Relacja pani Anny Pękul z wycieczki do Krakowa 0.15 mb
Transkrypt
Relacja pani Anny Pękul z wycieczki do Krakowa 0.15 mb
Wędrówka po Krakowie Kiedy moja koleżanka Małgorzata Szeja – polonistka - powiedziała, że zamierza jechać z klasą do Krakowa, od razu chciałam się także tam wybrać. Szczęśliwie pojechałam jako drugi opiekun uczestników z klasy III C Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Sadzewiczowej w Łochowie. Na początku myślałam, że będzie to wycieczka, jak każda inna, czyli – pojedziemy autokarem, wszędzie nas zawiozą, mało chodzenia, kilka najciekawszych miejsc, bo w końcu ile tak naprawdę można zmieścić w planie czterodniowej wycieczki. Pierwsze zaskoczenie miało miejsce jeszcze kilka tygodni przed wyjazdem. Okazało się, że jedziemy pociągiem. Trochę mnie to zdziwiło - bo w końcu jak, obładowani bagażami, dojedziemy z dworca do schroniska? I jak będziemy poruszać się po Krakowie? Jakoś nie potrafiłam sobie tego wszystkiego wyobrazić. Ale postanowiłam zaufać koleżance, która jak się okazało, Kraków zna lepiej niż własną kieszeń. To była mądra decyzja, ponieważ Pani Małgorzata zorganizowała najlepszą wycieczkę, na jakiej do tej pory byłam. Poniedziałek rano (7 listopada) o 7:10 spotkaliśmy się wszyscy na dworcu PKP w Łochowie. Wsiedliśmy do pociągu osobowego, który dowiózł nas do Tłuszcza. Tam czekała nas przesiadka w pociąg TLK do Krakowa. Mieliśmy zarezerwowane 3 przedziały, dzięki czemu uniknęliśmy podróży w tłoku i ewentualnego stania. W tych komfortowych warunkach dojechaliśmy do Krakowa około godziny 13.30. Z dworca ruszyliśmy z naszymi walizkami w stronę hostelu „Trzy Kafki” (tak się właśnie nazywał) znajdującego się niedaleko Rynku. Po 20 minutowym marszu byliśmy już na miejscu, a po szybkim przeorganizowaniu się ruszyliśmy na Kopiec Kościuszki. Korzystając z komunikacji miejskiej dojechaliśmy do celu, w którym oprócz wrażeń estetycznych (piękny widok na Kraków ze szczytu kopca), odbyliśmy także lekcję historii - zwiedzając miejscowe muzeum mogące poszczycić się figurami woskowymi sławnych Polaków. Już na samym wejściu przywitał nas Marszałek Józef Piłsudski i bliski naszym sercom Ignacy Jan Paderewski. Kolejnym i ostatnim punktem poniedziałkowego programu był wyjazd do największego parku wodnego w Polsce (który oczywiście znajduje się w Krakowie). W myśl starożytnej zasady kalokagatia - czyli harmonijny rozwój ciała i umysłu postanowiliśmy spędzić tam 3 godziny, relaksując się oraz oddając się przeróżnym zabawom. Do schroniska wróciliśmy po godzinie 22 na zasłużony odpoczynek, który pozwolił nam zebrać siły na kolejny dzień. We wtorek wczesna pobudka i przed 9:00 wyjście na Wawel. Po drodze wstąpiliśmy do kościoła śś. Piotra i Pawła, w którym zabrakło miejsca na apostołów, w związku z czym stoją się na zewnątrz. Na Wawelu spotkaliśmy się z naszą przewodniczką, Panią Anią. Zwiedzamy komnaty, w których oprócz sławnych głów wawelskich największą uwagę zwracają pięciusetletnie przepiękne tkane arrasy. Dalej poznajemy historię Polski z malowideł, portretów i architektury. Wawel jest piękny, ale jednocześnie jest tam tyle wspaniałości, że nie sposób zobaczyć wszystkiego w jeden dzień, nie mówiąc już o kilku godzinach. Z zamku skierowaliśmy się do Katedry zobaczyć sarkofagi królów, Świętego Stanisława patrona Polski, oraz poznać ich bardzo często smutne historie. W pamięć najbardziej zapada historia królowej Jadwigi i eksponowane drewniane insygnia władzy wyjęte z jej grobu. Oczywiście nie moglibyśmy obejść się bez złożenia wizyty Zygmuntowi – najsławniejszemu dzwonowi w Polsce, który odzywa się tylko w szczególnych chwilach. Taką chwilą był na przykład moment wybrania Karola Wojtyły na Papieża oraz moment jego śmierci. Wysłuchawszy legendy o sercu dzwonu, wszyscy, odpowiednio do własnych życzeń, dotykali go prawą lub lewą ręką. Po zejściu z wieży udaliśmy się jeszcze do podziemi, tam obejrzeliśmy miejsca pochówku nie tylko królów i ich rodzin, ale także sławnych Polaków m.in. Marszałka Piłsudskiego. Ostatni rzut oka z murów wawelskich i ruszyliśmy w kierunku Rynku i Kościoła Mariackiego. Po drodze odwiedzamy jeszcze kościół franciszkanów. Wewnątrz kościoła uwagę przykuwały witraże okalające główny ołtarz i polichromie wykonane przez Wyspiańskiego, ale największe wrażenie robi witraż Boga Ojca stwarzającego świat (znajdujący się na przeciwko ołtarza), wykonany przez tego samego autora. Wspaniałe linie i przepiękne barwy w tonacji błękitu powalają na kolana. W tym samym kościele znajduje się także droga krzyżowa autorstwa Józefa Mehoffera. Kolejnym miejscem, do którego zaglądamy, jestCollegium Maius, czyli najstarsza część Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po dotarciu do kościoła Mariackiego słuchamy historii zawiłych losów sławnego ołtarza autorstwa Wita Stwosza. Na ścianach kościoła piękne politury i malowidła aniołków - wszystko oryginalne, niezniszczone przez wojenną zawieruchę. Kolejnym punktem programu jest wizyta w fabryce Schindlera. Wsiedliśmy do tramwaju i wysiedliśmy na placu, gdzie stały dziwne krzesła. Okazało się, ze znaleźliśmy się na terenie byłego getta krakowskiego. Na miejscu fabryki utworzono wspaniałe multimedialne muzeum. Oprócz ogromnej ilości eksponowanych zabytków można tam zobaczyć, jak wyglądało mieszkanie w getcie czy salon fryzjerski z czasów II wojny światowej. Uwagę przykuwa gabinet Schindlera znany z filmu oraz znajdująca się tam instalacja z produkowanych w fabryce wyrobów. Po zwiedzaniu wróciliśmy w stronę Rynku. Jak się można domyślać, nie była to ostania atrakcja zaplanowana na nasz drugi dzień pobytu. O 19:00 byliśmy umówieni w kultowej krakowskiej księgarni „Pod Globusem”. Tam spotkała nas niespodzianka. Współwłaścicielką księgarni jest nasza absolwentka, Joanna Sawicka. Zaplanowane spotkanie z absolwentami łochowskiego LO studiującymi w Krakowie (z Joasią, a ponadto z Agatą Gałązką i Radkiem Szeją) ma fantastyczne zakończenie. Joanna prowadzi nas do Sali Mehofferowskiej znajdującej się w tym samym budynku. Piękne witraże, politury, meble – a wszystko zaprojektowane przez Mehoffera. Niespodzianka tym większa, że nie jest to miejsce dostępne dla zwiedzających. Ostatnim punktem wtorkowego programu był film „Habemus Papam” w kinie „Pod Baranami”. Środa to kolejny dzień, który zaczyna się już przed 9. Pierwszym punktem programu jest bronowickie Muzeum Młodej Polski. Poznajemy miejsce, gdzie faktycznie odbyło się wesele Lucjana Rydla, które stanowiło tło do dzieła Stanisława Wyspiańskiego. Dalej udajemy się na Kazimierz – dzielnicy w znacznej mierze zamieszkanej niegdyś przez Żydów krakowskich. Wstępujemy do cały czas działającej synagogi. Dowiedzieliśmy się tam, jak przebiega nabożeństwo i zadziwiła nas dosłowność interpretacji żydów ich świętej księgi Tory. Zwiedziliśmy przyległy do synagogi cmentarz, poznaliśmy żydowskie legendy, tradycje oraz zwyczaje żywieniowe. Oczywiście zaszliśmy na słynne najlepsze zapiekanki w Krakowie. Do chrześcijańskiej części Kazimierza przeszliśmy koło malowniczo umieszczonej w bramie kawiarni. Wydała ona nam się znajoma. I tak było w istocie, ponieważ to miejsce można było zobaczyć w kilku filmach, nie tylko historycznych czy dokumentalnych, ale także w produkcjach komediowych takich jak „Nie kłam, kochanie”, Przez chrześcijańską część Kazimierza zawędrowaliśmy do kościoła na Skałce. Tam weszliśmy do krypt, gdzie spoczywają kolejni sławni ludzie, Wyspiański, Miłosz, Asnyk i inni. Spore wrażenie zrobił na nas ołtarz zewnętrzny, gdzie umieszczone są figury świętych i błogosławionych, m.in. Faustyny Kowalskiej. I znowu ruszyliśmy w kierunku Rynku. Nasza wędrówka doprowadziła nas nad Wisłę pod Wawel do sławnego smoka. Po chwili wytchnienia poszliśmy zwiedzać Sukiennice. Oczywiście wszyscy sądzili, że zwiedzimy obecne sklepy, a tu… kolejna niespodzianka. Poszliśmy na wystawę „Rynek podziemny”. Jest to nowo otwarte muzeum i wystawa wykopalisk spod Krakowskiego Rynku. Znaleźliśmy się 5 metrów pod ziemią, oglądając fragmenty kramów, tkanin, monet, ozdób i biżuterię z przed setek lat. Poruszając się pomiędzy „świadkami archeologicznymi,” doszliśmy do fragmentów oryginalnej wioski, pierwszych dróg brukowych i budowli z XI – XII wieku. To wspaniałe multimedialne muzeum gdzie można wirtualnie zanurzyć się w błoto Rynku Krakowskiego, usłyszeć krakowską przekupkę, znaleźć swój własny skarb czy tez obejrzeć bajkę o smoku wawelskim. Podziemny rynek to miejsce warte szczególnego polecenia. Naszym uczniom najbardziej podobała się możliwość zważenia i zmierzenia się przy użyciu starodawnych jednostek pomiaru. A wieczór znowu idziemy „Pod Globus”. Ty razem spotkaliśmy się z dr Stanisławem Bortnowskim w ramach akcji „Lekcje czytania” organizowanej przez „Tygodnik Powszechny”. Ostatni punkt programu na środę to kino. Tym razem Pod Baranami oglądamy „Służące”i bardzo wzruszeni tym filmem, wracamy do schroniska. Czwartek był ostatnim dniem naszej wycieczki. Tym razem ruszyliśmy już przed 8:00. Komunikacją miejską pojechaliśmy do Tyńca zobaczyć słynny klasztor benedyktynów. Zwiedziliśmy krużganki z fragmentami murów z XI wieku, piękny kościół oraz muzeum z ciekawymi eksponatami wydobytymi w czasie wykopalisk i remontów klasztoru. Wszystkich zaskakuje zaradność ojców, którzy nie tylko prowadzą własne wydawnictwo, ale także pozyskują środki z UE na odbudowę i remonty klasztoru. Z Tyńca znowu pojechaliśmy na Rynek, mimo że czasu już zostało nam niewiele, postanowiliśmy zobaczyć wspaniałą wystawę malarstwa polskiego w Muzeum Narodowym w Sukiennicach. W pierwszej sali monumentalne prace Matejki przytłaczają swoją wielkością. Wszystkie dzieła wspaniałe, mistrzowskie. Kolejne sale i znowu zachwyt: na jednej ze ścian wisi „Szał” Podkowińskiego, obok Wyczółkowski. Na mnie duże wrażenie zrobił obraz „Śmierć sieroty” Stanisława Grocholskiego. Wydawałoby się, że będzie to już ostatni punkt naszej wycieczki. Poszliśmy po bagaże, bo w końcu o 15.00 musieliśmy wsiąść do pociągu. Wędrując przez Kraków na dworzec, po drodze oglądamy jeszcze Barbakan i oczywiście udajemy się pod pomnik Grunwaldu ufundowany prze Jana Ignacego Paderewskiego. Jeszcze ostatnie pamiątkowe zdjęcie pod pomnikiem i tak żegnamy się z Krakowem. Gdyby ktoś wcześniej powiedział mi, że przez 3 doby w Krakowie z wycieczką uczniowską można tyle zobaczyć, to nie uwierzyłabym. Przyzwyczajeni iść na łatwiznę, zamawiamy autokar i każemy się wszędzie dowieźć, co często w miejscu takim jak Kraków zajmuje wiele czasu i uniemożliwia pokazanie wielu miejsc niejako po drodze. Kraków to miasto, gdzie na każdym kroku czuć tchnienie historii. Naprawdę warto tam pojechać na taką wycieczką, jaką zorganizowała Pani Małgorzata. Coś, co logistycznie wydawałoby się niemożliwe, okazało wspaniałą przygodą. Anna Pękul