Pobierz - Otwarte Klatki
Transkrypt
Pobierz - Otwarte Klatki
BIULETYN #1 12 zwycięstw roku 2012 /s.4/ VEGGIE PRIDE /s.9/ Cena futra /s.12/ ZAKAZ W HOLANDII I JEGO KONSEKWENCJE DLA POLSKI /s.15/ Jedne kochasz, inne zjadasz /s.18/ DRASTYCZNE CZY SŁODKIE? /s.22/ Wywiad z Olegiem Ozerowem (269 life) /s.27/ WSTĘPNIAK B iuletyn Otwartych Klatek ma na celu przede wszystkim analizę działań Stowarzyszenia, ale także innych grup i organizacji, które uważamy za wyjątkowo wartościowe i warte przedstawienia. Biuletyn będzie również platformą służącą do wymiany wiedzy na temat skutecznej walki o prawa zwierząt. Zamierzamy pisać o tym, jak najbardziej efektywnie przekonywać do praw zwierząt i jak najlepiej używać dostępnych nam metod i środków, aby osiągnąć nasze cele. Zapraszamy do komentowania i przesyłania swoich opinii. Przede wszystkim jednak zachęcamy do kontaktu z nami każdą osobę, która ma bezpośredni dostęp do materiałów pokazujących realia życia zwierząt w przemysłowej hodowli, laboratoriach i tych, które są wykorzystywane w rozrywce. Koniecznie skontaktuj się Paweł Rawicki Stowarzyszenie Otwarte Klatki DROGIE czytelniczki, DRODZY czytelnicy! z nami, jeśli posiadasz tego typu zdjęcia czy filmy lub też masz możliwość ich nagrania! Jednym z naszych pierwszych sukcesów po tym, jak kampania antyfutrzarska nabrała rozpędu, było odebranie lisa z fermy w Karskach pod Ostrowem Wielkopolskim. Lis miał na skutek stanu zapalnego tak powiększone dziąsła, że przyjmowanie pokarmu było dla niego coraz trudniejsze. Stan ten był wynikiem zaniedbania ze strony właściciela – na tej fermie opieka weterynaryjna nie była przewidziana. W wyniku wspólnej interwencji Otwartych Klatek i Ekostraży właściciel fermy zgodził się dobrowolnie zrzec lisa. Z niecierpliwością czekaliśmy na wyniki badań i opinię weterynarza. Niestety na początku roku okazało się, że zmiany u lisa są zbyt daleko posunięte, aby można mu był jeszcze pomóc. Ekostraż musiała podjąć decyzję o uśpieniu lisa ze względów humanitarnych. Pierwszy numer Biuletynu Otwartych Klatek dedykujemy właśnie temu lisowi. Był tylko jednym z kilkuset tysięcy przedstawicieli swojego gatunku, które co roku zabija się w Polsce na futro, jednak dla nas stał się lisem wyjątkowym. Stał się symbolem tego, że nasza aktywność ma realny wpływ na zwierzęta, które dziś są przetrzymywane w klatkach, i że jesteśmy w stanie wpływać na to, jak będzie wyglądała ich rzeczywistość jutro. Będziemy o nim pamiętać, walcząc o koniec przemysłu futrzarskiego w Polsce, a także o koniec wykorzystywania zwierząt w każdy inny sposób. Jeśli kampania będzie rozwijać się w takim tempie to w ciągu powiedzmy 5 lat 269 stanie się szeroko rozpoznawalnym symbolem sprzeciwu wobec zagłady zwierząt lub ich holokaustu, jak powiedzieliby moi izraelscy przyjaciele. OLEG OZEROW, S.27 www.facebook.com/otwarteklatki Stowarzyszenie Otwarte Klatki ul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań [email protected] MISJA P rzemoc wobec zwierząt odbywa się z reguły w ukryciu, schowana za grubymi murami i drutem pod napięciem. Niekiedy w mediach pojawiały się obrazy z miejsc, w których to się dzieje: ferm przemysłowych, rzeźni, laboratoriów, cyrków, ogrodów zoologicznych czy hodowli. Za każdym razem ludzie wrażliwi reagowali złością, smutkiem i poczuciem bezradności. Stowarzyszenie Otwarte Klatki powstało po to, żeby te uczucia zamienić w wolę działania. Chcemy uczynić mury ferm i rzeźni przezroczystymi – żeby nikt nie mógł powiedzieć, że nie wiedział, nie zdawał sobie sprawy, został oszukany. Chcemy, by te obrazy zagościły na stałe w społecznej świadomości, tak by decyzje podejmowane przez ludzi były rzeczywiście świadome. Naszym celem jest przeciwdziałanie okrucieństwu wobec zwierząt i budowa społeczeństwa, w którym zwierzęta są traktowane z należytym współczuciem i szacunkiem. Nie mamy złudzeń, że zmiany nadejdą z dnia na dzień. Są jednak możliwe, choć na pewno nie przyjdą same. Wymagają informowania na temat prawdziwych warun- ków tzw. „produkcji zwierzęcej”, szczególnie poprzez publikowanie materiałów ze śledztw na fermach przemysłowych i prowadzenie kampanii opartych o te materiały. Wymagają wywierania presji na organy ustawodawcze, jako że to one mogą – poprzez zmianę prawa – skutecznie położyć kres cierpieniu zwierząt. Wymagają promowania weganizmu jako sprzeciwu wobec wykorzystywania zwierząt. Wierzymy też, że to różnorodność taktyk doprowadzi nas do celu. To wszystko nie uda się jednak bez Twojej pomocy. Możesz nas wesprzeć finansowo poprzez przelew na nasze konto. Działanie Stowarzyszenia opiera się obecnie głównie na prywatnych środkach członków i członkiń, dlatego każda kwota jest ważna i mile widziana. 81 2030 0045 1110 0000 0257 1960 Stowarzyszenie Otwarte Klatki ul. Fredry 5/3A 61-701 Poznań Tytuł przelewu: DAROWIZNA Zachęcamy jednak przede wszystkim do członkostwa wspierającego w naszym Stowarzyszeniu (www.otwarteklatki.pl/wstap). Pozwoli Ci to być na bieżąco ze wszystkimi wydarzeniami, oraz uzyskiwać najbardziej aktualne informacje. Przyczynisz się też do budowania silnego środowiska, któremu los zwierząt nie jest obojętny. Razem możemy dzia- łać skutecznie i osiągać realne zmiany. Historia dzieje się teraz. Możemy dopisać swój rozdział. 12 zwycięstw ROKU I 2012 nterwencje, zakazy, protesty – jakkolwiek by na to nie spojrzeć, rok 2012 obfitował w wydarzenia na rzecz praw zwierząt. I choć nie wszystkie z zorganizowanych akcji zakończyły się oczekiwanym sukcesem, porusza tłum. Monika Gawlik PRZETŁUMACZONE NA PODSTAWIE WPISU Z BLOGA STRIKING AT THE ROOTS fakt, że na ulice wychodzi coraz większa ilość zaangażowanych osób, co dobrze wróży na przyszłość ruchu. Poniżej, w porządku chronologicznym, przedstawiamy najważniejszych 12 zwycięstw roku 2012: 2. TYSIĄCE KUR URATOWANYCH Z FERMY JAJEK 1. IRLANDIA ZAKAZUJE MASOWEJ HODOWLI SZCZENIAKÓW Rok 2012 rozpoczął się dość obiecująco po tym, jak w styczniu ustanowiono w Irlandii całkowity zakaz hodowli szczeniaków na tzw. „fermach przemysłowych". Fermy te w zasadzie niczym nie różniły się od innych ferm dla zwierząt gospodarskich – stłoczone szczenięta trzymano w ciasnych klatkach, natomiast suki powyżej 4-miesiąca życia, zdolne do rozpłodu, zapładniano ciąża po ciąży, bo jak to zwykle bywa na fermach przemysłowych, zysk jest o wiele ważniejszy niż „dobrostan” zwierząt. Z racji tego, iż hodowle były bardzo popularne, Irlandię nazywano „Europejską Fabryką Szczeniaków”. Całe szczęście wraz ze zmianą Ustawy o Hodowli Psów, która weszła w życie z dniem 1.01.2012, wszyscy hodowcy muszą zarejestrować się w związku kynologicznym i spełniać ścisłe standardy hodowli, w których zwierząt nie wolno trzymać w brudnych i małych klatkach, należy im zapewnić miejsce do spania oraz odpowiednią dawkę ruchu. I co najważniejsze, suki można szczenić tylko raz do roku. Miejmy tylko nadzieję, że przepisy ustawy będą dokładnie przestrzegane i kontrolowane przez lokalne władze i obowiązkowe inspekcje weterynaryjne. 4 otwarteklatki.pl Akcja ta została nazwana największą interwencją na fermie przemysłowej w historii stanu Kalifornia. Na przełomie lutego i marca aktywiści z Animal Place, Farm Sanctuary i Harvest Home uratowali ponad 4,4 tys. kur z fermy jajek w Turlock po tym, jak właściciele po prostu porzucili gospodarstwo, w którym znajdowało się ponad 50 tys. kur. O tym fakcie władze zostały zawiadomione dopiero po kilku tygodniach, wskutek czego prawie 20 tys. zwierząt umarło z głodu, kilka tysięcy wpadło do gnojowicy znajdującej się pod klatkami, a pozostałe 25 tys. zwierząt trzeba było poddać eutanazji. Po akcji przeprowadzonej przez wymienione wyżej organizacje, Animal Legal Defense Fund (ALDF) i firma prawnicza Schiff Hardin pozwały właścicieli fermy, oskarżając ich o haniebne zaniedbania i szczególne okrucieństwo wobec zwierząt. Mimo tego, iż farmerzy zażądali umorzenia postępowania, 5 grudnia sąd odrzucił ich wniosek i wznowił postępowanie. 3. JAPONIA PRZEDWCZEŚNIE ZAKOŃCZYŁA POŁOWY WIELORYBÓW Każdy z nas jest fanem opowiadań, w których to zły przegrywa. Dlatego pewnie każdemu spodoba się historia japońskich rybaków, którzy już w marcu zakończyli połowy wielorybów, nie osiągając nawet 1/3 zaplanowanego połowu. Jak podaje Japońska Agencja ds. Rybołówstwa, w tegorocznych połowach złowiono jedynie 266 płetwali karłowatych i jednego finwala (po płetwalu błękitnym to drugi co do wielkości waleń – przyp. red.), co nie stanowi nawet 1/3 zaplanowanego na 900 sztuk połowu. Oficjalne stanowisko Agencji, tłumaczące tak niski wynik, obarcza winą nie tylko złe warunki pogodowe, lecz także akcje sabotażowe aktywistów z grupy Sea Shepherds, którzy oskarżani są m.in. o zrzucanie „śmierdzących bomb” na pokłady kutrów czy używanie lin w celu splątania śmigieł rybackich. Grupa Sea Shepherds została oskarżona o akcje sabotażowe także przez Japoński Instytut Badań nad Waleniami (ICR), który co roku odławia znaczną liczbę osobników do celów „naukowych”. Ciekawe, jak Sea Shepherds, którzy właśnie rozpoczynają nową kampanię, ustosunkują się do oficjalnego, sądowego zakazu atakowania „biednych” japońskich rybaków 4. PANAMA ZAKAZUJE WALK BYKÓW I INNYCH BRUTALNYCH SPORTÓW 15 marca Panamskie Zgromadzenie Narodowe przegłosowało bezprecedensową ustawę o całkowitym zakazie jakichkolwiek walk byków, zaczynając od hiszpańskiej corridy, a kończąc na „bezkrwawych” walkach w stylu portugalskim. Pomimo tego, że w Panamie nigdy nie odbywały się walki byków, to ustawa ta ma charakter zapobiegawczy przed napływem corridy z państw sąsiednich, w których także traci ona na popularności. Nowa ustawa, podpisana przez prezydenta Ricarda Martinelli w listopadzie, zabrania także walk psów, pogoni chartów za zającem, czy wyścigów chartów. Co więcej, znajdujące się w niej regulacje dotyczące zwierząt cyrkowych są tak ścisłe, że najprawdopodobniej doprowadzą do całkowitego wycofania wykorzystywania zwierząt w cyrkach. Niestety, ustawa nie obejmuje zakazu wyścigów konnych i walk kogutów. 5. WŁOSCY AKTYWIŚCI UWALNIAJĄ 30 BEAGLI Z GREEN HILL Kiedy już włoscy aktywiści zabierają się do roboty, to konkretnie. Historia kwietniowego uwolnienia 30 szczeniaków beagle hodowanych do wiwisekcji jest tylko malutką częścią akcji, która według nas jest największym osiągnięciem ruchu proanimalistycznego w 2012. Historia ta rozpoczyna w październiku 2011 r., kiedy to pięciu aktywistów z grupy Fermare Green Hill wdarło się na dach budynku Green Hill, największej europejskiej zwierzętarni, w której hodowano psy do celów doświadczalnych. Do klientów Green Hill zaliczały się laboratoria uniwersyteckie, kompanie farmaceutyczne oraz zniesławiony angielski instytut Huntingdon Life Sciences. Po tej głośnej akcji we Włoszech nastąpiła wrzawa oraz społeczne zniesma- czenie tematem wiwisekcji. Z każdym dniem przybywało przeciwników tej okropnej metody badawczej, dzięki czemu wywarto presję na rząd, aby ten zmienił prawo, zakazując przeprowadzania wiwisekcji na kotach, psach i naczelnych. Dzięki pospolitemu ruszeniu w kwietniu 2012 udało się zgromadzić prawie tysiąc osób na demonstracji przed budynkiem Green Hill. To właśnie na tej demonstracji kilkadziesiąt osób wtargnęło na teren zwierzętarni i uwolniło sukę z 12 szczeniaotwarteklatki.pl 5 kami. Zdjęcia z tych wydarzeń, szczególnie jedno na którym szczeniak przekazywany jest z rąk do rąk nad drutem kolczastym, obiegły cały świat i stały się symbolem walki o wyzwolenie zwierząt. Dalsza historia przedstawia się następująco: oprócz postępowania karnego dotyczącego naruszenia mienia Green Hill, ruszyło równoległe śledztwo sprawdzające warunki hodowli psów. Ku zdziwieniu wszystkich, okazało się że właściciel zwierzętarni, firma Marshall Farm z USA, nie tylko łamała przepisy dotyczące hodowli psów, ale także manipulowała danymi. W związku z tym rząd nakazał czasowe zamknięcie placówki na okres prowadzenia dalszego śledztwa, a wszystkie psy zostały umieszczone w domach tymczasowych. Jak informują jednak aktywiści z Femare Gre- en Hill, wszyscy „tymczasowi” opiekunowie psiaków nie mają najmniejszego zamiaru oddawać psów firmie Marshall Farm w razie umorzenia śledztwa. Grupa Fermare Green Hill — po zmianie nazwy na Animal Amnesty — obecnie przygotowuje się do kampanii przeciwko firmie Harlan Sprague Dawley, która hoduje na cele wiwisekcyjne nie tylko beagle, lecz także marmozety, koty, króliki, świnki morskie, szczury, myszy, myszoskoczki i chomiki. W swojej ofercie posiada ona także zwierzęta hybrydowe, mutanty i osobniki transgeniczne. Mamy jednak nadzieje, że tak jak w przypadku kampanii przeciwko Green Hill, współpraca aktywistów ze zwykłymi mieszkańcami Włoch przyniesie kolejne sukcesy i uratuje wiele tysięcy stworzeń. 6. BLOKADA NAJWIĘKSZEJ FERMY JAJEK W NOWEJ ZELANDII 7. 6 KALIFORNIA WPROWADZIŁA ZAKAZ SPRZEDAŻY FOIE GRAS Potrzeba było aż siedem lat, by wprowadzić w życie ustawę z 2004 r., zakazującą sprzedaży jakichkolwiek produktów pochodzących z przymusowego tuczu ptaków. Z dniem 1 lipca 2012 w stanie Kalifornia, jednym spośród 51 stanów USA, zaczął obowiązywać całkowity zakaz sprzedaży foie gras. W zamierzeniu 7,5 letni okres od przegłosowania ustawy do wprowadzenia zakazu miał dać rolnikom czas na wymyślenie mniej okrutnych metod uzyskiwania stłuszczonych ptasich wątrób. Bez zaskoczenia – nie udało się wymyślić takiej metody. Lauren Ornelas, jedna z aktywistek walczących o zakaz, w bardzo ciekawy sposób opisała na swoim blogu, w jaki sposób udało się osiągnąć to zwycięstwo. Po tym, jak śledztwo przeprowadzone na fermach ukazało, że właściwie brak jest jakichkolwiek różnic pomiędzy zachwalaną hodowlą w systemie klatek wzbogaconych a istniejącym systemem klatek konwencjonalnych, aktywiści z New Zealand Open Rescue i Koalicji na Rzecz Zakazu Chowu Przemysłowego spędzili kilka miesięcy na planowaniu protestu przeciwko największemu producentowi jaj w Nowej Zelandii – firmie Mainland Poultry. Efektem działań była akcja, w której trójka aktywistów podwiesiła się na metalowych stelażach ustawionych przed wjazdem do siedziby firmy, blokując jej wjazd, przez co Mainland Poultry zmuszone było do czasowego zaprzestania dystrybucji jajek. „Tego dnia ryzykowaliśmy własnym życiem, ale dzięki temu Mainland Poultry jest świadome, do czego jesteśmy zdolni. Akcja ta była swoistego rodzaju ostrzeżeniem nie tylko dla Mainland Poultry, lecz dla całego przemysłu” – powiedziała Deirdre Sims, jedna z aktywistek biorących udział w czerwcowej akcji. 8. NIEDŹWIADEK BEN ZNAJDUJE DOŻYWOTNI DOM Przez sześć nieszczęsnych lat niedźwiedź Ben przebywał w ciasnym, jałowym kojcu przydrożnego zoo w Północnej Karolinie. Sześć lat chodził po betonie, nadgryzał metalowe pręty ogrodzenia i przebywał w brudnym kojcu. Na szczęście po latach ciągania po sądach i składania pozwów przez organizacje takie jak ALDF i PETA, w sierpniu 2012 roku sędzia pozwolił na dożywotnie umieszczenie Bena w kalifornijskim sanktuarium dla zwierząt, prowadzonym przez organizację PAWS (Performing Animal Welfare Society). Dziś Ben może cieszyć się dużym zielonym wybiegiem, na którym spędza praktycznie całe dnie; ma do dyspozycji także stawek, w którym schładza się w upały. Zainteresowani mogą tutaj obejrzeć krótką historię uwolnienia niedźwiadka. 9. ADIDAS REZYGNUJE Z UŻYWANIA KANGURZEJ SKÓRY Marka ta jest rozpoznawana na całym świecie, ich buty są noszone przez sportowców od 1920 r., a dzięki innowacyjności i świetnemu designowi, dziś Adidas jest jedną z największych marek odzieżowo-obuwniczych na świecie. Przez długie lata Adidas wykorzystywał skórę z kangurów do produkcji różnych modeli korków piłkarskich, przez co dotował największą komercyjną rzeź dzikich zwierząt na świecie, jak o polowaniach na kangury mówi organizacja Animals Australia. Po latach prowadzenia kampanii przez organizacje takie jak Viva!, czy Viva! USA, Adidas ogłosił we wrześniu, że wycofuje użycie kangurzej skóry do produkcji obuwia. 10. HISTORIA WOŁÓW BILLA I LOU NA PIERWSZYCH STRONACH GAZET Pomimo że tak jakbyśmy sobie tego życzyli, wiadomość ta nie kończy się happy-endem, historia wołów Billa i Lou, które przez dziesięć lat były wykorzystywane do badań naukowych w Vermont’s Green Mountain College (GMC), przyczyniła się w Stanach do gorącej debaty na temat wykorzystywania i hodowli zwierząt do celów naukowych i konsumenckich. Cała historia przedstawia się następująco – Bill i Lou są hodowane do celów naukowych w GMC. Następnie jeden z wołów – Lou doznaje kontuzji nogi, tak poważnej, że nie może być dłużej wykorzystywany do celów badawczych. Co decyduje GMC? Para zwierząt powinna zostać zabita celem spożycia przez studentów. Gdy wiadomość ta dostała się do mediów, opinia publiczna zawrzała. I pomimo, że liczne sanktuaria dla zwierząt, m.in. VINE, zabiegały o możliwość opieki nad parą wysłużonych zwierząt, GMC w listopadzie zdecydował się na eutanazję Lou. Jednak dzięki presji wywartej przed media i społeczeństwo, GMC zobowiązał się do dożywotniej opieki nad drugim wołem – Billem, który został umieszczony na fermie należącej do uczelni. Jakkolwiek kontrowersyjne wydaje się nagłaśnianie sprawy jedynie dwójki zwierząt, a przyzwalanie na ubój milionów pozostałych zwierząt gospodarskich, historia Billa i Lou przyczyniła się do, jakże istotnej i długo oczekiwanej, dyskusji na temat postrzegania i wykorzystywania zwierząt jako zwykłych surowców. 11. KOSTARYKA ZAKAZUJE MYŚLISTWA JAKO FORMY SPORTU Po jednomyślnym i ostatecznym głosowaniu w grudniu ubiegłego roku parlament Kostaryki, jako pierwszy w całej Ameryce Południowej, wprowadził w życie ustawę całkowicie zakazującą uprawiania myślistwa dla sportu. Dzięki temu osoby, które przyłapie się podczas polowania, mogą podlegać karze do czterech miesięcy pozbawienia wolności lub $3,000 grzywny. Kostaryka, jako jeden z niewielu krajów na świecie, w którym zachowała się bioróżnorodność gatunków, jest wielką atrakcją dla myśliwych, którzy przyjeżdżają na łowy w poszukiwaniu egzotycznych kotów, kolorowych papug i innych zwierząt atrakcyjnych dla przemysłu zoologicznego. Dlatego też wprowadzony zakaz daje szansę na utrzymanie różnorodności gatunków i odrodzenie się prawdziwej turystyki. Warto także wspomnieć, że przegłosowana ustawa weszła w życie tylko dzięki determinacji aktywistów, którzy dwa lata temu zebrali na petycji domagającej się zakazu myślistwa prawie 177 tysięcy podpisów, a następnie przedłożyli parlamentowi obywatelski projekt ustawy. Brawa! 12. HOLENDERSKI SENAT PRZEGŁOSOWAŁ ZAKAZ HODOWLI NOREK NA FUTRA W dekadę po tym, jak Holandia urosła na trzecią na świecie, zaraz po Danii i Chinach, potęgę w produkcji futer z norek, z rocznym wynikiem na poziomie 6 milionów skór, pod koniec roku holenderski senat przegłosował zakaz hodowli norek dla futer. Kilka miesięcy wcześniej Minister Rolnictwa wystosował ankietę do obywateli Holandii. Okazało się, że aż 93% Holendrów i Holenderek jest przeciwko zabijaniu zwierząt na futra. Na zamknięcie swoich ferm hodowcy norek mają czas do 2024 roku. Holenderski przemysł futrzarski obecnie składa się ze 170 ferm norek, na których zwierzęta trzymane są zazwyczaj w jałowych, metalowych klatkach długości ludzkiego przedramienia. W naturalnych warunkach norki zasiedlają najczęściej doliny rzeczne, a ich potrzeby terytorialne szacuje się na ok. 800 ha. Poprzez stres wywołany hodowlą w ciasnych, często stłoczonych klatkach, norki przejawiają objawy stereotypii i kanibalizmu. Holandia wprowadziła zakaz hodowli lisów na futra już w 1995 roku, w dwa lata później wprowadziła zakaz hodowli szynszyli na futra. Zakaz hodowli norek oznacza, że za 12 lat holenderski przemysł futrzarski będzie tylko wstydliwym wspomnieniem, a ludzie z niedowierzaniem będą kręcić głowami i zastanawiać się Jak mogliśmy to robić zwierzętom? Tą dobrą informacją kończymy nasze zestawienie. Wydawać by się mogło, że rok 2012 był dość przychylnym rokiem dla aktywistów, jednak my życzymy sobie i Wam, żeby nadchodzący 2013 obfitował w jeszcze więcej akcji dążących do wyzwolenia zwierząt! 8 otwarteklatki.pl Jola Cora PIERWSZA Międzynarodowa VEGGIE PRIDE G enevAnimaliste oraz LausAnimaliste organizują pierwszą Międzynarodową Veggie Pride, która odbędzie się 18 maja 2013 r. w Genewie (Szwajcaria). Będzie to weekend (16-20 maja) pełen atrakcji, takich jak wykłady, koncerty, spotkania oraz happeningi przed WHO i ONZ i wręczenie petycji przeciw wegefobii. Pierwsze, lokalne Veggie Pride miały miejsce we Francji na początku lat 2000, jako odpowiedź na ataki i dyskryminację, które musieli znosić francuscy wegetarianie i weganie. Wyszli oni na ulice po to, aby pokazać że istnieją i że oczekują poważnego traktowania, ponieważ cierpienie i śmierć miliardów zwierząt jest sprawą poważną i polityczną. Powstało też wtedy pojęcie wegefobii, czyli tego, z czym pewnie każdy z nas miał do czynienia w postaci ataków, głupich komentarzy, wyśmiewania się itd. Ważne jest, żeby nazywać rzeczy takimi, jakie są i na tego typu ataki odpowiedzieć, że jest to wegefobia; staje się to wtedy kwestią polityczną, a nie prywatną. Dlaczego ważne jest, żeby było nas jak najwięcej na Veggie Pride? Ponieważ jest to jedyna taka okazja, by pokazać międzynarodowym instytucjom, takimi jak WHO czy ONZ, że jest nas dużo. otwarteklatki.pl 9 Ze względów osobistych jest to jedyna taka okazja, by zwiedzić Genewę (bardzo drogie miasto) taniej, ponieważ komitet Veggie Pride zapewnia możliwie najtańsze noclegi, a wegańskie wyżywienie za „co łaska”. Nie wspominając już o radości spędzenia czasu z weganami z całego świata oraz chodzenia na wykłady, koncerty itp. Rezerwujmy sobie czas/urlop już teraz! Strona ogólna o Veggie Pride: http://www.veggiepride.org/en/ Strona (w budowie) o tegorocznej Veggie Pride: http://www.veggiepride.ch/ Petycja przeciw wegefobii (zachęcamy do podpisania!), która będzie wręczona podczas Veggie Pride: http://www.avaaz.org/en/petition/Respect_of_ the_rights_of_vegans_and_vegeterians/ Wydarzenie na Facebooku: http://www.facebook.com/ events/126216770855732/ Grupa na Facebooku dot. wyjazdu z Polski do Genewy na Veggie Pride; dodawajcie siebie, jeśli chcecie w niej być: http://www.facebook.com/ groups/308055985967799/ Dobrusia Karbowiak ANIMAL IMPACT: Secrets Proven to Achieve Results and Move the World to jedna z najnowszych pozycji poruszających tematykę strategii działania na rzecz zwierząt. Autorka, Caryn Ginsberg, jest osobą łączącą w sobie zainteresowanie problematyką zwierząt oraz wiedzę z dziedziny marketingu. To połączenie zdarza się wśród aktywistów niezwykle rzadko, więc na pewno warto sięgnąć po książkę, która podpowiada nam, jak myśleć o prowadzeniu kampanii, aby jej skuteczność była możliwie najwyższa. Ginsberg tłumacząc swój sposób patrzenia na aktywizm, podaje jednocześnie mnóstwo przykładów działań i kampanii, które odniosły sukces. Przykłady te dotyczą zarówno promowania adopcji czy sterylizacji jak i walki z hodowlami przemysłowymi albo promowania diety wegańskiej, więc praktycznie każda osoba lub organizacja działająca w ramach ruchu praw zwierząt znajdzie jakieś inspiracje dla swoich działań. Można się zgadzać lub nie zgadzać z autorką albo poszczególnymi akcjami i organizacjami zaprezentowanymi w książce, ale na pewno warto przeczytać i wszystko solidnie przemyśleć. www.animal-impact.com 10 otwarteklatki.pl Agata Wilkowska ETYKA, A TO CO JEMY – Peter Singer, Jim Mason Nakładem wydawnictwa Czarna Owca ukazała się kolejna już książka autorstwa Petera Singera - australijskiego etyka znanego dzięki pozycji „Wyzwolenie zwierząt” praktycznie wszystkim aktywistom i aktywistkom prozwierzęcym. Jego nowa książka adresowana jest przede wszystkim do ludzi, którzy w supermarketach wybierają kuszące produkty, jednocześnie nie zastanawiając się nad ich pochodzeniem, składem czy wartością odżywczą. Peter Singer wraz z Jimem Masonem, prawnikiem specjalizującym się w prawach ludzi i zwierząt, odsłaniają przed czytelnikami prawdę ukrytą za ładnymi etykietkami. Książka jest doskonałą odpowiedzią na niezwykle ważne pytanie: jak kupować i jeść etycznie? Autorzy poruszyli w niej tematy związane z przemysłową hodowlą zwierząt i weganizmem, ale zwrócili uwagę także na kwestię żywności Fair Trade i organicznej. Pozycję polecamy przede wszystkim osobom, którym wciąż jeszcze nie udało się zrezygnować z mięsa i innych produktów odzwierzęcych. Jednak aktywiści i aktywistki również powinni się z nią zapoznać, aby odświeżyć swoją wiedzą i zdobyć wiele nowych argumentów na rzecz weganizmu. wyd. Czarna Owca, Warszawa 2012 HENRY: ONE MAN'S WAY Film ten jest wciąż aktualny, mimo że nakręcono go już prawie 20 lat temu. Co więcej, można go polecić wszystkim aktywistom i aktywistkom, bez względu na obszar działań. Henry Spira (1927-1998) był działaczem związków zawodowych, zaangażowanym w ruchu na rzecz praw obywatelskich. W latach 70., po poznaniu Petera Singera, zaczął skupiać się na obronie zwierząt. Dzięki temu, że potrafił trzeźwo ocenić sytuację i wyznaczyć realne cele, osiągał sukcesy. Reprezentowany przez niego model aktywizmu powinien stanowić inspirację dla każdego i każdej z nas. Spira przekonał do swoich działań wielu dziennikarzy i naukowców, co w znaczącym stopniu wpłynęło na zmianę oblicza wielu amerykańskich koncernów, takich jak Revlon i Avon. Firmy te, dzięki jego działaniu, zdecydowały się na finansowanie badań nad alternatywami dla testowania kosmetyków na zwierzętach. Poprzez liczne protesty Spira doprowadził również do tego, że Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku zrezygnowało z eksperymentów na kotach. Jeśli widział szanse na zwycięstwo, potrafił dla osiągnięcia celu wystąpić nawet przeciwko Ministerstwu Rolnictwa. Film o nim można więc śmiało potraktować jako warsztat z wystąpień publicznych czy przeprowadzania kampanii. reż. John Swindells, 1997 (do pobrania z www.alterkino.org) PROJEKT VEGAN BUDDY Portal społecznościowy „Wegański przyjaciel” skupia wegan i weganki z całej Polski, którzy służą poradami i odpowiedzią na wszelkie pytania dotyczące weganizmu. Ideą serwisu jest prosta: umożliwić ludziom, którzy chcą przejść na weganizm, poznanie osób, które po prostu im w tym pomogą. Osoby z doświadczeniem to kopalnie wiedzy, więc jeżeli nie wiecie, jak i z czego zrobić pyszne wegańskie ciasto, gdzie znaleźć nieskórzane buty, czy jak przyrządzić bigos, żeby oszukać mięsożernych znajomych, od razu kontaktujcie się z nimi! Weganie i weganki również mogą wykazać się aktywnością i zarejestrować się w serwisie, dzięki czemu osoby szukające pomocy szybko znajdą odpowiednią osobę ze swojego miasta. Całe zadanie polega na tym, aby odpowiadać na pytania, zaoferować wsparcie i pokazać innym, jakie to wszystko jest proste. Jeżeli obie strony wykażą dobre chęci, można umówić się na wspólne zakupy czy gotowanie obiadu! www.veganbuddy.pl otwarteklatki.pl 11 Joanna Stiller CENA FUTRA rzeczywistość polskich ferm futrzarskich S tereotypia, apatia, choroby oczu i uszu, rany ciała – na każdej spośród 52 ferm objętych śledztwem wystąpiło co najmniej jedno z tych zjawisk. Materiały ze śledztw na fermach zwierząt hodowanych na futra były w ostatnich latach wielokrotnie publikowane w różnych krajach, szczególnie w tych będących potentatami na światowych rynkach skór, jak Dania czy Finlandia. Wszystkie śledztwa wykazały, że problem zapewnienia zwierzętom odpowiednich warunków na fermach przemysłowych jest poważny, a jego konsekwencjami są m.in. liczne okaleczenia zwierząt oraz zmiany behawioralne. 12 otwarteklatki.pl Joanna Stiller W latach 2011-2012 podobne śledztwo zostało przeprowadzone na fermach na terenie całej Polski. Stowarzyszenie Otwarte Klatki otrzymało od anonimowego źródła materiały filmowe i fotograficzne, dokumentujące rzeczywiste warunki hodowli i chowu zwierząt. Śledztwo objęło 52 fermy mięsożernych zwierząt futerkowych (lisy, norki, jenoty). Warto wspomnieć, że w 2011 r. NIK przeprowadziła kontrolę 23 ferm futrzarskich w Wielkopolsce, skupiając się jednak na zbadaniu skuteczności egzekwowania przepisów ochrony środowiska, budowlanych oraz weterynaryjnych. Wyniki kontroli wskazują na wysoki stopień nieprawidłowości i uchybień w stosunku do obowiązujących przepisów. Niezwykle istotny jest wniosek dotyczący Inspekcji Weterynaryjnych, które według raportu w dużej mierze przeprowadzają kontrolę ferm oraz dokumentują je w sposób nierzetelny oraz zawężają zakres kontroli. Poza tym na terenie wszystkich ferm przynajmniej raz do roku powinna zostać przeprowadzona kontrola weterynaryjna przez odpowiednią jednostkę Powiatowego Inspektoratu Weterynaryjnego. Wszelkie nieprawidłowości i problemy zostały zatem zaobserwowane na fermach, które takiej kontroli zostały poddane. Śledztwo, którego wyniki opublikowało Stowarzyszenie Otwarte Klatki, koncentruje się na warunkach bytowania zwie- rząt z uwzględnieniem zarówno stanu psychofizycznego zwierząt, jak i warunków, w jakich są hodowane i chowane. Powszechnym zjawiskiem występującym na fermach objętych śledztwem i udokumentowanym w materiałach jest stereotypia. Polega ona na mechanicznym wykonywaniu i sukcesywnym powtarzaniu zachowań, niekiedy również aktów autoagresji, jak np. wyrywanie futra. Zwierzęta biegają od jednego końca klatki do drugiego, zataczają koła albo próbują przegryźć pręty klatki. Przyczyną takiego zachowania jest fakt, że mięsożerne zwierzęta hodowane na futra nie zaliczają się do kategorii zwierząt w pełni udomowionych; są one tym samym nieprzystosowane do życia w klatce. Brak także jakichkolwiek elementów, które mogłyby urozmaicić życie zwierząt. Warto również dodać, że w niektórych miejscach klatki były większe od wymaganych, a mimo to nie udało się uniknąć tego typu problemów. Kolejnym powszechnym zjawiskiem zaobserwowanym na przemysłowych fermach zwierząt hodowanych na futra są objawy apatii. Mogą one wynikać przynajmniej z kilku powodów, należy jednak podejrzewać, że w dużej mierze są, podobnie jak stereotypia, wynikiem bytowania w klatkach i związanych z tym zmian w behawiorze zwierząt. Apatyczne zwierzęta kulą się na tyłach klatek, są osowiałe, nie reagują na bodźce i nie wykazują żadnych oznak zainteresowania. Dotyczy to zarówno młodych, jak i starych zwierząt, choć z wiekiem zachowanie to znacznie się nasila. Innym zauważalnym na fermach problemem są choroby oczu oraz jamy ustnej. Zaobserwowano, iż oprócz zwiększonej podatności na kontakt z patogenami, która wynika z przemysłowej formy chowu, duże zagęszczenie zwierząt wyraźnie koreluje z występowaniem wszelkiego rodzaju ran oraz innych problemów zdrowotnych. Są one konsekwencją zarówno przebywania w klatce, jak i przebywania wespół z innymi osobnikami na zbyt małej przestrzeni. Choć przypadki agresji zostały zarejestrowane na stosunkowo niewielkiej liczbie ferm objętych śledztwem, można przypuszczać, że zjawisko to jest powszechnie występujące. Terytorialność mięsożernych zwierząt hodowanych na futra w warunkach fermowych jest jednym z głów- ności: ugryzienia głowy, okolic karku i tułowia, rany łap i ogona. Również stan sanitarny ferm pozostawia wiele do życzenia. Udokumentowano przypadki nieusunięcia zwłok padniętych zwierząt z klatek, również takich, w których przebywają inne zwierzęta, co może stanowić poważne zagrożenie epidemiologiczne. Dodatkowo zaobserwowano i udokumentowano przypadek kanibalizmu, czyli zjadania zwłok padłego zwierzęcia przez inne zwierzęta w klatce. Ponadto występują częste zabrudzenie klatek kawałkami sierści, resztkami karmy czy innymi zanieczyszczeniami. Warunki sanitarne na terenie oraz w okolicach fermy także często nie są prawidłowe. Najpowszechniejszym problemem jest duża ilość odchodów zgromadzona pod klatkami. nych czynników powodujących występowanie aktów agresji pomiędzy nimi. Do typowych ran zadawanych przez inne zwierzęta należą w szczegól- Poza aspektem epidemiologicznym wpływają one na zwiększenie odorów. Poza terenem fermy kilkakrotnie zaobserwowano i udokumentowano otwarteklatki.pl 13 oskórowane tuszki zwierząt zgromadzone nieopodal płotu. Należy pamiętać, że otrzymane materiały nie zawsze pokazują wszystkie problemy występujące na danej fermie. Można więc przypuszczać, że statystyki podane w raporcie to wartości minimalne i prawdopodobnie przy dłuższej i bardziej dokładnej kontroli byłyby wyższe. W związku z powyższymi faktami nasuwa się wniosek, iż w hodowli przemysłowej nie da się zapewnić odpowiednich warunków do bytowania zwierząt i sama w sobie tego typu hodowla jest zaprzeczeniem ich dobrostanu. Jedynym skutecznym rozwiązaniem jest całkowity zakaz hodowli zwierząt na futra. W związku z wynikami śledztwa Fundacja Viva! Polska, działająca w ramach Kolacji na rzecz Zakazu Hodowli Zwierząt na Futra w Polsce, skierowała do prokuratury zawiadomienia o łamaniu prawa dotyczące trzech miejsc, na których zaobserwowano największe zaniedbania. Kilka dni po publikacji raportu, w listopadzie 2012 r., Ekostraż oraz Otwarte Klatki przeprowadziły wspólnie interwencję na fermie pod Ostrowem Wielkopolskim. Jeden z trzymanych tam lisów miał ogromne narośla w jamie ustnej i został odebrany właścicielowi oraz przewieziony do Wrocławia, gdzie poddano go leczeniu. Zdaniem pracowników Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Ostrowie Wielkopolskim, który kontrolował tę fermę zaledwie dwa tygodnie wcześniej, w dniu interwencji „kondycja wszystkich zwierząt na fermie była bardzo dobra". Odebrany lis nigdy nie był leczony przez właściciela, a w ujawnionym podczas in- Kiedy przygotowywaliśmy publikację materiałów ze śledztwa, zupełnie nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Oczywiście padły oskarżenia, że to oszustwo, że flash aparatu bardziej szkodzi zwierzętom w klatkach niż samo życie na fermie. Jednak w reakcjach ludzi dominowały gratulacje za dobrze wykonaną pracę i szczera wściekłość na to, co robi w Polsce przemysł fu- 14 otwarteklatki.pl terwencji stanie znajdował się przynajmniej od kwietnia 2012 r. Pomimo udzielenia fachowej opieki, nie udało się ocalić mu życia. Zmiany okazały się na tyle rozległe, że skazywały go na ciągłe cierpienie, a ich chirurgiczne usunięcie było niemożliwe. Pełen tekst raportu dostępny jest na stronie www.otwarteklatki.pl Bibliografia: NIK Delegatura w Poznaniu „Informacja o wynikach kontroli sprawowania nadzoru przez inspekcje państwowe nad funkcjonowaniem ferm zwierząt futerkowych w województwie wielkopolskim” Raport Stowarzysenia Otwarte Klatki - „Cena Futra - rzeczywistość polskich ferm futrzarskich” trzarski. Wiedzieliśmy już, że obraliśmy właściwy kurs i że warto iść tą drogą. Nabraliśmy pewności, że właśnie upublicznienie prawdziwego obrazu hodowli zwierząt na futro jest tym, czego przemysł futrzarski boi się najbardziej. Tak samo jest w przypadku każdego innego przemysłu opartego na wyzysku zwierząt. Zakaz w Holandii Dobrusia Karbowiak Paweł Brzeziński i jego konsekwencje dla Polski C ałkiem niedawno byliśmy świadkami historycznego wręcz wydarzenia. Parlament Holandii przegłosował zakaz hodowli zwierząt na futra z 12-letnim okresem przejściowym. Nie jest to pierwszy kraj, który wprowadził taki zakaz – jednak w przypadku Holandii sytuacja jest wyjątkowa przede wszystkim dlatego, że nigdy wcześniej zakaz nie objął przemysłu, który był tak silny. Statystyki z ubiegłego roku pokazują, że Holandia jest w ścisłej światowej czołówce jeśli chodzi o produkcję skór z norek. Organizacja Bont voor Dieren (Futro dla Zwierząt) powstała w 1986 roku i wtedy mniej więcej rozpoczęły się pierwsze starania Holendrów o wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt na futro. Po raz ostatni do mobilizacji w sprawie zakazu doszło w roku 2006. W październiku tamtego roku SP (Partia Socjalistyczna) oraz Partij van de Arbeid (Partia Pracy) zaproponowały ustawę zakazującą takiej hodowli. Od tamtego momentu ruch prozwierzęcy zaczął skupiać się na lobbowaniu w parlamencie. Aby uzyskać większość konieczną do wprowadzenia zakazu, trzeba było przekonać kilka partii do głosowania za nim. W ocenie Femke Zandberg, członkini Bont Voor Dieren, dużą rolę odegrały również śledztwa na fermach hodujących zwierzęta na futro. Jeden obraz wart jest tysiąca słów. W 2008 roku nagrano więc materiał na kilku fermach norek i filmy te zostały pokazane politykom. Nagrań używaliśmy także w trakcie kampanii. Hodowcy nie przyglądali się tym działaniom bezczynnie. Wydali miliony euro na reklamy w telewizji i prasie. Na szczę- ście ta kampania nie przyniosła im sympatii społecznej, której się z pewnością spodziewali. Dyskusja zaczęła skupiać się na sytuacji materialnej poszczególnych właścicieli ferm. Po okresie lobbowania, większość parlamentarna głosująca za zakazem składała się z następujących partii: SP (Partia Socjalistyczna), Partij van de Arbeid (socjal-demokraci), Partij voor de Dieren (Partia dla Zwierząt), GroenLinks (Zieloni, partia lewicowa), D66 (demokraci) i Partij voor de Vrijheid (Partia Wolności, prawica). Partie, które głosowały przeciwko zakazowi to VVD (partia liberalna), Liberals, CDA (chadecja), ChristenUnie i SGP (obie są partiami religijnymi). Zandberg zauważa również, otwarteklatki.pl 15 że „futer na ulicach jest więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Z drugiej strony rośnie też ilość ludzi, którzy zdecydowanie występują przeciwko futrom”. Bont voor Dieren nie zaprzestało więc protestów przeciwko futrom tylko dlatego, że przemysł został zdelegalizowany. Teraz środek ciężkości przeniósł się na zachowania konsumentów. Organizacja współpracuje z projektantami mody i markami, aby wspólnie zmieniać podejście ludzi do mody. Efektem tej współpracy jest m.in. prezentacja „Sustainable Stories” przedstawiona w trakcie Amsterdamskiego Tygodnia Mody. Prezentacja dotyczyła praw zwierząt oraz dwóch marek, które bardzo poważnie podchodzą do tematu niewykorzystywania surowców odzwierzęcych oraz ekologii: Ecological Textiles i Honest By. Zdaniem Zandberg, jeśli chodzi o sprawy dotyczące zwierząt, Holandia zdecydowanie podąża w dobrym kierunku. „Coraz więcej uwagi poświęca się dobrostanowi zwierząt i ich prawom. Coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę z tych rzeczy. W 2012 roku Holendrzy po raz pierwszy zjedli mniej mięsa, ale więcej za nie zapłacili. Mamy też Partij voor de Dieren (Partię dla Zwierząt), która inspiruje różne działania na rzecz zwierząt”. Co ten zakaz oznacza dla Polski? Już teraz Polska jest atrakcyjnym krajem dla zagranicznych inwestorów. Główną zaletą są niskie koszty prowadzenie fermy, niższe płace dla pracowników, mniej restrykcyj- 16 otwarteklatki.pl ne prawo i stosunkowo nieduży sprzeciw okolicznych mieszkańców i społeczności. Dodatkowo całość produkcji jest sprzedawana do zagranicznych domów aukcyjnych, co w obliczu niższych kosztów generuje dodatkowy zysk. Należy zatem podejrzewać, że zakaz hodowli zwierząt na futra w Holandii i wynikający z niego dwunastoletni okres przejściowy będzie oznaczał znaczny wzrost liczby inwestycji z holenderskim kapitałem w Polsce. W jaki sposób zagraniczne firmy działają w krajach o bardziej sprzyjających warunkach inwestycyjnych, pokazuje przykład amerykańskiej firmy Smithfield Foods, która w 1999 roku przejęła firmę Animex S.A., jednego z największych producentów mięsa w Polsce. W 2003 roku Inspekcja Ochrony Środowiska wraz z Państwową Inspekcją Sanitarną, Inspekcją Weterynaryjną i Nadzorem Budowlanym przeprowadziła kontrolę na 14 fermach trzody chlewnej należących do koncernu. Podczas kontroli stwierdzono, iż „kierownictwa wszystkich 14 kontrolowanych ferm należących do amerykańskiego koncernu Smithfield Foods dopuściło do naruszenia przepisów ochrony środowiska oraz przepisów prawa budowlanego, jak też wymagań wynikających z przepisów sanitarnych i weterynaryjnych.” Stwierdzone naruszenia to między innymi: brak pozwoleń na wyprowadzanie gazów i płynów do powietrza, zanieczyszczanie środowiska gnojowicą, brak wymaganych szczepień u pracowników, czy wręcz niezarejestrowanie prowadzenia działalności u Powiatowego Lekarza Weterynarii.” W 2005 roku brytyjska organizacja Compassion in World Farming przeprowadziła śledztwo na dwóch fermach świń w Polsce należących do Smithfield Foods. Film pokazuje bardzo złe warunki, w których zwierzęta są hodowane. Tak więc okazało się, że po raz kolejny kontrole nie były w pełni skuteczne. Obecnie w Polsce istnieje przynajmniej kilka ferm norek z kapitałem holenderskim. Ferma w Żdżarach została w zeszłym roku ukarana za zatruwanie pobliskiego strumyka ściekami przemysłowymi. I choć mandat został przyjęty, to nieznaczna kwota 500 zł powinna być dla właściciela, holenderskiej firmy Futrex, jedynie potwierdzeniem tego, że w Polsce przepisy dla tego typu działalności są dużo bardziej korzystne niż w innych krajach. Kolejna ferma, w Radachowie w województwie lubuskim, należąca do holenderskiej spółki Farm Equipment International, przez pracowników była oskarżana o łamanie ich praw. Chodzi między innymi o brak dostępu do wody pitnej, urągające warunki noclegowe dla pracowników czy ich zastraszanie. Mieszkańcy miejscowości Karsko w województwie zachodniopomorskim oskarżają Farm Equipment International, że należąca do spółki ferma przyczynia się do znacznego obniżenia jakości życia, jak również stwarza zagrożenie dla okolicznej fauny. W ostatnim czasie spółka zapowiedziała plan powiększenia obsady fermy do 140 tysięcy zwierząt. Jeśli lokalne władze miałyby na to przystać, ferma będzie jedną z największych, jeśli nie największą fermą norek w Polsce. Bowiem „holenderski styl” to duże fermy, na których hodowanych jest kilkadziesiąt tysięcy zwierząt. Fermy są szczelnie otoczone wysokimi murami, ogrodzeniami z siatki stalowej, drutami pod napięciem. Wyposażone są w szczelny system monitoringu i innych zabezpieczeń elektronicznych, nad którymi dodatkowo dyżurują pracownicy ochrony. Zakaz prowadzenia hodowli zwierząt na futra w Holandii oznacza, że w Polsce tego typu ponurych miejsc może zacząć przybywać. Może, chociaż nie musi. Nie tylko mieszkańcy Karska protestują przeciwko budowie i rozbudowie ferm norek w swojej okolicy. Protesty trwają między innymi w takich miejscowościach jak Krąpiel, Sobieszczany-Kolonia, Budzieszwice, Mięcierzyn Jarząbki czy Wola Skorzęcka. Jest to jedynie kilka miejsc na mapie Polski, w których mieszkańcy domagają się godnych warunków życia i realnego wpływu na to, co dzieje się w ich gminach. Bo to właśnie mieszkańców i gmin (oraz przede wszystkim zwierząt na fermach) dotyczą tego typu inwestycje. Znaczenie tych protestów jest kluczowe z tego powodu, iż niedopuszczenie do powstania fermy oznacza, że nie powstaje problem, z którym później trzeba się zmagać. Równocześnie protesty stwarzają nieprzyjazny klimat, w którym inwestorzy nie czują się bezkarni, gdyż wiedzą, że ich działania są monitorowane i spotykają się ze sprzeciwem. Dotychczasowe doświadczenia pokazują jednak, że mimo protestów przynajmniej część ferm powstanie, co przy prawdopodobnym masowym exodusie holenderskich hodowców na wschód oznacza mimo wszystko kolejne miliony zwierząt zabijane na terenie Polski. I choć rola protestów jest nie do przecenienia, najistotniejsze wydaje się obecnie wstąpienie w ślady Holendrów i zainicjowanie poważnej i merytorycznej dyskusji na temat wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt na futra w Polsce. Rządy krajów takich jak Wielka Brytania i Austria doszły już do wniosku, że najskuteczniejszym sposobem zapobiegania cierpieniu zwierząt jest niedopuszczanie do niego. Parlament Słowenii głosował w tej sprawie pod koniec stycznia. Kiedy ta sprawa znajdzie się w polskim Sejmie, zależy również od nas. otwarteklatki.pl 17 Mikołaj Szulczewski JEDNE KOCHASZ, INNE Dobrusia Ka Paweł Br ZJADASZ czyli jak działa dysonans poznawczy T ym artykułem rozpoczynamy cykl, którego celem jest przedstawienie w perspektywie psychologii relacji między człowiekiem a innymi zwierzętami1 w kontekście ich eksploatacji oraz omówienie technik z zakresu psychologii wpływu społecznego przydatnych osobom działającym na rzecz zmian w społeczeństwie. Praktycznie każdy zajmujący się kwestią ochrony praw zwierząt w pewnym momencie przeżywał wielką frustrację spowodowaną niespójnością ludzkiego zachowania. Z jednej strony większość z nas uznaje zdolność zwierząt do odczuwania bólu. Według badań CBOS-u z 2006 roku aż 82% osób deklaruje przekonanie o tym, że wszystkie zwierzęta odczuwają ból tak samo jak ludzie. Potępienie krzywdzenia zwierząt jest obecnie normą społeczną, choć zauważalne są różnice między mieszkańcami wsi, którzy będąc grupą trudniącą się w eksploatacji zwierząt, niejako z konieczności 18 otwarteklatki.pl przejawiają mniejsze dla nich współczucie, a mieszkańcami miast. Również pewne różnice w deklarowanym podejściu do zwierząt są widoczne pomiędzy mężczyznami a kobietami, co ma związek z kulturową symboliką mięsa i koncepcją męskości. Dominujący współcześnie stosunek do zwierząt wyraża się również istnieniem takich dokumentów jak Światowa Deklaracja Praw Zwierząt przedłożona w UNESCO w 1997r. oraz nasza Ustawa o ochronie praw zwierząt. Oba teksty zaczynają się pięknymi słowami, które, mogłoby się wydawać, powinny nieść za sobą realną poprawę w naszym stosunku do zwierząt. Według analiz Stevena Pinkera poziom przemocy na świecie stale spada. Żyjemy prawdopodobnie w najspokojniejszych czasach, jakie do tej pory miały miejsce. W XVI wieku popularną w Paryżu rozrywką było palenie kotów. Wiszące na sznurku zwierzę, ku uciesze gapiów, było powoli opuszczane w płomienie. Dziś trudno sobie wyobrazić, by w Europie społeczeństwo przyzwoliło na tego typu publiczne torturowanie zwierząt. Mimo tej ogromnej zmiany, która dotyczy nie tylko zwierząt, ale również kobiet, dzieci, ludzi o innym pochodzeniu etnicznym, innej orientacji płciowej itp., nadal nasz świat jest pełen przemocy i ze względu na wzrost populacji oraz uprzemysłowienie rolnictwa, a co za tym idzie wzrost konsumpcji produktów odzwierzęcych, prawdopodobnie ilość cierpienia zadawanego przez ludzi innym gatunkom jest nieporównywalnie większa niż w przeszłości. Właśnie ta niezgodność arbowiak pomiędzy tym jak ludzie trakturzeziński ją zwierzęta, a tym jaką troskę i sympatię względem nich deklarują jest częstym źródłem konsternacji wśród aktywistów prozwierzęcych, czy po prostu wegan, w kontaktach z osobami jedzącymi produkty odzwierzęce. Aby lepiej zrozumieć, jak to jest możliwe, żeby naraz kochać zwierzęta i produkty odzwierzęce, odwołam się do koncepcji człowieka w psychologii społecznej. Ten dział psychologii zajmuje się poszukiwaniem czynników wpływających na nas z zewnątrz, takich jak inni ludzie czy kultura, nie przywiązując wagi do tego, co poszczególnych ludzi od siebie różni. W związku z tym psychologia społeczna w ogromnej mierze opiera się na eksperymentach, w których modyfikuje się ludzkie poglądy czy zacho- wania za pomocą manipulowania zewnętrznymi zmiennymi. Tego typu badania dają dość spektakularne rezultaty, które w dużym stopniu zaprzeczają archaicznej koncepcji człowieka jako zwierzęcia racjonalnego. Elliot Aronson, jedna z najważniejszych postaci w krótkiej historii psychologii społecznej, napisał w kontekście koncepcji zwanej teorią dysonansu poznawczego, że teoria ta „nie przedstawia człowieka jako istotę racjonalną, lecz raczej skłonną do racjonalizacji”. Racjonalizacja to uzasadnianie własnych czynów pozornie logicznymi i racjonalnymi argumentami w celu między innymi: zmniejszenia poczucia winy i wzmocnienia samoakceptacji. Intelektualna akrobatyka, jaką potrafi przejawiać wiele osób w konfrontacji z faktem, że konsumpcja pokarmów odzwierzęcych powoduje cierpienie i śmierć wielu zwierząt, wyjątkowo pasuje do tej definicji. Jako pierwszy użycie teorii dysonansu poznawczego w celu wyjaśnienia niespójności w zachowaniu i poglądach ludzi względem zwierząt, zaproponował prof. Scott Plous. Jego opublikowany w 1993 roku artykuł pt. „Psychologicz- ne mechanizmy w eksploatacji zwierząt” stanowi obecnie dodatek do podręcznika na temat uprzedzeń i dyskryminacji. Dysonans poznawczy to teoria opracowana w latach 50-tych przez amerykańskiego psychologa społecznego Leona Festingera. Zakłada ona istnienie silnej potrzeby wewnętrznej spójności, szczególnie pomiędzy poglądami i zachowaniem. Gdy występuje niezgodność między dwoma elementami poznawczymi np. tym, co robię a tym, co uważam, że powinienem robić, konieczne staje się zredukowanie owego dysonansu. Uważa się, że dysonans poznawczy wywołuje napięcie, którego chęć zredukowania staje się motywacją do np. zmiany poglądów czy zmiany zachowania. Typowym przykładem przywoływanym w celu zobrazowania jak działa dysonans poznawczy jest palenie papierosów. Wszyscy obecnie wiedzą, że jest ono szkodliwe dla zdrowia. Niewielu ludzi jest w stanie palić z pełną świadomością jego konsekwencji dla zdrowia. Stąd średnio wśród palaczy występuje przekonanie o niższej szkodliwości palenia niż wśród osób niepalących, usłyszeć też można od nich wiele anegdot o palącej babci żyjącej do 90-ego roku życia czy inne próby bagatelizowania szkodliwości palenia. Modelowym przykładem dysonansu poznawczego jest również kwestia konsumpcji pokarmów odzwierzęcych. otwarteklatki.pl 19 Ludzie nie lubią krzywdzić zwierząt a jednocześnie lubią jeść mięso. Zadawanie cierpienia zwierzętom jest powszechnie uważane za niemoralne, a większość z nas uważa siebie za dobrych ludzi i nie zamierza przestać tak o sobie myśleć nawet w obliczu faktów na temat konsekwencji własnych decyzji konsumenckich. Motywacja do obrony wizji siebie jako osoby dobrej i moralnej jest bardzo silna. Ta niespójność nazywana jest w psychologii społecznej „paradoksem mięsa”. Co można zrobić w sytuacji dysonansu poznawczego tego typu? Przede wszystkim można zrezygnować z jedzenia produktów odzwierzęcych. Niestety zmiana zachowania zazwyczaj przychodzi ludziom trudniej niż zmiana poglądów. Wiąże się z tym większy dysonans i tym bardziej spektakularne metody jego redukcji, które coraz intensywniej zmniejszają możliwość racjonalnego myślenia. Prof. Scott Plous wymienił kilka przykładowych sposobów w jakie ludzie radzą sobie z tą wewnętrzną niespójnością: unikanie tematu; uznanie, że eksploatacja zwierząt jest niezbędna do przetrwania, np. „musimy jeść białko zwierzęce”; umniejszanie kwestii za pomocą poczucia humoru, np. „rośliny też czują”; negowanie tego, że zwierzęta odczuwają ból tak samo jak ludzie (co jest zdaniem Plousa najczęstszym mechanizmem). Oczywiście lista metod radzenia sobie 20 otwarteklatki.pl z dysonansem poznawczym związanym z eksploatacją zwierząt nie ogranicza się do wymienionych powyżej. W ciągu ostatnich kilku lat pojawiła się seria badań eksperymentalnych omawiających ostatni z wymienionych przez Plousa mechanizm. Badania te zostaną omówione w następnym numerze biuletynu. Scott Plous wyróżnił kilka kwestii dotyczących naszej kultury, które pomagają ludziom unikać doświadczania dysonansu poznawczego. Przede wszystkim finalny produkt, z którym obcuje konsument zostaje na kilka różnych sposobów oddzielony od żywego zwierzęcia. To oddzielenie sprawia, że w codziennym życiu nie musi się konfrontować z niewygodną prawdą na temat pochodzenia kupowanych przez niego produktów. Eufemizmy stosowane w myślistwie (np. krew – farba, pióro – ptak) są dobrym przykładem użycia języka, który ma moc maskowania tego, co się naprawdę dzieje. Język od zawsze był doskonałym moralnym narzędziem obronnym służącym zmniejszaniu wyrzutów sumienia. Stosowanie eufemizmów pomaga złagodzić brutalny sposób, w jaki traktuje się zwierzęta. W rzeźniach nie zabija się zwierząt tylko ubija, krowy są żywcem wołowym, a potem tylko tuszami. Finalny produkt rzadko kiedy nazywa się tak samo jak zwierzę, którego ciała jest częścią. Ludzie nie jedzą krów tylko wołowinę. Ta subtelna różnica w kategoryzacji pomaga oddalić od świadomości fakt, że ten produkt to fragment czyjegoś ciała. Kolejnym elementem jest sam wygląd produktów odzwierzęcych. W naszej kulturze unika się eksponowania w sklepach elementów ciała, które są skojarzone z osobowością, jak np. twarz, oczy, czy mózg. Są one również rzadko jedzone. Cytując za prof. Plousem czasopismo branży mięsnej: „poznać klienta z wiedzą że ten kawałek baraniny, który właśnie kupił, był częścią anatomii jednego z tych pięknych, małych stworzeń, które widzimy hasające po polach wiosną, jest prawdopodobnie najpewniejszym sposobem uczynienia z niego wegetarianina”. Dodatkowo ważne jest to, by przemysł mięsny był niewidoczny dla przeciętnych ludzi. Oddalony od miasta, trudno dostępny, tak by jak najmniej ludzi miało pojęcie o tym, co właściwie się za tymi murami dzieje. Dzięki temu wiedza na temat praktyk stosowanych w hodowli zwierząt jest w społeczeństwie minimalna. Mało kto wie o kastrowaniu żywcem, odbieraniu cieląt od matek, kojcach porodowych, ciasnych klatkach. Większość ludzi ma bardzo nikłe pojęcie na temat pochodzenia produktów odzwierzęcych, co pozwala im uniknąć niewygodnej sytuacji konfrontacji z faktami na temat warunków i sposobu traktowania zwierząt w rolnictwie. Plous zwrócił również uwagę na rolę socjalizacji w kształtowaniu się naszych postaw wobec produktów odzwierzęcych. Oddzielanie od wiedzy na ten temat ma swoje początki we wczesnym dzieciństwie. Zabawki przedstawiające szczęśliwe zwierzęta gospodarskie na farmie, książeczki, w których zwierzęta opowiadają o tym co „dają” ludziom i jak bardzo są szczęśliwe, specjalne kolorowe opakowania produktów mięsnych mające zachęcić dzieci do ich jedzenia – wszystko to przyczynia się do stworzenia nieprawdziwych przekonań na temat tego jak traktowane są zwierzęta. Oczywiście dzieci pytają również rodziców o pochodzenie produktów odzwierzęcych, a odpowiedzi nie mogą przecież zniechęcać do jedzenia, w związku z czym ciężko oczekiwać szczerego, dosadnego W następnym numerze omówione zostaną opublikowane w ciągu ostatnich 3 lat badania nad jednym z mechanizmów redukcji dysonansu poznawczego w kontekście jedzenia zwierząt - dehumanizacji. wyjaśnień ze strony rodziców. Sytuacja ta prowadzi u dzieci do całkowitego zniekształcenia obrazu losu zwierząt. W badaniu przeprowadzonym przez Plousa, w którym uczniowie szkoły podstawowej szacowali, jak często zwierzęta czują się nieszczęśliwe, zwierzęta dzikie uznano za najbardziej nieszczęśliwe, drugie miejsce zajęły zwierzęta domowe, a najszczęśliwsze według dzieci są zwierzęta gospodarskie. Badanie było przeprowadzone 20 lat temu w USA, w związku z tym trudno stwierdzić, czy jego wyniki można odnieść do Polski. Mimo tego pokazują one doskonale, jak bardzo wypaczony może być obraz hodowli zwierząt wśród dzieci. Wszystkie wymienione powyżej elementy sprawiają, że większości osób udaje się w codziennym życiu unikać stanu dysonansu poznawczego. Gdy natomiast dojdzie już do sytuacji konfrontacji z faktami, ludzki umysł ma niezwykłą zdolność generowania ogromnej ilości często absurdalnych argumentów. Warto wtedy pamiętać, że to czego swoimi argumentami w tym momencie broni dana osoba to w dużym stopniu jej przekonanie o tym, że jest dobra i moralna. Pozytywny obraz własnej osoby jest dla człowieka bardzo ważny, więc motywacja do jego utrzymania jest również bardzo duża. Eksperymenty te wykorzystywały techniki używane do badania relacji międzygrupowych, w związku z czym dotykają kwestii podobieństwa dyskryminacji zwierząt i innych dyskryminowanych grup. otwarteklatki.pl 21 DRASTYCZNE CZY SŁODKIE? wpływ materiałów graficznych na działanie aktywistów i aktywistek praw zwierząt P oniższy artykuł pochodzi z bloga Striking at the Roots, którego twórca, Mark Hawthorne, od wielu lat zajmuje się aktywizmem na rzecz zwierząt. Nawet po dziesięciu latach to zdjęcie wciąż staje mi przed oczami. Byłem wtedy jeszcze świeżo upieczonym weganinem starającym się znaleźć sposób na wcielenie mojej nowo odkrytej pasji w czyn. 22 otwarteklatki.pl tłum. Paweł Brzeziński Otrzymałem maila od Humane Society International dotyczącego corocznej rzezi fok w Kanadzie. Do wiadomości dołączono wstrząsające zdjęcie zakrwawionych ciał dziesiątek świeżo oskórowanych fok, rozrzuconych bez ładu na lodzie. Na dole zdjęcia widać fokę, której udało się uniknąć rzezi. Obserwuje tę przerażającą scenę. Zastanawiałem się: O czym myśli? Czy szuka swojej matki? Przyjaciół? Odpowie- dzi na pytanie co tu się wydarzyło – i dlaczego? Kilka lat później, gdy pisałem i mówiłem o wpływie drastycznych obrazów na wypalenie aktywistów i aktywistek, to właśnie to zdjęcie stawało mi przed oczami i nie pozwalało zasnąć. To nie jest tak, że tego typu obrazy nie powinny być wykorzystywane przez aktywistów i aktywistki praw zwierząt – wręcz przeciwnie. Zdjęcia i na- grania z ferm przemysłowych, ubojni, polowań, laboratoriów wiwisekcyjnych, ferm futrzarskich i innych tego rodzaju miejsc ilustrują przemocowy stosunek społeczeństwa do zwierząt. Są ważnym świadectwem naszej niechlubnej historii. Lecz ruch praw zwierząt się rozwija – podobnie jak technologia i media społeczne – a wraz z rozwojem pojawia się dyskusja, jak w możliwie najlepszy sposób kształtować przekaz do społeczeństwa. W tej dyskusji ważnym zagadnieniem jest wykorzystywanie potencjalnie odpychających obrazów. Kiedy i w jaki sposób powinniśmy wykorzystywać drastyczne zdjęcia i nagrania próbując wpłynąć na zachowania konsumenckie? Udowodniono, że stosowanie strategii odstraszania w kampaniach antynikotynowych – na przykład umieszczanie na opakowaniach papierosów zdjęć chorych płuc – jest skuteczniejsze w odwodzeniu ludzi od palenia niż jakiekolwiek ostrzeżenie Ministra Zdrowia. Zdjęcia a filmy W październiku 2012 r. opublikowano wyniki dwóch badań dotyczących wykorzystywania zdjęć i nagrań w kampaniach informacyjnych. Podczas jednego z nich, przeprowadzonego dzięki finansowemu wsparciu organizacji FARM (Farm Animal Rights Movement), badanym osobom pokazywano trzy różne zdjęcia: jedno o niskim stopniu drastyczności (martwa świnia na brudnej podłodze ubojni), jedno o średnim poziomie drastyczności (martwa świnia na zakrwawionej podłodze ubojni) i jedno o wyso- kim poziomie drastyczności (martwa świnia z poderżniętym gardłem na zakrwawionej podłodze ubojni). Następnie zmierzono oddziaływanie każdego zdjęcia i jego wpływ na stosunek osób badanych do praw zwierząt według „skali praw zwierząt Wuenscha”: wysoki wynik wskazuje na pozytywny, a niski na negatywny stosunek do praw zwierząt. Na blogu FARM wyjaśniono: „najbardziej skuteczne okazało się zdjęcie o niskim poziomie drastyczności, to o średnim poziomie było mniej skuteczne, o wysokim poziomie zaś najmniej, choć statystycznie nie miało to żadnego znaczenia. Oznacza to, że chociaż zdjęcia te w różnym stopniu wpływały na postrzeganie praw zwierząt, istnieje 15% prawdopodobieństwo, że udałoby osiągnąć się taki sam wynik nawet wtedy, jeśli wpływ zdjęć byłby zerowy”. Drugie badanie zostało przeprowadzone przez Humane Research Council (HRC) na zlecenie VegFund. W ramach tego badania proszono osoby w wieku od 15 do 23 lat, by obejrzały informacyjny materiał filmowy i wypełniły kwestionariusz. Zgodnie z popularnym modelem paid-per-view każdy uczestnik i uczestniczka otrzymał/a jednego dolara za obejrzenie każdego z poniższych filmów: 1. Farm to Fridge (autorstwa Mercy For Animals): drastyczny film skupiający się na aspekcie etycznym/ wzbudzaniu współczucia, w którym wykorzystano materiał filmowy zawierający sceny okrucieństwa wobec zwierząt na fermach przemysłowych. Wykorzystany materiał pochodzi przede wszystkim ze śledztw. 2. Maxine's Dash for Freedom (autorstwa Farm Sanctuary): film skupiający się na aspekcie etycznym/ wzbudzaniu współczucia, opowiadający historię krowy, która uciekła przed ubojem i została uratowana. 3. A Life Connected 4. Geico Couple (autorstwa Nonviolence United): film skupiający się na przekonaniu konsumentów do zastanowienia się nad wpływem ferm przemysłowych na zwierzęta, środowisko naturalne i zdrowie ludzi. (autorstwa Physicians Commitee for Responsible Medicine): film skupiający się na aspekcie zdrowotnym, opowiadający historię pary, która przeszła na weganizm i z powodzeniem zrzuciła kilka kilogramów. Po obejrzeniu każdego z filmów przedstawiono osobom uczestniczącym w badaniu listę pytań na temat tego, czego się dowiedziały: czy chciałyby uzyskać więcej informacji na temat diety wegetariańskiej i wegańskiej, jak kształtuje się ich obecne spożycie mięsa, nabiału i jajek, jak również czy rozważają ograniczenie spożycia produktów pochodzenia zwierzęcego. W przeciwieństwie do badania przeprowadzonego z finansową pomocą FARM, badanie HRC wykazało, że na uczestników i uczestniczki najmocniej oddziaływały drastyczne obrazy. Po obejrzeniu przerażająco otwarteklatki.pl 23 dosłownego Farm to Fridge 36% osób biorących udział w badaniu stwierdziło, że rozważa ograniczenie spożycia produktów odzwierzęcych – średnio o 7% więcej niż w przypadku pozostałych mniej drastycznych filmów. I to biorąc pod uwagę, że średnio osoby te były w stanie obejrzeć jedynie 78% filmu Mercy For Animals. Poleje się krew W oparciu o te wyniki łatwo dojść do wniosku, że w przypadku zdjęć skuteczniejsze są łagodniejsze obrazy, natomiast drastyczne sceny lepiej sprawdzają się w filmach. Niestety, nie jest to takie proste. „Uważam, że metodologia badań FARM nie jest najlepsza, jeśli chodzi o zadawane pytania i wybrane obrazy”, mówi założyciel Mercy For Animals, Nathan Runkle. W trakcie badania zmierzono między innymi stosunek do praw zwierząt, nie zapytano jednak o to, czy obrazy wpłynęły na podejście do chowu i hodowli zwierząt lub czy skłoniły do zmiany przyzwyczajeń – jak na przykład do przejścia na weganizm. „W badaniu HRC ten czynnik został ujęty”, mówi Nathan, „Uwzględniono w nim zmianę zachowań badanych osób, a przecież o to właśnie cho- 24 otwarteklatki.pl dzi aktywistom i aktywistkom praw zwierząt. Trudno będzie znaleźć kogokolwiek, kto stwierdziłby, że chce oglądać drastyczne obrazy, ale już po obejrzeniu to właśnie te osoby częściej zmieniają swoje przyzwyczajenia”. Nathan stwierdza, że wykorzystywanie drastycznych obrazów kojarzy mu się z wyborami prezydenckimi. „Wyborcy twierdzą, że są zmęczeni i zniechęceni negatywnymi spotami. Mimo tego rok w rok politycy z nich korzystają – bo są skuteczne”. Choć Nathan przyznaje, że obrazy wykorzystane w pierwszym badaniu są poruszające, uważa, że niekoniecznie przedstawiają one okrucieństwo: „Na wszystkich trzech zdjęciach zwierzę jest już martwe”, stwierdza, „Moim zdaniem nie obrazują one drastycznego okrucieństwa dlatego, że zwierzę na nich jest już martwe i niezdolne do odczuwania bólu. Tak więc można by dyskutować, czy to, co w tym badaniu zostało uznane za „drastyczne” rzeczywiście takie jest”. Bez względu na wszelkie badania, aktywiści i aktywistki praw zwierząt zgadzają się, że drastyczne obrazy są skuteczne. „Najchętniej wykorzystuję drastyczne filmy podczas akcji informacyjnych przeprowadzanych w systemie paid-per-view (osoba otrzymuje małą kwotę pieniężną za obejrzenie filmu) lub w szkołach – o ile oczywiście uda się namówić nauczyciela/kę do pokazania Farm to Fridg.”, mówi Chris Van Breen. Wpływ, jaki wyświetlany film miał na widownię, ocenia między innymi po późniejszych komentarzach. „Ludzie skarżyli się, że powinienem był ich ostrzec i że nigdy nie będą już w stanie zjeść mięsa. Że gdyby wiedzieli, co to za film, to na pewno by go nie obejrzeli”. Podobne komentarze słyszał podczas rozdawania ulotek z drastycznymi zdjęciami. Jedna z osób powiedziała mu: „Nie powinieneś rozdawać tych ulotek. Dostałam tę ulotkę w zeszłym tygodniu i od tego czasu nie tknęłam mięsa. Na jego widok zrobiło mi się niedobrze”. Hm, jak dla mnie wygląda to na strategię prowadzącą do celu. „Byłam wegetarianką przez wiele lat, ale dopiero gdy zobaczyłam nagrania z ferm przemysłowych zdecydowałam się przejść na weganizm”, mówi Jasmin Singer, współzałożycielka (wraz z Marian Sullivan) organizacji Our Hen House. „Tak więc jak najbardziej uważam, że w wielu wypadkach drastyczne obrazy mogą być skuteczne. Jednak paradoksalnie nie wydaje mi się, by zawsze taka forma trafiała do ludzi”. Gdzieś pośrodku „Staram się być gdzieś pomiędzy”, pisze Doris Lin na swojej stronie o prawach zwierząt w portalu About.com. Myślę, że najbardziej drastycznym zdjęciem, jakie dotychczas opublikowałam było to ćwiartowanego w Japonii wieloryba. Sądzę, że za pomocą drastycznych zdjęć można przekazać coś, czego nie da się ująć w słowa, ale korzystając z nich, byłabym ostrożna. Wieloryb jest słabo oświetlony, a zdjęcie zostało zrobione z pewnej odległości, co odejmuje mu drastyczności. Z sondy umieszczonej na jej stronie wynika, że czytelnicy i czytelniczki zgadzają się na wykorzystywanie przez ruch prozwierzęcy drastycznych obrazów – o ile będą one wykorzystywane z głową. „Sądzę, że zarówno jedne, jak i drugie są skuteczne”, mówi Jo-Anne McArthur , której zdjęcia wykorzystywanych i uratowanych zwierząt potrafią być zarówno przerażające, jak i piękne. „Wszystko zależy od odbiorcy. Jedna osoba po zobaczeniu drastycznych obrazów postanowi wprowadzić zmiany w swoim życiu, druga po prostu odwróci wzrok. Różne obrazy trafiają do różnych osób, w związku z tym potrze- ba różnych taktyk, by doprowadzić do zmian – tego uczy nas również historia innych ruchów społecznych. Drastyczne obrazy do jednych osób przemawiają, do innych nie”, zauważa McArthur, „Dlatego też powinny być wykorzystywane przez ruch prozwierzęcy tak samo, jak mniej drastyczne obrazy i informacje, opracowania naukowe, sanktuaria dla zwierząt, pisanie listów, demonstracje, rozdawanie ulotek”. Podaje przykład: „Do przejścia na weganizm skłoniły mnie trudne i drastyczne obrazy. Tim Pachirat, autor Every Twelve Seconds, pracował przez sześć miesięcy w ubojni i nie zrezygnował z jedzenia mięsa. Zdecydował się na ten krok dopiero po spotkaniu jednej z uratowanych krów w sanktuarium w Woodstock”. Jasmin dostrzega tu pewną prawidłowość. Osobiście nie wydaje mi się, by statystyczny, jedzący mięso Kowalski kliknął na drastyczny obraz, by zobaczyć więcej – lecz wyniki tych badań pokazują, że się mylę. Chodzi o to, że tak naprawdę wcale się nie mylę, lecz autorzy i autorki badań także mają rację. Bo pokazywanie zdjęć „milusich, mięciutkich kotków”, jak również zdjęć tego rodzaju z ferm przemysłowych też jest skuteczne, nieprawdaż? Myślę, że w tym wypadku najważniejsze jest przesłanie, które rzecz jasna powinno być jak najbardziej wyraziste i strategicznie dopasowane. Podobnego zdania jest również Karin Davis, założycielka United Poultry Concerns. „Obecnie Internet pełen jest obrazów cierpienia zwierząt, za które winę ponosi człowiek”, mówi. „Jednak jeśli tym obrazom nie będzie towarzyszyło pełne pasji przesłanie – niekoniecznie w tym samym miejscu, raczej w postaci posługiwania się etycznym językiem i tworzenia etycznych kontekstów – wydaje mi się, że większość ludzi może stwierdzić, że to okropne, lecz nie dostrzec, że również oni są za to odpowiedzialni i mogą to zmienić. Myślę też, że obrazy cierpiących i poniewieranych zwierząt należy zestawiać z obrazami otwarteklatki.pl 25 tych samych zwierząt żyjących szczęśliwie – obrazów, które nie tylko są ładne, lecz również pełne ekspresji, budzą emocje i poruszają”. Również w tym punkcie Karen i Jasmin się zgadzają. „Czasami”, mówi Jasmin, „to właśnie obrazy szczęśliwych zwierząt bardziej przemawiają do ludzi, jako że – tak było w moim przypadku – osoba je oglądająca stwierdza: JAK MOGĄ IM TO ZABIERAĆ! Dla mnie najbardziej przejmujący jest na przykład widok kurczaków z sanktuarium VINE w stanie Vermont, które nawet podczas najsroższej zimy wolą spać na drzewach”. (Przyroda stoi w rażącej opozycji do brudu ferm przemysłowych, na których rocznie miliardy kurczaków i kur są chowane i więzione dla ich ciał i jajek). Oprócz pokazywania cierpienia zwierząt szczególnie istotne jest przedstawianie ich jako jednostek, przeciwstawianie się koncepcji zwierząt jako towaru, mówi lauren Ornelas, założycielka Food Empowerment Project. „Jeśli będziemy pokazywać tylko ich cierpienie, nie pokażemy, że mogą one wieść też normalne życie. Weźmy na przykład kość słoniową. Jeśli będziesz pokazywać jedynie martwe słonie z odpiłowanymi kłami, to i tak przemówi to do ludzi, bo chyba każdy/a widział/a obraz słonia stąpającego po sawannie. Większość ludzi jest w stanie znacznie lepiej wyobrazić sobie słonia w jego środowisku naturalnym, niż na przykład kurczaka”. lauren, która również niejednokrotnie korzystała z poruszających materiałów ze śledztw, uważa, że drastyczne obrazy odgrywają istotną rolę w pokazywaniu ludziom, w jakich warunkach chowane są tzw. zwierzęta gospodarskie. „Niemniej jednak czasami obawiam się, że skupianie się na scenach szczególnie okrutnych – nawet jeśli wiemy, że to codzienność – może bardziej zaszkodzić niż pomóc”. Jej zdaniem lepiej jest położyć nacisk na przedstawianie obrazów niezaprzeczalnie okrutnych, takich jak na przykład przetrzymywanie zwierząt w niewoli lub okaleczanie ich (przypalanie dziobów, obcinanie ogonów i rogów). Wciąż czekamy na ostatnie słowo na temat wykorzystywania obrazów, choć przypuszczalnie nigdy ono nie padnie. Możemy liczyć na dalsze dyskusje i badania, które pozwolą ruchowi udoskonalić swoje metody i przekaz. Jednak na chwilę obecną przygnębiające obrazy, przede wszystkim ze śledztw, zdają się brać górę. Nathan dodaje: Tak, jak mówiłem wcześniej, żaden konsument czy konsumentka nie powie ci, że chce oglądać drastyczne obrazy. Jednak niezaprzeczalnym faktem jest to, że skutecznie przyczyniają się one do zmiany postaw i zachowań. Drastyczne obrazy, obok których ciężko przejść obojętnie i których nie da się zapomnieć, stwarzają emocjonalną więź z tematem i dają początek dyskusjom na temat etyki. A to właśnie te rzeczy wpływają na decyzje konsumenckie. Wywiad z OLEGIEM OZEROWEM, jednym z uczestników akcji wypalania liczby pytania: Olga Plesińska 2 października 2012, w Światowym Dniu Zwierząt Hodowlanych, na Placu Rabina Yitskhaka w Tel-Awiwie, aktywiści ruchu praw zwierząt przeprowadzili akcję solidarnościową, mająca na celu ukazać głęboką empatię w stosunku do zwierząt zniewalanych i wykorzystywanych przez gatunek ludzki. Trójka aktywistów, w tym jeden, który specjalnie przyleciał z Rosji, wypaliła sobie na skórze numer „269". Znakowanie poprzez wypalanie piętna rozgrzanym metalem jest powszechną praktyką stosowaną wobec niewinnych zwierząt, będących ofiarami eksploatacji dokonywanej przez ludzi na całym świecie. Ta demonstracja miała za zadanie skierować naszą empatię w stronę obecnie najbardziej uciskanej grupy żywych istot, które mogą Byłeś jednym z aktywistów, którzy w akcie solidarności wypalili sobie na ciele numer 269. Skąd pomysł na taką akcję? Pomysł zrodził się wiele 269 tłumaczenie i redakcja: Marlena Kropidłowska odczuwać ból i cierpienie – w stronę zwierząt hodowlanych. A dlaczego właśnie „269"? „269" to symboliczny, ale naprawdę istniejący cielak, który urodził się na izraelskiej fermie mlecznej. Jego życie zostanie zakończone w chwilę po tym, gdy się zaczęło. Poprzez wypalenie sobie tego numeru na własnych ciałach aktywiści pokazali swoją solidarność z ofiarami ferm przemysłowych i zapewnili wieczną pamięć sprawie, o którą walczą. Aktywistą, który specjalnie przyleciał z Rosji był Oleg Ozerow, wieloletni działacz na rzecz praw zwierząt, który w poniższym wywiadzie opowiada o samej akcji, reakcjach ludzi, granicach poświęcenia oraz wielu innych ciekawych i ważnych kwestiach. lat temu w głowie Saszy. On mieszka w Tel-Awiwie, jeszcze jako dziecko przeniósł się tam z Mołdawii. W temacie praw zwierząt Sasza działa już od 15 lat (może troszkę mniej). Taką akcję wymyślił już bardzo dawno temu, ale na początku sam pomyślał, że taki pomysł to jednak za dużo. Kilka lat później opowiedział o swoim pomyśle innym izraelskim aktywistom, otwarteklatki.pl 27 ale ich reakcja była na tyle negatywna, że znów odłożył go na kiedy indziej. Ostatecznie, rok później, Sasza jeszcze raz przedstawił zarys akcji, tym razem wąskiemu kręgowi znajomych-aktywistów, i tym razem spotkał się ze wsparciem i entuzjazmem. Jak to się stało, że znalazłeś się w Tel-Avivie? Ponad 2 lata temu poznałem izraelskiego aktywistę. Przez cały ten czas utrzymywaliśmy kontakt, od czasu do czasu wymienialiśmy wiadomości na Facebooku czy rozmawialiśmy na Skypie. Dodatkowo wraz z innymi aktywistami w Rosji wspieraliśmy izraelską kampanię przeciwko cieszącej się bardzo złą sławą fermie Mazor, gdzie hodowano małpy, które potem wysyłano do laboratoriów, żeby przeprowadzać na nich badania. I kiedy Sasza przedstawił swój pomysł znajomym, wyniknęła taka sytuacja, że ze względów bezpieczeństwa (w Izraelu łatwo można zniszczyć swoją karierę zawodową biorąc udział w podobnych wydarzeniach) w danym momencie, poza Saszą, w akcji mógł wziąć udział tylko jeszcze jeden człowiek. Ten człowiek też kiedyś przyjechał ze swoją rodziną z Rosji. Przy okazji, ciekawostką jest, że pomimo tego, że akcja była izraelska, to jej uczestnikami byli ludzi mający w mniejszym lub w większym stopniu korzenie w Związku Radzieckim. Znów odbiegam od tematu. Okazało się, że w Izraelu nie da się znaleźć trzech osób do przeprowadzenia takiej akcji, a minimalna liczba uczestników to właśnie troje - tak zdecydowali aktywiści, bo 28 otwarteklatki.pl mniej uczestników wyglądałoby naprawdę niezbyt dobrze. Więc ten aktywista, którego poznałem dwa lata temu, zapytał mnie, czy chciałbym wziąć udział w takiej akcji. zgodnie z izraelskim prawem nie wolno wykonywać celowych oparzeń na skórze, nawet w specjalnych salonach, a co dopiero w przestrzeni publicznej! Czy od razu się zgodziłeś? Przyznaję, że chwilę się zastanawiałem. Po prostu, żeby pod wpływem impulsu nie napisać „Tak, tak!", tylko pozwolić informacji powoli przeniknąć do mózgu. Przez ten moment nie zastanawiałem się nawet zbyt dużo nad tym co robić, a bardziej nad tym, że ruch nie jest w stanie znaleźć w całym kraju nawet trójki do udziału w takiej akcji, że tak nie może być. W stosunku do siebie, gdybym odmówił, odebrałbym to jako osobisty wstyd aktywisty. Przecież to też wymaga pewnego rodzaju poświęcenia – przyznać się, że u ciebie w kraju, do tego w takim, w którym jest wielu wegan, brakuje jednego (!) człowieka do przeprowadzenia w pełni legalnej akcji. Cóż, przynajmniej wtedy tak myślałem, że to w pełni legalna akcja. Dopiero kilka dni przed dowiedziałem się, że Co na to Twoi bliscy? Na początku powiedziałem o tym tylko kilku osobom, ponieważ izraelscy aktywiści poprosili, żeby informację przekazywać tylko tym rosyjskim aktywistom, którym w 100% ufam i którzy mogą być gotowi przyjechać do Izraela i zrobić to samo. Takich nie udało się znaleźć z różnych względów (komuś nie dali wolnego w pracy, u kogoś nie było paszportu, żona nie pozwoliła itd.). Krewnym nic nie mówiłem. Jednak kiedy dowiedzieli się o akcji i obejrzeli wideo, to zaczęło się! Wszyscy dzwonili sto razy i analizowali co ze mną nie tak. W rezultacie analiz powstały dwie główne wersji tego co się stało, i tak albo 1) zwariowałem albo 2) musi chodzić o jakieś narkotyki. Jak Izraelki i Izraelczycy odebrali tą akcję? Mó- wienie w Izraelu o holokauście to coś naprawdę mocnego. W tym temacie mogę opowiedzieć dość interesującą historię. Jeden z naszych „wypalaczy", także aktywista z długim stażem, kiedyś brał udział w pewnej akcji w Tel-Awiwie. Podczas tamtej akcji stał z plakatem, który również przyrównywał sytuację zwierząt do Holokaustu. Podszedł do niego turysta i zaczął się oburzać na takie porównanie, mówić, że jest to niewłaściwe. Wtedy aktywista odpowiedział: "Ty, turysta, będziesz mówił mnie, Żydowi i obywatelowi Izraela, który ma w rodzinie ocalałych z Holokaustu co jest właściwe, a co niewłaściwe?" Głośno było o Was w mediach? Media głównego nurtu w ogóle nie wykazały zainteresowania akcją. Inną kwestią jest to, że akcja wywołała niebywałe poruszenie wśród wegan i obrońców praw zwierząt. Na chwilę obecną kampanię "269" wspiera 20 krajów. Niedawno w Chorwacji miała miejsce akcja tatuowania liczby 269, a w Argentynie zrobiono w zasadzie dokładnie to samo co w Tel-Awiwie. Myślę, że to przełom, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że obecnie kampania ma na celu stworzenie międzynarodowego symbolu protestu i oporu, ale nie działającego w ukryciu tak jak ALF. Działania mają być legalne i jawne, ale równie bezkompromisowe. Na dzień dzisiejszy symboliczny tatuaż z liczbą 269 wykonało już ponad sto osób, a to przecież dopiero początek! W związku z tym ćwiczyliśmy przebieg akcji na dachu domu, gdzie zebraliśmy wszystkie W akcji wzięli udział sami niezbędne narzędzia. Każdego faceci - to przypadek? Nie wieczoru, przez cztery kolejne było chętnych kobiet? Czy dni. Po kilka razy, od początku do końca. Następnie przy pomoże to była akcja dla mocy lin spuściliśmy „twardzieli”? Na jednym ze zdjęć na stro- z dachu wszystkie sprzęty. Ponie kampanii możesz zobaczyć tem sami zjechaliśmy z dachu i zaczęliśmy przymocowywać dziewczynę, która naśladując wszystko do dachu samochonas wyraziła swój sprzeciw. du. Trzeba było widzieć miny Ona nawiasem mówiąc była prawdziwą bohaterką. Skręciła przechodniów w tamtym moz drutu kolczastego ten symbo- mencie! Wszystko to działo się w miejscu, gdzie mieszkają liczny numer, rozżarzyła każdą cyfrę i przyłożyła ten rozgrzany głównie Erytrejczycy i Sudańczycy, czyli ludzie względnie drut do ręki i przycisnęła twardalecy od takich kwestii. I nagle dym przedmiotem. I tak trzy widzą zagrodę z drutu kolczarazy! Mało kto zdobyłby się na stego, załadowywaną na dach coś takiego. Ja na przykład samochodu i trzech ludzi, któnie dałbym rady zrobić tego rzy mają w uszach przywieszki stopniowo. Oczywiście wszyscy bardzo chcieli, żeby w akcji z numerem "269", takie jak u krów i jeden z tych ludzi (ja) wzięła udział dziewczyna, tak jeszcze trzyma czarne spodenżeby całość nie wydawała się ki dwoma palcami, żeby nie zbytnio hardcore'owa. Nieubrudzić się świeżą farbą, którą stety, na tamtą chwilę żadnej trzeba była zamazać firmowe nie udało się znaleźć. [W stale znaczki. trwających akcjach solidarnoNasze relacje ze wszystkimi ściowych tatuowania/wypaosobami, które wzięły udział lania sobie „269" bierze udział w akcji stały się oczywiście wiele kobiet - OK]. bliższe. Ale nie na poziomie częstszej komunikacji – po Ci, którzy wypalali nuprostu czuję, że gdzieś tam damer na waszych ciałach leko są ludzie, z którymi przenie bali się was skrzywdzić? Trudno było znaleźć żyłem bardzo ważne dla mnie dni; uczucia, które są z tym chętnych? Jak układają związane trudno opisać, można się wasze stosunki już po powiedzieć, że jest to uczucie wszystkim? wypełniającego ciepła. Już na Wszyscy oni to obrońcy zawsze będę związany z tymi praw zwierząt z długim staludźmi niewidzialnymi więzami. żem. Aby im nie zaszkodzić, I nie tylko z nimi. W pierwszej nie będę się o nich rozpisywał; kolejności ze zwierzętami. powiem tylko, że znalezienie ich w gronie wolontariuszy nie Wypuściliście naprawdę było trudne. Oczywiście bali się, mocny i kontrowersyjny że mogą nam zrobić większą materiał. Ale czy samokrzywdę niż planowaliśmy okaleczanie się jest „wei bardzo chcieli, żeby wszystko gańskie”? W sensie: szaposzło w miarę gładko. otwarteklatki.pl 29 nujemy innych, staramy się działać na ich rzecz, pomagać. Po to, by to robić, wielu z nas dba o dobrą kondycję, zarówno fizyczną, jak i intelektualną. Szanujemy ciała zwierząt, ich nietykalność. Nietykalność i autonomię innych ludzi. A wy ranicie swoje ciała. Rozumiem intencję… Ale czy tędy droga? Ja uważam, że tak. Akcja nie jest jeszcze wystarczająco ekstremalna, skoro sprawa dotyczy mordowania ponad 150 miliardów istnień rocznie. Ja mógłbym zedrzeć z siebie skórę, gdybym miał pewność, że takie coś pozwoli zatrzymać to szaleństwo. Niestety, tak by się nie stało. Właśnie teraz w pełni to rozumiemy. Jak powiedział Sasza: „Więcej nie można było zrobić". Ludzie w większości nawet zbytnio się nie przerazili odkryciem prawdy. Chociaż kilkoma osobami jedzącymi mięso, nawet tu w Rosji, ta akcja wstrząsnęła. Na zasadzie szoku - w ten dzień, w który obejrzeli wideo nie mogli zjeść mięsa na obiad. Nie wiem na ile można ocenić takie zwycięstwo. Ale podkreślę jeszcze raz, to dopiero początek. Co się tyczy weganizmu i cielesności - weganizm często jest sprowadzany do jedzenia. Pokazaliście, dość spektakularnie, że jest to o wiele więcej. Że weganizm jest aktem solidarności. Również cielesnej. Jakkolwiek patetycznie to nie brzmi – połączyliście się ze zwierzętami w części ich bólu. Jak czujesz siebie po tym doświadczeniu? Bliższy 30 otwarteklatki.pl zwierzętom? Bardziej zaangażowany? Nie uwierzysz, ale takie samo pytanie zadałem Lazarosowi Gorelikowi, ojcu Zohara, trzeciemu aktywiście, który zrobił sobie znamię. A Lazaros zrobił sobie tatuaż w ramach izraelskiej akcji. Zadałem to pytanie, bo sam poczułem, że stałem się bliższy zwierzętom, że mój los stał się bliższy ich losowi, przecież my wszyscy jesteśmy bezimiennymi stworzeniami z numerami porządkowymi wypalonymi na naszych ciałach. I zwierzęta nie mogą liczyć na nikogo więcej niż na swoich braci, obrońców praw zwierząt. Oznacza to, że oprócz bliskości poczułem jeszcze coś ważniejszego, pewnego rodzaju potrzebę wzięcia jeszcze większej odpowiedzialności za swoje działania i aktywizm. Zrozumiałem, ze muszę robić więcej i wahać się mniej. Zrozumiałem, ze strach i wątpliwości nie pomogą, kiedy toczy się taka poważna i istotna walka. Tu bym chciała wrócić do bólu: czy warto było go doświadczyć? Czym ten ból jest dla Ciebie? Jaki jest dla Ciebie jego symboliczny, głębszy wymiar? Wszystko, co robiłem dla zwierząt, uważam za warte doświadczenia. Absolutnie wszystko. Teraz w Rosji zaczyna się prawdziwa wojna z mordercami psów, których jest kilkuset w całym kraju. A aktywistów, którzy są gotowi realnie działać w tym temacie (także legalnymi metodami) można policzyć na palcach. Właśnie dzisiaj ogłoszono, że hycle donoszą na policję na obrońców praw zwierząt, w tym na mnie. Czym by się to nie skończyło to jestem pewien, że warto to robić. Nie pamiętam o bólu, ale każdego dnia patrzę na znamię i ono przypomina mi, dzień za dniem, ze moje osobiste i domowe życie to niepotrzebna krzątanina. Staram się na nią tracić coraz mniej i mniej czasu. Planuję zrezygnować z pracy w biurze, tak by w pełni móc się poświęcić obronie praw zwierząt. Jeśli to wszystko brzmi zbyt patetycznie – wybaczcie. I nie próbuję tu z siebie robić żadnego bohatera, w żadnym wypadku. Przeciwnie, wydaje mi się, że nie udało mi się osiągnąć przesadnie dużo w ciągu tych moich 30 lat życia... Oczywiście, tak jak wspominałem wcześniej, symboliczne znaczenie „269” jest bardzo duże. Jeśli kampania będzie rozwijać się w takim tempie to w ciągu powiedzmy 5 lat „269” stanie się szeroko rozpoznawalnym symbolem sprzeciwu wobec zagłady zwierząt lub ich holokaustu, jak powiedzieliby moi izraelscy przyjaciele. Ludzie będą widzieć te cyfry i będą wiedzieć, ze człowiek, który je nosi – nieważne czy na koszulce, czy jako tatuaż czy znamię, jest radykalnie nastawiony przeciwko temu, co się dzieje. Na koniec – warto było to zrobić? Niedawno rozmawialiśmy z Saszą na ten temat. Rozmawialiśmy w kontekście zachęcenia ludzi w Rosji do akcji tatuowania się 18 grudnia. Mówiłem, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, ze nie znajdziemy w Rosji ludzi, którzy będą chcieli zrobić coś takiego i zapytałem Saszę czy może ja powinienem dodatkowo zrobić jeszcze tatuaż, żeby w ten sposób i Rosja wsparła dalej akcję. I Sasza odpowiedział: „Oleg, wiesz, że jeśli to by zależało od nas, to dawno już byśmy pokryli swoje ciała piętnami i tatuażami od głowy do pięt?” Ale nam są niezbędni nowi ludzie w kampanii. Innymi słowy, powtarzanie akcji nie ma większego sensu. Żeby rozwinąć kampanię konieczne są nowe, radykalne działania i ja z przyjemnością wezmę w nich udział. Przy okazji mogę wspomnieć, że w ramach międzynarodowej tatu-akcji tatuaż 269 wykonało 4 Rosjan i 2 Białorusinów. To znaczy, że sytuacja nie jest beznadziejna i z pewnością uda nam się zwyciężyć. Musimy zwyciężyć. otwarteklatki.pl 31 Kiedy jest mi źle, myślę o tym jak źle jest bezsilnym, bezbronnym zwierzętom w tych potwornych gułagach rozpaczy. To nadaje perspektywę mojemu bólowi. Pamiętam również o tym, że ja znalazłem się tu z wyboru. Zwierzęta nie. Zachęcam aktywistów, aby dbali o swoje zdrowie. Trzymajcie się blisko swoich rodzin i ludzi, których kochacie. Bądźcie dla siebie dobrzy. Miejcie poczucie humoru. Ostatnio trochę medytowałem i bardzo mi to pomogło. Polecam również, by pić duże ilości wody, regularne ćwiczyć, uprawiać chociaż jeden sport, słuchać muzyki, dużo czytać i choć raz dziennie wybuchnąć radosnym śmiechem. Stres pojawi się na pewno. Życie aktywistów jest bardziej intensywne, wrażliwe i czujne niż życie wielu innych osób. Z definicji jest więc nieustannie podatne na wszechobecną przemoc. Gdybym jednak miał wybrać jedno z dwojga, to wolałbym się spalić wiodąc autentyczne życie pełne współczucia niż powoli rdzewieć prowadząc życie pełne przemocy i pozbawione refleksji. Nie ma powodów, żeby czegokolwiek żałować. Nie ma odwrotu. PHILIPP WOLLEN na temat aktywizmu
Podobne dokumenty
cena futra - Otwarte Klatki
W głównej części raportu przedstawiona została analiza materiałów zebranych podczas przeprowadzonego w latach 2011-2012 śledztwa na fermach futrzarskich w Polsce. Jako że jest to pierwszy tego rod...
Bardziej szczegółowo