zajrzyj do środka - Wydawnictwo W drodze

Transkrypt

zajrzyj do środka - Wydawnictwo W drodze
Drodzy Czytelnicy,
Biblia nie mówi wprost: Kochaj siebie. Jezus zapytany o to, które przykazanie
jest pierwsze i najważniejsze, mówi o miłości Boga i bliźniego, a niejako przy
okazji zwraca uwagę, że miarą kochania powinno być odnoszenie się do samego
siebie – będziesz miłował swego bliźniego, jak siebie samego (por. Mt 22,39).
W naszych mocno zindywidualizowanych czasach internetowej dyktatury
selfie, podkreślania wagi wyborów i samostanowienia bardzo łatwo
ten przekaz zbanalizować. Zestawić go z pychą, egoizmem czy narcyzmem,
kropiąc wodą święconą postawy roszczeniowe, nastawione na branie
bez dzielenia się, na egzekwowanie praw bez spełniania obowiązków,
na asertywność w skrajnym wydaniu. Nie o tym traktuje ten numer miesięcznika.
Nasi autorzy próbują pokazać mądrość i głęboką logikę przykazania
miłości. Jeśli sami nie potrafimy sobie okazać miłosierdzia i przebaczyć
własnych błędów, z pewnością nie uda nam się to względem innych. Kiedy dla
siebie jesteśmy okrutni i przesadnie wymagający, to wobec innych będziemy
podwójnie okrutni i bezwzględni. Przykłady zależności można mnożyć.
To nic innego jak przedłużenie Jezusowych słów: „Jak chcecie, żeby ludzie
wam czynili, podobnie wy im czyńcie!” (Łk 6,31), które powinny odwracać
perspektywę naszego myślenia. Bo nie chodzi już o to, kogo powinienem
kochać, ale o to, do jakiej miłości jestem zdolny. A ona nie może być inna dla
mnie samego i inna dla kogoś drugiego, skoro Źródło tej miłości jest to samo.
Ostatecznie więc, gdyby przyszło nam się zastanawiać, co zrobić, gdy
miłość bliźniego i miłość własna wydają się być w konflikcie, staje przed nami
pytanie o wyobraźnię. Do kogo chciałbym być podobny? Jaki obraz siebie
najbardziej bym kochał? |
październik 2015
Rozmowa w drodze
8Kto jest moim bliźnim? | spór o uchodźców
rozmowa z Janiną Ochojską
Kochaj samego siebie
23Karnawał własnego ja | jak rozumieć Jezusowe przykazanie
Stanisław Morgalla SJ
31Twoja i moja racja | granice kompromisu
rozmowa z Zofią Milską-Wrzosińską
45Dobrze, że jestem | o poczuciu własnej wartości
Anna Dembińska
54Kłócimy się o byle co | czy ustępstwo to rezygnacja z siebie?
rozmowa z Michałem Kozakiem MIC
Sprawy niemożliwe
68Nasza moc tam nie sięga | sytuacje beznadziejne
Mateusz Przanowski OP
76O cierpliwości Boga i dojrzałości człowieka | dopiski do Romana Guardiniego
Wojciech Prus OP
87Modlitwy niewysłuchane | dlaczego Bóg milczy
ks. Wojciech Węgrzyniak
Pół wieku soboru
102Lądowanie Ducha Świętego | co się wydarzyło w Watykanie
rozmowa z ks. Robertem Skrzypczakiem
115Entuzjazm i rozczarowanie | efekt soborowych reform
Marek Blaza SJ
Orientacje
126Rakowe dziedzictwo | Chemia Bartosza Prokopowicza
Konrad Sawicki
130Między nami | Co Bóg zrobił szympansom? Jerzego Sosnowskiego
Katarzyna Kolska
Pytania w drodze
134Czy powinniśmy pomagać tylko chrześcijanom? | kryteria rozeznania
Mateusz Przanowski OP
Dominikanie na niedzielę
139 Nieczystość | Tomasz Biłka OP
140Mądrość działania | Wojciech Jędrzejewski OP
141Bezpieczna pułapka | Łukasz Popko OP
142Korzenie oczu są w sercu… | Jan Andrzej Kłoczowski OP
Felietony
20Prawdopodobieństwo przyjaźni | Paulina Wilk
64Kim ja jestem? | Tessa Capponi-Borawska
84Po co ta obrona? | Paweł Kozacki OP
98Wiarygodny | ks. Grzegorz Strzelczyk
124Dyskretne uroki starości | Agnieszka Kołakowska
Redakcja:
Roman Bielecki OP (redaktor naczelny)
Katarzyna Kolska (zastępca red. nacz.)
Michał Osek OP (sekretarz redakcji)
Wojciech Dudzik OP
Dominik Jarczewski OP
Anna Sosnowska
Magdalena Wojtaś (współpraca)
Ewelina Paluszyńska (współpraca)
Projekt graficzny i skład:
Łukasz Sulimowski
Druk:
Zakład Poligraficzny
Antoni Frąckowiak
ul. Unii Lubelskiej 3
61-249 Poznań
Wydawca: Wydawnictwo Polskiej Prowincji
Dominikanów W drodze Sp. z o.o.
ul. Tadeusza Kościuszki 99
61-716 Poznań
Nakład: 8000 egz.
Adres redakcji:
ul. Kościuszki 99, 61-716 Poznań
tel. 61 850 47 22, faks 61 850 17 82
[email protected]
Kolportaż i reklama:
Kornelia Winiszewska
tel. 61 850 47 27
[email protected]
www.miesiecznik.wdrodze.pl
Cum permissione auctoritatis ecclesiasticae.
Redakcja nie odsyła materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo adiustowania i skracania tekstów przyjętych do druku.
ILUSTRACJA NA OKŁADCE: ONDREJ SUPITAR / UNSPLASH
O cierpliwości Boga
i dojrzałości człowieka
Bóg pragnie, bym stanął na własnych
nogach, bez dotychczasowego
wsparcia, którego mi udzielał,
odwołując się odtąd w moich
zmaganiach z trudami życia
do podobieństwa, jakie we mnie
złożył, gdy rosłem.
WOJCIECH PRUS OP
Słucham kazań. Niedawno jeden z moich braci w uniesieniu
mówił, że Pan Bóg robi nam to i tamto, rozwala ludzkie konstrukcje, krzyżuje drogi i generalnie bardzo ingeruje w nasze
życie. Jako koncelebrans siedziałem z tyłu i toczyłem z kaznodzieją wewnętrzny dialog, niemalże spór. Nagle jednak wydarzyło się coś zadziwiającego. Dzięki słowom, z którymi się zmagałem, pojawił się wewnętrzny impuls, inspiracja, by pozbierać
tropy rozmyślań o Bożym działaniu. Bo coraz bardziej jestem
przekonany, że Bóg niczego człowiekowi nie burzy i wcale nie
zmienia moich planów. Przeciwnie. Cierpliwie na nas czeka.
Dopiski
Intuicje do wewnętrznego dialogu z moim bratem czerpałem
z lektury. U Romana Guardiniego, w jego Wyznaniu wiary, natrafiłem na słowa, które są jak balsam dla duszy:
76
| O cierpliwości Boga i dojrzałości człowieka
„Miłość Boga nie chce mieć szybko tego, co może urzeczywistnić się jedynie w długim czasie. Pozwala na zabawę, cieszy
się z rozkwitania i marnotrawstwa, dopuszcza to, co zbędne
i z pozoru głupie. Zostawia czas na niepewność, zwlekanie i niezdecydowanie. Nie interweniuje, gdy to, co żywe, znajduje się
w zawieszeniu i uwikła się w problemy, lecz czeka, aż znowu
się uwolni i odnajdzie właściwy kierunek”.
Zanotowane przez Guardiniego słowa są naznaczone osobistym doświadczeniem. Był austriackim księdzem o włoskich
korzeniach, podczas wojny naziści zabronili mu prowadzenia
wykładów. Uczył studentów teologii, bardziej jednak jako
myśliciel i twórca niż naukowiec. Ten niezwykły erudyta i koneser kultury, a także mistrz literackiej frazy, wśród swoich
dzieł zostawił też niewielką książeczkę, zatytułowaną O sensie
melancholii. Na jej stronach odnosi się do własnego cierpienia, które dzisiaj zwykliśmy nazywać depresją. Opisując ból,
przywołuje obraz lasu – w jego gęstwinie ukryta jest maleńka
polana ze skrawkiem światła, z której na zewnątrz, ku pełni
światła, prowadzi mnóstwo dróg. Ale cierpiący człowiek nie
wie, w którą stronę ruszyć, a rosnący z każdą chwilą strach
coraz bardziej paraliżuje jego ruchy.
Ci, którzy osobiście znali Guardiniego, wspominają, że
w swoim zagubieniu potrzebował niekiedy pomocy studentów,
by dotrzeć na własne wykłady. Kiedy więc mówi o czekaniu
Boga, który „nie interweniuje, gdy to, co żywe, znajdzie się
w zawieszeniu”, można przypuszczać, że opowiada o własnym
spotkaniu z Jego działaniem. Guardini, choć cierpiał, nie był
jednak znużony. Jak prawdziwy pasjonat szukał sensu i mimo
bólu niepewności ruszał przecież w drogę. Jego sposobem na
ciemność były właśnie twórcze poszukiwania. Ufam więc, że
z życzliwą wyrozumiałością przyjąłby te zapiski na marginesie
jego tekstu.
W czasach, gdy przygotowywałem się do kapłaństwa,
w miesięczniku „W drodze” pojawiły się dwa piękne, mądre
i niezwykle inspirujące teksty, które miały formę dopisków
WOJCI ECH PRUS OP |
77
do słów mistrza. Z wypiekami na twarzy czytałem Dopiski do
Wyznań świętego Augustyna, które wyszły spod pióra Andrzeja Kijowskiego, a niedługo po nich Dopiski do Twierdzy
Saint-Exupéry’ego, naszego starszego brata Macieja Zięby. Obaj
podążali za mistrzem podającym ton i wskazującym kierunek,
mówiącym: Idź dalej, szukaj, twórz.
Wyruszam więc i ja za mistrzem Guardinim. Zainspirowany
przez niego, sięgam po ewangeliczną przypowieść Jezusa, odsłaniającą tajemnice zagubienia człowieka i Bożych poszukiwań.
Ojciec marnotrawny
Jezus jak nikt inny wie, w jaki sposób Bóg poszukuje człowieka.
Tyle razy czytałem zanotowaną przez św. Łukasza opowieść,
którą zwykliśmy nazywać przypowieścią o synu marnotrawnym. Gdy czytam ją teraz, dzięki inspiracji mistrza Guardiniego
uderza mnie coś, co umykało w dotychczasowej lekturze. Ojciec
nie interweniuje wobec zagubienia młodszego syna. Jednak
przypowieść o miłosierdziu pojawia się jako trzecia w kontekście odpowiedzi Jezusa na oburzenie faryzeuszów, że przyjmuje
grzeszników i jada z nimi. Bliska obecność ludzi grzesznych
przy Jezusie była dla faryzeuszów skandalem nie do przyjęcia.
Zanim więc Mistrz z Nazaretu zacznie opowiadać o marnotrawnym, najpierw pokazuje zabłąkaną owcę i zagubioną drachmę.
Kontrast między poszukiwaniem owcy i zagubionej drachmy
a brakiem interwencji Miłosiernego Ojca po odejściu młodszego syna wyznacza horyzont myślenia o Bożym działaniu.
Bo jednak szuka, chociaż nie rusza w pościg za synem!
Mielibyśmy zatem do czynienia z szukaniem, które nie
jest szukaniem? Wydaje się, że Ojciec działa wobec zagubionego syna poprzez rysy podobieństwa, jakie w nim złożył.
Rysy podobieństwa – tak pierwszy raz nazwałem te synonimy Bożego działania, przyglądając się uczniom idącym do
Emaus. Wcześniej dostrzegałem jedynie ich spuszczone głowy
i wzrok utkwiony w ziemi. Dlatego myślałem o nich z odrobiną
78
| O cierpliwości Boga i dojrzałości człowieka
wyższości. Aż przy kolejnej lekturze przyszło olśnienie, połączone z własnym doświadczeniem trudności otwierania
serca, gdy ponoszę klęskę i jestem załamany. A oni są przecież
w epicentrum burzy – zawalił się cały ich świat, nadzieja legła
w gruzach, zabito Jezusa. Potocznie się mówi, że uciekają do
Emaus, chociaż w narracji św. Łukasza nie znajdziemy takiego
słowa. Może dopiero ich powrót do Jerozolimy po spotkaniu
Zmartwychwstałego wskazuje, że ruch w przeciwnym kierunku był czymś na kształt ucieczki. Jak więc niezwykle zachowują się ci uciekinierzy klęski! Ile w nich nadzwyczajnego
piękna – przyjmują między siebie nieznajomego, odpowiadają
na sugerujące brak orientacji pytania, nie obrażają się, gdy
przybysz ich strofuje, zaczynając od niezwykle mocnego słowa
„o, nierozumni”, wreszcie przymuszają go do przyjęcia gościny, gotowi ponieść koszty posiłku i noclegu. Tego wszystkiego
nauczyli się od Jezusa, chodząc z Nazarejczykiem od Galilei po
Jerozolimę. Codzienność z Nim odcisnęła się w ich twarzach,
zaznaczyła w gestach, ciele, nawet rytm krwi i oddech pulsował
Jego nauczaniem – bądźcie gotowi zawsze przyjmować niespodzianki Bożego Słowa. Wygląda na to, że w ogóle nie zdają sobie
sprawy z tego, jak bardzo są podobni do Jezusa. Pewnie nawet
nie zauważyli, kiedy przyswoili sobie Jego słowa: „Wszystko,
co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych,
Mnieście uczynili”.
Ten, którego zwykliśmy nazywać marnotrawnym, jest także
podobny do Ojca. Spędził z Nim tyle lat, jego twarz, tembr głosu, ruchy i ciało opowiadają o bliskiej zażyłości. Ale najważniejsza pieczęć podobieństwa zostaje w nim odciśnięta w chwili,
gdy prosi o przypadającą na niego połowę majątku. Wie, że
może o to poprosić i dostanie – jego starszy brat bał się nawet
zażądać jednego koźlęcia, by móc ugościć przyjaciół. A młodszy się tego domyślił – to jego piękno! W odpowiedzi na swoją
prośbę doświadcza hojności, wręcz rozrzutności Ojca. Jest ona
tak bardzo zadziwiająca, że można by tę Ewangelię nazwać
„Przypowieścią o Ojcu marnotrawnym”. Bo przecież On wie,
WOJCI ECH PRUS OP |
79
że syn jest jeszcze niedojrzały, że zmarnuje to, co na niego przypada. I ani chwili się nie waha – w geście zaufania przekazuje
mu połowę majątku. Jakby mówił, parafrazując przytoczone na
początku słowa Guardiniego: Możesz zmarnować ten majątek,
ja Tobie ufam. Choć Ojciec wie, że syn jest niedojrzały, traktuje
go jednak w dojrzały sposób.
Ufam tobie
W Konstytucjach dominikańskich jest przedziwny zapis, który
mówi, że braci po ślubach wieczystych uważa się za dojrzałych.
Mój Boże – myślę sobie teraz, gdy wspominam pierwsze chwile
po ślubach czy potem po święceniach kapłańskich! Niewiele
tam było dojrzałości. A jednak zakon, idąc za Ojcem hojnie
rozrzutnym, obdarzał mnie zaufaniem, przekazując talent majątku duchowego, wiedząc i równocześnie przyjmując na siebie
ryzyko, że mogę go zmarnować. Niedojrzała jest ta dojrzałość,
a jednak jej dojrzewanie wspiera się na obdarzaniu zaufaniem
na wyrost. Ewangelię marnotrawnego syna i ojcowskiej hojności można by zatem nazwać także przypowieścią o bar micwie – tradycyjnym w Izraelu geście, kiedy to ojciec uznawał,
przyjmował syna jako dojrzałego.
Niedojrzała dojrzałość, którą Ojciec zna, przyjmuje i obdarza zaufaniem. Ten gest przekazania połowy majątku odciśnie
w synu niezatarte rysy – najpiękniejsze podobieństwo do
Ojca. To dlatego Ojciec nie musi za nim biec. Czeka cierpliwie
– co oczywiście oznacza cierpienie, bo taki jest źródłosłów
słowa „cierpliwość”. Czeka, aż rysy podobieństwa przemówią w synu. Jakby mówił do niego: Mam do ciebie zaufanie,
możesz obrać właściwą drogę, jesteś przecież moim synem,
podobnym do Mnie. Gdyby sparafrazować słowa świętej
Faustyny: „Jezu, ufam Tobie”, można by usłyszeć Ojca mówiącego do mnie w chwilach zagubienia: Wojciechu, ufam
tobie. Pewnie tak przemawia w sercu człowieka łagodny głos
Ducha Świętego.
80
| O cierpliwości Boga i dojrzałości człowieka
Święty Augustyn, rozważając tajemnice zamieszkania
Trzech Boskich Osób w człowieku, poszukiwał przestrzeni
właściwej dla działania Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Na mocy
chrztu świętego jesteśmy przecież świątynią Boga i On w nas
mieszka. Augustyn był przekonany, że musi się to jakoś w nas
objawiać. Rozmyślania nad tą tajemnicą zaowocowały intuicją,
że przestrzenią Ojca w człowieku jest pamięć, słowo to domena
Syna, miłość natomiast jest tajemnicą Ducha Świętego. Dlatego ten moment, opowiedziany przez Łukasza słowami „wtedy
syn się zastanowił…”, zwiastuje działanie rysów podobieństwa
do Ojca. Syn jest zdolny do zatrzymania się, zastanowienia
i refleksji. Dzięki temu wejściu w siebie przypomina sobie, ilu
najemników w domu Ojca ma pod dostatkiem jedzenia, a on
ginie z głodu w obcej krainie. Odzyskuje pamięć domu i dlatego
może rozpocząć się jego powrót.
Doświadczenie wolności i zaufania jest zatem przestrzenią
podobieństwa mojego wnętrza do Boga Ojca. Zrozumieją to
z łatwością ci, których wychowywano w rodzinach – często
w najlepszej wierze – z przesłaniem: Tylko niczego nie popsuj, nie zrób sobie krzywdy. Lekiem na paraliżujący strach
blokujący działanie, które może się zakończyć porażką, jest
doświadczenie wolności i zaufania. Rozważając wcześniej przypowieść o miłosierdziu, myślałem, że Ojciec jest smutny, gdy
pozwala synowi odejść z połową majątku. Dziś przypuszczam,
że odczuwał dumę i drżenie równocześnie. Ja takie właśnie
uczucia odnajdywałem w sobie, czytając Guardiniego: „Bóg
pozwala na zabawę, cieszy się z rozkwitania i marnotrawstwa,
dopuszcza to, co zbędne i z pozoru głupie. Zostawia czas na niepewność, zwlekanie i niezdecydowanie. Nie interweniuje…”.
Ojciec wiedział przecież, że dojrzałość syna jest niedojrzała, że
przekazując mu talent, obdarzył go zaufaniem na wyrost, ale
równocześnie wiedział, że nie ma innej drogi do prawdziwej
dojrzałości, jak tylko obdarzenie zaufaniem. A potem przyszły
chwile oczekiwania, które nie miały nic wspólnego z obojętnością. Widać to wyraźnie w przypowieści, gdy powracający
WOJCI ECH PRUS OP |
81
syn pojawia się na horyzoncie, na tyle blisko, że Ojciec może go
dostrzec. Święty Łukasz powie, że wybiegł naprzeciw niego –
dlatego lubię nazywać tę Ewangelię lekkoatletyczną. Bóg, który
biega – tak opowiada o Nim Jego Syn, Jezus Chrystus! Ileż w tym
ruchu tęsknoty i radości! Za chwilę zaowocują one pełnym
czułości gestem zarzucenia rąk na szyję i ucałowaniem syna.
A starszy syn? On też, dzięki szalonej i nieobliczalnej odwadze młodszego brata, przeżyje swoją bar micwę – błogosławieństwo dojrzałości. Wracając z pola, zapyta sługę o powody
muzyki i tańca. Gdy usłyszy, że Ojciec wyprawił ucztę, ponieważ odzyskał syna, obrazi się. Młodszy roztrwonił przecież
majątek! Zbankrutował! Zmarnował tyle lat życia! Ojciec wyjdzie mu naprzeciw, cierpliwie tłumacząc tajemnicę miłosierdzia. I to wtedy właśnie starszy syn usłyszy wspaniałe błogosławieństwo, że wszystko, co jest Ojca, należy do niego. Ojciec
wie oczywiście, że starszy syn też jest niedojrzały, że potrafi
się obrazić, a mimo to kieruje do niego pełne zaufania słowa
– możesz wziąć z mojego, co chcesz, bo to jest twoje. Starszy
syn, starszy brat na zawsze zapamięta te słowa. To one odcisną
w nim najpiękniejsze rysy podobieństwa do Ojca.
Szlifowanie dojrzałości
Podczas minionych wakacji głosiłem rekolekcje dla sióstr
Uczennic Krzyża w Czmońcu pod Poznaniem, osnute wokół
rozważań tajemnicy cierpliwości Boga i dojrzałości człowieka.
Pewnego popołudnia wybrałem się na spacer. Niedaleko domu
rekolekcyjnego, pod lasem, znajduje się dom kontemplacyjny – miejsce ciszy i odosobnienia w całkowitym milczeniu.
Od ostatniej mojej bytności otoczenie domu bardzo wypiękniało. Witał mnie nie tylko wypielęgnowany trawnik, ale
i trzy młode jarzębiny. Każda z nich była przywiązana do kijka.
W wietrzny, letni dzień powiewały też przymocowane do nich
kartki z informacjami o tym, jak pielęgnować drzewka. Teraz
te maleństwa potrzebują wsparcia – myślałem – ale przyjdzie
82
| O cierpliwości Boga i dojrzałości człowieka
dzień, kiedy urosną i same będą mogły wytrzymać napór wiatru, mróz i suszę. To będzie czas, gdy niepotrzebny stanie się
podtrzymujący je w młodości kijek. I jak kiedyś podczas kazania
mojego brata kaznodziei pojawił się impuls do pisania o cierpliwości Boga, tak spotkanie z trzema jarzębinami pozwoliło
zamknąć toczony ze słowami brata wewnętrzny spór. Ten
obraz objawił mi się nagle, jak streszczenie rozważań o Bożym
działaniu i dojrzałości człowieka. Wierzę, że Bóg pragnie, bym
stanął na własnych nogach, bez dotychczasowego wsparcia,
którego mi udzielał, odwołując się odtąd w moich zmaganiach
z trudami życia do podobieństwa, jakie we mnie złożył, gdy
rosłem. Kiedy Ojciec cofa swoje wsparcie, które przypomina
kijek podtrzymujący małe jarzębiny u sióstr w Czmońcu, może
się niekiedy wydawać, że znika z mojego życia. A to tylko znak
bar micwy – błogosławieństwa dojrzałości, jakim mnie obdarza. Choć pewnie nieraz jeszcze w obliczu kłopotów będę się
zmagał z myślą, czy czasem On nie pokrzyżował moich dróg,
nie pozmieniał mi planów i nie zburzył konstrukcji. W ten
właśnie sposób, dzięki niedawno zasadzonym przez siostry
jarzębinom, spotkałem się z moim bratem kaznodzieją, od
którego rozpocząłem niniejszy tekst. Boża cierpliwość, znak
błogosławieństwa dojrzałości może mi się bowiem niekiedy
zdawać Jego gwałtowną interwencją w moje życie. A to tymczasem dowód niezwykłego zaufania, jakim Ojciec obdarza
moją niedojrzałą dojrzałość. |
WOJCIECH PRUS – ur. 1964, dominikanin, patrolog, dyrektor Wydawnictwa
W drodze, studiował w Krakowie i Rzymie, przez cztery lata był duszpasterzem
akademickim w krakowskiej „Beczce”, w latach 1998–2006 był odpowiedzialny
za sprawy gospodarcze Polskiej Prowincji Dominikanów. Mieszka w Poznaniu.
WOJCI ECH PRUS OP |
83

Podobne dokumenty