adrem2--3 2008 - Ośrodek Badań nad Antykiem
Transkrypt
adrem2--3 2008 - Ośrodek Badań nad Antykiem
Nr 2-3/2008 Kwartalnik Akademicki ISBN 978-83-916770-8-9 WYSTAWA „UKRAINA ŚWIATU” FUNDATOR I JEGO FUNDACJA PROF. JOSĖ LUIS JIMÉNEZ SALVADOR NAJNOWSZE BADANIA NAD URBANIZACJĄ HISZPANII OKRESU RZYMSKIEGO ŚREDNIOWIECZNA WIEŻA NA KOPCU? PRZYCZYNY WOJEN WEDLE HERODOTA PRZEDSTAWIENIE SMOKA Z TYMPANONU ZE STROŃSKA W POSZUKIWANIU PARKOWYCH RZEŹB Z DYLEWA CO KRYJE SIĘ TAM? SPIS TREŚCI Gesta et Homini : Wystawa „Ukraina Światu” Czytelnicy, prof. Witold Dobrowolski Z wielką przyjemnością pragnę zaprezentować Państwu kolejny, tym razem podwójny (2/3) numer Kwartalnika Akademickiego AD REM. Od początku istnienia pisma pragnieniem i celem Redakcji była aktywizacja badawcza środowiska akademickiego, nie tylko warszawskiego. W niniejszym numerze zamieszczono teksty studentów i młodych badaczy, ale także pracowników naukowych, mogących poszczycić się licznymi publikacjami. Specjalistyczne artykuły niewątpliwie wzbogaciły profil pisma, jednocześnie będą wzorem dla tych spośród Czytelników, którzy zechcą w kolejnych numerach zaprezentować swoje dokonania naukowe. Kwartalnik Akademicki AD REM jest otwarty na Państwa propozycje i zachęca do współpracy. Redakcja będzie też wdzięczna za wszelkie konstruktywne i rozsądne uwagi odnośnie samego pisma, zamieszczonych w nim artykułów, szaty graficznej i inne sugestie. prof. Iwona Modrzewska-Pianetti Fundator i jego Fundacja Magdalena Pielas Prof. Josė Luis Jiménez Salvador Prof. Iwona Modrzewska-Pianetti 2 5 7 Archeologia : Najnowsze badania nad urbanizacją Hiszpanii okresu rzymskiego prof. Josė Luis Jimenez Salvador Średniowieczna wieża na kopcu? 8 10 dr Radosław Karasiewicz-Szczypiorski Historia : Przyczyny wojen wedle Herodota Błażej Popławski 12 Artes : Przedstawienie smoka z tympanonu ze Strońska 13 Alicja Kawecka W poszukiwaniu parkowych rzeźb z Dylewa 16 Angelika Dłuska Mirabilia Mundi : CO KRYJE SIĘ TAM? Paulina Komar Kwartalnik Akademicki AD REM nr 2-3/2008 Wydawca: Ośrodek Badań nad Antykiem Europy Południowo-Wschodniej UW ul. Krakowskie Przedmieście 32 00-927 Warszawa e-mail: [email protected] Zespół redakcyjny: Redaktor Naczelny – Piotr Sypczuk Redaktorzy Działów: Gesta et Homini – Joanna Lasek Archeologia – Piotr Sypczuk Historia – Błażej Popławski Artes – Piotr Lasek Mirabilia Mundi – Monika Rubach Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do redagowania nadesłanych artykułów. Kopiowanie i rozpowszechnianie publikowanych artykułów wymaga zgody redaktora naczelnego i autora tekstu. Rada Naukowa: Prof. Iwona Modrzewska-Pianetti Prof. Piotr Dyczek Prof. Ewa Wipszycka-Bravo Prof. Zbigniew Bania Skład: Łukasz Celiński Druk: Autograf-Druk, ul. Rembielińska 6a 03-343 Warszawa Wydanie publikacji dofinansowała Fundacja Uniwersytetu Warszawskiego Rada Konsultacyjna ds. Studenckiego Ruchu Naukowego UW Cennik reklam i ogłoszeń: 1/3 str. (58 mm x 258 mm) - 650 zł II lub III str. okładki (kolor) - 2000 zł 1 1/2 str. (180 mm x 128 mm) - 900 zł IV str. okładki (kolor) - 2500 zł cała str. (180 mm x 260 mm) - 1500 zł AD REM 2-3/2008 19 GESTA ET HOMINI Wystawa „Ukraina światu” w Muzeum Narodowym w Warszawie prof. Witold Dobrowolski Upadek sowieckiego imperium i powstanie suwerennego ukraińskiego państwa zintensyfikowały kontakty między archeologami polskimi i ukraińskimi. Do grona licznych polskich instytucji zaangażowanych we współpracę kulturalną i naukową z Ukrainą dołączyło w ostatnich latach także Muzeum Narodowe w Warszawie. Podpisana umowa o wieloletniej współpracy z Muzeum w Kerczu zainicjowała współpracę archeologów i konserwatorów mającą na celu realizację różnych prac konserwatorskich, wydawniczych oraz uczestnictwo w poszukiwaniach archeologicznych na terenie Krymu. Warszawie pokazano więc dzieła z kijowskiej kolekcji Platar utworzonej w ciągu zaledwie piętnastu ostatnich lat w wyniku zakupów czynionych na rynku wewnętrznym przez przemysłowców Sergija Platonowa i Sergija Tarutę. Fibula w kształcie pszczoły. Grecja, złoto, dł. 4,4 cm (IV w. p.n.e.) Kołatka, złoto i emalia komórkowa, wys.4,65 cm, Ruś Kijowska (XII - XIII w.) Dobitnym przykładem tego zbliżenia była czynna w Muzeum Narodowym między połową kwietnia a końcem czerwca br. wystawa „Ukraina światu. Skarby Ukrainy z kolekcji Platar”. Podobnie jak niedawna wystawa prezentująca zbiory Muzeum w Odessie, zorganizowana przez Muzeum Narodowe w Krakowie, bazowała ona na zbiorach jednej tylko kolekcji - w tym przypadku jednak nie państwowej lecz prywatnej. W AD REM 2-3/2008 W warszawskim Muzeum Narodowym wystawiono część kolekcji grupującej materiał pozyskany z dostępnych w handlu obiektów, najczęściej nieznanego a zatem i niejasnego pochodzenia, o którym można byłoby mniemać iż pochodzi - przynajmniej po części - z nielegalnych wykopalisk. Stały się one prawdziwą plagą Ukrainy po upadku komunizmu. Plagą tłumaczoną pauperyzacją społeczeństwa, otwarciem granic i generalnym osłabieniem działalności struktur państwowych, mających sprawować kontrolę nad narodowym dziedzictwem historycznej przeszłości Ukrainy. Zjawisk typowych dla okresów radykalnych przemian i łatwych do wykorzystania w bezpardonowej walce politycznej przez starych i nowych przeciwników przemian. Pokazanie w warszawskim Muzeum Narodowym zabytków z kolekcji Platar (nazwa od Pla-tonow i Tar-uta) stało się powodem krytyki i niewybrednych ataków części polskiego środowiska archeologicznego, które odwzorowując wewnątrz ukraińskie konflikty i podziały o charakterze politycznym, zarzuciły Muzeum działanie mające na celu legalizację kolekcji utworzonej, jak twierdzono, z obiektów pochodzących z kradzieży. Muzeum (zapewne nie bezinteresownie!!!) po- 2 GESTA ET HOMINI nych tłumaczyli chęcią zabezpieczenia przed wywozem obiektów o podstawowym znaczeniu dla jego kultury, kształtującej narodową dumę i narodową tożsamość. I ten kto choć raz przekraczając kijowskim pociągiem granicę ukraińsko-polską widział „rozlewanie się” po polskich targowiskach i pchlich targach ikon, dewocjonaliów, antycznych monet, brązowych fibul, rzymskiej ceramiki czy innych drobiazgów, wie że obawy o narodową spuściznę były bardziej niż uzasadnione. A prze- Kolczyki, Grecja, złoto, dł. 4,2 cm (IV w. p.n.e.) średnio wspierałoby nielegalne wykopaliska, które - a to oczywiście nie podlega dyskusji - wyrządzają nauce ogromne szkody pozbawiając obiekty historycznej wartości źródłowej. Zorganizowanie wystawy ukraińskiej zostało zasugerowane kierownictwu Zbiorów Sztuki Starożytnej Muzeum przez p. dr Dorotę Folgę-Januszewską, która obok funkcji wicedyrektora Muzeum była prezesem polskiej sekcji ICOM i z tej racji jest świadoma etycznej i prawnej złożoności problematyki pochodzenia obiektów. Zanim więc podjęliśmy działania wyprzedzające uroczyste otwarcie wystawy przez prezydentów Polski i Ukrainy, Dyrekcja skierowała do polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych pismo z prośbą o informacje i uzyskało odpowiedź, iż Ministerstwo nie widzi przeszkód w podjęciu się organizacji wystawy materiału z kolekcji, która była już wcześniej prezentowana w Paryżu, w siedzibie UNESCO. Nie jest zadaniem Dyrekcji Muzeum Narodowego kwestionowanie postanowień i opinii najwyższych władz Ukrainy (w tym także jej Prezydenta), które fakt utworzenia kolekcji uznały za korzystny dla narodowej kultury i oceniają wysoko wysiłek właścicieli kolekcji w dziedzinie propagowania w świecie informacji na temat przebogatej archeologicznej przeszłości kraju. Sami zaś właściciele fakt gromadzenia obiektów archeologicz- 3 Wisiorek w kształcie rogatej owcy pamirskiej, złoto zdobione granulacją, wys. 4,5 cm (IV w. p.n.e.) cież był to jedynie wierzchołek góry lodowej i nie obejmował działalności międzynarodowych gangów przemytniczych, zaopatrujących rynek zachodni w dzieła najcenniejsze. Fakt, że kolekcja nie została - jak wiele innych – zamknięta w ciasnych ścianach prywatnej rezydencji, lecz że jej zbiory zostały udostępnione społeczeństwu w ramach stałej ekspozycji zorganizowanej w mnisich celach Pieczerskiej Ławry i kijowskiej Cytadeli - dwu miejscach o emblematycznym dla wszystkich Ukraińców znaczeniu - przemawia za szczerością tych intencji. Prawdziwe rozwiązanie problemu leżało i leży nie tyle w potępieniu Taruty i Platonowa za uformowanie kolekcji i utrudnienie promowania jej w kraju i za granicą, ale w zorganizowaniu systemu realnej państwowej i samorządowej ochrony stanowisk oraz stref archeologicznych i w odpowiednim wsparciu finansowym urzędów konserwatorskich, instytutów archeologicznych i muzeów po to, by uzyskały środki na własne badania, ochronę, konserwację, publikację i popularyzację. A to szwankowało i szwankuje. Nie tylko zresztą za rządów prezydenta Juszczenki i nie tylko na Ukrainie. Oczywiście zawsze łatwiej było krzyczeć, że to skandal, że się coś połowicznie robi, niż konsekwentnie i stanowczo działać na rzecz systemowej poprawy, AD REM 2-3/2008 GESTA ET HOMINI Figurka lwa, brąz złocony, okres kimeryjski (VIII w. p.n.e.) trudnej do realizacji ze względu na słabość państwa i tradycyjne spychanie przez urzędników wydatków na kulturę na mglisty plan dalszy. Mimo głosów krytycznych wobec Muzeum za zorganizowanie ekspozycji, wystawa okazała się ważnym wydarzeniem kulturalnym i choć prezentowano ją wyłącznie w tradycyjnych godzinach otwarcia, komasując w weekendy wizyty pracujących, cieszyła się dużym powodzeniem. Nic dziwnego. Niewiele razy w historii polskiego muzealnictwa miłośnicy archeologii i sztuki starożytnej mieli okazję oglądać w polskim muzeum dzieła tej klasy, w tej ilości, a co więcej, praktycznie nieznane nawet specjalistom spoza Ukrainy. Dzieła ilustrujące siedem bitych tysiącleci archeologii Ukrainy. Na wystawie znalazły się rewelacyjne naczynia malowane, figurki ludzi i zwierząt tudzież modele domów i budowli kultowych sprzed sześciu tysięcy lat, typowe dla eneolitycznej kultury trypolskiej rozprzestrzenionej na terenie Ukrainy, Mołdawii i Rumunii w V-IV tyś. p.n.e.; narzędzia brązowe i kamienne oraz ceramika charakteryzująca kultury epoki brązu z III-II tyś. p.n.e., złote ozdoby, pięknie zdobiona broń i uprzęż koczowników zaludniających w I tyś. p.n.e. ukraińskie stepy, wyroby Greków i Rzymian znajdowane w monumentalnych stepowych kurhanach oraz w ruinach nadczarnomorskich miast antycznych, sarmackie klejnoty, dewocjonalia i ozdoby bizantyjskie oraz ruskie. Godne podziwu były prezentowane w bogatym wyborze, kunsztowne klejnoty greckie, fantazyjne i pełne stylistycznej werwy przykłady ozdób w stylu zwierzęcym, charakteryzujące sztukę koczowników z wielkiego euro-azjatyckiego stepu, czy mistrzowskie i barwne obiekty ruskie. Prawdziwym zaskoczeniem dla widzów okazały się licznie pokazane obiekty typowe dla kultury trypolskiej - ogromne lepione ręcznie naczynia, zdobione rytami a z czasem też czarnymi i czerwonymi mo- AD REM 2-3/2008 tywami linearnymi akcentującymi formę z mistrzowskim wyczuciem tektoniki, zagadkowe modele budowli kultowych czy domów mieszkalnych z umieszczonymi w narożnikach izb kopulastymi piecami, ławami zastawionymi naczyniami, tzw. kultowymi platformami i strzegącymi wejścia malowanymi psami. Działały też na wyobraźnię różnorodnie stylizowane figurki kobiet, podkreślające wagę kultu płodności, a także realistycznie modelowane figurki zwierząt - zwłaszcza byków i psów - świadectwo roli pasterstwa w ówczesnej gospodarce. Model świątyni, glina, kultura trypolska (3800- 3600 p.n.e.) Obiekty kultury trypolskiej stały się prawdziwą rewelacją warszawskiej ekspozycji. Dowodziły one istnienia estetyki (niekiedy współbrzmiącej z estetyczną wrażliwością późniejszych dzieł egejskich), a także wysokiego poziomu osiągniętego przez mieszkańców ogromnych osad trypolskich, największych swego czasu na kontynencie. Wielu widzom uświadomiły one fakt, iż tuż u naszych południowo-wschodnich granic, na przełomie neolitu i ery metali, kwitła wysoko rozwinięta kultura rolników i hodowców o kluczowym znaczeniu nie tylko dla późniejszych tysiącleci rozwoju kultur archeologicznych Europy południowo-wschodniej, ale i dla oblicza kulturowego całej Europy. Nic więc dziwnego, że w swych europejskich aspiracjach Ukraińcy obecnie odwołują się do kultury trypolskiej, że czerpią z niej dumę i zachętę do ambitnego, samodzielnego działania. Nic dziwnego, że w przeszłości – jak to się zwykło podkreślać na Ukrainie - studia nad kulturą trypolską były świadomie zaniedbywane. 4 GESTA ET HOMINI „Fundator i jego fundacja. Dziedzictwo udokumentowane” Wystawa Krajowego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków w Warszawie Magdalena Pielas Upowszechnianie wiedzy na temat dziedzictwa kulturowego można realizować na wiele sposobów. Krajowy Ośrodek Badań i Dokumentacji Zabytków spełnia to zadania między innymi poprzez tworzenie wystaw planszowych. W 2006 r. KOBiDZ prezentował na Uniwersytecie Warszawskim ekspozycję „Polsko-ukraińskie badania założeń rezydencjonalnych. Podhorce”, w tym roku przedstawił wystawę „Fundator i jego fundacja. Dziedzictwo udokumentowane”. Punktem wyjścia prezentacji jest osoba fundatora, został on zdefiniowany jako założyciel instytucji o znaczeniu społecznym, inicjator budowy kościoła, szpitala, szkoły lub innego obiektu użyteczności publicznej, dostarczający środków materialnych i mający wpływ na charakter swojej fundacji, często ofiarodawca dzieła sztuki - ołtarza, obrazu, przedmiotu rzemiosła artystycznego, stanowiącego ozdobę lub element wyposażenia wzniesionej budowli. Motywy działania fundatora były różnorodne: pobożność, potrzeba ekspiacji, dziękczynienia lub upamiętnienia ważnych wydarzeń, chęć niesienia pomocy potrzebującym, wspomagania rozwoju kultury i nauki, patriotyzm. Mottem wystawy jest pochodzący z XVI w. fragment kroniki opactwa w Oliwie: „Naucza nas Seneka [aby] za bogate dobrodziejstwa odpłacać ciągłymi, nieustającymi dziękczynieniami. (...) A zatem my (...), abyśmy nie okazali się niewdzięczni i (...) fundatorów niepomni, uznaliśmy za godne wieść o ich czynach utrwalić w dwojaki sposób - w obrazie i w piśmie dla (...) teraz żyjących, jak i potomnych”. Podejmując tę myśl wystawa utrwala dokonania fundatorów przede wszystkim w obrazie, ilustrując temat zdjęciami pochodzącymi w większości ze zbiorów KOBiDZ. Komentarzem do nich są teksty źródłowe – fragmenty kronik historycznych, aktów prawnych, dzieł hagiograficznych, kazań, pamiętników, dzienników podróży oraz innych relacji polskich i obcych świadków naszych dziejów. Rzucają one światło na okoliczności fundacji, a często zawierają charakterystykę samych fundatorów. Z tekstów tych wyłaniają się sylwetki ludzi niezwykłych – hojnych, bezinteresownych, zdolnych do wdzięczności i pomocy innym, ludzi, którzy potrafili patrzeć dalej niż sięgał horyzont ich własnego, niekiedy krótkiego życia. Przedmiotem wystawy jest działalność fundatorska w 5 Polsce od średniowiecza po umowne granice współczesności. Aby ogarnąć tak szerokie zjawisko i uporządkować zgromadzony materiał podzielono fundatorów na siedem grup. Wystawę tworzą zatem plansze poświęcone wybranym fundacjom władców, możnych, rycerstwa i szlachty, Kościoła, miast, chłopów i narodu. Władcy od zarania dziejów Polski znajdowali się w awangardzie fundatorów. Władza wsparta autorytetem boskim szukała wyrazu m.in. w fundacjach pobożnych i charytatywnych. Książe Henryk Brodaty i jego żona Jadwiga Śląska, zakładali szpitale, hospicja, kuchnie ubogich, wznosili kościoły i kaplice. Fundowane przez Kazimierza Wielkiego kościoły, zamki, obwarowania, gęsto pokrywają mapę Polski. Zygmuntowi III Wazie jezuici zawdzięczają budowę swojej świątyni w Krakowie. Z kolei dziełem Jana III Sobieskiego i jego żony Marii Kazimiery były warszawskie kościoły kapucynów i sakramentek votum za Victorię wiedeńską. Część wystawy poświęconą możnowładcom rozpoczyna prezentacja działalności średniowiecznego komesa Piotra Włostowica (legendarnego fundatora siedemdziesięciu świątyń) i jego rodu. Kolejne przedstawiają mecenat kanclerzy Jana Zamoyskiego i Jerzego Ossolińskiego oraz Jakuba Wejhera, Jana Dobrogosta Krasińskiego i Ludwiki z Mniszchów Potockiej. Następnie przedstawiono przykładowe fundacje rycerskie i szlacheckie. Znaczącym fundatorem był także Kościół, „inicjator artystycznej twórczości podejmowanej z inspiracji wiary i służącej jej intelektualnej, plastycznej i muzycznej ekspresji”. Wystawa ukazuje działalność na tym polu duchownych, świeckich, zakonników i bractw religijnych. Z kolei fundacje miejskie przedstawiono jako efekt mecenatu władz miejskich (zwłaszcza Gdańska), samych mieszczan oraz cechów i grup zawodowych. Na wystawie znalazło się także miejsce dla fundacji chłopów. Nadmierne obciążenie pańszczyzną, przywiązanie do ziemi, a zwłaszcza całkowita władza szlachty nad ich życiem i śmiercią przez wieki budziły sprzeciw moralistów. Fundacje chłopskie wskazują jednak, że w praktyce los włościan nie był przesądzony. Nieraz potrafili oni skutecznie uwalniać się od powinności pańszczyźnianych. Niektórzy, zwłaszcza żyjący w Karpatach, od poło- AD REM 2-3/2008 GESTA ET HOMINI wy XVII w. gromadzili prawdziwe fortuny. Ci okazywali się hojnymi fundatorami, o czym świadczą teksty dziejopisów i treść testamentów. Wystawę zamyka plansza poświęcona fundacjom narodowym. Pierwsza, będąca wciąż w realizacji, to Świątynia Opatrzności Bożej - wotum wszystkich stanów za uchwalenie Konstytucji 3 Maja. Kolejne to: Złota Kaplica - Mauzoleum Mieszka I i Bolesława Chrobrego przy katedrze poznańskiej oraz pomniki Adama Mickiewicza w Warszawie, Krakowie i we Lwowie. Fundusze na te cele pochodziły ze składek publicznych, w których udział brali mieszkańcy wszystkich zaborów, a także rodacy spoza granic dawnej Rzeczypospolitej. Wśród typów fundacji zaprezentowano m.in. religijne - kościoły, klasztory, kaplice i kalwarie; charytatywne szpitale, przytułki; obronne - zamki, obwarowania; gospodarczo-kulturalne – miasta; naukowe - szkoły, biblioteki. Zwarzywszy na miejsce prezentacji wystawy - Instytut Archeologii UW - warto kilka zdań poświęcić fundacjom o charakterze edukacyjnym, które znalazły miejsce na ekspozycji. Jest to przede wszystkim Akademia Krakowska. Powołane w roku 1364 staraniem Kazimierza Wielkiego studium generale nie było uczelnią „pełną”, gdyż nie posiadało wydziału teologii. Podstawą nauczania miały być nauki prawne, a celem wykształcenie wysoko wykwalifikowanej kadry administracyjnej. W roku 1370 uczelnia podupadła wprawdzie, lecz w 1400 r., dzięki staraniom królowej Jadwigi Andegaweńskiej nastąpiło jej odnowienie. Miano tam kształcić „w teologii, to jest w AD REM 2-3/2008 Piśmie Świętym, w prawie kanonicznym i rzymskim, w fizyce i sztukach wyzwolonych”. Od absolwentów uczelni oczekiwano najwyższego poziomu wiedzy i moralności: „Niech więc tam będzie nauk przemożnych perłą, aby wydawała męże dojrzałością rady znakomite, ozdobą cnót świetne i w różnych umiejętnościach wyuczone.” – głosił akt odnowienia wszechnicy. Z kolei dziełem kanclerza Jana Zamoyskiego było renesansowe miasto Zamość, a w nim kolegiata, drukarnia i ukochana przez niego akademia. Podziw budzi proklamacja fundatora z racji otwarcia szkoły - tekst głęboki, osobisty, płynący z przekonania o znaczeniu nauki w życiu jednostek i narodów: „Ja, Kanclerz i najwyższy wódz wojsk polskich, dostąpiłem najznaczniejszych godności w państwie nie tylko dzięki Bogu, królowi i Rzeczypospolitej, ale także dla nauk, które niegdyś sobie zdobyłem. Bez nauki nie może być ani cnoty, ani sławy. Pomny tej prawdy, w mojej młodości: cały poświęciłem się naukom. Wiedziałem bowiem dobrze, że bez nauk (...) walą się królestwa, upadają mocarstwa, same dostojeństwa ciężarem się stają. (…) Akademio Zamoyska, córo moja droga (…) tobie powierzam pieczę nad moim plemieniem. Nie opuszczaj tego miejsca, nie odstępuj moich potomków (...) bądź ukochanej mej Ojczyzny podporą”. Lektura powyższych tekstów skłania do szerszego spojrzenia także na rolę współczesnego szkolnictwa, które prócz dostarczania wiedzy powinno kształtować postawy głęboko humanistyczne, społeczne i obywatelskie. Wystawa „Fundator i jego fundacja” uświadamia jak powszechna i przekraczająca wszelkie podziały społeczne, była niegdyś działalność fundacyjna. Zatem obecnie, niezależnie od tego jakie są nasze korzenie - szlacheckie, mieszczańskie czy włościańskie - wszyscy jesteśmy spadkobiercami dawnych fundatorów. A bycie spadkobiercą dóbr, z jednej strony daje poczucie dumy, z drugiej zobowiązuje do troski o pozostawione przez naszych przodków dziedzictwo. Każdy może realizować to zadanie we właściwy dla siebie sposób. KOBiDZ tworzy standardy ochrony i dokumentacji zabytków, ponadto gromadzi dane stanowiące nieocenione źródło informacji o zabytkach dla instytucji powołanych do ich ochrony i dla badaczy naszej spuścizny. Środowiska akademickie z kolei dokonują pogłębionych badań, ratując często od zapomnienia obiekty niszczejące czy nieistniejące, znane jedynie ze źródeł literackich i ikonograficznych. Jeśli więc obejrzenie ekspozycji zainspirowało widza do podobnych działań, to cel wystawy, jaki założyli jej twórcy, został osiągnięty. 6 GESTA ET HOMINI Prof. Josèė Luis Jimènez Salvador prof. Iwona Modrzewska-Pianetti Profesor José Luis Jiménez Salvador (ur. 1957 r. w Saragossie) jest wybitnym specjalistą z zakresu archeologii Hiszpanii okresu rzymskiego. Profesor pracuje w Instytucie Prehistorii i Archeologii (Depatamento de Prehistoria y Arqueologia) Wydziału Geografii i Historii (Facultad de Geografia y Historia) Uniwersytetu w Walencji, gdzie do 2008 r. pełnił funkcję dyrektora. Profesor Jiménez Salvador chętnie współpracuje z polskimi archeologami, czego wyrazem była druga już wizyta naukowa na Uniwersytecie Warszawskim, którą odbył w maju br. Profesor aktywnie wspiera współpracę Instytutu Archeologii UW i Uniwersytetu w Walencji. Obie uczelnie zawarły porozumienie w sprawie wymiany kadry naukowej oraz studentów, która jest realizowana w ramach programu Erasmus. Profesor jest doskonałym tutorem stypendystów polskich studiujących w Hiszpanii, dzięki Jego pomocy i zaangażowaniu do dnia dzisiejszego powstało kilkanaście licencjatów i prac magisterskich polskich studentów archeologii. prof. Iwona Modrzewska-Pianetti i prof. José Luis Jiménez Salvador podczas wykładu w Warszawie Profesor Jiménez Salvador od początku swej naukowej kariery specjalizował się w architekturze okresu rzymskiego. Przygotował pracę magisterską na Uniwersytecie w Saragossie (1971 r.) poświęconą świątyni Junony w Gabii w Italii (Estudio del tem- 7 plo de Juno Gabina), za którą otrzymał wyróżnienie. W latach 1981-1982 był stypendystą Hiszpańskiej Szkoły Archeologicznej w Rzymie. Doktorat obronił także na Uniwersytecie w Saragossie (1986 r.) na Wydziale Humanistycznym. W swojej rozprawie poruszał problematykę architektury rzymskiej Hiszpanii na przykładzie forum w Bilbilis (Contribición al estudio de arquitectura romana en Hispania: el foro de Bilbilis), także ta praca otrzymała wyróżnienie. Profesor Jiménez Salvador od wielu lat prowadzi wykłady z archeologii, najpierw na Uniwersytecie w Kordobie na Wydziale Humanistycznym (Facultad de Filosofia y Letras) do 1987 r., a następnie na Wydziale Geografii i Historii Uniwersytetu w Walencji (Facultad de Geografia y Historia) gdzie wykłada do chwili obecnej. Wyjątkowo bogata jest Jego działalność badawcza, kierował wieloma projektami badawczymi, m.in. nad świątynią rzymską w Kordobie w 1983-1995, akweduktem rzymskim w Peňa Cortada (Walencja) w 1989-1995, willą rzymską w L’Horta Vella (Bétera, Walencja) w 2001-2007, pałacem w Cerveró (Walencja) w 2004-2005, zamkiem w Chirel (Cortes de Pallás, Walencja) w 2005, zamkiem w la Pileta (Cortes de Pallás, Walencja) w 2006-2007, zamkiem w Buňol (Walencja) w latach 2007-2008. Ponadto Profesor był zastępcą dyrektora Hiszpańskiej Misji Archeologicznej w Pompejach w latach 1990-1992 i 1995-1998. Był też odpowiedzialny za realizację projektu: La decoración archittctónica romana en la provincia de Valencia. Był to projekt badawczy dotyczący architektury rzymskiej na obszarze Walencji, prowadzony przez władze tego regionu (Generalitat de Valencia) w latach 19971999. Prof. Jiménez Salvador brał także udział w realizacji projektu: El Foro Povincial de Auguasta Emerita. Estudio, catalogación y conservación, prowadzonego przez Instytut Archeologii w Meridzie, Consejo Superior de Investigaciones Cientificas (odpowiednika Polskiej Akademii Nauk), w latach 2003-2005. Był to projekt dotyczący konserwacji forum antycz- AD REM 2-3/2008 archeologia nej stolicy Luzytanii, obecnie miasta położonego w Hiszpanii. Powyższe badania doprowadziły do objęcia patronatem dóbr kultury europejskiej UNESCO tego wyjątkowego miasta antycznego. Prof. Jiménez Salvador był komisarzem wystawy poświęconej pracom w Pompejach, która została zorganizowana przez Consorcio de Museos de la Generalitad Valenciana. Wystawa była zaprezentowana w Museo de Belles Artes de Valencia (2004 r.), Muzeum Archeologicznym w Murcji (2004-2005) oraz w Muzeum Belles Artes w Alicante (2006 r.). Ponadto Prof. Jiménez Salvador jest członkiem hiszpańskiego komitetu wydania Corpus Signorum Imperii Romani, a także autorem ponad stu artykułów w czasopismach specjalistycznych, wydaniach kongresów narodowych i międzynarodowych dotyczących archeologii rzymskiej. Wśród wielu publikacji prof. Jiméneza Salvadora należy wymienić „Arqutectura forense en la Hispania Romana” (Zaragoza 1987), „Las ciudades hispanorromanas” [w:] Cadernos de Arte Esopaňol, nr 30 (Madrid 1992), „La casa de Mitra” (wraz z M. Martin–Bueno, Cabra 1992), „L’ Apolo de Pinedo” (Valencia 1994). Profesor był redaktorem naukowym „I Coloquio de pintura mural romana en Hispania (Valencia 1992) oraz “El mosaico de las Nueve Musas del Pouatxo de Moncado” (Valencia 2001). Ponadto Prof. Jiménez Salvador jest redaktorem naukowym (wraz z Alber Ribera) „Valencia y las primeras ciudades romanas de Hispania” (Valencia 2002). Prof. Jiménez Salvador jest również redaktorem naukowym i współautorem „Catátalogo de la exposición, bajo la cólera de Vesubio. Testimonios de Pompeya y Herculano en la época de Carlos III” (Valencia 2004) oraz współautorem publikacji „Palacio de Cerveró” (Valencia 2007). Obecnie przygotowywane jest do druku polskie tłumaczenie książki prof. Jiméneza Salvadora o zabudowie foralnej Hiszpanii okresu rzymskiego. kontakt: Prof. Josė Luis Jiménez Salvador 46010 Walencja, Avda. Blasco Ibaňez, 28 tel. 0034 3864242, e-mail: [email protected] AD REM 2-3/2008 Najnowsze badania nad urbanizacją Hiszpanii okresu rzymskiego prof. José Luis Jiménez Salvador tłum. prof. Iwona Modrzewska-Pianetti W ostatnich dziesięcioleciach badania archeologiczne nad urbanizacją okresu rzymskiego przyniosły wiele nowych danych uzupełniających obraz najważniejszych miast Hiszpanii tego okresu historycznego. Rozległe terytoria, które podlegały procesowi romanizacji to nie tylko Półwysep Iberyjski, ale także Baleary. Począwszy od północy Hiszpanii - Katalonii, jednym z ważniejszych miast w tym okresie jest Tarragona. Znalazła się ona na liście dóbr kultury chronionych przez UNESCO w 2000 r. Inne z miast objętych specjalną ochroną kultury to Ampurias i Barcelona. Pierwsze z nich jest szczególnie ważne ze względu na wielowiekową tradycję urbanistyczną, grecką i następnie rzymską. Natomiast Barcelona jest przykładem zmian w strukturze miasta od okresy rzymskiego i późnoantycznego do początków okresu średniowiecza. Podobnym przykładem, który ukazuje rozwój i transformację miasta w czasie, jest też Saragossa (antyczne Caesaraugusta), ważny punkt komunikacyjny pomiędzy wybrzeżem i interiorem Półwyspu, poprzez rzekę Ebro. Na wybrzeżach Morza Śródziemnego ważna rolę odgrywała Walencja. W świetle nowych badań potwierdza się jego znaczenie ekonomiczne, od czasów powstania kolonii w 138 r. p.n.e. aż do okresu późnoantycznego (podobnie jak w przypadku Barcelony). Badania wykopaliskowe uwidoczniły też znaczenie innego ośrodka miejskiego, mianowicie Cartageny, warto przytoczyć tu odkrycie na terenie tegoż miasta teatru rzymskiego i zabudowy forum. W dzisiejszej Andaluzji (antyczna Baetica) jedno z najistotniejszych odkryć związane jest z Kordobą, a dotyczy ono zabudowy publicznej miasta antycznego z okresu Cesarstwa Rzymskiego. W * Niniejszy artykuł stanowi streszczenie wykładu prof. Josė Luis. Jimeneza Salvadora z Uniwersytetu w Walencji. Wykład został wygłoszony gościnnie w Warszawie w ramach programu Erasmus (2008 r.). 8 archeologia Teatr w Meridzie tym też mieście powstał największy teatr rzymskiej Hiszpanii oraz zespół wspaniałych świątyń. Powyższe odkrycie spowodowało ożywienie dyskusji związanej z problemem forum prowincjonalnego. Ciekawszych danych dostarczyły także badania antycznej Astigi (dzisiejszej Écija), położonej w pobliżu Sewilli - stolicy conventus astigitanus, gdzie zostały odsłonięte ogromne termy. Szczególny status na liście UNESCO otrzymała również Emerita Augusta (dzisiejsza Mérida) - stolica Luzytanii w okresie antycznym. W tym mieście zachowały się do dnia dzisiejszego monumentalne, znane i podziwiane od stuleci budowle rzymskie: teatr i amfiteatr, odsłonięto też nowe obiekty należące do forum oraz wielkie sanktuarium poświęcone kultowi cesarskiemu. Znaczące odkrycia archeologiczne dotyczą również rejonów, które dotąd wzbudzały mniejsze zain- 9 teresowanie badaczy Hiszpanii rzymskiej. Dotyczy to na przykład miasta Segobriga położonego w dzisiejszej prowincji Cuenca, gdzie odsłonięto forum i termy. Inny przykład to Complutum czyli Alcalà de Henares, które uzupełnia obraz miast cesarskich i ich transformacji w okresie późnoantycznym. Północ Hiszpanii okresu rzymskiego to obszar geograficzny, który został lepiej poznany w ostatnich latach. Można tu przytoczyć badania nad antycznym miastem Asturica Augusta (dzisiejszej Astorgi) oraz Legio (dzisiejszego Léon) oraz Lucus Augusti (obecnego Lugo), miast warownych. Do tej listy należałoby dołączyć także Gijon na wybrzeży Astirii, gdzie odkryto termy rzymskie. Już tylko na tych wybranych przykładach miast można stwierdzić, jak wielki postęp w poznaniu architektury i urbanistyki Hiszpanii okresu rzymskiego został dokonany dzięki badaniom archeologicznym. AD REM 2-3/2008 archeologia Średniowieczna wieża na kopcu? Czyli słów kilka o siedzibie rodu Wierusz-Walknowskich w Walichnowach dr Radosław Karasiewicz-Szczypiorski Początki osadnictwa w okolicy miejscowości Walichnowy toną w mrokach dziejów. Z całą pewnością miejsce to było atrakcyjne dla wielu pradziejowych społeczności. W pobliskich miejscowościach odkryto m.in. cmentarzysko kultury łużyckiej oraz ślady wytopu żelaza z okresu rzym- łącznie Słowianie osadzeni na prawie niemieckim. Pierwsza wzmianka o Walichnowach pochodzi z roku 1377. Kolejne dokumenty z tego okresu wymieniają Bernarda (Bieniasza) syna Lutolda sędziego wieluńskiego (1380-1406) i opolskiego (1382). Jeden z jego synów pisał się Paszko z Walknowych. Zespół pałacowo-parkowy w Walichnowach. Widok z lotu ptaka. W centrum ujęcia staw i połączona z nim fosa oblewająca kopiec. (fot. K. Trela) skiego. Spośród osad średniowiecznych najstarszy rodowód mają zapewne pobliskie Sokolniki. Z nazwy można się domyślać, że była to wieś służebna. Walichnowy były być może pierwotnie częścią tej samej miejscowości, tylko później zasiedloną. Nazwa nowej osady jest prawdopodobnie niemieckim odpowiednikiem zastanego nazewnictwa (Falknow – Walknow niektórzy badacze wywodzą od niemieckiego der Falke – sokół). Jeśli teoria ta jest słuszna można domyślać się, że na nowych łanach osiedli także przybysze z głębi Niemiec, a nie wyAD REM 2-3/2008 Odtąd przez kilka stuleci Walichnowy pozostawały w ręku rodu Wierusz-Walknowskich (Walichnowskich). Przedstawiciele rodziny dzierżyli w XV i XVI w. także liczne dobra w okolicy, a wielu z nich piastowało urząd sędziego wieluńskiego. Na przestrzeni XVI w. następuje najprawdopodobniej rozpad fortuny rodowej na mniejsze działy. Nawet w samych Walichnowach notowany jest jednocześnie więcej niż jeden właściciel. Z bogatej historii miejscowości istotny dla podjętych rozważań jest rok 1487, kiedy to kolej10 archeologia ny Walknowski (także Bieniasz i sędzia wieluński) spisuje testament w swej fortalicji w Walichnowach. Jest to najstarszy przekaz odnotowujący istnienie rezydencji pańskiej o charakterze obronnym. Inwentarz z 1612 r. podaje kilka szczegółów dotyczących rodowej siedziby Walknowskich. Wówczas jako udział w spadku przypadł Marcinowi Walknowskiemu „(…) dwór wszystek z kopcem, przykopem, stawem, młynem (…)”. Kolejny inwentarz z 1711 r. wspomina już „dwór na kopcu niedokończony (…)”, czyli zupełnie nowy obiekt choć na tym samym miejscu. Natomiast z przekazu z 1791 r. wyraźnie wynika, że wykonano remont mostu prowadzącego na kopiec. Wzmianka o moście to najpóźniejsze świadectwo dbałości o siedzibę na otoczonej wodą wyspie – kopcu, natomiast położony opodal pałac klasycystyczny nosi na elewacji datę 1843. Obecnie w Walichnowach można zobaczyć wspomniany pałac oraz towarzyszące mu pozostałości parku wraz ze stawem. Zbiornik wodny jest utrzymywany dzięki zastawie na płynącej przez Walichnowy rzeczce. Ze stawem jest połączona półkolista odnoga, która oblewa z trzech stron pozostałości niewielkiego kopca. W literaturze podnoszony jest związek fortalicji sędziego Bieniasza (1487) z dworem na kopcu odziedziczonym przez Marcina Walknowskiego (1612). Wyraźnie czytelny kopiec nie dostarcza po temu jednoznacznych dowodów. Topografia miejscowości zdaje się jednak potwierdzać, że była to najdogodniejsza lokalizacja dla siedziby rycerskiej o wcześniejszym rodowodzie. W okolicy brak form terenu lepiej przystosowanych do obrony niż kopiec otoczony wodą. Podstawowe wydają się pytania: kiedy wzniesiono pierwszą siedzibę rodu Wieruszów w Walichnowach i jaki był jej pierwotny kształt. Najprawdopodobniej terminus post quem dla budowy siedziby godnej wielkiego pana stanowią lata, w których Bernard (Bieniasz) z rodu Wieruszów piastował urzędy sędziowskie w ziemi Wieluńskiej i Opolskiej. Szczególnie ważny może być epizod związany z drugim z wymienionych urzędów (1382). Wydaje się, że mamy do czynienia z najbardziej wpływowym i najbogatszym przedstawicielem rodu. 11 Aspiracje i odpowiednie zasoby finansowe mogły stanowić pobudki do podjęcia ambitnego przedsięwzięcia budowlanego w Walichnowach. Terminus ante quem wyznacza natomiast rok 1487, gdy w testamencie innego Bieniasza, także sędziego wieluńskiego, wymieniana jest obronna siedziba tego rycerza w Walichnowach. Najodpowiedniejszym kandydatem na fundatora pierwszej budowli na kopcu wydaje się Bernard sędzia opolski. Wskazuje na to nie tylko jego eksponowana pozycja wśród członków rodu, ale także koneksje z dzielnicą Śląską. Śląsk najszybciej przyswajał wzorce zachodnioeuropejskie, w tym także styl życia bogatego rycerstwa. Do „ideałów” do których aspirowali najzamożniejsi wasale tamtejszych Piastów i królów czeskich należało posiadanie siedziby w formie wieży mieszkalnej. Budowla powinna mieć co najmniej trzy kondygnacje, mogła być także ulokowana na kopcu. Najstarsze siedziby tego typu były wznoszone jako „wiejskie” rezydencje książąt i biskupów. Jednak w XIV w. podobne, choć skromniejsze wieże wznosiło już wielu śląskich feudałów. Sięgając po stanowisko sędziego opolskiego Bernard Wierusz najprawdopodobniej chciał dorównać najbogatszym przedstawicielom swojego stanu z okolicznych ziem. Większość śląskich wież sytuowano w miejscach obronnych poprzez swoje wyżynne położenie. Jednak można znaleźć także przykłady nawiązujące do lokalizacji siedziby w Walichnowach. Najbliższą analogią wydaje się być pochodzący z początków XIV stulecia donżon w Siedlęcinie. Ufundował go najprawdopodobniej Henryk I książę jaworski na krótko po 1314 r. Wieża została zbudowana w dolnej części wsi, w dolinie Bobru, na sztucznym wzniesieniu i została otoczona nawodnioną fosą. Wizja siedziby rodu Wieruszów jako wieży rycerskiej na kopcu wymaga oczywiście weryfikacji archeologicznej. Oblany wodą kopiec czeka na odsłonięcie ukrytych w jego wnętrzu reliktów architektury. Przeprowadzenie systematycznych badań archeologicznych pozwoliłoby z pewnością dopisać piękną kartę do średniowiecznych dziejów Walichnowów i zasłużonego dla ziemi Wieluńskiej rodu Wieruszów. AD REM 2-3/2008 historia Przyczyny wojen wedle Herodota z Halikarnasu Błażej Popławski Przyczyny wojen w „Dziejach” Herodota można podzielić w dwie zasadnicze grupy: pragmatyczne związane z realiami politycznymi oraz moralne - związane z typem religijności. Oba kryteria wzajemnie się przenikają i uzupełniają. Religijny i tradycyjny pogląd na świat stanął Herodotowi na przeszkodzie w zrozumieniu istotnych pobudek działania ludzkiego i w stworzeniu historiografii w nowożytnym roHerodot z Halikarnasu zumieniu tego pojęcia. W miejsce związku przyczynowo-skutkowego pojawia się łańcuch krzywd. Związki przyczynowe u Herodota sprowadzają się do aktów rewanżu. Wszystkie wojny, nawet o charakterze zaborczym, są aktami kary czy też zemsty za poprzednio doznane krzywdy. Stanowią tisis -karę, odwet, wyrównanie krzywd, pokutę. Herodotowi często nie udaje się powiązać większej ilości faktów w łańcuch win. Wtedy następuje rozpoczęcie nowego łańcucha krzywd oraz próba powiązania go z uprzednim. Tym samym rola historyka polega na tym, aby ustalić kto pierwszy dopuścił się bezprawia (V 28), a następnie ukazać wydarzenia jako kolejne ogniwa w łańcuchu aktów odwetu. Argumentację tego typu widać już na początku dzieła. Herodot przedstawiając w prologu koncepcję łańcucha krzywd, łączy historie czterech mitycznych kobiet w dwie pary: Io z Europą oraz Medeę z Heleną. Córka Inachosa króla Argos – Io, zostaje porwana przez Fenicjan. W rewanżu Kreteńczycy uprowadzają z fenickiego Tyros królewnę Europę. W drugiej parze, inicjatywa przechodzi od Azjatów do Hellenów – ci ostatni porywają z Kolchidy księżniczkę Medeę. Tym AD REM 2-3/2008 samym, stali się sprawcami drugiej krzywdy (I 2.2). Hellenowie odmawiają wydania Medei, powołując się na brak zadośćuczynienia za porwanie Io. Kwestia „odszkodowania” decyduje także o uprowadzeniu Heleny przez Aleksandra, który liczył na bezkarność. Jednakże Grecy popełnili hybris (pycha, wina, zuchwalstwo, grzech pewności siebie) wobec reguł rewanżu, utworzyli panhelleńską koalicję militarną i zniszczyli Troję. O eskalacji konfliktu zdecydowało więc przekształcenie „systemu porwań kobiet” w wyprawę wojenną. Za głównych winowajców konfliktu między Europą a Azją należałoby więc uznać nie Fenicjan, lecz Greków, którzy bardziej zawinili (I 4.1). Wiara w fatum, przekonanie o zmienności ludzkiego losu na płaszczyźnie polityki międzypaństwowej, tworzą łańcuch krzywd i win. Hybris i jej skutek ate (zaślepienie) są środkami, poprzez które w pewnych wypadkach realizuje się pierwiastek boski (theion), boski los (tyche) lub przeznaczenie (moira). W tym porządku religijno-etycznym najistotniejszą rolę odgrywa zatem kwestia usprawiedliwienia czynu (hamartii) definiowanego jako błąd, przewinienie dziedziczone. Każda wojna mogła zostać usprawiedliwiona jeżeli sprawca wykazał, że chodziło o akt odwetu za wyrządzoną krzywdę. W efekcie, bardzo często musiało dochodzić do nadużyć owego potencjału obwiniania się. Sam Herodot po wymienieniu powodów rzeczywistych (natury politycznej, ekonomicznej) często uzupełnia opowiadanie o usprawiedliwienie faktu, jako odwetu za doznaną krzywdę lub wdzięczności za okazane dobrodziejstwo czy pomoc. Argumentacja ta łączy powody polityczne z oceną moralizatorską. Taka właśnie struktura narracyjna najwyraźniejsza jest w opisach imperialnych wojen władców azjatyckich. Cyrusem kierowało pleonexie, czyli chciwość, zachłanność, nieuzasadnione roszczenie (I 204.2). Podbiwszy większą część Azji Południowej, lud Bak- 12 historia tryjczyków, Saków i Egipcjan (I 153), Babilonię i Asyrię, zapragnął dostać pod swą władzę także Massagetów (I 201). Hybris Cyrusa ukarała królowa Massagetów - Tomyris, która nienasyconego króla nasyciła jego własną krwią (I 212). Herodot często odróżnia powód pozorny, co określa jako profasis (VI 133) czy wina – aitie (I 26) lub proschema tou logou (IV 167; VI 133), od przyczyny rzeczywistej – aitie genomene. Do głębszych przyczyn konfliktów należy zaliczyć lęk Spartan przed rosnącą potęgą Aten. Dostrzegamy go w następującym passusie „[Lacedemończycy] widząc, jak Ateńczycy rosną w siłę i bynajmniej nie są skłonni ich słuchać, doszli do przekonania, że lud attycki, gdyby był wolny, dorównałby ich własnej potędze” (V 91). Tym samym właśnie Herodota, a nie Tukidydesa, należałoby uznać za ojca analizy przyczynowo-skutkowej. Herodot doskonale charakteryzuje prawdziwe przyczyny wojen prowadzonych przez obie poleis, ekspansywna polityka kontra polityka ostrożna, zachowawcza, często prewencyjna. Co ciekawsze w kilku miejscach utworu zauważyć można zrozumienie przez Herodota ekonomicznych podłoży konfliktów zbrojnych. Głód ziemi stanowił przyczynę wojny Sparty i Argos (I 82). Ateńczycy wypędzili Pelazgów, aby uzyskać żyzne tereny u stóp Hymmetu (VI 137). Podobne przyczyny kierowały Aristagorasem w zajęciu Naksos, które „jest wyspą, co prawda niewielką, ale piękną, żyzną i bliską Jonii, są tam wielkie bogactwa i liczni niewolnicy” (V 31). Oprócz znajomości ekonomicznego podłoża wojen, Herodot wykazuje się wiedzą na temat lokalnych antagonizmów między poleis, które rozważały czy stanąć po stronie Persji, czy też poprzeć panhelleńską koalicję. Pogląd ten zdaje się potwierdzać następujący fragment: „Fokijczycy bowiem jedyni z tamtejszych ludzi nie sprzyjali Medom, z żadnego innego powodu, jak ja przypuszczam, lecz tylko z nienawiści ku Tesalczykom; gdyby ci popierali sprawę helleńską, Fokijczycy moim zdaniem sprzyjaliby Medom” (VIII 30). 13 Przedstawienie smoka z tympanonu ze Strońska Funkcje i treści ideowe Alicja Kawecka Romański kościół p.w. św. Urszuli i jedenastu tysięcy dziewic w Strońsku (woj. łódzkie) jest typowym dla XIII w. prowincjonalnym obiektem sakralnym. Ceglany kościół jest niewielką, jednonawową budowlą, z wyodrębnionym prezbiterium zakończonym półkolistą absydą. Na przestrzeni wieków jego układ przestrzenny i bryła ulegały wielokrotnym przemianom. Z pierwotnej budowli zachowały się w niezmienionej formie jedynie fragmenty bocznych murów nawy i prezbiterium oraz elementy dekoracji architektoniczno-rzeźbiarskiej w postaci fryzu arkadkowego umieszczonego pod okapem absydy oraz kuty w piaskowcu tympanon. Technika budowlana murów kościoła oraz cechy stylowe reliefu w tympanonie wskazują, że obiekt ten powstał na przełomie XII i XIII stulecia. Na podstawie analizy stylistycznej oraz ikonografii, stroński tympanon wiązany jest z nurtem rzeźby architektonicznej pozostającym pod wpływem dzieł warsztatów północnowłoskich, dość licznie reprezentowanym przez zachowane zabytki XIIwiecznej kamiennej plastyki romańskiej z terenu Polski. Rzeźba tympanonu ze Strońska nosi silne znamiona prowincjonalizmu. Charakteryzuje się płaskim, linearnym reliefem o niewielkim zróżnicowaniu płaszczyznowym. Detal większości elementów wydobyty jest za pomocą rytu, niekiedy zróżnicowaniem wysokości powierzchni. Pole główne tympanonu otoczone bordiurą ze stylizowanych wici roślinnych wypełnia smok - jeden z najpowszechniejszych w średniowiecznej kulturze symboli szatana. Wyobrażenie smoka usytuowane nad wejściem do kościoła, w miejscu szczególnie ważnym pod względem symbolicznym, budzi pewien AD REM 2-3/2008 artes niepokój, a zarazem ciekawość odnośnie treści oraz funkcji. Przedstawienia smoka, jako głównego motywu tympanonu lub nadproża, znane są w europejskiej i polskiej plastyce romańskiej, głównie w rzeźbie obszarów peryferyjnych. Rzeźby analogiczne do strońskiej znajdowały się m.in. w tympanonie z XII w. z kościoła w Stagnaby (obecnie w Muzeum Historycznym w Lund) oraz w ościeżu XII-wiecznego portalu kaplicy zamku Tyrol. W Polsce podobne wyobrażenie smoka w nadprożu pochodzi z wrót krypty św. Leonarda na Wawelu. Warto się zastanowić nad funkcją przedstawień smoków w miejscu uświęconym - jakim był portal. Na terenie całego chrześcijańskiego universum w tympanonach wyobrażano zazwyczaj najważniejsze dla dogmatyki epoki sceny ze Starego i Nowego Testamentu, których głównym zadaniem było pouczenie wiernych. W budowlach prowincjonalnych często umieszczano w tym miejscu sam krzyż (prosty lub stylizowany) jako symbol najważniejszych prawd wiary. Natomiast w Strońsku postąpiono zgoła inaczej. W głównym miejscu portalu umieszczono wyobrażenie o ugruntowanej w chrześcijaństwie zdecydowanie negatywnej symbolice. Smok był symbolem samego szatana, jego ciemnych mocy i grzechu. Tymczasem zajął miejsce przynależne samemu Chrystusowi i świętym. Z całą pewnością musiały istnieć w owym czasie jakieś czynniki nobilitujące jego postać. Aby do nich dotrzeć warto zagłębić się nieco w tradycję kulturową społeczeństwa zamieszkującego onegdaj ziemie Polski. Smok ze Strońska niósł ze sobą najpewniej ogromny bagaż tradycji pogańskiej, głęboko zakorzenionej w odczuciach zbiorowych. Zapoznanie się z rolą, jaką przypisywano tym stworom otwiera szerokie możliwości interpretacji funkcji jakie mogły one pełnić w kościołach romańskich. Smoki należą do bestii najczęściej pojawiających się w wierzeniach ludów całego AD REM 2-3/2008 świata. Być może zrodziła je wyobraźnia w efekcie odkrywania szczątków prehistorycznych gadów czy płazów. Smoki występują niemal powszechnie w mitologiach starożytnych - od Dalekiego Wschodu, przez Bliski Wschód po Europę. Wyobrażano je sobie na różne sposoby, niemniej zawsze cechowało je ogromnych rozmiarów hybrydyczne cielsko. W wierzeniach i wyobrażeniach Słowian, podobnie jak u Germanów, smoki łączone były często z wężami i żmijami. Wszystkie te stworzenia, zarówno rzeczywiste, jak bajeczne, traktowano jako niemal ze sobą tożsame, zaś ich nazwy stosowane były zamiennie. W średniowiecznej Polsce na określenie smoka używano trzech nazw: drakon (od łacińskiego draco, draconis), smok (pochodzącą najprawdopodobniej od rodziny wyrazów germańskich - snaca, snakr, snokr) oraz żmij (będąca ogólnosłowiańską nazwą żmii czy węża). Ta ostatnia jest zarazem najstarszą słowiańską nazwą określającą smoka (żmij jest słowem znanym we wszystkich językach słowiańszczyzny, na określenie potężnej bestii, występuje ono prawie wszędzie w identycznym brzmieniu: polski żmij albo źmij, wielkoruski zmij, białoruski zm’ej, bułgarski zmej, serbochorwacki i słoweński zmaj). Wydaje się, że pod nią właśnie kryje się słowiańska, wężowata bestia, z którą związane są tradycje kulturowe sięgające daleko w zamierzchłą przeszłość i niepowiązane bezpośrednio z wierzeniami dotyczącymi smoków u innych ludów. Wyraz żmij pochodzi najprawdopodobniej od słowa ziemia. Jak sama nazwa sugeruje, wyglądem zbliżony był do wielkiego węża – żmii. Podobną wizję smoka - olbrzymiego wijącego się po ziemi węża (waurmus, omr, wyrm) - posiadali też Germanie, co poświadcza archaiczność słowiańskiego wyobrażenia. Postać żmija uwieczniona została także w piśmiennictwie wczesnośredniowiecznym. W tekstach liturgicznych wymieniana jest jako rodzaj smoka czy węża, pod postacią których, 14 artes kryje się szatan i zło. Żmij jako smok odnotowany został także w „Poviesti vremiennych let”. Był zapewne rdzennie słowiańskim uosobieniem bestii chtonicznej, wielkiej, nieokiełznanej, Podobnie działo się w przypadku brodów rzecznych, jako „przejść” z jednego świata w drugi. Warto zwrócić uwagę, że podobne znaczenie i analogiczną semantycznie nazwę – Tympanon z kościoła parafialnego w Strońsku o całkiem nieprzewidywalnej sile. Bardzo prawdopodobne wydaje się, że pełnił (podobnie jak smoki w innych kręgach kulturowych) funkcje strażnika. Sugerują to liczne polskie toponimy typu Żmigród, potwierdzone dla okresu wczesnego średniowiecza. Pod nazwą Żmigród kryły się zarówno grody, jak również pewne szczególne miejsca, takie jak wzniesienia czy cyple, często w pobliżach rzek czy moczarów. Te ostatnie często włączone były w obręb aglomeracji wiejskiej lub miejskiej, jednak znacząco się wyróżniały poprzez graniczne położenie, często na skraju zamieszkałego terenu, naprzeciw pustkowia bądź skraju domeny. Naturalne wyniosłości terenu, punkty szczególnie wyeksponowane przez swe położenie i obecne w pobliżu dróg, także często otrzymywały miano Żmigrodów. 15 Brama Potwora - przypisano naturalnej zaporze wodnej, będącej granicą duńsko-saską, którą ustanowił Off Duńczyk. Podobnie jak w wypadku polskich Żmigrodów, była to strefa graniczna, przejście pomiędzy obszarami, strzeżone przez potężną bestię. Nazwy miejscowe i topograficzne związane ze żmijem, występowały dość często na obszarach całej Słowiańszczyzny, zarówno wschodniej jak i południowej. Tak więc Żmigrody byłyby miejscami przebywania Żmija, chtonicznej bestii, pana i stróża pogranicza, czerpiącego swą moc z ziem będących jego domeną, zwracającego swe oblicze ku nieznanym, często wrogim obszarom. Żmij na granicy pozostawał potężnym, nie do końca przewidywalnym sprzymierzeńcem miejscowych społeczności, strzegł je przed niepożądanymi przybyszami ze świata zewnętrznego. Być może AD REM 2-3/2008 artes podobne idee związane były z nazwą Wały Żmijowe - systemy wałów obronnych przed plemionami koczowniczymi budowanych na Rusi w okresie średniowiecza. Powyższe przykłady wskazują, że w czasach średniowiecza ludności Polski dobrze znane były smoki, przede wszystkim w ich lokalnej, zakorzenionej w tradycji kulturowej wersji – żmija, obdarzonego ogromnymi mocami ochronnymi. Na tej podstawie można wnioskować, że jego wyobrażenia kute w kamieniu miały również właściwości apotropaiczne. Ich obecność w portalach czy na ścianach kościelnych – na obszarach granicznych – w pełni odpowiada ich funkcjom ochronnym. Identyfikacja smoka z tympanonu w Strońsku ze słowiańskim żmijemobrońcą jest właściwie jedynym sposobem wyjaśnienia jego obecności w tym doniosłym symbolicznie miejscu. Podobnie jest w przypadku płaskorzeźby z nadproża krypty św. Leonarda na Wawelu przedstawiającej wizerunek żmija - potężnego pana pogranicza. Ten wizerunek idealnie odpowiada potrzebie ochrony strefy granicznej, jaką były wrota kościelne. W magii wizerunek zwierzęcia był tożsamy z nim samym, posiadał identyczne moce, w przypadku żmija – apotropaiczne. Jego przyrodzonym powołaniem (tak jak i innych smoków) było stróżowanie, ochrona powierzonego mu mienia przed wszelkimi niepożądanymi siłami. Przedstawienia smoków umieszczone w celu ochronnym miały za zadanie zabezpieczać przestrzeń i odstraszać potencjalnych wrogów, którzy ośmieliliby się ją zbezcześcić. Tak jak żmij w swej siedzibie na pustkowiu, tak jego wizerunek nad progiem kościelnym był gwarantem bezpieczeństwa świętej przestrzeni w oczach lokalnej społeczności. Żmij był przecież stworzeniem znanym, bo zakorzenionym w wierzeniach tradycyjnych. Widziany ponad portalem czy na murach, nie budził wątpliwości, a jego rola apotropaiczna była oczywista i powszechnie zrozumiała. AD REM 2-3/2008 W poszukiwaniu parkowych rzeźb z Dylewa Angelika Dłuska Niniejszy artykuł poświęcony jest rzeźbom parkowym, które przed II wojną światową znajdowały się w posiadłości rodziny Rose w Dylewie (Doehlau), a ich powojenne losy pozostają dotychczas zagadką. Oprócz rzeźb opracowanych i opublikowanych przez prof. Tomasza Mikockiego (m.in. w Roczniku Instytutu Archeologii UW „Światowit”) w dylewskim parku znajdować się mogły jeszcze przynajmniej dwie, których obecność nie została dotychczas potwierdzona. Na wstępie przytoczę kilka najistotniejszych faktów dotyczących parku otaczającego dylewską siedzibę rodziny Rose. Park zaprojektowany przez wybitnego architekta krajobrazu Johanna Larassa (pracował w Doehlau od 1876 r. aż do śmierci w 1893 r.), a w późniejszym okresie był modernizowany przez jego syna – Ernsta, stanowił jedno z najdoskonalszych założeń pałacowo-parkowych zrealizowanych na terenie Prus Wschodnich. W parku Il Crociato 16 artes znajdowały się rzeźby autorstwa mediolańskiego artysty Adolfo Wildta, stypendysty ówczesnego właściciela majątku - Franza Rose, jednak ich dokładna liczba nie jest znana. W relacjach dwóch mieszkańców Dylewa, którzy pamiętają park w pierwszym okresie po zakończeniu II wojny światowej, pojawił się szczegółowy opis grupy rzeźbiarskiej, która miała znajdować się na jednej z parkowych wysp. Opisywana przez świadków rzeźba, w znacznym stopniu przypomina wykonaną przez Wildta dla Dylewa fontannę „Il santo, il Giovane e la Saggezza (La Trilogia)”. Rzeźba zaprezentowana w 1912 r. na Biennale di Brera nigdy do Dylewa nie trafiła. Po śmierci kolekcjonera rodzina von Rose podarowała dzieło Wildta miastu Mediolan. Wiadomo jednak, że rzeźbiarz pracował nad tym dziełem od 1902 r. Wykonana w 1906 r. rzeźba „I Beventi” – pierwsza z wersji fontanny – w literaturze uznawana jest za zniszczoną przez samego rzeźbiarza. Bozzetto kolejnej wersji rzeźby mogło trafić do Dylewa na życzenie mecenasa, jednak do tej pory w literaturze uważane jest za zaginione. Na podstawie relacji mieszkańców wsi można przypuszczać, iż jeszcze w latach 70. XX w. dzieło znajdowało się w Dylewie. Wspominali oni grupę rzeźbiarską przedstawiającą dwie postaci naturalnej wielkości w charakterystycznej pozie. „La Trilogia”, La Trilogia 17 Sarkofag pozbawiona jednej z figur, odpowiada szczegółowemu opisowi świadków. Wydaje się możliwe, że mieszkańcy Dylewa zapamiętali częściowo zdewastowaną parkową rzeźbę, która na przełomie lat 70. i 80. XX w. zniknęła z wyspy. Odpowiedź na pytanie, czy w parku rzeczywiście znajdowała się jedna z wersji „La Trilogia”, dałoby przebadanie parkowego stawu. Jak wynika z relacji świadków, zepchnięta do stawu rzeźba, może się tam znajdować do dziś. Ze względu na przypuszczalny materiał z jakiego rzeźba była wykonana, wątpliwości budzić musi obecny stan jej zachowania. Gipsowa (?) kopia z pewnością w takich warunkach nie miałaby szans na przetrwanie. Mieszkańcy wsi często wspominają inne, liczne rzeźby kamienne lub ich fragmenty, które na początku lat 90. XX w. miały być składowane na terenie przykościelnego ogródka (dawnego cmentarza). Nie potrafią dziś już niestety dokładnie ich opisać, ani podać konkretnej liczby składowanych tam dzieł. Jeden z mieszkańców Dylewa wspominał także o „metalowym pancerzu – zbroi”, która miała znajdować się niegdyś w parku. Najprawdopodobniej rzeźbę tą można identyfikować z dziełem Wildta, które z pewnością znajdowało się we wschodniopruskim Doehlau – „Il Crociato”. Brąz ten, ze względu na swoją formę (tułów mężczyzny wspartego na tarczy) rzeczywiście może odpowiadać powyższemu opisowi. Trzej mieszkańcy wsi wspominają także inną rzeźbę, która również miała znajdować się na wyspie i podzieliła ostatecznie los grupy „La Trilogia” kamienną fontannę z dwiema lwimi głowami. W świetle innej informacji zasłyszanej w Dylwie, o znajdujących AD REM 2-3/2008 artes się niegdyś w parku „kamiennych korytach”, nie bezzasadne byłoby przypuszczenie, iż owa kamienna fontanna z dwiema lwimi głowami mogła być rzymskim sarkofagiem – raczej nie oryginalnym antycznym zabytkiem, ale być może jego nowożytną kopią. W dylewskich zbiorach rodziny Rose, znajdowały się przynajmniej dwa inne sarkofagi. Jeden z nich zwany „rawennackim” dekorował centralną wnękę przykościelnego mau-zoleum rodziny Rose, drugi zaś znajdował się w holu pałacu. Sarkofag „rawennacki” trafił już w latach 50. XX w. do Muzeum Narodowego w Warszawie, a obecnie znajduje się w podłowickiej Arkadii. Sarkofag z antykizującą dekoracją reliefową, znajdujący się w pałacu, odnaleziony został w prac konserwatorskich i porządkowych na terenie tego pegeerowskiego obiektu rekreacyjno- kąpieliskowego. Po zlikwidowaniu „PGR Dylewo” na początku lat 90. XX w., ostatecznie pozbawiony opieki park popadł w ruinę i zatracił swój pierwotny układ. Parkowe budowle i ogrodzenia były rozbierane dla pozyskania materiałów budowlanych i metalowych elementów, które sprzedawano na złom. Kilka okaleczonych parkowych rzeźb, jakie udało się archeologom z IA UW ocalić, jest obecnie konserwowanych i rekonstruowanych. Trudno dziś jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie ile rzeźb znajdowało się w parku przed 1945 r. Kontynuowanie badań archeologicznych w Dylewie, mogłyby pomóc w ustaleniu kolejnych faktów dotyczących funkcjonowania pałacu i zgromadzonej w nim kolekcji sztuki. Przebadanie dna parkowego stawu pozwoliłoby Portret Larassa Il santo, il Giovane e la Saggezza (La Trilogia) setkach fragmentów podczas prac wykopaliskowych, przeprowadzonych w Dylewie w 2002 r. przez Instytut Archeologii UW. Zamiłowanie mieszkańców Dylewa do zatapiania zabytków w parkowym stawie, znalazło wyraz także w przypadku słynnego portretu „Larassa”. Zepchnięta wcześniej z cokołu rzeźba Wildta, ze względu na swoje gabaryty pozostała jednak na nabrzeżu (zresztą na swoje nieszczęście, bo ostatecznie padła łupem złodziei i wszelki ślad po niej zaginął). Postępująca dewastacja parku w Dylewie rozpoczęła się w latach 70. XX w., kiedy to zaprzestano prowadzenia AD REM 2-3/2008 odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście spoczywają tam zaginione parkowe rzeźby. Niezwykła aura i zawiła historia Dylewa, a także krążące przez dziesięciolecia wśród miejscowej ludności historie o sieci podziemnych tuneli łączących pałac i kościół z folwarcznymi zabudowaniami, o skrzyniach pełnych cennych przedmiotów ukrytych gdzieś w parku zimą 1945 r. przez uciekających przed frontem von Rose spowodowały, że ta mazurska miejscowość stała się sceną książkowego kryminału „Pan Samochodzik i bractwa rycerskie”. Duża dawka fikcji pozwoliła autorowi książki ostatecznie rozwiązać wszystkie zagadki przeszłości majątku von Rose. W rzeczywistości wiele kwestii związanych z przeszłością Dylewa pozostaje nierozwiązanymi i są one obiektem dalszych badań archeologów. 18 mirabilia mundi CO KRYJE SIĘ TAM? Paulina Komar Jeśli wierzyć przekazom zawartym w jednej z kronik do podbicia Imperium Inków przyczynił się pewien Indianin ze wschodniego wybrzeża Ameryki Południowej. Na pytania Hiszpanów o tereny, na których można znaleźć złoto, przytomnie wskazał ręką gdzieś w stronę zachodu słońca (jak najdalej od własnej krainy), mówiąc biru, czyli „tam”. Nie wiadomo co konkwistadorzy zrozumieli z tej odpowiedzi, jednak jakieś dwadzieścia lat później znaleźli się na północy Tahuantinsuyu – rozległego państwa inkaskiego. Po trwającym zaledwie kilka lat podboju, w centralnej części dawnego imperium powstało Nowe Królestwo Peru. Miejscowa ludność zdołała się uwolnić spod panowania hiszpańskiego dopiero w latach 20. XIX w. Dzisiaj Peru jest najczęściej odwiedzanym przez turystów krajem Ameryki Południowej. A powodów, dla których zyskało taką popularność istnieje bez liku. Miasta i miasteczka Pierwszym przystankiem dla każdego kto obecnie przyjeżdża do Peru jest oczywiście jego stolica. Lima założona w 1535 r. przez Franciszka Pizarra, W peruwianskich muzeac nie można się nudzić, przyklad ceramiki kultury Moche 19 dziś nie przypomina już „Miasta Królów”. Obecnie zamieszkuje ją około 8 milionów ludzi, z których tylko niewielka część zajmuje luksusowe, nadmorskie dzielnice Miraflores czy Barranco, pełne strzelistych apartamentowców, ekskluzywnych willi, drogich sklepów i restauracji, niewiele różniące się od większości europejskich miast. W miarę przemieszczania się w głąb stolicy coraz częściej napotyka się wąskie i kręte zaułki oraz brudne i smutne budynki, których przygnębiające wrażenie pogłębia jeszcze garua - szara i wilgotna mgła, która przez blisko sześć zimowych miesięcy spowija większą część peruwiańskiego wybrzeża. Mgła powoduje, że człowiek odwiedzający nadbrzeżną pustynię w tym okresie ma wrażenie jakby znalazł się na innej planecie. Zupełnie odmienne uczucie towarzyszy zwiedzającym góry, a zwłaszcza ukryte w nich niewielkie wioski i miasteczka budowane głównie przy użyciu blachy falistej, kamienia oraz adobe, czyli glinianych cegieł suszonych na słońcu, których sposób produkcji niewiele się zmienił od czasów prekolumbijskich. W takich miejscowościach zadziwiają zwłaszcza ludzie, którzy mimo iż czasem egzystują na granicy ubóstwa, potrafią cieszyć się każdą chwilą życia, jaka została im dana, a do innych odnoszą się z niezwykłym ciepłem i sympatią. Często można spotkać pomarszczone, ale uśmiechnięte twarze pasterzy, którzy otoczeni gromadką umorusanych, ale równie szczęśliwych dzieci, pędzą przed sobą stadka lam lub owiec na górskie pastwiska. Kobiety z tamtych rejonów noszą tradycyjne stroje, zwłaszcza podczas świąt można zobaczyć staruszki z pięknymi długimi warkoczami, ubrane w kolorowe kilkuwarstwowe spódnice i obowiązkowo nakrycia głowy, które niewiele zmieniły się od czasów ich praprababek. Niestety w miejscowościach często odwiedzanych przez turystów tradycyjne stroje czy lamy z kolorowymi kokardkami na uszach to zazwyczaj sposób na otrzymanie propiny, czyli drobnej sumy pieniędzy, jaką przyjezdny powinien zapłacić w zamian za możliwość zrobienia zdjęcia. AD REM 2-3/2008 mirabilia mundi Krok w przeszłość Turyści przybywający do Peru mają sporo „pracy”. Kraj ten słynie zwłaszcza z bogatej przeszłości i niezwykłej ilości zabytków archeologicznych. Obok zapierających dech w piersiach, przepięknych wyrobów ze złota, zgromadzonych w Muzeum Sipán lub Sicán, czy ogromnych pałaców w Chan Chan na wybrzeżu północnym, odwiedzić trzeba również położone w Świętej Dolinie ruiny niesamowitych budowli inkaskich oraz słynne Machu Picchu. Obowiązkowym przystankiem dla zwiedzających jest również Nazca, gdzie można wybrać się na wycieczkę lotniczą ponad geoglifami. Te wielkie, widoczne tylko z lotu ptaka rysunki, stworzone na pustynnym płaskowyżu, do tej pory nie doczekały się pewnego wyjaśnienia i do dziś budzą ciekawość, zwłaszcza twórców różnych fantastycznych teorii. Miejscem niezwykłym, do którego ze względu na jego odosobnienie dociera jednak niewielu, jest kraina Chachapoya. Ten północno-wschodni obszar Andów peruwiańskich, tuż przy granicy z selvą, ma niesamowity klimat. Częste mgły tworzą melancholijną atmosferę brytyjskich wrzosowisk, a pędzące po niebie chmury w dni słoneczne przybierają fantazyjne kształty, kładąc się cieniem na górskich zboczach. To nieco groźne i tajemnicze środowisko zamieszkiwali w czasach konkwisty Chachapoya, zwani również „Mgielnym Ludem” lub „Ludźmi z Chmur”. Tworzyli oni grobowce w kształcie niewielkich domków lub sarkofagów, które lokowali na prawie niedostępnych pionowych zboczach gór, na wysokości od kilkudziesięciu do kilkuset metrów. Zobaczenie ich wszystkich wymaga sporej kondycji oraz czasu, ponieważ niektóre piesze wyprawy zabierają nawet po kilka dni. Znacznie łatwiej dostać się do jedynej dotychczas odkrytej fortecy Chachapoya – Kuelap, otoczonej dziesięciometrowymi murami. Niezwykłe wrażenie, jakie robi ten obiekt na oglądających nie sposób opisać. Wśród dzikiej przyrody Z kraju „Mgielnego Ludu” niedaleko już do amazońskiej dżungli. To najmniej „ujarzmiony” przez Poranek w Andach AD REM 2-3/2008 20 mirabilia mundi Snowboard pustynny człowieka rejon kraju, w którym ziemia prawie w ogóle nie nadaje się pod uprawę, a do części miast (na przykład Iquitos) nie prowadzą żadne lądowe drogi. Od kiedy w 1912 r. skończyła się gorączka kauczukowa, życie płynie tu w innym tempie, czas wyraźnie zwalnia swój bieg. Większość ludzi żyje w niewielkich miasteczkach, otoczonych ze wszystkich stron dżunglą. Wilgotny las równikowy jest z jednej strony życiodajny, bowiem z niego pozyskuje się kakao, mango, banany, trzcinę cukrową, czy pomagającą chorym na raka vilcacorę, natomiast z drugiej morderczy, pełen węży, insektów i trujących roślin. Przybywając do dżungli człowiek uczy się pokory wobec świata przyrody. Tu nawet niewinna dwudniowa wycieczka może stać się niebezpieczna, gdy płynąca leniwie, głęboka zaledwie do kolan rzeczka, po kilku godzinach deszczu zamienia się w rwący nurt nie do przebycia, który odcina drogę powrotu do najbliższej osady, a co za tym idzie jedzenia. Zresztą sam deszcz w dżungli też nie jest zwyczajny, to gwałtowna ulewa, która w ciągu kilku minut potrafi doszczętnie przemoczyć wszystko. Jednak deszcz także przysparza korzyści, ponieważ likwiduje upał i nieznośnie gryzące owady. Czas na rozrywkę Nie wszystkie przygody w Peru muszą być tak ekstremalne. Kraj oferuje również całą masę atrakcji przyjemnych dla szerszej grupy ludzi. W lecie (październik – maj) wybrzeże to raj dla plażowiczów i surferów, gorący, słoneczny, na północy niemal tropikalny. Całoroczną enklawą, wymarzoną dla 21 amatorów wody i piasku, jest położona na północy Máncora, główny peruwiański kurort nadmorski oraz Huacachina, niewielka oaza na pustyni, na południe od Limy. Szczególnie ciekawa jest ta druga miejscowość, która stanowi doskonałe miejsce do podziwiania zachodu słońca na pustyni. Można tam również pojeździć na snowboardzie, tyle że nie po ośnieżonych stokach, a po piaszczystych wydmach! Peru ma również swoje Galapagos, jednak w wersji nieco mniejszej, ale za to tańszej. To Islas Ballestas niewielkie wysepki wyrzeźbione przez wodę w najróżniejsze kształty, zamieszkane przez liczne ptactwo, lwy morskie i ... pingwiny. Jest to również jedno z ważniejszych miejsc pozyskiwania guana, jednego z ważniejszych peruwiańskich bogactw naturalnych. Większość tego typu rozrywek oferuje wybrze- Inkaski grobowiec (tzw. chullpa) że, jednak i w górach, zainteresowani znajdą sporo atrakcji, choć raczej męczących. Przede wszystkim to różnego rodzaju trekkingi, najczęściej kilkudniowe podziwianie widoków, których uroki psuje nieco niesiony na plecach bagaż własny i sprzęt obozowy (oczywiście za odpowiednią opłatą można wynająć tragarza). Żądni mocniejszych wrażeń mogą spróbować swoich sił we wspinaczce wysokogórskiej podczas zdobywania szczytów niektórych wulkanów lub spacerowania po kanionie Colca – jednym z najgłębszych kanionów świata. Po wspinaczce AD REM 2-3/2008 mirabilia mundi można zregenerować siły w licznych gorących źródłach tzw. aguas calientes, które znajdują się niemal przy każdej większej górskiej miejscowości. Świnka nie tylko w akwarium Zbyt długie zwiedzanie, a zwłaszcza wspinanie się po górach męczy, trzeba więc wzmacniać organizm smaczną i pożywną strawą. W Peru jest takiej pod dostatkiem. Na wybrzeżu warto skosztować ceviche, surowych owoców morza - takich jak ośmiornica, kalmary, krewetki. Podaje się je zazwyczaj z czerwoną cebulą i camote, czyli słodkim ziemniakiem, czasem też kukurydzą i wodorostami. W górach nie można przejść obojętnie obok ulicznego straganu z aticuchos, szaszłykami z marynowanych serc wołowych, a selva to przede wszystkim pyszne soki owocowe oraz banany, również smażone. Natomiast w całym Peru, podobnie jak w kilku innych krajach Ameryki Południowej, skosztować można smażonej lub pieczonej... świnki morskiej. Większość potraw przeważnie jest dość tania, z wyjątkiem tych serwowanych w bardzo ekskluzywnych lokalach w turystycznych miejscowościach. W cenie kebabu można się w Peru najeść do syta w średniej klasy restauracji, natomiast najtańszy dwudaniowy posiłek z napojem można kupić już za 2 złote. Podobnie jest z noclegami, które są jak najbardziej na studencką kieszeń. Większość hosteli (poza Limą) osobom hiszpańskojęzycznym wynajmie 2-osobowy pokój za 20 złotych, osoby anglojęzyczne zostaną zapewne wzięte za Amerykanów i zapłacą nieco więcej, 20 ale dolarów. Należy podkreślać z dumą swe pochodzenie z kraju Papieża i Wałęsy, co budzi życzliwość wśród tych przyjaznych i otwartych ludzi. Jedyną przeszkodą w drodze do tego swoistego raju jest cena biletu. Warto jednak trochę pooszczędzać, ponieważ wrażenia z pobytu w Peru są naprawdę niezapomniane. Potężne mury twierdzy Kuelap AD REM 2-3/2008 22 Statuetka kobiety, wapień, kultura trypoliska (4 000-2 800 p.n.e.)