MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY / LIPIEC
Transkrypt
MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY / LIPIEC
MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY / LIPIEC•SIERPIEŃ•WRZESIEŃ / NR 7•8•9 / 145 / 2011 CENA 7 ZŁ /w tym 5% VAT / ROK XVIII / ISSN 1426-7667 / NR INDEKSU 323462 TEATR pl. Wojciecha Bogusławskiego 1, tel. 62 760 53 00 5 października-31maja 2012 – „Początki ewolucji na Ziemi. Stawonogi” – wystawa 14-16 października – „Mój Nestroy”, godz. 19 (DS) 15-16 października – „Marianna i smoki”, godz. 16 (SK) 18 października – „Marianna i smoki”, godz. 9 i 11.30 (SK) 19 października – „Marianna i smoki”, godz. 9 (SK) 21-23 października – „Szklana menażeria”, godz. 19 (SK) 22-23 października – „Piotruś Pan”, godz. 16 (DS) 25-27 października – „Piotruś Pan”, godz. 9 i 11.30 (DS) 28 października – „Pszczółka Maja”, godz. 9 i 11.30 (SK) 29-30 października – „Pszczółka Maja”, godz. 15 (SK) 29-30 października – „Mayday”, godz. 17 i 19.30 (DS) *DS – duża scena, SK – scena kameralna GALERIE Galeria Sztuki im. Jana Tarasina (dawna Galeria BWA) pl. św. Józefa 5, tel. 62 767 40 81 20 października-26 listopada – wystawa prac Pawła Żaka „Fotografia” 8 grudnia-14 stycznia 2012 – Maria Lorenz – „Malarstwo” MUZEA Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej ul. Tadeusza Kościuszki 12, tel. 62 757 16 08 czynne: wt., czw. w godz. 10-15; śr., pt. w godz. 1117.30; sob., niedz. w godz. 10.30-14.30; niedz. dzień bezpłatny Ekspozycje stałe: „Pradzieje i wczesne średniowiecze regionu kaliskiego” (zbiory archeologiczne) „Z dziejów Kalisza” (zbiory historyczne) Ekspozycje czasowe: 5 października-31 grudnia – „Chińskie wyroby z laki” – wystawa 14 października-31 grudnia – „Baronowie epoki brązu” – wystawa Muzeum Historii Przemysłu Opatówek, ul. Kościelna 1, tel. 62 761 86 26 czynne: pn.-pt. w godz. 8.30-15; sobota po telefonicznym uzgodnieniu (minimum dziesięcioosobowa grupa); niedz. w godz. 11-15.30 Ekspozycje stałe: „XIX-wieczne napędy, wynalazcy, pracujące maszyny” „Przemysł w Kaliskiem w okresie industrializacji ziem polskich w XIX wieku” „Zabytkowe maszyny dziewiarskie, pomocnicze, projekty dzianin ASP w Łodzi” „Laboratorium przemysłowe” „Fortepiany firm polskich XIX i XX wieku” „Maszyny i urządzenia drukarskie XIX-XX wieku” „Ornat Jana Pawła II i Benedykta XVI na tle szat i paramentów liturgicznych” Ekspozycje czasowe: 28 sierpnia-31października – „Kultura pszczelarska w zbiorach Jerzego Gnerowicza” Muzeum Leśnictwa Ośrodka Kultury Leśnej w Gołuchowie ul. Działyńskich 2, tel. 62 761 50 36 lub 62 761 50 46 Ekspozycje stałe: „Technika leśna”, w Owczarni „Związki lasu z kulturą”, w Oficynie „Historia gospodarstwa leśnego na ziemiach polskich”, w Oficynie „Spotkanie z lasem”, w Powozowni Ekspozycje czasowe: 16 września-30 czerwca 2012 – „Sowy, sówki, sóweczki” – wystawa ze zbiorów Kazimierza Franke, w Oficynie 5 października-15 grudnia – „Dzięki natury mocy” – wystawa Galeria w Hallu Centrum Kultury i Sztuki ul. Łazienna 6, tel. 62 765 25 35 5 października-6 listopada – „Litografia barwna” – wystawa prac Witolda Warzywody, wernisaż 5 października, godz. 19 9-30 listopada – „Trzy minuty dla jazzu” – Lechosława Cornelli – wystawa fotograficzna towarzysząca Międzynarodowemu Festiwalowi Pianistów Jazzowych 3 grudnia-8 stycznia 2012 – „Fotografia i grafika” – wystawa Dominiki Sadowskiej, wernisaż 7 grudnia Centrum Rysunku i Grafiki im. Tadeusza Kulisiewicza ul. Kolegialna 4, tel. 62 757 29 99 20 października-31 grudnia – „Ślady czasu 2011 – Mikael Kihlman i Jacek Szewczyk” – wystawa grafiki FILHARMONIA KALISKA al. Wolności 2, tel. 62 757 07 48 10 listopada – Festiwal Muzyki Antoniego Stolpe „3 Wieki Wiolonczeli w Polsce”; wykonawcy: Zdzisław Łapiński, Dominik Połoński – wiolonczela, Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Kaliskiej, Adam Klocek – dyrygent; w programie: Antoni Stolpe – Uwertura g-moll, Olga Hans – Koncert na prawą rękę, Antoni Stolpe – Uwertura a-moll, Antoni Stolpe – Fantazja na wiolonczelę i orkiestrę, Aleksander Tansman – Fantazja na wiolonczelę i orkiestrę, Sala Koncertowa Filharmonii Kaliskiej – aula WPA UAM, godz.19.30 11 listopada – Festiwal Muzyki Antoniego Stolpe „Koncert Kameralny-Mistrz i Uczeń”; wykonawcy: kwartet „Camerata”(Włodzimierz Promiński – I skrzypce, Andrzej Kordykiewicz – II skrzypce, Piotr Reichert – altówka, Roman Hoffmann – wiolonczela), Anna Boczar – fortepian; w programie: Stanisław Moniuszko – I kwartet smyczkowy, Antoni Stolpe – Wariacje na kwartet smyczkowy oraz Sekstet fortepianowy e-moll, Sala Koncertowa Filharmonii Kaliskiej – aula WPA UAM, godz. 19.30 13 listopada – Festiwal Muzyki Antoniego Stolpe „Stolpe u Chopina” Recital Fortepianowy; wykonawcy: Anna Boczar – fortepian; w programie: Fryderyk Chopin – Rondo a la Mazur op. 5, Fryderyk Chopin – Mazurki z op. 6, Antoni Stolpe – Andante As-dur, Antoni Stolpe – Walc B-dur, Antoni Stolpe – Allegretto non troppo As-dur, Antoni Stolpe – Allegro Appassionato c-moll, Antoni Stolpe – Sonata a-moll, Pałac Książąt Radziwiłłów w Antoninie, godz. 17 18 listopada – Koncert z cyklu „Filharmonia nie Gryzie” – „Laboratorium Symfoniczne”; wykonawcy: Laboratorium, Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Kaliskiej, Adam Klocek – dyrygent, Sala Koncertowa Filharmonii Kaliskiej – aula WPA UAM, godz. 19.30 2 grudnia – Międzynarodowy Festiwal „Bursztynowy Szlak” Multimedia Amber Road Festival; wykonawcy: Johannes Moser – wiolonczela, Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Kaliskiej, Adam Klocek – dyrygent; w programie: Antonin Dvořák – Koncert wiolonczelowy h-moll, Piotr Czajkowski – Souvenir de Florance, Sala Koncertowa Filharmonii Kaliskiej – aula WPA UAM, godz. 19.30 9 grudnia – „Coraz bliżej święta” – koncert dla dzieci; wykonawcy: Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Kaliskiej, Lechosław Nowak – dyrygent i prowadzenie *WPA UAM – Wydział Pedagogiczno-Artystyczny w Kaliszu Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, ul. Nowy Świat 28-30, Kalisz CENTRUM KULTURY I SZTUKI ul. Łazienna 6, tel. 62 765 25 00 22 października – koncert zespołu „Czerwony Tulipan”, sala widowiskowa, godz. 18 23 października – koncert z okazji 162. rocznicy śmierci Fryderyka Chopina – wystąpi Andrey Shibko, Pałac Książąt Radziwiłłów w Antoninie, godz. 17 28 października – z cyklu „Kalendarium Polskie” – „Gusła, zmory i upiory”, Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku, godz. 18 29-31 października – IX Filmowy Festiwal Duchów, kino Centrum 5-6 listopada – XXII Diecezjalny Przegląd Piosenki Religijnej „Sacrosong 2011”, parafia pw. św. Apostołów Piotra i Pawła 12 listopada – koncert Ireny Jarockiej, sala widowiskowa, godz. 18 16 listopada – „Rękodzieło Artystyczne” – spektakl Teatru Figur z Krakowa, sala widowiskowa, godz. 9 i 12 25-27 listopada – 38. Międzynarodowy Festiwal Pianistów Jazzowych – Kalisz 2011, sala widowiskowa, 25 listopada godz. 18; 26-27 listopada godz. 19 3 grudnia – „Bubliczki” – koncert z cyklu „Pofolkujmy sobie…”, sala widowiskowa, godz. 18 6-7 grudnia – „Śnieżny skrzacik” – mikołajkowa bajka Teatru Banasiów z Warszawy, sala widowiskowa, godz. 9 i 11 Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Asnyka ul. Łazienna 6, tel. 62 757 34 30 lub 62 757 22 88 Biblioteka Główna ul. Legionów 66, tel. 62 753 02 63 5 października-31 grudnia – „Kaliszanie – pozostała po nich pamięć…” – wystawa 21 października – spotkanie z Januszem Bolesławem Czechem – kierownikiem produkcji filmowej, m.in. serialu „Wojna i miłość”, godz. 17.30 4 listopada – spotkanie z poetą Krzysztofem Siwczykiem (z cyklu: „Seryjni poeci w Wielkopolsce”), godz. 17.30 18 listopada – spotkanie z Wojciechem Bonowiczem – „Tischner-nauczyciel nadziei”, godz. 17.30 9 grudnia – z cyklu „Spotkanie z COOLturą” – gośćmi będą filmowcy: Małgorzata i Marek Hendrykowscy z UAM oprac. A.J. W numerze: Wydawca: Miasto Kalisz Adres redakcji: Ratusz, Główny Rynek 20, tel. 62 765 43 00 Redaktor naczelny – Elżbieta Zmarzła, tel. 62 765 43 91 Stale współpracują: Iwona Cieślak, Mariusz Hertmann, Robert Kordes, Władysław Kościelniak, Tadeusz Krokos, Karina Zachara, Jolanta Delura, Robert Kuciński, Justyna Ratajczyk, Agnieszka Tomaszewska Korekta: Tomasz Mażuchowski Projekt okładki: Tomasz Wolff Fot. na okładce: Artur Bonusiak Nr indeksu: 323462 Nakład 1000 egz. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń Skład – Studio D M.Trzciński, tel. 62 599 87 17 Druk – Z.P. Offset-Kolor, tel. 62 764 97 61 Internet: www.kalisz.pl/kalisia.htm Numer konta dla prenumeratorów: Bank Zachodni WBK S.A. O/Kalisz 43 1090 1128 0000 0000 1218 1984 Szanowni Państwo! Kalisz. Miasto w Polsce najstarsze. Miasto o bogatej historii. Żywo tętniące życiem kulturalnym. Miasto ze wszech miar godne odwiedzenia, choć nadal pozostające na uboczu głównych szlaków turystycznych kraju. Dramatyczne dzieje grodu nad Prosną odebrały mu wiele materialnych walorów turystycznych. Jednak dzięki wspólnej pasji kaliszan – włodarzy, organizacji społecznych i licznego grona indywidualnych osób – Kalisz z roku na rok odzyskuje swój blask. Powstają dziesiątki inicjatyw, z tą najszerzej znaną, bo odnoszącą sukcesy na skalę międzynarodową – czyli jubileuszem 18,5-wiecza. Odtwarzane są dawne obyczaje, wytyczane nowe szlaki zwiedzania (jak kaliski „Szlak Żydowski”), a atrakcyjność turystyczną miasta wzbogacają nowe formy promocji tak jego samego, jak i bogatego dziedzictwa, którym Kalisz może się poszczycić. Pięknie napisał o tym Maciej Błachowicz w jednym z artykułów, którego lekturę dziś Państwu 6 Polecają Kalisz w centrum informacji Kaliszobrania o niezwykłych spacerach 12 Szlak żydowski tajemnice ulicy Złotej 22 Spotkanie w Izraelu reportaż z Ziemi Świętej 25 O czym szumią drzewa miejskie planty 32 Z pasji do roweru opowiada Grażyna Adamin 46 Russów przemieniony jubileusz muzeum 48 polecam: „Co zrobić, aby gród nad Prosną odwiedzało więcej turystów? Jak zareklamować jego dziedzictwo i atrakcje? Moja odpowiedź brzmi – najpierw sami poznajmy i pokochajmy nasze miasto”. I tak już się dzieje! A najlepszym tego dowodem może być chociażby popularność „Kaliszobrań” – wędrówek po śladach historii, w których wzięło dotąd udział już 4 tys. mieszkańców Kalisza, pragnących poznawać dzieje swej małej ojczyzny. Ostatnie lata przyniosły wiele dobrego dla promocji miasta. Dlatego bieżące wydanie „Kalisii” dedykujemy właśnie kaliskim atrakcjom turystycznym. Zachęcam Państwa do zapoznania się z artykułami poświęconymi historii wielowyznaniowej struktury społecznej miasta oraz mniej znanej ogółowi: turystyki industrialnej. Polecam uwadze Czytelników artykuł poświęcony niezwykłym losom podróżnika Stefana SzolcRogozińskiego, „Króla Kamerunu”. Warto także poznać Kalisz – cel pielgrzymek religijnych, jak również obecną ofertę turystycznych wędrówek po mieście i wokół niego. Nie trzeba wiele, aby gród nad Prosną dostrzec w pełnej krasie, zrozumieć i pokochać. Często wystarczy wolniej przemierzać jego ulice. Smakować historię zapisaną w murach, pomnikach czy drzewach. Wystarczy przyglądać się uważniej otoczeniu, odrzucając pośpiech i otwierając się na to, co nowe. Wystarczy pozwolić się miastu zaskoczyć. Unieść wzrok wbity w chodnik bądź wybrać się na spacer z „Kalisią” w ręku, by wraz z nią odczytywać historię budynków i miejsc za- mieszkanych niegdyś przez naszych przodków… Kalisz oferuje naprawdę bardzo wiele, jeśli pozwolimy mu się zadziwić i odsłonić przed nami z pozoru skrzętnie skrywane tajemnice! Tak jak miasto zmienia się na naszych oczach, a przez setki lat przeszło wiele przeobrażeń – tak samo zmieniają się wyzwania, które podejmujemy na co dzień. Ja również, po szesnastu latach przygotowywania „Kalisii” i pełnienia zaszczytnej roli redaktora naczelnego pisma, przyjmuję na siebie nowe zadania. Nie rozstaję się jednak z „Kalisią” zupełnie, nadal wspierać będę jej nową redakcję w tworzeniu pisma, które przez lata zyskało tak wielką Państwa aprobatę i na stałe wpisało się w krajobraz kulturalny Kalisza. Pozwólcie mi Państwo podziękować dziś za ten wspólnie i twórczo spędzony czas – za współpracę, tysiące listów, jeszcze więcej rozmów na temat Kalisza dawnego i obecnego. Wierzę, że zmiany przynoszą nowe możliwości, pozwalają rozbłysnąć nowym ideom, otwierają drogę do wdrażania coraz lepszych pomysłów. Jestem pewna, że nowa „Kalisia”, tworzona w nowym składzie redakcyjnym, zyska Państwa zainteresowanie i otworzy pola działania, które jeszcze bardziej uatrakcyjnią nasz magazyn. Dziękuję wszystkim Państwu za tę wieloletnią współpracę, dziękuję za wszystkie cenne uwagi i miłe słowa wsparcia. Dziękuję za to, że razem mogliśmy przeżywać niezwykłą przygodę, jaką było i jest odkrywanie naszego miasta! Zapraszam do lektury! Od kardynała Franciszka Commendoniego do Maryli Szachówny Pozdrowienia z dawnego grodu historia Maciej Błachowicz Ludzie podróżowali od wieków. Podróżując, zapoznawali się z ciekawymi miejscami i ludźmi. Pasja zwiedzania jest starsza od miasta nad Prosną. W XVI wieku Kalisz odwiedził włoski kardynał Jan Franciszek Commendoni. O swoich wrażeniach z pobytu napisał: „Po wyjeździe moim z Ciążenia przybyłem wczoraj (3 listopada 1565 r.) do Kalisza, gdzie zatrzymałem się dziś […]. To miasto jedno z większych i stolica województwa […]” (cyt. za: Cezary Biernacki, „Jezuici w Kaliszu” 1857 r.). Czy jego eminencję można określić mianem turysty? Jeśli za kryterium przyjmiemy sam fakt podróży i czas jej trwania – to tak. Jeśli uznamy, że głównym celem turystyki jest poznanie ciekawych miejsc, to odwiedziny kardynała w tej definicji mieścić się nie będą. Zgodnie z jego zapisami, powodem wizyty w Kaliszu była chęć zbadania wiary kaliszan i udziału w mszy świętej. W obrębie definicji terminu „turystyka” mieści się natomiast wizyta niemieckiego lekarza Johana Kautscha, który przybył nad Prosnę w 1791 roku. Podróżnik nie tylko spacerował po ulicach miasta, ale zaglądał też do kaliskich świątyń. Co istotne, pobyt w kościołach nie miał charakteru religijnego – lekarz, skądinąd znany niedowiarek, po prostu był ciekawy świata. Swoje wrażenia utrwalił w pamiętniku, pozostawiając m.in. ironiczny opis obrazu „Suplikacje do Świętego Józefa” z kolegiaty. Wizyta marszałka Wraz z rewolucją francuską (1789) zmienił się świat. Ludzie nowej epoki stali się bardziej mobilni i coraz chętniej podróżowali. Ponieważ europejskie miasta upodobniły się do siebie, tym chętniej oglądano to, co niespotykane i rzadkie. Urbanizacja sprzyjała poszukiwaniom nieskażonego krajobrazu, a choć niszczyła wiekowe budowle, paradoksalnie uświadamiała potrzebę ocalenia najcenniejszych zabytków. Przemiany społeczne doprowadziły do tego, że zmieniły się cele podróżowania. Dotychczasowe wyprawy o charakterze zarobkowym czy religijnym zastąpiły podróże, których głównym powodem stało się poznawanie innych krajów, kultur, zwiedzanie. Prześledźmy pobyt w Kaliszu sławnego napoleońskiego marszałka Ludwika Davouta (1808). Generał, choć przybył do Kalisza ze względów militarnych, kazał pokazać sobie okoliczne ciekawostki. Czym można pochwalić się paryżaninowi w prowincjonalnym mieście, sławnym (zdaniem pamiętnikarza Franciszka Gajewskiego) z ruin, brudu i masy szczurów? Władze zabrały marszałka i jego oficerów do najstarszej świątyni Kalisza – kościoła św. Mikołaja. Odwiedziny Francuzów były turystyką specyficzną, dziś nazywaną „łupieżczą”. Kaliszanie, pokazując z dumą obraz „Zdjęcie z Krzyża” (wtedy nikt nie wiedział jeszcze, że jest to dzieło Rubensa), nie przypuszczali, że „turyści” wyrażą życzenie, by sprezentowano im to arcydzieło. Zanim powstały przewodniki Pocztówka z początku XX wieku. Każdy szanujący się turysta czuł się w obowiązku przesłać swoim znajomym kartkę ze zwiedzanych miejsc. W 1817 roku, gdy w Kaliskim Korpusie Kadetów dobiegł końca rok szkolny, uroczystości zwane „popisem publicznym uczniów” zgromadziły przybyłych do grodu gości – rodziców i krewnych wychowanków. To dla nich do drukowanego przez Karola Wilhelma Mehwalda programu imprezy dołączono artykuł profesora uczelni Jana Fritschego. Choć zastrzega on, że „zmierzył (zmierzył – staropolszczyzna) w sobie w krótkości nadmienić o historii miasta” (cyt. za: „Na popis publiczny uczniów kaliskiego korpusu kadetów…” – 1817), jest to w istocie pierwszy przewodnikowy opis Kalisza. Co profesor polecił zwiedzić ówczesnym? Przede wszystkim zwrócił on uwagę na walory krajobrazowe: „Kalisz […] leży w dolinie ze wszystkich prawie stron otoczoney wzgórzami, oblane ze wszystkich stron wodami Prosny [...]”. Lista propozycji miejsc godnych uwagi zadziwiająco pokrywa się ze współczesną. Mamy więc wspomniane tu grodzisko na Zawodziu (wówczas widziano w nim ruiny zamku), resztki murów obronnych miasta i przede wszystkim „starożytne” kościoły. Wymienione zostały tu także „osobliwości”, czyli przedmioty niespotykane. Taką rzecz odnalazł Fritsche w kościele św. Mikołaja: „Na iedney ze starodawnych ławek […], pomiędzy rozmaitemi rodzajami śmierci, którą zadawano Męczennikom, widać się daie narzędzie, użyte w rewolucyi Francuzkiey do szybkiego ścinania głowy, zwane pod nazwiskiem Gillotiny” (cyt. za: Nieistniejąca plakieta ze sceną egzekucji z kościoła św. Mikołaja, ciekawa ze względu na przedstawienie gilotyny. Wymienia ją jako ważną osobliwość prawie każdy opis turystycznych ciekawostek miasta. „Na popis…”). Osiemnaście lat później ukazała się w Berlinie książka nosząca znamiona nowoczesnego przewodnika. Jest to „Podróż do Kalisza” przeznaczona dla czytelnika niemieckojęzycznego. Opracowanie zawiera wszystkie typowo przewodnikowe informacje – mamy więc krótki rys historii, zabytki i współczesne obiekty, z którymi trzeba się zapoznać. Nie to jednak przesądza o nowoczesnym charakterze dzieła. Prócz informacji krajoznawczych, mamy tu zbiór wiadomości niezbędnych dla każdego podróżnika. Po pierwsze, jak dojechać i wyjechać z Kalisza (dyliżansem „pospiesznym”), gdzie nocować (Hotel de Pologne, Hotel de Wilna, Hotel d`Angleterre), bawić się (teatr, sale redutowe) oraz wypoczywać (park, ogród Orzechowskiego z kąpieliskiem). Data wydania przewodnika nie jest przypadkowa – rok 1835 to czas zjazdu monarchów zaborczych i innych koronowanych głów (wśród nich najliczniejsi są niemieccy książęta). Czy atrakcje i zabytki ówczesnego Kalisza podobały się niemieckim turystom? Co warto zwiedzić? Od pierwszej połowy XIX wieku podróżuje się łatwiej i przyjemniej. Wzrasta ilość turystów, a co za tym idzie – relacji podróżniczych. Wśród odwiedzających wówczas Kalisz znaleźli się m.in. arystokrata Edward Raczyński i poeta Julian Ursyn Niemcewicz. Liczne relacje pozwalają ustalić „żelazną” listę miejsc godnych zwiedzenia. Znajdują się na niej głównie obiekty kultu – z kościołem św. Mikołaja na czele. Wtedy też utrwalił się pogląd, chyba nie do końca słuszny, że w najstarszym mieście Polski jedynymi zabytkami są właśnie świątynie. Aż do lat 70. XIX wieku dominowało przekonanie, że warte wizyty są jedynie budowle średniowieczne. Charakterystyczna jest tu opinia Niemcewicza o siedemnastowiecznym kościele Bernardynów: „Nie zawiera nic ciekawego” (cyt. za: Julian Niemcewicz, „Podróże historyczne po ziemiach polskich…”). Z wielkiej liczby monotonnych opisów wybierzmy tylko jeden z 1845 roku: „Starożytnych pomników mało zachowało się w Kaliszu. Zaledwie gdzieniegdzie sterczą śród domostw szczątki murów Kazimierzowskich. Zamku nie masz i ślad. Kościół, w którym spoczywały zwłoki Mieczysława Starego, od dawna już zniszczał i niewiadome nawet miejsce gdzie stał. Z dawnych budowli jeden tylko kościół Św.-go Mikołaja wznosi poważnie sczerniałe swe mury i urąga wszystko niszczącej ręce czasu i człowieka! Litografia Wilhelma Ehrentrauta z 1835 roku. Od lewego górnego rogu (zgodnie z ruchem wskazówek zegara): pałac Weissów, Szkoła Wojewódzka, Pałac Komisji Województwa Kaliskiego, Trybunał, pałac Puchalskich, kościół św. Mikołaja, kaplica grecka, restauracja Forstera, fabryka Repphanów, rogatka warszawska, teatr, odwach, Hotel Polski, pałac biskupi, kościół ewangelicki, kolegiata kaliska. Kościół Farny i inne starożytne gmachy odnowiono […]” (cyt. za: J.NKS, „Miasto Kalisz” – „Gazeta Handlowa i Przemysłowa”, Warszawa 1845, nr 33-46). Prócz gmachów publicznych polecano uwadze także park. Z dzieł sztuki zawsze zalecano obejrzenie obrazu „Zdjęcie z Krzyża” w kościele św. Mikołaja. Na liście turystycznych obiektów brakuje jednak jednego, dziś oczywistego, zabytku – baszty Dorotki. Jako pierwszy wspomniał o niej dopiero w 1858 roku twórca wydawnictwa „Album Kaliskie” – Edward Stawecki. Utrwalić wspomnienia Jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku nie oferowano turystom żadnej pamiątki z Kalisza. Brak ten rozwiązuje pomysłowość samych podróżników – souvenirem może być samodzielnie wyszperana „starożytność”. Zły przykład daje sam Samuel Bogumił Linde (twórca pierwszego słownika języka polskiego), wywożąc w 1819 roku z biblioteki kanoników 360 książek. Inni byli mniej zachłanni, romantykom wystarczył choćby zerwany i zasuszony liść z kaliskiego parku. Nic nie jest jednak lepszą pamiątką niż samo miasto uwiecznione na obrazie. W 1835 roku, przy okazji wspomnianego już zjazdu monarchów, pojawiły się pierwsze masowo produkowane widoczki Kalisza. To właśnie dzieła grafików (Ehrentrauta, Jänischa, Luetkego i Herza) były pierwszymi turystycznymi pamiątkami z naszego miasta. Zawieszone na ścianie, pozwalały nie tylko przywoływać wspomnienia, ale również pochwalić się pobytem w dalekim mieście. Podobną rolę spełniały ilustrowane wydawnictwa albumowe. Druga połowa XIX wieku przyniosła sławny „Album Kaliskie” i albumik Bronisława Szczepankiewicza (1889). Niestety, nie udało się wydać planowanego w 1878 roku „Albumu starożytności kaliskich”. Dalszy rozwój przemysłu pamiątkarskiego przynosi odkrycie fotografii. Powstają sławne albumy Jean Guillaume Diehla, Stanisława Zewalda i Wincentego Borettiego. Do najciekawszych souvenirów z Kalisza, znanych tylko z opisów, należały puszki do herbaty z widoczkami Kalisza – pomysł przedsiębiorczego kupca Gustawa Tschinkla. W roku 1877, z inicjatywy geometry Otomara Wolle, turyści uzyskali dokładne plany miasta. To właśnie lata 70. XIX wieku przyniosły Europie rewolucjonizujący pamiątkarstwo pomysł – widokówkę. W naszym mieście pojawiły się one dopiero na kilka lat przed 1900 rokiem. Sukces pocztówki opierał się na tym, że pozwalała ona nie tylko na przesłanie obrazu, ale i podzielenie się wrażeniami. Do dziś zachowały się kartki z odręcznymi dopiskami: „Tutaj mieszkałam”, „Przyjechać koniecznie i jak najszybciej” lub po prostu: „Pozdrowienia z Kalisza”. Turystyka zorganizowana Wiek pary i elektryczności przyniósł jeszcze jedną istotną zmianę. Miejsce pojedynczych wędrowców zajęły, przemieszczające się dzięki kolei parowej, rzesze ludzi. Zjawiska indywidualne nabrały charakteru masowego – pojawiła się turystyka zorganizowana. Jej początkiem są majówki i pikniki. Chętnie urządzała je inteligencja miejska na tzw. Szwedzkich Górach na Zawodziu. Podobną, ale bardziej sformalizowaną rolę, odgrywało założone w 1892 roku Kaliskie Towarzystwo Cyklistów, któremu zawdzięczamy początki turystyki rowerowej. Największe znaczenie miało jednak powstanie w 1908 roku Oddziału Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego w Kaliszu. Pierwszym prezesem został baron Stanisław Graeve. Czym zajmowali się wtedy krajoznawcy? Oprócz wycieczek organizowali odczyty promujące walory historyczne oraz przyrodnicze miasta i okolicy. W 1910 roku mecenas Alfons Parczewski, członek towarzystwa, wygłosił odczyt „Wędrówki po starym Kaliszu”, dla którego uzupełnienie stanowił spacer po opisywanych miejscach. Zwiedzono nie tylko zabytki i atrakcje przyrodnicze, ale również interesujące obiekty współczesne. W 1909 roku dwaj nauczyciele – Węgorzewski i Sobolewski – zorganizowali wycieczkę, której celem było zapoznanie kaliszan z funkcjonowaniem fabryki Meisnera. Towarzystwo Krajoznawcze, gromadząc zbiory przyrodnicze, historyczne i etnograficzne (głównie dary barona Graeve), stało się współtwórcą instytucji niezbędnej dla turystycznej mapy miasta – muzeum (zał. formalnie w 1907 r.). Jednego tylko Kalisz się nie doczekał przed wybuchem I wojny światowej – drukowanego profesjonalnego przewodnika po atrakcjach miasta. Pierwsze takie wydawnictwo, z propozycją trasy wędrówki, pojawiło się dopiero w 1927 roku. To przewodnik „Kalisz i jego okolica” pióra Maryli Szachówny. 6 7•8•9 2011 Polecają Kalisz wokół nas Katarzyna Ignasiak Forpoczta kontaktu turysty z miastem – tak definiują kaliskie Centrum Informacji Turystycznej jego pracownicy, którzy codziennie obsługują zarówno turystów, jak i kaliszan szukających konkretnych informacji o swoim mieście. Nie każdy, kto przyjeżdża do Kalisza, jest turystą w pełnym tego słowa znaczeniu i poprzedza swój pobyt tutaj dogłębną lekturą historii miasta. Nie każdy przyjeżdża tu z mapą czy przewodnikiem. – Są różne grupy turystów – podkreśla Rafał Andrzejak. – Dzielę ich na znawców miejsca, mniej świadomych i zupełnie przypadkowych. Na podstawie naszych obserwacji śmiało możemy stwierdzić, że około 70 procent osób, które do nas przychodzą, to są właśnie zwiedzający, którzy kompletnie nie znają Kalisza i pytają, co tu można zobaczyć, czym możemy się pochwalić. Centrum Informacji Turystycznej jest miejscem potrzebnym. Agata Wierzejska, Marta Łazarek i Rafał Andrzejak codziennie otrzymują potwierdzenia, że ich praca ma sens. Pracownicy placówki każdemu profesjonalnie pomagają – wskazują ciekawostki, atrakcje turystyczne, wytyczają trasy zwiedzania Kalisza, najodpowiedniejsze dla danego przybysza. Nie szczędzą przy tym życzliwości, zainteresowania i cierpliwości. Na dodatek każdy gość, który tu zawita, może liczyć na darmowe broszury, foldery, mapki, a także bezpłatne lokalne gazety. Centrum oferuje także rozmaite pamiątki, ozdobione kaliskimi motywami. – Obcokrajowcy wprost uwielbiają kubki, talerze, kufle, chętnie kupują podkładki pod komputerową myszkę, breloki – zauważa Marta Łazarek. – Obowiązkowym zakupem dla wielu turystów są magnesy na lodówkę, ale największym powodzeniem cieszą się ręcznie malowane filiżanki. Oprócz tego w naszej ofercie mamy grafiki, zdjęcia, ryciny kaliskich artystów. Nowością są bardzo efektowne fotografie na drewnie. Nie tylko dla turystów Z tego wszystkiego korzystają także kaliszanie, którzy są częstymi gośćmi Centrum Informacji Turystycznej. Zaglądają tu od czasu do czasu, szukają nowości, zarówno wśród publikacji opowiadających o rodzimym mieście, jak i gadżetów. Agata Wierzejska, która dowodzi instytucją, mieszkańców miasta darzy szczególną uwagą, z myślą o nich zaadaptowała przestrzeń w oknie wystawowym na specjalną wystawę „Pasje kaliszan”. Każdy, kto ma ciekawe zbiory przedmiotów czy publikacji, może je tam zaprezentować. Warto wiedzieć również o tym, że w Centrum Informacji Turystycznej powstaje kącik poświęcony miastom partnerskim Kalisza. Nie brakuje też chętnych do korzystania z bezpłatnego internetu – do dyspozycji pozostają dwa stanowiska komputerowe, a wkrótce będzie kolejne miejsce kontaktu ze światem wirtualnym. Rafał Andrzejak i Marta Łazarek. Fot. Mariusz Hertmann W Centrum Informacji Turystycznej przy ul. Zamkowej można otrzymać foldery o Kaliszu. Fot. Katarzyna Ignasiak O tym nie wszyscy wiedzą! Dzięki szerokiej ofercie i kwalifikacjom pracowników placówki, kaliskie Centrum Informacji Turystycznej – jako jedyne w Wielkopolsce – zostało w 2010 roku odznaczone przez Polską Organizację Turystyczną czterema gwiazdkami. To najwyższa ocena przyznawana podczas tzw. certyfikacji tego typu instytucji. Co ważne, ów certyfikat jest wydawany raz na rok, a więc trzeba nieustannie pracować, by utrzymać wysoki poziom usług. Nie każdy wie również o tym, że instytucja ma w swoich zbiorach dwie przydatne pozycje: „Spis nazw miejscowości południowej Wielkopolski funkcjonujących w okresie okupacji Hitlerowskiej (1940-1945) w językach polskim i niemieckim” autorstwa Władysława Burdosza i Małgorzaty Burdosz-Mili oraz spis ulic w języku niemieckim z podanymi polskimi odpowiednikami, udostępniony przez Miejski Ośrodek Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej w Kaliszu. Dość często korzystają z nich urodzeni tu podczas okupacji Niemcy (lub ich potomkowie), którzy poszukują, na podstawie swoich aktów urodzenia lub innych dokumentów, miejsc, gdzie niegdyś mieszkali. Infokioski Dla tych, którzy lubią zdobywać informacje o mieście na własną rękę, znakomitym rozwiązaniem są infokioski. Nowoczesne urządzenia, rozstawione na terenie całego Kalisza, są uzupełnieniem działalności placówki. Korzystając z nich, można poznać zabytki i atrakcje turystyczne, przejrzeć aktualne promocje w hotelach, restauracjach, a także znaleźć pomoc drogową, numery telefonów do korporacji taksówek. Można też sprawdzić, gdzie znajdują się sklepy całodobowe, markety, bankomaty, kantory, dworce PKS i PKP. Ale to nie wszystko... Punkty te są zlokalizowane na mapie, by każdy zainteresowany widział, gdzie w danym momencie jest i jak może dojść do wybranego celu. W infokioskach zamieszczone są też wiadomości o nadchodzących wydarzeniach kulturalnych, sportowych, a także o wszelkich utrudnieniach, jakie turysta może napotkać w Kaliszu (np. zmiana ruchu drogowego). 7•8•9 2011 Infokioski zawierają informacje nie tylko o grodzie nad Prosną, ale również o innych miastach Wielkopolski, np. Koninie, Turku, Wolsztynie czy Wągrąwcu. Powstały w ramach projektu „System Informacji Turystycznej w Wielkopolsce”, realizowanego przez Kalisz wspólnie z Wielkopolską Organizacją Turystyczną i siedemnastoma miastami naszego województwa. Dają one też możliwość robienia zdjęć i nagrywania filmików, które można wraz z pozdrowieniami wysłać komuś mailem. Projekt przewiduje, że wszystkie treści zawarte w infokioskach zostaną przetłumaczone na języki angielski i niemiecki. CIT w nowej formule Obsługa ruchu turystycznego, sprzedawanie pamiątek... i to wszystko – oto jak w świadomości niektórych osób funkcjonuje Centrum Informacji Turystycznej. – Może tak było piętnaście lat temu – podkreśla Agata Wierzejska. Teraz placówka, od lutego 2011 roku, jest częścią struktur Urzędu Miejskiego w Kaliszu. Przed- tem była jakby na uboczu, schowana wewnątrz machiny Ośrodka Sportu, Rehabilitacji i Rekreacji w Kaliszu. Obecnie, zdaniem pracowników, a także Iwony Dudy, kierownika Biura Promocji Miasta i Współpracy Międzynarodowej Urzędu Miejskiego w Kaliszu, w skład którego wchodzi Centrum Informacji Turystycznej, pojawiły się nowe możliwości. – Najbardziej cieszy fakt, iż zwiększył się zakres działań promujących Kalisz. Centrum pomaga miastu przy organizacji rozmaitych wydarzeń, umożliwia zaprezentowanie Kalisza podczas targów krajowych (w Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku, Łodzi), gdzie zawsze występuje z bogatym w materiały promocyjne stoiskiem. Umożliwia nam pokazanie się na zewnątrz – są to nie tylko targi, ale i rynek w Poznaniu, i plaża nadmorska. Pracownicy CIT uczestniczą w prezentacji miasta podczas naszych wyjazdów do miast partnerskich: Martina, Hamm, Erfurtu, Ptuj. Teraz organizujemy więcej imprez, gier miejskich, konkursów. Promocja miasta jest na wyższym poziomie – podsumowuje Iwona Duda. Turystyczna kolekcja Anna Tabaka Wśród darów przekazanych do Archiwum Państwowego w Kaliszu znajduje się zbiór Zdzisława Uczkiewicza. Kolekcja systematycznie prowadzona przez kilkadziesiąt lat – stanowi bogaty przyczynek do dziejów ruchu turystycznego w Kaliszu i regionie. Moje wędrówki Kolekcja skatalogowana w państwowych zbiorach liczy 282 jednostki. Tworzą ją znaczki, plakietki, proporczyki, fotograficzne kroniki i liczne dokumenty. Wśród darów znalazło się także kilkadziesiąt fotografii, głównie górskich widoków, z wystawy „Moje wędrówki”, którą przygotowano na stulecie kaliskiego ruchu turystycznego, oraz osiemnaście kronik z lat 1977-1984 i trzynaście albumów z negatywami zdjęć z tego samego czasu. Na siedmiu tysiącach filmowych klatek kryje się dokumentacja wycieczkowych szlaków ofiarodawcy. Kroniki z krótkimi opisami zwiedzanych obiektów pierwotnie służyły jako podstawa do zdobywania odznak turystycznych. Na tych stronach można znaleźć fotografie wykonane w parkach narodowych, krajoznawczych, rezerwatach przyrody, muzeach, izbach regionalnych i skansenach. Najdalsze szlaki poprowadziły turystę na Węgry i do Czechosłowacji. Do archiwum trafiły ponadto dwie kroniki dokumentujące działalność koła PTTK przy Zakładach Przemysłu Dziewiarskiego „POLO”. – Przez lata byłem kronikarzem koła. W zakładzie pracowałem jako księgowy. Do przejścia na emeryturę w 1982 roku stworzyłem dziesięć kronik i zostawiłem je w zakładzie. Niestety, zachowały się tylko dwie – mówi ofiarodawca. Zdzisław Uczkiewicz jest znaną postacią kaliskiego ruchu turystycznego. Należał do założycieli Koła PTTK przy Zakładach Przemysłu Dziewiarskiego „POLO” i Klubu Turystyki Górskiej „Parzenica”, działał w Oddziale Miejskim, Zarządzie Wojewódzkim i Zarządzie Głównym PTTK w Warszawie. Był wielokrotnie odznaczany. Otrzymał m.in. najwyższe z możliwych wyróżnień – tytuł Honorowego Przodownika Turystyki Pieszej. Jest on przede wszystkim człowiekiem, który kocha góry. Swoją miłością potrafi zarażać innych. Zjednuje ich też wysoką kulturą osobistą i rzetelnością. W tym roku turysta obchodzi potrójny jubileusz – czterdziestolecia wstąpienia do PTTK, półwiecza mieszkania w Kaliszu oraz dziewięćdziesiąte urodziny. Po raz ostatni na górski szlak wyruszył w 2003 roku. Zbiór na wieczność Uroczystość oficjalnego przekazania turystycznych pamiątek Zdzisława Uczkiewicza do Archiwum Państwowego w Kaliszu nastąpiła wiosną tego roku. – Bogata kolekcja Zdzisława Uczkiewicza będzie służyła badaczom historii, szczególnie regionalistom, jak również archiwum w jego działaniach wydawniczych, wystawienniczych i popularyzatorskich. Materiały będą przechowywane wieczyście w bardzo dobrych warunkach – zapewnia Grażyna Schlender, dyrektor Archiwum Państwowego w Kaliszu. W pracach poprzedzających przekazanie kolekcji z oddaniem poma- 7 Cele, plany, marzenia... Z nowych możliwości zadowolona jest Agata Wierzejska. – Na terenie Kalisza umieściliśmy tablice informacyjne o lokalizacji Centrum Informacji Turystycznej i Kaliskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Sprawiliśmy, że miasto stało się bardziej przyjazne dla turystów. Ale to dopiero początek zmian. Obecnie pracownicy Centrum Informacji Turystycznej tworzą nowe szlaki zwiedzania miasta. Nie chcą, aby turyści poznawali Kalisz w sposób schematyczny. Trasy poruszania się po mieście mają więc zostać usystematyzowane pod kątem konkretnej osoby. Będą charakterystyczne dla młodzieży, przygotowane specjalnie dla znawców i miłośników historii oraz sztuki, jeszcze inne dla aktywnych, biznesmenów, którzy przyjeżdżają do Kalisza w sprawach zawodowych. Planów jest wiele. Teraz pozostaje tylko działać, by słowo obróciło się w czyn. Wtedy więcej turystów będzie odwiedzać Kalisz i zwiększy się wiedza samych mieszkańców na temat ich miasta. gał Michał Musiał, wnuk Zdzisława Uczkiewicza. On również towarzyszył dziadkowi w wiosennej wycieczce do Archiwum Państwowego. – Jestem szczęśliwy, że te moje „szpargały” trafiły do archiwum, wierzę, że się przydadzą przyszłym pokoleniom – mówił senior. Zbiór turystycznych materiałów Zdzisława Uczkiewicza, przekazany Archiwum Państwowemu w Kaliszu, zajmuje kilkadziesiąt teczek. Rozmowa z Mateuszem Przyjaznym, prezesem Kaliskiego Oddziału im. Stanisława Graevego Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego Promocja w Polsce i na świecie wokół nas muła zwiedzania Kalisza z MP3 też cieszy się powodzeniem i to nie tylko wśród przyjezdnych. Każdy posiadacz odtwarzacza plików muzycznych może ściągnąć sobie bezpłatnie z naszej strony (http://www.pttk.kalisz.pl/oferta_mp3) nagranie, które poprowadzi go wybranymi fragmentami Kalisza. Już od roku 2010 w tej formie dostępne są trasy: Most Teatralny i okolice, Rogatka Wrocławska i okolice, Złoty Róg (skrzyżowanie ul. Śródmiejskiej z al. Wolności). Najbliższą kontynuacją będzie opowieść o placach: Jana Pawła II i Jana Kilińskiego. Teksty opracowali nasi przewodnicy, a głosu użyczyły znane kaliskie dziennikarki. Na podkreślenie zasługuje fakt, iż powyższe przedsięwzięcie zostało wykonane społecznie przez członków i sympatyków PTTK, a więc jest to istotny wkład naszej organizacji w promocję Kalisza w Polsce i na świecie. To także dobry sposób na podanie tradycyjnych treści w nowoczesnej formie. Czy jest możliwość skorzystania z przewodnika, który oprowadzi indywidualnego turystę po mieście i w ciekawy sposób opowie o Kaliszu? Mateusz Przyjazny. Fot. Mariusz Hertmann Czy Kalisz ma tradycje w zakresie krajoznawstwa? Lepiej! Kalisz i mieszkańcy bliższych oraz dalszych okolic (po Sieradz i Wartę) są współtwórcami krajoznawstwa polskiego. Powołane w Warszawie w 1906 roku Polskie Towarzystwo Krajoznawcze szybko znalazło nowych animatorów w naszym mieście i już w 1908 roku powstał Oddział PTK w Kaliszu. Początkowo było to stowarzyszenie elitarne, którego członkowie swoje siły, zapał i umiejętności, a często także finanse, ofiarowali na rzecz polskiego społeczeństwa. Na rzecz budzenia i utrwalania polskiej tożsamości narodowej. Jakie nowe zjawiska występują obecnie w dziedzinach krajoznawstwa oraz turystyki i czy są one widoczne w Kaliszu? Dziś zwiększa się ilość turystów indywidualnych, natomiast coraz mniej jest dużych i małych grup zorganizowanych. Postępujący indywidualizm w turystyce spowodował, w pewnym sensie, wzrost ilości prywatnych samochodów – choć nie jest to regułą, bo na przykład wciąż przybywa autokarów z pielgrzymami do św. Józefa. W ostatnich latach coraz skuteczniej funkcjonuje promocja, dlatego zwiększa się uczestnictwo kaliszan i gości z zewnątrz w różnorodnych imprezach. W dodatku internet stał się prawdziwą kopalnią wiedzy i każdy turysta może lepiej przygotować się do zwiedzania. Dobrym pomysłem było ustawienie w newralgicznych punktach miasta tzw. infokiosków. Zaproponowana przez nasz oddział PTTK for- Oczywiście! Nasi przewodnicy to znakomicie przygotowani profesjonaliści, którzy trasę zwiedzania dopasują do zainteresowań oraz możliwości fizycznych i czasowych turystów. Także i w nocy wprowadzą na wieżę ratuszową (po wcześniejszym uzgodnieniu). Jakie miejsca, zabytki kaliskie, ceni Pan najbardziej? To trochę osobiste pytanie. Wielkim sentymentem darzę Bazylikę Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. I to nie tylko dlatego, iż fundator obrazu Świętej Rodziny – o nazwisku Stobienia ze wsi Szulec – jest moim naddziadem. Urzekającym jest poliptyk kaliski z warsztatu Mistrza z Gościsławic. Jeszcze większe wrażenie robi patena romańska z czasów Mieszka III, a gotycki kielich mszalny podarowany przez Kazimierza Wielkiego jest dla mnie swoistym arcydziełem. Jaka jest Pana ulubiona trasa wędrówki po Kaliszu? Przez zabytkowy park z sympatyczną dziewczyną (śmiech). A tak na serio: myślę, że większość atrakcji (oprócz Zawodzia i Tyńca) mieści się na odcinku Rogatka Wrocławska – zespół pobernardyński (dziś kościół Jezuitów). Pokonanie tej trasy dostarczy nam wielu wrażeń. Ulica Śródmiejska pięknieje z dnia na dzień (ot, choćby ta cudownie ostatnio odremontowana kamienica – róg ul. Narutowicza i ul. Śródmiejskiej). Dalej Główny Rynek. Kamienice są tutaj piękne, choć zagospodarowanie placu wokół ratusza chluby nam nie przynosi. Jednak ćwierkają jaskółki, że już niedługo może się to zmienić. Dalej idziemy ul. Zamkową, potem obok pomnika Adama Asnyka. Przez pl. Jana Kilińskiego docieramy do wspaniałego zespołu kościelno-klasztornego, dawniej Bernardynów, teraz Jezuitów. Polichromia brata Walentego Żebrowskiego rzuca na kolana. Przy Rogatce znajdują się trzy stare cmentarze: katolicki, luterański prawosławny. Podróżujac po Polsce i świecie, zawsze zachodzę na miejscowe cmentarze. To prawdziwa kopalnia wiedzy o każdej miejscowości i jej mieszkańcach. Zachęcam wszystkich do odwiedzania cmentarzy. Tu, odczytując nagrobki, można poznać co najmniej kilka tysięcy stron otwartej księgi dziejów miasta. Nie jest to jednak księga pełna. Groby maluczkich porosła trawa i niepamięć. Jak wygląda codzienna praca kaliskiego oddziału PTTK? Dziś zrzeszamy prawie pół tysiąca członków w osiemnastu kołach szkolnych, zakładowych i terenowych. W większości jest to młodzież szkolna, ale obok niej dysponujemy stałą, liczną kadrą programową. Są to przewodnicy turystyczni, przodownicy i instruktorzy turystyki pieszej, kolarskiej, instruktorzy krajoznawstwa, instruktorzy opieki nad zabytkami, a nade wszystko opiekunowie Szkolnych Kół Krajoznawczo-Turystycznych. To właśnie efektem ich działalności jest bogata oferta imprez statutowych. Każdy ją znajdzie na naszej stronie internetowej. Wśród nich jest wiele rajdów i konkursów dla dzieci oraz młodzieży. Większość gromadzi na mecie setki uczestników. Największą popularnością cieszą się: Marsz Wolności, Rajd „Barwy Jesieni”, Rajd Ogrodników, Rajd „Od Sasa do Lasa” i nasz nowy pomysł: „Wiosenne Majaki”. Każdy z tych rajdów przybliża uczestnikom walory historyczne, a także przyrodnicze Ziemi Kaliskiej, uczy kultury wędrowania, wyostrza spostrzegawczość, wyrabia orientację przestrzenną, pozwala rozpoznawać kwiaty, chwasty, trawy, krzewy i drzewa. Ostatnim hitem jest „Kaliszobranie” – impreza organizowana przez naszych przewodników pod kierownictwem Piotra Sobolewskiego. Dwadzieścia cztery edycje po kilkuset uczestników dają w sumie kilka tysięcy zainteresowanych. W 2010 roku zorganizowaliśmy również kurs dla kandydatów na przewodników turystycznych po Wielkopolsce Południowej. Ukończyło go osiemnaście osób i już siedem z nich, po zdaniu bardzo trudnego egzaminu państwowego, uzyskało uprawnienia przewodnickie. Władają one obcymi językami, zwłaszcza angielskim i rosyjskim. Organizujemy również kursy dla kierowników wycieczek szkolnych. Kolejnym aspektem naszej działalności statutowej jest aktywność wydawnicza. W kilku ostatnich latach wydaliśmy: „Słownik Krajoznawczy” (praca zbiorowa, 2006); „Stulecie Krajoznawstwa i Turystyki Kaliskiego Oddziału PTTK”, (Waldemar Pol, 2008); „Przewodnik po Wielkopolsce Południowej”, (Piotr Sobolewski, 2009); „Kaliski Kalejdoskop Przewodnicki 2010”, (Piotr Sobolewski, 2011). Z jakimi organizacjami i instytucjami współpracujecie? Po drodze nam z każdym, kto promuje historię i walory turystyczno-krajoznawcze Kalisza. 7•8•9 2011 Jednakże ta współpraca nie ma charakteru zinstytucjonalizowanego. Najczęściej jest prowadzona na poziomie naszych aktywistów, którzy są jednocześnie członkami innych organizacji. W pewnym sensie jest pochodną wzajemnych potrzeb i zobowiązań. Najsilniej związani jesteśmy z Kaliskim Oddziałem Polskiego Towarzystwa Historycznego, z którym wspólnie organizujemy Marsz Wolności. Obok wspólnoty ideałów i celów pewnym wyjaśnieniem może być fakt, iż jestem z wykształcenia nie tylko ogrodnikiem, ale i historykiem, przez dwie kadencje byłem wiceprezesem Kaliskiego Oddziału PTH. Od kilku lat użyczamy naszego lokalu (przy ul. Łódzkiej) na siedzibę PTH. Dobrze układa się współpraca z Urzędem Miejskim w Kaliszu oraz Starostą Kaliskim, którzy kilkakrotnie wsparli finansowo nasze przedsięwzięcia. Przodowników Pieszych. Impreza wypadła znakomicie, dlatego w roku bieżącym organizujemy Wielkopolski Zlot Przodowników Turystyki Kolarskiej, a w następnym roku – Ogólnopolskie Szkolenie Kierowników Pracowni Krajoznawczych. Czy organizujecie akcje społeczne? Jakie plany na przyszłość ma organizacja PTTK w Kaliszu? Przede wszystkim będziemy kontynuować szeroką ofertę programową oraz dbać o bazę materialną. W chwili obecnej dokonujemy ocieplenia dachu budynku przy ul. Łódzkiej, w którym mieści się Regionalna Pracownia Krajoznawcza. Wykonaliśmy kapitalną renowację pomieszczeń RPK PTTK. Zakupiliśmy nowe regały biblioteczne. Polichromia brata Walentego Żebrowskiego w kościele Jezuitów. Fot. Andrzej Kurzyński Dbamy także o otoczenie budynku (likwidacja chwastów, nowe nasadzenia iglaków). Dzięki podniesieniu standardu lokalu mogliśmy być w roku ubiegłym gospodarzem Wielkopolskiego Zlotu Rekonstrukcja smaków Andrzej Kurzyński Kaliski Gród Piastów na Zawodziu to już nie tylko pokazy walecznych wojów i obcowanie z zabytkami. Od dłuższego czasu to także miejsce, w którym odbywają się rekonstrukcje dawnych obyczajów kulinarnych. Pomysł uruchomienia na terenie grodziska wędzarni, do której trafiają przede wszystkim ryby i twarogi, zrealizowany został dzięki członkom kaliskiego Towarzystwa Żywej Archeologii. Po raz pierwszy przysmaków przygotowanych w zrekonstruowanej wędzarni skosztować można było podczas Festiwalu Słowian i Waregów w czerwcu 2010 roku. W ramach Warsztatów Rzemiosł Średniowiecznych Jarosław „Rybka” Kozłowski prezentował kram rybaka i tłumaczył techniki wędzenia ryb, a uwędzone w ramach warsztatów pstrągi, podane na tarczy, stanowiły rarytas na uczcie z okazji postrzyżyn Kosmy Robertsona. By zgłębić tajniki dawnej kuchni, kaliscy archeolodzy przeprowadzili też pewien eksperyment – uwędzili ryby w piecu, który naszym przodkom służył do wypału ceramiki. Rekonstrukcje takich pieców powstały na Zawodziu z inicjatywy Włodzimierza Ćwira – nauczyciela z Liceum Plastycznego w Kaliszu. Badania archeologiczne pokazują bowiem, że piece do wypału ceramiki ponad tysiąc lat temu mogły być po prostu wielofunkcyjne. 9 – Znalezione w nich szczątki żywności, na przykład rybie ości, świadczą o tym, że piece tego typu mogły być wykorzystywane do wędzenia i suszenia ryb. Postanowiliśmy tę teorię sprawdzić w działaniu, a podjęta podczas Festiwalu Ognia w październiku 2010 roku próba okazała się sukcesem. Uwędzone pstrągi, sumy i amury były wyśmienite! – wspomina Robert Sigmundsson Kotschmarów z Towarzystwa Żywej Archeologii w Kaliszu. Archeolodzy starają się jednak iść jeszcze dalej i szukają kolejnych wyzwań. Podczas jednej z tegorocznych imprez wszyscy, którzy odwiedzili kaliskie grodzisko, mogli spróbować oskoły. – To nic innego jak świeży sok brzozowy, który ma działanie oczyszczające i lecznicze. Napitek ten był bardzo popularny i gościł niegdyś niemal na każdym polskim stole – wyjaśnia Robert Sigmundsson Kotschmarów. Na Zawodzie trafia też tradycyjny chleb, kwas chlebowy, a nawet piwo domowej produkcji. Wszystkich smakoszy serdecznie zapraszamy. 1-2 października tego roku na Zawodziu archeolodzy przygotowali swoje sztandarowe wydarzenie – Festiwal Ognia. Do Kalisza zjechała ponad setka rekonstruktorów. Zaprezentowali rolę ognia i technologii ogniowej w życiu, pracy, wierzeniach i obyczajowości naszych przodków. Odbyły się pokazy ognia. Był też sokolnik, muzyczny zespół i sporo innych atrakcji. Działalność, którą prowadzimy wynika zarówno ze statutu, jak i z możliwości naszych działaczy. Jako jeden z nielicznych oddziałów PTTK jesteśmy współorganizatorem kwesty na rzecz ratowania zabytkowych kaliskich cmentarzy. Razem ze stowarzyszeniem „Wszystko dla Kalisza” oraz Urzędem Miejskim w Kaliszu przeprowadziliśmy już dziesięć zbiórek. Odbywaja się one zawsze 1 listopada. Za zebrane pieniądze zostało wyremontowanych kilka zabytkowych nagrobków. Obecnie mamy na koncie 10624,04 zł z przeznaczeniem na remont grobowców rodzin Katasanowów, Myszkiewiczów i Grabowskich na zabytkowym cmentarzu prawosławnym przy kaliskiej Rogatce. Mamy nadzieję, iż ofiarność kaliszan w czasie tegorocznej kwesty umożliwi podjęcie prac remontowych. Kwesta to chyba nasza najbardziej uspołeczniona akcja. Wśród zaangażowanych kwestarzy znajdziemy przewodników i działaczy PTTK, lokalnych samorządowców, polityków, urzędników, działaczy stowarzyszeń, dziennikarzy, młodzież. O nagrobki zmarłych winni dbać potomni – i słusznie. Nie można godzić się na powolne umieranie pomników – zwłaszcza jeśli są swoistymi dziełami sztuki. Oczywiście, niektórzy mówią: niech się tym zajmie państwo, samorząd, kościół, wspólnota parafialna. Pewnie to i prawda, lecz te instytucje i wspólnoty tworzymy także my – kaliszanie. Kłaniam się więc nisko wszystkim ofiarodawcom, a kwestarzom wyrażam wdzięczność za poświęcenie czasu wolnego. Proszę więc zaproponować przedsięwzięcia, których podjęcie podniosłoby walory turystyczne naszego miasta. Niezbędna jest dalsza promocja i zachęta finansowa dla instytucji oraz osób prywatnych, które podejmą ryzyko inwestycji w mieście o znaczeniu turystycznym. Znajdziemy przecież wiele ciekawych zaułków, podwórzy, które można zagospodarować jako „patio”. Dobrze, że restauratorzy schodzą już do podziemi, ceglany strop tworzy niepowtarzalny klimat miejsca. Brakuje mi również stanicy wodnej na rzece Prośnie, wypożyczalni kajaków, łódek, rowerów. Dawniej był to bardzo popularny wśród kaliszan sposób spędzania wolnego czasu. Może warto ożywić przestrzeń miejską poprzez ustawienie ciekawych rzeźb. Oczyma wyobraźni widzę grupę handlujących końmi – w jej końcowej fazie – dobijanie targu na Rozmarku (skwer przy ul. Targowej i Przechodniej, na którym odbywały się kiedyś targi końskie). Winna ona dać turystom możliwość wpasowania się w akcję i zrobienie pamiątkowego zdjęcia. A na źrebaku każde dziecko chętnie posiedzi. Do wykorzystania jest również postać trębacza kaliskiego. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Elżbieta Zmarzła 10 7•8•9 2011 Udana wyprawa po bursztyn turystyka Katarzyna Ignasiak Wyruszyli w podróż symboliczną, rzec można – mityczną. Wyruszyli, by odkrywać bezcenną więź, którą szlak bursztynowy przed dwudziestoma wiekami na zawsze połączył rozmaite kultury i narodowości. Wzbudzili zachwyt, odnieśli sukces na skalę międzynarodową. Wrócili z tarczą i… wozem wypełnionym po brzegi dowodami uznania i rozmaitymi propozycjami. „Wyprawa po Bursztyn – Europejski Trakt Kulturowy” to międzynarodowy projekt, realizowany przez Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej, lidera tego przedsięwzięcia, a także przez Urząd Miejski w Kaliszu oraz miasta partnerskie: Martin na Słowacji, Sopron na Węgrzech, Adria we Włoszech i Ptuj w Słowenii. Te pięć miast zjednoczyło się we wspólnym działaniu, którego ideą było przybliżenie wiedzy o szlaku bursztynowym i o skarbach, jakie po nim pozostały. W ramach projektu zorganizowano rozmaite wydarzenia kulturalne, naukowe, w tym imprezy o charakterze historycznym, przekonujące uczestników i widzów o wartości wspólnego dziedzictwa kultury europejskiej. Jak to się zaczęło miastu zależało na zorganizowaniu widowiska historycznego promującego czasy rzymskie. Muzeum było zainteresowane wymianą bursztynowych eksponatów (zarówno tych będących archeologicznymi znaleziskami, jak i współczesnych wyrobów biżuteryjnych). Wszyscy partnerzy jednomyślnie opowiadali się za wymianą specjalistycznej wiedzy na temat historii szlaku bursztynowego oraz bursztynu jako surowca. Ważnym zamysłem było stworzenie naukowej publikacji na ten temat, której wydanie byłoby połączone z konferencją lub warsztatami. Ponadto wniosek przewidywał rekonstrukcję rzymskiego wozu podróżnego. Niestety (albo właśnie „stety”, jak się później okazało), pierwszy wniosek, złożony jesienią 2007 roku, nie otrzymał dostatecznej liczby punktów. Jednak nie zniechęciło to wnioskodawców, od Pomysłodawcami projektu byli Lechosław Ochocki, zastępca dyrektora Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej, oraz Tadeusz Baranowski z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk. Z punktu widzenia Lechosława Ochockiego to był czysty przypadek, że rozpoczęli wspólną rozmowę o szlaku bursztynowym. Natomiast Tadeusz Baranowski przyznał, że już dawno marzył o takim przedsięwzięciu: – Myśmy już taką podróż odbyli w 1993 roku z reżyserem Markiem Nowickim i przygotowywaliśmy materiał do dużego filmu Pokaz walk w mieście Ptuj w Słowenii. Fot. Lechosław Ochocki dokumentalnego na temat szlaku bursztynowego. razu przystąpili do przygotowania kolejnego zgłoTen pomysł został zawieszony, bo Telewizja Polska szenia. – Staraliśmy się poprawić elementy, które nie przyznała nam środków. nie zdobyły uznania Komisji Europejskiej – mówi Gdy w Komisji Europejskiej nadszedł nowy Agata Kuehn-Kędzierska, koordynator projektu okres programowania 2007-2013, wraz z którym ze strony Urzędu Miejskiego, współtwórczyni obu wystartował program „Kultura”, pojawiła się niewniosków. – Zmieniliśmy cały program promocji, odparta chęć spróbowania sił w międzynarodopozyskaliśmy dodatkowych partnerów, którzy zewym gronie. chcieli uczestniczyć w naszych przedsięwzięciach, nie będąc współorganizatorami, na zasadzie pomocy w promocji. Były to miasta Gdańsk, Wieluń oraz Falstart Muzeum i Miasto Ptuj w Słowenii. Tak powstał Najpierw chęć uczestnictwa zgłosiło Muzeum drugi wniosek. Okręgowe Ziemi Kaliskiej, Miasto Kalisz i Polska Akademia Nauk. Następnie przystąpiono do poWóz ratuje sytuację szukiwania partnerów – znaleziono ich w Martinie, Adrii i czeskim mieście Prerow. Mając odpowiedNie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – nią, wymaganą przez program „Kultura” liczbę to powiedzenie wyjątkowo trafnie określa istotny partnerów, sporządzono wniosek. Choć był on dla projektu zwrot akcji. Pomimo porażki w pierwwielokrotnie modyfikowany, co rusz pojawiały się szym rozdaniu, miasto postanowiło z własnych nowe pomysły, to jednak każdy wariant bazował funduszy zrekonstruować rzymski wóz podróżny. na trzech kluczowych elementach. Po pierwsze, – Pomyślałam wtedy, że mogłoby z tego wyjść coś dobrego, że byłaby to wyjątkowa atrakcja turystyczna, którą można by wykorzystać przy rozmaitych wydarzeniach promocyjnych – wspomina Iwona Duda, kierownik Biura Promocji Miasta i Współpracy Międzynarodowej. Jak podkreśliła Agata Kuehn-Kędzierska, budowa wozu nie była prostym przedsięwzięciem, ponieważ dziś brakuje materiałów na temat takich konstrukcji. Są tylko dwa tego typu pojazdy w Europie. Najbliższy znajduje się w muzeum w niemieckim mieście Mundelsheim. Najpierw Tadeusz Baranowski i Lechosław Ochocki pojechali tam, by wykonać dokumentację zdjęciową oraz skopiować projekt techniczny. Rekonstrukcją, na podstawie zdobytych materiałów, zajął się wybitny rzemieślnik regionu kaliskiego – Mieczysław Machowicz. Trwało to pół roku. Warto jednak było czekać na efekt – kaliska replika niemal idealnie odzwierciedla swój pierwowzór. W momencie składania wniosków do Komisji Europejskiej, a było to jesienią 2008 roku, wóz był gotowy, więc przedsięwzięcia, w których miasto planowało go wykorzystać, mogły być formalnie wpisane w nowy wniosek i harmonogram. Wiosną 2009 roku nadeszła dobra wiadomość. – Co więcej – dodaje Agata Kuehn-Kędziereska – okazało się, że w niektórych kategoriach uzyskaliśmy maksymalną liczbę punktów. Najwyższą ocenę otrzymaliśmy na przykład za pomysł. Realizacja projektu Była jesień 2009 roku. Nie obyło się bez drobnych problemów – muzeum w czeskim mieście Prerow ze względów finansowych wycofało się z uczestnictwa w przedsięwzięciu. Gorączkowe poszukiwania nowego partnera zakończyły się na szczęście podpisaniem listu intencyjnego ze stowarzyszeniem zajmującym się szlakiem bursztynowym w Sopronie na Węgrzech. Mieszkańcy Kalisza zapewne zapamiętali czerwiec 2010 roku. Najbardziej spektakularnym przedsięwzięciem był bowiem trwający podczas Święta Miasta dwudniowy festiwal, w ramach którego odbyło się widowisko historyczne i parada ulicami miasta. Dwadzieścia grup historycznych, w tym grupy rekonstrukcyjne z Węgier, Czech i Niemiec, a także młodzież z kaliskich szkół, zaprezentowało się w strojach ludności rzymskiej. – Te kostiumy były znakomitym pomysłem – podkreśla Lechosław Ochocki. – Kompletne zbroje antycznych legionistów, tuniki Rzymianek, wszystko to wzmocniło przekaz prezentowanych działań, dodało wiarygodności, wspomogło wyobrażenie tamtych czasów. Przygotowany z wielkim rozmachem festiwal dosłownie wciągnął tłumnie przybyłych widzów w rzeczywistość początków naszej ery, pokazując realia zarówno starożytnego Rzymu, jak i innych ówczesnych kultur na terenie Europy. Prezentacja sztuk walki Rzymian i barbarzyńców, handel niewolnikami i antyczna debata wzbudziły duże zainteresowanie kaliszan oraz przyjezdnych. Dodatkową atrakcję stanowiło demonstrowanie scen codziennego życia Rzymian, Celtów i Słowian. Można było poznać kosmetyki, których używano na początku naszej ery, dawne ubiory 7•8•9 2011 11 Widowisko historyczne w mieście Ptuj w Słowenii. Fot. Lechosław Ochocki i – ku uciesze widzów – charakterystyczne pamiątki, na przykład biżuterię. W tym samym czasie, bo również podczas Święta Miasta, odbyła się w Kaliszu ważna konferencja naukowa: „Kalisia na Bursztynowym Szlaku. Wspólne Dziedzictwo Kulturowe Europy”, podczas której swoje wykłady zaprezentowali prelegenci z kraju i zagranicy. Niebawem ukaże się publikacja z tego wydarzenia. Znaleźć w niej będzie można wykłady dyskutantów w dwóch wersjach językowych – polskiej i angielskiej. Pieczę nad tym przedsięwzięciem sprawuje wybitny specjalista, prof. dr hab. Przemysław Urbańczyk z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk. Zgodnie z kolejnymi założeniami projektu, w Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej zostały zrealizowane ciekawe wystawy: „Magia bursztynu”, „Na bursztynowym szlaku”, „Piękno zaklęte w bursztynie”. Część zaprezentowanych eksponatów pochodziła ze zbiorów naszego muzeum, inne przedmioty przywieźli partnerzy projektu. Film o wyprawie Przyszedł czas na realizację projektu w pozostałych miastach. Najpierw wóz dotarł do Adrii we Włoszech. Nasi włoscy partnerzy dodatkowo zorganizowali uliczny pokaz mody z bursztynem. Widowisko w Martinie przygotowano z wielkim rozmachem, bowiem wystawa odbyła się w tamtejszym Muzeum Narodowym, a całości przedsięwzięć patronował minister kultury. W Sopronie impreza plenerowa przybrała formę pochodu, pokaz walk zaprezentowano w ruinach tamtejszego amfiteatru, pamiętającego czasy starożytne. Informacje z podróży, wzbogacone licznymi fotografiami, można przeczytać na specjalnej stronie projektu: www.amber-expedition.com. Powstaje, realizowany przez Telewizję Polską, reportaż z imprez towarzyszących prezentacji kaliskiej repliki rzymskiego wozu. Zaprezentuje on wizyty kaliszan rzymskim pojazdem w wielu miastach Europy. – Kiedy korowód antyczny przechodził przez Sopron, witały go tysiące ludzi – mówi Lechosław Ochocki. – Podobnie było w Adrii i w Martinie. Dzięki filmowi będzie można zobaczyć tę radość uczestnictwa we wspaniałej zabawie, ludzi żywo zainteresowanych tym, co dzieje się na ich oczach. Nie myślałem, że to wzbudzi tak wielkie zainteresowanie. Co ważne, podróżujący do miast partnerskich wóz nie tylko był wykorzystywany jako element widowiska, ale również służył jako cenny eksponat, stojący w cen- tralnych miejscach miast. Mieszkańcy i turyści mogli go dokładnie obejrzeć oraz przeczytać wiele ciekawych informacji dotyczących znaczenia tego typu zaprzęgów na szlaku bursztynowym. Finałem projektu będzie pierwszy polski film o szlaku bursztynowym – również produkcji Telewizji Polskiej. Cenne zdobycze Zainteresowanie wozem nie słabnie. – Otrzymałem maila od prof. Gomoriego z Sopronu, że telewizja japońska złożyła propozycję nakręcenia filmu dokumentalnego z miasta na szlaku bursztynowym z udziałem kaliskiego wozu – przyznał Lechosław Ochocki. Kaliskim pojazdem są także zaciekawione muzeum na Litwie, włoskie stowarzyszenie antyczne w Rawennie, muzea w Akwilei i Rzymie. Kalisz dostał specjalne zaproszenie na październik 2011 roku do Lubliany, stolicy Słowenii, gdzie wóz będzie prezentowany podczas wydarzeń poświęconych polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Możemy mówić o cennych zdobyczach wyprawy, o wymiernych korzyściach dla Kalisza. Jak podkreśla Agata Kuehn-Kędzierska, projekt znacząco wpłynął na promocję miasta. Zaproszenia i plany prezentacji kaliskiego pojazdu starożytnego sięgają 2013 roku. To sukces, jakiego żaden produkt z Kalisza nie osiągnął przez długi czas. Jeszcze nie koniec Kaliski wóz rzymski w mieście Ptuj. Obok wozu stoi Agata Kuehn-Kędzierska. Fot. Lechosław Ochocki Choć oficjalnie projekt zakończył się we wrześniu 2011 roku, prezentacja wozu w Lublianie odbędzie się w październiku, a w listopadzie kaliska atrakcja turystyczna pojedzie do Brukseli. Ponadto jeszcze tej jesieni kaliszanie i turyści usłyszą o „Wyprawie po bursztyn”. Na terenie miasta odbędzie się duże przedsięwzięcie podsumowujące wydarzenia ostatnich dwóch lat. Powstały plany, by kontynuować podróże starożytne kaliskiego wozu i przystąpić w październiku 2011 roku do kolejnego konkursu. – Oprócz deklaracji kilku partnerów, którzy biorą w nim obecnie udział, otrzymaliśmy również propozycję z Wiednia i Rzymu. Miejmy nadzieję, że uda się do października formalnie nawiązać te partnerstwa, opracować budżet, skonstruować kolejny wniosek i przedstawić pojazd zainteresowanym – informuje Agata Kuehn-Kędzierska. 12 7•8•9 2011 Kaliszobrania – doceniamy urok miasta wokół nas Agnieszka Burchacka „Kaliszobrania”, cykliczne sobotnie spacery z przewodnikami PTTK po najciekawszych zakątkach naszego miasta, mają już wyrobioną renomę i stałych zwolenników. W 24 wyprawach wzięło udział ponad 4 tys. osób. Dla urozmaicenia przewodnicy zaprosili turystów także do odwiedzenia kościoła i klasztoru ojców franciszkanów, pokazali sąd i Most Trybunalski oraz Most Teatralny. Jednym z ciekawszych spotkań było dwudzieste „Kaliszobranie”, które prowadziło atrakcyjną kanclerz PWSZ Kazimierz Matusiak. Pani Ewa Świadkowska, specjalistka ds. współpracy uczelni z zagranicą, przedstawiła prezentację multimedialną. Dodam, że bardzo sprawnie podzielono nas na grupy „mechaników”, „informatyków”, „elektryków” czy „ekologów”. Ruszyliśmy do poznawania kampusu. Wszyscy oprowadzający byli szalenie sympatyczni. Nie zabrakło niespodzianki – firmowych toreb z zestawem materiałów informacyjnych o kaliskiej uczelni – wspomina Agata Kukulska, uczestniczka spaceru. Wyprawa za wyprawą Nie sposób opisać wszystkich sobotnich wędrówek ulicami Kalisza. Tym bardziej że odbyło się już ponad dwadzieścia spotkań. Średnio każde z nich odwiedziło ok. 200 osób. Przewodnicy PTTK pod wodzą pomysłodawcy przedsięwzięcia, Piotra Sobolewskiego, zaprosili m.in. do teatru, Seminarium Duchownego czy na pl. Jana Pawła II. Opowiedzieli o historii malowniczej al. Wolności wraz z jej charakterystycznymi punktami, jakim są Złoty Róg z Mostem Kamiennym czy piwnice Browaru Weigta. Turyści odwiedzili ponadto kaliskie muzeum, kościółek pw. św. Wojciecha na Zawodziu czy Wnętrze cerkwii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Kaliszu. Fot. Mariusz Hertmann Bez nudnych opowieści A wszystko zaczęło się od pierwszej wyprawy, która przebiegała pod hasłem „Szlakiem kaliskiego prawosławia”. – Pod ratuszem zameldowało się wówczas niemal 200 naszych krajan, spragnionych wiedzy o swoim mieście. A w samej cerkwi, jak skrzętnie policzyliśmy przy wyjściu, było ich dokładnie 216. Naprędce musiałem dokonać podziału zebranych na mniejsze grupy, które – nie szczędząc głosu – oprowadzali wtedy koledzy: Stefek Szymczak i Zdzisiu Kobyłka – wspomina pomysłodawca „Kaliszobrania” Piotr Sobolewski, prezes Koła Przewodników Miejskich i Terenowych PTTK w Kaliszu. Przewodnicy podczas pierwszego spaceru pokazali m.in. ratusz, ul. Łazienną, „Hydropatię”, domek parkowego czy ul. Niecałą i cerkiew. Nieco odbiegając od ustalonego wcześniej harmonogramu, opowiedzieli także o dziedzińcu obiektów Korpusu Kadetów, murach obronnych przy ul. Kadeckiej czy dębie Piłsudskiego. Tym samym zasygnalizowali, że „Kaliszobrania” nie będą nudnymi opowieściami o historii miasta, ale pełnymi niespodzianek i okraszonymi wyjątkowymi komentarzami – spacerami po najciekawszych jego zakątkach. Odkrycie na szczycie gmachu Równo miesiąc później kaliscy przewodnicy zaprosili na kolejną wyprawę, która tym razem miała na celu odkrywanie uroków wiosny. Głównym punktem spaceru był oczywiście Park Miejski. krajoznawczo i bardzo popularną, nie tylko wśród kaliszan, Trasą RR. Tym razem spacer zaczął się od ratusza, wiódł dalej ul. Śródmiejską do Rogatki. – Wspominaliśmy poprzednie wcielenia poszczególnych fragmentów ulicy Śródmiejskiej sprzed 50 i 80 lat, ale także i sprzed wieków, kiedy to ulica kształtowała swą postać. Dłuższych komentarzy wymagały najciekawsze obiekty krajoznawcze ulicy – oba mosty (a przewodnicy wspominali jeszcze o trzecim, przerzuconym nad zasypanym w XIX wieku Kanałem Mniszki), gmachu „belwederu” Weigta oraz sąsiadującego z nim neobarokowego budynku oddziału warszawskiego Banku Handlowego. Wielu dopiero w trakcie imprezy „odkryło” płaskorzeźbę w szczycie tego gmachu, a przewodnicy objaśnili symbolikę umieszczonych tam postaci – opowiada Piotr Sobolewski. Zwieńczeniem tego spaceru była wizyta w poreformackim kościele św. Józefa Oblubieńca N.M.P. i św. Piotra z Alkantary. PWSZ podbił serca Stali bywalcy spotkań na długo zapisali w pamięci niedawną wizytę w kampusie kaliskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej (w ramach XXIII edycji „Kaliszobrania”). Przebiegało ono pod hasłem „... I uczelnie też u nas najlepsze...”. – W auli Collegium Oecologicum powitali nas prorektor prof. nadzw. dr hab. n. med. Magdalena Pisarska-Krawczyk oraz główny organizator tego spotkania, przeuroczy, sympatyczny człowiek, Agata Kukulska. Fot. autorka tamtejsze grodzisko. Przewodnicy pokazali też kaliską dzielnicę Piskorzewie, ul. Grodzką i położone nieopodal ruiny zamku, jak również Park Przyjaźni, Trasę Bursztynową. Złożyli wizytę na osiedlu Dobrzec, gdzie zaproszono turystów do wnętrza miejscowej świątyni pw. św. Michała Archanioła. Co może zaskoczyć? – Uważam, że to fantastyczna i pożyteczna inicjatywa. Kaliszanie znają historię swojego miasta niezbyt szczegółowo. Podczas spacerów z przewod- 7•8•9 2011 13 nikami w ramach „Kaliszobrania” zdobyć można zaskakujące informacje dotyczące zabytków ulokowanych w naszym mieście. Spotkania te pomagają budzić lokalny patriotyzm, który przekłada się na miłość do ojczyzny. Wielkie wrażenie wywarła na mnie wizyta na cmentarzu żydowskim. Opowieści o rytuałach pogrzebowych Żydów odbiegały od stereotypowych katolickich wyobrażeń – opowiada Leszek Kotkowski, miłośnik „Kaliszobrania”. Ponadto opowiedziano historię m.in. cmentarza greko-katolickiego, cmentarza ewangelickiego, cmentarza na Rypinku, katolickiego cmentarza na Rogatce, nekropolii na Tyńcu czy cmentarza żołnierskiego na Majkowie. Nieznane fakty i dykteryjki Przewodnicy nie pominęli także świątyń, zapraszając turystów w progi m.in. kościoła pw. Matki Boskiej Królowej Polski, kościoła pw. św. Gotarda, kościoła pw. Miłosierdzia Bożego, wreszcie kaliskiej bazyliki, kościoła Opatrzności Bożej czy świątyni pw. Matki Boskiej Królowej Polski. Wśród najczęściej zaangażowanych w „Kaliszobranie” przewodników obok wspomnianej wyżej postaci Piotra Sobolewskiego wymienić należy przewodników, tj. Waldemara i Zbigniewa Pola „Kaliszobranie” na cmentarzu ewangelickim przy Rogatce. Fot. Matiusz Hertmann oraz Stefana Szymczaka. Garść przekazywanych informacji dopełnili uczestnicy „Kaliszobrań”, którzy przy okazji spacerów podawali dodatkowe, Krzysztof Krystyniak z rodziną – dokumentaliści „Kaliszobrań”. Fot. autorka Zakochani w spacerach Henryka Kuźniar wraz z mężem prowadzą własny album – kronikę „Kaliszobrań” – w którym zamieszczają wszystkie notatki prasowe dotyczące spacerów, certyfikaty każdorazowo otrzymywane przez uczestników, zdjęcia etc. – O pierwszym „Kaliszobraniu” przeczytałam w gazecie. Postanowiliśmy z mężem pójść na taki spacer. Cerkiew była pełna ludzi. Od tej pory uczestniczyliśmy w każdym spotkaniu. Sprawia nam to przyjemność. Robię zdjęcia, a potem prowadzę dokładną dokumentację „Kaliszobrań”, wklejając fotografie do albumów i opisując je. Dzięki „Kaliszobraniom” dopiero teraz doceniamy uroki naszego miasta. Lubomir Kuźniar wraz z żoną uczestniczył we wszystkich dotychczasowych „Kaliszobraniach”: – Każde spotkanie jest inne. Mieszkam prawie 50 lat w Kaliszu, dużo rzeczy znałem, ale o wielu w ogóle nie wiedziałem. Ogromne wrażenie wywarła na mnie m.in. wizyta w podziemiach przy Parkingu Pod Aniołami. zaczerpnięte z własnego życia informacje, dykteryjki, nieznane fakty, prezentowali także ciekawe dokumenty. Henryka i Lubomir Kuźniarowie uczestniczyli we wszystkich „Kaliszobraniach”. Fot. autorka Agata Kukulska, uczestniczka kilkunastu „Kaliszobrań”: – Dzięki „Kaliszobraniu” po ponad 40 latach spotkałam swojego kolegę. Urodziliśmy się w tej samej kamienicy przy ul. Pułaskiego. Po tylu latach odnalazłam go. Tym kolegą był Piotr Sobolewski. Było mi tak miło, jakbym odszukała brata. Piotr emanuje pozytywną energią, jest bardzo komunikatywny. Zawsze wysłucha opowieści uczestników „Kaliszobrań”. Bardzo chętnie uczestniczę w „Kaliszobraniach”. Cieszę się, że dzięki temu mogłam zwiedzić cmentarz prawosławny, cerkiew, kościoły kaliskie, które są skarbnicą historii. Inaczej przyswaja się wiedzę z książki, a inaczej, kiedy ktoś na żywo opowiada historię. Aż się boję, że te spacery się kiedyś skończą. Krzysztof Krystyniak, częsty uczestnik spacerów, który zgromadził pokaźną kolekcję zdjęć dokumentujących „Kaliszobrania”: – Jako kaliszanin interesuję się zarówno historią, jak i architekturą miasta. Dzięki „Kaliszobraniom” mogę odwiedzić niedostępne dla „zwykłego” turysty miejsca. Urzekły mnie m.in. Sanktuarium św. Józefa oraz Kościół Garnizonowy. Jeśli czas mi na to pozwoli, będę uczestniczył w kolejnych „Kaliszobraniach”, na które zresztą zabieram całą rodzinę. Naprawdę warto! 14 7•8•9 2011 wokół nas Można zatopić się w przestrzeni Grzegorz Janowski fotografik Fot. Przemysław Światły Kalisz ma swój charakter i styl. Niektórym być może wydaje się miastem powolnym i trudnym. Dla mnie jednak jest pełen uroczych, cichych zakątków. To nie miasto na siłę ustylizowane pod turystę. Jest naturalne, ciepłe, sentymentalne – i to w nim lubię najbardziej. Mam tu kilka swoich ulubionych miejsc. Na przykład piwnice pod Aniołami – to coś dla ludzi o artystycznym usposobieniu. Wystarczy w centrum miasta przy ul. Mostowej odnaleźć ukryte, niepozorne wejście, potem zejść schodami, by zatopić się w ogromnej przestrzeni. Podziemne wnętrze, przy pierwszym kontakcie mroczne, zimne i wilgotne, po chwili wciąga, fascynuje. Cegła, łuki, przejścia… Coś niesamowitego! Sporadycznie, przy okazji wystaw artystycznych czy innego rodzaju przedsięwzięć, piwnice tętnią życiem, ale niestety na co dzień, zapomniane i poddane upływowi czasu, niszczeją. Będąc w centrum miasta, koniecznie trzeba wejść w wąskie uliczki odchodzące od Głównego Rynku i dokładnie przyjrzeć się pięknym, starym kamienicom. Warto też wcisnąć wzrok w ukryte podwórka, klatki schodowe i przechodnie bramy. Wtedy dostrzeże się unikalny klimat tego miasta, jego drugą twarz – spokojną, ale jednocześnie intrygującą. Jakby te miejsca kryły w sobie mnóstwo niesamowitych historii. Osobiście polecam Kalisz nocą. Śpiący, cichy, tajemniczy. a następnie odchodzącą od niej w lewą stronę (jadąc od miasta) ul. Pszenną. Można ją natychmiast rozpoznać, bo jest pokryta betonowymi płytami. Droga ta pnie się lekko w górę, ale naprawdę lekko (potem za to będzie z górki!). I tą ulicą jedziemy praktycznie cały czas. W pewnym momencie kończy się i przechodzi w utwardzoną drogę polną. Po kilku kilometrach prostej trasy dojeżdżamy już do cudownych terenów. Po prawej stronie widzimy cały czas pradolinę rzeki Swędrni – i to jest coś niesamowitego – bardzo blisko Kalisza, a podejrzewam, że wiele osób o tym miejscu nie wie (albo są tacy, co wiedzą, ale nigdy tam nie byli). Każdy sam powinien odkryć magię tego miejsca. Lubię tę trasę, bo nie jest płaska, a to w okolicach Kalisza niezbyt częsty widok. To taka mała rozpadlina, właściwie pradolina Swędrni, naturalnie wyrzeźbiona w terenie przez rzekę – teraz już rzeczkę. To rzeczywiście ładne, ciekawe okolice. Do doliny część drogi prowadzi jakby górą, następnie trasa skręca lekko w prawą stronę i jednocześnie w dół. Można więc pojeździć troszkę po górkach, ale bez przesady – proszę pamiętać, że to są górki na miarę naszego miasta. Cały czas jadąc tym traktem (prosto niemal jak po linijce), dojeżdżamy do części bardziej zalesionej. Na horyzoncie będzie już widać las w Rożdżałach, na Pólku, do którego można dojechać równie prostą drogą. Tam, przy lesie, jest nawet teren na kształt dzikiej plaży, ponieważ droga prowadzi w dół doliny i łączy się z rzeką. Możemy stąd wrócić do Kalisza tak jak tu dojechaliśmy. Natomiast bardziej ambitni mogą przedrzeć się przez las, dojechać do drogi, która łączy Skarszew z Tłokinią Kościelną. Wystarczy przejechać kawałeczek tą szosą, a następnie odbić w prawo i pokonać rzekę przez mostek. Następnie, ok. pół kilometra za mostem, z powrotem skręcić w prawo w polne drogi i dobić na drugą stronę pradoliny rzeki Swędrni. I ta droga powrotna jest bardzo prosta – wystarczy cały czas trzymać się koryta rzeki. Polnymi drogami, po części leśnymi duktami o zdecydowanie pofałdowanej charakterystyce, można dotrzeć w rejony ul. Łódzkiej na wysokości zakładu Nestle. Gorąco polecam wyprawę w tamte strony. Marcin Andrzejewski rowerzysta W rejonie Kalisza jest wiele wspaniałych miejsc, gdzie można pojeździć na rowerze. Jeżeli ktoś ma rower terenowy albo trekkingowy, a nie taki typowo „asfaltowy”, może spróbować wybrać się na przejażdżkę w stronę Nędzerzewa i Rożdżał. Istnieje bardzo prosty wyjazd z Kalisza, który jest bardzo bezpieczny i nie zmusza do pokonywania po drodze czternastu dróg krajowych. Wystarczy znaleźć na mapie ul. Braci Niemojowskich, Fot. Agnieszka Andrzejewska Stefan Szymczak przewodnik Jest takie jedno miejsce w Kaliszu, które pozostaje w pewnym sensie zapomniane. To moje ulubione miejsce – cały zespół pobernardyński. Klasztor, kościół, ogrójec i park – usytuowane u zbiegu ulic Stawiszyńskiej i 3 Maja. Najpierw przechodzimy przez ogrójec, mijamy kolumnę napoleońską i miejsce pamięci osób pomordowanych na Wschodzie. Wchodzimy do kruchty, gdzie znajdują się tablice epitafijne wspaniałych ludzi. Spójrzmy przez kratę, przez przeszklone drzwi – oczaruje nas wnętrze świątyni. To naprawdę coś wspaniałego, bo te jednorodne ołtarze tworzą jakby całość. Jest ich aż siedem. A fragmenty malowideł to takie teatrum sacrum, coś pięknego! I dokonali tego braciszkowie bernardyni. Fot. Katarzyna Ignasiak Pójdźmy dalej. Ulicą Stawiszyńską idziemy w kierunku mostu, w kierunku Bernardynki, by dostać się do recepcji. A gdy skręcimy w lewo, znajdziemy coś wspaniałego! Uroczy, artystyczny zakątek, który powstał w wyniku wybudowania łącznika między budynkiem gospodarczym i kościołem – tego dokonali już jezuici. Niejednokrotnie spotykałem tam utalentowanych ludzi ze sztalugami, gdy nanosili ten piękny fragment budowli na obraz. Jeśli trafimy na czas, gdy nie trwają rekolekcje, możemy dostać się przez recepcję do przepięknego parku – to dawny ogród warzywny ze szklarniami, który, ze względu na położenie tuż przy ruchliwej ulicy, jezuici zaczęli zamieniać na park. Przepiękne drzewa, ciekawe gatunki, a w miejscu dawnej szklarni... oczka wodne. Drzewa z ogromnymi liśćmi, ze strąkami – jakże różne o każdej porze roku. A w oczku wodnym nenufary żółte, białe – różnokolorowe! W drugim zaś pływają czerwone, ogromne ryby. Coś wspaniałego! Znajdziemy tu ponoć sekwoje i drzewo chlebowe. Warto odwiedzić ten zakątek, to prawdziwy ukryty skarb Kalisza. 7•8•9 2011 Marzena Ścisła – naczelnik Wydziału Kultury i Sztuki, Sportu i Turystyki UM w Kaliszu Fot. Mariusz Hertmann Lubię oglądać Kalisz z góry. Jestem zafascynowana widokami ukazującymi panoramę miasta. A najpiękniejszym, jaki roztacza się w Kaliszu, jest oczywiście widok z tarasu wieży ratuszowej. Doskonale stamtąd widać, jak na przestrzeni lat rozrastało się miasto, jak zmieniała się jego architektura, jak przybywały nowe tereny. Śródmieście, rynek, kamieniczki z lat dwudziestych XX wieku, dachy kryte czerwoną dachówką – wszystko to widziane z góry zapiera dech w piersiach. Przepiękny jest widok na katedrę św. Mikołaja – niegdyś na obrzeżach grodu, zlokalizowaną przy murach obronnych, a dziś stojącą w samym centrum miasta. Imponującym elementem tej panoramy jest też park, dwadzieścia cztery hektary zieleni rosnącej w samym śródmieściu – to nie tylko serce, ale i płuca Kalisza. Goście przybywający do miasta są urzeczeni tym widokiem. A my, kaliszanie, zazwyczaj jesteśmy w parterze, uwijamy się w natłoku codziennych obowiązków, nie bacząc na urok tego, co nas otacza. Warto więc od czasu do czasu wejść na tę drugą czy trzecią kondygnację, by zobaczyć, jak piękne jest nasze miasto. Dobrze jest obejrzeć Kalisz również z innych perspektyw. Na przykład olśnił mnie widok ul. Kanonickiej, którą niegdyś miałam okazję oglądać z balkonu mieszkania moich przyjaciół, Janusza i Sylwii Kokotów. Piękne wykończenia okien, przepiękne portale, ten detal architektoniczny! Widok zaledwie z drugiego piętra, a jakże inny od tego, który znamy z codziennego doświadczenia. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem, czy to aby na pewno Kalisz? Wtedy uświadomiłam sobie, że piękno tego miasta porównywalne jest z Krakowem, z Paryżem. 15 Anna Tabaka historyk sztuki Mój wybór jest dziwny dla mnie samej. Zagadnięta o najciekawsze czy najbardziej ulubione miejsce w Kaliszu, pomyślałam o kilku zabytkach, ulicach, zakamarkach. Z tej mnogości szybko wybrałam Kościół Garnizonowy – niegdyś przepyszną, barokowo-rokokową siedzibę potężnego zakonu Jezuitów. Świątynia przy Kolegialnej mnie fascynuje, bo jej nagie dzisiaj ściany rozbudzają wyobraźnię. Przekazy na temat dawnego wystroju, zachowane fragmenty malowideł i stiuków nigdy nie dadzą pełnego obrazu świetności kościoła. Do tego architektura świtu baroku, zwiastująca nową formę religijności – nowe czasy. Dzisiaj patrzę na szlachetny marmurowy nagrobek arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego w prezbiterium i myślę, ile Kalisz by stracił, gdyby nie uparta myśl tego człowieka, aby sprowadzić jezuitów nad Prosnę. Z nimi wiążą się początki drukarstwa, teatru i w pewnym sensie nowoczesnego szkolnictwa w naszym mieście. A jednak… nie o tym. Wybieram ratusz – symbol międzywojennej odbudowy. Uważam, że w międzywojniu kryje się klucz do nowej, odświeżonej promocji miasta. Dzieło naszych przodków z tamtego czasu, biorąc pod uwagę skalę wojennego zniszczenia śródmieścia, uznaję za heroiczne. Mój podziw budzi poziom przeprowadzonych wtedy prac. Z tamtej mądrości korzystamy do dzisiaj. Choć, świadomie czy nie, stąpamy po średniowiecznej siatce ulic, to całkiem sporą „resztę” wznieśli kaliszanie między dwoma wielkimi wojnami. Ich codzienność była prozaiczna, ale pomnik, jaki sobie wystawili w postaci odbudowanego miasta, jest trwalszy niż „spiże i marmury”. Ratusz zwieńczony wieżą z czterema szklanymi tarczami zegarowymi, skierowanymi na wszystkie strony świata, tamtego dzieła jest początkiem i końcem – symbolicznym strażnikiem ładu. Właśnie tam, wysoko, do tych tarcz lubię chodzić. Wielkie wskazówki i rzymskie oznaczenia godzin są niemal na wyciągnięcie ręki. Można się poczuć jak Alicja po drugiej stronie lustra. Od dawna widzę w tym miejscu kawiarenkę w popularnym przed wojną stylu art déco. Zegarowe tafle Fot. Mariusz Hertmann i kręcone schody same narzucają stylistykę. Spotkajmy się w ratuszu. Zebrała Katarzyna Ignasiak 16 7•8•9 2011 Dziedzińce, podwórza, wirydarze, podwórca Jerzy Wypych architektura ③ Latem, chodząc po Kaliszu, spotykamy ludzi przechadzających się niespiesznie po mieście – jakby zamyślonych, zadumanych... Odwiedzają oni dawno niewidziane miejsca, z uwagą przyglądają się miastu, kontemplują jego urokliwe zakątki. Lato sprzyja niespiesznym wędrówkom... Kalisz lokacyjny był ogrodzony zarówno w sensie dosłownym, jak i symbolicznym. Ogrodzenie murem miejskim wydziela dany obszar pod względem prawnym, najpełniej wyraża to maksyma: „powietrze miejskie czyni wolnym”. Poza nim obowiązywało prawo książęce. Miasto było więc miejscem ogrodzonym, podobnie jak gród. Zwiedzając, odkrywamy miejsca ogrodzone: dziedzińce, podwórza, podwórca, wirydarze. Wspaniale opisał je Zygmunt Gloger w „Encyklopedii Staropolskiej”: „Podwórze jest to pod-dworze, czyli plac z budynkami dworskimi i pod dworem. Podwórko jest takiż placyk mały pod dworkiem lub chatą wieśniaczą. Gdy podwórza pałaców i dworów dawnych, otoczone w czworobok budynkami i ostrokołami, bywały także warownością swoją podobne do schronisk i dziedzińców zamkowych, zaczęto je nazywać także dziedzińcami, mieszać obie te nazwy i zatracać powoli pojęcia o różnicy pomiędzy dziedzińcem a podwórzem. Ponieważ podwórko w kamienicy miejskiej nie było właściwie ani dziedzińcem zamkowym, ani podwórzem wiejskiem, więc przy bogactwie językowem otrzymało trzecią pośrednią nazwę: podwórzec”. Spacerując po Kaliszu, spotykamy również wirydarze. Zygmunt Gloger definiuje to słowo następująco: „Wirydarz. Ogród, od ogrodzenia tak nazwany, bywał w Polsce zwykle trojaki: warzywny, który się tylko zwał ogrodem, sad, który zasadzony był drzewami owocowemi i wirydarz, o którym słusznie pisze Marcin Siennik w XVI w.: Wirydarze z łacińskiej rzeczy od zieloności są zwane; a to są ogródki małe, w których ziółka albo drzewa, chociaż też i oboje rosną wsadzone, aby zielonością swoją ludziom czyniły lubość i rozkosz”. Na kolejnej stronie, na rysunku pierwszym, przedstawiam widok z mojej pracowni – na podwórce zwieńczone stromymi dachami z widokiem na centrum, rozpoczynając od wieży katedry, poprzez ratusz z zegarem, wieżę Bazyliki św. Józefa i kościół Ojców Franciszkanów. ② Oglądanie miasta z góry, tak zwana piąta elewacja, w centrum ujawnia niezwykłą malowniczość miasta. Spiczaste dachy kryte dachówką z pojawiającymi się dominantami kościołów czy wieży ratuszowej. Jednym z powodów, dla którego zdecydowałem się na tę lokalizację pracowni, był widok, który mogłem zobaczyć z tarasu. Fotografie Kalisza z wież miasta lub po prostu z „lotu ptaka” stają się coraz częściej jego wizytówkami. Ukazują piękno rozbudowanych dachów kamienic miejskich, utkanych na planie zachowującym układ średniowiecznego miasta. Przedstawiają kunszt naszych poprzedników w trosce o swoje miasto. Uzmysłowiają, że całe centrum zostało zburzone w 1914 roku i potem odbudowane, niemalże w jednym czasie, zachowując różnorodność, staranność o detal architektoniczny i pewien jednolity styl. Płynie z tego również nauka, jak pielęgnować miasto dzisiaj. Właściwe będzie przestudiowanie historii odbudowy, poczynając od konkursu Koła Architektów z Warszawy w 1915 roku, poprzez analizę dorobku planistyczne- 7•8•9 2011 go powstałego od tamtego czasu, jak chociażby dorobek Instytutu Urbanistyki i Architektury Politechniki Warszawskiej i współpracę miejscowych projektantów. 17 ① Rysunek drugi przedstawia podwórko zamknięte średniowiecznym murem obronnym z jednej strony, a z drugiej – budynkiem z krużgankiem, co w Kaliszu jest rzadkością. To podwórze dla mnie odtwarza klimat sprzed lat, gdzie ludzie mieszkający w sąsiednich budynkach traktowali podwórze jako przedłużenie swoich mieszkań. Brama wejściowa zamyka od ul. Kadeckiej dostęp na podwórze (kiedyś tu zakręcała ul. Browarna), a przejazd od strony podwórza daje dodatkową zadaszoną przestrzeń. W narożniku znajdujemy odrobinę zieleni z bluszczem pnącym się po kolumnie krużganka na piętro. Mur obronny, dziś poddawany rekonstrukcji, wzbogaci ten fragment miasta. Rysując, mogłem sobie wyobrazić brak rusztowań i warsztatu murarskiego. Na trzecim rysunku prezentuję wi- ④ rydarz klasztoru Franciszkanów, trapezoidalny skrawek zieleni z widokiem na wspaniałe maswerki gotyckich okien. Możliwość znalezienia chwili ukojenia w zgiełku miasta. Wspaniale byłoby szerzej przybliżyć tę przestrzeń, tak aby zaistniała w świadomości mieszkańców miasta. Wchodząc do kościoła Franciszkanów od ul. Sukienniczej, przechodzimy krużganek, który otacza wirydarz. Krużganki ze względu na klimat są zabudowane, w przestrzeń pomiędzy filarami wstawiono stosunkowo małe okna i z trzech stron drzwi prowadzące na wirydarz. Tylko widok od strony wirydarza pozwala nam podziwiać niewątpliwe skarby, jakimi są gotyckie kamienne maswerki. Największy, zachowany w szczytowej ścianie prezbiterium, jest zamurowany i to utrudnia jego oglądanie. To niesamowite, że te kamienne cuda zachowały się w Kaliszu doświadczanym tak wieloma kataklizmami. Ostatni rysunek ukazuje dziedziniec kolegium jezuickiego. Dziś trudno odtworzyć, jak rzeczywiście mógł wyglądać. Dziedziniec, mimo że nieotynkowany, nie zawiera w przebiegu murów żadnych informacji o tym, jak wyglądał, co było arkadą, filarem, oknem czy też litym murem. Jak można odczytać ze starych planów Stanisława Zawadzkiego, kiedyś był krużgankowy. Na środku wyobraziłem sobie fontannę autorstwa Stanisława Solskiego, kaliszanina, zaufanego Jana III Sobieskiego, posła i misjonarza w Konstantynopolu, absolwenta kolegium. Jako młodzieniec marzył, żeby zostać misjonarzem w Indiach. Projekt fontanny zaczerpnąłem z własnoręcznie wykonanej ilustracji Stanisława Solskiego opublikowanej w „Architekcie polskim”. Kiedyś ta przestrzeń tętniła życiem studiującej młodzieży. Można tylko pomarzyć, żeby ten klimat powrócił w te mury. Rysunek jest pewnym emocjonalnym zapisem. Oko ludzkie jest inaczej skonstruowane niż aparat fotograficzny i inaczej rejestruje przestrzeń. Rysując, dokonuję wyboru, zarówno jeżeli chodzi o wybór tematu, jak później jego interpretację. Staram się wydobyć interesujące mnie meritum sprawy. Stąd przedstawiane cztery rysunki, mimo że w zamyśle miały ukazywać podwórza, ujawniają pewien klimat Kalisza, jego historię i piękno zawarte w tworzonej w ciągu wieków przestrzeni. 18 7•8•9 2011 Śródmieście historia Piotr Sobolewski Spacery ulicami starego Kalisza… Urokliwe i zarazem pouczające. Czasami – jeśli wyjątkowo gdzieś się nam nie spieszy – pozwalają przewędrować oczyma wyobraźni wiele lat wstecz. Symbole RR Za najładniejszą z kaliskich ulic uchodzi wytyczona dwieście lat temu aleja Fryderyka Wilhelma. Wielokrotnie zmieniała swój image i nazwę, a dziś zwana jest aleją Wolności. Popularnością wśród kaliszan przebija ją jednak ulica Śródmiejska, czyli handlowo-spacerowy trakt RR, wiodący od kaliskiego ratusza aż do Rogatki Wrocławskiej. To przy ulicy Śródmiejskiej, póki nie powstały centra handlowe, kaliszanie dokonywali najczęściej zakupów, to tutaj, wielokrotnie przechodząc w obie strony, niejeden spotkał (niby przypadkiem) późniejszą miłość życia. A zamieszkanie bądź posiadanie gabinetu przy tej ulicy nobilitowało już od trzech niemal wieków. Ulica zaczynała się praktycznie na Rynku i długo nosiła nazwę ulicy Wrocławskiej. Pierwszy odcinek, do Bramy Wrocławskiej i Mostu Kamiennego, został wytyczony w czasie lokacji miasta w II połowie XIII wieku. Wydłużono ją znacznie później, bo w roku 1906, w związku z wybudowaniem na przedmieściu dworca kolei. W 1922 roku, na liczącej 2300 metrów długości trasie, wyodrębniono ulicę Górnośląską, w końcu lat dwudziestych XX wieku śródmiejska część zyskała nazwę Marszałka Piłsudskiego, a po II wojnie światowej – Generała Roli Żymierskiego. Obecną nazwę, najbardziej adekwatną do charakteru, ulica zyskała dopiero w 1958 roku. Wzloty i upadki Na ulicy Śródmiejskiej długi czas przeważała architektura drewniana. Z biegiem lat przybywało jednak domów murowanych. Bardzo gęsta zabudowa sprawiała, że ulica często padała ofiarą pożarów. Tuż przed wielkim pożarem w 1792 roku, który wybuchł w kamienicy Dymitrów, a następnie ogarnął i zniszczył niemal całe śródmieście z ratuszem włącznie, znajdowało się w tym miejscu trzynaście Fragment Mostu Kamiennego. Fot. Mariusz Hertmann Ulica Śródmiejska. Fot. Mariusz Hertmann domów murowanych i aż osiemnaście drewnianych. XIX wiek zmienił wygląd i charakter ulicy. W sierpniu 1914 roku ulica Śródmiejska została – podobnie jak i większość miasta – zniszczona przez Prusaków. Rozpoczęli oni właśnie I wojnę światową i na przykładzie bezbronnego wówczas Kalisza pokazali Europie swą siłę oraz bezwzględność. Stojące obecnie przy ulicy domy pochodzą w większości z okresu międzywojennej odbudowy. Ponieważ planowano wówczas puścić ulicą tramwaj, prawą pierzeję do Mostu Kamiennego przesunięto o kilka metrów, poszerzając tym samym ulicę do szerokości ok. 18 metrów. Z tramwaju nic nie wyszło – może i dobrze, bo dzięki temu dzisiaj na tym odcinku, o zachowanym średniowiecznym „łukowatym” przebiegu, możemy cieszyć się dobrodziejstwem deptakowego spaceru (w każdym razie ruch kołowy jest tu ograniczony). Nie tylko po Piwku Wyruszamy z Rynku na historyczny spacer ulicą Śródmiejską. Już na początku XIX wieku ulica tętniła handlowo-usługowym gwarem. Czego tam nie było – apteki, sklepy złotnicze, jubilerskie, optyczne, galanteryjne składy kolonialne, księgarnie, zakłady portreciarskie, cukiernie – niezmiennie przyciągały tłumy kaliszan. Możemy też przywołać świeższe obrazy – te sprzed pół wieku. Narożnik z Rynkiem nieco starszym kaliszanom kojarzy się z biurem podróży „Orbis”. Kawałek dalej swój sklep spożywczy miał Aleksander Urlych. Po tej samej stronie stoi dom „po Piwku”, w którym przed wojną ów przedsiębiorca sprzedawał artykuły gospodarstwa domowego (później przez pewien czas te tradycje kontynuował handel uspołeczniony). Obok warsztat jubilerski miał pan Pogłodziński, naprzeciw zakład fryzjerski prowadzili Badlakowie, a nieco dalej znajdowała się cukiernia Mayera, przemianowana później na Ekspresową (z gawędzącą nieustannie panią Józką), która jeszcze później zmieniła się w Szach-Bar. Ten lokal, jako jeden z nielicznych, nie zmienił profilu i do dziś służy gastronomii. Po drugiej stronie ulicy koszulami handlowała firma TOK (Tadeusz Olejnik Kalisz), a po niej Karasińscy. Obok był szewc Mazurowski i sklep spożywczy Lewandowskich, przekształcony potem w słynną „100”, czyli pierwsze kaliskie delikatesy. Za nimi galanterię skórzaną oferowali Adamczewscy. Dalej swój zakład fotograficzny prowadził, wyrugowany później na piętro, Lisiak. Obecnie najwięcej klientów przyciąga tam placówka drogeryjna, choć nie można zapomnieć o dwóch księgarniach znajdujących się na tym odcinku ulicy. Wracając na stronę nieparzystą, warto zauważyć, że blok, w którym obecnie znajduje się sklep „Ruchu”, stanął w miejscu jedynej z tego fragmentu miasta kamienicy zniszczonej w czasie II wojny światowej, a w zasadzie pod jej koniec – ponoć przez Rosjan. Przed mostem, obok postoju taksówek na ulicy Kazimierzowskiej (ostatnie stoją czasem na wysokości domu Sztyltera, vis a vis „stawideł” i folusza), kusi smakowitymi zapachami restauracja. Przed nią na krótko zagościła tu pizzeria. Tuż po II wojnie światowej w tym budynku debiutował kaliski Powszechny Dom Towarowy (PDT). W 1994 roku, podczas prac remontowych, odkryto duże fragmenty fundamentów Bramy Wrocławskiej, znajdującej się tam do 1790 roku. W miejscu obecnego banku była kolektura Krajowej Loterii Pieniężnej – instytucji, o której dziś pamiętają już chyba tylko szczęśliwcy, którym przed pół wiekiem dane było wygrać parę gomułkowskich złociszy. Obok pracował zegarmistrz, potem fryzjer męski i dziecięcy, zastąpiony z kolei sklepem z zabaw- 7•8•9 2011 kami. Przed wejściem na most przez długie lata stali z wagą lekarską pan Rosiak i pani Staszak, przyprawiając do rozpaczy niejedną kaliszankę. Kamienny i niezniszczalny No i oto stoimy przed najciekawszym i najstarszym murowanym mostem Kalisza – Mostem Kamiennym. Przypomnijmy, że stanął on w miejscu wcześniejszego, drewnianego, początkowo zwodzonego mostu o długości 70 łokci (czyli 35 metrów). Stał przed Bramą Wrocławską, a nazywano go Młyńskim, od niego odchodziła kładka do młynów stojących obok na rzece. W 1825 roku został on zastąpiony mostem kamiennym, nazwanym oficjalnie od imienia wówczas miłościwie panującego w Królestwie Polskim cara – Mostem Aleksandryjskim. Wybudowano go na wniosek Józefa Radoszewskiego, Prezesa Komisji Wojewódzkiej, który projektowanie powierzył młodemu architektowi Sylwestrowi Szpilowskiemu, autorowi planów wielu innych reprezentacyjnych gmachów Kalisza. Roboty pod architektonicznym nadzorem Franciszka Reinsteina prowadził Bogumił Jensch, a nadzorował je Dyrektor Generalny Dróg i Mostów w Warszawie – Franciszek Christiani. Prace prowadzone były przy pomocy kafarów, specjalnych urządzeń umożliwiających wbijanie pali w muliste grunty, którymi w dno pod fundamenty wbito 104 pale dębowe. Na jednej z dwu kamiennych tablic wmontowanych w balustrady umieszczono herb Kalisza, a na drugiej napis w języku łacińskim: „Obywatele kaliscy pragną, aby most ten kosztem publicznym miasta wystawiony, w marcu 1824 rozpoczęty, a w sierpniu 1825 roku pod imieniem najjaśniejszego Aleksandra I, cesarza i króla, ojca ojczyzny i opiekuna miasta tego ukończony, był dla potomnych świadkiem ich wdzięczności i przywiązania”. W 1920 roku most został wpisany do rejestru zabytków. Szczęśliwie uniknął zniszczenia w czasie obu wojen. Stojąc właśnie na nim, Marcin Śniadowski z „Nocy i Dni” porównywał Kalisz do Wenecji. Później zamiast rzeźb na przyczółkach ustawiono latarnie, których oryginalne żeliwne słupki z czasem zastąpiono współczesnymi. Wtedy też wykonano konserwację kamiennych elementów balustrady, o jej utrzymanie już od dwóch lat toczy się heroiczna walka. Złoty Róg Na początku XIX wieku, na rogu dzisiejszej alei Wolności, powstał Hotel Polski Ludwika Woelffla. Przez kilka lat wynajmował tu pomieszczenia kaliski magistrat, a Karol Melcer udzielał lekcji gry na fortepianie. W budynku tym mieścił się też klub i – przez krótki czas – cerkiew garnizonowa. W czasach, gdy Kalisz pozbawiony był gmachu teatralnego, to właśnie tu wynajmowano pomieszczenia przyjezdnym zespołom artystycznym. Hotel został zniszczony podczas bombardowania w sierpniu 1914 roku. Po I wojnie światowej zniszczał zupełnie, a plac po nim kupił Oppenheim. Miał tu powstać trzypiętrowy dom. Poprzestano jednak na wzniesieniu pierwszego piętra. Parter przeznaczono na sklepy, a najważniejszy z nich nazywano patetycznie „Złotym Rogiem”. Od niego wzięła nazwę kamienica i skrzyżowanie ulic. Dom nie był arcydziełem sztuki budowlanej i rychło zamienił się w ruderę. Przed pół wiekiem rozebrano zatem „Złoty Róg”. Godziwe zagospodarowanie placu pozostaje od pół wieku w sferze… projektów. Kaliski belweder Za hotelem ciągnęły się pola i ogrody z kilkoma drewnianymi domami, czyli „Rembowszczyzna”. Na cyplu po drugiej stronie traktu, który jeszcze u schyłku I Rzeczypospolitej został wyłożony brukiem na odcinku od Bramy Wrocławskiej do Rogatki, stało kilka domów z ogródkami. Kąt ten nazywano „Na Grobli”. Obecnie widzimy tu kolejny kaliski bank. Mieści się on w dawnym pałacyku właściciela browaru – Weigta. To piękny budynek z 1925 roku, z ryzalitem, ozdobnymi balkonami i – co urzeka najbardziej – tarasem ze schodami 19 najwspanialszych w mieście. Mimo dwóch wojen ocalał, a obecnie użytkowany jest przez bank. Naczółek narożnikowej fasady zdobią alegoryczne wyobrażenia handlu i bogactwa – za sprawą rzeźbiarza Leona Wiśniewskiego (znanego m.in. z realizacji detali na łódzkim pałacu Poznańskich), zaklęte w kamieniu postaci spoglądają na miasto. Półnaga kobieta wyposażona w rozłożyste skrzydła jedną ręką wysypuje z rogu dary natury – egzotyczne owoce, drugą zanurza w skrzyni pełnej klejnotów. To wyobrażenie bogactwa osiąganego dzięki rozwojowi przemysłu (symbolizuje to wąsaty robotnik) i rolnictwa (orzący rolnik). Scenę uzupełnia opiekun handlu – Merkury, który zawiera przymierze z bankowością ukazaną pod postacią kobiety z księgą rachunkową w dłoniach. Na księdze widać inicjały BHW (Bank Handlowy w Warszawie). Autor projektu budynku, warszawski architekt Hugo Kuder, twórca m.in. dworku Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, sięgnął po wzory neobaroku niemieckiego, stąd budowlę cechuje przysłowiowa niemiecka solidność: granitowe cokoły, potężne Ulica Śródmiejska, „Złoty Róg”. Fot. Mariusz Hertmann i balustradą. Kiedy onegdaj biły tam jeszcze w górę wody fontann, kamienica przypominała budowle włoskie. Nie dziwota więc, że kaliszanie ten budynek, pierwotnie niższy o jedno piętro, nazwali „belwederem”. Znajdująca się na parterze przed II wojną światową witryna cukierni skupiała pożądliwe spojrzenia najmłodszych mieszkańców miasta. Za budynkiem widnieją monumentalne piwnice browaru, czasem udostępniane na nastrojowe artystyczne happeningi. jońskie pilastry i dębowe drzwi. Klient miał mieć pewność, że oddaje kapitał pod opiekę instytucji trwałej i pewnej – jak jej kamienna fasada. Przypomnijmy, że podobny zabieg zastosowano w rówieśnym budynku obecnego banku znajdującego się na pobliskiej alei Wolności. Symbol bogactwa Idąc dalej, wkraczamy na kolejny, postawiony w 1880 roku most – Reformacki (bo prowadził do reformatów na Rogatce), zwany też Żelaznym. W połowie XVIII wieku istniał tu most długości 85 łokci, nazwany – z racji częstego zalewania przez wodę – „Topionym” albo „Topielcem”. Odcinek brzegowy przed mostem został przez Niemców w czasie II wojny światowej umocniony… dwoma W wiekach XIX i XX zabudowa traktu Wrocławskiego znacznie się zagęściła. Mówiono i pisano wówczas, że „będzie to najpiękniejsza część miasta”. I tak, na kilka miesięcy przed wybuchem I wojny światowej, otwarto tu oddział warszawskiego Banku Handlowego. Budynek należał do Cukiernia Ziemianka i bilardownia Szulakowskiego 20 7•8•9 2011 Kościół Świętej Rodziny (Nazaretanek) przy Rogatce. Fot. Mariusz Hertmann tysiącami macew ze zlikwidowanego przez nich cmentarza żydowskiego na Czaszkach (dziś Nowy Świat). Wydobyte dopiero w latach 90. XX wieku płyty trafiły, po licznych perturbacjach, na nowy cmentarz przy ulicy Podmiejskiej. Za mostem, w lokalu, który w ostatnich latach dość często zmieniał najemców (Moda Polska, chińska restauracja, obecnie sklep Admatu), przed II wojną światową kaliskie elegantki kupowały ekskluzywne obuwie w firmowym składzie znanej czeskiej firmy „Bata”. Dalej produkty spożywcze oferował Freitag, później w to miejsce „wszedł” ze swoim sklepem firmowym Wedel. Naprzeciwko był sklep rzeźniczy Jagodzińskiego i sklep galanteryjny „Francoiz” Żekierzyckich, a za ulicą Pułaskiego swoją piekarnię miała rodzina Stankiewiczów (ojciec został rozstrzelany przez Niemców zaraz na początku II wojny światowej, syn zaś poległ w powstaniu warszawskim). Dalej (i później, bo już po II wojnie światowej) był tu m.in. sklep Cepelii. W domu po Wyganowskim, cofniętym od ulicy, przez pewien czas miało swój lokal Towarzystwo Cyklistów. Na tejże ulicy prowadził renomowaną firmę kuśnierską i futrzarską Wiktor Busoni, a za ulicą Fabryczną, jak i dziś, była restauracja. Dalej słodkimi wyrobami kusiła cukiernia „Ziemianka”, zwana też „U Franusia” (od imienia właściciela – pana Franciszka Sośnickiego). Nieco wcześniej mijamy jedną z piękniejszych, ale i najbardziej zaniedbanych kaliskich ulic – Pułaskiego. Wcześniej była ona zwana ulicą Wiejską. Przed wojną znajdowała się tam m.in. popularna wśród uczniów (choć dla nich niedozwolona) bilardownia Szulakowskiego. Na przeciwnym rogu, wtedy nienazwanej jeszcze uliczki, a dzisiejszej ulicy Krótkiej, przed wiekiem otwarto kinoteatr pod nazwą „Miraż”, zmieniony następnie na kino „Stylowe”. W 1909 roku – wyświetlano tu pierwszy w Kaliszu western „Zemsta Cow Boya” . Perła w centrum Okazały budynek przy ulicy Śródmiejskiej 35 wybudowany został w 1930 roku dla braci Leona i Moryca Kowalskich. Postrzegany wówczas jako drapacz chmur, posiadał łączną kubaturę 2550 metrów sześciennych. Dom był luksusowy: miał ciepłą wodę, kuchenki na gaz, centralne ogrzewanie i zainstalowaną w 1935 roku elektryczną windę. W mieszkaniach były już wyłożone kosztowną glazurą łazienki, do których wstawiono łącznie 50 klozetów, tyleż zlewów i 46 żeliwnych wanien. Ozdobą domu był umieszczony na przedostatnim piętrze taras, z którego rozciąga się piękny widok na miasto. W mieszczącej się na parterze części handlowej znajdował się m.in. skład fortepianów braci Fibigerów i wytwórnia lodów włoskich Giuseppe Gei. Projektantem tego modernistycznego cacka był kaliski architekt Albert Nestrypke. W 1960 roku przy skrzyżowaniu ulic Śródmiejskiej z Kościuszki natrafiono na resztki drewnianego mostku, przerzuconego nad odnogą Prosny – Mniszką (bo płynęła od strony ogrodów franciszkanek w alejach). Na rogu obecnej ulicy Kościuszki (której należy się osobna opowieść) mieściła się pod koniec XIX wieku prywatna szkoła Pawłowicza, skupiająca polską młodzież uczoną przez polskich nauczycieli. W rejonie dzisiejszej ulicy Fabrycznej leżał też folwark kaliskich franciszkanów, zwany „Chorabie”, a dalej stały jeszcze dwa kościoły, klasztor i szpital. Świat w krajobrazach gdzie już od okresu międzywojennego był znany zakład fotograficzny Jackowskiego, przed ponad stu laty otwarto „Dioramę Imperial” pokazującą „świat w krajobrazach”. Tu też prosperowała knajpa znana z częstych i hałaśliwych „rozpraw nożowych”, a dochodzące zeń wrzaski i pijackie śpiewy uwłaczały powadze przechodzących tędy pogrzebów. Finisz z Rogatką Ulica Śródmiejska kończy się Rogatką Wrocławską. W 1826 roku Franciszek Reinstein postawił tu klasycystyczny budynek – jedną z czterech wówczas rogatek w Kaliszu (do dziś ocalała tylko ta jedna). Był to koniec miasta, ale i zarazem kraniec wielkiego imperium. Począwszy od XVIII wieku tędy właśnie wkraczały uroczyście do miasta, i już znacznie mniej uroczyście je opuszczały, wojska różnego autoramentu. Między innymi w listopadzie 1815 roku, pod specjalnie zbudowaną bramą triumfalną, władze miasta witały tu „wskrzesiciela Ojczyzny” Aleksandra I. W sierpniu 1914 roku znów tędy wkraczali do miasta Prusacy. Mieszkańcy byli świadkami rozstrzeliwań pod cmentarnym murem i w szpitalu św. Trójcy. Ucierpiał też poreformacki kościół. Tędy też, znów od rogatki, we wrześniu 1939 roku po raz trzeci wkroczyli do Kalisza Niemcy. W pomieszczeniach sióstr nazaretanek, które po I wojnie przejęły kompleks reformacki, okupant urządził Gaukinderheim – dziecięcy obóz przesiedleńczy, o którym informuje tablica na murze przy kościele. Szpital św. Trójcy ufundowany został w XVI wieku przez kaliskich mieszczan. Miał on służyć „podupadłym obywatelom” i stąd też został oddany kanonikom laterańskim. Wraz z drewnianym budynkiem szpitalnym postawiono drewniany, ubożuchny kościółek. Szpital posiadał dwa domy, duży ogród, sad i chmielnik. Prusacy odebrali go kanonikom i przekazali miastu. Po likwidacji szpitala św. Ducha na Przedmieściu Toruńskim stał się on jedyną lecznicą w mieście. W 1821 roku, kiedy rozebrano kościółek św. Trójcy, Gotlieb Krug miał tu gręplarnię wełny, a do pracy wynajmował część zdrowszych pacjentów. Nowy szpital Rogatka Wrocławska. Fot. Mariusz Hertmann św. Trójcy stanął dopiero w 1824 roku, za przyczyną Henryka Marconiego. I tak kończy się nasz spacer ulicą ŚródmiejGdy w 1937 roku wybudowano na ulicy Kaszubską. Kaliska tradycja z czasów, gdy nam się nie skiej nowy obiekt szpitalny, w budynkach poszpispieszyło nieustannie, kazała odbyć go jeszcze talnych przy Rogatce ulokowano koszary i sztab co najmniej raz – w kierunku powrotnym. Może 25. Dywizji Piechoty. Od 1957 roku, po kolejnej wtedy moglibyśmy dopowiedzieć sobie jeszcze modernizacji i nadbudowie piętra, nadal służy on o kilku faktach i ciekawostkach, może wtedy dosłużbie zdrowia. strzeglibyśmy kolejne warte zapamiętania szczePo drugiej stronie ulicy w XVII wieku stanął góły architektury, spotkalibyśmy kogoś wartego murowany klasztor oo. Reformatów oraz kościół spotkania – kogoś współczesnego, a może kogoś pod wezwaniem św. Józefa i Piotra z Alkantary – sprzed wieków. Bo ulica zawsze była pełna takich temat osobnej, zapewne pasjonującej opowieści. indywiduów, pozostając niezmiennie najciekawKoło reformatów, obok stacji telefonów i telegrafu, szą ulicą Kalisza. 7•8•9 2011 21 O czym warto wiedzieć Jolanta Delura Kalisz po raz drugi zagościł na łamach popularnonaukowego, ogólnopolskiego miesięcznika „Spotkania z Zabytkami”. Jak się wydaje, zaprezentował się tam godnie. Przekrojowy charakter ma też artykuł Sławomira Przygodzkiego, traktujący o tym: „Jak kształtował się Kalisz wielokulturowy” i potwierdzający tę wielokulturowość już od początków drugiego tysiąclecia naszej ery. Po raz pierwszy Kalisz gościł w „Spotkaniach z Zabytkami” w 2003 roku. W czerwcowym wydaniu czasopisma znalazło się miejsce dla kilku artykułów poświęconych najstarszemu z polskich miast. Ich obecność anonsowała okładka z malowniczym gmachem Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego, odbijającym się pięknie w nurtach Prosny. U źródeł Nadrabianie niedostatków Wewnątrz można było znaleźć opracowania poświęcone: początkom miasta, jego murom obronnym, poliptykowi kaliskiemu, więzieniu, szkole dwojga imion, cmentarzom przy Rogatce, kaliskim budowniczym fortepianów, a także miejscowym meblarzom. Było też kilka drobnych wzmianek o ważniejszych zabytkach. Jak widać, to ledwie nikły ułamek tego, czym Kalisz może się poszczycić i o czym warto Polsce opowiedzieć. Można się domyślać, że również redaktorzy „Spotkań z Zabytkami” musieli zauważyć ten niedostatek, skoro po kilku latach postanowili powrócić do tematyki kaliskiej. W tym roku przeznaczono na nią na łamach miesięcznika trzy razy więcej miejsca niż za pierwszym razem. „Kalisz i jego zabytki” zapowiada okładka z panoramą miasta pochodzącą z obrazu: „Adoracja Matki Boskiej przez św. Paschalisa” (pędzla reformackiego zakonnika, Bonifacego Jatkowskiego). To najstarszy znany wizerunek miasta, namalowany w 1715 roku. Bogaty wybór W piśmie bogaty wybór artykułów omawiających historię Kalisza od czasów najdawniejszych aż po lata współczesne. „Mocnym uderzeniem” otwiera tematykę kaliską artykuł wielkiego propagatora idei państwotwórczej roli miejscowych Piastów, prof. Andrzeja Buko, dyrektora Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. Profesor – pisząc o „Roli Kalisza w okresie kształtowania się państwa wczesnopiastowskiego” – rozprawia się z koncepcjami historyków z ośrodka poznańskiego, znanych powszechnie z konsekwentnego procederu umniejszania roli Kalisza w historii ziem polskich. Stronę dalej dr Tadeusz Baranowski prowadzi czytelnika trasą „Od Adriatyku do Bałtyku”, dodając argumentów na rzecz Kalisza jako Ptolemeuszowej Kalisii. Przy okazji powraca do jubileuszu „Kalisia 18,5”, rekonstrukcji wozu kupców rzymskich oraz europejskiego projektu „Wyprawa po Bursztyn”, koordynowanego przez Lechosława Ochockiego, wicedyrektora kaliskiego muzeum. Sam dyrektor muzeum, Jerzy Aleksander Splitt, proponuje czytelnikom „Spotkań z Zabytkami” obszerny artykuł: „Portret miasta. Rozwój architektoniczny i urbanistyczny Kalisza od X do XX w.”, ilustrowany bogato starymi materiałami ikonograficznymi. Na dalszą część numeru składają się artykuły poświęcone tematyce bardziej szczegółowej. Są wśród nich trzy opracowania znawczyni historii sztuki, dr Ewy Andrzejewskiej, poświęcone: kolegiacie kaliskiej księdza Stanisława Kłossowskiego, szatom liturgicznym należącym do tej świątyni oraz Franciszkowi Eytnerowi – śląskiemu rzeźbiarzowi osiadłemu w Kaliszu. Mamy też artykuły znanych i lubianych kronikarzy Kalisza: Anny Tabaki i Macieja Błachowicza na temat „Albumu Kalisza”, pod którym to tytułem ukrywa się „Album Kaliskie” Edwarda Staweckiego, a także „Niezwykłych losów pomnika cara Aleksandra II w Kaliszu”. W „Spotkaniach z Zabytkami” znalazła się też krótka informacja o „Nowym Kaliszaninie” autorstwa obojga. Katarzyna Wawrzyniak-Łukaszewicz i Piotr Szukiel poświęcają uwagę odnowionemu niedawno zabytkowi z zakresu muzyki. To kantatorium prymasa Łaskiego, niezwykle cenny rękopis przechowywany w bazylice kaliskiej. Dalej Barbara Czechowska oprowadza nas po „Kaliskim korso”, czyli al. Wolności, Grzegorz Waliś i Grażyna Schlender prowadzą czytelnika do Archiwum Państwowego w Kaliszu, obchodzącego niedawno 60-lecie swojego istnienia, Marcin Magdziński prezentuje walory Kaliskiego Rezerwatu Archeologicznego, a Ewa Mockałło-Siurawska wiedzie szlakiem „Z Kalińca do Serbinowa” po śladach Marii Dąbrowskiej. Są też dwa artykuły piszącej te słowa, poświęcone Kaliszowi Kazimierzowskiemu oraz polichromii Włodzimierza Tetmajera w kaliskiej katedrze. Jak widać, tematyka jest bardzo zróżnicowana i bez wątpienia ciekawa. Wielkim walorem kaliskiego nu- meru „Spotkań z Zabytkami” jest prezentacja najnowszych badań w zakresie przedstawionych tematów. Daje to nadzieję, że sięgną po nie z zainteresowaniem nie tylko czytelnicy w Polsce, ale również sami kaliszanie. 22 7•8•9 2011 Szlak Żydowski wokół nas Halina Marcinkowska „Kaliski Szlak Żydowski” zaczyna się na Rynku Głównym i prowadzi w kierunku dawnej dzielnicy żydowskiej. Kulminacyjnym jego punktem jest cmentarz przy ul. Podmiejskiej. Warto przemierzyć go wspólnie na łamach „Kalisii”, a być może potem, już z pismem w ręku, wybrać się na spacer ulicami miasta zamieszkiwanymi niegdyś przez kaliszan wyznania mojżeszowego. Ulica Złota i okolice Ludność żydowska przez wieki zamieszkiwała Kalisz. Pierwsze wzmianki o Żydach w grodzie nad Prosną pochodzą z 1139 roku. Dzielnica żydowska w mieście lokacyjnym znajdowała się w jego południowo-zachodniej części, pomiędzy bramą Piskorzewską a Końskim Targiem. Wraz z rozwojem miasta rozciągnęła się na całej długości ul. Złotej i uliczek przyległych. Jednym z najbardziej kolorowych miejsc żydowskiego Kalisza był rynek, czyli Grojser Mark. Historia tego miejsca zaczyna się z chwilą wydania zezwolenia na zamieszkanie tej części miasta – czyli w 1828 roku. Wiele kamienic znalazło się wówczas w rękach żydowskich, a prowadzone przez Żydów ekskluzywne sklepy do tej pory są wspominane przez starszych kaliszan. Kwintesencja sztetlu Pisząc o historii społeczności żydowskiej w naszym mieście, nie sposób nie wspomnieć o kamienicy mieszczącej się przy Głównym Rynku 15, tzw. Kamienicy Apta. To tam w marcu 1945 roku powstał Kaliski Komitet Żydowski, którego zadaniem była rejestracja i pomoc ocalałym z zagłady Żydom. I właśnie w tym budynku w lipcu 1946 roku doszło do próby pogromu. Z Głównego Rynku udajemy się na ul. Złotą, zwaną w średniowieczu ul. Żydowską. Jest ona kwintesencją sztetlu (miasteczka żydowskiego). Idąc od rynku tą ulicą, po lewej stronie mijamy miejsce, gdzie stała niegdyś główna synagoga, z bizantyjskimi kopułkami, oddzielona od ulicy dużym czystym zieleńcem. W głębi stał budynek starego Bethamidraszu (Domu Nauki) – miejsce studiowania tekstów religijnych. Posiadał on kamienną trzynastowieczną umywalnię w przedsionku. Został zniszczony podczas palenia Kalisza w 1914 roku. Pierwsza drewniana synagoga stanęła przy ul. Żydowskiej. O jej istnieniu pośrednio wnioskować można ze Statutu Kaliskiego wydanego przez Bolesława Pobożnego w 1264 roku. Przywilej na budowę synagogi murowanej otrzymali kaliscy Żydzi w 1358 roku od króla Kazimierza Wielkiego. Pierwsza wzmianka w kronice miasta dotycząca bożnicy pochodzi natomiast z 1565 roku. Trudne dzieje synagogi W 1659 roku gmina żydowska wykupiła plac przy murze miejskim pod budowę murowanej synagogi. Jej wnętrze dekorowane było ornamentyką roślinną, a sklepienia wykonano ze stiuku, w stylu zwanym „kalisko-lubelskim”. Był to główny ośrodek życia religijnego i społecznego ludności żydowskiej Kalisza. W 1792 roku, podczas wielkiego pożaru miasta, budynek poważnie ucierpiał. Dzięki zamożności kaliskiej gminy szybko jednak udało się go podnieść z ruin. Służył wyznawcom judaizmu zaledwie 70 lat. 18 lipca 1852 roku w dzielnicy żydowskiej wybuchł bowiem kolejny pożar, który strawił znaczną cześć domów. Ogień nie oszczędził również synagogi. Ta, którą postawiono na jej miejscu, nie mogła się równać z poprzedniczką. Otoczona była różnymi przy- Ulica Złota zwana w średniowieczu ulicą Żydowską. Fot. Mariusz Hertmann budówkami służącymi do celów warsztatów, składów, sklepów oraz domów mogospodarczych i rytualnych. Najbliższe otoczenie bożnicy tworzył zaś plac – Rozmark. Po wybuchu dlitw i chederów (cheder – z hebrajskiego: izba II wojny światowej świątynia została okradziona – to elementarna szkoła żydowska o charakterze przez hitlerowców. Niemcy do jej rozbiórki zmureligijnym dla chłopców). Miejsca te i obecnie nie sili kaliskich Żydów oraz jeńców wojennych. Po uległy wielkiej zmianie. Tu także na starych framugach nietrudno odnaleźć ślady po mezuzach zakończeniu wojny na tym miejscu wzniesiono siedzibę PZPR. Na początku lat 90. obiekt ten (mezuza – mały pojemnik wykonany z drewna, przebudowano na bank. metalu lub szkła, zawierający zwitek pergaminu z dwoma fragmentami Tory: Księga Powtórzonego Prawa 6.4-9 i 11.13-21; zawieszany na framugach Centrum dzielnicy żydowskiej lub odrzwiach domów jako dosłowne wypełnienie Nieco w bok od synagogi usytuowano nowoprzykazania danego przez Boga). Choć mieszkania czesny budynek nowej szkoły religijnej – Talmud już dawno zmieniły swych lokatorów, to jednak Tora (obecnie budynek Urzędu Skarbowego). nie zatarły się do końca ślady przeszłości. Został on wybudowany pod koniec XIX wieku, W podwórzu kamienicy przy ul. Wodnej 2 miea zniszczono go podczas palenia miasta w 1914 ściła się bożnica chasydów „Aleksander”. A pod roku. Ponownie oddany był do użytku 10 kwietnumerem 10 tej kamienicy mieszkał znany kaliski nia 1932 roku. Oprócz szkoły mieściła się tam sala rabin, Jechaskiel Lipszyc, najważniejsza osobowość modlitw, doskonale wyposażona biblioteka, a w w życiu religijnym międzywojennego Kalisza. piwnicach – piekarnia macy. Wracamy na ul. Złotą. Tam gdzie dziś usytuowaBożnica w podwórzu ne są planty, przed II wojną światową płynął jeden z kanałów rzeki Prosny. Nad kanałem znajdował Ul. Wodna 3 – w kamienicy Markusa Fryde, się most. Przed mostem, po lewej stronie, stały na pierwszym piętrze, znajdował się prywatny stare jatki, a przy ul. Nadwodnej, przy ramieniu dom modlitwy. Ulica Ciasna. Pojawia się zawsze Prosny, koszerna ubojnia i sklep z mięsem. we wspomnieniach żydowskich mieszkańców Wszystkie te boczne ulice, wraz z Rozmarkiem, Kalisza. Na jej końcu, nieco w głębi, znajduje się budynek kina, które dawniej nosiło nazwę „Słoństanowiły centrum dzielnicy żydowskiej. To było ce”. Wyświetlano tam także filmy w języku jidysz. miejsce ciągłego ruchu. Przy moście stali bezroPod numerem 21, w kamienicy należącej do robotni, po których przychodzili pracodawcy chcący dziny Senderów, znajduje się jedno z nielicznych ich na kilka godzin zatrudnić. Przy moście działało upamiętnień społeczności żydowskiej Kalisza. też specyficzne przedsiębiorstwo transportowe: Jest to dwujęzyczna tabliczka (w języku polskim można było tu wynająć woźnicę z koniem i trai hebrajskim), która informuje, iż w miejscu tym garza noszącego paczki na własnych plecach. Przy w latach 1917-1939 miała swą siedzibę organizaul. Złotej 15, w prywatnej kamienicy, mieściła się cja Haszomer Hacair (Młody Strażnik). Kaliski bożnica cechu żydowskich krawców. przedsiębiorca Elizar Krasucki przekazał część pomieszczeń po fabryce koronek (mieszczącej Ślady przeszłości się w oficynie nieruchomości) i to tam powstało „gniazdo”, które edukowało w duchu syjonizmu Za mostem rozpoczynała się ul. Nowa (obeckilka pokoleń kaliskich Żydów. W kamienicy tej nie dalsza część ul. Złotej), która ciągnęła się aż mieszkał także cadyk z Żychlina i Zduńskiej Woli do ul. Majkowskiej. Pełno tam było fabryczek, – rebe Jeszajahu Weldfraid (jego nagrobek znajduje się na nowym cmentarzu żydowskim przy ul. Podmiejskiej). W podwórzu nieruchomości cadyk prowadził własną bożnicę. Po drugiej stronie ulicy znajdowała się bożnica „Sfostemes” prowadzona przez Stowarzyszenie Zwolenników Cadyka z Góry Kalwarii, a obok swą siedzibę miało Stowarzyszenie „Brith Trumpelder”. Miejsca tętniące życiem W domu Szymona Widawskiego, przy ul. Ciasnej 6, swą siedzibę miały teatr żydowski oraz biblioteka robotnicza. Na rogu Ciasnej i Nowej (obecna Złota) mieściła się znana herbaciarnia pani Szerowej. Przy ul. Ciasnej 2, w domu Jakuba Moszkowicza, był Arbajter Hajm (Strzecha Robotnicza) z olbrzymią salą teatralną. To było miejsce stale tętniące życiem, odbywały się tam przedstawienia teatralne trupy kaliskiej „Kometa”. Sala podczas przedstawień była zawsze przepełniona, a niektóre sztuki, na życzenie publiczności, były grane kilkakrotnie – dzień po dniu. Istniało tutaj także Żydowskie Koło Dramatyczne, które wystawiało sztuki wybitnych pisarzy żydowskich, takich jak Szalom Asz, Szymon Anski, Hersz Nomberg czy Icchok Lejb Perec. Przedstawienia były grane w jidysz. Mieściła się tam także siedziba Poalej Syjon Lewicy. Getto Idąc dalej ul. Złotą, za budynkiem fabryki fortepianów, dochodzimy do kamienic, które w okresie od 1940 do lipca 1942 roku były budynkami wchodzącymi w skład kaliskiego getta żydowskiego. Warto także przekroczyć aleję Wojska Polskiego i dojść do przedwojennej końcówki ul. Nowej. W kamienicy przy ul. Złotej 28, na framugach drzwi wejściowych, Na ulicy w Kaliszu Talmud Tora i synagoga. Fot. ze zbiorów Haliny Marcinkowskiej wiszą jeszcze pozostałości mezuz. Wracamy w stronę centrum. Dochodzimy do Nowego Rynku (przed wojną: Rynek Dekerta). Znajdowała się tu hala targowa braci Szrajer (późniejsza „Tęcza”). Podczas okupacji niemieckiej budynek ten pełnił rolę obozu przesiedleńczego dla ludności żydowskiej. Właśnie z tego budynku w okresie od listopada 1939 do stycznia 1940 roku deportowano ponad 18 tysięcy Żydów. Idąc z Nowego Rynku, zatrzymajmy się przy pomniku książki. Zanim Niemcy zasypali Babinkę, wrzucili w nurt wody bezcenne przedmioty z kaliskich bożnic i książki z bibliotek – zwłaszcza żydowskich. Po drugiej stronie ul. Kanonickiej stał Szpital Starozakonnych, mykwa (łaźnia rytualna) i dom zarządu gminy żydowskiej oraz Ochronka dla Dzieci Żydowskich im. Elizy Orzeszkowej (ten budynek istnieje – ul. Piskorzewska 19). W ochronce przebywało 150 dzieci. Za ul. Kanonicką był targ rybny, sprzedawano tam solone śledzie z beczek oraz ryby złapane w Prośnie i jej kanałach (najwięcej było piskorzy). Kalisz – drugi po Warszawie Życie społeczności żydowskiej toczyło się wokół zagadnień związanych z religią, polityką, kulturą i sportem. Kaliscy Żydzi byli niezwykle zróżnicowani. Poza zdecydowaną większością ortodoksyjnych Żydów była też w mieście pokaźna grupa chasydów (chasydyzm – mistyczno-religijny ruch żydowski, powstały w poł. XVIII wieku na Podolu i Wołyniu) oraz stale powiększająca się warstwa zasymilowanych czy wręcz spolonizowanych Żydów, rekrutująca się ze sfer inteligenckich – bogatych kupców i przemysłowców. Ta część „oświeconych” Żydów zbudowała w 1912 roku odrębną synagogę (przy ul. Krótkiej 5-7). Powstanie nowej synagogi związane było z oświeceniowym nurtem religijnym i filozoficzno-społecznym, tzw. haskalą, którego inicjatorem był Mojżesz Mendelssohn. Na ziemie Rzeczypospolitej Polskiej idee te trafiły za sprawą Żydów pochodzących z krajów niemieckich, stąd też duże znaczenie języka i kultury niemieckiej w początkowym okresie haskali na ziemiach polskich (ruch ten charakteryzował się działaniami zmierzającymi do przystosowania wiary do współczesnych potrzeb, inicjował procesy asymilacji i integracji, a także zainteresowania piśmiennictwem i językiem hebrajskim). Na uwagę zasługuje fakt, że w Królestwie Polskim w XIX wieku Kalisz był drugim po Warszawie ośrodkiem haskali. Zrównana z ziemią Choć projekt budowy synagogi dla „postępowych” Żydów w Kaliszu powstał już w 1871 roku, to jednak dopiero 8 czerwca 1910 roku położony został kamień węgielny pod budowę tego obiektu. Uroczystość prowadził powszechnie szanowany w Kaliszu, nie tylko przez społeczność żydowską, rabin Jechaskiel Lipszyc. Budynek synagogi reformowanej oddano do użytku w 1911 roku. Nowa synagoga została zamknięta w 1939 roku, po wejściu Niemców do Kalisza. Przez jakiś czas hitlerowcy składowali w niej macewy ze starego cmentarza przy ul. Nowy Świat. W 1940 roku niemieccy okupanci zrównali dom modlitwy z ziemią. Wiele szkół i uczelni W Kaliszu istniały dwa profile szkolnictwa żydowskiego – państwowy i prywatny. Do pierwszej grupy zaliczymy tylko jedną szkołę: była to szkoła z polskim językiem wykładowym, która mieściła się w budynku po fabryce, przy ul. Teatralnej 3. Jeśli chodzi o drugą grupę, to zaliczymy tu zarówno szkoły organizowane i prowadzone przez ugrupowania polityczne oraz szkoły prywatne prowadzone jako przedsiębiorstwa przynoszące zysk (było 13 takich szkół). Największą popularnością cieszyły się szkoły: „Tora Umada” przy ul. Nowej 6, „Jehoda” przy ul. Nowej 7, „Chaweceles” przy ul. Nowej 7 oraz szkoła przy ul. Garbarskiej 6, do której uczęszczało przeszło 300 dzieci. W okresie międzywojennym największą popularnością cieszyło się koedukacyjne gimnazjum żydowskie przy pl. Kilińskiego (obecny Urząd Statystyczny). Gimnazjum powstało w 1920 roku. Początkowo funkcjonowały w nim pojedyncze klasy, a po pierwszej maturze w 1927 roku utworzono kilka równoległych klas. Na budynku szkoły w 1994 roku dawni uczniowie tej placówki wmurowali granitową tablicę z napisem: „W tym budynku w latach 1920-1939 mieściło się Żydowskie Gimnazjum Koedukacyjne”. W Kaliszu istniały także trzy jesziwy (uczelnie kształcące przyszłych rabinów). Były to: „Toras Mosze” (Nauka Mojżesza), „Ece Chaim” (Drze- 24 7•8•9 2011 cewy i ich fragmenty przewiezione zostały na teren nowego cmentarza przy ul. Podmiejskiej. W latach 60. na części terenu zajmowanego przed wojną przez cmentarz powstało osiedle mieszkaniowe, stacja Pogotowia Ratunkowego oraz Ośrodek SzkolnoWychowawczy dla młodzieży niepełnosprawnej. Testament rabina Ulica Ciasna. Fot. Mariusz Hertmann wo Życia) oraz „Magen Dawid” (Tarcza Dawida), a także szkoła dla ortodoksyjnych dziewcząt „Bejs Jakow” (Dom Jakuba). Jedna z najstarszych nekropolii Trasę kończymy zwiedzaniem cmentarza żydowskiego przy ul. Podmiejskiej. Pamiętać jednak należy, iż w Kaliszu istniały dwa cmentarze żydowskie. Pierwszy z nich, ponad 850-letni, zlokalizowany był przy zbiegu obecnych ulic: Nowy Świat, Handlowej i Skalmierzyckiej. Jego historia sięga 1287 roku, kiedy to książę Przemysław II potwierdził transakcję zakupu gruntu. Cmentarz pełnił funkcje grzebalne nieprzerwanie aż do czasów II wojny światowej i należał niewątpliwe do najstarszych nekropolii żydowskich na ziemiach polskich. Niestety, podczas II wojny światowej podzielił los kaliskich Żydów. W latach 40. hitlerowcy, rękoma angielskich jeńców, usunęli liczące setki lat macewy. Część z nich wykorzystali do wyłożenia skarpy rzecznej Kanału Rypinkowskiego. Inne potłukli i użyli do utwardzenia ulic, np. obecnej ul. Łódzkiej. W latach 80. Fundacja Nissenbaumów wydobyła nagrobki z brzegów skarpy. Po wielu perypetiach ma- Na początku XX wieku kaliscy Żydzi zaczęli myśleć o założeniu kolejnego cmentarza. Do realizacji planów doszło w 1920 roku, kiedy żydowska gmina zakupiła pięć morgów ziemi z przeznaczeniem na Nowy Cmentarz dla Starozakonnych. Teren znajdujący się pomiędzy ul. Widok i ul. Wąską ogrodzono, wybudowano stajnię oraz wozownię i postawiono tam domek gospodarczy. Początkowo cmentarz nie cieszył się zbyt wielkim uznaniem kaliskich Żydów. Nadal rodziny wolały chować swych zmarłych na terenie starego, historycznego cmentarza. Ubodzy nie mieli wyboru, oferowane miejsca na nowym cmentarzu były o wiele tańsze. Radykalnie sytuacja zmieniła się z chwilą śmierci rabina Jechaskiela Lipszyca – 21 marca 1932 roku. Rabin Lipszyc w swym testamencie zaznaczył, aby pochować go na terenie nowego cmentarza. Od tej chwili nowa nekropolia stała się uznanym miejscem spoczynku. Do 1939 roku pochowano tu przeszło trzy tysiące osób. Ostatni pochówek Niegdyś Talmud Tora – dziś budynek Urzędu Skarbowego. Fot. Mariusz Hertmann Na terenie cmentarza w roku 1926 postawiono budynek Tahary (Dom Przedpogrzebowy). Jednak trudna sytuacja gminy i całej wspólnoty spowodowała, iż nie wybudowano planowanego piętra, a dach nie został zwieńczony kopułą. Obecnie w miejscu tym znajduje się Izba Pamięci i Dom Spotkań. W budynku można zwiedzić wystawę prezentującą dzieje kaliskiej społeczności żydowskiej. Ostatni pochówek na terenie cmentarza odbył się 10 marca 1962 roku. Pochowano wtedy pułkownika Wojska Polskiego, Henryka Zielińskiego (Solnika). W 1966 roku odświeżono i uporządkowano ok. 60 nagrobków, a 20 wybetonowano. W 1964 roku postawiono pomnik ku czci zamordowanych kaliskich Żydów. Na teren cmentarza przewieziono także ekshumowane w 1967 roku z błaszkowskiego cmentarza szczątki osób przynależących do tamtejszej społeczności starozakonnej. 7•8•9 2011 25 Spotkanie w Ziemi Świętej Andrzej Radlicki Od 20 do 28 czerwca 2011 roku na zaproszenie Towarzystwa Przyjaźni Izrael-Polska w Tel Avivie przebywała w Izraelu grupa kaliszan, w tym niżej podpisany. W składzie delegacji byli dziennikarze prasy, radia i telewizji oraz ksiądz Robert Lewandowski, który zajmuje się m.in. organizowaniem pielgrzymek do Ziemi Świętej. Władze Kalisza reprezentował wiceprezydent Dariusz Grodziński. Wizyta stanowiła swego rodzaju podziękowanie dla strony polskiej za udział w odbudowie kontaktów polsko-żydowskich w Kaliszu i otwarcie ich nowego etapu. Nie jest łatwo rekapitulować tę wielką ilość wrażeń, jakie wywiera choćby pobieżne zapoznanie się z pięknem i niezwykłą „siłą przyciągania” Ziemi Świętej. Po sześciu dniach intensywnego zwiedzania nadszedł moment naprawdę emocjonujący: spotkanie z kaliską „diasporą” w Izraelu. „Stosunki polsko-izraelskie nie są normalne i nigdy nie będą normalne” – powiedział niezapomniany Szewach Weiss w dniu, w którym otrzymał honorowe obywatelstwo Kalisza. Wyjaśniając ten fakt, wskazał na ogromny ładunek emocji, który przez stulecia łączył oba narody – żyjące na jednym terytorium, ale oddzielnie w sensie świadomości religijnej, państwowej, kulturalnej czy społecznej. Czy naprawdę oddzielnie? Trudno jest wyobrazić sobie, o ile uboższa byłaby polska kultura, sztuka czy nauka bez postaci wybitnych ze świata żydowskiego. Kalisz był przez ponad 800 lat schronieniem dla wielu pokoleń Żydów, którzy doświadczali wspólnie z innymi mieszkańcami miasta zmiennych losów historii – sukcesów i porażek, budowania i odbudowywania, przeżywania chwil chwały jak i poniżenia. Żydzi w Kaliszu po II wojnie światowej Od 1945 roku nie można już pisać o społeczności żydowskiej w Kaliszu, a co najwyżej o losach uratowanych osób. Społeczność ta została unicestwiona w Shoah (hebr. określenie holocaustu). W kaliskim Komitecie Żydowskim (miał on siedzibę przy Głównym Rynku 15) zarejestrowało się od 1945 roku nieco ponad 2000 osób. Stanowiło to zaledwie około 10 procent liczby Żydów obecnych w Kaliszu pod koniec roku 1939. Z relacji dawnych kaliszan zamieszkałych obecnie w Izraelu, jak i według opracowania Haliny Marcinkowskiej[1] wynika, że na ich powrót ówczesne władze miasta bynajmniej nie tworzyły komitetów powitalnych. Komitet Żydowski w Kaliszu troszczył się jak mógł o sprawy bytowe ocalałych rodaków – udzielano zwłaszcza niedużych zapomóg pieniężnych i pomocy żywnościowej. Jednak brak perspektyw znalezienia pracy, ogólna bieda i nieprzychylna atmosfera wobec „niespodziewanych przybyszów” Widok na Jerozolimę z Góry Oliwnej. Fot. Ryszard Bieniecki w mieście, fatalne warunki mieszkaniowe, niemożność odzyskania rozgrabionego mienia – wszystko to skłaniało do wyjazdu. Początkowo na tzw. Ziemie Odzyskane, zwłaszcza w okolice na południe od Wrocławia, gdzie w Wałbrzychu, Legnicy, Dzierżoniowie (zwanym na początku Rychbachem – od niem. Reichenbach, zaś antysemicko nawet „Żydbachem”) powstało duże skupisko ocalałych z holocaustu. Uruchomiono tam żydowskie szkoły (do jednej z nich uczęszczał Szewach Weiss wraz ze swoim kolegą Michałem Sobelsonem) i placówki wychowawcze, tworzono liczne spółdzielnie, odradzał się handel, uruchamiano z pomocą ocalałych żydowskich inżynierów, rzemieślników i techników opuszczone przez Niemców zakłady przemysłowe. Próbowano stworzyć miejsce do odrodzenia się społeczności żydowskiej w Polsce. Trwało to jednak krótko: postępująca stabilizacja, a raczej stalinizacja, „władzy ludowej” oraz utworzenie państwa Izrael w 1948 roku spowodowały, że Żydzi na Ziemiach Zachodnich wybierali coraz częściej emigrację zamiast „budowania socjalistycznej Polski”. W latach 1945-1947 nawet „zielona granica” była „po cichu” otwarta tylko dla Żydów, potem w emigracji oficjalnej do Izraela początkowo nie przeszkadzano, a nawet „zachęcano” do niej w sposób wręcz obcesowy, zwłaszcza po 1957 roku[2]. Od 1967 roku, tym bardziej od marca 1968, emigracja Żydów stała się niestety regułą tak zwanej polityki narodowościowej PRL. Los ocalałych kaliskich Żydów można więc po 1945 roku (oczywiście z nielicznymi wyjątkami) określić jednym słowem: emigracja. Oprócz rodzin, które wyemigrowały z Kalisza do Izraela po wojnie istnieje w Izraelu jeszcze jedna ważna grupa kaliszan, a mianowicie potomkowie emigracji wcześniejszej, zwłaszcza z lat 20. i 30. ubiegłego wieku. Mianem „alija” (po hebrajsku „powrót”) określa się w historii Izraela fale emigracji żydowskiej do ówczesnej Palestyny (pierwsza jeszcze w latach 80. XIX w.). W Kaliszu wielką rolę w krzewieniu idei syjonizmu (emigracji w celu założenia własnego państwa Izrael) odegrała żydowska organizacja harcerska Haszomer Hacair (dosł. „Młody Strażnik”). To właśnie ken, czyli zastęp harcerzy żydowskich, w naszym mieście wychował wielu młodych ludzi, których dziełem są zręby izraelskiej państwowości. Kalisz: tylko ślady pozostały... Ostatnie rodziny żydowskie i pojedynczy mieszkańcy przyznający się do judaizmu opuścili Kalisz w 1968 roku i w ciągu kilku następnych lat. Pozostały tylko ślady po społeczności żydowskiej. Jedyne miejsce święte kaliskich Żydów – cmentarz przy ulicy Podmiejskiej – dewastowano z dnia na dzień. Jako ówczesny mieszkaniec bloku przy ul. Widok 110, widziałem znikające z dnia na dzień (a raczej z nocy na noc) nagrobki, wokół obelisku – miejsca pochówku ofiar masowych egzekucji (blisko 1300 osób) – biegały dzieci z pieskami, latem lokatorzy pobliskich domów wynosili na trawę leżaki, by się poopalać. W dawnym domu przedpogrzebowym mieszkali ludzie – zapewne za wiedzą i zgodą władz miejskich. Oburzało to niejednego kaliszanina. Przede wszystkim działał niestrudzenie doktor Edmund Łuczak – strażnik żydowskich pamięci, Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Dla dawnych żydowskich mieszkańców Kalisz stał się tylko miejscem wspomnień. Nie było wtedy mowy o wizytach turystycznych. Przyjeżdżano rzadko, tylko prywatnie i w bardzo konkretnym 26 7•8•9 2011 celu. Przykładem może być odnalezienie w latach 50. ukrytego w 1940 roku przed hitlerowcami egzemplarza „Tory” z kaliskiej synagogi przy ul. Złotej. Obecnie znajduje się on w muzeum w TelAvivie. Inna sprawa dotyczy poszukiwań „skarbów”, które jakoby masowo ukrywali kaliscy Żydzi w ścianach swoich mieszkań. Jednak rezultaty takich eksploracji nie były udane, a „zdobywcy” uzyskanych tą drogą wartościowych przedmiotów ze zrozumiałych powodów nie chwalili się sukcesami. Wiarygodnie natomiast brzmi relacja z końca lat 90., kiedy to udało się ponoć opróżnić skrytkę w ścianie zawierającą cenne precjoza i pieniądze. Miało to miejsce w jednej z kamienic opodal Mostu Kamiennego. Odkrycia dokonała jednak osoba jak najbardziej do tego uprawniona, a mianowicie sam właściciel tych dóbr, który odzyskał tytuł prawny własności tej kamienicy, a zatem dobrze wiedział gdzie szukać. W każdym razie jeden ze znajomych tego pana do dziś pokazuje przedwojenny banknot pięćdziesięciozłotowy, który znalazł właściciel w owej skrytce i dał mu na pamiątkę. Dawni kaliszanie wydali w Izraelu monumentalną księgę „Kalish Book”, gdzie zamieścili wszystkie wartościowe relacje o mieście rodzinnym. Kopia angielskiej wersji pierwszego tomu jest do dziś istną kopalnią wiedzy o społeczności kaliskich Żydów przed wojną (choć trudno uznać jedno źródło historyczne za miarodajne). Nawiasem mówiąc, jakieś 7-8 lat temu zapowiadano szumnie w kaliskiej prasie rychłe jej tłumaczenie, ale dotąd jakoś głucho o tej edycji. Przez lata zapanowała w Kaliszu cisza w „temacie żydowskim”. Czasem kogoś raziły nagrobki żydowskie na brzegach Prosny, ktoś tam protestował przeciw niemądrym napisom na tablicach pamiątkowych, wspominał dawny Kalisz z obecnością Żydów, co w sąsiednim mieście komentowano raczej w kontekście niekoniecznie dla kaliszan życzliwym... Tefilin – pudełeczka z fragmentami Tory przywiązane do głowy i lewego ramienia – służą do codziennej modlitwy. Fot. Ryszard Bieniecki Widok na Hajfę z ogrodów bahaitów. Fot. Ryszard Bieniecki Odzyskanie przez nasz kraj niepodległości i wolność podróżowania spowodowały w Izraelu, gdzie zawsze żywo reagowano na wydarzenia w naszym kraju, naturalną chęć do odwiedzania Polski, do zobaczenia miasta młodości własnej lub rodziców i dalszych przodków. Jak do tego doszło? Wypada więc spróbować, choć w skrócie, opisać, skąd wzięły się kontakty pomiędzy przedstawicielami Urzędu Miejskiego i środowiskiem dawnych kaliszan w Izraelu. O ile mnie pamięć nie myli, to pierwszy raz – wiosną 1997 roku – skontaktowali się z Urzędem Miejskim (wtedy współpracę międzynarodową prowadził Wydział Inicjatyw Gospodarczych) państwo Menachem i Ety Ben Itzhak, prosząc o pomoc kogoś, kto oprócz znajomości angielskiego (niekoniecznie biegłej) orientowałby się w dawnych nazwach kaliskich ulic i położeniu dzielnicy żydowskiej. Po niespełna godzinie oprowadzania okazało się, że przodkowie pana Itzhak nazywali się przed wojną A. i mieszkali przy ul. Śródmiejskiej, w kamienicy sąsiadującej z domem moich dziadków. Drobiazgowa, kilkugodzinna analiza faktów pozwoliła ustalić, iż mój rozmówca jest wnukiem długoletnich sąsiadów moich dziadków. Dziadek pana Menachema (Michała) i mój byli po prostu kolegami z tego samego pułku. Zgadzało się też nazwisko ówczesnej żydowskiej koleżanki mojej mamy, której rodzina zamieszkiwała w tej samej kamienicy. Niestety, z rodziny K. nikt prawdopodobnie nie ocalał. Kaliscy Żydzi, zwłaszcza zasymilowani, nie mieszkali w dzielnicy żydowskiej, a byli rozproszeni wśród Polaków i innych narodowości (Kalisz był przecież wtedy wielowyznaniowy i wielonarodowy.). Kolejną ważną osobą z grona „kaliszan w drugim pokoleniu” był Oded Rappaport (zm. 2005), którego poznałem także w Kaliszu w 1998 roku. Był on potomkiem rodziny, która miała niegdyś spore znaczenie w gminie żydowskiej w Kaliszu. Odnalazł też dom swoich rodziców przy ul. Parczewskiego – róg Kanonickiej, gdzie według wszelkiego prawdopodobieństwa mogła jeszcze znajdować się mezuza. Oded, właściciel firmy chemicznej, był człowiekiem bardzo stanowczym, rozumnym i wpływowym w swoim kraju. To właśnie z nim ustaliłem wydanie pierwszej publikacji o dziejach kaliskiej wspólnoty żydowskiej po polsku, hebrajsku i angielsku. Tekst tej broszury napisała dr Emunah Nachmany-Gafny z Izraela, tytuł: „A jednak słychać ich głos...”. Wspólnie z Odedem Rappaportem doszliśmy do wniosku, że Kalisz ma szansę stać się miejscem bardzo ważnym na szlaku wycieczek z Izraela do Polski. Na rezultaty nie trzeba było aż tak długo czekać. Wkrótce zjawiło się w naszym mieście czterech panów z misją zbadania sytuacji „na miejscu”. Byli to, bawiący w Polsce nieoficjalnie, dwaj urzędnicy izraelskiego Ministerstwa ds. Młodzieży, przedstawiciel izraelskiego biura turystycznego oraz radca Ambasady Izraela w Warszawie. Pierwsza grupa z Izraela (ok. 40 młodych ludzi w towarzystwie 10-15 osób starszych) przyjechała do Kalisza w 1999 roku. Do ciekawszych wizyt należała bez wątpienia ta złożona w 2002 roku przez kaliszanina, generała Yossefa Ben Haddada, jednego z najwyższych rangą wojskowych w Izraelu (wtedy już w stanie spoczynku). Był on słynącym z brawury oficerem komandosów – pierwszym izraelskim żołnierzem, który podczas wojny w 1967 roku dotarł do Kanału Sueskiego. Jego zdjęcie w tygodniku „Life” obiegło wtedy cały świat. Do dziś można je zobaczyć w Biurze ds. Promocji i Współpracy Międzynarodowej. Rok 2002 to uroczyste otwarcie odbudowanego Domu Przedpogrzebowego na cmentarzu przy ul. Podmiejskiej (fundator Zenon Sroczyński) i wystawy pamięci Żydów kaliskich, która była dziełem Hanny i Józefa Rosenfeldów. Na tę uroczystość przybył też nestor izraelskich kaliszan, płk Baruch Kolski, który wygłosił wzruszające przemówienie. Dalsze dzieje kontaktów izraelsko-kaliskich tworzą w decydującym stopniu Hanna i Josef Rosenfeldowie. Trudno wymienić wszystkie ich inicjatywy, o ich ilości świadczyć może jedynie nadany im w ubiegłym roku medal „Zasłużony Przyjaciel Kalisza”. Bez ich inicjatywy, starania i wielkiego zaangażowania – do wizyty kaliskiej delegacji by nie doszło. Uniwersytet w Tel Avivie Powitani zostaliśmy najpierw przez dr Ilonę Dworak-Cousine, przewodniczącą Towarzystwa Przyjaźni Izrael-Polska. Wyjaśnić trzeba, że towarzystwo to nie ma nic wspólnego z Towarzystwem Przyjaźni Polsko-Izraelskiej, które działa wyłącznie w Polsce. „Nasze” natomiast działa 7•8•9 2011 27 Yad Vashem jest pomnikiem ofiar Zagłady. Fot. Ryszard Bieniecki tylko w Izraelu. Potem spotkaliśmy się w Sali Kaliszan z członkami Stowarzyszenia Kaliszan w Izraelu – organizacji odrodzonej po kilku latach, która uzyskała w ramach uniwersyteckiego Wydziału Diaspory własną salę na wykłady na największej uczelni w Izraelu – uniwersytecie w Tel Avivie. Tam czekała już na nas grupa izraelskich kaliszan, państwo Rosenfeldowie oraz rabin, któremu towarzyszyli dwaj bardzo publikacji „A jednak słychać ich głos..”. Sala Audytorium Diaspory, gdzie odbyło się główne spotkanie, była prawie zapełniona. Obecni byli przedstawiciele Ambasady Polskiej oraz nasz konsul generalny. Rabin Mozes wspominał nie tylko związki swej rodziny z Kaliszem (jego matka była kaliszanką), ale i wyjątkową rolę naszego miasta w żydowskiej historii. Dodał również, że pierwszym, który ofi- delegację. Potem dyskusja, która trwała długo... Kaliscy Żydzi pytali o wiele spraw, mówili otwarcie, co ich zdaniem należałoby zrobić dla rozwinięcia kontaktów ich środowiska z Kaliszem, w tym szczególnie dla upamiętnienia wielusetletniej obecności wspólnoty żydowskiej w historii miasta. Powtarzały się zwłaszcza dwa ważne postulaty: po pierwsze, dlaczego wystawa „Żydzi w Kaliszu” – z takim trudem urządzona w ubiegłym roku w Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej – nie jest wystawą stałą (co ma kapitalne znaczenie dla popularyzacji poprawnej wersji dziejów Kalisza, zwłaszcza wśród młodzieży), po drugie, w jaki sposób zamierza się rozwiązać sprawę upamiętnienia starego cmentarza żydowskiego przy ul. Nowy Świat. Odpowiedzi były jasne i szczere: miasto może działać tylko w granicach swoich prawnych możliwości i to robi. Stara się też szukać rozwiązań zawsze we współpracy ze środowiskami żydowskimi i takie konkretne propozycje rozwiązań zostały przedstawione. Oficjalne zebrania mają zawsze swoją „drugą stronę” (tę bardziej istotną). Tak było i tym razem – najważniejsze były rozmowy prywatne, wzajemne poznawanie się... Sporo osób umawiało się na konkretny termin wizyty w naszym mieście, zgłaszając chęć skorzystania z pomocy w nawiązaniu kontaktów urzędowych czy zwiedzaniu okolicy. Poznaliśmy więc „innych kaliszan”, mających swoje korzenie w naszym mieście nawet od kilkuset lat. Dowiedzieliśmy się też, że Kalisz ma swoje miejsce w Ziemi Świętej – w tradycji „starszych braci w wierze”, w ich pamięci. Uczestnicy spotkania w Audytorium Diaspory Uniwersytetu w Tel Avivie. Fot. Andrzej Radlicki ortodoksyjnie odziani młodzieńcy. Przybył też Józef Komem – przewodniczący Stowarzyszenia Kaliszan. Dokonano wzajemnej prezentacji i okazało się, że rabin Mozes jest wiceministrem edukacji Izraela i właśnie przygotowuje się do wystąpienia na szerszym forum, korzystając (ku naszej satysfakcji) z hebrajskiej wersji kaliskiej cjalnie (już w 1836 roku) wysunął postulat powrotu Żydów do ojczyzny przodków, był toruński rabin Cwi Hirsz Kalischer. Nie brakło też wspomnienia o innym kaliszaninie – Abbele Gombinerze. Występowali gospodarze, m.in. oboje państwo Rosenfeld, pan Komem, przewodnicząca Ilona Dworak-Cousine, przyszła też kolej na kaliską http://www.sztetl.org.pl/en/article/kalisz/5,history Państwo Izrael – analiza politologiczno-prawna, wyd. Trio 2006, tamże artykuły: Bożena Szaynok, Stosunki polsko-izraelskie w latach 1948-1967, str. 101-111; Marcin Szydzisz, Przejawy antysemityzmu i emigracja ludności żydowskiej z Dolnego Śląska w latach 1956-1957, str. 112-129. [1] [2] Spacer śladami prawosławnych i protestantów O tym trzeba pamiętać historia Piotr Sobolewski Obok niezmiennie lansowanego hasła o tym, że „Kalisz jest miastem w Polsce najstarszym” i podejmowanymi w związku z tym działaniami promocyjnymi (których ubiegłoroczne imprezy w cyklu „Kalisia 18,5” były zwieńczeniem) oraz utrzymanych w tym samym nurcie imprez na Zawodziu – zaznaczył się w ostatnich latach nowy wątek działań promocyjnych i związanych z nimi propozycji. Mam na myśli ideę ukazania historii i współczesności miasta w aspekcie jego wielonarodowych, wielowyznaniowych oraz wielokulturowych tradycji. Imprezy – sesje naukowe, wystawy, wycieczki, gry miejskie itp., przeznaczone zarówno dla kaliszan, jak i dla naszych gości, organizowało miasto, a także inne organizacje partycypujące w dziele popularyzacji walorów turystycznych Kalisza. Wśród nich PTTK, Polskie Towarzystwo Historyczne, Towarzystwo Opieki nad Zabytkami i inne. Kupcy greccy zwani „węgrzynami” O sięgającej jeszcze XII wieku historii pobytu w naszym mieście społeczności żydowskiej i o kaliskich judaikach piszemy w innym miejscu tego wydania „Kalisii”. Tu natomiast zajmiemy się gośćmi przybyłymi do nas nieco później, proponując Czytelnikom spacer kaliskimi śladami prawosławia i protestantyzmu. Z tym pierwszym kojarzymy najczęściej macedońskich kupców, rosyjskich i ukraińskich żołnierzy oraz urzędników. Z drugim – niemieckich fabrykantów wyznania ewangelickiego. Jedna i druga religia znajdowała też, i znajduje po dziś dzień, wyznawców także wśród niewielkiej części kaliskich Polaków. Wyznawcy prawosławia docierali do Kalisza w otoczeniu króla Władysława Jagiełły, natomiast w połowie XVIII wieku trafili do nas pochodzący głównie z Macedonii tzw. kupcy greccy. Handlowali oni m.in. winem, stąd często nazywano ich również „węgrzynami”. Byli to wyznawcy religii greckokatolickiej obrządku orientalnego, podporządkowanej patriarchatowi w Konstantynopolu. I oni właśnie nabyli od miasta w 1786 roku górkę w miejscu zwanym Piaski (mieszczącą się za dzisiejszą Rogatką), przeznaczając ją na cmentarz, od którego rozpoczniemy nasz spacer. Co kryje się za furtką? Kiedy Kalisz dostał się pod zabór rosyjski, cmentarz przejęła gmina prawosławna. Do połowy XX wieku napis na bramie głosił: „Cmentarz greckorosyjski”. Na początku pochówków było niewiele, z czasem zaczął się jednak zapełniać. Warto pokonać trudności obiektywne, w postaci zamkniętej najczęściej furtki (potrzebny wówczas kontakt z prawosławnym proboszczem – księdzem Mirosławem Antosiukiem), by obejrzeć niezwykle ciekawe nagrobki. Te najstarsze: z 1824 roku – małej Oli Katasonowówny, z 1829 roku – chorążego Jakowa Wiłkowa, a także te ostatnie – redaktora Anatola Dubowenki (z 1969 roku) i jego ojca, Sawy (z 1978 roku). Koniecznie odnaleźć należy miejsca pochówków urzędników: wicegubernatora Pawła Rybnikowa, dwóch nastoletnich córek gubernatora Michała Daragana, wojskowych, m.in. Wasyla Michasiuty – kozaka wołyńskiej dywizji UNR (z piękną inskrypcją), duchownych, m.in. archimandryty Hermana Kariakina, nauczycieli, kupców i lekarzy. Cmentarz ewangelicki w Kaliszu. Fot. Mariusz Hertmann Najokazalszymi obiektami na cmentarzu są widoczna od strony ul. Lipowej kaplica grobowa rodziny Kononowych (zmarły w 1891 roku Ksenofont Kononow był naczelnikiem kaliskiego więzienia) oraz XIX-wieczna kaplica przy zachodnim murze, w której prawdopodobnie w latach 1926-1929 odprawiano nabożeństwa. Zwracają także uwagę piękne do dziś grobowce rodziny Bornsowiczewów, kaliskiego Greka Mikołaja Szymanowskiego, ocalały fragment okazałego niegdyś grobowca księcia gen. Aleksandra Golicyna, Katasonowów, Myszkiewiczów i Grabowskich. Księgarz Jan RajkoGrabowski to ostatni z pochowanych tu kaliskich Greków (1900). Są też charakterystyczne kamienne lub żeliwne krzyże oraz ukraińskie tryzuby na bezimiennych grobach żołnierzy UNR. Niegdyś poza miastem… A po przeciwnej stronie ul. Górnośląskiej dwie kolejne nekropolie, lokowane poza miastem (zgodnie z przepisami) na przełomie XVIII i XIX wieku. A dziś leżące, mój Boże, w samym jego centrum. To cmentarz katolicki i graniczący z nim przez mur cmentarz ewangelicki. Zajrzyjmy na drugi z nich. Powstał już w XVI wieku, w okresie reformacji. Grzebano tu m.in. luteranów, stąd umieszczona dziś nad wejściem nazwa: „luterska górka”. Choć Kalisz, w porównaniu z innymi miastami Wielkopolski, nie był silnym ośrodkiem reformacji, to jednak cmentarz zapełniał się grobami kalwinów, braci polskich, braci czeskich i szkockich purytan. Kiedy po II rozbiorze Polski do miasta zaczęli tłumnie przybywać osadnicy wyznania ewangelickiego, na cmentarzu raptownie wzrosła ilość pochówków. Melanż kulturowy Zaraz po przekroczeniu bramy, po lewej stronie, znajduje się najstarszy grobowiec z obecnie istniejących na cmentarzu. Pochodzi z 1820 roku. Jest to pełen alegorycznych postaci i znaków pomnik nagrobny kapitana Wojsk Polskich, Wojciecha Bożymira Graffena herbu Podkowa. Naprzeciwko równie bogaty w symbolikę klasycystyczny nagrobek cukierniczej rodziny Miriamów. Nieopodal grób kaliskiego plastyka, Michała Dobriaka, którego – mimo prawosławnego pochodzenia (grób jego ojca oglądaliśmy na cmentarzu prawosławnym) – pochowano wraz z ewangelickimi teściami, Bunclerami. W tej części cmentarza pochowani są też m.in.: pierwszy pastor kaliskiej parafii Carl Herzberg oraz równie zasłużony i długoletni pastor Ernst von Modl, który pasterzował swym owieczkom przez 39 lat. Wzdłuż muru granicznego z cmentarzem katolickim (część grobowców znajduje się po obu stronach muru – to „namacalny” przykład wielowyznaniowych tradycji Kalisza i „ekumenicznego” przenikania się kultur) odnajdziemy grobowce rodzin Tahnów i Hintzów, XIX-wiecznych producentów fortepianów, a także rodziny potężnych przemysłowców kaliskich: Müllerów oraz Dreszerów. Jerzy Dreszer działał w ruchu oporu – wraz z kilkudziesięcioma innymi AK-owcami został schwytany i rozstrzelany w lesie skarszewskim w styczniu 1945 roku. W tej samej egzekucji zginął kolejny (choć nie ostatni z pochowanych na tym cmentarzu) niemiecki antyfaszysta – Konrad Wünshe, spoczywający nieopodal w położonym w głębi kwatery grobowcu rodzinnym (teściów) Schlößerów. Dalej wartymi uwagi są groby nauczycieli kaliskich szkół: Edwarda Arndta i „przyjaciela młodzieży” Ksawerego Balczewskiego, a także cyklisty Karola Szpechta. Po tej samej stronie głównej alei odnajdziemy pochodzący z ok. 1915 roku neogotycki grobowiec rodziny Fibigerów, w którym obok słynnych kolejnych producentów fortepianów i pianin: Gustawa Arnolda I, II i III wraz z żonami, pochowana jest również siostra ostatniego, Elwira – kolejna ofiara egzekucji w skarszewskim lesie w 1945 roku. A z tyłu kolejne grobowce rodzin kaliskich potentatów przemysłowych: właściciela jednej z pierwszych garbarni, Gottlieba Goerne, głównego akcjonariusza i prezesa zarządu Pluszowni – Edmunda Gaedego, Pawła Deutschmana, cukiernika Rudolfa Mayera, kamieniarza Adolfa Fiebigera, Emila Sztarka i innych. Obok znajdziemy oryginalny grobowiec dowódcy 15. pułku huzarów – generała majora Vladimira von der Launitza, z napisem w języku rosyjskim, jako kolejnym świadectwem przenikania się w minionych wiekach w Kaliszu wielu kultur. Czy pamięć jest zawodna? W centrum nekropolii znajduje się chyba najwspanialsza sepulkralna budowla Kalisza – kaplica grobowa najbogatszych kaliszan XIX wieku 7•8•9 2011 29 No i tak dotarliśmy do Głównego Rynku. Spojrzenie na ratusz musi wywołać refleksję o wielonarodowej proweniencji rajców i prezydentów miasta. Z córką jednego z nich – Pauliną Nieszkowską – tańczył w narożnej kamienicy sam Fryderyk Chopin, o czym informuje stosowna, odsłonięta niedawno tablica. Nieszkowscy pochowani są na cmentarzu ewangelickim, a piękna Paulina – no cóż… Wyszła później za carskiego polakożerczego urzędnika (czy wojskowego) Sobolewa – w niniejszym artykule taktownie nie będziemy więc tego wątku rozwijać. Solidarne bankructwo Cmentarz prawosławny w Kaliszu. Fot. Mariusz Hertmann – Repphanów. Możemy podziwiać bogaty wystrój tynkowanych elewacji i odnowioną balustradę, a w kaplicy odnajdziemy wejście do krypty, która kryje prochy kolejnych członków rodziny Repphanów i Scholtzów. Wśród wspaniałych cynowych sarkofagów znajdują się również trumny dziadków i rodziców naszego słynnego podróżnika, Stefana Szolc-Rogozińskiego. Na cmentarzu odnajdziemy jeszcze kolejne grobowce członków rodziny Fibigerów, krypty grobowe właściciela Hotelu Wiedeński i założyciela kaliskiej straży pożarnej – Roberta Puscha, drukarza Carla Wilhelma Mehwalda i adwokata Bronisława Hindemitha oraz rodziny Fulde. Każdy z tych wymienionych, ale i wielu innych spoczywających na cmentarzu obywateli naszego miasta – przemysłowców, kupców, społeczników oraz filantropów – wniósł bardzo znaczący wkład w rozwój Kalisza. Wycisnęli oni często bardzo pozytywne piętno na jego losach. Czy pamięć o nich rzeczywiście tylko w kamień wrasta? A po wyjściu z cmentarza rzuca nam się w oczy mały ceglany budynek. To rosyjski areszt – dziś służący bardziej chwalebnym celom oświatowym. Ulica warta uwagi Dalszy spacer moglibyśmy kontynuować ul. Śródmiejską. Jest ona jednak opisana w osobnym artykule tego wydania „Kalisii” – zamiast więc wędrować po cięciwie, ruszmy łukiem ulic Harcerskiej i Kopernika, by dotrzeć do ulicy Kościuszki. Na rogu, w dawnym budynku Kasy Skarbowej, rozlokowało się Muzeum Okręgowe Ziemi Kaliskiej. W oparciu o jego zbiory i dokumenty moglibyśmy zrealizować niejedną lekcję związaną z wielokulturowymi dziejami Kalisza. A przy samej ul. Kościuszki odnajdziemy także kilka interesujących budynków. Pamiętające początek ubiegłego wieku domy niemieckich przemysłowców: Ludwika Müllera (inicjały na szczycie) z rodziny znanych kaliskich przemysłowców, w którym ponoć gospodarz ukrywał swoje dwie żony pochodzenia żydowskiego, rodziny Deutschmanów, żydowskiego producenta lalek Sztajera (najbardziej okazała, secesyjna kamienica) czy dawną rosyjską Realną Szkołę Żeńską, potem popularne „Jagiellonki”, a dzisiaj – cóż, po prostu Liceum im. Mikołaja Kopernika, potocznie zwane „Kopcem”. 50 kopiejek za noc w domu Kierując się nieco w lewo, dochodzimy do mostu na Prośnie, a po jego przekroczeniu wchodzimy w kaliską dzielnicę przemysłową Piskorzewie. Jej początki przypadły na schyłek XIX wieku, zaś największy rozkwit nastąpił w początkach XX wieku. Większość zakładów, dziś niestety znajdujących się w stanie agonalnym, związana była z niemieckim kapitałem. Studiując osobny artykuł z tej edycji „Kalisii”, poświęcony naszym słynnym fabrykantom, spójrzmy na to, co pozostało z dzieł ich życia: fabryk pluszu i aksamitu braci Müllerów i Gaedego oraz pianin i fortepianów Fibigerów wraz z ich pałacykiem przy ul. Chopina, mydlarni Sztarka i wytwórni tiulów Flakowicza na Złotej, bielarni Liebicha, Bruckera i Pladka, a potem braci Müllerów oraz garbarni Sowadskiego i Erbego przy Majkowskiej. Stoimy już na Nowym Rynku, a starsi kaliszanie z łezką w oku wspominają stojące tam jeszcze przed pół wiekiem budynki straży pożarnej i… „kozy”, z której naczelnik Proskurin, za drobną wziątkę 30-50 kopiejek, wypuszczał aresztantów na noc do domów. Gdzie tańczył Chopin? Kierujemy się w stronę centrum ul. Kanonicką. Tam, niemal na wprost katolickiej katedry, odnajdujemy budynek będący w XIX wieku ekskluzywnym Hotelem Wiedeńskim. Jego właścicielem był wspomniany już ewangelik Robert Pusch. A na tejże ulicy aż do II wojny światowej mieliśmy przebogaty wybór sklepów, składów i punktów usługowych przeróżnych branż – niemieckich, żydowskich oraz polskich właścicieli. Zresztą również hotele, rozlokowane licznie wzdłuż poprzecznej do ul. Kanonickiej ul. Grodzkiej, należały do właścicieli zarówno polskiej, jak i niemieckiej narodowości (Than, Eitner, Messner, Oleszkiewicz), nie mówiąc już o wielonarodowym charakterze gości tychże przybytków. I oto ul. Zamkowa, podobnie jak Kanonicka – tętniąca do II wojny światowej gwarem klientów sklepów, magazynów, aptek, cukierni, księgarni, zakładów jubilerskich, restauracji i Bóg wie, czego tam jeszcze. Prowadzonych przez kaliskich Greków, Rosjan, Polaków, Ukraińców, Żydów oraz Niemców, rozwijanych i… bankrutujących solidarnie. Lista właścicieli jest bardzo długa i jakże barwna. Teraz przebijamy się do placu św. Józefa. Tu wskazanie na wielonarodowy i wielowyznaniowy wątek historii Kalisza jest bardzo proste. Oto pojezuicki Kościół Garnizonowy, będący przez półtora wieku w posiadaniu gminy ewangelickiej. Ewangelicy zlikwidowali wprawdzie, nieprzystający do charakteru ich świątyń, bogaty barokowy wystrój świątyni. Ale uszanowali znajdujący się w niej piękny renesansowy nagrobek arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego, jakby nie było: „młota na kacerzów” (choć ciało prymasa przeniesiono do pobliskiej kolegiaty). Ewangelikom świątynia zawdzięcza też inne, fakt, skromniejsze, elementy wyposażenia, m.in. chór organowy i organy oraz obraz Augusta Bertelmana Wniebowstąpienie Pańskie w ołtarzu głównym. Przyjazny gubernator Na wprost wejścia do kościoła dom (a właściwie miejsce), w którym onegdaj znajdowała się siedziba loży i kapituły masońskiej. Bo i taką mieliśmy w Kaliszu. A po prawej stronie, patrząc od strony kościoła, klasycystyczny, wybudowany w 1824 roku przez Franciszka Reinsteina, Pałac Komisji Wojewódzkiej – zwany pałacem gubernatora. O jego gospodarzach i ich rządach w XIX-wiecznym Kaliszu można by mówić wiele. O jednym z nich, Michale Piotrowiczu Daraganie, bardzo długo i bardzo dobrze. W Kaliszu schyłku XIX i początku XX wieku nie było ważnego przedsięwzięcia, istotnej i chwalebnej inicjatywy, w której by nie partycypował ten bardzo przyjaźnie nastawiony do Polaków gubernator. Warto jeszcze wspomnieć, że sam plac był świadkiem wielkiej wojskowej parady z okazji spotkania cara Mikołaja I z królem Prus Fryderykiem Wilhelmem II w 1835 roku. Pomnik upamiętniający owo spotkanie stał tu aż do czasów międzywojennych. Przykład tolerancji I oto niepostrzeżenie przeszliśmy już na sąsiedni plac, Jana Pawła II. Oglądając średnio piękny i niemal opustoszały dziś budynek byłego domu 30 7•8•9 2011 towarowego, warto uświadomić sobie, że w tym miejscu aż do I wojny światowej stała cerkiew. Pobudowana w roku 1877, nosiła wezwania św. Piotra i Pawła. I jako że stanęła w stolicy guberni – miała tytuł soboru. Monumentalna budowla nawiązywała do architektury bizantyńskiej, miała pięć okazałych kopuł. Po jej zniszczeniu i rozbiórce część wyposażenia trafiła do wybudowanej z kolei w 1929 roku, ale już znacznie skromniejszej cerkwi przy ul. Niecałej. Ach, ta ulica Niecała… To jeden wielki przykład tolerancji i zgody wyznaniowej w Kaliszu. Co my tu mamy? Poniemiecką i pożydowską fabrykę, ewangelicki dom pastora i obecną siedzibę parafii, dom „popa” i wspomnianą cerkiew. Zresztą twórcą tego obiektu (jak i należącego do Żydów kaliskiego „apartamentowca” z okresu międzywojnia – domu Kowalskiego) był mieszkający nieopodal ewangelik, inż. Albert Nestrypke, a do czasu jej postawienia możliwość sprawowania obrzędów religijnych stworzył tam… ewangelicki pastor Edward Wende. O polskim, niemieckim i żydowskim przemyśle okolic Toruńskiego Przedmieścia – czyli dzisiejszego pl. Kilińskiego i ul. Babinej, opowiada osobny artykuł. My zajrzyjmy jeszcze do pobernardyńskiego kościoła znajdującego się u wylotu placu. Wprawdzie bernardynów usunięto z Kalisza, głównie za ich aktywny udział w jakby nie było antyrosyjskim powstaniu styczniowym, ale z kolei ochronka i inne dobroczynne instytucje umieszczone tam w konsekwencji przez carskie władze dobrze przysłużyły się całej społeczności Kalisza. Zmierzch nad Kaliszem Czas kończyć długi, bogaty we wrażenia i wiadomości spacer. Jeszcze rzut oka za Bernardynkę, nad którą rozlokował się okazały dom Gaedego. Dodatkowo może wyprawa na Majków, gdzie na miejscowym cmentarzu żołnierskim zgodnie śpią snem wiecznym niegdysiejsi wrogowie z okresu I wojny światowej – żołnierze polscy, niemieccy, rosyjscy i ukraińscy. Zresztą osobny mały i symboliczny cmentarz ukraiński w Szczypiornie, przypominający o istnieniu w Kaliszu obozów i stanicy ukraińskiej, mógłby również (gdyby nie znaczna odległość) znaleźć się na trasie tej wycieczki. I nagle zaskoczył nas zmierzch nad starym Kaliszem. Noc tuli do snu jego mieszkańców, tak jak i przed wiekami tuliła po pracowitym dniu do snu każdego: Polaka katolika, prawosławnych Rosjanina i Ukraińca, Żyda, niemieckiego ewangelika. Trzeba spać, bo przed każdym kolejny pracowity dzień – pełen zabiegów o własne rodziny i majątek, ale i krzątaniny ku pożytkowi wspólnej dla wszystkich małej ojczyzny: miasta Kalisza. W klasycystycznej szacie Iwona Barańska W historii naszego miasta było wiele dni ważnych, godnych uwagi, po prostu ciekawych. Na przykład ten – 15 września 1835 roku. Właśnie wtedy odbywał się w Kaliszu wielki zjazd monarchów – Mikołaja I i Fryderyka Wilhelma III. Liceum Ogólnokształcące im. Adama Asnyka w Kaliszu. Fot. Mariusz Hertmann Miasto długo przygotowywało się do tego wydarzenia – władze zadbały o to, by Kalisz wyglądał w tym dniu szczególnie pięknie. Wiele budowli odnowiono i rozbudowano, pokazywano dumnie to, co w ciągu ostatnich kilkunastu lat powstało dzięki dużej pomocy finansowej władz państwowych. Obu władcom towarzyszyli licznie książęta i księżniczki oraz dworzanie. Dla uświetnienia trwającego prawie dwa tygodnie spotkania Dawniej Pałac Komisji Województwa Kaliskiego. Dzisiaj siedziba Starostwa Powiatowego. Fot. Mariusz Hertmann zorganizowano wiele uroczystości, zebrań i bali, a wśród nich najbardziej widowiskowe były bez wątpienia wielkie manewry wojskowe odbywające się na polach Warszówki i Kościelnej Wsi. Opowiem o tym, jak wyglądał wtedy Kalisz, co mogli obejrzeć goście tak tłumnie przybywający wówczas do naszego miasta. Wspaniałe pozostałości Klasycystyczny Kalisz możemy poznać dzięki grafikom przygotowanym przez Wilhelma Ehrentrauta specjalnie dla uczczenia zjazdu cesarzy. Na dużej planszy, wokół centralnie umieszczonej panoramy Kalisza, zamieścił on widoki najważniejszych miejskich budowli. Większość z nich została zaprojektowana przez Franciszka Reinsteina, ówczesnego budowniczego województwa kaliskiego, i działającego tu wcześniej Sylwestra Szpilowskiego, który zajmował to samo stanowisko do 1821 roku. Sylwester Szpilowski był synem znanego architekta warszawskiego doby klasycyzmu, Hilarego Szpilowskiego, natomiast Franciszek Reinstein przybył do Polski z Niemiec, szukając pracy i miejsca do życia. Obaj mieli gruntowne wykształcenie i to im właśnie zawdzięczamy powstanie większości budowli klasycystycznych w mieście. Szesnaście ilustracji prezentuje m.in. Szkołę Wojewódzką (obecnie I Liceum Ogólnokształcące im. A. Asnyka), Trybunał (dziś Sąd Okręgowy), Pałac Komisji Województwa Kaliskiego (teraz siedziba Starostwa Powiatowego), Pałac Puchalskiego (zwany też domem Puławskiego), fabrykę Reinsteina (teraz to budynki mieszkalne naprzeciw kościoła Jezuitów) i cukiernię Forstera (dziś restauracja KTW). Ale na kartach tych możemy także podziwiać i te budynki, które nie przetrwały do dziś – kamienicę Weissa, kaplicę grecką, pałac biskupi, Hotel Polski, odwach czy Rogatkę Warszawską. Duża ich część została zniszczona podczas bombardowania Kalisza w początkach I wojny światowej, kiedy to centrum miasta zamieniło się w jedno wielkie gruzowisko. W samym sercu... By poczuć atmosferę miasta z 1835 roku, najlepiej udać się na plac Jana Pawła II. Było to najbardziej prestiżowe miejsce dawnego Kalisza. Wszyscy przyjeżdżający wówczas do miasta ze stolicy wjeżdżali nowo powstałym wjazdem warszawskim – prostym i szerokim, a zaraz potem napotykali na przepiękną Rogatkę Warszawską. Trochę dalej widać było obszerne zabudowania fabryki sukienniczej braci Repphanów, rozbudowywanej sukcesywnie od 1817 roku za kredyty uzyskane od władz Królestwa Polskiego. Nieco dalej widoczny był narożny budynek dawnej fabryki sukienniczej Przechadzkiego z 1824 roku. Główne budynki fabryczne zachowały się do dziś, dając nam świetny przykład klasycystycznej architektury przemysłowej, będącej odwzorowaniem budownictwa angielskiego. Po drugiej stronie ulicy widać było kamienicę Puławskiego, będącą z kolei przykładem budownictwa mieszkalnego doby klasycyzmu, nawiązującego w swoich reprezentacyjnych formach do typu pałacu przyulicznego. W tym czasie miasta musiały się zmierzyć z narastającym problemem mieszkaniowym, gdyż liczba ludności z roku na rok gwałtownie rosła. Ozdobna instytucja Wkraczając bezpośrednio do centrum miasta, nie sposób było nie przystanąć na założonym według projektu Sylwestra Szpilowskiego w latach 1821-1822 placu Zamkowym (obecnie plac św. Józefa). Łącząc się malowniczo i dynamicznie z drugim zaprojektowanym przez tego architekta placem – Nowym Rynkiem (obecnie placem Jana Pawła II), urzekał on swoją kompozycją przestrzenną, której pozostałości i dziś budzą zachwyt bardziej spostrzegawczych spacerowiczów. Przy tych placach stanęły wówczas najbardziej okazałe gmachy. Jeden z nich to Pałac Komisji Województwa Kaliskiego, który został przebudowany w latach 1823-1824 przez Franciszka Reinsteina z części zabudowań pozostałych po zlikwidowanym klasztorze Ojców Jezuitów. Ten urząd państwowy otrzymał niezwykle monumentalne formy, nawiązujące do wspaniałych siedzib arystokratycznych. Świetność budowli podnosiło także nawiązanie do szlachetnych form starożytnych świątyń, widoczne w zastosowaniu wspaniałych kolumnad, belkowań i dekoracji rzeźbiarskich. Na uwagę zasługiwał także stojący tuż obok, zaprojektowany przez Sylwestra Szpilowskiego, utrzymany również w wyżej opisanej stylistyce, budynek Szkoły Wojewódzkiej. Po drugiej stronie placu podziwiano natomiast dawny dom dla księży, a za nim wspaniałą dzwonnicę. Bez gorsetu Idąc ulicą Sukienniczą, która również została przebudowana i przedłużona w tym czasie przez Sylwestra Szpilowskiego, dochodzimy do okazałego gmachu Trybunału. Wzniesiono go w latach 1820-1823, także zgodnie z projektem tegoż właśnie architekta. Jest to jeden z najpiękniejszych zabytków Kalisza. Do dziś wrażenie budzi przede wszystkim potężny portyk kolumnowy, który porównuje się do fasady paryskiego Luwru. Trybunał stanął przy jednej z najbardziej reprezentacyjnych arterii miasta – alei Józefiny (obecnie aleja Wolności), także założonej i zagospodarowywanej w czasach klasycyzmu, nazwanej zresztą kaliskim Corso – reprezentacyjną aleją, przy której zaczęto sytuować okazałe budynki mieszkalne i publiczne. Niesamowite jest jego położenie – z jednej strony widok na kaliski park, który również założono w tym czasie, czyniąc z niego jeden z najpiękniejszych publicznych ogrodów Królestwa Polskiego, a z drugiej strony – na prosty, szlachetny w formach Most Kamienny z 1825 roku. Niedaleko pobudowano jeszcze jeden ciekawy obiekt – Rogatkę Wrocławską. Budowla ta została wzniesiona przez Franciszka Reinsteina w 1826 roku (dziś mieści się w niej cukiernia). Jeśli ktoś nie wie, jak wyglądała mała, antyczna świątynia, to rzut oka na ten budynek doskonale może to uzmysłowić. Jeśli Kalisz w I połowie XIX wieku przestał być miastem średniowiecznym, zaczął się rozwijać przestrzennie, powstały nowe arterie i place, to zawdzięcza to właśnie architektom działającym w tym czasie – Sylwestrowi Szpilowskiemu i Franciszkowi Reinsteinowi. To oni uczynili z niego duże, nowoczesne miasto, rozbili gorset średniowiecznych murów i wytyczyli kierunki rozwoju przestrzennego na następne dziesięciolecia. 32 7•8•9 2011 O czym szumią drzewa wokół nas Emilia Hertmann Kalisz, który znamy ze starych zdjęć, to miasto kanałów, mostów, świątyń i... drzew. Szpalery drzew ciągnące się wzdłuż Prosny i nieistniejącego już kanału Babinka widoczne są na pocztówkach z początku XX wieku. Drzewami obsadzone są ulice Sukiennicza, Kolegialna, aleja Wolności, Śródmiejska (ówczesna Wrocławska) i plac Jana Kilińskiego. Na fotografiach z okresu międzywojennego można dostrzec wysokie drzewa okalające Ratusz i Nowy Rynek. Powszechnie wiadomo, że wiele gatunków drzew cechuje długowieczność. Czy w związku z tym któreś ze współcześnie żyjących na kaliskiej starówce drzew może być tym samym, jakie widzimy na starych fotografiach? Kluczowe znaczenie dla odpowiedzi na to pytanie będzie miała możliwość oznaczenia wieku rosnącego drzewa. Pierwsza z metod określania wieku drzewa rosnącego polega na pobraniu (tak zwanym świdrem Presslera) walcowatej próby pnia, a następnie przy pomocy skanera połączonego z komputerem liczy się roczne przyrosty. Druga metoda, przy pomocy rezystografu, również opiera się na wykonaniu odwiertu w pniu. Wiertło wchodzące w pień napotyka opór słojów, co jest rejestrowane na komputerze. Powstaje wykres tak zwanej krzywej oporu, pozwalający określić wiek. Obydwie metody trwale uszkadzają pień i nie są zalecane dla drzew miejskich, gdyż mogą dodatkowo osłabić rośliny, które już i tak mają znacznie utrudnione warunki wegetacji. Poza tym nie są to metody dla amatorów. Do zieleni w mieście najlepiej stosować metodę tabel wiekowych, np. „Tabelę pierśnic drzew w różnym wieku” (1980-1986, prof. dr Longin Majdecki). Dokonujemy pomiaru obwodu drzewa na wysokości 1,3 m od ziemi, dzielimy wynik przez 3,14 i uzyskujemy w ten sposób tak zwaną pierśnicę drzewa – czyli po prostu jego średnicę. Po ustaleniu gatunku drzewa dokonujemy odczytu wieku w tabeli. Wierzby znad Babinki Zacznijmy w takim razie od drzew na kaliskich plantach. Pomiędzy pl. Jana Pawła II a ul. Kanonicką zwracają uwagę bardzo okazałe wierzby płaczące. Jest ich około dziesięciu. Dorastają do 20 m wysokości, a obwód pnia najgrubszej z nich wynosi 2,94 m. Warto wiedzieć, że wierzby to jedne z naj- Klon jesionolistny za pomnikiem Adama Asnyka Dąb szypułkowy na plantach szybciej rosnących drzew w Polsce. Na zdjęciach z lat 40. XX wieku widać wyraźnie, że na tym odcinku plant nie rosły żadne wysokie drzewa. Najwyższe, najwyraźniej świeżo posadzone, wsparte na wzmacniających tyczkach, mają około 2 m. Z tabel wiekowych wynika, że wierzby płaczące na plantach mają około 70 lat. Nie mogły więc szumieć nad płynącą kanałem Babinka wodą, ale wszystko wskazuje na to, że niewielkie sadzonki umieszczane na świeżo zasypanym przez polskich pracowników w czasie II wojny światowej kanale – to właśnie nasze wierzby. Po lewej: wierzba płacząca. Fot. (x9) autorka Dąb przy mykwie Dąb to synonim długowieczności. W środkowej części plant, pomiędzy ul. Kanonicką a Złotą, na przedłużeniu osi ul. Piskorzewskiej, rośnie dąb szypułkowy. Jego obwód wynosi 2,86 cm, co zgodnie z tabelami wiekowymi pozwala nam określić, że ma on ponad 120 lat. Nie znaczy to jednak, że drzewo przeglądało się w leniwym nurcie Babinki, a to z tej prostej przyczyny, że Babinka płynęła kiedyś w tym miejscu inaczej niż wskazuje dzisiejszy główny szlak spacerowy plant. Nasz dąb rósł gdzieś pomiędzy nieistniejącymi już zabudowaniami szpitala żydowskiego a mykwą. 7•8•9 2011 33 Dąb szypułkowy znają dobrze również uczniowie i absolwenci Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego przy ul. Ciasnej, gdyż rośnie ukryty na boisku szkolnym. Sądząc po jego około trzymetrowym obwodzie, to najstarszy dąb w centrum miasta, mający około 200 lat. Rósł wśród łąk na peryferiach miasta, potem w żydowskiej dzielnicy Kalisza, a teraz daje cień młodym piłkarzom. Szpaler klonów Parkując samochód wzdłuż ul. Babina, warto spojrzeć w górę, czy nie stanęliśmy czasem pod rosnącym na skraju plant jednym z klonów jesionolistnych. Ciekawy okaz tego gatunku rośne tuż za plecami pomnika Adama Asnyka, z jego prawej strony. Pień tego klonu pokrywają liczne bruzdy, wybrzuszenia i narośle, nadające mu dość osobliwy Topole włoskie wokół katedry wygląd. Jego nieparzystopierzaste, złożone z 3-5 części liście, bardzo przypominające klonów rosnących na skraju plant, liście jesionów. To wyjątek wśród klonów. Moda można oszacować ich wiek na na sadzenie klonów jesionolistnych pojawiła się około 80 lat. Najprawdopodobw Polsce w okresie międzywojennym. Drzewo niej to one tworzą szpaler niepochodzące z Ameryki Północnej szybko rosło wysokich drzewek nad brzegiem i nie miało wielkich wymagań siedliskowych, zasypywanej Babinki na zdjęciach toteż stało się jednym z najczęściej nasadzanych z lat 40. ubiegłego stulecia. drzew w miastach. Oceniając pokrój i pierśnicę Poniżej: dąb szypułkowy na boisku gimnazjalnym Strażacka robinia Większość kaliszan dobrze zna zdjęcie zrobione w 1915 roku na moście kamiennym. Grupa uśmiechniętych kobiet i dzieci, a obok nich dwóch żołnierzy w charakterystycznych pikielhaubach na głowie. W tle – szereg drzew i zburzona kamienica na ul. Rybnej (dzisiaj Kazimierzowskiej). Robinie akacjowe – pospolicie, aczkolwiek nieprawidłowo nazywane akacjami – rosną tam do tej pory. Część z nich ma dzisiaj około 120 lat, inne – te młodsze Robinie akacjowe na jednym z kaliskich podwórek – powstały z odrośli nazwiska pochodzi nazwa tego drzewa). Ponad korzeniowych okazów macierzystuletnie robinie znajdziemy w wielu miejscach stych z końca XIX wieku. Robinia kaliskiej starówki. Jak u innych roślin motylkopochodzi z Ameryki Północnej. Do Europy została sprowadzona na powych, ich korzenie wchodzą w symbiozę z bakteczątku XVII wieku przez francuskieriami, posiadającymi zdolność asymilacji azotu go botanika Jeana Robina (od jego atmosferycznego. Pozwala to drzewom lepiej 34 7•8•9 2011 oznaczać, że rosły, gdy w kaplicy Matki Boskiej Pocieszenia pracował na początku stulecia Włodzimierz Przerwa-Tetmajer? Niestety, pomimo swoich rozmiarów – są to drzewa stosunkowo młode. Tempo wzrostu topoli włoskiej może dochodzić nawet do 1,5 m na rok, co oznacza, że dziesięcioletnie drzewo może osiągnąć wysokość 15 m. Taką właśnie wysokość mają drzewa widoczne na zdjęciach z roku 1959. W cieniu platanów Na skrzyżowaniu ulic Przechodniej i Parczewskiego uwagę zwraca wysokie, egzotycznie wyglądające drzewo, o ażurowej rozłożystej koronie, z którego obficie spadają gigantyczne, bo około czterdziestocentymetrowe, brunatnoczerwone strąki. To pochodząca z Ameryki Północnej glediczja trójcierniowa, nazywana również iglicznią, ze względu na wyrastające na pniu i pędach dwudziestocentymetrowe kolce. Zapewne została posadzona w tym miejscu tuż po zakończeniu budowy Domu Partii. Platany klonolistne to drzewa, które niepostrzeżenie rozpoczęły swoją historię na kaliskich Robinia akacjowa nad brzegiem Prosny Kolce na pniu glediczji trójcierniowej przed swoim budynkiem z czerwonej cegły (rozebranym w latach 70.) spotykali się na Nowym Rynku strażacy ogniowi. Topole spod katedry Glediczja trójcierniowa koło banku rosnąć w warunkach miejskich. Według tabel wiekowych robinie o obwodzie pnia 1,9 m mają sto lat. Obwód drzewa tego gatunku na plantach wynosi 2,5 m. Rosły więc tu, gdy w 1900 roku Na współczesnych panoramach Kalisza wieży katedry towarzyszą wysokie sylwetki topól włoskich. To najwyższe drzewa w centrum miasta – mają wysokość około 30 m, wyraźnie górują nad dachami wielu miejskich budynków. Czy to może plantach. Obsadzono nimi alejkę pomiędzy ulicami Złotą a Wodną. Zwracają uwagę swoją charakterystycznie łuszczącą się korą i zwisającymi kulistymi owocostanami (zbiorami pojedynczych owoców). Jeżeli nie spotka je jakiś kataklizm dziejowy, mają szanse dożyć nawet pięciuset lat. Dla miłośników opalania się w tej części plant mam złą wiadomość. Platan słynie ze swej szerokiej, rozłożystej korony, szybko więc zacieni parkowe ławki. Czy kaliskie platany są już na zdjęciach i pocztówkach? Chyba nie, bo kto jeszcze pamięta o pocztówkach… 7•8•9 2011 35 Kogutek, dom parkowego i chińska pagoda Bożena Kryst Kaliski park, wraz z łęczyckim najstarszy zieleniec miejski w Polsce i jeden z okazalszych w Wielkopolsce, nieustannie jest miejscem spacerów. Przez 213 lat był świadkiem licznych wydarzeń. Jako obiekt zabytkowy wymaga troski specjalistów. O każdej porze roku wygląda interesująco i jest atrakcją turystyczną miasta. Nasuwa się jednak pytanie: jak urozmaicić przestrzeń parkową, by przyciągnąć wędrowców? Zielony kompleks w centrum Park Miejski w Kaliszu, położony w rozwidleniu Prosny i sztucznie przekopanych kanałów (bernardyńskiego i rypinkowskiego), jest kompleksem zieleni i obiektów sportowych zajmującym połać ponad 22 ha. Z dawnych budowli, które nadawały charakter alejkom, po dziś dzień pozostały: siedziba Kaliskiego Towarzystwa Wioślarskiego, przystań wioślarska, „Hydropatia” oraz domek parkowego. Urządzenia techniczne, sprzyjające regulacji rzeki, pomóc mają w zapanowaniu nad żywiołem Prosny, która wielokrotnie niszczyła park. A każdy z istniejących tu obiektów ma swoją ciekawą historię – oddającą klimat czasów i postawę mieszkańców miasta w trosce o uatrakcyjnienie pobytu wśród drzew. Opowiada także o ambicjach zdrowotnych i sportowych kaliszan. Obecny park składa się z dwu zasadniczych części: starej i nowej oraz urządzeń sportowych – z torem kolarskim „Włókniarz”, stadionem „Calisia”, OSiR-em i ogródkiem jordanowskim. I bez mała każdy z nich zasługuje na odrębną opowieść. Tajemnice i tradycje Obrzeże samego zieleńca jest równie interesujące. Niemal każda z prowadzących doń ulic skrywa tajemnice. Budowle tam usytuowane to niemi świadkowie przeszłości miasta. Państwowa Szkoła Muzyczna I i II stopnia im. Henryka Melcera, której pierwotnie patronował Fryderyk Chopin, od ponad stulecia przypomina tradycje muzykowania w Kaliszu. Budynek cerkwi prawosławnej podkreśla wieloletnią obecność nad Prosną wyznawców religii wschodniej. Siedziba zakładu fotograficznego Wincentego Borettiego przy ul. Niecałej zwraca uwagę przybyszów. Dawne Przedmieście Warszawskie było miejscem, gdzie rozwijał się przemysł sukienniczy. Stały tu manufaktury braci Repphanów, Przechadzkiego i Fabryki Lalek A. Szrajera. Zachowany fragment ceglanych murów z basztą Dorotką wprowadza turystę do parku od strony północnej. Aleja Wolności, kaliskie korso, zaprowadzi do siedziby Melpomeny. Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego przywołuje XVI-wieczne tradycje wystawiania w mieście sztuk dla publiczności. A stąd, Mostem Parkowym przerzuconym przez Prosnę, wkroczymy do zielonej oazy spokoju. Atrakcyjne otoczenie Gmach Cechu Rzemiosł Różnych oraz fragmenty kazimierzowskich murów obronnych wzdłuż ul. Kadeckiej to świadkowie licznych wydarzeń historycznych. Ulica Łazienna z Centrum Kultury i Sztuki, niegdyś sala musztry Korpusu Kadetów o zachowanym fragmencie dawnej cerkwi św. Jerzego, a także baszta pojezuicka – tchną historią. Klasycystyczna fasada siedziby Starostwa Powiatu Kaliskiego, z kolumnadą i tympanonem, przypomina czasy prosperity miasta w randze stolicy guberni kaliskiej. Barokowy charakter Bazyliki Mniejszej przywołuje gości nie tylko wnętrzem, ale też dźwiękami kurantów (wygrywanymi co kwadrans) i melodiami kościelnymi słyszanymi o pełnych godzinach. Zabytkowe więzienie, pamiętające czasy ucisku carskiego, wzbudza ciekawość przyjezdnych. Jak widać, otoczenie miejskiego zieleńca – nasycone licznymi budowlami godnymi zainteresowania turysty – może być celem wędrówek. A stąd już blisko do wnętrza parku. Nim powstał park Park. Fot. Mariusz Hertmann Za początek Parku Miejskiego w Kaliszu przyjmuje się rok 1798. Jego dzieje rozpoczyna założenie ogrodów na zapleczu konwiktu jezuickiego oraz dokonanie nasadzeń na terenach przylegających do kadeckiego placu musztry, usytuowanego za obecnym Centrum Kultury i Sztuki. Na przedłużeniu ul. Łaziennej wytyczono pierwszą aleję spacerową. Od tego miejsca w różnych kierunkach rozprzestrzeniał się kaliski park. Zieleniec pierwotnie był ogrodzony. Prowadząca doń Brama Łazienna rozebrana została dopiero podczas ostatniej wojny. Drugą usytuowano od strony ówczesnej alei Luizy. Była także trzecia brama. Od czasów Księstwa Warszawskiego zieleniec udostępniono publiczności. Park to nie pastwisko Najbardziej burzliwy okres w dziejach parku przypada na dziewiętnaste stulecie. W latach 1840- 1850 robotnicy (specjalnie sprowadzeni z Rosji) w celu zabezpieczenia parku przed wylewami rzeki przekopali dwa kanały: Kanał Bernardyński i Kanał Rypinkowski. W 1843 roku wykopano staw „Kogutek”, zasilany wodą rzeczną. Dozorcy parkowi, zatrudniani od I poł. XIX wieku, o godzinie dziesiątej wieczorem drewnianymi kołatkami ponaglali spacerowiczów do opuszczenia parku, bowiem bramy na noc zamykano. Powołany w 1870 roku Obywatelski Komitet Parkowy dbał o utrzymanie porządku, ochronę zadrzewienia, a nawet skoszonej trawy oraz zapobiegał traktowaniu trawników parkowych jako miejsca pasania trzody i bydła należących do właścicieli okolicznych gospodarstw. Od 1844 roku ozdobą parku był domek szwajcarski. Budowla drewniana, na podmurówce kamienno-ceglanej, o cechach górskiego domu letniskowego. Pełniła rolę mieszkań dla służby parkowej, podlegającej naczelnemu ogrodnikowi. Dom przetrwał do 1986 roku. A od roku 1886 aż do lat 70. ubiegłego wieku podziwiano oszkloną palmiarnię. Chińska pagoda w Parku Miejskim. Fot. Andrzej Kurzyński Sandalarka i gryfy Z inicjatywy samego gubernatora rosyjskiego, Michała Daragana, niemal pośrodku parku usypano sztuczne ruiny, składające się z łukowatego sklepienia, schodów udekorowanych kolumnami i gazonami oraz autentycznymi kartuszami z herbem Junosza z bursy bpa Stanisława Karnkowskiego oraz kapituły gnieźnieńskiej. Nieopodal stała figura Ateny trzymającej tarczę z herbem Kalisza. Inne postaci, jak Sandalarka, Satyr, Tyrolczyk, skrzydlate gryfy i bóstwa, zdobiły alejki parkowe. Z tamtych czasów ostały się jedynie Flora oraz zegar słoneczny z wyrytą datą 1878 i nazwiskiem wykonawcy, a także domek parkowego postawiony w 1900 roku. Ruiny i inne ozdoby figuralne zniszczyli Niemcy. Na obrzeżach parku powstał kort tenisowy, ale przetrwał niedługo. Bo teren przez niego zajmowany przeznaczono – wraz z popularnością ogródków Henryka Jordana – na plac zabaw dla dzieci. Kaliski ogródek jordanowski uchodzi za najstarszy, jaki powstał poza terenem Galicji. Obecnie jest tu dziecięca szkółka nauki ruchu drogowego. Gdyby nie ogrodnicy Wygląd parkowego kompleksu to zasługa ogrodników. Dbali oni o doskonalenie estetycznych wrażeń, dokonywali przeróbek w celu nadania parkowi naturalnego charakteru, adaptowali nowe tereny zgodnie z charakterem zieleńca. Pierwszego ogrodnika zatrudniono już w 1808 roku. Swoją wiedzę i umiejętności kaliskiemu parkowi użyczyli: Franciszek Smogarzewski, August Müller, Antoni Wodiczko, Edward Weppel (specjalnie sprowadzony z Wrocławia) i Karol Grass. Edmund Jankowski, znany warszawski planista i ogrodnik, pracował także w Kaliszu. Za czasów Karola Nestrypke, właściciela firmy ogrodniczej słynącej z hodowli fiołka alpejskiego, wykopano staw, tzw. „Kokoszkę”, i wybudowano oranżerię. Franciszek Szanior zaadaptował tereny leżące na tyłach teatru, zw. Nowym Parkiem, któremu patronował Ignacy Jan Paderewski, i które po 1945 roku stały się Cmentarzem Żołnierzy Radzieckich. Słodycze, zdrój i róże Punkty sprzedaży wód i słodyczy umilały pobyt spacerowiczom. Z zachowanych zapisków wynika, że najbardziej znany kiosk, wystawiony dla pani Obtowej w 1831 roku, przejął Karol Miram i przebudował go w letnią cukiernię. W latach 60. XIX wieku wydzierżawił go farmaceuta Rączyński i sprzedawał wody mineralne „Kaliski Zdrój”. W 1904 roku wzniesiono Zakład Przyrodoleczniczy „Hydropatia”, który dawał nadzieję na powstanie w mieście uzdrowiska. Lekarz, przybywający z Wiednia, zapewnić miał najlepszą opiekę. Woda stosowana do leczenia najróżniejszych chorób wydobywana była przy pomocy studni artezyjskiej. W zakładzie zainstalowano – po raz pierwszy w Kaliszu – aparat rentgenowski. Dzisiaj budynek przeznaczono na przedszkole o wdzięcznej nazwie „Bursztynowy Zamek”. Podczas I wojny światowej ucierpiał także park, ale miały ocaleć bujnie kwitnące w sierpniu szpalery krzewów różanych. Ponoć na kaliskim dworcu kolejowym pojawił się wówczas napis Rosenschtadt (Miasto Róży). Szachy, koncerty i neon W latach 20. XIX wieku Ernst Foerster przebudował drewnianą altanę, stojącą przy bramie wejściowej do parku od strony alei Józefiny. Po- wstał wówczas drewniany budynek wyposażony w obszerną salę, gdzie organizowano bale, koncerty i przedstawienia teatralne. Kolejnymi właścicielami lokalu byli: Reinhold Künzel, Emil i Julia Gessnerowie. Za czasów Schmita goście grali w szachy i warcaby. Pod kuratelą E. Wehnera na tyłach kawiarni powstała estrada, gdzie koncertowała orkiestra 15. Aleksandryjskiego Pułku Dragonów oraz żeński zespół Lewandowskiego. Wysoki poziom usług gastronomicznych oferowali bracia Wiśniewscy. Z czasem lokal udostępniono na zimową siedzibę Kaliskiego Towarzystwa Wioślarskiego. Dziś budynek nie ma urokliwej drewnianej altany. Odstrasza wręcz zakurzonymi ścianami zewnętrznymi. A neon na dachu budynku chce przetrwać dłużej niż zaplanowali wykonawcy. Uciechy dawniej i dziś Płynąca przez park rzeka dawała możliwość organizowania letnich zabaw i zimowych harców. W noc świętojańską odbywały się zabawy nawiązujące do pogańskich tradycji rzucania przez panny wianków na wodę. Plenerowe uciechy czasem wzbogacano bengalskimi ogniami. Przejażdżki łodziami i promem oraz regaty kajakowe pozostały w pamięci wielu kaliszan jako niezapomniane wspomnienia lat dziecięcych. Do tradycji wycieczek po rzece w letnie miesiące nawiązują dziś rejsy drewnianą łodzią „Calisia”, dopływającą spod teatru do Zawodzia, kolebki współczesnego miasta. Gdy dopisuje pogoda, po alejkach parkowych jeździ kolorowa ciuchcia z wagonikami. Na placach zabaw z wielofunkcyjnych konstrukcji edukacyjnych chętnie korzystają najmłodsi. A zimowe hulanki, odbywające się niegdyś na 7•8•9 2011 37 „Kogutku”, jazdę na łyżwach i sankach, starają się podtrzymać organizatorzy lodowiska z wypożyczalnią łyżew i pomysłodawcy kuligów. W mroźne dni i współczesne zimowe zabawy w parku bywają przednie. Estetyka przez cały rok A wrażenia estetyczne? Dla doznań kolorystycznych i zapachowych warto spacerować po parku przez cały rok. Wiosną, gdy przyroda budzi się do życia, trawniki przybierają różne odcienie żółci, kępy fiołków niczym dywany zakrywają połacie pod drzewami, a białe kwiecie wysokiej magnolii wystaje ponad dorodne tuje i żywotniki. Latem polany rozświetlone słońcem kontrastują z gęstwiną zieleni drzew. Klomby sezonowych roślin zachęcają do oglądania kompozycji. Jesienią przebarwione liście tworzą mozaikę naturalnych kolorów. Dywany szeleszczących liści przypominają o nadchodzącej zimie. Czasem ścieżkę przebiegnie wiewiórka. Szarości szybko zapadającego zmierzchu rozjaśniają światła stylowych latarń. A zimą drzewa pozbawione liści tworzą swoiste tunele wzdłuż alejek. Zimozielone rośliny ożywiają obraz. Zamarznięte brzegi rzeki przywołują nastrój tajemniczości i niesamowitości. Pod śniegiem dostrzec można ciemierniki. Warto zwrócić uwagę na te rośliny – zwane popularnie „różami Bożego Narodzenia” – ponieważ ich kwitnienie przypada w tym właśnie czasie. Tak więc w kaliskim parku o romantyczny nastrój nie jest trudno. Romantyczny klimat trwa tutaj przez cały rok. Posąg Flory z zegarem słonecznym i domkiem parkowego przywołują dawną świetność zieleńca. Tylko niegdyś rozłożysty Dąb Asnyka, podarowany przez księżnę Izabelę Czartoryską, właścicielkę dóbr gołuchowskich, wygląda licho co. Rzeźby dla Kalisza Dwie rzeźby zdobią park od lat 70. minionego wieku. Dzieła były laureatami Ogólnopolskiego Konkursu Plastycznego „Rzeźby dla Kalisza”. Są to „Eurydyki tańczące” Augustyna Dyrdy oraz „Muzykanci” Mariana Banasiewicza. Podczas obchodów 200-lecia parku uporządkowano alejki, powstała wysepka na cieku wodnym, kostką kamienną zastąpiono smołówkę. Uruchomienie na rzece fontanny wzbogaciło w bieżącym roku wygląd fragmentu parku wokół budynku teatru. Kaliski park to skupisko interesującej roślinności. Znajduje się tu około 164 gatunków i odmian drzew oraz krzewów, w tym 28 pomników przyrody. Panujące warunki klimatyczne sprzyjają rozwojowi egzotycznych gatunków. Doskonale rosną tu: tulipanowce, choina chińska, choina kanadyjska czy suchodrzew tatarski, runianka japońska, pierisy japońskie, a także żywe skamieniałości – miłorząb japoński i metasekwoja chińska. O roślinność parkową dba obecnie Wydział Środowiska, Rolnictwa i Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego w Kaliszu. Niepokojem napawa fakt wytyczenia przebiegu Szlaku Bursztynowego, obwodnicy komunikacyjnej, wzdłuż obrzeża parku. Może to stanowić Park Miejski. Fot. Mariusz Hertmann poważne zagrożenie ekologiczne dla roślin parkowych i zakłócić błogi spokój spacerowiczom. Andruty Nieodzownym atrybutem wielu spacerowiczów jeszcze w latach 60. minionego wieku były andruty. Słodkie, dobrze wypieczone krążki, sprzedawane w kilku punktach parku, towarzyszyły spacerowiczom podczas popołudniowych przechadzek. Kosztowały je dzieci, smakowali i dorośli. Kiedy zyskały w 2005 roku unijne miano „produktu regionalnego z oznaczeniem geograficznym”, trudno je nabyć w samym parku. Sprzedaż andrutów prowadzą tylko wydzielone sklepy w mieście. A może by tak ułatwić dostęp do nich poprzez uruchomienie stylowych straganów oferujących „kaliski” wyrób cukierniczy przy wejściach do zieleńca? I tak oto wkraczamy w sferę oczekiwań społecznych odnoszących się do kaliskiego Parku Miejskiego. Pomysły na uatrakcyjnienie Sugestie zmian w wyglądzie parku powstają w kręgach osób rozmiłowanych w dawnych widokach miejskiego ogrodu, pragnących uatrakcyjnić walory kaliskiej oazy spokoju i przyciągnąć turystów. Oto kilka z nich. Aby przybysze nie gubili się wśród alejek w poszukiwaniu konkretnych obiektów, pomocne mogą okazać się kolorowe plany sytuacyjne oraz drogowskazy, pokazujące kierunek dojścia do poszukiwanego miejsca w samym parku, jak i ułatwiające wyjście z niego. Usytuowanie w dawnej części parku widoków nieistniejących obiektów (domku szwajcarskiego czy oranżerii) w miejscu, gdzie one stały, z krótkim opisem budowli, zatrzyma i z pewnością zaciekawi wielu turystów. Indywidualne plansze, na wzór przygotowanych informacji o parkowej florze i faunie, pokażą wygląd nieistniejących budowli. W przypomnieniu niegdysiejszych obiektów parkowych pomocne mogą okazać się fragmenty literatury. Odpowiednio dobrane cytaty z „Nocy i dni” Marii Dąbrowskiej, przedstawione w stylowej oprawie graficznej, będą niepowtarzalnym atutem parku. Odtworzenie parkowych rzeźb, wzorowanych na XIX-wiecznych figurach, i ustawienie ich w dawnych miejscach spowoduje powrót niegdysiejszej atmosfery parku. Konieczne będzie także rozwiązanie problemu toalet miejskich pod względem estetycznym i funkcjonalnym. I chińską pagodę trzeba wykorzystać. Może na koncerty letnie, występy plenerowe zespołów muzycznych, happeningi czy inscenizacje kostiumowe, szkolne? Potrzebne tablice Na uwagę turysty zasługują także budowle położone poza terenem samego zieleńca, na stałe wkomponowane w jego otoczenie, których nie sposób ominąć przed wejściem do parku. Turysta oczekuje informacji – nie tylko stojąc przed basztą Dorotką czy ruinami zamku. Tablice należałoby ustawić przed każdą budowlą związaną z historią miasta. Przecież mamy się czym chwalić. Na uwagę zasługuje zarówno Państwowa Szkoła Muzyczna, cerkiew prawosławna, byłe fabryki na dawnym Przedmieściu Warszawskim, Centrum Kultury i Sztuki, siedziba Starostwa Powiatowego, więzienie, budowle mieszkalne przy ul. Niecałej, gmach Cechu Rzemiosł Różnych, teatr, siedziba dawnego Banku Narodowego, restauracja KTW, stadiony „Włókniarz” i „Calisia” czy Cmentarz Żołnierzy Radzieckich. Oznakowanie niektórych z nich tabliczkami z charakterystyczną kopertą niebiesko-białą nie wystarcza. Turysta oczekuje łatwego dostępu do przejrzystych, odpowiednio podanych informacji. Miejsce, w którym się znalazł – z rozmysłem czy przypadkowo – winno dostarczyć mu niezbędnej wiedzy. Pomysły są. Kto je wesprze finansowo? Czy uda się je zrealizować? Czy kaliszanie uszanują efekty nowych przedsięwzięć? Czy wandale znikną z kaliskiego parku? Póki co cieszmy się z tego, co mamy. I dołóżmy starań, aby pamięć o kaliskim parku przekroczyła granice wspomnień i zyskała wizualną formułę. 38 7•8•9 2011 Co skrywają stare fabryki? wokół nas Jarosław Dolat W wielu miastach Polski dynamicznie rozwija się zjawisko tzw. turystyki industrialnej. Warto przyjrzeć się pod tym kątem i naszemu miastu. Czy Kalisz ma coś do zaoferowania miłośnikom dziedzictwa przemysłowego? Nowe zjawisko W specjalnym wydawnictwie przygotowanym na zlecenie Polskiej Organizacji Turystycznej 2004 roku napisano: „Turystyka przemysłowa (industrialna) jest w Polsce zjawiskiem stosunkowo nowym, które nie wpisało się jeszcze do katalogu produktów turystycznych oferowanych turystom krajowym i zagranicznym. Tymczasem wykorzystując zabytki techniki i przemysłu, można stworzyć niezwykle atrakcyjną samoistną ofertę turystyczną lub wzbogacić już istniejącą”. Obecnie rzeczywiście można wskazać miejsca, w których dzięki wykorzystaniu tzw. dziedzictwa przemysłowego wzrósł ruch turystyczny. Takimi miejscami powstałymi w ostatnich latach najbliżej Kalisza są choćby Stary Browar w Poznaniu czy Manufaktura w Łodzi. To tam przyciąga klientów miejsce historyczne i zachowana architektura, chociaż oferta atrakcji i zakupów jest całkiem współczesna. Dziedzictwo przemysłowe Zastanawiając się nad turystyką przemysłową w Kaliszu i najbliższej okolicy, warto wyjaśnić, co składa się na tzw. dziedzictwo przemysłowe. We wspomnianej publikacji czytamy: „Dziedzictwo przemysłowe oznacza zabytki budownictwa przemysłowego i techniki. Są to obiekty związane z działalnością produkcyjną: kopalnie, huty, elektrownie, różnego rodzaju fabryki przemysłu maszynowego, obiekty związane z przemysłem przetwórczym (wiatraki, młyny, gorzelnie, browary, kuźnie), przemysłem papierniczym (papiernie, drukarnie), włókienniczym, ceramicznym (fabryki ceramiki, cegielnie) i wiele innych. Do tej grupy zabytków zaliczane są także obiekty związane z transportem kolejowym (linie kolejowe wraz z zespołami dworcowymi i infrastrukturą kolejową), transportem rzecznym (kanały wodne, śluzy, zapory), morskim (stocznie, urządzenia portowe) i lądowym. Są to także dzieła myśli inżynieryjnej, jak mosty, wiadukty, tamy czy urządzenia hydrotechniczne (kanały rzeczne). Za dziedzictwo przemysłowe uznaje się również maszyny i urządzenia stanowiące wyposażenie fabryk, zbiory placówek muzealnych, pojazdy silnikowe, urządzenia kolejowe itp.”. Gościnny Runotex W gminnej ewidencji zabytków nieruchomych naliczono ok. 50 obiektów (stan na 31 grudnia 2008 roku) odpowiadających powyższej kategorii. A więc całkiem sporo. W ramach turystyki poznawczej oczywiście dotrzeć można do większości z nich. W niektórych możliwe jest zwiedzanie wnętrz, gdyż działają w nich instytucje otwarte Browar Weigtów. Fot Mariusz Hertmann na ich udostępnianie. W innych organizowane są nawet imprezy o charakterze turystycznym. Historycznie w Kaliszu największym pracodawcą w przemyśle była branża włókiennicza. Mimo że przemysł ten poniósł bardzo dotkliwe straty w ostatnich latach (w związku z likwidacją wielu fabryk), nadal w naszym mieście działają wytwórnie włókiennicze. To ewenement na skalę krajową, gdyż np. w Łodzi nie funkcjonuje już żadna tkalnia. Fabryka Wyrobów Runowych „Runotex” jest kontynuatorką tradycji zakładu założonego w 1907 roku. Obecnie mieści się w obiektach wybudowanych w latach sześćdziesiątych przy ul. Długosza. Dzięki gościnności właścicieli możliwe jest obejrzenie obiektów przy ul. Piskorzewie (na dziedzińcu dawnej fabryki) i poznanie historii poszczególnych budynków. Produkcję można obejrzeć w obiekcie przy ul. Długosza, m.in. krosna do produkcji pluszu. Jeśli dopisze nam szczęście – nawet w ruchu. Należy oczywiście wcześniej umówić się i zgodzić na warunki gospodarzy. Osobą, z którą należy się skontaktować w celu zwiedzania jest Pan Seweryn Kapała, dyrektor ds. produkcji. Piwnice po browarze Rolę numer dwa w przemyśle kaliskim odgrywała branża spożywcza. Funkcjonujące dziś duże zakłady nie przewidują zwiedzania – z powodu bardzo wysokich norm sanitarno-higienicznych. Nie posiadają też żadnych izb tradycji, choć mają ich utworzenie w planach. Coraz częściej turyści odwiedzają (dzięki otwartości dzisiejszych właścicieli) wnętrza piwnic po Browarze Weigtów przy ul. Mostowej (powstał w 1834 roku). Odbywają się tu sporadycznie kameralne imprezy kulturalne, takie jak wystawy czy przedstawienia teatralne. Chociaż browarnictwo w Kaliszu zawsze było znaczące, to charakter przemysłowy miał tylko ten browar. W latach 70., kiedy rodziła się idea powołania muzeum przemysłu w Kaliszu, rozważano wykorzystanie właśnie tego obiektu na muzealną siedzibę. Ostatecznie muzeum powstało w obiektach pofabrycznych w Opatówku. Aby wejść do piwnic, należy się umówić z właścicielami poprzez administrację Hotelu Europa przy al. Wolności 5. Silniki lotnicze Trzecią branżą kaliską – historycznie rzecz ujmując – był przemysł metalowy. Obecnie branża ta jest największym pracodawcą w zakresie wytwórczości. Jednym z największych zakładów pozostaje nadal Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego „PZL Kalisz”. Początki tych zakładów datują się na lata niemieckiej okupacji, kiedy to powołano zakład „Zollern – Werke – Weser Flug”. Bogata dokumentacja z budowy przedsiębiorstwa znajduje się w zbiorach Urzędu Dozoru Technicznego i była prezentowana ostatnio na wystawie czasowej w Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku. W biurowcu WSK przy ul. Częstochowskiej znajduje się sala z wyrobami tego zakładu, przede wszystkim silnikami lotniczymi (ze sztandarowym ASz – 62 IR). Salę tę można zobaczyć, jeśli wcześniej zgłosimy się do działu marketingu WSK „PZL Kalisz” i umówimy na spotkanie. Przemysłowy Park Przyjaźni Ważną dziedziną działalności przemysłowej w Kaliszu była tzw. ceramika budowlana, czyli cegielnictwo. Pokłady gliny w samym Kaliszu i okolicach pozwalały na wyrób miejscowy, na potrzeby rynku lokalnego, a z czasem nawet na wywóz poza ten teren. Współcześnie na terenie miasta nie funkcjonują już żadne cegielnie. Chociaż tereny pocegielnia- ne, głównie dawne kopalnie, służą kaliszanom i turystom. Drugi co do wielkości i uczęszczania park w Kaliszu, Park Przyjaźni, został założony na terenach pocegielnianych. A zatem zwiedzając park, zwiedzamy też obiekt poprzemysłowy. Na terenie po kopalni gliny w dzielnicy Tyniec urządzane są imprezy autocrossowe. Odbywają się dwa razy w roku. Bierze w nich udział ok. 150-200 osób (60-80 samochodów), głównie z województwa wielkopolskiego i okolic. Ich organizatorem jest Jeep Klub Kalisz 4x4. W Cieni (gm. Opatówek, ok. 12 km od Kalisza) nadal czynna jest stara cegielnia. Za zgodą właścicieli, Wioletty i Piotra Sieradzkich, możemy zwiedzić zakład z czynnym piecem Hoffmanowskim i kolejką w kopalni. W tej chwili zakład uruchomił produkcję m.in. cegły gotyckiej na potrzeby odbudowy zamku w Poznaniu. Ręczna produkcja Kalisz słynął z produkcji fortepianów i pianin. Był nawet okres, kiedy w mieście funkcjonowały jednocześnie trzy wytwórnie tych instrumentów. Niestety, dawne zakłady zakończyły już swój żywot. Ostatnia fabryka – „Calisia” – nawet całkiem niedawno. Zarządzający „Calisii” otwarci byli na udostępnianie linii technologicznych do pokazania turystom. Było to wszystko bardzo ciekawe, gdyż w dużym stopniu produkcja odbywała się ręcznie i wymagała wielu umiejętności. Jednak zgodnie z sentencją: „Nie wszystek umrę” – można zapoznać się z historią tej branży odwiedzając choćby Technikum Budowy Fortepianów im. Gustawa Arnolda Fibigera (przy Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 w Kaliszu, ul. Rzemieślnicza 6). Tam w Izbie Tradycji można zobaczyć dokumenty związane z patronem i założycielem szkoły, który był jednocześnie spadkobiercą fabryki fortepianów przy ul. Chopina w Kaliszu. Mimo że nie istnieją już dawni producenci fortepianów, to jednak kontynuatorami tradycji w Kaliszu są nowi producenci, wśród nich zakład firmy Schimmel przy ul. Obozowej, który całkiem dobrze radzi sobie na rynku, na którym panuje silna konkurencja. Wspinaczka w wieży Z obiektów kolejowych – dla celów rekreacji i zwiedzania udostępniana jest wieża wodna przy ul. Dworcowej 1 w Kaliszu. Wybudowano ją w czasie II wojny światowej, a obecnie obiekt ten jest dzierżawiony od PKP przez prywatnego przedsiębiorcę, który prowadzi tam ściankę wspinaczkową. Ma ona 7,5 m wysokości i ok. 200 m kw. powierzchni. Dzięki uprzejmości gospodarza można wejść na wieżę i podziwiać panoramę miasta. Wieża jest otwarta tylko we wtorki i czwartki w godz. od 14 do 20. W okolicach Kalisza znajduje się także zachowana kolejka wąskotorowa (łącząca Opatówek ze Zbierskiem). Ona także dostępna jest turystycznie, zarządza nią Stowarzyszenie Kolejowe Przewozów Lokalnych w Kaliszu. Wodociągi – przed laty i dziś Kaliska wieża ciśnień, wzniesiona w latach 30. XX wieku, dla miłośników dawnej techniki też jest praktycznie całkowicie dostępna. Działa w niej Ośrodek Kultury Plastycznej z kawiarnią na parterze, sklepikiem i galerią. Jako element dekoracyjny galerii pozostawiono dawne urządzenia hydrotechniczne. Wodociągi kaliskie nie prowadzą co prawda programu turystycznego, jednakże są otwarte dla szkół i grup zorganizowanych. W ujęciu wody „Lis” i stacji uzdatniania wody przy ul. Nad Prosną znajduje się sala szkoleniowa, gdzie można poznać historię wodociągów kaliskich i współczesne technologie produkcji wody. Trzeba jednak wcześniej zgłosić grupę u kierownika Działu Produkcji Wody. Zarządzający oczyszczalnią ścieków w Kucharach, która obsługuje Kalisz, również przewidzieli możliwość zwiedzania ciągu technologicznego. Zasady zwiedzania są zamieszczone na stronie internetowej Spółki Wodno-Ściekowej „Prosna”. Wieża ciśnień. Fot. Mariusz Hertmann Wolności, Szrajerów przy ul. Niecałej, domy i pałace fabrykanckie – przy ul. Warszawskiej, Kościuszki, Legionów, Majkowskiej, Polnej, Granicznej, Obozowej, Piskorzewie… I cały szereg innych obiektów, którym trzeba by było poświęcić kilka wydań „Kalisii”, by zdołać je opisać. Najwyższa budowla w regionie Mosty i cmentarze Wielką atrakcją dla miłośników turystyki industrialnej będzie niewątpliwie możliwość zwiedzenia Elektrociepłowni w Piwonicach. Jest to zachowany kompleks budowli z lat 30. XX wieku. Nadal funkcjonują tam urządzenia z tamtego okresu, m.in. turbiny polska i szwedzka. Na terenie elektrowni znajduje się też najwyższa budowla w naszym rejonie, tj. 80-metrowy komin. Odwiedzając elektrociepłownię, należy zgłosić się z przynajmniej 7-dniowym wyprzedzeniem i podporządkować zasadom określonym przez gospodarzy. W kaliskim Archiwum Państwowym zgromadzono sporo dokumentacji po kaliskich fabrykach. Dla bardziej zainteresowanych historią kaliskiego przemysłu są one dostępne poprzez pracownię naukową. Również na stałych ekspozycjach i w zbiorach Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej znajdują się pamiątki po fabrykach kaliskich. Oprócz obiektów poprzemysłowych – związanych z produkcją – mamy też w Kaliszu mosty, dzieła myśli inżynieryjnej. Wymienić można przynajmniej trzy: Kamienny, Trybunalski i Kolejowy. Są także inne urządzenia hydrotechniczne, na Kanałach Bernardyńskim, Rypinkowskim czy w korycie Prosny. Przemysł powstawał dla ludzi i był tworzony przez ludzi. Założyciele fabryk często całe swoje życie (lub spory jego kawał) wiązali z naszym miastem. Wielu z nich dokonało żywota w Kaliszu i tutaj na kaliskich cmentarzach byli pochowani w różnych obrządkach. Dlatego dla dopełnienia zwiedzania miasta pod względem turystyki industrialnej – należy odwiedzić cmentarze. Głównie przy Rogatce, ale też inne. Pochowani tam są nie tylko właściciele fabryk, ale również pracownicy, którzy swoją pracą współtworzyli kulturę materialną miasta. Dawne fabryki i domy przemysłowców Warto odwiedzić Opatówek Warto wymienić jeszcze kilka dawnych fabryczek czy budynków związanych z przemysłem, które przetrwały do naszych czasów, a nie pełnią już roli, do której zostały powołane. Na myśl przychodzą obiekty pofabryczne przy ul. Nowy Świat, gdzie działa Uniwersytet im. Adama Mickiewicza i Książnica Pedagogiczna, obiekty po fabryce Meissnera przy ul. Towarowej czy po rzeźni miejskiej przy ul. Długosza. Nie można zapominać również o młynie Rosena przy ul. Garncarskiej oraz budynku dawnego foluszu przy al. Wolności (obecnie siedziba Filharmonii Kaliskiej). Do tego obiekty przy ul. Fabrycznej i Pułaskiego po fabrykach hafciarsko-koronkarskich, obiekty po fabryce Repphanów przy pl. Kilińskiego i al. Przybywający w nasze strony miłośnicy dziedzictwa przemysłowego, nie mogą pominąć Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku. Zgromadzono w nim i na siedmiu wystawach stałych wyeksponowano liczne kalisiana związane z przemysłem. Kalisz jest tam najliczniej reprezentowany spośród innych miast. Znajdziemy w muzeum krosna tkackie z „Runoteksu” i „Wistilu”, pożydowskie maszyny hafciarskie z Kalisza, maszyny drukarskie, wykrojniki z „Kaliszanki”, pamiętające jeszcze czasy Mystkowskich, maszyny dziewiarskie z „Polo”, kufę kamionkową z Winiar, wyroby kaliskiego przemysłu hafciarskiego, dziewiarskiego, tkackiego, metalowego, no i przede wszystkim fortepianowego. Muzeum jest praktycznie dostępne przez okrągły rok, poza godzinami pracy również, jeżeli wcześniej umówimy się telefonicznie. 40 7•8•9 2011 Pomniki, tablice i rzeźby wokół nas Bożena Kryst Ozdobą Kalisza są liczne pomniki, rzeźby i tablice – nawiązujące tematycznie do wydarzeń z przeszłości. Podkreślają jubileusze, okolicznościowe przedsięwzięcia i upamiętniają ludzi związanych z naszym miastem. W sferze umiejętnego łączenia tradycji i nowoczesności, kaliskie monumenty okazują się interesującymi rozwiązaniami. Popatrzmy na wybrane obiekty, które wzbogaciły w minionych czterech latach walory i dorobek kulturowy Kalisza. Przypomnienie kilku trochę starszych będzie nawiązaniem do nowo powstałych dzieł. Wszystkie one zasługują na zainteresowanie turystów i mieszkańców naszego miasta. Nie tylko skała Dobór tworzywa o cechach znacznej trwałości i jednocześnie okazałego wizualnie motywuje pomysłodawców pragnących utrwalić pamięć o ludziach lub wydarzeniach na wiele pokoleń. Stąd wynika popularność stosowania marmuru czy granitu do wykonania pomników i tablic okolicznościowych. Skalne monumenty mogą bowiem trwać wiecznie. Współcześnie w ocalaniu historycznych wydarzeń od zapomnienia pomocne staje się tworzywo przyrodnicze. Poszukiwanie innych form pamięci o znamienitych osobach prowadzi także do nadawania ich imion obiektom czy instytucjom. Dbając o przeszłość, budujemy mosty łączące nas z przyszłością. Kalisko-krakowska nić literacka W dziejach kultury Kalisza wielokrotnie odnotowano związki z Krakowem. Rok 2011 sprzyjał podkreśleniu historycznych więzi między miastami, a to za przyczyną obchodów setnej rocznicy śmierci Marii Konopnickiej oraz stulecia wykonania „Roty” jako pieśni. Tablica umieszczona w kruchcie kaliskiej katedry akcentuje jedno z najważniejszych wydarzeń w bogatej biografii pisarki – zawarcie 10 października 1862 roku związku małżeńskiego z ziemianinem Jarosławem Janem z Kroczowa Konopnickim. On miał 32 lata, a panna młoda była młodsza od swego wybranka o 11 wiosen. Nikt wówczas nie przypuszczał, że dla młodziutkiej kobiety zaczął się niełatwy, tułaczy los. Projekt tablicy wykonał artysta plastyk, Wojciech Stefaniak. Znaczenie „Roty” z melodią Feliksa Nowowiejskiego, po raz pierwszy wykonanej w Krakowie w 1910 roku, podczas odsłaniania Pomnika Grunwaldzkiego, polega na tym, że pieśń była traktowana jako hymn narodowy w czasach, gdy państwowość polską unicestwili zaborcy. O innych faktach z życia autorki „Urbanowej” mówi kilka miejscowych pamiątek. Tablica pamiątkowa umieszczona na frontonie kamienicy przy pl. Jana Kilińskiego wskazuje oficynę, w której zamieszkiwała rodzina Wasiłowskich. Epitafium Scholastyki z Turskich Wasiłowskiej, matki pisarki, wmurowane w ścianę kruchty kościoła Jezuitów, zachowało się od roku 1854. Ale próżno już dziś szukać na miejskim cmentarzu miejsca pochówku zacnej żony i matki. Okazały monument, przedstawiający stojącą postać dojrzałej kobiety z dwójką tulących się do niej dzieci, usytuowany od 1969 roku na skwerze przy Nowym Świecie, projektu Stanisława HornoPopławskiego, wzniesiono ze składek czytelników „Płomyczka”. Przedstawia on postać Marii Konopnickiej, patronki Szkoły Podstawowej nr 10, która znajdowała się nieopodal w latach 1938-1972 (z wojenną przerwą). Po reaktywowaniu szkoły – ponownie nadano jej imię Marii Konopnickiej w 1993 roku, ale wówczas placówka oświatowa uzyskała nowoczesną siedzibę i weszła w skład Zespołu Szkół nr 7. Wizerunek Konopnickiej rozpoznamy także wśród medalionów prezentowanych na frontonie kamienicy przy kaliskim Głównym Rynku 4. Wśród sławiących nasz gród zobaczyć można tu twarze Marii Dąbrowskiej, Stefana Szolc-Rogozińskiego i Adama Asnyka. Poeta ma w Kaliszu okazały pomnik ze znaczącym napisem: „Rodzinne miasto Adamowi Asnykowi” i tablicę umieszczoną w miejscu, gdzie przyszedł na świat. Jest też patronem osiedla mieszkaniowego. Spoczął na krakowskiej Skałce. Milczący świadek historii Położony w centrum miasta, a wytyczony w 1818 roku plac św. Józefa, był wielokrotnie miejscem, gdzie odbywały się uroczystości wysokiej rangi, nawet międzynarodowej. Stawiano tu pomniki. I współcześnie na placu organizowane są uroczystości. Od 2008 roku zdobi go płasko umocowana w trotuarze, marmurowa tablica przypominająca o złożeniu w tym miejscu (13 grudnia 1918 roku) przysięgi przez żołnierzy I Batalionu Pogranicznego, formowanego w pobliskim Szczypiornie. Szlak bojowy jednostki wiódł przez południową Wielkopolskę i przyczynił się do zwycięstwa powstania wielkopolskiego 19181919. Tablicę podarował Kaliszowi jej wykonawca – Władysław Jarczewski. Gdy wspominamy powstanie wielkopolskie w Kaliszu, nie można nie opowiedzieć o innej tablicy, wmurowanej w zewnętrzną ścianę Kaplicy Żołnierskiej kościoła przy kaliskiej Rogatce. Współtowarzysze walki ufundowali ją na cześć poległych kolegów w 60. rocznicę wybuchu zwycięskiego zrywu. Dramat zastygły w tablicy O dziewięćdziesięcioleciu utworzenia garnizonu kaliskiego i o pobycie Marszałka Józefa Piłsudskiego w naszym mieście pamiętał w 2011 roku kaliski Oddział Polskiego Towarzystwa Historycznego. Odsłonięcie tablicy pamiątkowej ku czci poległych żołnierzy 29. Pułku Strzelców Kaniowskich przygotowano na pl. św. Józefa 15 maja, kiedy dokładnie przypadała rocznica wręczenia sztandaru jednostce. W oprawie ceremoniału wojskowego, z udziałem wnuka marszałka – Krzysztofa Józefa Jaraczewskiego, dyrektora Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku, odbyła się inscenizacja wydarzenia sprzed lat. Inne wojenne dzieje przypomina tablica przy pl. św. Józefa, upamiętniająca rozstrzelanie w październiku 1939 roku ks. Romana Pawłowskiego, proboszcza z Chocza. Dramat okupacyjnej rzeczywistości zastygł także w niewielkich rozmiarów tablicy z białego marmuru, widocznej przy wejściu do zakrystii parafialnej kościoła św. Józefa. Upamiętnia ona czterech kaliskich harcerzy, wodniaków, którzy złożyli ofiarę ze swego życia w imię wierności ideałom skautowskim. Kwiaciarki kaliskie Latem 2010 roku na kaliskiej starówce pojawiły się kwiaciarki – rzeźby autorstwa Bogdana Jareckiego, miejscowego artysty. Ich obecność bez wątpienia wzbogaciła wystrój Głównego Rynku oraz ulic Zamkowej i Śródmiejskiej. Figury, nieco przysadzistej postury, z kompozycjami kwitnących roślin, nawiązują do florystycznych upodobań kaliszan. Inny pomnik kaliskiej kwiaciarki jest trochę ukryty, ale dla chcącego, tzn. zainteresowanego turysty, nic trudnego. Marmurowy posąg Flory, kobiety o smukłej kibici, przyodzianej w zwiewną sukienkę i trzymającej kosz z różami, można podziwiać w patio kaliskiego ratusza. Ta oryginalna rzeźba, przeniesiona z parku, pochodzi z końca XIX wieku i jest swego rodzaju symbolem naszego miasta. Odwiedzając kaliski Główny Rynek, trzeba ją koniecznie zobaczyć. Pamięć o artystach Obchody Roku Chopinowskiego, w przypadającą dwusetną rocznicę urodzin kompozytora, Tablica poświęcona Fryderykowi Chopinowi wykonana przez Wiesława Andrzeja Oźminę. Fot. Mariusz Hertmann 7•8•9 2011 41 ponowane dzieła wzbogaciły przestrzeń naszego miasta i są pamiątką jubileuszu „Kalisia 18,5”. Rzeźby „Chaos” i „Wzbudzony” po kilkumiesięcznej prezentacji przed gmachem Parlamentu Europejskiego oraz w budynku Europejskiego Urzędu Patentowego w Hadze powróciły już do Kalisza. Historyczne pylony Archiwum Państwowe w Kaliszu, w ramach obchodów jubileuszu „Kalisia 18,5”, przygotowało kilka tablic informacyjno-graficznych. Pylony przybliżają wybrane wydarzenia historyczne. Tablice pozytywnie wkomponowały się w krajobraz ulic często odwiedzanych przez turystów i kaliszan. A trwałość materiału, z którego je wykonano, zapewni długoletnie użytkowanie przez spragnionych wiedzy o przeszłości miasta. Medalion Józefa Piłsudskiego Pomnik Marii Konopnickiej autorstwa Stanisławo Horno-Popławskiego przy Nowym Świecie w Kaliszu. Fot. Mariusz Hertmann uaktywniły środowisko kaliskich animatorów kultury. Od 2010 roku możemy podziwiać tablicę, która jak przystało na artystyczny duet – posiada interesujący kształt. Górna jej część w kolorze złotym to głowa i fragment torsu Chopina. Druga zaś, wykonana z czarnego marmuru, ma imitować klawiaturę fortepianu. Jej projektantem jest kaliski rzeźbiarz, Wiesław Andrzej Oźmina. Wizyty pianisty w Kaliszu opisuje tablica pamiątkowa odsłonięta w miejscu, gdzie stała kamienica zamieszkiwana przez Nieszkowskich, w której kompozytor tańczył mazura z uroczą kaliszanką. Wielkie święto polskiego teatru, które obchodziliśmy w 2010 roku za sprawą ogłoszenia przez UNESCO Roku Jerzego Grotowskiego, pozostawiło trwałą pamiątkę w Kaliszu. Jest nią tablica usytuowana w foyer Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego, a poświęcona Ryszardowi Cieślakowi, wybitnemu aktorowi i reżyserowi Teatru Laboratorium, który z urodzenia był kaliszaninem. Płaskorzeźbę zaprojektował Wiesław Andrzej Oźmina. Jej odsłonięcie nastąpiło w ubiegłym roku, podczas 47. Kaliskich Spotkań Teatralnych: Festiwalu Sztuki Aktorskiej. Warto także zatrzymać się przed gmachem teatru od ul. Częstochowskiej, by zobaczyć interesujące tablice, z których każda mówi o dziejach kaliskiej sceny. Przykładem pozytywnych przeobrażeń w sferze kaliskiej kultury może być transformacja dawnego Biura Wystaw Artystycznych. Nowo powołana galeria sztuki, której patronem w 2010 roku został profesor Jan Tarasin, zapewne utrwali pamięć o uznanym w świecie artyście plastyku, którego korzenie tkwią w Kaliszu. Hołd oddany profesorowi Pamięć o prof. Jerzym Rubińskim, dyrygencie, nauczycielu akademickim i społeczniku, na długo pozostanie we wspomnieniach wielu kaliszan. Ci, z którymi wiele lat pracował i którym był oddany, złożyli hołd nieprzeciętnemu profesorowi w nietuzinkowy sposób. Swoiste pomniki przybrały ponadczasowy wymiar. Zasłużony dla środowiska akademickiego Kalisza został bowiem patronem nowo otwartej auli w gmachu Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego UAM w Kaliszu. Stowarzyszenie „Wszystko dla Kalisza”, którego przed laty profesor był współzałożycielem, przybrało imię profesora, a w 2010 roku Jerzemu Rubińskiemu odsłonięto tradycyjną tablicę pamiątkową w kościele parafialnym pw. Błogosławionego Biskupa Michała Kozala w Winiarach. Bursztynowe rzeźby Wraz z zakończeniem budowy nowego odcinka Trasy Bursztynowej, jesienią 2010 roku, Kalisz wzbogacił się o nowe rzeźby. Prace Roberta Sobocińskiego ozdobiły ronda: Ptolemeusza i Celtyckie. Rzeźby łączą przeszłość ze współczesnością. Tematycznie nawiązują do najstarszych dziejów miasta, ale ich forma jest bardzo nowoczesna. Na trzecim z rond planowane jest ustawienie rzeźby przedstawiającej bryłę bursztynu. Wykonane z brązu dzieła będą odpowiednio oświetlone, a teren wokół zostanie ukształtowany w sposób nawiązujący do okresu historycznego, do którego rzeźby się odnoszą. Atrakcyjnie wyeks- Wyrazem żywej pamięci o Józefie Piłsudskim oraz jego żołnierzach było przygotowanie medalionu z podobizną marszałka i umieszczenie go na cokole pomnika usytuowanego przed budynkiem IV Liceum Ogólnokształcącego im. Ignacego Jana Paderewskiego. Uroczystość odbyła się podczas obchodów 92. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Z inicjatywy Związku Inwalidów Wojennych RP w Kaliszu kilka lat temu w miejscu dawnego mauzoleum postawiono obelisk upamiętniający legionistów. Brakowało na nim jednak symbolu samego Piłsudskiego. Stąd pomysł wmurowania medalionu z jego wizerunkiem. Owal uzupełnił kompozycję monumentu, składającego się z dwu tablic wmurowanych w lico cokołu oraz płaskorzeźby przedstawiającej orła w koronie, górującego nad pomnikiem. W mieście mamy także tablicę pamiątkową poświęconą marszałkowi, która umieszczona została na ścianie gmachu Cechu Rzemiosł Różnych od strony ul. Kazimierzowskiej. Ta podziwiana dzisiaj jest kopią tablicy odsłoniętej w 1921 roku i zniszczonej podczas II wojny światowej. Nieopodal, na parkowym trawniku, rośnie dąb zasadzony w obecności Piłsudskiego podczas jego drugiej wizyty w Kaliszu. Dęby Pamięci w Kaliszu Ogólnopolska akcja polegała na posadzeniu w parkach, na skwerach i innych terenach zielonych 21.473 Dębów Pamięci w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. Jeden dąb to jedno nazwisko z listy katyńskiej. Pamięć o ofiarach działań NKWD w 1940 roku przywracali także kaliszanie. W mieście zasadzono dęby, które niczym żywe pomniki mają symbolizować prawdę. Drzewa można łatwo rozpoznać, gdyż oznaczone zostały tabliczkami przymocowanymi do głazów leżących u ich podnóża. Napis na tabliczce zawiera dane osobowe bohatera, nazwę i graficzny symbol ogólnopolskiej akcji. Pamięć o kaliszanach czcimy w ogólnopolskim wymiarze. W podniosłej atmosferze, z ceremoniałem wojskowym, z udziałem władz miasta, 42 7•8•9 2011 rodzin pomordowanych oficerów, przedstawicieli organizacji społecznych, uczniów i harcerzy z 62. Kaliskiej Drużyny Harcerzy Starszych „Brzoza”, odbywały się uroczystości w Kaliszu. O poszczególne rośliny będzie dbała młodzież szkół kaliskich. Podczas obchodów Święta Niepodległości w 2009 roku na terenie zieleńca przy ul. Częstochowskiej, znanego jako Ogródek Henryka Jordana (notabene jednego z pierwszych powstałych poza Galicją), posadzono dwa Dęby Pamięci. Drzewa uhonorowały podpułkowników – Józefa Bydlińskiego i Leonarda Rolę-Szadkowskiego. Na Skwerze Sybiraków, położonym na tyłach kościoła pw. Opatrzności Bożej przy ul. Polnej, posadzono młode drzewa na cześć pomordowanych oficerów – aspirantów Policji Państwowej Czesława Staszewskiego i Stanisława Leszczyńskiego oraz generała brygady Wojska Polskiego Karola Hauke-Bosaka. Na Skwerze Inwalidów Wojennych, znajdującym się u zbiegu ulic Legionów i Polnej, od 2010 roku rośnie dąb upamiętniający generała dywizji Wojska Polskiego Mieczysława Makarego Smorawińskiego. Żywe pomniki W nowocześnie zaprojektowanym otoczeniu II Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki godne miejsce zajmują nowe pomniki: Dęby Pamięci i okolicznościowa tablica. Pod każdym z drzew rozsypana została garść ziemi przywiezionej tydzień wcześniej z Katynia, wiążąc symbolicznie „żywe pomniki” z miejscem kaźni. Od 20 kwietnia 2011 roku czcimy pamięć o Jerzym Bzowskim, Edwardzie Sztarku i Janie Dobrowolskim. Tablicę pamiątkową z wykazem nazwisk wychowanków szkoły – ofiar mordu w Katyniu, Charkowie i Twerze – zdobi relief przedstawiający orła w koronie i Order Virtuti Militari. Do kompleksu dostojnych, okazałych dębów rosnących na skwerze im. Eligiusza Kor-Walczaka przy ul. Mikołaja Kopernika przybyło kilka młodych drzew. Nietrudno je zauważyć, bo posadowiono je wzdłuż jednej alejki i oznaczono stosownymi tabliczkami. W 2010 roku zasadzono Dęby Pamięci na cześć: majora Feliksa Pstrokońskiego, porucznika Stefana Przyjaznego i dziewiętnastoletniego Kazimierza Zdziubanego. Ofiarom katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem z 10 kwietnia tegoż roku poświęcono indywidualny dębowy pomnik. Kaliskie popiersia króla, naczelnika i prezydenta W ostatnich latach odsłonięto w Kaliszu monumenty na cześć dowódców i polityków chlubnie zapisanych w historii Polski. W V Liceum Ogólnokształcącym, noszącym imię zwycięzcy spod Wiednia, przybył nowy obiekt kultywujący postać patrona. Popiersie Jana III Sobieskiego, wykonane z brązu, umieszczone zostało na granitowej podstawie ozdobionej odwzorowaniem oryginalnego podpisu władcy – Jan Krol. Autorem projektu i wykonawcą popiersia jest Kwiaciarka – rzeźba autorstwa Bogdana Jareckiego. Fot. Mariusz Hertmann Grzegorz Godawa, artysta rzeźbiarz z Poznania. Popiersie patrona zdobi szkolny hol od października 2009 roku. Na skwerze przed II Liceum Ogólnokształcącym także stoi popiersie patrona szkoły – Tadeusza Kościuszki. Pomnik polsko-amerykańskiego bohatera, naczelnika powstania z 1794 roku, stał się osiemnastym monumentem na świecie poświęconym zwycięzcy spod Racławic, z czego dwanaście pomników znajduje się w kraju, a sześć w USA. Prezydent II RP Stanisław Wojciechowski upamiętniony został w Kaliszu wielokrotnie. W 2009 roku przed gmachem Collegium Novum Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Kaliszu odsłonięto popiersie patrona uczelni. Uroczystość, odbywająca się podczas jubileuszu dziesięciolecia szkoły, zbiegła się ze 140. rocznicą urodzin tego wybitnego kaliszanina. Inne szkolne uroczystości Galerię pamiątek wzbogaciły tablice akcentujące dzieje kaliskich placówek oświatowych i ich patronów. Jedna z nich została ufundowana z okazji stulecia szkoły podstawowej i odsłonięta w 2008 roku przy ul. św. Michała, rozciągającej się wzdłuż dawnej królewskiej wsi Dobrzec. Jest to najprawdopodobniej jedna z pierwszych (jak nie pierwsza) szkół w Polsce, której patronem został Józef Piłsudski. Nadanie imienia generała dywizji Wojska Polskiego Mieczysława Makarego Smorawińskiego Zespołowi Szkół Ekonomicznych w Kaliszu i odsłonięcie tablicy poświęconej patronowi szkoły przygotowano 9 kwietnia 2010 roku, w 70. rocznicę zamordowania oficera w lesie katyńskim. Przed gmachem Zespołu Szkół Techniczno-Elektronicznych, przy ul. Częstochowskiej, odsłonięto w 2008 roku obelisk poświęcony ks. Józefowi Sieradzanowi, patronowi placówki. Usytuowany został w dzielnicy miasta związanej z życiem i działalnością księdza Sieradzana, w połowie drogi między kościołem, w którym przez wiele lat był proboszczem, i cmentarzem, na którym został pochowany. Projekt obelisku wykonał kaliski plastyk, Włodzimierz Ćwir. Fundusze niezbędne do zrealizowania projektu pochodziły ze sprzedaży cegiełek, które rozprowadzali na terenie miasta członkowie społecznego komitetu. Mozaika kulturowa Wyrazem docenienia wielonarodowego charakteru społeczności miasta przez współczesnych kaliszan są m.in. inicjatywy służące upamiętnieniu rodów przybyłych nad Prosnę z Izraela czy znad Szprewy. Odsłonięcie trzy lata temu na cmentarzu żydowskim obelisku na cześć Henryka Jedwabia stało się przykładem ponadczasowej trwałości międzykulturowych relacji mieszkańców miasta. Henryk Jedwab był absolwentem kaliskiego „Asnyka”, żołnierzem walczącym m.in. pod Monte Cassino, Honorowym Obywatelem Kalisza. U dołu obelisku, zaprojektowanego przez Wiesława Andrzeja Oźminę, wyryto tabliczki z nazwiskami rodziny Jedwabiów, ofiar Holokaustu. Odrestaurowanie i remont kaplicy Repphanów (niemieckich sukienników) na cmentarzu ewangelicko-augsburskim przy Rogatce umożliwiły fundusze ze społecznych zbiórek, od kilku lat organizowanych 1 listopada przez Kaliski Oddział PTTK. Przewodnicki motyw Przewodnicy turystyczni PTTK, rozmiłowani w poznawaniu i popularyzowaniu uroków miasta wśród przybyszów, obchodzili w 2008 roku stulecie zorganizowanej turystyki i krajoznawstwa w Kaliszu. Z tej okazji odsłonięto tablicę w hołdzie Stanisławowi Graevemu. Upamiętnia ona postać barona, społecznika, rozkochanego w folklorze ziemi sieradzkiej, a zarazem pierwszego prezesa PTK w mieście i wydawcy (wspólnie z Leonardem de Verdmon Jacques) unikalnego „Przewodnika po guberni kaliskiej” (1912). Tablicę można zobaczyć przy ul. Targowej 2. Na zakończenie Wyrazem pamięci, hołdu, czci oddawanej przeszłości przez współczesnych kaliszan, stały się najnowsze pomniki. Rozumiane dosłownie (jako monumenty, obeliski, tablice pamiątkowe czy rzeźby) i wielowymiarowo, wzbogaciły wizerunek miasta. Wyrażają one ciągłość historyczną Kalisza, splatają tradycję i nowoczesność. Skrywają w sobie potencjał informacyjny, historyczny, kulturotwórczy. Pozostają inspiracją do poznawania historii w różnorodnych konfiguracjach tematycznych. W obszarze promocji miasta ich pokazywanie i omawianie wydaje się oczywistością. Źródła: (mag), dęby pamięci, Życie Kalisza 2009 nr 46, s.10 Tabaka A., Błachowicz M., Barona Graevego opisywanie świata, Życie Kalisza 2008, nr 36, s. 33. Losy kaliskiego podróżnika 7•8•9 2011 43 Jarosław Dolat Najsłynniejszym podróżnikiem kaliskim w XIX wieku był niewątpliwie Stefan Szolc-Rogoziński. Pochodził z jednej z najbogatszych rodzin w dziejach miasta. Jego dziadek, Karol Scholtz, tkacz przybyły do Kalisza z Brzegu nad Odrą, dzięki ożenkowi z Repphanówną nabył prawa do największej fabryki sukienniczej. Ojciec Stefana, Ludwik, w 1880 roku odstąpił swoje udziały Emilowi Repphanowi, jednakże nadal był bogatym człowiekiem. Matka Stefana, Malwina Rogozińska, również była bardzo uposażona z domu rodzinnego. Gdy zmarła w 1877 roku, pozostawiła synowi 16 tys. rubli, które tenże postanowił przeznaczyć na wyprawę do Kamerunu. W wieku 12 lat nasz bohater rozpoczął naukę w niemieckiej szkole we Wrocławiu. Już wtedy dzięki finansom rodziny podejmował podróże i przede wszystkim rozczytywał się w ówczesnej literaturze podróżniczej. To właśnie ta literatura rozmiłowała go w Afryce Równikowej i dostarczyła podstawowej wiedzy, niezbędnej do urządzenia wyprawy. Król Kamerunu Geograficzny Justusa Perthesa w Gocie. Nie udało się jednak odnaleźć jeziora Liba. Pokojowe i przyjazne nastawienie do plemion murzyńskich skutkowało oddaniem rządów Stefanowi Szolc-Rogozińskiemu przez króla Boty i okoliczne plemiona w pobliżu Gór Kameruńskich. Później przyłączyły się do tego „polskiego stanu posiadania” najbliższe okolice, osiągając powierzchnię 100 km kw. Niestety, pod wpływem niemieckiego nacisku Rogoziński oddał te ziemie pod protektorat brytyjski. A następnie Anglicy oddali je Niemcom. W jego planach znajdowała się myśl o stworzeniu miejsca pod przyszłą kolonizację polską tej części Afryki. M.in. z tego powodu miał go zaatakować sam Bismarck, gdyż do Kamerunu rościły sobie prawa zjednoczone Niemcy. Wysłały one w ten rejon piechotę oraz artylerię i na wybrzeżu Kamerunu wywiesiły swoją flagę. Rogoziński przed przemocą musiał ustąpić. Wbrew woli ojca Stefan wstąpił do Akademii Morskiej w Petersburgu, gdzie zdobył upragniony stopień oficera marynarki. W 1879 roku wziął udział w podróży dookoła świata na rosyjskim okręcie „Generał – Admirał”. Swój zamiar odkrycia i zbadania ostatniego niezbadanego fragmentu Afryki ogłosił w czerwcu 1881 roku w Klubie Afrykańskim w Neapolu. Stefan Szolc-Rogoziński rozbudził wyobraźnię o egzotycznych krajach i dyskusje o wkładzie Polaków w rozwój światowej cywilizacji. Nie uzyskał jednak tego, czego chciał, czyli brakujących 10 tys. rubli, których odmówił mu też ojciec. W 1882 roku, dzięki rozlicznym zabiegom i zakupowi statku „Łucja i Małgorzata”, ruszył z dwoma najbardziej wytrwałymi współtowarzyszami – Klemensem Tomczekiem i Leopoldem Janikowskim – na wyprawę swojego życia. Na najwyższym maszcie wywiesili flagę z syrenką warszawską, gdyż polskiej nie mogli. Odwiedzili Maderę, Wyspy Kanaryjskie, Ghanę, Wybrzeże Kości Słoniowej, Gabon, Liberię, wyspę Fernando Po. Na wysepce Mondoleh zakupił kawałek ziemi, za czarny tużurek, cylinder i trzy skrzynki dżinu. Tutaj założono stację meteorologiczną, którą Stefan Szolc-Rogoziński. Najczęściej prezentowane zdjęcie Stefana Szolc-Rogozińskiego (po prawej stronie). Fot. (x2) ze zbiorów Mariusza Hertmanna Przyłączyli się do niego początkowo dwaj Polacy i dwaj Włosi, choć Rogozińskiemu zależało, aby zachować jak najbardziej polski charakter wyprawy. Dlatego za pośrednictwem Filipa Sulimierskiego, redaktora „Wędrowca”, zwrócił się nasz krajan do całego polskiego społeczeństwa o wsparcie. W dyskusję nad celowością jego planów włączyli się najwięksi publicyści warszawscy, z Bolesławem Prusem, Henrykiem Sienkiewiczem i Aleksandrem Świętochowskim na czele. kierował Leopold Janikowski. Stacja ta stała się punktem wyjściowym wypraw do Kamerunu. Tam dokonano wielu odkryć, a miejscowe ludy miały go obwołać „królem Kamerunu”. Dookoła świata Odkrycia i niespełnienia Wśród sukcesów podróży wymienia się odkrycie jeziora M’Bu, katarakty na rzece Mungo, źródeł Jabjangu. Zostały one zaznaczone na mapach wydanych przez Akademię Krakowską oraz Instytut Tragiczna śmierć w Paryżu Podróżnik jeszcze raz powrócił do Afryki, gdzie na wyspie Fernando Po zakupił wspólnie z małżonką, Heleną Janiną Boguską, plantację kakao za 20 tys. rubli. Była to jednak nietrafiona inwestycja. W 1893 roku wrócił do kraju, przebywał też w Kaliszu w związku ze sprawami rodzinnymi (śmierć ojca). Zginął młodo – w 1896 roku (mając 35 lat) w Paryżu pod kołami konnego omnibusu. Duże zasługi przypisuje mu się w dziedzinie rozwoju etnografii. Jego książki opisujące wyprawy („Żegluga wzdłuż brzegów Afryki”, „Pod równikiem”) były napisane lekkim językiem i zdobywały dużą popularność. W „Kaliszaninie” drukowano też jego listy z wypraw pełnych przygód. Podczas podróży tworzył kolekcję wyrobów z Kamerunu. Zbiory te przejął po nim brat, Kazimierz. W dwudziestoleciu międzywojennym przekazał je do muzeum w Kaliszu. Są tam przechowywane do dziś. 44 7•8•9 2011 Przygoda na dwóch kółkach turystyka rowerowa Juliusz Kowalczyk Koło jest wynalazkiem, który już od pierwszych chwil istnienia znacząco zmieniał dzieje ludzkości. Jedno tylko zwykłe koło. A co dopiero dwa! Spostrzegł to Leonardo da Vinci. I było to prawdziwe „odkrycie Ameryki”, chociaż tego właściwego dokonał Krzysztof Kolumb dwa lata później. Znacznie wyprzedzający swoją epokę myśliciel i artysta opracował projekt pierwszego roweru. Był oczywiście zdecydowanie inny od jednośladów, jakie obecnie jeżdżą po świecie. Co więcej – Leonardo da Vinci nie skonstruował nigdy wymyślonego przez siebie pojazdu. Dał jednak początek wspaniałemu okresowi świata. Epoce rowerów. Kariera rowerów Od końca XV wieku wynalazek ten zrobił ogromną karierę. Stanowi narzędzie pracy, jedyny środek lokomocji, a niekiedy oznakę dobrobytu. W ostatnich latach dziewiętnastego stulecia na rowerach zaczęto się również ścigać. Ta forma wykorzystania jednośladów po dziś dzień przynosi wiele emocji. Świadczy o tym ogromna ilość kibiców ustawiających się na trasach Tour de France, Giro di Italia czy Tour de Pologne. Zawodnicy święcący sukcesy traktowani są jak bohaterzy narodowi i naśladowani są przez najmłodszych. Jednak nie tylko kolarstwo zawodowe cieszy się dużą popularnością. Bardzo wiele osób uprawia turystykę rowerową jeżdżąc dla przyjemności. Taka forma wypoczynku cieszy się coraz większym zainteresowaniem, bo i możliwości jej uprawiania są coraz lepsze. Nieistniejąca ścieżka rowerowa Jazda ulicą w towarzystwie samochodów bywa niebezpieczna. Na szczęście powstaje coraz więcej odcinków tras rowerowych. Cykliści mogą się na nich czuć swobodniej – nie muszą się martwić obecnością aut, nie przeszkadzają im także piesi. Ścieżka rowerowa jako pojęcie funkcjonuje w naszej świadomości jako coś zwykłego i oczywistego. Encyklopedyczna definicja określiłaby ją pewnie jako odpowiednio oznakowaną drogę lub jej część, przeznaczoną dla ruchu rowerowego. Dla kodeksu ruchu drogowego natomiast… nie istnieje. Stoi w nim za to pojęcie „droga dla rowerów”. Zapytany o nią policjant z pewnością wyrecytuje nam następującą formułkę: „Droga dla rowerów to droga lub jej część przechodnia przeznaczona do ruchu rowerów, oznaczona odpowiednimi znakami drogowymi; […] oddzielona od innych dróg lub jezdni tej samej drogi konstrukcyjnie lub za pomocą urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego”. Pod jakimkolwiek kątem by nie patrzeć, z pewnością każdy amator przejażdżek na dwóch kółkach stwierdzi, że owa droga czy ścieżka stanowi niepodważalne dobrodziejstwo, którego jest oczywiście zbyt mało. Atrakcyjne błądzenie Faktycznie Polska na tle krajów zachodniej Europy nie wypada w tej kwestii najlepiej. W samym Kaliszu na przestrzeni ostatnich lat ilość ścieżek znacznie wzrosła. Obecnie teren najstarszego miasta w Polsce przecięty jest siecią dróg dla rowerów o łącznej długości 23,693 km. Prowadzą m.in. wzdłuż ulic Wrocławskiej, Piłsudskiego czy Szlaku Bursztynowego. Jednak turystykę na dwóch kółkach uprawiać można nie tylko podążając po tego typu ścieżkach. Istnieją też tzw. szlaki rowerowe. Są to trasy wycieczkowe dla miłośników jednośladów. Prowadzą najczęściej przez mało ruchliwe szosy lub polne drogi. Szlaki te są oznaczone białymi tabliczkami z czarnym symbolem roweru i paskiem wymalowanym w kolorze danej trasy. Znakowaniem ich zajmuje się głównie Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze. Czasami jednak również inne organizacje próbują to zrobić. Także za pomocą zupełnie odmiennych symboli, co zapewnia rowerowym turystom dodatkowe atrakcje w postaci błądzenia po nieznanych bezdrożach. Pół Europy na rowerze Przez sam Kalisz przechodzą dwa szlaki rowerowe – Transwielkopolska Trasa Rowerowa oraz Bursztynowy Szlak Rowerowy. Przejażdżkę pierwszą rozpoczynamy… Nie, nie możemy rozpocząć podróży. Najpierw przecież musimy wiedzieć, czego podczas jazdy na rowerze unikać, a co jest wręcz pożądane. Najlepiej wiedzą to osoby, które na takich przejażdżkach zjadły zęby. Oczywiście tylko w przenośni. Jednym z takich rowerzystów jest Roman Wesołowski, kaliski listonosz, który na dwóch kółkach zwiedził niemal pół Europy. Co radzi początkującym cyklistom? Opisują to doskonale sformułowane przez niego zasady. Podróże uczą pokory 1. Przed każdą wycieczką przygotuj się w zakresie krajoznawstwa – staraj się przejrzeć przewodniki turystyczne dotyczące trasy, którą chcesz przejechać. 2. Jeśli będzie towarzyszyło ci więcej osób, staraj się tak dobrać uczestników wycieczki, żeby mieli kondycję podobną do twojej i mieli podobne zainteresowania dotyczące krajoznawstwa. 3. Bezwzględnie przestrzegaj przepisów ruchu drogowego i na drodze stosuj zasadę ograniczonego zaufania w stosunku do innych uczestników ruchu drogowego. 4. Dbaj o własne bezpieczeństwo na drodze, jeżdżąc w kasku i kamizelce odblaskowej. 5. Przed każdą wyprawą zrób przegląd roweru i usuń ewentualne usterki. Przede wszystkim zwróć uwagę na te elementy, które bezpośrednio wpływają na bezpieczeństwo jazdy, np. klocki hamulcowe. 6. Pamiętaj, aby w sakwach znalazły się minimum dwa komplety sportowej odzieży oraz kurtka przeciwdeszczowa, apteczka, zestaw naprawczy, zapasowa dętka i pompka. 7. Pieniądze przechowuj w kilku miejscach. 8. Samodyscyplina jest ważna. Plan dzienny podró- Rowerzysta na trasie. Fot. autor ży ustalaj według zasady 50/50 – połowę czasu jedź rowerem, połowę zwiedzaj. 9. Przed pokonywaniem długich dystansów zagwarantuj sobie czas na długi wypoczynek. 10.W czasie jazdy rowerem jedz posiłki lekkostrawne i nigdy się nie przejadaj; podczas krótkich przerw, gdy poczujesz osłabienie, przekąś baton energetyczny. 11.Zwiedzając obiekty krajoznawcze, stosuj się do ich regulaminów. 12.Pamiętaj, że podróże uczą pokory – w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi bądź uprzejmy i uśmiechnięty. 13.Zawsze myśl pozytywnie i zabieraj ze sobą dobry humor. Na prom! Teraz, kiedy już znamy żelazne przykazania rowerzysty, możemy ruszać na szlak. Transwielkopolska Trasa Rowerowa dzieli się na dwie części: północną i południową. Nas – z uwagi na lokalny patriotyzm i bliższe usytuowanie – interesuje ta druga. Jej długość to aż 280 km, więc nie sposób przejechać całej trasy w jeden dzień, jeśli nie jest się zawodowym kolarzem. Nie chodzi jednak o to, żeby się ścigać. Przejażdżka ma nam dać przyjemność i umożliwić poznanie ciekawych miejsc. Południowy odcinek Transwielkopolskiej Trasy Rowerowej bierze swój początek w Poznaniu. Ze stolicy Wielkopolski wiedzie na południowywschód przez Środę Wielkopolską i Miłosław do nadwarciańskiej Pogorzelicy. Tutaj konieczna jest przeprawa przez Wartę. Największą rzekę regionu najłatwiej byłoby pokonać mostem, ale takowego w tym miejscu nie ma. Wsiadamy więc na prom i po kilkunastu minutach jesteśmy na drugiej stronie. Szwajcaria bez paszportu Porośniętą czereśniami drogą wjeżdżamy do Szwajcarii. Paszport nam jednak niepotrzebny, gdyż chodzi nie o alpejski kraj, a o Szwajcarię Czechowsko-Żerkowską. Przez jej pagórkowate tereny przechadzał się niegdyś sam Adam Mickiewicz. W Śmiełowie, przez który przejeżdżamy, śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju, na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju, stał dwór szlachecki. To tutaj ongiś zatrzymał się wielki wieszcz, a dzisiaj w pałacyku znajduje się poświęcone mu muzeum. My kręcimy dalej – przez Żerków, Jarocin i Pleszew. Stąd już dwa kroki (a właściwie naciśnięcia na pedały) do Gołuchowa. Po wizycie w miejscowym zamku jeszcze tylko ostatnia prosta i jesteśmy w młodym duchem, najstarszym mieście w Polsce. Premia górska Nie sposób opisać wszystkich atrakcji naszego pięknego miasta. Wówczas „Kalisia” miałaby 7•8•9 2011 kilkaset stron więcej. Wszyscy jednak wiedzą doskonale, że ciekawych miejsc w Kaliszu nie brakuje. Z grodu nad Prosną Transwielkopolska Trasa Rowerowa prowadzi na południowy zachód, po czym skręca na południe. Mijamy Lewków, Ostrów Wielkopolski i Ostrzeszów. Kiedy zostawimy za tylnym kołem ostatnie miasto, musimy przygotować się na większy wysiłek. Premia górska pierwszej kategorii w Kobylej Górze – o wysokości 284 m n.p.m. (najwyższy punkt w Wielkopolsce). Z pewnością aby podjechać na wzniesienie nieco się zmęczymy, jednak teraz – jak logika wskazuje – będzie już tylko z górki. Na koniec wycieczki objeżdżamy ziemię kępińską, by skończyć peda- Szlak rowerowy przy rzece Prośnie. Fot. autor łowanie w Siemianicach, gdzie mieści się siedziba Leśnego Zakładu Doświadczalnego Akademii Rolniczej w Poznaniu. Po bursztyn na dwóch kółkach W południowej Wielkopolsce mamy też do wyboru inny szlak rowerowy. W dawnych czasach drogę z dzisiejszych Włoch na wybrzeże Bałtyku przemierzali rzymscy handlarze, by kupić drogocenny bursztyn. Dzisiaj pojęcie Szlaku Bursztynowego funkcjonuje nadal, głównie w przestrzeni historycznej i turystycznej. Także w kontekście Kalisza. Przecież to „Miasto na Bursztynowym Szlaku”, przecięte ulicą o nazwie Szlak Bursztynowy. Miasto, którego znakomitym towarem eksportowym jest wóz kupców rzymskich, przypominający starożytne wyprawy po jantar. Z Kalisza pochodzi także aktualna mistrzyni świata w poławianiu bursztynu. W najstarszym mieście w Polsce złoto Bałtyku łączy się również z turystyką na dwóch kółkach. Przebiega tędy Bursztynowy Szlak Rowerowy, który rozpoczyna się w Kobylej Górze. Pierwszy w Polsce znak drogowy Z najwyższego punktu na mapie Wielkopolski przejedziemy przez Ostrzeszów, nad którym góruje baszta stanowiąca pozostałości średniowiecznego zamku. Obecnie budowla została zaadaptowana na… miejscowe centrum muzyczne. Niemal co tydzień odbywają się tutaj ciekawe koncerty. Kolejne miejscowości na trasie Bursztynowego Szlaku Rowerowego to słynący z zabytków sakralnych Mikstat, Kotłów i oczywiście Kalisz. Z miasta najstarszego parku i miasta najstarszego w ogóle jedziemy na północ w stronę Konina. Po drodze składamy jeszcze wizytę w dworku Marii Dąbrowskiej w Russowie i mijamy Stawiszyn, gdzie przecinamy drogę krajową nr 25. Kilkanaście kilometrów dalej docieramy do Konina. Stoi tutaj pamiętający XII wiek, wykonany z piaskowca pierwszy w Polsce znak drogowy. Umiejscowiony został dokładnie w połowie odległości między Kruszwicą a Kaliszem. Po minięciu tego słupa milowego przeprawiamy się 45 Droga rowerowa prowadząca na Szałe. Fot. autor Uwaga na szyszki! Ze względu na swą długość – wymienione wcześniej szlaki rowerowe przeznaczone są na kilkudniowe eskapady. Jednak żeby przejechać się dla przyjemności, nie trzeba porywać się na trasy dwustukilometrowe. W Kaliszu i okolicach jest Cykliści na Szlaku Bursztynowym. Fot. autor przez Wartę i kierujemy do miejsca zaspokajania potrzeb duchowych – Lichenia. W Licheniu znajduje się, najważniejszy po Jasnej Górze, ośrodek kultu religijnego w kraju. Nie brakuje tutaj także pięknych jezior. Podziwiając urokliwe krajobrazy, docieramy przez Ślesin do końca dwustukilometrowej przejażdżki, czyli miejscowości Przewóz nad jeziorem Gopło. mnóstwo atrakcji, które warto zobaczyć, odwiedzając je na rowerze. Kilka kilometrów od naszych domów znajdziemy miejsca czasem kompletnie zapomniane, a przecież niezwykle ciekawe. Gdzie więc jechać, co obejrzeć? Można np. poznać park w Śmiłowie, położony malowniczo na wysokim brzegu Prosny. Jak tam trafić? Opuszczamy Kalisz ul. Rzymską, tuż za granicą miasta skręcamy w lewo i zjeżdżamy w dół do Żydowa. Tam kręcimy w prawo i jedziemy w kierunku Gostyczyny. Mijamy Osiek i drogą przecinającą pola uprawne wjeżdżamy do Śmiłowa. Zaraz na początku miejscowości, na zakręcie, odbijamy w lewo w kamienistą drogę prowadzącą lekko w dół. Kiedyś wiodła ona do pobliskiego dworku – po którym zostały już tylko ruiny – oraz do przerzuconego przez Prosnę mostu, wspomnieniem którego jest jedynie pamięć najstarszych mieszkańców. Po kilkudziesięciu metrach jazdy przez dawny trakt docieramy do urokliwego parku pełnego dębów, świerków i lip. Pozostaje nam już tylko położyć się na trawie i odpoczywać, uważając przy tym, by na głowę nie spadła nam szyszka. A te mają tu całkiem pokaźne rozmiary. To tylko jedna z bardzo wielu lokalnych atrakcji, które warto obejrzeć. Wsiadajmy więc na dwa kółka i urządźmy sobie przejażdżkę. Dla rozrywki, dla zdrowia, dla poznania świata. Bo ten z perspektywy roweru wygląda naprawdę ciekawie. A już na pewno lepiej niż na ekranach telewizorów czy monitorach komputerów. Miejska droga rowerowa jest odpowiednio oznakowana. Fot. autor 46 7•8•9 2011 rozmowa „Kalisii” Z pasji do roweru O bezgranicznej miłości do sportu, zarażaniu swoją pasją młodzieży i o rowerowych maratonach – z Grażyną Adamin, założycielką Klubu Turystyki Kolarskiej „Cyklista” oraz przewodniczącą Komisji Turystyki Kolarskiej rozmawia Agnieszka Burchacka W okresie letnim jeżdżę zazwyczaj na rowerze. Znajomi, którzy spotykają mnie bez roweru, pytają, czy zepsuł mi się sprzęt (śmiech). Mam samochód, ale wykorzystuję go tylko, gdy robię duże zakupy. Lubię także jeździć skuterkiem, bo wjadę nim praktycznie wszędzie. Zupełnie tak jak rowerem. Zresztą zazwyczaj towarzyszy mi mąż, który także jeździ na rowerze. Jesteśmy takim rowerowym małżeństwem. Podczas wakacyjnych wypraw pewnie też na pierwszy plan stawiają Państwo rowery? Oczywiście! I tak jest od dawna. Kiedy byłam młodsza, w latach 70., organizowałam dla młodzieży obozy rowerowe pod namiotami. Z czasem zaczęliśmy wykorzystywać schroniska młodzieżowe. W tej chwili udogodnieniem jest agroturystyka, a co za tym idzie – znacznie wygodniejsze warunki noclegowe. Wspomniała Pani o dawnych obozach dla młodzieży. Teraz podobne wyprawy organizujecie w ramach klubowej działalności? Co roku w Kaliskim Oddziale Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego organizujemy w wakacje obóz rowerowy na kilkanaście dni. W tym roku grupa była w Przemyślu i okolicach. Grażyna Adamin. Fot. autorka Jest Pani chyba najbardziej rozpoznawalną miłośniczką rowerów w Kaliszu... Proszę na chwilę sięgnąć pamięcią wstecz. Jak narodziła się Pani pasja do jazdy na rowerze? To tkwiące głęboko w mojej duszy zamiłowanie. Ponad 30 lat uprawiam turystykę rowerową. Pewnego dnia po prostu wsiadłam na rower, pojechałam i... wciąż jeżdżę. Żałuję tylko, że wówczas, kiedy byłam młodsza, kolarstwo damskie nie było rozpropagowane tak szeroko jak dziś. Wybiera Pani raczej te samotne wyprawy rowerowe czy jazdę w grupie? W grupie trzeba dostosowywać tempo do najsłabszego uczestnika wyprawy. Natomiast w przypadku wypraw indywidualnych samemu można narzucić sobie tempo jazdy. Dlatego wolę raczej samotne wyprawy. Startuję w wyścigach amatorskich. Próbowałam swoich sił m.in. w maratonach rowerowych na 86 km. To najkrótszy dystans jeśli chodzi o tego typu zawody, organizowane są bowiem także maratony rowerowe na trasie 150 i 230 km. Nie starcza mi jednak odwagi, by startować w tak długich dystansach, tym bardziej że mam już swoje lata, a ze względu na doskwierające mi nadciśnienie nie decyduję się na dalekie wyścigi. Zdrowie trzeba szanować. Z racji mojej działalności w „Cykliście” dużo jeżdżę z grupą, przy okazji zwiedzając ciekawe zakątki Polski. Rower to zdaje się całe Pani życie. Prowadzi Pani czasem własny samochód? Jest Pani bardzo aktywną działaczką „Cyklisty”… Założyłam ten klub. Wspierał mnie wówczas Piotr Wencfel. W ramach tej działalności corocznie organizujemy dziesięć dużych, stałych imprez, wśród nich Ogólnopolski Rajd Tour De Calisia na dystansie 100 km. Bierzemy udział w imprezach rowerowych w całej Polsce. W organizacji lokalnych imprez rowerowych wspiera nas Paweł Mielcarek, właściciel Bursztynowego Dworu w Niedźwiadach. Ilu członków obecnie zrzesza klub? Teraz klub liczy ponad trzydzieści osób. Dzięki pomocy ze strony Biura Promocji Miasta, które cztery lata temu dofinansowało nam zakup koszulek, członkowie klubu otrzymali identyczne, zielone stroje. Kiedy je zakładamy i jedziemy zwartą grupą, jesteśmy mobilną reklamą naszego miasta. Opracowała Pani kilka szlaków turystycznych wiodących po malowniczych okolicach miasta. Ma Pani swój ulubiony? Jeżdżę po wszystkich. Jest jednak jeszcze jedna trasa, chyba najładniejsza, która do tej pory nie została opracowana. Mam na myśli trasę wiodącą opodal drewnianych kościółków zlokalizowanych wokół Kalisza. Mam zamiar nadrobić to niedopatrzenie, tym bardziej że w ramach pracy w Komisji Turystyki Kolarskiej opracowaliśmy także Odznakę Sakralną Diecezji Kaliskiej Szlakiem Kościołów Drewnianych. Na 96 kościołów turysta musi zwiedzić 40. Wówczas zdobywa tę odznakę. Ile kilometrów rocznie przejeżdża Pani na dwóch kółkach? Kiedyś prowadziłam dokładne statystyki. Teraz rocznie przejeżdżam kilka tysięcy kilometrów. Więcej niż samochodem. Sport jest moją pasją. Zawodowo także była Pani związana ze sportem… Byłam nauczycielką wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej i Gimnazjum w Piotrowie. W tej kameralnej szkole przepracowałam 30 lat. Założyłam tam Klub Turystyki Kolarskiej. Zaszczepiłam w uczniach turystykę rowerową. Teraz jestem już na emeryturze. Wciąż biegam, uprawiam nordic walking, tenis stołowy i ziemny. Startowałam w wielobojach. Moje życie kręci się wokół sportu. Proszę pochwalić się największymi sukcesami sportowymi. Zajęłam 3. miejsce w Amatorskich Mistrzostwach Polski w Kolarstwie Górskim w Poznaniu w 1998 roku. Od 15 lat startuję w Majkowskim Biegu, w tym po raz dziesiąty w Biegu Nauczycieli. W jaki sposób zachęciłaby Pani do jazdy na rowerze tych, którzy wahają się podjąć to wyzwanie? Nie ma się nad czym zastanawiać. Rower to samo zdrowie. Przebywa się na świeżym powietrzu, podczas jazdy pracują mięśnie, ale to jednocześnie odpoczynek i relaks. Rower dojedzie tam, gdzie nie dotrze samochód. Poza tym od pewnego czasu w miarę swobodnie można się poruszać po ścieżkach wokół Kalisza. W jaki sposób wykorzystuje Pani czas, kiedy nie dopisuje pogoda i nie można pojeździć na rowerze? Nie lubię jeździć na rowerze w deszczu. To żadna przyjemność. Wolę przeczekać niesprzyjającą aurę, a zajęcie w domu zawsze się znajdzie. Jeżdżąc na wyprawy, dużo fotografuję. Interesują mnie mosty kolejowe, ratusze… Założyłam nawet oddzielne albumy, w których skrupulatnie układam zdjęcia z rowerowych wypraw. Uzupełniam albumy w chłodniejsze dni czy zimowe wieczory. A jeśli przyjdzie mi ochota do jazdy na rowerze zimą? Wsiadam na rower stacjonarny. Zimą gram też w siatkówkę lub w piłkę nożną. Kto zaszczepił w Pani zamiłowanie do sportu? Chyba się z nim urodziłam (śmiech). Mój tata grał w piłkę nożną. A w zasadzie właśnie od piłki wszystko się zaczęło. Postanowiłam studiować na Akademii Wychowania Fizycznego. Pokochałam sport i tak już zostało… Dziękuję za rozmowę. 7•8•9 2011 47 Barcikowski na fotografii Anna Tabaka Dla miłośników nadprośniańskich pamiątek to wielkie święto. W prywatnych zbiorach zachowała się portretowa fotografia Stanisława Barcikowskiego, malarza, nauczyciela rysunku, autora rycin do „Album Kaliskie”. Jego podobizna nie była dotychczas znana. Nauczyciel O Stanisławie Barcikowskim wiemy niewiele, nawet daty jego urodzin i śmierci są niepewne. Malarz ukończył Gimnazjum Realne w Warszawie i tamże, w latach 1846-1852, studiował w Szkole Sztuk Pięknych. Musiał się znać z pobierającym nauki w tym samym czasie Józefem Balukiewiczem, innym kaliskim malarzem. Stanisław Barcikowski został nauczycielem rysunku i kaligrafii w Wyższej Szkole Realnej (spadkobiercą tych tradycji jest dzisiejsze I Liceum Ogólnokształcące im. Adama Asnyka), parał się malowaniem dla lokalnych kościołów i rysowaniem do gazet, trochę pisał – pozostawił trzy artykuły wydrukowane w tytułach o szerszym zasięgu („Tygodnik Ilustrowany”, „Kłosy”). Dla osób rozmiłowanych w historii miasta nauczyciel będzie przede wszystkim autorem ilustracji do „Album Kaliskie” Edwarda Staweckiego, pierwszego wydawnictwa o takim charakterze nad Prosną (1858). Album wyznaczył kanon „starożytności”, czyli najważniejszych zabytków. Dla kolejnych pokoleń badaczy rysunki tu zamieszczone są bezcenne. Pokazują budynki, które nadal istnieją (wszystkie stare świątynie) i te, które nie przetrwały próby czasu (domek szwajcarski w parku, drewniany teatr). Pozwalają porównywać i analizować, są obrazkową 3 opowieścią o mentalności epoki, w której powstały. Kaliszanie nierzadko powielają te ilustracje i zawieszają dla ich uroku we wnętrzach swoich domów, ale często nie wiedzą, kto jest ich autorem i skąd ochodzą. Wydawnictwo do niedawna dostępne tylko nielicznym (dwa egzemplarze posiada muzeum, jeden miejska biblioteka), przed wakacjami, dzięki prywatnej inicjatywie, doczekało się reedycji. Konkludując, nawet gdyby malarz nie zostawił po sobie niczego innego, ta jedna praca stała się dziełem jego życia. Na planszach albumu wydanego w pięciu zeszytach (kiedyś mówiono poszytach) opublikowano 20 litografii według rysunków Barcikowskiego, dodatkowy alegoryczny rysunek zdobi okładkę. Tutaj przy nazwisku autora można znaleźć skrót: N. S. W. R – nauczyciel Szkoły Wyższej Realnej. Twórca Jak przybliżyć tę postać? Sam album niewiele pomoże. Staranność rysunku, programowa „ładność” ujęć, nawet jeśli pod murami kościoła żebrzą ubodzy, eleganckie towarzystwo zajęte konwersacją przed domkiem szwajcarskim w parku – to elementy przystające do konwencjonalnego obrazu epoki. Na tej podstawie można jedynie stwierdzić, że ilustrator rzetelnie wywiązał się z powierzonego zadania. Edward Stawecki, pomysłodawca i wydawca książki oraz autor tekstów, we wstępie dziękował twórcy rycin, który „podjąwszy się wykonania części rysunkowej niniejszego Albumu, nie mało poniósł pracy przy zdejmowaniu widoków z natury, a które Pan Barcikowski z największą akuratnością i właściwym sobie talentem wykonał”. Pozostawione w kaliskich świątyniach dzieła malarskie tego autora, np. wizerunki św. Heleny i Matki Boskiej z ołtarzy bocznych kaplicy Męki Pańskiej franciszkańskiej świątyni, zdają się potwierdzać tę samą ogólną ocenę: Barcikowski był rzetelnym adeptem akademickiej sztuki. Niestety, malarz nie stał się bohaterem żadnego uczniowskiego wspomnienia, na łamach lokalnej prasy też nie udało się znaleźć informacji, które mogłyby przybliżyć jego postać. Dopiero wyciągnięta z domowego archiwum fotografia może powiedzieć coś więcej. Fotografia Zdjęcie udostępnił Krzysztof Pankowski z Warszawy, który zajmuje się losami innego zapomnianego kaliszanina, inż. Władysława Mazurowskiego. Na odwrocie niestety nie ma daty, ale za to można znaleźć dwie inne, arcyważne informacje. Zachowała się czytelna pieczątka zakładu fotograficznego S. Fingerhuta oraz dedykacja z podpisem: „Na pamiątkę Wł. Mazurowskiemu S. Barcikowski”. Portret przedstawia przystojnego mężczyznę, prawdopodobnie trzydziestoletniego (ludzie XIX-wieczni cenili dostojeństwo, dlatego wyglądali poważniej niż mogłaby podpowiadać ich metryka), z ciekawością patrzącego przed siebie. Na jego ustach błąka się uśmiech, między jasnymi włosami widać wyraźne zakola. Przede wszystkim rzucają się w oczy potężne bokobrody na policzkach. Gdy zdjęcie powstawało, musiało być zimno, bo model, ujęty mniej więcej do połowy, ma na sobie gruby płaszcz z futerkowym kołnierzem. Znawcy technik fotograficznych i zmieniających się mód nie mieliby większych problemów z określeniem czasu powstania zdjęcia. Dla innych pozostają metody „rebusowe”. Wymieniony na rewersie pan Fingerhut miał na imię Samuel i był jedną z pierwszych osób w Kaliszu, które opanowały tajniki ciągle młodej wówczas sztuki. W latach 70. XIX stulecia prowadził on swój zakład przy ul. Wrocławskiej (ob. Śródmiejskiej), gdzie przyjmował „wszelkie obstalunki na zdejmowanie grup, pojedynczych osób, kopij obrazów, które będę wykonywane z jak największą dokładnością, akuratnością i dobrocią równającą się fotografom najlepszym (…)”. Po śmierci Samuela w 1873 roku atelier przyjął jego syn Jakub, fo- 1 tograf i księgarz. 2 Jak z tego wynika, zdjęcie nauczyciela w płaszczu musiało powstać przed tym rokiem, wtedy – co jednoznacznie wskazuje pieczęć na rewersie – gdy pan Samuel prowadził pracownię w rynku. Przyjmując, że Stanisław Barcikowski urodził się ok. 1832 roku, w czasie wydania albumu miał 26 lat. Zachowany portret pokazywałby zatem malarza niedługo po narysowaniu dwudziestu najważniejszych obrazów w jego życiu zawodowym. Wróćmy do dedykacji. Władysław Mazurowski, absolwent Szkoły Realnej, został dyrektorem potężnej warszawskiej Fabryki Machin i Odlewów „Rudzki i S-ka”. Stanisław Barcikowski musiał być jego nauczycielem w kaliskich czasach. Niewykluczone, że obydwu panów łączyło także patriotyczne zaangażowanie. Dzięki badaniom Krzysztofa Pankowskiego wiemy, że Władysław Mazurowski jako piętnastolatek brał udział w powstaniu styczniowym. Edmund Stawecki, autor albumu, zmarł zamęczony w carskich kazamatach. Co ze Stanisławem Barcikowskim? Sam udział w wydawniczym przedsięwzięciu sławiącym historię i urodę ojczystej ziemi może być znaczącą wskazówką. Czy na fotografii widzimy powstańca? Ikonografia Fotografia wzbogaca lokalną ikonografię również dlatego, że zdjęć ze znakiem Fingerhutów zachowało się niewiele. Przynajmniej tak można sądzić na podstawie kilku portretowych albumów starych zdjęć ze zbiorów Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej. Kloch i Dutkiewicz, potem Zewald, Boretti, Iłowiecka i Raczyński, Dyzma – to najczęściej spotykane firmy. Niezwykle rzadko wizerunek osoby utrwalony na fotograficznym papierze bywa podpisany. Wydrzeć tajemnicę, kto został sportretowany, napisać historię tego człowieka, dowiedzieć się, jak żył, co robił – to zawsze wielka pokusa. Stanisław Barcikowski zmarł po 1897 roku. Nie wiemy, gdzie został pochowany. Ujawniona fotografia zachęca do dalszych poszukiwań. 1, 2. Stanisław Barcikowski, fotografia prawdopodobnie z lat 60. XIX wieku. Fotografię (awers i rewers) publikujemy za zgodą Krzysztofa Pankowskiego. 3. Tytułowa strona wydawnictwa „Album Kaliskie” Edwarda Staweckiego z ilustracjami Stanisława Barcikowskiego (1858). 48 7•8•9 2011 Russów przemieniony historia Anna Tabaka Dworek – Muzeum Marii Dąbrowskiej w Russowie. Fot. Mariusz Hertmann Zwykła sobota w russowskim dworku. Rozmowę co chwilę przerywa dzwonek do drzwi wejściowych – idą turyści. Z pierwszym spojrzeniem, dzięki udogodnieniom techniki, zwiedzający usłyszą dźwięki walca z filmowej adaptacji „Nocy i dni”. Wystarczy przycisk pilota. Historia powstania muzeum w tym miejscu nie jest już taka prosta. Potrzebne było 40 lat zmagań – placówka w tym roku obchodzi swój jubileusz. Ciemna woda stawu Rodzice Dąbrowskiej, Józef i Ludomira Szumscy, mieszkali w Russowie do 1908 roku. Ostatniego lata ich najstarsza córka Maria, wtedy studentka nauk przyrodniczych w Lozannie, zbierała w okolicy pieśni ludowe. Od sielskich wakacji w roku powojennych odwiedzin minęło 50 lat. Świat przybrał postać karykatury. „Na co to zniszczenie i komu było potrzebne?” – pytała Dąbrowska w swoim dzienniku. Chodzę po Russowie i zadaję sobie pytanie: co dzisiaj Maria Dąbrowska powiedziałaby o Russowie? Listy na szpilkach Kiedy w 1958 roku pisarka odwiedziła „krainę dzieGrażyna Przybylska, kustoszka muzeum, swoją ciństwa”, była na tyle zdumiona zastanymi zmianami, pracę tutaj rozpoczęła w latach 80. Do widoku naże nie potrafiła określić swojego wrażenia. Dalsza malowanego przez Dąbrowską mogła w tamtym konkluzja nie pozostawia złudzeń: „Teoretycznie czasie dorzucić jeszcze kilka prosiaków chodząwiem, że wystarczy od jakiegoś cywilizowanego cych po dawnym parku i bufet kółka rolniczego miejsca na chwilę odjąć ręce, aby zarastało dziczą, w środku. – Jak sobie to przypomnę… – zamyśla się ale w praktyce nie wyobrażałam sobie, że aż tak to kustoszka i patrzy na dzisiejszy salon z widokiem wygląda” – odnotowała pisarka („Dzienniki”, t. 5, red. T. Drewnowski, Warszawa 1988). Wiele pomieszczeń w jej rodzinnym domu bądź zniknęło, bądź przystosowano je do nowej funkcji. Z dawnej jadalni, zamienionej w sień, Dąbrowska poznała tylko „resztę dawnej podłogi układanej w obramowane listewkami kwadraty z wąskich deseczek”. Monstrualna przybudówka z „szarosinych” cegieł, nieznani lokatorzy, bagno w miejscu „przecudnych” klombów, zamulone stawy… Od nadmiaru przykrych widoków autorka ratowała się ironią: „Wszystko to razem wygląda jak zbrodniczy ponury pejzaż z „Marii” Malczewskiego [romantyczna powieść Antoniego Malczewskiego z 1825 r.] w dzień uduszenia Marii i utopienia jej zwłok w stawie”. Biblioteka. Fot. Mariusz Hertmann na staw. Potrzebna jest piekielna wyobraźnia, by w miejscu urządzonym z pietyzmem, od wyboru mebli po obrazy na ścianach i starannie ułożone bukiety w wazonach, zobaczyć siermiężny klub. Wcześniej, do 1953 roku, w dawnym domu Szumskich mieściła się szkoła. Po jej przeniesieniu, zgodnie z peerelowską praktyką, budynek oddano do użytku lokatorom. Pamięć o Dąbrowskiej upchnięto na piętrze. – W tzw. izbie pamięci oryginalne listy pisarki były przyczepione szpilkami albo naklejone na kawałki aksamitu. Na dole lokatorzy, park zaniedbany z zagrodami pośrodku, w środku bufet, ogrzewanie prawie żadne, piece kaflowe, zimy tragiczne…Wtedy mówiłam o tym miejscu „zimny dwór” – wspomina Grażyna Przybylska. – Ale to wszystko stopniowo się zmieniało. Izbę w odbudowanym po wieloletniej dewastacji domu otwarto w 1971 roku. Oględnie mówi o tym płyta zachowana (też jest częścią historii tego miejsca) przy wejściu do dworku od strony stawów. Osiem lat później placówka została Oddziałem Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej. Lokatorów ostatecznie udało się wyprowadzić dopiero w połowie lat 90. Adaptacja Wcześniej, 22 września 1975 roku, w kaliskim kinie „Oaza” odbyła się prapremiera adaptacji „Nocy i dni” w reżyserii Jerzego Antczaka. Produkcja, której przyglądała się cała Polska, ożywiła Russów, choć nie tutaj kręcono film. Edward Polanowski, niedościgniony badacz dziewiętnastowiecznego Kalisza, i Krzysztof Burnatowicz, znany plastyk warszawski, przygotowali w tym czasie nową wystawę na piętrze podkaliskiego domu Szumskich. Wtedy nowoczesna, czarno-biała ekspozycja łączyła różne światy, m.in. kopie fotografii w ramkach 7•8•9 2011 browską, pozostało kilka. ze sklejki z oryginalKasztanowce były, ale te, nymi meblami z warktóre zielenią się dzisiaj, szawskiego mieszkania pochodzą już z nowych pisarki. Jeszcze długo nasadzeń. Tym parkiem turyści oglądali fragmenty tamtej kreacji długo się nikt nie zajmoz „nastrojowymi” suwał, zniszczeń dopełnichymi gałęziami rozły wichury. Ze starych drzew stoją jeszcze dwa łożonymi w korytarzu wyniosłe jesiony, jeden i planszami reprodukdąb i dwie lipy – wylicji zdjęć dawnego Kacza kustoszka. Jesiony lisza. Najdłużej wisiało są wyniosłe, bo wypięogromne powiększenie trzają je korzenie, jak portretu „Maryjki” z lat niezwykłe formy wymłodości. chodzące ponad zieOdpowiedź na pymię. tanie, jak najwierniej Kuchnia wyposażona w dawne sprzęty. Fot. Mariusz Hertmann W uporządkowanym zbliżyć się do oryginakrajobrazie umieszczono kilka wiejskich obiekłu, tj. atmosfery Russowa zapamiętanego przez tów. Przypominają one o przeszłości Russowa, Dąbrowską, przychodziła powoli. Jak to zromajątku administrowanego przez ojca pisarki. Jako bić, skoro Szumscy po niemal dwudziestu lapierwszy stanął mały spichlerz chłopski, przenietach ostatecznie wyjechali z tego miejsca w 1908 roku, a czas powojenny dopełnił zniszczenia? Wybrano stylizację. W 1989 roku Russów, po dodaniu drewnianych ganków, przyjął formę dworku, jaki twórcy „Nocy i dni”, szukając książkowego Serbinowa, postawili w Seroczynie pod Warszawą. Wnętrza zmieniały się wolniej. – Dzięki opisowi Dąbrowskiej wiemy dość dokładnie, jaki był pierwotny rozkład pomieszczeń. Dzisiaj w ogólnym zarysie do niego nawiązujemy. Wyposażenie pozyskiwaliśmy przez lata, kierując się nadrzędną zasadą, że chcemy się odnosić do czasów młodości pisarki spędzonych w tych okolicach, a więc przełomu XIX i XX wieku. Najnowszą część ekspozycji buduje pokój za gabinetem ad- Sala na piętrze. Fot. Mariusz Hertmann ministratora (na dole po prawej od głównego wejścia). Wyremontowano go w tym siony z wybranieckiej zagrody Witczaków, rodziny roku. Kilka plakatów i fotografii z kaliskiej praopisanej na kartach „Ludzi stamtąd”. Spichlerz dał premiery „Nocy i dni” oraz kostiumy z filmowego początek dzisiejszemu niewielkiemu skansenowi. planu stanowią początek kolekcji adaptacji utwoPozostałością po autentycznych zabudowaniach rów Marii Dąbrowskiej. gospodarczych z okresu rządów Szumskiego jest fragment młyna znajdujący się obecnie poza terenem muzeum. Wyniosłe jesiony „Ani śladu po alei wjazdowej, po alei „do stołka”, po alei nad stawem. Na ich miejscu wyrosły dzikie drzewa i krzewy, chwasty i dzikie trawy. Gdzież nasze ślicznie cięte trawniki!” – pytała z żalem Dąbrowska w 1958 roku. Pieniądze na uporządkowanie parku znalazły się dopiero 30 lat później. Przed setną rocznicą urodzin pisarki ponownie zaprowadzono alejki, wytrzebiono samosiejki, które rozrosły się w swojski busz, zniknęło podwórkowe bagno po zagrodach. Z sześciu stawów do dzisiaj zachowały się cztery. Na największym z nich pyszni się wyspa, ale nie prowadzi już do niej „lakierowany” mostek. Drzewa? – Z tych, które pamiętają Dą- Serbinów żyje Od lat 90., kiedy w dworku pojawiła się kuchnia wyposażona w dawne sprzęty podarowane przez mieszkańców Russowa, Grażyna Przybylska organizuje wielkanocne i wigilijne spotkania. Jak wszystko wokół, wzięły się one z pasji i czytania utworów Marii Dąbrowskiej. Literatura stała się także kanwą scenariuszy „Niedziel u Niechciców”, stylowych festynów prowadzonych w letnich edycjach od 2004 roku. Dzięki kontaktom z potomkami udało się pozyskać wiele oryginalnych eksponatów. – Najwięcej fotografii uzyskaliśmy w dwóch partiach 49 Konferencja „Nowe trendy i kierunki w polskim muzealnictwie” w Muzeum Marii Dąbrowskiej w Russowie odbyła się 6-7 października 2011 roku. Wśród prelegentów byli m.in.: Ewa Głębicka, autorka opracowania korespondencji Marii Dąbrowskiej i Mariana Dąbrowskiego, Aneta Kolańczyk, polonistka, autorka książek o pisarzach z Kalisza, Jacek Miler, dyrektor departamentu Dziedzictwa Kulturowego w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Jerzy Szumski, bratanek Marii Dąbrowskiej. Konferencji towarzyszyła wystawa „Żywot Bogumiła Niechcica”, na której znalazły się wcześniej niepokazywane dokumenty. od pani Danuty Kelch, siostrzenicy pisarki (w 2002 roku Grażyna Przybylska przygotowała do druku wspomnienia pani Danuty o cioci, która przez rodzinę nazywaną była „Maryjką”; wspomnienia te wydane zostały przez kaliskie muzeum). Znalazło się wśród nich najwcześniejsze ze znanych zdjęć autorki „Nocy i dni” – z około 1894 roku. Dzisiaj można je zobaczyć w pokoju dziewczynek na piętrze (Maria miała dwie siostry – Helenę i Jadwigę). Fotograficzną opowieść naszkicowaną na tych ścianach poprowadzono tak, aby przybliżyć russowsko-kaliską odyseję Dąbrowskiej. Dzięki bratankowi – Jerzemu Szumskiemu – do muzeum trafił niedawno dokument ze sprzedaży ostatniego majątku rodziców pisarki na ziemi kaliskiej w Wojsławicach. Po raz pierwszy zostanie on pokazany na wystawie „Żywot Bogumiła Niechcica”, której otwarcie jest planowane na początku października. Ekspozycja będzie towarzyszyła sesji organizowanej wspólnie z Muzeum Literatury w Warszawie. – Chciałabym, żeby konferencja przygotowywana pod tytułem „Nowe trendy i kierunki w polskim muzealnictwie” stała się także okazją do najszerszego wspomnienia pisarki i jej dzieła. „Żywot Bogumiła Niechcica” jest powrotem do tematu sprzed kilku lat. – Tamtego portretu Józefa Szumskiego, który był pierwowzorem dla książkowego Niechcica, nie dokończyłam. Zgromadzony dzisiaj materiał pozwala mi to zrobić. Wizytówka Patrzę na ołtarzyk z datą 1863 nad wejściem do pokoju administratora – dyskretne nawiązanie do biografii ojca pisarki. Zaglądam do salonu z dziewiętnastowiecznymi portretami i sypialni z nieprawdopodobnym haftowanym wizerunkiem Matki Boskiej. Potem piętro sióstr Szumskich wypełnione fotografiami, po lewej stronie biblioteka. Najpierw mały pokój z warszawskimi meblami i kilka pejzażowych impresji namalowanych przez autorkę „Nocy i dni” (bardzo lubiła malować). Na drzwiach stara wizytówka: Maria i Marian Dąbrowscy. Na dole znowu dzwonek i znowu walc. Chodzę po parkowych alejkach i myślę: co dzisiaj powiedziałaby tamta inteligenta, starsza pani? 50 7•8•9 2011 Na pielgrzymim szlaku wokół nas Jolanta Delura Pielgrzymowanie wydaje się czynnością niemal tak starą jak sama ludzkość. Istotną rolę odgrywają w nim pielgrzymki do miejsc świętych świata chrześcijańskiego. Od czasów, gdy ta religia zagościła nad Prosną, pojawiają się też znaki naszej obecności w różnych miejscach świętych. A i Kalisz stał się celem wielu peregrynacji. W chrześcijańskim świecie Dziś może się to wydawać dość nieprawdopodobne, nie brak jednak dowodów (lub przynajmniej poszlak) na obecność kaliszan w tak odległych miejscach jak Ziemia Święta, Rzym z grobami świętych apostołów Piotra i Pawła czy w hiszpańskim Santiago de Compostela z grobem św. Jakuba Apostoła. W V krucjacie krzyżowej węgierskiego króla Andrzeja II, podjętej w 1217 roku, odnotowano obecność niewymienionego z imienia Polaka. Spore grono historyków sugeruje, że tym krzyżowcem mógł być książę kaliski Władysław Odonic. W czasach znacznie późniejszych, bo w 1789 roku, lustratorzy dokonujący spisu miejscowej ludności zanotowali, że rok wcześniej na pielgrzymi szlak do Ziemi Świętej wyruszył tercjarz franciszkański, budowniczy i opiekun drewnianej kaplicy na Rypinku – Benedykt Janiszewski. Do celu pielgrzymki udało mu się dotrzeć, nie zdołał jednak powrócić do rodzinnego miasta. W 1801 roku zmarł w drodze powrotnej do kraju. Pielgrzymie artefakty To tylko dwie osoby z listy, która zapewne byłaby niemała, gdyby spróbować poszperać w starych dokumentach. Tym bardziej że obecność kaliszan na pielgrzymich szlakach chrześcijaństwa potwierdzają także artefakty wydobywane z ziemi. Kilka lat temu, podczas badań archeologicznych prowadzonych w najstarszej części Kalisza, odnaleziono fragment muszli św. Jakuba. To charakterystyczny znak pielgrzymów wędrujących do Composteli. Kolejnym jest plakietka przedstawiająca Sanktuarium św. Józefa. Fot. Mariusz Hertmann jeźdźca na koniu, również łączona przez archeologów z pielgrzymowaniem. Na Starym cza to jednak, że do jasnogórskiego cudownego Mieście znaleziono także medaliki z rzymskim obrazu kaliszanie nie wędrowali i wcześniej. Dość wizerunkiem Madonny z Dzieciątkiem. Pytanie: powszechnie stosowaną praktyką duszpasterską ile jeszcze takich dowodów skrywa ziemia? dawnych czasów było nakazywanie pielgrzymki jako czynności pokutnej, stąd widok pielgrzyma Od Józefa do Maryi i z powrotem na szlaku nie był zapewne czymś niezwykłym i rzadkim. A pielgrzymowano zwykle w utrudzeW 1607 roku odnotowano pierwszą pieszą pielniu, boso, pośród wielu wyrzeczeń, by pokuta była grzymkę na Jasną Górę. Z kaliskiego kolegium jezuprzyjęta i zmazała wszelkie przewinienia. ickiego członków tamtejszej Sodalicji Mariańskiej Początek XVII wieku nadał kaliskiemu pielpoprowadził do Matki Bożej ich kapelan, Szymon grzymowaniu charakter wspólnotowy. Dziś „od Wysocki. Jak podaje relacja, z mijanych po droJózefa do Maryi” i „od Maryi do Józefa” kaliszanie dze miejscowości wychodziły naprzeciw kaliskim wyruszają odpowiednio wcześniej, by zdążyć na pielgrzymom procesje parafialne. odpust Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Od tego czasu zbiorowe pielgrzymki do CzęWiadomo jednak, że jeszcze w XIX wieku wybiestochowy stały się w Kaliszu tradycją. Nie oznarano również różne inne terminy. Nie przeszkodził kaliskiemu peregrynowaniu nawet czas zaborów – stąd kaliska pielgrzymka ma dziś najwyższy numer kolejny pośród wszystkich polskich pielgrzymek. Od kilku lat sprowadza też do św. Józefa przedstawicieli rozmaitych nacji Europy, którzy wędrują z miejscowymi pątnikami w tak zwanej grupie „srebrnej”. Na ogół jest to kilkanaście do kilkudziesięciu osób, które potem szerzą w świecie nie tylko kult Częstochowskiej Pani, ale również kult św. Józefa z kaliskiej bazyliki. Kalisz – centrum kultu św. Józefa XVII wiek przyniósł początki pierwszego z kaliskich sanktuariów, czyli Sanktuarium św. Józefa. Liczne cuda i łaski spisywane od 1673 roku sprawiły, że pod koniec XVIII wieku tutejszy cudowny obraz św. Józefa został ukoronowany koronami papieskimi – najpierw kopia w Rzymie, a potem oryginał w Kaliszu. Aż do chwili obecnej jest to jedyny koronowany wizerunek św. Józefa w całym chrześcijańskim świecie. Zasięg oddziaływania kultu św. Józefa Kaliskiego już w najdawniejszych czasach wybiegał daleko poza Kalisz i jego okolice. Niemało zapewne przyczynił się do tego wojewoda trocki, książę Andrzej Ogiński, człowiek porywczy i daleki od świętości, który przed obrazem kaliskim doznał głębokiego nawrócenia, choć poszedł go zobaczyć ze zwykłej ciekawości, przejeżdżając właśnie przez Kalisz. Wdzięczny za otrzymaną łaskę, bardzo przyczynił się do przyspieszenia koronacji wizerunku. Ofiarował też trzy piękne, złote korony na głowy Jezusa, Maryi i Józefa. Sporo było i innych czcicieli św. Józefa Kaliskiego w odległych zakątkach Rzeczypospolitej, na przykład chorąży powiatu krzemienieckiego, Felicjan Drzewiecki, który cudownie uzdrowiony za przyczyną św. Józefa Kaliskiego, razem z przyjaciółmi szerzył jego cześć po całym Wołyniu. Pieśni dziadowskie Jednak najskuteczniejszymi krzewicielami kultu św. Józefa Kaliskiego byli prawdopodobnie liczni żebracy, wędrujący po kraju z pieśnią o jego cudach. Głoszone przez nich wieści docierały nie tylko do ubogiej ludności, ale także do możnych 7•8•9 2011 tego świata, którzy dając posłuch pieśni dziadowskiej, uciekali się w nieszczęściach do świętego Patriarchy. A potem przybywali z pielgrzymkami wdzięczności przed jego obraz. Na odpusty i kolejne jubileusze koronacji przybywały do Kalisza prawdziwe tłumy wiernych, porównywalne z tymi, które sprowadziła do Kalisza pielgrzymka papieska w 1997 roku. Dziś Kalisz jest znanym w całym świecie centrum myśli teologicznej o św. Józefie. Z roku na rok rośnie też jego popularność w świecie. Dzieje się tak w znacznej części dzięki telewizyjnym i radiowym relacjom ze spotkań w sanktuarium, podczas których wierni modlą się do św. Józefa w intencji rodzin i poczętego życia. To posłannictwo zostawił Kaliszowi Ojciec Święty Jan Paweł II, najsłynniejszy ze wszystkich czcicieli św. Józefa i pielgrzymów do jego kaliskiego obrazu. Internetowe prośby o modlitwę do św. Józefa w określonych intencjach napływają ze wszystkich kontynentów świata. Miasto czterech sanktuariów Cudze chwalicie, swego nie znacie. Przeciętny kaliszanin, jeżdżący z pielgrzymkami po świecie, ma spory kłopot z wyliczeniem sanktuariów znajdujących się w jego własnym mieście. A mamy ich razem cztery. W XX wieku do Sanktuarium św. Józefa dołączyły trzy kolejne. Pierwszym było Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy, przeniesione po wojnie (1946) ze Lwowa właśnie do Kalisza. Siostry karmelitanki, które się nim opiekują, zwykły mówić, że tym samym św. Józef ponownie „przyjął Maryję do siebie”. Cudowna ikona Matki Bożej (będąca kopią ikony powstałej u początków chrześcijaństwa na Wschodzie, a od 1855 roku czczonej w kościele św. Alfonsa w Rzymie) początkowo odbierała cześć kaliszan w małej kaplicy przy ul. Widok, a potem razem z karmelitankami przeniosła się na kaliskie Niedźwiady. 7 czerwca 1991 roku Jan Paweł II ukoronował wizerunek podczas swojej wizyty we Włocławku. Była to druga koronacja obrazu. Pierwszej (biskupiej) dokonał arcybiskup Bolesław Twardowski we Lwowie, tuż przed wybuchem II wojny światowej. Rok 2010 oraz rok obecny to czas niezwykle znaczący dla sanktuarium, połączony z wieloma mniejszymi i większymi jubileuszami. Z tej okazji kaliskie karmelitanki wydały piękny album pod tytułem „Sanktuarium nieustającej modlitwy”. Warto go polecić tym wszystkim, którzy chcieliby zapoznać się bliżej z sanktuarium. Wierni z Polski i ze świata Dwa kolejne kaliskie sanktuaria związane są na różny sposób z Bożym Miłosierdziem. Pierwsze z nich, czyli Diecezjalne Sanktuarium Miłosierdzia Bożego przy ul. Asnyka, zostało powołane dekretem Biskupa Kaliskiego, który konsekrował świątynię 26 września 1993 roku. Na tablicy upamiętniającej to wydarzenie czytamy: „Bogu bogatemu w Miłosierdzie, w dniu 51 dziękczynienia diecezji kaliskiej za wyniesienie na ołtarze przez Ojca Świętego Jana Pawła II siostry Faustyny Kowalskiej, Apostołki Miłosierdzia Bożego, świątynię tę – pomnik Chrystusa Miłosiernego – konsekrował Stanisław Napierała, pierwszy biskup kaliski”. W ołtarzu górnego kościoła króluje przedstawienie Chrystusa Miłosiernego zgodne z wizją, jaką miała św. siostra Faustyna. Postać jej samej (z „Dzienniczkiem”, w którym opisywała swoje widzenia) artysta Zygmunt Baranek umieścił na schodach prowadzących do ołtarza. U kaliskich jezuitów, sprawujących opiekę nad Sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego w swoim kościele przy ul. Stawiszyńskiej, kult Bożego Miłosierdzia został połączony Obraz Świętej Rodziny w Sanktuarium św. Józefa. Fot. Mariusz Hertmann z kultem Serca Jezusowego, którego promotorami jezuici są od dawna. Dwa lata później nałożył również korony na W ostatnich latach XX wieku oba kulty zyskały cudowny wizerunek Matki Bożej Łaskawej w Turdodatkowe „wzmocnienie” dzięki sprowadzeniu sku. To bardzo niepozorny drzeworyt, naklejony na deskę, będący swoistym przedstawieniem obrazu Jezusa Miłosiernego malowanego według wskazówek bł. ks. Michała Sopoćko, spowiednika figurki Królowej Austrii z Mariazell. 9 czerwca św. Faustyny, a także relikwii obojga apostołów 1764 roku (w wigilię Zesłania Ducha Świętego), Bożego Miłosierdzia. w obecności wielu świadków, bez żadnej widoczZ uwagi na wielką żywotność obu kultów, a taknej przyczyny, wizerunek uniósł się w górę i poże (jak zapisano w dekrecie) „przychylając się do szybował z Lenartowic do Turska. W miejscu tym prośby Prowincjała Towarzystwa Jezusowego, stoi dziś sanktuarium, a piasek, na którym spoczął miejscowej wspólnoty jezuickiej oraz wiernych” obrazek, pielgrzymi zabierają ze sobą do domów. – 19 czerwca 1998 roku ks. bp Napierała nadał Na południowej granicy Kalisza leży Sanktuświątyni status sanktuarium. Niezwykła aktywarium Matki Bożej Chełmckiej. Kopia wizerunku ność opiekunów sanktuarium sprowadza do niego jasnogórskiego znajdująca się w chełmckiej świąwiernych z całej Polski, a także spoza jej granic, tyni (zresztą bardzo swobodna), a także umiejscoszczególnie tej wschodniej. wienie kościoła na wysokim wzgórzu, dały asumpt do nazwania miejsca „kaliską Częstochową”. Od dawna notowane łaski obudziły w parafianach i ich Kalisz na mapie sanktuariów proboszczu, ks. Józefie Kwiatkowskim, spełnione diecezji kaliskiej w końcu pragnienie powołania sanktuarium na świętym wzgórzu. Ze złotymi koronami na cuNasza pielgrzymia mapa byłaby niepełna bez downy obraz pojechano aż do Rzymu, gdzie pobłogosławił je osobiście Ojciec Święty Jan Paweł wspomnienia o innych sanktuariach diecezji kaliskiej. Kilka z nich znajduje się dosłownie tuż za II. 8 września 2008 roku, podczas uroczystej mszy miedzą Kalisza. Najważniejsze z nich to Sankświętej, nałożył je na głowy Dzieciątka i Maryi ks. tuarium Matki Bożej Skalmierzyckiej. Piękny bp Stanisław Napierała. wizerunek Madonny z Dzieciątkiem już w 1473 Historyczna notatka przechowywana w pararoku słynął cudami. Między licznymi wotami, fii zaświadcza, że już w 1744 roku obraz zdobiły przynoszonymi Maryi w podziękowaniu za łaski, srebrne korony, a także srebrne sukienki, co jest znajduje się cenne antepedium tkane i haftowane wyraźnym potwierdzeniem istniejącego tu od złotem. Podarował je król Władysław IV jako wyraz wieków kultu. wdzięczności za zwycięstwo nad Turkami. Obraz To tylko trzy z sanktuariów diecezji kaliskiej, koronował ks. kard. Stefan Wyszyński w 1966 roku. najbliższe Kaliszowi. Razem jest ich kilkadziesiąt. 52 7•8•9 2011 Poetka serca To była, jest i pozostanie na zawsze „poezja serca”, serca kobiety nade wszystko. Poezja grająca na strunach największego, najgłębszego, najbardziej doniosłego w życiu człowieka uczucia – miłości. Poezja wrażliwa, impresyjna, migotliwa, złożona z delikatnych, wysublimowanych metafor, poezja – pamiętnik przeżyć, poezja – konfesjonał, poezja intymnych pragnień, wzruszeń, zwątpień i nadziei. Pojawiła się w życiu literackim miasta w 1985 roku, mając sześćdziesiąt lat, w spóźnionym o całe dekady debiucie. To był swoisty akt odwagi, niczym coming out z długo skrywanej prywatności, było to przekroczenie Rubikonu konwenansu społecznego, który wyznaczył jej rolę żony, matki, lekarza, westalki ogniska domowego. Aby ten późny debiut coś znaczył, musiała to być twórczość ważna, brzmiąca nowym tonem, istotna. I taka w rzeczy samej była. Swój portret malowała już dalej sama. I dobrze się stało, że – używając nieco przetworzonej metafory poetki – „wezbrana fala zniosła jej czółno na brzeg poezji”. Zyskaliśmy wszyscy, którzy cenią sąsiedztwo liryki, którzy sięgają po słowo lotne, gdy zanadto już dokuczy rzeczywistość. Janina Gzowska była postacią dość niezwykłą w naszym, w końcu nie najbogatszym, kaliskim życiu literackim. Wystarczy zrobić krótki przegląd historyczny, aby z niejakim zdumieniem przekonać się, że poezja tu wyrosła była domeną mężczyzn, a liryki w stylu Safony (lub naszej Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej) nie zaznaliśmy prawie wcale. Natomiast wiersze Gzowskiej, uwolnione od jakichkolwiek powinności obywatelskich czy patriotycznych, dźwięczą krystalicznie czystym tonem liryki, podobnym do Achmatowej (z zachowaniem proporcji). Można być też pewnym, że przesiane przez sito czasu, ostaną się na długie lata. Poetycka strofa była jedyną formą jej wypowiedzi, nie próbowała innych środków wyrazu. Pisała do końca swoich dni, może nawet bardziej intensywnie niż zwykle, jakby ścigając się z czasem. Piórem walczyła o każdą chwilę życia, dla którego miała tysięczne powody wdzięczności. Chciała „przechytrzyć czas” (to tytuł tomu wydanego w 2000 roku), grała z czasem, z jakże świadomym poczuciem przemijania i nieuchronności śmierci. A mimo to zawsze znajdowała powód i właściwe słowa, by głosić pochwałę życia, bezgraniczną i bezwarunkową jego afirmację. W ostatnich latach coraz częściej gościły na kartkach jej poetyckiego brulionu strofy elegijne. Pojawia się modlitwa i inwokacje do Najwyższego, pytania o sens życia, przesłania do potomnych, wspomnienia i nostalgiczna zaduma nad przeszłością: „– pamiętam – był czas / piór tak rozhasanych / że wersy siałam na gorąco”. Są i pożegnania, ostatnie gesty, słowa, spojrzenia. Jednakże nad całą twórczością Janiny Gzowskiej unoszą się Amor i Psyche. Jej erotyki, czytane w całości, są wielką opowieścią o tym, czym jest miłość, a jest przecież i oddaniem, i zwątpieniem, i zmysłowym oczekiwaniem („Poznaję cię po zapachu / kiedy zbliżasz się / do wieczornego nieba”), i pożądaniem („Najbardziej lubię / kiedy pełna ciebie / z głodem złączonych rąk / na krawędzi pragnień”); jest niepewnością i lękiem. Przynosi ból, ale też zachwyt i ekstazę („a potem… niechby nawet / runąć / z kawałkiem nieba / w garści”). Miłość daje wyzwolenie, także twórcze, bo najbardziej odważne obrazy i metafory pojawiają się właśnie w erotykach, zwłaszcza w tych – co nade wszystko zdumiewające – które powstały najpóźniej, już u schyłku życia. Debiutowała tomikiem „Szukałam źródła” w 1985 roku. Najczęściej drukowała w poznańskiej Białej i Kolorowej Serii Poetyckiej pod redakcją Nikosa Chadzinikolau (sześć tytułów). Zmarła w maju tego roku. Pozostawiła po sobie drobiazgi – słowa spisane, całą szufladę wierszy, skrzynię uśmiechów. Zostawiła też „serce / pełne miłości dla każdego / zamknięte w koloraturze / dźwięków pianina”. Była i pozostanie. Fot. ze zbiorów rodziny Jędrzejaków poezja Ryszard Bieniecki Janina Junosza-Gzowska (1925-2011) Erotyk 70 Był czas że zlizywałeś płatki róż z policzka zapach odurzał gdy dopełniały się nasze profile łowiłeś go długo chciwie na zapas… a dziś… comber i chałwa przewagę biorą nad naturą miłości i… aksamitem lodowatym ud… niebo jest dzisiaj milczącym odludziem… * * * Na zawołanie Twych oczu jakby w obłędzie – jestem by wyłuskiwać Ci spomiędzy skroni głazy zwątpienia zrzucamy je potem razem z góry niepewności lżejsi o grzech – zespoleni… wspinamy się wyżej aż do zachłyśnięcia… * * * Czas odbiera nam główne role zręczny inscenizator obleka nas w skóry bardziej przystające do wieku w ręce naszych doświadczeń wkłada co raz to nowe rekwizyty zwalnia tempo spektaklu a każdy występ poprzedza uwerturą makijażu wszystko po to by coraz mniej liczni widzowie nie gubili się w domysłach jaką sztukę przyszło im oglądać… 7•8•9 2011 53 Poczta literacka Ryszard Bieniecki Dotarł do nas najnowszy numer kwartalnika „Kaliszanie w Warszawie”, w którym znajdujemy, obok materiałów interesujących członków Klubu Kaliszan, kilka literackich prób poświęconych naszemu miastu. Gdy miasto zapada w ciszę, Gdy je błogi sen ogarnia Srebrny księżyc nad Kaliszem Święci nocą jak latarnia. Kończy się on tak: Tak od dawna, od stuleci Pracowity i uparty Księżyc nad Kaliszem świeci I rozstawia w nim swe warty. Ta sama autorka, „prawdziwa – jak wyznaje – Prezesa fanka”, wystawia mu pomnik wierszem „Niechaj się niesie wieść o Prezesie!”. Z pewnością prezesowi klubu dech zaparło w piersi, gdy przeczytał te słowa: Wszystko dzięki Prezesowi. On się trudzi, on się głowi, Jak iść z Klubem i którędy, On jego modus faciendi, Herkules, guru i filar, Co współziomkom czas umila. Ale już limeryki o Kaliszu Katarzyny Chojnackiej nie mają za patrona Stanisława Barei i budzą uśmiech z innych zgoła powodów: są lekkie i dowcipne (jak na limeryki przystało!). Oto jeden z nich: Kazimiera Marczak-Gałązka postanowiła w przebrzmiałym już mocno stylu nostalgicznego wierszowania namalować taki oto obraz, pt. „Księżyc nad Kaliszem”, którego początek brzmi mocno, a nawet dosadnie: Starsza panna z miasta nad Prosną ogłosiła nowinę radosną: Młody chłopak z Warszawy był tak dla niej łaskawy, że uczyni go ojcem, z wiosną! Znalazł się atoli w tym numerze „Kaliszan w Warszawie” wiersz, którego do prób zaliczyć nie wolno, bo to akurat poezja rzetelna, przedniej marki i poleciłbym go do każdej antologii wierszy o mieście. Jego autorem jest ten, który opuścił Kalisz z jednego zasadniczego powodu – bo nie było w nim tramwajów, ani jednej marnej linii. Tym wyznaniem w jednym z wywiadów zyskał Miłosz Kamil Manasterski moją dozgonną sympatię, a pogłębił ją wierszem „Powrót”. Przeczytanie tego wiersza nie zajmuje więcej czasu niż podróż do następnego przystanku. A więc niewiele, czyli warto. Miłosz Kamil Manasterski Powrót czuję jakby minęło sto lat między chwilą kiedy siadałem przy stolikach w alei bez gwiazd pod parasolami chmur i deszczu w portowym mieście w środku lądu koledzy z podwórka nie wrócili z dalekich wypraw żony marynarzy znudzone wyglądają z okien nie rozpoznają mnie dzieci ani stróże prawa w milczeniu mijają mnie dawni sąsiedzi czuję się tak obco że powinienem zabłądzić jak pies który zapomniał któremu służy panu w sklepie pod zegarem kupuję plan miasta sprawdzam dokąd teraz prowadzą stare ulice nic nie jest takie samo a najmniej ja tylko kobiety na Śródmiejskiej nadal wyglądają pięknie 54 7•8•9 2011 Kochajmy Kalisz wokół nas Maciej Błachowicz Co zrobić, aby gród nad Prosną odwiedzało więcej turystów? Jak zareklamować jego dziedzictwo i atrakcje? Moja odpowiedź brzmi – najpierw sami poznajmy i pokochajmy nasze miasto. A że nie ma uczucia bez osobistego spojrzenia, stąd pomysł, aby na łamach „Kalisii” pokazać kilka subiektywnie wybranych miejsc i zabytków. dowane miasto nie będzie kopiować przeszłości, miało nawiązywać do architektury klasycyzmu, baroku i renesansu polskiego. W ten sposób w czasach, kiedy dominowała architektura modernizmu, stworzono niepowtarzalny styl Kalisza. Nie znajdziemy go nigdzie indziej. Tutaj narodził się wiek XX Ukryta między drzewami niedostrzegana pompa jest dla mnie jednym z sympatyczniejszych zabytków kaliskiego rynku. Punkt czerpaNiepowtarzalny styl nia wody w postaci dwóch metalowych obiekPrawdziwy skarb leży przed oczami, ale witów znajdował się tu przynajmniej od drugiej dzimy go na tyle często, że nie dostrzegamy jego połowy XIX wieku. O ich istnieniu zaświadczają urody i historycznego znaczenia. To odbudowana zgodnie najstarsze fotografie miasta – od prac w okresie międzywojennym środkowa dzielnica Jana Wilhelma Diehla (ok. 1870) po album Kalisza. Zacznijmy od nazwy. Kaliszanie mówią Wincentego Borettiego (ok. 1900). Z lat 19181920 pochodzi niezwykłe zdjęcie. Widać na nim rynek, a raczej rumowisko cegieł, i… dwa charakterystyczne metalowe słupki. Tylko one ocalały po wojnie. Choć prawdopodobnie w pierwszym ćwierćwieczu XX wieku pompy zastąpiono nowszymi, sam fakt ich długiego trwania w tym miejscu godny jest odnotowania w kronice lokalnych kuriozów. Zapewne już Plac św. Józefa na fotografii z 1880 r.; w tle nieistniejąca cerkiew Pietropawłowska. Fot. ze zbiorów Mariusza Hertmanna po II wojnie światowej jeden ze zdrojów „starówka”, choć puryści językowi twierdzą, że zlikwidowano, drugi – stanowiący atrakcję dla określenie to przysługuje wyłącznie centralnedzieci i kąpiącego się tu ptactwa – działał niemu fragmentowi Warszawy. „Stare miasto”, choć przerwanie aż do lat 80. minionego wieku. Nie brzmi dostojnie, w Kaliszu wskazuje na dzielnicę, mniej interesująca jest historia samego pladawniej wieś o wielowiekowej tradycji. Historycyku. To prawdopodobnie tutaj w 1702 roku cy używają sformułowania „miasto lokacyjne”, rozwścieczona szlachta rozniosła na szablach podkreślając, że to właśnie proces lokacji (ok. wojewodę kaliskiego Aleksandra Lipskiego. 1257) wytyczył istniejące do dziś ulice i place. To Powodem morderstwa stały się konszachty ze Szwedami. W tym samym miejscu w sierpniu samo środowisko używa czasem nazwy „miasto w murach”, mając na myśli, że interesujący nas 1914 roku wojska pruskie mierzyły z karabinów tu teren do końca XVIII wieku był otoczony średo bezbronnych zakładników – mieszkańców dniowiecznymi ceglanymi obwarowaniami. Mnie miasta. Wśród leżących na kamiennym bruku najbardziej podoba się określenie używane przez był wywleczony z domu w samej koszuli premiędzywojennych architektów, którzy są zarazem zydent Bronisław Bukowiński. Za próbę okryautorami tej części Kalisza – dzielnica staromiejcia półnagiego człowieka został rozstrzelany ska. Można żałować, że po zniszczeniach 1914 woźny magistratu, Ellinger. Cóż niezwykłego roku nie odbudowano w dawnej postaci kilku w tej masakrze? Historia XX wieku zna wiele ciekawych budowli (m.in. ratusz, teatr), ale trzetakich wydarzeń... Jednak właśnie od zagłady ba zauważyć, że Kalisz przed I wojną światową Kalisza rozpoczęło się to, co miało się stać norcechował architektoniczny chaos. Dobrze to wimą „epoki krematoriów”. Spalenie bezbronnego dać – oczywiście już tylko na starych fotografiach grodu było wydarzeniem bezprecedensowym – w zróżnicowanej wysokości kamienic, często co najmniej od czasów napoleońskich. W tym z odsłoniętymi bezokiennymi ścianami bocznymi. sensie można uważać, że zburzenie miasta nad Temu nieporządkowi architekci dwudziestolecia Prosną, a nie zabójstwo arcyksięcia Ferdynanda, przeciwstawili ład i harmonię – zaproponowali zapoczątkowało kończący XIX stulecie przełom. trzy- i dwupiętrowe kamienice ze skromnym, ale Tutaj, na kaliskim rynku, w sierpniu 1914 roku szlachetnym detalem. Postanowiono, że odbusymbolicznie narodził się okrutny wiek XX. Zabytkowy punkt czerpania wody na kaliskim rynku. Fot. Andrzej Kurzyński Wielokulturowość i najlepsza woda w mieście O ile placyk z tyłu ratusza przywołuje zdarzenia niechlubne, to bardziej złożone refleksje związane są z historią placu św. Józefa. Spotkanie z nim to turystyka wyobraźni, bo Kalisz nieodwołalnie utracił wielokulturowy klimat. Aż do lat 20. minionego stulecia w tym ważnym punkcie miasta wznosiły się nie dwie, ale trzy świątynie. Były to katolicka kolegiata Wniebowzięcia NMP, ewangelicki zbór (dziś Kościół Garnizonowy) i prawosławna cerkiew św. Piotra i Pawła. Sąsiedzkie położenie obiektów kultu różnych wyznań powinno być symbolem dziewiętnastowiecznego genius locci grodu nad Prosną. Jego historia, choć nie wolna od konfliktów wyznaniowych i narodowościowych, może być jednak przykładem zgodnego łączenia kulturowej odmienności. W czasie zaborów wielu z mieszkających nad Prosną Rosjan okazywało Polakom szczere współczucie z powodu niewoli. W 1918 roku rabin Lipszyc wydał płomienną odezwę wyrażającą radość z odzyskania niepodległości. Przynależność do Armii Krajowej była przyczyną zamordowania przez hitlerowców wielu spośród kaliskich ewangelików. Przykład drobny, ale charakterystyczny. Około stu lat temu na katolickiej mszy orkiestrą dyrygował protestant Czesław Rasel, a na kornecie grał prawosławny – niejaki Kopernikow. Na ślady kaliszan mówiących odmiennymi językami i modlących się w różny sposób można natrafić w każdym zakątku miasta, od dawnej dzielnicy żydowskiej po niewielką cerkiew prawosławną, kaplicę ewangelicką i zbór baptystów. Szkoda, że widząc w prawosławnym soborze wyłącznie symbol zaborów, plac św. Józefa pozbawiono w 1927 roku charakterystycznej pięciokopułowej budowli. Dwie wojny zabiły, bądź wygnały, dawnych mieszkańców. Na zakończenie historii Żydów kaliskich hitlerowcy zburzyli synagogi przy Rozmarku (obecnie skwer przy ul. Targowej) i przy ul. Krótkiej. Wielokulturowość miasta przestała istnieć, ale powinniśmy o niej pamiętać i się nią chlubić. O czym warto jeszcze wspomnieć przy okazji krótkiej wędrówki po placu? Przed I wojną 7•8•9 2011 55 Fragment starówki – niepowtarzalny styl i znaczenie odbudowy sprawiły, że jest ona opisywana w każdym podręczniku dziejów konserwacji i ochrony zabytków w Polsce. Fot. Mariusz Hertmann światową koło rozebranego w 1927 roku obelisku (upamiętniał zjazd władców Rosji, Prus i Austrii w 1835 r.) znajdowała się studnia z najlepszą w Kaliszu wodą na herbatę. O tym fakcie zaświadcza Barbara Niechcic – bohaterka „Nocy i Dni” Marii Dąbrowskiej. Książka Mamy jeden z nielicznych w Polsce pomników książki. Wymyślił go w 1978 roku regionalista Władysław Kościelniak, wykonał Jerzy Sobociński. Cenię ten monument, ponieważ – jak wielu ludzi – nie umiem sobie wyobrazić życia bez kontaktu z zapisanym słowem. To tu, do zasypywanego podczas hitlerowskiej okupacji kanału Babinka, wrzucono tysiące książek z polskich i żydowskich bibliotek miasta. W korycie rzeki spoczęły m.in. najstarsze druki miasta i rzadkie czasopisma. Swój koniec w wodzie rzeki znalazła też prawdopodobnie większa część zbiorów bibliofila Alfonsa Parczewskiego i księgi z daru barona Leopolda Kronenberga. W latach 80., kiedy w pobliżu tzw. koszar Godebskiego rozkopywano planty, miałem okazję zobaczyć efekt działania hitlerowców – zbite w wilgotną masę zwały zadrukowanego papieru. Na szczęście nie wszystko udało się wtedy zniszczyć. W wielu kaliskich domach można odnaleźć uratowane z narażeniem życia książki. Ich pochodzenie jest rozpoznawalne po stemplach dawnych właścicieli. W 1945 roku prawem zemsty przed kaliskim magistratem płonęły niestety dzieła niemieckich pisarzy, uczonych i poetów. Ponieważ wędrówka po mieście nie powinna być smutna, tę jej część zakończę w kaliskich bibliotekach. Gromadzą one nie tylko książki współczesne i to, co ocalało z wojen, ale próbują uzupełnić swoje półki rzadkimi starodrukami. Ze wszystkich książnic najbarMiejsce nie tylko dla bibliofili – pomnik książki na plantach. Fot. Mariusz Hertmann dziej cenię tę przy kaliskim muzeum. Klima- tycznemu miejscu wypełnionemu książkami aż po sufit patronuje ze staroświeckiego portretu… Maria Konopnicka. Spacer dla odważnych Kaliskie podwórka, studnie, przepastne sienie i drewniane schody. Prawdę mówiąc, wstyd pokazywać je turyście. Wędrówka po tych miejscach nie zawsze bywa bezpieczna. Ja jednak lubię takie wyprawy, bo zawsze napotka się coś godnego uwagi – wspaniałą poręcz, rzeźbione drzwi, (niezbitą!) starą szybkę – całą historię kaliskiego rzemiosła. To właśnie w zaniedbanych dzielnicach, choćby przy ul. Pułaskiego, ocalało najwięcej autentyczności. Fascynująca wydaje się przy tym trwałość rzeczy narażonych na zniszczenie. W kamienicach przy wspomnianej ulicy zachowało się bodaj najwięcej oryginalnych witrażowych okien. Buszując po kaliskich zakamarkach, możemy zdecydować się na podróż tematyczną, np. w poszukiwaniu ozdobnych posadzek lub pozostałości latarń gazowych. Dla przykładu w dawnej dzielnicy żydowskiej przy wielu drzwiach znajduje się charakterystyczny ukośny ślad po jakimś oderwanym przedmiocie. To tutaj pobożni Żydzi umieszczali malutki pojemniczek zwany mezuzą. W nim znajdował się pergaminowy zwitek z naniesionymi po hebrajsku dwoma fragmentami Tory. Zaczynał się on od słów: Słuchaj Izraelu! Haszem Bóg nasz, Haszem jest Jedyny. Będziesz miłował Haszem Boga twego, z całego serca swego i z całej duszy swojej i z całej siły swojej. Kończąc ten krótki spacer po znanych i nieznanych fragmentach miasta, zachęcam do samodzielnego poznawania naszego grodu. Kochajmy Kalisz.