Kobiety płaczące: sentymentalizm zasklepiający

Transkrypt

Kobiety płaczące: sentymentalizm zasklepiający
ks. Łukasz Libowski
8. marca 2015 r.
Kobiety płaczące: sentymentalizm zasklepiający
III KAZANIE PASYJNE
Wielkopostni chrześcijanie!
„Nie można zbawiać się samemu”.
To niezwykłe zdanie napisał Nikołaj Aleksandrowicz Bierdiajew – rosyjski filozof,
zaliczany do grona największych myślicieli prawosławnych XX stulecia. Dodajmy:
zwolennik nadziei powszechnego zbawienia.
To prawda. „Nie można zbawiać się samemu”.
Do zbawienia potrzebujemy Boga. Potrzebujemy spotkania z Bogiem. Ale potrzebujemy też drugiego człowieka.
Albowiem na spotkanie z Bogiem przygotowuje nas spotkanie z człowiekiem. Spotkanie z drugim człowiekiem otwiera nas na spotkanie z Bogiem. A co za tym idzie
– na zbawienie.
W tym sensie mówić można o tym, że spotkanie jest źródłem odrodzenia. W pojedynkę, w samotności, niestety, odrodzić się nie sposób.
Takie odradzające spotkania przeżywamy – mam nadzieję – w czasie tegorocznych
nabożeństw Gorzkich Żali.
1
W trakcie naszych pasyjnych rozważań spotykamy się wszakże z rozmaitymi osobami
– bohaterami Męki Pańskiej, które to spotkania – jak ufam – podprowadzają nas do
spotkania z cierpiącym Panem. Które to spotkania przyczyniają się do naszego zbawienia.
Bo: „Nie można zbawiać się samemu”.
Byliśmy już w Getsemani i w pretorium. Spotkaliśmy się z Piotrem, Jakubem i Janem
oraz z pozostałymi apostołami. Spotkaliśmy się z Piłatem.
Znaleźliśmy w sobie acedię, lenistwo dwunastu oraz konformizm Poncjusza. Przyjęliśmy za swoje Poncjusza i dwunastu ustosunkowanie się do Jezusa.
Z perspektywy cesarskiego namiestnika Judei i apostołów spoglądaliśmy na Pana.
W ich niejako skórze spotykaliśmy Pana. Przez nich spotykaliśmy Pana.
Dziś kolejne spotkanie. Na Drodze Krzyżowej. Trochę z racji dzisiejszego święta:
z niewiastami płaczącymi nad dźwigającym krzyż Chrystusem.
*
Oto, jak spotkanie to opisał Łukasz Ewangelista.
Jesteśmy zmuszeni czytać dziś Łukasza, ponieważ Marek epizodu tego w swojej wersji Dobrej Nowiny nie odnotował. W ogóle nawet go nie wspomniał.
Posłuchajcie zatem, moi drodzy, co ma nam dziś do powiedzenia Święty Łukasz.
A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz
Jezus zwrócił się do nich i rzekł: „Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie
raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą:
«Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły». Wtedy zaczną
wołać do gór: «Padnijcie na nas»; a do pagórków: «Przykryjcie nas!» Bo jeśli
z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?”
2
*
Siostry i bracia!
Odkąd pamiętam, opis spotkania idącego na śmierć Chrystusa z żałującymi Go kobietami bardzo mnie intrygował.
Intrygował mnie ze względu na to, że nie rozumiałem zachowania i postępowania
samego Jezusa. Długo nie było dla mnie jasne, dlaczego Jezus – jak możemy sobie
wyobrażać – szczerze współczujące Mu kobiety zganił.
Pamiętam dokładnie, gdzie w moim rodzinnym kościele wisiała stacja Drogi Krzyżowej, przedstawiająca spotkanie Jezusa z płaczącymi kobietami.
Pamiętam, choć może niewyraźnie, jak stacja ta wyglądała. Widniały na niej ze trzy
chyba kobiety ze zwieszonymi głowami, całe odziane w powłóczyste, niebiesko-,
a właściwie granatowo-szare szaty.
Pamiętam, że ilekroć – jako dziecko – uczestniczyłem w nabożeństwie Drogi Krzyżowej i przechodziłem obok tej stacji, nachodziła mnie myśl, że Jezus niczego nie
rozumie i że jest niesprawiedliwy.
No bo niby dlaczego upomina dobroduszne, poczciwe, z Jego w końcu powodu
łzami zalewające się kobieciny?
Obecnie, kiedy wiem dlaczego – aczkolwiek przyznać muszę, że wyznaję to nie bez
obaw i wątpliwości – scenę tę postrzegam jako fascynującą i niezmiernie ważką.
Niezmiernie ważką dla naszej duchowości. Ponieważ, w moim mniemaniu, przekazuje szalenie istotne uwagi.
3
*
Moi drodzy!
Spoglądamy dziś na niewinnego Jezusa, dźwigającego krzyż. Pokornie, milcząco idącego ulicami miasta, ulicami Jerozolimy na Golgotę. Na śmierć.
Widzimy potulnego Baranka na rzeź prowadzonego.
Widzimy Go tak, jak widziały, jak najprawdopodobniej widziały go kobiety płaczące.
Widzimy, jak został obdarty z jakiejkolwiek godności i zrównany ze złoczyńcami.
Bo oto stąpa przed nami w towarzystwie dwóch innych skazańców. Dwóch łotrów.
Dwóch rzeczywistych winnych.
Widzimy, jak straszliwie, jak nieludzko nasz Bóg, nasz Pan cierpi.
Ledwo co kroczy. Ledwo co żyje. Do samej ziemi ugina się pod ciężarem krzyżowej
belki, którą na swych ramionach niesie, by za chwilę rozpiąć na niej swe ramiona
i śmiertelnie zawisnąć.
Co chwilę boleśnie upada. Ma strzaskane, zsiniałe, biczowaniem poranione ciało. Do
głowy wbija Mu się cierniowy hełm. Ma skrwawioną twarz.
Jest wycieńczony. Wykończony.
Ale nie poddaje się. Idzie. Dzielnie idzie.
Wstaje, po każdym upadku wstaje, znów wstaje i idzie.
Za nas. Dla nas. Grzeszników.
Da za nas wszystko, co ma. Da za nas siebie.
Ofiara absolutna. Ofiara doskonała.
Miłość absolutna. Miłość doskonała. Gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich…
4
Patrzymy na tak okrutnie, tak podle skatowanego Pana naszego i spotykamy się
z zanoszącymi się płaczem niewiastami. Od razu rozumiemy te kobiety.
Żałują człowieka. Żałują Jezusa z Nazaretu, swego Mistrza i Nauczyciela. Żałują
Boga.
Tego, który odkrywał przed nimi tajemnice życia i tajemnice ludzi, który dawał niesłychanie trafne wskazówki, który uczył, więcej, który Sobą samym pokazywał, jak
żyć.
Tego, który głosił wspaniałe, porywające orędzie o Ojcu kochającym, bezgranicznie,
bezwarunkowo kochającym, zawsze przebaczającym, zawsze się litującym. Orędzie
o Ojcu zatroskanym o ludzi, życzliwym ludziom, nieskończenie przychylnym ludziom.
Żałują tego, który czynił tylko dobro, który przynosił pociechę, ulgę w cierpieniu.
Żałują tego, który uzdrawiał. Cudownie uzdrawiał.
Jakże bowiem Go nie żałować?
Czynił dobro, a teraz spotyka Go zło. Był przyjacielem wszystkich, a teraz poniewiera
się nim jako najgorszym wrogiem wszystkich.
Nie, nie ma na tym świecie sprawiedliwości. Nie ma.
A owa niesprawiedliwość światowa spotyka Najsprawiedliwszego. Najsprawiedliwszego ze wszystkich sprawiedliwych.
Jak tu nie płakać?
Właściwie nie powinno się płakać. Prawo starotestamentalne zabraniało wszakże publicznego opłakiwania przestępcy.
A jednak kobiety z Drogi Krzyżowej publicznie przestępcę opłakują. Pośród tłumu
płaczą nad Sprawiedliwym skazańcem, Sprawiedliwym przestępcą. W ten sposób
5
spełniają się słowa Zachariasza: „Boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem,
i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym”.
Kobiety, z którymi dziś przystajemy płaczą, bo są wrażliwe.
Szlachetne, delikatne i wrażliwe.
Ich serca nie są jeszcze zepsute. Nie zdołała przeżreć ich jeszcze znieczulica.
Te kobiety łkają, ponieważ są dobre. A dobro dobro rozpoznaje. I dobro dobru
skrzywdzonemu współczuje.
Te kobiety łkają, bo współczują. Współczują bestialsko męczonemu. Współczują
cierpiącemu.
Przez swoje zaś współczucie współcierpią z cierpiącym.
Może być coś piękniejszego?
A jednak Jezus te kochane niewiasty gani.
One litują się nad Nim, a On lituje się nad nimi. One Jemu szczerze współczują, On
im współczuje. One przed Nim otwierają swe serca, a On przed nimi.
Zwraca się do nich Jezus, posługując się określeniem prorockim, acz jest to określenie czułe: „Córki jerozolimskie”. I poucza je, aby nie płakały nad Jego niedolą, nad
Jego pasją, ale nad sobą i nad swoimi dziećmi.
To są surowe słowa. Ostre słowa. Myślę, że dotknęły one płaczące kobiety. A może
nawet nimi wstrząsnęły.
O taki zresztą właśnie wstrząs Jezusowi chyba chodziło. O taki ozdrowieńczy,
otrzeźwiający wstrząs.
O taki wstrząs zbawienny.
Chce On w tych słowach, jak sądzę, biadającym niewiastom powiedzieć, że tu nie
chodzi wcale o współczucie.
6
Nie, moi drodzy, Jezusowi w żadnym razie nie chodzi o współczucie. On o współczucie nie prosi. Nie żebrze.
Nie mówi, że ono jest naganne i złe. Nie, tego Jezus nie mówi. Nie podważa powszechnego przekonania o tym, że współczuć jest rzeczą szlachetną i dobrą. Może
nawet okazane sobie współczucie Jezus docenia.
Jednakowoż w swojej radykalnej wypowiedzi podkreśla, że istota sprawy leży gdzie
indziej. Na pewno nie we współczuciu.
Istota sprawy to nawrócenie.
Jezusowi chodzi tylko o nawrócenie. Tylko i wyłącznie o nawrócenie.
O nic więcej. Tylko o nawrócenie.
Tylko i zarazem aż o nawrócenie.
Uczucie może być co najwyżej do tego nawrócenia dodatkiem. Lecz nigdy nie może
być celem.
Cel jest jeden: nawrócenie.
Stąd właśnie Chrystus poleca płaczącym niewiastom, by płakały nad sobą. To znaczy
nad swoja duchową biedą, duchową nędzą. Nad swoimi błędami, grzechami, niewłaściwymi wyborami. Nad swoim uwikłaniem się w zło. Nad swoim ze złem konszachtowaniem.
Między słowami powiada im, że Jemu ich płacz jest niepotrzebny. Nic wszak nie
zmieni. Co się stać musi, to się stać musi. Odwrotu nie ma.
„Wasz płacz Mi nie pomoże” – zdaje się perswadować Jezus.
I tłumaczy: „Wy żałujcie swoich grzechów. Swoich grzechów i grzechów waszych
dzieci.
Wy żałujcie i płaczcie z tego powodu, żeście daleko ode Mnie.
7
Wy do Mnie przyjdźcie. Wy się nawróćcie. Wy nawracajcie wasze dzieci i innych ludzi, którzy żyją obok was z dala ode Mnie.
Bo to moje cierpienie, bo cała moja męka dla was i dla waszego zbawienia. Skorzystajcie z tego. Zmieńcie wasze życie. Przyjmijcie, co wam daję, co wam ofiaruję.
W przeciwnym bowiem razie wszystko, co dla was taki wielkim kosztem – z miłości
do was – uczyniłem, pójdzie na marne.
Jeśli się nie nawrócicie, nie poprawicie, nie zmienicie, wszystko to, cały mój trud, cały
mój ból obróci się w nic…”
Taki jest Jezus. Taki wspaniałomyślny.
Taki na człowieku i tylko na człowieku skoncentrowany.
Nawet w swojej kaźni nie myśli o sobie. Ale myśli o człowieku.
O krzywdzie, jaką wyrządza sobie człowiek, odrzucając Go. Nie przyjmując Go. Nie
rozpoznając Go.
Bo kto pozostaje z dala od Boga, niszczy siebie! Bo kto odwraca się od Boga, umiera!
*
Siostry i bracia!
Co zgubiło kobiety płaczące?
Uczucie.
One zamknęły się w uczuciu. We współczuciu.
Tak skupiły się na współodczuwaniu, że zapomniały się nawracać. Tak skupiły się na
cierpieniu Jezusa, że zapomniały, po co to Jego cierpienie. Tak się nad Jezusem litowały, że zapomniały litować się nad sobą.
Niewiasty płaczące zgubiło uczucie.
8
Uczucie…
Zatrzymały się w swoim odniesieniu, w swojej relacji do Chrystusa na poziomie sentymentalizmu.
A my?
Na jakim poziomie my jesteśmy?
Czy aby w przeżywaniu naszej wiary, naszej więzi z Bogiem nie jesteśmy ciągle zamknięci w przestrzeni uczuć? W przestrzeni sentymentu?
*
Moi drodzy!
Sentymentalizm.
Jest go w naszej wierze bardzo dużo. Za dużo.
Jesteśmy więźniami naszych uczuć.
Nasze odczuwanie zakleszcza nas. Koncentruje nas ono na sobie. I sprawia, że zapominamy o tym, co istotne. Co najpierwsze.
Tak, my się pławimy, pławimy się naszymi uczuciami. Ale czy Bogu chodzi o nasze
uczucia?
Nie, Jemu chodzi o nasze nawrócenie. Jemu chodzi o naszą wierność. O nasze przy
Nim bezustanne trwanie. Jemu chodzi tylko o naszą wytrwałość.
Siostry i bracia!
Grzeszymy sentymentalizmem. Jak z Drogi Krzyżowej sentymentalizmem grzeszyły
płaczki.
W kościele, na liturgii, na nabożeństwie albo po prostu na modlitwie, w indywidualnej
rozmowie z Bogiem przeżywamy chwile wielkich uniesień, chwile niebiańskie, chwile
9
błogie, a kiedy ze mszy wychodzimy, a kiedy modlitwa się kończy, żyjemy tak, jakby
Boga nie było. Jakbyśmy się z Bogiem nigdy nie spotkali. Jakbyśmy Boga nigdy nie
doświadczyli. Jakby nie było Jego Słowa. Jakby nie było Jego przykazań.
Kiedy czas boskich uniesień się kończy, żyjemy jak najwięksi bezbożnicy.
Na modlitwie doznajemy pociechy, a po modlitwie, zamiast doznaną pociechą z innymi się dzielić, zamiast pociechę nieść innym, z innymi się żremy, innych sklinamy,
innych wyzywamy, obrażamy, poniżamy. Innymi gardzimy.
Ile taka pobożność warta? Ile?
Nic.
Nic nie warta.
Ile w takiej pobożności wierności Bogu?
Nic.
Żadnej wierności Bogu w takiej pobożności nie ma. Żadnej.
A tacyśmy z siebie dumni! Bo tacy porządni, bo tacy głębocy z nas chrześcijanie!
Bo tak pięknie się modlę. Bo tyle się modlę. Bo ja lubię się modlić. Bo modlitwa jest
wspaniała. Bo modlitwa daje mi tyle satysfakcji. Bo sprawia mi przyjemność. Bo mnie
wycisza. Bo daje mi siłę do zmagania się z życiem.
Wszystko dobrze.
Ale czy ona, czy ta modlitwa czyni cię w tym życiu, w twojej codzienności wierniejszym Bogu? Czy ona czyni cię lepszym człowiekiem? Lepszym, to znaczy bardziej
ludzkim, bardziej człowieczym człowiekiem?
Czy ta modlitwa cię nawraca? Czy ta modlitwa wyłuszcza ci twoje niedoskonałości?
Twoje grzechy? Czy ta modlitwa cię ciosa?
Znamy przecież tę zależność: im bliżej Boga, tym więcej widać grzechu…
10
„Właściwie to ja nie mam grzechu. Nikogo nie skrzywdziłem. Nikogo nie zabiłem.
Niczego nie ukradłem…”
Im bliżej Boga, tym więcej widać grzechu…
Siostry i bracia!
Grzeszymy sentymentalizmem.
Grzeszymy sentymentalizmem, kiedy roztkliwiamy, rozczulamy się nad sobą. Kiedy
cieszy nas nasza szlachetność, nasza wrażliwość, nasza dobroć. Kiedy przypisujemy
jej zbyt wielkie znaczenie. Kiedy od niej uzależniamy ocenę jakości naszego chrześcijaństwa.
Grzeszymy sentymentalizmem. Jak z Drogi Krzyżowej sentymentalizmem grzeszyły
płaczki.
I powiedzmy sobie szczerze: jest tego sentymentalizmu w nas dużo. I to niezależnie
od płci. Jest tego sentymentalizmu dużo wśród kobiet. I jest tego sentymentalizmu
dużo wśród mężczyzn.
A powinno być w nas dużo wierności Bogu. Powinniśmy być samą wiernością.
*
Kiedy zapłaczemy, że nią nie jesteśmy?
Kiedy zapłaczemy nad sobą?
11

Podobne dokumenty