Janusz Słodczyk, 2012, Historia planowania i budowy miast

Transkrypt

Janusz Słodczyk, 2012, Historia planowania i budowy miast
Studia Regionalne i Lokalne
Nr 1(55)/2014
ISSN 1509–4995
doi: 10.7366/1509499515511
Janusz Słodczyk, 2012, Historia planowania i budowy miast,
Opole: Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, 441 s.
Lokacja miast, a wraz z nią sukcesywne kształtowanie się ich struktur morfologicznych wzbudzają niesłabnące zainteresowanie różnych środowisk naukowych, spośród których wiodącą rolę, oprócz urbanistów, odgrywają geografowie zajmujący się z założenia wszelkimi procesami i zjawiskami zachodzącymi
w przestrzeni. Fascynację tą materią podtrzymują bowiem kolejne odkrycia archeologiczne przekładające się na nowe ujęcia i interpretacje historyków, niekiedy całkiem odmienne od wcześniej prezentowanych. W powyższym kontekście na spore uznanie zasługuje niezwykle obszerna praca Janusza Słodczyka
obejmująca aktualny stan wiedzy na temat metod planowania i budowy miast od
czasów starożytnych do współczesnych.
Książka składa się z 11 rozdziałów zasadniczo uporządkowanych chronologicznie. Otwiera ją wyróżnienie podstawowych czynników wpływających na
formowanie się pierwszych miast. Przyjmując, że były nimi: nadwyżka produkcji
w rolnictwie, wzrost wymiany handlowej, względy bezpieczeństwa oraz uwarunkowania religijne, Autor przechodzi do omówienia najstarszych cywilizacji, rozpoczynając od charakterystyki ośrodków protomiejskich – Jerycha, Çatal Hϋyϋk
i Hacilaru. Najwięcej uwagi – co zupełnie zrozumiałe – poświęcono jednak urbanizacji na terenie Mezopotamii i Egiptu. W dolinie Eufratu i Tygrysu Sumerowie
zbudowali przecież kilka ważnych grodów, w tym Uruk i Ur. Ich szczególnie
duże znaczenie wiązało się z wprowadzeniem ustroju społeczno-ekonomicznego i politycznego polegającego na skupieniu władzy świeckiej i religijnej w rękach jednego kapłana oraz dokonaniu specjalizacji i podziału pracy. Znalazło to
odzwierciedlenie w strukturze funkcjonalno-przestrzennej obu miast, gdyż stosunkowo szybko powstały liczne kompleksy świątyń ku czci różnych bogów,
a wokół nich wznoszono obiekty handlowo-usługowe. Z kolei rozwój miast egipskich, a zwłaszcza Teb, determinowały piramidy, czyli de facto budownictwo
sepulkarne. Ponadto ośrodki nad Nilem, w przeciwieństwie do położonych na
obszarze Mezopotamii, zwykle nie miały solidnych fortyfikacji, co – jak słusznie
zauważa Autor – świadczyło o dużym poczuciu bezpieczeństwa w ramach scentralizowanego państwa.
W rozdziale II rozważania nadal dotyczą zdobyczy kultury i techniki antycznej, a przede wszystkim rozwiązań zaproponowanych przez Greków i Rzymian.
Jak powszechnie wiadomo, ci pierwsi zaczęli projektować centralny plac miasta (agorę) jako miejsce życia społecznego, które po otoczeniu murem tworzyło
z akropolem unikatowy system obronny. Jeszcze istotniejszym wkładem Greków
w sferze planowania miast było opracowanie przez Hipoddamosa regularnej
Recenzje
139
siatki ulic w kształcie prostokątnej szachownicy, co ułatwiało wytyczanie traktów komunikacyjnych, a także parcelację terenu. Janusz Słodczyk uznaje tę koncepcję za pierwszą bazującą na naukowych podstawach, czemu trudno nie przyznać racji, zważywszy że według tego planu zakładano miasta w całym basenie
Morza Śródziemnego przez około 150 lat (np. Milet, Pireus, Rodos). Później
schemat Hipoddamejski nieznacznie udoskonalono, wytyczając ulice zróżnicowane co do szerokości oraz wzbogacając architekturę placów, aby pełniły bardziej reprezentacyjne funkcje. Znakomitym przykładem jest tutaj Aleksandria,
gdzie przy agorze zlokalizowano wiele instytucji publicznych, w tym słynną bibliotekę, gimnazjon i teatr.
Na tle Greków równie korzystnie wypadają Rzymianie, choć trzeba przyznać,
że korzystali z doświadczeń i wzorców hellenistycznych. Sam Rzym – jak podkreśla Autor – nie jest bynajmniej dobrym wyznacznikiem ogółu ich dokonań.
Miasto rozbudowywało się samorzutnie, co było rezultatem wynikającym zarówno z cech topograficznych, jak i dynamicznego przyrostu liczby ludności.
Warto jednak dodać, że urbanizacja na taką skalę była możliwa wyłącznie dzięki
sprawnie funkcjonującej sieci akweduktów i kolektorów sanitarnych.
Zupełnie inaczej należy natomiast ocenić Konstantynopol, który w 330 r. został stolicą imperium rzymskiego. Nie dość, że zajmował strategiczne położenie
na granicy Europy i Azji, to jednocześnie wszechstronnie się rozwijał i w szczytowym momencie mieścił ponad 300 ulic, 4 tys. domów, 14 kościołów, 11 pałaców cesarskich, a nawet hipodrom na 60 tys. widzów.
Koronnym osiągnięciem rzymskiej myśli urbanistycznej były niewątpliwie
obozy wojskowe (castrum romanum) zakładane w oparciu o kompozycję ulic
przecinających się pod kątem prostym. Dwa z nich (cardo i decumanus) wyróżniały się od pozostałych, albowiem poprzez swoje usytuowanie i parametry
dzieliły miasto na cztery kwartały przeznaczone dla poszczególnych grup wojskowych i cywilnych mieszkańców. Przy ich skrzyżowaniu znajdowało się forum, czyli odpowiednik greckiej agory. Na tak nakreślonym planie rozwinęło się
wiele miast, spośród których Autor wymienia i opisuje m.in. Ostię, Trewir i Split.
W rozdziale III treść wykładu wkracza w średniowiecze wnoszące – wbrew
pozorom – świeże idee do aranżacji miast. Początkowo dominował w nich rozkład nieregularny, a punkt centralny stanowił plac z kościołem lub obiektem
obronnym o cennych walorach architektonicznych. Do tego miejsca prowadziły
najważniejsze drogi, co sprawiało, że kształtowały się układy definiowane jako
promienisto-koncentryczne. Później natomiast zaczęto stosować siatkę ortogonalną, z rynkiem w kształcie prostokąta. Koncentrowały się na nim funkcje
administracyjne i handlowe, których wyrazem był ratusz i sukiennice. Trzeci
istotny model struktury miejskiej pochodzący z tego okresu to konfiguracja grzebieniowa, charakterystyczna dla miast portowych. Polegała ona na wyznaczeniu
wzdłuż nabrzeża głównego ciągu komunikacyjnego z kilkoma prostopadle do
niego przylegającymi ulicami.
Po syntetycznym przybliżeniu średniowiecznych reguł formowania się układów funkcjonalno-przestrzennych Janusz Słodczyk zajmuje się bardziej wnikliwie miastami o różnej genezie powstania. Stwierdza, że część z nich ma rodowód
140
Recenzje
rzymski bądź zawiera ślady tej cywilizacji (np. Rawenna, Paryż, Bolonia,
Florencja, Siena), gdy inne zawdzięczają swój rozwój biskupstwu (np. Strasburg
i Kolonia), siedzibie władcy feudalnego (np. Wallingford) lub lokalizacji klasztoru (np. Wissembourg). Oprócz tego badacz wyodrębnia i portretuje miasta zupełnie nowe, w tym ciekawie zaprojektowane ośrodki warowne typu bastide we
Francji (Montauban, Aigues-Mortes, Montpazier i Carcassonne).
Średniowiecze to jednocześnie czas lokacji i przyspieszonych przeobrażeń
miast czeskich, morawskich i słowackich. Wystarczy wspomnieć, że w XIII–
XIV w. niebywały rozkwit przeżywała Praga, w której powstał m.in. uniwersytet i zbudowano katedrę św. Wita. Równie przełomowe zmiany zachodziły
w Czeskich Budziejowicach, Pilźnie, Bańskiej Bystrzycy, Koszycach i wielu
innych mniej znanych ośrodkach. Podobna sytuacja miała miejsce w Polsce,
zwłaszcza gdy upowszechniło się zakładanie i funkcjonowanie miast na prawie
niemieckim (magdeburskim lub lubeckim). Z przyczyn ekonomicznych formy
urbanistyczne nabrały zdecydowanie większej regularności, co uzyskiwano również poprzez wyburzenie istniejącej zabudowy. Sposób rozplanowania ulic nie
był jednak wszędzie jednolity, albowiem wyróżnić można różne konstrukcje,
zarówno bardzo proste, jak i złożone (zespolone). Te pierwsze dotyczyły raczej
małych grodów (np. Trzebnicy czy Szczelina), te drugie zaś większych miast (np.
Krakowa, Wrocławia, Poznania, Gdańska, Torunia). Wszystkie otaczano natomiast fortyfikacjami obronnymi, których dodatkowym elementem stał się barbakan osłaniający bramę wjazdową.
W ostatnim fragmencie III rozdziału Autor dość drobiazgowo przedstawia wybrane ośrodki miejskie na terenie Śląska, Wielkopolski, Małopolski, Pomorza
i Mazowsza. Zauważa się wyraźny nadmiar przykładów z południa Polski,
czego nie można tłumaczyć gęstym rozmieszczeniem miast na tym obszarze.
Prawdopodobnie wynikało to z dostępności materiałów źródłowych, aczkolwiek
stanowi to pewien mankament w sumie bardzo rzetelnego opracowania.
Z wczesnym średniowieczem kojarzy się również rozwój miast arabskich,
które z niejasnych względów potraktowano odrębnie, dedykując im IV segment
książki. Być może na taką decyzję Autora istotny wpływ wywarły kwestie społeczno-religijne determinujące strukturę i formy osadnictwa w tej części świata. Trudno bowiem mówić o rozplanowaniu ośrodków islamskich na grecką czy
rzymską modłę, jeśli za nadrzędny cel stawiano wyznaczenie placu do modlitwy
i spotkań. W jego sąsiedztwie najczęściej mieściła się siedziba władcy oraz spontanicznie organizowała się działalność kupiecka. Innymi słowy, o funkcjonalność
całego układu urbanistycznego nie dbano należycie, co poniekąd usprawiedliwia
fakt, że miastami arabskimi, zamieszkałymi początkowo przez liczne klany oraz
grupy plemienne i etniczne, nie zarządzano w sposób analogiczny ani nawet podobny jak w ówczesnej Europie. Nie istniały żadne instytucje publiczne, a tym
samym zagospodarowanie przestrzeni odbywało się w rezultacie prywatnych inicjatyw, a nie według odgórnie przygotowanej strategii. Od tej reguły zachodziły oczywiście wyjątki, czego dowodem jest Bagdad zbudowany na planie koła
o średnicy 3 km i podzielony na strefę centralną (z pałacem kalifa i meczetem)
oraz 45 dzielnic mieszkaniowych.
Recenzje
141
Ponadto, po podbojach w basenie Morza Śródziemnego, Arabowie bez większych przeszkód przekształcali zręby przestrzenne zajmowanych miast. W szczególności warto przypomnieć dramat Aleksandrii, Damaszku i Jerozolimy, w których zburzono gimnazjony, teatry i stadiony, a siatka ulic stopniowo zatraciła
pierwotny charakter. Działania takie pozostawały w pełnej zgodności z zakładanym przez mahometan wizerunkiem miasta pełniącego przede wszystkim funkcję religijną, mieszkaniową i handlową. Janusz Słodczyk doskonale zdaje sobie
z tego sprawę, gdy opisuje na zakończenie IV rozdziału najważniejsze elementy
tradycyjnego miasta islamskiego, czyli meczety, medresy, mediny, suki i funduki.
W drugiej połowie XV w. następowały wielkie przemiany polityczne, społeczne i gospodarcze, a wraz z nimi pojawiły się nowe nurty w sztuce i architekturze, co doprowadziło do przewartościowania dotychczasowych kanonów
w urbanistyce. Dzięki odnalezieniu dzieła Witruwiusza odżyła koncepcja miasta
idealnego, które było urzeczywistnieniem renesansowych idei dotyczących jego
wymiaru i obrazu. W rozdziale V Autor podaje m.in., że na podstawie tego starożytnego traktatu własne projekty opracowali A. Averulino, F. di Giorgio Martini
czy P. Cataneo. Tych bezsprzecznie znakomitych wizjonerów wyprzedził jednak o całą epokę Leonardo da Vinci, proponując dwupoziomowy, a tym samym
bezkolizyjny przebieg dróg. Do optymalnego modelu miasta renesansowego nawiązywali także T. More i T. Campanella. W ich szkicach rozplanowanie podporządkowano wprawdzie zasadom geometrii, ale absolutnie nie można się zgodzić
z nadmierną i często wręcz groteskową ingerencją w organizację i funkcjonowanie społeczeństwa (np. jednolity czas pracy i snu, identyczny ubiór, losowanie
domów etc.).
W dobie renesansu miasta nadal miały skutecznie bronić się przed zewnętrzną
inwazją, aczkolwiek zadanie to było coraz bardziej kłopotliwe w związku z wynalezieniem prochu i wprowadzeniem artylerii. Dlatego nowe ośrodki otaczano
skomplikowanymi systemami wałów obronnych z różnego rodzaju bastionami.
Z wojskowego punktu widzenia koło lub kwadrat będące typowymi schematami miasta idealnego nie sprawdziły się. Za najlepsze rozwiązanie uznano zatem
kształt wielokąta, na którego zarysie zaprojektowano twierdzę Palma Nuova we
Włoszech czy maltańską La Vallettę. Nie oznacza to oczywiście, że nie dokonywano rekonstrukcji zastanych struktur przestrzennych, o czym dobitnie świadczy
zabudowa Florencji, Wenecji, Rzymu, Valladolid i Madrytu.
Renesans w urbanistyce polskiej utożsamia się głównie z lokacją Zamościa,
Głogowa Małopolskiego i Tomaszowa Lubelskiego, do których to miast Janusz
Słodczyk szeroko się odnosi. Niemniej trochę szkoda, że przy okazji nie wspomina o wspaniałych obiektach pochodzących z tego okresu, które możemy obecnie
zwiedzić w Gdańsku, Poznaniu, Krakowie, Kazimierzu Dolnym czy Lwowie.
W kolejnym – VI rozdziale przybliżone zostało planowanie i budowa miast na
obszarze Ameryki Łacińskiej. Analogicznie jak w przypadku dokonań Arabów,
ciężko znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego cywilizację prekolumbijską
wyróżniono w książce w sposób szczególny. Wydaje się, że jej osiągnięcia na
niwie urbanistycznej powinny zostać włączone do treści wcześniejszych rozdziałów. Autor swoje rozważania rozpoczyna przecież od scharakteryzowania
142
Recenzje
starożytnych ośrodków (San Lorenzo, La Venta, Monte Alban i Teotihuacan),
aby następnie przejść do omówienia imponującego dorobku Majów z czasów
średniowiecza. Ich miasta (Tikal, Uxmal, Copan, Palenque, Chichen Itza) były
bowiem zadziwiająco zasobne w świątynie, rzeźby, pałace, rezydencje i obiekty
sportowe, a oprócz tego miały brukowane ulice i pomysłowo rozwiązaną gospodarkę wodno-ściekową.
W momencie gdy kultura europejska wchodziła w epokę renesansu, rozwinęło
się imperium Azteków ze stolicą w Tenochtitlan. Miasto to wybudowano według
starannie opracowanego planu, którego osnowę stanowiła prostokątna sieć ulic
i kanałów. Dzieliło się na cztery główne części składające się z 12 do 15 mniejszych dzielnic. Pomimo że każda z nich miała place i miejsca kultu religijnego,
istniało również centrum obrzędowe złożone z pięciu świątyń, siedzib kapłanów
i boiska do gry w piłkę. Miasto zaopatrywano w wodę za pomocą akweduktów, a nieczystości z domów i ogólnie dostępnych toalet odprowadzano na pola
uprawne. Absolutnie nie może zatem dziwić zachwyt hiszpańskich konkwistadorów nad organizacją tego miasta.
Jeszcze większe sukcesy w dziedzinie planowania i zarządzania przestrzenią
miejską przypisuje się Inkom, o czym przekonuje historia Cusco. Ta początkowo
niewielka osada doświadczana przez liczne powodzie w ciągu zaledwie 20 lat
stała się nowoczesnym miastem. Jego przebudowę, poprzedzoną skanalizowaniem, zaprojektowano nadzwyczaj oryginalnie, wykorzystując plan pumy, a ponadto dwom centralnie położonym placom nadano kształt trapezu. W ich pobliżu,
na bazie ceramicznych makiet, powstawały pałace i budynki publiczne, a nieco
dalej – zespoły mieszkaniowe. Dzisiaj jednak o wiele silniej zarówno badaczy,
jak i turystów przyciąga Machu Picchu. Niesamowite wrażenie sprawia zwłaszcza usytuowanie tego grodu na grzbiecie wzgórza porośniętego dżunglą i otoczonego z trzech stron przez głęboki kanion rzeki Urubamba.
Odkrycie Ameryki przez Krzysztofa Kolumba zainicjowało proces lokacji
nowych miast. Już w 1496 r. założono Santo Domingo, a w drugiej dekadzie
XVI w. m.in. Hawanę i Panamę. Poszukując dla nich najkorzystniejszego układu
przestrzennego, brano pod uwagę wzorce renesansowe, ale też nie odrzucano idei
starożytnych i średniowiecznych. Ostatecznie o wszystkim zadecydowało zarządzenie Filipa II, określające kierunki i zasady rozwoju urbanistycznego. Jak trafnie zauważa Autor, ustanowionych regulacji nie przestrzegano jednak zbyt ściśle
i podlegały one dowolnym korektom bądź uproszczeniom. Wystarczy chociażby
porównać cechy morfologiczne kilku współczesnych metropolii południowoamerykańskich, aby łatwo utwierdzić się w tym przekonaniu.
Na przełomie XVI i XVII w. wskutek konfliktów religijnych i związanych
z nimi ruchów reformatorskich rodzi się barok. Poprzez gigantyzm, bogactwo
bądź przepych w architekturze i sztuce sakralnej wyraża potęgę Kościoła katolickiego. Kluczowym elementem barokowych koncepcji planistycznych staje się
natomiast prosta i szeroka ulica, monumentalna perspektywa oraz układ trójosiowy (trivium). Ponadto pojawiają się bulwary i promenady, czyli atrakcyjne ciągi spacerowe przebiegające wzdłuż dawnych umocnień ziemnych lub nabrzeża
Recenzje
143
morskiego (rzecznego). Warto dodać, że z tej epoki pochodzi również pojęcie alei
– drogi wybiegającej z miasta i obsadzonej wysokim drzewostanem.
Gdy myślimy o baroku i nieco późniejszym klasycyzmie, niemal od razu nasuwają się rzymskie i paryskie place, dlatego należy wybaczyć Autorowi wyraźną
fascynację tymi miastami i ich zabytkami. W rozdziale VII poświęcił im aż kilka
stron, przedstawiając m.in. kompozycję urbanistyczno-architektoniczną Piazza
del Popolo, Piazza Navona, Piazza di Spagna czy Place Royale, Place Dauphine,
Place Vendôme i Place de la Concorde. Jednocześnie w komentarzu nie pomija Bazyliki św. Piotra, Pałacu Louvre, Wielkich Bulwarów, a przede wszystkim
Wersalu, co sprawia, że Czytelnik otrzymuje w przystępnej formie pełny obraz
przestrzeni zrealizowanej i utrzymanej w tym klimacie. Pochwała umiejętności
narracyjnych Janusza Słodczyka odnosi się także do ukazanych w dalszej części tego rozdziału rozwiązań angielskich, niemieckich, rosyjskich, holenderskich
i innych, które przeanalizowano nie mniej dokładnie i kompleksowo.
Tę część książki uzupełniają przykłady polskie, a w szczególności wielokrotnie
opisywane w literaturze przedmiotu warszawskie osie – Saska i Stanisławowska,
siedziba Branickich w Białymstoku oraz barokowa perełka Wielkopolski –
Rydzyna. O wiele słabiej znany jest Andrychów, Tykocin, Kock, Siemiatycze
i Kunsztów, a zatem pomysł wypromowania ich niepowtarzalnej struktury przestrzennej wypada ocenić bardzo wysoko.
Z okresem baroku i klasycyzmu w Europie koresponduje rozwój osadnictwa
hiszpańskiego na terytorium Ameryki Północnej, którego dorobek nakreślono
w rozdziale VIII. Za pierwsze miasto wybudowane przez kolonizatorów uważa
się St. Augustine pełniące poczwórną rolę – ośrodka wojskowego, rolniczego,
handlowego oraz krzewienia chrześcijaństwa. Po pewnym czasie Hiszpanie zaczęli jednak zakładać różnego typu osiedla mające w założeniu spełniać tylko
jedną funkcję, np. misyjną (misiones). Rzeczywistość prędko zweryfikowała te
zamierzenia, gdyż nowo powstałe ośrodki bez większych przeszkód przeobrażały
się w klasyczne miasta. Na potwierdzenie tej tezy Autor powołuje się chociażby
na dzieje San Antonio i San Francisco, aczkolwiek z drugiej strony Santa Fe, San
José i Los Angeles nie dążyły do polifunkcyjności, a tym samym podniesienia
własnej rangi.
Działania prowadzone przez francuskich osadników były tak samo imponujące. Właśnie im początek zawdzięcza Quebec, Montreal i Nowy Orlean, przy
czym – zdaniem Janusza Słodczyka – dzięki zindywidualizowanemu podejściu
do planowania pozytywnie odróżniały się od miast hiszpańskich formowanych
według relatywnie podobnego schematu. Jeszcze inaczej trzeba spojrzeć na
poczynania Anglików znajdujące nadal żywe odbicie na wschodnim wybrzeżu
Stanów Zjednoczonych. Przestrzeń takich miast, jak Filadelfia czy Nowy Jork,
ukształtowała się bowiem pod wpływem koncepcji gloryfikujących prostokątną
siatkę ulic, podczas gdy Boston jest świadectwem rozwoju organicznego wymuszonego przez topografię.
W następnym – IX rozdziale Autor zajmuje się w dalszym ciągu miastami
spoza Europy, a konkretnie azjatyckimi i afrykańskimi. Rozpoczyna wykład od
mało znanych faktów dotyczących rozwoju ośrodków chińskich i japońskich,
144
Recenzje
co stanowi istotny atut recenzowanego opracowania. Dowiadujemy się m.in. jak
wyglądała lokacja i prastare rozplanowanie Ch’ang-an, Pekinu i Heian-kyo oraz
czym kierowano się w trakcie projektowania i zagospodarowania ich przestrzeni.
Na tle rozwiązań cesarskich urbanizacja w Azji Południowo-Wschodniej zachodziła mniej jednolicie, gdyż od XVI w. własne zasady i zwyczaje narzucali
kolonizatorzy portugalscy, holenderscy, francuscy i brytyjscy, czego efekt doskonale widać w strukturze przestrzennej miast scharakteryzowanych w tej części
książki, tj. Batawii, Rangunie, Sajgonie, Bombaju, Kalkucie, Delhi i innych. Jak
trafnie zauważa Janusz Słodczyk, mieszają się w nich także elementy regionalnej
kultury i tradycji z tą w wydaniu europejskim.
Z rozkwitem miast azjatyckich zupełnie nie wiążą się dziewiętnastowieczne
przemiany osadnictwa w północnej Afryce, których deskrypcję – z niewiadomych przyczyn – zamieszczono na końcu rozdziału IX. W ten sposób autor próbował prawdopodobnie powiązać przejmowanie nowoczesnych modeli organizacji przestrzennej przez różne cywilizacje. Ośrodki islamskie (np. Tunis, Algier
czy Casablanka) swoją historią i dziedzictwem różnią się jednak zbyt mocno od
miast buddyjskich i hinduskich, aby móc je traktować razem.
W rozdziale X wykład obejmuje już XIX w., a zatem okres niezwykle dynamicznego napływu ludności ze wsi do miast w następstwie rewolucji przemysłowej. Obok kompleksów fabrycznych tworzyły się wówczas osiedla robotnicze
o niskim standardzie sanitarno-technicznym. Wraz z nimi pojawiły się placówki
usługowe służące głównie przedsiębiorcom, w tym poczta i hotele. Zbyt słabo
kontrolowany rozwój miast błyskawicznie doprowadził do chaosu w zabudowie, a zatem pilną koniecznością stało się podjęcie działań naprawczych. Na tym
gruncie opracowano śmiałe koncepcje urbanistyczne, spośród których chyba najbardziej realistyczna to ville sociale, mająca zagwarantować mieszkańcom dogodne warunki bytowe poprzez zgrupowanie w ramach jednego osiedla: domów,
zakładów produkcyjnych oraz niezbędnych obiektów infrastruktury społecznej.
Projekt ten, pod względem rozmachu, wyprzedzały z pewnością propozycje Ch.
Fouriera i R. Owena, aczkolwiek bazując na niechęci do własności prywatnej
i jednoczesnej idealizacji kolektywu, były niestety skazane na niepowodzenie.
Żywiołowa industrializacja wymusiła także modernizację istniejących struktur miejskich, albowiem ich dotychczasowy układ przestrzenny zupełnie nie odpowiadał zmieniającym się potrzebom. Nastąpił zatem czas wielkiej przebudowy
lub rozbudowy europejskich metropolii – Paryża, Barcelony, Wiednia, Berlina
i co najmniej kilku mniejszych ośrodków. W piśmiennictwie naukowym wystarczająco rozpowszechniona jest tylko wiedza o wyburzeniach, usprawnieniach
i nowych inwestycjach przeprowadzonych w stolicy Francji pod nadzorem G.E.
Haussmanna, dlatego Januszowi Słodczykowi należą się słowa podziękowania
za popularyzację także innych przykładów.
Dziewiętnastowieczne miasta przemysłowe kształtowały się również na obecnym terytorium Polski, choć trzeba przyznać, że podział naszych ziem między trzech zaborców prowadzących odmienną politykę budowlaną nie sprzyjał
temu procesowi. Działalność produkcyjną w większej skali rozwijano jedynie
w Królestwie Polskim, gdzie wytypowano jako ośrodki fabryczne: Łódź, Zgierz,
Recenzje
145
Gostynin, Dąbie, Przedecz i Łęczycę. Na tej decyzji szczególnie skorzystało
pierwsze z wymienionych miast, kojarzące się do dzisiaj z włókiennictwem.
Całkowicie wyjaśnia to gruntowną analizę rozplanowania Łodzi, jaką Autor wykonał dla lat 1810–1910. Co ważne, wynika z niej, że rozbudowa osiedla przemysłowego zachodziła w kilku etapach, zawsze skrzętnie przemyślana pod kątem
urbanistyczno-architektonicznym.
Przeludnienie, ubóstwo oraz coraz gorsze warunki egzystencji zarówno
w miastach europejskich, jak i amerykańskich zaczęły powoli determinować rozluźnianie zabudowy przy równoczesnym zwiększaniu areału użytków zielonych.
W szkicach planistycznych zmierzano również do uporządkowania struktur przestrzennych poprzez wyznaczanie odrębnych terenów pod poszczególne funkcje.
Najbardziej głośną koncepcję przygotował E. Howard, który w 1902 r. opublikował projekt miasta-ogrodu, zapewniający dla około 30 tys. osób zdrowe środowisko życia, a zarazem oferujący miejsca pracy i dostęp do szerokiego spektrum
usług. Wzorzec ten z pewnymi poprawkami starano się zaadaptować w praktyce,
czego potwierdzeniem są podlondyńskie ośrodki – Letchworth i Welwyn, niemieckie Hellerau oraz Biskupin i Karłowice koło Wrocławia.
W ostatnim – X rozdziale Autor przytacza jeszcze inne programy rozwoju
miast z przełomu XIX i XX w., w tym T. Fritscha i T. Garniera. Obiektywnie
należy jednak stwierdzić, że nie dorównywały one rewelacyjnemu dziełu
E. Howarda. Odnosi się to także do idei miasta liniowego Arturo Sorii y Maty,
mającego rozpościerać się na odcinku 2,9 tys. km od hiszpańskiego Kadyksu
do Sankt Petersburga w Rosji. Pomysł ten już na wstępie wydawał się utopijny,
aczkolwiek dość niespodziewanie dla licznych sceptyków zrealizowano kilkukilometrowe pasmo zabudowy po północno-wschodniej stronie Madrytu.
Pomiędzy pierwszą a drugą wojną światową zasłynął natomiast Le Corbusier
(Ch. É. Jeanneret), który wyznaczył nowe kierunki działania, zwłaszcza w architekturze. Zaprojektowaną przez niego jednostkę mieszkalną dla 340 rodzin (1600
osób) powszechne uznaje się za przełom w budownictwie, albowiem od tego
momentu zaczyna się datować historia tzw. wielkiej płyty, czyli obiektów składanych na miejscu z gotowych prefabrykatów. Ten sposób konstrukcji przyjął się
zwłaszcza w systemie centralnego zarządzania, odpowiadając w głównej mierze
za monotonny krajobraz polskich osiedli mieszkaniowych z lat sześćdziesiątych,
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego stulecia.
Le Corbusier opracował także plan trzymilionowego miasta z sześćdziesięciopiętrowymi biurowcami w jego centrum oraz peryferyjnie położonymi strefami przemysłowymi. Nie znalazł on jednak akceptacji w przeciwieństwie do
wizji miasta promiennego, które miało być bardziej egalitarne i nie przewidywało przestrzennej segregacji społeczeństwa z uwagi na status pracowniczy.
Wyrównywanie dysproporcji w zakresie warunków mieszkaniowych przyświecało również architektom austriackim i holenderskim. Władze Wiednia,
Amsterdamu i Rotterdamu zachłysnęły się bowiem możliwościami, jakie przynoszą blokowiska, przystępując do wznoszenia wielkich kompleksów mieszkaniowo-usługowych nawet na ponad 70 tys. ludności.
146
Recenzje
Zauroczenie budownictwem wielorodzinnym nie spowodowało jednak całkowitego odsunięcia się od innych koncepcji rozwoju miasta, co wyraźnie widać
w pracach R. Unwina, C. Steina i H. Wrighta oraz F.L. Wrighta. Przewidywali
oni ekspansję samochodu, a zatem idea miasta-ogrodu, w którym zaciera się granica między terenem wiejskim a zurbanizowanym, pozostawała wciąż aktualna.
Znalazło to zresztą pewne odzwierciedlenie w Karcie Ateńskiej z 1933 r. zawierającej szereg postulatów i oczekiwań formułowanych pod adresem urbanistyki,
a dotyczących miejsc zamieszkania, pracy i wypoczynku oraz przebiegu tras komunikacyjnych.
Przegląd sytuacji w europejskiej urbanistyce Janusz Słodczyk przeplata omówieniem rodzimych projektów. Autorytatywnie stwierdza, że – wzorem państw
zachodnich – w pierwszych trzech dekadach XX w. nastąpiła u nas moda na
miasta-ogrody, a jej wystarczająco wymowną egzemplifikacją są ówczesne plany
sporządzone dla Ząbek, Młocin, Giszowca i Podkowy Leśnej. Po odzyskaniu
niepodległości przedmiotem ożywionych dyskusji wśród specjalistów stało się
również zagospodarowanie i budowa Gdyni, której lokację na podłożu małej
osady rybackiej liczącej niewiele ponad 1000 mieszkańców uznaje się za jeden
z największych sukcesów lat międzywojennych.
Druga wojna światowa przyniosła niewyobrażalne zniszczenia, ale też stworzyła czy – może lepiej – otwarła wielu miastom alternatywne kierunki rozwoju. Niektórym fragmentom Warszawy czy Wrocławia nadano przecież funkcję
i formę nie nawiązującą do układu przestrzennego z okresu II Rzeczypospolitej.
Należy jednak zaznaczyć, że powojenną urbanizację bardziej postrzega się poprzez pryzmat industrializacji niż w kategoriach odbudowy kraju. Jak się wydaje,
pogląd ten podziela również Autor, albowiem szybko przechodzi do omówienia
Nowej Huty oraz Nowych Tych jako przykładów miast socjalistycznych.
Mniej więcej w tym samym czasie kiedy uprzemysławiano Polskę, na świecie
pojawiły się spektakularne, jeśli nie powiedzieć wybitne propozycje rozwiązań
przestrzennych. Jednym z najciekawszych była francuska koncepcja tzw. grandes
ensembles, czyli sytuowania na obrzeżach miast gigantycznych zespołów blokowych spełniających rolę sypialni. Na uwagę zasługuje ponadto plan Kopenhagi
w kształcie ludzkiej dłoni oraz Brasilii przypominający samolot. Równocześnie
w Paryżu powstała dzielnica biznesowa (La Défense) oraz rozpoczęto rewitalizację doków londyńskich.
Recenzowane opracowanie zamyka podrozdział nakreślający główne wyzwania stawiane planowaniu miast w świetle współczesnych procesów urbanizacji.
Janusz Słodczyk koncentruje się przede wszystkim na problemach wynikających
z niekontrolowanego rozprzestrzeniania się zabudowy na obszarach podmiejskich, co zazwyczaj definiuje się mianem urban sprawl. Jego zdaniem zjawisko
to powstrzymuje lub znacząco utrudnia rozwój zrównoważony danego ośrodka, przekładając się na wyższe koszty jego funkcjonowania. Tym samym rekomendowanym działaniem nie może być nic innego, jak wdrożenie filozofii smart
growth, polegającej – w uproszczeniu – na intensyfikacji zagospodarowania terenów oraz zahamowaniu dalszych ruchów inwestycyjnych w strefach peryferyjnych wielkich miast.
Recenzje
147
Podsumowując, oceniane studium, choć nie pozbawione drobnych uchybień,
z absolutnym przekonaniem poleca się Szanownym Czytelnikom, a w przede
wszystkim wykładowcom oraz studentom urbanistyki, architektury, gospodarki
przestrzennej, geografii i historii. Powinno także zainspirować, a przynajmniej
zaabsorbować projektantów z branży budowlanej, jak i pracowników administracji samorządowej. Do tak dużego powodzenia książki przyczyni się nie tylko
przejrzyście zredagowana treść, ale także bogaty materiał ilustracyjny składający
się z ponad 300 rysunków i 200 fotografii.
Mariusz Chudak
Instytut Ekonomii i Turystyki PWSZ
im. J.A. Komeńskiego w Lesznie

Podobne dokumenty