nowy miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla
Transkrypt
nowy miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla
NOWY MIEJSCOWY PLAN ZAGOSPODAROWANIA PRZESTRZENNEGO DLA ŚRÓDMIEŚCIA POŁUDNIOWEGO W latach 2010 i 2013, na wniosek mieszkańców i Zarządu Dzielnicy Śródmieście, Rada m.st. Warszawy podjęła dwie uchwały nr LXXXII/2350/2010 oraz nr LXI/1672/2013 o konieczności sporządzenia nowego miejscowego planu zagospodarowania obszaru ograniczonego ulicami: Marszałkowska, Koszykowa, Chałubińskiego, Aleje Jerozolimskie rysunek poniżej - Załącznik do Uchwały w sprawie przystąpienia do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego Śródmieścia Południowego w rejonie ul. Poznańskiej. Projekt w niedługim czasie będzie gotowy i zostanie przedstawiony nam do konsultacji. Sam plan miejscowy zagospodarowania przestrzennego tego rejonu najprawdopodobniej powstanie już tego lata. Przestrzeń miejska, w której żyjemy jest ważnym wspólnym dobrem. Każdy mieszkaniec winien mieć do niej równy dostęp, a także wpływ na jej kształtowanie. Podstawą działań planistycznych jest m.in. ład przestrzenny oraz zrównoważony rozwój, którego jednym z celów jest zapewnienie poszczególnym społecznościom, czy pojedynczym obywatelom możliwości zaspokojenia podstawowych potrzeb. W planowaniu przestrzennym należy uwzględniać potrzeby mieszkańców. Każdy z nas ma prawo do zagospodarowania terenu, którego jest właścicielem, oczywiście w granicach określonych ustawą. Wspomniane ograniczenia mogą wynikać z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego terenu. Nasz udział (społeczności) w planowaniu ładu przestrzennego jest zgodny z ustawą o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym i może być realizowany poprzez: składanie wniosków do projektu studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy, uczestniczenie w publicznej dyskusji nad rozwiązaniami przyjętymi w projekcie studium, zgłaszanie uwag dotyczących planu miejscowego udostępnionego do publicznego wglądu, składanie wniosków do projektu planu miejscowego, uczestniczenie w dyskusji publicznej nad rozwiązaniami przyjętymi w projekcie planu miejscowego, zgłaszanie uwag do projektu planu miejscowego wyłożonego do publicznego wglądu. 1 Przesłanką mającą uzasadnić konieczność sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania miało być uporządkowanie stref parkowania oraz spowolnienie ruchu w istniejącym układzie komunikacyjnym. Jednak biorąc pod uwagę, iż o sporządzenie takiego planu występowali także inwestorzy budowlani należy się liczyć z tym, iż w przygotowywanym planie zostaną uwzględniane także ich interesy. Sądzić należy, że w projekcie planu znajdą się zmiany urbanistyczne pozwalające na realizację nowych inwestycji, a także rozbudowy i nadbudowy budynków już istniejących. Apelujemy zatem do Państwa abyście się zainteresowali planem zagospodarowania, albowiem okazać się może, iż planowane inwestycje budowlane mogą mieć istotny wpływ na Państwa interes. Spróbujmy przeciwdziałać likwidacji potrzebnych mieszkańcom małych sklepów, naszych miejsc parkingowych lub ulubionych parków czy skwerów, które mogą zostać przeznaczone na realizację niechcianych przez nas inwestycji. Zadbajmy także o zachowanie istniejących parków i ogrodów. O terminie sporządzenia i wyłożenia (najprawdopodobniej początek lipca) projektu miejscowego planu zagospodarowania w celu zapoznania się z nim można zasięgać informacji na stronie bip.warszawa.pl lub bezpośrednio w Biurze Architektury i Planowania Przestrzennego m.st. Warszawy przy ul. Marszałkowskiej 77/79. Na pewno podejmiemy działania w interesie Wspólnoty Mieszkaniowej Piękna 31/37 o przywrócenie ładu komunikacyjnego ulicy Pięknej z możliwością powszechnego korzystania z pieszego ciągu komunikacyjnego na ul. Marszałkowską, w szczególności mające ułatwić komunikację mieszkańcom budynku ul. Piękna 31/37. Przypominam, że w sprawie organizacji ciągów komunikacyjnych ulicy Pięknej na odcinku od ul. Poznańskiej do ul. Marszałkowskiej jednoznacznie w piśmie kierowanym do Przewodniczącej Rady m.st. Warszawy z dnia 07.01.2014 r. wypowiedziało się Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego ( poniżej). Urząd wskazuje na sposób zagospodarowania działki MU1, dopuszczalną możliwość jej zabudowy i wskazuje na naruszenia jakich dopuściły się podmioty zagradzające ciągi komunikacyjne w tym rejonie ulicy Pięknej. 2 Jak widać organy nadzoru budowlanego nie respektują wcześniejszego planu miejscowego zagospodarowania przestrzennego podjętego uchwałą nr 495/XXXVI/2000 z dnia 28 sierpnia 2000 r. i zbyt pochopnie ( wbrew interesowi społecznemu) zgadzają się na legalizowanie niezgodnych z prawem zmian w planie zagospodarowania terenu. Niestety zbyt często sprzeciw społeczeństwa jest tłumiony przez organy nadzoru budowlanego. Biorąc zatem udział w sporządzeniu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego i pilnując własnego interesu na tym etapie stwarzamy sobie szansę skutecznej dalszej walki z wszelkiego rodzaju samowolami i naruszeniami prawa. Ewa Czerwińska STARA ZASADA: „ DZIEL I RZĄDŹ” CIĄGLE SKUTECZNA Moi współpracownicy w Radzie Osiedla zachęcają mnie abym napisała o tzw. „tęczy”, czyli marnej kupie żelastwa pokrytej kawałkami plastiku imitującymi kwiaty. Sprawą odbudowy i postawienia „tęczy” na Placu Zbawiciela zainteresowany jest już każdy mieszkaniec stolicy. Napisano setki felietonów i zrobiono ogrom reportaży. W sprawie „tęczy” istnieje 40 milionów opinii. W biuletynie nr 7 Rady Osiedla Koszyki załączyliśmy petycję, jaką wysłaliśmy w tej sprawie do Pani Prezydent m.st. Warszawy Hanny Gronkiewicz Waltz. Nie doczekaliśmy się żadnej odpowiedzi. Dwa miesiące temu na sesji Rady Warszawy wprost zapytałam Panią Prezydent o tzw. „tęczę”, sugerując, żeby jednak postawić ją w innym miejscu. Zaproponowałam odbudowujące się bulwary nad Wisłą. Spotkało się to z odmową. Wielokrotnie uczestniczyłam w okolicznościowych wiecach na Placu Zbawiciela, organizowanych przez narodowców i reprezentantów niektórych partii prawicowych. Cóż z tych wieców wynikło? Ano nic! Były nadzieje, że włodarze naszego miasta, a w szczególności Dzielnicy Śródmieście ulegną presji społecznej, a zapowiadany termin odnowienia i postawienia z powrotem tego paskudztwa na dzień 1 maja 2014 r. to tylko straszenie. Nie traktowałam tych zapowiedzi poważnie, sądząc że decydenci w sprawach miasta wreszcie się opamiętają bo stawianie kupy żelastwa na Placu Zbawiciela spotkało się już z ostrym sprzeciwem większości społeczeństwa Warszawy a dalsze brnięcie w odbudowę jest pozbawione logiki. Szczególnie ostry był sprzeciw mieszkańców Dzielnicy Śródmieście. Postawienie tej budowli w tym miejscu nie ma żadnego logicznego uzasadnienia. Nie będę rozpisywać się o zabytkowej architekturze tego rejonu, o Obszarze Stanisławowskiego Założenia Urbanistycznego, o braku pozwoleń na budowę tej kupy złomu, bo o tym już pisaliśmy wielokrotnie i nie zrobiło to na włodarzach naszego miasta żadnego wrażenia. Każdy, nie tylko esteta, widzi, że „tęcza” nie powinna się znaleźć w tym miejscu. Co w takim razie zadecydowało o tym, że ten obiekt został tutaj wybudowany? Niektórzy podpowiadają: „Nie wie Pani, że tęcza jest międzynarodowym symbolem środowisk TGBT (lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transseksualnych), a postawienie tego symbolu przed Kościołem Najświętszego Zbawiciela prowokuje konflikt z kościołem katolickim, który jawnie odrzuca ideologię tych środowisk”. „To nie widzi Pani, że chodzi o walkę odradzającego się lewactwa z kościołem katolickim?”. „Nie czyta Pani w prasie o bezustannych agresywnych atakach na kościół katolicki?”. Naiwnie odpowiadam, że przecież to niemożliwe, że żyjemy w kraju katolickim, gdzie 90 % społeczeństwa przyjęło sakrament chrztu. Że żyjemy w kraju, w którym władza (w większości) epatuje swoją obecnością na uroczystościach kościelnych i zapewnia o swojej przynależności do kościoła katolickiego. Zadaję zatem pytanie: co powoduje takie radykalne zachowanie władz miasta Warszawy w obronie tzw. „tęczy” skoro postawienie jej w tym miejscu jest architektoniczną porażką, a także władza wykręca się od wątku walki z kościołem katolickim?. Nie można zarzucić obecnej władzy, że wykonuje działania nieprzemyślane, wszak potrafiła skutecznie przekonać nas, iż zasługuje na rządzenie przez dwie kadencje. Potrafiła skutecznie wysłać nas na grzyby kiedy nadszedł czas próby. W czym zatem problem? Czy ktoś chce nas podzielić i skłócić? Na to pytanie musimy odpowiedzieć sobie sami. Ewa Czerwińska 3 Z przymrużeniem oka - na wesoło ,,ZBĘDNE OBURZENIA NA TEMAT ZGORSZENIA” Żyjąc w centrum wielkiego miasta jesteśmy bombardowani różnymi faktami, nie zawsze potrzebnymi nam do wiadomości. Tak też dzieje się w przypadku pojawienia się w mieście nowych gorszących miejsc czy obrazów. Tu pierwszeństwo wiedzie „sztuka współczesna”, gdzie portret człowieka zaczyna się powyżej kolan a kończy poniżej pępka. Następnie gorszą nowo otwierane „zaułki szczęścia”, wszak do istniejących jesteśmy przyzwyczajeni. W gorszącym oburzeniu przoduje ulubiona przez wielu ludzi – rozgłośnia radiowa. Oczywiście nie jest to reklama bo nie podają numerów telefonów w celu umówienia spotkania, no i przeszkadza statut nadawcy. Natomiast w nasze uszy wlewa się wytrząsanie moralizujące, sugerujące gdzie nie należy bywać. Musi zastanawiać po co porządnym ludziom taka informacja. Oczywiście jest zbędna. Osoby nieporządne i ciekawskie ukierunkowuje gdzie pójść, żeby coś nowego zobaczyć. Tak wyręcza się diabła! Często bywa, że atrakcyjność gorszenia zwiększają protesty skierowane przeciwko gorszeniu. Frekwencja wtedy rośnie. Chyba warto zastanowić się czy wszystko podstawione pod nasze zmysły jest godne uwagi. Jacek Bicz Łatkiewicz Z cyklu: ZASŁUŻENI MIESZKAŃCY OSIEDLA „KOSZYKI” Mamy wśród naszych sąsiadów, uznawaną za pionierkę literatury kobiecej w Polsce po drugiej wojnie światowej, panią KRYSTYNĘ NEPOMUCKĄ. Jako pisarka zadebiutowała w 1945 roku na łamach prasy górnośląskiej. Mieszkając we Wrocławiu w latach 1947-1949, była redaktorką Zachodniej Agencji Prasowej i Polskiego Radia. Od roku 1950 przeniosła się do Olsztyna, gdzie pracowała w lokalnej prasie. W 1957 roku zamieszkała w Warszawie, pisząc artykuły do czasopism „Za i przeciw” oraz „Chłopska Droga”. Uznanie i rozgłos pani Nepomuckiej przyniosła powieść „Małżeństwo niedoskonałe” (1960), która zapoczątkowała jednocześnie całą sagę . Powstały utwory: „Rozwód niedoskonały”, „Samotność niedoskonała” , „Miłość niedoskonała”, „Kochanek doskonały”, „Starość doskonała”. Twórczość pani Krystyny stanowi ponad 30 pozycji. Są to tytuły, między innymi: „Wakacje z Penelopą”, „Obrączka ze słomy”, „Motyl z perłą”, „Kotka birmańska”, „Mydło z łabędziem”, „Opowieść na bezsenne noce”, „ Nie wierzę w powroty”, „Ślubny welon”, „Moje życie z kosmitą”, „Serafina i kochankowie”, „Floryda story” oraz 5 powieści o „Tamaryszku”(jest to krzew pustynnych i nadmorskich okolic południowej Europy i Azji). Obecnie pani Krystyna Nepomucka napisała kolejną powieść pod tytułem „Wielka podróż”. Bohaterka mojego artykułu jest kobietą niezwykłą, która twierdzi, że Jej długie życie upłynęło zbyt szybko chociaż było bardzo barwne, ale bardzo trudne. W ubiegłym roku mając 93 lata zagrała w meczu piłki nożnej Eurokrystyny kontra Księża, stojąc na bramce. Udziela się w Klubie Krystyn. Niestrudzenie jeździ po całym kraju na spotkania z czytelnikami. Wystąpiła w kilku pokazach mody. Prezentuje się na wybiegu ramię w ramię z młodszymi od niej o kilka pokoleń, modelkami. Jest piękna, pełna klasy, dystyngowana, co objawia się w każdym Jej spojrzeniu, w słowach i gestach. Jest wyjątkowo błyskotliwa, obdarzona poczuciem humoru i dystansem do siebie samej. Niezwykle życzliwa dla ludzi tak jak bohaterki, w napisanych przez Nią – powieściach. Powieści pani Nepomuckiej wnoszą wiele wartości w nasze życie. Wracamy pamięcią do ich treści. Identyfikujemy się z występującymi w nich postaciami. Często sięgamy po książki pani Krystyny, aby ponownie je przeczytać. Elżbieta Kurzątkowska 4 PAMIĘĆ W OBCYM JĘZYKU Idąc bulwarami nad Sekwaną natrafiłem na wmurowane w nabrzeże tablice. Otaczały one skwer z trawnikiem na którym centralnie palił się znicz z wiecznym ogniem. Tablice informowały o śmierci bojowników wymienionych z imienia i nazwiska z Powstania Paryskiego 25 sierpnia 1944 roku. Obok dziesięciu tablic z tekstem w języku włoskim, japońskim, angielskim, hiszpańskim, hebrajskim, rosyjskim, niemieckim, hindi, flamandzkim i skandynawskim ostatnio przybyła tablica w języku chińskim. Tekst napisów oddaje tłumaczenie z francuskiego. Takich miejsc pamięci jest więcej, upamiętniają ofiary walk, tu cztery, tam sześć ,dwie a nawet jedną. Zawsze podobnie, informacje obcojęzyczne i wieczny znicz. W przeddzień wybuchu tego powstania Niemcy wypuścili z więzień osadzonych. Złośliwymi napomykają, że trzonem walczących byli alfonsi i złodzieje ale faktem jest ,że powstanie wybuchło gdy u bram francuskiej stolicy stał generał Charles de Gaulle. Choć zwyciężyli to jednak mając kompleksy związane z kolaboracyjnym rządem Vichy gotowi są przysięgać, że do ruchu oporu należał każdy Francuz. Wierzą, że wyzwolili się od okupanta sami bez pomocy aliantów, nawet po wojnie zapewnili sobie własną strefę okupacyjna w pokonanych Niemczech. Polacy przegrali Powstanie Warszawskie. Potencjalni wyzwoliciele nie przyszli z odsieczą. A przecież już 22 lipca 1944 roku powstał rząd lubelski, któremu powinno było na wsparciu obywatelskiego zrywu zależeć. Na prawym brzegu Wisły stała „sojusznicza” armia radziecka, czekała jednak do samego końca, aż miasto wraz z jego bohaterskimi obrońcami wykrwawi się do końca ! Gdy teraz 1 sierpnia o siedemnastej przy ul. Marszałkowskiej za Kościołem Zbawiciela zapalam znicz na miejscu straceń nie raz przechodzący obok cudzoziemcy pytają co się stało? Czy to był atak terrorystyczny czy kryminalny? Odpowiadam, że w tym miejscu zostało rozstrzelanych dwustu cywilnych mieszkańców tego miasta… Twarze pytających poważnieją, dalszych pytań nie ma! Tablica upamiętniająca masakrę jest w języku polskim, którego znajomość w świecie nie jest powszechna. Coraz więcej cudzoziemców odwiedza Nasze Miasto. Warszawa jest jedyną europejską metropolią w której ludność cywilna poniosła tak niewyobrażalne straty. Warszawa staje się popularnym miastem dla turystów nie tylko z Europy, coraz częściej odwiedzają nas turyści z Azji. Językiem uniwersalnym w porozumiewaniu się jest powszechnie angielski. Czy nie warto podkreślić bohaterskiej postawy mieszkańców Naszej Stolicy dodaniem do tablic upamiętniających ich heroiczne poświęcenie chociażby tłumaczeniem w tym języku! Bernard Ford Hanaoka Rada Osiedla Koszyki M.St Warszawy skierowała pismo z zapytaniem w tej sprawie, otrzymaliśmy odpowiedz, którą zamieszczamy obok. 5 Dlaczego Władze Naszego Miasta wolą wydawać pieniądze na „tęczowe” symbole które nas dzielą, zamiast na historię która nas łączy i z której powinniśmy być dumni jako Naród! To właśnie Polacy pokazali światu prawdziwe poświęcenie, które w nieuczciwy sposób jest dziś niejednokrotnie zafałszowane. W dzisiejszej rzeczywistości hasło BÓG, HONOR, OJCZYZNA, tkwiące głęboko w Naszej świadomości są spychane na margines. Wyścig szczurów i propagowanie nowej „moralności” zaczyna być normą. Jesteśmy mieszkańcami Europy i Naszą tożsamość tworzy Nasza historia a nie miejsce w którym żyjemy! Może warto więc pochylić się nad historią, która choć niejednokrotnie tragiczna, jest pełna heroizmu i odwagi z której powinniśmy być dumni i której tak wiele miejsc pamięci uświęconej krwią Polaków jest w Naszym Mieście. Dajmy szansę poznać ją światu! Piotr Pieczyński „ODWET” Z „Powstańczego Biogramu” Aleksandra Zubka: „5 sierpnia przyszedł łącznik od dowódcy ze Śródmieścia z rozkazem przejścia przez Pole Mokotowskie na Polną. Stąd skierowano nas do Architektury na Lwowską róg Koszykowej, gdzie był punkt dowodzenia i zakwaterowania Batalionu „Golski”, w skład którego zostaliśmy włączeni.” Przyszedł pan do Śródmieścia z Ochoty, z Kolonii Staszica, tak jak inni żołnierze „Odwetu”? Nie, ja przyszedłem z Alei Niepodległości. Na rogu ulicy 6 Sierpnia, dziś Nowowiejskiej, i Niepodległości były bloki kolejowe, tam mieszkali moi stryjostwo, u nich był punkt zborny „Odwetu”. Mój brat stryjeczny, trochę starszy ode mnie, Marian, należał do „Odwetu” i poszedłem z nim do „Golskiego”. Nie miałem wtedy jeszcze 16 lat. Był pan żołnierzem „Odwetu” czy „Golskiego”? Batalion „Odwet” zmienił się w Kompanię, która została włączona do Batalionu „Golskiego”, więc w jakimś sensie byłem żołnierzem „Golskiego”. A mój dowódca, porucznik „Roman” Sobolewski, podlegał dowódcy „Golskiego”. Bazą wypadową była Architektura, stąd szliśmy na ochotnika tam gdzie trzeba było walczyć, budować barykady, gasić pożary czy rozciągać kable łączności. Te pierwsze dni sierpnia to jeszcze były do wytrzymania. Porucznik „Roman” Sobolewski, oficer przedwojenny całą gębą, a ja, użyję słów: byłem i ciągle jestem zakochany w nim jako w moim dowódcy, robił z nas wojsko, więc wtedy w siedzibie dowództwa, w budynku Architektury byliśmy szkoleni - musztra, itd. Spaliśmy na pierwszym piętrze, na stołach. „Golski” walczył w rejonie – Aleja Niepodległości, Politechnika, Koszykowa, Lwowska, Piusa… …Noakowskiego, Polna, Pole Mokotowskie, tam chodziliśmy na patrole, ściągaliśmy ludzi z Kolonii Staszica, bo część ich została. Przyszedł kapral i krzyknął: „Patrol na Kolonię Staszica! Kto chętny?” Więc ja leciałem pierwszy, nie dlatego, że byłem bohaterem, tylko dlatego, że matkę zostawiłem w Alei Niepodległości. Przeczytałam Pana „Powstańczy Biogram” na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego. Szukałam jakiejkolwiek wiadomości o barykadzie na Piusa, dziś Pięknej, i Koszykowej, vis-a-vis Hali. Pan ją budował w jedną noc, a potem jej bronił. Czy pamięta pan, kiedy powstała ta barykada? To musiało być, proszę pani, w pierwszej połowie sierpnia, albo najdalej w drugiej dekadzie, bo od września byliśmy już na Noakowskiego. Pewnego dnia kapral „Łam” czy „Dan”, dwóch takich było, przyleciał i mówi: „Budujemy barykadę na Koszykowej. Kto na ochotnika?” No, to ja pierwszy lecę. Miałem przyjaciela, Tomka Wojtczaka, mówię do niego: „Idziemy budować barykadę”, ale on miał kłopoty żołądkowe, został, ja poleciałem. To był czas kiedy Niemcy ostrzeliwali nas, ale jeszcze nie za bardzo. Z Politechniki? Z Kreślarni? Tak, z Kreślarni. No, a potem była ta historia z „goliatem”. One były drutem albo radiem prowadzone. I ten co go Niemcy puścili na naszą barykadę, był prowadzony drutem. Próbowaliśmy granaty wrzucać na niego, ale nie udało się drutu przerwać. 6 Jednak on zboczył z drogi i zburzył całą kamienicę przy Hali na Koszykach. Na szczęście, bo jakby wjechał na barykadę, to by nic z nas nie zostało. Ja jakoś się wtedy znalazłem w bramie, w której stała szafa blaszana. Ta, która uratowała panu życie? Tak, nogi tylko miałem trochę pokiereszowane. Nawet nie poszedłem do Architektury, do szpitala. Dlaczego ta barykada tam właśnie stanęła, w poprzek ulic Koszykowej i Piusa, czy po to żeby zablokować Niemcom drogę w kierunku Marszałkowskiej? Jaka była strategia nie mam pojęcia, jeszcze wtedy nie miałem 16 lat, dopiero 18 sierpnia obchodziłem urodziny. Cywile wam pomagali? Tak, budowali z nami barykadę. A ja, wie pani, ciągle myślę, jak my mieliśmy siłę to robić? Kobiety też przecież były. Ci chłopcy co budowali barykadę, takiej samej postury jak ja… W jakieś worki pakowaliśmy coś, już nie pamiętam co to było. Kiedy patrzyłem na to, jak już było gotowe, to wierzyć mi się nie chciało, że się udało tę barykadę zbudować. Niemcy strzelali, to pewnie adrenalina działała. Jak ja się przyglądam tej barykadzie i myślę, że mój ojciec ją budował, a widziałam dziesiątki innych kiedy szukałam tej „mojej”, na Koszykowej i Piusa, to ona jest taka nadzwyczajna, uładzona, tak świetnie zbudowana, widać to nawet na zdjęciu. Proszę zobaczyć jak ona solidnie i porządnie wygląda. Nic dziwnego, że się oparła atakom niemieckim. No tak, ma pani rację. Potem żeśmy ją „obstawiali”, broniliśmy jej, bo Niemcy strzelali w naszą stronę. A tam było tak, że do tej kamienicy przy barykadzie można było wchodzić od Piusa, ale dom miał też okna na Koszykową, na Kreślarnię. I dwa wejścia, dwa adresy: Piusa XI 47a i Koszykowa 66. W tej kamienicy mieszkali moi rodzice i mieli firmę, pod numerem 4, chyba na pierwszym piętrze. A mój ojciec był zastępcą komendanta tego domu, po którym pozostał tylko pusty, zaniedbany placyk. Mój kolega pseudonim „Koń” stał w oknie od Koszykowej, właśnie na pierwszym piętrze. Ja go zastąpiłem kiedy poszedł coś zjeść. Okna były pozastawiane workami, tylko takie szczeliny strzelnicze zostały. Tłumaczył mi: „Uważaj, snajper strzela z Kreślarni”. A ja mówię: „No dobra, będę uważał”. Pewnie byłem tam trzy godziny, może cztery, a kiedy on wrócił mówię do niego: „Wiesz, kogoś zastrzeliłem, nie wiem czy to „Ukrainiec” czy Niemiec, ktoś biegł w okopie na terenie Politechniki, chyba go trafiłem”. I wie pani co się stało? Oddałem mu karabin, przypomniałem o snajperze, odszedłem, on wyjrzał przez szczelinę, usłyszałem odgłos wystrzału i już nie żył. Mama opowiadała mojemu synowi o tym snajperze, o tym „gołębiarzu” niemieckim, syn narysował komiks pt. „Gołębiarz”, o śmierci chłopca z kamienicy na Piusa, który wyszedł na chwilę z domu i zginął od kuli snajpera. Wysłał komiks na konkurs Muzeum Powstania Warszawskiego i dostał II nagrodę. Ta barykada to było ważne miejsce dla nas i dla Niemców. Tam ciągle waliły cekaemy w naszą stronę. Taka mi się też historia przypomina, ale już z Noakowskiego nie z Koszykowej, że dostaliśmy granaty, których nie umieliśmy używać. Najpierw były niemieckie, potem takie „sidolki” na wzór niemieckich robione, po nich przysłali podpalane zapałką. Była puszka, miała knot, trzeba było podpalić zapałką. W nocy podpalić knot zapałką kiedy Niemcy cekaemem rąbali po tych naszych oknach?! No i trzeba było się nauczyć to robić za węgłem. Nauczyłem się, zza węgła podpalałem i rzucałem – buteleczkę i granacik, buteleczkę i granacik…! I nagle, proszę pani, przynieśli inne. Nie było knota, była taka zapałka - duża, zacząłem ją podpalać zapałką, trzech nas było w pokoju na Noakowskiego, i to mi fuknęło, tak jakby wybuchło, ale nie granat tylko ten zapalnik. To ja to puściłem i gdzieś poleciało. Inni się schowali za biurko, ja dostałem w łeb i w nogę. Ale takie nic, nawet nie zauważyłem, że dostałem, potem dopiero patrzę a tu coś czerwonego. Krew. Kiedy indziej na Lwowskiej, na Architekturze, jeszcze dwie bomby poleciały, też mi dołożyły. Potem miałem jeszcze przygodę… to była Wielka, albo Zielna, gdzie chodziliśmy do Haberbuscha po ziarno. Mój ojciec się z nimi przyjaźnił, po sąsiedzku, bo na Wielkiej 22 rodzice mieli sklep i drugie mieszkanie. Też go nie ma, nie ma Wielkiej, jest Plac Defilad. Ja tyle pamiętam, że wtedy „krowy” waliły i my chodziliśmy takimi podkopami. I gdzieś w tym podkopie mnie trochę przysypało. Myślałem, że już mnie tam szlag trafi, miałem jeden worek na plecach, drugi z przodu, przez ten wąski tunelik uciekałem, ale jakoś się udało. Tylko te worki zostawiłem, wróciłem bez worków. 7 A pamięta pan gdzie była kuchnia? Kto gotował? Mama mówiła, że gotowała jedzenie dla obrońców barykady z produktów Juliusa Meinla. Wie pani, to możliwe, Meinl musiał mieć tam magazyny i brali z nich wszyscy co im było potrzebne, tak jak my zboże z magazynów Haberbuscha. Takie panie, jak pani mama, nas odpowiednio futrowały, kuchnia była na którymś podwórku. Co gotowały? Zupkę przede wszystkim z ziaren, które przynosiliśmy z magazynów Haberbuscha. Wracam ciągle do tej „mojej” barykady, którą w końcu znalazłam. Mówił pan, że ją budowali też cywile. Przeczytałam niedawno na świeżo „Pamiętnik z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego i wynikało z jego relacji, że większość warszawiaków przesiedziała powstanie w piwnicach. Różnie było. Jak było trochę spokojniej to wychodzili. Kobiety też wychodziły. A może tak powiem… panowie dzielili się na dwie części. Na tych którzy brali udział w powstaniu i tych którzy nie brali? Nie. Byli tacy, którzy nawet jeśli nie brali, to pomagali, ale byli tacy co nie pomagali. Myśmy ich odpowiednio nazywali. No, ale cóż… tak było. A pamięta pan kogokolwiek z mieszkańców kamienicy przy barykadzie? Pamiętam tylko tego pana co mi dał mundur, bo nie miałem, a bardzo chciałem mieć. Poszedł gdzieś i mi przyniósł. To mógł być pani tata, zastępca dowódcy domu. I tak przeżyłem do kapitulacji, barykada nie została zdobyta przez Niemców. Po powstaniu byłem jeńcem wojennym, wywieźli nas do Stalagu Sandbostel, potem do Gross Borstel na przedmieściach Hamburga. Stamtąd nas pognali pod duńską granicę i Anglicy tam nas wyswobodzili. Znalazłem ojca, walczył w obronie Modlina w Kampanii Wrześniowej w 1939 roku, jako dowódca II dywizjonu 8.Pułku Artylerii Lekkiej, do końca wojny był w niemieckim oflagu. Pojechaliśmy do Paryża. Tam był taki punkt zborny, szykowaliśmy się do trzeciej wojny, więc armia była, no nie pod bronią, ale zawsze gotowa. Marynarka wojenna zbierała swoich ludzi z Anglii, ja powiedziałem, że ja byłem tam i jakoś mi się udało Kanał przeskoczyć. I już nikt nie pytał - czy byłeś czy nie byłeś, i gdzie chcesz iść – do marynarki czy do armii. Ja chciałem do marynarki i tam dwa lata odsłużyłem. Ojciec został we Francji, matka była chora i w 1947 roku wróciłem do Polski. Ojciec nie, bo dla niego jak ktoś nawet był „różowy” to był nie do przyjęcia, a co mówić o „czerwonych”. Marzanna de Latour JAK ŻYĆ POD WSPÓLNYM DACHEM WARSZAWY? Pytanie, które nurtuje nas mieszkańców od kilku sezonów postawiliśmy na pierwszej z dwóch dużych konferencji, którą zorganizowało Stowarzyszenie „Koalicja: Ciszej, proszę!“ – pod hasłem „Miasto do życia“ w partnerstwie z UN Global Compact. Konferencja jest częścią projektu „Niech nas usłyszą“ przygotowanego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Dwudniowe spotkanie odbyło się 24 i 25 kwietnia 2014 roku w Pałacu Staszica w Warszawie. Zbudowało ono podwaliny pod platformę dyskusji między mieszkańcami, właścicielami klubów i samorządowcami. Od ubiegłego roku, my mieszkańcy Warszawy zabiegamy o to, by pogodzić dwa światy: rodzinny z rozrywkowym. Obydwa są częścią Warszawy, choć część rozrywkowa naszego miasta to nowe zjawisko na mapie stolicy. Konferencję „Miasto do życia“ uroczyście otworzył Olgierd Dziekoński Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta RP. Minister pochwalił naszą inicjatywę i zachęcił do walki o swoje prawa, dodając nam otuchy. Prezydent Bronisław Komorowski pracuje nad zmianami prawnymi, dzięki którym wyniki przeprowadzanych wśród mieszkańców referendów w sprawach bezpośrednio ich dotyczących, będą dla samorządów wiążące.“ Przygotowywane zmiany nazywane są roboczo dialogiem komunikacji obywatelskiej. W temat konferencji wprowadziła zgromadzonych Alina Szklaruk koordynator projektu „Niech nas usłyszą“ i organizatorka konferencji. – Mieszkańcy nie są sami, mogą i powinni dbać o swoje najbliższe otoczenie, my do tego właśnie namawiamy. Organizujemy cykl 10 debat i szkoleń tematycznych dla urzędników, mieszkańców, służb porządkowych, właścicieli i gości klubów. Wyjaśniamy jak niebezpiecznym narzędziem może być hałas w rękach osób nieprzygotowanych do prowadzenia profesjonalnej działalności. Roczne działania Stowarzyszenia „Koalicja: Ciszej, proszę!“ mają pozostawić po sobie m. in.: metodologię pomiaru hałasu muzycznego, rekomendacje zmian legislacyjnych, analizę porównawczą dotycząca funkcjonowania klubów w miastach europejskich, katalog porad obywatelskich, wypracować ścieżkę dialogu między mieszkańcami, miastem i klubami. 8 W dyskusji głos zabrał Kamil Wyszkowski Krajowy Przedstawiciel Inicjatywy Sekretarza Generalnego ONZ Global Compact. – Obszar zarządzania hałasem nie jest uregulowany. Prawne normy są, ale nie ma norm społecznych. Potrzebne są reguły zabawy, tzw. Katalog warunków zabawy. Postęp ekonomiczny naszego kraju daje nam ogromne możliwości, ale także zabija. Bierzmy przykład z Kopenhagi, Paryża, Rzymu – te miasta radzą sobie z hałasem, a jednocześnie nie spychają klubów na boczny tor“- radził Kamil Wyszkowski. (……………..) Hałas zaburza koncentrację, sen, wpływa na libido, układ odpornościowy, wywołuje zmęczenie, bóle głowy, lęk, drażliwość, agresję oraz depresję. Hałas może zaburzać trawienie, akcję serca, oddychanie, może wpływać na ciśnienie oraz być przyczyną chorób układu mięśniowo- stawowego- to udowodnione naukowo. Nasz ekspert przestrzegał, że hałas może być niebezpieczny także dla osób trzecich. – Jeśli policjant, lekarz, strażak, kierowca przez nocne hałasy pochodzące z klubu nie wysypia się może być zagrożeniem dla innych. Brak snu, zmęczenie i rozdrażnienie... prowadzą do wypadków drogowych, błędów lekarskich, błędów w pracy- podsumowała Anna Kossak. – Nie chodzi o to, by panowała grobowa cisza, ale hałas nie może przeszkadzać nam w odpoczynku. O zwiększonych normach hałasu komunikacyjnego i łamaniu w tym zakresie przez Polskę norm światowych (WHO) opowiadał dr Mikołaj Kirpluk z Ligii Walki z Hałasem. – W naszym kraju prawo „hałasowe“ istnieje, tylko nie jest egzekwowane. Nadzór budowlany nie sprawdza czy lokal jest przystosowany do działania w niej dyskoteki czy klubu nocnego. Przepisy są znane, pytanie jak są realizowane? W podobnym tonie wypowiedziała się prof. Ewa Kuryłowicz – Hałas jest rozpoznanym i funkcjonującym czynnikiem zagrożenia i zanieczyszczenia. Nie powinno to być kwestią sporów. Efekty zanieczyszczenia hałasem są rozpięte na skali od podrażnienia do uszkodzeń słuchu. To nie są żarty ani nasze fanaberie. Powinniśmy miasto planować w taki sposób, by hałas był kontrolowany i projektowany w jego przestrzeń. Jeśli popełniliśmy zaniedbania i błędy, to najwyższy czas je teraz naprawić. Zanim będzie za późno dla naszego zdrowia – podsumowała prof. Ewa Kuryłowicz z wykształcenia architekt. Podczas naszej konferencji Michał Olszewski Zastępca Prezydenta Warszawy ogłosił opracowywany od ubiegłego roku tzw. Kodeks Dobrych Praktyk. Jest to dokument określający działania klubokawiarni i dżentelmeńska umowa, porozumienie między mieszkańcami stolicy i osobami prowadzącymi klubokawiarnie oraz miastem. – Kodeks składa się z siedmiu krótkich części i jest zbiorem zasad, które odnoszą się do dbania o przestrzeń publiczną, otoczenie lokali, zasady dla użytkowników, gości klubów, bezpieczeństwa w klubach i na ich terenie, sprzedaży alkoholu oraz hałasu, który nie powinien zakłócać spokoju mieszkańcom – wyjaśniał podczas konferencji Michał Olszewski. Dokument jest zbiorem wytycznych, do których powinni stosować się prowadzący lokale miejskie: bary, piwiarnie, restauracje, ogródki sezonowe, klubokawiarnie, dyskoteki i inne formy działalności. Wiceprezydent Olszewski podkreślił, że jeśli umowa społeczna zawarta w Kodeksie Dobrych Praktyk nie będzie przez kluby respektowana – umowy z tymi klubami będą rozwiązywane. W tej części dyskusji wziął udział także Michał Borkiewicz z Planu (……………..) Pierwszy dzień konferencji zakończył happening. Antoni Rosochacki z firmy Silent Disco opowiedział mieszkańcom o cichej inicjatywie, która zawojowała świat. Założyliśmy słuchawki i z trzech kanałów do naszych uszu popłynęła różnorodna muzyka. Bawiliśmy się wyśmienicie, nie przeszkadzając innym. Tylko my słyszeliśmy muzykę na słuchawkach, otoczenie miało ciszę. Takie imprezy odbywają się w całej Polsce i są alternatywą dla głośnych, huczących dyskotek, uciążliwych dyskotek i klubokawiarni. Drugi dzień konferencji rozpoczęło wystąpienie Jarosława Jóźwiaka Dyrektora Centrum Komunikacji Społecznej , który opowiadał o znaczeniu komunikacji społecznej w rozwoju Warszawy. Kontynuacją wątku były warsztaty, które poprowadził Krzysztof Martyniak socjolog i Maciej Ciechomski psycholog. Wraz z mieszkańcami, radnymi Warszawy dyskutowaliśmy o sposobach na pobudzenie mieszkańców do działania oraz o tym jak i za jaką cenę godzić niepogodzonych. Dwudniowa konferencja „Miasto do życia“ rozpoczęła dialog i zwróciła uwagę na palące problemy mieszkańców. Dowiedzieliśmy się, że hałas może być niebezpiecznym narzędziem w rękach osób nieodpowiedzialnych. Niezbędna jest dyskusja o planowaniu lokalizacji klubokawiarni oraz nakłanianie do współpracy z mieszkańcami i wzajemne zrozumienie. Na naszej konferencji ogłoszono Kodeks Dobrych Praktyk czyli zbiór zasad prowadzenia działalności rozrywkowej w stolicy. Konkluzją z naszej pierwszej konferencji niech będzie fakt, że hałas dotyczy nas wszystkich. Dlaczego? Nigdy nie wiadomo czy w waszym budynku, naprzeciw waszego miejsca zamieszkania jutro nie powstanie klub nocny lub ogródek piwny, przez który nie będziecie mogli zmrużyć oka. Właśnie dlatego chcemy rozmawiać. Dołączycie? http://www.ciszejprosze.pl/ 9 Do Redakcji „Gazety na Koszykach” dotarł list mieszkańca naszego Osiedla. W liście został przedstawiony problem zaopatrywania w recepty z przepisanymi przez lekarzy – lekami, dla przewlekle chorych. Oto cytowany list: Kiedyś gdy lekarstwa były na ukończeniu, zostawiałem w rejestracji rejonowej przychodni listę potrzebnych mi leków. Po jakimś krótkim czasie odbierałem recepty. Była to bardzo wygodna forma kontynuowania leczenia dla pacjenta i dla lekarza ( duża oszczędność czasu ). To skończyło się. Urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia uznali chorych, leczonych przewlekle za niezbadanych i polecili im osobiście zgłaszać się na wizyty do lekarza po recepty. Tego rodzaju działanie absurdalne stosuje się w wielu Przychodniach Podstawowej Opieki Zdrowotnej na terenie Śródmieścia Warszawy, choć nie we wszystkich. Po przeszło półrocznym sporze z NFZ, otrzymałem pismo wysoce pouczające z zapowiedzią pozytywnego rozpatrzenia skargi. Należy tylko wymusić na przychodni jego realizację. W tym celu zacząłem telefonować do NFZ-u. Przez parę dni nikt nie odbierał telefonów. Gdy w końcu uzyskałem połączenie, poprosiłem urzędnika o podanie drogą służbową informacji zawartej do mnie w piśmie NFZ. To dotyczyło przywrócenia poprzedniego systemu i skutecznego przekazania do publicznej wiadomości. Na takie dictum zostałem pouczony, że są inne formy przekazywania wiadomości (np. internet, druki urzędowe z pismami) a nie NFZ. Powyższe dane powinny wystarczyć, aby Ministerstwo Zdrowia spowodowało postępowanie wyjaśniające odpowiedzialność personalną za ten zbiorowy „wygłup” urzędniczy oraz wyciągnęło służbowe konsekwencje. Gdyby okazało się, że Ministerstwo nie sprawuje kontroli nad NFZ-em, to pozostaje tylko zwrócić się w tej sprawie do posłów naszego okręgu. Jacek Bicz Łatkiewicz INFORMACJE Stowarzyszenie „Koalicja: Ciszej proszę!” w partnerstwie z UN Global Compact Polska zapraszają właścicieli, managerów, gości klubów, przedstawicieli władz lokalnych oraz mieszkańców do wzięcia udziału w szkoleniu na temat „Wpływu hałasu na zdrowie i funkcjonowanie człowieka”, które odbędzie się 27 maja 2014r. w SPS Solec s.c., ul. Solec 44, w godz. 14.00 – 18.00 i jest jednym z wydarzeń przewidzianych do realizacji w ramach projektu „Niech nas usłyszą”. Więcej informacji na temat wydarzeń w projekcie znajduje się na stronie www.ciszejprosze.pl Zgłoszenia w terminie do 23 maja b.r., prosimy przesłać na adres [email protected], lub zgłosić telefonicznie od poniedziałku do piątku w godz. 10.00 – 16.00, tel.22 646 52 58 Zapraszamy! Koncert dla Mamy Dnia 29 maja o godzinie 16:00 w siedzibie Rady Osiedla Koszyki przy ulicy Wspólnej 51 odbędzie się koncert W którym wystąpią: - Chóru UŚMIECHU - Duet Małgorzata i Krzysztof - Zespół wokalno-instrumentalny TULIPAN - przewidziano również recytację wierszy Serdecznie zapraszamy!! Redakcja „GAZETY na Koszykach” Piotr Pieczyński Siedziba Rady Osiedla Warszawa, Wspólna 51, 00-680 Warszawa – wejście od podwórza Zapraszamy w każdą środę od 18 do 19 Przewodnicząca Rady Osiedla Ewa Czerwińska - tel. 500 278 384 email: [email protected] www.facebook/osiedle.koszyki Wszystkie numery dostępne na stronie Urzędu Dzielnicy Śródmieście www.srodmiescie.warszawa.pl w zakładce - Dzielnica / Śródmiejska prasa lokalna. 10