliwia regulację głośności w 200 krokach (0,5 dB) i powinien oszczędzić klientom podobnych niedogodności. Wnętrze przedwzmacniacza na pierwszy rzut oka wygląda skromnie, ale jest to efekt gęstego upakowania elementów. Niemal wszystkie zmieściły się na jednej płytce. Tuż za nią znajduje się niewielki transformator toroidalny, dociśnięty metalową nakładką. Ciekawiej wygląda tylna ścianka, obładowana gniazdami do ostatniego centymetra. Nad trójbolcowym gniazdem IEC znalazło się wielopinowe złącze do podłączenia zewnętrznego zasilacza. Czerwona dioda na froncie powinna w takiej sytuacji zmienić barwę na zieloną. Dalej mamy trzy pary gniazd RCA i tyle samo XLR-ów. Pełnią te same funkcje: line-in, line-out i pre-out. Można to odczytać jako wyraźną zachętę do korzystania z połączeń zbalansowanych i taką też wskazówkę usłyszałem od polskiego dystrybutora Goldenote’a. Minusem jest mała liczba wejść: dwa, przy czym każde w innym standardzie. Trochę to niepraktyczne, bo jeśli nawet mamy dwa źródła z innymi wyjściami, to wprowadzenie do systemu kolejnego będzie się wiązało z koniecznością przepinania kabli. Myślę, że niejeden użytkownik oddałby jedno wyjście liniowe w zamian za dodatkowe wejście RCA. Monobloki M-7 O wyposażeniu końcówek mocy zazwyczaj niewiele można napisać i tak jest Hi•Fi i Muzyka 5/12 25 Test wzmacniacz dzielony 8000-15000 zł Gdyby nie przypadek, nigdy bym się tego nie domyślił. Tylna ścianka M-7 wygląda standardowo: gniazdo sieciowe, dwa wejścia (XLR i RCA) i pojedyncze terminale głośnikowe. Przyjmą dowolny rodzaj końcówek, ale ponieważ umieszczono je nisko nad podstawą obudowy, najwygodniejszą opcją będą banany. Gęsto zabudowana płytka i solidne zasilanie w przedwzmacniaczu. W monoblokach także nie oszczędzano na zasilaniu. Tranzystory gdzieś w czeluściach aluminiowego radiatora. również w tym przypadku. Z przodu, oprócz włącznika, znajdziemy dwa przyciski – jeden do zmiany wejścia, a drugi do szybkiego wyciszenia. To akurat dość nietypowa atrakcja jak na monobloki i chyba jedynym wytłumaczeniem jej obecności jest brak przycisku wyciszenia w przedwzmacniaczu. Na pilocie jest to guzik oznaczony jako P2. 26 Hi•Fi i Muzyka 5/12 Test kolumny 8000-15000 zł Xavian często gości na naszych łamach, więc stałym czytelnikom nie trzeba go przedstawiać. Przypomnę tylko, że 16 lat temu firmę założył w Pradze Roberto Barletta, rodowity Włoch, który trafił nad Wełtawę za głosem serca. Stąd też silne italskie naleciałości wzornicze oraz nazewnicze. Mariusz Zwoliński České podlahové reprosoustavy Xavian XN Piccola 42 Hi•Fi i Muzyka 4/12 Test kolumny 8000-15000 zł becnie manufaktura Barletty mieści się w niepozornym budynku na przedmieściach Kladna, malowniczego miasteczka oddalonego 25 km od stolicy Czech. Określenie „manufaktura” jest w pełni uzasadnione, bowiem razem z założycielem pracuje tam „aż” osiem osób. Wszystkie kolumny Xaviana powstają tak, jakby okolicę ominęła rewolucja przemysłowa, a narzędzia używane do ich budowy są w zasięgu każdego majsterkowicza parającego się zbijaniem karmników dla ptaków. Nawet najtańsze modele wytwarza się ręcznie, a pojęcie „taśma produkcyjna” wydaje się kompletnie abstrakcyjne. Obecnie w katalogu Xaviana można znaleźć kilkanaście modeli monitorów i podłogówek, zgrupowanych w czterech seriach. Niemało, jeśli wziąć pod uwagę moce przerobowe ekipy z Kladna. Potencjalnych nabywców nie odstrasza nawet fakt, że nieraz muszą czekać na wymarzone głośniki kilka tygodni. Xaviany XN Piccola miały premierę na Audio Show 2011. Zwabiony ich pięknym wyglądem oraz przemiłym towarzystwem Barletty spędziłem z nimi kilka kwadransów. Jak wiadomo, wystawa służy głównie do oglądania, toteż wpisałem się na listę oczekujących i pod koniec grudnia trafiła do mnie ta sama para, która grała w Sobieskim. Obudowy XN Piccola sklejono z 22-mm płyt MDF o podwyższonej twardości. Do wytłumienia wnętrza użyto trzech substancji: najpierw do wszystkich ścianek przyklejono maty bitumiczne, do nich 1,5-cm płaty sprasowanej wełny, a pozostałą wolną przestrzeń wyłożono arkuszami gęstej gąbki. Wylot aluminiowego tunelu bas-refleksu skierowano do tyłu, zaś kilkanaście centymetrów pod nim umieszczono przegrodę ograniczającą pojemność komory akustycznej. Stano- wi ona także dodatkowe wzmocnienie. W dno kolumn powinno się wkręcić dołączone w komplecie kolce i choć ich rozstaw jest mniejszy niż obrys obudów, Piccole są odporne na podmuchy biegających przedszkolaków. Tuż nad podłogą znajdują się pojedyncze gniazda przyjmujące dowolne końcówki kabli głośnikowych. Identyczne, tyle że złocone, mam w swoich Budowa Przez kilkanaście lat działalności Roberto Barletta zdążył już przyzwyczaić nas do perfekcyjnego wykonania swoich produktów, a mimo to każdorazowy kontakt z kolumnami Xaviana jest niecodziennym przeżyciem. Z odległości kilku kroków obudowy sprawiają wrażenie wyciosanych z litych bloków drewna. Przybliżenie nosa do spoin nic nie daje, skrzynie są bowiem sklejone i wykończone z precyzją godną szwajcarskiego zegarmistrza. Barletta opracował specjalny sposób łączenia krawędzi, trwały i odporny na odkształcenia, którego profil doprowadzi do histerii niejednego fachowca od struga i dłuta. Człowiek odpowiedzialny za oklejanie obudów fornirem mógłby prowadzić mistrzowskie warsztaty dla najlepszych stolarzy w tej części Drogi Mlecznej. Nie sposób dostrzec miejsc łączenia, a finalne pociągnięcie kilkoma warstwami lakieru i zachowanie wyczuwalnej faktury drewna świadczy o wyjątkowym kunszcie wykonawcy. Odchylone przednie ścianki poprawiają zgodność czasową głośników. Hi•Fi i Muzyka 4/12 43 Test kolumny 8000-15000 zł XN125 i po kilkunastu latach podłączania do nich najróżniejszych drutów mogę powiedzieć, że spisują się bardzo dobrze. Jedynym, co wzbudza moje mieszane uczucia, są maskownice. To, że zakrywają cały front, nie jest złym pomysłem, ale umieszczenie zwykłych, czarnych gniazd na bolce mocujące odebrałem niemal jak afront. Znacznie lepszym pomysłem byłoby schowanie pod okleiną małych magnesów, tak jak to robi kilka innych firm. Na szczęście Piccole można zamówić bez maskownic. Wyjątkową klasę czeskich kolumn docenili nie tylko klienci, ale też ScanSpeak. Wprawdzie od zarania Xavian korzystał z przetworników z Videbæk, a niektóre były nawet modyfikowane na jego potrzeby, jednak po raz pierwszy właśnie w Piccolach znalazły się niskośredniotonowce wykonane od począt- satory, oporniki ceramiczne oraz parę cewek o niskiej rezystencji, nawiniętych na rdzenie ze sproszkowanego metalu. Wszystkie połączenia poprowadzono kablami z miedzi OFC, a do lutowania użyto cyny z domieszką srebra. Wrażenia odsłuchowe W nowych podłogówkach Xaviana zachwyciła mnie stereofonia. Po włączeniu pierwszej płyty kolumny wyparowały z pomieszczenia. Szeroka, obszerna scena zaczynała się na linii głośników i sięgała hen, pod ruską granicę. Jej ze- ru, którego niepowtarzalny smak chodził później za mną przez lata. Gdybym miał podjąć decyzję o kupnie najnowszych kolumn Barletty tylko na podstawie przesłuchania tego jednego albumu, pewnie byłaby pozytywna, a czekały mnie jeszcze inne atrakcje. Jako druga do odtwarzacza trafiła płyta Zsigmonda Szathmáry’ego „J. S. Bach Orgelwerke an der Schnitger-Orgel in Barletta nie bawi się w ekranowanie głośników do stereo. Zwrotnica prosta, ale bez nieuzasadnionych oszczędności. ku do końca według specyfikacji Barletty. Dedykowana Xavianowi konstrukcja bazuje na 18-cm modelu 18W/8545. Ma aluminiowy korektor fazy oraz celulozową membranę wzmacnianą włóknem węglowym – stąd charakterystyczne „blizny”. Pasmo powyżej 2,6 kHz powierzono drugiemu Scan-Speakowi – pierścieciowemu tweeterowi o średnicy 16 mm. Sygnał dla niego jest filtrowany przez cewkę powietrzną, kondensator polipropylenowy oraz dwa oporniki ceramiczne. W obwodzie nisko-średniotonowym zastosowano po dwa konden44 Hi•Fi i Muzyka 4/12 wnętrzne końce, wychodzące dobry metr na boki, były lekko dogięte do środka, a całość przybrała kształt zbliżony do grubego rogala. Nawet w nagrywanym techniką dalekiego pola „Mesjaszu” Händla pod dyrekcją Paula McCreesha separacja wykonawców pozostawała bez zarzutu. To były pierwsze spostrzeżenia, bowiem w miarę rozwoju akcji dosłownie zanurzyłem się w muzyce. Piccole to bardzo muzykalne kolumny. Słuchanie nawet znanych płyt sprawiało mi niezwykłą przyjemność, jak podjadanie w dzieciństwie ulubionego dese- Zwolle” i ponownie można było obserwować wyśmienitą przestrzeń. Bez trudu wyobraziłem sobie wnętrze kościoła, w którym wykonano nagranie. Jednak nie dla efektów stereofonicznych sięgnąłem po ten krążek. Jego głównym smaczkiem jest przepotężny organowy bas, który w wydaniu Xavianów miał odpowiednią moc, głębokość adekwatną do rozmiarów kolumn, a w najniższych rejestrach potrafił zabulgotać jak wściekły doberman. Najniższe tony Piccoli nie były tak spektakularne, jak w Ascendo C8. Różnica pomiędzy basem z niemieckich i czeskich kolumn była taka, jak pomiędzy Kościołem Mariackim a drewnianym wiejskim kościółkiem. W pierwszym przypadku byłem oszołomiony jego potęgą; w drugim – słuchałem w skupieniu, doceniając barwę i precyzję. Wraz z kolejnymi płytami lądującymi w odtwarzaczu przekonałem się, że scena usadowiła się za kolumnami na stałe. Zazwyczaj „Koncerty Brandenburskie” Bacha (Café Zimmermann) czy „Dixit Dominus” Händla (Anne Sofie von Otter) wyraźnie przybliżały muzyków w porównaniu z „Mesjaszem”, ale w przypadku Piccoli wykonawcy postanowili rozstawić instrumenty u sąsiada. Część czytelników uzna to za odstęp- Test kolumny 8000-15000 zł stwo od neutralności; pozostali mogą potraktować to jako względnie niedrogi sposób na powiększenie przestrzeni mieszkalnej, przynajmniej wirtualnie. Dwukrotnie i w skupieniu przesłuchałem „Traveling Miles” Cassandry Wilson, bo choć wydawało mi się, że znam tę płytę na pamięć, to Xaviany zaprezentowały ją zjawiskowo. Niespodziewanie scena przybliżyła się do mnie o dwatrzy kroki, nie tracąc nic z szerokości. Głos Cassandry został przekazany precyzyjnie, ze wszystkimi mlaśnięciami, oddechami i odgłosami towarzyszącymi śpiewaniu. Lokalizacja instrumentów nie budziła wątpliwości, a plany pozostawały czytelne. Ring Radiatory ScanSpeaka wydobywały spomiędzy bitów ciche świsty towarzyszące przesuwaniu palców po strunach i roztaczając delikatną aurę wokół muzyków. Kolumny Barletty pozwalały zogniskować uwagę na dowolnym instrumencie, wyodrębnić go z pozostałych i śledzić jego partię na tle reszty ansamblu bez uszczerbku dla odbioru całości. To była wielka klasa. W rocku Xaviany również nie straciły rezonu. Co prawda, nie miałem śmiałości słuchać na nich Rammsteinu – jakoś nie pasowały mi wizualnie do tanz metalu – ale bez problemów radziły sobie z nagraniami Pink Floyd, Led Zeppelin, Petera Gabriela i Joe Bonamassy. Zresztą, długie solówki tego ostatniego na Piccolach zdawały się bardziej dopieszczone, niż dotąd sądziłem. Recenzowane kolumny to w zasadzie finalna wersja prototypu. Na skórzanej tabliczce znamionowej nie wybito jeszcze numeru seryjnego. Konkluzja Xaviany XN Piccola bez wątpienia mają duszę, jak dawne instrumenty włoskich mistrzów czy niektóre legendarne samochody. Ich elementy składowe nie są niczym wyjątkowym, a złożone w całość przez jakiegoś innego projektanta dałyby po prostu niezłe kolumny. Roberto Barletta z ekipą stworzyli jednak głośniki wyjątkowe i właśnie tym różnią się artyści od rzemieślników. Xavian XN Piccola Dystrybucja: Cena: Moje Audio 8790 zł Dane techniczne: Skuteczność: Impedancja: Pasmo przenoszenia: Rek. moc. wzm.: Wymiary (w/s/g): Masa: 85 dB 8 omów 44 Hz – 30 kHz 30-120 W 90/19,6/32 cm 22 kg Ocena: Neutralność: Dynamika: Stereofonia: Przejrzystość: Muzykalność: Bas: Brzmienie: Jakość/cena: §§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§§ Koniecznie posłuchaj z elektroniką Hi•Fi i Muzyka 4/12 45 PODSTAWKOWE RECENZJA KOLUMNY XAVIAN XN 125 JUNIOR 58 HI-FI CHOICE | HOME CINEMA KOLUMNY PODSTAWKOWE XAVIAN XN 125 JUNIOR Małe, wielkie kolumny Model XN 125 Junior wpisuje się w brzmieniowe kanony czeskich monitorów miany w katalogu produktów są charakterystyczne przede wszystkim dla tych firm, które nie chcą stać w miejscu, a więc są pochodną ich naturalnego rozwoju. W ofercie czeskiej (z włoskimi korzeniami) marki Xavian ostatnio niezbyt często pojawiały się nowe modele, aczkolwiek progres dało się jednak zauważyć, choćby dzięki takim kolumnom, jak XN Piccola (recenzja w nr. 12/2012) czy Preludio. Roberto Barletta, właściciel firmy, zdecydował się też na gruntowne zmiany konstrukcyjnie w modelach Primissima (recenzja w nr. 1/2011) i Gran Colonna (recenzja w nr. 4/2011), a oprócz tego opracował podstawkowe XN 125 Junior, będące bezpośrednim następcą testowanych przeze mnie trzy lata temu kolumn XN 125 ES, które – jak mogło się wówczas wydawać – na dłużej zastąpią oryginalne XN 125 z 1998 r. Te niewielkie dwudrożne monitory od kilkunastu lat stanowią więc trzon oferty czeskiego producenta, co wcale mnie nie dziwi, bo są jednymi z najbardziej udanych projektów Włocha. Tymczasem nie minęły trzy lata od ostatniej premiery zmodyfikowanej wersji, a w katalogu pojawiła się nowa konstrukcja, która wedle zapewnień producenta brzmi jeszcze lepiej. Przekonajmy się, czy rzeczywiście tak jest. Z Kwestia przetworników Tak jak w przypadku modelu ES, tak i teraz w odniesieniu do Juniorów Roberto Barletta zdecydował się na zmianę głośników. O ile celulozowy stożek Scan-Speaka jest znany z poprzednich kolumn, o tyle tweeter jest całkiem nowy. Miejsce lubianej przeze mnie miękkiej kopułki Morela zajął pierścieniowy głośnik marki Scan-Speak, której produkty są obecnie podstawą niemal wszystkich zespołów głośnikowych produkowanych w tej czeskiej manufakturze. Taki stan rzeczy napawa optymizmem, bo zwykle długa i nieprzerwana współpraca dostawcy przetworników i producenta kolumn oznacza korzyści, np. lepiej dopracowane strojenie przetworników dzięki zrozumieniu ich właściwości brzmieniowych i cech fizycznych. Poza tym przetworniki wykorzystane w XN 125 Junior zaprojektowano specjalnie dla Xaviana, dla linii XN, w związku z czym różnią się one od standardowych produktów skandynawskiego Scan-Speaka przeznaczonych na rynek DIY. Pierścieniowa kopułka posiada komorę wytłumiającą i obniżającą rezonans, a także wiele innych elementów wyprodukowanych specjalnie z myślą o zastosowaniu w Juniorach. Modyfikacje nie ominęły również stożka z celulozową nasączaną membraną – nowy, bardziej wytrzymały karkas oraz zmodyfikowany układ magnetyczny to tylko niektóre zmiany. Ten duet głośnikowy współpracuje z filtrami ulokowanymi na drukowanej płytce przykręconej do tylnej ścianki, tuż pod tunelem bas-refleksu. Głośnik przetwarzający zakres wysokich tonów wymusił na konstruktorze zastosowanie innych filtrów, o bardziej stromej charakterystyce niż to miało miejsce w przypadku modelu XN 125 ES, gdzie miękka kopułka Morela stawiała znacznie mniejsze wymagania co do filtracji niż pierścieniowy Scan-Speak. Elementy użyte zarówno w torze stożka, jak i pierścieniowego tweetera są bardzo dobrej jakości i właściwie nawet na siłę nie ma się do czego przyczepić. Podział między głośnikami ustalono w punkcie 2,6kHz, a więc raczej standardowo i bez zbytniego obciążania mocą cewki tweetera. Ekstremum pod tym względem prezentują chociażby kolumny włoskiej marki Chario, gdzie często podział między kopułką a stożkiem jest ustalany na 1,5kHz, a nawet niżej. DETALE PRODUKT Xavian XN 125 Junior RODZAJ Kolumny podstawkowe CENA 4.390 zł (para) WAGA 8 kg (szt.) WYMIARY (SxWxG) 180x285x275 mm NAJWAŻNIEJSZE CECHY •Pasmo przenoszenia: 49Hz–30kHz (-3dB) •Skuteczność/impedancja: 86dB/4Ω •Zalecana moc wzmacniacza: 30–120W DYSTRYBUCJA Moje Audio www.xavian.com.pl RECENZJA Naturalnie w momencie wymontowania głośników i dostania się do płytki z filtrami zwrotnicy miałem również na widoku całe wnętrze skrzyni. Wyraźnie było widać dbałość w zapewnieniu odpowiedniej akustyki wewnętrznej komorze współpracującej z celulozowym stożkiem przetwarzającym bas i średnicę. W celu uzyskania odpowiedniego rezonansu obudów i ich tłumienia oraz barwy brzmienia Roberto Barletta zdecydował się pójść w kierunku trzech różnych materiałów – mat bitumicznych, gąbki oraz mat z prasowanych włókien tekstylnych przypominających nieco filc, jednak silnie tłumiących w zupełnie innym zakresie częstotliwości. Maty bitumiczne znalazły się na najbardziej narażonych na wibracje bocznych ściankach o największej powierzchni. Oprócz tego do tych powierzchni przyklejono także wspomniane prasowane włókna tekstylne. Z kolei górną, dolną oraz tylną ściankę pokryto płatami gąbki, przy czym na tylnej użyto aż pięciu warstw o grubości 20mm każda. Naturalnie w celu zapewnienia oddechu poprzez niezakłóconą cyrkulację powietrza pompowanego do tunelu bas-refleksu od tylnej strony membrany stożka zdecydowano się nie zapychać pewnych miejsc gąbką. Skoro już o tunelu mowa, to posiada on pożądaną średnicę i długość oraz jest wykony z polerowanego aluminium, co ma nie tylko przełożenie na sztywność, ale też świetny wygląd. Gniazda głośnikowe są pojedyncze, znakomicie wykonane i akceptują każdy rodzaj zakończeń kabli. Perfekcyjne skrzynki Xavian na przestrzeni lat dopracował swoją stolarkę niemal do perfekcji i każde nowe kolumny wychodzące spod rąk wyspecjalizowanych rzemieślników trzymają bardzo wysoki poziom wykonania. Tak samo jest w przypadku najnowszych XN 125 Junior – wykończenie naturalnym fornirem jest oczywiście dostępne w kilku wariantach kolorystycznych, więc każdy dobierze coś pasującego do wnętrza salonu. Do dyspozycji jest sześć oklein: klon, wiśnia, orzech, czarny, biały oraz drzewo różane. Krawędzie, ostateczny szlif forniru czy też spasowanie poszczególnych listków okleiny oraz ich lakierowanie wzbudzają tylko pozytywne odczucia, które towarzyszyły mi także podczas testowania innych modeli kolumn tego czeskiego producenta – w dwóch słowach: dokładność i precyzja. HOME CINEMA | HI-FI CHOICE 59 PODSTAWKOWE RECENZJA KOLUMNY XAVIAN XN 125 JUNIOR Całości dopełnia rozciągający się od portu rezonansowego aż do gniazd skórzany pasek z wytłoczonym logo serii, numerem i pełną nazwą modelu. Łatwe w konfiguracji Ze względu na cechy konstrukcyjne oraz budowę XN 125 Junior są kolumnami niesprawiającymi trudności ani w doborze elektroniki, ani w znalezieniu wystarczającej ilości miejsca w pokoju. Składa się na to kilka elementów, a jednym z nich są niewielkie gabaryty skrzyń, dzięki którym niekoniecznie musimy stosować podstawki, bo kolumny mogą też wylądować w każdym innym miejscu o stabilnym podłożu, jednak pod warunkiem że zapewnimy im minimum 30–40cm odległości od ściany za nimi oraz minimalny dystans w okolicach 60cm od bocznych ścian pomieszczenia. Chodzi o to, aby nie zakłó- cać pracy w paśmie basu, ponieważ port bas-refleksu znajduje się na tylnej ściance. Z drugiej strony dzięki temu rozwiązaniu można dostosować do własnych potrzeb charakterystykę basu, z czasem korygując ją według indywidualnych potrzeb poprzez dosuwanie lub odsuwanie kolumn od ściany. XN 125 Junior nie sprawiają też kłopotu przy doborze wzmacniacza. Choć ich efektywność na poziomie 86dB i oporność znamionowa o wartości 4Ω mogłyby wzbudzać podejrzenia o potrzebę stosowania wydajnych wzmacniaczy, to jednak w praktyce nie ma się czym martwić. Celulozowy stożek Scan-Speaka, co rzadko się zdarza, nie jest wymagający pod względem ilości prądu potrzebnego do jego pełnego wysterowania, więc nawet współpraca z 40-watowym wzmacniaczem Goldenote S1 okazała się bardzo udana. Kultura i finezja Nie ukrywam, że po kolumnach marki Xavian właśnie takiego brzmienia się spodziewałem, ale przede wszystkim tak, jak 60 HI-FI CHOICE | HOME CINEMA zapewne naszych Czytelników, również i mnie interesowały zmiany w dźwięku, jakie pojawiły się po zastosowaniu zupełnie nowego głośnika wysokotonowego. Nigdy nie byłem wielkim fanem Scan-Speaków, jednak te specjalnie produkowane dla Xaviana na potrzeby kolumn XN 125 Junior od razu przypadły mi do gustu. Zwłaszcza pierścieniowy tweeter, który w wielu konstrukcjach innych producentów oraz amatorskich DIY, jakie miałem okazję słyszeć, moim zdaniem brzmiał momentami nieco zbyt ostro i sucho. Jednak te cechy absolutnie nie pojawiły się podczas odsłuchu testowanych przeze mnie kolumn. Wyraźnie słychać, że te głośniki zostały znakomicie dobrane i tak samo zestrojone, bo w średnicy nie pojawiają się żadne nieprzyjemne podbicia, a zwłaszcza w jej wyższym, zwykle newralgicznym rejonie w punkcie podziału z kopułką. Już od pierwszych chwil odsłuchu moje uszy raczone były słodkim, finezyjnym i kulturalnym przekazem. Aż trudno mi było uwierzyć, że mało lubiany przeze mnie pierścieniowy tweeter Scan-Speaka potrafi zabrzmieć tak przyjemnie. Słuchając różnej maści muzyki z plików FLAC oraz z płyt CD, do moich uszu docierał homogeniczny i dobrze poukładany dźwięk z dużą ilocią detali w zakresie wysokich tonów i gładkim, ale niepozbawionym odpowiedniej faktury przekazem w średnicy, zwłaszcza wokali takich artystek, jak Sara K. oraz Diana Krall. Miejsca podziału między głośnikami po prostu nie słychać, co świadczy o niemal perfekcyjnym ich zestrojeniu. A to przekłada się na niezaburzony technicznymi niuansami (podbicia i zapadłości w charakterystyce), klarowny i odpowiednio wyważony w proporcjach przekaz. Te podstawkowe kolumny Xaviana są wręcz stworzone do odsłuchu muzyki kameralnej i wokalnej. Ale nawet dosyć bogata w instrumentarium muzyka, WARTO WIEDZIEĆ Model XN 125 Junior swój jednorodny, pełny i równy przekaz, zwłaszcza na przełomie średnicy i wysokich tonów, zawdzięcza odpowiednio dobranemu tłumikowi z metalizowanych rezystorów. Konstruktorowi zależało na tym, aby możliwie jak najdokładniej wyrównać pod kątem efektywności tweeter względem stożka przetwarzającego bas i średnicę, co bezpośrednio przełożyło się na koherentny i bardziej wyrafinowany styl odtwarzanej muzyki, jednak bez utraty cennych detali. Dzięki tym szczególnym cechom podstawkowe kolumny marki Xavian polubią się nie tylko z tymi droższymi, wymagającymi dobrych kolumn wzmacniaczami, ale również z tańszymi amplifikacjami, które czasami są zbyt rozkapryszone, zwłaszcza w zakresie wysokotonowym. jak album „Hell Or High Water” Sary K., może zabrzmieć za ich pośrednictwem imponująco, zwłaszcza jeśli chodzi o skalę i rozmiar basu. To właśnie w tym aspekcie najlepiej widać (a właściwie słychać) różnicę na plus nowych XN 125 w stosunku do poprzedniej konstrukcji. Niskie tony zyskały nie tylko na plastyce, ale i przebiciu, masie. Nadaje to odtwarzanej muzyce więcej emocji i właściwego dociążenia oraz rozciągnięcia takim instrumentom, jak bębny, gitara basowa czy też kontrabas. Jeśli zaś chodzi o wysokie tony, to sam w to nie mogę uwierzyć, ale brzmienie pierścieniowego tweetera bardziej podoba mi się teraz niż poprzednio – przy wykorzystaniu miękkiej kopułki Morela. Wynika to przede wszystkim z tego, że wysokie tony znacznie zyskały na precyzji i rysunku przestrzennym, natomiast miękkość, słodycz i finezja typowe dla poprzednich konstrukcji pozostały. Pod kątem stereofonii małe Xaviany zyskały, bo poszczególne źródła pozorne kreślone są z jeszcze większą ostrością. Odniosłem wrażenie, że ich rozmiary są teraz bardziej zbliżone do tych naturalnych niż wcześniej. Po prostu zastosowane głośniki są pod tym względem lepsze, co Roberto Barletta wykorzystał w stu procentach. Dźwięk dla koneserów Muszę również podkreślić, że XN 125 Junior nie są wulkanami dynamiki, ale pod kątem jej prezentacji w skali mikro nie miałem żadnych zastrzeżeń. Natomiast w skali makro takie konstrukcje podstawkowe, jak chociażby Klipsch RB-61 II czy JBL Studio 530, są w stanie popisać się większym rozmachem, choć może im brakować „audiofilskiego namaszczenia” wyznaczanego przez bogatą barwę i finezję, charakterystycznego dla czeskich kolumn. Do kogo więc adresowane są te wykwintne monitory ze średniego przedziału cenowego? Przede wszystkim do miłośników nasyconej barwy, a także do tych, którzy poszukują niewielkich kompaktowych kolumn, przy odsłuchu których można się odprężać godzinami. Arkadiusz Ogrodnik WERDYKT JAKOŚĆ DŹWIĘKU JAKOŚĆ/CENA PLUSY: Głębszy bas niż w poprzednich modelach, kulturalny i dźwięczny przekaz wysokich tonów, znakomita przestrzeń. Homogeniczne brzmienie w całym paśmie MINUSY: Mogłyby być bardziej JAKOŚĆ WYKONANIA żywiołowe WYSTEROWANIE OGÓŁEM: Brzmienie o bogatej barwie i wysokiej kulturze oraz lampowej gładkości perfekcyjne wykonanie skrzynek OCENA OGÓLNA Test kolumny 4000-8000 zł Na ubiegłorocznej wystawie Audio Show w cieniu nowych podłogówek Xaviana XN Piccola odbyła się światowa premiera kolejnej wersji legendarnych monitorów XN 125, noszącej przydomek „Junior”. W ciągu następnych kilku miesięcy audiofilska prasa zajęła się podłogówkami, zaś nowe maluchy pozostały niezauważone. Najwyższy czas nadrobić to niedopatrzenie. Mariusz Zwoliński Koniec wieńczy dzieło Xavian XN 125 Junior 32 Hi•Fi i Muzyka 11/12 Test kolumny 4000-8000 zł odstawkowe XN 125 są produkowane niemal od początku działalności Xaviana, a ich wkład w rozwój firmy trudno przecenić. W tym czasie poddawano je modyfikacjom i obecna wersja jest – według Roberto Barletty – ukoronowaniem 15 lat pracy. Budowa Na temat jakości stolarki Xaviana napisano już chyba wszystko. Choć z czeskimi monitorami mam do czynienia na co dzień, to każdorazowy kontakt z nową konstrukcją Barletty budzi moje szczere uznanie. Wprawdzie za efekt odpowiada jeden z pracowników kladneńskiej manufaktury, ale czuć w nich rękę dawnych włoskich mistrzów stolarskich. Obudowy Juniorów wykonano z 22-mm MDF-u. Dno pogrubiono do czterech centymetrów i wpuszczono w nie nagwintowane tuleje, służące do ścisłego zespolenia z firmowymi podstawkami. Skrzynki oklejono naturalnym orzechowym fornirem i kilkakrotnie polakierowano, aby zachować wyczuwalną fakturę drewna. Prawdziwe mistrzostwo. Wszystkie połączenia dopracowano z jubilerską precyzją. Efekt jest powalający. Nazwę producenta wyciśnięto na froncie pod koszem głośnika nisko-średniotonowego, choć osobiście wolałbym widzieć w tym miejscu złotą tabliczkę spotykaną w starszych wersjach. Na tym etapie jedyne uwagi zgłaszam do sposobu mocowania maskownicy. Zamiast plastikowych szpindli i nieładnych gniazd Barletta mógł zastosować magnesy i kawałki metalu ukryte pod fornirem, tak jak to robi kilku konkurentów. Przy najbliższej okazji mu to zasugeruję. Najnowsze XN 125 są konstrukcjami wentylowanymi, z wylotem bas-refleksu z tyłu. Tunel wykonano z grubej aluminiowej rury. Pod nim przyklejono pasek naturalnej skóry z wytłoczoną nazwą kolumn, numerem seryjnym oraz oznaczeniem biegunów. W Juniorach Barletta zastosował sygnowane przez siebie zaciski przyjmujące każdy rodzaj zakończenia kabli. Do wytłumienia wnętrza wykorzystano trzy rodzaje materiałów. Najpierw wszystkie ścianki wyłożono matami bitumicznymi, następnie przyklejono do nich grube płaty watoliny, a pozostałą wolną przestrzeń wypełniono kawałkami sztywnej gąbki. Oba przetworniki w Juniorach pochodzą od Scan-Speaka. Górę przetwarza Ring Radiator o średnicy 26 mm. Na dole natomiast znalazł się papierowy 15W, zmodyfikowany zgodnie z sugestiami Barletty. Wprawdzie Scan-Speak nie stroni od realizacji specjalnych zamówień, ale właściciel Xaviana jest szczególnie dumny z faktu, iż jeden z największych producentów na świecie docenił jego dotychczasowe dokonania i zgodził się na indywidualną współpracę liczoną najwyżej w setkach egzemplarzy. Okablowanie wewnętrzne poprowadzono grubymi przewodami z miedzi OFC. Zwrotnicę 1. rzędu, ulokowaną na drukowanej płytce, przytwierdzono wprost do gniazd. Wśród elementów można dostrzec kondensatory polipropylenowe, metalizowane oporniki oraz cewki powietrzne. Pasmo jest dzielone przy 2600 Hz. W porównaniu z wcześniejszą wersją Evoluzione Speciale cena Juniorów spadła o 1300 złotych, zaś wykonanie pozostało na niezmienionym poziomie. Dlatego w ostatniej rubryce z ocenami znajdzie się w pełni zasłużona szóstka. Wrażenia odsłuchowe Jako że półtora roku temu opisywałem poprzednią wersję XN 125, odruchowo porównywałem z nią Juniory. XN 125 ES oferowały ponadprzeciętną przejrzystość i neutralność, a ich celem było przekazanie prawdy o muzyce zapisanej na płytach. Tamte kolumienki doskonale się dogadywały z każdym repertuarem. Najnowsze monitory Barletty nieco zawęziły specjalizację. Tym jednak, co je łączy z wcześniejszym modelem, są neutralność i muzykalność. Xavian nie ekranuje głośników do stereo. Zwrotnicę od obudowy izoluje kawał watoliny. Odsłuchy rozpocząłem od muzyki barokowej. Pierwsze wrażenia zapisane w notesie brzmiały: „Juniory grają miękko i czule jak dotyk matczynej dłoni”. Słychać, że skonstruował je Włoch, zakochany w muzyce operowej. Bez względu na to, czy w odtwarzaczu lądował „Mesjasz” prowadzony przez Paula McCreesha, „Koncerty Brandenburskie” czy np. „Muzyka na wodzie”, czeskie monitorki roztaczały zniewalający urok, który nie pozwalał nawet tknąć pilota, by sprawdzić brzmienie na innym fragmencie płyty. Z przyjemnością czekałem te kilka, kilkanaście minut, aż muzyka dojdzie do pożądanego miejsca, a i później nie zrywałem się z fotela, by włożyć do odtwarzacza następny krążek. Gładkie wysokie tony brzmiały jak utkane z pajęczyny i choć detaliczne, nic nie raniło uszu. Wokale brzmiały naturalnie, świeżo i czysto. Słychać było sporo odgłosów towarzyszących śpiewaniu, obyło się Hi•Fi i Muzyka 11/12 33 Test kolumny 4000-8000 zł jednak bez podkreślania głosek szeleszczących. Natomiast spore zaskoczenie czekało mnie na samym dole pasma. Patrząc na gabaryty Juniorów, nie spodziewałem się po nich wstrząsających doznań, ale małe Xaviany zaprezentowały wyjątkowo mocny bas. Czy to w partii kontrabasów, czy w ataku bębna w IX symfonii Beethovena niskie tony pozo- w ściany dźwięku, więc większość miłośników tego gatunku spokojnie może wpisać Juniory na listę zakupów. Spośród kilkunastu płyt jazzowych w pamięci najbardziej utkwiła mi „Kind of Blue” Davisa. Niewielkie monitory zagrały ją z taką energią i świeżością, jakby materiał zarejestrowano przed kilkoma dniami, a nie ponad pół wieku temu. Ostatnia część należała do rocka. Wprawdzie ostre łojenie średnio pasuje do tych subtelnych zestawów, ale jak mus, to mus. No i się nie rozczarowałem. Gęste aranżacje Dream Theater i Rammsteinu, podobnie jak w przypadku symfoniki, miały problemy z pomieszczeniem się na scenie, lecz gdy przyszła pora na spokojne ballady, nawet w wykonaniu tych ostatnich, czeskie monitory odegrały je tak, jakby to miało być ostatnie zadanie w ich 15-letniej historii. Konkluzja stawały czytelne. Daleko im wprawdzie było do poziomu kolumn podłogowych, ale też nie musiałem się domyślać ich istnienia. Jednak przy okazji testowania basu natknąłem się na spore ograniczenie w brzmieniu Juniorów. Scena budowana przez Xaviany wyraźnie lokowała się na linii kolumn i sięgała głęboko za nie. Lokalizacja źródeł pozornych była precyzyjna, a plany wyraźne, lecz do czasu, gdy w odtwarzaczu lądowała symfonika. Wtedy odnosiłem wrażenie, jakby wykonawcom robiło się za ciasno. W wyśmienicie nagranych „Planetach” Holsta z von Karajanem muzycy jeszcze jakoś sobie radzili, ale już na nieco gorzej zrealizowanych płytach siedzieli sobie wzajemnie na kolanach. Po zmianie repertuaru na jazzowy budowa sceny oraz ogólny charakter brzmienia nie uległy zmianom. W audiofilskich realizacjach małe Xaviany dosłownie czarowały, a każda próba zmiany krążka przed wybrzmieniem ostatnich taktów kończyła się niepowodzeniem. Na szczęście, akustyczny jazz nie obfituje 34 Hi•Fi i Muzyka 11/12 Małe Juniory już z daleka zdradzają italskie konotacje. Barletta miał rację, XN 125 Junior to dzieło kompletne, skończone. Zapewne można jeszcze to i owo poprawić, ale jeśli szukacie audiofilskich kolumienek do słuchania jazzu, klasyki czy spokojnego rocka, właśnie je znaleźliście. Natomiast pod względem klasy wykonania najmniejsze dziecię Xaviana powinno stanąć w Sevres jako wzorzec audiofilskiego minimonitora, obok metra, litra i kilograma. Chromowane zaciski głośnikowe. Najwyraźniej Xavian nie demonizuje tego tematu. Xavian XN 125 Junior Cena: 4399 zł Dane techniczne: Liczba dróg/głośników: Skuteczność: Impedancja: Pasmo przenoszenia: Rekomendowana moc wzmacniacza: Bi-wiring: Masa: Wymiar (w/s/g): 2/2 86 dB 4 omy 49 Hz – 30 kHz 30 – 120 W brak 8 kg 28,5/18/27,5 cm Ocena: Neutralność: Dynamika: Stereofonia: Przejrzystość: Muzykalność: Bas: Brzmienie: Jakość/cena: §§§§§ §§§§¨ §§§§§ §§§§§ §§§§§ §§§§¨ §§§§§ §§§§§§