Jestem gejem w Mińsku
Transkrypt
Jestem gejem w Mińsku
BEZPŁATNY TYGODNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY NR 6 (24) / 9 lutego 2012 r. ISSN NR 2083-5787 Kwestionariusz Marii Czubaszek Krzysztof Rusiecki Katarzyna Chanke-Cuvelier z Francji Na walentynki u k s ń i M w m Jestem geje prawdziwego imienia, ale i tak miał dużo odwagi, aby opowiedzieć o swoim życiu. „Nikt nie oczekuje od społeczeństwa pełnej aprobaty, sympatii czy utożsamiania się z homoseksualizmem. Wystarcz zaakceptować fakt, że tacy ludzie jak ja istnieją i chcą normalnie żyć” – mówi Michał. Dariusz Mól Redaktor naczelny tygodnika Strefa Mińsk Jestem gejem – przyznaje Michał, bohater wywiadu Izabelli Walewskiej-Ogrodnik, i zaraz dodaje – „widziałem na własne oczy, jak życie wielu osób zmieniało się z minuty na minutę, jak wywracało się do góry nogami. Z dnia na dzień ludzie mądrzy i atrakcyjni byli już tylko gejami, a wszystko, czego dokonali, szło w zapomnienie. Nikt już nie pamiętał, kim byli wczoraj, ale wszyscy wiedzieli, kim są dziś – zboczeńcami. Byłem świadkiem brutalnej przemocy, agresji, poniżania...” Mocne stwierdzenie, ale prawdą jest, że życie osoby z odmienną orientacją seksualną nie jest łatwe, zwłaszcza w niewielkim mieście, gdzie wszyscy się znają i tak łatwo osądzają innych. Wcale się nie dziwię, że nasz bohater nie podał swojego Rozpoczynamy też nowy cykl – w Strefie za granicą będziemy pokazywali mińszczan, którzy wyjechali z naszego miasta i mieszkają w innych krajach, a nawet na innych kontynentach. Na początek rozmawiamy z Katarzyną Chanke-Cuvelier, która od 15 lat mieszka we Francji. Polecam też wywiad z Krzysztofem Rusieckim – grafikiem, malarzem, rzeźbiarzem, pedagogiem, którego najnowsza wystawa pt. „Walentynkowy koncert na trzy pokoje i dziesięć obrazów” zostanie otwarta w Zielonym Domku w walentynki. O Dniu Zakochanych pisze w swoim felietonie Mariola Kruszewska, a Izabella Walewska-Ogrodnik prezentuje kwiatowe walentynki. Maria Czubaszek, która niedawno gościła w Mińsku, zgodziła się odpowiedzieć na pytania z naszego kwestionariusza – jak zwykle z humorem i dystansem do siebie. Z kolei nasz fotoreporter PawełJ wybrał się pewnego mroźnego dnia na spacer wzdłuż Srebrnej. Koniecznie zobaczcie jego zdjęcia, bo zimą dolina rzeki wygląda malowniczo. Wszystkiego dobrego i ciepłego :) Strefa informacji str. 4 Strefa obyczajów str. 5 Strefa tabu str. 6 Dzień Dawcy Szpiku w mińskim Hufcu, koncert Doroty Lanton, spotkanie z prof. Mirosławem Karwatem w MBP o „Karykaturze polityki”, karnawałowy koncert MM Big Bandu, walentynki w Cafe Kredens Mariola Kruszewska o walentynkach „Jestem gejem” – wywiad z Michałem o tolerancji i życiu osoby homoseksualnej w naszym mieście Strefa porad Izabella Walewska-Ogrodnik kwiatowe walentynki Strefa za granicą str. 10 Strefa osobowości str. 12 Kwestionariusz Strefy str. 16 Strefa a własne oczy str. 17 Strefa flesz i zapowiedzi str. 18 Rozmawiamy z mińszczanką Katarzyną Chanke-Cuvelier, która od 15 lat mieszka we Francji „Artysta” – czyli Krzysztof Rusiecki o sobie i swojej nowej wystawie – „Walentynkowy koncert na trzy pokoje i dziesięć obrazów” Wypełniła Maria Czubaszek Gdzie dostaniesz Strefę Mińsk: rano, w czwartek nasi kurierzy są na stacji PKP w Mińsku; tygodnik jest do wzięcia m.in.: w MBP, ul. Piłsudskiego 1a; w miejskim Aquaparku MOSiR, ul. Wyszyńskiego 56; w Miejskim Domu Kultury, w Cafe Kredens przy ul. Topolowej; w salonie Danusia, ul. Sosnkowskiego 28; w przychodni Melisa, ul. 11 listopada 4/18; w sklepie spożywczym przy ul. Łupińskiego i przy ul. Śniadeckich, w sklepie „Topaz” na Serbinowie, a także w wielu sklepach na terenie miasta. str.9 prezentuje Nasz fotoreporter wybrał się na spacer „Srebrną po lodzie” Fotorelacja z mińskich imprez Nie przegap, czyli kalendarz miejskich imprez Ogłoszenia drobne R e k l a m a W trudnej chwili żałoby jesteśmy do Państwa dyspozycji o każdej porze dnia i nocy Mińsk Mazowiecki, ul. Kościelna 6, tel. (25) 759 05 05, 503 823 712 3 W Polsce co godzinę stawiana jest komuś diagnoza: nowotwór krwi, potocznie nazywany białaczką. Słyszą ją rodzice małych dzieci, młodzież, dorośli. Ratunkiem jest przeszczep szpiku. Ale żeby do niego doszło, należy znaleźć dawcę genetycznie zgodnego z biorcą. Fundacja DKMS Baza Dawców Komórek Macierzystych Polska zajmuje się właśnie rejestracją dawców szpiku. W niedzielę, 19 lutego w godz. 10-16 w mińskim Hufcu ZHP przy ul. Kościelnej 3 będzie można zarejestrować się w bazie potencjalnych dawców. Jadwiga o tym, że jest chora na białaczkę, dowiedziała się w grudniu 2008 r. „Pomyślałam, że to wyrok śmierci” – wspomina. Na szczęście znalazł się dawca. Szpik zaczął „pracować”. Na dwa dni przed swoimi dziewiętnastymi urodzinami Blanka usłyszała od lekarza, że ma białaczkę. Blanki nie udało się uratować – zapadła w śpiączkę. Było za późno na przeszczep. Cały czas jest za mało zarejestrowanych dawców w bazie potencjalnych dawców szpiku. Dlaczego w Polsce nadal tak mało ludzi decyduje się na to, by zostać dawcą? Przede wszystkim z niewiedzy. Większość osób, które chcą pomóc innym, boi się, że ratując komuś życie, narażają swoje. Istnieje stereotyp związany z oddaniem szpiku – duża strzykawka, zastrzyk w kręgosłup i paraliż. Tymczasem to nieprawda. Szpik pobiera się z talerza kości biodrowej (nie jest to rdzeń kręgowy). Od znajdującego się pod narkozą dawcy pobiera się ok. 5% szpiku i podaje pacjentowi. Po zabiegu dawca może przez kilka dni odczuwać lokalny ból, podobny jak przy stłuczeniach. Pobyt w szpitalu zwykle trwa 2-3 dni. „Drugim czynnikiem są finanse. Badania potencjalnych dawców kosztują i nie są finansowane przez Ministerstwo Zdrowia, tylko ze środków własnych Fundacji” – wyjaśnia Kinga Dubicka, dyrektor Fundacji DKMS Baza Dawców Komórek Macierzystych Polska. W bazie Fundacji jest zarejestrowanych prawie 185 tys. dawców, z czego 128 oddało swój szpik, aby ratować życie chorej osoby. Wśród nich są gwiazdy, np. Andrzej Piaseczny, Tomasz Kammel czy Izabela Trojanowska. Ale w Polsce dla połowy pacjentów zakwalifikowanych do przeszczepienia od dawcy niespokrewnionego nie udaje się znaleźć szpiku. Dlatego Fundacja DKMS Polska wspólnie z Komendą Hufca ZHP „Mazowsze” przeprowadzi w niedzielę, 4 19 lutego w godz. 10-16 Dzień Dawcy w Mińsku Mazowieckim, podczas którego wszystkie zdrowe osoby mogą dokonać rejestracji i tym samym powiększyć bazę potencjalnych dawców, dając szanse na życie kolejnym pacjentom. Karolina (na zdj.) w minione wakacje usłyszała diagnozę – ostra białaczka limfoblastyczna. Lekarze podjęli decyzję, że potrzebny jest przeszczep. Sprawdzono już, czy rodzice lub ktoś z rodzeństwa może zostać dawcą. Niestety, nikt z najbliższych nie jest wystarczająco „zgodny”, aby móc podarować jej szansę na życie. Obecnie trwają poszukiwania dawcy niespokrewnionego. Karolina i jej chłopak Mateusz chcą, aby jak najwięcej osób zarejestrowało się jako potencjalni dawcy. „Któraś z nich może uratuje mi życie, mi albo innej chorej osobie” – mówi Karolina. Każdy, kto chciałby się zarejestrować, musi mieć dowód tożsamości. Więcej o rejestracji i zostaniu dawcą na stronie: www.dkms.pl oprac. Anna Janus Karnawałowe rytmy W niedzielę, 12 lutego o godz. 18 w sali koncertowej Miejskiej Szkoły Artystycznej przy ul. Armii Ludowej 23 wystąpi MM Big Band z karnawałowym koncertem. Będą utwory latynoskie, polska muzyka rozrywkowa i trochę swingowych przebojów, czyli dla każdego coś dobrego. Big Band poprowadzi Arkadiusz Mizdalski, wystąpią wokaliści: Katarzyna Goszcz i Arkadiusz Lenarcik, a gościnnie zapowiedzieli się Michał Papiewski (akordeon) oraz Dominik Sosiński (gitara). Wstęp wolny. Walentynkowo w Kredensie Miłość w Paryżu We wtorek, 14 lutego o godz. 19 w Cafe Kredens przy ul. Topolowej odbędzie się walentynkowy koncert piosenki niekoniecznie miłosnej. Z recitalem wystąpi bowiem Sergiusz Stańczuk – poeta, bard, laureat wielu przeglądów i festiwali piosenki poetyckiej, a także (a może przede wszystkim) znakomity lutnik i świetny gitarzysta. Więcej o tej barwnej postaci można przeczytać na stronie internetowej: sergiuszstanczuk.isak.pl. Wstęp wolny. O karykaturze polityki To tytuł koncertu Doroty Lanton, która w sobotę, 11 lutego o godz. 18 wystąpi w Miejskim Domu Kultury i zaśpiewa w oryginale najpiękniejsze francuskie piosenkami o miłości z repertuaru Edith Piaf, Juliette Gréco, Carli Bruni, Jacquesa Brela, Yves Montanda, Joe Dassina i Parisa Combo. Koncert Doroty Lanton to wyprawa do współczesnej stolicy Francji, gdzie słychać wszystkie rytmy świata, ale gdzie pobrzmiewają także echa niezapomnianych nut fenomenalnej Edith czy tajemniczej Juliette. Aktorka i piosenkarka znakomicie odnajduje się w tych wielkich postaciach francuskiej estrady, nie gubi jednak nic z własnej osobowości. Wszystko to ubrane w nowoczesne i bardzo wyrafinowane aranżacje muzyczne znakomitej orkiestry Marka Stefankiewicza. W koncercie weźmie też udział akordeonista Bogusław Nowicki. Bilety kosztują 20 zł i można je kupić w dziale promocji MDK. W czwartek, 16 lutego o godz. 18.30 Miejska Biblioteka Publiczna zaprasza na spotkanie z prof. Mirosławem Karwatem, autorem książki „O karykaturze polityki”. Tego spotkania nie można przegapić! Dlaczego? Polityka w obiegowym przekonaniu jest tylko grą o władzę, czymś, co dobrze służy przede wszystkim samym politykom. A to najlepszy powód, aby trzymać się od niej z daleka. Książka prof. Karwata pokazuje, że we współczesnym świecie nie istnieje człowiek wolny od polityki. To tylko złudzenie, że możemy się do niej odwrócić plecami. W każdej postaci polityka jest realną siłą, która wkracza w naszą codzienność, wpływa na całe nasze życie. Dlatego musimy wiedzieć, że wtedy, kiedy kontrola społeczna słabnie, społeczny sens polityki ulega wypaczeniom, co czyni z niej karykaturę samej siebie. Musimy umieć rozpoznać, że tak się właśnie dzieje. Musimy rozumieć, że mamy w tym udział wszyscy. Wstęp na spotkanie jest wolny. Oprac. DM na podst. inf. organizatorów, fot. organizatorzy Misja specjalna – wspólnie przeciw białaczce Kuszą „romantyzmem” biura turystyczne, multipleksy kinowe, hotele, galerie handlowe. Następna taka okazja dopiero 8 marca. Kup bilet, kup biżuterię, kolację, weekend w ekskluzywnym hotelu, podróż na Cypr. Wyposażeni w skromniejsze portfele zadowolą się nabyciem lizaka w kształcie serca lub tandetnej pocztówki z tekstem znalezionym w internecie. Kochajmy się Dzień 14 lutego obchodzony był jako święto zakochanych w zachodniej Europie od czasów zamierzchłych. Do Polski obchody walentynkowe przywędrowały w latach 90. ubiegłego wieku na fali zachłyśnięcia się kulturą zachodnią – podobnie jak święto Halloween. Walentynki raczkowały nieśmiało najpierw w szkołach języków obcych, potem coraz śmielej pakując się z butami do naszej kultury słowiańskiej. Kluczowym momentem świętowania jest obdarowanie ukochanej bądź ukochanego prezentem mającym zaświadczyć o naszym uczuciu. Na początku wystarczyło malowane na bordowo serduszko; teraz towarzyszy często upominkowi znacznie droższemu i wymyślniejszemu. Szeregowy zakochany kupi swej wybrance maskotkę. Królują „słitaśne” czerwone lub różowe zwierzątka=przytulanki, które po naciśnięciu łapki albo brzuszka głosem anioła pieją swoje „ajlawiu”. Rynek się cieszy, biznes i media mają czym zapchać wiecznie głodną gardziel między Bożym Narodzeniem a Wielkanocą. Dajemy się omamić wiszącym wszędzie serduszkom i amorkom. „Kochajmy się!” – krzyczy reklama z telewizora. „Czy kupiłeś już swojej Walentynce prezent?” – pyta sklepowa witryna. „Spędź romantyczną kolację dla dwojga”. – zachęcają restauracje. Święto Zakochanych zatacza szerokie kręgi, ewoluując w Święto Kochających i Lubiących. Już nie tylko zakochany zakochanej ofiarowuje pluszowe serduszko, obowiązek obdarowania rozrósł się na pary rodzice-dzieci czy kolega-koleżanka. Wszystko w trosce o dobre samopoczucie osoby nam bliskiej czy zaprzyjaźnionej, a nie daj Boże – samotnej! Single bowiem w tym dniu przeżywają niezbyt przyjemne chwile, gdy stają oko w oko z pytaniem: „Dostałaś już walentynkę?” Aby osłodzić życie niekoniecznie nieszczęśliwej z tego powodu „kobiecie bez mężczyzny”, podsuwamy dyskretnie słodką pocztówkę świadczącą o naszej życzliwości lub wysyłamy pocieszający SMS. Presja społeczna i komercjalizm wypiera istotę tego bądź co bądź sympatycznego święta. Takie wartości jak miłość, przyjaźń czy życzliwość są zawsze w cenie i każda okazja jest dobra, by o nich przypominać. Zamiast jednak kupować przyjemność za pół miesięcznej pensji, spróbujmy zorganizować najdroższym osobom ten dzień tak, aby poczuły się kochane, jedyne i wyjątkowe. I niech ten dzień trwa cały rok. PS Tekst pisałam 28 stycznia. W dwóch kwiaciarniach i jednym sklepie z mydłem i powidłem wystrój witryny nie pozostawiał złudzeń, że czas najwyższy zatroszczyć się o zakup walentynki. Mariola Kruszewska R e k l a m a 5 je poznać, zrozumieć i wreszcie zaakceptować. Sama poznałam mnóstwo osób o innej orientacji seksualnej, którzy od wielu lat żyją w związkach z partnerami tej samej płci i absolutnie nie robią z tego tajemnicy. Jeden ze szkolnych kolegów przedstawianie się na zajęciach zaczął od słów: „Jestem gejem”. Nastąpił moment ciszy, lekka konsternacja i zaskoczenie, ale za chwilę wszyscy przeszliśmy nad tym do porządku dziennego. Michał – To było w Mińsku? Nie, w Warszawie. Michał – No właśnie! To ogromna różnica. Uważasz, że Mińsk jest miastem mniej tolerancyjnym niż Warszawa ? Jestem gejem w Mińsku „Tolerancja” – słowo, które w teorii powinno ułatwiać nam życie, ograniczać konflikty, zapobiegać agresji i przemocy. Na pytanie „Czy jesteśmy tolerancyjni?” większość z nas odpowie „Tak!”. Ale czy to prawda? Tak naprawdę duża część społeczeństwa nie umie lub nie chce tolerować odmienności. I choć błyskawiczny rozwój techniki zmienia nasze standardy życiowe, to trudno zmienić nasze przekonania i mentalność – zwłaszcza dotyczące orientacji seksualnej. Dlaczego tak się dzieje? Skąd w nas tyle homofobii? Zapytałam o to Michała – fantastycznego człowieka z „wadą ukrytą”, zwaną homoseksualizmem. Jesteś bardzo radosną osobą, emanuje z Ciebie ciepło i życzliwość, szanujesz ludzi, a do tego wyglądasz „bez zastrzeżeń”. Jak to możliwe, że jesteś gejem? Niszczysz moje wszelkie stereotypy dotyczące homoseksualistów. Michał* – Przez te wszystkie lata nauczyłem się ukrywać wszystko, co kontrowersyjne i inne, a przede wszystkim – swoją orientację seksualną. Jestem mistrzem kamuflażu i od ponad trzydziestu lat „oszukuję” rodzinę, najbliższych i ludzi, którym na mnie zależy. To ogromny stres i presja! Nie jestem z tego dumny! Dlaczego tak długo ukrywasz się przed bliskimi? Myślisz, że nawet oni nie będą w stanie zaakceptować tego, kim naprawdę jesteś? 6 Michał – Obawiam się, że nie. Widziałem na własne oczy, jak życie wielu osób zmieniało się z minuty na minutę, jak wywracało się do góry nogami. Z dnia na dzień ludzie mądrzy i atrakcyjni byli już tylko gejami, a wszystko, czego dokonali, szło w zapomnienie. Nikt już nie pamiętał, kim byli wczoraj, ale wszyscy wiedzieli, kim są dziś – zboczeńcami. Byłem świadkiem brutalnej przemocy, agresji, poniżania i tego najgorszego, co może nas spotkać – szykanowania rodziny i najbliższych. To właśnie bliscy cierpią najbardziej. Odnoszę wrażenie, że trochę przesadzasz. Mamy XXI wiek, żyjemy w dobie internetu i nieograniczonego dostępu do wszelkich informacji, a ogólny światopogląd wciąż ulega zmianie. Szersza wiedza na kontrowersyjne tematy pomaga nam Michał – Oczywiście. W małych miasteczkach i miastach, takich jak Mińsk, ciężko jest utrzymać anonimowość i szacunek dla czyjejś prywatności. Ludzie znają się nawzajem, a przynajmniej kojarzą z widzenia. Często szukają różnych powiązań i wspólnych znajomych, tworzą plotki i niedopowiedzenia. Małe miasta żyją aferami i problemami innych, a obowiązujące normy i zasady moralne większości społeczeństwa dominują nad jednostkami i małymi grupami. To znaczy, że nasze miasto nie należy do Twoich ulubionych miejsc? Michał – Wręcz przeciwnie. W Mińsku się urodziłem i wychowałem, spędziłem tu szczęśliwe dzieciństwo i przeżyłem mnóstwo wspaniałych chwil, wciąż mam tu rodzinę i przyjaciół z dawnych czasów. Dorastałem w trudnych czasach. Nikt wtedy nie rozmawiał z nami o preferencjach seksualnych. Ale zniknąłeś na wiele lat. Skąd taka drastyczna zmiana? Michał – Moje problemy zaczęły się w wieku dojrzewania. Nie umiałem wyjaśnić własnego zachowania i tego, co się ze mną dzieje. Hormony szalały, ciało reagowało na bodźce zewnętrzne inaczej niż u innych, a w głowie kotłowało się mnóstwo pytań i nie pojawiały się żadne sensowne odpowiedzi. Byłem przerażony. Z czasem niepewność zastąpił wstyd i jedynym rozwiązaniem była dla mnie ucieczka. Znalazłem szkołę z internatem i pod pretekstem zdobycia wykształcenia opuściłem rodzinny dom. Nie było wtedy obok Ciebie nikogo, kto mógłby Ci pomóc? Michał – Byłem wtedy sam, ale pamiętasz jak wyglądało życie w Mińsku 25 lat temu? Oczywiście, że pamiętam – to była końcówka niezapomnianych lat osiemdziesiątych. Michał – To faktycznie niezapomniane lata! Dorastaliśmy w trudnych czasach, ale bardzo ciekawych. Ale niestety, wiele tematów, szczególnie tych związanych z seksem, było tabu. Nikt nie rozmawiał o preferencjach i orientacjach seksualnych. Wiele słów mówiono szeptem, a jedynym źródłem informacji dla przeciętnego nastolatka była biblioteka i zachodnie gazetki. Kto słyszał o poradniach seksuologicznych? Istniejące wtedy poradnie psychologiczne także nie pomagały młodzieży z problemami identyfikacji seksualnej. Wiedza na ten temat ciągle była na bardzo niskim poziomie, a znalezienie prawdziwego profesjonalisty w tej dziedzinie graniczyło z cudem. Młodzi i zagubieni ludzie mogli liczyć tylko na siebie. A najtrudniejsza była konfrontacja z najbliższymi. To właśnie dla nich robisz coś, co jest sprzeczne z własną naturą. Pragniesz za wszelką cenę, aby byli z ciebie dumni i w pełni zadowoleni. Coś się wtedy zmieniło w Twoim życiu? Michał – To była totalna zmiana! Poznałem na studiach świetną dziewczynę i choć byliśmy bardzo młodzi, szybko wzięliśmy ślub. Po kilku miesiącach przyszedł na świat nasz syn i wreszcie byłem szczęśliwy – tak wtedy myślałem. Euforia szybko minęła i znów w moim życiu zaczęło się roić od problemów. Małżeństwo momentalnie się rozpadło, bo ja nie byłem w stanie sprostać obowiązkom męża i ojca. Mąż, ojciec – to są życiowe decyzje. Nie myślisz, że zachowałeś się, delikatnie mówiąc, lekkomyślnie i egoistycznie? Michał – Teraz to wiem doskonale, ale wtedy byłem naiwny i niedojrzały. Uwierzyłem w teorię, że homoseksualizm może być przejściowy i bliskość z kobietą zmieni moje życie. Do tego doszli rodzice, którzy już chyba coś podejrzewali, bo często się za mnie modlili. Byłem wychowany w wierze chrześcijańskiej, a Kościół katolicki do dnia dzisiejszego nie uznaje innych orientacji seksualnych – homoseksualizm to patologia, dewiacja, a przede wszystkim ciężki grzech. Jestem pewien, że moi rodzice nigdy by się nie pogodzili z faktem, że jestem gejem. Ich mentalność ma tak mocne podłoże, że nie można jej zmienić. To po co ich ranić? Jestem dojrzałym facetem, który w pełni świadomie podejmuje decyzje. Dziś znów mieszkasz w Mińsku. Czas niepewności minął? Michał – Teraz to zupełnie inne czasy. Zaraz po rozwodzie wróciłem na studia i poznałem wiele osób takich jak ja. Dopiero wtedy zrozumiałem, że można żyć inaczej i jak ważne jest spełnienie w strefie intymności, co znaczy namiętność i czułość i jak ważna jest bliskość drugiego człowieka, który myśli i czuje tak samo jak ja. Przynależność do jakieś grupy społecznej i wsparcie partnera dało mi poczucie własnej wartości i bezpieczeństwa. Zrealizowałem wiele marzeń, poznałem wspaniałych ludzi i w końcu dorosłem. Jestem dojrzałym facetem, który sam i w pełni świadomie podejmuje decyzje, a za swoje błędy poniesie konsekwencje. Jak myślisz, ilu ludzi o orientacji homoseksualnej mieszka w Mińsku? Czy mają swój azyl, aby mogli wspólnie spędzać czas? R e k l a m a 7 Michał – Z tego, co wiem, to dość liczna grupka. Nie znam konkretnych liczb, ale tych „zdefiniowanych” jest dużo ponad setkę. Mówimy tu tylko o tych, którzy sami określili swoją orientacje seksualną już jako dorośli. A ilu nastolatków wciąż jeszcze jest na etapie rozwoju i poszukiwań – nie umiem określić. Co do miejsca spotkań mam pewność, że takie nie istnieje. Pod tym względem Mińsk nie zmienił się od lat. Większość młodych ludzi jeździ do Warszawy lub jeszcze dalej i dopiero tam mają szansę poczuć się swobodnie. Czy kiedyś porozmawiasz o tym wszystkim z synem? Michał – Może kiedyś? Razem z byłą żoną podjęliśmy decyzję, że na razie wiele spraw zostanie tylko między nami, a co będzie dalej, pokaże przyszłość. Zależy mi bardzo na bliskich i ryzykując, mam zbyt wiele do stracenia. Masz jakieś rady i wskazówki dla młodego pokolenia homoseksualistów mieszkających w Mińsku? Michał – Dzisiejsza młodzież jest bardziej uświadomiona niż dorośli i wielu młodych ludzi potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach. Internet stał się dla nich furtką do świata i sposobem na podzielenie się swoimi wątpliwościami. Wiedzą więcej o życiu niż nam się wydaje. Ale każdy człowiek jest inny i czasem warto poprosić o pomoc psychologa. Są przypadki, gdy młody człowiek nie radzi sobie ze swoją seksualnością, a zostawiony sam sobie z problemem szuka ucieczki w alkoholu, narkotykach i innych używkach lub wpada w ciężką depresję, co może doprowadzić do skłonności samobójczych. W błyskawicznym tempie z normalnego człowieka zostaje tylko cień. I tu apel do rodziców i nauczycieli – miejcie oczy szeroko otwarte, bo może gdzieś obok was jest młody człowiek, który niezwłocznie potrzebuje pomocy. Jak myślisz, czy mamy szansę stać się społecznością bardziej otwartą na zmiany i zdolną do akceptacji różnych orientacji seksualnych? Michał – Obawiam się, że to jeszcze potrwa. Choć z roku na rok sytuacja zmienia się na lepsze, to proces ten wymaga radykalnej zmiany w sposobie ludzkiego myślenia. Nadzieja jest w młodszych pokoleniach, które chętniej otwierają się na zmiany i szybciej przyswajają nową wiedzę. Największy problem ze zmianami mają ludzie starsi. Od pokoleń byli utwierdzani w przekonaniach, że homoseksualizm jest czymś bardzo złym, obrzydliwym i należy go potępiać. Powstała olbrzymia bariera ciężka do przejścia, dlatego potrzeba czasu na to, aby ludzie zrozumieli, na czym tak naprawdę polega tolerancja. Nikt nie oczekuje od społeczeństwa pełnej aprobaty, sympatii czy utożsamiania się z homoseksualizmem. Wystarcz zaakceptować fakt, że tacy ludzie jak ja istnieją i chcą normalnie żyć. W małych miastach, takich jak Mińsk, ciężko jest utrzymać anonimowość i szacunek dla czyjejś prywatności. *** Cały świat stanął w obliczu nowych doniesień medycznych i psychologicznych dotyczących orientacji seksualnych. Wciąż jednak brakuje jednoznacznych wniosków, określających podłoże ich powstania. Jedni naukowcy tłumaczą to genami, a inni środowiskiem i otoczeniem w dzieciństwie. Kto ma rację? Nie wiem. Pewne jest, że reakcje są bardzo skrajne! Stany Zjednoczone i niektóre z państw europejskich już od lat legalizują związki par tej samej płci, wiele kościołów udziela tym parom ślubu, a prawo zezwala parom homoseksualnym na adopcje dzieci. Z drugiej strony, mamy kraje, w których sytuacja wygląda zupełnie inaczej. I gdzie szukać kompromisu? W jakim kierunku podąża nasze społeczeństwo? Czy uda się nam znaleźć złoty środek? Czas pokaże! Grunt, aby wszystkim żyło się lepiej bez względu na orientację seksualną. * imię bohatera wywiadu zostało zmienione Tekst: Izabella Walewska-Ogrodnik, fot. PawełJ Napisz do autora: [email protected] R e k l a m a 8 Kwiatowa walentynka Dzień świętego Walentego, znany bardziej jako Walentynki, to Święto Zakochanych i Kochających, które jest znane niemal na całym świecie. Amerykanie piszą listy, kartki i wierszyki, Brytyjczycy oglądają, jak ich ptaki łączą się w pary, a Polacy dyskutują, czy ten dzień jest komercyjnym kiczem, czy nową tradycją, którą należy pielęgnować. Dyskusje trwają, a zwolenników walentynek od lat przybywa. I bardzo dobrze. Uważam, że każda okazja jest dobra, jeśli „zmusza” do miłych gestów i wspólnie spędzonego czasu. Pluszaki, maskotki, bielizna, sercowe gadżety, słodycze i oczywiście kwiaty – to najczęściej wybierany przez mińszczan asortyment w Dniu Zakochanych. Najpopularniejszym kwiatem jest oczywiście czerwona lub bordowa róża, ale coraz częściej klienci pytają, czym można ją zastąpić. Odpowiedź jest prosta – wszystkimi innymi kwiatami. Każdy kwiat cięty i doniczkowy jest odpowiedni w tym dniu. Wystarczą stosowne dodatki i ozdoby, żeby podkreślić okazję. W tym przypadku są to serca, serduszka i serducha – symbol walentynek. Oto kilka propozycji kwiatowych walentynek. I jeszcze ważna informacja: w związku z panującymi okropnymi chłodami – wszelkie zakupione kwiaty muszą być przez sprzedawcę zapakowane i zabezpieczone przed mrozem. Nawet kilka sekund w tak niskiej temperaturze jest dla kwiatów zabójcze – muszą jak najszybciej trafić do ciepłego pomieszczenia. Zostawianie ich w samochodzie i garażu absolutnie odpada! Kwiat raz zmrożony lub schłodzony nie ma szans na przetrwanie... Tekst i fot. Izabella Walewska-Ogrodnik Wszystkie prace wykonała kwiaciarnia VIRO R e k l a m a Serdecznie zapraszamy! ul. Topolowa 4 lok. 6 05-300 Mińsk Maz. tel. (25) 756-37-87 pon-piątek g. 9-20; sobota g. 10-15 www.przychodnianaskraju.pl 9 się opony Michellin, a Nevers, w którym kiedyś odbywało się Grand Prix Formuły 1. A dlaczego nie osiedliliście się w mieście siostrzanym, w końcu od tego wszystko się zaczęło? K. C. – Na początku mieszkaliśmy w Grenoble, niedaleko Saint Egrève, ale zawodowo szukalismy nowych wyzwań, więc się przeprowadziliśmy do Moulins, a potem kupilismy dom w Cressanges. We Grenoble skończyłam studia podyplomowe z zakresu zarządzania kulturą i właśnie w Moulins znalazłam ciekawe zajęcie. We Francji trzeba być mobilnym, jeśli chodzi o pracę. Czym się zajmujesz? K. C. – Organizuję festiwal filmowy. Można powiedzieć, że płacą mi za to, że chodzę do kina. Nie mogę narzekać, to bardzo przyjemna praca. Co to za festiwal? Wtopiłam się we Francję W Strefie rozpoczynamy cykl wywiadów z mińszczanami, którzy wyjechali z naszego miasta i osiedlili się za granicą. Na pierwszy ogień rozmawiamy z Katarzyną Chanke-Cuvelier, która od piętnastu lat mieszka we Francji... Co było powodem twojego wyjazdu do Francji? Katarzyna Chanke-Cuvelier (K. C.) – To jest wieczny dylemat: co było pierwsze – kura czy jajko. Zależy, od którego momentu zacząć takie wspomnienia. Ale u podstaw wszystkiego było to, że zaczęłam uczyć się języka francuskiego w liceum na Pięknej, a potem spotkałam Elę Sieradzińską, która pracuje z moją mamą w bibliotece, i od tego zaczęła się moja przygoda z Francją. Potem były studia na Uniwersytecie Warszawskim na wydziale romanistyki i kilka wyjazdów, żeby na miejscu poznać kulturę i język. Natomiast nigdy nie myślałam, że będę mieszkała za granicą. Przez przypadek spotkałam w naszym mieście pewnego Francuza, który przyjechał tutaj rozmawiać o podpisaniu umowy miast bliźniaczych między Mińskiem a Saint Egrève we Francji. Potem skończyłam studia, a ponieważ nasza znajomość trwała nadal, wyjechałam do niego. Czyli nie o żadną kurę i jajko chodzi, tylko powodem wyjazdu była miłość? K. C. – Można tak powiedzieć (śmiech). Ale też kwestie bardzo praktyczne, bo Bernard nie mówił ani słowa po polsku, a ja znałam 10 francuski, więc łatwiej było nam zacząć wspólne życie we Francji. Poza tym, byłam po studiach i dopiero co wkraczałam na ścieżkę zawodową – było mi obojętne, czy podejmę pracę w Polsce, czy za granicą. On musiałby dużo rzeczy sobie poprzekładać, ułożyć na nowo – dla mnie zmiana miejsca zamieszkania była łatwiejsza. K. C. – To jedyny we Francji festiwal aktorów drugiego planu, który od 18 lat odbywa się corocznie w Moulins. Jest wielu aktorów, którzy grają role drugoplanowe, wszyscy kojarzą ich twarze, chwalą ich kreacje, ale mało kto kojarzy ich z imienia i nazwiska. Twórcom festiwalu chodziło o to, aby ich w jakiś sposób uhonorować. I stąd pomysł festiwalu, na którym ci aktorzy są najważniejsi, grają pierwsze skrzypce. Na festiwalu prezentujemy też filmy krótkometrażowe. A duża jego część jest poświęcona młodej publiczności, która jest widzem jutra – trzeba kształcić młodych, żeby oglądali nie tylko telewizję i DVD, lecz także filmy w kinie. A gdyby władze Mińska zaproponowały ci zorganizowanie festiwalu filmowego w naszym mieście, podjęłabyś się tego zadania? Musiałby też nauczyć się polskiego, co jest dużym wyzwaniem dla obcokrajowca. K. C. – Na pewno (śmiech). Choć jesteśmy po ślubie już bardzo długo, to Bernard nie opanował polskiego zbyt dobrze i jest to eufemizm. Wciąż zdarza mu się pomylić „dzień dobry” z „dziękuję” (śmiech). Zawsze powtarza, że nie ma zdolności do języków, a poza tym mówi, że ma tak dobrą tłumaczkę, że nie musi wkuwać polskich słówek (śmiech). Miasto, w którym mieszkasz, to... K. C. – Nie jest to miasto, tylko wieś. We Francji wszystkie miasta i wsie są nazywane gminami. Jest to mała wioska o nazwie Cressanges koło Moulins, które znajduje się w samym centrum Francji – pomiędzy Clermont-Ferrand, miastem, gdzie produkuje „Przyjeżdżamy do Polski w wakacje. Dzieci wolą spędzać czas nad Bałtykiem niż na Lazurowym Wybrzeżu”. odpowiadam, że to zależny od tego, co się w życiu robi. Jeśli w życiu robi się to, co się lubi, to jest ono łatwiejsze, niezależnie od tego, gdzie się mieszka. Francuzi szybko orientują się, że jesteś z Polski? K. C. – Jeśli ktoś spotyka mnie po raz pierwszy, to dopiero po pewnym czasie pyta, skąd jestem, bo chyba nie urodziłam się w Moulin (śmiech). Do tej pory tylko jedna osoba zgadła, że jestem z Polski. Wszyscy myślą, że pochodzę z innej części Francji. Nie domyślają się po akcencie, że jestem z innego kraju. Wtopiłam się we Francję na dobre. Masz dwójkę dzieci? „Ciężko mi sobie wyobrazić spędzenie Bożego Narodzenia gdzie indziej niż w Polsce”. K. C. – Z chęcią, lubię wyzwania, ale zależy to od tego, jaki byłyby cel takiego festiwalu. Nie lubię kultury komercyjnej i podporządkowanej. To moja strona wiecznego buntownika. Uważam, że polityka kulturalna, w szlachetnym tego słowa znaczeniu, stanowi niesamowite wyzwanie i ogromną broń dla tego, kto rozumie jej wagę w kształtowaniu człowieka. Nie bez powodu dyktatury zabraniają wolnej twórczości i uprawiają cenzurę. Wolę filmy moralnego niepokoju, po których coś wynosimy dla siebie. Cieszy mnie też, że na organizację ambitnych przedsięwzięć kulturalnych, które sprzyjają integracji i poznaniu innych kultur, można dość łatwo zdobyć fundusze europejskie. Może jest to i ciekawy pomysł, żeby Mińsk miał festiwal filmowy? Tylko że w Mińsku zamknięto kino. K. C. – Słyszałam o tym i powiem szczerze, że ciężko jest mi wyobrazić sobie miasto tej wielkości co Mińsk bez kina. Ale mam nadzieję, że kino szybko wróci do miejskiej przestrzeni, a z nim wiele innych projektów kulturalnych. Jak się mieszka we Francji – jest zupełnie inaczej niż w Polsce? K. C. – Mieszka się bardzo dobrze. Gdy przyjechałam do Francji, znałam język, co ułatwia nawiązywanie kontaktów, a dzięki studiach na romanistyce i wcześniejszym wyjazdom znałam też kulturę i mentalność Francuzów. Nie miałam więc żadnych problemów z asymilacją. Wydaje mi się, że ludzie wszędzie są tacy sami, mają podobne problemy i radości. Poza tym pracuję w kulturze, a osoby, które ją tworzą, są bardzo otwarte. Spotykam także wielu cudzoziemców z różnych stron świata – nie czuję się więc w ogóle w jakiś sposób wyobcowana. Często ludzie pytają mnie, czy we Francji żyje się łatwiej. Zawsze K. C. – Dziewczynkę Zoe, która w styczniu skończyła 7 lat i Feliksa, który w grudniu skończył 3 lata. Wybierając imiona dla dzieci, chcieliśmy, żeby można było je wymawiać tak samo w obu językach. Zoe znaczy po grecku „życie”, a Felix po łacinie „szczęśliwy”. Nie na darmo byłam w klasie humanistycznej na Pięknej (śmiech). Dzieci są dwujęzyczne? K. C. – Tak. Do swoich dzieci jeszcze nigdy nie zwróciłam się po francusku, zawsze mówię do nich po polsku. Z kolei mąż rozmawia z nimi po francusku. Czasem jest to skomplikowane, np. gdy w sklepie mówię do dzieci po polsku, a do męża po francusku. Często przyjeżdżasz do Mińska? K. C. – Przyjeżdżam minimalnie dwa razy w roku, a odkąd mam dzieci, to nawet trzy razy. Chciałabym więcej, ale niestety brak urlopu... Zawsze jestem na Boże Narodzenie. Bo to takie rodzinne święta? K. C. – Ciężko mi sobie wyobrazić spędzenie Bożego Narodzenia gdzie indziej niż w Polsce. Dwa razy obchodziłam te święta we Francji, ale jest to zupełnie inne Boże Narodzenie – inna tradycja, klimaty. We Francji spędza się dużo czasu na rozmowach o kuchni, długo przed wigilią wszyscy zastanawiają się, jakie tego roku będzie menu, a w Polsce zawsze to samo, ale może właśnie dlatego ta tradycja jest tak ważna dla mnie, bo jest inna, nasza. Przyjeżdżasz pewnie też na wakacje? K. C. – Zdecydowanie tak – córka zawsze wszystkim opowiada, że jedziemy nad polskie morze. Zresztą moje dzieci wolą wakacje nad Bałtykiem niż na Lazurowym Wybrzeżu. A trzeci raz w roku staram się przyjechać na ferie zimowe albo wiosenne, które są we Francji w kwietniu. W sumie często bywasz w Mińsku. Jak postrzegasz zmiany, które zachodzą w naszym mieście? K. C. – Wiele rzeczy zmieniło się w Mińsku na lepsze i to bardzo cieszy. Choć kiedy tu jestem, zawsze ogrania mnie nostalgia i wracam do czasów dzieciństwa nierozerwalnie związanych z ulicą Czarnieckiego, przy której mieszkałam. Wtedy była nieutwardzona, z wybojami, z błotem wiosną i jesienią, a teraz jest ładnie wyasfaltowana, pojawiły się bloki. Pamiętam, jak stał tam tartak, do którego chodziliśmy bawić się w chowanego. W tej chwili jest to bardzo ruchliwa ulica, po której szybko jeżdżą samochody. W ogóle Polacy jeżdżą za szybko, zwłaszcza po drogach do takiej jazdy nieprzystosowanych. Myślisz, żeby wrócić do Mińska? K. C. – Mam wrażenie, że nigdy nie opuściłam Mińska – jestem w stałym kontakcie z rodziną i ze znajomymi. Mam grupę koleżanek jeszcze z liceum – dzwonimy do siebie, piszemy maile. Moja córka mówi, że chciałaby mieszkać w Mińsku. Bardzo lubi tu przyjeżdżać, dobrze się tu czuje. Jako że jest dwujęzyczna, nie ma problemu z dogadaniem się ze swoimi polskimi rówieśnikami, np. na placach zabaw. Może więc kiedyś wrócę? Nie wykluczam tego. Nigdy nie wiadomo, co nam przyniesie życie. Jak to mówią - nigdy nie mów nigdy. Rozmawiał Dariusz Mieczysław Mól, fot. archiwum Katarzyny Chanke-Cuvelier w skrócie: Katarzyna Chanke-Cuvelier istką. Sama o sobie – jestem upartą real kominku życie, a aktualnie wieczory przy to nie ogól Najbardziej lubię – tak śpiącymi jak aniołki. z książką i lampką wina, z dziećmi Co mnie złości – głupota i zawiść. by móc powiedzieć za Edith Piaf Największy sukces – sukcesem było się uda? „Niczego nie żałuję”... a może mi naleśników. ch dzieci to, że nie umiem robić moi Największa porażka – według ie! wiśc c i park, i nowa biblioteka oczy Ulubione miejsca w Mińsku – pała miejsc, tylko do ludzi. Ale ogólnie nie przywiązuję się do 11 Artysta plastyk to brzmi dumnie, a jak jest w rzeczywistości? Artysta... Nie marzył, że zostanie artystą – to przyszło samo. Mówi, że miał szczęście do pań od plastyki, a pierwszą nagrodę za swoje dzieło dostał w głębokiej podstawówce. Potem zbuntował się przeciwko rodzinnej tradycji i zajął sztuką. Rozmawiamy z mińszczaninem Krzysztofem Rusieckim – grafikiem, malarzem, rzeźbiarzem, pedagogiem, którego najnowsza wystawa pt. „Walentynkowy koncert na trzy pokoje i dziesięć obrazów” zostanie otwarta w Zielonym Domku właśnie w walentynki... R e k l a m a 12 Pamiętasz swój pierwszy obraz, za który ktoś cię pochwalił i powiedział, że będzie z ciebie artysta? Krzysztof Rusiecki (K. R.) – Samo nazywanie kogoś artystą jest już podejrzaną sprawą (śmiech). Bardziej to zaczyna przypominać przezwisko, a nie określenie zawodu. Trudno też o definicję. Jak powiedział jeden z moich znajomych, malarz to taki człowiek, który maluje. Chyba nie da się już prościej powiedzieć (śmiech). K. R. – W głębokiej podstawówce dostałem nagrodę w konkursie plastycznym. I wtedy sobie uświadomiłem, że plastyka może być czymś więcej niż tylko takim sobie rysowaniem czy malowaniem. Poczułem, że jest czymś wyjątkowym. To była taka pierwsza świadoma zmiana optyki. Zacząłeś malować, bo takie były rodzinne tradycje? Lubisz jakąś konkretną technikę czy wypowiadasz się w różnych? K. R. – To była skomplikowana sprawa. W rodzinie miałem przykłady artystycznych ciągot, np. mój stryj wyrabiał zawodowo biżuterię, a dziadek miał wspaniałą bibliotekę. Ale zdecydowanie byliśmy rodziną leśników i jak rodził się chłopak, to uważano, że powinien mieć porządny zawód, a nie zajmować się mrzonkami. Starałem się jak najdłużej trzymać tego rodzinnego programu i zacząłem nawet studiować leśnictwo na SGGW, ale w pewnym momencie przeszedłem na pozycję wroga i zająłem się plastyką. Jako student zacząłem dorabiać sobie u wspomnianego stryja, zresztą z zawodu leśnika, robiąc biżuterię. Zacząłem poznawać jego pracownię, spotykać się z artystami i nie skończyłem leśnictwa. Poza tym, na moje wybory miała wpływ jeszcze jedna rzecz – żyłem w PRL -u. Sztuka znaczyła wtedy coś zupełnie innego niż teraz. Wtedy też poczułem, że fajnie jest być artystą, bo we wszechobecnej panującej szarzyźnie człowiek czymś się wyróżniał. To był inny świat. Dziś mówię o sobie, że jestem nielegalnym emigrantem z PRL-u i mam wszystkie możliwe choroby, jakie mogą dotknąć nielegalnego emigranta, oczywiście poza nostalgią (śmiech). K. R. – W różnych. Studiowałem na Uniwersytecie Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie. A to miasto stoi grafiką warsztatową, którą z miejsca kupiłem, a nawet robiłem później z niej dyplom. I rzeczywiście, przez długie lata tworzyłem grafiki i ilustracje... Do książek? K. R. – Nie, raczej do poezji. Współpracowałem z gazetami, np. Rzeczpospolitą, gdzie Szarzyzna tamtych czasów to jedno, ale pewnie spotkałeś na swojej drodze kogoś, kto powiedział, że masz talent. Może pani w szkole zauważyła, że ładnie rysujesz? K. R. – Miałem duże szczęście do pań od plastyki. W podstawówce uczyła mnie pani Siudzińska, a w szkole średniej, choć byłem w liceum w klasie matematyczno-fizycznej, przez rok mieliśmy zajęcia z panią Anną Natorff. To były osobowości – panie, które były malarkami, a z drugiej strony stawały się przyjaciółmi uczniów. To motywowało do pracy i poszukiwań. Na plenerze rzeźbiarskim w Gołuchowie. był dodatek kulturalny. Ale w pewnym momencie odszedłem od tego i zacząłem szukać czystej sztuki. malowanie piasku ziarnko po ziarnku. Do malarstwa wystarczy każdy pretekst, żeby przełożyć własne odczucia na formę. Czystej sztuki? A twoi ulubieni poeci? K. R. – Własnej, indywidualnej, bez określania jakiejś jej definicji. K. R. – Jeszcze w czasach liceum zakochałem się w poezji Wisławy Szymborskiej, która zawsze otwierała dla mnie ciekawe drogi. Myślałem, że poetka pisze tylko dla mnie, ale później się okazało, że także inni ją czytają, a nawet dostała Nobla i poczułem się zdradzony. Przerobiłem też całego Herberta. Nawet mój dyplom w 1996 r. na uniwersytecie był tego wynikiem – przygotowałem pięć grafik inspirowanych jego poezją. Cykl o piasku też się wziął z inspiracji jego twórczością. Na jakim etapie poszukiwań jesteś? K. R. – Zawsze jest się na początku albo w trakcie. Teraz zajmuję się dwoma tematami. Artysta różni się tym od artysty – powiedzmy – użytkowego, który pracuje np. dla jakiegoś studia reklamy, tym, że ma swoje tematy i stara się je rozwijać. Warunek jest taki, że musi to być coś cięższego gatunkowo, żeby ludziom głowy byle czym nie zawracać. Kolega mówi, że uprawiam malarstwo modlitewne. Zamiast malować to modlę się nad obrazami :) Nie malujesz na zlecenie? K. R. – Muszę przyznać, że lubię pracę na zamówienie, bo czasem takie postawienie się pod ścianą, przed terminem, który się zbliża, jest bardzo ożywcze i porządkuje wiele spraw. Wróćmy do twoich tematów... K. R. – Właściwie to powinienem być poetą, tylko brak mi słów. I dlatego krążę wokół poetów, są dla mnie inspiracją. Jest coś takiego z poezją, że otwiera u mnie plastyczne tematy. Z tym, że nie jest to ilustracja do wiersza, choć ten temat, którym się teraz zajmuje i który nazwałem „Starzy mistrzowie”, jest jakby żywcem wzięty z wiersza Zbigniewa Herberta. I jest to, mówiąc najprościej, Tworzysz w domu czy masz może swoją pracownię? K. R. – W końcu mam swoją. Zawsze miałem jakieś pracownie, bo przecież trzeba gdzieś tworzyć, ale to były improwizowane miejsca. Miłosz mówił, że potrafił tworzyć uczepiony żyrandola, czyli w każdych warunkach, i w sumie ja też nie muszę mieć wielkiej oprawy, żeby coś robić. Dostosowywałem się. Może to też wynik mojego życia w PRL-u, gdzie trzeba było przeżyć w każdych warunkach. Ale teraz pracownię mam w Mińsku i jest dobrze. Tworzysz codziennie o określonych godzinach czy biegniesz do pracowni, jak cię złapie natchnienie? K. R. – Natchnienie to podobne pojęcie do określenia artysta – trudno powiedzieć coś sensownego na ten temat. A w plastyce jest jeszcze to, że trzeba daną rzecz wykonać. Coś chodzi człowiekowi po głowie, ale trzeba wygospodarować czas, żeby nadać formę tym inspiracjom. Z drugiej strony – praca artystyczna polega na tym, że nie ma Z czeskim artystą Ladislavem Steiningerem. terminów. W pracy musimy być od godz. 8 do 16, a do pracowni nikt nas nie woła. Musimy sami tam pójść. Może artyści to ci, którzy mają taki wewnętrzny motor, który ich gna do malowania, rysowania, rzeźbienia, chociaż sami czasem nie wiedzą po co. Jak długo malujesz obraz? K. R. – Nie uważam się za malarza, bardziej za grafika, i dlatego nie czuję się pewnie z pędzlem. Temat piasku, który obecnie maluję, to też raczej grafika, wykonywana mozolną techniką. Dlatego namalowanie jednego obrazu zajmuje mi miesiąc, a czasem i dwa. Kolega śmieje się ze mnie, że uprawiam malarstwo modlitewne. Mówi, że zamiast malować to modlę się nad tymi obrazami (śmiech). Teraz techniki są szybkie, maluje się na dużych powierzchniach, zamaszyście, a ja tworzę na odwrót. Inspirujesz pędzla? się wielkimi mistrzami K. R. – Lubię impresjonistów i postimpresjonistów, zresztą na najnowszej wystawie w Zielonym Domku nawiązuję do ich twórczości – będą obszerne cytaty z Matisse’a, R e k l a m a 13 Gauguina, Van Gogha – oni byli pierwszymi, których zobaczyłem na własne oczy jeszcze w czasach PRL-u, kiedy w warszawskich księgarniach oglądałem albumy z reprodukcjami ich dzieł, więc siedzą we mnie głęboko. użyteczny i robić plakaty dla MTM, Kapeli Małego Stasia, stowarzyszenia „Mila”... Lubię to robić. Gdzie można oglądać twoje obrazy? Gdzie wystawiasz i wystawiałeś? K. R. – To raczej hobby. Czasami pojadę na jakiś plener. W tym roku byłem w Nowym Wiśniczu na ceramice. Jeszcze trwa wystawa poplenerowa w Limanowej. W zeszłym roku w Gołuchowie rzeźbiłem w drewnie. Trzymetrowy dębowy „Krętogłów” kręci się w tamtejszym Muzeum Leśnictwa, nomen omen. Plenery rzeźbiarskie to takie moje sanatorium. K. R. – W latach 90. współpracowałem z warszawską Galerią Inicjatyw Twórczych, którą założył Eugeniusz Małkowski. To były takie pionierskie akcje. Wychodziliśmy ze sztuką w miasto, np. zrobiliśmy wystawę, którą instalowali alpiniści we wnętrzu wieżowca Atrium. Jadąc przeszkloną windą, widz poruszał się wraz z obrazami. Teraz takie działania to standard. Z tej galerii na Woli ruszyliśmy w świat i ciągle gdzieś na siebie wpadamy, coś wspólnie robimy. Tak to działa. Bardzo sobie też cenię i wysoko oceniam inicjatywy kulturalne w naszym mieście. Dużo wystaw, kontaktów, współpracy z zagranicą i tą daleką, i tą za miedzą. Mieszkamy w mieście, które rozumie, że bez kultury nie ma rozwoju. Myślę, że w ogóle Mińsk jest miastem przyjaznym, jeśli chodzi o kulturę. Coraz więcej artystów odkrywa możliwości pracy z komputerem. Korzystasz z cyfrowych możliwości? K. R. – Rzeczywiście, komputer daje nieograniczone możliwości, jeśli chodzi o przetwarzanie obrazów. Korzystam z komputera, zarówno przy pracy pedagogicznej, jak i własnej. PhotoShop nie jest mi obcy (śmiech). Dzięki niemu mogę być Jesteś też rzeźbiarzem... Szkole a tu przyjeżdżają jacyś obcy, ale miasto musi być otwarte i dawać szanse. I Mińsk taki jest. K. R. – Jest tam pracownia plastyki. Pierwszymi nauczycielkami były w niej Grażyna Wachowicz i Violetta Izdebska. Dołączyłem do nich z marszu i już zostałem. Niedawno okazało się, że pracuję już 25 lat. Dorobiliśmy się kilku pokoleń zdolnych ludzi. Ciągle ktoś od nas zdaje albo do liceum plastycznego, albo idzie na studia. Trzeba przyznać, że jeśli chodzi o kształcenie artystyczne, to Mińsk jest miastem wyjątkowym. Oprócz MSA mamy liceum plastyczne, są prywatne szkoły, MDK – to nas zdecydowanie wyróżnia wśród innych miast. Ale nie ma w Mińsku galerii z prawdziwego zdarzenia, gdzie można by kupić obrazy, gdzie skupiałoby się środowisko artystyczne. Brakuje ci takiego miejsca, a może sam chciałbyś takie założyć? K. R. – Duże nadzieje wiążę z MZM i Biblioteką Miejską. Również MDK idzie w dobrym kierunku, jeśli chodzi o plastykę. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wokół tych instytucji zaczęło orbitować jakieś artystyczne środowisko. Mnie się wydaje, że brakuje już tylko szczypty demokracji. Można powiedzieć, że Mińsk jest miastem przyjaznym artystom? Co powiedziałbyś młodym ludziom, którzy chcą wejść na artystyczną ścieżkę? K. R. – Myślę, że w ogóle Mińsk jest miastem przyjaznym, jeśli chodzi o kulturę i życie. Najpierw miasto było sypialnią stolicy, potem sypialnią coraz lepiej urządzoną, a teraz to już jest dzielnica Warszawy. Zresztą, wystarczy popatrzyć na rejestracje samochodów, które stoją przy nowych blokach. Właściwie cała Polska mieszka w Mińsku. Można by się było zżymać, że ja, stary mińszczanin, K. R. – Potoczne wyobrażenie pedagoga jest takie, że odnajduje talenty, hołubi je, niańczy, prowadzi do sukcesów, ale ja działam na przekór, bo bardzo zniechęcam do sztuki, gonię wszystkich, mówiąc – uciekajcie, zostawcie te pędzle, weźcie się za coś porządnego. Ale w tym szaleństwie jest metoda, bo jeśli mimo wielu przeciwności młody człowiek będzie uparcie dążył do celu, przez całe życie ten wewnętrzny motorek sztuki będzie go napędzał do działania, to będzie artystą. Na studiach spotykałem mnóstwo utalentowanych kolegów, którym nawet zazdrościłem, ale byli świetni, dopóki trzeba było przygotować się do egzaminów, gdy goniły ich terminy. Potem, zostawieni sami sobie, jakoś się gubili, bo nic ich nie motywowało do tworzenia. Dlatego tym zniechęcaniem napędzam niejako artystyczne perpetum mobile, które powinno być w każdym artyście. Uczysz w naszej Artystycznej? Miejskiej ie: Krzysztof Rusiecki w skróc . Sam o sobie – jeszcze coś zmaluję i. own prac Najbardziej lubię – być w . Co mnie złości – to, że się złoszczę . Największy sukces – przede mną nadzieję. mam , mną za – a Największa porażk uję rozbiórki drewnianych domów. graf foto – sku Ulubione miejsca w Miń W każdy czwartek czytaj nas on line: 14 „W sumie nie muszę mieć wielkiej oprawy, żeby cos tworzyć”. Czy da się wyżyć z malowania obrazów, tworzenia grafik i rzeźb? K. R. – To podobne pytanie do tego, jak być poetą i przeżyć. Nie da się. Większość moich znajomych, a mam ich dużo w artystycznym światku, przeżywa od miesiąca do miesiąca ze stałych zleceń, pensji, udzielania lekcji. Nawet ci, którzy mieli momenty wielkich sukcesów i ich dzieła są w muzeach, były sprzedawane, niekoniecznie mają się dobrze. Każdy ma swoje pięć minut, ale sława, jak nagle się pojawia, tak nagle znika. Poza tym w Polsce za sławą nie zawsze idą pieniądze. Trzeba to wziąć pod uwagę, jeśli chce się zajmować sztuką. Mówi się, że artyści mają głowę w chmurach. Wiesz, ile kosztują chleb i masło? Zajmujesz się prozą życia? bujać w obłokach”. To może jednak trzeba? Gdy miałem wybierać, czy iść kopać piłkę z synkiem, czy malować kolejny genialny obraz, to zwykle wybierałem piłkę. Staram się zachować równowagę między urodą życia a magią sztuki. K. R. – Roman Polański swoją autobiografię rozpoczął od motta: „Najważniejsze to Rozmawiał Dariusz Mieczysław Mól, fot. Danuta Piotrowska, archiwum Krzysztofa Rusieckiego Walentynkowy koncert na trzy pokoje i dziesięć obrazów Wernisaże to dziwne imprezy. Przychodzimy na taki wernisaż oglądać dzieła sztuki, np. obrazy, ale ich nie widzimy, bo zasłaniają je ludzie, którzy też ich nie oglądają, tylko stoją tyłem do malowideł i słuchają malarza, który opowiada o tym, co jest na nich namalowane. Potem jest jeszcze gorzej, gdy zaczynają mówić wszyscy naraz, a niektórzy, i to jest najgorsze, zaczynają nawet zadawać pytania autorowi. Dlatego, ażeby uniknąć tak stresującej sytuacji, swój wernisaż nazwałem koncertem i zaprosiłem do udziału w nim muzyków. Moja zawodowa sytuacja jest taka, że uczę sztuki w szkole artystycznej, gdzie pozostali nauczyciele to muzycy. Tym sposobem ja znam wielu muzyków, a wielu muzyków zna tylko jednego malarza, czyli mnie. I jak nie skorzystać z takiej okazji! W wernisażu udział wezmą: Monika Kuchta – fortepian, Piotr Grabowicz – skrzypce i Waldemar Kielichowski – gitara klasyczna. Wernisaże to dziwne imprezy, które odbywają się o dziwnych porach. Dlatego gdy dowiedziałem się, że wernisaż, który nazwałem koncertem, ma się odbyć 14 lutego, postanowiłem dodać do tego tytułu słowo „walentynkowy”, co pozwoli zasugerować publiczności, że jest on przeznaczony dla zakochanych, a zakochani jak wiadomo, robią różne dziwne rzeczy o dziwnych porach. Proszę jednak, aby ci z Państwa, którzy nie są zakochani, nie rezygnowali z udziału w wernisażu. Spotkanie dopiero ma się zacząć i wszystko przecież może się zdarzyć. Miejmy też nadzieję, że muzycy będą grali równo, ale nie jednocześnie, że obrazy nie pospadają, a Zielony Domek wypełnią zakochani. R e k l a m a 15 Maria Czubaszek Pisarka i satyryk, autorka tekstów piosenek, scenarzystka i dziennikarka spotkała się 25 stycznia z mińszczanami w Miejskiej Bibliotece Publicznej, w ramach promocji książki „Każdy szczyt ma swój Czubaszek”. To wywiad, jaki z Marią Czubaszek przeprowadził Artur Andrus, „wnikliwie przepytując znaną felietonistkę z jej twórczości oraz burzliwego życia towarzyskiego i rodzinnego”. Maria Czubaszek pisze też Bloga Niecodziennego, przegląda prasę kolorową w Magii Magla, gości w Szkle Kontaktowym, a w serialu „Spadkobiercy” gra Maggie Mekintosz Owens, matkę Jonatana i babcię Dorin, Billego oraz Georgia. Znana jest z dowcipu, humoru, dystansu do siebie i swojej twórczości – nic dziwnego, że do MBP przyszły prawdziwe tłumy jej wielbicieli. Zabrakło nawet miejsc stojących. W Strefie Maria Czubaszek odpowiada na pytania z naszego kwestionariusza... 16 Zawód: dziennikarka, ale nie do końca (tylko 4 lata wydziału dziennikarskiego). Data urodzenia: 9.08.1939 r. Znak zodiaku: Lew (wg kalendarza chińskiego Zając. I to bardziej pasuje). Stan cywilny: mężatka (powtórnie). Miejsce urodzenia: Warszawa. Pracuję: za dużo. Zawsze poprawia mi nastrój: papieros. Zaleta, którą mogę się pochwalić, to: dystans do siebie i do życia. Wychodząc z domu, nigdy nie zapomnę: papierosów i powiedzieć psu, że niedługo wrócę. Nie zasnę bez: papierosa. Dotychczas żałuję najbardziej, że: nigdy nie było mnie stać na zorganizowanie wypasionego schroniska dla bezdomnych zwierząt. Marzę, aby być: tak dobrym człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies. To nie moje, tylko Janusza L. Wiśniewskiego, ale lepiej bym tego nie wyraziła. Sytuacje, które mnie stresują, to: przypadki okrucieństwa wobec zwierząt. Czuję zadowolenie, kiedy: jak pisała Wisława Szymborska – „życie bywa znośne”. Zawsze znajdę czas na: poszukanie miejsca, gdzie można zapalić. Zazdroszczę ludziom: którzy pracują, bo lubią, a nie dlatego, że muszą. Najbardziej dumna jestem z: tytułu „Nie najpiękniejsza Polka 2010”. Koniec tygodnia to dla mnie: początek nowego. I tak „dookoła Wojtek”. W weekendy zazwyczaj też pracuję. Zmieniłabym: najchętniej wszystko. Świat i ludzi. Może z wyjątkiem męża (Wojciecha Karolaka), Artura Andrusa, Andrzeja Poniedzielskiego i Woody’ego Allena. Moje największe dotychczasowe osiągnięcie to: wspomniany już tytuł „Nie najpiękniejszej Polki 2010”. Wolny czas: zdecydowanie za mało. Nie mogę obyć się: bez papierosów. Czuję strach przed: myszami i posłem Adamem Hofmanem. Uwielbiam: papierosy, psy i Woody’ego Allena. Zmieniłbym w sobie: wszystko, a więc charakter i wygląd. Moją pasją jest ostatnio: jak od zawsze, walka o ludzkie traktowanie zwierząt. Małżeństwo to: coś, co nie zaszkodzi prawdziwej miłości, ale i nie pomoże, zwłaszcza gdy jej brak. Ukształtowali mnie: a dokładnie – ukształtowało – życie. Największe marzenie to: umrzeć zdrowo, w dobrej kondycji. Szczęście to: brak nieszczęścia. Gdybym wygrała miliony w totka: zorganizowałabym wypasione schronisko dla wszystkich bezdomnych zwierząt. Moja pierwsza miłość: nie pamiętam. Moje postanowienie noworoczne: nie rzucę palenia. Pytania ułożyła mo, fot. Valdi Piekarski (MBP) Srebrną po lodzie Od dwóch tygodni trzyma mróz. Chłodna aura raczej nie sprzyja spacerom, ale z drugiej strony zima potrafi wyczarować niewiarygodnie bajeczne obrazy. Nasz fotoreporter postanowił więc wybrać się na przechadzkę wzdłuż Srebrnej. Wyruszył spod żelaznego mostku w okolicach Karoliny, potem przeszedł do Łazienek, niedaleko cmentarza, następnie przez miejski park, potem minął ul. Warszawską i doszedł do ul. Stankowizna, gdzie sfotografował tamę bobrów. Swoją wyprawę zakończył niedaleko Kędzieraka. Przez całą drogę robił zdjęcia. Zobaczcie, co na nich uwiecznił. fot. PawełJ Wydawca Strefa M sp. z o. o. Mińsk Mazowiecki, ul. I PLM „W-wa” 1d/16 tel. + 48 660 435 991 e-mail: [email protected] Biuro Redakcji ul. Świętokrzyska 5 Redaktor naczelny Dariusz Mieczysław Mól e-mail: [email protected] Dział reklamy tel. 724 822 000, 724 001 900 e-mail: [email protected] Zespół redakcyjny Dorota Berg, Jarosław Rosłoniec, Ewelina Oberzig, Izabella Walewska-Ogrodnik, PawełJ, Wojtek „Cihy” Cichoń Skład DTP E-HO Justyna Golcew Druk EUROGRAF S.C. Korekta Monika Wasilewska Strona internetowa www.strefaminsk.pl Redakacja nie zwraca niezamówionych artykułów i zastrzega sobie prawo do zmian i skrótów w nadesłanych tekstach. Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam. 17 Nie przegap! 9 lutego – czwartek o godz. 15 w siedzibie Urzędu Skarbowego w Mińsku przy ul. Szczecińskiej 2 odbędzie się spotkanie informacyjne dla wszystkich mieszkańców powiatu mińskiego dotyczące składania zeznań rocznych za pośrednictwem internetu. 11 lutego – sobota o godz. 9.30 w Szkole Podstawowej nr 5 przy ul. Małopolskiej 5 startuje Grand Prix Mińska Mazowieckiego w Tenisie Stołowym. o godz. 16 w Hufcu ZHP „Mazowsze” przy ul. Kościelnej 3 odbędzie się prelekcja historyczna Arkadiusza Łukasiaka – „Powstanie styczniowe w powiecie stanisławowskim”. Wstęp wolny. o godz. 18 w sali kameralnej MDK z koncertem „L’amour a Paris, czyli miłość w Paryżu” wystąpi Dorota Lanton z towarzyszeniem zespołu Marka Stefankiewicza i udziałem akordeonisty Bogusława Nowickiego. Bilety kosztują 20 zł. o godz. 21 w Mjuzik Pubie w ramach „Dancehall Masak-Rah” zagrają DJ-e: 27Pablo, Jr Stress i Drivah. Bilety kosztują: 15 zł (przedsprzedaż) i 25 zł (w dniu imprezy). 12 lutego – niedziela o godz. 18 w sali Miejskiej Szkoły Artystycznej przy ul. Armii Ludowej 23 wystąpi MM Big Band z koncertem „Karnawałowe rytmy”. Wstęp wolny. 14 lutego – wtorek o godz. 18.30 w Zielonym Domku odbędzie się wernisaż wystawy prac Krzysztofa Rusieckiego „Walentynkowy koncert na trzy pokoje i dziesięć obrazów”. Wstęp wolny. o godz. 19 w Cafe Kredens przy ul. Topolowej odbędzie się walentynkowy koncert piosenki niekoniecznie miłosnej w wykonaniu Sergiusza Stańczuka – poety, barda, laureata wielu przeglądów i festiwali piosenki poetyckiej. Wstęp wolny. o godz. 19 MOSiR zaprasza na „Walentynki na lodowisku” przy ul. Wyszyńskiego 56. 15 lutego – środa o godz. 16.30 w MDK rusza nowa grupa warsztatów plastycznych dla dzieci w wieku 7-9 lat. Informacja i zapisy pod nr tel. (25) 758 52 08. 18 Niedziela, 5.02 – amerykański gitarzysta bluesowo-rockowy Chaz De Paolo poprowadził warsztaty gitarowe i zagrał koncert w Miejskim Domu Kultury. USŁUGI Budowa domów, więźba dachowa, krycie dachów 603-555-572 Ocieplanie poddaszy, układanie paneli, malowanie 603-435-208 NIERUCHOMOŚCI Sprzedam działkę w Targówce 1711mkw. tel. 723 937 947, dzwonić wieczorem. RÓŻNE Przewozy pasażerskie JARCYK, 8+1, 15+1, 17+1, 20+1, tel. 668 030 132 Legalizacja samowoli budowlanych tel. 500 564 262 Doradztwo: aranżacja wnętrz, ścianek działowych, wybór materiałów wykończeniowych, umeblowania. 502 894 965. Rehabilitacja, masaże, metody specjalne. tel: 500 789 204 Nauka pływania Tel. 530 777 537 SPRZEDAM Sprzedam Daewoo Tico, benz. 1997r. tel: 500 789 204 PRACA Zatrudnię handlowca. CV i list motywacyjny proszę przesłać na email: reklama@ strefaminsk.pl Kowal artystyczny Wykształcenie: średnie Doświadczenie: 5 lat Miejsce pracy: Konik Nowy (40) Operator koparki kołowej Doświadczenie: wymagane Miejsce pracy: woj. mazowieckie Inne: uprawnienia na obsł. koparki, prawo jazdy kat. B (39) Sprzedawca w sklepie z art. biurowymi Wykształcenie: zawodowe/średnie Miejsce pracy: Mińsk Maz. Inne: obsługa komputera i urządzeń biurowych (38) Sprzątaczka Kierowca z kat.B Pracownik ekspedycji Miejsce pracy: Mińsk Maz. Inne: książeczka SANEPID (37) Księgowa Wykształcenie: min. średnie ekonomiczne Doświadczenie: 3 lata Miejsce pracy: Cegłów (36) Kierownik działu zaopatrzenia i magazynów Wykształcenie: wyższe Doświadczenie: wymagane Miejsce pracy: Mińsk Maz. Inne: znajomość branży stalowej i elektrycznej (35) Fot. DM 10 lutego – piątek o godz. 21 w Mjuzik Pubie rozpoczną się „Mjuzikowe walentynki”. Zagrają DJ-e: Jerry Deff (FTB DJs Team/Siedlce), Savic, Hali, Ben Hostic. Wstęp 10 zł.
Podobne dokumenty
zawód: dyrygent
Powiatowe Centrum Wolontariatu w Mińsku już po raz czwarty organizuje konkurs, którego celem jest nagrodzenie najaktywniejszego wolontariusza w powiecie mińskim tytułem i statuetką
Bardziej szczegółowoJesteś tym, o czym myślisz
co w tym nadzwyczajnego, przecież dziś rodzinny poród to już norma – wielu ojców chce dzielić z mamą to niesamowite doświadczenie i towarzyszy żonom przy narodzinach upragnionych pociech. Tylko że ...
Bardziej szczegółowoTrzeba znaleźć siebie
w Mińsku; tygodnik jest do wzięcia m.in.: w Miejskiej Bibliotece Publicznej, ul. Piłsudskiego 1a; w miejskim Aquaparku MOSiR, ul. Wyszyńskiego 56; w Miejskim Domu Kultury, w restauracji La Bella, u...
Bardziej szczegółowo