zima 2011

Transkrypt

zima 2011
Krzysztof Grubecki
Pogoria: trzy zimowe rejsy w śródziemnomorskiej scenerii
Wydawałoby się, że na rejsy zimowe,
nawet po Morzu Śródziemnym, nie da się
namówić nikogo. A jednak w kalendarzu
Pogorii bardzo często obok daty rejsu
widnieje zapis „brak wolnych miejsc”.
Fakt: Śródziemne to nie Bałtyk, sztormy
śnieżne raczej na nim nie grożą, ale
przecież co zima – to zima.
Tymczasem chętnych nie brakuje. Nie
wiadomo, co ich bardziej przyciąga:
Pogoria czy morze. Sami czasem nie
wiedzą. Jest w nich pasja żeglowania i jest
też przyjemność bycia załogą rejowego
żaglowca.
Gdy otworzyła się przede mną możliwość objęcia funkcji kapitana w kolejnych trzech zimowych rejsach Pogorii, ani chwili się nie zastanawiałem. Znałem już zimę na Śródziemnym i wiedziałem, czego się spodziewać. Paradoksalnie, w styczniu na Śródziemnym – jeśli nie liczyć Zatoki
Lwiej w jego zachodniej części, przy Marsylii – często bywa bezwietrznie. A gdy już wieje, to –
mając prognozy pogody – zbyt silne wiatry udaje się wymanewrować. Z taką nadzieją układaliśmy
trasy i bez wysiłku udało się nam ani razu nie oberwać silnym wiatrem lub dużą falą.
Samolot, którym leciałem, lądując na lotnisku Malpensa niedaleko Mediolanu przebijał się przez
grubą warstwę chmur, które – niestety – sięgały ziemi. Nie było problemów z trafieniem na pas, bo
lotnisko wyposażone jest w ILS CAT II, ale rozwiała się moja nadzieja na słońce. Spodziewałem
się za to wiatru, ale gdy dojechałem do Genui, wiatru nie było.
Temperatury rozczarowały oczekujących ciepła: nocą poniżej +10°C, a w dzień – w granicach
+15°C. Nazimniejsze okazało się Livorno: +2°C, więc pędziliśmy po słońce na Korsykę do
Bonifacio lub na Sardynię do Olbi. Nie zawiodła nas Elba, zadziwiająco ciepła była również Nicea,
Krzysztof Grubecki
Pogoria: trzy zimowe rejsy w śródziemnomorskiej scenerii
w której – powiem od razu – nie udało się nam spotkać Sławomira Mrożka. Za to Monte Carlo
przyjęło nas deszczem i zamkniętą wypożyczalnią bolidów Formuły 1.
Pogoria nie zabiera pasażerów. Jest
żaglowcem szkolno-treningowym i rejsy
traktowane są jako szkoleniowe. Przed
wyjściem z portu każdy musi więc przejść
przeszkolenie. Kapitan omawia procedury
bezpieczeństwa z oficerami i załogą stałą,
powtarza z nimi też znajomość obsługi
barkentyny. Mimo, że oficerowie są przygotowani do pracy na mostku i pokładzie,
przed każdym rejsem kapitan omawia
i sprawdza wszystko związane ze służbą.
Później oficerowie zapoznają nową
załogę z żaglowcem i uczą, jak się po nim
poruszać, by było bezpiecznie. Największą emocją dla wszystkich jest wspinaczka na reje i marlowanie żagli, ale poznanie i nauczenie się wszystkich lin też nie
jest łatwe. Jest prawie niemożliwe, by to
wszystko opanować w ciągu dwóch tygodni, tym ważniejsza jest więc rola asystentów oficerów, niezbędnych podczas
manewrów żaglami.
Rutyna wacht, czyli służba nawigacyjna, powinna się zacząć jeszcze w porcie. Żeglarze, podzieleni na Pogorii na cztery grupy zwane wachtami, przed wyjściem w morze muszą się dowiedzieć,
co należy do ich obowiązków, zapoznać ze wszystkimi alarmami bezpieczeństwa (w języku pokładowym nazywa się to „szkoleniem w zakresie alarmów”), wiedzieć gdzie są kamizelki i tratwy
ratunkowe, sprzęt przeciwpożarowy – i jak się tego wszystkiego używa. Muszą też poznać procedury działania w momencie niebezpieczeństwa.
Gdy dotarłem z Mediolanu do Genui i znalazłem w porcie Pogorię, na takie właśnie „szkolenie
w zakresie” trafiłem. Oficerowie już pracowali. I to było zapowiedzią dobrego rejsu.
2
Krzysztof Grubecki
Pogoria: trzy zimowe rejsy w śródziemnomorskiej scenerii
3
Wachta, pełniąca służbę nawigacyjną pod dowództwem
oficera wachtowego:
– nawiguje, czyli „prowadzi nawigację”, co godzinę
zapisuje warunki panujące na morzu, kurs, prędkość, pozycję,
niesione żagle, odnotowuje też dokładny czas postawienia czy
zrzucenia żagli, załączenia czy odstawienia silnika;
– obserwuje radar w kabinie nawigacyjnej: każdy punkt
pojawiający się na ekranie porównuje z monitorem wyświetlającym statki na podstawie danych AIS, identyfikuje ten
punkt i melduje obserwacje oficerowi, który swoją służbę
pełni głównie na mostku;
– „prowadzi obserwację wzrokową”, gdyż –
niezależnie od radaru – zawsze dwie osoby pełnią
funkcję „oka”: stojąc na dziobie Pogorii obserwują
horyzont
i przez
intercom
meldują
swoje
obserwacje na mostek;
– steruje żaglowcem: mając do pomocy żyrokompas, wiatromierz, wskaźnik wychylenia steru, horyzont i ciała niebieskie ma
zadanie utrzymać podany przez oficera kurs;
– obserwuje żyrokompas i gdy kurs jest gwałtownie zmieniany, melduje o tym oficerowi, co w gwarze pokładowej zwane
jest „donosem na sternika”, ale animozji na tym tle nie ma, bo
wszyscy po kolei sterują i obserwują;
– manewruje żaglowcem: stawia i zrzuca żagle, wykonuje
zwroty, wchodzi na reje, aby zwinąć lub przygotować do
postawienia żagle rejowe.
Pracy jest więc sporo. Wszystkim kieruje oficer, a pomaga mu asystent. Obserwowałem
z uwagą wachty nocne, bo nocami załogi robią najwięcej błędów. Z zadowoleniem stwierdzałem,
Krzysztof Grubecki
Pogoria: trzy zimowe rejsy w śródziemnomorskiej scenerii
że praca na mostku wre, na oku nikt nie śpi, a żeglarze starają się wykorzystać niepowtarzalną
szansę i do maksimum skorzystać z wiedzy swych oficerów.
Podczas jednej z takich nocnych inspekcji znalazłem się na pokładzie rufowym. Wachta pracowała, a w nawigacyjnej kłębił się żądny żeglarskiej wiedzy tłum. Oficer, zgodnie z regulaminem,
był na mostku i kontrolował sytuację. „Sterujcie na Krzyż Południa” – rzuciłem do świeżych żeglarzy. „Oczywiście, kapitanie” – z powagą potwierdził jeden z pełniących wachtę i tak poinstruował
sternika. Parę godzin później, gdy mijałem się z nim na pokładzie, poprosił, abyśmy wspólnie o tym
Krzyżu Południa zapomnieli, co niniejszym, kończąc to zdanie, czynię.
Po kilku wachtach wszystko dla szkolonych żeglarzy nabiera kształtu i często przeradza się
w głębsze zainteresowanie. Po rejsie wielu z nich szkoli się dalej, pływa na innych jednostkach,
zdobywa kolejne stopnie i uprawnienia żeglarskie, i często wraca
na Pogorię obejmując funkcje
oficerskie. Wielu Pogoriowych
oficerów tak właśnie trafiło na
mostek.
Życie pozawachtowe zależy
od samych żeglarzy. Na morzu
intensywna praca często usypia
kubryki żaglowca. No ale są też
i porty, a w nich – Brudne Wacki czyli portowe knajpy.
Skąd ta nazwa? Nie wiem. Ilekroć w mesie oficerskiej czy na pokładzie spotykam Jarosława
Malejewskiego, zawsze zapominam go o to zapytać. Kiedyś wytropiliśmy Brudnego Wacka
w Trapani na Sycylii. Zatrzymał nas wybuch wulkanu, uziemiający samoloty, którymi mieliśmy
odlecieć. Gina – właścicielka dopasowała do nas godziny urzędowania i zapewniła przyjazne ceny.
Wiedziała, co robi: w jej lokalu do załogi Pogorii dołączyło mnóstwo innych, bo trwały akurat Tall
Ships’ Races – regaty największych żaglowców świata i wielu żeglarzy przez ten wulkan utknęło.
My odsiedzieliśmy swoje u Giny w Trapani, piliśmy wino przy jednym stole – temat nazwy
knajpek takich jak ta, w której stał stół, jakoś nam uleciał. Później popłynęliśmy do Fumicino, gdzie
wymieniono załogę autobusem, ale nawet wtedy nie zdążyłem zapytać o kwestię zasadniczą:
dlaczego „Brudne Wacki”? Takie pominięcia, mniejsza z tym – przypadkowe czy celowe, zdarzają
mi się jednak tylko na gruncie towarzyskim.
4
Krzysztof Grubecki
Pogoria: trzy zimowe rejsy w śródziemnomorskiej scenerii
Na Elbie, zaraz po manewrach cumowania w Portoferraio, zostałem poinformowany, że La
Guardia Costiera, czyli włoska straż wybrzeża zaprasza mnie do swojej siedziby. Spodziewałem
się kurtuazyjnego powitania, z jakim często spotykają się żaglowce szkolne, zwłaszcza dlatego, że
Pogoria odwiedza Elbę często, a jej załogi ożywiają senny porcik również w martwych sezonach
turystycznych. Poprosiłem więc mego zastępcę, Mariusza Skrzypczaka, aby udał się ze mną na to
spotkanie jako asysta. W ładnym i całkiem sporym budynku przywitał nas oficer, chyba wysokiej
rangi, bo cały błyszczał od dystynkcji.
– Czy pan wie, kapitanie, czemu pana tutaj zaprosiłem? – zaczął po angielsku.
Odpowiedziałem, kurtuazyjnie, że nie mam pojęcia.
– Wpłynął pan, kapitanie, do portu „taakim dużym statkiem”… – tu oficer rozłożył ręce, jak
wędkarz chwalący się połowem.
Skłoniłem lekko głowę w podziękowaniu, że nasze manewry w dość ciasnym porcie wywarły
odpowiednie wrażenie, bo sam byłem z nich zadowolony.
Oficer też skinął głową, ale na tym samym oddechu kontynuował: – …bez uprzedniego
zgłoszenia się.
Tu nabrał powietrza i rzucił:
– W związku z czym nakładam na pana mandat w wysokości dwóch tysięcy euro.
Czterech innych funkcjonariuszy obecnych
w pokoju wbiło we mnie wzrok. Zapanowała cisza.
– Przed wejściem do portu dopełniłem...
Udało mi się powiedzieć tylko tyle. Oficer mi
przerwał i porzucając dotychczasowy styl urzędowo-podniosły przeszedł na gestykulację i potok
słów, z których dawało sie wyłowić, że on się nie
myli, a my ignorujemy procedury. Reszty nie rozumiałem, bo jego angielszczyzna stawała się odwrotnie proporcjonalna do stopnia zdenerwowania.
– Proszę to powtórzyć po angielsku – udało mi
się wtrącić.
Oficer spojrzał na listę załogi i wypatrzył
włoskie nazwiska.
– Proszę ich tutaj przyprowadzić – zarządził.
– Odmawiam.
5
Krzysztof Grubecki
Pogoria: trzy zimowe rejsy w śródziemnomorskiej scenerii
Odpowiedź go zamurowała, więc skorzystałem z okazji:
– Dopełniłem wszelkich procedur związanych z wejściem do portu. Zgodnie z instrukcją zgłaszałem wejście przez radio przed główkami portu. A włoskich, ani żadnych innych studentów nie
będę tutaj wzywał, bo to nie są sprawy załogi.
Nie miałem pojęcia, czy włoska straż wybrzeża rejestruje rozmowy prowadzone przez VHF, ale
wiedząc, że robią tak Amerykanie, postanowiłem zaryzykować.
– Proszę sprawdzić nagrania rozmów przez VHF z ostatniej godziny. Tam znajdzie pan odpowiedź.
– Sprawdzimy!
Oficer podniósł słuchawkę telefonu. Długo rozmawiał po włosku, więc nic nie rozumiałem. Długo
czekał, a potem odłożył słuchawkę i powiedział:
– I am sorry, captain.
Wróciliśmy z Mariuszem na Pogorię. Pod pokładem warczał odkurzacz. Wachta kambuzowa
była właśnie w trakcie przedpołudniowego sprzątania.
Wachta kuchenna czyli kambuzowa to
osobny rozdział rejsów. Służba w kambuzie
wypada co cztery dni. Żeglarze z kolejnych
wacht stają się pomocnikami kucharza,
sprzątają kubryki i korytarze, odkurzają,
zmywają naczynia, podają do stołu. Wielu
z tych, którzy na pokładzie Pogorii są
pierwszy raz, takich obowiązków się nie
spodziewa i są one dla nich dużym zaskoczeniem. Ale to właśnie podczas wacht
kambuzowych ludzie poznają się najlepiej.
„Kambuz” to nie tylko praca zespołowa,
o której regulaminy mówią, że „jest ważnym elementem wpisanym w szkolenie
morskie na żaglowcu”. To praca, która
podlega natychmiastowej – i najczęściej
bezlitosnej – ocenie ze strony głodnej i zniecierpliwonej reszty załogi, zbierającej się
w mesach na posiłki. Krytyka często piecze,
6
Krzysztof Grubecki
Pogoria: trzy zimowe rejsy w śródziemnomorskiej scenerii
7
ale pociesza świadomość, że dosłownie za parę godzin, oceniający sami staną się celem zgryźliwych uwag, bo grafik wacht wrzuci do kambuza każdego.
Dziś żaglowce służą głównie młodzieży. Właśnie z myślą o szkoleniu młodych ludzi na morzu
powstała organizacja STI (Sail Training International). Jednym z warunków dopuszczenia żaglowca do wspomnianych Tall Ships’ Races jest na przykład wymóg, by co najmniej 50% załogi było
w wieku 15-25 lat. Starsi też mają szanse: w regatach wielkich żaglowców mają do dyspozycji
miejsca w drugiej połowie załogi, a organizatorzy rejsów treningowych nie stawiają przesadnych
restrykcji wiekowych.
Czego można się nauczyć na żaglowcu, co zaobserwować, by później wykorzystać to w życiu
lądowym? Takich rzeczy jest mnóstwo: odpowiedzialność, umiejętność szybkiego nawiązywania
znajomości, szybkość reakcji. O pracy zespołowej już wspominałem i sądzę że to właśnie jest czynnikiem najważniejszym. Żeglarze schodzą z pokładu ze świadomością, że – aby sprawnie funkcjonować – potrzebujemy innych.
Żaglowiec to skomplikowany system lin, masztów i żagli, który potrzebuje zgranej grupy ludzi,
by ożyć. Załoga uczy się więc na pokładzie działania w tym systemie i szybko odkrywa, że każdy
Krzysztof Grubecki
Pogoria: trzy zimowe rejsy w śródziemnomorskiej scenerii
zależy tu od innych, bo jednostka niewiele może zdziałać sama. Aby rejs zakończył się pomyślnie,
współpracować ze sobą muszą wszystkie elementy tego sytemu. Każdy uczestnik rejsu musi wnieść
swój udział, wszyscy oczekują od wszystkich efektywności, otwartości, punktualności, obowiązkowości, pracowitości.
Wydać się może, że piszę banały,
że to przecież oczywiste. Zgoda –
w teorii tak jest. Praktyka jednak,
zwłaszcza z punktu widzenia kapitana, czasem odbiega od tego diametralnie. Postronnym trudno może
uwierzyć, ale bywa i tak, że te cechy
trzeba na niektórych załogantach
wymuszać, co – o ile kapitan nie ma
w sobie inklinacji sadystycznych –
nie jest działaniem najprzyjemniejszym. Pociechą może być fakt, że
nawet najbardziej oporni w którymś
momencie „zaskakują”, ujawniając
takie zasoby cech pozytywnych,
o jakie nigdy samych siebie nawet
nie podejrzewali.
Dawno już, na szczęście, minęły
te czasy, kiedy kapitan wychodząc
rano na pokład wyrzekał, że baby ma
za oficerów, bo nie dostrzega na
kańczugu
śladów
świeżej
krwi.
Kańczugi – zwane pieszczotliwie „kotami o dziewięciu ogonach”, lub krócej, już całkiem niewinnie:
„kotami” – można spotkać tylko w muzeach poświęconych dawnej flocie. Kobiety nie muszą już
niczego udowadniać, a na mostku są często bardziej wymagające niż mężczyźni (sam widziałem!).
Współczesnemu kapitanowi pozostaje jednak łącznik z czasami, gdy statki były z drewna
a marynarze ze stali – proza Josepha Conrada.
8
Krzysztof Grubecki
Pogoria: trzy zimowe rejsy w śródziemnomorskiej scenerii
Krążyłem więc po Środziemnym z różnymi załogami (i Conradem na półce) i obserwowałem, jak
szybko, z obcych sobie jeszcze parę dni wcześniej ludzi, tworzą się zgrane grupy. Jak rozwija się między nimi i umacnia sieć wzajemnych zależności, opartych na wspólnym celu, nagradzanych wspólną
radością z dobrze wypełnionego obowiązku i pięknem żeglugi jako takiej. Na pewno przyda im się to
w życiu. Kto tego nie zaznał – niech żałuje.
Krzysztof Grubecki
Pogoria, trzy rejsy po Morzu Śródziemnym
1 stycznia – 5 lutego 2011
Zdjęcia: Aleksandra Dudzik
Katarzyna Słowik
9

Podobne dokumenty