Tom IV - Miłosierdzie

Transkrypt

Tom IV - Miłosierdzie
KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO
MIŁOSIERDZIE BOGA
W DZIEŁACH JEGO
TOM IV
O UROCZYSTOŚĆ
NAJMIŁOSIERNIEJSZEGO ZBAWICIELA
WYDAWNICTWO „NASZEJ RODZINY”
PARYŻ 1967
Nihil obstat
Parisiis, die 8 – a Maji a. 1966
Aloisius MISIAK
Sup. Regionalis S.A.C.
Nihil obstat
Londini, die 13 – a Junii a. 1966
Casimirus SOŁOWIEJ, S. Th. M.
Censor deputatus
Imprimatur
Londini, die 14 – a Junii a. 1966
Ladislaus STANISZEWSKI, Prot. Ap.
Vicarius Delegatus pro Polonis
in Anglia et Cambria
2
Oto czwarty i ostatni tom pracy ks. prof. Michała Sopoćko pt. ,, Miłosierdzie Boga
w dziełach Jego”.
Pierwszy tom traktował o zbawczej misji Chrystusa, który przykładem swe go życia
boską nauką objawił ludzkości nieprzebrane skarby miłosierdzia Ojca.
W drugim tomie przedstawił Autor dowody tegoż miłosierdzia w tajemnicy męki,
śmierci, zmartwychwstania i wniebowstąpienia Pańskiego. Te proste a głębokie rozważania,
szczególnie zalecane na okres wielkanocny, oddają jeszcze dziś ogromną przysługę nie tylko
wiernym w świecie żyjącym, ale też kapłanom i osobom zakonnym.
Trzeci tom dzieła poświęcił ks. dr Sopoćko omówieniu tajemnicy Chrystusa
Mistycznego, praktycznie działaniu Ducha Św. w Kościele, w poszczególnych duszach, a
nawet w dziejach całej ludzkości.
Obecnie oddajemy w ręce Czytelników tom czwarty. Liczni Subskrybenci długo i
cierpliwie czekali na tę książkę. Na jej opóźnienie złożyły się nie tylko przyczyny natury
technicznej, ale też doktrynalnej. Sobór Watykański II zaważył mocno na nowym, do potrzeb
czasu dostosowanym sformułowaniu istotnych prawd i aktualnych problemów wiary i
obyczajów. I z tym musimy się wszyscy liczyć. Z konieczności tekst już oddanego do druku
maszynopisu uległ poważnym zmianom i różnym przeróbkom.
Treść tomu IV omawia różne problemy aktualne związane z nabożeństwem do
Najmiłosierniejszego Zbawiciela. I tak rozdział pierwszy podaje powody, dlaczego mamy się
starać o ustanowienie liturgicznego święta Miłosierdzia. Dobrze zrozumiany i praktykowany
kult może bowiem przyczynić się do rozwiązania wielu problemów moralnych i społecznych,
jakie dręczą dzisiejszą ludzkość.
Rozdział drugi uwydatnia ideę Miłosierdzia zawartą w tekstach liturgicznych oraz we
formułach sakramentalnych. W myśl zasady: „jak się modlisz, tak żyjesz”, łatwo stąd
wyciągnąć wniosek, że nabożeństwo do Najmiłosierniejszego Zbawiciela może się walnie
przyczynić do ożywienia i pogłębienia życia chrześcijańskiego.
W rozdziale trzecim Autor rozwiązuje trudności i odpiera zarzuty, jakie stawia się
wprowadzeniu nowego nabożeństwa do kalendarza liturgicznego.
Byłoby rzeczą nie do przebaczenia, gdyby w kulcie Miłosierdzia zabrakło miejsca dla
Niepokalanej Matki Miłosierdzia. Czyni to ks. dr Sopoćko w rozdziale czwartym.
Dłuższe rozważania zawarte w piątym rozdziale są poświęcone ważnemu zagadnieniu
wychowania chrześcijańskiego, któremu ostatni Sobór poświęcił osobny Dekret (28 X 1965).
Równie ważna jest metoda dzisiejszego duszpasterstwa, którym zajmuje się rozdział
szósty. W istocie swojej praca duszpasterska jest kontynuowaniem misji samego Chrystusa.
Duszpasterze i czynniki odpowiedzialne za ten odcinek działalności Kościoła o tyle będą
skutecznymi narzędziami, o ile do głębi przejmą się duchem Mistrza, dostosowując Jego
naukę do potrzeb czasu, miejsca i osób. Na szczególną uwagę zasługują w tym rozdziale
problemy związane z celami i warunkami małżeństwa i rodziny, kolebki przyszłych pokoleń.
Tak więc całość dzieła ks. prof. Sopoćko jest ważną pozycją wydawniczą, która w
oparciu o dogmat miłosierdzia przyczyni się do pogłębienia świadomości życia religijnego
wiernych i do rozbudzenia ich ducha apostolskiego w konkretnych warunkach powołania i
pracy. „Kto ludziom dobrze czyni i winy odpuszcza, ten obraz Boży na sobie nosi i jest jakby
Pan Bóg w podobieństwie” (ks. Piotr Skarga).
3
Tom I w oprawie karton 10.00 NF
Tom II w oprawie karton 8.00 NF
Tom II w oprawie płóciennej 8.00 NF
Tom III w oprawie karton 8.00 NF
Tom IV w oprawie karton 8.00 NF
Wszystkie tomy razem 30.00 NF
Zamówienia i należność przesyłać na adres:
APOSTOLAT DE LA MISÉRICORDE
25, rue Surcouf, PARIS–7e
C.C.P. PARIS 29 09 62
4
WSTĘP
„Sławcie Pana, bo dobry, bo na wieki Jego miłosierdzie” (Ps. 106, 1).
Wysławiać lub wielbić kogoś, znaczy uznawać jego dobroć i okazywać
mu wielką cześć dla tej dobroci. Według Arystotelesa dobrem jest to, czego
wszyscy pożądają. Aby dobro było pożądane, winno posiadać pewną
doskonałość. A więc dobrem jest to, co jest doskonałe i dlatego zasługuje na
uwielbienie. Jeżeli komu brakuje doskonałości, jaką winien posiadać, na
przykład lekarzowi wiedzy fachowej, ten nie jest dobry i nie zasługuje na cześć.
Rozróżniamy dobroć wsobną i odnośną. Wsobnym jest takie dobro, które
samo w sobie jest doskonałe. Odnośnym zaś nazywamy takie, które się innym
udziela. Dobroć może być nadto absolutna lub względna. Absolutnym dobrem
jest to, które posiada w sobie wszystkie doskonałości na najwyższym stopniu.
Względnym zaś jest takie dobro, które ma tylko pewne doskonałości pod jakimś
względem. Absolutnym dobrem jest tylko Bóg, albowiem On sam tylko posiada
wszystkie doskonałości w najwyższym stopniu. Wszystkie inne dobra poza
Bogiem są względne.
W Bogu też rozróżniamy dobroć wsobną i odnośną. Dobrocią wsobną w
Bogu jest nieskończona wzniosłość Jego natury, przez którą posiada wszystkie
doskonałości w najwyższym stopniu. Przedstawmy sobie nieskończoną potęgę,
nieskończoną mądrość, nieskończoną piękność, świętość itp. To wszystko
obejmuje wsobna dobroć Boga jako nieskończone morze wszystkich dóbr, a
obejmuje nie przez liczne formy i jakości, lecz przez jedną najprostszą i
najwznioślejszą formę, mianowicie przez swoją naturę. Dlatego wsobna dobroć
Boga nazywa się jeszcze naturalną.
Wsobnej, czyli naturalnej dobroci Bóg nie otrzymał od nikogo, ale ma ją
sam z siebie. On jest więc pierwszym aktem, pierwszym dobrem, od nikogo
niezależnym, pierwszym źródłem niewyczerpanym wszelkiego dobra i wszelkiej
doskonałości. Jak słońce ma światło samo z siebie, a księżyc i planety świecą
tylko odbitym światłem słonecznym, tak Bóg ma dobroć z siebie, obejmując
wszystkie doskonałości jednym aktem swojej istoty, a stworzenia mają tylko
ograniczony udział w Jego dobroci. Dlatego Pan Jezus powiedział: „Nikt nie jest
dobry, tylko sam Bóg” (Łk. 18, 19).
Dobroć wsobna Boga jest nieskończona i niezmienna: ona nigdy się nie
zmniejsza ani zwiększa, gdy dobroć innych bytów jest zmienna, ograniczona i
względna, zmniejsza się i zwiększa, a często zanika zupełnie; ich doskonałości
mogą się potęgować, wzrastać i słabnąć, albowiem nie mają w sobie źródła, a
5
pochodzą z zewnątrz, są zależne od dobroci najwyższej. Ten dobry Bóg udzielił
swej dobroci innym bytom: „widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo
dobre” (Rodz. 1, 31). Dlatego tylko sam Bóg godzien jest najwyższego
uwielbienia.
Nadto Bóg — jak się rzekło — jest również największą dobrocią odnośną i
dlatego jest celem ostatecznym wszystkiego, co istnieje. „Jam jest Alfa i
Omega, początek i koniec” (Obj. 1, 8). Przez te słowa Duch Święty zaznacza, że
Bóg dał początek wszystkim rzeczom przez akt stworzenia i że dla tych rzeczy
stworzonych sam stał się celem ostatecznym, zakreślając bieg wieków i
wypełniając sobą wszelkie pragnienia sprawiedliwych istot rozumnych, aby —
jak mówi Apostoł — „Bóg był wszystkim we wszystkich” (I Kor. 15, 28).
Wypełnia zaś wszystko nie tylko jako przyczyna sprawcza wszystkich dóbr,
których pożądają stworzenia lecz także sam przez się jako najwyższe dobro i cel
ostateczny wszystkich, po osiągnięciu którego nastąpi zaspokojenie pragnień,
wieczne używanie i odpoczynek. Aniołowie jako duchy najczystsze w
najkrótszym czasie osiągnęli swój cel ostateczny. Ludzie zaś jako najniższe
istoty rozumne wymagają dłuższego czasu do osiągnięcia tego celu.
„Pan wszystko zdziałał dla siebie samego” (Przyp. 16, 4). „Albowiem z
Niego, przez Niego i w Nim jest wszystko” (Rz. 11, 36). „Z Niego”, ponieważ
wszystko począł w swej myśli, nikt Go nie uczył i nikt Mu nie pomagał. „Przez
Niego”, ponieważ przez siebie wszystko uczynił, nie potrzebując żadnego
pośrednictwa. „W Nim” albo dla Niego, ponieważ wszystko do Niego się
skierowuje z natury swojej jako do swego ostatecznego celu, „dla którego
wszystko i przez którego wszystko” (Żyd. 2, 10).
Jeżeli Bóg jest celem, dla którego wszystko istnieje, powstaje pytanie,
jakiego dobra albo jakiej korzyści mógł się On spodziewać w stworzeniu i
utrzymaniu świata? Bóg żadnej korzyści ze stworzeń nie ma, albowiem sam jest
nieskończenie doskonały i pod każdym względem sobie wystarczający, jako
będący najwyższym dobrem. Człowiek buduje dom i stara się go dostatnio i
pięknie urządzić, aby korzystać z niego i mieć zadowolenie estetyczne.
Człowiek bowiem sam sobie nie wystarcza do szczęścia i dlatego potrzebuje
tych zewnętrznych środków. Ale Bóg wystarcza sam sobie najzupełniej i
niczego dla siebie nie szuka w stworzeniu i urządzeniu świata.
Jak słońcu nic nie przybywa, gdy promienie jego padają na obłoki,
malując je w rozmaite barwy, tak i Bogu nic nie przybywa z rozmaitości
gatunków, piękności i wielkiej ilości stworzeń, które się znajdują od Niego w
nieskończonej odległości jakby zawieszone w nicości. Cel więc, jaki Bóg miał
w stworzeniu i urządzeniu świata, musiał być nie wewnętrzny, ale zewnętrzny.
Właściwością dobra, a szczególnie dobra doskonałego jest to, że rozlewa
się ono i udziela innym swych doskonałości. Tak słońce swoim nadmiarem
światła i ciepła promieniuje na ziemię i inne planety, oświecając je i ogrzewając,
6
a nawet czyniąc je na podobieństwo swoje ciałami świecącymi, podobnie Bóg
— jako Dobro najdoskonalsze — z natury swojej skłania się do udzielania.
Czyni to od wieków przez naturalne udzielania się Ojca Synowi, a Ojciec i Syn
udziela się Duchowi Świętemu — udzielanie całej swojej istoty, potęgi,
mądrości, dobroci i szczęścia. To udzielanie się Ojca Synowi przez rozum, a
Ojca i Syna Duchowi Świętemu przez wolę jest przedwieczne, pełne, istotne i
tak doskonałe, że przez nie całe dobro udzielone staje się jedną, wspólną i tą
samą naturą trzech Osób Boskich.
Oprócz tego udzielania się naturalnego i przedwiecznego jest jeszcze
inne, wolne, które się dokonuje w czasie. Oto Bóg zechciał mieć podobne sobie
istoty, które raczył przybrać za swe dzieci, uczestniczące w Jego chwale i
szczęśliwości. To było przedmiotem pierwszego wolnego chcenia Pana Boga i
pierwszej Jego intencji, którą powziął od wieków i z której wypłynęły wszystkie
inne dobrowolne Jego zamiary i postanowienia. Do tego celu zmierzało
wszystko, co Bóg uczynił od początku i co czynić będzie aż do końca świata. To
udzielanie się Boga nie wypływa z konieczności Jego natury, ale jest zupełnie
wolne; wypływa z Jego nieskończonej miłości, która w stosunku do tych
przybranych Jego dzieci jest miłosierdziem. Rozpoczęło się ono pierwszym
aktem postanawiającym stworzenie świata i ludzi, dokonało się aktem
stwórczym przez podniesienie istot rozumnych do nadprzyrodzonego stanu
synostwa Bożego, a urzeczywistniło się przez Wcielenie Słowa
Przedwiecznego, odkupienie grzesznych ludzi i uświęcenie ich, jakie się
dokonuje w Kościele i dokonywać się będzie do końca świata.
Ponieważ Bóg wszystko uczynił dla siebie, dla chwały swojej, powstaje
pytanie, jaka jest chwała Boga z Jego przybranych dzieci? Tu należy rozróżnić
chwałę wewnętrzną i zewnętrzną. Wewnętrzna chwała Boga polega na
doskonałym poznaniu siebie, miłowaniu i radości Boga z siebie samego. Tę
chwałę wewnętrzną posiada Bóg w sposób najdoskonalszy od wieków i dla jej
powiększenia nie potrzebował stwarzać świata, ani w nim istot rozumnych,
jakimi są aniołowie i ludzie. Bóg bowiem zawsze najlepiej poznaje siebie, kocha
i należycie ocenia. Toteż żadne stworzenie nie przysporzy Mu chwały
wewnętrznej, albowiem nie zdoła ani poznać należycie swego Stwórcy, ani też
Go ocenić i ukochać tak, jak na to zasługuje; nie może ograniczonym rozumem
przenikać na wskroś Nieskończonego. Dlatego celem stworzenia była chwała
zewnętrzna.
Chwała Boża zewnętrzna jest obiektywna i formalna. Obiektywna chwała
Boża zewnętrzna polega na piękności i wzniosłości rzeczy stworzonych, a
przede wszystkim na piękności przybranych dzieci Bożych. Jak bowiem geniusz
artysty czy poety ujawnia się w mnogości i piękności jego utworów, tak
zewnętrzna obiektywna chwała Boża ujawnia się zarówno w ilości i blasku
dworzan niebieskich, jak i w innych rzeczach stworzonych. Zewnętrzna chwała
Boża formalna polega na błogosławionym widzeniu, miłości i radości tych
7
stworzeń rozumnych; na tym mianowicie, że one Boga oglądają, kochają i stąd
czerpią niewymowne szczęście. A więc chwała Boża jest szczęściem stworzeń
rozumnych.
Formalna tedy chwała Boża zewnętrzna wypływa z tego, że stworzenia
rozumne poznają Boga, kochają Go i cieszą się, iż Bóg jest ich celem
ostatecznym. Chociaż więc stworzenia nie dodają Bogu chwały wewnętrznej, to
jednak powiększają Jego chwałę zewnętrzną i przez to się uszczęśliwiają. Jak
słońce odbijając swą jasność i piękność w zwierciadłach, przez to poniekąd
powiększa i mnoży swą wspaniałość, upiększając zarazem i same zwierciadła,
tak nieskończona w sobie doskonałość Boża, odbijając się w stworzeniach
rozumnych, jak gdyby się w nich pomnaża i powiększa zewnętrznie,
uszczęśliwiając równocześnie stworzenia.
Zastanawiając się jeszcze nad powodami, dla których Bóg stworzył świat,
winniśmy odróżnić rację chwały od racji pożytku i rozkoszy (przyjemności).
Pożytek i rozkosz (przyjemność) należą do dóbr wewnętrznych, a te są w Bogu
nieskończonej doskonałości i żadne dobra zewnętrzne ich nie powiększają.
Jeżeli mówimy, że Bóg cieszy się z nawrócenia grzeszników lub ze
świątobliwego życia sprawiedliwych, nie mamy na myśli wewnętrznej radości
Boga, ale zewnętrzną Jego chwałę. Tak więc Bóg nie mógł stworzyć świata z
motywu pożytku i rozkoszy, wynikających stąd dla Niego, gdyż stworzenia nic
Bogu przydać nie mogą. Stworzenia bowiem nie dodają Bogu, jak wyżej
wspomniałem, chwały wewnętrznej, ale powiększają chwałę zewnętrzną. Im
więcej będzie dzieci Bożych, które Go lepiej poznają i ukochają, tym większa
będzie chwała Boża zewnętrzna, jaką Bóg miał na względzie stwarzając świat
widzialny i niewidzialny. Przystało bowiem, by Istota Najdoskonalsza cieszyła
się nie tylko wewnętrznym szczęściem, ale i otrzymała zewnętrzną chwałę od
stworzeń, które by ją poznawały, kochały i wielbiły, a przez to i same się
uszczęśliwiły.
Do szczęścia tedy Bóg powołał istoty rozumne nie z konieczności, ale
zupełnie dobrowolnie, jedynie z miłosierdzia swojego, tak że najwyższe nasze
dobro znajduje się w Jego chwale i na odwrót — największa chwała Boża
zewnętrzna jest największym naszym szczęściem. Stąd Kościół w hymnie
anielskim „Gloria in excelsis Deo” składa po dziękowanie Bogu głównie za
wielką chwałę Jego, która jest zarazem naszym największym szczęściem.
„Chwały mojej nie oddam innemu” (Iz. 48, 11) — mówi Bóg ustami Proroka —
albowiem nie ma nikogo poza Bogiem, komu by się ta chwała należała.
Nieskończona doskonałość Boga nie może czego innego chcieć i do czego
innego dążyć, jak tylko do chwały swojej, a przez to i do szczęścia naszego. I
Bóg nie byłby Bogiem, gdyby do tego nie dążył.
Bóg jest tak doskonały, że najdoskonalsza istota stworzona jest niczym
wobec niego, a najmniejsze dobro należące do Boga więcej znaczy niż
największe dobro stworzone. Dlatego i chwała Boża ma większe znaczenie, niż
8
cały wszechświat. Toteż człowiek nie może sobie obrać wznioślejszego dobra
jak szukanie we wszystkim chwały Bożej, a unikanie nawet najmniejszej rzeczy,
która by się sprzeciwiała chwale Bożej. Największą chwałą Boga jest widzenie
Go przez błogosławionych, do którego z miłosierdzia swojego powołuje On
istoty rozumne w ich życiu przyszłym. Toteż poznawanie i wielbienie Boga w
Jego miłosierdziu już w tym życiu najlepiej przysposabia człowieka do chwały
w życiu przyszłym.
Wprawdzie można wielbić Boga i w innych doskonałościach, jak np. w
mądrości, opatrzności, sprawiedliwości itp. Dlaczego tedy mamy wyróżniać
Jego miłosierdzie? Na to pytanie postaramy się tu odpowiedzieć, podając
zarazem
sposób
tego
uwielbienia
przez
ustanowienie
święta
Najmiłosierniejszego Zbawiciela w niedzielę Przewodnią.
*
* *
Przez całe swoje życie starałem się wielbić Boga w Miłosierdziu,
ponieważ zawsze odczuwałem nad sobą Jego Opatrzność i otrzymywałem
liczne łaski, których czułem się niegodnym. Od ukazania się encykliki
Piusa XI „Miserentissimus Redemptor”, z dn. 8. V. 1928 r., Miłosierdzie
Boże utożsamiam z Osobą Najmiłosierniejszego Zbawiciela, w którym ta
doskonałość Boża najbardziej się ujawniła. Dlatego „Miłosierdzie Boże”
zawsze pisałem wielką literą a w traktacie „De Misericordia Dei deque
eiusdem Festo instituendo” (Wilno 1940, Detroit 1943, Warszawa 1947)
na str. 43. i 45 pisałem: „Słuszną byłoby rzeczą, aby uroczystość
Miłosierdzia Bożego lub Boga Miłosiernego albo Najmiłosierniejszego
Zbawiciela została ustanowiona w niedzielę Przewodnią”. Na końcu zaś
tej rozprawy załączyłem „Litanię o Jezusie — Królu miłosierdzia”.
Nadto, w r. 1944 napisałem broszurkę „O Święto Najmiłosierniejszego
Zbawiciela” (wydaną przez Księgarnię św. Wojciecha w Poznaniu 1947
r.), w której na str. 8 zaznaczyłem: „Chrystus jest uosobieniem
Miłosierdzia Bożego, a Kościół — narzędziem i szermierzem jego po
wszystkie czasy. Tę myśl rozwijałem i pogłębiałem we wszystkich
pracach.1
Co się tyczy Siostry Faustyny Kowalskiej (1905 – 1938) ze
Zgromadzenia SS. Matki Boskiej Miłosierdzia, umieściłem o niej
wzmiankę w wymienionym traktacie łacińskim i na str. 29 dodałem: „We
wszystkim, co było podane wyżej, z całego serca najpokorniej poddaję się
decyzji Kościoła i przed jego orzeczeniem faktom wyżej podanym
przypisuję tylko wiarę ludzką. Przekonanie o konieczności ustanowienia
uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela w niedzielę Przewodnią
powziąłem nie na skutek przeżyć Siostry Faustyny, która była tylko
okazją, lecz z głębokich rozważań i studiów, których wyniki w tym
9
miejscu w obecnych niezwykłych czasach i bardzo trudnych
okolicznościach mam zaszczyt tylko pokrótce przedstawić”. Obecnie
również jestem tego samego zdania.
*
* *
1
„Miłosierdzie Boże”, Wilno, 1936; Idea Miłosierdzia Bożego w liturgii, Poznań, 1937; „Mikołaj
Łęczycki o wychowaniu duchowym”, Wilno, 1935; „Miłosierdzie Boże jedyną nadzieją ludzkości”, Londyn,
1948; „Miłosierdzie Boże nadzieją ludzkości”, Wrocław, 1948; „Poznajmy Boga w Jego Miłosierdziu”, Poznań,
1949; „Król Miłosierdzia”, Poznań, 1949; „Godzina św. i Nowenna o Miłosierdzie Boże nad światem”, Poznań,
1949; „Wielbijmy Boga w Jego Miłosierdziu”, modlitewnik, Londyn, 1960; „Dyskusja liturgiczna”, Homo Dei,
1949, ss. 721 – 731; 1951, ss. 45 – 48; 1951, SS. 375 – 383; „Matka Miłosierdzia”, Homo Dei, 1957, ss. 900 –
904; „Kult Serca Jezusowego a kult Miłosierdzia Bożego”, Ateneum Kapłańskie, 1957, ss. 452 – 456;
„Wielbijmy Boga w Jego Miłosierdziu”, Pulaski – Wisconsin, U.S.A., 1958; „Miłosierdzie Boga w Dziełach
Jego” t. I, Londyn — Veritas, 1959; „Miłosierdzie Boga w Dziełach Jego” t. II Paryż, 1961; „Miłosierdzie Boga
w Dziełach Jego” t. III, Paryż, 1962. Wszystkie wymienione publikacje mają „Imprimatur” kościelne.
10
Rozdział pierwszy
DLACZEGO MAMY WIELBIĆ BOGA W MIŁOSIERDZIU
CZYLI W KULCIE NAJMIŁOSIERNIEJSZEGO ZBAWICIELA?
Mamy wielbić Boga w Miłosierdziu dlatego, że ze wszystkich
doskonałości Bożych, ono najbardziej ujawnia się i najskuteczniej nakłania nas
do chwalenia i ukochania Boga oraz ufania mu, a kontemplacja tego przymiotu
najpewniej prowadzi do świętości.
I. Wzniosłość Miłosierdzia Bożego
Bóg, jako istota najdoskonalsza, jest nierozdzielną jednością, bez żadnych
składników w swej naturze. Wprawdzie wyznajemy w Bogu Trzy Osoby,
różniące się między sobą tylko pochodzeniem, ale w swej naturze Bóg jest
jeden, dlatego też jego doskonałości nie różnią się rzeczowo ani między sobą,
ani od jego istoty. Ponieważ rozum ludzki nie potrafi w jednym pojęciu oddać
całej doskonałości Boga, dlatego spostrzegając jej przejawy u stworzeń, podnosi
je do najwyższego stopnia i przypisuje Stwórcy, w którym w rzeczywistości
wszystko stanowi najdoskonalszą jedność.
Dla lepszego poznania Boga nie tylko rozróżniamy w Nim poszczególne
doskonałości, ale łączymy je w pewne grupy, odnosząc jedne do natury Boga, a
inne do Jego stosunku do stworzeń; pierwsze nazywamy doskonałościami
absolutnymi czyli wsobnymi, a drugie relatywnymi czyli odnośnymi. Do
pierwszych należą: prostota czyli niezłożoność, samoistność (aseitas),
niezmienność, nieograniczoność, wieczność itp. Spośród tych doskonałości
natury Boga na pierwszym miejscu trzeba postawić samoistność czyli to, że Bóg
ma w sobie rację swego bytu. Z samoistności płyną wszystkie inne doskonałości
natury Bożej i ona stanowi metafizyczną istotę Boga.
Do odnośnych doskonałości Boga zaliczamy te, które towarzyszą
czynnościom Jego na zewnątrz. Teologowie rozróżniają pięć głównych
odnośnych doskonałości Boga: dobrotliwość, mądrość, opatrzność,
sprawiedliwość i miłosierdzie. Inne odnośne doskonałości zaliczają do
wymienionych, np.: cierpliwość, łaskawość i miłość — do miłosierdzia; to, że
Bóg jest celem ostatecznym wszystkiego — do opatrzności; prawdomówność i
wierność — do sprawiedliwości itp. Otóż spośród tych odnośnych doskonałości
11
miłosierdzie Boże wydaje się najwyższą doskonałością, albowiem w każdym
dziele Bożym znajduje się ono u samego źródła, czyli że jest głównym
motywem działania Boga na zewnątrz.
1. Miłosierdzie Boże wyróżnia się spośród Jego odnośnych doskonałości.
Pismo św. wyróżnia miłosierdzie Boże spośród innych doskonałości
Bożych, mówiąc ogólnie: „Wszystkie drogi Pańskie miłosierdzie i prawda” (Ps.
24, 10) i rozciągając tę doskonałość na wszystkie dzieła Boże: „Miłosierdzie
Jego ponad wszystkie dzieła Jego” (Ps. 144, 9) oraz w szczególności,
przypisując Mu dzieło stworzenia: „Który utwierdził ziemię nad wodami, bo na
wieki miłosierdzie Jego” (Ps. 135, 6); – dzieło Opatrzności: „Który daje pokarm
wszelkiemu ciału, bo na wieki miłosierdzie Jego” (Ps. 135, 25); w szczególności
zaś dzieło Odkupienia: „Który odkupił nas od nieprzyjaciół naszych, bo na wieki
miłosierdzie Jego” (Ps. 135, 24); a wreszcie dzieło naszego uświęcenia: „Który
z wielkiego miłosierdzia odrodził nas przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa
ku nadziei żywej” (I P. 1, 3).
Objawione prawdy stały się przedmiotem badań Ojców Kościoła, którzy
widzą w miłosierdziu główny motyw działania Bożego. Tak św. Augustyn
powiada: „Wyznaję, Panie, że jesteś miłosierny we wszystkich dziełach swoich i
dlatego powiedziałeś przez sługę swego: „Miłosierdzie Jego ponad wszystkie
dzieła Jego” (Ps. 144, 9). 1 „Bóg jest tu miłosierny, ale w przyszłości będzie
sprawiedliwy”. 2 „Miłosierdzia Jego nie brakuje w żadnym dziele Jego” 3.
Podobnie wyraża się św. Jan Chryzostom: „Wszystko, co Bóg czyni, pochodzi z
Jego miłosierdzia i łaskawości” 4, a św. Piotr Chryzolog dodaje: „Zginęłoby
wszystko, co Bóg uczynił, gdyby nie miłosierdzie Boże” 5. Św. Bernard zaś
wyjaśniając słowa św. Pawła „Błogosławiony Ojciec miłosierdzia” (II Kor. 1, 3)
powiada: „Bóg nie jest Ojcem sądów, ale tylko Ojcem miłosierdzia, a karanie
pochodzi z nas samych” 6.
Szczególnie św. Tomasz, Doktor Anielski, doskonale i głęboko rozwinął
naukę objawioną o miłosierdziu Bożym. Nasamprzód podaje określenie tej
doskonałości: Miłosierdzie Boże — to odwieczna doskonałość Stworzyciela,
Odkupiciela i Uświęciciela w Jego stosunku do stworzeń, a w szczególności do
ludzi, przez którą Bóg wyprowadza stworzenia z nędzy i uzupełnia ich braki 7. A
więc miłosierdzie Boże — to nie ludzka cnota miłosierdzia, która wypływa z
miłości, wzrasta lub zanika, jako zależna od niej; to nie nastrój, uzależniony od
warunków i okoliczności; to nie wzruszenie zmysłowe, ujawniające się w
odruchowym współcierpieniu w cudzym nieszczęściu, jakie można zauważyć
pod pewnym względem nawet u zwierząt, lecz jest to nieskończona i
niezmienna doskonałość Boga, czyli jest to sam Bóg, litujący się nad nędzą
naszą i uzupełniający liczne nasze braki.
12
Stosunek Boga do stworzeń ujawnia się w usuwaniu tych braków i
udzielaniu im doskonałości. Udzielanie doskonałości, pojęte wprost, niezależnie
od jakichkolwiek okoliczności, należy do dobrotliwości Bożej. O ile upatrujemy
w Bogu zupełną bezinteresowność w udzielaniu dobrodziejstw, przypisujemy to
szczodrobliwości Bożej. Czuwanie Boga, byśmy przy pomocy otrzymanych
dobrodziejstw doszli do wytkniętego celu, nazywamy opatrznością. Udzielanie
dobrodziejstw według z góry ustalonego planu i porządku, nazywamy
sprawiedliwością Bożą. Wreszcie udzielanie doskonałości stworzeniom w celu
wyprowadzenia ich z nędzy i uzupełnienia albo usunięcia braków, jest dziełem
miłosierdzia Bożego.
W każdym dziele Boga, zależnie od naszych zapatrywań, można widzieć
wymienione doskonałości Boże. Na przykład ocalenie Mojżesza na Nilu,
niezależnie od jakichkolwiek okoliczności, będzie dobrotliwością Boga. Jeżeli
zwrócimy uwagę na bezinteresowność Boga w tym ocaleniu, przypiszemy to
szczodrobliwości. Czuwanie nad opuszczonym dzieckiem na rzece nazwiemy
opatrznością. Ocalenie Mojżesza, aby mógł wprowadzić Izraelitów z Egiptu,
nazwiemy sprawiedliwością. Wreszcie uratowanie Mojżesza z licznych
niebezpieczeństw i udzielenie mu odpowiednich warunków życia — będzie
dziełem miłosierdzia Bożego.
W każdym z wymienionych momentów uderza nas przede wszystkim
nędza dziecka. Przeto możemy powiedzieć, że dobrotliwość Boża — to
miłosierdzie, co stwarza i daje; szczodrobliwość — to miłosierdzie, co hojnie
obdarza i bez zasługi; opatrzność — to miłosierdzie, co czuwa; sprawiedliwość
Boża — to miłosierdzie, co nagradza ponad zasługi, a karze mniej, niż
winowajca zasłużył; wreszcie miłość Boża — to miłosierdzie, co się lituje nad
nędzą ludzką i pociąga nas ku sobie. Inaczej mówiąc miłosierdzie Boże jest
głównym motywem działania Bożego na zewnątrz czyli znajduje się u źródła
każdego dzieła Stwórcy 8.
Doktor Anielski dowodzi w następujący sposób, że miłosierdzie jest
najwyższą doskonałością odnośną Boga. Każdą doskonałość — powiada on —
można rozpatrywać samą w sobie lub ze względu na tego, w kim się ona
znajduje. Miłosierdzie rozważane samo w sobie jest doskonałością najwyższą,
albowiem polega na udzielaniu się innym istotom przez wyprowadzenie ich z
nędzy i usuwanie braków. Takie udzielanie jest właściwością bytów wyższych
w stosunku do niższych, a w najwyższym stopniu jest właściwością Boga, w
której to właściwości ujawnia się Jego największa potęga. Miłosierdzie
rozważane ze względu na tego, w kim się ono znajduje, nie zawsze jest
najwyższą doskonałością lecz tylko wówczas, gdy posiadający ją, jest sam
bytem najwyższym czyli, że nie ma nikogo równego sobie ani nikogo ponad
sobą. Kto bowiem ma kogoś ponad sobą, lepiej ujawnia swą doskonałość przez
łączenie się z bytem wyższym w miłości, niż przez usuwanie braków w bytach
niższych. Dlatego u ludzi najwyższą cnotą jest miłość Boga, która stanowi istotę
13
naszej doskonałości. Bóg zaś nie ma nad sobą nikogo, komu by się mógł
poddawać przez miłość. Dlatego najwyższą doskonałością odnośną Boga jest
miłosierdzie 9.
Ściśle mówiąc żadna doskonałość w Bogu nie jest wyższa od drugiej,
ponieważ między nimi nie ma rzeczowej różnicy, a każda z nich stanowi istotę
Boga czyli jest Bogiem. Według jednak naszego sposobu pojmowania,
miłosierdzie kierowane mądrością przedwieczną i wzmocnione miłością Boga
ku sobie, jaśnieje ponad wszystkie doskonałości Boże przejawiające się w Jego
stosunku do stworzeń.
1
Migne, P.L., 40, 902.
Migne, P.L., 39, 1963.
3
Migne, P.L., 44, 1893.
4
Migne, PL., 55, 468.
5
Migne, P.L., 51, 319.
6
Migne, P.L., 183, 786.
7
S.T., 1, q. 21, a. 3, c.
8
S.T., 1, q. 21, a. 4.
9
S.T., 11.11, q. 30, a. 4, c.
2
2. Miłosierdzie Boga góruje nad sprawiedliwością.
W rządach Opatrzności Bożej nad światem, obok miłosierdzia, naczelne
miejsce zajmuje sprawiedliwość, co jest jedną z głównych prawd naszej wiary.
Pismo św. wymienia zwykle, obok sprawiedliwości, miłosierdzie Boże,
nazywając je wprost prawdą: „Wszystkie drogi Pańskie miłosierdzie i prawda”
(Ps. 24, 10). Zestawiając te dwie doskonałości, Apostoł daje pierwszeństwo
miłosierdziu: „Miłosierdzie przewyższa sąd” (Jak. 2, 13). Bierzemy tu
sprawiedliwość nie w znaczeniu szerszym, kiedy utożsamia się ze świętością,
ale w ścisłym — jako stałą wolę oddania każdemu, co się komu należy. Z trzech
znanych rodzajów sprawiedliwości (legalnej, zamiennej i rozdzielczej), możemy
przypisać Bogu tylko rozdzielczą i to w innym znaczeniu, niż się mówi o
sprawiedliwości rozdzielczej u ludzi. Sprawiedliwość rozdzielcza jest to stała
wola przełożonego, aby rozdzielać wspólne dobra i ciężary między
podwładnych według ich godności i zasług oraz odpowiednio wymierzać
nagrody i kary. Otóż zachodzi wielka różnica między przełożonym u ludzi a
Bogiem. Bóg daje byt stworzeniom i przeznacza je do odpowiedniego celu z
własnej woli, jak również bez żadnego przymusu dostarcza im środków do celu.
Podobnie zupełnie dobrowolnie związał siebie obietnicą nagrody i kary dla
stworzeń rozumnych.
Bóg nagradza ponad zasługi, jak mówi Apostoł: „Oko nie widziało ani
ucho nie słyszało i w serce człowieka nie wstąpiło, co przygotował Bóg tym,
którzy Go miłują” (I Kor. 2, 9). Podobnie wymierza kary mniejsze od win. Przy
tym kary w życiu doczesnym przeważnie mają charakter leczniczy i
14
zapobiegawczy: „Gdy nas sądzą, karanie odbieramy od Pana, abyśmy z tym
światem potępieni nie byli” (I Kor. 11, 32). Stąd wynika, że sprawiedliwość
Boża, to nie jest sprawiedliwość ludzka, a na tym świecie jest ona właściwie
miłosierdziem lub przynajmniej przed nim ustępuje.
Wyższość miłosierdzia Bożego nad sprawiedliwością uzasadnia św.
Tomasz w ten sposób: Cokolwiek czyni Bóg dla stworzeń, czyni według
należnego, zawczasu przewidzianego i postanowionego porządku, który stanowi
sprawiedliwość Bożą, znajdującą się obok miłosierdzia w każdym Jego dziele
zewnętrznym. Ponieważ jednak porządek został przyjęty zupełnie dobrowolnie i
nie był narzucony Bogu przez nikogo, dlatego w ustanowieniu takiego a nie
innego porządku, trzeba widzieć tylko miłosierdzie Boże. Jeżeli coś należy się
jakiemuś stworzeniu, to tylko na mocy tego, co było uprzednio postanowione.
Ponieważ nie można w ten sposób cofać się w nieskończoność, trzeba w końcu
zatrzymać się na tym, co zależy wyłącznie od woli Bożej czyli od miłosierdzia
Bożego, które znajduje się u źródła każdego działania Bożego — jako główny
motyw tego działania, jako najwyższa doskonałość 10.
10
S.T., 1, q. 21, a. 4.
3. Miłość Boga ku stworzeniom jest miłosierdziem
„Bóg jest miłością”, powiada Pismo św. (I J. 4, 8), ale miłość Boża w
ścisłym znaczeniu wyraża się we wzajemnym stosunku trzech Osób Boskich do
siebie. Gdy zaś mówimy o miłości Bożej ku stworzeniom, a w szczególności ku
ludziom, mamy na myśli miłosierdzie Boże, albowiem chodzi tu o miłość istot
pogrążonych w nędzy moralnej. „Miłosierdzie rozpatrywane w sobie jest
najwyższą doskonałością… właściwą Bogu, w którym się nie różni od
bezinteresownej miłości ku stworzeniom” 11. Dlatego i Pius XII w encyklice
„Haurietis aquas”, nazywa miłość Boga ku ludziom miłością miłosierną, czyli
miłosierdziem Bożym 12.
Spośród wszystkich swych doskonałości Bóg najpierw objawił ludziom
swe miłosierdzie podnosząc ich do stanu nadprzyrodzonego, darząc ich mianem
swych dzieci przybranych, a po grzechu — obiecując im Odkupiciela, zamiast
ukarać sprawiedliwie, jak to uczynił wobec zbuntowanych Aniołów (Rodz. 3,
15). Zniżając się do ludzkiego sposobu myślenia, Duch Św. przez patriarchów i
proroków podtrzymuje tę obietnicę i podaje głęboką naukę o miłosierdziu
Bożym, które przede wszystkim najbardziej ma się ujawniać w dziele
odkupienia. W każdej księdze Starego i Nowego Testamentu mówi się o
miłosierdziu Bożym po kilkanaście i kilkadziesiąt razy, a najwięcej i
najwymowniej mówi o nim Księga Psalmów. W całym Piśmie św. znajduje się
przeszło czterysta miejsc, wysławiających wprost miłosierdzie Boże, a znacznie
15
więcej ubocznie, w Księdze zaś Psalmów sto trzydzieści razy wielbi Psalmista tę
doskonałość Boga, poświęcając jeden z nich (135) wyłącznie temu przymiotowi.
Psalmista mówiąc o Bogu nie zadowala się wyrazem „miłosierny”, lecz
podaje cały szereg synonimów, jak gdyby chcąc wzmocnić nasze przekonanie o
tej doskonałości: „A Tyś, Panie, Bóg litościwy i miłościwy, cierpliwy i wielce
miłosierny, i prawdziwy!” (Ps. 85, 15). „Litościwy i miłościwy Pan: długo
czekający i wielce miłosierny” (Ps. 102, 8) itp. Jeszcze w wyższym stopniu
wysławia miłosierdzie Boże Najświętsza Maryja Panna w pieśni „Magnificat”,
podkreślając powszechność miłosierdzia Bożego, jego ciągłość, nieskończoność
i wieczność: „A miłosierdzie Jego z pokolenia w pokolenie nad tymi, którzy się
Go boją” (Łk. 1, 50). Wybrana Córka Ojca Przedwiecznego, która doznała
największego miłosierdzia, widzi je w duchu na wyżynach chwały Serafinów i
Cherubinów jak również w otchłaniach czyśćcowych; natchnionym słowem
proroczym głosi je wszystkim, a szczególnie tym, którzy lękają się Boga
bojaźnią synowską. Widzi Ona największe miłosierdzie we Wcieleniu i
Odkupieniu, w którym sama bierze czynny udział, stając się Matką miłosierdzia:
„Przygarnął w opiekę Izraela, sługę swego, pomny na miłosierdzie swoje” (Łk.
1, 54).
Wreszcie w tajemnicy, gdzie „Słowo ciałem się stało”, urzeczywistniła się
obietnica miłosierdzia. Jezus Chrystus rozproszył nieufność ludzi grzesznych do
Boga, nazywając Go Ojcem miłosierdzia: „Ojciec wasz miłosierny jest” (Łk. 6,
36); usunął z dusz bojaźń niewolniczą przed Bogiem sprawiedliwym, otwierając
swe Boskie Serce, aby w jego niezgłębionym oceanie miłości i miłosierdzia dać
skuteczny środek na wszystkie nieprawości i grzechy ludzkie. W licznych
przypowieściach Zbawiciel podkreślał to nieograniczone miłosierdzie Boże,
którym również hojnie szafował w uczynkach pocieszając strapionych,
uzdrawiając chorych i wskrzeszając umarłych, a przede wszystkim przebaczając
winnym grzechy (Magdalenie, Dyzmasowi, Piotrowi itp.). Wreszcie Zbawiciel
złożył Bogu godne zadośćuczynienie za nieskończoną obrazę Bożego majestatu,
popełnioną przez ludzkość, umierając na krzyżu i w ten sposób przywracając
ludziom utracone synostwo Boże oraz prawo do nieba.
Działanie Pana Jezusa w czasie Jego pobytu na ziemi było tylko
początkiem miłosierdzia, które kontynuuje się w Kościele i rozlewa się już nie
na rzesze galilejskie, ale na całą ludzkość. Tam Syn Boży złączył się z naturą
ludzką w łonie Przeczystej Dziewicy, a teraz łączy się ze wszystkimi narodami
w łonie Kościoła, w którym działa Duch Św., rządząc nim i uświęcając jego
członków przez sakramenty święte, sakramentalia, charyzmaty i każdy czyn
zasługujący na wieczną nagrodę. A więc nie tylko dzieło stworzenia i
odkupienia było dziełem miłosierdzia Bożego, lecz jest nim i dzieło uświęcenia,
które kontynuuje się i kontynuować będzie aż do skończenia świata.
11
12
B. Merkelbach O.P., Summa Theologiae Moralis I, nr 921; ST., II – II, q. 30, a. 4.
Acta Apostolicae Sedis, 1956, pag. 321.
16
Pomnij, Panie, na swoje miłosierdzie,
i pod nieustanną opieką prowadź do
świętości Twoje sługi, dla których Syn
Twój, Chrystus, przelewając swoją
Krew,
ustanowił
misterium
wielkanocne.
(Modlitwa liturgiczna z Wielkiego Piątku)
17
II. Idea Miłosierdzia Bożego ułatwia poznanie i ukochanie Boga
„A to jest życie wieczne, aby poznali Ciebie, jedynego Boga prawdziwego
i tego, któregoś posłał, Jezusa Chrystusa” (J. 17, 3). Poznanie tedy Boga jest
życiem wiecznym czyli nadprzyrodzonym, jest koniecznym warunkiem miłości
Boga, koniecznym warunkiem Jego chwały, a przez to samo i naszej
szczęśliwości. Nie można bowiem kochać tego, kogo się nie zna, a tym bardziej
nie można czerpać własnego szczęścia z takiej miłości. Ale jak poznać Boga,
gdy „Boga nikt nigdy nie widział” (J. 1, 18)?
1. Przyrodzone poznanie Boga
Poznanie Boga może być przyrodzone i nadprzyrodzone. Rozumem
poznajemy Pana Boga w sposób przyrodzony przez poznawanie dzieł Bożych.
Sobór Watykański I utrzymuje, że „Bóg, początek i koniec wszechrzeczy, na
pewno może być poznany naturalnym światłem rozumu, przy pomocy rzeczy
stworzonych; niewidzialne bowiem rzeczy Boże stały się zrozumiałe dla
stworzeń tego świata za pomocą rzeczy stworzonych” 13. Ponieważ stworzenia
wprost i bezpośrednio nie ujawniają nam Boga, przeto poznanie Go przyrodzone
możliwe jest przez rozumowe dowodzenie. Dowody opierające się na faktach
naturalnych czerpiemy, albo ze zjawisk świata nas otaczającego — są to
dowody kosmologiczne, albo z objawów duszy ludzkiej — dowody
psychologiczne.
Jedne i drugie wydają się bardziej przekonywujące w świetle idei
nieskończonego miłosierdzia Bożego. Daje ona bowiem rozumowi światło, a
woli skuteczniejszą pobudkę do poszukiwania.
Rozum poznaje Boga jako najwyższą Prawdę, a woli wskazuje Go jako
najwyższe i najdoskonalsze Dobro, które z natury skłania się ku wylaniu, jak
płyn z pełnego naczynia. Ta skłonność do udzielania się znajduje swoje
dostateczne spełnienie w wewnętrznej działalności Boga przez to, że Bóg Ojciec
poznaniem siebie rodzi Syna, a Syn z Ojcem przez wzajemną ku sobie miłość
wydają Ducha Świętego. To wzajemne, odwieczne udzielanie się Osób Boskich
— jak powiedziałem — najzupełniej uszczęśliwia Boga i wystarcza do
wylewania się Jego dobrotliwości bez żadnej konieczności udzielania się
stworzeniom. Wprawdzie tę wewnętrzną działalność Boga poznajemy tylko
przez Objawienie, ale gdyśmy je otrzymali, rozumowo stwierdzamy, że skoro
Bóg udziela się stworzeniom przez wyprowadzenie ich z największej nędzy —
nicości, i przez usunięcie największego braku — braku istnienia przed aktem
18
stworzenia, czyni to zupełnie dobrowolnie, bez żadnej konieczności, jedynie z
miłosierdzia swego.
Ten motyw stworzenia świata lepiej wyjaśnia akt stwórczy i pobudza
człowieka do naturalnej miłości Boga, który nie tylko stworzył świat, ale
powodowany swym miłosierdziem nadal utrzymuje go w istnieniu oraz kieruje
każde stworzenie do właściwego mu celu. Historia rodzaju ludzkiego,
pojedynczych narodów i ludzi doskonale wskazuje, jak miłosierdzie Boże
uprzedza ich swymi darami, jak czuwa nad losem każdego i skierowuje do celu.
Nawet nieszczęście nas dotykające obraca Bóg na naszą korzyść, ponieważ
przez nie umożliwia nam odwrócenie się od zła ku dobru i odpokutowanie już
tutaj za grzechy oraz uzyskanie zasług i osiągnięcie zbawienia.
13
Denzinger, 1785.
2. Nadprzyrodzone poznanie Boga
Jeszcze w wyższym stopniu idea miłosierdzia Bożego ułatwia nam
poznanie Boga w sposób nadprzyrodzony przez wiarę. Ona przypomina nam, że
wszystkich ludzi Bóg przeznacza do uczestnictwa w swoim Boskim życiu, że w
tym celu udzielił darów nadprzyrodzonych naszym prarodzicom, a po ich
upadku obrał niesłychany, przedziwny i niepojęty dla Aniołów i ludzi sposób,
by ludzkość ratować. Oto Syn Boży, przez którego „wszystko się stało, co się
stało” (J. 1, 3), postanowił przyjąć naturę ludzką, by w niej i przez nią ratować
cały rodzaj ludzki od wiecznej zguby. Mógł to uczynić przez samo tylko
Wcielenie, tymczasem obrał drogę nadzwyczajnych cierpień fizycznych i
moralnych, a wreszcie umarł haniebną śmiercią krzyżową, jak największy
zbrodniarz.
W Osobie Jezusa Chrystusa objawia się ludziom sam Bóg: ujawniają się
w Nim wszystkie doskonałości Boże, a przede wszystkim nieskończone
miłosierdzie Boże: „Filipie, kto widzi Mnie, widzi Ojca. Jakże więc możesz
mówić: Pokaż nam Ojca? Nie wierzycie, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we
Mnie? Słowa, które do was mówię, nie od siebie samego mówię, ale Ojciec,
który przebywa we Mnie, On działa. Nie wierzycie, że Ja jestem w Ojcu, a
Ojciec we Mnie. Choćby dla samych uczynków wierzcie” (J. 14, 9 – 11). Tak
więc Chrystus Pan w nauce i swoim całym życiu, a szczególnie w męce,
śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu daje nam poglądową lekcję o
Bogu i Jego doskonałościach, a przede wszystkim o nieskończonym
miłosierdziu Bożym. Dlatego i uroczystość Najmiłosierniejszego Zbawiciela
byłaby najlepszym uwielbieniem Boga w Jego miłosierdziu.
Fakt Objawienia możemy poznać na pewno, albowiem Bóg w Objawieniu
zwykle daje swój podpis i pieczęć uwierzytelniającą. Tym podpisem są cuda, a
19
pieczęcią uwierzytelniającą są proroctwa. Chociaż w słowach i czynach
Chrystusa przebija się mądrość i potęga nadludzka, to jednak powołuje się On
głównie na swe cuda, z których największym było zmartwychwstanie. To jest
podpis i pieczęć uwierzytelniająca, że Chrystus Pan miał posłannictwo od Boga:
„Dzieła, które wypełniam, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał” (J. 5, 36). A
ponieważ Zbawiciel nauczał głównie o miłosierdziu i czynił miłosierdzie,
dlatego pod wpływem tej idei najlepiej poznajemy Boga w sposób
nadprzyrodzony przez wiarę.
Wiara może być aktem i cnotą. Aktem wiary jest faktyczne uznanie za
prawdę tego, co Bóg objawił. Bóg nie może się mylić ani innych w błąd
wprowadzać. Stąd wszystko, czego Chrystus nauczał, jest prawdą. Niektóre
prawdy są dla rozumu niedostępnymi tajemnicami, albo nasuwają trudności ze
strony rozumu. Rozum sam na taką prawdę nie może się zgodzić, gdyż zgadza
się zwykle na prawdę dla niego oczywistą, potrzeba tu zatem wpływu woli, aby
rozum uznał też za prawdę to, czego nie pojmuje. Ale i wola sama tego wpływu
wywrzeć nie może bez łaski. Stąd już w samym akcie wiary potrzebna jest łaska
miłosierdzia Bożego, wywierająca swój wpływ na rozum przez oświecenie w
danej prawdzie oraz na wolę, aby silnie zapragnęła uwierzyć i pobudziła rozum
do uległości. Wierzyć jest aktem rozumu, uznającego prawdę Bożą na rozkaz
woli poruszonej przez Boga łaską14. W samym tedy akcie wiary widzimy
miłosierdzie Boże.
Jako cnota – wiara towarzyszy nieodłącznie łasce uświęcającej i tak jest
konieczna do zbawienia, jak i łaska. Wlewa ją Bóg do duszy przy chrzcie św. i
dlatego nazywa się cnotą wlaną. Traci ją człowiek tylko przez grzechy
przeciwne wierze (apostazja, niedowiarstwo). Inne grzechy śmiertelne nie
usuwają całkowicie cnoty wiary, a tylko czynią ją bezkształtowną z braku
miłości Bożej. Stąd wynika, że i w cnocie wiary występuje przede wszystkim
nieskończone miłosierdzie Boże.
Bóg więc jest głównym sprawcą wiary jako aktu i jako cnoty. Łaska
nieskończonego miłosierdzia Bożego powołuje nas do wiary, rozwija ją i
podtrzymuje nawet u grzesznika. My zaś z naszej strony winniśmy czynnie
współdziałać przez pokorne przyzwolenie rozumu i poddanie się autorytetowi
Bożemu.
Mógł Bóg stworzyć człowieka mędrcem, który by bez objawienia
wyrozumował wszystkie prawdy, ale wówczas nie byłoby wielkości człowieka,
nie byłoby prawdziwej wolności, a co za tym idzie, nie byłoby możliwości
doskonalenia się i zasługi: „Kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16).
Dlaczego Chrystus zobowiązał nas do wierzenia? Aby dać nam możność cnoty i
zasługi oraz byśmy mogli lepiej miłować Pana Boga.
14
Denzinger, 797.
20
3. Miłość Boga
Nasza miłość Boga jest jednym z głównych motywów pobudzających Go
do świadczenia nam miłosierdzia. Jeżeli nadzieja świeci u podstaw miłosierdzia
Bożego, to miłość opromienia jego szczyty; czyli jeżeli Bóg ze względu na
naszą ufność w Jego miłosierdzie świadczy już nam łaski, to nasza miłość Boga
sprowadza do duszy przeobfitą ilość nowych łask Jego miłosierdzia. Miłość to
prawdziwy ogień niebieski, co kształtuje każdą cnotę i nadaje jej wartość
zasługującą na żywot wieczny. Dlatego przykazanie miłości jest największym
przykazaniem Bożym, streszczającym w sobie wszystkie inne. Dla miłowania
Boga stworzeni jesteśmy; jedynie dla tej miłości Bóg obdarzył nas rozumem i
wolą. Miłość Boża to punkt wyjścia, środek i cel nasz ostateczny. Co ojcu po
dzieciach bez serca? Co Bogu po stworzeniach rozumnych, które by nie płaciły
Mu słodkiej daniny miłości? Miłość to istota i streszczenie całej naszej
doskonałości, to królowa cnót wszystkich: „Kochaj Boga i czyń co chcesz”,
głosi św. Augustyn.
Przedmiotem miłości jest dobro, w którym mamy upodobanie.
Przedmiotem naszej miłości boskiej jest Bóg — jako dobro najwyższe, czyli
nieskończona doskonałość Jego natury, obejmująca wszystkie inne Jego
doskonałości w stopniu najwyższym. Bóg jako dobro może być miłowany jako
nasze dobro, — ze względu na dary i łaski, jakie otrzymujemy z Jego
miłosierdzia; ale również jako dobro samo w sobie, godne najwyższego
upodobania i miłości, bez względu na nas. W pierwszym wypadku nasza miłość
Boga będzie pragnieniem Boga pożądanego ze względu na nas samych (ten
rodzaj miłości, która szuka siebie w umiłowanym, nazywa się „miłością
pożądania”), a w drugim wypadku nasza miłość Boga będzie polegać na
życzliwości pragnącej jak największej chwały Bożej i umiłowania Go przez
wszystkie stworzenia (ta miłość, która szuka dobra umiłowanego, zwie się
„miłością życzliwości”). W tym ostatnim wypadku miłujemy Boga nie dlatego,
że nam świadczy miłosierdzie, ale dlatego, że jest sam w sobie najwyższą
Prawdą, Dobrem i Pięknem. Taka miłość jest miłością doskonałą, podczas gdy
miłość Boga, jako dobra naszego, jest miłością niedoskonałą i stanowi podstawę
teologicznej cnoty nadziei. Jednakże do miłości doskonałej prowadzi zwykle
miłość niedoskonała, czyli miłość pożądania, powstająca w nas z rozważania i
poznania dobrodziejstw nieskończonego miłosierdzia Bożego.
Co należy rozumieć przez dobro Boże, które miłujemy dla Niego samego?
Niektórzy teologowie sądzą, że dobro Boże naturalne — to natura Boża ze
wszystkimi jej przymiotami. Stąd wynikałoby, że do miłości doskonałej
potrzeba poznania natury Bożej i wszystkich jej przymiotów. Powszechniejsze
jednak jest zdanie, że naturalnym dobrem Bożym jest każdy przymiot Boży
21
poznawany osobno i, że wskutek tego, każdy przymiot z osobna może być
przedmiotem miłości doskonałej.
Spośród licznych przymiotów Boga, najłatwiej poznać miłosierdzie Boże,
które zresztą najpierw Bóg objawił ludziom. Dlatego też poznanie miłosierdzia
Bożego, a przede wszystkim uwielbienie Boga w tej Jego doskonałości, jest
najskuteczniejszym środkiem obudzenia u ludzi Bożej miłości. Miłosierdzie
bowiem obiektywnie zawiera w sobie naturę Bożą i wszystkie jej doskonałości.
Stąd miłując wprost miłosierdzie Boże samo w sobie, miłujemy ubocznie całą
naturę Bożą wraz ze wszystkimi jej przymiotami. A ponieważ ze wszystkich
przymiotów Bożych najwięcej doświadczamy na tej ziemi miłosierdzia Bożego,
toteż przez kult tegoż miłosierdzia najłatwiej budzimy w sobie miłość dla tego
przymiotu Bożego, bez względu na jego przejawy w stosunku do nas: miłość z
początku niedoskonałą, potem jednak wciąż się doskonalącą.
Różne doskonałości Boże budzą w nas różne cnoty. I tak dobrotliwość
Boża budzi w nas uwielbienie i zachwyt, sprawiedliwość — bojaźń Bożą,
mądrość przedwieczna — wywołuje w duszy podziw i zdumienie, opatrzność —
pewność i bezpieczeństwo, szczodrobliwość — obudza wdzięczność, a
miłosierdzie Boże, przedstawiające nam Boga jako najlitościwszego Ojca —
budzi w nas naprzód ufność (spodziewanie się pomocy Bożej) — podstawę
miłości pożądania, a następnie — doskonałą miłość życzliwości.
A jeśli do tego dojdzie jeszcze zgłębienie dzieł miłosierdzia Bożego,
wówczas już nie wiem, co bardziej Boskiego może powstać w duszy, by ją
udoskonalić.
Miłość Boża jest wynikiem współdziałania Boga i człowieka. Bóg wlewa
łaskę miłości przy chrzcie świętym, a wkładem z naszej strony winna być
współpraca z tą łaską. By łaska wzrastała, trzeba obudzać w sobie akty miłości
Boga, w duchu tej miłości znosić cierpienia i przeciwności, a przede wszystkim
unikać grzechu i prosić Ducha Świętego o dar miłości, czyli mądrość
prawdziwą. Ona bowiem jest wyrazem miłości Ojca ku Synowi i Syna ku Ojcu i
nazywa się istotną Miłością. Przede wszystkim zaś miłość powstaje pod
wpływem rozważania dzieł nieskończonego miłosierdzia Bożego i wielbienia
Boga w tej Jego największej doskonałości odnośnej.
4. Miłość bliźniego
Z miłości ku Bogu wypływa prawdziwa miłość ku bliźnim, która ujawnia
się w uczynkach miłosiernych względem ich ciała i duszy. „Każdy, kto
nienawidzi brata swego, zabójcą jest. Kto nie miłuje brata swego, nie jest z
Boga, albowiem ta jest nowina, którąście słyszeli od początku, abyście się
wzajemnie miłowali” (I J. 3, 15 i 10 – 11). Otóż prawdziwa miłość bliźniego,
22
głównie pod wpływem idei miłosierdzia Bożego, staje się zasługującą na żywot
wieczny. Winna ona bowiem ujawnić się w uczynkach. Zbawiciel zaś
powiedział: „Bądźcie miłosierni, jako i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łk. 6, 36),
czyli naśladujcie miłosierdzie Boże, czyniąc dobrze bliźnim.
Nic tak bardzo nie zbliża ludzi do Boga, jak miłosierdzie dla bliźnich;
czyni ono nas synami Bożymi i żywymi obrazami dobroci Chrystusa, który
ustawicznie świadczył miłosierdzie ludziom i zapowiedział karę na sądzie
ostatecznym za brak tego miłosierdzia: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w
ogień wieczny”… „czegokolwiek nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych,
Mnie nie uczyniliście” (Mt. 25, 41, 45). Tylko naśladowanie miłosierdzia
Bożego czyni nasze miłosierne uczynki zasługującymi na żywot wieczny. Bez
tego warunku praca charytatywna chrześcijan nie różni się niczym od
działalności czysto świeckich organizacji filantropijnych, pozbawionych
nadprzyrodzonych pobudek.
Tymczasem dziś ogół ludzi nie zna miłosierdzia Bożego i dlatego nie
naśladuje go w uczynkach. Nawet u wielu wiernych istnieje jakaś skłonność do
ujemnego zapatrywania się na dobrego Boga i mimo ogólnego, mglistego
pojęcia o miłosierdziu Bożym, niektórzy wprost przeciw Bogu się oszańcowują,
jak gdyby podejrzewali w Nim brak miłosierdzia i chcieli się przed Nim ukryć.
Nic więc dziwnego, że u takich nie ma mowy o nadprzyrodzonej miłości
bliźniego, ujawniającej się w uczynkach miłosiernych.
„Jeśliby kto powiedział, że miłuje Boga, a nienawidziłby brata swego,
kłamcą jest. Kto bowiem nie miłuje brata swego, którego widzi, Boga, którego
nie widzi, jakże miłować może? Takie zaś mamy przykazanie od Boga, aby ten,
kto miłuje Boga, miłował też i brata swego” (I J. 4, 20 – 21). Podobnie, kto by
twierdził, że jest miłosierny, a nie zdobyłby się na uczynki miłosierne względem
duszy i ciała bliźniego, mając ku temu okazję i możliwość, byłby kłamcą. Toteż
św. Jan Chrzciciel, przygotowując dusze na przyjęcie Królestwa Bożego, w
swoich kazaniach na pierwszym miejscu stawia uczynki miłosierne: „Kto ma
dwie suknie, niechaj da temu, który nie ma, a kto ma pokarm, niech podobnie
uczyni” (Łk. 3, 11).
Biorąc rzecz praktycznie, niemożliwą jest rzeczą zdobyć się na
prawdziwą miłość nieprzyjaciół bez poznania i naśladowania miłosierdzia
Bożego. Dlatego Zbawiciel nakazując miłość nieprzyjaciół zaleca wzorować się
na Bogu: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym, którzy was
nienawidzą. Błogosławcie tym, którzy wam złorzeczą, a módlcie się za tych,
którzy was spotwarzają… a zapłata wasza będzie wielka i będziecie synami
Najwyższego, albowiem On łaskawy jest dla niewdzięcznych i złych” (Łk. 27 –
28 i 35).
23
III. Idea Miłosierdzia Bożego przede wszystkim budzi w nas ufność
Ufność jest to spodziewanie się pomocy obiecanej. Spośród wartości
duchowych należy ona do najważniejszych, albowiem jest koniecznym
warunkiem nadziei oraz częścią składową męstwa i wielkoduszności. Ponieważ
ufność wypływa z wiary i potęguje miłość, a nadto w ten lub inny sposób
dotyczy wielu innych cnót moralnych, dlatego można ją nazwać fundamentem,
na którym cnoty teologiczne łączą się z moralnymi, a te ostatnie z naturalnych
przekształcają się w nadprzyrodzone; toteż wielbienie Boga w Jego miłosierdziu
przede wszystkim budzi w nas ufność, która odgrywa tak wielką rolę w życiu
człowieka.
1. Znaczenie ufności
Rozróżniamy ufność przyrodzoną — jako spodziewanie się pomocy od ludzi
i nadprzyrodzoną — gdy się spodziewamy pomocy od Boga. Ufność
przyrodzona jest wielką dźwignią w życiu człowieka. Dowodem tego mogą być
liczne przykłady z historii i osobistego doświadczenia. Weźmy parę przykładów
z historii Polski. Oto w 1649 r. garść Polaków, oblężona w Zbarażu, wytrzymała
najstraszniejsze ataki zjednoczonych sił kozackich i tatarskich znosząc wytrwale
głód i inne niedostatki, albowiem z dnia na dzień spodziewała się odsieczy,
która wreszcie rzeczywiście nadeszła. To samo działo się w 1652 roku w
Chocimiu, w walce rycerstwa polskiego z przeważającymi siłami kozackimi i
tatarskimi. Nie inaczej było w 1944 r., w Powstaniu Warszawskim, przeciw
najeźdźcom niemieckim, podczas którego oblężeni zdobywali się na bohaterskie
wysiłki, oczekując obiecanej pomocy. Ale pomoc ludzka jest zawodna,
obietnice niepewne, a przymierza bardzo często zdradliwe. Natomiast
nadprzyrodzona ufność w Bogu nigdy nie zawodzi. „Miłosierdzie ogarnia
ufających w Panu” — mówi Psalmista (Ps. 31, 10).
Podstawą ufności nadprzyrodzonej jest obietnica Najmiłosierniejszego Boga,
wielokrotnie powtarzana w Piśmie św. Starego i Nowego Testamentu. „Oczy
Pańskie nad bojącymi się Go i nad tymi, którzy nadzieję mają w miłosierdziu
Jego” (Ps. 32, 18). „Będę się weselił i radował w miłosierdziu Twoim, albowiem
wejrzał na uniżenie moje” (Ps. 30, 8). Dotknięty buntem syna swego, Dawid,
prosi Boga o niezwłoczną pomoc powołując się na swą nadzieję: „Daj mi
usłyszeć rano miłosierdzie Twoje, bom w Tobie nadzieję miał!” (Ps. 142, 8).
Wreszcie Psalmista wzywa wszystkich do wielbienia Boga w Jego miłosierdziu:
„Zanućcie Panu chwałę…, bo kocha się Pan w tych, którzy się Go boją, i w
tych, którzy nadzieję mają w miłosierdziu Jego” (Ps. 146, 7 i 11).
24
Jeszcze w wyższym stopniu zachęca do ufności Chrystus. „Ufajcie, Jam jest,
nie lękajcie się!” (Mk 6, 50). Do strwożonych w czasie burzy Apostołów,
których również zapewnia przy innej okazji, że i „włosy na głowie waszej
wszystkie są policzone. Nie lękajcie się tedy!” (Łk. 12, 7) Tonącemu Piotrowi
podaje rękę ze słowami: „Małej wiary, czemuś zwątpił?” (Mt. 14, 31) Tu
wyraźnie widzimy, co to znaczy ufność, utrzymująca Piotra idącego po wodzie,
bo gdy Piotr zwątpił, zaczął tonąć. Na uwagę zasługuje ostatnie zdanie w mowie
pożegnalnej Pana Jezusa do Apostołów w wieczerniku: „Na świecie doznacie
ucisku, ale ufajcie, Jam zwyciężył świat” (J. 16, 33). To jest testament i ostatnie
polecenie Zbawiciela dla wszystkich Jego wyznawców.
Wiemy z doświadczenia, że na świecie dużo jest cierpień, albowiem wciąż
stąpamy po cierniach, które dotkliwie ranią nasze stopy: aby znieść te cierpienia,
winniśmy ufać w pomoc Bożą. Napotykamy dużo wielkich przeszkód na drodze
do obranego celu. Nacierają na nas liczne i nieraz silne pokusy: aby je
przezwyciężyć i nie zachwiać się, mamy również ufać w pomoc Bożą.
Obraliśmy może za cel wyższą doskonałość, chcielibyśmy wyzbyć się grzechów
powszednich i niedoskonałości, pragnęlibyśmy czynić postępy w cnotach; do
tego wszystkiego również jest potrzebna wielka ufność w pomoc Zbawiciela,
który powiedział: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (J. 15, 5).
Gdy okręt w czasie burzy traci maszt i ster, a spienione fale pędzą go na
skały, gdzie mu grozi rozbicie — wówczas strwożeni marynarze uciekają się do
ostatecznego środka: rzucają kotwicę, aby okręt zatrzymać i uchronić od
roztrzaskania. Taką kotwicą w życiu duchowym jest ufność w pomoc Bożą,
budzącą się w nas, gdy poznajemy nieskończone miłosierdzie Boże. Dlatego
kotwica jest symbolem ufności. Często dusza — jak statek na morzu w czasie
burzy — traci wszystko, co stanowi jej siłę, piękność i wartość: maszt wiary
bywa strzaskany, ster miłości zerwany, a całe mienie dobrych uczynków staje
się pastwą bałwanów; zdaje się, że już grozi ostateczne rozbicie. Lecz dusza nie
jest stracona, jeżeli zaczepi się kotwicą ufności o wszechpotężne miłosierdzie
Boże.
2. Owoce ufności
Owoce ufności są liczne. Przede wszystkim przez ufność składamy wielki
hołd miłosiernemu Bogu, spodziewając się odeń pomocy, którą On zawsze ma
dla nas na pogotowiu, bylebyśmy tylko Go o nią prosili. Brak ufności można
przyrównać do ciemnej chmury, która nie pozwala promieniom słonecznym
przenikać do ziemi, by ją oświecać i ogrzewać. Tak łaski miłosierdzia Bożego
nie mogą przeniknąć do duszy bez ufności w pomoc Bożą. Natomiast jeden akt
strzelisty, skierowany do Boga z ufnością, sprowadza na duszę liczne łaski.
Dlatego Pismo św. powiada: „Błogosławiony mąż, który ufa w Panu i będzie
25
Pan ufaniem Jego. I będzie jako drzewo, które przesadzają nad wodami, które
ku wilgoci puszcza korzenie swoje; a nie będzie się bało, gdy przyjdzie gorąco i
będzie liść zielony, a czasu suchości nie będzie się frasować i nigdy nie
przestanie rodzić owoców” (Jer. 17, 7 – 8).
Ufność daje męstwo i siły do pokonywania największych trudności. Dlatego
św. Jan Chryzostom nazywa ufność hełmem, który zasłania duszę przed
pociskami piekła. Ufność zapewnia człowiekowi pokój wewnętrzny, jakiego
świat dać nie może. Dlatego Pan Jezus po zmartwychwstaniu, ukazując się
Apostołom, pozdrawia ich słowami: „Pokój wam” (J. 20, 19), bo teraz już
zaufają swemu Mistrzowi. Dlatego Dawid zaufawszy Bogu spokojnie występuje
do walki ze srogim Goliatem i pewny zwycięstwa mówi: „Ty idziesz do mnie z
mieczem i oszczepem i z puklerzem, lecz ja idę do ciebie w imię Pana zastępów,
Boga hufców Izraelowych, które zuchwale wyzwałeś. Dzisiaj da cię Pan w rękę
moją i zabiję cię i utnę ci głowę” (I Król. 17, 45).
Ufność daje pociechę w cierpieniach, a usuwa smutek i przygnębienie.
Radość bowiem powstaje w nas, gdy czujemy dobro obecne. A czyż może być
większe dobro jak świadomość, że wszechmocny i miłosierny Bóg wspomaga
mnie, jest przy mnie i udziela mi potrzebnej pomocy! Dlatego Apostoł powiada:
„Raduję się w cierpieniach za was” (Kol. 1, 24) i zachęca wszystkich do
radości: „Weselcie się w Panu zawsze, mówię powtórnie: weselcie się.
Łaskawość wasza niech będzie znana wszystkim ludziom: Pan blisko jest” (Fil.
4, 4 – 5). Szczególnie ufność w miłosierdzie Boże pociesza człowieka
konającego, któremu w ostatniej chwili przypominają się grzechy całego życia i
pobudzają go do smutku, a nieraz i do rozpaczy. Toteż trzeba konającym
poddawać odpowiednie akty ufności, bo nie każdy z nich sam potrafi to uczynić.
Ufność czyni cuda, bo ma na usługi wszechmoc Bożą. Pan Jezus powiedział
do Apostołów, którzy nie mogli uzdrowić pewnego chorego: „Zaprawdę
powiadam wam, gdybyście mieli wiarę jako ziarno gorczycy, rzeklibyście tej
górze: Przejdź stąd tam, a przejdzie i nic nie będzie wam niemożliwym” (Mt. 17,
19). Dzięki tej ufności Piotr i Jan uzdrawiają chromego od urodzenia słowami:
„W Imię Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, wstań a chodź! I ująwszy go za
prawą rękę (Piotr) podniósł go, a natychmiast umocniły się nogi jego i stopy.
Podskoczył i stanął na nogach, i chodził…” (Dz. Ap. 3, 6 – 8). Wszystkie cuda
Mojżeszowe w Egipcie i na puszczy zależały od jego ufności, a gdy zwątpił, że
wypłynie woda ze skały, woda się nie ukazała.
Ufność wreszcie zapewnia wieczną nagrodę, jak tego dowodzą przykłady
świętych. Ona towarzyszy naszemu żalowi za grzechy, który jest koniecznym
warunkiem usprawiedliwienia zarówno w sakramencie Pokuty, jak i poza nim.
Usprawiedliwienia bowiem możemy dostąpić przez sam akt żalu doskonałego,
zawierający w sobie postanowienie przystąpienia do spowiedzi przy najbliższej
sposobności. Nikt jednak nie wzbudzałby w sobie żalu doskonałego, gdyby nie
miał ufności w miłosierdzie Boże. Przykładem jest umierający łotr na krzyżu,
26
który przyznając się do winy w ostatnim momencie swego życia, z ufnością
zwrócił się do Pana Jezusa i usłyszał zapewnienie: „Dziś ze Mną będziesz w
raju” (Łk. 23, 43). Św. Szczepan diakon zaufawszy Jezusowi w sporze z
faryzeuszami, ginie pod gradem kamieni ze słowami: „Oto widzę niebiosa
otwarte i Syna Człowieczego, stojącego na prawicy Bożej” (Dz. Ap. 7, 56).
3. Cechy ufności
Nie każda ufność sprowadza wyżej wymienione owoce, a tylko taka, która
się opiera na miłosierdziu Bożym, jest mocna i wytrwała oraz łączy się z
synowską bojaźnią Boga. „Przeklęty człowiek, który ufa człowiekowi, a trzyma
się z dala od Pana. Bo będzie jako jałowiec na stepie i nie zażyje szczęścia, gdy
przyjdzie; będzie mieszkał w kraju pustynnym, w ziemi słonej i niezamieszkanej”
(Jer. 17, 5 – 6). Nie wolno tedy zbytnio zaufać sobie, swoim talentom lub swojej
roztropności, albowiem wówczas Bóg odmówi pomocy i pozwoli przekonać się
z do świadczenia o swojej słabości. Ileż to dusz królewskich śladem Saula
popadło w żałość i skończyło ostatecznie w ciemnościach na skutek zbytniej
ufności w sobie! Ileż dusz cherubinowych i mądrych jak Salomon uwiędło i
zmarniało dlatego, że nie ufało miłosierdziu Bożemu, ale tylko swojej sile,
swoim zdolnościom i własnym pomysłom. Naprzeciw dusz błogosławionych i
ufających miłosierdziu Bożemu stoi zastęp dusz przeklętych, zadufanych w
sobie i skazanych na wieczną noc ciemności wśród duchów odrzuconych.
Ufając Bogu nie opieramy się na środkach ludzkich, bo na tym świecie „nie
przydadzą się liczni przyjaciele, ani możni pomocnicy nie wesprą; mądrzy
doradcy nie dadzą mądrej wskazówki, księgi mędrców nie pocieszą, największe
skarby nie zbawią; ani żadne miejsce tajemne i pożądane nie ubezpieczy, jeżeli
Bóg sam nie wesprze, nie umocni, nie pocieszy, nie nauczy i nie ustrzeże”,
mówi autor Naśladowania (Ks. III, r. 59, 3). Trzeba wybierać środki, jakie
uważamy za konieczne i stosowne, nie wolno jednak na nich opierać się
wyłącznie, lecz należy zwracać się do Boga oczekując od Niego pomocy przy
osobistym wysiłku. Podobnie i w udoskonaleniu siebie lub innych, nie możemy
opierać się wyłącznie na jakichś wypróbowanych praktykach, lecz zawsze na
woli Bożej, która jest samym miłosierdziem.
Ufność miłosierdziu Bożemu ma zajmować złoty środek między dwoma
przeciwnymi błędami: kwietyzmem i nadmierną aktywnością. Zwolennicy tej
ostatniej znajdują się w ustawicznym niepokoju, albo wiem w działalności
swojej opierają się wyłącznie na własnych siłach. Byłoby znowu lenistwem zdać
się wyłącznie na Boga bez wierności swoim obowiązkom, która winna być
punktem oparcia do wzlotu. Ta wierność obowiązkom, opierająca się na
miłosierdziu Bożym, daje nam prawo do nieograniczonej ufności i pobudza
27
zarazem do pilnej pracy w rzeczach najmniejszych, a równocześnie zabezpiecza
przed nadmierną aktywnością.
Ufność winna być mocna i wytrwała, czyli daleka od powątpiewania i
słabości. Taką ufność miał Abraham, gdy otrzymał obietnicę licznego
potomstwa, a zarazem polecenie, by złożył w ofierze jedynego syna Izaaka.
Taką była ufność męczenników, którzy bez najmniejszego wahania szli na
śmierć spodziewając się pomocy swego Mistrza i nagrody za wytrwałość. Nie
zachwiały ich żadne groźby i niebezpieczeństwa, nie załamały żadne tortury.
Natomiast w czasie burzy na morzu Apostołowie nie mieli mocnej ufności,
mimo że Zbawiciel był blisko nich. Dlatego usłyszeli ostry wyrzut z ust swego
Mistrza: „Czemuście tak bojaźliwi, jeszcze nie macie wiary?” (Mk 4, 40). Jakby
mówił: „Moglibyście sami przetrwać burzę, gdybyście więcej Mi ufali”.
Należy się wystrzegać zarozumiałej i płochej ufności w miłosierdzie Boże,
która jest ciężkim grzechem przeciw Duchowi Świętemu. Grzeszy się nią
wówczas, gdy kto świadomie łamie przykazanie Boże lub kościelne w nadziei,
że Bóg mu to przebaczy na spowiedzi: albo gdy kto, bez potrzeby, naraża się na
niebezpieczeństwo grzechu spodziewając się, że Bóg go uchroni od zezwolenia
na ten grzech. Jest to kuszenie Pana Boga, które Zbawiciel potępił, gdy sam był
kuszony na puszczy. Nie wolno porywać się bez potrzeby na rzeczy, które
przekraczają nasze siły i do których nie jesteśmy powołani. Wielu bowiem
utraciło łaskę Bożą, gdyż się kusili o większe rzeczy, niż się Bogu podobało.
„Nie szukaj tego, co jest za wysokie dla ciebie i nie badaj tego, co ponad twe
siły; ale co ci Bóg rozkazał, to rozmyślaj zawsze, a w wielu dziełach Jego nie
bądź ciekawy.” (Ekl. 3, 22)
Z drugiej strony strzec się trzeba również małoduszności, która według św.
Franciszka Salezego, jest najnikczemniejszą z pokus.
4. Ufność a bojaźń Boża
Ze względu na Boga, ufność nasza winna być niezachwiana, a ze względu na
nas, musi być połączona z bojaźnią, która jest skutkiem poznania naszej nędzy.
Bez tej bojaźni ufność staje się zarozumiałością, a bojaźń bez ufności —
małodusznością. Dopiero ufność z bojaźnią staje się silna i skromna, a bojaźń z
ufnością — pokorna i mężna. By żaglówka płynęła, potrzeba wiatru i pewnego
ciężaru, który by ją zanurzył w wodzie. Przy braku wiatru łódź stoi na miejscu, a
przy braku ciężaru wywraca się i tonie. Tak i nam potrzeba wiatru ufności i
ciężaru bojaźni. Bez ufności wpadamy w oziębłość lub oschłość i nie płyniemy
do Boga, a bez bojaźni rozbijamy się o skałę zarozumiałości. Należy więc ufać
lękając się siebie, a lękać się, ufając miłosierdziu Bożemu.
28
„Początkiem mądrości jest bojaźń Pańska” — mówi Psalmista (Ps. 110, 11).
Rozróżniamy trzy stopnie bojaźni: służebną, początkującą i synowską. Bojaźń
służebna polega na tym, że lękamy się obrazić Boga z powodu doczesnej lub
wiecznej kary za grzechy. Taka bojaźń jest jeszcze niedoskonała, chociaż żal za
grzechy, pochodzący z takiej bojaźni, wystarcza w sakramencie Pokuty
albowiem łączy się z wiarą i ufnością w miłosierdzie Boże. Pan Jezus poleca
obudzać przynajmniej taką bojaźń, gdy mówi: „Lękajcie się tego, który po
śmierci ma moc wrzucić do piekła” (Łk. 12, 5).
Bojaźń początkująca polega na tym, że lękamy się grzechu głównie ze
względu na obrazę Boga, chociaż zarazem i ze względu na karę. W tej bojaźni
obok wiary i ufności zawiera się początkująca miłość Boga jako najlepszego
Ojca. Dlatego nazywa się ona bojaźnią początkującą. Jest ona pożądana jako
jeden z darów Ducha Św., potęguje czujność, pomaga roztropności i pokorze i
prowadzi do umartwienia. Środkiem do jej nabycia jest modlitwa, rozważanie
rzeczy ostatecznych i Męki Pańskiej, unikanie okazji do grzechu, wierność
łasce, nabożeństwo do Matki Boskiej a szczególnie do miłosierdzia Bożego.
Bojaźń synowską mamy wówczas, gdy się boimy grzechu wyłącznie ze
względu na miłość ku Bogu jako naszemu najlepszemu Ojcu. Taka bojaźń łączy
się z żalem za grzechy, który je gładzi nawet poza sakramentem Pokuty, jeżeli
nie można zaraz się wyspowiadać. Jest to wyższy stopień daru Ducha Św.,
skłaniający nas do najgłębszego uniżenia się wobec Pana Boga, którego Imię
jest święte i czcigodne (Ps. 110, 9) i przed którym drżą moce niebieskie. O
takiej bojaźni mówi Pismo św.: „Bojaźń Pańska jest chwałą i wysławieniem, i
radością, i koroną wesela. Bojaźń Pańska ucieszy serce i da radość, i wesele, i
długi żywot. Temu, który się Pana boi, będzie się dobrze działo na ostatku, a w
dzień śmierci swej będzie błogosławiony” (Ekl. 1, 11—13).
Jest jeszcze bojaźń niewolnicza, kiedy się boimy grzechu jedynie z powodu
kary, bo gdyby nam kara nie groziła, na pewno zgrzeszylibyśmy. Taka bojaźń
nie łączy się z ufnością, jest grzeszna i nie zalicza się do bojaźni Pańskiej.
Lękajmy się tedy zachowując jednak ufność w miłosierdzie Boże, bo
jesteśmy słabi wobec licznych nieprzyjaciół, ślepi na ich niezliczone zasadzki,
bo nie wiemy, czy jesteśmy w łasce, bo mocniejsi od nas upadli, bo droga do
nieba jest trudna, a my nie zdołamy na niej utrzymać się o własnych siłach.
IV. Wielbić Boga w miłosierdziu, czyli uroczystość Najmiłosierniejszego
Zbawiciela jest potrzebą chwili obecnej
Wszystkie doskonałości Boga zasługują na uwielbienie; w naszych jednak
czasach nędza ludzkości woła przede wszystkim o miłosierdzie. Przewrotność
ludzi jest dziś tak wielka, że grzesznicy dla ogromu swych zbrodni boją się
29
nawet myśleć o Bogu i za przykładem pierwszego zbrodniarza — Kaina,
uciekają od Boga oraz wmawiają sobie i innym, że Boga nie ma. Nabożeństwo
tedy do miłosierdzia Bożego może im ułatwić nawrócenie na dobrą drogę.
Praktykowanie zaś nabożeństwa przez ludzi wierzących bardzo się przyczynia
do postępu w życiu wewnętrznym. Wreszcie i sam Bóg upatruje swą chwałę w
objawieniu miłosierdzia.
1. Nawrócenie grzeszników
Jak człowiek na obliczu uzewnętrznia swe wewnętrzne przeżycia, tak
Kościół w kulcie zewnętrznym (w liturgii) ujawnia swą wiarę i wpływa na jej
obudzenie i pogłębienie u swych dzieci. Oblubienica Chrystusa, dla zaradzenia
potrzebom duchowym wiernych raz po raz czerpie coraz to inne prawdy z
powierzonego sobie depozytu wiary i stawia je przed oczyma świata w formie
kultu: „dobywa ze skarbca swego rzeczy nowe i stare” (Mt. 13, 52).
Podamy parę przykładów. Gdy Ariusz zaczął szerzyć błędną naukę o
Wcieleniu, zaprzeczając Bóstwa Panu Jezusowi, na wezwanie cesarza
Konstantyna zbiera się Sobór Powszechny w Nicei (325 r.) i uchwala Nicejski
Symbol wiary, ujmując podstawowe zasady wiary chrześcijańskiej, szczególnie
dotyczące drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej. Znajduje to również swój
wyraz w uroczystości Bożego Narodzenia, przyjętej na Zachodzie w pierwszej
połowie IV w., a na Wschodzie w drugiej połowie tegoż wieku.
Skoro następnie Nestoriusz uczył o istnieniu dwóch osób w Chrystusie i
twierdził, że Najświętsza Panna Maryja porodziła tylko człowieka Jezusa,
kwestionując Jej tytuł Bogarodzicy, Sobór Powszechny w Efezie (431 r.) uznaje
naukę Nestoriusza za bezbożną i ustala tytuł Maryi jako Bożej Rodzicielki. W
związku z tym rychło powstają świątynie ku czci Bożej Matki, Jej obrazy
(najstarszy w bazylice S. Maria Maggiore, wzniesionej w Rzymie za papieża
Liberiusza, który zmarł w 366 r.) oraz uroczystości, jak np.: Oczyszczenie N.M.
Panny (znana w Rzymie w 380 r.), Narodzenie, Zwiastowanie, Wniebowzięcie i
inne (znane w Rzymie w VI w.).
Podobnie w Średniowieczu, gdy gwałtownie szerzyła się herezja Katarów,
św. Dominik (zm. w 1221 r.), szerzy kult Matki Boskiej przez odmawianie
różańca i w ten sposób odnosi nad Katarami świetniejsze zwycięstwo niż
przedsiębrane przeciwko nim wyprawy krzyżowe. Z czasem nabożeństwo
różańcowe rozszerzyło się po całym świecie, a Kościół ustanawia osobną
uroczystość Matki Boskiej Różańcowej (7 października), poświęcając nadto
temu kultowi cały miesiąc październik.
Również dla zapobieżenia innym niebezpieczeństwom, zagrażającym
ludzkości, w XIII w., z okazji objawień, których Bóg udzielił błogosławionej
30
Juliannie z Cornillon, rozwija się specjalny kult Przenajświętszego Sakramentu,
który przyjmuje formę osobnej uroczystości Bożego Ciała, najpierw w diecezji
Leodyjskiej (1246 r.), a następnie rozszerzonej przez Urbana IV (1264 r.) na
cały świat katolicki. Kult ten szczególnie skutecznie przeciwstawił się herezji
Berengariusza i następnie w XVI w. — protestantom, a od czasu św. Piusa X
bardzo wydatnie przyczynia się do pogłębienia życia wewnętrznego wiernych.
W czasach późniejszych, wobec powstania niebezpiecznego jansenizmu,
który zmroził stosunek człowieka do Boga, z okazji objawień św. Małgorzaty
Marii Alacoque, rozwija się kult Serca Jezusowego z osobną uroczystością w
pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała, którą Klemens XIII zatwierdza dla
Polski w 1765 r., a Pius IX rozszerza na cały świat katolicki w 1856 r.
W czasach wreszcie najnowszych wobec powstania herezji modernizmu i
konsekwentnie wynikającego zeń laicyzmu, zaprzeczającego najwyższemu
panowaniu Boga nad światem i Jego interwencji w sprawy indywidualne i
społeczne człowieka, Pius XI ustanawia uroczystość Chrystusa Króla w ostatnią
niedzielę października w celu ostatecznego zwycięstwa nad groźnym
nieprzyjacielem (1925 r.).
Podobnie Pius XII ustanawia święto Niepokalanego Serca Maryi (22
sierpnia), Królowej Świata (31 maja) i św. Józefa Robotnika (1 maja), dla
zaradzenia innym moralnym i społecznym potrzebom naszych czasów.
Dzisiaj szatan, odwieczny wróg ludzkości, usiłuje podkopać już nie
pojedyncze dogmaty wiary, ale uderza w same fundamenty wszelkiej religii,
zwalczając wprost wiarę w istnienie Boga jako Stwórcy i Pana wszechrzeczy.
Wskutek tego całkowicie upada moralność, poczucie sprawiedliwości i
odpowiedzialności za swe czyny. Grzechy tak się rozmnożyły, że trzeba z
Izajaszem zawołać: „Wszyscy pobłądzili jako owce, każdy z nas obrócił się ku
własnej drodze” (Iz. 53, 6). Toteż dla skuteczniejszego zwalczania
najstraszniejszego wroga wszelkiej religii winniśmy ukazać światu Boga w Jego
najbardziej pociągającej doskonałości odnośnej, jaką jest nieskończone
miłosierdzie; winniśmy wielbić Go przede wszystkim w tym przymiocie, który
rozprasza uprzedzenia człowieka do Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela;
winniśmy wielbić Go prywatnie i publicznie w osobnym kulcie miłosierdzia
Bożego, czyli Najmiłosierniejszego Zbawiciela.
2. Postęp w doskonałości
Praktyka tego nabożeństwa — jeśli je głębiej pojmiemy — bardzo się
przyczynia do szybkiego postępu w doskonałości i do pogłębienia życia
wewnętrznego. Nasze bowiem życie duchowe zależy głównie od pojęcia, jakie
sobie tworzymy o Bogu. Są między nami a Bogiem stosunki fundamentalne,
31
wynikające z naszej natury stworzonej. A są również stosunki, wynikające z
naszej postawy względem Boga, która zależy od naszego pojęcia o Nim. Jeśli
wytworzymy sobie fałszywe pojęcie o Najwyższej Istocie, relacje nasze z Nią
będą niewłaściwe, a nasze wysiłki bezowocne. Jeśli zaś nasze pojęcie o Tej
Istocie jest niedokładne, w naszym życiu duchowym będzie wiele braków i
niedoskonałości. Natomiast jeśli to pojęcie jest prawdziwe, jak dalece to jest dla
nas możliwe, dusza nasza z całą pewnością posunie się na drodze do świętości.
Pojęcie o Bogu jest kluczem do świętości, albowiem ono normuje nasze
postępowanie względem Boga i bliźnich. Bóg dzięki swemu miłosierdziu czyni
nas dziećmi swymi, ale praktycznie w wielu wypadkach nie postępujemy tak,
jak przystało na dzieci Boże. Synostwo Boże bywa często tylko nazwą, a
przecież całe nasze życie duchowe winno być rozwijaniem ducha synostwa
Bożego, tego ducha, którego otrzymaliśmy na chrzcie św., mocą zasług Jezusa
Chrystusa i którego raz po raz odnawiamy w sakramencie Pokuty, a pogłębiamy
w sakramencie Ołtarza i innych sakramentach.
Tymczasem niektórzy patrzą na Boga jak Izraelici, widząc w Nim tylko
surowego Pana i sprawiedliwego Sędziego, żyją w bojaźni niewolniczej i gdyby
w grzechach nie widzieli kar, nie spostrzegliby w nich niczego
nieodpowiedniego i zdrożnego. Nie pamiętają o obowiązku miłości Boga, a
wskutek tego, nie mają również miłości bliźniego. Utrzymują między Bogiem a
sobą pewien dystans, uprawiają wobec Niego politykę: niby nie chcą Go
obrażać wprost, ale są oziębli i niewierni w służbie Bożej. Wobec tego i Bóg nie
może działać w nich doskonałe mimo swego nieskończonego miłosierdzia.
Łaska Jego napotyka na przeszkodę jak promień słoneczny na ciemną chmurę.
Nie ma wówczas między Bogiem a duszą tej serdeczności, bez której zwykle nie
ma postępu duchowego.
Inne znów dusze patrzą na Boga jako na wielkiego Dobroczyńcę; a w
postępowaniu swoim kierują się myślą o nagrodzie. W służbie Bożej nie tyle
szukają Boga, ile raczej siebie i swojego osobistego dobra w tym życiu i nawet
w przyszłym. Wprawdzie taki pogląd nie jest z gruntu fałszywy, albowiem i Pan
Jezus mówi o nagrodzie: „Sługo prawy i wierny, żeś w małym był wierny, dam
ci władzę nad wieloma: wnijdź do wesela Pana twego” (Mt. 25, 21). Jeśli jednak
to usposobienie, liczące na odpłatę, z przeważającego stanie się wyłącznym,
wówczas nie tylko brakuje mu szlachetności, ale zupełnie nie odpowiada ono
duchowi Ewangelii. Wprawdzie nadzieja nagrody jest cnotą chrześcijańską, lecz
nie jest ona ani jedyną, ani najdoskonalszą cnotą.
„Teraz tedy pozostaje wiara, nadzieja i miłość: te trzy, a z nich największa
jest miłość” (I Kor. 13, 13) — mówi Apostoł. Dlatego, nie tracąc z oczu bojaźni
synowskiej i nie zapominając o nagrodzie w wieczności, winniśmy rozbudzić w
sobie miłość Boga, która powstaje i wzrasta pod wpływem poznawania Boga
jako Ojca miłosierdzia i Jezusa, jako Najmiłosierniejszego Zbawiciela. Pan
Jezus najlepiej wiedział, jakie stanowisko mamy zająć wobec Boga i dlatego
32
poleca uważać Go za najwyższego Pana i wielbić: „Panu Bogu twojemu kłaniać
się będziesz i Jemu samemu służyć będziesz” (Łk. 4, 8). Bóg wymaga również,
by nasz stosunek do Niego był przeniknięty miłością, bez której dusza żyje w
błędzie i wypacza cześć Bogu należną. Aby zaś zachować bojaźń synowską i
miłość, potrzeba koniecznie ufności w nieskończone miłosierdzie Boże.
Tymczasem człowiek współczesny ma skłonność do zapatrywania się
niewłaściwie na dobrego Boga i wskutek ogólnego, mglistego pojęcia o
miłosierdziu Bożym, ma względem Boga jakąś drażliwość, która byłaby
śmieszna, gdyby jej przedmiot nie był zbyt poważny. Gdy sądzi, że Bóg gniewa
się na niego, obraża się na Stwórcę, jak dąsające się dziecko. Gdy zdaje mu się,
że Bóg od niego się odwrócił i on niegodziwie od Boga się odwraca. Taki
człowiek zapomina, że zachodzi wielka różnica między duchem niewolniczej
bojaźni Starego Testamentu, a duchem synostwa Nowego Przymierza. Od czasu
Wcielenia Bóg patrzy na ludzkość przez Syna swego, a miłosierdzie, które Pan
Jezus nam okazał, jest miłosierdziem Boga — jest samym Bogiem. Nędza nasza
nie powinna nas przerażać, gdyż Zbawiciel przelał za nas własną Krew do
ostatniej kropli.
Zasadnicza postawa, jakiej się Bóg domaga od nas, jest to postawa dziecka
rozumiejącego, że z miłosierdzia zostało podniesione do tej godności, którą
będzie mogło należycie ocenić dopiero po śmierci. Otóż tej zasadniczej
postawie, która ma odpowiadać naszemu rzeczywistemu przybraniu za dzieci
Boże, bardzo sprzyja uwielbienie Boga w Jego miłosierdziu. Ono obudza w nas
niezachwianą ufność i dodaje nam siły w naszej słabości; ono pogłębia miłość
naszą ku Bogu i nakłania do poświęcenia się Mu bez zastrzeżeń — do
samozaparcia się w Jego służbie; ono nam stawia przed oczami wzniosły
przykład miłosierdzia Pana Jezusa, a przez to prowadzi do poznania tajemnicy
miłosierdzia Bożego; ono skłania nas do praktykowania miłosierdzia względem
naszych bliźnich; ono wreszcie daje nam wytrwałość w najbardziej krytycznych
chwilach naszego życia.
Wybrane dusze, które w ostatnich czasach Kościół wyniósł na ołtarze, w
krótkim czasie szybko postąpiły w doskonałości dzięki zrozumieniu roli
miłosierdzia Bożego w życiu ludzkim. Szczególnie na uwagę zasługuje św.
Teresa od Dzieciątka Jezus, którą Pius XI kanonizował, mianował patronką
misji i postawił za wzór życia wewnętrznego. Ona to była jedną z
najgorliwszych czcicielek Boga w Jego miłosierdziu, czego dowodem są jej
„Dzieje duszy”, gdzie między innymi pisze: „Jeśli z miłosierdzia Bożego miłość
Boża będzie w sercach naszych, wszystko stanie się rzeczą łatwą i będziemy
zabierać się do pracy bez wielkiej trudności”. W innym zaś miejscu dodaje:
„Choćby sumienie moje było obciążone grzechami całego świata, nie
utraciłabym mojej ufności… Znam bowiem całą głębię miłości i miłosierdzia
Pańskiego”.
33
3. Bóg chce być wielbionym
Najmiłosierniejszego Zbawiciela
w
miłosierdziu,
czyli
w
kulcie
Wreszcie sam Bóg upatruje swą chwałę w objawieniu miłosierdzia i
poniekąd domaga się wielbienia siebie przede wszystkim w tej doskonałości.
„Jako ojciec lituje się nad swymi synami, tak Pan lituje się nad bogobojnymi;
wie z czego jesteśmy utworzeni, pamięta o nas, że jesteśmy prochem. Człowiek,
jako trawa; dni jego, jako kwiat polny, tak okwitnie. Albowiem wiatr go musnął,
a już go nie ma i nie ma więcej jego miejsca. Ale miłosierdzie Pańskie od
wieków na ziemi wobec Jego czcicieli” (Ps. 102, 13 – 17). Nasze więc słabości,
nasze błędy nawet, jeśli się z nich otrząsamy, dają sposobność Bogu okazywania
tej doskonałości i zlewania na nas obfitych łask. Gdyby nie nasza nędza, nie
docenilibyśmy bogactw litości Bożej.
„Bądźcie miłosierni, jako i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łk. 6, 36). W tych
słowach sam Pan Jezus nakazał poznawać i wielbić Boga w miłosierdziu. Nie
można bowiem naśladować tego, kogo się nie zna, ani tego, kogo się nie wielbi.
Wspomnijmy przypowieści Chrystusa o dobrym pasterzu, o synu
marnotrawnym, o miłosiernym Samarytaninie itp., albo takie postacie
ewangeliczne, jak: Magdalena, Łazarz, jawnogrzesznica, Dyzmaz, Piotr,
wszystkich chorych uzdrowionych i wskrzeszonych umarłych, a wyrobimy
sobie doskonałe pojęcie o miłosierdziu Jezusa, a tym samym i o woli Boga
ujawnienia swego miłosierdzia, a raczej ujawnienia swej chwały w tej
doskonałości. Kiedy Zbawiciel mówił: „Żal mi rzeszy” (Mt. 15, 32) — ujawniał
miłosierdzie Boga względem nas, a gdy się uskarżał, że na dziesięciu
uzdrowionych trędowatych tylko jeden podziękował za uzdrowienie (Łk. 17, 17)
— domagał się od nas dziękczynienia za doznane miłosierdzie, czyli żądał
wielbienia Boga w Jego miłosierdziu.
Jezus Chrystus nie zmienia się: On był, jest i będzie zawsze najbardziej
miłosierny dla wszystkich, ale zarazem żąda stałej wdzięczności w formie
wielbienia Boga w miłosierdziu. Ten porządek, raz ustanowiony, nie zostaje
odwołany. Chrystianizm — to Miłosierdzie Boże, a życie doskonałe — to
rozważanie i poznawanie tego miłosierdzia oraz wielbienie Boga przede
wszystkim w tej doskonałości. Taki jest odwieczny plan Boży, a kto się do tego
planu nie dostosuje, nie będzie miał światła i prawdy, nie zazna spokoju i nie
dostąpi zbawienia. Dzieło bowiem naszego usprawiedliwienia i uświęcenia jest
dziełem przede wszystkim nieskończonego miłosierdzia Bożego, za które
winniśmy okazywać Bogu wdzięczność wielbiąc Go w tej doskonałości.
Kiedyś w niebie ujrzymy, że w wieczystych blaskach spodobało się Bogu
zbudować cudowny pomnik swego miłosierdzia: „Miłosierdzie wieczne
34
ugruntowane będzie na niebiosach” (Ps. 88, 3). W tym pomniku my ludzie,
złożeni z duszy i ciała, będziemy żywymi kamieniami świadczącymi przez całą
wieczność o nieskończonej dobrotliwości Boga, czyli o Jego miłosierdziu. Św.
Jan mówi, że będziemy w wieczności śpiewać pieśń Barankowi: „A śpiewali
jakby pieśń nową przed tronem… A nikt nie mógł śpiewać onej pieśni jeno one
sto czterdzieści i cztery tysiące, którzy byli wykupieni z ziemi” (Ob. 14, 3). A
jaką pieśń zaśpiewamy? Zapewne nie „Święty, Święty, Święty”. Tylko bowiem
duchy czyste, które wytrwały w świętości, mogą opiewać świętość Boga. Ale
my, co jesteśmy w grzechu pierworodnym zrodzeni i nadto sami grzeszymy,
będziemy wychwalać miłosierdzie Boże, jak powiada Psalmista: „Miłosierdzie
Pańskie będę wychwalał na wieki” (Ps. 88, 2).
Ponieważ miłosierdzie zaradza nędzy i brakom, których w niebie już nie
będzie, powstaje trudność w zrozumieniu tego wiersza Psalmisty, że
„Miłosierdzie wiecznie utwierdzone będzie na niebiosach” i że „Miłosierdzie na
wieki wyśpiewywać będę”. Wyjaśnia to Apostoł Narodów, który w liście do
Tytusa powiada: „Okazała się dobroć i łaskawość Boga, Zbawiciela naszego;
zbawił On nas nie dla uczynków sprawiedliwych, które dokonaliśmy, ale z
miłosierdzia swego przez obmycie odrodzenia i odnowienia w Duchu Świętym”
(Tyt. 3, 4 – 5). Jakkolwiek tedy w niebie nie będzie nędzy i braków lecz
szczęśliwość, jakiej zażywać będziemy z oglądania i kochania Boga, będzie
skutkiem miłosierdzia, jakiego doznaliśmy w czasie swojej ziemskiej
pielgrzymki, za które na wieki będziemy wychwalać Boga w tej doskonałości.
Jak światło chwały w niebie, dzięki któremu Święci mogą oglądać i kochać
Boga, jest przedłużeniem łaski uświęcającej na ziemi, tak i wysławianie
miłosierdzia Bożego w niebie winno się rozpocząć jeszcze na ziemi zarówno w
nabożeństwie prywatnym, jak i w kulcie publicznym. Aniołowie wychwalają
świętość Boga, którą odzwierciedlają w swojej naturze. My zaś mamy wielbić
Boga przede wszystkim w Jego miłosierdziu, jakie On ustawicznie zsyła na
świat w każdym swoim zwróceniu się ku stworzeniu. Tego domaga się sama
wielkość tej doskonałości, jej wpływ na poznanie i ukochanie Boga i obudzenie
ku Niemu ufności, a przede wszystkim domaga się tego obecna nędza ludzi oraz
żądanie Boga samego, wyrażone jeszcze przez Psalmistę i tak mocno
zaakcentowane przez Chrystusa, Najmiłosierniejszego Zbawiciela.
„Błogosław, duszo moja, Pana… który miłościwie odpuszcza wszystkie
nieprawości twoje… który cię wieńczy łaską i umiłowaniem” (Ps. 102, 2 – 4).
35
36
Rozdział drugi
IDEA MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W LITURGII
„Rok liturgiczny… jest to sam Chrystus, który
trwa w Kościele swoim i kroczy drogą
ogromnego miłosierdzia swego”.1
Kościół wykonuje zleconą mu przez Zbawiciela misję: czci Boga i
zbawienia ludzkości, głównie przy pomocy liturgii. Liturgia spełnia ją w
wieloraki sposób. W dziedzinie umysłu jest mistrzynią, która czerpie pełną
dłonią z czystych źródeł Objawienia. W dziedzinie woli jest wychowawczynią,
stawiającą Chrystusa przed oczy wiernych jako wzór do naśladowania. W
dziedzinie zmysłów jest środkiem obrazującym tajemnice. Słusznie tedy liturgię
nazywają relikwią Wcielenia — „quaedam Incarnationis reliquiae” 2, albowiem
misja jej polega na tym, by w sposób realny i mistyczny prowadzić dalej na
ziemi działalność Boga – Człowieka. Przez nią dokonuje się dzieło naszego
odkupienia 3.
Wobec tak wzniosłej misji liturgii winniśmy zgłębić jej ducha, duch
bowiem liturgii jest duchem Kościoła. Sama zaś liturgia jest jakby obliczem
Kościoła. W co Kościół, Oblubienica Chrystusowa, wierzy i co czuje, to
ujawnia w uroczystych modlitwach i obrzędach, które rozbudzają i potęgują
odpowiednie przekonania wiernych. Obrzędy są ciałem liturgii, a duch jej
najbardziej ujawnia się w treści modlitw publicznych, zanoszonych w imieniu
Kościoła przez uprawnionych jego przedstawicieli. Poznając i zgłębiając treść
tych modlitw, kształcimy zmysł liturgiczny oraz poznajemy ducha liturgii
Kościoła i głębiej weń wnikamy.
Ośrodkiem liturgii jest Msza św. Do niej dostosowują się modlitwy
liturgiczne Brewiarza, które są albo jej przygotowaniem (Matutinum i Laudesy)
albo jej kontynuacją (inne godziny kanoniczne).
Msza św. ma części stałe i części zmienne; te ostatnie dostosowują się do
poszczególnych okresów roku liturgicznego i wyrażają ducha, jakim Kościół
pragnie przepoić swe dzieci.
37
Części stałe Mszy św. przypominają nam ogólnie wszystkie tajemnice
życia Zbawiciela, natomiast części zmienne mówią o każdej z nich z osobna w
dniu, w którym jej pamiątkę obchodzimy.
Ponieważ części zmienne Brewiarza również dostosowują się do części
zmiennych Mszy św., wystarczy więc poznać Mszę św., aby odnaleźć ideę
miłosierdzia Bożego w liturgii.
Najpierw zastanowimy się pokrótce nad ideą miłosierdzia Bożego w
stałych częściach Mszy św., a następnie w jej częściach zmiennych, w różnych
okresach roku liturgicznego.
1
Encyklika Piusa X „Mediator Dei”, AAS, vol. XXXIX, p. 580.
Lefebvre, G., O.S.B ., „Liturgie”, Brugis, 1929.
3
Konstytucja „o Liturgii świętej”, 1.
2
I. Idea Miłosierdzia Bożego w stałych częściach Mszy Świętej
Idea Miłosierdzia Bożego przenika całą Mszę Św.
1. We Mszy katechumenów
Na samym początku Mszy Św. celebrans u stóp ołtarza czyni spowiedź
powszechną i prosi wiernych o modlitwę za niego. Ministrant względnie wierni
odpowiadają: „Niech się zmiłuje nad tobą wszechmogący Bóg, a odpuściwszy ci
grzechy, doprowadzi cię do życia wiecznego”. Z kolei ministrant i uczestnicy
czynią spowiedź powszechną w imieniu całego ludu Bożego, dla którego tym
razem kapłan wzywa miłosierdzia Bożego. Modlitwy te kończy kapłan słowami:
„Pan wszechmogący i miłosierny niechaj nam udzieli przebaczenia,
rozgrzeszenia i odpuszczenia grzechów naszych”, a wszyscy odpowiadają
„Amen”. Jeszcze u stóp ołtarza kapłan prosi Pana: „Okaż nam, Panie,
miłosierdzie Swoje”, a wierni dodają: „I daj nam Swoje zbawienie”.
Po odmówieniu Introitu po stronie Lekcji, kapłan powraca do środka
ołtarza i na zmianę z ludem wzywa dziewięć razy miłosierdzia Bożego: „Panie,
zmiłuj się… Chryste, zmiłuj się… Panie, zmiłuj się”.
Zaraz potem następuje wspaniały hymn „Gloria in excelsis Deo”, który
również rozbrzmiewa wezwaniem miłosierdzia Bożego: „Panie, Synu
Jednorodzony, Jezu Chryste, Panie Boże, Baranku Boży, Synu Ojca. Który
gładzisz grzechy świata, przyjmij błaganie nasze. Który siedzisz po prawicy
Ojca, zmiłuj się nad nami”.
Zanim kapłan przystąpi do głoszenia Ewangelii, pochyla się głęboko
przed środkiem ołtarza i prosi miłosierdzie Boże o pomoc w tym tak ważnym
zadaniu: „Oczyść serce moje i wargi moje, wszechmogący Boże, któryś wargi
38
Izajasza proroka rozżarzonym węglem oczyścił. I mnie też przez łaskawe Twe
zmiłowanie racz tak oczyścić, iżbym mógł godnie opowiadać świętą Ewangelię
Twoją”.
2. We Mszy wiernych
Po ofiarowaniu w uroczystej Mszy Św., kapłan okadzając chleb i wino
modli się: „Niechaj to kadzidło przez Ciebie pobłogosławione wstąpi do Ciebie,
Panie, i niechaj zstąpi miłosierdzie Twoje na nas”.
Umywając ręce po ofiarowaniu kapłan odmawia psalm 25, w którym
prosi Boga: „wybaw mnie i zmiłuj się nade mną”.
W kanonie Mszy Św., po memento za zmarłych, kapłan prosi Boga o
miłosierdzie nad wiernymi zgromadzonymi w kościele: „Nam też grzesznym
sługom Twoim, w wielkości zmiłowań Twoich nadzieję pokładającym, racz dać
jakiś udział i obcowanie ze świętymi Twoimi Apostołami i Męczennikami…”
Po odmówieniu „Ojcze nasz” kapłan zwraca się do Boga z gorącym
błaganiem: „Wybaw nas, prosimy Cię Panie, od wszelkich nieszczęść
przeszłych, obecnych i przyszłych, a za przyczyną Najświętszej i Chwalebnej
Dziewicy, Bogarodzicy Maryi, świętych Apostołów Twoich Piotra i Pawła oraz
Andrzeja i wszystkich świętych, udziel nam miłościwie pokoju za dni naszych,
abyśmy wsparci pomocą Twego miłosierdzia i od grzechu byli zawsze wolni, i
od wszelkiej trwogi bezpieczni”. Kościół wkłada ten wyraz „wsparci” („adiuti”)
w usta kapłana, byśmy nie polegali tylko na miłosierdziu Bożym, lecz i
osobiście pracowali nad własnym uświęceniem.
Przed przyjęciem Komunii św. kapłan pokornie błaga Pana Jezusa:
„Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami”, po czym
dodaje: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem”.
3. W zakończeniu Mszy Św.
Msza Św. kończy się wezwaniem miłosierdzia Bożego. Tuż przed
udzieleniem ostatniego błogosławieństwa kapłan modli się: „O Trójco
Przenajświętsza, niechaj Ci miłym będzie hołd służby mojej i spraw, aby ta
ofiara, którą ja niegodny zaniosłem przed oczy Majestatu Twego, była Tobie
przyjemną, mnie zaś i wszystkim, za których ją złożyłem, stała się
przejednaniem dzięki Twemu miłosierdziu”.
Niezależnie od wszelkich wezwań miłosierdzia Bożego wprost
zamieszczonych w częściach stałych Mszy Św., Najświętsza Ofiara jest w swej
39
istocie najpotężniejszym błaganiem Boga o litość i miłosierdzie. Czyż Jezus
Chrystus, Bóg – Człowiek, nie wstawia się tutaj za nami? Czyż On nie
przedstawia Bogu Ojcu swego Ciała ukrzyżowanego i swej Krwi spływającej z
Jego ran na przebłaganie za grzechy nasze? Prawdziwie Msza Św. jest aktem
największego miłosierdzia Bożego nad ludzkością.
II. Idea Miłosierdzia Bożego w zmiennych częściach Mszy Świętej
Jak już wspomnieliśmy, stałe części Mszy Św. przypominają nam ogólnie
wszystkie tajemnice życia Zbawiciela, natomiast części zmienne kładą nacisk na
poszczególne tajemnice w zależności od okresu liturgicznego.
Rok kościelny dzieli się na dwa główne okresy: Okres Bożego
Narodzenia i Okres Wielkanocny. W każdym okresie można rozróżnić trzy
czasy: czas przygotowania (Adwent przed Bożym Narodzeniem,
Siedemdziesiątnica i Wielki Post przed Wielkanocą), czas świąteczny (Czas
Bożonarodzeniowy i Czas Wielkanocny), czas poświąteczny (sześć tygodni po
Trzech Królach i dwadzieścia cztery tygodnie po Zesłaniu Ducha Św.). Wyżej
wymienione czasy mają jeszcze podziały bardziej szczegółowe.
Nie sposób tu wymienić wszystkich wezwań do miłosierdzia Bożego w
zmiennych częściach Mszy Św. całego roku kościelnego, jak również w Mszach
na uroczystości Chrystusa Pana i Jego świętych. Wystarczy tu zaznaczyć, że w
całym mszale rzymskim jest tych wezwań czterysta dwanaście.
Kościół zwraca się do miłosierdzia Bożego w ciągu całego roku
liturgicznego. W różny jednak sposób to czyni w różnych czasach liturgicznych.
Podczas gdy w Czasie Wielkanocnym wielbi Boga w tej Jego doskonałości,
przy czym punktem kulminacyjnym tego uwielbienia jest niedziela Przewodnia,
to we wszystkich innych czasach liturgicznych, a zwłaszcza w Adwencie i w
Wielkim Poście, Kościół błaga Boga o miłosierdzie i sławi go w tym
przymiocie.
Rozpatrzmy części zmienne w poszczególnych czasach liturgicznych.
1. Idea Miłosierdzia Bożego w Czasie pozawielkanocnym
a) Czas Adwentu, Bożonarodzeniowy i po Objawieniu Pańskim
Kościół poczynając od 1 niedzieli Adwentu w Pokomunii prosi Pana, by
wspomagając wiernych swym miłosierdziem, pozwolił im przygotować się na
uroczystość Bożego Narodzenia, która jest widzialnym zapoczątkowaniem
40
naszego Odkupienia: „Daj nam, Panie, dostąpić miłosierdzia Twego w pośrodku
świątyni Twojej, abyśmy mogli poprzedzić należytą czcią uroczystość naszego
Odkupienia”. Kościół wzywa także miłosierdzia w antyfonie na ofiarowanie 2
niedzieli oraz w piątek Suchych Dni Adwentu.
Najbardziej podstawowy tekst liturgiczny znajdujemy w 1ekcji 2 Mszy
Św. na Boże Narodzenie, gdzie czytamy: „Okazała się dobroć i łaskawość Boga
Zbawiciela naszego. Zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwych, któreśmy
dokonali, ale z miłosierdzia swego”. Jest to liturgiczne stwierdzenie tej prawdy,
którą podkreśla św. Tomasz 4, że motywem Wcielenia było Miłosierdzie Boże
względem upadłego człowieka. Ten niezwykły przejaw Bożego miłosierdzia
przepaja Kościół niezwykłą radością i pobudza go do sławienia miłosierdzia
Bożego w Graduale 2 niedzieli po Trzech Królach: „Posłał Pan Słowo swoje,
aby ich uleczyć i od zagłady wyrwać. Niech dzięki czynią Panu za Jego
miłosierdzie, za Jego cuda dla synów ludzkich”. Jest to jak gdyby przedśpiew
hymnu uwielbienia miłosierdzia Bożego, którym Kościół będzie rozbrzmiewał
w czasie Wielkanocnym po Zmartwychwstaniu Zbawiciela.
Ponieważ Boże Narodzenie jest tylko wstępem do dzieła Odkupienia,
ponieważ według słów św. Pawła „jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna
jest wiara wasza” (I Kor. 15, 17), stąd też pełny hymn uwielbienia miłosierdzia
Bożego Kościół zacznie śpiewać dopiero w Czasie Wielkanocnym, poczynając
od Mszy Św. Wigilii Wielkanocnej. Teraz jednak już pamięta, że Wcielenie jest
przejawem miłosierdzia Bożego i początkiem naszego zbawienia i dlatego w
modlitwach Okresu Bożonarodzeniowego prosi Boga o miłosierdzie: „Składamy
Ci, Panie, ofiary przebłagalne, abyś miłosiernie odpuścił nasze grzechy i sam
pokierował chwiejnymi sercami” (Sekreta 5 niedzieli po Objawieniu).
4
S. Thomas, Summa Theologica, III, q. 1, a. 3.
b) Czas przygotowania do uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego —
Czas Siedemdziesiątnicy i Czas Wielkiego Postu
Błaganie o miłosierdzie Boże szczególnie potęguje się w czasie Wielkiego
Postu.
Już w Komunii Siedemdziesiątnicy kapłan wzywa Boga: „Rozjaśnij
oblicze swoje nad sługą swoim i zbaw mnie w miłosierdziu swoim”. W
Ofertorium Sześćdziesiątnicy woła: „Okaż przedziwne miłosierdzie Twoje, Ty,
który zbawiasz ufających Tobie, Panie”.
W Środę Popielcową wyraz „miłosierdzie” powtarza się aż sześć razy.
Szczególnie w Antyfonie przy poświęceniu popiołu brzmi on znacząco:
„Wysłuchaj nas, Panie, bo łaskawe jest miłosierdzie Twoje: według mnóstwa
zmiłowań Twoich wejrzyj na nas, Panie”. To samo znajdujemy w następnych
41
mszach ferialnych, jak np. we Wstępie na Środę Suchych Dni: „Pomnij, Panie,
na Twe zmiłowanie i Twe miłosierdzie, które są od wieków. Niechaj nigdy
nieprzyjaciele nasi nie panują nad nami”.
We Wstępie do 3 niedzieli Wielkiego Postu uwydatnia się skutek ufności
w miłosierdzie Boże: „Oczy moje zawsze ku Panu, albowiem On wyrwie z sidła
nogi moje: wejrzyj na mnie i zmiłuj się nade mną, bom jest samotny i ubogi”. W
poniedziałek po 3 niedzieli Wielkiego Postu, w modlitwie nad ludem,
znajdujemy wezwanie do miłosierdzia Bożego: „Niechaj miłosierdzie Twoje,
Panie, przyjdzie nam z pomocą i niech Twoja opieka wyzwoli nas od
niebezpieczeństw grożących nam wskutek naszych grzechów, a Twoja moc nas
zbawi”. We Wstępie na środę tegoż tygodnia widzimy, że miłosierdzie Boże jest
źródłem radości: „A ja będę ufał Panu, będę się weselił i radował w miłosierdziu
Twoim”, co się powtarza i w Ofertorium tegoż dnia: „Panie, postąp ze mną
litościwie dla chwały Twego imienia, bo łaska we jest Twe miłosierdzie”.
Wreszcie we Wstępie do 4 niedzieli ufność przekształca się w radość
wielką: „Wesel się, Jeruzalem. A wszyscy, którzy je miłujecie, śpieszcie tu
gromadnie; bierzcie udział w jego radości, którzyście społem się smucili;
radujcie się, nasycajcie rozkoszą — tutaj u źródeł waszej pociechy”. Ta nuta
radości rozbrzmiewa w zmiennych częściach Mszy Św. ferialnych całego tego
tygodnia.
c) Czas Męki Pańskiej, a zwłaszcza Wielki Tydzień
W czasie Męki Pańskiej znowu powraca błaganie o miłosierdzie. W
Sekrecie 5 niedzieli Wielkiego Postu, to znaczy na niedzielę Męki Pańskiej,
kapłan tak się modli: „Prosimy Cię, Panie, niechaj ta ofiara wyzwoli nas z
więzów nieprawości naszej i wyjedna nam dary Twego miłosierdzia”.
W Niedzielę Palmową i przez cały Wielki Tydzień Kościół wskazuje na
miłosierdzie Boże okazane w Odkupieniu ludzkości przez Mękę Chrystusową,
w której zarazem ujawnia się i sprawiedliwość Boża. Stąd też kapłan modli się
przy poświęceniu palm w następujący sposób: „Pobłogosław, prosimy Cię,
Panie, te gałązki palmowe i spraw, aby to, co lud ku czci Twej zewnętrznie
wyraża, wewnętrznie z najwyższą pobożnością dopełnił, odnosząc zwycięstwo
nad wrogiem i nade wszystko miłując dzieło miłosierdzia Twego”.
Stosunek sprawiedliwości i miłosierdzia doskonale oddaje Kolekta
Wielkiego Czwartku, wskazująca na miłosierdzie względem łotra, okazane mu
w ostatnim momencie jego życia: „Boże, od Ciebie Judasz otrzymał karę za
swoją zbrodnię, a łotr nagrodę za wyznanie winy; daj nam doznawać skutków
Twego miłosierdzia i jak w czasie swojej Męki Pan nasz Jezus Chrystus
42
obydwom oddał różną zapłatę według ich uczynków, tak niech zgładzi w nas
zastarzały błąd i udzieli nam łaski zmartwychwstania”.
Jak świat światem nie spłynęło na ludzkość większe miłosierdzie Boże niż
w Wielki Piątek. Toteż Kościół w modlitwach tego dnia raz po raz wzywa
miłosierdzia Bożego, okazanego w Męce i śmierci Zbawiciela, prosząc o łaski
dla całego Kościoła, dla Ojca św., dla duchowieństwa i wiernych, rządców
państw, katechumenów; modli się o jedność chrześcijan i o nawrócenie pogan i
żydów. Szczególnie na uwagę zasługuje modlitwa szósta za chrześcijan
znajdujących się w jakiejkolwiek potrzebie: „Wszechmogący, wieczny Boże,
pociecho strapionych i mocy cierpiących, przyjmij modlitwy tych, którzy w
jakimkolwiek utrapieniu wołają do Ciebie, aby wszyscy mogli się radować, że
doznali w swoich potrzebach Twego miłosierdzia”.
*
* *
Z kolei po Czasie Wielkopostnym następuje Czas Wielkanocny. Ze
względu jednak na to, że — jak to już wspominaliśmy — w Czasie
Wielkanocnym liturgia odnosi się do miłosierdzia Bożego w inny sposób niż we
wszystkich pozostałych czasach liturgicznych, wpierw zajmiemy się czasem
poświątecznym po Zesłaniu Ducha Św., w którym Kościół błaga Boga o
miłosierdzie, a dopiero potem zajmiemy się Czasem Wielkanocnym, którego
liturgia wielbi i wysławia miłosierdzie Boże, okazane nam w Odkupieniu.
c) Czas poświąteczny po Zesłaniu Ducha Świętego
Prawie we wszystkich Mszach niedzielnych i ferialnych tego czasu
przewija się myśl Kościoła o niezmierzonym miłosierdziu Bożym i pragnienie
obudzenia u swych dzieci bezgranicznej ufności w to miłosierdzie.
Tak we Wstępie do 1 niedzieli po Zesłaniu Ducha Św. czytamy:
„Zaufałem miłosierdziu Twemu, Panie”. W Ofertorium na 2 niedzielę: „Panie,
zwróć się i ratuj duszę moją! Wybaw mnie dla miłosierdzia Twego”! W
Kolekcie na 3 niedzielę: „Boże, bez którego nic nie jest mocnym ani świętym,
pomnóż nad nami miłosierdzie Twoje”. Ofertorium na 6 niedzielę: „Panie, który
zbawiasz ufających Tobie, okaż przedziwne Twoje miłosierdzie”. We Wstępie 8
niedzieli: „Dostąpiliśmy, Boże, miłosierdzia Twego wpośród świątyni Twojej”.
W Kolekcie 9 niedzieli: „Niech się otworzą uszy miłosierdzia Twego, Panie, na
prośby błagających Ciebie”.
W Kolekcie zaś 10 niedzieli po Zesłaniu Ducha Św., uwidoczniona jest
największa wszechmoc Boża w Jego miłosierdziu, okazanym w odpuszczeniu
43
win grzesznikom: „Boże, który objawiasz wszechmoc Twoją najbardziej w
przebaczaniu i zmiłowaniu, pomnóż nad nami miłosierdzie Twoje, abyśmy
dążąc ku obietnicom Twoim, stali się uczestnikami szczęśliwości wiecznej”.
Podobnie w Kolekcie 11 niedzieli: „Wszechmogący Boże, który obfitością
litości Twojej przewyższasz zasługi i pragnienia błagających Ciebie, zlej na nas
miłosierdzie Twoje i odpuść nam to, co sumienie niepokoi, a daj to, o co prosić
się nie ośmielamy”.
2. Idea Miłosierdzia Bożego w Czasie Wielkanocnym
Okres wielkanocny jest najstarszym okresem w rozwoju liturgii, czas zaś
wielkanocny, który stanowi jego ośrodek, zawiera w sobie największą
uroczystość liturgiczną — Zmartwychwstania Pańskiego, która sięga czasów
apostolskich. Uroczystość ta jest sercem roku kościelnego. Dlatego też
szczególnie musi nas interesować, jak Kościół w liturgii tego czasu wyraża swój
stosunek do miłosierdzia Bożego.
W czasie wielkanocnym, zaczynającym się w Wielką Sobotę i trwającym
aż do oktawy Zesłania Ducha Św. włącznie, Kościół już nie błaga Boga o
miłosierdzie, lecz wielbi Go w tej Jego doskonałości. Zmartwychwstanie
bowiem Pana Jezusa było ukoronowaniem dzieła Odkupienia i uzupełnieniem
dzieła nieskończonego miłosierdzia Bożego. Jest to najchwalebniejszy czyn
Zbawiciela w całym Jego życiu, największy dowód Jego Boskości, podstawa
naszej wiary, która oddziaływa na wiernych przez całe życie, a przede
wszystkim w czasie uroczystości wielkanocnych. Od chwili Wcielenia dusza
Chrystusa oglądała Boga widzeniem błogosławionych, twarzą w twarz, ale po
Zmartwychwstaniu i ciało Jego weszło do chwały niebieskiej.
a) W Wielką Sobotę
Czas Wielkanocny tworzy jakby jedno wielkie święto, w którym kolejno
czcimy tajemnicę Zmartwychwstania, Wniebowstąpienia i Zesłania Ducha Św.
na Kościół. W tym czasie, zamiast „Asperges” z wierszem „Zmiłuj się nade
mną, Boże, według wielkiego miłosierdzia Twego” (Ps. 50, 1), śpiewamy przy
pokropieniu: „Vidi aquam…”, „Widziałem wodę, wychodzącą z prawego boku
świątyni, alleluja, a wszyscy, których ta woda dosięgła, zostali zbawieni i mówić
będą: alleluja, alleluja. Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie
Jego” (Ps. 117, 1). Cały czas Wielkanocy jest obrazem nieba, promieniowaniem
Paschy wieczystej, gdzie Święci już nie proszą Boga o miłosierdzie, ale wielbią
Go w tej doskonałości. Dlatego w liturgii zaczynając od Wielkiej Soboty, aż do
44
Soboty po Zielonych Świątkach,
wychwalający Boga w miłosierdziu.
rozbrzmiewa
wiersz
Psalmu
117,
Nie jest dziełem przypadku, że we Mszy św. w nocy z Wielkiej Soboty na
Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego, po uroczystym prześpiewaniu
„Alleluja” po Lekcji, cały lud wraz z kapłanem śpiewa tenże pierwszy wiersz z
psalmu 117: „Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie Jego”, a
następnie Psalm 116, który według wszystkich egzegetów dobitnie wyraża
uwielbienie Boga w miłosierdziu: „Chwalcie Pana…, bo utwierdzone jest nad
nami miłosierdzie Jego”. Po Mszy Św. zaś, po prześpiewaniu Psalmu 150,
śpiewa się pieśń Zachariasza: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela”, w której
dwukrotnie wychwala się Boga w miłosierdziu: przede wszystkim za to, że
przez Wcielenie i Odkupienie „uczynił miłosierdzie nad ojcami naszymi i
wspomniał na przymierze swoje święte”, a następnie głosi się odpuszczenie
grzechów „dla litości serdecznej Boga naszego, albowiem przez nią z wysoka
nawiedzi nas Wschodzący” (Łk. 1, 72 i 78). Tu Zachariasz wysławia Boga ze
względu na dzieło Zbawienia, którego przyczyną jest nieskończone miłosierdzie
Boże.
b) W Tygodniu Wielkanocnym
Nie jest to również dziełem przypadku, że przez cały tydzień wielkanocny
Kościół nawołując wiernych do radości, w Graduale wskazuje na powód tej
radości, jakim jest miłosierdzie Boże. W pierwszym bowiem i drugim dniu
świątecznym, po wezwaniu: „Ten jest dzień, który uczynił Pan, radujmy się zeń
i weselmy”, zaraz dodajemy: „Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo na wieki
miłosierdzie Jego”. Trzy główne myśli płyną z tej Mszy Św. Wielkiej Niedzieli:
Zmartwychwstanie, Baranek Wielkanocny i chrzest udzielony poprzedniej nocy
katechumenom. Dlatego myślą przewodnią całej Mszy jest radosna wieść, iż
„Chrystus został złożony w ofierze jako nasza Pascha” (I Kor. 5, 7). Słowa te
powtarzają się trzykrotnie (w Lekcji, Graduale i Komunii), a przypominają nam,
że Chrystus z śmierci powołał nas do życia, z ciemności do światła, z ucisku i
męki do chwały, a przez walkę prowadzi nas ustawicznie do zwycięstwa.
Dlatego wysławiamy Go, bo na wieki miłosierdzie Jego.
„Pascha”, to przejście do nowego życia, odnowa wewnętrzna. Izraelita,
który chciał pożywać baranka wielkanocnego, winien był najpierw wyrzucić z
domu stary kwas. Dlatego Apostoł mówi w Lekcji, że tylko temu wolno
pożywać prawdziwego Baranka wielkanocnego – Jezusa, który wyrzucił z duszy
starego człowieka. Winien tedy stać się nowym zaczynem, czyli nowym
człowiekiem ten, kto chce zasiąść do uczty wielkanocnej. A stanie się nim tylko
pod działaniem nieskończonego miłosierdzia Bożego. „Wyrzućcie stary kwas,
abyście się stali nowym zaczynem, jako że przaśni jesteście” (I Kor. 5, 7). Tym
45
zaś zaczynem nowym jest Chrystus, Król zwycięski, do którego wszystko
należy, który zmartwychwstał i z nieskończonego miłosierdzia swego zapewnia
o naszym zmartwychwstaniu: „byśmy przez miłosierdzie Jego trwali w
jedności” — „tua facias pietate concordes” — jak głoszą słowa modlitwy po
komunii.
Ta myśl przewija się wprost lub ubocznie we wszystkich zmiennych
częściach Mszy Św. całego Tygodnia Wielkanocnego, np. w Ewangelii
czwartkowej, głoszącej ukazanie się zmartwychwstałego Pana Jezusa Marii
Magdalenie (J. 20, 11 – 18). Św. Marek opisując to samo wydarzenie stwierdza,
że jej, jako pierwszej ukazał się Zbawiciel. „A powstawszy rankiem w pierwszy
dzień tygodnia ukazał się naprzód Marii Magdalenie, z której wyrzucił był
siedem czartów” (Mk 16, 9). A więc Jezus ukazał się najpierw nie Janowi,
umiłowanemu uczniowi, nie Piotrowi, księciu Apostołów, ale Magdalenie, która
była jak zagubiona owca, a którą uratował ciesząc się z jej odnalezienia więcej,
aniżeli w dziewięćdziesięciu dziewięciu znajdujących się w Owczarni. W tym
jednym zdaniu odnajdujemy całą głębię uwielbienia Boga w miłosierdziu, które
i nas odnalazło, jak Magdalenę, i wyprowadziło z toni grzechu, zapewniając
chwalebne zmartwychwstanie z Chrystusem.
Pierwsze tedy zjawienie się zmartwychwstałego Jezusa należało się
wielkiej pokutnicy, drugie niewiastom (Marii Jakubowej i Salome)
powracającym do miasta, (Mk 16, 1; Mt. 28, 9). Po południu tegoż dnia,
ukazując się po raz trzeci, objawił się Łukaszowi i Kleofasowi, idącym do
Emaus (Łk. 24, 13 – 35). Czwarte zjawienie się przypadło w udziale Piotrowi
(Łk. 24, 34). Piąte — było w Wieczerniku wieczorem w dniu
Zmartwychwstania wobec całego grona apostolskiego; brakowało jedynie
Tomasza. Wówczas został ustanowiony sakrament Pokuty, sakrament
miłosierdzia Bożego (J. 20, 19 – 23). Szóste — miało miejsce w tydzień potem,
w obecności Tomasza, również w Wieczerniku (w Niedzielę Przewodnią; J. 20,
24 – 29). Siódme — na górze w Galilei, gdzie im Jezus nakazał, i skąd ich
rozesłał na cały świat, aby „chrzcili i nauczali wszystkie narody” (Mt. 28, 16 –
20). Ósme — siedmiu uczniom nad morzem, gdzie uczynił Piotra Księciem
Apostołów. Te zjawienia opisane przez Ewangelistów przesuwają się w mszale
w ciągu oktawy wielkanocnej, oświecając z różnych stron miłosierną tajemnicę
Zmartwychwstania i pobudzając nas do wielbienia Boga w Jego miłosierdziu.
Szczególnie zaś to uwielbienie należy się Najmiłosierniejszemu Zbawicielowi
za ustanowienie Sakramentu miłosierdzia Bożego — Sakramentu Pokuty.
46
c) W innych tygodniach Czasu Wielkanocnego
W dalszych mszach niedzielnych i ferialnych Czasu Wielkanocnego, Kościół
również wielbi Boga w miłosierdziu. Szczególnie Niedziela Przewodnia i
Niedziela Dobrego Pasterza stoją pod znakiem tej doskonałości.
Pomijając Niedzielę Przewodnią, o której będzie mowa niżej, 2 niedziela
po Wielkanocy zasługuje pod tym względem na szczególniejszą uwagę. Msza
Św. zaczyna się od Introitu z Psalmu 32 i sławi najważniejszą cechę Dobrego
Pasterza — miłosierdzie: „Miłosierdzia Pańskiego pełna jest ziemia, alleluja;
słowem Pańskim niebiosa są utwierdzone, alleluja, alleluja. Radujcie się
sprawiedliwi w Panu; prawym przystoi wysławiać Go”. Lekcja z listu św. Piotra
mówi o miłosierdziu Pana Jezusa jako pasterza dusz naszych, które przed tym
były jak owce zabłąkane; ponadto pobudza nas do naśladowania Go w
uczynkach miłosiernych. Ewangelia podaje przypowieść o dobrym pasterzu,
który broni owiec przed napaścią wilka.
W Ofertorium 5 niedzieli po Wielkanocy w imieniu całego Kościoła
kapłan wielbi Boga w miłosierdziu, że „nie odrzucił modlitwy mojej i nie cofnął
mi swego miłosierdzia” (Ps. 65, 20), a we Mszy Św. na Dni Krzyżowe, w
wierszu po Lekcji, wzywa wiernych do uwielbienia Boga słowami wziętymi z
Psalmu 117: „Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie Jego”.
Modlitwy po Litanii do Wszystkich Świętych na te dni obfitują w zwroty,
wielbiące Boga w tej doskonałości, a w Sekrecie znajdujemy prośbę o „dary
miłosierdzia Bożego”.
W Wigilię Zesłania Ducha Św. po Lekcji, mamy znowu pierwszy wiersz
Psalmu 106, identyczny z pierwszym wierszem Psalmu 117: „Wysławiajcie
Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie Jego”, a w Traktus znajdujemy Psalm
116: „Chwalcie Pana…, bo utwierdzone jest nad nami miłosierdzie Jego”.
Tenże Psalm 116 powtarza się jeszcze w Traktus Soboty przed Trójcą Świętą.
Z powyższego zestawienia zmiennych części Mszy Św. w okresie
Wielkanocnym wynika, że w tym radosnym czasie Kościół, powtarzając
bezustannie „Alleluja” i dodając go do antyfon, wersetów i responsoriów, wielbi
Boga przede wszystkim w Jego miłosierdziu, które tak obficie spłynęło na
ludzkość w Wielki Piątek, a następnie znajduje zastosowanie do poszczególnych
dusz przez Zmartwychwstanie Chrystusa Pana i ustanowienie przez Niego
sakramentów świętych. Podczas gdy w czasie pozawielkanocnym, a w
szczególności od Siedemdziesiątnicy, poprzez sześć tygodni Wielkiego Postu,
aż do Mszy Św. Wigilii Paschalnej, Oblubienica Chrystusowa błaga Boga o
miłosierdzie; poczynając od tejże Wigilii, świadoma posiadania łask
dobrotliwości Boga, radośnie wielbi Go w tej doskonałości. Przy tym
47
uwielbienie to skierowuje nie tylko do Boga – Człowieka, ale również, w równej
mierze, do wszystkich Trzech Osób Trójcy Przenajświętszej: Boga Ojca, Boga
Syna i Boga Ducha Św., który zstąpił na Apostołów w dzień Zielonych Świąt i
odtąd przebywa w Kościele, rządzi nim i uświęca jego członków w
sakramentach św., w sakramentaliach i w każdym zasługującym czynie.
Punktem kulminacyjnym radości wielkanocnych jest sam dzień
Zmartwychwstania Pańskiego, ale punktem kulminacyjnym uwielbienia
Najmiłosierniejszego Zbawiciela w miłosierdziu jest Niedziela Przewodnia. W
tym bowiem dniu liturgia ukazuje nam zmartwychwstałego Chrystusa, który
udziela Ducha swego Apostołom, ustanawia sakrament miłosierdzia Bożego i
przez to samo stosuje zasługi swej męki i śmierci do poszczególnych dusz po
wszystkie czasy, aż do końca świata.
3. Idea Miłosierdzia Bożego w liturgii Niedzieli Przewodniej
Nazwa „Niedziela Przewodnia”, używana w języku polskim, pochodzi
stąd, że dawniej tego dnia zmieniano miejsca, posady, dzierżawy, zastawy i
„przewodzono”, czyli przeprowadzano się gdzie indziej. Liturgiczną nazwą tej
niedzieli jest „Dominica in Albis” — Niedziela Biała. Pochodzi ona stąd, że w
pierwszych wiekach chrześcijaństwa chrzest uroczysty dorosłych odbywał się
zwykle w Wielką Sobotę w nocy. Nowoochrzczeni na znak niewinności duszy
otrzymywali białe szaty, w których chodzili przez cały tydzień przygotowując
się do Sakramentu Ołtarza, który przyjmowali uroczyście w następną niedzielę.
Stąd w wielu miejscach do dziś w tym dniu dzieci przystępują do pierwszej
Komunii św. W niektórych natomiast krajach Komunii św. udzielano
nowoochrzczonym zaraz po chrzcie w Wielką Sobotę lub na Wielkanoc, a szaty
białe zdejmowano w sobotę następną, która dlatego nazywa się Sobotą Białą —
„Sabbatum in Albis” (deponendis) — sobotą, kiedy składano białe szaty.
Inną nazwą liturgiczną tej niedzieli jest „Quasimodo”. Pochodzi ona od
pierwszych słów Introitu Mszy Św. „Jako dopiero narodzone niemowlęta,
alleluja, pożądajcie duchowego, niesfałszowanego mleka, alleluja, alleluja,
alleluja” (P. 2, 2). W tych słowach zwraca się Kościół do nowoochrzczonych,
którym tydzień temu, po chrzcie, podawano mleko z miodem, jako symbol ich
wejścia do ziemi obiecanej „mlekiem i miodem płynącej”. Tą ziemią jest
Kościół, do którego przez chrzest zostali wcieleni. Mleko jest figurą Eucharystii,
którą w tym dniu, to jest w Niedzielę Przewodnią, nowoochrzczeni uroczyście
przyjmują. Jeżeli Bóg nas karmi mlekiem i słodyczą jak małe dzieci, nie
pożądajmy twardego pokarmu dorosłych, który często bywa sfałszowany, lecz
jak małe dzieci, zaufajmy miłosierdziu Boga, który wie, czego nam najbardziej
potrzeba w danej chwili.
48
Z Introitu Mszy Św. Niedzieli Przewodniej wypływają tedy dwie myśli
główne, jakie Oblubienica Chrystusowa pragnie w tym dniu wzbudzić w swych
dzieciach: Chrzest i Sakrament Ołtarza. Ewangelia tego dnia mówi o
ustanowieniu sakramentu Pokuty. Stąd myślą przewodnią liturgii tej niedzieli
jest uwielbienie Boga w miłosierdziu, jakie On ustawicznie zsyła na ludzkość w
tych trzech Sakramentach: Chrzcie, Pokucie i Eucharystii. Potwierdzają to słowa
św. Jana Apostoła, znajdujące się w Lekcji tej niedzieli: „Trójca wydaje
świadectwo na ziemi: duch, woda i krew, a Trójca ta jednym jest” (I J. 5, 8).
Duch, którego Zbawiciel tchnął na Apostołów przy ustanowieniu sakramentu
pokuty; woda, która z ustanowienia Zbawiciela jest materią Chrztu; i Krew,
która ustawicznie płynie na ołtarzach naszych w Ofierze i Sakramencie Ołtarza.
Wszystkie te trzy sakramenty ujawniają jedność miłosierdzia Bożego, w którym
mamy wielbić Boga w Trójcy Jedynego: Ojca, Syna i Ducha Świętego, jak
głoszą słowa tejże Lekcji: „Trójca wydaje świadectwo na niebie: Ojciec, Syn i
Duch Św., a Trójca ta jednym jest” (I J. 5,7) Mówiąc tedy o liturgii Niedzieli
Przewodniej trzeba się zastanowić nad miłosierdziem Najlitościwszego
Zbawiciela, jakie spływa ustawicznie na ludzkość z chrztu, pokuty (wraz z
odpustami) i Eucharystii (wraz z sakramentem kapłaństwa).
a) Miłosierdzie Boże w sakramencie chrztu świętego
Ponieważ największą nędzą człowieka jest stan grzechu, a najdotkliwszym
brakiem natury ludzkiej jest brak łaski, do której Bóg powołuje wszystkich
ludzi, przeto największym ujawnieniem miłosierdzia Bożego jest ustanowiony
przez Jezusa Chrystusa sakrament, który wyprowadza nas z tej nędzy i ten brak
uzupełnia. Tym sakramentem jest chrzest, w którym człowiek przez polanie
wodą w Imię Trójcy Św. otrzymuje łaskę narodzenia duchowego. „Zbawił nas…
z miłosierdzia swego przez obmycie odrodzenia i odnowienia w Duchu
Świętym” (Tyt. 3, 5).
Ponieważ człowiek składa się z ciała i duszy, dlatego Bóg łaski duchowe
podaje mu w znakach uchwytnych zmysłami, aby przez rzeczy materialne i
widzialne łatwiej mógł dojść do poznania duchowych i niewidzialnych. Toteż
usprawiedliwienie, czyli odrodzenie wewnętrzne uzależnione jest od dwóch
przyczyn — wody i Ducha Św. Duch Św. jest przyczyną sprawczą łaski, a woda
przyczyną instrumentalną.
Przez narodzenie cielesne człowiek jest tylko istotą przyrodzoną, obumarłą
jednak dla życia nadprzyrodzonego. Grzech pierworodny, w którym każdy
człowiek przychodzi na świat, jest nie tylko brakiem życia nadprzyrodzonego,
ale prawdziwą skazą natury, dziedziczoną po naszych prarodzicach, jest stanem
odrzucenia od Boga i niewoli szatańskiej. Chrzest zaś usuwa grzech, obala
panowanie szatana i użycza nam wyższej natury, wyposażonej we wszystkie
49
zdolności do życia nadprzyrodzonego, którego udziela przez łaskę uświęcającą
„Czyńcie pokutę i niechaj każdy z was ochrzci się w Imię Jezusa Chrystusa na
odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Św.” (Dz. Ap. 2, 38).
Chrzest nie tylko gładzi grzechy, ale również odpuszcza kary należne za nie,
albowiem włącza nas w Mękę i śmierć Zbawiciela i przydziela nam Jego
zasługi: „Przez chrzest zostaliśmy razem z Nim pogrzebani w śmierć, aby jako
Chrystus zmartwychwstał przez chwałę Ojca, tak i my, byśmy w nowości życia
chodzili” (Rz. 6, 4). Chrzest nie usuwa dolegliwości tego życia, aby uwydatnić
podobieństwo chrześcijanina do Chrystusa, dać mu sposobność do zasług i
zabezpieczyć bezinteresowność w przyjmowaniu tego sakramentu. Cierpienia
życiowe nie stanowią kary osobistej, lecz są właściwością naszej ułomnej
natury, skażonej przez grzech prarodziców w raju.
Chrzest nadto daje łaskę sakramentalną odrodzenia, czyli razem z łaską
uświęcającą daje prawo do specjalnych łask uczynkowych, jakimi są oświecenia
dotyczące prawd wiary, by je coraz lepiej rozumieć, zachować i według nich
postępować. Stąd chrzest nazywa się jeszcze sakramentem wiary. Razem z łaską
uświęcającą chrzest udziela cnót wlanych: wiary, nadziei i miłości oraz siedmiu
darów Ducha Św. Nadto daje zdolność i prawo przyjęcia innych sakramentów
św. i wprowadza człowieka do społeczności Kościoła. Według św. Pawła,
Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusa. I właśnie z chwilą przyjęcia chrztu,
następuje widome, zewnętrzne zjednoczenie nasze z Chrystusem jako Głową
tego Ciała Mistycznego. Dlatego w ceremoniach chrztu spotykamy wielokrotnie
znaki krzyża — na oczach, nozdrzach, piersi i plecach, aby podkreślić, że
ochrzczony przyjmuje krzyż jako sztandar Chrystusa.
Wreszcie chrzest wyciska na duszy charakter sakramentalny niby pieczęć
niezniszczalną lub znak wypalony żelazem. Znak ten tkwi w duszy stale, jest to
bowiem znamię niezmazalne, jakie już na zawsze połączyło nas z Chrystusem i
z Jego Kościołem. Przed nim — jak mówią Ojcowie Kościoła — drżą i uciekają
szatani: „A tym, co nas utwierdza z wami w Chrystusie i który nas namaścił, jest
Bóg. On też wycisnął na nas pieczęć i dał zadatek Ducha w serca nasze” (II
Kor. 1, 21 – 22).
Wymienione skutki chrztu wyjaśniają nam całą jego istotę, a zwłaszcza to,
dlaczego Pan Jezus obrał wodę jako znak widzialny tego sakramentu. Woda
bowiem w powszechnym rozumieniu jest ożywczym pierwiastkiem, bez którego
wszystko jest martwe. Z wody i słów sakramentalnych przy jej polaniu wyłania
się nowe, żywe, uświęcone stworzenie, pełne zdolności do życia
nadprzyrodzonego, wyposażone we wszystkie prawa do najwyższych
zaszczytów, obdarzone mocą i szczęściem, jakie tylko Bóg dać może istocie
obsypanej łaskami. Z chrztu rodzi się chrześcijanin, przybrane dziecko Boga i
Kościoła, brat Chrystusowy i dziedzic Królestwa Bożego (Ef. 8, 14 – 17).
50
Chrzest z wody jest dla wszystkich ludzi (a więc i dla dzieci) środkiem
koniecznym do zbawienia (tak zwana „konieczność środka”): „Zaprawdę,
zaprawdę powiadam tobie, jeśli się kto nie odrodzi z wody i z Ducha Św., nie
może wnijść do Królestwa Bożego” (J. 3, 5). Konieczność ta jest względna,
albowiem w razie niemożności przyjęcia tego sakramentu, może zastąpić go
samo pragnienie lub śmierć męczeńska, poniesiona dla Chrystusa lub za Jego
sprawę. Dla dorosłych, którzy poznali prawdy wiary, chrzest z wody jest
konieczny także wskutek wyraźnego przykazania Pana Jezusa (tak zwana
„konieczność przykazania”): „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc
je w imię Ojca i Syna i Ducha Św.” (Mt. 28, 19). „Kto uwierzy i ochrzci się,
będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16).
Chrzest tedy jest początkiem i podwaliną życia nadprzyrodzonego w
człowieku. Bóg wyniósł do tego życia naszych prarodziców, ale przez grzech
oni to życie utracili. Odtąd wszyscy ludzie (z wyjątkiem Najświętszej Maryi
Panny), przychodzą na świat bez łaski, którą dopiero chrzest z ustanowienia
Chrystusa wlewa do duszy. Jak gałązka szlachetna, zaszczepiona na dziczce,
nadaje jej nową właściwość wydawania owoców szlachetnych, tak chrzest św.
zaszczepia w naturę naszą życie Boże, które sprawia, że wszystkie dobre
uczynki są miłe i przyjemne Bogu, zasługujące na nagrodę wieczną w
Królestwie Bożym. Owoce drzewa zaszczepionego przewyższają o wiele naturę
pnia. Podobnie też uczynki, wynikające z cnót nadprzyrodzonych, jeszcze
bardziej przewyższają naszą naturę, albowiem są już rodzaju Bożego.
Jakże wielkie łaski miłosierdzia Bożego spływają na duszę w czasie chrztu
św., przez który otrzymujemy odpuszczenie grzechu pierworodnego i grzechów
uczynkowych, darowanie kar wiecznych i doczesnych, łaskę uświęcającą wraz z
łaską sakramentalną, cnotami wlanymi i darami Ducha Św. oraz charakter
niezmazalny żywych członków Ciała Mistycznego Chrystusa, którym jest
Kościół! Wówczas nad przyjmującym chrzest rozlegają się słowa Ojca
Niebieskiego, jakie Jan Chrzciciel słyszał w czasie Chrztu Pana Jezusa w
Jordanie „Ten jest mój Syn najmilszy, w którym mam upodobanie” (Mt. 3,17).
Nie przychodzimy na świat jako chrześcijanie, lecz stajemy się nimi przez
chrzest z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Ono nas rodzi dla Boga, czyni
Jego dziećmi i członkami Kościoła bez żadnej zasługi z naszej strony.
Dostąpienie łaski chrztu jest najważniejszym wydarzeniem w naszym życiu,
które należałoby upamiętniać uroczystym obchodzeniem każdej jego rocznicy.
Ponieważ ogół wiernych dziś tego nie czyni, a wielu nawet nie docenia tego
sakramentu, przeto trzeba obchodzić wspólnie uroczystość chrztu w dniu, który
od wieków Kościół na to przeznaczył, to znaczy w Niedzielę Przewodnią. Jest to
oktawa uroczystego chrztu, dawniej udzielanego dorosłym w nocy przed
uroczystością Zmartwychwstania, o czym — jak już powiedzieliśmy — mówi
liturgia tej niedzieli. Jest to dzień przypomnienia prawdziwych narodzin
naszych, żeśmy „się stali synami Bożymi, którzy nie z krwi, ani z żądzy ciała,
51
ani też z woli ludzkiej, ale z Boga się narodzili” (J. 1, 12 – 13), to jest dzięki
nieskończonemu miłosierdziu Bożemu.
Najpospolitszym
symbolem
pierwszych
chrześcijan
była
ryba,
przedstawiająca wynurzających się z wody chrztu św. neofitów. Żywiołem ryby
jest woda, a życiodajnym żywiołem chrześcijan jest chrzest. Dlatego Tertulian
pisze: „Jesteśmy rybkami Chrystusowymi, albowiem w wodzie się rodzimy i
tylko w niej przy życiu pozostajemy” 5. Wszystkie ceremonie chrztu
symbolizują wzbudzenie i przygotowanie naszych zdolności do nowego życia i
nadprzyrodzonych uczynków, jakimi są zrozumienie, przyjęcie i wyznawanie
prawd wiary, odważna i nieustępliwa walka z szatanem, wytrwałe pełnienie
przykazań Bożych i kościelnych. Nawet imię nadawane przyjmującym chrzest i
rodzice chrzestni mają oznaczać, że tu się zaczyna nowe życie nadprzyrodzone,
nowe narodziny dla Boga i Kościoła.
Podobnie jak dla Chrystusa krzyż i grób był przejściem z cierpienia do
chwały, tak dla nas chrzest jest całkowitym obumarciem dla grzechu i
powstaniem do życia łaski. Na chrzcie otrzymaliśmy nowe życie
nadprzyrodzone, winniśmy tedy w nadprzyrodzony sposób żyć, myśleć, mówić i
działać. To oznacza sól, którą kapłan daje skosztować dziecięciu; ślina, jaką
dotyka uszu i nozdrzy; krzyżmo św., jakim namaszcza szczyt głowy. Rozumiał
to św. Ludwik, król francuski, i wyraził to mówiąc: „Kaplica w Poissy, w której
przyjąłem chrzest, więcej dla mnie znaczy, niż katedra w Reims, gdzie się
odbyła moja koronacja, albowiem przez chrzest stałem się dziecięciem Boga, co
więcej znaczy, niż być królem Francji”. Dlatego podpisywał się „Ludwik z
Poissy”.
Co roku obchodzimy rocznicę poświęcenia każdego kościoła. Ale przez
chrzest stajemy się świątynią Ducha Św. Słuszną tedy i sprawiedliwą byłoby
rzeczą obchodzić wspólnie rocznicę poświęcenia tej żywej świątyni w Niedzielę
Przewodnią, wielbiąc Najlitościwszego Zbawiciela w Jego nieskończonym
miłosierdziu, jakie okazał nam w tym uroczystym momencie.
5
De baptismate, c. 1.
b) Miłosierdzie Boże w sakramencie pokuty i odpustach
„Pokój wam!… Weźmijcie Ducha Św., którym odpuścicie grzechy, są im
odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J. 20, 21 – 23).
Słowa powyższe wyrzekł Pan Jezus w dniu swego Zmartwychwstania
wieczorem, gdy się objawił Apostołom w Wieczerniku i ustanowił sakrament
pokuty. Ponieważ w dniu tym cała uwaga Kościoła zwrócona jest na uczczenie
radosnej tajemnicy Zmartwychwstania, przeto Ewangelię o tym zdarzeniu czyta
Kościół dopiero w Niedzielę Przewodnią, która i z tego tytułu jest
52
najodpowiedniejszym dniem na uwielbienie Boga w miłosierdziu, jakie spływa
na nas w sakramencie pokuty. W nim bowiem wciąż korzystamy z owoców
Odkupienia: tutaj dokonywa się ustawicznie tchnienie Ducha Św., przez które
następuje odpuszczenie wyznanych na spowiedzi grzechów i wraca utracony
przez nie pokój do duszy, społeczeństw i narodów.
„A wieczorem dnia owego, pierwszego po szabacie, gdy drzwi były
zamknięte tam, gdzie z bojaźni przed żydami zgromadzili się uczniowie,
przyszedł Jezus, stanął między nimi i rzekł im: Pokój wam. A to powiedziawszy,
ukazał im ręce i bok. Uradowali się tedy uczniowie ujrzawszy Pana. Rzekł im
przeto znowu: Pokój wam. Jako mnie posłał Ojciec, i Ja was posyłam. To
powiedziawszy, tchnął na nich i rzekł im: Weźmijcie Ducha Św., którym
odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im
zatrzymane” (J. 20, 19 – 23).
Rozpatrzmy bliżej te słowa Zbawiciela. Dlaczego aż dwa razy powtarza:
„Pokój wam”? Dlatego, że jest On „Królem Pokoju” (Żyd. 7, 2), a jako taki
dąży do pojednania ludzi z Bogiem. Przy Jego narodzeniu Aniołowie śpiewali
nad żłóbkiem betlejemskim: „Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój
ludziom dobrej woli”. (Łk. 2, 14). W czasie ostatniej Wieczerzy, żegnając
Apostołów przed swoją Męką, Pan Jezus zapowiada Apostołom ten pokój:
„Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam, nie jako daje świat, Ja wam daję”
(J. 14, 27). I wreszcie po Zmartwychwstaniu mówi do Apostołów, że jak Ojciec
Go posłał, tak i On ich posyła i powtarza dwa razy: „Pokój wam”, a po drugim
wypowiedzeniu tchnie na nich i natychmiast dodaje: „Którym grzechy
odpuścicie, są im odpuszczone” (J. 20, 23). Stąd wynika, że te trzy fakty łączą
się ze sobą: tchnienie, odpuszczenie grzechów i pokój.
Jaki jest związek między powyższymi faktami? Chrystus tchnął na
Apostołów Ducha Św., by udzielić im mocy odpuszczania grzechów, mocy
nadprzyrodzonej, a słowa „pokój wam” powtarza dwa razy, by udzielić
Apostołom mocy przemiany w duszach ludzkich. Nie mówi tego przy
ustanowieniu innych sakramentów świętych, albowiem pokój Chrystusa to
odpuszczenie grzechów, to pogodzenie ludzi z Bogiem, to przywrócenie im
łaski uświęcającej, a to następuje tylko w sakramencie pokuty. Stąd wynika, że
pokuta jest najważniejszym sakramentem dla uzyskania pokoju Bożego,
wewnętrznego na ziemi i że obok chrztu, jest największym ujawnieniem
miłosierdzia Bożego, albowiem wyprowadza duszę ze stanu największej nędzy
— grzechu i uzupełnia największy brak — brak łaski uświęcającej. Dlatego ten
sakrament często nazywają po prostu sakramentem miłosierdzia Bożego,
pokojem Chrystusa, tajemnicą pojednania i przebaczenia, włożeniem rąk,
drugim znojnym chrztem, deską ratunku po rozbiciu się statku.
Celem przyjścia Pana Jezusa na świat było między innymi przywrócenie
mu pokoju przez pokutę, która jest jedyną drogą do miłosierdzia Bożego.
Dlatego zaraz po zejściu z Góry Kuszenia rozpoczyna swe przemówienie od
53
słów: „Czyńcie pokutę, albowiem przybliżyło się królestwo niebieskie” (Mt. 4,
17). Następnie przeprowadza tę samą myśl w licznych przypowieściach, z
których szczególnie uderzające są przypowieści o synu marnotrawnym i
zbłąkanej owcy (Łk. 15). Tu ujawnia się szczyt miłosierdzia Bożego, gdy Ojciec
wybiega na przeciw marnotrawnego syna, rzuca się mu na szyję, obdarza go
łaską i urządza ucztę. Ze strony syna trzeba było tylko skruchy, by otrzymać
takie miłosierdzie. Podobnie widzimy ten szczyt miłosierdzia w radości pasterza
z owcy odnalezionej, którą przynosi na ramionach swoich do owczarni.
Zbawiciel zaś nas zapewnia: „Taka będzie w niebiesiach radość z jednego
grzesznika, czyniącego pokutę” (Łk. 15, 7).
Karty Ewangelii kilkakrotnie wspominają również, że Chrystus Pan sam
odpuszczał grzechy (sparaliżowanemu, jawnogrzesznicy, Magdalenie). Te fakty
i przypowieści stopniowo przygotowują Apostołów do poznania ogromu
miłosierdzia Bożego, jakie w całej pełni zabłysło dopiero w dniu
Zmartwychwstania, gdy Zbawiciel przekazał Apostołom swą władzę
odpuszczania grzechów ustanawiając sakrament pokuty. Apostołowie korzystali
z tej władzy, jak świadczą Dzieje Apostolskie (19, 18) i przekazali ją swoim
następcom, biskupom i kapłanom, aż do naszych czasów.
W chorobie fizycznej leczymy się nieraz przez czas dłuższy z nakładem
wielkich kosztów, poddajemy się bolesnym operacjom, uciążliwej diecie,
przyjmujemy gorzkie lekarstwa i udajemy się do kosztownych zdrojowisk. Na
uzdrowienie zaś duszy Chrystus Pan ustanowił sakrament pokuty, którego
skuteczność płynie z ran Chrystusowych, a z naszej strony potrzeba tylko
spełnienia przepisanych aktów: nadprzyrodzonego żalu, choćby tylko mniej
doskonałego, poprzedzonego rachunkiem sumienia, mocnego postanowienia
poprawy, oskarżenia się przed kapłanem i zadośćuczynienia. W taki łatwy
sposób grzesznik otrzymuje natychmiast odpuszczenie choćby największych
grzechów po chrzcie popełnionych, darowanie kary wiecznej i skrócenie kary
doczesnej, przywrócenie lub pomnożenie łaski uświęcającej, przywrócenie
utraconych przez grzech śmiertelny zasług oraz łaskę sakramentalną, dającą
specjalne prawo do łask uczynkowych w przyszłości dla pokonywania pokus,
zwalczania złych skłonności, zgubnych przyzwyczajeń i nałogów.
Sakrament
pokuty zatem jest to
rzeczywiste
wewnętrzne
usprawiedliwienie i uświęcenie, przez które człowiek w jednym momencie
całkowicie się przemienia, wewnętrznie odradza i staje się nowym stworzeniem.
Czyni on z nieprzyjaciela Boga przybrane Jego dziecko, nową odmienioną
istotę, z której nawrócenia cieszą się Aniołowie i wychwalają Syna Bożego, że
wynalazł taki prosty sposób uświęcenia grzeszników. O ileż bardziej winniśmy
cieszyć się my, którzy z tego sakramentu możemy korzystać nie raz jeden w
życiu, ale tylekroć, ilekroć tylko zajdzie tego potrzeba. Jest to bezcenny skarb
pozostawiony nam przez Chrystusa. Jest to ustawiczne rozdawnictwo zasług
męki Zbawiciela. Jest to balsam kojący rany Jego wyznawców. Ileż to dusz
54
złamanych i grzeszników bez nadziei zwycięstwa podniósł Chrystus Pan z
upadku, wyleczył z ran i ukoił wewnętrznie, zsyłając im pokój w tym
sakramencie! Ileż to Szawłów pod Jego działaniem przekształciło się w Pawłów,
w Augustynów, w świętych i doktorów Kościoła! Ile powaśnionych rodzin
znalazło w tym sakramencie pogodzenie, ile parafii zostało uporządkowanych i
otrzymało po odprawieniu misji pokój i zgodę! Ile społeczeństw, państw i
narodów odrodziło się wewnętrznie, ilu barbarzyńców weszło na drogę
prawdziwej kultury ducha i rzetelnego postępu! Najlepiej okazuje to historia
całej ludzkości i poszczególnych narodów.
Czym byłby ten świat bez sakramentu pokuty? Stałby się owym synem
marnotrawnym, lecz w znaczeniu o wiele gorszym: byłby nim z całą jego
głupotą i niewdzięcznością, upodleniem i nędzą i pozostałby takim na zawsze,
jak to jest w tych krajach, gdzie tego sakramentu nie znają. Ale miłosierdzie
Boże czuwa, że jeszcze u nas tak nie jest. Bo oto Bóg miłosierny wychodzi
naprzeciw biednego zbiega, uprzedza go swoją łaską, wynagradza mu wszelkie
straty, podaje mu nowe szaty, bierze go w swą miłosną opiekę i cieszy się wraz
z Aniołami przy uczcie pojednania. Taki jest nadmiar miłosierdzia Bożego, iż
Bóg nawet wynagradza grzesznika za to, że się nawrócił. W żadnym innym
sakramencie nie wylewa Bóg tyle i w taki sposób swego miłosierdzia, co w
dobrej spowiedzi; nigdzie nie znajdujemy tyle kojącej pociechy, jak w trybunale
pokuty. Czyż wobec tego nie powinniśmy wielbić Najmiłosierniejszego
Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią, w którym to dniu czytamy Ewangelię o
ustanowieniu przez Niego tego sakramentu miłosierdzia?
Częścią sakramentu pokuty są odpusty. Chrystus Pan w dniu
Zmartwychwstania swego dał Apostołom i ich następcom władzę ogólną
odpuszczania grzechów, czyli usuwania tego wszystkiego, co wiernym
przeszkadza wejść do nieba. Taką przeszkodą są nie tylko winy grzechowe, lecz
i kary za nie. Toteż Apostołowie otrzymali władzę zarówno odpuszczania winy
jak i zwalniania od kary. Atoli sposób rozwiązywania stosuje się do natury
węzła. Węzły grzechów śmiertelnych mogą być rozwiązane tylko przez wlanie
łaski w samym sakramencie pokuty względnie przez akt żalu doskonałego
połączonego z postanowieniem udania się do tego sakramentu przy najbliższej
sposobności. W sakramencie pokuty Bóg darowuje nam kary wieczne i
częściowo doczesne. Odpuszczenie reszty kar doczesnych następuje w sposób
pozasakramentalny — w odpustach i przez zadośćuczynienie.
Odkupiciel nasz ustanowił z miłosierdzia swego skarbiec zasług, z
którego Kościół może czerpać pomoc dla swych członków. Ten skarbiec
wzbogacił się jeszcze zasługami Najświętszej Maryi Panny i wszystkich
Świętych. Kościół czerpie z tych zasług i przydziela pomoc poszczególnym
duszom przy zachowaniu z ich strony przepisanych warunków. Odpustem
nazywa się właśnie odpuszczenie kar doczesnych, dokonane wobec Boga przez
55
Kościół dzięki „władzy kluczy”, to jest szafowania zasługami Zbawiciela i Jego
wyznawców.
Obok odpustów istnieją jeszcze inne środki odpuszczenia kary doczesnej,
jak:
1. cierpienie własne w tym życiu,
2. umartwienia dobrowolnie nałożone na siebie,
3. dobre uczynki,
4. modlitwy.
Ale te cztery wymienione dzieła opierają się więcej na osobistej cnocie
pokuty, czyli bardziej na sprawiedliwości i stosowności, podczas gdy odpusty
— na nieskończonym miłosierdziu Bożym, spłacającym nasze długi ze skarbca
zasług Pana Jezusa i Jego Świętych.
Historia podaje, że kapłani przynosili św. Cyprianowi listy męczenników
— „libelli martyrum”, którzy wstawiali się za grzesznikami i prosili o
zmniejszenie nałożonej im pokuty. Św. Cyprian wówczas pokutę grzesznikom
zmniejszał, a często i zupełnie im darowywał. Oto historyczny przykład, a
zarazem wyjaśnienie zasady odpustów. Św. Cyprian czynił to tylko w swojej
diecezji, a dziś Kościół posługując się już nie tylko zasługami męczenników, ale
Pana Jezusa i Świętych, czerpie z tego skarbca i łagodzi dawną surowość pokuty
lub te całkowicie ją darowuje.
Dla uzyskania odpustu trzeba być należycie przygotowanym, a
mianowicie: trzeba mieć odpowiednią intencję, być w stanie łaski, dopełnić
przepisanych warunków i żywić skruchę za swe grzechy. Dla uzyskania odpustu
zupełnego trzeba nadto nie mieć przywiązania do żadnego grzechu, nawet
powszedniego.
Przy tak stosunkowo łatwych do zachowania warunkach możemy w
krótkim czasie otrzymać darowanie kary doczesnej całkowicie lub częściowo.
Jest to również bezmiar miłosierdzia Bożego, za które winniśmy okazywać
Najlitościwszemu Zbawicielowi wielką wdzięczność nie tylko prywatnie, ale i
publicznie, właśnie w Niedzielę Przewodnią.
c) Miłosierdzie Boże w sakramentach Ołtarza i kapłaństwa
„Kto pożywa tego chleba, będzie żył na wieki”
(J. 6, 58).
Eucharystia jest przede wszystkim sakramentem miłości. W niej objawia się
miłość Boga ku sobie, a jest nią uwielbienie siebie przez objawienie swojej
mądrości, potęgi, dobroci i miłosierdzia oraz pobudzenie do wielbienia siebie
przez ludzi, skłaniając ich do aktów adoracji i hołdów. Najwyższa mądrość
56
polega na obraniu sobie najlepszego celu i środków odpowiednich ku niemu, a
to właśnie znajdujemy w Przenajświętszym Sakramencie. Pan Jezus powrócił do
Ojca nie opuszczając nas i ucząc poglądowo wszystkich cnót doskonałości
chrześcijańskiej, jak: prostoty, skromności, pokory, życia ukrytego, oderwania
serca od wszystkiego, poświęcenia się i zaparcia się siebie. Potęga Boża ujawnia
się w cudach, jakie dzieją się ustawicznie w Sakramencie Ołtarza, a mianowicie
w cudzie przemiany istoty chleba w istotę Ciała, a istoty wina w istotę Krwi; w
cudzie obecności swej w niebie i na ołtarzach naszych; w cudzie rozmnożenia
się w tylu miejscach, ile jest hostii poświęconych; w cudzie pozostawania w
postaci chleba i wina, chociaż już przemieniła się ich istota w Ciało i Krew
Chrystusa; wreszcie w cudzie, polegającym na tym, że wszystko to dokonywa
się na wymówienie kilku słów przez kapłana. Hojność i miłosierdzie poznajemy
po darze ofiarowanym zupełnie niezasłużenie. Otóż Eucharystia jest takim
darem zupełnie nam nienależnym, w którym daje Pan Jezus nie tylko swoje
łaski, ale samego siebie dla pozostania na zawsze z nami.
Eucharystia jest również dowodem miłości Pana Jezusa względem Kościoła,
który w niej posiada zawsze obecnego Oblubieńca, sprawuje władzę nad Jego
rzeczywistym Ciałem, przechowuje Je i pożywa oraz ofiarowuje Je Bogu.
Eucharystia jest też wyrazem miłości Chrystusa Pana względem każdego z
członków Kościoła, których obdarza samym sobą, pragnie być pokarmem ich
życia Boskiego i dlatego przybiera postać posiłku, aby się do nas zbliżyć, aby
nas wywyższyć, pocieszyć, wzbogacić, dać siebie na zadatek szczęścia
wiecznego.
Zbawiciel wciąga nawet materialne stworzenie w zakres swojej miłości,
podnosząc je do siebie, czyniąc zeń część składową swego sakramentalnego
istnienia, podnosząc je w Ciele swoim do najwyższej doskonałości. Oto
powstaje zupełnie nowe ogniwo, łączące świat materialny z Bogiem.
Eucharystia jest tedy arcydziełem miłości Jezusa Chrystusa, koroną wszystkich
Jego wynalazków, jakby wielkim systemem słonecznym, w którym miłość
wszystko porusza, dosięga promieniami swymi krańca wieków i sprowadza
wszystkie stworzenia na drogę świetlistą, miłosną i słoneczną. „Jezus wiedząc,
że nadeszła godzina Jego, aby odszedł z tego świata do Ojca, umiłowawszy
swoich… do końca ich umiłował” (J. 13, 1).
Mówimy o miłości Jezusa ku ludziom raczej jako człowieka i brata
naszego, gdyż jako Bóg świadczy On nam w Eucharystii raczej miłosierdzie,
albowiem — jak to już zostało wyżej wykazane — miłość Boga ku ludziom,
jako umiłowanie nędznych stworzeń, jest miłosierdziem. Eucharystia tedy jest
potwierdzeniem, treścią i rozszerzeniem tego wszystkiego, co stworzył
nieskończenie miłosierny Bóg dla ludzi. Przede wszystkim zwróćmy uwagę na
skutki, jakie Eucharystia sprawia w duszy człowieka bez względu na oziębłość i
oschłość naszą oraz na różne nadużycia Jego miłości i zaufania, byleby
przyjmujący Komunię św. nie był w grzechu śmiertelnym.
57
Najważniejszym skutkiem Komunii św. jest zachowanie i pomnożenie
łaski uświęcającej i całego życia łaski w takim stopniu, w jakim nie czyni tego
żaden inny sakrament. Jak pokarm cielesny zachowuje, krzepi i rozwija życie
doczesne, tak Przenajświętszy Sakrament odnawia, leczy, chroni, rozwija,
wzmacnia, użyźnia i zachowuje życie nadprzyrodzone naszej duszy. Tu bowiem
następuje najściślejsze połączenie duszy z Chrystusem, a połączenie nie tylko
duchowe, ale i fizyczne, dotykalne i tak doskonałe, że już ściślejszego na ziemi
nawet być nie może. Pan Jezus wciela się w nas jako pokarm, a raczej my
wcielamy się w Niego i pod pewnym względem się przebóstwiamy: „Kto
pożywa Ciało moje i pije moją Krew, we Mnie mieszka, a Ja w nim” (J. 6, 57).
Ponadto Przenajświętszy Sakrament gładzi grzechy powszednie wprost
(ex opere operato) i ubocznie (ex opere operantis), o ile przystępujący do
Komunii św. wzbudza żal przynajmniej mniej doskonały. Ponadto Eucharystia
wywiera powściągający wpływ na ciało i jego pożądliwości, jak o tym świadczy
Ewangelista: „A cała rzesza pragnęła się Go dotknąć, albowiem wychodziła zeń
moc i uzdrawiała wszystkich” (Łk. 6, 19).
Łącząc dusze z Chrystusem, Eucharystia łączy je również między sobą,
urzeczywistniając w ten sposób modlitwę Zbawiciela na Ostatniej Wieczerzy:
„Aby wszyscy byli jedno, jako Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni byli
jedno w Nas” (J. 17, 21). Nie ma lepszego sposobu zjednoczenia narodów
całego świata, jak wiara w Boga – Człowieka i przystępowanie do Komunii św.
Tu się łączą ludzie różnych narodów, usposobień, języków i charakterów,
według prawa, że kilka wielkości równych jednej, musi być równych i między
sobą. „Bo wielu nas jest jednym chlebem i jednym ciałem, wszyscy, którzy
jednego chleba uczestnikami jesteśmy” (I Kor. 10, 17).
Eucharystia ma nadto osobliwszą skuteczność; udziela szczególniejszego
zapału i gorliwości, które częściowo gładzą kary za grzechy, zabezpiecza przed
przyszłymi grzechami zmniejszając i osłabiając pokusy ze strony pożądliwości i
nieprzyjaciela naszej duszy. „Odchodzimy od stołu Pańskiego jako lwy ziejące
ogniem, stając się straszliwymi dla szatana” 6. Jednocześnie dusza staje się
podatną na wpływ dobra i zdolną do czynów bardziej doskonałych,
zasługujących na żywot wieczny. Szczególnie zaś otrzymuje ona łaskę
pobożności, z której płynie szczęście i radość, spokój wewnętrzny i
bezgraniczna gotowość do ofiar i poświęceń dla Boga i bliźniego, jak świadczą
przykłady z życia zjednoczonych dusz z Bogiem. Z Komunii św. płynie również
i duchowa radość, o ile dusza nie ma przywiązania do grzechów powszednich.
Wreszcie Eucharystia daje prawo do chwalebnego zmartwychwstania,
które zapowiedział Chrystus w swej obietnicy ustanowienia Przenajświętszego
Sakramentu: „Kto pożywa Ciało moje i pije moją Krew, ma żywot wieczny, a Ja
wskrzeszę go w dniu ostatecznym” (J. 6, 55). Ta obietnica była szczególnie
droga pierwszym chrześcijanom, którzy wśród niebezpieczeństw często myśleli
o śmierci i wyrażali nadzieję przyszłej chwały w malowidłach katakumbowych.
58
Dla tego św. Ignacy nazywa Eucharystię przeciwstawieniem śmierci i
uwieńczeniem życia duchowego, uzupełnia bowiem przez łaskę uświęcającą
cały nasz organizm duchowy, przynosząc z sobą już nie tylko łaskę, ale samego
Dawcę łask ze wszystkimi Jego darami.
Jeżeli do powyżej wymienionych skutków Eucharystii jako sakramentu
dodamy jeszcze skutki jako Ofiary niekrwawej, która się odprawia ustawicznie
w świątyniach całego świata, będziemy mieli uderzający dowód nieskończonego
miłosierdzia Bożego, jakie spływa na nas bez żadnej z naszej strony zasługi, a
jedynie z bezgranicznej litości Boga nad naszą nędzą. Dlatego św. Paweł pisze:
„Zbliżmy się więc z ufnością do tronu łaski (Eucharystii), abyśmy otrzymali
miłosierdzie i znaleźli łaskę stosownej chwili” (Żyd. 4, 16).
Eucharystia ściśle łączy się z sakramentem kapłaństwa, który
ustanowiony został jednocześnie z nią w czasie Ostatniej Wieczerzy w Wielki
Czwartek. Miłosierdzie Boże ujawnia się w tym sakramencie niemniej jak i w
tamtym, zarówno względem wszystkich ludzi, jak i tym bardziej względem
kapłanów.
Cztery są główne czynności kapłańskie, a mianowicie: Ofiara niekrwawa,
modlitwa publiczna, administrowanie sakramentów św. i nauczanie.
Niekrwawą Ofiarę sprawuje właściwie sam Chrystus, ale kapłan jest Jego
zastępcą widzialnym i jako taki rzeczywiście dopełnia aktu ofiary Mszy św.,
która jest duszą, szczytem kultu Bożego, głównym aktem cnoty religii,
wyrażającym zwierzchnictwo Boga i zależność naszą od Niego. Bez kapłaństwa
nie mielibyśmy Mszy św. i jej miłosiernych skutków.
Drugą czynnością kapłana jest modlitwa publiczna. W niej Kościół
kontynuuje dzieło Chrystusa Pana, który w modlitwie arcykapłańskiej
powiedział: „Jam Ciebie wsławił na ziemi, dokonałem dzieła, któreś Mi zlecił”
(J. 17, 4). Chrystus wstępując do nieba przekazał swoje posłannictwo
Kościołowi, który ustami kapłanów wielbi i adoruje Boga, składa Mu dzięki i
prosi o miłosierdzie, jakie spływa na wiernych, przebaczając im winy i
udzielając doczesnych i wiecznych dobrodziejstw. Kapłani odmawiający ściśle
oznaczone pacierze brewiarzowe, są ustami Kościoła, który za cały świat zanosi
przez nich nieustanną modlitwę czystą, potężną i skuteczną.
Sprawowanie sakramentów św. jest trzecią czynnością władzy
kapłańskiej, sprowadzającą szczególniejsze miłosierdzie Boże na wiernych. Tu
dobroć Boża ujawnia się w najwyższy sposób, albowiem sakramenty są nie tyle
środkami służącymi do uzyskania różnych dobrodziejstw duchowych, czy
doczesnych, ile przede wszystkim środkiem otrzymania lub powiększenia w
duszy naszej najcenniejszego daru nieba — łaski uświęcającej oraz
szczególniejszego prawa do łaski uczynkowej w rozmaitych sytuacjach życia,
od kolebki aż do grobu. Miłosierdzie Boże szczególnie ujawnia się we władzy
odpuszczania grzechów, jaką Zbawiciel nadał Apostołom, a przez nich
59
biskupom i kapłanom, i w ten sposób po Zmartwychwstaniu poniekąd uzupełnił
sakrament kapłaństwa, ustanowiony w Wielki Czwartek.
Wreszcie czwartą czynnością kapłanów jest nauczanie w imieniu
Kościoła zasad wiary i moralności według nauki Chrystusa, pozostawionej w
Piśmie św. i Tradycji. Przez tą czynność kapłanów Pan Jezus jest nadal wśród
nas obecny i przez nich darzy nas swym nieskończonym miłosierdziem,
oświecając nas w rzeczach wiary i obyczajów, jak za swego życia ziemskiego.
Jeszcze większe miłosierdzie okazuje Bóg samym kapłanom, których
wybrał z pośród wiernych nie dla ich zasług, ale według woli swojej: „Nie
wyście Mnie wybrali, ale ja was wybrałem i przeznaczyłem was, abyście poszli i
owoc przynosili i żeby owoc wasz trwał” (J. 15, 16). Jakiż im to zaszczyt
przynosi i jak ich wywyższa, że Bóg pozwala im współdziałać w swym dziele
zbawienia świata, że czyni ich powiernikami swoich tajemnic,
przedstawicielami swej władzy, narzędziem łask i pośrednikami między sobą a
ludźmi.
Za ten sakrament należy się największa wdzięczność i chwała
Najmiłosierniejszemu Zbawicielowi. Okazją do ich pokazania byłaby właśnie
Niedziela Przewodnia.
6
Św. Jan Chryzostom, Hom. 46 in Joan.
60
Rozdział trzeci
WNIOSKI I ROZWIĄZANIE TRUDNOŚCI
I. Wnioski
Z powyższego przeglądu zmiennych części Mszy św. wynika, że idea
miłosierdzia Bożego dominuje w ciągu całego roku liturgicznego. Kościół,
Oblubienica Chrystusowa, przy każdej okazji wkłada w usta sług ołtarza
wołanie do Boga miłosiernego, aby pobudzić wiernych do ufności i uwielbienia
Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela w tej głównej doskonałości. Ale gdy w
czasach pozawielkanocnych Kościół błaga Boga o miłosierdzie, wołając z
Psalmistą przy „Asperges”: „Zmiłuj się nade mną według wielkiego miłosierdzia
Twego i wedle mnóstwa zmiłowań Twoich zgładź nieprawość moją” (Ps. 50, 3),
w czasie wielkanocnym, zaczynając od Wielkiej Soboty, aż do soboty przed
Trójcą Św. włącznie, już nie tyle prosi, ile wielbi Boga w tej Jego doskonałości.
Charakterystyczną cechą tego uwielbienia jest wiersz Psalmu 106, względnie
Psalmu 117: „Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie Jego” (Ps.
106, 1; Ps. 117, 1), który często powtarza się we Mszy św. i przy pokropieniu.
Liturgia Niedzieli Przewodniej jest w tym czasie liturgicznym punktem
kulminacyjnym uwielbienia Boga w miłosierdziu, jakie spływa na ludzkość
głównie w sakramentach chrztu, pokuty i Ołtarza. Dowodzą tego części zmienne
Mszy św. tej niedzieli, a mianowicie Introit, w którym mówi się o chrzcie i
Eucharystii; Ewangelia, głosząca ustanowienie sakramentu pokuty, oraz Lekcja,
w której słowa: „Trójca wydaje świadectwo na ziemi: Duch, woda i krew” (I J.
5, 8), bardzo wyraźnie odnoszą się — jak to wykazaliśmy — do tych
sakramentów, świadczących ustawicznie o nieskończonym miłosierdziu Bożym.
Jeżeli zwrócimy uwagę na tradycyjną nazwę tej niedzieli — „Niedziela Biała”
(Dominica in Albis) oraz na to, że w starożytności w tym dniu przeważnie
neofici przystępowali uroczyście do Komunii św. (co się praktykuje w wielu
miejscach po dziś dzień), będziemy mogli powiedzieć, że Bóg jako Autor
liturgii od wieków przewidział ten dzień na uwielbienie Najmiłosierniejszego
Zbawiciela.
61
1. Konieczność ujawnienia ducha liturgii Niedzieli Przewodniej
Liturgia jest obliczem Kościoła, któremu winno odpowiadać wewnętrzne
usposobienie jego członków. To zaś usposobienie zależne jest od zewnętrznych
oddziaływań przez odpowiednie kazania, śpiewy i obrzędy. Dlatego kult
Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią nie powinien być
ukryty w zmiennych częściach Mszy św. w języku łacińskim, ale winien on
znaleźć wyraz w kazaniach, modlitwach, śpiewach i zewnętrznych
uroczystościach, których konieczność wprost narzuca się w czasach
dzisiejszych. Dzisiaj bowiem ludzkość odwraca się od Boga, grzechy coraz
bardziej się mnożą, głos krwi niewinnie mordowanych i krzywdzonych
wyznawców Chrystusa woła o pomstę, o wymierzenie sprawiedliwości
oprawcom, którzy znowu wskutek nadmiaru zbrodni boją się myśleć o Bogu
sprawiedliwym i dlatego wolą szerzyć bezbożnictwo.
Otóż
idea
miłosierdzia
Bożego,
ujawniona
w
uroczystości
Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią, zwróci ich uwagę na
możliwość uzyskania przebaczenia, wleje ufność w ich zrozpaczone sumienie i
w taki sposób spowoduje powrót zbłąkanych do owczarni Chrystusowej.
Jednocześnie wpłynie ta idea na wiernych i pobudzi ich do wytrwałości i
większej ufności, do wytężenia sił swoich w celu złączenia wszystkich narodów
w bratniej miłości — w jednej wspólnej owczarni pod jednym Pasterzem.
Obecnie wielu chrześcijan należy do Kościoła tylko zewnętrznie, a w
praktyce nie stwierdza swej przynależności do niego: całymi latami nie
przystępują do sakramentów świętych, w dnie świąteczne nie uczestniczą we
Mszy św., a nawet już nie chrzczą swych dzieci. Często ta obojętność wypływa
nie ze złej woli, ale z braku uświadomienia doniosłości łask miłosierdzia
Bożego, płynących z sakramentów chrztu, pokuty i Eucharystii. Ponieważ
liturgia Niedzieli Białej — jak o tym była mowa wyżej — mocno uwypukla
nieskończone miłosierdzie Boże w tych sakramentach, przeto podkreślenie tych
łask w Niedzielę Białą niewątpliwie przyczyniłoby się do ożywienia życia
religijnego u ludzi oziębłych i obojętnych.
2. Symbole Miłosierdzia Bożego
Symbolem miłosierdzia Bożego, ujawnionego w najwyższym stopniu w
Odkupieniu, jest woda i krew, które wypłynęły z otwartego włócznią boku Pana
Jezusa na krzyżu 1. Ta prawda została poglądowo przedstawiona na obrazie,
przedstawiającym Pana Jezusa w momencie ukazania się Jego Apostołom w
dniu Zmartwychwstania wieczorem ze słowami: „Pokój wam!” i ustanowienia
62
sakramentu pokuty (J. 20, 19 nn.). Chrystus w białej szacie przepasanej pasem
wchodzi do wieczernika przez drzwi zamknięte, spoglądając ku dołowi na
Apostołów, według wschodniego zwyczaju spoczywających wokół stołu na
niskich tapczanach; prawą ręką podniesioną do wysokości ramienia błogosławi,
a lewą uchyla szatę w okolicy Serca (niewidzialnego), skąd wychodzą dwa
promienie (na prawo od widza blady, a na lewo czerwony). Promienie te
symbolizują wodę i krew, jakie wypłynęły z boku Zbawiciela po otwarciu go
włócznią na krzyżu (J. 19, 34). Ojcowie i Doktorowie Kościoła widzą w tej
wodzie i krwi symbol Kościoła rodzącego się z boku zmarłego Chrystusa, jak
Ewa powstała z boku śpiącego Adama, wraz z sakramentami oczyszczającymi
duszę (chrzest i pokuta, oznaczone przez promień blady), jak i życiodajnymi
(sakrament Ołtarza i inne, oznaczone przez promień czerwony). 2
*
* *
W czasie ostatniej wojny bardzo się rozpowszechniły modlitwy i obrazy
miłosiernego Chrystusa, malowane przez różnych artystów pod wpływem
przeżyć siostry Faustyny Kowalskiej ze Zgromadzenia SS. Matki Boskiej
Miłosierdzia. Obrazy te nie odpowiadają często wymogom sztuki
kościelnej i nie posiadają żadnej historycznej podobizny Chrystusa.
Każdy artysta przedstawia go na swój sposób, zależnie od talentu i
wymogów sztuki malarskiej. Prawdziwa wartość obrazu leży nie tyle w
zestawie kolorów, ile w wielkości Bożej łaski. W roku 1954 w Krakowie
urządzono konkurs na obraz Najmiłosierniejszego Odkupiciela w
momencie ukazania się Jego Apostołom w Wieczerniku w dniu
Zmartwychwstania i ustanowienia sakramentu pokuty (J. 20, 19 nn.).
Artystyczna Komisja Arcybiskupia w Krakowie pod przewodnictwem J.
E. Biskupa Stanisława Rosponda, sufragana krakowskiego, dn. 2. IX.
1954 r. wybrała obraz art. mal. prof. Ludomira Sleńdzińskiego, co dn. 3.
IX. 1954 r. potwierdziła Artystyczna Komisja Biskupia w Przemyślu, a
dn. 5. X. 1954 r. zaakceptowała Komisja Główna Episkopatu Polski w
Warszawie. 3
Tymczasem dnia 6. III 1959 r. w Osservatore Romano ukazała się
„Notificatio S. Officii”, zalecająca wielką roztropność w szerzeniu kultu
Miłosierdzia „według formuły S. Faustyny”. Obraz Najmiłosierniejszego
Zbawiciela, zaaprobowany przez Główną Komisję Episkopatu, jako
oparty na Ewangelii, a nie na objawieniu prywatnym, nie wydaje się
podlegać temu zakazowi i dlatego pozostał w świątyniach. Powód tej
Notyfikacji Św. Officium nie jest dostatecznie znany. Od pewnego jednak
czasu patrzy się na całość sprawy już inaczej, szczególnie po II Soborze
Watykańskim. W Konstytucji „O Kościele” (nr 34 i 35) orzekł on, że
wierni również uczestniczą w funkcjach kapłańskich Chrystusa. Bóg
63
może użyczyć wiernym szczególnych łask, tzw. charyzmatów dla dobra
całego Ludu Bożego. Ta prawda, przez Sobór Watykański II
przypomniana, rzuca zupełnie nowe światło na posłannictwo siostry
Faustyny Kowalskiej, której proces beatyfikacyjny jest w toku.
1
AAS, XXXXVIII, 1956, str. 333; S.T., III, q. 66, a. 3.
S. Augustinus, „Sermo 259 in Dom. in Albis”, Migne, PL., 35, 1196.
S. Brunonis ep. Signensis, „Homilia in Dom. in Albis”, Migne, P.L., 165, 291.
B. Rabani Mauri arch. „Homilia in Dom. in. Albis”, Migne, P.L., 110, 291.
Rudolphi Ardentis „Homilia in Domin. in Albis”, Mignę, P.L., 155, 1863.
S.T., III, q. 62, a. 5, c. etc.
3
Ocena obrazu L. Sleńdzińskiego przez Artystyczną Komisję Arcybiskupią w Krakowie dnia 2. IX.
1954 r. tak brzmi:
a) Pod względem artystycznym obraz stoi na wysokim poziomie i nie budzi żadnych zastrzeżeń.
b) Pod względem dogmatycznym jest zgodny z nauką i przepisami Kościoła.
c) Pod względem liturgicznym odpowiada wymaganiom i nawiązuje do liturgii Niedzieli Przewodniej
oraz nie budzi zastrzeżeń i wątpliwości, które nasuwają dotychczasowe tego typu obrazy.
(—) + Stanisław Rospond, Biskup Sufragan Krakowski, Przewodniczący.
(—) Ks. Dr Tadeusz Kruszyński, Dziekan Wydziału Teologicznego U.J. Prof. Historii Sztuki.
(—) Dr Adam Bochnak, Dziekan Wydziału Humanistycznego U.J. i Prof. Historii Sztuki.
(—) Ks. Kazimierz Figlewicz, Kustosz Katedry na Wawelu.
(_) Ks. Władysław Lutecki, Konserwator Muzeum i Przewodniczący Art. Komisji Biskupiej w
Przemyślu — 3. IX. 1954.
2
*
* *
3. Potrzeba uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela
Wielkie idee objawione przez Boga znajdują swój wyraz nie tylko w
obrazach świętych, ale przede wszystkim w uroczystościach, które Kościół
ustanawia dla ich uczczenia. Dlatego idea miłosierdzia Bożego, którą zarówno
Pismo św., jak i liturgia tak wyróżnia spośród innych doskonałości Bożych,
winna znaleźć swój wyraz w formie uroczystości Najmiłosierniejszego
Zbawiciela, na którą najodpowiedniejszym dniem jest niedziela pierwsza po
Wielkanocy, czyli Niedziela Przewodnia. Wskazuje na to duch liturgii tej
niedzieli, niepotrzebującej żadnych zmian liturgicznych, a tylko głębszego
wniknięcia w myśl Autora liturgii, który przeznaczył ten dzień na uwielbienie
Boga w miłosierdziu, jakie objawia się głównie w sakramentach chrztu, pokuty i
Ołtarza, dziś niestety, niedocenianych i przez wielu zaniedbywanych.
Ta uroczystość nie wprowadza żadnych zmian w cyklu liturgicznym, a tylko
rozwija to, co było w liturgii, uwypukla i poglądowo przedstawia to, o czym
obszernie pisali Ojcowie Kościoła, a czego dziś domaga się nędza ludzka. Żadna
inna doskonałość Boża nie pobudza w takim stopniu grzeszników do poprawy,
niewiernych do na wrócenia, oziębłych i stygnących do gorliwości, a
rozpaczających do ufności, jak nieskończone miłosierdzie Boże. Na wielu ludzi
świętość, potęga i sprawiedliwość Boża działają jakby hamująco, albowiem
czują się bardzo nędznymi i słabymi oraz niegodnymi służby Bożej. Natomiast
64
wspomnienie na miłosierdzie Boże pobudza ich do pracy zarówno nad sobą jak i
nad innymi, ożywia wielkoduszność do ofiar oraz męstwo do walki o Królestwo
Boże.
Jakże tedy szerokie perspektywy otwiera nam nabożeństwo do miłosierdzia
Bożego! Jak ono jest dostosowane do czasów obecnych, w których cała
ludzkość odczuwa swoją nędzę! Jak ono pociąga i trafia do przekonania duszom
nawet najbardziej oziębłym! Z jaką błyskawiczną szybkością ogarnia całe kraje i
narody! Daje im bowiem balsam kojący na rany ich dusz; umożliwia uczczenie
tego, w czym Bóg pragnie być czczony i wielbiony; leczy duchowo człowieka,
społeczeństwa i narody, które się z tym nabożeństwem zetknęły. Biorąc pod
uwagę to wszystko, można twierdzić z całą pewnością, że jest to jedyny ratunek
dla ginącej ludzkości i że ta ludzkość nie zazna uspokojenia, dopóki nie zwróci
się z ufnością do miłosierdzia Bożego, czyli do Najmiłosierniejszego
Odkupiciela przez uwielbienie Go w Niedzielę Przewodnią.
Są jednak i trudności przy urzeczywistnieniu tych myśli. Nad ich
rozwiązaniem teraz pokrótce się zastanowimy.
II. Trudności
1. Kult Serca Jezusowego a kult Najmiłosierniejszego Zbawiciela
Istnieją ludzie z góry uprzedzeni do wszelkiej nowości, toteż chcieliby oni
widzieć Kościół jak ciało bez duszy, które całą swą doskonałość otrzymało od
początku i winnoby w niej skostniałe pozostać. Wszystko więc co w ciągu
wieków powstało, czy to w zakresie dogmatu, czy też pobożności, było zawsze
w ich oczach wybujałością, a nawet zepsuciem. Tymczasem Kościół jest
organizmem żywym i jak każdy organizm, rozwija się i udoskonala. Wprawdzie
skarb Objawienia ze śmiercią ostatniego Apostoła został zamknięty, lecz wiele
prawd, zawartych w Objawieniu, znajduje się w nim tylko w zawiązku i
konkretne ich sformułowanie dokonuje się z wolna, w ciągu wieków, z
pewnością pod naciskiem i kierownictwem Ducha Św., co wyraźnie pod kreślił
ostatni Sobór Watykański.
Dusza Pana Jezusa od pierwszej chwili wcielenia posiadała wszystkie skarby
wiedzy i mądrości Bożej, lecz na zewnątrz ukazywały się one zwolna i
stopniowo: w miarę jak Jezus wzrastał, rosły objawy wiedzy i mądrości i
ujawniały się Jego cnoty. Podobnie dzieje się w Mistycznym Ciele Chrystusa,
Kościele. Znajdujemy np. w Piśmie św. prawdę objawioną, że „Słowo było u
Boga i Bogiem było Słowo… Słowo stało się ciałem” (J. 1, 1 i 14), ale było to
tylko nasionko, z którego w Kościele, po kilku wiekach rozwinęła się nauka, że
Pan Jezus miał jedną Osobę Boską, a dwie odrębne natury, dwie wole i dwa
65
odrębne działania. To samo można powiedzieć o tytule Bożej Rodzicielki, o Jej
Niepokalanym Poczęciu, Wniebowzięciu itp. Nie są to jakieś zupełnie nowe
prawdy, lecz są to wyjaśnienia, rozwinięcia i określenia prawd objawionych.
To samo stosuje się do nabożeństw, których nie można uważać za nowość,
lecz za konsekwencje płynące z działalności żywego Kościoła. Skoro Kościół
pozwoli na nabożeństwo prywatne lub poleci publiczne, winniśmy je z radością
przyjąć i pomóc w jego rozszerzaniu. Kto postępuje inaczej, ten nie myśli tak,
jak Kościół (non „sentit cum Ecclesia”). Takiego czucia nie mieli ci, którzy tak
usilnie sprzeciwiali się kultowi Serca Pana Jezusa, że odwlekli jego
zatwierdzenie na dwieście prawie lat. Podobnie postępują teraz z kultem
Miłosierdzia Bożego ci, którzy utrzymują, że jest on zbyteczny, albowiem
zawiera się już w kulcie Serca Jezusowego, lub że jest nawet szkodliwy, jako
rywalizujący z tym ostatnim. Pożyteczną tedy będzie rzeczą poznać stosunek
wzajemny tych obu kultów.
W każdym kulcie rozróżniamy przedmiot materialny bliższy i dalszy,
przedmiot formalny, oraz cel, do którego dany kult zmierza. Zbyteczny jest ten
kult, którego przedmiot materialny bliższy, przedmiot formalny i cel mieści się
już w innym kulcie ustalonym. Przedmiot dalszy może być podobny, a nawet
wspólny. Ostatecznie przedmiotem dalszym wszystkich kultów jest Bóg w
Trójcy Przenajświętszej Jedyny. Jeżeli tedy przedmiot bliższy materialny,
przedmiot formalny i cel kultu miłosierdzia Bożego mieści się w kulcie Serca
Jezusowego, ten pierwszy będzie rzeczywiście zbyteczny.
Otóż bliższym przedmiotem materialnym w kulcie Serca Jezusowego jest
żywe Serce Pana Jezusa, utworzone z ciała i złączone nierozdzielnie z Bóstwem
Drugiej Osoby Boskiej — ze Słowem Przedwiecznym. To Najświętsze Serce
było przebite na krzyżu i pozostaje razem z Bóstwem w Eucharystii. Wierni
adorują Serce Pana Jezusa samo w sobie, to jest jako Serce, pałające miłością ku
ludziom, a równocześnie głęboko zasmucone z powodu zniewag, jakimi ludzie
je napawają. Jego wezwanie do miłowania Go staje się wezwaniem do
współczucia, wynagrodzenia, przeproszenia i zadośćuczynienia i to jest właśnie
głównym celem tego kultu. Można upatrywać w nim i inne cele, ale one będą
tylko celami drugorzędnymi i przygodnymi.
W kulcie Najmiłosierniejszego Zbawiciela, bliższym przedmiotem
materialnym jest Krew i woda, które wypłynęły z przebitego boku Zbawiciela
na krzyżu, a które są oznaczone na obrazie Najmiłosierniejszego Zbawcy przez
promienie czerwony i blady. Symbolizują one — jak to widzieliśmy — Kościół,
rodzący się z boku umarłego na krzyżu Zbawiciela, z sakramentami
oczyszczającymi duszę (chrzest i pokuta — promień blady) i życiodajnymi
(Sakrament Ołtarza i inne, których symbolem jest Krew — promień czerwony).
Obraz ten bardzo harmonizuje z liturgią Niedzieli Przewodniej i ją poglądowo
wyjaśnia. A więc przedmiot bliższy materialny w tym kulcie jest zupełnie inny,
niż w kulcie Serca Jezusowego.
66
*
* *
Ale czy ta woda i Krew są bezpośrednio złączone z Bóstwem Chrystusa i
czy mogą być przedmiotem materialnym czci Bożej, jak np. Najświętsze
Serce Pana Jezusa?
Według opinii teologów bezpośrednio z Bóstwem są złączone tylko te
części ciała Chrystusa, które stanowią Jego naturę ludzką. (Inne części jak
łzy, pot itp., które z ciałem Chrystusa łączą się pośrednio, nie są w
jedności hypostatycznej ze Słowem Przedwiecznym). Nie ma
wątpliwości, że najdroższa Krew Zbawiciela jest w jedności osobowej z
Jego Bóstwem i dlatego zasługuje na uwielbienie w kulcie adoracji.
Dowodem tego jest Uroczystość Krwi Przenajświętszej 1 lipca, litania do
tejże Krwi, ostatnio zaaprobowana do publicznego odmawiania. Co się
tyczy wody, która wypłynęła z boku Chrystusa, u niektórych powstają
wątpliwości, czy ona może być przedmiotem kultu adoracji.
Najnowsze badania medycyny stwierdzają, że woda owa jest żętycą
„serum”, jaka się zawsze znajduje w osierdziu. W tym wypadku woda
owa byłaby bezpośrednio złączona z ciałem Chrystusa i jako pozostająca
w jedności hypostatycznej z Jego Bóstwem, mogłaby być przedmiotem
czci. Ponieważ Kościół z reguły w uwielbieniu Chrystusa ma na
względzie całe Jego człowieczeństwo i bez poważnych racji od tej zasady
nie odstępuje, nie mielibyśmy pewności, czy ta woda razem z Krwią
Zbawiciela mogłaby być przedmiotem kultu, zanim Stolica Apostolska
nie wypowie się w tej materii.
Mamy w liturgii Kościoła świadectwa, że kult tej wody już istnieje. Oto
przy pokropieniu wodą święconą w czasie wielkanocnym celebrans
śpiewa: „Widziałem wodę”, a chór kontynuuje: „wychodzącą z prawego
boku świątyni, alleluja, alleluja, a wszyscy, których ta woda dosięgła,
zostali zbawieni i mówić będą: alleluja, alleluja”… W brewiarzu, w
hymnie na Jutrznię, w czasie wielkanocnym, obok Krwi wielbi się i wodę
z boku Chrystusa, jako znak odkupienia: „Który jako Pasterz odwieczny
myjesz trzodę wodą chrztu: to jest kąpiel dusz, to jest grób grzechów”.
Podobnie śpiewamy w hymnie Eucharystycznym: „Witaj prawdziwe
Ciało, zrodzone z Maryi Dziewicy, z którego boku przeszytego wypłynęła
woda i krew”. Wreszcie w Westchnieniach św. Ignacego do
Najmiłosierniejszego Zbawiciela, zaopatrzonych w odpusty, jakie się
znajdują w Brewiarzu wśród modlitw po Mszy św., czytamy: „Krwi
Chrystusowa, pokrzep mię! Wodo z boku Chrystusa, obmyj mię”.
Co do podstaw tego kultu jedni sądzą, że owa woda stanowi część
składową ciała Chrystusa i że za taką uważa ją Duch Św. w Ewangelii św.
67
Jana i w I – szym jego liście: „A jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok
jego, a natychmiast wypłynęła krew i woda. A ten, który widział, dał
świadectwo i prawdziwe jest jego świadectwo” (J. 19, 34 – 35). „Jest to
ten sam Jezus Chrystus, który przyszedł przez wodę i przez krew, nie w
wodzie tylko, ale w wodzie i we krwi… I Trójca wydaje świadectwo na
ziemi: duch, woda i krew, a Trójca ta jednym jest” (I J. 5, 6 i 8). Te słowa
umieszczone zostały z natchnienia Ducha Św., aby specjalnie i łatwo
można było Wodzie tej obok Krwi cześć oddawać. Dlatego jedna i druga
może być przedmiotem kultu.
Inni znowu wprost twierdzą, że kult wody, jaka wypłynęła z boku
Chrystusa, jest możliwy z powodu jej istotnej łączności z
człowieczeństwem Odkupiciela. W jednym i drugim wypadku kult krwi i
wody, jaka wypłynęła z boku Najmiłosierniejszego Zbawiciela, jest
dopuszczalny i one mogą być przedmiotem materialnym w kulcie
Miłosierdzia Bożego, czyli Najmiłosierniejszego Odkupiciela. 4
4
Franciscus Diekamp, O.P. „Theologiae Dogmaticae manuale”, Parisiis, 1950 r. II, 253 – 255.
Dr Petrus Parente: „De Verbo Incarnato”, Romae 1946, p. 110.
Pierre Barbet: „La Passion de N.S. Jésus – Christ selon la chirurgie” Issoudun, France, 1950.
*
* *
Przedmiotem formalnym w kulcie Serca Jezusowego czyli motywem tego
kultu jest miłość Zbawiciela ku rodzajowi ludzkiemu, nie wykluczając Jego
miłości ku Ojcu. Miłość Pana Jezusa ku nam jest Boska i ludzka. Stąd Serce
Jezusowe można uważać za symbol Jego potrójnej miłości ku nam: 1) Boskiej,
2) ludzkiej duchowej, 3) ludzkiej zmysłowej. To Serce nie jest jednak obrazem
formalnym, czyli znakiem doskonałym miłości Boskiej Słowa Przedwiecznego
ku ludziom, a tylko jak gdyby jej śladem — „quasi vestigium”. Żaden bowiem
obraz nie jest w stanie przedstawić istoty tej nieskończonej „miłości
miłosiernej”, jak ją nazywa Pius XII w Encyklice „Haurietis aquas” 5. Stąd
wynika, że w kulcie Serca Jezusowego czcimy przede wszystkim miłość ludzką
Zbawiciela ku nam obok miłości Boskiej ku ludziom, która jako miłość ku
nędznemu człowiekowi jest miłosierdziem. Czyli, że w tym kulcie czcimy tylko
ślad miłosierdzia Bożego.
Przedmiotem formalnym w kulcie Najmiłosierniejszego Zbawiciela, czyli
motywem tego kultu jest miłosierdzie Ojca, Syna i Ducha Św., które można
nazwać miłością, ale w innym znaczeniu niż to, które nadajemy temu wyrazowi
w potocznej mowie, albowiem nie jest to miłość upodobania w doskonałościach,
ale litosna miłość nędzy, w jakiej ludzkość znalazła się po grzechu, jak mówi
Pismo św.: „Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego przyciągnąłem cię,
litując się” (Jer. 31, 3). Toteż Pius XII we wspomnianej Encyklice „Haurietis
aquas” odróżnia miłość Boga we właściwym znaczeniu, miłość jaka się wyraża
68
w stosunku Osób Boskich do siebie, od miłości Boga ku ludziom, którą nazywa
„miłością miłosierną”, czyli miłosierdziem Bożym 6. A więc i formalny
przedmiot tego kultu jest inny.
Celem kultu Miłosierdzia Bożego jest obudzenie ufności ku Bogu przez
Pośrednika Jezusa Chrystusa, jak na to wskazuje podpis pod obrazem: „Jezu,
ufam Tobie”. Dziś ludzie przesadnie zaufali sobie, swojemu rozumowi, swojej
sile i wynalazkom, dlatego znaleźli się nad brzegiem przepaści i drżą przed
niepewną przyszłością, jak powiada Pismo św.: „Przeklęty człowiek, co na
ludziach polega i w ciele pokłada swoją siłę. Szczęśliwy mąż, co na Bogu
polega, którego jest Pan” (Jer. 17, 5 – 8). Cel tedy tego kultu jest również inny
niż kultu Serca Jezusowego.
Dalszym przedmiotem w jednym i drugim kulcie jest Osoba Boga
Człowieka. Ale gdy w kulcie Serca Jezusowego Pan Jezus przed stawiony jest
na obrazach w różnych postawach (stojącej, popiersie, z globem ziemskim w
ręku lub bez niego itp.), z Sercem uwidocznionym na zewnątrz, bez określenia
momentu z Jego życia na ziemi — w kulcie miłosierdzia Bożego tym
przedmiotem jest Zbawiciel w Wieczerniku, w momencie ukazania się
Apostołom w dniu Zmartwychwstania ze słowami: „Pokój wam!” i
ustanowienia Sakramentu pokuty — sakramentu miłosierdzia Bożego.
Charakterystyczną cechą obrazu Najmiłosierniejszego Zbawiciela są nie tylko
promienie, symbolizujące bliższy przedmiot materialny tego kultu, ale cała
ludzka postać Zbawiciela we wspomnianym momencie, jako Pośrednika między
Bogiem w Trójcy jedynym a rodzącym się z boku Jezusa Kościołem.
Jakkolwiek na obrazie widzimy postać ludzką Pana Jezusa we
wspomnianym momencie, kult ten poprzez Najmiłosierniejszego Zbawiciela
odnosi się do wszystkich trzech Osób Boskich Trójcy Przenajświętszej w równej
mierze, a Pan Jezus w swojej ludzkiej postaci jest tylko Pośrednikiem, przez
którego człowieczeństwo płyną ustawicznie łaski, oczyszczające dusze nasze i
ożywiające je. Sprawcą zaś tych wszystkich łask jest pochodzący od Ojca i Syna
Duch Św., który działa we wszystkich sakramentach św., sakramentaliach,
charyzmatach i w każdym zasługującym czynie.
Z powyższego wynika, że kult Najmiłosierniejszego Zbawiciela jest inny
niż kult Serca Jezusowego, albowiem różni się od niego w swoim przedmiocie
materialnym, formalnym i w celu. Tam przedmiotem bliższym materialnym jest
Serce Pana Jezusa, a tu Krew i woda, które wypłynęły z tego Serca; tam
dalszym przedmiotem jest Osoba Zbawiciela, bez określonego momentu w Jego
życiu ziemskim, a tu ta sama Osoba — w momencie ustanowienia sakramentu
miłosierdzia Bożego; tam przedmiotem formalnym jest miłość Zbawiciela ku
ludziom, przede wszystkim miłość ludzka, a tu — miłosierdzie Boże, czyli w
szerszym znaczeniu miłość Ojca, Syna i Ducha Św.; tam głównym celem kultu
jest miłość zadośćczyniąca, przepraszająca i wynagradzająca, a tu obudzenie
ufności ku Bogu w sercach ludzi, stojących nad brzegiem przepaści.
69
Toteż kult Najmiłosierniejszego Zbawiciela nie rywalizuje z kultem Serca
Jezusowego, nie zasłania go i nie zawiera się w nim całkowicie. Przeciwnie, jest
on logiczną konsekwencją kultu Serca Jezusowego, albowiem rozszerza go,
pogłębia i uzupełnia. Obraz Najmiłosierniejszego Zbawiciela nie może
zastępować obrazu Serca Jezusowego i nie wpływa ujemnie na „solenność
nabożeństw pierwszopiątkowych”, jak się tego niektórzy obawiają. Praktyka
wykazuje, że tam, gdzie obok obrazu Serca Jezusowego wprowadzono obraz
Najmiłosierniejszego Zbawiciela, powaga i uroczysty charakter nabożeństw
pierwszopiątkowych jeszcze bardziej się spotęgowały: zwiększyła się
pobożność i ilość przystępujących do sakramentów św. oraz podwoiły się tłumy
na nabożeństwach czerwcowych. Dzięki bowiem temu obrazowi wierni lepiej
poznają stosunek Boga do ludzi i pojmują, że nie tylko Zbawiciel ich kocha, ale
że przede wszystkim lituje się nad nimi, byleby się zwracali do Niego w duchu
pokuty i z ufnością.
5
6
AAS, 1956, str. 344.
AAS, 1956, str. 321.
2. Inne trudności
Są jeszcze inne trudności, wysuwane tu i ówdzie. Nie są one poważne, ale
dla całości będzie rzeczą zbyteczną o nich wspomnieć i obiektywnie je
rozwiązać.
Niektórzy utrzymują, że w Kościele nie ma zwyczaju czcić osobno
poszczególnych doskonałości Bożych. Takie twierdzenie nie zgadza się z
rzeczywistością, albowiem kult mądrości Bożej sięga pierwszych wieków
chrześcijaństwa (w Konstantynopolu świątynia Hagia Sophia); podobnie od
dawna Kościół czci Opatrzność Bożą, wznosi pod tym wezwaniem świątynie i
eryguje Arcybractwa (Klemens X, dnia 19 sierpnia 1705 r., udzielił odpustów
dla Arcybractwa Opatrzności). Kult doskonałości Bożych skierowuje się w
rzeczywistości ku samemu Bogu, gdyż doskonałości te nie różnią się rzeczowo
od Jego istoty. Zresztą kult ten tylko ubocznie ma za przedmiot doskonałość
miłosierdzia Bożego, a bezpośrednio skierowany jest do Osoby
Najmiłosierniejszego Zbawiciela, przez którego ta doskonałość Boga najbardziej
się ujawniła. Jak w uroczystości Chrystusa Króla ubocznie czcimy doskonałość
panowania Boga nad światem, tak w uroczystości Najmiłosierniejszego
Odkupiciela uczcimy miłosierdzie Boże.
U niektórych znowu powstaje wątpliwość, czy potrzebna jest osobna
uroczystość, jeżeli w każdej modlitwie Kościół zwraca się do miłosierdzia
Bożego? Otóż ludzie nie zwykli zwracać uwagi na to, co się powtarza często, a
tym bardziej codziennie. Natomiast zastanawiają się i poznają lepiej rzecz
powszednią wówczas, gdy okazujemy ją w szacie świątecznej. Dlatego, mimo
70
że codziennie i wielokrotnie wielbimy Trójcę Świętą w doksologii („Chwała
Ojcu, Synowi i Duchowi Św., jak było na początku, teraz i zawsze, i na wieki
wieków. Amen”) i w znaku krzyża, Kościół uznał za rzecz konieczną ustanowić
na uczczenie tej tajemnicy osobną uroczystość, którą Jan XXI rozciągnął w roku
1334 na cały świat katolicki. Tym bardziej występuje konieczność obrania
jednego dnia na uwielbienie Boga w miłosierdziu w uroczystości
Najmiłosierniejszego Zbawiciela, którego dziś ludzkość tak bardzo potrzebuje,
ale Go nie zna i nie naśladuje.
Inni znowu wysuwają niewłaściwość „wyłuskiwania z tęczy przymiotów
Bożych (sprawiedliwości, wszechmocy, miłości itp.) jednego tylko
miłosierdzia”. Odpowiedzi na tę trudność udziela sam Chrystus, który wyróżnia
miłosierdzie Boże spośród innych doskonałości, gdy nie nakazuje wielbić i
naśladować wszechmocy, sprawiedliwości, miłości czy innych przymiotów
Boga, ale przede wszystkim Jego miłosierdzie: „Bądźcie miłosierni, jak i Ojciec
wasz miłosierny jest” (Łk. 6, 36). Nie można bowiem naśladować tego, kogo się
nie zna i nie czci. Kto chce, niech wielbi i sprawiedliwość, ale jeżeli ją na siebie
ściągnie w tym życiu, dokąd się zwróci bez miłosierdzia Bożego?
„Sprawiedliwość Twa słusznie nas zagubić może — głosi pieśń Urbana VIII:
„Przed oczy Twoje, Panie”. Wielbiąc Boga w miłosierdziu, wielbimy Go i w
miłości, która — jak wiemy — w stosunku do ludzi jest miłosierdziem.
Inni mówią: „Uroczystość Miłosierdzia Bożego może być okazją do
zbytniej ufności, która jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu. Toteż
ustanowienie jej nie byłoby wskazane, szczególnie ze względu na ludzi mało
uświadomionych w rzeczach wiary”. Odpowiadamy im, że miłosierdzie Boże
nie oznacza bezkarności, a ufność w miłosierdzie Boże — zuchwalstwa. Droga
do miłosierdzia Bożego prowadzi tylko przez pokutę i mocne postanowienie
poprawy, której koniecznym składnikiem jest ufność, pobudzająca do wierności
w spełnianiu wszystkich obowiązków przy pomocy łaski Bożej. Stąd dla ludzi
dobrej woli nie będzie żadnego niebezpieczeństwa. A że zła wola ludzka może
czasami nadużyć rzeczy dobrej, nie jest to powód do zwalczania tej rzeczy.
Ludzie bardzo nadużywają łask Bożych, a nawet nieraz nadużywają
Przenajświętszego Sakramentu, a mimo to Bóg nie przestaje im łask swoich
udzielać.
Co się tyczy ludzi nieuświadomionych w rzeczach wiary, nie można przed
nimi ukrywać tego, co stanowi konieczny warunek usprawiedliwienia, a tym
warunkiem jest ufność w miłosierdzie Boże. Słuszną i godziwą, a nawet
konieczną jest rzeczą, abyśmy dobrze poznali to, czego nas uczy o Bogu Pismo
św. i Tradycja, czyli to, co Bóg sam o sobie objawił. Jeśli bowiem w nadmiernej
swej łaskawości odkrywa nam tajemnice swego życia wewnętrznego i działania
na zewnątrz, to czyni to nie w innym celu, jak tylko po to, abyśmy starali się to
poznać, przyjąć, słuchać i wszystkim ułatwić zrozumienie tego. Już przez to
samo Bóg okazuje nam swe nieskończone miłosierdzie, że dozwala nam wejrzeć
71
w swe tajemnice i motywy działania, że nie uważa nas tylko za sługi, że nie
obchodzi się z nami jak z niewolnikami, którzy nie wiedzą, co się dzieje w
domu Pana. Tak postępując Bóg dowodzi, że uważa nas za swe dzieci, którym
wolno wiedzieć, co się dzieje w rodzinie Ojca, że uważa nas za przyjaciół, przed
którymi odsłania swe skarby, jak to powiedział Zbawiciel: „Już was nie nazwę
sługami, bo sługa nie wie, co czyni Pan jego. Lecz nazwałem was przyjaciółmi,
bo wszystko, cokolwiek od Ojca usłyszałem, oznajmiłem wam” (J 15, 15).
Wreszcie niektórym nasuwa trudności sam dzień Niedzieli Przewodniej,
której liturgia ściśle łączy się z uroczystością Zmartwychwstania; dlatego —
powiadają — „wyłuskiwanie w tym czasie miłosierdzia Bożego prowadzi do
spłycenia fundamentalnego dogmatu chrześcijaństwa i odwraca uwagę od faktu
Zmartwychwstania” 7. Otóż fakt Męki i Zmartwychwstania Bożego jest
ujawnieniem największego miłosierdzia Bożego, największego triumfu
Zbawiciela nad nędzą śmierci, grzechu i piekła. Podkreślenie motywu daru nie
tylko nie odwraca uwagi od samego daru, ale jeszcze bardziej ją na nim skupia.
Dlatego podkreślenie motywu Męki i Zmartwychwstania, jakim jest
miłosierdzie Boże, bardziej podnosi w umyśle wiernych znaczenie tego faktu i
pobudza do radości i wdzięczności. Według logiki przez rozszerzenie przesłanki
wniosek umacnia się, a nie osłabia, Kult zaś miłosierdzia Bożego w Okresie
Wielkanocnym jest tylko rozszerzeniem przesłanki, a zatem może tylko bardziej
skupić uwagę na fakcie Zmartwychwstania Zbawiciela.
Zresztą nie możemy ukrywać tego, co w liturgii występuje z całą
oczywistością. Inaczej rozminęlibyśmy się z jej celem, a liturgista
sprzeniewierzyłby się swemu zadaniu. Właśnie dlatego, że Niedziela
Przewodnia jest ukoronowaniem Niedzieli Zmartwychwstania i jej
dopełnieniem, że jest z nią zrośnięta bogatymi w treść myślami i obrzędami
liturgicznymi, jest rzeczą konieczną uwypuklić te myśli, rozwinąć je i
poglądowo wiernym przedstawić, a nie ukrywać. Inaczej byłby to nie tylko
„błąd architektoniczny, psujący czystość stylu liturgicznego”, ale wręcz
przekreślenie celu liturgii, ukrywanie przed światem tego, co Oblubienica
Chrystusowa od wieków chce mu pokazać.
Wierni zwykle rozważają to, co im kapłan podaje w kazaniu, co jest
treścią modlitw odmawianych lub pieśni śpiewanych. W uwielbieniu zaś
Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią tylko o to chodzi. Nie
wprowadzamy bowiem żadnych zmian w liturgii, a tylko pragniemy uwypuklić
to, co tak jasno wypływa z jej ducha, a czego domaga się więcej niż
kiedykolwiek psychika ludzi, której tak bardzo odpowiada idea miłosierdzia
Bożego, jak o tym świadczy spontaniczne szerzenie się tego kultu po całym
świecie.
Życie Kościoła nie mumifikuje się, ale dlatego, że jest życiem, rozwija się
podobnie jak i jego modlitwa. Każde pokolenie przynosi cząstkę w wiekowym
hołdzie Panu Bogu. I tak będzie aż do końca świata. Wyrażenie czci i
72
uwielbienia nie jest zawsze jednakowe. Dlatego widzimy z biegiem wieków
rozwój życia liturgicznego. Życie to na początku było bardzo skromne, ale
posiadało w zarodku pełnię swej żywotności i powoli doszło aż do nas w szacie
swych dzisiejszych modlitw, obrzędów ofiary Mszy św. i śpiewów. Żywotność
liturgii wynika z nieprzebranych łask Bożych i wiary samego Kościoła. Otóż
zachwianie dziś wiary u wielu wymaga jej ożywienia przez kult Miłosierdzia
Bożego i uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę
Przewodnią.
Życie Mistycznego Ciała Chrystusa i życie każdego z Jego członków jest
dalszym ciągiem, pewnego rodzaju powtórzeniem życia samej Głowy —
Chrystusa. Dlatego Kościół w ciągu roku liturgicznego ustawicznie przesuwa
przed oczyma wiernych, jakby film ziemskiego życia Chrystusa. W miarę jak
taśma tajemnic życia naszego Pana rozwija się na ekranie roku liturgicznego,
dzieci Kościoła mają możność przyswajać sobie całość dogmatów i całą etykę
chrześcijańską. Punktem kulminacyjnym w tym rozwoju jest Uroczystość
Zmartwychwstania, która winna nam przypomnieć główny motyw wszystkich
dzieł Bożych, a przede wszystkim Odkupienia.8 Tym motywem jest właśnie
miłosierdzie Boże, które Autor liturgii tak mocno podkreśla w Tygodniu
Wielkanocnym, a szczególnie w Niedzielę Przewodnią.
Streszczając wszystko, co było dotychczas powiedziane stwierdzamy, że
wszystkie trudności wysuwane w związku z wielbieniem Najmiłosierniejszego
Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią, są wynikiem tylko nieporozumienia, że ze
względu na obecne położenie świata kult ten dziś jest koniecznością, że każdy
duszpasterz może i winien w tym dniu głosić kazanie o miłosierdziu Bożym i za
pozwoleniem ordynariusza urządzać nabożeństwo z wystawieniem
Przenajświętszego Sakramentu, a gdzie na to pozwalają warunki od Wielkiego
Piątku do soboty przed Niedzielą Przewodnią, odprawiać liturgiczną nowennę
ku czci Najmiłosierniejszego Zbawiciela,9 albo przynajmniej odprawić triduum
przed Niedzielą Przewodnią. Od Niedzieli Przewodniej natomiast aż do
Niedzieli Dobrego Pasterza duszpasterze z pożytkiem zorganizują Tydzień
Miłosierdzia, celem przyjścia z pomocą biednym lub głodującym w świecie,
pobudzając wiernych do naśladowania miłosierdzia Bożego poprzez uczynki
miłosierne. Symbolem tej akcji niechaj będzie obraz Najmiłosierniejszego
Zbawiciela, a hasłem: „Uwielbiony Bóg w Trójcy i miłosierdziu!”.
7
„Homo Dei”, Przegląd Ascetyczno – Duszpasterski, Warszawa 1950, str. 668.
8
Jacek Woroniecki O.P. „Tajemnica Miłosierdzia Bożego”, Poznań 1945, s. 75 – 155
9
Ks. Dr Michał Sopoćko, „Nowenna i inne modlitwy do Miłosierdzia Bożego”, Nakładem OO.
Marianów. Stockbridge, Mass., USA, Druk w Londynie, 1961, s. 32.
73
74
Panie,
wysłuchaj
miłosiernie
modlitwy pokornie Cię błagających, i
spraw, niech proszą o to, co się Tobie
podoba, abyś mógł wypełnić ich
pragnienia.
(Modlitwa liturgiczna
9 – tej Niedzieli po Zesł. Ducha Św.)
75
76
Rozdział czwarty
NIEPOKALANA MATKA MIŁOSIERDZIA
Mówiąc o uwielbieniu Boga w miłosierdziu przez ustanowienie
uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela, nie można pominąć Tej, którą
Bóg obdarzył największym miłosierdziem, uwalniając Ją od grzechu
pierworodnego i przeznaczając na Matkę swego Syna. Ona najlepiej uwielbiła
Boga w tej doskonałości, gdy w pieśni „Magnificat” tak mocno podkreśliła jej
powszechność i ciągłość: „A miłosierdzie Jego z pokolenia w pokolenie nad
tymi, którzy się Go boją” (Łk. 1, 50). Ona widziała największe miłosierdzie we
Wcieleniu i Odkupieniu, w którym sama wzięła czynny udział i przez to stała się
naszą Matką miłosierdzia: „Przygarnął w opiekę Izraela, sługę swego, pomny
na miłosierdzie swoje” (Łk. 1, 54).
Zastanówmy się bliżej, dlaczego Kościół nazywa Maryję Matką
miłosierdzia i jakie z tego tytułu mamy obowiązki?
I. Dlaczego nazywamy Maryję Matką Miłosierdzia?
Maryję nazywamy Matką miłosierdzia z podwójnego tytułu: ponieważ
jest Ona Matką Jezusa Chrystusa, uosobienia miłosierdzia Bożego i ponieważ
jest Ona naszą Matką, świadczącą nam ustawicznie swoje miłosierdzie.
1. Maryja jest Matką Jezusa — uosobienia miłosierdzia Bożego
Tytuł Maryi jako Matki Boga – Człowieka, jest najwspanialszym ze
wszystkich, jakimi zdobimy Jej imię. Jest to źródło całej Jej wielkości i powód
Niepokalaności. Słowo „Matka Boga”, czyli „Bogarodzica” oznacza stworzenie
rozumne, wyniesione ponad wszystko do najwyższego stopnia: jest Ona większa
nie tylko ponad wszystko, co Bóg uczynił, ale nawet wyższa ponad wszystko, co
Bóg może uczynić. Gdyby bowiem stworzył jakąś istotę wyższą od Serafinów i
Cherubinów, zawsze między tym stworzeniem a Matką Boga byłaby różnica,
jaka zachodzi między sługą a Panią, między poddanym a Królową. Słowo
77
„Matka Boga” oznacza istotę dopuszczoną do przedwiecznej płodności Boga
Ojca. Jest to godność tak wielka, że całe niebo jest przejęte czcią i uwielbieniem
dla Niej. Nawet Serafini nie mogą całkowicie pojąć godności Tej, którą Słowo
Przedwieczne nazywa swą Matką, a Ona Je — swoim Synem. Wprawdzie to
Słowo przed wiekami rodzi się tylko z Boga Ojca, ale gdy z miłosierdzia ku
ludziom stało się Ciałem, wówczas wzięło naturę z łona Maryi, łącząc ją ze
swoją Boską naturą w jednej Osobie i nadając przez to czynom natury ludzkiej
wartość i godność Boską. Słusznie tedy Ojcowie Soboru Efeskiego (431)
nazwali Maryję Bogarodzicą, albowiem Jej — jako Matce Chrystusa według
natury ludzkiej — przysługuje tytuł Matki Bożej; nie porodziła bowiem Jego
natury ludzkiej w oddzielności od Osoby Boskiej, lecz prawdziwie porodziła
Osobę Boską, Słowo Przedwieczne, Wcielone.
„Wszystkie drogi Pańskie — to łaska i miłosierdzie” (Ps. 24, 10), ale
największym dziełem miłosierdzia Bożego jest Odkupienie. Św. Tomasz widzi
pełnię wszechmocy i miłosierdzia dopiero w Odkupieniu. Dlatego powiada za
św. Augustynem,1 że większą potęgę Bóg okazał w naprawieniu upadku
prarodziców, niż w stworzeniu najdoskonalszych duchów niebieskich, albowiem
łatwiej jest z nicości wyprowadzić świętych, niż ze stanu grzechu, który jest
niżej nicości, podnieść grzeszników i uczynić ich synami światłości.2 Tę myśl
wyraża i Kościół w liturgii: „Boże, który wszechmoc Twoją objawiasz
najbardziej w przebaczaniu i zmiłowaniu” (Kolekta niedzieli po Zesłaniu Ducha
Św.).
Grzech jest nieskończoną obrazą Boga i nikt z ludzi nie mógł
zadośćuczynić za tę obrazę jak tylko równy Bogu — Syn Jego w ludzkiej
naturze, nieoddzielonej od natury i Osoby Boskiej. Jako najwyższy Nauczyciel
wyrwał On rozum ludzki z niewoli błędu i podał mu naukę, która jak promień
słoneczny, oświeca go światłem wiary. Jako najwyższy Kapłan złożył On godną
Bogu ofiarę zadośćuczynienia za grzechy świata. Jako Król zwyciężył śmierć,
grzech i szatana, ustanawiając niewyczerpany skarb zasług, z którego ludzie
mogą ustawicznie czerpać łaski i uwalniać się od winy i kary za nią należnej.
We wszystkich tych niewysławionych dziełach miłosierdzia Bożego,
Maryja bierze czynny udział. Przede wszystkim nie porodziła Ona Jezusa
innego, ale tegoż najmiłosierniejszego Boga i Człowieka w jednej Osobie
Boskiej, która właśnie z Niej narodziła się w ciele. Jakkolwiek dała Jezusowi
naturę ludzką, ale ta natura czyli człowieczeństwo Chrystusowe, nie istnieje
samo w sobie, lecz w Osobie Słowa, stąd wynika, że nie wydała na świat tylko
człowieczeństwa Jezusowego lecz zarazem Jezusa — Boga Człowieka, naszego
Zbawiciela. Nie wydała na świat Jezusa, który by nie był jednocześnie naszym
bratem, który by nie był Głową Ciała Mistycznego, a my Jego członkami, który
by nie był dla nas Królem miłosierdzia, a Ona Matką tego Króla, czyli Matką
miłosierdzia.
78
Już w Niepokalanym Poczęciu przysposabia Ją Ojciec Przedwieczny na
Matkę miłosierdzia, uwalniając Ją od grzechu pierworodnego i udzielając Jej
nadmiaru łaski uświęcającej i cnót wlanych, i to udzielając w takim stopniu, w
jakim nigdy one nie były udziałem żadnego człowieka. W chwalebnym
narodzeniu ujawniły się niezrównane przymioty Matki miłosierdzia: Jej
szlachetne i czyste ciało, szczególne zdolności umysłu i siła woli oraz tkliwe i
miłosierne Niepokalane Serce. Wszak Zbawiciel nasz miał nosić na sobie obraz
i podobieństwo Matki, wypadało tedy, by Ona jako Matka Króla miłosierdzia,
sama była wyposażona w najwznioślejsze cechy przyrodzone tego przymiotu.
Ale jakże niezrównanym cudem jest Ona z powodu łask i darów
nadprzyrodzonych! Nie tylko już cnoty wlane, ale i dary Ducha Św. ze swymi
owocami były w Niej w stopniu najwyższym. „Rozlany jest wdzięk na ustach
Twoich, dlatego błogosławił Ci Bóg na wieki!… W śliczności Twojej i piękności
Twojej nadciągnij, szczęśliwie postępuj i króluj dla prawdy i cichości i
sprawiedliwości; a poprowadzi Cię przedziwnie prawica Twoja” (Ps. 44, 3 – 5).
Przed taką to Dziewicą staje Anioł Pański, nazywając Ją słusznie „łaski pełna”,
albowiem już wówczas posiadała tyle łask jak nikt na ziemi i na niebie. Potem
dodaje: „znalazłaś bowiem łaskę u Boga”, jakiej nikt nie dostąpił i nie dostąpi,
— „Oto poczniesz w łonie i porodzisz Syna i nadasz mu Imię Jezus”, to jest
Zbawiciel — Król miłosierdzia, a przez to samo staniesz się Matką miłosierdzia.
Maryja dzięki światłu z góry zrozumiała znaczenie swego posłannictwa, a
otrzymawszy zapewnienie Anioła, że spełni je bez utraty dziewictwa, z
bezwzględnym poddaniem się planom i odwiecznym wyrokom Boga oraz z
wielką ku nam miłością wypowiedziała swą zgodę: „Oto Ja służebnica Pańska,
niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk. 1, 38). Wówczas to poczęła i
odtąd nosiła w swym łonie Jezusa, a ponieważ była świadoma Jego
posłannictwa, przeto już wówczas poczęła i nosiła w swym łonie nas wszystkich
przyjmując z całą miłością tytuł Matki naszej i Matki miłosierdzia.
Nic nie da się porównać z pięknością, potęgą i głębią tego aktu, przez
który Słowo Przedwieczne rozpoczyna swe życie ziemskie, a my w sposób
mistyczny życie nadprzyrodzone. Cała wiara, wszystkie pragnienia ubiegłych
stuleci i pokoleń ludzkich, cała ich tęsknota dosięgły szczytu doskonałości w
zezwoleniu Maryi na Boskie macierzyństwo. Wszystkie dzieła miłosierdzia
Bożego, mające się ujawnić aż do skończenia świata, zaczynają się w tym akcie
urzeczywistniać. Maryja ze świadomością tego dobrowolnie dała przyzwolenie
swoje, przyjmując z całym zapałem swego macierzyńskiego Serca tytuł Matki
miłosierdzia i godząc się zarazem na życie pełne niewymownych cierpień i
bólów. Oto nosi w swym łonie dwóch synów: Jezusa i nas. Kocha przede
wszystkim Jezusa, ale zarazem kocha i nas wszystkich i jak Rebeka troszczyła
się o Jakuba, który chciał przywłaszczyć sobie przywilej Ezawa, tak Ona
troszczy się, byśmy przywłaszczyli sobie zasługi Jezusa zostawiając Mu
cierpienia, a zagarniając Jego dziedzictwo.
79
Następnie w chwili ofiarowania swego Syna w świątyni Maryja zaczyna
wywiązywać się ze swego obowiązku i składa ofiarę z Jezusa, aby za tę cenę
wykupić nas wszystkich dla życia nadprzyrodzonego. Symeon przypomina Jej
straszną treść tej tajemnicy, której już była świadoma. Maryja bierze z rąk
Symeona swój drogi skarb, ale wie, że Jezus już nie należy do Niej, że
przeznaczony jest na śmierć, że dany jest Jej tylko jako Baranek, którego ma
żywić i chować na ofiarę, na wykup za drugiego syna — ludzkość całą. Jakiż to
okropny ból, który się nie da ukoić, a który będzie się tylko potęgował,
albowiem oczami duszy zawsze będzie widziała Jezusa umęczonego za nas.
Matka miłosierdzia poczęła nas tedy w chwili Zwiastowania. Nosiła w
swym łonie, gdy ofiarowała Jezusa w świątyni i gdy ponawiała w swym
Niepokalanym Sercu tę ofiarę przez cały czas pobytu w Egipcie i Nazarecie, jak
również w czasie publicznego nauczania Jezusa. Wreszcie porodziła nas w
boleściach na Górze Kalwaryjskiej u stóp krzyża, na którym umierający
Zbawiciel powiedział do Niej wskazując na Jana: „Niewiasto, oto syn Twój”, a
do Jana: „Synu, oto Matka twoja”. Jest to odpowiedź Pana Jezusa na „Fiat” —
„niech się stanie” — wyrzeczone przez Maryję w chwili Wcielenia, jakby
mówił: „Zgodziłaś się być Matką moją, nie żałowałaś swego jedynego Syna
złożyć w ofierze, aby zbawić grzeszników, więc ich weź jako braci moich, oni
będą odtąd dziećmi, a Ty bądź im Matką miłosierdzia”.
1
Tract. 71.
2
S.T., III, q. 43, a. 4. ad. 2.
2. Maryja jest naszą Matką Miłosierdzia
Od czasu śmierci Pana Jezusa Maryja stała się naszą Matką miłosierdzia,
albowiem wyjednywa nam łaski i sprowadza miłosierdzie Boże na nas.
Wniknijmy głębiej w Niepokalane Serce Matki naszej. Zastanówmy się nad
tym, czym Ona jest i zawsze była dla wszystkich ludzi, a dla nas w
szczególności. Przypomnijmy sobie, że Jezus jest Głową Ciała Mistycznego,
którego my jesteśmy członkami. Jeżeli tedy Jezus narodził się z Maryi, tym
samym ci wszyscy, którzy są cząstką Jezusa, muszą duchowo się rodzić. A jak
Jezus narodził się tylko dzięki Jej przyzwoleniu, tak i my stajemy się braćmi
Jezusa, a Jej dziećmi tylko dlatego, że Jej Niepokalane Serce macierzyńskie
pragnęło tego, chciało i prosiło o to. Jakąż miłością i wdzięcznością winna
przejąć nas ta prawda, że Maryja wyróżniła nas spośród milionów dzieci,
osobiście nas wybrała i ukochała, uprosiła nam u Syna swego łaskę powołania
do chrześcijaństwa, jak gdyby nas tylko miała na względzie.
Stosunek Maryi do nas jako Matki miłosierdzia jest bardzo konkretny i
ma więcej tkliwości, niż to możemy sobie wyobrazić. Żyliśmy w Niej nim
zaczęliśmy nasze ziemskie bytowanie, albowiem już wówczas przygotowała
80
Ona dla nas kolebkę w swoim Niepokalanym Sercu: odczuwała z naszego
powodu niewypowiedzianą radość, ale też i wielką trwogę. Ileż to bowiem istot
ludzkich ginie obecnie nie ujrzawszy światła Bożego! Maryja ze szczególną
czułością wyjednała nam sumiennych rodziców, oddalała niebezpieczeństwa,
czuwała przy naszym urodzeniu, a następnie przy odrodzeniu w wodzie Chrztu
św., przyciskała nas do swego macierzyńskiego Serca i wreszcie przedstawiła
Ojcu niebieskiemu jako swe wybrane i ukochane dzieci.
Potem wybiła ważna godzina, gdyśmy mieli posługiwać się rozumem i
ująć w swe ręce kierownictwo życia decydując sami, czy mamy żyć dla Boga,
czy dla szatana. Nie wyobrażamy sobie z jaką troskliwością Niepokalane Serce
Matki Najświętszej oczekiwało tych pierwszych chwil i śledziło, jakie
stanowisko zajmie nasza wola wobec najrozmaitszych pokus. Może mamy do
zanotowania nie jeden błąd w ciągu tych lat, nie jeden świadomy czy
półświadomy upadek?… Otóż Maryja, już wówczas baczna na wszystko,
broniła nas przed nieprzyjacielem duszy, a gdyśmy może ulegli pokusie,
opłakiwała nasze błędy, obmyślała środki ratunku przez wyrzuty sumienia,
niepowodzenia i nawet przeciwności, aby tylko nas nakłonić do poprawy.
A gdy nadeszła uroczystość pierwszej Komunii św., z jakim serdecznym
wzruszeniem przygotowywała Matka nasza spotkanie się swych dzieci: Jezusa i
mnie. Ona to bez naszej może wiedzy wzbudzała w nas miłość do Jezusa i inne
uczucia mogące się podobać; wiedziała bowiem, że pierwszy nasz pocałunek
Jezusa będzie kiedyś silnym hamulcem przed zgubą. Już wówczas
przygotowywała między Jezusem a nami owo tajemnicze zjednoczenie, o
którym dowiedzieliśmy się dopiero później. Może wówczas nie pojęliśmy
wielkiego znaczenia tej łaski, ale była ona podstawą przyjaźni, która powstała
później między Jezusem a nami.
Potem zbliżały się dla nas lata niebezpieczne, gdy się zaczęły budzić
namiętności jak przyroda na wiosnę. Wówczas Maryja śledziła każdy nasz krok,
czuwała nad każdym naszym uczuciem, wzbudzała lęk, by zatrzymać na drodze
do przepaści, zasłaniała oczy przed zwodniczymi obrazami, a w niektórych
wypadkach może uczyniła nas ślepymi i nieczułymi, by przejść przez ogień bez
oparzenia, jak młodzieńcy w piecu babilońskim. Co za cudowna macierzyńska
troskliwość i przezorność, na którą patrząc wstecz wypada się tylko zdumiewać.
A może kto w tym czasie załamał się zatykając uszy na głos łaski? Z jakąż
wówczas starannością Maryja wyjednywała dla nas łaskę nawrócenia, wyrzutów
sumienia, skruchy, wreszcie łaskę nieskończonego miłosierdzia Bożego w
sakramencie pokuty. Ile razy powtarzały się te smutne dzieje, niech pozostanie
tajemnicą znaną tylko Bogu. Ale jeżeli to było często i długo, zawsze byliśmy
przyczyną szczególnego bólu i przedmiotem niezwykłych zabiegów Matki
miłosierdzia.
Po jakimś czasie nadeszła wreszcie chwila stanowczego powrotu do Jezusa.
Odnaleźliśmy również Ojca niebieskiego, staliśmy się znowu synami Bożymi. A
81
kto przyśpieszył tę chwilę i wyjednał łaskę powrotu? Kto usposobił Ojca
miłosierdzia do otwarcia ramion na przyjęcie syna marnotrawnego i oddalił
chwilę może wiecznej i strasznej kary? Wszystko to uczyniła Matka
miłosierdzia. Ona to nas wyrwała, może niejednokrotnie, z rąk sprawiedliwości
Bożej, o czym do wiemy się dopiero w życiu przyszłym, a wieczność powie, czy
wyrok odrzucenia nie byłby wydany i na nas, gdyby dłoń Matki naszej nie
spoczęła na ręce Jezusa, a usta Jej nie skierowały za nami prośby, by cofnął
wymiar kary i jeszcze raz stał się dla nas Królem miłosierdzia.
Nie wszyscy ludzie jednakowo skłaniają się do Boga. Jedni, jak np. św.
Augustyn, pozostają długo poza domem Ojca niebieskiego; drudzy, jak np.
Piotr, zaraz po upadku biegną do Niego i korzystają z Jego miłosierdzia; inni
znowu tak bywają porwani łaską, że ich nawrócenie zaledwie jest dostrzegalne,
albowiem miłosierdzie Boże wprost ich poszukuje, a znalazłszy natychmiast
odnosi do domu ojcowskiego, jak ewangeliczny pasterz owcę zgubioną do
owczarni. Jakikolwiek był rodzaj naszego nawrócenia i kiedykolwiek nastąpiła
chwila stanowczego powrotu, zawsze sprawiła to nasza Matka miłosierdzia jako
wszechpośredniczka łask, czego dowody mamy w życiorysach świętych, o czym
wiemy z naszych doświadczeń i z ogólnej nauki Kościoła. Jeżeli nawet nie
upadliśmy ciężko, nie było to dziełem przypadku, ale skutkiem niewidzialnej
opieki Matki miłosierdzia.
I teraz nie jesteśmy zupełnie bezpieczni i zawsze możemy upaść. Maryja
musi nadal otaczać nas nieustanną opieką i czuwać jak matka nad dzieckiem
bawiącym się nad brzegiem przepaści, byśmy nie wpadli w jeszcze większą
nędzę. Ona wciąż nas piastuje, karmi, broni, wychowuje i wyjednywa nam łaski
u Króla miłosierdzia. Niewątpliwie wszystko pochodzi i zależy od
Najmiłosierniejszego Zbawiciela, ale bez przyzwolenia i prośby Maryi, żadna
łaska do serca naszego nie spłynie. Jak za Jej zgodą narodził się Jezus w
Betlejem, tak tylko za Jej zgodą rodzi się On w sercach naszych. Skoro Bóg
uzależnił Wcielenie od zgody pokornej Dziewicy, chciał również, aby od Jej
woli zależało zastosowanie skutków Odkupienia do poszczególnych dusz.
Bóg rządzi światem i rozdaje swe miłosierdzie przez przyczyny wtórne.
Ci zaś, którzy są pośrednikami w rozdzielaniu łask, mogą z tytułu swej woli
udzielać ich tym, komu zechcą. Maryja, jako Wszechpośredniczka łask, może
wypraszać je jednym swym dzieciom takie, a drugim inne. Stąd wynika, że
otrzymaliśmy od Boga takie łaski, jakie Matka miłosierdzia dla nas
przygotowała i wyprosiła. Przypomnijmy sobie naszą przeszłość. Oto w pewnej
chwili przyszła nam myśl obrać taki stan i pracować w takim zawodzie, a nie w
innym. Przez czas jakiś było wahanie, aż w pewnej chwili zjawia się
zadziwiająca moc ducha i pod jej wpływem urzeczywistniliśmy swoje zamiary,
może mimo bardzo wielkich przeszkód. Może modliliśmy się w tym czasie do
naszej Matki miłosierdzia, a nawet jeśliśmy tego nie czynili, Ona sama trzymała
nas za rękę, nakłaniała nas i układała okoliczności tak, że pozostaliśmy wierni
82
swemu postanowieniu. Ona więc od kolebki aż do grobu świadczy nam swe
miłosierdzie i dlatego słusznie nazywa my Ją Matką Miłosierdzia.
II. Obowiązki względem Matki Miłosierdzia
Życie dziecka przed urodzeniem i w okresie niemowlęctwa i życie matki
są tak ściśle złączone, że zdawać się może, iż jest to jedno i to samo życie. W
jeszcze wyższym stopniu dusza nasza zależy w porządku nadprzyrodzonym od
Tej, którą Duch Św. obrał sobie za Oblubienicę. Jeżeli dusza zrywa łączność z
Matką Niebieską, natychmiast przestaje żyć w łasce Ducha Św. Im bardziej zaś
dusza przylgnie do swej Matki Miłosierdzia, tym obficiej spływać będzie
pokarm Boskiej miłości z Niepokalanego Serca Matki do serca dziecięcia. Toteż
każdy, kto pragnie znaleźć drogę do świętości, winien kochać swą Matkę
Niebieską i czcić Ją kultem po Bogu najwyższym, winien gorąco się do Niej
modlić i naśladować Jej cnoty, a przede wszystkim tę, jaką ujawniła Ona pod
krzyżem, gdy Syn ogłosił Ją Matką Miłosierdzia.
1. Mamy kochać Maryję i czcić Ją jako Matkę Miłosierdzia
Jak młoda roślinka instynktownie zapuszcza korzenie tam, gdzie znajduje
najwięcej pożywienia, tak dusza winna kierować wszystkie swoje uczucia ku
Niepokalanemu Sercu swej Matki, by stamtąd czerpać obficie nadprzyrodzone
łaski. Im bardziej kto chce wzrastać duchowo, tym bardziej winien lgnąć do
Maryi licznymi splotami swych uczuć. Podobnie jak bluszcz nie mając z siebie
oparcia, pnie się jednak wysoko, skoro się owinie wokół drzewa, tak i dusza
nasza może szybko postępować w doskonałości, gdy zaufa Matce Miłosierdzia.
Dowodem tego są liczni święci, którzy w krótkim czasie stali się doskonałymi
dzięki miłości i nabożeństwu do Maryi. Na uwagę zasługuje nawrócenie i
usprawiedliwienie Dyzmasa, które się dokonało w ciągu paru godzin dzięki
obecności pod jego krzyżem, jak to tłumaczy wielu Ojców Kościoła,
Niepokalanej Matki Miłosierdzia. Ona była natchnieniem dla Ewangelistów i
męstwem dla Apostołów, zanim została wzięta do nieba.
Gdybyśmy byli sami z siebie potężni, może nie potrzebowalibyśmy opieki
Matki, ale że jesteśmy słabi, mali i biedni w życiu nadprzyrodzonym, winniśmy
się tulić z tkliwością do Matki miłosierdzia, a mamy prawo to czynić, gdyż nie
tylko zezwala na to, ale żąda tego Król miłosierdzia, a i Ona sama tego pragnie.
Dla Niej rodzić Jezusa w duszach oznacza spełnić obowiązek Matki, która żyje
po to, by pomagać swym dzieciom, napawać ich swą miłością i radować się ich
szczęściem. Maryja świadoma jest tego, że stała się Matką Miłosierdzia, by je
wypraszać i przekazywać grzesznikom, by je pogłębiać w sprawiedliwych i
83
doskonałych. Nie dlatego jest Ona hojna, że Jej dzieci są dobre, ale dlatego, że
sama jest Matką Miłosierdzia i potrzebą Jej Serca jest czynić wszystkim dobrze.
Sprawiajmy tedy radość Maryi przez gorące przywiązanie do Niej, nie
zakreślajmy granic swej miłości i ufności dla Niej. Pozostawmy Jej troskę i
pociechę kołysania nas na rękach, wybierania dla nas tego, co najbardziej
odpowiada naszym potrzebom. Żyjmy ustawicznie na łonie Jej duszy i
pozwólmy Jej przelewać w nas życie Króla miłosierdzia. Starajmy się mieć takie
przywiązanie do Matki Miłosierdzia, jakie ma małe dziecię do dobrej,
kochającej matki. Jest to najpewniejszy znak wybraństwa i rękojmia świętości.
„Jest to zastanawiająca prawda — mówi św. Alfons Liguori — że od miłości ku
Maryi zależy nasze zbawienie i nasza świętość”, czyli miłosierdzie Boże wobec
nas.
Uczucia nasze zwykle się ujawniają na zewnątrz w wyrazie twarzy, w
ruchach i czynach. Jak dziecko kochające swą matkę tuli się do niej, czci ją i
broni jej honoru wobec innych, nie inaczej winno być i z naszym
przywiązaniem do naszej Matki niebieskiej: mamy uciekać się do Niej w
trudnościach, wielbić i czcić Ją oraz bronić Jej honoru, a przede wszystkim
wielbić Jej Syna i łączyć się z Nim często w Sakramencie Ołtarza. Zbawiciel
wziął ciało, w które przemienia się hostia na Ołtarzu, z Jej przeczystego łona. A
więc im godniej przygotowujemy się i przyjmujemy Komunię św., tym lepiej
czcimy również Bogarodzicę.
Między Najmiłosierniejszym Zbawicielem a Matką Miłosierdzia zachodzi
ścisła łączność. Dlatego nie można się gorszyć z wielkiej czci, jaką otaczamy
Maryję, albowiem ta cześć kieruje się zwykle zarazem i do Jej Syna. „On jest
jedynym Mistrzem, który nas naucza, jedynym Panem, od którego zależymy,
jedyną Głową, z którą mamy być złączeni, jedynym Lekarzem i Pasterzem,
który nas leczy i żywi” 3. Nabożeństwo i cześć dla Maryi może nas tylko
ugruntować w czci Króla miłosierdzia.
W rzeczywistości kult Matki Miłosierdzia prowadzi nas do kultu Ojca
miłosierdzia. Kto tedy chce być wiernym sługą Boga i korzystać z
nieskończonego miłosierdzia Bożego, winien przede wszystkim wielbić i czcić
Matkę Miłosierdzia, z którą szatan od wieków prowadzi boje, a która zawsze
ściera jego głowę, jak to zapowiedział Bóg wymierzając mu karę w raju:
„Położę nieprzyjaźń między tobą a między Niewiastą i między nasieniem twoim
a nasieniem Jej; Ono zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę Jej”
(Rodz. 3, 15).
3
Jan XXIII — Enc. „Pacem in terris”.
84
2. Mamy modlić się do Matki Miłosierdzia
Cześć Maryi najlepiej ujawnia się w modlitwie, która zacieśnia węzeł
miłości między Panią niebieską i nami. Modlitwa do Maryi różni się od
modlitwy do Boga. Gdy bowiem w każdej modlitwie błagamy o miłosierdzie
lub dziękujemy za nie, Maryję tylko prosimy o wstawiennictwo za nami.
Dlatego zwykle kończymy nasze prośby do Niej wezwaniem: „Módl się za
nami!” Maryja bowiem nie jest Bogiem, a tylko stworzeniem najdoskonalszym,
którego wstawiennictwo u Stwórcy jest zawsze skuteczne. Już od rana winniśmy
ofiarować Maryi początek dnia i wszystkie czynności nasze, prosząc Ją o
pośrednictwo w wyjednywaniu nam łask miłosierdzia Bożego. Słysząc trzy razy
w ciągu dnia dzwon kościelny odmówmy „Anioł Pański”, przenosząc się myślą
do Nazaretu, gdzie nasza Matka wypowiedziała owo „Niech się stanie”.
Wieczorem skupiajmy się jeszcze staranniej przy rachunku sumienia i przez
Maryję błagajmy Boga o przebaczenie.
Kościół usilnie zachęca wiernych do modlitwy ku czci Matki
Miłosierdzia, poświęcając Jej kultowi dwa miesiące (maj i październik), a w
każdym miesiącu po kilka uroczystości, a przede wszystkim ustanawiając
uroczystość Maryi — Matki Miłosierdzia, czy to w niektórych miejscowościach
w sobotę przed czwartą niedzielą lipca, czy też w Ostrej Bramie w Wilnie — na
dzień 16 listopada. Święto Matki Boskiej Miłosierdzia w Ostrej Bramie jest
uroczyście obchodzone z nowenną tak w Ostrej Bramie, jak i w wielu innych
miejscach. Liczne miejsca cudowne z obrazem Matki Miłosierdzia dowodzą, jak
chętnie Maryja przyjmuje hołdy pod tym tytułem i jak obfite wyjednywa łaski
dla swych dzieci. Widzi bowiem ich wielką nędzę i liczne braki i wstawia się za
nimi do swego Syna, jak się wstawiała w Kanie Galilejskiej, gdzie na Jej prośbę
Pan Jezus uczynił pierwszy cud przemieniając wodę w wino.
Ze wszystkich modlitw do Matki Miłosierdzia, Kościół najbardziej zaleca
odmawianie różańca, a Bóg potwierdza skuteczność tej modlitwy licznymi
łaskami i cudami. Przykład świętych dowodzi, jak bardzo ściśle różaniec łączy
dusze z Niepokalaną Matką Miłosierdzia. Bo czyż może być coś milszego dla
serca dzieci, jak pozdrawiać swą Matkę słowami Archanioła, łącząc te
pozdrowienia z rozważaniem główniejszych wydarzeń z Jej życia? Czy może
być coś pożyteczniejszego dla zbawienia, jak powtarzać obok tego „Ojcze nasz”
modlitwę, jakiej nauczył nas sam Zbawiciel? Wprawdzie różaniec odmawiamy
niekiedy z przyzwyczajenia, bezmyślnie, staje się on często nudny i męczący,
ale można go urozmaicić rozważając przy tym życie Zbawiciela i Jego Matki z
coraz to innego punktu widzenia.
Rozmaite są sposoby odmawiania różańca. W pierwszym sposobie
uważamy na znaczenie słów, rozważamy je i przejmujemy się nimi. Drugi
85
sposób polega na wzbudzeniu przy każdym dziesiątku specjalnej intencji. Na
przykład przy odmawianiu tajemnicy Zwiastowania modlimy się o dar
modlitwy, Nawiedzenia — o miłość bliźniego, Narodzenia — o cnotę skupienia,
Ofiarowania w świątyni — o łaskę prawdomówności, znalezienia — o
gorliwość itp. Przy trzecim sposobie rozważamy poszczególne tajemnice z życia
Maryi i Jezusa. Według czwartego sposobu — przy każdym dziesiątku
zastanawiamy się nad coraz to innym tytułem Maryi z Jej Litanii Loretańskiej.
Mogą być jeszcze i inne sposoby indywidualne, które można stosować kolejno,
aby modlitwa ta była zawsze uważna i owocna. Ostatnio wchodzi coraz bardziej
w życie praktyka tzw. różańca biblijnego, opartego na cytatach z Pisma św.
Macierzyństwo Maryi, jako Matki Jezusa i naszej, było łaską darmo Jej
daną, na którą Ona sama nie zasłużyła. Było to więc dzieło nieskończonego
miłosierdzia Bożego, które obdarzyło Ją tak wielką godnością od wieków,
zanim jeszcze została Niepokalanie Poczęta w łonie swej matki — św. Anny.
Dlatego przy rozważaniu tajemnic z życia naszej Matki Miłosierdzia winniśmy
zapatrywać się na nie z punktu widzenia nieskończonego miłosierdzia Bożego,
jak to zresztą czyni i Kościół, gdy w Jej uroczystość czyta Lekcje, wyjęte
przeważnie z Ksiąg Mądrości. Tak np. na Niepokalane Poczęcie i na Narodzenie
N.M.P. Kościół czyta: „Pan posiadł mnie na początku dróg swoich, zanim
cokolwiek od początku uczynił. Od wieków jestem ustanowiona i od dawna,
zanim ziemia powstała” (Przyp. 8, 22 – 23). Na uroczystość zaś Maryi Królowej
i na Wniebowzięcie czytamy: „Jam wyszła z ust Najwyższego, pierworodna
między wszystkim stworzeniem. Jam mieszkała na wysokości, a stolica moja na
słupie obłoku. Stałam na całej ziemi i między wszelkim ludem” (Ekl. 24, 5, 7, 9).
3. Mamy naśladować cnoty Matki Miłosierdzia
Najlepszym ujawnieniem miłości i czci względem naszej Matki będzie
naśladowanie Jej cnót, albowiem Ona jest wzniosłym wzorem doskonałości. Nie
ma cnoty, której byśmy nie dostrzegli w Maryi w stopniu najwyższym; przede
wszystkim jednak uderza nas Jej głęboka pokora, Jej niezrównana czystość, Jej
bohaterskie męstwo, Jej bezgraniczna ufność, wiara i miłość Boga i bliźniego,
ofiarność i poświęcenie, oraz samozaparcie się i umartwienie.
Nie sposób jest w tym miejscu wyliczać wszystkie cnoty Maryi, jakie
powinniśmy naśladować. Zastanowimy się tylko nad tymi, jakie wynikają z
tytułu Matki Miłosierdzia: są nimi zgadzanie się z wolą Bożą i poświęcenie się
całkowite dla dobra ludzkości. Uderzają nas one swą heroicznością, szczególnie
w najbardziej tragicznym momencie Jej życia, gdy stała pod krzyżem
umierającego Jezusa.
86
Cnota zgadzania się z wolą Bożą ujawnia się w ostrobramskim obrazie
Matki Miłosierdzia. Przedstawia on Maryję na Golgocie w momencie, gdy Jej
Syn ukrzyżowany wskazuje na Jana, a Ona słyszy Jego słowa: „Oto Syn Twój”.
Na twarzy Maryi widzimy ukryty silny ból, który jednak nie dochodzi do
rozpaczy, albowiem powściąga Ją poddanie się woli Bożej. Dlatego ręce ma
skrzyżowane na piersi, oczy skierowane ku ziemi, a spod opuszczonych powiek
można dostrzec promyczek radości, jaką odczuwa matka, rodząca w boleściach
swe dziecko. Maryja w tym momencie rodzi dla nieba ludzkość całą wśród
niewymownych boleści duszy i ciała, staje się Matką Miłosierdzia i natychmiast
wchodzi w swą godność wypraszając dla Dyzmasa łaskę skruchy i obietnicę
raju.
Tak wola Boża, jak i poszczególne jej akty należą do istoty Boga: wynika
to z bezwzględnej Jego pojedynczości i niezłożoności. Przedmiotem woli Bożej
jest przede wszystkim sam Bóg, albowiem w pierwszym rzędzie kocha siebie i
pożąda jako największego dobra. Dalszym (drugorzędnym) przedmiotem woli
Bożej jest stworzenie, które odbija w sobie dobroć Stwórcy. Najbardziej Bóg
cieszy się ze stworzeń rozumnych i ich dobrowolnych dobrych uczynków, za
które nagradza szczęściem wiecznym: „Rozkoszą moją być z synami
człowieczymi” (Przyp. 8, 31). Bóg chce tylko szczęścia dla stworzeń rozumnych
i dlatego wola Boża względem nas jest pełna dobrotliwości, szczodrobliwości,
opatrzności, sprawiedliwości, a nade wszystko miłosierdzia: „Miłosierdzie
Twoje i prawda Twoja zawsze mnie broniły” (Ps. 39, 12).
Tak rozumiejąc wolę Bożą, Maryja oddała się jej bez zastrzeżeń,
podporządkowała jej wszystkie akty swej duszy i zamieniła się w ofiarę
całopalną ku czci Boga na wzór Syna swego Jezusa Chrystusa. Wynika to ze
słów Jej przy Zwiastowaniu: „Otom ja służebnica Pańska, niechaj Mi się stanie
według słowa twego” (Łk. 1, 38); wynika to z Jej „Magnificat”, wynika to z
całego Jej życia, a najbardziej z Jej postawy pod krzyżem, jaką przedstawia nam
obraz ostrobramski. Ona tu jest dla nas najwznioślejszym wzorem zgadzania się
z wolą Bożą. Chociaż ta wola niejednokrotnie przekreśla wolę ludzką i
powoduje wielkie, prawie nie do zniesienia cierpienia, w rzeczywistości jest ona
dla nas ujawnieniem nieskończonego miłosierdzia Bożego.
Wola Boża w stosunku do nas jest po części znana, a po części nieznana.
Bóg ujawnił wolę swoją w Objawieniu, przede wszystkim przez Syna swego, a
obecnie ujawnia ją przez Kościół z całym skarbem praw i zarządzeń
prawowitych zwierzchników. Tak ujawniona woła Boża jest wyraźna. Ukryta
wola Boża obejmuje nasze życie przyrodzone i nadprzyrodzone: nasze zdrowie,
powodzenie czy klęski, godzinę i okoliczności naszej śmierci, stopień naszej
świętości i środki ku niej wiodące. Wobec tej ukrytej woli Bożej człowiek może
się kierować albo swoją wolą, albo całkowicie zdać się na wolę Bożą. W
pierwszym wypadku będzie to mądrość świata, która jest „głupstwem u Boga”
(I Kor. 3, 19), a w drugim — mądrość Boża.
87
Nam nie wolno kierować się mądrością świata, która jest przeciwna
mądrości Bożej, albowiem mówi Pan: „Myśli moje nie są myślami waszymi, ani
drogi wasze, drogami Moimi. Bo jak podniesione są niebiosa od ziemi, tak
podniesione są drogi Moje od dróg waszych i myśli moje od myśli waszych” (Iz.
55, 8 – 9). „Błogosławieni ubodzy w duchu… czystego serca… miłosierni…
którzy prześladowania cierpią dla sprawiedliwości” (Mt. 5), oto są ideały Boże.
Podobnie wiele innych takich ideałów odkrywamy na każdej stronicy Ewangelii.
Jednak zastosowanie tych ideałów do nas pozostaje dla nas zakryte i wobec tych
zamiarów Bożych winniśmy zająć postawę oddania się Bogu i złożenia w Jego
ręce naszej osobowości, naszych poglądów, by z całą pokorą przyjąć wolę Boga,
który jest miłosierdziem.
Jest pewna suma cierpień, upokorzeń i przykrości, które Bóg przeznacza
dla członków Mistycznego Ciała Chrystusowego, aby „dopełnić tego, czego nie
dostaje cierpieniom Chrystusowym” (Kol. 1, 24). Dla zjednoczenia z
Chrystusem musimy przyjąć tę część kielicha, jaką Bóg dla nas przeznaczył,
byśmy ją z Nim i tak jak On wypili. W ten tylko sposób możemy wziąć udział w
Jego męce. Inaczej nie osiągniemy doskonałości. Winniśmy tedy dobrowolnie,
jak Jego Matka, zgodzić się z wolą Bożą, a pozostaniemy wówczas w błogim
pokoju jak Ona pod krzyżem. Jest to najprostsza i najkrótsza droga
doskonałości, którą trzeba obierać śladem naszej Matki Miłosierdzia. Ona
pragnie rozszerzyć naszą pojemność duchową, chce, byśmy żywo odczuli naszą
słabość w modlitwie i pracy, naszą niewystarczalność w postępie duchowym i
położyli całą swą ufność w miłosierdziu Bożym.
Inną cnotą, jakiej uczy nas Maryja pod krzyżem, to bezgraniczne
poświęcenie się dla chwały Bożej i zbawienia naszych bliźnich. Łączy się ta
cnota z poddaniem się woli Bożej według słów Apostoła: „Wolą Bożą jest
uświęcenie wasze” (Tes. 4, 3). Maryja pod krzyżem cierpi z Synem straszne
katusze dla dobra ludzkości, dla zbawienia świata; jako Współodkupicielka i
Wszechpośredniczka łask, jako Matka Miłosierdzia, świadczy tam uczynki
miłosierne względem każdego z nas zarówno co do duszy, jak i co do ciała.
Naśladuje pod tym względem miłosierdzie Boga, miłosierdzie Swego Syna,
jakie okazał nam umierając za nas na krzyżu. My zaś winniśmy naśladować
naszą Matkę, troszcząc się o naszych bliźnich i wspomagając ich zarówno w
potrzebach doczesnych, jak i wiecznych.
*
* *
W Sanktuarium Ostrobramskim obraz Niepokalanej Matki Miłosierdzia
wyraża najdoskonalszy wzór poddania się woli Bożej, która jest samym
Miłosierdziem i poświęcenia się dla bliźnich. Toteż praktykujmy uczynki
miłosierne względem wszystkich ludzi i rzucajmy się w objęcie Boga
88
miłosiernego — w te same ręce, które nas pozornie druzgocą jak Maryję pod
krzyżem, a w rzeczywistości nas pociągają i pobudzają do ufności w Jego
miłosierdzie. Jeśli zaś zabraknie nam sił, tulmy się do naszej Matki
Miłosierdzia, chrońmy się pod Jej macierzyński płaszcz z bezgranicznym
przywiązaniem synowskim i z wielką ufnością pamiętając, że „od wieków nie
słyszano, aby ktokolwiek pod Jej opiekę się udający został przez Nią
opuszczony” oraz powtarzając: „Matko Miłosierdzia, pod Twoją obronę się
uciekamy!”.
89
90
Rozdział piąty
NAJMIŁOSIERNIEJSZY ZBAWICIEL W FORMACJI
CHRZEŚCIJANINA
Pojęcie wychowania, jego celu, środków i metod w pedagogice
współczesnej nie jest dokładnie ustalone, albowiem zależy ono od ogólnego
poglądu na świat, a w szczególności od poglądu na naturę ludzką. Zmiana tego
poglądu powoduje zmianę pedagogicznego ideału. W Średniowieczu
wychowanie religijne polegało głównie na kulturze wewnętrznej ducha, z
pewnym zaniedbaniem zewnętrznej kultury ciała. W czasie Odrodzenia razem z
klasyczną formą starożytną do wychowania przenika powoli duch pogański bez
jasnego pojęcia o celu życia, a tym samym i bez pojęcia o istotnym celu
wychowania. Celem staje się tylko życie ziemskie, a wychowanie zajmuje się
wyłącznie tylko sprawami odnoszącymi się do rzeczy doczesnych.
Wprawdzie Odrodzenie spowodowało pogłębienie teorii pedagogicznej,
ale tylko w rzeczach odnoszących się do kultury zewnętrznej, z wielkim
uszczerbkiem dla kultury ducha. Zaczyna się powoli zatracać duch
chrześcijański, a sprzed oczu wychowawców znika istotny cel wychowania. Ten
proces postępuje nadal nie tylko w krajach, w których czynniki decydujące
hołdują skrajnemu materializmowi, ale i w innych, gdzie nie uważają już duszy
za formę substancjalną ciała, lecz za fikcyjne podłoże psychofizycznych
czynności.
Liczne kierunki wychowania współczesnego można sprowadzić zależnie
od zapatrywania na naturę ludzką do trzech głównych. Jedni utrzymują, że
natura ludzka jest idealnie dobra i chcieliby wyeliminować wpływ
wychowawczy pokolenia starszego na młodsze. Jest to krańcowy
indywidualizm. Drudzy, przeciwnie twierdzą, że natura pojedynczego człowieka
nie jest dobra, ale dobrym jest społeczeństwo, które jedynie ma prawo do
wychowania przyszłych swych członków; jest to socjologizm krańcowy. Inni
wreszcie dowodzą, że tylko ciało stanowi naturę ludzką, zaprzeczając istnienia
duszy nieśmiertelnej i przekreślając w wychowaniu wszelkie cele pozaziemskie
i środki nadprzyrodzone; jest to krańcowy materializm.
Myśl chrześcijańska przeciwstawia się wszystkim wymienionym
kierunkom pedagogicznym. Nie może zgodzić się z twierdzeniem, że obecnie
91
natura ludzka jest idealnie dobra, gdyż temu przeczy doświadczenie i nauka o
grzechu pierworodnym. Nie może również przyjąć poglądu, że ten grzech zepsuł
naturę ludzką w jej istocie, a utrzymuje, że po grzechu pierworodnym powstała
dysharmonia między władzami duszy i ciała i że należyte wychowanie i
samowychowanie może tę harmonię przywrócić. Nauka chrześcijańska odrzuca
najbardziej światopogląd materialistyczny, który nie uznaje istnienia Boga ani
duszy nieśmiertelnej i poza ciałem nic w człowieku nie widzi, odmawiając mu
nadprzyrodzonego przeznaczenia. Myśl chrześcijańska zawsze wróci do tego, co
w niej jest rzeczą istotną, konieczną i niezmienną, — do swego związku z
Bogiem — Najmiłosierniejszym Zbawicielem, który wskazał cel wychowania i
podał środki do jego osiągnięcia.
Podkreślając różnicę istotną z wymienionymi kierunkami myśl
chrześcijańska uznaje za swoje wszystkie rzetelne rezultaty badań naukowych,
nie wykluczając odróżnienia tego, co jest prawdziwe, od tego, co jest z prawdą
w rozdźwięku; to, co ważne od tego, co jest mniej ważne. Istnieją jednak pewne
poglądy na człowieka, których zmienić nie można, które jako niezmienne
prawdy objawione muszą utrzymać się w każdym procesie asymilacji nowych
zdobyczy. Te poglądy ściśle się łączą z Osobą Najmiłosierniejszego Zbawiciela,
którego wpływ wychowawczy postaram się wykazać w zagadnieniu celu
wychowania, jego podmiotu i przedmiotu, oraz środków i metod wychowania
chrześcijańskiego.
Nauka katolicka o wychowaniu podana została między innymi w
encyklice Piusa XI „Rapprezentanti in terra” (31. XII. 1929), w której
znajdujemy jasno sprecyzowany cel wychowania, pogląd na jego podmiot i
przedmiot oraz środki i metody wychowawcze. Prawdy tam zawarte będą
drogowskazem w pracy niniejszej, w której pominę wszystko, co jest wspólne w
wychowaniu chrześcijańskim z innymi kierunkami, a ograniczę się tylko do
tego, co jest właściwe wychowaniu chrześcijańskiemu. Niniejsze uwagi należy
uzupełnić Deklaracją Soborową pt. „Olbrzymie znaczenie wychowania”,
uchwaloną 28 października 1965 r.
I. Cel wychowania chrześcijańskiego
Jeżeli w każdym ludzkim działaniu na pierwszy plan wybija się jego cel,
to w czynności wychowawczej zagadnienie celu jest naczelne. Pojęcie celu
wychowania zależy od tego lub innego poglądu na świat, a w szczególności od
poglądu na naturę ludzką, która jest punktem wyjścia i jednym z
najważniejszych czynników wychowania… „Człowiek musi wprzód wiedzieć,
kim jest, a potem dopiero pojmie i zrozumie, co czynić powinien” (Foerster).
92
1. Natura a osobowość człowieka
a) Pojęcie natury ludzkiej
Według nauki katolickiej człowiek składa się z ciała i duszy
nieśmiertelnej. Dusza jest substancją duchową, przez którą człowiek żyje, czuje
i rozumie; stanowi ona formę substancjalną ciała. W człowieku rozróżniamy
trojakie życie: roślinne, zwierzęce i duchowe. Podobnie jak roślina, człowiek
odżywia się, wzrasta i rozmnaża; jak zwierzę — ma zmysły, którymi poznaje
otaczające przedmioty i skłania się ku nim; ale jedynie człowiek tworzy
umysłem pojęcia ogólne, poznaje przedmioty nadzmysłowe, a wola jego skłania
się ku dobru duchowemu. Te trzy rodzaje życia jako zależne od jednej duszy
przenikają się wzajemnie i podporządkowują według prawa biologicznego.
Prawo to polega na tym, że życie w bycie złożonym może się utrzymać i
rozwijać tylko wtedy, gdy pojedyncze jego pierwiastki hierarchicznie
podporządkowują się pierwiastkowi najwyższemu. W człowieku tedy władze
wegetatywne i zmysłowe muszą być podległe rozumowi i woli. W miarę zaś
zakłócenia tej uległości życie zaczyna się rozpadać, następuje w nim rozdźwięk
i powolne osłabienie całego systemu.
Natura człowieka wyższa (duchowa) skłania się ku odpowiedniemu
dobru, ale nie ma władzy despotycznej nad naturą niższą (wegetatywno –
zmysłową), która ma właściwe sobie dążenie ku właściwe mu jej dobru
zmysłowemu. Ponieważ dobra jednej i drugiej natury nie zawsze są ze sobą
zgodne a nieraz sprzeczne, przeto między dążnościami tych natur powstaje
walka, jaką każdy człowiek w sobie odczuwa. Ta walka przybiera tym silniejszy
charakter, że przez grzech pierworodny została zburzona w człowieku harmonia
władz, która pierwotnie istniała w nim jako dar pozanaturalny. Zburzenie tej
harmonii zwie się pożądliwością w ścisłym tego słowa znaczeniu lub zarzewiem
grzechu i polega na skłonności władz zmysłowych do czynów sprzecznych z
rozumem i uprzedzających jego działanie. Działanie pożądania zmysłowego
nazywa się namiętnością, a działanie woli ku swojemu dobru — chceniem.
W walce między namiętnościami a chceniem, ideałem jest
zharmonizowanie namiętności i chcenia a następnie chcenia z wolą Bożą, która
prowadzi do szczęśliwości. Taką zharmonizowaną naturą był pierwszy człowiek
w stanie niewinności na mocy łaski pozanaturalnej, którą utracił dla siebie i
potomności przez grzech pierworodny. Teraz często się zdarza, że pod
wpływem pożądania zmysłowego, sprzecznego z chceniem, rozum w swych
funkcjach bywa zawieszony albo przynajmniej zaćmiony, a wola osłabiona i
wówczas człowiek działa nierozumnie. A nawet przy świetle rozumu i wbrew
93
jego praktycznej wskazówce — sumieniu, wola często daje się unieść
namiętnościom.
Chociaż grzech pierworodny zburzył w człowieku harmonię władz, ale
ich nie zniszczył. Gdyby je zniszczył, zniszczyłby sam siebie, gdyż jego
podstawą jest natura rozumna; gdyby je zmniejszył co do istoty, pojęcie istoty
dopuszczałoby stopniowanie, co jest rzeczą sprzeczną w sobie. Wszystkie tedy
władze natury wyższej i niższej po zostały w istocie swej takie same po grzechu
pierworodnym, jakimi były i przed grzechem, to jest w sobie nie złe, ale dobre:
nie są więc złe ani wola, ani umysł, ani nawet namiętności czy też chcenia.
Tylko między tymi władzami nie ma teraz należytej harmonii, równowagi i
jedności działania. Cała natura ludzka i dzisiaj pozostaje dobra statycznie, tylko
w jej dynamizmie nie ma zharmonizowania, które przy pomocy łaski Bożej
można zaprowadzić przez wychowanie i samowychowanie chrześcijańskie. Tak
pojęta natura ludzka (dusza i ciało) stanowi osobę człowieka.
b) Co to jest osoba?
Według Boecjusza († 524) osoba jest to indywidualna substancja
rozumna. Św. Tomasz przytaczając to określenie rozszerza je i uzupełnia
wymieniając sześć czynników należących do pojęcia osoby. Osoba jest: 1)
naturą, 2) substancjalną, czyli istniejącą sama przez się, samodzielnie i
niezależnie od innych natur, np. człowiek. Następnie natura substancjalna winna
być całkowita, czyli 3) kompletna we własnym rodzaju. Stąd osobą nie można
nazwać duszy ludzkiej, która po rozłączeniu z ciałem istnieje sama przez się, ale
nie jest już substancją kompletną w rodzaju swoim, ponieważ z natury swojej
jest formą ciała i tylko łącznie z nim tworzy substancję kompletną. Nadto natura
substancjalna i kompletna winna być 4) ujednostkowiona, czyli indywidualnie tą
naturą kompletną, a nie naturą w sensie rodzajowym lub gatunkowym, np.
ludzkość. Natura substancjalna, kompletna i ujednostkowiona, aby była osobą
musi być naturą 5) rozumną, czyli ma posiadać zdolności umysłowe, np. koń nie
jest osobą.
Szóstym czynnikiem należącym do pojęcia osoby jest akt 6) istnienia,
dzięki któremu ta natura należeć będzie do porządku bytu, a przez to stanie się
zamkniętą w sobie całością — niepodzielną jednostką. Tę ostatnią doskonałość
natura otrzymuje od aktu istnienia substancjalnego, czyli subsystencji.
Subsystencję, czyli doskonałość ostateczną znajdującą się w linii istnienia, gdy
chodzi o naturę rozumną, nazywamy również osobowością, ponieważ ona
sprawia, że natura o cechach wymienionych jest prawdziwie osobą, czyli istnieje
w rzeczywistym porządku bytu przez się samodzielnie, to znaczy ma swoje
świadome „ja” (S.T. q. 29, 1).
94
Powyższe określenie osoby Doktora Anielskiego jako pewnego rodzaju
bytu, trzeba jeszcze uzupełnić w znaczeniu moralnym bytu jako podmiotu praw
i obowiązków. W tym znaczeniu osoba obejmuje wszystkie cechy dodatnie i
staje się ideałem życia. Człowiek z urodzenia jest osobą w znaczeniu pewnego
rodzaju bytu, ale przez wychowanie i osobistą pracę życiową ma stać się osobą
w znaczeniu moralnym — stać się osobowością pełnowartościową. W tym
znaczeniu osobowość stała się głośnym hasłem etyki nowoczesnej, stała się
celem wychowania jak również celem samowychowania.
Atoli, jeżeli nie uznamy w człowieku duszy nieśmiertelnej i rozumnej, nie
możemy nawet mówić o osobowości człowieka, która ma być celem
wychowania. Stąd w systemie materialistycznym widzimy sprzeczność w
samym założeniu — dążenie do wychowania osobowości, która według tego
systemu w rzeczywistości nie istnieje, bo według ideologii wyżej wymienionej
dusza jest tylko fikcyjnym fundamentem psychofizycznych czynności. Czyż
można na fikcji budować światopogląd, a tym bardziej, czy jest rzeczą możliwą
dążyć do wychowania osobowości, która jest tylko fikcją?
Od pojęcia osobowości trzeba odróżnić indywidualność jako całość
strukturalną człowieka, o ile ona jest odrębna od innych ludzi. Indywidualność
ujawnia się w czasie i przestrzeni tylko jeden raz i nigdy więcej się nie
powtórzy. Każdy człowiek jest indywidualnością, a osobowością staje się
dopiero przez wychowanie i wysiłek wewnętrzny wychowanka, czyli przez
proces własnego doskonalenia się. Osobowość człowieka rozwija się na podłożu
kształtującego się charakteru i tkwi w pierwiastku czysto duchowym, z niego
wynika i na nim się kończy. Charakter zaś jest zbiorem wszystkich dyspozycji
człowieka, wrodzonych i nabytych, do działania jednolitego, konsekwentnego i
etycznego.
Osobowość tedy nie może tkwić w czymś nieświadomym jak np. w
instynktach, popędach czy żądzach, albowiem zaczyna scalenie niejako z góry,
poczynając od charakteru, a nie z dołu, jak się dzieje w charakterze,
zaczynającym się od ujarzmienia namiętności, a kończącym się na
podporządkowaniu się osobowości. Temperament, jako usposobienie w
kierunku wrażliwości i trwałości wrażeń, jest podłożem czysto fizjologicznym;
indywidualność zaś, jako podłoże psychiczne, i charakter jako synteza
czynników fizjologicznych i psychicznych, są pewnymi składnikami
osobowości i zawierają się w niej jako konfiguracje, czyli specjalne
ukształtowanie jej elementów.
Tak pojęta osobowość obejmuje wszystkie dodatnie cechy człowieka,
wszystkie jego cnoty teologiczne, intelektualne i moralne. Taką osobowość
mamy na myśli, gdy mówimy o osobie wychowawcy i wychowanków. Jest to
ideał, który realnie urzeczywistnił się tylko w Chrystusie i Jego Niepokalanej
Matce. Taka osobowość była celem, do którego dążyli wszyscy Święci i wielcy
ludzie.
95
*
* *
Z powyższego wynika, jak wielkie znaczenie w wychowaniu stanowi —
Osoba Najmiłosierniejszego Odkupiciela i Jego Niepokalanej Matki. O tej
Osobie mówi Apostoł: „On jest obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym
wszelkiego stworzenia. Albowiem w Nim wszystkie rzeczy zostały stworzone na
niebie i na ziemi, widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy państwa, księstwa,
czy władze. Wszystko przez Niego i w Nim stworzone zostało, a on jest przed
wszystkim i wszystko w nim trwa. On jest też głową ciała Kościoła, początkiem i
pierworodnym z umarłych, aby sam ze wszystkich zachował pierwszeństwo. Bo
spodobało się (Bogu), aby przebywała w Nim wszelka pełność oraz aby przezeń
wszystko co jest na ziemi, czy co jest w niebiesiech w nim się pojednało, po
nastaniu pokoju przez krew krzyża Jego” (Kol. 1, 15 – 20). Wszystkie
wymienione wielkości Chrystusa jako Boga stały się wielkościami Jezusa jako
człowieka — brata naszego, byśmy — synowie grzechu — przez Niego i w Nim
dążyli do zharmonizowania swojej natury i wyrobienia na wzór Jego
prawdziwej pełnowartościowej osobowości.
Podobną, chociaż drugorzędną rolę w wychowaniu i samowychowaniu
chrześcijańskim, odgrywa osoba Niepokalanej Dziewicy Maryi. Wskutek
tożsamości odczuć, pragnień, uczuć, jakie Chrystus wzbudza w Sercu
Niepokalanej swej Matki, jest ona Matką naszą i wychowawczynią, której
natura i osobowość jest dla Jej dzieci pociągającym wzorem.
2. Harmonia wewnętrzna jako bliższy cel wychowania
W
dzisiejszej
pedagogice
spostrzegamy
rozbieżność
celów:
przeciwstawiają
pedagogikę
empiryczną
religijnej
i
filozoficznej,
indywidualistyczną — społecznej, a w tej ostatniej innym językiem odzywają
się przedstawiciele ideałów klasowych, narodowych i państwowych. Dążność
do przezwyciężenia rozbieżności zjawia się w pedagogice kultury, ale tylko
pedagogika chrześcijańska wskazuje na jeden cel, który może być przyjęty przez
wszystkich. Rozróżnia ona cel główny od celów podrzędnych, które były i
muszą być zróżnicowane ze względu na rozmaite zadania poszczególnych ludzi.
Ale cel główny organizujący i skupiający w sobie wszystkie działania
człowieka, winien być jeden — dalszy i bliższy. Cel główny dalszy łączy się z
celem życia wogóle, a cel główny bliższy — z celem życia człowieka. I kto nie
ma jasnego poglądu na cel życia człowieka, nie może sobie wyrobić dokładnego
pojęcia o głównym celu wychowania.
96
a) Główny dalszy cel wychowania chrześcijańskiego
Wychowawca winien nasamprzód odpowiedzieć, w jakim celu człowiek
żyje na świecie, a cel główny dalszy wyłoni się z celu życia, który stanowczo,
jasno i pewnie określa religia katolicka. Pedagog chrześcijański, dla którego cel
życia jest pewny, popełniałby błąd, gdyby jeszcze szukał celu wychowania. Dla
niego kwestia celu wychowania posiada wartość o tyle, o ile każde
zastanowienie się nad rzeczami wzniosłymi daje więcej polotu i entuzjazmu. Ma
on pod tym względem wielką przewagę nad wychowawcami wykluczającymi
religię, którzy wciąż pogrążeni są w wątpliwościach i kłócą się o cel
wychowania, nie zastanawiając się, po co właściwie człowiek żyje na świecie.
Wychowawca chrześcijański winien stawiać Boga miłosiernego za
centrum, koło którego wszystko się obraca. On jest pierwszą przyczyną
sprawczą całego świata i do Niego, jako ostatecznego końca i najgłówniejszego
celu, wszystko ma zmierzać. Cały wszechświat, obejmujący naturę martwą,
rośliny i zwierzęta, zmierza do tego celu nieświadomie, ulegając odwiecznym
prawom Stwórcy. Człowiek zaś, jako istota rozumna, winien zmierzać
świadomie do Boga, jako do najwyższego Dobra, Prawdy i Piękna, mogącego
zaspokoić wszystkie pożądania i chcenia natury wyższej człowieka, a tym
samym uszczęśliwić go.
Szczęście tedy człowieka, nie chwilowe i przemijające, ale trwałe i
wieczne, jest drugim celem życia. Cel ten znajduje się w pierwszym jako skutek
w przyczynie. „A to jest życie wieczne, aby poznali Ciebie jedynego Boga
prawdziwego i tego, któregoś posłał, Jezusa Chrystusa” (J. 17, 3). Ponieważ ze
wszystkich doskonałości Boga najłatwiej — jak widzieliśmy — można poznać
Jego miłosierdzie, przeto uroczystość Miłosierdzia Bożego, czyli
Najmiłosierniejszego Zbawiciela, może wybitnie przyczynić się do poznania i
do przypominania rokrocznie głównego celu życia człowieka, jakim jest chwała
Boża i szczęśliwość wieczna ludzi, a tym samym i do uświadomienia sobie
głównego celu dalszego wychowania chrześcijańskiego. Zresztą o celu życia i
wychowaniu mówiliśmy już obszernie na początku niniejszej pracy.
b) Cel bliższy wychowania chrześcijańskiego
Oprócz celu dalszego, jest jeszcze cel bliższy wychowania
chrześcijańskiego, będący środkiem do osiągnięcia tamtego. Cel bliższy, jako
prowadzący do celu dalszego, ma być głównym przedmiotem zabiegów
wychowawcy i najważniejszą jego troską. Jest nim harmonia wewnętrzna
między władzami cielesnymi i duchowymi człowieka.
97
Jak już poznaliśmy, człowiek jest substancją zupełną, złożoną z duszy
rozumnej jako formy substancjalnej i ciała jako materii pierwszej, będącej
pierwszym podmiotem wszelkiej substancji cielesnej. Całość tak złożona
stanowi jedną istotę ludzką, w której dusza i ciało łączą się ze sobą nie
przypadkowo, ale istotnie. A więc pełne bytowanie przysługuje nie samej tylko
duszy, lecz całemu człowiekowi, jako osobie. Stąd wynika, że dusza sama w
sobie jest osobowością niezupełną, zdolną wprawdzie do istnienia bez ciała, ale
niemogącą poznawać i rozwijać się bez niego. Stan rozłączenia duszy z ciałem
jest pod pewnym względem nienaturalny, a zmartwychwstanie jest do pewnego
stopnia naturalne ze strony przedmiotu, a tylko ze strony przyczyny sprawczej
nadnaturalne, albowiem stanem naturalnym duszy jest zjednoczenie z ciałem,
gdyż razem stanowią osobę człowieka.
Wychodząc z założenia, że grzech pierworodny nie skaził natury ludzkiej
w jej istocie, trzeba uznać, że wszystkie władze duchowe i cielesne, a więc
chcenia i namiętności są dobre i nie trzeba ich wykorzeniać, gdyż są one
potrzebne i nawet konieczne do osiągnięcia swego celu dalszego. Nawet
niezharmonizowane namiętności są dla nas pożyteczne, bo dostarczają okazji do
zdobycia wielu zasług w ich opanowaniu. Zresztą wykorzenienie namiętności
jest rzeczą niemożliwą, gdyż byłoby to zniszczeniem samej natury. Trzeba je
tylko opanować.
Ideałem tedy nie jest stan zupełnego znieczulenia, jak do tego dążyli
stoicy i asceza średniowiecza, lecz uzdrowienie ciała i duszy, polegające na
zharmonizowaniu namiętności z chceniami, czyli panowanie nad tamtymi. Ale
powstaje pytanie, czy w tym życiu doczesnym można tak zharmonizować naturę
cielesną z duchową, by poruszenie cielesne całkowicie ulegało rozumowi
ludzkiemu? Ponieważ przyczyną buntu namiętności jest podnieta grzechowa,
która się zmniejsza pod wpływem łaski, a najbardziej przez przyjmowanie
Komunii św. i praktykowanie cnoty, przeto ze zmniejszeniem przyczyny
zmniejsza się i skutek, czyli że z czasem może nastąpić doskonała harmonia w
naturze ludzkiej, jaka była w naturze Najmiłosierniejszego Zbawiciela i
Najświętszej Maryi Panny jak i u licznych Świętych.
Nadto właściwością każdej cnoty jest udoskonalić władze, przy pomocy
których te cnoty bywają wykonywane. Ponieważ cnoty bywają wykonywane tak
za pomocą umysłu i woli, jak i za pomocą władz zmysłowych, stąd rozum i
wola stają się coraz zdolniejsze do panowania nad namiętnościami, a
namiętności — do ulegania rozumowi i woli. Gdy tedy wszystkie cnoty moralne
przez liczne czyny heroiczne tak się udoskonalą, że dojdą do najwyższego
stopnia, namiętności również się uporządkują i będą całkowicie ulegać
rozumowi i woli.
Wreszcie doświadczenie wskazuje, że można osiągnąć doskonałe
panowanie nad namiętnościami. Pomijając żywoty świętych, w których czytamy
o heroicznych cnotach moralnych wielu sług Bożych, możemy i dziś spotkać
98
osoby, które osiągnęły całkowite panowanie nad namiętnościami. Nie osiągnęły
one tego od razu, chyba tylko niektóre za szczególniejszą łaską Bożą, lecz przez
liczne praktyki i ćwiczenia się w rozmaitych cnotach pod kierunkiem
doświadczonych kierowników.
Trzeba nadmienić, że panowanie nad namiętnościami nie jest tym samym,
co umartwienie, lecz różni się od niego, jako cel od drogi doń prowadzącej; nie
jest również stoicką apatią, to jest nieposiadaniem namiętności, czyli czymś
przeciwnym naturze ludzkiej, a więc czymś nieosiągalnym; nie jest również
osobną cnotą, lecz pewną własnością wszystkich cnót, jakby ich nieodłącznym
towarzyszem. Każda bowiem cnota udoskonala pewną władzę, skierowując ją
do czynów właściwych, a odwraca od niewłaściwych, a przez to samo jest
pewną potęgą — mocą przeciwko namiętnościom. Doskonałe panowanie nad
wszystkimi namiętnościami nie jest pierwszą sprawiedliwością prarodziców,
która polegała nie tylko na harmonii wewnętrznej, ale przede wszystkim na
zasobie sił nadprzyrodzonych, a harmonia wewnętrzna była tylko ich
wypływem.
Adam wprawdzie posiadał namiętności przed upadkiem, ale nie w tej
liczbie, co my, i nie objawiały się one w ten sposób. Nie było namiętności
suponujących istnienie zła moralnego i dlatego nie mogły doprowadzić
człowieka do żadnego grzechu. A jeżeli Adam zgrzeszył, to nie pod wpływem
namiętności zmysłowych, ale na skutek pychy, chęci zrównania się z Bogiem,
zjedzenie zaś owocu zakazanego było już tylko skutkiem i zewnętrznym
objawem tego grzechu.
Głównym celem dalszym wychowania chrześcijańskiego winna być
chwała Boża i szczęśliwość wieczna po śmierci, a bliższym celem osiągalnym
jeszcze na ziemi — zharmonizowanie wszystkich władz człowieka. Stąd
wychowanie można określić jako dążność do wewnętrznego zharmonizowania
wszystkich władz i zmysłów, czyli — mówiąc językiem współczesnym — do
wyrobienia
charakteru
moralnego
niezbędnego
do
uformowania
pełnowartościowej osobowości chrześcijanina.
*
* *
Chrystus Pan i Najświętsza Maryja Panna, wolni od grzechu
pierworodnego,
mieli
namiętności
całkowicie
zharmonizowane
i
uporządkowane: nigdy nie powstawały one przeciwko rozumowi i woli, która
zawsze poddawała się woli Ojca Niebieskiego: „Nie jako ja chcę, ale jako Ty”
(Mt. 26, 39). Chrystus Pan kochał, cieszył się i gniewał, smucił się i lękał przed
męką, ale zawsze zgodnie z rozumem i wolą Ojca. Maryja również zawsze
powtarzała: „Niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk. 1, 38). To jest dla
nas ideałem, do którego dążyć mamy przez wychowanie i samowychowanie.
99
3. Na czym polega harmonia wewnętrzna?
Stan równowagi wewnętrznej, zwany dzisiaj charakterem moralnym,
winien być celem bliższym wychowania chrześcijańskiego, a polega na
następujących objawach.
a) Objawy harmonii wewnętrznej
Człowiek posiadający harmonię wewnętrzną nigdy dobrowolnie nie
zezwala na żadne nieporządne poruszenie namiętności pociągającej do grzechu,
innymi słowami nie ma upodobania dobrowolnego nie tylko do grzechu, do
którego namiętność pociąga, ale nawet w samym nieporządnym poruszeniu
namiętności. Pod wpływem dobrowolnego zezwolenia na poruszenie
namiętności nie dopuszcza się żadnego czynu grzesznego, do którego ona
pobudza. Nie popełnia żadnego dobrowolnego niedbalstwa w ujarzmieniu
namiętności spostrzeżonych, powstających wbrew rozumowi.
W człowieku zharmonizowanym wewnętrznie nie powstają — przynajmniej
często — nawet niedobrowolne namiętności, gwałtownie go niepokojące; mniej
zaś gwałtowne — jeżeli powstają — to bardzo rzadko i krótko tak, że człowiek
jak gdyby ich nie odczuwa. Trzeba zaznaczyć, że nie chodzi tu o apatię stoicką,
lecz o spokój ducha polegający na wewnętrznej równowadze, wypływającej z
opanowania namiętności.
Jeżeli ktoś niegdyś był może napastowany przez namiętności, często na nie
zezwalał i był przez to doprowadzony do grzechu — obecnie już nie jest przez
nie napastowany i to tak, że się one nawet w nim nie budzą przed działaniem
rozumu i woli. Owszem odczuwa nawet poruszenia przeciwne i to bardzo silne.
Jakkolwiek bowiem te poruszenia przeciwne nie wypływają z opanowania
namiętności, lecz z odpowiednich cnót moralnych, opanowanie namiętności
sprzyja im, gdyż usuwa przeszkodę do tego, by te cnoty objawiały się w
czynach.
Panujący nad namiętnościami nie wzrusza się przy tej okazji, przy której
przedtem ulegał tym wzruszeniom, a tylko na żądanie rozumu potrafi się
wzruszyć dobrowolnie. Inaczej mówiąc jeden i ten sam przedmiot w inny
sposób niż dawniej oddziałuje na człowieka doskonale panującego nad
namiętnościami, np.: jeżeli przedtem ulegał smutkowi z powodu śmierci drogiej
osoby, to teraz znosi podobną stratę spokojnie. Chociaż bowiem namiętności w
równym stopniu z natury swej zależne są od jednostajnych motywów, jakie im
nasuwa wyobraźnia lub zmysły, rozum i wola mogą spowodować osłabienie,
100
względnie spotęgować namiętności przy ich dążeniu ku temu samemu
przedmiotowi, a nawet dążenie to zupełnie zawiesić.
Ci, którzy mają namiętności opanowane, gdy się im przedstawi dobro lub
zło, natychmiast bez najmniejszej zwłoki, jeszcze przed użyciem rozumu i woli
odczuwają obrzydzenie do zła, a pewien pociąg ku dobru. Tak postępuje
doskonały artysta, dla którego własna czynność jest do tego stopnia łatwa, że się
nad nią nawet nie namyśla.
Panowanie nad namiętnościami można doprowadzić do takiego stopnia,
że na rozkaz rozumu i woli powstają ich poruszenia pożądane i potrzebne,
skierowując się na odpowiedni dobry przedmiot, a potem również pod wpływem
rozumu i woli uspokajają się zupełnie, pozostawiając człowieka w tym stanie, w
jakim był przed ich powstaniem. Wyrobiony pod tym względem charakter
zawsze pozostaje w dobrym humorze, zawsze dobrze usposobiony względem
otoczenia.
Harmonia wewnętrzna uzewnętrznia się nawet w układzie członków ciała,
które pod wpływem rozumu i zgodnie z wolą Bożą w swoich funkcjach rządzą
się przepisami skromności. W takim człowieku nie zauważymy żadnego
nieprzystojnego ruchu lub gestu, obrażającego obecnych. Przeciwnie, patrząc na
niego, można się tylko budować i cieszyć, gdyż wszystkie jego czynności
zewnętrzne harmonizują z myślą i uczuciami, ożywionymi wiarą
nadprzyrodzoną, zgodnie ze słowami Pisma św.: „Serce moje i ciało moje
rozweseliły się w Bogu moim” (Ps. 83, 3). Nawet członki zmęczone pracą lub
czuwaniem układają się zgodnie ze wskazówką rozumu i nie sprzeciwiają się
np. ćwiczeniom pobożnym.
Przez panowanie nad namiętnościami uporządkowują się wszystkie
zmysły i regulują ich czynności. Staje się to w ten sposób, że zmysły w swych
czynnościach nie skłaniają się nigdy przeciw rozumowi i woli, a jeżeli się
przypadkiem zetkną z przedmiotem przeciwnym rozumowi, natychmiast od
niego się odwracają, nie lgną nadmiernie do bodźców na nie działających, a lgną
pod wpływem woli do tych przedmiotów, do których przedtem miały wstręt i
obrzydzenie, odczuwając nawet pozytywną skłonność do cierpień nie mniejszą,
a czasem większą niż przedtem odczuwały do rzeczy sprawiających rozkosz.
b) W jaki sposób dokonywa się harmonia wewnętrzna?
Uregulowanie
czynności
zmysłowych
przez
panowanie
nad
namiętnościami dzieje się albo bezpośrednio przez łaskę Bożą, odwracającą
zmysły od przedmiotów, albo za pośrednictwem cnót nabytych i wlanych,
pobudzając do ich praktykowania. Ci, którzy zapanowali nad namiętnościami,
nie odczuwają żadnego poruszenia zmysłowego (słysząc np. na ulicy lubieżne
101
śpiewy), a przeciwnie w tejże chwili pobudzają się do aktów miłości względem
Boga i obrzydzenia do grzechu.
Ponieważ przedmiotem naszych namiętności jest zawsze jakaś rzecz
podpadająca pod zmysły, przeto powstaje pytanie, w jaki sposób człowiek
panujący nad namiętnościami może być skierowany ku temu, co się podoba
Bogu, czyli ku cnotom, które mają za przedmiot rzeczy duchowe, nie
zmysłowe? Żadna bowiem władza nie przekracza sił swoich i nie może
dotyczyć nie swojego przedmiotu. Otóż, chociaż z natury swojej obracają się
około przedmiotów zmysłowych, to jednak mogą pod wpływem rozumu i woli
obracać się około przedmiotów duchowych, gdyż w tym wypadku zostają jak
gdyby podniesione do rzeczy duchowych. Nadto liczne czyny cnót, nawet
nadprzyrodzonych i wlanych, są zmysłowe (np. ofiary, pielgrzymki, posty,
zewnętrzne pokuty, klękania itp.); koło nich tedy mogą obracać się i
namiętności, nakłaniając człowieka do ich praktykowania silniej, niż do
przedmiotów obojętnych.
Ponieważ panowanie nad namiętnościami powoduje łatwiejsze
wykonywanie cnót moralnych nabytych i nadto przez samo panowanie ujarzmia
się poruszenie przeciwne, stąd nie tylko same cnoty, lecz także samo panowanie
nad namiętnościami wywołują silną skłonność aktualną ku dobru, co sprawia, że
człowiek nie odczuwa takiego sprzeciwu poruszeń natury niższej, jaki istnieje u
ludzi nieopanowanych.
Pod wpływem harmonii wewnętrznej rozum zażywa wielkiego spokoju w
swoich czynnościach i dlatego więcej na nie uważa, wzmacniając i
powiększając wydajność pracy. Przez to opanowanie namiętności leczy się
jedna z tak zwanych ran, pozostawionych w naturze ludzkiej przez grzech
pierworodny, a mianowicie — rana niewiedzy— vulnus ignorantiae.
Nadto panowanie nad namiętnościami wzmacnia również wolę tak, że ona
nawet ubocznie nie jest przez nie skierowywana na przedmiot przeciwny
rozumowi. Ponieważ namiętność wywiera swój wpływ na wolę — wprawdzie
nie wprost, ale ubocznie przeto przez panowanie nad poruszeniami natury
niższej leczy się rana woli zwana raną złości — vulnus malitiae, przez którą
wola pozbawia się skłonności ku dobru.
Wreszcie grzech pierworodny pozostawił w naturze ludzkiej (nawet po
zgładzeniu go na chrzcie św.) ranę słabości — vulnus infirmitatis i ranę
pożądliwości — vulnus concupiscentiae, które niepomiernie pchają do rzeczy
zmysłowych i utrudniają reagowanie na przeszkody do cnoty. Otóż panowanie
nad namiętnościami powoli leczy i te rany tak, że cała natura ludzka zwolna
pozbywa się skutków upadku naszych prarodziców (S.T. I – II, q. 85, a. 3, c.).
Panowanie nad namiętnościami doprowadza do wielkiej doskonałości w
modlitwie. Dzieje się to w sposób podwójny: albo wzmacniając uwagę a
usuwając rozproszenie, udoskonala cnoty moralne, albo przez cnotę czystości,
102
pod wpływem której światło rozumu staje się jaśniejsze. Nadto panowanie nad
namiętnościami prowadzi do aktualnego połączenia umysłu naszego z Bogiem
w czynnościach, które z natury swej są bardzo rozpraszające. Dlatego ludzie
zharmonizowani przy największym nawale spraw mają umysł swój złączony z
Bogiem aktualną o Nim pamięcią i częstymi aktami gorącej miłości. Oprócz
tego zharmonizowani wewnętrznie powoli usposabiają się do wyższej modlitwy
uczuciowej, odpocznienia, zjednoczenia i nawet duchowych zaślubin, o których
była mowa w tomie III.
Wymienione objawy panowania nad namiętnościami dotyczą wypadków
zwyczajnych, lecz mogą jeszcze zaistnieć objawy nadzwyczajne. Może się
mianowicie zdarzyć, że osoby zaawansowane w panowaniu nad namiętnościami
doznają bardzo gwałtownych pokus nieczystych, nieraz silniejszych i
gwałtowniejszych, niż to się zdarza u ludzi mniej wyrobionych. Wprawdzie nie
zawsze, ale czasami pokusy te i ich opanowanie mogą świadczyć o doskonałym
zwycięstwie nad namiętnościami. Bóg bowiem nieraz doświadcza dusze sobie
miłe i drogie przeprowadzając je przez rozmaite próby, jak czytamy o tym w
żywotach Świętych. W tym wypadku nie trzeba się trwoży i smucić, lecz
umacniać się w wierze, obudzać ufność w miłosierdzie Boże i upokorzyć się
głęboko przed Panem, wymawiając choćby jeden akt strzelisty: „Jezu, ufam
Tobie!” lub: „Okaż mi, Panie, miłosierdzie swoje”, a natychmiast powróci
równowaga ducha.
*
* *
Jak Chrystus uspokoił burzę na morzu, tak uspokaja burzę najbardziej
gwałtownych namiętności. On darzy i dzisiaj ufających sobie łaskami
szczególniejszymi, przy pomocy których namiętności stają się rumakami
ujarzmionymi, unoszącymi nas w kierunku wskazanym przez rozum oświecony
wiarą pod rządem woli wzmocnionej łaską. On, jako człowiek, posiadał również
namiętności: on bał się, smucił i drżał przed męką, on się gniewał i oburzał na
sprzedających w świątyni, on nawet płakał nad losem swej Ojczyzny, ale
wszystkie te namiętności powstawały u niego zgodnie z rozumem i wolą, która
ulegała zawsze woli Ojca. W mocy Najmiłosierniejszego Zbawiciela jest i nam
pomóc w zharmonizowaniu naszej natury, ilekroć tylko zwrócimy się do niego z
ufnością.
II. Podmiot i przedmiot wychowania
W każdej czynności rozróżniamy podmiot ją sprawujący i przedmiot, na
który ona przechodzi. W wychowaniu podmiotem jest wychowawca,
103
przedmiotem zaś — wychowanek lub ich grupa. Wychowanie chrześcijańskie,
jako dążność do wewnętrznego zharmonizowania władz człowieka, zależy w
dużej mierze od wychowawcy — podmiotu wychowania, ale nie mniejszą rolę
odgrywa i wychowanek, jako przedmiot wychowania, który powoli staje się
podmiotem, a wychowanie przekształca się w samowychowanie. Poznajmy
teraz zadanie wychowawcy i wychowanka w wychowaniu chrześcijańskim oraz
rolę, jaką winien w nim odegrać Najmiłosierniejszy Zbawiciel.
1. Osoba wychowawcy
Według wspomnianej encykliki Piusa XI, wychowanie jest funkcją
społeczną, przysługującą rodzinie, Kościołowi i państwu, ale każdej z tych
trzech społeczności przysługuje z innego tytułu, gdyż dla każdej z nich wypływa
z odmiennych źródeł. Komentarzem do tej myśli encykliki mogą być dwa dzieła
św. Tomasza z Akwinu: Summa Teologiczna (I, q. 117, 1) i Quaestiones
Disputatae (q. 11, a. 1). Spotykamy tam zdanie, że w ścisłym znaczeniu
wychowawcą należałoby nazwać tylko Boga — Najmiłosierniejszego
Zbawiciela, gdyż tylko on stwarza siły duchowe, przez które człowiek się
rozwija i wychowuje. Tylko on oddziałuje i oddziaływać potrafi na duszę ludzką
od wewnątrz i doprowadzić może do samowychowania człowieka, a przez to do
wyrobienia pełnowartościowej osobowości.
a) Wychowawcy z prawa natury
Wychowanie ściśle się łączy z faktem zrodzenia, a ten z aktem stwórczym
Boga. Filozofia chrześcijańska dostrzega w zachowaniu świata przez Boga
ciągłość jego stwórczego czynu. W nieprzerwanym strumieniu ludzkiego życia
na ziemi fakt rodzenia potomstwa idzie od rodziców, a od Boga idzie
powoływanie do bytu coraz to nowej ludzkiej duszy i zachowanie wszechświata.
Jeżeli w znaczeniu ścisłym wychowawcą należy nazwać tylko Boga, to w
znaczeniu analogicznym prawo do wychowania posiadają w pierwszym rzędzie
rodzice, gdyż oni dali potomstwu podłoże pod twórczą moc Najwyższego. Kto
zrodził według ciała, ma prawo do dalszego rodzenia według ducha, albowiem
każde wychowanie jako twórcza praca jest dalszym rodzeniem. Jak tylko Bóg
potrafi oddziaływać na człowieka od wewnątrz, tak nikt poza nim nie jest
zdolny tak głęboko sięgnąć w duszę dziecka jak rodzice i dlatego nikt poza
Bogiem nie ma tak silnego naturalnego prawa do wychowania dziecka jak jego
rodzice.
Dlatego Pius XI we wspomnianej encyklice mówi: „Normalnie
najskuteczniejsze i najtrwalsze jest to wychowanie, które się otrzymuje w dobrze
104
urządzonej i karnej rodzinie chrześcijańskiej, tym bardziej skuteczne, im jaśniej i
trwalej przyświeca tam dobry przykład przede wszystkim rodziców i
domowników”. W ognisku życia rodzinnego, w jego niepisanym a jasnym
prawie kształci się społecznie, indywidualnie i moralnie rozwijający się
człowiek. Od ojca i matki otrzymuje on swoją naturę, wsiąkają tam weń
obyczaje i sądy o rzeczach otaczających, budzi się miłość do środowiska
oddziaływującego nań nieświadomie.
Troska o potrzeby rodziny pobudza jej członków do pilności,
oszczędności i pracy, do zachowania dóbr dziedzicznych i powiększenia ich dla
przyszłych pokoleń. Rodzina przechowuje duchowy dorobek ludzi. Religia,
moralność, patriotyzm i zwyczaje nie znikają ze śmiercią rodziców, lecz
przechodzą na dzieci, wśród nich się rozwijają i żyją, by przeniknąć potem do
pokoleń następnych. W rodzinie przechowuje się nauka i najniezbędniejsze do
życia wiadomości, zaczerpnięte z doświadczenia przodków. Nadto rodzina jest
bodźcem postępu, który polega na urzeczywistnieniu wzniosłych ideałów
sprawiedliwości, miłości, równości i braterstwa. Te zaś ideały wypływają z
rodziny, w niej się przechowują i w niej się najprzód realizują. Do szczytu
postępu ludzkość dojdzie wówczas, jeżeli wszystkie narody utworzą jedną
wielką rodzinę, wychowaną na podstawie sprawiedliwości, miłości, braterstwa i
równości.
Wreszcie rodzina jest szkołą życia. Od rodziców dziecko uczy się mowy,
poznaje co to jest starszeństwo, równość, miłość, porządek i praca. Tu się
formują pierwsze pojęcia religijne i moralne, tu powstaje szacunek dla
przełożonych i starszych, posłuch dla ich poleceń oraz przywiązanie do
wszystkiego, co jest ojczyste. I jeżeli dzieci wychowują się bez rodziców albo
przez niedobrych rodziców, charakter ich przeważnie bywa spaczony, stają się
dziwakami, zakłócającymi spokój sobie i otoczeniu. Najlepszy zakład
wychowawczy nie zastąpi przeciętnej rodziny i o tyle spełni swoje zadanie, o ile
się zbliży w swym systemie wychowawczym do wychowania rodzinnego.
Atoli rodzina jest społecznością niedoskonałą, gdyż nie ma w sobie
wszystkich środków do swego pełnego rozwoju. Uzupełnia ją w sprawach
nadprzyrodzonych i wiecznych Kościół, a w przyrodzonych i doczesnych
państwo. Prawo Kościoła do wychowania opiera się na tej samej podstawie, co
prawo rodzicielskie. Jeżeli bowiem razem z Bogiem rodzice dają dziecku życie
naturalne, to znowu w związku z Bogiem — Najmiłosierniejszym Zbawicielem,
Kościół, jako Jego Ciało Mistyczne, daje ludziom życie nadprzyrodzone. W
duszę dziecka przez chrzest św. wchodzi jak gdyby inna jeszcze dusza, która
jako łaska uświęcająca staje się źródłem życia nadprzyrodzonego. Nowa
rzeczywistość wchodzi w rzeczywistość dawną, rzeczywistość nadprzyrodzona
Boga — w rzeczywistość ludzką. Zrodziwszy człowieka do nowego życia,
Kościół dalej to życie rozwija przez akcję wychowawczą.
105
Jak rodzicom tak i Kościołowi Zbawiciel przekazuje prawo wychowania:
„Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha
Św., nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem” (Mt. 28,
19 i 20). Pius XI we wspomnianej encyklice rozwijając te słowa podkreśla, iż
one odnoszą się nie tylko do nauczania, lecz i do wychowania. „Kościół —
mówi Pius XI — jak w swoim powstaniu, tak i w wykonywaniu swojego
wychowawczego posłannictwa, jest niezależny od jakiejkolwiek władzy ziemskiej
i to nie tylko w zakresie własnego przedmiotu, lecz i co do środków koniecznych
i odpowiednich do wypełnienia swojej wychowawczej misji… ma prawo
sądzenia, czy i o ile mogą one być dla chrześcijańskiego wychowania pożyteczne
lub szkodliwe, …gdyż wszelkie nauczanie jest w koniecznym stosunku do
ostatecznego celu człowieka i dlatego nie może się wyłamywać spod norm
prawa Bożego. Nawet wychowania fizycznego nie można uważać za obce
macierzyńskiemu nauczaniu Kościoła, gdyż i ono jest środkiem, który może
pomagać lub szkodzić chrześcijańskiemu wychowaniu”. Wychowawcze
posłannictwo jest tedy w pierwszym rzędzie rzeczą rodziny i Kościoła.
Państwo ma również prawo do wychowania od Stwórcy natury, ale nie z
tytułu ojcostwa, jak rodzina i Kościół, lecz przez autorytet w celu popierania
ogólnego dobra doczesnego. Dobro ogólne polega na pokoju i bezpieczeństwie
rodzin i pojedynczych obywateli. Stąd zadaniem państwa jest ochraniać i
popierać rodzinę, ochraniać wcześniejsze jej prawa do wychowania oraz
szanować prawa Kościoła do chrześcijańskiego wychowania. Również
zadaniem państwa jest ochraniać prawa dziecka, jeśli ono nie ma rodziców albo
też ze strony ich nie ma należytej opieki wskutek niezdolności lub niegodności.
Kościół tedy i państwo, jako społeczności doskonałe, uzupełniają rodzinę
i mają w tym względzie zakreślone granice. Każda działa na mocy własnego
prawa i między tymi dwoma społecznościami winna zachodzić harmonia:
zadaniem jednej jest pomyślność doczesna, a drugiej — wieczna. „Oddajcie
tedy, co jest cesarskiego cesarzowi, a co jest Bożego Bogu” (Mk 12, 17).
Cokolwiek tedy odnosi się do zbawienia i czci Boga, wchodzi w zakres władzy
Kościoła, a reszta słusznie podlega władzy cywilnej. „Ci, co powiadają, że
nauka Chrystusa jest wroga państwu, niechże dadzą takich żołnierzy, jakimi
każe im być Kościół, niech dadzą takich poddanych, takich małżonków, takie
żony, takich rodziców, takich synów, takich sędziów, takich wreszcie urzędników
skarbowych i płatników, jakimi nakazuje być chrześcijańska nauka, a wtedy
niech sobie mówią, że ona jest wroga państwu, …przeciwnie niech się nie
zawahają nazwać ją silną ostoją państwa”. (Encyklika o wychowaniu).
106
b) Wychowawcy z prawa pozytywnego
Jakkolwiek Kościół i państwo są społecznościami doskonałymi, nie mogą
bezpośrednio prowadzić sprawy wychowania w całej rozciągłości i zwykle
wyręczają się odpowiednimi wychowawcami. Do osoby wychowawcy wszyscy
przywiązują wielką wagę, a szczególniejszego znaczenia nabrała ona w
wychowaniu chrześcijańskim. Tu dla wychowania Apostołów Bóg zsyła Syna
swojego, który stał się właściwym wychowawcą wszystkich ludzi, dążących do
celu życia i bliższego celu wychowania. Tę czynność spełnia on przez swoich
zastępców, którzy mają pełnić obowiązki ojca i lekarza, dlatego muszą posiadać
te cechy, jakimi się odznacza dobry ojciec i dobry lekarz.
W każdym wychowaniu mają panować stosunki rodzinne oparte na
wzajemnej miłości między wychowawcą i wychowankiem, na wzajemnej
ufności i odpowiednim szacunku. Dla zadzierżgnięcia i zachowania tego
rodzinnego szacunku ze strony wychowawcy potrzeba następujących
przymiotów: świętej radości i wesołości płynącej z prawdziwej miłości,
sprawiedliwości w strofowaniu i ocenie postępu, lojalności bez kierowania się
bocznymi względami, entuzjazmu czyli szlachetnego zapału, sugestywności
jako zdolności bezpośredniego wszczepiania w duszach przekonań i nastrojów,
kontaktowności albo umiejętności obcowania towarzyskiego, łagodności i
cierpliwości w znoszeniu różnych przykrości, uczynności i cichości, jaką się
odznaczał Zbawiciel, o którym mówił Prorok: „Trzciny nadłamanej nie skruszy,
a lnu kurzącego się nie zagasi” (Iz. 42, 3)…
Wymienione cechy wychowawcy stanowią klucz naturalny do zdobycia
zaufania młodzieży i skutecznego na nią oddziaływania jako Ojca.
Wychowawca zaś jako lekarz winien odznaczać się odpowiednim
doświadczeniem,
dyskrecją,
poznaniem
swych
wychowanków
i
zapobiegliwością, a przede wszystkim winien dawać dobry przykład, jak mówi
przysłowie: „Słowa uczą, a dopiero przykład pociąga”. Do wychowawcy nadto
należy pomoc wychowankom w wartościowaniu dóbr, poddawaniu
odpowiednich motywów, wskazywanie ideałów, wdrążanie do ich
urzeczywistnienia oraz kontrola i ocena postępów.
W tych czynnościach wychowawca oddziaływa na duszę wychowanków
tylko od zewnątrz, jak lekarz na chorego. W prawdziwym wychowaniu należy
oddziaływać od wewnątrz przez budzenie i rozwój sił duchowych, by
wychowanie przekształciło się powoli w samowychowanie. Tu wychowawca
bierze udział w czynnościach Boga, który oddziaływa od wewnątrz, przez akt
wszechmocnej pramiłości i pramiłosierdzia, jak się wyraża Pius XII.
Wychowawca winien to sobie dobrze uświadamiać i współpracować z Bogiem
— Najmiłosierniejszym Zbawicielem. Poznanie i częste przypominanie tej
107
czynności wychowawczej Najwyższego nie tylko ułatwia wychowawcy jego
pracę, ale jest koniecznym warunkiem dobrego wychowania chrześcijańskiego.
*
* *
Idea o immanencji Boga, że On jest w nas, chociaż równocześnie poza i
nad nami, należy do istotnych składników światopoglądu chrześcijańskiego.
Idea ta wywołuje w nas dreszcz lęku i radości: lęku wobec bliskości
Nieskończonego i radości na widok dopływu żywych sił przez przedłużony
Boży czyn stworzenia, a szczególnie przez czyn Najmiłosierniejszego
Zbawiciela, który nie skarcił Piotra za zaparcie się, Tomasza za niewiarę, nie
potępił cudzołożnicy, przebaczył jawnogrzesznicy, zamilczał, gdy uczniowie
posnęli, łagodnie upomniał, gdy chcieli sprowadzić ogień na miasto, stawiał
Ojca przebaczającego synowi marnotrawnemu za wzór dla wychowawców w
ich stosunku do niesfornych wychowanków.
2. Osoba wychowanka
Harmonia wewnętrzna jako cel wychowania nie może być narzucona
wychowankowi z zewnątrz, lecz ma się dokonać wewnątrz — przy udziale
samego wychowanka. Dlatego jego osoba przy wychowaniu ma bardzo wielkie
znaczenie. Jest on bowiem nie tylko przedmiotem oddziaływania
wychowawczego, lecz powoli staje się podmiotem, który przy pomocy łaski
Bożej ma czynnie kształtować swoją osobowość. Przyjmując możliwość
zaprowadzenia harmonii wewnętrznej u wszystkich ludzi, nie można wątpić w
dodatnie oddziaływanie na wychowanka; ale nie wszyscy mogą dojść w ten sam
sposób do jednakowych wyników. Dlatego wychowanków należy traktować
indywidualnie, w zależności od ich wieku, typu osobowości, płci i rozwoju
psychicznego, o czym mówi ogólna pedagogika wychowawcza. Znając naturę
wychowanków i największe niebezpieczeństwo z niej wynikające, jakim jest
skłonność do grzechu, trzeba mieć na względzie zabezpieczenie ich przed nim
lub uwolnienie od niego, co zależy od religijności, która nie jednakowo się
kształtuje u dzieci i młodzieży dorastającej.
a) Rozwój religijności u dzieci
Życie religijne dzieci jest bardzo różne zależnie od wieku, typu, czyli
struktury wewnętrznej oraz szeregu okoliczności i środowiska, w jakim się one
znajdują. Jeżeli chodzi o wiek, trudno określić dokładnie czas, w którym się w
108
duszy dziecka zjawiają przeżycia religijne. Na podstawie obserwacji można
tylko stwierdzić, że pierwsze przejawy religijności dziecka ujawniają się w
zewnętrznych czynnościach, jak klękanie, składanie rąk oraz mówienie pacierza,
które są naśladownictwem starszych. Można je zauważyć jeszcze w pierwszym
dzieciństwie do 5 roku życia. Jeszcze trudniej jest mówić o jakości tych przeżyć
religijnych w tym wieku, albowiem nasze osobiste wspomnienia w tym wieku
nie mogą być obiektywne.
Jakkolwiek nie ma idei wrodzonych, jak utrzymywał Descartes, ale
dziecko ma już zdolność przeżywania idei Boga około 5 roku życia, która u
niego jest jeszcze bardzo przyćmiona i mglista. Powstaje ona pod wpływem
otoczenia, z oglądania obrazów religijnych w domu, kościele czy kapliczek
przydrożnych. Dochodzą więc dzieci do pojęcia Boga, jak zresztą i do innych,
przez zetknięcie się ze światem zewnętrznym. Widząc u ojca swego dobroć i
przychylność ku sobie, dzieci przenoszą te cechy na Boga, którego w pacierzu
nazywają Ojcem i którego zaczynają kochać jak ojca. Spostrzegając u matki
miłość i przywiązanie, kojarzą je z przywiązaniem Maryi do ludzi, którą w
pacierzu nazywają Matką Boga i Matką naszą. Ale czasami mogą w ten sposób
wytworzyć w sobie pojęcie fałszywe i uczucia przeciwne, gdy widzą np. ojca
swego pijanego i nieprzytomnego, krzywdzącego matkę i niszczącego sprzęty.
Powoli również pod wpływem otoczenia dziecko zaczyna tworzyć pojęcie
nieba i piekła. Niebo jako przestworze jaśniejące nad obłokami, napełnione
aniołami i duszami zmarłych zbawionych. Piekło — jako miejsce ciemne gdzieś
w głębi ziemi, gdzie przebywają duchy ciemności i dusze złych ludzi. Dziecko
pyta dużo i zadawała się każdą odpowiedzią, ponieważ w tym wieku wierzy
dorosłym i bezkrytycznie przyjmuje ich wyjaśnienia. W takim nastawieniu
przychodzi do szkoły, jeżeli w przedszkolu jego pojęcia religijne nie zostały
zmienione w takim czy innym kierunku.
W szkole dziecko poznaje Jezusa Chrystusa, z którego Osobą identyfikuje
Boga. Tu prawdy religijne stara się realizować sumiennie, nie traci zapału i stara
się być dokładne i drobiazgowe. W tym czasie około roku siódmego następuje u
dziecka rozpoznanie moralne, któremu towarzyszy wrażliwość, poczucie winy,
wdzięczność i chęć wynagrodzenia. Jest to czas (około 8 roku) przygotowania
dzieci do I spowiedzi i Komunii św., która jest dla dziecka jednym z
najgłębszych przeżyć i przemianą religijności ze zmysłowej w duchową. Ten
moment często decyduje o strukturze religijnej człowieka przez całe życie.
Przygotowanie dzieci do I spowiedzi i Komunii św. jest zadaniem bardzo
trudnym i delikatnym oraz niezmiernie ważnym. Od I spowiedzi odprawionej z
głębokim przeżyciem zależy stosunek dziecka do wszystkich spowiedzi
późniejszych. Atoli trzeba unikać zbyt niego napięcia woli dziecka i nadmiernej
troski o nadbudowę życia, by nie sprowadzić chorób psychicznych. Należy
podsuwać im takie postanowienia, które są dostosowane do ich możliwości
psychicznych. W przygotowaniu dzieci do I spowiedzi i Komunii św. biorą
109
czynny udział rodzice, którzy występują w charakterze powszechnego
kapłaństwa Chrystusowego i apostolstwa świeckich. Mają oni często prowadzić
dzieci do kościoła, wskazywać na lampkę wieczystą przed tabernakulum, gdzie
przebywa P. Jezus, sami żyć życiem eucharystycznym, a przede wszystkim
razem z dzieckiem przystąpić do Stołu Pańskiego.
W następnym okresie zwanym wiekiem przekory (do 13 – 14 r.) dzieci
zaczynają być i opozycji do starszych, a tym samym i do wierzeń religijnych,
ociągać się w praktykach albo spełniać je bez zapału. Krytycyzm rozwija się
więcej u chłopców niż u dziewcząt, które łatwiej podporządkowują się
autorytetowi religijnemu, uświadamiając sobie swoją bezradność. Nie trzeba z
tego powodu się zniechęcać i chłopców za to nie karcić, a postępować ze
wszystkim łagodnie i wyrozumiale. Z czasem obie płci uświadamiają sobie
własną niemoc i z tęsknoty za ideałem interesują się praktykami religijnymi.
b) Rozwój religijności u młodzieży
W okresie pokwitania młodzież ucieka od rzeczywistości w świat urojeń,
jaki poddaje wybujała wyobraźnia. Widzi ona sprzeczność między zasadami
religijnymi, a postępowaniem ludzi. To spostrzeżenie wywołuje u jednych chęć
ulepszenia człowieka, a u innych wątpliwość, czy wymagania etyczne religii nie
są przesadne, szczególnie w dziedzinie występującego coraz wyraźniej popędu
płciowego. Stąd powstają wątpliwości religijne, które same w sobie nie są
groźne, albowiem świadczą o samodzielności młodych i przy pomocy starszych
mogą być okazją do pogłębienia prawd religijnych i życia duchowego
młodzieży.
W tym czasie młodzież nie znosi nakazów i przymusu. Dlatego praktyki
religijne będzie spełniać chętnie o tyle, o ile inicjatywa będzie pochodzić od niej
samej. Dlatego trzeba oddziaływać na młodzież przez jej przywódców, z
którymi należy być w kontakcie, poddawać im projekty jak gdyby one
wychodziły od nich samych. Szczególniejsza trudność może powstać z
chłopcami, którzy przechodzą ostrzejszy kryzys i zasługują na traktowanie nieco
pobłażliwsze. Dziewczęta nie podlegają takim wstrząsom uczuciowym, więcej
się interesują rodziną i chętniej zbliżają się do ideałów religijnych.
Wyniki tego okresu burzliwego mogą być rozmaite. Duża część
młodzieży wraca na ślady religijności poprzedniej, ale znacznie głębszej i
bardziej uświadomionej. Inna część buduje sobie zupełnie inny światopogląd —
różny od dotychczasowego. A są i tacy, którzy szukają wyjścia na drodze
kompromisu, przekształcając po swojemu prawdy religijne i dostosowując się
do nich w sposób odmienny. Stąd wynika, że okres pokwitania jest
najważniejszy w kształtowaniu religijności człowieka i wymaga ze strony
110
wychowawców wielkiej ostrożności i delikatności, liczenia się z
indywidualnością i odmienną strukturą psychiczną każdej płci i każdego
osobnika.
Dojrzewający chłopcy lubią teraz poznawać siebie i pracować nad sobą.
Życie ich zamyka się teraz w granicach dwóch wielkich namiętności ludzkich
— pychy i zmysłowości, egocentryzmu i seksualizmu. Z nich wypływają dwa
największe dążenia młodości — do sławy i do miłości. Całym kunsztem
wychowawcy będzie wykorzystać te dwa dążenia w kształtowaniu męskiej
religijności. Terenem, na którym chłopiec ma pokazać swoją siłę, jest
panowanie nad namiętnościami i pokonanie samego siebie. Religijność to nie
jest coś słabego i upokarzającego, lecz jest to największe bohaterstwo, a święty
to synonim największej siły moralnej.
W związku z tym wychowawca winien starać się usunąć z religijności
chłopców pozostałości dzieciństwa (dziecinne książeczki). Instynkt zaś okazania
siły i walki ma skierować do walki ze skostnieniem i pustą formą życia
religijnego, do panowania nad namiętnościami i walki o świętość i szczęście ich
życia religijnego, życia przyszłej rodziny, o szczęście społeczeństwa i ojczyzny.
Dla wielu konkretnym przedmiotem idealizmu jest ideał kobiety. Otóż i ten
ideał można wykorzystać do kształtowania religijności chłopca, wskazując na
ideał Niepokalanej, którą ma on widzieć i czcić w każdej kobiecie, szanować ją i
okazywać szacunek i uprzejmość. Słowem trzeba zaszczepiać u nich religię nie
tylko w rozumie, ale i w woli, do której droga prowadzi przez uczucie.
Dziewczęta dojrzewające mają zupełnie inne usposobienie i inne
samopoczucie oryginalnych wartości religii i życia. Można rozróżnić u nich
dwie chwile, w których te wartości odzywają się mocniej. Pierwszy raz około 13
roku życia, a drugi około roku 16. Pierwszy z tych momentów można nazwać
chwilą religijnego rozbudzenia, a drugi — momentem wahania, walki i
ostatecznej decyzji. W tym drugim okresie dziewczę szuka mądrego i mocnego
kierownictwa, usiłuje dojść do porozumienia ze światem dorosłych, a przede
wszystkim ze swoją matką lub opiekunką, lub ojcem; usiłuje również
porozumieć się z Kościołem, uspokoić swoje wahania, przyswoić sobie poglądy
tradycyjne, stworzyć sobie własną oryginalną linię postępowania albo czasami
zdecydowanie odwrócić się od religii.
O ile cechą chłopców w tym okresie jest egocentryzm, o tyle u dziewcząt
alterocentryzm, który wyraża fakt, iż ona ma swoje własne centrum poza sobą.
Jej osią jest ktoś poza nią i w nim jedynie znajduje swą równowagę. Tym
drugim jest przyszły mąż i dziecko. Oni są najgłębszym źródłem wszystkich
charakterystycznych odrębności natury dziewcząt. Ten alterocentryzm jest u
nich spontaniczny, jest przeto przeciwwagą na współistniejący egoizm; może
jednak być groźny, bo jest ukryty. Ten fakt wyjaśnia odrębność dziewczęcej
postawy moralnej pod względem uczuciowym oraz życia duchowego i
religijnego.
111
Wychowawca młodzieży żeńskiej w tym okresie winien znaleźć specjalne
podejście do jej psychiki. Należy się liczyć z uczuciowością dziewcząt, z ich
zmiennością w nastrojach oraz brakiem skupienia. W tym krytycznym okresie
osobowość wychowawcy odgrywa największą rolę — przede wszystkim
wychowawca winien być autentycznym człowiekiem, by życiem swoim
potwierdzał to, o czym mówi. Na dłuższy okres czasu nie można udawać przed
nikim uczciwego wychowawcy, a nim nie być. Tym bardziej nie można tego
czynić przed dziewczętami, które lepiej od chłopców potrafią ocenić i
scharakteryzować swego wychowawcę, by nabrać do niego zaufania lub też na
odwrót, do niego się zniechęcić.
Trzeba stawiać dziewczętom Maryję jako ideał kobiety. Ona wskaże i
wywoła w nich poczucie wartości niewieścich. Chodzi tu o najbardziej
odpowiadającą Bożym zamiarom postawę kobiety — być obecną w obliczu
Boga przy Zwiastowaniu, w ucieczce do Egiptu, w Kanie Galilejskiej, na drodze
krzyżowej, na Kalwarii i nad grobem, jak również po Zmartwychwstaniu i
Wniebowstąpieniu. Wszędzie ujawnia się alterocentryzm Maryi: Ona we
wszystkim pomaga Jezusowi jak przedtem Józefowi. To dynamiczne ujęcie
Niepokalanej odpowiada wewnętrznej psychice kobiety, która z natury chce być
przed Bogiem i być pomocą mężczyźnie. Kult Maryi jest to uświadomienie
sobie bogactwa, jakim Bóg obdarzył kobietę, jest to uświęcenie pełnej
kobiecości zarówno w dziewictwie i czystości jak i w macierzyństwie.
Zarówno tedy dla chłopców jak i dla dziewcząt postać Niepokalanej w
tym okresie będzie konkretnym ideałem, który pozwoli ujrzeć Ją czynną tam,
gdzie potrzeba człowiekowi pomocy, a jednocześnie uwidoczni u chłopców
osobowość mężczyzny, który ma czcić w każdej kobiecie obraz Niepokalanej.
Kult ten ma być nie jakiś daleki i niewyraźny, lecz konkretny i bliski. W tym
okresie zaczyna się formować u młodzieży pojęcie nieskończoności w liczbie i
przestrzeni, a następnie w odniesieniu do nieskończoności Bytu absolutnego. To
pojęcie budzi podziw i ukorzenie się przed tym, który jest nieskończony pod
każdym względem, a przede wszystkim pod względem miłosierdzia, okazanego
we Wcieleniu i Odkupieniu.
*
* *
Postać Najmiłosierniejszego Zbawiciela, a szczególnie uroczystość Jego
w Niedzielę Przewodnią przypomina młodzieży w tym najważniejszym okresie
jej rozwoju najwznioślejszy ideał, do którego ona została wezwana: „Bądźcie
doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonały jest” (Mt. 5, 48).
Niepodobieństwem jest widzieć doskonałość Ojca, lecz oto Jezus przez czyny i
słowa ukazuje nam doskonałość, polegającą przede wszystkim na miłości i
miłosierdziu.
112
3. Wychowanie i samowychowanie
W opanowaniu namiętności ma wielkie znaczenie nie tyle stan
doskonałości wychowanków, ile ich dynamizm, czyli dążność do samodzielnego
wysiłku w celu opanowania natury zmysłowej. Na ten wysiłek młodzież winna
się zdobywać już w okresie pokwitania, a najbardziej w ostatnim okresie
rozwoju psychicznego człowieka po roku mniej więcej 17 – 18 życia, gdy
następuje krystalizowanie się pojęć religijnych i określonych zapatrywań. Mamy
tu doczynienia z ustaleniem się światopoglądu, z dążeniem do syntezy moralno
– religijnej, do liczenia się więcej z rzeczywistością i uspokojeniem
fantastycznych dążeń. Ten okres wypada już przeważnie po maturze, na
studiach akademickich lub innych specjalnych.
a) Formowanie się religijności dorastających
Młodemu krytycznemu umysłowi wychowawca winien odpowiedzieć na
cisnące się pytanie: dlaczego?… Woli trzeba dać mocne pobudki i skuteczne
motywy, by młody człowiek mógł w sobie wyrobić chrześcijańską osobowość.
W tym okresie pragnie on ideału jako celu abstrakcyjnego przybranego w formy
konkretne. Ideał może być absolutny, o ile urzeczywistnia w sobie wszystkie
wartości, i częściowy, jeżeli przedstawia nam jakąś jedną wartość możliwą do
zrealizowania. Zarówno ideał absolutny jak i częściowy są konieczne przy
wychowaniu w tym okresie dla skonkretyzowania absolutnych i względnych
wartości. Jest to wielkie zadanie wychowawcy wskazywać ideały, które by całą
siłą pociągały ku sobie duszę wychowanków, łączyły się ze wszystkimi
szlachetnymi ich uczuciami i w taki sposób wywierały zdecydowany wpływ na
ich wolę. Jest to zadanie trudne, ale w wychowaniu chrześcijańskim konieczne.
Wola ludzka z natury swojej nie jest zmuszona dążyć aktualnie do takiego
czy innego przedmiotu dobrego, jakimkolwiek by on był — z wyjątkiem dobra
doskonałego, którego znowu w tym życiu umysł jeszcze nie ogląda. Stąd
wynika, że najwznioślejszy ideał, przedstawiony wychowankowi, jeszcze nie
jest w sobie dostateczny do poruszenia jego woli. Toteż trzeba nie tylko tworzyć
i wskazywać ideały, ale nadto wdrażać wychowanków do ich urzeczywistnienia.
To wdrażanie w tym okresie winno być dokonane przy udziale samych
wychowanków przez regulamin życiowy, rady, instrukcje, które mają
wychodzić od nich samych. Jest to najtrudniejsze zadanie wychowawców,
którzy mają podawać młodzieży odpowiednie motywy do poruszenia woli, jako
konieczne warunki osiągnięcia pozytywnych skutków.
113
Nie każdy motyw obiektywnie wysoki jest dostateczny do poruszenia
woli każdego wychowanka: wchodzą tu w grę u rozmaitych ludzi motywy
subiektywne, a nawet u tego samego człowieka różne, zależnie od przeżyć
chwili bieżącej. Jedne motywy o silniejszym zabarwieniu uczuciowym i silniej
działające na wyobraźnię porywają wolę od razu, a inne działają powoli, kojarzą
się z rozmaitymi okolicznościami życiowymi, skierowując wolę rozumowo do
trwałego i stałego celu.
Zadaniem tedy wychowawcy będzie dobieranie odpowiednich motywów,
dostatecznych do poruszenia woli wychowanka w kierunku odpowiedniej
wartości. Im bardziej silny będzie motyw i konkretny ideał, tym bardziej
pociąga dusze wychowanków. Stąd jeżeli ideałem jest sam wychowawca,
wówczas dusze wychowanków porywa, szybko udoskonala i łatwo zaprowadza
wewnętrzny w nich porządek. Wówczas bowiem ideał staje się poglądem,
bezpośrednio
oddziałującym
i
olśniewającym
wychowanków.
Najwznioślejszym ideałem poglądowym jest Osoba Najmiłosierniejszego
Zbawiciela i Jego Niepokalanej Matki oraz święci młodzieńcy i panny, o
których trzeba mówić w pogadankach z młodzieżą, nakłaniając ją do modlitwy.
Trzeba pomóc młodym do wdrożenia się do modlitwy i przystępowania
do sakramentów świętych oraz regularnego uczestnictwa we Mszy św. Należy
wyjaśnić im zbawczą misję Kościoła, jako Mistycznego Ciała Jezusa, którego
wszyscy wierni mają by żywymi członkami.
Dorastająca młodzież najbardziej jest wrażliwa na tło społeczne, które
wychowawca ma uwzględnić w swych pogadankach, poruszając tematy
życiowe i aktualne w formie poprawnej, na jaką młodzież zwraca
szczególniejszą uwagę. Dla słów i nakazów — umiarkowana moc, dla upomnień
i nagan — powściągliwość, w dobieraniu się do głębin — ostrożność, w
przygotowaniu się — sumienność i dokładność: oto są warunki wpływu na
dusze młodych w tym okresie. Okazją do spotkania się z młodzieżą w tym
okresie będą konferencje wieczorne w mniejszym lub większym gronie,
wspólne wycieczki i obozy letnie, a przede wszystkim rozmowy Nikodemowe w
cztery oczy.
Koniecznymi warunkami wpływu wychowawcy na młodzież w tym
okresie są: 1) oddanie się w miłości nadprzyrodzonej i poświęceniu; 2)
optymizm zdrowy i wiara w idealizm młodzieży; 3) oddziaływanie przede
wszystkim na rozum; 4) głębokie zrozumienie i odczucie psychiki obecnego
pokolenia; 5) żywość, aktualność, prostota i szczerość w obcowaniu; 6)
odpowiednie walory formy zewnętrznej ze względu na zaostrzony zmysł
estetyczny dorastającej młodzieży.
Formowanie się religijności i panowanie nad namiętnościami nie u
wszystkich następuje według jednego szablonu, albowiem wchodzą tu w grę
różne czynniki, a największą rolę odgrywa środowisko, w jakim się młodzież
114
obraca. Dlatego największą troską wychowawcy będzie wpływanie na to
środowisko, a przede wszystkim na rodziny, jak również przygotowanie
kandydatów i kandydatek do założenia rodziny przez wyrobienie w nich
samozaparcia się, poświęcenia i ofiarności.
b) Samowychowanie dorosłych
Człowiek póki żyje, nie posiądzie zupełnej równowagi statycznej, dlatego
właśnie, że żyje, ale może posiąść równowagę dynamiczną wciąż działającą,
porządkującą i utrzymującą harmonię wewnętrzną. W wieku młodszym był
bardziej podatny na oddziaływanie wychowawcy, w miarę zaś rozwoju staje się
coraz bardziej samodzielnym i właściwym wychowawcą samego siebie. Dlatego
wielki wychowawca Sokrates, mając do czynienia z ludźmi dorosłymi, nigdy im
nic nie narzucał, a starał się tylko poddawać tematy do rozmyślań i wydobywać
prawdy z ich duszy, by następnie skłonić ich do samodzielnego postępowania
cnotliwego. „Każdy człowiek, mówił on, byleby go dobrze zapytano, znajdzie
sam przez się prawdę”. Stoicy jeszcze większy nacisk kładli na samodzielność,
utrzymując, że człowiek tylko własną wolą może wykorzenić w sobie
namiętności gniewu, lubieżności itp.
Największy wychowawca ludzkości, Najmiłosierniejszy Zbawiciel,
jakkolwiek podkreśla konieczność łaski, mówiąc: „Beze mnie nic uczynić nie
możecie” (J. 15, 5), jednak wymaga, by człowiek sam jej zapragnął, by o nią
prosił i należycie ją wykorzystał (Mt. 19, 17). Widzimy to w licznych
przypowieściach, np. o talentach, gdzie pan wymierza surową karę za
bezczynność (Mt. 25, 26, 30). O tym może my wnioskować z postępowania
Chrystusa z niewiastą chananejską (Mt. 15, 22), a szczególnie ze ślepym,
któremu przywrócił wzrok dopiero na usilne błagania, żądając dokładnego
sprecyzowania, o co prosi (Łk. 18, 38).
Ojcowie Kościoła również żądają samodzielności w wychowaniu
chrześcijańskim, np. Tertulian utrzymuje, że samoistnienie nakazu lub zakazu
suponuje samodzielność tego, kto się temu zakazowi ma podporządkować, a św.
Hieronim powiada, że ani do cnót ani do występków nie można pociągać z
konieczności, bo tam gdzie jest przymus, nie ma nagrody i kary (Migne, 23,
299). Chrześcijaństwo podkreślając samodzielność wymaga poddania się
działaniu
łaski,
potęgowania
sił
przyrodzonych
pod
wpływem
nadprzyrodzonego ideału, wynoszenia tych sił ponad nie same i wypracowania
we wszystkich kierunkach (św. Augustyn). Ta dążność do samowychowania
stanowi jedną z głównych zasad chrześcijańskiej ascezy, która rozwija
samodzielność przez posłuszeństwo prawu, opartemu na prawdach wiecznych.
Nie można bowiem dojść do osobistej wolności, dopóki włada samowola.
Dopiero wyswobodzenie się z samowoli, jaką jest uleganie zachciankom
115
niższym, pomoże człowiekowi w urobieniu
samowychowaniu (św. Augustyn; Migne, 44, 552).
woli
duchowej,
czyli
W samowychowaniu konieczna jest kontrola samego siebie i badanie
własnego postępu według pewnych znaków. Jak w świecie materialnym śmierć
jednego jestestwa połączona jest z rodzeniem drugiego, tak w dziedzinie
moralnej narodziny cnoty musi poprzedzać śmierć wykroczeń. Zmniejszenie się
tych ostatnich następuje nie od razu, ale powoli według następujących stopni:
niewpadanie dobrowolne w większe, niewpadanie w niedobrowolne większe,
niewpadanie w niedobrowolne mniejsze różnych gatunków, niewpadanie w
niedobrowolne mniejsze jednego gatunku itp. Drugim znakiem postępu jest
opanowanie namiętności; trzecim — zwyciężanie pokus; czwartym —
wykorzenienie złych przyzwyczajeń; piątym — wzrost uczynków dobrych;
szóstym — wzrost dobrych przyzwyczajeń itp. Badając postęp trzeba pamiętać,
że jest wielka różnica między cnotami moralnymi nabytymi, a teologicznymi
wlanymi. Te ostatnie wzrastają wraz z łaską i darami Ducha Św., gdy tamte,
moralne, wzrastają według aktów sobie odpowiadających, np. przez
umartwienie zewnętrzne wzrasta tylko cnota wstrzemięźliwości a nie
sprawiedliwości lub inna. Stąd w dziedzinie cnót moralnych ktoś może górować
w jednej przy wykroczeniach przeciwko drugiej. Tym się tłumaczy, dlaczego
wielu odznaczając się nadprzyrodzoną miłością mają trudność w praktykowaniu
np. prawdomówności.
*
* *
Jakkolwiek postęp w cnotach moralnych zależy od osobistych wysiłków,
to jednak one nie są wystarczające do powstrzymania się od najmniejszych
wykroczeń bez szczególniejszej łaski Bożej, jaką wysłużył nam
Najmiłosierniejszy Zbawiciel. On nie tylko wskazał nam najwyższy ideał
świętości, ale i umożliwia wejście na tę drogę, wiodącą ku temu ideałowi. „Kto
mieszka we mnie, a ja w nim, ten wiele owocu przynosi” (J. 15, 5).
4. Działanie natury i łaski w wychowaniu chrześcijańskim
W wychowaniu chrześcijańskim chodzi nie tylko o wychowanie
człowieka, ale człowieka podniesionego przez łaskę do godności synostwa
Bożego, do nadprzyrodzonego życia. To życie nadprzyrodzone nie istnieje poza
życiem naturalnym, lecz na nim się opiera i całkowicie je przenika, by wspólnie
zmierzać do jednego celu — uczestnictwa w życiu i szczęściu Bożym. Główna
rola w tym życiu przypada Bogu, ale człowiek ze swej strony musi
odpowiedzieć uprzedzającej łasce, dobrowolnie ją przyjąć, usilnie ją
116
pielęgnować, zużytkowując cały przyrodzony zespół i doskonalić go mimo
zewnętrznych i wewnętrznych przeszkód napotykanych w jego rozwoju.
a) Rola natury
Widzieliśmy, że w wychowaniu chrześcijańskim praca wychowawcy ma
zmierzać do stopniowego usamodzielnienia wychowanka — do wdrożenia go
do samowychowania nie drogą tylko pouczeń i nakazów, lecz drogą
przygotowania w duszy jego gruntu do wyrobienia samodzielnej siły oporu
nieodpowiednim podnietom, a pójścia za ideałem. Ze strony zaś wychowanka
praca ta od bezwzględnego posłuszeństwa ma zmierzać do wyrobienia w sobie
mocy wewnętrznej, organizującej i porządkującej poruszenie natury niższej z
wyższą, w tym przeświadczeniu, że w tej pracy zawsze konieczna jest rada
doświadczonego kierownika. Postawa tedy wychowawcy ma być czynno –
bierna, a wychowanka bierno – czynna, a czynna szczególnie w ćwiczeniach.
Ponieważ życie nadprzyrodzone opiera się na przyrodzonym, przeto
elementy niestałe życia przyrodzonego nie przestają być takimi w życiu
nadprzyrodzonym. W chrześcijańskim tedy wychowaniu i samowychowaniu
ćwiczenia w stawianiu oporu tym elementom, wykonywane samodzielnie przez
wychowanka, występują z absolutną koniecznością. Atoli trzeba je zawsze
uważać nie za cel, jak to było u stoików, ale tylko za środek.
W tym życiu ścierają się przeciwieństwa, które wychowanie i
samowychowanie ma zniwelować, zmagają się sprzeczne siły, które trzeba
utrzymać w równowadze: materia i duch, namiętności oraz rozum i wola,
pożądania natury niższej i chcenia wyższej. Tu nie chodzi o to, by zniszczyć
którąkolwiek ze stron walczących, lecz by je pogodzić, czyli zharmonizować.
Jak most utrzymuje się wskutek wzajemnego naciskania na siebie łuków
sklepionych z dwu stron przeciwnych, tak życie człowieka normalnie się
rozwija i utrzymuje przez wzajemne oddziaływanie harmonijne chceń i pożądań
namiętności. Podobne przeciwieństwa pozorne spotykamy w procesie
wychowania: posłuszeństwo bezwzględne i samodzielność wychowanka,
stopniowe usamodzielnianie go ze strony wychowawcy obok wdrażania do
urzeczywistniania ideałów, które się łączy z pewnymi środkami karności.
Przeciwieństwa te są tylko pozorne i stanowią podstawę chrześcijańskiego
wychowania, w którym znowu występuje rozwój cnót pozornie przeciwnych,
np. męstwa i pokory, łagodności i środków karności.
Wychowanie chrześcijańskie nie eliminuje zupełnie kary, lecz nie
pozwala na brutalne jej stosowanie bezwzględnie do wszystkich i zawsze. Kara
ze względu na obecny stan natury jest złem koniecznym, ale jako zła nie można
jej apoteozować, szczególnie kary cielesnej. Wprawdzie w Piśmie św. Starego
117
Testamentu, zwanego „Zakonem Prawa”, znajdujemy urywki zalecające przy
wychowaniu karę cielesną. „Głupota przywiązana jest do serca dziecięcego, ale
rózga karania wypędzi ją” (Przyp. 22, 15), ale obecnie żyjemy w Zakonie Łaski,
gdzie miłosierdzie, przebaczenie i odpusty, odgrywają większą rolę niż surowe
pokuty i osobiste ekspiacje, gdzie sprawca tej łaski, Najmiłosierniejszy
Zbawiciel, zaleca przede wszystkim łagodność: „Uczcie się od mnie, żem jest
cichy i pokornego serca” (Mt. 11, 29).
Zaprawianie się w urzeczywistnianiu ideałów może być pozytywne i
negatywne. Pierwsze polega na ćwiczeniu się w energii czynnej, na wdrażaniu
się do celowego urzeczywistnienia powziętych postanowień wbrew
przeszkodom zewnętrznym i wewnętrznym. Drugie, czyli negatywne ma na
względzie wzmocnienie siły oporu przeciw nieodpowiednim podnietom. Aby
czegoś stanowczo chcieć, trzeba stanowczo nie chcieć wielu innych rzeczy.
Ćwiczenie się w energii czynnej ma olbrzymie znaczenie, aby w ten sposób stać
się panem zewnętrznym przeszkód, mistrzem prostej linii i energicznym
sternikiem własnego życia. To wymaga rozłożenia czasu odpowiednio do zajęć
wypływających z obowiązków stanu, wykonywania wszystkiego w porze
właściwej i nieodkładania na później swych obowiązków, sumienność i
akuratność w wykonywaniu rozpoczętej roboty, ćwiczenie się w koncentracji
myśli, czyli dowolnym skupieniu uwagi nad tym, czym się w danej chwili
zajmujemy, wreszcie silne napięcie postanowień kilka razy dziennie,
szczególnie przy porannym rozmyślaniu.
Ćwiczenie się w stawianiu oporu podnietom nieodpowiednim, czyli
zaprawianie się negatywne w urzeczywistnianiu ideałów, jest jednym z
najważniejszych czynników samowychowania. Instynkty bowiem i namiętności
jako elementy irracjonalne i niestałe występują niekonsekwentnie i rozrywają
jedność i harmonię wewnętrzną. Kto się nie chce stać ich ofiarą, musi stawiać
im opór, musi je poddać planowo i subtelnie władczej myśli i woli, aby
występowały i działały w harmonii z nimi. Inaczej nazywa się ono „ascezą”
czyli zaprawianiem się w wyrzekaniu pewnych dóbr i w eliminowaniu pewnych
bodźców i motywów… A jaka jest rola łaski?…
b) Rola łaski
Odpowiedź na powyższe pytanie daje Apostoł Narodów: „Wszystko mogę
w tym, który mnie umacnia” (Fil. 4, 13). Mogę, a więc sam się ćwiczę, ale
źródło mojej mocy znajduje się nie we mnie, lecz w tym, który zgładził grzech
pierworodny, a obecnie pomaga do usunięcia jego skutków, który o sobie
powiedział: „Jam jest droga i prawda, i żywot” (J. 14, 6). Pielęgnowanie
powściągającej siły duchowej trzeba uzupełnić całkowitym oddaniem się
ideałowi, który by nas odwodził od nas samych, byśmy w końcu o sobie nie
118
myśleli ani też z sobą nie walczyli. Chodzi tu bowiem nie tylko o wyćwiczenie
samej energii w tym lub innym kierunku, lecz o podporządkowanie jej wyższym
siłom, pod których wpływem nastąpi zelżenie i odpocznienie, oddanie się i
bierność, gdy pocznie działać głębsza siła ducha.
„Nie to jest zadaniem pedagogiki, pisał Foerster, by wolę uczynić coraz
silniejszą, sprawniejszą i wytrwalszą w jej funkcjach, boć to i zbrodniarzowi
wyjść może na korzyść, lecz by ją wyzwolić ze związku z niskimi i
samolubnymi instynktami… Nie to, jak się mogę stać energicznym, lecz w
czyjej służbie, dla jakich celów i w jakim duchu — stanowić ma najważniejsze
zadanie pedagogiki”. (Wychowanie i samowychowanie, 137). Przy ćwiczeniu się
trzeba zachować złoty środek między postawą bierną i czynną: winna być praca
człowieka, ale zmierzająca do celu głównego — Boga i wsparta na jego łasce.
„Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”. W tych słowach zawiera się
złagodzenie przeciwieństwa między postawą bierną i czynną w stosunku
człowieka do łaski. „Mogę” oznacza stronę czynną, ale mogę nie tylko z siebie,
mogę przede wszystkim dzięki pomocy przychodzącej od Tego, który mnie
umacnia; tę pomoc mam dobrowolnie przyjąć, jej się podporządkować, by
osiągnąć cel życia i bliższy cel wychowania.
Tylko w wychowaniu chrześcijańskim stapiają się w duszy ludzkiej takie
pozorne sprzeczności, które poza chrześcijaństwem nigdzie się skojarzyć nie
dadzą. Naturalne siły człowieka potęgują się w świetle nadprzyrodzonego
ideału, który wynosi je ponad nie same i daje im świadomość ich głębszego
znaczenia. Pedagogowie nieopierający się na religii wpadają zwykle w dwie
ostateczności: albo w imię samodzielności wychowanka zwalczają
bezwzględnie wszelki objaw przymusu, a w szczególności kary, albo tamują
wszelka swobodę w imię wychowania obywateli dla pewnej grupy i
doświadczalnie stwierdzają prawdziwość zasady: „cnota znajduje się
pośrodku”.
Wychowanie chrześcijańskie nie odrywa natury od łaski, ani jednostki od
społeczeństwa, ale naturę uzupełnia przez nadnaturę. Kto postępuje inaczej, ten
łatwo ugrzęźnie w naturalizmie, gdzie się mówi tylko o instynktach, popędach i
żądzach, a nawet nie wspomina się o łasce. Niemniej łatwo odrywać łaskę od
natury, by mówić tylko o cnotach wlanych i sakramentach, nie wspominając o
tym, że życie łaski ma się zaszczepiać na zdrowym i mocnym pniu, który jest
właśnie naturą. Jak trzeba zrozumieć, że człowieczeństwo rozwija się idealnie
tylko w atmosferze nadczłowieczeństwa — łaski, tak trzeba uznać, że nie będzie
dobrym chrześcijaninem, kto nie umie być dobrym człowiekiem. Dlatego
przyjmujemy wszystko, co dzisiejsza psychologia i pedagogika wychowawcza
wnosi prawdziwego do wychowania natury, ale musimy uzupełnić tym, co
zmierza do wychowania nadnatury, zgodnie z nadprzyrodzonym celem
człowieka.
119
Wychowanie chrześcijańskie skupia koło centralnej idei absolutnego
Dobra wszystkie wartości i stawia Osobę Najmiłosierniejszego Zbawiciela za
wzór, dany przez Ojca ludziom, by naśladując Go, oczyścili i wyprostowali
swoje nogi na drogę prawdziwego pokoju. Skoro tedy życie Chrystusa jest
najdoskonalszym wzorem i stanowi ideał cnoty i świętości, to im bardziej życie
nasze zbliży się do Jego życia w naśladowaniu, tym bardziej samo stanie się
doskonałe, co więcej — zbliży się do ostatecznego swojego celu i przez to stanie
się szczęśliwe.
Z powyższego wynika, że przy wychowaniu i samowychowaniu trzeba
często odwoływać się do łaski Chrystusa; Jego życie stawiać sobie za wzór i
korzystać z okazywanej przezeń pomocy. On kieruje okolicznościami i
wypadkami naturalnymi, a nieraz nawet przez interwencję nadprzyrodzoną
chroni swe sługi, jak młodzieńców w piecu ognistym w Babilonie. Wewnętrznie
zaś wspiera nas przez stany cnót wlanych, przez dary Ducha Świętego oraz
przez pomoce przejściowe, jakimi są oświecenie umysłu i wsparcie woli.
*
* *
„Ja przyszedłem, aby życie miały i obficiej miały” (J. 10, 10). A jakie to
życie daje nam Najmiłosierniejszy Zbawiciel? Życie łaski, która jest
uczestnictwem w życiu Bożym! On, jako człowiek, otrzymał to życie od Ojca:
„Jako Ojciec ma żywot sam w sobie, tak dał i Synowi, aby miał żywot w sobie
samym” (J. 5, 26). Lecz Jezus nie chce zatrzymywać tylko dla siebie tego
skarbu, pragnie mieć braci, by z nimi podzielić się swymi dobrami. Dlatego
umiera na krzyżu, otwiera swe Serce, z którego wypłynęła krew, znamionująca
życiodajne łaski i woda, symbolizująca łaski oczyszczające. Korzystajmy z nich
przy wychowaniu i samowychowaniu.
III. Środki wychowania
Każda czynność jest objawem działania podmiotu i dokonuje się zwykle
za pomocą stosowania pewnych środków. Najbardziej złożona czynność —
wychowanie chrześcijańskie — jest również objawem stosowania odpowiednich
środków, prowadzących do celu, jakim jest harmonia wewnętrzna.
W człowieku rozróżniamy trojakie życie naturalne: roślinne, zwierzęce i
duchowe; każde z nich ma sobie właściwe zdolności i władze do wykonywania
odpowiednich czynności. Chrześcijanin nadto podniesiony do życia
nadprzyrodzonego, otrzymuje przez Chrystusa życie Boże, które ma również
swe zdolności i władze — cnoty wlane i dary Ducha Św. Władze te jako
120
narzędzia łaski uświęcającej wraz z pomocą łaski uczynkowej mają wykonywać
właściwe sobie czynności. Wychowanie tedy chrześcijańskie, jako dążność do
wewnętrznej harmonii, obejmuje wszystkie władze człowieka — zewnętrzne i
wewnętrzne, przyrodzone i nadprzyrodzone. Życie przyrodzone i
nadprzyrodzone nie ustawiają się jedno nad drugim, lecz wzajemnie się
przenikają, podtrzymują i uzupełniają, a praca nad udoskonaleniem jednego
rodzaju życia ubocznie wpływa i na inne. Teoretycznie jednak przyjęto mówić o
każdym rodzaju życia osobno. Dlatego tu nasamprzód poznamy środki
przyrodzone, a następnie nadprzyrodzone, uwzględniając jeszcze środowisko
wychowawcze.
1. Środowisko wychowania chrześcijańskiego
Spośród środków wychowania na pierwszym miejscu trzeba postawić
środowisko, w jakim się wychowanek znajduje. Do środowiska należą rzeczy
otaczające i ludzie oddziaływujący nieświadomie pod względem
wychowawczym jedni na drugich.
a) Rzeczy otaczające
Do rzeczy oddziaływujących wychowawczo należy cała przyroda oraz
wytwory rąk ludzkich i kultury ludzkiej. Z tymi rzeczami człowiek wchodzi w
bliższą styczność, przystosowuje się do ich oporu, właściwości i odpowiednio
do tego obiera takie lub inne środki postępowania. Te środki zrastają się z całym
zespołem objawów jego życia i wywierają swoisty wpływ, wyciskają swe piętno
na całości objawów fizycznych i duchowych. Dziecko rozwijające się na łonie
przyrody na wsi albo w ciasnych ścianach i ulicach wielkiego miasta rozwija się
zupełnie inaczej. Rzeczy otaczające działają na nas same przez się i za
pośrednictwem naszego zainteresowania. Inaczej oddziałuje hałas, ruch i natłok
ulicy wielkomiejskiej, a inaczej szeroki horyzont, jasne i otwarte niebo, spokój i
piękno przyrody.
Nasz organizm jest w ścisłym związku z życiem duchowym, a złe lub
dobre powietrze, większa lub mniejsza swoboda ruchów, jakość wrażeń
odbieranych od rzeczy otaczających wpływa na nasze myśli, uczucia i wolę, na
kształtowanie i rozwój naszych instynktów, na zabarwienie naszego własnego
„ja”. Wystarczy porównać mieszkańca stepów z góralem, by zauważyć różnicę
między nimi. Styczność bowiem z określonym rodzajem rzeczy wywołuje
odpowiednie zainteresowanie, które rodzą potrzeby i zmuszają do wyboru i
przetwarzania, do kształtowania i systematycznego urabiania przez pracę, do
tworzenia nowych form i wytwarzania. Rzeczy interesujące pobudzają najwięcej
121
energii żywotnej, pochłaniają dużo wysiłków i wywierają wpływ na fizyczną i
duchową budowę człowieka. Ogródki, zabawki dziecka, kamień przydrożny,
topola rosnąca przy oknie, przylegają do serca, bo są świadkami radości i
smutku, wesela i bólów. Nie dziw, że te wspomnienia z lat dziecinnych
wywołały u Mickiewicza tęsknotę: „Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie”.
Człowiek ożywia rzeczy martwe, zostawia w nich niby cząstkę siebie,
czemu daje wyraz w twórczości poetyckiej i sztuce. Przez długie wieki człowiek
zmieniał oblicze ziemi i sam ulegał drodze rozwoju. Otoczenie materialne
predysponuje naszą reakcję, zmusza żywy organizm do przystosowania się, a
przez ciągłe oddziaływanie popiera wytwarzanie się określonych
przyzwyczajeń, a te wpływają na wytwarzanie się pewnego typu ludzi.
Rzeczy otaczające działają na włókna nerwowe, a te przenoszą
podrażnienia do ośrodków, gdzie następuje przeróbka podrażnień objawiająca
się w odruchach (kichanie), reakcjach instynktowych (gniew), czynnościach
zautomatyzowanych przez ćwiczenia (pisanie) lub w działaniu celowym i
planowym. W wychowaniu tedy należy dobierać otoczenie materialne, by
sprzyjało rozwojowi fizycznemu i duchowemu w tym kierunku, w jakim
chcemy wychowywać. Stąd należy dbać o urządzenie odpowiednie domu
mieszkalnego, o estetyczne upiększanie kościoła, szkoły, sali katechetycznej czy
parafialnej itp.
Może dlatego Opatrzność wybrała najpiękniejsze miejsce w Palestynie,
gdzie przebywał do 30 roku życia Najmiłosierniejszy Zbawiciel; tam „pomnażał
się w mądrości, w latach i w łasce u Boga, i u ludzi” (Łk. 2, 52). Jest to Nazaret,
po arabsku en Nasira „Kwiat Galilei”, z którego rozpościera się cudowny widok
na góry Libanu (na północy), na Morze Śródziemne (na zachodzie), na dolinę
rzeki Jordanu (na wschodzie) i na Górę Tabor. Prześliczne krajobrazy napełniają
choćby najbardziej smutnych turystów radością, energią, zapałem i zachwytem
nad pięknością natury.
W wyższym jeszcze stopniu działa na człowieka świat organiczny. Znane
są zainteresowania dzieci zwierzętami, kwiatami i roślinnością. Dziecko dzieli z
nimi swe zabawy, personifikuje zwierzęta w bajkach, w porównaniach, chętnie z
nimi obcuje i w mowie przenosi pewne właściwości zwierząt na ludzi, mówiąc
np. odważny jak lew, niezgrabny jak niedźwiedź, zwinny jak piskorz, wierny jak
pies, łagodny jak baranek. Nawet Pan Jezus porównał swoich wyznawców do
owiec.
b) Nieświadome oddziaływanie wychowawcze ludzi
W świecie organicznym najważniejszą rolę odgrywa świat ludzki.
Otoczenie ludzi jako czynnik wychowawczy rzuca się w oczy najbardziej;
122
przeto od dawna wychowanie utożsamiano z oddziaływaniem człowieka na
człowieka, dojrzałych ludzi na dzieci. Chociaż sąd ten nie jest całkowicie
słuszny, jednak mamy tu do czynienia z czynnikiem wychowawczym nie tylko
najsilniejszym, ale i najbardziej skomplikowanym.
Oddziaływanie ludzi może być świadome i nieświadome. Wychowawcy
świadomi swego zadania często się uskarżają, że ich wpływy wychowawcze są
nikłe w porównaniu z wpływami nieświadomymi kolegów, przyjaciół i rodziny.
Fakty bezwiednego naśladownictwa są znane powszechnie: rodzeństwo
przyjmuje wzajemne ruchy i wyrażenia, mieszkańcy jednego miasta mają
jednakową szybkość chodu, dzielnice poszczególnych krajów zachowują sobie
właściwy akcent itp. Nikt świadomie tego nie uczy, a opiera się to na
psychologicznym prawie dyfuzji psychicznej. Każde zjawisko psychiczne dąży
do rozszerzenia się, do przekroczenia granic jednostki i rozejścia się w
środowisku. Wyraz twarzy, ton głosu, nawet barwa jego, wywołuje podobne u
innych. Jeszcze bardziej zaraźliwym jest śmiech i poziewanie. Wszyscy
bezwiednie dążą do jednego poziomu, przystosowują się do środowiska ludzi, z
którymi przebywają.
Z drugiej strony każdy człowiek podświadomie dąży do wywołania u
innych stanu duszy zbliżonego do swego. Im mniej jesteśmy zdolni do patrzenia
krytycznie, tym bardziej ulegamy wpływowi, a dziecko ulega temu wpływowi
całkowicie, tak że normalnie jego sądy, przekonania religijne, czyny i
pragnienia są wyrazem wpływu otoczenia. To samo da się powiedzieć o
zewnętrznej ogładzie towarzyskiej umiejętności zachowania się wobec ludzi, by
nikomu nie ubliżyć, zachowując własną godność i poziom kulturalny. Ośrodek
myśli, czynów i interesów otaczających ludzi jest niewidzialną atmosferą, którą
wychowanek oddycha, która wchodzi w jego krew i zasila jego życie
psychiczne. Dlatego wartość tej atmosfery jest najważniejszym czynnikiem
wychowania.
Szczególnie wielkie znaczenie ma w wychowaniu atmosfera radości, od
której zależy rozwój fizyczny i psychiczny wychowanka, a najgorzej wpływa
smutek, przed którym dzieci odruchowo się bronią. Już św. Tomasz z Akwinu
mówi o szkodliwości smutku, który „powoduje osłabienie woli, zmniejsza
wydajność pracy, utrudnia każdą czynność. Nigdy nie będzie tak dobrze
wykonane to, co robimy ze smutkiem, jak to, co czynimy z zadowoleniem” (I –
II, q. 37, a. 4). Wychowawca jest szkodliwy, jeśli ma smutne oblicze. Atmosfera
radości wytwarza się nie przez żarty i dowcipy, lecz przez sposób ich
przyjmowania. Jest ona wytworem psychiki międzyosobowej danego
środowiska i wewnętrznej pogody otoczenia. Radość jest owocem miłości Boga
i bliźniego i stanowi wielką wartość duchową środowiska oraz dowodzi
wysokiego poziomu moralnego.
Atmosfera radości jest wynikiem psychicznego oddziaływania między
osobami danego środowiska. Nasz wewnętrzny ton psychiczny zależnie od
123
naszej duchowej wartości niesie innym ludziom z otoczenia zło lub dobro.
Dlatego św. Teresa mówiła: „Niczego się tak nie obawiam, jak kiedy widzę, że
siostry utraciły radość serca”. Nie można się gorszyć radością i śmiechem
dzieci, które chcą żyć radością, ale nie można śmiesznością dzieci zabawiać.
Powodem śmiechu dzieci najczęściej jest poczucie komizmu, czyli kontrastu
między tym, co jest, a tym, czego się oczekuje. Dla dzieci więcej jest rzeczy
nieoczekiwanych niż dla dorosłych, a stąd i więcej powodów do śmiechu.
Wychowawca wesoły łatwiej utrzyma karność. Im bardziej zaś on będzie
zdenerwowany, tym wychowankowie będą bardziej niegrzeczni. Stan
wewnętrzny wychowawców udziela się dzieciom tylko czasami w sposób
odwrotny. To natura broni dzieci i pobudza ich do śmiechu, gdy starsi się
denerwują i smucą. Trudno tu mówić o współczuciu, gdyż małe dzieci są do
tego niezdolne. Wyrządzamy dzieciom krzywdę gwałtownością i brutalnością
oraz lekceważeniem ich nastrojów. Nie świadomy wpływ otoczenia na rozwój
psychiki młodych wychowanków jest tak doniosły, że lekarze uważają neurozę
lat dojrzałych, szczególnie u niewiast, za wynik tego wpływu w latach
młodzieńczych,
kiedy
się
wytwarzają
podświadome
przeszkody
uniemożliwiające wewnętrzne zharmonizowanie. „Jeżeli dzieci wyobrażają
sobie cnotę w smutnej postaci, a swawolę w przyjemnej i wesołej, wszystko
stracone”, mówił biskup Fenelon. A często, niestety, wychowawcy łączą nudę z
cnotą, a obowiązek — z przykrością, z poczuciem ciężaru i przez to zrażają
dzieci do dobrego.
Istnieje jeszcze prawo rozciągłości uczuć, które polega na tym, że uczucie
związane z jednym przedmiotem rozciąga się na wszystkie, co z nim ma jakiś
związek. Stąd dla nas drogie są rzeczy osób ukochanych, a wstrętne — osób
nudnych i przykrych. Szczególnie to jest ważne przy wychowaniu
chrześcijańskim, by idea np. Boga czy N.M. Panny była związana z czymś
miłym, radosnym i pięknym. Stąd wynika, że obrazy mają być piękne, o ile
przedstawiają nam Świętych. Idea Boga ma być jak słońce, co świeci i grzeje,
pociąga i rozwesela. Często pierwsze pojęcie o Bogu nadaje kierunek całemu
życiu. Podobnie uczucia moralne sprawiedliwości, władzy i prawa muszą być
skojarzone z czymś miłym i radosnym, by się wpajały podświadomie.
„Ażeby dojść do doskonałego wychowania, najważniejszej doniosłości
jest czuwanie, by to wszystko — pisze Pius XI we wspomnianej encyklice — co
otacza wychowanków w okresie ich formacji, to jest zespół tych wszystkich
warunków, które zwykło się nazywać środowiskiem, dobrze odpowiadało
zamierzonemu celowi”.
*
* *
124
„Moc wychodziła z Niego i uzdrawiała wszystkich” (Łk. 6, 19). I dziś
Człowieczeństwo Jezusa, pełne łaski i mocy, wytwarza środowisko
wychowawcze tam, gdzie Go wielbią, ufają Mu i kochają.
2. Środki przyrodzone wychowania chrześcijańskiego
Formy zewnętrzne życia człowieka są objawem działania jego władz
wewnętrznych, których zharmonizowanie — jak poznaliśmy — jest bliższym
celem wychowania chrześcijańskiego. Władze te są zmysłowe i duchowe. Do
pierwszych można zaliczyć świadomość, pamięć, wyobraźnię i władzę
oceniania zmysłowego, czyli władzę orientacji, a do duchowych należy rozum i
wola z ich działaniem, czyli czynnościami.
Wszystkie władze zmysłowe wspólne są zwierzętom i ludziom, ale u ludzi
wspierają one w poznaniu władze duchowe, a przez to łączą się z nimi jako
funkcje jednej i tej samej duszy i powoli same się uduchawiają. Tak
świadomość staje się duchową, gdy rozróżnia pomiędzy naszym „ja”, czyli
jaźnią, a jej stanami, czyli czynnościami. Uduchawia się pamięć, gdy nie tylko
rozpoznaje rzeczy materialne poznane dawniej, ale przechowuje i odtwarza
dowolnie pojęcia i logiczne zasady. Tym bardziej uduchawia się wyobraźnia,
która w swej zdolności abstrahowania, określania i twórczego kombinowania
wskazuje na czynność ducha. Jeszcze w wyższym stopniu uduchawia się władza
orientacyjna, gdy mówi nie tylko o pożyteczności lub szkodliwości rzeczy
poznanej, lecz wskazuje, że jest ona dobra lub zła pod względem moralnym.
Wewnętrzne władze zmysłowe w człowieku przez łączenie się z
władzami duchowymi nie tracą swej zależności od natury przyrodzonej i jej
poruszeń, czyli od namiętności, które — jak widzieliśmy — często pozostają w
sprzeczności z poruszeniami natury duchowej. Stąd wynika, że dla
zharmonizowania władz wewnętrznych trzeba wciąż posługiwać się pewnymi
środkami, z których jedne służą bardziej do uduchowienia wewnętrznych władz
zmysłowych, a inne — do spotęgowania władz duchowych — rozumu i woli.
To rozróżnianie jest raczej teoretyczne, gdyż w praktyce jedne i drugie środki
się uzupełniają.
a) Środki uduchowienia wewnętrznych władz zmysłowych
Stosownie do czterech władz zmysłowych rozróżniamy i cztery środki ich
uduchowienia: rachunek sumienia dla uduchowienia świadomości, czytanie
duchowe — dla pamięci, pamięć na obecność Boga — dla wyobraźni i
akuratność w rzeczach najmniejszych — dla władzy orientacyjnej.
125
Świadomość jako refleksja rozumu nad psychicznymi procesami jest
podstawą wszystkich aktów psychicznych, a tym samym i moralnych: czyn
nieświadomy nie jest moralny. Świadomość, jaką człowiek ma o swej moralnej
odpowiedzialności, nazywamy sumieniem, w którym stykają się wszystkie
władze wewnętrzne. A stąd rachunek, czyli kontrola sumienia prowadzi nie
tylko do uduchowienia świadomości, lecz pośrednio do zharmonizowania
wszystkich władz wewnętrznych.
Już w starożytnej Grecji wychowawcy przywiązywali do rachunku
sumienia wielką wagę tak dalece, że Pitagoras wprowadził go do swego
regulaminu jako obowiązkowe ćwiczenie codzienne, a stoicy mówią o nim jako
o koniecznym warunku poznania siebie. W Kościele rachunek sumienia nabrał
jeszcze większego znaczenia, jak między innymi pisze o nim Orygenes, św.
Atanazy, św. Bazyli, św. Jan Chryzostom, św. Jan Klimak. Św. Grzegorz W.
podaje sposoby tej praktyki, a Kasjan rozróżnia rachunek sumienia ogólny,
dotyczący wszystkich czynów dnia, i szczegółowy, polegający na kontrolowaniu
siebie tylko z jednej wady lub cnoty, nad którą w ciągu dnia mamy intensywnie
pracować.
Jak w każdej sztuce trzeba nie tylko się ćwiczyć, ale i kontrolować swoje
czynności, tak i w sztuce samowychowania, konieczna jest kontrola i
wykrywanie niedokładności, by następnie z nich się poprawić. Dlatego kto
rzetelnie dąży do zharmonizowania wewnętrznego, winien codziennie pilnie
badać sprawy swoje, przypominając pokrótce swoje usterki w myślach,
pragnieniach, słowach, czynach i niedbalstwach w rachunku sumienia ogólnym,
a w szczegółowym całą uwagę zwrócić na jedną tylko wadę, z której chcemy się
poprawić. Taki rachunek sumienia może zadecydować o prawdziwym postępie.
Drugim środkiem uduchowienia władz zmysłowych jest czytanie
duchowne, do którego wszyscy Ojcowie przywiązują wielką wagę. Szczególnie
święty Hieronim poleca zawsze mieć pod ręką książkę dobrą, która według
niego jest puklerzem przeciwko złym myślom. Dzięki czytaniu św. Augustyn
przemienił swe życie, a św. Ignacy Loyola z rycerza światowego stał się
rycerzem nieba. Stąd czytanie książek dobrych może spowodować w każdym
odmianę obyczajów i gruntowną reformą wewnętrzną. Atoli może być i lektura
nieodpowiednia, której należy unikać jak zarazy.
Do duchownych ksiąg należy przede wszystkim Pismo św., jako list Boga
do ludzi, z którym koniecznie ma się zapoznać każdy, kto obiera sobie Boga za
cel ostateczny. Następnie należą tu dzieła OO. Kościoła, szczególnie
bezpośrednio traktujące w środkach uduchowienia człowieka; dalej, żywoty
Świętych, dzieła mistrzów ascetycznych itp. Celem czytania duchownego jest
nie tylko rozwinięcie umysłu, ile raczej obudzenie wartościowych moralnych
uczuć przez dostarczenie pamięci odpowiednich obrazów i pobudzenie woli do
czynu.
126
Dla uduchowienia wyobraźni najlepszym środkiem jest pamięć na
obecność Boga. To ćwiczenie u chrześcijan łączy się z działaniem łaski i dlatego
należy raczej do środków nadprzyrodzonych. Jednak umieszczam to ćwiczenie
w tym miejscu ze względu na naturalne skutki tej praktyki, jakimi są:
uszlachetnienie wszystkich zmysłów, udoskonalenie myśli, słów i uczynków,
oderwanie serca od niskich upodobań oraz wielka pociecha w utrapieniach i
niepowodzeniach życiowych.
Bóg jest obecny z natury w stworzeniach przez to, że je utrzymuje w
istnieniu i w działaniu, jak mówi Apostoł: „W nim żyjemy, ruszamy się i
jesteśmy” (Dz. Ap. 17, 18). Nadto w sposób szczególniejszy jest on obecny
przez łaskę w duszy chrześcijanina, wolnej od grzechu ciężkiego. Przez tę
dopiero obecność powstaje między Bogiem a duszą niezmiernie serdeczny
stosunek, który staje się tym ściślejszy, im bardziej dusza go uświadamia
przypominając
czynnie
obecność
Najwyższego.
Mistrzowie
życia
wewnętrznego podają kilka sposobów tego ćwiczenia, ale nie wszystkie
jednakowo są łatwe. Myśląc o Bogu, nie należy go wyobrażać w sposób
zmysłowy, co męczy umysł; wystarczy wierzyć w jego współdziałanie z
każdym mchem, oraz czuwać nad zharmonizowaniem wewnętrznym, gdyż
poruszenie namiętności uniemożliwia pamięć o Bogu. Można również sobie
wyobrażać, że jesteśmy rybkami, które mają wodę w sobie i wokoło siebie, tak
my jesteśmy w Bogu, a Bóg w nas, jak powiedział Zbawiciel: „Trwajcie we
mnie, a ja w was” (J. 15, 4). Innym sposobem pamięci o Bogu jest ofiarowanie
mu słów i czynów oraz możliwie doskonałe ich wykonywanie. Dusze
prowadzące życie uduchowione uprzytamniają sobie obecność Boga przez
kontemplację tajemnic, szczególnie tajemnicy miłosierdzia Bożego,
ujawnionego w Męce Jezusa.
Wreszcie troska o rzeczy najmniejsze jest środkiem uduchowienia
orientacyjnej władzy zmysłowej. Zdawałoby się, że nie ma proporcji między
drobnymi rzeczami a wielkimi skutkami i następstwami, jakie zwykle
wypływają z małych i drobnych uczynków. W rzeczywistości jednak jest
inaczej: w każdej nauce i sztuce wszystko zaczyna się zwykle od rzeczy małych
i łatwych i powoli dochodzi się do wielkich, tak samo i w sztuce wychowania
chrześcijańskiego. Każda cnota jak gdyby składa się z malutkich stopni, po
których trzeba się wspinać powoli, nie przeskakując żadnego, trzeba wzrastać
jak drzewo nieznacznie, ale stale zaczynając od ziarnka gorczycznego, do
którego Chrystus przyrównywał swój Kościół. Właśnie Zbawiciel obiecał
wielką nagrodę za drobne uczynki: „Dobrze, sługo prawy i wierny: żeś w małym
był wierny, dam ci władzę nad wieloma: wnijdź do wesela pana twego” (Mt. 20,
21).
Wartość stanowi nie tylko sam uczynek, lecz nadto intencja i zapał, z
jakim on bywa spełniany; kto się troszczy o małe rzeczy, uszlachetnia je zwykle
wzniosłą intencją i gorącym zapałem, które je czynią doniosłymi. Przez małe
127
rzeczy przysposabiamy się, wprawiamy i przygotowujemy do spełnienia rzeczy
wielkich. Bóg również powoli zlewa na ludzi swe łaski i udziela ich coraz
więcej tym, którzy przez małe niewierności nie stawiają przeszkód tym łaskom.
Jak powoli wzrastają cnoty, tak samo powoli przy zaniedbaniu pracy nad cnotą
będą wzrastały złe skłonności, prowadzące do grzechu i występku. Najwięksi
zbrodniarze stali się nimi nie odrazu, ale stopniowo; podobnie najwięksi święci,
którzy powoli i stale dążyli do celu — doszli wreszcie do harmonii
wewnętrznej.
b) Środki spotęgowania władz duchowych
Wszystkie czynności zmierzające do kształtowania umysłu wychowanka i
wzmocnienia jego woli, a w szczególności nauczanie i wychowanie szkolne,
służy do spotęgowania władz duchowych. Nas tu obchodzą tylko specjalne
środki wychowania chrześcijańskiego, które winien stosować nie tylko
wychowanek, lecz i wychowawca przez całe życie. Takimi środkami są
rozmyślania codzienne i wynikające z nich postanowienia praktyczne, jak
również rozmowy duchowne.
Rozmyślanie jest to modlitwa i jako taka należy raczej do środków
nadprzyrodzonych. Mimo to omawiamy je w tym miejscu, gdyż to ćwiczenie
jako naturalna praca rozumu wymaga nie tyle poddania się łasce, ile czynnego
wysiłku umysłowego w celu wszechstronnego zgłębienia danej prawdy.
Wychodząc z założenia, że nie może być w umyśle, czego by w zmysłach
nie było, rozmyślanie należy rozpoczynać od przygotowania bliższego, w
którym żywo przedstawiamy sobie przedmiot zmysłowy rozmyślania. Nawet
przedmioty umysłowe i abstrakcyjne staramy się wpierw uzmysłowić przez
analogiczny przedmiot materialny lub wywołać konkretne wyobrażenie za
pomocą opowiadania o jakimś zdarzeniu. Następnie w paru punktach krótko,
treściwie i jędrnie zastanawiamy się nad daną prawdą w ciągu półgodziny. W
końcu zmierzamy do celów praktycznych, by z dnia na dzień udoskonalać
czynności przez nadawanie im czystej intencji, należytej pilności i coraz
większego zapału w ich wykonywaniu.
Postanowienia są logicznym wynikiem rozmyślania i zmierzają
bezpośrednio do spotęgowania woli. Skoro umysł w rozmyślaniu doskonale
poznał jakąś prawdę i przedstawił ją woli jako dobro, wola zwykle sama do tego
dobra się skłania. Postanowienia mają być konkretne, szczegółowe, zastosowane
do obecnego stanu duszy i oparte na rzeczywistych motywach. Jakkolwiek
postanowienia są składową częścią rozmyślania, można je uważać za osobne
ćwiczenie, zmierzające głównie do spotęgowania woli i dlatego pożądaną rzeczą
jest wzbudzać je nie tylko przy porannym rozmyślaniu, ale i częściej w ciągu
128
dnia. Postanowienia poprawy mają obejmować nie tylko grzechy, lecz i
niedoskonałości, a nawet mimowolne poruszenia namiętności szczególnie te,
które zaciemniają umysł i ujemnie wpływają na wolę.
Przedmiotem postanowień mogą być: wzbudzanie aktów heroicznych,
spełnianie uczynków w czystej intencji, wybieranie zawsze rzeczy lepszej z
dwóch dobrych itp. W postanowieniach należy rozróżniać punkt wyjścia i cel,
do którego zmierzamy. Punktem wyjścia ma być zmniejszenie grzechów,
ujarzmienie nieokiełznanych namiętności, powstających z gwałtownych
poruszeń uczuć, pozbycie się niedoskonałości nawet zupełnie niezawinionych
itp. Celem zaś tego ćwiczenia jest udoskonalenie naszych myśli, słów i
uczynków, by się one z dnia na dzień stawały coraz lepsze i świętsze.
Rozmowy duchowe wychowawców z wychowankami stanowią trzeci
środek przyrodzony służący do spotęgowania władz duchowych rozumu i woli.
Uzupełnia on wszystkie poprzednie środki i stosownie do roli wychowawcy
polega na udzielaniu bezpośredniej pomocy wychowankom w wartościowaniu
dóbr, podawaniu motywów, wskazywaniu ideałów i wdrażaniu do stopniowego
ich urzeczywistniania oraz kontroli i ocenie postępów.
Prowadzenie rozmów duchownych z wychowankami jest koniecznym
warunkiem wychowania
chrześcijańskiego
i właściwym zadaniem
wychowawcy. W czasie takiej rozmowy wychowanek ma dać się poznać
wychowawcy i umożliwić mu udzielenia trafnych rad i wskazówek. Odkrycie
wad przez wychowanka wymaga wielkiego zaufania do wychowawcy, który
dlatego musi być bardzo dyskretny, łagodny, oczytany, świątobliwy i
doświadczony. Szczególnie wielki nacisk trzeba położyć na naukę i dyskrecję
wychowawcy, by wychowanek był przekonany, że otrzyma rady trafne i by nie
miał najmniejszej obawy, iż z powodu rozmów duchownych może go spotkać w
przyszłości jakaś przykrość.
W czasie tych rozmów należy smutnych pocieszyć, upadających
wesprzeć, wątpiącym dodać nadziei, słowem — postępować jak ojciec, nie zaś
jak sędzia. Toteż źle postępuje wychowawca, jeżeli wówczas okazuje ostrość,
gniew, opryskliwość albo niezadowolenie w spojrzeniu, słowach lub ruchach,
jeżeli przypomina wychowankom braki znane skądinąd i zaraz wymierza karę,
jeżeli wychowankom nie wierzy i ich skargi z góry odrzuca, jeżeli na pytanie
wychowanka, czy wychowawca nie ma nic mu do zarzucenia, milczy, a jednak
w rzeczywistości ma mu coś do zarzucenia, jeżeli słuchając zwierzeń
wychowanka, okazuje zdziwienie z powodu jego tak wielkich braków.
Przy słuchaniu zwierzeń wychowanków nie wolno poruszać wad osób
trzecich, a jeżeli wychowanek zacznie kogo oskarżać, należy go przestrzec
przed możliwością obmowy i na przyszłość stanowczo tego zabronić. Jeżeli
wychowawca spostrzeże, że wychowanek przesadza albo kłamie, nie wolno go
natychmiast karcić, natomiast po upływie pewnego czasu trzeba mu oświadczyć,
129
że po zbadaniu sprawy okazało się, że w tym wypadku on nie ma racji.
Kłamstwo spostrzeżone poza rozmową można sprostować natychmiast albo
raczej pozostawić winę bez kary.
Rozmowy duchowne nie powinny nosić charakteru dociekań
sędziowskich, dlatego nie wolno w czasie zwierzeń wychowanków przeglądać
zeszytów ani czynić w nich notatki, nigdy o nich nie wspominać i nie zmieniać
postępowania z wychowankami jak i w stosunku do osób trzecich; jeżeli
wychowanek zamilczy o swych wykroczeniach znanych skądinąd, a nawet na
postawione w tej materii pytanie wyraźnie zaprzeczy, nie wolno natychmiast go
karcić, a raczej skarcenie odłożyć na później. Tak pojęte rozmowy duchowne
uzupełniają wszystkie inne środki przyrodzone i są konieczne w wychowaniu
chrześcijańskim, albowiem miłość własna ustawicznie nam schlebia i często
wywołuje złudzenie postępu, gdy go w rzeczywistości nie ma.
*
* *
Najmiłosierniejszy Zbawiciel również prowadził rozmowy duchowne z
uczniami, jak np. z Nikodemem, Samarytanką i innymi. Prowadzi on je i po
Wniebowstąpieniu, jak np. z Szawłem, który pod ich wpływem stał się Pawłem;
prowadzi On je i obecnie. „Słuchajcie dzisiaj głosu Jego: nie chciejcie
zatwardzać serc waszych” (Ps. 94, 8).
3. Środki nadprzyrodzone wychowania chrześcijańskiego
Stanem nadprzyrodzonym nazywamy taki stan, który przewyższa siły i
wymagania natury, a tym samym jest naturze nienależny. Według nauki
chrześcijańskiej, Bóg podniósł człowieka do stanu nadprzyrodzonego — do
uczestnictwa w swym życiu Boskim, które się uskutecznia przez łaskę. Łaska
nie jest substancją, istniejącą samodzielnie, lecz przypadłością, tkwiącą w duszy
ludzkiej; przez nią rodzimy się z Boga i otrzymujemy jak gdyby nową naturę, a
raczej nadnaturę, nie przestając być ludźmi. Natura jest podkładem dla łaski,
która ją przemienia, uszlachetnia i podnosi do stanu wyższego.
Bóg udzielił pierwszym ludziom darów pozaprzyrodzonych, (jakimi są:
nieśmiertelność ciała, dar wiedzy i opanowanie namiętności oraz płynąca stąd
harmonia wewnętrzna) i daru ściśle nadprzyrodzonego — łaski uświęcającej, z
którą łączyły się cnoty wlane i dary Ducha Św. oraz łaski uczynkowe. Przez
grzech pierworodny pierwsi rodzice utracili jedne i drugie dary: nie mając tych
darów, nie mogli ich przekazać swemu potomstwu i dlatego ludzie przychodzą
na świat bez łaski uświęcającej i darów pozaprzyrodzonych, co im się poczytuje
130
za grzech. Nie jest to grzech osobisty, ale grzech natury, grzech pierworodny,
będący wynikiem grzechu uczynkowego pierwszych rodziców.
Najmiłosierniejszy Zbawiciel przez swą mękę i śmierć nie tylko
wynagrodził Bogu za wyrządzoną mu obrazę oraz pojednał ludzkość z Bogiem,
ale nadto wysłużył nam wszystkie łaski utracone (łaskę uświęcającą i
uczynkową, cnoty wlane, dary Ducha św.) i oprócz tego jeszcze łaskę leczącą,
która szczególnie przyczynia się do uzdrowienia naszej natury z ran i
odbudowania harmonii wewnętrznej. Łaska uświęcająca spełnia swoje zadanie
natychmiast, skoro tylko się zetknie z duszą, uzdrowienie zaś natury z ran i
przywrócenie harmonii wewnętrznej odbywa się powoli i stopniowo.
W dążności do zaprowadzenia harmonii wewnętrznej, łaska opiera się na
czynnej współpracy człowieka; dlatego w wychowaniu chrześcijańskim środki
przyrodzone są konieczne, ale ze względu na cel jego nadprzyrodzony, są
niewystarczające i niewspółmierne; występuje tu konieczność środków
nadprzyrodzonych, z których jedne za pośrednictwem usilnej pracy człowieka
wyjednywują łaskę, a inne ją sprowadzają bezpośrednio.
a) Środki wyjednywujące łaskę Bożą
W chrześcijaninie żyjącym w stanie łaski wszystkie środki przyrodzone
pod pewnym względem przekształcają się w nadprzyrodzone, o ile są stosowane
również pod wpływem łaski. W tym miejscu będzie mowa o takich środkach
nadprzyrodzonych, których skuteczność zależna jest głównie od
nadprzyrodzonego działania łaski. Są to środki wyjednywujące łaskę Bożą, jak
modlitwa w rozmaitych rodzajach, akty strzeliste i rekolekcje.
Modlitwa według św. Jana Damasceńskiego jest wzniesieniem umysłu do
Boga dla uproszenia rzeczy potrzebnych. Św. Augustyn rozumie modlitwę jako
rozmowę z Bogiem, a św. Grzegorz z Nyssy określa ją jako serdeczne
przestawanie z Bogiem. Zarówno wzniesie nie umysłu jak i rozmowa oznaczają
nasz osobisty wysiłek w celu skupienia władz wewnętrznych i skoncentrowania
ich w Bogu. Stąd by wynikało, że modlitwa jest czynnością przyrodzoną. Atoli
w obecnym stanie ludzkości trzeba zaliczyć ją do środków wychowania
nadprzyrodzonych ze względu na jej skuteczność: odrywa nas bowiem od
stworzeń, jednoczy z Bogiem i wyjednywa łaskę, która nas wewnętrznie
przekształca. Ta skuteczność modlitwy jest niewspółmierna z naszym osobistym
wysiłkiem i wynika z działania łaski wysłużonej przez Najmiłosierniejszego
Zbawiciela.
Modlitwa obejmuje i harmonizuje wszystkie władze wewnętrzne
człowieka i uzupełnia wszystkie środki wychowania; łączy w sobie wszystkie
akty cnót zarówno obyczajowych jak i teologicznych; daje duszy światło i
131
mądrość, wyrywa ją z boleści i nędzy, daje hart i siłę; rodzi wiarę, nadzieję,
miłość, żal, umartwienie, pokorę, pokutę i poprawę; podnosi duszę do nieba,
łączy ze Stwórcą, a przez to prowadzi do głównego celu wychowania. Atoli nie
zawsze przynosi ona pożądane owoce, gdyż natrafia na liczne przeszkody, z
których największymi są roztargnienia i powstające z nich tak zwane oschłości,
o których już mówiłem w tomie trzecim niniejszej pracy.
Szczególne trzeba modlić się o nawrócenie grzeszników, po zostających
w grzechu śmiertelnym; o poprawę sprawiedliwych, służących Bogu ozięble; o
wytrwanie ludzi doskonałych, o potrzeby doczesne i wieczne dla naszych
dobroczyńców, do których należą nasi przeciwnicy dostarczający okazji do
zasług; o odpokutowanie na tym świecie za grzechy, o powiększenie chwały
błogosławionych. Te bowiem cele były przedmiotem modlitwy cierpiącego
Chrystusa.
Akty strzeliste polegają na krótkich, z nagła wyrywających się z duszy ku
Bogu westchnieniach, obudzających miłość i przeszywających serce. Nazywają
się strzelistymi, gdyż szybko odpędzają wszelkie pokusy, jak strzały odpędzają
nieprzyjaciela. Można je wywoływać zawsze, nie przerywając swych
codziennych zajęć i w taki sposób spełnić polecenie Jezusa: „Zawsze należy się
modlić i nie ustawać” (Łk. 18, 1). Formułki aktów strzelistych można układać
samodzielnie, brać gotowe z Pisma św. lub z dzieł pisarzy ascetycznych. Można
je wywoływać wewnętrznie w umyśle i woli lub wypowiadać ustami.
Najskuteczniejsze są akty miłości Boga obok aktów żalu, które torują
drogę aktom adoracji, uwielbienia, dziękczynienia, przebłagania, prośby i
zadośćuczynienia, a najpotrzebniejsze dla nas w ucisku i trudnościach są akty
ufności w miłosierdzie Boże, np. „Jezu, ufam Tobie!”, „Okaż nam, Panie,
miłosierdzie Swoje”. „Zmiłuj się nad nami, Panie, według wielkiego
miłosierdzia Swego” itp.
Jakkolwiek akty strzeliste można wzbudzać zawsze, szczególnie należy to
czynić przy ćwiczeniach pobożnych (rozmyślaniu, rachunku sumienia,
słuchaniu Mszy św. itp.); jest to najlepszy środek na roztargnienia i oschłości.
Widok stworzeń nierozumnych i żywiołów winien przypominać ich Stwórcę,
który opatrznościowo kieruje wszystkim i pobudzać do głębokich ku niemu
westchnień. Przede wszystkim czynić to trzeba wówczas, gdy te stworzenia lub
żywioły nam szkodzą, np. przy gwałtownym deszczu, w czasie szalejącej burzy,
upału lub nadmiernego zimna, itp.
Rekolekcje — jest to jakby zebranie wszystkich lub kilku środków
wychowania chrześcijańskiego i wyłączne ich stosowanie w pewnym dłuższym
lub krótszym okresie czasu. Te Ćwiczenia znane były już od dawna, ale
szczególnie rozwinął i uzasadnił je św. Ignacy Loyola († 1566) T.J. w
wiekopomnym swym dziełku „Ćwiczenia duchowe”. Rekolekcje są
najskuteczniejszym lekarstwem na wszystkie choroby duszy, powodując u
132
jednych poprawę obyczajów, u innych początek i postęp w doskonałości, a u
wszystkich pomnożenie zapału i gorliwości w służbie Bożej oraz coraz lepsze
poznawanie Boga i siebie.
Odpowiednio do rozmaitych skutków mogą być rozmaite cele rekolekcji;
jednak zawsze trzeba mieć na względzie wewnętrzne odnowienie, które — jak
odnowienie starej figury — polega na oczyszczeniu z brudów i przyobleczeniu
duszy w szaty odpowiednich cnót. Trzy rodzaje brudów zniekształcają w nas
obraz i podobieństwo Boże: grzechy, niedoskonałości i kary ciążące na nas za
grzechy już odpuszczone. Z grzechów oczyszczamy się w sakramencie pokuty,
z niedoskonałości — przez ich obrzydzenie i unikanie, od kar zaś należnych
uwalniamy się przez akty wewnętrzne pokuty, pochodzące z gorącej miłości
Boga. To są główne cele każdych rekolekcji.
Fundamentem odnowienia jest przekonanie mocne o jego konieczności i
bezwzględne usunięcie tego, co w nas zniekształca obraz Boży. Konieczność
odnowienia wewnętrznego wypływa z natury ludzkiej, stworzonej na obraz i
podobieństwo Boże, z zewnętrznej wszechobecności Boga, z szczególniejszej
obecności jego w duszy człowieka sprawiedliwego, a tym bardziej w duszy
chrześcijanina przez łaskę. Tu nie chodzi tylko o oczyszczenie się z grzechów
śmiertelnych, lecz i powszednich, od których nikt nie jest zupełnie wolny.
Najczęściej spotykają się następujące grzechy powszednie: płoche posądzania ze
słów, czynów, intencji, opuszczeń i sposobu postępowania bliźnich, połączone
zwykle z pewną odrazą i niechęcią do nich, czasami z pewną pogardą i
odwróceniem, a nieraz z radością, gdy ich spotka niepowodzenie lub
upokorzenie; niedbalstwo w odpędzaniu nieczystych myśli i wyobrażeń;
zbrukanie sławy bliźniego przez obmowy; ciekawe spojrzenia zbyteczne;
obcowanie z osobami będącymi okazją do grzechu; zezwolenie na jakikolwiek
grzech powszedni; niedbalstwo w kulcie Boga itp. Te małe wykroczenia
zanieczyszczają obraz Boży w duszy i na rekolekcjach muszą być usunięte.
Na rekolekcjach mamy nadto rozbudzić w sobie wielkie pragnienie
doskonałej świętości oraz rozważyć i zapragnąć cnót, które czynią nas
podobnymi do Boga; są to cnoty: czystość sumienia, cierpliwość w
przeciwnościach, łagodność, wytrwałość w postanowieniach, pamięć na
obecność Boga, tolerowanie rozmaitych niesprawiedliwych posądzeń i
oszczerstw, głęboka pokora, czystość panieńska, pogarda rzeczy doczesnych,
zamiłowanie ubóstwa, uczynność względem potrzebujących i inne cnoty.
Wreszcie na rekolekcjach trzeba się przygotować do znoszenia
rozmaitych krzyży, przewidując i pragnąc ich jako należnej kary za grzechy,
koniecznego warunku poprawy i odmiany życia, zadośćuczynienia Panu Bogu
za obrazę, współudziału w cierpieniach Chrystusa oraz pewnego znaku
zbawienia. Trzeba również troszczyć się o uniknięcie kar czyśćcowych, znosząc
kary doczesne, spełniając włożoną przez spowiednika lub dobrowolnie przyjętą
133
pokutę, zyskując odpusty oraz praktykując cnoty heroiczne, wykonywane w
czystej intencji.
Nie wszyscy odnoszą należyty pożytek z rekolekcji z następujących
powodów: brak skupienia w pewnym określonym czasie i miejscu, brak
postanowień konkretnych na ćwiczeniach, obcowanie w tym czasie z osobami
innymi, nieprzygotowanie do ćwiczeń i nienależyte ich odprawianie, oddawanie
się w tym czasie innym zajęciom, np, studiom itp.
b) Środki dające i pomnażające łaskę
Środki przyrodzone wychowania chrześcijańskiego zmierzając wprost do
harmonii wewnętrznej, zarazem przygotowują człowieka do zjednoczenia z
Bogiem, co jest — jak widzieliśmy — dalszym celem głównym wychowania.
Modlitwa, akty strzeliste i rekolekcje bliżej przygotowują człowieka do tego
zjednoczenia i wyjednują łaskę. Samo zaś zjednoczenie z Bogiem przez łaskę
uświęcającą dokonywa się przede wszystkim w sakramentach świętych, z
których jedne dają tę łaskę, a inne ją pomnażają.
Chrzest i sakrament pokuty z ustanowienia Chrystusa przeznaczone są do
udzielania łaski uświęcającej. O tych sakramentach mówiliśmy obszernie w
tomie trzecim niniejszej pracy oraz w drugim rozdziale tomu czwartego, gdy
było mowa o Liturgii Niedzieli Przewodniej. W tym miejscu wystarczy tylko
podkreślić najważniejszy warunek sakramentu pokuty, jakim jest żal za grzechy.
Trzeba go obudzać i poza spowiedzią, szczególnie przy ogólnych i
szczegółowych rachunkach sumienia, a zwłaszcza zaraz po upadku. Dobrze jest
ćwiczyć się w habitualnym, czyli stałym żalu za grzechy własne i za grzechy
innych braci naszych, którzy może są w stanie grzechów ciężkich i nie
pamiętają o konieczności poprawy.
Prawo kanoniczne nakazuje zakonnikom i zakonnicom spowiadać się raz
na tydzień, a kapłanom często, nie tylko w celu uzyskania odpuszczenia
grzechów, lecz i zabezpieczenia się przed nimi, albowiem sakrament ten daje
szczególniejszą łaskę sakramentalną przy zwalczaniu pokus. Dlatego częsta
spowiedź — przynajmniej co dwa tygodnie — jest wskazana dla wszystkich
wiernych rzetelnie dążących do zharmonizowania władz wewnętrznych.
Na spowiedzi penitent obowiązany jest do szczerości i dokładności w
wyjawianiu nie tylko swych grzechów, lecz i niedoskonałości, by ułatwić
spowiednikowi kierownictwo. Spowiednik musi zdobyć za ufanie penitenta
przez swoją gruntowną wiedzę, doświadczenie i odznaczać się łagodnością,
szczodrobliwością, wspaniałomyślnością, wielkodusznością, sprawiedliwością i
dyskrecją w najwyższym stopniu. Ta ostatnia cecha spowiednika obowiązuje go
134
pod ciężkim grzechem specjalnie zastrzeżonym Stolicy Apostolskiej (kan.
2369).
Sakrament Ołtarza pomnaża łaskę uświęcającą i stanowi
najskuteczniejszy środek wychowania chrześcijańskiego. Znać dobrodziejstwa
tego środka i pisać o nim nie potrafi ani umysł ludzki ani rozum anielski, a tylko
Ten, który chciał i mógł sprawić w nim tak wielkie i liczne skutki. Skutkami
tymi są: pomnożenie łaski uświęcającej, a z nią wlanych cnót teologicznych i
moralnych oraz darów Ducha św.; zgładzenie grzechów powszednich pod
warunkiem żalu za nie; usunięcie lub przynajmniej zmniejszenie kar
czyśćcowych; zjednoczenie fizyczne z ciałem i krwią, duszą i bóstwem
Najmiłosierniejszego Zbawiciela; zjednoczenie duchowe z Trzema Osobami
Trójcy
Przenajświętszej;
zjednoczenie
duchowe
ze
wszystkimi
komunikującymi; zmniejszenie podniety grzechowej w namiętnościach, co
powoli prowadzi do całkowitego panowania nad nimi.
Sakrament Ołtarza godnie przyjęty daje nam nie tylko taką lub inną łaskę,
lecz samego Dawcę łask wszelkich, który jest przyczyną zasługującą i sprawczą
wszelkich cnót, darów i łask, jakich Bóg udziela ludziom. Jak chleb
podtrzymuje życie przyrodzone, tak Eucharystia — nadprzyrodzone, działając
przez postacie pozostające w nas przez jakiś czas po spożyciu. Wprawdzie samo
pozostawanie postaci nie zwiększa skutków sakramentu, jeśli jednak człowiek
coraz bardziej się przysposabia, powiększają się one w nim przez jego osobisty
wysiłek. Wreszcie ten sakrament zabezpiecza nas przed pokusami, zapewnia
zmartwychwstanie po śmierci, pobudza do wielkiej pobożności i coraz gorętszej
miłości Boga i bliźniego.
Atoli nie zawsze doznajemy tych skutków Sakramentu Ołtarza, a to z
powodu następujących przyczyn: dobrowolnych grzechów powszednich,
niedbalstwa w przygotowaniu się i dziękczynieniu, niedbalstwa w wykonywaniu
aktów poszczególnych cnót, przywiązania do rzeczy doczesnych, niedoceniania
i płynącego stąd niepragnienia tych skutków, wreszcie zawinionego
nieuszanowania w samym przyjęciu, a szczególnie braku czystej intencji.
Eucharystia tedy będzie punktem środkowym wychowania chrześcijańskiego
tylko przy osobistej pracy przyjmujących.
Jakkolwiek Sakrament Ołtarza powoduje skutki w duszy człowieka przez
samo jego przyjęcie (ex opere operato), ujawnienie się ich zależy od pracy
osobistej przyjmującego, od dobrego przygotowania i należytego
dziękczynienia. Przygotowanie może być dalsze i bliższe. Przygotowanie dalsze
polega na pilnym wystrzeganiu się grzechów, a przede wszystkim wykroczeń
mowy: język dotykający Boga w Eucharystii winien być świętym trybularzem,
którego nie można napełnić sprośnym dymem słów grzesznych, lecz wonnym
kadzidłem rozmów świątobliwych. Chleb i napój anielski nie dadzą posiłku
duszy, gdy ciało nadużywa chleba i napoju ziemskiego. Nadto trzeba
135
ustawicznie wzrastać w miłości Boga i bliźniego, w miłości nieprzyjaciół, w
świadczeniu uczynków miłosiernych itp.
W przygotowaniu bliższym i bezpośrednim należy czuwać nad czystością
sumienia, rozważać wzniosłość Eucharystii jako sakramentu i jako ofiary;
rozważać zniewagi wyrządzone przez złych ludzi i cześć składaną przez
pobożnych, wreszcie uczynić intencję, w jakiej chcemy przyjąć ten sakrament,
wzbudzając akty wiary, nadziei, miłości, żalu, pragnienia, prośby itp. Po
przyjęciu Ciała Pańskiego trzeba przynajmniej przez kwadrans pomodlić się,
następnie nie oddawać się zajęciom rozpraszającym, o ile to jest rzeczą
możliwą, oraz pozostawać w największym szacunku wewnętrznym i
zewnętrznym, wzbudzając akty pokory, adoracji, dziękczynienia i prośby.
Inne sakramenta św. pomnażające łaskę uświęcającą są również
skutecznymi środkami wychowania chrześcijańskiego, szczególnie dla
wszystkich sakrament bierzmowania, który ułatwia przebywanie w atmosferze
Ducha Św., będącego przyczyną sprawczą naszego uświęcenia. O każdym z
tych sakramentów mówiliśmy obszerniej w tomie trzecim niniejszej pracy,
dlatego w tym miejscu wystarczy podkreślić, że jakkolwiek one wywierają
zbawienne skutki przez samo ich przyjęcie (cx opere operato), to jednak
ujawnienie się tych skutków w dużej mierze zależy od osobistej pracy
przyjmujących, od ich należytego przygotowania i dziękczynienia. Należy
czynnie współpracować z łaską Bożą, wzbudzać w sobie gorliwość i zapał w
spełnianiu tego wszystkiego, co może posłużyć ze strony naszej do
zharmonizowania władz duszy i ciała.
*
* *
Najmiłosierniejszy Zbawiciel zostawił nam nie tylko swoją naukę, która
leczy ranę niewiedzy w rozumie, nie tylko dał najwznioślejszy przykład
harmonii wewnętrznej, który pobudza nas do osobiste go wysiłku w pracy
wychowania i samowychowania, a tym samym leczy ranę słabości; nie tylko
wysłużył nam liczne łaski, które leczą rany złości i pożądliwości pozostałe po
grzechu pierworodnym, ale chciał nadto sam z nami pozostać w Sakramencie
Ołtarza, by łączyć się z nami w sposób najdoskonalszy jak pokarm z ciałem,
które zasila i w które się przekształca. Jest to objaw największego miłosierdzia
Bożego, bo przecież na to nie zasłużyliśmy w najmniejszym stopniu.
136
4. Spowiedź młodych — najskuteczniejszym środkiem wychowawczym
Sakrament pokuty nazywany powszechnie spowiedzią (która jest tylko
jednym z jego warunków), jest najskuteczniejszym środkiem wychowawczym
nie tylko dla życia wiecznego, ale i dla doczesnego, tak dla wychowania jak i
samowychowania chrześcijańskiego. Jeżeli bowiem wychowanie jest dążnością
do wewnętrznego zharmonizowania władz cielesnych i duchowych, a
świadomość winy popełnionej i wyrzuty sumienia towarzyszące tej
świadomości są największą przeszkodą w osiągnięciu tej harmonii, to środek
gładzący tę winę i przy wracający spokój sumienia, będzie bezsprzecznie
środkiem najbardziej skutecznym.
Wielu nie zdaje sobie sprawy z wychowawczych wartości sakramentu
pokuty dla młodzieży: przewyższa on wszystkie inne środki wychowawcze, o
ile jest należycie stosowany. Wprawdzie największą wartość spowiedzi stanowi
łaska Boża, ale ta łaska i działanie jej w duszy uzależnione są od pewnych
warunków. I nie ma drugiego sakramentu, którego by działanie było tak
uzależnione od współpracy udzielającego i przyjmującego, jak działanie
sakramentu
pokuty.
Ponieważ
przy
jednostronnym
podkreślaniu
nadprzyrodzonej skuteczności spowiedzi (ex opere operato) często pomijamy jej
psychologiczne i pedagogiczne warunki (ex opere operantis), które szczególnie
w spowiedzi młodzieży mają wielkie znaczenie, przeto trzeba je tu przy
pomnieć.
a) Spowiedź dzieci
W
wychowaniu
chrześcijańskim
spowiedź
dzieci
odgrywa
pierwszorzędną rolę, ponieważ łaska sakramentalna i rady spowiednika zarówno
podnoszą dziecko z upadku jak i zabezpieczają przed nim na przyszłość oraz
usuwają braki w formującym się charakterze młodych ludzi. Atoli skutki te
sprowadza tylko dobrze odprawiona spowiedź. Dwie przyczyny mogą
spowodować u dzieci spowiedź niepoprawną: nieświadomość i bojaźń.
W pierwszym wypadku trzeba dzieci należycie pouczyć i przygotować, a
w drugim — należy z ojcowską pieczołowitością je ośmielić, pomóc i dodać
otuchy. Św. Alfons Liguori kładzie wielki nacisk na miłość i jak największą
łaskawość spowiednika w stosunku do dzieci, by się one nie obawiały oskarżać i
nie stroniły od sakramentu pokuty. Aby zachęcić je do szczerości, trzeba im
przypomnieć, że Bóg wie o wszystkim, że spowiednik nikomu nie powie, co mu
dzieci wyznają i że zataić grzech jest większą obrazą Boga niż zgrzeszyć.
Aby spowiedź była całkowita, spowiednik winien pytać, ale wpierw niech
dzieci same mówią, póki się nie spostrzeże, że one się boją lub wstydzą albo
137
niedokładnie się oskarżają. Nie wolno pominąć pytania, czy poprzednia
spowiedź była szczera i czy teraz czego one nie przemilczały. W pytaniach i
upomnieniach należy pobudzać dzieci do pobożności, posłuszeństwa,
zamiłowania sprawiedliwości, grzeczności, braterskiej i koleżeńskiej miłości.
Pożyteczną rzeczą będzie przypomnieć, jak spowiednik ma się zachować
przed, w czasie i po spowiedzi dzieci. Aby dzieci ośmielić, należy przed
spowiedzią dać się im nieco poznać. W tym celu moraliści radzą spowiednikowi
przed spowiedzią porozmawiać z dziećmi jak najłagodniej, a przy większym ich
skupieniu mieć do nich krótką zachęcającą naukę utrzymaną w tonie ojcowskiej
miłości i łaskawości. Treścią tego przemówienia mogą być rzeczy konieczne do
zbawienia, albo warunki do tego sakramentu; można również praktycznie
pokazać, co należy czynić przed, w czasie i po spowiedzi, można też
przypomnieć o potrzebie szczerości ze strony penitenta i sekrecie ze strony
spowiednika.
W czasie spowiedzi spowiednik ma pozwolić dzieciom swobodnie się
wypowiedzieć i wyznać swoje grzechy. Jeżeli w wyznaniu zauważy jakie braki,
spowiednik winien je uzupełnić łagodnymi pytaniami, np. czy rano i wieczór
odmawiają pacierz? czy w niedzielę i święta bywają na Mszy św.? jak się w
kościele zachowują? Następnie trzeba zapytać je co do wzywania Imienia P.
Boga, posłuszeństwa, gniewu, przezwisk, słów, żartów i czynów nieskromnych,
z którymi się kryły przed starszymi, zatrzymania cudzych rzeczy, kłamstwa,
żartów szkodliwych, pilności w nauce itp. Nie można pominąć pytań co do
ilości grzechów większych. Nie wszystkie pytania zawsze powtarzać. W
sprawie szóstego przykazania należy zachować ostrożność, by nie wzbudzić u
dzieci grzesznej ciekawości, szczególnie u dzieci młodszych.
Po wyznaniu grzechów należy pouczyć dzieci o środkach do ich unikania,
jednak nie mówić o lekkich grzechach jako o ciężkich, ale zaznaczyć, że i małe
grzechy nie podobają się Bogu. Do żalu nie należy pobudzać długim
przemówieniem, którego dzieci nie zapamiętają, lecz krótkimi i jędrnymi
słowami, np. „Łaska i cnota czynią cię podobnym do anioła, a grzech — do
diabła”. „Czy kochasz Boga, który jest pięknym i dobrym Panem?”. „Czy
chciałbyś znowu ukrzyżować Chrystusa?”, „Czy chcesz znowu zasmucać Matkę
Najświętszą?” — „swojego Patrona i Anioła Stróża?” Jeżeli dzieci spowiadają
się tylko z grzechów powszednich, trzeba krótko powiedzieć im o czyśćcu, o
karze za grzechy w tym życiu itp. Jeżeli widzimy, że u dzieci nie ma
przywiązania do grzechu, wówczas łatwo pobudzić je do aktów miłości i
skruchy.
Pokutę trzeba dostosować do wieku i wykroczeń, ma być ona lżejsza niż
dla dorosłych, łatwiejsza i możliwa do odprawienia natychmiast, by potem nie
zapomniały, zachęcić do nabożeństwa do Matki Boskiej, Anioła Stróża, do
modlitwy o szczerą poprawę i dobre życie. Na ogół nie wolno dzieciom
odmawiać rozgrzeszenia, jeżeli mają przynajmniej żal dostateczny i
138
postanowienie poprawy. Naturalną żywość dzieci, jak śmiech i bawienie się w
kościele nie można uważać za brak usposobienia. Przy wątpliwości, czy dzieci
wyznające grzechy śmiertelne dostatecznie używają rozumu i są dobrze
usposobione, można je rozgrzeszyć w niebezpieczeństwie śmierci i dla
zadośćuczynienia paschalnej Komunii św.
Przy wątpliwym usposobieniu, po udzieleniu upomnienia, trzeba
pozostawić dzieci bez rozgrzeszenia, by nie narażać sakramentu na nieważność,
a w wypadku niebezpieczeństwa śmierci rozgrzeszyć je pod warunkiem. Przy
oskarżaniu się dzieci z czynów nieskromnych nie trzeba od razu upatrywać tam
ciężkich grzechów, gdyż mogą być wykroczenia przeciwko przystojności, na
które nie trzeba zwracać uwagi. W wypadku ciężkich grzechów należy dzieci
przestrzec i w pouczeniu zapobiec upadkom na przyszłość. W praktyce należy
dzieci skarcić surowiej za grzechy nieczyste, by się brzydziły wszelką
nieskromnością, ale zarazem czynić to z ojcowską miłością, by potem nie
zataiły swych grzechów. Dzisiaj po miastach, a nawet i na wsi, można spotkać
dzieci zupełnie zepsute, u których złość i uświadomienie uprzedziły znacznie
ich wiek. Przyczyną tego są bliskie i niebezpieczne okazje z powodu ciasnych
mieszkań. Jeżeli spowiednik dowie się, że dzieci zostają w bliskiej i
niebezpiecznej okazji, należy je traktować w takich warunkach jak ludzi
dorosłych, a więc żądać, by okazję usunęły same albo poprosiły o to rodziców
bez obawy zniesławienia, gdyż chodzi o rzecz wielkiej wagi.
Nie trzeba zobowiązywać dzieci do prośby o przebaczenie, gdyż to jest
ponad ich siły; nie trzeba też żądać od nich restytucji, gdyż przeważnie nie są w
stanie tego spełnić, chyba że jeszcze posiadają rzecz cudzą. Często matki mylnie
informują dzieci o ciężkości grzechów i małe podają za wielkie. Otóż
spowiednik obowiązany jest wyprowadzić je z błędu, ale zarazem obudzić w
nich wstręt do najmniejszych wykroczeń, którymi się brzydzi Bóg i karze za nie
nawet w tym życiu.
Młodocianych recydywistów należy traktować jak i dorosłych, czyli nie
okazywać im zbytniej surowości, by nie pobudzać do rozpaczy, ale i nie
pobłażać, by nie zaniedbywały pracy nad sobą. W szczególności należy zbadać
czy penitent był już upominany i jakich środków użył, czy po użyciu tych
środków nie zmniejszyły się upadki? Ile ich było od ostatniej spowiedzi, kiedy i
w jakich okolicznościach itp.? Tego rodzaju pytania ułatwią zorientowanie się
spowiednika co do rozgrzeszenia i zastosowania odpowiednich środków.
Odmówienie rozgrzeszenia dla lekkomyślnych czasami jest najlepszym
środkiem, ale gdy wiara penitenta jest słaba, odmówienie rozgrzeszenia nie
zawsze pomaga. Toteż Noldin radzi w tym wypadku rozgrzeszać pod
warunkiem, szczególnie na spowiedzi wielkanocnej. Tu trzeba użyć wszystkich
sił, by recydywistę usposobić i rozgrzeszyć, polecając lepsze środki
zapobiegawcze.
139
Co do grzechów powszednich, trzeba rozróżnić recydywistów ze słabości
i ze złej woli, gdy grzeszą z całą rozwagą. W pierwszym wypadku można i
trzeba ich rozgrzeszyć, byle tylko obudzili żal choćby za jeden grzech. W
drugim zachodzi podejrzenie braku żalu dostatecznego i mocnego
postanowienia poprawy. Toteż bez upomnienia i pobudzenia do prawdziwego
żalu i poprawy nie wolno ich rozgrzeszać, chyba że dodadzą jakiś grzech z
dawnego życia, za który szczerze żałują i rzetelnie obiecują poprawę.
Co do motywów żalu można posługiwać się następującymi: grzech
powszedni jest złem większym od jakiegokolwiek zła doczesnego; Bóg karze
grzechy powszednie najsurowszymi karami doczesnymi (przykłady z Pisma
św.); dusza obciążona grzechem powszednim nie wejdzie do nieba; grzech
powszedni prowadzi do grzechu śmiertelnego; grzech powszedni jest
nadużyciem wszechmocy Boga i jego darów; grzech powszedni można
przyrównać do syna, który nie obraża ojca tak, by go z domu wypędził, ale go
zasmuca mniejszymi wykroczeniami.
Wogóle do recydywistów młodocianych można zastosować te same
zasady, co dla dorosłych: recydywista po raz pierwszy ma być łagodniej
traktowany; łatwiej można rozgrzeszyć niepowściągliwych ze słabości niż
nałogowców; recydywistów formalnych z braku mocnej woli można
rozgrzeszyć warunkowo w następujących wypadkach: w niebezpieczeństwie
zagrażającym życiu; w konieczności przystąpienia do innych sakramentów; gdy
nie będzie prędko okazji do spowiedzi; gdy penitent może być narażony na
zniesławienie; w obawie rozpaczy penitenta; gdy przewidujemy, że penitent do
spowiedzi nie powróci. Ale w tych wypadkach recydywistów rozgrzeszać nie
wolno, jeżeli na pewno wiadomo, że nie dobrze są oni usposobieni.
b) Spowiedź młodzieży
Jeszcze większe znaczenie w wychowaniu chrześcijańskim ma spowiedź
młodzieży starszej, gdyż młodzież ta jest narażona na większe
niebezpieczeństwo. W naszych czasach niebezpieczeństwa te znajdują się na
każdym kroku. W przewrotnych towarzystwach, gorszących książkach,
zdeprawowanych nauczycielach, niebezpiecznych rozrywkach i ludzkich
względach. Dlatego trzeba często przypominać młodzieży doniosłość łaski, jaką
otrzymujemy w sakramencie pokuty, o której najczęściej nie mają pojęcia. Jest
to łaska sakramentalna właściwa tylko temu sakramentowi, która pomaga do
zwalczania pokus i wychowania pełnowartościowej osobowości.
Spowiedź zawsze sprawia penitentowi pewną przykrość i trzeba
przeciwstawiać jej nadzwyczaj błogie skutki tego sakramentu, aby pobudzić
młodzież do częstej spowiedzi. Łaska sakramentalna pokuty działa stopniowo na
140
duszę, lecząc jej rany zadane przez grzech pierworodny, usuwając pozostałości
grzechowe, a tym samym wspiera człowieka w samowychowaniu jak żaden
inny środek. Nadto trzeba zdobyć zaufanie młodzieży traktując ją zawsze
serdecznie z ojcowskim uczuciem a zarazem z męską powagą. Za wszelką cenę
trzeba wystrzegać się surowości w postępowaniu i przy każdej sposobności
okazywać współczucie i wyrozumiałość.
Może nigdy w życiu człowiek nie potrzebuje tyle porady, ile w tym
najniebezpieczniejszym okresie młodzieńczym w walce z namiętnościami, w
wyborze powołania, do którego Bóg przeznacza. Otóż spowiednik ma być dla
młodzieży doradcą, przyjacielem i kierownikiem, o ile pozyska zaufanie, które
zdobywa się nie pompatyczną powagą ani despotyzmem, lecz miłością
ojcowską, poświęceniem, samozaparciem się i ofiarnością, jaką młodzież
zawsze potrafi należycie ocenić.
Troska o chorą młodzież, współczucie słowami, a tym bardziej czynne
wsparcie również zjednywa młodzież i jest jednym z warunków zdobycia
zaufania. Bardziej niebezpieczną jest choroba duszy niż ciała, albowiem
leczenie duszy jest trudniejsze, wymaga dużego doświadczenia i wiedzy.
Młodzież często przynosi do konfesjonału ciężkie choroby duchowe, rozmaite
nałogi, których leczenie wymaga wielkiej cierpliwości i wyrozumiałości, a
najbardziej dyskrecji. Najmniejsze pod tym względem uchybienie, które może
niepostrzeżenie ujść u osób innych, pozostawi niezatartą plamę u spowiednika w
oczach młodzieży. Nie mówię tu o złamaniu tajemnicy spowiedzi, co jest rzeczą
absolutnie wykluczoną, ale o dyskrecji w codziennym obcowaniu.
Przytoczę tu zdanie O. Łęczyckiego T.J. († 1653) o spowiedniku
nieodpowiednim dla młodzieży, z którego łatwo wywnioskować jakim on być
powinien. Spowiednik nieodpowiedni nie stara się poznać głównej wady,
traktuje wszystkich penitentów jednakowo, nie uwzględnia indywidualnych
upadków przy zadawaniu pokuty, nie stara się wpierw wykorzenić wad
charakteru zanim zaszczepia cnoty, nie jest wyrozumiały na mały postęp
początkujących i od razu wymaga od nich za dużo, troszczy się o podrzędne
cechy charakteru a lekceważy istotne, przyspiesza albo odkłada stosowanie
środków wychowawczych, wątpi o możliwości poprawy i odbiera nadzieję
penitentowi, jest pompatyczny i nadęty w stosunkach prywatnych i nie
zapobiega występkom młodzieży.
Największą trudność ma młodzież w walce z budzącymi się
namiętnościami i trzeba koniecznie pomóc w ich ujarzmieniu. Przede wszystkim
należy wyzyskać dominującą namiętność, jaką może być pycha, zmysłowość,
lenistwo, gniewliwość. Po jej odkryciu trzeba przekonać tego osobnika o
konieczności jej ujarzmienia i poddaniu rozumowi i woli, a tę ostatnią — woli
Bożej. Stosownie do zauważonych chorób duszy trzeba zastosować
odpowiednie środki lecznicze. Tym, którzy są skłonni do przyjemności
zmysłowych albo już im ulegają, trzeba zalecić odpowiednie umartwienie,
141
umiłowanie ideału, by skierować energię do wyższych rzeczy. Gwałtownym —
należy wskazać na przykład cichego Chrystusa i zalecić odpowiednie akty
strzeliste. Leniwym — przepisać jakąś pracę i ustawiczny wysiłek woli.
Najbardziej zaś spowiednik ma czuwać nad tym, by zachować młodzież od
cielesnych upadków, które, gdy przejdą w nałóg, rujnują zdrowie fizyczne i
moralne i uniemożliwiają wszelkie oddziaływanie wychowawcze.
Trzeba koniecznie pomóc młodzieży w wyznaniu wykroczeń przeciwko 6
przykazaniu. To wyznanie trudno przychodzi jednostkom o temperamencie
cholerycznym i melancholijnym, gdyż one czekają przeważnie na odpowiednie
pytania. Dlatego mając takich penitentów, szczególnie przy spowiedzi z
dłuższego okresu, należy ich wprost pytać, stopniując pytania w razie
potwierdzenia pierwszych. O ile penitent wyzna, że popełnił grzech po raz
pierwszy, trzeba się nim poważnie i szczerze zająć, mówiąc o doniosłości
chwili, że od tego, czy opanuje swój popęd zależy jego charakter, jego
religijność i cała jego przyszłość. Tu słowa wychowawcy padają na bardzo
podatny grunt. Jeżeliby zaś krótko załatwił penitenta, ten miałby wrażenie, że
właściwie nic tak bardzo złego nie zaszło.
Najtrudniej jest spowiadać nałogowców, nie ze względu na brak u nich
żalu, przeciwnie, oni żałują głęboko i gardzą sobą, a nieraz popadają w rozpacz.
Surowość osiąga tu skutek przeciwny. Toteż do takich penitentów trzeba się
odnieść ze współczuciem i wyrozumiałością, podnieść ich na duchu, wmówić
im, że się poprawią, o ile zastosują odpowiednie środki przyrodzone i
nadprzyrodzone, np. unikanie okazji, stały porządek pracy, abstynencję od
trunków, sport, zabiegi hydropatyczne, modlitwę, szczególnie do Matki Boskiej
i Najmiłosierniejszego Zbawiciela, częste przystępowanie do sakramentów św.,
akty strzeliste itp. U nałogowców trzeba koniecznie obudzić nadzieję
zwycięstwa przez nienawiść występku, męstwo, umiarkowane umartwienie i
spowiedź natychmiast po upadku, możliwie u tego samego spowiednika, który
ma wiedzieć, jak dawno ten nałóg istnieje, jakie kompleksy ma penitent i jakie
są okoliczności upadku.
Jeśli chodzi o pokutę i rady dawane młodzieży, to powinny one zmierzać
do wykorzenienia złych przyzwyczajeń i nabycia dobrych, np. należyte
odmawianie porannego i wieczornego pacierza, praktyka rachunku sumienia,
słuchanie Mszy św., unikanie pokarmów poza ustalonymi godzinami, unikanie
pewnych osób itp. Trzeba upominać, by młodzież wystrzegała się poufałości i
zmysłowego spoglądania na płeć inną, dwuznacznych rozmów, nieprzyzwoitych
widowisk, niestosownych książek, a zlecając jej czytanie książek kształcących
rozum i formujących charakter.
Nie można pominąć ważności spowiedzi dla młodzieży w wyborze stanu i
powołania. Powołanie jest to szczególne przeznaczenie do takiego lub innego
stanu. Bóg daje każdemu odpowiednie powołanie oraz udziela odpowiednich
łask wewnętrznych i pomocy zewnętrznych. Obowiązkiem młodzieży jest
142
poznać swoje powołanie, a kierowników — pomóc w wyborze. Jednych Bóg
powołuje nagle do takiego lub innego stanu (św. Paweł), a innych skłania
powoli przez refleksje naturalne, a czasami przez natchnienia w czasie
modlitwy. Natchnienie i refleksja są najlepszym wskaźnikiem, gdyż czasami
samo natchnienie może być czystym złudzeniem.
Aby rozpoznać powołanie, trzeba dużo się modlić i pilnie badać pobudki,
usuwając wszelkie względy ludzkie. Po rozpoznaniu powołania unikać jednak
kategorycznych nakazów jak np. „koniecznie musisz iść do stanu duchownego”;
wystarczy kierować penitentem stanowczo i energicznie, przezwyciężając
napotkane trudności, pochodzące z miłości własnej, żywej imaginacji, leniwego
i wahającego się umysłu, upadłej natury lub też pokusy szatańskiej. Trzeba
wiedzieć, że do stanu duchowego potrzeba czystej intencji, odpowiedniego
zdrowia, wystarczających zdolności oraz czystości obyczajów. Określił to św.
Pius X. Dlatego wykluczeni muszą być skrupulaci, nieobyczajni i kierujący się
doczesnymi pobudkami.
Aby być dobrym kapłanem w świecie, trzeba już wcześniej prowadzić
życie przykładne, dalekie od świeckich uciech i występków, od złych
towarzystw i zgorszeń. Dlatego kandydatom do kapłaństwa należy polecać
częste przystępowanie do sakramentów św. i unikanie niebezpiecznych okazji:
Kościół wymaga od nich większej świętości, zdolności umysłowych, wiedzy,
zdrowego rozsądku i czystości obyczajów.
Nie można tu pominąć jeszcze przygotowania młodzieży do stanu
małżeńskiego, jak żąda tego Pius XI w encyklice „Casti connubii” z dnia 31.
XII. 1930 roku. Rozróżnia on przygotowanie dalsze i bliższe. Przygotowanie
dalsze ma polegać na wdrażaniu młodzieży do ofiarności i zaparcia się tak
potrzebnego w życiu małżeńskim oraz na pouczeniu o głównych celach
małżeństwa i dobrych zamiarach przy wstępowaniu do tego stanu.
Przygotowanie zaś bliższe polega na starannym wyborze współmałżonka.
Spowiednik tedy ma przestrzegać młodzież przed zbyt wczesnym małżeństwem
i zaręczaniem się bez poważnych zamiarów; winien upominać, by pamiętała o
wzniosłym celu małżeństwa, zawsze radziła się w tej sprawie rodziców lub
opiekunów, często przystępowała do sakramentów św. i lekkomyślnie nie
składała ślubów czystości, nawet prywatnie.
Co do organizacji i częstotliwości spowiedzi młodzieży trzeba zaznaczyć,
że spowiedź zbiorowa ma te dodatnie strony, że tu działa psychologia tłumu,
której ulegają jednostki. Dlatego przynajmniej cztery razy do roku (w
Adwencie, W. Poście, na końcu i na początku roku szkolnego) zaleca się
organizować spowiedź zbiorową. Nadto należy zachęcać młodzież do spowiedzi
w uroczystości Matki Boskiej i inne święta. Św. Karol Boromeusz radzi, by
dzieci do 12 roku życia spowiadały się co kwartał, a potem co miesiąc. Do
spowiedzi młodzież można tylko zachęcać, ale nigdy nie zmuszać. Najlepiej,
143
gdy inicjatywa spowiedzi pochodzi od samej młodzieży, na którą można
wpływać przez jej przywódców.
Na zakończenie przytoczę słowa św. Alfonsa Liguori’ego: „Zbawienie lub
potępienie ludzi zależy od dobrych lub złych spowiedników”. To zdanie trzeba
zastosować przede wszystkim do spowiedników młodzieży, w rękach których
znajduje się jej zbawienie, wyrobienie charakteru i wysokowartościowej
osobowości.
*
* *
Najmiłosierniejszy Zbawiciel oczekuje nas w sakramencie pokuty, by
obmyć nasze dusze we własnej Krwi, by wzmocnić i pokrzepić w tej zbawiennej
kąpieli oraz zabezpieczyć przeciw przyszłym napaściom zła i pokus. Wszystkie
zasługi Męki Jezusa, cała nieskończona wartość Jego Krwi staje się przez
spowiedź własnością naszej duszy. O tyle wyjdziemy z niej odnowieni i
uświęceni, o ile przystąpimy do tego sakramentu skruszeni i upokorzeni. W
Niedzielę Przewodnią czytamy ewangelię o ustanowieniu sakramentu
Miłosierdzia Bożego. Okażmy w tym dniu Panu Jezusowi swoją wdzięczność
przez uwielbienie Go w Miłosierdziu.
IV. Metody wychowania chrześcijańskiego
Wielorakość środków przyrodzonych i nadprzyrodzonych wychowania
chrześcijańskiego wymaga odpowiedniego ich stosowania, aby się wzajemnie
uzupełniały, zależnie od właściwości każdego człowieka. Nie u wszystkich
bowiem w jednakowym stopniu objawia się bunt namiętności, powodujący
rozdwojenie wewnętrzne, a wskutek tego nie wszystkim mogą być zalecane te
same środki w jednakowej mierze. Nie można tedy wszystkich środków
bezkrytycznie stosować, a należy się liczyć z indywidualnością poszczególnych
ludzi.
Jedni otrzymują od początku nadzwyczajne łaski i dochodzą szybko do
wielkiej doskonałości bez specjalnych wysiłków. Jest to rzadka droga dusz
wybranych, których można podziwiać, wychwalając Miłosierdzie Boże, ale nie
naśladować, jak np. św. Jan Chrzciciel, św. Stanisław Kostka, św. Teresa od
Dzieciątka Jezus itp. Inni muszą przejść przez liczne próby, nie zawsze
kończące się natychmiastowym zwycięstwem, muszą staczać zaciekłe walki z
sobą, ćwiczyć się systematycznie w licznych aktach poszczególnych cnót,
powoli wykorzeniać u siebie liczne chwasty, nieraz o bardzo głębokich
korzeniach, napracować się, natrudzić, zdobywać się często na heroiczne
144
wysiłki, by dojść do opanowania namiętności przy pomocy łaski Bożej. Na tej
drodze trzeba dużo wysiłku i aktywności obok łaski wspomagającej, o którą
mamy prosić. „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie,
a będzie wam otworzone” (Mt. 7, 7). A są i tacy, którzy po kilku aktach
heroicznych, a czasami po jednym, otrzymują harmonię wewnętrzną i dochodzą
do wysokiego stopnia doskonałości, jak np. św. Tomasz z Akwinu. Wszyscy
jednak nie mogą opierać się na własnych siłach, lecz na pomocy tego, który
uspokoił burzę na morzu i dźwignął z topieli tonącego Piotra. Otóż odpowiednie
stosowanie środków wychowawczych i współpraca z łaską należy do metody
wychowania chrześcijańskiego.
Metoda wychowania jest to stałe i planowe postępowanie, wynikające z
jakiegoś myślowego założenia i zmierzające do wytkniętego celu. I w metodzie
punktem wyjścia będzie pogląd na naturę ludzką i stosunek w niej duszy do
ciała oraz woli do łaski Bożej. Dlatego w tej części musimy przypomnieć naukę
chrześcijańską o stosunku duszy do ciała i woli do łaski, by poznać metody
wychowania chrześcijańskiego.
1. Dusza i ciało człowieka
W metodzie wychowania chrześcijańskiego może być mowa tylko o
takich poglądach na świat, które uznają istnienie ducha. W innych systemach, na
przykład w materializmie krańcowym i marksizmie nie można rozprawiać o
wychowaniu chrześcijańskim. Wśród systemów uznających istnienie ducha
rozróżniamy dwa zasadnicze poglądy na stosunek w człowieku duszy do ciała:
idealizm i spirytualizm. Ponieważ te poglądy wpłynęły na rozwinięcie się
mistyki i niezdrowego mistycyzmu, jaki jeszcze i obecnie pokutuje na
Wschodzie, pożyteczną rzeczą będzie poświęcić w tym miejscu kilka uwag
jednemu i drugiemu kierunkowi.
a) Idealizm psychologiczny
System idealizmu psychologicznego jest bardzo zawiły, wielokształtny i
zmieniający się prawie u każdego adepta, a zatem bardzo trudny do streszczenia.
Wogóle u wszystkich idealistów istnieje pewne lekceważenie materii, pogarda
dla ciała, które według nich łączy się w człowieku z duszą bardzo luźno i
przeszkadza jej w doskonaleniu się. To połączenie, według nich, jest zupełnie
przypadłościowe jak np. konia z jeźdźcem, przy tym konia niesfornego, od
którego jeździec dużo cierpi. Wymienię tu najważniejszych idealistów.
145
Platon (427 – 347 przed Chr.), twórca idealizmu psychologicznego,
określa duszę jako to, „co się porusza samo z siebie”, co samo dzielnie myśli.
Istniała ona od wieków w świecie wieczystych idei, wszystko już widziała i nie
ma rzeczy, której by nie poznała. Wskutek jakiegoś przewinienia, o którym
jednak u Platona nic pewnego nie znajdujemy, dusza za karę została wtrącona
do ciała, gdzie przebywa jak w więzieniu, „niby ślimak w skorupie”.
Oprócz duszy rozumnej i nieśmiertelnej mającej siedlisko w głowie,
Platon uznaje w człowieku jeszcze drugą duszę materialną i zniszczalną, która
obejmuje część popędliwą z siedliskiem w piersiach i gniewliwą z siedliskiem w
brzuchu. Tylko dusza rozumna myśli i poznaje, a raczej przypomina to, co
widziała w świecie idei, zadaniem jej jest panować nad ciałem i rządzić nim, jak
jeździec koniem, który jest niesforny i nieposłuszny. Dusza szuka uwolnienia z
ciała i pragnie z niego się wydostać jak z grobu, walczy z nim jak z
nieprzyjacielem, póki się nie uwolni od niego przez śmierć. Kto kocha prawdę,
ten przez całe życie pragnie śmierci i dokłada starań, by z każdym dniem
odrywać się od ciała, które jest największą przeszkodą przy szukaniu prawdy.
Stąd tylko wtedy sposobni jesteśmy do poznania prawdy, gdy jak najmniej
mamy do czynienia z ciałem. Prawdziwą mądrość znajdziemy dopiero po
śmierci.
Plotyn (204 – 270 po Chr.) uważa duszę za pierwiastek boski, który
połączył się z ciałem za karę wskutek odpadnięcia od Boga. To połączenie jest
złem, od którego dusza winna się wyzwolić jeszcze w tym życiu, gardząc
pożądliwościami ciała i zwyciężając je, a zwracając się do Boga, aby się z nim
połączyć. Dusza jest niezależna od ciała, zarówno w swym bycie jak i w
działaniu nawet zmysłowym, jest nie śmiertelna i swój powrót do Boga, czyli
Prajedni dokona pod warunkiem, że Prajednia roznieci w duszy nadzwyczajne
światło i otworzy oko dla wyższego oglądu. Skoro takie światło wzejdzie, dusza
znajdzie się w uniesieniu, czyli ekstazie, która umożliwi oglądanie Prajedni i
zjednoczenie z nią. Do tego człowiek winien się przysposobić przez
oczyszczenie, surowe umartwienie i uciekanie od świata zmysłów oraz
ćwiczenie się w cnotach i wyniszczenie cielesności z jej popędami i
skłonnościami.
Pseudo – Dionizy Areopagita (V – VI w.) jest najpopularniejszym w
średnich wiekach autorem mistycznym, który swoje głębokie skądinąd dzieła
opiera na idealistycznych poglądach Platona i Plotyna. Wprawdzie zajmuje się
on głównie nauką o Bogu, ale w niektórych dziełach (O hierarchii) porusza
stosunek duszy do ciała, które według niego przeszkadza połączeniu się duszy z
Bogiem. Duch ludzki ma się wznieść ponad wszystkie zmysłowe wrażenia i
utonąć w Bogu, ale do tego trzeba się przygotować przez surowe umartwienie
cielesne.
Z powyższego wypływa wniosek, że według idealizmu nie ma żadnego
punktu stycznego między duszą i ciałem, że połączenie tych dwóch
146
pierwiastków jest zupełnie przypadkowe i luźne, jest nawet czymś złym jako
połączenie z nieprzyjacielem, który więzi ducha ciężkimi kajdanami. Taki
stosunek duszy do ciała niweczy jedność organiczną człowieka, który już nie
jest istotą złożoną z duszy i ciała, lecz duszą tylko posługującą się ciałem. Stąd
stoicy pod wpływem Platona utrzymywali, że wszelkie namiętności mające
siedlisko w ciele z natury swojej są złe i winne być zupełnie wykorzenione. Stąd
gnostycy i manichejczycy wyniszczali swe ciało przez surowe umartwienie,
zabraniali małżeństwa, spożywania potraw mięsnych i polecali unikać
potomstwa. Stąd wypływa niezdrowy mistycyzm w różnych krajach na
Wschodzie.
Idealizm psychologiczny miał swych zwolenników nawet i na Zachodzie.
Między innymi był pod jego wpływem przez czas jakiś św. Augustyn (354 –
430) i trzymający się jego reguły Augustianie. Luter jako były zakonnik
augustiański również hołdował idealizmowi psychologicznemu, pod którego
wpływem uznał całą naturę ludzką za zepsutą w swojej istocie przez grzech
pierworodny.
b) Spirytualizm psychologiczny
System spirytualistyczny uznaje w człowieku dwie substancje — ciało i
duszę, które się łączą z sobą istotnie i w swoim działaniu całkowicie wzajemnie
od siebie zależą. Przy postrzeganiu ciało działa na duszę i przysyła jej swoje
wrażenia, a w ruchach dusza działa na ciało, każąc mu wykonywać swe
życzenia i wolę. Wymienię tu główniejszych spirytualistów.
Arystoteles (384 – 322 przed Chr.) wprawdzie nie jest jeszcze spirytualistą
klasycznym, ale przygotowuje drogę do spirytualizmu. On pierwszy daje jasny i
dokładny pogląd na duszę, a jego teoria o połączeniu duszy i ciała logicznie
łączy się z jego nauką o pierwiastkach rzeczy — materii i formie. Dusza według
niego jest formą substancjalną ciała, która wraz z ciałem, jako materią, tworzy
jedną istotę człowieka. W człowieku jest tylko jedna dusza o trzech władzach, z
których władza wegetatywna i zmysłowa co do istoty zależy od ciała, a władza
umysłowa co do istoty od ciała nie zależy. Dusza rozumna przychodzi do ciała z
zewnątrz i jako substancja niematerialna może istnieć po rozłączeniu się z
ciałem.
Arystoteles tedy nie uważa ciała za coś złego, za wroga duszy, z którym
trzeba ustawicznie walczyć, nie lekceważy go i nie każe nim pogardzać, lecz
przeciwnie, z jego teorii wynika, że trzeba ciało rozwijać i troszczyć się o jego
utrzymanie, jako o konieczny fundament dla działania duszy i konieczny
warunek poznawania.
147
Św. Tomasz z Akwinu (1225 – 1274), najwybitniejszy przedstawiciel
klasycznego spirytualizmu, rozwija naukę Arystotelesa, uzupełniając ją i
zastosowując do zagadnień teologicznych. Według niego człowiek jest
substancją zupełną, złożoną z duszy rozumnej jako formy substancjalnej i ciała
— jako materii pierwszej. Całość tak złożona stanowi jedną istotę ludzką,
albowiem tylko przez istotne zjednoczenie duszy z ciałem powstaje człowiek. A
więc pełne bytowanie przysługuje nie samej tylko duszy, lecz całemu
człowiekowi jako istocie złożonej z duszy i ciała. Dusza oddzielona od ciała jest
wprawdzie substancją duchową i nieśmiertelną, ale nie może poznawać w ten
sam sposób jak w ciele, gdzie w poznaniu z natury jest zależna od zmysłów.
Dusza jest przyczyną zasadniczą i jedyną wszelkiej aktywności w człowieku,
nawet co do ciała: daje bowiem materii to, że jest ciałem organicznym i to, że
jest żywym ciałem, wreszcie sprawia że człowiek jest istotą rozumną.
Działalność życiowa nie pochodzi wprost od duszy, lecz od jej władz,
które są jak gdyby narzędziem duszy i bezpośrednim podmiotem czynności
życiowych; dusza zaś jest ich podmiotem podstawowym i pośrednim. Władze te
różnią się rzeczowo od substancji duszy i dadzą się podzielić na pięć klas:
wegetatywne, zmysłowe, umysłowe, władze woli pożądające i odpychające.
Każda z tych klas obejmuje wiele władz podporządkowanych głównym, np.
władza wegetatywna obejmuje władzę odżywczą i rozrodczą, zmysłowa
obejmuje zmysły zewnętrzne i wewnętrzne itp. Jakkolwiek wszystkie czynności
należy przypisywać osobie zupełnej (nie samej tylko duszy), to władze umysłu i
woli mają swoją siedzibę wyłącznie w duszy, władze zaś wegetatywne i
zmysłowe — w pewnych narządach ciała.
Ponieważ wszystkie władze mają jedno i to samo źródło, między nimi
zachodzą pewne wzajemne oddziaływania, dlatego pod wpływem aktów duszy
odmienia się ciało i na odwrót, odmiana ciała odbija się na duszy, gdy np. wola
pragnie czegoś usilnie, budzi się odpowiednia namiętność w pożądaniu
zmysłowym, a gwałtowne namiętności pożądania zmysłowego zaciemniają
rozum i pociągają za sobą wolę. Większa lub mniejsza doskonałość narządów
wpływa bezpośrednio na większą lub mniejszą sprawność władz i czynności
wegetatywnych i zmysłowych, a pośrednio na władze i czynności umysłowe.
Stąd szlachetność duszy zależy od dobrego, organicznego ustroju ciała, a
bystrość umysłu i obrotność jego — od naturalnych zdolności i ćwiczenia się.
Dusza rozumna nie jest przekazywana przez rodziców ani rodzona przy
poczęciu, lecz jest powołana do bytu przez akt twórczy Boga. Bóg jest celem
ostatecznym duszy; jej życie ziemskie to czas próby, próby jej wolnej woli, to
zarazem przygotowanie do życie wiecznego, przygotowanie do prawdziwego
szczęścia, które ma polegać na oglądaniu Boga. Ponieważ naturze duszy
odpowiada złączenie z ciałem, przeto i doskonałość ostateczna, a zarazem i
szczęście nastąpi dopiero po zmartwychwstaniu ciała. Do tego zaś czasu dusze
148
sprawiedliwych po śmierci oglądają Boga za pomocą osobnego światła (lumen
gloriae) udzielonego im przez Stwórcę.
Z powyższego wynika, że spirytualizm nie uważa ciała za przeciwnika
duszy, lecz za naturalny współczynnik, z którym dusza winna być w harmonii i
zgodzie. Wprawdzie jako współczynnik niższego rodzaju ciało winno ulegać
duszy, jednak to uleganie nie polega na wyniszczeniu, a tym mniej na
unicestwieniu, jak chcą idealiści, lecz na powściąganiu niesfornych
pożądliwości cielesnych, które powstają wbrew rozumowi i woli. Dlatego św.
Tomasz nigdzie nie mówi o u martwieniu zmysłów w ścisłym tego słowa
znaczeniu, a natomiast poświęca dużo miejsca cnocie wstrzemięźliwości.
Wstrzemięźliwość w znaczeniu najogólniejszym jest miarą rozumu do
wykonania wszystkich czynności ludzkich i jest warunkiem każdej cnoty. W
znaczeniu ściślejszym jest miarą rozumu używania dóbr ciała, zależnie od
potrzeb i celu całej osoby, np. skromność. Wstrzemięźliwość w znaczeniu
szczegółowym jest cnotą główną, normującą przede wszystkim pożądliwości
zmysłów dotyku i smaku oraz inne mające z tymi zmysłami jakiś związek; są to
pożądliwości najtrudniejsze do uporządkowania i opanowania odnośnie
zachowania życia jednostki (pokarmy i napoje) i gatunku (pożądliwość
seksualna). Przy zaspakajaniu tych pożądliwości zwykle występuje
przyjemność, która nie powinna być celem, a tylko środkiem do celu. Zwierzęta
w tej materii kierują się instynktem, a człowiek jako istota rozumna sam poznaje
i wybiera środki prowadzące do celu. Przyjemności naturalne nie mogą być u
człowieka celem życia, a tylko środkiem i dlatego muszą być mierzone
rozumem i kierowane wolą oraz tym wyższym władzom podporządkowane.
*
* *
Doniosłość wstrzemięźliwości leży w tym, że pomaga nam powrócić
wstecz po drodze, jaką przeszli prarodzice w następstwie swego grzechu.
Albowiem z doskonałej harmonii między duchem a materią popadli w głęboki
rozdźwięk, a my mamy przez wstrzemięźliwość znowu wrócić do harmonii
utraconej. Dlatego Leon XIII w encyklice „Aeterni Patris” (1879 r.) zalecając
odnowienie filozofii w duchu św. Tomasza, tym samym oddaje pierwszeństwo
spirytualizmowi przed idealizmem, stosownie do słów św. Pawła: „Kto sieje w
duchu, z ducha też żąć będzie żywot wieczny” (Gal. 6, 8).
149
2. Wola i łaska
Łaska Boża, jak widzieliśmy, nie niszczy władz naturalnych, a tylko je
udoskonala, przenikając nadprzyrodzonymi sprawnościami. Ponieważ te
sprawności, czyli cnoty mają dokonywać czynów przekraczających przyrodzoną
zdolność władz, przeto nie mogą być nabyte, lecz są bezpośrednio wlane do
duszy przez Boga. Jedne z cnót wlanych mają za przedmiot wyłącznie Boga —
wiara, nadzieja i miłość — i dlatego nazywają się teologicznymi. Inne znowu
porządkują obyczaje ludzkie: są to cnoty moralne. Oprócz cnót
nadprzyrodzonych chrześcijanin pod wpływem łaski otrzymuje jeszcze dary
Ducha św., owoce Ducha św. i błogosławieństwa (por. t. III niniejszej pracy),
przez które Bóg zachowuje całkowitą swobodę działania w duszy. To swobodne
działanie Boga w duszy nie krępuje jej wolnej woli, która nadal zachowuje
swobodę wyboru we współdziałaniu z łaską. Jest to bardzo delikatna, prawie
niedostrzegalna linia graniczna, której zatarcie dotkliwie odbija się w
podstawach chrześcijaństwa. Poprzez wszystkie czasy występowały błędne pod
tym względem nauki, które szczególnie rozwinęły się w w. XVI i XVII.
a) Teorie błędne o stosunku woli do łaski
Z teorii błędnych pod tym względem jedne przeceniają wolę ludzką, a
inne znowu jej nie doceniają; jedne twierdzą, że wola wszystko może w
dziedzinie moralnej, inne znowu na odwrót utrzymują, że wola ludzka bez łaski
nic dobrego nie może uczynić.
Pelagiusz w V stuleciu utrzymywał, że człowiek sam w sobie posiada
dostateczną siłę, by dosięgnąć najwyższych szczytów doskonałości i szczęścia, a
zdolność ta według niego nie została naruszona nawet po grzechu
pierworodnym. Zatem zbędne jest Odkupienie i siła płynąca z łaski, a wystarczy
tylko odstraszający przykład pierwszych rodziców, aby uzasadnić widoczne w
świecie moralnym rany i spustoszenia oraz świetlany przykład nowego Adama,
Jezusa Chrystusa, aby doprowadzić ludzi bez wewnętrznej pomocy łaski do
doskonałej świętości. Nie ma zatem żadnej potrzeby, aby Chrystus dźwigał
świat z grzechów, by wskrzeszał umarłych i odradzał dla życia
nadprzyrodzonego, które można w sobie rozbudzić o własnych siłach.
Semipelagianie również przeceniali wolę ludzką nauczając, że człowiek
jest zdolny bez uprzedniej łaski Bożej jedynie przy pomocy sił przyrodzonych
dojść do początku wiary, zrobić krok do swego usprawiedliwienia oraz że po
osiągniętym usprawiedliwieniu nie po trzeba żadnej szczególnej łaski, by
wytrwać w dobrym aż do końca. Głównym przedstawicielem semipelagianizmu
150
był Jan Kasjan, mnich w Egipcie, który skądinąd w ascetycznej teologii uchodzi
za wielką powagę. Podobnie optymistycznie na wolę ludzką zapatrują się
naturaliści i współcześni teozofowie, odrzucający wogóle nadprzyrodzoność i
potrzebę łaski do usprawiedliwienia i szczęśliwości wiecznej.
Inni, przeciwnie, nie doceniają znaczenia woli w wychowaniu i
samowychowaniu, dostrzegając w naturze ludzkiej tylko ciemne i ponure strony
i uważając świat za potworny płód jakiejś złej istoty. Zło w ich pojęciu nie jest
tylko brakiem dobra, jego zaprzeczeniem i pustką, ale jest samo w sobie zgubną
rzeczywistością przeciwstawioną rzeczywistości dobrej. Zawsze znajdowali się
ludzie, szczególnie na Wschodzie, przypisujący władzę złemu, a tajemnica
grzechu pierworodnego zdawała się potwierdzać tę wiarę. Według tej nauki
natura ludzka bez szczególniejszej łaski i pomocy Bożej sama w sobie jest zła i
przewrotna, a wola nie jest zdolna do wykonania żadnego dobrego czynu.
Upośledzenie woli ludzkiej wyraża się w walkach ścierających się prądów
na soborach: Efeskim (431), Chalcedońskim (451), Konstantynopolskim II
(553), Konstantynopolskim III (680) i Nicejskim II (787). Monofizyci i
monoteleci, rozpowszechnieni głównie na Wschodzie, zdradzają tendencję do
upodrzędnienia ludzkiej natury w Chrystusie w stosunku do boskiej, a
wypływająca stąd iluzoryczność człowieczeństwa Boga – Człowieka musiała
harmonizować z charakterem zaświatowym uczucia religijnego na Wschodzie.
Niedocenianie siły woli ujawniło się również w tak zwanej reformacji
religijnej w XVI w. Według Lutra wola człowieka została zepsuta tak dalece
przez grzech pierworodny, że obecnie bez łaski nic dobrego uczynić nie może.
Szczególnie Kalwin głosił fatalistyczną naukę o przeznaczeniu pewnych ludzi
na wieczne potępienie, odmawiając ich woli możności wykonywania
jakichkolwiek uczynków dobrych.
b) Katolicka nauka o stosunku woli do łaski
Katolicka nauka staje w obronie wolnej woli i nie potępia wszystkiego, co
naturalne, nie nazywa każdego działania ludzkiego grzechem, a przeciwnie
utrzymuje, że człowiek bez łaski poświęcającej, a nawet bez wiary prawdziwej
może wykonać niektóre uczynki moralnie dobre; owszem nieraz faktycznie je
wykonuje własnymi siłami, bez żadnej łaski uczynkowej. Ale zarazem uznaje,
że siły wolnej woli człowieka są niedostateczne do wykonania wszystkich
przykazań Bożych bez pomocy łaski, którą Bóg daje wszystkim ludziom,
chociaż nie w jednakowej mierze.
Ze względu na skutek dzieli się łaskę na dostateczną i skuteczną. Łaska
dostateczna, jest to aktualna pomoc Boża, dająca pełne siły do wykonywania
nadprzyrodzonego uczynku, pomoc, która się jednak nie łączy z uczynkiem.
151
Łaska zaś skuteczna zawsze i nieomylnie łączy się ze skutkiem; daje ona nie
tylko siły do aktu nadprzyrodzonego, ale nadto zawsze i niechybnie ten akt
sprowadza. Mimo to wolna wola ludzka zawsze może z tą łaską współpracować,
albo też się jej oprzeć. Mamy na to liczne dowody w Piśmie Świętym.
Oto na pytanie pewnego młodzieńca, co czynić, aby osiągnąć żywot
wieczny, Zbawiciel odpowiedział: „Jeśli chcesz wnijść do żywota, zachowuj
przykazania” (Mt. 19, 17). Biorąc to zdanie wprost musimy je tak zrozumieć, że
Bóg ze swej strony wszystko uczynił, co potrzebne było do zachowania
przykazań, bo mówi: „Jeśli chcesz”. Stąd wynika, że łaska Boża nie usuwa
wolności człowieka. Gdzie indziej powiedziano to jeszcze wyraźniej: „O
Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy są do ciebie
posłani. Ilekroć chciałem zgromadzić synów twoich, jako kokosz zgromadza
pisklęta swe pod skrzydła, a nie chciałoś” (Mt. 23, 37). Jeżeli zastanowimy się
nad tymi słowami: „ilekroć chciałem… a nie chciałoś”, przekonamy się, że Bóg
dawał Jerozolimie wszystko, co potrzebne było do jej nawrócenia, ale wola jej
mieszkańców sprzeciwiła się temu. U św. Pawła znajdujemy jeszcze
wyraźniejsze wyrażenia: „Napominamy was, abyście nadaremno łaski Bożej nie
otrzymywali” (II Kor. 6, 1). Sens tych słów jest taki, że można przyjąć łaskę na
próżno, że łaska może pozostać w nas daremną, jeżeli z nią współdziałać nie
będziemy, inaczej bowiem Apostoł nie upominałby nas do korzystania z niej.
Gdy znowu pisze do Tymoteusza: „Napominam ciebie, abyś ożywił na nowo
łaskę Bożą, udzieloną ci przez włożenie rąk moich” (1, 6), Apostoł przypuszcza,
że jest w nim jakaś łaska, która nie wywiera całej skuteczności. Są jeszcze
liczne teksty, które dowodzą, że w możności człowieka jest pójść za łaską Bożą
lub ją odrzucić.
Wśród teologów katolickich można rozróżnić dwa główne systemy,
godzące w skuteczność łaski z wolną wolą: jeden wyprowadza skuteczność łaski
z jej natury (z wewnątrz), a drugi z przyczyny poza łaską zostającej (z
zewnątrz). O tych systemach mówiliśmy obszerniej w tomie trzecim niniejszej
pracy (por. t. III str. 49), a tu wystarczy zaznaczyć, że uprzednio działa łaska bez
zgody woli, pobudzając ją do czynu, następnie zaś działa razem — nie kolejno
— wola i łaska, po części wola i po części łaska, a więc niepodzielnie sprawują
czyn: cała wola i cała łaska. Działalność wspólną woli i łaski spowodowała
wprawdzie łaska, lecz wykonanie działalności zależy od zgody woli. W taki
sposób staje się rzeczą zrozumiałą, jak Bóg przez wewnętrzne poruszenie swej
łaski pobudza nas do czynów, zasługujących na nagrodę i przez wzgląd na nie
udziela swym ukochanym sługom szczytnych darów, przez które wyraża w nich
swój obraz i podobieństwo.
Nauka o współpracy woli z łaską jest konsekwentnym wynikiem
spirytualizmu. Skoro bowiem połączenie duszy z ciałem jest istotne i one w
działaniu swoim od siebie wzajemnie zależą, skoro skuteczność łaski zależy od
zgody woli, wola nie może pogardzać współpracą władz niższych w dążeniu do
152
doskonałości, lecz wspólnie z nimi ma współdziałać czynnie z łaską, która
inaczej nie spowodowałaby nadprzyrodzonego aktu.
*
* *
Świadomość naszej słabości nie powinna nas zniechęcać, albo wiem Bóg
zawsze udziela nam tej miary łaski, jaka jest nam potrzebna. Gdy burza szaleje,
myślimy o ostrości walki, a jednak łaska nas wspomaga, chociaż zostaje w
ukryciu. Cierpienia mogą dojść do szczytu, ale łaska nas nigdy nie opuszcza:
Bóg jest wierny swym obietnicom.
3. Sposoby współpracy z łaską
Życie chrześcijańskie składa się z szeregu aktów wewnętrznych, którym
towarzyszą czyny i odpowiednia postawa zewnętrzna.
Wszystkie te oddzielne akty, jak myśli, uczucia, postanowienia itp.
zwykle grupują się w pewną całość i stanowią różne ćwiczenia, jak modlitwa
słowna, rozmyślanie, rachunek sumienia, kontemplacja itp. Te akty, oddzielne
albo zgrupowane, mogą odbywać się w nas dwoma odmiennymi sposobami:
albo bez żadnego z góry określonego porządku, zależnie od warunków, w jakich
się znajdujemy, albo też według ustalonego planu i programu. W tym drugim
wypadku plan ćwiczeń może być wynikiem doświadczenia lub rozumowania. W
taki sposób powstają odruchowe i rozumowe metody, z których jedne Kościół
oficjalnie zatwierdza i poleca, inne potępia, a jeszcze inne toleruje.
a) Metody zatwierdzone oficjalnie przez Kościół
Kościół zatwierdził przepisy, normujące ćwiczenia pobożności w
seminariach duchownych i zakonach. Przepisy obecne były początkowo metodą
prywatną i dopiero z czasem Kościół zatwierdził je i nakazał własną powagą.
Objawia się tu chęć Kościoła przyjścia z pomocą duszom, dążącym do wyższej
doskonałości w życiu wspólnym oraz szczególniejsza troska o wychowanie
kapłanów. Sobór Trydencki nakazując zakładanie seminariów duchownych,
wspomina ogólnie o ćwiczeniach duchowych alumnów, pozostawiając
biskupom szczegółowe uformowanie tych ćwiczeń według swego uznania.
Dlatego w praktyce nie było w seminariach rozmaitych krajów jednolitości pod
tym względem. Dopiero Kodeks Prawa Kanonicznego unormował te ćwiczenia
w seminariach i zakonach.
153
Liturgię jako zorganizowany przez Kościół kult publiczny zaliczyć można
również do metod oficjalnych wychowania chrześcijańskiego. Liturgię
stanowią: rok kościelny, Msza św., sakramenta św., sakramentalia i inne akty
czci publicznej, przepisane przez Kościół. Przepisy te wraz z odpowiednimi
modlitwami znajdują się w księgach liturgicznych, jak: mszał, brewiarz, rytuał,
pontyfikał, kancjonał oraz Statuty Synodów Diecezjalnych jak i również w
Uchwałach Soborów Powszechnych. Nadto poszczególne Kongregacje
Watykańskie (Kongregacja Wiary, Kongregacja Obrzędów i inne), raz po raz
wydają komentarze do poszczególnych przepisów, a od czasu do czasu
zarządzenia w formie dekretów, jak np. ostatnio Dekret św. Kongregacji
Obrzędów z dnia 30 listopada 1955 roku o Odnowieniu Porządku Nabożeństw
Wielkiego Tygodnia.
Każdy wierny chrześcijanin winien bardzo szanować przepisy liturgii i
uważać ją za jedną z najważniejszych metod wychowania chrześcijańskiego,
coraz lepiej ją poznawać, zgłębiać coraz dokładniej i coraz wierniej stosować się
do jej zaleceń. Szczególnie należy cenić Mszę św., która ma stanowić punkt
kulminacyjny wszystkich obowiązków wiernych chrześcijan, a przede
wszystkim kapłanów.
b) Metody potępione przez Kościół
Zwolennicy tych metod nie potrafili zachować złotego środka w teorii i
praktyce o ustosunkowaniu się woli do łaski: jedni żądali nadzwyczajnego
wysiłku woli przy współdziałaniu z łaską, inni znowu zupełnie nie doceniali
wysiłku woli przy współdziałaniu z łaską, ani naturalnych środków wychowania
chrześcijańskiego… Takimi potępionymi teoriami są np. metody stosowane
przez kwietystów i jansenistów.
Kwietyści uczyli, że wyższa doskonałość polega na zupełnej bierności
duszy w stosunku do łaski, to jest w takim stanie duszy, w którym ona tak
dalece zdaje się na Boga, że nie ma w niej pragnienia własnej szczęśliwości,
pożądania cnoty i wogóle żadnego własnego działania i usiłowania. Środkiem
ku temu nie jest modlitwa ustna i rozmyślanie, lecz tylko sama kontemplacja,
czyli wewnętrzne skupienie we własnej nicości, albo innymi słowami —
dążenie do stłumienia wszelkiego działania osobistego jako sprzecznego z
działaniem Boga. W takim stanie dusza staje się obojętna na kary i nagrody
doczesne i wieczne, używa stałego spokoju wewnętrznego i nie potrzebuje ani
sakramentów ani dobrych uczynków. Nie mogąc już więcej grzeszyć zachowuje
się ona biernie względem pokus i nie odrzuca ich pozytywnie ani też nie zwraca
uwagi na to, czy postępuje źle czy dobrze.
154
Powyższą naukę głosił Michał Molinos († 1696), który nie poprzestawał
na teoretycznych zasadach, lecz tworzył mistyczno – pietystyczne kółka.
Członkowie tych kółek poczytywali wszystkie formy i urządzenia kościelne za
rzecz bezcelową i usiłowali je zastąpić mistycznym spirytualizmem. Kierunek
ten opanował mnóstwo klasztorów żeńskich we Włoszech, aż wreszcie
Innocenty XI w r. 1687 potępił 68 zdań wyjętych z pism Molnosa (Denzinger,
1221 – 1288).
Nieco później kwietyzm odżył w odmiennej formie u Fenelona, który w
obronie pani de la Mothe Guyon przeciw Bossuetowi dowodził możliwości
bezinteresownego miłowania Pana Boga dla Niego samego bez względu na kary
i nagrody i żądał, by dusza z tych pobudek była gotowa nawet na potępienie,
gdyby ją Bóg do tego przeznaczył. Innocenty XII potępił 22 twierdzenia
Fenelona w r. 1699.
Janseniści nauczali, iż niepodobna oprzeć się wewnętrznej łasce i trzeba
jej biernie ulegać. Obok tego żądali od swych adeptów powrotu do starożytnej
karności pokutnej. Tu wpadli oni w drugą ostateczność, wymagając doskonałej
skruchy do ważności sakramentu pokuty, jak również, gdy chodziło o godne
przystąpienie do Sakramentu Ołtarza, wyzbycia się wszelkich nieporządnych
skłonności i zdobycia całkowitej doskonałości. Polecali oni też nadzwyczaj
surowe środki ascetyczne, przez które mrozili życie duchowe i odstręczali
wiernych od korzystania ze środków łaski.
Tę teorię głosił Korneliusz Jansen († 1638) profesor lowański a następnie
biskup Ypern. Napisał on dzieło „Augustinus”, w którym błędnie przedstawia
system teologiczny św. Augustyna o upadłym stanie człowieka i skuteczności
łaski Bożej wyprowadzając fałszywe wnioski. Błędy zawarte w tym dziele
potępił Innocenty X, dnia 31. V. 1653 roku. Naukę Jansena po jego śmierci
rozwijał i uzasadniał między innymi Quesnel, którego dzieła potępił Klemens
XI, w 1713 r.
c) Metody prywatne
Obok metod oficjalnych są i metody prywatne, z których niektóre Kościół
zaaprobował, a inne tylko toleruję. Odgrywają one w wychowaniu
chrześcijańskim bardzo wielką rolę, dlatego były stosowane w każdym wieku,
praktykowane przez Świętych, z których wielu nosi tytuł doktorów Kościoła. Z
metod prywatnych powstały metody oficjalne. Kościół zachęca do posługiwania
się tymi metodami zarówno osoby żyjące w świecie, jak i w klasztorach, gdzie
najszczegółowszy regulamin oficjalny nie wypełni całego czasu. Metody
prywatne w wychowaniu chrześcijańskim uzupełniają metody oficjalne, a
czasami nawet je całkowicie zastępują, szczególnie u ludzi świeckich.
155
Metody prywatne są bardzo urozmaicone ze względu na rozmaitość
charakterów ludzkich i różnorodność warunków i okoliczności, w których się
wierni obracają. Odznaczają się one wielką giętkością i dają się łatwo
dostosować do indywidualnych potrzeb duszy. Łaska bowiem w rozmaitych
warunkach nie jednakowo przystosowuje się do woli, a stąd i wola może
rozmaicie współdziałać z łaską. Metody prywatne mają zastosowanie
szczególnie na początku życia duchowego, a u osób oddających się życiu
czynnemu i apostolskiemu bywają praktykowane prawie zawsze. Metoda
wprawdzie nie jest nieodzownie potrzebna w życiu chrześcijańskim i nie brakuje
przykładów dusz, którymi Bóg sam kierował bez pomocy kierownika i
jakiejkolwiek teorii wychowania. Mimo wielkiej swojej różnorodności metody
prywatne dadzą się sprowadzić do dwóch kategorii: czynnej i biernej.
Czynne metody prywatne — uwzględniają działanie woli i łaski, ale wola
w tym wypadku idzie bardziej za pobudkami rozumu oświeconego wiarą. Na
zewnątrz bardziej uwydatnia się działanie osobiste człowieka, działanie zaś i
wpływ łaski pozostają więcej ukryte. Jednak to nie jest działanie czysto
przyrodzone, lecz nadprzyrodzone, gdyż odbywa się pod wpływem łaski,
chociaż łaski ukrytej. Młodzieniec na przykład, słuchający kazania o piękności i
wielkości życia kapłańskiego, czuje pociąg ku niemu, ale jednocześnie jest pełen
obawy, czy Bóg mógłby go powołać do tak wzniosłego życia. Wobec tego długo
zastanawia się nad sobą, radzi się swego kierownika i wreszcie po długich
wahaniach decyduje się wstąpić do seminarium duchownego. Decyzja
młodzieńca nastąpiła pod wpływem łaski ukrytej, ale na zewnątrz bardziej
uwydatnia się w jego postępowaniu zależność od przyrodzonego światła
rozumu, bo długo się zastanawiał i radził innych.
Kwietyści nie uznawali ukrytego działania łaski utrzymując, że
koniecznym warunkiem wierności łasce jest działanie pod wpływem wyraźnie
odczuwanego wewnętrznego poruszenia łaski. Błąd ten — jak widzieliśmy —
został potępiony przez Kościół, a jeden z artykułów z Issy zredagowany w
związku z tym przez biskupów francuskich zabronił „oczekiwać w urządzeniu
życia zarówno pod względem doczesnym jak i wiecznym, aby go Bóg skierował
do każdej czynności za pomocą głosu i szczególniejszego natchnienia”.
Bierne metody prywatne również uwzględniają działanie woli i łaski, ale
tu wola kieruje się w działaniu bardziej intuicją, niż rozumem; idzie ona za łaską
bez większego zastanowienia się i nie tyle opiera się na przesłankach
rozumowych, ile na wewnętrznym poruszeniu, które odczuwa się jako Boskie.
Jeżeli w wyżej przytoczonym przykładzie młodzieniec poznaje, że w stanie
duchowym będzie życie najpiękniejsze i natychmiast postanawia oddać się
służbie Bożej w powołaniu kapłańskim, to poddaje się biernie działaniu łaski,
która spowodowała skutek widoczny i kategoryczny. Wprawdzie i w tym
wypadku jest działanie woli, która mogłaby się sprzeciwić łasce, jednak się nie
sprzeciwiła a poddała się jej bardziej biernie. Tu działanie i wpływ łaski są
156
więcej widoczne i poznawalne zewnętrznie. Metody bierne różnią się od
kwietyzmu tym, że nie wykluczają działania ukrytego łaski przy bardziej
aktywnym wystąpieniu woli, że nie pozwalają swym adeptom oczekiwać na
natchnienie szczególne, by się mu dopiero podporządkować jako wyraźnie
odczuwanej i poznanej woli Bożej, lecz żądają tylko bardziej biernej
współpracy, ale zawsze współpracy z pewnym osobistym wysiłkiem woli.
Zwolennicy metod czynnych w wychowaniu chrześcijańskim bardziej
cenią środki przyrodzone, podczas gdy adepci metod biernych nie zaniedbując
przyrodzonych, posługują się więcej nadprzyrodzonymi środkami, dającymi i
pomnażającymi łaskę. Co się tyczy środków wyjednywujących łaskę, jakimi są
rozmaite rodzaje modlitwy, to zwolennicy metod biernych zalecają prędzej
przejść do modlitwy uczuć i kontemplacji, według zaś metod czynnych trzeba
czas dłuższy ćwiczyć się w metodycznym rozmyślaniu. Inaczej mówiąc metody
bierne bardziej skłaniają się ku mistyce, a czynne ku ascetyce, rozumianej jako
przysposobienie do mistyki.
Od mistyki trzeba odróżnić mistycyzm, kierunek w życiu duchowym
nieuznający zupełnie pracy czynnej ze strony człowieka, a polecający bierne
poddawanie się działaniu z góry. Zwolennikami tego kierunku byli między
innymi hesychaści na górze Athos, dominikanin Eckart z Hocheim, częściowo
uczniowie jego Tauler i Suzo, a szczególnie Jakub Boehme († 1626). W czasach
ostatnich mistycyzmowi hołdował częściowo Wincenty Lutosławski, a obecnie
kierunek ten ma dużo zwolenników na Wschodzie, szczególnie w Indiach.
Filozofia indyjska jest na wskroś przesiąknięta mistycyzmem, który miał
wpływy i na myśl europejską np. u Schelinga, Schopenhauera i innych.
*
* *
Wychowanie chrześcijańskie według każdej metody ma zmierzać do
połączenia duszy z Bogiem. Wielu pragnie osiągnąć ten cel, ale gdy Bóg
zaczyna podnosić ich przez cierpienia, które są niezbędne, nie chcą ich
przyjmować, cofają się, schodzą z wąskiej drogi wyrzeczenia się, a szukają
szerokich gościńców własnych pociech. Oto powód dlaczego nie osiągają
zjednoczenia z Bogiem. Najmiłosierniejszy Odkupiciel wie, czego najwięcej
dusza potrzebuje. Zaufajmy mu, a nie doznamy zawodu: „Na świecie doznacie
ucisku, ale ufajcie, jam zwyciężył świat” (J. 16, 33).
157
POSŁOWIE
Zestawiając naukę chrześcijańską o celu, podmiocie i przedmiocie
wychowania i samowychowania ze środkami i metodami stwierdzamy, że jest
ona wybitnie humanistyczna i wobec współczesnych nieskrystalizowanych
kierunków pedagogicznych, zasługuje na szczególniejszą uwagę w wychowaniu
ogólnym, a przede wszystkim w wychowaniu chrześcijańskim.
a) Pojęcie humanizmu chrześcijańskiego
Humanizm chrześcijański nie zaniedbując żadnej z objawionych prawd
wiary i obyczajów bardziej uwydatnia te, które są pocieszające i pobudzające do
rozwoju życia nadprzyrodzonego, bardziej ludzkie i zgodne z dobrocią i
miłosierdziem Boga. Taki humanizm nie uważa człowieka za chybione dzieło
rąk Bożych, lecz zapatruje się na niego z umiarkowanym optymizmem i nie
potępia naturalnych skłonności, ale tylko pragnie je zharmonizować i
uszlachetnić. Nawet widząc wielką nędzę natury ludzkiej po grzechu
pierworodnym, usiłuje ją podnieść i uduchowić na wzór natury ludzkiej Boga –
Człowieka. Człowiek jest przybranym dzieckiem Bożym, któremu
Najmiłosierniejszy Zbawiciel wysłużył obfite łaski, wymierzone hojnie nie tylko
wybranym jednostkom, ale wszystkim, którzy tylko ich zapragną i zechcą z nimi
współpracować.
Wychodząc z założenia, że natura ludzka nie jest zła w swojej istocie, ale
w obecnym stanie, po grzechu pierworodnym, nie jest idealna wobec braku
harmonii między władzami duchowymi i cielesnymi, humanizm chrześcijański
każe zapatrywać się na osobę wychowanka z umiarkowanym optymizmem i
traktować każdego indywidualnie, uwzględniając jego zalety i wady oraz
naturalne skłonności.
W zagadnieniu wychowawcy humanizm chrześcijański przyznaje prawo
naturalne do wychowania przede wszystkim rodzinie, a następnie Kościołowi i
państwu, ale każdej z tych trzech społeczności przysługuje z innego tytułu:
rodzinie z tytułu rodzenia naturalnego, Kościołowi z tytułu rodzenia
nadnaturalnego i państwu z tytułu popierania ogólnego dobra doczesnego.
Kościół i państwo jako społeczności doskonałe uzupełniają niedoskonałą
społeczność rodzinną. Ponieważ te społeczności nie mogą same prowadzić
sprawy wychowania w całej rozciągłości, wyręczają się zwykle wychowawcami
w ścisłym tego słowa znaczeniu. Jak wielkie mają oni znaczenie w wychowaniu
chrześcijańskim, wynika ze słów Piusa XI we wspomnianej encyklice:
„Zbawienne wyniki wychowania zależą nie tyle od dobrych ustaw, ile od
158
dobrych sił wychowawczych. A dobrym wychowawcą jest ten, kto zdobył
gruntowne przygotowanie zawodowe, doskonale opanował przedmiot i posiada
potrzebne kwalifikacje umysłowe i moralne. Dobry wychowawca pała czystą
miłością ku powierzonej sobie młodzieży, której to miłości Bóg jest źródłem.
Dobry wychowawca miłuje dzieci tak, jak Jezus Chrystus i Kościół; wszak
młodzież, to ich dzieci najdroższe, i właśnie dlatego leży mu na sercu
prawdziwe dobro rodzin i Ojczyzny”.
W wychowaniu chrześcijańskim wychowanek ma współpracować z
wychowawcą i ćwiczyć się w energii czynnej, w panowaniu nad sobą, w
stawianiu oporu szkodliwym podnietom i pod kierunkiem wychowawcy dążyć
sam do wewnętrznego zharmonizowania i wyrobienia pełnowartościowej
osobowości. W miarę rozwoju, wychowanek staje się coraz bardziej
samodzielny, a wychowanie powoli przekształca się w samowychowanie. Ze
względu na różnicę zarówno pod względem skłonności jak i sposobu myślenia
chłopców i dziewcząt, zwłaszcza w tak ważnym okresie rozwoju, od którego
zależą niemal całkowicie przyszłe losy życia ludzkiego, koedukacja jest bardzo
niewskazana; gdzie zaś konieczność do tego zmusza, trzeba wielkiej ostrożności
ze strony młodzieży jak i szczególniejszej czujności ze strony wychowawców.
Odpowiednio do ostatecznego celu, jakim jest Bóg i bliższego celu, jakim jest
harmonia wewnętrzna, wychowanie chrześcijańskie posługuje się środkami
nadprzyrodzonymi i przyrodzonymi. Jakkolwiek środki przyrodzone są
konieczne, to jednak ze względu na cel nadprzyrodzony nie są dostateczne i
współmierne;
występuje
przeto
konieczność
stosowania
środków
nadprzyrodzonych, z których jedne pośrednio wyjednywują nam łaskę, a inne
sprowadzają ją bezpośrednio. Te ostatnie mają wielkie znaczenie nie tylko dla
wieczności, ale i w życiu doczesnym, mianowicie w formacji wewnętrznej i
wykształceniu pełnowartościowej osobowości. Wielką rolę odgrywa również
środowisko, o którym powiedział Pius XI: „Wychowanie będzie tym
skuteczniejsze i trwalsze, im lepszym przykładem przyświeca otoczenie, a
przede wszystkim rodzice i domownicy”.
Najbardziej humanistyczne w metodach jest wychowanie chrześcijańskie,
gdyż poleca wydobywać z natury ludzkiej wszystko to, co w niej jest najbardziej
pozytywne, najbardziej ludzkie i pobudzające do rozwoju osobowości, by przy
pomocy łaski Bożej odnowić w wychowankach obraz i podobieństwo Boga.
Zarówno w metodach czynnych jaki i biernych widzimy podkreślenie
optymizmu umiarkowanego, stworzenie atmosfery radości, od której zależy
rozwój fizyczny i psychiczny wychowanków. Ta radość jest wynikiem rodzinnej
atmosfery i pewnego rodzaju psychozy międzyosobowej, słowem — wytworem
psychiki danego środowiska.
159
b) Chrześcijańskie wychowanie humanistyczne a Najmiłosierniejszy
Zbawiciel
W chrześcijańskim wychowaniu humanistycznym Najmiłosierniejszy
Zbawiciel jest centrum, wokół którego wszystko się obraca, jak to On sam o
sobie powiedział: „Jam jest Alfa i Omega, początek i koniec” wszystkiego (Obj.
1, 8). Jest bowiem Bogiem jednej natury z Ojcem i Duchem Św.: „W nim
wszystkie rzeczy zostały stworzone na niebie i na ziemi, widzialne i niewidzialne
czy to trony, czy państwa, księstwa, czy władze” (Kol. 1, 16). „On jest głową
wszystkich księstw i zwierzchności” (Kol. 2, 10). „Z Niego, przez Niego i w Nim
jest wszystko: jemu cześć i chwała na wieki” (Rz. 11, 36).
Przede wszystkim Chrystus jest głównym celem dalszym wychowania
chrześcijańskiego. Jest on bowiem celem życia każdego człowieka; tylko przez
niego możemy połączyć się z Ojcem i siebie uszczęśliwić: „Nikt nie przychodzi
do Ojca, jeno przeze mnie” (J. 14, 6), albowiem „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J.
10, 30). Każdą modlitwę Kościół zanosi do Boga Ojca przez Syna w Duchu Św.
Przeto i chwałę Bożą, która jest głównym celem dalszym wychowania
chrześcijańskiego (por. wyżej, s. 101) osiąga się przez Najmiłosierniejszego
Zbawiciela.
Jest On również celem bliższym tego wychowania, albowiem przedstawia
w swojej Osobie najdoskonalszy wzór harmonii wewnętrznej. On jako
prawdziwy człowiek posiadał również namiętności, ale zawsze były one
posłuszne rozumowi i woli, poddającej się ustawicznie woli Ojca: „Nie szukam
woli swojej, ale woli tego, który mię posłał” (J. 5, 30). „Bo zstąpiłem z nieba,
nie żebym czynił wolę moją, ale wolę tego, który mię posłał” (J. 6, 38). On, jako
najbardziej pełno wartościowa Osobowość, jest celem, do którego dążyli Święci
i mają dążyć wszyscy chrześcijanie.
Najmiłosierniejszy Zbawiciel jest wzorem dla wszystkich wychowawców w ich
stosunku do wychowanków, oddziaływując na nich od wewnątrz w radości,
sprawiedliwości, cierpliwości, a przede wszystkim w miłości. Będąc właściwym
wychowawcą wszystkich ludzi, przekazuje on prawo do wychowania rodzicom,
Kościołowi i państwu, jak i delegowanym przez te instytucje wychowawcom we
właściwym tego słowa znaczeniu. On traktuje Apostołów indywidualnie,
toleruje miłosiernie Judasza, on pragnie, by wychowanie przekształcało się w
samowychowanie.
Jest również wzorem dla wychowanków, ucząc ich w Nazarecie własnym
przykładem posłuszeństwa, pracowitości i pilności oraz polecając otaczać
dziatki szczególniejszą opieką: „Ktobykolwiek jedno z tych dziatek przyjął w
imię moje, mnie przyjmuje” (Mk 9, 36). Owszem, pragnie On przebywać w ich
160
towarzystwie: „Dopuśćcie dziatkom przyjść do mnie, a nie wzbraniajcie im:
takich jest bowiem Królestwo Boże… ktokolwiek nie przyjmie Królestwa Bożego
jako dziecię, nie wejdzie do niego” (Łk. 18, 16 i 17). Zarówno wychowawcom
jak i wychowankom poleca jednoczyć się z sobą: „Trwajcie we mnie, a ja w
was. Jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeśli nie tkwi w
winnym krzewie, tak i wy, jeśli we mnie pozostawać nie będziecie. Jam winnym
krzewem, a wy latoroślami” (J. 15, 4 – 5). Jako latorośle tworzą jedno z pniem,
z którego wyrastają, i ciągną te same soki, jak członki ludzkiego ciała tworzą
jedno tylko ciało i żyją jednym życiem, tak wcieleni w Chrystusa wychowawcy
i wychowankowie tworzą z nim jedno ciało i żyją jego życiem.
Spośród nadprzyrodzonych środków wychowania chrześcijańskiego na
szczególniejszą uwagę zasługuje spowiedź i Komunia św. Tu
Najmiłosierniejszy Zbawiciel staje się sam najskuteczniejszym środkiem
wychowawczym: „Jam jest chleb żywota, kto przychodzi do mnie, nie będzie
łaknął, a kto wierzy we mnie, nigdy pragnąć nie będzie… A ten jest chleb, który
z nieba zstępuje, aby każdy, który go spożywać będzie, nie umarł. Jam jest chleb
żywy, który z nieba zstąpił; jeśliby kto pożywał tego chleba, żyć będzie na wieki,
a chlebem, który ja mu dam, jest ciało moje za życie świata” (J. 6, 35, 50 – 52).
Co zapowiedział Zbawiciel, to potem urzeczywistnił i dziś urzeczywistnia w
sakramencie Ołtarza, z którego „wychodzi moc i uzdrawia wszystkich” (Łk. 6,
19).
Gdzie można znaleźć doskonalszą metodę wychowania, jak nie w szkole
Najmiłosierniejszego Zbawiciela, który przez trzy lata wychowywał Apostołów
i uczniów swoich, a w ich osobach wychowywał wszystkich późniejszych
swoich wyznawców? Stawia im najwznioślejszy cel doskonałości: „Bądźcie wy
tedy doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonały jest” (Mt. 5, 48).
Ustawicznie pomaga łaską swoją, by ten cel urzeczywistniać zarówno w
metodach czynnych z Martą jak i biernych z Marią. On dopuszcza dusze
wybrane do poufnego obcowania z sobą i otwiera im niebo, powierzając
„tajemnicze słowa, których człowiekowi mówić się nie godzi” (II Kor. 12, 4). On
wychowywał i wychowuje w Kościele świętych, męczenników i wyznawców,
panny i wdowy, zlewając coraz obficiej swe łaski, dary i błogosławieństwa.
*
* *
„Będziecie czerpać wodę z radością ze zdrojów odkupienia” (Iz. 12, 3),
przepowiadał Prorok; a dziś już czerpiemy tę wodę i krew, wyciekającą z
przeszytego włócznią boku Zbawiciela na krzyżu: woda obmywa duszę naszą z
grzechów w sakramentach chrztu i pokuty, a Krew zasila ją w Sakramencie
Ołtarza i innych sakramentach żywych, które, jak widzieliśmy, w wychowaniu
chrześcijańskim odgrywają taką wielką rolę. Apostoł opisując to zdarzenie: „A
161
jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok jego, a natychmiast wypłynęła krew i
woda” (J. 19, 34), podkreśla jego szczególniejsze znaczenie, gdy dodaje „A ten,
który widział, dał świadectwo i prawdziwe jest świadectwo jego. I wie on, że
prawdę mówi, abyście i wy wierzyli” (J. 19, 35). Jak miłosierdzie wypływa z
miłości, tak z Serca Jezusowego (symbol miłości) wypłynęły woda i Krew,
które są symbolem miłosierdzia Bożego. Te prawdy przypomina nam liturgia
Niedzieli Przewodniej. We Mszy tej niedzieli czytamy lekcję z I Listu św. Jana:
„Jezus Chrystus, który przeszedł przez wodę i krew, nie w wodzie tylko, ale w
wodzie i we krwi. A Duch wydaje świadectwo na ziemi: duch, woda i krew, a
Trójca ta jednym jest” (I J. 5, 6 – 8). Podobnie w Ewangelii tego dnia czytamy o
ustanowieniu sakramentu pokuty: „Jezus tchnął na nich (Apostołów) i rzekł im:
Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a
którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J. 19, 22 i 23). Te prawdy poglądowo
są przedstawione na obrazie Najmiłosierniejszego Zbawiciela w czasie jego
ukazania się Apostołom w dniu Zmartwychwstania.
Reasumując wszystko możemy stwierdzić, że zarówno Uroczystość
Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią jak i obraz pod tym
wezwaniem mają przeolbrzymie znaczenie pod względem wychowawczym,
albowiem przypominają wychowawcom i wychowankom główny cel dalszy i
bliższy wychowania chrześcijańskiego oraz środki tego wychowania, stosowane
według metody biernej lub czynnej. Wreszcie podają odpowiedni akt strzelisty,
wyjaśniający w paru słowach współdziałanie natury i woli z łaską: „Jezu, ufam
Tobie!”
162
Rozdział szósty
MIŁOSIERDZIE BOŻE W DUSZPASTERSTWIE
Wstęp
Duszpasterstwo jest to praca Kościoła nad zbawieniem dusz.
Przedmiotem duszpasterstwa jest człowiek, który po życiu ziemskim przechodzi
do wieczności w stanie szczęśliwości, oczyszczenia lub odrzucenia, zależnie od
tego czy i w jakim stopniu miłości ku Bogu przepędził i zakończył swe życie.
Ponieważ miłość ku Bogu najlepiej powstaje, rozwija się i potęguje pod
wpływem poznania i wielbienia Boga w jego nieskończonym miłosierdziu, stąd
wynika, jak wielką rolę odgrywa w duszpasterstwie kult Najmiłosierniejszego
Zbawiciela, który jest uosobieniem nieskończonego miłosierdzia Bożego.
Praca Kościoła nad zbawieniem dusz jest dalszym ciągiem działalności
tegoż Odkupiciela, który swe stanowisko wśród ludzi określił w krótkim zdaniu:
„Jam jest droga, prawda i żywot” (J. 14,6). W tym zdaniu zawiera się program
działalności Kościoła, który ma ludzi nauczać prawd objawionych, uświęcać ich
w sakramentach świętych i rządzić nimi według tego, co polecił Boski
Zbawiciel: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i
Syna i Ducha Świętego, nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam
przykazałem” (Mt. 28, 19 – 20).
Chrystus Pan nie tylko przekazał Apostołom treść nauczania i podał
środki uświęcenia, lecz nadto zostawił wzniosły przykład rządzenia duszami.
Otóż zarówno w treści i środkach jak i tym bardziej w sposobie postępowania
jego z ludźmi, uderza nas nieskończone miłosierdzie Boże, które Pan Jezus
wyraźnie zalecił naśladować Apostołom a w ich imieniu wszystkim
duszpasterzom: „Dałem wam przykład, abyście jakom ja wam uczynił, tak i wy
czynili” (J. 13, 15). Poznajmy tedy, czego głównie Jezus nauczał, jakie polecał
środki i jaki zostawił przykład co do metody postępowania z ludźmi.
163
I. Przedmiot, styl i sposób nauczania Jezusa
1. Treść główna nauki Zbawiciela
Główną treścią nauk Pana Jezusa była radosna wieść o zbawieniu ludzi
przez nieskończone miłosierdzie Boga Ojca, „który tak umiłował świat, że Syna
swego jednorodzonego dał, aby każdy, który weń wierzy, nie umarł, ale miał
żywot wieczny” (J. 3, 16). Te wzniosłe prawdy objawiał stopniowo. Najprzód
poucza, że Bóg jest Ojcem miłosiernym (Łk. 6, 36). Zmierza ku temu całe
kazanie na górze; wymagając od uczniów dobrych uczynków pragnie, by ludzie
widząc je wielbili Ojca, który jest w niebiesiech (Mt. 5, 16); żądając czystej
intencji i potępiając obłudę w najświętszych aktach, wskazuje na Ojca, który
widzi i wynagradza w skrytości (Mt. 6, 2 – 18) ; ucząc modlitwy, każe nazywać
Boga Ojcem (Mt. 6, 9), który cieszy się z tego tytułu (Mt. 7, 11); zachęcając do
doskonałości, wskazuje na wzór Ojca (Mt. 5, 48); chcąc obudzić ufność w
Miłosierdzie, wskazuje na Opatrzność miłosierną, która czuwa nad ptakami i
liliami (Mt. 6, 24 – 34).
W tym pierwszym kazaniu Zbawiciel wymienia imię Ojca miłosiernego
siedemnaście razy, a w całej ewangelii według św. Mateusza trzydzieści
dziewięć razy, w ewangelii według św. Marka — cztery razy; według św.
Łukasza — dziewiętnaście razy, a w ewangelii według św. Jana spotykamy to
imię sto dwa razy. Niektórym duszom wtajemniczonym Jezus przekazuje
specjalne wiadomości o Ojcu miłosierdzia, jak np. Samarytance, gdy mówi:
„Nadchodzi godzina i już nadeszła, że prawdziwi czciciele będą oddawać cześć
Ojcu w duchu i w prawdzie. Bo i Ojciec takich szuka czcicieli. Duchem jest Bóg,
a ci, którzy go czczą, winni mu cześć oddawać w duchu i w prawdzie” (J. 4, 23 –
24).
Następnie uczy Pan Jezus, że Bóg jest Jego Ojcem, objawiając stopniowo
swoje własne Bóstwo. Przywodzi widzialne znaki na świadectwo swej Boskiej
mocy i na dowód, że prawdziwie jest posłany przez Ojca (J. 5, 36), albowiem te
uczynki Ojciec dał Mu spełnić, a nawet Ojciec spełnia je w nim (J. 10, 32 – 38).
Uroczyście potwierdza wyznanie wiary Piotra w Cezarei, uznającego, że On jest
Synem Bożym (Mt. 16, 16). Ujawnia swój stosunek z Ojcem o wzajemnym po
znaniu i miłości (Mt. 11, 27 ; J. 5, 20), o jedności działania i życia, jakie istnieje
między nimi (J. 5, 19 – 23 ; J. 10, 29; 14). Apostołowie musieli zrozumieć z
tego, że są dwaj posiadający to samo życie Boże, z których jeden jest Ojcem, a
drugi Synem, nie wiedząc jeszcze, że sami wejdą w najściślejsze obcowanie z
tymi Boskimi Osobami. Ale Jezus w przypowieści o winnym szczepie i
164
latoroślach poucza o więzach ścisłego głębokiego zjednoczenia między Nim a
duszami (J. 15, 1 nn), podkreślając nowy etap swej nauki.
Wreszcie Zbawiciel poucza, że Bóg, Jego Ojciec, staje się również dla
nich Ojcem. Było to w czasie modlitwy arcykapłańskiej po ostatniej wieczerzy,
gdy Jezus wzniósł oczy do nieba i wobec Apostołów modlił się gorąco do Ojca
(J. 17, 1 nn). Apostołowie słyszą, jak mówi, że oni należą do Ojca i że Bóg
Ojciec dał Mu ich, aby im objawił imię Ojca, który jest miłosiernym Bogiem.
Ten Ojciec tak wielki, którego najwyższy Majestat pogrążał ich Mistrza w
najgłębszej adoracji, ten Ojciec stawał się ich Ojcem pełnym niezmierzonego
miłosierdzia. Jezus prosi Go, by rozciągnął również na nich tę miłość
miłosierną, jaką On — Ojciec umiłował Go: „Aby miłość, którą mnie
umiłowałeś, w nich była, a ja w nich” (J. 17, 26), „aby byli jedno, jako i my
jedno jesteśmy” (J. 17, 22).
A więc Ojciec Jezusa stał się Ojcem Apostołów, a przez nich stał się naszym
Ojcem miłosierdzia. Teraz już Zbawiciel nazywa Apostołów braćmi swoimi,
gdy po Zmartwychwstaniu objawia się Magdalenie i posyła ją z dobrą nowiną
zbawienia: „Idź do braci moich i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca
waszego, do Boga mego i Boga waszego”. (J. 20, 17). Odtąd Jezus nazywa nas
swymi braćmi nie tylko dlatego, że przyjął tę samą naturę ludzką, ale też
dlatego, że i On i my mamy wspólnego Ojca miłosiernego. Teraz już w Jezusie,
przez Jezusa i za sprawą Jego mamy prawo mówić w prawdziwym tego słowa
znaczeniu: „Ojcze nasz!” Ale oto Chrystus zapowiada, że opuści Apostołów (J.
14, 19). Czy oni pozostaną sami? Gdy Jezus odejdzie czy nie utracą też i Ojca?
Nie! Boski Zbawiciel obiecał im, że nie zostawi ich sierotami (J. 14, 18) i ześle
im Ducha Świętego, Ducha swego, którego Ojciec pośle w imię Syna (J. 14, 26),
a którego i Syn pośle (J. 16, 7), który jest miłością w stosunku do Ojca i Syna (I
J. 4, 8) i miłosierdziem w stosunku do ludzi (II – II, q. 30, a, 4), uświęcając ich i
przysposabiając na Synów Boga (J. 7, 38 – 39). Oto niesłychana tajemnica,
którą Apostołowie zaczęli zaraz głosić po zesłaniu Ducha Św. i którą z kolei
mają głosić wszyscy duszpasterze w Kościele, jako główną treść ewangelii.
2. Styl nauczania Najmiłosierniejszego Zbawiciela
Na uwagę zasługuje styl Pana Jezusa. Po stylu poznajemy pisarza i mówcę. Otóż
styl Zbawiciela jest odmienny od stylu innych ludzi, a jego właściwością jest
niezwykła prostota i namaszczenie. Prostota znamionuje rozum i mądrość Boga,
a namaszczenie — jego Boskie miłosierdzie. Nie znajdziemy nigdzie prostszego
a zarazem szczytniejszego stylu nad styl Chrystusa. Mimo, że w jego mowach
nie ma wstępu ani podziałów, jednak zawsze jest jedność w założeniu i celu,
jakim jest chwała Boża i zbawienie ludzi. Nie ma tam długich okresów,
165
zawiłych rozumowań i sylogizmów, lecz największe tajemnice podane są w
krótkich przypowieściach i niezwykle prostej formie.
Zbawiciel odnajduje w każdej duszy jakby jakąś resztę wspomnień o
Bogu, do których nawiązuje i powoli rozwija coraz dokładniejsze pojęcie o
Nim, podkreślając przede wszystkim jego nieskończone miłosierdzie. Na
ruinach starego Adama wznosi gmach nowego, odrodzonego człowieka, jak
mówi Apostoł: „Zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwych, które
dokonaliśmy, ale z miłosierdzia swego przez obmycie i odnowienie w Duchu
Świętym” (Tyt. 3, 5). W najpospolitszych obrazach Jezus podaje przepisy
prawdziwej moralności, dostosowując je do potrzeb każdej duszy i dostarczając
odpowiedniego lekarstwa na jej choroby, co się ujawnia szczególnie w
rozmowie jego z Nikodemem i Samarytanką.
Jeżeli chodzi o dostojność mowy Chrystusa, była ona zawsze spokojna,
głęboka i obejmująca zarazem doczesność i wieczność człowieka i Boga. Nie
znajdziemy tam ani jednego wyrazu, który by nie przenikał miłosiernie do serca;
ani jednego wiersza, który by nie wzruszył duszy. Nawet wówczas, gdy ostrze
stalowe przeszywało serce grzeszników, gdy raniło czasami przelęknione dusze
faryzeuszów słowem „biada”, jeszcze i wtedy czujemy naleganie
nieskończonego miłosierdzia Bożego, które gotowe jest przyjąć i przebaczyć:
„Gdy się przybliżył i ujrzał miasto, zapłakał nad nim mówiąc: Gdybyś i ty
poznało i właśnie w ten dzień twój to, co jest ku pokojowi twojemu…” (Łk. 19,
41 n).
Prostota i namaszczenie w stylu Chrystusa — obok łaski — sprawiły, że
każdy umysł prawy przyjmuje jego naukę, daje się przekonać i znajduje w Jego
dogmatach prawdę dla swego rozumu i zasady dla swego życia. Mali i wielcy,
królowie i poddani, rządzący i słuchający, bogaci i ubodzy, uczeni i
prostaczkowie wierzą w Niego, nie widząc Go; słuchają, nie rozumiejąc
wszystkiego; schylają czoła przed niepojętymi prawdami wiary. W Jego orszaku
są pierwszorzędni poeci (Dante, Mickiewicz itp.), najznakomitsi uczeni
(Kopernik, Newton, św. Tomasz itp.) i wynalazcy (Kasjodor, Kircher itp.). Jest
to wielka tajemnica, którą można tłumaczyć tylko przez działanie miłosierdzia
Bożego.
Jak konieczna jest ta prostota i namaszczenie w stylu w naszych czasach
zarówno w stosunku z dziećmi jak i dorosłymi, z przyjaciółmi jak i z ludźmi
niechętnymi lub wręcz wrogo nastawionymi do Kościoła! To jest jeden z
koniecznych warunków „kerygmy”, o której dziś tak dużo się mówi w
katechezach i kazaniach. To jest jeden z postulatów wpływu dodatniego na
rozproszone umysły, by je skupić i skłonić do życia według zasad Chrystusa. To
jest tajemnica powodzenia na lekcji religii i na ambonie, szczególnie w
głoszeniu kazań katechizmowych. To jest miłosierdzie czynne, jakie duszpasterz
okaże względem swej pieczy dusz przez kult miłosierdzia Bożego i
naśladowanie Zbawiciela.
166
3. Sposób nauczania Najmiłosierniejszego Zbawiciela
Miłosierdzie Boże wypływa nie tylko z treści i stylu nauki Zbawiciela, ale
i ze sposobu Jego nauczania. Na szczególniejszą uwagę zasługuje ton, w jakim
przemawia do uczniów i tłumów, oraz Jego niezwykła cichość i pokora. Jak
łaskawie zwraca się do uczniów, powołując niektórych z nich na Apostołów. Z
jaką uprzejmością zwraca im uwagę, gdy się spierają między sobą o
pierwszeństwo: „Kto jest większy pośród was, niech będzie jako mniejszy, a
przełożony jako usługujący” (Łk. 22, 26). Jak delikatnie upomina ich, gdy chcą
sprowadzić ogień na miasto samarytańskie: „Nie wiecie, czyjego ducha
jesteście” (Łk. 9, 54). Podobnie bardzo oględnie strofuje ich, gdy zasnęli w
Ogrójcu wbrew ostrzeżeniu, by się modlili i czuwali. A przede wszystkim, z
jakim spokojem przyjmuje pocałunek zdradziecki Judasza, przestrzegając go
miłosiernie przed zbrodnią: „Judaszu, pocałunkiem zdradzasz Syna
Człowieczego” (Łk. 22, 48).
Na szczególniejszą uwagę zasługuje również cichość i pokora Jezusa. Już
prorok przepowiadający przyjście Mesjasza, podkreśla jego cichość, jako
największą jego cechę. „Ześlij, Panie, woła Izajasz, Baranka panującego na
ziemi” (Iz. 16, 1), a następnie kreśli miłosierną postać jego w sposobie
nauczania: Ofiarowan jest, gdyż sam chciał, i nie otworzył ust swoich; jako
owca na zabicie wiedzion będzie, a jako baranek przed strzygącym go zamilknie,
a nie otworzy ust swoich” (Iz. 53, 7). „Nie będzie wołał ani będzie miał względu
na osobę, ani będzie słyszan głos jego na ulicy. Trzciny nadłamanej nie skruszy,
a lnu kurzącego się nie zagasi, w prawdzie wywiedzie sąd. Nie będzie smutny
ani zaburzony, aż ustanowi na ziemi sąd” (Iz. 42, 2 – 4).
a) Na cichość składają się trzy cnoty: pokora, męstwo i miłość bliźniego.
Chrystus Pan był pokorny w narodzeniu, zawsze pełen słodyczy i łagodności w
życiu, w rozmowie z Nikodemem i Samarytanką, wobec podstępów i zasadzek
wrogich faryzeuszów, litościwy względem wszystkich chorych i cierpiących,
wszelkiego rodzaju kalek i opętanych — prawdziwy Baranek Boży, jak go
nazwał Jan Chrzciciel: „Oto Baranek Boży, oto, który gładzi grzechy świata” (II
J. 1, 29). Jezus na każdym kroku urzeczywistniał to, co zalecał Apostołom:
„Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. A ja powiadam wam,
abyście się nie przeciwstawiali złu. A kto by cię uderzył w prawy policzek twój,
nadstaw mu i drugi. A temu, który się chce z tobą prawować i suknię twoją
zabrać, daj mu i płaszcz” (Mt. 5, 38 – 41).
Miłosierna cichość, to nie wykwit osobistego temperamentu. Gdyby tak
było, nie wszyscy mogliby się zdobyć na tę cnotę, a Zbawiciel zwraca się do
wszystkich, zalecając ją. Cichość nie jest również nastrojem zależnym od
okoliczności: byłaby ona wówczas zmienna i dorywcza jak sama okoliczność.
167
Cichość jest to cnota stała, znamionująca charaktery mocne, silne i mężne.
Gniewać się i oburzać potrafi człowiek najsłabszy, ale cichym potrafi być tylko
silny, mocny i panujący nad sobą. Zbawiciel polecając tę cnotę i dając wzniosły
jej przykład na swojej osobie, wskazuje na błogie jej skutki, gdy mówi:
„Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię” (Mt. 5, 4).
Składową częścią cichości jest pokora, którą Zbawiciel poleca obok
cichości i której święci są niedościgłym przykładem. Był pokorny, gdy umywał
nogi Apostołom, gdy milczał na stawiane Mu niesłuszne zarzuty, gdy się zbliżał
do pogardzonych przez faryzeuszów celników i grzeszników, gdy w gronie ich
prosił Jana o chrzest, gdy obrał dwóch łotrów za towarzyszy swych cierpień i
wśród nich polecił Ojcu swego ducha. Szczególniejszą pokorę okazał Zbawiciel,
gdy Go powszechnie uwielbiano i chciano ogłosić królem, jak to było po
cudownym rozmnożeniu chleba (J. 6, 15) i triumfalnym wjeździe do Jerozolimy
(J. 12, 12 – 50).
b) Na pojęcie cichości składa się również męstwo, które Zbawiciel
miłosiernie ujawnił, gdy mimo nadludzkich przeszkód mężnie dążył do
spełnienia woli Ojca, gdy w Ogrójcu panował nad naturalną odrazą i bojaźnią
przed męką, a w czasie pokusy na pustyni nad podsuwaną przez szatana chęcią
popisu; lub na Kalwarii, gdy żądano, aby cudownie zstąpił z krzyża. Doskonały
przykład męstwa Chrystusa Pana oddziaływał na wszystkich Jego wyznawców,
a szczególnie na Męczenników, którzy chętnie oddawali swe życie za wiarę.
c) Miłość bliźniego jest trzecią składową częścią cichości, którą Zbawiciel
ujawnił w każdym swym czynie, a przede wszystkim, gdy z miłości ku nam
ustanowił Sakrament Ołtarza: „Umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował”
(J. 13, 1).
Jak konieczna jest łaskawość duszpasterza, szczególnie w naszych
czasach! Jak niezbędny jest ton miłosierny w jego katechezach i kazaniach oraz
w stosunku do dzieci i dorosłych, do przyjaciół i uprzedzonych do nas. Wielki
przykład łaskawości i cichości zostawił nam Ojciec św. Jan XXIII, który ujął
sercem wrogów Kościoła, a tym bardziej pociągnął ku sobie obojętnych i
oziębłych katolików z różnych stanów. Wzorował się on na Chrystusie Panu,
pamiętając o Jego zaleceniu: „Weźmijcie jarzmo moje na siebie i uczcie się ode
mnie, żem jest cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpocznienie dla dusz
waszych. Albowiem jarzmo moje słodkie jest, a brzmię lekkie” (Mt. 11, 29 – 30).
II. Budzenie życia religijnego
Duszpasterstwo nie ogranicza się do nauczania, lecz przede wszystkim
zmierza do uświęcenia dusz, by ludzie byli pełnymi chrześcijanami, żyli zgodnie
z prawem Bożym i trwali w łasce uświęcającej i zdążali wytrwale ku szczytom
168
doskonałości. Duszpasterz stara się zatem uświęcić zarówno jednostki przez
sakramenta św. i sakramentalia, rodziny — przez modlitwy wspólne, i
społeczeństwa — przez organizacje religijne i nabożeństwa. W tej pracy
zarówno w budzeniu życia religijnego jak i podniesieniu jego na wyższy poziom
niezawodnym środkiem jest idea miłosierdzia Bożego.
Budzenie życia religijnego konieczne jest u niewiernych i grzeszników.
Doświadczenie stwierdza, że zarówno jedni jak i drudzy, poznając miłosierdzie
Boże i wielbiąc Boga w tej doskonałości, łatwo się pobudzają do żalu za
grzechy i nakłaniają do przyjęcia chrztu (dorośli) i pokuty. Dlatego misjonarze
w swej pracy apostolskiej nigdy nie pomijają tego tematu (św. Alfons Liguori,
św. Wincenty a Paulo i inni), a gorliwi duszpasterze pod wpływem tej idei
nawracają największych grzeszników, którzy pozostawali niewrażliwi przy
innych zabiegach duszpasterskich.
Przytaczam myśli, które mogą być materiałem do budzenia życia
religijnego u niewiernych i grzeszników.
1. Miłosierdzie Boże w usprawiedliwieniu grzeszników
„Dobrotliwy i miłosierny jest Bóg i odpuści grzechy w dzień utrapienia” (EkI. 2,
13). Rzewne są słowa Pisma św., w których autor natchniony kreśli nam
miłosierdzie Boże. Ale nigdy nie uwydatnia go z taką siłą, jak gdy mówi o
miłosierdziu względem grzeszników. Bóg mimo ich niewdzięczności i złości nie
tylko ich nie odtrąca, ale poszukuje, nawraca i garnie w słodkie objęcie.
„Dobrotliwy i miłosierny jest Bóg i odpuści grzechy w dzień utrapienia”, mówi
autor w Starym Testamencie, a w Nowym Testamencie Boski Zbawiciel stawia
sobie za główne zadanie „wzywać grzeszników”. Świat pogardza celnikami, a
Jezus ich nie odpycha; sprawiedliwość Boża wymierza surową karę rozpustnym
mieszkańcom Sodomy i Gomory, a Chrystus przebacza jawnogrzesznicy i broni
cudzołożnicę przed ukamienowaniem. Nadto w licznych przypowieściach i
czarujących porównaniach kreśli nam swój stosunek do tych, którymi ludzie
wzgardzili, a trybunały świeckie wydały potępiające wyroki, a gdy na łotra
wydano wyrok śmierci, Chrystus na krzyżu zapewnia, że razem z nim będzie on
w raju. Zbliżmy się tedy do wcielonego Miłosierdzia Bożego i przypatrzmy się,
jak się ono objawia w stosunku do ludzi grzesznych.
Chwała Boga najbardziej ujawnia się w naturach rozumnych, w jego
sprawiedliwości i miłosierdziu względem ich. Opatrzność, dobroć, wszechmoc
oraz inne doskonałości Boga przejawiają się w świecie zwierzęcym, roślinnym i
martwym, ale tylko natury rozumne mogą pojąć i odczuć skutki sprawiedliwości
i miłosierdzia Boga, które to doskonałości stanowią główną jego chwałę
panowania nad nimi. Miłosierdzie zniewala do miłowania, a sprawiedliwość do
169
bojaźni; pierwsza przyciąga ku dobru, a druga tłumi zło. Ale jak miłość jest
szczytniejsza od bojaźni, tak miłosierdzie Boga w tym życiu góruje nad
sprawiedliwością, która okaże się w swej surowości dopiero po śmierci. Toteż
Zbawiciel mówi o sobie, że przyszedł głównie „szukać i zbawiać, co było
zginęło” (Łk. 19, 10). „Bo nie posłał Bóg Syna swego na świat, aby świat sądził,
ale aby świat był zbawiony przez niego” (J. 3, 17).
W tym celu w rozrzewniających słowach głosi przypowieści o owcy
zagubionej, o synu marnotrawnym i zagubionej drachmie, oraz chętnie obcuje z
grzesznikami, a często nawet darowuje im grzechy. Jak pasterz biegnie za owcą
swoją zbłąkaną i niesie ją na ramionach do owczarni, jak uboga niewiasta
zgubiwszy pieniądz zapala świecę, wymiata izbę i szuka pilnie swej zguby, tak
Bóg litościwy, którego miłosierdzie góruje nad innymi przymiotami z
niewysłowioną troskliwością poszukuje grzeszników i z najtkliwszym weselem
wita ich nawrócenie.
Aby skłonić grzesznika na drogę łaski, Bóg posługuje się rozmaitymi
środkami: już to broni i oszczędza go oraz obsypuje nowymi darami, już to
pospiesza nieszczęsnemu z pomocą i przez natchnienie lub zgryzoty sumienia
pragnie go opamiętać, już to stawia mu przed oczy widok kar na innych i grozi
w swej niewypowiedzianej dobroci podobnymi karami w stosunku do niego. A
gdy te łagodne sposoby nie trafiają do duszy grzesznika, Bóg wówczas chwyta
się środków surowości i kary, aby skruszyć kamień jego serca. Ale czymże jest
ta surowość? Również objawem niezmierzonego miłosierdzia Bożego, które
strofując leczy, karząc docześnie — chroni od kary wiecznej. „Gdy nas sądzą
mówi Apostoł Narodów — karanie odbieramy od Pana, abyśmy z tym światem
potępieni nie byli” (I Kor. 11, 32).
Miłosierdzie uzbraja karzącą prawicę, która chce opamiętać zbłąkanych,
staje w poprzek ich grzesznych zamiarów. To miłosierdzie Boga zsyła klęski na
pola i domy grzeszników, nawiedza ich boleścią i nieszczęściem; to ono podaje
czasami gorzki kielich cierpienia, aby się ludzie ocknęli z grzechu i wrócili na
drogę cnoty. Jeśli tego potrzeba, to ręka ojcowska kruszy grzesznika, jak
naczynie gliniane, ale tylko dlatego, aby powstał z ruin odrodzony na duszy i
stał się naczyniem wybranym. W tym znaczeniu mówi św. Paweł o grzeszniku
w Koryncie: „Wydajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, aby duch był
zbawiony w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa” (I Kor. 5, 5). Słowem jak
dobra matka, widząc nieroztropność dziecięcia, co się bawi nad przepaścią,
ogradza ją cierniem, tak Pan Bóg sypie ciernie pod nogi grzesznika, aby się
cofnął i nie wpadł w przepaść piekielną.
Ignacy Loyola jako rycerz, zostaje ranny przy zdobywaniu pewnego
zamku; sądząc po ludzku spotkało go wielkie nieszczęście, gdy stał się
niezdolny do sprawowania swego rycerskiego zawodu. Tymczasem to
nieszczęście było dla niego błogosławieństwem miłosierdzia Bożego. Leżąc
bowiem w szpitalu zaczął czytać Pismo św. i inne książki pobożne; zrozumiał,
170
że Bóg powołuje go do innego, wyższego zadania, by założyć nowy rycerski
zakon, którego zbożną pracę znamy wszyscy. Aby swych synów zaprawić do
skutecznej walki duchowej, napisał niezrównane „Ćwiczenia Duchowne”, z
których po dziś dzień korzystamy przy odprawianiu rekolekcji. Co stałoby się z
Loyolą, gdyby nie został ranny? Może by zginął, jak inni rycerze. A dziś
właśnie dzięki tej klęsce stał się świętym patriarchą.
Ileż wymownych przykładów można by jeszcze przytoczyć na
potwierdzenie tej prawdy, że Bóg w swym nieskończonym miłosierdziu często
używa środków surowych, by skierować grzesznika na drogę cnoty i zbawienia
wiecznego. Wspomnę tu jeszcze klęskę Napoleona i zesłanie go na wyspę św.
Heleny, gdzie ten wódz genialny, pozostając w największym opuszczeniu i
zapomnieniu, przyznaje się w swych pamiętnikach do błędów, żałuje za nie i
korzy się przed wyrokami miłosierdzia Bożego.
Po co te przykłady? Jako przykład służą dzieje całego świata, dzieje
każdego narodu, dzieje zresztą każdego pojedynczego człowieka. Wszystko, co
nas boli, co nam łzy wyciska, jest lekarstwem zbawiennym, które nam Bóg
Ojciec litościwy posyła, byśmy powstali z choroby duszy, to jest z grzechów
naszych.
Wreszcie dusza pod wpływem dobroci lub kary otwiera oczy i dźwiga się
powoli z upadku. Otóż Ojciec miłosierdzia nie trzyma tej duszy długo u progu
swej łaski, nie wyrzuca jej niewdzięczności, ani chowa w swej pamięci błędów,
lecz w jednej chwili zapomina o wszystkim i darowuje jej wszystkie długi.
„Postępuje z nami nie według grzechów naszych, ani według przewinień
naszych nam oddaje” (Ps. 102, 10), mówi Psalmista, „albowiem jak niebo
przewyższa ziemię, tak miłosierdzie Jego względem bojących się jego”. Zamiast
gniewu i ostrych wyrzutów, wyciąga on ramiona na przyjęcie grzesznika i w
uniesieniu radości wzywa chóry anielskie, aby się cieszyły z odzyskanej
owieczki (Mt. 18, 21).
Jakkolwiek w niebie wszyscy są zawsze szczęśliwi, jednak bywają tam
chwile szczególniejszej radości, ale nie wtedy, gdy się wznoszą na ziemi
świątynie, ani gdy męczennicy oddają życie za wiarę, lecz wówczas, gdy się
nawracają grzesznicy, gdy człowiek zmysłowy porzuca swe brudne życie i
łzami pokuty obmywa swe występki, gdy krzywdziciel zaprzestaje swych złości
i na wzór Zacheusza wynagradza w czwórnasób, gdy płocha niewiasta dźwiga
się z upodlenia i śladem Magdaleny przychodzi do stóp Chrystusa, gdy syn
marnotrawny powraca do Ojca i rozpoczyna nowe życie.
171
2. Obowiązki względem Ojca Miłosierdzia
Jeżeli Bóg jest względem nas tak miłosierny, że nie tylko przebacza
chętnie pokutującym, ale nawet wyszukuje grzeszników i otwiera z radością
ramiona na powitanie powracających, jeżeli ma dla nas uczucia prawdziwego
Ojca miłosierdzia, czyż nie będziemy mieli dla niego uczucia dzieci, których
główną cechą jest ufność i miłość? Dziecko przy najmniejszym
niebezpieczeństwie przypomina, że ma matkę i ojca i zaraz do nich ucieka,
czując się wówczas bezpiecznie i zasypia spokojnie na ich ręku. Jest wprawdzie
wiotką trawką, a zdaje się urągać wichrom i burzom, a nawet wyzywać z poza
wału obronnego swych nieprzyjaciół. Tak nam trzeba z ufnością zwracać się do
Boga, który ustami proroka powiada: „Izali może zapomnieć niewiasta
niemowlęcia swego, aby się nie zlitowała nad synem żywota swego? A choćby
ona zapomniała, wszakże ja nie zapomnę o tobie”. (Iz. 49, 15).
Jakże te słowa Pisma św. przeczą zapatrywaniu tych, którzy chcą widzieć
w Bogu tylko nieugiętego Pana z mieczem w ręku, co z nieubłaganą surowością
domaga się tego, czego rzekomo nie dał, który zbiera to, czego nie posiał!
Gdybyśmy mogli bezpośrednio teraz spojrzeć na biedną Dziecinę w stajence
Betlejemskiej, co roni łzy za nas; gdybyśmy ją podziwiali w Nazarecie, u stóp
Maryi lub przy warsztacie obok Józefa; gdybyśmy szli za Jezusem w jego
apostolskich pracach, jak oblany potem idzie od miasta do miasta, by głosić
ewangelię ubogim; gdybyśmy własnymi oczami patrzyli na tego litościwego
Samarytanina, co stał się przyjacielem wszystkich strapionych, ostoją słabych,
używającego swej mocy tylko do leczenia chorych i uśmierzania burz morskich;
gdybyśmy widzieli tego dobrego Pasterza, co na ramionach swoich odnosi do
owczarni zagubioną owcę, wówczas mieli byśmy o Nim pojęcie prawdziwe jako
żywego Obrazu miłosierdzia przebaczającego winy Piotra, nawiedzającego
celnika Zacheusza, przyjmującego wonne maście od grzesznej niewiasty itp.
Gdybyśmy byli z liczby jego uczniów, którym ustawicznie powtarzał:
„Nie lękaj się, trzódko mała” (Łk. 12, 32), „Jako mnie umiłował Ojciec i ja was
umiłowałem” (J. 15, 9), czyż moglibyśmy wówczas wątpić w jego miłosierdzie?
Czyż te słowa nie napełniłyby naszych serc wielką bezgraniczną ufnością?
Wówczas na pewno z wielkim zapałem poszlibyśmy za nim wołając: „Panie, do
kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego” (J. 6, 69). Z ufnością
dotykalibyśmy kraju szaty jego: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj si nad nami”
(Łk. 18, 38). Jego spojrzenie ożywiałoby naszą ufność, jego słowa wniosłyby w
duszę naszą pokój, a nasze wyrzuty sumienia zamieniłyby się w ufny żal, radość
i miłość.
O ludzie małej wiary, czemuż jeszcze wątpicie? Oto Bóg nieskończonego
Majestatu zamiast przerażać, pragnie być naszym schronieniem. Ten Lekarz
172
niebieski z wysokości wyciąga ku nam swe ręce i woła: „Pójdźcie do mnie
wszyscy, którzy pracujecie i uginacie się pod ciężarem, a ja was pokrzepię” (Mt.
11, 28). Ten, co nas umiłował aż do Golgoty i ołtarza, żywi dla nas te same
litosne i miłosierne uczucie i zawsze się wstawia za nami (Żyd. 7, 25), zawsze
zasłania nas swymi ranami, które wołają o miłosierdzie o wiele głośniej, niż
grzechy nasze wzywają sprawiedliwości.
W hymnie chwalebnym „Te Deum laudamus”, Kościół umieścił słowa
Psalmisty, które streszczają całą naukę o Miłosierdziu Bożym i pokładanej w
nim ufności: „Niech będzie miłosierdzie Twoje nad nami (w tej mierze, w jakiej)
w Tobie pokładamy swą ufność” (Ps. 32, 22). Miarą tedy wzrostu miłosierdzia
Bożego względem nas ma być miara wzrostu naszej ufności. Tę ufność mieli
wszyscy święci, a szczególnie św. Teresa do Dzieciątka Jezus, która tak ją
wyraziła: „Choćby sumienie moje było obciążone grzechami całego świata, nie
straciłabym mojej ufności… znam bowiem całą głębię miłości i miłosierdzia
Pańskiego” (Duch św. Teresy, 143).
Ta ufność nie może być lekkomyślna i płocha, lecz trzeba ją oprzeć na
szczerej pokucie za grzechy, gdyż inaczej byłaby ona złudzeniem. Miłosierdzie
Boże nie jest bezkarnością jak owa manna na puszczy, ma swój czas zakreślony,
po upływie którego może bezpowrotnie przeminąć. Przed straszną karą potopu
czas miłosierdzia ciągnął się sto lat, a dla Niniwitów trwał tylko czterdzieści dni.
Każdemu z nas wyznaczona jest chwila miłosierdzia i pokuty za grzechy.
Spieszmy się tedy, póki niebo jaśnieje pogodą litości, póki się nie zaciągnie
chmurami gniewu i sprawiedliwości, jak woła Izajasz Prorok: „Pospiesz się łupy
zbierać, pokwap się brać korzyści” (Iz. 8, 3).
Biada duszy, która nie zwraca uwagi na ten czas miłosierdzia. Ta sama
ręka, która wyciąga się ku nam z pomocą i litością, może potem popchnąć ku
przepaści. Grzesznik wspomni wówczas długie lata, kiedy Bóg czekał jego
nawrócenia i często kołatał do jego serca, upominając głosem wewnętrznym i
przykładami kary na innych, ale już będzie za późno gonić ubiegłe chwile
miłosierdzia. Nie wrócą one już na wieki, a do wyrzutów sumienia dołączy się
jeszcze wyrzut rozpaczy, że przeoczył czas zmiłowania i sam sobie zgotował
nieszczęście wiecznego odrzucenia. „Zguba twoja z ciebie, Izraelu” (Os. 13, 9).
Choćby grzechy nasze były największe i najliczniejsze, choćby nie tylko
pojedyncze winy jawnogrzesznicy, celnika lub łotra, ale wszystkie razem
ciążyły na naszym sumieniu, bądźmy pewni, że przy pokucie nie przeważą szali
miłosierdzia Bożego; jeszcze i wówczas winna nam przyświecać nadzieja
przebaczenia, jak mówi Prorok: „Choćby grzechy wasze były jako szkarłat, jak
śnieg wybieleją; i choćby były czerwone jak karmazyn, będą białe jako wełna”
(Iz. 1, 18).
Miłosierdzie Boże nie powinno nas zwalniać od osobistych wysiłków,
lecz być bodźcem do pokuty. Ojciec Niebieski czeka nas z utęsknieniem, jak ów
173
ojciec w przypowieści o synu marnotrawnym, który po jego powrocie
powiedział: „weselmy się, albowiem ten syn mój umarł, a ożył, zaginął był, a
odnalazł się” (Łk. 15, 24). Sprawmy tedy Ojcu niebieskiemu tę radość! Spraw
Mu ty, Zacheuszu, człowiecze łakomy, niesprawiedliwy, skalany krzywdą i
uciskiem bliźniego… Spraw Magdaleno, płocha i grzeszna niewiasto, coś się
wyzuła z godności ludzkiej i oddała swą duszę na pastwę siedmiu duchów
nieczystych. Spraw tę radość, synu marnotrawny, lekkomyślny młodzieńcze, co
może w wiośnie dni swoich straciłeś już wiarę, niewinność i szlachetność swej
duszy. Słowem wszyscy, którzyśmy może odeszli od Ojca, postanówmy
zaprzestać swych grzechów i powrócić na drogę cnoty. Wówczas rozraduje się
serce Ojca, a sobie zgotujemy nieśmiertelne wesele. Wówczas „pójdą, którzy
będą wybawieni, a wykupieni od Pana powrócą i przyjdą na Syjon z
wychwalaniem, a wesele wieczne na głowie ich, radość i wesele otrzymają, a
uciecze boleść i wzdychanie” (Iz. 35, 10).
Wreszcie winniśmy naśladować miłosierdzie Boże w naszym życiu, gdyż
to jest warunek zmiłowania Bożego na sądzie ostatecznym: „Błogosławieni
miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt. 5, 7). Nie sposób tu
rozwijać całej nauki o praktyce miłosierdzia i analizować te przypowieści, jakie
się do niej odnoszą (o bogaczu i Łazarzu — Łk. 16), o biednej wdowie — Mk
12 — itp). Natomiast nie można pominąć groźby św. Jakuba, który w swoim
liście powszechnym zapowiada „sąd bez miłosierdzia tym, którzy nie mają
miłosierdzia” (Jak. 2, 13). Biada temu, kto tych słów nie zrozumie i pozostanie
głuchy na ich brzmienie. Pamiętajmy o wielkiej uroczystej chwili śmierci i sądu,
kiedy szczególnie będziemy potrzebowali miłosierdzia dla siebie, a otrzymamy
je pod warunkiem, że teraz będziemy miłosierni dla braci naszych, bo „coście
uczynili jednemu z nich, mnieście uczynili”, — powie Zbawiciel (Mt. 25, 40).
III. Uświęcenie dusz
Podniesienie dusz na wyższy poziom doskonałości dotyczy tych, którzy
są już w łasce uświęcającej i pracują nad postępem w życiu wewnętrznym. Ten
postęp zależy od naszego pojęcia o Bogu, od zrozumienia Jego nieskończonego
miłosierdzia (por. wyżej str. 17 – 19). Pojęcie o Bogu jest kluczem do świętości,
albowiem ono normuje nasze postępowanie względem niego. Dlatego idea
miłosierdzia Bożego odgrywa i tutaj decydującą rolę.
Podniesienie dusz na wyższy poziom życia chrześcijańskiego dokonywa
się głównie w sakramentach żywych: bierzmowaniu, kapłaństwie, małżeństwie,
sakramencie chorych, a przede wszystkim w Sakramencie Ołtarza. O
Miłosierdziu Bożym w Sakramencie Ołtarza była mowa powyżej (str. 60 nn).
Przytoczę tu myśli, jakie mogą posłużyć duszpasterzom w przygotowaniu
wiernych do sakramentu bierzmowania, małżeństwa i sakramentu chorych.
174
1. Przygotowanie do sakramentu bierzmowania
Sakrament bierzmowania utwierdza miłosierdzie Boże nad ochrzczonym,
o czym przepowiada Psalmista: „Chwalcie Pana wszystkie narody… bo
utwierdzone jest nad nami miłosierdzie Jego” (Ps. 116). Bóg tedy nie tylko daje
nam miłosierdzie swoje w sakramencie chrztu i pokuty, ale je utwierdza nad
nami w innych sakramentach, a przede wszystkim w sakramencie
bierzmowania. Tego dokonywa Duch św., który zstąpił na Apostołów w dniu
Zielonych Świąt i zstępuje na wszystkich chrześcijan, pasując ich na swoich
rycerzy w bierzmowaniu.
Bierzmowanie jest to sakrament, w którym ochrzczony przez włożenie
rąk, namaszczenie czoła krzyżmem i słowa biskupa otrzymuje umocnienie
Ducha Św. do mężnego wyznawania wiary i życia według jej zasad. Krzyżmo
jest mieszaniną oliwy i balsamu, poświęcone przez biskupa w Wielki Czwartek.
Jak oliwa wnika w namaszczone członki i wzmacnia je, tak łaska bierzmowania
wnika w głąb duszy i usposabia jej władze do nadprzyrodzonego działania. Jak
woń balsamu rozchodzi się dokoła, tak czyny bierzmowanego winny wywierać
dokoła zbawienne skutki. Balsam również goi rany ciała, a łaska bierzmowania
goi rany duszy. Wkładanie rąk oznacza, że Bóg bierze w posiadanie
chrześcijanina, zapewniając mu swą opiekę, udzielając sił i ustawicznej pomocy.
W symbolu uderzenia w policzek otrzymuje chrześcijanin duchowe pasowanie
na rycerza i upomnienie, że ma być gotów do znoszenia przeciwności, a nawet
prześladowań.
Sakrament bierzmowania pomnaża łaskę uświęcającą i daje prawo do łask
uczynkowych, wzmacniających ochrzczonego do mężnego wyznawania wiary
przez całe życie oraz bronienia jej w razie potrzeby. Nadto sakrament ten
wyciska w duszy niezatarty charakter czyli daje duchową władzę do spełniania
pewnych świętych czynności, mianowicie: do walki duchowej przeciw
nieprzyjaciołom wiary. Na chrzcie św. otrzymujemy również charakter
sakramentalny, który Ojcowie porównują do znaku wypalonego żelazem na
ramieniu niewolnika, ale w bierzmowaniu otrzymujemy nową pieczęć i znamię,
czyniące nas nie tylko członkami Kościoła, lecz nadto jego szermierzami i
obrońcami. W tym celu otrzymujemy specjalną broń i zbroję duchową jako
prawdziwi rycerze Chrystusa.
Jest to wielkie miłosierdzie Boga, które nas utwierdza w życiu
duchowym, jak dojrzałość w życiu fizycznym. Przyjmując ten sakrament,
chrześcijanin bierze rozbrat z wiekiem dziecięcym i może w życiu duchowym
powtórzyć za Apostołem: „Gdy byłem dziecięciem, mówiłem jako dziecię,
myślałem jako dziecię. Lecz gdy stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co
dziecięce” (I Kor. 13, 11) Ta dojrzałość duchowa przejawia się uderzająco w
175
życiorysach świętych dziewic. Św. Łucja np. odpowiada wielkorządcy, że nie
lęka się jego gróźb i mąk najstraszniejszych, albowiem miłosierdzie Boga jej nie
opuści. I rzeczywiście żadna siła ludzka nie zdołała jej z miejsca ruszyć tak, że
musiano na miejscu wobec trybunału dokonać ścięcia. Jakże miłosierny jest
Bóg, który czyni nas dojrzałymi przez bierzmowanie i uzdalnia nie tylko do
wyznawania wiary, ale nadto do obrony jej wobec nieprzyjaciół.
To, co w dzień Zielonych Świąt zdziałał Duch Św. w sposób widzialny w
stosunku do Apostołów, sakrament bierzmowania sprawuje w sercach
chrześcijan w sposób niewidzialny. Na Apostołów zstąpił Duch Św. w postaci
języków ognistych, by nie tylko wyznawali wiarę, lecz ją rozszerzali i bronili.
My zamiast języków mamy w bierzmowaniu oliwę i balsam. Oliwa syci
płomień, a drzewo oliwne i balsam uzmysławiają nieustanną obfitość dobrych
uczynków. Tak więc co do istoty w bierzmowaniu pozostał ten sam zewnętrzny
znak tajemnicy Zielonych Świąt: chrześcijanin otrzymuje ten sam dar Ducha
Św. Dlatego gdziekolwiek w Piśmie św. jest mowa o wkładaniu rąk czyli
udzielaniu sakramentu bierzmowania, zawsze skutek jego zowie się braniem
Ducha Św. lub jego przyjściem: „Wtedy wkładali na nich ręce i otrzymywali
Ducha św., i mówili językami i prorokowali” (Dz. Ap. 19, 6). Sakrament ten jest
tedy miłosierdziem Ducha Św.
Jak miłosiernym jest Bóg, skoro ustanowił ten sakrament, w którym
otrzymujemy te same łaski, co Apostołowie w dniu Zielonych Świąt! Tak pilnie
mamy do niego przygotowywać się przez modlitwę i spowiedź, jak się
przygotowywali Apostołowie w Wieczerniku przez dziesięć dni po
Wniebowstąpieniu Chrystusa! Sakrament ten jest niepowtarzalny i od
należytego jego przyjęcia zależy nasza postawa przez całe życie. Jakże ci, co
przyjęli ten Sakrament, mają pamiętać, by łaski jego należycie spożytkować, by
sprostać zobowiązaniom, jakie na siebie przyjęli, by żyć i działać nie tylko dla
samych siebie, lecz dla Kościoła i Ojczyzny niebieskiej, jak powiedział
Zbawiciel: „Kto wierzy we mnie, rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza. A to
mówił o Duchu, którego otrzymać mieli wierzący weń” (J. 7, 38 – 39).
Byłoby wielką niewdzięcznością z naszej strony, gdybyśmy ziemskiej
Ojczyźnie naszej poskąpili naszych sił i zdolności, chcąc żyć tylko dla siebie. A
oto Ojczyźnie dusz naszych — Kościołowi — zawdzięczamy nieskończenie
więcej; przez nią otrzymaliśmy miłosierdzie Ducha Św., doszliśmy do
pełnoletności duchowej. Czyż nie przy czynimy się do pomnożenia Królestwa
Bożego przez pracę niestrudzoną nad uświęceniem własnym i innych braci
naszych w Chrystusie? W państwie doczesnym jest armia czynna do obrony
Ojczyzny. Otóż taką armią w Kościele mają być wszyscy bierzmowani, nosząc
godło swego wodza, jakim jest krzyż nakreślony ręką biskupa przy
bierzmowaniu krzyżmem świętym. Niech świat cały wie, że ma do czynienia z
żołnierzem Chrystusa, który się nie wstydzi swej wiary i otwarcie ją wyznaje i
raczej krew przeleje i życie utraci, aniżeli się jej wyrzeknie.
176
A jaką broń daje bierzmowanie żołnierzowi chrześcijańskiemu? Św.
Paweł tak o niej mówi: „Bądźcie przeto gotowi, przepasawszy biodra wasze
prawdą i przyodziawszy pancerz sprawiedliwości, a nogi obuwszy w gotowość
ewangelii pokoju. We wszystkim trzymaj cie się tarczy wiary, którą moglibyście
zagasić wszystkie strzały ogniste złego ducha. Przyodziejcie też przyłbicę
zbawienia i weźmijcie miecz ducha (którym jest słowo Boże), a w każdej
modlitwie i prośbie zanoszac błagania w duchu w każdym czasie” (Ef. 6, 14 –
18). Oto broń, jaką daje nam bierzmowanie do walki duchowej. Są to dary
Ducha Św. i cnoty cierpliwości, wytrwałości, nieustraszoności, męstwa i
męczeństwa, które z milionów słabych ludzi uczyniły chwalebnych świadków
wiary, a Kościół okryły sławą nieśmiertelną.
Dla lepszego uwypuklenia miłosierdzia Bożego w sakramencie
bierzmowania, trzeba ściślej określić te przeszkody, które łaska tego sakramentu
dopomaga przezwyciężyć, Są to przede wszystkim trudności, jakie oddziaływują
na naszą wolę: już to jako bojaźń, już to jako zmęczenie, długotrwałe pokusy,
oschłość ducha, trud wytrwania na modlitwie lub trud nudnej pracy naszego
zawodu, oszczerstwa, prześladowania, różne niebezpieczeństwa, cierpienia itp.
Przy łasce bierzmowania to wszystko przezwyciężamy cierpliwością, odwagą i
wytrwałością. Ta łaska działa nie tylko na ducha, lecz i na ciało, uzbrajając
czasami w cudowną siłę, wytrzymałość i odporność, jaką podziwiamy u
świętych. Nie wystarcza tu zwykła cnota, tu trzeba szczególniejszego
umocnienia woli.
O jakież to wielkie miłosierdzie Boże, ujawniające się w darach Ducha
Św., których wysłużyć sam nikt nie potrafi, a Bóg udziela ich darmo w tym
sakramencie bierzmowania, który mamy wysoko cenić i dziękować zań Bogu
Ojcu, Synowi i Duchowi Św.
2. Przygotowanie do sakramentu kapłaństwa
„Całopalenia i bydlęcia ofiarnego za grzech nie żądałeś: wtedy rzekłem:
oto przychodzę” (Ps. 39, 7). Psalmista wkłada te słowa w usta Syna Bożego,
który z woli Ojca staje się Człowiekiem, by złożyć z siebie ofiarę za grzechy
całej ludzkości, by stać się kapłanem — ofiarą i ofiarnikiem na wieki. Ojciec
niebieski przyjmuje tę gotowość poświęcenia się Syna za grzesznych ludzi i
czyni go kapłanem jedynym i wiecznym, jak to mówi Prorok w innym miejscu:
„Ty jesteś kapłanem na wieki według obrządku Melchizedeka” (Ps. 109, 4). Stąd
św. Paweł stwierdza, że Chrystus jest jedynym kapłanem Nowego Testamentu,
który jako człowiek złożył z siebie ofiarę krwawą na krzyżu, a niekrwawą na
ostatniej Wieczerzy w Wielki Czwartek, by ją składać ustawicznie przez ręce
Apostołów i ich następców, którym przekazał swoją władzę, ustanawiając
sakrament kapłaństwa: „To czyńcie na moją pamiątkę” (Łk. 22, 19).
177
W Dziejach Apostolskich czytamy, że Apostołowie wkładali ręce na
kandydatów i modlili się, udzielając święceń biskupich, kapłańskich i diakonatu:
„Tedy wśród postów i modlitw włożyli na nich (Szawła i Barnabę) ręce i
wyprawili ich” (Dz. Ap. 13, 3). „Wśród modlitw i postów ustanowili im
kapłanów” (Dz. Ap. 14, 22). „Stawili ich (diakonów) przed Apostołami, a ci
modląc się, włożyli na nich ręce” (Dz. Ap. 6, 6). Chrystus chciał, by Kościół był
społecznością doskonałą, nie chciał zupełnej równości, ale podporządkowania i
zależności między członkami, by był nie tylko Oblubienicą jego, lecz i Matką
dzieci; nie tylko słuchającym, ale i nauczającym; nie tylko uświęconym, lecz i
uświęcającym. W tym celu dał jednym władzę taką, jakiej innym nie udzielił,
jak pisze Apostoł: „Niektórych ustanowił Bóg w Kościele najpierw Apostołów,
potem Proroków, po trzecie nauczycieli, innym dał moc i dary uzdrawiania,
posługiwania, rządzenia, mówienia językami i tłumaczenia mów” (I Kor. 12,
28).
Sakrament kapłaństwa pomnaża łaskę uświęcającą, jaką kandydat winien
już posiadać, i udziela specjalnej łaski sakramentalnej, która daje prawo do
godnego spełniania obowiązków kapłańskich przez całe życie. Nadto sakrament
ten wyciska na duszy osobny charakter niezmazalny, podobnie jak chrzest i
bierzmowanie, dlatego jak i tamte jest niepowtarzalny. Charaktery episkopatu,
kapłaństwa i diakonatu prawdopodobnie różnią się między sobą tylko
gatunkowo czyli że w tych święceniach następuje tylko rozszerzenie tego
samego charakteru do nowych czynności, albo powiększenie jego, jak bywa z
powiększeniem łaski uświęcającej. Niższe stopnie kapłaństwa jak akolita,
exorcysta, lektor i odźwierny, a prawdopodobnie i subdiakonat nie należą do
sakramentu kapłaństwa; są tylko przygotowaniem do niego.
Spomiędzy wszystkich władz, jakie Chrystus piastował i przekazał
Kościołowi, urząd kapłański jest największy i najwznioślejszy. Jest to bowiem
boskie upoważnienie do należytego sprawowania szczególnej służby Bogu.
Służba ta polega przede wszystkim na składaniu ofiary oraz udzielaniu łask
wiernym przez administrowanie im sakramentów św. Stąd kapłan jest
pełnomocnym posłańcem Boga do ludzi i ludzi do Boga; przez jego ręce ludzie
zanoszą Bogu najwyższą daninę hołdu, a Bóg zsyła na ludzi swe łaski, jak mówi
Apostoł: „Każdy arcykapłan spośród ludzi wzięty, dla ludzi jest postanowiony w
tym, co do Boga należy, aby składał dary i ofiary za grzechy” (Żyd. 5. 1). „Tak
niechaj każdy uważa nas za sługi Chrystusa i włodarzy Bożych tajemnic” (I Kor.
4, 1).
Kapłaństwo tedy jest dalszym ciągiem kapłaństwa Chrystusowego; czyni
ono Chrystusa obecnym w Kościele, odradza go w sercach ludzkich przez
sakramenta św. i łaski z nich wypływające oraz uświęca dusze ludzkie i
prowadzi do wyższej doskonałości. Ta podwójna moc nad prawdziwym i
mistycznym Ciałem Chrystusa stanowi pełnię władzy kapłańskiej. Władza nad
Mistycznym Ciałem wypływa z władzy nad prawdziwym Ciałem w
178
Sakramencie Ołtarza, z którym kapłaństwo łączy się nierozerwalnie; tam, gdzie
nie ma kapłaństwa, nie ma o niekrwawej. Kapłan tedy, to przedstawiciel Boga i
kierownik mocy nadprzyrodzonych, a urząd jego jest wyłącznie nadprzyrodzony
i prawdziwie boski. Chrystus bowiem łączy w sobie Bóstwo i człowieczeństwo,
a w tym człowieczeństwie składa z siebie Ojcu ofiarę i przez ręce kapłana chce
połączyć ludzi z sobą w jedno Mistyczne Ciało, aby je wprowadzić jako jedną
świętą rodzinę na łono Ojca.
Jakże tedy nieskończenie wielkie miłosierdzie okazuje Bóg w kapłaństwie
samemu kapłanowi i wiernym!
Przede wszystkim Zbawiciel z miłosierdzia swego ustanowił ten
sakrament. Posiadając w sobie wszelką władzę i potęgę jako Bóg – Człowiek
(Mt. 28, 18), był najwyższym Arcykapłanem i przekazał władzę kapłańską
Apostołom jako swoim zastępcom, aby przez nich być zawsze obecnym między
ludźmi. Dlatego św. Paweł mówi do biskupów: „Miejcie tedy pieczę o siebie
samych i o całą owczarnię, nad którą was Duch Św. ustanowił biskupami,
abyście kierowali Kościołem Bożym, własną krwią nabytym” (Dz. Ap. 20, 28).
Następnie tenże Zbawiciel powołuje ludzi do tego urzędu, nie dla ich
zasług, lecz jedynie z miłosierdzia swego: „Ale gdy okazała się dobroć i
łaskawość Boga, Zbawiciela naszego, zbawił on nas nie dla uczynków
sprawiedliwych, które dokonaliśmy, ale z miłosierdzia swego przez obmycie
odrodzenia i odnowienia w Duchu św.” (Tyt. 3, 5). Sam to w mowie
pożegnalnej uroczyście stwierdza: „Nie wyście mnie wybrali, ale ja was
wybrałem i ustanowiłem was, abyście poszli i owoc przynieśli, i żeby owoc wasz
trwał” (J. 15, 16). Podobnie jak w Starym Testamencie Bóg wybierał i
powoływał Proroków, tak i teraz wybiera ludzi do urzędu kapłańskiego, jak to
wyraźnie okazuje w Dziejach Ap.: „Gdy tedy sprawowali służbę Pańską i
pościli, rzekł do nich Duch Św.: Odłączcie mi Szawła i Barnabę do dzieła, do
którego ich powołałem” (Dz. Ap. 13, 2). Kogo Bóg nie woła, ten niech
pozostaje z dala od ołtarza. A kto wtargnie do świątyni niepowołany, niech się
lęka, że kapłaństwo dla niego może być powodem do zguby. Przykład tego daje
nam Szymon czarnoksiężnik, który za pieniądze chciał otrzymać udział w
duchownych skarbach (Dz. Ap. 8, 9 – 24).
Miłosierdzie Boże nie tylko powołuje wybranych do kapłaństwa, ale ich
wprowadza, mianuje i zatwierdza. Dzieje się to przez wyświęcenie, które jest
istotnym sakramentem, działającym nie tylko zewnętrznie przez kładzenie rąk i
modlitwy, lecz i w głębi duszy przez wewnętrzną działalność Ducha Św., jak to
wynika ze słów liturgii. Biskup upominając kandydatów do święceń ostiariatu,
odwołuje się do miłosierdzia Bożego, które ma sprawić skuteczność ich
poczynań: „co w was Pan dokona przez miłosierdzie Swoje”. Modląc się nad
kandydatami do święceń akolitów, książę Kościoła prosi przede wszystkim
miłosierdzie Boże o łaski: „co wam Pan udzieli przez miłosierdzie Swoje”.
Błagając o czystość dla diakona, biskup prosi o szczególniejszą tę łaskę u
179
miłosierdzia Bożego. A przemawiając do kapłanów po udzieleniu im święceń
zastępca Chrystusa prosi Boga, by udzielił im szczególniejszej łaski przez
miłosierdzie swoje. W czasie konsekracji biskupa, zaraz po namaszczeniu głowy
jego krzyżmem, konsekrator rzewnie błaga miłosierdzie Boże o pomnożenie
łaski nad wybranym przez ten przymiot Boży. Podobnie konsekrowany w
pokomunii poleca się miłosierdziu Bożemu (Por. „Pontificale”, 21 nn).
Miłosierdzie Boże kształci kapłanów wewnętrznie i kieruje nimi w
spełnianiu świętych czynności, nadaje ich słowom cudowną moc nad sercami
ludzkimi, oświeca ich i pobudza do świętości. Z jakiejkolwiek strony
zapatrywać się będziemy na kapłaństwo, zewsząd widzieć będziemy działanie
nieskończonego miłosierdzia Bożego. Chrystus wykonywał swój urząd kapłana
z niewymownym miłosierdziem względem wszystkich. On też chciał, by
widzialni jego zastępcy w tym urzędzie ze szczególniejszym miłosierdziem
sprawowali swe czynności. Dlatego Kościół, zarówno w stałych jak i
ruchomych częściach Mszy św., wkłada w usta kapłana wielokrotnie wezwania
do miłosierdzia Bożego. „Okaż nam, Panie, miłosierdzie swoje” — woła kapłan
pokornie pochylony u stóp Ołtarza po spowiedzi powszechnej. „Niechaj zstąpi
na nas miłosierdzie twoje” — powtarza przy okadzaniu ołtarza. „Nam także
sługom swoim w wielkości miłosierdzia twego ufającym” — mówi w kanonie
zaraz po konsekracji, a po „Pater noster” — uprzytamnia sobie, że tylko przez
miłosierdzie Boże może być uwolniony od grzechu. Przed Komunią św. zaś,
trzymając Hostię w ręku, błaga o pokój i zmiłowanie tylko dzięki ufności w
miłosierdzie Boże.
W sprawowaniu innych sakramentów św. i sakramentaliów Kościół
poleca wciąż odwoływać się do miłosierdzia Bożego, a przede wszystkim na
spowiedzi przypomina, że przez usta kapłana przy rozgrzeszaniu zlewa się
większa moc miłosierna Boga na duszę, niż przy stworzeniu, albowiem, jak
mówi św. Augustyn, łatwiej jest coś stworzyć, niż grzesznika, który jest niżej
nicości, podnieść do stanu łaski. (Trakt. 71, 72).
3. Przygotowanie do sakramentu małżeństwa
„Małżeństwo jest wielką tajemnicą w Chrystusie i Kościele” (Ef. 5, 32),
której niestety ogół wiernych należycie nie rozumie i mało lub wcale do niego
się nie przygotowuje. Dlatego przy zapisywaniu zapowiedzi należy
nowożeńców pouczyć o tym sakramencie, oraz przy egzaminie przedślubnym
lub w innym stosownym czasie przed ślubem, przynajmniej poważnie
porozmawiać z nimi na ten temat. W ten sposób, choć w przybliżeniu,
przygotujemy nowożeńców do małżeństwa, czego żąda od duszpasterzy Pius XI
w Encyklice „Casti connubii” z dnia 31 grudnia 1930 r.
180
Nauka przedślubna
Zawarcie małżeństwa jest dla oblubieńców chrześcijańskich chwilą
bardzo uroczystą i wielką. Nie tylko bowiem stawiają tu oni na jedną kartę
swoją przyszłość, nadzieję i cały skarb szczęścia doczesnego, ale nadto
przyjmują wielki Sakrament, na którym opiera się wiara, w którym jest rękojmia
triumfu Ewangelii i krzyża, a tym samym — Chrystusa i Kościoła. Toteż
nowożeńcy mają należycie przygotować się do małżeństwa, by patrzeć nań nie
tylko jako na pewną umowę prywatną wspólnego pożycia, lecz jako na kontrakt
o charakterze religijnym i społecznym, jako na kolebkę, gdzie mają
wychowywać się członkowie społeczeństwa i obywatele państwa: jako na
miejsce, gdzie rodzą się i wychowują Chrystusowi wyznawcy, członkowie jego
Ciała Mistycznego i obywatele nieba; wreszcie — jako na wielki sakrament
miłosierdzia Bożego, jak mówi św. Paweł: „Tajemnica to wielka jest, a ja
mówię w Chrystusie i w Kościele” (Ef. 5, 32).
A. Natura i cele małżeństwa
Małżeństwo chrześcijańskie jest instytucją zarówno religijną, jak i
społeczną, dlatego jest też i trwałe czyli nierozerwalne.
a) Małżeństwo jest instytucją religijną
Zadaniem religii chrześcijańskiej jest podniesienie ludzi do stanu
nadprzyrodzonego, względnie odrodzenie ich i uświęcenie, aby usunąć ze świata
panowanie fałszu, ciemności i zbrodni. Religia chrześcijańska jest walką krzyża
z potęgami zła; jest to obóz synów światłości, którzy pod sztandarem Chrystusa
z orężem miłości i prawdy idą do walki z wrogami prawdziwego postępu i
szczęścia ludzkiego. „Ogień przyszedłem rzucić na ziemię, a czegoż chcę, jeno
aby zapłonął” (Łk. 12, 49). A kto będzie zapalał ogień w sercach młodych
chrześcijan? Gdzie będą kształcić się przyszli żołnierze Chrystusa? W jakiej
szkole będą się przygotowywać do walki z mocami piekła? W rodzinie
chrześcijańskiej; a małżeństwo ma być kolebką, w której się wychowują
przyszli zapaśnicy krzyża. Małżeństwo w tym znaczeniu pojęte jest prawdziwą
rolą ewangeliczną, na której zdrowych sokach wiary i cnoty karmią się nowe
latorośle Chrystusowej winnicy; jest Bramą Syjońską, z której wychodzą na
arenę życia nowi zapaśnicy sprawy Bożej, prze znaczeni prowadzić ród synów
Bożych na ziemi aż do szczęśliwej wieczności.
181
Jeżeli małżonkowie należycie rozumieją swoje zadania pod względem
religijnym, wówczas gniazdo rodzinne staje się ogniskiem cnoty, szkołą
obyczajów, stróżem moralności i katedrą świętych. Nad taką rodziną, jak nad
stajenką betlejemską unoszą się chóry Aniołów ze śpiewem: „Chwała na
wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Łk. 2, 14). Jeżeli
jednak małżonkowie rozminą się z myślą Bożą i nie czują w sobie swej wielkiej
godności i nie uważają siebie jako sprzymierzeńców krzyża, nie spełniają
swoich obowiązków względem religii, wówczas następują smutne czasy
zarówno dla rodziny jak i dla religii, czasy, o których mówi Prorok: „Płacząc,
płakała w nocy, a łzy jej na policzkach jej: nie masz, kto by ją pocieszył” (Jer.
Tren. 1, 2).
Czemu dziś nastąpiło bankructwo ducha? Czemu fałsz i kłamstwo
skupiają się jako chmury nad naszymi głowami? Czemu nie ma prawdziwej
cnoty świętości, a panuje powszechne zepsucie? Czemu wiara upada, a
bezbożnictwo się szerzy?… Dlatego, że małżonkowie zapomnieli o swym
wielkim zadaniu, że przestali być wychowawcami świętych, że nie prowadzą
misji w ludzkości, że zgasili w sobie wyższą myśl religijną, a zajęli się tylko
poziomymi i doczesnymi celami. Słusznie więc Apostoł nazwał małżeństwo
wielką tajemnicą, czyli wielkim sakramentem w Chrystusie i Kościele,
albowiem ono jest rękojmią triumfu ewangelii krzyża i zbawienia ludzi; ono jest
korzeniem, z którego wyrasta rajskie drzewo żywota; Arką Przymierza, która
niesie po falach pokoleń moralne skarby niebieskie. Jest to szczytna więź
ludzkości z Bogiem, mająca na celu doczesne i wieczne uszczęśliwienie.
b) Małżeństwo jest instytucją społeczną
Jeśli religia jest tak ściśle zespolona z małżeństwem, to niemniej łączy się
ono i z drugą stroną naszego życia, ze stroną doczesną i odgrywa wielką rolę
społeczną. Małżeństwo jest pierwszą komórką społeczną, na której się opiera i z
której rozwija się każde inne społeczeństwo i państwo. Społeczeństwo bowiem
jest to gmach olbrzymi, zbudowany z pojedynczych cegiełek, którymi są
rodziny. Czym się trzyma ta wspaniała budowa zwana społeczeństwem?
Miłością Ojczyzny i braterską jednością obywateli. Z tej miłości płynie
porządek i karność, poszanowanie prawa i uległość prawowitej władzy. Tylko
na tej miłości może się ostać trwała pomyślność i pokój. Usuńmy z tego gmachu
cement miłości, a wywróci się podstawa każdego prawa, porwą się więzy
karności i posłuszeństwa, nastąpi chaos i rozluźnienie, a budynek społeczny
zamieni się rychło w ruinę, obryzganą krwią i łzami obywateli, albo w wielki
obóz niewolników, jak tego dowodzą przykłady z historii ludzkości.
Jeżeli tajemnica szczęścia społecznego polega na miłości, zgodzie i
obywatelskiej cnocie, to gdzież może naród zasilić się tymi zasobami? Źródłem
182
tych cnót będzie rodzina, a jej kolebką — małżeństwo. Tu jest szkoła życia
towarzyskiego, tu człowiek zawiązuje pierwsze ogniwa cnót społecznych, a
przede wszystkim miłości; tu uczy się porządku, posłuszeństwa, poszanowania
władzy i zależności, braterstwa i równości; słowem tu nabywa w zawiązku te
wszystkie sprawności, które potem rozwijają się przy pomocy wychowania.
Troska o potrzeby rodziny pobudza jej członków do pilności, oszczędności i
pracy; rodzina przechowuje również duchowy dorobek, albowiem moralność,
patriotyzm i zwyczaje nie znikają ze śmiercią rodziców, lecz przechodzą na
dzieci; wśród nich się rozwijają i żyją, by przeniknąć potem do następnych
pokoleń. W rodzinie przechowuje się nauka i najniezbędniejsze wiadomości do
życia, zaczerpnięte z doświadczeń przodków.
Mimo swego charakteru zachowawczego rodzina jest bodźcem postępu.
Prawdziwy postęp polega na urzeczywistnieniu ideałów sprawiedliwości,
miłości, równości i braterstwa. Te zaś ideały wypływają z rodziny, w niej się
przechowują i w niej najpierw się realizują, by następnie przenikać i zrealizować
się w innych, mniejszych lub większych społeczeństwach. Do szczytu
szczęśliwości dojdzie ludzkość wówczas, gdy ludzie utworzą jedną wielką
rodzinę, wychowaną na podstawach sprawiedliwości, miłości, braterstwa i
równości. Stąd wynika, że małżeństwo jako kolebka rodziny, jest podstawą
społecznego budynku, podstawą szczęścia, pokoju i potęgi narodu, jest szkołą,
w której uczą się i wychowują nowe pokolenia — zdrowi, dobrzy, moralni i
karni członkowie społeczeństwa.
Dlatego zawsze i wszędzie małżeństwo miało charakter społeczny. U
wszystkich — nawet najdzikszych narodów — odbywało się ono publicznie
wobec świadków z pewnymi ceremoniami. Tym bardziej w Kościele katolickim
małżeństwo ma charakter społeczny, a do jego ważności trzeba zgody
małżonków, wyrażonej publicznie wobec proboszcza i przynajmniej dwóch
świadków, przez wypowiedzenie słów przysięgi kościelnej: „Ja, N. biorę ciebie
N. za małżonkę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię
nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w
Trójcy Jedyny, i wszyscy święci”.
Jakże tedy wielkie i zaszczytne jest zadanie małżonków! Jak wielką i
szlachetną durną napawa ich piękny tytuł sprzymierzeńców religii i
depozytariuszy dobra społecznego! Z tego tytułu małżeństwo jest pewnego
rodzaju kapłaństwem, a małżonkowie występują tu z wieńcami na głowie
(szczególnie oblubienica z wieńcem białym na skroniach, jako kapłanka ogniska
rodzinnego) i stają w majestatycznym szeregu patriarchów i wychowawców
społecznych.
Aby małżonkowie mogli sprostać tak wielkiemu zadaniu, winni się
opierać nie na własnych siłach, nie na osobistym tylko rozumie, doświadczeniu i
pracy, lecz mają budować przyszłość swoją na przymierzu z Bogiem, na ufności
w Jego miłosierdzie. Tylko wówczas ta przyszłość stać będzie jak ów dom na
183
opoce wzniesiony, o którym mówi Zbawiciel, że go ani powodzie, ani burze nie
zniszczą. Dlatego istotną cechą małżeństwa chrześcijańskiego jest jego świętość
i nierozerwalność, czyli trwałość aż do śmierci.
c) Świętość małżeństwa
Historia podaje, że prawie u wszystkich ludów małżeństwo miało
charakter święty, powstawało pod szczególniejszą opieką bóstwa i było
związane ze specjalnymi ceremoniami. Tę świętość podkreślają starożytne
księgi żydowskie, a u dawnych Greków i Rzymian małżeństwu towarzyszyły
modlitwy, śpiewy i różne obrzędy religijne. W Atenach, przy ślubach
małżeńskich, składano ofiary Dianie, a Platon uważał za nieprawy związek
małżeński taki, któremu nie towarzyszyły modlitwy. W Rzymie małżeństwa
odbywały się przy udziale kapłanów i złożeniu ofiar Junonie, która miała
obdarzać nowożeńców błogosławieństwem.
Powszechna łączność religii z aktem małżeństwa nie może być
przypadkowa, lecz tkwi w samej istocie tego związku, który nawet u pogan miał
zawsze charakter święty. Stąd będzie chyba rzeczą zbyteczną dowodzić
świętości tego związku chrześcijan, u których sam Bóg jest Twórcą i
Prawodawcą małżeństwa. Wystarczy wspomnieć, że Chrystus Pan rozpoczął
swoją publiczną działalność od uświęcenia godów małżeńskich w Kanie
Galilejskiej, a w naukach swoich stwierdza swoją nieomylną powagą, że nie
ludzie, ale Bóg łączy małżonków i zastrzega sobie szczególniejsze prawa do
tego związku: „Czyż nie czytaliście — powiada — że ten, który stworzył
człowieka na początku, mężczyznę i niewiastę stworzył ich (Rodz. 1, 27) i rzekł:
Dlatego o puści człowiek ojca i matkę i złączy się z żoną swoją, i będą dwoje w
jednym ciele” (Mt. 19, 4 – 6).
Nadto Pan Jezus nie pozostawia małżeństwa na poziomie naturalnej
świętości, lecz podnosi je do nadprzyrodzonego porządku i czyni jednym z
siedmiu sakramentów, z przyjęciem którego związane jest udzielenie
szczególniejszych łask. Przez podniesienie małżeństwa do godności sakramentu
Zbawiciel okazał swe wielkie miłosierdzie zarówno samym małżonkom i ich
potomstwu, jak też społeczeństwu, państwu i całej ludzkości. Pożycie wspólne
małżonków jest źródłem wielu radości, ale zarazem wymaga licznych ustępstw
wzajemnych, wyrzeczeń i ofiar: nie same róże ścielą się pod ich stopami, ale
często bardzo liczne ciernie. Otóż miłosierdzie Boże w tym sakramencie u
dzieła dużo łask odpowiednich do mężnego kroczenia po tej drodze ciernistej,
przekształcając miłość przyrodzoną małżonków w miłość nadprzyrodzoną, która
jak mówi Apostoł: „cierpliwa jest, łaskawa jest, nie zazdrości, nie działa
obłudnie, nie nadyma się, nie łaknie czci, nie szuka swego, nie wpada w gniew,
184
nie pamięta urazy, nie cieszy się z niesprawiedliwości, ale współweseli się z
prawdy” (I Kor. 13, 4 – 6).
Jeszcze większym miłosierdziem jest przywrócenie nierozerwalności
małżeństwa sakramentalnego dla dzieci, które od początku swego życia aż do
zupełnej dojrzałości potrzebują troskliwej opieki ojca i matki, bez której trzeba
by cudu, by charaktery młodego pokolenia nie uległy wykoszlawieniu, jeżeli nie
zupełnemu zboczeniu. Niemniej nadanie małżeństwu sakramentalnej godności
jest wielkim miłosierdziem Boga dla społeczeństwa, państwa i całej ludzkości.
Społeczeństwo bowiem i państwo opierają swe istnienie na rodzinie, której
pomyślność jest ich pomyślnością. Społeczeństwo potrzebuje zdrowych
członków, a państwo dzielnych obywateli o silnych charakterach, których
należyte wychowanie możliwe jest tylko w nierozerwalnym sakramentalnym
małżeństwie. Gdyby wszystkie narody oparły się na świętości małżeństwa,
wychowałyby pokolenia ludzi sprawiedliwych, cieszących się prawdziwym
pokojem Chrystusa.
Łask sakramentalnych małżeństwa nie otrzymują ci, którzy są w grzechu
śmiertelnym i nie mają łaski uświęcającej. Dlatego przed zawarciem małżeństwa
należy odbyć spowiedź. Najlepiej przy pierwszej zapowiedzi wyspowiadać się z
całego życia, a w dniu ślubu lub w przeddzień wyspowiadać się po raz drugi, by
na ślubie przyjąć Komunię św. Zaleca się brać ślub podczas Mszy św. z
osobnym błogosławieństwem.
d) Nierozerwalność małżeństwa
Trwałość czyli nierozerwalność jest drugą istotną cechą małżeństwa.
Miłość jest czynnikiem decydującym o zawarciu małżeństwa: ona to budzi do
nowego życia nieznane dążenia i uczucia, a w swoim czystym, pełnym
rozkwicie pobudza do szukania nie siebie, lecz dobra umiłowanej osoby. Z tego
względu miłość prawdziwa nie zna granic, przestrzeni i czasu i nosi na sobie
cechę wieczności. „Miłość nigdy nie ustaje, chociaż proroctwa się skończą,
choć zniknie dar języków, choć przeminie wiedza” (I Kor. 13, 8). Obok tego z
duszy płynącego uczucia występuje instynkt zmysłowy, który pod łagodnym a
stanowczym kierownictwem woli staje się sprzymierzeńcem miłości; bez niej
zaś byłby tylko potęgą niszczącą i deprawującą. Tu więc ciało i duch razem
współdziałają, a ten ostatni podnosi, uszlachetnia i reguluje uczucia zmysłowe
nadając im również cechę trwałości.
Nierozerwalność małżeństwa wypływa więc z natury rzeczy, samorzutnie
budzi się w świadomości osób wzajemnie szczerze się kochających, bez
względu na ich wykształcenie, stanowisko i majątek. Pewność trwałego związku
wzmacnia wzajemną miłość i przywiązanie, a niepewność, z natury rzeczy, nie
185
da się pogodzić z prawdziwą miłością i bywa zwykle powodem nawet
nieświadomego rozdwojenia. Dlatego Chrystus zapytany przez faryzeuszów:
„Czy godzi się człowiekowi opuścić żonę swoją”? odpowiedział: „Mąż i
niewiasta nie są dwoje, ale jedno ciało” (Rodz. 2, 24); „Co tedy Bóg złączył,
człowiek niech nie rozłącza” (Mt. 19, 6). A gdy go dalej pytali: „Czemuż tedy
Mojżesz nakazał dać żonie list rozwodowy i opuścić”? Zbawiciel od powiedział:
„Mojżesz ze względu na twarde serca wasze dozwolił wam opuszczać wasze
żony, lecz na początku nie było tak”. A następnie swą boską powagą stwierdził,
że w Nowym Testamencie to pozwolenie ustaje i małżeństwo powraca do swej
pierwotnej nierozerwalności: „A ja powiadam wam, że ktokolwiek opuściłby
żonę swoją, a pojąłby inną, dopuszcza się przeciwko niej cudzołóstwa. A jeśliby
żona opuściła swego męża i wyszła za innego, cudzołoży” (Mk 10, 11 – 12).
Z tych słów wynika, że nowy związek zawarty z kimkolwiek za życia
pierwszego małżonka, Pan Jezus napiętnował mianem cudzołóstwa. Atoli w
razie cudzołóstwa jednego małżonka, drugi może otrzymać separację przy
zachowaniu węzła małżeńskiego, jak to wynika ze słów Pana Jezusa: „A
powiadam wam, że ktokolwiek opuściłby żonę swoją, z wyjątkiem przyczyny
rozpusty, i pojął inną cudzołoży i kto by opuszczoną pojął, cudzołoży” (Mt. 19,
9). Prawosławni i protestanci z tego urywku mylnie wnioskują, jakoby Chrystus
Pan w razie rozpusty pozwolił na rozwód. Ale Pismo św. nie może zawierać w
sobie sprzeczności, która by wynikła, gdyby dopuścić w tym wypadku rozwód:
u św. Marka tak wyraźnie Chrystus to potępił.
Tak rozumieli małżeństwo Apostołowie, albowiem św. Paweł parokrotnie
podkreśla w swoich listach jego nierozerwalność: „Niewiasta zamężna, póki
mąż żyje, związana jest prawem, jeżeli zaś mąż jej umiera, wyzwolona jest od
prawa wiążącego ją z mężem. Dlatego gdyby współżyła z innym mężczyzną za
życia męża, będzie zwana cudzołożną” (Rzym. 7, 2 – 3). „Tym zaś, którzy żyją w
małżeństwie nakazuję nie ja, ale Pan, aby żona nie odłączała się od męża, a
jeśliby odeszła, ma pozostać bez męża, albo pojednać się z mężem swoim. Także
i mąż żony niech nie opuszcza” (I Kor. 7, 10 – 11). Prawo tedy boskie czyni
bezwzględnie małżeństwo chrześcijańskie nierozerwalnym i przywraca je do
pierwotnej doskonałości, związku czystej i prawdziwie dozgonnej miłości,
przekreślając zupełnie rozwód i możliwość nowego związku, a zezwalając tylko
na separację w razie konieczności.
Trwałe i nierozerwalne małżeństwo jest podstawą rodziny i należytego
wychowania dzieci, szkołą cnót i bodźcem do pracy i oszczędności. Rodzina
opiera się na prawdziwej miłości, a ta możliwa jest tylko w nierozerwalnym
małżeństwie, albowiem sama myśl o możliwości rozwodu podkopuje wzajemne
zaufanie oraz napełnia małżonków obawą o los przyszłych dzieci i trudności w
ich wychowaniu. Stąd pochodzi szerzenie się neomaltuzjanizmu w tych krajach,
gdzie rozwód jest prawnie uznany oraz fakt, że pomiędzy rozwiedzionymi
znajdują się przeważnie bezdzietni. Cierpi na tym rodzina, społeczeństwo i
186
państwo i żadne środki sztuczne nie zapobiegną powolnemu wyludnianiu się,
jak to jest obecnie w wielu krajach.
Nadto rozwód spowodowany egoizmem jednej strony pozbawia pomocy
drugą stronę wówczas, gdy ona tej pomocy najbardziej potrzebuje, np. w
chorobie, w starości, przy wychowaniu dzieci itp., a przecież jednym z celów
małżeństwa jest wzajemna pomoc małżonków. Wreszcie małżeństwo jest
kontraktem,
potwierdzonym
przysięgą.
Dopuszczając
rozerwalność,
konsekwentnie można wnioskować, że wogóle wszelką przysięgę można
złamać, nawet tę, jaką składa żołnierz na wierność Ojczyźnie. Dlatego przy
ocenianiu spraw małżeńskich trzeba mieć na względzie dobro ogólne całej
społeczności i państwa, a nie tylko małżonków.
Toteż Kościół katolicki, jako stróż prawa naturalnego i pozytywnego, bez
względu na groźby i represje panujących, bez względu na trudności wewnętrzne,
zawsze bronił nierozerwalności małżeństwa, nawet za cenę odpadnięcia wielu
od jedności z nim. Anglia odpadła z tego powodu od Kościoła, że Klemens VII
nie udzielił Henrykowi VIII rozwodu z Katarzyną Aragońską. Nie zgodził się
również Pius VII na rozwód Napoleona I z Józefiną. Nie zgodzi się i żaden inny
papież na zmianę swego stanowiska, gdyż z woli Chrystusa tylko śmierć
rozwiązuje prawy związek małżeński. „A iż cię nie opuszczę aż do śmierci” —
głoszą słowa przysięgi małżeńskiej.
Wprawdzie dozwolona jest separacja od stołu i łoża, która może być
czasowa i dozgonna oraz przeprowadzona z ważnych powodów, nawet bez
wyroku sądowego. Ale traktowana jest ona tylko jako zło konieczne, dla
uniknięcia większego zła. Separacja bowiem i rozwód pozbawia dzieci tych
warunków, w jakich one winny się wychowywać. Cnoty domowego pożycia
jak: miłość, posłuszeństwo, karność, poczucie jedności i braterstwa, nie są znane
dzieciom zarówno rozwiedzionych jak i odseparowanych rodziców. Przeciwnie,
słysząc utyskiwanie jednej strony na drugą, czując niechęć i pogardę dla nowych
opiekunów, zastępujących ojca czy matkę, stają się one od dzieciństwa
podejrzliwe, nieszczere, noszące w sobie ukryty żal do rodziców i do całego
świata. Wreszcie separacja jak i rozwody rujnują majątek dzieci, pozbawiając
ich należnego dziedzictwa lub przynajmniej znacznie je zmniejszając.
B. Obowiązki małżonków
Jeżeli zawarcie małżeństwa jest sprawą tak uroczystą i wielką ze względów
religijnych, społecznych i osobistych małżonków, to również jest ona wielką i
ze względu na obowiązki, jakie małżonkowie przyjmują względem siebie
samych, względem społeczeństwa i względem Boga.
187
1. Wzajemne obowiązki małżonków
Obowiązki wzajemne małżonków wypływają z natury małżeństwa i są
nakazane przez Boga, a są nimi: miłość, wierność, wzajemna pomoc, obrona i
utrzymanie.
a) Miłość wzajemna
Miłość cementuje i zakłada rodzinę oraz cementuje małżeństwo, które
według św. Pawła, jest symbolem zjednoczenia Chrystusa Pana z Kościołem:
„Mężowie, miłujcie żony wasze, jako i Chrystus umiłował Kościół i wydał za
samego siebie” (Ef. 5, 25). „Aby niewiasty były roztropne, czyste, rozsądne,
gospodarne, uprzejme, mężom uległe, tak żeby nie bluźniono nauce Pańskiej”
(Tyt. 2, 5).
Miłość prawdziwa wyraża się we wzajemnej czci i szacunku. Dlatego
oblubieńcy winni starać się wnieść do małżeństwa prawdziwą wartość fizyczną i
duchową, a po ślubie troszczyć się, by tej wartości nie umniejszyć, a nawet
powiększyć. W tym celu mają usuwać u siebie wszystko, co może się nie
podobać drugim, a przede wszystkim rozwijać w sobie prawdziwe wartości
duchowe i dodatnie cechy charakteru. Miłość bowiem prawdziwa ma być nie
tylko miłością cielesną, która zwykle prędko przemija, ale miłością duchową —
upodobaniem w zaletach charakteru współmałżonka i troską o pomnożenie, a
przynajmniej zachowanie tych zalet. Toteż narzeczeni mają wyrabiać w sobie
prawdziwy chrześcijański charakter, który pociąga stronę drugą i pobudza ją do
czci i ofiarności, albowiem miłość prawdziwa nie szuka siebie, lecz dobra
umiłowanej osoby, by jej złożyć całkowity dar z siebie. Duch tedy uszlachetnia i
reguluje uczucie zmysłowe i nadaje mu również cechę trwałości. Stąd też
prawdziwa miłość może być tylko w małżeństwie nierozerwalnym, a ta trwałość
i nierozerwalność budzi się samorzutnie u osób szczerze się kochających i
wzajemnie sobie oddanych.
Każdy człowiek posiada w mniejszym lub większym stopniu pewne
wady, które dadzą się zauważyć w bliższym obcowaniu u osób najbardziej
umiłowanych. Otóż dla miłości współmałżonka trzeba się starać spostrzeżone u
niego wady jak najcierpliwiej znosić, gdyż tylko wówczas miłość pogłębia się i
wzrasta, a zazębiając się o tajemnice życia płciowego, staje się trwałą i
przekształca się w dozgonną i nierozerwalną przyjaźń. Toteż na rozmaite
drobiazgi i przyzwyczajenia oraz wady jednej strony, druga winna odpowiadać
uprzejmością, grzecznością i wyrozumiałością: „Z wszelką pokorą i łagodnością
znosząc jedni drugich w miłości, starając się zachować jedność ducha, złączeni
węzłem pokoju” (Ef. 4, 2). „A bądźcie jedni dla drugich łaskawi, miłosierni,
188
przebaczający sobie nawzajem, jako i Bóg przebaczył wam w Chrystusie” (Ef. 4,
32). Nieporozumienia przeważnie powstają z bardzo błahych powodów, a zgoda
i pogłębienie miłości opiera się na cieniutkich niteczkach drobnych przeżyć
codziennych.
Miłość wymaga obecności osoby ukochanej, dlatego małżonkowie winni
mieszkać razem, czyli żona winna zamieszkać w mieszkaniu męża. W razie
różnicy zdań w wyborze mieszkania, żona ma iść za wolą męża, który z natury
rzeczy nadaje rodzinie zewnętrzny ton i kierunek. W rodzinie, jak w każdym
społeczeństwie, potrzebny jest pewien autorytet, który z woli Boga przysługuje
mężowi: „Mąż jest głową żony, jak Chrystus jest głową Kościoła… A jako
Kościół jest poddany Chrystusowi, tak też żony mężom swym we wszystkim mają
być poddane” (Ef. 5, 23 – 24). Nie znaczy to jednak, by mąż był absolutnym
zwierzchnikiem żony, jak to było u pogan i jest jeszcze u mahometan, lecz tylko
jako pierwszy, kochający towarzysz, równy we wszystkim swej dozgonnej
towarzyszce, którą ma się opiekować, ale nie krzywdzić.
b) Wierność małżeńska
Wierność małżeńska polega na tym, że małżonkowie mogą mieć tylko ze
sobą stosunki. Wierność wypływa z prawa natury, albo wiem na świecie liczba
kobiet i mężczyzn jest prawie równa. Wierność obdarza małżonków równymi
prawami i pogłębia ich wzajemną miłość. Przez sakrament małżeństwa i
stosunek cielesny małżonkowie stają się jednym ciałem, do którego każdy ma
jednakowe, wyłączne prawo: „A tak już nie są dwoje, ale jedno ciało” (Mt. 19,
6). W dniu tedy ślubu wszystko staje się wspólną własnością małżonków: serce,
ciało, życie, stół, dach, troski, nadzieje, radości, smutki, straty, zyski itp. Żona
zrzeka się nawet swego nazwiska panieńskiego, a przybiera nazwisko męża, do
którego odtąd wyłącznie jak i on do niej należy.
Stosunek małżeński po ślubie staje się nie tylko rzeczą dozwoloną i
godziwą, ale nawet szlachetną i godną pochwały, a małżonkowie nie tylko mają
prawo do tego stosunku, ale i do tych poczynań, które ten akt przygotowują albo
go uzupełniają. Nadto mają prawo i poza stosunkiem okazywać sobie wzajemny
pociąg przez objawy czułości, byle tylko nie przedstawiały one bliskiego
niebezpieczeństwa niewstrzemięźliwości czyli, by nie nastąpiło pod ich
wpływem całkowite zadowolenie płciowe. To samo można powiedzieć o
wyobrażeniach, pragnieniach i myślach małżonków, których przedmiotem są w
małżeństwie zbliżenia, choćby pod ich wpływem nastąpiło mimowolne
zadowolenie całkowite.
Prawo do stosunku małżeńskiego przysługuje jednakowo obu stronom, z
których każda winna się zgodzić nań, jeżeli tego wymaga strona druga, chyba,
189
że jest poważna i racjonalna przyczyna odmowy, o której stronę drugą należy
powiadomić, np. ciężka choroba, niebezpieczeństwo zgorszenia itp. Mogą
również małżonkowie za obopólną zgodą zachować pod tym względem
wstrzemięźliwość, na której zawsze zyskuje dusza i ciało. Wszakże należy się w
tym wypadku wystrzegać zadowolenia zmysłów w sposób nieprawy przez
którąkolwiek stronę i dlatego małżonkowie mają pamiętać o przestrodze św.
Pawła: „Nie odmawiajcie jedno drugiemu, chyba za obopólną zgodą na pewien
czas, aby się oddać modlitwie, a potem znowu wracajcie do tego samego, aby
nie kusił was szatan dla niewstrzemięźliwości waszej” (I Kor. 7, 5).
Wreszcie małżonkowie muszą wiedzieć, że tam, gdzie ciało ma prawo do
normalnego używania, duch winien nad nim górować. Ciało bowiem nie
stanowi przedmiotu pełnej i doskonałej miłości, ani też nie jest jej głównym
wykładnikiem. Stąd też i używanie cielesne nie powinno szkodzić miłości, ale
pogłębić, co następuje wówczas, jeżeli w tych rzeczach sekretnych
małżonkowie zachowują stosowną dla chrześcijan delikatność. Współmałżonek
bowiem nie mógłby szczerze kochać tego, kogo nie może uszanować, widząc
brak delikatności w poczynaniach odnośnie nawet rzeczy dozwolonych.
Występki przeciwko wierności małżeńskiej należą do grzechów
podwójnie ciężkich (przeciwko czystości i sprawiedliwości) i obejmują nie tylko
czyny, lecz i akty wewnętrzne, jak np. pragnienia, wyobrażenia, myśli z
upodobaniem oraz radość z przypomnienia występków zakazanych 6 i 9
przykazaniem. Mówi o tym wyraźnie Pan Jezus: „A ja powiadam wam, że
każdy, który patrzy na niewiastę, aby jej pożądał, już ją zcudzołożył w sercu
swoim” (Mt. 5, 28). Dlatego małżonkowie mają się wystrzegać wszelkiej okazji
bliskiej do grzechu, a spostrzeżoną, winni usuwać zarówno od siebie, jak i od
strony drugiej. W tym celu w miarę możności, mają przebywać zawsze razem,
szczególnie razem mają udawać się w gościnę i podróż, na przechadzkę lub
zabawę. To przestawianie razem nie powinno nastręczać żadnemu z
współmałżonków nawet cienia nieufności i podejrzliwości, a wynikać raczej z
prawdziwej miłości i chęci współobcowania. Przy tym oboje mają unikać
nieuzasadnionego posądzania i zwalczać w sobie zazdrość, która często jest
przyczyną bezpodstawnych skarg, wzajemnych wymówek, a nieraz i bardzo
wielkich nieporozumień.
c) Wzajemna pomoc
Wzajemna pomoc jest jednym z celów małżeństwa i dotyczy zarówno
rzeczy doczesnych jak i wiecznych. Do tej pomocy zobowiązuje małżonków
Pismo św.: „Podobnie i mężowie w rozumnym współżyciu ze słabszą naturą
niewieścią, okazujcie im cześć, jako współdziedziczącym łaskę żywota, aby nic
nie przeszkadzało modlitwom waszym” (I P. 3, 7). Wypływa ona również z
190
natury samego związku małżeńskiego, albowiem mężczyzna potrzebuje rady i
pomocy, a niewiasta — opieki. Charakter mężczyzny, więcej surowy, uzupełnia
się potencjałem uczuciowym kobiety. Tak jest przez całe życie, a szczególnie
potrzeba wzajemnej pomocy występuje w starości, kiedy nieraz jeden z
współmałżonków staje się niedołężny. Wówczas drugi ma obowiązek troszczyć
się o utrzymanie, opiekę i obronę swego dozgonnego towarzysza.
Wzajemna pomoc małżonków dotyczy również i spraw duchowych. Jeden
winien poczuwać się do współodpowiedzialności za postępowanie drugiego.
Szczególnie żona z natury bardziej delikatna i subtelna może okazać dużą
pomoc mężowi. W tym celu ma ona wspólnie — w miarę możności —
odmawiać z mężem poranny i wieczorny pacierz, razem uczęszczać na Mszę
św. i przystępować do sakramentów św., a szczególnie do komunii św., do
której stosunki małżeńskie nie stanowią żadnej przeszkody.
Apostolstwo żony względem męża staje się tym trudniejsze, im bardziej
on jest obojętny w rzeczach wiary. Zdarzyć się może nawet, że mąż jest wręcz
niewierzący i wówczas zadanie żony pod względem apostolstwa staje się bardzo
skomplikowane. Winna ona wówczas nie tyle mówić z nim o Bogu, ile raczej z
Bogiem o nim, modląc się zań i oddziaływując dobrym przykładem,
samozaparciem się i ofiarnością. Ma ona pokazać na sobie jak dodatnio wpływa
religia na urobienie cnotliwego charakteru, jak w niej odbija się promień bożego
światła, jak się rozszerza w jej duszy Królestwo Boże, które pragnie zaszczepić
również w duszy męża. Wzorem pod tym względem może być św. Monika,
która doradziła wszystkim swym przyjaciółkom „metodę słodyczy, sekret
milczenia i wyrzeczenia się, jakie stosowała wobec pogańskiego męża
Patrycego”. (Wyznania św. Augustyna, 9, 9).
Apostolstwo męża względem żony winno iść również po linii dobroci i
osobistego przykładu, albowiem słowa uczą, ale przykład pociąga. W tym
wypadku prawdziwa miłość małżeńska może łatwo spowodować i miłość Boga,
jeżeli małżonek jest nią głęboko przejęty, jak tego mamy liczne przykłady z
pierwszych wieków chrześcijaństwa. Niewiasta ze względu na swe usposobienie
i charakter jest raczej kapłanką domu, a jej sprawy osobiste ma załatwiać mąż,
otaczając swą słabszą współtowarzyszkę opieką i udzielając jej należytej
obrony. W starodawnym polskim prawie zwyczajowym można znaleźć liczne
przykłady kar, wymierzanych mężowi, który nie udzielał obrony żonie, a nawet
krzywdził ją. Tak w księgach grodzkich Wsi Krowodzie, z 1530 roku, sąd
nałożył karę na niejakiego Jakuba Dziurę za niewłaściwe obchodzenie się z żoną
(Helcel, 6, 1). W razie zbyt surowego postępowania współmałżonka, druga
strona winna zachować milczenie, cierpliwość, łaskawość i uprzejmość, czym
spowoduje zatamowanie gniewu i spokój: „Odpowiedź uprzejma uśmierza
gniew, a mowa przykra pobudza do zawziętości” (Przyp. 15, 1). W pożyciu
małżeńskim potrzeba obustronnej ofiary i poświęcenia się, bez czego nie może
być mowy o pokoju i zgodzie domowej.
191
2) Obowiązki społeczne małżonków
Obowiązki małżeńskie względem społeczeństwa dotyczą głównie
podstawowej społeczności — rodziny, którą stanowią oni sami z dziećmi,
rodzicami (teściami i świekrami) i służbą.
a) Wychowanie fizyczne dzieci
Wychowanie dzieci jest pierwszym celem małżeństwa, wyznaczonym
małżonkom przez Stwórcę: „Rośnijcie i mnóżcie się i napełniajcie ziemię, a
czyńcie ją sobie poddaną” (Rodz. 1, 28). Dlatego i obowiązki małżonków
względem dzieci należą do największych obowiązków, które rozpoczynają się
nie tylko przy urodzeniu dziecka, ale zaraz po ślubie. Prawdziwa bowiem miłość
małżonków jest tylko środkiem do wydania owocu, który dopiero uświęca akt
twórczy i sankcjonuje towarzyszącą mu rozkosz zmysłową. Ten owoc miłości
winien być również i przedmiotem miłości małżonków od pierwszego ze sobą
obcowania, przedmiotem ich zabiegów i trosk szczególniejszych, by biorąc
udział w akcie twórczym Boga, nie wykoszlawiać jego planów, lecz tylko
współdziałać z jego życiodajną mocą.
Nie można stwarzać nowego życia i mnożyć członków rodziny bez
przysporzenia sobie wielu nowych, nieraz bardzo dotkliwych ciężarów. Dlatego
Najmiłosierniejszy Stwórca połączył spełnienie aktu małżeńskiego z wielkim
zadowoleniem zmysłów i upodobaniem duchowym, równoważnym ciężarom
zobowiązań. Ale kto przyjmuje tylko zadowolenie płciowe przy akcie
rozrodczym, a stara się usunąć odpowiedzialność normalnie zeń wynikającą, ten
gwałci prawo natury i wykoszlawia odwieczne plany Boże. Jak koniecznym
przy utrzymaniu się przy życiu akcie jedzenia, przyjemność smaku nie jest
rzeczą zdrożną, a stanie się taką, jeżeli będzie wyłącznym celem jedzenia, tak
akt małżeński, o ile jest skierowany jedynie do zadowolenia zmysłów z
wykluczeniem normalnego wyniku (jakim jest powołanie do życia dziecka),
staje się grzechem ciężkim.
Tymczasem dziś ludzie szukają w akcie małżeńskim przeważnie tylko
rozkoszy cielesnej, a unikając naturalnego skutku, pragną wyżywać się płciowo,
chroniąc się od ciężaru potomstwa. Przy tym czynią to głównie z trzech
powodów: albo że przyszłe dziecko zagraża zdrowiu względnie życiu matki,
albo z powodu trudnych warunków majątkowych i braku środków do
wyżywienia i wychowania dzieci, albo wreszcie dlatego, że dziecko z rodziców
chorobliwie obciążonych byłoby ciężarem dla społeczeństwa i stałoby się
rozsadnikiem degeneracji w zdrowej rasie narodów. W tym celu stosuje się
192
rozmaite środki zapobiegawcze, okaleczenie siebie albo wręcz sztuczne
poronienie.
Otóż prawo Boże najwyraźniej piętnuje wszystkie wymienione sposoby
zapobiegawcze jako bardzo ciężkie przewinienia, a poronienie czy przerywanie
ciąży w jakimkolwiek okresie, utożsamia z zabójstwem niewinnego człowieka.
Kościół nadto karze zabieg poronienia surową karą ekskomuniki kościelnej,
zarezerwowanej biskupowi, czyli że od tego grzechu może rozgrzeszyć tylko
biskup lub specjalnie upoważniony przez niego kapłan. W tę ekskomunikę
wpadają zarówno sprawcy zabiegu (lekarz, akuszerka) jak i kobieta ciężarna z
mężem, o ile on ku temu ją nakłania albo przynajmniej zezwala, a mężczyźni
zaciągają nadto odpowiedzialność z wadliwości występku.
Statystyka podaje, że najzdolniejsi i najdoskonalsi ludzie wychowują się
przeważnie w licznych rodzinach. Lessing był 13 dzieckiem u rodziców,
Beniamin Franklin — 17, św. Teresa Z Lisieux — 9, św. Katarzyna Sieneńska
— 25, św. Ignacy Loyola — 10, św. Tomasz z Akwinu — 5,… Iluż więc
sławnych ludzi, wynalazców, filozofów, bohaterów i świętych traci naród przy
zapobieganiu urodzinom.
Sztuczne poronienia lub zapobiegania są bardzo szkodliwe dla zdrowia —
według zdania poważnych lekarzy — powodują u małżonków zaburzenia
systemu nerwowego i rozmaite związane z tym choroby jak neurastenię,
migrenę, mdłość, dychawicę, bicie serca, drżenie itp. Jedynym środkiem
dozwolonym ograniczenia w potrzebie i regulacji urodzin jest wstrzemięźliwość
płciowa, która może być stała, czasowa i okresowa. Wstrzemięźliwość stała w
małżeństwie nie jest wzbroniona, a nawet może być cechą wyższej cnoty, o ile
oboje małżonkowie na to dobrowolnie się zgadzają i kierują się w tym jakąś
wyższą pobudką, np. by się lepiej podobać Panu Bogu. Taką wstrzemięźliwość
praktykowali niektórzy święci (nie mówiąc już o Najśw. Marii Pannie i św.
Józefie), jak np. błogosławiona Kinga i Bolesław Wstydliwy, błogosławiona
Salomea i Koloman itp. Wstrzemięźliwość czasowa również jest dozwolona za
obopólną zgodą małżonków dla jakichkolwiek celów lub z konieczności, gdy
jeden z nich jest chory lub nieobecny. Wstrzemięźliwość okresowa polega na
korzystaniu z praw małżeńskich w pewnym tylko czasie, który jest niekorzystny
dla zapłodnienia (Kalendarz małżeński).
Apostoł Paweł poleca małżonkom, aby za wzajemną zgodą wstrzymywali
się od czasu do czasu od korzystania z praw małżeńskich, aby się lepiej
poświęcić modlitwie (I Kor. 7, 5). Gorliwi chrześcijanie przestrzegają tej rady w
czasie Wielkiego Postu i najwyższych świąt kościelnych oraz w dniu Komunii
św., ale to nie jest nakazane. Inni małżonkowie obcują z sobą o tyle, o ile chcą
mieć dzieci. Skoro stwierdzą, że żona jest brzemienną, powstrzymują się od
stosunków. Takim małżeństwem byli Sara i Tobiasz, który po ślubie modlił się
do Boga w te słowa; „A teraz, Panie, ty wiesz, że nie dla lubieżności biorę
siostrę moją za żonę, ale tylko dla miłości potomstwa, w którym by było
193
błogosławione imię twoje na wieki” (Tob. 8, 9). Również Sara w podobny
sposób modliła się do Boga: „Ty wiesz, Panie, żem nigdy nie pożądała męża i
czystą zachowałam duszę moją od wszelkiej pożądliwości… A męża z bojaźnią
twoją, a nie dla pożądliwości mojej pozwoliłam pojąć” (Tob. 3, 15 i 18). Taka
wstrzemięźliwość jest cnotą zasługującą na pochwałę i sprowadzającą
błogosławieństwo Boże na małżonków i ich dzieci, ale nie jest nikomu
nakazana.
Umiarkowanie z korzystania praw małżeńskich uszlachetnia miłość
małżonków i wyrabia między nimi stosunek, jaki winien zachodzić pomiędzy
dziećmi Bożymi: „Bośmy synowie świętych i nie wolno się nam łączyć, jako
narody, które nie znają Boga” (Tob. 8, 5). A przede wszystkim umiarkowanie
małżonków wpływa dodatnio na zdrowie przyszłych dzieci, na ich usposobienie
i charakter moralny, który w dużym stopniu zależy od przymiotów rodziców.
Dlatego narzeczeni i małżonkowie mają obowiązek usilnie zwalczać w sobie
gniew, nienawiść, nieczystość, swarliwość i inne namiętności, a przede
wszystkim mają unikać trunków (wódki, araku, likieru itp.), które w
najwyższym stopniu szkodzą potomstwu. Lekarze stwierdzają wielkie
zaburzenie u dzieci, których rodzice przy poczęciu używali alkoholu albo
których matka piła trunki w czasie ciąży lub karmienia. Doświadczenie i
statystyka wykazuje, że większa część dzieci idiotów, ułomnych, ślepych i
głuchych, są kalekami z winy rodziców, pijących w tym czasie trunki.
Nadto w czasie ciąży matka ma unikać ciężkiej pracy, wstrząsów
nerwowych, smutku, gniewu, kłótni i wszelkiego rodzaju grzechów, natomiast
winna się ćwiczyć w cierpliwości i łagodności oraz gorąco modlić się za siebie i
swe dziecko, a przed połogiem wyspowiadać się i przyjąć Komunię św.,
albowiem czeka ją poważne przejście, które niekiedy grozi niebezpieczeństwem
dla życia. Mimo to niewiasta ma iść do swego rozwiązania z męstwem, jak
żołnierz idzie odważnie i mężnie na obronę Ojczyzny, albowiem
macierzyństwo, to służba wojskowa kobiety, a kobieta rodząca to żołnierz na
posterunku. Daje ona Ojczyźnie nowego obywatela, a Kościołowi nowego
członka, dlatego winna ufać miłosierdziu Bożemu oraz kochać Stwórcę i swój
naród, co zwykle ułatwia poród i szczęśliwe rozwiązanie. „Niewiasta, gdy rodzi,
boleje, bo nadeszła jej godzina, ale gdy porodzi dziecię, już nie pamięta swego
ucisku z radości, że się człowiek na świat narodził” (J. 16, 21). Wspomnienie
tedy o miłości przychodzącego na świat dziecięcia koi i łagodzi cierpienia.
b) Miłość dzieci
Miłość dzieci jest naturalnym obowiązkiem rodziców, którzy zanim
okryją niemowlę pocałunkiem, mają zaofiarować je Bogu znakiem krzyża i
namaścić na obywatela kraju. Opatrzność miłosierna składa w ręce rodziców
194
nowego człowieka, przeznaczając go do Królestwa Bożego. O tym celu
ostatecznym winni oni przede wszystkim pamiętać i po urodzeniu dziecka jak
najprędzej je ochrzcić : „Jeśli się kto nie odrodzi z wody i z Ducha Św., nie może
wnijść do Królestwa Bożego” (J. 3, 5). Odkładanie chrztu dla jakichkolwiek
powodów (dla braku rodziców chrzestnych lub oczekiwania zaproszonych
gości), jest grzechem, albowiem słabe niemowlę jest narażone na śmierć, a przez
to i na utratę zbawienia. W razie niebezpieczeństwa śmierci przy urodzeniu lub
w najbliższym czasie należy ochrzcić dziecko z wody, czego w potrzebie może
dokonać każdy człowiek, byle tylko umiał chrzcić i miał intencję, jaką ma
Kościół. Chrzczący polewa trzykroć na krzyż główkę dziecięcia (zwilżywszy
przedtem włosy, by przy polaniu woda dotknęła skóry) i wypowiada przepisaną
formę: „N., ja ciebie chrzczę w imię Ojca + i Syna + i Ducha + Świętego”.
Potem, o ile dziecko żyje, należy uzupełnić ceremonie kościelne u księdza
proboszcza swojej parafii, nadmieniając, że już chrzest z wody nastąpił.
Rodzice chrzestni przyjmują na siebie obowiązek wychowania dziecka w
wierze św., gdyby zabrakło rodziców własnych lub nie mogli tego uczynić z
jakichkolwiek powodów. Dlatego nie wolno wybierać na rodziców chrzestnych
ludzi bez wiary, pijaków lub innych wielkich grzeszników, jak i ludzi innego
wyznania.
Po porodzie i przyjściu do zdrowia, matka udaje się do kościoła do
wywodu, by uprosić błogosławieństwo Boże dla siebie i dziecka, podziękować
za szczęśliwe rozwiązanie i ofiarować niemowlę za przykładem Najśw. Maryi
Panny Panu Bogu, przyrzekając, że to dziecko będzie wychowane po
chrześcijańsku. Wychowanie dotyczy zarówno ciała jak i duszy. Wychowanie
cielesne obejmuje troskę rodziców o życie dziecka, o jego utrzymanie i
powołanie życiowe. Rodzice mają tedy czuwać nad zdrowiem dzieci i odwracać
od nich wszystko, co może temu zdrowiu lub życiu zaszkodzić. Matki nie
powinny brać z sobą niemowląt do łóżka wobec niebezpieczeństwa ich
uduszenia.
Karmienie niemowlęcia w pierwszych miesiącach życia należy do
największych obowiązków matki, która nie może wyręczać się mamką
przybraną: dzieci karmione przez mamkę mają charakter wykoszlawiony,
albowiem wraz z pokarmem obcej osoby przyjmują nieraz złe jej skłonności i
nałogi, jakimi najemne mamki się odznaczają. Powierzenie tedy niemowląt
obcym mamkom lub karmienie ich sztucznie bez koniecznej potrzeby (choroba
lub ciężka praca matki) jest grzechem, przynoszącym szkodę dziecku zarówno
pod względem fizycznym jak i duchowym. Nadto karmiące matki mają w tym
czasie unikać smutku, gniewu, nerwowych wstrząsów, a szczególnie nie używać
żadnych trunków, które zatruwają pokarm, a przezeń zatruwają i organizm
niemowlęcia, co powoduje zaburzenia w trawieniu, w rozwoju zębów, a przede
wszystkim w czynnościach układu nerwowego, nabawiając dziecko rozmaitych
chorób.
195
Wychowanie cielesne należy rozpocząć od pierwszych dni życia dziecka
— od kołyski. Jeżeli pierwsze wrażenia dziecka będą dobre, pozostaną takimi na
całe życie i na odwrót. Dlatego rodzice mają strzec dziecka od zarania, by nie
było złych wpływów ze strony otoczenia: przy ubieraniu, rozbieraniu i w kąpieli
trzeba przyzwyczajać dziecko do zewnętrznej skromności; nie układać do snu w
jednym łóżku chłopców z dziewczynkami, choćby byli rodzeństwem, a tym
bardziej nie brać ich do łoża rodziców: nie pozwalać, by dziewczęta bawiły się z
obcymi chłopcami, a chłopcy — z obcymi dziewczynkami, szczególnie sam na
sam np. na pastwisku. Jeśli chodzi o strofowanie dzieci i karanie ich za
wykroczenia, winno ono być dostosowane do wieku i usposobienia. Przede
wszystkim nie wolno karać dzieci w gniewie, ani strofować z przesadną
ostrością, lecz z miłością i łaskawością, chociaż zarazem ze stałością i
wyrozumiałością. Wszakże miłość ślepa nie powinna zakrywać błędów
dziecięcych i ma się odnosić raczej do duszy dziecka, niż do ciała. Toteż nie
wolno dzieciom we wszystkim dogadzać, ustępować przed ich kaprysami, a
zwłaszcza nie wypada ich zbyt chwalić, rozwodzić się nad ich zdolnościami,
sprytem czy pięknością, gdyż z tego rodzi się ich zarozumiałość i próżność,
zwłaszcza u dziewcząt.
Wychowanie duchowe obejmuje nauczanie, rozwój życia religijnego,
wdrażanie do cnoty, dobry przykład, czuwanie i karcenie. W odpowiednim
czasie rodzice mają nauczyć swe dzieci pacierza i tych prawd, których
znajomość jest konieczna do zbawienia i życia chrześcijańskiego. Jeszcze w
okresie przedszkolnym rodzice winni przygotowywać i zaprawiać swe dzieci do
życia religijnego. Wdrożenie do cnót chrześcijańskich najlepiej dokonuje się
przez przykład rodziców, na których zwykle wzorują się dzieci. Już w 4 roku
życia dziecko przenosi pojęcie swego ojca na Boga i urabia pogląd na Stwórcę
na podstawie obserwacji swych rodziców. Jakież pojęcie wytworzy ono sobie o
Bogu, jeżeli widzi ojca swego pijaka albo matkę ustawicznie kłócącą się z
otoczeniem. Dlatego rodzice mają bardzo czuwać, by świecić zawsze dobrym
przykładem wszystkich cnót chrześcijańskich: rano i wieczorem wspólnie
odmawiać modlitwę, wspólnie uczęszczać na Mszę św. i przystępować do
sakramentów św., powstrzymywać się od wszystkiego, co może dzieci zgorszyć,
a ćwiczyć się we wzajemnym szacunku i miłości, w sprawiedliwości, szczerości
i czystości, w zgodzie, wstydliwości i łaskawości. Od 7 roku życia możliwie
każde dziecko ma być w dni nakazane na Mszy św., o znaczeniu której i
sposobie uczestnictwa należy stopniowo je uświadamiać. Jak najwcześniej,
skoro tylko dziecko dojdzie do używania rozumu i rozróżnienia dobra i zła,
trzeba dziecko przygotować do pierwszej spowiedzi i Komunii św., a potem do
bierzmowania.
Rodzice mają pilnie czuwać nad dziećmi uczęszczającymi do szkoły,
porozumiewać się z nauczycielami i troszczyć się o religijne wychowanie
swoich pociech.
196
Dzieci liczne w rodzinie są objawem błogosławieństwa Bożego i
ułatwiają rodzicom wychowanie, albowiem starsze wpływają dodatnio na
młodsze, wyrabiają się stosunki zależności, władzy i równości, jakie w życiu
późniejszym będą łączyły dzieci z innymi ludźmi. Jedynaki lub dwojaki
ubóstwiane przez rodziców, bywają przeważnie nastawione aspołecznie,
swarliwe, pyszne i niemożliwe z czasem do współżycia z innymi. W licznej zaś
rodzinie kształcą się przymioty najwięcej popłacające w życiu, jak
bezinteresowność, szczerość, prostota, sprawiedliwość, zdolność do
przebaczania, do poświęceń i ofiary. Utrzymanie licznej rodziny wprawdzie jest
sprawą trudniejszą, ale powinno tu przyjść z pomocą społeczeństwo i państwo.
Co do wyboru zawodu przez dzieci, rodzice winni być tylko roztropnymi
doradcami, nie zmuszając ich do niczego wbrew zdolnościom i chęciom.
Zabawy i godne rozrywki dla dzieci są konieczne, ale niech odbywają się pod
okiem starszych. Szczególnie matki mają czuwać nad dorastającymi córkami i
nie pozwalać im samym chodzić na zabawy, jak i czuwać nad chodzącymi do
szkoły.
3) Obowiązki względem rodziców i pracowników domowych
Wobec rodziców obowiązuje małżonków miłość i szacunek. Przy tym jedność
małżonków wymaga, by nie czynili różnicy między rodzicami własnymi a
rodzicami współmałżonka. Za łaską Bożą małżonkowie prędko sami zostaną
rodzicami, będą słyszeli słodkie imię ojca i matki, skierowane do nich. Dlatego
jeżeli pragną szacunku i miłości od własnych dzieci, muszą we własnym
interesie ustosunkować się do przybranych rodziców jak do swoich. „Czcij Ojca
twego i matkę twoją, abyś był długowieczny na ziemi” (Rodz. 20, 12) — głosi
przykazanie Boże, które obowiązuje nie tylko dzieci, ale i dorosłych przez całe
życie, a nawet po śmierci, w dobrej pamięci i modlitwie za ich duszę.
Szczególnie trzeba się troszczyć o chorych rodziców (jak zresztą o
wszystkich domowników, a w razie potrzeby i sąsiadów), sprowadzić do nich
lekarza i księdza, który by ich przygotował na drogę wieczności. „Choruje kto
między wami? Niech wezwie kapłanów i niechaj się nad nim modlą,
namaszczając go olejem w imię Pańskie. A modlitwa płynąca z wiary uzdrowi
chorego i jeśliby był w grzechach, zostaną mu odpuszczone” (Jak. 5, 14 – 15).
Sakrament chorych — jak wynika ze słów Apostołów — nieraz pomaga prędzej
wyzdrowieć, gładzi pozostałości grzechu, osłabia pokusy i przynosi choremu
wielką ulgę w cierpieniu. Dlatego nie wolno odkładać wezwania kapłana aż
chory zupełnie osłabnie i straci przytomność, ale prędzej, skoro tylko jest
poważnie chory, by mógł dobrze się wyspowiadać, godnie przyjąć wiatyk i
sakrament chorych.
197
Wobec służby, jeżeli taka będzie, obowiązuje małżonków życzliwość i
miłość, jak względem wszystkich domowników, braci młodszych i przybranych
dzieci, którzy przez wspólność pracy, ducha i chleba stają się członkami rodziny
w szerszym znaczeniu. Rozwój gospodarstwa i sława domu oraz wychowanie
dzieci małżonków zależeć będzie od doboru domowników i należytego stosunku
do nich. Stosunek zaś ten winien być oparty przede wszystkim na
sprawiedliwości, miłości, łagodności oraz należytej trosce o dobro duchowe
służby.
Sprawiedliwość — to podstawa i pierwszy obowiązek względem służby,
który polega na oddawaniu jej należytej zapłaty, dostatecznego i dobrego
pożywienia i nie obciążanie nadmierną pracą: „Bez ociągania się tedy, o
bogacze, płaczcie narzekając na nieszczęścia, które na was przyjdą… Oto woła
zapłata robotników, co żęli pola wasze, którąście zatrzymali, a wołanie ich
doszło do uszu Pana zastępów” (Jak. 5, 1 – 4). Kto krzywdzi służbę w zapłacie,
potrącając za najmniejszą szkodę lub chwilę nieoględnie straconą, dopuszcza się
grzechu, wołającego o pomstę do nieba. „Nie zawiążesz pyska wołowi
młócącemu” (I Tym. 5, 18), mówi Pismo św., żądając, by ten, co nam służy,
otrzymywał odpowiedni posiłek. Umiar w pracy jest to ludzkie traktowanie
służby, nie obciążanie zbytecznymi trudami i nie odmawianie potrzebnego
wytchnienia.
Miłość służby wypływa z natury z tej zasady, że sługa jest naszym bratem
czy siostrą. A skoro według nauki Chrystusa winniśmy kochać nawet wrogów,
tym bardziej tych, z którymi łączy nas więź dwakroć święta — braterska i
ojcowska: „Sługa mądry niech ci będzie miły jako dusza twoja” (Ekl. 7, 23).
Miłość ku służbie winna objawiać się w dobroci i łagodności, czyli w takim
obejściu się w zarządzeniu i mowie, które by świadczyło, że mają w nas nie
tyranów, lecz ojców. „Nie bądź jako lew w domu twoim, wywracając domowniki
twoje, a obciążając poddane twoje” (Ekl. 4, 35), mówi autor natchniony,
potępiając wszelkie twarde i nieludzkie postępowanie pracodawców z
pracownikami. Trzeba również cierpliwie znosić ułomności, nieuwagi i
mimowolne uchybienia służby, a gdy czasami wypada skarcić niedbalstwo i
lenistwo, czynić to należy bez wybuchu gniewu i obelg, lecz z miłością i
wyrozumiałością. W chorobie należy opiekować się służbą jak ów setnik
ewangeliczny, który prosił Chrystusa o uzdrowienie swego sługi.
Troska o dobro duchowe służby należy również do obowiązków
małżonków. Mamy obowiązek okazywać każdemu bliźniemu miłosierdzie
duchowe, ale najbardziej tym, którzy mieszkają z nami pod jednym dachem i
oddają nam swój czas i swoje zdrowie, aby byli pobożni, bogobojni, trzeźwi,
skromni i we wszystkich cnotach ćwiczeni. W szczególności trzeba czuwać nad
tym, by służba znała prawdy konieczne do zbawienia, by spełniała praktyki
religijne, by się nie oddawała nałogom, unikała przekleństw, kłótni, sprośnych
198
mów, albowiem inaczej może dać wielkie zgorszenie dla otoczenia, a
szczególnie dla dzieci.
C. Obowiązki religijne
Stan małżeński ustanowiony przez Boga i przez Chrystusa uświęcony, ma
służyć przede wszystkim ku większej chwale Boga w Trójcy św. Jedynego,
który będzie kiedyś sędzią małżonków na sądzie ostatecznym. Nie może być
mowy o szczęściu małżonków, którzy nie boją się i nie kochają Boga, nie
spełniają przykazań Bożych i kościelnych, lecz żyją tylko według swego
widzimisię, oddając się zmysłowości i goniąc za przemijającymi radościami i
bogactwami tego świata. Trzeba tedy budować szczęście na cnocie i
błogosławieństwie Bożym, zachowując wiernie naukę Kościoła, ustanowionego
przez Chrystusa Pana „jako zrzeszenia wiernych, którzy wyznają tę samą wiarę,
przyjmują te same sakramenty i pozostają pod zwierzchnictwem Papieża, jako
zastępcy P. Jezusa i następcy św. Piotra oraz biskupów, jako następców
Apostołów”.
Szczęśliwi małżonkowie, którzy rozpoczynają i kończą dzień wspólną
modlitwą, nie zapominają o wzniesieniu duszy do Boga przed jedzeniem i po
jedzeniu, u których krzyż znajduje się na widocznym miejscu w mieszkaniu, a
przy drzwiach i nad łóżkiem kropielnica z wodą święconą, którzy w piątki i inne
dni postne całego roku zachowują wstrzemięźliwość i przepisany post i którzy w
niedzielę i święta bywają w kościele, słuchają pobożnie Mszy św. i kazania,
którzy godnie i często przystępują do Sakramentów św. Św. Rodzina w
Nazarecie, której obraz mają w swoim mieszkaniu, jest dla nich wzorem
bogobojności i wiernej służby swemu Stwórcy, obsypującemu ich
błogosławieństwem doczesnym i zapewniającemu szczęście wieczne po śmierci.
Wstępując tedy w stan małżeński, trzeba dobrze zdawać sobie sprawę z
tego, iż „małżeństwo jest to sakrament, przez który dwie wolne osoby —
mężczyzna i niewiasta — łączą się ze sobą świętym i nierozerwalnym węzłem
aż do śmierci, otrzymując łaskę od Boga do wiernego wypełniania obowiązków
swego stanu” względem siebie, społeczeństwa i Boga. Nowożeńcy mają w
małżeństwie widzieć wyższy cel: urzeczywistnienie planów Bożych i spełnienie
jego świętej woli. „Ci bowiem, którzy w małżeństwo tak wstępują, że Boga od
siebie i z serca swego wyrzucają, a swej lubości tak zadość czynią, jako koń i
muł, które rozumu nie mają, nad tymi czart ma moc. Ale ty, gdy ją (żonę)
pojmiesz… wstrzymaj się od niej przez trzy dni, a niczym innym nie będziesz się
zajmował, jeno modlitwą z nią… (w ten sposób) do złączenia świętych
patriarchów przypuszczony będziesz… i błogosławieństwa w synach dostąpisz”
(Tob. 6, 17 – 22).
199
4. Przygotowanie do Sakramentu chorych
Sakrament chorych jest dopełnieniem sakramentu pokuty, w którym, jak i
w małżeństwie, udziela Bóg chorym szczególniejszych łask swego miłosierdzia.
Wskazuje na to modlitwa odmawiana przez kapłana przy udzielaniu tego
sakramentu: „Przez to święte namaszczenie i swoje najłaskawsze miłosierdzie,
niech ci odpuści Pan, cokolwiek zgrzeszyłeś wzrokiem, słuchem, powonieniem,
smakiem, dotykiem i chodzeniem”. Formę tę powtarza kapłan przy
namaszczeniu poszczególnych zmysłów.
Kapłan ubrany w komżę i stułę fioletową, wszedłszy do domu chorego,
pozdrawia jego mieszkańców: V. „Pokój temu domowi. R. I wszystkim
mieszkańcom jego”. Następnie składa oleje chorych na stole nakrytym białym
obrusem i kropiąc wodą święconą chorego, pokój i otaczających, mówi:
„Pokrop mię, Panie, hizopem, a stanę się czysty; obmyj mnie a nad śnieg
wybieleję”, dodając zaraz: V. „Wspomożenie nasze w imię Pana, R. Który
stworzył niebo i ziemię. V. Pan z wami. R. I z duchem twoim”.
Módlmy się: Panie Jezu Chryste, niech wraz ze mną, pokornym Twym
sługą, wejdą do tego domu: stała szczęśliwość, zbożna pomyślność, pogodne
wesele, owocna miłość i trwałe zdrowie. Niechaj stąd pierzchną natrętne złe
duchy, a przybędą Aniołowie pokoju, wszelka zaś złośliwa niezgoda niech z
tego domu ustąpi. Okaż, Panie, wobec nas chwałę świętego Imienia Swojego i
pobłogosław naszej posłudze. Uświęcić pokorne przyjście nasze Ty, który jesteś
święty i pełen dobroci, który z Ojcem i Duchem Świętym trwasz na wieki
wieków. Amen”.
Inne modlitwy z braku czasu mogą być opuszczone. Jeżeli chory chce się
spowiadać, obecni opuszczają pokój chorego, a kapłan słucha spowiedzi
chorego i udziela mu rozgrzeszenia. Potem w krótkich słowach powie o
ważności i skuteczności tego sakramentu, zachęcając chorego do ufności w
nieskończone miłosierdzie Boże, który w tym sakramencie gładzi grzechy
(drugorzędnie), usuwa pozostałości grzechowe (kary doczesne za grzechy) i
duchowe słabości jak: przyćmienie umysłu, osłabienie woli i złe skłonności oraz
udziela specjalnej łaski sakramentalnej, która osłabia pokusy i daje ulgę w
cierpieniach.
Myśli, jakie mogą służyć duszpasterzom w przygotowaniu do tego
sakramentu: „Drogi bracie (siostro), może się już zbliża ostatnia chwila życia
twego. Zwykle powstaje wówczas bojaźń śmierci. Przypominają się bowiem
grzechy i powstaje obawa sądu Pańskiego, która napełnia duszę trwogą, a
odwieczny wróg ludzkości podwaja swe wysiłki i podstępy, by w tej ostatniej
chwili usidlić duszę w grzech rozpaczy i w ten sposób oderwać ją na wieki od
200
Boga. Potęgujące się boleści ciała nie pozwalają zebrać myśli, by wytężyć
wszystkie siły do zwalczania tego strasznego wroga. Kto przyjdzie z pomocą w
tej ostatniej walce?…
Nikt z ludzi mimo najlepszych chęci nie może nam pomóc. Jeden tylko
Zbawiciel nie opuszcza nas w tej strasznej chwili i przychodzi z pomocą w
sakramencie chorych, którego za chwilę udzielę. Sakrament ten udziela
specjalnej łaski, wyniszczając w duszy pozostałości grzechowe po grzechach
odpuszczonych, wzmacnia wolę przeciwko pokusom szatańskim, podnosi na
duchu, utwierdza w dobrem, daje ulgę w cierpieniach, a niekiedy przywraca
zdrowie ciału, jeżeli jest taka wola Boża. Nadto sakrament ten gładzi również
grzechy (nawet śmiertelne), jeżeli chory nie z własnej winy spowiadać się z nich
nie może. Co się tyczy kary doczesnej, sakrament ten gładzi ją więcej lub mniej,
zależnie od usposobienia i pobożności przyjmującego. Dlatego po namaszczeniu
jeszcze udzielę odpustu zupełnego na godzinę śmierci.
Jakich to wielkich łask udzieli ci Bóg w tym sakramencie, który zapewne
chcesz przyjąć. Aby je otrzymać, obudź w sobie żywą wiarę i ufność w
miłosierdzie Boże oraz gorącą miłość ku tak dobremu Panu, żałuj za wszystkie
grzechy całego życia, szczególnie za złe używanie zmysłów, jak oczu, uszu, ust,
dotyku i innych, które namaszczać będę. A że ci trudno mówić ustami, módl się
przynajmniej myślą w ten sposób:
„Pragnę Boże, Ojcze miłosierdzia, przyjąć ten sakrament chorych, przez
który chcesz mnie wzmocnić zasługami Najmilszego Syna Twojego, a Pana
naszego Jezusa Chrystusa. Żałuję za wszystkie grzechy całego życia mojego z
miłości ku Tobie. Ufam Twemu nieskończonemu miłosierdziu, przez które
przebaczyłeś łotrowi na krzyżu i przyjąłeś do łaski swojej Magdalenę.
Spodziewam się, że i mnie nie opuścisz. Amen”.
Po namaszczeniu i udzieleniu odpustu zupełnego na godzinę śmierci,
trzeba w paru słowach pocieszyć chorego i polecić akty strzeliste, np. „Jezu,
ufam Tobie!”, „Okaż mi, Panie, miłosierdzie swoje!” itp.
5. Przygotowanie do innych sakramentów
Myśli do przygotowania wiernych do sakramentu chrztu (dorosłych),
sakrament pokuty i Ołtarza, można zaczerpnąć z rozdziału drugiego (punkt II, 3,
b – c).
201
6. Przygotowanie do sakramentaliów
Myśli do przemówień przy administrowaniu sakramentaliów.
„Wszystko, co Bóg stworzył dobre jest… modlitwa bowiem i słowo Boże
uświęca je” (I Tym. 4, 4). Wierni chrześcijanie! Kościół na mocy władzy
otrzymanej od Boga poświęca rozmaite rzeczy i błogosławi ludzi w różnych
okolicznościach życia. Te poświęcenia i błogosławieństwa nazywają się
sakramentaliami i ujawniają nieskończone miłosierdzie Boże. Różnią się one od
sakramentów tym, że ustanowił je nie Chrystus, ale Apostołowie i Kościół, i że
skuteczność ich zależy głównie od modlitwy Kościoła i usposobienia
przyjmującego (ex opere operantis). Kościół w sakramentaliach zawsze prosi
Boga o skutek, a nigdy nie sprawuje go, jak w sakramentach (ex opere operato).
Dlatego z żadnym z sakramentaliów nie łączy się skutek niezawodny, który
zależy od modlitwy administrującego i usposobienia przyjmującego.
Sakramentalia nie udzielają łaski uświęcającej i nie odpuszczają grzechów
ciężkich, a tylko w pewnych warunkach mogą spowodować darowanie
grzechów lekkich i kar doczesnych oraz udzielić łask aktualnych i
błogosławieństwa w rzeczach doczesnych. Odpuszczenie grzechów lekkich
odbywa się przez akt żalu, spowodowany przez sakramentalia, albowiem na
skutek modlitwy Kościoła sakramentalia skłaniają duszę do pokuty, która polega
na obrzydzeniu sobie grzechów wprost lub ubocznie. Odpuszczenie kar
doczesnych odbywa się przez dołączone często do sakramentaliów odpusty i
przez akty miłości Boga, obudzone na prośbę Kościoła. Udzielenie łask
aktualnych przy użyciu sakramentaliów zależy głównie od modlitwy Kościoła i
pobożności tego, kto używa sakramentaliów.
Z powyższego wynika, że skutki sakramentaliów zależą głównie od
nieskończonego miłosierdzia Bożego, o które Kościół zawsze błaga w
modlitwach odmawianych przy ich udzielaniu. Nie sposób jest wymienić, tu
wszystkich modlitw, jakie znajdują się w Rytuale i Pontyfikale, wystarczy
przytoczyć kilka ważniejszych i częściej używanych, aby się przekonać, że całą
skuteczność sakramentaliów Kościół przypisuje wyłącznie ufności w
miłosierdzie Boże. Na przykład przy poświęceniu wody w dnie niedzielne,
kapłan błaga Ducha Św., by z miłosierdzia swego był obecny i nadał siłę
skuteczną błogosławionemu przezeń żywiołowi. Przy poświęceniu wody w
wigilię Trzech Króli, wprost przynagla miłosierdzie Boże, aby spowodowało
pożądany skutek. „Nam, którzy błagamy o Twoje miłosierdzie, niech wszędzie
raczy pomagać obecność Ducha Świętego”… „Boże, którego miłosierdzie nie
ma miary, a dobroć jest skarbem niewyczerpanym”… Podobnie przy
poświęceniu ołtarza biskup się modli: „Udziel nam pokornie proszącym
miłosierdzia swego, aby którzy do tej świątyni wstąpią… za sprawą miłosierdzia
202
Twojego zmiłowaniem Twym zawsze się cieszyli”… itp. Skutków
sakramentaliów nie osiąga się bezpośrednio i nieomylnie, albowiem nieraz
brakuje wymaganych warunków, aby modlitwa Kościoła wywierała nieomylny
skutek: mogą mianowicie powstać przeszkody ze strony człowieka lub rzeczy
proszonych.
Prawnym ministrem sakramentaliów jest kapłan, któremu władza
kościelna udzieliła tego prawa. Podmiotem sakramentaliów są przede wszystkim
katolicy i katechumeni. Jeżeli nie ma wyrażonego zakazu, można udzielać
sakramentaliów i niekatolikom w celu uproszenia im światła wiary i zdrowia
ciału. Nie wolno udzielać sakramentaliów ekskomunikowanym i obłożonym
interdyktem osobistym (c. 2375). Co się tyczy egzorcyzmów, upoważniony ku
temu kapłan może stosować je nie tylko do wiernych, lecz i do niewierzących,
niekatolików i ekskomunikowanych.
Zaznaczyć trzeba, że użycie sakramentaliów o tyle jest godziwe, o ile ma
na względzie cześć Boga i nie przypisuje się im innego skutku niż ten, jaki
rzeczywiście sprawują. Inaczej bowiem mogą się stać niegodziwym zabobonem
i kuszeniem Pana Boga, np. przypisywanie pewnej czynności lub określonej
ilości modlitw, jakiegoś specjalnego nadzwyczajnego skutku.
Jak pożyteczne są sakramentalia, okazuje nam nawrócenie Alfonsa
Ratisbonne w r. 1842 w Rzymie, który zatrzymał przy sobie otrzymany od
przyjaciela medalik z wizerunkiem Matki Boskiej. Przy zwiedzaniu pewnego
kościoła w Rzymie, został uderzony cudownym światłem, w którym ujrzał
uśmiechniętą promienną postać Maryi Niepokalanej, podobnej do obrazka na
medaliku. Skruszony przyjmuje chrzest i staje się słynnym misjonarzem, który
założył zakon Panien Syjońskich, nawróconych żydówek, modlących się o
nawrócenie rodaków. Pewien żołnierz w ostatniej wojnie otrzymał strzał w
pierś, ale kula odbiła się od poświęconego medalika — szkaplerza, jaki on miał
na piersi, i pozostała w fałdach koszuli. Tak więc wizerunek Matki Boskiej
uratował mu życie.
Mamy tedy cenić sakramentalia, przyjmując je z należytym
usposobieniem z żalem za grzechy i ufnością w nieskończone miłosierdzie
Boże, od którego głównie zależy ich skuteczność.
IV. Kierownictwo i rządzenie duszami
Największym niebezpieczeństwem duchowym naszych czasów jest
ześwietczenie dusz ludzkich. Nastrój laicyzmu wciska się dziś zewsząd do
wszystkich mniej odpornych dusz. Nie atakuje on, jak dawne herezje,
poszczególnych dogmatów wiary, ale podkopuje cały nadprzyrodzony
światopogląd, usiłując odebrać sens życiu wewnętrznemu, zbagatelizować je i
203
usunąć poza nawias trosk współczesnego człowieka wszelkie zaziemskie
aspiracje i pragnienia.
Żyjemy w dobie szalonego tempa techniki, pod hasłem coraz to bardziej
śmiałych zdobyczy ludzkiego mózgu, w gorączce wielkich miast, gdzie każdy
nerw i każdy muskuł zmierza do pełniejszego wyżycia się i użycia: ziemski raj
ma wyrugować z duszy ludzkiej płonne rzekomo marzenia o zaświatowych
wartościach. Stąd płynie niechęć do religijnych książek, lęk przed kazaniami,
płytkość zredukowanych do minimum religijnych praktyk przy głębokiej
ignorancji zasad wiary, rozprężenie etyki indywidualnej i rodzinnej oraz
samolubnych instynktów użycia. Wobec tych nowych nastrojów, które
zatruwają i bezkompromisowo przykuwają do ziemi współczesnego człowieka,
słychać wołanie Kościoła: „Szukajcie tedy najpierw królestwa Bożego i
sprawiedliwości Jego” (Mt. 6, 33). To wołanie zdaje się być głosem wołającego
na puszczy.
A jednak i dzisiaj nakaz Zbawiciela: „Idąc tedy nauczajcie… nauczajcie
zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem” (Mt. 28, 20) — jest
aktualny, jak i dawniej. Tym bardziej dzisiaj duszpasterz winien słowem i
czynem realizować zasadę „Sursum corda” — skierowując serca wzwyż, nie
przywiązując się nadmiernie do rzeczy doczesnych, które mól niszczy i złodziej
zabiera, ale szukając przede wszystkim Królestwa Bożego, albowiem ponad
złoto i platynę, ponad wiedzę i karierę, ponad zaszczyty i użycie, nieskończenie
ważniejsze jest szczęście wieczne, przygotowane dla nas z miłosierdzia Bożego.
Równocześnie tedy z wysiłkiem odwiecznego wroga ludzkości, by dusze
ludzkie ześwietczyć i pochłonąć w zawrotnym wirze życia zewnętrznego,
duszpasterz ma rozwinąć i pogłębić wartości życia nadprzyrodzonego, ma
wychowywać świętych przez odpowiednie kierownictwo i rządy dusz pod
wpływem idei miłosierdzia Bożego, zarówno w konfesjonale jak i poza nim.
1. Kierownictwo w konfesjonale
W konfesjonale idea Miłosierdzia Bożego jest czynnikiem decydującym o
nawróceniu grzesznika i podniesieniu sprawiedliwego na wyższy poziom życia
wewnętrznego. Już udając się do tego trybunału spowiednik winien sobie
uprzytomnić, jak wielki, trudny i niebezpieczny obowiązek ma wypełnić; winien
mieć przeświadczenie, że jego siły są niewspółmierne z zadaniem, że przez
niego ma zejść na penitenta większa moc miłosierdzia Bożego niż przy
stworzeniu świata. Łatwiej bowiem wyprowadzić z nicości najdoskonalszego
ducha, niż grzesznika, który jest poniżej nicości, podnieść do stanu
nadprzyrodzonego, jak mówi św. Augustyn (Tr. 71 i 72. P. 1. 35, 1821 – 23).
204
W trybunale pokuty spowiednik zastępuje samego Boga, dlatego winien
poświęcić wszystkie władze swej duszy dla dobra penitenta: rozum, by
wynaleźć najodpowiedniejsze środki do wprowadzenia duszy na wyższy
poziom; wolę, by zapanować nad niecierpliwością; miłość, by pobudzić
penitenta do ufnego żalu, a nigdy do rozpaczy; a we wszystkim kierować się
roztropnością i ostrożnością, by pracując nad zbawieniem dusz innych, „sam
siebie nie zatracił”. Dlatego trzeba przypomnieć słowa Chrystusa: „Bądźcie
miłosierni, jako i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łk. 6, 36), pomodlić się do
miłosierdzia Bożego i w czystej intencji kierować się miłosierdziem względem
penitentów.
Zasiadając w trybunale pokuty spowiednik występuje jako sędzia,
nauczyciel, lekarz i ojciec.
a) Spowiednik jako sędzia
Obowiązki spowiednika jako sędziego dadzą się sprowadzić do trzech
punktów: zbadanie stanu sprawy, rozpoznanie usposobienia penitenta i
wyrzeczenie wyroku: udzielenie lub odmówienie rozgrzeszenia. Zdarzyć się
może, że penitent nie urnie głównych prawd wiary i nie zna warunków dobrej
spowiedzi. Wówczas spowiednik winien je na początku krótko i zwięźle
wyjaśnić w słowach pełnych miłości. Następnie ma cierpliwie wysłuchać
samooskarżenia penitenta i, jeżeli ono nie da jasnego pojęcia o stanie jego
duszy, trzeba zadawać dyskretne pytania, unikając próżnej ciekawości.
Po zbadaniu sumienia penitenta spowiednik winien rozpoznać jego
usposobienie, czyli zorientować się w ciężkości grzechów, w obowiązkach
przez grzech zaciągniętych i prawach przezeń utraconych, by zastosować
odpowiednią pokutę. W pierwszym wypadku wystarczy mieć ogólne pojęcie o
grzechach wyznanych. Jeżeli chodzi o obowiązki zaciągnięte przez grzechy,
dotyczą one naprawienia zgorszenia, wynagrodzenia krzywdy na majątku czy
sławie bliźniego itp. Utracone przez grzech prawa mogą być duchowne, albo
majątkowe, albo małżeńskie. Uprzytomniwszy sobie to wszystko, można się
zorientować, czy penitent ma prawdziwy żal za grzechy i mocne postanowienie
poprawy. Nie jest to rzeczą łatwą, szczególnie jeżeli chodzi o recydywistów
formalnych. Dla nich nie wystarczy zapewnienie, że żałują i obiecują poprawę
przy spowiedzi ot tak ze zwyczaju. Konieczne są tu znaki nadzwyczajne żalu,
jakimi są: a) nagła spowiedź nie ze zwyczaju, b) nagła ucieczka od okazji, c)
okazanie mocnej woli w czynie np. przez spowiedź generalną, d) obrzydzenie
grzechów natychmiast po upadku, e) niezwykła okoliczność (misje), f)
niezwykła bojaźń, g) spowiadanie się ze skruchą itp.
205
Jeżeli penitent jest należycie usposobiony, ma prawo do otrzymania
rozgrzeszenia, którego mu odmawiać nie wolno, chyba tylko za jego zgodą i dla
pożytku jego duszy. Jeżeli istnieje uzasadniona wątpliwość, czy penitent
dostatecznie żałuje i czy zasługuje na rozgrzeszenie, a zachodzi konieczność
przyjęcia innych sakramentów lub inna jaka przyczyna, należy udzielić
rozgrzeszenia warunkowo. Inaczej trzeba rozgrzeszenie odłożyć, byle nie nazbyt
długo, wyjaśniając łagodnie przyczynę odłożenia. Penitentom zupełnie
nieprzygotowanym należy odmówić rozgrzeszenia, czyniąc to ostrożnie,
roztropnie po cierpliwym wykorzystaniu wszystkich środków przygotowania.
b) Spowiednik jako nauczyciel
Spowiednik jako nauczyciel ma nieco trudniejsze zadanie, niż jako sędzia:
ma on dać poznać penitentowi stan moralny jego duszy stawiając mu przed
oczyma ciężkość jego grzechów, ich skutki doczesne i wieczne, jak również
niebezpieczeństwa, na które one go narażają. Trzeba mu przedstawić przyczyny,
dla których winien obrzydzić sobie dawne grzeszne życie, rozpoczynając życie
nowe, poprawić obyczaje, by zasłużyć na wieczną nagrodę. Trzeba tu: złych
poprawić, zimnych rozgrzać, a oziębłych zapalić, dobrych zachęcić do postępu
itp. Na to jedyną receptą może być ufność w miłosierdzie Boże i naśladowanie
Boga w tej doskonałości w stosunku do biednych penitentów, by w nauczaniu i
upominaniu nie drażnić miłości własnej, a kierować się łagodnością i miłością,
szczególnie w stosunku do bojaźliwych i skrupulatów.
Forma nauk i upomnień winna być dostosowana do stanu umysłowego
penitentów; zawsze jednak winny one być krótkie, barwne, wypowiedziane w
tonie uprzejmym, łaskawym i miłosiernym. Czasami można stosować
szczególnie do prostaczków formę dialogu, skierowując akt strzelisty do
miłosierdzia Bożego z prośbą o pomoc.
c) Spowiednik jako lekarz
Spowiednik jako lekarz ma poznać chorobę duszy, przyczyny tej choroby,
usunąć skutki i przepisać sposób życia, by penitent nie tylko nie wpadł znów w
chorobę, ale usunął jej źródło. Jest to zadanie niewspółmierne z siłami
naturalnymi spowiednika. Potrzeba tu w wyższym stopniu pomocy miłosierdzia
Bożego. Lekarstwa na choroby duszy mogą by ogólne, wzmacniające ją
przeciwko wszelkim grzechom i szczegółowe, stosownie do tego lub innego
grzechu. Do pierwszych należą: modlitwa, praktyki pobożne, częsta spowiedź i
Komunia św., codzienny rachunek sumienia, unikanie okazji i umartwienie.
Szczegółowe środki dadzą się streścić w jednym zdaniu: chcesz uniknąć lub
206
poprawić się z danego grzechu, ćwicz się w przeciwnej cnocie, np. pysznemu
zalecić akty pokory, skąpemu — jałmużnę, itp.
Przede wszystkim spowiednik winien być ojcem duchownym, jak go
słusznie penitenci nazywają, ma on ojcowskim uczuciem obejmować nie jakieś
osoby wybrane, stojące na pewnym stopniu doskonałości, lecz wszystkich
grzeszników, klęczących u jego stóp. Ma on być ojcem słuchając spowiedzi
penitentów, uzupełniając braki przygotowania, ma się uzbroić w miłosierdzie
Jezusa Chrystusa, który nie przyszedł wzywać sprawiedliwych, lecz
grzeszników, który umiał zająć się nimi gorliwie, cierpliwie i łaskawie. Nawet
wtedy, gdy dla rozbudzenia z odrętwienia grzechowego wypadnie grzeszników
strofować, nie wolno mu używać wyrazów ostrych, a tym mniej obelżywych,
lecz zawsze z jego ust ma płynąć miłość ojcowska, pamiętając, że konfesjonał
jest trybunałem łaski.
Jako ojciec, spowiednik nie powinien usuwać od konfesjonału penitentów
nieprzygotowanych z powodu nieuctwa lub niedbalstwa, lecz niech ich sam
przygotuje przez pytania o grzechy, które w ich stanie ludzie zwykli popełniać;
ni rozbudzi w nich żal za nie, konieczny do udzielenia rozgrzeszenia. Penitenci,
których się usuwa z braku przygotowania, zrażeni trudnościami, mogą więcej do
konfesjonału nie wrócić i zatonąć w morzu grzechowym. Tym bardziej nie
wolno usuwać od konfesjonału za to, że grzesznik z bojaźni czy wstydu zataił
grzech na spowiedzi i z tego powodu obecnie winien powtórzyć spowiedź z lat
kilku lub kilkunastu. Względem takich trzeba szczególniejszej wyrozumiałości
ojcowskiej.
Jakkolwiek pokuta winna być proporcjonalna czyli zastosowana do ilości
i jakości grzechów, przy jej nałożeniu spowiednik ma również kierować się
raczej miłosierdziem, jakie okazał Zbawiciel cudzołożnicy Magdalenie,
Piotrowi i łotrowi na krzyżu. Ogólnie rzecz biorąc, lepiej błądzić pobłażliwością
i zbytnim miłosierdziem, niż surowością. Bóg jest Ojcem miłosierdzia, jak to
często czytamy w Piśmie św. (II Kor. 1, 3); dlaczegoż jego kapłan miałby być
surowy, gdy go zastępuje w trybunale pokuty? Należy zwrócić uwagę
penitentowi, by raczej z własnej woli podjął się uczynków pokutnych, usiłując
gorliwiej poprawić swe życie i częściej przystępować do sakramentów św.
2. Kierownictwo w pracy charytatywnej
W pracy charytatywnej idea miłosierdzia Bożego staje się nieodzownym
warunkiem, jak powiedział Zbawiciel: „Bądźcie miłosierni, jako i Ojciec wasz
miłosierny jest” (Łk. 6, 36). Nie można bowiem naśladować tego, czego się nie
zna i nie czci, a w słowach powyższych zawiera się wyraźny nakaz uczynków
207
miłosierdzia względem bliźnich na wzór Ojca Niebieskiego względem nas
samych.
Praca charytatywna nie jest tylko radą, do której można się stosować lub
jej zaniechać bez grzechu, lecz jest ona ścisłym prawem i obowiązkiem. Od jego
spełnienia nikt się usunąć nie może. Wynika to zarówno z Pisma św. jak i z
głosu rozumu. Autor księgi Mądrości stanowczo nakazuje: „Miłosierdzie i
prawda niech cię nie opuszczają: obwiń je wokoło szyi twojej i napisz na
tablicach serca swojego” (Przyp. 3, 3). „Synu, nie odejmuj jałmużny ubogiemu,
a oczu twoich nie odwracaj od ubogiego. Nie wzgardzaj duszą łaknącą i nie
drażnij ubogiego w niedostatku jego” (Ekl. 4, 1 – 2). Jeszcze w wyższym
stopniu obowiązek miłosierdzia wkłada na nas Zbawiciel. Opisując Sąd
Ostateczny wkłada w usta Sędziego: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień
wieczny, który zgotowany jest diabłu i aniołom jego. Albowiem łaknąłem, a nie
nakarmiliście mię; pragnąłem, a nie daliście mi pić; byłem gościem, a nie
przyjęliście mnie…” (Mt. 25, 41 – 43).
Naturalny głos rozumu również nakazuje nam miłosierdzie. Dobra
bowiem doczesne nie są naszą własnością w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz
należą do Boga, który je nam jak gdyby wynajmuje, byśmy z nich korzystali i
płacili pewną dzierżawę. „Czcij Pana z majętności twojej i z pierwocin
wszelkiego zboża twego dawaj mu” (Przyp. 3, 9). Otóż Bóg te prawa, które ma
do majętności naszych, przelewa na ubogich; ci są jakby jego zastępcami w tym
względzie i na ich ręce możemy płacić należną Bogu dzierżawę. Z tego wynika,
jakiej zbrodni dopuszcza się człowiek bogaty, który dobrem swoim nie dzieli się
z ubogim. Jest to wielki niewdzięcznik, który niesprawiedliwie zatrzymuje to,
co się ubogiemu należy. „Czyż bogaci nie uciskają was (biedaków) i sami nie
ciągną was do sądów” (Jak. 2, 6).
Zbawiciel zalecając nam uczynki miłosierdzia podaje nam odpowiednie
pobudki, wśród których na pierwszym miejscu stawia na śladowanie Ojca
niebieskiego. On z miłosierdzia swego nas stworzył, z tejże pobudki nami się
opiekuje, a przede wszystkim z miłosierdzia zesłał Syna swojego, który „będąc
bogatym stał się ubogim, abyśmy… ubóstwem jego bogatymi się stali” (II Kor.
8, 9). Jak my odwdzięcza my się za to Panu? On sam niczego od nas nie
potrzebuje. Za to w osobie ubogiego wyciąga do nas rękę po jałmużnę, w osobie
chorego wygląda od nas ulgi, w osobie smutnego i zrozpaczonego oczekuje
pociechy, w osobie nieumiejętnego pragnie pouczenia, w osobie wątpiącego —
rady, bo wszakże on sam powiedział: „Coście uczynili jednemu z tych braci
moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt.25, 40).
Jaki to wielki zaszczyt zastępować Boga na ziemi w świadczeniu jego
miłosierdzia! Jakie to wielkie wyróżnienie, że Bóg pozwala nam naśladować
siebie pod tym względem! Jakie to dla nas szczęście, że Bóg w tak łatwy sposób
pozwala nam odpokutować za nasze grzechy i wysłużyć sobie nagrodę wieczną.
Pięknie o tym mówi nasz złotousty Skarga: „Kto ludziom dobrze czyni i ich
208
braki z miłosierdzia opatruje i winy odpuszcza, ten obraz Boży na sobie nosi i
jest jakoby Pan Bóg w podobieństwie. Jak gdy syn do ojca bywa podobny,
mówimy: to prawy syn jego; tak gdy ludziom czynimy dobrze, a miłosierdzie im
okazujemy, twarz Boską niejako na sobie wyrażamy, tak, iż Aniołowie i ludzie
sprawiedliwi, patrząc na miłosierne uczynki nasze mówią: to prawy syn Boży,
prawdziwie podobny do Ojca swego… Żadne przedniejsze ziarno na roli serc
waszych stać się nie może, jako miłosierdzie, które jest obrazem Trójcy św.,
najprzedniejszą cnotą chrześcijańską, wypełnieniem zakonu Bożego,
świadectwem wiary dobrej, owocem pokajania prawego, wykonaniem miłości
ku Bogu, pomocą do uznania i nabycia skruchy, oczyszczeniem grzechów,
pomnożeniem cnót i sprawiedliwości, błogosławieństwem na dniu sądnym i
wprowadzeniem do nieba” (Kazania niedzielne).
Nie można lepiej wyrazić zachęty do miłosierdzia względem bliźnich, jak
to uczynił w powyższych słowach nasz Skarga, wskazując na miłosierdzie Ojca
niebieskiego względem rodzaju ludzkiego. On też po mistrzowsku
wyszczególnia uczynki miłosierne: „Patrz jeden na drugiego, jeśli z sobą jakiego
zwaśnienia nie macie, jeśliście sobie życzliwi, jeśli jeden drugiego nie obraził
myślą, albo słowem, albo samym uczynkiem. Ustępuj krzywdy jeden drugiemu
odpuszczając sobie przewinienia i jeden drugiego niedostatki pokrywaj. Miej
każdy brata swego za lepszego na sumieniu, niźliś sam jest. Górnie o sobie nie
rozumiejcie, ani gardźcie ubogimi i prostymi, którzy się za mądre mieć chcecie.
Mądrość swoją na wypełnianiu miłości i zakonu Pana pokazujcie. Obmów się
strzeżcie i rany języcznej, potwarzy, złego słowa i przymówki na brata i żartów
obraźliwych i niepożytecznych. A dobrą życzliwością i uczynnością
wzmacniajcie miłość braterską. Czyńcie dobrze jeden drugiemu, obdarzajcie się
radzi upominkami przyjaźni, pożyczajcie radzi na potrzebę braterską jako kto
może, bądźcie użyczliwymi, łaskawymi jeden na drugiego. Niech zdrady żadnej
i obłudności między wami nie będzie” (Kazanie o miłosierdziu).
Z uczynków miłosiernych najtrudniej jest cierpliwie znosić krzywdy i
darować urazy. Aby siebie przezwyciężyć pod tym względem, trzeba rozważać
miłosierdzie Boga względem nas i prosić Boga o pomoc oraz zastanowić się nad
wzniosłością i pięknością tej cnoty, która jest najwyższą ozdobą
człowieczeństwa, najwyższym podniesieniem naszej ludzkiej godności.
Darowanie uraz, to nie małoduszność i brak honoru czy męstwa, lecz to dowód
wielkoduszności i bogactwa cnoty ćwiczonej w nauce Chrystusa, jest to
heroiczna cierpliwość i męstwo, co za kamień odpłaca chlebem, modląc się za
prześladowców. Przepięknie i tę prawdę przedstawia Skarga: „Nawet w
nieprzyjacielu Chrystusa żywmy, Chrystusa odziewajmy, przyjmujmy,
nawiedzajmy, częstujmy, nie tylko słowem, ale potrawami, jak drudzy
czynili…, ale miłosierdziem i poratowaniem nad ubogimi i porzuconymi, gdyż
tej ofiary od nas Pan nasz pragnie, a ta mu jest nad inne czci jego najmilsza. A
209
gdy z tego świata wychodzić będziemy, przyjmą nas do onej górnej krainy i
przybytków wiecznych” (Kazanie o miłosierdziu).
Najuboższymi są ci, którzy nie znają lub utracili Boga. Do nich odnoszą
się słowa Chrystusa: „Zawsze ubogich macie u siebie i gdy zechcecie, możecie
im dobrze czynić” (Mk 14, 7). Trzeba i z nimi nawiązać łączność, dostarczyć im
możliwości poznania Najmiłosierniejszego Zbawiciela. Sam Pan Jezus ustawia
ich na drodze życia naszego i pragnie, byśmy w modlitwie i obcowaniu z nimi
pokazali na sobie, kim jest Bóg. Można to uczynić wszędzie przy danej okazji,
w pociągach, w tramwajach, poczekalniach, u lekarza, w znanych sobie ze
słyszenia rozkładających się rodzinach, w tak zwanych „kolejkach i ogonkach”,
na wczasach, na cmentarzach — słowem wszędzie, gdzie tylko wyczuwamy, że
interwencja nasza może się okazać użyteczną.
Wszystko to mamy czynić w czystej intencji, w imieniu
Najmiłosierniejszego Zbawiciela i w ścisłej z nim współpracy, bez rozgłosu i
reklamy, jak tego żąda Chrystus: „Gdy tedy dajesz jałmużnę, nie trąb przed
sobą, jako czynią obłudnicy w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili.
Zaprawdę powiadam wam, wzięli już nagrodę swoją. Ale gdy ty dajesz jałmużnę,
niechaj nie wie lewica twoja, co czyni prawica twoja, aby jałmużna twoja była w
skrytości. A Ojciec twój, który widzi w skrytości, odpłaci tobie” (Mt. 6, 2 – 4).
Uświadomienie sobie ścisłej zależności i bezpośredniej więzi z
Najmiłosierniejszym Zbawicielem zaspokoi naturalne dla każdego człowieka
emocje społecznego działania i stanowić będzie błogosławioną pobudkę do
czynu w przeświadczeniu, że nie jesteśmy sami, ale że z nami jest Chrystus. W
tym celu należy codziennie przyjmować Komunię św. z należytym
przygotowaniem i dziękczynieniem z główną myślą, by zanieść Jezusa do tych,
którzy do Niego nie przychodzą i nic o nim nie chcą wiedzieć. Trzeba również
nieustannie pamiętać, że mamy w sercu Pana Jezusa i że każde słowo, każda
czynność i cała postawa w stosunku do napotykanych bliźnich, winny w sposób
żywy świadczyć o obecności Zbawiciela, który z ukrycia w naszym sercu
oddziaływa na tych, do kogo się zwracamy.
Trzeba korzystać z okazji lub upatrzyć sobie osoby w rodzinie, wśród
krewnych i znajomych, którym trzeba dopomóc w nawiązywaniu łączności z
Chrystusem. W ten sposób po pewnym czasie wyrobimy sobie opinię, że do nas
będą się zwracać ci, którzy sami nie mogą, nie chcą lub nie potrafią odnaleźć
marnotrawnej owieczki dlatego, że brak im doświadczenia lub niezbędnych
minimalnych umiejętności, które są, w tych sprawach tak bardzo potrzebne, a
które zdobywamy dopiero z czasem.
W tej współpracy z Najmiłosierniejszym Zbawicielem w dziele
wskrzeszania martwych dusz konieczne są następujące minimalne warunki:
1) Stała osobista łączność z Mistrzem utajonym w Przenajświętszym
Sakramencie, stosownie do Jego słów: „Trwajcie we mnie, a ja w was. Jak
210
latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeśli nie tkwi w winnym
krzewie, tak i wy, jeśli we mnie pozostawać nie będziecie. Jam winnym krzewem,
a wy latoroślami. Kto mieszka we mnie, a ja w nim, ten wiele owocu przynosi,
bo beze mnie nic uczynić nie możecie” (J. 15, 4 – 5).
2) Silna wiara i niezachwiana ufność w pomoc Jezusa, jaką miał Apostoł,
który powiedział: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” (Fil. 4, 13).
3) Znajomość istotnej treści nauki Zbawiciela, a przynajmniej większego
katechizmu dla dorosłych, w myśl upomnień św. Pawła: „Pilnuj samego siebie i
nauki: i w tym trwaj. Bo to czyniąc i samego siebie zbawisz i tych, którzy cię
słuchają” (I Tym. 4, 16).
4) Cierpliwość, wyrozumiałość i wytrwałość, pochodzącą z prawdziwej
miłości Chrystusa i pragnienia wynagrodzenia mu za zniewagi wyrządzone w
Sakramencie Ołtarza, jak pisze Apostoł: „Potrzeba wam tylko cierpliwości,
abyście spełniając wolę Bożą, dostąpili obietnicy” (Żyd. 10, 36).
5) Przyswojenie sobie pewnych wiadomości z psychologii, jak nawiązać i
podtrzymywać kontakty z ludźmi, potrzebującymi pomocy w zbliżeniu się do
Chrystusa.
6) Zapewnienie sobie porady u światłego i gorliwego kapłana, gdy
posiadane wiadomości nie będą wystarczały.
7) Wyrobienie osobiste, by nie okazywać zgorszenia w razie
niepowodzenia, a przyjąć upokorzenie w duchu pokuty; nie upadać na duchu i
unikać przesadnego trzymania się swego zdania, szukając wspólnego punktu
widzenia z tymi, których mamy na względzie, bo „Nie trzeba lekarza zdrowym,
ale tym, którzy się źle mają. Idźcie i na uczcie się, co znaczy: miłosierdzia chcę,
a nie ofiary. Bom nie przyszedł wzywać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt.
9, 2 i 13).
Jeżeli chodzi o ułatwienie pracy charytatywnej, trzeba unikać rutyny i
oklepanych zwrotów, a stosować styl zwykłej rozmowy, w której wyjaśniamy
życie religijne i takie zagadnienia, jakie się nie dadzą wytłumaczyć ze
stanowiska materializmu, czy idealizmu. W tym celu trzeba samym mocno
wierzyć w to, co mówimy, a ta wiara udzieli się innym i wskaże, że nasze
praktyki religijne nie są zmechanizowaną rutyną ani ponurym talmudyzmem.
Najskuteczniej jest wyczuć potrzeby interlokutorów i możliwie im w jakiś
sposób pomóc w zaspokojeniu tych potrzeb zupełnie bezinteresownie.
Zdarzyć się może, że ktoś sam zwraca się do nas z wątpliwościami
religijnymi, a nawet zaatakuje naszą postawę i przekonania; wówczas należy
zachować wielką równowagę ducha i spokojnie znaleźć jakiś wspólny punkt
widzenia, wspólną płaszczyznę, z której powoli będziemy zmierzać do usunięcia
wątpliwości. Przy tym pamiętać trzeba, że nie każdy argument trafi do
przekonania interlokutora, gdyż to zależy od poziomu jego rozwoju
211
umysłowego i nastroju uczuciowego w danej chwili. Toteż należy dostosować
się do tego poziomu, unikając niezrozumiałych słów i wyrażeń.
Najlepiej zaskoczyć niezwykłością pierwszych słów, jak to u czynił
Chrystus w rozmowie z Samarytanką, którą pierwszy poprosił: „Daj mi pić”.
Można również użyć z góry przygotowanych i umiejętnie stosowanych
informacji, fraszek, obrazków, książeczek w celu nawiązania kontaktu, by
potem kontynuować rozpoczętą rozmowę, skierowując ją do zamierzonego celu.
Tak Zbawiciel od wody przeszedł w rozmowie z Samarytanką do wyjaśnienia,
kim jest Bóg i posłany przez Niego Mesjasz.
Nawiązanie delikatnych z natury kontaktów z ludźmi innych przekonań
bardzo ułatwia przeświadczenie, że jesteśmy tylko niewypłacalnymi dłużnikami
Najmiłosierniejszego Zbawiciela, który w swoim czasie, w celu naszego
nawrócenia, przysłał i do nas sługi swoje, będące narzędziem w jego ręku. Były
to może wzniosłe przykłady dusz świątobliwych, które czynną pomocą i
wsparciem, a może radą i wiedzą, doświadczeniem, pocieszeniem i modlitwą
utorowały nam drogi, którymi potem szliśmy i teraz idziemy do celu. Naturalne
poczucie wdzięczności zmusza nas do świadczenia miłości i miłosierdzia dla
innych.
V. Miłosierdzie Boże w zjednoczeniu chrześcijan
24 listopada 1964 r. Paweł VI ogłosił dekret o ekumenizmie, uchwalony
na III Sesji II Soboru Watykańskiego. Dekret ten został przygotowany z
inicjatywy Jana XXIII, przez powołany do życia Sekretariat dla Spraw Jedności
Chrześcijan. Ruch ekumeniczny datuje się od przeszło 50 lat, a w dniach 18 – 25
stycznia odbywa się co roku w całym świecie chrześcijańskim „Oktawa
Modlitw o Zjednoczenie Chrześcijan”. W tym czasie wszyscy chrześcijanie:
katolicy, prawosławni i ewangelicy różnych odłamów łączą się z intencją
modlitwy Chrystusa Pana podczas Ostatniej Wieczerzy: „Aby wszyscy byli
jedno” (J. 17, 21). Takiej modlitwy oczekuje od nas Bóg: modlitwy pokornej,
ufnej, z pamięcią o błędach, jakimi wszystkie strony przyczyniły się do
smutnego rozdziału między chrześcijanami.
Jan XXIII uświadomił sobie w całej pełni, że testament Chrystusa „aby
byli jedno”, nie został dotąd zrealizowany. Papież, zwany „Proboszczem
świata”, uczynił sprawę zjednoczenia chrześcijan wielką troską swego
pontyfikatu i jednym z celów zwołanego przez siebie Soboru Powszechnego.
Kontynuatorem dzieła i myśli jego stał się obecny papież, Paweł VI, który
między innymi w tym celu odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej i polecił
wszystkim obok modlitwy o zjednoczenie, rozwijać i podkreślać to, co
chrześcijan łączy, a nie to, co ich dzieli.
212
Otóż jedną z prawd, które łączą wszystkich chrześcijan jest tajemnica
miłosierdzia Bożego, a projektowana uroczystość Najmiłosierniejszego
Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią, byłaby może krokiem ku temu tak
upragnionemu zjednoczeniu.
Poznaliśmy już, że idea miłosierdzia Bożego wybitnie dominuje w liturgii
Kościoła katolickiego, w ciągu całego roku i że w czasie wielkanocnym Kościół
wielbi Boga w Jego miłosierdziu, gdy w innych czasach raczej błaga o to
miłosierdzie. Poznajmy teraz, jak jest pod tym względem w Kościele
prawosławnym i u ewangelików.
1. Miłosierdzie Boże w teologii prawosławnej
Źródłem teologii prawosławnej jest Pismo św. i Tradycja, ograniczająca
się do pierwszych siedmiu Soborów Powszechnych. Nauka ich o miłosierdziu
Bożym nie jest jeszcze teoretycznie rozpracowana, ale w praktyce, czyli w
liturgii, wezwania do miłosierdzia Bożego są zupełnie identyczne jak w
Kościele powszechnym, czyli katolickim.
Obecnie w Kościele prawosławnym Msza św. odprawia się według
liturgii św. Jana Chryzostoma, św. Bazylego i św. Grzegorza papieża. Ta
ostatnia odprawia się rzadko, w pewne tylko dni ściśle określone. Najczęściej
zaś posługują się prawosławni liturgią św. Jana Chryzostoma. Składa się ona z
trzech części: Priskomidii czyli przygotowania chleba i wina dla sprawowania
Najświętszej Eucharystii, Liturgii Ogłoszonych czyli Mszy św. katechumenów i
Liturgii wiernych czyli właściwej Mszy św. Niekrwawej Ofiary. We wszystkich
tych częściach, raz po raz, spotykamy w modlitwach i pieniach usilne błagania
Boga o miłosierdzie dla obecnych na nabożeństwie i dla całego świata.
W Priskomidii często powtarza się wezwania: „Hospodi, pomiłuj: na tia
upowajem. Boże, miłostiw budzie mnie grzesznomu i pryjmi nas po mnożestwu
miłości twojej” — Panie, zmiłuj się nad nami: ufamy ci. Boże, bądź miłościw
mnie grzesznemu i przyjmij nas według mnóstwa miłosierdzia Swojego”.
Podobnie rozlega się błaganie do Matki miłosierdzia o wstawiennictwo:
„Miłosierdia dwiery otwiery nam, błahosławiennaja Bogorodzica” — „Otwóż
nam drzwi Miłosierdzia, błogosławiona Bogarodzico”.
W Liturgii Ogłoszonych wezwanie do miłosierdzia Bożego powtarza się
jeszcze częściej: „Na wsiech nas miłosti twoja nisposzli. Da budziet miłosti
wielikaja Boha i Spasa naszeho Iisusa Christa wam wsiem” — „Ześlij na nas
wszystkich, Panie, swoje miłosierdzie. Niech będzie miłosierdzie Boga i
Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa nad wami wszystkimi”.
Trzecia część Mszy — Liturgia wiernych — Wielki Wchód, poprzedzona
jest ona czytaniem przez diakona tzw. „Jektenii małej”, czyli litanii, w której po
213
każdym wierszu chór śpiewa refren „Hospodi pomiłuj” — „Panie zmiłuj się”.
Następnie diakon śpiewa „Premudrość” — Pramądrość, przypominając
obecnym wielkość następujących ceremonii, jakimi są przeniesienie
przygotowanego chleba i wina z ofiarnika na ołtarz. Diakon wnosi chleb na
głowie, a kapłan kielich z winem w ręku. Jeżeli się odprawia koncelebra, czyli
Msza wspólna kilku kapłanów, niosą oni nadto krzyż, pikę, gąbkę i łyżeczkę
(łżyce) w rodzaju trzciny z gąbką.
Teraz następuje przygotowanie wiernych do godnej obecności na Mszy
św. przez przypominanie wzajemnej miłości, wyznanie wiary i wezwanie do
pobożnego nastroju w czasie następujących wielkich ceremonii, znamionując
przeistoczenie i następujące po nim modlitwy, w czasie których wielokrotnie
kapłan błaga o miłosierdzie Boże i życzy go wszystkim obecnym: „I da budut
miłosti wielikaho Boga” — „Niech spłynie miłosierdzie wielkiego Boga”. W
przygotowaniu wiernych do Komunii św. odmawia się Modlitwę Pańską i inne
modlitwy, w których wychwala się miłosierdzie Boże w dziele stworzenia:
„Mnożestwu miłosti twojeja ot niebytia w bytie wsi priwioł jesi” — „W
wielkości miłosierdzia swego przyprowadziłeś wszystko z niebytu do istnienia”.
Przed samą Komunią św. wierni wielekroć powtarzają: „Boże miłostiw budie
mnie gresznomu” — „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu.
W innych częściach Liturgii: nieszporach (wieczernia), jutrzni (zautrenia)
i godzinach kanonicznych (czasy), w świątyni czytają lub śpiewają Psalmy z
wezwaniami do miłosierdzia Bożego, jak i w Kościele katolickim. Nie sposób je
tutaj wszystkie wyszczególnić, wystarczy powiedzieć, że pod względem kultu
Boga w Miłosierdziu Kościół prawosławny nie różni się od Kościoła
katolickiego.
2. Miłosierdzie Boże u protestantów
Źródłem teologii protestantów jest tylko Pismo św. bez ksiąg
deuterokanonicznych, a w tłumaczeniu Pisma św. u nich nie ma jednolitości, bo
każdemu wolno komentować je według własnego uznania. Stąd powstało około
200 odłamów ewangelików, z których każdy, w mniejszym lub większym
stopniu, różni się w wierzeniu od wszystkich innych. Najliczniejsze są dwa
odłamy: luteranów i kalwinów, których zapatrywanie na miłosierdzie Boże różni
się od nauki katolickiej.
214
a) Miłosierdzie Boże w nauce Lutra
Kościół katolicki podkreślając potrzebę ufności w miłosierdzie Boże
zaznacza, że miłosierdzie to nie jest bezkarność i ma swój czas ograniczony, po
upływie którego następuje wymiar sprawiedliwości Bożej. Dlatego póki czas
trzeba czynić pokutę, która jest jedyną drogą do miłosierdzia Bożego. Luter
natomiast kładzie największy nacisk na ufność w zasługi Jezusa Chrystusa,
albowiem po grzechu pierworodnym człowiek sam nic dobrego uczynić nie
może, tylko grzeszyć. „Władze duchowe zostały w człowieku zepsute przez
grzech tak dalece, że pozostał tylko skażony rozum i przeciwna Bogu Wola…
Cokolwiek jest w woli naszej, jest złem, a cokolwiek jest w myśli naszej, jest
grzechem i błędem. Wobec tego wszystko, cokolwiek człowiek w zakresie
moralnym czyni, jest grzechem; złe są wszystkie namiętności i chcenia, które z
absolutną koniecznością popychają człowieka do grzechu. A więc trzeba tylko
wierzyć w zasługi Zbawiciela, a tą wiarą jest właśnie ufność w miłosierdzie
Boże”. Stąd wynika, że u luteran ufność jest nieco zuchwała.
Dlatego Sobór Trydencki na VI Sesji, w Dekrecie o usprawiedliwieniu, w
rozdziale 9 postanowił: „Chociaż trzeba wierzyć, że nigdy grzechy nie były i nie
są odpuszczone inaczej, jak tylko darmo z miłosierdzia Bożego, dla zasług
Jezusa Chrystusa, jednak nikt nie powinien zuchwale i z pewnością chełpić się,
ani być zupełnie spokojny, że jego grzechy były lub są odpuszczone, jak to
utrzymują błędnowiercy i nauczają w naszych czasach w sporze przeciwko
Kościołowi katolickiemu. Taka bowiem ufność jest zuchwała i daleka od
wszelkiej pobożności. Lecz i tego nie wolno utrzymywać, że ci, którzy
prawdziwie są usprawiedliwieni, bez żadnej zupełnie wątpliwości twierdzą, że
są usprawiedliwiani i że nikt uwolniony od grzechów i usprawiedliwiony być
nie może, jak tylko ten, kto niewzruszenie wierzy, że on jest usprawiedliwiony i
rozgrzeszony, ponieważ tylko wiara usprawiedliwia i rozgrzesza, jak gdyby kto
nie wierzył i nie wątpił o skuteczności obietnic, śmierci i zmartwychwstania
Chrystusa” (Denzinger, 802).
b) Miłosierdzie Boże w nauce Kalwina
Jeszcze w wyższym stopniu niż Luter, przesadza w pojmowaniu
miłosierdzia Bożego Kalwin. „Pierwszą przyczyną powołania naszego i
wszystkich dóbr, jakie od Boga otrzymujemy, jest odwieczne wybranie. A więc,
jeżeli chodzi o przyczynę, dlaczego nas Bóg powołał do uczestnictwa w
Ewangelii, dlaczego nas raczy darzyć niezliczonymi dobrodziejstwami,
dlaczego otworzył nam niebo, zawsze dochodzimy do tejże samej zasady
215
wybrania. Wybrał nas zanim jeszcze świat został stworzony. Nie dlatego nas
wybrał, ponieważ jesteśmy godni, lecz dlatego, że Bóg przewidział, że
będziemy godni. W Adamie wszyscy zginęli i nic innego Bóg nie przewidział,
jak tylko wybraniem swoim zbawił nas od zguby. Jeżeli dziś żyjemy święcie i
niewinnie, pochodzi to z wybrania Bożego… I nie możemy zginąć, jeżeli
jesteśmy wybrani. Żyjmy więc bezpiecznie, jak się podoba, bo niepodobna
byśmy zginęli, skoro jesteśmy wybrani. Ponieważ ten wybór nastąpił nie ze
względu na nasze zasługi, stąd pochodzi jedynie z miłosierdzia Bożego”
(Commentarii in omnes Pauli Ap. Epistolas… In Epistolam Pauli ad Ephesios 1,
4 Genevae M.D.C., 348).
Kalwin rozwija w dalszym ciągu swoją naukę o przeznaczeniu jednych
ludzi do nieba, a innych znowu do piekła. Tych ostatnich, według niego, Bóg
pozytywnie odrzuca od uczestnictwa w chwale swojej, nawet przed
przewidzeniem ich upadku. Takie twierdzenie jest już herezją, potępioną przez
Sobór Trydencki, albowiem odmawia Bogu świętości, czyni go sprawcą
grzechu, okrutnym i niesprawiedliwym, jak to obszernie wykazaliśmy w tomie
trzecim. W każdym razie między protestantami a Kościołem katolickim można
rozpocząć dialog na ten temat, przy dobrej woli można doprowadzić do
zbliżenia i porozumienia.
Bóg w nieskończonym swym miłosierdziu orzeka zbawienie
przeznaczonych i przygotowuje im środki, przy pomocy których na pewno je
otrzymają, a z drugiej strony powołuje do zbawienia i odrzuconego,
przygotowując mu środki dostateczne, aby je otrzymał. Atoli przewidując jego
grzechy i ostateczną niepokutę, orzeka o jego odrzuceniu. A więc — według
Kalwina — odrzuceni sami czynią się potępionymi, mimo że wola Boża
przyznaje im niebo i wszystkie łaski potrzebne do jego osiągnięcia. „Bóg
śmierci nie uczynił i nie weseli się w zatracenia żywych” (Mądr. 1, 13).
Przeciwnie, stworzył niebo i powołuje wszystkich do niego, dając z miłosierdzia
Swojego odpowiednie środki, żeby mogli wejść do niego.
Nauka o miłosierdziu Bożym innych odłamów protestantów mniej więcej
pokrywa się z nauką Lutra i Kalwina. Jakkolwiek tedy jest odmienna od nauki
katolickiej, przesadnie rozumiejąc ufność bez dobrych uczynków, jako
dostateczne usposobienie do usprawiedliwienia, to jednak w założeniu swym ma
pewne punkty styczne, które mogą posłużyć do porozumienia się.
Z powyższego wynika, że należyte wyjaśnienie nauki katolickiej o
miłosierdziu
Bożym,
a
tym
bardziej
ustanowienie
uroczystości
Najmiłosierniejszego Zbawiciela może przynajmniej otworzyć ku temu bramy.
KONIEC TOMU CZWARTEGO – OSTATNIEGO
216
BIBLIOGRAFIA
Acta Apostolicae Sedis, 1947, 1956.
Ateneum Kapłańskie, Włocławek, 1909 – 1965.
S. Augustinus, De civitate Dei, Migne, P.L., XLI.
S. Augustinus, Expositio Psalmorum, Migne, P.L., XXXVI. France, 1950.
Barbet Pierre, La Passion de N.S. Jésus – Christ selon le Chirurgien,
Batrao P., Vers une Politique de Bien – Etre Familial, Rome – Louvain, 1957.
Berardi, Aem., Theologia Pastoralis, Faventiae, 1902.
S. Bernardus, Sermo in Nativitate Dei, Migne, P.L. CLXXXIII.
Biernacki M. Ks. Teologia Pasterska, Warszawa, 1911.
Brémond H., Histoire Littéraire du sentiment religieux en France depuis la fin
des guerres de religions jusqu’á nos jours, Paris,1916.
Cheldoi J., Jus matrimoniale, Tridenti, 1937.
Chróściechowski J., God’s Infinite Mercy, Stockbridge, Mass., 1957.
Chróściechowski J., Divine Mercy in the Doctrine and Prayers of the Church,
Stockbridge, Mass., 1960.
S. Chrysostomus J., Expositio in Psalmos, Migne, P.G., LV.
S. Chrysologus P., Sermo VI, Migne, P.L., LII.
Ciappi Aloysius, O. P., De Divina Misericordia, Romae, 1935.
Claparede E., Wychowanie funkcjonalne, Warszawa, 1933.
Demal Willibald Dr, O.S.B., Praktische Pastoralpsychologie, Wien, 1953.
Denzinger H., Bannwart C., Enchiridion Symbolorum… Friburgi Brisg. 1922.
Dębiński K. Ks., Podręcznik Praktyczny Teologii Pasterskiej, Warszawa, 1914.
Diekamp Fr., Theologiae Dogmaticae Manuale, Romae 1945.
Fo rster Fr., Wychowanie i samowychowanie, Warszawa, 1919.
Frankowski G., De Misericordia Divina eiusque Excellentia secundum S.
Thomam A., Romae, 1962.
Gantkowski P. Dr, Medycyna Pastoralna, Poznań, 1927.
Garrigou – Lagrange, R.O.P., L’amour de Dieu et la Croix de Jésus, Juvisy,
1929.
Garrigou – Lagrange, R.O.P., Perfection chrétienne et Contemplation, Paris,
1923.
S. Gregorius Magnus, Regula Pastoralis, p. III.
S. Gregorius Nyss., De Beatitudinibus Oratio, Migne, P.G., XLIV.
Św. Ludwik M. Grignon de Montfort, O Doskonałym Nabożeństwie do N.M.P.,
Warszawa – Poznań, 1927.
Guibert J., S.J., Etude de Théologie Mystique, Toulouse, 1930.
Häring B., Pastoralsoziologie und Seelsorge, „Anima”, I, 1957.
S. Hildefonsus, Liber de itinere desertis, Migne, P.L., XCVI.
217
Homo Dei — Przegląd Ascetyczno – Duszpasterski, Warszawa, (1930 – 1965).
Katolicka myśl wychowawcza — Pamiętnik II Katolickiego Studium o
Wychowaniu w Wilnie, 1936 roku.
Krukowski J. Ks., Teologia Pasterska Katolicka, Lwów, 1874.
Lallemamnt L., La doctrine spirituelle, Paris, 1909.
Lefebvre G., O.S.B., Liturgie, Brugis, 1929.
Lessius L., B.J., De perfectionibus moribusque divinis, Parisiis, 1881.
Łubieński B., Psychoanaliza Freuda w świetle Prawdy Chrześcijańskiej, Lwów,
1934.
Majka J., Ks., Socjologiczne badania parafii, Homo Dei, 1959.
Mazurkiewicz K. Ks., Wychowanie w świetle Chrześcijańskiej Prawdy,
Potulice, 1938.
Merkelbach B., O.P., Quaestiones Pastorales I – VII, Liege, 1928 – 1938.
Merkelbach B., O.P., Summa Theologiae Moralis, Parisiis, 1931.
Niedermeyer A., Compendium der Pastoralhygiene, Wien, 1956.
Nowowiejski A. J., Bp, Pastorologia, Płock, 1930.
Pamiętnik II Katolickiego Studium o Wychowaniu w Wilnie, Poznań 1937.
Pamiętnik Kursu Katechetycznego w Poznaniu, Poznań, 1929.
Paras St. Ks., Duszpasterstwo Młodzieży, Częstochowa, 1948.
Parente Petrus, De Verbo Incarnato, Romae, 1939.
Pastuszka J. Ks. Dr, Charakter Człowieka, Lublin, 1959.
Pelczar J. S. Bp, Medycyna Pasterska, Lwów, 1907.
Pelczar J. S. Bp, Pasterz według Serca Jezusowego, Lwów, 1913.
Pilch Zygmunt Ks. Dr, Nauka Pasterzowania, Kielce, 1939 – 1947.
Poncelet M.R.S.C.J., Le mystere du Sang et de l’Eau…, Paris, 1961.
Przegląd Homiletyczny, Kielce, 1923 – 1938.
Przegląd Katechetyczny, Lwów – Warszawa, 1923 – 1948.
Poulain A., Les grâces d’oraison, Paris, 1909.
Pourrat P., S.J., La spiritualité chrétienne, I – IV, Paris, 1931.
Rubricae Breviarii et Missalis Romani, Romae, 1960.
Semeneńko, Mistyka, Kraków, 1896.
Sieniatycki M., Zarys Dogmatyki Katolickiej, Kraków, 1928.
Sopoćko Michał, Ks. Dr, Mikołaj Łęczycki o wychowaniu duchowym, Wilno,
1935.
Sopoćko Michał, Ks. Dr, Rodzina w prawodawstwie na Ziemiach Polskich,
Wilno, 1926.
Sopoćko Michał Ks., Duszpasterstwo w Rodzinie, Kielce, 1947.
Sopoćko Michał, Ks., Miłosierdzie Boga w Dziełach Jego, t. I, Londyn, 1959,
tt. II i III, Paryż, 1961, 1962.
Sopoćko Michał, Ks., O święto Najmiłosierniejszego Odkupiciela, Poznań,
1947.
Sopoćko Michał, Ks., Wielbijmy Boga w Jego Miłosierdziu, modlitewnik,
Londyn, 1960.
218
Sośnicki K., Podstawy wychowania państwowego, Warszawa 1934,
Tanquerey A., Précis de Théologie Ascetique et Mystique, Paris, 1924.
Tanquerey Ad., Synopsis Theologiae Dogmaticae, Romae, 1908.
Thomae Aquinatis, Summa Theologica, Romae, 1894.
Toth Tihamer Dr, Bp, Opieka Duchowna nad młodzieżą, Kraków, 1947.
Ueberveg F., – Praechter K., Grundriss der Philosophie, Berlin, 1926.
K. Wilder – O. Vallay, C. Vivaldelli, Cosi Dio ha amato il mondo, Bolzano,
1963.
Woroniecki H., O.P., Tajemnica Miłosierdzia Bożego, Poznań, 1947.
Wóycicki A. Dr, Prof., Wychowanie społeczeństwa, Lublin, 1938.
Wychowanie chrześcijańskie jako problem duszpasterski — praca zbiorowa,
Kielce, 1934.
Vernet F., La spiritualité médiévale, Valentiae 1929.
Zavalloni R., Psychiatria Pastorale, Roma, 1959.
Żychliński A., Ks. Dr, Rozważania Filozoficzno – Teologiczne, Poznań, 1958.
219
220
LISTA SUBSKRYBENTÓW KSIĄŻKI
Ks. BARTCZAK Stanisław — Freiburg —
Niemcy
Ks. BOROWSKI Franciszek — Hälsinborg —
Szwecja
Ks. JAŻDŻEWSKI Jan — Stanground —
Anglia
Ks. MATEUSZEK L. — Kenora — Kanada
Ks. MICHALSKI St. — Rzym — Włochy
Ks. MRZYGŁÓD Hubert — Escaudain —
Francja
Ks. ZBLEWSKI Julian — Osny — Francja
Siostra St-ALBERT — Tours — Francja
Siostra FRANCISZKA-DOMINIKA —
Lambersart — Francja
Siostra ZOFIA-MARIA — La Gorgue —
Francja
Siostra STANISŁAWA-TERESA — La
Gorgue — Francja
Siostry NAZARETANKI — Sallaumines —
Francja
Siostra STANISŁAWA — Lyon — Francja
Siostra JANA BOŻEGO — Hyeres — Francja
Siostra MARIA-EGIDIA — Kopenhaga —
Dania
Siostra MARIA-BRONISŁAWA —
Hafnarfirdi — Islandia
Siostra STANISŁAWA — Jaffa — Izrael
P. ADAMCZYK Bernard — Sallaumines —
Francja
P. ADAMIK Zofia — Villers-St-Paul —
Francja
P. ADAMSKI — Bruay-en-Art. — Francja
P. ADAMUS Scholastyka — Blanc-Mesnil —
Francja
P. AKOSZ — Châteauneuf — Francja
P. ALIAS Stanisława — Carignan — Francja
P. ANDRASIK Józef — Herimoncourt —
Francja
P. ANDRZEJCZAK Wincenty — Bergues —
Francja
P. BABIARZ Franciszek — Morigny —
Francja
P. BAHRYNOWSKA A. — Montreal —
Kanada
P. BAKUM — Bailly — Francja
P. BALAJEWICZ Małgorzata — Nesle —
Francja
P. BARANOWSKA Maria — Douchy —
Francja
P. BARAŃSKA Anna — Marseillesles Aub.
— Francja
P. BEDNARZ Paulina — Pont-de-Metz —
Francja
P. BEHOT Michał — Mantes — Francja
P. BIAŁKOWSKA Zofia — Huddersfield —
Anglia
P. BIENIASZEWSKA Maria — Lisle-en-Rig
— Francja
P. BIENIEK Jan — Roubaix — Francja
P. BŁAŻEJEWSKI Antoni — Dieuze —
Francja
P. BŁAŻKOWSKA Rozalia — Wingles —
Francja
P. BLECHARCZYK Szczepan — Le
Neubourg — Francja
P. BOBOLA Maria — Moussy-le-Vieux —
Francja
P. BOBRZYŃSKI Jan — Hautefage— Francja
P. BONNEAU Marta — Villeneuve-surYonne — Francja
P. BOSSY Jadwiga — Beuvrages — Francja
P. BOULANGER Józefa — Cahors — Francja
P. BRAULT Zofia — Baigneaux — Francja
P. BROWARCZYK Wiktoria — Guesnain —
Francja
P. BRZEZIŃSKA Weronika — Le Creusot —
Francja
P. BUNIAK Władysława — Islesur-la-Sorgue
— Francja
P. BURY Donat — Torcy — Francja
P. CENZORA Marcel — St-Eloyles-Mines —
Francja
P. CHAMBERT Odette — Trélon — Francja
P. CHMIEL Józef — Quiévélon — Francja
P. CHMIEL-MIERZEJEWSKA Aniela —
Roubaix — Francja
P. CHODACKI Maria — Reims — Francja
P. CHOLEWKA Władysława — Barlin —
Francja
P. CHUDZIAK Agnieszka — Savigny-le-Sec
— Francja
P. CIECHELSKI Stanisław — Orléans —
Francja
P. COLAS Halina — Besançon — Francja
P. CYBULSKA Wanda — Huddersfield —
Anglia
P. DEC Maria — Exincourt — Francja
221
P. GOSTYŃSKA Karolina — Hälsinborg —
Szwecja
P. GOURDY Helena — Raymond — Francja
P. GRACZ — Giraumont — Francja
P. GRUND Piotr — Bielfeld — Niemcy
P. GRZELAK Katarzyna — Chassignol —
Francja
P. GRZESIAK J. — St-Jean-Bonne-fonds —
Francja
P. GUSZKIEWICZ Maria — Menainville —
Francja
P. GUZIK Stefania — Issoudun — Francja
P. GWIAZDA Maria — Hettange-Grande —
Francja
P. GWISZCZ Cecylia — Montignyen-Ostr. —
Francja
P. HALAS Jan — Vieux-Condé — Francja
P. HANBA Antonina — Molieres-sur-C. —
Francja
P. HANC Stanisław — Montépilloy — Francja
P. HARANCZYK Józefa — Wattignies —
Francja
P. HEBDA Marcel — Bruyeres-sur-Oise —
Francja
P. HEUDE-GROSIAK Rozalia — Hydreguent
— Francja
P. HEULERS Arnould — Quiévélon —
Francja
P. HINCMAN Stanisława — Paron — Francja
P. IDZIEJCZAK — Montigny-en-Ostr. —
Francja
P. JABŁOŃSKI Stefan — Piennes — Francja
P. JAHACZ Franciszka — Salzgitter —
Niemcy
P. JAGIELSKA Bronisława — Paryż —
Francja
P. JANECZEK Tadeusz — Ravensburg —
Niemcy
P. JANECZKO Franciszek — Saint-Etienne —
Francja
P. JANOWSKA Zofia — Arenberg — Niemcy
P. JAROSZ Magdalena — Barlin — Francja
P. JAWORSKI Jan — Rothau — Francja
P. JAZWIERSKA — Le Poinçonnet —
Francja
P. JĘDRZEJEWSKA — Salles-du-Gardon —
Francja
P. JĘDRZEJEWSKA Wanda — Houdain —
Francja
P. JEŻOWICZ Tadeusz — Ludvika —
Szwecja
P. JONAS Helena — Humbécourt — Francja
P. JOPOWA L. — Montceau-les-M. —
Francja
P. DERWONKO Henryk — Le Mans —
Francja
P. DERING Maria — St-Gobain — Francja
P. DJAVANCHIRI Zofia — Teheran — Iran
P. DOLECKA Maria — Le Vios — Francja
P. DOMINIK Wiktoria — Nucourt — Francja
P. DOMITER Stefania — La Courneuve —
Francja
P. DORCZYŃSKA Jadwiga — Revin —
Francja
P. DRELICH Stanisław — Montesquieu-Laur.
— Francja
P. DUDEK Maria — Kopenhaga — Dania
P. DUDEK Waleria — Preston — Anglia
P. DURACHTA Władysława — Epehy —
Francja
P. DZIADEK — Nesle — Francja
P. DZAMSKI Stanisław — Mondelange —
Francja
P. DZIOB Michał — Brioude — Francja
P. FALEVITCH Stefania — Dom- basle-surM. — Francja
P. FECHTER Izabela — Karlsruhe — Niemcy
P. FELUSIAK Aniela — Maillot — Francja
P. FERNADES Maria — Bessancourt —
Francja
P. FERNEZA Maria — Beauville — Francja
P. FIGIEL Eugenia — Okehampton — Anglia
P. FURMANEK Jadwiga — Cerilly — Francja
P. GAJDA Franciszka Champagnat — Francja
P. GBUREK Jan — Carvin — Francja
P. GIERZ Anna — Baron — Francja
P. GIL Leon — Hilsenheim — Francja
P. GIZA Wincenty — Jarny — Francja
P. GLIŃSKI Jan — Nottingham — Anglia
P. GŁUSZCZ Tadeusz — Boulogne-sur-Seine
— Francja
P.GŁUSZCZ Wanda — Boulogne-sur-Seine
— Francja
P. GŁUSZCZAK Franciszek — Altkirch —
Francja
P. GŁUSZEK Michał — Braunschweig —
Niemcy
P. GOCH Maria — Aubervilliers — Francja
P. GOGOLEWSKA Zofia — Cendras —
Francja
P. GOŁĄBEK Katarzyna — Leforest —
Francja
P. GOŁĘBNIAK Pelagia — Bruay-en-Artois
— Francja
P. GOLIK Katarzyna — Montluçon — Francja
P. GÓRECKA Stanisława — Jeanne-d’ArcCité — Francja
P. GORNIK Helena — Margny-les-Comp. —
Francja
222
P. KAMIŃSKA Anna — Vieux-Condé —
Francja
P. KAMIŃSKA Anna — Vieux-Lancy —
Francja
P. KAMIONKA Stefania — St-FélixLauragais — Francja
P. KAMOWSKA Maria — Escaudain —
Francja
P. KANIA Józef — Morhange — Francja
P. KANIA Stanisława — Lecluse — Francja
P. KARYSZKOWSKA Halina — Voiron —
Francja
P. KAWALA Weronika — Salzgitter —
Niemcy
P. KĘDZIERSKI Eugeniusz — Labastide —
Francja
P. KESY Tomasz — Flers-en-Escr. — Francja
P. KIEK Marianna — Morlange — Francja
P. KLECZKOWSKI E. — Sharnbrook —
Anglia
P. KOCON Maria — Vouvray — Francja
P. KOCZWAŃSKI Feliks — Genewa —
Szwajcaria
P. KONIARCZYK Stanisław — Rudel —
Francja
P. KONIK Józef — St-Etienne — Francja
P. KOPKA Ludwika — Le Poinçonnet —
Francja
P. KORALEWSKA — Barlin — Francja
P. KOŚCIOŁEK Stefania — Montoire —
Francja
P. KOSMALSKA Zofia — Ostricourt —
Francja
P. KOT Zofia — Canejan — Francja
P. KOWALSKA Maria — Dombasle-sur-M.
— Francja
P. KOZŁOWSKI Józef — Eskilstuna —
Szwecja
P. KRASKI Władysław — Walldorf —
Niemcy
P. KRAUZEWICZ Ignacy — Stiring-Wendel
— Francja
P. KRAWCZYK Gertruda — Escaudain —
Francja
P. KRECIDŁO Zofia — Pinon — Francja
P. KRUGER Franciszka — Vernou-sur-Seine
— Francja
P. KRYJOM Czesława — Libercourt —
Francja
P. KRZESIŃSKA Elżbieta — Paryż —
Francja
P. KRZYŻANOWSKA Franciszka — Rombas
— Francja
P. KRZYŻANOWSKI Paweł — Leicester —
Anglia
P. KUBIAK Krystyna — Mulhouse — Francja
P. KUBICKA Władysława — Ste-Marie-surCh. — Francja
P. KUCIŃSKA Zofia — Hayange — Francja
P. KUDLA Bronisława — Poissy — Francja
P. KUKLIŃSKI Piotr — Montpéllier —
Francja
P. KULAGA Stefania — Paryż — Francja
P. KULCZYCKA Aniela — Agrest — Francja
P. KURAS Anna — Ascq — Francja
P. KURNYTA Elżbieta — Tannieres —
Francja
P. KUSIAK Anna — Reims — Francja
P. KUSIŃSKA Maria — Wolverhamptom —
Anglia
P. KUZMENT Jadwiga — Rumelange —
Luksemburg
P. KWAŚNIK Jan — Goteborg — Szwecja
P. KWAŚNIK Zofia — Saix — Francja
P. KWIATKOWSKA Maria — Cusset —
Francja
P. KWILOSZ Antonina — Mont-béliard —
Francja
P. ŁABUDA Anna — La Frette-sur-Seine —
Francja
P. LACHWA Agnieszka — Trieux — Francja
P. ŁACZKOWSKA Ewa — Villers-les-Nancy
— Francja
P. LAPRUS Zygmunt — Paryż — Francja
P. LASKI Anna — Pont-de-Metz — Francja
P. LATECKI Stefan — Hälsingborg —
Szwecja
P. LEWOSKA Maria — Sheffield — Anglia
P. LIDWIN Maria — Frignicourt — Francja
P. LISZCZ-BOBKO Julia — Bierne —
Francja
P. LIZAKOWSKA M. — Shipley — Anglia
P. ŁUCARZ Anna — Belfort — Francja
P. LUCEWICZ Urszula — Londyn — Anglia
P. ŁUKOWICZ Albert — Bayonvillers —
Francja
P. MICHALSKA — St-Maixent — Francja
P. MADANY H. — Dunstable — Francja
P. MADRECKI Edward — Liévin — Francja
P. MADRECKA Irena — Les Houches —
Francja
P. MADRECKA Rozalia — Liévin — Francja
P. MAGUEUR-BARANOWSKA — Nice —
Francja
P.
MAJCHERCZYK
Magdalena
—
Angevillers — Francja
P. MAKOWSKI Stefan — Bacquencourt —
Francja
P. MAŁECKA Stanisława — Lyslez-Lannoy
— Francja
223
P. ONYSZKO Anastazja — Paryż — Francja
P. ORŁOWSKI Michał — Wittelsheim —
Francja
P. OSOWICZ Bronisława — Willefranchesur-S — Francja
P. OSUCH Katarzyna — Loges-de-Serr. —
Francja
P. PARUS Józef — Murger — Francja
P. PAWLICKA Anna — Villefranche-sur-S.
— Francja
P. PENNER Janina — Paryż — Francja
P. PIĄTKOWSKI Józef — Haulchin —
Francja
P. PIEKARZ Stefania — Oldham-Warneth —
Anglia
P. PIEKIELNA Katarzyna — Sartrouville —
Francja
P. PIELARZ Anna — Nancy — Francja
P. PIKUŁA Weronika — Rodez — Francja
P. PIOTROWSKA Maria — St-Hilaire-les-M.
— Francja
P. PIOTROWSKA St — Hannover — Niemcy
P. PISAREK Pelagia — Montchanin —
Francja
P. PISARSKA Waleria — Firminy — Francja
P. PLACKOWSKA — Freyming — Francja
P. PŁATEK Kazimiera — Little Onn-taff. —
Anglia
P. PODGORSKI Władysław — Avançon —
Francja
P. POLIŃSKA Stanisława — Misburg —
Niemcy
P. POMYKAŁA Jakub — Passaic — U.S.A.
P. POTYRALSKA Jadwiga — Bassel —
Szwajcaria
P. PRZYBYŁ Kazimierz — Aubigny-en-Art.
— Francja
P. PRZYBYŁA Piotr — Montchanin —
Francja
P. PRZYBYŁA Zofia — Wicres — Francja
P. PTASZKOWSKI Stanisław — Neuville-enFerr. — Francja
P. PUDLARZ Stefan — Doncaster — Anglia
P. PUDLICKA — Courcelles — Francja
P. RACHWAŁ Franciszek — Sallaumines —
Francja
P. RAGAN Jan — Beauville — Francja
P. RAKOWA Bronisława — Nancy — Francja
P. RATZ Józefa — Blenod-les-P. a-M. —
Francja
P. REBISZ Julia — Creuzier-le-Vieux —
Francja
P. REMBISZ Michał — Licourt — Francja
P. REPETA Władysław — Angevieres —
Francja
P. MALINOWSKI Zbigniew — La Ciotat —
Francja
P. MANCZAK Kazimiera — Courcelles —
Belgia
P. MANKO Franciszka — Rabat — Maroko
P. MARCHAND-FRANUSIAK Anna —
Prenay — Francja
P. MARCHAŃSKA M. — Londyn — Anglia
P. MARCHIEL Katarzyna — Chatillon-surSeine — Francja
P. MARKIEWICZ Tekla — Etampes —
Francja
P. MASZCZYK J. — Knutange — Francja
P. MATYJA Kazimiera — Bussy-le Grand —
Francja
P. MAZIOWA Michalina — Zurich —
Szwajcaria
P. MAZUR Franciszek — Chicago — U.S.A.
P. MAZUREK Kazimierz — Betange —
Francja
P. MEUNIER Józefa — La Lorette — Francja
P. MICEK Józef — Roubaix — Francja
P. MICHALAK Salomea — Dechy — Francja
P. MICHALSKI Alfons — Montreal —
Kanada
P. MIERZEJEWSKA Maria — Roubaix —
Francja
P. MIGAŁA Jan — Montescourt-Liz —
Francja
P. MIKA Jadwiga — Wingles — Francja
P. MIKOŁAJCZYK Pelagia — Bully-lesMines — Francja
P. MIKOLAJUK Katarzyna — Anguilcourt —
Francja
P. MISZCZAK Anna — Gipcy — Francja
P. MOZEJKA Sabina — Rouvroy — Francja
P. MROZEK M. — Huddersfield — Anglia
P. MUSIAŁEK Ignacy — Béthune — Francja
P. NADOT Maria — St-Priest — Francja
P. NAGŁY Stanisława — Dechy — Francja
P. NAPORA Jan — Leonberg — Niemcy
P. NASEMBEL Zofia — Wingles — Francja
P. NIECHWIADOWICZ W. — Leamington
— Anglia
P. NIEDŹWIEDŹ Franciszka — Etampes —
Francja
P. NIEMANN Helena — Wattrelos — Francja
P. NOSALIK Maria — Pulversheim —
Francja
P. NOWAK Jan — Mirebeau-sur-Beze —
Francja
P. NOWARA Aniela — Wattrelos — Francja
P. OBRZUD Maria — Lyon — Francja
P. OLEJARZ Krystyna — Ludwigsburg —
Niemcy
224
P. RESZKA Wacław — West-Brom- wich —
Anglia
P. RINGEVAL Sains-les-Marquion — Francja
P. ROZŁONKOWSKI — Sartrouville —
Francja
P. RUŻYCKA Paula — Toronto — Kanada
P. SALACH Józefa — Omiecourt — Francja
P. SARZYŃSKI — Marspich — Francja
P. SAS Jan — Aignes — Francja
P. SAUGER Dorota — Lethuin — Francja
P. SCHULZIC Roger — Libercourt — Francja
P. SICLIER Helena — Cerilly — Francja
P. SIDOROK Helena — Paryż — Francja
P. SIWIK Halina — Londyn — Anglia
P. SKORA — Héricourt — Francja
P. SKOWROŃSKA — Ste-Genev.-des-Bois
— Francja
P. SKRZYPCZAK Michalina — Boulogne-s.Seine — Francja
P. SKRZYPEK Bronisława — Bockhorn —
Niemcy
P. SKUPISZ Katarzyna — Sartrouville —
Francja
P. SŁABIAK Anna — Hvidovre — Dania
P. ŚLUSARCZYK Stanisława — Ste-Florine
— Francja
P. SMARZUCH Zofia — Montluçon —
Francja
P. SOBOLEWSKI Wacław — Kaiserslautern
— Niemcy
P. SOCHA Janina — Carvin — Francja
P. SOWA Jan — Haroue — Francja
P. SPYCHAŁA Maria — Angeles — Francja
P. SROKA Kazimierz — Wellingborough —
Anglia
P. STACHNIK Katarzyna — Piennes —
Francja
P. STADNIK Katarzyna — Dijon — Francja
P. STARY INŻYNIER — Paryż — Francja
P. STEC Katarzyna — Chessy — Francja
P. STEMPIN Piotr — Liévin — Francja
P. STOPAJ Wiktoria — Boulogne-sur-Seine
— Francja
P. STRUGAŁA Walenty — Damp-richard —
Francja
P. SURMA — Beaumont-sur-Oise — Francja
P. SUWAŁA Emilia — Wembley — Anglia
P. SZAFAROWICZ Jadwiga — Brighton —
Anglia
P. SZCZEPANEK Stanisław — Wasquehal —
Francja
P. SZELONG Monika — Revin — Francja
P. SZEMBORSKA Stanisława — Bruay-enArtois — Francja
P. SZLEMP Katarzyna — Ostricourt —
Francja
P. SZUMIGRAJ — Renancourt — Francja
P. SZYMAŃSKA Maria — Noeux-les-Mines
— Francja
P. TABIN Katarzyna — Biard — Francja
P. TAPAROWSKA Helena — Nogent-surMarne — Francja
P. TARGAŃSKI Leon — St-Jean-de-Ruelle
— Francja
P. TATERKA Antonina — Raismes —
Francja
P. TCHERNOFF Łucja — Bethoncourt —
Francja
P. TOMASZUK Stanisław — Anion —
Francja
P. TOPOLEWSKI Jan — Thivencelles —
Francja
P. TRAWKA W. — Piennes — Francja
P. TRESIEC Józef — Marzilly — Francja
P. TROJAN Władysław — Leeds — Anglia
P. TUTAK Katarzyna — Ancey — Francja
P. TYLSKA Józefa — Coudekarque-Br. —
Francja
P. URBAŃSKA Katarzyna — La-neuville-deN. — Francja
P. VARM Edward — Ochsenfurt — Niemcy
P. WALCZAK Jan — Roche-la-Moliere —
Francja
P. WAŁDOCH Maria — Oldham-Warneth —
Anglia
P. WAŁESA — Villers-Bretonnoux — Francja
P. WASZAK Stanisław — Peterborough —
Anglia
P. WDOWIAK Kazimierz — Bockhorn —
Niemcy
P. WINCENTY Salomea — Hettange-Grande
— Francja
P. WICZKIEWICZ M. — Leicester — Anglia
P. WINIARSKA Anastazja — Montreal —
Kanada
P. WINIARSKA Wanda — Den-Haag —
Holandia
P. WIŚNIEWSKA Leokadia — Gagnac-lesMines — Francja
P. WIŚNIOWSKA M. — Slough — Anglia
P. WITKOWSKA A. — Derby — Anglia
P. WŁODARCZYK Helena — Orléans —
Francja
P. WŁOKA Maria — Joeuf — Francja
P. WOJAS Maria — Montceau-les-Mines —
Francja
P. WODKIEWICZ Henryka — Amnéville —
Francja
P. WOJCIK Anna — Wattrelos — Francja
225
P. WOJCIK Stefania — Custines — Francja
P. WOJCZUK Franciszek — Noyon —
Francja
P. WOJEWODA — Anna — FontenayTresigny — Francja
P. WOJEWODA Zofia — Wattrelos —
Francja
P. WOŹNIAK Zofia — St-Vaast-Mello —
Francja
P. WOŹNIAK Włodzimierz — Frameries-lezM. — Belgia
P. WOŹNY Franciszek — Roubaix — Francja
P. ZAREMBA Z. — Bedford — Anglia
P. ZBIK Maria — Agen — Francja
P. ZGRAJA Józefa — Montceaux-les-Pr. —
Francja
P. ZDZIOBEK Katarzyna — St-Theoffrey —
Francja
P. ZGRAJA L. — La-Ferté-Gaucher —
Francja
P. ZIELENIEWICZ Józef — Lanchy —
Francja
P. ZIETEK Pelagia — Paryż — Francja
P. ZRABKOWSKI W. — Homecourt —
Francja
P. ZURAD Waleria — Pessac — Francja
P. ŻURAWIEL Paulina — Stafford— Anglia
226
SPIS TREŚCI
Wstęp
5
Rozdział pierwszy: Dlaczego mamy wielbić Boga w miłosierdziu?
I. Wzniosłość Miłosierdzia Bożego
11
11
1. Miłosierdzie Boże wyróżnia się spośród Jego odnośnych doskonałości
2. Miłosierdzie Boga góruje nad sprawiedliwością
3. Miłość Boga ku stworzeniu jest miłosierdziem
II. Idea Miłosierdzia Bożego ułatwia poznanie i ukochanie Boga
1. Przyrodzone poznanie Boga
2. Nadprzyrodzone poznanie Boga
3. Miłość Boga
4. Miłość bliźniego
III. Idea Miłosierdzia Bożego przede wszystkim budzi w nas ufność
1. Znaczenie ufności
2. Owoce ufności
3. Cechy ufności
4. Ufność a bojaźń Boża
12
14
15
18
18
19
21
22
24
24
25
27
28
IV. Wielbić Boga w miłosierdziu, czyli uroczystość Najmiłosierniejszego
Zbawiciela jest potrzebą chwili obecnej
1. Nawrócenie grzeszników
2. Postęp w doskonałości
3. Bóg chce być wielbionym w miłosierdziu, czyli w kulcie
Najmiłosierniejszego Zbawiciela
Rozdział drugi: Idea Miłosierdzia Bożego w liturgii
I. Idea Miłosierdzia Bożego w stałych częściach Mszy Świętej
1. We Mszy katechumenów
2. W zakończeniu Mszy Świętej
3. We Mszy wiernych
II. Idea Miłosierdzia Bożego w zmiennych częściach Mszy Świętej
1. Idea Miłosierdzia Bożego w Czasie pozawielkanocnym
a) Czas Adwentu, Bożonarodzeniowy i po Objawieniu Pańskim
b) Czas przygotowania do uroczystości Zmartwychwstania
Pańskiego — Czas Siedemdziesiątnicy i Czas Wielkiego Postu
c) Czas Męki Pańskiej, a zwłaszcza Wielki Tydzień
d) Czas poświąteczny po Zesłaniu Ducha Świętego
29
30
31
34
37
38
38
39
39
40
40
40
41
42
43
2. Idea Miłosierdzia Bożego w Czasie Wielkanocnym
44
a) W Wielką Sobotę
b) W Tygodniku Wielkanocnym
c) W innych tygodniach Czasu Wielkanocnego
44
45
47
3. Idea Miłosierdzia Bożego w liturgii Niedzieli Przewodniej
48
227
a) Miłosierdzie Boże w sakramencie chrztu św.
b) Miłosierdzie Boże w sakramencie pokuty i odpustach
c) Miłosierdzie Boże w sakramentach Ołtarza i kapłaństwa
Rozdział trzeci: Wnioski i rozwiązanie trudności
I. Wnioski
49
52
56
61
61
1. Konieczność ujawnienia ducha liturgii Niedzieli Przewodniej
2. Symbole Miłosierdzia Bożego
3. Potrzeba uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela
II. Trudności
62
62
64
65
1. Kult Serca Jezusowego a kult Najmiłosierniejszego Zbawiciela
2. Inne trudności
Rozdział czwarty: Niepokalana Matka Miłosierdzia
I. Dlaczego nazywamy Maryję Matką Miłosierdzia?
1. Maryja jest Matką Jezusa — uosobienia miłosierdzia Bożego
2. Maryja jest naszą Matką Miłosierdzia
II. Obowiązki względem Matki Miłosierdzia
1. Mamy kochać Maryję i czcić Ją jako Matkę Miłosierdzia
2. Mamy modlić się do Matki Miłosierdzia
3. Mamy naśladować cnoty Matki Miłosierdzia
Rozdział piąty: Najmiłosierniejszy Zbawiciel w formacji chrześcijanina
I. Cel wychowania chrześcijańskiego
65
70
77
77
77
80
83
83
85
86
91
92
1. Natura a osobowość człowieka
a) Pojęcie natury ludzkiej
b) Co to jest osoba
2. Harmonia wewnętrzna jako bliższy cel wychowania
a) Główny dalszy cel wychowania chrześcijańskiego
b) Cel bliższy wychowania chrześcijańskiego
3. Na czym polega harmonia wewnętrzna?
a) Objawy harmonii wewnętrznej
b) W jaki sposób dokonywa się harmonia wewnętrzna
II. Podmiot i przedmiot wychowania
93
93
94
96
97
97
100
100
101
103
1. Osoba wychowawcy
a) Wychowawcy z prawa natury
b) Wychowawcy z prawa pozytywnego
2. Osoba wychowanka
a) Rozwój religijności u dzieci
b) Rozwój religijności u młodzieży
3. Wychowanie i samowychowanie
a) Formowanie się religijności dorastających
b) Samowychowanie dorosłych
4. Działanie natury i łaski w wychowaniu chrześcijańskim
a) Rola natury
b) Rola łaski
228
104
104
107
108
108
110
113
113
115
116
117
118
III. Środki wychowania
IV.
120
1. Środowisko wychowania chrześcijańskiego
a) Rzeczy otaczające
b) Nieświadome oddziaływanie wychowawcze ludzi
2. Środki przyrodzone wychowania chrześcijańskiego
a) Środki uduchowienia wewnętrznych władz zmysłowych
b) Środki spotęgowania władz duchowych
3. Środki nadprzyrodzone wychowaniu chrześcijańskiego
a) Środki wyjednywujące łaskę Bożą
b) Środki dające i pomnażające łaskę
4. Spowiedź młodych — najskuteczniejszym środkiem wychowawczym
a) Spowiedź dzieci
b) Spowiedź młodzieży
121
121
122
125
125
128
130
131
134
137
137
140
Metody wychowania chrześcijańskiego
144
1. Dusza i ciało człowieka
a) Idealizm psychologiczny
b) Spirytualizm psychologiczny
2. Wola i łaska
a) Teorie błędne o stosunku woli do łaski
b) Katolicka nauka o stosunku woli do łaski
3. Sposoby współpracy z łaską
a) Metody zatwierdzone oficjalnie przez Kościół
b) Metody potępione przez Kościół
c) Metody prywatne
Posłowie
a) Pojęcie humanizmu chrześcijańskiego
b) Chrześcijańskie wychowanie humanistyczne a
Najmiłosierniejszy Zbawiciel
Rozdział szósty: Miłosierdzie Boże w duszpasterstwie
145
145
147
150
150
151
153
153
154
155
158
158
160
163
Wstęp
163
I. Przedmiot, styl i sposób nauczania Jezusa
1. Treść główna nauki Zbawiciela
2. Styl nauczania Najmiłosierniejszego Zbawiciela
3. Sposób nauczania Najmiłosierniejszego Zbawiciela
164
164
165
167
II. Budzenie życia religijnego
168
1. Miłosierdzie Boże w usprawiedliwieniu grzeszników
2. Obowiązki względem Ojca Miłosierdzia
169
172
III. Uświęcenie dusz
174
1. Przygotowanie do sakramentu bierzmowania
2. Przygotowanie do sakramentu kapłaństwa
3. Przygotowanie do sakramentu małżeństwa
Nauka przedślubna
A. Natura i cele małżeństwa
a) Małżeństwo jest instytucją religijną
b) Małżeństwo jest instytucją społeczną
c) Świętość małżeństwa
175
177
180
181
181
181
182
184
229
d) Nierozerwalność małżeństwa
B. Obowiązki małżonków
1. Wzajemne obowiązki małżonków
a) Miłość wzajemna
b) Wierność małżeńska
c) Wzajemna pomoc
2. Obowiązki społeczne małżonków
a) Wychowanie fizyczne dzieci
b) Miłość dzieci
3. Obowiązki względem rodziców i pracowników domowych
C. Obowiązki religijne
4. Przygotowanie do Sakramentu chorych
5. Przygotowanie do innych sakramentów
6. Przygotowanie do sakramentaliów
IV. Kierownictwo i rządzenie duszami
1. Kierownictwo w konfesjonale
a) Spowiednik jako sędzia
b) Spowiednik jako nauczyciel
c) Spowiednik jako lekarz
2. Kierownictwo w pracy charytatywnej
V. Miłosierdzie Boże w zjednoczeniu chrześcijan
1. Miłosierdzie Boże w teologii prawosławnej
2. Miłosierdzie Boże u protestantów
a) Miłosierdzie Boże w nauce Lutra
b) Miłosierdzie Boże w nauce Kalwina
185
187
188
188
189
190
192
192
194
197
199
200
201
202
203
204
205
206
206
207
212
213
214
215
216
Bibliografia
217
Lista subskrybentów
221
230
ACHEVÉ D’IMPRIMER
LE 29 SEPTEMBRE 1967
SUR LES PRESSES DE
L’ÉCOLE TECHNIQUE
D‘IMPRIMERIE
NOTRE FAMILLE
A OSNY (VAL D’OISE)
IMPRIMÉ EN FRANCE
Dépot légal 3• trimestre 1967
231

Podobne dokumenty