Jak to z SARn¹ by³o
Transkrypt
Jak to z SARn¹ by³o
O studiach wy¿szych mniej powa¿nie ¬ Na jakim zebraniu, jak pamiêtam, pytano obecnych: Ilu pochodzi ze wsi? Ilu z rodzin posiadaj¹cych poni¿ej 5 hektarów ziemi? Poni¿ej 20 hektarów? i wreszcie: Powy¿ej tej wartoci? W odpowiedzi na ostatnie pytanie podnios³a siê tylko jedna rêka przewodnicz¹cego ko³a ZMP. *** Dwóch naszych kolegów mia³o pokój w Bratniaku, na pierwszym piêtrze, nad sto³ówk¹. Ka¿demu z nas by³o wygodnie po obiedzie wpaæ do nich, posiedzieæ i pogadaæ. Niekiedy odwiedziny takie przeci¹ga³y siê, zw³aszcza je¿eli po po³udniu nie by³o zajêæ lub akurat wypada³o jakie okienko pomiêdzy wyk³adami. Dla mieszkañców pokoju te wizyty by³y bardzo uci¹¿liwe. Wywieszali wiêc napisy, takie jak: Za³atw sprawê i ¿egnaj, czy Nie zabieraj kolegom czasu. By³y one zupe³nie nieskuteczne. Ka¿dy goæ uwa¿a³, ¿e has³a te jego osobicie nie dotycz¹, bo przecie¿ on jest zbyt z¿yty z gospodarzami. *** W sto³ówce bardzo czêsto odbywa³y siê zabawy. W czasie karnawa³u w ka¿d¹ sobotê. Cieszy³y siê one dobr¹ renom¹ nie tylko wród studentów Politechniki, lecz tak¿e i innych uczelni i m³odzie¿y pracuj¹cej. Na ogó³ trwa³y a¿ do bia³ego rana. Gdy sala siê zape³ni³a, drzwi zamykano i nikogo wiêcej nie wpuszczano. Kiedy nasz kolega Krzysztof spóni³ siê i nie zosta³ wpuszczony. A mia³ straszn¹ ochotê na zabawê, która odbywa³a siê tu¿, tu¿ za zamkniêtymi drzwiami. S³ychaæ by³o muzykê, weso³e g³osy i krzyki. Obszed³ Bratniak wokó³ i nic. Wszystkie drzwi i okna dobrze pozamykane. Spojrza³ w górê i przypomnia³ sobie kolegów z pierwszego piêtra. Stan¹³ pod ich oknem i zacz¹³ wo³aæ: Andrzej! Andrzej! Mia³ szczêcie, bo Andrzej by³ w pokoju, wychyli³ siê z okna i zapyta³: Czego chcesz? Pomó¿ mi jako dostaæ siê na górê. Zaczekaj! Wezmê jaki pasek i pomogê ci siê wskrobaæ tu po rynnie. Po chwili Krzysztof wdrapywa³ siê do góry, podci¹gany na pasku, ale mu to jako nie sz³o. By³ doæ têgi, a ponadto musia³ bardzo uwa¿aæ na odwiêtny garnitur, za³o¿ony na zabawê. Po chwili zastanowienia postanowi³ zdj¹æ garnitur i podaæ go Andrzejowi. I tak zrobi³. Andrzej wci¹gn¹³ ubranie na górê, zacz¹³ siê miaæ i powiedzia³: Dobrze! Przyjd jutro po odbiór. Krzysztof stan¹³ bezradnie i próbowa³ protestowaæ, ale w³anie teraz jakie towarzystwo obchodzi³o budynek, szukaj¹c tak¿e mo¿liwoci dostania siê na zabawê. Krzysztof w bielinie schowa³ siê w jakich zakamarkach. Po chwili wróci³ i wo³a³ b³agalnie: Andrzej! Andrzej!. A Andrzej stercza³ schowany za firank¹ i kona³ ze miechu. Co chwilê kto obchodzi³ budynek i co chwilê Krzysztof musia³ siê chowaæ, by znów wyjæ z ukrycia i wo³aæ b³agalnie: Andrzej! Andrzej!. Po pewnym czasie Andrzej zlitowa³ siê i odda³ mu garnitur, a Krzysztof, maj¹c ju¿ doæ zabawy, wróci³ do domu. *** Na egzaminie profesor-staruszek zada³ studentce pytanie: Co wie pani o motylu?. Ta wyg³osi³a wszystko, co na ten temat wiedzia³a. Profesor tymczasem podpar³ g³owê rêk¹, zmru¿y³ oczy i s³ucha³. Gdy zdaj¹ca umilk³a, profesor podniós³ g³owê i zada³ to samo pytanie. Po czym zmru¿y³ oczy i znów s³ucha³. Gdy ta zdziwiona wyrecytowa³a to samo, profesor podniós³ g³owê i powiedzia³: A, skoñczy³a pani. Dobrze! To w takim razie zadam pani jeszcze jedno pytanie. Proszê powiedzieæ wszystko, co pani wie o motylu. Zdziwiona studentka znowu powtórzy³a swoj¹ odpowied. Profesor uwa¿nie wys³ucha³ i owiadczy³: O motylu to w³aciwie pani nic nie wie. Ale poniewa¿ odpowiedzia³a mi pani dobrze na poprzednie dwa pytania, to stawiam ocenê dobr¹. *** M³oda mama z niemowlêciem na rêku wraca³a póno tramwajem do domu. Dziecko strasznie p³aka³o, a matka wiedzia³a, ¿e po prostu by³o g³odne. Rozejrza³a siê dooko³a. Pusto. Ludzi prawie nie by³o, tylko jaki student w pobli¿u. Postanowi³a nakarmiæ dziecko i zrobi³a to, a ono z miejsca siê uspokoi³o. Student odezwa³ siê po chwili: Wie pani co? To dziecko bardzo mi siê podoba. Czy móg³bym z nim wypiæ bruderszaft?. Tadeusz Witalewski Absolwent Politechniki Gdañskiej Jak to z SARn¹ by³o... By³ sobie SAR. Magiczny punkt na planie miasta miejsce niezwyk³e i wiête ... Gdy dzi duchem ju¿ tylko przemierzam fantomy niegdysiejszego SARowskiego terytorium, wci¹¿ czujê jego magiczn¹ aurê, jak¹ przez ponad 30 lat stwarza³ tu genius loci". Snuj¹c siê po pomieszczeniach, s³yszê brum lampowych wzmacniaczy w amplifikatorni, dyskretn¹ ciszê ma³ego i du¿ego studia (ciszê wyrzebion¹ s³owem"), czujê zapach dewetonu. Za zielonymi drzwiami czerwone wiate³ko oznaczaj¹ce Cisza. Nagranie" prowadzi mnie do re¿yserni, gdzie stoi niebieska konsoleta i takie¿ magnetofony przykryte troskliwie pasiastymi pokrowcami (uszytymi w³asnorêcznie przez SARman- str. 3 ki). Dalej redakcja miejsce niejednej burzy mózgów i azyl dla waletów. Potem oaza spokoju tamoteka, w której przez lata zgromadzono ponad 2 tysi¹ce tam (pieczo³owicie montowanych, opisywanych i katalogowanych przez kilka pokoleñ SARowców). Wreszcie punkt strategiczny pokój Redaktora Dy¿urnego, gdzie krzy¿owa³y siê cie¿ki wszystkich Agentów. Nad wys³u¿onym biurkiem i wielofunkcyjn¹ centralk¹ telefoniczn¹ górowa³a ciana pamiêci", miejsce eksponowania rozmaitych trofeów i laurów. Na koñcu pomieszczenie szczególne klub nazwany przekornie Dlaczego NIE?!", w którym dzia³y siê rzeczy, o jakich nawet zawodowym filozofom wczeniej siê nie ni³o (a by³o ich w SARze dwóch: Stefan Zabieglik i Andrzej Leszczyñski). Nad tym wszystkim unosi³ siê ponadczasowy DUCH SARu niewidzialny, ale za to s³yszalny i magnetycznie przyci¹gaj¹cy do akademikowych g³oników. PISMO PG Redaktor dy¿urny przyjmuje telefony od s³uchaczy (1977) Jako studentka I roku Wydzia³u Chemicznego PG s³ucha³am go z fascynacj¹ od 1972 r. Podziwia³am radiowe g³osy lektorów: Barbary Knot, Marii D¹browskiej, Waldemara Sza³tynisa. Z ciekawoci¹ s³ucha³am audycji Miry Urbaniak, Mieczys³awa Welke, Jacka Czury³o, Tadeusza Buraczewskiego, tajemniczego Chocholaka jak¿e innych od ówczesnych oficjalnych programów dla m³odzie¿y, otwieraj¹cych zupe³nie nowe obszary wiadomoci i wyobrani. Zasypiaj¹c przy Wierszach na dobranoc", niemia³o marzy³am, ¿e mo¿e kiedy i ja wybiorê siê TAM i spróbujê swych si³. D³ugo nie mog³am siê zdecydowaæ, a¿ przyszed³ mi z pomoc¹ los. Pewnego grudniowego wieczoru s¹siadka z tego samego piêtra w DS 5, wspomniana ju¿ Marysia (zwana Mary, obiekt westchnieñ mêskiej czêci za³ogi) poprosi³a mnie o 21.40, abym posz³a do SARu (nie mog³a siê dodzwoniæ) i zawiadomi³a , ¿e ona ma postêpuj¹c¹ anginê i nie mo¿e poprowadziæ wieczornego programu. Pobieg³am wiêc szybko (bo mia³ siê zacz¹æ o 22.00) i zadyszana wpad³am do ówczesnego programowca Romana Ga³êdka (zwanego Romeo, obiektu westchnieñ damskiej czêci za³ogi ). Zameldowa³am o sytuacji, na co obiekt: no to ty poprowadzisz". Ja?!!!" z przera¿enia prawie straci³am g³os. S³uchasz naszego programu?" No tak, ale..." Zanim zd¹¿y³am skutecznie zaprotestowaæ, Romeo wcisn¹³ mi do rêki teczkê z serwisem wiadomoci i zaci¹gn¹³ do studia spikerskiego, mówi¹c: nic siê nie bój, bêdê ci podpowiada³". Znowu nie mog³am zaprotestowaæ, bo ju¿ realizator zza szyby dawa³ znak: Uwaga! Zaraz wchodzimy!". Po chwili zapali³o siê czerwone wiate³ko i zabrzmia³ znajomy sygna³. Nie by³o ratunku wpuszczona w kabel" wziê³am g³êboki oddech i zapowiedzia³am: Tu Studencka Agencja Radiowa!". Potem wszystko potoczy³o siê nadspodziewanie g³adko, bez jednego zaj¹knienia (na szczêcie jako wierna s³uchaczka ramówkê" zna³am na pamiêæ, a dykcjê æwiczy³am wczeniej na konkursach recytatorskich). Ga³êdek nie kry³ zdziwienia, ¿e mój debiut antenowy" odby³ siê bez ¿adnej wpadki i zaproponowa³: to zostañ i wpisz siê do grafika dy¿urów". Wiêc zosta³am na ponad 10 lat ... Pracowa³am w sekcji spikerskiej, póniej lektorskiej (daj¹c g³os" w s³uchowiskach i czytaj¹c zakazane powieci w odcinkach). By³am te¿ gospodarzem programów popo³udniowych i wieczornych, nastêpnie kieroPISMO PG wa³am redakcj¹ publicystyki (specjalizowa³am siê w Dyli¿ansach aktualnoci") i zosta³am cz³onkiem Kolegium Redakcyjnego. Ju¿ na SARowskiej emeryturze funkcjonowa³am jako walet dy¿urny, a potem Ciotka". Ciotka" by³a funkcj¹ prawie honorow¹, natomiast walet mia³ wiele odpowiedzialnych zadañ, m.in. wstawanie w rodku nocy na przebudzanki" o 6.30 program dla tych, którzy musieli zd¹¿yæ na zajêcia o 7.15, szczególnie na wojsko". Zazwyczaj na wpó³ pi¹cy jeszcze dy¿urny po sygnale wykrzykiwa³ jednym tchem w mikrofon: ktoranowstaje/temuSARnadaje". Na dowód tego zapuszcza³" swojskiego hita Jak dobrze wstaæ skoro wit" (po czym po³owa s³uchaczy wstawa³a, aby wy³¹czyæ g³oniki) albo elektryzuj¹cego Mayalla lub te¿ inny czad". Najskuteczniejszym budzikiem" by³ jednak puszczany na ca³¹ parê" sygna³ 1 kiloherca (1 kHz) po czym takim nie mogli spaæ nawet ci w stanie pomrocznoci jasnej" ... Tak codziennie budzony jeden z naszych s³uchaczy d³ugo zastanawia³ siê, co to za sarna co robi w radiu, co daje i dlaczego? Dopiero kilka lat póniej, kiedy zosta³ Redaktorem Naczelnym (by³ to Zbyszek wirkowicz) odwa¿y³ siê zapytaæ, jak to z t¹ SARn¹ by³o ... A by³o tak: Myli siê ten, kto s¹dzi, ¿e SAR by³ tylko fajn¹ zabaw¹ w radio". Swoj¹ pracê traktowalimy bardzo powa¿nie. Poprzeczkê stawialimy wysoko wszystko mia³o byæ jak w prawdziwym radiu" (biada temu, kto omieli³by siê nazwaæ SAR radiowêz³em!). I by³o... Osi¹galimy to ogromnym wk³adem czasu i energii, nikt jednak nie ¿a³owa³ nieprzespanych nocy, sobót i niedziel powiêconych na dzia³alnoæ w Agencji. Dla jednych by³a to ekscytuj¹ca przygoda, dla innych trampolina do dalszej kariery, dla wielu sposób na ¿ycie ¿ycie z pasj¹ (ci zostawali najd³u¿ej). Stanowilimy samowychowuj¹c¹ siê grupê, w której obowi¹zywa³y okrelone (pisane i niepisane) prawa, które egzekwowalimy bez ¿adnej taryfy ulgowej. Uczylimy siebie nawzajem zasad dobrej roboty nie tylko radiowej. Wszelkie bzdety zarówno mylowe, jak i techniczne (hafty, pasztety, kaszany, gnioty, badziewie itp.). by³y surowo Wóz reporterski SAR na pochodzie 1-majowym (1979) str. 4 têpione. Zgodnie z SARowsk¹ przekor¹ obowi¹zywa³a leninowska (tak!) zasada: lepiej mniej, ale lepiej". Owa przekora (a nawet przewrotnoæ) objawia³a siê czêsto niepokornym stosunkiem do rzeczywistoci lat 70. (zw³aszcza okresu pónego Gierka"). By³ to czas rozkwitu kontrkultury funkcjonuj¹cego ¿ywo w drugim obiegu" nurtu opozycyjnego wobec propagandy sukcesu, nachalnie lansowanej przez oficjalne media i agendy kultury. SAR i jemu podobne studenckie radia mia³y swój znaczny udzia³ w upowszechnianiu tej twórczoci. Naszymi idolami nie by³y wszak gwiazdy PRLowskiej estrady (których puszczanie na antenie" by³o zabronione!), lecz Bellon, Kelus, Kleyff, Kofta, Kaczmarski, a tak¿e Cohen, Okud¿awa, Wysocki. Szczególnie skuteczn¹ odtrutk¹ na rzeczywistoæ medialn¹" by³y piosenki Kleyffa, który demaskowa³ kto szczu³ i co by³o grane", otwiera³ oczy na manipulacje zawodowych patriotów", poucza³ ogl¹dajmy, wypatrujmy/pamiêtajmy, przechowujmy", a przy tym inteligentnie bawi³. Wszystko to owocowa³o SAR sta³ siê szko³¹ samodzielnego mylenia, uczy³ uwa¿nego obserwowania wiata, kszta³towa³ postawy, pomaga³ okreliæ ¿yciow¹ filozofiê. Chcielimy wiedzieæ i widzieæ wiêcej. Jedni za Woln¹ Grup¹ BUKOWINA mówili górnolotnie: A ty ty wy¿ej b¹d i dalej/ni¿ ci, co siê wyzbyli marzeñ", inni woleli cohenowski luz w stylu like a bird on the wire", jeszcze inni powtarzali przekornie za Panem Jankiem: jeden ma dyplom, a drugi co umie". A kiedy przysz³o dokonywaæ istotnych ¿yciowych wyborów, wielu deklarowa³o za Kleyffem: nie fetysz granic mnie tu trzyma/lecz miejsca, a w tych miejscach przyjañ" (wkrótce zacz¹³ nawo³ywaæ Kaczmarski: Budujcie arkê przed potopem!"). Podobne wartoci lansowa³y prawie wszystkie studenckie radia, z którymi SAR utrzymywa³ kontakty. Powsta³a wtedy sieæ tych stacji" by³a licz¹c¹ siê si³¹ w ówczesnym ruchu studenckim. Spotykalimy siê na ogólnopolskich obozach, bralimy udzia³ w obradach Sejmików studenckich radiotów". Przewa¿nie jedzi³a ekipa w sk³adzie: Pan Janek, Janosik, Mudrut, Nowak, Miel, Ewelina i ja. Dyskutowalimy o zadaniach, misjach i priorytetach tak ¿arliwie (a czasem za¿arcie), jakby chodzi³o co najmniej o racjê stanu, a nie o racje programowe. Do rzeczywistoci przywo³ywa³ nas trzewy g³os Pana Janka, który zadawa³ swoje ¿elazne pytanie: A co z kultur¹?". Wa¿nym ogniwem w ³añcuchu wzajemnych kontaktów by³y te¿ gocinne wystêpy" wizyty w zaprzyjanionych orodkach, podczas których prezentowalimy swój program z najlepszymi wybranymi audycjami. Najwiêksze wra¿enie robi³y zawsze Grudniowe ogrody piosenki" (powiêcone pamiêci Grudnia 70). Po emisji zwykle zapada³a g³êboka cisza. A po programie w redakcyjnych pokojach toczylimy d³ugie nocne Polaków rozmowy"... Dziêki temu SAR by³ znany i uznany w ca³ym rodowisku akademickim (czasem nawet wydawa³o siê nam, ¿e to Politechnika jest przy SARze, a nie na odwrót...) G³os SARowców by³ uwa¿nie s³uchany, zw³aszcza na forum Gdañskiego Klubu Dziennikarzy Studenckich, który w tamtych latach by³ znacz¹c¹ organizacj¹. Równie¿ towarzysko SAR nadawa³ ton. Zaproszenie na nasze imprezy nobilitowa³o, a czerwona str. 5 legitymacja i magnetofon z nalepk¹ SAR otwiera³y ka¿de drzwi (od proboszcza po sekretarza KW). Nasze ekipy dociera³y wszêdzie, gdzie dzia³o siê co wa¿nego w studenckim wiatku. Staralimy siê nagrywaæ wszystko, co by³o wartociowe szczególnie w kulturze studenckiej, która rozkwita³a wówczas bogactwem najrozmaitszych form i treci. Dziêki temu zgromadzilimy unikatow¹ (i jedn¹ z najwiêkszych w kraju) dokumentacjê dwiêkow¹ ponad 20 tysiecy nagrañ. Z zasobów naszego archiwum korzysta³y nierzadko profesjonalne rozg³onie. Utrwalalimy bowiem nie tylko to, co piewa³ studencki ludek". Dziêki pasjonatom muzycznym SAR nad¹¿a³ tak¿e za tym, co gra³o siê na wiecie. Na przypomnienie zas³uguje s³awetna wyprawa do Londynu dwóch agentów JC" (Jacka Czury³o i Janka Ceg³y), którzy w 1974 r. jako dzia³acze SAR" zdobyli cenne promesy w kwocie 10 dolarów. Uda³o im siê zobaczyæ kultowe ju¿ wtedy musicale Hair" i Jesus Christ Superstar", co sprawi³o, ¿e wracali w glorii jak bohaterowie. Oprócz wra¿eñ (które opowiadali przez miesi¹c) przywieli te¿ bezcenne wówczas p³yty z nagraniami, które lansowalimy przez kilka miesiêcy i które wkrótce sta³y siê przebojami. Nie bez powodu te¿ przez dwa lata program SAR koñczy³ siê hymnem amerykañskiej m³odzie¿y epoki posthippisowskiej songiem We shall overcome" piewanym przez Joan Baez. Wolnociowe i postêpowe idee, o które wówczas walczy³a studencka braæ na ca³ym wiecie, znajdowa³y rezonans i na naszej antenie". Chyba te¿ jako pierwsi w Polsce nadalimy w kilkanacie minut po us³yszeniu komunikatu o mierci Lennona godzinny program powiêcony jego pamiêci (na bazie nagrañ z naszej tamoteki). Niepowtarzalny klimat SAR tworzy³y te¿ obyczaje i tradycje, z których ka¿da to temat na oddzielne opowiadanie. Fantazja i pomys³owoæ Agentów przejawia³a siê w wielu niekonwencjonalnych formach. By³y to miêdzy innymi: kostiumowe choinki" (zamiast akademii ku czci"), ¿ywy wóz reporterski" SAR, który wzbudza³ sensacjê podczas pochodów 1-majowych (przepuszcza³y go nawet miejskie autobusy, zw³aszcza podobno wtedy, kiedy to ja robi³am za zderzak"), zwijanie kalafiora" (bilimy w tej kategorii rekordy, które dzi mo¿na by wpisaæ do Ksiegi Guinessa), SARowiska w Babie Jadze nad Nariami, okolicznociowe happeningi w klubie Dlaczego nie?!", tradycyjne wigilie, podczas których szczególnie by³o widaæ nasz¹ s³ynn¹ rodzinnoæ. SARmani przyprowadzali swoje dziewczyny, a czasem przychodzi³y te¿ osoby spoza SARu, zwabione opowieciami o niezwyk³oci tego miejsca. Staralimy siê, aby wszystko by³o jak w domu", zawsze wiêc by³ op³atek i bia³y obrus (z przecierade³ oczywicie), prawdziwa choinka i kolêdy, barszcz i karp. W latach chudych by³ to karp a la Leszcz", w t³ustych karp a la Miel" (raz nawet Miel wyst¹pi³ osobicie w tej zaszczytnej roli ). W ciê¿kich czasach stanu wojennego karp zosta³ zrobiony z tektury, ale za to mia³ prawdziw¹ cytrynê w pysku! Zawsze te¿ odwiedza³ nas wiêty Miko³aj obowi¹zkowo z brod¹ (w tej roli niezast¹piony by³ Krzy Nowicki). Obdarowywa³ wszystkich prezentami za symboliczna z³otówkê, ale za to z jajem", które PISMO PG polega³o na niezwyk³ym zastosowaniu przedmiotów ca³kiem zwyk³ych, zgodnie z za³¹czonymi dowcipnymi instrukcjami. Ile¿ by³o przy tym miechu, radoci i wzruszeñ! I poczucia wielopokoleniowej wspólnoty, któr¹ podtrzymywalimy przez lata. Póniej listonosz (czêsto zdziwiony) przynosi³ widokówki z wakacyjnych woja¿y, zaadresowane: Kochana Mamuka Studencka Agencja Radiowa ... Ech, ³za siê w uchu krêci...(no to se u¿ ne vrati, Pane Janku). Nie sposób spisaæ wszystko, co sta³o siê przez lata legendarn¹ neverending story". Ale chyba mogê odetchn¹æ i powtórzyæ za olsztyñsk¹ Grup¹ NIEBO: A jednak po nas co zostanie, co czas zatrzyma na chwilê..." Potêga uczucia To dla Pani El¿bieta Pietkiewicz-Kulas Biblioteka G³ówna Tego ci serce nigdy nie wybaczy, Za ból w mej piersi k³amstwem zadany. Przez dni czterdzieci trwa³am w rozpaczy, I pokój zala³am ³ez têsknotami. To dla Pani! Dla Pani!? Tak! Wiem Pani nie wierzy. Ten Pani gust ten smak, I ta suknia co tak piêknie le¿y. Wiem. Pani le myli o mnie. Nie, ja nie zaczepiam. Broñ Bo¿e! Piszê odwa¿nie i przytomnie, I jestem w dobrym humorze. Ty nie wart by³e czystej mi³oci, Mego oddania, s³odyczy, szczeroci. A by³am twoj¹ ró¿¹ wród kwiatów, W mych oczach barwê widzia³e b³awatów, Wielbi³e s³odycz warg rozca³owanch, Nikt nie by³ nigdy jak ty, tak kochany, Ten ból jak kolec cierni mnie rani, Wybaczyæ nie mogê. Lecz szukam w otch³ani, Gdzie jeste ? Poród gwiazd miliona? Jestem zakochana. A tak zawiedziona. I nie wiem po co to g³upie wyznanie? Bo we mnie mieszka w Tobie z a k o c h a n i e. Pani mi siê podoba! Po prostu. Czy to jest nietakt? Czy grzech? Zwierzam siê ot tak prostu z mostu, Bo lubiê tê buziê, ten miech. Wszystko mi siê podoba niestety, Odczucie to wielokrotne, No, bo jak nie dostrzec kobiety, Gdy wszystko w niej takie zalotne. Marek Biedrzycki Dzia³ Wspó³pracy z Zagranic¹ *** Odeszli koledzy i przyjaciele. Smutnie bi³y dzwony na wie¿y w kociele, Obwieszczaj¹c koniec ich ziemskich zamarzeñ, I smutne choæ w kwiatach by³y o³tarze. Czerñ na niewiecichi g³owach królowa³a, A cisza smutek ³z¹ malowa³a. Te ³zy gorzkie co z oczu kapa³y, Ziemiê têsknot¹ na wskro przes¹cza³y. Odeszli koledzy i przyjaciele. Dni szare minê³y i barwne niedziele. A krzy¿e zosta³y jako wspomnienie, I ku pamiêci zwyk³e przypomnienie. Henrykowi Masiakowskiemu i Jurkowi Ciepielowskiemu powiêcam Marek Biedrzycki Dzia³ Wspó³pracy z Zagranic¹ PISMO PG str. 6 GARÆ WSPOMNIEÑ Pamiêci mojego dawnego kierownika, doc. dr. in¿. Wojciecha Nowakowskiego Dzieñ bez umiechu jest dniem straconym W ydzia³ Mechaniczny Politechniki Gdañ- skiej, na którym pracujê od 1972 roku, tj. od zakoñczenia studiów, powsta³ z po³¹czenia Wydzia³u Budowy Maszyn i Wydzia³u Mechanicznego-Technologicznego. Przez dwie kadencje funkcjê dziekana dawnego Wydzia³u Budowy Maszyn pe³ni³ mój bezporedni prze³o¿ony, Pan doc. dr in¿. Wojciech Nowakowski, poprzednio kieruj¹cy Instytutem Mechaniki i Podstaw Konstrukcji Maszyn na tym Wydziale (w latach 70. i na pocz¹tku 80. na wydzia³ach w PG obowi¹zywa³ podzia³ na instytuty i zak³ady b¹d zespo³y; system katedralny przywrócono po 1983 r.). Wysoka osobista kultura, troska o podw³adnych i ogromna wiedza fachowa Pana Docenta zjednywa³y mu ludzi; jak wielu mia³ przyjació³, przekona³em siê naocznie w lipcu ubieg³ego roku podczas Jego pogrzebu na cmentarzu komunalnym Srebrzysko. Mój nieod¿a³owany Szef znany by³ z ogromnego poczucia humoru. W okresie, kiedy piastowa³ stanowisko kierownika w Zak³adzie Pojazdów Mechanicznych, a nastêpnie w Katedrze Pojazdów i Maszyn Roboczych, istnia³ zwyczaj opowiadania kawa³ów. By³ to sposób na roz³adowanie stresów, zwi¹zanych z trudn¹, codzienn¹ rzeczywistoci¹ owych prze³omowych lat 70. i 80. Czy wiecie, Pañstwo, sk¹d wziêli siê Szkoci? zapyta³ nas ongi Pan Docent. Poniewa¿ nikt nie wiedzia³, wyjani³, ¿e zostali oni, po prostu, wypêdzeni z Poznania za... rozrzutnoæ. Powy¿szy dowcip stanowi³ pewien rodzaj samokrytyki, albowiem Szef pochodzi³ w³anie z Poznania tam spêdzi³ wczesn¹ m³odoæ i zwi¹za³ siê z tym piêknym miastem mocnymi wiêzami emocjonalnymi. Przez kilkanacie lat Katedra Pojazdów i Maszyn Roboczych (poprzednio jako zak³ad nosi³a ró¿ne nazwy) wspó³pracowa³a z Orodkiem Badawczo-Rozwojowym Przemys³u Oponiarskiego Stomil w Poznaniu. Dla tej w³anie instytucji zosta³a zaprojektowana i nastêpnie wykonana specjalna przyczepa dynamometryczna, s³u¿¹ca do badania opon samochodowych. Jej testowanie odby³o siê m.in. na poznañskim lotnisku £awica, gdzie znajdowa³ siê specjalny tor wycigowy idealne miejsce do prowadzenia badañ drogowych. Pewnego dnia, w trakcie pomiarów, doc. Nowakowski wyda³ polecenie kierowcy, by ten natychmiast zatrzyma³ samochód. Moje zdziwienie str. 7 spotêgowa³ fakt, ¿e zaraz po zatrzymaniu siê pojazdu Szef rano pobieg³ w stronê pobliskiego metalowego ogrodzenia. Dwuznaczne myli przemknê³y mi przez g³owê (?!) i nagle wszystko siê wyjani³o w momencie ujrzenia... kota-kosmonauty, wczeniej dostrze¿onego przez Szefa. Przypuszczalnie g³odne zwierzê wsadzi³o swoj¹ g³owê do znalezionego s³oika, by uraczyæ siê resztkami po¿ywienia, i nastêpnie bezskutecznie próbowa³o j¹ stamt¹d wyci¹gn¹æ; w tym kosmicznym stroju paradowa³o po lotnisku, mo¿e nawet od d³u¿szego czasu. Mój kierownik pragn¹³ pechowca wyzwoliæ z pu³apki, lecz ten na widok biegn¹cego cz³owieka przestraszy³ siê i da³ potê¿nego susa w celu pokonania ogrodzenia. W trakcie skoku uderzy³ s³oikiem w stalowy s³upek, powoduj¹c, ¿e szk³o rozprys³o siê na wiele kawa³ków. Po krótkiej chwili dezorientacji nasz koci kosmonauta umkn¹³ w dal, przyozdobiony na szyi fragmentem s³oika przypominaj¹cym wygl¹dem obro¿ê. Wymieniona powy¿ej przyczepa dynamometryczna zosta³a wyposa¿ona w system zraszania nawierzchni, umo¿liwiaj¹c tym samym badanie opon w symulowanych warunkach opadu deszczu. Powa¿ny problem stanowi³ permanentnie zacinaj¹cy siê zawór wodny, wyprodukowany przez znan¹ duñsk¹ firmê (dla unikniêcia krypto-antyreklamy nie wymieniê jej nazwy). Pan Docent wymyli³ na ten zawodny detal sposób; otó¿ przed samym pomiarem poddawa³ go zabiegowi obstukiwania... kamieniem, znalezionym na skraju lotniska. Narzêdzie to bêd¹ce od tamtego czasu na sta³ym wyposa¿eniu przyczepy badawczej zast¹pi³o m³otek, który mia³ zbyt ma³¹ masê. Jak widaæ nawet i obecnie z powodzeniem mo¿na nawi¹zaæ do pradawnej techniki z epoki paleolitu. Pewnego majowego dnia w pocz¹tkach lat 80. Szef zrelacjonowa³ mi zdarzenie, którego by³ mi- mowolnym uczestnikiem. Otó¿ piastuj¹c wówczas stanowisko dziekana, musia³ obowi¹zkowo uczestniczyæ w pierwszomajowej manifestacji. Po uroczystoci, podczas której dosz³o do zamieszek, pieszo wraca³ z rejonu ródmiecia Gdañska do domu. Z powodu nawrotu dolegliwoci bólowych, wywo³anych zapaleniem ¿y³, usiad³ na ³awce ko³o Cristalu we Wrzeszczu. W pewnym momencie nadjecha³a zomowska polewaczka, z której wytrysn¹³ strumieñ wody w kierunku odpoczywaj¹cych osób: matek z dzieæmi i emerytów, a tak¿e jego samego. Nie pamiêtam, jak to siê sta³o relacjonowa³ Pan Docent ale oprzytomnia³em dopiero na wysokoci ul. Kociuszki. Tak szybko to ju¿ dawno nie bieg³em i zupe³nie nie czu³em bólu w nodze kontynuowa³ opowieæ. Ale by³em sam sobie winny, gdy¿ nie przygotowa³em siê w³aciwie do owych uroczystoci, zapomnia³em bowiem o... k¹pielówkach zakoñczy³ sw¹ relacjê. Z owej opowieci jasno wynika³o, ¿e w latach 80. XX wieku ówczesny dziekan wy¿szej uczelni, prócz zdolnoci intelektualnych, kierowniczych itp., mia³ obowi¹zek wykazaæ siê tak¿e du¿¹ sprawnoci¹ w biegach na krótkim dystansie i bezwzglêdnie musia³ posiadaæ kartê p³ywack¹. Mój nieco starszy kolega, Kazio, zasta³ którego poranka Szefa w jego gabinecie, odzianego wy³¹cznie w slipy. Widzi Pan odrzek³ Szef zdziwionemu koledze by³em na kameralnym towarzyskim spotkaniu, takim bankiecie. Po spo¿yciu przez goci sporej iloci napojów wyskokowych, gdy atmosfera sta³a siê bardziej swobodna, panie gremialnie rzuci³y has³o: Panowie, do roboty! No... i przyszed³em do... pracy. W rzeczywistoci Pan Docent zosta³ zaskoczony intensywnymi porannymi opadami deszczu i suszy³ zmoczon¹ odzie¿. W okresie, gdy dziekanem Wydzia³u Budowy Maszyn by³ Pan doc. Nowakowski, pewnego poranka zasta³em na stole kabel elektryczny z przytwierdzon¹ niewielk¹ kartk¹ papieru, opatrzon¹ krótkim zdaniem skrelonym rêk¹ Szefa: Panie z dziekanatu bêd¹ wdziêczne za naprawienie tej wtyczki. Poni¿ej widnia³a piecz¹tka Dziekan Wydzia³u Budowy Maszyn i podpis trzy krzy¿yki. Ubawi³em siê wówczas ogromnie. Oczywicie kabel zreperowa³em i doczepi³em do niego tak¿e karteczkê z napisem: Z wielk¹ przyjemnoci¹ naprawi³em. Pod nim postawi³em dwa krzy¿yki (w domyle: mgr in¿.). Ow¹ karteczkê z trzema krzy¿ykami zachowa³em do dzi, jako pami¹tkê po moim niezapomnianym Wspania³ym i Wielkim Szefie. Marcin S. Wilga Wydzia³ Mechaniczny PISMO PG Relacje pomiêdzy architektur¹ i sposobem jej wyra¿ania Architektura nie jest czym sta³ym. Ma d³ug¹ tradycjê zmieniaj¹cych siê zainteresowañ, zmieniaj¹cych siê systemów i zasad. Wiedza architektoniczna jest po czêci histori¹ wykonywania zawodu, po czêci ewolucj¹ nauki o konstrukcji i po czêci przepisywaniem teorii estetycznych. The Foucautt Reader, ed. P. Rabinow, Nowy Jork 1986 Z aczynaj¹c od najbardziej banalnej de finicji architektury jako sztuki kszta³towania przestrzeni, ³atwo mo¿na udowodniæ, ¿e ewolucjê architektury wyjaniano najczêciej za pomoc¹ mutacji kanonów sztuki lub przewrotów w zasadach kszta³towania (budowania). S¹dzê jednak, ¿e motorem zmian w architekturze jest w równym stopniu odmienne odczuwanie przestrzeni przez architektów ró¿nych pokoleñ. Od kilku lat tryumfalny marsz postmodernistycznej estetyki zostaje prze³amywany przez architekturê rozgrywaj¹c¹ siê w nowej, bardziej rygorystycznej przestrzeni. Prostota i jasna teoria jest zawarta w ksi¹¿ce Roberta Venturiego Z³o¿o- noæ i sprzecznoæ (1969); wprawdzie w tym samym roku wydano nieco bardziej z³o¿on¹ ksi¹¿kê pt. Architektura miasta, Aldo Rossiego. Venturi w swej ksi¹¿ce nie pomija problemu przestrzeni. Przestrzeñ wyra¿ana jest we wzajemnych relacjach wnêtrzezewnêtrze, które staj¹ siê god³em pracowni, umieszczanym na elewacjach w postaci ³uku i prostok¹ta w ró¿nych kombinacjach. Na fali rosn¹cego niezadowolenia z warunków ¿ycia w modernistycznych miastach (m.in. Jane Jacobs ¯ycie i mieræ wielkich amerykañskich miast, Tradycyjne przedstawianie obiektów z lat 70. 1969) wyp³ywa kolejne fundamentalne dzie³o postmodernizmu, Przestrzeñ miejska Roba Kriera (1975). Propozycja ta pe³na jest rozwa¿añ o przestrzeni, ale tej kszta³towanej pozytywowo, czyli na zasadzie wycinania placów i ulic w tkance miasta. Ukoronowaniem, przynajmniej w teorii, by³y Form Follows Fiasco Petera Blakea czyli po¿egnanie modernizmu, i Jêzyk architektury postmodernistycznej Charlesa Jencksa (obie 1977), ale ju¿ wtedy pojawi³y siê ksi¹¿ki próbuj¹ce zasugerowaæ, ¿e totalizowanie postmodernistyczne jest tak samo niew³aciwe jak ka¿da totalizacja, m.in. krytykowana totalizacja modernistyczna. Colin Rowe wyda³ Miasto Collage (1978), wyjaniaj¹c, ¿e porz¹dko- wanie miasta na sposób krierowski jest utopi¹ i mo¿e byæ realizowane przez utopijne systemy polityczne, ¿e miasto budowane jest bardziej demokratycznie i wymaga wiêcej ni¿ jednego sposobu kszta³towania przestrzeni. Nikt nie przej¹³ siê Colinem Rowe, gdy¿ równoczenie na pó³kach ukaza³ siê nowy Venturi z Nauk¹ p³yn¹c¹ z Las Vegas (1978). Pocz¹tek lat 80. by³ okresem odradzania siê architektury. Budowano normalne domy (u nas tak¿e kocio³y) dla ludzi, których potrzeby mieszkalne by³y nieco wy¿sze ni¿ podstawowe, i których by³o na to staæ. Dziêki tym nieco bogatszym, nie tylko duchem, pragnienie reprezentacji, identyfikacji z w³asnym miejscem, estetyzacji etc. zaczê³o pojawiaæ siê rów- Technika komputerowa umo¿liwia przedstawienie nielinearnych, bardzo skomplikowanych przestrzennie obiektów architektonicznych (lata 90., projekt klubu dyskotekowego) PISMO PG nie¿ u inwestorów mniej zasobnych, a bardziej ambitnych. Postmodernizm, który móg³ siê uczyæ od przesz³oci, by³ wymarzon¹ stylistyk¹ architektoniczn¹ do tego celu. Przywo³a³ bowiem historyczne formy, które potrafi³y zadowoliæ ka¿dy gust, równoczenie nadaj¹c tym formom now¹ wartoæ intelektualn¹. Jêzyk architektury postmodernistycznej Charlesa Jencksa zbudowany by³ jak podrêcznik gramatyczny: opisywa³ s³owa, sk³adniê i wyjania³ znaczenia nowej stylistyki. Jancks zrobi³ to tak klarownie, ¿e mo¿na by³o przypuszczaæ, i¿ postmodernizm jest rodzajem klocków lego, z których wszystko mo¿na u³o¿yæ (nic dziwnego, ¿e wreszcie og³oszono konkurs na makietê domu postmodernistycznego z klocków lego). Zasady dekompozycji mo¿na by³o odczytaæ w wiêkszej liczbie indywidualnych, wielowartociowych projektów ró¿nych twórców. Analiza twórczoci poszczególnych architektów wskazywa³a jeszcze inn¹ prawid³owoæ: nastêpowa³o zawê¿enie poszukiwañ nowych struktur formalnych na rzecz wype³niania nielicznych struktur wieloma, czasem nazbyt wieloma, elementami formalnymi, dekoracj¹, cytatem, ³atw¹ parafraz¹. W ten sposób postmodernizm, którego zasady dawa³y mo¿liwoci tworzenia nowych uk³adów przestrzennych, a który zapatrzy³ siê w ¿urnal, koñczy³ siê na elewacji, kompensuj¹cej swym formalizmem niedostatki przestrzeni we wnêtrzu. W 1983 r. w konkursie na Peak w Hong-Kongu pierwsze miejsce zajmuje praca pani Zahy Hadid. Projekt Hadid zasadniczo nieodbiegaj¹cy od modernistycznych metod kszta³towania przestrzeni, syntetyczny w rysunku i bardzo dynamicznie podany, poszerzony by³ o seriê perspektyw rysowanych z punktu widzenia ruchomego obserwatora. Dla statycznego postmodernizmu, fasadowego, pozytywnego i realistycznego, by³ to zimny prysznic. Jeszcze w rok póniej LArchitecture dAujourdhui publikowa³a str. 8 Projekt Z. Hadid syntetyczny przekaz rysunku niezwykle dynamicznego utworu architektonicznego zazwyczaj poszerzony jest o seriê perspektyw rysownych z punktu widzenia ruchomego obserwatora; by³a to absolutna nowoæ w latach 80., dzi jest w powszechnym u¿yciu perspektywy Hadid do góry nogami (AA 233, str. 69). Wydawaæ by siê mog³o, ¿e ta zmiana stylistyki dokonywa³a siê pod skór¹ architektury od dawna. Istnia³y przecie¿ projekty japoñskie, zachowuj¹ce najlepsze wzorce modernizmu. Od kilku lat dzia³a³o OMA, którego propozycja ugruntowana by³a projektem na Rotterdam (1981). Znana by³a austriacka spó³ka Coop Himmelblau (m.in. realizacja Roter Engel 1981). Jednak nie wczeniej ni¿ w 1983 zaakceptowano, obok stylistyki postmodernizmu, co jeszcze. W tym samym roku Bernard Tchumi (Szwajcar ze Stanów Zjednoczonych) wygrywa konkurs na Park de la Villette; AA zamieszcza szerokie omówienie projektu OMA na ten sam temat; eksponowane w Londyñskiej Akademii Architektury Prace kameralne Daniela Libeskinda wytycz¹ na kilka lat kierunki poszukiwañ tej szko³y. Mimo to, Charles Jencks na ³amach Architectural Design (7/8, 1983) dokona³ nowego podzia³u postmodernizmu, wyodrêbniaj¹c w nim trzy nurty: now¹ abstrakcjê, now¹ reprezentacjê i abstrakcyjn¹ reprezentacj¹, pozostawiaj¹c w ten str. 9 sposób miejsce na czwarty nurt reprezentacyjn¹ abstrakcjê, i wykonuj¹c uk³on w stronê nowego, zrewidowanego modernizmu. Ob³askawianie zjawisk w architekturze przez ich nazywanie ma tê s³ab¹ stronê, ¿e ods³aniaj¹c referencje formalne zas³ania podstawy teoretyczne. Dzisiaj zdecydowanie wrócilimy do awangardy lat dwudziestych. OMA w projekcie na Rotterdam (1981) miêdzy innymi parafrazuje Trybunê Lenina E. Lissickiego z 1920 roku. Zaha Hadid w HongKongu (1983) wykorzystuje m.in. kolorystykê Kompozycji A. M. Rodczenki (1920). Znane s¹ grafiki Hadid z pocz¹tku lat 80. pt. Æwiczenia z Malewicza. W projektach pawilonów Tchumiego w Parku de la Villette dostrzec mo¿na wp³yw budynku Prawdy braci Wiesninów z roku 1923 i Pomnika III Miêdzynarodówki Tatlina (1919/20). Mo¿e siê wydawaæ, ¿e trzymamy ju¿ w palcach tê niæ, która zawiedzie nas poprzez ca³y labirynt do centrum, do ród³a wspó³czesnej estetyki w architekturze. Lecz niæ siê rwie, formalne analogie s¹ z³udne, bowiem wszystko co przypomina i wszystko jest do czego podobne. Bior¹c pod uwagê ostatni przyk³ad pawilony Tchumiego w Parku de la Villette i nie spekuluj¹c na tematy formalne, lecz siêgaj¹c do autorskiego opisu parku (B. Tchumi, Le Parc de la Villette, Paris 1987), odnajdujemy: alegoriê Big-Bangu, czyli kosmologicznego pocz¹tku (schemat rozmieszczania programu), metaforê entopii (równomierne nasycenie powierzchni parku programem), aluzjê do masowej produkcji, seryjnych powtórzeñ, prefabrykacji, porcjowania, braku relacji pomiêdzy funkcj¹ a form¹ oraz pomiêdzy konstrukcj¹ a kszta³tem (budowa formy poszczególnych pawilonów). W opisie Tchumiego znaleæ mo¿na powtórkê z historii urbanistyki, rozwa¿ania na temat rytmu i melodii, szaleñstwa i filmu, odwo³ania do literatury i filozofii. Trudno wskazaæ punkty wspólne tej wyliczanki z awangard¹ lat dwudziestych. Byæ mo¿e Tchumi jest wyj¹tkiem. Spróbujmy inaczej. Zauwa¿yæ mo¿na zdynamizowanie zapisu projektowego, jak gdyby projekt by³ tylko szkicem, ci¹g³ym poszukiwaniem broni¹cym siê przed sztywnym zdefiniowaniem samego siebie Mno¿¹ siê perspektywy budynków w ruchu, eksploduj¹ce aksonometrie, próby w modelu. Dlatego linie rw¹ siê, zanim nakrelaj¹ jak¹ formê, jakby wyzwoli³y siê z potrzeby obrysowywania starych form, jakby wskazywa³y tylko kierunek, rytm, pocz¹tek czego, co nie powinno byæ okrelone, zdefiniowane, a wiêc zafa³szowane, martwe. Projekty zbli¿aj¹ siê sw¹ form¹ do grafik Daniela Libeskinda, nazywanych architektur¹ bez architektury, grafik, które s¹ zwi¹zkami odcinków zagêszczaj¹cych siê i rozsypuj¹cych, splotów linii krzywych, fragmentów, znaków, grafik, które s¹ jak szkice. A to nic nowego. Mo¿e nie by³o jeszcze architektury w formie szkicu, ale szkice architektoniczne istnia³y zawsze. Co wiêc zmieni³o siê? Zmieni³a siê epistema, czyli wiedza o wiecie i zrozumienie wiata, która wyznacza stosunek miêdzy wiatem rzeczy i wiatem s³ów. A wiêc zmieni³a siê równie¿ relacja, która wystêpuje pomiêdzy architektur¹ i sposobem jej wyra¿ania. Analizuj¹c te relacje, mo¿na przeledziæ zmiany, które zasz³y w architekturze: l) Znaczenie przesta³o byæ domen¹ formy, a sta³o siê zale¿ne od wewnêtrznego uporz¹dkowania dzie³a i istnieje, o ile strukturê dzie³a mo¿emy odczytaæ jako przekaz znacz¹cy (przy czym dzie³o rozumiane jest zarówno jako projekt i konkretny obiekt). 2) Projekt przesta³ byæ manifestacj¹ zamierzeñ autorskich, bo te czêsto ulegaj¹ mistyfikacji, a staje siê studium nad mo¿liwociami i granicami jêzyka, którym siê pos³uguje. Jêzyk bowiem przywo³uje do ¿ycia autora i odbiorcê. Krystyna Pokrzywnicka Wydzia³ Architektury PISMO PG