Kiedyś chciał służyć w wojsku, ale to

Transkrypt

Kiedyś chciał służyć w wojsku, ale to
2010-09-21 20:14:37
Julek w Opolu
Kiedyś chciał służyć w wojsku, ale to muzyka stała się jego pasją i przeznaczeniem. Od zawsze inspirowała i fascynowała go twórczość
Ryśka Riedela i Dżemu. Teraz będzie miał szansę ponownie rozkochać nas w blusowym brzmieniu. Rozmowa z Juliuszem Nykiem, 28letnim gałkowianinem, triumfatorem „Debiutów” na festiwalu w Opolu. Piosenkarz zaśpiewał utwór Dżemu „Sen o Victorii”. O główną
nagrodę: statuetkę Karolinki i 15 tys. zł, walczył z 5 innymi uczestnikami programu „Śpiewaj i walcz”, laureatką „Szansy na sukces” oraz
wokalistką, która wygrała regionalne opolskie eliminacje do konkursu.
- Julek, doszedłeś już emocjonalnie do siebie, czy wciąż nie możesz uwierzyć, że wygrana stała się faktem?
- Powoli dochodzę. W końcu było to dla mnie ogromne zaskoczenie.
- Bo byli lepsi?
- Był ogromnie wysoki poziom i przynajmniej według mnie, kto inny zasługiwał na wygraną. Tego rodzaju niespodzianka spowodowała, iż
po ogłoszeniu wyników nie potrafiłem wykrztusić jednego słowa. Emocje były zamknięte jak wielka kula, której nie mogłem przebić w
żaden sposób. W zasadzie, dopiero gdy wróciłem do domu i usiadłem na łóżku, doszło do mnie, że wygrałem Debiuty w Opolu.
- Jaka była twoja pierwsza myśl po ogłoszeniu wyników? „Chwilo, trwaj wiecznie”, czy raczej „co ja tu robię”?
- Żyj chwilą.. i tak będę w dalszym ciągu do tego podchodził, bo ja naprawdę nie kalkulowałem, nie przygotowywałem się w jakiś
szczególny sposób do tego występu. Wyszedłem i zaśpiewałem, choć nie użyję zwrotu „najlepiej jak potrafię”, bo gdy teraz odsłuchuję
nagranie, to słyszę pewne błędy, załamania głosu. Ktoś kto ma dobry słuch, wie o czym mówię.
- Sporo wiesz o muzyce, ale nie kończyłeś szkoły muzycznej?
- Jestem samoukiem. Nikt nie uczył mnie śpiewać. No może oprócz jednej osoby - pana Stasia Zielińskiego, bardzo dobrego muzyka,
który wytłumaczył mi jak używać przepony. Ale to było na zasadzie jednego spotkania w lesie, gdzie wydzieraliśmy się w niebogłosy.
- A przydałaby Ci się obecnie jakaś forma nauki śpiewu?
- Krystyna Prońko stwierdziła, że gdyby mnie nauczono tego, to bym momentalnie przestał śpiewać [śmiech – red.]. I radziła, żebym
niczego nie zmieniał. Jeśli chodzi o jakieś drobne techniczne sprawy, to oczywiście chciałbym poznać kogoś, kto wyjaśnił by mi, jak
skuteczniej kontrolować swój głos. Nie boję się jednak iść w świat z tym co mam. Dam z siebie wszystko. Będę śpiewał prosto, logicznie,
ponieważ nigdy nie wykonuję utworu, którego nie rozumiem. Najpierw muszę poznać tekst, przeanalizować, by później te emocje, które
drzemały w autorze przełożyć na siebie.
- Co dodało ci więcej adrenaliny: występ w telewizyjnym programie „Śpiewaj i walcz”, wystawienie się na odstrzał
surowego jury: Prońko, Tyspera, Kościkiewicza, czy zaśpiewanie przed opolską publicznością?
- Jednak telewizja. Opole to był tzw. jeden strzał. A w programie telewizyjnym było ich wiele. Tam za każdym razem musiałem pokazać
się z innej strony, w innym repertuarze. Ktoś powiedział, że ja dobrze czuję się tylko w „Dżemie”. To nie prawda. Jest wielu
wykonawców, których nie naśladuję, ale śpiewam, bo ich rozumiem. To się odbywa na takiej zasadzie.
- Dobrze się czujesz na scenie? Nie paraliżowała Cię trema?
- Paraliż towarzyszył mi wyłącznie przed samym wejściem na scenę, gdy myślałem jedynie o tym, by nie potknąć się przy wchodzeniu
po schodach.
- Po takim sukcesie pewnie zastanawiasz się jak to ciastko zjeść. Zamierzasz sam zadziałać, czy czekasz na jakieś
konkretne propozycje?
- Nie czekam. Chcę działać, chcę iść do przodu, a propozycję już otrzymałem. Jest nią możliwość nagrania płyty w legendarnym studio
Radia Opole.
- Sesja nagraniowa jest pewna?
- Pewna. To jest nagroda od Opola i słuchaczy. Ogromny zaszczyt. Nie znam oczywiście tego rynku, tej branży, ale będę starał się
wykorzystać maksymalnie tę szansę.
- Wiem, że piszesz własne teksty.
- Napisałem kilka. Nie są może jakoś szczególnie wyszukane, ale ktoś kto rozumie zwrot „życiopisanie” z wbudowanymi metaforami,
zapewne wie o czym mówię. Inspirację czerpałem z muzycznej przeszłości, bo kiedyś kapele pisały bardzo fajne teksty. Począwszy od
Chołdysa, na Markowskim kończąc.
- Ale nie ma w nich żadnej ideologii.
- Nie ma. Śpiewam o tym co czuję, co się dzieje wokół mnie, jak ja to widzę.
- Będziesz mógł wykorzystać własne teksty przy nagraniu, czy raczej oprzesz się na coverach?
- Tego jeszcze nie jestem pewien. Będę musiał porozmawiać z kolegami z mojego dawanego zespołu Drive Away, bo to nasze wspólne
dziedzictwo, ale wydaje mi się że nie będą mieli nic przeciwko temu. J eśli chodzi o covery, to zdecydowanie nie. Coverowałem przez
lata, mieliśmy ciężkie obstrukcje z „Dżemem” i na tym koniec. W internecie zarzucono mi nawet, że chcę zmieniać Riedla. Nie mam
takiego zamiaru. Rysiek był tylko jeden. A to, że chodzę w chustce. No trudno się mówi. Nie ja jeden tak robię. Przynajmniej mi pot czoła
nie zalewa.
- Widzę, że wyglądasz dokładnie jak na scenie. A już myślałem, że to tylko twój image sceniczny.
- Ja tak chodzę na co dzień. Kopa ludzi o tym wie.
- A będziesz miał możliwość podczas nagrania, wyboru rodzaju gatunku muzycznego?
- Jeżeli będą mi narzucać, to będę się buntował jak nigdy. Kawałki, które najlepiej się sprzedają, są najprostsze i najłatwiejsze do
odsłuchania. Tylko tam wyrazu brakuje. Nie wiem czy uda mi się taki wyraz zbudować, ale będę się starał. Z pewnością zostanę blisko
rocka, bluesa i rock & rolla.
- Czyli wybierasz swoją muzykę, swoje emocje i od Riedela całkowicie nie odejdziesz?
- Nie, ja się będę nadal na nim uczył, bo w tych utworach jest cos ponadczasowego. Tam każda nuta jest przesiąknięta jego osobą,
jakimś szczególnym wyrazem i za każdym razem można cos innego odnaleźć, coś innego chłonąć. Co nie znaczy, iż ciągle muszę grać
jego utwory.
- Uważasz, że jest możliwe zaistnienie obecnie na rynku muzycznym w oparciu o taki gatunek jak blues i rock.
- Myślę, że można. Mieliśmy lata świetności disco polo, techno. I te gatunki nadal funkcjonują. Tak samo rock&roll. Ludzie będą wracać
do korzeni, do tych starych melodii. Najwyżej w nieco innym brzmieniu, z nowymi instrumentami.
- Patrząc na ciebie, dochodzę do wniosku, ze jesteś trochę spóźnionym dzieckiem lat 60. Mentalnie też tkwisz w tamtym
okresie?
- Już wiele razy mówiłem, że powinienem występować na scenie 30-40 lat temu. Ciekawe czasy, niezwykła atmosfera.
- Ale bez ideologii, bo np. radykalny pacyfizm raczej nie jest wyznacznikiem twoich poglądów. Byłeś bowiem w wojsku i
to na ochotnika w czerwonych beretach.
- Faktycznie, pomimo tego, iż mam artystyczną duszę, chciałem zakosztować męskiej przygody, zapisać się może na jakąś misję
pokojową. Oczywiście nie po to by strzelać, ale pomagać ludziom. Mam pewnego rodzaju zacięcie militarne.
- Co jeszcze Cię w życiu „kręci”.
- Bardzo lubię w drewnie pracować, robić remonty. Często biorę deskę i cos tam „dłubię”. Ogólnie lubię sztukę, malarstwo. Kiedyś nawet
myślałem o studiach na ASP w Łodzi. Niestety nie miałem warunków do tego.
- A wyobrażasz sobie życie bez muzyki?
- Nie. Gdybym stracił głos, to bym grał. A gdybym stracił rękę, to bym grał nogą. Muzyka to moje życie.
- Czym się do tej pory zajmowałeś?
- Przez 5 lat wstawiałem okna, czyli sprzedawałem ludziom światło [śmiech – red.]. Obecnie pracuję w przetwórni tworzyw sztucznych,
ale mam nadzieję, że już wkrótce zajmę się profesjonalnie muzyką.
- Wierzysz w coś takiego jak przeznaczenie?
- Ciężko powiedzieć, ale teraz sądzę, że coś w tym może być. Bo dla mnie to wszystko co się teraz dzieje, jest trochę zagadkowe.
- W dziwny sposób trafiłeś na przykład do „Śpiewaj i walcz”.
- Na siłę mnie tam zaciągnięto. Na taki pomysł wpadła moja dziewczyna i jej mama. Powiedziały, że mają dla mnie niespodziankę,
zapakowały do samochodu i wywiozły na przesłuchanie. Co się święci, zorientowałem się dopiero, gdy wyjechaliśmy z Łodzi.
- Czyli polecasz innym osobom udział w tego rodzaju programach?
- Oczywiście. Mój sukces powinien być wskazówką dla innych. Warto zaryzykować, iść może trochę w komercję, ale to jest niezbędne by
spełniać swoje marzenia.
- Dotknęła Cię już ręka popularności?
- Raczej nie. Czasem podchodzą do mnie ludzie na ulicy, zagadują, otrzymuję e-maile, na które nie mam zresztą możliwości odpisać na
czas, ale nie jest to rodzaj jakiejś wielkiej sławy.
- A co na to twoja dziewczyna?
- Dumna jest. Ciągle o mojej wygranej mi przypomina.
- Zastanawiałeś się co zrobić z główną wygraną.
- Z jednej strony 15 tys. zł to dużo, z drugiej jednak niewiele. Z pewnością nie przeznaczę na zabawę. Najprawdopodobniej zainwestuję
w sprzęt. Kupię mikrofon, kolumny z odgłosem, by siebie słuchać i niwelować mankamenty. Myślałem również o kursie obsługi
programów muzycznych.
Informacje o artykule
Autor:
Zredagował(a):
Data powstania:
Administrator IT
21.09.2010 20:14
Data ostatniej modyfikacji:
Liczba wyświetleń:
817
Wydrukowano z serwisu:
archiwum.koluszki.pl
Wydrukowano dnia:
2017-03-01 20:49:35

Podobne dokumenty