Część I - Wstęp - Szkola

Transkrypt

Część I - Wstęp - Szkola
Jak napisać wypracowanie z polskiego na maturze?
Część I - Wstęp
Najtrudniej jest zacząć. Wymyślenie dobrego początku
wypracowania potrafi zająć pół godziny, a niektórym osobom
nawet więcej.
To wielka strata czasu. Szczególnie na egzaminie maturalnym, gdy
czas goni, nie można sobie pozwolić na takie marnotrawstwo. Dlatego warto znać kilka
sposobów na błyskawiczne ruszenie z miejsca.
Istnieją różne szkoły rozpoczynania pracy stylistycznej z języka polskiego. Jedna z nich głosi,
że wypracowanie to nie epopeja narodowa, dlatego nie trzeba się silić na wymyślenie pięknej
inwokacji. Początek nie musi być ani długi, ani piękny, najważniejsze, aby nie trzeba było
ślęczeć nad nim godzinami. Równie dobrze można napisać cokolwiek, np. przepisać temat
swoimi słowami, i mamy problem z głowy.
Strzał do celu
Innym prostym sposobem na rozpoczęcie wypracowania jest bezpośredni strzał w dziesiątkę,
czyli napisanie, na czym polega cel pracy. Powiedzmy, że temat brzmi tak: Porównaj obrazy
przeszłości i refleksje na temat pamięci ukazane we fragmentach noweli Elizy Orzeszkowej
„Gloria victis” i w wierszu Krzysztofa Kamila Baczyńskiego „Mazowsze”. W analizie zwróć
uwagę na osoby mówiące w obu tekstach (matura 2013, poziom podstawowy).
Wypracowanie
można
więc
zacząć
w
ten
sposób:
Celem mojej pracy jest porównanie dwóch obrazów przeszłości i wyjaśnienie, jakie
refleksje na temat pamięci zawarte są we fragmentach noweli Elizy Orzeszkowej Gloria
victis i w wierszu Krzysztofa Kamila Baczyńskiego Mazowsze. Okazuje się, że początek
wypracowania to zadanie bardzo proste.
Oczywiście, takie rozpoczynanie pracy stylistycznej oznacza pójście na łatwiznę. Zapewne
Mickiewicz czy Słowacki mogliby mieć coś przeciw. Jednak matura, szczególnie na poziomie
podstawowym, to nie casting na wieszcza narodowego, tylko egzamin, który trzeba zaliczyć,
aby mieć prawo do studiowania. Zaczynajmy więc jakkolwiek, choćby przez proste podanie
celu pracy, i nie zadręczajmy się, że to nie jest ani piękne, ani oryginalne. Najważniejsze, że
udało się zacząć. Teraz powinno być już z górki.
Prosty początek to metoda polecana szczególnie osobom, które zżera adrenalina. Nadmierny
stres hamuje nasze zdolności, powodując, że piszemy gorzej niż zwykle. W domowych
pieleszach możemy nieźle władać piórem, ale na egzaminie tracimy wszelkie atuty, gdyż
paraliżuje nas strach. Stres mija, gdy na kartce papieru pojawi się kilka zdań. Dlatego osoby
znerwicowane, przerażone egzaminem, powinny zaczynać najprościej jak się da. Na
błyskotliwe ujęcie tematu przyjdzie pora nieco później, gdy ochłoniemy. Nerwusy niech więc
darują sobie rozmyślania nad wstępem, przepiszą temat albo wskażą cel pracy.
Celne pytania
Co innego, gdy ktoś panuje nad sobą i nie boi się pustej kartki. Wtedy może chwilę pomyśleć.
Spokojna osoba może pokusić się o zadanie pytania do tematu. Dobre pytanie pobudza do
myślenia i sprawia, że czytelnik daje się wciągnąć w tok rozumowania autora. Innymi słowy,
egzaminator jest zainteresowany, jakiej odpowiedzi udzieli maturzysta. Czy takiej samej co
on, czy całkiem innej? Czyta nie dlatego, że musi, ale z powodu ciekawości, co takiego
wymyślił młody autor. Zaciekawienie egzaminatora swoją pracą maturalną to połowa
sukcesu.
Pytanie nie musi być jedno. Można ich postawić kilka. Na przykład do powyższego tematu
celowe byłoby napisać taki początek: W jaki sposób E. Orzeszkowa i K. K. Baczyński ukazali
w swoich dziełach przeszłość? Czy ich refleksje na temat pamięci narodu były podobne czy
różne? To najprostsze pytania (Jak...?, W jaki sposób...?, Czy...?), ale przecież można zacząć
od dlaczego (np. „Dlaczego porównujemy E. Orzeszkową, pozytywistyczną pisarkę, z
przedstawicielem pokolenia Kolumbów, K. K. Baczyńskim? Co łączy tych twórców?”)
albo w jeszcze inny sposób, np. „Dzięki czemu pamiętamy o przeszłości i troszczymy się o
pamięć narodu? Kto pobudza nas do refleksji nad historią Polski?”.
Ambitni uczniowie nie lubią rozpoczynać pracy od pytań, gdyż uważają je za trywialne.
Rzeczywiście trudno na egzaminie maturalnym wzbić się na wysokość Alp i olśnić
egzaminatora mądrym pytaniem. Trzeba się pogodzić, że pytania we wstępie muszą być w
miarę proste. Ich celem nie jest zwycięstwo w konkursie mistrza polskiej mowy, ale zwykłe
zaciekawienie egzaminatora, pozyskanie jego sympatii. A do tego najlepiej nadają się proste
chwyty, np. „Co może pomyśleć czytelnik o polskiej przeszłości, gdy porówna ze sobą
nowelę Orzeszkowej i wiersz Baczyńskiego? Jaką Polskę ukazali ci pisarze? Jakie
obrazy ojczyzny przekazali czytelnikom swoich dzieł? Co o tym można sądzić dzisiaj?”
Bokser w ringu
Inna szkoła pisarska głosi, że początek wypracowania powinien być mocny niczym cios
boksera wagi ciężkiej. Najlepsze do tego są krótkie zdania, które przypominają ciosy
pięściarza, np. „Piasek mokry od krwi, ziemia pełna trupów, lasy wypełnione grobami.
To są typowe obrazy przeszłości w polskiej literaturze. Zabory, powstania, okupacja.
Konanie powstańca, śmierć partyzanta, grób i krzyż, zwycięstwo i klęska. Nowela Gloria
victis, wiersz Mazowsze. Orzeszkowa i Baczyński – pisarze patrioci.” Dalej można pisać
bardziej potoczyście, ale we wstępie w tym stylu należy uderzać licznymi seriami krótkich
zdań lub wręcz samymi równoważnikami. Taki początek pasuje do wypracowań o tematyce
bolesnej, trudnej, poważnej. Mniej pasuje do prac o lżejszej tematyce.
Teza – hipoteza
Innym prostym pomysłem na szybkie rozpoczęcie jest posłużenie się tezą. Uczniowie lubią tę
metodę i potrafią się nią posługiwać. Nic dziwnego, przecież zostali w niej zaprawieni
podczas nauki w gimnazjum. Nie ma rozprawki bez tezy. Warto na maturze wykorzystać swój
atut i – o ile byliśmy dobrzy w pisaniu rozprawek – zacząć wypracowanie maturalne od tezy,
np. do tematu Co o autorytecie pisał w „Przedwiośniu” Stefan Żeromski i jaką mu wyznaczał
rolę w życiu społeczeństwa? (matura 2013, poziom podstawowy) pasowałaby teza:
„Okazywanie szacunku autorytetom stanowi podstawę rozwoju społeczeństwa, jego
powodzenia i dobrobytu. Taki pogląd przedstawił S. Żeromski w powieści Przedwiośnie.
Nie jest to postawa naturalna, takiego zachowania trzeba ludzi uczyć. Nazywa się to
wychowaniem patriotycznym”. Po takim wstępie należy koniecznie udowodnić, że teza jest
prawdziwa.
Jeśli ktoś nie jest pewny, jaką tezę chciałby postawić, może zacząć od różnych uwag,
refleksji, hipotez. Rozpoczęcie pracy od przypuszczeń i wątpliwości, podzielenie się
refleksjami i dodanie do tego tezy bądź hipotezy to całkiem dobry pomysł. Taki początek
dowodzi, że pracę pisze intelektualista, osoba skłonna do rozmyślań i refleksji, umysł
filozoficzny. Należy tylko pamiętać, aby za bardzo się nie zapędzić w filozofowaniu i nie
odejść od tematu. To przecież tylko praca maturalna, a nie dialog platoński czy Rozprawa o
poprawie Rzeczypospolitej.
Biografia – historia
Nietrudno sformułować tezę, gdy temat jest łatwy, a załączone teksty literackie znane z lekcji
polskiego. Gorzej, gdy nie znamy materiału literackiego albo znamy go jedynie odrobinę, a
temat budzi poważne obawy. Wtedy należy założyć, że w trakcie pisania wiele rzeczy
przyjdzie nam do głowy. Teraz potrzebujemy jedynie zacząć, a potem coś się wymyśli.
Nie ma problemu, jeżeli rozpoznajemy autorów, do których odwołuje się temat. W takiej
sytuacji możemy zastosować wstęp biograficzny, czyli przedstawić krótko pisarza i jego
dzieło. W przypadku tematu odnoszącego się do Przedwiośnia moglibyśmy zacząć
wypracowanie od słów: „Stefan Żeromski tworzył w dwóch epokach – Młodej Polsce i
Dwudziestoleciu. Jego głównymi dziełami są Ludzie bezdomni, Syzyfowe prace oraz
Przedwiośnie. Autor był ceniony za życia, uznawany za autorytet moralny i sumienie
Polaków”. Po napisaniu 2-3 zdań odnoszących się do twórczości pisarza należy bezpośrednio
odwołać się do tematu, np. poprzez wprowadzenie słowa kluczowego, czyli w tym wypadku
autorytetu.
Wstęp biograficzny to ulubiona technika młodszych uczniów. Dzieci nieraz zaczynają swoje
prace od słów, że autor urodził się tu i tu, żył wtedy i wtedy i napisał to i tamto. Niektórzy
egzaminatorzy twierdzą, że wplatanie życiorysu pisarza do pracy nie zawsze jest uzasadnione.
Po co pisać o biografii autora, gdy to nic nie wnosi do tematu, a jedynie świadczy o erudycji
ucznia? No cóż, to chyba normalne, że chcemy się pochwalić tym, co wiemy. Odmianą
wstępu biograficznego jest wstęp historyczny, który polega na wskazaniu faktów, wydarzeń z
epoki, do której odnosi się temat naszej pracy. W tym przypadku należałoby napisać o
odzyskaniu niepodległości przez Polskę po 123 latach zaborów, o trudnej wolności w latach
20. poprzedniego wieku i o niemożliwości ustalenia wspólnego autorytetu dla wszystkich
Polaków.
Kluczowe słowo
Jeśli nie odpowiada nam wstęp biograficzno-historyczny albo po prostu brakuje nam wiedzy,
zacznijmy wypracowanie od zdefiniowania kluczowego słowa, zawartego w temacie.
Napiszmy, co oznacza, naszym zdaniem, autorytet. Definicję – przypomnę – buduje się wg
następującej zasady: najpierw należy napisać, co to jest (np. autorytet to osoba...), potem jakie
to jest (... godna szacunku, uznania, ceniona i podziwiana), następnie wprowadźmy synonimy
(... inaczej wzór do naśladowania), a na końcu podajmy przykłady (np. Jan Paweł II). Wstęp
oparty na definiowaniu jednego bądź kilku słów zawartych w temacie warto zakończyć
wskazaniem problemu, np. „Młodzi wzorują się na kimś innym niż seniorzy. Każde
pokolenie obdarza szacunkiem kogoś innego. Problem ten ukazał Żeromski,
konfrontując postawę młodego Cezarego Baryki i starszego od niego o kilkadziesiąt lat
Szymona Gajowca.”
Dobry przykład
Wśród maturzystów trafiają się osoby o zacięciu pisarskim, które nie chcą pisać pod klucz,
lecz preferują swobodny wywód. Chociaż nowa matura nie pozwala na zbyt wielką swobodę,
to we wstępie można sobie pozwolić na nieco większy luz niż w dalszych częściach pracy.
Można chociażby zacząć wypracowanie od podania przykładu, w odniesieniu do siebie lub
kogoś innego, np. „Moim autorytetem są rodzice oraz dziadkowie. Bardzo ich cenię i
podziwiam. Szanuję też kilku bohaterów naszej historii, np. Tadeusza Kościuszkę i
Józefa Piłsudskiego. Dobrze jednak wiem, że byłoby mi trudno przekonać znajomych,
aby przyjęli moje autorytety za swoje własne. Nie wiem, czy dałbym radę ich przekonać.
W podobnie trudnej sytuacji znalazł się bohater Przedwiośnia, Szymon Gajowiec, gdy
chciał nauczyć Cezarego Barykę szacunku do autorytetów.” Pisząc wstęp z przykładem,
pamiętajmy, aby przykład był krótki i nie odbiegał od tematu.
Drzwi na końcu
Nikt nie zaczyna budowy domu od wstawienia drzwi wejściowych czy wymurowania
schodów. Takie rzeczy robi się później. Tak samo wprowadzenie do pracy stylistycznej, czyli
wstęp, normalnie napisalibyśmy po głównej robocie. Niestety, warunki panujące na
egzaminie każą zaczynać od wstępu. Tylko nieliczni uczniowie zostawiają puste pół strony i
przechodzą od razu do rozwinięcia. Wstęp zostawiają sobie na później. Każdy ma swój styl.
Jeśli przynosi on korzyści, nie ma sensu zmieniać dobrych przyzwyczajeń na gorsze.
Już wkrótce o tym, jak się tworzy rozwinięcie. Sposobów jest tyle samo, co w przypadku
wstępu, a może jeszcze więcej.
Część II - Rozwinięcie
Pisałem poprzednio o sztuce budowania wstępu. Wypracowanie bez solidnego
wprowadzenia to jak dom bez fundamentów. Wprawdzie współczesne budownictwo
dopuszcza stawianie budynków mieszkalnych nieomal wprost na gruncie, ale dla
konserwatywnych klientów to zbrodnia.
Podobne nastawienie do wypracowania maturalnego mają egzaminatorzy. Nie wyobrażają
sobie, że można pisać, przechodząc od razu do rzeczy. A gdzie wstęp?
Jednak dom to nie tylko fundament. Liczy się przecież to, co na nim stoi, czyli – w wielkim
uproszczeniu – ściany, sufit i dach. Jeśli więc wprowadzenie masz już za sobą, możesz
przystąpić do kolejnej części inwestycji, jaką jest tworzenie rozwinięcia. Gdy wcześniej
chodziło głównie o to, aby zacząć, teraz sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana.
Rozwinięcie to główna część wypracowania maturalnego, za którą powinieneś otrzymać
najwięcej punktów. Nie zmarnuj zatem swojej szansy.
Zgodność z tematem
Wyobraźmy sobie sytuację, że znajdujesz się w restauracji i czytasz kartę dań. Po długim
zastanowieniu wybierasz pieczonego łososia z frytkami i warzywami gotowanymi na parze. A
do picia zieloną herbatę. Kelner przyjął zamówienie, nawet zapisał to sobie na kartce, aby
niczego nie pomylić. Co z tego, skoro po wielu minutach oczekiwania dostajesz kotlet
schabowy z ziemniakami oraz marchewką z groszkiem, a do picia piwo. Problem w tym, że
twoje zamówienie było zupełnie inne. I co teraz?
To samo można powiedzieć o pracy stylistycznej, która została napisana nie na temat. Co z
tego, że pod względem ilości wszystko się zgadza, jeśli treść jest zupełnie inna? Celem pracy
powinna być np. odpowiedź na pytanie, jak o przeszłości Polski i o pamięci o niej pisała E.
Orzeszkowa w Gloria victis, a jak K. K. Baczyński w wierszu Mazowsze. Tymczasem praca
dotyczy obrazu wsi w Nad Niemnem i konfliktów między Korczyńskimi a Bohatyrowiczami
oraz o bohaterskiej śmierci tytułowego bohatera Elegii o chłopcu polskim. Ewidentnie miał
być łosoś, a dostaliśmy schabowego.
Kelner zasługuje na to, aby odesłać go do wszystkich diabłów. Innego wyjścia nie ma. Tak
samo egzaminator postąpi z pracą, która została napisana nie na temat. Nie ma znaczenia, że
tekst zawiera mnóstwo wiedzy o literaturze. Nie to zostało zamówione, więc cała praca na
nic. Nie będzie ani jednego punktu za rozwinięcie tematu, a to oznacza dyskwalifikację.
Także za pozostałe składniki pracy – kompozycję, styl, język, zapis – nie dostaniemy nic.
Napiwku, czyli dodatku za szczególne walory pracy, też nie będzie. Dyskwalifikacja na całej
linii, cała praca na nic. Dlatego warunkiem koniecznym, aby zdać egzamin maturalny z
języka polskiego, jest rozwinięcie tematu i tylko tematu, a nie pisanie o czymkolwiek.
Tak jak budowniczy domu powinni budować ściśle według zamówienia i planów, tak
maturzysta powinien pisać wypracowanie zgodnie z tematem. Nieodzowne staje się zatem
kontrolowanie pracy i sprawdzanie, czy robię dokładnie to, czego się ode mnie oczekuje.
Właściwie przed rozpoczęciem i po napisaniu każdego akapitu powinno się ponownie
przeczytać temat i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zmierzam we właściwym kierunku.
Inaczej mówiąc, czy moja praca dotyczy tematu, czy też całkiem czegoś innego.
Wysmażyłem łososia czy jednak schabowego?
Liczą się tylko czarne literki
Każdemu chyba trafiło się rozmawiać ze specjalistą, np. lekarzem albo informatykiem,
którego nie sposób było zrozumieć. Niby mówił po polsku, ale używał takich słów i żadnego
z nich nie objaśniał, że trudno było cokolwiek pojąć. Oczywiście inny lekarz czy informatyk
rozumiałby go doskonale. Nam natomiast przydałby się słownik wyrazów obcych i krótki
przewodnik po zagadnieniach, o których rozmawiamy. Problemu by nie było, gdyby
profesjonalista założył, że rozmawia z laikiem, czyli osobą, która nic nie wie, niczego nie
rozumie, więc wszystko trzeba jej objaśniać od zera. Tylko czy to wypada?
W przypadku pracy stylistycznej nie tylko wypada tak pisać, ale jest to wręcz konieczne.
Filozofia egzaminu maturalnego opiera się bowiem na założeniu, że jeśli zdający czegoś nie
napisze, to znaczy, iż tego nie wie. Gdyby to był egzamin ustny, można by zadać maturzyście
dodatkowe pytanie i szydło wyszłoby z worka. Także sam zdający mógłby się zorientować, że
jego wypowiedź nie jest kompletna. Rzut oka na twarze egzaminatorów i już wiadomo, że
trzeba się ratować dodatkowymi wyjaśnieniami. Na egzaminie pisemnym tak się nie da.
Dlatego od razu trzeba założyć, że w rozwinięciu należy tak pisać, aby osoba sprawdzająca
pracę niczego nie musiała się domyślać ani niczego uzupełniać. Praca musi być jasna dla
każdego czytelnika, a nie tylko dla kogoś, kto zjadł zęby na literaturze.
Podczas pisemnej części egzaminu maturalnego liczy się tylko to, co zostało napisane.
Mówiąc zaś bardziej obrazowo, oceniane są wyłącznie czarne literki, tylko pismo. Jeśli
czegoś nie ma czarno na białym, nie zostaną też za to przyznane punkty. Nie ma znaczenia, że
maturzysta doskonale znał te informacje, ale nie uważał za stosowne pisać o oczywistościach.
Moim zdaniem, lepiej przedobrzyć, podając trywialne treści, niż pominąć ważne informacje i
narazić się na zarzut, że nie znamy podstaw. W końcu to tylko egzamin kończący naukę w
liceum, a nie konkurs na prezesa Najważniejszej Firmy Świata. Jak na razie, na maturze liczy
się wiedza podstawowa, a nie innowacyjność i odkrywczość. Dlatego pisanie rozwinięcia to
w głównej mierze wykładanie kawy na ławę. Im prościej i jaśniej, tym lepiej.
Do czego to potrzebne?
Rozwijanie tematu polega na podawaniu wiedzy i robieniu z niej użytku. Nie wystarczy zalać
pracy informacjami. Choćby była one najlepsze, to dopiero połowa roboty. Należy wyjaśnić,
jak podane wiadomości mają się do tematu. Powiedzmy, że wybraliśmy temat: Porównaj
obrazy przeszłości i refleksje na temat pamięci ukazane we fragmentach noweli E.
Orzeszkowej Gloria victis i w wierszu K. K. Baczyńskiego Mazowsze. Przyszło nam do
głowy, aby pochwalić się wiedzą, w jakich czasach żyli ww. pisarze. Napisaliśmy, że
Orzeszkowa tworzyła w okresie zaborów, a Baczyński podczas wojny i okupacji. Po prostu
pięknie.
Jeśli zamierzamy na tym poprzestać, to równie dobrze mogliśmy w ogóle tego nie podawać.
Naszym zadaniem jest posłużyć się tą informacją, aby rozwinąć temat, np. napisać, że pisarzy
łączy życie w czasach niewoli. Dlatego w ich dziełach obecna jest refleksja nad przeszłością i
troska, aby polska historia nie została zapomniana. od tego bowiem zależy nasza tożsamość
narodowa i zdolność do walki o niepodległość. Nie rozpisujmy się jednak za długo o tym, co
z tego wynika. Wystarczy krótkie wyjaśnienie i szukajmy następnych faktów, które możemy
skomentować w ścisłym związku z tematem. tak właśnie krok po kroku budujemy
rozwinięcie.
Wypracowania maturalne dowodzą, że ich autorzy najczęściej sporo wiedzą, ale nie potrafią
w pełni wykorzystać posiadanej wiedzy. To tak, jakby firma zwiozła na plac budowy masę
materiałów budowlanych, a potem nie wiedząc, co z nimi zrobić, zostawiła je pod chmurką.
Tak się nie robi. Wszystko, co znalazło się na placu, musi zostać użyte, inaczej to czyste
marnotrawstwo. Podobnie należy ocenić działania maturzysty. Przywoływane informacje
muszą służyć rozwijaniu tematu, czyli być objaśniane. Należy się wytłumaczyć, w jakim celu
streszczam treść lektury albo wykazuję się znajomością biografii. Jeśli nie wykorzystam
swojej wiedzy do rozwinięcia tematu, egzaminator napisze na marginesie, że informacje są
niefunkcjonalne i nie przyzna za nie ani jednego punktu. Cała robota na nic.
Odtwórczo czy problemowo?
Są dwa podstawowe sposoby rozwijania pracy. Odtwórczy dla tych, którzy nie trafili w temat.
I problemowy dla tych, którzy wiedzą o czym pisać, ale zastanawiają się, jak to ująć. Metoda
odtwórcza to tylko koło ratunkowe, dlatego polecam ją jedynie osobom, którym w oczy
zajrzała groźba niezdania egzaminu. Jeśli więc nic nam nie przychodzi do głowy,
odtwarzajmy swoimi słowami to, co zawiera podany do analizy fragment. Medalu za to nie
otrzymamy, ale jest nadzieja, że tłumacząc „z polskiego na nasze”, uda nam się zebrać
minimum punktów, czyli zdać. Osoby, które przecisnęły się przez egzaminacyjne sito, mimo
że nie znały w ogóle lektur, dokonały tego właśnie dzięki metodzie odtwórczej.
Maturzystom, którzy wiedzą więcej niż to, co zawiera tekst źródłowy, polecam metodę
problemową. Na temat należy spojrzeć wtedy jak na projekt, który wymaga wykonaniu
szeregu działań. Tylko jakich? I to jest właśnie nasz pierwszy problem. Wyobraźmy sobie, że
przy projekcie pracują dwie osoby: uczeń i jego mistrz. Uczeń miałby za zadanie opracować
podstawy, np. zebrać i posegregować materiał, natomiast mistrz wziąłby się za coś bardziej
skomplikowanego, np. połączyłby ze sobą kilka elementów i wytłumaczył ich znaczenie
(zawsze w odniesieniu do analizowanego tekstu literackiego i w ścisłym związku z tematem
pracy).
Pracując ta metodą, w rozwinięciu najpierw jako uczeń rozpoznajemy epokę i autora,
przedstawiamy jego dzieło (gatunek, o czym jest – same podstawy), a potem jako mistrz
łączymy informacje o epoce, autorze oraz dziele i wyjaśniamy, co to ma wspólnego z
tematem, np. że Orzeszkowa jest kojarzona z epoką pozytywizmu, ale nowela Gloria victis to
dzieło szczególne, stworzone przez autorkę u schyłku życia, na początku XX wieku, pisane
ku czci bohaterów powstania styczniowego, kiedy to pamięć o wydarzeniu i jego znaczeniu
zaczęła się zacierać. Oczywiście, jeśli brakuje nam wiedzy o lekturach, musimy wrócić do
metody odtwórczej i ograniczyć się do streszczenia fragmentu. Dura lex, sed lex.
Gdy brakuje pomysłów
Łatwo budować rozwinięcie, gdy ma się z czego. Gorzej, jeśli w głowie same pustki, a wiedza
dziwnym trafem uleciała w siną dal. W takiej sytuacji trzeba zdać się na inteligencję. Należy
wtedy czytać podany tekst źródłowy i zachowywać się jak małe dziecko, które nie przestaje
się dziwić.
A zatem dziwmy się, stawiajmy pytania i próbujmy sami znaleźć na nie odpowiedzi. Przecież
kto pyta, nie błądzi. Dzięki metodzie dziwienia się i żonglowania pytaniami oraz
odpowiedziami nasze rozwinięcie powiększy się o kilka nowych akapitów. Oczywiście, jest
to metoda dla zdesperowanych.
Smok z wieloma głowami
Pustka w głowie nie zdarza się tak często, a jeśli nawet, to mija po kilkunastu minutach.
Czasem przechodzi w coś przeciwnego – w natłok myśli i nadmiar pomysłów. Znaczy to, że
wpadłeś/ wpadłaś w szał pisania. Gdy ci się to przytrafi, opisuj krótko wciąż nowe
zagadnienia, które łączą się z tematem. Z niczego nie rezygnuj, ale nie pastw się zbyt długo
nad jedną kwestią. Przypomina to walkę rycerza ze smokiem. Kiedy waleczny rycerz obetnie
bestii jeden łeb, nie kończy dzieła, ale rozgląda się za kolejnym uderzeniem. To dopiero
początek, niejako rozgrzewka przed dalszym starciem. Smok ma to do siebie, że na miejsce
odciętej głowy wyrastają mu dwie nowe. Dlatego po opisaniu np. treści analizowanego
fragmentu trzeba rozejrzeć się za kolejnymi „głowami”, których wcześniej nie było, a teraz
nagle wyrosły.
Można chociażby skupić się na opisie czasu i miejsca akcji. A jak to zostanie „obcięte”,
szukamy, co dalej. Warto rozprawić się z głównym bohaterem lektury, a następnie z innymi
postaciami. Jak już to mamy za sobą, smokowi wyrastają kolejne głowy i musimy teraz
walczyć z narratorem (o ile nasza analiza dotyczy epiki), środkami artystycznego wyrazu czy
w ogóle językiem, jakim posłużył się autor do stworzenia dzieła. Itede, itepe.
Pisanie rozwinięcia, tak jak walka ze smokiem, mogłoby trwać wiecznie, ale litościwy
Stwórca wysyła archanioła Michała, aby pomógł nam celnym ciosem zakończyć dzieło. Jak
się kończy wypracowanie maturalne, napiszę już wkrótce.
Część III - Zakończenie
Koniec wieńczy dzieło. Cała praca na nic, gdy nie potrafimy jej umiejętnie zakończyć. Dobre
wrażenie, jakie zrobiliśmy trafnym wstępem i głębokim rozwinięciem, pryśnie niczym bańka
mydlana. Dlatego zakończenia pracy stylistycznej nie należy lekceważyć. Szczególnie gdy
chodzi o egzamin maturalny z języka polskiego.
Punkty za zakończenie
Ostatnia część wypracowania maturalnego jest oddzielnie oceniana. Przewidziano dla niej aż
trzy punkty. A można stracić jeszcze więcej, gdy w ogóle nie podsumujemy swoich
wywodów. Wtedy nie tylko otrzymamy zero za zakończenie, ale dodatkowo stracimy kilka
punktów za kompozycję. Zamiast pięciu (idealna trójdzielna budowa), dostaniemy najwyżej
trzy (właśnie za brak trójdzielności). Pominięcie ostatniej części pracy stylistycznej grozi
zatem utratą pięciu punktów. To sporo, gdyż aż 10 procent całości (za idealne wypracowanie
można na poziomie podstawowym uzyskać 50 punktów).
Zakończenie to istotne miejsce pracy stylistycznej. Szczególnie ważną rolę odgrywa w
tekście, który podlega ocenie eksperta. W ostatnich zdaniach pracy następuje spotkanie autora
i recenzenta. Ty kończysz swoje dzieło, a egzaminator właśnie zaczyna. Oczywiście, mówimy
o sumiennym sprawdzaniu, które wymaga, aby pracę przeczytać co najmniej dwa razy.
Pierwszy raz, żeby zapoznać się z tekstem i wyrobić sobie zdanie, a drugi raz, aby
skrupulatnie ocenić. I właśnie po przeczytaniu ostatnich zdań wypracowania egzaminator
zaczyna przyznawać punkty. Czyta ponownie, ale teraz już wie, z kim ma do czynienia.
Zakończenie upewniło go, że praca jest dobra bądź zła. Człowieka poznaje się po tym, jak
kończy. To powiedzenie odnosi się także do sztuki zdawania egzaminów.
Budowa zakończenia
Zakończenie przypomina pracę w pigułce. Nie tylko pod względem treści, ale także formy.
Nic dziwnego, że powinno mieć – podobnie jak całe wypracowanie – trójdzielną budowę. W
klasycznej teorii pisania wyodrębnia się następujące elementy:
1. Przypomnienie tematu i celu pracy.
2. Podkreślenie głównych punktów, czyli podsumowanie, wnioskowanie.
3. Sformułowanie końcowe albo inaczej konkluzja, czyli wniosek z wniosków.
Aby osiągnąć taką strukturę, zakończenie nie może zostać wyrażone jednym czy nawet
dwoma zdaniami. Wprawdzie to niej jest najdłuższa część pracy, ale na pewno nie najkrótsza.
Powinna być przynajmniej tej samej długości co wstęp lub trochę więcej.
Niektórzy mają z tym problem i piszą albo za krótkie, albo za długie zakończenie. I tak źle, i
tak niedobrze. Nie ulega wątpliwości, że powinno być w sam raz, zwykle ok. 10-15 procent
całej pracy, czyli np. pół strony. Wielu egzaminatorów wyznaje zasadę, że sztuka pisania to
sztuka skracania. Uważają oni, że koniec wypracowania sprawdza ważną umiejętność, jaką
jest syntetyzowanie materiału. Wstęp miał na celu zaciekawić, rozwinięcie – analizować i
interpretować, a zakończenie – syntetyzować, czyli ujmować wiele treści w nieliczne wnioski.
Zakończenie ma się tak do rozwinięcia jak esencja do gotowego napoju. Musi więc być
maksymalnie „gęsta”. To nie pora, aby lać wodę – tu trzeba krótko i treściwie podać istotę
całej pracy.
Zły koniec
Zakończenie nie może przypominać wstępu, ma być całkowicie odmienne. Jeśli dałoby się
zamienić zakończenie ze wstępem i praca na tym niewiele by straciła, a może nawet zyskała,
to znaczy, że koniec jest zły. Tak nie można wieńczyć dzieła. Jeśli zakończenie jest esencją,
rozwinięcie rozwodnionym nieco napojem, to wstęp przypomina zapach – zachęca do
skosztowania, czyli zapoznania się z pracą. Cele zakończenia są zupełnie inne. Powinno
zawierać zsyntetyzowane myśli, które czytelnik łatwo zapamięta i – w razie potrzeby –
wykorzysta w przyszłości. Dlatego zakończenie to nie wstęp, tak jak esencja to nie sam
zapach.
Niedobrze, jeśli podsumujemy częściowo. W kluczu oceniania istnieją takie pojęcia, jak
próba, niepełne oraz pełne zakończenie. Próba jest wtedy, gdy chcemy, ale nie możemy.
Wprawdzie zainicjowaliśmy podsumowanie, jednak na tym poprzestaliśmy. Zabrakło nam sił
albo czasu na ciąg dalszy. Niepełne zakończenie jest wtedy, gdy wnioski nie dotyczą
wszystkich punktów rozwinięcia. Na przykład podsumowaliśmy losy bohaterów, a
zapomnieliśmy o istotnym fakcie, że nasza praca dotyczy literatury, epok, autorów, gatunku,
stylu itd. Nie piszemy o życiu ludzi z krwi i kości, lecz o postaciach wykreowanych przez
pisarzy. Niepełne zakończenie to częsty błąd na maturze.
Źle, jeśli kończymy pracę banalnie. Zamiast rzeczowo podsumować, chwalimy pisarza, a jego
dzieła polecamy wszystkim do przeczytania. To bardzo zły styl. Dopuszczalny tylko w
pierwszych klasach szkoły podstawowej. Kilkuletnie dziecko może zakończyć pracę
wyznaniem, że bardzo mu się podobała bajka o Czerwonym Kapturku, dlatego zachęca
wszystkie dzieci, aby koniecznie ją przeczytały. Co jednak wolno dziecku, tego nie powinien
robić maturzysta. Dlatego niedopuszczalne jest pisanie we wnioskach, że Słowacki był
wielkim poetą, a jego poezja zapewniła nam chwile prawdziwych wzruszeń i dostarczyła
niezapomnianych przeżyć. Jeśli zakończymy pracę w ten sposób, wyjdziemy na idiotę.
Niedobrze, jeśli na koniec pracy wprowadzimy nowe treści. Taki zabieg sugeruje, że
planujemy kontynuować wypracowanie i napisać jego drugą część. Jednak matura to
zdarzenie jednorazowe. Nie przewiduje się sequelu ani tym bardziej serialu. Dlatego
maturzysta musi swój tekst ewidentnie zakończyć. Wprowadzanie nowych informacji w
finiszu dzieła to błąd. To tak, jakby lekarz po zaszyciu rany, zamiast zawiązać supeł i uciąć
nić, kończąc w ten sposób pracę, przypomniał sobie o czymś i zabierał się za rozgrzebanie
rany. Nowe treści w zakończeniu to bardzo nieprofesjonalne działanie.
Zdarza się, że maturzysta kończy pracę na odczepnego. Pisze cokolwiek, byle tylko mieć z
głowy robotę. Taki sposób pracy przekonuje egzaminatora, że autorowi nie zależy na ocenie.
Cały tekst wypada wtedy blado. Trudno się spodziewać, aby nieambitny uczeń napisał
ambitną pracę. Dlatego koniecznie należy na koniec egzaminu wykrzesać z siebie iskrę bożą i
napisać coś budującego i wartościowego. Niech sprawdzający wie, że mimo błędów i usterek,
jakie niewątpliwie się pojawiły wcześniej, młody człowiek mierzy wysoko. Przez trudy, ale
do gwiazd, a nie na maturalny śmietnik, gdzie otrzymuje się minimum punktów. Zakończenie
jest więc po to, aby pozostawić po sobie dobre wrażenie, a nie niesmak.
Jak dobrze zakończyć?
Najbardziej popularne jest zakończenie streszczające. Polega ono na przypomnieniu
głównych myśli wypracowania. Wygląda to jak szkielet pracy. Łatwo tak zakończyć, gdy w
brudnopisie zrobiło się plan tekstu. Teraz wystarczy wszystko uporządkować i przepisać na
czysto. Od siebie trzeba dodać tylko konkluzję, czyli zdanie ostatecznie zamykające dzieło.
Innym sposobem na takie zamknięcie pracy jest przepisanie najważniejszych zdań z
rozwinięcia. Warto wcześniej przy ciekawszych myślach postawić jakiś znak na marginesie,
dzięki temu łatwiej będzie te zdania znaleźć. Dobrze jest nie przepisywać ich żywcem, lecz
trochę zmienić.
Innym prostym sposobem zakończenia pracy jest pochwalenie się, co zrobiłem w rozwinięciu,
jakie mądre rzeczy napisałem, co ustaliłem. Takie zakończenie to nic innego jak
autoprezentacja. Wyobraźmy sobie, że komisja egzaminacyjna dała nam tylko minutę czasu
na pokazanie swojego dzieła. Przeczytamy więc zakończenie, podkreślając własną inicjatywę,
twórcze myślenie i nowatorskie rozwiązania. Na pewno wykonaliśmy kawał dobrej roboty. I
to właśnie należy uświadomić egzaminatorowi. W tym celu warto posłużyć się takimi
zwrotami, jak Wykazałem, że..., Udowodniłem..., Przedstawiłem argumenty, które dowodzą,
iż.... Nie popadajmy tylko w przesadę. Pamiętajmy, że piszemy o mistrzach pióra, więc nie
próbujmy ich przyćmić.
Jeśli ktoś woli skromniejsze sposoby, powinien posłużyć się metodą, która polega na
zaokrągleniu tematu i podkreśleniu głównych myśli. Wyobraźmy sobie czytelnika, który chce
wiedzieć, o co konkretnie nam chodzi. A zatem co jest dla nas najważniejsze w tym długim
przecież wywodzie, jakim było rozwinięcie. Teraz przyszła pora, aby podkreślić wartość
materiału. Nie naszą wartość, ale tego, co napisaliśmy od początku aż do tej chwili. Teraz
krótko i treściwie napiszmy, którą myśl stawiamy na pierwszym miejscu, która zajmuje
miejsce drugie, a która trzecie. Jeśli zrobimy to na tyle sprytnie, aby czytelnik nie miał
wątpliwości, kto zwyciężył, a kto przegrał, zasłużyliśmy na medal.
Powyższa metoda jest odpowiednia tylko dla osób zdecydowanych. Jeśli jednak ktoś ma z
tym problem, powinien pomyśleć o czymś innym. Młodzież, podobnie zresztą jak seniorzy,
lubi pouczać innych. W życiu lepiej tego unikać, natomiast na papierze można sobie pozwolić
na dydaktyczną nutę. Zakończenie przypomina wtedy receptę. Traktujemy wówczas
czytelnika jak kogoś, kto chce się dowiedzieć, co ma po przeczytaniu naszej pracy konkretnie
zrobić. Nie każdy temat nadaje się do takiego podsumowania, ale na maturze trafiają się one
często. Piszemy zatem zakończenie, które pobudza do działania i wyznacza listę celów do
zrealizowania. Tylko nie przesadzajmy z oczekiwaniami.
Kończ, wstydu oszczędź
Nie powinno się przedłużać niepotrzebnie zakończenia. To nie jest druga praca, lecz jej
podsumowanie. Nic tak nie drażni jak niemożność sformułowania końcowej myśli. Dlatego
kończmy, choćby to oznaczało, że nie wszystko jeszcze napisaliśmy. Zakończenie nie jest
miejscem, w którym chcemy rozwijać kolejne wątki tematu. Tę możliwość mieliśmy w
poprzedniej części pracy.
Nawet jeśli jesteś wykończony i masz głowę pełną czarnych myśli, nie dziel się nimi z
czytelnikiem. Pamiętaj, że Twój koniec nie jest końcem pracy osoby sprawdzającej, lecz
dopiero początkiem. Dlatego ostatnie zdania tekstu powinny być pozytywne, optymistyczne,
ale nie naiwne. Napisz coś mądrego. Niektórzy maturzyści kończą pracę słowami jakiegoś
geniusza. Jeśli cytat jest dobrze dobrany, egzaminator przekonuje się, że młodzi ludzie
potrafią być erudytami. Twój polonista byłby z Ciebie dumny.
(Źródło: Dariusz Chętkowski – perspektywy )

Podobne dokumenty