MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY / LIPIEC

Transkrypt

MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY / LIPIEC
MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY / LIPIEC•SIERPIEŃ•WRZESIEŃ / NR 7•8•9 / 145 / 2011
CENA 7 ZŁ /w tym 5% VAT / ROK XVIII / ISSN 1426-7667 / NR INDEKSU 323462
TEATR
pl. Wojciecha Bogusławskiego 1, tel. 62 760 53 00
5 października-31maja 2012 – „Początki ewolucji na Ziemi. Stawonogi” – wystawa
14-16 października – „Mój Nestroy”, godz. 19 (DS)
15-16 października – „Marianna i smoki”, godz.
16 (SK)
18 października – „Marianna i smoki”, godz. 9
i 11.30 (SK)
19 października – „Marianna i smoki”, godz. 9 (SK)
21-23 października – „Szklana menażeria”, godz.
19 (SK)
22-23 października – „Piotruś Pan”, godz. 16 (DS)
25-27 października – „Piotruś Pan”, godz. 9
i 11.30 (DS)
28 października – „Pszczółka Maja”, godz. 9
i 11.30 (SK)
29-30 października – „Pszczółka Maja”, godz.
15 (SK)
29-30 października – „Mayday”, godz. 17 i 19.30 (DS)
*DS – duża scena, SK – scena kameralna
GALERIE
Galeria Sztuki
im. Jana Tarasina (dawna Galeria BWA)
pl. św. Józefa 5, tel. 62 767 40 81
20 października-26 listopada – wystawa prac
Pawła Żaka „Fotografia”
8 grudnia-14 stycznia 2012 – Maria Lorenz –
„Malarstwo”
MUZEA
Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej
ul. Tadeusza Kościuszki 12, tel. 62 757 16 08
czynne: wt., czw. w godz. 10-15; śr., pt. w godz. 1117.30; sob., niedz. w godz. 10.30-14.30; niedz. dzień
bezpłatny
Ekspozycje stałe:
„Pradzieje i wczesne średniowiecze regionu
kaliskiego” (zbiory archeologiczne)
„Z dziejów Kalisza” (zbiory historyczne)
Ekspozycje czasowe:
5 października-31 grudnia – „Chińskie wyroby
z laki” – wystawa
14 października-31 grudnia – „Baronowie epoki
brązu” – wystawa
Muzeum Historii Przemysłu
Opatówek, ul. Kościelna 1, tel. 62 761 86 26
czynne: pn.-pt. w godz. 8.30-15; sobota po telefonicznym uzgodnieniu (minimum dziesięcioosobowa grupa); niedz. w godz. 11-15.30
Ekspozycje stałe:
„XIX-wieczne napędy, wynalazcy, pracujące maszyny”
„Przemysł w Kaliskiem w okresie industrializacji
ziem polskich w XIX wieku”
„Zabytkowe maszyny dziewiarskie, pomocnicze,
projekty dzianin ASP w Łodzi”
„Laboratorium przemysłowe”
„Fortepiany firm polskich XIX i XX wieku”
„Maszyny i urządzenia drukarskie XIX-XX wieku”
„Ornat Jana Pawła II i Benedykta XVI na tle szat
i paramentów liturgicznych”
Ekspozycje czasowe:
28 sierpnia-31października – „Kultura pszczelarska w zbiorach Jerzego Gnerowicza”
Muzeum Leśnictwa
Ośrodka Kultury Leśnej w Gołuchowie
ul. Działyńskich 2, tel. 62 761 50 36 lub 62 761 50 46
Ekspozycje stałe:
„Technika leśna”, w Owczarni
„Związki lasu z kulturą”, w Oficynie
„Historia gospodarstwa leśnego na ziemiach polskich”, w Oficynie
„Spotkanie z lasem”, w Powozowni
Ekspozycje czasowe:
16 września-30 czerwca 2012 – „Sowy, sówki,
sóweczki” – wystawa ze zbiorów Kazimierza
Franke, w Oficynie
5 października-15 grudnia – „Dzięki natury
mocy” – wystawa
Galeria w Hallu Centrum Kultury i Sztuki
ul. Łazienna 6, tel. 62 765 25 35
5 października-6 listopada – „Litografia barwna”
– wystawa prac Witolda Warzywody, wernisaż
5 października, godz. 19
9-30 listopada – „Trzy minuty dla jazzu” – Lechosława Cornelli – wystawa fotograficzna towarzysząca Międzynarodowemu Festiwalowi
Pianistów Jazzowych
3 grudnia-8 stycznia 2012 – „Fotografia i grafika” –
wystawa Dominiki Sadowskiej, wernisaż 7 grudnia
Centrum Rysunku i Grafiki
im. Tadeusza Kulisiewicza
ul. Kolegialna 4, tel. 62 757 29 99
20 października-31 grudnia – „Ślady czasu
2011 – Mikael Kihlman i Jacek Szewczyk” –
wystawa grafiki
FILHARMONIA KALISKA
al. Wolności 2, tel. 62 757 07 48
10 listopada – Festiwal Muzyki Antoniego Stolpe „3 Wieki Wiolonczeli w Polsce”; wykonawcy:
Zdzisław Łapiński, Dominik Połoński – wiolonczela, Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Kaliskiej, Adam Klocek – dyrygent; w programie:
Antoni Stolpe – Uwertura g-moll, Olga Hans –
Koncert na prawą rękę, Antoni Stolpe – Uwertura
a-moll, Antoni Stolpe – Fantazja na wiolonczelę
i orkiestrę, Aleksander Tansman – Fantazja na
wiolonczelę i orkiestrę, Sala Koncertowa Filharmonii Kaliskiej – aula WPA UAM, godz.19.30
11 listopada – Festiwal Muzyki Antoniego Stolpe „Koncert Kameralny-Mistrz i Uczeń”; wykonawcy: kwartet „Camerata”(Włodzimierz Promiński – I skrzypce, Andrzej Kordykiewicz – II
skrzypce, Piotr Reichert – altówka, Roman Hoffmann – wiolonczela), Anna Boczar – fortepian;
w programie: Stanisław Moniuszko – I kwartet
smyczkowy, Antoni Stolpe – Wariacje na kwartet
smyczkowy oraz Sekstet fortepianowy e-moll,
Sala Koncertowa Filharmonii Kaliskiej – aula
WPA UAM, godz. 19.30
13 listopada – Festiwal Muzyki Antoniego Stolpe
„Stolpe u Chopina” Recital Fortepianowy; wykonawcy: Anna Boczar – fortepian; w programie: Fryderyk Chopin – Rondo a la Mazur op.
5, Fryderyk Chopin – Mazurki z op. 6, Antoni
Stolpe – Andante As-dur, Antoni Stolpe – Walc
B-dur, Antoni Stolpe – Allegretto non troppo
As-dur, Antoni Stolpe – Allegro Appassionato
c-moll, Antoni Stolpe – Sonata a-moll, Pałac
Książąt Radziwiłłów w Antoninie, godz. 17
18 listopada – Koncert z cyklu „Filharmonia nie
Gryzie” – „Laboratorium Symfoniczne”; wykonawcy: Laboratorium, Orkiestra Symfoniczna
Filharmonii Kaliskiej, Adam Klocek – dyrygent,
Sala Koncertowa Filharmonii Kaliskiej – aula
WPA UAM, godz. 19.30
2 grudnia – Międzynarodowy Festiwal „Bursztynowy Szlak” Multimedia Amber Road Festival;
wykonawcy: Johannes Moser – wiolonczela,
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Kaliskiej,
Adam Klocek – dyrygent; w programie: Antonin Dvořák – Koncert wiolonczelowy h-moll,
Piotr Czajkowski – Souvenir de Florance, Sala
Koncertowa Filharmonii Kaliskiej – aula WPA
UAM, godz. 19.30
9 grudnia – „Coraz bliżej święta” – koncert dla
dzieci; wykonawcy: Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Kaliskiej, Lechosław Nowak – dyrygent i prowadzenie
*WPA UAM – Wydział Pedagogiczno-Artystyczny w Kaliszu Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, ul. Nowy Świat 28-30, Kalisz
CENTRUM KULTURY I SZTUKI
ul. Łazienna 6, tel. 62 765 25 00
22 października – koncert zespołu „Czerwony
Tulipan”, sala widowiskowa, godz. 18
23 października – koncert z okazji 162. rocznicy
śmierci Fryderyka Chopina – wystąpi Andrey
Shibko, Pałac Książąt Radziwiłłów w Antoninie, godz. 17
28 października – z cyklu „Kalendarium Polskie” – „Gusła, zmory i upiory”, Muzeum Historii
Przemysłu w Opatówku, godz. 18
29-31 października – IX Filmowy Festiwal Duchów, kino Centrum
5-6 listopada – XXII Diecezjalny Przegląd Piosenki Religijnej „Sacrosong 2011”, parafia pw.
św. Apostołów Piotra i Pawła
12 listopada – koncert Ireny Jarockiej, sala widowiskowa, godz. 18
16 listopada – „Rękodzieło Artystyczne” – spektakl Teatru Figur z Krakowa, sala widowiskowa,
godz. 9 i 12
25-27 listopada – 38. Międzynarodowy Festiwal Pianistów Jazzowych – Kalisz 2011, sala
widowiskowa, 25 listopada godz. 18; 26-27 listopada godz. 19
3 grudnia – „Bubliczki” – koncert z cyklu „Pofolkujmy sobie…”, sala widowiskowa, godz. 18
6-7 grudnia – „Śnieżny skrzacik” – mikołajkowa
bajka Teatru Banasiów z Warszawy, sala widowiskowa, godz. 9 i 11
Miejska Biblioteka Publiczna
im. Adama Asnyka
ul. Łazienna 6, tel. 62 757 34 30 lub 62 757 22 88
Biblioteka Główna
ul. Legionów 66, tel. 62 753 02 63
5 października-31 grudnia – „Kaliszanie – pozostała po nich pamięć…” – wystawa
21 października – spotkanie z Januszem Bolesławem Czechem – kierownikiem produkcji filmowej, m.in. serialu „Wojna i miłość”, godz. 17.30
4 listopada – spotkanie z poetą Krzysztofem
Siwczykiem (z cyklu: „Seryjni poeci w Wielkopolsce”), godz. 17.30
18 listopada – spotkanie z Wojciechem Bonowiczem – „Tischner-nauczyciel nadziei”, godz. 17.30
9 grudnia – z cyklu „Spotkanie z COOLturą”
– gośćmi będą filmowcy: Małgorzata i Marek
Hendrykowscy z UAM
oprac. A.J.
W numerze:
Wydawca: Miasto Kalisz
Adres redakcji: Ratusz, Główny Rynek 20, tel. 62 765 43 00
Redaktor naczelny – Elżbieta Zmarzła, tel. 62 765 43 91
Stale współpracują: Iwona Cieślak, Mariusz Hertmann,
Robert Kordes, Władysław Kościelniak, Tadeusz Krokos,
Karina Zachara, Jolanta Delura, Robert Kuciński, Justyna Ratajczyk, Agnieszka Tomaszewska
Korekta: Tomasz Mażuchowski
Projekt okładki: Tomasz Wolff
Fot. na okładce: Artur Bonusiak
Nr indeksu: 323462
Nakład 1000 egz.
Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych,
nie odpowiada za treść ogłoszeń
Skład – Studio D M.Trzciński, tel. 62 599 87 17
Druk – Z.P. Offset-Kolor, tel. 62 764 97 61
Internet: www.kalisz.pl/kalisia.htm
Numer konta dla prenumeratorów:
Bank Zachodni WBK S.A. O/Kalisz
43 1090 1128 0000 0000 1218 1984
Szanowni Państwo!
Kalisz. Miasto w Polsce najstarsze. Miasto o bogatej historii. Żywo tętniące życiem kulturalnym.
Miasto ze wszech miar godne odwiedzenia, choć
nadal pozostające na uboczu głównych szlaków
turystycznych kraju.
Dramatyczne dzieje grodu nad Prosną odebrały
mu wiele materialnych walorów turystycznych.
Jednak dzięki wspólnej pasji kaliszan – włodarzy, organizacji społecznych i licznego grona
indywidualnych osób – Kalisz z roku na rok
odzyskuje swój blask. Powstają dziesiątki inicjatyw, z tą najszerzej znaną, bo odnoszącą sukcesy
na skalę międzynarodową – czyli jubileuszem
18,5-wiecza. Odtwarzane są dawne obyczaje,
wytyczane nowe szlaki zwiedzania (jak kaliski
„Szlak Żydowski”), a atrakcyjność turystyczną
miasta wzbogacają nowe formy promocji tak
jego samego, jak i bogatego dziedzictwa, którym
Kalisz może się poszczycić.
Pięknie napisał o tym Maciej Błachowicz w jednym z artykułów, którego lekturę dziś Państwu
6
Polecają Kalisz
w centrum informacji
Kaliszobrania
o niezwykłych spacerach
12
Szlak żydowski
tajemnice ulicy Złotej
22
Spotkanie w Izraelu
reportaż z Ziemi Świętej
25
O czym szumią drzewa
miejskie planty
32
Z pasji do roweru
opowiada Grażyna Adamin
46
Russów przemieniony
jubileusz muzeum
48
polecam: „Co zrobić, aby gród nad Prosną odwiedzało więcej turystów? Jak zareklamować
jego dziedzictwo i atrakcje? Moja odpowiedź
brzmi – najpierw sami poznajmy i pokochajmy
nasze miasto”. I tak już się dzieje! A najlepszym
tego dowodem może być chociażby popularność
„Kaliszobrań” – wędrówek po śladach historii,
w których wzięło dotąd udział już 4 tys. mieszkańców Kalisza, pragnących poznawać dzieje
swej małej ojczyzny.
Ostatnie lata przyniosły wiele dobrego dla promocji miasta. Dlatego bieżące wydanie „Kalisii”
dedykujemy właśnie kaliskim atrakcjom turystycznym. Zachęcam Państwa do zapoznania
się z artykułami poświęconymi historii wielowyznaniowej struktury społecznej miasta oraz
mniej znanej ogółowi: turystyki industrialnej.
Polecam uwadze Czytelników artykuł poświęcony
niezwykłym losom podróżnika Stefana SzolcRogozińskiego, „Króla Kamerunu”. Warto także
poznać Kalisz – cel pielgrzymek religijnych, jak
również obecną ofertę turystycznych wędrówek
po mieście i wokół niego.
Nie trzeba wiele, aby gród nad Prosną dostrzec
w pełnej krasie, zrozumieć i pokochać. Często
wystarczy wolniej przemierzać jego ulice. Smakować historię zapisaną w murach, pomnikach
czy drzewach. Wystarczy przyglądać się uważniej
otoczeniu, odrzucając pośpiech i otwierając się
na to, co nowe. Wystarczy pozwolić się miastu
zaskoczyć. Unieść wzrok wbity w chodnik bądź
wybrać się na spacer z „Kalisią” w ręku, by wraz
z nią odczytywać historię budynków i miejsc za-
mieszkanych niegdyś przez naszych przodków…
Kalisz oferuje naprawdę bardzo wiele, jeśli pozwolimy mu się zadziwić i odsłonić przed nami
z pozoru skrzętnie skrywane tajemnice!
Tak jak miasto zmienia się na naszych oczach,
a przez setki lat przeszło wiele przeobrażeń – tak
samo zmieniają się wyzwania, które podejmujemy
na co dzień. Ja również, po szesnastu latach przygotowywania „Kalisii” i pełnienia zaszczytnej roli
redaktora naczelnego pisma, przyjmuję na siebie
nowe zadania. Nie rozstaję się jednak z „Kalisią”
zupełnie, nadal wspierać będę jej nową redakcję
w tworzeniu pisma, które przez lata zyskało tak
wielką Państwa aprobatę i na stałe wpisało się
w krajobraz kulturalny Kalisza.
Pozwólcie mi Państwo podziękować dziś za
ten wspólnie i twórczo spędzony czas – za współpracę, tysiące listów, jeszcze więcej rozmów na
temat Kalisza dawnego i obecnego.
Wierzę, że zmiany przynoszą nowe możliwości,
pozwalają rozbłysnąć nowym ideom, otwierają
drogę do wdrażania coraz lepszych pomysłów.
Jestem pewna, że nowa „Kalisia”, tworzona w nowym składzie redakcyjnym, zyska Państwa zainteresowanie i otworzy pola działania, które jeszcze
bardziej uatrakcyjnią nasz magazyn.
Dziękuję wszystkim Państwu za tę wieloletnią
współpracę, dziękuję za wszystkie cenne uwagi
i miłe słowa wsparcia. Dziękuję za to, że razem
mogliśmy przeżywać niezwykłą przygodę, jaką
było i jest odkrywanie naszego miasta!
Zapraszam do lektury!
Od kardynała Franciszka Commendoniego do Maryli Szachówny
Pozdrowienia z dawnego grodu
historia
Maciej Błachowicz
Ludzie podróżowali od wieków. Podróżując,
zapoznawali się z ciekawymi miejscami i ludźmi. Pasja zwiedzania jest starsza od miasta
nad Prosną.
W XVI wieku Kalisz odwiedził włoski kardynał
Jan Franciszek Commendoni. O swoich wrażeniach
z pobytu napisał: „Po wyjeździe moim z Ciążenia
przybyłem wczoraj (3 listopada 1565 r.) do Kalisza,
gdzie zatrzymałem się dziś […]. To miasto jedno
z większych i stolica województwa […]” (cyt. za:
Cezary Biernacki, „Jezuici w Kaliszu” 1857 r.). Czy
jego eminencję można określić mianem turysty?
Jeśli za kryterium przyjmiemy sam fakt podróży
i czas jej trwania – to tak. Jeśli uznamy, że głównym
celem turystyki jest poznanie ciekawych miejsc,
to odwiedziny kardynała w tej definicji mieścić
się nie będą. Zgodnie z jego zapisami, powodem
wizyty w Kaliszu była chęć zbadania wiary kaliszan i udziału w mszy świętej.
W obrębie definicji terminu „turystyka” mieści
się natomiast wizyta niemieckiego lekarza Johana
Kautscha, który przybył nad Prosnę w 1791 roku.
Podróżnik nie tylko spacerował po ulicach miasta,
ale zaglądał też do kaliskich świątyń. Co istotne,
pobyt w kościołach nie miał charakteru religijnego – lekarz, skądinąd znany niedowiarek, po
prostu był ciekawy świata. Swoje wrażenia utrwalił
w pamiętniku, pozostawiając m.in. ironiczny opis
obrazu „Suplikacje do Świętego Józefa” z kolegiaty.
Wizyta marszałka
Wraz z rewolucją francuską (1789)
zmienił się świat. Ludzie nowej epoki
stali się bardziej mobilni i coraz chętniej
podróżowali. Ponieważ europejskie miasta upodobniły się do siebie, tym chętniej
oglądano to, co niespotykane i rzadkie. Urbanizacja sprzyjała poszukiwaniom nieskażonego
krajobrazu, a choć niszczyła wiekowe budowle,
paradoksalnie uświadamiała potrzebę ocalenia
najcenniejszych zabytków. Przemiany społeczne
doprowadziły do tego, że zmieniły się cele podróżowania. Dotychczasowe wyprawy o charakterze
zarobkowym czy religijnym zastąpiły podróże,
których głównym powodem stało się poznawanie
innych krajów, kultur, zwiedzanie.
Prześledźmy pobyt w Kaliszu sławnego napoleońskiego marszałka Ludwika Davouta (1808). Generał,
choć przybył do Kalisza ze względów militarnych,
kazał pokazać sobie okoliczne ciekawostki. Czym
można pochwalić się paryżaninowi w prowincjonalnym mieście, sławnym (zdaniem pamiętnikarza Franciszka Gajewskiego) z ruin, brudu i masy
szczurów? Władze zabrały marszałka i jego oficerów do najstarszej świątyni Kalisza – kościoła św.
Mikołaja. Odwiedziny Francuzów były turystyką
specyficzną, dziś nazywaną „łupieżczą”. Kaliszanie,
pokazując z dumą obraz „Zdjęcie z Krzyża” (wtedy
nikt nie wiedział jeszcze, że jest to dzieło Rubensa),
nie przypuszczali, że „turyści” wyrażą życzenie, by
sprezentowano im to arcydzieło.
Zanim powstały przewodniki
Pocztówka z początku XX wieku. Każdy szanujący się turysta czuł się
w obowiązku przesłać swoim znajomym kartkę ze zwiedzanych miejsc.
W 1817 roku, gdy w Kaliskim Korpusie Kadetów dobiegł końca rok szkolny, uroczystości zwane „popisem publicznym uczniów” zgromadziły
przybyłych do grodu gości – rodziców i krewnych wychowanków. To dla nich do drukowanego przez Karola Wilhelma Mehwalda programu imprezy dołączono artykuł profesora uczelni
Jana Fritschego. Choć zastrzega on, że „zmierzył
(zmierzył – staropolszczyzna) w sobie w krótkości
nadmienić o historii miasta” (cyt. za: „Na popis
publiczny uczniów kaliskiego korpusu kadetów…”
– 1817), jest to w istocie pierwszy przewodnikowy
opis Kalisza. Co profesor polecił zwiedzić ówczesnym? Przede wszystkim zwrócił on uwagę na
walory krajobrazowe: „Kalisz […] leży w dolinie
ze wszystkich prawie stron otoczoney wzgórzami,
oblane ze wszystkich stron wodami Prosny [...]”.
Lista propozycji miejsc godnych uwagi zadziwiająco pokrywa się ze współczesną. Mamy więc
wspomniane tu grodzisko na Zawodziu (wówczas
widziano w nim ruiny zamku), resztki murów
obronnych miasta i przede wszystkim „starożytne” kościoły. Wymienione zostały tu także „osobliwości”, czyli przedmioty niespotykane. Taką
rzecz odnalazł Fritsche w kościele św. Mikołaja:
„Na iedney ze starodawnych ławek […], pomiędzy
rozmaitemi rodzajami śmierci, którą zadawano
Męczennikom, widać się daie narzędzie, użyte
w rewolucyi Francuzkiey do szybkiego ścinania
głowy, zwane pod nazwiskiem Gillotiny” (cyt. za:
Nieistniejąca plakieta ze sceną egzekucji z kościoła św. Mikołaja, ciekawa
ze względu na przedstawienie gilotyny. Wymienia ją jako ważną osobliwość
prawie każdy opis turystycznych ciekawostek miasta.
„Na popis…”). Osiemnaście lat później ukazała się
w Berlinie książka nosząca znamiona nowoczesnego przewodnika. Jest to „Podróż do Kalisza”
przeznaczona dla czytelnika niemieckojęzycznego.
Opracowanie zawiera wszystkie typowo przewodnikowe informacje – mamy więc krótki rys historii,
zabytki i współczesne obiekty, z którymi trzeba się
zapoznać. Nie to jednak przesądza o nowoczesnym
charakterze dzieła. Prócz informacji krajoznawczych, mamy tu zbiór wiadomości niezbędnych
dla każdego podróżnika. Po pierwsze, jak dojechać
i wyjechać z Kalisza (dyliżansem „pospiesznym”),
gdzie nocować (Hotel de Pologne, Hotel de Wilna,
Hotel d`Angleterre), bawić się (teatr, sale redutowe)
oraz wypoczywać (park, ogród Orzechowskiego
z kąpieliskiem). Data wydania przewodnika nie
jest przypadkowa – rok 1835 to czas zjazdu monarchów zaborczych i innych koronowanych głów
(wśród nich najliczniejsi są niemieccy książęta).
Czy atrakcje i zabytki ówczesnego Kalisza podobały się niemieckim turystom?
Co warto zwiedzić?
Od pierwszej połowy XIX wieku podróżuje
się łatwiej i przyjemniej. Wzrasta ilość turystów,
a co za tym idzie – relacji podróżniczych. Wśród
odwiedzających wówczas Kalisz znaleźli się m.in.
arystokrata Edward Raczyński i poeta Julian Ursyn
Niemcewicz. Liczne relacje pozwalają ustalić „żelazną” listę miejsc godnych zwiedzenia. Znajdują
się na niej głównie obiekty kultu – z kościołem św.
Mikołaja na czele. Wtedy też utrwalił się pogląd,
chyba nie do końca słuszny, że w najstarszym
mieście Polski jedynymi zabytkami są właśnie
świątynie. Aż do lat 70. XIX wieku dominowało
przekonanie, że warte wizyty są jedynie budowle
średniowieczne. Charakterystyczna jest tu opinia
Niemcewicza o siedemnastowiecznym kościele
Bernardynów: „Nie zawiera nic ciekawego” (cyt.
za: Julian Niemcewicz, „Podróże historyczne po
ziemiach polskich…”). Z wielkiej liczby monotonnych opisów wybierzmy tylko jeden z 1845
roku: „Starożytnych pomników mało zachowało się w Kaliszu. Zaledwie gdzieniegdzie sterczą
śród domostw szczątki murów Kazimierzowskich.
Zamku nie masz i ślad. Kościół, w którym spoczywały zwłoki Mieczysława Starego, od dawna już
zniszczał i niewiadome nawet miejsce gdzie stał.
Z dawnych budowli jeden tylko kościół Św.-go
Mikołaja wznosi poważnie sczerniałe swe mury
i urąga wszystko niszczącej ręce czasu i człowieka!
Litografia Wilhelma Ehrentrauta z 1835 roku. Od lewego górnego rogu (zgodnie z ruchem wskazówek zegara): pałac Weissów, Szkoła Wojewódzka, Pałac Komisji Województwa Kaliskiego, Trybunał, pałac Puchalskich, kościół św. Mikołaja,
kaplica grecka, restauracja Forstera, fabryka Repphanów, rogatka warszawska, teatr, odwach, Hotel Polski, pałac biskupi, kościół ewangelicki, kolegiata kaliska.
Kościół Farny i inne starożytne gmachy odnowiono […]” (cyt. za: J.NKS, „Miasto Kalisz” – „Gazeta Handlowa i Przemysłowa”, Warszawa 1845,
nr 33-46). Prócz gmachów publicznych polecano
uwadze także park. Z dzieł sztuki zawsze zalecano
obejrzenie obrazu „Zdjęcie z Krzyża” w kościele
św. Mikołaja. Na liście turystycznych obiektów
brakuje jednak jednego, dziś oczywistego, zabytku – baszty Dorotki. Jako pierwszy wspomniał
o niej dopiero w 1858 roku twórca wydawnictwa
„Album Kaliskie” – Edward Stawecki.
Utrwalić wspomnienia
Jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku nie oferowano turystom żadnej pamiątki z Kalisza. Brak
ten rozwiązuje pomysłowość samych podróżników
– souvenirem może być samodzielnie wyszperana
„starożytność”. Zły przykład daje sam Samuel Bogumił Linde (twórca pierwszego słownika języka
polskiego), wywożąc w 1819 roku z biblioteki kanoników 360 książek. Inni byli mniej zachłanni,
romantykom wystarczył choćby zerwany i zasuszony liść z kaliskiego parku. Nic nie jest jednak
lepszą pamiątką niż samo miasto uwiecznione na
obrazie. W 1835 roku, przy okazji wspomnianego
już zjazdu monarchów, pojawiły się pierwsze masowo produkowane widoczki Kalisza. To właśnie
dzieła grafików (Ehrentrauta, Jänischa, Luetkego
i Herza) były pierwszymi turystycznymi pamiątkami z naszego miasta. Zawieszone na ścianie,
pozwalały nie tylko przywoływać wspomnienia,
ale również pochwalić się pobytem w dalekim
mieście. Podobną rolę spełniały ilustrowane wydawnictwa albumowe. Druga połowa XIX wieku
przyniosła sławny „Album Kaliskie” i albumik
Bronisława Szczepankiewicza (1889). Niestety,
nie udało się wydać planowanego w 1878 roku
„Albumu starożytności kaliskich”.
Dalszy rozwój przemysłu pamiątkarskiego przynosi odkrycie fotografii. Powstają sławne albumy
Jean Guillaume Diehla, Stanisława Zewalda i Wincentego Borettiego. Do najciekawszych souvenirów
z Kalisza, znanych tylko z opisów, należały puszki
do herbaty z widoczkami Kalisza – pomysł przedsiębiorczego kupca Gustawa Tschinkla. W roku
1877, z inicjatywy geometry Otomara Wolle, turyści
uzyskali dokładne plany miasta. To właśnie lata 70.
XIX wieku przyniosły Europie rewolucjonizujący
pamiątkarstwo pomysł – widokówkę. W naszym
mieście pojawiły się one dopiero na kilka lat przed
1900 rokiem. Sukces pocztówki opierał się na tym,
że pozwalała ona nie tylko na przesłanie obrazu, ale
i podzielenie się wrażeniami. Do dziś zachowały
się kartki z odręcznymi dopiskami: „Tutaj mieszkałam”, „Przyjechać koniecznie i jak najszybciej”
lub po prostu: „Pozdrowienia z Kalisza”.
Turystyka zorganizowana
Wiek pary i elektryczności przyniósł jeszcze
jedną istotną zmianę. Miejsce pojedynczych wędrowców zajęły, przemieszczające się dzięki kolei
parowej, rzesze ludzi. Zjawiska indywidualne nabrały charakteru masowego – pojawiła się turystyka zorganizowana. Jej początkiem są majówki
i pikniki. Chętnie urządzała je inteligencja miejska
na tzw. Szwedzkich Górach na Zawodziu. Podobną, ale bardziej sformalizowaną rolę, odgrywało
założone w 1892 roku Kaliskie Towarzystwo Cyklistów, któremu zawdzięczamy początki turystyki
rowerowej. Największe znaczenie miało jednak
powstanie w 1908 roku Oddziału Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego w Kaliszu. Pierwszym
prezesem został baron Stanisław Graeve. Czym
zajmowali się wtedy krajoznawcy? Oprócz wycieczek organizowali odczyty promujące walory
historyczne oraz przyrodnicze miasta i okolicy.
W 1910 roku mecenas Alfons Parczewski, członek
towarzystwa, wygłosił odczyt „Wędrówki po starym Kaliszu”, dla którego uzupełnienie stanowił
spacer po opisywanych miejscach. Zwiedzono nie
tylko zabytki i atrakcje przyrodnicze, ale również interesujące obiekty współczesne. W 1909
roku dwaj nauczyciele – Węgorzewski i Sobolewski – zorganizowali wycieczkę, której celem
było zapoznanie kaliszan z funkcjonowaniem
fabryki Meisnera. Towarzystwo Krajoznawcze,
gromadząc zbiory przyrodnicze, historyczne
i etnograficzne (głównie dary barona Graeve),
stało się współtwórcą instytucji niezbędnej dla
turystycznej mapy miasta – muzeum (zał. formalnie w 1907 r.). Jednego tylko Kalisz się nie
doczekał przed wybuchem I wojny światowej –
drukowanego profesjonalnego przewodnika po
atrakcjach miasta. Pierwsze takie wydawnictwo,
z propozycją trasy wędrówki, pojawiło się dopiero
w 1927 roku. To przewodnik „Kalisz i jego okolica” pióra Maryli Szachówny. 
6
7•8•9
2011
Polecają Kalisz
wokół nas
Katarzyna Ignasiak
Forpoczta kontaktu turysty z miastem – tak
definiują kaliskie Centrum Informacji Turystycznej jego pracownicy, którzy codziennie
obsługują zarówno turystów, jak i kaliszan
szukających konkretnych informacji o swoim mieście.
Nie każdy, kto przyjeżdża do Kalisza, jest turystą
w pełnym tego słowa znaczeniu i poprzedza swój pobyt tutaj dogłębną lekturą historii miasta. Nie każdy
przyjeżdża tu z mapą czy przewodnikiem. – Są różne
grupy turystów – podkreśla Rafał Andrzejak. – Dzielę
ich na znawców miejsca, mniej świadomych i zupełnie przypadkowych. Na podstawie naszych obserwacji
śmiało możemy stwierdzić, że około 70 procent osób,
które do nas przychodzą, to są właśnie zwiedzający,
którzy kompletnie nie znają Kalisza i pytają, co tu
można zobaczyć, czym możemy się pochwalić.
Centrum Informacji Turystycznej jest miejscem
potrzebnym. Agata Wierzejska, Marta Łazarek
i Rafał Andrzejak codziennie otrzymują potwierdzenia, że ich praca ma sens.
Pracownicy placówki każdemu profesjonalnie pomagają – wskazują ciekawostki, atrakcje
turystyczne, wytyczają trasy zwiedzania Kalisza,
najodpowiedniejsze dla danego przybysza. Nie
szczędzą przy tym życzliwości, zainteresowania
i cierpliwości. Na dodatek każdy gość, który
tu zawita, może liczyć na darmowe broszury,
foldery, mapki, a także bezpłatne lokalne gazety. Centrum oferuje także rozmaite pamiątki,
ozdobione kaliskimi motywami. – Obcokrajowcy
wprost uwielbiają kubki, talerze, kufle, chętnie
kupują podkładki pod komputerową myszkę,
breloki – zauważa Marta Łazarek. – Obowiązkowym zakupem dla wielu turystów są magnesy
na lodówkę, ale największym powodzeniem cieszą się ręcznie malowane filiżanki. Oprócz tego
w naszej ofercie mamy grafiki, zdjęcia, ryciny
kaliskich artystów. Nowością są bardzo efektowne
fotografie na drewnie.
Nie tylko dla turystów
Z tego wszystkiego korzystają także kaliszanie,
którzy są częstymi gośćmi Centrum Informacji
Turystycznej. Zaglądają tu od czasu do czasu,
szukają nowości, zarówno wśród publikacji
opowiadających o rodzimym mieście, jak i gadżetów. Agata Wierzejska, która dowodzi instytucją, mieszkańców miasta darzy szczególną
uwagą, z myślą o nich zaadaptowała przestrzeń
w oknie wystawowym na specjalną wystawę
„Pasje kaliszan”. Każdy, kto ma ciekawe zbiory
przedmiotów czy publikacji, może je tam zaprezentować.
Warto wiedzieć również o tym, że w Centrum Informacji Turystycznej powstaje kącik
poświęcony miastom partnerskim Kalisza. Nie
brakuje też chętnych do korzystania z bezpłatnego internetu – do dyspozycji pozostają dwa stanowiska komputerowe, a wkrótce
będzie kolejne miejsce kontaktu ze światem
wirtualnym.
Rafał Andrzejak i Marta Łazarek. Fot. Mariusz Hertmann
W Centrum Informacji Turystycznej przy ul. Zamkowej można otrzymać foldery o Kaliszu. Fot. Katarzyna Ignasiak
O tym nie wszyscy wiedzą!
Dzięki szerokiej ofercie i kwalifikacjom pracowników placówki, kaliskie Centrum Informacji Turystycznej – jako jedyne w Wielkopolsce – zostało
w 2010 roku odznaczone przez Polską Organizację
Turystyczną czterema gwiazdkami. To najwyższa ocena przyznawana podczas tzw. certyfikacji
tego typu instytucji. Co ważne, ów certyfikat jest
wydawany raz na rok, a więc trzeba nieustannie
pracować, by utrzymać wysoki poziom usług.
Nie każdy wie również o tym, że instytucja
ma w swoich zbiorach dwie przydatne pozycje:
„Spis nazw miejscowości południowej Wielkopolski funkcjonujących w okresie okupacji
Hitlerowskiej (1940-1945) w językach polskim
i niemieckim” autorstwa Władysława Burdosza i Małgorzaty Burdosz-Mili oraz spis ulic
w języku niemieckim z podanymi polskimi
odpowiednikami, udostępniony przez Miejski
Ośrodek Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej w Kaliszu. Dość często korzystają z nich
urodzeni tu podczas okupacji Niemcy (lub ich
potomkowie), którzy poszukują, na podstawie
swoich aktów urodzenia lub innych dokumentów, miejsc, gdzie niegdyś mieszkali.
Infokioski
Dla tych, którzy lubią zdobywać informacje
o mieście na własną rękę, znakomitym rozwiązaniem są infokioski. Nowoczesne urządzenia,
rozstawione na terenie całego Kalisza, są uzupełnieniem działalności placówki. Korzystając z nich,
można poznać zabytki i atrakcje turystyczne, przejrzeć aktualne promocje w hotelach, restauracjach,
a także znaleźć pomoc drogową, numery telefonów
do korporacji taksówek. Można też sprawdzić,
gdzie znajdują się sklepy całodobowe, markety,
bankomaty, kantory, dworce PKS i PKP. Ale to nie
wszystko... Punkty te są zlokalizowane na mapie,
by każdy zainteresowany widział, gdzie w danym
momencie jest i jak może dojść do wybranego celu.
W infokioskach zamieszczone są też wiadomości
o nadchodzących wydarzeniach kulturalnych,
sportowych, a także o wszelkich utrudnieniach,
jakie turysta może napotkać w Kaliszu (np. zmiana ruchu drogowego).
7•8•9
2011
Infokioski zawierają informacje nie tylko o grodzie
nad Prosną, ale również o innych miastach Wielkopolski, np. Koninie, Turku, Wolsztynie czy Wągrąwcu.
Powstały w ramach projektu „System Informacji Turystycznej w Wielkopolsce”, realizowanego przez Kalisz wspólnie z Wielkopolską Organizacją Turystyczną i siedemnastoma miastami naszego województwa.
Dają one też możliwość robienia zdjęć i nagrywania
filmików, które można wraz z pozdrowieniami wysłać
komuś mailem. Projekt przewiduje, że wszystkie treści zawarte w infokioskach zostaną przetłumaczone
na języki angielski i niemiecki.
CIT w nowej formule
Obsługa ruchu turystycznego, sprzedawanie
pamiątek... i to wszystko – oto jak w świadomości niektórych osób funkcjonuje Centrum
Informacji Turystycznej. – Może tak było piętnaście lat temu – podkreśla Agata Wierzejska.
Teraz placówka, od lutego 2011 roku, jest częścią
struktur Urzędu Miejskiego w Kaliszu. Przed-
tem była jakby na uboczu, schowana wewnątrz
machiny Ośrodka Sportu, Rehabilitacji i Rekreacji w Kaliszu. Obecnie, zdaniem pracowników,
a także Iwony Dudy, kierownika Biura Promocji
Miasta i Współpracy Międzynarodowej Urzędu
Miejskiego w Kaliszu, w skład którego wchodzi
Centrum Informacji Turystycznej, pojawiły się
nowe możliwości. – Najbardziej cieszy fakt, iż
zwiększył się zakres działań promujących Kalisz.
Centrum pomaga miastu przy organizacji rozmaitych wydarzeń, umożliwia zaprezentowanie
Kalisza podczas targów krajowych (w Poznaniu,
Wrocławiu, Gdańsku, Łodzi), gdzie zawsze występuje z bogatym w materiały promocyjne stoiskiem. Umożliwia nam pokazanie się na zewnątrz
– są to nie tylko targi, ale i rynek w Poznaniu,
i plaża nadmorska. Pracownicy CIT uczestniczą
w prezentacji miasta podczas naszych wyjazdów
do miast partnerskich: Martina, Hamm, Erfurtu, Ptuj. Teraz organizujemy więcej imprez, gier
miejskich, konkursów. Promocja miasta jest na
wyższym poziomie – podsumowuje Iwona Duda.
Turystyczna kolekcja
Anna Tabaka
Wśród darów przekazanych do Archiwum Państwowego w Kaliszu znajduje się zbiór Zdzisława Uczkiewicza. Kolekcja systematycznie prowadzona przez kilkadziesiąt lat – stanowi
bogaty przyczynek do dziejów ruchu turystycznego w Kaliszu i regionie.
Moje wędrówki
Kolekcja skatalogowana w państwowych zbiorach liczy 282 jednostki. Tworzą ją znaczki, plakietki, proporczyki, fotograficzne kroniki i liczne
dokumenty. Wśród darów znalazło się także kilkadziesiąt fotografii, głównie górskich widoków,
z wystawy „Moje wędrówki”, którą przygotowano
na stulecie kaliskiego ruchu turystycznego, oraz
osiemnaście kronik z lat 1977-1984 i trzynaście
albumów z negatywami zdjęć z tego samego czasu.
Na siedmiu tysiącach filmowych klatek kryje
się dokumentacja wycieczkowych szlaków ofiarodawcy. Kroniki z krótkimi opisami zwiedzanych
obiektów pierwotnie służyły jako podstawa do
zdobywania odznak turystycznych. Na tych stronach można znaleźć fotografie wykonane w parkach narodowych, krajoznawczych, rezerwatach
przyrody, muzeach, izbach regionalnych i skansenach. Najdalsze szlaki poprowadziły turystę na
Węgry i do Czechosłowacji. Do archiwum trafiły
ponadto dwie kroniki dokumentujące działalność
koła PTTK przy Zakładach Przemysłu Dziewiarskiego „POLO”. – Przez lata byłem kronikarzem
koła. W zakładzie pracowałem jako księgowy. Do
przejścia na emeryturę w 1982 roku stworzyłem
dziesięć kronik i zostawiłem je w zakładzie. Niestety, zachowały się tylko dwie – mówi ofiarodawca.
Zdzisław Uczkiewicz jest znaną postacią kaliskiego ruchu turystycznego. Należał do założycieli Koła PTTK przy Zakładach Przemysłu
Dziewiarskiego „POLO” i Klubu Turystyki Górskiej „Parzenica”, działał w Oddziale Miejskim,
Zarządzie Wojewódzkim i Zarządzie Głównym
PTTK w Warszawie. Był wielokrotnie odznaczany.
Otrzymał m.in. najwyższe z możliwych wyróżnień – tytuł Honorowego
Przodownika Turystyki Pieszej. Jest
on przede wszystkim człowiekiem,
który kocha góry. Swoją miłością
potrafi zarażać innych. Zjednuje ich
też wysoką kulturą osobistą i rzetelnością. W tym roku turysta obchodzi
potrójny jubileusz – czterdziestolecia wstąpienia do PTTK, półwiecza
mieszkania w Kaliszu oraz dziewięćdziesiąte urodziny. Po raz ostatni na
górski szlak wyruszył w 2003 roku.
Zbiór na wieczność
Uroczystość oficjalnego przekazania turystycznych pamiątek Zdzisława Uczkiewicza do Archiwum
Państwowego w Kaliszu nastąpiła
wiosną tego roku. – Bogata kolekcja
Zdzisława Uczkiewicza będzie służyła badaczom historii, szczególnie
regionalistom, jak również archiwum
w jego działaniach wydawniczych,
wystawienniczych i popularyzatorskich. Materiały będą przechowywane
wieczyście w bardzo dobrych warunkach – zapewnia Grażyna Schlender,
dyrektor Archiwum Państwowego
w Kaliszu.
W pracach poprzedzających przekazanie kolekcji z oddaniem poma-
7
Cele, plany, marzenia...
Z nowych możliwości zadowolona jest Agata
Wierzejska. – Na terenie Kalisza umieściliśmy tablice informacyjne o lokalizacji Centrum Informacji
Turystycznej i Kaliskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Sprawiliśmy,
że miasto stało się bardziej przyjazne dla turystów.
Ale to dopiero początek zmian.
Obecnie pracownicy Centrum Informacji Turystycznej tworzą nowe szlaki zwiedzania miasta. Nie
chcą, aby turyści poznawali Kalisz w sposób schematyczny. Trasy poruszania się po mieście mają więc zostać usystematyzowane pod kątem konkretnej osoby.
Będą charakterystyczne dla młodzieży, przygotowane
specjalnie dla znawców i miłośników historii oraz
sztuki, jeszcze inne dla aktywnych, biznesmenów, którzy przyjeżdżają do Kalisza w sprawach zawodowych.
Planów jest wiele. Teraz pozostaje tylko działać,
by słowo obróciło się w czyn. Wtedy więcej turystów będzie odwiedzać Kalisz i zwiększy się wiedza samych mieszkańców na temat ich miasta. 
gał Michał Musiał, wnuk Zdzisława Uczkiewicza.
On również towarzyszył dziadkowi w wiosennej
wycieczce do Archiwum Państwowego. – Jestem
szczęśliwy, że te moje „szpargały” trafiły do archiwum, wierzę, że się przydadzą przyszłym pokoleniom – mówił senior.
Zbiór turystycznych materiałów Zdzisława
Uczkiewicza, przekazany Archiwum Państwowemu w Kaliszu, zajmuje kilkadziesiąt teczek. 
Rozmowa z Mateuszem Przyjaznym, prezesem Kaliskiego Oddziału im. Stanisława Graevego
Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego
Promocja w Polsce i na świecie
wokół nas
muła zwiedzania Kalisza z MP3 też cieszy się
powodzeniem i to nie tylko wśród przyjezdnych.
Każdy posiadacz odtwarzacza plików muzycznych
może ściągnąć sobie bezpłatnie z naszej strony
(http://www.pttk.kalisz.pl/oferta_mp3) nagranie,
które poprowadzi go wybranymi fragmentami
Kalisza. Już od roku 2010 w tej formie dostępne
są trasy: Most Teatralny i okolice, Rogatka Wrocławska i okolice, Złoty Róg (skrzyżowanie ul.
Śródmiejskiej z al. Wolności).
Najbliższą kontynuacją będzie opowieść o placach: Jana Pawła II i Jana Kilińskiego.
Teksty opracowali nasi przewodnicy, a głosu
użyczyły znane kaliskie dziennikarki. Na podkreślenie zasługuje fakt, iż powyższe przedsięwzięcie zostało wykonane społecznie przez członków
i sympatyków PTTK, a więc jest to istotny wkład
naszej organizacji w promocję Kalisza w Polsce
i na świecie. To także dobry sposób na podanie
tradycyjnych treści w nowoczesnej formie.
Czy jest możliwość skorzystania z przewodnika, który oprowadzi indywidualnego turystę po mieście i w ciekawy sposób opowie
o Kaliszu?
Mateusz Przyjazny. Fot. Mariusz Hertmann
Czy Kalisz ma tradycje w zakresie krajoznawstwa?
Lepiej! Kalisz i mieszkańcy bliższych oraz
dalszych okolic (po Sieradz i Wartę) są współtwórcami krajoznawstwa polskiego. Powołane
w Warszawie w 1906 roku Polskie Towarzystwo
Krajoznawcze szybko znalazło nowych animatorów w naszym mieście i już w 1908 roku powstał
Oddział PTK w Kaliszu. Początkowo było to stowarzyszenie elitarne, którego członkowie swoje
siły, zapał i umiejętności, a często także finanse,
ofiarowali na rzecz polskiego społeczeństwa. Na
rzecz budzenia i utrwalania polskiej tożsamości narodowej.
Jakie nowe zjawiska występują obecnie
w dziedzinach krajoznawstwa oraz turystyki i czy są one widoczne w Kaliszu?
Dziś zwiększa się ilość turystów indywidualnych, natomiast coraz mniej jest dużych i małych
grup zorganizowanych. Postępujący indywidualizm w turystyce spowodował, w pewnym sensie,
wzrost ilości prywatnych samochodów – choć nie
jest to regułą, bo na przykład wciąż przybywa autokarów z pielgrzymami do św. Józefa.
W ostatnich latach coraz skuteczniej funkcjonuje promocja, dlatego zwiększa się uczestnictwo kaliszan i gości z zewnątrz w różnorodnych
imprezach.
W dodatku internet stał się prawdziwą kopalnią wiedzy i każdy turysta może lepiej przygotować się do zwiedzania. Dobrym pomysłem było
ustawienie w newralgicznych punktach miasta
tzw. infokiosków.
Zaproponowana przez nasz oddział PTTK for-
Oczywiście! Nasi przewodnicy to znakomicie
przygotowani profesjonaliści, którzy trasę zwiedzania dopasują do zainteresowań oraz możliwości
fizycznych i czasowych turystów. Także i w nocy
wprowadzą na wieżę ratuszową (po wcześniejszym uzgodnieniu).
Jakie miejsca, zabytki kaliskie, ceni Pan najbardziej?
To trochę osobiste pytanie. Wielkim sentymentem darzę Bazylikę Wniebowzięcia Najświętszej
Marii Panny. I to nie tylko dlatego, iż fundator obrazu Świętej Rodziny – o nazwisku Stobienia ze wsi
Szulec – jest moim naddziadem. Urzekającym jest
poliptyk kaliski z warsztatu Mistrza z Gościsławic.
Jeszcze większe wrażenie robi patena romańska
z czasów Mieszka III, a gotycki kielich mszalny
podarowany przez Kazimierza Wielkiego jest dla
mnie swoistym arcydziełem.
Jaka jest Pana ulubiona trasa wędrówki
po Kaliszu?
Przez zabytkowy park z sympatyczną dziewczyną (śmiech). A tak na serio: myślę, że większość
atrakcji (oprócz Zawodzia i Tyńca) mieści się na
odcinku Rogatka Wrocławska – zespół pobernardyński (dziś kościół Jezuitów). Pokonanie tej
trasy dostarczy nam wielu wrażeń. Ulica Śródmiejska pięknieje z dnia na dzień (ot, choćby ta
cudownie ostatnio odremontowana kamienica
– róg ul. Narutowicza i ul. Śródmiejskiej). Dalej
Główny Rynek. Kamienice są tutaj piękne, choć
zagospodarowanie placu wokół ratusza chluby
nam nie przynosi. Jednak ćwierkają jaskółki, że
już niedługo może się to zmienić. Dalej idziemy ul. Zamkową, potem obok pomnika Adama
Asnyka. Przez pl. Jana Kilińskiego docieramy
do wspaniałego zespołu kościelno-klasztornego,
dawniej Bernardynów, teraz Jezuitów. Polichromia
brata Walentego Żebrowskiego rzuca na kolana.
Przy Rogatce znajdują się trzy stare cmentarze:
katolicki, luterański prawosławny. Podróżujac po
Polsce i świecie, zawsze zachodzę na miejscowe
cmentarze. To prawdziwa kopalnia wiedzy o każdej miejscowości i jej mieszkańcach. Zachęcam
wszystkich do odwiedzania cmentarzy. Tu, odczytując nagrobki, można poznać co najmniej kilka
tysięcy stron otwartej księgi dziejów miasta. Nie
jest to jednak księga pełna. Groby maluczkich
porosła trawa i niepamięć.
Jak wygląda codzienna praca kaliskiego
oddziału PTTK?
Dziś zrzeszamy prawie pół tysiąca członków
w osiemnastu kołach szkolnych, zakładowych
i terenowych. W większości jest to młodzież szkolna, ale obok niej dysponujemy stałą, liczną kadrą
programową. Są to przewodnicy turystyczni, przodownicy i instruktorzy turystyki pieszej, kolarskiej,
instruktorzy krajoznawstwa, instruktorzy opieki
nad zabytkami, a nade wszystko opiekunowie
Szkolnych Kół Krajoznawczo-Turystycznych. To
właśnie efektem ich działalności jest bogata oferta
imprez statutowych. Każdy ją znajdzie na naszej
stronie internetowej. Wśród nich jest wiele rajdów
i konkursów dla dzieci oraz młodzieży. Większość
gromadzi na mecie setki uczestników. Największą
popularnością cieszą się: Marsz Wolności, Rajd
„Barwy Jesieni”, Rajd Ogrodników, Rajd „Od Sasa
do Lasa” i nasz nowy pomysł: „Wiosenne Majaki”. Każdy z tych rajdów przybliża uczestnikom
walory historyczne, a także przyrodnicze Ziemi
Kaliskiej, uczy kultury wędrowania, wyostrza
spostrzegawczość, wyrabia orientację przestrzenną, pozwala rozpoznawać kwiaty, chwasty, trawy,
krzewy i drzewa.
Ostatnim hitem jest „Kaliszobranie” – impreza
organizowana przez naszych przewodników pod
kierownictwem Piotra Sobolewskiego. Dwadzieścia
cztery edycje po kilkuset uczestników dają w sumie kilka tysięcy zainteresowanych. W 2010 roku
zorganizowaliśmy również kurs dla kandydatów
na przewodników turystycznych po Wielkopolsce
Południowej. Ukończyło go osiemnaście osób i już
siedem z nich, po zdaniu bardzo trudnego egzaminu państwowego, uzyskało uprawnienia przewodnickie. Władają one obcymi językami, zwłaszcza
angielskim i rosyjskim. Organizujemy również
kursy dla kierowników wycieczek szkolnych. Kolejnym aspektem naszej działalności statutowej jest
aktywność wydawnicza. W kilku ostatnich latach
wydaliśmy: „Słownik Krajoznawczy” (praca zbiorowa, 2006); „Stulecie Krajoznawstwa i Turystyki
Kaliskiego Oddziału PTTK”, (Waldemar Pol, 2008);
„Przewodnik po Wielkopolsce Południowej”, (Piotr
Sobolewski, 2009); „Kaliski Kalejdoskop Przewodnicki 2010”, (Piotr Sobolewski, 2011).
Z jakimi organizacjami i instytucjami
współpracujecie?
Po drodze nam z każdym, kto promuje historię i walory turystyczno-krajoznawcze Kalisza.
7•8•9
2011
Jednakże ta współpraca nie ma charakteru zinstytucjonalizowanego. Najczęściej jest prowadzona na poziomie naszych aktywistów, którzy
są jednocześnie członkami innych organizacji.
W pewnym sensie jest pochodną wzajemnych
potrzeb i zobowiązań. Najsilniej związani jesteśmy
z Kaliskim Oddziałem Polskiego Towarzystwa
Historycznego, z którym wspólnie organizujemy Marsz Wolności. Obok wspólnoty ideałów
i celów pewnym wyjaśnieniem może być fakt, iż
jestem z wykształcenia nie tylko ogrodnikiem,
ale i historykiem, przez dwie kadencje byłem wiceprezesem Kaliskiego Oddziału PTH. Od kilku
lat użyczamy naszego lokalu (przy ul. Łódzkiej)
na siedzibę PTH. Dobrze układa się współpraca z Urzędem Miejskim w Kaliszu oraz Starostą
Kaliskim, którzy kilkakrotnie wsparli finansowo
nasze przedsięwzięcia.
Przodowników Pieszych. Impreza wypadła znakomicie, dlatego w roku bieżącym organizujemy
Wielkopolski Zlot Przodowników Turystyki Kolarskiej, a w następnym roku – Ogólnopolskie Szkolenie Kierowników Pracowni Krajoznawczych.
Czy organizujecie akcje społeczne?
Jakie plany na przyszłość ma organizacja
PTTK w Kaliszu?
Przede wszystkim będziemy kontynuować szeroką ofertę programową oraz dbać o bazę materialną. W chwili obecnej dokonujemy ocieplenia
dachu budynku przy ul. Łódzkiej, w którym mieści
się Regionalna Pracownia Krajoznawcza. Wykonaliśmy kapitalną renowację pomieszczeń RPK
PTTK. Zakupiliśmy nowe regały biblioteczne.
Polichromia brata Walentego Żebrowskiego w kościele Jezuitów.
Fot. Andrzej Kurzyński
Dbamy także o otoczenie budynku (likwidacja
chwastów, nowe nasadzenia iglaków). Dzięki podniesieniu standardu lokalu mogliśmy być w roku
ubiegłym gospodarzem Wielkopolskiego Zlotu
Rekonstrukcja smaków
Andrzej Kurzyński
Kaliski Gród Piastów na Zawodziu to już nie
tylko pokazy walecznych wojów i obcowanie
z zabytkami. Od dłuższego czasu to także
miejsce, w którym odbywają się rekonstrukcje dawnych obyczajów kulinarnych.
Pomysł uruchomienia na terenie grodziska
wędzarni, do której trafiają przede wszystkim
ryby i twarogi, zrealizowany został dzięki członkom kaliskiego Towarzystwa Żywej Archeologii.
Po raz pierwszy przysmaków przygotowanych
w zrekonstruowanej wędzarni skosztować można było podczas Festiwalu Słowian i Waregów
w czerwcu 2010 roku. W ramach Warsztatów
Rzemiosł Średniowiecznych Jarosław „Rybka”
Kozłowski prezentował kram rybaka i tłumaczył
techniki wędzenia ryb, a uwędzone w ramach
warsztatów pstrągi, podane na tarczy, stanowiły rarytas na uczcie z okazji postrzyżyn Kosmy
Robertsona.
By zgłębić tajniki dawnej kuchni, kaliscy archeolodzy przeprowadzili też pewien eksperyment –
uwędzili ryby w piecu, który naszym przodkom
służył do wypału ceramiki. Rekonstrukcje takich
pieców powstały na Zawodziu z inicjatywy Włodzimierza Ćwira – nauczyciela z Liceum Plastycznego w Kaliszu. Badania archeologiczne pokazują
bowiem, że piece do wypału ceramiki ponad tysiąc lat temu mogły być po prostu wielofunkcyjne.
9
– Znalezione w nich szczątki żywności, na przykład
rybie ości, świadczą o tym, że piece tego typu mogły
być wykorzystywane do wędzenia i suszenia ryb.
Postanowiliśmy tę teorię sprawdzić w działaniu,
a podjęta podczas Festiwalu Ognia w październiku
2010 roku próba okazała się sukcesem. Uwędzone
pstrągi, sumy i amury były wyśmienite! – wspomina
Robert Sigmundsson Kotschmarów z Towarzystwa
Żywej Archeologii w Kaliszu.
Archeolodzy starają się jednak iść jeszcze dalej
i szukają kolejnych wyzwań. Podczas jednej z tegorocznych imprez wszyscy, którzy odwiedzili kaliskie
grodzisko, mogli spróbować oskoły.
– To nic innego jak świeży sok brzozowy, który
ma działanie oczyszczające i lecznicze. Napitek ten
był bardzo popularny i gościł niegdyś niemal na
każdym polskim stole – wyjaśnia Robert Sigmundsson Kotschmarów.
Na Zawodzie trafia też tradycyjny chleb, kwas
chlebowy, a nawet piwo domowej produkcji.
Wszystkich smakoszy serdecznie zapraszamy.
1-2 października tego roku na Zawodziu archeolodzy
przygotowali swoje sztandarowe wydarzenie – Festiwal
Ognia. Do Kalisza zjechała ponad setka rekonstruktorów. Zaprezentowali rolę ognia i technologii ogniowej
w życiu, pracy, wierzeniach i obyczajowości naszych
przodków. Odbyły się pokazy ognia. Był też sokolnik,
muzyczny zespół i sporo innych atrakcji.
Działalność, którą prowadzimy wynika zarówno ze statutu, jak i z możliwości naszych działaczy.
Jako jeden z nielicznych oddziałów PTTK jesteśmy
współorganizatorem kwesty na rzecz ratowania zabytkowych kaliskich cmentarzy. Razem ze stowarzyszeniem „Wszystko dla Kalisza” oraz Urzędem
Miejskim w Kaliszu przeprowadziliśmy już dziesięć
zbiórek. Odbywaja się one zawsze 1 listopada. Za
zebrane pieniądze zostało wyremontowanych kilka
zabytkowych nagrobków. Obecnie mamy na koncie
10624,04 zł z przeznaczeniem na remont grobowców
rodzin Katasanowów, Myszkiewiczów i Grabowskich
na zabytkowym cmentarzu prawosławnym przy kaliskiej Rogatce. Mamy nadzieję, iż ofiarność kaliszan
w czasie tegorocznej kwesty umożliwi podjęcie prac
remontowych. Kwesta to chyba nasza najbardziej
uspołeczniona akcja. Wśród zaangażowanych kwestarzy znajdziemy przewodników i działaczy PTTK,
lokalnych samorządowców, polityków, urzędników,
działaczy stowarzyszeń, dziennikarzy, młodzież.
O nagrobki zmarłych winni dbać potomni –
i słusznie. Nie można godzić się na powolne umieranie pomników – zwłaszcza jeśli są swoistymi dziełami
sztuki. Oczywiście, niektórzy mówią: niech się tym
zajmie państwo, samorząd, kościół, wspólnota parafialna. Pewnie to i prawda, lecz te instytucje i wspólnoty tworzymy także my – kaliszanie. Kłaniam się
więc nisko wszystkim ofiarodawcom, a kwestarzom
wyrażam wdzięczność za poświęcenie czasu wolnego.
Proszę więc zaproponować przedsięwzięcia, których podjęcie podniosłoby walory
turystyczne naszego miasta.
Niezbędna jest dalsza promocja i zachęta finansowa dla instytucji oraz osób prywatnych, które
podejmą ryzyko inwestycji w mieście o znaczeniu
turystycznym. Znajdziemy przecież wiele ciekawych
zaułków, podwórzy, które można zagospodarować
jako „patio”. Dobrze, że restauratorzy schodzą już
do podziemi, ceglany strop tworzy niepowtarzalny
klimat miejsca. Brakuje mi również stanicy wodnej
na rzece Prośnie, wypożyczalni kajaków, łódek, rowerów. Dawniej był to bardzo popularny wśród kaliszan
sposób spędzania wolnego czasu. Może warto ożywić
przestrzeń miejską poprzez ustawienie ciekawych
rzeźb. Oczyma wyobraźni widzę grupę handlujących
końmi – w jej końcowej fazie – dobijanie targu na
Rozmarku (skwer przy ul. Targowej i Przechodniej,
na którym odbywały się kiedyś targi końskie). Winna
ona dać turystom możliwość wpasowania się w akcję i zrobienie pamiątkowego zdjęcia. A na źrebaku
każde dziecko chętnie posiedzi. Do wykorzystania
jest również postać trębacza kaliskiego.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Elżbieta Zmarzła
10
7•8•9
2011
Udana wyprawa po bursztyn
turystyka
Katarzyna Ignasiak
Wyruszyli w podróż symboliczną, rzec można – mityczną. Wyruszyli, by odkrywać bezcenną
więź, którą szlak bursztynowy przed dwudziestoma wiekami na zawsze połączył rozmaite
kultury i narodowości. Wzbudzili zachwyt, odnieśli sukces na skalę międzynarodową. Wrócili
z tarczą i… wozem wypełnionym po brzegi dowodami uznania i rozmaitymi propozycjami.
„Wyprawa po Bursztyn – Europejski Trakt Kulturowy” to międzynarodowy projekt, realizowany
przez Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej, lidera
tego przedsięwzięcia, a także przez Urząd Miejski
w Kaliszu oraz miasta partnerskie: Martin na Słowacji, Sopron na Węgrzech, Adria we Włoszech
i Ptuj w Słowenii. Te pięć miast zjednoczyło się
we wspólnym działaniu, którego ideą było przybliżenie wiedzy o szlaku bursztynowym i o skarbach, jakie po nim pozostały. W ramach projektu
zorganizowano rozmaite wydarzenia kulturalne,
naukowe, w tym imprezy o charakterze historycznym, przekonujące uczestników i widzów o wartości wspólnego dziedzictwa kultury europejskiej.
Jak to się zaczęło
miastu zależało na zorganizowaniu widowiska historycznego promującego czasy rzymskie. Muzeum
było zainteresowane wymianą bursztynowych eksponatów (zarówno tych będących archeologicznymi znaleziskami, jak i współczesnych wyrobów
biżuteryjnych). Wszyscy partnerzy jednomyślnie
opowiadali się za wymianą specjalistycznej wiedzy na temat historii szlaku bursztynowego oraz
bursztynu jako surowca. Ważnym zamysłem było
stworzenie naukowej publikacji na ten temat, której wydanie byłoby połączone z konferencją lub
warsztatami. Ponadto wniosek przewidywał rekonstrukcję rzymskiego wozu podróżnego.
Niestety (albo właśnie „stety”, jak się później
okazało), pierwszy wniosek, złożony jesienią 2007
roku, nie otrzymał dostatecznej liczby punktów.
Jednak nie zniechęciło to wnioskodawców, od
Pomysłodawcami projektu byli Lechosław
Ochocki, zastępca dyrektora Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej, oraz
Tadeusz Baranowski z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii
Nauk. Z punktu widzenia
Lechosława Ochockiego
to był czysty przypadek,
że rozpoczęli wspólną
rozmowę o szlaku bursztynowym. Natomiast Tadeusz Baranowski przyznał, że już dawno marzył
o takim przedsięwzięciu:
– Myśmy już taką podróż
odbyli w 1993 roku z reżyserem Markiem Nowickim i przygotowywaliśmy
materiał do dużego filmu Pokaz walk w mieście Ptuj w Słowenii. Fot. Lechosław Ochocki
dokumentalnego na temat szlaku bursztynowego.
razu przystąpili do przygotowania kolejnego zgłoTen pomysł został zawieszony, bo Telewizja Polska
szenia. – Staraliśmy się poprawić elementy, które
nie przyznała nam środków.
nie zdobyły uznania Komisji Europejskiej – mówi
Gdy w Komisji Europejskiej nadszedł nowy
Agata Kuehn-Kędzierska, koordynator projektu
okres programowania 2007-2013, wraz z którym
ze strony Urzędu Miejskiego, współtwórczyni obu
wystartował program „Kultura”, pojawiła się niewniosków. – Zmieniliśmy cały program promocji,
odparta chęć spróbowania sił w międzynarodopozyskaliśmy dodatkowych partnerów, którzy zewym gronie.
chcieli uczestniczyć w naszych przedsięwzięciach,
nie będąc współorganizatorami, na zasadzie pomocy
w promocji. Były to miasta Gdańsk, Wieluń oraz
Falstart
Muzeum i Miasto Ptuj w Słowenii. Tak powstał
Najpierw chęć uczestnictwa zgłosiło Muzeum
drugi wniosek.
Okręgowe Ziemi Kaliskiej, Miasto Kalisz i Polska
Akademia Nauk. Następnie przystąpiono do poWóz ratuje sytuację
szukiwania partnerów – znaleziono ich w Martinie,
Adrii i czeskim mieście Prerow. Mając odpowiedNie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło –
nią, wymaganą przez program „Kultura” liczbę
to powiedzenie wyjątkowo trafnie określa istotny
partnerów, sporządzono wniosek. Choć był on
dla projektu zwrot akcji. Pomimo porażki w pierwwielokrotnie modyfikowany, co rusz pojawiały się
szym rozdaniu, miasto postanowiło z własnych
nowe pomysły, to jednak każdy wariant bazował
funduszy zrekonstruować rzymski wóz podróżny.
na trzech kluczowych elementach. Po pierwsze,
– Pomyślałam wtedy, że mogłoby z tego wyjść coś
dobrego, że byłaby to wyjątkowa atrakcja turystyczna, którą można by wykorzystać przy rozmaitych
wydarzeniach promocyjnych – wspomina Iwona
Duda, kierownik Biura Promocji Miasta i Współpracy Międzynarodowej.
Jak podkreśliła Agata Kuehn-Kędzierska, budowa wozu nie była prostym przedsięwzięciem,
ponieważ dziś brakuje materiałów na temat takich konstrukcji. Są tylko dwa tego typu pojazdy
w Europie. Najbliższy znajduje się w muzeum
w niemieckim mieście Mundelsheim. Najpierw
Tadeusz Baranowski i Lechosław Ochocki pojechali tam, by wykonać dokumentację zdjęciową oraz
skopiować projekt techniczny. Rekonstrukcją, na
podstawie zdobytych materiałów, zajął się wybitny
rzemieślnik regionu kaliskiego – Mieczysław Machowicz. Trwało to pół roku. Warto jednak było
czekać na efekt – kaliska replika niemal idealnie
odzwierciedla swój pierwowzór.
W momencie składania wniosków do Komisji
Europejskiej, a było to jesienią 2008 roku, wóz był
gotowy, więc przedsięwzięcia, w których miasto
planowało go wykorzystać, mogły być formalnie
wpisane w nowy wniosek i harmonogram.
Wiosną 2009 roku nadeszła dobra wiadomość.
– Co więcej – dodaje Agata Kuehn-Kędziereska –
okazało się, że w niektórych kategoriach uzyskaliśmy maksymalną liczbę punktów. Najwyższą ocenę
otrzymaliśmy na przykład za pomysł.
Realizacja projektu
Była jesień 2009 roku. Nie obyło się bez drobnych problemów – muzeum w czeskim mieście
Prerow ze względów finansowych wycofało się
z uczestnictwa w przedsięwzięciu. Gorączkowe
poszukiwania nowego partnera zakończyły się
na szczęście podpisaniem listu intencyjnego ze
stowarzyszeniem zajmującym się szlakiem bursztynowym w Sopronie na Węgrzech.
Mieszkańcy Kalisza zapewne zapamiętali czerwiec 2010 roku. Najbardziej spektakularnym przedsięwzięciem był bowiem trwający podczas Święta
Miasta dwudniowy festiwal, w ramach którego
odbyło się widowisko historyczne i parada ulicami
miasta. Dwadzieścia grup historycznych, w tym
grupy rekonstrukcyjne z Węgier, Czech i Niemiec,
a także młodzież z kaliskich szkół, zaprezentowało
się w strojach ludności rzymskiej. – Te kostiumy
były znakomitym pomysłem – podkreśla Lechosław
Ochocki. – Kompletne zbroje antycznych legionistów, tuniki Rzymianek, wszystko to wzmocniło
przekaz prezentowanych działań, dodało wiarygodności, wspomogło wyobrażenie tamtych czasów.
Przygotowany z wielkim rozmachem festiwal
dosłownie wciągnął tłumnie przybyłych widzów
w rzeczywistość początków naszej ery, pokazując
realia zarówno starożytnego Rzymu, jak i innych
ówczesnych kultur na terenie Europy. Prezentacja sztuk walki Rzymian i barbarzyńców, handel
niewolnikami i antyczna debata wzbudziły duże
zainteresowanie kaliszan oraz przyjezdnych.
Dodatkową atrakcję stanowiło demonstrowanie
scen codziennego życia Rzymian, Celtów i Słowian. Można było poznać kosmetyki, których
używano na początku naszej ery, dawne ubiory
7•8•9
2011
11
Widowisko historyczne w mieście Ptuj w Słowenii. Fot. Lechosław Ochocki
i – ku uciesze widzów – charakterystyczne pamiątki, na przykład biżuterię.
W tym samym czasie, bo również podczas Święta Miasta, odbyła się w Kaliszu ważna konferencja naukowa: „Kalisia na Bursztynowym Szlaku.
Wspólne Dziedzictwo Kulturowe Europy”, podczas
której swoje wykłady zaprezentowali prelegenci
z kraju i zagranicy. Niebawem ukaże się publikacja z tego wydarzenia. Znaleźć w niej będzie
można wykłady dyskutantów w dwóch wersjach
językowych – polskiej i angielskiej. Pieczę nad tym
przedsięwzięciem sprawuje wybitny specjalista,
prof. dr hab. Przemysław Urbańczyk z Instytutu
Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk.
Zgodnie z kolejnymi założeniami projektu,
w Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej zostały
zrealizowane ciekawe wystawy: „Magia bursztynu”, „Na bursztynowym szlaku”, „Piękno zaklęte
w bursztynie”. Część zaprezentowanych eksponatów pochodziła ze zbiorów naszego muzeum,
inne przedmioty przywieźli partnerzy projektu.
Film o wyprawie
Przyszedł czas na realizację projektu w pozostałych miastach. Najpierw wóz dotarł do Adrii
we Włoszech. Nasi włoscy partnerzy dodatkowo
zorganizowali uliczny pokaz mody z bursztynem.
Widowisko w Martinie przygotowano z wielkim
rozmachem, bowiem wystawa odbyła się w tamtejszym Muzeum Narodowym, a całości przedsięwzięć patronował minister kultury. W Sopronie
impreza plenerowa przybrała formę pochodu,
pokaz walk zaprezentowano w ruinach tamtejszego amfiteatru, pamiętającego czasy starożytne.
Informacje z podróży, wzbogacone licznymi fotografiami, można przeczytać na specjalnej stronie
projektu: www.amber-expedition.com. Powstaje,
realizowany przez Telewizję Polską, reportaż z imprez towarzyszących prezentacji kaliskiej repliki
rzymskiego wozu. Zaprezentuje on wizyty kaliszan
rzymskim pojazdem w wielu miastach Europy.
– Kiedy korowód antyczny przechodził przez Sopron,
witały go tysiące ludzi – mówi Lechosław Ochocki.
– Podobnie było w Adrii i w Martinie. Dzięki filmowi
będzie można zobaczyć tę radość uczestnictwa we
wspaniałej zabawie, ludzi żywo zainteresowanych
tym, co dzieje się na ich oczach. Nie myślałem, że
to wzbudzi tak wielkie zainteresowanie. Co ważne,
podróżujący do miast partnerskich wóz nie tylko
był wykorzystywany jako element widowiska, ale
również służył jako cenny eksponat, stojący w cen-
tralnych miejscach miast. Mieszkańcy i turyści
mogli go dokładnie obejrzeć oraz przeczytać wiele
ciekawych informacji dotyczących znaczenia tego
typu zaprzęgów na szlaku bursztynowym.
Finałem projektu będzie pierwszy polski film
o szlaku bursztynowym – również produkcji Telewizji Polskiej.
Cenne zdobycze
Zainteresowanie wozem nie słabnie. – Otrzymałem maila od prof. Gomoriego z Sopronu, że
telewizja japońska złożyła propozycję nakręcenia
filmu dokumentalnego z miasta na szlaku bursztynowym z udziałem kaliskiego wozu – przyznał
Lechosław Ochocki. Kaliskim pojazdem są także zaciekawione muzeum na Litwie, włoskie
stowarzyszenie antyczne w Rawennie, muzea
w Akwilei i Rzymie.
Kalisz dostał specjalne zaproszenie na październik 2011 roku do Lubliany, stolicy Słowenii,
gdzie wóz będzie prezentowany podczas wydarzeń
poświęconych polskiej prezydencji w Unii Europejskiej.
Możemy mówić o cennych zdobyczach wyprawy,
o wymiernych korzyściach dla Kalisza. Jak podkreśla Agata Kuehn-Kędzierska, projekt znacząco
wpłynął na promocję miasta. Zaproszenia i plany
prezentacji kaliskiego pojazdu starożytnego sięgają 2013 roku. To sukces, jakiego żaden produkt
z Kalisza nie osiągnął przez długi czas.
Jeszcze nie koniec
Kaliski wóz rzymski w mieście Ptuj. Obok wozu stoi Agata Kuehn-Kędzierska. Fot. Lechosław Ochocki
Choć oficjalnie projekt zakończył się we wrześniu 2011 roku, prezentacja wozu w Lublianie odbędzie się w październiku, a w listopadzie kaliska
atrakcja turystyczna pojedzie do Brukseli. Ponadto jeszcze tej jesieni kaliszanie i turyści usłyszą
o „Wyprawie po bursztyn”. Na terenie miasta odbędzie się duże przedsięwzięcie podsumowujące
wydarzenia ostatnich dwóch lat.
Powstały plany, by kontynuować podróże starożytne kaliskiego wozu i przystąpić w październiku 2011 roku do kolejnego konkursu. – Oprócz
deklaracji kilku partnerów, którzy biorą w nim
obecnie udział, otrzymaliśmy również propozycję
z Wiednia i Rzymu. Miejmy nadzieję, że uda się do
października formalnie nawiązać te partnerstwa,
opracować budżet, skonstruować kolejny wniosek
i przedstawić pojazd zainteresowanym – informuje
Agata Kuehn-Kędzierska. 
12
7•8•9
2011
Kaliszobrania – doceniamy urok miasta
wokół nas
Agnieszka Burchacka
„Kaliszobrania”, cykliczne sobotnie spacery
z przewodnikami PTTK po najciekawszych
zakątkach naszego miasta, mają już wyrobioną renomę i stałych zwolenników. W 24
wyprawach wzięło udział ponad 4 tys. osób.
Dla urozmaicenia przewodnicy zaprosili turystów
także do odwiedzenia kościoła i klasztoru ojców
franciszkanów, pokazali sąd i Most Trybunalski
oraz Most Teatralny.
Jednym z ciekawszych spotkań było dwudzieste „Kaliszobranie”, które prowadziło atrakcyjną
kanclerz PWSZ Kazimierz Matusiak. Pani Ewa
Świadkowska, specjalistka ds. współpracy uczelni
z zagranicą, przedstawiła prezentację multimedialną. Dodam, że bardzo sprawnie podzielono nas na
grupy „mechaników”, „informatyków”, „elektryków” czy „ekologów”. Ruszyliśmy do poznawania
kampusu. Wszyscy oprowadzający byli szalenie
sympatyczni. Nie zabrakło niespodzianki – firmowych toreb z zestawem materiałów informacyjnych
o kaliskiej uczelni – wspomina Agata Kukulska,
uczestniczka spaceru.
Wyprawa za wyprawą
Nie sposób opisać wszystkich sobotnich wędrówek ulicami Kalisza. Tym bardziej że odbyło
się już ponad dwadzieścia spotkań. Średnio każde
z nich odwiedziło ok. 200 osób.
Przewodnicy PTTK pod wodzą pomysłodawcy
przedsięwzięcia, Piotra Sobolewskiego, zaprosili
m.in. do teatru, Seminarium Duchownego czy na
pl. Jana Pawła II. Opowiedzieli o historii malowniczej al. Wolności wraz z jej charakterystycznymi
punktami, jakim są Złoty Róg z Mostem Kamiennym czy piwnice Browaru Weigta.
Turyści odwiedzili ponadto kaliskie muzeum,
kościółek pw. św. Wojciecha na Zawodziu czy
Wnętrze cerkwii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Kaliszu. Fot. Mariusz Hertmann
Bez nudnych opowieści
A wszystko zaczęło się od pierwszej wyprawy,
która przebiegała pod hasłem „Szlakiem kaliskiego
prawosławia”. – Pod ratuszem zameldowało się wówczas niemal 200 naszych krajan, spragnionych wiedzy
o swoim mieście. A w samej cerkwi, jak skrzętnie
policzyliśmy przy wyjściu, było ich dokładnie 216.
Naprędce musiałem dokonać podziału zebranych na
mniejsze grupy, które – nie szczędząc głosu – oprowadzali wtedy koledzy: Stefek Szymczak i Zdzisiu
Kobyłka – wspomina pomysłodawca „Kaliszobrania” Piotr Sobolewski, prezes Koła Przewodników
Miejskich i Terenowych PTTK w Kaliszu.
Przewodnicy podczas pierwszego spaceru pokazali m.in. ratusz, ul. Łazienną, „Hydropatię”,
domek parkowego czy ul. Niecałą i cerkiew. Nieco odbiegając od ustalonego wcześniej harmonogramu, opowiedzieli także o dziedzińcu obiektów
Korpusu Kadetów, murach obronnych przy ul.
Kadeckiej czy dębie Piłsudskiego.
Tym samym zasygnalizowali, że „Kaliszobrania” nie będą nudnymi opowieściami o historii
miasta, ale pełnymi niespodzianek i okraszonymi wyjątkowymi komentarzami – spacerami po
najciekawszych jego zakątkach.
Odkrycie na szczycie gmachu
Równo miesiąc później kaliscy przewodnicy
zaprosili na kolejną wyprawę, która tym razem
miała na celu odkrywanie uroków wiosny. Głównym punktem spaceru był oczywiście Park Miejski.
krajoznawczo i bardzo popularną, nie tylko wśród
kaliszan, Trasą RR. Tym razem spacer zaczął się
od ratusza, wiódł dalej ul. Śródmiejską do Rogatki.
– Wspominaliśmy poprzednie wcielenia poszczególnych fragmentów ulicy Śródmiejskiej sprzed 50
i 80 lat, ale także i sprzed wieków, kiedy to ulica
kształtowała swą postać. Dłuższych komentarzy
wymagały najciekawsze obiekty krajoznawcze ulicy – oba mosty (a przewodnicy wspominali jeszcze
o trzecim, przerzuconym nad zasypanym w XIX
wieku Kanałem Mniszki), gmachu „belwederu”
Weigta oraz sąsiadującego z nim neobarokowego
budynku oddziału warszawskiego Banku Handlowego. Wielu dopiero w trakcie imprezy „odkryło”
płaskorzeźbę w szczycie tego gmachu, a przewodnicy
objaśnili symbolikę umieszczonych tam postaci –
opowiada Piotr Sobolewski.
Zwieńczeniem tego spaceru była wizyta w poreformackim kościele św. Józefa Oblubieńca N.M.P.
i św. Piotra z Alkantary.
PWSZ podbił serca
Stali bywalcy spotkań na długo zapisali w pamięci niedawną wizytę w kampusie kaliskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej (w ramach
XXIII edycji „Kaliszobrania”). Przebiegało ono
pod hasłem „... I uczelnie też u nas najlepsze...”.
– W auli Collegium Oecologicum powitali nas
prorektor prof. nadzw. dr hab. n. med. Magdalena Pisarska-Krawczyk oraz główny organizator
tego spotkania, przeuroczy, sympatyczny człowiek,
Agata Kukulska. Fot. autorka
tamtejsze grodzisko. Przewodnicy pokazali też
kaliską dzielnicę Piskorzewie, ul. Grodzką i położone nieopodal ruiny zamku, jak również Park
Przyjaźni, Trasę Bursztynową. Złożyli wizytę
na osiedlu Dobrzec, gdzie zaproszono turystów
do wnętrza miejscowej świątyni pw. św. Michała Archanioła.
Co może zaskoczyć?
– Uważam, że to fantastyczna i pożyteczna inicjatywa. Kaliszanie znają historię swojego miasta
niezbyt szczegółowo. Podczas spacerów z przewod-
7•8•9
2011
13
nikami w ramach „Kaliszobrania” zdobyć można
zaskakujące informacje dotyczące zabytków ulokowanych w naszym mieście. Spotkania te pomagają
budzić lokalny patriotyzm, który przekłada się na
miłość do ojczyzny. Wielkie wrażenie wywarła na
mnie wizyta na cmentarzu żydowskim. Opowieści
o rytuałach pogrzebowych Żydów odbiegały od
stereotypowych katolickich wyobrażeń – opowiada Leszek Kotkowski, miłośnik „Kaliszobrania”.
Ponadto opowiedziano historię m.in. cmentarza greko-katolickiego, cmentarza ewangelickiego,
cmentarza na Rypinku, katolickiego cmentarza
na Rogatce, nekropolii na Tyńcu czy cmentarza
żołnierskiego na Majkowie.
Nieznane fakty i dykteryjki
Przewodnicy nie pominęli także świątyń, zapraszając turystów w progi m.in. kościoła pw. Matki
Boskiej Królowej Polski, kościoła pw. św. Gotarda,
kościoła pw. Miłosierdzia Bożego, wreszcie kaliskiej
bazyliki, kościoła Opatrzności Bożej czy świątyni
pw. Matki Boskiej Królowej Polski.
Wśród najczęściej zaangażowanych w „Kaliszobranie” przewodników obok wspomnianej wyżej
postaci Piotra Sobolewskiego wymienić należy
przewodników, tj. Waldemara i Zbigniewa Pola
„Kaliszobranie” na cmentarzu ewangelickim przy Rogatce. Fot. Matiusz Hertmann
oraz Stefana Szymczaka. Garść przekazywanych
informacji dopełnili uczestnicy „Kaliszobrań”,
którzy przy okazji spacerów podawali dodatkowe,
Krzysztof Krystyniak z rodziną – dokumentaliści „Kaliszobrań”. Fot. autorka
Zakochani w spacerach
Henryka Kuźniar wraz z mężem prowadzą własny album – kronikę
„Kaliszobrań” – w którym zamieszczają wszystkie notatki prasowe dotyczące spacerów, certyfikaty każdorazowo otrzymywane przez uczestników, zdjęcia etc.
– O pierwszym „Kaliszobraniu” przeczytałam w gazecie. Postanowiliśmy z mężem pójść na taki spacer. Cerkiew była pełna ludzi. Od tej pory
uczestniczyliśmy w każdym spotkaniu. Sprawia nam to przyjemność.
Robię zdjęcia, a potem prowadzę dokładną dokumentację „Kaliszobrań”,
wklejając fotografie do albumów i opisując je. Dzięki „Kaliszobraniom”
dopiero teraz doceniamy uroki naszego miasta.
Lubomir Kuźniar wraz z żoną uczestniczył we wszystkich dotychczasowych „Kaliszobraniach”:
– Każde spotkanie jest inne. Mieszkam prawie 50 lat w Kaliszu, dużo
rzeczy znałem, ale o wielu w ogóle nie wiedziałem. Ogromne wrażenie wywarła na mnie m.in. wizyta w podziemiach przy Parkingu Pod Aniołami.
zaczerpnięte z własnego życia informacje, dykteryjki, nieznane fakty, prezentowali także ciekawe
dokumenty. 
Henryka i Lubomir Kuźniarowie uczestniczyli we wszystkich „Kaliszobraniach”. Fot. autorka
Agata Kukulska, uczestniczka kilkunastu „Kaliszobrań”:
– Dzięki „Kaliszobraniu” po ponad 40 latach spotkałam swojego kolegę.
Urodziliśmy się w tej samej kamienicy przy ul. Pułaskiego. Po tylu latach
odnalazłam go. Tym kolegą był Piotr Sobolewski. Było mi tak miło, jakbym
odszukała brata. Piotr emanuje pozytywną energią, jest bardzo komunikatywny. Zawsze wysłucha opowieści uczestników „Kaliszobrań”. Bardzo
chętnie uczestniczę w „Kaliszobraniach”. Cieszę się, że dzięki temu mogłam
zwiedzić cmentarz prawosławny, cerkiew, kościoły kaliskie, które są skarbnicą historii. Inaczej przyswaja się wiedzę z książki, a inaczej, kiedy ktoś
na żywo opowiada historię. Aż się boję, że te spacery się kiedyś skończą.
Krzysztof Krystyniak, częsty uczestnik spacerów, który zgromadził
pokaźną kolekcję zdjęć dokumentujących „Kaliszobrania”: – Jako kaliszanin interesuję się zarówno historią, jak i architekturą miasta. Dzięki
„Kaliszobraniom” mogę odwiedzić niedostępne dla „zwykłego” turysty
miejsca. Urzekły mnie m.in. Sanktuarium św. Józefa oraz Kościół Garnizonowy. Jeśli czas mi na to pozwoli, będę uczestniczył w kolejnych „Kaliszobraniach”, na które zresztą zabieram całą rodzinę. Naprawdę warto!
14
7•8•9
2011
wokół nas
Można zatopić się w przestrzeni
Grzegorz Janowski
fotografik
Fot. Przemysław Światły
Kalisz ma swój charakter i styl. Niektórym być
może wydaje się miastem powolnym i trudnym.
Dla mnie jednak jest pełen uroczych, cichych zakątków. To nie miasto na siłę ustylizowane pod
turystę. Jest naturalne, ciepłe, sentymentalne – i to
w nim lubię najbardziej.
Mam tu kilka swoich ulubionych miejsc. Na
przykład piwnice pod Aniołami – to coś dla ludzi
o artystycznym usposobieniu. Wystarczy w centrum miasta przy ul. Mostowej odnaleźć ukryte,
niepozorne wejście, potem zejść schodami, by
zatopić się w ogromnej przestrzeni. Podziemne
wnętrze, przy pierwszym kontakcie mroczne, zimne i wilgotne, po chwili wciąga, fascynuje. Cegła,
łuki, przejścia… Coś niesamowitego! Sporadycznie, przy okazji wystaw artystycznych czy innego
rodzaju przedsięwzięć, piwnice tętnią życiem, ale
niestety na co dzień, zapomniane i poddane upływowi czasu, niszczeją.
Będąc w centrum miasta, koniecznie trzeba
wejść w wąskie uliczki odchodzące od Głównego
Rynku i dokładnie przyjrzeć się pięknym, starym
kamienicom. Warto też wcisnąć wzrok w ukryte
podwórka, klatki schodowe i przechodnie bramy.
Wtedy dostrzeże się unikalny klimat tego miasta,
jego drugą twarz – spokojną, ale jednocześnie intrygującą. Jakby te miejsca kryły w sobie mnóstwo
niesamowitych historii.
Osobiście polecam Kalisz nocą. Śpiący, cichy,
tajemniczy.
a następnie odchodzącą od niej w lewą stronę
(jadąc od miasta) ul. Pszenną. Można ją natychmiast rozpoznać, bo jest pokryta betonowymi
płytami. Droga ta pnie się lekko w górę, ale naprawdę lekko (potem za to będzie z górki!). I tą
ulicą jedziemy praktycznie cały czas. W pewnym
momencie kończy się i przechodzi w utwardzoną
drogę polną. Po kilku kilometrach prostej trasy
dojeżdżamy już do cudownych terenów. Po prawej stronie widzimy cały czas pradolinę rzeki
Swędrni – i to jest coś niesamowitego – bardzo
blisko Kalisza, a podejrzewam, że wiele osób
o tym miejscu nie wie (albo są tacy, co wiedzą,
ale nigdy tam nie byli). Każdy sam powinien
odkryć magię tego miejsca.
Lubię tę trasę, bo nie jest płaska, a to w okolicach Kalisza niezbyt częsty widok. To taka mała
rozpadlina, właściwie pradolina Swędrni, naturalnie wyrzeźbiona w terenie przez rzekę – teraz już
rzeczkę. To rzeczywiście ładne, ciekawe okolice. Do
doliny część drogi prowadzi jakby górą, następnie
trasa skręca lekko w prawą stronę i jednocześnie
w dół. Można więc pojeździć troszkę po górkach,
ale bez przesady – proszę pamiętać, że to są górki
na miarę naszego miasta.
Cały czas jadąc tym traktem (prosto niemal jak
po linijce), dojeżdżamy do części bardziej zalesionej. Na horyzoncie będzie już widać las w Rożdżałach, na Pólku, do którego można dojechać równie
prostą drogą. Tam, przy lesie, jest nawet teren na
kształt dzikiej plaży, ponieważ droga prowadzi
w dół doliny i łączy się z rzeką.
Możemy stąd wrócić do Kalisza tak jak tu dojechaliśmy. Natomiast bardziej ambitni mogą
przedrzeć się przez las, dojechać do drogi, która
łączy Skarszew z Tłokinią Kościelną. Wystarczy
przejechać kawałeczek tą szosą, a następnie odbić
w prawo i pokonać rzekę przez mostek. Następnie,
ok. pół kilometra za mostem, z powrotem skręcić
w prawo w polne drogi i dobić na drugą stronę
pradoliny rzeki Swędrni. I ta droga powrotna jest
bardzo prosta – wystarczy cały czas trzymać się
koryta rzeki. Polnymi drogami, po części leśnymi
duktami o zdecydowanie pofałdowanej charakterystyce, można dotrzeć w rejony ul. Łódzkiej na
wysokości zakładu Nestle. Gorąco polecam wyprawę w tamte strony.
Marcin Andrzejewski
rowerzysta
W rejonie Kalisza jest wiele wspaniałych miejsc,
gdzie można pojeździć na rowerze. Jeżeli ktoś
ma rower terenowy albo trekkingowy, a nie taki
typowo „asfaltowy”, może spróbować wybrać się
na przejażdżkę w stronę Nędzerzewa i Rożdżał.
Istnieje bardzo prosty wyjazd z Kalisza, który jest
bardzo bezpieczny i nie zmusza do pokonywania
po drodze czternastu dróg krajowych. Wystarczy znaleźć na mapie ul. Braci Niemojowskich,
Fot. Agnieszka Andrzejewska
Stefan Szymczak
przewodnik
Jest takie jedno miejsce w Kaliszu, które pozostaje w pewnym sensie zapomniane. To moje
ulubione miejsce – cały zespół pobernardyński.
Klasztor, kościół, ogrójec i park – usytuowane
u zbiegu ulic Stawiszyńskiej i 3 Maja. Najpierw
przechodzimy przez ogrójec, mijamy kolumnę
napoleońską i miejsce pamięci osób pomordowanych na Wschodzie. Wchodzimy do kruchty,
gdzie znajdują się tablice epitafijne wspaniałych
ludzi. Spójrzmy przez kratę, przez przeszklone drzwi – oczaruje nas wnętrze świątyni. To
naprawdę coś wspaniałego, bo te jednorodne
ołtarze tworzą jakby całość. Jest ich aż siedem.
A fragmenty malowideł to takie teatrum sacrum, coś pięknego! I dokonali tego braciszkowie bernardyni.
Fot. Katarzyna Ignasiak
Pójdźmy dalej. Ulicą Stawiszyńską idziemy
w kierunku mostu, w kierunku Bernardynki, by
dostać się do recepcji. A gdy skręcimy w lewo,
znajdziemy coś wspaniałego! Uroczy, artystyczny
zakątek, który powstał w wyniku wybudowania
łącznika między budynkiem gospodarczym i kościołem – tego dokonali już jezuici. Niejednokrotnie spotykałem tam utalentowanych ludzi
ze sztalugami, gdy nanosili ten piękny fragment
budowli na obraz. Jeśli trafimy na czas, gdy nie
trwają rekolekcje, możemy dostać się przez recepcję do przepięknego parku – to dawny ogród
warzywny ze szklarniami, który, ze względu na
położenie tuż przy ruchliwej ulicy, jezuici zaczęli
zamieniać na park. Przepiękne drzewa, ciekawe
gatunki, a w miejscu dawnej szklarni... oczka
wodne. Drzewa z ogromnymi liśćmi, ze strąkami – jakże różne o każdej porze roku. A w oczku
wodnym nenufary żółte, białe – różnokolorowe!
W drugim zaś pływają czerwone, ogromne ryby.
Coś wspaniałego! Znajdziemy tu ponoć sekwoje
i drzewo chlebowe. Warto odwiedzić ten zakątek,
to prawdziwy ukryty skarb Kalisza.
7•8•9
2011
Marzena Ścisła – naczelnik
Wydziału Kultury i Sztuki,
Sportu i Turystyki UM w Kaliszu
Fot. Mariusz Hertmann
Lubię oglądać Kalisz z góry. Jestem zafascynowana widokami ukazującymi panoramę miasta.
A najpiękniejszym, jaki roztacza się w Kaliszu,
jest oczywiście widok z tarasu wieży ratuszowej.
Doskonale stamtąd widać, jak na przestrzeni
lat rozrastało się miasto, jak zmieniała się jego
architektura, jak przybywały nowe tereny. Śródmieście, rynek, kamieniczki z lat dwudziestych
XX wieku, dachy kryte czerwoną dachówką
– wszystko to widziane z góry zapiera dech
w piersiach. Przepiękny jest widok na katedrę
św. Mikołaja – niegdyś na obrzeżach grodu,
zlokalizowaną przy murach obronnych, a dziś
stojącą w samym centrum miasta.
Imponującym elementem tej panoramy jest też
park, dwadzieścia cztery hektary zieleni rosnącej
w samym śródmieściu – to nie tylko serce, ale
i płuca Kalisza. Goście przybywający do miasta
są urzeczeni tym widokiem. A my, kaliszanie,
zazwyczaj jesteśmy w parterze, uwijamy się w natłoku codziennych obowiązków, nie bacząc na
urok tego, co nas otacza. Warto więc od czasu do
czasu wejść na tę drugą czy trzecią kondygnację,
by zobaczyć, jak piękne jest nasze miasto. Dobrze
jest obejrzeć Kalisz również z innych perspektyw.
Na przykład olśnił mnie widok ul. Kanonickiej,
którą niegdyś miałam okazję oglądać z balkonu
mieszkania moich przyjaciół, Janusza i Sylwii
Kokotów. Piękne wykończenia okien, przepiękne
portale, ten detal architektoniczny! Widok zaledwie z drugiego piętra, a jakże inny od tego,
który znamy z codziennego doświadczenia.
Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem, czy
to aby na pewno Kalisz? Wtedy uświadomiłam
sobie, że piękno tego miasta porównywalne jest
z Krakowem, z Paryżem.
15
Anna Tabaka
historyk sztuki
Mój wybór jest dziwny dla mnie samej. Zagadnięta o najciekawsze czy najbardziej ulubione miejsce
w Kaliszu, pomyślałam o kilku zabytkach, ulicach,
zakamarkach. Z tej mnogości szybko wybrałam
Kościół Garnizonowy – niegdyś przepyszną, barokowo-rokokową siedzibę potężnego zakonu Jezuitów. Świątynia przy Kolegialnej mnie fascynuje,
bo jej nagie dzisiaj ściany rozbudzają wyobraźnię.
Przekazy na temat dawnego wystroju, zachowane
fragmenty malowideł i stiuków nigdy nie dadzą
pełnego obrazu świetności kościoła. Do tego architektura świtu baroku, zwiastująca nową formę
religijności – nowe czasy. Dzisiaj patrzę na szlachetny marmurowy nagrobek arcybiskupa Stanisława
Karnkowskiego w prezbiterium i myślę, ile Kalisz
by stracił, gdyby nie uparta myśl tego człowieka,
aby sprowadzić jezuitów nad Prosnę. Z nimi wiążą
się początki drukarstwa, teatru i w pewnym sensie nowoczesnego szkolnictwa w naszym mieście.
A jednak… nie o tym. Wybieram ratusz –
symbol międzywojennej odbudowy. Uważam,
że w międzywojniu kryje się klucz do nowej,
odświeżonej promocji miasta. Dzieło naszych
przodków z tamtego czasu, biorąc pod uwagę
skalę wojennego zniszczenia śródmieścia, uznaję
za heroiczne. Mój podziw budzi poziom przeprowadzonych wtedy
prac. Z tamtej mądrości korzystamy do dzisiaj. Choć, świadomie
czy nie, stąpamy po
średniowiecznej siatce
ulic, to całkiem sporą
„resztę” wznieśli kaliszanie między dwoma wielkimi wojnami.
Ich codzienność była
prozaiczna, ale pomnik, jaki sobie wystawili w postaci odbudowanego miasta,
jest trwalszy niż „spiże
i marmury”.
Ratusz zwieńczony wieżą z czterema
szklanymi tarczami
zegarowymi, skierowanymi na wszystkie
strony świata, tamtego
dzieła jest początkiem
i końcem – symbolicznym strażnikiem
ładu. Właśnie tam,
wysoko, do tych tarcz
lubię chodzić. Wielkie
wskazówki i rzymskie
oznaczenia godzin
są niemal na wyciągnięcie ręki. Można
się poczuć jak Alicja
po drugiej stronie lustra. Od dawna widzę
w tym miejscu kawiarenkę w popularnym
przed wojną stylu art
déco. Zegarowe tafle
Fot. Mariusz Hertmann
i kręcone schody same narzucają stylistykę.
Spotkajmy się w ratuszu.
Zebrała Katarzyna Ignasiak
16
7•8•9
2011
Dziedzińce, podwórza, wirydarze, podwórca
Jerzy Wypych
architektura
③
Latem, chodząc po Kaliszu, spotykamy ludzi przechadzających
się niespiesznie po mieście – jakby zamyślonych, zadumanych...
Odwiedzają oni dawno niewidziane miejsca, z uwagą przyglądają
się miastu, kontemplują jego urokliwe zakątki. Lato sprzyja niespiesznym wędrówkom...
Kalisz lokacyjny był ogrodzony zarówno w sensie dosłownym, jak
i symbolicznym. Ogrodzenie murem miejskim wydziela dany obszar
pod względem prawnym, najpełniej wyraża to maksyma: „powietrze
miejskie czyni wolnym”. Poza nim obowiązywało prawo książęce. Miasto
było więc miejscem ogrodzonym, podobnie jak gród. Zwiedzając, odkrywamy miejsca ogrodzone: dziedzińce, podwórza, podwórca, wirydarze.
Wspaniale opisał je Zygmunt Gloger w „Encyklopedii Staropolskiej”:
„Podwórze jest to pod-dworze, czyli plac z budynkami dworskimi
i pod dworem. Podwórko jest takiż placyk mały pod dworkiem lub
chatą wieśniaczą. Gdy podwórza pałaców i dworów dawnych, otoczone w czworobok budynkami i ostrokołami, bywały także warownością
swoją podobne do schronisk i dziedzińców zamkowych, zaczęto je
nazywać także dziedzińcami, mieszać obie te nazwy i zatracać powoli pojęcia o różnicy pomiędzy dziedzińcem a podwórzem. Ponieważ
podwórko w kamienicy miejskiej nie było właściwie ani dziedzińcem
zamkowym, ani podwórzem wiejskiem, więc przy bogactwie językowem otrzymało trzecią pośrednią nazwę: podwórzec”. Spacerując po
Kaliszu, spotykamy również wirydarze. Zygmunt Gloger definiuje to
słowo następująco: „Wirydarz. Ogród, od ogrodzenia tak nazwany, bywał w Polsce zwykle trojaki: warzywny, który się tylko zwał ogrodem,
sad, który zasadzony był drzewami owocowemi i wirydarz, o którym
słusznie pisze Marcin Siennik w XVI w.: Wirydarze z łacińskiej rzeczy
od zieloności są zwane; a to są ogródki małe, w których ziółka albo drzewa, chociaż też i oboje rosną wsadzone, aby zielonością swoją ludziom
czyniły lubość i rozkosz”.
Na kolejnej stronie, na rysunku pierwszym, przedstawiam widok
z mojej pracowni – na podwórce zwieńczone stromymi dachami
z widokiem na centrum, rozpoczynając od wieży katedry, poprzez ratusz z zegarem, wieżę Bazyliki św. Józefa i kościół Ojców Franciszkanów.
②
Oglądanie miasta z góry, tak zwana piąta
elewacja, w centrum ujawnia niezwykłą
malowniczość miasta. Spiczaste dachy
kryte dachówką z pojawiającymi się
dominantami kościołów czy wieży ratuszowej. Jednym z powodów, dla którego zdecydowałem się na tę lokalizację
pracowni, był widok, który mogłem
zobaczyć z tarasu.
Fotografie Kalisza z wież miasta lub
po prostu z „lotu ptaka” stają się coraz
częściej jego wizytówkami. Ukazują
piękno rozbudowanych dachów kamienic miejskich, utkanych na planie
zachowującym układ średniowiecznego
miasta. Przedstawiają kunszt naszych
poprzedników w trosce o swoje miasto.
Uzmysłowiają, że całe centrum zostało
zburzone w 1914 roku i potem odbudowane, niemalże w jednym czasie,
zachowując różnorodność, staranność
o detal architektoniczny i pewien jednolity styl. Płynie z tego również nauka,
jak pielęgnować miasto dzisiaj. Właściwe będzie przestudiowanie historii odbudowy, poczynając od konkursu Koła
Architektów z Warszawy w 1915 roku,
poprzez analizę dorobku planistyczne-
7•8•9
2011
go powstałego od tamtego czasu, jak
chociażby dorobek Instytutu Urbanistyki i Architektury Politechniki
Warszawskiej i współpracę miejscowych projektantów.
17
①
Rysunek drugi przedstawia podwórko zamknięte średniowiecznym murem
obronnym z jednej strony, a z drugiej – budynkiem z krużgankiem, co
w Kaliszu jest rzadkością. To podwórze
dla mnie odtwarza klimat sprzed lat,
gdzie ludzie mieszkający w sąsiednich
budynkach traktowali podwórze jako
przedłużenie swoich mieszkań. Brama
wejściowa zamyka od ul. Kadeckiej dostęp na podwórze (kiedyś tu zakręcała
ul. Browarna), a przejazd od strony
podwórza daje dodatkową zadaszoną
przestrzeń. W narożniku znajdujemy
odrobinę zieleni z bluszczem pnącym
się po kolumnie krużganka na piętro.
Mur obronny, dziś poddawany rekonstrukcji, wzbogaci ten fragment miasta.
Rysując, mogłem sobie wyobrazić brak
rusztowań i warsztatu murarskiego.
Na trzecim rysunku prezentuję wi-
④
rydarz klasztoru Franciszkanów, trapezoidalny skrawek zieleni z widokiem na wspaniałe maswerki gotyckich okien. Możliwość znalezienia
chwili ukojenia w zgiełku miasta. Wspaniale byłoby szerzej przybliżyć
tę przestrzeń, tak aby zaistniała w świadomości mieszkańców miasta.
Wchodząc do kościoła Franciszkanów od ul. Sukienniczej, przechodzimy krużganek, który otacza wirydarz. Krużganki ze względu na
klimat są zabudowane, w przestrzeń pomiędzy filarami wstawiono
stosunkowo małe okna i z trzech stron drzwi prowadzące na wirydarz. Tylko widok od strony wirydarza pozwala nam podziwiać niewątpliwe skarby, jakimi są gotyckie kamienne maswerki. Największy,
zachowany w szczytowej ścianie prezbiterium, jest zamurowany i to
utrudnia jego oglądanie. To niesamowite, że te kamienne cuda zachowały się w Kaliszu doświadczanym tak wieloma kataklizmami.
Ostatni rysunek ukazuje dziedziniec kolegium jezuickiego. Dziś
trudno odtworzyć, jak rzeczywiście mógł wyglądać. Dziedziniec,
mimo że nieotynkowany, nie zawiera w przebiegu murów żadnych
informacji o tym, jak wyglądał, co było arkadą, filarem, oknem czy
też litym murem. Jak można odczytać ze starych planów Stanisława
Zawadzkiego, kiedyś był krużgankowy. Na środku wyobraziłem sobie
fontannę autorstwa Stanisława Solskiego, kaliszanina, zaufanego Jana
III Sobieskiego, posła i misjonarza w Konstantynopolu, absolwenta kolegium. Jako młodzieniec marzył, żeby zostać misjonarzem w Indiach.
Projekt fontanny zaczerpnąłem z własnoręcznie wykonanej ilustracji
Stanisława Solskiego opublikowanej w „Architekcie polskim”. Kiedyś
ta przestrzeń tętniła życiem studiującej młodzieży. Można tylko pomarzyć, żeby ten klimat powrócił w te mury.
Rysunek jest pewnym emocjonalnym zapisem. Oko ludzkie jest
inaczej skonstruowane niż aparat fotograficzny i inaczej rejestruje
przestrzeń. Rysując, dokonuję wyboru, zarówno jeżeli chodzi o wybór tematu, jak później jego interpretację. Staram się wydobyć interesujące mnie meritum sprawy. Stąd przedstawiane cztery rysunki,
mimo że w zamyśle miały ukazywać podwórza, ujawniają pewien
klimat Kalisza, jego historię i piękno zawarte w tworzonej w ciągu
wieków przestrzeni. 
18
7•8•9
2011
Śródmieście
historia
Piotr Sobolewski
Spacery ulicami starego Kalisza… Urokliwe
i zarazem pouczające. Czasami – jeśli wyjątkowo gdzieś się nam nie spieszy – pozwalają przewędrować oczyma wyobraźni wiele
lat wstecz.
Symbole RR
Za najładniejszą z kaliskich ulic uchodzi wytyczona dwieście lat temu aleja Fryderyka Wilhelma.
Wielokrotnie zmieniała swój image i nazwę, a dziś
zwana jest aleją Wolności. Popularnością wśród
kaliszan przebija ją jednak ulica Śródmiejska,
czyli handlowo-spacerowy trakt RR, wiodący od
kaliskiego ratusza aż do Rogatki Wrocławskiej. To
przy ulicy Śródmiejskiej, póki nie powstały centra
handlowe, kaliszanie dokonywali najczęściej zakupów, to tutaj, wielokrotnie przechodząc w obie
strony, niejeden spotkał (niby przypadkiem) późniejszą miłość życia. A zamieszkanie bądź posiadanie gabinetu przy tej ulicy nobilitowało już od
trzech niemal wieków.
Ulica zaczynała się praktycznie na Rynku i długo
nosiła nazwę ulicy Wrocławskiej. Pierwszy odcinek, do Bramy Wrocławskiej i Mostu Kamiennego,
został wytyczony w czasie lokacji miasta w II połowie XIII wieku. Wydłużono ją znacznie później,
bo w roku 1906, w związku z wybudowaniem na
przedmieściu dworca kolei. W 1922 roku, na liczącej 2300 metrów długości trasie, wyodrębniono
ulicę Górnośląską, w końcu lat dwudziestych XX
wieku śródmiejska część zyskała nazwę Marszałka
Piłsudskiego, a po II wojnie światowej – Generała Roli Żymierskiego. Obecną nazwę, najbardziej
adekwatną do charakteru, ulica zyskała dopiero
w 1958 roku.
Wzloty i upadki
Na ulicy Śródmiejskiej długi czas przeważała
architektura drewniana. Z biegiem lat przybywało
jednak domów murowanych. Bardzo gęsta zabudowa sprawiała, że ulica często padała ofiarą pożarów.
Tuż przed wielkim pożarem w 1792 roku, który
wybuchł w kamienicy Dymitrów, a następnie ogarnął i zniszczył niemal całe śródmieście z ratuszem
włącznie, znajdowało się w tym miejscu trzynaście
Fragment Mostu Kamiennego. Fot. Mariusz Hertmann
Ulica Śródmiejska. Fot. Mariusz Hertmann
domów murowanych i aż osiemnaście drewnianych. XIX wiek zmienił wygląd i charakter ulicy.
W sierpniu 1914 roku ulica Śródmiejska została –
podobnie jak i większość miasta – zniszczona przez
Prusaków. Rozpoczęli oni właśnie I wojnę światową i na przykładzie bezbronnego wówczas Kalisza
pokazali Europie swą siłę oraz bezwzględność.
Stojące obecnie przy ulicy domy pochodzą
w większości z okresu międzywojennej odbudowy. Ponieważ planowano wówczas puścić ulicą
tramwaj, prawą pierzeję do Mostu Kamiennego
przesunięto o kilka metrów, poszerzając tym samym ulicę do szerokości ok. 18 metrów.
Z tramwaju nic nie wyszło – może i dobrze, bo
dzięki temu dzisiaj na tym odcinku, o zachowanym średniowiecznym „łukowatym” przebiegu,
możemy cieszyć się dobrodziejstwem deptakowego spaceru (w każdym razie ruch kołowy jest
tu ograniczony).
Nie tylko po Piwku
Wyruszamy z Rynku na historyczny spacer ulicą Śródmiejską. Już na początku XIX wieku ulica
tętniła handlowo-usługowym gwarem. Czego tam
nie było – apteki, sklepy złotnicze,
jubilerskie, optyczne, galanteryjne składy kolonialne, księgarnie,
zakłady portreciarskie, cukiernie
– niezmiennie przyciągały tłumy
kaliszan.
Możemy też przywołać świeższe
obrazy – te sprzed pół wieku. Narożnik z Rynkiem nieco starszym
kaliszanom kojarzy się z biurem
podróży „Orbis”. Kawałek dalej
swój sklep spożywczy miał Aleksander Urlych. Po tej samej stronie
stoi dom „po Piwku”, w którym
przed wojną ów przedsiębiorca
sprzedawał artykuły gospodarstwa
domowego (później przez pewien
czas te tradycje kontynuował handel uspołeczniony). Obok warsztat jubilerski miał pan Pogłodziński, naprzeciw zakład fryzjerski prowadzili
Badlakowie, a nieco dalej znajdowała się cukiernia
Mayera, przemianowana później na Ekspresową (z
gawędzącą nieustannie panią Józką), która jeszcze
później zmieniła się w Szach-Bar. Ten lokal, jako
jeden z nielicznych, nie zmienił profilu i do dziś
służy gastronomii.
Po drugiej stronie ulicy koszulami handlowała firma TOK (Tadeusz Olejnik Kalisz), a po niej
Karasińscy. Obok był szewc Mazurowski i sklep
spożywczy Lewandowskich, przekształcony potem w słynną „100”, czyli pierwsze kaliskie delikatesy. Za nimi galanterię skórzaną oferowali
Adamczewscy. Dalej swój zakład fotograficzny
prowadził, wyrugowany później na piętro, Lisiak. Obecnie najwięcej klientów przyciąga tam
placówka drogeryjna, choć nie można zapomnieć
o dwóch księgarniach znajdujących się na tym
odcinku ulicy. Wracając na stronę nieparzystą,
warto zauważyć, że blok, w którym obecnie znajduje się sklep „Ruchu”, stanął w miejscu jedynej
z tego fragmentu miasta kamienicy zniszczonej
w czasie II wojny światowej, a w zasadzie pod jej
koniec – ponoć przez Rosjan.
Przed mostem, obok postoju taksówek na ulicy
Kazimierzowskiej (ostatnie stoją czasem na wysokości domu Sztyltera, vis a vis „stawideł” i folusza), kusi smakowitymi zapachami restauracja.
Przed nią na krótko zagościła tu pizzeria. Tuż po II
wojnie światowej w tym budynku debiutował kaliski Powszechny Dom Towarowy (PDT). W 1994
roku, podczas prac remontowych, odkryto duże
fragmenty fundamentów Bramy Wrocławskiej,
znajdującej się tam do 1790 roku. W miejscu
obecnego banku była kolektura Krajowej Loterii
Pieniężnej – instytucji, o której dziś pamiętają już
chyba tylko szczęśliwcy, którym przed pół wiekiem
dane było wygrać parę gomułkowskich złociszy.
Obok pracował zegarmistrz, potem fryzjer męski
i dziecięcy, zastąpiony z kolei sklepem z zabaw-
7•8•9
2011
kami. Przed wejściem na most przez długie lata
stali z wagą lekarską pan Rosiak i pani Staszak,
przyprawiając do rozpaczy niejedną kaliszankę.
Kamienny i niezniszczalny
No i oto stoimy przed najciekawszym i najstarszym murowanym mostem Kalisza – Mostem
Kamiennym. Przypomnijmy, że stanął on w miejscu wcześniejszego, drewnianego, początkowo
zwodzonego mostu o długości 70 łokci (czyli 35
metrów). Stał przed Bramą Wrocławską, a nazywano go Młyńskim, od niego odchodziła kładka
do młynów stojących obok na rzece. W 1825 roku
został on zastąpiony mostem kamiennym, nazwanym oficjalnie od imienia wówczas miłościwie
panującego w Królestwie Polskim cara – Mostem
Aleksandryjskim. Wybudowano go na wniosek
Józefa Radoszewskiego, Prezesa Komisji Wojewódzkiej, który projektowanie powierzył młodemu architektowi Sylwestrowi Szpilowskiemu,
autorowi planów wielu innych reprezentacyjnych
gmachów Kalisza.
Roboty pod architektonicznym nadzorem Franciszka Reinsteina prowadził Bogumił Jensch, a nadzorował je Dyrektor Generalny Dróg i Mostów
w Warszawie – Franciszek Christiani. Prace prowadzone były przy pomocy kafarów, specjalnych
urządzeń umożliwiających wbijanie pali w muliste
grunty, którymi w dno pod fundamenty wbito 104
pale dębowe. Na jednej z dwu kamiennych tablic
wmontowanych w balustrady umieszczono herb
Kalisza, a na drugiej napis w języku łacińskim:
„Obywatele kaliscy pragną, aby most ten kosztem
publicznym miasta wystawiony, w marcu 1824
rozpoczęty, a w sierpniu 1825 roku pod imieniem najjaśniejszego Aleksandra I, cesarza i króla,
ojca ojczyzny i opiekuna miasta tego ukończony,
był dla potomnych świadkiem ich wdzięczności
i przywiązania”.
W 1920 roku most został wpisany do rejestru
zabytków. Szczęśliwie uniknął zniszczenia w czasie
obu wojen. Stojąc właśnie na nim, Marcin Śniadowski z „Nocy i Dni” porównywał Kalisz do
Wenecji. Później zamiast rzeźb na przyczółkach
ustawiono latarnie, których oryginalne żeliwne
słupki z czasem zastąpiono współczesnymi. Wtedy
też wykonano konserwację kamiennych elementów balustrady, o jej utrzymanie już od dwóch lat
toczy się heroiczna walka.
Złoty Róg
Na początku XIX wieku, na rogu dzisiejszej alei
Wolności, powstał Hotel Polski Ludwika Woelffla.
Przez kilka lat wynajmował tu pomieszczenia kaliski magistrat, a Karol Melcer udzielał lekcji gry
na fortepianie. W budynku tym mieścił się też
klub i – przez krótki czas – cerkiew garnizonowa. W czasach, gdy Kalisz pozbawiony był gmachu teatralnego, to właśnie tu wynajmowano pomieszczenia przyjezdnym zespołom artystycznym.
Hotel został zniszczony podczas bombardowania
w sierpniu 1914 roku. Po I wojnie światowej zniszczał zupełnie, a plac po nim kupił Oppenheim.
Miał tu powstać trzypiętrowy dom. Poprzestano
jednak na wzniesieniu pierwszego piętra. Parter
przeznaczono na sklepy, a najważniejszy z nich
nazywano patetycznie „Złotym Rogiem”. Od niego
wzięła nazwę kamienica i skrzyżowanie ulic. Dom
nie był arcydziełem sztuki budowlanej i rychło zamienił się w ruderę. Przed pół wiekiem rozebrano
zatem „Złoty Róg”. Godziwe zagospodarowanie
placu pozostaje od pół wieku w sferze… projektów.
Kaliski belweder
Za hotelem ciągnęły się pola i ogrody z kilkoma
drewnianymi domami, czyli „Rembowszczyzna”.
Na cyplu po drugiej stronie traktu, który jeszcze
u schyłku I Rzeczypospolitej został wyłożony
brukiem na odcinku od Bramy Wrocławskiej do
Rogatki, stało kilka domów z ogródkami. Kąt ten
nazywano „Na Grobli”. Obecnie widzimy tu kolejny
kaliski bank. Mieści się on w dawnym pałacyku
właściciela browaru – Weigta. To piękny budynek
z 1925 roku, z ryzalitem, ozdobnymi balkonami
i – co urzeka najbardziej – tarasem ze schodami
19
najwspanialszych w mieście. Mimo dwóch wojen ocalał, a obecnie użytkowany jest przez bank.
Naczółek narożnikowej fasady zdobią alegoryczne wyobrażenia handlu i bogactwa – za sprawą
rzeźbiarza Leona Wiśniewskiego (znanego m.in.
z realizacji detali na łódzkim pałacu Poznańskich),
zaklęte w kamieniu postaci spoglądają na miasto.
Półnaga kobieta wyposażona w rozłożyste skrzydła jedną ręką wysypuje z rogu dary natury – egzotyczne owoce, drugą zanurza w skrzyni pełnej
klejnotów. To wyobrażenie bogactwa osiąganego
dzięki rozwojowi przemysłu (symbolizuje to wąsaty
robotnik) i rolnictwa (orzący rolnik). Scenę uzupełnia opiekun handlu – Merkury, który zawiera
przymierze z bankowością ukazaną pod postacią
kobiety z księgą rachunkową w dłoniach. Na księdze
widać inicjały BHW (Bank Handlowy w Warszawie). Autor projektu budynku, warszawski architekt
Hugo Kuder, twórca m.in. dworku Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, sięgnął po wzory neobaroku
niemieckiego, stąd budowlę cechuje przysłowiowa
niemiecka solidność: granitowe cokoły, potężne
Ulica Śródmiejska, „Złoty Róg”. Fot. Mariusz Hertmann
i balustradą. Kiedy onegdaj biły tam jeszcze w górę
wody fontann, kamienica przypominała budowle
włoskie. Nie dziwota więc, że kaliszanie ten budynek, pierwotnie niższy o jedno piętro, nazwali
„belwederem”. Znajdująca się na parterze przed
II wojną światową witryna cukierni skupiała pożądliwe spojrzenia najmłodszych mieszkańców
miasta. Za budynkiem widnieją monumentalne
piwnice browaru, czasem udostępniane na nastrojowe artystyczne happeningi.
jońskie pilastry i dębowe drzwi. Klient miał mieć
pewność, że oddaje kapitał pod opiekę instytucji
trwałej i pewnej – jak jej kamienna fasada. Przypomnijmy, że podobny zabieg zastosowano w rówieśnym budynku obecnego banku znajdującego
się na pobliskiej alei Wolności.
Symbol bogactwa
Idąc dalej, wkraczamy na kolejny, postawiony
w 1880 roku most – Reformacki (bo prowadził
do reformatów na Rogatce), zwany też Żelaznym.
W połowie XVIII wieku istniał tu most długości 85
łokci, nazwany – z racji częstego zalewania przez
wodę – „Topionym” albo „Topielcem”. Odcinek
brzegowy przed mostem został przez Niemców
w czasie II wojny światowej umocniony… dwoma
W wiekach XIX i XX zabudowa traktu Wrocławskiego znacznie się zagęściła. Mówiono i pisano wówczas, że „będzie to najpiękniejsza część
miasta”. I tak, na kilka miesięcy przed wybuchem
I wojny światowej, otwarto tu oddział warszawskiego Banku Handlowego. Budynek należał do
Cukiernia Ziemianka
i bilardownia Szulakowskiego
20
7•8•9
2011
Kościół Świętej Rodziny (Nazaretanek) przy Rogatce. Fot. Mariusz Hertmann
tysiącami macew ze zlikwidowanego przez nich
cmentarza żydowskiego na Czaszkach (dziś Nowy
Świat). Wydobyte dopiero w latach 90. XX wieku
płyty trafiły, po licznych perturbacjach, na nowy
cmentarz przy ulicy Podmiejskiej.
Za mostem, w lokalu, który w ostatnich latach
dość często zmieniał najemców (Moda Polska,
chińska restauracja, obecnie sklep Admatu), przed
II wojną światową kaliskie elegantki kupowały
ekskluzywne obuwie w firmowym składzie znanej
czeskiej firmy „Bata”. Dalej produkty spożywcze
oferował Freitag, później w to miejsce „wszedł” ze
swoim sklepem firmowym Wedel. Naprzeciwko był
sklep rzeźniczy Jagodzińskiego i sklep galanteryjny „Francoiz” Żekierzyckich, a za ulicą Pułaskiego swoją piekarnię miała rodzina Stankiewiczów
(ojciec został rozstrzelany przez Niemców zaraz
na początku II wojny światowej, syn zaś poległ
w powstaniu warszawskim). Dalej (i później, bo już
po II wojnie światowej) był tu m.in. sklep Cepelii.
W domu po Wyganowskim, cofniętym od ulicy,
przez pewien czas miało swój lokal Towarzystwo
Cyklistów. Na tejże ulicy prowadził renomowaną
firmę kuśnierską i futrzarską Wiktor Busoni, a za
ulicą Fabryczną, jak i dziś, była restauracja. Dalej
słodkimi wyrobami kusiła cukiernia „Ziemianka”,
zwana też „U Franusia” (od imienia właściciela –
pana Franciszka Sośnickiego).
Nieco wcześniej mijamy jedną z piękniejszych,
ale i najbardziej zaniedbanych kaliskich ulic – Pułaskiego. Wcześniej była ona zwana ulicą Wiejską.
Przed wojną znajdowała się tam m.in. popularna
wśród uczniów (choć dla nich niedozwolona) bilardownia Szulakowskiego. Na przeciwnym rogu,
wtedy nienazwanej jeszcze uliczki, a dzisiejszej
ulicy Krótkiej, przed wiekiem otwarto kinoteatr
pod nazwą „Miraż”, zmieniony następnie na kino
„Stylowe”. W 1909 roku – wyświetlano tu pierwszy
w Kaliszu western „Zemsta Cow Boya” .
Perła w centrum
Okazały budynek przy ulicy Śródmiejskiej 35
wybudowany został w 1930 roku dla braci Leona
i Moryca Kowalskich. Postrzegany wówczas jako
drapacz chmur, posiadał łączną kubaturę 2550
metrów sześciennych. Dom był luksusowy:
miał ciepłą wodę, kuchenki na gaz, centralne ogrzewanie i zainstalowaną w 1935 roku
elektryczną windę. W mieszkaniach były już
wyłożone kosztowną glazurą łazienki, do których wstawiono łącznie 50 klozetów, tyleż zlewów i 46 żeliwnych wanien. Ozdobą domu był
umieszczony na przedostatnim piętrze taras,
z którego rozciąga się piękny widok na miasto.
W mieszczącej się na parterze części handlowej
znajdował się m.in. skład fortepianów braci Fibigerów i wytwórnia lodów włoskich Giuseppe
Gei. Projektantem tego modernistycznego cacka
był kaliski architekt Albert Nestrypke.
W 1960 roku przy skrzyżowaniu ulic Śródmiejskiej z Kościuszki natrafiono na resztki
drewnianego mostku, przerzuconego nad odnogą Prosny – Mniszką (bo płynęła od strony
ogrodów franciszkanek w alejach). Na rogu
obecnej ulicy Kościuszki (której należy się osobna opowieść) mieściła się pod koniec XIX wieku
prywatna szkoła Pawłowicza, skupiająca polską
młodzież uczoną przez polskich nauczycieli. W rejonie dzisiejszej ulicy Fabrycznej leżał też folwark
kaliskich franciszkanów, zwany „Chorabie”, a dalej
stały jeszcze dwa kościoły, klasztor i szpital.
Świat w krajobrazach
gdzie już od okresu międzywojennego był znany
zakład fotograficzny Jackowskiego, przed ponad
stu laty otwarto „Dioramę Imperial” pokazującą
„świat w krajobrazach”. Tu też prosperowała knajpa
znana z częstych i hałaśliwych „rozpraw nożowych”,
a dochodzące zeń wrzaski i pijackie śpiewy uwłaczały powadze przechodzących tędy pogrzebów.
Finisz z Rogatką
Ulica Śródmiejska kończy się Rogatką Wrocławską. W 1826 roku Franciszek Reinstein postawił
tu klasycystyczny budynek – jedną z czterech
wówczas rogatek w Kaliszu (do dziś ocalała tylko ta jedna). Był to koniec miasta, ale i zarazem
kraniec wielkiego imperium.
Począwszy od XVIII wieku tędy właśnie wkraczały uroczyście do miasta, i już znacznie mniej
uroczyście je opuszczały, wojska różnego autoramentu. Między innymi w listopadzie 1815 roku,
pod specjalnie zbudowaną bramą triumfalną,
władze miasta witały tu „wskrzesiciela Ojczyzny” Aleksandra I. W sierpniu 1914 roku znów
tędy wkraczali do miasta Prusacy. Mieszkańcy
byli świadkami rozstrzeliwań pod cmentarnym
murem i w szpitalu św. Trójcy. Ucierpiał też poreformacki kościół. Tędy też, znów od rogatki,
we wrześniu 1939 roku po raz trzeci wkroczyli
do Kalisza Niemcy.
W pomieszczeniach sióstr nazaretanek, które
po I wojnie przejęły kompleks reformacki, okupant urządził Gaukinderheim – dziecięcy obóz
przesiedleńczy, o którym informuje tablica na
murze przy kościele.
Szpital św. Trójcy ufundowany został w XVI
wieku przez kaliskich mieszczan. Miał on służyć
„podupadłym obywatelom” i stąd też został oddany kanonikom laterańskim. Wraz z drewnianym
budynkiem szpitalnym
postawiono drewniany,
ubożuchny kościółek.
Szpital posiadał dwa
domy, duży ogród, sad
i chmielnik. Prusacy
odebrali go kanonikom
i przekazali miastu. Po
likwidacji szpitala św.
Ducha na Przedmieściu
Toruńskim stał się on
jedyną lecznicą w mieście. W 1821 roku, kiedy rozebrano kościółek
św. Trójcy, Gotlieb Krug
miał tu gręplarnię wełny,
a do pracy wynajmował
część zdrowszych pacjentów. Nowy szpital Rogatka Wrocławska. Fot. Mariusz Hertmann
św. Trójcy stanął dopiero
w 1824 roku, za przyczyną Henryka Marconiego.
I tak kończy się nasz spacer ulicą ŚródmiejGdy w 1937 roku wybudowano na ulicy Kaszubską. Kaliska tradycja z czasów, gdy nam się nie
skiej nowy obiekt szpitalny, w budynkach poszpispieszyło nieustannie, kazała odbyć go jeszcze
talnych przy Rogatce ulokowano koszary i sztab
co najmniej raz – w kierunku powrotnym. Może
25. Dywizji Piechoty. Od 1957 roku, po kolejnej
wtedy moglibyśmy dopowiedzieć sobie jeszcze
modernizacji i nadbudowie piętra, nadal służy on
o kilku faktach i ciekawostkach, może wtedy dosłużbie zdrowia.
strzeglibyśmy kolejne warte zapamiętania szczePo drugiej stronie ulicy w XVII wieku stanął
góły architektury, spotkalibyśmy kogoś wartego
murowany klasztor oo. Reformatów oraz kościół
spotkania – kogoś współczesnego, a może kogoś
pod wezwaniem św. Józefa i Piotra z Alkantary –
sprzed wieków. Bo ulica zawsze była pełna takich
temat osobnej, zapewne pasjonującej opowieści.
indywiduów, pozostając niezmiennie najciekawKoło reformatów, obok stacji telefonów i telegrafu,
szą ulicą Kalisza. 
7•8•9
2011
21
O czym warto wiedzieć
Jolanta Delura
Kalisz po raz drugi zagościł na łamach popularnonaukowego, ogólnopolskiego miesięcznika „Spotkania z Zabytkami”. Jak się wydaje,
zaprezentował się tam godnie.
Przekrojowy charakter ma też artykuł Sławomira Przygodzkiego, traktujący o tym: „Jak
kształtował się Kalisz wielokulturowy” i potwierdzający tę wielokulturowość już od początków drugiego tysiąclecia naszej ery.
Po raz pierwszy Kalisz gościł w „Spotkaniach
z Zabytkami” w 2003 roku. W czerwcowym wydaniu czasopisma znalazło się miejsce dla kilku
artykułów poświęconych najstarszemu z polskich
miast. Ich obecność anonsowała okładka z malowniczym gmachem Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego, odbijającym się pięknie w nurtach Prosny.
U źródeł
Nadrabianie niedostatków
Wewnątrz można było znaleźć opracowania poświęcone: początkom miasta, jego murom obronnym, poliptykowi kaliskiemu, więzieniu, szkole
dwojga imion, cmentarzom przy Rogatce, kaliskim
budowniczym fortepianów, a także miejscowym
meblarzom. Było też kilka drobnych wzmianek
o ważniejszych zabytkach. Jak widać, to ledwie nikły ułamek tego, czym Kalisz może się poszczycić
i o czym warto Polsce opowiedzieć.
Można się domyślać, że również redaktorzy
„Spotkań z Zabytkami” musieli zauważyć ten
niedostatek, skoro po kilku latach postanowili
powrócić do tematyki kaliskiej. W tym roku przeznaczono na nią na łamach miesięcznika trzy razy
więcej miejsca niż za pierwszym razem. „Kalisz
i jego zabytki” zapowiada okładka z panoramą
miasta pochodzącą z obrazu: „Adoracja Matki
Boskiej przez św. Paschalisa” (pędzla reformackiego zakonnika, Bonifacego Jatkowskiego). To
najstarszy znany wizerunek miasta, namalowany
w 1715 roku.
Bogaty wybór
W piśmie bogaty wybór artykułów omawiających historię Kalisza od czasów najdawniejszych
aż po lata współczesne. „Mocnym uderzeniem”
otwiera tematykę kaliską artykuł wielkiego propagatora idei państwotwórczej roli miejscowych
Piastów, prof. Andrzeja Buko, dyrektora Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. Profesor – pisząc
o „Roli Kalisza w okresie kształtowania się państwa
wczesnopiastowskiego” – rozprawia się z koncepcjami historyków z ośrodka poznańskiego, znanych powszechnie z konsekwentnego procederu
umniejszania roli Kalisza w historii ziem polskich.
Stronę dalej dr Tadeusz Baranowski prowadzi
czytelnika trasą „Od Adriatyku do Bałtyku”, dodając argumentów na rzecz Kalisza jako Ptolemeuszowej Kalisii. Przy okazji powraca do jubileuszu „Kalisia 18,5”, rekonstrukcji wozu kupców
rzymskich oraz europejskiego projektu „Wyprawa
po Bursztyn”, koordynowanego przez Lechosława
Ochockiego, wicedyrektora kaliskiego muzeum.
Sam dyrektor muzeum, Jerzy Aleksander Splitt,
proponuje czytelnikom „Spotkań z Zabytkami”
obszerny artykuł: „Portret miasta. Rozwój architektoniczny i urbanistyczny Kalisza od X do XX
w.”, ilustrowany bogato starymi materiałami ikonograficznymi.
Na dalszą część numeru składają się artykuły
poświęcone tematyce bardziej szczegółowej. Są
wśród nich trzy opracowania znawczyni historii sztuki, dr Ewy Andrzejewskiej, poświęcone:
kolegiacie kaliskiej księdza Stanisława Kłossowskiego, szatom liturgicznym należącym do tej
świątyni oraz Franciszkowi Eytnerowi – śląskiemu rzeźbiarzowi osiadłemu w Kaliszu.
Mamy też artykuły znanych i lubianych kronikarzy Kalisza: Anny Tabaki i Macieja Błachowicza na temat „Albumu Kalisza”, pod którym to tytułem ukrywa się „Album Kaliskie”
Edwarda Staweckiego, a także „Niezwykłych
losów pomnika cara Aleksandra II w Kaliszu”.
W „Spotkaniach z Zabytkami” znalazła się też
krótka informacja o „Nowym Kaliszaninie” autorstwa obojga.
Katarzyna Wawrzyniak-Łukaszewicz i Piotr
Szukiel poświęcają uwagę odnowionemu niedawno zabytkowi
z zakresu muzyki. To
kantatorium prymasa
Łaskiego, niezwykle
cenny rękopis przechowywany w bazylice
kaliskiej. Dalej Barbara
Czechowska oprowadza nas po „Kaliskim
korso”, czyli al. Wolności, Grzegorz Waliś
i Grażyna Schlender
prowadzą czytelnika
do Archiwum Państwowego w Kaliszu,
obchodzącego niedawno 60-lecie swojego istnienia, Marcin
Magdziński prezentuje
walory Kaliskiego Rezerwatu Archeologicznego, a Ewa Mockałło-Siurawska wiedzie
szlakiem „Z Kalińca
do Serbinowa” po śladach Marii Dąbrowskiej.
Są też dwa artykuły
piszącej te słowa, poświęcone Kaliszowi
Kazimierzowskiemu
oraz polichromii Włodzimierza Tetmajera
w kaliskiej katedrze.
Jak widać, tematyka
jest bardzo zróżnicowana i bez wątpienia
ciekawa. Wielkim walorem kaliskiego nu-
meru „Spotkań z Zabytkami” jest prezentacja
najnowszych badań w zakresie przedstawionych
tematów. Daje to nadzieję, że sięgną po nie z zainteresowaniem nie tylko czytelnicy w Polsce, ale
również sami kaliszanie. 
22
7•8•9
2011
Szlak Żydowski
wokół nas
Halina Marcinkowska
„Kaliski Szlak Żydowski” zaczyna się na Rynku Głównym i prowadzi w kierunku dawnej
dzielnicy żydowskiej. Kulminacyjnym jego
punktem jest cmentarz przy ul. Podmiejskiej.
Warto przemierzyć go wspólnie na łamach
„Kalisii”, a być może potem, już z pismem
w ręku, wybrać się na spacer ulicami miasta
zamieszkiwanymi niegdyś przez kaliszan
wyznania mojżeszowego.
Ulica Złota i okolice
Ludność żydowska przez wieki zamieszkiwała
Kalisz. Pierwsze wzmianki o Żydach w grodzie nad
Prosną pochodzą z 1139 roku. Dzielnica żydowska w mieście lokacyjnym znajdowała się w jego
południowo-zachodniej części, pomiędzy bramą
Piskorzewską a Końskim Targiem. Wraz z rozwojem miasta rozciągnęła się na całej długości ul.
Złotej i uliczek przyległych.
Jednym z najbardziej kolorowych miejsc żydowskiego Kalisza był rynek, czyli Grojser Mark.
Historia tego miejsca zaczyna się z chwilą wydania zezwolenia na zamieszkanie tej części miasta
– czyli w 1828 roku. Wiele kamienic znalazło się
wówczas w rękach żydowskich, a prowadzone
przez Żydów ekskluzywne sklepy do tej pory są
wspominane przez starszych kaliszan.
Kwintesencja sztetlu
Pisząc o historii społeczności żydowskiej w naszym mieście, nie sposób nie wspomnieć o kamienicy mieszczącej się przy Głównym Rynku
15, tzw. Kamienicy Apta. To tam w marcu 1945
roku powstał Kaliski Komitet Żydowski, którego
zadaniem była rejestracja i pomoc ocalałym z zagłady Żydom. I właśnie w tym budynku w lipcu
1946 roku doszło do próby pogromu.
Z Głównego Rynku udajemy się na ul. Złotą,
zwaną w średniowieczu ul. Żydowską. Jest ona
kwintesencją sztetlu (miasteczka żydowskiego).
Idąc od rynku tą ulicą, po lewej stronie mijamy
miejsce, gdzie stała niegdyś główna synagoga,
z bizantyjskimi kopułkami, oddzielona od ulicy
dużym czystym zieleńcem. W głębi stał budynek
starego Bethamidraszu (Domu Nauki) – miejsce
studiowania tekstów religijnych. Posiadał on kamienną trzynastowieczną umywalnię w przedsionku. Został zniszczony podczas palenia Kalisza
w 1914 roku.
Pierwsza drewniana synagoga stanęła przy ul.
Żydowskiej. O jej istnieniu pośrednio wnioskować można ze Statutu Kaliskiego wydanego przez
Bolesława Pobożnego w 1264 roku. Przywilej na
budowę synagogi murowanej otrzymali kaliscy
Żydzi w 1358 roku od króla Kazimierza Wielkiego.
Pierwsza wzmianka w kronice miasta dotycząca
bożnicy pochodzi natomiast z 1565 roku.
Trudne dzieje synagogi
W 1659 roku gmina żydowska wykupiła plac
przy murze miejskim pod budowę murowanej
synagogi. Jej wnętrze dekorowane było ornamentyką roślinną,
a sklepienia wykonano ze stiuku, w stylu zwanym „kalisko-lubelskim”. Był to główny ośrodek
życia religijnego i społecznego
ludności żydowskiej Kalisza.
W 1792 roku, podczas wielkiego pożaru miasta, budynek
poważnie ucierpiał. Dzięki zamożności kaliskiej gminy szybko jednak udało się go podnieść
z ruin. Służył wyznawcom judaizmu zaledwie 70 lat. 18 lipca
1852 roku w dzielnicy żydowskiej wybuchł bowiem kolejny
pożar, który strawił znaczną
cześć domów. Ogień nie oszczędził również synagogi. Ta, którą
postawiono na jej miejscu, nie
mogła się równać z poprzedniczką.
Otoczona była różnymi przy- Ulica Złota zwana w średniowieczu ulicą Żydowską. Fot. Mariusz Hertmann
budówkami służącymi do celów
warsztatów, składów, sklepów oraz domów mogospodarczych i rytualnych. Najbliższe otoczenie
bożnicy tworzył zaś plac – Rozmark. Po wybuchu
dlitw i chederów (cheder – z hebrajskiego: izba
II wojny światowej świątynia została okradziona
– to elementarna szkoła żydowska o charakterze
przez hitlerowców. Niemcy do jej rozbiórki zmureligijnym dla chłopców). Miejsca te i obecnie nie
sili kaliskich Żydów oraz jeńców wojennych. Po
uległy wielkiej zmianie. Tu także na starych framugach nietrudno odnaleźć ślady po mezuzach
zakończeniu wojny na tym miejscu wzniesiono
siedzibę PZPR. Na początku lat 90. obiekt ten
(mezuza – mały pojemnik wykonany z drewna,
przebudowano na bank.
metalu lub szkła, zawierający zwitek pergaminu
z dwoma fragmentami Tory: Księga Powtórzonego
Prawa 6.4-9 i 11.13-21; zawieszany na framugach
Centrum dzielnicy żydowskiej
lub odrzwiach domów jako dosłowne wypełnienie
Nieco w bok od synagogi usytuowano nowoprzykazania danego przez Boga). Choć mieszkania
czesny budynek nowej szkoły religijnej – Talmud
już dawno zmieniły swych lokatorów, to jednak
Tora (obecnie budynek Urzędu Skarbowego).
nie zatarły się do końca ślady przeszłości.
Został on wybudowany pod koniec XIX wieku,
W podwórzu kamienicy przy ul. Wodnej 2 miea zniszczono go podczas palenia miasta w 1914
ściła się bożnica chasydów „Aleksander”. A pod
roku. Ponownie oddany był do użytku 10 kwietnumerem 10 tej kamienicy mieszkał znany kaliski
nia 1932 roku. Oprócz szkoły mieściła się tam sala
rabin, Jechaskiel Lipszyc, najważniejsza osobowość
modlitw, doskonale wyposażona biblioteka, a w
w życiu religijnym międzywojennego Kalisza.
piwnicach – piekarnia macy.
Wracamy na ul. Złotą. Tam gdzie dziś usytuowaBożnica w podwórzu
ne są planty, przed II wojną światową płynął jeden
z kanałów rzeki Prosny. Nad kanałem znajdował
Ul. Wodna 3 – w kamienicy Markusa Fryde,
się most. Przed mostem, po lewej stronie, stały
na pierwszym piętrze, znajdował się prywatny
stare jatki, a przy ul. Nadwodnej, przy ramieniu
dom modlitwy. Ulica Ciasna. Pojawia się zawsze
Prosny, koszerna ubojnia i sklep z mięsem.
we wspomnieniach żydowskich mieszkańców
Wszystkie te boczne ulice, wraz z Rozmarkiem,
Kalisza. Na jej końcu, nieco w głębi, znajduje się
budynek kina, które dawniej nosiło nazwę „Słoństanowiły centrum dzielnicy żydowskiej. To było
ce”. Wyświetlano tam także filmy w języku jidysz.
miejsce ciągłego ruchu. Przy moście stali bezroPod numerem 21, w kamienicy należącej do robotni, po których przychodzili pracodawcy chcący
dziny Senderów, znajduje się jedno z nielicznych
ich na kilka godzin zatrudnić. Przy moście działało
upamiętnień społeczności żydowskiej Kalisza.
też specyficzne przedsiębiorstwo transportowe:
Jest to dwujęzyczna tabliczka (w języku polskim
można było tu wynająć woźnicę z koniem i trai hebrajskim), która informuje, iż w miejscu tym
garza noszącego paczki na własnych plecach. Przy
w latach 1917-1939 miała swą siedzibę organizaul. Złotej 15, w prywatnej kamienicy, mieściła się
cja Haszomer Hacair (Młody Strażnik). Kaliski
bożnica cechu żydowskich krawców.
przedsiębiorca Elizar Krasucki przekazał część
pomieszczeń po fabryce koronek (mieszczącej
Ślady przeszłości
się w oficynie nieruchomości) i to tam powstało
„gniazdo”, które edukowało w duchu syjonizmu
Za mostem rozpoczynała się ul. Nowa (obeckilka pokoleń kaliskich Żydów. W kamienicy tej
nie dalsza część ul. Złotej), która ciągnęła się aż
mieszkał także cadyk z Żychlina i Zduńskiej Woli
do ul. Majkowskiej. Pełno tam było fabryczek,
– rebe Jeszajahu Weldfraid (jego nagrobek znajduje się na nowym cmentarzu żydowskim przy
ul. Podmiejskiej). W podwórzu nieruchomości
cadyk prowadził własną bożnicę.
Po drugiej stronie ulicy znajdowała się bożnica
„Sfostemes” prowadzona przez Stowarzyszenie
Zwolenników Cadyka z Góry Kalwarii, a obok swą
siedzibę miało Stowarzyszenie „Brith Trumpelder”.
Miejsca tętniące życiem
W domu Szymona Widawskiego, przy ul. Ciasnej
6, swą siedzibę miały teatr żydowski oraz biblioteka
robotnicza. Na rogu Ciasnej i Nowej (obecna Złota)
mieściła się znana herbaciarnia pani Szerowej. Przy
ul. Ciasnej 2, w domu Jakuba Moszkowicza, był
Arbajter Hajm (Strzecha Robotnicza) z olbrzymią
salą teatralną. To było miejsce stale tętniące życiem,
odbywały się tam przedstawienia teatralne trupy
kaliskiej „Kometa”. Sala podczas przedstawień była
zawsze przepełniona, a niektóre sztuki, na życzenie
publiczności, były grane kilkakrotnie – dzień po
dniu. Istniało tutaj także Żydowskie Koło Dramatyczne, które wystawiało sztuki wybitnych pisarzy
żydowskich, takich jak Szalom Asz, Szymon Anski,
Hersz Nomberg czy Icchok Lejb Perec. Przedstawienia były grane w jidysz. Mieściła się tam także
siedziba Poalej Syjon Lewicy.
Getto
Idąc dalej ul. Złotą, za budynkiem fabryki fortepianów, dochodzimy do kamienic, które w okresie od
1940 do lipca 1942 roku były budynkami wchodzącymi w skład kaliskiego getta żydowskiego. Warto
także przekroczyć aleję Wojska Polskiego i dojść do
przedwojennej końcówki ul. Nowej. W kamienicy
przy ul. Złotej 28, na framugach drzwi wejściowych,
Na ulicy w Kaliszu
Talmud Tora i synagoga. Fot. ze zbiorów Haliny Marcinkowskiej
wiszą jeszcze pozostałości mezuz.
Wracamy w stronę centrum. Dochodzimy do
Nowego Rynku (przed wojną: Rynek Dekerta).
Znajdowała się tu hala targowa braci Szrajer (późniejsza „Tęcza”). Podczas okupacji niemieckiej
budynek ten pełnił rolę obozu przesiedleńczego
dla ludności żydowskiej. Właśnie z tego budynku
w okresie od listopada 1939 do stycznia 1940 roku
deportowano ponad 18 tysięcy Żydów.
Idąc z Nowego Rynku, zatrzymajmy się przy
pomniku książki. Zanim Niemcy zasypali Babinkę, wrzucili w nurt wody bezcenne przedmioty z kaliskich bożnic i książki z bibliotek
– zwłaszcza żydowskich. Po drugiej stronie ul.
Kanonickiej stał Szpital Starozakonnych, mykwa
(łaźnia rytualna) i dom zarządu gminy żydowskiej oraz Ochronka dla Dzieci Żydowskich
im. Elizy Orzeszkowej (ten budynek istnieje –
ul. Piskorzewska 19). W ochronce przebywało
150 dzieci. Za ul. Kanonicką był targ rybny,
sprzedawano tam solone śledzie z beczek oraz
ryby złapane w Prośnie i jej kanałach (najwięcej
było piskorzy).
Kalisz – drugi po Warszawie
Życie społeczności żydowskiej toczyło się wokół
zagadnień związanych z religią, polityką, kulturą
i sportem. Kaliscy Żydzi byli niezwykle zróżnicowani. Poza zdecydowaną większością ortodoksyjnych Żydów była też w mieście pokaźna grupa
chasydów (chasydyzm – mistyczno-religijny ruch
żydowski, powstały w poł. XVIII wieku na Podolu
i Wołyniu) oraz stale powiększająca się warstwa zasymilowanych czy wręcz spolonizowanych Żydów,
rekrutująca się ze sfer inteligenckich – bogatych
kupców i przemysłowców. Ta część „oświeconych”
Żydów zbudowała w 1912 roku odrębną synagogę
(przy ul. Krótkiej 5-7).
Powstanie nowej synagogi związane było
z oświeceniowym nurtem religijnym i filozoficzno-społecznym, tzw. haskalą, którego inicjatorem
był Mojżesz Mendelssohn. Na ziemie Rzeczypospolitej Polskiej idee te trafiły za sprawą Żydów
pochodzących z krajów niemieckich, stąd też duże
znaczenie języka i kultury niemieckiej w początkowym okresie haskali na ziemiach polskich (ruch
ten charakteryzował się działaniami zmierzającymi do przystosowania wiary do współczesnych
potrzeb, inicjował procesy asymilacji i integracji,
a także zainteresowania piśmiennictwem i językiem hebrajskim).
Na uwagę zasługuje fakt, że w Królestwie Polskim w XIX wieku Kalisz był drugim po Warszawie ośrodkiem haskali.
Zrównana z ziemią
Choć projekt budowy synagogi dla „postępowych” Żydów w Kaliszu powstał już w 1871 roku,
to jednak dopiero 8 czerwca 1910 roku położony
został kamień węgielny pod budowę tego obiektu.
Uroczystość prowadził powszechnie szanowany
w Kaliszu, nie tylko przez społeczność żydowską,
rabin Jechaskiel Lipszyc.
Budynek synagogi reformowanej oddano do
użytku w 1911 roku. Nowa synagoga została zamknięta w 1939 roku, po wejściu Niemców do
Kalisza. Przez jakiś czas hitlerowcy składowali
w niej macewy ze starego cmentarza przy ul. Nowy
Świat. W 1940 roku niemieccy okupanci zrównali
dom modlitwy z ziemią.
Wiele szkół i uczelni
W Kaliszu istniały dwa profile szkolnictwa
żydowskiego – państwowy i prywatny. Do pierwszej grupy zaliczymy tylko jedną szkołę: była
to szkoła z polskim językiem wykładowym,
która mieściła się w budynku po fabryce, przy
ul. Teatralnej 3. Jeśli chodzi o drugą grupę, to
zaliczymy tu zarówno szkoły organizowane
i prowadzone przez ugrupowania polityczne
oraz szkoły prywatne prowadzone jako przedsiębiorstwa przynoszące zysk (było 13 takich
szkół). Największą popularnością cieszyły się
szkoły: „Tora Umada” przy ul. Nowej 6, „Jehoda”
przy ul. Nowej 7, „Chaweceles” przy ul. Nowej
7 oraz szkoła przy ul. Garbarskiej 6, do której
uczęszczało przeszło 300 dzieci.
W okresie międzywojennym największą popularnością cieszyło się koedukacyjne gimnazjum
żydowskie przy pl. Kilińskiego (obecny Urząd
Statystyczny). Gimnazjum powstało w 1920 roku.
Początkowo funkcjonowały w nim pojedyncze
klasy, a po pierwszej maturze w 1927 roku utworzono kilka równoległych klas. Na budynku szkoły
w 1994 roku dawni uczniowie tej placówki wmurowali granitową tablicę z napisem: „W tym budynku w latach 1920-1939 mieściło się Żydowskie
Gimnazjum Koedukacyjne”.
W Kaliszu istniały także trzy jesziwy (uczelnie
kształcące przyszłych rabinów). Były to: „Toras
Mosze” (Nauka Mojżesza), „Ece Chaim” (Drze-
24
7•8•9
2011
cewy i ich fragmenty przewiezione
zostały na teren nowego cmentarza
przy ul. Podmiejskiej. W latach 60.
na części terenu zajmowanego przed
wojną przez cmentarz powstało osiedle mieszkaniowe, stacja Pogotowia
Ratunkowego oraz Ośrodek SzkolnoWychowawczy dla młodzieży niepełnosprawnej.
Testament rabina
Ulica Ciasna. Fot. Mariusz Hertmann
wo Życia) oraz „Magen Dawid” (Tarcza Dawida),
a także szkoła dla ortodoksyjnych dziewcząt „Bejs
Jakow” (Dom Jakuba).
Jedna z najstarszych nekropolii
Trasę kończymy zwiedzaniem cmentarza żydowskiego przy ul. Podmiejskiej. Pamiętać jednak należy, iż w Kaliszu istniały dwa cmentarze
żydowskie. Pierwszy z nich, ponad 850-letni, zlokalizowany był przy zbiegu obecnych ulic: Nowy
Świat, Handlowej i Skalmierzyckiej. Jego historia
sięga 1287 roku, kiedy to książę Przemysław II
potwierdził transakcję zakupu gruntu. Cmentarz pełnił funkcje grzebalne nieprzerwanie aż
do czasów II wojny światowej i należał niewątpliwe do najstarszych nekropolii żydowskich na
ziemiach polskich.
Niestety, podczas II wojny światowej podzielił los
kaliskich Żydów. W latach 40. hitlerowcy, rękoma
angielskich jeńców, usunęli liczące setki lat macewy. Część z nich wykorzystali do wyłożenia skarpy
rzecznej Kanału Rypinkowskiego. Inne potłukli
i użyli do utwardzenia ulic, np. obecnej ul. Łódzkiej.
W latach 80. Fundacja Nissenbaumów wydobyła nagrobki z brzegów skarpy. Po wielu perypetiach ma-
Na początku XX wieku kaliscy
Żydzi zaczęli myśleć o założeniu
kolejnego cmentarza. Do realizacji
planów doszło w 1920 roku, kiedy żydowska gmina zakupiła pięć
morgów ziemi z przeznaczeniem
na Nowy Cmentarz dla Starozakonnych. Teren znajdujący się pomiędzy ul. Widok i ul. Wąską ogrodzono, wybudowano stajnię oraz
wozownię i postawiono tam domek gospodarczy.
Początkowo cmentarz nie cieszył się zbyt wielkim uznaniem kaliskich Żydów. Nadal rodziny
wolały chować swych zmarłych na terenie starego,
historycznego cmentarza. Ubodzy nie mieli wyboru, oferowane miejsca na nowym cmentarzu były
o wiele tańsze. Radykalnie sytuacja zmieniła się
z chwilą śmierci rabina Jechaskiela Lipszyca – 21
marca 1932 roku. Rabin Lipszyc w swym testamencie zaznaczył, aby pochować go na terenie
nowego cmentarza. Od tej chwili nowa nekropolia
stała się uznanym miejscem spoczynku. Do 1939
roku pochowano tu przeszło trzy tysiące osób.
Ostatni pochówek
Niegdyś Talmud Tora – dziś budynek Urzędu Skarbowego. Fot. Mariusz Hertmann
Na terenie cmentarza w roku
1926 postawiono budynek Tahary
(Dom Przedpogrzebowy). Jednak trudna sytuacja gminy i całej
wspólnoty spowodowała, iż nie
wybudowano planowanego piętra, a dach nie został zwieńczony
kopułą. Obecnie w miejscu tym
znajduje się Izba Pamięci i Dom
Spotkań. W budynku można
zwiedzić wystawę prezentującą
dzieje kaliskiej społeczności żydowskiej.
Ostatni pochówek na terenie
cmentarza odbył się 10 marca 1962
roku. Pochowano wtedy pułkownika Wojska Polskiego, Henryka Zielińskiego (Solnika). W 1966 roku
odświeżono i uporządkowano ok.
60 nagrobków, a 20 wybetonowano. W 1964 roku postawiono pomnik ku czci zamordowanych kaliskich Żydów. Na teren cmentarza
przewieziono także ekshumowane w 1967 roku z błaszkowskiego
cmentarza szczątki osób przynależących do tamtejszej społeczności
starozakonnej. 
7•8•9
2011
25
Spotkanie w Ziemi Świętej
Andrzej Radlicki
Od 20 do 28 czerwca 2011 roku na zaproszenie Towarzystwa Przyjaźni Izrael-Polska w Tel
Avivie przebywała w Izraelu grupa kaliszan,
w tym niżej podpisany. W składzie delegacji
byli dziennikarze prasy, radia i telewizji oraz
ksiądz Robert Lewandowski, który zajmuje się
m.in. organizowaniem pielgrzymek do Ziemi
Świętej. Władze Kalisza reprezentował wiceprezydent Dariusz Grodziński. Wizyta stanowiła swego rodzaju podziękowanie dla strony
polskiej za udział w odbudowie kontaktów
polsko-żydowskich w Kaliszu i otwarcie ich
nowego etapu. Nie jest łatwo rekapitulować tę wielką ilość wrażeń, jakie wywiera
choćby pobieżne zapoznanie się z pięknem
i niezwykłą „siłą przyciągania” Ziemi Świętej.
Po sześciu dniach intensywnego zwiedzania
nadszedł moment naprawdę emocjonujący:
spotkanie z kaliską „diasporą” w Izraelu.
„Stosunki polsko-izraelskie nie są normalne
i nigdy nie będą normalne” – powiedział niezapomniany Szewach Weiss w dniu, w którym otrzymał honorowe obywatelstwo Kalisza. Wyjaśniając
ten fakt, wskazał na ogromny ładunek emocji,
który przez stulecia łączył oba narody – żyjące
na jednym terytorium, ale oddzielnie w sensie
świadomości religijnej, państwowej, kulturalnej
czy społecznej. Czy naprawdę oddzielnie? Trudno
jest wyobrazić sobie, o ile uboższa byłaby polska
kultura, sztuka czy nauka bez postaci wybitnych
ze świata żydowskiego.
Kalisz był przez ponad 800 lat schronieniem dla
wielu pokoleń Żydów, którzy doświadczali wspólnie z innymi mieszkańcami miasta zmiennych
losów historii – sukcesów i porażek, budowania
i odbudowywania, przeżywania chwil chwały jak
i poniżenia.
Żydzi w Kaliszu
po II wojnie światowej
Od 1945 roku nie można już pisać o społeczności żydowskiej w Kaliszu, a co najwyżej o losach
uratowanych osób. Społeczność ta została unicestwiona w Shoah (hebr. określenie holocaustu).
W kaliskim Komitecie Żydowskim (miał on siedzibę przy Głównym Rynku 15) zarejestrowało się
od 1945 roku nieco ponad 2000 osób. Stanowiło to
zaledwie około 10 procent liczby Żydów obecnych
w Kaliszu pod koniec roku 1939. Z relacji dawnych kaliszan zamieszkałych obecnie w Izraelu, jak
i według opracowania Haliny Marcinkowskiej[1]
wynika, że na ich powrót ówczesne władze miasta
bynajmniej nie tworzyły komitetów powitalnych.
Komitet Żydowski w Kaliszu troszczył się jak
mógł o sprawy bytowe ocalałych rodaków – udzielano zwłaszcza niedużych zapomóg pieniężnych
i pomocy żywnościowej. Jednak brak perspektyw
znalezienia pracy, ogólna bieda i nieprzychylna atmosfera wobec „niespodziewanych przybyszów”
Widok na Jerozolimę z Góry Oliwnej. Fot. Ryszard Bieniecki
w mieście, fatalne warunki mieszkaniowe, niemożność odzyskania rozgrabionego mienia – wszystko to skłaniało do wyjazdu. Początkowo na tzw.
Ziemie Odzyskane, zwłaszcza w okolice na południe od Wrocławia, gdzie w Wałbrzychu, Legnicy,
Dzierżoniowie (zwanym na początku Rychbachem
– od niem. Reichenbach, zaś antysemicko nawet
„Żydbachem”) powstało duże skupisko ocalałych
z holocaustu. Uruchomiono tam żydowskie szkoły
(do jednej z nich uczęszczał Szewach Weiss wraz
ze swoim kolegą Michałem Sobelsonem) i placówki wychowawcze, tworzono liczne spółdzielnie, odradzał się handel, uruchamiano z pomocą
ocalałych żydowskich inżynierów, rzemieślników
i techników opuszczone przez Niemców zakłady
przemysłowe. Próbowano stworzyć miejsce do
odrodzenia się społeczności żydowskiej w Polsce.
Trwało to jednak krótko: postępująca stabilizacja,
a raczej stalinizacja, „władzy ludowej” oraz utworzenie państwa Izrael w 1948 roku spowodowały,
że Żydzi na Ziemiach Zachodnich wybierali coraz
częściej emigrację zamiast „budowania socjalistycznej Polski”. W latach 1945-1947 nawet „zielona granica” była „po cichu” otwarta tylko dla
Żydów, potem w emigracji oficjalnej do Izraela
początkowo nie przeszkadzano, a nawet „zachęcano” do niej w sposób wręcz obcesowy, zwłaszcza
po 1957 roku[2]. Od 1967 roku, tym bardziej od
marca 1968, emigracja Żydów stała się niestety
regułą tak zwanej polityki narodowościowej PRL.
Los ocalałych kaliskich Żydów można więc po
1945 roku (oczywiście z nielicznymi wyjątkami)
określić jednym słowem: emigracja.
Oprócz rodzin, które wyemigrowały z Kalisza do
Izraela po wojnie istnieje w Izraelu jeszcze jedna
ważna grupa kaliszan, a mianowicie potomkowie
emigracji wcześniejszej, zwłaszcza z lat 20. i 30.
ubiegłego wieku. Mianem „alija” (po hebrajsku
„powrót”) określa się w historii Izraela fale emigracji żydowskiej do ówczesnej Palestyny (pierwsza jeszcze w latach 80. XIX w.). W Kaliszu wielką
rolę w krzewieniu idei syjonizmu (emigracji w celu
założenia własnego państwa Izrael) odegrała żydowska organizacja harcerska Haszomer Hacair
(dosł. „Młody Strażnik”). To właśnie ken, czyli
zastęp harcerzy żydowskich, w naszym mieście
wychował wielu młodych ludzi, których dziełem
są zręby izraelskiej państwowości.
Kalisz: tylko ślady pozostały...
Ostatnie rodziny żydowskie i pojedynczy mieszkańcy przyznający się do judaizmu opuścili Kalisz w 1968 roku i w ciągu kilku następnych lat.
Pozostały tylko ślady po społeczności żydowskiej.
Jedyne miejsce święte kaliskich Żydów – cmentarz
przy ulicy Podmiejskiej – dewastowano z dnia na
dzień. Jako ówczesny mieszkaniec bloku przy ul.
Widok 110, widziałem znikające z dnia na dzień
(a raczej z nocy na noc) nagrobki, wokół obelisku
– miejsca pochówku ofiar masowych egzekucji
(blisko 1300 osób) – biegały dzieci z pieskami,
latem lokatorzy pobliskich domów wynosili na
trawę leżaki, by się poopalać. W dawnym domu
przedpogrzebowym mieszkali ludzie – zapewne
za wiedzą i zgodą władz miejskich. Oburzało to
niejednego kaliszanina. Przede wszystkim działał
niestrudzenie doktor Edmund Łuczak – strażnik
żydowskich pamięci, Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.
Dla dawnych żydowskich mieszkańców Kalisz
stał się tylko miejscem wspomnień. Nie było wtedy mowy o wizytach turystycznych. Przyjeżdżano
rzadko, tylko prywatnie i w bardzo konkretnym
26
7•8•9
2011
celu. Przykładem może być odnalezienie w latach
50. ukrytego w 1940 roku przed hitlerowcami
egzemplarza „Tory” z kaliskiej synagogi przy ul.
Złotej. Obecnie znajduje się on w muzeum w TelAvivie. Inna sprawa dotyczy poszukiwań „skarbów”, które jakoby masowo ukrywali kaliscy Żydzi w ścianach swoich mieszkań. Jednak rezultaty
takich eksploracji nie były udane, a „zdobywcy”
uzyskanych tą drogą wartościowych przedmiotów
ze zrozumiałych powodów nie chwalili się sukcesami. Wiarygodnie natomiast brzmi relacja z końca
lat 90., kiedy to udało się ponoć opróżnić skrytkę
w ścianie zawierającą cenne precjoza i pieniądze.
Miało to miejsce w jednej z kamienic opodal Mostu Kamiennego. Odkrycia dokonała jednak osoba
jak najbardziej do tego uprawniona, a mianowicie sam właściciel tych dóbr, który odzyskał tytuł
prawny własności tej kamienicy, a zatem dobrze
wiedział gdzie szukać. W każdym razie jeden ze
znajomych tego pana do dziś pokazuje przedwojenny banknot pięćdziesięciozłotowy, który znalazł
właściciel w owej skrytce i dał mu na pamiątkę.
Dawni kaliszanie wydali w Izraelu monumentalną księgę „Kalish Book”, gdzie zamieścili wszystkie
wartościowe relacje o mieście rodzinnym. Kopia
angielskiej wersji pierwszego tomu jest do dziś istną kopalnią wiedzy o społeczności kaliskich Żydów
przed wojną (choć trudno uznać jedno źródło historyczne za miarodajne). Nawiasem mówiąc, jakieś
7-8 lat temu zapowiadano szumnie w kaliskiej prasie
rychłe jej tłumaczenie, ale dotąd jakoś głucho o tej
edycji. Przez lata zapanowała w Kaliszu cisza w „temacie żydowskim”. Czasem kogoś raziły nagrobki
żydowskie na brzegach Prosny, ktoś tam protestował
przeciw niemądrym napisom na tablicach pamiątkowych, wspominał dawny Kalisz z obecnością Żydów, co w sąsiednim mieście komentowano raczej
w kontekście niekoniecznie dla kaliszan życzliwym...
Tefilin – pudełeczka z fragmentami Tory przywiązane do głowy i lewego
ramienia – służą do codziennej modlitwy. Fot. Ryszard Bieniecki
Widok na Hajfę z ogrodów bahaitów. Fot. Ryszard Bieniecki
Odzyskanie przez nasz kraj niepodległości i wolność podróżowania spowodowały w Izraelu, gdzie
zawsze żywo reagowano na wydarzenia w naszym
kraju, naturalną chęć do odwiedzania Polski, do
zobaczenia miasta młodości własnej lub rodziców
i dalszych przodków.
Jak do tego doszło?
Wypada więc spróbować, choć w skrócie, opisać,
skąd wzięły się kontakty pomiędzy przedstawicielami Urzędu Miejskiego i środowiskiem dawnych
kaliszan w Izraelu.
O ile mnie pamięć nie myli, to pierwszy raz –
wiosną 1997 roku – skontaktowali się z Urzędem
Miejskim (wtedy współpracę międzynarodową
prowadził Wydział Inicjatyw Gospodarczych)
państwo Menachem i Ety Ben Itzhak, prosząc o pomoc kogoś, kto oprócz znajomości angielskiego
(niekoniecznie biegłej) orientowałby się w dawnych nazwach kaliskich ulic i położeniu dzielnicy
żydowskiej. Po niespełna godzinie oprowadzania
okazało się, że przodkowie pana Itzhak nazywali
się przed wojną A. i mieszkali przy ul. Śródmiejskiej, w kamienicy sąsiadującej z domem moich
dziadków. Drobiazgowa, kilkugodzinna analiza
faktów pozwoliła ustalić, iż mój rozmówca jest
wnukiem długoletnich sąsiadów moich dziadków.
Dziadek pana Menachema (Michała) i mój byli po
prostu kolegami z tego samego pułku. Zgadzało
się też nazwisko ówczesnej żydowskiej koleżanki
mojej mamy, której rodzina zamieszkiwała w tej
samej kamienicy. Niestety, z rodziny K. nikt prawdopodobnie nie ocalał. Kaliscy Żydzi, zwłaszcza
zasymilowani, nie mieszkali w dzielnicy żydowskiej, a byli rozproszeni wśród Polaków i innych
narodowości (Kalisz był przecież wtedy wielowyznaniowy i wielonarodowy.).
Kolejną ważną osobą z grona „kaliszan w drugim pokoleniu” był Oded Rappaport (zm. 2005),
którego poznałem także w Kaliszu w 1998 roku.
Był on potomkiem rodziny, która miała niegdyś
spore znaczenie w gminie żydowskiej w Kaliszu. Odnalazł też dom swoich rodziców przy ul.
Parczewskiego – róg Kanonickiej, gdzie według
wszelkiego prawdopodobieństwa mogła jeszcze
znajdować się mezuza. Oded, właściciel firmy
chemicznej, był człowiekiem bardzo stanowczym,
rozumnym i wpływowym w swoim kraju. To właśnie z nim ustaliłem wydanie pierwszej publikacji o dziejach kaliskiej wspólnoty żydowskiej po
polsku, hebrajsku i angielsku. Tekst tej broszury
napisała dr Emunah Nachmany-Gafny z Izraela,
tytuł: „A jednak słychać ich głos...”. Wspólnie
z Odedem Rappaportem doszliśmy do wniosku,
że Kalisz ma szansę stać się miejscem bardzo
ważnym na szlaku wycieczek z Izraela do Polski.
Na rezultaty nie trzeba było aż tak długo czekać.
Wkrótce zjawiło się w naszym mieście czterech
panów z misją zbadania sytuacji „na miejscu”. Byli
to, bawiący w Polsce nieoficjalnie, dwaj urzędnicy
izraelskiego Ministerstwa ds. Młodzieży, przedstawiciel izraelskiego biura turystycznego oraz
radca Ambasady Izraela w Warszawie. Pierwsza
grupa z Izraela (ok. 40 młodych ludzi w towarzystwie 10-15 osób starszych) przyjechała do Kalisza
w 1999 roku.
Do ciekawszych wizyt należała bez wątpienia
ta złożona w 2002 roku przez kaliszanina, generała Yossefa Ben Haddada, jednego z najwyższych
rangą wojskowych w Izraelu (wtedy już w stanie
spoczynku). Był on słynącym z brawury oficerem
komandosów – pierwszym izraelskim żołnierzem, który podczas wojny w 1967 roku dotarł
do Kanału Sueskiego. Jego zdjęcie w tygodniku
„Life” obiegło wtedy cały świat. Do dziś można
je zobaczyć w Biurze ds. Promocji i Współpracy
Międzynarodowej. Rok 2002 to uroczyste otwarcie odbudowanego Domu Przedpogrzebowego na
cmentarzu przy ul. Podmiejskiej (fundator Zenon
Sroczyński) i wystawy pamięci Żydów kaliskich,
która była dziełem Hanny i Józefa Rosenfeldów.
Na tę uroczystość przybył też nestor izraelskich
kaliszan, płk Baruch Kolski, który wygłosił wzruszające przemówienie.
Dalsze dzieje kontaktów izraelsko-kaliskich
tworzą w decydującym stopniu Hanna i Josef
Rosenfeldowie. Trudno wymienić wszystkie ich
inicjatywy, o ich ilości świadczyć może jedynie
nadany im w ubiegłym roku medal „Zasłużony
Przyjaciel Kalisza”. Bez ich inicjatywy, starania
i wielkiego zaangażowania – do wizyty kaliskiej
delegacji by nie doszło.
Uniwersytet w Tel Avivie
Powitani zostaliśmy najpierw przez dr Ilonę
Dworak-Cousine, przewodniczącą Towarzystwa
Przyjaźni Izrael-Polska. Wyjaśnić trzeba, że towarzystwo to nie ma nic wspólnego z Towarzystwem Przyjaźni Polsko-Izraelskiej, które działa
wyłącznie w Polsce. „Nasze” natomiast działa
7•8•9
2011
27
Yad Vashem jest pomnikiem ofiar Zagłady. Fot. Ryszard Bieniecki
tylko w Izraelu. Potem spotkaliśmy się w Sali
Kaliszan z członkami Stowarzyszenia Kaliszan
w Izraelu – organizacji odrodzonej po kilku latach, która uzyskała w ramach uniwersyteckiego
Wydziału Diaspory własną salę na wykłady na
największej uczelni w Izraelu – uniwersytecie
w Tel Avivie. Tam czekała już na nas grupa
izraelskich kaliszan, państwo Rosenfeldowie
oraz rabin, któremu towarzyszyli dwaj bardzo
publikacji „A jednak słychać ich głos..”.
Sala Audytorium Diaspory, gdzie odbyło się
główne spotkanie, była prawie zapełniona. Obecni
byli przedstawiciele Ambasady Polskiej oraz nasz
konsul generalny.
Rabin Mozes wspominał nie tylko związki swej
rodziny z Kaliszem (jego matka była kaliszanką),
ale i wyjątkową rolę naszego miasta w żydowskiej
historii. Dodał również, że pierwszym, który ofi-
delegację. Potem dyskusja, która trwała długo...
Kaliscy Żydzi pytali o wiele spraw, mówili otwarcie,
co ich zdaniem należałoby zrobić dla rozwinięcia
kontaktów ich środowiska z Kaliszem, w tym szczególnie dla upamiętnienia wielusetletniej obecności
wspólnoty żydowskiej w historii miasta. Powtarzały
się zwłaszcza dwa ważne postulaty: po pierwsze,
dlaczego wystawa „Żydzi w Kaliszu” – z takim
trudem urządzona w ubiegłym roku w Muzeum
Okręgowym Ziemi Kaliskiej – nie jest wystawą
stałą (co ma kapitalne znaczenie dla popularyzacji
poprawnej wersji dziejów Kalisza, zwłaszcza wśród
młodzieży), po drugie, w jaki sposób zamierza się
rozwiązać sprawę upamiętnienia starego cmentarza żydowskiego przy ul. Nowy Świat.
Odpowiedzi były jasne i szczere: miasto może
działać tylko w granicach swoich prawnych możliwości i to robi. Stara się też szukać rozwiązań zawsze we współpracy ze środowiskami żydowskimi
i takie konkretne propozycje rozwiązań zostały
przedstawione.
Oficjalne zebrania mają zawsze swoją „drugą
stronę” (tę bardziej istotną). Tak było i tym razem
– najważniejsze były rozmowy prywatne, wzajemne poznawanie się... Sporo osób umawiało się na
konkretny termin wizyty w naszym mieście, zgłaszając chęć skorzystania z pomocy w nawiązaniu
kontaktów urzędowych czy zwiedzaniu okolicy.
Poznaliśmy więc „innych kaliszan”, mających
swoje korzenie w naszym mieście nawet od kilkuset lat. Dowiedzieliśmy się też, że Kalisz ma swoje
miejsce w Ziemi Świętej – w tradycji „starszych
braci w wierze”, w ich pamięci. 
Uczestnicy spotkania w Audytorium Diaspory Uniwersytetu w Tel Avivie. Fot. Andrzej Radlicki
ortodoksyjnie odziani młodzieńcy. Przybył też
Józef Komem – przewodniczący Stowarzyszenia Kaliszan. Dokonano wzajemnej prezentacji
i okazało się, że rabin Mozes jest wiceministrem
edukacji Izraela i właśnie przygotowuje się do
wystąpienia na szerszym forum, korzystając (ku
naszej satysfakcji) z hebrajskiej wersji kaliskiej
cjalnie (już w 1836 roku) wysunął postulat powrotu
Żydów do ojczyzny przodków, był toruński rabin
Cwi Hirsz Kalischer. Nie brakło też wspomnienia o innym kaliszaninie – Abbele Gombinerze.
Występowali gospodarze, m.in. oboje państwo
Rosenfeld, pan Komem, przewodnicząca Ilona
Dworak-Cousine, przyszła też kolej na kaliską
http://www.sztetl.org.pl/en/article/kalisz/5,history
Państwo Izrael – analiza politologiczno-prawna, wyd.
Trio 2006, tamże artykuły: Bożena Szaynok, Stosunki polsko-izraelskie w latach 1948-1967, str. 101-111; Marcin
Szydzisz, Przejawy antysemityzmu i emigracja ludności żydowskiej z Dolnego Śląska w latach 1956-1957, str. 112-129.
[1]
[2]
Spacer śladami prawosławnych i protestantów
O tym trzeba pamiętać
historia
Piotr Sobolewski
Obok niezmiennie lansowanego hasła o tym, że „Kalisz jest miastem w Polsce najstarszym”
i podejmowanymi w związku z tym działaniami promocyjnymi (których ubiegłoroczne imprezy w cyklu „Kalisia 18,5” były zwieńczeniem) oraz utrzymanych w tym samym nurcie
imprez na Zawodziu – zaznaczył się w ostatnich latach nowy wątek działań promocyjnych
i związanych z nimi propozycji. Mam na myśli ideę ukazania historii i współczesności miasta
w aspekcie jego wielonarodowych, wielowyznaniowych oraz wielokulturowych tradycji.
Imprezy – sesje naukowe, wystawy, wycieczki,
gry miejskie itp., przeznaczone zarówno dla kaliszan, jak i dla naszych gości, organizowało miasto,
a także inne organizacje partycypujące w dziele
popularyzacji walorów turystycznych Kalisza.
Wśród nich PTTK, Polskie Towarzystwo Historyczne, Towarzystwo Opieki nad Zabytkami i inne.
Kupcy greccy zwani „węgrzynami”
O sięgającej jeszcze XII wieku historii pobytu
w naszym mieście społeczności żydowskiej i o
kaliskich judaikach piszemy w innym miejscu
tego wydania „Kalisii”. Tu natomiast zajmiemy
się gośćmi przybyłymi do nas nieco później, proponując Czytelnikom spacer kaliskimi śladami
prawosławia i protestantyzmu.
Z tym pierwszym kojarzymy najczęściej macedońskich kupców, rosyjskich i ukraińskich żołnierzy oraz urzędników. Z drugim – niemieckich
fabrykantów wyznania ewangelickiego. Jedna
i druga religia znajdowała też, i znajduje po dziś
dzień, wyznawców także wśród niewielkiej części
kaliskich Polaków.
Wyznawcy prawosławia docierali do Kalisza w otoczeniu króla Władysława Jagiełły, natomiast w połowie XVIII wieku trafili do nas pochodzący głównie
z Macedonii tzw. kupcy greccy. Handlowali oni m.in.
winem, stąd często nazywano ich również „węgrzynami”. Byli to wyznawcy religii greckokatolickiej
obrządku orientalnego, podporządkowanej patriarchatowi w Konstantynopolu. I oni właśnie nabyli od
miasta w 1786 roku górkę w miejscu zwanym Piaski
(mieszczącą się za dzisiejszą Rogatką), przeznaczając
ją na cmentarz, od którego rozpoczniemy nasz spacer.
Co kryje się za furtką?
Kiedy Kalisz dostał się pod zabór rosyjski, cmentarz przejęła gmina prawosławna. Do połowy XX
wieku napis na bramie głosił: „Cmentarz greckorosyjski”. Na początku pochówków było niewiele,
z czasem zaczął się jednak zapełniać.
Warto pokonać trudności obiektywne, w postaci
zamkniętej najczęściej furtki (potrzebny wówczas
kontakt z prawosławnym proboszczem – księdzem
Mirosławem Antosiukiem), by obejrzeć niezwykle
ciekawe nagrobki. Te najstarsze: z 1824 roku – małej Oli Katasonowówny, z 1829 roku – chorążego
Jakowa Wiłkowa, a także te ostatnie – redaktora
Anatola Dubowenki (z 1969 roku) i jego ojca,
Sawy (z 1978 roku).
Koniecznie odnaleźć należy miejsca pochówków
urzędników: wicegubernatora Pawła Rybnikowa,
dwóch nastoletnich córek gubernatora Michała
Daragana, wojskowych, m.in. Wasyla Michasiuty – kozaka wołyńskiej dywizji UNR (z piękną
inskrypcją), duchownych, m.in. archimandryty
Hermana Kariakina, nauczycieli, kupców i lekarzy.
Cmentarz ewangelicki w Kaliszu. Fot. Mariusz Hertmann
Najokazalszymi obiektami na cmentarzu są widoczna od strony ul. Lipowej kaplica grobowa rodziny Kononowych (zmarły w 1891 roku Ksenofont
Kononow był naczelnikiem kaliskiego więzienia)
oraz XIX-wieczna kaplica przy zachodnim murze,
w której prawdopodobnie w latach 1926-1929
odprawiano nabożeństwa. Zwracają także uwagę
piękne do dziś grobowce rodziny Bornsowiczewów, kaliskiego Greka Mikołaja Szymanowskiego, ocalały fragment okazałego niegdyś grobowca
księcia gen. Aleksandra Golicyna, Katasonowów,
Myszkiewiczów i Grabowskich. Księgarz Jan RajkoGrabowski to ostatni z pochowanych tu kaliskich
Greków (1900). Są też charakterystyczne kamienne lub żeliwne krzyże oraz ukraińskie tryzuby na
bezimiennych grobach żołnierzy UNR.
Niegdyś poza miastem…
A po przeciwnej stronie ul. Górnośląskiej dwie
kolejne nekropolie, lokowane poza miastem (zgodnie z przepisami) na przełomie XVIII i XIX wieku.
A dziś leżące, mój Boże, w samym jego centrum.
To cmentarz katolicki i graniczący z nim przez mur
cmentarz ewangelicki. Zajrzyjmy na drugi z nich.
Powstał już w XVI wieku, w okresie reformacji.
Grzebano tu m.in. luteranów, stąd umieszczona
dziś nad wejściem nazwa: „luterska górka”.
Choć Kalisz, w porównaniu z innymi miastami
Wielkopolski, nie był silnym ośrodkiem reformacji,
to jednak cmentarz zapełniał się grobami kalwinów,
braci polskich, braci czeskich i szkockich purytan.
Kiedy po II rozbiorze Polski do miasta zaczęli tłumnie przybywać osadnicy wyznania ewangelickiego,
na cmentarzu raptownie wzrosła ilość pochówków.
Melanż kulturowy
Zaraz po przekroczeniu bramy, po lewej stronie,
znajduje się najstarszy grobowiec z obecnie istniejących na cmentarzu. Pochodzi z 1820 roku. Jest
to pełen alegorycznych postaci i znaków pomnik
nagrobny kapitana Wojsk Polskich, Wojciecha
Bożymira Graffena herbu Podkowa. Naprzeciwko
równie bogaty w symbolikę klasycystyczny nagrobek
cukierniczej rodziny Miriamów. Nieopodal grób
kaliskiego plastyka, Michała Dobriaka, którego –
mimo prawosławnego pochodzenia (grób jego ojca
oglądaliśmy na cmentarzu prawosławnym) – pochowano wraz z ewangelickimi teściami, Bunclerami.
W tej części cmentarza pochowani są też m.in.:
pierwszy pastor kaliskiej parafii Carl Herzberg oraz
równie zasłużony i długoletni pastor Ernst von Modl,
który pasterzował swym owieczkom przez 39 lat.
Wzdłuż muru granicznego z cmentarzem katolickim (część grobowców znajduje się po obu stronach
muru – to „namacalny” przykład wielowyznaniowych tradycji Kalisza i „ekumenicznego” przenikania
się kultur) odnajdziemy grobowce rodzin Tahnów
i Hintzów, XIX-wiecznych producentów fortepianów, a także rodziny potężnych przemysłowców
kaliskich: Müllerów oraz Dreszerów. Jerzy Dreszer
działał w ruchu oporu – wraz z kilkudziesięcioma
innymi AK-owcami został schwytany i rozstrzelany
w lesie skarszewskim w styczniu 1945 roku. W tej
samej egzekucji zginął kolejny (choć nie ostatni
z pochowanych na tym cmentarzu) niemiecki antyfaszysta – Konrad Wünshe, spoczywający nieopodal w położonym w głębi kwatery grobowcu
rodzinnym (teściów) Schlößerów.
Dalej wartymi uwagi są groby nauczycieli kaliskich szkół: Edwarda Arndta i „przyjaciela młodzieży” Ksawerego Balczewskiego, a także cyklisty
Karola Szpechta. Po tej samej stronie głównej alei
odnajdziemy pochodzący z ok. 1915 roku neogotycki grobowiec rodziny Fibigerów, w którym
obok słynnych kolejnych producentów fortepianów
i pianin: Gustawa Arnolda I, II i III wraz z żonami, pochowana jest również siostra ostatniego,
Elwira – kolejna ofiara egzekucji w skarszewskim
lesie w 1945 roku. A z tyłu kolejne grobowce rodzin kaliskich potentatów przemysłowych: właściciela jednej z pierwszych garbarni, Gottlieba
Goerne, głównego akcjonariusza i prezesa zarządu
Pluszowni – Edmunda Gaedego, Pawła Deutschmana, cukiernika Rudolfa Mayera, kamieniarza
Adolfa Fiebigera, Emila Sztarka i innych. Obok
znajdziemy oryginalny grobowiec dowódcy 15.
pułku huzarów – generała majora Vladimira von
der Launitza, z napisem w języku rosyjskim, jako
kolejnym świadectwem przenikania się w minionych wiekach w Kaliszu wielu kultur.
Czy pamięć jest zawodna?
W centrum nekropolii znajduje się chyba najwspanialsza sepulkralna budowla Kalisza – kaplica grobowa najbogatszych kaliszan XIX wieku
7•8•9
2011
29
No i tak dotarliśmy do Głównego Rynku. Spojrzenie na ratusz musi wywołać refleksję o wielonarodowej proweniencji rajców i prezydentów
miasta. Z córką jednego z nich – Pauliną Nieszkowską – tańczył w narożnej kamienicy sam
Fryderyk Chopin, o czym informuje stosowna,
odsłonięta niedawno tablica. Nieszkowscy pochowani są na cmentarzu ewangelickim, a piękna
Paulina – no cóż… Wyszła później za carskiego
polakożerczego urzędnika (czy wojskowego) Sobolewa – w niniejszym artykule taktownie nie
będziemy więc tego wątku rozwijać.
Solidarne bankructwo
Cmentarz prawosławny w Kaliszu. Fot. Mariusz Hertmann
– Repphanów. Możemy podziwiać bogaty wystrój
tynkowanych elewacji i odnowioną balustradę, a w
kaplicy odnajdziemy wejście do krypty, która kryje
prochy kolejnych członków rodziny Repphanów
i Scholtzów. Wśród wspaniałych cynowych sarkofagów znajdują się również trumny dziadków
i rodziców naszego słynnego podróżnika, Stefana
Szolc-Rogozińskiego.
Na cmentarzu odnajdziemy jeszcze kolejne
grobowce członków rodziny Fibigerów, krypty
grobowe właściciela Hotelu Wiedeński i założyciela kaliskiej straży pożarnej – Roberta Puscha,
drukarza Carla Wilhelma Mehwalda i adwokata
Bronisława Hindemitha oraz rodziny Fulde.
Każdy z tych wymienionych, ale i wielu innych
spoczywających na cmentarzu obywateli naszego
miasta – przemysłowców, kupców, społeczników
oraz filantropów – wniósł bardzo znaczący wkład
w rozwój Kalisza. Wycisnęli oni często bardzo pozytywne piętno na jego losach. Czy pamięć o nich
rzeczywiście tylko w kamień wrasta?
A po wyjściu z cmentarza rzuca nam się w oczy
mały ceglany budynek. To rosyjski areszt – dziś
służący bardziej chwalebnym celom oświatowym.
Ulica warta uwagi
Dalszy spacer moglibyśmy kontynuować ul.
Śródmiejską. Jest ona jednak opisana w osobnym
artykule tego wydania „Kalisii” – zamiast więc wędrować po cięciwie, ruszmy łukiem ulic Harcerskiej i Kopernika, by dotrzeć do ulicy Kościuszki.
Na rogu, w dawnym budynku Kasy Skarbowej, rozlokowało się Muzeum Okręgowe Ziemi
Kaliskiej. W oparciu o jego zbiory i dokumenty
moglibyśmy zrealizować niejedną lekcję związaną
z wielokulturowymi dziejami Kalisza.
A przy samej ul. Kościuszki odnajdziemy także
kilka interesujących budynków. Pamiętające początek ubiegłego wieku domy niemieckich przemysłowców: Ludwika Müllera (inicjały na szczycie) z rodziny znanych kaliskich przemysłowców,
w którym ponoć gospodarz ukrywał swoje dwie
żony pochodzenia żydowskiego, rodziny Deutschmanów, żydowskiego producenta lalek Sztajera (najbardziej okazała, secesyjna kamienica) czy dawną
rosyjską Realną Szkołę Żeńską, potem popularne
„Jagiellonki”, a dzisiaj – cóż, po prostu Liceum im.
Mikołaja Kopernika, potocznie zwane „Kopcem”.
50 kopiejek za noc w domu
Kierując się nieco w lewo, dochodzimy do mostu
na Prośnie, a po jego przekroczeniu wchodzimy
w kaliską dzielnicę przemysłową Piskorzewie. Jej
początki przypadły na schyłek XIX wieku, zaś największy rozkwit nastąpił w początkach XX wieku.
Większość zakładów, dziś niestety znajdujących
się w stanie agonalnym, związana była z niemieckim kapitałem. Studiując osobny artykuł z tej
edycji „Kalisii”, poświęcony naszym słynnym fabrykantom, spójrzmy na to, co pozostało z dzieł
ich życia: fabryk pluszu i aksamitu braci Müllerów
i Gaedego oraz pianin i fortepianów Fibigerów
wraz z ich pałacykiem przy ul. Chopina, mydlarni
Sztarka i wytwórni tiulów Flakowicza na Złotej,
bielarni Liebicha, Bruckera i Pladka, a potem braci Müllerów oraz garbarni Sowadskiego i Erbego
przy Majkowskiej. Stoimy już na Nowym Rynku,
a starsi kaliszanie z łezką w oku wspominają stojące tam jeszcze przed pół wiekiem budynki straży
pożarnej i… „kozy”, z której naczelnik Proskurin,
za drobną wziątkę 30-50 kopiejek, wypuszczał
aresztantów na noc do domów.
Gdzie tańczył Chopin?
Kierujemy się w stronę centrum ul. Kanonicką.
Tam, niemal na wprost katolickiej katedry, odnajdujemy budynek będący w XIX wieku ekskluzywnym Hotelem Wiedeńskim. Jego właścicielem był
wspomniany już ewangelik Robert Pusch. A na
tejże ulicy aż do II wojny światowej mieliśmy
przebogaty wybór sklepów, składów i punktów
usługowych przeróżnych branż – niemieckich,
żydowskich oraz polskich właścicieli. Zresztą
również hotele, rozlokowane licznie wzdłuż poprzecznej do ul. Kanonickiej ul. Grodzkiej, należały do właścicieli zarówno polskiej, jak i niemieckiej narodowości (Than, Eitner, Messner,
Oleszkiewicz), nie mówiąc już o wielonarodowym
charakterze gości tychże przybytków.
I oto ul. Zamkowa, podobnie jak Kanonicka –
tętniąca do II wojny światowej gwarem klientów
sklepów, magazynów, aptek, cukierni, księgarni,
zakładów jubilerskich, restauracji i Bóg wie, czego
tam jeszcze. Prowadzonych przez kaliskich Greków,
Rosjan, Polaków, Ukraińców, Żydów oraz Niemców, rozwijanych i… bankrutujących solidarnie.
Lista właścicieli jest bardzo długa i jakże barwna.
Teraz przebijamy się do placu św. Józefa. Tu wskazanie na wielonarodowy i wielowyznaniowy wątek
historii Kalisza jest bardzo proste. Oto pojezuicki
Kościół Garnizonowy, będący przez półtora wieku
w posiadaniu gminy ewangelickiej. Ewangelicy zlikwidowali wprawdzie, nieprzystający do charakteru
ich świątyń, bogaty barokowy wystrój świątyni. Ale
uszanowali znajdujący się w niej piękny renesansowy nagrobek arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego, jakby nie było: „młota na kacerzów” (choć
ciało prymasa przeniesiono do pobliskiej kolegiaty).
Ewangelikom świątynia zawdzięcza też inne, fakt,
skromniejsze, elementy wyposażenia, m.in. chór
organowy i organy oraz obraz Augusta Bertelmana Wniebowstąpienie Pańskie w ołtarzu głównym.
Przyjazny gubernator
Na wprost wejścia do kościoła dom (a właściwie
miejsce), w którym onegdaj znajdowała się siedziba
loży i kapituły masońskiej. Bo i taką mieliśmy w Kaliszu. A po prawej stronie, patrząc od strony kościoła, klasycystyczny, wybudowany w 1824 roku przez
Franciszka Reinsteina, Pałac Komisji Wojewódzkiej
– zwany pałacem gubernatora. O jego gospodarzach
i ich rządach w XIX-wiecznym Kaliszu można by
mówić wiele. O jednym z nich, Michale Piotrowiczu
Daraganie, bardzo długo i bardzo dobrze. W Kaliszu
schyłku XIX i początku XX wieku nie było ważnego
przedsięwzięcia, istotnej i chwalebnej inicjatywy,
w której by nie partycypował ten bardzo przyjaźnie
nastawiony do Polaków gubernator.
Warto jeszcze wspomnieć, że sam plac był świadkiem wielkiej wojskowej parady z okazji spotkania
cara Mikołaja I z królem Prus Fryderykiem Wilhelmem II w 1835 roku. Pomnik upamiętniający owo
spotkanie stał tu aż do czasów międzywojennych.
Przykład tolerancji
I oto niepostrzeżenie przeszliśmy już na sąsiedni plac, Jana Pawła II. Oglądając średnio piękny
i niemal opustoszały dziś budynek byłego domu
30
7•8•9
2011
towarowego, warto uświadomić sobie, że w tym
miejscu aż do I wojny światowej stała cerkiew.
Pobudowana w roku 1877, nosiła wezwania św.
Piotra i Pawła. I jako że stanęła w stolicy guberni – miała tytuł soboru. Monumentalna budowla
nawiązywała do architektury bizantyńskiej, miała
pięć okazałych kopuł. Po jej zniszczeniu i rozbiórce
część wyposażenia trafiła do wybudowanej z kolei
w 1929 roku, ale już znacznie skromniejszej cerkwi przy ul. Niecałej.
Ach, ta ulica Niecała… To jeden wielki przykład
tolerancji i zgody wyznaniowej w Kaliszu. Co my
tu mamy? Poniemiecką i pożydowską fabrykę,
ewangelicki dom pastora i obecną siedzibę parafii,
dom „popa” i wspomnianą cerkiew. Zresztą twórcą
tego obiektu (jak i należącego do Żydów kaliskiego „apartamentowca” z okresu międzywojnia –
domu Kowalskiego) był mieszkający nieopodal
ewangelik, inż. Albert Nestrypke, a do czasu jej
postawienia możliwość sprawowania obrzędów
religijnych stworzył tam… ewangelicki pastor
Edward Wende.
O polskim, niemieckim i żydowskim przemyśle okolic Toruńskiego Przedmieścia – czyli dzisiejszego pl. Kilińskiego i ul. Babinej, opowiada
osobny artykuł. My zajrzyjmy jeszcze do pobernardyńskiego kościoła znajdującego się u wylotu
placu. Wprawdzie bernardynów usunięto z Kalisza, głównie za ich aktywny udział w jakby nie
było antyrosyjskim powstaniu styczniowym, ale
z kolei ochronka i inne dobroczynne instytucje
umieszczone tam w konsekwencji przez carskie
władze dobrze przysłużyły się całej społeczności Kalisza.
Zmierzch nad Kaliszem
Czas kończyć długi, bogaty we wrażenia i wiadomości spacer. Jeszcze rzut oka za Bernardynkę,
nad którą rozlokował się okazały dom Gaedego.
Dodatkowo może wyprawa na Majków, gdzie
na miejscowym cmentarzu żołnierskim zgodnie śpią snem wiecznym niegdysiejsi wrogowie
z okresu I wojny światowej – żołnierze polscy,
niemieccy, rosyjscy i ukraińscy. Zresztą osobny
mały i symboliczny cmentarz ukraiński w Szczypiornie, przypominający o istnieniu w Kaliszu
obozów i stanicy ukraińskiej, mógłby również
(gdyby nie znaczna odległość) znaleźć się na
trasie tej wycieczki.
I nagle zaskoczył nas zmierzch nad starym
Kaliszem. Noc tuli do snu jego mieszkańców,
tak jak i przed wiekami tuliła po pracowitym
dniu do snu każdego: Polaka katolika, prawosławnych Rosjanina i Ukraińca, Żyda, niemieckiego ewangelika. Trzeba spać, bo przed każdym kolejny pracowity dzień – pełen zabiegów
o własne rodziny i majątek, ale i krzątaniny ku
pożytkowi wspólnej dla wszystkich małej ojczyzny: miasta Kalisza. 
W klasycystycznej szacie
Iwona Barańska
W historii naszego miasta było wiele dni ważnych, godnych uwagi, po prostu ciekawych. Na
przykład ten – 15 września 1835 roku. Właśnie
wtedy odbywał się w Kaliszu wielki zjazd monarchów – Mikołaja I i Fryderyka Wilhelma III.
Liceum Ogólnokształcące im. Adama Asnyka w Kaliszu. Fot. Mariusz Hertmann
Miasto długo przygotowywało się do tego
wydarzenia – władze zadbały o to, by Kalisz
wyglądał w tym dniu szczególnie pięknie. Wiele
budowli odnowiono i rozbudowano, pokazywano dumnie to, co w ciągu ostatnich kilkunastu
lat powstało dzięki dużej pomocy finansowej
władz państwowych.
Obu władcom towarzyszyli licznie książęta
i księżniczki oraz dworzanie. Dla uświetnienia
trwającego prawie dwa tygodnie spotkania
Dawniej Pałac Komisji Województwa Kaliskiego. Dzisiaj siedziba Starostwa Powiatowego. Fot. Mariusz Hertmann
zorganizowano wiele uroczystości, zebrań
i bali, a wśród nich najbardziej widowiskowe
były bez wątpienia wielkie manewry wojskowe odbywające się na polach Warszówki
i Kościelnej Wsi.
Opowiem o tym, jak wyglądał wtedy Kalisz,
co mogli obejrzeć goście tak tłumnie przybywający wówczas do naszego miasta.
Wspaniałe pozostałości
Klasycystyczny Kalisz możemy poznać dzięki grafikom przygotowanym przez Wilhelma
Ehrentrauta specjalnie dla uczczenia zjazdu
cesarzy. Na dużej planszy, wokół centralnie
umieszczonej panoramy Kalisza, zamieścił on
widoki najważniejszych miejskich budowli.
Większość z nich została zaprojektowana przez
Franciszka Reinsteina, ówczesnego budowniczego województwa kaliskiego, i działającego
tu wcześniej Sylwestra Szpilowskiego, który
zajmował to samo stanowisko do 1821 roku.
Sylwester Szpilowski był synem znanego architekta warszawskiego doby klasycyzmu,
Hilarego Szpilowskiego, natomiast Franciszek Reinstein przybył do Polski z Niemiec,
szukając pracy i miejsca do życia. Obaj mieli
gruntowne wykształcenie i to im właśnie
zawdzięczamy powstanie większości budowli
klasycystycznych w mieście.
Szesnaście ilustracji prezentuje m.in. Szkołę Wojewódzką (obecnie I Liceum Ogólnokształcące im. A. Asnyka), Trybunał (dziś
Sąd Okręgowy), Pałac Komisji Województwa
Kaliskiego (teraz siedziba Starostwa Powiatowego), Pałac Puchalskiego (zwany też domem Puławskiego), fabrykę Reinsteina (teraz
to budynki mieszkalne naprzeciw kościoła
Jezuitów) i cukiernię Forstera (dziś restauracja KTW).
Ale na kartach tych możemy także podziwiać i te budynki, które nie przetrwały do
dziś – kamienicę Weissa, kaplicę grecką, pałac biskupi, Hotel Polski, odwach czy Rogatkę
Warszawską. Duża ich część została zniszczona
podczas bombardowania Kalisza w początkach
I wojny światowej, kiedy to centrum miasta
zamieniło się w jedno wielkie gruzowisko.
W samym sercu...
By poczuć atmosferę miasta z 1835 roku, najlepiej udać się na plac Jana Pawła II. Było to najbardziej prestiżowe miejsce dawnego Kalisza.
Wszyscy przyjeżdżający wówczas do miasta ze
stolicy wjeżdżali nowo powstałym wjazdem warszawskim – prostym i szerokim, a zaraz potem
napotykali na przepiękną Rogatkę Warszawską.
Trochę dalej widać było obszerne zabudowania
fabryki sukienniczej braci Repphanów, rozbudowywanej sukcesywnie od 1817 roku za kredyty
uzyskane od władz Królestwa Polskiego. Nieco
dalej widoczny był narożny budynek dawnej fabryki sukienniczej Przechadzkiego z 1824 roku.
Główne budynki fabryczne zachowały się do dziś,
dając nam świetny przykład klasycystycznej architektury przemysłowej, będącej odwzorowaniem
budownictwa angielskiego. Po drugiej stronie
ulicy widać było kamienicę Puławskiego, będącą
z kolei przykładem budownictwa mieszkalnego
doby klasycyzmu, nawiązującego w swoich reprezentacyjnych formach do typu pałacu przyulicznego. W tym czasie miasta musiały się zmierzyć
z narastającym problemem mieszkaniowym, gdyż
liczba ludności z roku na rok gwałtownie rosła.
Ozdobna instytucja
Wkraczając bezpośrednio do centrum miasta,
nie sposób było nie przystanąć na założonym
według projektu Sylwestra Szpilowskiego w latach 1821-1822 placu Zamkowym (obecnie plac
św. Józefa). Łącząc się malowniczo i dynamicznie
z drugim zaprojektowanym przez tego architekta
placem – Nowym Rynkiem (obecnie placem Jana
Pawła II), urzekał on swoją kompozycją przestrzenną, której pozostałości i dziś budzą zachwyt
bardziej spostrzegawczych spacerowiczów. Przy
tych placach stanęły wówczas najbardziej okazałe gmachy. Jeden z nich to Pałac Komisji Województwa Kaliskiego, który został przebudowany
w latach 1823-1824 przez Franciszka Reinsteina
z części zabudowań pozostałych po zlikwidowanym
klasztorze Ojców Jezuitów. Ten urząd państwowy
otrzymał niezwykle monumentalne formy, nawiązujące do wspaniałych siedzib arystokratycznych.
Świetność budowli podnosiło także nawiązanie
do szlachetnych form starożytnych świątyń, widoczne w zastosowaniu wspaniałych kolumnad,
belkowań i dekoracji rzeźbiarskich.
Na uwagę zasługiwał także stojący tuż obok,
zaprojektowany przez Sylwestra Szpilowskiego,
utrzymany również w wyżej opisanej stylistyce,
budynek Szkoły Wojewódzkiej. Po drugiej stronie placu podziwiano natomiast dawny dom dla
księży, a za nim wspaniałą dzwonnicę.
Bez gorsetu
Idąc ulicą Sukienniczą, która również została
przebudowana i przedłużona w tym czasie przez
Sylwestra Szpilowskiego, dochodzimy do okazałego gmachu Trybunału. Wzniesiono go w latach
1820-1823, także zgodnie z projektem tegoż właśnie architekta. Jest to jeden z najpiękniejszych
zabytków Kalisza. Do dziś wrażenie budzi przede
wszystkim potężny portyk kolumnowy, który porównuje się do fasady paryskiego Luwru. Trybunał
stanął przy jednej z najbardziej reprezentacyjnych
arterii miasta – alei Józefiny (obecnie aleja Wolności), także założonej i zagospodarowywanej
w czasach klasycyzmu, nazwanej zresztą kaliskim
Corso – reprezentacyjną aleją, przy której zaczęto
sytuować okazałe budynki mieszkalne i publiczne.
Niesamowite jest jego położenie – z jednej strony
widok na kaliski park, który również założono
w tym czasie, czyniąc z niego jeden z najpiękniejszych publicznych ogrodów Królestwa Polskiego,
a z drugiej strony – na prosty, szlachetny w formach Most Kamienny z 1825 roku.
Niedaleko pobudowano jeszcze jeden ciekawy
obiekt – Rogatkę Wrocławską. Budowla ta została
wzniesiona przez Franciszka Reinsteina w 1826 roku
(dziś mieści się w niej cukiernia). Jeśli ktoś nie wie,
jak wyglądała mała, antyczna świątynia, to rzut oka
na ten budynek doskonale może to uzmysłowić.
Jeśli Kalisz w I połowie XIX wieku przestał być
miastem średniowiecznym, zaczął się rozwijać
przestrzennie, powstały nowe arterie i place, to
zawdzięcza to właśnie architektom działającym
w tym czasie – Sylwestrowi Szpilowskiemu i Franciszkowi Reinsteinowi. To oni uczynili z niego
duże, nowoczesne miasto, rozbili gorset średniowiecznych murów i wytyczyli kierunki rozwoju
przestrzennego na następne dziesięciolecia. 
32
7•8•9
2011
O czym szumią drzewa
wokół nas
Emilia Hertmann
Kalisz, który znamy ze starych zdjęć, to miasto kanałów, mostów, świątyń i... drzew.
Szpalery drzew ciągnące się wzdłuż Prosny i nieistniejącego już kanału Babinka
widoczne są na pocztówkach z początku XX wieku. Drzewami obsadzone są ulice Sukiennicza, Kolegialna, aleja Wolności, Śródmiejska (ówczesna Wrocławska)
i plac Jana Kilińskiego. Na fotografiach z okresu międzywojennego można dostrzec wysokie drzewa okalające Ratusz i Nowy Rynek. Powszechnie wiadomo,
że wiele gatunków drzew cechuje długowieczność. Czy w związku z tym któreś
ze współcześnie żyjących na kaliskiej starówce drzew może być tym samym, jakie widzimy na starych fotografiach? Kluczowe znaczenie dla odpowiedzi na to
pytanie będzie miała możliwość oznaczenia wieku rosnącego drzewa.
Pierwsza z metod określania wieku drzewa
rosnącego polega na pobraniu (tak zwanym świdrem Presslera) walcowatej próby pnia, a następnie przy pomocy skanera połączonego z komputerem liczy się roczne przyrosty. Druga metoda,
przy pomocy rezystografu, również opiera się
na wykonaniu odwiertu w pniu. Wiertło wchodzące w pień napotyka opór słojów, co jest rejestrowane na komputerze. Powstaje wykres tak
zwanej krzywej oporu, pozwalający określić
wiek. Obydwie metody trwale uszkadzają pień
i nie są zalecane dla drzew miejskich, gdyż mogą
dodatkowo osłabić rośliny, które już i tak mają
znacznie utrudnione warunki wegetacji. Poza
tym nie są to metody dla amatorów. Do zieleni
w mieście najlepiej stosować metodę tabel wiekowych, np. „Tabelę pierśnic drzew w różnym
wieku” (1980-1986, prof. dr Longin Majdecki).
Dokonujemy pomiaru obwodu drzewa na
wysokości 1,3 m od ziemi, dzielimy wynik przez
3,14 i uzyskujemy w ten sposób tak zwaną pierśnicę drzewa – czyli po prostu jego średnicę. Po
ustaleniu gatunku drzewa dokonujemy odczytu
wieku w tabeli.
Wierzby znad Babinki
Zacznijmy w takim razie od
drzew na kaliskich plantach. Pomiędzy pl. Jana Pawła II a ul. Kanonicką zwracają uwagę bardzo
okazałe wierzby płaczące. Jest ich
około dziesięciu. Dorastają do 20 m
wysokości, a obwód pnia najgrubszej z nich wynosi 2,94 m. Warto
wiedzieć, że wierzby to jedne z naj-
Klon jesionolistny za pomnikiem Adama Asnyka
Dąb szypułkowy na plantach
szybciej rosnących drzew w Polsce. Na zdjęciach z lat 40. XX wieku widać wyraźnie, że
na tym odcinku plant nie rosły żadne wysokie
drzewa. Najwyższe, najwyraźniej świeżo posadzone, wsparte na wzmacniających tyczkach,
mają około 2 m. Z tabel wiekowych wynika,
że wierzby płaczące na plantach mają około
70 lat. Nie mogły więc szumieć nad płynącą
kanałem Babinka wodą, ale wszystko wskazuje
na to, że niewielkie sadzonki umieszczane na
świeżo zasypanym przez polskich pracowników w czasie II wojny światowej kanale – to
właśnie nasze wierzby.
Po lewej: wierzba płacząca. Fot. (x9) autorka
Dąb przy mykwie
Dąb to synonim długowieczności. W środkowej części plant, pomiędzy ul. Kanonicką a Złotą,
na przedłużeniu osi ul. Piskorzewskiej, rośnie
dąb szypułkowy. Jego obwód wynosi 2,86 cm,
co zgodnie z tabelami wiekowymi pozwala nam
określić, że ma on ponad 120 lat. Nie znaczy to
jednak, że drzewo przeglądało się w leniwym
nurcie Babinki, a to z tej prostej przyczyny, że
Babinka płynęła kiedyś w tym miejscu inaczej
niż wskazuje dzisiejszy główny szlak spacerowy
plant. Nasz dąb rósł gdzieś pomiędzy nieistniejącymi już zabudowaniami szpitala żydowskiego a mykwą.
7•8•9
2011
33
Dąb szypułkowy znają dobrze również uczniowie i absolwenci Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego przy
ul. Ciasnej, gdyż rośnie ukryty na boisku szkolnym. Sądząc po jego około
trzymetrowym obwodzie, to najstarszy
dąb w centrum miasta, mający około
200 lat. Rósł wśród łąk na peryferiach
miasta, potem w żydowskiej dzielnicy
Kalisza, a teraz daje cień młodym piłkarzom.
Szpaler klonów
Parkując samochód wzdłuż ul. Babina, warto spojrzeć w górę, czy nie stanęliśmy czasem pod rosnącym na skraju
plant jednym z klonów jesionolistnych.
Ciekawy okaz tego gatunku rośne tuż
za plecami pomnika Adama Asnyka,
z jego prawej strony. Pień tego klonu
pokrywają liczne bruzdy, wybrzuszenia
i narośle, nadające mu dość osobliwy Topole włoskie wokół katedry
wygląd. Jego nieparzystopierzaste, złożone z 3-5 części liście, bardzo przypominające
klonów rosnących na skraju plant,
liście jesionów. To wyjątek wśród klonów. Moda
można oszacować ich wiek na
na sadzenie klonów jesionolistnych pojawiła się
około 80 lat. Najprawdopodobw Polsce w okresie międzywojennym. Drzewo
niej to one tworzą szpaler niepochodzące z Ameryki Północnej szybko rosło
wysokich drzewek nad brzegiem
i nie miało wielkich wymagań siedliskowych,
zasypywanej Babinki na zdjęciach
toteż stało się jednym z najczęściej nasadzanych
z lat 40. ubiegłego stulecia.
drzew w miastach. Oceniając pokrój i pierśnicę
Poniżej: dąb szypułkowy na boisku gimnazjalnym
Strażacka
robinia
Większość kaliszan dobrze zna zdjęcie zrobione w 1915
roku na moście kamiennym. Grupa
uśmiechniętych kobiet i dzieci, a obok
nich dwóch żołnierzy
w charakterystycznych pikielhaubach
na głowie. W tle –
szereg drzew i zburzona kamienica na
ul. Rybnej (dzisiaj
Kazimierzowskiej).
Robinie akacjowe –
pospolicie, aczkolwiek nieprawidłowo
nazywane akacjami
– rosną tam do tej
pory. Część z nich
ma dzisiaj około 120
lat, inne – te młodsze Robinie akacjowe na jednym z kaliskich podwórek
– powstały z odrośli
nazwiska pochodzi nazwa tego drzewa). Ponad
korzeniowych okazów macierzystuletnie robinie znajdziemy w wielu miejscach
stych z końca XIX wieku. Robinia
kaliskiej starówki. Jak u innych roślin motylkopochodzi z Ameryki Północnej. Do
Europy została sprowadzona na powych, ich korzenie wchodzą w symbiozę z bakteczątku XVII wieku przez francuskieriami, posiadającymi zdolność asymilacji azotu
go botanika Jeana Robina (od jego
atmosferycznego. Pozwala to drzewom lepiej
34
7•8•9
2011
oznaczać, że rosły, gdy w kaplicy Matki Boskiej
Pocieszenia pracował na początku stulecia Włodzimierz Przerwa-Tetmajer? Niestety, pomimo
swoich rozmiarów – są to drzewa stosunkowo
młode. Tempo wzrostu topoli włoskiej może
dochodzić nawet do 1,5 m na rok, co oznacza,
że dziesięcioletnie drzewo może osiągnąć wysokość 15 m. Taką właśnie wysokość mają drzewa
widoczne na zdjęciach z roku 1959.
W cieniu platanów
Na skrzyżowaniu ulic Przechodniej i Parczewskiego uwagę zwraca wysokie, egzotycznie wyglądające drzewo, o ażurowej rozłożystej
koronie, z którego obficie spadają gigantyczne,
bo około czterdziestocentymetrowe, brunatnoczerwone strąki. To pochodząca z Ameryki
Północnej glediczja trójcierniowa, nazywana
również iglicznią, ze względu na wyrastające na
pniu i pędach dwudziestocentymetrowe kolce.
Zapewne została posadzona w tym miejscu tuż
po zakończeniu budowy Domu Partii.
Platany klonolistne to drzewa, które niepostrzeżenie rozpoczęły swoją historię na kaliskich
Robinia akacjowa nad brzegiem Prosny
Kolce na pniu glediczji trójcierniowej
przed swoim budynkiem z czerwonej cegły (rozebranym w latach 70.)
spotykali się na Nowym Rynku strażacy ogniowi.
Topole spod katedry
Glediczja trójcierniowa koło banku
rosnąć w warunkach miejskich. Według tabel
wiekowych robinie o obwodzie pnia 1,9 m mają
sto lat. Obwód drzewa tego gatunku na plantach
wynosi 2,5 m. Rosły więc tu, gdy w 1900 roku
Na współczesnych panoramach
Kalisza wieży katedry towarzyszą
wysokie sylwetki topól włoskich. To
najwyższe drzewa w centrum miasta – mają
wysokość około 30 m, wyraźnie górują nad dachami wielu miejskich budynków. Czy to może
plantach. Obsadzono nimi alejkę pomiędzy
ulicami Złotą a Wodną. Zwracają uwagę swoją
charakterystycznie łuszczącą się korą i zwisającymi kulistymi owocostanami (zbiorami pojedynczych owoców). Jeżeli nie spotka je jakiś
kataklizm dziejowy, mają szanse dożyć nawet
pięciuset lat. Dla miłośników opalania się w tej
części plant mam złą wiadomość. Platan słynie
ze swej szerokiej, rozłożystej korony, szybko
więc zacieni parkowe ławki.
Czy kaliskie platany są już na zdjęciach i pocztówkach? Chyba nie, bo kto jeszcze pamięta
o pocztówkach… 
7•8•9
2011
35
Kogutek, dom parkowego i chińska pagoda
Bożena Kryst
Kaliski park, wraz z łęczyckim najstarszy zieleniec miejski w Polsce
i jeden z okazalszych w Wielkopolsce, nieustannie jest miejscem spacerów. Przez 213 lat był świadkiem licznych wydarzeń. Jako obiekt
zabytkowy wymaga troski specjalistów. O każdej porze roku wygląda
interesująco i jest atrakcją turystyczną miasta. Nasuwa się jednak pytanie: jak urozmaicić przestrzeń parkową, by przyciągnąć wędrowców?
Zielony kompleks w centrum
Park Miejski w Kaliszu, położony w rozwidleniu
Prosny i sztucznie przekopanych kanałów (bernardyńskiego i rypinkowskiego), jest kompleksem
zieleni i obiektów sportowych zajmującym połać
ponad 22 ha. Z dawnych budowli, które nadawały
charakter alejkom, po dziś dzień pozostały: siedziba
Kaliskiego Towarzystwa Wioślarskiego, przystań
wioślarska, „Hydropatia” oraz domek parkowego.
Urządzenia techniczne, sprzyjające regulacji
rzeki, pomóc mają w zapanowaniu nad żywiołem Prosny, która wielokrotnie niszczyła park.
A każdy z istniejących tu obiektów ma swoją ciekawą historię – oddającą klimat czasów i postawę
mieszkańców miasta w trosce o uatrakcyjnienie
pobytu wśród drzew. Opowiada także o ambicjach
zdrowotnych i sportowych kaliszan.
Obecny park składa się z dwu zasadniczych
części: starej i nowej oraz urządzeń sportowych
– z torem kolarskim „Włókniarz”, stadionem „Calisia”, OSiR-em i ogródkiem jordanowskim. I bez
mała każdy z nich zasługuje na odrębną opowieść.
Tajemnice i tradycje
Obrzeże samego zieleńca jest równie interesujące. Niemal każda z prowadzących doń ulic
skrywa tajemnice. Budowle tam usytuowane to
niemi świadkowie przeszłości miasta.
Państwowa Szkoła Muzyczna I i II stopnia im.
Henryka Melcera, której pierwotnie patronował
Fryderyk Chopin, od ponad stulecia przypomina
tradycje muzykowania w Kaliszu. Budynek cerkwi
prawosławnej podkreśla wieloletnią obecność nad
Prosną wyznawców religii wschodniej. Siedziba
zakładu fotograficznego Wincentego Borettiego
przy ul. Niecałej zwraca uwagę przybyszów.
Dawne Przedmieście Warszawskie było miejscem, gdzie rozwijał się przemysł sukienniczy. Stały
tu manufaktury braci Repphanów, Przechadzkiego i Fabryki Lalek A. Szrajera. Zachowany fragment ceglanych murów z basztą Dorotką wprowadza turystę do parku od strony północnej. Aleja
Wolności, kaliskie korso, zaprowadzi do siedziby
Melpomeny. Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego przywołuje XVI-wieczne tradycje wystawiania
w mieście sztuk dla publiczności. A stąd, Mostem
Parkowym przerzuconym przez Prosnę, wkroczymy do zielonej oazy spokoju.
Atrakcyjne otoczenie
Gmach Cechu Rzemiosł Różnych oraz fragmenty
kazimierzowskich murów obronnych wzdłuż ul. Kadeckiej to świadkowie licznych wydarzeń historycznych. Ulica Łazienna z Centrum Kultury i Sztuki, niegdyś sala musztry Korpusu Kadetów o zachowanym
fragmencie dawnej cerkwi św. Jerzego, a także
baszta pojezuicka – tchną
historią. Klasycystyczna
fasada siedziby Starostwa
Powiatu Kaliskiego, z kolumnadą i tympanonem,
przypomina czasy prosperity miasta w randze
stolicy guberni kaliskiej.
Barokowy charakter Bazyliki Mniejszej
przywołuje gości nie
tylko wnętrzem, ale
też dźwiękami kurantów (wygrywanymi co
kwadrans) i melodiami
kościelnymi słyszanymi o pełnych godzinach.
Zabytkowe więzienie,
pamiętające czasy ucisku carskiego, wzbudza ciekawość przyjezdnych.
Jak widać, otoczenie
miejskiego zieleńca –
nasycone licznymi budowlami godnymi zainteresowania turysty
– może być celem wędrówek. A stąd już blisko do wnętrza parku.
Nim powstał
park
Park. Fot. Mariusz Hertmann
Za początek Parku Miejskiego w Kaliszu przyjmuje się rok 1798. Jego dzieje rozpoczyna założenie ogrodów na zapleczu konwiktu jezuickiego
oraz dokonanie nasadzeń na terenach przylegających do kadeckiego placu musztry, usytuowanego
za obecnym Centrum Kultury i Sztuki.
Na przedłużeniu ul. Łaziennej wytyczono
pierwszą aleję spacerową. Od tego miejsca w różnych kierunkach rozprzestrzeniał się kaliski park.
Zieleniec pierwotnie był ogrodzony. Prowadząca
doń Brama Łazienna rozebrana została dopiero podczas ostatniej wojny. Drugą usytuowano
od strony ówczesnej alei Luizy. Była także trzecia brama.
Od czasów Księstwa Warszawskiego zieleniec
udostępniono publiczności.
Park to nie pastwisko
Najbardziej burzliwy okres w dziejach parku
przypada na dziewiętnaste stulecie. W latach 1840-
1850 robotnicy (specjalnie sprowadzeni z Rosji)
w celu zabezpieczenia parku przed wylewami rzeki
przekopali dwa kanały: Kanał Bernardyński i Kanał Rypinkowski. W 1843 roku wykopano staw
„Kogutek”, zasilany wodą rzeczną.
Dozorcy parkowi, zatrudniani od I poł. XIX wieku, o godzinie dziesiątej wieczorem drewnianymi
kołatkami ponaglali spacerowiczów do opuszczenia
parku, bowiem bramy na noc zamykano. Powołany w 1870 roku Obywatelski Komitet Parkowy
dbał o utrzymanie porządku, ochronę zadrzewienia, a nawet skoszonej trawy oraz zapobiegał
traktowaniu trawników parkowych jako miejsca
pasania trzody i bydła należących do właścicieli
okolicznych gospodarstw.
Od 1844 roku ozdobą parku był domek szwajcarski. Budowla drewniana, na podmurówce
kamienno-ceglanej, o cechach górskiego domu
letniskowego. Pełniła rolę mieszkań dla służby
parkowej, podlegającej naczelnemu ogrodnikowi.
Dom przetrwał do 1986 roku. A od roku 1886 aż
do lat 70. ubiegłego wieku podziwiano oszkloną palmiarnię.
Chińska pagoda w Parku Miejskim. Fot. Andrzej Kurzyński
Sandalarka i gryfy
Z inicjatywy samego gubernatora rosyjskiego,
Michała Daragana, niemal pośrodku parku usypano sztuczne ruiny, składające się z łukowatego
sklepienia, schodów udekorowanych kolumnami
i gazonami oraz autentycznymi kartuszami z herbem Junosza z bursy bpa Stanisława Karnkowskiego oraz kapituły gnieźnieńskiej. Nieopodal stała
figura Ateny trzymającej tarczę z herbem Kalisza.
Inne postaci, jak Sandalarka, Satyr, Tyrolczyk,
skrzydlate gryfy i bóstwa, zdobiły alejki parkowe.
Z tamtych czasów ostały się jedynie Flora oraz
zegar słoneczny z wyrytą datą 1878 i nazwiskiem
wykonawcy, a także domek parkowego postawiony w 1900 roku. Ruiny i inne ozdoby figuralne
zniszczyli Niemcy.
Na obrzeżach parku powstał kort tenisowy, ale
przetrwał niedługo. Bo teren przez niego zajmowany przeznaczono – wraz z popularnością ogródków Henryka Jordana – na plac zabaw dla dzieci.
Kaliski ogródek jordanowski uchodzi za najstarszy, jaki powstał poza terenem Galicji. Obecnie
jest tu dziecięca szkółka nauki ruchu drogowego.
Gdyby nie ogrodnicy
Wygląd parkowego kompleksu to zasługa ogrodników. Dbali oni o doskonalenie estetycznych
wrażeń, dokonywali przeróbek w celu nadania
parkowi naturalnego charakteru, adaptowali nowe
tereny zgodnie z charakterem zieleńca. Pierwszego ogrodnika zatrudniono już w 1808 roku. Swoją
wiedzę i umiejętności kaliskiemu parkowi użyczyli: Franciszek Smogarzewski, August Müller,
Antoni Wodiczko, Edward Weppel (specjalnie
sprowadzony z Wrocławia) i Karol Grass. Edmund
Jankowski, znany warszawski planista i ogrodnik,
pracował także w Kaliszu.
Za czasów Karola Nestrypke, właściciela firmy
ogrodniczej słynącej z hodowli fiołka alpejskiego,
wykopano staw, tzw. „Kokoszkę”, i wybudowano
oranżerię. Franciszek Szanior zaadaptował tereny leżące na tyłach teatru, zw. Nowym Parkiem, któremu
patronował Ignacy Jan Paderewski, i które po 1945
roku stały się Cmentarzem Żołnierzy Radzieckich.
Słodycze, zdrój i róże
Punkty sprzedaży wód i słodyczy umilały pobyt spacerowiczom. Z zachowanych zapisków
wynika, że najbardziej znany kiosk, wystawiony
dla pani Obtowej w 1831 roku, przejął Karol Miram i przebudował go w letnią cukiernię. W latach 60. XIX wieku wydzierżawił go farmaceuta
Rączyński i sprzedawał wody mineralne „Kaliski
Zdrój”. W 1904 roku wzniesiono Zakład Przyrodoleczniczy „Hydropatia”, który dawał nadzieję na
powstanie w mieście uzdrowiska. Lekarz, przybywający z Wiednia, zapewnić miał najlepszą opiekę. Woda stosowana do leczenia najróżniejszych
chorób wydobywana była przy pomocy studni
artezyjskiej. W zakładzie zainstalowano – po raz
pierwszy w Kaliszu – aparat rentgenowski. Dzisiaj
budynek przeznaczono na przedszkole o wdzięcznej nazwie „Bursztynowy Zamek”.
Podczas I wojny światowej ucierpiał także park,
ale miały ocaleć bujnie kwitnące w sierpniu szpalery krzewów różanych. Ponoć na kaliskim dworcu
kolejowym pojawił się wówczas napis Rosenschtadt (Miasto Róży).
Szachy, koncerty i neon
W latach 20. XIX wieku Ernst Foerster przebudował drewnianą altanę, stojącą przy bramie
wejściowej do parku od strony alei Józefiny. Po-
wstał wówczas drewniany budynek wyposażony w obszerną salę, gdzie organizowano bale,
koncerty i przedstawienia teatralne. Kolejnymi
właścicielami lokalu byli: Reinhold Künzel, Emil
i Julia Gessnerowie. Za czasów Schmita goście
grali w szachy i warcaby. Pod kuratelą E. Wehnera
na tyłach kawiarni powstała estrada, gdzie koncertowała orkiestra 15. Aleksandryjskiego Pułku
Dragonów oraz żeński zespół Lewandowskiego.
Wysoki poziom usług gastronomicznych oferowali
bracia Wiśniewscy. Z czasem lokal udostępniono na zimową siedzibę Kaliskiego Towarzystwa
Wioślarskiego. Dziś budynek nie ma urokliwej
drewnianej altany. Odstrasza wręcz zakurzonymi ścianami zewnętrznymi. A neon na dachu
budynku chce przetrwać dłużej niż zaplanowali wykonawcy.
Uciechy dawniej i dziś
Płynąca przez park rzeka dawała możliwość
organizowania letnich zabaw i zimowych harców. W noc świętojańską odbywały się zabawy
nawiązujące do pogańskich tradycji rzucania
przez panny wianków na wodę. Plenerowe uciechy czasem wzbogacano bengalskimi ogniami.
Przejażdżki łodziami i promem oraz regaty kajakowe pozostały w pamięci wielu kaliszan jako
niezapomniane wspomnienia lat dziecięcych. Do
tradycji wycieczek po rzece w letnie miesiące
nawiązują dziś rejsy drewnianą łodzią „Calisia”,
dopływającą spod teatru do Zawodzia, kolebki
współczesnego miasta.
Gdy dopisuje pogoda, po alejkach parkowych
jeździ kolorowa ciuchcia z wagonikami. Na
placach zabaw z wielofunkcyjnych konstrukcji edukacyjnych chętnie korzystają najmłodsi.
A zimowe hulanki, odbywające się niegdyś na
7•8•9
2011
37
„Kogutku”, jazdę na łyżwach i sankach, starają
się podtrzymać organizatorzy lodowiska z wypożyczalnią łyżew i pomysłodawcy kuligów.
W mroźne dni i współczesne zimowe zabawy
w parku bywają przednie.
Estetyka przez cały rok
A wrażenia estetyczne? Dla doznań kolorystycznych i zapachowych warto spacerować po
parku przez cały rok. Wiosną, gdy przyroda budzi
się do życia, trawniki przybierają różne odcienie
żółci, kępy fiołków niczym dywany zakrywają
połacie pod drzewami, a białe kwiecie wysokiej
magnolii wystaje ponad dorodne tuje i żywotniki.
Latem polany rozświetlone słońcem kontrastują
z gęstwiną zieleni drzew. Klomby sezonowych roślin zachęcają do oglądania kompozycji. Jesienią
przebarwione liście tworzą mozaikę naturalnych
kolorów. Dywany szeleszczących liści przypominają o nadchodzącej zimie. Czasem ścieżkę przebiegnie wiewiórka. Szarości szybko zapadającego
zmierzchu rozjaśniają światła stylowych latarń.
A zimą drzewa pozbawione liści tworzą swoiste
tunele wzdłuż alejek. Zimozielone rośliny ożywiają obraz. Zamarznięte brzegi rzeki przywołują
nastrój tajemniczości i niesamowitości. Pod śniegiem dostrzec można ciemierniki. Warto zwrócić
uwagę na te rośliny – zwane popularnie „różami
Bożego Narodzenia” – ponieważ ich kwitnienie
przypada w tym właśnie czasie. Tak więc w kaliskim parku o romantyczny nastrój nie jest trudno.
Romantyczny klimat trwa tutaj przez cały rok.
Posąg Flory z zegarem słonecznym i domkiem
parkowego przywołują dawną świetność zieleńca.
Tylko niegdyś rozłożysty Dąb Asnyka, podarowany przez księżnę Izabelę Czartoryską, właścicielkę
dóbr gołuchowskich, wygląda licho co.
Rzeźby dla Kalisza
Dwie rzeźby zdobią park od lat 70. minionego
wieku. Dzieła były laureatami Ogólnopolskiego
Konkursu Plastycznego „Rzeźby dla Kalisza”. Są
to „Eurydyki tańczące” Augustyna Dyrdy oraz
„Muzykanci” Mariana Banasiewicza. Podczas
obchodów 200-lecia parku uporządkowano alejki, powstała wysepka na cieku wodnym, kostką
kamienną zastąpiono smołówkę. Uruchomienie
na rzece fontanny wzbogaciło w bieżącym roku
wygląd fragmentu parku wokół budynku teatru.
Kaliski park to skupisko interesującej roślinności. Znajduje się tu około 164 gatunków i odmian drzew oraz krzewów, w tym 28 pomników
przyrody. Panujące warunki klimatyczne sprzyjają
rozwojowi egzotycznych gatunków. Doskonale
rosną tu: tulipanowce, choina chińska, choina
kanadyjska czy suchodrzew tatarski, runianka
japońska, pierisy japońskie, a także żywe skamieniałości – miłorząb japoński i metasekwoja chińska. O roślinność parkową dba obecnie Wydział
Środowiska, Rolnictwa i Gospodarki Komunalnej
Urzędu Miejskiego w Kaliszu.
Niepokojem napawa fakt wytyczenia przebiegu
Szlaku Bursztynowego, obwodnicy komunikacyjnej, wzdłuż obrzeża parku. Może to stanowić
Park Miejski. Fot. Mariusz Hertmann
poważne zagrożenie ekologiczne dla roślin parkowych i zakłócić błogi spokój spacerowiczom.
Andruty
Nieodzownym atrybutem wielu spacerowiczów
jeszcze w latach 60. minionego wieku były andruty.
Słodkie, dobrze wypieczone krążki, sprzedawane
w kilku punktach parku, towarzyszyły spacerowiczom podczas popołudniowych przechadzek.
Kosztowały je dzieci, smakowali i dorośli. Kiedy
zyskały w 2005 roku unijne miano „produktu regionalnego z oznaczeniem geograficznym”, trudno je
nabyć w samym parku. Sprzedaż andrutów prowadzą tylko wydzielone sklepy w mieście. A może by
tak ułatwić dostęp do nich poprzez uruchomienie
stylowych straganów oferujących „kaliski” wyrób
cukierniczy przy wejściach do zieleńca?
I tak oto wkraczamy w sferę oczekiwań społecznych odnoszących się do kaliskiego Parku Miejskiego.
Pomysły na uatrakcyjnienie
Sugestie zmian w wyglądzie parku powstają
w kręgach osób rozmiłowanych w dawnych widokach miejskiego ogrodu, pragnących uatrakcyjnić
walory kaliskiej oazy spokoju i przyciągnąć turystów. Oto kilka z nich.
Aby przybysze nie gubili się wśród alejek w poszukiwaniu konkretnych obiektów, pomocne mogą
okazać się kolorowe plany sytuacyjne oraz drogowskazy, pokazujące kierunek dojścia do poszukiwanego miejsca w samym parku, jak i ułatwiające
wyjście z niego. Usytuowanie w dawnej części
parku widoków nieistniejących obiektów (domku szwajcarskiego czy oranżerii) w miejscu, gdzie
one stały, z krótkim opisem budowli, zatrzyma i z
pewnością zaciekawi wielu turystów. Indywidualne plansze, na wzór przygotowanych informacji
o parkowej florze i faunie, pokażą wygląd nieistniejących budowli.
W przypomnieniu niegdysiejszych obiektów
parkowych pomocne mogą okazać się fragmenty
literatury. Odpowiednio dobrane cytaty z „Nocy
i dni” Marii Dąbrowskiej, przedstawione w stylowej
oprawie graficznej, będą niepowtarzalnym atutem
parku. Odtworzenie parkowych rzeźb, wzorowanych na XIX-wiecznych figurach, i ustawienie ich
w dawnych miejscach spowoduje powrót niegdysiejszej atmosfery parku.
Konieczne będzie także rozwiązanie problemu
toalet miejskich pod względem estetycznym i funkcjonalnym. I chińską pagodę trzeba wykorzystać.
Może na koncerty letnie, występy plenerowe zespołów muzycznych, happeningi czy inscenizacje
kostiumowe, szkolne?
Potrzebne tablice
Na uwagę turysty zasługują także budowle położone poza terenem samego zieleńca, na stałe
wkomponowane w jego otoczenie, których nie
sposób ominąć przed wejściem do parku.
Turysta oczekuje informacji – nie tylko stojąc
przed basztą Dorotką czy ruinami zamku. Tablice
należałoby ustawić przed każdą budowlą związaną
z historią miasta. Przecież mamy się czym chwalić.
Na uwagę zasługuje zarówno Państwowa Szkoła
Muzyczna, cerkiew prawosławna, byłe fabryki na
dawnym Przedmieściu Warszawskim, Centrum
Kultury i Sztuki, siedziba Starostwa Powiatowego,
więzienie, budowle mieszkalne przy ul. Niecałej,
gmach Cechu Rzemiosł Różnych, teatr, siedziba
dawnego Banku Narodowego, restauracja KTW,
stadiony „Włókniarz” i „Calisia” czy Cmentarz
Żołnierzy Radzieckich. Oznakowanie niektórych
z nich tabliczkami z charakterystyczną kopertą
niebiesko-białą nie wystarcza. Turysta oczekuje
łatwego dostępu do przejrzystych, odpowiednio podanych informacji. Miejsce, w którym się
znalazł – z rozmysłem czy przypadkowo – winno
dostarczyć mu niezbędnej wiedzy.
Pomysły są. Kto je wesprze finansowo? Czy uda
się je zrealizować? Czy kaliszanie uszanują efekty nowych przedsięwzięć? Czy wandale znikną
z kaliskiego parku? Póki co cieszmy się z tego, co
mamy. I dołóżmy starań, aby pamięć o kaliskim
parku przekroczyła granice wspomnień i zyskała
wizualną formułę. 
38
7•8•9
2011
Co skrywają stare fabryki?
wokół nas
Jarosław Dolat
W wielu miastach Polski dynamicznie rozwija się zjawisko tzw. turystyki industrialnej.
Warto przyjrzeć się pod tym kątem i naszemu
miastu. Czy Kalisz ma coś do zaoferowania
miłośnikom dziedzictwa przemysłowego?
Nowe zjawisko
W specjalnym wydawnictwie przygotowanym
na zlecenie Polskiej Organizacji Turystycznej
2004 roku napisano: „Turystyka przemysłowa
(industrialna) jest w Polsce zjawiskiem stosunkowo nowym, które nie wpisało się jeszcze do
katalogu produktów turystycznych oferowanych
turystom krajowym i zagranicznym. Tymczasem wykorzystując zabytki techniki i przemysłu,
można stworzyć niezwykle atrakcyjną samoistną
ofertę turystyczną lub wzbogacić już istniejącą”.
Obecnie rzeczywiście można wskazać miejsca,
w których dzięki wykorzystaniu tzw. dziedzictwa
przemysłowego wzrósł ruch turystyczny. Takimi
miejscami powstałymi w ostatnich latach najbliżej Kalisza są choćby Stary Browar w Poznaniu
czy Manufaktura w Łodzi. To tam przyciąga
klientów miejsce historyczne i zachowana architektura, chociaż oferta atrakcji i zakupów jest
całkiem współczesna.
Dziedzictwo przemysłowe
Zastanawiając się nad turystyką przemysłową
w Kaliszu i najbliższej okolicy, warto wyjaśnić,
co składa się na tzw. dziedzictwo przemysłowe.
We wspomnianej publikacji czytamy: „Dziedzictwo przemysłowe oznacza zabytki budownictwa
przemysłowego i techniki. Są to obiekty związane z działalnością produkcyjną: kopalnie, huty,
elektrownie, różnego rodzaju fabryki przemysłu
maszynowego, obiekty związane z przemysłem
przetwórczym (wiatraki, młyny, gorzelnie, browary, kuźnie), przemysłem papierniczym (papiernie,
drukarnie), włókienniczym, ceramicznym (fabryki ceramiki, cegielnie) i wiele innych. Do tej
grupy zabytków zaliczane są także obiekty związane z transportem kolejowym (linie kolejowe
wraz z zespołami dworcowymi i infrastrukturą
kolejową), transportem rzecznym (kanały wodne, śluzy, zapory), morskim (stocznie, urządzenia portowe) i lądowym. Są to także dzieła myśli inżynieryjnej, jak mosty, wiadukty, tamy czy
urządzenia hydrotechniczne (kanały rzeczne).
Za dziedzictwo przemysłowe uznaje się również
maszyny i urządzenia stanowiące wyposażenie
fabryk, zbiory placówek muzealnych, pojazdy
silnikowe, urządzenia kolejowe itp.”.
Gościnny Runotex
W gminnej ewidencji zabytków nieruchomych
naliczono ok. 50 obiektów (stan na 31 grudnia
2008 roku) odpowiadających powyższej kategorii.
A więc całkiem sporo. W ramach turystyki poznawczej oczywiście dotrzeć można do większości z nich. W niektórych możliwe jest zwiedzanie
wnętrz, gdyż działają w nich instytucje otwarte
Browar Weigtów. Fot Mariusz Hertmann
na ich udostępnianie. W innych organizowane
są nawet imprezy o charakterze turystycznym.
Historycznie w Kaliszu największym pracodawcą w przemyśle była branża włókiennicza.
Mimo że przemysł ten poniósł bardzo dotkliwe
straty w ostatnich latach (w związku z likwidacją
wielu fabryk), nadal w naszym mieście działają
wytwórnie włókiennicze. To ewenement na skalę
krajową, gdyż np. w Łodzi nie funkcjonuje już
żadna tkalnia.
Fabryka Wyrobów Runowych „Runotex”
jest kontynuatorką tradycji zakładu założonego
w 1907 roku. Obecnie mieści się w obiektach wybudowanych w latach sześćdziesiątych przy ul.
Długosza. Dzięki gościnności właścicieli możliwe
jest obejrzenie obiektów przy ul. Piskorzewie (na
dziedzińcu dawnej fabryki) i poznanie historii
poszczególnych budynków. Produkcję można
obejrzeć w obiekcie przy ul. Długosza, m.in.
krosna do produkcji pluszu. Jeśli dopisze nam
szczęście – nawet w ruchu.
Należy oczywiście wcześniej umówić się i zgodzić na warunki gospodarzy. Osobą, z którą należy się skontaktować w celu zwiedzania jest Pan
Seweryn Kapała, dyrektor ds. produkcji.
Piwnice po browarze
Rolę numer dwa w przemyśle kaliskim odgrywała branża spożywcza. Funkcjonujące dziś duże
zakłady nie przewidują zwiedzania – z powodu
bardzo wysokich norm sanitarno-higienicznych.
Nie posiadają też żadnych izb tradycji, choć mają
ich utworzenie w planach.
Coraz częściej turyści odwiedzają (dzięki otwartości dzisiejszych właścicieli) wnętrza piwnic po
Browarze Weigtów przy ul. Mostowej (powstał
w 1834 roku). Odbywają się tu sporadycznie kameralne imprezy kulturalne, takie jak wystawy
czy przedstawienia teatralne.
Chociaż browarnictwo w Kaliszu zawsze było
znaczące, to charakter przemysłowy miał tylko
ten browar. W latach 70., kiedy rodziła się idea
powołania muzeum przemysłu w Kaliszu, rozważano wykorzystanie właśnie tego obiektu na
muzealną siedzibę. Ostatecznie muzeum powstało
w obiektach pofabrycznych w Opatówku.
Aby wejść do piwnic, należy się umówić z właścicielami poprzez administrację Hotelu Europa
przy al. Wolności 5.
Silniki lotnicze
Trzecią branżą kaliską – historycznie rzecz ujmując – był przemysł metalowy. Obecnie branża
ta jest największym pracodawcą w zakresie wytwórczości. Jednym z największych zakładów
pozostaje nadal Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego „PZL Kalisz”.
Początki tych zakładów datują się na lata niemieckiej okupacji, kiedy to powołano zakład
„Zollern – Werke – Weser Flug”. Bogata dokumentacja z budowy przedsiębiorstwa znajduje się
w zbiorach Urzędu Dozoru Technicznego i była
prezentowana ostatnio na wystawie czasowej
w Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku.
W biurowcu WSK przy ul. Częstochowskiej znajduje się sala z wyrobami tego zakładu, przede wszystkim silnikami lotniczymi (ze
sztandarowym ASz – 62 IR). Salę tę można
zobaczyć, jeśli wcześniej zgłosimy się do działu marketingu WSK „PZL Kalisz” i umówimy
na spotkanie.
Przemysłowy Park Przyjaźni
Ważną dziedziną działalności przemysłowej
w Kaliszu była tzw. ceramika budowlana, czyli
cegielnictwo. Pokłady gliny w samym Kaliszu
i okolicach pozwalały na wyrób miejscowy, na
potrzeby rynku lokalnego, a z czasem nawet na
wywóz poza ten teren.
Współcześnie na terenie miasta nie funkcjonują
już żadne cegielnie. Chociaż tereny pocegielnia-
ne, głównie dawne kopalnie, służą kaliszanom
i turystom. Drugi co do wielkości i uczęszczania
park w Kaliszu, Park Przyjaźni, został założony
na terenach pocegielnianych. A zatem zwiedzając park, zwiedzamy też obiekt poprzemysłowy.
Na terenie po kopalni gliny w dzielnicy Tyniec
urządzane są imprezy autocrossowe. Odbywają
się dwa razy w roku. Bierze w nich udział ok.
150-200 osób (60-80 samochodów), głównie
z województwa wielkopolskiego i okolic. Ich organizatorem jest Jeep Klub Kalisz 4x4. W Cieni
(gm. Opatówek, ok. 12 km od Kalisza) nadal
czynna jest stara cegielnia. Za zgodą właścicieli,
Wioletty i Piotra Sieradzkich, możemy zwiedzić
zakład z czynnym piecem Hoffmanowskim i kolejką w kopalni. W tej chwili zakład uruchomił
produkcję m.in. cegły gotyckiej na potrzeby odbudowy zamku w Poznaniu.
Ręczna produkcja
Kalisz słynął z produkcji fortepianów i pianin.
Był nawet okres, kiedy w mieście funkcjonowały
jednocześnie trzy wytwórnie tych instrumentów.
Niestety, dawne zakłady zakończyły już swój
żywot. Ostatnia fabryka – „Calisia” – nawet całkiem niedawno.
Zarządzający „Calisii” otwarci byli na udostępnianie linii technologicznych do pokazania
turystom. Było to wszystko bardzo ciekawe, gdyż
w dużym stopniu produkcja odbywała się ręcznie
i wymagała wielu umiejętności. Jednak zgodnie
z sentencją: „Nie wszystek umrę” – można zapoznać się z historią tej branży odwiedzając choćby
Technikum Budowy Fortepianów im. Gustawa
Arnolda Fibigera (przy Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 w Kaliszu, ul. Rzemieślnicza 6).
Tam w Izbie Tradycji można zobaczyć dokumenty
związane z patronem i założycielem szkoły, który
był jednocześnie spadkobiercą fabryki fortepianów przy ul. Chopina w Kaliszu.
Mimo że nie istnieją już dawni producenci
fortepianów, to jednak kontynuatorami tradycji
w Kaliszu są nowi producenci, wśród nich zakład
firmy Schimmel przy ul. Obozowej, który całkiem
dobrze radzi sobie na rynku, na którym panuje
silna konkurencja.
Wspinaczka w wieży
Z obiektów kolejowych – dla celów rekreacji
i zwiedzania udostępniana jest wieża wodna
przy ul. Dworcowej 1 w Kaliszu. Wybudowano
ją w czasie II wojny światowej, a obecnie obiekt
ten jest dzierżawiony od PKP przez prywatnego przedsiębiorcę, który prowadzi tam ściankę
wspinaczkową. Ma ona 7,5 m wysokości i ok. 200
m kw. powierzchni. Dzięki uprzejmości gospodarza można wejść na wieżę i podziwiać panoramę miasta. Wieża jest otwarta tylko we wtorki
i czwartki w godz. od 14 do 20.
W okolicach Kalisza znajduje się także zachowana kolejka wąskotorowa (łącząca Opatówek
ze Zbierskiem). Ona także dostępna jest turystycznie, zarządza nią Stowarzyszenie Kolejowe
Przewozów Lokalnych w Kaliszu.
Wodociągi – przed laty i dziś
Kaliska wieża ciśnień, wzniesiona w latach
30. XX wieku, dla miłośników dawnej techniki
też jest praktycznie całkowicie dostępna. Działa
w niej Ośrodek Kultury Plastycznej z kawiarnią
na parterze, sklepikiem i galerią. Jako element
dekoracyjny galerii pozostawiono dawne urządzenia hydrotechniczne.
Wodociągi kaliskie nie prowadzą co prawda
programu turystycznego, jednakże są otwarte dla szkół i grup zorganizowanych. W ujęciu
wody „Lis” i stacji uzdatniania wody przy ul.
Nad Prosną znajduje się sala szkoleniowa, gdzie
można poznać historię wodociągów kaliskich
i współczesne technologie produkcji wody. Trzeba jednak wcześniej zgłosić grupę u kierownika
Działu Produkcji Wody.
Zarządzający oczyszczalnią ścieków w Kucharach, która obsługuje Kalisz, również przewidzieli
możliwość zwiedzania ciągu technologicznego.
Zasady zwiedzania są zamieszczone na stronie
internetowej Spółki Wodno-Ściekowej „Prosna”.
Wieża ciśnień. Fot. Mariusz Hertmann
Wolności, Szrajerów przy ul. Niecałej, domy
i pałace fabrykanckie – przy ul. Warszawskiej,
Kościuszki, Legionów, Majkowskiej, Polnej, Granicznej, Obozowej, Piskorzewie… I cały szereg
innych obiektów, którym trzeba by było poświęcić
kilka wydań „Kalisii”, by zdołać je opisać.
Najwyższa budowla w regionie
Mosty i cmentarze
Wielką atrakcją dla miłośników turystyki industrialnej będzie niewątpliwie możliwość zwiedzenia Elektrociepłowni w Piwonicach. Jest to
zachowany kompleks budowli z lat 30. XX wieku. Nadal funkcjonują tam urządzenia z tamtego
okresu, m.in. turbiny polska i szwedzka.
Na terenie elektrowni znajduje się też najwyższa budowla w naszym rejonie, tj. 80-metrowy
komin. Odwiedzając elektrociepłownię, należy
zgłosić się z przynajmniej 7-dniowym wyprzedzeniem i podporządkować zasadom określonym
przez gospodarzy.
W kaliskim Archiwum Państwowym zgromadzono sporo dokumentacji po kaliskich fabrykach.
Dla bardziej zainteresowanych historią kaliskiego
przemysłu są one dostępne poprzez pracownię
naukową. Również na stałych ekspozycjach i w
zbiorach Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej
znajdują się pamiątki po fabrykach kaliskich.
Oprócz obiektów poprzemysłowych – związanych z produkcją – mamy też w Kaliszu mosty, dzieła myśli inżynieryjnej. Wymienić można
przynajmniej trzy: Kamienny, Trybunalski i Kolejowy. Są także inne urządzenia hydrotechniczne,
na Kanałach Bernardyńskim, Rypinkowskim czy
w korycie Prosny.
Przemysł powstawał dla ludzi i był tworzony
przez ludzi. Założyciele fabryk często całe swoje
życie (lub spory jego kawał) wiązali z naszym
miastem. Wielu z nich dokonało żywota w Kaliszu
i tutaj na kaliskich cmentarzach byli pochowani
w różnych obrządkach. Dlatego dla dopełnienia zwiedzania miasta pod względem turystyki industrialnej – należy odwiedzić cmentarze.
Głównie przy Rogatce, ale też inne. Pochowani
tam są nie tylko właściciele fabryk, ale również
pracownicy, którzy swoją pracą współtworzyli
kulturę materialną miasta.
Dawne fabryki
i domy przemysłowców
Warto odwiedzić Opatówek
Warto wymienić jeszcze kilka dawnych fabryczek czy budynków związanych z przemysłem,
które przetrwały do naszych czasów, a nie pełnią już roli, do której zostały powołane. Na myśl
przychodzą obiekty pofabryczne przy ul. Nowy
Świat, gdzie działa Uniwersytet im. Adama Mickiewicza i Książnica Pedagogiczna, obiekty po
fabryce Meissnera przy ul. Towarowej czy po
rzeźni miejskiej przy ul. Długosza. Nie można
zapominać również o młynie Rosena przy ul.
Garncarskiej oraz budynku dawnego foluszu
przy al. Wolności (obecnie siedziba Filharmonii Kaliskiej).
Do tego obiekty przy ul. Fabrycznej i Pułaskiego
po fabrykach hafciarsko-koronkarskich, obiekty
po fabryce Repphanów przy pl. Kilińskiego i al.
Przybywający w nasze strony miłośnicy dziedzictwa przemysłowego, nie mogą pominąć Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku. Zgromadzono w nim i na siedmiu wystawach stałych
wyeksponowano liczne kalisiana związane z przemysłem. Kalisz jest tam najliczniej reprezentowany spośród innych miast. Znajdziemy w muzeum krosna tkackie z „Runoteksu” i „Wistilu”,
pożydowskie maszyny hafciarskie z Kalisza, maszyny drukarskie, wykrojniki z „Kaliszanki”, pamiętające jeszcze czasy Mystkowskich, maszyny
dziewiarskie z „Polo”, kufę kamionkową z Winiar,
wyroby kaliskiego przemysłu hafciarskiego, dziewiarskiego, tkackiego, metalowego, no i przede
wszystkim fortepianowego. Muzeum jest praktycznie dostępne przez okrągły rok, poza godzinami pracy również, jeżeli wcześniej umówimy
się telefonicznie. 
40
7•8•9
2011
Pomniki, tablice i rzeźby
wokół nas
Bożena Kryst
Ozdobą Kalisza są liczne pomniki, rzeźby i tablice – nawiązujące tematycznie do wydarzeń
z przeszłości. Podkreślają jubileusze, okolicznościowe przedsięwzięcia i upamiętniają ludzi
związanych z naszym miastem. W sferze umiejętnego łączenia tradycji i nowoczesności, kaliskie monumenty okazują się interesującymi rozwiązaniami.
Popatrzmy na wybrane obiekty, które wzbogaciły w minionych czterech latach walory i dorobek
kulturowy Kalisza. Przypomnienie kilku trochę
starszych będzie nawiązaniem do nowo powstałych dzieł. Wszystkie one zasługują na zainteresowanie turystów i mieszkańców naszego miasta.
Nie tylko skała
Dobór tworzywa o cechach znacznej trwałości
i jednocześnie okazałego wizualnie motywuje
pomysłodawców pragnących utrwalić pamięć
o ludziach lub wydarzeniach na wiele pokoleń.
Stąd wynika popularność stosowania marmuru
czy granitu do wykonania pomników i tablic okolicznościowych. Skalne monumenty mogą bowiem
trwać wiecznie. Współcześnie w ocalaniu historycznych wydarzeń od zapomnienia pomocne staje
się tworzywo przyrodnicze. Poszukiwanie innych
form pamięci o znamienitych osobach prowadzi
także do nadawania ich imion obiektom czy instytucjom. Dbając o przeszłość, budujemy mosty
łączące nas z przyszłością.
Kalisko-krakowska nić literacka
W dziejach kultury Kalisza wielokrotnie odnotowano związki z Krakowem. Rok 2011 sprzyjał
podkreśleniu historycznych więzi między miastami, a to za przyczyną obchodów setnej rocznicy
śmierci Marii Konopnickiej oraz stulecia wykonania „Roty” jako pieśni.
Tablica umieszczona w kruchcie kaliskiej katedry
akcentuje jedno z najważniejszych wydarzeń w bogatej biografii pisarki – zawarcie 10 października
1862 roku związku małżeńskiego z ziemianinem
Jarosławem Janem z Kroczowa Konopnickim.
On miał 32 lata, a panna młoda była młodsza od
swego wybranka o 11 wiosen. Nikt wówczas nie
przypuszczał, że dla młodziutkiej kobiety zaczął
się niełatwy, tułaczy los. Projekt tablicy wykonał
artysta plastyk, Wojciech Stefaniak.
Znaczenie „Roty” z melodią Feliksa Nowowiejskiego, po raz pierwszy wykonanej w Krakowie w 1910 roku, podczas odsłaniania Pomnika
Grunwaldzkiego, polega na tym, że pieśń była
traktowana jako hymn narodowy w czasach, gdy
państwowość polską unicestwili zaborcy.
O innych faktach z życia autorki „Urbanowej”
mówi kilka miejscowych pamiątek. Tablica pamiątkowa umieszczona na frontonie kamienicy
przy pl. Jana Kilińskiego wskazuje oficynę, w której
zamieszkiwała rodzina Wasiłowskich.
Epitafium Scholastyki z Turskich Wasiłowskiej,
matki pisarki, wmurowane w ścianę kruchty kościoła Jezuitów, zachowało się od roku 1854. Ale
próżno już dziś szukać na miejskim cmentarzu
miejsca pochówku zacnej żony i matki.
Okazały monument, przedstawiający stojącą
postać dojrzałej kobiety z dwójką tulących się do
niej dzieci, usytuowany od 1969 roku na skwerze
przy Nowym Świecie, projektu Stanisława HornoPopławskiego, wzniesiono ze składek czytelników
„Płomyczka”. Przedstawia on postać Marii Konopnickiej, patronki Szkoły Podstawowej nr 10, która
znajdowała się nieopodal w latach 1938-1972 (z
wojenną przerwą). Po reaktywowaniu szkoły –
ponownie nadano jej imię Marii Konopnickiej
w 1993 roku, ale wówczas placówka oświatowa
uzyskała nowoczesną siedzibę i weszła w skład
Zespołu Szkół nr 7.
Wizerunek Konopnickiej rozpoznamy także
wśród medalionów prezentowanych na frontonie kamienicy przy kaliskim Głównym Rynku 4.
Wśród sławiących nasz gród zobaczyć można tu
twarze Marii Dąbrowskiej, Stefana Szolc-Rogozińskiego i Adama Asnyka. Poeta ma w Kaliszu
okazały pomnik ze znaczącym napisem: „Rodzinne
miasto Adamowi Asnykowi” i tablicę umieszczoną w miejscu, gdzie przyszedł na świat. Jest też
patronem osiedla mieszkaniowego. Spoczął na
krakowskiej Skałce.
Milczący świadek historii
Położony w centrum miasta, a wytyczony
w 1818 roku plac św. Józefa, był wielokrotnie
miejscem, gdzie odbywały się uroczystości wysokiej rangi, nawet międzynarodowej. Stawiano tu
pomniki. I współcześnie na placu organizowane
są uroczystości. Od 2008 roku zdobi go płasko
umocowana w trotuarze, marmurowa tablica
przypominająca o złożeniu w tym miejscu (13
grudnia 1918 roku) przysięgi przez żołnierzy
I Batalionu Pogranicznego, formowanego w pobliskim Szczypiornie. Szlak bojowy jednostki wiódł
przez południową Wielkopolskę i przyczynił się
do zwycięstwa powstania wielkopolskiego 19181919. Tablicę podarował Kaliszowi jej wykonawca
– Władysław Jarczewski.
Gdy wspominamy powstanie wielkopolskie
w Kaliszu, nie można nie opowiedzieć o innej
tablicy, wmurowanej w zewnętrzną ścianę Kaplicy Żołnierskiej kościoła przy kaliskiej Rogatce.
Współtowarzysze walki ufundowali ją na cześć
poległych kolegów w 60. rocznicę wybuchu zwycięskiego zrywu.
Dramat zastygły w tablicy
O dziewięćdziesięcioleciu utworzenia garnizonu
kaliskiego i o pobycie Marszałka Józefa Piłsudskiego w naszym mieście pamiętał w 2011 roku kaliski
Oddział Polskiego Towarzystwa Historycznego.
Odsłonięcie tablicy pamiątkowej ku czci poległych żołnierzy 29. Pułku Strzelców Kaniowskich
przygotowano na pl. św. Józefa 15 maja, kiedy dokładnie przypadała rocznica wręczenia sztandaru
jednostce. W oprawie ceremoniału wojskowego,
z udziałem wnuka marszałka – Krzysztofa Józefa
Jaraczewskiego, dyrektora Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku, odbyła się inscenizacja
wydarzenia sprzed lat.
Inne wojenne dzieje przypomina tablica przy
pl. św. Józefa, upamiętniająca rozstrzelanie w październiku 1939 roku ks. Romana Pawłowskiego,
proboszcza z Chocza. Dramat okupacyjnej rzeczywistości zastygł także w niewielkich rozmiarów tablicy z białego marmuru, widocznej przy
wejściu do zakrystii parafialnej kościoła św. Józefa.
Upamiętnia ona czterech kaliskich harcerzy, wodniaków, którzy złożyli ofiarę ze swego życia w imię
wierności ideałom skautowskim.
Kwiaciarki kaliskie
Latem 2010 roku na kaliskiej starówce pojawiły się kwiaciarki – rzeźby autorstwa Bogdana
Jareckiego, miejscowego artysty. Ich obecność bez
wątpienia wzbogaciła wystrój Głównego Rynku
oraz ulic Zamkowej i Śródmiejskiej. Figury, nieco
przysadzistej postury, z kompozycjami kwitnących
roślin, nawiązują do florystycznych upodobań kaliszan. Inny pomnik kaliskiej kwiaciarki jest trochę
ukryty, ale dla chcącego, tzn. zainteresowanego
turysty, nic trudnego. Marmurowy posąg Flory,
kobiety o smukłej kibici, przyodzianej w zwiewną
sukienkę i trzymającej kosz z różami, można podziwiać w patio kaliskiego ratusza. Ta oryginalna
rzeźba, przeniesiona z parku, pochodzi z końca
XIX wieku i jest swego rodzaju symbolem naszego
miasta. Odwiedzając kaliski Główny Rynek, trzeba
ją koniecznie zobaczyć.
Pamięć o artystach
Obchody Roku Chopinowskiego, w przypadającą dwusetną rocznicę urodzin kompozytora,
Tablica poświęcona Fryderykowi Chopinowi wykonana przez Wiesława Andrzeja Oźminę. Fot. Mariusz Hertmann
7•8•9
2011
41
ponowane dzieła wzbogaciły przestrzeń naszego
miasta i są pamiątką jubileuszu „Kalisia 18,5”.
Rzeźby „Chaos” i „Wzbudzony” po kilkumiesięcznej prezentacji przed gmachem Parlamentu Europejskiego oraz w budynku Europejskiego Urzędu
Patentowego w Hadze powróciły już do Kalisza.
Historyczne pylony
Archiwum Państwowe w Kaliszu, w ramach
obchodów jubileuszu „Kalisia 18,5”, przygotowało
kilka tablic informacyjno-graficznych. Pylony przybliżają wybrane wydarzenia historyczne. Tablice
pozytywnie wkomponowały się w krajobraz ulic
często odwiedzanych przez turystów i kaliszan.
A trwałość materiału, z którego je wykonano,
zapewni długoletnie użytkowanie przez spragnionych wiedzy o przeszłości miasta.
Medalion Józefa Piłsudskiego
Pomnik Marii Konopnickiej autorstwa Stanisławo Horno-Popławskiego przy Nowym Świecie w Kaliszu. Fot. Mariusz Hertmann
uaktywniły środowisko kaliskich animatorów
kultury. Od 2010 roku możemy podziwiać tablicę,
która jak przystało na artystyczny duet – posiada
interesujący kształt. Górna jej część w kolorze
złotym to głowa i fragment torsu Chopina. Druga
zaś, wykonana z czarnego marmuru, ma imitować
klawiaturę fortepianu. Jej projektantem jest kaliski
rzeźbiarz, Wiesław Andrzej Oźmina.
Wizyty pianisty w Kaliszu opisuje tablica pamiątkowa odsłonięta w miejscu, gdzie stała kamienica zamieszkiwana przez Nieszkowskich, w której
kompozytor tańczył mazura z uroczą kaliszanką.
Wielkie święto polskiego teatru, które obchodziliśmy w 2010 roku za sprawą ogłoszenia
przez UNESCO Roku Jerzego Grotowskiego,
pozostawiło trwałą pamiątkę w Kaliszu. Jest nią
tablica usytuowana w foyer Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego, a poświęcona Ryszardowi
Cieślakowi, wybitnemu aktorowi i reżyserowi
Teatru Laboratorium, który z urodzenia był
kaliszaninem. Płaskorzeźbę zaprojektował Wiesław Andrzej Oźmina. Jej odsłonięcie nastąpiło
w ubiegłym roku, podczas 47. Kaliskich Spotkań
Teatralnych: Festiwalu Sztuki Aktorskiej. Warto
także zatrzymać się przed gmachem teatru od ul.
Częstochowskiej, by zobaczyć interesujące tablice,
z których każda mówi o dziejach kaliskiej sceny.
Przykładem pozytywnych przeobrażeń w sferze
kaliskiej kultury może być transformacja dawnego Biura Wystaw Artystycznych. Nowo powołana
galeria sztuki, której patronem w 2010 roku został profesor Jan Tarasin, zapewne utrwali pamięć
o uznanym w świecie artyście plastyku, którego
korzenie tkwią w Kaliszu.
Hołd oddany profesorowi
Pamięć o prof. Jerzym Rubińskim, dyrygencie,
nauczycielu akademickim i społeczniku, na długo
pozostanie we wspomnieniach wielu kaliszan. Ci,
z którymi wiele lat pracował i którym był oddany,
złożyli hołd nieprzeciętnemu profesorowi w nietuzinkowy sposób. Swoiste pomniki przybrały
ponadczasowy wymiar. Zasłużony dla środowiska
akademickiego Kalisza został bowiem patronem
nowo otwartej auli w gmachu Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego UAM w Kaliszu. Stowarzyszenie „Wszystko dla Kalisza”, którego przed laty
profesor był współzałożycielem, przybrało imię
profesora, a w 2010 roku Jerzemu Rubińskiemu
odsłonięto tradycyjną tablicę pamiątkową w kościele parafialnym pw. Błogosławionego Biskupa
Michała Kozala w Winiarach.
Bursztynowe rzeźby
Wraz z zakończeniem budowy nowego odcinka Trasy Bursztynowej, jesienią 2010 roku, Kalisz
wzbogacił się o nowe rzeźby. Prace Roberta Sobocińskiego ozdobiły ronda: Ptolemeusza i Celtyckie. Rzeźby łączą przeszłość ze współczesnością.
Tematycznie nawiązują do najstarszych dziejów
miasta, ale ich forma jest bardzo nowoczesna. Na
trzecim z rond planowane jest ustawienie rzeźby
przedstawiającej bryłę bursztynu.
Wykonane z brązu dzieła będą odpowiednio
oświetlone, a teren wokół zostanie ukształtowany
w sposób nawiązujący do okresu historycznego,
do którego rzeźby się odnoszą. Atrakcyjnie wyeks-
Wyrazem żywej pamięci o Józefie Piłsudskim
oraz jego żołnierzach było przygotowanie medalionu z podobizną marszałka i umieszczenie go na
cokole pomnika usytuowanego przed budynkiem
IV Liceum Ogólnokształcącego im. Ignacego Jana
Paderewskiego. Uroczystość odbyła się podczas
obchodów 92. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.
Z inicjatywy Związku Inwalidów Wojennych
RP w Kaliszu kilka lat temu w miejscu dawnego
mauzoleum postawiono obelisk upamiętniający
legionistów. Brakowało na nim jednak symbolu
samego Piłsudskiego. Stąd pomysł wmurowania
medalionu z jego wizerunkiem. Owal uzupełnił
kompozycję monumentu, składającego się z dwu
tablic wmurowanych w lico cokołu oraz płaskorzeźby przedstawiającej orła w koronie, górującego
nad pomnikiem.
W mieście mamy także tablicę pamiątkową poświęconą marszałkowi, która umieszczona została
na ścianie gmachu Cechu Rzemiosł Różnych od
strony ul. Kazimierzowskiej. Ta podziwiana dzisiaj
jest kopią tablicy odsłoniętej w 1921 roku i zniszczonej podczas II wojny światowej. Nieopodal,
na parkowym trawniku, rośnie dąb zasadzony
w obecności Piłsudskiego podczas jego drugiej
wizyty w Kaliszu.
Dęby Pamięci w Kaliszu
Ogólnopolska akcja polegała na posadzeniu
w parkach, na skwerach i innych terenach zielonych 21.473 Dębów Pamięci w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. Jeden dąb to jedno nazwisko z listy
katyńskiej. Pamięć o ofiarach działań NKWD
w 1940 roku przywracali także kaliszanie. W mieście zasadzono dęby, które niczym żywe pomniki
mają symbolizować prawdę. Drzewa można łatwo
rozpoznać, gdyż oznaczone zostały tabliczkami
przymocowanymi do głazów leżących u ich podnóża. Napis na tabliczce zawiera dane osobowe
bohatera, nazwę i graficzny symbol ogólnopolskiej
akcji. Pamięć o kaliszanach czcimy w ogólnopolskim wymiarze. W podniosłej atmosferze, z ceremoniałem wojskowym, z udziałem władz miasta,
42
7•8•9
2011
rodzin pomordowanych oficerów, przedstawicieli
organizacji społecznych, uczniów i harcerzy z 62.
Kaliskiej Drużyny Harcerzy Starszych „Brzoza”,
odbywały się uroczystości w Kaliszu. O poszczególne rośliny będzie dbała młodzież szkół kaliskich.
Podczas obchodów Święta Niepodległości
w 2009 roku na terenie zieleńca przy ul. Częstochowskiej, znanego jako Ogródek Henryka Jordana
(notabene jednego z pierwszych powstałych poza
Galicją), posadzono dwa Dęby Pamięci. Drzewa
uhonorowały podpułkowników – Józefa Bydlińskiego i Leonarda Rolę-Szadkowskiego.
Na Skwerze Sybiraków, położonym na tyłach
kościoła pw. Opatrzności Bożej przy ul. Polnej,
posadzono młode drzewa na cześć pomordowanych oficerów – aspirantów Policji Państwowej
Czesława Staszewskiego i Stanisława Leszczyńskiego oraz generała brygady Wojska Polskiego
Karola Hauke-Bosaka.
Na Skwerze Inwalidów Wojennych, znajdującym się u zbiegu ulic Legionów i Polnej, od 2010
roku rośnie dąb upamiętniający generała dywizji
Wojska Polskiego Mieczysława Makarego Smorawińskiego.
Żywe pomniki
W nowocześnie zaprojektowanym otoczeniu
II Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki godne miejsce zajmują nowe pomniki: Dęby Pamięci i okolicznościowa tablica. Pod
każdym z drzew rozsypana została garść ziemi
przywiezionej tydzień wcześniej z Katynia, wiążąc
symbolicznie „żywe pomniki” z miejscem kaźni.
Od 20 kwietnia 2011 roku czcimy pamięć o Jerzym
Bzowskim, Edwardzie Sztarku i Janie Dobrowolskim. Tablicę pamiątkową z wykazem nazwisk
wychowanków szkoły – ofiar mordu w Katyniu,
Charkowie i Twerze – zdobi relief przedstawiający
orła w koronie i Order Virtuti Militari.
Do kompleksu dostojnych, okazałych dębów
rosnących na skwerze im. Eligiusza Kor-Walczaka
przy ul. Mikołaja Kopernika przybyło kilka młodych drzew. Nietrudno je zauważyć, bo posadowiono je wzdłuż jednej alejki i oznaczono stosownymi tabliczkami. W 2010 roku zasadzono Dęby
Pamięci na cześć: majora Feliksa Pstrokońskiego,
porucznika Stefana Przyjaznego i dziewiętnastoletniego Kazimierza Zdziubanego. Ofiarom katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem z 10 kwietnia tegoż
roku poświęcono indywidualny dębowy pomnik.
Kaliskie popiersia króla,
naczelnika i prezydenta
W ostatnich latach odsłonięto w Kaliszu monumenty na cześć dowódców i polityków chlubnie
zapisanych w historii Polski.
W V Liceum Ogólnokształcącym, noszącym
imię zwycięzcy spod Wiednia, przybył nowy obiekt
kultywujący postać patrona. Popiersie Jana III
Sobieskiego, wykonane z brązu, umieszczone
zostało na granitowej podstawie ozdobionej odwzorowaniem oryginalnego podpisu władcy – Jan
Krol. Autorem projektu i wykonawcą popiersia jest
Kwiaciarka – rzeźba autorstwa Bogdana Jareckiego. Fot. Mariusz Hertmann
Grzegorz Godawa, artysta rzeźbiarz z Poznania.
Popiersie patrona zdobi szkolny hol od października 2009 roku.
Na skwerze przed II Liceum Ogólnokształcącym
także stoi popiersie patrona szkoły – Tadeusza
Kościuszki. Pomnik polsko-amerykańskiego bohatera, naczelnika powstania z 1794 roku, stał się
osiemnastym monumentem na świecie poświęconym zwycięzcy spod Racławic, z czego dwanaście
pomników znajduje się w kraju, a sześć w USA.
Prezydent II RP Stanisław Wojciechowski upamiętniony został w Kaliszu wielokrotnie. W 2009
roku przed gmachem Collegium Novum Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Kaliszu
odsłonięto popiersie patrona uczelni. Uroczystość,
odbywająca się podczas jubileuszu dziesięciolecia
szkoły, zbiegła się ze 140. rocznicą urodzin tego
wybitnego kaliszanina.
Inne szkolne uroczystości
Galerię pamiątek wzbogaciły tablice akcentujące dzieje kaliskich placówek oświatowych
i ich patronów. Jedna z nich została ufundowana
z okazji stulecia szkoły podstawowej i odsłonięta
w 2008 roku przy ul. św. Michała, rozciągającej się
wzdłuż dawnej królewskiej wsi Dobrzec. Jest to
najprawdopodobniej jedna z pierwszych (jak nie
pierwsza) szkół w Polsce, której patronem został
Józef Piłsudski.
Nadanie imienia generała dywizji Wojska Polskiego Mieczysława Makarego Smorawińskiego
Zespołowi Szkół Ekonomicznych w Kaliszu i odsłonięcie tablicy poświęconej patronowi szkoły
przygotowano 9 kwietnia 2010 roku, w 70. rocznicę
zamordowania oficera w lesie katyńskim. Przed
gmachem Zespołu Szkół Techniczno-Elektronicznych, przy ul. Częstochowskiej, odsłonięto
w 2008 roku obelisk poświęcony ks. Józefowi
Sieradzanowi, patronowi placówki. Usytuowany został w dzielnicy miasta związanej z życiem
i działalnością księdza Sieradzana, w połowie drogi
między kościołem, w którym przez wiele lat był
proboszczem, i cmentarzem, na którym został
pochowany. Projekt obelisku wykonał kaliski plastyk, Włodzimierz Ćwir. Fundusze niezbędne do
zrealizowania projektu pochodziły ze sprzedaży
cegiełek, które rozprowadzali na terenie miasta
członkowie społecznego komitetu.
Mozaika kulturowa
Wyrazem docenienia wielonarodowego charakteru społeczności miasta przez współczesnych
kaliszan są m.in. inicjatywy służące upamiętnieniu rodów przybyłych nad Prosnę z Izraela czy
znad Szprewy.
Odsłonięcie trzy lata temu na cmentarzu żydowskim obelisku na cześć Henryka Jedwabia
stało się przykładem ponadczasowej trwałości
międzykulturowych relacji mieszkańców miasta. Henryk Jedwab był absolwentem kaliskiego
„Asnyka”, żołnierzem walczącym m.in. pod Monte
Cassino, Honorowym Obywatelem Kalisza. U dołu
obelisku, zaprojektowanego przez Wiesława Andrzeja Oźminę, wyryto tabliczki z nazwiskami
rodziny Jedwabiów, ofiar Holokaustu.
Odrestaurowanie i remont kaplicy Repphanów (niemieckich sukienników) na cmentarzu
ewangelicko-augsburskim przy Rogatce umożliwiły fundusze ze społecznych zbiórek, od kilku lat organizowanych 1 listopada przez Kaliski
Oddział PTTK.
Przewodnicki motyw
Przewodnicy turystyczni PTTK, rozmiłowani
w poznawaniu i popularyzowaniu uroków miasta
wśród przybyszów, obchodzili w 2008 roku stulecie zorganizowanej turystyki i krajoznawstwa
w Kaliszu. Z tej okazji odsłonięto tablicę w hołdzie
Stanisławowi Graevemu. Upamiętnia ona postać
barona, społecznika, rozkochanego w folklorze
ziemi sieradzkiej, a zarazem pierwszego prezesa
PTK w mieście i wydawcy (wspólnie z Leonardem
de Verdmon Jacques) unikalnego „Przewodnika
po guberni kaliskiej” (1912). Tablicę można zobaczyć przy ul. Targowej 2.
Na zakończenie
Wyrazem pamięci, hołdu, czci oddawanej przeszłości przez współczesnych kaliszan, stały się
najnowsze pomniki. Rozumiane dosłownie (jako
monumenty, obeliski, tablice pamiątkowe czy
rzeźby) i wielowymiarowo, wzbogaciły wizerunek
miasta. Wyrażają one ciągłość historyczną Kalisza,
splatają tradycję i nowoczesność. Skrywają w sobie
potencjał informacyjny, historyczny, kulturotwórczy. Pozostają inspiracją do poznawania historii
w różnorodnych konfiguracjach tematycznych.
W obszarze promocji miasta ich pokazywanie
i omawianie wydaje się oczywistością. 
Źródła:
(mag), dęby pamięci, Życie Kalisza 2009 nr 46, s.10
Tabaka A., Błachowicz M., Barona Graevego opisywanie
świata, Życie Kalisza 2008, nr 36, s. 33.
Losy kaliskiego podróżnika
7•8•9
2011
43
Jarosław Dolat
Najsłynniejszym podróżnikiem kaliskim w XIX wieku był niewątpliwie Stefan Szolc-Rogoziński. Pochodził z jednej z najbogatszych rodzin w dziejach miasta. Jego dziadek, Karol
Scholtz, tkacz przybyły do Kalisza z Brzegu nad Odrą, dzięki ożenkowi z Repphanówną nabył prawa do największej fabryki sukienniczej. Ojciec Stefana, Ludwik, w 1880 roku odstąpił swoje udziały Emilowi Repphanowi, jednakże nadal był bogatym człowiekiem. Matka
Stefana, Malwina Rogozińska, również była bardzo uposażona z domu rodzinnego. Gdy
zmarła w 1877 roku, pozostawiła synowi 16 tys. rubli, które tenże postanowił przeznaczyć
na wyprawę do Kamerunu.
W wieku 12 lat nasz bohater rozpoczął naukę
w niemieckiej szkole we Wrocławiu. Już wtedy
dzięki finansom rodziny podejmował podróże
i przede wszystkim rozczytywał się w ówczesnej
literaturze podróżniczej. To właśnie ta literatura
rozmiłowała go w Afryce Równikowej i dostarczyła podstawowej wiedzy, niezbędnej do urządzenia wyprawy.
Król Kamerunu
Geograficzny Justusa Perthesa w Gocie. Nie udało
się jednak odnaleźć jeziora Liba.
Pokojowe i przyjazne nastawienie do plemion murzyńskich skutkowało oddaniem rządów Stefanowi
Szolc-Rogozińskiemu przez króla Boty i okoliczne
plemiona w pobliżu Gór Kameruńskich. Później
przyłączyły się do tego „polskiego stanu posiadania” najbliższe okolice, osiągając powierzchnię 100
km kw. Niestety, pod wpływem niemieckiego nacisku Rogoziński oddał te ziemie pod protektorat
brytyjski. A następnie Anglicy oddali je Niemcom.
W jego planach znajdowała się myśl o stworzeniu miejsca pod przyszłą kolonizację polską tej
części Afryki. M.in. z tego powodu miał go zaatakować sam Bismarck, gdyż do Kamerunu rościły
sobie prawa zjednoczone Niemcy. Wysłały one
w ten rejon piechotę oraz artylerię i na wybrzeżu Kamerunu wywiesiły swoją flagę. Rogoziński
przed przemocą musiał ustąpić.
Wbrew woli ojca Stefan wstąpił do Akademii
Morskiej w Petersburgu, gdzie zdobył upragniony stopień oficera marynarki. W 1879 roku wziął
udział w podróży dookoła świata na rosyjskim
okręcie „Generał – Admirał”.
Swój zamiar odkrycia i zbadania ostatniego
niezbadanego fragmentu Afryki ogłosił w czerwcu 1881 roku w Klubie Afrykańskim w Neapolu.
Stefan Szolc-Rogoziński rozbudził wyobraźnię
o egzotycznych krajach i dyskusje o wkładzie Polaków w rozwój światowej cywilizacji. Nie uzyskał
jednak tego, czego chciał, czyli brakujących 10 tys.
rubli, których odmówił mu też ojciec.
W 1882 roku, dzięki rozlicznym zabiegom i zakupowi statku „Łucja i Małgorzata”, ruszył z dwoma najbardziej wytrwałymi współtowarzyszami
– Klemensem Tomczekiem i Leopoldem Janikowskim – na wyprawę swojego życia. Na najwyższym
maszcie wywiesili flagę z syrenką warszawską, gdyż
polskiej nie mogli. Odwiedzili Maderę, Wyspy
Kanaryjskie, Ghanę, Wybrzeże Kości Słoniowej,
Gabon, Liberię, wyspę Fernando Po.
Na wysepce Mondoleh zakupił kawałek ziemi,
za czarny tużurek, cylinder i trzy skrzynki dżinu. Tutaj założono stację meteorologiczną, którą
Stefan Szolc-Rogoziński.
Najczęściej prezentowane zdjęcie Stefana Szolc-Rogozińskiego (po prawej stronie). Fot. (x2) ze zbiorów Mariusza Hertmanna
Przyłączyli się do niego początkowo dwaj Polacy i dwaj Włosi, choć Rogozińskiemu zależało,
aby zachować jak najbardziej polski charakter
wyprawy. Dlatego za pośrednictwem Filipa
Sulimierskiego, redaktora „Wędrowca”, zwrócił
się nasz krajan do całego polskiego społeczeństwa o wsparcie. W dyskusję nad celowością
jego planów włączyli się najwięksi publicyści
warszawscy, z Bolesławem Prusem, Henrykiem
Sienkiewiczem i Aleksandrem Świętochowskim na czele.
kierował Leopold Janikowski. Stacja ta stała się
punktem wyjściowym wypraw do Kamerunu.
Tam dokonano wielu odkryć, a miejscowe ludy
miały go obwołać „królem Kamerunu”.
Dookoła świata
Odkrycia i niespełnienia
Wśród sukcesów podróży wymienia się odkrycie
jeziora M’Bu, katarakty na rzece Mungo, źródeł
Jabjangu. Zostały one zaznaczone na mapach wydanych przez Akademię Krakowską oraz Instytut
Tragiczna śmierć w Paryżu
Podróżnik jeszcze raz powrócił do Afryki, gdzie
na wyspie Fernando Po zakupił wspólnie z małżonką, Heleną Janiną Boguską, plantację kakao za
20 tys. rubli. Była to jednak nietrafiona inwestycja.
W 1893 roku wrócił do kraju, przebywał też w Kaliszu w związku ze sprawami rodzinnymi (śmierć
ojca). Zginął młodo – w 1896 roku (mając 35 lat)
w Paryżu pod kołami konnego omnibusu.
Duże zasługi przypisuje mu się w dziedzinie
rozwoju etnografii. Jego książki opisujące wyprawy
(„Żegluga wzdłuż brzegów Afryki”, „Pod równikiem”) były napisane lekkim językiem i zdobywały
dużą popularność. W „Kaliszaninie” drukowano
też jego listy z wypraw pełnych przygód.
Podczas podróży tworzył kolekcję wyrobów z Kamerunu. Zbiory te przejął po nim brat, Kazimierz.
W dwudziestoleciu międzywojennym przekazał je do
muzeum w Kaliszu. Są tam przechowywane do dziś. 
44
7•8•9
2011
Przygoda na dwóch kółkach
turystyka rowerowa
Juliusz Kowalczyk
Koło jest wynalazkiem, który już od pierwszych chwil istnienia znacząco zmieniał dzieje ludzkości. Jedno tylko zwykłe koło. A co dopiero dwa! Spostrzegł to Leonardo da Vinci. I było to
prawdziwe „odkrycie Ameryki”, chociaż tego właściwego dokonał Krzysztof Kolumb dwa lata
później. Znacznie wyprzedzający swoją epokę myśliciel i artysta opracował projekt pierwszego roweru. Był oczywiście zdecydowanie inny od jednośladów, jakie obecnie jeżdżą po
świecie. Co więcej – Leonardo da Vinci nie skonstruował nigdy wymyślonego przez siebie
pojazdu. Dał jednak początek wspaniałemu okresowi świata. Epoce rowerów.
Kariera rowerów
Od końca XV wieku wynalazek ten zrobił
ogromną karierę. Stanowi narzędzie pracy, jedyny środek lokomocji, a niekiedy oznakę dobrobytu. W ostatnich latach dziewiętnastego stulecia
na rowerach zaczęto się również ścigać. Ta forma
wykorzystania jednośladów po dziś dzień przynosi
wiele emocji. Świadczy o tym ogromna ilość kibiców ustawiających się na trasach Tour de France,
Giro di Italia czy Tour de Pologne. Zawodnicy
święcący sukcesy traktowani są jak bohaterzy
narodowi i naśladowani są przez najmłodszych.
Jednak nie tylko kolarstwo zawodowe cieszy się
dużą popularnością. Bardzo wiele osób uprawia
turystykę rowerową jeżdżąc dla przyjemności.
Taka forma wypoczynku cieszy się coraz większym
zainteresowaniem, bo i możliwości jej uprawiania
są coraz lepsze.
Nieistniejąca ścieżka rowerowa
Jazda ulicą w towarzystwie samochodów bywa
niebezpieczna. Na szczęście powstaje coraz więcej
odcinków tras rowerowych. Cykliści mogą się na
nich czuć swobodniej – nie muszą się martwić
obecnością aut, nie przeszkadzają im także piesi.
Ścieżka rowerowa jako pojęcie funkcjonuje w naszej świadomości jako coś zwykłego i oczywistego.
Encyklopedyczna definicja określiłaby ją pewnie
jako odpowiednio oznakowaną drogę lub jej część,
przeznaczoną dla ruchu rowerowego. Dla kodeksu ruchu drogowego natomiast… nie istnieje. Stoi
w nim za to pojęcie „droga dla rowerów”. Zapytany o nią policjant z pewnością wyrecytuje nam
następującą formułkę: „Droga dla rowerów to
droga lub jej część przechodnia przeznaczona do
ruchu rowerów, oznaczona odpowiednimi znakami
drogowymi; […] oddzielona od innych dróg lub
jezdni tej samej drogi konstrukcyjnie lub za pomocą urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego”.
Pod jakimkolwiek kątem by nie patrzeć, z pewnością każdy amator przejażdżek na dwóch kółkach stwierdzi, że owa droga czy ścieżka stanowi
niepodważalne dobrodziejstwo, którego jest oczywiście zbyt mało.
Atrakcyjne błądzenie
Faktycznie Polska na tle krajów zachodniej Europy nie wypada w tej kwestii najlepiej. W samym
Kaliszu na przestrzeni ostatnich lat ilość ścieżek
znacznie wzrosła. Obecnie teren najstarszego
miasta w Polsce przecięty jest siecią dróg dla rowerów o łącznej długości 23,693 km. Prowadzą
m.in. wzdłuż ulic Wrocławskiej, Piłsudskiego czy
Szlaku Bursztynowego.
Jednak turystykę na dwóch kółkach uprawiać
można nie tylko podążając po tego typu ścieżkach.
Istnieją też tzw. szlaki rowerowe. Są to trasy wycieczkowe dla miłośników jednośladów. Prowadzą
najczęściej przez mało ruchliwe szosy lub polne
drogi. Szlaki te są oznaczone białymi tabliczkami
z czarnym symbolem roweru i paskiem wymalowanym w kolorze danej trasy. Znakowaniem ich
zajmuje się głównie Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze. Czasami jednak również
inne organizacje próbują to zrobić. Także za pomocą zupełnie odmiennych symboli, co zapewnia rowerowym turystom dodatkowe atrakcje
w postaci błądzenia po nieznanych bezdrożach.
Pół Europy na rowerze
Przez sam Kalisz przechodzą dwa szlaki rowerowe – Transwielkopolska Trasa Rowerowa oraz
Bursztynowy Szlak Rowerowy. Przejażdżkę pierwszą rozpoczynamy… Nie, nie możemy rozpocząć
podróży. Najpierw przecież musimy wiedzieć,
czego podczas jazdy na rowerze unikać, a co jest
wręcz pożądane. Najlepiej wiedzą to osoby, które
na takich przejażdżkach zjadły zęby. Oczywiście
tylko w przenośni. Jednym z takich rowerzystów
jest Roman Wesołowski, kaliski listonosz, który
na dwóch kółkach zwiedził niemal pół Europy.
Co radzi początkującym cyklistom? Opisują to
doskonale sformułowane przez niego zasady.
Podróże uczą pokory
1. Przed każdą wycieczką przygotuj się w zakresie
krajoznawstwa – staraj się przejrzeć przewodniki
turystyczne dotyczące trasy, którą chcesz przejechać.
2. Jeśli będzie towarzyszyło ci więcej osób, staraj
się tak dobrać uczestników wycieczki, żeby mieli
kondycję podobną do twojej i mieli podobne zainteresowania dotyczące krajoznawstwa.
3. Bezwzględnie przestrzegaj przepisów ruchu drogowego i na drodze stosuj zasadę ograniczonego zaufania w stosunku do innych uczestników
ruchu drogowego.
4. Dbaj o własne bezpieczeństwo na drodze, jeżdżąc
w kasku i kamizelce odblaskowej.
5. Przed każdą wyprawą zrób przegląd roweru i usuń
ewentualne usterki. Przede wszystkim zwróć uwagę na te elementy, które bezpośrednio wpływają
na bezpieczeństwo jazdy, np. klocki hamulcowe.
6. Pamiętaj, aby w sakwach znalazły się minimum
dwa komplety sportowej odzieży oraz kurtka
przeciwdeszczowa, apteczka, zestaw naprawczy,
zapasowa dętka i pompka.
7. Pieniądze przechowuj w kilku miejscach.
8. Samodyscyplina jest ważna. Plan dzienny podró-
Rowerzysta na trasie. Fot. autor
ży ustalaj według zasady 50/50 – połowę czasu
jedź rowerem, połowę zwiedzaj.
9. Przed pokonywaniem długich dystansów zagwarantuj sobie czas na długi wypoczynek.
10.W czasie jazdy rowerem jedz posiłki lekkostrawne i nigdy się nie przejadaj; podczas krótkich
przerw, gdy poczujesz osłabienie, przekąś baton energetyczny.
11.Zwiedzając obiekty krajoznawcze, stosuj się do
ich regulaminów.
12.Pamiętaj, że podróże uczą pokory – w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi bądź uprzejmy
i uśmiechnięty.
13.Zawsze myśl pozytywnie i zabieraj ze sobą dobry humor.
Na prom!
Teraz, kiedy już znamy żelazne przykazania rowerzysty, możemy ruszać na szlak. Transwielkopolska
Trasa Rowerowa dzieli się na dwie części: północną
i południową. Nas – z uwagi na lokalny patriotyzm
i bliższe usytuowanie – interesuje ta druga.
Jej długość to aż 280 km, więc nie sposób przejechać całej trasy w jeden dzień, jeśli nie jest się zawodowym kolarzem. Nie chodzi jednak o to, żeby
się ścigać. Przejażdżka ma nam dać przyjemność
i umożliwić poznanie ciekawych miejsc.
Południowy odcinek Transwielkopolskiej Trasy Rowerowej bierze swój początek w Poznaniu.
Ze stolicy Wielkopolski wiedzie na południowywschód przez Środę Wielkopolską i Miłosław do
nadwarciańskiej Pogorzelicy. Tutaj konieczna jest
przeprawa przez Wartę. Największą rzekę regionu
najłatwiej byłoby pokonać mostem, ale takowego
w tym miejscu nie ma. Wsiadamy więc na prom i po
kilkunastu minutach jesteśmy na drugiej stronie.
Szwajcaria bez paszportu
Porośniętą czereśniami drogą wjeżdżamy do
Szwajcarii. Paszport nam jednak niepotrzebny,
gdyż chodzi nie o alpejski kraj, a o Szwajcarię Czechowsko-Żerkowską. Przez jej pagórkowate tereny
przechadzał się niegdyś sam Adam Mickiewicz.
W Śmiełowie, przez który przejeżdżamy, śród takich
pól przed laty, nad brzegiem ruczaju, na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju, stał dwór szlachecki.
To tutaj ongiś zatrzymał się wielki wieszcz, a dzisiaj
w pałacyku znajduje się poświęcone mu muzeum.
My kręcimy dalej – przez Żerków, Jarocin i Pleszew. Stąd już dwa kroki (a właściwie naciśnięcia
na pedały) do Gołuchowa. Po wizycie w miejscowym zamku jeszcze tylko ostatnia prosta i jesteśmy
w młodym duchem, najstarszym mieście w Polsce.
Premia górska
Nie sposób opisać wszystkich atrakcji naszego pięknego miasta. Wówczas „Kalisia” miałaby
7•8•9
2011
kilkaset stron więcej. Wszyscy jednak wiedzą
doskonale, że ciekawych miejsc w Kaliszu nie
brakuje. Z grodu nad Prosną Transwielkopolska
Trasa Rowerowa prowadzi na południowy zachód,
po czym skręca na południe. Mijamy Lewków,
Ostrów Wielkopolski i Ostrzeszów. Kiedy zostawimy za tylnym kołem ostatnie miasto, musimy
przygotować się na większy wysiłek. Premia górska
pierwszej kategorii w Kobylej Górze – o wysokości
284 m n.p.m. (najwyższy punkt w Wielkopolsce).
Z pewnością aby podjechać na wzniesienie nieco
się zmęczymy, jednak teraz – jak logika wskazuje – będzie już tylko z górki. Na koniec wycieczki
objeżdżamy ziemię kępińską, by skończyć peda-
Szlak rowerowy przy rzece Prośnie. Fot. autor
łowanie w Siemianicach, gdzie mieści się siedziba Leśnego Zakładu Doświadczalnego Akademii
Rolniczej w Poznaniu.
Po bursztyn na dwóch kółkach
W południowej Wielkopolsce mamy też do wyboru inny szlak rowerowy. W dawnych czasach
drogę z dzisiejszych Włoch na wybrzeże Bałtyku
przemierzali rzymscy handlarze, by kupić drogocenny bursztyn. Dzisiaj pojęcie Szlaku Bursztynowego funkcjonuje nadal, głównie w przestrzeni
historycznej i turystycznej. Także w kontekście Kalisza. Przecież to „Miasto na Bursztynowym Szlaku”,
przecięte ulicą o nazwie Szlak Bursztynowy. Miasto,
którego znakomitym towarem eksportowym jest
wóz kupców rzymskich, przypominający starożytne wyprawy po jantar. Z Kalisza pochodzi także
aktualna mistrzyni świata w poławianiu bursztynu.
W najstarszym mieście w Polsce złoto Bałtyku
łączy się również z turystyką na dwóch kółkach.
Przebiega tędy Bursztynowy Szlak Rowerowy,
który rozpoczyna się w Kobylej Górze.
Pierwszy w Polsce znak drogowy
Z najwyższego punktu na mapie Wielkopolski
przejedziemy przez Ostrzeszów, nad którym góruje
baszta stanowiąca pozostałości średniowiecznego
zamku. Obecnie budowla została zaadaptowana na…
miejscowe centrum muzyczne. Niemal co tydzień
odbywają się tutaj ciekawe koncerty. Kolejne miejscowości na trasie Bursztynowego Szlaku Rowerowego
to słynący z zabytków sakralnych Mikstat, Kotłów
i oczywiście Kalisz. Z miasta najstarszego parku
i miasta najstarszego w ogóle jedziemy na północ
w stronę Konina. Po drodze składamy jeszcze wizytę
w dworku Marii Dąbrowskiej w Russowie i mijamy
Stawiszyn, gdzie przecinamy drogę krajową nr 25.
Kilkanaście kilometrów dalej docieramy do
Konina. Stoi tutaj pamiętający XII wiek, wykonany z piaskowca pierwszy w Polsce znak drogowy. Umiejscowiony został dokładnie w połowie odległości między Kruszwicą a Kaliszem. Po
minięciu tego słupa milowego przeprawiamy się
45
Droga rowerowa prowadząca na Szałe. Fot. autor
Uwaga na szyszki!
Ze względu na swą długość – wymienione wcześniej szlaki rowerowe przeznaczone są na kilkudniowe eskapady. Jednak żeby przejechać się dla
przyjemności, nie trzeba porywać się na trasy
dwustukilometrowe. W Kaliszu i okolicach jest
Cykliści na Szlaku Bursztynowym. Fot. autor
przez Wartę i kierujemy do miejsca zaspokajania
potrzeb duchowych – Lichenia.
W Licheniu znajduje się, najważniejszy po Jasnej Górze, ośrodek kultu religijnego w kraju. Nie
brakuje tutaj także pięknych jezior. Podziwiając
urokliwe krajobrazy, docieramy przez Ślesin do
końca dwustukilometrowej przejażdżki, czyli miejscowości Przewóz nad jeziorem Gopło.
mnóstwo atrakcji, które warto zobaczyć, odwiedzając je na rowerze.
Kilka kilometrów od naszych domów znajdziemy miejsca czasem kompletnie zapomniane,
a przecież niezwykle ciekawe. Gdzie więc jechać,
co obejrzeć? Można np. poznać park w Śmiłowie,
położony malowniczo na wysokim brzegu Prosny.
Jak tam trafić? Opuszczamy Kalisz ul. Rzymską,
tuż za granicą miasta skręcamy w lewo i zjeżdżamy
w dół do Żydowa. Tam kręcimy w prawo i jedziemy w kierunku Gostyczyny. Mijamy Osiek i drogą
przecinającą pola uprawne wjeżdżamy do Śmiłowa. Zaraz na początku miejscowości, na zakręcie,
odbijamy w lewo w kamienistą drogę prowadzącą
lekko w dół. Kiedyś wiodła ona do pobliskiego
dworku – po którym zostały już tylko ruiny – oraz
do przerzuconego przez Prosnę mostu, wspomnieniem którego jest jedynie pamięć najstarszych
mieszkańców. Po kilkudziesięciu metrach jazdy
przez dawny trakt docieramy do urokliwego parku
pełnego dębów, świerków i lip. Pozostaje nam już
tylko położyć się na trawie i odpoczywać, uważając przy tym, by na głowę nie spadła nam szyszka.
A te mają tu całkiem pokaźne rozmiary.
To tylko jedna z bardzo wielu lokalnych atrakcji,
które warto obejrzeć. Wsiadajmy więc na dwa kółka
i urządźmy sobie przejażdżkę. Dla rozrywki, dla
zdrowia, dla poznania świata. Bo ten z perspektywy roweru wygląda naprawdę ciekawie. A już
na pewno lepiej niż na ekranach telewizorów czy
monitorach komputerów. 
Miejska droga rowerowa jest odpowiednio oznakowana. Fot. autor
46
7•8•9
2011
rozmowa „Kalisii”
Z pasji do roweru
O bezgranicznej miłości do sportu, zarażaniu
swoją pasją młodzieży i o rowerowych maratonach – z Grażyną Adamin, założycielką
Klubu Turystyki Kolarskiej „Cyklista” oraz
przewodniczącą Komisji Turystyki Kolarskiej
rozmawia Agnieszka Burchacka
W okresie letnim jeżdżę zazwyczaj na rowerze.
Znajomi, którzy spotykają mnie bez roweru, pytają, czy zepsuł mi się sprzęt (śmiech).
Mam samochód, ale wykorzystuję go tylko,
gdy robię duże zakupy. Lubię także jeździć skuterkiem, bo wjadę nim praktycznie wszędzie.
Zupełnie tak jak rowerem. Zresztą zazwyczaj
towarzyszy mi mąż, który także jeździ na rowerze. Jesteśmy takim rowerowym małżeństwem.
Podczas wakacyjnych wypraw pewnie też
na pierwszy plan stawiają Państwo rowery?
Oczywiście! I tak jest od dawna. Kiedy byłam
młodsza, w latach 70., organizowałam dla młodzieży obozy rowerowe pod namiotami. Z czasem
zaczęliśmy wykorzystywać schroniska młodzieżowe. W tej chwili udogodnieniem jest agroturystyka, a co za tym idzie – znacznie wygodniejsze
warunki noclegowe.
Wspomniała Pani o dawnych obozach dla
młodzieży. Teraz podobne wyprawy organizujecie w ramach klubowej działalności?
Co roku w Kaliskim Oddziale Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego organizujemy w wakacje obóz rowerowy na kilkanaście dni.
W tym roku grupa była w Przemyślu i okolicach.
Grażyna Adamin. Fot. autorka
Jest Pani chyba najbardziej rozpoznawalną
miłośniczką rowerów w Kaliszu... Proszę na
chwilę sięgnąć pamięcią wstecz. Jak narodziła się Pani pasja do jazdy na rowerze?
To tkwiące głęboko w mojej duszy zamiłowanie. Ponad 30 lat uprawiam turystykę rowerową.
Pewnego dnia po prostu wsiadłam na rower, pojechałam i... wciąż jeżdżę. Żałuję tylko, że wówczas, kiedy byłam młodsza, kolarstwo damskie
nie było rozpropagowane tak szeroko jak dziś.
Wybiera Pani raczej te samotne wyprawy
rowerowe czy jazdę w grupie?
W grupie trzeba dostosowywać tempo do najsłabszego uczestnika wyprawy. Natomiast w przypadku wypraw indywidualnych samemu można
narzucić sobie tempo jazdy. Dlatego wolę raczej
samotne wyprawy. Startuję w wyścigach amatorskich. Próbowałam swoich sił m.in. w maratonach
rowerowych na 86 km. To najkrótszy dystans jeśli chodzi o tego typu zawody, organizowane są
bowiem także maratony rowerowe na trasie 150
i 230 km. Nie starcza mi jednak odwagi, by startować w tak długich dystansach, tym bardziej że
mam już swoje lata, a ze względu na doskwierające mi nadciśnienie nie decyduję się na dalekie
wyścigi. Zdrowie trzeba szanować.
Z racji mojej działalności w „Cykliście” dużo
jeżdżę z grupą, przy okazji zwiedzając ciekawe
zakątki Polski.
Rower to zdaje się całe Pani życie. Prowadzi
Pani czasem własny samochód?
Jest Pani bardzo aktywną działaczką „Cyklisty”…
Założyłam ten klub. Wspierał mnie wówczas
Piotr Wencfel. W ramach tej działalności corocznie organizujemy dziesięć dużych, stałych
imprez, wśród nich Ogólnopolski Rajd Tour De
Calisia na dystansie 100 km. Bierzemy udział
w imprezach rowerowych w całej Polsce. W organizacji lokalnych imprez rowerowych wspiera
nas Paweł Mielcarek, właściciel Bursztynowego
Dworu w Niedźwiadach.
Ilu członków obecnie zrzesza klub?
Teraz klub liczy ponad trzydzieści osób. Dzięki
pomocy ze strony Biura Promocji Miasta, które
cztery lata temu dofinansowało nam zakup koszulek, członkowie klubu otrzymali identyczne,
zielone stroje. Kiedy je zakładamy i jedziemy
zwartą grupą, jesteśmy mobilną reklamą naszego miasta.
Opracowała Pani kilka szlaków turystycznych wiodących po malowniczych okolicach
miasta. Ma Pani swój ulubiony?
Jeżdżę po wszystkich. Jest jednak jeszcze jedna
trasa, chyba najładniejsza, która do tej pory nie
została opracowana. Mam na myśli trasę wiodącą
opodal drewnianych kościółków zlokalizowanych
wokół Kalisza. Mam zamiar nadrobić to niedopatrzenie, tym bardziej że w ramach pracy w Komisji Turystyki Kolarskiej opracowaliśmy także
Odznakę Sakralną Diecezji Kaliskiej Szlakiem
Kościołów Drewnianych. Na 96 kościołów turysta
musi zwiedzić 40. Wówczas zdobywa tę odznakę.
Ile kilometrów rocznie przejeżdża Pani
na dwóch kółkach?
Kiedyś prowadziłam dokładne statystyki. Teraz
rocznie przejeżdżam kilka tysięcy kilometrów.
Więcej niż samochodem. Sport jest moją pasją.
Zawodowo także była Pani związana ze sportem…
Byłam nauczycielką wychowania fizycznego
w Szkole Podstawowej i Gimnazjum w Piotrowie. W tej kameralnej szkole przepracowałam
30 lat. Założyłam tam Klub Turystyki Kolarskiej.
Zaszczepiłam w uczniach turystykę rowerową.
Teraz jestem już na emeryturze. Wciąż biegam,
uprawiam nordic walking, tenis stołowy i ziemny.
Startowałam w wielobojach. Moje życie kręci się
wokół sportu.
Proszę pochwalić się największymi sukcesami sportowymi.
Zajęłam 3. miejsce w Amatorskich Mistrzostwach Polski w Kolarstwie Górskim w Poznaniu
w 1998 roku. Od 15 lat startuję w Majkowskim
Biegu, w tym po raz dziesiąty w Biegu Nauczycieli.
W jaki sposób zachęciłaby Pani do jazdy
na rowerze tych, którzy wahają się podjąć
to wyzwanie?
Nie ma się nad czym zastanawiać. Rower to
samo zdrowie. Przebywa się na świeżym powietrzu, podczas jazdy pracują mięśnie, ale to jednocześnie odpoczynek i relaks. Rower dojedzie
tam, gdzie nie dotrze samochód. Poza tym od
pewnego czasu w miarę swobodnie można się
poruszać po ścieżkach wokół Kalisza.
W jaki sposób wykorzystuje Pani czas, kiedy
nie dopisuje pogoda i nie można pojeździć
na rowerze?
Nie lubię jeździć na rowerze w deszczu. To
żadna przyjemność. Wolę przeczekać niesprzyjającą aurę, a zajęcie w domu zawsze się znajdzie. Jeżdżąc na wyprawy, dużo fotografuję.
Interesują mnie mosty kolejowe, ratusze… Założyłam nawet oddzielne albumy, w których
skrupulatnie układam zdjęcia z rowerowych
wypraw. Uzupełniam albumy w chłodniejsze
dni czy zimowe wieczory. A jeśli przyjdzie mi
ochota do jazdy na rowerze zimą? Wsiadam na
rower stacjonarny. Zimą gram też w siatkówkę
lub w piłkę nożną.
Kto zaszczepił w Pani zamiłowanie do sportu?
Chyba się z nim urodziłam (śmiech). Mój tata
grał w piłkę nożną. A w zasadzie właśnie od piłki
wszystko się zaczęło. Postanowiłam studiować na
Akademii Wychowania Fizycznego. Pokochałam
sport i tak już zostało…
Dziękuję za rozmowę.
7•8•9
2011
47
Barcikowski na fotografii
Anna Tabaka
Dla miłośników nadprośniańskich pamiątek
to wielkie święto. W prywatnych zbiorach
zachowała się portretowa fotografia Stanisława Barcikowskiego, malarza, nauczyciela
rysunku, autora rycin do „Album Kaliskie”.
Jego podobizna nie była dotychczas znana.
Nauczyciel
O Stanisławie Barcikowskim wiemy niewiele,
nawet daty jego urodzin i śmierci są niepewne.
Malarz ukończył Gimnazjum Realne w Warszawie
i tamże, w latach 1846-1852, studiował w Szkole
Sztuk Pięknych. Musiał się znać z pobierającym
nauki w tym samym czasie Józefem Balukiewiczem, innym kaliskim malarzem.
Stanisław Barcikowski został nauczycielem rysunku i kaligrafii w Wyższej Szkole Realnej (spadkobiercą tych tradycji jest dzisiejsze I Liceum
Ogólnokształcące im. Adama Asnyka), parał się
malowaniem dla lokalnych kościołów i rysowaniem
do gazet, trochę pisał – pozostawił trzy artykuły
wydrukowane w tytułach o szerszym zasięgu („Tygodnik Ilustrowany”, „Kłosy”). Dla osób rozmiłowanych w historii miasta nauczyciel będzie przede
wszystkim autorem ilustracji do „Album Kaliskie”
Edwarda Staweckiego, pierwszego wydawnictwa
o takim charakterze nad Prosną (1858). Album wyznaczył kanon „starożytności”, czyli najważniejszych
zabytków. Dla kolejnych pokoleń badaczy rysunki
tu zamieszczone są bezcenne. Pokazują budynki,
które nadal istnieją (wszystkie stare świątynie) i te,
które nie przetrwały próby czasu (domek szwajcarski
w parku, drewniany teatr). Pozwalają porównywać
i analizować,
są obrazkową
3 opowieścią
o mentalności
epoki, w której powstały.
Kaliszanie
nierzadko
powielają
te ilustracje
i zawieszają
dla ich uroku we wnętrzach swoich domów,
ale często nie
wiedzą, kto
jest ich autorem i skąd
ochodzą. Wydawnictwo do
niedawna dostępne tylko nielicznym (dwa egzemplarze posiada muzeum, jeden miejska biblioteka),
przed wakacjami, dzięki prywatnej inicjatywie,
doczekało się reedycji. Konkludując, nawet gdyby
malarz nie zostawił po sobie niczego innego, ta
jedna praca stała się dziełem jego życia. Na planszach albumu wydanego w pięciu zeszytach (kiedyś
mówiono poszytach) opublikowano 20 litografii
według rysunków Barcikowskiego, dodatkowy
alegoryczny rysunek zdobi okładkę. Tutaj przy
nazwisku autora można znaleźć skrót: N. S. W. R
– nauczyciel Szkoły Wyższej Realnej.
Twórca
Jak przybliżyć tę postać? Sam album niewiele
pomoże. Staranność rysunku, programowa „ładność” ujęć, nawet jeśli pod murami kościoła żebrzą
ubodzy, eleganckie towarzystwo zajęte konwersacją
przed domkiem szwajcarskim w parku – to elementy
przystające do konwencjonalnego obrazu epoki. Na
tej podstawie można jedynie stwierdzić, że ilustrator rzetelnie wywiązał się z powierzonego zadania.
Edward Stawecki, pomysłodawca i wydawca książki oraz autor tekstów, we wstępie dziękował twórcy
rycin, który „podjąwszy się wykonania części rysunkowej niniejszego Albumu, nie mało poniósł pracy
przy zdejmowaniu widoków z natury, a które Pan
Barcikowski z największą akuratnością i właściwym
sobie talentem wykonał”. Pozostawione w kaliskich
świątyniach dzieła malarskie tego autora, np. wizerunki św. Heleny i Matki Boskiej z ołtarzy bocznych
kaplicy Męki Pańskiej franciszkańskiej świątyni, zdają
się potwierdzać tę samą ogólną ocenę: Barcikowski
był rzetelnym adeptem akademickiej sztuki. Niestety,
malarz nie stał się bohaterem żadnego uczniowskiego wspomnienia, na łamach lokalnej prasy też nie
udało się znaleźć informacji, które mogłyby przybliżyć jego postać. Dopiero wyciągnięta z domowego
archiwum fotografia może powiedzieć coś więcej.
Fotografia
Zdjęcie udostępnił Krzysztof Pankowski z Warszawy, który zajmuje się losami innego zapomnianego
kaliszanina, inż. Władysława Mazurowskiego. Na
odwrocie niestety nie ma daty, ale za to można znaleźć dwie inne, arcyważne informacje. Zachowała się
czytelna pieczątka zakładu fotograficznego S. Fingerhuta oraz dedykacja z podpisem: „Na pamiątkę
Wł. Mazurowskiemu S. Barcikowski”. Portret przedstawia przystojnego mężczyznę, prawdopodobnie
trzydziestoletniego (ludzie XIX-wieczni cenili dostojeństwo, dlatego wyglądali poważniej niż mogłaby
podpowiadać ich metryka), z ciekawością patrzącego
przed siebie. Na jego ustach błąka się uśmiech, między jasnymi włosami widać wyraźne zakola. Przede
wszystkim rzucają się w oczy potężne bokobrody na
policzkach. Gdy zdjęcie powstawało, musiało być
zimno, bo model, ujęty mniej więcej do połowy, ma
na sobie gruby płaszcz z futerkowym kołnierzem.
Znawcy technik fotograficznych i zmieniających się
mód nie mieliby większych problemów z określeniem czasu powstania zdjęcia. Dla innych pozostają
metody „rebusowe”. Wymieniony na rewersie pan
Fingerhut miał na imię Samuel i był jedną z pierwszych osób w Kaliszu, które opanowały tajniki ciągle
młodej wówczas sztuki. W latach 70. XIX stulecia
prowadził on swój zakład przy ul. Wrocławskiej (ob.
Śródmiejskiej), gdzie przyjmował „wszelkie obstalunki na zdejmowanie grup, pojedynczych osób, kopij
obrazów, które będę wykonywane z jak największą
dokładnością, akuratnością i dobrocią równającą
się fotografom najlepszym (…)”. Po śmierci Samuela w 1873 roku atelier przyjął jego syn Jakub, fo-
1
tograf i księgarz.
2
Jak z tego wynika,
zdjęcie nauczyciela w płaszczu
musiało powstać
przed tym rokiem, wtedy – co
jednoznacznie
wskazuje pieczęć na rewersie
– gdy pan Samuel prowadził pracownię w rynku.
Przyjmując, że
Stanisław Barcikowski urodził się
ok. 1832 roku, w czasie wydania albumu miał 26
lat. Zachowany portret pokazywałby zatem malarza
niedługo po narysowaniu dwudziestu najważniejszych obrazów w jego życiu zawodowym.
Wróćmy do dedykacji. Władysław Mazurowski,
absolwent Szkoły Realnej, został dyrektorem potężnej
warszawskiej Fabryki Machin i Odlewów „Rudzki
i S-ka”. Stanisław Barcikowski musiał być jego nauczycielem w kaliskich czasach. Niewykluczone, że
obydwu panów łączyło także patriotyczne zaangażowanie. Dzięki badaniom Krzysztofa Pankowskiego
wiemy, że Władysław Mazurowski jako piętnastolatek brał udział w powstaniu styczniowym. Edmund
Stawecki, autor albumu, zmarł zamęczony w carskich
kazamatach. Co ze Stanisławem Barcikowskim? Sam
udział w wydawniczym przedsięwzięciu sławiącym
historię i urodę ojczystej ziemi może być znaczącą
wskazówką. Czy na fotografii widzimy powstańca?
Ikonografia
Fotografia wzbogaca lokalną ikonografię również
dlatego, że zdjęć ze znakiem Fingerhutów zachowało się niewiele. Przynajmniej tak można sądzić
na podstawie kilku portretowych albumów starych
zdjęć ze zbiorów Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej. Kloch i Dutkiewicz, potem Zewald, Boretti,
Iłowiecka i Raczyński, Dyzma – to najczęściej spotykane firmy. Niezwykle rzadko wizerunek osoby
utrwalony na fotograficznym papierze bywa podpisany. Wydrzeć tajemnicę, kto został sportretowany,
napisać historię tego człowieka, dowiedzieć się, jak
żył, co robił – to zawsze wielka pokusa. Stanisław
Barcikowski zmarł po 1897 roku. Nie wiemy, gdzie
został pochowany. Ujawniona fotografia zachęca
do dalszych poszukiwań. 
1, 2. Stanisław Barcikowski, fotografia prawdopodobnie z lat 60. XIX wieku.
Fotografię (awers i rewers) publikujemy za zgodą Krzysztofa Pankowskiego.
3. Tytułowa strona wydawnictwa „Album Kaliskie” Edwarda Staweckiego
z ilustracjami Stanisława Barcikowskiego (1858).
48
7•8•9
2011
Russów przemieniony
historia
Anna Tabaka
Dworek – Muzeum Marii Dąbrowskiej w Russowie. Fot. Mariusz Hertmann
Zwykła sobota w russowskim dworku. Rozmowę co chwilę przerywa dzwonek do drzwi
wejściowych – idą turyści. Z pierwszym spojrzeniem, dzięki udogodnieniom techniki,
zwiedzający usłyszą dźwięki walca z filmowej
adaptacji „Nocy i dni”. Wystarczy przycisk
pilota. Historia powstania muzeum w tym
miejscu nie jest już taka prosta. Potrzebne
było 40 lat zmagań – placówka w tym roku
obchodzi swój jubileusz.
Ciemna woda stawu
Rodzice Dąbrowskiej, Józef i Ludomira Szumscy,
mieszkali w Russowie do 1908 roku. Ostatniego lata
ich najstarsza córka Maria, wtedy studentka nauk
przyrodniczych w Lozannie, zbierała w okolicy
pieśni ludowe. Od sielskich wakacji w roku powojennych odwiedzin minęło 50 lat. Świat przybrał
postać karykatury. „Na co to zniszczenie i komu
było potrzebne?” – pytała Dąbrowska w swoim
dzienniku.
Chodzę po Russowie i zadaję sobie pytanie: co
dzisiaj Maria Dąbrowska powiedziałaby o Russowie?
Listy na szpilkach
Kiedy w 1958 roku pisarka odwiedziła „krainę dzieGrażyna Przybylska, kustoszka muzeum, swoją
ciństwa”, była na tyle zdumiona zastanymi zmianami,
pracę tutaj rozpoczęła w latach 80. Do widoku naże nie potrafiła określić swojego wrażenia. Dalsza
malowanego przez Dąbrowską mogła w tamtym
konkluzja nie pozostawia złudzeń: „Teoretycznie
czasie dorzucić jeszcze kilka prosiaków chodząwiem, że wystarczy od jakiegoś cywilizowanego
cych po dawnym parku i bufet kółka rolniczego
miejsca na chwilę odjąć ręce, aby zarastało dziczą,
w środku. – Jak sobie to przypomnę… – zamyśla się
ale w praktyce nie wyobrażałam sobie, że aż tak to
kustoszka i patrzy na dzisiejszy salon z widokiem
wygląda” – odnotowała pisarka („Dzienniki”, t. 5,
red. T. Drewnowski, Warszawa
1988). Wiele pomieszczeń w jej
rodzinnym domu bądź zniknęło,
bądź przystosowano je do nowej
funkcji. Z dawnej jadalni, zamienionej w sień, Dąbrowska poznała tylko „resztę dawnej podłogi
układanej w obramowane listewkami kwadraty z wąskich deseczek”. Monstrualna przybudówka
z „szarosinych” cegieł, nieznani lokatorzy, bagno w miejscu
„przecudnych” klombów, zamulone stawy… Od nadmiaru przykrych widoków autorka ratowała
się ironią: „Wszystko to razem
wygląda jak zbrodniczy ponury
pejzaż z „Marii” Malczewskiego [romantyczna powieść Antoniego Malczewskiego z 1825 r.]
w dzień uduszenia Marii i utopienia jej zwłok w stawie”.
Biblioteka. Fot. Mariusz Hertmann
na staw. Potrzebna jest piekielna wyobraźnia, by
w miejscu urządzonym z pietyzmem, od wyboru
mebli po obrazy na ścianach i starannie ułożone
bukiety w wazonach, zobaczyć siermiężny klub.
Wcześniej, do 1953 roku, w dawnym domu Szumskich mieściła się szkoła. Po jej przeniesieniu,
zgodnie z peerelowską praktyką, budynek oddano do użytku lokatorom. Pamięć o Dąbrowskiej
upchnięto na piętrze. – W tzw. izbie pamięci oryginalne listy pisarki były przyczepione szpilkami albo
naklejone na kawałki aksamitu. Na dole lokatorzy,
park zaniedbany z zagrodami pośrodku, w środku
bufet, ogrzewanie prawie żadne, piece kaflowe, zimy
tragiczne…Wtedy mówiłam o tym miejscu „zimny
dwór” – wspomina Grażyna Przybylska. – Ale to
wszystko stopniowo się zmieniało.
Izbę w odbudowanym po wieloletniej dewastacji
domu otwarto w 1971 roku. Oględnie mówi o tym
płyta zachowana (też jest częścią historii tego miejsca) przy wejściu do dworku od strony stawów.
Osiem lat później placówka została Oddziałem
Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej. Lokatorów
ostatecznie udało się wyprowadzić
dopiero w połowie lat 90.
Adaptacja
Wcześniej, 22 września 1975
roku, w kaliskim kinie „Oaza”
odbyła się prapremiera adaptacji „Nocy i dni” w reżyserii Jerzego Antczaka. Produkcja, której przyglądała się cała Polska,
ożywiła Russów, choć nie tutaj
kręcono film. Edward Polanowski,
niedościgniony badacz dziewiętnastowiecznego Kalisza, i Krzysztof Burnatowicz, znany plastyk
warszawski, przygotowali w tym
czasie nową wystawę na piętrze
podkaliskiego domu Szumskich.
Wtedy nowoczesna, czarno-biała
ekspozycja łączyła różne światy,
m.in. kopie fotografii w ramkach
7•8•9
2011
browską, pozostało kilka.
ze sklejki z oryginalKasztanowce były, ale te,
nymi meblami z warktóre zielenią się dzisiaj,
szawskiego mieszkania
pochodzą już z nowych
pisarki. Jeszcze długo
nasadzeń. Tym parkiem
turyści oglądali fragmenty tamtej kreacji
długo się nikt nie zajmoz „nastrojowymi” suwał, zniszczeń dopełnichymi gałęziami rozły wichury. Ze starych
drzew stoją jeszcze dwa
łożonymi w korytarzu
wyniosłe jesiony, jeden
i planszami reprodukdąb i dwie lipy – wylicji zdjęć dawnego Kacza kustoszka. Jesiony
lisza. Najdłużej wisiało
są wyniosłe, bo wypięogromne powiększenie
trzają je korzenie, jak
portretu „Maryjki” z lat
niezwykłe formy wymłodości.
chodzące ponad zieOdpowiedź na pymię. tanie, jak najwierniej Kuchnia wyposażona w dawne sprzęty. Fot. Mariusz Hertmann
W uporządkowanym
zbliżyć się do oryginakrajobrazie umieszczono kilka wiejskich obiekłu, tj. atmosfery Russowa zapamiętanego przez
tów. Przypominają one o przeszłości Russowa,
Dąbrowską, przychodziła powoli. Jak to zromajątku administrowanego przez ojca pisarki. Jako
bić, skoro Szumscy po niemal dwudziestu lapierwszy stanął mały spichlerz chłopski, przenietach ostatecznie wyjechali z tego miejsca w 1908
roku, a czas powojenny dopełnił
zniszczenia? Wybrano stylizację. W 1989 roku Russów, po
dodaniu drewnianych ganków,
przyjął formę dworku, jaki twórcy „Nocy i dni”, szukając książkowego Serbinowa, postawili
w Seroczynie pod Warszawą.
Wnętrza zmieniały się wolniej.
– Dzięki opisowi Dąbrowskiej
wiemy dość dokładnie, jaki był
pierwotny rozkład pomieszczeń.
Dzisiaj w ogólnym zarysie do
niego nawiązujemy. Wyposażenie pozyskiwaliśmy przez lata,
kierując się nadrzędną zasadą,
że chcemy się odnosić do czasów młodości pisarki spędzonych
w tych okolicach, a więc przełomu XIX i XX wieku.
Najnowszą część ekspozycji
buduje pokój za gabinetem ad- Sala na piętrze. Fot. Mariusz Hertmann
ministratora (na dole po prawej
od głównego wejścia). Wyremontowano go w tym
siony z wybranieckiej zagrody Witczaków, rodziny
roku. Kilka plakatów i fotografii z kaliskiej praopisanej na kartach „Ludzi stamtąd”. Spichlerz dał
premiery „Nocy i dni” oraz kostiumy z filmowego
początek dzisiejszemu niewielkiemu skansenowi.
planu stanowią początek kolekcji adaptacji utwoPozostałością po autentycznych zabudowaniach
rów Marii Dąbrowskiej.
gospodarczych z okresu rządów Szumskiego jest
fragment młyna znajdujący się obecnie poza terenem muzeum.
Wyniosłe jesiony
„Ani śladu po alei wjazdowej, po alei „do stołka”,
po alei nad stawem. Na ich miejscu wyrosły dzikie
drzewa i krzewy, chwasty i dzikie trawy. Gdzież
nasze ślicznie cięte trawniki!” – pytała z żalem
Dąbrowska w 1958 roku. Pieniądze na uporządkowanie parku znalazły się dopiero 30 lat później.
Przed setną rocznicą urodzin pisarki ponownie zaprowadzono alejki, wytrzebiono samosiejki, które
rozrosły się w swojski busz, zniknęło podwórkowe
bagno po zagrodach. Z sześciu stawów do dzisiaj
zachowały się cztery. Na największym z nich pyszni
się wyspa, ale nie prowadzi już do niej „lakierowany” mostek. Drzewa? – Z tych, które pamiętają Dą-
Serbinów żyje
Od lat 90., kiedy w dworku pojawiła się kuchnia
wyposażona w dawne sprzęty podarowane przez
mieszkańców Russowa, Grażyna Przybylska organizuje wielkanocne i wigilijne spotkania. Jak wszystko
wokół, wzięły się one z pasji i czytania utworów Marii
Dąbrowskiej. Literatura stała się także kanwą scenariuszy „Niedziel u Niechciców”, stylowych festynów
prowadzonych w letnich edycjach od 2004 roku.
Dzięki kontaktom z potomkami udało się pozyskać wiele oryginalnych eksponatów. – Najwięcej fotografii uzyskaliśmy w dwóch partiach
49
Konferencja „Nowe trendy i kierunki w polskim muzealnictwie” w Muzeum Marii Dąbrowskiej w Russowie odbyła się 6-7 października 2011 roku. Wśród prelegentów byli
m.in.: Ewa Głębicka, autorka opracowania
korespondencji Marii Dąbrowskiej i Mariana
Dąbrowskiego, Aneta Kolańczyk, polonistka,
autorka książek o pisarzach z Kalisza, Jacek
Miler, dyrektor departamentu Dziedzictwa
Kulturowego w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Jerzy Szumski, bratanek
Marii Dąbrowskiej. Konferencji towarzyszyła wystawa „Żywot Bogumiła Niechcica”, na
której znalazły się wcześniej niepokazywane
dokumenty.
od pani Danuty Kelch, siostrzenicy pisarki (w
2002 roku Grażyna Przybylska przygotowała
do druku wspomnienia pani Danuty o cioci,
która przez rodzinę nazywaną była „Maryjką”;
wspomnienia te wydane zostały przez kaliskie
muzeum). Znalazło się wśród nich najwcześniejsze ze znanych zdjęć autorki „Nocy i dni”
– z około 1894 roku. Dzisiaj można je zobaczyć
w pokoju dziewczynek na piętrze (Maria miała
dwie siostry – Helenę i Jadwigę). Fotograficzną
opowieść naszkicowaną na tych ścianach poprowadzono tak, aby przybliżyć russowsko-kaliską
odyseję Dąbrowskiej. Dzięki
bratankowi – Jerzemu Szumskiemu – do muzeum trafił niedawno dokument ze sprzedaży
ostatniego majątku rodziców
pisarki na ziemi kaliskiej w Wojsławicach. Po raz pierwszy zostanie on pokazany na wystawie
„Żywot Bogumiła Niechcica”,
której otwarcie jest planowane na początku października.
Ekspozycja będzie towarzyszyła
sesji organizowanej wspólnie
z Muzeum Literatury w Warszawie. – Chciałabym, żeby konferencja przygotowywana pod
tytułem „Nowe trendy i kierunki
w polskim muzealnictwie” stała
się także okazją do najszerszego
wspomnienia pisarki i jej dzieła.
„Żywot Bogumiła Niechcica”
jest powrotem do tematu sprzed
kilku lat. – Tamtego portretu
Józefa Szumskiego, który był pierwowzorem dla
książkowego Niechcica, nie dokończyłam. Zgromadzony dzisiaj materiał pozwala mi to zrobić.
Wizytówka
Patrzę na ołtarzyk z datą 1863 nad wejściem
do pokoju administratora – dyskretne nawiązanie do biografii ojca pisarki. Zaglądam do salonu
z dziewiętnastowiecznymi portretami i sypialni
z nieprawdopodobnym haftowanym wizerunkiem
Matki Boskiej. Potem piętro sióstr Szumskich wypełnione fotografiami, po lewej stronie biblioteka.
Najpierw mały pokój z warszawskimi meblami
i kilka pejzażowych impresji namalowanych przez
autorkę „Nocy i dni” (bardzo lubiła malować). Na
drzwiach stara wizytówka: Maria i Marian Dąbrowscy. Na dole znowu dzwonek i znowu walc.
Chodzę po parkowych alejkach i myślę: co dzisiaj
powiedziałaby tamta inteligenta, starsza pani? 
50
7•8•9
2011
Na pielgrzymim szlaku
wokół nas
Jolanta Delura
Pielgrzymowanie wydaje się czynnością niemal tak starą jak sama ludzkość. Istotną rolę odgrywają w nim pielgrzymki do miejsc świętych świata chrześcijańskiego. Od czasów, gdy ta
religia zagościła nad Prosną, pojawiają się też znaki naszej obecności w różnych miejscach
świętych. A i Kalisz stał się celem wielu peregrynacji.
W chrześcijańskim świecie
Dziś może się to wydawać dość nieprawdopodobne, nie brak jednak dowodów
(lub przynajmniej poszlak) na obecność
kaliszan w tak odległych miejscach jak
Ziemia Święta, Rzym z grobami świętych
apostołów Piotra i Pawła czy w hiszpańskim Santiago de Compostela z grobem
św. Jakuba Apostoła.
W V krucjacie krzyżowej węgierskiego króla Andrzeja II, podjętej w 1217
roku, odnotowano obecność niewymienionego z imienia Polaka. Spore grono
historyków sugeruje, że tym krzyżowcem
mógł być książę kaliski Władysław Odonic. W czasach znacznie późniejszych,
bo w 1789 roku, lustratorzy dokonujący
spisu miejscowej ludności zanotowali, że
rok wcześniej na pielgrzymi szlak do Ziemi
Świętej wyruszył tercjarz franciszkański,
budowniczy i opiekun drewnianej kaplicy
na Rypinku – Benedykt Janiszewski. Do
celu pielgrzymki udało mu się dotrzeć,
nie zdołał jednak powrócić do rodzinnego miasta. W 1801 roku zmarł w drodze
powrotnej do kraju.
Pielgrzymie artefakty
To tylko dwie osoby z listy, która zapewne byłaby niemała, gdyby spróbować
poszperać w starych dokumentach. Tym
bardziej że obecność kaliszan na pielgrzymich szlakach chrześcijaństwa potwierdzają także artefakty wydobywane z ziemi.
Kilka lat temu, podczas badań archeologicznych prowadzonych w najstarszej części Kalisza, odnaleziono fragment muszli
św. Jakuba. To charakterystyczny znak
pielgrzymów wędrujących do Composteli.
Kolejnym jest plakietka przedstawiająca
Sanktuarium św. Józefa. Fot. Mariusz Hertmann
jeźdźca na koniu, również łączona przez
archeologów z pielgrzymowaniem. Na Starym
cza to jednak, że do jasnogórskiego cudownego
Mieście znaleziono także medaliki z rzymskim
obrazu kaliszanie nie wędrowali i wcześniej. Dość
wizerunkiem Madonny z Dzieciątkiem. Pytanie:
powszechnie stosowaną praktyką duszpasterską
ile jeszcze takich dowodów skrywa ziemia?
dawnych czasów było nakazywanie pielgrzymki
jako czynności pokutnej, stąd widok pielgrzyma
Od Józefa do Maryi i z powrotem na szlaku nie był zapewne czymś niezwykłym
i rzadkim. A pielgrzymowano zwykle w utrudzeW 1607 roku odnotowano pierwszą pieszą pielniu, boso, pośród wielu wyrzeczeń, by pokuta była
grzymkę na Jasną Górę. Z kaliskiego kolegium jezuprzyjęta i zmazała wszelkie przewinienia.
ickiego członków tamtejszej Sodalicji Mariańskiej
Początek XVII wieku nadał kaliskiemu pielpoprowadził do Matki Bożej ich kapelan, Szymon
grzymowaniu charakter wspólnotowy. Dziś „od
Wysocki. Jak podaje relacja, z mijanych po droJózefa do Maryi” i „od Maryi do Józefa” kaliszanie
dze miejscowości wychodziły naprzeciw kaliskim
wyruszają odpowiednio wcześniej, by zdążyć na
pielgrzymom procesje parafialne.
odpust Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
Od tego czasu zbiorowe pielgrzymki do CzęWiadomo jednak, że jeszcze w XIX wieku wybiestochowy stały się w Kaliszu tradycją. Nie oznarano również różne inne terminy. Nie przeszkodził
kaliskiemu peregrynowaniu nawet czas zaborów –
stąd kaliska pielgrzymka ma dziś najwyższy numer
kolejny pośród wszystkich polskich pielgrzymek.
Od kilku lat sprowadza też do św. Józefa przedstawicieli rozmaitych nacji Europy, którzy wędrują z miejscowymi pątnikami
w tak zwanej grupie „srebrnej”. Na ogół jest to kilkanaście do kilkudziesięciu osób,
które potem szerzą w świecie
nie tylko kult Częstochowskiej
Pani, ale również kult św. Józefa z kaliskiej bazyliki.
Kalisz – centrum
kultu św. Józefa
XVII wiek przyniósł początki pierwszego z kaliskich
sanktuariów, czyli Sanktuarium św. Józefa. Liczne cuda
i łaski spisywane od 1673 roku
sprawiły, że pod koniec XVIII
wieku tutejszy cudowny obraz
św. Józefa został ukoronowany
koronami papieskimi – najpierw kopia w Rzymie, a potem oryginał w Kaliszu. Aż do
chwili obecnej jest to jedyny
koronowany wizerunek św.
Józefa w całym chrześcijańskim świecie.
Zasięg oddziaływania kultu św. Józefa Kaliskiego już
w najdawniejszych czasach
wybiegał daleko poza Kalisz
i jego okolice. Niemało zapewne przyczynił się do tego wojewoda trocki, książę Andrzej
Ogiński, człowiek porywczy
i daleki od świętości, który
przed obrazem kaliskim doznał głębokiego nawrócenia,
choć poszedł go zobaczyć ze
zwykłej ciekawości, przejeżdżając właśnie przez Kalisz.
Wdzięczny za otrzymaną łaskę, bardzo przyczynił się do
przyspieszenia koronacji wizerunku. Ofiarował też trzy piękne, złote korony
na głowy Jezusa, Maryi i Józefa.
Sporo było i innych czcicieli św. Józefa Kaliskiego w odległych zakątkach Rzeczypospolitej,
na przykład chorąży powiatu krzemienieckiego,
Felicjan Drzewiecki, który cudownie uzdrowiony
za przyczyną św. Józefa Kaliskiego, razem z przyjaciółmi szerzył jego cześć po całym Wołyniu.
Pieśni dziadowskie
Jednak najskuteczniejszymi krzewicielami kultu
św. Józefa Kaliskiego byli prawdopodobnie liczni
żebracy, wędrujący po kraju z pieśnią o jego cudach. Głoszone przez nich wieści docierały nie
tylko do ubogiej ludności, ale także do możnych
7•8•9
2011
tego świata, którzy dając posłuch pieśni dziadowskiej, uciekali się w nieszczęściach do świętego
Patriarchy. A potem przybywali z pielgrzymkami wdzięczności przed jego obraz. Na odpusty
i kolejne jubileusze koronacji przybywały do Kalisza prawdziwe tłumy wiernych, porównywalne
z tymi, które sprowadziła do Kalisza pielgrzymka
papieska w 1997 roku.
Dziś Kalisz jest znanym w całym świecie centrum myśli teologicznej o św. Józefie. Z roku na
rok rośnie też jego popularność w świecie. Dzieje się tak w znacznej części dzięki telewizyjnym
i radiowym relacjom ze spotkań w sanktuarium,
podczas których wierni modlą się do św. Józefa
w intencji rodzin i poczętego życia. To posłannictwo zostawił Kaliszowi Ojciec Święty Jan Paweł II, najsłynniejszy ze wszystkich czcicieli św.
Józefa i pielgrzymów do jego kaliskiego obrazu. Internetowe prośby o modlitwę do św. Józefa
w określonych intencjach napływają ze wszystkich
kontynentów świata.
Miasto czterech sanktuariów
Cudze chwalicie, swego nie znacie. Przeciętny
kaliszanin, jeżdżący z pielgrzymkami po świecie,
ma spory kłopot z wyliczeniem sanktuariów znajdujących się w jego własnym mieście. A mamy
ich razem cztery.
W XX wieku do Sanktuarium św. Józefa dołączyły trzy kolejne. Pierwszym było Sanktuarium
Matki Bożej Nieustającej Pomocy, przeniesione
po wojnie (1946) ze Lwowa właśnie do Kalisza.
Siostry karmelitanki, które się nim opiekują,
zwykły mówić, że tym samym św. Józef ponownie „przyjął Maryję do siebie”. Cudowna ikona Matki Bożej (będąca kopią ikony powstałej
u początków chrześcijaństwa na Wschodzie,
a od 1855 roku czczonej w kościele św. Alfonsa
w Rzymie) początkowo odbierała cześć kaliszan
w małej kaplicy przy ul. Widok, a potem razem z karmelitankami przeniosła się na kaliskie
Niedźwiady. 7 czerwca 1991 roku Jan Paweł II
ukoronował wizerunek podczas swojej wizyty
we Włocławku. Była to druga koronacja obrazu. Pierwszej (biskupiej) dokonał arcybiskup
Bolesław Twardowski we Lwowie, tuż przed
wybuchem II wojny światowej.
Rok 2010 oraz rok obecny to czas niezwykle
znaczący dla sanktuarium, połączony z wieloma
mniejszymi i większymi jubileuszami. Z tej okazji
kaliskie karmelitanki wydały piękny album pod
tytułem „Sanktuarium nieustającej modlitwy”.
Warto go polecić tym wszystkim, którzy chcieliby
zapoznać się bliżej z sanktuarium.
Wierni z Polski i ze świata
Dwa kolejne kaliskie sanktuaria związane są na
różny sposób z Bożym Miłosierdziem. Pierwsze
z nich, czyli Diecezjalne Sanktuarium Miłosierdzia Bożego przy ul. Asnyka, zostało powołane
dekretem Biskupa Kaliskiego, który konsekrował
świątynię 26 września 1993 roku.
Na tablicy upamiętniającej to wydarzenie czytamy: „Bogu bogatemu w Miłosierdzie, w dniu
51
dziękczynienia diecezji
kaliskiej za wyniesienie
na ołtarze przez Ojca
Świętego Jana Pawła II
siostry Faustyny Kowalskiej, Apostołki Miłosierdzia Bożego, świątynię
tę – pomnik Chrystusa Miłosiernego – konsekrował Stanisław
Napierała, pierwszy
biskup kaliski”. W ołtarzu górnego kościoła
króluje przedstawienie
Chrystusa Miłosiernego zgodne z wizją, jaką
miała św. siostra Faustyna. Postać jej samej (z
„Dzienniczkiem”, w którym opisywała swoje
widzenia) artysta Zygmunt Baranek umieścił
na schodach prowadzących do ołtarza.
U kaliskich jezuitów,
sprawujących opiekę
nad Sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego w swoim kościele
przy ul. Stawiszyńskiej,
kult Bożego Miłosierdzia został połączony Obraz Świętej Rodziny w Sanktuarium św. Józefa. Fot. Mariusz Hertmann
z kultem Serca Jezusowego, którego promotorami jezuici są od dawna.
Dwa lata później nałożył również korony na
W ostatnich latach XX wieku oba kulty zyskały
cudowny wizerunek Matki Bożej Łaskawej w Turdodatkowe „wzmocnienie” dzięki sprowadzeniu
sku. To bardzo niepozorny drzeworyt, naklejony na deskę, będący swoistym przedstawieniem
obrazu Jezusa Miłosiernego malowanego według
wskazówek bł. ks. Michała Sopoćko, spowiednika
figurki Królowej Austrii z Mariazell. 9 czerwca
św. Faustyny, a także relikwii obojga apostołów
1764 roku (w wigilię Zesłania Ducha Świętego),
Bożego Miłosierdzia.
w obecności wielu świadków, bez żadnej widoczZ uwagi na wielką żywotność obu kultów, a taknej przyczyny, wizerunek uniósł się w górę i poże (jak zapisano w dekrecie) „przychylając się do
szybował z Lenartowic do Turska. W miejscu tym
prośby Prowincjała Towarzystwa Jezusowego,
stoi dziś sanktuarium, a piasek, na którym spoczął
miejscowej wspólnoty jezuickiej oraz wiernych”
obrazek, pielgrzymi zabierają ze sobą do domów.
– 19 czerwca 1998 roku ks. bp Napierała nadał
Na południowej granicy Kalisza leży Sanktuświątyni status sanktuarium. Niezwykła aktywarium Matki Bożej Chełmckiej. Kopia wizerunku
ność opiekunów sanktuarium sprowadza do niego
jasnogórskiego znajdująca się w chełmckiej świąwiernych z całej Polski, a także spoza jej granic,
tyni (zresztą bardzo swobodna), a także umiejscoszczególnie tej wschodniej.
wienie kościoła na wysokim wzgórzu, dały asumpt
do nazwania miejsca „kaliską Częstochową”. Od
dawna notowane łaski obudziły w parafianach i ich
Kalisz na mapie sanktuariów
proboszczu, ks. Józefie Kwiatkowskim, spełnione
diecezji kaliskiej
w końcu pragnienie powołania sanktuarium na
świętym wzgórzu. Ze złotymi koronami na cuNasza pielgrzymia mapa byłaby niepełna bez
downy obraz pojechano aż do Rzymu, gdzie pobłogosławił je osobiście Ojciec Święty Jan Paweł
wspomnienia o innych sanktuariach diecezji kaliskiej. Kilka z nich znajduje się dosłownie tuż za
II. 8 września 2008 roku, podczas uroczystej mszy
miedzą Kalisza. Najważniejsze z nich to Sankświętej, nałożył je na głowy Dzieciątka i Maryi ks.
tuarium Matki Bożej Skalmierzyckiej. Piękny
bp Stanisław Napierała.
wizerunek Madonny z Dzieciątkiem już w 1473
Historyczna notatka przechowywana w pararoku słynął cudami. Między licznymi wotami,
fii zaświadcza, że już w 1744 roku obraz zdobiły
przynoszonymi Maryi w podziękowaniu za łaski,
srebrne korony, a także srebrne sukienki, co jest
znajduje się cenne antepedium tkane i haftowane
wyraźnym potwierdzeniem istniejącego tu od
złotem. Podarował je król Władysław IV jako wyraz
wieków kultu.
wdzięczności za zwycięstwo nad Turkami. Obraz
To tylko trzy z sanktuariów diecezji kaliskiej,
koronował ks. kard. Stefan Wyszyński w 1966 roku.
najbliższe Kaliszowi. Razem jest ich kilkadziesiąt. 
52
7•8•9
2011
Poetka serca
To była, jest i pozostanie na zawsze „poezja serca”, serca kobiety nade wszystko. Poezja grająca na strunach największego, najgłębszego, najbardziej doniosłego w życiu człowieka
uczucia – miłości. Poezja wrażliwa, impresyjna, migotliwa, złożona z delikatnych, wysublimowanych metafor, poezja – pamiętnik przeżyć, poezja – konfesjonał, poezja intymnych
pragnień, wzruszeń, zwątpień i nadziei.
Pojawiła się w życiu literackim miasta w 1985
roku, mając sześćdziesiąt lat, w spóźnionym o całe
dekady debiucie. To był swoisty akt odwagi, niczym
coming out z długo skrywanej prywatności, było to
przekroczenie Rubikonu konwenansu społecznego, który wyznaczył jej rolę żony, matki, lekarza,
westalki ogniska domowego. Aby ten późny debiut coś znaczył, musiała to być twórczość ważna,
brzmiąca nowym tonem, istotna. I taka w rzeczy
samej była. Swój portret malowała już dalej sama.
I dobrze się stało, że – używając nieco przetworzonej metafory poetki – „wezbrana fala zniosła
jej czółno na brzeg poezji”. Zyskaliśmy wszyscy,
którzy cenią sąsiedztwo liryki, którzy sięgają po słowo lotne, gdy zanadto już dokuczy rzeczywistość.
Janina Gzowska była postacią dość niezwykłą
w naszym, w końcu nie najbogatszym, kaliskim
życiu literackim. Wystarczy zrobić krótki przegląd historyczny, aby z niejakim zdumieniem
przekonać się, że poezja tu wyrosła była domeną
mężczyzn, a liryki w stylu Safony (lub naszej Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej) nie zaznaliśmy prawie
wcale. Natomiast wiersze Gzowskiej, uwolnione
od jakichkolwiek powinności obywatelskich czy
patriotycznych, dźwięczą krystalicznie czystym
tonem liryki, podobnym do Achmatowej (z zachowaniem proporcji). Można być też pewnym, że
przesiane przez sito czasu, ostaną się na długie lata.
Poetycka strofa była jedyną formą jej wypowiedzi,
nie próbowała innych środków wyrazu. Pisała do
końca swoich dni, może nawet bardziej intensywnie niż zwykle, jakby ścigając się z czasem. Piórem
walczyła o każdą chwilę życia, dla którego miała tysięczne powody wdzięczności. Chciała „przechytrzyć
czas” (to tytuł tomu wydanego w 2000 roku), grała
z czasem, z jakże świadomym poczuciem przemijania
i nieuchronności śmierci. A mimo to zawsze znajdowała powód i właściwe słowa, by głosić pochwałę
życia, bezgraniczną i bezwarunkową jego afirmację.
W ostatnich latach coraz częściej gościły na kartkach jej poetyckiego brulionu strofy elegijne. Pojawia
się modlitwa i inwokacje do Najwyższego, pytania
o sens życia, przesłania do potomnych, wspomnienia i nostalgiczna zaduma nad przeszłością: „– pamiętam – był czas / piór tak rozhasanych / że wersy
siałam na gorąco”. Są i pożegnania, ostatnie gesty,
słowa, spojrzenia.
Jednakże nad całą twórczością Janiny Gzowskiej unoszą się Amor i Psyche.
Jej erotyki, czytane w całości, są
wielką opowieścią o tym, czym
jest miłość, a jest przecież i oddaniem, i zwątpieniem, i zmysłowym oczekiwaniem („Poznaję cię
po zapachu / kiedy zbliżasz się /
do wieczornego nieba”), i pożądaniem („Najbardziej lubię / kiedy
pełna ciebie / z głodem złączonych
rąk / na krawędzi pragnień”); jest
niepewnością i lękiem. Przynosi ból, ale też zachwyt i ekstazę
(„a potem… niechby nawet / runąć
/ z kawałkiem nieba / w garści”).
Miłość daje wyzwolenie, także
twórcze, bo najbardziej odważne obrazy i metafory pojawiają
się właśnie w erotykach, zwłaszcza w tych – co nade wszystko
zdumiewające – które powstały
najpóźniej, już u schyłku życia.
Debiutowała tomikiem „Szukałam źródła” w 1985 roku. Najczęściej drukowała w poznańskiej
Białej i Kolorowej Serii Poetyckiej
pod redakcją Nikosa Chadzinikolau (sześć tytułów). Zmarła
w maju tego roku. Pozostawiła po
sobie drobiazgi – słowa spisane,
całą szufladę wierszy, skrzynię
uśmiechów. Zostawiła też „serce / pełne miłości dla każdego /
zamknięte w koloraturze / dźwięków pianina”. Była i pozostanie. 
Fot. ze zbiorów rodziny Jędrzejaków
poezja
Ryszard Bieniecki
Janina Junosza-Gzowska
(1925-2011)
Erotyk 70
Był czas że zlizywałeś
płatki róż z policzka
zapach odurzał
gdy dopełniały się
nasze profile
łowiłeś go długo chciwie
na zapas… a dziś…
comber i chałwa
przewagę biorą
nad naturą
miłości i…
aksamitem lodowatym
ud…
niebo jest dzisiaj
milczącym odludziem…
* * *
Na zawołanie Twych oczu
jakby w obłędzie – jestem
by wyłuskiwać Ci
spomiędzy skroni
głazy zwątpienia
zrzucamy je potem razem
z góry niepewności
lżejsi o grzech – zespoleni…
wspinamy się
wyżej
aż do zachłyśnięcia…
* * *
Czas odbiera nam
główne role
zręczny inscenizator
obleka nas w skóry
bardziej przystające do wieku
w ręce naszych doświadczeń
wkłada co raz to nowe rekwizyty
zwalnia tempo spektaklu
a każdy występ
poprzedza uwerturą makijażu
wszystko po to
by coraz mniej liczni widzowie
nie gubili się w domysłach
jaką sztukę przyszło im
oglądać…
7•8•9
2011
53
Poczta literacka
Ryszard Bieniecki
Dotarł do nas najnowszy numer kwartalnika
„Kaliszanie w Warszawie”, w którym znajdujemy, obok materiałów interesujących członków Klubu Kaliszan, kilka literackich prób
poświęconych naszemu miastu.
Gdy miasto zapada w ciszę,
Gdy je błogi sen ogarnia
Srebrny księżyc nad Kaliszem
Święci nocą jak latarnia.
Kończy się on tak:
Tak od dawna, od stuleci
Pracowity i uparty
Księżyc nad Kaliszem świeci
I rozstawia w nim swe warty.
Ta sama autorka, „prawdziwa – jak wyznaje –
Prezesa fanka”, wystawia mu pomnik wierszem
„Niechaj się niesie wieść o Prezesie!”. Z pewnością prezesowi klubu dech zaparło w piersi, gdy
przeczytał te słowa:
Wszystko dzięki Prezesowi.
On się trudzi, on się głowi,
Jak iść z Klubem i którędy,
On jego modus faciendi,
Herkules, guru i filar,
Co współziomkom czas umila.
Ale już limeryki o Kaliszu Katarzyny Chojnackiej nie mają za patrona Stanisława Barei i budzą
uśmiech z innych zgoła powodów: są lekkie i dowcipne (jak na limeryki przystało!).
Oto jeden z nich:
Kazimiera Marczak-Gałązka postanowiła
w przebrzmiałym już mocno stylu nostalgicznego wierszowania namalować taki oto obraz, pt.
„Księżyc nad Kaliszem”, którego początek brzmi
mocno, a nawet dosadnie:
Starsza panna z miasta nad Prosną
ogłosiła nowinę radosną:
Młody chłopak z Warszawy
był tak dla niej łaskawy,
że uczyni go ojcem, z wiosną!
Znalazł się atoli w tym numerze „Kaliszan w Warszawie” wiersz, którego do prób zaliczyć nie wolno,
bo to akurat poezja rzetelna, przedniej marki i poleciłbym go do każdej antologii wierszy o mieście.
Jego autorem jest ten, który opuścił Kalisz z jednego zasadniczego powodu – bo nie było w nim
tramwajów, ani jednej marnej linii. Tym wyznaniem w jednym z wywiadów zyskał Miłosz Kamil
Manasterski moją dozgonną sympatię, a pogłębił
ją wierszem „Powrót”. Przeczytanie tego wiersza
nie zajmuje więcej czasu niż podróż do następnego
przystanku. A więc niewiele, czyli warto. 
Miłosz Kamil Manasterski
Powrót
czuję jakby minęło sto lat między chwilą
kiedy siadałem przy stolikach w alei bez gwiazd
pod parasolami chmur i deszczu
w portowym mieście w środku lądu
koledzy z podwórka nie wrócili z dalekich wypraw
żony marynarzy znudzone wyglądają z okien
nie rozpoznają mnie dzieci ani stróże prawa
w milczeniu mijają mnie dawni sąsiedzi
czuję się tak obco że powinienem zabłądzić
jak pies który zapomniał któremu służy panu
w sklepie pod zegarem kupuję plan miasta
sprawdzam dokąd teraz prowadzą stare ulice
nic nie jest takie samo a najmniej ja
tylko kobiety na Śródmiejskiej
nadal wyglądają pięknie
54
7•8•9
2011
Kochajmy Kalisz
wokół nas
Maciej Błachowicz
Co zrobić, aby gród nad Prosną odwiedzało
więcej turystów? Jak zareklamować jego dziedzictwo i atrakcje? Moja odpowiedź brzmi –
najpierw sami poznajmy i pokochajmy nasze
miasto. A że nie ma uczucia bez osobistego
spojrzenia, stąd pomysł, aby na łamach „Kalisii” pokazać kilka subiektywnie wybranych
miejsc i zabytków.
dowane miasto nie będzie kopiować przeszłości,
miało nawiązywać do architektury klasycyzmu,
baroku i renesansu polskiego. W ten sposób
w czasach, kiedy dominowała architektura modernizmu, stworzono niepowtarzalny styl Kalisza.
Nie znajdziemy go nigdzie indziej.
Tutaj narodził się wiek XX
Ukryta między drzewami niedostrzegana
pompa jest dla mnie jednym z sympatyczniejszych zabytków kaliskiego rynku. Punkt czerpaNiepowtarzalny styl
nia wody w postaci dwóch metalowych obiekPrawdziwy skarb leży przed oczami, ale witów znajdował się tu przynajmniej od drugiej
dzimy go na tyle często, że nie dostrzegamy jego
połowy XIX wieku. O ich istnieniu zaświadczają
urody i historycznego znaczenia. To odbudowana
zgodnie najstarsze fotografie miasta – od prac
w okresie międzywojennym środkowa dzielnica
Jana Wilhelma Diehla (ok. 1870) po album
Kalisza. Zacznijmy od nazwy. Kaliszanie mówią
Wincentego Borettiego (ok. 1900). Z lat 19181920 pochodzi niezwykłe zdjęcie. Widać na nim rynek,
a raczej rumowisko
cegieł, i… dwa charakterystyczne metalowe słupki. Tylko
one ocalały po wojnie. Choć prawdopodobnie w pierwszym ćwierćwieczu
XX wieku pompy
zastąpiono nowszymi, sam fakt ich długiego trwania w tym
miejscu godny jest
odnotowania w kronice lokalnych kuriozów. Zapewne już
Plac św. Józefa na fotografii z 1880 r.; w tle nieistniejąca cerkiew Pietropawłowska. Fot. ze zbiorów Mariusza Hertmanna po II wojnie światowej jeden ze zdrojów
„starówka”, choć puryści językowi twierdzą, że
zlikwidowano, drugi – stanowiący atrakcję dla
określenie to przysługuje wyłącznie centralnedzieci i kąpiącego się tu ptactwa – działał niemu fragmentowi Warszawy. „Stare miasto”, choć
przerwanie aż do lat 80. minionego wieku. Nie
brzmi dostojnie, w Kaliszu wskazuje na dzielnicę,
mniej interesująca jest historia samego pladawniej wieś o wielowiekowej tradycji. Historycyku. To prawdopodobnie tutaj w 1702 roku
cy używają sformułowania „miasto lokacyjne”,
rozwścieczona szlachta rozniosła na szablach
podkreślając, że to właśnie proces lokacji (ok.
wojewodę kaliskiego Aleksandra Lipskiego.
1257) wytyczył istniejące do dziś ulice i place. To
Powodem morderstwa stały się konszachty ze
Szwedami. W tym samym miejscu w sierpniu
samo środowisko używa czasem nazwy „miasto
w murach”, mając na myśli, że interesujący nas
1914 roku wojska pruskie mierzyły z karabinów
tu teren do końca XVIII wieku był otoczony średo bezbronnych zakładników – mieszkańców
dniowiecznymi ceglanymi obwarowaniami. Mnie
miasta. Wśród leżących na kamiennym bruku
najbardziej podoba się określenie używane przez
był wywleczony z domu w samej koszuli premiędzywojennych architektów, którzy są zarazem
zydent Bronisław Bukowiński. Za próbę okryautorami tej części Kalisza – dzielnica staromiejcia półnagiego człowieka został rozstrzelany
ska. Można żałować, że po zniszczeniach 1914
woźny magistratu, Ellinger. Cóż niezwykłego
roku nie odbudowano w dawnej postaci kilku
w tej masakrze? Historia XX wieku zna wiele
ciekawych budowli (m.in. ratusz, teatr), ale trzetakich wydarzeń... Jednak właśnie od zagłady
ba zauważyć, że Kalisz przed I wojną światową
Kalisza rozpoczęło się to, co miało się stać norcechował architektoniczny chaos. Dobrze to wimą „epoki krematoriów”. Spalenie bezbronnego
dać – oczywiście już tylko na starych fotografiach
grodu było wydarzeniem bezprecedensowym
– w zróżnicowanej wysokości kamienic, często
co najmniej od czasów napoleońskich. W tym
z odsłoniętymi bezokiennymi ścianami bocznymi.
sensie można uważać, że zburzenie miasta nad
Temu nieporządkowi architekci dwudziestolecia
Prosną, a nie zabójstwo arcyksięcia Ferdynanda,
przeciwstawili ład i harmonię – zaproponowali
zapoczątkowało kończący XIX stulecie przełom.
trzy- i dwupiętrowe kamienice ze skromnym, ale
Tutaj, na kaliskim rynku, w sierpniu 1914 roku
szlachetnym detalem. Postanowiono, że odbusymbolicznie narodził się okrutny wiek XX.
Zabytkowy punkt czerpania wody na kaliskim rynku. Fot. Andrzej Kurzyński
Wielokulturowość i najlepsza
woda w mieście
O ile placyk z tyłu ratusza przywołuje zdarzenia
niechlubne, to bardziej złożone refleksje związane są z historią placu św. Józefa. Spotkanie z nim
to turystyka wyobraźni, bo Kalisz nieodwołalnie
utracił wielokulturowy klimat. Aż do lat 20. minionego stulecia w tym ważnym punkcie miasta
wznosiły się nie dwie, ale trzy świątynie. Były to
katolicka kolegiata Wniebowzięcia NMP, ewangelicki zbór (dziś Kościół Garnizonowy) i prawosławna cerkiew św. Piotra i Pawła. Sąsiedzkie
położenie obiektów kultu różnych wyznań powinno być symbolem dziewiętnastowiecznego genius
locci grodu nad Prosną. Jego historia, choć nie
wolna od konfliktów wyznaniowych i narodowościowych, może być jednak przykładem zgodnego łączenia kulturowej odmienności. W czasie zaborów wielu z mieszkających nad Prosną
Rosjan okazywało Polakom szczere współczucie
z powodu niewoli. W 1918 roku rabin Lipszyc
wydał płomienną odezwę wyrażającą radość
z odzyskania niepodległości. Przynależność do
Armii Krajowej była przyczyną zamordowania
przez hitlerowców wielu spośród kaliskich ewangelików. Przykład drobny, ale charakterystyczny.
Około stu lat temu na katolickiej mszy orkiestrą
dyrygował protestant Czesław Rasel, a na kornecie grał prawosławny – niejaki Kopernikow. Na
ślady kaliszan mówiących odmiennymi językami
i modlących się w różny sposób można natrafić
w każdym zakątku miasta, od dawnej dzielnicy
żydowskiej po niewielką cerkiew prawosławną,
kaplicę ewangelicką i zbór baptystów. Szkoda,
że widząc w prawosławnym soborze wyłącznie
symbol zaborów, plac św. Józefa pozbawiono
w 1927 roku charakterystycznej pięciokopułowej budowli. Dwie wojny zabiły, bądź wygnały,
dawnych mieszkańców. Na zakończenie historii
Żydów kaliskich hitlerowcy zburzyli synagogi
przy Rozmarku (obecnie skwer przy ul. Targowej) i przy ul. Krótkiej. Wielokulturowość miasta
przestała istnieć, ale powinniśmy o niej pamiętać
i się nią chlubić.
O czym warto jeszcze wspomnieć przy okazji krótkiej wędrówki po placu? Przed I wojną
7•8•9
2011
55
Fragment starówki – niepowtarzalny styl i znaczenie odbudowy sprawiły, że jest ona opisywana w każdym podręczniku dziejów konserwacji i ochrony zabytków w Polsce. Fot. Mariusz Hertmann
światową koło rozebranego w 1927 roku obelisku (upamiętniał zjazd władców Rosji, Prus
i Austrii w 1835 r.) znajdowała się studnia z najlepszą w Kaliszu wodą na herbatę. O tym fakcie
zaświadcza Barbara Niechcic – bohaterka „Nocy
i Dni” Marii Dąbrowskiej.
Książka
Mamy jeden z nielicznych w Polsce pomników
książki. Wymyślił go w 1978 roku regionalista
Władysław Kościelniak, wykonał Jerzy Sobociński. Cenię ten monument, ponieważ – jak
wielu ludzi – nie umiem sobie wyobrazić
życia bez kontaktu z zapisanym słowem. To
tu, do zasypywanego podczas hitlerowskiej
okupacji kanału Babinka, wrzucono tysiące
książek z polskich i żydowskich bibliotek
miasta. W korycie rzeki spoczęły m.in. najstarsze druki miasta i rzadkie czasopisma.
Swój koniec w wodzie rzeki znalazła też prawdopodobnie większa część zbiorów bibliofila
Alfonsa Parczewskiego i księgi z daru barona
Leopolda Kronenberga. W latach 80., kiedy w pobliżu tzw. koszar Godebskiego rozkopywano planty, miałem okazję zobaczyć
efekt działania hitlerowców – zbite w wilgotną masę zwały zadrukowanego papieru.
Na szczęście nie wszystko udało się wtedy
zniszczyć. W wielu kaliskich domach można odnaleźć uratowane z narażeniem życia
książki. Ich pochodzenie jest rozpoznawalne
po stemplach dawnych właścicieli. W 1945
roku prawem zemsty przed kaliskim magistratem płonęły niestety dzieła niemieckich
pisarzy, uczonych i poetów.
Ponieważ wędrówka po mieście nie powinna być smutna, tę jej część zakończę w kaliskich bibliotekach. Gromadzą one nie tylko
książki współczesne i to, co ocalało z wojen,
ale próbują uzupełnić swoje półki rzadkimi
starodrukami. Ze wszystkich książnic najbarMiejsce nie tylko dla bibliofili – pomnik książki na plantach. Fot. Mariusz Hertmann dziej cenię tę przy kaliskim muzeum. Klima-
tycznemu miejscu wypełnionemu książkami aż
po sufit patronuje ze staroświeckiego portretu…
Maria Konopnicka.
Spacer dla odważnych
Kaliskie podwórka, studnie, przepastne sienie
i drewniane schody. Prawdę mówiąc, wstyd pokazywać je turyście. Wędrówka po tych miejscach
nie zawsze bywa bezpieczna. Ja jednak lubię takie
wyprawy, bo zawsze napotka się coś godnego uwagi – wspaniałą poręcz, rzeźbione drzwi, (niezbitą!)
starą szybkę – całą historię kaliskiego rzemiosła. To
właśnie w zaniedbanych dzielnicach, choćby przy
ul. Pułaskiego, ocalało najwięcej autentyczności.
Fascynująca wydaje się przy tym trwałość rzeczy
narażonych na zniszczenie. W kamienicach przy
wspomnianej ulicy zachowało się bodaj najwięcej
oryginalnych witrażowych okien. Buszując po kaliskich zakamarkach, możemy zdecydować się na
podróż tematyczną, np. w poszukiwaniu ozdobnych
posadzek lub pozostałości latarń gazowych. Dla
przykładu w dawnej dzielnicy żydowskiej przy wielu drzwiach znajduje się charakterystyczny ukośny
ślad po jakimś oderwanym przedmiocie. To tutaj
pobożni Żydzi umieszczali malutki pojemniczek
zwany mezuzą. W nim znajdował się pergaminowy zwitek z naniesionymi po hebrajsku dwoma
fragmentami Tory. Zaczynał się on od słów: Słuchaj Izraelu! Haszem Bóg nasz, Haszem jest Jedyny.
Będziesz miłował Haszem Boga twego, z całego serca swego i z całej duszy swojej i z całej siły swojej.
Kończąc ten krótki spacer po znanych i nieznanych fragmentach miasta, zachęcam do samodzielnego poznawania naszego grodu. Kochajmy Kalisz. 

Podobne dokumenty