Tom IV - Miłosierdzie
Transkrypt
Tom IV - Miłosierdzie
KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV O UROCZYSTOŚĆ NAJMIŁOSIERNIEJSZEGO ZBAWICIELA WYDAWNICTWO „NASZEJ RODZINY” PARYŻ 1967 Nihil obstat Parisiis, die 8 – a Maji a. 1966 Aloisius MISIAK Sup. Regionalis S.A.C. Nihil obstat Londini, die 13 – a Junii a. 1966 Casimirus SOŁOWIEJ, S. Th. M. Censor deputatus Imprimatur Londini, die 14 – a Junii a. 1966 Ladislaus STANISZEWSKI, Prot. Ap. Vicarius Delegatus pro Polonis in Anglia et Cambria 2 Oto czwarty i ostatni tom pracy ks. prof. Michała Sopoćko pt. ,, Miłosierdzie Boga w dziełach Jego”. Pierwszy tom traktował o zbawczej misji Chrystusa, który przykładem swe go życia boską nauką objawił ludzkości nieprzebrane skarby miłosierdzia Ojca. W drugim tomie przedstawił Autor dowody tegoż miłosierdzia w tajemnicy męki, śmierci, zmartwychwstania i wniebowstąpienia Pańskiego. Te proste a głębokie rozważania, szczególnie zalecane na okres wielkanocny, oddają jeszcze dziś ogromną przysługę nie tylko wiernym w świecie żyjącym, ale też kapłanom i osobom zakonnym. Trzeci tom dzieła poświęcił ks. dr Sopoćko omówieniu tajemnicy Chrystusa Mistycznego, praktycznie działaniu Ducha Św. w Kościele, w poszczególnych duszach, a nawet w dziejach całej ludzkości. Obecnie oddajemy w ręce Czytelników tom czwarty. Liczni Subskrybenci długo i cierpliwie czekali na tę książkę. Na jej opóźnienie złożyły się nie tylko przyczyny natury technicznej, ale też doktrynalnej. Sobór Watykański II zaważył mocno na nowym, do potrzeb czasu dostosowanym sformułowaniu istotnych prawd i aktualnych problemów wiary i obyczajów. I z tym musimy się wszyscy liczyć. Z konieczności tekst już oddanego do druku maszynopisu uległ poważnym zmianom i różnym przeróbkom. Treść tomu IV omawia różne problemy aktualne związane z nabożeństwem do Najmiłosierniejszego Zbawiciela. I tak rozdział pierwszy podaje powody, dlaczego mamy się starać o ustanowienie liturgicznego święta Miłosierdzia. Dobrze zrozumiany i praktykowany kult może bowiem przyczynić się do rozwiązania wielu problemów moralnych i społecznych, jakie dręczą dzisiejszą ludzkość. Rozdział drugi uwydatnia ideę Miłosierdzia zawartą w tekstach liturgicznych oraz we formułach sakramentalnych. W myśl zasady: „jak się modlisz, tak żyjesz”, łatwo stąd wyciągnąć wniosek, że nabożeństwo do Najmiłosierniejszego Zbawiciela może się walnie przyczynić do ożywienia i pogłębienia życia chrześcijańskiego. W rozdziale trzecim Autor rozwiązuje trudności i odpiera zarzuty, jakie stawia się wprowadzeniu nowego nabożeństwa do kalendarza liturgicznego. Byłoby rzeczą nie do przebaczenia, gdyby w kulcie Miłosierdzia zabrakło miejsca dla Niepokalanej Matki Miłosierdzia. Czyni to ks. dr Sopoćko w rozdziale czwartym. Dłuższe rozważania zawarte w piątym rozdziale są poświęcone ważnemu zagadnieniu wychowania chrześcijańskiego, któremu ostatni Sobór poświęcił osobny Dekret (28 X 1965). Równie ważna jest metoda dzisiejszego duszpasterstwa, którym zajmuje się rozdział szósty. W istocie swojej praca duszpasterska jest kontynuowaniem misji samego Chrystusa. Duszpasterze i czynniki odpowiedzialne za ten odcinek działalności Kościoła o tyle będą skutecznymi narzędziami, o ile do głębi przejmą się duchem Mistrza, dostosowując Jego naukę do potrzeb czasu, miejsca i osób. Na szczególną uwagę zasługują w tym rozdziale problemy związane z celami i warunkami małżeństwa i rodziny, kolebki przyszłych pokoleń. Tak więc całość dzieła ks. prof. Sopoćko jest ważną pozycją wydawniczą, która w oparciu o dogmat miłosierdzia przyczyni się do pogłębienia świadomości życia religijnego wiernych i do rozbudzenia ich ducha apostolskiego w konkretnych warunkach powołania i pracy. „Kto ludziom dobrze czyni i winy odpuszcza, ten obraz Boży na sobie nosi i jest jakby Pan Bóg w podobieństwie” (ks. Piotr Skarga). 3 Tom I w oprawie karton 10.00 NF Tom II w oprawie karton 8.00 NF Tom II w oprawie płóciennej 8.00 NF Tom III w oprawie karton 8.00 NF Tom IV w oprawie karton 8.00 NF Wszystkie tomy razem 30.00 NF Zamówienia i należność przesyłać na adres: APOSTOLAT DE LA MISÉRICORDE 25, rue Surcouf, PARIS–7e C.C.P. PARIS 29 09 62 4 WSTĘP „Sławcie Pana, bo dobry, bo na wieki Jego miłosierdzie” (Ps. 106, 1). Wysławiać lub wielbić kogoś, znaczy uznawać jego dobroć i okazywać mu wielką cześć dla tej dobroci. Według Arystotelesa dobrem jest to, czego wszyscy pożądają. Aby dobro było pożądane, winno posiadać pewną doskonałość. A więc dobrem jest to, co jest doskonałe i dlatego zasługuje na uwielbienie. Jeżeli komu brakuje doskonałości, jaką winien posiadać, na przykład lekarzowi wiedzy fachowej, ten nie jest dobry i nie zasługuje na cześć. Rozróżniamy dobroć wsobną i odnośną. Wsobnym jest takie dobro, które samo w sobie jest doskonałe. Odnośnym zaś nazywamy takie, które się innym udziela. Dobroć może być nadto absolutna lub względna. Absolutnym dobrem jest to, które posiada w sobie wszystkie doskonałości na najwyższym stopniu. Względnym zaś jest takie dobro, które ma tylko pewne doskonałości pod jakimś względem. Absolutnym dobrem jest tylko Bóg, albowiem On sam tylko posiada wszystkie doskonałości w najwyższym stopniu. Wszystkie inne dobra poza Bogiem są względne. W Bogu też rozróżniamy dobroć wsobną i odnośną. Dobrocią wsobną w Bogu jest nieskończona wzniosłość Jego natury, przez którą posiada wszystkie doskonałości w najwyższym stopniu. Przedstawmy sobie nieskończoną potęgę, nieskończoną mądrość, nieskończoną piękność, świętość itp. To wszystko obejmuje wsobna dobroć Boga jako nieskończone morze wszystkich dóbr, a obejmuje nie przez liczne formy i jakości, lecz przez jedną najprostszą i najwznioślejszą formę, mianowicie przez swoją naturę. Dlatego wsobna dobroć Boga nazywa się jeszcze naturalną. Wsobnej, czyli naturalnej dobroci Bóg nie otrzymał od nikogo, ale ma ją sam z siebie. On jest więc pierwszym aktem, pierwszym dobrem, od nikogo niezależnym, pierwszym źródłem niewyczerpanym wszelkiego dobra i wszelkiej doskonałości. Jak słońce ma światło samo z siebie, a księżyc i planety świecą tylko odbitym światłem słonecznym, tak Bóg ma dobroć z siebie, obejmując wszystkie doskonałości jednym aktem swojej istoty, a stworzenia mają tylko ograniczony udział w Jego dobroci. Dlatego Pan Jezus powiedział: „Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg” (Łk. 18, 19). Dobroć wsobna Boga jest nieskończona i niezmienna: ona nigdy się nie zmniejsza ani zwiększa, gdy dobroć innych bytów jest zmienna, ograniczona i względna, zmniejsza się i zwiększa, a często zanika zupełnie; ich doskonałości mogą się potęgować, wzrastać i słabnąć, albowiem nie mają w sobie źródła, a 5 pochodzą z zewnątrz, są zależne od dobroci najwyższej. Ten dobry Bóg udzielił swej dobroci innym bytom: „widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (Rodz. 1, 31). Dlatego tylko sam Bóg godzien jest najwyższego uwielbienia. Nadto Bóg — jak się rzekło — jest również największą dobrocią odnośną i dlatego jest celem ostatecznym wszystkiego, co istnieje. „Jam jest Alfa i Omega, początek i koniec” (Obj. 1, 8). Przez te słowa Duch Święty zaznacza, że Bóg dał początek wszystkim rzeczom przez akt stworzenia i że dla tych rzeczy stworzonych sam stał się celem ostatecznym, zakreślając bieg wieków i wypełniając sobą wszelkie pragnienia sprawiedliwych istot rozumnych, aby — jak mówi Apostoł — „Bóg był wszystkim we wszystkich” (I Kor. 15, 28). Wypełnia zaś wszystko nie tylko jako przyczyna sprawcza wszystkich dóbr, których pożądają stworzenia lecz także sam przez się jako najwyższe dobro i cel ostateczny wszystkich, po osiągnięciu którego nastąpi zaspokojenie pragnień, wieczne używanie i odpoczynek. Aniołowie jako duchy najczystsze w najkrótszym czasie osiągnęli swój cel ostateczny. Ludzie zaś jako najniższe istoty rozumne wymagają dłuższego czasu do osiągnięcia tego celu. „Pan wszystko zdziałał dla siebie samego” (Przyp. 16, 4). „Albowiem z Niego, przez Niego i w Nim jest wszystko” (Rz. 11, 36). „Z Niego”, ponieważ wszystko począł w swej myśli, nikt Go nie uczył i nikt Mu nie pomagał. „Przez Niego”, ponieważ przez siebie wszystko uczynił, nie potrzebując żadnego pośrednictwa. „W Nim” albo dla Niego, ponieważ wszystko do Niego się skierowuje z natury swojej jako do swego ostatecznego celu, „dla którego wszystko i przez którego wszystko” (Żyd. 2, 10). Jeżeli Bóg jest celem, dla którego wszystko istnieje, powstaje pytanie, jakiego dobra albo jakiej korzyści mógł się On spodziewać w stworzeniu i utrzymaniu świata? Bóg żadnej korzyści ze stworzeń nie ma, albowiem sam jest nieskończenie doskonały i pod każdym względem sobie wystarczający, jako będący najwyższym dobrem. Człowiek buduje dom i stara się go dostatnio i pięknie urządzić, aby korzystać z niego i mieć zadowolenie estetyczne. Człowiek bowiem sam sobie nie wystarcza do szczęścia i dlatego potrzebuje tych zewnętrznych środków. Ale Bóg wystarcza sam sobie najzupełniej i niczego dla siebie nie szuka w stworzeniu i urządzeniu świata. Jak słońcu nic nie przybywa, gdy promienie jego padają na obłoki, malując je w rozmaite barwy, tak i Bogu nic nie przybywa z rozmaitości gatunków, piękności i wielkiej ilości stworzeń, które się znajdują od Niego w nieskończonej odległości jakby zawieszone w nicości. Cel więc, jaki Bóg miał w stworzeniu i urządzeniu świata, musiał być nie wewnętrzny, ale zewnętrzny. Właściwością dobra, a szczególnie dobra doskonałego jest to, że rozlewa się ono i udziela innym swych doskonałości. Tak słońce swoim nadmiarem światła i ciepła promieniuje na ziemię i inne planety, oświecając je i ogrzewając, 6 a nawet czyniąc je na podobieństwo swoje ciałami świecącymi, podobnie Bóg — jako Dobro najdoskonalsze — z natury swojej skłania się do udzielania. Czyni to od wieków przez naturalne udzielania się Ojca Synowi, a Ojciec i Syn udziela się Duchowi Świętemu — udzielanie całej swojej istoty, potęgi, mądrości, dobroci i szczęścia. To udzielanie się Ojca Synowi przez rozum, a Ojca i Syna Duchowi Świętemu przez wolę jest przedwieczne, pełne, istotne i tak doskonałe, że przez nie całe dobro udzielone staje się jedną, wspólną i tą samą naturą trzech Osób Boskich. Oprócz tego udzielania się naturalnego i przedwiecznego jest jeszcze inne, wolne, które się dokonuje w czasie. Oto Bóg zechciał mieć podobne sobie istoty, które raczył przybrać za swe dzieci, uczestniczące w Jego chwale i szczęśliwości. To było przedmiotem pierwszego wolnego chcenia Pana Boga i pierwszej Jego intencji, którą powziął od wieków i z której wypłynęły wszystkie inne dobrowolne Jego zamiary i postanowienia. Do tego celu zmierzało wszystko, co Bóg uczynił od początku i co czynić będzie aż do końca świata. To udzielanie się Boga nie wypływa z konieczności Jego natury, ale jest zupełnie wolne; wypływa z Jego nieskończonej miłości, która w stosunku do tych przybranych Jego dzieci jest miłosierdziem. Rozpoczęło się ono pierwszym aktem postanawiającym stworzenie świata i ludzi, dokonało się aktem stwórczym przez podniesienie istot rozumnych do nadprzyrodzonego stanu synostwa Bożego, a urzeczywistniło się przez Wcielenie Słowa Przedwiecznego, odkupienie grzesznych ludzi i uświęcenie ich, jakie się dokonuje w Kościele i dokonywać się będzie do końca świata. Ponieważ Bóg wszystko uczynił dla siebie, dla chwały swojej, powstaje pytanie, jaka jest chwała Boga z Jego przybranych dzieci? Tu należy rozróżnić chwałę wewnętrzną i zewnętrzną. Wewnętrzna chwała Boga polega na doskonałym poznaniu siebie, miłowaniu i radości Boga z siebie samego. Tę chwałę wewnętrzną posiada Bóg w sposób najdoskonalszy od wieków i dla jej powiększenia nie potrzebował stwarzać świata, ani w nim istot rozumnych, jakimi są aniołowie i ludzie. Bóg bowiem zawsze najlepiej poznaje siebie, kocha i należycie ocenia. Toteż żadne stworzenie nie przysporzy Mu chwały wewnętrznej, albowiem nie zdoła ani poznać należycie swego Stwórcy, ani też Go ocenić i ukochać tak, jak na to zasługuje; nie może ograniczonym rozumem przenikać na wskroś Nieskończonego. Dlatego celem stworzenia była chwała zewnętrzna. Chwała Boża zewnętrzna jest obiektywna i formalna. Obiektywna chwała Boża zewnętrzna polega na piękności i wzniosłości rzeczy stworzonych, a przede wszystkim na piękności przybranych dzieci Bożych. Jak bowiem geniusz artysty czy poety ujawnia się w mnogości i piękności jego utworów, tak zewnętrzna obiektywna chwała Boża ujawnia się zarówno w ilości i blasku dworzan niebieskich, jak i w innych rzeczach stworzonych. Zewnętrzna chwała Boża formalna polega na błogosławionym widzeniu, miłości i radości tych 7 stworzeń rozumnych; na tym mianowicie, że one Boga oglądają, kochają i stąd czerpią niewymowne szczęście. A więc chwała Boża jest szczęściem stworzeń rozumnych. Formalna tedy chwała Boża zewnętrzna wypływa z tego, że stworzenia rozumne poznają Boga, kochają Go i cieszą się, iż Bóg jest ich celem ostatecznym. Chociaż więc stworzenia nie dodają Bogu chwały wewnętrznej, to jednak powiększają Jego chwałę zewnętrzną i przez to się uszczęśliwiają. Jak słońce odbijając swą jasność i piękność w zwierciadłach, przez to poniekąd powiększa i mnoży swą wspaniałość, upiększając zarazem i same zwierciadła, tak nieskończona w sobie doskonałość Boża, odbijając się w stworzeniach rozumnych, jak gdyby się w nich pomnaża i powiększa zewnętrznie, uszczęśliwiając równocześnie stworzenia. Zastanawiając się jeszcze nad powodami, dla których Bóg stworzył świat, winniśmy odróżnić rację chwały od racji pożytku i rozkoszy (przyjemności). Pożytek i rozkosz (przyjemność) należą do dóbr wewnętrznych, a te są w Bogu nieskończonej doskonałości i żadne dobra zewnętrzne ich nie powiększają. Jeżeli mówimy, że Bóg cieszy się z nawrócenia grzeszników lub ze świątobliwego życia sprawiedliwych, nie mamy na myśli wewnętrznej radości Boga, ale zewnętrzną Jego chwałę. Tak więc Bóg nie mógł stworzyć świata z motywu pożytku i rozkoszy, wynikających stąd dla Niego, gdyż stworzenia nic Bogu przydać nie mogą. Stworzenia bowiem nie dodają Bogu, jak wyżej wspomniałem, chwały wewnętrznej, ale powiększają chwałę zewnętrzną. Im więcej będzie dzieci Bożych, które Go lepiej poznają i ukochają, tym większa będzie chwała Boża zewnętrzna, jaką Bóg miał na względzie stwarzając świat widzialny i niewidzialny. Przystało bowiem, by Istota Najdoskonalsza cieszyła się nie tylko wewnętrznym szczęściem, ale i otrzymała zewnętrzną chwałę od stworzeń, które by ją poznawały, kochały i wielbiły, a przez to i same się uszczęśliwiły. Do szczęścia tedy Bóg powołał istoty rozumne nie z konieczności, ale zupełnie dobrowolnie, jedynie z miłosierdzia swojego, tak że najwyższe nasze dobro znajduje się w Jego chwale i na odwrót — największa chwała Boża zewnętrzna jest największym naszym szczęściem. Stąd Kościół w hymnie anielskim „Gloria in excelsis Deo” składa po dziękowanie Bogu głównie za wielką chwałę Jego, która jest zarazem naszym największym szczęściem. „Chwały mojej nie oddam innemu” (Iz. 48, 11) — mówi Bóg ustami Proroka — albowiem nie ma nikogo poza Bogiem, komu by się ta chwała należała. Nieskończona doskonałość Boga nie może czego innego chcieć i do czego innego dążyć, jak tylko do chwały swojej, a przez to i do szczęścia naszego. I Bóg nie byłby Bogiem, gdyby do tego nie dążył. Bóg jest tak doskonały, że najdoskonalsza istota stworzona jest niczym wobec niego, a najmniejsze dobro należące do Boga więcej znaczy niż największe dobro stworzone. Dlatego i chwała Boża ma większe znaczenie, niż 8 cały wszechświat. Toteż człowiek nie może sobie obrać wznioślejszego dobra jak szukanie we wszystkim chwały Bożej, a unikanie nawet najmniejszej rzeczy, która by się sprzeciwiała chwale Bożej. Największą chwałą Boga jest widzenie Go przez błogosławionych, do którego z miłosierdzia swojego powołuje On istoty rozumne w ich życiu przyszłym. Toteż poznawanie i wielbienie Boga w Jego miłosierdziu już w tym życiu najlepiej przysposabia człowieka do chwały w życiu przyszłym. Wprawdzie można wielbić Boga i w innych doskonałościach, jak np. w mądrości, opatrzności, sprawiedliwości itp. Dlaczego tedy mamy wyróżniać Jego miłosierdzie? Na to pytanie postaramy się tu odpowiedzieć, podając zarazem sposób tego uwielbienia przez ustanowienie święta Najmiłosierniejszego Zbawiciela w niedzielę Przewodnią. * * * Przez całe swoje życie starałem się wielbić Boga w Miłosierdziu, ponieważ zawsze odczuwałem nad sobą Jego Opatrzność i otrzymywałem liczne łaski, których czułem się niegodnym. Od ukazania się encykliki Piusa XI „Miserentissimus Redemptor”, z dn. 8. V. 1928 r., Miłosierdzie Boże utożsamiam z Osobą Najmiłosierniejszego Zbawiciela, w którym ta doskonałość Boża najbardziej się ujawniła. Dlatego „Miłosierdzie Boże” zawsze pisałem wielką literą a w traktacie „De Misericordia Dei deque eiusdem Festo instituendo” (Wilno 1940, Detroit 1943, Warszawa 1947) na str. 43. i 45 pisałem: „Słuszną byłoby rzeczą, aby uroczystość Miłosierdzia Bożego lub Boga Miłosiernego albo Najmiłosierniejszego Zbawiciela została ustanowiona w niedzielę Przewodnią”. Na końcu zaś tej rozprawy załączyłem „Litanię o Jezusie — Królu miłosierdzia”. Nadto, w r. 1944 napisałem broszurkę „O Święto Najmiłosierniejszego Zbawiciela” (wydaną przez Księgarnię św. Wojciecha w Poznaniu 1947 r.), w której na str. 8 zaznaczyłem: „Chrystus jest uosobieniem Miłosierdzia Bożego, a Kościół — narzędziem i szermierzem jego po wszystkie czasy. Tę myśl rozwijałem i pogłębiałem we wszystkich pracach.1 Co się tyczy Siostry Faustyny Kowalskiej (1905 – 1938) ze Zgromadzenia SS. Matki Boskiej Miłosierdzia, umieściłem o niej wzmiankę w wymienionym traktacie łacińskim i na str. 29 dodałem: „We wszystkim, co było podane wyżej, z całego serca najpokorniej poddaję się decyzji Kościoła i przed jego orzeczeniem faktom wyżej podanym przypisuję tylko wiarę ludzką. Przekonanie o konieczności ustanowienia uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela w niedzielę Przewodnią powziąłem nie na skutek przeżyć Siostry Faustyny, która była tylko okazją, lecz z głębokich rozważań i studiów, których wyniki w tym 9 miejscu w obecnych niezwykłych czasach i bardzo trudnych okolicznościach mam zaszczyt tylko pokrótce przedstawić”. Obecnie również jestem tego samego zdania. * * * 1 „Miłosierdzie Boże”, Wilno, 1936; Idea Miłosierdzia Bożego w liturgii, Poznań, 1937; „Mikołaj Łęczycki o wychowaniu duchowym”, Wilno, 1935; „Miłosierdzie Boże jedyną nadzieją ludzkości”, Londyn, 1948; „Miłosierdzie Boże nadzieją ludzkości”, Wrocław, 1948; „Poznajmy Boga w Jego Miłosierdziu”, Poznań, 1949; „Król Miłosierdzia”, Poznań, 1949; „Godzina św. i Nowenna o Miłosierdzie Boże nad światem”, Poznań, 1949; „Wielbijmy Boga w Jego Miłosierdziu”, modlitewnik, Londyn, 1960; „Dyskusja liturgiczna”, Homo Dei, 1949, ss. 721 – 731; 1951, ss. 45 – 48; 1951, SS. 375 – 383; „Matka Miłosierdzia”, Homo Dei, 1957, ss. 900 – 904; „Kult Serca Jezusowego a kult Miłosierdzia Bożego”, Ateneum Kapłańskie, 1957, ss. 452 – 456; „Wielbijmy Boga w Jego Miłosierdziu”, Pulaski – Wisconsin, U.S.A., 1958; „Miłosierdzie Boga w Dziełach Jego” t. I, Londyn — Veritas, 1959; „Miłosierdzie Boga w Dziełach Jego” t. II Paryż, 1961; „Miłosierdzie Boga w Dziełach Jego” t. III, Paryż, 1962. Wszystkie wymienione publikacje mają „Imprimatur” kościelne. 10 Rozdział pierwszy DLACZEGO MAMY WIELBIĆ BOGA W MIŁOSIERDZIU CZYLI W KULCIE NAJMIŁOSIERNIEJSZEGO ZBAWICIELA? Mamy wielbić Boga w Miłosierdziu dlatego, że ze wszystkich doskonałości Bożych, ono najbardziej ujawnia się i najskuteczniej nakłania nas do chwalenia i ukochania Boga oraz ufania mu, a kontemplacja tego przymiotu najpewniej prowadzi do świętości. I. Wzniosłość Miłosierdzia Bożego Bóg, jako istota najdoskonalsza, jest nierozdzielną jednością, bez żadnych składników w swej naturze. Wprawdzie wyznajemy w Bogu Trzy Osoby, różniące się między sobą tylko pochodzeniem, ale w swej naturze Bóg jest jeden, dlatego też jego doskonałości nie różnią się rzeczowo ani między sobą, ani od jego istoty. Ponieważ rozum ludzki nie potrafi w jednym pojęciu oddać całej doskonałości Boga, dlatego spostrzegając jej przejawy u stworzeń, podnosi je do najwyższego stopnia i przypisuje Stwórcy, w którym w rzeczywistości wszystko stanowi najdoskonalszą jedność. Dla lepszego poznania Boga nie tylko rozróżniamy w Nim poszczególne doskonałości, ale łączymy je w pewne grupy, odnosząc jedne do natury Boga, a inne do Jego stosunku do stworzeń; pierwsze nazywamy doskonałościami absolutnymi czyli wsobnymi, a drugie relatywnymi czyli odnośnymi. Do pierwszych należą: prostota czyli niezłożoność, samoistność (aseitas), niezmienność, nieograniczoność, wieczność itp. Spośród tych doskonałości natury Boga na pierwszym miejscu trzeba postawić samoistność czyli to, że Bóg ma w sobie rację swego bytu. Z samoistności płyną wszystkie inne doskonałości natury Bożej i ona stanowi metafizyczną istotę Boga. Do odnośnych doskonałości Boga zaliczamy te, które towarzyszą czynnościom Jego na zewnątrz. Teologowie rozróżniają pięć głównych odnośnych doskonałości Boga: dobrotliwość, mądrość, opatrzność, sprawiedliwość i miłosierdzie. Inne odnośne doskonałości zaliczają do wymienionych, np.: cierpliwość, łaskawość i miłość — do miłosierdzia; to, że Bóg jest celem ostatecznym wszystkiego — do opatrzności; prawdomówność i wierność — do sprawiedliwości itp. Otóż spośród tych odnośnych doskonałości 11 miłosierdzie Boże wydaje się najwyższą doskonałością, albowiem w każdym dziele Bożym znajduje się ono u samego źródła, czyli że jest głównym motywem działania Boga na zewnątrz. 1. Miłosierdzie Boże wyróżnia się spośród Jego odnośnych doskonałości. Pismo św. wyróżnia miłosierdzie Boże spośród innych doskonałości Bożych, mówiąc ogólnie: „Wszystkie drogi Pańskie miłosierdzie i prawda” (Ps. 24, 10) i rozciągając tę doskonałość na wszystkie dzieła Boże: „Miłosierdzie Jego ponad wszystkie dzieła Jego” (Ps. 144, 9) oraz w szczególności, przypisując Mu dzieło stworzenia: „Który utwierdził ziemię nad wodami, bo na wieki miłosierdzie Jego” (Ps. 135, 6); – dzieło Opatrzności: „Który daje pokarm wszelkiemu ciału, bo na wieki miłosierdzie Jego” (Ps. 135, 25); w szczególności zaś dzieło Odkupienia: „Który odkupił nas od nieprzyjaciół naszych, bo na wieki miłosierdzie Jego” (Ps. 135, 24); a wreszcie dzieło naszego uświęcenia: „Który z wielkiego miłosierdzia odrodził nas przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa ku nadziei żywej” (I P. 1, 3). Objawione prawdy stały się przedmiotem badań Ojców Kościoła, którzy widzą w miłosierdziu główny motyw działania Bożego. Tak św. Augustyn powiada: „Wyznaję, Panie, że jesteś miłosierny we wszystkich dziełach swoich i dlatego powiedziałeś przez sługę swego: „Miłosierdzie Jego ponad wszystkie dzieła Jego” (Ps. 144, 9). 1 „Bóg jest tu miłosierny, ale w przyszłości będzie sprawiedliwy”. 2 „Miłosierdzia Jego nie brakuje w żadnym dziele Jego” 3. Podobnie wyraża się św. Jan Chryzostom: „Wszystko, co Bóg czyni, pochodzi z Jego miłosierdzia i łaskawości” 4, a św. Piotr Chryzolog dodaje: „Zginęłoby wszystko, co Bóg uczynił, gdyby nie miłosierdzie Boże” 5. Św. Bernard zaś wyjaśniając słowa św. Pawła „Błogosławiony Ojciec miłosierdzia” (II Kor. 1, 3) powiada: „Bóg nie jest Ojcem sądów, ale tylko Ojcem miłosierdzia, a karanie pochodzi z nas samych” 6. Szczególnie św. Tomasz, Doktor Anielski, doskonale i głęboko rozwinął naukę objawioną o miłosierdziu Bożym. Nasamprzód podaje określenie tej doskonałości: Miłosierdzie Boże — to odwieczna doskonałość Stworzyciela, Odkupiciela i Uświęciciela w Jego stosunku do stworzeń, a w szczególności do ludzi, przez którą Bóg wyprowadza stworzenia z nędzy i uzupełnia ich braki 7. A więc miłosierdzie Boże — to nie ludzka cnota miłosierdzia, która wypływa z miłości, wzrasta lub zanika, jako zależna od niej; to nie nastrój, uzależniony od warunków i okoliczności; to nie wzruszenie zmysłowe, ujawniające się w odruchowym współcierpieniu w cudzym nieszczęściu, jakie można zauważyć pod pewnym względem nawet u zwierząt, lecz jest to nieskończona i niezmienna doskonałość Boga, czyli jest to sam Bóg, litujący się nad nędzą naszą i uzupełniający liczne nasze braki. 12 Stosunek Boga do stworzeń ujawnia się w usuwaniu tych braków i udzielaniu im doskonałości. Udzielanie doskonałości, pojęte wprost, niezależnie od jakichkolwiek okoliczności, należy do dobrotliwości Bożej. O ile upatrujemy w Bogu zupełną bezinteresowność w udzielaniu dobrodziejstw, przypisujemy to szczodrobliwości Bożej. Czuwanie Boga, byśmy przy pomocy otrzymanych dobrodziejstw doszli do wytkniętego celu, nazywamy opatrznością. Udzielanie dobrodziejstw według z góry ustalonego planu i porządku, nazywamy sprawiedliwością Bożą. Wreszcie udzielanie doskonałości stworzeniom w celu wyprowadzenia ich z nędzy i uzupełnienia albo usunięcia braków, jest dziełem miłosierdzia Bożego. W każdym dziele Boga, zależnie od naszych zapatrywań, można widzieć wymienione doskonałości Boże. Na przykład ocalenie Mojżesza na Nilu, niezależnie od jakichkolwiek okoliczności, będzie dobrotliwością Boga. Jeżeli zwrócimy uwagę na bezinteresowność Boga w tym ocaleniu, przypiszemy to szczodrobliwości. Czuwanie nad opuszczonym dzieckiem na rzece nazwiemy opatrznością. Ocalenie Mojżesza, aby mógł wprowadzić Izraelitów z Egiptu, nazwiemy sprawiedliwością. Wreszcie uratowanie Mojżesza z licznych niebezpieczeństw i udzielenie mu odpowiednich warunków życia — będzie dziełem miłosierdzia Bożego. W każdym z wymienionych momentów uderza nas przede wszystkim nędza dziecka. Przeto możemy powiedzieć, że dobrotliwość Boża — to miłosierdzie, co stwarza i daje; szczodrobliwość — to miłosierdzie, co hojnie obdarza i bez zasługi; opatrzność — to miłosierdzie, co czuwa; sprawiedliwość Boża — to miłosierdzie, co nagradza ponad zasługi, a karze mniej, niż winowajca zasłużył; wreszcie miłość Boża — to miłosierdzie, co się lituje nad nędzą ludzką i pociąga nas ku sobie. Inaczej mówiąc miłosierdzie Boże jest głównym motywem działania Bożego na zewnątrz czyli znajduje się u źródła każdego dzieła Stwórcy 8. Doktor Anielski dowodzi w następujący sposób, że miłosierdzie jest najwyższą doskonałością odnośną Boga. Każdą doskonałość — powiada on — można rozpatrywać samą w sobie lub ze względu na tego, w kim się ona znajduje. Miłosierdzie rozważane samo w sobie jest doskonałością najwyższą, albowiem polega na udzielaniu się innym istotom przez wyprowadzenie ich z nędzy i usuwanie braków. Takie udzielanie jest właściwością bytów wyższych w stosunku do niższych, a w najwyższym stopniu jest właściwością Boga, w której to właściwości ujawnia się Jego największa potęga. Miłosierdzie rozważane ze względu na tego, w kim się ono znajduje, nie zawsze jest najwyższą doskonałością lecz tylko wówczas, gdy posiadający ją, jest sam bytem najwyższym czyli, że nie ma nikogo równego sobie ani nikogo ponad sobą. Kto bowiem ma kogoś ponad sobą, lepiej ujawnia swą doskonałość przez łączenie się z bytem wyższym w miłości, niż przez usuwanie braków w bytach niższych. Dlatego u ludzi najwyższą cnotą jest miłość Boga, która stanowi istotę 13 naszej doskonałości. Bóg zaś nie ma nad sobą nikogo, komu by się mógł poddawać przez miłość. Dlatego najwyższą doskonałością odnośną Boga jest miłosierdzie 9. Ściśle mówiąc żadna doskonałość w Bogu nie jest wyższa od drugiej, ponieważ między nimi nie ma rzeczowej różnicy, a każda z nich stanowi istotę Boga czyli jest Bogiem. Według jednak naszego sposobu pojmowania, miłosierdzie kierowane mądrością przedwieczną i wzmocnione miłością Boga ku sobie, jaśnieje ponad wszystkie doskonałości Boże przejawiające się w Jego stosunku do stworzeń. 1 Migne, P.L., 40, 902. Migne, P.L., 39, 1963. 3 Migne, P.L., 44, 1893. 4 Migne, PL., 55, 468. 5 Migne, P.L., 51, 319. 6 Migne, P.L., 183, 786. 7 S.T., 1, q. 21, a. 3, c. 8 S.T., 1, q. 21, a. 4. 9 S.T., 11.11, q. 30, a. 4, c. 2 2. Miłosierdzie Boga góruje nad sprawiedliwością. W rządach Opatrzności Bożej nad światem, obok miłosierdzia, naczelne miejsce zajmuje sprawiedliwość, co jest jedną z głównych prawd naszej wiary. Pismo św. wymienia zwykle, obok sprawiedliwości, miłosierdzie Boże, nazywając je wprost prawdą: „Wszystkie drogi Pańskie miłosierdzie i prawda” (Ps. 24, 10). Zestawiając te dwie doskonałości, Apostoł daje pierwszeństwo miłosierdziu: „Miłosierdzie przewyższa sąd” (Jak. 2, 13). Bierzemy tu sprawiedliwość nie w znaczeniu szerszym, kiedy utożsamia się ze świętością, ale w ścisłym — jako stałą wolę oddania każdemu, co się komu należy. Z trzech znanych rodzajów sprawiedliwości (legalnej, zamiennej i rozdzielczej), możemy przypisać Bogu tylko rozdzielczą i to w innym znaczeniu, niż się mówi o sprawiedliwości rozdzielczej u ludzi. Sprawiedliwość rozdzielcza jest to stała wola przełożonego, aby rozdzielać wspólne dobra i ciężary między podwładnych według ich godności i zasług oraz odpowiednio wymierzać nagrody i kary. Otóż zachodzi wielka różnica między przełożonym u ludzi a Bogiem. Bóg daje byt stworzeniom i przeznacza je do odpowiedniego celu z własnej woli, jak również bez żadnego przymusu dostarcza im środków do celu. Podobnie zupełnie dobrowolnie związał siebie obietnicą nagrody i kary dla stworzeń rozumnych. Bóg nagradza ponad zasługi, jak mówi Apostoł: „Oko nie widziało ani ucho nie słyszało i w serce człowieka nie wstąpiło, co przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (I Kor. 2, 9). Podobnie wymierza kary mniejsze od win. Przy tym kary w życiu doczesnym przeważnie mają charakter leczniczy i 14 zapobiegawczy: „Gdy nas sądzą, karanie odbieramy od Pana, abyśmy z tym światem potępieni nie byli” (I Kor. 11, 32). Stąd wynika, że sprawiedliwość Boża, to nie jest sprawiedliwość ludzka, a na tym świecie jest ona właściwie miłosierdziem lub przynajmniej przed nim ustępuje. Wyższość miłosierdzia Bożego nad sprawiedliwością uzasadnia św. Tomasz w ten sposób: Cokolwiek czyni Bóg dla stworzeń, czyni według należnego, zawczasu przewidzianego i postanowionego porządku, który stanowi sprawiedliwość Bożą, znajdującą się obok miłosierdzia w każdym Jego dziele zewnętrznym. Ponieważ jednak porządek został przyjęty zupełnie dobrowolnie i nie był narzucony Bogu przez nikogo, dlatego w ustanowieniu takiego a nie innego porządku, trzeba widzieć tylko miłosierdzie Boże. Jeżeli coś należy się jakiemuś stworzeniu, to tylko na mocy tego, co było uprzednio postanowione. Ponieważ nie można w ten sposób cofać się w nieskończoność, trzeba w końcu zatrzymać się na tym, co zależy wyłącznie od woli Bożej czyli od miłosierdzia Bożego, które znajduje się u źródła każdego działania Bożego — jako główny motyw tego działania, jako najwyższa doskonałość 10. 10 S.T., 1, q. 21, a. 4. 3. Miłość Boga ku stworzeniom jest miłosierdziem „Bóg jest miłością”, powiada Pismo św. (I J. 4, 8), ale miłość Boża w ścisłym znaczeniu wyraża się we wzajemnym stosunku trzech Osób Boskich do siebie. Gdy zaś mówimy o miłości Bożej ku stworzeniom, a w szczególności ku ludziom, mamy na myśli miłosierdzie Boże, albowiem chodzi tu o miłość istot pogrążonych w nędzy moralnej. „Miłosierdzie rozpatrywane w sobie jest najwyższą doskonałością… właściwą Bogu, w którym się nie różni od bezinteresownej miłości ku stworzeniom” 11. Dlatego i Pius XII w encyklice „Haurietis aquas”, nazywa miłość Boga ku ludziom miłością miłosierną, czyli miłosierdziem Bożym 12. Spośród wszystkich swych doskonałości Bóg najpierw objawił ludziom swe miłosierdzie podnosząc ich do stanu nadprzyrodzonego, darząc ich mianem swych dzieci przybranych, a po grzechu — obiecując im Odkupiciela, zamiast ukarać sprawiedliwie, jak to uczynił wobec zbuntowanych Aniołów (Rodz. 3, 15). Zniżając się do ludzkiego sposobu myślenia, Duch Św. przez patriarchów i proroków podtrzymuje tę obietnicę i podaje głęboką naukę o miłosierdziu Bożym, które przede wszystkim najbardziej ma się ujawniać w dziele odkupienia. W każdej księdze Starego i Nowego Testamentu mówi się o miłosierdziu Bożym po kilkanaście i kilkadziesiąt razy, a najwięcej i najwymowniej mówi o nim Księga Psalmów. W całym Piśmie św. znajduje się przeszło czterysta miejsc, wysławiających wprost miłosierdzie Boże, a znacznie 15 więcej ubocznie, w Księdze zaś Psalmów sto trzydzieści razy wielbi Psalmista tę doskonałość Boga, poświęcając jeden z nich (135) wyłącznie temu przymiotowi. Psalmista mówiąc o Bogu nie zadowala się wyrazem „miłosierny”, lecz podaje cały szereg synonimów, jak gdyby chcąc wzmocnić nasze przekonanie o tej doskonałości: „A Tyś, Panie, Bóg litościwy i miłościwy, cierpliwy i wielce miłosierny, i prawdziwy!” (Ps. 85, 15). „Litościwy i miłościwy Pan: długo czekający i wielce miłosierny” (Ps. 102, 8) itp. Jeszcze w wyższym stopniu wysławia miłosierdzie Boże Najświętsza Maryja Panna w pieśni „Magnificat”, podkreślając powszechność miłosierdzia Bożego, jego ciągłość, nieskończoność i wieczność: „A miłosierdzie Jego z pokolenia w pokolenie nad tymi, którzy się Go boją” (Łk. 1, 50). Wybrana Córka Ojca Przedwiecznego, która doznała największego miłosierdzia, widzi je w duchu na wyżynach chwały Serafinów i Cherubinów jak również w otchłaniach czyśćcowych; natchnionym słowem proroczym głosi je wszystkim, a szczególnie tym, którzy lękają się Boga bojaźnią synowską. Widzi Ona największe miłosierdzie we Wcieleniu i Odkupieniu, w którym sama bierze czynny udział, stając się Matką miłosierdzia: „Przygarnął w opiekę Izraela, sługę swego, pomny na miłosierdzie swoje” (Łk. 1, 54). Wreszcie w tajemnicy, gdzie „Słowo ciałem się stało”, urzeczywistniła się obietnica miłosierdzia. Jezus Chrystus rozproszył nieufność ludzi grzesznych do Boga, nazywając Go Ojcem miłosierdzia: „Ojciec wasz miłosierny jest” (Łk. 6, 36); usunął z dusz bojaźń niewolniczą przed Bogiem sprawiedliwym, otwierając swe Boskie Serce, aby w jego niezgłębionym oceanie miłości i miłosierdzia dać skuteczny środek na wszystkie nieprawości i grzechy ludzkie. W licznych przypowieściach Zbawiciel podkreślał to nieograniczone miłosierdzie Boże, którym również hojnie szafował w uczynkach pocieszając strapionych, uzdrawiając chorych i wskrzeszając umarłych, a przede wszystkim przebaczając winnym grzechy (Magdalenie, Dyzmasowi, Piotrowi itp.). Wreszcie Zbawiciel złożył Bogu godne zadośćuczynienie za nieskończoną obrazę Bożego majestatu, popełnioną przez ludzkość, umierając na krzyżu i w ten sposób przywracając ludziom utracone synostwo Boże oraz prawo do nieba. Działanie Pana Jezusa w czasie Jego pobytu na ziemi było tylko początkiem miłosierdzia, które kontynuuje się w Kościele i rozlewa się już nie na rzesze galilejskie, ale na całą ludzkość. Tam Syn Boży złączył się z naturą ludzką w łonie Przeczystej Dziewicy, a teraz łączy się ze wszystkimi narodami w łonie Kościoła, w którym działa Duch Św., rządząc nim i uświęcając jego członków przez sakramenty święte, sakramentalia, charyzmaty i każdy czyn zasługujący na wieczną nagrodę. A więc nie tylko dzieło stworzenia i odkupienia było dziełem miłosierdzia Bożego, lecz jest nim i dzieło uświęcenia, które kontynuuje się i kontynuować będzie aż do skończenia świata. 11 12 B. Merkelbach O.P., Summa Theologiae Moralis I, nr 921; ST., II – II, q. 30, a. 4. Acta Apostolicae Sedis, 1956, pag. 321. 16 Pomnij, Panie, na swoje miłosierdzie, i pod nieustanną opieką prowadź do świętości Twoje sługi, dla których Syn Twój, Chrystus, przelewając swoją Krew, ustanowił misterium wielkanocne. (Modlitwa liturgiczna z Wielkiego Piątku) 17 II. Idea Miłosierdzia Bożego ułatwia poznanie i ukochanie Boga „A to jest życie wieczne, aby poznali Ciebie, jedynego Boga prawdziwego i tego, któregoś posłał, Jezusa Chrystusa” (J. 17, 3). Poznanie tedy Boga jest życiem wiecznym czyli nadprzyrodzonym, jest koniecznym warunkiem miłości Boga, koniecznym warunkiem Jego chwały, a przez to samo i naszej szczęśliwości. Nie można bowiem kochać tego, kogo się nie zna, a tym bardziej nie można czerpać własnego szczęścia z takiej miłości. Ale jak poznać Boga, gdy „Boga nikt nigdy nie widział” (J. 1, 18)? 1. Przyrodzone poznanie Boga Poznanie Boga może być przyrodzone i nadprzyrodzone. Rozumem poznajemy Pana Boga w sposób przyrodzony przez poznawanie dzieł Bożych. Sobór Watykański I utrzymuje, że „Bóg, początek i koniec wszechrzeczy, na pewno może być poznany naturalnym światłem rozumu, przy pomocy rzeczy stworzonych; niewidzialne bowiem rzeczy Boże stały się zrozumiałe dla stworzeń tego świata za pomocą rzeczy stworzonych” 13. Ponieważ stworzenia wprost i bezpośrednio nie ujawniają nam Boga, przeto poznanie Go przyrodzone możliwe jest przez rozumowe dowodzenie. Dowody opierające się na faktach naturalnych czerpiemy, albo ze zjawisk świata nas otaczającego — są to dowody kosmologiczne, albo z objawów duszy ludzkiej — dowody psychologiczne. Jedne i drugie wydają się bardziej przekonywujące w świetle idei nieskończonego miłosierdzia Bożego. Daje ona bowiem rozumowi światło, a woli skuteczniejszą pobudkę do poszukiwania. Rozum poznaje Boga jako najwyższą Prawdę, a woli wskazuje Go jako najwyższe i najdoskonalsze Dobro, które z natury skłania się ku wylaniu, jak płyn z pełnego naczynia. Ta skłonność do udzielania się znajduje swoje dostateczne spełnienie w wewnętrznej działalności Boga przez to, że Bóg Ojciec poznaniem siebie rodzi Syna, a Syn z Ojcem przez wzajemną ku sobie miłość wydają Ducha Świętego. To wzajemne, odwieczne udzielanie się Osób Boskich — jak powiedziałem — najzupełniej uszczęśliwia Boga i wystarcza do wylewania się Jego dobrotliwości bez żadnej konieczności udzielania się stworzeniom. Wprawdzie tę wewnętrzną działalność Boga poznajemy tylko przez Objawienie, ale gdyśmy je otrzymali, rozumowo stwierdzamy, że skoro Bóg udziela się stworzeniom przez wyprowadzenie ich z największej nędzy — nicości, i przez usunięcie największego braku — braku istnienia przed aktem 18 stworzenia, czyni to zupełnie dobrowolnie, bez żadnej konieczności, jedynie z miłosierdzia swego. Ten motyw stworzenia świata lepiej wyjaśnia akt stwórczy i pobudza człowieka do naturalnej miłości Boga, który nie tylko stworzył świat, ale powodowany swym miłosierdziem nadal utrzymuje go w istnieniu oraz kieruje każde stworzenie do właściwego mu celu. Historia rodzaju ludzkiego, pojedynczych narodów i ludzi doskonale wskazuje, jak miłosierdzie Boże uprzedza ich swymi darami, jak czuwa nad losem każdego i skierowuje do celu. Nawet nieszczęście nas dotykające obraca Bóg na naszą korzyść, ponieważ przez nie umożliwia nam odwrócenie się od zła ku dobru i odpokutowanie już tutaj za grzechy oraz uzyskanie zasług i osiągnięcie zbawienia. 13 Denzinger, 1785. 2. Nadprzyrodzone poznanie Boga Jeszcze w wyższym stopniu idea miłosierdzia Bożego ułatwia nam poznanie Boga w sposób nadprzyrodzony przez wiarę. Ona przypomina nam, że wszystkich ludzi Bóg przeznacza do uczestnictwa w swoim Boskim życiu, że w tym celu udzielił darów nadprzyrodzonych naszym prarodzicom, a po ich upadku obrał niesłychany, przedziwny i niepojęty dla Aniołów i ludzi sposób, by ludzkość ratować. Oto Syn Boży, przez którego „wszystko się stało, co się stało” (J. 1, 3), postanowił przyjąć naturę ludzką, by w niej i przez nią ratować cały rodzaj ludzki od wiecznej zguby. Mógł to uczynić przez samo tylko Wcielenie, tymczasem obrał drogę nadzwyczajnych cierpień fizycznych i moralnych, a wreszcie umarł haniebną śmiercią krzyżową, jak największy zbrodniarz. W Osobie Jezusa Chrystusa objawia się ludziom sam Bóg: ujawniają się w Nim wszystkie doskonałości Boże, a przede wszystkim nieskończone miłosierdzie Boże: „Filipie, kto widzi Mnie, widzi Ojca. Jakże więc możesz mówić: Pokaż nam Ojca? Nie wierzycie, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słowa, które do was mówię, nie od siebie samego mówię, ale Ojciec, który przebywa we Mnie, On działa. Nie wierzycie, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Choćby dla samych uczynków wierzcie” (J. 14, 9 – 11). Tak więc Chrystus Pan w nauce i swoim całym życiu, a szczególnie w męce, śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu daje nam poglądową lekcję o Bogu i Jego doskonałościach, a przede wszystkim o nieskończonym miłosierdziu Bożym. Dlatego i uroczystość Najmiłosierniejszego Zbawiciela byłaby najlepszym uwielbieniem Boga w Jego miłosierdziu. Fakt Objawienia możemy poznać na pewno, albowiem Bóg w Objawieniu zwykle daje swój podpis i pieczęć uwierzytelniającą. Tym podpisem są cuda, a 19 pieczęcią uwierzytelniającą są proroctwa. Chociaż w słowach i czynach Chrystusa przebija się mądrość i potęga nadludzka, to jednak powołuje się On głównie na swe cuda, z których największym było zmartwychwstanie. To jest podpis i pieczęć uwierzytelniająca, że Chrystus Pan miał posłannictwo od Boga: „Dzieła, które wypełniam, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał” (J. 5, 36). A ponieważ Zbawiciel nauczał głównie o miłosierdziu i czynił miłosierdzie, dlatego pod wpływem tej idei najlepiej poznajemy Boga w sposób nadprzyrodzony przez wiarę. Wiara może być aktem i cnotą. Aktem wiary jest faktyczne uznanie za prawdę tego, co Bóg objawił. Bóg nie może się mylić ani innych w błąd wprowadzać. Stąd wszystko, czego Chrystus nauczał, jest prawdą. Niektóre prawdy są dla rozumu niedostępnymi tajemnicami, albo nasuwają trudności ze strony rozumu. Rozum sam na taką prawdę nie może się zgodzić, gdyż zgadza się zwykle na prawdę dla niego oczywistą, potrzeba tu zatem wpływu woli, aby rozum uznał też za prawdę to, czego nie pojmuje. Ale i wola sama tego wpływu wywrzeć nie może bez łaski. Stąd już w samym akcie wiary potrzebna jest łaska miłosierdzia Bożego, wywierająca swój wpływ na rozum przez oświecenie w danej prawdzie oraz na wolę, aby silnie zapragnęła uwierzyć i pobudziła rozum do uległości. Wierzyć jest aktem rozumu, uznającego prawdę Bożą na rozkaz woli poruszonej przez Boga łaską14. W samym tedy akcie wiary widzimy miłosierdzie Boże. Jako cnota – wiara towarzyszy nieodłącznie łasce uświęcającej i tak jest konieczna do zbawienia, jak i łaska. Wlewa ją Bóg do duszy przy chrzcie św. i dlatego nazywa się cnotą wlaną. Traci ją człowiek tylko przez grzechy przeciwne wierze (apostazja, niedowiarstwo). Inne grzechy śmiertelne nie usuwają całkowicie cnoty wiary, a tylko czynią ją bezkształtowną z braku miłości Bożej. Stąd wynika, że i w cnocie wiary występuje przede wszystkim nieskończone miłosierdzie Boże. Bóg więc jest głównym sprawcą wiary jako aktu i jako cnoty. Łaska nieskończonego miłosierdzia Bożego powołuje nas do wiary, rozwija ją i podtrzymuje nawet u grzesznika. My zaś z naszej strony winniśmy czynnie współdziałać przez pokorne przyzwolenie rozumu i poddanie się autorytetowi Bożemu. Mógł Bóg stworzyć człowieka mędrcem, który by bez objawienia wyrozumował wszystkie prawdy, ale wówczas nie byłoby wielkości człowieka, nie byłoby prawdziwej wolności, a co za tym idzie, nie byłoby możliwości doskonalenia się i zasługi: „Kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16). Dlaczego Chrystus zobowiązał nas do wierzenia? Aby dać nam możność cnoty i zasługi oraz byśmy mogli lepiej miłować Pana Boga. 14 Denzinger, 797. 20 3. Miłość Boga Nasza miłość Boga jest jednym z głównych motywów pobudzających Go do świadczenia nam miłosierdzia. Jeżeli nadzieja świeci u podstaw miłosierdzia Bożego, to miłość opromienia jego szczyty; czyli jeżeli Bóg ze względu na naszą ufność w Jego miłosierdzie świadczy już nam łaski, to nasza miłość Boga sprowadza do duszy przeobfitą ilość nowych łask Jego miłosierdzia. Miłość to prawdziwy ogień niebieski, co kształtuje każdą cnotę i nadaje jej wartość zasługującą na żywot wieczny. Dlatego przykazanie miłości jest największym przykazaniem Bożym, streszczającym w sobie wszystkie inne. Dla miłowania Boga stworzeni jesteśmy; jedynie dla tej miłości Bóg obdarzył nas rozumem i wolą. Miłość Boża to punkt wyjścia, środek i cel nasz ostateczny. Co ojcu po dzieciach bez serca? Co Bogu po stworzeniach rozumnych, które by nie płaciły Mu słodkiej daniny miłości? Miłość to istota i streszczenie całej naszej doskonałości, to królowa cnót wszystkich: „Kochaj Boga i czyń co chcesz”, głosi św. Augustyn. Przedmiotem miłości jest dobro, w którym mamy upodobanie. Przedmiotem naszej miłości boskiej jest Bóg — jako dobro najwyższe, czyli nieskończona doskonałość Jego natury, obejmująca wszystkie inne Jego doskonałości w stopniu najwyższym. Bóg jako dobro może być miłowany jako nasze dobro, — ze względu na dary i łaski, jakie otrzymujemy z Jego miłosierdzia; ale również jako dobro samo w sobie, godne najwyższego upodobania i miłości, bez względu na nas. W pierwszym wypadku nasza miłość Boga będzie pragnieniem Boga pożądanego ze względu na nas samych (ten rodzaj miłości, która szuka siebie w umiłowanym, nazywa się „miłością pożądania”), a w drugim wypadku nasza miłość Boga będzie polegać na życzliwości pragnącej jak największej chwały Bożej i umiłowania Go przez wszystkie stworzenia (ta miłość, która szuka dobra umiłowanego, zwie się „miłością życzliwości”). W tym ostatnim wypadku miłujemy Boga nie dlatego, że nam świadczy miłosierdzie, ale dlatego, że jest sam w sobie najwyższą Prawdą, Dobrem i Pięknem. Taka miłość jest miłością doskonałą, podczas gdy miłość Boga, jako dobra naszego, jest miłością niedoskonałą i stanowi podstawę teologicznej cnoty nadziei. Jednakże do miłości doskonałej prowadzi zwykle miłość niedoskonała, czyli miłość pożądania, powstająca w nas z rozważania i poznania dobrodziejstw nieskończonego miłosierdzia Bożego. Co należy rozumieć przez dobro Boże, które miłujemy dla Niego samego? Niektórzy teologowie sądzą, że dobro Boże naturalne — to natura Boża ze wszystkimi jej przymiotami. Stąd wynikałoby, że do miłości doskonałej potrzeba poznania natury Bożej i wszystkich jej przymiotów. Powszechniejsze jednak jest zdanie, że naturalnym dobrem Bożym jest każdy przymiot Boży 21 poznawany osobno i, że wskutek tego, każdy przymiot z osobna może być przedmiotem miłości doskonałej. Spośród licznych przymiotów Boga, najłatwiej poznać miłosierdzie Boże, które zresztą najpierw Bóg objawił ludziom. Dlatego też poznanie miłosierdzia Bożego, a przede wszystkim uwielbienie Boga w tej Jego doskonałości, jest najskuteczniejszym środkiem obudzenia u ludzi Bożej miłości. Miłosierdzie bowiem obiektywnie zawiera w sobie naturę Bożą i wszystkie jej doskonałości. Stąd miłując wprost miłosierdzie Boże samo w sobie, miłujemy ubocznie całą naturę Bożą wraz ze wszystkimi jej przymiotami. A ponieważ ze wszystkich przymiotów Bożych najwięcej doświadczamy na tej ziemi miłosierdzia Bożego, toteż przez kult tegoż miłosierdzia najłatwiej budzimy w sobie miłość dla tego przymiotu Bożego, bez względu na jego przejawy w stosunku do nas: miłość z początku niedoskonałą, potem jednak wciąż się doskonalącą. Różne doskonałości Boże budzą w nas różne cnoty. I tak dobrotliwość Boża budzi w nas uwielbienie i zachwyt, sprawiedliwość — bojaźń Bożą, mądrość przedwieczna — wywołuje w duszy podziw i zdumienie, opatrzność — pewność i bezpieczeństwo, szczodrobliwość — obudza wdzięczność, a miłosierdzie Boże, przedstawiające nam Boga jako najlitościwszego Ojca — budzi w nas naprzód ufność (spodziewanie się pomocy Bożej) — podstawę miłości pożądania, a następnie — doskonałą miłość życzliwości. A jeśli do tego dojdzie jeszcze zgłębienie dzieł miłosierdzia Bożego, wówczas już nie wiem, co bardziej Boskiego może powstać w duszy, by ją udoskonalić. Miłość Boża jest wynikiem współdziałania Boga i człowieka. Bóg wlewa łaskę miłości przy chrzcie świętym, a wkładem z naszej strony winna być współpraca z tą łaską. By łaska wzrastała, trzeba obudzać w sobie akty miłości Boga, w duchu tej miłości znosić cierpienia i przeciwności, a przede wszystkim unikać grzechu i prosić Ducha Świętego o dar miłości, czyli mądrość prawdziwą. Ona bowiem jest wyrazem miłości Ojca ku Synowi i Syna ku Ojcu i nazywa się istotną Miłością. Przede wszystkim zaś miłość powstaje pod wpływem rozważania dzieł nieskończonego miłosierdzia Bożego i wielbienia Boga w tej Jego największej doskonałości odnośnej. 4. Miłość bliźniego Z miłości ku Bogu wypływa prawdziwa miłość ku bliźnim, która ujawnia się w uczynkach miłosiernych względem ich ciała i duszy. „Każdy, kto nienawidzi brata swego, zabójcą jest. Kto nie miłuje brata swego, nie jest z Boga, albowiem ta jest nowina, którąście słyszeli od początku, abyście się wzajemnie miłowali” (I J. 3, 15 i 10 – 11). Otóż prawdziwa miłość bliźniego, 22 głównie pod wpływem idei miłosierdzia Bożego, staje się zasługującą na żywot wieczny. Winna ona bowiem ujawnić się w uczynkach. Zbawiciel zaś powiedział: „Bądźcie miłosierni, jako i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łk. 6, 36), czyli naśladujcie miłosierdzie Boże, czyniąc dobrze bliźnim. Nic tak bardzo nie zbliża ludzi do Boga, jak miłosierdzie dla bliźnich; czyni ono nas synami Bożymi i żywymi obrazami dobroci Chrystusa, który ustawicznie świadczył miłosierdzie ludziom i zapowiedział karę na sądzie ostatecznym za brak tego miłosierdzia: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny”… „czegokolwiek nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnie nie uczyniliście” (Mt. 25, 41, 45). Tylko naśladowanie miłosierdzia Bożego czyni nasze miłosierne uczynki zasługującymi na żywot wieczny. Bez tego warunku praca charytatywna chrześcijan nie różni się niczym od działalności czysto świeckich organizacji filantropijnych, pozbawionych nadprzyrodzonych pobudek. Tymczasem dziś ogół ludzi nie zna miłosierdzia Bożego i dlatego nie naśladuje go w uczynkach. Nawet u wielu wiernych istnieje jakaś skłonność do ujemnego zapatrywania się na dobrego Boga i mimo ogólnego, mglistego pojęcia o miłosierdziu Bożym, niektórzy wprost przeciw Bogu się oszańcowują, jak gdyby podejrzewali w Nim brak miłosierdzia i chcieli się przed Nim ukryć. Nic więc dziwnego, że u takich nie ma mowy o nadprzyrodzonej miłości bliźniego, ujawniającej się w uczynkach miłosiernych. „Jeśliby kto powiedział, że miłuje Boga, a nienawidziłby brata swego, kłamcą jest. Kto bowiem nie miłuje brata swego, którego widzi, Boga, którego nie widzi, jakże miłować może? Takie zaś mamy przykazanie od Boga, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego” (I J. 4, 20 – 21). Podobnie, kto by twierdził, że jest miłosierny, a nie zdobyłby się na uczynki miłosierne względem duszy i ciała bliźniego, mając ku temu okazję i możliwość, byłby kłamcą. Toteż św. Jan Chrzciciel, przygotowując dusze na przyjęcie Królestwa Bożego, w swoich kazaniach na pierwszym miejscu stawia uczynki miłosierne: „Kto ma dwie suknie, niechaj da temu, który nie ma, a kto ma pokarm, niech podobnie uczyni” (Łk. 3, 11). Biorąc rzecz praktycznie, niemożliwą jest rzeczą zdobyć się na prawdziwą miłość nieprzyjaciół bez poznania i naśladowania miłosierdzia Bożego. Dlatego Zbawiciel nakazując miłość nieprzyjaciół zaleca wzorować się na Bogu: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą. Błogosławcie tym, którzy wam złorzeczą, a módlcie się za tych, którzy was spotwarzają… a zapłata wasza będzie wielka i będziecie synami Najwyższego, albowiem On łaskawy jest dla niewdzięcznych i złych” (Łk. 27 – 28 i 35). 23 III. Idea Miłosierdzia Bożego przede wszystkim budzi w nas ufność Ufność jest to spodziewanie się pomocy obiecanej. Spośród wartości duchowych należy ona do najważniejszych, albowiem jest koniecznym warunkiem nadziei oraz częścią składową męstwa i wielkoduszności. Ponieważ ufność wypływa z wiary i potęguje miłość, a nadto w ten lub inny sposób dotyczy wielu innych cnót moralnych, dlatego można ją nazwać fundamentem, na którym cnoty teologiczne łączą się z moralnymi, a te ostatnie z naturalnych przekształcają się w nadprzyrodzone; toteż wielbienie Boga w Jego miłosierdziu przede wszystkim budzi w nas ufność, która odgrywa tak wielką rolę w życiu człowieka. 1. Znaczenie ufności Rozróżniamy ufność przyrodzoną — jako spodziewanie się pomocy od ludzi i nadprzyrodzoną — gdy się spodziewamy pomocy od Boga. Ufność przyrodzona jest wielką dźwignią w życiu człowieka. Dowodem tego mogą być liczne przykłady z historii i osobistego doświadczenia. Weźmy parę przykładów z historii Polski. Oto w 1649 r. garść Polaków, oblężona w Zbarażu, wytrzymała najstraszniejsze ataki zjednoczonych sił kozackich i tatarskich znosząc wytrwale głód i inne niedostatki, albowiem z dnia na dzień spodziewała się odsieczy, która wreszcie rzeczywiście nadeszła. To samo działo się w 1652 roku w Chocimiu, w walce rycerstwa polskiego z przeważającymi siłami kozackimi i tatarskimi. Nie inaczej było w 1944 r., w Powstaniu Warszawskim, przeciw najeźdźcom niemieckim, podczas którego oblężeni zdobywali się na bohaterskie wysiłki, oczekując obiecanej pomocy. Ale pomoc ludzka jest zawodna, obietnice niepewne, a przymierza bardzo często zdradliwe. Natomiast nadprzyrodzona ufność w Bogu nigdy nie zawodzi. „Miłosierdzie ogarnia ufających w Panu” — mówi Psalmista (Ps. 31, 10). Podstawą ufności nadprzyrodzonej jest obietnica Najmiłosierniejszego Boga, wielokrotnie powtarzana w Piśmie św. Starego i Nowego Testamentu. „Oczy Pańskie nad bojącymi się Go i nad tymi, którzy nadzieję mają w miłosierdziu Jego” (Ps. 32, 18). „Będę się weselił i radował w miłosierdziu Twoim, albowiem wejrzał na uniżenie moje” (Ps. 30, 8). Dotknięty buntem syna swego, Dawid, prosi Boga o niezwłoczną pomoc powołując się na swą nadzieję: „Daj mi usłyszeć rano miłosierdzie Twoje, bom w Tobie nadzieję miał!” (Ps. 142, 8). Wreszcie Psalmista wzywa wszystkich do wielbienia Boga w Jego miłosierdziu: „Zanućcie Panu chwałę…, bo kocha się Pan w tych, którzy się Go boją, i w tych, którzy nadzieję mają w miłosierdziu Jego” (Ps. 146, 7 i 11). 24 Jeszcze w wyższym stopniu zachęca do ufności Chrystus. „Ufajcie, Jam jest, nie lękajcie się!” (Mk 6, 50). Do strwożonych w czasie burzy Apostołów, których również zapewnia przy innej okazji, że i „włosy na głowie waszej wszystkie są policzone. Nie lękajcie się tedy!” (Łk. 12, 7) Tonącemu Piotrowi podaje rękę ze słowami: „Małej wiary, czemuś zwątpił?” (Mt. 14, 31) Tu wyraźnie widzimy, co to znaczy ufność, utrzymująca Piotra idącego po wodzie, bo gdy Piotr zwątpił, zaczął tonąć. Na uwagę zasługuje ostatnie zdanie w mowie pożegnalnej Pana Jezusa do Apostołów w wieczerniku: „Na świecie doznacie ucisku, ale ufajcie, Jam zwyciężył świat” (J. 16, 33). To jest testament i ostatnie polecenie Zbawiciela dla wszystkich Jego wyznawców. Wiemy z doświadczenia, że na świecie dużo jest cierpień, albowiem wciąż stąpamy po cierniach, które dotkliwie ranią nasze stopy: aby znieść te cierpienia, winniśmy ufać w pomoc Bożą. Napotykamy dużo wielkich przeszkód na drodze do obranego celu. Nacierają na nas liczne i nieraz silne pokusy: aby je przezwyciężyć i nie zachwiać się, mamy również ufać w pomoc Bożą. Obraliśmy może za cel wyższą doskonałość, chcielibyśmy wyzbyć się grzechów powszednich i niedoskonałości, pragnęlibyśmy czynić postępy w cnotach; do tego wszystkiego również jest potrzebna wielka ufność w pomoc Zbawiciela, który powiedział: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (J. 15, 5). Gdy okręt w czasie burzy traci maszt i ster, a spienione fale pędzą go na skały, gdzie mu grozi rozbicie — wówczas strwożeni marynarze uciekają się do ostatecznego środka: rzucają kotwicę, aby okręt zatrzymać i uchronić od roztrzaskania. Taką kotwicą w życiu duchowym jest ufność w pomoc Bożą, budzącą się w nas, gdy poznajemy nieskończone miłosierdzie Boże. Dlatego kotwica jest symbolem ufności. Często dusza — jak statek na morzu w czasie burzy — traci wszystko, co stanowi jej siłę, piękność i wartość: maszt wiary bywa strzaskany, ster miłości zerwany, a całe mienie dobrych uczynków staje się pastwą bałwanów; zdaje się, że już grozi ostateczne rozbicie. Lecz dusza nie jest stracona, jeżeli zaczepi się kotwicą ufności o wszechpotężne miłosierdzie Boże. 2. Owoce ufności Owoce ufności są liczne. Przede wszystkim przez ufność składamy wielki hołd miłosiernemu Bogu, spodziewając się odeń pomocy, którą On zawsze ma dla nas na pogotowiu, bylebyśmy tylko Go o nią prosili. Brak ufności można przyrównać do ciemnej chmury, która nie pozwala promieniom słonecznym przenikać do ziemi, by ją oświecać i ogrzewać. Tak łaski miłosierdzia Bożego nie mogą przeniknąć do duszy bez ufności w pomoc Bożą. Natomiast jeden akt strzelisty, skierowany do Boga z ufnością, sprowadza na duszę liczne łaski. Dlatego Pismo św. powiada: „Błogosławiony mąż, który ufa w Panu i będzie 25 Pan ufaniem Jego. I będzie jako drzewo, które przesadzają nad wodami, które ku wilgoci puszcza korzenie swoje; a nie będzie się bało, gdy przyjdzie gorąco i będzie liść zielony, a czasu suchości nie będzie się frasować i nigdy nie przestanie rodzić owoców” (Jer. 17, 7 – 8). Ufność daje męstwo i siły do pokonywania największych trudności. Dlatego św. Jan Chryzostom nazywa ufność hełmem, który zasłania duszę przed pociskami piekła. Ufność zapewnia człowiekowi pokój wewnętrzny, jakiego świat dać nie może. Dlatego Pan Jezus po zmartwychwstaniu, ukazując się Apostołom, pozdrawia ich słowami: „Pokój wam” (J. 20, 19), bo teraz już zaufają swemu Mistrzowi. Dlatego Dawid zaufawszy Bogu spokojnie występuje do walki ze srogim Goliatem i pewny zwycięstwa mówi: „Ty idziesz do mnie z mieczem i oszczepem i z puklerzem, lecz ja idę do ciebie w imię Pana zastępów, Boga hufców Izraelowych, które zuchwale wyzwałeś. Dzisiaj da cię Pan w rękę moją i zabiję cię i utnę ci głowę” (I Król. 17, 45). Ufność daje pociechę w cierpieniach, a usuwa smutek i przygnębienie. Radość bowiem powstaje w nas, gdy czujemy dobro obecne. A czyż może być większe dobro jak świadomość, że wszechmocny i miłosierny Bóg wspomaga mnie, jest przy mnie i udziela mi potrzebnej pomocy! Dlatego Apostoł powiada: „Raduję się w cierpieniach za was” (Kol. 1, 24) i zachęca wszystkich do radości: „Weselcie się w Panu zawsze, mówię powtórnie: weselcie się. Łaskawość wasza niech będzie znana wszystkim ludziom: Pan blisko jest” (Fil. 4, 4 – 5). Szczególnie ufność w miłosierdzie Boże pociesza człowieka konającego, któremu w ostatniej chwili przypominają się grzechy całego życia i pobudzają go do smutku, a nieraz i do rozpaczy. Toteż trzeba konającym poddawać odpowiednie akty ufności, bo nie każdy z nich sam potrafi to uczynić. Ufność czyni cuda, bo ma na usługi wszechmoc Bożą. Pan Jezus powiedział do Apostołów, którzy nie mogli uzdrowić pewnego chorego: „Zaprawdę powiadam wam, gdybyście mieli wiarę jako ziarno gorczycy, rzeklibyście tej górze: Przejdź stąd tam, a przejdzie i nic nie będzie wam niemożliwym” (Mt. 17, 19). Dzięki tej ufności Piotr i Jan uzdrawiają chromego od urodzenia słowami: „W Imię Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, wstań a chodź! I ująwszy go za prawą rękę (Piotr) podniósł go, a natychmiast umocniły się nogi jego i stopy. Podskoczył i stanął na nogach, i chodził…” (Dz. Ap. 3, 6 – 8). Wszystkie cuda Mojżeszowe w Egipcie i na puszczy zależały od jego ufności, a gdy zwątpił, że wypłynie woda ze skały, woda się nie ukazała. Ufność wreszcie zapewnia wieczną nagrodę, jak tego dowodzą przykłady świętych. Ona towarzyszy naszemu żalowi za grzechy, który jest koniecznym warunkiem usprawiedliwienia zarówno w sakramencie Pokuty, jak i poza nim. Usprawiedliwienia bowiem możemy dostąpić przez sam akt żalu doskonałego, zawierający w sobie postanowienie przystąpienia do spowiedzi przy najbliższej sposobności. Nikt jednak nie wzbudzałby w sobie żalu doskonałego, gdyby nie miał ufności w miłosierdzie Boże. Przykładem jest umierający łotr na krzyżu, 26 który przyznając się do winy w ostatnim momencie swego życia, z ufnością zwrócił się do Pana Jezusa i usłyszał zapewnienie: „Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk. 23, 43). Św. Szczepan diakon zaufawszy Jezusowi w sporze z faryzeuszami, ginie pod gradem kamieni ze słowami: „Oto widzę niebiosa otwarte i Syna Człowieczego, stojącego na prawicy Bożej” (Dz. Ap. 7, 56). 3. Cechy ufności Nie każda ufność sprowadza wyżej wymienione owoce, a tylko taka, która się opiera na miłosierdziu Bożym, jest mocna i wytrwała oraz łączy się z synowską bojaźnią Boga. „Przeklęty człowiek, który ufa człowiekowi, a trzyma się z dala od Pana. Bo będzie jako jałowiec na stepie i nie zażyje szczęścia, gdy przyjdzie; będzie mieszkał w kraju pustynnym, w ziemi słonej i niezamieszkanej” (Jer. 17, 5 – 6). Nie wolno tedy zbytnio zaufać sobie, swoim talentom lub swojej roztropności, albowiem wówczas Bóg odmówi pomocy i pozwoli przekonać się z do świadczenia o swojej słabości. Ileż to dusz królewskich śladem Saula popadło w żałość i skończyło ostatecznie w ciemnościach na skutek zbytniej ufności w sobie! Ileż dusz cherubinowych i mądrych jak Salomon uwiędło i zmarniało dlatego, że nie ufało miłosierdziu Bożemu, ale tylko swojej sile, swoim zdolnościom i własnym pomysłom. Naprzeciw dusz błogosławionych i ufających miłosierdziu Bożemu stoi zastęp dusz przeklętych, zadufanych w sobie i skazanych na wieczną noc ciemności wśród duchów odrzuconych. Ufając Bogu nie opieramy się na środkach ludzkich, bo na tym świecie „nie przydadzą się liczni przyjaciele, ani możni pomocnicy nie wesprą; mądrzy doradcy nie dadzą mądrej wskazówki, księgi mędrców nie pocieszą, największe skarby nie zbawią; ani żadne miejsce tajemne i pożądane nie ubezpieczy, jeżeli Bóg sam nie wesprze, nie umocni, nie pocieszy, nie nauczy i nie ustrzeże”, mówi autor Naśladowania (Ks. III, r. 59, 3). Trzeba wybierać środki, jakie uważamy za konieczne i stosowne, nie wolno jednak na nich opierać się wyłącznie, lecz należy zwracać się do Boga oczekując od Niego pomocy przy osobistym wysiłku. Podobnie i w udoskonaleniu siebie lub innych, nie możemy opierać się wyłącznie na jakichś wypróbowanych praktykach, lecz zawsze na woli Bożej, która jest samym miłosierdziem. Ufność miłosierdziu Bożemu ma zajmować złoty środek między dwoma przeciwnymi błędami: kwietyzmem i nadmierną aktywnością. Zwolennicy tej ostatniej znajdują się w ustawicznym niepokoju, albo wiem w działalności swojej opierają się wyłącznie na własnych siłach. Byłoby znowu lenistwem zdać się wyłącznie na Boga bez wierności swoim obowiązkom, która winna być punktem oparcia do wzlotu. Ta wierność obowiązkom, opierająca się na miłosierdziu Bożym, daje nam prawo do nieograniczonej ufności i pobudza 27 zarazem do pilnej pracy w rzeczach najmniejszych, a równocześnie zabezpiecza przed nadmierną aktywnością. Ufność winna być mocna i wytrwała, czyli daleka od powątpiewania i słabości. Taką ufność miał Abraham, gdy otrzymał obietnicę licznego potomstwa, a zarazem polecenie, by złożył w ofierze jedynego syna Izaaka. Taką była ufność męczenników, którzy bez najmniejszego wahania szli na śmierć spodziewając się pomocy swego Mistrza i nagrody za wytrwałość. Nie zachwiały ich żadne groźby i niebezpieczeństwa, nie załamały żadne tortury. Natomiast w czasie burzy na morzu Apostołowie nie mieli mocnej ufności, mimo że Zbawiciel był blisko nich. Dlatego usłyszeli ostry wyrzut z ust swego Mistrza: „Czemuście tak bojaźliwi, jeszcze nie macie wiary?” (Mk 4, 40). Jakby mówił: „Moglibyście sami przetrwać burzę, gdybyście więcej Mi ufali”. Należy się wystrzegać zarozumiałej i płochej ufności w miłosierdzie Boże, która jest ciężkim grzechem przeciw Duchowi Świętemu. Grzeszy się nią wówczas, gdy kto świadomie łamie przykazanie Boże lub kościelne w nadziei, że Bóg mu to przebaczy na spowiedzi: albo gdy kto, bez potrzeby, naraża się na niebezpieczeństwo grzechu spodziewając się, że Bóg go uchroni od zezwolenia na ten grzech. Jest to kuszenie Pana Boga, które Zbawiciel potępił, gdy sam był kuszony na puszczy. Nie wolno porywać się bez potrzeby na rzeczy, które przekraczają nasze siły i do których nie jesteśmy powołani. Wielu bowiem utraciło łaskę Bożą, gdyż się kusili o większe rzeczy, niż się Bogu podobało. „Nie szukaj tego, co jest za wysokie dla ciebie i nie badaj tego, co ponad twe siły; ale co ci Bóg rozkazał, to rozmyślaj zawsze, a w wielu dziełach Jego nie bądź ciekawy.” (Ekl. 3, 22) Z drugiej strony strzec się trzeba również małoduszności, która według św. Franciszka Salezego, jest najnikczemniejszą z pokus. 4. Ufność a bojaźń Boża Ze względu na Boga, ufność nasza winna być niezachwiana, a ze względu na nas, musi być połączona z bojaźnią, która jest skutkiem poznania naszej nędzy. Bez tej bojaźni ufność staje się zarozumiałością, a bojaźń bez ufności — małodusznością. Dopiero ufność z bojaźnią staje się silna i skromna, a bojaźń z ufnością — pokorna i mężna. By żaglówka płynęła, potrzeba wiatru i pewnego ciężaru, który by ją zanurzył w wodzie. Przy braku wiatru łódź stoi na miejscu, a przy braku ciężaru wywraca się i tonie. Tak i nam potrzeba wiatru ufności i ciężaru bojaźni. Bez ufności wpadamy w oziębłość lub oschłość i nie płyniemy do Boga, a bez bojaźni rozbijamy się o skałę zarozumiałości. Należy więc ufać lękając się siebie, a lękać się, ufając miłosierdziu Bożemu. 28 „Początkiem mądrości jest bojaźń Pańska” — mówi Psalmista (Ps. 110, 11). Rozróżniamy trzy stopnie bojaźni: służebną, początkującą i synowską. Bojaźń służebna polega na tym, że lękamy się obrazić Boga z powodu doczesnej lub wiecznej kary za grzechy. Taka bojaźń jest jeszcze niedoskonała, chociaż żal za grzechy, pochodzący z takiej bojaźni, wystarcza w sakramencie Pokuty albowiem łączy się z wiarą i ufnością w miłosierdzie Boże. Pan Jezus poleca obudzać przynajmniej taką bojaźń, gdy mówi: „Lękajcie się tego, który po śmierci ma moc wrzucić do piekła” (Łk. 12, 5). Bojaźń początkująca polega na tym, że lękamy się grzechu głównie ze względu na obrazę Boga, chociaż zarazem i ze względu na karę. W tej bojaźni obok wiary i ufności zawiera się początkująca miłość Boga jako najlepszego Ojca. Dlatego nazywa się ona bojaźnią początkującą. Jest ona pożądana jako jeden z darów Ducha Św., potęguje czujność, pomaga roztropności i pokorze i prowadzi do umartwienia. Środkiem do jej nabycia jest modlitwa, rozważanie rzeczy ostatecznych i Męki Pańskiej, unikanie okazji do grzechu, wierność łasce, nabożeństwo do Matki Boskiej a szczególnie do miłosierdzia Bożego. Bojaźń synowską mamy wówczas, gdy się boimy grzechu wyłącznie ze względu na miłość ku Bogu jako naszemu najlepszemu Ojcu. Taka bojaźń łączy się z żalem za grzechy, który je gładzi nawet poza sakramentem Pokuty, jeżeli nie można zaraz się wyspowiadać. Jest to wyższy stopień daru Ducha Św., skłaniający nas do najgłębszego uniżenia się wobec Pana Boga, którego Imię jest święte i czcigodne (Ps. 110, 9) i przed którym drżą moce niebieskie. O takiej bojaźni mówi Pismo św.: „Bojaźń Pańska jest chwałą i wysławieniem, i radością, i koroną wesela. Bojaźń Pańska ucieszy serce i da radość, i wesele, i długi żywot. Temu, który się Pana boi, będzie się dobrze działo na ostatku, a w dzień śmierci swej będzie błogosławiony” (Ekl. 1, 11—13). Jest jeszcze bojaźń niewolnicza, kiedy się boimy grzechu jedynie z powodu kary, bo gdyby nam kara nie groziła, na pewno zgrzeszylibyśmy. Taka bojaźń nie łączy się z ufnością, jest grzeszna i nie zalicza się do bojaźni Pańskiej. Lękajmy się tedy zachowując jednak ufność w miłosierdzie Boże, bo jesteśmy słabi wobec licznych nieprzyjaciół, ślepi na ich niezliczone zasadzki, bo nie wiemy, czy jesteśmy w łasce, bo mocniejsi od nas upadli, bo droga do nieba jest trudna, a my nie zdołamy na niej utrzymać się o własnych siłach. IV. Wielbić Boga w miłosierdziu, czyli uroczystość Najmiłosierniejszego Zbawiciela jest potrzebą chwili obecnej Wszystkie doskonałości Boga zasługują na uwielbienie; w naszych jednak czasach nędza ludzkości woła przede wszystkim o miłosierdzie. Przewrotność ludzi jest dziś tak wielka, że grzesznicy dla ogromu swych zbrodni boją się 29 nawet myśleć o Bogu i za przykładem pierwszego zbrodniarza — Kaina, uciekają od Boga oraz wmawiają sobie i innym, że Boga nie ma. Nabożeństwo tedy do miłosierdzia Bożego może im ułatwić nawrócenie na dobrą drogę. Praktykowanie zaś nabożeństwa przez ludzi wierzących bardzo się przyczynia do postępu w życiu wewnętrznym. Wreszcie i sam Bóg upatruje swą chwałę w objawieniu miłosierdzia. 1. Nawrócenie grzeszników Jak człowiek na obliczu uzewnętrznia swe wewnętrzne przeżycia, tak Kościół w kulcie zewnętrznym (w liturgii) ujawnia swą wiarę i wpływa na jej obudzenie i pogłębienie u swych dzieci. Oblubienica Chrystusa, dla zaradzenia potrzebom duchowym wiernych raz po raz czerpie coraz to inne prawdy z powierzonego sobie depozytu wiary i stawia je przed oczyma świata w formie kultu: „dobywa ze skarbca swego rzeczy nowe i stare” (Mt. 13, 52). Podamy parę przykładów. Gdy Ariusz zaczął szerzyć błędną naukę o Wcieleniu, zaprzeczając Bóstwa Panu Jezusowi, na wezwanie cesarza Konstantyna zbiera się Sobór Powszechny w Nicei (325 r.) i uchwala Nicejski Symbol wiary, ujmując podstawowe zasady wiary chrześcijańskiej, szczególnie dotyczące drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej. Znajduje to również swój wyraz w uroczystości Bożego Narodzenia, przyjętej na Zachodzie w pierwszej połowie IV w., a na Wschodzie w drugiej połowie tegoż wieku. Skoro następnie Nestoriusz uczył o istnieniu dwóch osób w Chrystusie i twierdził, że Najświętsza Panna Maryja porodziła tylko człowieka Jezusa, kwestionując Jej tytuł Bogarodzicy, Sobór Powszechny w Efezie (431 r.) uznaje naukę Nestoriusza za bezbożną i ustala tytuł Maryi jako Bożej Rodzicielki. W związku z tym rychło powstają świątynie ku czci Bożej Matki, Jej obrazy (najstarszy w bazylice S. Maria Maggiore, wzniesionej w Rzymie za papieża Liberiusza, który zmarł w 366 r.) oraz uroczystości, jak np.: Oczyszczenie N.M. Panny (znana w Rzymie w 380 r.), Narodzenie, Zwiastowanie, Wniebowzięcie i inne (znane w Rzymie w VI w.). Podobnie w Średniowieczu, gdy gwałtownie szerzyła się herezja Katarów, św. Dominik (zm. w 1221 r.), szerzy kult Matki Boskiej przez odmawianie różańca i w ten sposób odnosi nad Katarami świetniejsze zwycięstwo niż przedsiębrane przeciwko nim wyprawy krzyżowe. Z czasem nabożeństwo różańcowe rozszerzyło się po całym świecie, a Kościół ustanawia osobną uroczystość Matki Boskiej Różańcowej (7 października), poświęcając nadto temu kultowi cały miesiąc październik. Również dla zapobieżenia innym niebezpieczeństwom, zagrażającym ludzkości, w XIII w., z okazji objawień, których Bóg udzielił błogosławionej 30 Juliannie z Cornillon, rozwija się specjalny kult Przenajświętszego Sakramentu, który przyjmuje formę osobnej uroczystości Bożego Ciała, najpierw w diecezji Leodyjskiej (1246 r.), a następnie rozszerzonej przez Urbana IV (1264 r.) na cały świat katolicki. Kult ten szczególnie skutecznie przeciwstawił się herezji Berengariusza i następnie w XVI w. — protestantom, a od czasu św. Piusa X bardzo wydatnie przyczynia się do pogłębienia życia wewnętrznego wiernych. W czasach późniejszych, wobec powstania niebezpiecznego jansenizmu, który zmroził stosunek człowieka do Boga, z okazji objawień św. Małgorzaty Marii Alacoque, rozwija się kult Serca Jezusowego z osobną uroczystością w pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała, którą Klemens XIII zatwierdza dla Polski w 1765 r., a Pius IX rozszerza na cały świat katolicki w 1856 r. W czasach wreszcie najnowszych wobec powstania herezji modernizmu i konsekwentnie wynikającego zeń laicyzmu, zaprzeczającego najwyższemu panowaniu Boga nad światem i Jego interwencji w sprawy indywidualne i społeczne człowieka, Pius XI ustanawia uroczystość Chrystusa Króla w ostatnią niedzielę października w celu ostatecznego zwycięstwa nad groźnym nieprzyjacielem (1925 r.). Podobnie Pius XII ustanawia święto Niepokalanego Serca Maryi (22 sierpnia), Królowej Świata (31 maja) i św. Józefa Robotnika (1 maja), dla zaradzenia innym moralnym i społecznym potrzebom naszych czasów. Dzisiaj szatan, odwieczny wróg ludzkości, usiłuje podkopać już nie pojedyncze dogmaty wiary, ale uderza w same fundamenty wszelkiej religii, zwalczając wprost wiarę w istnienie Boga jako Stwórcy i Pana wszechrzeczy. Wskutek tego całkowicie upada moralność, poczucie sprawiedliwości i odpowiedzialności za swe czyny. Grzechy tak się rozmnożyły, że trzeba z Izajaszem zawołać: „Wszyscy pobłądzili jako owce, każdy z nas obrócił się ku własnej drodze” (Iz. 53, 6). Toteż dla skuteczniejszego zwalczania najstraszniejszego wroga wszelkiej religii winniśmy ukazać światu Boga w Jego najbardziej pociągającej doskonałości odnośnej, jaką jest nieskończone miłosierdzie; winniśmy wielbić Go przede wszystkim w tym przymiocie, który rozprasza uprzedzenia człowieka do Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela; winniśmy wielbić Go prywatnie i publicznie w osobnym kulcie miłosierdzia Bożego, czyli Najmiłosierniejszego Zbawiciela. 2. Postęp w doskonałości Praktyka tego nabożeństwa — jeśli je głębiej pojmiemy — bardzo się przyczynia do szybkiego postępu w doskonałości i do pogłębienia życia wewnętrznego. Nasze bowiem życie duchowe zależy głównie od pojęcia, jakie sobie tworzymy o Bogu. Są między nami a Bogiem stosunki fundamentalne, 31 wynikające z naszej natury stworzonej. A są również stosunki, wynikające z naszej postawy względem Boga, która zależy od naszego pojęcia o Nim. Jeśli wytworzymy sobie fałszywe pojęcie o Najwyższej Istocie, relacje nasze z Nią będą niewłaściwe, a nasze wysiłki bezowocne. Jeśli zaś nasze pojęcie o Tej Istocie jest niedokładne, w naszym życiu duchowym będzie wiele braków i niedoskonałości. Natomiast jeśli to pojęcie jest prawdziwe, jak dalece to jest dla nas możliwe, dusza nasza z całą pewnością posunie się na drodze do świętości. Pojęcie o Bogu jest kluczem do świętości, albowiem ono normuje nasze postępowanie względem Boga i bliźnich. Bóg dzięki swemu miłosierdziu czyni nas dziećmi swymi, ale praktycznie w wielu wypadkach nie postępujemy tak, jak przystało na dzieci Boże. Synostwo Boże bywa często tylko nazwą, a przecież całe nasze życie duchowe winno być rozwijaniem ducha synostwa Bożego, tego ducha, którego otrzymaliśmy na chrzcie św., mocą zasług Jezusa Chrystusa i którego raz po raz odnawiamy w sakramencie Pokuty, a pogłębiamy w sakramencie Ołtarza i innych sakramentach. Tymczasem niektórzy patrzą na Boga jak Izraelici, widząc w Nim tylko surowego Pana i sprawiedliwego Sędziego, żyją w bojaźni niewolniczej i gdyby w grzechach nie widzieli kar, nie spostrzegliby w nich niczego nieodpowiedniego i zdrożnego. Nie pamiętają o obowiązku miłości Boga, a wskutek tego, nie mają również miłości bliźniego. Utrzymują między Bogiem a sobą pewien dystans, uprawiają wobec Niego politykę: niby nie chcą Go obrażać wprost, ale są oziębli i niewierni w służbie Bożej. Wobec tego i Bóg nie może działać w nich doskonałe mimo swego nieskończonego miłosierdzia. Łaska Jego napotyka na przeszkodę jak promień słoneczny na ciemną chmurę. Nie ma wówczas między Bogiem a duszą tej serdeczności, bez której zwykle nie ma postępu duchowego. Inne znów dusze patrzą na Boga jako na wielkiego Dobroczyńcę; a w postępowaniu swoim kierują się myślą o nagrodzie. W służbie Bożej nie tyle szukają Boga, ile raczej siebie i swojego osobistego dobra w tym życiu i nawet w przyszłym. Wprawdzie taki pogląd nie jest z gruntu fałszywy, albowiem i Pan Jezus mówi o nagrodzie: „Sługo prawy i wierny, żeś w małym był wierny, dam ci władzę nad wieloma: wnijdź do wesela Pana twego” (Mt. 25, 21). Jeśli jednak to usposobienie, liczące na odpłatę, z przeważającego stanie się wyłącznym, wówczas nie tylko brakuje mu szlachetności, ale zupełnie nie odpowiada ono duchowi Ewangelii. Wprawdzie nadzieja nagrody jest cnotą chrześcijańską, lecz nie jest ona ani jedyną, ani najdoskonalszą cnotą. „Teraz tedy pozostaje wiara, nadzieja i miłość: te trzy, a z nich największa jest miłość” (I Kor. 13, 13) — mówi Apostoł. Dlatego, nie tracąc z oczu bojaźni synowskiej i nie zapominając o nagrodzie w wieczności, winniśmy rozbudzić w sobie miłość Boga, która powstaje i wzrasta pod wpływem poznawania Boga jako Ojca miłosierdzia i Jezusa, jako Najmiłosierniejszego Zbawiciela. Pan Jezus najlepiej wiedział, jakie stanowisko mamy zająć wobec Boga i dlatego 32 poleca uważać Go za najwyższego Pana i wielbić: „Panu Bogu twojemu kłaniać się będziesz i Jemu samemu służyć będziesz” (Łk. 4, 8). Bóg wymaga również, by nasz stosunek do Niego był przeniknięty miłością, bez której dusza żyje w błędzie i wypacza cześć Bogu należną. Aby zaś zachować bojaźń synowską i miłość, potrzeba koniecznie ufności w nieskończone miłosierdzie Boże. Tymczasem człowiek współczesny ma skłonność do zapatrywania się niewłaściwie na dobrego Boga i wskutek ogólnego, mglistego pojęcia o miłosierdziu Bożym, ma względem Boga jakąś drażliwość, która byłaby śmieszna, gdyby jej przedmiot nie był zbyt poważny. Gdy sądzi, że Bóg gniewa się na niego, obraża się na Stwórcę, jak dąsające się dziecko. Gdy zdaje mu się, że Bóg od niego się odwrócił i on niegodziwie od Boga się odwraca. Taki człowiek zapomina, że zachodzi wielka różnica między duchem niewolniczej bojaźni Starego Testamentu, a duchem synostwa Nowego Przymierza. Od czasu Wcielenia Bóg patrzy na ludzkość przez Syna swego, a miłosierdzie, które Pan Jezus nam okazał, jest miłosierdziem Boga — jest samym Bogiem. Nędza nasza nie powinna nas przerażać, gdyż Zbawiciel przelał za nas własną Krew do ostatniej kropli. Zasadnicza postawa, jakiej się Bóg domaga od nas, jest to postawa dziecka rozumiejącego, że z miłosierdzia zostało podniesione do tej godności, którą będzie mogło należycie ocenić dopiero po śmierci. Otóż tej zasadniczej postawie, która ma odpowiadać naszemu rzeczywistemu przybraniu za dzieci Boże, bardzo sprzyja uwielbienie Boga w Jego miłosierdziu. Ono obudza w nas niezachwianą ufność i dodaje nam siły w naszej słabości; ono pogłębia miłość naszą ku Bogu i nakłania do poświęcenia się Mu bez zastrzeżeń — do samozaparcia się w Jego służbie; ono nam stawia przed oczami wzniosły przykład miłosierdzia Pana Jezusa, a przez to prowadzi do poznania tajemnicy miłosierdzia Bożego; ono skłania nas do praktykowania miłosierdzia względem naszych bliźnich; ono wreszcie daje nam wytrwałość w najbardziej krytycznych chwilach naszego życia. Wybrane dusze, które w ostatnich czasach Kościół wyniósł na ołtarze, w krótkim czasie szybko postąpiły w doskonałości dzięki zrozumieniu roli miłosierdzia Bożego w życiu ludzkim. Szczególnie na uwagę zasługuje św. Teresa od Dzieciątka Jezus, którą Pius XI kanonizował, mianował patronką misji i postawił za wzór życia wewnętrznego. Ona to była jedną z najgorliwszych czcicielek Boga w Jego miłosierdziu, czego dowodem są jej „Dzieje duszy”, gdzie między innymi pisze: „Jeśli z miłosierdzia Bożego miłość Boża będzie w sercach naszych, wszystko stanie się rzeczą łatwą i będziemy zabierać się do pracy bez wielkiej trudności”. W innym zaś miejscu dodaje: „Choćby sumienie moje było obciążone grzechami całego świata, nie utraciłabym mojej ufności… Znam bowiem całą głębię miłości i miłosierdzia Pańskiego”. 33 3. Bóg chce być wielbionym Najmiłosierniejszego Zbawiciela w miłosierdziu, czyli w kulcie Wreszcie sam Bóg upatruje swą chwałę w objawieniu miłosierdzia i poniekąd domaga się wielbienia siebie przede wszystkim w tej doskonałości. „Jako ojciec lituje się nad swymi synami, tak Pan lituje się nad bogobojnymi; wie z czego jesteśmy utworzeni, pamięta o nas, że jesteśmy prochem. Człowiek, jako trawa; dni jego, jako kwiat polny, tak okwitnie. Albowiem wiatr go musnął, a już go nie ma i nie ma więcej jego miejsca. Ale miłosierdzie Pańskie od wieków na ziemi wobec Jego czcicieli” (Ps. 102, 13 – 17). Nasze więc słabości, nasze błędy nawet, jeśli się z nich otrząsamy, dają sposobność Bogu okazywania tej doskonałości i zlewania na nas obfitych łask. Gdyby nie nasza nędza, nie docenilibyśmy bogactw litości Bożej. „Bądźcie miłosierni, jako i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łk. 6, 36). W tych słowach sam Pan Jezus nakazał poznawać i wielbić Boga w miłosierdziu. Nie można bowiem naśladować tego, kogo się nie zna, ani tego, kogo się nie wielbi. Wspomnijmy przypowieści Chrystusa o dobrym pasterzu, o synu marnotrawnym, o miłosiernym Samarytaninie itp., albo takie postacie ewangeliczne, jak: Magdalena, Łazarz, jawnogrzesznica, Dyzmaz, Piotr, wszystkich chorych uzdrowionych i wskrzeszonych umarłych, a wyrobimy sobie doskonałe pojęcie o miłosierdziu Jezusa, a tym samym i o woli Boga ujawnienia swego miłosierdzia, a raczej ujawnienia swej chwały w tej doskonałości. Kiedy Zbawiciel mówił: „Żal mi rzeszy” (Mt. 15, 32) — ujawniał miłosierdzie Boga względem nas, a gdy się uskarżał, że na dziesięciu uzdrowionych trędowatych tylko jeden podziękował za uzdrowienie (Łk. 17, 17) — domagał się od nas dziękczynienia za doznane miłosierdzie, czyli żądał wielbienia Boga w Jego miłosierdziu. Jezus Chrystus nie zmienia się: On był, jest i będzie zawsze najbardziej miłosierny dla wszystkich, ale zarazem żąda stałej wdzięczności w formie wielbienia Boga w miłosierdziu. Ten porządek, raz ustanowiony, nie zostaje odwołany. Chrystianizm — to Miłosierdzie Boże, a życie doskonałe — to rozważanie i poznawanie tego miłosierdzia oraz wielbienie Boga przede wszystkim w tej doskonałości. Taki jest odwieczny plan Boży, a kto się do tego planu nie dostosuje, nie będzie miał światła i prawdy, nie zazna spokoju i nie dostąpi zbawienia. Dzieło bowiem naszego usprawiedliwienia i uświęcenia jest dziełem przede wszystkim nieskończonego miłosierdzia Bożego, za które winniśmy okazywać Bogu wdzięczność wielbiąc Go w tej doskonałości. Kiedyś w niebie ujrzymy, że w wieczystych blaskach spodobało się Bogu zbudować cudowny pomnik swego miłosierdzia: „Miłosierdzie wieczne 34 ugruntowane będzie na niebiosach” (Ps. 88, 3). W tym pomniku my ludzie, złożeni z duszy i ciała, będziemy żywymi kamieniami świadczącymi przez całą wieczność o nieskończonej dobrotliwości Boga, czyli o Jego miłosierdziu. Św. Jan mówi, że będziemy w wieczności śpiewać pieśń Barankowi: „A śpiewali jakby pieśń nową przed tronem… A nikt nie mógł śpiewać onej pieśni jeno one sto czterdzieści i cztery tysiące, którzy byli wykupieni z ziemi” (Ob. 14, 3). A jaką pieśń zaśpiewamy? Zapewne nie „Święty, Święty, Święty”. Tylko bowiem duchy czyste, które wytrwały w świętości, mogą opiewać świętość Boga. Ale my, co jesteśmy w grzechu pierworodnym zrodzeni i nadto sami grzeszymy, będziemy wychwalać miłosierdzie Boże, jak powiada Psalmista: „Miłosierdzie Pańskie będę wychwalał na wieki” (Ps. 88, 2). Ponieważ miłosierdzie zaradza nędzy i brakom, których w niebie już nie będzie, powstaje trudność w zrozumieniu tego wiersza Psalmisty, że „Miłosierdzie wiecznie utwierdzone będzie na niebiosach” i że „Miłosierdzie na wieki wyśpiewywać będę”. Wyjaśnia to Apostoł Narodów, który w liście do Tytusa powiada: „Okazała się dobroć i łaskawość Boga, Zbawiciela naszego; zbawił On nas nie dla uczynków sprawiedliwych, które dokonaliśmy, ale z miłosierdzia swego przez obmycie odrodzenia i odnowienia w Duchu Świętym” (Tyt. 3, 4 – 5). Jakkolwiek tedy w niebie nie będzie nędzy i braków lecz szczęśliwość, jakiej zażywać będziemy z oglądania i kochania Boga, będzie skutkiem miłosierdzia, jakiego doznaliśmy w czasie swojej ziemskiej pielgrzymki, za które na wieki będziemy wychwalać Boga w tej doskonałości. Jak światło chwały w niebie, dzięki któremu Święci mogą oglądać i kochać Boga, jest przedłużeniem łaski uświęcającej na ziemi, tak i wysławianie miłosierdzia Bożego w niebie winno się rozpocząć jeszcze na ziemi zarówno w nabożeństwie prywatnym, jak i w kulcie publicznym. Aniołowie wychwalają świętość Boga, którą odzwierciedlają w swojej naturze. My zaś mamy wielbić Boga przede wszystkim w Jego miłosierdziu, jakie On ustawicznie zsyła na świat w każdym swoim zwróceniu się ku stworzeniu. Tego domaga się sama wielkość tej doskonałości, jej wpływ na poznanie i ukochanie Boga i obudzenie ku Niemu ufności, a przede wszystkim domaga się tego obecna nędza ludzi oraz żądanie Boga samego, wyrażone jeszcze przez Psalmistę i tak mocno zaakcentowane przez Chrystusa, Najmiłosierniejszego Zbawiciela. „Błogosław, duszo moja, Pana… który miłościwie odpuszcza wszystkie nieprawości twoje… który cię wieńczy łaską i umiłowaniem” (Ps. 102, 2 – 4). 35 36 Rozdział drugi IDEA MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W LITURGII „Rok liturgiczny… jest to sam Chrystus, który trwa w Kościele swoim i kroczy drogą ogromnego miłosierdzia swego”.1 Kościół wykonuje zleconą mu przez Zbawiciela misję: czci Boga i zbawienia ludzkości, głównie przy pomocy liturgii. Liturgia spełnia ją w wieloraki sposób. W dziedzinie umysłu jest mistrzynią, która czerpie pełną dłonią z czystych źródeł Objawienia. W dziedzinie woli jest wychowawczynią, stawiającą Chrystusa przed oczy wiernych jako wzór do naśladowania. W dziedzinie zmysłów jest środkiem obrazującym tajemnice. Słusznie tedy liturgię nazywają relikwią Wcielenia — „quaedam Incarnationis reliquiae” 2, albowiem misja jej polega na tym, by w sposób realny i mistyczny prowadzić dalej na ziemi działalność Boga – Człowieka. Przez nią dokonuje się dzieło naszego odkupienia 3. Wobec tak wzniosłej misji liturgii winniśmy zgłębić jej ducha, duch bowiem liturgii jest duchem Kościoła. Sama zaś liturgia jest jakby obliczem Kościoła. W co Kościół, Oblubienica Chrystusowa, wierzy i co czuje, to ujawnia w uroczystych modlitwach i obrzędach, które rozbudzają i potęgują odpowiednie przekonania wiernych. Obrzędy są ciałem liturgii, a duch jej najbardziej ujawnia się w treści modlitw publicznych, zanoszonych w imieniu Kościoła przez uprawnionych jego przedstawicieli. Poznając i zgłębiając treść tych modlitw, kształcimy zmysł liturgiczny oraz poznajemy ducha liturgii Kościoła i głębiej weń wnikamy. Ośrodkiem liturgii jest Msza św. Do niej dostosowują się modlitwy liturgiczne Brewiarza, które są albo jej przygotowaniem (Matutinum i Laudesy) albo jej kontynuacją (inne godziny kanoniczne). Msza św. ma części stałe i części zmienne; te ostatnie dostosowują się do poszczególnych okresów roku liturgicznego i wyrażają ducha, jakim Kościół pragnie przepoić swe dzieci. 37 Części stałe Mszy św. przypominają nam ogólnie wszystkie tajemnice życia Zbawiciela, natomiast części zmienne mówią o każdej z nich z osobna w dniu, w którym jej pamiątkę obchodzimy. Ponieważ części zmienne Brewiarza również dostosowują się do części zmiennych Mszy św., wystarczy więc poznać Mszę św., aby odnaleźć ideę miłosierdzia Bożego w liturgii. Najpierw zastanowimy się pokrótce nad ideą miłosierdzia Bożego w stałych częściach Mszy św., a następnie w jej częściach zmiennych, w różnych okresach roku liturgicznego. 1 Encyklika Piusa X „Mediator Dei”, AAS, vol. XXXIX, p. 580. Lefebvre, G., O.S.B ., „Liturgie”, Brugis, 1929. 3 Konstytucja „o Liturgii świętej”, 1. 2 I. Idea Miłosierdzia Bożego w stałych częściach Mszy Świętej Idea Miłosierdzia Bożego przenika całą Mszę Św. 1. We Mszy katechumenów Na samym początku Mszy Św. celebrans u stóp ołtarza czyni spowiedź powszechną i prosi wiernych o modlitwę za niego. Ministrant względnie wierni odpowiadają: „Niech się zmiłuje nad tobą wszechmogący Bóg, a odpuściwszy ci grzechy, doprowadzi cię do życia wiecznego”. Z kolei ministrant i uczestnicy czynią spowiedź powszechną w imieniu całego ludu Bożego, dla którego tym razem kapłan wzywa miłosierdzia Bożego. Modlitwy te kończy kapłan słowami: „Pan wszechmogący i miłosierny niechaj nam udzieli przebaczenia, rozgrzeszenia i odpuszczenia grzechów naszych”, a wszyscy odpowiadają „Amen”. Jeszcze u stóp ołtarza kapłan prosi Pana: „Okaż nam, Panie, miłosierdzie Swoje”, a wierni dodają: „I daj nam Swoje zbawienie”. Po odmówieniu Introitu po stronie Lekcji, kapłan powraca do środka ołtarza i na zmianę z ludem wzywa dziewięć razy miłosierdzia Bożego: „Panie, zmiłuj się… Chryste, zmiłuj się… Panie, zmiłuj się”. Zaraz potem następuje wspaniały hymn „Gloria in excelsis Deo”, który również rozbrzmiewa wezwaniem miłosierdzia Bożego: „Panie, Synu Jednorodzony, Jezu Chryste, Panie Boże, Baranku Boży, Synu Ojca. Który gładzisz grzechy świata, przyjmij błaganie nasze. Który siedzisz po prawicy Ojca, zmiłuj się nad nami”. Zanim kapłan przystąpi do głoszenia Ewangelii, pochyla się głęboko przed środkiem ołtarza i prosi miłosierdzie Boże o pomoc w tym tak ważnym zadaniu: „Oczyść serce moje i wargi moje, wszechmogący Boże, któryś wargi 38 Izajasza proroka rozżarzonym węglem oczyścił. I mnie też przez łaskawe Twe zmiłowanie racz tak oczyścić, iżbym mógł godnie opowiadać świętą Ewangelię Twoją”. 2. We Mszy wiernych Po ofiarowaniu w uroczystej Mszy Św., kapłan okadzając chleb i wino modli się: „Niechaj to kadzidło przez Ciebie pobłogosławione wstąpi do Ciebie, Panie, i niechaj zstąpi miłosierdzie Twoje na nas”. Umywając ręce po ofiarowaniu kapłan odmawia psalm 25, w którym prosi Boga: „wybaw mnie i zmiłuj się nade mną”. W kanonie Mszy Św., po memento za zmarłych, kapłan prosi Boga o miłosierdzie nad wiernymi zgromadzonymi w kościele: „Nam też grzesznym sługom Twoim, w wielkości zmiłowań Twoich nadzieję pokładającym, racz dać jakiś udział i obcowanie ze świętymi Twoimi Apostołami i Męczennikami…” Po odmówieniu „Ojcze nasz” kapłan zwraca się do Boga z gorącym błaganiem: „Wybaw nas, prosimy Cię Panie, od wszelkich nieszczęść przeszłych, obecnych i przyszłych, a za przyczyną Najświętszej i Chwalebnej Dziewicy, Bogarodzicy Maryi, świętych Apostołów Twoich Piotra i Pawła oraz Andrzeja i wszystkich świętych, udziel nam miłościwie pokoju za dni naszych, abyśmy wsparci pomocą Twego miłosierdzia i od grzechu byli zawsze wolni, i od wszelkiej trwogi bezpieczni”. Kościół wkłada ten wyraz „wsparci” („adiuti”) w usta kapłana, byśmy nie polegali tylko na miłosierdziu Bożym, lecz i osobiście pracowali nad własnym uświęceniem. Przed przyjęciem Komunii św. kapłan pokornie błaga Pana Jezusa: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami”, po czym dodaje: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem”. 3. W zakończeniu Mszy Św. Msza Św. kończy się wezwaniem miłosierdzia Bożego. Tuż przed udzieleniem ostatniego błogosławieństwa kapłan modli się: „O Trójco Przenajświętsza, niechaj Ci miłym będzie hołd służby mojej i spraw, aby ta ofiara, którą ja niegodny zaniosłem przed oczy Majestatu Twego, była Tobie przyjemną, mnie zaś i wszystkim, za których ją złożyłem, stała się przejednaniem dzięki Twemu miłosierdziu”. Niezależnie od wszelkich wezwań miłosierdzia Bożego wprost zamieszczonych w częściach stałych Mszy Św., Najświętsza Ofiara jest w swej 39 istocie najpotężniejszym błaganiem Boga o litość i miłosierdzie. Czyż Jezus Chrystus, Bóg – Człowiek, nie wstawia się tutaj za nami? Czyż On nie przedstawia Bogu Ojcu swego Ciała ukrzyżowanego i swej Krwi spływającej z Jego ran na przebłaganie za grzechy nasze? Prawdziwie Msza Św. jest aktem największego miłosierdzia Bożego nad ludzkością. II. Idea Miłosierdzia Bożego w zmiennych częściach Mszy Świętej Jak już wspomnieliśmy, stałe części Mszy Św. przypominają nam ogólnie wszystkie tajemnice życia Zbawiciela, natomiast części zmienne kładą nacisk na poszczególne tajemnice w zależności od okresu liturgicznego. Rok kościelny dzieli się na dwa główne okresy: Okres Bożego Narodzenia i Okres Wielkanocny. W każdym okresie można rozróżnić trzy czasy: czas przygotowania (Adwent przed Bożym Narodzeniem, Siedemdziesiątnica i Wielki Post przed Wielkanocą), czas świąteczny (Czas Bożonarodzeniowy i Czas Wielkanocny), czas poświąteczny (sześć tygodni po Trzech Królach i dwadzieścia cztery tygodnie po Zesłaniu Ducha Św.). Wyżej wymienione czasy mają jeszcze podziały bardziej szczegółowe. Nie sposób tu wymienić wszystkich wezwań do miłosierdzia Bożego w zmiennych częściach Mszy Św. całego roku kościelnego, jak również w Mszach na uroczystości Chrystusa Pana i Jego świętych. Wystarczy tu zaznaczyć, że w całym mszale rzymskim jest tych wezwań czterysta dwanaście. Kościół zwraca się do miłosierdzia Bożego w ciągu całego roku liturgicznego. W różny jednak sposób to czyni w różnych czasach liturgicznych. Podczas gdy w Czasie Wielkanocnym wielbi Boga w tej Jego doskonałości, przy czym punktem kulminacyjnym tego uwielbienia jest niedziela Przewodnia, to we wszystkich innych czasach liturgicznych, a zwłaszcza w Adwencie i w Wielkim Poście, Kościół błaga Boga o miłosierdzie i sławi go w tym przymiocie. Rozpatrzmy części zmienne w poszczególnych czasach liturgicznych. 1. Idea Miłosierdzia Bożego w Czasie pozawielkanocnym a) Czas Adwentu, Bożonarodzeniowy i po Objawieniu Pańskim Kościół poczynając od 1 niedzieli Adwentu w Pokomunii prosi Pana, by wspomagając wiernych swym miłosierdziem, pozwolił im przygotować się na uroczystość Bożego Narodzenia, która jest widzialnym zapoczątkowaniem 40 naszego Odkupienia: „Daj nam, Panie, dostąpić miłosierdzia Twego w pośrodku świątyni Twojej, abyśmy mogli poprzedzić należytą czcią uroczystość naszego Odkupienia”. Kościół wzywa także miłosierdzia w antyfonie na ofiarowanie 2 niedzieli oraz w piątek Suchych Dni Adwentu. Najbardziej podstawowy tekst liturgiczny znajdujemy w 1ekcji 2 Mszy Św. na Boże Narodzenie, gdzie czytamy: „Okazała się dobroć i łaskawość Boga Zbawiciela naszego. Zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwych, któreśmy dokonali, ale z miłosierdzia swego”. Jest to liturgiczne stwierdzenie tej prawdy, którą podkreśla św. Tomasz 4, że motywem Wcielenia było Miłosierdzie Boże względem upadłego człowieka. Ten niezwykły przejaw Bożego miłosierdzia przepaja Kościół niezwykłą radością i pobudza go do sławienia miłosierdzia Bożego w Graduale 2 niedzieli po Trzech Królach: „Posłał Pan Słowo swoje, aby ich uleczyć i od zagłady wyrwać. Niech dzięki czynią Panu za Jego miłosierdzie, za Jego cuda dla synów ludzkich”. Jest to jak gdyby przedśpiew hymnu uwielbienia miłosierdzia Bożego, którym Kościół będzie rozbrzmiewał w czasie Wielkanocnym po Zmartwychwstaniu Zbawiciela. Ponieważ Boże Narodzenie jest tylko wstępem do dzieła Odkupienia, ponieważ według słów św. Pawła „jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wiara wasza” (I Kor. 15, 17), stąd też pełny hymn uwielbienia miłosierdzia Bożego Kościół zacznie śpiewać dopiero w Czasie Wielkanocnym, poczynając od Mszy Św. Wigilii Wielkanocnej. Teraz jednak już pamięta, że Wcielenie jest przejawem miłosierdzia Bożego i początkiem naszego zbawienia i dlatego w modlitwach Okresu Bożonarodzeniowego prosi Boga o miłosierdzie: „Składamy Ci, Panie, ofiary przebłagalne, abyś miłosiernie odpuścił nasze grzechy i sam pokierował chwiejnymi sercami” (Sekreta 5 niedzieli po Objawieniu). 4 S. Thomas, Summa Theologica, III, q. 1, a. 3. b) Czas przygotowania do uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego — Czas Siedemdziesiątnicy i Czas Wielkiego Postu Błaganie o miłosierdzie Boże szczególnie potęguje się w czasie Wielkiego Postu. Już w Komunii Siedemdziesiątnicy kapłan wzywa Boga: „Rozjaśnij oblicze swoje nad sługą swoim i zbaw mnie w miłosierdziu swoim”. W Ofertorium Sześćdziesiątnicy woła: „Okaż przedziwne miłosierdzie Twoje, Ty, który zbawiasz ufających Tobie, Panie”. W Środę Popielcową wyraz „miłosierdzie” powtarza się aż sześć razy. Szczególnie w Antyfonie przy poświęceniu popiołu brzmi on znacząco: „Wysłuchaj nas, Panie, bo łaskawe jest miłosierdzie Twoje: według mnóstwa zmiłowań Twoich wejrzyj na nas, Panie”. To samo znajdujemy w następnych 41 mszach ferialnych, jak np. we Wstępie na Środę Suchych Dni: „Pomnij, Panie, na Twe zmiłowanie i Twe miłosierdzie, które są od wieków. Niechaj nigdy nieprzyjaciele nasi nie panują nad nami”. We Wstępie do 3 niedzieli Wielkiego Postu uwydatnia się skutek ufności w miłosierdzie Boże: „Oczy moje zawsze ku Panu, albowiem On wyrwie z sidła nogi moje: wejrzyj na mnie i zmiłuj się nade mną, bom jest samotny i ubogi”. W poniedziałek po 3 niedzieli Wielkiego Postu, w modlitwie nad ludem, znajdujemy wezwanie do miłosierdzia Bożego: „Niechaj miłosierdzie Twoje, Panie, przyjdzie nam z pomocą i niech Twoja opieka wyzwoli nas od niebezpieczeństw grożących nam wskutek naszych grzechów, a Twoja moc nas zbawi”. We Wstępie na środę tegoż tygodnia widzimy, że miłosierdzie Boże jest źródłem radości: „A ja będę ufał Panu, będę się weselił i radował w miłosierdziu Twoim”, co się powtarza i w Ofertorium tegoż dnia: „Panie, postąp ze mną litościwie dla chwały Twego imienia, bo łaska we jest Twe miłosierdzie”. Wreszcie we Wstępie do 4 niedzieli ufność przekształca się w radość wielką: „Wesel się, Jeruzalem. A wszyscy, którzy je miłujecie, śpieszcie tu gromadnie; bierzcie udział w jego radości, którzyście społem się smucili; radujcie się, nasycajcie rozkoszą — tutaj u źródeł waszej pociechy”. Ta nuta radości rozbrzmiewa w zmiennych częściach Mszy Św. ferialnych całego tego tygodnia. c) Czas Męki Pańskiej, a zwłaszcza Wielki Tydzień W czasie Męki Pańskiej znowu powraca błaganie o miłosierdzie. W Sekrecie 5 niedzieli Wielkiego Postu, to znaczy na niedzielę Męki Pańskiej, kapłan tak się modli: „Prosimy Cię, Panie, niechaj ta ofiara wyzwoli nas z więzów nieprawości naszej i wyjedna nam dary Twego miłosierdzia”. W Niedzielę Palmową i przez cały Wielki Tydzień Kościół wskazuje na miłosierdzie Boże okazane w Odkupieniu ludzkości przez Mękę Chrystusową, w której zarazem ujawnia się i sprawiedliwość Boża. Stąd też kapłan modli się przy poświęceniu palm w następujący sposób: „Pobłogosław, prosimy Cię, Panie, te gałązki palmowe i spraw, aby to, co lud ku czci Twej zewnętrznie wyraża, wewnętrznie z najwyższą pobożnością dopełnił, odnosząc zwycięstwo nad wrogiem i nade wszystko miłując dzieło miłosierdzia Twego”. Stosunek sprawiedliwości i miłosierdzia doskonale oddaje Kolekta Wielkiego Czwartku, wskazująca na miłosierdzie względem łotra, okazane mu w ostatnim momencie jego życia: „Boże, od Ciebie Judasz otrzymał karę za swoją zbrodnię, a łotr nagrodę za wyznanie winy; daj nam doznawać skutków Twego miłosierdzia i jak w czasie swojej Męki Pan nasz Jezus Chrystus 42 obydwom oddał różną zapłatę według ich uczynków, tak niech zgładzi w nas zastarzały błąd i udzieli nam łaski zmartwychwstania”. Jak świat światem nie spłynęło na ludzkość większe miłosierdzie Boże niż w Wielki Piątek. Toteż Kościół w modlitwach tego dnia raz po raz wzywa miłosierdzia Bożego, okazanego w Męce i śmierci Zbawiciela, prosząc o łaski dla całego Kościoła, dla Ojca św., dla duchowieństwa i wiernych, rządców państw, katechumenów; modli się o jedność chrześcijan i o nawrócenie pogan i żydów. Szczególnie na uwagę zasługuje modlitwa szósta za chrześcijan znajdujących się w jakiejkolwiek potrzebie: „Wszechmogący, wieczny Boże, pociecho strapionych i mocy cierpiących, przyjmij modlitwy tych, którzy w jakimkolwiek utrapieniu wołają do Ciebie, aby wszyscy mogli się radować, że doznali w swoich potrzebach Twego miłosierdzia”. * * * Z kolei po Czasie Wielkopostnym następuje Czas Wielkanocny. Ze względu jednak na to, że — jak to już wspominaliśmy — w Czasie Wielkanocnym liturgia odnosi się do miłosierdzia Bożego w inny sposób niż we wszystkich pozostałych czasach liturgicznych, wpierw zajmiemy się czasem poświątecznym po Zesłaniu Ducha Św., w którym Kościół błaga Boga o miłosierdzie, a dopiero potem zajmiemy się Czasem Wielkanocnym, którego liturgia wielbi i wysławia miłosierdzie Boże, okazane nam w Odkupieniu. c) Czas poświąteczny po Zesłaniu Ducha Świętego Prawie we wszystkich Mszach niedzielnych i ferialnych tego czasu przewija się myśl Kościoła o niezmierzonym miłosierdziu Bożym i pragnienie obudzenia u swych dzieci bezgranicznej ufności w to miłosierdzie. Tak we Wstępie do 1 niedzieli po Zesłaniu Ducha Św. czytamy: „Zaufałem miłosierdziu Twemu, Panie”. W Ofertorium na 2 niedzielę: „Panie, zwróć się i ratuj duszę moją! Wybaw mnie dla miłosierdzia Twego”! W Kolekcie na 3 niedzielę: „Boże, bez którego nic nie jest mocnym ani świętym, pomnóż nad nami miłosierdzie Twoje”. Ofertorium na 6 niedzielę: „Panie, który zbawiasz ufających Tobie, okaż przedziwne Twoje miłosierdzie”. We Wstępie 8 niedzieli: „Dostąpiliśmy, Boże, miłosierdzia Twego wpośród świątyni Twojej”. W Kolekcie 9 niedzieli: „Niech się otworzą uszy miłosierdzia Twego, Panie, na prośby błagających Ciebie”. W Kolekcie zaś 10 niedzieli po Zesłaniu Ducha Św., uwidoczniona jest największa wszechmoc Boża w Jego miłosierdziu, okazanym w odpuszczeniu 43 win grzesznikom: „Boże, który objawiasz wszechmoc Twoją najbardziej w przebaczaniu i zmiłowaniu, pomnóż nad nami miłosierdzie Twoje, abyśmy dążąc ku obietnicom Twoim, stali się uczestnikami szczęśliwości wiecznej”. Podobnie w Kolekcie 11 niedzieli: „Wszechmogący Boże, który obfitością litości Twojej przewyższasz zasługi i pragnienia błagających Ciebie, zlej na nas miłosierdzie Twoje i odpuść nam to, co sumienie niepokoi, a daj to, o co prosić się nie ośmielamy”. 2. Idea Miłosierdzia Bożego w Czasie Wielkanocnym Okres wielkanocny jest najstarszym okresem w rozwoju liturgii, czas zaś wielkanocny, który stanowi jego ośrodek, zawiera w sobie największą uroczystość liturgiczną — Zmartwychwstania Pańskiego, która sięga czasów apostolskich. Uroczystość ta jest sercem roku kościelnego. Dlatego też szczególnie musi nas interesować, jak Kościół w liturgii tego czasu wyraża swój stosunek do miłosierdzia Bożego. W czasie wielkanocnym, zaczynającym się w Wielką Sobotę i trwającym aż do oktawy Zesłania Ducha Św. włącznie, Kościół już nie błaga Boga o miłosierdzie, lecz wielbi Go w tej Jego doskonałości. Zmartwychwstanie bowiem Pana Jezusa było ukoronowaniem dzieła Odkupienia i uzupełnieniem dzieła nieskończonego miłosierdzia Bożego. Jest to najchwalebniejszy czyn Zbawiciela w całym Jego życiu, największy dowód Jego Boskości, podstawa naszej wiary, która oddziaływa na wiernych przez całe życie, a przede wszystkim w czasie uroczystości wielkanocnych. Od chwili Wcielenia dusza Chrystusa oglądała Boga widzeniem błogosławionych, twarzą w twarz, ale po Zmartwychwstaniu i ciało Jego weszło do chwały niebieskiej. a) W Wielką Sobotę Czas Wielkanocny tworzy jakby jedno wielkie święto, w którym kolejno czcimy tajemnicę Zmartwychwstania, Wniebowstąpienia i Zesłania Ducha Św. na Kościół. W tym czasie, zamiast „Asperges” z wierszem „Zmiłuj się nade mną, Boże, według wielkiego miłosierdzia Twego” (Ps. 50, 1), śpiewamy przy pokropieniu: „Vidi aquam…”, „Widziałem wodę, wychodzącą z prawego boku świątyni, alleluja, a wszyscy, których ta woda dosięgła, zostali zbawieni i mówić będą: alleluja, alleluja. Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie Jego” (Ps. 117, 1). Cały czas Wielkanocy jest obrazem nieba, promieniowaniem Paschy wieczystej, gdzie Święci już nie proszą Boga o miłosierdzie, ale wielbią Go w tej doskonałości. Dlatego w liturgii zaczynając od Wielkiej Soboty, aż do 44 Soboty po Zielonych Świątkach, wychwalający Boga w miłosierdziu. rozbrzmiewa wiersz Psalmu 117, Nie jest dziełem przypadku, że we Mszy św. w nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego, po uroczystym prześpiewaniu „Alleluja” po Lekcji, cały lud wraz z kapłanem śpiewa tenże pierwszy wiersz z psalmu 117: „Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie Jego”, a następnie Psalm 116, który według wszystkich egzegetów dobitnie wyraża uwielbienie Boga w miłosierdziu: „Chwalcie Pana…, bo utwierdzone jest nad nami miłosierdzie Jego”. Po Mszy Św. zaś, po prześpiewaniu Psalmu 150, śpiewa się pieśń Zachariasza: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela”, w której dwukrotnie wychwala się Boga w miłosierdziu: przede wszystkim za to, że przez Wcielenie i Odkupienie „uczynił miłosierdzie nad ojcami naszymi i wspomniał na przymierze swoje święte”, a następnie głosi się odpuszczenie grzechów „dla litości serdecznej Boga naszego, albowiem przez nią z wysoka nawiedzi nas Wschodzący” (Łk. 1, 72 i 78). Tu Zachariasz wysławia Boga ze względu na dzieło Zbawienia, którego przyczyną jest nieskończone miłosierdzie Boże. b) W Tygodniu Wielkanocnym Nie jest to również dziełem przypadku, że przez cały tydzień wielkanocny Kościół nawołując wiernych do radości, w Graduale wskazuje na powód tej radości, jakim jest miłosierdzie Boże. W pierwszym bowiem i drugim dniu świątecznym, po wezwaniu: „Ten jest dzień, który uczynił Pan, radujmy się zeń i weselmy”, zaraz dodajemy: „Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie Jego”. Trzy główne myśli płyną z tej Mszy Św. Wielkiej Niedzieli: Zmartwychwstanie, Baranek Wielkanocny i chrzest udzielony poprzedniej nocy katechumenom. Dlatego myślą przewodnią całej Mszy jest radosna wieść, iż „Chrystus został złożony w ofierze jako nasza Pascha” (I Kor. 5, 7). Słowa te powtarzają się trzykrotnie (w Lekcji, Graduale i Komunii), a przypominają nam, że Chrystus z śmierci powołał nas do życia, z ciemności do światła, z ucisku i męki do chwały, a przez walkę prowadzi nas ustawicznie do zwycięstwa. Dlatego wysławiamy Go, bo na wieki miłosierdzie Jego. „Pascha”, to przejście do nowego życia, odnowa wewnętrzna. Izraelita, który chciał pożywać baranka wielkanocnego, winien był najpierw wyrzucić z domu stary kwas. Dlatego Apostoł mówi w Lekcji, że tylko temu wolno pożywać prawdziwego Baranka wielkanocnego – Jezusa, który wyrzucił z duszy starego człowieka. Winien tedy stać się nowym zaczynem, czyli nowym człowiekiem ten, kto chce zasiąść do uczty wielkanocnej. A stanie się nim tylko pod działaniem nieskończonego miłosierdzia Bożego. „Wyrzućcie stary kwas, abyście się stali nowym zaczynem, jako że przaśni jesteście” (I Kor. 5, 7). Tym 45 zaś zaczynem nowym jest Chrystus, Król zwycięski, do którego wszystko należy, który zmartwychwstał i z nieskończonego miłosierdzia swego zapewnia o naszym zmartwychwstaniu: „byśmy przez miłosierdzie Jego trwali w jedności” — „tua facias pietate concordes” — jak głoszą słowa modlitwy po komunii. Ta myśl przewija się wprost lub ubocznie we wszystkich zmiennych częściach Mszy Św. całego Tygodnia Wielkanocnego, np. w Ewangelii czwartkowej, głoszącej ukazanie się zmartwychwstałego Pana Jezusa Marii Magdalenie (J. 20, 11 – 18). Św. Marek opisując to samo wydarzenie stwierdza, że jej, jako pierwszej ukazał się Zbawiciel. „A powstawszy rankiem w pierwszy dzień tygodnia ukazał się naprzód Marii Magdalenie, z której wyrzucił był siedem czartów” (Mk 16, 9). A więc Jezus ukazał się najpierw nie Janowi, umiłowanemu uczniowi, nie Piotrowi, księciu Apostołów, ale Magdalenie, która była jak zagubiona owca, a którą uratował ciesząc się z jej odnalezienia więcej, aniżeli w dziewięćdziesięciu dziewięciu znajdujących się w Owczarni. W tym jednym zdaniu odnajdujemy całą głębię uwielbienia Boga w miłosierdziu, które i nas odnalazło, jak Magdalenę, i wyprowadziło z toni grzechu, zapewniając chwalebne zmartwychwstanie z Chrystusem. Pierwsze tedy zjawienie się zmartwychwstałego Jezusa należało się wielkiej pokutnicy, drugie niewiastom (Marii Jakubowej i Salome) powracającym do miasta, (Mk 16, 1; Mt. 28, 9). Po południu tegoż dnia, ukazując się po raz trzeci, objawił się Łukaszowi i Kleofasowi, idącym do Emaus (Łk. 24, 13 – 35). Czwarte zjawienie się przypadło w udziale Piotrowi (Łk. 24, 34). Piąte — było w Wieczerniku wieczorem w dniu Zmartwychwstania wobec całego grona apostolskiego; brakowało jedynie Tomasza. Wówczas został ustanowiony sakrament Pokuty, sakrament miłosierdzia Bożego (J. 20, 19 – 23). Szóste — miało miejsce w tydzień potem, w obecności Tomasza, również w Wieczerniku (w Niedzielę Przewodnią; J. 20, 24 – 29). Siódme — na górze w Galilei, gdzie im Jezus nakazał, i skąd ich rozesłał na cały świat, aby „chrzcili i nauczali wszystkie narody” (Mt. 28, 16 – 20). Ósme — siedmiu uczniom nad morzem, gdzie uczynił Piotra Księciem Apostołów. Te zjawienia opisane przez Ewangelistów przesuwają się w mszale w ciągu oktawy wielkanocnej, oświecając z różnych stron miłosierną tajemnicę Zmartwychwstania i pobudzając nas do wielbienia Boga w Jego miłosierdziu. Szczególnie zaś to uwielbienie należy się Najmiłosierniejszemu Zbawicielowi za ustanowienie Sakramentu miłosierdzia Bożego — Sakramentu Pokuty. 46 c) W innych tygodniach Czasu Wielkanocnego W dalszych mszach niedzielnych i ferialnych Czasu Wielkanocnego, Kościół również wielbi Boga w miłosierdziu. Szczególnie Niedziela Przewodnia i Niedziela Dobrego Pasterza stoją pod znakiem tej doskonałości. Pomijając Niedzielę Przewodnią, o której będzie mowa niżej, 2 niedziela po Wielkanocy zasługuje pod tym względem na szczególniejszą uwagę. Msza Św. zaczyna się od Introitu z Psalmu 32 i sławi najważniejszą cechę Dobrego Pasterza — miłosierdzie: „Miłosierdzia Pańskiego pełna jest ziemia, alleluja; słowem Pańskim niebiosa są utwierdzone, alleluja, alleluja. Radujcie się sprawiedliwi w Panu; prawym przystoi wysławiać Go”. Lekcja z listu św. Piotra mówi o miłosierdziu Pana Jezusa jako pasterza dusz naszych, które przed tym były jak owce zabłąkane; ponadto pobudza nas do naśladowania Go w uczynkach miłosiernych. Ewangelia podaje przypowieść o dobrym pasterzu, który broni owiec przed napaścią wilka. W Ofertorium 5 niedzieli po Wielkanocy w imieniu całego Kościoła kapłan wielbi Boga w miłosierdziu, że „nie odrzucił modlitwy mojej i nie cofnął mi swego miłosierdzia” (Ps. 65, 20), a we Mszy Św. na Dni Krzyżowe, w wierszu po Lekcji, wzywa wiernych do uwielbienia Boga słowami wziętymi z Psalmu 117: „Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie Jego”. Modlitwy po Litanii do Wszystkich Świętych na te dni obfitują w zwroty, wielbiące Boga w tej doskonałości, a w Sekrecie znajdujemy prośbę o „dary miłosierdzia Bożego”. W Wigilię Zesłania Ducha Św. po Lekcji, mamy znowu pierwszy wiersz Psalmu 106, identyczny z pierwszym wierszem Psalmu 117: „Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie Jego”, a w Traktus znajdujemy Psalm 116: „Chwalcie Pana…, bo utwierdzone jest nad nami miłosierdzie Jego”. Tenże Psalm 116 powtarza się jeszcze w Traktus Soboty przed Trójcą Świętą. Z powyższego zestawienia zmiennych części Mszy Św. w okresie Wielkanocnym wynika, że w tym radosnym czasie Kościół, powtarzając bezustannie „Alleluja” i dodając go do antyfon, wersetów i responsoriów, wielbi Boga przede wszystkim w Jego miłosierdziu, które tak obficie spłynęło na ludzkość w Wielki Piątek, a następnie znajduje zastosowanie do poszczególnych dusz przez Zmartwychwstanie Chrystusa Pana i ustanowienie przez Niego sakramentów świętych. Podczas gdy w czasie pozawielkanocnym, a w szczególności od Siedemdziesiątnicy, poprzez sześć tygodni Wielkiego Postu, aż do Mszy Św. Wigilii Paschalnej, Oblubienica Chrystusowa błaga Boga o miłosierdzie; poczynając od tejże Wigilii, świadoma posiadania łask dobrotliwości Boga, radośnie wielbi Go w tej doskonałości. Przy tym 47 uwielbienie to skierowuje nie tylko do Boga – Człowieka, ale również, w równej mierze, do wszystkich Trzech Osób Trójcy Przenajświętszej: Boga Ojca, Boga Syna i Boga Ducha Św., który zstąpił na Apostołów w dzień Zielonych Świąt i odtąd przebywa w Kościele, rządzi nim i uświęca jego członków w sakramentach św., w sakramentaliach i w każdym zasługującym czynie. Punktem kulminacyjnym radości wielkanocnych jest sam dzień Zmartwychwstania Pańskiego, ale punktem kulminacyjnym uwielbienia Najmiłosierniejszego Zbawiciela w miłosierdziu jest Niedziela Przewodnia. W tym bowiem dniu liturgia ukazuje nam zmartwychwstałego Chrystusa, który udziela Ducha swego Apostołom, ustanawia sakrament miłosierdzia Bożego i przez to samo stosuje zasługi swej męki i śmierci do poszczególnych dusz po wszystkie czasy, aż do końca świata. 3. Idea Miłosierdzia Bożego w liturgii Niedzieli Przewodniej Nazwa „Niedziela Przewodnia”, używana w języku polskim, pochodzi stąd, że dawniej tego dnia zmieniano miejsca, posady, dzierżawy, zastawy i „przewodzono”, czyli przeprowadzano się gdzie indziej. Liturgiczną nazwą tej niedzieli jest „Dominica in Albis” — Niedziela Biała. Pochodzi ona stąd, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa chrzest uroczysty dorosłych odbywał się zwykle w Wielką Sobotę w nocy. Nowoochrzczeni na znak niewinności duszy otrzymywali białe szaty, w których chodzili przez cały tydzień przygotowując się do Sakramentu Ołtarza, który przyjmowali uroczyście w następną niedzielę. Stąd w wielu miejscach do dziś w tym dniu dzieci przystępują do pierwszej Komunii św. W niektórych natomiast krajach Komunii św. udzielano nowoochrzczonym zaraz po chrzcie w Wielką Sobotę lub na Wielkanoc, a szaty białe zdejmowano w sobotę następną, która dlatego nazywa się Sobotą Białą — „Sabbatum in Albis” (deponendis) — sobotą, kiedy składano białe szaty. Inną nazwą liturgiczną tej niedzieli jest „Quasimodo”. Pochodzi ona od pierwszych słów Introitu Mszy Św. „Jako dopiero narodzone niemowlęta, alleluja, pożądajcie duchowego, niesfałszowanego mleka, alleluja, alleluja, alleluja” (P. 2, 2). W tych słowach zwraca się Kościół do nowoochrzczonych, którym tydzień temu, po chrzcie, podawano mleko z miodem, jako symbol ich wejścia do ziemi obiecanej „mlekiem i miodem płynącej”. Tą ziemią jest Kościół, do którego przez chrzest zostali wcieleni. Mleko jest figurą Eucharystii, którą w tym dniu, to jest w Niedzielę Przewodnią, nowoochrzczeni uroczyście przyjmują. Jeżeli Bóg nas karmi mlekiem i słodyczą jak małe dzieci, nie pożądajmy twardego pokarmu dorosłych, który często bywa sfałszowany, lecz jak małe dzieci, zaufajmy miłosierdziu Boga, który wie, czego nam najbardziej potrzeba w danej chwili. 48 Z Introitu Mszy Św. Niedzieli Przewodniej wypływają tedy dwie myśli główne, jakie Oblubienica Chrystusowa pragnie w tym dniu wzbudzić w swych dzieciach: Chrzest i Sakrament Ołtarza. Ewangelia tego dnia mówi o ustanowieniu sakramentu Pokuty. Stąd myślą przewodnią liturgii tej niedzieli jest uwielbienie Boga w miłosierdziu, jakie On ustawicznie zsyła na ludzkość w tych trzech Sakramentach: Chrzcie, Pokucie i Eucharystii. Potwierdzają to słowa św. Jana Apostoła, znajdujące się w Lekcji tej niedzieli: „Trójca wydaje świadectwo na ziemi: duch, woda i krew, a Trójca ta jednym jest” (I J. 5, 8). Duch, którego Zbawiciel tchnął na Apostołów przy ustanowieniu sakramentu pokuty; woda, która z ustanowienia Zbawiciela jest materią Chrztu; i Krew, która ustawicznie płynie na ołtarzach naszych w Ofierze i Sakramencie Ołtarza. Wszystkie te trzy sakramenty ujawniają jedność miłosierdzia Bożego, w którym mamy wielbić Boga w Trójcy Jedynego: Ojca, Syna i Ducha Świętego, jak głoszą słowa tejże Lekcji: „Trójca wydaje świadectwo na niebie: Ojciec, Syn i Duch Św., a Trójca ta jednym jest” (I J. 5,7) Mówiąc tedy o liturgii Niedzieli Przewodniej trzeba się zastanowić nad miłosierdziem Najlitościwszego Zbawiciela, jakie spływa ustawicznie na ludzkość z chrztu, pokuty (wraz z odpustami) i Eucharystii (wraz z sakramentem kapłaństwa). a) Miłosierdzie Boże w sakramencie chrztu świętego Ponieważ największą nędzą człowieka jest stan grzechu, a najdotkliwszym brakiem natury ludzkiej jest brak łaski, do której Bóg powołuje wszystkich ludzi, przeto największym ujawnieniem miłosierdzia Bożego jest ustanowiony przez Jezusa Chrystusa sakrament, który wyprowadza nas z tej nędzy i ten brak uzupełnia. Tym sakramentem jest chrzest, w którym człowiek przez polanie wodą w Imię Trójcy Św. otrzymuje łaskę narodzenia duchowego. „Zbawił nas… z miłosierdzia swego przez obmycie odrodzenia i odnowienia w Duchu Świętym” (Tyt. 3, 5). Ponieważ człowiek składa się z ciała i duszy, dlatego Bóg łaski duchowe podaje mu w znakach uchwytnych zmysłami, aby przez rzeczy materialne i widzialne łatwiej mógł dojść do poznania duchowych i niewidzialnych. Toteż usprawiedliwienie, czyli odrodzenie wewnętrzne uzależnione jest od dwóch przyczyn — wody i Ducha Św. Duch Św. jest przyczyną sprawczą łaski, a woda przyczyną instrumentalną. Przez narodzenie cielesne człowiek jest tylko istotą przyrodzoną, obumarłą jednak dla życia nadprzyrodzonego. Grzech pierworodny, w którym każdy człowiek przychodzi na świat, jest nie tylko brakiem życia nadprzyrodzonego, ale prawdziwą skazą natury, dziedziczoną po naszych prarodzicach, jest stanem odrzucenia od Boga i niewoli szatańskiej. Chrzest zaś usuwa grzech, obala panowanie szatana i użycza nam wyższej natury, wyposażonej we wszystkie 49 zdolności do życia nadprzyrodzonego, którego udziela przez łaskę uświęcającą „Czyńcie pokutę i niechaj każdy z was ochrzci się w Imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Św.” (Dz. Ap. 2, 38). Chrzest nie tylko gładzi grzechy, ale również odpuszcza kary należne za nie, albowiem włącza nas w Mękę i śmierć Zbawiciela i przydziela nam Jego zasługi: „Przez chrzest zostaliśmy razem z Nim pogrzebani w śmierć, aby jako Chrystus zmartwychwstał przez chwałę Ojca, tak i my, byśmy w nowości życia chodzili” (Rz. 6, 4). Chrzest nie usuwa dolegliwości tego życia, aby uwydatnić podobieństwo chrześcijanina do Chrystusa, dać mu sposobność do zasług i zabezpieczyć bezinteresowność w przyjmowaniu tego sakramentu. Cierpienia życiowe nie stanowią kary osobistej, lecz są właściwością naszej ułomnej natury, skażonej przez grzech prarodziców w raju. Chrzest nadto daje łaskę sakramentalną odrodzenia, czyli razem z łaską uświęcającą daje prawo do specjalnych łask uczynkowych, jakimi są oświecenia dotyczące prawd wiary, by je coraz lepiej rozumieć, zachować i według nich postępować. Stąd chrzest nazywa się jeszcze sakramentem wiary. Razem z łaską uświęcającą chrzest udziela cnót wlanych: wiary, nadziei i miłości oraz siedmiu darów Ducha Św. Nadto daje zdolność i prawo przyjęcia innych sakramentów św. i wprowadza człowieka do społeczności Kościoła. Według św. Pawła, Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusa. I właśnie z chwilą przyjęcia chrztu, następuje widome, zewnętrzne zjednoczenie nasze z Chrystusem jako Głową tego Ciała Mistycznego. Dlatego w ceremoniach chrztu spotykamy wielokrotnie znaki krzyża — na oczach, nozdrzach, piersi i plecach, aby podkreślić, że ochrzczony przyjmuje krzyż jako sztandar Chrystusa. Wreszcie chrzest wyciska na duszy charakter sakramentalny niby pieczęć niezniszczalną lub znak wypalony żelazem. Znak ten tkwi w duszy stale, jest to bowiem znamię niezmazalne, jakie już na zawsze połączyło nas z Chrystusem i z Jego Kościołem. Przed nim — jak mówią Ojcowie Kościoła — drżą i uciekają szatani: „A tym, co nas utwierdza z wami w Chrystusie i który nas namaścił, jest Bóg. On też wycisnął na nas pieczęć i dał zadatek Ducha w serca nasze” (II Kor. 1, 21 – 22). Wymienione skutki chrztu wyjaśniają nam całą jego istotę, a zwłaszcza to, dlaczego Pan Jezus obrał wodę jako znak widzialny tego sakramentu. Woda bowiem w powszechnym rozumieniu jest ożywczym pierwiastkiem, bez którego wszystko jest martwe. Z wody i słów sakramentalnych przy jej polaniu wyłania się nowe, żywe, uświęcone stworzenie, pełne zdolności do życia nadprzyrodzonego, wyposażone we wszystkie prawa do najwyższych zaszczytów, obdarzone mocą i szczęściem, jakie tylko Bóg dać może istocie obsypanej łaskami. Z chrztu rodzi się chrześcijanin, przybrane dziecko Boga i Kościoła, brat Chrystusowy i dziedzic Królestwa Bożego (Ef. 8, 14 – 17). 50 Chrzest z wody jest dla wszystkich ludzi (a więc i dla dzieci) środkiem koniecznym do zbawienia (tak zwana „konieczność środka”): „Zaprawdę, zaprawdę powiadam tobie, jeśli się kto nie odrodzi z wody i z Ducha Św., nie może wnijść do Królestwa Bożego” (J. 3, 5). Konieczność ta jest względna, albowiem w razie niemożności przyjęcia tego sakramentu, może zastąpić go samo pragnienie lub śmierć męczeńska, poniesiona dla Chrystusa lub za Jego sprawę. Dla dorosłych, którzy poznali prawdy wiary, chrzest z wody jest konieczny także wskutek wyraźnego przykazania Pana Jezusa (tak zwana „konieczność przykazania”): „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Św.” (Mt. 28, 19). „Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16). Chrzest tedy jest początkiem i podwaliną życia nadprzyrodzonego w człowieku. Bóg wyniósł do tego życia naszych prarodziców, ale przez grzech oni to życie utracili. Odtąd wszyscy ludzie (z wyjątkiem Najświętszej Maryi Panny), przychodzą na świat bez łaski, którą dopiero chrzest z ustanowienia Chrystusa wlewa do duszy. Jak gałązka szlachetna, zaszczepiona na dziczce, nadaje jej nową właściwość wydawania owoców szlachetnych, tak chrzest św. zaszczepia w naturę naszą życie Boże, które sprawia, że wszystkie dobre uczynki są miłe i przyjemne Bogu, zasługujące na nagrodę wieczną w Królestwie Bożym. Owoce drzewa zaszczepionego przewyższają o wiele naturę pnia. Podobnie też uczynki, wynikające z cnót nadprzyrodzonych, jeszcze bardziej przewyższają naszą naturę, albowiem są już rodzaju Bożego. Jakże wielkie łaski miłosierdzia Bożego spływają na duszę w czasie chrztu św., przez który otrzymujemy odpuszczenie grzechu pierworodnego i grzechów uczynkowych, darowanie kar wiecznych i doczesnych, łaskę uświęcającą wraz z łaską sakramentalną, cnotami wlanymi i darami Ducha Św. oraz charakter niezmazalny żywych członków Ciała Mistycznego Chrystusa, którym jest Kościół! Wówczas nad przyjmującym chrzest rozlegają się słowa Ojca Niebieskiego, jakie Jan Chrzciciel słyszał w czasie Chrztu Pana Jezusa w Jordanie „Ten jest mój Syn najmilszy, w którym mam upodobanie” (Mt. 3,17). Nie przychodzimy na świat jako chrześcijanie, lecz stajemy się nimi przez chrzest z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Ono nas rodzi dla Boga, czyni Jego dziećmi i członkami Kościoła bez żadnej zasługi z naszej strony. Dostąpienie łaski chrztu jest najważniejszym wydarzeniem w naszym życiu, które należałoby upamiętniać uroczystym obchodzeniem każdej jego rocznicy. Ponieważ ogół wiernych dziś tego nie czyni, a wielu nawet nie docenia tego sakramentu, przeto trzeba obchodzić wspólnie uroczystość chrztu w dniu, który od wieków Kościół na to przeznaczył, to znaczy w Niedzielę Przewodnią. Jest to oktawa uroczystego chrztu, dawniej udzielanego dorosłym w nocy przed uroczystością Zmartwychwstania, o czym — jak już powiedzieliśmy — mówi liturgia tej niedzieli. Jest to dzień przypomnienia prawdziwych narodzin naszych, żeśmy „się stali synami Bożymi, którzy nie z krwi, ani z żądzy ciała, 51 ani też z woli ludzkiej, ale z Boga się narodzili” (J. 1, 12 – 13), to jest dzięki nieskończonemu miłosierdziu Bożemu. Najpospolitszym symbolem pierwszych chrześcijan była ryba, przedstawiająca wynurzających się z wody chrztu św. neofitów. Żywiołem ryby jest woda, a życiodajnym żywiołem chrześcijan jest chrzest. Dlatego Tertulian pisze: „Jesteśmy rybkami Chrystusowymi, albowiem w wodzie się rodzimy i tylko w niej przy życiu pozostajemy” 5. Wszystkie ceremonie chrztu symbolizują wzbudzenie i przygotowanie naszych zdolności do nowego życia i nadprzyrodzonych uczynków, jakimi są zrozumienie, przyjęcie i wyznawanie prawd wiary, odważna i nieustępliwa walka z szatanem, wytrwałe pełnienie przykazań Bożych i kościelnych. Nawet imię nadawane przyjmującym chrzest i rodzice chrzestni mają oznaczać, że tu się zaczyna nowe życie nadprzyrodzone, nowe narodziny dla Boga i Kościoła. Podobnie jak dla Chrystusa krzyż i grób był przejściem z cierpienia do chwały, tak dla nas chrzest jest całkowitym obumarciem dla grzechu i powstaniem do życia łaski. Na chrzcie otrzymaliśmy nowe życie nadprzyrodzone, winniśmy tedy w nadprzyrodzony sposób żyć, myśleć, mówić i działać. To oznacza sól, którą kapłan daje skosztować dziecięciu; ślina, jaką dotyka uszu i nozdrzy; krzyżmo św., jakim namaszcza szczyt głowy. Rozumiał to św. Ludwik, król francuski, i wyraził to mówiąc: „Kaplica w Poissy, w której przyjąłem chrzest, więcej dla mnie znaczy, niż katedra w Reims, gdzie się odbyła moja koronacja, albowiem przez chrzest stałem się dziecięciem Boga, co więcej znaczy, niż być królem Francji”. Dlatego podpisywał się „Ludwik z Poissy”. Co roku obchodzimy rocznicę poświęcenia każdego kościoła. Ale przez chrzest stajemy się świątynią Ducha Św. Słuszną tedy i sprawiedliwą byłoby rzeczą obchodzić wspólnie rocznicę poświęcenia tej żywej świątyni w Niedzielę Przewodnią, wielbiąc Najlitościwszego Zbawiciela w Jego nieskończonym miłosierdziu, jakie okazał nam w tym uroczystym momencie. 5 De baptismate, c. 1. b) Miłosierdzie Boże w sakramencie pokuty i odpustach „Pokój wam!… Weźmijcie Ducha Św., którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J. 20, 21 – 23). Słowa powyższe wyrzekł Pan Jezus w dniu swego Zmartwychwstania wieczorem, gdy się objawił Apostołom w Wieczerniku i ustanowił sakrament pokuty. Ponieważ w dniu tym cała uwaga Kościoła zwrócona jest na uczczenie radosnej tajemnicy Zmartwychwstania, przeto Ewangelię o tym zdarzeniu czyta Kościół dopiero w Niedzielę Przewodnią, która i z tego tytułu jest 52 najodpowiedniejszym dniem na uwielbienie Boga w miłosierdziu, jakie spływa na nas w sakramencie pokuty. W nim bowiem wciąż korzystamy z owoców Odkupienia: tutaj dokonywa się ustawicznie tchnienie Ducha Św., przez które następuje odpuszczenie wyznanych na spowiedzi grzechów i wraca utracony przez nie pokój do duszy, społeczeństw i narodów. „A wieczorem dnia owego, pierwszego po szabacie, gdy drzwi były zamknięte tam, gdzie z bojaźni przed żydami zgromadzili się uczniowie, przyszedł Jezus, stanął między nimi i rzekł im: Pokój wam. A to powiedziawszy, ukazał im ręce i bok. Uradowali się tedy uczniowie ujrzawszy Pana. Rzekł im przeto znowu: Pokój wam. Jako mnie posłał Ojciec, i Ja was posyłam. To powiedziawszy, tchnął na nich i rzekł im: Weźmijcie Ducha Św., którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J. 20, 19 – 23). Rozpatrzmy bliżej te słowa Zbawiciela. Dlaczego aż dwa razy powtarza: „Pokój wam”? Dlatego, że jest On „Królem Pokoju” (Żyd. 7, 2), a jako taki dąży do pojednania ludzi z Bogiem. Przy Jego narodzeniu Aniołowie śpiewali nad żłóbkiem betlejemskim: „Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli”. (Łk. 2, 14). W czasie ostatniej Wieczerzy, żegnając Apostołów przed swoją Męką, Pan Jezus zapowiada Apostołom ten pokój: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam, nie jako daje świat, Ja wam daję” (J. 14, 27). I wreszcie po Zmartwychwstaniu mówi do Apostołów, że jak Ojciec Go posłał, tak i On ich posyła i powtarza dwa razy: „Pokój wam”, a po drugim wypowiedzeniu tchnie na nich i natychmiast dodaje: „Którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone” (J. 20, 23). Stąd wynika, że te trzy fakty łączą się ze sobą: tchnienie, odpuszczenie grzechów i pokój. Jaki jest związek między powyższymi faktami? Chrystus tchnął na Apostołów Ducha Św., by udzielić im mocy odpuszczania grzechów, mocy nadprzyrodzonej, a słowa „pokój wam” powtarza dwa razy, by udzielić Apostołom mocy przemiany w duszach ludzkich. Nie mówi tego przy ustanowieniu innych sakramentów świętych, albowiem pokój Chrystusa to odpuszczenie grzechów, to pogodzenie ludzi z Bogiem, to przywrócenie im łaski uświęcającej, a to następuje tylko w sakramencie pokuty. Stąd wynika, że pokuta jest najważniejszym sakramentem dla uzyskania pokoju Bożego, wewnętrznego na ziemi i że obok chrztu, jest największym ujawnieniem miłosierdzia Bożego, albowiem wyprowadza duszę ze stanu największej nędzy — grzechu i uzupełnia największy brak — brak łaski uświęcającej. Dlatego ten sakrament często nazywają po prostu sakramentem miłosierdzia Bożego, pokojem Chrystusa, tajemnicą pojednania i przebaczenia, włożeniem rąk, drugim znojnym chrztem, deską ratunku po rozbiciu się statku. Celem przyjścia Pana Jezusa na świat było między innymi przywrócenie mu pokoju przez pokutę, która jest jedyną drogą do miłosierdzia Bożego. Dlatego zaraz po zejściu z Góry Kuszenia rozpoczyna swe przemówienie od 53 słów: „Czyńcie pokutę, albowiem przybliżyło się królestwo niebieskie” (Mt. 4, 17). Następnie przeprowadza tę samą myśl w licznych przypowieściach, z których szczególnie uderzające są przypowieści o synu marnotrawnym i zbłąkanej owcy (Łk. 15). Tu ujawnia się szczyt miłosierdzia Bożego, gdy Ojciec wybiega na przeciw marnotrawnego syna, rzuca się mu na szyję, obdarza go łaską i urządza ucztę. Ze strony syna trzeba było tylko skruchy, by otrzymać takie miłosierdzie. Podobnie widzimy ten szczyt miłosierdzia w radości pasterza z owcy odnalezionej, którą przynosi na ramionach swoich do owczarni. Zbawiciel zaś nas zapewnia: „Taka będzie w niebiesiach radość z jednego grzesznika, czyniącego pokutę” (Łk. 15, 7). Karty Ewangelii kilkakrotnie wspominają również, że Chrystus Pan sam odpuszczał grzechy (sparaliżowanemu, jawnogrzesznicy, Magdalenie). Te fakty i przypowieści stopniowo przygotowują Apostołów do poznania ogromu miłosierdzia Bożego, jakie w całej pełni zabłysło dopiero w dniu Zmartwychwstania, gdy Zbawiciel przekazał Apostołom swą władzę odpuszczania grzechów ustanawiając sakrament pokuty. Apostołowie korzystali z tej władzy, jak świadczą Dzieje Apostolskie (19, 18) i przekazali ją swoim następcom, biskupom i kapłanom, aż do naszych czasów. W chorobie fizycznej leczymy się nieraz przez czas dłuższy z nakładem wielkich kosztów, poddajemy się bolesnym operacjom, uciążliwej diecie, przyjmujemy gorzkie lekarstwa i udajemy się do kosztownych zdrojowisk. Na uzdrowienie zaś duszy Chrystus Pan ustanowił sakrament pokuty, którego skuteczność płynie z ran Chrystusowych, a z naszej strony potrzeba tylko spełnienia przepisanych aktów: nadprzyrodzonego żalu, choćby tylko mniej doskonałego, poprzedzonego rachunkiem sumienia, mocnego postanowienia poprawy, oskarżenia się przed kapłanem i zadośćuczynienia. W taki łatwy sposób grzesznik otrzymuje natychmiast odpuszczenie choćby największych grzechów po chrzcie popełnionych, darowanie kary wiecznej i skrócenie kary doczesnej, przywrócenie lub pomnożenie łaski uświęcającej, przywrócenie utraconych przez grzech śmiertelny zasług oraz łaskę sakramentalną, dającą specjalne prawo do łask uczynkowych w przyszłości dla pokonywania pokus, zwalczania złych skłonności, zgubnych przyzwyczajeń i nałogów. Sakrament pokuty zatem jest to rzeczywiste wewnętrzne usprawiedliwienie i uświęcenie, przez które człowiek w jednym momencie całkowicie się przemienia, wewnętrznie odradza i staje się nowym stworzeniem. Czyni on z nieprzyjaciela Boga przybrane Jego dziecko, nową odmienioną istotę, z której nawrócenia cieszą się Aniołowie i wychwalają Syna Bożego, że wynalazł taki prosty sposób uświęcenia grzeszników. O ileż bardziej winniśmy cieszyć się my, którzy z tego sakramentu możemy korzystać nie raz jeden w życiu, ale tylekroć, ilekroć tylko zajdzie tego potrzeba. Jest to bezcenny skarb pozostawiony nam przez Chrystusa. Jest to ustawiczne rozdawnictwo zasług męki Zbawiciela. Jest to balsam kojący rany Jego wyznawców. Ileż to dusz 54 złamanych i grzeszników bez nadziei zwycięstwa podniósł Chrystus Pan z upadku, wyleczył z ran i ukoił wewnętrznie, zsyłając im pokój w tym sakramencie! Ileż to Szawłów pod Jego działaniem przekształciło się w Pawłów, w Augustynów, w świętych i doktorów Kościoła! Ile powaśnionych rodzin znalazło w tym sakramencie pogodzenie, ile parafii zostało uporządkowanych i otrzymało po odprawieniu misji pokój i zgodę! Ile społeczeństw, państw i narodów odrodziło się wewnętrznie, ilu barbarzyńców weszło na drogę prawdziwej kultury ducha i rzetelnego postępu! Najlepiej okazuje to historia całej ludzkości i poszczególnych narodów. Czym byłby ten świat bez sakramentu pokuty? Stałby się owym synem marnotrawnym, lecz w znaczeniu o wiele gorszym: byłby nim z całą jego głupotą i niewdzięcznością, upodleniem i nędzą i pozostałby takim na zawsze, jak to jest w tych krajach, gdzie tego sakramentu nie znają. Ale miłosierdzie Boże czuwa, że jeszcze u nas tak nie jest. Bo oto Bóg miłosierny wychodzi naprzeciw biednego zbiega, uprzedza go swoją łaską, wynagradza mu wszelkie straty, podaje mu nowe szaty, bierze go w swą miłosną opiekę i cieszy się wraz z Aniołami przy uczcie pojednania. Taki jest nadmiar miłosierdzia Bożego, iż Bóg nawet wynagradza grzesznika za to, że się nawrócił. W żadnym innym sakramencie nie wylewa Bóg tyle i w taki sposób swego miłosierdzia, co w dobrej spowiedzi; nigdzie nie znajdujemy tyle kojącej pociechy, jak w trybunale pokuty. Czyż wobec tego nie powinniśmy wielbić Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią, w którym to dniu czytamy Ewangelię o ustanowieniu przez Niego tego sakramentu miłosierdzia? Częścią sakramentu pokuty są odpusty. Chrystus Pan w dniu Zmartwychwstania swego dał Apostołom i ich następcom władzę ogólną odpuszczania grzechów, czyli usuwania tego wszystkiego, co wiernym przeszkadza wejść do nieba. Taką przeszkodą są nie tylko winy grzechowe, lecz i kary za nie. Toteż Apostołowie otrzymali władzę zarówno odpuszczania winy jak i zwalniania od kary. Atoli sposób rozwiązywania stosuje się do natury węzła. Węzły grzechów śmiertelnych mogą być rozwiązane tylko przez wlanie łaski w samym sakramencie pokuty względnie przez akt żalu doskonałego połączonego z postanowieniem udania się do tego sakramentu przy najbliższej sposobności. W sakramencie pokuty Bóg darowuje nam kary wieczne i częściowo doczesne. Odpuszczenie reszty kar doczesnych następuje w sposób pozasakramentalny — w odpustach i przez zadośćuczynienie. Odkupiciel nasz ustanowił z miłosierdzia swego skarbiec zasług, z którego Kościół może czerpać pomoc dla swych członków. Ten skarbiec wzbogacił się jeszcze zasługami Najświętszej Maryi Panny i wszystkich Świętych. Kościół czerpie z tych zasług i przydziela pomoc poszczególnym duszom przy zachowaniu z ich strony przepisanych warunków. Odpustem nazywa się właśnie odpuszczenie kar doczesnych, dokonane wobec Boga przez 55 Kościół dzięki „władzy kluczy”, to jest szafowania zasługami Zbawiciela i Jego wyznawców. Obok odpustów istnieją jeszcze inne środki odpuszczenia kary doczesnej, jak: 1. cierpienie własne w tym życiu, 2. umartwienia dobrowolnie nałożone na siebie, 3. dobre uczynki, 4. modlitwy. Ale te cztery wymienione dzieła opierają się więcej na osobistej cnocie pokuty, czyli bardziej na sprawiedliwości i stosowności, podczas gdy odpusty — na nieskończonym miłosierdziu Bożym, spłacającym nasze długi ze skarbca zasług Pana Jezusa i Jego Świętych. Historia podaje, że kapłani przynosili św. Cyprianowi listy męczenników — „libelli martyrum”, którzy wstawiali się za grzesznikami i prosili o zmniejszenie nałożonej im pokuty. Św. Cyprian wówczas pokutę grzesznikom zmniejszał, a często i zupełnie im darowywał. Oto historyczny przykład, a zarazem wyjaśnienie zasady odpustów. Św. Cyprian czynił to tylko w swojej diecezji, a dziś Kościół posługując się już nie tylko zasługami męczenników, ale Pana Jezusa i Świętych, czerpie z tego skarbca i łagodzi dawną surowość pokuty lub te całkowicie ją darowuje. Dla uzyskania odpustu trzeba być należycie przygotowanym, a mianowicie: trzeba mieć odpowiednią intencję, być w stanie łaski, dopełnić przepisanych warunków i żywić skruchę za swe grzechy. Dla uzyskania odpustu zupełnego trzeba nadto nie mieć przywiązania do żadnego grzechu, nawet powszedniego. Przy tak stosunkowo łatwych do zachowania warunkach możemy w krótkim czasie otrzymać darowanie kary doczesnej całkowicie lub częściowo. Jest to również bezmiar miłosierdzia Bożego, za które winniśmy okazywać Najlitościwszemu Zbawicielowi wielką wdzięczność nie tylko prywatnie, ale i publicznie, właśnie w Niedzielę Przewodnią. c) Miłosierdzie Boże w sakramentach Ołtarza i kapłaństwa „Kto pożywa tego chleba, będzie żył na wieki” (J. 6, 58). Eucharystia jest przede wszystkim sakramentem miłości. W niej objawia się miłość Boga ku sobie, a jest nią uwielbienie siebie przez objawienie swojej mądrości, potęgi, dobroci i miłosierdzia oraz pobudzenie do wielbienia siebie przez ludzi, skłaniając ich do aktów adoracji i hołdów. Najwyższa mądrość 56 polega na obraniu sobie najlepszego celu i środków odpowiednich ku niemu, a to właśnie znajdujemy w Przenajświętszym Sakramencie. Pan Jezus powrócił do Ojca nie opuszczając nas i ucząc poglądowo wszystkich cnót doskonałości chrześcijańskiej, jak: prostoty, skromności, pokory, życia ukrytego, oderwania serca od wszystkiego, poświęcenia się i zaparcia się siebie. Potęga Boża ujawnia się w cudach, jakie dzieją się ustawicznie w Sakramencie Ołtarza, a mianowicie w cudzie przemiany istoty chleba w istotę Ciała, a istoty wina w istotę Krwi; w cudzie obecności swej w niebie i na ołtarzach naszych; w cudzie rozmnożenia się w tylu miejscach, ile jest hostii poświęconych; w cudzie pozostawania w postaci chleba i wina, chociaż już przemieniła się ich istota w Ciało i Krew Chrystusa; wreszcie w cudzie, polegającym na tym, że wszystko to dokonywa się na wymówienie kilku słów przez kapłana. Hojność i miłosierdzie poznajemy po darze ofiarowanym zupełnie niezasłużenie. Otóż Eucharystia jest takim darem zupełnie nam nienależnym, w którym daje Pan Jezus nie tylko swoje łaski, ale samego siebie dla pozostania na zawsze z nami. Eucharystia jest również dowodem miłości Pana Jezusa względem Kościoła, który w niej posiada zawsze obecnego Oblubieńca, sprawuje władzę nad Jego rzeczywistym Ciałem, przechowuje Je i pożywa oraz ofiarowuje Je Bogu. Eucharystia jest też wyrazem miłości Chrystusa Pana względem każdego z członków Kościoła, których obdarza samym sobą, pragnie być pokarmem ich życia Boskiego i dlatego przybiera postać posiłku, aby się do nas zbliżyć, aby nas wywyższyć, pocieszyć, wzbogacić, dać siebie na zadatek szczęścia wiecznego. Zbawiciel wciąga nawet materialne stworzenie w zakres swojej miłości, podnosząc je do siebie, czyniąc zeń część składową swego sakramentalnego istnienia, podnosząc je w Ciele swoim do najwyższej doskonałości. Oto powstaje zupełnie nowe ogniwo, łączące świat materialny z Bogiem. Eucharystia jest tedy arcydziełem miłości Jezusa Chrystusa, koroną wszystkich Jego wynalazków, jakby wielkim systemem słonecznym, w którym miłość wszystko porusza, dosięga promieniami swymi krańca wieków i sprowadza wszystkie stworzenia na drogę świetlistą, miłosną i słoneczną. „Jezus wiedząc, że nadeszła godzina Jego, aby odszedł z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich… do końca ich umiłował” (J. 13, 1). Mówimy o miłości Jezusa ku ludziom raczej jako człowieka i brata naszego, gdyż jako Bóg świadczy On nam w Eucharystii raczej miłosierdzie, albowiem — jak to już zostało wyżej wykazane — miłość Boga ku ludziom, jako umiłowanie nędznych stworzeń, jest miłosierdziem. Eucharystia tedy jest potwierdzeniem, treścią i rozszerzeniem tego wszystkiego, co stworzył nieskończenie miłosierny Bóg dla ludzi. Przede wszystkim zwróćmy uwagę na skutki, jakie Eucharystia sprawia w duszy człowieka bez względu na oziębłość i oschłość naszą oraz na różne nadużycia Jego miłości i zaufania, byleby przyjmujący Komunię św. nie był w grzechu śmiertelnym. 57 Najważniejszym skutkiem Komunii św. jest zachowanie i pomnożenie łaski uświęcającej i całego życia łaski w takim stopniu, w jakim nie czyni tego żaden inny sakrament. Jak pokarm cielesny zachowuje, krzepi i rozwija życie doczesne, tak Przenajświętszy Sakrament odnawia, leczy, chroni, rozwija, wzmacnia, użyźnia i zachowuje życie nadprzyrodzone naszej duszy. Tu bowiem następuje najściślejsze połączenie duszy z Chrystusem, a połączenie nie tylko duchowe, ale i fizyczne, dotykalne i tak doskonałe, że już ściślejszego na ziemi nawet być nie może. Pan Jezus wciela się w nas jako pokarm, a raczej my wcielamy się w Niego i pod pewnym względem się przebóstwiamy: „Kto pożywa Ciało moje i pije moją Krew, we Mnie mieszka, a Ja w nim” (J. 6, 57). Ponadto Przenajświętszy Sakrament gładzi grzechy powszednie wprost (ex opere operato) i ubocznie (ex opere operantis), o ile przystępujący do Komunii św. wzbudza żal przynajmniej mniej doskonały. Ponadto Eucharystia wywiera powściągający wpływ na ciało i jego pożądliwości, jak o tym świadczy Ewangelista: „A cała rzesza pragnęła się Go dotknąć, albowiem wychodziła zeń moc i uzdrawiała wszystkich” (Łk. 6, 19). Łącząc dusze z Chrystusem, Eucharystia łączy je również między sobą, urzeczywistniając w ten sposób modlitwę Zbawiciela na Ostatniej Wieczerzy: „Aby wszyscy byli jedno, jako Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni byli jedno w Nas” (J. 17, 21). Nie ma lepszego sposobu zjednoczenia narodów całego świata, jak wiara w Boga – Człowieka i przystępowanie do Komunii św. Tu się łączą ludzie różnych narodów, usposobień, języków i charakterów, według prawa, że kilka wielkości równych jednej, musi być równych i między sobą. „Bo wielu nas jest jednym chlebem i jednym ciałem, wszyscy, którzy jednego chleba uczestnikami jesteśmy” (I Kor. 10, 17). Eucharystia ma nadto osobliwszą skuteczność; udziela szczególniejszego zapału i gorliwości, które częściowo gładzą kary za grzechy, zabezpiecza przed przyszłymi grzechami zmniejszając i osłabiając pokusy ze strony pożądliwości i nieprzyjaciela naszej duszy. „Odchodzimy od stołu Pańskiego jako lwy ziejące ogniem, stając się straszliwymi dla szatana” 6. Jednocześnie dusza staje się podatną na wpływ dobra i zdolną do czynów bardziej doskonałych, zasługujących na żywot wieczny. Szczególnie zaś otrzymuje ona łaskę pobożności, z której płynie szczęście i radość, spokój wewnętrzny i bezgraniczna gotowość do ofiar i poświęceń dla Boga i bliźniego, jak świadczą przykłady z życia zjednoczonych dusz z Bogiem. Z Komunii św. płynie również i duchowa radość, o ile dusza nie ma przywiązania do grzechów powszednich. Wreszcie Eucharystia daje prawo do chwalebnego zmartwychwstania, które zapowiedział Chrystus w swej obietnicy ustanowienia Przenajświętszego Sakramentu: „Kto pożywa Ciało moje i pije moją Krew, ma żywot wieczny, a Ja wskrzeszę go w dniu ostatecznym” (J. 6, 55). Ta obietnica była szczególnie droga pierwszym chrześcijanom, którzy wśród niebezpieczeństw często myśleli o śmierci i wyrażali nadzieję przyszłej chwały w malowidłach katakumbowych. 58 Dla tego św. Ignacy nazywa Eucharystię przeciwstawieniem śmierci i uwieńczeniem życia duchowego, uzupełnia bowiem przez łaskę uświęcającą cały nasz organizm duchowy, przynosząc z sobą już nie tylko łaskę, ale samego Dawcę łask ze wszystkimi Jego darami. Jeżeli do powyżej wymienionych skutków Eucharystii jako sakramentu dodamy jeszcze skutki jako Ofiary niekrwawej, która się odprawia ustawicznie w świątyniach całego świata, będziemy mieli uderzający dowód nieskończonego miłosierdzia Bożego, jakie spływa na nas bez żadnej z naszej strony zasługi, a jedynie z bezgranicznej litości Boga nad naszą nędzą. Dlatego św. Paweł pisze: „Zbliżmy się więc z ufnością do tronu łaski (Eucharystii), abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę stosownej chwili” (Żyd. 4, 16). Eucharystia ściśle łączy się z sakramentem kapłaństwa, który ustanowiony został jednocześnie z nią w czasie Ostatniej Wieczerzy w Wielki Czwartek. Miłosierdzie Boże ujawnia się w tym sakramencie niemniej jak i w tamtym, zarówno względem wszystkich ludzi, jak i tym bardziej względem kapłanów. Cztery są główne czynności kapłańskie, a mianowicie: Ofiara niekrwawa, modlitwa publiczna, administrowanie sakramentów św. i nauczanie. Niekrwawą Ofiarę sprawuje właściwie sam Chrystus, ale kapłan jest Jego zastępcą widzialnym i jako taki rzeczywiście dopełnia aktu ofiary Mszy św., która jest duszą, szczytem kultu Bożego, głównym aktem cnoty religii, wyrażającym zwierzchnictwo Boga i zależność naszą od Niego. Bez kapłaństwa nie mielibyśmy Mszy św. i jej miłosiernych skutków. Drugą czynnością kapłana jest modlitwa publiczna. W niej Kościół kontynuuje dzieło Chrystusa Pana, który w modlitwie arcykapłańskiej powiedział: „Jam Ciebie wsławił na ziemi, dokonałem dzieła, któreś Mi zlecił” (J. 17, 4). Chrystus wstępując do nieba przekazał swoje posłannictwo Kościołowi, który ustami kapłanów wielbi i adoruje Boga, składa Mu dzięki i prosi o miłosierdzie, jakie spływa na wiernych, przebaczając im winy i udzielając doczesnych i wiecznych dobrodziejstw. Kapłani odmawiający ściśle oznaczone pacierze brewiarzowe, są ustami Kościoła, który za cały świat zanosi przez nich nieustanną modlitwę czystą, potężną i skuteczną. Sprawowanie sakramentów św. jest trzecią czynnością władzy kapłańskiej, sprowadzającą szczególniejsze miłosierdzie Boże na wiernych. Tu dobroć Boża ujawnia się w najwyższy sposób, albowiem sakramenty są nie tyle środkami służącymi do uzyskania różnych dobrodziejstw duchowych, czy doczesnych, ile przede wszystkim środkiem otrzymania lub powiększenia w duszy naszej najcenniejszego daru nieba — łaski uświęcającej oraz szczególniejszego prawa do łaski uczynkowej w rozmaitych sytuacjach życia, od kolebki aż do grobu. Miłosierdzie Boże szczególnie ujawnia się we władzy odpuszczania grzechów, jaką Zbawiciel nadał Apostołom, a przez nich 59 biskupom i kapłanom, i w ten sposób po Zmartwychwstaniu poniekąd uzupełnił sakrament kapłaństwa, ustanowiony w Wielki Czwartek. Wreszcie czwartą czynnością kapłanów jest nauczanie w imieniu Kościoła zasad wiary i moralności według nauki Chrystusa, pozostawionej w Piśmie św. i Tradycji. Przez tą czynność kapłanów Pan Jezus jest nadal wśród nas obecny i przez nich darzy nas swym nieskończonym miłosierdziem, oświecając nas w rzeczach wiary i obyczajów, jak za swego życia ziemskiego. Jeszcze większe miłosierdzie okazuje Bóg samym kapłanom, których wybrał z pośród wiernych nie dla ich zasług, ale według woli swojej: „Nie wyście Mnie wybrali, ale ja was wybrałem i przeznaczyłem was, abyście poszli i owoc przynosili i żeby owoc wasz trwał” (J. 15, 16). Jakiż im to zaszczyt przynosi i jak ich wywyższa, że Bóg pozwala im współdziałać w swym dziele zbawienia świata, że czyni ich powiernikami swoich tajemnic, przedstawicielami swej władzy, narzędziem łask i pośrednikami między sobą a ludźmi. Za ten sakrament należy się największa wdzięczność i chwała Najmiłosierniejszemu Zbawicielowi. Okazją do ich pokazania byłaby właśnie Niedziela Przewodnia. 6 Św. Jan Chryzostom, Hom. 46 in Joan. 60 Rozdział trzeci WNIOSKI I ROZWIĄZANIE TRUDNOŚCI I. Wnioski Z powyższego przeglądu zmiennych części Mszy św. wynika, że idea miłosierdzia Bożego dominuje w ciągu całego roku liturgicznego. Kościół, Oblubienica Chrystusowa, przy każdej okazji wkłada w usta sług ołtarza wołanie do Boga miłosiernego, aby pobudzić wiernych do ufności i uwielbienia Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela w tej głównej doskonałości. Ale gdy w czasach pozawielkanocnych Kościół błaga Boga o miłosierdzie, wołając z Psalmistą przy „Asperges”: „Zmiłuj się nade mną według wielkiego miłosierdzia Twego i wedle mnóstwa zmiłowań Twoich zgładź nieprawość moją” (Ps. 50, 3), w czasie wielkanocnym, zaczynając od Wielkiej Soboty, aż do soboty przed Trójcą Św. włącznie, już nie tyle prosi, ile wielbi Boga w tej Jego doskonałości. Charakterystyczną cechą tego uwielbienia jest wiersz Psalmu 106, względnie Psalmu 117: „Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie Jego” (Ps. 106, 1; Ps. 117, 1), który często powtarza się we Mszy św. i przy pokropieniu. Liturgia Niedzieli Przewodniej jest w tym czasie liturgicznym punktem kulminacyjnym uwielbienia Boga w miłosierdziu, jakie spływa na ludzkość głównie w sakramentach chrztu, pokuty i Ołtarza. Dowodzą tego części zmienne Mszy św. tej niedzieli, a mianowicie Introit, w którym mówi się o chrzcie i Eucharystii; Ewangelia, głosząca ustanowienie sakramentu pokuty, oraz Lekcja, w której słowa: „Trójca wydaje świadectwo na ziemi: Duch, woda i krew” (I J. 5, 8), bardzo wyraźnie odnoszą się — jak to wykazaliśmy — do tych sakramentów, świadczących ustawicznie o nieskończonym miłosierdziu Bożym. Jeżeli zwrócimy uwagę na tradycyjną nazwę tej niedzieli — „Niedziela Biała” (Dominica in Albis) oraz na to, że w starożytności w tym dniu przeważnie neofici przystępowali uroczyście do Komunii św. (co się praktykuje w wielu miejscach po dziś dzień), będziemy mogli powiedzieć, że Bóg jako Autor liturgii od wieków przewidział ten dzień na uwielbienie Najmiłosierniejszego Zbawiciela. 61 1. Konieczność ujawnienia ducha liturgii Niedzieli Przewodniej Liturgia jest obliczem Kościoła, któremu winno odpowiadać wewnętrzne usposobienie jego członków. To zaś usposobienie zależne jest od zewnętrznych oddziaływań przez odpowiednie kazania, śpiewy i obrzędy. Dlatego kult Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią nie powinien być ukryty w zmiennych częściach Mszy św. w języku łacińskim, ale winien on znaleźć wyraz w kazaniach, modlitwach, śpiewach i zewnętrznych uroczystościach, których konieczność wprost narzuca się w czasach dzisiejszych. Dzisiaj bowiem ludzkość odwraca się od Boga, grzechy coraz bardziej się mnożą, głos krwi niewinnie mordowanych i krzywdzonych wyznawców Chrystusa woła o pomstę, o wymierzenie sprawiedliwości oprawcom, którzy znowu wskutek nadmiaru zbrodni boją się myśleć o Bogu sprawiedliwym i dlatego wolą szerzyć bezbożnictwo. Otóż idea miłosierdzia Bożego, ujawniona w uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią, zwróci ich uwagę na możliwość uzyskania przebaczenia, wleje ufność w ich zrozpaczone sumienie i w taki sposób spowoduje powrót zbłąkanych do owczarni Chrystusowej. Jednocześnie wpłynie ta idea na wiernych i pobudzi ich do wytrwałości i większej ufności, do wytężenia sił swoich w celu złączenia wszystkich narodów w bratniej miłości — w jednej wspólnej owczarni pod jednym Pasterzem. Obecnie wielu chrześcijan należy do Kościoła tylko zewnętrznie, a w praktyce nie stwierdza swej przynależności do niego: całymi latami nie przystępują do sakramentów świętych, w dnie świąteczne nie uczestniczą we Mszy św., a nawet już nie chrzczą swych dzieci. Często ta obojętność wypływa nie ze złej woli, ale z braku uświadomienia doniosłości łask miłosierdzia Bożego, płynących z sakramentów chrztu, pokuty i Eucharystii. Ponieważ liturgia Niedzieli Białej — jak o tym była mowa wyżej — mocno uwypukla nieskończone miłosierdzie Boże w tych sakramentach, przeto podkreślenie tych łask w Niedzielę Białą niewątpliwie przyczyniłoby się do ożywienia życia religijnego u ludzi oziębłych i obojętnych. 2. Symbole Miłosierdzia Bożego Symbolem miłosierdzia Bożego, ujawnionego w najwyższym stopniu w Odkupieniu, jest woda i krew, które wypłynęły z otwartego włócznią boku Pana Jezusa na krzyżu 1. Ta prawda została poglądowo przedstawiona na obrazie, przedstawiającym Pana Jezusa w momencie ukazania się Jego Apostołom w dniu Zmartwychwstania wieczorem ze słowami: „Pokój wam!” i ustanowienia 62 sakramentu pokuty (J. 20, 19 nn.). Chrystus w białej szacie przepasanej pasem wchodzi do wieczernika przez drzwi zamknięte, spoglądając ku dołowi na Apostołów, według wschodniego zwyczaju spoczywających wokół stołu na niskich tapczanach; prawą ręką podniesioną do wysokości ramienia błogosławi, a lewą uchyla szatę w okolicy Serca (niewidzialnego), skąd wychodzą dwa promienie (na prawo od widza blady, a na lewo czerwony). Promienie te symbolizują wodę i krew, jakie wypłynęły z boku Zbawiciela po otwarciu go włócznią na krzyżu (J. 19, 34). Ojcowie i Doktorowie Kościoła widzą w tej wodzie i krwi symbol Kościoła rodzącego się z boku zmarłego Chrystusa, jak Ewa powstała z boku śpiącego Adama, wraz z sakramentami oczyszczającymi duszę (chrzest i pokuta, oznaczone przez promień blady), jak i życiodajnymi (sakrament Ołtarza i inne, oznaczone przez promień czerwony). 2 * * * W czasie ostatniej wojny bardzo się rozpowszechniły modlitwy i obrazy miłosiernego Chrystusa, malowane przez różnych artystów pod wpływem przeżyć siostry Faustyny Kowalskiej ze Zgromadzenia SS. Matki Boskiej Miłosierdzia. Obrazy te nie odpowiadają często wymogom sztuki kościelnej i nie posiadają żadnej historycznej podobizny Chrystusa. Każdy artysta przedstawia go na swój sposób, zależnie od talentu i wymogów sztuki malarskiej. Prawdziwa wartość obrazu leży nie tyle w zestawie kolorów, ile w wielkości Bożej łaski. W roku 1954 w Krakowie urządzono konkurs na obraz Najmiłosierniejszego Odkupiciela w momencie ukazania się Jego Apostołom w Wieczerniku w dniu Zmartwychwstania i ustanowienia sakramentu pokuty (J. 20, 19 nn.). Artystyczna Komisja Arcybiskupia w Krakowie pod przewodnictwem J. E. Biskupa Stanisława Rosponda, sufragana krakowskiego, dn. 2. IX. 1954 r. wybrała obraz art. mal. prof. Ludomira Sleńdzińskiego, co dn. 3. IX. 1954 r. potwierdziła Artystyczna Komisja Biskupia w Przemyślu, a dn. 5. X. 1954 r. zaakceptowała Komisja Główna Episkopatu Polski w Warszawie. 3 Tymczasem dnia 6. III 1959 r. w Osservatore Romano ukazała się „Notificatio S. Officii”, zalecająca wielką roztropność w szerzeniu kultu Miłosierdzia „według formuły S. Faustyny”. Obraz Najmiłosierniejszego Zbawiciela, zaaprobowany przez Główną Komisję Episkopatu, jako oparty na Ewangelii, a nie na objawieniu prywatnym, nie wydaje się podlegać temu zakazowi i dlatego pozostał w świątyniach. Powód tej Notyfikacji Św. Officium nie jest dostatecznie znany. Od pewnego jednak czasu patrzy się na całość sprawy już inaczej, szczególnie po II Soborze Watykańskim. W Konstytucji „O Kościele” (nr 34 i 35) orzekł on, że wierni również uczestniczą w funkcjach kapłańskich Chrystusa. Bóg 63 może użyczyć wiernym szczególnych łask, tzw. charyzmatów dla dobra całego Ludu Bożego. Ta prawda, przez Sobór Watykański II przypomniana, rzuca zupełnie nowe światło na posłannictwo siostry Faustyny Kowalskiej, której proces beatyfikacyjny jest w toku. 1 AAS, XXXXVIII, 1956, str. 333; S.T., III, q. 66, a. 3. S. Augustinus, „Sermo 259 in Dom. in Albis”, Migne, PL., 35, 1196. S. Brunonis ep. Signensis, „Homilia in Dom. in Albis”, Migne, P.L., 165, 291. B. Rabani Mauri arch. „Homilia in Dom. in. Albis”, Migne, P.L., 110, 291. Rudolphi Ardentis „Homilia in Domin. in Albis”, Mignę, P.L., 155, 1863. S.T., III, q. 62, a. 5, c. etc. 3 Ocena obrazu L. Sleńdzińskiego przez Artystyczną Komisję Arcybiskupią w Krakowie dnia 2. IX. 1954 r. tak brzmi: a) Pod względem artystycznym obraz stoi na wysokim poziomie i nie budzi żadnych zastrzeżeń. b) Pod względem dogmatycznym jest zgodny z nauką i przepisami Kościoła. c) Pod względem liturgicznym odpowiada wymaganiom i nawiązuje do liturgii Niedzieli Przewodniej oraz nie budzi zastrzeżeń i wątpliwości, które nasuwają dotychczasowe tego typu obrazy. (—) + Stanisław Rospond, Biskup Sufragan Krakowski, Przewodniczący. (—) Ks. Dr Tadeusz Kruszyński, Dziekan Wydziału Teologicznego U.J. Prof. Historii Sztuki. (—) Dr Adam Bochnak, Dziekan Wydziału Humanistycznego U.J. i Prof. Historii Sztuki. (—) Ks. Kazimierz Figlewicz, Kustosz Katedry na Wawelu. (_) Ks. Władysław Lutecki, Konserwator Muzeum i Przewodniczący Art. Komisji Biskupiej w Przemyślu — 3. IX. 1954. 2 * * * 3. Potrzeba uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela Wielkie idee objawione przez Boga znajdują swój wyraz nie tylko w obrazach świętych, ale przede wszystkim w uroczystościach, które Kościół ustanawia dla ich uczczenia. Dlatego idea miłosierdzia Bożego, którą zarówno Pismo św., jak i liturgia tak wyróżnia spośród innych doskonałości Bożych, winna znaleźć swój wyraz w formie uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela, na którą najodpowiedniejszym dniem jest niedziela pierwsza po Wielkanocy, czyli Niedziela Przewodnia. Wskazuje na to duch liturgii tej niedzieli, niepotrzebującej żadnych zmian liturgicznych, a tylko głębszego wniknięcia w myśl Autora liturgii, który przeznaczył ten dzień na uwielbienie Boga w miłosierdziu, jakie objawia się głównie w sakramentach chrztu, pokuty i Ołtarza, dziś niestety, niedocenianych i przez wielu zaniedbywanych. Ta uroczystość nie wprowadza żadnych zmian w cyklu liturgicznym, a tylko rozwija to, co było w liturgii, uwypukla i poglądowo przedstawia to, o czym obszernie pisali Ojcowie Kościoła, a czego dziś domaga się nędza ludzka. Żadna inna doskonałość Boża nie pobudza w takim stopniu grzeszników do poprawy, niewiernych do na wrócenia, oziębłych i stygnących do gorliwości, a rozpaczających do ufności, jak nieskończone miłosierdzie Boże. Na wielu ludzi świętość, potęga i sprawiedliwość Boża działają jakby hamująco, albowiem czują się bardzo nędznymi i słabymi oraz niegodnymi służby Bożej. Natomiast 64 wspomnienie na miłosierdzie Boże pobudza ich do pracy zarówno nad sobą jak i nad innymi, ożywia wielkoduszność do ofiar oraz męstwo do walki o Królestwo Boże. Jakże tedy szerokie perspektywy otwiera nam nabożeństwo do miłosierdzia Bożego! Jak ono jest dostosowane do czasów obecnych, w których cała ludzkość odczuwa swoją nędzę! Jak ono pociąga i trafia do przekonania duszom nawet najbardziej oziębłym! Z jaką błyskawiczną szybkością ogarnia całe kraje i narody! Daje im bowiem balsam kojący na rany ich dusz; umożliwia uczczenie tego, w czym Bóg pragnie być czczony i wielbiony; leczy duchowo człowieka, społeczeństwa i narody, które się z tym nabożeństwem zetknęły. Biorąc pod uwagę to wszystko, można twierdzić z całą pewnością, że jest to jedyny ratunek dla ginącej ludzkości i że ta ludzkość nie zazna uspokojenia, dopóki nie zwróci się z ufnością do miłosierdzia Bożego, czyli do Najmiłosierniejszego Odkupiciela przez uwielbienie Go w Niedzielę Przewodnią. Są jednak i trudności przy urzeczywistnieniu tych myśli. Nad ich rozwiązaniem teraz pokrótce się zastanowimy. II. Trudności 1. Kult Serca Jezusowego a kult Najmiłosierniejszego Zbawiciela Istnieją ludzie z góry uprzedzeni do wszelkiej nowości, toteż chcieliby oni widzieć Kościół jak ciało bez duszy, które całą swą doskonałość otrzymało od początku i winnoby w niej skostniałe pozostać. Wszystko więc co w ciągu wieków powstało, czy to w zakresie dogmatu, czy też pobożności, było zawsze w ich oczach wybujałością, a nawet zepsuciem. Tymczasem Kościół jest organizmem żywym i jak każdy organizm, rozwija się i udoskonala. Wprawdzie skarb Objawienia ze śmiercią ostatniego Apostoła został zamknięty, lecz wiele prawd, zawartych w Objawieniu, znajduje się w nim tylko w zawiązku i konkretne ich sformułowanie dokonuje się z wolna, w ciągu wieków, z pewnością pod naciskiem i kierownictwem Ducha Św., co wyraźnie pod kreślił ostatni Sobór Watykański. Dusza Pana Jezusa od pierwszej chwili wcielenia posiadała wszystkie skarby wiedzy i mądrości Bożej, lecz na zewnątrz ukazywały się one zwolna i stopniowo: w miarę jak Jezus wzrastał, rosły objawy wiedzy i mądrości i ujawniały się Jego cnoty. Podobnie dzieje się w Mistycznym Ciele Chrystusa, Kościele. Znajdujemy np. w Piśmie św. prawdę objawioną, że „Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo… Słowo stało się ciałem” (J. 1, 1 i 14), ale było to tylko nasionko, z którego w Kościele, po kilku wiekach rozwinęła się nauka, że Pan Jezus miał jedną Osobę Boską, a dwie odrębne natury, dwie wole i dwa 65 odrębne działania. To samo można powiedzieć o tytule Bożej Rodzicielki, o Jej Niepokalanym Poczęciu, Wniebowzięciu itp. Nie są to jakieś zupełnie nowe prawdy, lecz są to wyjaśnienia, rozwinięcia i określenia prawd objawionych. To samo stosuje się do nabożeństw, których nie można uważać za nowość, lecz za konsekwencje płynące z działalności żywego Kościoła. Skoro Kościół pozwoli na nabożeństwo prywatne lub poleci publiczne, winniśmy je z radością przyjąć i pomóc w jego rozszerzaniu. Kto postępuje inaczej, ten nie myśli tak, jak Kościół (non „sentit cum Ecclesia”). Takiego czucia nie mieli ci, którzy tak usilnie sprzeciwiali się kultowi Serca Pana Jezusa, że odwlekli jego zatwierdzenie na dwieście prawie lat. Podobnie postępują teraz z kultem Miłosierdzia Bożego ci, którzy utrzymują, że jest on zbyteczny, albowiem zawiera się już w kulcie Serca Jezusowego, lub że jest nawet szkodliwy, jako rywalizujący z tym ostatnim. Pożyteczną tedy będzie rzeczą poznać stosunek wzajemny tych obu kultów. W każdym kulcie rozróżniamy przedmiot materialny bliższy i dalszy, przedmiot formalny, oraz cel, do którego dany kult zmierza. Zbyteczny jest ten kult, którego przedmiot materialny bliższy, przedmiot formalny i cel mieści się już w innym kulcie ustalonym. Przedmiot dalszy może być podobny, a nawet wspólny. Ostatecznie przedmiotem dalszym wszystkich kultów jest Bóg w Trójcy Przenajświętszej Jedyny. Jeżeli tedy przedmiot bliższy materialny, przedmiot formalny i cel kultu miłosierdzia Bożego mieści się w kulcie Serca Jezusowego, ten pierwszy będzie rzeczywiście zbyteczny. Otóż bliższym przedmiotem materialnym w kulcie Serca Jezusowego jest żywe Serce Pana Jezusa, utworzone z ciała i złączone nierozdzielnie z Bóstwem Drugiej Osoby Boskiej — ze Słowem Przedwiecznym. To Najświętsze Serce było przebite na krzyżu i pozostaje razem z Bóstwem w Eucharystii. Wierni adorują Serce Pana Jezusa samo w sobie, to jest jako Serce, pałające miłością ku ludziom, a równocześnie głęboko zasmucone z powodu zniewag, jakimi ludzie je napawają. Jego wezwanie do miłowania Go staje się wezwaniem do współczucia, wynagrodzenia, przeproszenia i zadośćuczynienia i to jest właśnie głównym celem tego kultu. Można upatrywać w nim i inne cele, ale one będą tylko celami drugorzędnymi i przygodnymi. W kulcie Najmiłosierniejszego Zbawiciela, bliższym przedmiotem materialnym jest Krew i woda, które wypłynęły z przebitego boku Zbawiciela na krzyżu, a które są oznaczone na obrazie Najmiłosierniejszego Zbawcy przez promienie czerwony i blady. Symbolizują one — jak to widzieliśmy — Kościół, rodzący się z boku umarłego na krzyżu Zbawiciela, z sakramentami oczyszczającymi duszę (chrzest i pokuta — promień blady) i życiodajnymi (Sakrament Ołtarza i inne, których symbolem jest Krew — promień czerwony). Obraz ten bardzo harmonizuje z liturgią Niedzieli Przewodniej i ją poglądowo wyjaśnia. A więc przedmiot bliższy materialny w tym kulcie jest zupełnie inny, niż w kulcie Serca Jezusowego. 66 * * * Ale czy ta woda i Krew są bezpośrednio złączone z Bóstwem Chrystusa i czy mogą być przedmiotem materialnym czci Bożej, jak np. Najświętsze Serce Pana Jezusa? Według opinii teologów bezpośrednio z Bóstwem są złączone tylko te części ciała Chrystusa, które stanowią Jego naturę ludzką. (Inne części jak łzy, pot itp., które z ciałem Chrystusa łączą się pośrednio, nie są w jedności hypostatycznej ze Słowem Przedwiecznym). Nie ma wątpliwości, że najdroższa Krew Zbawiciela jest w jedności osobowej z Jego Bóstwem i dlatego zasługuje na uwielbienie w kulcie adoracji. Dowodem tego jest Uroczystość Krwi Przenajświętszej 1 lipca, litania do tejże Krwi, ostatnio zaaprobowana do publicznego odmawiania. Co się tyczy wody, która wypłynęła z boku Chrystusa, u niektórych powstają wątpliwości, czy ona może być przedmiotem kultu adoracji. Najnowsze badania medycyny stwierdzają, że woda owa jest żętycą „serum”, jaka się zawsze znajduje w osierdziu. W tym wypadku woda owa byłaby bezpośrednio złączona z ciałem Chrystusa i jako pozostająca w jedności hypostatycznej z Jego Bóstwem, mogłaby być przedmiotem czci. Ponieważ Kościół z reguły w uwielbieniu Chrystusa ma na względzie całe Jego człowieczeństwo i bez poważnych racji od tej zasady nie odstępuje, nie mielibyśmy pewności, czy ta woda razem z Krwią Zbawiciela mogłaby być przedmiotem kultu, zanim Stolica Apostolska nie wypowie się w tej materii. Mamy w liturgii Kościoła świadectwa, że kult tej wody już istnieje. Oto przy pokropieniu wodą święconą w czasie wielkanocnym celebrans śpiewa: „Widziałem wodę”, a chór kontynuuje: „wychodzącą z prawego boku świątyni, alleluja, alleluja, a wszyscy, których ta woda dosięgła, zostali zbawieni i mówić będą: alleluja, alleluja”… W brewiarzu, w hymnie na Jutrznię, w czasie wielkanocnym, obok Krwi wielbi się i wodę z boku Chrystusa, jako znak odkupienia: „Który jako Pasterz odwieczny myjesz trzodę wodą chrztu: to jest kąpiel dusz, to jest grób grzechów”. Podobnie śpiewamy w hymnie Eucharystycznym: „Witaj prawdziwe Ciało, zrodzone z Maryi Dziewicy, z którego boku przeszytego wypłynęła woda i krew”. Wreszcie w Westchnieniach św. Ignacego do Najmiłosierniejszego Zbawiciela, zaopatrzonych w odpusty, jakie się znajdują w Brewiarzu wśród modlitw po Mszy św., czytamy: „Krwi Chrystusowa, pokrzep mię! Wodo z boku Chrystusa, obmyj mię”. Co do podstaw tego kultu jedni sądzą, że owa woda stanowi część składową ciała Chrystusa i że za taką uważa ją Duch Św. w Ewangelii św. 67 Jana i w I – szym jego liście: „A jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok jego, a natychmiast wypłynęła krew i woda. A ten, który widział, dał świadectwo i prawdziwe jest jego świadectwo” (J. 19, 34 – 35). „Jest to ten sam Jezus Chrystus, który przyszedł przez wodę i przez krew, nie w wodzie tylko, ale w wodzie i we krwi… I Trójca wydaje świadectwo na ziemi: duch, woda i krew, a Trójca ta jednym jest” (I J. 5, 6 i 8). Te słowa umieszczone zostały z natchnienia Ducha Św., aby specjalnie i łatwo można było Wodzie tej obok Krwi cześć oddawać. Dlatego jedna i druga może być przedmiotem kultu. Inni znowu wprost twierdzą, że kult wody, jaka wypłynęła z boku Chrystusa, jest możliwy z powodu jej istotnej łączności z człowieczeństwem Odkupiciela. W jednym i drugim wypadku kult krwi i wody, jaka wypłynęła z boku Najmiłosierniejszego Zbawiciela, jest dopuszczalny i one mogą być przedmiotem materialnym w kulcie Miłosierdzia Bożego, czyli Najmiłosierniejszego Odkupiciela. 4 4 Franciscus Diekamp, O.P. „Theologiae Dogmaticae manuale”, Parisiis, 1950 r. II, 253 – 255. Dr Petrus Parente: „De Verbo Incarnato”, Romae 1946, p. 110. Pierre Barbet: „La Passion de N.S. Jésus – Christ selon la chirurgie” Issoudun, France, 1950. * * * Przedmiotem formalnym w kulcie Serca Jezusowego czyli motywem tego kultu jest miłość Zbawiciela ku rodzajowi ludzkiemu, nie wykluczając Jego miłości ku Ojcu. Miłość Pana Jezusa ku nam jest Boska i ludzka. Stąd Serce Jezusowe można uważać za symbol Jego potrójnej miłości ku nam: 1) Boskiej, 2) ludzkiej duchowej, 3) ludzkiej zmysłowej. To Serce nie jest jednak obrazem formalnym, czyli znakiem doskonałym miłości Boskiej Słowa Przedwiecznego ku ludziom, a tylko jak gdyby jej śladem — „quasi vestigium”. Żaden bowiem obraz nie jest w stanie przedstawić istoty tej nieskończonej „miłości miłosiernej”, jak ją nazywa Pius XII w Encyklice „Haurietis aquas” 5. Stąd wynika, że w kulcie Serca Jezusowego czcimy przede wszystkim miłość ludzką Zbawiciela ku nam obok miłości Boskiej ku ludziom, która jako miłość ku nędznemu człowiekowi jest miłosierdziem. Czyli, że w tym kulcie czcimy tylko ślad miłosierdzia Bożego. Przedmiotem formalnym w kulcie Najmiłosierniejszego Zbawiciela, czyli motywem tego kultu jest miłosierdzie Ojca, Syna i Ducha Św., które można nazwać miłością, ale w innym znaczeniu niż to, które nadajemy temu wyrazowi w potocznej mowie, albowiem nie jest to miłość upodobania w doskonałościach, ale litosna miłość nędzy, w jakiej ludzkość znalazła się po grzechu, jak mówi Pismo św.: „Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego przyciągnąłem cię, litując się” (Jer. 31, 3). Toteż Pius XII we wspomnianej Encyklice „Haurietis aquas” odróżnia miłość Boga we właściwym znaczeniu, miłość jaka się wyraża 68 w stosunku Osób Boskich do siebie, od miłości Boga ku ludziom, którą nazywa „miłością miłosierną”, czyli miłosierdziem Bożym 6. A więc i formalny przedmiot tego kultu jest inny. Celem kultu Miłosierdzia Bożego jest obudzenie ufności ku Bogu przez Pośrednika Jezusa Chrystusa, jak na to wskazuje podpis pod obrazem: „Jezu, ufam Tobie”. Dziś ludzie przesadnie zaufali sobie, swojemu rozumowi, swojej sile i wynalazkom, dlatego znaleźli się nad brzegiem przepaści i drżą przed niepewną przyszłością, jak powiada Pismo św.: „Przeklęty człowiek, co na ludziach polega i w ciele pokłada swoją siłę. Szczęśliwy mąż, co na Bogu polega, którego jest Pan” (Jer. 17, 5 – 8). Cel tedy tego kultu jest również inny niż kultu Serca Jezusowego. Dalszym przedmiotem w jednym i drugim kulcie jest Osoba Boga Człowieka. Ale gdy w kulcie Serca Jezusowego Pan Jezus przed stawiony jest na obrazach w różnych postawach (stojącej, popiersie, z globem ziemskim w ręku lub bez niego itp.), z Sercem uwidocznionym na zewnątrz, bez określenia momentu z Jego życia na ziemi — w kulcie miłosierdzia Bożego tym przedmiotem jest Zbawiciel w Wieczerniku, w momencie ukazania się Apostołom w dniu Zmartwychwstania ze słowami: „Pokój wam!” i ustanowienia Sakramentu pokuty — sakramentu miłosierdzia Bożego. Charakterystyczną cechą obrazu Najmiłosierniejszego Zbawiciela są nie tylko promienie, symbolizujące bliższy przedmiot materialny tego kultu, ale cała ludzka postać Zbawiciela we wspomnianym momencie, jako Pośrednika między Bogiem w Trójcy jedynym a rodzącym się z boku Jezusa Kościołem. Jakkolwiek na obrazie widzimy postać ludzką Pana Jezusa we wspomnianym momencie, kult ten poprzez Najmiłosierniejszego Zbawiciela odnosi się do wszystkich trzech Osób Boskich Trójcy Przenajświętszej w równej mierze, a Pan Jezus w swojej ludzkiej postaci jest tylko Pośrednikiem, przez którego człowieczeństwo płyną ustawicznie łaski, oczyszczające dusze nasze i ożywiające je. Sprawcą zaś tych wszystkich łask jest pochodzący od Ojca i Syna Duch Św., który działa we wszystkich sakramentach św., sakramentaliach, charyzmatach i w każdym zasługującym czynie. Z powyższego wynika, że kult Najmiłosierniejszego Zbawiciela jest inny niż kult Serca Jezusowego, albowiem różni się od niego w swoim przedmiocie materialnym, formalnym i w celu. Tam przedmiotem bliższym materialnym jest Serce Pana Jezusa, a tu Krew i woda, które wypłynęły z tego Serca; tam dalszym przedmiotem jest Osoba Zbawiciela, bez określonego momentu w Jego życiu ziemskim, a tu ta sama Osoba — w momencie ustanowienia sakramentu miłosierdzia Bożego; tam przedmiotem formalnym jest miłość Zbawiciela ku ludziom, przede wszystkim miłość ludzka, a tu — miłosierdzie Boże, czyli w szerszym znaczeniu miłość Ojca, Syna i Ducha Św.; tam głównym celem kultu jest miłość zadośćczyniąca, przepraszająca i wynagradzająca, a tu obudzenie ufności ku Bogu w sercach ludzi, stojących nad brzegiem przepaści. 69 Toteż kult Najmiłosierniejszego Zbawiciela nie rywalizuje z kultem Serca Jezusowego, nie zasłania go i nie zawiera się w nim całkowicie. Przeciwnie, jest on logiczną konsekwencją kultu Serca Jezusowego, albowiem rozszerza go, pogłębia i uzupełnia. Obraz Najmiłosierniejszego Zbawiciela nie może zastępować obrazu Serca Jezusowego i nie wpływa ujemnie na „solenność nabożeństw pierwszopiątkowych”, jak się tego niektórzy obawiają. Praktyka wykazuje, że tam, gdzie obok obrazu Serca Jezusowego wprowadzono obraz Najmiłosierniejszego Zbawiciela, powaga i uroczysty charakter nabożeństw pierwszopiątkowych jeszcze bardziej się spotęgowały: zwiększyła się pobożność i ilość przystępujących do sakramentów św. oraz podwoiły się tłumy na nabożeństwach czerwcowych. Dzięki bowiem temu obrazowi wierni lepiej poznają stosunek Boga do ludzi i pojmują, że nie tylko Zbawiciel ich kocha, ale że przede wszystkim lituje się nad nimi, byleby się zwracali do Niego w duchu pokuty i z ufnością. 5 6 AAS, 1956, str. 344. AAS, 1956, str. 321. 2. Inne trudności Są jeszcze inne trudności, wysuwane tu i ówdzie. Nie są one poważne, ale dla całości będzie rzeczą zbyteczną o nich wspomnieć i obiektywnie je rozwiązać. Niektórzy utrzymują, że w Kościele nie ma zwyczaju czcić osobno poszczególnych doskonałości Bożych. Takie twierdzenie nie zgadza się z rzeczywistością, albowiem kult mądrości Bożej sięga pierwszych wieków chrześcijaństwa (w Konstantynopolu świątynia Hagia Sophia); podobnie od dawna Kościół czci Opatrzność Bożą, wznosi pod tym wezwaniem świątynie i eryguje Arcybractwa (Klemens X, dnia 19 sierpnia 1705 r., udzielił odpustów dla Arcybractwa Opatrzności). Kult doskonałości Bożych skierowuje się w rzeczywistości ku samemu Bogu, gdyż doskonałości te nie różnią się rzeczowo od Jego istoty. Zresztą kult ten tylko ubocznie ma za przedmiot doskonałość miłosierdzia Bożego, a bezpośrednio skierowany jest do Osoby Najmiłosierniejszego Zbawiciela, przez którego ta doskonałość Boga najbardziej się ujawniła. Jak w uroczystości Chrystusa Króla ubocznie czcimy doskonałość panowania Boga nad światem, tak w uroczystości Najmiłosierniejszego Odkupiciela uczcimy miłosierdzie Boże. U niektórych znowu powstaje wątpliwość, czy potrzebna jest osobna uroczystość, jeżeli w każdej modlitwie Kościół zwraca się do miłosierdzia Bożego? Otóż ludzie nie zwykli zwracać uwagi na to, co się powtarza często, a tym bardziej codziennie. Natomiast zastanawiają się i poznają lepiej rzecz powszednią wówczas, gdy okazujemy ją w szacie świątecznej. Dlatego, mimo 70 że codziennie i wielokrotnie wielbimy Trójcę Świętą w doksologii („Chwała Ojcu, Synowi i Duchowi Św., jak było na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen”) i w znaku krzyża, Kościół uznał za rzecz konieczną ustanowić na uczczenie tej tajemnicy osobną uroczystość, którą Jan XXI rozciągnął w roku 1334 na cały świat katolicki. Tym bardziej występuje konieczność obrania jednego dnia na uwielbienie Boga w miłosierdziu w uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela, którego dziś ludzkość tak bardzo potrzebuje, ale Go nie zna i nie naśladuje. Inni znowu wysuwają niewłaściwość „wyłuskiwania z tęczy przymiotów Bożych (sprawiedliwości, wszechmocy, miłości itp.) jednego tylko miłosierdzia”. Odpowiedzi na tę trudność udziela sam Chrystus, który wyróżnia miłosierdzie Boże spośród innych doskonałości, gdy nie nakazuje wielbić i naśladować wszechmocy, sprawiedliwości, miłości czy innych przymiotów Boga, ale przede wszystkim Jego miłosierdzie: „Bądźcie miłosierni, jak i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łk. 6, 36). Nie można bowiem naśladować tego, kogo się nie zna i nie czci. Kto chce, niech wielbi i sprawiedliwość, ale jeżeli ją na siebie ściągnie w tym życiu, dokąd się zwróci bez miłosierdzia Bożego? „Sprawiedliwość Twa słusznie nas zagubić może — głosi pieśń Urbana VIII: „Przed oczy Twoje, Panie”. Wielbiąc Boga w miłosierdziu, wielbimy Go i w miłości, która — jak wiemy — w stosunku do ludzi jest miłosierdziem. Inni mówią: „Uroczystość Miłosierdzia Bożego może być okazją do zbytniej ufności, która jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu. Toteż ustanowienie jej nie byłoby wskazane, szczególnie ze względu na ludzi mało uświadomionych w rzeczach wiary”. Odpowiadamy im, że miłosierdzie Boże nie oznacza bezkarności, a ufność w miłosierdzie Boże — zuchwalstwa. Droga do miłosierdzia Bożego prowadzi tylko przez pokutę i mocne postanowienie poprawy, której koniecznym składnikiem jest ufność, pobudzająca do wierności w spełnianiu wszystkich obowiązków przy pomocy łaski Bożej. Stąd dla ludzi dobrej woli nie będzie żadnego niebezpieczeństwa. A że zła wola ludzka może czasami nadużyć rzeczy dobrej, nie jest to powód do zwalczania tej rzeczy. Ludzie bardzo nadużywają łask Bożych, a nawet nieraz nadużywają Przenajświętszego Sakramentu, a mimo to Bóg nie przestaje im łask swoich udzielać. Co się tyczy ludzi nieuświadomionych w rzeczach wiary, nie można przed nimi ukrywać tego, co stanowi konieczny warunek usprawiedliwienia, a tym warunkiem jest ufność w miłosierdzie Boże. Słuszną i godziwą, a nawet konieczną jest rzeczą, abyśmy dobrze poznali to, czego nas uczy o Bogu Pismo św. i Tradycja, czyli to, co Bóg sam o sobie objawił. Jeśli bowiem w nadmiernej swej łaskawości odkrywa nam tajemnice swego życia wewnętrznego i działania na zewnątrz, to czyni to nie w innym celu, jak tylko po to, abyśmy starali się to poznać, przyjąć, słuchać i wszystkim ułatwić zrozumienie tego. Już przez to samo Bóg okazuje nam swe nieskończone miłosierdzie, że dozwala nam wejrzeć 71 w swe tajemnice i motywy działania, że nie uważa nas tylko za sługi, że nie obchodzi się z nami jak z niewolnikami, którzy nie wiedzą, co się dzieje w domu Pana. Tak postępując Bóg dowodzi, że uważa nas za swe dzieci, którym wolno wiedzieć, co się dzieje w rodzinie Ojca, że uważa nas za przyjaciół, przed którymi odsłania swe skarby, jak to powiedział Zbawiciel: „Już was nie nazwę sługami, bo sługa nie wie, co czyni Pan jego. Lecz nazwałem was przyjaciółmi, bo wszystko, cokolwiek od Ojca usłyszałem, oznajmiłem wam” (J 15, 15). Wreszcie niektórym nasuwa trudności sam dzień Niedzieli Przewodniej, której liturgia ściśle łączy się z uroczystością Zmartwychwstania; dlatego — powiadają — „wyłuskiwanie w tym czasie miłosierdzia Bożego prowadzi do spłycenia fundamentalnego dogmatu chrześcijaństwa i odwraca uwagę od faktu Zmartwychwstania” 7. Otóż fakt Męki i Zmartwychwstania Bożego jest ujawnieniem największego miłosierdzia Bożego, największego triumfu Zbawiciela nad nędzą śmierci, grzechu i piekła. Podkreślenie motywu daru nie tylko nie odwraca uwagi od samego daru, ale jeszcze bardziej ją na nim skupia. Dlatego podkreślenie motywu Męki i Zmartwychwstania, jakim jest miłosierdzie Boże, bardziej podnosi w umyśle wiernych znaczenie tego faktu i pobudza do radości i wdzięczności. Według logiki przez rozszerzenie przesłanki wniosek umacnia się, a nie osłabia, Kult zaś miłosierdzia Bożego w Okresie Wielkanocnym jest tylko rozszerzeniem przesłanki, a zatem może tylko bardziej skupić uwagę na fakcie Zmartwychwstania Zbawiciela. Zresztą nie możemy ukrywać tego, co w liturgii występuje z całą oczywistością. Inaczej rozminęlibyśmy się z jej celem, a liturgista sprzeniewierzyłby się swemu zadaniu. Właśnie dlatego, że Niedziela Przewodnia jest ukoronowaniem Niedzieli Zmartwychwstania i jej dopełnieniem, że jest z nią zrośnięta bogatymi w treść myślami i obrzędami liturgicznymi, jest rzeczą konieczną uwypuklić te myśli, rozwinąć je i poglądowo wiernym przedstawić, a nie ukrywać. Inaczej byłby to nie tylko „błąd architektoniczny, psujący czystość stylu liturgicznego”, ale wręcz przekreślenie celu liturgii, ukrywanie przed światem tego, co Oblubienica Chrystusowa od wieków chce mu pokazać. Wierni zwykle rozważają to, co im kapłan podaje w kazaniu, co jest treścią modlitw odmawianych lub pieśni śpiewanych. W uwielbieniu zaś Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią tylko o to chodzi. Nie wprowadzamy bowiem żadnych zmian w liturgii, a tylko pragniemy uwypuklić to, co tak jasno wypływa z jej ducha, a czego domaga się więcej niż kiedykolwiek psychika ludzi, której tak bardzo odpowiada idea miłosierdzia Bożego, jak o tym świadczy spontaniczne szerzenie się tego kultu po całym świecie. Życie Kościoła nie mumifikuje się, ale dlatego, że jest życiem, rozwija się podobnie jak i jego modlitwa. Każde pokolenie przynosi cząstkę w wiekowym hołdzie Panu Bogu. I tak będzie aż do końca świata. Wyrażenie czci i 72 uwielbienia nie jest zawsze jednakowe. Dlatego widzimy z biegiem wieków rozwój życia liturgicznego. Życie to na początku było bardzo skromne, ale posiadało w zarodku pełnię swej żywotności i powoli doszło aż do nas w szacie swych dzisiejszych modlitw, obrzędów ofiary Mszy św. i śpiewów. Żywotność liturgii wynika z nieprzebranych łask Bożych i wiary samego Kościoła. Otóż zachwianie dziś wiary u wielu wymaga jej ożywienia przez kult Miłosierdzia Bożego i uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią. Życie Mistycznego Ciała Chrystusa i życie każdego z Jego członków jest dalszym ciągiem, pewnego rodzaju powtórzeniem życia samej Głowy — Chrystusa. Dlatego Kościół w ciągu roku liturgicznego ustawicznie przesuwa przed oczyma wiernych, jakby film ziemskiego życia Chrystusa. W miarę jak taśma tajemnic życia naszego Pana rozwija się na ekranie roku liturgicznego, dzieci Kościoła mają możność przyswajać sobie całość dogmatów i całą etykę chrześcijańską. Punktem kulminacyjnym w tym rozwoju jest Uroczystość Zmartwychwstania, która winna nam przypomnieć główny motyw wszystkich dzieł Bożych, a przede wszystkim Odkupienia.8 Tym motywem jest właśnie miłosierdzie Boże, które Autor liturgii tak mocno podkreśla w Tygodniu Wielkanocnym, a szczególnie w Niedzielę Przewodnią. Streszczając wszystko, co było dotychczas powiedziane stwierdzamy, że wszystkie trudności wysuwane w związku z wielbieniem Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią, są wynikiem tylko nieporozumienia, że ze względu na obecne położenie świata kult ten dziś jest koniecznością, że każdy duszpasterz może i winien w tym dniu głosić kazanie o miłosierdziu Bożym i za pozwoleniem ordynariusza urządzać nabożeństwo z wystawieniem Przenajświętszego Sakramentu, a gdzie na to pozwalają warunki od Wielkiego Piątku do soboty przed Niedzielą Przewodnią, odprawiać liturgiczną nowennę ku czci Najmiłosierniejszego Zbawiciela,9 albo przynajmniej odprawić triduum przed Niedzielą Przewodnią. Od Niedzieli Przewodniej natomiast aż do Niedzieli Dobrego Pasterza duszpasterze z pożytkiem zorganizują Tydzień Miłosierdzia, celem przyjścia z pomocą biednym lub głodującym w świecie, pobudzając wiernych do naśladowania miłosierdzia Bożego poprzez uczynki miłosierne. Symbolem tej akcji niechaj będzie obraz Najmiłosierniejszego Zbawiciela, a hasłem: „Uwielbiony Bóg w Trójcy i miłosierdziu!”. 7 „Homo Dei”, Przegląd Ascetyczno – Duszpasterski, Warszawa 1950, str. 668. 8 Jacek Woroniecki O.P. „Tajemnica Miłosierdzia Bożego”, Poznań 1945, s. 75 – 155 9 Ks. Dr Michał Sopoćko, „Nowenna i inne modlitwy do Miłosierdzia Bożego”, Nakładem OO. Marianów. Stockbridge, Mass., USA, Druk w Londynie, 1961, s. 32. 73 74 Panie, wysłuchaj miłosiernie modlitwy pokornie Cię błagających, i spraw, niech proszą o to, co się Tobie podoba, abyś mógł wypełnić ich pragnienia. (Modlitwa liturgiczna 9 – tej Niedzieli po Zesł. Ducha Św.) 75 76 Rozdział czwarty NIEPOKALANA MATKA MIŁOSIERDZIA Mówiąc o uwielbieniu Boga w miłosierdziu przez ustanowienie uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela, nie można pominąć Tej, którą Bóg obdarzył największym miłosierdziem, uwalniając Ją od grzechu pierworodnego i przeznaczając na Matkę swego Syna. Ona najlepiej uwielbiła Boga w tej doskonałości, gdy w pieśni „Magnificat” tak mocno podkreśliła jej powszechność i ciągłość: „A miłosierdzie Jego z pokolenia w pokolenie nad tymi, którzy się Go boją” (Łk. 1, 50). Ona widziała największe miłosierdzie we Wcieleniu i Odkupieniu, w którym sama wzięła czynny udział i przez to stała się naszą Matką miłosierdzia: „Przygarnął w opiekę Izraela, sługę swego, pomny na miłosierdzie swoje” (Łk. 1, 54). Zastanówmy się bliżej, dlaczego Kościół nazywa Maryję Matką miłosierdzia i jakie z tego tytułu mamy obowiązki? I. Dlaczego nazywamy Maryję Matką Miłosierdzia? Maryję nazywamy Matką miłosierdzia z podwójnego tytułu: ponieważ jest Ona Matką Jezusa Chrystusa, uosobienia miłosierdzia Bożego i ponieważ jest Ona naszą Matką, świadczącą nam ustawicznie swoje miłosierdzie. 1. Maryja jest Matką Jezusa — uosobienia miłosierdzia Bożego Tytuł Maryi jako Matki Boga – Człowieka, jest najwspanialszym ze wszystkich, jakimi zdobimy Jej imię. Jest to źródło całej Jej wielkości i powód Niepokalaności. Słowo „Matka Boga”, czyli „Bogarodzica” oznacza stworzenie rozumne, wyniesione ponad wszystko do najwyższego stopnia: jest Ona większa nie tylko ponad wszystko, co Bóg uczynił, ale nawet wyższa ponad wszystko, co Bóg może uczynić. Gdyby bowiem stworzył jakąś istotę wyższą od Serafinów i Cherubinów, zawsze między tym stworzeniem a Matką Boga byłaby różnica, jaka zachodzi między sługą a Panią, między poddanym a Królową. Słowo 77 „Matka Boga” oznacza istotę dopuszczoną do przedwiecznej płodności Boga Ojca. Jest to godność tak wielka, że całe niebo jest przejęte czcią i uwielbieniem dla Niej. Nawet Serafini nie mogą całkowicie pojąć godności Tej, którą Słowo Przedwieczne nazywa swą Matką, a Ona Je — swoim Synem. Wprawdzie to Słowo przed wiekami rodzi się tylko z Boga Ojca, ale gdy z miłosierdzia ku ludziom stało się Ciałem, wówczas wzięło naturę z łona Maryi, łącząc ją ze swoją Boską naturą w jednej Osobie i nadając przez to czynom natury ludzkiej wartość i godność Boską. Słusznie tedy Ojcowie Soboru Efeskiego (431) nazwali Maryję Bogarodzicą, albowiem Jej — jako Matce Chrystusa według natury ludzkiej — przysługuje tytuł Matki Bożej; nie porodziła bowiem Jego natury ludzkiej w oddzielności od Osoby Boskiej, lecz prawdziwie porodziła Osobę Boską, Słowo Przedwieczne, Wcielone. „Wszystkie drogi Pańskie — to łaska i miłosierdzie” (Ps. 24, 10), ale największym dziełem miłosierdzia Bożego jest Odkupienie. Św. Tomasz widzi pełnię wszechmocy i miłosierdzia dopiero w Odkupieniu. Dlatego powiada za św. Augustynem,1 że większą potęgę Bóg okazał w naprawieniu upadku prarodziców, niż w stworzeniu najdoskonalszych duchów niebieskich, albowiem łatwiej jest z nicości wyprowadzić świętych, niż ze stanu grzechu, który jest niżej nicości, podnieść grzeszników i uczynić ich synami światłości.2 Tę myśl wyraża i Kościół w liturgii: „Boże, który wszechmoc Twoją objawiasz najbardziej w przebaczaniu i zmiłowaniu” (Kolekta niedzieli po Zesłaniu Ducha Św.). Grzech jest nieskończoną obrazą Boga i nikt z ludzi nie mógł zadośćuczynić za tę obrazę jak tylko równy Bogu — Syn Jego w ludzkiej naturze, nieoddzielonej od natury i Osoby Boskiej. Jako najwyższy Nauczyciel wyrwał On rozum ludzki z niewoli błędu i podał mu naukę, która jak promień słoneczny, oświeca go światłem wiary. Jako najwyższy Kapłan złożył On godną Bogu ofiarę zadośćuczynienia za grzechy świata. Jako Król zwyciężył śmierć, grzech i szatana, ustanawiając niewyczerpany skarb zasług, z którego ludzie mogą ustawicznie czerpać łaski i uwalniać się od winy i kary za nią należnej. We wszystkich tych niewysławionych dziełach miłosierdzia Bożego, Maryja bierze czynny udział. Przede wszystkim nie porodziła Ona Jezusa innego, ale tegoż najmiłosierniejszego Boga i Człowieka w jednej Osobie Boskiej, która właśnie z Niej narodziła się w ciele. Jakkolwiek dała Jezusowi naturę ludzką, ale ta natura czyli człowieczeństwo Chrystusowe, nie istnieje samo w sobie, lecz w Osobie Słowa, stąd wynika, że nie wydała na świat tylko człowieczeństwa Jezusowego lecz zarazem Jezusa — Boga Człowieka, naszego Zbawiciela. Nie wydała na świat Jezusa, który by nie był jednocześnie naszym bratem, który by nie był Głową Ciała Mistycznego, a my Jego członkami, który by nie był dla nas Królem miłosierdzia, a Ona Matką tego Króla, czyli Matką miłosierdzia. 78 Już w Niepokalanym Poczęciu przysposabia Ją Ojciec Przedwieczny na Matkę miłosierdzia, uwalniając Ją od grzechu pierworodnego i udzielając Jej nadmiaru łaski uświęcającej i cnót wlanych, i to udzielając w takim stopniu, w jakim nigdy one nie były udziałem żadnego człowieka. W chwalebnym narodzeniu ujawniły się niezrównane przymioty Matki miłosierdzia: Jej szlachetne i czyste ciało, szczególne zdolności umysłu i siła woli oraz tkliwe i miłosierne Niepokalane Serce. Wszak Zbawiciel nasz miał nosić na sobie obraz i podobieństwo Matki, wypadało tedy, by Ona jako Matka Króla miłosierdzia, sama była wyposażona w najwznioślejsze cechy przyrodzone tego przymiotu. Ale jakże niezrównanym cudem jest Ona z powodu łask i darów nadprzyrodzonych! Nie tylko już cnoty wlane, ale i dary Ducha Św. ze swymi owocami były w Niej w stopniu najwyższym. „Rozlany jest wdzięk na ustach Twoich, dlatego błogosławił Ci Bóg na wieki!… W śliczności Twojej i piękności Twojej nadciągnij, szczęśliwie postępuj i króluj dla prawdy i cichości i sprawiedliwości; a poprowadzi Cię przedziwnie prawica Twoja” (Ps. 44, 3 – 5). Przed taką to Dziewicą staje Anioł Pański, nazywając Ją słusznie „łaski pełna”, albowiem już wówczas posiadała tyle łask jak nikt na ziemi i na niebie. Potem dodaje: „znalazłaś bowiem łaskę u Boga”, jakiej nikt nie dostąpił i nie dostąpi, — „Oto poczniesz w łonie i porodzisz Syna i nadasz mu Imię Jezus”, to jest Zbawiciel — Król miłosierdzia, a przez to samo staniesz się Matką miłosierdzia. Maryja dzięki światłu z góry zrozumiała znaczenie swego posłannictwa, a otrzymawszy zapewnienie Anioła, że spełni je bez utraty dziewictwa, z bezwzględnym poddaniem się planom i odwiecznym wyrokom Boga oraz z wielką ku nam miłością wypowiedziała swą zgodę: „Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk. 1, 38). Wówczas to poczęła i odtąd nosiła w swym łonie Jezusa, a ponieważ była świadoma Jego posłannictwa, przeto już wówczas poczęła i nosiła w swym łonie nas wszystkich przyjmując z całą miłością tytuł Matki naszej i Matki miłosierdzia. Nic nie da się porównać z pięknością, potęgą i głębią tego aktu, przez który Słowo Przedwieczne rozpoczyna swe życie ziemskie, a my w sposób mistyczny życie nadprzyrodzone. Cała wiara, wszystkie pragnienia ubiegłych stuleci i pokoleń ludzkich, cała ich tęsknota dosięgły szczytu doskonałości w zezwoleniu Maryi na Boskie macierzyństwo. Wszystkie dzieła miłosierdzia Bożego, mające się ujawnić aż do skończenia świata, zaczynają się w tym akcie urzeczywistniać. Maryja ze świadomością tego dobrowolnie dała przyzwolenie swoje, przyjmując z całym zapałem swego macierzyńskiego Serca tytuł Matki miłosierdzia i godząc się zarazem na życie pełne niewymownych cierpień i bólów. Oto nosi w swym łonie dwóch synów: Jezusa i nas. Kocha przede wszystkim Jezusa, ale zarazem kocha i nas wszystkich i jak Rebeka troszczyła się o Jakuba, który chciał przywłaszczyć sobie przywilej Ezawa, tak Ona troszczy się, byśmy przywłaszczyli sobie zasługi Jezusa zostawiając Mu cierpienia, a zagarniając Jego dziedzictwo. 79 Następnie w chwili ofiarowania swego Syna w świątyni Maryja zaczyna wywiązywać się ze swego obowiązku i składa ofiarę z Jezusa, aby za tę cenę wykupić nas wszystkich dla życia nadprzyrodzonego. Symeon przypomina Jej straszną treść tej tajemnicy, której już była świadoma. Maryja bierze z rąk Symeona swój drogi skarb, ale wie, że Jezus już nie należy do Niej, że przeznaczony jest na śmierć, że dany jest Jej tylko jako Baranek, którego ma żywić i chować na ofiarę, na wykup za drugiego syna — ludzkość całą. Jakiż to okropny ból, który się nie da ukoić, a który będzie się tylko potęgował, albowiem oczami duszy zawsze będzie widziała Jezusa umęczonego za nas. Matka miłosierdzia poczęła nas tedy w chwili Zwiastowania. Nosiła w swym łonie, gdy ofiarowała Jezusa w świątyni i gdy ponawiała w swym Niepokalanym Sercu tę ofiarę przez cały czas pobytu w Egipcie i Nazarecie, jak również w czasie publicznego nauczania Jezusa. Wreszcie porodziła nas w boleściach na Górze Kalwaryjskiej u stóp krzyża, na którym umierający Zbawiciel powiedział do Niej wskazując na Jana: „Niewiasto, oto syn Twój”, a do Jana: „Synu, oto Matka twoja”. Jest to odpowiedź Pana Jezusa na „Fiat” — „niech się stanie” — wyrzeczone przez Maryję w chwili Wcielenia, jakby mówił: „Zgodziłaś się być Matką moją, nie żałowałaś swego jedynego Syna złożyć w ofierze, aby zbawić grzeszników, więc ich weź jako braci moich, oni będą odtąd dziećmi, a Ty bądź im Matką miłosierdzia”. 1 Tract. 71. 2 S.T., III, q. 43, a. 4. ad. 2. 2. Maryja jest naszą Matką Miłosierdzia Od czasu śmierci Pana Jezusa Maryja stała się naszą Matką miłosierdzia, albowiem wyjednywa nam łaski i sprowadza miłosierdzie Boże na nas. Wniknijmy głębiej w Niepokalane Serce Matki naszej. Zastanówmy się nad tym, czym Ona jest i zawsze była dla wszystkich ludzi, a dla nas w szczególności. Przypomnijmy sobie, że Jezus jest Głową Ciała Mistycznego, którego my jesteśmy członkami. Jeżeli tedy Jezus narodził się z Maryi, tym samym ci wszyscy, którzy są cząstką Jezusa, muszą duchowo się rodzić. A jak Jezus narodził się tylko dzięki Jej przyzwoleniu, tak i my stajemy się braćmi Jezusa, a Jej dziećmi tylko dlatego, że Jej Niepokalane Serce macierzyńskie pragnęło tego, chciało i prosiło o to. Jakąż miłością i wdzięcznością winna przejąć nas ta prawda, że Maryja wyróżniła nas spośród milionów dzieci, osobiście nas wybrała i ukochała, uprosiła nam u Syna swego łaskę powołania do chrześcijaństwa, jak gdyby nas tylko miała na względzie. Stosunek Maryi do nas jako Matki miłosierdzia jest bardzo konkretny i ma więcej tkliwości, niż to możemy sobie wyobrazić. Żyliśmy w Niej nim zaczęliśmy nasze ziemskie bytowanie, albowiem już wówczas przygotowała 80 Ona dla nas kolebkę w swoim Niepokalanym Sercu: odczuwała z naszego powodu niewypowiedzianą radość, ale też i wielką trwogę. Ileż to bowiem istot ludzkich ginie obecnie nie ujrzawszy światła Bożego! Maryja ze szczególną czułością wyjednała nam sumiennych rodziców, oddalała niebezpieczeństwa, czuwała przy naszym urodzeniu, a następnie przy odrodzeniu w wodzie Chrztu św., przyciskała nas do swego macierzyńskiego Serca i wreszcie przedstawiła Ojcu niebieskiemu jako swe wybrane i ukochane dzieci. Potem wybiła ważna godzina, gdyśmy mieli posługiwać się rozumem i ująć w swe ręce kierownictwo życia decydując sami, czy mamy żyć dla Boga, czy dla szatana. Nie wyobrażamy sobie z jaką troskliwością Niepokalane Serce Matki Najświętszej oczekiwało tych pierwszych chwil i śledziło, jakie stanowisko zajmie nasza wola wobec najrozmaitszych pokus. Może mamy do zanotowania nie jeden błąd w ciągu tych lat, nie jeden świadomy czy półświadomy upadek?… Otóż Maryja, już wówczas baczna na wszystko, broniła nas przed nieprzyjacielem duszy, a gdyśmy może ulegli pokusie, opłakiwała nasze błędy, obmyślała środki ratunku przez wyrzuty sumienia, niepowodzenia i nawet przeciwności, aby tylko nas nakłonić do poprawy. A gdy nadeszła uroczystość pierwszej Komunii św., z jakim serdecznym wzruszeniem przygotowywała Matka nasza spotkanie się swych dzieci: Jezusa i mnie. Ona to bez naszej może wiedzy wzbudzała w nas miłość do Jezusa i inne uczucia mogące się podobać; wiedziała bowiem, że pierwszy nasz pocałunek Jezusa będzie kiedyś silnym hamulcem przed zgubą. Już wówczas przygotowywała między Jezusem a nami owo tajemnicze zjednoczenie, o którym dowiedzieliśmy się dopiero później. Może wówczas nie pojęliśmy wielkiego znaczenia tej łaski, ale była ona podstawą przyjaźni, która powstała później między Jezusem a nami. Potem zbliżały się dla nas lata niebezpieczne, gdy się zaczęły budzić namiętności jak przyroda na wiosnę. Wówczas Maryja śledziła każdy nasz krok, czuwała nad każdym naszym uczuciem, wzbudzała lęk, by zatrzymać na drodze do przepaści, zasłaniała oczy przed zwodniczymi obrazami, a w niektórych wypadkach może uczyniła nas ślepymi i nieczułymi, by przejść przez ogień bez oparzenia, jak młodzieńcy w piecu babilońskim. Co za cudowna macierzyńska troskliwość i przezorność, na którą patrząc wstecz wypada się tylko zdumiewać. A może kto w tym czasie załamał się zatykając uszy na głos łaski? Z jakąż wówczas starannością Maryja wyjednywała dla nas łaskę nawrócenia, wyrzutów sumienia, skruchy, wreszcie łaskę nieskończonego miłosierdzia Bożego w sakramencie pokuty. Ile razy powtarzały się te smutne dzieje, niech pozostanie tajemnicą znaną tylko Bogu. Ale jeżeli to było często i długo, zawsze byliśmy przyczyną szczególnego bólu i przedmiotem niezwykłych zabiegów Matki miłosierdzia. Po jakimś czasie nadeszła wreszcie chwila stanowczego powrotu do Jezusa. Odnaleźliśmy również Ojca niebieskiego, staliśmy się znowu synami Bożymi. A 81 kto przyśpieszył tę chwilę i wyjednał łaskę powrotu? Kto usposobił Ojca miłosierdzia do otwarcia ramion na przyjęcie syna marnotrawnego i oddalił chwilę może wiecznej i strasznej kary? Wszystko to uczyniła Matka miłosierdzia. Ona to nas wyrwała, może niejednokrotnie, z rąk sprawiedliwości Bożej, o czym do wiemy się dopiero w życiu przyszłym, a wieczność powie, czy wyrok odrzucenia nie byłby wydany i na nas, gdyby dłoń Matki naszej nie spoczęła na ręce Jezusa, a usta Jej nie skierowały za nami prośby, by cofnął wymiar kary i jeszcze raz stał się dla nas Królem miłosierdzia. Nie wszyscy ludzie jednakowo skłaniają się do Boga. Jedni, jak np. św. Augustyn, pozostają długo poza domem Ojca niebieskiego; drudzy, jak np. Piotr, zaraz po upadku biegną do Niego i korzystają z Jego miłosierdzia; inni znowu tak bywają porwani łaską, że ich nawrócenie zaledwie jest dostrzegalne, albowiem miłosierdzie Boże wprost ich poszukuje, a znalazłszy natychmiast odnosi do domu ojcowskiego, jak ewangeliczny pasterz owcę zgubioną do owczarni. Jakikolwiek był rodzaj naszego nawrócenia i kiedykolwiek nastąpiła chwila stanowczego powrotu, zawsze sprawiła to nasza Matka miłosierdzia jako wszechpośredniczka łask, czego dowody mamy w życiorysach świętych, o czym wiemy z naszych doświadczeń i z ogólnej nauki Kościoła. Jeżeli nawet nie upadliśmy ciężko, nie było to dziełem przypadku, ale skutkiem niewidzialnej opieki Matki miłosierdzia. I teraz nie jesteśmy zupełnie bezpieczni i zawsze możemy upaść. Maryja musi nadal otaczać nas nieustanną opieką i czuwać jak matka nad dzieckiem bawiącym się nad brzegiem przepaści, byśmy nie wpadli w jeszcze większą nędzę. Ona wciąż nas piastuje, karmi, broni, wychowuje i wyjednywa nam łaski u Króla miłosierdzia. Niewątpliwie wszystko pochodzi i zależy od Najmiłosierniejszego Zbawiciela, ale bez przyzwolenia i prośby Maryi, żadna łaska do serca naszego nie spłynie. Jak za Jej zgodą narodził się Jezus w Betlejem, tak tylko za Jej zgodą rodzi się On w sercach naszych. Skoro Bóg uzależnił Wcielenie od zgody pokornej Dziewicy, chciał również, aby od Jej woli zależało zastosowanie skutków Odkupienia do poszczególnych dusz. Bóg rządzi światem i rozdaje swe miłosierdzie przez przyczyny wtórne. Ci zaś, którzy są pośrednikami w rozdzielaniu łask, mogą z tytułu swej woli udzielać ich tym, komu zechcą. Maryja, jako Wszechpośredniczka łask, może wypraszać je jednym swym dzieciom takie, a drugim inne. Stąd wynika, że otrzymaliśmy od Boga takie łaski, jakie Matka miłosierdzia dla nas przygotowała i wyprosiła. Przypomnijmy sobie naszą przeszłość. Oto w pewnej chwili przyszła nam myśl obrać taki stan i pracować w takim zawodzie, a nie w innym. Przez czas jakiś było wahanie, aż w pewnej chwili zjawia się zadziwiająca moc ducha i pod jej wpływem urzeczywistniliśmy swoje zamiary, może mimo bardzo wielkich przeszkód. Może modliliśmy się w tym czasie do naszej Matki miłosierdzia, a nawet jeśliśmy tego nie czynili, Ona sama trzymała nas za rękę, nakłaniała nas i układała okoliczności tak, że pozostaliśmy wierni 82 swemu postanowieniu. Ona więc od kolebki aż do grobu świadczy nam swe miłosierdzie i dlatego słusznie nazywa my Ją Matką Miłosierdzia. II. Obowiązki względem Matki Miłosierdzia Życie dziecka przed urodzeniem i w okresie niemowlęctwa i życie matki są tak ściśle złączone, że zdawać się może, iż jest to jedno i to samo życie. W jeszcze wyższym stopniu dusza nasza zależy w porządku nadprzyrodzonym od Tej, którą Duch Św. obrał sobie za Oblubienicę. Jeżeli dusza zrywa łączność z Matką Niebieską, natychmiast przestaje żyć w łasce Ducha Św. Im bardziej zaś dusza przylgnie do swej Matki Miłosierdzia, tym obficiej spływać będzie pokarm Boskiej miłości z Niepokalanego Serca Matki do serca dziecięcia. Toteż każdy, kto pragnie znaleźć drogę do świętości, winien kochać swą Matkę Niebieską i czcić Ją kultem po Bogu najwyższym, winien gorąco się do Niej modlić i naśladować Jej cnoty, a przede wszystkim tę, jaką ujawniła Ona pod krzyżem, gdy Syn ogłosił Ją Matką Miłosierdzia. 1. Mamy kochać Maryję i czcić Ją jako Matkę Miłosierdzia Jak młoda roślinka instynktownie zapuszcza korzenie tam, gdzie znajduje najwięcej pożywienia, tak dusza winna kierować wszystkie swoje uczucia ku Niepokalanemu Sercu swej Matki, by stamtąd czerpać obficie nadprzyrodzone łaski. Im bardziej kto chce wzrastać duchowo, tym bardziej winien lgnąć do Maryi licznymi splotami swych uczuć. Podobnie jak bluszcz nie mając z siebie oparcia, pnie się jednak wysoko, skoro się owinie wokół drzewa, tak i dusza nasza może szybko postępować w doskonałości, gdy zaufa Matce Miłosierdzia. Dowodem tego są liczni święci, którzy w krótkim czasie stali się doskonałymi dzięki miłości i nabożeństwu do Maryi. Na uwagę zasługuje nawrócenie i usprawiedliwienie Dyzmasa, które się dokonało w ciągu paru godzin dzięki obecności pod jego krzyżem, jak to tłumaczy wielu Ojców Kościoła, Niepokalanej Matki Miłosierdzia. Ona była natchnieniem dla Ewangelistów i męstwem dla Apostołów, zanim została wzięta do nieba. Gdybyśmy byli sami z siebie potężni, może nie potrzebowalibyśmy opieki Matki, ale że jesteśmy słabi, mali i biedni w życiu nadprzyrodzonym, winniśmy się tulić z tkliwością do Matki miłosierdzia, a mamy prawo to czynić, gdyż nie tylko zezwala na to, ale żąda tego Król miłosierdzia, a i Ona sama tego pragnie. Dla Niej rodzić Jezusa w duszach oznacza spełnić obowiązek Matki, która żyje po to, by pomagać swym dzieciom, napawać ich swą miłością i radować się ich szczęściem. Maryja świadoma jest tego, że stała się Matką Miłosierdzia, by je wypraszać i przekazywać grzesznikom, by je pogłębiać w sprawiedliwych i 83 doskonałych. Nie dlatego jest Ona hojna, że Jej dzieci są dobre, ale dlatego, że sama jest Matką Miłosierdzia i potrzebą Jej Serca jest czynić wszystkim dobrze. Sprawiajmy tedy radość Maryi przez gorące przywiązanie do Niej, nie zakreślajmy granic swej miłości i ufności dla Niej. Pozostawmy Jej troskę i pociechę kołysania nas na rękach, wybierania dla nas tego, co najbardziej odpowiada naszym potrzebom. Żyjmy ustawicznie na łonie Jej duszy i pozwólmy Jej przelewać w nas życie Króla miłosierdzia. Starajmy się mieć takie przywiązanie do Matki Miłosierdzia, jakie ma małe dziecię do dobrej, kochającej matki. Jest to najpewniejszy znak wybraństwa i rękojmia świętości. „Jest to zastanawiająca prawda — mówi św. Alfons Liguori — że od miłości ku Maryi zależy nasze zbawienie i nasza świętość”, czyli miłosierdzie Boże wobec nas. Uczucia nasze zwykle się ujawniają na zewnątrz w wyrazie twarzy, w ruchach i czynach. Jak dziecko kochające swą matkę tuli się do niej, czci ją i broni jej honoru wobec innych, nie inaczej winno być i z naszym przywiązaniem do naszej Matki niebieskiej: mamy uciekać się do Niej w trudnościach, wielbić i czcić Ją oraz bronić Jej honoru, a przede wszystkim wielbić Jej Syna i łączyć się z Nim często w Sakramencie Ołtarza. Zbawiciel wziął ciało, w które przemienia się hostia na Ołtarzu, z Jej przeczystego łona. A więc im godniej przygotowujemy się i przyjmujemy Komunię św., tym lepiej czcimy również Bogarodzicę. Między Najmiłosierniejszym Zbawicielem a Matką Miłosierdzia zachodzi ścisła łączność. Dlatego nie można się gorszyć z wielkiej czci, jaką otaczamy Maryję, albowiem ta cześć kieruje się zwykle zarazem i do Jej Syna. „On jest jedynym Mistrzem, który nas naucza, jedynym Panem, od którego zależymy, jedyną Głową, z którą mamy być złączeni, jedynym Lekarzem i Pasterzem, który nas leczy i żywi” 3. Nabożeństwo i cześć dla Maryi może nas tylko ugruntować w czci Króla miłosierdzia. W rzeczywistości kult Matki Miłosierdzia prowadzi nas do kultu Ojca miłosierdzia. Kto tedy chce być wiernym sługą Boga i korzystać z nieskończonego miłosierdzia Bożego, winien przede wszystkim wielbić i czcić Matkę Miłosierdzia, z którą szatan od wieków prowadzi boje, a która zawsze ściera jego głowę, jak to zapowiedział Bóg wymierzając mu karę w raju: „Położę nieprzyjaźń między tobą a między Niewiastą i między nasieniem twoim a nasieniem Jej; Ono zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę Jej” (Rodz. 3, 15). 3 Jan XXIII — Enc. „Pacem in terris”. 84 2. Mamy modlić się do Matki Miłosierdzia Cześć Maryi najlepiej ujawnia się w modlitwie, która zacieśnia węzeł miłości między Panią niebieską i nami. Modlitwa do Maryi różni się od modlitwy do Boga. Gdy bowiem w każdej modlitwie błagamy o miłosierdzie lub dziękujemy za nie, Maryję tylko prosimy o wstawiennictwo za nami. Dlatego zwykle kończymy nasze prośby do Niej wezwaniem: „Módl się za nami!” Maryja bowiem nie jest Bogiem, a tylko stworzeniem najdoskonalszym, którego wstawiennictwo u Stwórcy jest zawsze skuteczne. Już od rana winniśmy ofiarować Maryi początek dnia i wszystkie czynności nasze, prosząc Ją o pośrednictwo w wyjednywaniu nam łask miłosierdzia Bożego. Słysząc trzy razy w ciągu dnia dzwon kościelny odmówmy „Anioł Pański”, przenosząc się myślą do Nazaretu, gdzie nasza Matka wypowiedziała owo „Niech się stanie”. Wieczorem skupiajmy się jeszcze staranniej przy rachunku sumienia i przez Maryję błagajmy Boga o przebaczenie. Kościół usilnie zachęca wiernych do modlitwy ku czci Matki Miłosierdzia, poświęcając Jej kultowi dwa miesiące (maj i październik), a w każdym miesiącu po kilka uroczystości, a przede wszystkim ustanawiając uroczystość Maryi — Matki Miłosierdzia, czy to w niektórych miejscowościach w sobotę przed czwartą niedzielą lipca, czy też w Ostrej Bramie w Wilnie — na dzień 16 listopada. Święto Matki Boskiej Miłosierdzia w Ostrej Bramie jest uroczyście obchodzone z nowenną tak w Ostrej Bramie, jak i w wielu innych miejscach. Liczne miejsca cudowne z obrazem Matki Miłosierdzia dowodzą, jak chętnie Maryja przyjmuje hołdy pod tym tytułem i jak obfite wyjednywa łaski dla swych dzieci. Widzi bowiem ich wielką nędzę i liczne braki i wstawia się za nimi do swego Syna, jak się wstawiała w Kanie Galilejskiej, gdzie na Jej prośbę Pan Jezus uczynił pierwszy cud przemieniając wodę w wino. Ze wszystkich modlitw do Matki Miłosierdzia, Kościół najbardziej zaleca odmawianie różańca, a Bóg potwierdza skuteczność tej modlitwy licznymi łaskami i cudami. Przykład świętych dowodzi, jak bardzo ściśle różaniec łączy dusze z Niepokalaną Matką Miłosierdzia. Bo czyż może być coś milszego dla serca dzieci, jak pozdrawiać swą Matkę słowami Archanioła, łącząc te pozdrowienia z rozważaniem główniejszych wydarzeń z Jej życia? Czy może być coś pożyteczniejszego dla zbawienia, jak powtarzać obok tego „Ojcze nasz” modlitwę, jakiej nauczył nas sam Zbawiciel? Wprawdzie różaniec odmawiamy niekiedy z przyzwyczajenia, bezmyślnie, staje się on często nudny i męczący, ale można go urozmaicić rozważając przy tym życie Zbawiciela i Jego Matki z coraz to innego punktu widzenia. Rozmaite są sposoby odmawiania różańca. W pierwszym sposobie uważamy na znaczenie słów, rozważamy je i przejmujemy się nimi. Drugi 85 sposób polega na wzbudzeniu przy każdym dziesiątku specjalnej intencji. Na przykład przy odmawianiu tajemnicy Zwiastowania modlimy się o dar modlitwy, Nawiedzenia — o miłość bliźniego, Narodzenia — o cnotę skupienia, Ofiarowania w świątyni — o łaskę prawdomówności, znalezienia — o gorliwość itp. Przy trzecim sposobie rozważamy poszczególne tajemnice z życia Maryi i Jezusa. Według czwartego sposobu — przy każdym dziesiątku zastanawiamy się nad coraz to innym tytułem Maryi z Jej Litanii Loretańskiej. Mogą być jeszcze i inne sposoby indywidualne, które można stosować kolejno, aby modlitwa ta była zawsze uważna i owocna. Ostatnio wchodzi coraz bardziej w życie praktyka tzw. różańca biblijnego, opartego na cytatach z Pisma św. Macierzyństwo Maryi, jako Matki Jezusa i naszej, było łaską darmo Jej daną, na którą Ona sama nie zasłużyła. Było to więc dzieło nieskończonego miłosierdzia Bożego, które obdarzyło Ją tak wielką godnością od wieków, zanim jeszcze została Niepokalanie Poczęta w łonie swej matki — św. Anny. Dlatego przy rozważaniu tajemnic z życia naszej Matki Miłosierdzia winniśmy zapatrywać się na nie z punktu widzenia nieskończonego miłosierdzia Bożego, jak to zresztą czyni i Kościół, gdy w Jej uroczystość czyta Lekcje, wyjęte przeważnie z Ksiąg Mądrości. Tak np. na Niepokalane Poczęcie i na Narodzenie N.M.P. Kościół czyta: „Pan posiadł mnie na początku dróg swoich, zanim cokolwiek od początku uczynił. Od wieków jestem ustanowiona i od dawna, zanim ziemia powstała” (Przyp. 8, 22 – 23). Na uroczystość zaś Maryi Królowej i na Wniebowzięcie czytamy: „Jam wyszła z ust Najwyższego, pierworodna między wszystkim stworzeniem. Jam mieszkała na wysokości, a stolica moja na słupie obłoku. Stałam na całej ziemi i między wszelkim ludem” (Ekl. 24, 5, 7, 9). 3. Mamy naśladować cnoty Matki Miłosierdzia Najlepszym ujawnieniem miłości i czci względem naszej Matki będzie naśladowanie Jej cnót, albowiem Ona jest wzniosłym wzorem doskonałości. Nie ma cnoty, której byśmy nie dostrzegli w Maryi w stopniu najwyższym; przede wszystkim jednak uderza nas Jej głęboka pokora, Jej niezrównana czystość, Jej bohaterskie męstwo, Jej bezgraniczna ufność, wiara i miłość Boga i bliźniego, ofiarność i poświęcenie, oraz samozaparcie się i umartwienie. Nie sposób jest w tym miejscu wyliczać wszystkie cnoty Maryi, jakie powinniśmy naśladować. Zastanowimy się tylko nad tymi, jakie wynikają z tytułu Matki Miłosierdzia: są nimi zgadzanie się z wolą Bożą i poświęcenie się całkowite dla dobra ludzkości. Uderzają nas one swą heroicznością, szczególnie w najbardziej tragicznym momencie Jej życia, gdy stała pod krzyżem umierającego Jezusa. 86 Cnota zgadzania się z wolą Bożą ujawnia się w ostrobramskim obrazie Matki Miłosierdzia. Przedstawia on Maryję na Golgocie w momencie, gdy Jej Syn ukrzyżowany wskazuje na Jana, a Ona słyszy Jego słowa: „Oto Syn Twój”. Na twarzy Maryi widzimy ukryty silny ból, który jednak nie dochodzi do rozpaczy, albowiem powściąga Ją poddanie się woli Bożej. Dlatego ręce ma skrzyżowane na piersi, oczy skierowane ku ziemi, a spod opuszczonych powiek można dostrzec promyczek radości, jaką odczuwa matka, rodząca w boleściach swe dziecko. Maryja w tym momencie rodzi dla nieba ludzkość całą wśród niewymownych boleści duszy i ciała, staje się Matką Miłosierdzia i natychmiast wchodzi w swą godność wypraszając dla Dyzmasa łaskę skruchy i obietnicę raju. Tak wola Boża, jak i poszczególne jej akty należą do istoty Boga: wynika to z bezwzględnej Jego pojedynczości i niezłożoności. Przedmiotem woli Bożej jest przede wszystkim sam Bóg, albowiem w pierwszym rzędzie kocha siebie i pożąda jako największego dobra. Dalszym (drugorzędnym) przedmiotem woli Bożej jest stworzenie, które odbija w sobie dobroć Stwórcy. Najbardziej Bóg cieszy się ze stworzeń rozumnych i ich dobrowolnych dobrych uczynków, za które nagradza szczęściem wiecznym: „Rozkoszą moją być z synami człowieczymi” (Przyp. 8, 31). Bóg chce tylko szczęścia dla stworzeń rozumnych i dlatego wola Boża względem nas jest pełna dobrotliwości, szczodrobliwości, opatrzności, sprawiedliwości, a nade wszystko miłosierdzia: „Miłosierdzie Twoje i prawda Twoja zawsze mnie broniły” (Ps. 39, 12). Tak rozumiejąc wolę Bożą, Maryja oddała się jej bez zastrzeżeń, podporządkowała jej wszystkie akty swej duszy i zamieniła się w ofiarę całopalną ku czci Boga na wzór Syna swego Jezusa Chrystusa. Wynika to ze słów Jej przy Zwiastowaniu: „Otom ja służebnica Pańska, niechaj Mi się stanie według słowa twego” (Łk. 1, 38); wynika to z Jej „Magnificat”, wynika to z całego Jej życia, a najbardziej z Jej postawy pod krzyżem, jaką przedstawia nam obraz ostrobramski. Ona tu jest dla nas najwznioślejszym wzorem zgadzania się z wolą Bożą. Chociaż ta wola niejednokrotnie przekreśla wolę ludzką i powoduje wielkie, prawie nie do zniesienia cierpienia, w rzeczywistości jest ona dla nas ujawnieniem nieskończonego miłosierdzia Bożego. Wola Boża w stosunku do nas jest po części znana, a po części nieznana. Bóg ujawnił wolę swoją w Objawieniu, przede wszystkim przez Syna swego, a obecnie ujawnia ją przez Kościół z całym skarbem praw i zarządzeń prawowitych zwierzchników. Tak ujawniona woła Boża jest wyraźna. Ukryta wola Boża obejmuje nasze życie przyrodzone i nadprzyrodzone: nasze zdrowie, powodzenie czy klęski, godzinę i okoliczności naszej śmierci, stopień naszej świętości i środki ku niej wiodące. Wobec tej ukrytej woli Bożej człowiek może się kierować albo swoją wolą, albo całkowicie zdać się na wolę Bożą. W pierwszym wypadku będzie to mądrość świata, która jest „głupstwem u Boga” (I Kor. 3, 19), a w drugim — mądrość Boża. 87 Nam nie wolno kierować się mądrością świata, która jest przeciwna mądrości Bożej, albowiem mówi Pan: „Myśli moje nie są myślami waszymi, ani drogi wasze, drogami Moimi. Bo jak podniesione są niebiosa od ziemi, tak podniesione są drogi Moje od dróg waszych i myśli moje od myśli waszych” (Iz. 55, 8 – 9). „Błogosławieni ubodzy w duchu… czystego serca… miłosierni… którzy prześladowania cierpią dla sprawiedliwości” (Mt. 5), oto są ideały Boże. Podobnie wiele innych takich ideałów odkrywamy na każdej stronicy Ewangelii. Jednak zastosowanie tych ideałów do nas pozostaje dla nas zakryte i wobec tych zamiarów Bożych winniśmy zająć postawę oddania się Bogu i złożenia w Jego ręce naszej osobowości, naszych poglądów, by z całą pokorą przyjąć wolę Boga, który jest miłosierdziem. Jest pewna suma cierpień, upokorzeń i przykrości, które Bóg przeznacza dla członków Mistycznego Ciała Chrystusowego, aby „dopełnić tego, czego nie dostaje cierpieniom Chrystusowym” (Kol. 1, 24). Dla zjednoczenia z Chrystusem musimy przyjąć tę część kielicha, jaką Bóg dla nas przeznaczył, byśmy ją z Nim i tak jak On wypili. W ten tylko sposób możemy wziąć udział w Jego męce. Inaczej nie osiągniemy doskonałości. Winniśmy tedy dobrowolnie, jak Jego Matka, zgodzić się z wolą Bożą, a pozostaniemy wówczas w błogim pokoju jak Ona pod krzyżem. Jest to najprostsza i najkrótsza droga doskonałości, którą trzeba obierać śladem naszej Matki Miłosierdzia. Ona pragnie rozszerzyć naszą pojemność duchową, chce, byśmy żywo odczuli naszą słabość w modlitwie i pracy, naszą niewystarczalność w postępie duchowym i położyli całą swą ufność w miłosierdziu Bożym. Inną cnotą, jakiej uczy nas Maryja pod krzyżem, to bezgraniczne poświęcenie się dla chwały Bożej i zbawienia naszych bliźnich. Łączy się ta cnota z poddaniem się woli Bożej według słów Apostoła: „Wolą Bożą jest uświęcenie wasze” (Tes. 4, 3). Maryja pod krzyżem cierpi z Synem straszne katusze dla dobra ludzkości, dla zbawienia świata; jako Współodkupicielka i Wszechpośredniczka łask, jako Matka Miłosierdzia, świadczy tam uczynki miłosierne względem każdego z nas zarówno co do duszy, jak i co do ciała. Naśladuje pod tym względem miłosierdzie Boga, miłosierdzie Swego Syna, jakie okazał nam umierając za nas na krzyżu. My zaś winniśmy naśladować naszą Matkę, troszcząc się o naszych bliźnich i wspomagając ich zarówno w potrzebach doczesnych, jak i wiecznych. * * * W Sanktuarium Ostrobramskim obraz Niepokalanej Matki Miłosierdzia wyraża najdoskonalszy wzór poddania się woli Bożej, która jest samym Miłosierdziem i poświęcenia się dla bliźnich. Toteż praktykujmy uczynki miłosierne względem wszystkich ludzi i rzucajmy się w objęcie Boga 88 miłosiernego — w te same ręce, które nas pozornie druzgocą jak Maryję pod krzyżem, a w rzeczywistości nas pociągają i pobudzają do ufności w Jego miłosierdzie. Jeśli zaś zabraknie nam sił, tulmy się do naszej Matki Miłosierdzia, chrońmy się pod Jej macierzyński płaszcz z bezgranicznym przywiązaniem synowskim i z wielką ufnością pamiętając, że „od wieków nie słyszano, aby ktokolwiek pod Jej opiekę się udający został przez Nią opuszczony” oraz powtarzając: „Matko Miłosierdzia, pod Twoją obronę się uciekamy!”. 89 90 Rozdział piąty NAJMIŁOSIERNIEJSZY ZBAWICIEL W FORMACJI CHRZEŚCIJANINA Pojęcie wychowania, jego celu, środków i metod w pedagogice współczesnej nie jest dokładnie ustalone, albowiem zależy ono od ogólnego poglądu na świat, a w szczególności od poglądu na naturę ludzką. Zmiana tego poglądu powoduje zmianę pedagogicznego ideału. W Średniowieczu wychowanie religijne polegało głównie na kulturze wewnętrznej ducha, z pewnym zaniedbaniem zewnętrznej kultury ciała. W czasie Odrodzenia razem z klasyczną formą starożytną do wychowania przenika powoli duch pogański bez jasnego pojęcia o celu życia, a tym samym i bez pojęcia o istotnym celu wychowania. Celem staje się tylko życie ziemskie, a wychowanie zajmuje się wyłącznie tylko sprawami odnoszącymi się do rzeczy doczesnych. Wprawdzie Odrodzenie spowodowało pogłębienie teorii pedagogicznej, ale tylko w rzeczach odnoszących się do kultury zewnętrznej, z wielkim uszczerbkiem dla kultury ducha. Zaczyna się powoli zatracać duch chrześcijański, a sprzed oczu wychowawców znika istotny cel wychowania. Ten proces postępuje nadal nie tylko w krajach, w których czynniki decydujące hołdują skrajnemu materializmowi, ale i w innych, gdzie nie uważają już duszy za formę substancjalną ciała, lecz za fikcyjne podłoże psychofizycznych czynności. Liczne kierunki wychowania współczesnego można sprowadzić zależnie od zapatrywania na naturę ludzką do trzech głównych. Jedni utrzymują, że natura ludzka jest idealnie dobra i chcieliby wyeliminować wpływ wychowawczy pokolenia starszego na młodsze. Jest to krańcowy indywidualizm. Drudzy, przeciwnie twierdzą, że natura pojedynczego człowieka nie jest dobra, ale dobrym jest społeczeństwo, które jedynie ma prawo do wychowania przyszłych swych członków; jest to socjologizm krańcowy. Inni wreszcie dowodzą, że tylko ciało stanowi naturę ludzką, zaprzeczając istnienia duszy nieśmiertelnej i przekreślając w wychowaniu wszelkie cele pozaziemskie i środki nadprzyrodzone; jest to krańcowy materializm. Myśl chrześcijańska przeciwstawia się wszystkim wymienionym kierunkom pedagogicznym. Nie może zgodzić się z twierdzeniem, że obecnie 91 natura ludzka jest idealnie dobra, gdyż temu przeczy doświadczenie i nauka o grzechu pierworodnym. Nie może również przyjąć poglądu, że ten grzech zepsuł naturę ludzką w jej istocie, a utrzymuje, że po grzechu pierworodnym powstała dysharmonia między władzami duszy i ciała i że należyte wychowanie i samowychowanie może tę harmonię przywrócić. Nauka chrześcijańska odrzuca najbardziej światopogląd materialistyczny, który nie uznaje istnienia Boga ani duszy nieśmiertelnej i poza ciałem nic w człowieku nie widzi, odmawiając mu nadprzyrodzonego przeznaczenia. Myśl chrześcijańska zawsze wróci do tego, co w niej jest rzeczą istotną, konieczną i niezmienną, — do swego związku z Bogiem — Najmiłosierniejszym Zbawicielem, który wskazał cel wychowania i podał środki do jego osiągnięcia. Podkreślając różnicę istotną z wymienionymi kierunkami myśl chrześcijańska uznaje za swoje wszystkie rzetelne rezultaty badań naukowych, nie wykluczając odróżnienia tego, co jest prawdziwe, od tego, co jest z prawdą w rozdźwięku; to, co ważne od tego, co jest mniej ważne. Istnieją jednak pewne poglądy na człowieka, których zmienić nie można, które jako niezmienne prawdy objawione muszą utrzymać się w każdym procesie asymilacji nowych zdobyczy. Te poglądy ściśle się łączą z Osobą Najmiłosierniejszego Zbawiciela, którego wpływ wychowawczy postaram się wykazać w zagadnieniu celu wychowania, jego podmiotu i przedmiotu, oraz środków i metod wychowania chrześcijańskiego. Nauka katolicka o wychowaniu podana została między innymi w encyklice Piusa XI „Rapprezentanti in terra” (31. XII. 1929), w której znajdujemy jasno sprecyzowany cel wychowania, pogląd na jego podmiot i przedmiot oraz środki i metody wychowawcze. Prawdy tam zawarte będą drogowskazem w pracy niniejszej, w której pominę wszystko, co jest wspólne w wychowaniu chrześcijańskim z innymi kierunkami, a ograniczę się tylko do tego, co jest właściwe wychowaniu chrześcijańskiemu. Niniejsze uwagi należy uzupełnić Deklaracją Soborową pt. „Olbrzymie znaczenie wychowania”, uchwaloną 28 października 1965 r. I. Cel wychowania chrześcijańskiego Jeżeli w każdym ludzkim działaniu na pierwszy plan wybija się jego cel, to w czynności wychowawczej zagadnienie celu jest naczelne. Pojęcie celu wychowania zależy od tego lub innego poglądu na świat, a w szczególności od poglądu na naturę ludzką, która jest punktem wyjścia i jednym z najważniejszych czynników wychowania… „Człowiek musi wprzód wiedzieć, kim jest, a potem dopiero pojmie i zrozumie, co czynić powinien” (Foerster). 92 1. Natura a osobowość człowieka a) Pojęcie natury ludzkiej Według nauki katolickiej człowiek składa się z ciała i duszy nieśmiertelnej. Dusza jest substancją duchową, przez którą człowiek żyje, czuje i rozumie; stanowi ona formę substancjalną ciała. W człowieku rozróżniamy trojakie życie: roślinne, zwierzęce i duchowe. Podobnie jak roślina, człowiek odżywia się, wzrasta i rozmnaża; jak zwierzę — ma zmysły, którymi poznaje otaczające przedmioty i skłania się ku nim; ale jedynie człowiek tworzy umysłem pojęcia ogólne, poznaje przedmioty nadzmysłowe, a wola jego skłania się ku dobru duchowemu. Te trzy rodzaje życia jako zależne od jednej duszy przenikają się wzajemnie i podporządkowują według prawa biologicznego. Prawo to polega na tym, że życie w bycie złożonym może się utrzymać i rozwijać tylko wtedy, gdy pojedyncze jego pierwiastki hierarchicznie podporządkowują się pierwiastkowi najwyższemu. W człowieku tedy władze wegetatywne i zmysłowe muszą być podległe rozumowi i woli. W miarę zaś zakłócenia tej uległości życie zaczyna się rozpadać, następuje w nim rozdźwięk i powolne osłabienie całego systemu. Natura człowieka wyższa (duchowa) skłania się ku odpowiedniemu dobru, ale nie ma władzy despotycznej nad naturą niższą (wegetatywno – zmysłową), która ma właściwe sobie dążenie ku właściwe mu jej dobru zmysłowemu. Ponieważ dobra jednej i drugiej natury nie zawsze są ze sobą zgodne a nieraz sprzeczne, przeto między dążnościami tych natur powstaje walka, jaką każdy człowiek w sobie odczuwa. Ta walka przybiera tym silniejszy charakter, że przez grzech pierworodny została zburzona w człowieku harmonia władz, która pierwotnie istniała w nim jako dar pozanaturalny. Zburzenie tej harmonii zwie się pożądliwością w ścisłym tego słowa znaczeniu lub zarzewiem grzechu i polega na skłonności władz zmysłowych do czynów sprzecznych z rozumem i uprzedzających jego działanie. Działanie pożądania zmysłowego nazywa się namiętnością, a działanie woli ku swojemu dobru — chceniem. W walce między namiętnościami a chceniem, ideałem jest zharmonizowanie namiętności i chcenia a następnie chcenia z wolą Bożą, która prowadzi do szczęśliwości. Taką zharmonizowaną naturą był pierwszy człowiek w stanie niewinności na mocy łaski pozanaturalnej, którą utracił dla siebie i potomności przez grzech pierworodny. Teraz często się zdarza, że pod wpływem pożądania zmysłowego, sprzecznego z chceniem, rozum w swych funkcjach bywa zawieszony albo przynajmniej zaćmiony, a wola osłabiona i wówczas człowiek działa nierozumnie. A nawet przy świetle rozumu i wbrew 93 jego praktycznej wskazówce — sumieniu, wola często daje się unieść namiętnościom. Chociaż grzech pierworodny zburzył w człowieku harmonię władz, ale ich nie zniszczył. Gdyby je zniszczył, zniszczyłby sam siebie, gdyż jego podstawą jest natura rozumna; gdyby je zmniejszył co do istoty, pojęcie istoty dopuszczałoby stopniowanie, co jest rzeczą sprzeczną w sobie. Wszystkie tedy władze natury wyższej i niższej po zostały w istocie swej takie same po grzechu pierworodnym, jakimi były i przed grzechem, to jest w sobie nie złe, ale dobre: nie są więc złe ani wola, ani umysł, ani nawet namiętności czy też chcenia. Tylko między tymi władzami nie ma teraz należytej harmonii, równowagi i jedności działania. Cała natura ludzka i dzisiaj pozostaje dobra statycznie, tylko w jej dynamizmie nie ma zharmonizowania, które przy pomocy łaski Bożej można zaprowadzić przez wychowanie i samowychowanie chrześcijańskie. Tak pojęta natura ludzka (dusza i ciało) stanowi osobę człowieka. b) Co to jest osoba? Według Boecjusza († 524) osoba jest to indywidualna substancja rozumna. Św. Tomasz przytaczając to określenie rozszerza je i uzupełnia wymieniając sześć czynników należących do pojęcia osoby. Osoba jest: 1) naturą, 2) substancjalną, czyli istniejącą sama przez się, samodzielnie i niezależnie od innych natur, np. człowiek. Następnie natura substancjalna winna być całkowita, czyli 3) kompletna we własnym rodzaju. Stąd osobą nie można nazwać duszy ludzkiej, która po rozłączeniu z ciałem istnieje sama przez się, ale nie jest już substancją kompletną w rodzaju swoim, ponieważ z natury swojej jest formą ciała i tylko łącznie z nim tworzy substancję kompletną. Nadto natura substancjalna i kompletna winna być 4) ujednostkowiona, czyli indywidualnie tą naturą kompletną, a nie naturą w sensie rodzajowym lub gatunkowym, np. ludzkość. Natura substancjalna, kompletna i ujednostkowiona, aby była osobą musi być naturą 5) rozumną, czyli ma posiadać zdolności umysłowe, np. koń nie jest osobą. Szóstym czynnikiem należącym do pojęcia osoby jest akt 6) istnienia, dzięki któremu ta natura należeć będzie do porządku bytu, a przez to stanie się zamkniętą w sobie całością — niepodzielną jednostką. Tę ostatnią doskonałość natura otrzymuje od aktu istnienia substancjalnego, czyli subsystencji. Subsystencję, czyli doskonałość ostateczną znajdującą się w linii istnienia, gdy chodzi o naturę rozumną, nazywamy również osobowością, ponieważ ona sprawia, że natura o cechach wymienionych jest prawdziwie osobą, czyli istnieje w rzeczywistym porządku bytu przez się samodzielnie, to znaczy ma swoje świadome „ja” (S.T. q. 29, 1). 94 Powyższe określenie osoby Doktora Anielskiego jako pewnego rodzaju bytu, trzeba jeszcze uzupełnić w znaczeniu moralnym bytu jako podmiotu praw i obowiązków. W tym znaczeniu osoba obejmuje wszystkie cechy dodatnie i staje się ideałem życia. Człowiek z urodzenia jest osobą w znaczeniu pewnego rodzaju bytu, ale przez wychowanie i osobistą pracę życiową ma stać się osobą w znaczeniu moralnym — stać się osobowością pełnowartościową. W tym znaczeniu osobowość stała się głośnym hasłem etyki nowoczesnej, stała się celem wychowania jak również celem samowychowania. Atoli, jeżeli nie uznamy w człowieku duszy nieśmiertelnej i rozumnej, nie możemy nawet mówić o osobowości człowieka, która ma być celem wychowania. Stąd w systemie materialistycznym widzimy sprzeczność w samym założeniu — dążenie do wychowania osobowości, która według tego systemu w rzeczywistości nie istnieje, bo według ideologii wyżej wymienionej dusza jest tylko fikcyjnym fundamentem psychofizycznych czynności. Czyż można na fikcji budować światopogląd, a tym bardziej, czy jest rzeczą możliwą dążyć do wychowania osobowości, która jest tylko fikcją? Od pojęcia osobowości trzeba odróżnić indywidualność jako całość strukturalną człowieka, o ile ona jest odrębna od innych ludzi. Indywidualność ujawnia się w czasie i przestrzeni tylko jeden raz i nigdy więcej się nie powtórzy. Każdy człowiek jest indywidualnością, a osobowością staje się dopiero przez wychowanie i wysiłek wewnętrzny wychowanka, czyli przez proces własnego doskonalenia się. Osobowość człowieka rozwija się na podłożu kształtującego się charakteru i tkwi w pierwiastku czysto duchowym, z niego wynika i na nim się kończy. Charakter zaś jest zbiorem wszystkich dyspozycji człowieka, wrodzonych i nabytych, do działania jednolitego, konsekwentnego i etycznego. Osobowość tedy nie może tkwić w czymś nieświadomym jak np. w instynktach, popędach czy żądzach, albowiem zaczyna scalenie niejako z góry, poczynając od charakteru, a nie z dołu, jak się dzieje w charakterze, zaczynającym się od ujarzmienia namiętności, a kończącym się na podporządkowaniu się osobowości. Temperament, jako usposobienie w kierunku wrażliwości i trwałości wrażeń, jest podłożem czysto fizjologicznym; indywidualność zaś, jako podłoże psychiczne, i charakter jako synteza czynników fizjologicznych i psychicznych, są pewnymi składnikami osobowości i zawierają się w niej jako konfiguracje, czyli specjalne ukształtowanie jej elementów. Tak pojęta osobowość obejmuje wszystkie dodatnie cechy człowieka, wszystkie jego cnoty teologiczne, intelektualne i moralne. Taką osobowość mamy na myśli, gdy mówimy o osobie wychowawcy i wychowanków. Jest to ideał, który realnie urzeczywistnił się tylko w Chrystusie i Jego Niepokalanej Matce. Taka osobowość była celem, do którego dążyli wszyscy Święci i wielcy ludzie. 95 * * * Z powyższego wynika, jak wielkie znaczenie w wychowaniu stanowi — Osoba Najmiłosierniejszego Odkupiciela i Jego Niepokalanej Matki. O tej Osobie mówi Apostoł: „On jest obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym wszelkiego stworzenia. Albowiem w Nim wszystkie rzeczy zostały stworzone na niebie i na ziemi, widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy państwa, księstwa, czy władze. Wszystko przez Niego i w Nim stworzone zostało, a on jest przed wszystkim i wszystko w nim trwa. On jest też głową ciała Kościoła, początkiem i pierworodnym z umarłych, aby sam ze wszystkich zachował pierwszeństwo. Bo spodobało się (Bogu), aby przebywała w Nim wszelka pełność oraz aby przezeń wszystko co jest na ziemi, czy co jest w niebiesiech w nim się pojednało, po nastaniu pokoju przez krew krzyża Jego” (Kol. 1, 15 – 20). Wszystkie wymienione wielkości Chrystusa jako Boga stały się wielkościami Jezusa jako człowieka — brata naszego, byśmy — synowie grzechu — przez Niego i w Nim dążyli do zharmonizowania swojej natury i wyrobienia na wzór Jego prawdziwej pełnowartościowej osobowości. Podobną, chociaż drugorzędną rolę w wychowaniu i samowychowaniu chrześcijańskim, odgrywa osoba Niepokalanej Dziewicy Maryi. Wskutek tożsamości odczuć, pragnień, uczuć, jakie Chrystus wzbudza w Sercu Niepokalanej swej Matki, jest ona Matką naszą i wychowawczynią, której natura i osobowość jest dla Jej dzieci pociągającym wzorem. 2. Harmonia wewnętrzna jako bliższy cel wychowania W dzisiejszej pedagogice spostrzegamy rozbieżność celów: przeciwstawiają pedagogikę empiryczną religijnej i filozoficznej, indywidualistyczną — społecznej, a w tej ostatniej innym językiem odzywają się przedstawiciele ideałów klasowych, narodowych i państwowych. Dążność do przezwyciężenia rozbieżności zjawia się w pedagogice kultury, ale tylko pedagogika chrześcijańska wskazuje na jeden cel, który może być przyjęty przez wszystkich. Rozróżnia ona cel główny od celów podrzędnych, które były i muszą być zróżnicowane ze względu na rozmaite zadania poszczególnych ludzi. Ale cel główny organizujący i skupiający w sobie wszystkie działania człowieka, winien być jeden — dalszy i bliższy. Cel główny dalszy łączy się z celem życia wogóle, a cel główny bliższy — z celem życia człowieka. I kto nie ma jasnego poglądu na cel życia człowieka, nie może sobie wyrobić dokładnego pojęcia o głównym celu wychowania. 96 a) Główny dalszy cel wychowania chrześcijańskiego Wychowawca winien nasamprzód odpowiedzieć, w jakim celu człowiek żyje na świecie, a cel główny dalszy wyłoni się z celu życia, który stanowczo, jasno i pewnie określa religia katolicka. Pedagog chrześcijański, dla którego cel życia jest pewny, popełniałby błąd, gdyby jeszcze szukał celu wychowania. Dla niego kwestia celu wychowania posiada wartość o tyle, o ile każde zastanowienie się nad rzeczami wzniosłymi daje więcej polotu i entuzjazmu. Ma on pod tym względem wielką przewagę nad wychowawcami wykluczającymi religię, którzy wciąż pogrążeni są w wątpliwościach i kłócą się o cel wychowania, nie zastanawiając się, po co właściwie człowiek żyje na świecie. Wychowawca chrześcijański winien stawiać Boga miłosiernego za centrum, koło którego wszystko się obraca. On jest pierwszą przyczyną sprawczą całego świata i do Niego, jako ostatecznego końca i najgłówniejszego celu, wszystko ma zmierzać. Cały wszechświat, obejmujący naturę martwą, rośliny i zwierzęta, zmierza do tego celu nieświadomie, ulegając odwiecznym prawom Stwórcy. Człowiek zaś, jako istota rozumna, winien zmierzać świadomie do Boga, jako do najwyższego Dobra, Prawdy i Piękna, mogącego zaspokoić wszystkie pożądania i chcenia natury wyższej człowieka, a tym samym uszczęśliwić go. Szczęście tedy człowieka, nie chwilowe i przemijające, ale trwałe i wieczne, jest drugim celem życia. Cel ten znajduje się w pierwszym jako skutek w przyczynie. „A to jest życie wieczne, aby poznali Ciebie jedynego Boga prawdziwego i tego, któregoś posłał, Jezusa Chrystusa” (J. 17, 3). Ponieważ ze wszystkich doskonałości Boga najłatwiej — jak widzieliśmy — można poznać Jego miłosierdzie, przeto uroczystość Miłosierdzia Bożego, czyli Najmiłosierniejszego Zbawiciela, może wybitnie przyczynić się do poznania i do przypominania rokrocznie głównego celu życia człowieka, jakim jest chwała Boża i szczęśliwość wieczna ludzi, a tym samym i do uświadomienia sobie głównego celu dalszego wychowania chrześcijańskiego. Zresztą o celu życia i wychowaniu mówiliśmy już obszernie na początku niniejszej pracy. b) Cel bliższy wychowania chrześcijańskiego Oprócz celu dalszego, jest jeszcze cel bliższy wychowania chrześcijańskiego, będący środkiem do osiągnięcia tamtego. Cel bliższy, jako prowadzący do celu dalszego, ma być głównym przedmiotem zabiegów wychowawcy i najważniejszą jego troską. Jest nim harmonia wewnętrzna między władzami cielesnymi i duchowymi człowieka. 97 Jak już poznaliśmy, człowiek jest substancją zupełną, złożoną z duszy rozumnej jako formy substancjalnej i ciała jako materii pierwszej, będącej pierwszym podmiotem wszelkiej substancji cielesnej. Całość tak złożona stanowi jedną istotę ludzką, w której dusza i ciało łączą się ze sobą nie przypadkowo, ale istotnie. A więc pełne bytowanie przysługuje nie samej tylko duszy, lecz całemu człowiekowi, jako osobie. Stąd wynika, że dusza sama w sobie jest osobowością niezupełną, zdolną wprawdzie do istnienia bez ciała, ale niemogącą poznawać i rozwijać się bez niego. Stan rozłączenia duszy z ciałem jest pod pewnym względem nienaturalny, a zmartwychwstanie jest do pewnego stopnia naturalne ze strony przedmiotu, a tylko ze strony przyczyny sprawczej nadnaturalne, albowiem stanem naturalnym duszy jest zjednoczenie z ciałem, gdyż razem stanowią osobę człowieka. Wychodząc z założenia, że grzech pierworodny nie skaził natury ludzkiej w jej istocie, trzeba uznać, że wszystkie władze duchowe i cielesne, a więc chcenia i namiętności są dobre i nie trzeba ich wykorzeniać, gdyż są one potrzebne i nawet konieczne do osiągnięcia swego celu dalszego. Nawet niezharmonizowane namiętności są dla nas pożyteczne, bo dostarczają okazji do zdobycia wielu zasług w ich opanowaniu. Zresztą wykorzenienie namiętności jest rzeczą niemożliwą, gdyż byłoby to zniszczeniem samej natury. Trzeba je tylko opanować. Ideałem tedy nie jest stan zupełnego znieczulenia, jak do tego dążyli stoicy i asceza średniowiecza, lecz uzdrowienie ciała i duszy, polegające na zharmonizowaniu namiętności z chceniami, czyli panowanie nad tamtymi. Ale powstaje pytanie, czy w tym życiu doczesnym można tak zharmonizować naturę cielesną z duchową, by poruszenie cielesne całkowicie ulegało rozumowi ludzkiemu? Ponieważ przyczyną buntu namiętności jest podnieta grzechowa, która się zmniejsza pod wpływem łaski, a najbardziej przez przyjmowanie Komunii św. i praktykowanie cnoty, przeto ze zmniejszeniem przyczyny zmniejsza się i skutek, czyli że z czasem może nastąpić doskonała harmonia w naturze ludzkiej, jaka była w naturze Najmiłosierniejszego Zbawiciela i Najświętszej Maryi Panny jak i u licznych Świętych. Nadto właściwością każdej cnoty jest udoskonalić władze, przy pomocy których te cnoty bywają wykonywane. Ponieważ cnoty bywają wykonywane tak za pomocą umysłu i woli, jak i za pomocą władz zmysłowych, stąd rozum i wola stają się coraz zdolniejsze do panowania nad namiętnościami, a namiętności — do ulegania rozumowi i woli. Gdy tedy wszystkie cnoty moralne przez liczne czyny heroiczne tak się udoskonalą, że dojdą do najwyższego stopnia, namiętności również się uporządkują i będą całkowicie ulegać rozumowi i woli. Wreszcie doświadczenie wskazuje, że można osiągnąć doskonałe panowanie nad namiętnościami. Pomijając żywoty świętych, w których czytamy o heroicznych cnotach moralnych wielu sług Bożych, możemy i dziś spotkać 98 osoby, które osiągnęły całkowite panowanie nad namiętnościami. Nie osiągnęły one tego od razu, chyba tylko niektóre za szczególniejszą łaską Bożą, lecz przez liczne praktyki i ćwiczenia się w rozmaitych cnotach pod kierunkiem doświadczonych kierowników. Trzeba nadmienić, że panowanie nad namiętnościami nie jest tym samym, co umartwienie, lecz różni się od niego, jako cel od drogi doń prowadzącej; nie jest również stoicką apatią, to jest nieposiadaniem namiętności, czyli czymś przeciwnym naturze ludzkiej, a więc czymś nieosiągalnym; nie jest również osobną cnotą, lecz pewną własnością wszystkich cnót, jakby ich nieodłącznym towarzyszem. Każda bowiem cnota udoskonala pewną władzę, skierowując ją do czynów właściwych, a odwraca od niewłaściwych, a przez to samo jest pewną potęgą — mocą przeciwko namiętnościom. Doskonałe panowanie nad wszystkimi namiętnościami nie jest pierwszą sprawiedliwością prarodziców, która polegała nie tylko na harmonii wewnętrznej, ale przede wszystkim na zasobie sił nadprzyrodzonych, a harmonia wewnętrzna była tylko ich wypływem. Adam wprawdzie posiadał namiętności przed upadkiem, ale nie w tej liczbie, co my, i nie objawiały się one w ten sposób. Nie było namiętności suponujących istnienie zła moralnego i dlatego nie mogły doprowadzić człowieka do żadnego grzechu. A jeżeli Adam zgrzeszył, to nie pod wpływem namiętności zmysłowych, ale na skutek pychy, chęci zrównania się z Bogiem, zjedzenie zaś owocu zakazanego było już tylko skutkiem i zewnętrznym objawem tego grzechu. Głównym celem dalszym wychowania chrześcijańskiego winna być chwała Boża i szczęśliwość wieczna po śmierci, a bliższym celem osiągalnym jeszcze na ziemi — zharmonizowanie wszystkich władz człowieka. Stąd wychowanie można określić jako dążność do wewnętrznego zharmonizowania wszystkich władz i zmysłów, czyli — mówiąc językiem współczesnym — do wyrobienia charakteru moralnego niezbędnego do uformowania pełnowartościowej osobowości chrześcijanina. * * * Chrystus Pan i Najświętsza Maryja Panna, wolni od grzechu pierworodnego, mieli namiętności całkowicie zharmonizowane i uporządkowane: nigdy nie powstawały one przeciwko rozumowi i woli, która zawsze poddawała się woli Ojca Niebieskiego: „Nie jako ja chcę, ale jako Ty” (Mt. 26, 39). Chrystus Pan kochał, cieszył się i gniewał, smucił się i lękał przed męką, ale zawsze zgodnie z rozumem i wolą Ojca. Maryja również zawsze powtarzała: „Niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk. 1, 38). To jest dla nas ideałem, do którego dążyć mamy przez wychowanie i samowychowanie. 99 3. Na czym polega harmonia wewnętrzna? Stan równowagi wewnętrznej, zwany dzisiaj charakterem moralnym, winien być celem bliższym wychowania chrześcijańskiego, a polega na następujących objawach. a) Objawy harmonii wewnętrznej Człowiek posiadający harmonię wewnętrzną nigdy dobrowolnie nie zezwala na żadne nieporządne poruszenie namiętności pociągającej do grzechu, innymi słowami nie ma upodobania dobrowolnego nie tylko do grzechu, do którego namiętność pociąga, ale nawet w samym nieporządnym poruszeniu namiętności. Pod wpływem dobrowolnego zezwolenia na poruszenie namiętności nie dopuszcza się żadnego czynu grzesznego, do którego ona pobudza. Nie popełnia żadnego dobrowolnego niedbalstwa w ujarzmieniu namiętności spostrzeżonych, powstających wbrew rozumowi. W człowieku zharmonizowanym wewnętrznie nie powstają — przynajmniej często — nawet niedobrowolne namiętności, gwałtownie go niepokojące; mniej zaś gwałtowne — jeżeli powstają — to bardzo rzadko i krótko tak, że człowiek jak gdyby ich nie odczuwa. Trzeba zaznaczyć, że nie chodzi tu o apatię stoicką, lecz o spokój ducha polegający na wewnętrznej równowadze, wypływającej z opanowania namiętności. Jeżeli ktoś niegdyś był może napastowany przez namiętności, często na nie zezwalał i był przez to doprowadzony do grzechu — obecnie już nie jest przez nie napastowany i to tak, że się one nawet w nim nie budzą przed działaniem rozumu i woli. Owszem odczuwa nawet poruszenia przeciwne i to bardzo silne. Jakkolwiek bowiem te poruszenia przeciwne nie wypływają z opanowania namiętności, lecz z odpowiednich cnót moralnych, opanowanie namiętności sprzyja im, gdyż usuwa przeszkodę do tego, by te cnoty objawiały się w czynach. Panujący nad namiętnościami nie wzrusza się przy tej okazji, przy której przedtem ulegał tym wzruszeniom, a tylko na żądanie rozumu potrafi się wzruszyć dobrowolnie. Inaczej mówiąc jeden i ten sam przedmiot w inny sposób niż dawniej oddziałuje na człowieka doskonale panującego nad namiętnościami, np.: jeżeli przedtem ulegał smutkowi z powodu śmierci drogiej osoby, to teraz znosi podobną stratę spokojnie. Chociaż bowiem namiętności w równym stopniu z natury swej zależne są od jednostajnych motywów, jakie im nasuwa wyobraźnia lub zmysły, rozum i wola mogą spowodować osłabienie, 100 względnie spotęgować namiętności przy ich dążeniu ku temu samemu przedmiotowi, a nawet dążenie to zupełnie zawiesić. Ci, którzy mają namiętności opanowane, gdy się im przedstawi dobro lub zło, natychmiast bez najmniejszej zwłoki, jeszcze przed użyciem rozumu i woli odczuwają obrzydzenie do zła, a pewien pociąg ku dobru. Tak postępuje doskonały artysta, dla którego własna czynność jest do tego stopnia łatwa, że się nad nią nawet nie namyśla. Panowanie nad namiętnościami można doprowadzić do takiego stopnia, że na rozkaz rozumu i woli powstają ich poruszenia pożądane i potrzebne, skierowując się na odpowiedni dobry przedmiot, a potem również pod wpływem rozumu i woli uspokajają się zupełnie, pozostawiając człowieka w tym stanie, w jakim był przed ich powstaniem. Wyrobiony pod tym względem charakter zawsze pozostaje w dobrym humorze, zawsze dobrze usposobiony względem otoczenia. Harmonia wewnętrzna uzewnętrznia się nawet w układzie członków ciała, które pod wpływem rozumu i zgodnie z wolą Bożą w swoich funkcjach rządzą się przepisami skromności. W takim człowieku nie zauważymy żadnego nieprzystojnego ruchu lub gestu, obrażającego obecnych. Przeciwnie, patrząc na niego, można się tylko budować i cieszyć, gdyż wszystkie jego czynności zewnętrzne harmonizują z myślą i uczuciami, ożywionymi wiarą nadprzyrodzoną, zgodnie ze słowami Pisma św.: „Serce moje i ciało moje rozweseliły się w Bogu moim” (Ps. 83, 3). Nawet członki zmęczone pracą lub czuwaniem układają się zgodnie ze wskazówką rozumu i nie sprzeciwiają się np. ćwiczeniom pobożnym. Przez panowanie nad namiętnościami uporządkowują się wszystkie zmysły i regulują ich czynności. Staje się to w ten sposób, że zmysły w swych czynnościach nie skłaniają się nigdy przeciw rozumowi i woli, a jeżeli się przypadkiem zetkną z przedmiotem przeciwnym rozumowi, natychmiast od niego się odwracają, nie lgną nadmiernie do bodźców na nie działających, a lgną pod wpływem woli do tych przedmiotów, do których przedtem miały wstręt i obrzydzenie, odczuwając nawet pozytywną skłonność do cierpień nie mniejszą, a czasem większą niż przedtem odczuwały do rzeczy sprawiających rozkosz. b) W jaki sposób dokonywa się harmonia wewnętrzna? Uregulowanie czynności zmysłowych przez panowanie nad namiętnościami dzieje się albo bezpośrednio przez łaskę Bożą, odwracającą zmysły od przedmiotów, albo za pośrednictwem cnót nabytych i wlanych, pobudzając do ich praktykowania. Ci, którzy zapanowali nad namiętnościami, nie odczuwają żadnego poruszenia zmysłowego (słysząc np. na ulicy lubieżne 101 śpiewy), a przeciwnie w tejże chwili pobudzają się do aktów miłości względem Boga i obrzydzenia do grzechu. Ponieważ przedmiotem naszych namiętności jest zawsze jakaś rzecz podpadająca pod zmysły, przeto powstaje pytanie, w jaki sposób człowiek panujący nad namiętnościami może być skierowany ku temu, co się podoba Bogu, czyli ku cnotom, które mają za przedmiot rzeczy duchowe, nie zmysłowe? Żadna bowiem władza nie przekracza sił swoich i nie może dotyczyć nie swojego przedmiotu. Otóż, chociaż z natury swojej obracają się około przedmiotów zmysłowych, to jednak mogą pod wpływem rozumu i woli obracać się około przedmiotów duchowych, gdyż w tym wypadku zostają jak gdyby podniesione do rzeczy duchowych. Nadto liczne czyny cnót, nawet nadprzyrodzonych i wlanych, są zmysłowe (np. ofiary, pielgrzymki, posty, zewnętrzne pokuty, klękania itp.); koło nich tedy mogą obracać się i namiętności, nakłaniając człowieka do ich praktykowania silniej, niż do przedmiotów obojętnych. Ponieważ panowanie nad namiętnościami powoduje łatwiejsze wykonywanie cnót moralnych nabytych i nadto przez samo panowanie ujarzmia się poruszenie przeciwne, stąd nie tylko same cnoty, lecz także samo panowanie nad namiętnościami wywołują silną skłonność aktualną ku dobru, co sprawia, że człowiek nie odczuwa takiego sprzeciwu poruszeń natury niższej, jaki istnieje u ludzi nieopanowanych. Pod wpływem harmonii wewnętrznej rozum zażywa wielkiego spokoju w swoich czynnościach i dlatego więcej na nie uważa, wzmacniając i powiększając wydajność pracy. Przez to opanowanie namiętności leczy się jedna z tak zwanych ran, pozostawionych w naturze ludzkiej przez grzech pierworodny, a mianowicie — rana niewiedzy— vulnus ignorantiae. Nadto panowanie nad namiętnościami wzmacnia również wolę tak, że ona nawet ubocznie nie jest przez nie skierowywana na przedmiot przeciwny rozumowi. Ponieważ namiętność wywiera swój wpływ na wolę — wprawdzie nie wprost, ale ubocznie przeto przez panowanie nad poruszeniami natury niższej leczy się rana woli zwana raną złości — vulnus malitiae, przez którą wola pozbawia się skłonności ku dobru. Wreszcie grzech pierworodny pozostawił w naturze ludzkiej (nawet po zgładzeniu go na chrzcie św.) ranę słabości — vulnus infirmitatis i ranę pożądliwości — vulnus concupiscentiae, które niepomiernie pchają do rzeczy zmysłowych i utrudniają reagowanie na przeszkody do cnoty. Otóż panowanie nad namiętnościami powoli leczy i te rany tak, że cała natura ludzka zwolna pozbywa się skutków upadku naszych prarodziców (S.T. I – II, q. 85, a. 3, c.). Panowanie nad namiętnościami doprowadza do wielkiej doskonałości w modlitwie. Dzieje się to w sposób podwójny: albo wzmacniając uwagę a usuwając rozproszenie, udoskonala cnoty moralne, albo przez cnotę czystości, 102 pod wpływem której światło rozumu staje się jaśniejsze. Nadto panowanie nad namiętnościami prowadzi do aktualnego połączenia umysłu naszego z Bogiem w czynnościach, które z natury swej są bardzo rozpraszające. Dlatego ludzie zharmonizowani przy największym nawale spraw mają umysł swój złączony z Bogiem aktualną o Nim pamięcią i częstymi aktami gorącej miłości. Oprócz tego zharmonizowani wewnętrznie powoli usposabiają się do wyższej modlitwy uczuciowej, odpocznienia, zjednoczenia i nawet duchowych zaślubin, o których była mowa w tomie III. Wymienione objawy panowania nad namiętnościami dotyczą wypadków zwyczajnych, lecz mogą jeszcze zaistnieć objawy nadzwyczajne. Może się mianowicie zdarzyć, że osoby zaawansowane w panowaniu nad namiętnościami doznają bardzo gwałtownych pokus nieczystych, nieraz silniejszych i gwałtowniejszych, niż to się zdarza u ludzi mniej wyrobionych. Wprawdzie nie zawsze, ale czasami pokusy te i ich opanowanie mogą świadczyć o doskonałym zwycięstwie nad namiętnościami. Bóg bowiem nieraz doświadcza dusze sobie miłe i drogie przeprowadzając je przez rozmaite próby, jak czytamy o tym w żywotach Świętych. W tym wypadku nie trzeba się trwoży i smucić, lecz umacniać się w wierze, obudzać ufność w miłosierdzie Boże i upokorzyć się głęboko przed Panem, wymawiając choćby jeden akt strzelisty: „Jezu, ufam Tobie!” lub: „Okaż mi, Panie, miłosierdzie swoje”, a natychmiast powróci równowaga ducha. * * * Jak Chrystus uspokoił burzę na morzu, tak uspokaja burzę najbardziej gwałtownych namiętności. On darzy i dzisiaj ufających sobie łaskami szczególniejszymi, przy pomocy których namiętności stają się rumakami ujarzmionymi, unoszącymi nas w kierunku wskazanym przez rozum oświecony wiarą pod rządem woli wzmocnionej łaską. On, jako człowiek, posiadał również namiętności: on bał się, smucił i drżał przed męką, on się gniewał i oburzał na sprzedających w świątyni, on nawet płakał nad losem swej Ojczyzny, ale wszystkie te namiętności powstawały u niego zgodnie z rozumem i wolą, która ulegała zawsze woli Ojca. W mocy Najmiłosierniejszego Zbawiciela jest i nam pomóc w zharmonizowaniu naszej natury, ilekroć tylko zwrócimy się do niego z ufnością. II. Podmiot i przedmiot wychowania W każdej czynności rozróżniamy podmiot ją sprawujący i przedmiot, na który ona przechodzi. W wychowaniu podmiotem jest wychowawca, 103 przedmiotem zaś — wychowanek lub ich grupa. Wychowanie chrześcijańskie, jako dążność do wewnętrznego zharmonizowania władz człowieka, zależy w dużej mierze od wychowawcy — podmiotu wychowania, ale nie mniejszą rolę odgrywa i wychowanek, jako przedmiot wychowania, który powoli staje się podmiotem, a wychowanie przekształca się w samowychowanie. Poznajmy teraz zadanie wychowawcy i wychowanka w wychowaniu chrześcijańskim oraz rolę, jaką winien w nim odegrać Najmiłosierniejszy Zbawiciel. 1. Osoba wychowawcy Według wspomnianej encykliki Piusa XI, wychowanie jest funkcją społeczną, przysługującą rodzinie, Kościołowi i państwu, ale każdej z tych trzech społeczności przysługuje z innego tytułu, gdyż dla każdej z nich wypływa z odmiennych źródeł. Komentarzem do tej myśli encykliki mogą być dwa dzieła św. Tomasza z Akwinu: Summa Teologiczna (I, q. 117, 1) i Quaestiones Disputatae (q. 11, a. 1). Spotykamy tam zdanie, że w ścisłym znaczeniu wychowawcą należałoby nazwać tylko Boga — Najmiłosierniejszego Zbawiciela, gdyż tylko on stwarza siły duchowe, przez które człowiek się rozwija i wychowuje. Tylko on oddziałuje i oddziaływać potrafi na duszę ludzką od wewnątrz i doprowadzić może do samowychowania człowieka, a przez to do wyrobienia pełnowartościowej osobowości. a) Wychowawcy z prawa natury Wychowanie ściśle się łączy z faktem zrodzenia, a ten z aktem stwórczym Boga. Filozofia chrześcijańska dostrzega w zachowaniu świata przez Boga ciągłość jego stwórczego czynu. W nieprzerwanym strumieniu ludzkiego życia na ziemi fakt rodzenia potomstwa idzie od rodziców, a od Boga idzie powoływanie do bytu coraz to nowej ludzkiej duszy i zachowanie wszechświata. Jeżeli w znaczeniu ścisłym wychowawcą należy nazwać tylko Boga, to w znaczeniu analogicznym prawo do wychowania posiadają w pierwszym rzędzie rodzice, gdyż oni dali potomstwu podłoże pod twórczą moc Najwyższego. Kto zrodził według ciała, ma prawo do dalszego rodzenia według ducha, albowiem każde wychowanie jako twórcza praca jest dalszym rodzeniem. Jak tylko Bóg potrafi oddziaływać na człowieka od wewnątrz, tak nikt poza nim nie jest zdolny tak głęboko sięgnąć w duszę dziecka jak rodzice i dlatego nikt poza Bogiem nie ma tak silnego naturalnego prawa do wychowania dziecka jak jego rodzice. Dlatego Pius XI we wspomnianej encyklice mówi: „Normalnie najskuteczniejsze i najtrwalsze jest to wychowanie, które się otrzymuje w dobrze 104 urządzonej i karnej rodzinie chrześcijańskiej, tym bardziej skuteczne, im jaśniej i trwalej przyświeca tam dobry przykład przede wszystkim rodziców i domowników”. W ognisku życia rodzinnego, w jego niepisanym a jasnym prawie kształci się społecznie, indywidualnie i moralnie rozwijający się człowiek. Od ojca i matki otrzymuje on swoją naturę, wsiąkają tam weń obyczaje i sądy o rzeczach otaczających, budzi się miłość do środowiska oddziaływującego nań nieświadomie. Troska o potrzeby rodziny pobudza jej członków do pilności, oszczędności i pracy, do zachowania dóbr dziedzicznych i powiększenia ich dla przyszłych pokoleń. Rodzina przechowuje duchowy dorobek ludzi. Religia, moralność, patriotyzm i zwyczaje nie znikają ze śmiercią rodziców, lecz przechodzą na dzieci, wśród nich się rozwijają i żyją, by przeniknąć potem do pokoleń następnych. W rodzinie przechowuje się nauka i najniezbędniejsze do życia wiadomości, zaczerpnięte z doświadczenia przodków. Nadto rodzina jest bodźcem postępu, który polega na urzeczywistnieniu wzniosłych ideałów sprawiedliwości, miłości, równości i braterstwa. Te zaś ideały wypływają z rodziny, w niej się przechowują i w niej się najprzód realizują. Do szczytu postępu ludzkość dojdzie wówczas, jeżeli wszystkie narody utworzą jedną wielką rodzinę, wychowaną na podstawie sprawiedliwości, miłości, braterstwa i równości. Wreszcie rodzina jest szkołą życia. Od rodziców dziecko uczy się mowy, poznaje co to jest starszeństwo, równość, miłość, porządek i praca. Tu się formują pierwsze pojęcia religijne i moralne, tu powstaje szacunek dla przełożonych i starszych, posłuch dla ich poleceń oraz przywiązanie do wszystkiego, co jest ojczyste. I jeżeli dzieci wychowują się bez rodziców albo przez niedobrych rodziców, charakter ich przeważnie bywa spaczony, stają się dziwakami, zakłócającymi spokój sobie i otoczeniu. Najlepszy zakład wychowawczy nie zastąpi przeciętnej rodziny i o tyle spełni swoje zadanie, o ile się zbliży w swym systemie wychowawczym do wychowania rodzinnego. Atoli rodzina jest społecznością niedoskonałą, gdyż nie ma w sobie wszystkich środków do swego pełnego rozwoju. Uzupełnia ją w sprawach nadprzyrodzonych i wiecznych Kościół, a w przyrodzonych i doczesnych państwo. Prawo Kościoła do wychowania opiera się na tej samej podstawie, co prawo rodzicielskie. Jeżeli bowiem razem z Bogiem rodzice dają dziecku życie naturalne, to znowu w związku z Bogiem — Najmiłosierniejszym Zbawicielem, Kościół, jako Jego Ciało Mistyczne, daje ludziom życie nadprzyrodzone. W duszę dziecka przez chrzest św. wchodzi jak gdyby inna jeszcze dusza, która jako łaska uświęcająca staje się źródłem życia nadprzyrodzonego. Nowa rzeczywistość wchodzi w rzeczywistość dawną, rzeczywistość nadprzyrodzona Boga — w rzeczywistość ludzką. Zrodziwszy człowieka do nowego życia, Kościół dalej to życie rozwija przez akcję wychowawczą. 105 Jak rodzicom tak i Kościołowi Zbawiciel przekazuje prawo wychowania: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Św., nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem” (Mt. 28, 19 i 20). Pius XI we wspomnianej encyklice rozwijając te słowa podkreśla, iż one odnoszą się nie tylko do nauczania, lecz i do wychowania. „Kościół — mówi Pius XI — jak w swoim powstaniu, tak i w wykonywaniu swojego wychowawczego posłannictwa, jest niezależny od jakiejkolwiek władzy ziemskiej i to nie tylko w zakresie własnego przedmiotu, lecz i co do środków koniecznych i odpowiednich do wypełnienia swojej wychowawczej misji… ma prawo sądzenia, czy i o ile mogą one być dla chrześcijańskiego wychowania pożyteczne lub szkodliwe, …gdyż wszelkie nauczanie jest w koniecznym stosunku do ostatecznego celu człowieka i dlatego nie może się wyłamywać spod norm prawa Bożego. Nawet wychowania fizycznego nie można uważać za obce macierzyńskiemu nauczaniu Kościoła, gdyż i ono jest środkiem, który może pomagać lub szkodzić chrześcijańskiemu wychowaniu”. Wychowawcze posłannictwo jest tedy w pierwszym rzędzie rzeczą rodziny i Kościoła. Państwo ma również prawo do wychowania od Stwórcy natury, ale nie z tytułu ojcostwa, jak rodzina i Kościół, lecz przez autorytet w celu popierania ogólnego dobra doczesnego. Dobro ogólne polega na pokoju i bezpieczeństwie rodzin i pojedynczych obywateli. Stąd zadaniem państwa jest ochraniać i popierać rodzinę, ochraniać wcześniejsze jej prawa do wychowania oraz szanować prawa Kościoła do chrześcijańskiego wychowania. Również zadaniem państwa jest ochraniać prawa dziecka, jeśli ono nie ma rodziców albo też ze strony ich nie ma należytej opieki wskutek niezdolności lub niegodności. Kościół tedy i państwo, jako społeczności doskonałe, uzupełniają rodzinę i mają w tym względzie zakreślone granice. Każda działa na mocy własnego prawa i między tymi dwoma społecznościami winna zachodzić harmonia: zadaniem jednej jest pomyślność doczesna, a drugiej — wieczna. „Oddajcie tedy, co jest cesarskiego cesarzowi, a co jest Bożego Bogu” (Mk 12, 17). Cokolwiek tedy odnosi się do zbawienia i czci Boga, wchodzi w zakres władzy Kościoła, a reszta słusznie podlega władzy cywilnej. „Ci, co powiadają, że nauka Chrystusa jest wroga państwu, niechże dadzą takich żołnierzy, jakimi każe im być Kościół, niech dadzą takich poddanych, takich małżonków, takie żony, takich rodziców, takich synów, takich sędziów, takich wreszcie urzędników skarbowych i płatników, jakimi nakazuje być chrześcijańska nauka, a wtedy niech sobie mówią, że ona jest wroga państwu, …przeciwnie niech się nie zawahają nazwać ją silną ostoją państwa”. (Encyklika o wychowaniu). 106 b) Wychowawcy z prawa pozytywnego Jakkolwiek Kościół i państwo są społecznościami doskonałymi, nie mogą bezpośrednio prowadzić sprawy wychowania w całej rozciągłości i zwykle wyręczają się odpowiednimi wychowawcami. Do osoby wychowawcy wszyscy przywiązują wielką wagę, a szczególniejszego znaczenia nabrała ona w wychowaniu chrześcijańskim. Tu dla wychowania Apostołów Bóg zsyła Syna swojego, który stał się właściwym wychowawcą wszystkich ludzi, dążących do celu życia i bliższego celu wychowania. Tę czynność spełnia on przez swoich zastępców, którzy mają pełnić obowiązki ojca i lekarza, dlatego muszą posiadać te cechy, jakimi się odznacza dobry ojciec i dobry lekarz. W każdym wychowaniu mają panować stosunki rodzinne oparte na wzajemnej miłości między wychowawcą i wychowankiem, na wzajemnej ufności i odpowiednim szacunku. Dla zadzierżgnięcia i zachowania tego rodzinnego szacunku ze strony wychowawcy potrzeba następujących przymiotów: świętej radości i wesołości płynącej z prawdziwej miłości, sprawiedliwości w strofowaniu i ocenie postępu, lojalności bez kierowania się bocznymi względami, entuzjazmu czyli szlachetnego zapału, sugestywności jako zdolności bezpośredniego wszczepiania w duszach przekonań i nastrojów, kontaktowności albo umiejętności obcowania towarzyskiego, łagodności i cierpliwości w znoszeniu różnych przykrości, uczynności i cichości, jaką się odznaczał Zbawiciel, o którym mówił Prorok: „Trzciny nadłamanej nie skruszy, a lnu kurzącego się nie zagasi” (Iz. 42, 3)… Wymienione cechy wychowawcy stanowią klucz naturalny do zdobycia zaufania młodzieży i skutecznego na nią oddziaływania jako Ojca. Wychowawca zaś jako lekarz winien odznaczać się odpowiednim doświadczeniem, dyskrecją, poznaniem swych wychowanków i zapobiegliwością, a przede wszystkim winien dawać dobry przykład, jak mówi przysłowie: „Słowa uczą, a dopiero przykład pociąga”. Do wychowawcy nadto należy pomoc wychowankom w wartościowaniu dóbr, poddawaniu odpowiednich motywów, wskazywanie ideałów, wdrążanie do ich urzeczywistnienia oraz kontrola i ocena postępów. W tych czynnościach wychowawca oddziaływa na duszę wychowanków tylko od zewnątrz, jak lekarz na chorego. W prawdziwym wychowaniu należy oddziaływać od wewnątrz przez budzenie i rozwój sił duchowych, by wychowanie przekształciło się powoli w samowychowanie. Tu wychowawca bierze udział w czynnościach Boga, który oddziaływa od wewnątrz, przez akt wszechmocnej pramiłości i pramiłosierdzia, jak się wyraża Pius XII. Wychowawca winien to sobie dobrze uświadamiać i współpracować z Bogiem — Najmiłosierniejszym Zbawicielem. Poznanie i częste przypominanie tej 107 czynności wychowawczej Najwyższego nie tylko ułatwia wychowawcy jego pracę, ale jest koniecznym warunkiem dobrego wychowania chrześcijańskiego. * * * Idea o immanencji Boga, że On jest w nas, chociaż równocześnie poza i nad nami, należy do istotnych składników światopoglądu chrześcijańskiego. Idea ta wywołuje w nas dreszcz lęku i radości: lęku wobec bliskości Nieskończonego i radości na widok dopływu żywych sił przez przedłużony Boży czyn stworzenia, a szczególnie przez czyn Najmiłosierniejszego Zbawiciela, który nie skarcił Piotra za zaparcie się, Tomasza za niewiarę, nie potępił cudzołożnicy, przebaczył jawnogrzesznicy, zamilczał, gdy uczniowie posnęli, łagodnie upomniał, gdy chcieli sprowadzić ogień na miasto, stawiał Ojca przebaczającego synowi marnotrawnemu za wzór dla wychowawców w ich stosunku do niesfornych wychowanków. 2. Osoba wychowanka Harmonia wewnętrzna jako cel wychowania nie może być narzucona wychowankowi z zewnątrz, lecz ma się dokonać wewnątrz — przy udziale samego wychowanka. Dlatego jego osoba przy wychowaniu ma bardzo wielkie znaczenie. Jest on bowiem nie tylko przedmiotem oddziaływania wychowawczego, lecz powoli staje się podmiotem, który przy pomocy łaski Bożej ma czynnie kształtować swoją osobowość. Przyjmując możliwość zaprowadzenia harmonii wewnętrznej u wszystkich ludzi, nie można wątpić w dodatnie oddziaływanie na wychowanka; ale nie wszyscy mogą dojść w ten sam sposób do jednakowych wyników. Dlatego wychowanków należy traktować indywidualnie, w zależności od ich wieku, typu osobowości, płci i rozwoju psychicznego, o czym mówi ogólna pedagogika wychowawcza. Znając naturę wychowanków i największe niebezpieczeństwo z niej wynikające, jakim jest skłonność do grzechu, trzeba mieć na względzie zabezpieczenie ich przed nim lub uwolnienie od niego, co zależy od religijności, która nie jednakowo się kształtuje u dzieci i młodzieży dorastającej. a) Rozwój religijności u dzieci Życie religijne dzieci jest bardzo różne zależnie od wieku, typu, czyli struktury wewnętrznej oraz szeregu okoliczności i środowiska, w jakim się one znajdują. Jeżeli chodzi o wiek, trudno określić dokładnie czas, w którym się w 108 duszy dziecka zjawiają przeżycia religijne. Na podstawie obserwacji można tylko stwierdzić, że pierwsze przejawy religijności dziecka ujawniają się w zewnętrznych czynnościach, jak klękanie, składanie rąk oraz mówienie pacierza, które są naśladownictwem starszych. Można je zauważyć jeszcze w pierwszym dzieciństwie do 5 roku życia. Jeszcze trudniej jest mówić o jakości tych przeżyć religijnych w tym wieku, albowiem nasze osobiste wspomnienia w tym wieku nie mogą być obiektywne. Jakkolwiek nie ma idei wrodzonych, jak utrzymywał Descartes, ale dziecko ma już zdolność przeżywania idei Boga około 5 roku życia, która u niego jest jeszcze bardzo przyćmiona i mglista. Powstaje ona pod wpływem otoczenia, z oglądania obrazów religijnych w domu, kościele czy kapliczek przydrożnych. Dochodzą więc dzieci do pojęcia Boga, jak zresztą i do innych, przez zetknięcie się ze światem zewnętrznym. Widząc u ojca swego dobroć i przychylność ku sobie, dzieci przenoszą te cechy na Boga, którego w pacierzu nazywają Ojcem i którego zaczynają kochać jak ojca. Spostrzegając u matki miłość i przywiązanie, kojarzą je z przywiązaniem Maryi do ludzi, którą w pacierzu nazywają Matką Boga i Matką naszą. Ale czasami mogą w ten sposób wytworzyć w sobie pojęcie fałszywe i uczucia przeciwne, gdy widzą np. ojca swego pijanego i nieprzytomnego, krzywdzącego matkę i niszczącego sprzęty. Powoli również pod wpływem otoczenia dziecko zaczyna tworzyć pojęcie nieba i piekła. Niebo jako przestworze jaśniejące nad obłokami, napełnione aniołami i duszami zmarłych zbawionych. Piekło — jako miejsce ciemne gdzieś w głębi ziemi, gdzie przebywają duchy ciemności i dusze złych ludzi. Dziecko pyta dużo i zadawała się każdą odpowiedzią, ponieważ w tym wieku wierzy dorosłym i bezkrytycznie przyjmuje ich wyjaśnienia. W takim nastawieniu przychodzi do szkoły, jeżeli w przedszkolu jego pojęcia religijne nie zostały zmienione w takim czy innym kierunku. W szkole dziecko poznaje Jezusa Chrystusa, z którego Osobą identyfikuje Boga. Tu prawdy religijne stara się realizować sumiennie, nie traci zapału i stara się być dokładne i drobiazgowe. W tym czasie około roku siódmego następuje u dziecka rozpoznanie moralne, któremu towarzyszy wrażliwość, poczucie winy, wdzięczność i chęć wynagrodzenia. Jest to czas (około 8 roku) przygotowania dzieci do I spowiedzi i Komunii św., która jest dla dziecka jednym z najgłębszych przeżyć i przemianą religijności ze zmysłowej w duchową. Ten moment często decyduje o strukturze religijnej człowieka przez całe życie. Przygotowanie dzieci do I spowiedzi i Komunii św. jest zadaniem bardzo trudnym i delikatnym oraz niezmiernie ważnym. Od I spowiedzi odprawionej z głębokim przeżyciem zależy stosunek dziecka do wszystkich spowiedzi późniejszych. Atoli trzeba unikać zbyt niego napięcia woli dziecka i nadmiernej troski o nadbudowę życia, by nie sprowadzić chorób psychicznych. Należy podsuwać im takie postanowienia, które są dostosowane do ich możliwości psychicznych. W przygotowaniu dzieci do I spowiedzi i Komunii św. biorą 109 czynny udział rodzice, którzy występują w charakterze powszechnego kapłaństwa Chrystusowego i apostolstwa świeckich. Mają oni często prowadzić dzieci do kościoła, wskazywać na lampkę wieczystą przed tabernakulum, gdzie przebywa P. Jezus, sami żyć życiem eucharystycznym, a przede wszystkim razem z dzieckiem przystąpić do Stołu Pańskiego. W następnym okresie zwanym wiekiem przekory (do 13 – 14 r.) dzieci zaczynają być i opozycji do starszych, a tym samym i do wierzeń religijnych, ociągać się w praktykach albo spełniać je bez zapału. Krytycyzm rozwija się więcej u chłopców niż u dziewcząt, które łatwiej podporządkowują się autorytetowi religijnemu, uświadamiając sobie swoją bezradność. Nie trzeba z tego powodu się zniechęcać i chłopców za to nie karcić, a postępować ze wszystkim łagodnie i wyrozumiale. Z czasem obie płci uświadamiają sobie własną niemoc i z tęsknoty za ideałem interesują się praktykami religijnymi. b) Rozwój religijności u młodzieży W okresie pokwitania młodzież ucieka od rzeczywistości w świat urojeń, jaki poddaje wybujała wyobraźnia. Widzi ona sprzeczność między zasadami religijnymi, a postępowaniem ludzi. To spostrzeżenie wywołuje u jednych chęć ulepszenia człowieka, a u innych wątpliwość, czy wymagania etyczne religii nie są przesadne, szczególnie w dziedzinie występującego coraz wyraźniej popędu płciowego. Stąd powstają wątpliwości religijne, które same w sobie nie są groźne, albowiem świadczą o samodzielności młodych i przy pomocy starszych mogą być okazją do pogłębienia prawd religijnych i życia duchowego młodzieży. W tym czasie młodzież nie znosi nakazów i przymusu. Dlatego praktyki religijne będzie spełniać chętnie o tyle, o ile inicjatywa będzie pochodzić od niej samej. Dlatego trzeba oddziaływać na młodzież przez jej przywódców, z którymi należy być w kontakcie, poddawać im projekty jak gdyby one wychodziły od nich samych. Szczególniejsza trudność może powstać z chłopcami, którzy przechodzą ostrzejszy kryzys i zasługują na traktowanie nieco pobłażliwsze. Dziewczęta nie podlegają takim wstrząsom uczuciowym, więcej się interesują rodziną i chętniej zbliżają się do ideałów religijnych. Wyniki tego okresu burzliwego mogą być rozmaite. Duża część młodzieży wraca na ślady religijności poprzedniej, ale znacznie głębszej i bardziej uświadomionej. Inna część buduje sobie zupełnie inny światopogląd — różny od dotychczasowego. A są i tacy, którzy szukają wyjścia na drodze kompromisu, przekształcając po swojemu prawdy religijne i dostosowując się do nich w sposób odmienny. Stąd wynika, że okres pokwitania jest najważniejszy w kształtowaniu religijności człowieka i wymaga ze strony 110 wychowawców wielkiej ostrożności i delikatności, liczenia się z indywidualnością i odmienną strukturą psychiczną każdej płci i każdego osobnika. Dojrzewający chłopcy lubią teraz poznawać siebie i pracować nad sobą. Życie ich zamyka się teraz w granicach dwóch wielkich namiętności ludzkich — pychy i zmysłowości, egocentryzmu i seksualizmu. Z nich wypływają dwa największe dążenia młodości — do sławy i do miłości. Całym kunsztem wychowawcy będzie wykorzystać te dwa dążenia w kształtowaniu męskiej religijności. Terenem, na którym chłopiec ma pokazać swoją siłę, jest panowanie nad namiętnościami i pokonanie samego siebie. Religijność to nie jest coś słabego i upokarzającego, lecz jest to największe bohaterstwo, a święty to synonim największej siły moralnej. W związku z tym wychowawca winien starać się usunąć z religijności chłopców pozostałości dzieciństwa (dziecinne książeczki). Instynkt zaś okazania siły i walki ma skierować do walki ze skostnieniem i pustą formą życia religijnego, do panowania nad namiętnościami i walki o świętość i szczęście ich życia religijnego, życia przyszłej rodziny, o szczęście społeczeństwa i ojczyzny. Dla wielu konkretnym przedmiotem idealizmu jest ideał kobiety. Otóż i ten ideał można wykorzystać do kształtowania religijności chłopca, wskazując na ideał Niepokalanej, którą ma on widzieć i czcić w każdej kobiecie, szanować ją i okazywać szacunek i uprzejmość. Słowem trzeba zaszczepiać u nich religię nie tylko w rozumie, ale i w woli, do której droga prowadzi przez uczucie. Dziewczęta dojrzewające mają zupełnie inne usposobienie i inne samopoczucie oryginalnych wartości religii i życia. Można rozróżnić u nich dwie chwile, w których te wartości odzywają się mocniej. Pierwszy raz około 13 roku życia, a drugi około roku 16. Pierwszy z tych momentów można nazwać chwilą religijnego rozbudzenia, a drugi — momentem wahania, walki i ostatecznej decyzji. W tym drugim okresie dziewczę szuka mądrego i mocnego kierownictwa, usiłuje dojść do porozumienia ze światem dorosłych, a przede wszystkim ze swoją matką lub opiekunką, lub ojcem; usiłuje również porozumieć się z Kościołem, uspokoić swoje wahania, przyswoić sobie poglądy tradycyjne, stworzyć sobie własną oryginalną linię postępowania albo czasami zdecydowanie odwrócić się od religii. O ile cechą chłopców w tym okresie jest egocentryzm, o tyle u dziewcząt alterocentryzm, który wyraża fakt, iż ona ma swoje własne centrum poza sobą. Jej osią jest ktoś poza nią i w nim jedynie znajduje swą równowagę. Tym drugim jest przyszły mąż i dziecko. Oni są najgłębszym źródłem wszystkich charakterystycznych odrębności natury dziewcząt. Ten alterocentryzm jest u nich spontaniczny, jest przeto przeciwwagą na współistniejący egoizm; może jednak być groźny, bo jest ukryty. Ten fakt wyjaśnia odrębność dziewczęcej postawy moralnej pod względem uczuciowym oraz życia duchowego i religijnego. 111 Wychowawca młodzieży żeńskiej w tym okresie winien znaleźć specjalne podejście do jej psychiki. Należy się liczyć z uczuciowością dziewcząt, z ich zmiennością w nastrojach oraz brakiem skupienia. W tym krytycznym okresie osobowość wychowawcy odgrywa największą rolę — przede wszystkim wychowawca winien być autentycznym człowiekiem, by życiem swoim potwierdzał to, o czym mówi. Na dłuższy okres czasu nie można udawać przed nikim uczciwego wychowawcy, a nim nie być. Tym bardziej nie można tego czynić przed dziewczętami, które lepiej od chłopców potrafią ocenić i scharakteryzować swego wychowawcę, by nabrać do niego zaufania lub też na odwrót, do niego się zniechęcić. Trzeba stawiać dziewczętom Maryję jako ideał kobiety. Ona wskaże i wywoła w nich poczucie wartości niewieścich. Chodzi tu o najbardziej odpowiadającą Bożym zamiarom postawę kobiety — być obecną w obliczu Boga przy Zwiastowaniu, w ucieczce do Egiptu, w Kanie Galilejskiej, na drodze krzyżowej, na Kalwarii i nad grobem, jak również po Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu. Wszędzie ujawnia się alterocentryzm Maryi: Ona we wszystkim pomaga Jezusowi jak przedtem Józefowi. To dynamiczne ujęcie Niepokalanej odpowiada wewnętrznej psychice kobiety, która z natury chce być przed Bogiem i być pomocą mężczyźnie. Kult Maryi jest to uświadomienie sobie bogactwa, jakim Bóg obdarzył kobietę, jest to uświęcenie pełnej kobiecości zarówno w dziewictwie i czystości jak i w macierzyństwie. Zarówno tedy dla chłopców jak i dla dziewcząt postać Niepokalanej w tym okresie będzie konkretnym ideałem, który pozwoli ujrzeć Ją czynną tam, gdzie potrzeba człowiekowi pomocy, a jednocześnie uwidoczni u chłopców osobowość mężczyzny, który ma czcić w każdej kobiecie obraz Niepokalanej. Kult ten ma być nie jakiś daleki i niewyraźny, lecz konkretny i bliski. W tym okresie zaczyna się formować u młodzieży pojęcie nieskończoności w liczbie i przestrzeni, a następnie w odniesieniu do nieskończoności Bytu absolutnego. To pojęcie budzi podziw i ukorzenie się przed tym, który jest nieskończony pod każdym względem, a przede wszystkim pod względem miłosierdzia, okazanego we Wcieleniu i Odkupieniu. * * * Postać Najmiłosierniejszego Zbawiciela, a szczególnie uroczystość Jego w Niedzielę Przewodnią przypomina młodzieży w tym najważniejszym okresie jej rozwoju najwznioślejszy ideał, do którego ona została wezwana: „Bądźcie doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonały jest” (Mt. 5, 48). Niepodobieństwem jest widzieć doskonałość Ojca, lecz oto Jezus przez czyny i słowa ukazuje nam doskonałość, polegającą przede wszystkim na miłości i miłosierdziu. 112 3. Wychowanie i samowychowanie W opanowaniu namiętności ma wielkie znaczenie nie tyle stan doskonałości wychowanków, ile ich dynamizm, czyli dążność do samodzielnego wysiłku w celu opanowania natury zmysłowej. Na ten wysiłek młodzież winna się zdobywać już w okresie pokwitania, a najbardziej w ostatnim okresie rozwoju psychicznego człowieka po roku mniej więcej 17 – 18 życia, gdy następuje krystalizowanie się pojęć religijnych i określonych zapatrywań. Mamy tu doczynienia z ustaleniem się światopoglądu, z dążeniem do syntezy moralno – religijnej, do liczenia się więcej z rzeczywistością i uspokojeniem fantastycznych dążeń. Ten okres wypada już przeważnie po maturze, na studiach akademickich lub innych specjalnych. a) Formowanie się religijności dorastających Młodemu krytycznemu umysłowi wychowawca winien odpowiedzieć na cisnące się pytanie: dlaczego?… Woli trzeba dać mocne pobudki i skuteczne motywy, by młody człowiek mógł w sobie wyrobić chrześcijańską osobowość. W tym okresie pragnie on ideału jako celu abstrakcyjnego przybranego w formy konkretne. Ideał może być absolutny, o ile urzeczywistnia w sobie wszystkie wartości, i częściowy, jeżeli przedstawia nam jakąś jedną wartość możliwą do zrealizowania. Zarówno ideał absolutny jak i częściowy są konieczne przy wychowaniu w tym okresie dla skonkretyzowania absolutnych i względnych wartości. Jest to wielkie zadanie wychowawcy wskazywać ideały, które by całą siłą pociągały ku sobie duszę wychowanków, łączyły się ze wszystkimi szlachetnymi ich uczuciami i w taki sposób wywierały zdecydowany wpływ na ich wolę. Jest to zadanie trudne, ale w wychowaniu chrześcijańskim konieczne. Wola ludzka z natury swojej nie jest zmuszona dążyć aktualnie do takiego czy innego przedmiotu dobrego, jakimkolwiek by on był — z wyjątkiem dobra doskonałego, którego znowu w tym życiu umysł jeszcze nie ogląda. Stąd wynika, że najwznioślejszy ideał, przedstawiony wychowankowi, jeszcze nie jest w sobie dostateczny do poruszenia jego woli. Toteż trzeba nie tylko tworzyć i wskazywać ideały, ale nadto wdrażać wychowanków do ich urzeczywistnienia. To wdrażanie w tym okresie winno być dokonane przy udziale samych wychowanków przez regulamin życiowy, rady, instrukcje, które mają wychodzić od nich samych. Jest to najtrudniejsze zadanie wychowawców, którzy mają podawać młodzieży odpowiednie motywy do poruszenia woli, jako konieczne warunki osiągnięcia pozytywnych skutków. 113 Nie każdy motyw obiektywnie wysoki jest dostateczny do poruszenia woli każdego wychowanka: wchodzą tu w grę u rozmaitych ludzi motywy subiektywne, a nawet u tego samego człowieka różne, zależnie od przeżyć chwili bieżącej. Jedne motywy o silniejszym zabarwieniu uczuciowym i silniej działające na wyobraźnię porywają wolę od razu, a inne działają powoli, kojarzą się z rozmaitymi okolicznościami życiowymi, skierowując wolę rozumowo do trwałego i stałego celu. Zadaniem tedy wychowawcy będzie dobieranie odpowiednich motywów, dostatecznych do poruszenia woli wychowanka w kierunku odpowiedniej wartości. Im bardziej silny będzie motyw i konkretny ideał, tym bardziej pociąga dusze wychowanków. Stąd jeżeli ideałem jest sam wychowawca, wówczas dusze wychowanków porywa, szybko udoskonala i łatwo zaprowadza wewnętrzny w nich porządek. Wówczas bowiem ideał staje się poglądem, bezpośrednio oddziałującym i olśniewającym wychowanków. Najwznioślejszym ideałem poglądowym jest Osoba Najmiłosierniejszego Zbawiciela i Jego Niepokalanej Matki oraz święci młodzieńcy i panny, o których trzeba mówić w pogadankach z młodzieżą, nakłaniając ją do modlitwy. Trzeba pomóc młodym do wdrożenia się do modlitwy i przystępowania do sakramentów świętych oraz regularnego uczestnictwa we Mszy św. Należy wyjaśnić im zbawczą misję Kościoła, jako Mistycznego Ciała Jezusa, którego wszyscy wierni mają by żywymi członkami. Dorastająca młodzież najbardziej jest wrażliwa na tło społeczne, które wychowawca ma uwzględnić w swych pogadankach, poruszając tematy życiowe i aktualne w formie poprawnej, na jaką młodzież zwraca szczególniejszą uwagę. Dla słów i nakazów — umiarkowana moc, dla upomnień i nagan — powściągliwość, w dobieraniu się do głębin — ostrożność, w przygotowaniu się — sumienność i dokładność: oto są warunki wpływu na dusze młodych w tym okresie. Okazją do spotkania się z młodzieżą w tym okresie będą konferencje wieczorne w mniejszym lub większym gronie, wspólne wycieczki i obozy letnie, a przede wszystkim rozmowy Nikodemowe w cztery oczy. Koniecznymi warunkami wpływu wychowawcy na młodzież w tym okresie są: 1) oddanie się w miłości nadprzyrodzonej i poświęceniu; 2) optymizm zdrowy i wiara w idealizm młodzieży; 3) oddziaływanie przede wszystkim na rozum; 4) głębokie zrozumienie i odczucie psychiki obecnego pokolenia; 5) żywość, aktualność, prostota i szczerość w obcowaniu; 6) odpowiednie walory formy zewnętrznej ze względu na zaostrzony zmysł estetyczny dorastającej młodzieży. Formowanie się religijności i panowanie nad namiętnościami nie u wszystkich następuje według jednego szablonu, albowiem wchodzą tu w grę różne czynniki, a największą rolę odgrywa środowisko, w jakim się młodzież 114 obraca. Dlatego największą troską wychowawcy będzie wpływanie na to środowisko, a przede wszystkim na rodziny, jak również przygotowanie kandydatów i kandydatek do założenia rodziny przez wyrobienie w nich samozaparcia się, poświęcenia i ofiarności. b) Samowychowanie dorosłych Człowiek póki żyje, nie posiądzie zupełnej równowagi statycznej, dlatego właśnie, że żyje, ale może posiąść równowagę dynamiczną wciąż działającą, porządkującą i utrzymującą harmonię wewnętrzną. W wieku młodszym był bardziej podatny na oddziaływanie wychowawcy, w miarę zaś rozwoju staje się coraz bardziej samodzielnym i właściwym wychowawcą samego siebie. Dlatego wielki wychowawca Sokrates, mając do czynienia z ludźmi dorosłymi, nigdy im nic nie narzucał, a starał się tylko poddawać tematy do rozmyślań i wydobywać prawdy z ich duszy, by następnie skłonić ich do samodzielnego postępowania cnotliwego. „Każdy człowiek, mówił on, byleby go dobrze zapytano, znajdzie sam przez się prawdę”. Stoicy jeszcze większy nacisk kładli na samodzielność, utrzymując, że człowiek tylko własną wolą może wykorzenić w sobie namiętności gniewu, lubieżności itp. Największy wychowawca ludzkości, Najmiłosierniejszy Zbawiciel, jakkolwiek podkreśla konieczność łaski, mówiąc: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (J. 15, 5), jednak wymaga, by człowiek sam jej zapragnął, by o nią prosił i należycie ją wykorzystał (Mt. 19, 17). Widzimy to w licznych przypowieściach, np. o talentach, gdzie pan wymierza surową karę za bezczynność (Mt. 25, 26, 30). O tym może my wnioskować z postępowania Chrystusa z niewiastą chananejską (Mt. 15, 22), a szczególnie ze ślepym, któremu przywrócił wzrok dopiero na usilne błagania, żądając dokładnego sprecyzowania, o co prosi (Łk. 18, 38). Ojcowie Kościoła również żądają samodzielności w wychowaniu chrześcijańskim, np. Tertulian utrzymuje, że samoistnienie nakazu lub zakazu suponuje samodzielność tego, kto się temu zakazowi ma podporządkować, a św. Hieronim powiada, że ani do cnót ani do występków nie można pociągać z konieczności, bo tam gdzie jest przymus, nie ma nagrody i kary (Migne, 23, 299). Chrześcijaństwo podkreślając samodzielność wymaga poddania się działaniu łaski, potęgowania sił przyrodzonych pod wpływem nadprzyrodzonego ideału, wynoszenia tych sił ponad nie same i wypracowania we wszystkich kierunkach (św. Augustyn). Ta dążność do samowychowania stanowi jedną z głównych zasad chrześcijańskiej ascezy, która rozwija samodzielność przez posłuszeństwo prawu, opartemu na prawdach wiecznych. Nie można bowiem dojść do osobistej wolności, dopóki włada samowola. Dopiero wyswobodzenie się z samowoli, jaką jest uleganie zachciankom 115 niższym, pomoże człowiekowi w urobieniu samowychowaniu (św. Augustyn; Migne, 44, 552). woli duchowej, czyli W samowychowaniu konieczna jest kontrola samego siebie i badanie własnego postępu według pewnych znaków. Jak w świecie materialnym śmierć jednego jestestwa połączona jest z rodzeniem drugiego, tak w dziedzinie moralnej narodziny cnoty musi poprzedzać śmierć wykroczeń. Zmniejszenie się tych ostatnich następuje nie od razu, ale powoli według następujących stopni: niewpadanie dobrowolne w większe, niewpadanie w niedobrowolne większe, niewpadanie w niedobrowolne mniejsze różnych gatunków, niewpadanie w niedobrowolne mniejsze jednego gatunku itp. Drugim znakiem postępu jest opanowanie namiętności; trzecim — zwyciężanie pokus; czwartym — wykorzenienie złych przyzwyczajeń; piątym — wzrost uczynków dobrych; szóstym — wzrost dobrych przyzwyczajeń itp. Badając postęp trzeba pamiętać, że jest wielka różnica między cnotami moralnymi nabytymi, a teologicznymi wlanymi. Te ostatnie wzrastają wraz z łaską i darami Ducha Św., gdy tamte, moralne, wzrastają według aktów sobie odpowiadających, np. przez umartwienie zewnętrzne wzrasta tylko cnota wstrzemięźliwości a nie sprawiedliwości lub inna. Stąd w dziedzinie cnót moralnych ktoś może górować w jednej przy wykroczeniach przeciwko drugiej. Tym się tłumaczy, dlaczego wielu odznaczając się nadprzyrodzoną miłością mają trudność w praktykowaniu np. prawdomówności. * * * Jakkolwiek postęp w cnotach moralnych zależy od osobistych wysiłków, to jednak one nie są wystarczające do powstrzymania się od najmniejszych wykroczeń bez szczególniejszej łaski Bożej, jaką wysłużył nam Najmiłosierniejszy Zbawiciel. On nie tylko wskazał nam najwyższy ideał świętości, ale i umożliwia wejście na tę drogę, wiodącą ku temu ideałowi. „Kto mieszka we mnie, a ja w nim, ten wiele owocu przynosi” (J. 15, 5). 4. Działanie natury i łaski w wychowaniu chrześcijańskim W wychowaniu chrześcijańskim chodzi nie tylko o wychowanie człowieka, ale człowieka podniesionego przez łaskę do godności synostwa Bożego, do nadprzyrodzonego życia. To życie nadprzyrodzone nie istnieje poza życiem naturalnym, lecz na nim się opiera i całkowicie je przenika, by wspólnie zmierzać do jednego celu — uczestnictwa w życiu i szczęściu Bożym. Główna rola w tym życiu przypada Bogu, ale człowiek ze swej strony musi odpowiedzieć uprzedzającej łasce, dobrowolnie ją przyjąć, usilnie ją 116 pielęgnować, zużytkowując cały przyrodzony zespół i doskonalić go mimo zewnętrznych i wewnętrznych przeszkód napotykanych w jego rozwoju. a) Rola natury Widzieliśmy, że w wychowaniu chrześcijańskim praca wychowawcy ma zmierzać do stopniowego usamodzielnienia wychowanka — do wdrożenia go do samowychowania nie drogą tylko pouczeń i nakazów, lecz drogą przygotowania w duszy jego gruntu do wyrobienia samodzielnej siły oporu nieodpowiednim podnietom, a pójścia za ideałem. Ze strony zaś wychowanka praca ta od bezwzględnego posłuszeństwa ma zmierzać do wyrobienia w sobie mocy wewnętrznej, organizującej i porządkującej poruszenie natury niższej z wyższą, w tym przeświadczeniu, że w tej pracy zawsze konieczna jest rada doświadczonego kierownika. Postawa tedy wychowawcy ma być czynno – bierna, a wychowanka bierno – czynna, a czynna szczególnie w ćwiczeniach. Ponieważ życie nadprzyrodzone opiera się na przyrodzonym, przeto elementy niestałe życia przyrodzonego nie przestają być takimi w życiu nadprzyrodzonym. W chrześcijańskim tedy wychowaniu i samowychowaniu ćwiczenia w stawianiu oporu tym elementom, wykonywane samodzielnie przez wychowanka, występują z absolutną koniecznością. Atoli trzeba je zawsze uważać nie za cel, jak to było u stoików, ale tylko za środek. W tym życiu ścierają się przeciwieństwa, które wychowanie i samowychowanie ma zniwelować, zmagają się sprzeczne siły, które trzeba utrzymać w równowadze: materia i duch, namiętności oraz rozum i wola, pożądania natury niższej i chcenia wyższej. Tu nie chodzi o to, by zniszczyć którąkolwiek ze stron walczących, lecz by je pogodzić, czyli zharmonizować. Jak most utrzymuje się wskutek wzajemnego naciskania na siebie łuków sklepionych z dwu stron przeciwnych, tak życie człowieka normalnie się rozwija i utrzymuje przez wzajemne oddziaływanie harmonijne chceń i pożądań namiętności. Podobne przeciwieństwa pozorne spotykamy w procesie wychowania: posłuszeństwo bezwzględne i samodzielność wychowanka, stopniowe usamodzielnianie go ze strony wychowawcy obok wdrażania do urzeczywistniania ideałów, które się łączy z pewnymi środkami karności. Przeciwieństwa te są tylko pozorne i stanowią podstawę chrześcijańskiego wychowania, w którym znowu występuje rozwój cnót pozornie przeciwnych, np. męstwa i pokory, łagodności i środków karności. Wychowanie chrześcijańskie nie eliminuje zupełnie kary, lecz nie pozwala na brutalne jej stosowanie bezwzględnie do wszystkich i zawsze. Kara ze względu na obecny stan natury jest złem koniecznym, ale jako zła nie można jej apoteozować, szczególnie kary cielesnej. Wprawdzie w Piśmie św. Starego 117 Testamentu, zwanego „Zakonem Prawa”, znajdujemy urywki zalecające przy wychowaniu karę cielesną. „Głupota przywiązana jest do serca dziecięcego, ale rózga karania wypędzi ją” (Przyp. 22, 15), ale obecnie żyjemy w Zakonie Łaski, gdzie miłosierdzie, przebaczenie i odpusty, odgrywają większą rolę niż surowe pokuty i osobiste ekspiacje, gdzie sprawca tej łaski, Najmiłosierniejszy Zbawiciel, zaleca przede wszystkim łagodność: „Uczcie się od mnie, żem jest cichy i pokornego serca” (Mt. 11, 29). Zaprawianie się w urzeczywistnianiu ideałów może być pozytywne i negatywne. Pierwsze polega na ćwiczeniu się w energii czynnej, na wdrażaniu się do celowego urzeczywistnienia powziętych postanowień wbrew przeszkodom zewnętrznym i wewnętrznym. Drugie, czyli negatywne ma na względzie wzmocnienie siły oporu przeciw nieodpowiednim podnietom. Aby czegoś stanowczo chcieć, trzeba stanowczo nie chcieć wielu innych rzeczy. Ćwiczenie się w energii czynnej ma olbrzymie znaczenie, aby w ten sposób stać się panem zewnętrznym przeszkód, mistrzem prostej linii i energicznym sternikiem własnego życia. To wymaga rozłożenia czasu odpowiednio do zajęć wypływających z obowiązków stanu, wykonywania wszystkiego w porze właściwej i nieodkładania na później swych obowiązków, sumienność i akuratność w wykonywaniu rozpoczętej roboty, ćwiczenie się w koncentracji myśli, czyli dowolnym skupieniu uwagi nad tym, czym się w danej chwili zajmujemy, wreszcie silne napięcie postanowień kilka razy dziennie, szczególnie przy porannym rozmyślaniu. Ćwiczenie się w stawianiu oporu podnietom nieodpowiednim, czyli zaprawianie się negatywne w urzeczywistnianiu ideałów, jest jednym z najważniejszych czynników samowychowania. Instynkty bowiem i namiętności jako elementy irracjonalne i niestałe występują niekonsekwentnie i rozrywają jedność i harmonię wewnętrzną. Kto się nie chce stać ich ofiarą, musi stawiać im opór, musi je poddać planowo i subtelnie władczej myśli i woli, aby występowały i działały w harmonii z nimi. Inaczej nazywa się ono „ascezą” czyli zaprawianiem się w wyrzekaniu pewnych dóbr i w eliminowaniu pewnych bodźców i motywów… A jaka jest rola łaski?… b) Rola łaski Odpowiedź na powyższe pytanie daje Apostoł Narodów: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” (Fil. 4, 13). Mogę, a więc sam się ćwiczę, ale źródło mojej mocy znajduje się nie we mnie, lecz w tym, który zgładził grzech pierworodny, a obecnie pomaga do usunięcia jego skutków, który o sobie powiedział: „Jam jest droga i prawda, i żywot” (J. 14, 6). Pielęgnowanie powściągającej siły duchowej trzeba uzupełnić całkowitym oddaniem się ideałowi, który by nas odwodził od nas samych, byśmy w końcu o sobie nie 118 myśleli ani też z sobą nie walczyli. Chodzi tu bowiem nie tylko o wyćwiczenie samej energii w tym lub innym kierunku, lecz o podporządkowanie jej wyższym siłom, pod których wpływem nastąpi zelżenie i odpocznienie, oddanie się i bierność, gdy pocznie działać głębsza siła ducha. „Nie to jest zadaniem pedagogiki, pisał Foerster, by wolę uczynić coraz silniejszą, sprawniejszą i wytrwalszą w jej funkcjach, boć to i zbrodniarzowi wyjść może na korzyść, lecz by ją wyzwolić ze związku z niskimi i samolubnymi instynktami… Nie to, jak się mogę stać energicznym, lecz w czyjej służbie, dla jakich celów i w jakim duchu — stanowić ma najważniejsze zadanie pedagogiki”. (Wychowanie i samowychowanie, 137). Przy ćwiczeniu się trzeba zachować złoty środek między postawą bierną i czynną: winna być praca człowieka, ale zmierzająca do celu głównego — Boga i wsparta na jego łasce. „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”. W tych słowach zawiera się złagodzenie przeciwieństwa między postawą bierną i czynną w stosunku człowieka do łaski. „Mogę” oznacza stronę czynną, ale mogę nie tylko z siebie, mogę przede wszystkim dzięki pomocy przychodzącej od Tego, który mnie umacnia; tę pomoc mam dobrowolnie przyjąć, jej się podporządkować, by osiągnąć cel życia i bliższy cel wychowania. Tylko w wychowaniu chrześcijańskim stapiają się w duszy ludzkiej takie pozorne sprzeczności, które poza chrześcijaństwem nigdzie się skojarzyć nie dadzą. Naturalne siły człowieka potęgują się w świetle nadprzyrodzonego ideału, który wynosi je ponad nie same i daje im świadomość ich głębszego znaczenia. Pedagogowie nieopierający się na religii wpadają zwykle w dwie ostateczności: albo w imię samodzielności wychowanka zwalczają bezwzględnie wszelki objaw przymusu, a w szczególności kary, albo tamują wszelka swobodę w imię wychowania obywateli dla pewnej grupy i doświadczalnie stwierdzają prawdziwość zasady: „cnota znajduje się pośrodku”. Wychowanie chrześcijańskie nie odrywa natury od łaski, ani jednostki od społeczeństwa, ale naturę uzupełnia przez nadnaturę. Kto postępuje inaczej, ten łatwo ugrzęźnie w naturalizmie, gdzie się mówi tylko o instynktach, popędach i żądzach, a nawet nie wspomina się o łasce. Niemniej łatwo odrywać łaskę od natury, by mówić tylko o cnotach wlanych i sakramentach, nie wspominając o tym, że życie łaski ma się zaszczepiać na zdrowym i mocnym pniu, który jest właśnie naturą. Jak trzeba zrozumieć, że człowieczeństwo rozwija się idealnie tylko w atmosferze nadczłowieczeństwa — łaski, tak trzeba uznać, że nie będzie dobrym chrześcijaninem, kto nie umie być dobrym człowiekiem. Dlatego przyjmujemy wszystko, co dzisiejsza psychologia i pedagogika wychowawcza wnosi prawdziwego do wychowania natury, ale musimy uzupełnić tym, co zmierza do wychowania nadnatury, zgodnie z nadprzyrodzonym celem człowieka. 119 Wychowanie chrześcijańskie skupia koło centralnej idei absolutnego Dobra wszystkie wartości i stawia Osobę Najmiłosierniejszego Zbawiciela za wzór, dany przez Ojca ludziom, by naśladując Go, oczyścili i wyprostowali swoje nogi na drogę prawdziwego pokoju. Skoro tedy życie Chrystusa jest najdoskonalszym wzorem i stanowi ideał cnoty i świętości, to im bardziej życie nasze zbliży się do Jego życia w naśladowaniu, tym bardziej samo stanie się doskonałe, co więcej — zbliży się do ostatecznego swojego celu i przez to stanie się szczęśliwe. Z powyższego wynika, że przy wychowaniu i samowychowaniu trzeba często odwoływać się do łaski Chrystusa; Jego życie stawiać sobie za wzór i korzystać z okazywanej przezeń pomocy. On kieruje okolicznościami i wypadkami naturalnymi, a nieraz nawet przez interwencję nadprzyrodzoną chroni swe sługi, jak młodzieńców w piecu ognistym w Babilonie. Wewnętrznie zaś wspiera nas przez stany cnót wlanych, przez dary Ducha Świętego oraz przez pomoce przejściowe, jakimi są oświecenie umysłu i wsparcie woli. * * * „Ja przyszedłem, aby życie miały i obficiej miały” (J. 10, 10). A jakie to życie daje nam Najmiłosierniejszy Zbawiciel? Życie łaski, która jest uczestnictwem w życiu Bożym! On, jako człowiek, otrzymał to życie od Ojca: „Jako Ojciec ma żywot sam w sobie, tak dał i Synowi, aby miał żywot w sobie samym” (J. 5, 26). Lecz Jezus nie chce zatrzymywać tylko dla siebie tego skarbu, pragnie mieć braci, by z nimi podzielić się swymi dobrami. Dlatego umiera na krzyżu, otwiera swe Serce, z którego wypłynęła krew, znamionująca życiodajne łaski i woda, symbolizująca łaski oczyszczające. Korzystajmy z nich przy wychowaniu i samowychowaniu. III. Środki wychowania Każda czynność jest objawem działania podmiotu i dokonuje się zwykle za pomocą stosowania pewnych środków. Najbardziej złożona czynność — wychowanie chrześcijańskie — jest również objawem stosowania odpowiednich środków, prowadzących do celu, jakim jest harmonia wewnętrzna. W człowieku rozróżniamy trojakie życie naturalne: roślinne, zwierzęce i duchowe; każde z nich ma sobie właściwe zdolności i władze do wykonywania odpowiednich czynności. Chrześcijanin nadto podniesiony do życia nadprzyrodzonego, otrzymuje przez Chrystusa życie Boże, które ma również swe zdolności i władze — cnoty wlane i dary Ducha Św. Władze te jako 120 narzędzia łaski uświęcającej wraz z pomocą łaski uczynkowej mają wykonywać właściwe sobie czynności. Wychowanie tedy chrześcijańskie, jako dążność do wewnętrznej harmonii, obejmuje wszystkie władze człowieka — zewnętrzne i wewnętrzne, przyrodzone i nadprzyrodzone. Życie przyrodzone i nadprzyrodzone nie ustawiają się jedno nad drugim, lecz wzajemnie się przenikają, podtrzymują i uzupełniają, a praca nad udoskonaleniem jednego rodzaju życia ubocznie wpływa i na inne. Teoretycznie jednak przyjęto mówić o każdym rodzaju życia osobno. Dlatego tu nasamprzód poznamy środki przyrodzone, a następnie nadprzyrodzone, uwzględniając jeszcze środowisko wychowawcze. 1. Środowisko wychowania chrześcijańskiego Spośród środków wychowania na pierwszym miejscu trzeba postawić środowisko, w jakim się wychowanek znajduje. Do środowiska należą rzeczy otaczające i ludzie oddziaływujący nieświadomie pod względem wychowawczym jedni na drugich. a) Rzeczy otaczające Do rzeczy oddziaływujących wychowawczo należy cała przyroda oraz wytwory rąk ludzkich i kultury ludzkiej. Z tymi rzeczami człowiek wchodzi w bliższą styczność, przystosowuje się do ich oporu, właściwości i odpowiednio do tego obiera takie lub inne środki postępowania. Te środki zrastają się z całym zespołem objawów jego życia i wywierają swoisty wpływ, wyciskają swe piętno na całości objawów fizycznych i duchowych. Dziecko rozwijające się na łonie przyrody na wsi albo w ciasnych ścianach i ulicach wielkiego miasta rozwija się zupełnie inaczej. Rzeczy otaczające działają na nas same przez się i za pośrednictwem naszego zainteresowania. Inaczej oddziałuje hałas, ruch i natłok ulicy wielkomiejskiej, a inaczej szeroki horyzont, jasne i otwarte niebo, spokój i piękno przyrody. Nasz organizm jest w ścisłym związku z życiem duchowym, a złe lub dobre powietrze, większa lub mniejsza swoboda ruchów, jakość wrażeń odbieranych od rzeczy otaczających wpływa na nasze myśli, uczucia i wolę, na kształtowanie i rozwój naszych instynktów, na zabarwienie naszego własnego „ja”. Wystarczy porównać mieszkańca stepów z góralem, by zauważyć różnicę między nimi. Styczność bowiem z określonym rodzajem rzeczy wywołuje odpowiednie zainteresowanie, które rodzą potrzeby i zmuszają do wyboru i przetwarzania, do kształtowania i systematycznego urabiania przez pracę, do tworzenia nowych form i wytwarzania. Rzeczy interesujące pobudzają najwięcej 121 energii żywotnej, pochłaniają dużo wysiłków i wywierają wpływ na fizyczną i duchową budowę człowieka. Ogródki, zabawki dziecka, kamień przydrożny, topola rosnąca przy oknie, przylegają do serca, bo są świadkami radości i smutku, wesela i bólów. Nie dziw, że te wspomnienia z lat dziecinnych wywołały u Mickiewicza tęsknotę: „Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie”. Człowiek ożywia rzeczy martwe, zostawia w nich niby cząstkę siebie, czemu daje wyraz w twórczości poetyckiej i sztuce. Przez długie wieki człowiek zmieniał oblicze ziemi i sam ulegał drodze rozwoju. Otoczenie materialne predysponuje naszą reakcję, zmusza żywy organizm do przystosowania się, a przez ciągłe oddziaływanie popiera wytwarzanie się określonych przyzwyczajeń, a te wpływają na wytwarzanie się pewnego typu ludzi. Rzeczy otaczające działają na włókna nerwowe, a te przenoszą podrażnienia do ośrodków, gdzie następuje przeróbka podrażnień objawiająca się w odruchach (kichanie), reakcjach instynktowych (gniew), czynnościach zautomatyzowanych przez ćwiczenia (pisanie) lub w działaniu celowym i planowym. W wychowaniu tedy należy dobierać otoczenie materialne, by sprzyjało rozwojowi fizycznemu i duchowemu w tym kierunku, w jakim chcemy wychowywać. Stąd należy dbać o urządzenie odpowiednie domu mieszkalnego, o estetyczne upiększanie kościoła, szkoły, sali katechetycznej czy parafialnej itp. Może dlatego Opatrzność wybrała najpiękniejsze miejsce w Palestynie, gdzie przebywał do 30 roku życia Najmiłosierniejszy Zbawiciel; tam „pomnażał się w mądrości, w latach i w łasce u Boga, i u ludzi” (Łk. 2, 52). Jest to Nazaret, po arabsku en Nasira „Kwiat Galilei”, z którego rozpościera się cudowny widok na góry Libanu (na północy), na Morze Śródziemne (na zachodzie), na dolinę rzeki Jordanu (na wschodzie) i na Górę Tabor. Prześliczne krajobrazy napełniają choćby najbardziej smutnych turystów radością, energią, zapałem i zachwytem nad pięknością natury. W wyższym jeszcze stopniu działa na człowieka świat organiczny. Znane są zainteresowania dzieci zwierzętami, kwiatami i roślinnością. Dziecko dzieli z nimi swe zabawy, personifikuje zwierzęta w bajkach, w porównaniach, chętnie z nimi obcuje i w mowie przenosi pewne właściwości zwierząt na ludzi, mówiąc np. odważny jak lew, niezgrabny jak niedźwiedź, zwinny jak piskorz, wierny jak pies, łagodny jak baranek. Nawet Pan Jezus porównał swoich wyznawców do owiec. b) Nieświadome oddziaływanie wychowawcze ludzi W świecie organicznym najważniejszą rolę odgrywa świat ludzki. Otoczenie ludzi jako czynnik wychowawczy rzuca się w oczy najbardziej; 122 przeto od dawna wychowanie utożsamiano z oddziaływaniem człowieka na człowieka, dojrzałych ludzi na dzieci. Chociaż sąd ten nie jest całkowicie słuszny, jednak mamy tu do czynienia z czynnikiem wychowawczym nie tylko najsilniejszym, ale i najbardziej skomplikowanym. Oddziaływanie ludzi może być świadome i nieświadome. Wychowawcy świadomi swego zadania często się uskarżają, że ich wpływy wychowawcze są nikłe w porównaniu z wpływami nieświadomymi kolegów, przyjaciół i rodziny. Fakty bezwiednego naśladownictwa są znane powszechnie: rodzeństwo przyjmuje wzajemne ruchy i wyrażenia, mieszkańcy jednego miasta mają jednakową szybkość chodu, dzielnice poszczególnych krajów zachowują sobie właściwy akcent itp. Nikt świadomie tego nie uczy, a opiera się to na psychologicznym prawie dyfuzji psychicznej. Każde zjawisko psychiczne dąży do rozszerzenia się, do przekroczenia granic jednostki i rozejścia się w środowisku. Wyraz twarzy, ton głosu, nawet barwa jego, wywołuje podobne u innych. Jeszcze bardziej zaraźliwym jest śmiech i poziewanie. Wszyscy bezwiednie dążą do jednego poziomu, przystosowują się do środowiska ludzi, z którymi przebywają. Z drugiej strony każdy człowiek podświadomie dąży do wywołania u innych stanu duszy zbliżonego do swego. Im mniej jesteśmy zdolni do patrzenia krytycznie, tym bardziej ulegamy wpływowi, a dziecko ulega temu wpływowi całkowicie, tak że normalnie jego sądy, przekonania religijne, czyny i pragnienia są wyrazem wpływu otoczenia. To samo da się powiedzieć o zewnętrznej ogładzie towarzyskiej umiejętności zachowania się wobec ludzi, by nikomu nie ubliżyć, zachowując własną godność i poziom kulturalny. Ośrodek myśli, czynów i interesów otaczających ludzi jest niewidzialną atmosferą, którą wychowanek oddycha, która wchodzi w jego krew i zasila jego życie psychiczne. Dlatego wartość tej atmosfery jest najważniejszym czynnikiem wychowania. Szczególnie wielkie znaczenie ma w wychowaniu atmosfera radości, od której zależy rozwój fizyczny i psychiczny wychowanka, a najgorzej wpływa smutek, przed którym dzieci odruchowo się bronią. Już św. Tomasz z Akwinu mówi o szkodliwości smutku, który „powoduje osłabienie woli, zmniejsza wydajność pracy, utrudnia każdą czynność. Nigdy nie będzie tak dobrze wykonane to, co robimy ze smutkiem, jak to, co czynimy z zadowoleniem” (I – II, q. 37, a. 4). Wychowawca jest szkodliwy, jeśli ma smutne oblicze. Atmosfera radości wytwarza się nie przez żarty i dowcipy, lecz przez sposób ich przyjmowania. Jest ona wytworem psychiki międzyosobowej danego środowiska i wewnętrznej pogody otoczenia. Radość jest owocem miłości Boga i bliźniego i stanowi wielką wartość duchową środowiska oraz dowodzi wysokiego poziomu moralnego. Atmosfera radości jest wynikiem psychicznego oddziaływania między osobami danego środowiska. Nasz wewnętrzny ton psychiczny zależnie od 123 naszej duchowej wartości niesie innym ludziom z otoczenia zło lub dobro. Dlatego św. Teresa mówiła: „Niczego się tak nie obawiam, jak kiedy widzę, że siostry utraciły radość serca”. Nie można się gorszyć radością i śmiechem dzieci, które chcą żyć radością, ale nie można śmiesznością dzieci zabawiać. Powodem śmiechu dzieci najczęściej jest poczucie komizmu, czyli kontrastu między tym, co jest, a tym, czego się oczekuje. Dla dzieci więcej jest rzeczy nieoczekiwanych niż dla dorosłych, a stąd i więcej powodów do śmiechu. Wychowawca wesoły łatwiej utrzyma karność. Im bardziej zaś on będzie zdenerwowany, tym wychowankowie będą bardziej niegrzeczni. Stan wewnętrzny wychowawców udziela się dzieciom tylko czasami w sposób odwrotny. To natura broni dzieci i pobudza ich do śmiechu, gdy starsi się denerwują i smucą. Trudno tu mówić o współczuciu, gdyż małe dzieci są do tego niezdolne. Wyrządzamy dzieciom krzywdę gwałtownością i brutalnością oraz lekceważeniem ich nastrojów. Nie świadomy wpływ otoczenia na rozwój psychiki młodych wychowanków jest tak doniosły, że lekarze uważają neurozę lat dojrzałych, szczególnie u niewiast, za wynik tego wpływu w latach młodzieńczych, kiedy się wytwarzają podświadome przeszkody uniemożliwiające wewnętrzne zharmonizowanie. „Jeżeli dzieci wyobrażają sobie cnotę w smutnej postaci, a swawolę w przyjemnej i wesołej, wszystko stracone”, mówił biskup Fenelon. A często, niestety, wychowawcy łączą nudę z cnotą, a obowiązek — z przykrością, z poczuciem ciężaru i przez to zrażają dzieci do dobrego. Istnieje jeszcze prawo rozciągłości uczuć, które polega na tym, że uczucie związane z jednym przedmiotem rozciąga się na wszystkie, co z nim ma jakiś związek. Stąd dla nas drogie są rzeczy osób ukochanych, a wstrętne — osób nudnych i przykrych. Szczególnie to jest ważne przy wychowaniu chrześcijańskim, by idea np. Boga czy N.M. Panny była związana z czymś miłym, radosnym i pięknym. Stąd wynika, że obrazy mają być piękne, o ile przedstawiają nam Świętych. Idea Boga ma być jak słońce, co świeci i grzeje, pociąga i rozwesela. Często pierwsze pojęcie o Bogu nadaje kierunek całemu życiu. Podobnie uczucia moralne sprawiedliwości, władzy i prawa muszą być skojarzone z czymś miłym i radosnym, by się wpajały podświadomie. „Ażeby dojść do doskonałego wychowania, najważniejszej doniosłości jest czuwanie, by to wszystko — pisze Pius XI we wspomnianej encyklice — co otacza wychowanków w okresie ich formacji, to jest zespół tych wszystkich warunków, które zwykło się nazywać środowiskiem, dobrze odpowiadało zamierzonemu celowi”. * * * 124 „Moc wychodziła z Niego i uzdrawiała wszystkich” (Łk. 6, 19). I dziś Człowieczeństwo Jezusa, pełne łaski i mocy, wytwarza środowisko wychowawcze tam, gdzie Go wielbią, ufają Mu i kochają. 2. Środki przyrodzone wychowania chrześcijańskiego Formy zewnętrzne życia człowieka są objawem działania jego władz wewnętrznych, których zharmonizowanie — jak poznaliśmy — jest bliższym celem wychowania chrześcijańskiego. Władze te są zmysłowe i duchowe. Do pierwszych można zaliczyć świadomość, pamięć, wyobraźnię i władzę oceniania zmysłowego, czyli władzę orientacji, a do duchowych należy rozum i wola z ich działaniem, czyli czynnościami. Wszystkie władze zmysłowe wspólne są zwierzętom i ludziom, ale u ludzi wspierają one w poznaniu władze duchowe, a przez to łączą się z nimi jako funkcje jednej i tej samej duszy i powoli same się uduchawiają. Tak świadomość staje się duchową, gdy rozróżnia pomiędzy naszym „ja”, czyli jaźnią, a jej stanami, czyli czynnościami. Uduchawia się pamięć, gdy nie tylko rozpoznaje rzeczy materialne poznane dawniej, ale przechowuje i odtwarza dowolnie pojęcia i logiczne zasady. Tym bardziej uduchawia się wyobraźnia, która w swej zdolności abstrahowania, określania i twórczego kombinowania wskazuje na czynność ducha. Jeszcze w wyższym stopniu uduchawia się władza orientacyjna, gdy mówi nie tylko o pożyteczności lub szkodliwości rzeczy poznanej, lecz wskazuje, że jest ona dobra lub zła pod względem moralnym. Wewnętrzne władze zmysłowe w człowieku przez łączenie się z władzami duchowymi nie tracą swej zależności od natury przyrodzonej i jej poruszeń, czyli od namiętności, które — jak widzieliśmy — często pozostają w sprzeczności z poruszeniami natury duchowej. Stąd wynika, że dla zharmonizowania władz wewnętrznych trzeba wciąż posługiwać się pewnymi środkami, z których jedne służą bardziej do uduchowienia wewnętrznych władz zmysłowych, a inne — do spotęgowania władz duchowych — rozumu i woli. To rozróżnianie jest raczej teoretyczne, gdyż w praktyce jedne i drugie środki się uzupełniają. a) Środki uduchowienia wewnętrznych władz zmysłowych Stosownie do czterech władz zmysłowych rozróżniamy i cztery środki ich uduchowienia: rachunek sumienia dla uduchowienia świadomości, czytanie duchowe — dla pamięci, pamięć na obecność Boga — dla wyobraźni i akuratność w rzeczach najmniejszych — dla władzy orientacyjnej. 125 Świadomość jako refleksja rozumu nad psychicznymi procesami jest podstawą wszystkich aktów psychicznych, a tym samym i moralnych: czyn nieświadomy nie jest moralny. Świadomość, jaką człowiek ma o swej moralnej odpowiedzialności, nazywamy sumieniem, w którym stykają się wszystkie władze wewnętrzne. A stąd rachunek, czyli kontrola sumienia prowadzi nie tylko do uduchowienia świadomości, lecz pośrednio do zharmonizowania wszystkich władz wewnętrznych. Już w starożytnej Grecji wychowawcy przywiązywali do rachunku sumienia wielką wagę tak dalece, że Pitagoras wprowadził go do swego regulaminu jako obowiązkowe ćwiczenie codzienne, a stoicy mówią o nim jako o koniecznym warunku poznania siebie. W Kościele rachunek sumienia nabrał jeszcze większego znaczenia, jak między innymi pisze o nim Orygenes, św. Atanazy, św. Bazyli, św. Jan Chryzostom, św. Jan Klimak. Św. Grzegorz W. podaje sposoby tej praktyki, a Kasjan rozróżnia rachunek sumienia ogólny, dotyczący wszystkich czynów dnia, i szczegółowy, polegający na kontrolowaniu siebie tylko z jednej wady lub cnoty, nad którą w ciągu dnia mamy intensywnie pracować. Jak w każdej sztuce trzeba nie tylko się ćwiczyć, ale i kontrolować swoje czynności, tak i w sztuce samowychowania, konieczna jest kontrola i wykrywanie niedokładności, by następnie z nich się poprawić. Dlatego kto rzetelnie dąży do zharmonizowania wewnętrznego, winien codziennie pilnie badać sprawy swoje, przypominając pokrótce swoje usterki w myślach, pragnieniach, słowach, czynach i niedbalstwach w rachunku sumienia ogólnym, a w szczegółowym całą uwagę zwrócić na jedną tylko wadę, z której chcemy się poprawić. Taki rachunek sumienia może zadecydować o prawdziwym postępie. Drugim środkiem uduchowienia władz zmysłowych jest czytanie duchowne, do którego wszyscy Ojcowie przywiązują wielką wagę. Szczególnie święty Hieronim poleca zawsze mieć pod ręką książkę dobrą, która według niego jest puklerzem przeciwko złym myślom. Dzięki czytaniu św. Augustyn przemienił swe życie, a św. Ignacy Loyola z rycerza światowego stał się rycerzem nieba. Stąd czytanie książek dobrych może spowodować w każdym odmianę obyczajów i gruntowną reformą wewnętrzną. Atoli może być i lektura nieodpowiednia, której należy unikać jak zarazy. Do duchownych ksiąg należy przede wszystkim Pismo św., jako list Boga do ludzi, z którym koniecznie ma się zapoznać każdy, kto obiera sobie Boga za cel ostateczny. Następnie należą tu dzieła OO. Kościoła, szczególnie bezpośrednio traktujące w środkach uduchowienia człowieka; dalej, żywoty Świętych, dzieła mistrzów ascetycznych itp. Celem czytania duchownego jest nie tylko rozwinięcie umysłu, ile raczej obudzenie wartościowych moralnych uczuć przez dostarczenie pamięci odpowiednich obrazów i pobudzenie woli do czynu. 126 Dla uduchowienia wyobraźni najlepszym środkiem jest pamięć na obecność Boga. To ćwiczenie u chrześcijan łączy się z działaniem łaski i dlatego należy raczej do środków nadprzyrodzonych. Jednak umieszczam to ćwiczenie w tym miejscu ze względu na naturalne skutki tej praktyki, jakimi są: uszlachetnienie wszystkich zmysłów, udoskonalenie myśli, słów i uczynków, oderwanie serca od niskich upodobań oraz wielka pociecha w utrapieniach i niepowodzeniach życiowych. Bóg jest obecny z natury w stworzeniach przez to, że je utrzymuje w istnieniu i w działaniu, jak mówi Apostoł: „W nim żyjemy, ruszamy się i jesteśmy” (Dz. Ap. 17, 18). Nadto w sposób szczególniejszy jest on obecny przez łaskę w duszy chrześcijanina, wolnej od grzechu ciężkiego. Przez tę dopiero obecność powstaje między Bogiem a duszą niezmiernie serdeczny stosunek, który staje się tym ściślejszy, im bardziej dusza go uświadamia przypominając czynnie obecność Najwyższego. Mistrzowie życia wewnętrznego podają kilka sposobów tego ćwiczenia, ale nie wszystkie jednakowo są łatwe. Myśląc o Bogu, nie należy go wyobrażać w sposób zmysłowy, co męczy umysł; wystarczy wierzyć w jego współdziałanie z każdym mchem, oraz czuwać nad zharmonizowaniem wewnętrznym, gdyż poruszenie namiętności uniemożliwia pamięć o Bogu. Można również sobie wyobrażać, że jesteśmy rybkami, które mają wodę w sobie i wokoło siebie, tak my jesteśmy w Bogu, a Bóg w nas, jak powiedział Zbawiciel: „Trwajcie we mnie, a ja w was” (J. 15, 4). Innym sposobem pamięci o Bogu jest ofiarowanie mu słów i czynów oraz możliwie doskonałe ich wykonywanie. Dusze prowadzące życie uduchowione uprzytamniają sobie obecność Boga przez kontemplację tajemnic, szczególnie tajemnicy miłosierdzia Bożego, ujawnionego w Męce Jezusa. Wreszcie troska o rzeczy najmniejsze jest środkiem uduchowienia orientacyjnej władzy zmysłowej. Zdawałoby się, że nie ma proporcji między drobnymi rzeczami a wielkimi skutkami i następstwami, jakie zwykle wypływają z małych i drobnych uczynków. W rzeczywistości jednak jest inaczej: w każdej nauce i sztuce wszystko zaczyna się zwykle od rzeczy małych i łatwych i powoli dochodzi się do wielkich, tak samo i w sztuce wychowania chrześcijańskiego. Każda cnota jak gdyby składa się z malutkich stopni, po których trzeba się wspinać powoli, nie przeskakując żadnego, trzeba wzrastać jak drzewo nieznacznie, ale stale zaczynając od ziarnka gorczycznego, do którego Chrystus przyrównywał swój Kościół. Właśnie Zbawiciel obiecał wielką nagrodę za drobne uczynki: „Dobrze, sługo prawy i wierny: żeś w małym był wierny, dam ci władzę nad wieloma: wnijdź do wesela pana twego” (Mt. 20, 21). Wartość stanowi nie tylko sam uczynek, lecz nadto intencja i zapał, z jakim on bywa spełniany; kto się troszczy o małe rzeczy, uszlachetnia je zwykle wzniosłą intencją i gorącym zapałem, które je czynią doniosłymi. Przez małe 127 rzeczy przysposabiamy się, wprawiamy i przygotowujemy do spełnienia rzeczy wielkich. Bóg również powoli zlewa na ludzi swe łaski i udziela ich coraz więcej tym, którzy przez małe niewierności nie stawiają przeszkód tym łaskom. Jak powoli wzrastają cnoty, tak samo powoli przy zaniedbaniu pracy nad cnotą będą wzrastały złe skłonności, prowadzące do grzechu i występku. Najwięksi zbrodniarze stali się nimi nie odrazu, ale stopniowo; podobnie najwięksi święci, którzy powoli i stale dążyli do celu — doszli wreszcie do harmonii wewnętrznej. b) Środki spotęgowania władz duchowych Wszystkie czynności zmierzające do kształtowania umysłu wychowanka i wzmocnienia jego woli, a w szczególności nauczanie i wychowanie szkolne, służy do spotęgowania władz duchowych. Nas tu obchodzą tylko specjalne środki wychowania chrześcijańskiego, które winien stosować nie tylko wychowanek, lecz i wychowawca przez całe życie. Takimi środkami są rozmyślania codzienne i wynikające z nich postanowienia praktyczne, jak również rozmowy duchowne. Rozmyślanie jest to modlitwa i jako taka należy raczej do środków nadprzyrodzonych. Mimo to omawiamy je w tym miejscu, gdyż to ćwiczenie jako naturalna praca rozumu wymaga nie tyle poddania się łasce, ile czynnego wysiłku umysłowego w celu wszechstronnego zgłębienia danej prawdy. Wychodząc z założenia, że nie może być w umyśle, czego by w zmysłach nie było, rozmyślanie należy rozpoczynać od przygotowania bliższego, w którym żywo przedstawiamy sobie przedmiot zmysłowy rozmyślania. Nawet przedmioty umysłowe i abstrakcyjne staramy się wpierw uzmysłowić przez analogiczny przedmiot materialny lub wywołać konkretne wyobrażenie za pomocą opowiadania o jakimś zdarzeniu. Następnie w paru punktach krótko, treściwie i jędrnie zastanawiamy się nad daną prawdą w ciągu półgodziny. W końcu zmierzamy do celów praktycznych, by z dnia na dzień udoskonalać czynności przez nadawanie im czystej intencji, należytej pilności i coraz większego zapału w ich wykonywaniu. Postanowienia są logicznym wynikiem rozmyślania i zmierzają bezpośrednio do spotęgowania woli. Skoro umysł w rozmyślaniu doskonale poznał jakąś prawdę i przedstawił ją woli jako dobro, wola zwykle sama do tego dobra się skłania. Postanowienia mają być konkretne, szczegółowe, zastosowane do obecnego stanu duszy i oparte na rzeczywistych motywach. Jakkolwiek postanowienia są składową częścią rozmyślania, można je uważać za osobne ćwiczenie, zmierzające głównie do spotęgowania woli i dlatego pożądaną rzeczą jest wzbudzać je nie tylko przy porannym rozmyślaniu, ale i częściej w ciągu 128 dnia. Postanowienia poprawy mają obejmować nie tylko grzechy, lecz i niedoskonałości, a nawet mimowolne poruszenia namiętności szczególnie te, które zaciemniają umysł i ujemnie wpływają na wolę. Przedmiotem postanowień mogą być: wzbudzanie aktów heroicznych, spełnianie uczynków w czystej intencji, wybieranie zawsze rzeczy lepszej z dwóch dobrych itp. W postanowieniach należy rozróżniać punkt wyjścia i cel, do którego zmierzamy. Punktem wyjścia ma być zmniejszenie grzechów, ujarzmienie nieokiełznanych namiętności, powstających z gwałtownych poruszeń uczuć, pozbycie się niedoskonałości nawet zupełnie niezawinionych itp. Celem zaś tego ćwiczenia jest udoskonalenie naszych myśli, słów i uczynków, by się one z dnia na dzień stawały coraz lepsze i świętsze. Rozmowy duchowe wychowawców z wychowankami stanowią trzeci środek przyrodzony służący do spotęgowania władz duchowych rozumu i woli. Uzupełnia on wszystkie poprzednie środki i stosownie do roli wychowawcy polega na udzielaniu bezpośredniej pomocy wychowankom w wartościowaniu dóbr, podawaniu motywów, wskazywaniu ideałów i wdrażaniu do stopniowego ich urzeczywistniania oraz kontroli i ocenie postępów. Prowadzenie rozmów duchownych z wychowankami jest koniecznym warunkiem wychowania chrześcijańskiego i właściwym zadaniem wychowawcy. W czasie takiej rozmowy wychowanek ma dać się poznać wychowawcy i umożliwić mu udzielenia trafnych rad i wskazówek. Odkrycie wad przez wychowanka wymaga wielkiego zaufania do wychowawcy, który dlatego musi być bardzo dyskretny, łagodny, oczytany, świątobliwy i doświadczony. Szczególnie wielki nacisk trzeba położyć na naukę i dyskrecję wychowawcy, by wychowanek był przekonany, że otrzyma rady trafne i by nie miał najmniejszej obawy, iż z powodu rozmów duchownych może go spotkać w przyszłości jakaś przykrość. W czasie tych rozmów należy smutnych pocieszyć, upadających wesprzeć, wątpiącym dodać nadziei, słowem — postępować jak ojciec, nie zaś jak sędzia. Toteż źle postępuje wychowawca, jeżeli wówczas okazuje ostrość, gniew, opryskliwość albo niezadowolenie w spojrzeniu, słowach lub ruchach, jeżeli przypomina wychowankom braki znane skądinąd i zaraz wymierza karę, jeżeli wychowankom nie wierzy i ich skargi z góry odrzuca, jeżeli na pytanie wychowanka, czy wychowawca nie ma nic mu do zarzucenia, milczy, a jednak w rzeczywistości ma mu coś do zarzucenia, jeżeli słuchając zwierzeń wychowanka, okazuje zdziwienie z powodu jego tak wielkich braków. Przy słuchaniu zwierzeń wychowanków nie wolno poruszać wad osób trzecich, a jeżeli wychowanek zacznie kogo oskarżać, należy go przestrzec przed możliwością obmowy i na przyszłość stanowczo tego zabronić. Jeżeli wychowawca spostrzeże, że wychowanek przesadza albo kłamie, nie wolno go natychmiast karcić, natomiast po upływie pewnego czasu trzeba mu oświadczyć, 129 że po zbadaniu sprawy okazało się, że w tym wypadku on nie ma racji. Kłamstwo spostrzeżone poza rozmową można sprostować natychmiast albo raczej pozostawić winę bez kary. Rozmowy duchowne nie powinny nosić charakteru dociekań sędziowskich, dlatego nie wolno w czasie zwierzeń wychowanków przeglądać zeszytów ani czynić w nich notatki, nigdy o nich nie wspominać i nie zmieniać postępowania z wychowankami jak i w stosunku do osób trzecich; jeżeli wychowanek zamilczy o swych wykroczeniach znanych skądinąd, a nawet na postawione w tej materii pytanie wyraźnie zaprzeczy, nie wolno natychmiast go karcić, a raczej skarcenie odłożyć na później. Tak pojęte rozmowy duchowne uzupełniają wszystkie inne środki przyrodzone i są konieczne w wychowaniu chrześcijańskim, albowiem miłość własna ustawicznie nam schlebia i często wywołuje złudzenie postępu, gdy go w rzeczywistości nie ma. * * * Najmiłosierniejszy Zbawiciel również prowadził rozmowy duchowne z uczniami, jak np. z Nikodemem, Samarytanką i innymi. Prowadzi on je i po Wniebowstąpieniu, jak np. z Szawłem, który pod ich wpływem stał się Pawłem; prowadzi On je i obecnie. „Słuchajcie dzisiaj głosu Jego: nie chciejcie zatwardzać serc waszych” (Ps. 94, 8). 3. Środki nadprzyrodzone wychowania chrześcijańskiego Stanem nadprzyrodzonym nazywamy taki stan, który przewyższa siły i wymagania natury, a tym samym jest naturze nienależny. Według nauki chrześcijańskiej, Bóg podniósł człowieka do stanu nadprzyrodzonego — do uczestnictwa w swym życiu Boskim, które się uskutecznia przez łaskę. Łaska nie jest substancją, istniejącą samodzielnie, lecz przypadłością, tkwiącą w duszy ludzkiej; przez nią rodzimy się z Boga i otrzymujemy jak gdyby nową naturę, a raczej nadnaturę, nie przestając być ludźmi. Natura jest podkładem dla łaski, która ją przemienia, uszlachetnia i podnosi do stanu wyższego. Bóg udzielił pierwszym ludziom darów pozaprzyrodzonych, (jakimi są: nieśmiertelność ciała, dar wiedzy i opanowanie namiętności oraz płynąca stąd harmonia wewnętrzna) i daru ściśle nadprzyrodzonego — łaski uświęcającej, z którą łączyły się cnoty wlane i dary Ducha Św. oraz łaski uczynkowe. Przez grzech pierworodny pierwsi rodzice utracili jedne i drugie dary: nie mając tych darów, nie mogli ich przekazać swemu potomstwu i dlatego ludzie przychodzą na świat bez łaski uświęcającej i darów pozaprzyrodzonych, co im się poczytuje 130 za grzech. Nie jest to grzech osobisty, ale grzech natury, grzech pierworodny, będący wynikiem grzechu uczynkowego pierwszych rodziców. Najmiłosierniejszy Zbawiciel przez swą mękę i śmierć nie tylko wynagrodził Bogu za wyrządzoną mu obrazę oraz pojednał ludzkość z Bogiem, ale nadto wysłużył nam wszystkie łaski utracone (łaskę uświęcającą i uczynkową, cnoty wlane, dary Ducha św.) i oprócz tego jeszcze łaskę leczącą, która szczególnie przyczynia się do uzdrowienia naszej natury z ran i odbudowania harmonii wewnętrznej. Łaska uświęcająca spełnia swoje zadanie natychmiast, skoro tylko się zetknie z duszą, uzdrowienie zaś natury z ran i przywrócenie harmonii wewnętrznej odbywa się powoli i stopniowo. W dążności do zaprowadzenia harmonii wewnętrznej, łaska opiera się na czynnej współpracy człowieka; dlatego w wychowaniu chrześcijańskim środki przyrodzone są konieczne, ale ze względu na cel jego nadprzyrodzony, są niewystarczające i niewspółmierne; występuje tu konieczność środków nadprzyrodzonych, z których jedne za pośrednictwem usilnej pracy człowieka wyjednywują łaskę, a inne ją sprowadzają bezpośrednio. a) Środki wyjednywujące łaskę Bożą W chrześcijaninie żyjącym w stanie łaski wszystkie środki przyrodzone pod pewnym względem przekształcają się w nadprzyrodzone, o ile są stosowane również pod wpływem łaski. W tym miejscu będzie mowa o takich środkach nadprzyrodzonych, których skuteczność zależna jest głównie od nadprzyrodzonego działania łaski. Są to środki wyjednywujące łaskę Bożą, jak modlitwa w rozmaitych rodzajach, akty strzeliste i rekolekcje. Modlitwa według św. Jana Damasceńskiego jest wzniesieniem umysłu do Boga dla uproszenia rzeczy potrzebnych. Św. Augustyn rozumie modlitwę jako rozmowę z Bogiem, a św. Grzegorz z Nyssy określa ją jako serdeczne przestawanie z Bogiem. Zarówno wzniesie nie umysłu jak i rozmowa oznaczają nasz osobisty wysiłek w celu skupienia władz wewnętrznych i skoncentrowania ich w Bogu. Stąd by wynikało, że modlitwa jest czynnością przyrodzoną. Atoli w obecnym stanie ludzkości trzeba zaliczyć ją do środków wychowania nadprzyrodzonych ze względu na jej skuteczność: odrywa nas bowiem od stworzeń, jednoczy z Bogiem i wyjednywa łaskę, która nas wewnętrznie przekształca. Ta skuteczność modlitwy jest niewspółmierna z naszym osobistym wysiłkiem i wynika z działania łaski wysłużonej przez Najmiłosierniejszego Zbawiciela. Modlitwa obejmuje i harmonizuje wszystkie władze wewnętrzne człowieka i uzupełnia wszystkie środki wychowania; łączy w sobie wszystkie akty cnót zarówno obyczajowych jak i teologicznych; daje duszy światło i 131 mądrość, wyrywa ją z boleści i nędzy, daje hart i siłę; rodzi wiarę, nadzieję, miłość, żal, umartwienie, pokorę, pokutę i poprawę; podnosi duszę do nieba, łączy ze Stwórcą, a przez to prowadzi do głównego celu wychowania. Atoli nie zawsze przynosi ona pożądane owoce, gdyż natrafia na liczne przeszkody, z których największymi są roztargnienia i powstające z nich tak zwane oschłości, o których już mówiłem w tomie trzecim niniejszej pracy. Szczególne trzeba modlić się o nawrócenie grzeszników, po zostających w grzechu śmiertelnym; o poprawę sprawiedliwych, służących Bogu ozięble; o wytrwanie ludzi doskonałych, o potrzeby doczesne i wieczne dla naszych dobroczyńców, do których należą nasi przeciwnicy dostarczający okazji do zasług; o odpokutowanie na tym świecie za grzechy, o powiększenie chwały błogosławionych. Te bowiem cele były przedmiotem modlitwy cierpiącego Chrystusa. Akty strzeliste polegają na krótkich, z nagła wyrywających się z duszy ku Bogu westchnieniach, obudzających miłość i przeszywających serce. Nazywają się strzelistymi, gdyż szybko odpędzają wszelkie pokusy, jak strzały odpędzają nieprzyjaciela. Można je wywoływać zawsze, nie przerywając swych codziennych zajęć i w taki sposób spełnić polecenie Jezusa: „Zawsze należy się modlić i nie ustawać” (Łk. 18, 1). Formułki aktów strzelistych można układać samodzielnie, brać gotowe z Pisma św. lub z dzieł pisarzy ascetycznych. Można je wywoływać wewnętrznie w umyśle i woli lub wypowiadać ustami. Najskuteczniejsze są akty miłości Boga obok aktów żalu, które torują drogę aktom adoracji, uwielbienia, dziękczynienia, przebłagania, prośby i zadośćuczynienia, a najpotrzebniejsze dla nas w ucisku i trudnościach są akty ufności w miłosierdzie Boże, np. „Jezu, ufam Tobie!”, „Okaż nam, Panie, miłosierdzie Swoje”. „Zmiłuj się nad nami, Panie, według wielkiego miłosierdzia Swego” itp. Jakkolwiek akty strzeliste można wzbudzać zawsze, szczególnie należy to czynić przy ćwiczeniach pobożnych (rozmyślaniu, rachunku sumienia, słuchaniu Mszy św. itp.); jest to najlepszy środek na roztargnienia i oschłości. Widok stworzeń nierozumnych i żywiołów winien przypominać ich Stwórcę, który opatrznościowo kieruje wszystkim i pobudzać do głębokich ku niemu westchnień. Przede wszystkim czynić to trzeba wówczas, gdy te stworzenia lub żywioły nam szkodzą, np. przy gwałtownym deszczu, w czasie szalejącej burzy, upału lub nadmiernego zimna, itp. Rekolekcje — jest to jakby zebranie wszystkich lub kilku środków wychowania chrześcijańskiego i wyłączne ich stosowanie w pewnym dłuższym lub krótszym okresie czasu. Te Ćwiczenia znane były już od dawna, ale szczególnie rozwinął i uzasadnił je św. Ignacy Loyola († 1566) T.J. w wiekopomnym swym dziełku „Ćwiczenia duchowe”. Rekolekcje są najskuteczniejszym lekarstwem na wszystkie choroby duszy, powodując u 132 jednych poprawę obyczajów, u innych początek i postęp w doskonałości, a u wszystkich pomnożenie zapału i gorliwości w służbie Bożej oraz coraz lepsze poznawanie Boga i siebie. Odpowiednio do rozmaitych skutków mogą być rozmaite cele rekolekcji; jednak zawsze trzeba mieć na względzie wewnętrzne odnowienie, które — jak odnowienie starej figury — polega na oczyszczeniu z brudów i przyobleczeniu duszy w szaty odpowiednich cnót. Trzy rodzaje brudów zniekształcają w nas obraz i podobieństwo Boże: grzechy, niedoskonałości i kary ciążące na nas za grzechy już odpuszczone. Z grzechów oczyszczamy się w sakramencie pokuty, z niedoskonałości — przez ich obrzydzenie i unikanie, od kar zaś należnych uwalniamy się przez akty wewnętrzne pokuty, pochodzące z gorącej miłości Boga. To są główne cele każdych rekolekcji. Fundamentem odnowienia jest przekonanie mocne o jego konieczności i bezwzględne usunięcie tego, co w nas zniekształca obraz Boży. Konieczność odnowienia wewnętrznego wypływa z natury ludzkiej, stworzonej na obraz i podobieństwo Boże, z zewnętrznej wszechobecności Boga, z szczególniejszej obecności jego w duszy człowieka sprawiedliwego, a tym bardziej w duszy chrześcijanina przez łaskę. Tu nie chodzi tylko o oczyszczenie się z grzechów śmiertelnych, lecz i powszednich, od których nikt nie jest zupełnie wolny. Najczęściej spotykają się następujące grzechy powszednie: płoche posądzania ze słów, czynów, intencji, opuszczeń i sposobu postępowania bliźnich, połączone zwykle z pewną odrazą i niechęcią do nich, czasami z pewną pogardą i odwróceniem, a nieraz z radością, gdy ich spotka niepowodzenie lub upokorzenie; niedbalstwo w odpędzaniu nieczystych myśli i wyobrażeń; zbrukanie sławy bliźniego przez obmowy; ciekawe spojrzenia zbyteczne; obcowanie z osobami będącymi okazją do grzechu; zezwolenie na jakikolwiek grzech powszedni; niedbalstwo w kulcie Boga itp. Te małe wykroczenia zanieczyszczają obraz Boży w duszy i na rekolekcjach muszą być usunięte. Na rekolekcjach mamy nadto rozbudzić w sobie wielkie pragnienie doskonałej świętości oraz rozważyć i zapragnąć cnót, które czynią nas podobnymi do Boga; są to cnoty: czystość sumienia, cierpliwość w przeciwnościach, łagodność, wytrwałość w postanowieniach, pamięć na obecność Boga, tolerowanie rozmaitych niesprawiedliwych posądzeń i oszczerstw, głęboka pokora, czystość panieńska, pogarda rzeczy doczesnych, zamiłowanie ubóstwa, uczynność względem potrzebujących i inne cnoty. Wreszcie na rekolekcjach trzeba się przygotować do znoszenia rozmaitych krzyży, przewidując i pragnąc ich jako należnej kary za grzechy, koniecznego warunku poprawy i odmiany życia, zadośćuczynienia Panu Bogu za obrazę, współudziału w cierpieniach Chrystusa oraz pewnego znaku zbawienia. Trzeba również troszczyć się o uniknięcie kar czyśćcowych, znosząc kary doczesne, spełniając włożoną przez spowiednika lub dobrowolnie przyjętą 133 pokutę, zyskując odpusty oraz praktykując cnoty heroiczne, wykonywane w czystej intencji. Nie wszyscy odnoszą należyty pożytek z rekolekcji z następujących powodów: brak skupienia w pewnym określonym czasie i miejscu, brak postanowień konkretnych na ćwiczeniach, obcowanie w tym czasie z osobami innymi, nieprzygotowanie do ćwiczeń i nienależyte ich odprawianie, oddawanie się w tym czasie innym zajęciom, np, studiom itp. b) Środki dające i pomnażające łaskę Środki przyrodzone wychowania chrześcijańskiego zmierzając wprost do harmonii wewnętrznej, zarazem przygotowują człowieka do zjednoczenia z Bogiem, co jest — jak widzieliśmy — dalszym celem głównym wychowania. Modlitwa, akty strzeliste i rekolekcje bliżej przygotowują człowieka do tego zjednoczenia i wyjednują łaskę. Samo zaś zjednoczenie z Bogiem przez łaskę uświęcającą dokonywa się przede wszystkim w sakramentach świętych, z których jedne dają tę łaskę, a inne ją pomnażają. Chrzest i sakrament pokuty z ustanowienia Chrystusa przeznaczone są do udzielania łaski uświęcającej. O tych sakramentach mówiliśmy obszernie w tomie trzecim niniejszej pracy oraz w drugim rozdziale tomu czwartego, gdy było mowa o Liturgii Niedzieli Przewodniej. W tym miejscu wystarczy tylko podkreślić najważniejszy warunek sakramentu pokuty, jakim jest żal za grzechy. Trzeba go obudzać i poza spowiedzią, szczególnie przy ogólnych i szczegółowych rachunkach sumienia, a zwłaszcza zaraz po upadku. Dobrze jest ćwiczyć się w habitualnym, czyli stałym żalu za grzechy własne i za grzechy innych braci naszych, którzy może są w stanie grzechów ciężkich i nie pamiętają o konieczności poprawy. Prawo kanoniczne nakazuje zakonnikom i zakonnicom spowiadać się raz na tydzień, a kapłanom często, nie tylko w celu uzyskania odpuszczenia grzechów, lecz i zabezpieczenia się przed nimi, albowiem sakrament ten daje szczególniejszą łaskę sakramentalną przy zwalczaniu pokus. Dlatego częsta spowiedź — przynajmniej co dwa tygodnie — jest wskazana dla wszystkich wiernych rzetelnie dążących do zharmonizowania władz wewnętrznych. Na spowiedzi penitent obowiązany jest do szczerości i dokładności w wyjawianiu nie tylko swych grzechów, lecz i niedoskonałości, by ułatwić spowiednikowi kierownictwo. Spowiednik musi zdobyć za ufanie penitenta przez swoją gruntowną wiedzę, doświadczenie i odznaczać się łagodnością, szczodrobliwością, wspaniałomyślnością, wielkodusznością, sprawiedliwością i dyskrecją w najwyższym stopniu. Ta ostatnia cecha spowiednika obowiązuje go 134 pod ciężkim grzechem specjalnie zastrzeżonym Stolicy Apostolskiej (kan. 2369). Sakrament Ołtarza pomnaża łaskę uświęcającą i stanowi najskuteczniejszy środek wychowania chrześcijańskiego. Znać dobrodziejstwa tego środka i pisać o nim nie potrafi ani umysł ludzki ani rozum anielski, a tylko Ten, który chciał i mógł sprawić w nim tak wielkie i liczne skutki. Skutkami tymi są: pomnożenie łaski uświęcającej, a z nią wlanych cnót teologicznych i moralnych oraz darów Ducha św.; zgładzenie grzechów powszednich pod warunkiem żalu za nie; usunięcie lub przynajmniej zmniejszenie kar czyśćcowych; zjednoczenie fizyczne z ciałem i krwią, duszą i bóstwem Najmiłosierniejszego Zbawiciela; zjednoczenie duchowe z Trzema Osobami Trójcy Przenajświętszej; zjednoczenie duchowe ze wszystkimi komunikującymi; zmniejszenie podniety grzechowej w namiętnościach, co powoli prowadzi do całkowitego panowania nad nimi. Sakrament Ołtarza godnie przyjęty daje nam nie tylko taką lub inną łaskę, lecz samego Dawcę łask wszelkich, który jest przyczyną zasługującą i sprawczą wszelkich cnót, darów i łask, jakich Bóg udziela ludziom. Jak chleb podtrzymuje życie przyrodzone, tak Eucharystia — nadprzyrodzone, działając przez postacie pozostające w nas przez jakiś czas po spożyciu. Wprawdzie samo pozostawanie postaci nie zwiększa skutków sakramentu, jeśli jednak człowiek coraz bardziej się przysposabia, powiększają się one w nim przez jego osobisty wysiłek. Wreszcie ten sakrament zabezpiecza nas przed pokusami, zapewnia zmartwychwstanie po śmierci, pobudza do wielkiej pobożności i coraz gorętszej miłości Boga i bliźniego. Atoli nie zawsze doznajemy tych skutków Sakramentu Ołtarza, a to z powodu następujących przyczyn: dobrowolnych grzechów powszednich, niedbalstwa w przygotowaniu się i dziękczynieniu, niedbalstwa w wykonywaniu aktów poszczególnych cnót, przywiązania do rzeczy doczesnych, niedoceniania i płynącego stąd niepragnienia tych skutków, wreszcie zawinionego nieuszanowania w samym przyjęciu, a szczególnie braku czystej intencji. Eucharystia tedy będzie punktem środkowym wychowania chrześcijańskiego tylko przy osobistej pracy przyjmujących. Jakkolwiek Sakrament Ołtarza powoduje skutki w duszy człowieka przez samo jego przyjęcie (ex opere operato), ujawnienie się ich zależy od pracy osobistej przyjmującego, od dobrego przygotowania i należytego dziękczynienia. Przygotowanie może być dalsze i bliższe. Przygotowanie dalsze polega na pilnym wystrzeganiu się grzechów, a przede wszystkim wykroczeń mowy: język dotykający Boga w Eucharystii winien być świętym trybularzem, którego nie można napełnić sprośnym dymem słów grzesznych, lecz wonnym kadzidłem rozmów świątobliwych. Chleb i napój anielski nie dadzą posiłku duszy, gdy ciało nadużywa chleba i napoju ziemskiego. Nadto trzeba 135 ustawicznie wzrastać w miłości Boga i bliźniego, w miłości nieprzyjaciół, w świadczeniu uczynków miłosiernych itp. W przygotowaniu bliższym i bezpośrednim należy czuwać nad czystością sumienia, rozważać wzniosłość Eucharystii jako sakramentu i jako ofiary; rozważać zniewagi wyrządzone przez złych ludzi i cześć składaną przez pobożnych, wreszcie uczynić intencję, w jakiej chcemy przyjąć ten sakrament, wzbudzając akty wiary, nadziei, miłości, żalu, pragnienia, prośby itp. Po przyjęciu Ciała Pańskiego trzeba przynajmniej przez kwadrans pomodlić się, następnie nie oddawać się zajęciom rozpraszającym, o ile to jest rzeczą możliwą, oraz pozostawać w największym szacunku wewnętrznym i zewnętrznym, wzbudzając akty pokory, adoracji, dziękczynienia i prośby. Inne sakramenta św. pomnażające łaskę uświęcającą są również skutecznymi środkami wychowania chrześcijańskiego, szczególnie dla wszystkich sakrament bierzmowania, który ułatwia przebywanie w atmosferze Ducha Św., będącego przyczyną sprawczą naszego uświęcenia. O każdym z tych sakramentów mówiliśmy obszerniej w tomie trzecim niniejszej pracy, dlatego w tym miejscu wystarczy podkreślić, że jakkolwiek one wywierają zbawienne skutki przez samo ich przyjęcie (cx opere operato), to jednak ujawnienie się tych skutków w dużej mierze zależy od osobistej pracy przyjmujących, od ich należytego przygotowania i dziękczynienia. Należy czynnie współpracować z łaską Bożą, wzbudzać w sobie gorliwość i zapał w spełnianiu tego wszystkiego, co może posłużyć ze strony naszej do zharmonizowania władz duszy i ciała. * * * Najmiłosierniejszy Zbawiciel zostawił nam nie tylko swoją naukę, która leczy ranę niewiedzy w rozumie, nie tylko dał najwznioślejszy przykład harmonii wewnętrznej, który pobudza nas do osobiste go wysiłku w pracy wychowania i samowychowania, a tym samym leczy ranę słabości; nie tylko wysłużył nam liczne łaski, które leczą rany złości i pożądliwości pozostałe po grzechu pierworodnym, ale chciał nadto sam z nami pozostać w Sakramencie Ołtarza, by łączyć się z nami w sposób najdoskonalszy jak pokarm z ciałem, które zasila i w które się przekształca. Jest to objaw największego miłosierdzia Bożego, bo przecież na to nie zasłużyliśmy w najmniejszym stopniu. 136 4. Spowiedź młodych — najskuteczniejszym środkiem wychowawczym Sakrament pokuty nazywany powszechnie spowiedzią (która jest tylko jednym z jego warunków), jest najskuteczniejszym środkiem wychowawczym nie tylko dla życia wiecznego, ale i dla doczesnego, tak dla wychowania jak i samowychowania chrześcijańskiego. Jeżeli bowiem wychowanie jest dążnością do wewnętrznego zharmonizowania władz cielesnych i duchowych, a świadomość winy popełnionej i wyrzuty sumienia towarzyszące tej świadomości są największą przeszkodą w osiągnięciu tej harmonii, to środek gładzący tę winę i przy wracający spokój sumienia, będzie bezsprzecznie środkiem najbardziej skutecznym. Wielu nie zdaje sobie sprawy z wychowawczych wartości sakramentu pokuty dla młodzieży: przewyższa on wszystkie inne środki wychowawcze, o ile jest należycie stosowany. Wprawdzie największą wartość spowiedzi stanowi łaska Boża, ale ta łaska i działanie jej w duszy uzależnione są od pewnych warunków. I nie ma drugiego sakramentu, którego by działanie było tak uzależnione od współpracy udzielającego i przyjmującego, jak działanie sakramentu pokuty. Ponieważ przy jednostronnym podkreślaniu nadprzyrodzonej skuteczności spowiedzi (ex opere operato) często pomijamy jej psychologiczne i pedagogiczne warunki (ex opere operantis), które szczególnie w spowiedzi młodzieży mają wielkie znaczenie, przeto trzeba je tu przy pomnieć. a) Spowiedź dzieci W wychowaniu chrześcijańskim spowiedź dzieci odgrywa pierwszorzędną rolę, ponieważ łaska sakramentalna i rady spowiednika zarówno podnoszą dziecko z upadku jak i zabezpieczają przed nim na przyszłość oraz usuwają braki w formującym się charakterze młodych ludzi. Atoli skutki te sprowadza tylko dobrze odprawiona spowiedź. Dwie przyczyny mogą spowodować u dzieci spowiedź niepoprawną: nieświadomość i bojaźń. W pierwszym wypadku trzeba dzieci należycie pouczyć i przygotować, a w drugim — należy z ojcowską pieczołowitością je ośmielić, pomóc i dodać otuchy. Św. Alfons Liguori kładzie wielki nacisk na miłość i jak największą łaskawość spowiednika w stosunku do dzieci, by się one nie obawiały oskarżać i nie stroniły od sakramentu pokuty. Aby zachęcić je do szczerości, trzeba im przypomnieć, że Bóg wie o wszystkim, że spowiednik nikomu nie powie, co mu dzieci wyznają i że zataić grzech jest większą obrazą Boga niż zgrzeszyć. Aby spowiedź była całkowita, spowiednik winien pytać, ale wpierw niech dzieci same mówią, póki się nie spostrzeże, że one się boją lub wstydzą albo 137 niedokładnie się oskarżają. Nie wolno pominąć pytania, czy poprzednia spowiedź była szczera i czy teraz czego one nie przemilczały. W pytaniach i upomnieniach należy pobudzać dzieci do pobożności, posłuszeństwa, zamiłowania sprawiedliwości, grzeczności, braterskiej i koleżeńskiej miłości. Pożyteczną rzeczą będzie przypomnieć, jak spowiednik ma się zachować przed, w czasie i po spowiedzi dzieci. Aby dzieci ośmielić, należy przed spowiedzią dać się im nieco poznać. W tym celu moraliści radzą spowiednikowi przed spowiedzią porozmawiać z dziećmi jak najłagodniej, a przy większym ich skupieniu mieć do nich krótką zachęcającą naukę utrzymaną w tonie ojcowskiej miłości i łaskawości. Treścią tego przemówienia mogą być rzeczy konieczne do zbawienia, albo warunki do tego sakramentu; można również praktycznie pokazać, co należy czynić przed, w czasie i po spowiedzi, można też przypomnieć o potrzebie szczerości ze strony penitenta i sekrecie ze strony spowiednika. W czasie spowiedzi spowiednik ma pozwolić dzieciom swobodnie się wypowiedzieć i wyznać swoje grzechy. Jeżeli w wyznaniu zauważy jakie braki, spowiednik winien je uzupełnić łagodnymi pytaniami, np. czy rano i wieczór odmawiają pacierz? czy w niedzielę i święta bywają na Mszy św.? jak się w kościele zachowują? Następnie trzeba zapytać je co do wzywania Imienia P. Boga, posłuszeństwa, gniewu, przezwisk, słów, żartów i czynów nieskromnych, z którymi się kryły przed starszymi, zatrzymania cudzych rzeczy, kłamstwa, żartów szkodliwych, pilności w nauce itp. Nie można pominąć pytań co do ilości grzechów większych. Nie wszystkie pytania zawsze powtarzać. W sprawie szóstego przykazania należy zachować ostrożność, by nie wzbudzić u dzieci grzesznej ciekawości, szczególnie u dzieci młodszych. Po wyznaniu grzechów należy pouczyć dzieci o środkach do ich unikania, jednak nie mówić o lekkich grzechach jako o ciężkich, ale zaznaczyć, że i małe grzechy nie podobają się Bogu. Do żalu nie należy pobudzać długim przemówieniem, którego dzieci nie zapamiętają, lecz krótkimi i jędrnymi słowami, np. „Łaska i cnota czynią cię podobnym do anioła, a grzech — do diabła”. „Czy kochasz Boga, który jest pięknym i dobrym Panem?”. „Czy chciałbyś znowu ukrzyżować Chrystusa?”, „Czy chcesz znowu zasmucać Matkę Najświętszą?” — „swojego Patrona i Anioła Stróża?” Jeżeli dzieci spowiadają się tylko z grzechów powszednich, trzeba krótko powiedzieć im o czyśćcu, o karze za grzechy w tym życiu itp. Jeżeli widzimy, że u dzieci nie ma przywiązania do grzechu, wówczas łatwo pobudzić je do aktów miłości i skruchy. Pokutę trzeba dostosować do wieku i wykroczeń, ma być ona lżejsza niż dla dorosłych, łatwiejsza i możliwa do odprawienia natychmiast, by potem nie zapomniały, zachęcić do nabożeństwa do Matki Boskiej, Anioła Stróża, do modlitwy o szczerą poprawę i dobre życie. Na ogół nie wolno dzieciom odmawiać rozgrzeszenia, jeżeli mają przynajmniej żal dostateczny i 138 postanowienie poprawy. Naturalną żywość dzieci, jak śmiech i bawienie się w kościele nie można uważać za brak usposobienia. Przy wątpliwości, czy dzieci wyznające grzechy śmiertelne dostatecznie używają rozumu i są dobrze usposobione, można je rozgrzeszyć w niebezpieczeństwie śmierci i dla zadośćuczynienia paschalnej Komunii św. Przy wątpliwym usposobieniu, po udzieleniu upomnienia, trzeba pozostawić dzieci bez rozgrzeszenia, by nie narażać sakramentu na nieważność, a w wypadku niebezpieczeństwa śmierci rozgrzeszyć je pod warunkiem. Przy oskarżaniu się dzieci z czynów nieskromnych nie trzeba od razu upatrywać tam ciężkich grzechów, gdyż mogą być wykroczenia przeciwko przystojności, na które nie trzeba zwracać uwagi. W wypadku ciężkich grzechów należy dzieci przestrzec i w pouczeniu zapobiec upadkom na przyszłość. W praktyce należy dzieci skarcić surowiej za grzechy nieczyste, by się brzydziły wszelką nieskromnością, ale zarazem czynić to z ojcowską miłością, by potem nie zataiły swych grzechów. Dzisiaj po miastach, a nawet i na wsi, można spotkać dzieci zupełnie zepsute, u których złość i uświadomienie uprzedziły znacznie ich wiek. Przyczyną tego są bliskie i niebezpieczne okazje z powodu ciasnych mieszkań. Jeżeli spowiednik dowie się, że dzieci zostają w bliskiej i niebezpiecznej okazji, należy je traktować w takich warunkach jak ludzi dorosłych, a więc żądać, by okazję usunęły same albo poprosiły o to rodziców bez obawy zniesławienia, gdyż chodzi o rzecz wielkiej wagi. Nie trzeba zobowiązywać dzieci do prośby o przebaczenie, gdyż to jest ponad ich siły; nie trzeba też żądać od nich restytucji, gdyż przeważnie nie są w stanie tego spełnić, chyba że jeszcze posiadają rzecz cudzą. Często matki mylnie informują dzieci o ciężkości grzechów i małe podają za wielkie. Otóż spowiednik obowiązany jest wyprowadzić je z błędu, ale zarazem obudzić w nich wstręt do najmniejszych wykroczeń, którymi się brzydzi Bóg i karze za nie nawet w tym życiu. Młodocianych recydywistów należy traktować jak i dorosłych, czyli nie okazywać im zbytniej surowości, by nie pobudzać do rozpaczy, ale i nie pobłażać, by nie zaniedbywały pracy nad sobą. W szczególności należy zbadać czy penitent był już upominany i jakich środków użył, czy po użyciu tych środków nie zmniejszyły się upadki? Ile ich było od ostatniej spowiedzi, kiedy i w jakich okolicznościach itp.? Tego rodzaju pytania ułatwią zorientowanie się spowiednika co do rozgrzeszenia i zastosowania odpowiednich środków. Odmówienie rozgrzeszenia dla lekkomyślnych czasami jest najlepszym środkiem, ale gdy wiara penitenta jest słaba, odmówienie rozgrzeszenia nie zawsze pomaga. Toteż Noldin radzi w tym wypadku rozgrzeszać pod warunkiem, szczególnie na spowiedzi wielkanocnej. Tu trzeba użyć wszystkich sił, by recydywistę usposobić i rozgrzeszyć, polecając lepsze środki zapobiegawcze. 139 Co do grzechów powszednich, trzeba rozróżnić recydywistów ze słabości i ze złej woli, gdy grzeszą z całą rozwagą. W pierwszym wypadku można i trzeba ich rozgrzeszyć, byle tylko obudzili żal choćby za jeden grzech. W drugim zachodzi podejrzenie braku żalu dostatecznego i mocnego postanowienia poprawy. Toteż bez upomnienia i pobudzenia do prawdziwego żalu i poprawy nie wolno ich rozgrzeszać, chyba że dodadzą jakiś grzech z dawnego życia, za który szczerze żałują i rzetelnie obiecują poprawę. Co do motywów żalu można posługiwać się następującymi: grzech powszedni jest złem większym od jakiegokolwiek zła doczesnego; Bóg karze grzechy powszednie najsurowszymi karami doczesnymi (przykłady z Pisma św.); dusza obciążona grzechem powszednim nie wejdzie do nieba; grzech powszedni prowadzi do grzechu śmiertelnego; grzech powszedni jest nadużyciem wszechmocy Boga i jego darów; grzech powszedni można przyrównać do syna, który nie obraża ojca tak, by go z domu wypędził, ale go zasmuca mniejszymi wykroczeniami. Wogóle do recydywistów młodocianych można zastosować te same zasady, co dla dorosłych: recydywista po raz pierwszy ma być łagodniej traktowany; łatwiej można rozgrzeszyć niepowściągliwych ze słabości niż nałogowców; recydywistów formalnych z braku mocnej woli można rozgrzeszyć warunkowo w następujących wypadkach: w niebezpieczeństwie zagrażającym życiu; w konieczności przystąpienia do innych sakramentów; gdy nie będzie prędko okazji do spowiedzi; gdy penitent może być narażony na zniesławienie; w obawie rozpaczy penitenta; gdy przewidujemy, że penitent do spowiedzi nie powróci. Ale w tych wypadkach recydywistów rozgrzeszać nie wolno, jeżeli na pewno wiadomo, że nie dobrze są oni usposobieni. b) Spowiedź młodzieży Jeszcze większe znaczenie w wychowaniu chrześcijańskim ma spowiedź młodzieży starszej, gdyż młodzież ta jest narażona na większe niebezpieczeństwo. W naszych czasach niebezpieczeństwa te znajdują się na każdym kroku. W przewrotnych towarzystwach, gorszących książkach, zdeprawowanych nauczycielach, niebezpiecznych rozrywkach i ludzkich względach. Dlatego trzeba często przypominać młodzieży doniosłość łaski, jaką otrzymujemy w sakramencie pokuty, o której najczęściej nie mają pojęcia. Jest to łaska sakramentalna właściwa tylko temu sakramentowi, która pomaga do zwalczania pokus i wychowania pełnowartościowej osobowości. Spowiedź zawsze sprawia penitentowi pewną przykrość i trzeba przeciwstawiać jej nadzwyczaj błogie skutki tego sakramentu, aby pobudzić młodzież do częstej spowiedzi. Łaska sakramentalna pokuty działa stopniowo na 140 duszę, lecząc jej rany zadane przez grzech pierworodny, usuwając pozostałości grzechowe, a tym samym wspiera człowieka w samowychowaniu jak żaden inny środek. Nadto trzeba zdobyć zaufanie młodzieży traktując ją zawsze serdecznie z ojcowskim uczuciem a zarazem z męską powagą. Za wszelką cenę trzeba wystrzegać się surowości w postępowaniu i przy każdej sposobności okazywać współczucie i wyrozumiałość. Może nigdy w życiu człowiek nie potrzebuje tyle porady, ile w tym najniebezpieczniejszym okresie młodzieńczym w walce z namiętnościami, w wyborze powołania, do którego Bóg przeznacza. Otóż spowiednik ma być dla młodzieży doradcą, przyjacielem i kierownikiem, o ile pozyska zaufanie, które zdobywa się nie pompatyczną powagą ani despotyzmem, lecz miłością ojcowską, poświęceniem, samozaparciem się i ofiarnością, jaką młodzież zawsze potrafi należycie ocenić. Troska o chorą młodzież, współczucie słowami, a tym bardziej czynne wsparcie również zjednywa młodzież i jest jednym z warunków zdobycia zaufania. Bardziej niebezpieczną jest choroba duszy niż ciała, albowiem leczenie duszy jest trudniejsze, wymaga dużego doświadczenia i wiedzy. Młodzież często przynosi do konfesjonału ciężkie choroby duchowe, rozmaite nałogi, których leczenie wymaga wielkiej cierpliwości i wyrozumiałości, a najbardziej dyskrecji. Najmniejsze pod tym względem uchybienie, które może niepostrzeżenie ujść u osób innych, pozostawi niezatartą plamę u spowiednika w oczach młodzieży. Nie mówię tu o złamaniu tajemnicy spowiedzi, co jest rzeczą absolutnie wykluczoną, ale o dyskrecji w codziennym obcowaniu. Przytoczę tu zdanie O. Łęczyckiego T.J. († 1653) o spowiedniku nieodpowiednim dla młodzieży, z którego łatwo wywnioskować jakim on być powinien. Spowiednik nieodpowiedni nie stara się poznać głównej wady, traktuje wszystkich penitentów jednakowo, nie uwzględnia indywidualnych upadków przy zadawaniu pokuty, nie stara się wpierw wykorzenić wad charakteru zanim zaszczepia cnoty, nie jest wyrozumiały na mały postęp początkujących i od razu wymaga od nich za dużo, troszczy się o podrzędne cechy charakteru a lekceważy istotne, przyspiesza albo odkłada stosowanie środków wychowawczych, wątpi o możliwości poprawy i odbiera nadzieję penitentowi, jest pompatyczny i nadęty w stosunkach prywatnych i nie zapobiega występkom młodzieży. Największą trudność ma młodzież w walce z budzącymi się namiętnościami i trzeba koniecznie pomóc w ich ujarzmieniu. Przede wszystkim należy wyzyskać dominującą namiętność, jaką może być pycha, zmysłowość, lenistwo, gniewliwość. Po jej odkryciu trzeba przekonać tego osobnika o konieczności jej ujarzmienia i poddaniu rozumowi i woli, a tę ostatnią — woli Bożej. Stosownie do zauważonych chorób duszy trzeba zastosować odpowiednie środki lecznicze. Tym, którzy są skłonni do przyjemności zmysłowych albo już im ulegają, trzeba zalecić odpowiednie umartwienie, 141 umiłowanie ideału, by skierować energię do wyższych rzeczy. Gwałtownym — należy wskazać na przykład cichego Chrystusa i zalecić odpowiednie akty strzeliste. Leniwym — przepisać jakąś pracę i ustawiczny wysiłek woli. Najbardziej zaś spowiednik ma czuwać nad tym, by zachować młodzież od cielesnych upadków, które, gdy przejdą w nałóg, rujnują zdrowie fizyczne i moralne i uniemożliwiają wszelkie oddziaływanie wychowawcze. Trzeba koniecznie pomóc młodzieży w wyznaniu wykroczeń przeciwko 6 przykazaniu. To wyznanie trudno przychodzi jednostkom o temperamencie cholerycznym i melancholijnym, gdyż one czekają przeważnie na odpowiednie pytania. Dlatego mając takich penitentów, szczególnie przy spowiedzi z dłuższego okresu, należy ich wprost pytać, stopniując pytania w razie potwierdzenia pierwszych. O ile penitent wyzna, że popełnił grzech po raz pierwszy, trzeba się nim poważnie i szczerze zająć, mówiąc o doniosłości chwili, że od tego, czy opanuje swój popęd zależy jego charakter, jego religijność i cała jego przyszłość. Tu słowa wychowawcy padają na bardzo podatny grunt. Jeżeliby zaś krótko załatwił penitenta, ten miałby wrażenie, że właściwie nic tak bardzo złego nie zaszło. Najtrudniej jest spowiadać nałogowców, nie ze względu na brak u nich żalu, przeciwnie, oni żałują głęboko i gardzą sobą, a nieraz popadają w rozpacz. Surowość osiąga tu skutek przeciwny. Toteż do takich penitentów trzeba się odnieść ze współczuciem i wyrozumiałością, podnieść ich na duchu, wmówić im, że się poprawią, o ile zastosują odpowiednie środki przyrodzone i nadprzyrodzone, np. unikanie okazji, stały porządek pracy, abstynencję od trunków, sport, zabiegi hydropatyczne, modlitwę, szczególnie do Matki Boskiej i Najmiłosierniejszego Zbawiciela, częste przystępowanie do sakramentów św., akty strzeliste itp. U nałogowców trzeba koniecznie obudzić nadzieję zwycięstwa przez nienawiść występku, męstwo, umiarkowane umartwienie i spowiedź natychmiast po upadku, możliwie u tego samego spowiednika, który ma wiedzieć, jak dawno ten nałóg istnieje, jakie kompleksy ma penitent i jakie są okoliczności upadku. Jeśli chodzi o pokutę i rady dawane młodzieży, to powinny one zmierzać do wykorzenienia złych przyzwyczajeń i nabycia dobrych, np. należyte odmawianie porannego i wieczornego pacierza, praktyka rachunku sumienia, słuchanie Mszy św., unikanie pokarmów poza ustalonymi godzinami, unikanie pewnych osób itp. Trzeba upominać, by młodzież wystrzegała się poufałości i zmysłowego spoglądania na płeć inną, dwuznacznych rozmów, nieprzyzwoitych widowisk, niestosownych książek, a zlecając jej czytanie książek kształcących rozum i formujących charakter. Nie można pominąć ważności spowiedzi dla młodzieży w wyborze stanu i powołania. Powołanie jest to szczególne przeznaczenie do takiego lub innego stanu. Bóg daje każdemu odpowiednie powołanie oraz udziela odpowiednich łask wewnętrznych i pomocy zewnętrznych. Obowiązkiem młodzieży jest 142 poznać swoje powołanie, a kierowników — pomóc w wyborze. Jednych Bóg powołuje nagle do takiego lub innego stanu (św. Paweł), a innych skłania powoli przez refleksje naturalne, a czasami przez natchnienia w czasie modlitwy. Natchnienie i refleksja są najlepszym wskaźnikiem, gdyż czasami samo natchnienie może być czystym złudzeniem. Aby rozpoznać powołanie, trzeba dużo się modlić i pilnie badać pobudki, usuwając wszelkie względy ludzkie. Po rozpoznaniu powołania unikać jednak kategorycznych nakazów jak np. „koniecznie musisz iść do stanu duchownego”; wystarczy kierować penitentem stanowczo i energicznie, przezwyciężając napotkane trudności, pochodzące z miłości własnej, żywej imaginacji, leniwego i wahającego się umysłu, upadłej natury lub też pokusy szatańskiej. Trzeba wiedzieć, że do stanu duchowego potrzeba czystej intencji, odpowiedniego zdrowia, wystarczających zdolności oraz czystości obyczajów. Określił to św. Pius X. Dlatego wykluczeni muszą być skrupulaci, nieobyczajni i kierujący się doczesnymi pobudkami. Aby być dobrym kapłanem w świecie, trzeba już wcześniej prowadzić życie przykładne, dalekie od świeckich uciech i występków, od złych towarzystw i zgorszeń. Dlatego kandydatom do kapłaństwa należy polecać częste przystępowanie do sakramentów św. i unikanie niebezpiecznych okazji: Kościół wymaga od nich większej świętości, zdolności umysłowych, wiedzy, zdrowego rozsądku i czystości obyczajów. Nie można tu pominąć jeszcze przygotowania młodzieży do stanu małżeńskiego, jak żąda tego Pius XI w encyklice „Casti connubii” z dnia 31. XII. 1930 roku. Rozróżnia on przygotowanie dalsze i bliższe. Przygotowanie dalsze ma polegać na wdrażaniu młodzieży do ofiarności i zaparcia się tak potrzebnego w życiu małżeńskim oraz na pouczeniu o głównych celach małżeństwa i dobrych zamiarach przy wstępowaniu do tego stanu. Przygotowanie zaś bliższe polega na starannym wyborze współmałżonka. Spowiednik tedy ma przestrzegać młodzież przed zbyt wczesnym małżeństwem i zaręczaniem się bez poważnych zamiarów; winien upominać, by pamiętała o wzniosłym celu małżeństwa, zawsze radziła się w tej sprawie rodziców lub opiekunów, często przystępowała do sakramentów św. i lekkomyślnie nie składała ślubów czystości, nawet prywatnie. Co do organizacji i częstotliwości spowiedzi młodzieży trzeba zaznaczyć, że spowiedź zbiorowa ma te dodatnie strony, że tu działa psychologia tłumu, której ulegają jednostki. Dlatego przynajmniej cztery razy do roku (w Adwencie, W. Poście, na końcu i na początku roku szkolnego) zaleca się organizować spowiedź zbiorową. Nadto należy zachęcać młodzież do spowiedzi w uroczystości Matki Boskiej i inne święta. Św. Karol Boromeusz radzi, by dzieci do 12 roku życia spowiadały się co kwartał, a potem co miesiąc. Do spowiedzi młodzież można tylko zachęcać, ale nigdy nie zmuszać. Najlepiej, 143 gdy inicjatywa spowiedzi pochodzi od samej młodzieży, na którą można wpływać przez jej przywódców. Na zakończenie przytoczę słowa św. Alfonsa Liguori’ego: „Zbawienie lub potępienie ludzi zależy od dobrych lub złych spowiedników”. To zdanie trzeba zastosować przede wszystkim do spowiedników młodzieży, w rękach których znajduje się jej zbawienie, wyrobienie charakteru i wysokowartościowej osobowości. * * * Najmiłosierniejszy Zbawiciel oczekuje nas w sakramencie pokuty, by obmyć nasze dusze we własnej Krwi, by wzmocnić i pokrzepić w tej zbawiennej kąpieli oraz zabezpieczyć przeciw przyszłym napaściom zła i pokus. Wszystkie zasługi Męki Jezusa, cała nieskończona wartość Jego Krwi staje się przez spowiedź własnością naszej duszy. O tyle wyjdziemy z niej odnowieni i uświęceni, o ile przystąpimy do tego sakramentu skruszeni i upokorzeni. W Niedzielę Przewodnią czytamy ewangelię o ustanowieniu sakramentu Miłosierdzia Bożego. Okażmy w tym dniu Panu Jezusowi swoją wdzięczność przez uwielbienie Go w Miłosierdziu. IV. Metody wychowania chrześcijańskiego Wielorakość środków przyrodzonych i nadprzyrodzonych wychowania chrześcijańskiego wymaga odpowiedniego ich stosowania, aby się wzajemnie uzupełniały, zależnie od właściwości każdego człowieka. Nie u wszystkich bowiem w jednakowym stopniu objawia się bunt namiętności, powodujący rozdwojenie wewnętrzne, a wskutek tego nie wszystkim mogą być zalecane te same środki w jednakowej mierze. Nie można tedy wszystkich środków bezkrytycznie stosować, a należy się liczyć z indywidualnością poszczególnych ludzi. Jedni otrzymują od początku nadzwyczajne łaski i dochodzą szybko do wielkiej doskonałości bez specjalnych wysiłków. Jest to rzadka droga dusz wybranych, których można podziwiać, wychwalając Miłosierdzie Boże, ale nie naśladować, jak np. św. Jan Chrzciciel, św. Stanisław Kostka, św. Teresa od Dzieciątka Jezus itp. Inni muszą przejść przez liczne próby, nie zawsze kończące się natychmiastowym zwycięstwem, muszą staczać zaciekłe walki z sobą, ćwiczyć się systematycznie w licznych aktach poszczególnych cnót, powoli wykorzeniać u siebie liczne chwasty, nieraz o bardzo głębokich korzeniach, napracować się, natrudzić, zdobywać się często na heroiczne 144 wysiłki, by dojść do opanowania namiętności przy pomocy łaski Bożej. Na tej drodze trzeba dużo wysiłku i aktywności obok łaski wspomagającej, o którą mamy prosić. „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a będzie wam otworzone” (Mt. 7, 7). A są i tacy, którzy po kilku aktach heroicznych, a czasami po jednym, otrzymują harmonię wewnętrzną i dochodzą do wysokiego stopnia doskonałości, jak np. św. Tomasz z Akwinu. Wszyscy jednak nie mogą opierać się na własnych siłach, lecz na pomocy tego, który uspokoił burzę na morzu i dźwignął z topieli tonącego Piotra. Otóż odpowiednie stosowanie środków wychowawczych i współpraca z łaską należy do metody wychowania chrześcijańskiego. Metoda wychowania jest to stałe i planowe postępowanie, wynikające z jakiegoś myślowego założenia i zmierzające do wytkniętego celu. I w metodzie punktem wyjścia będzie pogląd na naturę ludzką i stosunek w niej duszy do ciała oraz woli do łaski Bożej. Dlatego w tej części musimy przypomnieć naukę chrześcijańską o stosunku duszy do ciała i woli do łaski, by poznać metody wychowania chrześcijańskiego. 1. Dusza i ciało człowieka W metodzie wychowania chrześcijańskiego może być mowa tylko o takich poglądach na świat, które uznają istnienie ducha. W innych systemach, na przykład w materializmie krańcowym i marksizmie nie można rozprawiać o wychowaniu chrześcijańskim. Wśród systemów uznających istnienie ducha rozróżniamy dwa zasadnicze poglądy na stosunek w człowieku duszy do ciała: idealizm i spirytualizm. Ponieważ te poglądy wpłynęły na rozwinięcie się mistyki i niezdrowego mistycyzmu, jaki jeszcze i obecnie pokutuje na Wschodzie, pożyteczną rzeczą będzie poświęcić w tym miejscu kilka uwag jednemu i drugiemu kierunkowi. a) Idealizm psychologiczny System idealizmu psychologicznego jest bardzo zawiły, wielokształtny i zmieniający się prawie u każdego adepta, a zatem bardzo trudny do streszczenia. Wogóle u wszystkich idealistów istnieje pewne lekceważenie materii, pogarda dla ciała, które według nich łączy się w człowieku z duszą bardzo luźno i przeszkadza jej w doskonaleniu się. To połączenie, według nich, jest zupełnie przypadłościowe jak np. konia z jeźdźcem, przy tym konia niesfornego, od którego jeździec dużo cierpi. Wymienię tu najważniejszych idealistów. 145 Platon (427 – 347 przed Chr.), twórca idealizmu psychologicznego, określa duszę jako to, „co się porusza samo z siebie”, co samo dzielnie myśli. Istniała ona od wieków w świecie wieczystych idei, wszystko już widziała i nie ma rzeczy, której by nie poznała. Wskutek jakiegoś przewinienia, o którym jednak u Platona nic pewnego nie znajdujemy, dusza za karę została wtrącona do ciała, gdzie przebywa jak w więzieniu, „niby ślimak w skorupie”. Oprócz duszy rozumnej i nieśmiertelnej mającej siedlisko w głowie, Platon uznaje w człowieku jeszcze drugą duszę materialną i zniszczalną, która obejmuje część popędliwą z siedliskiem w piersiach i gniewliwą z siedliskiem w brzuchu. Tylko dusza rozumna myśli i poznaje, a raczej przypomina to, co widziała w świecie idei, zadaniem jej jest panować nad ciałem i rządzić nim, jak jeździec koniem, który jest niesforny i nieposłuszny. Dusza szuka uwolnienia z ciała i pragnie z niego się wydostać jak z grobu, walczy z nim jak z nieprzyjacielem, póki się nie uwolni od niego przez śmierć. Kto kocha prawdę, ten przez całe życie pragnie śmierci i dokłada starań, by z każdym dniem odrywać się od ciała, które jest największą przeszkodą przy szukaniu prawdy. Stąd tylko wtedy sposobni jesteśmy do poznania prawdy, gdy jak najmniej mamy do czynienia z ciałem. Prawdziwą mądrość znajdziemy dopiero po śmierci. Plotyn (204 – 270 po Chr.) uważa duszę za pierwiastek boski, który połączył się z ciałem za karę wskutek odpadnięcia od Boga. To połączenie jest złem, od którego dusza winna się wyzwolić jeszcze w tym życiu, gardząc pożądliwościami ciała i zwyciężając je, a zwracając się do Boga, aby się z nim połączyć. Dusza jest niezależna od ciała, zarówno w swym bycie jak i w działaniu nawet zmysłowym, jest nie śmiertelna i swój powrót do Boga, czyli Prajedni dokona pod warunkiem, że Prajednia roznieci w duszy nadzwyczajne światło i otworzy oko dla wyższego oglądu. Skoro takie światło wzejdzie, dusza znajdzie się w uniesieniu, czyli ekstazie, która umożliwi oglądanie Prajedni i zjednoczenie z nią. Do tego człowiek winien się przysposobić przez oczyszczenie, surowe umartwienie i uciekanie od świata zmysłów oraz ćwiczenie się w cnotach i wyniszczenie cielesności z jej popędami i skłonnościami. Pseudo – Dionizy Areopagita (V – VI w.) jest najpopularniejszym w średnich wiekach autorem mistycznym, który swoje głębokie skądinąd dzieła opiera na idealistycznych poglądach Platona i Plotyna. Wprawdzie zajmuje się on głównie nauką o Bogu, ale w niektórych dziełach (O hierarchii) porusza stosunek duszy do ciała, które według niego przeszkadza połączeniu się duszy z Bogiem. Duch ludzki ma się wznieść ponad wszystkie zmysłowe wrażenia i utonąć w Bogu, ale do tego trzeba się przygotować przez surowe umartwienie cielesne. Z powyższego wypływa wniosek, że według idealizmu nie ma żadnego punktu stycznego między duszą i ciałem, że połączenie tych dwóch 146 pierwiastków jest zupełnie przypadkowe i luźne, jest nawet czymś złym jako połączenie z nieprzyjacielem, który więzi ducha ciężkimi kajdanami. Taki stosunek duszy do ciała niweczy jedność organiczną człowieka, który już nie jest istotą złożoną z duszy i ciała, lecz duszą tylko posługującą się ciałem. Stąd stoicy pod wpływem Platona utrzymywali, że wszelkie namiętności mające siedlisko w ciele z natury swojej są złe i winne być zupełnie wykorzenione. Stąd gnostycy i manichejczycy wyniszczali swe ciało przez surowe umartwienie, zabraniali małżeństwa, spożywania potraw mięsnych i polecali unikać potomstwa. Stąd wypływa niezdrowy mistycyzm w różnych krajach na Wschodzie. Idealizm psychologiczny miał swych zwolenników nawet i na Zachodzie. Między innymi był pod jego wpływem przez czas jakiś św. Augustyn (354 – 430) i trzymający się jego reguły Augustianie. Luter jako były zakonnik augustiański również hołdował idealizmowi psychologicznemu, pod którego wpływem uznał całą naturę ludzką za zepsutą w swojej istocie przez grzech pierworodny. b) Spirytualizm psychologiczny System spirytualistyczny uznaje w człowieku dwie substancje — ciało i duszę, które się łączą z sobą istotnie i w swoim działaniu całkowicie wzajemnie od siebie zależą. Przy postrzeganiu ciało działa na duszę i przysyła jej swoje wrażenia, a w ruchach dusza działa na ciało, każąc mu wykonywać swe życzenia i wolę. Wymienię tu główniejszych spirytualistów. Arystoteles (384 – 322 przed Chr.) wprawdzie nie jest jeszcze spirytualistą klasycznym, ale przygotowuje drogę do spirytualizmu. On pierwszy daje jasny i dokładny pogląd na duszę, a jego teoria o połączeniu duszy i ciała logicznie łączy się z jego nauką o pierwiastkach rzeczy — materii i formie. Dusza według niego jest formą substancjalną ciała, która wraz z ciałem, jako materią, tworzy jedną istotę człowieka. W człowieku jest tylko jedna dusza o trzech władzach, z których władza wegetatywna i zmysłowa co do istoty zależy od ciała, a władza umysłowa co do istoty od ciała nie zależy. Dusza rozumna przychodzi do ciała z zewnątrz i jako substancja niematerialna może istnieć po rozłączeniu się z ciałem. Arystoteles tedy nie uważa ciała za coś złego, za wroga duszy, z którym trzeba ustawicznie walczyć, nie lekceważy go i nie każe nim pogardzać, lecz przeciwnie, z jego teorii wynika, że trzeba ciało rozwijać i troszczyć się o jego utrzymanie, jako o konieczny fundament dla działania duszy i konieczny warunek poznawania. 147 Św. Tomasz z Akwinu (1225 – 1274), najwybitniejszy przedstawiciel klasycznego spirytualizmu, rozwija naukę Arystotelesa, uzupełniając ją i zastosowując do zagadnień teologicznych. Według niego człowiek jest substancją zupełną, złożoną z duszy rozumnej jako formy substancjalnej i ciała — jako materii pierwszej. Całość tak złożona stanowi jedną istotę ludzką, albowiem tylko przez istotne zjednoczenie duszy z ciałem powstaje człowiek. A więc pełne bytowanie przysługuje nie samej tylko duszy, lecz całemu człowiekowi jako istocie złożonej z duszy i ciała. Dusza oddzielona od ciała jest wprawdzie substancją duchową i nieśmiertelną, ale nie może poznawać w ten sam sposób jak w ciele, gdzie w poznaniu z natury jest zależna od zmysłów. Dusza jest przyczyną zasadniczą i jedyną wszelkiej aktywności w człowieku, nawet co do ciała: daje bowiem materii to, że jest ciałem organicznym i to, że jest żywym ciałem, wreszcie sprawia że człowiek jest istotą rozumną. Działalność życiowa nie pochodzi wprost od duszy, lecz od jej władz, które są jak gdyby narzędziem duszy i bezpośrednim podmiotem czynności życiowych; dusza zaś jest ich podmiotem podstawowym i pośrednim. Władze te różnią się rzeczowo od substancji duszy i dadzą się podzielić na pięć klas: wegetatywne, zmysłowe, umysłowe, władze woli pożądające i odpychające. Każda z tych klas obejmuje wiele władz podporządkowanych głównym, np. władza wegetatywna obejmuje władzę odżywczą i rozrodczą, zmysłowa obejmuje zmysły zewnętrzne i wewnętrzne itp. Jakkolwiek wszystkie czynności należy przypisywać osobie zupełnej (nie samej tylko duszy), to władze umysłu i woli mają swoją siedzibę wyłącznie w duszy, władze zaś wegetatywne i zmysłowe — w pewnych narządach ciała. Ponieważ wszystkie władze mają jedno i to samo źródło, między nimi zachodzą pewne wzajemne oddziaływania, dlatego pod wpływem aktów duszy odmienia się ciało i na odwrót, odmiana ciała odbija się na duszy, gdy np. wola pragnie czegoś usilnie, budzi się odpowiednia namiętność w pożądaniu zmysłowym, a gwałtowne namiętności pożądania zmysłowego zaciemniają rozum i pociągają za sobą wolę. Większa lub mniejsza doskonałość narządów wpływa bezpośrednio na większą lub mniejszą sprawność władz i czynności wegetatywnych i zmysłowych, a pośrednio na władze i czynności umysłowe. Stąd szlachetność duszy zależy od dobrego, organicznego ustroju ciała, a bystrość umysłu i obrotność jego — od naturalnych zdolności i ćwiczenia się. Dusza rozumna nie jest przekazywana przez rodziców ani rodzona przy poczęciu, lecz jest powołana do bytu przez akt twórczy Boga. Bóg jest celem ostatecznym duszy; jej życie ziemskie to czas próby, próby jej wolnej woli, to zarazem przygotowanie do życie wiecznego, przygotowanie do prawdziwego szczęścia, które ma polegać na oglądaniu Boga. Ponieważ naturze duszy odpowiada złączenie z ciałem, przeto i doskonałość ostateczna, a zarazem i szczęście nastąpi dopiero po zmartwychwstaniu ciała. Do tego zaś czasu dusze 148 sprawiedliwych po śmierci oglądają Boga za pomocą osobnego światła (lumen gloriae) udzielonego im przez Stwórcę. Z powyższego wynika, że spirytualizm nie uważa ciała za przeciwnika duszy, lecz za naturalny współczynnik, z którym dusza winna być w harmonii i zgodzie. Wprawdzie jako współczynnik niższego rodzaju ciało winno ulegać duszy, jednak to uleganie nie polega na wyniszczeniu, a tym mniej na unicestwieniu, jak chcą idealiści, lecz na powściąganiu niesfornych pożądliwości cielesnych, które powstają wbrew rozumowi i woli. Dlatego św. Tomasz nigdzie nie mówi o u martwieniu zmysłów w ścisłym tego słowa znaczeniu, a natomiast poświęca dużo miejsca cnocie wstrzemięźliwości. Wstrzemięźliwość w znaczeniu najogólniejszym jest miarą rozumu do wykonania wszystkich czynności ludzkich i jest warunkiem każdej cnoty. W znaczeniu ściślejszym jest miarą rozumu używania dóbr ciała, zależnie od potrzeb i celu całej osoby, np. skromność. Wstrzemięźliwość w znaczeniu szczegółowym jest cnotą główną, normującą przede wszystkim pożądliwości zmysłów dotyku i smaku oraz inne mające z tymi zmysłami jakiś związek; są to pożądliwości najtrudniejsze do uporządkowania i opanowania odnośnie zachowania życia jednostki (pokarmy i napoje) i gatunku (pożądliwość seksualna). Przy zaspakajaniu tych pożądliwości zwykle występuje przyjemność, która nie powinna być celem, a tylko środkiem do celu. Zwierzęta w tej materii kierują się instynktem, a człowiek jako istota rozumna sam poznaje i wybiera środki prowadzące do celu. Przyjemności naturalne nie mogą być u człowieka celem życia, a tylko środkiem i dlatego muszą być mierzone rozumem i kierowane wolą oraz tym wyższym władzom podporządkowane. * * * Doniosłość wstrzemięźliwości leży w tym, że pomaga nam powrócić wstecz po drodze, jaką przeszli prarodzice w następstwie swego grzechu. Albowiem z doskonałej harmonii między duchem a materią popadli w głęboki rozdźwięk, a my mamy przez wstrzemięźliwość znowu wrócić do harmonii utraconej. Dlatego Leon XIII w encyklice „Aeterni Patris” (1879 r.) zalecając odnowienie filozofii w duchu św. Tomasza, tym samym oddaje pierwszeństwo spirytualizmowi przed idealizmem, stosownie do słów św. Pawła: „Kto sieje w duchu, z ducha też żąć będzie żywot wieczny” (Gal. 6, 8). 149 2. Wola i łaska Łaska Boża, jak widzieliśmy, nie niszczy władz naturalnych, a tylko je udoskonala, przenikając nadprzyrodzonymi sprawnościami. Ponieważ te sprawności, czyli cnoty mają dokonywać czynów przekraczających przyrodzoną zdolność władz, przeto nie mogą być nabyte, lecz są bezpośrednio wlane do duszy przez Boga. Jedne z cnót wlanych mają za przedmiot wyłącznie Boga — wiara, nadzieja i miłość — i dlatego nazywają się teologicznymi. Inne znowu porządkują obyczaje ludzkie: są to cnoty moralne. Oprócz cnót nadprzyrodzonych chrześcijanin pod wpływem łaski otrzymuje jeszcze dary Ducha św., owoce Ducha św. i błogosławieństwa (por. t. III niniejszej pracy), przez które Bóg zachowuje całkowitą swobodę działania w duszy. To swobodne działanie Boga w duszy nie krępuje jej wolnej woli, która nadal zachowuje swobodę wyboru we współdziałaniu z łaską. Jest to bardzo delikatna, prawie niedostrzegalna linia graniczna, której zatarcie dotkliwie odbija się w podstawach chrześcijaństwa. Poprzez wszystkie czasy występowały błędne pod tym względem nauki, które szczególnie rozwinęły się w w. XVI i XVII. a) Teorie błędne o stosunku woli do łaski Z teorii błędnych pod tym względem jedne przeceniają wolę ludzką, a inne znowu jej nie doceniają; jedne twierdzą, że wola wszystko może w dziedzinie moralnej, inne znowu na odwrót utrzymują, że wola ludzka bez łaski nic dobrego nie może uczynić. Pelagiusz w V stuleciu utrzymywał, że człowiek sam w sobie posiada dostateczną siłę, by dosięgnąć najwyższych szczytów doskonałości i szczęścia, a zdolność ta według niego nie została naruszona nawet po grzechu pierworodnym. Zatem zbędne jest Odkupienie i siła płynąca z łaski, a wystarczy tylko odstraszający przykład pierwszych rodziców, aby uzasadnić widoczne w świecie moralnym rany i spustoszenia oraz świetlany przykład nowego Adama, Jezusa Chrystusa, aby doprowadzić ludzi bez wewnętrznej pomocy łaski do doskonałej świętości. Nie ma zatem żadnej potrzeby, aby Chrystus dźwigał świat z grzechów, by wskrzeszał umarłych i odradzał dla życia nadprzyrodzonego, które można w sobie rozbudzić o własnych siłach. Semipelagianie również przeceniali wolę ludzką nauczając, że człowiek jest zdolny bez uprzedniej łaski Bożej jedynie przy pomocy sił przyrodzonych dojść do początku wiary, zrobić krok do swego usprawiedliwienia oraz że po osiągniętym usprawiedliwieniu nie po trzeba żadnej szczególnej łaski, by wytrwać w dobrym aż do końca. Głównym przedstawicielem semipelagianizmu 150 był Jan Kasjan, mnich w Egipcie, który skądinąd w ascetycznej teologii uchodzi za wielką powagę. Podobnie optymistycznie na wolę ludzką zapatrują się naturaliści i współcześni teozofowie, odrzucający wogóle nadprzyrodzoność i potrzebę łaski do usprawiedliwienia i szczęśliwości wiecznej. Inni, przeciwnie, nie doceniają znaczenia woli w wychowaniu i samowychowaniu, dostrzegając w naturze ludzkiej tylko ciemne i ponure strony i uważając świat za potworny płód jakiejś złej istoty. Zło w ich pojęciu nie jest tylko brakiem dobra, jego zaprzeczeniem i pustką, ale jest samo w sobie zgubną rzeczywistością przeciwstawioną rzeczywistości dobrej. Zawsze znajdowali się ludzie, szczególnie na Wschodzie, przypisujący władzę złemu, a tajemnica grzechu pierworodnego zdawała się potwierdzać tę wiarę. Według tej nauki natura ludzka bez szczególniejszej łaski i pomocy Bożej sama w sobie jest zła i przewrotna, a wola nie jest zdolna do wykonania żadnego dobrego czynu. Upośledzenie woli ludzkiej wyraża się w walkach ścierających się prądów na soborach: Efeskim (431), Chalcedońskim (451), Konstantynopolskim II (553), Konstantynopolskim III (680) i Nicejskim II (787). Monofizyci i monoteleci, rozpowszechnieni głównie na Wschodzie, zdradzają tendencję do upodrzędnienia ludzkiej natury w Chrystusie w stosunku do boskiej, a wypływająca stąd iluzoryczność człowieczeństwa Boga – Człowieka musiała harmonizować z charakterem zaświatowym uczucia religijnego na Wschodzie. Niedocenianie siły woli ujawniło się również w tak zwanej reformacji religijnej w XVI w. Według Lutra wola człowieka została zepsuta tak dalece przez grzech pierworodny, że obecnie bez łaski nic dobrego uczynić nie może. Szczególnie Kalwin głosił fatalistyczną naukę o przeznaczeniu pewnych ludzi na wieczne potępienie, odmawiając ich woli możności wykonywania jakichkolwiek uczynków dobrych. b) Katolicka nauka o stosunku woli do łaski Katolicka nauka staje w obronie wolnej woli i nie potępia wszystkiego, co naturalne, nie nazywa każdego działania ludzkiego grzechem, a przeciwnie utrzymuje, że człowiek bez łaski poświęcającej, a nawet bez wiary prawdziwej może wykonać niektóre uczynki moralnie dobre; owszem nieraz faktycznie je wykonuje własnymi siłami, bez żadnej łaski uczynkowej. Ale zarazem uznaje, że siły wolnej woli człowieka są niedostateczne do wykonania wszystkich przykazań Bożych bez pomocy łaski, którą Bóg daje wszystkim ludziom, chociaż nie w jednakowej mierze. Ze względu na skutek dzieli się łaskę na dostateczną i skuteczną. Łaska dostateczna, jest to aktualna pomoc Boża, dająca pełne siły do wykonywania nadprzyrodzonego uczynku, pomoc, która się jednak nie łączy z uczynkiem. 151 Łaska zaś skuteczna zawsze i nieomylnie łączy się ze skutkiem; daje ona nie tylko siły do aktu nadprzyrodzonego, ale nadto zawsze i niechybnie ten akt sprowadza. Mimo to wolna wola ludzka zawsze może z tą łaską współpracować, albo też się jej oprzeć. Mamy na to liczne dowody w Piśmie Świętym. Oto na pytanie pewnego młodzieńca, co czynić, aby osiągnąć żywot wieczny, Zbawiciel odpowiedział: „Jeśli chcesz wnijść do żywota, zachowuj przykazania” (Mt. 19, 17). Biorąc to zdanie wprost musimy je tak zrozumieć, że Bóg ze swej strony wszystko uczynił, co potrzebne było do zachowania przykazań, bo mówi: „Jeśli chcesz”. Stąd wynika, że łaska Boża nie usuwa wolności człowieka. Gdzie indziej powiedziano to jeszcze wyraźniej: „O Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy są do ciebie posłani. Ilekroć chciałem zgromadzić synów twoich, jako kokosz zgromadza pisklęta swe pod skrzydła, a nie chciałoś” (Mt. 23, 37). Jeżeli zastanowimy się nad tymi słowami: „ilekroć chciałem… a nie chciałoś”, przekonamy się, że Bóg dawał Jerozolimie wszystko, co potrzebne było do jej nawrócenia, ale wola jej mieszkańców sprzeciwiła się temu. U św. Pawła znajdujemy jeszcze wyraźniejsze wyrażenia: „Napominamy was, abyście nadaremno łaski Bożej nie otrzymywali” (II Kor. 6, 1). Sens tych słów jest taki, że można przyjąć łaskę na próżno, że łaska może pozostać w nas daremną, jeżeli z nią współdziałać nie będziemy, inaczej bowiem Apostoł nie upominałby nas do korzystania z niej. Gdy znowu pisze do Tymoteusza: „Napominam ciebie, abyś ożywił na nowo łaskę Bożą, udzieloną ci przez włożenie rąk moich” (1, 6), Apostoł przypuszcza, że jest w nim jakaś łaska, która nie wywiera całej skuteczności. Są jeszcze liczne teksty, które dowodzą, że w możności człowieka jest pójść za łaską Bożą lub ją odrzucić. Wśród teologów katolickich można rozróżnić dwa główne systemy, godzące w skuteczność łaski z wolną wolą: jeden wyprowadza skuteczność łaski z jej natury (z wewnątrz), a drugi z przyczyny poza łaską zostającej (z zewnątrz). O tych systemach mówiliśmy obszerniej w tomie trzecim niniejszej pracy (por. t. III str. 49), a tu wystarczy zaznaczyć, że uprzednio działa łaska bez zgody woli, pobudzając ją do czynu, następnie zaś działa razem — nie kolejno — wola i łaska, po części wola i po części łaska, a więc niepodzielnie sprawują czyn: cała wola i cała łaska. Działalność wspólną woli i łaski spowodowała wprawdzie łaska, lecz wykonanie działalności zależy od zgody woli. W taki sposób staje się rzeczą zrozumiałą, jak Bóg przez wewnętrzne poruszenie swej łaski pobudza nas do czynów, zasługujących na nagrodę i przez wzgląd na nie udziela swym ukochanym sługom szczytnych darów, przez które wyraża w nich swój obraz i podobieństwo. Nauka o współpracy woli z łaską jest konsekwentnym wynikiem spirytualizmu. Skoro bowiem połączenie duszy z ciałem jest istotne i one w działaniu swoim od siebie wzajemnie zależą, skoro skuteczność łaski zależy od zgody woli, wola nie może pogardzać współpracą władz niższych w dążeniu do 152 doskonałości, lecz wspólnie z nimi ma współdziałać czynnie z łaską, która inaczej nie spowodowałaby nadprzyrodzonego aktu. * * * Świadomość naszej słabości nie powinna nas zniechęcać, albo wiem Bóg zawsze udziela nam tej miary łaski, jaka jest nam potrzebna. Gdy burza szaleje, myślimy o ostrości walki, a jednak łaska nas wspomaga, chociaż zostaje w ukryciu. Cierpienia mogą dojść do szczytu, ale łaska nas nigdy nie opuszcza: Bóg jest wierny swym obietnicom. 3. Sposoby współpracy z łaską Życie chrześcijańskie składa się z szeregu aktów wewnętrznych, którym towarzyszą czyny i odpowiednia postawa zewnętrzna. Wszystkie te oddzielne akty, jak myśli, uczucia, postanowienia itp. zwykle grupują się w pewną całość i stanowią różne ćwiczenia, jak modlitwa słowna, rozmyślanie, rachunek sumienia, kontemplacja itp. Te akty, oddzielne albo zgrupowane, mogą odbywać się w nas dwoma odmiennymi sposobami: albo bez żadnego z góry określonego porządku, zależnie od warunków, w jakich się znajdujemy, albo też według ustalonego planu i programu. W tym drugim wypadku plan ćwiczeń może być wynikiem doświadczenia lub rozumowania. W taki sposób powstają odruchowe i rozumowe metody, z których jedne Kościół oficjalnie zatwierdza i poleca, inne potępia, a jeszcze inne toleruje. a) Metody zatwierdzone oficjalnie przez Kościół Kościół zatwierdził przepisy, normujące ćwiczenia pobożności w seminariach duchownych i zakonach. Przepisy obecne były początkowo metodą prywatną i dopiero z czasem Kościół zatwierdził je i nakazał własną powagą. Objawia się tu chęć Kościoła przyjścia z pomocą duszom, dążącym do wyższej doskonałości w życiu wspólnym oraz szczególniejsza troska o wychowanie kapłanów. Sobór Trydencki nakazując zakładanie seminariów duchownych, wspomina ogólnie o ćwiczeniach duchowych alumnów, pozostawiając biskupom szczegółowe uformowanie tych ćwiczeń według swego uznania. Dlatego w praktyce nie było w seminariach rozmaitych krajów jednolitości pod tym względem. Dopiero Kodeks Prawa Kanonicznego unormował te ćwiczenia w seminariach i zakonach. 153 Liturgię jako zorganizowany przez Kościół kult publiczny zaliczyć można również do metod oficjalnych wychowania chrześcijańskiego. Liturgię stanowią: rok kościelny, Msza św., sakramenta św., sakramentalia i inne akty czci publicznej, przepisane przez Kościół. Przepisy te wraz z odpowiednimi modlitwami znajdują się w księgach liturgicznych, jak: mszał, brewiarz, rytuał, pontyfikał, kancjonał oraz Statuty Synodów Diecezjalnych jak i również w Uchwałach Soborów Powszechnych. Nadto poszczególne Kongregacje Watykańskie (Kongregacja Wiary, Kongregacja Obrzędów i inne), raz po raz wydają komentarze do poszczególnych przepisów, a od czasu do czasu zarządzenia w formie dekretów, jak np. ostatnio Dekret św. Kongregacji Obrzędów z dnia 30 listopada 1955 roku o Odnowieniu Porządku Nabożeństw Wielkiego Tygodnia. Każdy wierny chrześcijanin winien bardzo szanować przepisy liturgii i uważać ją za jedną z najważniejszych metod wychowania chrześcijańskiego, coraz lepiej ją poznawać, zgłębiać coraz dokładniej i coraz wierniej stosować się do jej zaleceń. Szczególnie należy cenić Mszę św., która ma stanowić punkt kulminacyjny wszystkich obowiązków wiernych chrześcijan, a przede wszystkim kapłanów. b) Metody potępione przez Kościół Zwolennicy tych metod nie potrafili zachować złotego środka w teorii i praktyce o ustosunkowaniu się woli do łaski: jedni żądali nadzwyczajnego wysiłku woli przy współdziałaniu z łaską, inni znowu zupełnie nie doceniali wysiłku woli przy współdziałaniu z łaską, ani naturalnych środków wychowania chrześcijańskiego… Takimi potępionymi teoriami są np. metody stosowane przez kwietystów i jansenistów. Kwietyści uczyli, że wyższa doskonałość polega na zupełnej bierności duszy w stosunku do łaski, to jest w takim stanie duszy, w którym ona tak dalece zdaje się na Boga, że nie ma w niej pragnienia własnej szczęśliwości, pożądania cnoty i wogóle żadnego własnego działania i usiłowania. Środkiem ku temu nie jest modlitwa ustna i rozmyślanie, lecz tylko sama kontemplacja, czyli wewnętrzne skupienie we własnej nicości, albo innymi słowami — dążenie do stłumienia wszelkiego działania osobistego jako sprzecznego z działaniem Boga. W takim stanie dusza staje się obojętna na kary i nagrody doczesne i wieczne, używa stałego spokoju wewnętrznego i nie potrzebuje ani sakramentów ani dobrych uczynków. Nie mogąc już więcej grzeszyć zachowuje się ona biernie względem pokus i nie odrzuca ich pozytywnie ani też nie zwraca uwagi na to, czy postępuje źle czy dobrze. 154 Powyższą naukę głosił Michał Molinos († 1696), który nie poprzestawał na teoretycznych zasadach, lecz tworzył mistyczno – pietystyczne kółka. Członkowie tych kółek poczytywali wszystkie formy i urządzenia kościelne za rzecz bezcelową i usiłowali je zastąpić mistycznym spirytualizmem. Kierunek ten opanował mnóstwo klasztorów żeńskich we Włoszech, aż wreszcie Innocenty XI w r. 1687 potępił 68 zdań wyjętych z pism Molnosa (Denzinger, 1221 – 1288). Nieco później kwietyzm odżył w odmiennej formie u Fenelona, który w obronie pani de la Mothe Guyon przeciw Bossuetowi dowodził możliwości bezinteresownego miłowania Pana Boga dla Niego samego bez względu na kary i nagrody i żądał, by dusza z tych pobudek była gotowa nawet na potępienie, gdyby ją Bóg do tego przeznaczył. Innocenty XII potępił 22 twierdzenia Fenelona w r. 1699. Janseniści nauczali, iż niepodobna oprzeć się wewnętrznej łasce i trzeba jej biernie ulegać. Obok tego żądali od swych adeptów powrotu do starożytnej karności pokutnej. Tu wpadli oni w drugą ostateczność, wymagając doskonałej skruchy do ważności sakramentu pokuty, jak również, gdy chodziło o godne przystąpienie do Sakramentu Ołtarza, wyzbycia się wszelkich nieporządnych skłonności i zdobycia całkowitej doskonałości. Polecali oni też nadzwyczaj surowe środki ascetyczne, przez które mrozili życie duchowe i odstręczali wiernych od korzystania ze środków łaski. Tę teorię głosił Korneliusz Jansen († 1638) profesor lowański a następnie biskup Ypern. Napisał on dzieło „Augustinus”, w którym błędnie przedstawia system teologiczny św. Augustyna o upadłym stanie człowieka i skuteczności łaski Bożej wyprowadzając fałszywe wnioski. Błędy zawarte w tym dziele potępił Innocenty X, dnia 31. V. 1653 roku. Naukę Jansena po jego śmierci rozwijał i uzasadniał między innymi Quesnel, którego dzieła potępił Klemens XI, w 1713 r. c) Metody prywatne Obok metod oficjalnych są i metody prywatne, z których niektóre Kościół zaaprobował, a inne tylko toleruję. Odgrywają one w wychowaniu chrześcijańskim bardzo wielką rolę, dlatego były stosowane w każdym wieku, praktykowane przez Świętych, z których wielu nosi tytuł doktorów Kościoła. Z metod prywatnych powstały metody oficjalne. Kościół zachęca do posługiwania się tymi metodami zarówno osoby żyjące w świecie, jak i w klasztorach, gdzie najszczegółowszy regulamin oficjalny nie wypełni całego czasu. Metody prywatne w wychowaniu chrześcijańskim uzupełniają metody oficjalne, a czasami nawet je całkowicie zastępują, szczególnie u ludzi świeckich. 155 Metody prywatne są bardzo urozmaicone ze względu na rozmaitość charakterów ludzkich i różnorodność warunków i okoliczności, w których się wierni obracają. Odznaczają się one wielką giętkością i dają się łatwo dostosować do indywidualnych potrzeb duszy. Łaska bowiem w rozmaitych warunkach nie jednakowo przystosowuje się do woli, a stąd i wola może rozmaicie współdziałać z łaską. Metody prywatne mają zastosowanie szczególnie na początku życia duchowego, a u osób oddających się życiu czynnemu i apostolskiemu bywają praktykowane prawie zawsze. Metoda wprawdzie nie jest nieodzownie potrzebna w życiu chrześcijańskim i nie brakuje przykładów dusz, którymi Bóg sam kierował bez pomocy kierownika i jakiejkolwiek teorii wychowania. Mimo wielkiej swojej różnorodności metody prywatne dadzą się sprowadzić do dwóch kategorii: czynnej i biernej. Czynne metody prywatne — uwzględniają działanie woli i łaski, ale wola w tym wypadku idzie bardziej za pobudkami rozumu oświeconego wiarą. Na zewnątrz bardziej uwydatnia się działanie osobiste człowieka, działanie zaś i wpływ łaski pozostają więcej ukryte. Jednak to nie jest działanie czysto przyrodzone, lecz nadprzyrodzone, gdyż odbywa się pod wpływem łaski, chociaż łaski ukrytej. Młodzieniec na przykład, słuchający kazania o piękności i wielkości życia kapłańskiego, czuje pociąg ku niemu, ale jednocześnie jest pełen obawy, czy Bóg mógłby go powołać do tak wzniosłego życia. Wobec tego długo zastanawia się nad sobą, radzi się swego kierownika i wreszcie po długich wahaniach decyduje się wstąpić do seminarium duchownego. Decyzja młodzieńca nastąpiła pod wpływem łaski ukrytej, ale na zewnątrz bardziej uwydatnia się w jego postępowaniu zależność od przyrodzonego światła rozumu, bo długo się zastanawiał i radził innych. Kwietyści nie uznawali ukrytego działania łaski utrzymując, że koniecznym warunkiem wierności łasce jest działanie pod wpływem wyraźnie odczuwanego wewnętrznego poruszenia łaski. Błąd ten — jak widzieliśmy — został potępiony przez Kościół, a jeden z artykułów z Issy zredagowany w związku z tym przez biskupów francuskich zabronił „oczekiwać w urządzeniu życia zarówno pod względem doczesnym jak i wiecznym, aby go Bóg skierował do każdej czynności za pomocą głosu i szczególniejszego natchnienia”. Bierne metody prywatne również uwzględniają działanie woli i łaski, ale tu wola kieruje się w działaniu bardziej intuicją, niż rozumem; idzie ona za łaską bez większego zastanowienia się i nie tyle opiera się na przesłankach rozumowych, ile na wewnętrznym poruszeniu, które odczuwa się jako Boskie. Jeżeli w wyżej przytoczonym przykładzie młodzieniec poznaje, że w stanie duchowym będzie życie najpiękniejsze i natychmiast postanawia oddać się służbie Bożej w powołaniu kapłańskim, to poddaje się biernie działaniu łaski, która spowodowała skutek widoczny i kategoryczny. Wprawdzie i w tym wypadku jest działanie woli, która mogłaby się sprzeciwić łasce, jednak się nie sprzeciwiła a poddała się jej bardziej biernie. Tu działanie i wpływ łaski są 156 więcej widoczne i poznawalne zewnętrznie. Metody bierne różnią się od kwietyzmu tym, że nie wykluczają działania ukrytego łaski przy bardziej aktywnym wystąpieniu woli, że nie pozwalają swym adeptom oczekiwać na natchnienie szczególne, by się mu dopiero podporządkować jako wyraźnie odczuwanej i poznanej woli Bożej, lecz żądają tylko bardziej biernej współpracy, ale zawsze współpracy z pewnym osobistym wysiłkiem woli. Zwolennicy metod czynnych w wychowaniu chrześcijańskim bardziej cenią środki przyrodzone, podczas gdy adepci metod biernych nie zaniedbując przyrodzonych, posługują się więcej nadprzyrodzonymi środkami, dającymi i pomnażającymi łaskę. Co się tyczy środków wyjednywujących łaskę, jakimi są rozmaite rodzaje modlitwy, to zwolennicy metod biernych zalecają prędzej przejść do modlitwy uczuć i kontemplacji, według zaś metod czynnych trzeba czas dłuższy ćwiczyć się w metodycznym rozmyślaniu. Inaczej mówiąc metody bierne bardziej skłaniają się ku mistyce, a czynne ku ascetyce, rozumianej jako przysposobienie do mistyki. Od mistyki trzeba odróżnić mistycyzm, kierunek w życiu duchowym nieuznający zupełnie pracy czynnej ze strony człowieka, a polecający bierne poddawanie się działaniu z góry. Zwolennikami tego kierunku byli między innymi hesychaści na górze Athos, dominikanin Eckart z Hocheim, częściowo uczniowie jego Tauler i Suzo, a szczególnie Jakub Boehme († 1626). W czasach ostatnich mistycyzmowi hołdował częściowo Wincenty Lutosławski, a obecnie kierunek ten ma dużo zwolenników na Wschodzie, szczególnie w Indiach. Filozofia indyjska jest na wskroś przesiąknięta mistycyzmem, który miał wpływy i na myśl europejską np. u Schelinga, Schopenhauera i innych. * * * Wychowanie chrześcijańskie według każdej metody ma zmierzać do połączenia duszy z Bogiem. Wielu pragnie osiągnąć ten cel, ale gdy Bóg zaczyna podnosić ich przez cierpienia, które są niezbędne, nie chcą ich przyjmować, cofają się, schodzą z wąskiej drogi wyrzeczenia się, a szukają szerokich gościńców własnych pociech. Oto powód dlaczego nie osiągają zjednoczenia z Bogiem. Najmiłosierniejszy Odkupiciel wie, czego najwięcej dusza potrzebuje. Zaufajmy mu, a nie doznamy zawodu: „Na świecie doznacie ucisku, ale ufajcie, jam zwyciężył świat” (J. 16, 33). 157 POSŁOWIE Zestawiając naukę chrześcijańską o celu, podmiocie i przedmiocie wychowania i samowychowania ze środkami i metodami stwierdzamy, że jest ona wybitnie humanistyczna i wobec współczesnych nieskrystalizowanych kierunków pedagogicznych, zasługuje na szczególniejszą uwagę w wychowaniu ogólnym, a przede wszystkim w wychowaniu chrześcijańskim. a) Pojęcie humanizmu chrześcijańskiego Humanizm chrześcijański nie zaniedbując żadnej z objawionych prawd wiary i obyczajów bardziej uwydatnia te, które są pocieszające i pobudzające do rozwoju życia nadprzyrodzonego, bardziej ludzkie i zgodne z dobrocią i miłosierdziem Boga. Taki humanizm nie uważa człowieka za chybione dzieło rąk Bożych, lecz zapatruje się na niego z umiarkowanym optymizmem i nie potępia naturalnych skłonności, ale tylko pragnie je zharmonizować i uszlachetnić. Nawet widząc wielką nędzę natury ludzkiej po grzechu pierworodnym, usiłuje ją podnieść i uduchowić na wzór natury ludzkiej Boga – Człowieka. Człowiek jest przybranym dzieckiem Bożym, któremu Najmiłosierniejszy Zbawiciel wysłużył obfite łaski, wymierzone hojnie nie tylko wybranym jednostkom, ale wszystkim, którzy tylko ich zapragną i zechcą z nimi współpracować. Wychodząc z założenia, że natura ludzka nie jest zła w swojej istocie, ale w obecnym stanie, po grzechu pierworodnym, nie jest idealna wobec braku harmonii między władzami duchowymi i cielesnymi, humanizm chrześcijański każe zapatrywać się na osobę wychowanka z umiarkowanym optymizmem i traktować każdego indywidualnie, uwzględniając jego zalety i wady oraz naturalne skłonności. W zagadnieniu wychowawcy humanizm chrześcijański przyznaje prawo naturalne do wychowania przede wszystkim rodzinie, a następnie Kościołowi i państwu, ale każdej z tych trzech społeczności przysługuje z innego tytułu: rodzinie z tytułu rodzenia naturalnego, Kościołowi z tytułu rodzenia nadnaturalnego i państwu z tytułu popierania ogólnego dobra doczesnego. Kościół i państwo jako społeczności doskonałe uzupełniają niedoskonałą społeczność rodzinną. Ponieważ te społeczności nie mogą same prowadzić sprawy wychowania w całej rozciągłości, wyręczają się zwykle wychowawcami w ścisłym tego słowa znaczeniu. Jak wielkie mają oni znaczenie w wychowaniu chrześcijańskim, wynika ze słów Piusa XI we wspomnianej encyklice: „Zbawienne wyniki wychowania zależą nie tyle od dobrych ustaw, ile od 158 dobrych sił wychowawczych. A dobrym wychowawcą jest ten, kto zdobył gruntowne przygotowanie zawodowe, doskonale opanował przedmiot i posiada potrzebne kwalifikacje umysłowe i moralne. Dobry wychowawca pała czystą miłością ku powierzonej sobie młodzieży, której to miłości Bóg jest źródłem. Dobry wychowawca miłuje dzieci tak, jak Jezus Chrystus i Kościół; wszak młodzież, to ich dzieci najdroższe, i właśnie dlatego leży mu na sercu prawdziwe dobro rodzin i Ojczyzny”. W wychowaniu chrześcijańskim wychowanek ma współpracować z wychowawcą i ćwiczyć się w energii czynnej, w panowaniu nad sobą, w stawianiu oporu szkodliwym podnietom i pod kierunkiem wychowawcy dążyć sam do wewnętrznego zharmonizowania i wyrobienia pełnowartościowej osobowości. W miarę rozwoju, wychowanek staje się coraz bardziej samodzielny, a wychowanie powoli przekształca się w samowychowanie. Ze względu na różnicę zarówno pod względem skłonności jak i sposobu myślenia chłopców i dziewcząt, zwłaszcza w tak ważnym okresie rozwoju, od którego zależą niemal całkowicie przyszłe losy życia ludzkiego, koedukacja jest bardzo niewskazana; gdzie zaś konieczność do tego zmusza, trzeba wielkiej ostrożności ze strony młodzieży jak i szczególniejszej czujności ze strony wychowawców. Odpowiednio do ostatecznego celu, jakim jest Bóg i bliższego celu, jakim jest harmonia wewnętrzna, wychowanie chrześcijańskie posługuje się środkami nadprzyrodzonymi i przyrodzonymi. Jakkolwiek środki przyrodzone są konieczne, to jednak ze względu na cel nadprzyrodzony nie są dostateczne i współmierne; występuje przeto konieczność stosowania środków nadprzyrodzonych, z których jedne pośrednio wyjednywują nam łaskę, a inne sprowadzają ją bezpośrednio. Te ostatnie mają wielkie znaczenie nie tylko dla wieczności, ale i w życiu doczesnym, mianowicie w formacji wewnętrznej i wykształceniu pełnowartościowej osobowości. Wielką rolę odgrywa również środowisko, o którym powiedział Pius XI: „Wychowanie będzie tym skuteczniejsze i trwalsze, im lepszym przykładem przyświeca otoczenie, a przede wszystkim rodzice i domownicy”. Najbardziej humanistyczne w metodach jest wychowanie chrześcijańskie, gdyż poleca wydobywać z natury ludzkiej wszystko to, co w niej jest najbardziej pozytywne, najbardziej ludzkie i pobudzające do rozwoju osobowości, by przy pomocy łaski Bożej odnowić w wychowankach obraz i podobieństwo Boga. Zarówno w metodach czynnych jaki i biernych widzimy podkreślenie optymizmu umiarkowanego, stworzenie atmosfery radości, od której zależy rozwój fizyczny i psychiczny wychowanków. Ta radość jest wynikiem rodzinnej atmosfery i pewnego rodzaju psychozy międzyosobowej, słowem — wytworem psychiki danego środowiska. 159 b) Chrześcijańskie wychowanie humanistyczne a Najmiłosierniejszy Zbawiciel W chrześcijańskim wychowaniu humanistycznym Najmiłosierniejszy Zbawiciel jest centrum, wokół którego wszystko się obraca, jak to On sam o sobie powiedział: „Jam jest Alfa i Omega, początek i koniec” wszystkiego (Obj. 1, 8). Jest bowiem Bogiem jednej natury z Ojcem i Duchem Św.: „W nim wszystkie rzeczy zostały stworzone na niebie i na ziemi, widzialne i niewidzialne czy to trony, czy państwa, księstwa, czy władze” (Kol. 1, 16). „On jest głową wszystkich księstw i zwierzchności” (Kol. 2, 10). „Z Niego, przez Niego i w Nim jest wszystko: jemu cześć i chwała na wieki” (Rz. 11, 36). Przede wszystkim Chrystus jest głównym celem dalszym wychowania chrześcijańskiego. Jest on bowiem celem życia każdego człowieka; tylko przez niego możemy połączyć się z Ojcem i siebie uszczęśliwić: „Nikt nie przychodzi do Ojca, jeno przeze mnie” (J. 14, 6), albowiem „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J. 10, 30). Każdą modlitwę Kościół zanosi do Boga Ojca przez Syna w Duchu Św. Przeto i chwałę Bożą, która jest głównym celem dalszym wychowania chrześcijańskiego (por. wyżej, s. 101) osiąga się przez Najmiłosierniejszego Zbawiciela. Jest On również celem bliższym tego wychowania, albowiem przedstawia w swojej Osobie najdoskonalszy wzór harmonii wewnętrznej. On jako prawdziwy człowiek posiadał również namiętności, ale zawsze były one posłuszne rozumowi i woli, poddającej się ustawicznie woli Ojca: „Nie szukam woli swojej, ale woli tego, który mię posłał” (J. 5, 30). „Bo zstąpiłem z nieba, nie żebym czynił wolę moją, ale wolę tego, który mię posłał” (J. 6, 38). On, jako najbardziej pełno wartościowa Osobowość, jest celem, do którego dążyli Święci i mają dążyć wszyscy chrześcijanie. Najmiłosierniejszy Zbawiciel jest wzorem dla wszystkich wychowawców w ich stosunku do wychowanków, oddziaływując na nich od wewnątrz w radości, sprawiedliwości, cierpliwości, a przede wszystkim w miłości. Będąc właściwym wychowawcą wszystkich ludzi, przekazuje on prawo do wychowania rodzicom, Kościołowi i państwu, jak i delegowanym przez te instytucje wychowawcom we właściwym tego słowa znaczeniu. On traktuje Apostołów indywidualnie, toleruje miłosiernie Judasza, on pragnie, by wychowanie przekształcało się w samowychowanie. Jest również wzorem dla wychowanków, ucząc ich w Nazarecie własnym przykładem posłuszeństwa, pracowitości i pilności oraz polecając otaczać dziatki szczególniejszą opieką: „Ktobykolwiek jedno z tych dziatek przyjął w imię moje, mnie przyjmuje” (Mk 9, 36). Owszem, pragnie On przebywać w ich 160 towarzystwie: „Dopuśćcie dziatkom przyjść do mnie, a nie wzbraniajcie im: takich jest bowiem Królestwo Boże… ktokolwiek nie przyjmie Królestwa Bożego jako dziecię, nie wejdzie do niego” (Łk. 18, 16 i 17). Zarówno wychowawcom jak i wychowankom poleca jednoczyć się z sobą: „Trwajcie we mnie, a ja w was. Jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeśli nie tkwi w winnym krzewie, tak i wy, jeśli we mnie pozostawać nie będziecie. Jam winnym krzewem, a wy latoroślami” (J. 15, 4 – 5). Jako latorośle tworzą jedno z pniem, z którego wyrastają, i ciągną te same soki, jak członki ludzkiego ciała tworzą jedno tylko ciało i żyją jednym życiem, tak wcieleni w Chrystusa wychowawcy i wychowankowie tworzą z nim jedno ciało i żyją jego życiem. Spośród nadprzyrodzonych środków wychowania chrześcijańskiego na szczególniejszą uwagę zasługuje spowiedź i Komunia św. Tu Najmiłosierniejszy Zbawiciel staje się sam najskuteczniejszym środkiem wychowawczym: „Jam jest chleb żywota, kto przychodzi do mnie, nie będzie łaknął, a kto wierzy we mnie, nigdy pragnąć nie będzie… A ten jest chleb, który z nieba zstępuje, aby każdy, który go spożywać będzie, nie umarł. Jam jest chleb żywy, który z nieba zstąpił; jeśliby kto pożywał tego chleba, żyć będzie na wieki, a chlebem, który ja mu dam, jest ciało moje za życie świata” (J. 6, 35, 50 – 52). Co zapowiedział Zbawiciel, to potem urzeczywistnił i dziś urzeczywistnia w sakramencie Ołtarza, z którego „wychodzi moc i uzdrawia wszystkich” (Łk. 6, 19). Gdzie można znaleźć doskonalszą metodę wychowania, jak nie w szkole Najmiłosierniejszego Zbawiciela, który przez trzy lata wychowywał Apostołów i uczniów swoich, a w ich osobach wychowywał wszystkich późniejszych swoich wyznawców? Stawia im najwznioślejszy cel doskonałości: „Bądźcie wy tedy doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonały jest” (Mt. 5, 48). Ustawicznie pomaga łaską swoją, by ten cel urzeczywistniać zarówno w metodach czynnych z Martą jak i biernych z Marią. On dopuszcza dusze wybrane do poufnego obcowania z sobą i otwiera im niebo, powierzając „tajemnicze słowa, których człowiekowi mówić się nie godzi” (II Kor. 12, 4). On wychowywał i wychowuje w Kościele świętych, męczenników i wyznawców, panny i wdowy, zlewając coraz obficiej swe łaski, dary i błogosławieństwa. * * * „Będziecie czerpać wodę z radością ze zdrojów odkupienia” (Iz. 12, 3), przepowiadał Prorok; a dziś już czerpiemy tę wodę i krew, wyciekającą z przeszytego włócznią boku Zbawiciela na krzyżu: woda obmywa duszę naszą z grzechów w sakramentach chrztu i pokuty, a Krew zasila ją w Sakramencie Ołtarza i innych sakramentach żywych, które, jak widzieliśmy, w wychowaniu chrześcijańskim odgrywają taką wielką rolę. Apostoł opisując to zdarzenie: „A 161 jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok jego, a natychmiast wypłynęła krew i woda” (J. 19, 34), podkreśla jego szczególniejsze znaczenie, gdy dodaje „A ten, który widział, dał świadectwo i prawdziwe jest świadectwo jego. I wie on, że prawdę mówi, abyście i wy wierzyli” (J. 19, 35). Jak miłosierdzie wypływa z miłości, tak z Serca Jezusowego (symbol miłości) wypłynęły woda i Krew, które są symbolem miłosierdzia Bożego. Te prawdy przypomina nam liturgia Niedzieli Przewodniej. We Mszy tej niedzieli czytamy lekcję z I Listu św. Jana: „Jezus Chrystus, który przeszedł przez wodę i krew, nie w wodzie tylko, ale w wodzie i we krwi. A Duch wydaje świadectwo na ziemi: duch, woda i krew, a Trójca ta jednym jest” (I J. 5, 6 – 8). Podobnie w Ewangelii tego dnia czytamy o ustanowieniu sakramentu pokuty: „Jezus tchnął na nich (Apostołów) i rzekł im: Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J. 19, 22 i 23). Te prawdy poglądowo są przedstawione na obrazie Najmiłosierniejszego Zbawiciela w czasie jego ukazania się Apostołom w dniu Zmartwychwstania. Reasumując wszystko możemy stwierdzić, że zarówno Uroczystość Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią jak i obraz pod tym wezwaniem mają przeolbrzymie znaczenie pod względem wychowawczym, albowiem przypominają wychowawcom i wychowankom główny cel dalszy i bliższy wychowania chrześcijańskiego oraz środki tego wychowania, stosowane według metody biernej lub czynnej. Wreszcie podają odpowiedni akt strzelisty, wyjaśniający w paru słowach współdziałanie natury i woli z łaską: „Jezu, ufam Tobie!” 162 Rozdział szósty MIŁOSIERDZIE BOŻE W DUSZPASTERSTWIE Wstęp Duszpasterstwo jest to praca Kościoła nad zbawieniem dusz. Przedmiotem duszpasterstwa jest człowiek, który po życiu ziemskim przechodzi do wieczności w stanie szczęśliwości, oczyszczenia lub odrzucenia, zależnie od tego czy i w jakim stopniu miłości ku Bogu przepędził i zakończył swe życie. Ponieważ miłość ku Bogu najlepiej powstaje, rozwija się i potęguje pod wpływem poznania i wielbienia Boga w jego nieskończonym miłosierdziu, stąd wynika, jak wielką rolę odgrywa w duszpasterstwie kult Najmiłosierniejszego Zbawiciela, który jest uosobieniem nieskończonego miłosierdzia Bożego. Praca Kościoła nad zbawieniem dusz jest dalszym ciągiem działalności tegoż Odkupiciela, który swe stanowisko wśród ludzi określił w krótkim zdaniu: „Jam jest droga, prawda i żywot” (J. 14,6). W tym zdaniu zawiera się program działalności Kościoła, który ma ludzi nauczać prawd objawionych, uświęcać ich w sakramentach świętych i rządzić nimi według tego, co polecił Boski Zbawiciel: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem” (Mt. 28, 19 – 20). Chrystus Pan nie tylko przekazał Apostołom treść nauczania i podał środki uświęcenia, lecz nadto zostawił wzniosły przykład rządzenia duszami. Otóż zarówno w treści i środkach jak i tym bardziej w sposobie postępowania jego z ludźmi, uderza nas nieskończone miłosierdzie Boże, które Pan Jezus wyraźnie zalecił naśladować Apostołom a w ich imieniu wszystkim duszpasterzom: „Dałem wam przykład, abyście jakom ja wam uczynił, tak i wy czynili” (J. 13, 15). Poznajmy tedy, czego głównie Jezus nauczał, jakie polecał środki i jaki zostawił przykład co do metody postępowania z ludźmi. 163 I. Przedmiot, styl i sposób nauczania Jezusa 1. Treść główna nauki Zbawiciela Główną treścią nauk Pana Jezusa była radosna wieść o zbawieniu ludzi przez nieskończone miłosierdzie Boga Ojca, „który tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, który weń wierzy, nie umarł, ale miał żywot wieczny” (J. 3, 16). Te wzniosłe prawdy objawiał stopniowo. Najprzód poucza, że Bóg jest Ojcem miłosiernym (Łk. 6, 36). Zmierza ku temu całe kazanie na górze; wymagając od uczniów dobrych uczynków pragnie, by ludzie widząc je wielbili Ojca, który jest w niebiesiech (Mt. 5, 16); żądając czystej intencji i potępiając obłudę w najświętszych aktach, wskazuje na Ojca, który widzi i wynagradza w skrytości (Mt. 6, 2 – 18) ; ucząc modlitwy, każe nazywać Boga Ojcem (Mt. 6, 9), który cieszy się z tego tytułu (Mt. 7, 11); zachęcając do doskonałości, wskazuje na wzór Ojca (Mt. 5, 48); chcąc obudzić ufność w Miłosierdzie, wskazuje na Opatrzność miłosierną, która czuwa nad ptakami i liliami (Mt. 6, 24 – 34). W tym pierwszym kazaniu Zbawiciel wymienia imię Ojca miłosiernego siedemnaście razy, a w całej ewangelii według św. Mateusza trzydzieści dziewięć razy, w ewangelii według św. Marka — cztery razy; według św. Łukasza — dziewiętnaście razy, a w ewangelii według św. Jana spotykamy to imię sto dwa razy. Niektórym duszom wtajemniczonym Jezus przekazuje specjalne wiadomości o Ojcu miłosierdzia, jak np. Samarytance, gdy mówi: „Nadchodzi godzina i już nadeszła, że prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w duchu i w prawdzie. Bo i Ojciec takich szuka czcicieli. Duchem jest Bóg, a ci, którzy go czczą, winni mu cześć oddawać w duchu i w prawdzie” (J. 4, 23 – 24). Następnie uczy Pan Jezus, że Bóg jest Jego Ojcem, objawiając stopniowo swoje własne Bóstwo. Przywodzi widzialne znaki na świadectwo swej Boskiej mocy i na dowód, że prawdziwie jest posłany przez Ojca (J. 5, 36), albowiem te uczynki Ojciec dał Mu spełnić, a nawet Ojciec spełnia je w nim (J. 10, 32 – 38). Uroczyście potwierdza wyznanie wiary Piotra w Cezarei, uznającego, że On jest Synem Bożym (Mt. 16, 16). Ujawnia swój stosunek z Ojcem o wzajemnym po znaniu i miłości (Mt. 11, 27 ; J. 5, 20), o jedności działania i życia, jakie istnieje między nimi (J. 5, 19 – 23 ; J. 10, 29; 14). Apostołowie musieli zrozumieć z tego, że są dwaj posiadający to samo życie Boże, z których jeden jest Ojcem, a drugi Synem, nie wiedząc jeszcze, że sami wejdą w najściślejsze obcowanie z tymi Boskimi Osobami. Ale Jezus w przypowieści o winnym szczepie i 164 latoroślach poucza o więzach ścisłego głębokiego zjednoczenia między Nim a duszami (J. 15, 1 nn), podkreślając nowy etap swej nauki. Wreszcie Zbawiciel poucza, że Bóg, Jego Ojciec, staje się również dla nich Ojcem. Było to w czasie modlitwy arcykapłańskiej po ostatniej wieczerzy, gdy Jezus wzniósł oczy do nieba i wobec Apostołów modlił się gorąco do Ojca (J. 17, 1 nn). Apostołowie słyszą, jak mówi, że oni należą do Ojca i że Bóg Ojciec dał Mu ich, aby im objawił imię Ojca, który jest miłosiernym Bogiem. Ten Ojciec tak wielki, którego najwyższy Majestat pogrążał ich Mistrza w najgłębszej adoracji, ten Ojciec stawał się ich Ojcem pełnym niezmierzonego miłosierdzia. Jezus prosi Go, by rozciągnął również na nich tę miłość miłosierną, jaką On — Ojciec umiłował Go: „Aby miłość, którą mnie umiłowałeś, w nich była, a ja w nich” (J. 17, 26), „aby byli jedno, jako i my jedno jesteśmy” (J. 17, 22). A więc Ojciec Jezusa stał się Ojcem Apostołów, a przez nich stał się naszym Ojcem miłosierdzia. Teraz już Zbawiciel nazywa Apostołów braćmi swoimi, gdy po Zmartwychwstaniu objawia się Magdalenie i posyła ją z dobrą nowiną zbawienia: „Idź do braci moich i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego, do Boga mego i Boga waszego”. (J. 20, 17). Odtąd Jezus nazywa nas swymi braćmi nie tylko dlatego, że przyjął tę samą naturę ludzką, ale też dlatego, że i On i my mamy wspólnego Ojca miłosiernego. Teraz już w Jezusie, przez Jezusa i za sprawą Jego mamy prawo mówić w prawdziwym tego słowa znaczeniu: „Ojcze nasz!” Ale oto Chrystus zapowiada, że opuści Apostołów (J. 14, 19). Czy oni pozostaną sami? Gdy Jezus odejdzie czy nie utracą też i Ojca? Nie! Boski Zbawiciel obiecał im, że nie zostawi ich sierotami (J. 14, 18) i ześle im Ducha Świętego, Ducha swego, którego Ojciec pośle w imię Syna (J. 14, 26), a którego i Syn pośle (J. 16, 7), który jest miłością w stosunku do Ojca i Syna (I J. 4, 8) i miłosierdziem w stosunku do ludzi (II – II, q. 30, a, 4), uświęcając ich i przysposabiając na Synów Boga (J. 7, 38 – 39). Oto niesłychana tajemnica, którą Apostołowie zaczęli zaraz głosić po zesłaniu Ducha Św. i którą z kolei mają głosić wszyscy duszpasterze w Kościele, jako główną treść ewangelii. 2. Styl nauczania Najmiłosierniejszego Zbawiciela Na uwagę zasługuje styl Pana Jezusa. Po stylu poznajemy pisarza i mówcę. Otóż styl Zbawiciela jest odmienny od stylu innych ludzi, a jego właściwością jest niezwykła prostota i namaszczenie. Prostota znamionuje rozum i mądrość Boga, a namaszczenie — jego Boskie miłosierdzie. Nie znajdziemy nigdzie prostszego a zarazem szczytniejszego stylu nad styl Chrystusa. Mimo, że w jego mowach nie ma wstępu ani podziałów, jednak zawsze jest jedność w założeniu i celu, jakim jest chwała Boża i zbawienie ludzi. Nie ma tam długich okresów, 165 zawiłych rozumowań i sylogizmów, lecz największe tajemnice podane są w krótkich przypowieściach i niezwykle prostej formie. Zbawiciel odnajduje w każdej duszy jakby jakąś resztę wspomnień o Bogu, do których nawiązuje i powoli rozwija coraz dokładniejsze pojęcie o Nim, podkreślając przede wszystkim jego nieskończone miłosierdzie. Na ruinach starego Adama wznosi gmach nowego, odrodzonego człowieka, jak mówi Apostoł: „Zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwych, które dokonaliśmy, ale z miłosierdzia swego przez obmycie i odnowienie w Duchu Świętym” (Tyt. 3, 5). W najpospolitszych obrazach Jezus podaje przepisy prawdziwej moralności, dostosowując je do potrzeb każdej duszy i dostarczając odpowiedniego lekarstwa na jej choroby, co się ujawnia szczególnie w rozmowie jego z Nikodemem i Samarytanką. Jeżeli chodzi o dostojność mowy Chrystusa, była ona zawsze spokojna, głęboka i obejmująca zarazem doczesność i wieczność człowieka i Boga. Nie znajdziemy tam ani jednego wyrazu, który by nie przenikał miłosiernie do serca; ani jednego wiersza, który by nie wzruszył duszy. Nawet wówczas, gdy ostrze stalowe przeszywało serce grzeszników, gdy raniło czasami przelęknione dusze faryzeuszów słowem „biada”, jeszcze i wtedy czujemy naleganie nieskończonego miłosierdzia Bożego, które gotowe jest przyjąć i przebaczyć: „Gdy się przybliżył i ujrzał miasto, zapłakał nad nim mówiąc: Gdybyś i ty poznało i właśnie w ten dzień twój to, co jest ku pokojowi twojemu…” (Łk. 19, 41 n). Prostota i namaszczenie w stylu Chrystusa — obok łaski — sprawiły, że każdy umysł prawy przyjmuje jego naukę, daje się przekonać i znajduje w Jego dogmatach prawdę dla swego rozumu i zasady dla swego życia. Mali i wielcy, królowie i poddani, rządzący i słuchający, bogaci i ubodzy, uczeni i prostaczkowie wierzą w Niego, nie widząc Go; słuchają, nie rozumiejąc wszystkiego; schylają czoła przed niepojętymi prawdami wiary. W Jego orszaku są pierwszorzędni poeci (Dante, Mickiewicz itp.), najznakomitsi uczeni (Kopernik, Newton, św. Tomasz itp.) i wynalazcy (Kasjodor, Kircher itp.). Jest to wielka tajemnica, którą można tłumaczyć tylko przez działanie miłosierdzia Bożego. Jak konieczna jest ta prostota i namaszczenie w stylu w naszych czasach zarówno w stosunku z dziećmi jak i dorosłymi, z przyjaciółmi jak i z ludźmi niechętnymi lub wręcz wrogo nastawionymi do Kościoła! To jest jeden z koniecznych warunków „kerygmy”, o której dziś tak dużo się mówi w katechezach i kazaniach. To jest jeden z postulatów wpływu dodatniego na rozproszone umysły, by je skupić i skłonić do życia według zasad Chrystusa. To jest tajemnica powodzenia na lekcji religii i na ambonie, szczególnie w głoszeniu kazań katechizmowych. To jest miłosierdzie czynne, jakie duszpasterz okaże względem swej pieczy dusz przez kult miłosierdzia Bożego i naśladowanie Zbawiciela. 166 3. Sposób nauczania Najmiłosierniejszego Zbawiciela Miłosierdzie Boże wypływa nie tylko z treści i stylu nauki Zbawiciela, ale i ze sposobu Jego nauczania. Na szczególniejszą uwagę zasługuje ton, w jakim przemawia do uczniów i tłumów, oraz Jego niezwykła cichość i pokora. Jak łaskawie zwraca się do uczniów, powołując niektórych z nich na Apostołów. Z jaką uprzejmością zwraca im uwagę, gdy się spierają między sobą o pierwszeństwo: „Kto jest większy pośród was, niech będzie jako mniejszy, a przełożony jako usługujący” (Łk. 22, 26). Jak delikatnie upomina ich, gdy chcą sprowadzić ogień na miasto samarytańskie: „Nie wiecie, czyjego ducha jesteście” (Łk. 9, 54). Podobnie bardzo oględnie strofuje ich, gdy zasnęli w Ogrójcu wbrew ostrzeżeniu, by się modlili i czuwali. A przede wszystkim, z jakim spokojem przyjmuje pocałunek zdradziecki Judasza, przestrzegając go miłosiernie przed zbrodnią: „Judaszu, pocałunkiem zdradzasz Syna Człowieczego” (Łk. 22, 48). Na szczególniejszą uwagę zasługuje również cichość i pokora Jezusa. Już prorok przepowiadający przyjście Mesjasza, podkreśla jego cichość, jako największą jego cechę. „Ześlij, Panie, woła Izajasz, Baranka panującego na ziemi” (Iz. 16, 1), a następnie kreśli miłosierną postać jego w sposobie nauczania: Ofiarowan jest, gdyż sam chciał, i nie otworzył ust swoich; jako owca na zabicie wiedzion będzie, a jako baranek przed strzygącym go zamilknie, a nie otworzy ust swoich” (Iz. 53, 7). „Nie będzie wołał ani będzie miał względu na osobę, ani będzie słyszan głos jego na ulicy. Trzciny nadłamanej nie skruszy, a lnu kurzącego się nie zagasi, w prawdzie wywiedzie sąd. Nie będzie smutny ani zaburzony, aż ustanowi na ziemi sąd” (Iz. 42, 2 – 4). a) Na cichość składają się trzy cnoty: pokora, męstwo i miłość bliźniego. Chrystus Pan był pokorny w narodzeniu, zawsze pełen słodyczy i łagodności w życiu, w rozmowie z Nikodemem i Samarytanką, wobec podstępów i zasadzek wrogich faryzeuszów, litościwy względem wszystkich chorych i cierpiących, wszelkiego rodzaju kalek i opętanych — prawdziwy Baranek Boży, jak go nazwał Jan Chrzciciel: „Oto Baranek Boży, oto, który gładzi grzechy świata” (II J. 1, 29). Jezus na każdym kroku urzeczywistniał to, co zalecał Apostołom: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. A ja powiadam wam, abyście się nie przeciwstawiali złu. A kto by cię uderzył w prawy policzek twój, nadstaw mu i drugi. A temu, który się chce z tobą prawować i suknię twoją zabrać, daj mu i płaszcz” (Mt. 5, 38 – 41). Miłosierna cichość, to nie wykwit osobistego temperamentu. Gdyby tak było, nie wszyscy mogliby się zdobyć na tę cnotę, a Zbawiciel zwraca się do wszystkich, zalecając ją. Cichość nie jest również nastrojem zależnym od okoliczności: byłaby ona wówczas zmienna i dorywcza jak sama okoliczność. 167 Cichość jest to cnota stała, znamionująca charaktery mocne, silne i mężne. Gniewać się i oburzać potrafi człowiek najsłabszy, ale cichym potrafi być tylko silny, mocny i panujący nad sobą. Zbawiciel polecając tę cnotę i dając wzniosły jej przykład na swojej osobie, wskazuje na błogie jej skutki, gdy mówi: „Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię” (Mt. 5, 4). Składową częścią cichości jest pokora, którą Zbawiciel poleca obok cichości i której święci są niedościgłym przykładem. Był pokorny, gdy umywał nogi Apostołom, gdy milczał na stawiane Mu niesłuszne zarzuty, gdy się zbliżał do pogardzonych przez faryzeuszów celników i grzeszników, gdy w gronie ich prosił Jana o chrzest, gdy obrał dwóch łotrów za towarzyszy swych cierpień i wśród nich polecił Ojcu swego ducha. Szczególniejszą pokorę okazał Zbawiciel, gdy Go powszechnie uwielbiano i chciano ogłosić królem, jak to było po cudownym rozmnożeniu chleba (J. 6, 15) i triumfalnym wjeździe do Jerozolimy (J. 12, 12 – 50). b) Na pojęcie cichości składa się również męstwo, które Zbawiciel miłosiernie ujawnił, gdy mimo nadludzkich przeszkód mężnie dążył do spełnienia woli Ojca, gdy w Ogrójcu panował nad naturalną odrazą i bojaźnią przed męką, a w czasie pokusy na pustyni nad podsuwaną przez szatana chęcią popisu; lub na Kalwarii, gdy żądano, aby cudownie zstąpił z krzyża. Doskonały przykład męstwa Chrystusa Pana oddziaływał na wszystkich Jego wyznawców, a szczególnie na Męczenników, którzy chętnie oddawali swe życie za wiarę. c) Miłość bliźniego jest trzecią składową częścią cichości, którą Zbawiciel ujawnił w każdym swym czynie, a przede wszystkim, gdy z miłości ku nam ustanowił Sakrament Ołtarza: „Umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował” (J. 13, 1). Jak konieczna jest łaskawość duszpasterza, szczególnie w naszych czasach! Jak niezbędny jest ton miłosierny w jego katechezach i kazaniach oraz w stosunku do dzieci i dorosłych, do przyjaciół i uprzedzonych do nas. Wielki przykład łaskawości i cichości zostawił nam Ojciec św. Jan XXIII, który ujął sercem wrogów Kościoła, a tym bardziej pociągnął ku sobie obojętnych i oziębłych katolików z różnych stanów. Wzorował się on na Chrystusie Panu, pamiętając o Jego zaleceniu: „Weźmijcie jarzmo moje na siebie i uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpocznienie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje słodkie jest, a brzmię lekkie” (Mt. 11, 29 – 30). II. Budzenie życia religijnego Duszpasterstwo nie ogranicza się do nauczania, lecz przede wszystkim zmierza do uświęcenia dusz, by ludzie byli pełnymi chrześcijanami, żyli zgodnie z prawem Bożym i trwali w łasce uświęcającej i zdążali wytrwale ku szczytom 168 doskonałości. Duszpasterz stara się zatem uświęcić zarówno jednostki przez sakramenta św. i sakramentalia, rodziny — przez modlitwy wspólne, i społeczeństwa — przez organizacje religijne i nabożeństwa. W tej pracy zarówno w budzeniu życia religijnego jak i podniesieniu jego na wyższy poziom niezawodnym środkiem jest idea miłosierdzia Bożego. Budzenie życia religijnego konieczne jest u niewiernych i grzeszników. Doświadczenie stwierdza, że zarówno jedni jak i drudzy, poznając miłosierdzie Boże i wielbiąc Boga w tej doskonałości, łatwo się pobudzają do żalu za grzechy i nakłaniają do przyjęcia chrztu (dorośli) i pokuty. Dlatego misjonarze w swej pracy apostolskiej nigdy nie pomijają tego tematu (św. Alfons Liguori, św. Wincenty a Paulo i inni), a gorliwi duszpasterze pod wpływem tej idei nawracają największych grzeszników, którzy pozostawali niewrażliwi przy innych zabiegach duszpasterskich. Przytaczam myśli, które mogą być materiałem do budzenia życia religijnego u niewiernych i grzeszników. 1. Miłosierdzie Boże w usprawiedliwieniu grzeszników „Dobrotliwy i miłosierny jest Bóg i odpuści grzechy w dzień utrapienia” (EkI. 2, 13). Rzewne są słowa Pisma św., w których autor natchniony kreśli nam miłosierdzie Boże. Ale nigdy nie uwydatnia go z taką siłą, jak gdy mówi o miłosierdziu względem grzeszników. Bóg mimo ich niewdzięczności i złości nie tylko ich nie odtrąca, ale poszukuje, nawraca i garnie w słodkie objęcie. „Dobrotliwy i miłosierny jest Bóg i odpuści grzechy w dzień utrapienia”, mówi autor w Starym Testamencie, a w Nowym Testamencie Boski Zbawiciel stawia sobie za główne zadanie „wzywać grzeszników”. Świat pogardza celnikami, a Jezus ich nie odpycha; sprawiedliwość Boża wymierza surową karę rozpustnym mieszkańcom Sodomy i Gomory, a Chrystus przebacza jawnogrzesznicy i broni cudzołożnicę przed ukamienowaniem. Nadto w licznych przypowieściach i czarujących porównaniach kreśli nam swój stosunek do tych, którymi ludzie wzgardzili, a trybunały świeckie wydały potępiające wyroki, a gdy na łotra wydano wyrok śmierci, Chrystus na krzyżu zapewnia, że razem z nim będzie on w raju. Zbliżmy się tedy do wcielonego Miłosierdzia Bożego i przypatrzmy się, jak się ono objawia w stosunku do ludzi grzesznych. Chwała Boga najbardziej ujawnia się w naturach rozumnych, w jego sprawiedliwości i miłosierdziu względem ich. Opatrzność, dobroć, wszechmoc oraz inne doskonałości Boga przejawiają się w świecie zwierzęcym, roślinnym i martwym, ale tylko natury rozumne mogą pojąć i odczuć skutki sprawiedliwości i miłosierdzia Boga, które to doskonałości stanowią główną jego chwałę panowania nad nimi. Miłosierdzie zniewala do miłowania, a sprawiedliwość do 169 bojaźni; pierwsza przyciąga ku dobru, a druga tłumi zło. Ale jak miłość jest szczytniejsza od bojaźni, tak miłosierdzie Boga w tym życiu góruje nad sprawiedliwością, która okaże się w swej surowości dopiero po śmierci. Toteż Zbawiciel mówi o sobie, że przyszedł głównie „szukać i zbawiać, co było zginęło” (Łk. 19, 10). „Bo nie posłał Bóg Syna swego na świat, aby świat sądził, ale aby świat był zbawiony przez niego” (J. 3, 17). W tym celu w rozrzewniających słowach głosi przypowieści o owcy zagubionej, o synu marnotrawnym i zagubionej drachmie, oraz chętnie obcuje z grzesznikami, a często nawet darowuje im grzechy. Jak pasterz biegnie za owcą swoją zbłąkaną i niesie ją na ramionach do owczarni, jak uboga niewiasta zgubiwszy pieniądz zapala świecę, wymiata izbę i szuka pilnie swej zguby, tak Bóg litościwy, którego miłosierdzie góruje nad innymi przymiotami z niewysłowioną troskliwością poszukuje grzeszników i z najtkliwszym weselem wita ich nawrócenie. Aby skłonić grzesznika na drogę łaski, Bóg posługuje się rozmaitymi środkami: już to broni i oszczędza go oraz obsypuje nowymi darami, już to pospiesza nieszczęsnemu z pomocą i przez natchnienie lub zgryzoty sumienia pragnie go opamiętać, już to stawia mu przed oczy widok kar na innych i grozi w swej niewypowiedzianej dobroci podobnymi karami w stosunku do niego. A gdy te łagodne sposoby nie trafiają do duszy grzesznika, Bóg wówczas chwyta się środków surowości i kary, aby skruszyć kamień jego serca. Ale czymże jest ta surowość? Również objawem niezmierzonego miłosierdzia Bożego, które strofując leczy, karząc docześnie — chroni od kary wiecznej. „Gdy nas sądzą mówi Apostoł Narodów — karanie odbieramy od Pana, abyśmy z tym światem potępieni nie byli” (I Kor. 11, 32). Miłosierdzie uzbraja karzącą prawicę, która chce opamiętać zbłąkanych, staje w poprzek ich grzesznych zamiarów. To miłosierdzie Boga zsyła klęski na pola i domy grzeszników, nawiedza ich boleścią i nieszczęściem; to ono podaje czasami gorzki kielich cierpienia, aby się ludzie ocknęli z grzechu i wrócili na drogę cnoty. Jeśli tego potrzeba, to ręka ojcowska kruszy grzesznika, jak naczynie gliniane, ale tylko dlatego, aby powstał z ruin odrodzony na duszy i stał się naczyniem wybranym. W tym znaczeniu mówi św. Paweł o grzeszniku w Koryncie: „Wydajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, aby duch był zbawiony w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa” (I Kor. 5, 5). Słowem jak dobra matka, widząc nieroztropność dziecięcia, co się bawi nad przepaścią, ogradza ją cierniem, tak Pan Bóg sypie ciernie pod nogi grzesznika, aby się cofnął i nie wpadł w przepaść piekielną. Ignacy Loyola jako rycerz, zostaje ranny przy zdobywaniu pewnego zamku; sądząc po ludzku spotkało go wielkie nieszczęście, gdy stał się niezdolny do sprawowania swego rycerskiego zawodu. Tymczasem to nieszczęście było dla niego błogosławieństwem miłosierdzia Bożego. Leżąc bowiem w szpitalu zaczął czytać Pismo św. i inne książki pobożne; zrozumiał, 170 że Bóg powołuje go do innego, wyższego zadania, by założyć nowy rycerski zakon, którego zbożną pracę znamy wszyscy. Aby swych synów zaprawić do skutecznej walki duchowej, napisał niezrównane „Ćwiczenia Duchowne”, z których po dziś dzień korzystamy przy odprawianiu rekolekcji. Co stałoby się z Loyolą, gdyby nie został ranny? Może by zginął, jak inni rycerze. A dziś właśnie dzięki tej klęsce stał się świętym patriarchą. Ileż wymownych przykładów można by jeszcze przytoczyć na potwierdzenie tej prawdy, że Bóg w swym nieskończonym miłosierdziu często używa środków surowych, by skierować grzesznika na drogę cnoty i zbawienia wiecznego. Wspomnę tu jeszcze klęskę Napoleona i zesłanie go na wyspę św. Heleny, gdzie ten wódz genialny, pozostając w największym opuszczeniu i zapomnieniu, przyznaje się w swych pamiętnikach do błędów, żałuje za nie i korzy się przed wyrokami miłosierdzia Bożego. Po co te przykłady? Jako przykład służą dzieje całego świata, dzieje każdego narodu, dzieje zresztą każdego pojedynczego człowieka. Wszystko, co nas boli, co nam łzy wyciska, jest lekarstwem zbawiennym, które nam Bóg Ojciec litościwy posyła, byśmy powstali z choroby duszy, to jest z grzechów naszych. Wreszcie dusza pod wpływem dobroci lub kary otwiera oczy i dźwiga się powoli z upadku. Otóż Ojciec miłosierdzia nie trzyma tej duszy długo u progu swej łaski, nie wyrzuca jej niewdzięczności, ani chowa w swej pamięci błędów, lecz w jednej chwili zapomina o wszystkim i darowuje jej wszystkie długi. „Postępuje z nami nie według grzechów naszych, ani według przewinień naszych nam oddaje” (Ps. 102, 10), mówi Psalmista, „albowiem jak niebo przewyższa ziemię, tak miłosierdzie Jego względem bojących się jego”. Zamiast gniewu i ostrych wyrzutów, wyciąga on ramiona na przyjęcie grzesznika i w uniesieniu radości wzywa chóry anielskie, aby się cieszyły z odzyskanej owieczki (Mt. 18, 21). Jakkolwiek w niebie wszyscy są zawsze szczęśliwi, jednak bywają tam chwile szczególniejszej radości, ale nie wtedy, gdy się wznoszą na ziemi świątynie, ani gdy męczennicy oddają życie za wiarę, lecz wówczas, gdy się nawracają grzesznicy, gdy człowiek zmysłowy porzuca swe brudne życie i łzami pokuty obmywa swe występki, gdy krzywdziciel zaprzestaje swych złości i na wzór Zacheusza wynagradza w czwórnasób, gdy płocha niewiasta dźwiga się z upodlenia i śladem Magdaleny przychodzi do stóp Chrystusa, gdy syn marnotrawny powraca do Ojca i rozpoczyna nowe życie. 171 2. Obowiązki względem Ojca Miłosierdzia Jeżeli Bóg jest względem nas tak miłosierny, że nie tylko przebacza chętnie pokutującym, ale nawet wyszukuje grzeszników i otwiera z radością ramiona na powitanie powracających, jeżeli ma dla nas uczucia prawdziwego Ojca miłosierdzia, czyż nie będziemy mieli dla niego uczucia dzieci, których główną cechą jest ufność i miłość? Dziecko przy najmniejszym niebezpieczeństwie przypomina, że ma matkę i ojca i zaraz do nich ucieka, czując się wówczas bezpiecznie i zasypia spokojnie na ich ręku. Jest wprawdzie wiotką trawką, a zdaje się urągać wichrom i burzom, a nawet wyzywać z poza wału obronnego swych nieprzyjaciół. Tak nam trzeba z ufnością zwracać się do Boga, który ustami proroka powiada: „Izali może zapomnieć niewiasta niemowlęcia swego, aby się nie zlitowała nad synem żywota swego? A choćby ona zapomniała, wszakże ja nie zapomnę o tobie”. (Iz. 49, 15). Jakże te słowa Pisma św. przeczą zapatrywaniu tych, którzy chcą widzieć w Bogu tylko nieugiętego Pana z mieczem w ręku, co z nieubłaganą surowością domaga się tego, czego rzekomo nie dał, który zbiera to, czego nie posiał! Gdybyśmy mogli bezpośrednio teraz spojrzeć na biedną Dziecinę w stajence Betlejemskiej, co roni łzy za nas; gdybyśmy ją podziwiali w Nazarecie, u stóp Maryi lub przy warsztacie obok Józefa; gdybyśmy szli za Jezusem w jego apostolskich pracach, jak oblany potem idzie od miasta do miasta, by głosić ewangelię ubogim; gdybyśmy własnymi oczami patrzyli na tego litościwego Samarytanina, co stał się przyjacielem wszystkich strapionych, ostoją słabych, używającego swej mocy tylko do leczenia chorych i uśmierzania burz morskich; gdybyśmy widzieli tego dobrego Pasterza, co na ramionach swoich odnosi do owczarni zagubioną owcę, wówczas mieli byśmy o Nim pojęcie prawdziwe jako żywego Obrazu miłosierdzia przebaczającego winy Piotra, nawiedzającego celnika Zacheusza, przyjmującego wonne maście od grzesznej niewiasty itp. Gdybyśmy byli z liczby jego uczniów, którym ustawicznie powtarzał: „Nie lękaj się, trzódko mała” (Łk. 12, 32), „Jako mnie umiłował Ojciec i ja was umiłowałem” (J. 15, 9), czyż moglibyśmy wówczas wątpić w jego miłosierdzie? Czyż te słowa nie napełniłyby naszych serc wielką bezgraniczną ufnością? Wówczas na pewno z wielkim zapałem poszlibyśmy za nim wołając: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego” (J. 6, 69). Z ufnością dotykalibyśmy kraju szaty jego: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj si nad nami” (Łk. 18, 38). Jego spojrzenie ożywiałoby naszą ufność, jego słowa wniosłyby w duszę naszą pokój, a nasze wyrzuty sumienia zamieniłyby się w ufny żal, radość i miłość. O ludzie małej wiary, czemuż jeszcze wątpicie? Oto Bóg nieskończonego Majestatu zamiast przerażać, pragnie być naszym schronieniem. Ten Lekarz 172 niebieski z wysokości wyciąga ku nam swe ręce i woła: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i uginacie się pod ciężarem, a ja was pokrzepię” (Mt. 11, 28). Ten, co nas umiłował aż do Golgoty i ołtarza, żywi dla nas te same litosne i miłosierne uczucie i zawsze się wstawia za nami (Żyd. 7, 25), zawsze zasłania nas swymi ranami, które wołają o miłosierdzie o wiele głośniej, niż grzechy nasze wzywają sprawiedliwości. W hymnie chwalebnym „Te Deum laudamus”, Kościół umieścił słowa Psalmisty, które streszczają całą naukę o Miłosierdziu Bożym i pokładanej w nim ufności: „Niech będzie miłosierdzie Twoje nad nami (w tej mierze, w jakiej) w Tobie pokładamy swą ufność” (Ps. 32, 22). Miarą tedy wzrostu miłosierdzia Bożego względem nas ma być miara wzrostu naszej ufności. Tę ufność mieli wszyscy święci, a szczególnie św. Teresa do Dzieciątka Jezus, która tak ją wyraziła: „Choćby sumienie moje było obciążone grzechami całego świata, nie straciłabym mojej ufności… znam bowiem całą głębię miłości i miłosierdzia Pańskiego” (Duch św. Teresy, 143). Ta ufność nie może być lekkomyślna i płocha, lecz trzeba ją oprzeć na szczerej pokucie za grzechy, gdyż inaczej byłaby ona złudzeniem. Miłosierdzie Boże nie jest bezkarnością jak owa manna na puszczy, ma swój czas zakreślony, po upływie którego może bezpowrotnie przeminąć. Przed straszną karą potopu czas miłosierdzia ciągnął się sto lat, a dla Niniwitów trwał tylko czterdzieści dni. Każdemu z nas wyznaczona jest chwila miłosierdzia i pokuty za grzechy. Spieszmy się tedy, póki niebo jaśnieje pogodą litości, póki się nie zaciągnie chmurami gniewu i sprawiedliwości, jak woła Izajasz Prorok: „Pospiesz się łupy zbierać, pokwap się brać korzyści” (Iz. 8, 3). Biada duszy, która nie zwraca uwagi na ten czas miłosierdzia. Ta sama ręka, która wyciąga się ku nam z pomocą i litością, może potem popchnąć ku przepaści. Grzesznik wspomni wówczas długie lata, kiedy Bóg czekał jego nawrócenia i często kołatał do jego serca, upominając głosem wewnętrznym i przykładami kary na innych, ale już będzie za późno gonić ubiegłe chwile miłosierdzia. Nie wrócą one już na wieki, a do wyrzutów sumienia dołączy się jeszcze wyrzut rozpaczy, że przeoczył czas zmiłowania i sam sobie zgotował nieszczęście wiecznego odrzucenia. „Zguba twoja z ciebie, Izraelu” (Os. 13, 9). Choćby grzechy nasze były największe i najliczniejsze, choćby nie tylko pojedyncze winy jawnogrzesznicy, celnika lub łotra, ale wszystkie razem ciążyły na naszym sumieniu, bądźmy pewni, że przy pokucie nie przeważą szali miłosierdzia Bożego; jeszcze i wówczas winna nam przyświecać nadzieja przebaczenia, jak mówi Prorok: „Choćby grzechy wasze były jako szkarłat, jak śnieg wybieleją; i choćby były czerwone jak karmazyn, będą białe jako wełna” (Iz. 1, 18). Miłosierdzie Boże nie powinno nas zwalniać od osobistych wysiłków, lecz być bodźcem do pokuty. Ojciec Niebieski czeka nas z utęsknieniem, jak ów 173 ojciec w przypowieści o synu marnotrawnym, który po jego powrocie powiedział: „weselmy się, albowiem ten syn mój umarł, a ożył, zaginął był, a odnalazł się” (Łk. 15, 24). Sprawmy tedy Ojcu niebieskiemu tę radość! Spraw Mu ty, Zacheuszu, człowiecze łakomy, niesprawiedliwy, skalany krzywdą i uciskiem bliźniego… Spraw Magdaleno, płocha i grzeszna niewiasto, coś się wyzuła z godności ludzkiej i oddała swą duszę na pastwę siedmiu duchów nieczystych. Spraw tę radość, synu marnotrawny, lekkomyślny młodzieńcze, co może w wiośnie dni swoich straciłeś już wiarę, niewinność i szlachetność swej duszy. Słowem wszyscy, którzyśmy może odeszli od Ojca, postanówmy zaprzestać swych grzechów i powrócić na drogę cnoty. Wówczas rozraduje się serce Ojca, a sobie zgotujemy nieśmiertelne wesele. Wówczas „pójdą, którzy będą wybawieni, a wykupieni od Pana powrócą i przyjdą na Syjon z wychwalaniem, a wesele wieczne na głowie ich, radość i wesele otrzymają, a uciecze boleść i wzdychanie” (Iz. 35, 10). Wreszcie winniśmy naśladować miłosierdzie Boże w naszym życiu, gdyż to jest warunek zmiłowania Bożego na sądzie ostatecznym: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt. 5, 7). Nie sposób tu rozwijać całej nauki o praktyce miłosierdzia i analizować te przypowieści, jakie się do niej odnoszą (o bogaczu i Łazarzu — Łk. 16), o biednej wdowie — Mk 12 — itp). Natomiast nie można pominąć groźby św. Jakuba, który w swoim liście powszechnym zapowiada „sąd bez miłosierdzia tym, którzy nie mają miłosierdzia” (Jak. 2, 13). Biada temu, kto tych słów nie zrozumie i pozostanie głuchy na ich brzmienie. Pamiętajmy o wielkiej uroczystej chwili śmierci i sądu, kiedy szczególnie będziemy potrzebowali miłosierdzia dla siebie, a otrzymamy je pod warunkiem, że teraz będziemy miłosierni dla braci naszych, bo „coście uczynili jednemu z nich, mnieście uczynili”, — powie Zbawiciel (Mt. 25, 40). III. Uświęcenie dusz Podniesienie dusz na wyższy poziom doskonałości dotyczy tych, którzy są już w łasce uświęcającej i pracują nad postępem w życiu wewnętrznym. Ten postęp zależy od naszego pojęcia o Bogu, od zrozumienia Jego nieskończonego miłosierdzia (por. wyżej str. 17 – 19). Pojęcie o Bogu jest kluczem do świętości, albowiem ono normuje nasze postępowanie względem niego. Dlatego idea miłosierdzia Bożego odgrywa i tutaj decydującą rolę. Podniesienie dusz na wyższy poziom życia chrześcijańskiego dokonywa się głównie w sakramentach żywych: bierzmowaniu, kapłaństwie, małżeństwie, sakramencie chorych, a przede wszystkim w Sakramencie Ołtarza. O Miłosierdziu Bożym w Sakramencie Ołtarza była mowa powyżej (str. 60 nn). Przytoczę tu myśli, jakie mogą posłużyć duszpasterzom w przygotowaniu wiernych do sakramentu bierzmowania, małżeństwa i sakramentu chorych. 174 1. Przygotowanie do sakramentu bierzmowania Sakrament bierzmowania utwierdza miłosierdzie Boże nad ochrzczonym, o czym przepowiada Psalmista: „Chwalcie Pana wszystkie narody… bo utwierdzone jest nad nami miłosierdzie Jego” (Ps. 116). Bóg tedy nie tylko daje nam miłosierdzie swoje w sakramencie chrztu i pokuty, ale je utwierdza nad nami w innych sakramentach, a przede wszystkim w sakramencie bierzmowania. Tego dokonywa Duch św., który zstąpił na Apostołów w dniu Zielonych Świąt i zstępuje na wszystkich chrześcijan, pasując ich na swoich rycerzy w bierzmowaniu. Bierzmowanie jest to sakrament, w którym ochrzczony przez włożenie rąk, namaszczenie czoła krzyżmem i słowa biskupa otrzymuje umocnienie Ducha Św. do mężnego wyznawania wiary i życia według jej zasad. Krzyżmo jest mieszaniną oliwy i balsamu, poświęcone przez biskupa w Wielki Czwartek. Jak oliwa wnika w namaszczone członki i wzmacnia je, tak łaska bierzmowania wnika w głąb duszy i usposabia jej władze do nadprzyrodzonego działania. Jak woń balsamu rozchodzi się dokoła, tak czyny bierzmowanego winny wywierać dokoła zbawienne skutki. Balsam również goi rany ciała, a łaska bierzmowania goi rany duszy. Wkładanie rąk oznacza, że Bóg bierze w posiadanie chrześcijanina, zapewniając mu swą opiekę, udzielając sił i ustawicznej pomocy. W symbolu uderzenia w policzek otrzymuje chrześcijanin duchowe pasowanie na rycerza i upomnienie, że ma być gotów do znoszenia przeciwności, a nawet prześladowań. Sakrament bierzmowania pomnaża łaskę uświęcającą i daje prawo do łask uczynkowych, wzmacniających ochrzczonego do mężnego wyznawania wiary przez całe życie oraz bronienia jej w razie potrzeby. Nadto sakrament ten wyciska w duszy niezatarty charakter czyli daje duchową władzę do spełniania pewnych świętych czynności, mianowicie: do walki duchowej przeciw nieprzyjaciołom wiary. Na chrzcie św. otrzymujemy również charakter sakramentalny, który Ojcowie porównują do znaku wypalonego żelazem na ramieniu niewolnika, ale w bierzmowaniu otrzymujemy nową pieczęć i znamię, czyniące nas nie tylko członkami Kościoła, lecz nadto jego szermierzami i obrońcami. W tym celu otrzymujemy specjalną broń i zbroję duchową jako prawdziwi rycerze Chrystusa. Jest to wielkie miłosierdzie Boga, które nas utwierdza w życiu duchowym, jak dojrzałość w życiu fizycznym. Przyjmując ten sakrament, chrześcijanin bierze rozbrat z wiekiem dziecięcym i może w życiu duchowym powtórzyć za Apostołem: „Gdy byłem dziecięciem, mówiłem jako dziecię, myślałem jako dziecię. Lecz gdy stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce” (I Kor. 13, 11) Ta dojrzałość duchowa przejawia się uderzająco w 175 życiorysach świętych dziewic. Św. Łucja np. odpowiada wielkorządcy, że nie lęka się jego gróźb i mąk najstraszniejszych, albowiem miłosierdzie Boga jej nie opuści. I rzeczywiście żadna siła ludzka nie zdołała jej z miejsca ruszyć tak, że musiano na miejscu wobec trybunału dokonać ścięcia. Jakże miłosierny jest Bóg, który czyni nas dojrzałymi przez bierzmowanie i uzdalnia nie tylko do wyznawania wiary, ale nadto do obrony jej wobec nieprzyjaciół. To, co w dzień Zielonych Świąt zdziałał Duch Św. w sposób widzialny w stosunku do Apostołów, sakrament bierzmowania sprawuje w sercach chrześcijan w sposób niewidzialny. Na Apostołów zstąpił Duch Św. w postaci języków ognistych, by nie tylko wyznawali wiarę, lecz ją rozszerzali i bronili. My zamiast języków mamy w bierzmowaniu oliwę i balsam. Oliwa syci płomień, a drzewo oliwne i balsam uzmysławiają nieustanną obfitość dobrych uczynków. Tak więc co do istoty w bierzmowaniu pozostał ten sam zewnętrzny znak tajemnicy Zielonych Świąt: chrześcijanin otrzymuje ten sam dar Ducha Św. Dlatego gdziekolwiek w Piśmie św. jest mowa o wkładaniu rąk czyli udzielaniu sakramentu bierzmowania, zawsze skutek jego zowie się braniem Ducha Św. lub jego przyjściem: „Wtedy wkładali na nich ręce i otrzymywali Ducha św., i mówili językami i prorokowali” (Dz. Ap. 19, 6). Sakrament ten jest tedy miłosierdziem Ducha Św. Jak miłosiernym jest Bóg, skoro ustanowił ten sakrament, w którym otrzymujemy te same łaski, co Apostołowie w dniu Zielonych Świąt! Tak pilnie mamy do niego przygotowywać się przez modlitwę i spowiedź, jak się przygotowywali Apostołowie w Wieczerniku przez dziesięć dni po Wniebowstąpieniu Chrystusa! Sakrament ten jest niepowtarzalny i od należytego jego przyjęcia zależy nasza postawa przez całe życie. Jakże ci, co przyjęli ten Sakrament, mają pamiętać, by łaski jego należycie spożytkować, by sprostać zobowiązaniom, jakie na siebie przyjęli, by żyć i działać nie tylko dla samych siebie, lecz dla Kościoła i Ojczyzny niebieskiej, jak powiedział Zbawiciel: „Kto wierzy we mnie, rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza. A to mówił o Duchu, którego otrzymać mieli wierzący weń” (J. 7, 38 – 39). Byłoby wielką niewdzięcznością z naszej strony, gdybyśmy ziemskiej Ojczyźnie naszej poskąpili naszych sił i zdolności, chcąc żyć tylko dla siebie. A oto Ojczyźnie dusz naszych — Kościołowi — zawdzięczamy nieskończenie więcej; przez nią otrzymaliśmy miłosierdzie Ducha Św., doszliśmy do pełnoletności duchowej. Czyż nie przy czynimy się do pomnożenia Królestwa Bożego przez pracę niestrudzoną nad uświęceniem własnym i innych braci naszych w Chrystusie? W państwie doczesnym jest armia czynna do obrony Ojczyzny. Otóż taką armią w Kościele mają być wszyscy bierzmowani, nosząc godło swego wodza, jakim jest krzyż nakreślony ręką biskupa przy bierzmowaniu krzyżmem świętym. Niech świat cały wie, że ma do czynienia z żołnierzem Chrystusa, który się nie wstydzi swej wiary i otwarcie ją wyznaje i raczej krew przeleje i życie utraci, aniżeli się jej wyrzeknie. 176 A jaką broń daje bierzmowanie żołnierzowi chrześcijańskiemu? Św. Paweł tak o niej mówi: „Bądźcie przeto gotowi, przepasawszy biodra wasze prawdą i przyodziawszy pancerz sprawiedliwości, a nogi obuwszy w gotowość ewangelii pokoju. We wszystkim trzymaj cie się tarczy wiary, którą moglibyście zagasić wszystkie strzały ogniste złego ducha. Przyodziejcie też przyłbicę zbawienia i weźmijcie miecz ducha (którym jest słowo Boże), a w każdej modlitwie i prośbie zanoszac błagania w duchu w każdym czasie” (Ef. 6, 14 – 18). Oto broń, jaką daje nam bierzmowanie do walki duchowej. Są to dary Ducha Św. i cnoty cierpliwości, wytrwałości, nieustraszoności, męstwa i męczeństwa, które z milionów słabych ludzi uczyniły chwalebnych świadków wiary, a Kościół okryły sławą nieśmiertelną. Dla lepszego uwypuklenia miłosierdzia Bożego w sakramencie bierzmowania, trzeba ściślej określić te przeszkody, które łaska tego sakramentu dopomaga przezwyciężyć, Są to przede wszystkim trudności, jakie oddziaływują na naszą wolę: już to jako bojaźń, już to jako zmęczenie, długotrwałe pokusy, oschłość ducha, trud wytrwania na modlitwie lub trud nudnej pracy naszego zawodu, oszczerstwa, prześladowania, różne niebezpieczeństwa, cierpienia itp. Przy łasce bierzmowania to wszystko przezwyciężamy cierpliwością, odwagą i wytrwałością. Ta łaska działa nie tylko na ducha, lecz i na ciało, uzbrajając czasami w cudowną siłę, wytrzymałość i odporność, jaką podziwiamy u świętych. Nie wystarcza tu zwykła cnota, tu trzeba szczególniejszego umocnienia woli. O jakież to wielkie miłosierdzie Boże, ujawniające się w darach Ducha Św., których wysłużyć sam nikt nie potrafi, a Bóg udziela ich darmo w tym sakramencie bierzmowania, który mamy wysoko cenić i dziękować zań Bogu Ojcu, Synowi i Duchowi Św. 2. Przygotowanie do sakramentu kapłaństwa „Całopalenia i bydlęcia ofiarnego za grzech nie żądałeś: wtedy rzekłem: oto przychodzę” (Ps. 39, 7). Psalmista wkłada te słowa w usta Syna Bożego, który z woli Ojca staje się Człowiekiem, by złożyć z siebie ofiarę za grzechy całej ludzkości, by stać się kapłanem — ofiarą i ofiarnikiem na wieki. Ojciec niebieski przyjmuje tę gotowość poświęcenia się Syna za grzesznych ludzi i czyni go kapłanem jedynym i wiecznym, jak to mówi Prorok w innym miejscu: „Ty jesteś kapłanem na wieki według obrządku Melchizedeka” (Ps. 109, 4). Stąd św. Paweł stwierdza, że Chrystus jest jedynym kapłanem Nowego Testamentu, który jako człowiek złożył z siebie ofiarę krwawą na krzyżu, a niekrwawą na ostatniej Wieczerzy w Wielki Czwartek, by ją składać ustawicznie przez ręce Apostołów i ich następców, którym przekazał swoją władzę, ustanawiając sakrament kapłaństwa: „To czyńcie na moją pamiątkę” (Łk. 22, 19). 177 W Dziejach Apostolskich czytamy, że Apostołowie wkładali ręce na kandydatów i modlili się, udzielając święceń biskupich, kapłańskich i diakonatu: „Tedy wśród postów i modlitw włożyli na nich (Szawła i Barnabę) ręce i wyprawili ich” (Dz. Ap. 13, 3). „Wśród modlitw i postów ustanowili im kapłanów” (Dz. Ap. 14, 22). „Stawili ich (diakonów) przed Apostołami, a ci modląc się, włożyli na nich ręce” (Dz. Ap. 6, 6). Chrystus chciał, by Kościół był społecznością doskonałą, nie chciał zupełnej równości, ale podporządkowania i zależności między członkami, by był nie tylko Oblubienicą jego, lecz i Matką dzieci; nie tylko słuchającym, ale i nauczającym; nie tylko uświęconym, lecz i uświęcającym. W tym celu dał jednym władzę taką, jakiej innym nie udzielił, jak pisze Apostoł: „Niektórych ustanowił Bóg w Kościele najpierw Apostołów, potem Proroków, po trzecie nauczycieli, innym dał moc i dary uzdrawiania, posługiwania, rządzenia, mówienia językami i tłumaczenia mów” (I Kor. 12, 28). Sakrament kapłaństwa pomnaża łaskę uświęcającą, jaką kandydat winien już posiadać, i udziela specjalnej łaski sakramentalnej, która daje prawo do godnego spełniania obowiązków kapłańskich przez całe życie. Nadto sakrament ten wyciska na duszy osobny charakter niezmazalny, podobnie jak chrzest i bierzmowanie, dlatego jak i tamte jest niepowtarzalny. Charaktery episkopatu, kapłaństwa i diakonatu prawdopodobnie różnią się między sobą tylko gatunkowo czyli że w tych święceniach następuje tylko rozszerzenie tego samego charakteru do nowych czynności, albo powiększenie jego, jak bywa z powiększeniem łaski uświęcającej. Niższe stopnie kapłaństwa jak akolita, exorcysta, lektor i odźwierny, a prawdopodobnie i subdiakonat nie należą do sakramentu kapłaństwa; są tylko przygotowaniem do niego. Spomiędzy wszystkich władz, jakie Chrystus piastował i przekazał Kościołowi, urząd kapłański jest największy i najwznioślejszy. Jest to bowiem boskie upoważnienie do należytego sprawowania szczególnej służby Bogu. Służba ta polega przede wszystkim na składaniu ofiary oraz udzielaniu łask wiernym przez administrowanie im sakramentów św. Stąd kapłan jest pełnomocnym posłańcem Boga do ludzi i ludzi do Boga; przez jego ręce ludzie zanoszą Bogu najwyższą daninę hołdu, a Bóg zsyła na ludzi swe łaski, jak mówi Apostoł: „Każdy arcykapłan spośród ludzi wzięty, dla ludzi jest postanowiony w tym, co do Boga należy, aby składał dary i ofiary za grzechy” (Żyd. 5. 1). „Tak niechaj każdy uważa nas za sługi Chrystusa i włodarzy Bożych tajemnic” (I Kor. 4, 1). Kapłaństwo tedy jest dalszym ciągiem kapłaństwa Chrystusowego; czyni ono Chrystusa obecnym w Kościele, odradza go w sercach ludzkich przez sakramenta św. i łaski z nich wypływające oraz uświęca dusze ludzkie i prowadzi do wyższej doskonałości. Ta podwójna moc nad prawdziwym i mistycznym Ciałem Chrystusa stanowi pełnię władzy kapłańskiej. Władza nad Mistycznym Ciałem wypływa z władzy nad prawdziwym Ciałem w 178 Sakramencie Ołtarza, z którym kapłaństwo łączy się nierozerwalnie; tam, gdzie nie ma kapłaństwa, nie ma o niekrwawej. Kapłan tedy, to przedstawiciel Boga i kierownik mocy nadprzyrodzonych, a urząd jego jest wyłącznie nadprzyrodzony i prawdziwie boski. Chrystus bowiem łączy w sobie Bóstwo i człowieczeństwo, a w tym człowieczeństwie składa z siebie Ojcu ofiarę i przez ręce kapłana chce połączyć ludzi z sobą w jedno Mistyczne Ciało, aby je wprowadzić jako jedną świętą rodzinę na łono Ojca. Jakże tedy nieskończenie wielkie miłosierdzie okazuje Bóg w kapłaństwie samemu kapłanowi i wiernym! Przede wszystkim Zbawiciel z miłosierdzia swego ustanowił ten sakrament. Posiadając w sobie wszelką władzę i potęgę jako Bóg – Człowiek (Mt. 28, 18), był najwyższym Arcykapłanem i przekazał władzę kapłańską Apostołom jako swoim zastępcom, aby przez nich być zawsze obecnym między ludźmi. Dlatego św. Paweł mówi do biskupów: „Miejcie tedy pieczę o siebie samych i o całą owczarnię, nad którą was Duch Św. ustanowił biskupami, abyście kierowali Kościołem Bożym, własną krwią nabytym” (Dz. Ap. 20, 28). Następnie tenże Zbawiciel powołuje ludzi do tego urzędu, nie dla ich zasług, lecz jedynie z miłosierdzia swego: „Ale gdy okazała się dobroć i łaskawość Boga, Zbawiciela naszego, zbawił on nas nie dla uczynków sprawiedliwych, które dokonaliśmy, ale z miłosierdzia swego przez obmycie odrodzenia i odnowienia w Duchu św.” (Tyt. 3, 5). Sam to w mowie pożegnalnej uroczyście stwierdza: „Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem i ustanowiłem was, abyście poszli i owoc przynieśli, i żeby owoc wasz trwał” (J. 15, 16). Podobnie jak w Starym Testamencie Bóg wybierał i powoływał Proroków, tak i teraz wybiera ludzi do urzędu kapłańskiego, jak to wyraźnie okazuje w Dziejach Ap.: „Gdy tedy sprawowali służbę Pańską i pościli, rzekł do nich Duch Św.: Odłączcie mi Szawła i Barnabę do dzieła, do którego ich powołałem” (Dz. Ap. 13, 2). Kogo Bóg nie woła, ten niech pozostaje z dala od ołtarza. A kto wtargnie do świątyni niepowołany, niech się lęka, że kapłaństwo dla niego może być powodem do zguby. Przykład tego daje nam Szymon czarnoksiężnik, który za pieniądze chciał otrzymać udział w duchownych skarbach (Dz. Ap. 8, 9 – 24). Miłosierdzie Boże nie tylko powołuje wybranych do kapłaństwa, ale ich wprowadza, mianuje i zatwierdza. Dzieje się to przez wyświęcenie, które jest istotnym sakramentem, działającym nie tylko zewnętrznie przez kładzenie rąk i modlitwy, lecz i w głębi duszy przez wewnętrzną działalność Ducha Św., jak to wynika ze słów liturgii. Biskup upominając kandydatów do święceń ostiariatu, odwołuje się do miłosierdzia Bożego, które ma sprawić skuteczność ich poczynań: „co w was Pan dokona przez miłosierdzie Swoje”. Modląc się nad kandydatami do święceń akolitów, książę Kościoła prosi przede wszystkim miłosierdzie Boże o łaski: „co wam Pan udzieli przez miłosierdzie Swoje”. Błagając o czystość dla diakona, biskup prosi o szczególniejszą tę łaskę u 179 miłosierdzia Bożego. A przemawiając do kapłanów po udzieleniu im święceń zastępca Chrystusa prosi Boga, by udzielił im szczególniejszej łaski przez miłosierdzie swoje. W czasie konsekracji biskupa, zaraz po namaszczeniu głowy jego krzyżmem, konsekrator rzewnie błaga miłosierdzie Boże o pomnożenie łaski nad wybranym przez ten przymiot Boży. Podobnie konsekrowany w pokomunii poleca się miłosierdziu Bożemu (Por. „Pontificale”, 21 nn). Miłosierdzie Boże kształci kapłanów wewnętrznie i kieruje nimi w spełnianiu świętych czynności, nadaje ich słowom cudowną moc nad sercami ludzkimi, oświeca ich i pobudza do świętości. Z jakiejkolwiek strony zapatrywać się będziemy na kapłaństwo, zewsząd widzieć będziemy działanie nieskończonego miłosierdzia Bożego. Chrystus wykonywał swój urząd kapłana z niewymownym miłosierdziem względem wszystkich. On też chciał, by widzialni jego zastępcy w tym urzędzie ze szczególniejszym miłosierdziem sprawowali swe czynności. Dlatego Kościół, zarówno w stałych jak i ruchomych częściach Mszy św., wkłada w usta kapłana wielokrotnie wezwania do miłosierdzia Bożego. „Okaż nam, Panie, miłosierdzie swoje” — woła kapłan pokornie pochylony u stóp Ołtarza po spowiedzi powszechnej. „Niechaj zstąpi na nas miłosierdzie twoje” — powtarza przy okadzaniu ołtarza. „Nam także sługom swoim w wielkości miłosierdzia twego ufającym” — mówi w kanonie zaraz po konsekracji, a po „Pater noster” — uprzytamnia sobie, że tylko przez miłosierdzie Boże może być uwolniony od grzechu. Przed Komunią św. zaś, trzymając Hostię w ręku, błaga o pokój i zmiłowanie tylko dzięki ufności w miłosierdzie Boże. W sprawowaniu innych sakramentów św. i sakramentaliów Kościół poleca wciąż odwoływać się do miłosierdzia Bożego, a przede wszystkim na spowiedzi przypomina, że przez usta kapłana przy rozgrzeszaniu zlewa się większa moc miłosierna Boga na duszę, niż przy stworzeniu, albowiem, jak mówi św. Augustyn, łatwiej jest coś stworzyć, niż grzesznika, który jest niżej nicości, podnieść do stanu łaski. (Trakt. 71, 72). 3. Przygotowanie do sakramentu małżeństwa „Małżeństwo jest wielką tajemnicą w Chrystusie i Kościele” (Ef. 5, 32), której niestety ogół wiernych należycie nie rozumie i mało lub wcale do niego się nie przygotowuje. Dlatego przy zapisywaniu zapowiedzi należy nowożeńców pouczyć o tym sakramencie, oraz przy egzaminie przedślubnym lub w innym stosownym czasie przed ślubem, przynajmniej poważnie porozmawiać z nimi na ten temat. W ten sposób, choć w przybliżeniu, przygotujemy nowożeńców do małżeństwa, czego żąda od duszpasterzy Pius XI w Encyklice „Casti connubii” z dnia 31 grudnia 1930 r. 180 Nauka przedślubna Zawarcie małżeństwa jest dla oblubieńców chrześcijańskich chwilą bardzo uroczystą i wielką. Nie tylko bowiem stawiają tu oni na jedną kartę swoją przyszłość, nadzieję i cały skarb szczęścia doczesnego, ale nadto przyjmują wielki Sakrament, na którym opiera się wiara, w którym jest rękojmia triumfu Ewangelii i krzyża, a tym samym — Chrystusa i Kościoła. Toteż nowożeńcy mają należycie przygotować się do małżeństwa, by patrzeć nań nie tylko jako na pewną umowę prywatną wspólnego pożycia, lecz jako na kontrakt o charakterze religijnym i społecznym, jako na kolebkę, gdzie mają wychowywać się członkowie społeczeństwa i obywatele państwa: jako na miejsce, gdzie rodzą się i wychowują Chrystusowi wyznawcy, członkowie jego Ciała Mistycznego i obywatele nieba; wreszcie — jako na wielki sakrament miłosierdzia Bożego, jak mówi św. Paweł: „Tajemnica to wielka jest, a ja mówię w Chrystusie i w Kościele” (Ef. 5, 32). A. Natura i cele małżeństwa Małżeństwo chrześcijańskie jest instytucją zarówno religijną, jak i społeczną, dlatego jest też i trwałe czyli nierozerwalne. a) Małżeństwo jest instytucją religijną Zadaniem religii chrześcijańskiej jest podniesienie ludzi do stanu nadprzyrodzonego, względnie odrodzenie ich i uświęcenie, aby usunąć ze świata panowanie fałszu, ciemności i zbrodni. Religia chrześcijańska jest walką krzyża z potęgami zła; jest to obóz synów światłości, którzy pod sztandarem Chrystusa z orężem miłości i prawdy idą do walki z wrogami prawdziwego postępu i szczęścia ludzkiego. „Ogień przyszedłem rzucić na ziemię, a czegoż chcę, jeno aby zapłonął” (Łk. 12, 49). A kto będzie zapalał ogień w sercach młodych chrześcijan? Gdzie będą kształcić się przyszli żołnierze Chrystusa? W jakiej szkole będą się przygotowywać do walki z mocami piekła? W rodzinie chrześcijańskiej; a małżeństwo ma być kolebką, w której się wychowują przyszli zapaśnicy krzyża. Małżeństwo w tym znaczeniu pojęte jest prawdziwą rolą ewangeliczną, na której zdrowych sokach wiary i cnoty karmią się nowe latorośle Chrystusowej winnicy; jest Bramą Syjońską, z której wychodzą na arenę życia nowi zapaśnicy sprawy Bożej, prze znaczeni prowadzić ród synów Bożych na ziemi aż do szczęśliwej wieczności. 181 Jeżeli małżonkowie należycie rozumieją swoje zadania pod względem religijnym, wówczas gniazdo rodzinne staje się ogniskiem cnoty, szkołą obyczajów, stróżem moralności i katedrą świętych. Nad taką rodziną, jak nad stajenką betlejemską unoszą się chóry Aniołów ze śpiewem: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Łk. 2, 14). Jeżeli jednak małżonkowie rozminą się z myślą Bożą i nie czują w sobie swej wielkiej godności i nie uważają siebie jako sprzymierzeńców krzyża, nie spełniają swoich obowiązków względem religii, wówczas następują smutne czasy zarówno dla rodziny jak i dla religii, czasy, o których mówi Prorok: „Płacząc, płakała w nocy, a łzy jej na policzkach jej: nie masz, kto by ją pocieszył” (Jer. Tren. 1, 2). Czemu dziś nastąpiło bankructwo ducha? Czemu fałsz i kłamstwo skupiają się jako chmury nad naszymi głowami? Czemu nie ma prawdziwej cnoty świętości, a panuje powszechne zepsucie? Czemu wiara upada, a bezbożnictwo się szerzy?… Dlatego, że małżonkowie zapomnieli o swym wielkim zadaniu, że przestali być wychowawcami świętych, że nie prowadzą misji w ludzkości, że zgasili w sobie wyższą myśl religijną, a zajęli się tylko poziomymi i doczesnymi celami. Słusznie więc Apostoł nazwał małżeństwo wielką tajemnicą, czyli wielkim sakramentem w Chrystusie i Kościele, albowiem ono jest rękojmią triumfu ewangelii krzyża i zbawienia ludzi; ono jest korzeniem, z którego wyrasta rajskie drzewo żywota; Arką Przymierza, która niesie po falach pokoleń moralne skarby niebieskie. Jest to szczytna więź ludzkości z Bogiem, mająca na celu doczesne i wieczne uszczęśliwienie. b) Małżeństwo jest instytucją społeczną Jeśli religia jest tak ściśle zespolona z małżeństwem, to niemniej łączy się ono i z drugą stroną naszego życia, ze stroną doczesną i odgrywa wielką rolę społeczną. Małżeństwo jest pierwszą komórką społeczną, na której się opiera i z której rozwija się każde inne społeczeństwo i państwo. Społeczeństwo bowiem jest to gmach olbrzymi, zbudowany z pojedynczych cegiełek, którymi są rodziny. Czym się trzyma ta wspaniała budowa zwana społeczeństwem? Miłością Ojczyzny i braterską jednością obywateli. Z tej miłości płynie porządek i karność, poszanowanie prawa i uległość prawowitej władzy. Tylko na tej miłości może się ostać trwała pomyślność i pokój. Usuńmy z tego gmachu cement miłości, a wywróci się podstawa każdego prawa, porwą się więzy karności i posłuszeństwa, nastąpi chaos i rozluźnienie, a budynek społeczny zamieni się rychło w ruinę, obryzganą krwią i łzami obywateli, albo w wielki obóz niewolników, jak tego dowodzą przykłady z historii ludzkości. Jeżeli tajemnica szczęścia społecznego polega na miłości, zgodzie i obywatelskiej cnocie, to gdzież może naród zasilić się tymi zasobami? Źródłem 182 tych cnót będzie rodzina, a jej kolebką — małżeństwo. Tu jest szkoła życia towarzyskiego, tu człowiek zawiązuje pierwsze ogniwa cnót społecznych, a przede wszystkim miłości; tu uczy się porządku, posłuszeństwa, poszanowania władzy i zależności, braterstwa i równości; słowem tu nabywa w zawiązku te wszystkie sprawności, które potem rozwijają się przy pomocy wychowania. Troska o potrzeby rodziny pobudza jej członków do pilności, oszczędności i pracy; rodzina przechowuje również duchowy dorobek, albowiem moralność, patriotyzm i zwyczaje nie znikają ze śmiercią rodziców, lecz przechodzą na dzieci; wśród nich się rozwijają i żyją, by przeniknąć potem do następnych pokoleń. W rodzinie przechowuje się nauka i najniezbędniejsze wiadomości do życia, zaczerpnięte z doświadczeń przodków. Mimo swego charakteru zachowawczego rodzina jest bodźcem postępu. Prawdziwy postęp polega na urzeczywistnieniu ideałów sprawiedliwości, miłości, równości i braterstwa. Te zaś ideały wypływają z rodziny, w niej się przechowują i w niej najpierw się realizują, by następnie przenikać i zrealizować się w innych, mniejszych lub większych społeczeństwach. Do szczytu szczęśliwości dojdzie ludzkość wówczas, gdy ludzie utworzą jedną wielką rodzinę, wychowaną na podstawach sprawiedliwości, miłości, braterstwa i równości. Stąd wynika, że małżeństwo jako kolebka rodziny, jest podstawą społecznego budynku, podstawą szczęścia, pokoju i potęgi narodu, jest szkołą, w której uczą się i wychowują nowe pokolenia — zdrowi, dobrzy, moralni i karni członkowie społeczeństwa. Dlatego zawsze i wszędzie małżeństwo miało charakter społeczny. U wszystkich — nawet najdzikszych narodów — odbywało się ono publicznie wobec świadków z pewnymi ceremoniami. Tym bardziej w Kościele katolickim małżeństwo ma charakter społeczny, a do jego ważności trzeba zgody małżonków, wyrażonej publicznie wobec proboszcza i przynajmniej dwóch świadków, przez wypowiedzenie słów przysięgi kościelnej: „Ja, N. biorę ciebie N. za małżonkę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny, i wszyscy święci”. Jakże tedy wielkie i zaszczytne jest zadanie małżonków! Jak wielką i szlachetną durną napawa ich piękny tytuł sprzymierzeńców religii i depozytariuszy dobra społecznego! Z tego tytułu małżeństwo jest pewnego rodzaju kapłaństwem, a małżonkowie występują tu z wieńcami na głowie (szczególnie oblubienica z wieńcem białym na skroniach, jako kapłanka ogniska rodzinnego) i stają w majestatycznym szeregu patriarchów i wychowawców społecznych. Aby małżonkowie mogli sprostać tak wielkiemu zadaniu, winni się opierać nie na własnych siłach, nie na osobistym tylko rozumie, doświadczeniu i pracy, lecz mają budować przyszłość swoją na przymierzu z Bogiem, na ufności w Jego miłosierdzie. Tylko wówczas ta przyszłość stać będzie jak ów dom na 183 opoce wzniesiony, o którym mówi Zbawiciel, że go ani powodzie, ani burze nie zniszczą. Dlatego istotną cechą małżeństwa chrześcijańskiego jest jego świętość i nierozerwalność, czyli trwałość aż do śmierci. c) Świętość małżeństwa Historia podaje, że prawie u wszystkich ludów małżeństwo miało charakter święty, powstawało pod szczególniejszą opieką bóstwa i było związane ze specjalnymi ceremoniami. Tę świętość podkreślają starożytne księgi żydowskie, a u dawnych Greków i Rzymian małżeństwu towarzyszyły modlitwy, śpiewy i różne obrzędy religijne. W Atenach, przy ślubach małżeńskich, składano ofiary Dianie, a Platon uważał za nieprawy związek małżeński taki, któremu nie towarzyszyły modlitwy. W Rzymie małżeństwa odbywały się przy udziale kapłanów i złożeniu ofiar Junonie, która miała obdarzać nowożeńców błogosławieństwem. Powszechna łączność religii z aktem małżeństwa nie może być przypadkowa, lecz tkwi w samej istocie tego związku, który nawet u pogan miał zawsze charakter święty. Stąd będzie chyba rzeczą zbyteczną dowodzić świętości tego związku chrześcijan, u których sam Bóg jest Twórcą i Prawodawcą małżeństwa. Wystarczy wspomnieć, że Chrystus Pan rozpoczął swoją publiczną działalność od uświęcenia godów małżeńskich w Kanie Galilejskiej, a w naukach swoich stwierdza swoją nieomylną powagą, że nie ludzie, ale Bóg łączy małżonków i zastrzega sobie szczególniejsze prawa do tego związku: „Czyż nie czytaliście — powiada — że ten, który stworzył człowieka na początku, mężczyznę i niewiastę stworzył ich (Rodz. 1, 27) i rzekł: Dlatego o puści człowiek ojca i matkę i złączy się z żoną swoją, i będą dwoje w jednym ciele” (Mt. 19, 4 – 6). Nadto Pan Jezus nie pozostawia małżeństwa na poziomie naturalnej świętości, lecz podnosi je do nadprzyrodzonego porządku i czyni jednym z siedmiu sakramentów, z przyjęciem którego związane jest udzielenie szczególniejszych łask. Przez podniesienie małżeństwa do godności sakramentu Zbawiciel okazał swe wielkie miłosierdzie zarówno samym małżonkom i ich potomstwu, jak też społeczeństwu, państwu i całej ludzkości. Pożycie wspólne małżonków jest źródłem wielu radości, ale zarazem wymaga licznych ustępstw wzajemnych, wyrzeczeń i ofiar: nie same róże ścielą się pod ich stopami, ale często bardzo liczne ciernie. Otóż miłosierdzie Boże w tym sakramencie u dzieła dużo łask odpowiednich do mężnego kroczenia po tej drodze ciernistej, przekształcając miłość przyrodzoną małżonków w miłość nadprzyrodzoną, która jak mówi Apostoł: „cierpliwa jest, łaskawa jest, nie zazdrości, nie działa obłudnie, nie nadyma się, nie łaknie czci, nie szuka swego, nie wpada w gniew, 184 nie pamięta urazy, nie cieszy się z niesprawiedliwości, ale współweseli się z prawdy” (I Kor. 13, 4 – 6). Jeszcze większym miłosierdziem jest przywrócenie nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego dla dzieci, które od początku swego życia aż do zupełnej dojrzałości potrzebują troskliwej opieki ojca i matki, bez której trzeba by cudu, by charaktery młodego pokolenia nie uległy wykoszlawieniu, jeżeli nie zupełnemu zboczeniu. Niemniej nadanie małżeństwu sakramentalnej godności jest wielkim miłosierdziem Boga dla społeczeństwa, państwa i całej ludzkości. Społeczeństwo bowiem i państwo opierają swe istnienie na rodzinie, której pomyślność jest ich pomyślnością. Społeczeństwo potrzebuje zdrowych członków, a państwo dzielnych obywateli o silnych charakterach, których należyte wychowanie możliwe jest tylko w nierozerwalnym sakramentalnym małżeństwie. Gdyby wszystkie narody oparły się na świętości małżeństwa, wychowałyby pokolenia ludzi sprawiedliwych, cieszących się prawdziwym pokojem Chrystusa. Łask sakramentalnych małżeństwa nie otrzymują ci, którzy są w grzechu śmiertelnym i nie mają łaski uświęcającej. Dlatego przed zawarciem małżeństwa należy odbyć spowiedź. Najlepiej przy pierwszej zapowiedzi wyspowiadać się z całego życia, a w dniu ślubu lub w przeddzień wyspowiadać się po raz drugi, by na ślubie przyjąć Komunię św. Zaleca się brać ślub podczas Mszy św. z osobnym błogosławieństwem. d) Nierozerwalność małżeństwa Trwałość czyli nierozerwalność jest drugą istotną cechą małżeństwa. Miłość jest czynnikiem decydującym o zawarciu małżeństwa: ona to budzi do nowego życia nieznane dążenia i uczucia, a w swoim czystym, pełnym rozkwicie pobudza do szukania nie siebie, lecz dobra umiłowanej osoby. Z tego względu miłość prawdziwa nie zna granic, przestrzeni i czasu i nosi na sobie cechę wieczności. „Miłość nigdy nie ustaje, chociaż proroctwa się skończą, choć zniknie dar języków, choć przeminie wiedza” (I Kor. 13, 8). Obok tego z duszy płynącego uczucia występuje instynkt zmysłowy, który pod łagodnym a stanowczym kierownictwem woli staje się sprzymierzeńcem miłości; bez niej zaś byłby tylko potęgą niszczącą i deprawującą. Tu więc ciało i duch razem współdziałają, a ten ostatni podnosi, uszlachetnia i reguluje uczucia zmysłowe nadając im również cechę trwałości. Nierozerwalność małżeństwa wypływa więc z natury rzeczy, samorzutnie budzi się w świadomości osób wzajemnie szczerze się kochających, bez względu na ich wykształcenie, stanowisko i majątek. Pewność trwałego związku wzmacnia wzajemną miłość i przywiązanie, a niepewność, z natury rzeczy, nie 185 da się pogodzić z prawdziwą miłością i bywa zwykle powodem nawet nieświadomego rozdwojenia. Dlatego Chrystus zapytany przez faryzeuszów: „Czy godzi się człowiekowi opuścić żonę swoją”? odpowiedział: „Mąż i niewiasta nie są dwoje, ale jedno ciało” (Rodz. 2, 24); „Co tedy Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza” (Mt. 19, 6). A gdy go dalej pytali: „Czemuż tedy Mojżesz nakazał dać żonie list rozwodowy i opuścić”? Zbawiciel od powiedział: „Mojżesz ze względu na twarde serca wasze dozwolił wam opuszczać wasze żony, lecz na początku nie było tak”. A następnie swą boską powagą stwierdził, że w Nowym Testamencie to pozwolenie ustaje i małżeństwo powraca do swej pierwotnej nierozerwalności: „A ja powiadam wam, że ktokolwiek opuściłby żonę swoją, a pojąłby inną, dopuszcza się przeciwko niej cudzołóstwa. A jeśliby żona opuściła swego męża i wyszła za innego, cudzołoży” (Mk 10, 11 – 12). Z tych słów wynika, że nowy związek zawarty z kimkolwiek za życia pierwszego małżonka, Pan Jezus napiętnował mianem cudzołóstwa. Atoli w razie cudzołóstwa jednego małżonka, drugi może otrzymać separację przy zachowaniu węzła małżeńskiego, jak to wynika ze słów Pana Jezusa: „A powiadam wam, że ktokolwiek opuściłby żonę swoją, z wyjątkiem przyczyny rozpusty, i pojął inną cudzołoży i kto by opuszczoną pojął, cudzołoży” (Mt. 19, 9). Prawosławni i protestanci z tego urywku mylnie wnioskują, jakoby Chrystus Pan w razie rozpusty pozwolił na rozwód. Ale Pismo św. nie może zawierać w sobie sprzeczności, która by wynikła, gdyby dopuścić w tym wypadku rozwód: u św. Marka tak wyraźnie Chrystus to potępił. Tak rozumieli małżeństwo Apostołowie, albowiem św. Paweł parokrotnie podkreśla w swoich listach jego nierozerwalność: „Niewiasta zamężna, póki mąż żyje, związana jest prawem, jeżeli zaś mąż jej umiera, wyzwolona jest od prawa wiążącego ją z mężem. Dlatego gdyby współżyła z innym mężczyzną za życia męża, będzie zwana cudzołożną” (Rzym. 7, 2 – 3). „Tym zaś, którzy żyją w małżeństwie nakazuję nie ja, ale Pan, aby żona nie odłączała się od męża, a jeśliby odeszła, ma pozostać bez męża, albo pojednać się z mężem swoim. Także i mąż żony niech nie opuszcza” (I Kor. 7, 10 – 11). Prawo tedy boskie czyni bezwzględnie małżeństwo chrześcijańskie nierozerwalnym i przywraca je do pierwotnej doskonałości, związku czystej i prawdziwie dozgonnej miłości, przekreślając zupełnie rozwód i możliwość nowego związku, a zezwalając tylko na separację w razie konieczności. Trwałe i nierozerwalne małżeństwo jest podstawą rodziny i należytego wychowania dzieci, szkołą cnót i bodźcem do pracy i oszczędności. Rodzina opiera się na prawdziwej miłości, a ta możliwa jest tylko w nierozerwalnym małżeństwie, albowiem sama myśl o możliwości rozwodu podkopuje wzajemne zaufanie oraz napełnia małżonków obawą o los przyszłych dzieci i trudności w ich wychowaniu. Stąd pochodzi szerzenie się neomaltuzjanizmu w tych krajach, gdzie rozwód jest prawnie uznany oraz fakt, że pomiędzy rozwiedzionymi znajdują się przeważnie bezdzietni. Cierpi na tym rodzina, społeczeństwo i 186 państwo i żadne środki sztuczne nie zapobiegną powolnemu wyludnianiu się, jak to jest obecnie w wielu krajach. Nadto rozwód spowodowany egoizmem jednej strony pozbawia pomocy drugą stronę wówczas, gdy ona tej pomocy najbardziej potrzebuje, np. w chorobie, w starości, przy wychowaniu dzieci itp., a przecież jednym z celów małżeństwa jest wzajemna pomoc małżonków. Wreszcie małżeństwo jest kontraktem, potwierdzonym przysięgą. Dopuszczając rozerwalność, konsekwentnie można wnioskować, że wogóle wszelką przysięgę można złamać, nawet tę, jaką składa żołnierz na wierność Ojczyźnie. Dlatego przy ocenianiu spraw małżeńskich trzeba mieć na względzie dobro ogólne całej społeczności i państwa, a nie tylko małżonków. Toteż Kościół katolicki, jako stróż prawa naturalnego i pozytywnego, bez względu na groźby i represje panujących, bez względu na trudności wewnętrzne, zawsze bronił nierozerwalności małżeństwa, nawet za cenę odpadnięcia wielu od jedności z nim. Anglia odpadła z tego powodu od Kościoła, że Klemens VII nie udzielił Henrykowi VIII rozwodu z Katarzyną Aragońską. Nie zgodził się również Pius VII na rozwód Napoleona I z Józefiną. Nie zgodzi się i żaden inny papież na zmianę swego stanowiska, gdyż z woli Chrystusa tylko śmierć rozwiązuje prawy związek małżeński. „A iż cię nie opuszczę aż do śmierci” — głoszą słowa przysięgi małżeńskiej. Wprawdzie dozwolona jest separacja od stołu i łoża, która może być czasowa i dozgonna oraz przeprowadzona z ważnych powodów, nawet bez wyroku sądowego. Ale traktowana jest ona tylko jako zło konieczne, dla uniknięcia większego zła. Separacja bowiem i rozwód pozbawia dzieci tych warunków, w jakich one winny się wychowywać. Cnoty domowego pożycia jak: miłość, posłuszeństwo, karność, poczucie jedności i braterstwa, nie są znane dzieciom zarówno rozwiedzionych jak i odseparowanych rodziców. Przeciwnie, słysząc utyskiwanie jednej strony na drugą, czując niechęć i pogardę dla nowych opiekunów, zastępujących ojca czy matkę, stają się one od dzieciństwa podejrzliwe, nieszczere, noszące w sobie ukryty żal do rodziców i do całego świata. Wreszcie separacja jak i rozwody rujnują majątek dzieci, pozbawiając ich należnego dziedzictwa lub przynajmniej znacznie je zmniejszając. B. Obowiązki małżonków Jeżeli zawarcie małżeństwa jest sprawą tak uroczystą i wielką ze względów religijnych, społecznych i osobistych małżonków, to również jest ona wielką i ze względu na obowiązki, jakie małżonkowie przyjmują względem siebie samych, względem społeczeństwa i względem Boga. 187 1. Wzajemne obowiązki małżonków Obowiązki wzajemne małżonków wypływają z natury małżeństwa i są nakazane przez Boga, a są nimi: miłość, wierność, wzajemna pomoc, obrona i utrzymanie. a) Miłość wzajemna Miłość cementuje i zakłada rodzinę oraz cementuje małżeństwo, które według św. Pawła, jest symbolem zjednoczenia Chrystusa Pana z Kościołem: „Mężowie, miłujcie żony wasze, jako i Chrystus umiłował Kościół i wydał za samego siebie” (Ef. 5, 25). „Aby niewiasty były roztropne, czyste, rozsądne, gospodarne, uprzejme, mężom uległe, tak żeby nie bluźniono nauce Pańskiej” (Tyt. 2, 5). Miłość prawdziwa wyraża się we wzajemnej czci i szacunku. Dlatego oblubieńcy winni starać się wnieść do małżeństwa prawdziwą wartość fizyczną i duchową, a po ślubie troszczyć się, by tej wartości nie umniejszyć, a nawet powiększyć. W tym celu mają usuwać u siebie wszystko, co może się nie podobać drugim, a przede wszystkim rozwijać w sobie prawdziwe wartości duchowe i dodatnie cechy charakteru. Miłość bowiem prawdziwa ma być nie tylko miłością cielesną, która zwykle prędko przemija, ale miłością duchową — upodobaniem w zaletach charakteru współmałżonka i troską o pomnożenie, a przynajmniej zachowanie tych zalet. Toteż narzeczeni mają wyrabiać w sobie prawdziwy chrześcijański charakter, który pociąga stronę drugą i pobudza ją do czci i ofiarności, albowiem miłość prawdziwa nie szuka siebie, lecz dobra umiłowanej osoby, by jej złożyć całkowity dar z siebie. Duch tedy uszlachetnia i reguluje uczucie zmysłowe i nadaje mu również cechę trwałości. Stąd też prawdziwa miłość może być tylko w małżeństwie nierozerwalnym, a ta trwałość i nierozerwalność budzi się samorzutnie u osób szczerze się kochających i wzajemnie sobie oddanych. Każdy człowiek posiada w mniejszym lub większym stopniu pewne wady, które dadzą się zauważyć w bliższym obcowaniu u osób najbardziej umiłowanych. Otóż dla miłości współmałżonka trzeba się starać spostrzeżone u niego wady jak najcierpliwiej znosić, gdyż tylko wówczas miłość pogłębia się i wzrasta, a zazębiając się o tajemnice życia płciowego, staje się trwałą i przekształca się w dozgonną i nierozerwalną przyjaźń. Toteż na rozmaite drobiazgi i przyzwyczajenia oraz wady jednej strony, druga winna odpowiadać uprzejmością, grzecznością i wyrozumiałością: „Z wszelką pokorą i łagodnością znosząc jedni drugich w miłości, starając się zachować jedność ducha, złączeni węzłem pokoju” (Ef. 4, 2). „A bądźcie jedni dla drugich łaskawi, miłosierni, 188 przebaczający sobie nawzajem, jako i Bóg przebaczył wam w Chrystusie” (Ef. 4, 32). Nieporozumienia przeważnie powstają z bardzo błahych powodów, a zgoda i pogłębienie miłości opiera się na cieniutkich niteczkach drobnych przeżyć codziennych. Miłość wymaga obecności osoby ukochanej, dlatego małżonkowie winni mieszkać razem, czyli żona winna zamieszkać w mieszkaniu męża. W razie różnicy zdań w wyborze mieszkania, żona ma iść za wolą męża, który z natury rzeczy nadaje rodzinie zewnętrzny ton i kierunek. W rodzinie, jak w każdym społeczeństwie, potrzebny jest pewien autorytet, który z woli Boga przysługuje mężowi: „Mąż jest głową żony, jak Chrystus jest głową Kościoła… A jako Kościół jest poddany Chrystusowi, tak też żony mężom swym we wszystkim mają być poddane” (Ef. 5, 23 – 24). Nie znaczy to jednak, by mąż był absolutnym zwierzchnikiem żony, jak to było u pogan i jest jeszcze u mahometan, lecz tylko jako pierwszy, kochający towarzysz, równy we wszystkim swej dozgonnej towarzyszce, którą ma się opiekować, ale nie krzywdzić. b) Wierność małżeńska Wierność małżeńska polega na tym, że małżonkowie mogą mieć tylko ze sobą stosunki. Wierność wypływa z prawa natury, albo wiem na świecie liczba kobiet i mężczyzn jest prawie równa. Wierność obdarza małżonków równymi prawami i pogłębia ich wzajemną miłość. Przez sakrament małżeństwa i stosunek cielesny małżonkowie stają się jednym ciałem, do którego każdy ma jednakowe, wyłączne prawo: „A tak już nie są dwoje, ale jedno ciało” (Mt. 19, 6). W dniu tedy ślubu wszystko staje się wspólną własnością małżonków: serce, ciało, życie, stół, dach, troski, nadzieje, radości, smutki, straty, zyski itp. Żona zrzeka się nawet swego nazwiska panieńskiego, a przybiera nazwisko męża, do którego odtąd wyłącznie jak i on do niej należy. Stosunek małżeński po ślubie staje się nie tylko rzeczą dozwoloną i godziwą, ale nawet szlachetną i godną pochwały, a małżonkowie nie tylko mają prawo do tego stosunku, ale i do tych poczynań, które ten akt przygotowują albo go uzupełniają. Nadto mają prawo i poza stosunkiem okazywać sobie wzajemny pociąg przez objawy czułości, byle tylko nie przedstawiały one bliskiego niebezpieczeństwa niewstrzemięźliwości czyli, by nie nastąpiło pod ich wpływem całkowite zadowolenie płciowe. To samo można powiedzieć o wyobrażeniach, pragnieniach i myślach małżonków, których przedmiotem są w małżeństwie zbliżenia, choćby pod ich wpływem nastąpiło mimowolne zadowolenie całkowite. Prawo do stosunku małżeńskiego przysługuje jednakowo obu stronom, z których każda winna się zgodzić nań, jeżeli tego wymaga strona druga, chyba, 189 że jest poważna i racjonalna przyczyna odmowy, o której stronę drugą należy powiadomić, np. ciężka choroba, niebezpieczeństwo zgorszenia itp. Mogą również małżonkowie za obopólną zgodą zachować pod tym względem wstrzemięźliwość, na której zawsze zyskuje dusza i ciało. Wszakże należy się w tym wypadku wystrzegać zadowolenia zmysłów w sposób nieprawy przez którąkolwiek stronę i dlatego małżonkowie mają pamiętać o przestrodze św. Pawła: „Nie odmawiajcie jedno drugiemu, chyba za obopólną zgodą na pewien czas, aby się oddać modlitwie, a potem znowu wracajcie do tego samego, aby nie kusił was szatan dla niewstrzemięźliwości waszej” (I Kor. 7, 5). Wreszcie małżonkowie muszą wiedzieć, że tam, gdzie ciało ma prawo do normalnego używania, duch winien nad nim górować. Ciało bowiem nie stanowi przedmiotu pełnej i doskonałej miłości, ani też nie jest jej głównym wykładnikiem. Stąd też i używanie cielesne nie powinno szkodzić miłości, ale pogłębić, co następuje wówczas, jeżeli w tych rzeczach sekretnych małżonkowie zachowują stosowną dla chrześcijan delikatność. Współmałżonek bowiem nie mógłby szczerze kochać tego, kogo nie może uszanować, widząc brak delikatności w poczynaniach odnośnie nawet rzeczy dozwolonych. Występki przeciwko wierności małżeńskiej należą do grzechów podwójnie ciężkich (przeciwko czystości i sprawiedliwości) i obejmują nie tylko czyny, lecz i akty wewnętrzne, jak np. pragnienia, wyobrażenia, myśli z upodobaniem oraz radość z przypomnienia występków zakazanych 6 i 9 przykazaniem. Mówi o tym wyraźnie Pan Jezus: „A ja powiadam wam, że każdy, który patrzy na niewiastę, aby jej pożądał, już ją zcudzołożył w sercu swoim” (Mt. 5, 28). Dlatego małżonkowie mają się wystrzegać wszelkiej okazji bliskiej do grzechu, a spostrzeżoną, winni usuwać zarówno od siebie, jak i od strony drugiej. W tym celu w miarę możności, mają przebywać zawsze razem, szczególnie razem mają udawać się w gościnę i podróż, na przechadzkę lub zabawę. To przestawianie razem nie powinno nastręczać żadnemu z współmałżonków nawet cienia nieufności i podejrzliwości, a wynikać raczej z prawdziwej miłości i chęci współobcowania. Przy tym oboje mają unikać nieuzasadnionego posądzania i zwalczać w sobie zazdrość, która często jest przyczyną bezpodstawnych skarg, wzajemnych wymówek, a nieraz i bardzo wielkich nieporozumień. c) Wzajemna pomoc Wzajemna pomoc jest jednym z celów małżeństwa i dotyczy zarówno rzeczy doczesnych jak i wiecznych. Do tej pomocy zobowiązuje małżonków Pismo św.: „Podobnie i mężowie w rozumnym współżyciu ze słabszą naturą niewieścią, okazujcie im cześć, jako współdziedziczącym łaskę żywota, aby nic nie przeszkadzało modlitwom waszym” (I P. 3, 7). Wypływa ona również z 190 natury samego związku małżeńskiego, albowiem mężczyzna potrzebuje rady i pomocy, a niewiasta — opieki. Charakter mężczyzny, więcej surowy, uzupełnia się potencjałem uczuciowym kobiety. Tak jest przez całe życie, a szczególnie potrzeba wzajemnej pomocy występuje w starości, kiedy nieraz jeden z współmałżonków staje się niedołężny. Wówczas drugi ma obowiązek troszczyć się o utrzymanie, opiekę i obronę swego dozgonnego towarzysza. Wzajemna pomoc małżonków dotyczy również i spraw duchowych. Jeden winien poczuwać się do współodpowiedzialności za postępowanie drugiego. Szczególnie żona z natury bardziej delikatna i subtelna może okazać dużą pomoc mężowi. W tym celu ma ona wspólnie — w miarę możności — odmawiać z mężem poranny i wieczorny pacierz, razem uczęszczać na Mszę św. i przystępować do sakramentów św., a szczególnie do komunii św., do której stosunki małżeńskie nie stanowią żadnej przeszkody. Apostolstwo żony względem męża staje się tym trudniejsze, im bardziej on jest obojętny w rzeczach wiary. Zdarzyć się może nawet, że mąż jest wręcz niewierzący i wówczas zadanie żony pod względem apostolstwa staje się bardzo skomplikowane. Winna ona wówczas nie tyle mówić z nim o Bogu, ile raczej z Bogiem o nim, modląc się zań i oddziaływując dobrym przykładem, samozaparciem się i ofiarnością. Ma ona pokazać na sobie jak dodatnio wpływa religia na urobienie cnotliwego charakteru, jak w niej odbija się promień bożego światła, jak się rozszerza w jej duszy Królestwo Boże, które pragnie zaszczepić również w duszy męża. Wzorem pod tym względem może być św. Monika, która doradziła wszystkim swym przyjaciółkom „metodę słodyczy, sekret milczenia i wyrzeczenia się, jakie stosowała wobec pogańskiego męża Patrycego”. (Wyznania św. Augustyna, 9, 9). Apostolstwo męża względem żony winno iść również po linii dobroci i osobistego przykładu, albowiem słowa uczą, ale przykład pociąga. W tym wypadku prawdziwa miłość małżeńska może łatwo spowodować i miłość Boga, jeżeli małżonek jest nią głęboko przejęty, jak tego mamy liczne przykłady z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Niewiasta ze względu na swe usposobienie i charakter jest raczej kapłanką domu, a jej sprawy osobiste ma załatwiać mąż, otaczając swą słabszą współtowarzyszkę opieką i udzielając jej należytej obrony. W starodawnym polskim prawie zwyczajowym można znaleźć liczne przykłady kar, wymierzanych mężowi, który nie udzielał obrony żonie, a nawet krzywdził ją. Tak w księgach grodzkich Wsi Krowodzie, z 1530 roku, sąd nałożył karę na niejakiego Jakuba Dziurę za niewłaściwe obchodzenie się z żoną (Helcel, 6, 1). W razie zbyt surowego postępowania współmałżonka, druga strona winna zachować milczenie, cierpliwość, łaskawość i uprzejmość, czym spowoduje zatamowanie gniewu i spokój: „Odpowiedź uprzejma uśmierza gniew, a mowa przykra pobudza do zawziętości” (Przyp. 15, 1). W pożyciu małżeńskim potrzeba obustronnej ofiary i poświęcenia się, bez czego nie może być mowy o pokoju i zgodzie domowej. 191 2) Obowiązki społeczne małżonków Obowiązki małżeńskie względem społeczeństwa dotyczą głównie podstawowej społeczności — rodziny, którą stanowią oni sami z dziećmi, rodzicami (teściami i świekrami) i służbą. a) Wychowanie fizyczne dzieci Wychowanie dzieci jest pierwszym celem małżeństwa, wyznaczonym małżonkom przez Stwórcę: „Rośnijcie i mnóżcie się i napełniajcie ziemię, a czyńcie ją sobie poddaną” (Rodz. 1, 28). Dlatego i obowiązki małżonków względem dzieci należą do największych obowiązków, które rozpoczynają się nie tylko przy urodzeniu dziecka, ale zaraz po ślubie. Prawdziwa bowiem miłość małżonków jest tylko środkiem do wydania owocu, który dopiero uświęca akt twórczy i sankcjonuje towarzyszącą mu rozkosz zmysłową. Ten owoc miłości winien być również i przedmiotem miłości małżonków od pierwszego ze sobą obcowania, przedmiotem ich zabiegów i trosk szczególniejszych, by biorąc udział w akcie twórczym Boga, nie wykoszlawiać jego planów, lecz tylko współdziałać z jego życiodajną mocą. Nie można stwarzać nowego życia i mnożyć członków rodziny bez przysporzenia sobie wielu nowych, nieraz bardzo dotkliwych ciężarów. Dlatego Najmiłosierniejszy Stwórca połączył spełnienie aktu małżeńskiego z wielkim zadowoleniem zmysłów i upodobaniem duchowym, równoważnym ciężarom zobowiązań. Ale kto przyjmuje tylko zadowolenie płciowe przy akcie rozrodczym, a stara się usunąć odpowiedzialność normalnie zeń wynikającą, ten gwałci prawo natury i wykoszlawia odwieczne plany Boże. Jak koniecznym przy utrzymaniu się przy życiu akcie jedzenia, przyjemność smaku nie jest rzeczą zdrożną, a stanie się taką, jeżeli będzie wyłącznym celem jedzenia, tak akt małżeński, o ile jest skierowany jedynie do zadowolenia zmysłów z wykluczeniem normalnego wyniku (jakim jest powołanie do życia dziecka), staje się grzechem ciężkim. Tymczasem dziś ludzie szukają w akcie małżeńskim przeważnie tylko rozkoszy cielesnej, a unikając naturalnego skutku, pragną wyżywać się płciowo, chroniąc się od ciężaru potomstwa. Przy tym czynią to głównie z trzech powodów: albo że przyszłe dziecko zagraża zdrowiu względnie życiu matki, albo z powodu trudnych warunków majątkowych i braku środków do wyżywienia i wychowania dzieci, albo wreszcie dlatego, że dziecko z rodziców chorobliwie obciążonych byłoby ciężarem dla społeczeństwa i stałoby się rozsadnikiem degeneracji w zdrowej rasie narodów. W tym celu stosuje się 192 rozmaite środki zapobiegawcze, okaleczenie siebie albo wręcz sztuczne poronienie. Otóż prawo Boże najwyraźniej piętnuje wszystkie wymienione sposoby zapobiegawcze jako bardzo ciężkie przewinienia, a poronienie czy przerywanie ciąży w jakimkolwiek okresie, utożsamia z zabójstwem niewinnego człowieka. Kościół nadto karze zabieg poronienia surową karą ekskomuniki kościelnej, zarezerwowanej biskupowi, czyli że od tego grzechu może rozgrzeszyć tylko biskup lub specjalnie upoważniony przez niego kapłan. W tę ekskomunikę wpadają zarówno sprawcy zabiegu (lekarz, akuszerka) jak i kobieta ciężarna z mężem, o ile on ku temu ją nakłania albo przynajmniej zezwala, a mężczyźni zaciągają nadto odpowiedzialność z wadliwości występku. Statystyka podaje, że najzdolniejsi i najdoskonalsi ludzie wychowują się przeważnie w licznych rodzinach. Lessing był 13 dzieckiem u rodziców, Beniamin Franklin — 17, św. Teresa Z Lisieux — 9, św. Katarzyna Sieneńska — 25, św. Ignacy Loyola — 10, św. Tomasz z Akwinu — 5,… Iluż więc sławnych ludzi, wynalazców, filozofów, bohaterów i świętych traci naród przy zapobieganiu urodzinom. Sztuczne poronienia lub zapobiegania są bardzo szkodliwe dla zdrowia — według zdania poważnych lekarzy — powodują u małżonków zaburzenia systemu nerwowego i rozmaite związane z tym choroby jak neurastenię, migrenę, mdłość, dychawicę, bicie serca, drżenie itp. Jedynym środkiem dozwolonym ograniczenia w potrzebie i regulacji urodzin jest wstrzemięźliwość płciowa, która może być stała, czasowa i okresowa. Wstrzemięźliwość stała w małżeństwie nie jest wzbroniona, a nawet może być cechą wyższej cnoty, o ile oboje małżonkowie na to dobrowolnie się zgadzają i kierują się w tym jakąś wyższą pobudką, np. by się lepiej podobać Panu Bogu. Taką wstrzemięźliwość praktykowali niektórzy święci (nie mówiąc już o Najśw. Marii Pannie i św. Józefie), jak np. błogosławiona Kinga i Bolesław Wstydliwy, błogosławiona Salomea i Koloman itp. Wstrzemięźliwość czasowa również jest dozwolona za obopólną zgodą małżonków dla jakichkolwiek celów lub z konieczności, gdy jeden z nich jest chory lub nieobecny. Wstrzemięźliwość okresowa polega na korzystaniu z praw małżeńskich w pewnym tylko czasie, który jest niekorzystny dla zapłodnienia (Kalendarz małżeński). Apostoł Paweł poleca małżonkom, aby za wzajemną zgodą wstrzymywali się od czasu do czasu od korzystania z praw małżeńskich, aby się lepiej poświęcić modlitwie (I Kor. 7, 5). Gorliwi chrześcijanie przestrzegają tej rady w czasie Wielkiego Postu i najwyższych świąt kościelnych oraz w dniu Komunii św., ale to nie jest nakazane. Inni małżonkowie obcują z sobą o tyle, o ile chcą mieć dzieci. Skoro stwierdzą, że żona jest brzemienną, powstrzymują się od stosunków. Takim małżeństwem byli Sara i Tobiasz, który po ślubie modlił się do Boga w te słowa; „A teraz, Panie, ty wiesz, że nie dla lubieżności biorę siostrę moją za żonę, ale tylko dla miłości potomstwa, w którym by było 193 błogosławione imię twoje na wieki” (Tob. 8, 9). Również Sara w podobny sposób modliła się do Boga: „Ty wiesz, Panie, żem nigdy nie pożądała męża i czystą zachowałam duszę moją od wszelkiej pożądliwości… A męża z bojaźnią twoją, a nie dla pożądliwości mojej pozwoliłam pojąć” (Tob. 3, 15 i 18). Taka wstrzemięźliwość jest cnotą zasługującą na pochwałę i sprowadzającą błogosławieństwo Boże na małżonków i ich dzieci, ale nie jest nikomu nakazana. Umiarkowanie z korzystania praw małżeńskich uszlachetnia miłość małżonków i wyrabia między nimi stosunek, jaki winien zachodzić pomiędzy dziećmi Bożymi: „Bośmy synowie świętych i nie wolno się nam łączyć, jako narody, które nie znają Boga” (Tob. 8, 5). A przede wszystkim umiarkowanie małżonków wpływa dodatnio na zdrowie przyszłych dzieci, na ich usposobienie i charakter moralny, który w dużym stopniu zależy od przymiotów rodziców. Dlatego narzeczeni i małżonkowie mają obowiązek usilnie zwalczać w sobie gniew, nienawiść, nieczystość, swarliwość i inne namiętności, a przede wszystkim mają unikać trunków (wódki, araku, likieru itp.), które w najwyższym stopniu szkodzą potomstwu. Lekarze stwierdzają wielkie zaburzenie u dzieci, których rodzice przy poczęciu używali alkoholu albo których matka piła trunki w czasie ciąży lub karmienia. Doświadczenie i statystyka wykazuje, że większa część dzieci idiotów, ułomnych, ślepych i głuchych, są kalekami z winy rodziców, pijących w tym czasie trunki. Nadto w czasie ciąży matka ma unikać ciężkiej pracy, wstrząsów nerwowych, smutku, gniewu, kłótni i wszelkiego rodzaju grzechów, natomiast winna się ćwiczyć w cierpliwości i łagodności oraz gorąco modlić się za siebie i swe dziecko, a przed połogiem wyspowiadać się i przyjąć Komunię św., albowiem czeka ją poważne przejście, które niekiedy grozi niebezpieczeństwem dla życia. Mimo to niewiasta ma iść do swego rozwiązania z męstwem, jak żołnierz idzie odważnie i mężnie na obronę Ojczyzny, albowiem macierzyństwo, to służba wojskowa kobiety, a kobieta rodząca to żołnierz na posterunku. Daje ona Ojczyźnie nowego obywatela, a Kościołowi nowego członka, dlatego winna ufać miłosierdziu Bożemu oraz kochać Stwórcę i swój naród, co zwykle ułatwia poród i szczęśliwe rozwiązanie. „Niewiasta, gdy rodzi, boleje, bo nadeszła jej godzina, ale gdy porodzi dziecię, już nie pamięta swego ucisku z radości, że się człowiek na świat narodził” (J. 16, 21). Wspomnienie tedy o miłości przychodzącego na świat dziecięcia koi i łagodzi cierpienia. b) Miłość dzieci Miłość dzieci jest naturalnym obowiązkiem rodziców, którzy zanim okryją niemowlę pocałunkiem, mają zaofiarować je Bogu znakiem krzyża i namaścić na obywatela kraju. Opatrzność miłosierna składa w ręce rodziców 194 nowego człowieka, przeznaczając go do Królestwa Bożego. O tym celu ostatecznym winni oni przede wszystkim pamiętać i po urodzeniu dziecka jak najprędzej je ochrzcić : „Jeśli się kto nie odrodzi z wody i z Ducha Św., nie może wnijść do Królestwa Bożego” (J. 3, 5). Odkładanie chrztu dla jakichkolwiek powodów (dla braku rodziców chrzestnych lub oczekiwania zaproszonych gości), jest grzechem, albowiem słabe niemowlę jest narażone na śmierć, a przez to i na utratę zbawienia. W razie niebezpieczeństwa śmierci przy urodzeniu lub w najbliższym czasie należy ochrzcić dziecko z wody, czego w potrzebie może dokonać każdy człowiek, byle tylko umiał chrzcić i miał intencję, jaką ma Kościół. Chrzczący polewa trzykroć na krzyż główkę dziecięcia (zwilżywszy przedtem włosy, by przy polaniu woda dotknęła skóry) i wypowiada przepisaną formę: „N., ja ciebie chrzczę w imię Ojca + i Syna + i Ducha + Świętego”. Potem, o ile dziecko żyje, należy uzupełnić ceremonie kościelne u księdza proboszcza swojej parafii, nadmieniając, że już chrzest z wody nastąpił. Rodzice chrzestni przyjmują na siebie obowiązek wychowania dziecka w wierze św., gdyby zabrakło rodziców własnych lub nie mogli tego uczynić z jakichkolwiek powodów. Dlatego nie wolno wybierać na rodziców chrzestnych ludzi bez wiary, pijaków lub innych wielkich grzeszników, jak i ludzi innego wyznania. Po porodzie i przyjściu do zdrowia, matka udaje się do kościoła do wywodu, by uprosić błogosławieństwo Boże dla siebie i dziecka, podziękować za szczęśliwe rozwiązanie i ofiarować niemowlę za przykładem Najśw. Maryi Panny Panu Bogu, przyrzekając, że to dziecko będzie wychowane po chrześcijańsku. Wychowanie dotyczy zarówno ciała jak i duszy. Wychowanie cielesne obejmuje troskę rodziców o życie dziecka, o jego utrzymanie i powołanie życiowe. Rodzice mają tedy czuwać nad zdrowiem dzieci i odwracać od nich wszystko, co może temu zdrowiu lub życiu zaszkodzić. Matki nie powinny brać z sobą niemowląt do łóżka wobec niebezpieczeństwa ich uduszenia. Karmienie niemowlęcia w pierwszych miesiącach życia należy do największych obowiązków matki, która nie może wyręczać się mamką przybraną: dzieci karmione przez mamkę mają charakter wykoszlawiony, albowiem wraz z pokarmem obcej osoby przyjmują nieraz złe jej skłonności i nałogi, jakimi najemne mamki się odznaczają. Powierzenie tedy niemowląt obcym mamkom lub karmienie ich sztucznie bez koniecznej potrzeby (choroba lub ciężka praca matki) jest grzechem, przynoszącym szkodę dziecku zarówno pod względem fizycznym jak i duchowym. Nadto karmiące matki mają w tym czasie unikać smutku, gniewu, nerwowych wstrząsów, a szczególnie nie używać żadnych trunków, które zatruwają pokarm, a przezeń zatruwają i organizm niemowlęcia, co powoduje zaburzenia w trawieniu, w rozwoju zębów, a przede wszystkim w czynnościach układu nerwowego, nabawiając dziecko rozmaitych chorób. 195 Wychowanie cielesne należy rozpocząć od pierwszych dni życia dziecka — od kołyski. Jeżeli pierwsze wrażenia dziecka będą dobre, pozostaną takimi na całe życie i na odwrót. Dlatego rodzice mają strzec dziecka od zarania, by nie było złych wpływów ze strony otoczenia: przy ubieraniu, rozbieraniu i w kąpieli trzeba przyzwyczajać dziecko do zewnętrznej skromności; nie układać do snu w jednym łóżku chłopców z dziewczynkami, choćby byli rodzeństwem, a tym bardziej nie brać ich do łoża rodziców: nie pozwalać, by dziewczęta bawiły się z obcymi chłopcami, a chłopcy — z obcymi dziewczynkami, szczególnie sam na sam np. na pastwisku. Jeśli chodzi o strofowanie dzieci i karanie ich za wykroczenia, winno ono być dostosowane do wieku i usposobienia. Przede wszystkim nie wolno karać dzieci w gniewie, ani strofować z przesadną ostrością, lecz z miłością i łaskawością, chociaż zarazem ze stałością i wyrozumiałością. Wszakże miłość ślepa nie powinna zakrywać błędów dziecięcych i ma się odnosić raczej do duszy dziecka, niż do ciała. Toteż nie wolno dzieciom we wszystkim dogadzać, ustępować przed ich kaprysami, a zwłaszcza nie wypada ich zbyt chwalić, rozwodzić się nad ich zdolnościami, sprytem czy pięknością, gdyż z tego rodzi się ich zarozumiałość i próżność, zwłaszcza u dziewcząt. Wychowanie duchowe obejmuje nauczanie, rozwój życia religijnego, wdrażanie do cnoty, dobry przykład, czuwanie i karcenie. W odpowiednim czasie rodzice mają nauczyć swe dzieci pacierza i tych prawd, których znajomość jest konieczna do zbawienia i życia chrześcijańskiego. Jeszcze w okresie przedszkolnym rodzice winni przygotowywać i zaprawiać swe dzieci do życia religijnego. Wdrożenie do cnót chrześcijańskich najlepiej dokonuje się przez przykład rodziców, na których zwykle wzorują się dzieci. Już w 4 roku życia dziecko przenosi pojęcie swego ojca na Boga i urabia pogląd na Stwórcę na podstawie obserwacji swych rodziców. Jakież pojęcie wytworzy ono sobie o Bogu, jeżeli widzi ojca swego pijaka albo matkę ustawicznie kłócącą się z otoczeniem. Dlatego rodzice mają bardzo czuwać, by świecić zawsze dobrym przykładem wszystkich cnót chrześcijańskich: rano i wieczorem wspólnie odmawiać modlitwę, wspólnie uczęszczać na Mszę św. i przystępować do sakramentów św., powstrzymywać się od wszystkiego, co może dzieci zgorszyć, a ćwiczyć się we wzajemnym szacunku i miłości, w sprawiedliwości, szczerości i czystości, w zgodzie, wstydliwości i łaskawości. Od 7 roku życia możliwie każde dziecko ma być w dni nakazane na Mszy św., o znaczeniu której i sposobie uczestnictwa należy stopniowo je uświadamiać. Jak najwcześniej, skoro tylko dziecko dojdzie do używania rozumu i rozróżnienia dobra i zła, trzeba dziecko przygotować do pierwszej spowiedzi i Komunii św., a potem do bierzmowania. Rodzice mają pilnie czuwać nad dziećmi uczęszczającymi do szkoły, porozumiewać się z nauczycielami i troszczyć się o religijne wychowanie swoich pociech. 196 Dzieci liczne w rodzinie są objawem błogosławieństwa Bożego i ułatwiają rodzicom wychowanie, albowiem starsze wpływają dodatnio na młodsze, wyrabiają się stosunki zależności, władzy i równości, jakie w życiu późniejszym będą łączyły dzieci z innymi ludźmi. Jedynaki lub dwojaki ubóstwiane przez rodziców, bywają przeważnie nastawione aspołecznie, swarliwe, pyszne i niemożliwe z czasem do współżycia z innymi. W licznej zaś rodzinie kształcą się przymioty najwięcej popłacające w życiu, jak bezinteresowność, szczerość, prostota, sprawiedliwość, zdolność do przebaczania, do poświęceń i ofiary. Utrzymanie licznej rodziny wprawdzie jest sprawą trudniejszą, ale powinno tu przyjść z pomocą społeczeństwo i państwo. Co do wyboru zawodu przez dzieci, rodzice winni być tylko roztropnymi doradcami, nie zmuszając ich do niczego wbrew zdolnościom i chęciom. Zabawy i godne rozrywki dla dzieci są konieczne, ale niech odbywają się pod okiem starszych. Szczególnie matki mają czuwać nad dorastającymi córkami i nie pozwalać im samym chodzić na zabawy, jak i czuwać nad chodzącymi do szkoły. 3) Obowiązki względem rodziców i pracowników domowych Wobec rodziców obowiązuje małżonków miłość i szacunek. Przy tym jedność małżonków wymaga, by nie czynili różnicy między rodzicami własnymi a rodzicami współmałżonka. Za łaską Bożą małżonkowie prędko sami zostaną rodzicami, będą słyszeli słodkie imię ojca i matki, skierowane do nich. Dlatego jeżeli pragną szacunku i miłości od własnych dzieci, muszą we własnym interesie ustosunkować się do przybranych rodziców jak do swoich. „Czcij Ojca twego i matkę twoją, abyś był długowieczny na ziemi” (Rodz. 20, 12) — głosi przykazanie Boże, które obowiązuje nie tylko dzieci, ale i dorosłych przez całe życie, a nawet po śmierci, w dobrej pamięci i modlitwie za ich duszę. Szczególnie trzeba się troszczyć o chorych rodziców (jak zresztą o wszystkich domowników, a w razie potrzeby i sąsiadów), sprowadzić do nich lekarza i księdza, który by ich przygotował na drogę wieczności. „Choruje kto między wami? Niech wezwie kapłanów i niechaj się nad nim modlą, namaszczając go olejem w imię Pańskie. A modlitwa płynąca z wiary uzdrowi chorego i jeśliby był w grzechach, zostaną mu odpuszczone” (Jak. 5, 14 – 15). Sakrament chorych — jak wynika ze słów Apostołów — nieraz pomaga prędzej wyzdrowieć, gładzi pozostałości grzechu, osłabia pokusy i przynosi choremu wielką ulgę w cierpieniu. Dlatego nie wolno odkładać wezwania kapłana aż chory zupełnie osłabnie i straci przytomność, ale prędzej, skoro tylko jest poważnie chory, by mógł dobrze się wyspowiadać, godnie przyjąć wiatyk i sakrament chorych. 197 Wobec służby, jeżeli taka będzie, obowiązuje małżonków życzliwość i miłość, jak względem wszystkich domowników, braci młodszych i przybranych dzieci, którzy przez wspólność pracy, ducha i chleba stają się członkami rodziny w szerszym znaczeniu. Rozwój gospodarstwa i sława domu oraz wychowanie dzieci małżonków zależeć będzie od doboru domowników i należytego stosunku do nich. Stosunek zaś ten winien być oparty przede wszystkim na sprawiedliwości, miłości, łagodności oraz należytej trosce o dobro duchowe służby. Sprawiedliwość — to podstawa i pierwszy obowiązek względem służby, który polega na oddawaniu jej należytej zapłaty, dostatecznego i dobrego pożywienia i nie obciążanie nadmierną pracą: „Bez ociągania się tedy, o bogacze, płaczcie narzekając na nieszczęścia, które na was przyjdą… Oto woła zapłata robotników, co żęli pola wasze, którąście zatrzymali, a wołanie ich doszło do uszu Pana zastępów” (Jak. 5, 1 – 4). Kto krzywdzi służbę w zapłacie, potrącając za najmniejszą szkodę lub chwilę nieoględnie straconą, dopuszcza się grzechu, wołającego o pomstę do nieba. „Nie zawiążesz pyska wołowi młócącemu” (I Tym. 5, 18), mówi Pismo św., żądając, by ten, co nam służy, otrzymywał odpowiedni posiłek. Umiar w pracy jest to ludzkie traktowanie służby, nie obciążanie zbytecznymi trudami i nie odmawianie potrzebnego wytchnienia. Miłość służby wypływa z natury z tej zasady, że sługa jest naszym bratem czy siostrą. A skoro według nauki Chrystusa winniśmy kochać nawet wrogów, tym bardziej tych, z którymi łączy nas więź dwakroć święta — braterska i ojcowska: „Sługa mądry niech ci będzie miły jako dusza twoja” (Ekl. 7, 23). Miłość ku służbie winna objawiać się w dobroci i łagodności, czyli w takim obejściu się w zarządzeniu i mowie, które by świadczyło, że mają w nas nie tyranów, lecz ojców. „Nie bądź jako lew w domu twoim, wywracając domowniki twoje, a obciążając poddane twoje” (Ekl. 4, 35), mówi autor natchniony, potępiając wszelkie twarde i nieludzkie postępowanie pracodawców z pracownikami. Trzeba również cierpliwie znosić ułomności, nieuwagi i mimowolne uchybienia służby, a gdy czasami wypada skarcić niedbalstwo i lenistwo, czynić to należy bez wybuchu gniewu i obelg, lecz z miłością i wyrozumiałością. W chorobie należy opiekować się służbą jak ów setnik ewangeliczny, który prosił Chrystusa o uzdrowienie swego sługi. Troska o dobro duchowe służby należy również do obowiązków małżonków. Mamy obowiązek okazywać każdemu bliźniemu miłosierdzie duchowe, ale najbardziej tym, którzy mieszkają z nami pod jednym dachem i oddają nam swój czas i swoje zdrowie, aby byli pobożni, bogobojni, trzeźwi, skromni i we wszystkich cnotach ćwiczeni. W szczególności trzeba czuwać nad tym, by służba znała prawdy konieczne do zbawienia, by spełniała praktyki religijne, by się nie oddawała nałogom, unikała przekleństw, kłótni, sprośnych 198 mów, albowiem inaczej może dać wielkie zgorszenie dla otoczenia, a szczególnie dla dzieci. C. Obowiązki religijne Stan małżeński ustanowiony przez Boga i przez Chrystusa uświęcony, ma służyć przede wszystkim ku większej chwale Boga w Trójcy św. Jedynego, który będzie kiedyś sędzią małżonków na sądzie ostatecznym. Nie może być mowy o szczęściu małżonków, którzy nie boją się i nie kochają Boga, nie spełniają przykazań Bożych i kościelnych, lecz żyją tylko według swego widzimisię, oddając się zmysłowości i goniąc za przemijającymi radościami i bogactwami tego świata. Trzeba tedy budować szczęście na cnocie i błogosławieństwie Bożym, zachowując wiernie naukę Kościoła, ustanowionego przez Chrystusa Pana „jako zrzeszenia wiernych, którzy wyznają tę samą wiarę, przyjmują te same sakramenty i pozostają pod zwierzchnictwem Papieża, jako zastępcy P. Jezusa i następcy św. Piotra oraz biskupów, jako następców Apostołów”. Szczęśliwi małżonkowie, którzy rozpoczynają i kończą dzień wspólną modlitwą, nie zapominają o wzniesieniu duszy do Boga przed jedzeniem i po jedzeniu, u których krzyż znajduje się na widocznym miejscu w mieszkaniu, a przy drzwiach i nad łóżkiem kropielnica z wodą święconą, którzy w piątki i inne dni postne całego roku zachowują wstrzemięźliwość i przepisany post i którzy w niedzielę i święta bywają w kościele, słuchają pobożnie Mszy św. i kazania, którzy godnie i często przystępują do Sakramentów św. Św. Rodzina w Nazarecie, której obraz mają w swoim mieszkaniu, jest dla nich wzorem bogobojności i wiernej służby swemu Stwórcy, obsypującemu ich błogosławieństwem doczesnym i zapewniającemu szczęście wieczne po śmierci. Wstępując tedy w stan małżeński, trzeba dobrze zdawać sobie sprawę z tego, iż „małżeństwo jest to sakrament, przez który dwie wolne osoby — mężczyzna i niewiasta — łączą się ze sobą świętym i nierozerwalnym węzłem aż do śmierci, otrzymując łaskę od Boga do wiernego wypełniania obowiązków swego stanu” względem siebie, społeczeństwa i Boga. Nowożeńcy mają w małżeństwie widzieć wyższy cel: urzeczywistnienie planów Bożych i spełnienie jego świętej woli. „Ci bowiem, którzy w małżeństwo tak wstępują, że Boga od siebie i z serca swego wyrzucają, a swej lubości tak zadość czynią, jako koń i muł, które rozumu nie mają, nad tymi czart ma moc. Ale ty, gdy ją (żonę) pojmiesz… wstrzymaj się od niej przez trzy dni, a niczym innym nie będziesz się zajmował, jeno modlitwą z nią… (w ten sposób) do złączenia świętych patriarchów przypuszczony będziesz… i błogosławieństwa w synach dostąpisz” (Tob. 6, 17 – 22). 199 4. Przygotowanie do Sakramentu chorych Sakrament chorych jest dopełnieniem sakramentu pokuty, w którym, jak i w małżeństwie, udziela Bóg chorym szczególniejszych łask swego miłosierdzia. Wskazuje na to modlitwa odmawiana przez kapłana przy udzielaniu tego sakramentu: „Przez to święte namaszczenie i swoje najłaskawsze miłosierdzie, niech ci odpuści Pan, cokolwiek zgrzeszyłeś wzrokiem, słuchem, powonieniem, smakiem, dotykiem i chodzeniem”. Formę tę powtarza kapłan przy namaszczeniu poszczególnych zmysłów. Kapłan ubrany w komżę i stułę fioletową, wszedłszy do domu chorego, pozdrawia jego mieszkańców: V. „Pokój temu domowi. R. I wszystkim mieszkańcom jego”. Następnie składa oleje chorych na stole nakrytym białym obrusem i kropiąc wodą święconą chorego, pokój i otaczających, mówi: „Pokrop mię, Panie, hizopem, a stanę się czysty; obmyj mnie a nad śnieg wybieleję”, dodając zaraz: V. „Wspomożenie nasze w imię Pana, R. Który stworzył niebo i ziemię. V. Pan z wami. R. I z duchem twoim”. Módlmy się: Panie Jezu Chryste, niech wraz ze mną, pokornym Twym sługą, wejdą do tego domu: stała szczęśliwość, zbożna pomyślność, pogodne wesele, owocna miłość i trwałe zdrowie. Niechaj stąd pierzchną natrętne złe duchy, a przybędą Aniołowie pokoju, wszelka zaś złośliwa niezgoda niech z tego domu ustąpi. Okaż, Panie, wobec nas chwałę świętego Imienia Swojego i pobłogosław naszej posłudze. Uświęcić pokorne przyjście nasze Ty, który jesteś święty i pełen dobroci, który z Ojcem i Duchem Świętym trwasz na wieki wieków. Amen”. Inne modlitwy z braku czasu mogą być opuszczone. Jeżeli chory chce się spowiadać, obecni opuszczają pokój chorego, a kapłan słucha spowiedzi chorego i udziela mu rozgrzeszenia. Potem w krótkich słowach powie o ważności i skuteczności tego sakramentu, zachęcając chorego do ufności w nieskończone miłosierdzie Boże, który w tym sakramencie gładzi grzechy (drugorzędnie), usuwa pozostałości grzechowe (kary doczesne za grzechy) i duchowe słabości jak: przyćmienie umysłu, osłabienie woli i złe skłonności oraz udziela specjalnej łaski sakramentalnej, która osłabia pokusy i daje ulgę w cierpieniach. Myśli, jakie mogą służyć duszpasterzom w przygotowaniu do tego sakramentu: „Drogi bracie (siostro), może się już zbliża ostatnia chwila życia twego. Zwykle powstaje wówczas bojaźń śmierci. Przypominają się bowiem grzechy i powstaje obawa sądu Pańskiego, która napełnia duszę trwogą, a odwieczny wróg ludzkości podwaja swe wysiłki i podstępy, by w tej ostatniej chwili usidlić duszę w grzech rozpaczy i w ten sposób oderwać ją na wieki od 200 Boga. Potęgujące się boleści ciała nie pozwalają zebrać myśli, by wytężyć wszystkie siły do zwalczania tego strasznego wroga. Kto przyjdzie z pomocą w tej ostatniej walce?… Nikt z ludzi mimo najlepszych chęci nie może nam pomóc. Jeden tylko Zbawiciel nie opuszcza nas w tej strasznej chwili i przychodzi z pomocą w sakramencie chorych, którego za chwilę udzielę. Sakrament ten udziela specjalnej łaski, wyniszczając w duszy pozostałości grzechowe po grzechach odpuszczonych, wzmacnia wolę przeciwko pokusom szatańskim, podnosi na duchu, utwierdza w dobrem, daje ulgę w cierpieniach, a niekiedy przywraca zdrowie ciału, jeżeli jest taka wola Boża. Nadto sakrament ten gładzi również grzechy (nawet śmiertelne), jeżeli chory nie z własnej winy spowiadać się z nich nie może. Co się tyczy kary doczesnej, sakrament ten gładzi ją więcej lub mniej, zależnie od usposobienia i pobożności przyjmującego. Dlatego po namaszczeniu jeszcze udzielę odpustu zupełnego na godzinę śmierci. Jakich to wielkich łask udzieli ci Bóg w tym sakramencie, który zapewne chcesz przyjąć. Aby je otrzymać, obudź w sobie żywą wiarę i ufność w miłosierdzie Boże oraz gorącą miłość ku tak dobremu Panu, żałuj za wszystkie grzechy całego życia, szczególnie za złe używanie zmysłów, jak oczu, uszu, ust, dotyku i innych, które namaszczać będę. A że ci trudno mówić ustami, módl się przynajmniej myślą w ten sposób: „Pragnę Boże, Ojcze miłosierdzia, przyjąć ten sakrament chorych, przez który chcesz mnie wzmocnić zasługami Najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa. Żałuję za wszystkie grzechy całego życia mojego z miłości ku Tobie. Ufam Twemu nieskończonemu miłosierdziu, przez które przebaczyłeś łotrowi na krzyżu i przyjąłeś do łaski swojej Magdalenę. Spodziewam się, że i mnie nie opuścisz. Amen”. Po namaszczeniu i udzieleniu odpustu zupełnego na godzinę śmierci, trzeba w paru słowach pocieszyć chorego i polecić akty strzeliste, np. „Jezu, ufam Tobie!”, „Okaż mi, Panie, miłosierdzie swoje!” itp. 5. Przygotowanie do innych sakramentów Myśli do przygotowania wiernych do sakramentu chrztu (dorosłych), sakrament pokuty i Ołtarza, można zaczerpnąć z rozdziału drugiego (punkt II, 3, b – c). 201 6. Przygotowanie do sakramentaliów Myśli do przemówień przy administrowaniu sakramentaliów. „Wszystko, co Bóg stworzył dobre jest… modlitwa bowiem i słowo Boże uświęca je” (I Tym. 4, 4). Wierni chrześcijanie! Kościół na mocy władzy otrzymanej od Boga poświęca rozmaite rzeczy i błogosławi ludzi w różnych okolicznościach życia. Te poświęcenia i błogosławieństwa nazywają się sakramentaliami i ujawniają nieskończone miłosierdzie Boże. Różnią się one od sakramentów tym, że ustanowił je nie Chrystus, ale Apostołowie i Kościół, i że skuteczność ich zależy głównie od modlitwy Kościoła i usposobienia przyjmującego (ex opere operantis). Kościół w sakramentaliach zawsze prosi Boga o skutek, a nigdy nie sprawuje go, jak w sakramentach (ex opere operato). Dlatego z żadnym z sakramentaliów nie łączy się skutek niezawodny, który zależy od modlitwy administrującego i usposobienia przyjmującego. Sakramentalia nie udzielają łaski uświęcającej i nie odpuszczają grzechów ciężkich, a tylko w pewnych warunkach mogą spowodować darowanie grzechów lekkich i kar doczesnych oraz udzielić łask aktualnych i błogosławieństwa w rzeczach doczesnych. Odpuszczenie grzechów lekkich odbywa się przez akt żalu, spowodowany przez sakramentalia, albowiem na skutek modlitwy Kościoła sakramentalia skłaniają duszę do pokuty, która polega na obrzydzeniu sobie grzechów wprost lub ubocznie. Odpuszczenie kar doczesnych odbywa się przez dołączone często do sakramentaliów odpusty i przez akty miłości Boga, obudzone na prośbę Kościoła. Udzielenie łask aktualnych przy użyciu sakramentaliów zależy głównie od modlitwy Kościoła i pobożności tego, kto używa sakramentaliów. Z powyższego wynika, że skutki sakramentaliów zależą głównie od nieskończonego miłosierdzia Bożego, o które Kościół zawsze błaga w modlitwach odmawianych przy ich udzielaniu. Nie sposób jest wymienić, tu wszystkich modlitw, jakie znajdują się w Rytuale i Pontyfikale, wystarczy przytoczyć kilka ważniejszych i częściej używanych, aby się przekonać, że całą skuteczność sakramentaliów Kościół przypisuje wyłącznie ufności w miłosierdzie Boże. Na przykład przy poświęceniu wody w dnie niedzielne, kapłan błaga Ducha Św., by z miłosierdzia swego był obecny i nadał siłę skuteczną błogosławionemu przezeń żywiołowi. Przy poświęceniu wody w wigilię Trzech Króli, wprost przynagla miłosierdzie Boże, aby spowodowało pożądany skutek. „Nam, którzy błagamy o Twoje miłosierdzie, niech wszędzie raczy pomagać obecność Ducha Świętego”… „Boże, którego miłosierdzie nie ma miary, a dobroć jest skarbem niewyczerpanym”… Podobnie przy poświęceniu ołtarza biskup się modli: „Udziel nam pokornie proszącym miłosierdzia swego, aby którzy do tej świątyni wstąpią… za sprawą miłosierdzia 202 Twojego zmiłowaniem Twym zawsze się cieszyli”… itp. Skutków sakramentaliów nie osiąga się bezpośrednio i nieomylnie, albowiem nieraz brakuje wymaganych warunków, aby modlitwa Kościoła wywierała nieomylny skutek: mogą mianowicie powstać przeszkody ze strony człowieka lub rzeczy proszonych. Prawnym ministrem sakramentaliów jest kapłan, któremu władza kościelna udzieliła tego prawa. Podmiotem sakramentaliów są przede wszystkim katolicy i katechumeni. Jeżeli nie ma wyrażonego zakazu, można udzielać sakramentaliów i niekatolikom w celu uproszenia im światła wiary i zdrowia ciału. Nie wolno udzielać sakramentaliów ekskomunikowanym i obłożonym interdyktem osobistym (c. 2375). Co się tyczy egzorcyzmów, upoważniony ku temu kapłan może stosować je nie tylko do wiernych, lecz i do niewierzących, niekatolików i ekskomunikowanych. Zaznaczyć trzeba, że użycie sakramentaliów o tyle jest godziwe, o ile ma na względzie cześć Boga i nie przypisuje się im innego skutku niż ten, jaki rzeczywiście sprawują. Inaczej bowiem mogą się stać niegodziwym zabobonem i kuszeniem Pana Boga, np. przypisywanie pewnej czynności lub określonej ilości modlitw, jakiegoś specjalnego nadzwyczajnego skutku. Jak pożyteczne są sakramentalia, okazuje nam nawrócenie Alfonsa Ratisbonne w r. 1842 w Rzymie, który zatrzymał przy sobie otrzymany od przyjaciela medalik z wizerunkiem Matki Boskiej. Przy zwiedzaniu pewnego kościoła w Rzymie, został uderzony cudownym światłem, w którym ujrzał uśmiechniętą promienną postać Maryi Niepokalanej, podobnej do obrazka na medaliku. Skruszony przyjmuje chrzest i staje się słynnym misjonarzem, który założył zakon Panien Syjońskich, nawróconych żydówek, modlących się o nawrócenie rodaków. Pewien żołnierz w ostatniej wojnie otrzymał strzał w pierś, ale kula odbiła się od poświęconego medalika — szkaplerza, jaki on miał na piersi, i pozostała w fałdach koszuli. Tak więc wizerunek Matki Boskiej uratował mu życie. Mamy tedy cenić sakramentalia, przyjmując je z należytym usposobieniem z żalem za grzechy i ufnością w nieskończone miłosierdzie Boże, od którego głównie zależy ich skuteczność. IV. Kierownictwo i rządzenie duszami Największym niebezpieczeństwem duchowym naszych czasów jest ześwietczenie dusz ludzkich. Nastrój laicyzmu wciska się dziś zewsząd do wszystkich mniej odpornych dusz. Nie atakuje on, jak dawne herezje, poszczególnych dogmatów wiary, ale podkopuje cały nadprzyrodzony światopogląd, usiłując odebrać sens życiu wewnętrznemu, zbagatelizować je i 203 usunąć poza nawias trosk współczesnego człowieka wszelkie zaziemskie aspiracje i pragnienia. Żyjemy w dobie szalonego tempa techniki, pod hasłem coraz to bardziej śmiałych zdobyczy ludzkiego mózgu, w gorączce wielkich miast, gdzie każdy nerw i każdy muskuł zmierza do pełniejszego wyżycia się i użycia: ziemski raj ma wyrugować z duszy ludzkiej płonne rzekomo marzenia o zaświatowych wartościach. Stąd płynie niechęć do religijnych książek, lęk przed kazaniami, płytkość zredukowanych do minimum religijnych praktyk przy głębokiej ignorancji zasad wiary, rozprężenie etyki indywidualnej i rodzinnej oraz samolubnych instynktów użycia. Wobec tych nowych nastrojów, które zatruwają i bezkompromisowo przykuwają do ziemi współczesnego człowieka, słychać wołanie Kościoła: „Szukajcie tedy najpierw królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego” (Mt. 6, 33). To wołanie zdaje się być głosem wołającego na puszczy. A jednak i dzisiaj nakaz Zbawiciela: „Idąc tedy nauczajcie… nauczajcie zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem” (Mt. 28, 20) — jest aktualny, jak i dawniej. Tym bardziej dzisiaj duszpasterz winien słowem i czynem realizować zasadę „Sursum corda” — skierowując serca wzwyż, nie przywiązując się nadmiernie do rzeczy doczesnych, które mól niszczy i złodziej zabiera, ale szukając przede wszystkim Królestwa Bożego, albowiem ponad złoto i platynę, ponad wiedzę i karierę, ponad zaszczyty i użycie, nieskończenie ważniejsze jest szczęście wieczne, przygotowane dla nas z miłosierdzia Bożego. Równocześnie tedy z wysiłkiem odwiecznego wroga ludzkości, by dusze ludzkie ześwietczyć i pochłonąć w zawrotnym wirze życia zewnętrznego, duszpasterz ma rozwinąć i pogłębić wartości życia nadprzyrodzonego, ma wychowywać świętych przez odpowiednie kierownictwo i rządy dusz pod wpływem idei miłosierdzia Bożego, zarówno w konfesjonale jak i poza nim. 1. Kierownictwo w konfesjonale W konfesjonale idea Miłosierdzia Bożego jest czynnikiem decydującym o nawróceniu grzesznika i podniesieniu sprawiedliwego na wyższy poziom życia wewnętrznego. Już udając się do tego trybunału spowiednik winien sobie uprzytomnić, jak wielki, trudny i niebezpieczny obowiązek ma wypełnić; winien mieć przeświadczenie, że jego siły są niewspółmierne z zadaniem, że przez niego ma zejść na penitenta większa moc miłosierdzia Bożego niż przy stworzeniu świata. Łatwiej bowiem wyprowadzić z nicości najdoskonalszego ducha, niż grzesznika, który jest poniżej nicości, podnieść do stanu nadprzyrodzonego, jak mówi św. Augustyn (Tr. 71 i 72. P. 1. 35, 1821 – 23). 204 W trybunale pokuty spowiednik zastępuje samego Boga, dlatego winien poświęcić wszystkie władze swej duszy dla dobra penitenta: rozum, by wynaleźć najodpowiedniejsze środki do wprowadzenia duszy na wyższy poziom; wolę, by zapanować nad niecierpliwością; miłość, by pobudzić penitenta do ufnego żalu, a nigdy do rozpaczy; a we wszystkim kierować się roztropnością i ostrożnością, by pracując nad zbawieniem dusz innych, „sam siebie nie zatracił”. Dlatego trzeba przypomnieć słowa Chrystusa: „Bądźcie miłosierni, jako i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łk. 6, 36), pomodlić się do miłosierdzia Bożego i w czystej intencji kierować się miłosierdziem względem penitentów. Zasiadając w trybunale pokuty spowiednik występuje jako sędzia, nauczyciel, lekarz i ojciec. a) Spowiednik jako sędzia Obowiązki spowiednika jako sędziego dadzą się sprowadzić do trzech punktów: zbadanie stanu sprawy, rozpoznanie usposobienia penitenta i wyrzeczenie wyroku: udzielenie lub odmówienie rozgrzeszenia. Zdarzyć się może, że penitent nie urnie głównych prawd wiary i nie zna warunków dobrej spowiedzi. Wówczas spowiednik winien je na początku krótko i zwięźle wyjaśnić w słowach pełnych miłości. Następnie ma cierpliwie wysłuchać samooskarżenia penitenta i, jeżeli ono nie da jasnego pojęcia o stanie jego duszy, trzeba zadawać dyskretne pytania, unikając próżnej ciekawości. Po zbadaniu sumienia penitenta spowiednik winien rozpoznać jego usposobienie, czyli zorientować się w ciężkości grzechów, w obowiązkach przez grzech zaciągniętych i prawach przezeń utraconych, by zastosować odpowiednią pokutę. W pierwszym wypadku wystarczy mieć ogólne pojęcie o grzechach wyznanych. Jeżeli chodzi o obowiązki zaciągnięte przez grzechy, dotyczą one naprawienia zgorszenia, wynagrodzenia krzywdy na majątku czy sławie bliźniego itp. Utracone przez grzech prawa mogą być duchowne, albo majątkowe, albo małżeńskie. Uprzytomniwszy sobie to wszystko, można się zorientować, czy penitent ma prawdziwy żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy. Nie jest to rzeczą łatwą, szczególnie jeżeli chodzi o recydywistów formalnych. Dla nich nie wystarczy zapewnienie, że żałują i obiecują poprawę przy spowiedzi ot tak ze zwyczaju. Konieczne są tu znaki nadzwyczajne żalu, jakimi są: a) nagła spowiedź nie ze zwyczaju, b) nagła ucieczka od okazji, c) okazanie mocnej woli w czynie np. przez spowiedź generalną, d) obrzydzenie grzechów natychmiast po upadku, e) niezwykła okoliczność (misje), f) niezwykła bojaźń, g) spowiadanie się ze skruchą itp. 205 Jeżeli penitent jest należycie usposobiony, ma prawo do otrzymania rozgrzeszenia, którego mu odmawiać nie wolno, chyba tylko za jego zgodą i dla pożytku jego duszy. Jeżeli istnieje uzasadniona wątpliwość, czy penitent dostatecznie żałuje i czy zasługuje na rozgrzeszenie, a zachodzi konieczność przyjęcia innych sakramentów lub inna jaka przyczyna, należy udzielić rozgrzeszenia warunkowo. Inaczej trzeba rozgrzeszenie odłożyć, byle nie nazbyt długo, wyjaśniając łagodnie przyczynę odłożenia. Penitentom zupełnie nieprzygotowanym należy odmówić rozgrzeszenia, czyniąc to ostrożnie, roztropnie po cierpliwym wykorzystaniu wszystkich środków przygotowania. b) Spowiednik jako nauczyciel Spowiednik jako nauczyciel ma nieco trudniejsze zadanie, niż jako sędzia: ma on dać poznać penitentowi stan moralny jego duszy stawiając mu przed oczyma ciężkość jego grzechów, ich skutki doczesne i wieczne, jak również niebezpieczeństwa, na które one go narażają. Trzeba mu przedstawić przyczyny, dla których winien obrzydzić sobie dawne grzeszne życie, rozpoczynając życie nowe, poprawić obyczaje, by zasłużyć na wieczną nagrodę. Trzeba tu: złych poprawić, zimnych rozgrzać, a oziębłych zapalić, dobrych zachęcić do postępu itp. Na to jedyną receptą może być ufność w miłosierdzie Boże i naśladowanie Boga w tej doskonałości w stosunku do biednych penitentów, by w nauczaniu i upominaniu nie drażnić miłości własnej, a kierować się łagodnością i miłością, szczególnie w stosunku do bojaźliwych i skrupulatów. Forma nauk i upomnień winna być dostosowana do stanu umysłowego penitentów; zawsze jednak winny one być krótkie, barwne, wypowiedziane w tonie uprzejmym, łaskawym i miłosiernym. Czasami można stosować szczególnie do prostaczków formę dialogu, skierowując akt strzelisty do miłosierdzia Bożego z prośbą o pomoc. c) Spowiednik jako lekarz Spowiednik jako lekarz ma poznać chorobę duszy, przyczyny tej choroby, usunąć skutki i przepisać sposób życia, by penitent nie tylko nie wpadł znów w chorobę, ale usunął jej źródło. Jest to zadanie niewspółmierne z siłami naturalnymi spowiednika. Potrzeba tu w wyższym stopniu pomocy miłosierdzia Bożego. Lekarstwa na choroby duszy mogą by ogólne, wzmacniające ją przeciwko wszelkim grzechom i szczegółowe, stosownie do tego lub innego grzechu. Do pierwszych należą: modlitwa, praktyki pobożne, częsta spowiedź i Komunia św., codzienny rachunek sumienia, unikanie okazji i umartwienie. Szczegółowe środki dadzą się streścić w jednym zdaniu: chcesz uniknąć lub 206 poprawić się z danego grzechu, ćwicz się w przeciwnej cnocie, np. pysznemu zalecić akty pokory, skąpemu — jałmużnę, itp. Przede wszystkim spowiednik winien być ojcem duchownym, jak go słusznie penitenci nazywają, ma on ojcowskim uczuciem obejmować nie jakieś osoby wybrane, stojące na pewnym stopniu doskonałości, lecz wszystkich grzeszników, klęczących u jego stóp. Ma on być ojcem słuchając spowiedzi penitentów, uzupełniając braki przygotowania, ma się uzbroić w miłosierdzie Jezusa Chrystusa, który nie przyszedł wzywać sprawiedliwych, lecz grzeszników, który umiał zająć się nimi gorliwie, cierpliwie i łaskawie. Nawet wtedy, gdy dla rozbudzenia z odrętwienia grzechowego wypadnie grzeszników strofować, nie wolno mu używać wyrazów ostrych, a tym mniej obelżywych, lecz zawsze z jego ust ma płynąć miłość ojcowska, pamiętając, że konfesjonał jest trybunałem łaski. Jako ojciec, spowiednik nie powinien usuwać od konfesjonału penitentów nieprzygotowanych z powodu nieuctwa lub niedbalstwa, lecz niech ich sam przygotuje przez pytania o grzechy, które w ich stanie ludzie zwykli popełniać; ni rozbudzi w nich żal za nie, konieczny do udzielenia rozgrzeszenia. Penitenci, których się usuwa z braku przygotowania, zrażeni trudnościami, mogą więcej do konfesjonału nie wrócić i zatonąć w morzu grzechowym. Tym bardziej nie wolno usuwać od konfesjonału za to, że grzesznik z bojaźni czy wstydu zataił grzech na spowiedzi i z tego powodu obecnie winien powtórzyć spowiedź z lat kilku lub kilkunastu. Względem takich trzeba szczególniejszej wyrozumiałości ojcowskiej. Jakkolwiek pokuta winna być proporcjonalna czyli zastosowana do ilości i jakości grzechów, przy jej nałożeniu spowiednik ma również kierować się raczej miłosierdziem, jakie okazał Zbawiciel cudzołożnicy Magdalenie, Piotrowi i łotrowi na krzyżu. Ogólnie rzecz biorąc, lepiej błądzić pobłażliwością i zbytnim miłosierdziem, niż surowością. Bóg jest Ojcem miłosierdzia, jak to często czytamy w Piśmie św. (II Kor. 1, 3); dlaczegoż jego kapłan miałby być surowy, gdy go zastępuje w trybunale pokuty? Należy zwrócić uwagę penitentowi, by raczej z własnej woli podjął się uczynków pokutnych, usiłując gorliwiej poprawić swe życie i częściej przystępować do sakramentów św. 2. Kierownictwo w pracy charytatywnej W pracy charytatywnej idea miłosierdzia Bożego staje się nieodzownym warunkiem, jak powiedział Zbawiciel: „Bądźcie miłosierni, jako i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łk. 6, 36). Nie można bowiem naśladować tego, czego się nie zna i nie czci, a w słowach powyższych zawiera się wyraźny nakaz uczynków 207 miłosierdzia względem bliźnich na wzór Ojca Niebieskiego względem nas samych. Praca charytatywna nie jest tylko radą, do której można się stosować lub jej zaniechać bez grzechu, lecz jest ona ścisłym prawem i obowiązkiem. Od jego spełnienia nikt się usunąć nie może. Wynika to zarówno z Pisma św. jak i z głosu rozumu. Autor księgi Mądrości stanowczo nakazuje: „Miłosierdzie i prawda niech cię nie opuszczają: obwiń je wokoło szyi twojej i napisz na tablicach serca swojego” (Przyp. 3, 3). „Synu, nie odejmuj jałmużny ubogiemu, a oczu twoich nie odwracaj od ubogiego. Nie wzgardzaj duszą łaknącą i nie drażnij ubogiego w niedostatku jego” (Ekl. 4, 1 – 2). Jeszcze w wyższym stopniu obowiązek miłosierdzia wkłada na nas Zbawiciel. Opisując Sąd Ostateczny wkłada w usta Sędziego: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, który zgotowany jest diabłu i aniołom jego. Albowiem łaknąłem, a nie nakarmiliście mię; pragnąłem, a nie daliście mi pić; byłem gościem, a nie przyjęliście mnie…” (Mt. 25, 41 – 43). Naturalny głos rozumu również nakazuje nam miłosierdzie. Dobra bowiem doczesne nie są naszą własnością w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz należą do Boga, który je nam jak gdyby wynajmuje, byśmy z nich korzystali i płacili pewną dzierżawę. „Czcij Pana z majętności twojej i z pierwocin wszelkiego zboża twego dawaj mu” (Przyp. 3, 9). Otóż Bóg te prawa, które ma do majętności naszych, przelewa na ubogich; ci są jakby jego zastępcami w tym względzie i na ich ręce możemy płacić należną Bogu dzierżawę. Z tego wynika, jakiej zbrodni dopuszcza się człowiek bogaty, który dobrem swoim nie dzieli się z ubogim. Jest to wielki niewdzięcznik, który niesprawiedliwie zatrzymuje to, co się ubogiemu należy. „Czyż bogaci nie uciskają was (biedaków) i sami nie ciągną was do sądów” (Jak. 2, 6). Zbawiciel zalecając nam uczynki miłosierdzia podaje nam odpowiednie pobudki, wśród których na pierwszym miejscu stawia na śladowanie Ojca niebieskiego. On z miłosierdzia swego nas stworzył, z tejże pobudki nami się opiekuje, a przede wszystkim z miłosierdzia zesłał Syna swojego, który „będąc bogatym stał się ubogim, abyśmy… ubóstwem jego bogatymi się stali” (II Kor. 8, 9). Jak my odwdzięcza my się za to Panu? On sam niczego od nas nie potrzebuje. Za to w osobie ubogiego wyciąga do nas rękę po jałmużnę, w osobie chorego wygląda od nas ulgi, w osobie smutnego i zrozpaczonego oczekuje pociechy, w osobie nieumiejętnego pragnie pouczenia, w osobie wątpiącego — rady, bo wszakże on sam powiedział: „Coście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt.25, 40). Jaki to wielki zaszczyt zastępować Boga na ziemi w świadczeniu jego miłosierdzia! Jakie to wielkie wyróżnienie, że Bóg pozwala nam naśladować siebie pod tym względem! Jakie to dla nas szczęście, że Bóg w tak łatwy sposób pozwala nam odpokutować za nasze grzechy i wysłużyć sobie nagrodę wieczną. Pięknie o tym mówi nasz złotousty Skarga: „Kto ludziom dobrze czyni i ich 208 braki z miłosierdzia opatruje i winy odpuszcza, ten obraz Boży na sobie nosi i jest jakoby Pan Bóg w podobieństwie. Jak gdy syn do ojca bywa podobny, mówimy: to prawy syn jego; tak gdy ludziom czynimy dobrze, a miłosierdzie im okazujemy, twarz Boską niejako na sobie wyrażamy, tak, iż Aniołowie i ludzie sprawiedliwi, patrząc na miłosierne uczynki nasze mówią: to prawy syn Boży, prawdziwie podobny do Ojca swego… Żadne przedniejsze ziarno na roli serc waszych stać się nie może, jako miłosierdzie, które jest obrazem Trójcy św., najprzedniejszą cnotą chrześcijańską, wypełnieniem zakonu Bożego, świadectwem wiary dobrej, owocem pokajania prawego, wykonaniem miłości ku Bogu, pomocą do uznania i nabycia skruchy, oczyszczeniem grzechów, pomnożeniem cnót i sprawiedliwości, błogosławieństwem na dniu sądnym i wprowadzeniem do nieba” (Kazania niedzielne). Nie można lepiej wyrazić zachęty do miłosierdzia względem bliźnich, jak to uczynił w powyższych słowach nasz Skarga, wskazując na miłosierdzie Ojca niebieskiego względem rodzaju ludzkiego. On też po mistrzowsku wyszczególnia uczynki miłosierne: „Patrz jeden na drugiego, jeśli z sobą jakiego zwaśnienia nie macie, jeśliście sobie życzliwi, jeśli jeden drugiego nie obraził myślą, albo słowem, albo samym uczynkiem. Ustępuj krzywdy jeden drugiemu odpuszczając sobie przewinienia i jeden drugiego niedostatki pokrywaj. Miej każdy brata swego za lepszego na sumieniu, niźliś sam jest. Górnie o sobie nie rozumiejcie, ani gardźcie ubogimi i prostymi, którzy się za mądre mieć chcecie. Mądrość swoją na wypełnianiu miłości i zakonu Pana pokazujcie. Obmów się strzeżcie i rany języcznej, potwarzy, złego słowa i przymówki na brata i żartów obraźliwych i niepożytecznych. A dobrą życzliwością i uczynnością wzmacniajcie miłość braterską. Czyńcie dobrze jeden drugiemu, obdarzajcie się radzi upominkami przyjaźni, pożyczajcie radzi na potrzebę braterską jako kto może, bądźcie użyczliwymi, łaskawymi jeden na drugiego. Niech zdrady żadnej i obłudności między wami nie będzie” (Kazanie o miłosierdziu). Z uczynków miłosiernych najtrudniej jest cierpliwie znosić krzywdy i darować urazy. Aby siebie przezwyciężyć pod tym względem, trzeba rozważać miłosierdzie Boga względem nas i prosić Boga o pomoc oraz zastanowić się nad wzniosłością i pięknością tej cnoty, która jest najwyższą ozdobą człowieczeństwa, najwyższym podniesieniem naszej ludzkiej godności. Darowanie uraz, to nie małoduszność i brak honoru czy męstwa, lecz to dowód wielkoduszności i bogactwa cnoty ćwiczonej w nauce Chrystusa, jest to heroiczna cierpliwość i męstwo, co za kamień odpłaca chlebem, modląc się za prześladowców. Przepięknie i tę prawdę przedstawia Skarga: „Nawet w nieprzyjacielu Chrystusa żywmy, Chrystusa odziewajmy, przyjmujmy, nawiedzajmy, częstujmy, nie tylko słowem, ale potrawami, jak drudzy czynili…, ale miłosierdziem i poratowaniem nad ubogimi i porzuconymi, gdyż tej ofiary od nas Pan nasz pragnie, a ta mu jest nad inne czci jego najmilsza. A 209 gdy z tego świata wychodzić będziemy, przyjmą nas do onej górnej krainy i przybytków wiecznych” (Kazanie o miłosierdziu). Najuboższymi są ci, którzy nie znają lub utracili Boga. Do nich odnoszą się słowa Chrystusa: „Zawsze ubogich macie u siebie i gdy zechcecie, możecie im dobrze czynić” (Mk 14, 7). Trzeba i z nimi nawiązać łączność, dostarczyć im możliwości poznania Najmiłosierniejszego Zbawiciela. Sam Pan Jezus ustawia ich na drodze życia naszego i pragnie, byśmy w modlitwie i obcowaniu z nimi pokazali na sobie, kim jest Bóg. Można to uczynić wszędzie przy danej okazji, w pociągach, w tramwajach, poczekalniach, u lekarza, w znanych sobie ze słyszenia rozkładających się rodzinach, w tak zwanych „kolejkach i ogonkach”, na wczasach, na cmentarzach — słowem wszędzie, gdzie tylko wyczuwamy, że interwencja nasza może się okazać użyteczną. Wszystko to mamy czynić w czystej intencji, w imieniu Najmiłosierniejszego Zbawiciela i w ścisłej z nim współpracy, bez rozgłosu i reklamy, jak tego żąda Chrystus: „Gdy tedy dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jako czynią obłudnicy w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam, wzięli już nagrodę swoją. Ale gdy ty dajesz jałmużnę, niechaj nie wie lewica twoja, co czyni prawica twoja, aby jałmużna twoja była w skrytości. A Ojciec twój, który widzi w skrytości, odpłaci tobie” (Mt. 6, 2 – 4). Uświadomienie sobie ścisłej zależności i bezpośredniej więzi z Najmiłosierniejszym Zbawicielem zaspokoi naturalne dla każdego człowieka emocje społecznego działania i stanowić będzie błogosławioną pobudkę do czynu w przeświadczeniu, że nie jesteśmy sami, ale że z nami jest Chrystus. W tym celu należy codziennie przyjmować Komunię św. z należytym przygotowaniem i dziękczynieniem z główną myślą, by zanieść Jezusa do tych, którzy do Niego nie przychodzą i nic o nim nie chcą wiedzieć. Trzeba również nieustannie pamiętać, że mamy w sercu Pana Jezusa i że każde słowo, każda czynność i cała postawa w stosunku do napotykanych bliźnich, winny w sposób żywy świadczyć o obecności Zbawiciela, który z ukrycia w naszym sercu oddziaływa na tych, do kogo się zwracamy. Trzeba korzystać z okazji lub upatrzyć sobie osoby w rodzinie, wśród krewnych i znajomych, którym trzeba dopomóc w nawiązywaniu łączności z Chrystusem. W ten sposób po pewnym czasie wyrobimy sobie opinię, że do nas będą się zwracać ci, którzy sami nie mogą, nie chcą lub nie potrafią odnaleźć marnotrawnej owieczki dlatego, że brak im doświadczenia lub niezbędnych minimalnych umiejętności, które są, w tych sprawach tak bardzo potrzebne, a które zdobywamy dopiero z czasem. W tej współpracy z Najmiłosierniejszym Zbawicielem w dziele wskrzeszania martwych dusz konieczne są następujące minimalne warunki: 1) Stała osobista łączność z Mistrzem utajonym w Przenajświętszym Sakramencie, stosownie do Jego słów: „Trwajcie we mnie, a ja w was. Jak 210 latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeśli nie tkwi w winnym krzewie, tak i wy, jeśli we mnie pozostawać nie będziecie. Jam winnym krzewem, a wy latoroślami. Kto mieszka we mnie, a ja w nim, ten wiele owocu przynosi, bo beze mnie nic uczynić nie możecie” (J. 15, 4 – 5). 2) Silna wiara i niezachwiana ufność w pomoc Jezusa, jaką miał Apostoł, który powiedział: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” (Fil. 4, 13). 3) Znajomość istotnej treści nauki Zbawiciela, a przynajmniej większego katechizmu dla dorosłych, w myśl upomnień św. Pawła: „Pilnuj samego siebie i nauki: i w tym trwaj. Bo to czyniąc i samego siebie zbawisz i tych, którzy cię słuchają” (I Tym. 4, 16). 4) Cierpliwość, wyrozumiałość i wytrwałość, pochodzącą z prawdziwej miłości Chrystusa i pragnienia wynagrodzenia mu za zniewagi wyrządzone w Sakramencie Ołtarza, jak pisze Apostoł: „Potrzeba wam tylko cierpliwości, abyście spełniając wolę Bożą, dostąpili obietnicy” (Żyd. 10, 36). 5) Przyswojenie sobie pewnych wiadomości z psychologii, jak nawiązać i podtrzymywać kontakty z ludźmi, potrzebującymi pomocy w zbliżeniu się do Chrystusa. 6) Zapewnienie sobie porady u światłego i gorliwego kapłana, gdy posiadane wiadomości nie będą wystarczały. 7) Wyrobienie osobiste, by nie okazywać zgorszenia w razie niepowodzenia, a przyjąć upokorzenie w duchu pokuty; nie upadać na duchu i unikać przesadnego trzymania się swego zdania, szukając wspólnego punktu widzenia z tymi, których mamy na względzie, bo „Nie trzeba lekarza zdrowym, ale tym, którzy się źle mają. Idźcie i na uczcie się, co znaczy: miłosierdzia chcę, a nie ofiary. Bom nie przyszedł wzywać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt. 9, 2 i 13). Jeżeli chodzi o ułatwienie pracy charytatywnej, trzeba unikać rutyny i oklepanych zwrotów, a stosować styl zwykłej rozmowy, w której wyjaśniamy życie religijne i takie zagadnienia, jakie się nie dadzą wytłumaczyć ze stanowiska materializmu, czy idealizmu. W tym celu trzeba samym mocno wierzyć w to, co mówimy, a ta wiara udzieli się innym i wskaże, że nasze praktyki religijne nie są zmechanizowaną rutyną ani ponurym talmudyzmem. Najskuteczniej jest wyczuć potrzeby interlokutorów i możliwie im w jakiś sposób pomóc w zaspokojeniu tych potrzeb zupełnie bezinteresownie. Zdarzyć się może, że ktoś sam zwraca się do nas z wątpliwościami religijnymi, a nawet zaatakuje naszą postawę i przekonania; wówczas należy zachować wielką równowagę ducha i spokojnie znaleźć jakiś wspólny punkt widzenia, wspólną płaszczyznę, z której powoli będziemy zmierzać do usunięcia wątpliwości. Przy tym pamiętać trzeba, że nie każdy argument trafi do przekonania interlokutora, gdyż to zależy od poziomu jego rozwoju 211 umysłowego i nastroju uczuciowego w danej chwili. Toteż należy dostosować się do tego poziomu, unikając niezrozumiałych słów i wyrażeń. Najlepiej zaskoczyć niezwykłością pierwszych słów, jak to u czynił Chrystus w rozmowie z Samarytanką, którą pierwszy poprosił: „Daj mi pić”. Można również użyć z góry przygotowanych i umiejętnie stosowanych informacji, fraszek, obrazków, książeczek w celu nawiązania kontaktu, by potem kontynuować rozpoczętą rozmowę, skierowując ją do zamierzonego celu. Tak Zbawiciel od wody przeszedł w rozmowie z Samarytanką do wyjaśnienia, kim jest Bóg i posłany przez Niego Mesjasz. Nawiązanie delikatnych z natury kontaktów z ludźmi innych przekonań bardzo ułatwia przeświadczenie, że jesteśmy tylko niewypłacalnymi dłużnikami Najmiłosierniejszego Zbawiciela, który w swoim czasie, w celu naszego nawrócenia, przysłał i do nas sługi swoje, będące narzędziem w jego ręku. Były to może wzniosłe przykłady dusz świątobliwych, które czynną pomocą i wsparciem, a może radą i wiedzą, doświadczeniem, pocieszeniem i modlitwą utorowały nam drogi, którymi potem szliśmy i teraz idziemy do celu. Naturalne poczucie wdzięczności zmusza nas do świadczenia miłości i miłosierdzia dla innych. V. Miłosierdzie Boże w zjednoczeniu chrześcijan 24 listopada 1964 r. Paweł VI ogłosił dekret o ekumenizmie, uchwalony na III Sesji II Soboru Watykańskiego. Dekret ten został przygotowany z inicjatywy Jana XXIII, przez powołany do życia Sekretariat dla Spraw Jedności Chrześcijan. Ruch ekumeniczny datuje się od przeszło 50 lat, a w dniach 18 – 25 stycznia odbywa się co roku w całym świecie chrześcijańskim „Oktawa Modlitw o Zjednoczenie Chrześcijan”. W tym czasie wszyscy chrześcijanie: katolicy, prawosławni i ewangelicy różnych odłamów łączą się z intencją modlitwy Chrystusa Pana podczas Ostatniej Wieczerzy: „Aby wszyscy byli jedno” (J. 17, 21). Takiej modlitwy oczekuje od nas Bóg: modlitwy pokornej, ufnej, z pamięcią o błędach, jakimi wszystkie strony przyczyniły się do smutnego rozdziału między chrześcijanami. Jan XXIII uświadomił sobie w całej pełni, że testament Chrystusa „aby byli jedno”, nie został dotąd zrealizowany. Papież, zwany „Proboszczem świata”, uczynił sprawę zjednoczenia chrześcijan wielką troską swego pontyfikatu i jednym z celów zwołanego przez siebie Soboru Powszechnego. Kontynuatorem dzieła i myśli jego stał się obecny papież, Paweł VI, który między innymi w tym celu odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej i polecił wszystkim obok modlitwy o zjednoczenie, rozwijać i podkreślać to, co chrześcijan łączy, a nie to, co ich dzieli. 212 Otóż jedną z prawd, które łączą wszystkich chrześcijan jest tajemnica miłosierdzia Bożego, a projektowana uroczystość Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Niedzielę Przewodnią, byłaby może krokiem ku temu tak upragnionemu zjednoczeniu. Poznaliśmy już, że idea miłosierdzia Bożego wybitnie dominuje w liturgii Kościoła katolickiego, w ciągu całego roku i że w czasie wielkanocnym Kościół wielbi Boga w Jego miłosierdziu, gdy w innych czasach raczej błaga o to miłosierdzie. Poznajmy teraz, jak jest pod tym względem w Kościele prawosławnym i u ewangelików. 1. Miłosierdzie Boże w teologii prawosławnej Źródłem teologii prawosławnej jest Pismo św. i Tradycja, ograniczająca się do pierwszych siedmiu Soborów Powszechnych. Nauka ich o miłosierdziu Bożym nie jest jeszcze teoretycznie rozpracowana, ale w praktyce, czyli w liturgii, wezwania do miłosierdzia Bożego są zupełnie identyczne jak w Kościele powszechnym, czyli katolickim. Obecnie w Kościele prawosławnym Msza św. odprawia się według liturgii św. Jana Chryzostoma, św. Bazylego i św. Grzegorza papieża. Ta ostatnia odprawia się rzadko, w pewne tylko dni ściśle określone. Najczęściej zaś posługują się prawosławni liturgią św. Jana Chryzostoma. Składa się ona z trzech części: Priskomidii czyli przygotowania chleba i wina dla sprawowania Najświętszej Eucharystii, Liturgii Ogłoszonych czyli Mszy św. katechumenów i Liturgii wiernych czyli właściwej Mszy św. Niekrwawej Ofiary. We wszystkich tych częściach, raz po raz, spotykamy w modlitwach i pieniach usilne błagania Boga o miłosierdzie dla obecnych na nabożeństwie i dla całego świata. W Priskomidii często powtarza się wezwania: „Hospodi, pomiłuj: na tia upowajem. Boże, miłostiw budzie mnie grzesznomu i pryjmi nas po mnożestwu miłości twojej” — Panie, zmiłuj się nad nami: ufamy ci. Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu i przyjmij nas według mnóstwa miłosierdzia Swojego”. Podobnie rozlega się błaganie do Matki miłosierdzia o wstawiennictwo: „Miłosierdia dwiery otwiery nam, błahosławiennaja Bogorodzica” — „Otwóż nam drzwi Miłosierdzia, błogosławiona Bogarodzico”. W Liturgii Ogłoszonych wezwanie do miłosierdzia Bożego powtarza się jeszcze częściej: „Na wsiech nas miłosti twoja nisposzli. Da budziet miłosti wielikaja Boha i Spasa naszeho Iisusa Christa wam wsiem” — „Ześlij na nas wszystkich, Panie, swoje miłosierdzie. Niech będzie miłosierdzie Boga i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa nad wami wszystkimi”. Trzecia część Mszy — Liturgia wiernych — Wielki Wchód, poprzedzona jest ona czytaniem przez diakona tzw. „Jektenii małej”, czyli litanii, w której po 213 każdym wierszu chór śpiewa refren „Hospodi pomiłuj” — „Panie zmiłuj się”. Następnie diakon śpiewa „Premudrość” — Pramądrość, przypominając obecnym wielkość następujących ceremonii, jakimi są przeniesienie przygotowanego chleba i wina z ofiarnika na ołtarz. Diakon wnosi chleb na głowie, a kapłan kielich z winem w ręku. Jeżeli się odprawia koncelebra, czyli Msza wspólna kilku kapłanów, niosą oni nadto krzyż, pikę, gąbkę i łyżeczkę (łżyce) w rodzaju trzciny z gąbką. Teraz następuje przygotowanie wiernych do godnej obecności na Mszy św. przez przypominanie wzajemnej miłości, wyznanie wiary i wezwanie do pobożnego nastroju w czasie następujących wielkich ceremonii, znamionując przeistoczenie i następujące po nim modlitwy, w czasie których wielokrotnie kapłan błaga o miłosierdzie Boże i życzy go wszystkim obecnym: „I da budut miłosti wielikaho Boga” — „Niech spłynie miłosierdzie wielkiego Boga”. W przygotowaniu wiernych do Komunii św. odmawia się Modlitwę Pańską i inne modlitwy, w których wychwala się miłosierdzie Boże w dziele stworzenia: „Mnożestwu miłosti twojeja ot niebytia w bytie wsi priwioł jesi” — „W wielkości miłosierdzia swego przyprowadziłeś wszystko z niebytu do istnienia”. Przed samą Komunią św. wierni wielekroć powtarzają: „Boże miłostiw budie mnie gresznomu” — „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. W innych częściach Liturgii: nieszporach (wieczernia), jutrzni (zautrenia) i godzinach kanonicznych (czasy), w świątyni czytają lub śpiewają Psalmy z wezwaniami do miłosierdzia Bożego, jak i w Kościele katolickim. Nie sposób je tutaj wszystkie wyszczególnić, wystarczy powiedzieć, że pod względem kultu Boga w Miłosierdziu Kościół prawosławny nie różni się od Kościoła katolickiego. 2. Miłosierdzie Boże u protestantów Źródłem teologii protestantów jest tylko Pismo św. bez ksiąg deuterokanonicznych, a w tłumaczeniu Pisma św. u nich nie ma jednolitości, bo każdemu wolno komentować je według własnego uznania. Stąd powstało około 200 odłamów ewangelików, z których każdy, w mniejszym lub większym stopniu, różni się w wierzeniu od wszystkich innych. Najliczniejsze są dwa odłamy: luteranów i kalwinów, których zapatrywanie na miłosierdzie Boże różni się od nauki katolickiej. 214 a) Miłosierdzie Boże w nauce Lutra Kościół katolicki podkreślając potrzebę ufności w miłosierdzie Boże zaznacza, że miłosierdzie to nie jest bezkarność i ma swój czas ograniczony, po upływie którego następuje wymiar sprawiedliwości Bożej. Dlatego póki czas trzeba czynić pokutę, która jest jedyną drogą do miłosierdzia Bożego. Luter natomiast kładzie największy nacisk na ufność w zasługi Jezusa Chrystusa, albowiem po grzechu pierworodnym człowiek sam nic dobrego uczynić nie może, tylko grzeszyć. „Władze duchowe zostały w człowieku zepsute przez grzech tak dalece, że pozostał tylko skażony rozum i przeciwna Bogu Wola… Cokolwiek jest w woli naszej, jest złem, a cokolwiek jest w myśli naszej, jest grzechem i błędem. Wobec tego wszystko, cokolwiek człowiek w zakresie moralnym czyni, jest grzechem; złe są wszystkie namiętności i chcenia, które z absolutną koniecznością popychają człowieka do grzechu. A więc trzeba tylko wierzyć w zasługi Zbawiciela, a tą wiarą jest właśnie ufność w miłosierdzie Boże”. Stąd wynika, że u luteran ufność jest nieco zuchwała. Dlatego Sobór Trydencki na VI Sesji, w Dekrecie o usprawiedliwieniu, w rozdziale 9 postanowił: „Chociaż trzeba wierzyć, że nigdy grzechy nie były i nie są odpuszczone inaczej, jak tylko darmo z miłosierdzia Bożego, dla zasług Jezusa Chrystusa, jednak nikt nie powinien zuchwale i z pewnością chełpić się, ani być zupełnie spokojny, że jego grzechy były lub są odpuszczone, jak to utrzymują błędnowiercy i nauczają w naszych czasach w sporze przeciwko Kościołowi katolickiemu. Taka bowiem ufność jest zuchwała i daleka od wszelkiej pobożności. Lecz i tego nie wolno utrzymywać, że ci, którzy prawdziwie są usprawiedliwieni, bez żadnej zupełnie wątpliwości twierdzą, że są usprawiedliwiani i że nikt uwolniony od grzechów i usprawiedliwiony być nie może, jak tylko ten, kto niewzruszenie wierzy, że on jest usprawiedliwiony i rozgrzeszony, ponieważ tylko wiara usprawiedliwia i rozgrzesza, jak gdyby kto nie wierzył i nie wątpił o skuteczności obietnic, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa” (Denzinger, 802). b) Miłosierdzie Boże w nauce Kalwina Jeszcze w wyższym stopniu niż Luter, przesadza w pojmowaniu miłosierdzia Bożego Kalwin. „Pierwszą przyczyną powołania naszego i wszystkich dóbr, jakie od Boga otrzymujemy, jest odwieczne wybranie. A więc, jeżeli chodzi o przyczynę, dlaczego nas Bóg powołał do uczestnictwa w Ewangelii, dlaczego nas raczy darzyć niezliczonymi dobrodziejstwami, dlaczego otworzył nam niebo, zawsze dochodzimy do tejże samej zasady 215 wybrania. Wybrał nas zanim jeszcze świat został stworzony. Nie dlatego nas wybrał, ponieważ jesteśmy godni, lecz dlatego, że Bóg przewidział, że będziemy godni. W Adamie wszyscy zginęli i nic innego Bóg nie przewidział, jak tylko wybraniem swoim zbawił nas od zguby. Jeżeli dziś żyjemy święcie i niewinnie, pochodzi to z wybrania Bożego… I nie możemy zginąć, jeżeli jesteśmy wybrani. Żyjmy więc bezpiecznie, jak się podoba, bo niepodobna byśmy zginęli, skoro jesteśmy wybrani. Ponieważ ten wybór nastąpił nie ze względu na nasze zasługi, stąd pochodzi jedynie z miłosierdzia Bożego” (Commentarii in omnes Pauli Ap. Epistolas… In Epistolam Pauli ad Ephesios 1, 4 Genevae M.D.C., 348). Kalwin rozwija w dalszym ciągu swoją naukę o przeznaczeniu jednych ludzi do nieba, a innych znowu do piekła. Tych ostatnich, według niego, Bóg pozytywnie odrzuca od uczestnictwa w chwale swojej, nawet przed przewidzeniem ich upadku. Takie twierdzenie jest już herezją, potępioną przez Sobór Trydencki, albowiem odmawia Bogu świętości, czyni go sprawcą grzechu, okrutnym i niesprawiedliwym, jak to obszernie wykazaliśmy w tomie trzecim. W każdym razie między protestantami a Kościołem katolickim można rozpocząć dialog na ten temat, przy dobrej woli można doprowadzić do zbliżenia i porozumienia. Bóg w nieskończonym swym miłosierdziu orzeka zbawienie przeznaczonych i przygotowuje im środki, przy pomocy których na pewno je otrzymają, a z drugiej strony powołuje do zbawienia i odrzuconego, przygotowując mu środki dostateczne, aby je otrzymał. Atoli przewidując jego grzechy i ostateczną niepokutę, orzeka o jego odrzuceniu. A więc — według Kalwina — odrzuceni sami czynią się potępionymi, mimo że wola Boża przyznaje im niebo i wszystkie łaski potrzebne do jego osiągnięcia. „Bóg śmierci nie uczynił i nie weseli się w zatracenia żywych” (Mądr. 1, 13). Przeciwnie, stworzył niebo i powołuje wszystkich do niego, dając z miłosierdzia Swojego odpowiednie środki, żeby mogli wejść do niego. Nauka o miłosierdziu Bożym innych odłamów protestantów mniej więcej pokrywa się z nauką Lutra i Kalwina. Jakkolwiek tedy jest odmienna od nauki katolickiej, przesadnie rozumiejąc ufność bez dobrych uczynków, jako dostateczne usposobienie do usprawiedliwienia, to jednak w założeniu swym ma pewne punkty styczne, które mogą posłużyć do porozumienia się. Z powyższego wynika, że należyte wyjaśnienie nauki katolickiej o miłosierdziu Bożym, a tym bardziej ustanowienie uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela może przynajmniej otworzyć ku temu bramy. KONIEC TOMU CZWARTEGO – OSTATNIEGO 216 BIBLIOGRAFIA Acta Apostolicae Sedis, 1947, 1956. Ateneum Kapłańskie, Włocławek, 1909 – 1965. S. Augustinus, De civitate Dei, Migne, P.L., XLI. S. Augustinus, Expositio Psalmorum, Migne, P.L., XXXVI. France, 1950. Barbet Pierre, La Passion de N.S. Jésus – Christ selon le Chirurgien, Batrao P., Vers une Politique de Bien – Etre Familial, Rome – Louvain, 1957. Berardi, Aem., Theologia Pastoralis, Faventiae, 1902. S. Bernardus, Sermo in Nativitate Dei, Migne, P.L. CLXXXIII. Biernacki M. Ks. Teologia Pasterska, Warszawa, 1911. Brémond H., Histoire Littéraire du sentiment religieux en France depuis la fin des guerres de religions jusqu’á nos jours, Paris,1916. Cheldoi J., Jus matrimoniale, Tridenti, 1937. Chróściechowski J., God’s Infinite Mercy, Stockbridge, Mass., 1957. Chróściechowski J., Divine Mercy in the Doctrine and Prayers of the Church, Stockbridge, Mass., 1960. S. Chrysostomus J., Expositio in Psalmos, Migne, P.G., LV. S. Chrysologus P., Sermo VI, Migne, P.L., LII. Ciappi Aloysius, O. P., De Divina Misericordia, Romae, 1935. Claparede E., Wychowanie funkcjonalne, Warszawa, 1933. Demal Willibald Dr, O.S.B., Praktische Pastoralpsychologie, Wien, 1953. Denzinger H., Bannwart C., Enchiridion Symbolorum… Friburgi Brisg. 1922. Dębiński K. Ks., Podręcznik Praktyczny Teologii Pasterskiej, Warszawa, 1914. Diekamp Fr., Theologiae Dogmaticae Manuale, Romae 1945. Fo rster Fr., Wychowanie i samowychowanie, Warszawa, 1919. Frankowski G., De Misericordia Divina eiusque Excellentia secundum S. Thomam A., Romae, 1962. Gantkowski P. Dr, Medycyna Pastoralna, Poznań, 1927. Garrigou – Lagrange, R.O.P., L’amour de Dieu et la Croix de Jésus, Juvisy, 1929. Garrigou – Lagrange, R.O.P., Perfection chrétienne et Contemplation, Paris, 1923. S. Gregorius Magnus, Regula Pastoralis, p. III. S. Gregorius Nyss., De Beatitudinibus Oratio, Migne, P.G., XLIV. Św. Ludwik M. Grignon de Montfort, O Doskonałym Nabożeństwie do N.M.P., Warszawa – Poznań, 1927. Guibert J., S.J., Etude de Théologie Mystique, Toulouse, 1930. Häring B., Pastoralsoziologie und Seelsorge, „Anima”, I, 1957. S. Hildefonsus, Liber de itinere desertis, Migne, P.L., XCVI. 217 Homo Dei — Przegląd Ascetyczno – Duszpasterski, Warszawa, (1930 – 1965). Katolicka myśl wychowawcza — Pamiętnik II Katolickiego Studium o Wychowaniu w Wilnie, 1936 roku. Krukowski J. Ks., Teologia Pasterska Katolicka, Lwów, 1874. Lallemamnt L., La doctrine spirituelle, Paris, 1909. Lefebvre G., O.S.B., Liturgie, Brugis, 1929. Lessius L., B.J., De perfectionibus moribusque divinis, Parisiis, 1881. Łubieński B., Psychoanaliza Freuda w świetle Prawdy Chrześcijańskiej, Lwów, 1934. Majka J., Ks., Socjologiczne badania parafii, Homo Dei, 1959. Mazurkiewicz K. Ks., Wychowanie w świetle Chrześcijańskiej Prawdy, Potulice, 1938. Merkelbach B., O.P., Quaestiones Pastorales I – VII, Liege, 1928 – 1938. Merkelbach B., O.P., Summa Theologiae Moralis, Parisiis, 1931. Niedermeyer A., Compendium der Pastoralhygiene, Wien, 1956. Nowowiejski A. J., Bp, Pastorologia, Płock, 1930. Pamiętnik II Katolickiego Studium o Wychowaniu w Wilnie, Poznań 1937. Pamiętnik Kursu Katechetycznego w Poznaniu, Poznań, 1929. Paras St. Ks., Duszpasterstwo Młodzieży, Częstochowa, 1948. Parente Petrus, De Verbo Incarnato, Romae, 1939. Pastuszka J. Ks. Dr, Charakter Człowieka, Lublin, 1959. Pelczar J. S. Bp, Medycyna Pasterska, Lwów, 1907. Pelczar J. S. Bp, Pasterz według Serca Jezusowego, Lwów, 1913. Pilch Zygmunt Ks. Dr, Nauka Pasterzowania, Kielce, 1939 – 1947. Poncelet M.R.S.C.J., Le mystere du Sang et de l’Eau…, Paris, 1961. Przegląd Homiletyczny, Kielce, 1923 – 1938. Przegląd Katechetyczny, Lwów – Warszawa, 1923 – 1948. Poulain A., Les grâces d’oraison, Paris, 1909. Pourrat P., S.J., La spiritualité chrétienne, I – IV, Paris, 1931. Rubricae Breviarii et Missalis Romani, Romae, 1960. Semeneńko, Mistyka, Kraków, 1896. Sieniatycki M., Zarys Dogmatyki Katolickiej, Kraków, 1928. Sopoćko Michał, Ks. Dr, Mikołaj Łęczycki o wychowaniu duchowym, Wilno, 1935. Sopoćko Michał, Ks. Dr, Rodzina w prawodawstwie na Ziemiach Polskich, Wilno, 1926. Sopoćko Michał Ks., Duszpasterstwo w Rodzinie, Kielce, 1947. Sopoćko Michał, Ks., Miłosierdzie Boga w Dziełach Jego, t. I, Londyn, 1959, tt. II i III, Paryż, 1961, 1962. Sopoćko Michał, Ks., O święto Najmiłosierniejszego Odkupiciela, Poznań, 1947. Sopoćko Michał, Ks., Wielbijmy Boga w Jego Miłosierdziu, modlitewnik, Londyn, 1960. 218 Sośnicki K., Podstawy wychowania państwowego, Warszawa 1934, Tanquerey A., Précis de Théologie Ascetique et Mystique, Paris, 1924. Tanquerey Ad., Synopsis Theologiae Dogmaticae, Romae, 1908. Thomae Aquinatis, Summa Theologica, Romae, 1894. Toth Tihamer Dr, Bp, Opieka Duchowna nad młodzieżą, Kraków, 1947. Ueberveg F., – Praechter K., Grundriss der Philosophie, Berlin, 1926. K. Wilder – O. Vallay, C. Vivaldelli, Cosi Dio ha amato il mondo, Bolzano, 1963. Woroniecki H., O.P., Tajemnica Miłosierdzia Bożego, Poznań, 1947. Wóycicki A. Dr, Prof., Wychowanie społeczeństwa, Lublin, 1938. Wychowanie chrześcijańskie jako problem duszpasterski — praca zbiorowa, Kielce, 1934. Vernet F., La spiritualité médiévale, Valentiae 1929. Zavalloni R., Psychiatria Pastorale, Roma, 1959. Żychliński A., Ks. Dr, Rozważania Filozoficzno – Teologiczne, Poznań, 1958. 219 220 LISTA SUBSKRYBENTÓW KSIĄŻKI Ks. BARTCZAK Stanisław — Freiburg — Niemcy Ks. BOROWSKI Franciszek — Hälsinborg — Szwecja Ks. JAŻDŻEWSKI Jan — Stanground — Anglia Ks. MATEUSZEK L. — Kenora — Kanada Ks. MICHALSKI St. — Rzym — Włochy Ks. MRZYGŁÓD Hubert — Escaudain — Francja Ks. ZBLEWSKI Julian — Osny — Francja Siostra St-ALBERT — Tours — Francja Siostra FRANCISZKA-DOMINIKA — Lambersart — Francja Siostra ZOFIA-MARIA — La Gorgue — Francja Siostra STANISŁAWA-TERESA — La Gorgue — Francja Siostry NAZARETANKI — Sallaumines — Francja Siostra STANISŁAWA — Lyon — Francja Siostra JANA BOŻEGO — Hyeres — Francja Siostra MARIA-EGIDIA — Kopenhaga — Dania Siostra MARIA-BRONISŁAWA — Hafnarfirdi — Islandia Siostra STANISŁAWA — Jaffa — Izrael P. ADAMCZYK Bernard — Sallaumines — Francja P. ADAMIK Zofia — Villers-St-Paul — Francja P. ADAMSKI — Bruay-en-Art. — Francja P. ADAMUS Scholastyka — Blanc-Mesnil — Francja P. AKOSZ — Châteauneuf — Francja P. ALIAS Stanisława — Carignan — Francja P. ANDRASIK Józef — Herimoncourt — Francja P. ANDRZEJCZAK Wincenty — Bergues — Francja P. BABIARZ Franciszek — Morigny — Francja P. BAHRYNOWSKA A. — Montreal — Kanada P. BAKUM — Bailly — Francja P. BALAJEWICZ Małgorzata — Nesle — Francja P. BARANOWSKA Maria — Douchy — Francja P. BARAŃSKA Anna — Marseillesles Aub. — Francja P. BEDNARZ Paulina — Pont-de-Metz — Francja P. BEHOT Michał — Mantes — Francja P. BIAŁKOWSKA Zofia — Huddersfield — Anglia P. BIENIASZEWSKA Maria — Lisle-en-Rig — Francja P. BIENIEK Jan — Roubaix — Francja P. BŁAŻEJEWSKI Antoni — Dieuze — Francja P. BŁAŻKOWSKA Rozalia — Wingles — Francja P. BLECHARCZYK Szczepan — Le Neubourg — Francja P. BOBOLA Maria — Moussy-le-Vieux — Francja P. BOBRZYŃSKI Jan — Hautefage— Francja P. BONNEAU Marta — Villeneuve-surYonne — Francja P. BOSSY Jadwiga — Beuvrages — Francja P. BOULANGER Józefa — Cahors — Francja P. BRAULT Zofia — Baigneaux — Francja P. BROWARCZYK Wiktoria — Guesnain — Francja P. BRZEZIŃSKA Weronika — Le Creusot — Francja P. BUNIAK Władysława — Islesur-la-Sorgue — Francja P. BURY Donat — Torcy — Francja P. CENZORA Marcel — St-Eloyles-Mines — Francja P. CHAMBERT Odette — Trélon — Francja P. CHMIEL Józef — Quiévélon — Francja P. CHMIEL-MIERZEJEWSKA Aniela — Roubaix — Francja P. CHODACKI Maria — Reims — Francja P. CHOLEWKA Władysława — Barlin — Francja P. CHUDZIAK Agnieszka — Savigny-le-Sec — Francja P. CIECHELSKI Stanisław — Orléans — Francja P. COLAS Halina — Besançon — Francja P. CYBULSKA Wanda — Huddersfield — Anglia P. DEC Maria — Exincourt — Francja 221 P. GOSTYŃSKA Karolina — Hälsinborg — Szwecja P. GOURDY Helena — Raymond — Francja P. GRACZ — Giraumont — Francja P. GRUND Piotr — Bielfeld — Niemcy P. GRZELAK Katarzyna — Chassignol — Francja P. GRZESIAK J. — St-Jean-Bonne-fonds — Francja P. GUSZKIEWICZ Maria — Menainville — Francja P. GUZIK Stefania — Issoudun — Francja P. GWIAZDA Maria — Hettange-Grande — Francja P. GWISZCZ Cecylia — Montignyen-Ostr. — Francja P. HALAS Jan — Vieux-Condé — Francja P. HANBA Antonina — Molieres-sur-C. — Francja P. HANC Stanisław — Montépilloy — Francja P. HARANCZYK Józefa — Wattignies — Francja P. HEBDA Marcel — Bruyeres-sur-Oise — Francja P. HEUDE-GROSIAK Rozalia — Hydreguent — Francja P. HEULERS Arnould — Quiévélon — Francja P. HINCMAN Stanisława — Paron — Francja P. IDZIEJCZAK — Montigny-en-Ostr. — Francja P. JABŁOŃSKI Stefan — Piennes — Francja P. JAHACZ Franciszka — Salzgitter — Niemcy P. JAGIELSKA Bronisława — Paryż — Francja P. JANECZEK Tadeusz — Ravensburg — Niemcy P. JANECZKO Franciszek — Saint-Etienne — Francja P. JANOWSKA Zofia — Arenberg — Niemcy P. JAROSZ Magdalena — Barlin — Francja P. JAWORSKI Jan — Rothau — Francja P. JAZWIERSKA — Le Poinçonnet — Francja P. JĘDRZEJEWSKA — Salles-du-Gardon — Francja P. JĘDRZEJEWSKA Wanda — Houdain — Francja P. JEŻOWICZ Tadeusz — Ludvika — Szwecja P. JONAS Helena — Humbécourt — Francja P. JOPOWA L. — Montceau-les-M. — Francja P. DERWONKO Henryk — Le Mans — Francja P. DERING Maria — St-Gobain — Francja P. DJAVANCHIRI Zofia — Teheran — Iran P. DOLECKA Maria — Le Vios — Francja P. DOMINIK Wiktoria — Nucourt — Francja P. DOMITER Stefania — La Courneuve — Francja P. DORCZYŃSKA Jadwiga — Revin — Francja P. DRELICH Stanisław — Montesquieu-Laur. — Francja P. DUDEK Maria — Kopenhaga — Dania P. DUDEK Waleria — Preston — Anglia P. DURACHTA Władysława — Epehy — Francja P. DZIADEK — Nesle — Francja P. DZAMSKI Stanisław — Mondelange — Francja P. DZIOB Michał — Brioude — Francja P. FALEVITCH Stefania — Dom- basle-surM. — Francja P. FECHTER Izabela — Karlsruhe — Niemcy P. FELUSIAK Aniela — Maillot — Francja P. FERNADES Maria — Bessancourt — Francja P. FERNEZA Maria — Beauville — Francja P. FIGIEL Eugenia — Okehampton — Anglia P. FURMANEK Jadwiga — Cerilly — Francja P. GAJDA Franciszka Champagnat — Francja P. GBUREK Jan — Carvin — Francja P. GIERZ Anna — Baron — Francja P. GIL Leon — Hilsenheim — Francja P. GIZA Wincenty — Jarny — Francja P. GLIŃSKI Jan — Nottingham — Anglia P. GŁUSZCZ Tadeusz — Boulogne-sur-Seine — Francja P.GŁUSZCZ Wanda — Boulogne-sur-Seine — Francja P. GŁUSZCZAK Franciszek — Altkirch — Francja P. GŁUSZEK Michał — Braunschweig — Niemcy P. GOCH Maria — Aubervilliers — Francja P. GOGOLEWSKA Zofia — Cendras — Francja P. GOŁĄBEK Katarzyna — Leforest — Francja P. GOŁĘBNIAK Pelagia — Bruay-en-Artois — Francja P. GOLIK Katarzyna — Montluçon — Francja P. GÓRECKA Stanisława — Jeanne-d’ArcCité — Francja P. GORNIK Helena — Margny-les-Comp. — Francja 222 P. KAMIŃSKA Anna — Vieux-Condé — Francja P. KAMIŃSKA Anna — Vieux-Lancy — Francja P. KAMIONKA Stefania — St-FélixLauragais — Francja P. KAMOWSKA Maria — Escaudain — Francja P. KANIA Józef — Morhange — Francja P. KANIA Stanisława — Lecluse — Francja P. KARYSZKOWSKA Halina — Voiron — Francja P. KAWALA Weronika — Salzgitter — Niemcy P. KĘDZIERSKI Eugeniusz — Labastide — Francja P. KESY Tomasz — Flers-en-Escr. — Francja P. KIEK Marianna — Morlange — Francja P. KLECZKOWSKI E. — Sharnbrook — Anglia P. KOCON Maria — Vouvray — Francja P. KOCZWAŃSKI Feliks — Genewa — Szwajcaria P. KONIARCZYK Stanisław — Rudel — Francja P. KONIK Józef — St-Etienne — Francja P. KOPKA Ludwika — Le Poinçonnet — Francja P. KORALEWSKA — Barlin — Francja P. KOŚCIOŁEK Stefania — Montoire — Francja P. KOSMALSKA Zofia — Ostricourt — Francja P. KOT Zofia — Canejan — Francja P. KOWALSKA Maria — Dombasle-sur-M. — Francja P. KOZŁOWSKI Józef — Eskilstuna — Szwecja P. KRASKI Władysław — Walldorf — Niemcy P. KRAUZEWICZ Ignacy — Stiring-Wendel — Francja P. KRAWCZYK Gertruda — Escaudain — Francja P. KRECIDŁO Zofia — Pinon — Francja P. KRUGER Franciszka — Vernou-sur-Seine — Francja P. KRYJOM Czesława — Libercourt — Francja P. KRZESIŃSKA Elżbieta — Paryż — Francja P. KRZYŻANOWSKA Franciszka — Rombas — Francja P. KRZYŻANOWSKI Paweł — Leicester — Anglia P. KUBIAK Krystyna — Mulhouse — Francja P. KUBICKA Władysława — Ste-Marie-surCh. — Francja P. KUCIŃSKA Zofia — Hayange — Francja P. KUDLA Bronisława — Poissy — Francja P. KUKLIŃSKI Piotr — Montpéllier — Francja P. KULAGA Stefania — Paryż — Francja P. KULCZYCKA Aniela — Agrest — Francja P. KURAS Anna — Ascq — Francja P. KURNYTA Elżbieta — Tannieres — Francja P. KUSIAK Anna — Reims — Francja P. KUSIŃSKA Maria — Wolverhamptom — Anglia P. KUZMENT Jadwiga — Rumelange — Luksemburg P. KWAŚNIK Jan — Goteborg — Szwecja P. KWAŚNIK Zofia — Saix — Francja P. KWIATKOWSKA Maria — Cusset — Francja P. KWILOSZ Antonina — Mont-béliard — Francja P. ŁABUDA Anna — La Frette-sur-Seine — Francja P. LACHWA Agnieszka — Trieux — Francja P. ŁACZKOWSKA Ewa — Villers-les-Nancy — Francja P. LAPRUS Zygmunt — Paryż — Francja P. LASKI Anna — Pont-de-Metz — Francja P. LATECKI Stefan — Hälsingborg — Szwecja P. LEWOSKA Maria — Sheffield — Anglia P. LIDWIN Maria — Frignicourt — Francja P. LISZCZ-BOBKO Julia — Bierne — Francja P. LIZAKOWSKA M. — Shipley — Anglia P. ŁUCARZ Anna — Belfort — Francja P. LUCEWICZ Urszula — Londyn — Anglia P. ŁUKOWICZ Albert — Bayonvillers — Francja P. MICHALSKA — St-Maixent — Francja P. MADANY H. — Dunstable — Francja P. MADRECKI Edward — Liévin — Francja P. MADRECKA Irena — Les Houches — Francja P. MADRECKA Rozalia — Liévin — Francja P. MAGUEUR-BARANOWSKA — Nice — Francja P. MAJCHERCZYK Magdalena — Angevillers — Francja P. MAKOWSKI Stefan — Bacquencourt — Francja P. MAŁECKA Stanisława — Lyslez-Lannoy — Francja 223 P. ONYSZKO Anastazja — Paryż — Francja P. ORŁOWSKI Michał — Wittelsheim — Francja P. OSOWICZ Bronisława — Willefranchesur-S — Francja P. OSUCH Katarzyna — Loges-de-Serr. — Francja P. PARUS Józef — Murger — Francja P. PAWLICKA Anna — Villefranche-sur-S. — Francja P. PENNER Janina — Paryż — Francja P. PIĄTKOWSKI Józef — Haulchin — Francja P. PIEKARZ Stefania — Oldham-Warneth — Anglia P. PIEKIELNA Katarzyna — Sartrouville — Francja P. PIELARZ Anna — Nancy — Francja P. PIKUŁA Weronika — Rodez — Francja P. PIOTROWSKA Maria — St-Hilaire-les-M. — Francja P. PIOTROWSKA St — Hannover — Niemcy P. PISAREK Pelagia — Montchanin — Francja P. PISARSKA Waleria — Firminy — Francja P. PLACKOWSKA — Freyming — Francja P. PŁATEK Kazimiera — Little Onn-taff. — Anglia P. PODGORSKI Władysław — Avançon — Francja P. POLIŃSKA Stanisława — Misburg — Niemcy P. POMYKAŁA Jakub — Passaic — U.S.A. P. POTYRALSKA Jadwiga — Bassel — Szwajcaria P. PRZYBYŁ Kazimierz — Aubigny-en-Art. — Francja P. PRZYBYŁA Piotr — Montchanin — Francja P. PRZYBYŁA Zofia — Wicres — Francja P. PTASZKOWSKI Stanisław — Neuville-enFerr. — Francja P. PUDLARZ Stefan — Doncaster — Anglia P. PUDLICKA — Courcelles — Francja P. RACHWAŁ Franciszek — Sallaumines — Francja P. RAGAN Jan — Beauville — Francja P. RAKOWA Bronisława — Nancy — Francja P. RATZ Józefa — Blenod-les-P. a-M. — Francja P. REBISZ Julia — Creuzier-le-Vieux — Francja P. REMBISZ Michał — Licourt — Francja P. REPETA Władysław — Angevieres — Francja P. MALINOWSKI Zbigniew — La Ciotat — Francja P. MANCZAK Kazimiera — Courcelles — Belgia P. MANKO Franciszka — Rabat — Maroko P. MARCHAND-FRANUSIAK Anna — Prenay — Francja P. MARCHAŃSKA M. — Londyn — Anglia P. MARCHIEL Katarzyna — Chatillon-surSeine — Francja P. MARKIEWICZ Tekla — Etampes — Francja P. MASZCZYK J. — Knutange — Francja P. MATYJA Kazimiera — Bussy-le Grand — Francja P. MAZIOWA Michalina — Zurich — Szwajcaria P. MAZUR Franciszek — Chicago — U.S.A. P. MAZUREK Kazimierz — Betange — Francja P. MEUNIER Józefa — La Lorette — Francja P. MICEK Józef — Roubaix — Francja P. MICHALAK Salomea — Dechy — Francja P. MICHALSKI Alfons — Montreal — Kanada P. MIERZEJEWSKA Maria — Roubaix — Francja P. MIGAŁA Jan — Montescourt-Liz — Francja P. MIKA Jadwiga — Wingles — Francja P. MIKOŁAJCZYK Pelagia — Bully-lesMines — Francja P. MIKOLAJUK Katarzyna — Anguilcourt — Francja P. MISZCZAK Anna — Gipcy — Francja P. MOZEJKA Sabina — Rouvroy — Francja P. MROZEK M. — Huddersfield — Anglia P. MUSIAŁEK Ignacy — Béthune — Francja P. NADOT Maria — St-Priest — Francja P. NAGŁY Stanisława — Dechy — Francja P. NAPORA Jan — Leonberg — Niemcy P. NASEMBEL Zofia — Wingles — Francja P. NIECHWIADOWICZ W. — Leamington — Anglia P. NIEDŹWIEDŹ Franciszka — Etampes — Francja P. NIEMANN Helena — Wattrelos — Francja P. NOSALIK Maria — Pulversheim — Francja P. NOWAK Jan — Mirebeau-sur-Beze — Francja P. NOWARA Aniela — Wattrelos — Francja P. OBRZUD Maria — Lyon — Francja P. OLEJARZ Krystyna — Ludwigsburg — Niemcy 224 P. RESZKA Wacław — West-Brom- wich — Anglia P. RINGEVAL Sains-les-Marquion — Francja P. ROZŁONKOWSKI — Sartrouville — Francja P. RUŻYCKA Paula — Toronto — Kanada P. SALACH Józefa — Omiecourt — Francja P. SARZYŃSKI — Marspich — Francja P. SAS Jan — Aignes — Francja P. SAUGER Dorota — Lethuin — Francja P. SCHULZIC Roger — Libercourt — Francja P. SICLIER Helena — Cerilly — Francja P. SIDOROK Helena — Paryż — Francja P. SIWIK Halina — Londyn — Anglia P. SKORA — Héricourt — Francja P. SKOWROŃSKA — Ste-Genev.-des-Bois — Francja P. SKRZYPCZAK Michalina — Boulogne-s.Seine — Francja P. SKRZYPEK Bronisława — Bockhorn — Niemcy P. SKUPISZ Katarzyna — Sartrouville — Francja P. SŁABIAK Anna — Hvidovre — Dania P. ŚLUSARCZYK Stanisława — Ste-Florine — Francja P. SMARZUCH Zofia — Montluçon — Francja P. SOBOLEWSKI Wacław — Kaiserslautern — Niemcy P. SOCHA Janina — Carvin — Francja P. SOWA Jan — Haroue — Francja P. SPYCHAŁA Maria — Angeles — Francja P. SROKA Kazimierz — Wellingborough — Anglia P. STACHNIK Katarzyna — Piennes — Francja P. STADNIK Katarzyna — Dijon — Francja P. STARY INŻYNIER — Paryż — Francja P. STEC Katarzyna — Chessy — Francja P. STEMPIN Piotr — Liévin — Francja P. STOPAJ Wiktoria — Boulogne-sur-Seine — Francja P. STRUGAŁA Walenty — Damp-richard — Francja P. SURMA — Beaumont-sur-Oise — Francja P. SUWAŁA Emilia — Wembley — Anglia P. SZAFAROWICZ Jadwiga — Brighton — Anglia P. SZCZEPANEK Stanisław — Wasquehal — Francja P. SZELONG Monika — Revin — Francja P. SZEMBORSKA Stanisława — Bruay-enArtois — Francja P. SZLEMP Katarzyna — Ostricourt — Francja P. SZUMIGRAJ — Renancourt — Francja P. SZYMAŃSKA Maria — Noeux-les-Mines — Francja P. TABIN Katarzyna — Biard — Francja P. TAPAROWSKA Helena — Nogent-surMarne — Francja P. TARGAŃSKI Leon — St-Jean-de-Ruelle — Francja P. TATERKA Antonina — Raismes — Francja P. TCHERNOFF Łucja — Bethoncourt — Francja P. TOMASZUK Stanisław — Anion — Francja P. TOPOLEWSKI Jan — Thivencelles — Francja P. TRAWKA W. — Piennes — Francja P. TRESIEC Józef — Marzilly — Francja P. TROJAN Władysław — Leeds — Anglia P. TUTAK Katarzyna — Ancey — Francja P. TYLSKA Józefa — Coudekarque-Br. — Francja P. URBAŃSKA Katarzyna — La-neuville-deN. — Francja P. VARM Edward — Ochsenfurt — Niemcy P. WALCZAK Jan — Roche-la-Moliere — Francja P. WAŁDOCH Maria — Oldham-Warneth — Anglia P. WAŁESA — Villers-Bretonnoux — Francja P. WASZAK Stanisław — Peterborough — Anglia P. WDOWIAK Kazimierz — Bockhorn — Niemcy P. WINCENTY Salomea — Hettange-Grande — Francja P. WICZKIEWICZ M. — Leicester — Anglia P. WINIARSKA Anastazja — Montreal — Kanada P. WINIARSKA Wanda — Den-Haag — Holandia P. WIŚNIEWSKA Leokadia — Gagnac-lesMines — Francja P. WIŚNIOWSKA M. — Slough — Anglia P. WITKOWSKA A. — Derby — Anglia P. WŁODARCZYK Helena — Orléans — Francja P. WŁOKA Maria — Joeuf — Francja P. WOJAS Maria — Montceau-les-Mines — Francja P. WODKIEWICZ Henryka — Amnéville — Francja P. WOJCIK Anna — Wattrelos — Francja 225 P. WOJCIK Stefania — Custines — Francja P. WOJCZUK Franciszek — Noyon — Francja P. WOJEWODA — Anna — FontenayTresigny — Francja P. WOJEWODA Zofia — Wattrelos — Francja P. WOŹNIAK Zofia — St-Vaast-Mello — Francja P. WOŹNIAK Włodzimierz — Frameries-lezM. — Belgia P. WOŹNY Franciszek — Roubaix — Francja P. ZAREMBA Z. — Bedford — Anglia P. ZBIK Maria — Agen — Francja P. ZGRAJA Józefa — Montceaux-les-Pr. — Francja P. ZDZIOBEK Katarzyna — St-Theoffrey — Francja P. ZGRAJA L. — La-Ferté-Gaucher — Francja P. ZIELENIEWICZ Józef — Lanchy — Francja P. ZIETEK Pelagia — Paryż — Francja P. ZRABKOWSKI W. — Homecourt — Francja P. ZURAD Waleria — Pessac — Francja P. ŻURAWIEL Paulina — Stafford— Anglia 226 SPIS TREŚCI Wstęp 5 Rozdział pierwszy: Dlaczego mamy wielbić Boga w miłosierdziu? I. Wzniosłość Miłosierdzia Bożego 11 11 1. Miłosierdzie Boże wyróżnia się spośród Jego odnośnych doskonałości 2. Miłosierdzie Boga góruje nad sprawiedliwością 3. Miłość Boga ku stworzeniu jest miłosierdziem II. Idea Miłosierdzia Bożego ułatwia poznanie i ukochanie Boga 1. Przyrodzone poznanie Boga 2. Nadprzyrodzone poznanie Boga 3. Miłość Boga 4. Miłość bliźniego III. Idea Miłosierdzia Bożego przede wszystkim budzi w nas ufność 1. Znaczenie ufności 2. Owoce ufności 3. Cechy ufności 4. Ufność a bojaźń Boża 12 14 15 18 18 19 21 22 24 24 25 27 28 IV. Wielbić Boga w miłosierdziu, czyli uroczystość Najmiłosierniejszego Zbawiciela jest potrzebą chwili obecnej 1. Nawrócenie grzeszników 2. Postęp w doskonałości 3. Bóg chce być wielbionym w miłosierdziu, czyli w kulcie Najmiłosierniejszego Zbawiciela Rozdział drugi: Idea Miłosierdzia Bożego w liturgii I. Idea Miłosierdzia Bożego w stałych częściach Mszy Świętej 1. We Mszy katechumenów 2. W zakończeniu Mszy Świętej 3. We Mszy wiernych II. Idea Miłosierdzia Bożego w zmiennych częściach Mszy Świętej 1. Idea Miłosierdzia Bożego w Czasie pozawielkanocnym a) Czas Adwentu, Bożonarodzeniowy i po Objawieniu Pańskim b) Czas przygotowania do uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego — Czas Siedemdziesiątnicy i Czas Wielkiego Postu c) Czas Męki Pańskiej, a zwłaszcza Wielki Tydzień d) Czas poświąteczny po Zesłaniu Ducha Świętego 29 30 31 34 37 38 38 39 39 40 40 40 41 42 43 2. Idea Miłosierdzia Bożego w Czasie Wielkanocnym 44 a) W Wielką Sobotę b) W Tygodniku Wielkanocnym c) W innych tygodniach Czasu Wielkanocnego 44 45 47 3. Idea Miłosierdzia Bożego w liturgii Niedzieli Przewodniej 48 227 a) Miłosierdzie Boże w sakramencie chrztu św. b) Miłosierdzie Boże w sakramencie pokuty i odpustach c) Miłosierdzie Boże w sakramentach Ołtarza i kapłaństwa Rozdział trzeci: Wnioski i rozwiązanie trudności I. Wnioski 49 52 56 61 61 1. Konieczność ujawnienia ducha liturgii Niedzieli Przewodniej 2. Symbole Miłosierdzia Bożego 3. Potrzeba uroczystości Najmiłosierniejszego Zbawiciela II. Trudności 62 62 64 65 1. Kult Serca Jezusowego a kult Najmiłosierniejszego Zbawiciela 2. Inne trudności Rozdział czwarty: Niepokalana Matka Miłosierdzia I. Dlaczego nazywamy Maryję Matką Miłosierdzia? 1. Maryja jest Matką Jezusa — uosobienia miłosierdzia Bożego 2. Maryja jest naszą Matką Miłosierdzia II. Obowiązki względem Matki Miłosierdzia 1. Mamy kochać Maryję i czcić Ją jako Matkę Miłosierdzia 2. Mamy modlić się do Matki Miłosierdzia 3. Mamy naśladować cnoty Matki Miłosierdzia Rozdział piąty: Najmiłosierniejszy Zbawiciel w formacji chrześcijanina I. Cel wychowania chrześcijańskiego 65 70 77 77 77 80 83 83 85 86 91 92 1. Natura a osobowość człowieka a) Pojęcie natury ludzkiej b) Co to jest osoba 2. Harmonia wewnętrzna jako bliższy cel wychowania a) Główny dalszy cel wychowania chrześcijańskiego b) Cel bliższy wychowania chrześcijańskiego 3. Na czym polega harmonia wewnętrzna? a) Objawy harmonii wewnętrznej b) W jaki sposób dokonywa się harmonia wewnętrzna II. Podmiot i przedmiot wychowania 93 93 94 96 97 97 100 100 101 103 1. Osoba wychowawcy a) Wychowawcy z prawa natury b) Wychowawcy z prawa pozytywnego 2. Osoba wychowanka a) Rozwój religijności u dzieci b) Rozwój religijności u młodzieży 3. Wychowanie i samowychowanie a) Formowanie się religijności dorastających b) Samowychowanie dorosłych 4. Działanie natury i łaski w wychowaniu chrześcijańskim a) Rola natury b) Rola łaski 228 104 104 107 108 108 110 113 113 115 116 117 118 III. Środki wychowania IV. 120 1. Środowisko wychowania chrześcijańskiego a) Rzeczy otaczające b) Nieświadome oddziaływanie wychowawcze ludzi 2. Środki przyrodzone wychowania chrześcijańskiego a) Środki uduchowienia wewnętrznych władz zmysłowych b) Środki spotęgowania władz duchowych 3. Środki nadprzyrodzone wychowaniu chrześcijańskiego a) Środki wyjednywujące łaskę Bożą b) Środki dające i pomnażające łaskę 4. Spowiedź młodych — najskuteczniejszym środkiem wychowawczym a) Spowiedź dzieci b) Spowiedź młodzieży 121 121 122 125 125 128 130 131 134 137 137 140 Metody wychowania chrześcijańskiego 144 1. Dusza i ciało człowieka a) Idealizm psychologiczny b) Spirytualizm psychologiczny 2. Wola i łaska a) Teorie błędne o stosunku woli do łaski b) Katolicka nauka o stosunku woli do łaski 3. Sposoby współpracy z łaską a) Metody zatwierdzone oficjalnie przez Kościół b) Metody potępione przez Kościół c) Metody prywatne Posłowie a) Pojęcie humanizmu chrześcijańskiego b) Chrześcijańskie wychowanie humanistyczne a Najmiłosierniejszy Zbawiciel Rozdział szósty: Miłosierdzie Boże w duszpasterstwie 145 145 147 150 150 151 153 153 154 155 158 158 160 163 Wstęp 163 I. Przedmiot, styl i sposób nauczania Jezusa 1. Treść główna nauki Zbawiciela 2. Styl nauczania Najmiłosierniejszego Zbawiciela 3. Sposób nauczania Najmiłosierniejszego Zbawiciela 164 164 165 167 II. Budzenie życia religijnego 168 1. Miłosierdzie Boże w usprawiedliwieniu grzeszników 2. Obowiązki względem Ojca Miłosierdzia 169 172 III. Uświęcenie dusz 174 1. Przygotowanie do sakramentu bierzmowania 2. Przygotowanie do sakramentu kapłaństwa 3. Przygotowanie do sakramentu małżeństwa Nauka przedślubna A. Natura i cele małżeństwa a) Małżeństwo jest instytucją religijną b) Małżeństwo jest instytucją społeczną c) Świętość małżeństwa 175 177 180 181 181 181 182 184 229 d) Nierozerwalność małżeństwa B. Obowiązki małżonków 1. Wzajemne obowiązki małżonków a) Miłość wzajemna b) Wierność małżeńska c) Wzajemna pomoc 2. Obowiązki społeczne małżonków a) Wychowanie fizyczne dzieci b) Miłość dzieci 3. Obowiązki względem rodziców i pracowników domowych C. Obowiązki religijne 4. Przygotowanie do Sakramentu chorych 5. Przygotowanie do innych sakramentów 6. Przygotowanie do sakramentaliów IV. Kierownictwo i rządzenie duszami 1. Kierownictwo w konfesjonale a) Spowiednik jako sędzia b) Spowiednik jako nauczyciel c) Spowiednik jako lekarz 2. Kierownictwo w pracy charytatywnej V. Miłosierdzie Boże w zjednoczeniu chrześcijan 1. Miłosierdzie Boże w teologii prawosławnej 2. Miłosierdzie Boże u protestantów a) Miłosierdzie Boże w nauce Lutra b) Miłosierdzie Boże w nauce Kalwina 185 187 188 188 189 190 192 192 194 197 199 200 201 202 203 204 205 206 206 207 212 213 214 215 216 Bibliografia 217 Lista subskrybentów 221 230 ACHEVÉ D’IMPRIMER LE 29 SEPTEMBRE 1967 SUR LES PRESSES DE L’ÉCOLE TECHNIQUE D‘IMPRIMERIE NOTRE FAMILLE A OSNY (VAL D’OISE) IMPRIMÉ EN FRANCE Dépot légal 3• trimestre 1967 231