To prawda – nigdy nie myślałem o tym festiwalu poważnie, nie
Transkrypt
To prawda – nigdy nie myślałem o tym festiwalu poważnie, nie
To prawda – nigdy nie myślałem o tym festiwalu poważnie, nie postrzegałem go jako miejsca dobrej zabawy, lub większych muzycznych uniesieo. W mojej głowie był zakodowany widok raczej przaśnej imprezy zarezerwowanej tylko dla miłośników rock, reggae, ska, co tylko wzbudzało moją niechęd do jakiegokolwiek bliższego zapoznania się z tym zjawiskiem, gdyż osobiście – co tu dużo mówid – nie przepadam za taką twórczością. I tak to prawda- nigdy bym tam nie pojechał, nigdy bym się nie wybrał gdyby nie doskonały powód w postaci koncertu The Prodigy. Występ moich idoli i to jeszcze za darmo był jak spełnienie marzeo, wystarczyło zebrad grupę kilku znajomych, a już dzieo przed oficjalnym rozpoczęciem byliśmy rozbici na polu namiotowym. Po prawie tygodniu spędzonym tam już wiem na czym polega fenomen Woodstocku, skąd się biorą jego zagorzali fani, co więcej samo przebywanie tam dało mi kilka niesamowitych przeżyd i to przeżyd, których nie zapomnę do kooca życia. Potrzeba uwiecznienia ich była bardzo mocna, postanowiłem więc w punktach wymienid to, co najbardziej utkwiło mi w głowie: 1. WIDOKI. To chyba oczywiste. Każdy kto chod raz był na wzgórzu ASP, musiał na chwilę przystanąd by ogarnąd wzrokiem cały krajobraz który rozciągał się przed oczami. Mowa oczywiście o rozmachu przedsięwzięcia. Wrażenie robił rozmiar pola namiotowego, scena wysoka na pięd pięter, tłum ludzi przemieszczających się wzdłuż alei handlowej. Wszystko to, praktycznie całe miasteczko festiwalowe było widoczne w jednym miejscu i do tego nad nami wyjątkowo bezchmurne niebo. Można było poczud ekscytację tego że się tam jest od samego patrzenia. Poza tym, każdemu polecam wizyty na takich festiwalach dzieo przed oficjalnymi otwarciami. To doskonała okazja do tego by odpocząd po podróży i zapoznad się z całym miasteczkiem. Taki spacer ma swoje uroki – po pierwsze nie ma się poczucia, że omijają nas koncerty, na spokojnie można wszystko zwiedzid, po drugie można wręcz zaciągad się atmosferą oczekiwania na późniejsze wydarzenia. Leniwie, powoli, zupełnie innym rytmem niż w dniach następnych można poczud pełną parą że oto i jesteśmy tam my, właśnie my i że dane jest nam uczestniczyd w tym wszystkim. Na samych koncertach duże wrażenie zrobiło na mnie oświetlenie, najlepsze jakie chyba do tej pory widziałem, ale nie to najbardziej zapamiętałem. Przerwa między koncertami, jest noc, ale niebo jest rozświetlone przez potężne lampy umieszczone na czubku sceny. Do wiązek światła zlatują się dmy. To i widok flag powiewających nad moją głową sprawiły, że taki moment, taki obrazek nocy chciałbym zatrzymad w głowie jak najdłużej. Na głównej scenie nie musi nic grad, wokoło może byd cisza, a i tak dzieją się rzeczy niesamowite. 2. OFICJALNE ROZPOCZĘCIE. Bo gdzie indziej, na jakim innym festiwalu można zostad przywitanym listem od samego prezydenta? Romana Polaoskiego co prawda nie widziałem :D, ale widok dwóch samolotów tworzących na niebie serce i ogłuszający dźwięk nisko przelatujących f-16 zapierał dech, ba… wyciskał łzy. Sam nie wiem jak to się stało i czym to było spowodowane, ale pierwszy raz wtedy poczułem, że chyba uczestniczę w czymś ważnym, w czymś wyjątkowym, że jestem świadkiem czegoś, czego nigdzie indziej nie zobaczę. Takie rzeczy tylko na Woodstocku, można by napisad i jak najbardziej nie ma w tym stwierdzeniu krzty przesady. 3. BŁOTKO. Kwestia jednocześnie najbardziej kontrowersyjna i najbardziej charakterystyczna dla tego miejsca. Przeciwnikom daje doskonałą okazję do utwierdzania siebie i innych w przekonaniu, że Woodstock jest miejscem tylko dla mało ambitnej, raczej niewychowanej i niewiele wymagającej od festiwalu młodzieży, która zadowala się taplaniną w błocie. Jeśli do tego dodad klasyczne określenia w stylu ‘Brudasy’, mamy gotowy obraz całości. Można się dobrze bawid i bez tego, zresztą co kto lubi. Ja jednak od początku jechałem tam z zamiarem wzięcia błotnej kąpieli. Dla mnie to była doskonała okazja do zrobienia czegoś spontanicznego. Słowo ‘spontaniczny’ wydawało się martwym, dawno nie używanym terminem przynajmniej w moim przypadku, już co najmniej od kilku lat. Powstaje pytanie, jak niby to miało byd spontaniczne skoro planowałem od samego początku. Odpowiedź brzmi: liczy się sam fakt. Liczy się po prostu – zabawa. Liczy się to, że znowu przypomniałem sobie jak to jest mied 21 lat, że uświadomiłem sobie, że niesamowite momenty mojego życia jeszcze trwają, że najlepsze cały czas jeszcze przede mną. Tak, dokładnie – jak w reklamach, jak w teledyskach, jak w filmach. Głupie, patetyczne slogany stają się rzeczywistością. Przypominają się ujęcia skąpanych w słoocu ludzi bawiących się w kroplach letniego deszczu z basenu, albo morza. Spowolnione tempo, roześmiane piękne twarze, swoisty taniec, zero trosk. Zamiast wody było błoto, co było tylko dodatkową atrakcją, ale taki własnie teledysk, reklamówkę udało mi się wtedy przeżyd. Z jednym wyjątkiem - to było moim udziałem, to było szalone, ale prawdziwe, rzeczywiste, niewymuszone i SPONTANICZNE właśnie. Jeśli dodad do tego trwający równoległe niezły koncert Kumki Olik stwierdzam, że każda tego typu impreza powinna odbywad się w błocie. 4. MAREK BELKA NA SCENIE FOLK. Kolejny dowód na to jak wyjątkowym wydarzeniem jest Woodstock. Gośd taki jak on – prezes NBP, nie dośd ze przyjeżdża dzieo wcześniej na festiwal, wychodzi przywitad się do publiczności to jeszcze śpiewa „szła dzieweczka do laseczka”. Aż chwyta za serce… 5. REPUBLIKA. Jeśli w jednym miejscu zjeżdża się cała czołówka polskiej sceny muzycznej mamy do czynienia z ważnym wydarzeniem ogólnokrajowym. Jeśli natomiast w jednym miejscu grają międzynarodowe sławy, śmiało można przejśd poziom wyżej i zacząd konkurowad z innymi festiwalami w Europie. Z kolei jeśli dla jednego występu, dla jednego koncertu reaktywuje się zespół, taki jak np. Republika, mamy do czynienia ze zjawiskiem, nad którym trzeba się pochylid. O wyjątkowości tego zespołu można się było przekonad podczas tego jedynego koncertu. Odważne aranżacje („sexy doll” w stylu rnb), ogrom gości, którzy przyjechali specjalnie zaśpiewad jedną piosenkę, niesamowita energia na ‘Białej fladze’ i do tego finał. „Nie pytaj o Polskę” razem zaśpiewane przez wszystkich, po raz kolejny odczułem w jak wyjątkowym miejscu się znajduję. Takiego koncertu drugi raz nie będzie. 6. „CLIMBATIZE” i RADIO ZACHÓD. Po tak pełnych emocji pierwszych dniach festiwalu oczywistym jest, że łatwo zapomnied po co w ogóle się tu przyjechało. Dopiero trzeciego dnia odczułem na czyj koncert tu przybyłem, ja i znakomita większośd uczestników Woodstocku. Koncert The Prodigy jeszcze na kilka godzin przed, urósł do rangi miejskiej (albo raczej miejscowej) legendy. Powtarzane przez wszystkich apele Owsiaka z dnia poprzedniego: „ powiedzcie znajomym, ze przyjeżdżają tu na własną odpowiedzialnośd, jest już nas ponad pół miliona”, i plotki o zamykaniu granicy niemieckiej, o przerażeniu i rezygnacji służb ochronnych z powodu nadmiaru ludzi (podobno ochroniarze tego dnia mieli zrezygnowad ze służby z obawy przed zbyt dużą odpowiedzialnością, konflikt załagodzono dobierając dodatkową armię ludzi do patrolowania festiwalu), już wtedy było wiadomo ze padnie kolejny rekord frekwencji, poza tym swoistą przyjemnością była dla mnie świadomośd, że mój ulubiony zespół potrafi przyciągnąd takie rzesze i wzbudza takie zainteresowanie. Na terenie festiwalu zrobiło się o wiele bardziej gęsto. Po godzinie 13, 14 byłem przed główną sceną, gdy Radio Zachód zagrało świetny kawałek pt. „Climbatize”. Idealne zgranie muzyki i momentu. W rytm tych niesamowitych dźwięków dane mi było obserwowad cały tłum wokoło, ludzi przybywających oraz już „zadomowionych”, których wedle szacunków było około 700 tys. Kolejne niesamowite wrażenie jakie dane mi było poczud, zauważyd. Okazuje się, ze oczekiwanie na jeden koncert może byd równie emocjonujące co sam występ. 7. THE PRODIGY. The Prodigy, The Prodigy, Prodigy… Jak zwykle uwolniłem wszystkie swoje zwierzęce emocje, jak zwykle muzyka była obłąkaoczo agresywna i dynamiczna. Jak zwykle zdarłem gardło i nabawiłem się zakwasów na karku od machania głową. Właśnie… jak zwykle. Koncert był szalenie podobny do tego na jakim byłem dwa lata temu na openerze, z tą różnicą że w zespole dało się wyczud pewien dystans, mniejszą energię niż wtedy, zmęczenie. Muzyka się obroniła, koncert można zaliczyd do udanych, ale mogło byd o wiele lepiej. Byd może moje odczucia są spowodowane także poniekąd kwestiami zupełnie niezwiązanymi z zespołem: niesamowity ścisk, upał i zaduch w tłumie, zmęczenie samym oczekiwaniem pod sceną zrobiły swoje. Aby uniknąd stratowania przez szalonych pogowców musiałem się wycofad do tyłu, pierwszy raz skapitulowałem i oddałem miejsce blisko przodu. Nagłośnienie nie powalało, wręcz miałem wrażenie jakby utwory były puszczone z CD i ta sama tracklista co dwa lata temu. Publika - wyjątkowo zgrana – gdy na „smack my bitch up” kucamy, kucają wszyscy, gdy na „warior’s Dance” robimy koło, w tak niesamowitym scisku robimy olbrzymie koło do pogo. Po całym koncercie pozostaje jednak niedosyt, więcej frajdy sprawia mi teraz oglądanie nagrao z YouTube, gdzie widad jak naprawdę mnóstwo było widzów. Pozostaje wiec oczekiwanie i nadzieja na następny koncert w Polsce z nowymi utworami i lepszą moją kondycją… 8. LUDZIE. Na koniec zostawiłem kwestię którą najtrudniej opisad. Doskonale pamiętam z jaką pobłażliwością odbierałem telewizyjne relacje, czy też emocje moich znajomych którzy mówili o niesamowitej atmosferze tego miejsca. Nie spodziewałem się, ze będzie mi dane odczud to na własnej skórze i to z taką intensywnością. Nie pamiętam gdzie i kiedy tyle razy mówiłem „cześd” nieznajomym, gdzie tyle razy spotykałem się z uśmiechem skierowanym do nas, gdzie pokazywałem obcym ‘peace’, gdzie do kogokolwiek bym się nie odezwał każdy był przychylnie nastawiony, pozytywny, ludzki. Zdaję sobie sprawę z tego jak to brzmi, dlatego tez nie będę się rozpisywał na ten temat – warto się o tym przekonad samemu. PS: BARIERKI. Specjalnie nie poruszałem sprawy, która jak się okazuje rzutuje teraz na cały festiwal i jest wiadomością no. 1, jeśli ktoś spyta o Woodstock 2011. Jak się okazuje wbrew hasłu „miłośd, przyjaźo, muzyka” widownia po wszystkim się podzieliła, powstał konflikt, a opowiedzenie się po jednej stronie oznacza wypowiedzenie wojny stronie przeciwnej. Trochę to weryfikuje i wyklucza, to co powyżej opisałem, zwłaszcza obserwując skalę nienawiści pod adresem The Prodigy. Zastanawia mnie jakim cudem na koncercie było tyle osób, skoro teraz nagle okazuje się że to była porażka festiwalu, gwiazdorzenie, że nikt tego nie słucha, i ogólnie to „wypierdalad i nigdy nie wracajcie do Polski.” Zastanawia gdzie jest tolerancja i otwartośd umysłów ludzi z woodstocku skoro nagle wszędzie były technomuły, różowe laski i dresy, co „przyszły tylko na jeden koncert i popsuły cały festiwal”. Miłosiernie stwierdzam, że w żaden sposób mnie, fana The Prodigy nie zraziło to do tego festiwalu, ani do jego uczestników. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w każdej społeczności znajdują się bardziej wrogo nastawione jednostki, nie wszyscy są przychylni, że Internet wyzwala odwagę, a komentarze na blogach o niczym nie świadczą. Tak samo wśród fanów Prodigy zdarzają się agresywni socjopaci. Nikt nie jest święty. Smuci jednak fakt, że festiwal nie pójdzie w inną stronę, ze nie będzie się rozwijał. Po tym wszystkim, nawet jeżeli uda się zaprosid kogoś formatu The Prodigy, będzie to zespół bardziej pasujący do konwencji, bo okazuje się że stali bywalcy źle znoszą inne klimaty niż rock/reggae/ska (znowu pytanie, gdzie te otwarte umysły?). Co do samych barierek – uważam że były cholernie potrzebne. Tłumaczenia o wysokiej scenie i ‘naturalnej’ przestrzeni pod nią są mało racjonalne – wypisują to głównie ci, którzy ani razu nie byli na The Prodigy i nie wiedza z jakim ściskiem i parciem do przodu wiąże się ich koncert. Zwłaszcza blisko sceny, gdy każdy chce byd na jak najlepszej pozycji. Nie byłoby żadnej wolnej przestrzeni, nikt by nie dbał o ludzi z przodu. Nie wyobrażałem sobie jakichkolwiek interwencji w takim przypadku ze strony ochrony albo służb medycznych. Nie rozumiem też, dlaczego fakt postawienia tych barierek tak przeszkadza i kłuje w oczy, co jest istotą całego konfliktu. Czym te barierki zaszkodziły innym uczestnikom? Tylko tym, że były niezgodne z ideą, wizją? Oczywiście ich przeciwnicy mają teraz pole do popisu, bo nic się nie stało podczas koncertu w związku z czym będą głosy , że takie zabezpieczenia nie były potrzebne. Twierdzę inaczej, ale moja opinia i tak nie będzie odebrana jako opinia obiektywna, dlatego też podczas opisywania całego Woodstocku uciekałem od tego tematu Cały wyjazd będę wspominad długo, niektórych przeżyd z nim związanych nigdy nie zapomnę. Jeśli w przyszłym roku pojawi się chociażby jeden powód (muzyczny) dla którego chciałbym pojechad, na pewno to powtórzę. Radosław Stefaoski