miłosierdzie boga w dziełach jego tom iii
Transkrypt
miłosierdzie boga w dziełach jego tom iii
KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM III DUCH ŚWIĘTY, KOŚCIÓŁ, ŁASKA, CNOTA, DARY DUCHA ŚWIĘTEGO, MODLITWA, UFNOŚĆ, SAKRAMENTY ŚWIĘTE WYDAWNICTWO PALLOTTI S. A. I. E. RZYM – PARYŻ – LONDYN 2 Przedmowa „Bądźcie miłosierni jako i Ojciec wasz niebieski miłosierny jest” (Łuk. 6, 36). Spośród wielu doskonałości Bożych Pan Jezus wyróżnia Miłosierdzie, polecając je naśladować, a tym samym poznawać i wielbić, albowiem nie można naśladować tego, czego się nie zna i nie czci. Ale Miłosierdzie Boże jest tajemnicą, której rozumem samym zgłębić nie można. Wprawdzie rozum mówi, że Bóg jest miłosierny, ale jak daleko sięga Jego Miłosierdzie, nie jest w stanie zrozumieć. Naukę o Miłosierdziu Bożym czerpiemy z objawienia, które nam głównie podał Syn Boży — Jezus Chrystus. O nim to mówi Psalmista: „Nie taiłem Miłosierdzia twojego i Prawdy Twojej przed zgromadzeniem wielkim” (Ps. 39, 11). Pan Jezus nie zataił Miłosierdzia Bożego, ale ujawnił je w tajemnicy Wcielenia, w swoim życiu ukrytym i publicznym, rozwinął obszernie w nauce, a przede wszystkim obrazowo przedstawił w tajemnicy Odkupienia, umierając na krzyżu za grzechy, całego świata, a potem zmartwychwstając i wstępując chwalebnie do nieba. Działalność Jezusa w czasie Jego pobytu na ziemi była tylko początkiem Miłosierdzia, które trwa i działa nadal w Kościele. Wszystkie łaski sakramentów świętych i sakramentaliów, odpusty i charyzmaty, dary i owoce Ducha Świętego są nieprzerwanym strumieniem Miłosierdzia, spływającym w Kościele na wiernych. W pierwszym tomie niniejszej pracy poznaliśmy głównie Miłosierdzie Boga Ojca, który „Syna swego jednorodzonego dał” (Jan 3, 16), aby słowem i przykładem swych czynów pouczył ludzi o Miłosierdziu Bożym 1. W drugim tomie rozważaliśmy przede wszystkim Miłosierdzie Syna Bożego, który w ciele ludzkim poniósł straszną mękę i śmierć krzyżową za nasze grzechy, a następnie po ustanowieniu Kościoła, a w nim sakramentów świętych, wstąpił chwalebnie do nieba, nie zastawiając nas sierotami. Obecnie w trzecim tomie poznamy nieskończone Miłosierdzie Ducha Świętego, który po zstąpieniu na Apostołów w czasie Zielonych Świątek pozostał na zawsze w Kościele, rządzi nim i obdarza ustawicznie wiernych swoimi łaskami. Poznanie Boga oraz wielbienie Go w Jego nieskończonym Miłosierdziu jest największym obowiązkiem i głównym celem człowieka: „A ten jest żywot 3 wieczny, aby poznali ciebie, jedynego, prawdziwego Boga i Tego, któregoś posłał, Jezusa Chrystusa” (Jan 17, 3). Ze wszystkich doskonałości Boga najłatwiej jest poznać Jego Miłosierdzie i przez to samo kochać Go i uwielbić, a samego siebie uszczęśliwić: ono bowiem „uprzedza nas” (Ps. 58, 11), towarzyszy nam zawsze (Ps. 32, 18) i „idzie za nami poprzez wszystkie dni życia naszego” (Ps. 22, 6). Poznanie i wielbienie Boga w Miłosierdziu konieczne jest szczególnie dzisiaj, gdy rozpętała się między Królestwem Boga i królestwem szatana walka o niespotykanym dotąd nasileniu. Wprawdzie od wieków trwa zmaganie między dobrem a złem, między Prawdą i kłamstwem, nigdy jednak nie przybrało ono takich rozmiarów. Z jednej strony rozwija swój sztandar Michał Archanioł z hasłem „Któż jak Bóg”, z drugiej — słychać syczenie węża piekielnego: „wy będziecie jako bogowie” (Rodz. 3, 5). „Materializm przybił znowu Chrystusa Pana do krzyża i dlatego ciemności zaległy świat cały” (Enc., Piusa XII „Summi Pontificatus”). Dlatego dzisiaj szczególnie potrzeba idei wielkiej, uniwersalnej, jak żądają tego niektórzy pisarze katoliccy. Potrzeba hasła, skupiającego wszystkich ludzi dobrej woli pod sztandarem Chrystusa, który w ostatnim słowie swoim do Apostołów powiedział: „Ufajcie: jam zwyciężył świat” (Jan 16, 23). Taką ideą jest nieskończone Miłosierdzie Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. A odpowiedzią ze strony naszej na wezwanie Zbawiciela ma być akt strzelisty do jedynego Pośrednika między nami a Bogiem: „Jezu, ufam Tobie!” . Otworzyć tedy „wnętrzności Miłosierdzia Bożego” człowiekowi cierpiącemu i przeżywającemu liczne nędze i pouczyć wszystkich, aby byli miłosiernymi, jako i Ojciec niebieski miłosierny jest — oto hasło do zwalczania królestwa szatana, oto hasło — oto idea, która może połączyć wszystkich myślących o prawdziwym postępie i zgodnym współżyciu społeczeństw, państw i narodów, oto cel, który przyświecał autorowi, piszącemu tę pracę w niezwykle trudnych okolicznościach, ale z mocnym przeświadczeniem, że ludzkość nie zazna uspokojenia, dopóki się nie zwróci z ufnością do nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Niechże te rozważania zapalą serca tych, którzy są przygotowani do służby Bogu, wzmacniają walczących o Jego królestwo. Niech również pobudzą tych, którzy na razie stoją daleko od Boga, a może nawet przeciwko Niemu walczą, sądząc mylnie, że walczą o dobro ludzkości. Poznanie bowiem i wielbienie Boga w Miłosierdziu, które człowiek może nie tylko łatwiej zrozumieć, ale poniekąd i na sobie doświadczyć, jest niczym innym, jak ujawnieniem skarbu nieskończonej dobroci, wszechmocy i szczodrobliwości najlepszego i największego Ojca względem swoich dzieci. O jakże często są one marnotrawne, ale częściej może nierozsądne aniżeli złe i przewrotne. Poznanie i uwielbienie Boga w Miłosierdziu ma nas również pobudzić do naśladowania Go w tej doskonałości. 4 Wydanie tej pracy nastąpiło dzięki staraniom wielu osób szczególnie czczących Miłosierdzie Boże. Niech najmiłosierniejszy Zbawiciel obdarza ich obficie łaskami i towarzyszy tym, którzy z wiarą, pokorą, żalem i w duchu pokuty będą rozważali dzieła Miłosierdzia Bożego, skierowując je do celów praktycznych, a przede wszystkim do uczynków miłosiernych względem bliźnich. Autor 1 W jednej tylko Ewangelii według świętego Mateusza Zbawiciel powołuje się na Ojca aż trzydzieści dziewięć razy: 5, 16; 5, 48; 5, 45; 6, 1; 6, 4; 6, 6; 6, 8; 6, 9; 6, 14; 6, 15; 6, 18; 6, 26; 6, 31; 7, 11; 7, 21; 10, 20; 10, 29; 10, 31; 10, 33; 11, 25; 11, 26; 11, 27; 12, 50; 13, 43; 15, 13; 16, 17; 16, 27; 18, 10; 18, 14; 18, 19; 18, 35; 20, 23; 23, 9; 24, 36; 25, 34; 26, 29; 26, 42; 26, 53; 28, 19. 5 6 1. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA MISTYCZNEGO „Chrystus żyje! Chrystus króluje! Chrystus rozkazuje!” Z chwilą Wniebowstąpienia działanie Chrystusa Pana nie ustaje: Zbawiciel nadal żyje w Kościele i przezeń działa, panuje i rozkazuje. Działalność jego co do rozmiaru i wylewu miłosierdzia Bożego jest teraz o wiele wspanialsza, aniżeli była za czasów jego życia ziemskiego: obejmuje bowiem już nie tylko Palestynę i naród żydowski, ale całą ludzkość. Chrystus ma nie tylko garstkę Apostołów i uczniów, ale wyznawców wśród wszystkich narodów. Jest on rzeczywiście i prawdziwie obecny w Eucharystii i w swoim ciele mistycznym — Kościele. Kościół bowiem jest nie tylko Oblubienicą Chrystusa, lecz w pewnym realnym znaczeniu nawet nim samym — jest bowiem jego ciałem, którego on jest głową. „Chrystus jest głową Kościoła, ciała swojego, którego jest Zbawicielem” (Ef. 5, 23). 1. Pan Jezus przedłuża swoje życie na ziemi w Eucharystii, którą ustanowił bezpośrednio przed swoją męką i odejściem. Wierzymy bowiem, że Pan Jezus jest obecny w Przenajświętszym Sakramencie nie tylko jak w znaku i skutkach działania, ale realnie i prawdziwie, — i nie tylko w wierze przyjmującego, lecz rzeczywiście i istotnie ze swoim Bóstwem i człowieczeństwem jak wtedy, kiedy nauczał na ziemi, i jak obecnie przebywa w niebie. Wierzymy, jak Kościół naucza, że obecność Zbawiciela w Sakramencie Ołtarza nie jest tylko przemijająca w czasie ofiarowania i sakramentalnego przyjmowania, lecz trwała i ustawiczna, jak długo pozostają postacie eucharystyczne. „Jam jest chleb żywy, który z nieba zstąpił; jeśliby kto pożywał tego chleba, żyć będzie na wieki” (Jan 6, 51 – 52). W Eucharystii urzeczywistniają się słowa Zbawiciela: „Nie pozostawię was sierotami” (Jan 14, 18), albowiem pozostał z nami prawdziwą obecnością pod zasłoną sakramentalną. Jest obecny w każdej chwili dnia i nocy jako Boski Pośrednik, znajdujący się między niebem a ziemią. On zawsze gotów się nam udzielać, on zawsze za nami się wstawia, odwracając ciosy sprawiedliwości Bożej i sprowadzając na nas nieskończone miłosierdzie Boże, — zawsze modli się za nami i ofiaruje się Ojcu niebieskiemu za zbawienie nasze i całego rodzaju ludzkiego, zawsze woła: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i uginacie się pod ciężarem, a ja was pokrzepię” (Mat. 11, 28). 7 Pan Jezus w Eucharystii nie tylko jest obecny rzeczywiście, istotnie i prawdziwie, ale nadal prowadzi tam swoje życie Boga – Człowieka, odnawiając wszystkie tajemnice tego życia. Przede wszystkim odnawia swoje życie ukryte. Przebywa w głębokiej ciszy i utajeniu we dnie i w nocy, rzucając zasłonę nie tylko na swoje Bóstwo, ale nawet na człowieczeństwo. Przebywa w największym ubóstwie i zaparciu się siebie, w posłuszeństwie kapłanom godnym i niegodnym, w niewidzialnej pracy w duszach ludzi sprawiedliwych i grzesznych. Odnawia tu również swoje życie publiczne, dokonując cudu przeistoczenia chleba i wina w Ciało i Krew swoją, — cudu rozmnożenia chleba, uzdrowienia chorych na ciele i duszy, ujawnienia cierpliwości, dobroci i miłosierdzia. Chyba nie trzeba dowodzić, że Pan Jezus w Eucharystii odnawia tajemnicę swojej męki i śmierci; Msza św. bowiem jest zarazem doskonałym przypomnieniem i powtórzeniem niekrwawej ofiary w Wieczerniku i krwawej na Golgocie. Z ofiarą w Wieczerniku łączy się nawet w czynności ofiarniczej, a z ofiarą krzyżową stoi w najistotniejszym związku, bo jest nie tylko jej przypomnieniem, ale i jej uobecnieniem we wszystkich jej częściach. Często — niestety — wieczernik bywa napełniony Judaszami, którzy z brudnymi rękami i sercem kradną ciało Pana Jezusa, zamieniając salę uczty najwierniejszej miłości w nocne podwórze Kajfasza. Podobnie odnawia się w Eucharystii i wielkość Zmartwychwstania Pana Jezusa, albowiem jest on tu w ciele uwielbionym pod pewnym względem wznioślejszym i cudowniejszym aniżeli w chwili Zmartwychwstania i obecnie w niebie. Jest to bowiem najlepsze i najwspanialsze zwycięstwo łaski i chwały nad materią. Któż bowiem nie widzi stosunku Pana Jezusa do nas w Sakramencie Ołtarza jak gdyby odbicie objawienia się jego oraz jego stosunku do Apostołów po Zmartwychwstaniu! Przyłącza się on do nas jak do tych uczniów idących do Emmaus, pociesza nas w trudach, błogosławi nam, sprowadzając cudowne skutki naszej pracy czasami niepożytecznej samej z siebie, jak błogosławił Piotrowi przy połowie ryb. Nie odnawia tylko tajemnicy Wniebowstąpienia, bo nie odchodzi od nas jak wówczas, ale zawsze pozostaje z nami wynagradzając nam to, że nie byliśmy obecni w czasie jego ziemskiej wędrówki. W Eucharystii mamy Nazaret i Betlejem, Tabor i Jeruzalem, Kalwarię i górę Oliwną. Ułatwia wiarę, albowiem mamy znacznie więcej pobudek do jej zachowania. 2. Pan Jezus nie tylko pozostaje realnie, istotnie i rzeczywiście w Eucharystii, ale nadto w Kościele jako w swoim ciele mistycznym. Żył na ziemi niemal przed dwoma tysiącami lat w ciele, wziętym z łona Maryi, a teraz żyje życiem mistycznym w ciele, wziętym z ludzkości, — w ciele nazwanym Kościołem powszechnym, czyli katolickim. Słowa Kościoła są jego słowami. 8 Czyny Kościoła (z pewnym zastrzeżeniem) jego czynami, a życie Kościoła — jego życiem. „Wszyscy stanowi my jedno ciało w Chrystusie” (Rzym 12, 5). Jako ciało Chrystusa, Kościół jest czymś konkretnym, dostrzegalnym dla oka i wymaga różnych członków, jakimi są nie tylko charyzmatycy, duchowni i zakonnicy, lecz i wszyscy ludzie ochrzczeni, wyznający prawdziwą wiarę i pozostający w łączności ze swą matką — Kościołem. Kościół jednak nie jest fizycznym ani moralnym ciałem Chrystusa, lecz ciałem mistycznym. W ciele fizycznym członki łączą się między sobą tak, że poszczególne nie są samoistne. W ciele zaś mistycznym wewnętrzna siła łączy członki między sobą tak, że każdy z nich zachowuje własną osobę. Nadto w każdym żywym ciele fizycznym wszystkie członki służą ostatecznie tylko pożytkowi całego organizmu, gdy w ciele mistycznym najwyższym celem jest troska o rozwój wszystkich członków i każdego z osobna. Jeżeli porównamy ciało mistyczne z moralnym, zauważymy również wielką różnicę. W ciele moralnym zasadą jedności jest wspólny cel oraz zespolenie wszystkich w dążeniu ku temu celowi dzięki autorytetowi społecznemu. W ciele zaś mistycznym do tego zespolenia dochodzi jeszcze coś wewnętrznego, „co zarówno w całym ciele, jak i w poszczególnych jego częściach rzeczywiście istnieje i jest obdarzone wielką mocą. Jest to coś tak wzniosłego, że z istoty swej przewyższa wprost nieskończenie wszelkie węzły jedności, łączące ciało fizyczne lub moralne. To coś należy już do porządku nadprzyrodzonego, nieskończonego i niestworzonego. Jest to sam Duch Święty, którego Pan Jezus zesłał na Apostołów w dziesiątym dniu po swoim Wniebowstąpieniu, a który odtąd przenika Kościół, jak dusza przenika ciało, i sprawia, że ta doskonała społeczność przewyższa wszystkie inne zespoły ludzi, jak łaska przewyższa naturę, jak rzeczy nieśmiertelne przewyższają wszelkie rzeczy znikome” (Encyklika „Mistici corporis”). Kościół tedy nie jest zwyczajną społecznością na ziemi, albowiem to, co go dźwiga na wyżyny, przekraczając całkowicie wszelki porządek przyrodzony, „jest dziełem Ducha Chrystusowego, który jako źródło łask, darów i wszelkich charyzmatów bezustannie i dogłębnie napełnia Kościół i działa w nim” (Enc. „Mistici corporis”). W trzeciej części naszych rozważań nazwanej miłosierdziem Chrystusa mistycznego, będziemy się zastanawiać głównie nad działalnością Ducha Świętego, który jest Duchem Ojca i Syna, jako pochodzącym od obu. *** Jak wielką godność posiada każdy chrześcijanin stawszy się uczestnikiem natury Bożej, członkiem żywym ciała mistycznego, którego głową jest 9 Chrystus! Jak wielką godność i ja posiadłem, gdy przez chrzest święty wszedłem do tej wielkiej Boskiej społeczności! Jak wielką wdzięczność winienem czuć dla Boga za to, że pozwolił mi narodzić się z chrześcijańskich rodziców, którzy w pierwszych tygodniach mego życia przez chrzest przyczynili się do obdarowania mnie nowym życiem nadprzyrodzonym! Będę często przywodził sobie na pamięć, czyjej Głowy i czyjego Ciała jestem członkiem, i dziękował nieskończonemu miłosierdziu Bożemu, jak również będę czcił pamięć moich rodziców i gorliwie modlił się za nich. 2. PRZYGOTOWANIE NA ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO „Wszyscy trwali jednomyślnie na modlitwie… wraz z Matką J e z u s a ” (Dz. 1, 14). Pan Jezus w dniu Wniebowstąpienia polecił Apostołom pozostać w Jerozolimie do czasu Zesłania Ducha Świętego, którego obiecał jeszcze przed swoją męką. „Wy przeto pozostańcie w mieście, dopóki nie będziecie przyobleczeni mocą z wysokości” (Ł. 24, 49). Apostołowie tedy „poszli do Wieczernika… i trwali jednomyślnie na modlitwie wraz z niewiastami, z Maryją, Matką Jezusa, i z braćmi jego” (Dz. 1, 13 – 14), przygotowując się do urzeczywistnienia obietnicy swego Mistrza: dziesięć dni pozostawali na gorącej modlitwie i w wielkim skupieniu. 1. W myśl wskazówek Zbawiciela Apostołowie nie wrócili do Galilei, do swoich rodzin i zajęć, ale pozostali w Jerozolimie w Wieczerniku, położonym w mieście górnym, spędzając czas na modlitwie, skupieniu i milczeniu. Nauczeni smutnym doświadczeniem w ogrodzie Oliwnym me lekceważyli już teraz przestrogi Pana Jezusa: „Czuwajcie i módlcie się”, pamiętając zarazem na słowa Proroka: „Przeto oto ja przynęcę ją i zawiodę ją na puszczę, i będę mówił do serca jej” (Oz. 2, 14). Samotność, skupienie i milczenie jest ofiarą, złożoną Bogu za naszą zmysłowość i rozproszenie, i najlepiej przygotowuje dusze do otrzymania każdej łaski, a szczególnie przygotowuje drogę do natchnień wewnętrznych. W ciągu dnia Apostołowie chodzili do świątyni biorąc udział w ofiarach składanych Panu Bogu: „Przebywali też zawsze w świątyni, wielbiąc i chwaląc Boga” (Łuk. 24, 53), prawdopodobnie i sami składali ofiary, jeżeli nie ze zwierząt, na co ich nie było stać, to z mąki i wina, a przede wszystkim z 10 umartwienia języka. To były pierwsze rekolekcje, pierwsze przygotowanie na przyjęcie darów Ducha św., obiecanego Pocieszyciela, o którym Mistrz powiedział, że nauczy ich wszelkiej prawdy. „Pocieszyciel, Duch Św., którego Ojciec pośle w imię moje, on was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co powiedziałem” (Jan 14, 26). „Ducha prawdy, którego świat nie może przyjąć, bo go nie widzi, ani go nie zna. Lecz wy go poznacie, bo u was pozostanie i w was będzie przebywał” (Jan 14, 17). Drugim przygotowaniem była modlitwa, jak wyraźnie zaznacza Pismo św. Była to modlitwa ustawiczna i jednomyślna, gorąca i serdeczna, błagająca Boga o dary i wielbiąca Go w dziełach, których byli świadkami. Jak w Starym Zakonie z pokolenia na pokolenie przenosiło się błaganie o przyjście Mesjasza, tak i tu z godziny na godzinę Apostołowie wołali o zstąpienie Ducha Świętego. To małe zgromadzenie wiernych uczniów Chrystusa na górze Syjon było przedstawicielem całego świata, który się miał przygotowywać na przyjście tego Pocieszyciela. Była to modlitwa wytrwała i zanoszona w imię Jezusa Chrystusa, posiadająca wszystkie warunki, wymienione przez Mistrza do wysłuchania: „Jeśli o co prosić będziecie Ojca w imię moje, da wam” (Jan 16, 23). Modlitwa Apostołów w Wieczerniku miała zapewnienie skuteczności jeszcze i dlatego, że między nimi była obecna Matka Najświętsza, Matka Miłosierdzia i Wszechpośredniczka łask. Podobnie jak w Nazarecie współdziałała ona w tajemnicy Wcielenia, a na Kalwarii w tajemnicy Odkupienia, tak i w Wieczerniku wzięła czynny udział w utwierdzeniu i rozkrzewieniu wiary. Bóg chciał, abyśmy narodzenie Pana Jezusa zawdzięczali jej przyzwoleniu, a znajomość nauki jego jej świadectwu i pośrednictwu. W Nazarecie Duch święty już zstąpił na nią, czyniąc ją Matką Boga, a w Wieczerniku tenże Duch znowu zstąpił na nią, aby własnym przykładem pobudzała Apostołów do skupienia, wytrwałości i modlitwy, by mogła się stać Matką naszej wiary. Można przypuszczać, że wszystkie tajemnice, wymagające uzupełnienia, potwierdzenia czy świadectwa, zostały Apostołom wyjaśnione i potwierdzone przez usta tej, którą posłużył się Duch prawdy. Apostołowie z Matką Najświętszą i gronem niewiast mogli się modlić w ten sposób: „Panie, narody pogrążone są w ciemnościach śmierci, jakże my nieudolni i słabi zdołamy je wzbudzić i wrócić im żywot utracony, a uzyskany przez Ciebie! Noc ciemności ściele się nad światem. Jakichże użyjemy sposobów, by rozproszyć te cienie i sprowadzić światło?! Jesteśmy szczupłą trzódką bojaźliwych jagniąt bez pasterza! Jakże może być przez nas zwyciężona i podbita dla Ciebie ziemia?! Powstań, Panie, a niech się rozproszą nieprzyjaciele nasi! Oświeć i zapal wargi nasze ogniem Twoim, a Twoje światło niech wzruszy i ogarnie całą ziemię! Nie zostawiaj nas w długim sieroctwie, wejrzyj na łzy, ciekące obficie z oczu naszych, i ześlij obiecanego Pocieszyciela! Przyoblecz nas, panie, mocą z góry, a szatan niech będzie zwyciężony i zdeptany stopami naszymi! Zstąp, Duchu święty, i zabłyśnij nad Jeruzalem i napełnij nas 11 ogniem swoim, byśmy na podobieństwo pochodni roznieśli płomień miłości na wszystkie strony” (Nowenna do Ducha świętego). 2. Co skłoniło Apostołów do takiego przygotowania? Przede wszystkim żądanie Zbawiciela, który życzył sobie, by się w szczególniejszy sposób przygotowali na działanie Ducha Świętego w swych duszach i by w ten sposób choć w małym stopniu wysłużyli dla siebie i dla całego świata jego dary. Bóg nigdy nie krępuje wolnej woli człowieka i jeżeli chce mu łask swoich udzielić, wymaga, by człowiek sam łask tych zapragnął, by się o nie modlił i w ten sposób choć w małym stopniu na nie zasłużył. Jak wszędzie, tak i u Apostołów działalność Boga winna była się oprzeć na ich osobistym współdziałaniu. Tak postępował sam Zbawiciel, gdy do każdego przedsięwzięcia przygotowywał się przez nadzwyczajną modlitwę tym gorętszą, im większy miała osiągnąć skutek. Drugą pobudką do przygotowania mogła być godność tego, na którego zesłanie czynili przygotowanie. Pan Jezus przed swoim odejściem dostatecznie pouczył Apostołów o istocie, i wzniosłości Ducha świętego. „Gdy przyjdzie Pocieszyciel, którego ja wam poślę od Ojca, Duch prawdy, który od Ojca pochodzi, on o mnie świadectwo dawać będzie” (Jan 15, 26). Jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was, a jeśli odejdę, poślę go do was. I gdy on przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu mówię, że nie wierzą we mnie, o sprawiedliwości, bo idę do Ojca i już mnie nie ujrzycie, i o sądzie, bo książe tego świata już został osądzony… On mię uwielbi, bo z mego weźmie, a wam oznajmi” (Jan 16, 7 – 14). Wreszcie pobudką dla Apostołów była wspaniałość skutków, jakie zapowiedział Pan Jezus przez zesłanie Ducha Świętego. Zapewnia im moc z wysokości: „Pozostańcie w mieście, dopóki nie będziecie przyobleczeni mocą z wysokości” (Łuk. 24, 49). Ta moc uczyni ich świadkami po całym świecie i dokona wielkiej przemiany w ich duszach, ochrzci ich chrztem Mesjasza w najszczytniejszym znaczeniu tego słowa: „Jan chrzcił tylko wodą, a wy będziecie ochrzczeni Duchem Świętym po niewielu dniach” (Dz 1, 5). Aby jeszcze bardziej podkreślić wielkość Ducha świętego, Pan Jezus na go „obietnicą Ojca mego” (Łuk. 24, 49), pieczęcią wszystkich łask, koroną wszystkich obietnic, a jego działanie początkiem Królestwa Bożego, na które Apostołowie tak niecierpliwie czekali (Dz. Ap. 1, 7 – 8). *** Apostołowie w wieczerniku są wzorem dla wszystkich chrześcijan, jak należy przygotowywać się do przyjęcia sakramentów świętych, a przede wszystkim tych, w których Duch Święty udziela niezmazalnego charakteru. 12 Sakramentami tymi są: chrzest, bierzmowanie i kapłaństwo. Godność przychodzącego Pocieszyciela jest niezmierna i charakter jego działania jest niewypowiedziany. Potęga jego działalności jest nieskończona dla nas i dla całego świata, skuteczność tej działalności jest bezcenna, a zarazem konieczna. Toteż i przygotowanie do przyjęcia tego działania winno być jak najstaranniejsze i jak najsumienniejsze. Prawdy te będę sobie przypominał często, a szczególnie na uroczystość Zielonych świąt, która powraca rok rocznie. Mam wówczas szczególnie ożywić w sobie te pobudki, które nakłaniały Apostołów do przygotowania się na przyjście Ducha świętego i w czasie nowenny przed tą uroczystością mam łączyć się w duchu z całym Kościołem, modląc się wraz z Apostołami i Najświętszą Dziewicą w Wieczerniku, by Duch Święty pobudził mię do przemawiania i do słuchania, do dawania i do przyjmowania. 3. ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO „I wszyscy napełnieni byli Duchem Św. i poczęli mówić różnymi językami” (Dz. 2, 4). Nadszedł wreszcie uroczysty dzień Zielonych Świąt, który w Starym Zakonie obchodzono na pamiątkę nadania prawa na górze Synaj oraz dla podziękowania za skończone żniwa. Na tę uroczystość przybywało do Jerozolimy dużo pielgrzymów z Palestyny i diaspory. Rano około godziny dziewiątej (według czasu ówczesnego około trzeciej) „stał się z nagła z nieba szum jakby nadchodzącego wichru gwałtownego i napełnił cały dom, gdzie siedzieli (Apostołowie). I ukazały się im rozdzielone języki na kształt ognia, który spoczął na każdym z nich z osobna. I wszyscy napełnieni byli Duchem Świętym i poczęli mówić różnymi językami, jako im Duch Święty mówić dawał… Gdy tedy rozległ się ten szum, zbiegło się mnóstwo ludzi i osłupieli, bo każdy posłyszał ich mówiących swoim językiem” (Dz. Ap. 2, 2 – 6). Aby pojąć znaczenie i doniosłość tego zdarzenia, zastanówmy się nad przyczyną i sposobem zesłania Ducha świętego. 1. Dlaczego zstąpił Duch święty? Przede wszystkim dlatego, by uzupełnić Stary i wypełnić Nowy Testament. W obydwu bowiem Bóg obiecał zesłać Ducha świętego jako uzupełnienie. „Wyleję ducha mego na wszelkie ciało, i prorokować będą synowie wasi i córki wasze; starcom waszym sny się śnić 13 będą, a młodzieńcy wasi widzenia widzieć będą” (Joel 2, 28). Jan Chrzciciel mówił o chrzcie z Ducha Świętego udzielonym przez Mesjasza: „Ten was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem” (Mat. 3, 11). Sam zaś Zbawiciel mówił o zesłaniu Ducha Świętego bardzo wyraźnie i wielokrotnie (Jan 14, 16 – 17; 15, 26; 16, 7 – 15), jak już było powiedziane wyżej. Teraz wszystko zostało spełnione. Wypełnione zostały obietnice Boże. Zstąpienie Ducha Świętego jest koroną i pieczęcią wszystkich skarbnic Bożej łaski. Dotychczas mówili o Duchu Świętym Prorocy i zapowiadał go Zbawiciel, ale on sam jeszcze światu zewnętrznie się nie objawiał. Wprawdzie przy chrzcie Pana Jezusa dał się poznać wybranym duszom, ale było to tylko przemijająco i dla szczególnych celów. Teraz zaś ukazuje się jako twórca wszelkiej świętości z posłannictwem już nie do jednostek, ale do całej ludzkości. Przychodzi, aby nie tylko się nam objawić, ale i udzielić się wszystkim, którzy tylko tego zapragną i zechcą posiąść jego dary i jego samego przez nową szczególniejszą obecność, — posiąść nieprzemijająco, lecz na stałe pod pewnymi warunkami, łatwymi zresztą do zachowania. Wreszcie przychodzi Duch Święty, aby wsławić Pana Jezusa i objawić jego królestwo. O tym celu mówi wyraźnie Zbawiciel: „Gdy on (Duch św.) przyjdzie, przekona świat o grzechu, sprawiedliwości i sądzie… on mnie uwielbi, bo z mego weźmie, a wam oznajmi” (Jan 16, 8 i 14). Duch Święty ma dalej prowadzić dzieło Chrystusowe, uzupełniać je i okazać wyraźniej, że to dzieło jest miłosierdziem Bożym, rozlewającym się na świat cały. Świadectwo o Bóstwie Chrystusa trwa ustawicznie w Kościele za sprawą Ducha Świętego i trwać będzie aż do skończenia świata. Wszystkie dary, siły i moce, cała istota i całe życie Kościoła utrzymuje się przez działanie Ducha Świętego, który ustawicznie wsławia Chrystusa i zapewnia rozwój jego królestwu. Dzięki temu działaniu Pan Jezus nadal żyje w Kościele, króluje i rozkazuje. 2. Jak przychodzi Duch Święty? Przychodzi wśród okoliczności niezwykłych i w sposób odpowiadający Majestatowi Bożemu. Zjawia się wśród takich znaków, które ujawniają jego Boską naturę, jego Osobę i jego doskonałości; ujawnia się również jego posłannictwo jako twórcy i głosiciela Nowego Testamentu. Przede wszystkim przychodzi Duch Święty z wielką chwałą, widocznie, publicznie i uroczyście, przed oczyma całego świata, wobec przybyłych pielgrzymów ze wszystkich krajów ziemi na uroczystość Zielonych Świąt. Szum, jak gdyby gwałtownego wiatru, oznacza jego pochodzenie przez miłość od Ojca i Syna, — oznacza również jego imię oraz oczyszczającą i wszystko pokonywającą moc jego istoty. Ten szum symbolizuje również tchnienie twórcze, którym Duch Święty na początku ożywił obumarłą naturę, symbolizuje także ów grzmot na Górze Synaj, gdy Bóg dawał Mojżeszowi 14 Dziesięć Przykazań, oraz jest obrazem niebieskiego początku nowego prawa, które pokonywa wszystkie potęgi, usuwa nieaktualne przepisy, a rozsiewa nowe ziarna cnoty, ziarna miłości i miłosierdzia. Języki ogniste są według biblijnego znaczenia wyobrażeniem duchowości, świętości oraz sądzącej i karzącej potęgi Boskiej. „I widziałem, a oto wiatr gwałtowny przychodzi od północy, i obłok wielki i ogień skłębiony, a jasność wokoło niego, a z pośród niego jakoby wygląd mosiądzu, to jest z pośród ognia” (Ez. 1, 4). „Bo oto Pan w ogniu przyjdzie, a jako wicher przyjazd jego, by wyładować w płomieniach zapalczywość swoją, a groźby swoje w językach ognistych”. (Iz. 66, 15). Z krzaku gorejącego wyszło niegdyś słowo Jahwy, mające uwolnić Izraela z niewoli, a z płomieni ognistych spłynęła łaska Ducha Świętego na Apostołów dla odnowienia świata. Duch Święty przychodzi bogaty w łaski, którymi zostali napełnieni Apostołowie. Była to rzeczywiście pełnia łask, a przede wszystkim pełnia łaski poświęcającej oraz łask połączonych z urzędami: „A każdego przejmował lęk, działy się bowiem rzeczy dziwne i znaki w Jerozolimie za sprawą Apostołów, tak że bojaźń wielka ogarnęła wszystkich” (Dz. 2, 43). Przez Apostołów te łaski dostawały się innym w udziale i w ten sposób uroczystość Zielonych Świąt stała się niedościgłym obrazem i niewyczerpanym źródłem wszystkich łask na wszystkie czasy. Wreszcie Duch Święty przyszedł z całą łaskawością i miłosierdziem Jest to bowiem Bóg miłości i miłosierdzia, Bóg dobroci, litości i pokoju. Dlatego przyjście jego nie jest sądem potępiającym, ale zbawieniem i odkupieniem nie tylko dla Żydów, ale i dla całego świata. „I stanie się, że każdy zbawienia dostąpi, ktokolwiek imienia Pańskiego wzywać będzie” (Dz. 2, 21). Przyszedł Duch Święty, by świat uświęcić, pocieszyć i rozweselić przez nową obecność, — przyszedł, aby nas nigdy więcej nie opuścić: „Duch prawdy… u was pozostanie i w was będzie przebywał” (Jan 14, 17). Ta jego obecność nie jest przywiązana do wiary jednej osoby lub jednego narodu, ale złączona jest ściśle z istnieniem Kościoła. Jak długo będzie istniał Kościół na świecie, tak długo będzie Duch Święty na ziemi, dając ludziom błogosławieństwo, prawdę, łaskę i miłosierdzie. *** Zstąp, Duchu święty, odmień oblicze ziemi! Wszystko bowiem gnuśnieje i obumiera, wszystko wzdycha do Twej obecności. Oto dusze znękane wzywają Ciebie, a przygniecione brzemieniem udręczeń wołają do Ciebie o wsparcie. Podnieś upadających na duchu, dźwignij dolegające im ciężary. Których dręczą rany ciała i bóle fizyczne, wspieraj Duchu Święty, by nie zabrakło im siły! 15 Których bratnia ściga nienawiść, użycz im świętej cierpliwości i miłości! Których doczesne nieszczęście spotkało, niech przylgną sercem do trwalszych skarbów! Których serdeczna dotyka boleść, nawiedz ich wnętrze, by pod srogością cierpienia się nie załamali. Duchu Święty, pociesz płaczących, podaj prawicę upadającym, byśmy szli prostą drogą, jaką nam wskazał Najmiłosierniejszy Zbawiciel. 4. KIM JEST DUCH ŚWIĘTY? „Kto się nie odrodzi… z Ducha Świętego, nie może wnijść do królestwa Bożego” (J. 3, 5) Na pytanie, kim jest Duch Święty, odpowiedzieć wyczerpująco nie jest rzeczą łatwą. Jak bowiem czujemy powiew wiosenny i oglądamy dziwy jego, ale powiedzieć skąd on przychodzi i dokąd idzie nie potrafimy, tak jest i z Duchem świętym: „Wiatr, kędy chce, wionie i szum jego słyszysz, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd zdąża: tak samo dzieje się z każdym, kto się z Ducha narodził” (Jan 3, 8). Duch Święty nie idzie ku nam jak Syn Boży — w ludzkiej postaci, lecz mieszka w niezbadanych głębinach Bóstwa, a działa w cichych tajnikach naszej duszy: „To nam Bóg objawił przez Ducha swojego, który wszystko przenika, nawet głębokości Boże” (I Kor. 2, 10). Toteż poznajmy, kim on jest w łonie Bóstwa i następnie w całej działalności jego na zewnątrz. 1. W łonie Bóstwa Duch święty jest prawdziwym Bogiem, trzecią Osobą Trójcy Przenajświętszej, równą Ojcu i Synowi. Imię Ducha świętego jest Bóg. Pismo święte w wielu miejscach nazywa go po prostu Bogiem zarówno w Starym jak i w Nowym Testamencie: „Dobrze Duch Święty mówił przez Izajasza proroka do ojców waszych: Idź do tego ludu, a mów do nich: Uchem posłyszycie, a nie zrozumiecie i okiem patrzeć będziecie, a nie dojrzycie” (Dz. 28, 25 – 26). Ustami tedy proroków przemawiał Duch Święty — prawdziwy Bóg, który przez łaskę swoją zamieszkuje w duszach naszych: „Nie wiecie, żeście świątynią Bożą i że Duch Boży przebywa w was” (I Kor. 3, 16); „Czyż nie wiecie, że członki wasze są świątynią Ducha Świętego, który w was przebywa” (I Kor. 6,19). Ponieważ kościół, czyli świątynię stawia się tylko Bogu, przeto Duch święty jest Bogiem naszym. „Czemu szatan skusił serce twoje, abyś skłamał Duchowi Świętemu… Nie ludziom skłamałeś, ale Bogu” (Dz. 5, 3) Tu również Piotr wyraźnie mówi, że skłamać Duchowi świętemu znaczy to samo, co skłamać Bogu. 16 Pismo święte przypisuje również Duchowi świętemu prawdziwie Boskie przymioty. Pochodzi od Ojca… „Ja wam poślę od Ojca Ducha prawdy, który od Ojca pochodzi” (Jan 15, 26), a więc ma tę samą naturę, co Ojciec; widzi i oznajmia p r z y s z ł o ś ć : „Co ma nadejść, oznajmi wam” (Jan 16, 13), a więc ma Boską wiedzę, jaką ma Bóg sam z siebie, i jest prawdą nieomylną — absolutną, a takim może być tylko Bóg. On rodzi człowieka do życia Bożego przez wodę chrztu: „Kto się nie odrodzi z wody i z Ducha Świętego, nie może wnijść do królestwa Bożego” (J. 3,5), — on usprawiedliwia człowieka przez pokutę: „Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone” (J. 20, 22 – 23), — on wlewa do serc naszych cnoty nadprzyrodzone, a zwłaszcza miłość: „Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany” (Rzym. 5, 5). Całe więc życie nadprzyrodzone jest tworem Ducha Świętego, a Kościół jest jego Królestwem, którym rządzi niepodzielnie i „wszystko w nim sprawia jeden i tenże Duch” (I Kor. 12,11). Dlatego Kościół uznaje Ducha świętego za prawdziwego Boga i czci go na równi z Ojcem i Synem w modlitwach, w formułach sakramentalnych i znaku krzyża, — potępił herezje Eunomianów i Macedoniusza, którzy uważali Ducha Świętego za stworzenie i dodał do Symbolu Nicejskiego owe przepiękne słowa: „Wierzę w Ducha Świętego, który z Ojcem i Synem wspólnie jest czczony i wielbiony”. Stąd wynika, że Duch święty jest nie tylko Boską siłą lub przymiotem, lecz jest prawdziwą, rzeczywistą Osobą, różną od Ojca i Syna, pochodzącą od nich i zesłaną jako Pocieszyciel, przedwieczny Twórca miłości, Pan, Stwórca, Zachowawca i Rządca świata całego. Jeśli Duch święty jest Bogiem, jest tedy wszechmocnością i nieskończonością, któremu wszystko wiadomo, — jest Celem naszym ostatecznym, najwyższym, Dobrem, Prawdą i Pięknem, a przede wszystkim jest Miłością i Miłosierdziem. 2. Duch Święty jest trzecią Osobą Boską. Bóg, jak każda rozumna i wolna istota ma swoją osobowość; atoli różni się od wszystkich innych istot tym, że w nim jest nie tylko jedna Osoba, ale że są trzy Osoby, posiadające jedną Boską naturę i cieszące się jej pełnym używaniem. Osoby Boskie są samoistnym wytworem wewnętrznego przebogatego życia Bożego, są owocem Boskiej płodności. Choć każda Osoba posiada tę samą Boską naturę, to jednak każda posiada ją w odmienny sposób. Ojciec nie pochodzi od żadnej Osoby, posiada Boską naturę, nie będąc zrodzonym i nie pochodząc od nikogo. Lecz Ojciec poznaje siebie i w tym poznaniu rodzi żywy, doskonały i równy swej istocie obraz, udzielając mu własnej Boskiej natury. Tym obrazem Ojca jest Syn, zrodzony przez Ojca rozumem i poznaniem, i dlatego zowie się Słowem. Ojciec i Syn, posiadając tę samą naturę, poznają się, i z tego poznania powstaje Miłość, której owocem jest Duch Święty. Ojciec i Syn z wzajemnej ku sobie miłości udzielają swoją istotę trzeciej Osobie, czyli dają jej wspólną swoją naturę, aby ją 17 posiadała. Tą trzecią Osobą jest Duch święty, którego właściwością jest, że pochodzi z miłości Ojca i Syna. Dlaczego trzecia Osoba Boga nazywa się Duchem świętym? Nazywa się Duchem ze względu na pochodzenie drogą miłości i tchnienia. Miłość Ojca i Syna łączy się w jedno tchnienie, w którym mieści się cała rzeczywistość i pełność ich wzajemnej miłości. Wprawdzie zarówno Ojciec jak i Syn jest duchem, czyli bezcielesną istotą, ale trzecia Osoba nazywa się Duchem, bo jest duchem obu pierwszych Osób. W nim Ojciec i Syn są rzeczywiście jednym Duchem, gdyż on jest wspólnym tchnieniem ich miłości, gdyż w nim jest pieczęć i korona tej jedności, jaką jest ich życie i miłość. Trzecia Osoba nazywa się nie tylko Duchem, ale Duchem Świętym. Świętość polega przede wszystkim na czystości i prostocie woli i miłości. Ponieważ trzecia Osoba w Trójcy Przenajświętszej jest Osobą miłości, przeto świętość należy do niej w sposób szczególniejszy, albowiem świętość zasadza się głównie na woli i miłości. Wprawdzie Ojciec i Syn są również świętością jako wzajemnie się miłujący, ale Duch Święty jest wyrazem i kwiatem miłości i świętości Ojca i Syna i dlatego jest istotną świętością, która się udziela stworzeniom rozumnym, uświęca je i udoskonala. Nadto zowiemy Ducha świętego Miłością i Darem. Miłością — dlatego, że z niej pochodzi, że ona jest początkiem i znamieniem jego, że ona nadaje mu imię swoje, bo jest Osobą miłości Ojca i Syna. A ponieważ czynna i doskonała miłość zawsze dąży do oddania się i udzielenia siebie samej, przez co daje jakby zadatek samej siebie, dlatego nazywa się jeszcze darem jako wyraz i skutek miłości. Toteż Ducha świętego zowiemy Darem jako wypływ i skutek miłości między Ojcem i Synem. Ojciec i Syn dają Duchowi świętemu z miłości i przez miłość swoją naturę, wydają go i posiadają jako zadatek swej wspólnej miłości. Jest on zatem co do swej istoty i pochodzenia darem, zadatkiem, a zarazem pierwowzorem, źródłem i sprawcą wszelkich darów oraz najwyższym darem Boga dla stworzeń. Oto kim jest Duch święty w łonie Bóstwa, — jest prawdziwym Bogiem, jednej natury z Ojcem i Synem i równym im we wszystkim oprócz pochodzenia. Ojciec bowiem nie pochodzi od nikogo, Syn rodzi się z Ojca przez poznanie, a Duch święty pochodzi od Ojca i Syna przez tchnienie miłości. Jak Ojca znamionuje wszechmoc, Syna — mądrość, tak cechą Ducha Świętego jest miłość. Jeżeli Duch Święty jest miłością, tedy jest łaskawością i płomieniem, który wszystko oświeca i ogrzewa, zapala i przeobraża, — jest twórcą wszystkich darów, jakie Bóg rozdziela stworzeniom, a przede wszystkim sam jest Darem Boga największym, jest pokojem, radością i szczęściem. (Meschler). Przed wiekami Duch Święty już istniał jako Bóg Przedwieczny; już wtedy przyświecała miłość, albowiem łono Boga Ojca i łono Boga Syna było miejscem odpoczynku Ducha Świętego. Zginajcie kolana, niebiosa, i uwielbiajcie 18 pokornie Ducha Miłości! Schylaj się, ziemio, przed tym Duchem, który miłością ogarnia wszystkie przestworza, który przez miłość jest święty i szczęśliwy sam w sobie od wieków. Miłości czysta i niewyczerpana, ku Tobie podnoszę me serce: kogo Ty ogarniesz, ten świeci się i lśni czystością! Kiedyż dotkną mnie Twoje ognie? Przyjdź, zagrzej i wzmocnij słabą duszę moją! Zstąp, Duchu żywota, na dusze pokorne i czyste, przemień wyniosłe i obmyj zbrukane grzechem! 5. STOSUNEK DUCHA ŚWIĘTEGO DO KOŚCIOŁA CHRYSTUSOWEGO „(Duch Święty) u was pozostanie i w was będzie przebywał” (Jan 14, 17). Jakkolwiek Chrystus Pan założył fundamenty pod Kościół, nadał mu konstytucję, wyznaczył swego zastępcę, stworzył niewyczerpany skarb zasług, pozostawił naukę i wzniosły przykład wszystkich cnót, — to jednak dopiero Duch Święty w dniu Zielonych Świąt ostatecznie go uformował, gdy zstąpił na Apostołów i napełnił ich swoimi wielorakimi darami. Zstąpił on na nich nie tylko jednorazowo i przejściowo, ale pozostał odtąd w Kościele na zawsze i zgodnie z zapowiedzią Pana Jezusa ustawicznie w nim działa. Przebywa w duszach wiernych wyznawców Zbawiciela, uświęca je i przebóstwia rządząc Chrystusową owczarnią i strzegąc jej od błędów. Związek Ducha Świętego z Kościołem nie jest więc przypadkowy i luźny, lecz istotny i trwały. 1. Duch Święty istotnie przebywa w Kościele, a wynika to ze słów Zbawiciela: „A ja prosić będę Ojca, i innego Pocieszyciela da wam, aby pozostał z wami na zawsze. Ducha prawdy, którego świat nie może przyjąć, bo go nie widzi, ani go nie zna. Lecz wy go poznacie, bo u was pozostanie i w was będzie przebywał” (Jan 14, 16 – 17)… „Lepiej dla was, żebym odszedł, bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was, a jeżeli odejdę, poślę go do was” (Jan 16, 7). W dniu Zielonych Świąt spełnia się ta obietnica i z woli Chrystusa Duch Święty zamieszkuje w Kościele na zawsze tak, że bez niego Kościół byłby niezupełny, jak mówi Ewangelista: „Kto wierzy we mnie, rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza. A to mówił o Duchu, którego otrzymać mieli wierzący weń. Albowiem Duch nie był jeszcze zesłany, bo Jezus nie był jeszcze uwielbiony” (Jan 7, 38 – 39). 19 Ojcowie święci nazywają Ducha Świętego wianem Kościoła, darem, oddechem, świadectwem o życiu jego i wspólnictwem z Chrystusem, a święty Augustyn nazywa Kościół domem i mieszkaniem Ducha Świętego (De fide, 56). Św. Ireneusz zaś powiada: „Gdzie jest Kościół, tam jest i Duch Święty, a gdzie jest Duch Boży, tam jest i Kościół i łaska wszelka” (Ad her. 3, 24). Jeżeli bowiem Kościół jest ciałem Chrystusa, winien go Duch ożywiać, inaczej byłoby ono martwe. Otóż Duch Święty daje życie Kościołowi, ożywia go i łączy z Chrystusem jako z jego Głową, — należy do niego nie jako dodatek ku ozdobie i udoskonaleniu, lecz jako coś istotnego, bez czego Kościół nie mógłby działać i posiadać swoich znamion — nie byłby on jeden jedyny, święty, powszechny i apostolski. Oznaką jedności jest jedna najwyższa głowa, od której jedność duchowa przechodzi na wszystkie członki. Najwyższym sprawcą tej jedności jest Duch Święty, który łączy głowę niewidzialną — Chrystusa — z głową widzialną — jego zastępcą, któremu udziela daru nieomylności w rzeczach wiary i obyczajów. Powszechność, czyli katolickość Kościoła jest również jednością, którą Duch Święty sprawuje ożywiając całe mistyczne ciało, doskonaląc je i rozwijając. Nieomylne znamię świętości Kościoła tkwi w cudach, którymi Duch Święty ustawicznie szafuje, a apostolskość snuje się na nieprzerwanej złotej nici posłannictwa rąk od biskupa do biskupa, od A p o s t o ł ó w w począwszy. Kładzenie rąk przy wyświęcaniu kapłanów i cuda — to szczególniejsza działalność Ducha Świętego. Jakkolwiek Zbawiciel zorganizował Kościół, wybrał Apostołów, nadał im władzę, ustanowił sakramenta i utworzył hierarchię, to jednak Kościół jeszcze nie żył i nie działał. Boskie siły w nim jakby jeszcze drzemały, albowiem nikt jeszcze nie głosił nauk, nie chrzcił, nie uwalniał od grzechów, ani też nie składał najświętszej ofiary. U bram Kościoła czekało niecierpliwie żydostwo i pogaństwo, ale nikt im tych bram nie otwierał. Dopiero na Zielone Święta o godzinie dziewiątej zaczyna się działalność Kościoła. Pod wpływem Ducha Świętego Piotr przemawia do zebranej rzeszy pielgrzymów, przybyłych do Jerozolimy „ze wszystkich narodów, które są pod niebem” a łaska Ducha Świętego kruszy serca słuchaczy i trzy tysiące z nich „przyjęli jego słowa, zostali ochrzczeni i przyłączyli się” do Apostołów, tworząc pierwociny Kościoła (Dz. 2,41). Przez wszystkie bramy napływają tłumy i napełniają Kościół, w którym rozpoczyna się cudowna ofiara Syna Bożego, utrzymująca stale jego obecność wśród wiernych. 2. Duch Święty zstąpił na Apostołów nie jako przelotny gość, lecz jako stały Pocieszyciel i wieczysty mieszkaniec. W dniu Zielonych Świąt nawiedził wiernych nie tylko przez łaskę swoją i jej skuteczność, lecz przez rzeczywistą 20 swoją obecność nawet w postaci widzialnej. Odtąd pozostaje on rzeczywiście i prawdziwie w Kościele Chrystusowym, oświeca go, broni, rządzi nim i uświęca jego członki. Jak Syn Boży obcował z Apostołami w ciele, tak Duch Święty teraz obcuje z Kościołem i jeszcze ściślej z nim się łączy, bo dogłębnie przenika łaską swoją dusze jego członków, wpływając zarazem na urząd nauczycielski, kapłański i pasterski. Jest to dalszy ciąg połączenia Chrystusa Pana z jego ciałem mistycznym, dalszy ciąg miłosierdzia Syna Bożego względem rodzaju ludzkiego. To połączenie zależy nie od woli i współdziałania poszczególnych ludzi, jak się to dzieje przy połączeniu Ducha Świętego z poszczególną duszą, lecz jest trwałe i nieprzerwane, jak długo Kościół będzie ciałem mistycznym Chrystusa. Poszczególne członki mogą utracić Ducha Świętego, ale Kościoła on nigdy nie opuści. Jak w drugiej Osobie złączone są natury Boska i ludzka, tak w ciele mistycznym Chrystus jest na zawsze złączony z Duchem Świętym. To wewnętrzne przebywanie Ducha Świętego czyni z Kościoła żywą i nadprzyrodzoną tajemnicę, jak powiada Apostoł: „W nim (Chrystusie) wszystko budowanie z sobą spojone rośnie w Kościół święty w Panu, do którego i wasza budowa należy na mieszka nie Boże w Duchu” (Ef. 2, 21 – 22). Oto tajemnica Kościoła, który w najgłębszym znaczeniu jest dziełem Boga i jego budową. Gdziekolwiek spróbujemy zadrasnąć tę budowlę, tam wybuchnie ogień i Majestat Ducha Świętego, który tak istotnie, dogłębnie i trwale jest zespolony z Kościołem. Dlatego w wyznaniu wiary po dogmacie o Bóstwie Ducha Świętego następuje zaraz dogmat o Kościele: „Wierzę w Ducha Świętego, w święty Kościół powszechny”. Dlatego stworzenie przypisujemy Ojcu, odkupienie Synowi, a uświęcenie, jakie się dokonywa w Kościele, — Duchowi Świętemu, który jest duszą Kościoła. Wszyscy tedy w Kościele znajdujemy się pod szczególniejszym kierownictwem Ducha Świętego i pozostajemy z nim w ścisłym związku. Wszystko, co czyni w nas Kościół, sprawia Duch Święty. O tym mówi nam konfesjonał i chrzcielnica, ambona i balustrada, tabernakulum i lampka eucharystyczna. On oczyszcza nas z grzechu pierworodnego i rozwiązuje z uczynkowych, on poucza nas i broni przed wrogiem, przez moc jego kapłani konsekrują prawdziwe Ciało Chrystusa, by je rozdawać wiernym. Z jego mocy żyjemy życiem nadprzyrodzonym i otrzymujemy synostwo Boże. *** Bóg kreśląc plan stworzenia postanowił zbudować godną siebie świątynię. Tchnienie jego wydało najszlachetniejszą duszę i ukształtowało gorejące miłością Serce, a Duch Święty wybrał łono Dziewicy, by poczęła najczystsze ciało. Słowo Przedwieczne nim się przyobleka i przyjmuje tę duszę za sprawą 21 Ducha miłości. Witaj nam, Słowo, które się Ciałem stało! Witaj nam Serce Boga – Człowieka, coś się stało oceanem miłości i miłosierdzia dla nas! Ty wciąż gorejesz jak niezmierzone ognisko, a któż ujdzie przed upałem pożarów twoich! Ty wciąż zlewasz potoki miłosierdzia Bożego i lśniącym blaskiem swoim opromieniasz sprawiedliwych, a z ludzi grzesznych czynisz przybrane swe dzieci. Ty spuszczasz ogień z nieba i wylewasz z siebie krew i wodę na krzyżu, które są symbolem Kościoła — Oblubienicy Twojej, mieszkania Ducha Świętego. Wybucha ogień tego Ducha na wszystkich krańcach ziemi, a nic go przyćmić nie zdoła! Nadchodzi burza, a ten ogień nowej nabiera jasności. Krew chrześcijan męczonych jest obfitym dla niego pokarmem, a ziemia cała trawi się jego płomieniami. Czyjej ręki jest to dzieło tak wielkie? Jest to dzieło Ducha Świętego, dzieło Ducha miłości i miłosierdzia. 6. DUCH ŚWIĘTY JEST MIŁOŚCIĄ I MIŁOSIERDZIEM „Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego przyciągnąłem cię, litując się” (Jer. 31, 3). Miłość w najogólniejszym znaczeniu jest to dążność ku odpowiedniemu dobru (S.T.III, qu. 25, 2; qu. 26 1); może być ona zmysłowa i duchowa. Miłość duchową posiadają tylko istoty rozumne, u których ona występuje jako miłość pożądliwa i życzliwa. Pierwsza polega na upodobaniu w jakimś przedmiocie ze względu na dobro miłującego, — a miłość życzliwości — na upodobaniu ze względu na dobro umiłowanego, któremu się życzy jak najlepiej. W jednym i drugim wypadku motywem miłości jest dobro miłowanego, które miłujący ocenia wysoko, o ile to dobro poznaje. Bóg jest dobrem najwyższym i zna siebie najdoskonalej, a znając, rodzi swój obraz — Syna, którego kocha miłością największą, jaką się odwzajemnia i Syn Ojcu. Z tej wzajemnej ich największej miłości pochodzi Duch Święty, który dlatego nazywa się Bogiem Miłości, jak powiada Apostoł: „Bóg jest miłością” (I Jan 4, 8). A dlaczego nazywamy Ducha Świętego, również jak i Syna, Bogiem miłosierdzia? 1. Duch Święty nazywa się Bogiem miłości w stosunku do Ojca i Syna. Jeżeli zaś weźmiemy pod uwagę jego stosunek do stworzeń, a szczególnie do ludzi, jest on Bogiem miłosierdzia. Miłosierdzie jest to współcierpienie w cudzej nędzy, — jest to więc wzruszenie zmysłowe, które u człowieka pod wpływem rozumu staje się cnotą moralną, pobudzającą do wyprowadzenia cierpiącego z nędzy i usunięcia różnych jego braków. Miłosierny Samarytanin ratuje 22 poranionego Żyda, a Korneliusz poganin świadczy miłosierdzie Izraelitom. Miłosierdzie Boże nie jest ani współcierpieniem ani cnotą. Bóg bowiem jako najczystszy duch żadnym wzruszeniom nie podlega. W skład cnoty miłosierdzia wchodzi jeszcze smutek, którego Bóg również nie doznaje; albowiem jest sam w sobie zawsze szczęśliwy i wystarczający. Miłosierdzie Boże jest doskonałością, czyli przymiotem Boga, dzięki któremu skłania się on dobrowolnie ku stworzeniom, by wyprowadzić je z nędzy i uzupełnić ich braki. Jeżeli wnikniemy w stosunek Boga do stworzeń, zauważymy, że polega on na wyprowadzeniu ich z nędzy i usuwaniu jakichkolwiek braków przez udzielanie im odpowiednich doskonałości. To udzielanie może być dziełem dobrotliwości Bożej, szczodrobliwości, opatrzności, sprawiedliwości i miłosierdzia Bożego. Udzielanie doskonałości wprost, niezależnie od jakichkolwiek okoliczności, należy do dobrotliwości Bożej. O ile upatrujemy w Bogu zupełną bezinteresowność w udzielaniu dobrodziejstw, przypisujemy to szczodrobliwości Bożej. Czuwanie Boga, byśmy przy pomocy otrzymanych dobrodziejstw doszli do wytkniętego nam celu, nazywamy opatrznością. Udzielanie doskonałości według z góry ustalonego planu i porządku nazywamy sprawiedliwością Boga. Wreszcie udzielanie doskonałości stworzeniom w celu wyprowadzenia ich z nędzy i usunięcie braków jest dziełem miłosierdzia Bożego. W każdym dziele Bożym, zależnie od naszych nań zapatrywań, można widzieć wymienione doskonałości. Ponieważ przede wszystkim uderza nas wielka nędza człowieka grzesznego i liczne braki w jego życiu, dlatego słusznie możemy powiedzieć, że dobrotliwość Boża to miłosierdzie, co przy stworzeniu wyprowadza wszystkie stworzenia z nędzy nicości i usuwa największy brak — brak istnienia; szczodrobliwość — to miłosierdzie, co hojnie obdarza bez zasług; opatrzność — to miłosierdzie, co nagradza ponad zasługi, a karze mniej od win; wreszcie miłość Boża ku ludziom, — to miłosierdzie co się lituje nad nędzą ludzką i nas do siebie pociąga. Inaczej mówiąc miłosierdzie Boże jest głównym motywem działania Bożego na zewnątrz i — jak się wyraża św. Tomasz z Akwinu — znajduje się u źródła każdego dzieła Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela, czyli w konsekwencji jest głównym motywem działania Ducha Świętego (S.T.I, q. 21, a. 4). Wprawdzie Pismo św. mówi i o miłości Boga ku ludziom: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, który wierzy weń, nie umarł, ale miał żywot wieczny” (Jan 3, 16). Ale ta miłość Boża ku ludziom zasadniczo różni się od miłości w pospolitym znaczeniu przejawiającej się między istotami sobie równymi lub w stosunku istoty niższej do wyższej, jest ona miłością życzliwości Istoty Najwyższej ku ludziom, która jest miłosierdziem. W tym znaczeniu trzeba rozumieć wszystkie wyrażenia „miłości” Boga ku ludziom, spotykane w Piśmie św., czyli — inaczej mówiąc 23 — ilekroć Pismo św. mówi o miłości Boga ku ludziom, mówi o miłosierdziu jego. „Miłością wieczna umiłowałem cię, dlatego przyciągnąłem cię, litując się” (Jer. 31, 3). Tu już natchniony autor wyraźnie utożsamia miłość Boga ku ludziom z jego miłosierdziem. 2. W rozważaniach naszych poznaliśmy, że w łonie Bóstwa Duch Święty jest Miłością, albowiem pochodzi z miłości Ojca i Syna, a więc Osobą, owocem, wyrazem i nosicielem Boskiej miłości w Trójcy Przenajświętszej; on jest początkiem miłości i znamieniem, on nadaje jej imię swoje. Jeżeli zaś chodzi o stosunek Ducha Świętego do stworzeń, miłość ta jest już zupełnie inna. Duch Święty widzi w stworzeniu pewne dobro, szczególnie w człowieku, ale tego dobra sam mu udzielił i do zachowania jego ustawicznie się przyczynia i czuwa, wciąż uzupełnia braki stworzeń i wyprowadza je z nędzy lub jej zapobiega, inaczej mówiąc wciąż udziela swego nieskończonego miłosierdzia. Stąd też miłość Ducha Świętego ku ludziom, jaka się ujawnia w Kościele, jest miłosierdziem. Tak pojęta miłość, czyli miłosierdzie jest najwyższą doskonałością Jego w stosunku do świata, jak powiada Psalmista: „Wszystkie drogi Pańskie są miłosierdziem z prawdą” (Ps. 24, 10). „Miłosierdzie Boga ponad wszystkie dzieła jego” (Ps. 114, 9). „Zbawił nas… z miłosierdzia swego przez obmycie odrodzenia i odnowienia w Duchu Świętym”. (Tyt. 3, 5) Każdą doskonałość — powiada św. Tomasz — można rozpatrywać samą w sobie i ze względu na tego, w kim się ona znajduje. Miłosierdzie samo w sobie jest doskonałością najwyższą, albowiem polega na udzielaniu się innym istotom przez usuwanie ich braków i wyprowadzenie z nędzy; takie udzielanie się jest właściwością bytów wyższych ku niższym, a w najwyższym stopniu jest właściwością Boga, ujawniając jego największą potęgę. Natomiast miłosierdzie rozważane ze względu na tego, w kim się ono znajduje, nie jest zawsze najwyższą doskonałością, a tylko wówczas, gdy posiadający je sam jest bytem najwyższym i niemającym nikogo równego sobie. Ten bowiem, kto ma kogoś ponad sobą, lepiej ujawnia swą doskonałość przez łączenie się z bytem wyższym w miłości niż przez usuwanie braków w bytach niższych. Dlatego u ludzi najwyższą cnotą jest miłość Boga, ale inaczej jest u Boga, którego najwyższą doskonałością odnośną jest miłosierdzie, będące również najdoskonalszą cnotą w stosunku ludzi do bliźnich. (S.T.II – II, q. 30, 4). Spośród wszystkich swych doskonałości Duch święty nasamprzód ujawnił ludziom swe miłosierdzie, podnosząc ich do stanu nadprzyrodzonego przez łaskę niezasłużoną, darząc ich mianem swych dzieci, a po ich upadku zniżając się do ludzkiego sposobu myślenia, podtrzymując obietnicę Ojca w raju przez patriarchów i proroków. W Piśmie Świętym, napisanym z natchnienia Ducha Świętego, znajduje się przeszło czterysta miejsc, wysławiających miłosierdzie Boże wprost a znacznie więcej — ubocznie. W jednej tylko Księdze Psalmów jest takich miejsc sto trzydzieści, a Psalm 135 z refrenem: „Bo na wieki 24 miłosierdzie jego” można nazwać Litanią Starego Testamentu o miłosierdziu Bożym. Nowy zaś Testament nazywa się Testamentem łaski, która jest głównym dziełem Ducha Świętego. Toteż słusznie możemy go nazywać Bogiem miłości i miłosierdzia. *** Duchu Święty, Duchu miłości i miłosierdzia, pomnij na nieszczęśliwych, którzy biegną drogami niegodziwości, i nawróć ich! Pomnij na serce toczone rakiem pychy i próżnej chwały i ulecz je! Pomnij na serce wstrząsane sprośnym duchem nieczystości i ratuje je! Pomnij na serce dręczone zapalczywością, zemstą i nienawiścią i uzdrów je! Pomnij na serce nikczemne, wstydzące się imienia Chrystusa i wzmocnij je! Pomnij na dzieci, co zachowały jeszcze niewinność, i zachowaj je! Pomnij na mężów, obarczonych troskami żywota, — na matki rodzin, owianych duchem świata, — na młodzież stawiającą pierwsze kroki w życiu, i przygarnij ich. 7. MIŁOSIERDZIE BOŻE W UWOLNIENIU NAS OD GRZECHU „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary. Bom nie przyszedł wzywać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mat. 9, 13). Wiara i zdrowy rozsądek mówi, że grzech jest nie tylko największym złem, ale nawet złem jedynym, z którego jak ze źródła wypływają wszystkie inne nieszczęścia. Żadna potęga świata nie ma mocy usunięcia tego zła. Jedynie tylko Bóg gładzi grzechy i w tym ujawnia największą swoją potęgę i nieskończone swoje miłosierdzie. Toteż poznajmy potworność grzechu i miłosierdzie Boże w jego zgładzeniu: „Miłosierdzie bowiem i gniew jest u niego” (Ekl. 16, 12). 1. „Człowiek, gdy we czci był, nie rozumiał; przyrównan jest bydlętom nierozumnym i stał się im podobnym” (Ps. 48, 21). Oto pierwsza złość każdego grzechu — sprzeczność z regułą rozumnego postępowania. Boecjusz w rozprawie „O pociechach filozofii” słusznie w każdym grzechu widzi przede wszystkim wielką głupotę, bo grzesznik nie postępuje jak człowiek, ale jak zwierzę. Bóg dał nam rozum, którym mamy się kierować w postępowaniu. 25 Jeżeli postępujemy wbrew praktycznej wskazówce tego rozumu — sumieniu, wówczas grzeszymy. Tę złość wewnętrzną grzechu spostrzegają wszyscy rozumni ludzie. Ale w każdym grzechu tkwi jeszcze inna złość wewnętrzna, jaką jest obraza Pana Boga, który dał swe przykazania, wyryte w sumieniu naszym, a potem objawione w Dekalogu. Ponieważ godność Boga obrażonego przez grzech jest nieskończona, przeto w każdym grzechu tkwi nieskończona złość, zuchwalstwo i bunt: „Złamałeś jarzmo moje i mówiłeś: nie będę służył” (Jer. 2, 20). Grzesznik odwraca się od Boga, od swego celu ostatecznego i jedynego szczęścia, do którego winien dążyć z natury, pogardza swoim Stwórcą, Odkupicielem i Uświęcicielem, pogardza Sędzią najwyższym szydząc z jego gróźb i wyroków. Jak Bóg jest najwyższym i nieskończonym dobrem, tak grzech jest największym i nieskończonym złem. Złość grzechu jeszcze bardziej się uwydatni, gdy zwrócimy uwagę na jego straszne skutki: Grzech śmiertelny obdziera człowieka z szaty godowej — łaski uświęcającej — i pozbawia godności synostwa Bożego, prawa do nieba oraz możliwości zasługi na nie, i staje się przyczyną wiecznej kary grzesznika. Taki grzech pozbawia duszę wszystkich zasług dotychczasowych. Gdybyśmy nagromadzili w swym życiu zasługi wszystkich świętych wraz z zasługami Matki Boskiej, a potem dopuścili się jednego tylko grzechu śmiertelnego, wszystkie one rozwiałyby się w mgnieniu oka. „A jeśli odwróci się sprawiedliwy od sprawiedliwości jego, które czynił, nie będą wspomniane” (Ezech. 18, 24). Jak drzewo tylko póki żyje, wydaje owoce, a kiedy umrze, nic z siebie wydać nie może, tak i dusza w stanie grzechu śmiertelnego odcięta jest od Boga i nie może wydać żadnego owocu, ani spełnić uczynku zasługującego na żywot wieczny. „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, byłbym jako miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący… I gdybym na żywienie ubogich rozdał całą majętność swoją, a ciało swoje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże” (I Kor. 13, 1 – 3). Człowiek zaś w grzechu śmiertelnym nie ma miłości Boga i dlatego pozostaje smutny i obmierzły sam sobie, odczuwając ostre wyrzuty sumienia, które mu nie dają spokoju. 2. „Zgładziłem jako obłok nieprawości twoje, a jako mgłę grzechy twoje” (Iz. 44, 22), mówi Bóg ustami Proroka, a gdzie indziej w Piśmie św. spotykamy wyrażenia, że Bóg puszcza w niepamięć grzechy, że ich nie poczytuje, że je przykrywa, że je obmywa i oddala od nas, że je wymazuje. Jak pogodzić te wyrażenia z nieskończoną złością grzechu śmiertelnego? Odpowiedź znajdziemy jedynie w nieskończonym miłosierdziu Bożym. To miłosierdzie nie jest przeciwieństwem sprawiedliwości, ale ją przewyższa. Zamiast bowiem łamać ofiarę grzechu sprawiedliwą pomstą za niego, — kruszy ją pokorą; 26 zamiast miażdżyć ją słusznym karaniem — ściera ją żałością pokuty; a jeśli sprawiedliwości trzeba krwi na zadośćuczynienie, wówczas miłosierdzie Boże przedstawia mu nieskończenie zadośćczyniącą krew Boga – Człowieka. Zatem te dwa przymioty nie tylko się nie wykluczają, ale podają sobie ręce nawzajem i sprawiedliwość ustępuje przed miłosierdziem. Grzech w człowieku to trucizna, która go niszczy, to zmaza, która go plami. Trzeba oczyścić tę plamę i usunąć ten jad z wnętrzności, — trzeba gąbki, która by zmazała tę brzydotę, by po niej nie pozostało żadnego śladu. Atoli łzy i westchnienia ludzkie, ich najsurowsze pokuty i najdłuższe posty tego dokonać nie potrafią, — prośby duchów niebieskich, choćby najgorętsze, również tego nie zdołają. Grzech przedstawia najwstrętniejszy widok i budzi największy wstręt w nieskończonej świętości Stwórcy domagającej się słusznej pomsty. I wywiera się straszna pomsta na tym, który grzechy całego świata przyjął na siebie. Ojciec Niebieski kazał mu przejść przez krzyż i śmierć haniebną, by pomścić straszną złość grzechu. Tu się ujawniła i nieskończona złość grzechu i nieodwołalna sprawiedliwość Boża, a przede wszystkim nieskończone miłosierdzie Boże. Dzieło tedy naszego odkupienia jest zarazem dziełem sprawiedliwości i miłosierdzia, które przewyższa sprawiedliwość; albowiem Zbawiciel nie tylko uiścił zapłatę za grzechy nasze, ale nadto przez sakrament chrztu i pokuty ułatwia każdemu korzystanie z odkupienia, które w ten sposób kontynuuje się i kontynuować będzie aż do skończenia świata. „A jeśliby nawet kto zgrzeszył, to przecież mamy u Ojca rzecznika, Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. Jest on przebłaganiem za grzechy nasze, i nie tylko za nasze, ale nawet całego świata” (I Jan 2, 1 – 2). Wykonawcą zaś tego miłosierdzia jest Duch Święty, który w sakramentach świętych udziela z zasług Pana Jezusa pomocy potrzebnej duszy każdego człowieka. Miłosierdzie Boże pospiesza grzesznikowi z pomocą i wszelkich używa środków, by go od grzechu uwolnić. Jak ojciec, oczekujący powrotu syna marnotrawnego, tak miłosierdzie Boże wybiega na drogę i zaprasza grzeszników do siebie przez dobre natchnienia albo przez wyrzuty i niepokoje sumienia. A gdy te usiłowania są próżne, Ojciec miłosierdzia nie zraża się uporem i wlewa gorycz w jego lekkomyślne życie, grozi widokiem kary zesłanej na innych — i nie odejdzie, nie porzuci go i nie spocznie, dopóki nie wyczerpie wszystkich skarbów swego miłosierdzia. A co bardziej zdumiewa, że nawet tym nie szczędzi litości, których zatwardziałość i upór przełamać się nie daje. Tu działa głównie Duch Święty, oświecając łaską swoją umysł grzesznika i poruszając jego wolę, Zaświadczyć o tym może każdy nawrócony grzesznik, jak zaświadczył święty Augustyn w swoich „Wyznaniach”. „Szedłem — powiada on — wszystkimi drogami grzechu, a gdziekolwiek biegłem w mym zaślepieniu, wszędzie jakby na skrzydłach leciało za mną miłosierdzie twoje! Cc dzień zwiększały się błędy moje i co dzień wzmagała się 27 twoja troskliwość, to łagodnie, to gniewnie zamykała wszystkie drogi ucieczki. Czego nie dokazały łzy matki, zdziałało twoje miłosierdzie.” (Wyznania). A czegoż nie uczynił Pan Jezus dla Judasza, by go opamiętać i przywieść na drogę pokuty? Oto umywa mu nogi, zwie go swym przyjacielem i darzy pocałunkiem miłości. A gdy to nie pomogło, zamiast go karać boleje nad jego ślepotą: „To rzekłszy Jezus wzruszył się w duchu” (Jan 13, 21). *** Jak z Augustynem i Judaszem, tak postępuje Bóg miłosierny z każdym z nas. Nie zamykajmy swego sumienia na sto zamków, ale otwórzmy je przed zastępcami Pana Jezusa w sakramencie pokuty, gdzie Duch Święty dokona oczyszczenia i uspokojenia naszego sumienia. — Duchu Święty, przebacz nam, bo widzisz, że ukorzone są dusze nasze. Spłyń na nie jako czysta woda, by zajaśniały śnieżną białością. Ogniu niebieski, zstąp w serca nasze, aby zabłysły niby kruszec z tygla dobyty. Tyś Bogiem nieprzebranego miłosierdzia. Tyś rzeką łaskawości Bożej. Tyś powstrzymał Boską sprawiedliwość i wyjednał światu zbawienie. 8. MIŁOSIERDZIE NADPRZYRODZONEGO POWOŁANIA „Miłosierdziem wiecznym zmiłowałem się nad tobą” (Iz. 54, 8). Jest wielka różnica między kamieniem a rośliną, w której znajduje się życie. Większą różnicę spostrzegamy między rośliną a zwierzęciem, które posiada życie zmysłowe. Jeszcze większą różnicę widzimy między zwierzęciem a człowiekiem, który ponad to wszystko jest świadom życia duchowego. Atoli największa różnica zachodzi między człowiekiem w stanie przyrodzonym, a człowiekiem w stanie nadprzyrodzonym, do którego Bóg powołał wszystkich ludzi z nieskończonego miłosierdzia swojego. W tamtych bowiem stopniach bytów widzimy tylko stworzenia, chociaż o różnej doskonałości, a w tym ostatnim mamy stworzenie, uczestniczące w życiu samego Stwórcy. Jeżeli filozof nazywa cudem połączenie w człowieku świata materialnego ze światem duchowym, to ja kimże cudem trzeba nazwać połączenie w nim życia przyrodzonego stworzenia z życiem samego Stwórcy?! Jest to bezmiar miłosierdzia Bożego, nad którym pokrótce się zastanowimy. 28 1. „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko się przez nie stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało”… „A Słowo stało się ciałem i mieszkało między nami” (Jan 1. 1 – 3, 14). W tych krótkich słowach Ewangelista mówi o połączeniu natury Boskiej Słowa Przedwiecznego z naturą ludzką w jednej Osobie Boskiej, czyli o podniesieniu jednego człowieka do najściślejszego połączenia z naturą Boską, to znaczy do nadprzyrodzonego stanu natury ludzkiej. Uczynił to Bóg w Chrystusie Panu, by naturę ludzką uszlachetnić, przyozdobić, ożywić nowym życiem i poniekąd przebóstwić, by uczestniczyła w życiu Boga i jego wiecznym szczęściu. Przez takie połączenie natura Boska nie zmienia się ani nie obniża, lecz zmienia się i zostaje wywyższona natura ludzka, podnosząc się do godności Bożej, jak gałązka ziemska zaszczepiona w krzewie niebieskim. Jak magnes przyciągając ku sobie żelazo, nic nie traci ze swych własności i nie otrzymuje od żelaza żadnych doskonałości, ale na odwrót — udziela swoich żelazu, które — podobnie jak magnes — zaczyna przyciągać inne metalowe przedmioty, — tak Słowo Przedwieczne, przyjmując naturę ludzką, nie traci nic ze swej Boskości, a tylko tę naturę podnosi i sprawia, że czyny jej nabierają wartości i zasługi samego Boga. Jak promień słoneczny przechodząc przez powietrze, oświeca je i ogrzewa oraz przesłonecznia, — tak Słowo Przedwieczne w swojej Osobie Boskiej przyodziewa naturę ludzką w ten blask i chwałę, jaką samo jaśnieje. Jak pieczęć odbija w miękkim wosku wszystkie swoje figury i kształty, tak przez to osobowe połączenie odbiły się w naturze ludzkiej Pana Jezusa doskonałości jego Boskiej Osoby, które umożliwiły ludziom lepiej poznać Boga, doskonalej go ukochać, a przede wszystkim lepiej poznać i wielbić nieskończone jego miłosierdzie: „Kto widzi mnie, widzi i Ojca” (Jan 14,9). W przedwiecznych wyrokach Bożych było połączenie natury Boskiej z naturą ludzką w jednej Osobie Boskiej tylko w jednym człowieku — Jezusie Chrystusie, jako Synu Boga, to jest zrodzonym przez Boga Ojca, — a następnie przez niego, w nim i z nim, podniesienie wszystkich ludzi do nadprzyrodzonego stanu. Syn Boży miał wziąć ciało z łona przeczystej Dziewicy, która też od wieków była przeznaczona i przewidziana na Matkę Boga – Człowieka. „Pan mię posiadł na początku dróg swoich, pierwej niźli co uczynił od początku. Od wieku jestem ustanowiona i ze starodawna, pierwej niźli się ziemia stała” (Przyp. 8, 22 – 23). Miała ona tak dalece pogrążyć się w Bogu i złączyć się z nim w miłości, że Słowo Przedwieczne miało wziąć z niej ciało i krew dla siebie, a następnie przeistoczyć w to ciało chleb i dać go do spożywania wszystkim, którzy zechcą stać się przybranymi dziećmi Boga. W ten sposób nieskończone miłosierdzie Boże wynalazło środek niesłychany, niepojęty, godny podziwu i zachwycenia wszystkich aniołów i ludzi, że Mądrość niestworzona — Syn Boży, stając się człowiekiem, nie tylko 29 uwalnia ludzi od grzechu i śmierci wiecznej, nie tylko składa godne zadośćuczynienie Ojcu i pozostawia ludziom skarb bezcenny swych zasług, naukę Boską i najwznioślejszy przykład cnót wszystkich, ale na nowo podnosi ludzi do stanu nadprzyrodzonego, czyni ich uczestnikami życia i szczęścia samego Boga oraz dziedzicami jego królestwa. 2. Przez Wcielenie Słowa Przedwiecznego dokonało się podniesienie natury ludzkiej do nadprzyrodzonego stanu w sposób najstosowniejszy, najbardziej odpowiadający mądrości, potędze, sprawiedliwości, a przede wszystkim nieskończonemu miłosierdziu Bożemu. Potęga Boża ujawnia się w cudach, do których należy przede wszystkim Wcielenie, — mądrość okazuje się w obiorze najstosowniejszych środków do celu. Celem Wcielenia było podniesienie natury ludzkiej do godności Boskiej, co nastąpiło w Osobie Pana Jezusa. Cóż może być cudowniejszego i bardziej podziwu godnego, jak to, że Bóg staje się człowiekiem, a człowiek — Bogiem w jednej i tej samej Osobie. W niej łączy się wszystko, co jest Boskiego i co jest ludzkiego, — a więc ciało i dusza, rozum i wola człowieka, a zarazem rozum i wola Boga. Tu Bóg nie tylko udziela człowiekowi łaski, ale jednoczy się z człowiekiem w pełności swego Bóstwa w jednej Osobie. Jest to cud nad cudami. Jest to najwyższa mądrość Boża. Przez Wcielenie czyni się zadość sprawiedliwości Bożej, albowiem równy Ojcu Syn godnie zadośćczyni za zniewagi ludzkie, będąc sam człowiekiem prawdziwym. Ale przede wszystkim przez Wcielenie okazuje się najlepiej nieskończone miłosierdzie Boże, ponieważ dzięki niemu natura ludzka zostaje podniesiona do godności Boskiej, — do stanu żadnym prawem nienależnego tej naturze, a udzielonego jedynie z litości. Nic Bóg większego nie mógł dla nas uczynić, nic droższego ofiarować, nic stosowniejszego sprawić dla naszego szczęścia wiecznego. Przez nie człowiek utwierdza się w wierze, nabiera bezgranicznej ufności i ugruntowuje się w miłości i wdzięczności. Któż bowiem nie uwierzyłby Bogu, który widzialnie z ludźmi obcował, czynił cuda i nauczał?! Któż by jeszcze wątpił w zbawienie, a tym bardziej któż by rozpaczał o nim, skoro ten Bóg przebaczył łotrowi na krzyżu i Magdalenie, a Piotra uczynił podwaliną swego Kościoła?! Któż by nie pokochał ponad wszystko tego, który wprzód ukochał nas miłością wieczną i z miłosiernej miłości dał się za nas ukrzyżować i umęczyć? Gdyby się wcielił Anioł doskonały, który by przebywał z nami w widzialnej postaci, nauczał nas, rządził nami i prowadził do zbawienia, — byłoby to wielkim dobrodziejstwem. Ale oto nie Anioł, lecz Syn Boży — równy we wszystkim Ojcu, stał się podobnym nam (oprócz grzechu) człowiekiem, a przez to oddał się nam na własność dla dobra naszego: „mając naturę Bożą nie poczytywał swej równości z Bogiem za przywłaszczenie, ale wyniszczył samego 30 siebie przyjąwszy naturę sługi, stawszy się podobnym do ludzi i dla swego sposobu życia uznany był za człowieka. Uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa” (Fil 2, 6 – 8). „Boś go uprzedził błogosławieństwem słodkości, włożyłeś na głowę jego koronę z kamienia drogiego” (Ps. 20, 4), woła Psalmista rozważając podniesienie natury ludzkiej do nadprzyrodzonego stanu, który rzeczywiście jest błogosławieństwem słodkości nieskończonego miłosierdzia Bożego, koronującego nas chwałą synów Bożych i dziedzictwem szczęścia wiecznego. *** Wszystko, co mam w duszy i w ciele i cokolwiek natura moja posiada, otrzymałem z niezmierzonej dobroci Twojej, Panie! Ale przede wszystkim powołanie mnie do stanu nadprzyrodzonego jest dziełem miłosierdzia Twojego. Wszystko jest od Ciebie i winienem składać ci ustawiczne podziękowanie za tak liczne objawy Twojej nade mną litości. Ty wiesz, kogo i czym obdarzyć trzeba, aby mógł skutecznie zmierzać do wyznaczonego celu. Ponieważ cel ten dla mnie jest nadprzyrodzony, a siły moje niewspółmierne, przeto daj mi, Panie, łaski odpowiednie, abym mógł ten cel osiągnąć. Wierzę, ze tych łask mi nie odmawiasz, ale nie umiem z nich należycie korzystać. Przeto spraw. bym nigdy żadnej Twej laski nie marnował, ale należycie współpracował nawet z najmniejszą. Duchu Święty, Duchu miłości, spraw, bym gorzał miłością Jezusową i stał się na Kalwarii ofiarą Twoich płomieni! 9. MIŁOSIERDZIE ŁASKI BOŻEJ „Nie lękaj się, Maryjo, albowiem znalazłaś łaskę u Boga” (Łuk. 1, 30). Wszystkie dzieła miłosierdzia Bożego, jak uwolnienie ludzi od grzechu i śmierci wiecznej, zadośćuczynienie, odzyskanie synostwa Bożego i stanu nadprzyrodzonego oraz obdarzenie nauką, skarbem zasług i przykładem cnót Zbawiciela — Bóg sprawił przez łaskę swoją. W Piśmie świętym ten wyraz „łaska” spotyka się bardzo często, chociaż w różnym znaczeniu. Przeto pożyteczną będzie rzeczą ustalić, czym jest ta łaska, przez którą Duch Święty działa w Kościele i w duszy każdego człowieka. 31 1. W Piśmie świętym przez „łaskę” czasami rozumie się życzliwość Boga do ludzi: „znalazłeś łaskę przede mną” (Wyjścia 33, 12); czasami znowu ten wyraz oznacza podziękowanie za dar otrzymany; kiedy indziej — przymioty ciała i duszy: „Omylna jest łaska (wdzięk) i marna jest piękność” (Przypow. 31, 30); — a najczęściej przez ten wyraz należy rozumieć dar darmo dany, z żadnego tytułu nienależny, a udzielony zupełnie bezinteresownie, jedynie z łaskawości, życzliwości i miłosierdzia. „Napominamy was, abyście nadaremno łaski Bożej nie otrzymywali” (II Kor. 6, 1); „Każdemu z nas dana jest łaska według miary daru Chrystusowego” (Ef. 4, 7). Tutaj bierzemy „łaskę” w znaczeniu ostatnim, jako dar darmo dany, nienależny, udzielony bezinteresownie i jedynie z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Tak pojmuje łaskę św. Paweł w swoich listach: „A jeśli z łaski, to już nie z uczynków, bo inaczej łaska już nie jest łaską” (Rzym. 11, 6). Czasami Ojcowie stosują wyraz „łaska” zarówno do darów przyrodzonych, jak i nadprzyrodzonych tak, że i dzieło stworzenia nazywają łaską. Takie znaczenie spotykamy również w języku kościelnym, gdy np. dziękujemy Bogu za łaski, że Bóg nas stworzył i od wszelkiego zła zachował, albo gdy prosimy o łaskę zdrowia, a pogodę, o odwrócenie zarazy, wojny itp. Słusznie te dary naturalne nazywają się łaską, bo one nie należą się nam z żadnego tytułu, a tylko z miłosierdzia Bożego. Jest to jednak pojęcie łaski w obszerniejszym znaczeniu, chodzi bowiem o dowody naturalnej Opatrzności. W ścisłym zaś znaczeniu przez wyraz „łaska” należy rozumieć tylko dary nadprzyrodzone, bo tylko takie dary są bezwzględnie człowiekowi nienależne. Wprawdzie naturalne również nie należą się zasłudze osobistej człowieka, ale należą się pod pewnym względem jego naturze tak, że skoro Bóg ludzi stworzył, dał im odpowiednie warunki, by mogli istnieć, rozwijać się i cel sobie wyznaczony osiągnąć. Gdy tedy mówimy o łasce Ducha Świętego, rozumiemy przez to łaskę w znaczeniu ścisłym i możemy ją określić jako: dar nadprzyrodzony, dany ludziom przez Boga dla ich zbawienia. W tym znaczeniu łaska może być stworzona i niestworzona. Łaska niestworzona to sam Bóg, który się ludziom udziela, to Słowo Przedwieczne, które się ciałem stało, to Trójca Przenajświętsza, która zamieszkuje w duszy ludzi sprawiedliwych (Jan 14, 23), a przede wszystkim łaską niestworzoną jest Duch Święty, który nam jest dany: „Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany” (Rzym. 5, 5). Łaska stworzona jest to dar nadprzyrodzony, ale różniący się od Boga, wysłużony nam przez Chrystusa Pana i działający na nas zewnętrznie (np. kazanie, cud) i wewnętrznie. Łaska działająca wewnętrznie jest ta, która istnieje w duszy i albo stale pozostaje i wówczas nazywa się łaską poświęcającą, albo chwilowo pobudza do takiego lub innego dobrego uczynku i wówczas nazywa się łaską uczynkową. 32 Niektórzy teologowie rozróżniają jeszcze łaskę Boga i łaskę Chrystusa przypuszczając, że niektóre łaski Bóg daje niezależnie od zasług Chrystusa Pana, np. Aniołom i prarodzicom przed upadkiem. Według nich Wcielenie nastąpiło jedynie ze względu na Odkupienie rodzaju ludzkiego i nie nastąpiłoby, gdyby prarodzice nasi nie zgrzeszyli (Tomiści). Atoli takie rozróżnienie nie ma praktycznego zastosowania, albowiem obie łaski (Boga i Chrystusa) co do istoty swojej wcale nie różnią się między sobą i mają tę samą przyczynę główną — Boga. Różnica jest tylko przypadłościową, to znaczy nie dotycząca istoty, mianowicie że łaska Chrystusa udziela się pozytywnie niegodnym, czyli ludziom grzesznym, że uzdrawia naturę i wynosi ją do stanu nadprzyrodzonego, i że się udziela dla zasług Zbawiciela. Łaska zaś Boga udzielona była naturze, negatywnie niegodnej, czyli bezgrzesznej i dlatego nie potrzebowała jej uzdrawiać. Toteż o tym rozróżnieniu wystarczy tylko wspomnieć, a wszędzie będzie mowa o łasce Boga, udzielonej dla zasług Chrystusa Pana, z nieskończonego miłosierdzia. 2. Wewnętrzna działalność Boga w duszach naszych przez łaskę jest wieloraka. Jeżeli weźmiemy pod uwagę cel tego działania, zauważymy, że jedne łaski mają na względzie uświęcenie i zbawienie tego, komu są dane, i tylko ubocznie mogą służyć dla zbawienia innych ludzi. Na przykład łaski dane św. Stanisławowi Kostce zmierzały w pierwszym rzędzie do uświęcenia jego duszy, chociaż jego życie jest wzniosłym przykładem dla całej młodzieży i przyczynia się ubocznie do świętości innych ludzi. Takie łaski nazywają się łaskami czyniącymi człowieka miłym Bogu. Udziela ich Bóg wszystkim ludziom, albowiem wszystkich ludzi pragnie zbawić. Działają one w duszy przemijająco (Łaska uczynkowa) i stale, przekształcając duszę na modłę Bożą (Łaska poświęcająca). Inne łaski zmierzają nie tyle do dobra tego, komu są dane, ile do dobra innych ludzi. Udziela ich Bóg nie wszystkim, a tylko niektórym z ludzi, nie zawsze cnotliwym i świątobliwym, a czasami nawet i grzesznikom, by osiągnąć przez nich zbawienie drugich osób. Taką łaskę miał np. Kaifasz, gdy w czasie narady nad pojmaniem Pana Jezusa powiedział: „Wy ani nie wiecie, ani nie myślicie, że lepiej jest, aby jeden człowiek umarł za naród, niż żeby cały naród miał zginąć” (Jan 11, 50). Tu on otrzymał łaskę proroctwa jako najwyższy kapłan, chociaż sam był grzesznikiem, jak mówi o tym ewangelista w wierszu następnym. Takie łaski nazywają się łaskami darmo danymi. Właściwie każda łaska jest darmo dana, inaczej łaska nie byłaby łaską (Rzym. 11, 6), ale łaska czyniąca człowieka miłym Bogu, może być pod pewnym względem wysłużona (z wyjątkiem łaski pierwszej), a tymczasem łaska darmo dana w żaden sposób nie może być wysłużona, lecz udziela jej Bóg dla dobra innych ludzi, komu zechce. 33 Święty Paweł wylicza łaski darmo dane: „Niektórych ustanowił Bóg w Kościele: najpierw Apostołów, potem Proroków, po trzecie Nauczycieli, innym dał moc i dary uzdrawiania, posługiwania, rządzenia, mówienia językami i tłumaczenia mów… Ale wy ubiegajcie się o lepsze dary” (I Kor. 12, 28 – 31). W tym ostatnim zdaniu Apostoł Narodów łaski darmo dane mniej ceni, niż łaski, czyniące nas miłymi Bogu, które nazywa „darami lepszymi”. Pan Jezus również więcej je ceni, gdy każe Apostołom cieszyć się nie dlatego, że wypędzają z opętanych szatanów, lecz dlatego, że imiona ich są zapisane w niebiesiech: „Wszelako z tego się nie weselcie, że duchy wam ulegają, ale weselcie się z tego, że imiona wasze zostały zapisane w niebiesiech” (Łuk. 10, 20). Łaski darmo dane inaczej nazywają się charyzmatami. Udzielał ich Bóg zawsze pewnym osobom dla zbawienia innych ludzi zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie, jak np. objawienia, obietnice, widzenia, stygmaty, zachwycenia itp. Łaski te uczyniły Abrahama patriarchą, Mojżesza zakonodawcą, Aarona arcykapłanem, Izajasza, Jeremiasza i mych prorokami, Dawida psalmistą św. Marię Małgorzatę Alacoque apostołką nabożeństwa do Serca Pana Jezusa itp. Łaski te nie stanowią o świętości danej osoby, chociaż przeważnie idą w parze z łaskami, czyniącymi te osoby miłymi Panu Bogu, aczkolwiek — jak już poprzednio zaznaczyłem — bywa nieraz inaczej. *** Pan Jezus poświęcając swych Apostołów, wlał w nich Duch Świętego, który przemienił ich wewnętrznie udzielając im zarówno łask, czyniących ich miłymi Bogu, jak i darmo danych, czyli charyzmatów. Te ostatnie ujawniły się na zewnątrz w postaci darów proroctwa, uzdrawiania, mówienie innymi językami itp. Za wszystkie łaski mamy dziękować Panu Bogu, ale przede wszystkim za łaski czyniące nas miłymi Bogu. Będę przede wszystkim je cenił, o nie codziennie Pana Boga prosił, a otrzymane pielęgnował i z nimi pilnie współpracował. Duchu Święty, Duchu miłości i miłosierdzia, wspomagaj nas, byśmy zajaśnieli blaskiem cnót najprzedniejszych, a przede wszystkim cnotą miłości Boga i bliźniego. 34 10. MIŁOSIERDZIE ŁASKI UCZYNKOWEJ „Nikt nie może przyjść do mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec, który mnie posłał” (Jan 6, 44). Naturalne siły człowieka nie są współmierne do osiągnięcia celu nadprzyrodzonego, do którego Bóg powołuje wszystkich ludzi. Dlatego udziela im swojej pomocy, którą nazywamy łaską. Działa ona wewnętrznie i zewnętrznie. Wewnętrzne działanie łaski, chwilowe i przejściowe, do spełnienia jakiegoś dobrego uczynku, nazywamy łaską uczynkową. Przygotowuje ona duszę na przyjęcie łaski uświęcającej, która dopiero czyni duszę świętą i wytwarza stały stan nadprzyrodzony. Zastanówmy się nasamprzód nad łaską uczynkową i jej działaniem w duszy naszej oraz poznajmy jej konieczność do zbawienia, czyli do wykonywania uczynków zasługujących na żywot wieczny. 1. Na czym polega łaska uczynkowa? Na nadprzyrodzonym, bezpośrednim i wewnętrznym oświeceniu rozumu i poruszeniu woli. Aby wykonać jakiś dobry uczynek, należy wprzód poznać, że jest dobry i trzeba mieć pociąg ku niemu. To sprawuje w nas łaska uczynkowa, która wywołuje w umyśle dobre nadprzyrodzone myśli, dając zrozumienie pewnej prawdy czy pewnego obowiązku, a w woli pobudza dobre pragnienie, upodobanie, radość, miłość bliźniego, wstręt, nienawiść do złego, bojaźń kary Bożej itp. Pismo św. często mówi o takim oświeceniu i poruszeniu duszy ludzkiej przez Boga, wewnętrznie i bezpośrednio: „Każdy kto usłyszał od Ojca i nauczył się, przychodzi do mnie” (Jan 6, 45). Bóg otwiera oczy pogan, „aby nawrócili się z ciemności do światła i z mocy szatańskiej do Boga” (Dz. Ap. 26, 18). Łaska uczynkowa często poprzedza zgodę woli i pobudza ją ku dobremu. Wówczas nazywa się pobudzającą i poprzedzającą. Nieraz taka łaska przez wewnętrzne oświecenie umysłu i poruszenie woli budzi człowieka ze snu grzechu i obojętności religijnej, nim grzesznik zgodzi się na pokutę i poprawę. Tu Bóg działa bez nas i pobudza nas do zaniechania np. grzechu i wykonania aktu cnoty. Skoro zaś wola się zgodzi, łaska uczynkowa współdziała z nami i wspomaga wolę, jak mówi św. Paweł: „A z łaski Bożej jestem tym, czym jestem, i łaska jego na próżno nie była mi daną, alem więcej od nich wszystkich pracował: wszakże nie ja, jeno łaska Boża ze mną” (I Kor. 15, 10). Wreszcie 35 jest łaska uczynkowa następująca, która po zgodzie woli wspomaga w wykonaniu dobrego. Ponieważ każda łaska jest miłosierdziem Bożym, dlatego Psalmista często mówi o łasce jako o działaniu miłosierdzia Bożego, które uprzedza nas: „Miłosierdzie Pańskie uprzedzi mnie” (Ps. 58, 11), — towarzyszy nam i idzie za nami: „Miłosierdzie twoje pójdzie ze mną po wszystkie dni żywota mojego” (Ps. 22, 6), oraz ogarnia wszystkie dzieła: „Miłosierdzia Pańskiego pełna jest ziemia” (Ps. 32, 5); „Miłosierdzia twego, Panie, pełna jest ziemia: naucz mię sprawiedliwości twoich” (Ps. 118, 64). Wreszcie powiada, że Miłosierdzie Boże jest wieczne: „Zmiłowania Pańskie na wieki wyśpiewywać będę… Bo mówiłeś: Miłosierdzie wiecznie zbudowane będzie na niebiosach” (Ps. 88, 2 – 3). 2. Jedną z głównych prawd wiary jest, że łaska Boża jest koniecznie potrzebna do zbawienia, która „nie zależy ani od tego, kto chce, ani też, kto się ubiega (o nią), ale od litującego się Boga” (Rzym. 9, 16). Jakkolwiek człowiek może bez łaski wykonać niektóre uczynki moralnie dobre, to jednak one nie są zasługujące na żywot wieczny, a mają tylko dobroć naturalną. Jednak bez łaski nie może w sposób naturalny zachować wszystkich przykazań prawa Bożego: „Zrozumiawszy, żem inaczej nie mógł być powściągliwy, ażeby Bóg dał… poszedłem do Pana i prosiłem go” (Mądr. 8, 221). „Ale języka nikt z ludzi poskromić nie może, nieokiełznane to zło, pełne jadu śmiertelnego” (Jak. 3, 8). Często pokusy są tak gwałtowne, że zaciemniają spojrzenie umysłu na obowiązek, a wolę zwracają przeciw prawu tak, że bez łaski nie można długo tych pokus zwyciężać. Dlatego Psalmista woła, że tylko „przez ciebie będę wyrwan z pokusy” (Ps. 17, 30); a i Pan Jezus każe modlić się o łaskę zwycięstwa nad pokusami: „Nie wódź nas na pokuszenie” (Mat. 6, 13). „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie” (Mat. 26, 41). Widzimy tedy, że nawet do spełnienia uczynków naturalnie dobrych łaska uczynkowa jest potrzebna, jeżeli chodzi o zachowanie wszystkich przykazań prawa Bożego. Tym bardziej łaska uczynkowa konieczna jest do wykonywania czynów nadprzyrodzonych, zasługujących na żywot wieczny. Chrystus mówi do Apostołów: „Jak latorośl nie może przynosić owoców sama ze siebie, jeśli nie tkwi w winnym krzewie, tak i wy, jeśli we mnie pozostawać nie będziecie” (Jan 15, 4). Pozostawać w Chrystusie znaczy być pod jego wpływem wewnętrznym, pod wpływem jego łaski. Wpływ ten jest tak bezwzględnie potrzebny do spełnienia czynu, jak bezwzględnie potrzebny jest dopływ soków ze szczepu winnego dla latorośli, by one mogły przynieść owoce. Jak żaden owoc nie wyrośnie z latorośli, jeżeli nie zaczerpnie soków z krzewu, tak żaden uczynek nie może być zasługujący, jeżeli nie będzie spełniony pod wpływem łaski uczynkowej. 36 Człowieka bez łaski Pismo św. przyrównywa do umarłego (Ef. 2, 5), nienarodzonego (Jan 3, 5), niestworzonego, oraz do ziemi bez wody: „Wyciągnąłem ku tobie ręce swoje, dusza moja, jako ziemia, spragniona ciebie” (Ps. 142, 6). Łaska tedy jest tak potrzebna do czynu zasługującego na zbawienie, jak światło do widzenia, rozum do myślenia, narodzenie się — do życia i woda do urodzajności ziemi. Z natury jesteśmy płonną dziczką i musimy być wszczepieni w szlachetne drzewo, abyśmy mogli wydawać nadprzyrodzone owoce. W szczególności łaska potrzebna jest do dobrych myśli: „Nie jakobyśmy zdolni byli pomyśleć co sami z siebie, jako z siebie, ale zdolność nasza z Boga jest” (II Kor. 3, 5); do dobrych aktów woli: „Bóg jest tym, który w was wywołuje chęci i sprawia wykonanie” (Fil. 2, 13); cnoty wiary i cierpienia za wiarę: „Wam… danym jest dla Chrystusa, abyście nie tylko weń wierzyli, ale byście także dla niego cierpieli” (Fil. 1, 29); do modlitwy (Rzym 8, 26), — do wykonania dobrych uczynków (Fil. 1, 6), a nawet do wymówienia imienia Jezus: „Nikt nie może wymówić „Pan Jezus”, jeno w Duchu Świętym” (I Kor. 12, 3). Łaska uczynkowa jest potrzebna do początku wiary i do każdego zbawiennego pragnienia. „Nikt nie może przyjść do mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec, który mię posłał” (Jan 6, 44). Czyli nikt nie może uwierzyć w Chrystusa, jeżeli Ojciec przez łaskę nie oświeci rozumu i nie pociągnie woli ku niemu. Stąd wynika, że człowiek o własnych siłach nie może dojść do wiary ani jej sobie wysłużyć. „Łaską bowiem zostaliście zbawieni przez wiarę, i to nie z was, bo i ona jest darem Bożym, nie z uczynków, aby się kto nie chlubił” (Ef. 2, 8 – 9). Gdyby człowiek własnymi siłami zapoczątkował swą wiarę i dobre uczynki, już miałby się czym chlubić, iż zbawienie sobie zawdzięcza. Gdyby przez czyny naturalne można było wysłużyć sobie łaskę wiary, łaska nie byłaby darem nadprzyrodzonym. A więc do przyjęcia wiary potrzebna jest tak łaska uzdrawiająca rozum i wolę z ran, zadanych przez grzech, jak i łaska wynosząca do stanu nadprzyrodzonego. *** Jakże głębokie były działania Twoje, Duchu Święty, na duszę moją, gdy trzeba było ją leczyć z ran zadanych przez grzech, z rany niewiedzy w rozumie, z rany słabości w woli oraz z rany przewrotności i złości w namiętnościach moich, które się sprzeciwiały rozumowi i woli. Ale o ileż większa jeszcze musiała być w działaniu moc łaski Twojej, by mnie podnieść do stanu nadprzyrodzonego, nienależnego mi z żadnego tytułu. Działaj, Duchu miłosierdzia, i nadal na biedną duszę moją, która z siebie nie jest zdolna zasługująco się modlić, ani nawet wypowiedzieć imienia Jezus. „Spuśćcie rosę, niebiosa!” 37 11. ŁASKA UCZYNKOWA A WOLNA WOLA CZŁOWIEKA „Owce moje słuchają głosu mojego, a ja je znam i one idą za mną” (Jan 10, 17). Wola ludzka ma wolny wybór wobec dóbr: wybiera jedno lub drugie spośród możliwości przedstawianych jej przez umysł. Wolny wybór woli pozostaje i wobec łaski, która nie niszczy i nie ogranicza władz naturalnych, ale tylko je udoskonala, przenikając nadprzyrodzonymi sprawnościami. Wobec tego stają naprzeciw sobie dwie rzeczywistości: siła woli człowieka w dziedzinie moralnej, a zarazem jej bezsilność; niezniszczalność przyrodzonych władz duszy, a zarazem ich niewystarczalność; nieudolność człowieka i potrzeba łaski. Jest to bardzo delikatna, prawie niedostrzegalna linia graniczna, której zatarcie powoduje błędne teorie o stosunku woli do łaski. Pelagianie (w w. V) i semipelagianie przeceniali wolę ludzką, a protestanci jej nie doceniali. Szczególnie Kalwin głosił fatalistyczną naukę o przeznaczeniu pewnych ludzi na wieczne potępienie, odmawiając ich woli możności wykonywania jakichkolwiek dobrych uczynków. Toteż konieczną jest rzeczą poznać katolicką naukę o stosunku woli do łaski. 1. Według tej nauki człowiek bez łaski może wykonać niektóre uczynki naturalnie dobre, ale sam niedostateczne ma siły, by wypełnić wszystkie przykazania Boże, a tym bardziej czyny zasługujące na żywot wieczny. Dla wyjaśnienia trzeba rozróżnić łaskę dostateczną i skuteczną. Łaska dostateczna jest to aktualna pomoc Boża, dająca pełne siły do wykonania nadprzyrodzonego uczynku, która się jednak nie łączy z uczynkiem. Łaska zaś skuteczna zawsze i nieomylnie łączy się ze skutkiem: daje ona woli nie tylko siły dostateczne do czynu nadprzyrodzonego, ale nadto zawsze i niechybnie ten czyn sprowadza. Co się tyczy uzgodnienia skuteczności łaski z wolnością człowieka, wśród teologów rozróżniamy dwa główne systemy, godzące skuteczność łaski z wolną wolą. Jeden wyprowadza skuteczność łaski z jej natury (z wewnątrz — jak mówią tomiści), a drugi — z przyczyny zostającej poza łaską (z zewnątrz — twierdzą moliniści). Jedni i drudzy uznają wolną wolę, która współpracuje z łaską, ale moliniści uzależniają skuteczność łaski raczej od woli, gdy tomiści — raczej od jakości łaski. 38 Rozróżnienie łaski uczynkowej dostatecznej i skutecznej opiera się na Piśmie Św. Pan Jezus wobec oporu mieszkańców Korozain i Betsaidy powiedział: „Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby się były w Tyrze i Sydonie stały cuda, które się u was działy, dawno by we włosiennicy i popiele pokutę czyniły” (Mat. 11, 21). Mieszkańcy tedy Korozain i Betsaidy mieli łaskę prawdziwie dostateczną, bo inaczej Pan Jezus nie mógłby od nich żądać pokuty. Ta łaska dla Tyru i Sydonu byłaby skuteczna, jak wynika ze słów Zbawiciela, a dla pierwszych była tylko dostateczna i z pokutą ich się nie łączyła. Mieszkańcy Jerozolimy mieli również łaski dostateczne, skoro Pan Jezus powiada: „Jeruzalem, Jeruzalem… Ilekroć chciałem zgromadzić synów twoich, jako kokosz zgromadza pisklęta pod swe skrzydła, a nie chciałoś” (Mat. 23, 37). Podobnie Pismo Św. poucza, że Bóg nieraz najzatwardzialsze serca ludzkie przemienia, o ile tylko człowiek z nim współpracuje, czyli że udziela łaski skutecznej. „I daję im (owcom) życie wieczne, a nie zginą na wieki, ani ich nikt nie wyrwie z ręki mojej” (Jan 10, 28). „I wyrzucę z nich serce z kamienia, a dam im serce z ciała, żeby chodzili w przykazaniach moich i strzegli nakazów oraz wykonywali je” (Ez. 11, 19 – 20). Te i inne urywki Pisma Św. oraz przykłady nagłego nawrócenia Pawła, łotra na krzyżu, Marii Magdaleny i innych dowodzą, że Bóg ma bezwzględne panowanie nad usposobieniem ludzi i serce twarde może zmienić w miękkie, czyli że udziela wiernym swoim łask skutecznych. Że człowiek jest wolny przy działaniu łaski dostatecznej, tego nie trzeba dowodzić, albowiem w tym wypadku wola ludzka może nie współpracować z łaską i mimo jej działania opierać się jej i wykonywać czynność wręcz przeciwną woli Bożej. Ale czy ta wola nie traci swej wolności przy działaniu łaski skutecznej? Otóż jest dogmatem wiary, że człowiek może sobie zasłużyć na życie wieczne. Ta zasługa nie może nastąpić bez łaski skutecznej, ale nie byłaby ona zasługą bez wolnego współdziałania człowieka z łaską. Jakkolwiek „Bóg wywołuje chęć i sprawia wykonanie” (Fil. 2, 13), woli ludzkiej jednak nie krępuje i nie zmusza jej do wykonania czynu, albowiem Pan Jezus powiedział: „Jeśli chcesz wnijść do żywota, zachowuj przykazania” (Mt 19, 17), czyli od człowieka zależy, by współpracował z łaską Bożą. „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” (Fil. 4, 13). Słowo „mogę” oznacza stronę czynną woli, mogę przede wszystkim dzięki pomocy przychodzącej z zewnątrz od tego, który mnie umacnia. W sobie bowiem nie mam sił dostatecznych do wykonania wszystkiego. Tu ścierają się dwie siły, zmierzające do jednego celu: Bóg pierwszy pociąga wolę do dobrego; skoro wola zgodzi się i współpracuje z łaską pociągającą, Bóg doprowadza dzieło do końca. Toteż głównym sprawcą tego dzieła jest Bóg, ale czyn jest zarazem skutkiem i naszego współdziałania. Dlatego i przy łasce skutecznej wola ludzka nie jest skrępowana; człowiek współdziała dobrowolnie. 39 2. Łaska zarówno dostateczna, a tym bardziej skuteczna, jest dziełem nieskończonego miłosierdzia Bożego. Jedna bowiem i druga jest wysłużona przez Pana Jezusa i udzielana ludziom przez Boga z prawdziwej i życzliwej łaskawości, by człowiek mógł zachować przykazania i dostąpić szczęśliwości wiecznej. Czyż to nie miłosierdzie Boże, że Pan Jezus chciał zgromadzić Żydów, jak kokosz zgromadza kurczęta pod skrzydła swoje, że płakał nad ich zatwardziałością, że aż do ostatniego momentu życia swojego modlił się za nimi i usiłował ich nawrócić, chociaż to wszystko było bezskuteczne?! Natury miłosierdzia Bożego nie niweczy ta okoliczność, że z braku współdziałania człowieka łaska pozostaje nieskuteczna, albowiem z natury swojej łaska pociąga tylko do dobrego i daje moc działania na zbawienie wieczne. Kto zamknie oczy i wpada w dół, sam winien nieszczęścia swego, a nie oczy jego. Wprawdzie Bóg przewiduje, że łaska jego dla wielu będzie bezskuteczna, ale jej nawet i wówczas nie cofa ujawniając przez to tym większe miłosierdzie, albowiem daje ją mimo przewidywania jej wzgardy. Czyż Pan Jezus nie z miłosierdzia swego umierał za grzeszników, chociaż przewidywał, że nie wszyscy skorzystają z jego śmierci, a wielu obróci ją na swą zgubę? Czyż Eucharystia nie jest dowodem tego miłosierdzia dla ludzi, chociaż jest śmiercią dla złych i dla tych, którzy ją niegodziwie administrują lub niegodnie przyjmują „gdyż stąd sobie jedzą i piją”? Bóg nie jest zobowiązany dawać wszystkim same tylko łaski skuteczne i dostosowywać się do złej woli człowieka, albo nawet ją krępować i gwałtem zmuszać do współpracy nad swoim zbawieniem. Byłoby to nawet ubliżeniem zarówno dla Boga jak i dla człowieka. Toteż nieskończone miłosierdzie Boże ujawnia się wystarczająco w łasce dostatecznej, a jeszcze w wyższym stopniu w łasce skutecznej, o ile z nią wola dobrowolnie współpracuje. „Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli kto usłyszy głos mój i otworzy mi drzwi, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał a on ze mną” (Obj. 3, 20). Pod wpływem łaski skutecznej grzesznik otwiera drzwi serca swego i wpuszcza doń Pana Jezusa. Wszystko to czyni dobrowolnie, mimo działania łaski skutecznej. Dlatego Apostoł powiada: „Łaska jego na próżno nie była mi daną, alem więcej od nich wszystkich pracował” (I Kor. 15, 10). Czyli, że łaska skuteczna nie odebrała wolności Apostołowi, który z własnej woli współpracował z nią więcej od innych. Jednak bez łaski tego by nie dokonał. Toteż uważa tę łaskę za konieczną i za dowód nieskończonego miłosierdzia Bożego, za które ustawicznie dziękuje: „Dzięki zawsze winniśmy czynić Bogu” (II Tess. 1, 3). *** 40 Każda łaska jest dziełem Ducha Świętego, a tym bardziej łaska skuteczna. Kto z nią współdziała, wznosi się na skrzydłach Ducha i dosięga samego Boga. Dusza ludzka, wyzwolona z więzów ziemi, odzyskuje pierwotną swobodę i nie odczuwa ciężaru przywiązania do doczesności, zrzuca nieznośne jej brzemię i na skrzydłach czystej miłości wzbija się ku przybytkom wiekuistego szczęścia i odwiecznej Prawdy. Duchu Święty, daj mi łaski skuteczne i pozwól, bym nigdy działaniu ich się nie przeciwstawiał! Daj mi skrzydła gołębicy by mię oderwały z tego padołu płaczu i zaniosły do przedwiecznych przybytków Twoich. 12. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ROZDAWNICTWIE ŁASK „Kto obdarował go pierwszy, żeby mu zwrócić miał” (Rzym. 11, 35). Wszystkie łaski uczynkowe Bóg daje ludziom zupełnie darmo, chociaż nie w jednakowej mierze dla wszystkich. Szczególnie pierwsza łaska nigdy nie może być wysłużona, a udziela jej Bóg, komu zechce, i w stopniu, w jakim zechce, jedynie z nieskończonego miłosierdzia swojego. 1. Łaska Boża nie działa w nas obok naszych władz, jakby równolegle z nimi, lecz działa w nich samych, podnosząc ich czynności do wyższego poziomu i nadając im wartość nadprzyrodzoną. Moc Boża łączy się z wysiłkiem ludzkim w jeden nierozdzielny czyn, dzięki czemu czyn ten pozostając ludzkim, staje się jednocześnie Boskim, albowiem wypływa z tego Boskiego pierwiastka, jakim jest łaska. Ten związek pierwiastka Boskiego z ludzkim jest podstawą zasługi, przez którą trzeba rozumieć zdobyte przez dobrowolny czyn prawo do wynagrodzenia. Chodzi więc o to, czy człowiek może sam wysłużyć sobie pierwszą łaskę, albo przynajmniej do niej się przysposobić siłami czysto przyrodzonymi? Pelagianie twierdzili, że pierwszą łaskę można sobie wysłużyć ze ścisłej sprawiedliwości, a semipelagianie utrzymywali, że tylko z pewnej stosowności (ex convenientia). Jedno i drugie zaczyna się od poprzedzającej łaski, której nikt sobie wysłużyć nie może, a Bóg daje ją jedynie z miłosierdzia swojego, czyli zupełnie darmo: nie można jej ani wysłużyć, ani się do niej przysposobić, ani też jej wyprosić. Tę prawdę podaje cała część dogmatyczna listu świętego Pawła do Rzymian: ani chrześcijanie pochodzący z Żydów, ani chrześcijanie nawróceni z pogan nie zostali powołani do wiary dla jakichkolwiek zasług swoich, ale 41 jedynie z miłosierdzia Bożego. Jeśli bowiem człowiek — jak już powiedziano — nie może nawet imienia Jezus wymówić zasługująco, to nie może i żadnej łaski wysłużyć (Rzym 8, 26; I Kor. 12, 3). Pismo Św. jasno mówi o tym, że Bóg użycza łaski: „A jeśli z łaski, to już nie z uczynków, bo inaczej łaska już nie jest łaską” (Rzym. 11, 6). Słowa te odnosi Apostoł do zachowania wiary przez siedem tysięcy Żydów za czasów Eliasza. „Bóg — mówi dalej — nie żałuje darów i wezwania. Bo jako i wy niegdyś nie wierzyliście Bogu, a teraz dla ich niedowiarstwa dostąpiliście miłosierdzia, tak i oni nie uwierzyli teraz w wasze miłosierdzie, aby i sami miłosierdzia dostąpili. Wszystko bowiem Bóg w niedowiarstwie zamknął, aby się nad wszystkimi zlitował” (Rzym. 11, 29 – 32). Jeśliby tedy człowiek mógł sobie wysłużyć pierwszą łaskę, mógłby i dalsze sobie wysłużyć i w końcu sam sobie przygotować zbawienie. Nie tylko nikt sobie pierwszej łaski nie może wysłużyć, ale nawet do niej się przygotować ani przysposobić pozytywnie, a najprawdopodobniej do pierwszej łaski nie można się również przysposobić i negatywnie. Pozytywne przysposobienie polega na zdobyciu pewnych przymiotów dodatnich, np. wiedzy. Negatywne zaś przysposobienie polega na wyzbyciu się pewnych wad, czyniących człowieka niezdolnym do przyjęcia łaski, wyzbycia się np. pijaństwa. Powstaje pytanie, czy niewierni, unikając grzechów ciężkich mogą się przysposobić do otrzymania łaski. Prawdopodobne jest zdanie tych, którzy zaprzeczają negatywnemu przygotowaniu, czyli odpowiedniemu przysposobieniu do otrzymania łaski. Bóg bowiem wszystkim poganom bez względu na ich grzechy daje nadprzyrodzone łaski uczynkowe, którymi przygotowuje ich do przyjęcia prawdziwej wiary. Kto z tymi łaskami współpracuje, otrzymuje laskę wiary, która w tym wypadku jest jedynie dziełem miłosierdzia Bożego. Nawet modlitwa naturalna bez łaski nie jest zdolna wyprosić najmniejszej łaski, jak powiada Apostoł: „Nie wiemy należycie, o co się modlić mamy, ale sam Duch błaga za nami wzdychaniem niewysłowionym” (Rzym. 8, 26). Modlitwa wypraszająca łaskę jest początkiem zbawienia, dlatego tylko z łaską może być dokonana. Modlitwa naturalna, prosząca o łaskę, należy do całkiem innego porządku, niż jest sama, przeto, choć jej wysłuchanie nie sprzeciwiałoby się darmowości łaski, jednak nie może poruszyć miłosierdzia Bożego do wysłuchania, jako nie zostająca w żadnej proporcji do przedmiotu, o który prosi. 2. Bóg z miłosierdzia swego daje łaski wszystkim ludziom, ponieważ Chrystus Pan umarł za wszystkich i wszystkim łaski wysłużył. Pismo Św. na wielu miejscach głosi tę prawdę: „Bóg chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (I Tim. 2, 4), a chce dlatego, że Chrystus jest Zbawicielem i Pośrednikiem wszystkich. W szczególności Bóg daje łaskę 42 sprawiedliwym, grzesznikom, niewiernym i dzieciom, o ile przy tych ostatnich nie zajdzie przeszkoda ze strony dorosłych lub ze strony praw przyrody. „Ja miłuję tych, którzy mnie miłują.” (Przyp. 8, 17). Sprawiedliwy bowiem przez łaskę uświęcającą nabiera prawa do życia wiecznego, a przez to samo i do łask, by to życie osiągnąć. Bóg wzywa na licznych miejscach największych grzeszników do pokuty i nawrócenia, które bez łaski byłoby niemożliwe: „Nawróćcie się, każdy z drogi swej złej, a dobre czyńcie sprawy wasze” (Jer. 35, 15). „Nie chcę śmierci niezbożnego, ale żeby się nawrócił niezbożny od drogi swej, a żył” (Ez. 33, 11). „Dzień cały wyciągałem me ręce do ludu niewiernego i opornego” (Rzym 10, 21). Wreszcie Chrystus „jest światłością prawdziwą, która oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego” (Jan 1, 9), przeto każdego pragnie zbawić. „Przystępujący do Boga winien wierzyć, że Bóg jest i że nagradza tych, którzy go szukają” (Żyd. 11, 6), mówi Apostoł, z czego wynika, że do usprawiedliwienia potrzeba wiary w Boga i jego sprawiedliwość. W jaki tedy sposób te dwie prawdy mogą być przez niewiernego nabyte, aby się mógł zbawić? Teologowie wyliczają następujące sposoby, jakimi Bóg tych, którzy z udzieloną łaską współpracują, doprowadza do wiary i do usprawiedliwienia. Do jednych Bóg posyła misjonarzy, którzy się zjawiają nieraz w sposób dziwny i pouczają o głównych prawdach wiary. Innych znowu poucza Bóg przez wewnętrzne oświecenie tak, że oni poznają te prawdy i starają się według nich postępować. Do wielu zaś mogą te prawdy dostać się z pierwotnego objawienia danego prarodzicom, a przez tradycję przechodzącego z pokolenia na pokolenie tak, że między niewiernymi znajomość tych prawd utrzymała się po dziś dzień. W jakiej mierze miłosierdzie Boże te sposoby stosuje do niewiernych, nie wiemy, i dlatego powstaje trudne zagadnienie tyczące się zbawienia wielu milionów ludzi, a zarazem pobudka do usilnych starań o pomoc dla ich nawrócenia. Niektórzy teologowie (Billot) przyrównują wszystkich niemal ludzi niecywilizowanych do dzieci, jeszcze niedoszłych do używania rozumu i niezdolnych do zajęcia się sprawami duchowymi, jak Bogiem, moralnością, itp. Dlatego i los ich po śmierci może być przyrównany do losu dzieci nieochrzczonych, które po śmierci nie cierpią, a nawet zażywają naturalnej szczęśliwości. Tacy ludzie — według tej opinii — żyją według praw natury i nie są zdolni do popełnienia grzechów ciężkich, a przynajmniej niewielu jest takich, którzy takie grzechy popełniają. Są to zdania godne zastanowienia, ale nie jest to jeszcze oficjalną nauką Kościoła. *** 43 Każdemu tedy człowiekowi Bóg daje wystarczającą pomoc, aby mógł poznać główne prawdy wiary i skierować się ku niemu, ale nie wszystkim udziela tych łask w jednakowej mierze, w tej samej formie i obfitości. Sąd mój o tym wszystkim, co się odnosi do nadprzyrodzonej dziedziny łaski, jest ze względu na ograniczoność poznania ludzkiego względny i musi być ostrożny. Bóg odsłonił tylko rąbek swojej działalności w naszej duszy, pozostawiając resztę w tajemnicy. Winienem tedy w stosunku do Boga być małym dzieckiem, a przede wszystkim w tych sprawach z całym zaufaniem dać się prowadzić za rękę przez Ojca i z całą prostotą duszy wierzyć w to wszystko, co On mi objawił. W nauce Pana Jezusa żądanie dziecięcej ufności i wiary w stosunku do prawd objawionych jest bardzo wyraźne, gdy mówi: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ktokolwiek nie przyjmie królestwa Bożego jako dziecię, nie wnijdzie do niego” (Łuk. 18, 17). Ufam więc bezgranicznie Tobie, o dobry Jezu, we wszystkim! 13. MIŁOSIERDZIE BOŻE A TAJEMNICA PRZEZNACZENIA „Których przewidział, tych i przeznaczył, aby się stali na podobieństwo Syna” (Rzym. 8, 29). Jakkolwiek Bóg daje łaskę wszystkim ludziom, jednak nie w jednakowej mierze: jedni otrzymują tę łaskę w stopniu większym, a inni w mniejszym: „Zlituję się nad kim będę chciał, i będę miłościw, komu mi się podobać będzie” (Wyjścia 33, 19). Ponieważ to, co Bóg w czasie czyni, od wieków postanowił uczynić, przeto od wieków przeznaczył pewnych ludzi do większego stopnia łaski, a innych do mniejszego. Otóż postanowienie Boże, którym jedni przeznaczeni zostali do większego stopnia laski, a inni do mniejszego, nazywa się przeznaczeniem. Jak pogodzić przeznaczenie z nieskończonym miłosierdziem Bożym? 1. Przede wszystkim poznajmy, jak należy rozumieć przeznaczenie, albowiem pod tym względem wiele było i jest jeszcze błędów. Przeznaczenie jest częścią Opatrzności, która obejmuje wszystkie stworzenia skierowując je do celu przeznaczonego. Przeznaczenie zaś skierowuje stworzenia rozumne do celu nadprzyrodzonego. Według świętego Tomasza, przeznaczenie jest to „przygotowanie łaski w teraźniejszości i chwały w przyszłości” (S.T.I., q. 21, a.2). Przeznaczenie, które obejmuje zbawienie pewnych ludzi i środki ku niemu, 44 nazywa się pełnym. Jeżeli zaś ono dotyczy tylko środków ku zbawieniu, nazywa się niepełnym. Przeznaczenie jest dogmatem wiary. Pismo św. często mówi o przeznaczeniu pewnych ludzi do chwały i łaski: „Zasiąść po prawicy mojej, albo po lewicy, nie jest moją rzeczą dać wam, lecz tylko tym, którym jest to zgotowane od Ojca mego”, powiedział Pan Jezus do synów Zebedeuszowych ubiegających się o miejsce po prawicy w królestwie Bożym (Mat. 20 23). „Których przewidział, tych i przeznaczył, aby się stali podobni na podobieństwo Syna jego… A których przeznaczył, tych i wezwał, a których wezwał, tych i usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych też uwielbił” (Rzym. 8, 29 – 30). W tym tekście znajdują się wszystkie momenty przeznaczenia do chwały i do łaski. Przeznaczenie jest niezmienne, bo opiera się na nieomylnym przewidzeniu Boga tych wszystkich, którzy umrą w łasce uświęcającej. W Piśmie Świętym przeznaczenie często nazywa się księgą żywota: „Nie weselcie się, ze duchy wam ulegają, ale weselcie się z tego, że imiona wasze zostały zapisane w niebiesiech” (Ł. 10, 20). „Pomagaj im, bo dla ewangelii pracowały ze mną, z Klemensem i innymi pomocnikami moimi, których imiona są w księdze żywota” (Fil. 4, 3). Księga żywota jest to jakby spis przeznaczonych, z którego żadne imię nie będzie wymazane ani na nowo wpisane. Co się tyczy ilości przeznaczonych do zbawienia i w rzeczywistości zbawionych, nie da się nic ścisłego powiedzieć, albowiem objawienie nic o tym pewnego nie mówi. Wyrażenie: „Wielu jest wezwanych, ale mało wybranych” dotyczy wyróżnienia niektórych świętych spośród innych sprawiedliwych, jak wyróżnił gospodarz winnicy niektórych robotników (Mat. 26, 16 nn). Podobnie słowa Pana Jezusa: „Przestronna jest droga, która wiedzie na zatracenie, i wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą” (Mat. 7, 13) stosują się nie do całego rodzaju ludzkiego, ale tylko do Żydów. Dlatego najlepiej tę kwestię rozumieć zgodnie z nauką Kościoła, który w modlitwie za żywych i umarłych głosi: „Samemu Bogu jest znana liczba wybranych mających się znaleźć w niebieskiej szczęśliwości”. 2. Przeznaczenie zarówno pełne (do chwały i laski), jak i niepełne (tylko do łaski) jest darmo dane, czyli jest dziełem nieskończonego miłosierdzia Bożego. Na przeznaczenie do pierwszej łaski żadne zasługi nie wywierają wpływu, albowiem — jak już wyżej napisano — do pierwszej łaski nie można ani przysposobić, ani wyprosić jej modlitwą naturalną. Podobnie na przeznaczenie do dalszych łask i do chwały zasługi nasze nie wywierają żadnego wpływu. Jeżeli bowiem pierwsza łaska jest tylko dziełem miłosierdzia Bożego, to choćbyśmy się do dalszych łask przyczynili zasługami, to w stosunku do uczynków naturalnych będą te łaski dane zupełnie darmo i płynące 45 jedynie z miłosierdzia, ponieważ są zależne od pierwszej łaski, która była darmo daną. Zagadnienie przeznaczenia zupełnego ściśle łączy się z łaską wytrwania faktycznego aż do śmierci. Jest to szczególna łaska uczynkowa, bez której nie można być zbawionym. Pismo Święte w wielu miejscach powiada, że nawet sprawiedliwi winni energicznie walczyć z pokusami: „Bądźcie wstrzemięźliwi i czuwajcie, bo wróg wasz, szatan, krąży jako lew ryczący, szukając kogo by pożarł. Opierajcie mu się umocnieni w wierze” (I Piotr 5, 8). Dlatego i Pan Jezus każe uczniom swoim „czuwać i modlić się, by nie popadli w pokuszenie” (Mat. 26, 41). Natarczywe napominanie sprawiedliwych do ustawicznej modlitwy dowodzą, iż sprawiedliwi, czyli powołani do łaski, potrzebują niezwykłej pomocy Bożej, jaką jest szczególniejsza łaska wytrwałości aż do śmierci. Sobór Trydencki nazywa tę łaskę „wielkim darem wytrwałości aż do końca”, a Pismo święte podaje wytrwałość w dobrym jako dar wyłącznie Boży, w żadnym wypadku nie wysłużony (I Piotr 5, 10; Fil. 1, 6). Toteż Kościół w swoich modlitwach publicznych ustawicznie prosi o wytrwanie wiernych aż do końca. „Nie odrzucaj mię od oblicza twego i Ducha Świętego twego nie bierz ode mnie” (Ps. 50, 13). Jakkolwiek łaski wytrwałości nie można ściśle wysłużyć, można ją jednak na pewno wyprosić, ponieważ Pan Jezus powiedział: „Jeśli o cokolwiek prosić będziecie Ojca w imię moje, da wam” (Jan 16, 23). „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a będzie wam otworzone. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka — znajduje, a kołaczącemu będzie otworzone” (Mat. 7, 7 – 8). Słowo „o cokolwiek” odnosi się do życia wiecznego. Nic zaś bardziej do życia wiecznego nie odnosi się, niż końcowa wytrwałość. Ponieważ jest dogmatem wiary, że sprawiedliwy bez szczególnego przywileju Bożego nie może przez całe życie uniknąć grzechów powszednich, które usposabiają do ciężkich, przeto czuwanie i modlitwa o tę łaskę dla wszystkich jest konieczna. Nikt bez szczególniejszego objawienia nie może być pewny owego przeznaczenia. Pismo Święte często napomina: „Kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł” (I Kor. 10, 12). „Ze drżeniem i bojaźnią o zbawienie wasze się troszczcie” (Fil. 2, 12). To znaczy, że nigdy nie możemy być pewni, czy w danej chwili jesteśmy w łasce, a tym bardziej, czy jesteśmy przeznaczeni do chwały. „Nie wie człowiek, czy jest miłości czyli nienawiści godzien” (Ekl. 9, 1). Łaska bowiem zawsze może być utracona, a dekret o przeznaczeniu, jako zależny tylko od miłosierdzia Bożego, nikomu nie może być znany, chyba że sam Bóg komuś to objawi. Są jednak pewne znaki, po których przypuszczalnie możemy wnosić o naszym przeznaczeniu. Zwyczajnymi znakami przeznaczenia są: powołanie do wiary katolickiej i życia chrześcijańskiego w Kościele katolickim, a tym bardziej po wołanie do życia w zakonie lub stanie kapłańskim. Na znaki 46 szczególne wskazuje Pan Jezus w ośmiu błogosławieństwach, a są nimi: pokora, łagodność, żal za popełnione grzechy, pragnienie sprawiedliwości, miłosierdzie względem bliźnich, miłość nieprzyjaciół, czystość serca, miłość pokoju, umartwienie i cierpliwość w przeciwnościach. Najszczególniejszymi znakami przeznaczenia są: nabożeństwo do Ducha Świętego, do miłosierdzia Bożego, do Serca Jezusowego, do Eucharystii, do Najświętszej Maryi Panny, przywiązanie do Kościoła, wielka ufność w miłosierdzie Boże, doskonałe umartwienie namiętności, pragnienie cierpień dla Chrystusa oraz gorliwość o zbawienie dusz. *** Skoro jestem chrześcijaninem, Bóg przeznaczył mnie do łaski, ale czy i do chwały? Nie wiem i, póki żyję, wiedzieć tego z całą pewnością nie będę. Mogę jednak ufać miłosierdziu Bożemu, które nie chce śmierci wiecznej grzesznika. Na przeznaczenie do chwały nigdy sam nie zasłużę, ale mogę i winienem o to się modlić. Skoro modlitwa ufna może wyjednać łaskę wytrwałości, ufam, że nie zostanie odrzucona, gdy się modlić będę o przyjęcie mnie kiedyś do Królestwa Bożego, nad czym teraz winienem usilnie pracować. Postanawiam często wzbudzać akt ufności: :Jezu, ufam Tobie!” 14. CZY JEST ODRZUCENIE? „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny” (Mat. 25, 41). Między przeznaczeniem a odrzuceniem zachodzi tak głęboka różnica, że nie można do nich stosować jednych i tych samych pojęć. Z tego bowiem, że Bóg przeznacza wybranych przed przewidzeniem ich zasług nie znaczy, że innych odrzuca przed przewidzeniem ich grzechów. Że zaś nie wolno przypuszczać takiego odrzucenia, wynika z woli Bożej, która — jak powiedzieliśmy — chce wszystkich ludzi zbawić. Dlatego Kościół potępił naukę Kalwina, który utrzymywał, że „tych, których Bóg z góry przeznaczył do piekła, tak kieruje, by grzechy popełniali, aby ich mógł nie bez ich winy potępić” (Inst. 1, 3, c. 24, n. 12). Poznajmy tedy, co to jest odrzucenie i jaka jest nauka Kościoła pod tym względem. 47 1. Odrzucenie jest to wykluczenie pewnych ludzi za ich grzechy na wieki od osiągnięcia nieba. Święty Tomasz z Akwinu powiada, że „jak przeznaczenie jest częścią Opatrzności w stosunku do tych, którzy przez Boga bywają wyznaczeni do zbawienia wiecznego tak odrzucenie jest częścią Opatrzności w stosunku do tych, którzy od tego celu odpadną” (I. q. 23, a.3). Odrzucenie może być uprzedzające przed przewidzeniem winy i następujące po przewidzeniu grzechów odrzuconego. Odrzucenie uprzednie może być nadto negatywne, czyli odmówienie mu nieba jako nienależnego dobrodziejstwa, i pozytywne, czyli przeznaczenie kogoś do piekła przed przewidzeniem jego grzechów. Otóż pozytywne odrzucenie przed przewidzeniem upadku jest herezją potępioną przez Sobór Trydencki. Nauka Kalwina i jego zwolenników jest wyraźnym bluźnierstwem, albowiem odmawia Bogu świętości, czyni go sprawcą grzechu i przypisuje mu niesprawiedliwość i okrucieństwo. Podobnie i przeznaczenie może być uprzedzające zasługi j następujące po przewidzeniu zasług tych, których przeznacza do nieba. Pod tym względem nauka teologów zarówno co do przeznaczenia jak odrzucenia uprzedniego negatywnego nie jest zgodna, a Kościół jeszcze w tej kwestii swego zdania oficjalnie me wypowiedział. Wszyscy teologowie zgadzają się na to, że Bóg dorosłym daje niebo tylko za zasługi, że tedy w przeznaczeniu zasługi poprzedzają chwałę, jak praca poprzedza nagrodę albo środki poprzedzają cel. Chodzi tylko o to, czy motywem zbawienia pewnych ludzi jest ich zasługa, czy też miłosierna wola Boża. Podobnie, czy motywem odrzucenia wiecznego są przewidziane winy potępionych, czy też proste odmówienie im nieba jako nienależnego im z żadnego tytułu dobrodziejstwa. Otóż pod tym względem zdania teologów są podzielone. Moliniści są zdania, że motywem przeznaczenia są zasługi przewidziane, a motywem odrzucenia — winy przewidziane, a tomiści oświadczają, że tym motywem jest tylko wola Boża. Według tomistów Bóg z miłosierdzia swego chciał, by niektórzy byli świętymi i otrzymali nadprzyrodzone szczęście. Dlatego wybrał i wyróżnił ich od niewybranych powołując do wiary chrześcijańskiej i udzielając im łaski skutecznej, gdy wszystkim innym dał tylko łaskę dostateczną. Toteż tylko wolna wola Boża jest przyczyną powołania i wybrania. Dlaczego Bóg tak postępuje, jest dla nas tajemnicą miłosierdzia Bożego, która się nie sprzeciwia ani mądrości ani sprawiedliwości Bożej, jak powiada Apostoł: „Zmiłuję się nad tym, komu jestem miłościw, a miłosierdzie okażę temu, nad kim się ulituję” (Rzym. 9, 15). Podziwiając tę dobroć Boga, Apostoł w uniesieniu wołał: „O głębokości bogactw, mądrości i umiejętności Bożej! Jakże niepojęte są sądy jego i niedościgłe drogi jego!” (Rzym. 11, 33). 48 2. Według molinistów Bóg przewidział od wieków, że pewni ludzie będą współpracowali z łaskami, jeżeli je otrzymają, aż do końca swojego życia. Za te przewidziane zasługi postanawia z nieskończonego miłosierdzia swego udzielić im tych łask i w ten sposób doprowadzić do nieba. A więc motywem przeznaczenia tych ludzi do nieba są przewidziane ich zasługi, jak to wynika ze słów Pana Jezusa: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, i posiądźcie królestwo zgotowane wam od założenia świata. Albowiem łaknąłem, a nakarmiliście mię, pragnąłem, a daliście mi pić; gościem byłem, a przyjęliście mnie, nagim, a przyodzialiście mię, chorym, a nawiedziliście mię, więźniem, a przyszliście do mnie” (Mat. 25, 34 – 36). Dobre tedy czyny Świętych są przyczyną zarówno otrzymania królestwa Bożego, jak i zgotowania tego królestwa od założenia świata, czyli przeznaczenia, gdyż partykuła „albowiem” odnosi się do jednego i do drugiego. Inaczej sens tekstu byłby nielogiczny: za zasługi otrzymacie królestwo, które było dla was przygotowane nie za wasze zasługi. Zresztą objawienie — jak już powiedzieliśmy — wyraźnie podaje, że Bóg pragnie wszystkich ludzi zbawić. Lecz ta wola Boża nie byłaby aktualna ani szczera, gdyby Bóg jednych przed przewidzeniem ich zasług przeznaczył do nieba, a drugich przed przewidzeniem ich grzechów wykluczył od tego nieba, jak to wynikałoby ze zdania tomistów. Podobnie jest i z odrzuceniem. „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, który zgotowany jest diabłu i aniołom jego. Albowiem łaknąłem, a nie nakarmiliście mnie, pragnąłem, a nie daliście mi pić, byłem gościem, a nie przyjęliście mnie, nagim, a nie przyodzialiście mnie, chorym i więźniem, a nie nawiedziliście mnie” (Mat. 25, 41 – 43). Tutaj brak zasług u potępionych przez partykułę „albowiem” łączy się z potępieniem jak przyczyna ze skutkiem. Przy tym zauważyć należy, że gdy królestwo dla sprawiedliwych „zgotowane jest od założenia świata”, to „ogień wieczny” chyba nie był zgotowany od założenia świata, albowiem Zbawiciel nic o tym nie mówi, a tylko podaje wprost „zgotowany diabłu”, czyli po przewidzeniu jego upadku, jak i po przewidzeniu win potępionych ludzi. System molinistów bardziej odpowiada świętości, dobroci i miłosierdziu Bożemu, albowiem bardziej wyjaśnia Wolę Bożą co do zbawienia wszystkich bez wyjątku ludzi, nikogo nie wykluczając przed przewidzeniem ich ciężkich grzechów i sprzeciwiania się tej zbawczej woli. Natomiast zdanie tomistów, jakkolwiek teoretycznie bardzo się różni od potępionego przez Kościół Kalwina, to w praktyce jest bardzo podobne, albowiem na jedno wychodzi, czy skazać kogoś do piekła przed przewidzeniem jego win, czy wykluczyć go albo nie wybrać do nieba również przed przewidzeniem jego grzechów. Wreszcie za zdaniem molinistów przemawiają groźby Pana Jezusa na opornych mu Żydów i obietnica nieba jako nagrody dla jego wyznawców. Zachęcając odrzuconych do dobrych uczynków obietnicą nagrody niebieskiej, Chrystus poniekąd natrząsałby się z nich, skoro oni byliby już z góry 49 przeznaczeni na pozbawienie tego nieba. Podobnie płacz Pana Jezusa nad Jerozolimą byłby niezrozumiały, gdyby mieszkańcy tego miasta byli z góry wykluczeni od wejścia do nieba. Toteż system tomistów wydaje się być mniej stosowny, a nawet nie licuje z nieskończonym miłosierdziem Bożym, które pragnie zbawienia wszystkich ludzi. Natomiast system molinistów godzi zbawczą wolę miłosiernego Boga z faktycznym potępieniem wielu, a to potępienie godzi ze wszystkimi doskonałościami Pana Boga. *** Bóg więc z jednej strony decyduje o zbawieniu człowieka przeznaczonego do jego osiągnięcia i przygotowuje mu środki, przy pomocy których on na pewno zbawienie osiągnie — a z drugiej strony powołuje do zbawienia także i odrzuconego człowieka, przygotowując mu również środki dostateczne, aby zbawienie otrzymał. Przewidując jednak jego grzechy i ostateczną niepokutę, orzeka o jego odrzuceniu. Odrzuceni czynią się więc sami potępionymi, mimo że wola Boża przyznaje im niebo i wszystkie łaski potrzebne do jego osiągnięcia. „Bóg śmierci nie uczynił i nie weselił się w zatraceniu żywych” (Mądr. 1, 13). Przeciwnie, stworzył niebo i powołuje wszystkich do niego, dając z miłosierdzia swojego odpowiednie środki, by mogli wejść do niego. „Chwalcie Pana, bo na wieki miłosierdzie jego!” 15. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ (USPRAWIEDLIWIENIE) „Byliście me gdyś ciemnością, ale teraz staliście się światłością” (Ef. 5, 8). Celem, dla którego Bóg daje człowiekowi łaski uczynkowe, jest łaska uświęcająca, która dopiero sprowadza stały stan świętości i usprawiedliwienia duszy. Przez nią dopiero człowiek staje się świętym i miłym Bogu, dzieckiem Boga, bratem Chrystusa, świątynią Trójcy Przenajświętszej, współobywatelem Świętych, domownikiem i zaufanym przyjacielem Boga. Dopiero łaska uświęcająca wyzwala człowieka z niewoli księcia ciemności i czyni obywatelem królestwa światłości. Dlatego Apostoł mówi: „Byliście niegdyś ciemnością, ale teraz staliście się światłością w Panu”. Stąd łaska uświęcają ca jest darem o 50 wiele cenniejszym od łaski uczynkowej, która jest czymś przemijającym i środkiem do otrzymania i pomnożenia tamtej, i dlatego łaska uświęcająca nazywa się łaską w ścisłym tego słowa znaczeniu. Łaska uświęcająca sprowadza — jak powiedzieliśmy — usprawiedliwienie człowieka, przeto nasamprzód poznajmy katolicką naukę o usprawiedliwieniu, której przeciwstawiają się błędnowiercy. 1. Usprawiedliwienie polega na usunięciu z duszy grzechów i otrzymaniu od Boga łaski uświęcającej oraz darów nadprzyrodzonych. Protestanci natomiast nauczają, że jedynie wiara sprowadza usprawiedliwienie. Przy tym przez wiarę rozumieją ufność, że dla zasług Chrystusa Pana wierzącym grzechy są odpuszczone. Według nauki katolickiej wiara jest tylko konieczną dyspozycją do usprawiedliwienia, ale sama wiara nie wystarczy. Przy tym wiara ta nie jest ufnością, że grzechy zostały od puszczone, ale nadprzyrodzonym uznaniem za prawdę wszystkiego, co Bóg objawił. Taka wiara jest dyspozycją koniecznie potrzebną do usprawiedliwienia, jak powiada Apostoł: „Bez wiary nie podobna podobać się Bogu, a przystępujący do Boga winien wierzyć, że Bóg jest i że nagradza tych, którzy go szukają” (Żyd. 11, 6). Konieczność takiej wiary do usprawiedliwienia jest głównym tematem listów św. Pawła do Rzymian i do Galatów: „Wiemy, że człowiek nie dostępuje łaski usprawiedliwienia z uczynków Zakonu (Mojżeszowego), jeno przez wiarę Jezusa Chrystusa” (Gal. 2, 16). Według protestantów każdy, kto chce być usprawiedliwiony, winien mocno wierzyć, że mu grzechy dla zasług Jezusa Chrystusa zostały odpuszczone. Ale czy na podstawie objawienia można zdobyć pewność moralną, że grzechy są od puszczone? Przeciwnie, św. Paweł powiada: „Do niczego się nie poczuwam, ale przez to nie jestem usprawiedliwiony, gdyż sędzią moim jest Pan” (I Kor. 4, 4). Podobnie mówi mędrzec natchniony Starego Testamentu: „Nie wie człowiek, czy jest miłości czyli nienawiści godzien. Ale wszystkie rzeczy na przyszły czas zachowane są niepewne” (Ekl. 9, 1). A rzeczy niepewne z objawienia nie mogą być przedmiotem wiary. Do usprawiedliwienia sama wiara nie wystarcza, a potrzebne są jeszcze inne dyspozycje duszy. Przede wszystkim potrzebna jest bojaźń sprawiedliwości Bożej i ufność w jego nieskończone miłosierdzie. Następnie trzeba obrzydzić sobie grzechy i szczerze za nie odpokutować, z postanowieniem użycia środków ustanowionych przez Chrystusa Pana na odpuszczenie grzechów. Sobór Trydencki podaje jeszcze akty, które zazwyczaj poprzedzają usprawiedliwienie, jak modlitwa, uczynki miłosierdzia itp. (sess. 6, can. 9). Pismo Święte poucza, że sama wiara bez innych dyspozycji nie wystarczy do usprawiedliwienia: „Uczynki usprawiedliwiają człowieka, a nie sama wiara… Bo jak ciało bez ducha jest martwe, tak i wiara bez uczynków martwa 51 jest” (Jak. 2, 24 – 26). A św. Paweł mówi: „Gdybym miał dar proroctwa, znał wszystkie tajemnice i posiadł wszelką wiedzę, a wiarę miałbym taką, iżbym przenosił góry, a miłości bym nie miał, niczym nie jestem” (I Kor. 13, 2), — żąda tedy na pierwszym miejscu miłości do usprawiedliwienia, albowiem „wiara tylko przez miłość jest czynna” (Gal. 5, 6). Pan Jezus podobnie do miłości przywiązuje wielką wagę, gdy mówi: „Odpuszczone są liczne jej grzechy, bo wielce umiłowała. A komu mniej odpuszczają, mniej miłuje” (Łuk. 7, 47). Powyższe akty nie zawierają się z konieczności w wierze, albowiem codzienne doświadczenie przekonywa nas, że wiara nawet bardzo intensywna może istnieć bez tych aktów, co potwierdza i Pismo Święte: „Kto bez bojaźni jest, nie będzie mógł być usprawiedliwiony” (Ekl. 1, 28). „Nadzieją jesteśmy zbawieni” (Rzym. 8, 24). „Kto ma nadzieję w Panu, uzdrowiony będzie” (Przyp. 28, 25) Jako dalsze przygotowanie do usprawiedliwienia Pismo Święte wymienia modlitwę, post i jałmużnę, a najbardziej uczynki miłosierdzia, bez których modlitwa sama nie ma wartości: „Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie! — wejdzie do królestwa niebieskiego. Ale kto wypełnia wolę Ojca mego, który jest w niebiesiech, ten wejdzie do królestwa niebieskiego” (Mt. 7, 21). 2. W szczególności nauka katolicka głosi, że do usprawiedliwienia sama wiara nie wystarcza, ale potrzebne są jeszcze inne — już wspomniane dyspozycje duszy. Sprawiedliwym nazywa się nie tylko ten, kto spełnia nadprzyrodzone uczynki zgodne z wiarą i rozumem, ale i ten, kto jest stale w łączności z Bogiem, poddając mu rozum i wolę, a tym władzom niższe władze cielesne, chociaż w pewnym czasie nie spełnia uczynków dobrych. Chodzi tu bowiem o stały stan sprawiedliwości, a nie o sprawiedliwe czynności. Stan zaś ten wytwarza w duszy łaska uświęcająca, która odwraca człowieka od grzechu, a skierowuje go ku Bogu. Przede wszystkim przy usprawiedliwieniu odpuszczają się i gładzą grzechy człowieka. Pismo Święte posługuje się rozmaitymi wyrażeniami, by ujawnić prawdziwe odpuszczenie i zgładzenie grzechów: „Oto Baranek Boży, oto, który gładzi grzechy świata” (Jan 1, 29). „Według mnóstwa litości twoich zgładź nieprawość moją” (Ps. 50, 3). „Jako daleka jest wschód od zachodu, tak oddalił od nas nieprawości nasze” (Ps. 102, 12). „Zgrzeszyłem Panu! I rzekł Natan: Pan też przeniósł grzech twój, nie umrzesz” (II Reg. 12, 13). Grzechy w Piśmie Świętym nazywa się zmazą, brudem, nieczystością, z których dusza przy usprawiedliwieniu się obmywa, oczyszcza i wybiela: „Choćby były grzechy wasze jako szkarłat, jako śnieg wybieleją; i choćby były czerwone jako karmazyn, będą białe jako wełna” (Iz. 1, 18). Stan grzechu przyrównuje Pismo Święte do stanu śmierci, do ciemności, a stan usprawiedliwienia — do życia i do światła: „My wiemy, żeśmy przeszli ze 52 śmierci do życia, bo miłujemy braci” (I Jan 3, 14). „Niegdyś byliście ciemnością, lecz teraz staliście się światłością w Panu” (Ef. 5, 8). Z tych i innych urywków Pisma Świętego widać, że Bóg prawdziwie i rzeczywiście gładzi grzechy, a nie przykrywa je tylko, jak utrzymują protestanci. Bo jeśli przykryte, to w oczach Bożych nie są ani zmyte, ani zgładzone, ani usunięte. Sprawiedliwy byłby nadal w ciemnościach i miałby w sobie coś godnego potępienia. Tymczasem usprawiedliwionych Pismo Święte nazywa świętymi, przyjaciółmi i dziećmi Boga. Grzesznik nadto przez usprawiedliwienie otrzymuje łaskę uświęcającą, która go wewnętrznie odnawia, odradza, czyni świętym i miłym Bogu. Pismo święte nazywa usprawiedliwionego grzesznika odnowionym na duszy: „Odnówcie się tedy duchem umysłu waszego i obleczcie się w nowego człowieka, który według Boga stworzony jest w sprawiedliwości i świętości prawdy” (Ef. 4, 23); nazywa go również odrodzonym na nowo przez Ducha Świętego: „Jeśli się kto nie odrodzi z wody i z Ducha Św., nie może wnijść do królestwa Bożego” (Jan 3, 5). Dusza po usprawiedliwieniu jest nowym stworzeniem: „Gdyśmy byli umarłymi przez grzech, ożywił nas w Chrystusie” (Ef. 2, 5), uczestniczących w Boskiej naturze: „abyście stali się uczestnikami Bożej natury, wystrzegając się nawet skazy pożądliwości” (II Piotr 1, 4). *** Jak każda łaska, tak i usprawiedliwienie jest dziełem Ducha Świętego: on oczyszcza duszę z grzechów, on ją odradza i czyni uczestnikami Bożej natury, zamieszkując w niej, on kształtuje Bożego człowieka i wlewa weń nadprzyrodzone Boskie życie. Duchu Święty, Tyś przedziwny w Świętych Swoich, kształtujesz każdego według swego wzoru, według ideału, jaki był przed wiekami w zamiarach Bożych. I mnie kształtowałeś od początku aż do chwili obecnej. Nieraz byłem oporny Twemu działaniu, ale Ty zdołałeś przełamać mój opór i ufam, że doprowadzisz swe dzieło do końca. 53 16. MIŁOSIERDZIE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ (PRZYMIOTY USPRAWIEDLIWIENIA) „Kto nie będzie tkwił we mnie, odrzucony będzie precz, niby latorośl” (J. 15, 6). Nie wystarczy otrzymać usprawiedliwienie, trzeba jeszcze czuwać nad jego utrzymaniem, ponieważ ono jest utracalne, nierówne i niepewne. 1. Pismo święte w wielu miejscach mówi o utracalności usprawiedliwienia, która następuje po każdym ciężkim grzechu: „Sprawiedliwy nie będzie mógł żyć w sprawiedliwości swej, któregokolwiek dnia zgrzeszy” (Ez. 33, 12). „Nie łudźcie się: ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani sodomczycy, ani złodzieje, ani skąpcy, ani opoje, ani oszczercy, ani grabieżcy nie posiądą królestwa Bożego” (I Kor. 6, 9 – 10). Dlatego Chrystus napomina swych uczniów, by czuwali i modlili się: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie” (Mat. 26, 41). Dlatego Apostoł przestrzega : „Kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł” (I Kor. 10, 12); dlatego poleca starać się o zbawienie ze drżeniem i wielką bojaźnią: „Ze drżeniem i bojaźnią o zbawienie wasze się troszczcie” (Fil. 2, 12). Te upomnienia byłyby zbyteczne, gdyby sprawiedliwość raz otrzymana nie mogła być utracona. Pismo Święte również podaje fakty, że wielu posiadało usprawiedliwienie, a potem przez grzechy ciężkie łaskę posiadaną utraciło. Takimi byli nasi prarodzice, źli aniołowie oraz Saul, Dawid, Salomon, Piotr, Judasz. Przy tym zaznacza, że wielu z nich utraconego usprawiedliwienia nie odzyskało, jak np: szatani. Inni czynili pokutę, jak np: Piotr czy Dawid i dzięki odzyskanej łasce, przez miłosierdzie Boże otrzymali usprawiedliwienie powtórne. A więc łaska uświęcająca jest utracalna. Dlatego Apostoł mówi o sobie: „Ja tedy tak biegnę, nie jakoby na oślep; tak walczę, nie jakobym wiatr uderzał, ale karcę ciało moje i do posłuchu przymuszam, abym snadź innych nauczając, sam nie był odrzuconym” (I K. 9, 26 – 27). Łaska i grzech nigdy i nigdzie razem w duszy ostać się nie mogą. Gdzie jest grzech, tam łaska ustąpić musi i na odwrót: są to bowiem stany przeciwne sobie. Przez łaskę zwraca my się ku Bogu, cenimy go i kochamy ponad wszystkie stworzenia, stajemy się przyjaciółmi i dziećmi Bożymi. Przez grzech 54 zaś ciężki odwracamy się od Boga, pogardzamy nim, więcej cenimy stworzenia niż Stwórcę, stajemy się sługami szatana i jego nasieniem. Otóż dwa stany nigdy nie mogą istnieć w duszy jednocześnie, a zawsze przez grzech ciężki traci człowiek łaskę uświęcającą i tym samym usprawiedliwienie. Grzechy lekkie nie umniejszają łaski uświęcającej, a tym bardziej jej nie usuwają, albowiem grzechy lekkie nie odwracają człowieka od Boga i dlatego nie przeszkadzają łasce i miłości Bożej pozostawać w duszy. Jest dogmatem wiary, że nikt przez dłuższy czas nie może być bez grzechów lekkich. Przeto nie byłoby sprawiedliwych ludzi na ziemi, gdyby takie grzechy sprowadzały utratę łaski. Według Pisma św. „siedemkroć sprawiedliwy upada” (Przyp. 24, 16), a mimo to nazywa się nadal sprawiedliwym. Apostoł Jakub był sprawiedliwy, a mówi: „Wszyscy w wielu rzeczach (małych) upadamy” (3, 2), stosując to i do siebie. Jakkolwiek grzechy lekkie nie zmniejszają łaski uświęcającej, ale dobrowolne i częste zmniejszają gorliwość do dobrego i usposabiają do grzechu ciężkiego, albowiem wytwarzają skłonność do złego. „Kto gardzi małymi rzeczami, pomału upadnie” (Ekl. 19, 1), gdyż zmniejsza się bojaźń grzechu i słabnie siła oporu. 2. Sprawiedliwość otrzymana jest nie tylko utracalna, ale i nierówna u wszystkich, a w tym samym sprawiedliwym może wzrastać. Wielkość bowiem łaski usprawiedliwiającej zależy od woli Bożej i od przygotowania i współpracy człowieka, który ma być usprawiedliwiony. Ponieważ to przygotowanie i współpraca nie u wszystkich ludzi są jednakowe, przeto nawet ze strony przyjmujących nie ma równości. Pierwszą jednak przyczyną możności usprawiedliwienia jest Bóg, który rozmaicie swoje dary rozdziela, tak że już pierwsze usprawiedliwienie bywa nierówne, jak powiada Apostoł: „Każdemu z nas dana jest łaska według miary daru Chrystusowego” (Ef. 4, 7). Otrzymane usprawiedliwienie może być powiększone przez dobre uczynki sprawiedliwych, jak utrzymuje Apostoł: „Który (Bóg) odda każdemu według uczynków jego” (Rzym 2, 6); „Inna jest jasność słońca, inna księżyca, a jeszcze inna jasność gwiazd. Bo gwiazda od gwiazdy różni się w jasności” (I Kor. 15, 41). To znaczy, że Bóg nie wszystkich jednakowo nagradza w niebie, a więc i usprawiedliwienie na ziemi nie jest jednakowe i może się powiększać przez dobre uczynki: „Wzrastajcie w łasce i poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa” (II Piotr 3, 18). „Kto jest sprawiedliwy, niech wzrasta w sprawiedliwości, a święty, niech się bardziej uświęca (Obj. 22, 11). Możliwość wzrostu w łasce wypływa z samej natury łaski. Łaska bowiem jest podobieństwem z Bogiem, a to podobieństwo może być coraz większe i doskonalsze. Łaska również jest narodzeniem duchowym, a jak zrodzeni rosną w siły i w rozmiar, tak i człowiek rośnie w łasce: „Każdy, który się narodził z 55 Boga, grzechu się nie dopuszcza, bo naród Boży w nim trwa i nie może grzeszyć, bo z Boga narodzony jest” (I Jan 3, 9). Na czym polega wzrost łaski? Na wzroście intensywności łaski jak wzrost np. światła lub ciepła. Przez powiększenie intensywności łaski dusza staje się coraz piękniejsza i czystsza, nabiera coraz większego upodobanie w Bogu i jest z nim w coraz ściślejszej przyjaźni. Wzrost ten nie ma granic ze względu na Boga, ale ze względu na nasz wzrost ma on granice tak, że nikt nie może dojść do miary łaski Najświętszej Maryi Panny, a tym mniej do miary łaski Pana Jezusa jako człowieka (Ef. 4, 11 – 13). „Oto na nowo w boleści was rodzę, dopóki nie odtworzy się w was obraz Chrystusa” (Gal. 4. 19). Wreszcie usprawiedliwienie jest niepewne tak, że nikt bez specjalnego objawienia nie może być pewny pewnością wiary, że jest usprawiedliwiony. Wierzyć bowiem możemy tylko w to, co Bóg nam objawił. Wprawdzie Bóg objawił, że wszystkim prawdziwie pokutującym grzechy zostaną odpuszczone, — ale czy ta pokuta u poszczególnych ludzi była taka, jaka winna być do odpuszczenia grzechów, tego Bóg nie objawił i nie objawia. Do odpuszczenia grzechów na spowiedzi potrzeba żalu dostatecznego z pobudek nadprzyrodzonych, a poza spowiedzią — żalu doskonałego z zamiarem wyspowiadania się. Lecz nikt nie może na pewno wiedzieć, czy jego żal był nadprzyrodzony, a tym bardziej, czy jego żal był doskonały. „Kto może mówić: czyste jest serce moje, jestem wolny od grzechu?” (Przyj. 20, 9). Jeśli nawet święty Paweł nie był pewny swego usprawiedliwienia, gdy pisał: „Do niczego się nie poczuwam, ale przez to nie jestem usprawiedliwiony, gdyż sędzią moim jest Pan” (I Kor. 4, 4), to któż z ludzi może mieć taką pewność? Dlatego teologowie nauczają, że człowiek może mieć tylko moralną pewność co do swego usprawiedliwienia, czyli większą lub mniejszą zależnie od znaków, na których swe przypuszczenie opiera. Takimi znakami mogą być: zachowanie przykazań Bożych, nienawiść grzechu, świadectwo dobrego sumienia, gorliwość w dobrem, duch pokuty, zamiłowanie w modlitwie, cierpliwość w przeciwnościach, częste przystępowanie do sakramentów, nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny, a przede wszystkim ufność w nieskończone miłosierdzie Boże. *** Niepewność usprawiedliwienia jest dziełem miłosierdzia Bożego, albowiem utrzymuje nas w pokorze ustawicznej, że nie wiemy, „czy miłości, czy też nienawiści jesteśmy godni” (Ekl. 9, 1). Ta niepewność pobudza nas do należytego szacunku dla bliźnich naszych, którzy może są bardziej usprawiedliwieni niż my. Ale przede wszystkim ta niepewność nie pozwala nam 56 ufać swoim zasługom z rzekomo dobrych naszych uczynków płynącym, a przeciwnie pobudza nas ku ufności w nieskończone miłosierdzie Boże, „składając nań wszelką troskę naszą, bo on ma pieczę o nas” (I Piotr 5, 7). Toteż za tę nie pewność, nierówność i utracalność usprawiedliwienia będę dziękował Najmiłosierniejszemu Zbawicielowi ustawicznie. 17. MIŁOSIERDZIE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ (NATURA TEJ ŁASKI) „Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i miłość Boża i uczestnictwo Ducha Święte go niech będzie z wami wszystkimi (II Kor. 13, 13). Niektórzy teologowie średniowieczni utożsamiali łaskę uświęcającą z Duchem Świętym i miłością Boga. Dlatego będzie pożyteczną rzeczą poznać naturę łaski uświęcającej i stosunek jej do Ducha Świętego i miłości Boga, jak tego naucza Kościół katolicki. 1. Łaska uświęcająca nie jest to sam Duch Święty, lecz jest to dar przez Ducha Świętego dany. Duch Święty jest przyczyną sprawczą łaski uświęcającej, jak powiada Apostoł: „Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany” (Rzym. 5, 5). Jakkolwiek miłość — jak zobaczymy — prawdopodobnie nie jest łaską, ale zwykle nierozdzielnie łączy się z nią i różni się od Ducha Świętego, jak skutek od przyczyny. Dlatego św. Augustyn pisze: „Ile jest różnicy między światłem, które coś oświeca, i tym, przez które coś bywa oświecone, tyle i między Mądrością, która stwarza, tą, która jest stworzona, jak i między Sprawiedliwością usprawiedliwiającą i sprawiedliwością, która przez usprawiedliwienie została uczyniona” (Wyzn. ks. 12, r. 13, 20). A więc łaską uświęcająca jest to nadprzyrodzona własność fizyczna, tkwiąca stale w duszy na sposób stałej dyspozycji istotnej. Nie jest to więc nieprzerwany szereg łask uczynkowych, przez które człowiek sprawiedliwy uzdalnia się do nadprzyrodzonych uczynków, ani też moralne trwanie nadprzyrodzonych uczynków, dokonanych w przeszłości, — lecz jest to dar Ducha Świętego pozostaje stale w duszy jako własność nadprzyrodzona czyniąca nas miłymi Bogu. Przez ten dar człowiek z grzesznego stanu dzieci Adama przenosi się do stanu dzieci Bożych. Łaskę tę otrzymują i niemowlęta na 57 chrzcie świętym, przeto nie może ona polegać na przeszłych aktach nadprzyrodzonych, których dzieci jeszcze mieć nie mogły, — ani na łaskach aktualnych ustawicznie wlewanych do ich duszy. Łaska uświęcająca jest więc rzeczą fizyczną i stałą, — atoli nie jest rzeczą samą w sobie istniejącą, ale jest własnością tkwiącą w duszy na sposób stałej dyspozycji. Przez łaskę bowiem uświęcającą dusza odradza się do nowego życia (Jan 3, 5), odnawia, jak gdyby na nowo się stwarza nabierając uczestnictwa w naturze Boga, jak powiada Apostoł: „Abyście się stali uczestnikami Bożej natury” (II Piotr 1, 4). Te wyrażenia Pisma Św. mogą się stosować tylko do stałej własności tkwiącej w duszy na sposób dyspozycji. Stała dyspozycja może należeć albo do istoty rzeczy (np. stały stan zdrowia) albo do jej działania. Ponieważ do działania nadprzyrodzonego Bóg daje — jak zobaczymy — nowe władze — tak zwane cnoty wlane, przeto łaska uświęcająca jest stałą dyspozycją istotową, a nie czynnościową, — jest raczej warunkiem koniecznym dyspozycji czynnościowych, jakimi są cnoty wlane. Ta łaska sprawuje, że dusza ma się sama w sobie dobrze, jest odrodzona, wyniesiona do stanu nadprzyrodzonego i wewnętrznego pokoju Bożego. Jakkolwiek łaska uświęcająca jest dyspozycją istotową, to jednak różni się ona realnie od duszy i jej władz naturalnych, albowiem w skutkach swoich przewyższa wszystkie naturalne zdolności duszy. Jak już powiedzieliśmy czyni ona duszę uczestniczką natury Bożej, przybranym dzieckiem Bożym, mieszkaniem Ducha Świętego i całej Trójcy Przenajświętszej, co w żaden sposób nie może się dokonać siłami naturalnymi duszy. Gdyby łaska uświęcająca nie różniła się realnie od duszy, nie byłaby dla niej konieczna do nadprzyrodzonego życia. Łaska uświęcająca jest uczestnictwem samej natury Bożej, jak to wynika z przytoczonego już urywku Listu świętego Piotra, jak również i z innych cytowanych już miejsc Pisma Świętego, które mówią o nowym narodzeniu, odnowieniu się i wszczepieniu w naturę Bóstwa. Jak przy narodzeniu z ludzi otrzymujemy naturę ludzką, tak przy narodzeniu z Boga otrzymujemy naturę Boską, jak powiada Ewangelia: „A wszystkim, którzy go przyjęli i uwierzyli w imię jego, dał moc, aby się stali synami Bożymi; którzy nie z krwi, ani z pożądliwości ciała, ani też z woli ludzkiej), ale z Boga się narodzili” (Jan 1, 12). Czy łaska uświęcająca różni się od cnoty miłości? Niektórzy teologowie utożsamiają łaskę i miłość wlaną, ale większość poważnych teologów jest zdania odmiennego. Między innymi za realną różnicą między łaską uświęcającą i miłością wypowiada się św. Tomasz, albowiem Pismo Święte zdaje się mówić o łasce i miłości jako o różnych darach: „Łaska… i miłość Boża niech będzie z wami wszystkimi” (2 Kor. 13, 13). „Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego” (Rzym. 5, 5). A więc udzielenie Ducha Świętego poprzedza miłość jak przyczyna poprzedza skutek, mówi Doktor Anielski, a w 58 tym wypadku tym Duchem zdaje się być łaska, która jest realnie różna od miłości. Zresztą jak w porządku naturalnym dusza jest różna od swych władz, przez które ona działa, tak i w porządku nadprzyrodzonym łaska jest zasadą nowego bytowania, a miłość — jako cnota wlana — jest zasadą nowego działania, przeto realnie łaska różni się od miłości. 2. W jaki sposób dokonuje się uczestnictwo nasze w naturze Bożej? Przez nadprzyrodzone upodobnienie duszy do Boga. Niektórzy teologowie mówią tylko o moralnym upodobnieniu, które polega na stałym naśladowaniu świętości Bożej w myślach, słowach i czynach. Niewątpliwie naśladowanie świętości upodabnia nas do Boga, ale to jeszcze nie czyni nas uczestnikami natury Boskiej. Dlatego św. Tomasz i większość wybitnych teologów mówią o fizycznym upodobnieniu. Ponieważ łaska uświęcająca jest fizyczną nadprzyrodzoną własnością duszy, przeto i uczestnictwo w Boskiej naturze, które powoduje łaska, winno być fizycznym upodobnieniem się duszy do Boga. Jak widzieliśmy, Pismo Święte mówi, że uczestnictwo w naturze Bożej jest nowym stworzeniem, jest nasieniem Bożym w nas, a to nie oznacza moralne ani też fizyczne upodobnienie się duszy z Bogiem. Wprawdzie człowiek z natury jest podobny do Boga duszą swoją duchową: „Uczyńmy człowieka na wyobrażenie i na podobieństwo nasze” (Rodz. 1, 26). Dlatego człowiek został nazwany obrazem Boga i z natury swojej uczestniczy w naturze Boga. Atoli uczestnictwo przez łaskę jest znacznie wyższe nie tylko co do stopnia, ale i co do istoty swojej, albowiem przewyższa wszelkie zdolności i wymagania natury stworzonej. Uczestnictwo w naturze Bożej przez łaskę polega na upodobnieniu w tym, co w naturze jest właściwością tylko Boga. Właściwością Boga z natury jest nieskończona jego duchowość, dzięki której Bóg siebie bezpośrednio poznaje i kocha. Bezpośrednie poznawanie i miłowanie siebie jest istotą życia Bożego, właściwą tylko Bogu. Otóż i uczestnictwo w naturze Bożej jest nadprzyrodzonym uduchowieniem duszy, umożliwiającym bezpośrednio oglądanie Boga i miłowanie go miłością odpowiadającą temu widzeniu. Dusza przez łaskę uświęcającą staje jakby na wyżynach Bożych, z których czasami nawet za życia ziemskiego widzi Boga oczami duszy (św. Teresa od P. Jezusa, św. Jan od Krzyża itp.), obcuje z nim, porozumiewa się i kocha miłością niewypowiedzianą. Dzięki nieskończonej duchowości Boga żadne stworzenie nie jest zdolne bezpośrednio zobaczyć Boga, choćby ono było najdoskonalsze. Otóż łaska uświęcająca udziela duszy takiego stopnia wewnętrznego uduchowienia, by poprzez mroki mogła zobaczyć najwyższą Duchowość jeszcze tu na ziemi oczyma wiary i mogła ją odpowiednio umiłować. W życiu zaś przyszłym to oglądanie i miłość nastąpi przez tak zwane światło chwały (lumen gloriæ), do czego daje prawo łaska uświęcająca. 59 *** Duchu Święty, Ty jesteś ogniwem spajającym niebo z ziemią. Ty ogarniasz wszystkich należących do rodziny Bożej przez swoją łaskę uświęcającą, jak również kojarzysz niebieskie chóry i łączysz je w nierozerwalne zastępy. Dzięki Tobie krążą one około tronu Bożego, dzięki Tobie oglądają Przedwiecznego i w miłości niewypowiedzianej napawają się szczęściem wiecznym. Ogarnij nas swoją miłością, byśmy nie biegli na bezdroża skalane zbrodniami, — zespalaj nas swoją łaską, byśmy z zachwytem słuchali głosu Twego, — obdarzaj nas miłosierdziem, by łaska Twoja nigdy na próżno nie była nam daną (I Kor. 15, 10). 18. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ (SKUTKI TEJ ŁASKI). „Jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef. 2, 19). Z poznania natury łaski uświęcającej wypływa i poznanie jej skutków, o których już częściowo wspomnieliśmy. I na odwrót, z poznania skutków tej łaski jeszcze lepiej zrozumiemy jej naturę. Skutki łaski uświęcającej są negatywne i pozytywne. 1. Negatywnym skutkiem łaski uświęcającej jest przede wszystkim zgładzenie ciężkich grzechów. Natura łaski jest taka, że nie da się nigdy pogodzić z grzechem, jak ogień z wodą, jak światłość z ciemnością. Dlatego Pismo Święte wszędzie przeciwstawia łaskę grzechowi: „Cóż bowiem za uczestnictwo sprawiedliwości z nieprawością? Albo co za łączność światła z ciemnością?” (II Kor. 6, 14). „Niegdyś byliście ciemnością, lecz teraz staliście się światłością w Panu” (Ef. 5,8). Często również przeciwstawia je sobie jak śmierć życiu i stare rzeczy nowym: „Przez chrzest bowiem zostaliśmy razem z nim pogrzebani w śmierć, aby jako Chrystus zmartwychwstał przez chwałę Ojca, tak i my, byśmy w nowości życia chodzili” (Rzym. 6, 4). „Jeśli tedy kto jest w Chrystusie, jest nowym stworzeniem: dawne rzeczy przeminęły, oto wszystko nowym się stało” (II Kor. 5, 17). Przytoczone z Pisma Św. porównania 60 ciemności ze światłością, śmierci z życiem, pogrzebania ze zmartwychwstaniem, starości z nowością wyraźnie mówią o niemożliwości pozostawania grzechu, gdy przychodzi łaska uświęcająca, która dlatego jest przyczyną zgładzenia grzechu. Jeżeli przez łaskę człowiek staje się uczestnikiem Boskiej natury, a przez grzech traci w tej naturze uczestnictwo, wtedy łaska i grzech nawzajem się wykluczają. Niemożliwą bowiem jest rzeczą, żeby Bóg jednocześnie miłował i nienawidził człowieka, który przez grzech staje się przedmiotem nienawiści Bożej. Skoro Bóg udziela łaski uświęcającej, tym samym gładzi i odpuszcza grzechy, albowiem daje dar, który jest wyrazem nieskończonego miłosierdzia Bożego, usuwając wszelką niechęć i pamięć na dawną obrazę. W łasce udzielonej Bóg widzi siebie, co budzi niewysłowioną miłość do duszy, a z miłością łączy się przebaczenie i zgładzenie wszystkich win dawnych. 2. Oprócz tego negatywnego skutku łaska uświęcająca powoduje w duszy skutki pozytywne, a mianowicie: sprowadza synostwo Boże, czyni człowieka przyjacielem Stwórcy, który zamieszkuje w duszy jego jak w świątyni. Człowiek przez łaskę uświęcającą staje się przybranym synem Bożym. Między przybraniem za syna u ludzi i u Boga zachodzi ogromna różnica. Ludzie adoptują synów z potrzeby, a Bóg jedynie z miłosierdzia swojego. Przybranie za dziecko wymaga podobieństwa natury, dlatego człowiek nie może adoptować zwierzęcia. Otóż Bóg czyni człowieka podobnym sobie przez łaskę uświęcającą, wynosi duszę jego do stanu nadprzyrodzonego i czyni uczestnikiem swojej natury. Dlatego przybranie nie jest zewnętrzne jak u ludzi, ale wewnętrzne i słusznie nazywa się zrodzeniem, a człowiek przysposobiony — nowym stworzeniem: „Każdy, który się narodził z Boga, zaród Boży ma” (I Jan 3, 9). Przybrany syn u ludzi dziedziczy dobra materialne dopiero po śmierci ojca przybierającego. Bóg zaś czyni przybrane dziecko natychmiast uczestnikiem nie tylko dóbr duchowych, ale nawet swojej natury: „Patrzcie, jaką miłość okazał nam Ojciec, żeśmy zostali nazwani dziećmi Bożymi i że nimi jesteśmy” (I Jan 3, 1). Kościół w modlitwach liturgicznych często wspomina o przybraniu przez Boga ludzi za synów. Tak np. w Prefacji na Zielone Święta: „Który wstąpiwszy ponad wszystkie niebiosa i siedząc na prawicy Ojca, obiecanego Ducha Świętego na synów przybranych zesłał”. To przybranie dokonuje się przez Ducha Świętego: „Którychkolwiek ożywia Duch Boży, ci są synami Bożymi. Bo nie otrzymaliście ducha niewoli, znów ku bojaźni, ale otrzymaliście Ducha przybrania za synów i w Duchu tym wołamy: Abba (Ojcze)! A sam Duch daje świadectwo duchowi naszemu, żeśmy synami Bożymi” (Rzym. 8, 14 – 16). Naturalnie Duch Święty sprawia w nas to przez łaskę uświęcającą, jak przez nią jesteśmy uczestnikami natury Bożej (II Piotr 1, 4). 61 Nadto łaska uświęcająca czyni człowieka przyjacielem Boga: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, gdy czynić będziecie, co ja wam rozkazuję. Już was nie nazwę sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego. Lecz nazwałem was przyjaciółmi, bo wszystko, cokolwiek od Ojca usłyszałem, oznajmiłem wam” (Jan 15, 14 – 15). By między dwoma istotami rozumnymi powstał stosunek przyjacielski, potrzebne są następujące warunki: winna być obustronna i bezinteresowna miłość życzliwości, albowiem prawdziwy przyjaciel szuka nie siebie ani swej korzyści, ale szuka dobra swego przyjaciela. Oprócz tego musi być świadomość tej wzajemnej i bezinteresownej miłości, bez której nie byłoby fundamentu przyjaźni. Trzeba również, by przyjaciele ujawniali taką miłość na zewnątrz w formie np. radości z powodzenia przyjaciela lub smutku z powodu niepowodzenia. Wreszcie musi być między przyjaciółmi równość stanu, jak powiada św. Hieronim: „Przyjaźń albo znajduje równych, albo czyni równymi”, inaczej bowiem nie mogłoby być wzajemnej zażyłości. Łaska uświęcająca czyni zadość wszystkim wymienionym warunkom. Przede wszystkim Bóg daje nam łaskę swoją zupełnie bezinteresownie bez żadnej dla siebie korzyści, jedynie z nieskończonego miłosierdzia swojego. Następnie Bóg jest świadom tej litości, którą można nazwać miłością, chociaż w odmiennym nieco znaczeniu, jak stosujemy ten wyraz do ludzi i Boga. Nadto Bóg ujawnia taką miłość ku ludziom przez udzielenie im łaski uświęcającej, cnót wlanych, darów Ducha Świętego i licznych łask uczynkowych. Wreszcie przez łaskę Bóg wynosi człowieka do wyżyn swoich i czyni go uczestnikiem swojej natury i przybiera za syna swojego. Ze strony tedy Boga zachowane są wszystkie warunki przyjaźni przez łaskę uświęcającą. Chodzi tylko o to, byśmy ze swej strony przynajmniej pragnęli dać Bogu to, co możemy, pragnąc i starając się o powiększenie jego chwały i zachowanie jego łaski. Wreszcie przez łaskę uświęcającą Bóg zamieszkuje w duszy sprawiedliwego jak w świątyni: „Nie wiecie, żeście świątynią Bożą i że Duch Boży przebywa w was” (I Kor. 3, 16). „Czyż nie wiecie, że członki wasze są świątynią Ducha Świętego, który w was przebywa, którego macie od Boga?” (Kor. 6, 19). „Miłość Boża rozlana jest w sercach waszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany” (Rzym 5, 5). Te i inne wyjątki Pisma Świętego jasno mówią, że przez łaskę uświęcającą sam Bóg w Trójcy Świętej jedyny zamieszkuje w duszy: „Jeśli mnie kto miłuje, będzie przestrzegał nauki mojej i Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego i przebywać u niego będziemy” (Jan 14, 23). W jaki sposób Bóg przez łaskę zamieszkuje w duszy? Nie jest to sposób obecności, w jaki przebywa we wszystkich stworzeniach, albowiem tak jest i w duszy grzesznika. Nie jest to obecność działania, np. gdy daje łaskę uczynkową, której udziela grzesznikom. Jest to obecność zupełnie inna, którą nazywać można obecnością przyjaźni. Przyjaźń domaga się obecności zaprzyjaźnionych. U ludzi jest rzeczą niemożliwą, by przyjaciele zawsze pozostawali z sobą, lecz 62 w tej przyjaźni człowiek z Bogiem może zawsze zostawać, podobnie jak zostaje Bóg w niebie ze Świętymi. Życie bowiem łaski na ziemi różni się od życia chwały w niebie tylko stopniem. W niebie Bóg zamieszkuje w duszach Świętych przez to, że go Święci poznają i kochają. A więc i na ziemi posiadamy Boga przez jego poznanie i ukochanie. Bóg przez wiarę i miłość wywołuje w duszy akty nadprzyrodzone poznania go jako Ojca i Przyjaciela. Dusza przez akty miłości synowskiej, miłości ku najwyższemu dobru, budząc uczucia czci, ufności i bojaźni, korzy się przed jego Majestatem. Wprawdzie posiadający łaskę nie zawsze doznają tych uczuć, a to z powodu braku skupienia, umartwienia, gorliwości i postępu w służbie Bożej albo przez zbyteczne oddawanie się sprawom doczesnym. Czasami sam Bóg niejako usuwa swoją obecność dla wypróbowania sprawiedliwych. Ilekroć powiększa się w duszy łaska uświęcająca, tylekroć Duch Święty budzi w nowy sposób uczucia wiary, ufności, miłości i radości. *** Przez łaskę uświęcającą cała Trójca święta zamieszkuje w duszy, lecz uświęcenie przypisuje się słusznie Duchowi Świętemu, który jest właściwym sprawcą łaski i naszego uświęcenia. Duchu, Pocieszycielu nasz, który ochraniasz i wlewasz męstwo przez świadome przeżywanie w nas prawdy, wyzwól nas od złudzeń i zmór doczesnego świata, chroń nas od upadku, jakim grozi widmo bezcelowości życia! 19. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ (OWOCE TEJ ŁASKI) „Na ostatek odłożony mi jest wieniec sprawiedliwości, który mi wręczy Pan” (II Tym. 4, 8). Owocem łaski uświęcającej jest zasługa. Przez łaskę uświęcającą człowiek staje się zdolny do wykonania uczynków zasługujących na wieczną zapłatę, jak powiedział Pan Jezus: „Jam winnym krzewem, a wy latoroślami. Kto mieszka we mnie, a ja w nim, ten wiele owocu przynosi; bo beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jan 15, 5). Poznajmy teraz owoc łaski, jakim jest zasługa i jej warunki. 63 1. Zasługa jest to czyn dobry, spełniony dla pożytku drugiej osoby, godny z jej strony nagrody. Zasługa nie jest więc zadośćuczynieniem ani prośbą. Zadośćuczynienie bowiem jest to spłacenie długu za winę popełnioną, a zasługa jest to prawo do zapłaty. Prośba odwołuje się do miłosierdzia, a zasługa do sprawiedliwości. Prośba wyraża się tylko w modlitwie, a zasługę nabywa się za dobry uczynek. Święci w niebie już nie mogą wysługiwać, a tylko prosić, — gdy my na ziemi możemy nie tylko prosić ale i wysługiwać. Zasługa może być wobec Boga i wobec ludzi. Zasługa wobec ludzi przynosi im pożytek i chwałę. Zasługa wobec Boga nie przynosi mu żadnego pożytku, albowiem Bóg naszych dóbr nie potrzebuje, jest bowiem sam sobie zupełnie wystarczający. Zresztą dobra nasze, ściśle mówiąc, nie są nasze, ale Boże. Dlatego zasługa nasza wobec Boga może przynosić mu tylko chwałę, nam więc samym przynosi pożytek. Toteż Bóg świadczy nam tylko miłosierdzie swoje, że pozwała zasługiwać. Zasługa może być naturalna, której dokonujemy własnymi siłami i za którą otrzymujemy tylko doczesną nagrodę, — i nadprzyrodzona, którą zdobywamy przy pomocy łaski i za którą otrzymujemy życie wieczne. Stąd zasługę nadprzyrodzoną określamy, jako czyn wolny wykonany z łaską ku chwale Bożej, godny nadprzyrodzonej zapłaty. Zasługa może być ze sprawiedliwości i ze słuszności, czyli odpowiedniości. Zasługa ze sprawiedliwości jest wówczas, gdy jest równa nagrodzie czyli zapłacie. Zasługa zaś ze słuszności bywa wówczas, gdy nagroda czyli zapłata jest wyższa niż wartość uczynku zasługującego. Tego rodzaju zasłudze należy się zapłata nie ze sprawiedliwości, ale z pewnej odpowiedniości albo nawet z pewnej hojności dającego. Zasługa ze słuszności może być zawodna i niezawodna, gdy zasługa ze sprawiedliwości jest zawsze niezawodna. Zasługa ze słuszności może być tylko wtedy niezawodna, jeżeli Bóg obiecuje nagrodę za uczynek spełniony, np. grzesznik, gdy ma żal doskonały, zawsze niezawodnie otrzymuje odpuszczenie grzechów ze słuszności, albowiem Bóg to obiecał. Zasługa ze sprawiedliwości bywa zwyczajna, nadzwyczajna i ze ścisłej sprawiedliwości. Aby zasłużyć ze ścisłej sprawiedliwości, trzeba zasługiwać z dóbr własnych od nikogo nieotrzymanych. W porządku nadprzyrodzonym tylko Pan Jezus mógł zasługiwać ze ścisłej sprawiedliwości. Zasługi zaś nasze u Boga nigdy nie mogą być ze ścisłej sprawiedliwości, albowiem brak im warunku, by były z dóbr naszych od nikogo nieotrzymanych. Wszystko bowiem, co mamy i czym jesteśmy, mamy jedynie z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Nawet dary przyrodzone jak rozum, wola, ciało itp. ściśle mówiąc, nie są naszą własnością. Tym bardziej dary nadprzyrodzone otrzymujemy z miłosierdzia Bożego, a przede wszystkim łaskę uświęcającą, która jest — jak zobaczymy — koniecznym warunkiem zasługi. Jeżeli tedy mówimy o nadprzyrodzonej 64 zasłudze naszej ze sprawiedliwości, winniśmy rozumieć ją bardzo względnie i widzieć w niej również dzieło miłosierdzia Bożego. 2. Aby była zasługa ze sprawiedliwości, potrzebne są pewne warunki ze strony osoby zasługującej i ze strony Boga. Ze strony osoby zasługującej winien być czyn moralnie dobry, wolny, nadprzyrodzony i wykonany z miłości Boga. Czyn bowiem moralnie zły zasługuje na karę, a nie na nagrodę. Dlatego tylko czyn moralnie dobry może być zasługujący. Przy tym dobry winien być pod każdym względem — zarówno z przedmiotu swego, jak z celu i okoliczności. „Jeśli chcesz wnijść od żywota, zachowuj przykazania” (Mat. 19, 17). Z tego wynika, że zachowywanie przykazań jest zasługujące, czyli że zasługują nie tylko czyny nadobowiązkowe, ale w ogóle dobre, choćby one wypływały z naszej ścisłej powinności. Zbawiciel tylko chce nam wpoić pokorę, gdy mówi: „Gdy uczynicie wszystko, co wam rozkazano, mówcie: Słudzy my nieużyteczni, cośmy winni byli uczynić, uczyniliśmy” (Łuk. 17, 10), ale nie chce tu zaprzeczać zasług. Bez wolnej woli nie ma aktu moralnie dobrego. Dlatego drugim warunkiem zasługi ze sprawiedliwości jest wolność od przymusu zarówno zewnętrznego jak i wewnętrznego. „Jeżeli chcesz być doskonałym, idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie” (Mat. 19, 21). Tę nagrodę niebieską Pan Jezus wyraźnie uzależnia od wolnej woli owego młodzieńca, który odszedł zasmucony i prawdopodobnie tego skarbu w niebie nie otrzymał, bo dobrowolnie oparł się działaniu łaski i nie zdobył się na wolny czyn służby Bożej. Trzecim warunkiem zasługi jest nadprzyrodzoność uczynku, czyli że wykonujący go winien być w łasce uświęcającej. Z tą bowiem łaską człowiek otrzymuje cnoty wlane, by mógł przez nie działać, obejmujące cały obszar życia duchowego. Żądanie niektórych teologów, by nadprzyrodzony czyn był wykonany z motywu wiary, zdaje się być nieuzasadnione, albowiem cnoty wlane swą naturą skierowują czyn wykonywany do nadprzyrodzonego celu. Wreszcie do zasługi czynu nadprzyrodzonego trzeba, by pochodził on z miłości Boga, bez której ani silna wiara ani jałmużny ani nawet męczeństwo nie są zasługujące na żywot wieczny (I Kor. 13, 1 – 3). Wprawdzie Pismo Święte obiecuje nagrodę i innym cnotom jak cierpliwości w prześladowaniach (Mt. 5, 12), w miłości nieprzyjaciół (Łuk 6, 35), w zachowaniu wiary (II Tim. 4, 7) i przykazań (Mt. 19, 17), — to jednak zasługę na żywot wieczny w sposób szczególniejszy wiąże z miłością Boga. Dopiero pod wpływem miłości muszą powstawać inne cnoty, by były zasługujące, czyli ona ma je jakby formować: „czego oko nie widziało, ani ucho nie słyszało i w serce człowiecze nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy go miłują” (I Kor. 2, 9). Dlatego słusznie św. Ambroży nazywa miłość formą i matką cnót. 65 Jaka to ma być miłość? Niektórzy teologowie żądają miłości aktualnej, czyli obudzenia intencji przed każdym aktem, którego chcemy dokonać z miłości ku Bogu. Inni zadawalają się miłością wirtualną czyli obudzeniem takiej intencji przynajmniej kilka razy w ciągu pewnego czasu (np. tygodnia). Atoli Pismo Święte obiecuje nagrodę za czyny bez wyraźnego motywu miłości. Pan Jezus np. na sądzie ostatecznym odda zapłatę a uczynki miłosierne, które nie zawsze w miłości mają swój początek, ale również i w innych cnotach, jak pokucie, posłuszeństwie, miłosierdziu itp. (Mat. 25, 34). Dlatego do zasługi wystarczy miłość nawykowa (habitualna), jaką ma każdy człowiek pozostający w łasce uświęcającej, a o którą przede wszystkim trzeba się starać do zasługi: „Trwajcie we mnie, a ja w was. Jak latorośl nie może przynosić owocu sama ze siebie, Jeśli nie tkwi w winnym krzewie, tak i wy, jeśli we mnie pozostawać nie będziecie” (Jan 15, 4). Ze Strony Boga, by uczynek był zasługujący, potrzeba obietnicy nagrody, która się zawiera w udzieleniu żyjącemu człowiekowi łaski, czyniącej go zdolnym do zasługi. W Piśmie Świętym mamy liczne miejsca wyraźnie potwierdzające obietnicę Bożą: „Błogosławiony człowiek, który zniesie pokusę, bo utwierdziwszy się otrzyma wieniec żywota, który obiecał Bóg tym, co go miłują” (Jak. 1, 12). „Na ostatek odłożony mi jest wieniec sprawiedliwości który mi wręczy Pan, sędzia sprawiedliwy w on dzień, a nie tylko mnie, ale i tym, którzy miłują przyjście jego” (II Tim. 4, 8). Do zasługi ze słuszności trzeba również pewnych warunków, a mianowicie: uczynek winien być wolny, nadprzyrodzony, moralnie dobry, spełniony za życia i z łaską uczynkową. Stan łaski uświęcającej nie zawsze jest potrzebny, a obietnica Boża tylko przy zasłudze niezawodnej. *** Zasługa wobec Boga — jak powiedzieliśmy — jest właściwie dziełem miłosierdzia Jego, albowiem zasługujemy nie z dóbr swoich, lecz wysłużonych nam przez Chrystusa Pana i tylko za łaską Ducha Świętego. Spełniając tedy uczynki zasługujące będę wzbudzał akt głębokiej pokory i wdzięczności: pokory, bo bez Chrystusa „nic zasługującego uczynić nie mogę” (Jan 15, 5), a wdzięczności, bo „wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” (Fil. 4, 13). 66 20. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ (PRZEDMIOT ZASŁUGI) „Radujcie się, a weselcie, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiesiech” (Mt, 5, 12). Życie wieczne nazywa się w Piśmie Świętym zapłatą, wieńcem sprawiedliwości i nagrodą za dobre uczynki: „A ten, kto sądzi i kto polewa, jednym są i każdy z nich weźmie zapłatę swoją według pracy swojej” (I Kor. 3, 8). „Cokolwiek czynicie, z serca czyńcie jako Panu, a nie ludziom, wiedząc, że od Pana otrzymacie zapłatę dziedzictwa” (Kol. 3, 23 – 24). Te i inne miejsca Pisma Świętego dowodzą, że sprawiedliwi zasługują prawdziwie ze sprawiedliwości na nagrodę po śmierci, czyli na żywot wieczny. Chodzi teraz o poznanie bliższe przedmiotu zasługi ze sprawiedliwości i z odpowiedności, czyli słuszności. Inaczej mówiąc chodzi o poznanie tego, co człowiek może wysłużyć, a czego sam wysłużyć nie może. 1. Sprawiedliwy może wysłużyć sobie ze sprawiedliwości powiększenie łaski uświęcającej oraz chwalę i powiększenie chwały w niebie. Pismo Święte w wielu miejscach zachęca sprawiedliwych, by przez dobre uczynki wzrastali w łasce: „Byśmy czyniąc prawdę, w miłości wzrastali we wszystko w tym, który jest głową, to jest w Chrystusie” (Ef. 4, 15). Wzrastać w miłości to znaczy wzrastać w łasce, z którą miłość Boga zwykle się łączy. „Wzrastajcie w łasce i w poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa” (II Piotr 3, 18). „Kto jest sprawiedliwy, niech wzrasta w sprawiedliwości” (Obj. 22, 11), czyli w łasce. W dobrych bowiem uczynkach sprawiedliwego znajdują się wszystkie warunki do nowego stopnia łaski, a mianowicie jest miłość nawykowa czyli habitualna, stan łaski i czyn spełniony z łaską uczynkową. Dlaczegoby więc ona nie miała wzrastać? Sprawiedliwy nadto może wysłużyć sobie chwalę w niebie, jak to wynika ze słów Pana Jezusa: „Kto by opuścił dom, albo braci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo synów, albo rolę dla imienia mego, stokroć więcej otrzyma i żywot wieczny osiągnie” (Mat. 19, 29). „Jeśli chcesz wnijść do żywota, zachowuj przykazania” (Mt. 19, 17). Stąd wynika, że sprawiedliwy może wysłużyć sobie chwalę w życiu przyszłym. Trudność powstaje co do pierwszej chwały, która zdaje się przypada z tytułu dziedzictwa, a nie z tytułu zasługi; 67 skoro nie można wysłużyć pierwszej łaski, nie można również wysłużyć pierwszej chwały. Jednak powszechniejsze jest zdanie, że dorośli grzesznicy przez żal doskonały mogą wysłużyć sobie pierwszą chwałę, nim jeszcze chrzest przyjmą lub przystąpią do sakramentu pokuty. Ponieważ łaska łączy się zwykle z chwałą, przeto sprawiedliwy, który może — jak już powiedzieliśmy — wysłużyć sobie i powiększenie chwały. Każda bowiem zasługa nowa powoduje powiększenie łaski uświęcającej, a tym samym sprawia i powiększenie chwały, zgodnie ze słowami Pana Jezusa: „Kto by dał wam kubek wody do picia w imię moje, dlatego żeście Chrystusowi, zaprawdę powiadam wam, nie straci zapłaty swojej” (Mk 9, 40). A więc każdym aktem zasługującym człowiek zasługuje sobie na powiększenie łaski i chwały, ale faktyczne jej powiększenie następuje wówczas, gdy będzie ku temu dostatecznie dysponowany, czyli usposobiony (S.T. 1 – 2, q. 114, a. 8, ad 3). Jednak człowiek nie może wysłużyć sobie ze sprawiedliwości pierwszej łaski uświęcającej, daru wytrwania aż do śmierci i laski powstania z upadku. Pismo Święte wszędzie podaje usprawiedliwienie jako dar niezasłużony, jako łaskę pierwszą, konieczną do zasługi ze sprawiedliwości, którą wprzód trzeba posiadać, zanim można coś zasłużyć. „Łaską bowiem zostaliście zbawieni przez wiarę, i to nie z was, bo i ona jest darem Bożym, nie z uczynków, aby się kto nie chlubił” (Ef. 2, 8 – 9). „Dostępują zaś usprawiedliwienia darmo, przez łaskę jego, przez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie” (Rzym. 3, 24). To samo dotyczy łaski wytrwania, która zależy od łask skutecznych. Tych zaś łask nie możemy wysłużyć ze sprawiedliwości, zarówno pierwszej jak i następnych, gdyż to by się sprzeciwiało Pismu Świętemu, które napomina sprawiedliwych: „Kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł” (I Kor. 10, 12); „Ze drżeniem i bojaźnią o zbawienie wasze się troszczcie” (Fil. 2, 12). Doświadczenie również poucza, że nawet sprawiedliwi nieraz wpadają w grzechy ciężkie i w nich pozostają aż do śmierci. Również nie można sobie wysłużyć ze sprawiedliwości powstania z upadku. Pismo Święte grozi sprawiedliwemu, iż w razie upadku Bóg zapomni o jego zasługach: „A jeśli się odwróci sprawiedliwy od sprawiedliwości swej, a czynić będzie nieprawość według wszystkich obrzydłości, które niezbożny zwykł czynić, izali żyć będzie? Wszystkie sprawiedliwości jego, które czynił, nie będą wspomniane; w przestępstwie, w którym przestępował, i w grzechu swym, który popełnił, w nich umrze” (Ezech. 18, 24). Jeżeli tedy Bóg czeka nawrócenia grzesznika, ujawnia swoje miłosierdzie nieskończone, albowiem on tego nawrócenia nigdy sam nie wysłużył, a tylko może otrzymać szczególniejszą ku temu łaskę. 2. Czy grzesznik może zasłużyć sobie coś ze słuszności? Ze słów Pana Jezusa, skierowanych do jawnogrzesznicy, wynika, że miłość doskonała i żal 68 doskonały niezawodnie zasługują na usprawiedliwienie ze słuszności: „Odpuszczone są liczne jej grzechy, bo wielce umiłowała” (Łuk. 7, 47). Miłość doskonała tej niewiasty poprzedziła usprawiedliwienie, jakie nastąpiło przez odpuszczenie jej grzechów. Podobnie i inne wyjątki z Pisma Świętego potwierdzają to zdanie: „Kto mnie miłuje, umiłuje go Ojciec mój i ja go miłować będę” (Jan 14, 21). „Miłość osłania mnóstwo grzechów” (I Piotr 4, 8). Miłość doskonała łączy się z doskonałym żalem, który jest najdoskonalszym usposobieniem do otrzymania miłosierdzia Bożego. Nadto grzesznik z łaską uczynkową przez dobre uczynki może zawodnie i zdala, to znaczy bez pewności i niejako bezpośrednim skutkiem tych dobrych uczynków wysłużyć sobie usprawiedliwienie ze słuszności, jak to wynika ze słów Pisma Św.: „Bojaźń Pańska wypędza grzech” (Ekl. 1, 27); „Jałmużna wybawia od śmierci i oczyszcza od każdego grzechu” (Tob. 12, 9). Jednak w tym wypadku zasługa jest zawodna i z dala, albowiem te uczynki tylko usposobiają grzesznika do aktów miłości i żalu doskonałego, które dopiero zasługują na niezawodne usprawiedliwienie ze słuszności. Co się tyczy sprawiedliwego, prawdopodobnie może on sobie wysłużyć ze słuszności powstanie z upadku w przyszłości. Zasługa bowiem ze słuszności opiera się na nieskończonym miłosierdziu Bożym, a Psalmista modli się o takie powstanie: „Nie odrzucaj mnie czasu starości; gdy ustanie siła moja, nie opuszczaj mnie” (Ps. 70, 9). Wolno tedy i nam się modlić o łaskę powstania na wypadek grzechu ciężkiego w przyszłości, co jednak nie oznacza jeszcze zgody na upadek. Sprawiedliwy może również wysłużyć ze słuszności pierwszą łaskę innym ludziom, a tym bardziej wyprosić ją dla nich. Tak Pan Jezus dla wiary przynoszących paralityka odpuścił mu grzechy: „A widząc wiarę ich rzekł paralitykowi: Ufaj synu, odpuszczają ci się grzechy twoje” (Mt. 9, 2); „Módlcie się nawzajem, abyście zostali zbawieni, wielkie bowiem ma znaczenie usilna prośba sprawiedliwego” (Jak 5, 16). Potwierdzają to liczne przykłady, jak nawrócenie Szawła na modlitwę św. Szczepana, Augustyna na prośby św. Moniki. Ta pomoc sprawiedliwych dla grzeszników wypływa również z dogmatu „Świętych obcowanie”. Dobra doczesne podpadają pod zasługę, o ile są one potrzebne do aktów cnót, którymi możemy osiągnąć życie wieczne. Wówczas sprawiedliwy może je wysłużyć sobie i innym ze sprawiedliwości. Jeżeli zaś chodzi o takie dobra same w sobie, wówczas podpadają pod zasługę tylko względnie, zawodnie i ze słuszności. Odnośnie do zasługi należy rozróżnić uczynki żywe, wykonane w stanie łaski uświęcającej, — uśmiercone, którym zasługa przez grzech ciężki została odjęta, — umarłe, wykonane w stanie grzechu śmiertelnego, i śmiercionośne, czyli grzeszne. Uczynki żywe są zasługujące na żywot wieczny i wyższy stopień 69 chwały w niebie, ale przez grzech ciężki stają się uśmiercone. Zasługi uśmiercone po odzyskaniu łaski odżywają. Uczynki umarłe nie mogą odżyć, bo nigdy nie były żywe. *** Przedmiot tedy zasługi jest również dziełem miłosierdzia Bożego, albowiem nie mogę zasłużyć ze sprawiedliwości pierwszej łaski, daru wytrwania i powstania z upadku; zasługa zaś ze słuszności opiera się przede wszystkim na hojności i miłosierdziu. Jakże tedy muszę być wdzięczny Bogu miłosiernemu, że mnie udzielił pierwszej łaski i tylokrotnie dawał mi możność odzyskiwania jej, gdy przez grzech bywałem jej pozbawiony. Mam również usilnie prosić o łaskę wytrwania, której spodziewam się jedynie z miłosierdzia Bożego, bo sam jej sobie wysłużyć nie jestem zdolny. „Jezu, ufam Tobie!” 21. MIŁOSIERDZIE BOŻE W CNOTACH WLANYCH „Miłość nigdy nie ustaje… a teraz pozostaje wiara, nadzieja i miłość” (I Kor. 13, 8 – 13). Łaska uświęcająca, sprowadzając do duszy nowe nadprzyrodzone życie, powoduje w niej też nowe nadprzyrodzone władze do działania z daru Bożego i to bez żadnej z naszej strony zasługi, a jedynie z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Takimi władzami do nadprzyrodzonego działania są cnoty wlane i dary Ducha Świętego. Cnoty wlane są to nadprzyrodzone dyspozycje dane przez Boga do wykonania nadprzyrodzonych aktów. Są one jakby nowymi nadprzyrodzonymi władzami nowej natury, jaką otrzymaliśmy od Boga przez łaskę uświęcającą. Przez wzgląd na przedmiot działania dzielą się na teologiczne i moralne. 1. Są trzy cnoty teologiczne — wiara, nadzieja i miłość. Nazywają się tak dlatego, że przedmiotem ich jest Bóg, jako cel nadprzyrodzony. Bóg może być przedmiotem duszy jako prawda i jako dobro. Jako prawda Bóg jest przedmiotem wiary. Jako dobro objawione nasze, które kiedyś spodziewamy się posiąść, Bóg jest przedmiotem nadziei. Jako za dobro objawione samo w sobie, godne najwyższej miłości, jest przedmiotem miłości. Przedmiotem wiary są 70 również liczne prawdy o stworzeniach przez Boga objawione. Są one drugorzędnym przedmiotem wiary, jak drugorzędnym przedmiotem nadziei są pomoce Boga, jakich się spodziewamy od niego do zbawienia. Podobnie drugorzędnym przedmiotem miłości naszej są bliźni nasi, stworzeni jak i my na obraz i podobieństwo Boże. Cnoty teologiczne, czyli Boskie nie są to akty przejściowe, lecz stałe dary tkwiące w duszy razem z łaską uświęcającą. Jak nie ma w duszy naturalnej zdolności do wytworzenia łaski uświęcającej, tak też nie ma w niej takiej zdolności do wytworzenia wiary, nadziei i miłości. W duszy jest tylko zdolność uległości, która jednemu Bogu jest posłuszna i pod jego tylko wpływem może wydać coś nadprzyrodzonego. Dlatego właśnie te cnoty przez wzgląd na źródło, z którego pochodzą, nazywają się cnotami nadprzyrodzonymi, Boskimi, albowiem przez Boga są wlane do duszy razem z łaską uświęcającą. Nasze czyny nadprzyrodzone nie wytwarzają cnót wlanych, ale mogą się przyczynić do ich wlania i wzrostu. Do wlania — przez miłość doskonałą, która usposabia do łaski uświęcającej; a do wzrostu — przez zasługę dobrych nadprzyrodzonych uczynków, wykonanych już w stanie łaski. Cnoty wlane ustępują z duszy przez grzech ciężki, który podobnie jak i z łaską uświęcającą nigdy razem z nimi istnieć nie może. Grzechy lekkie nie usuwają z duszy cnót wlanych, a nawet ich nie zmniejszają. Doświadczenie uczy, że nawet przy intensywnej cnocie może człowiek grzech popełnić i w rzeczywistości popełnia grzechy lekkie. Bóg bowiem nie odwraca się od człowieka więcej niż człowiek od Boga. Oprócz teologicznych istnieją jeszcze cnoty moralne wlane, z których cztery są główne: roztropność, sprawiedliwość, wstrzemięźliwość i męstwo. Św. Paweł napominając Tymoteusza, by obudził w sobie łaskę, daną mu przy święceniach biskupich, dodaje: „Bo nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy, miłości i trzeźwości” (II Tym. 1, 7). Św. Piotr również wspomina o cnotach moralnych jako danych nam od Boga do życia pobożnego, a wśród nich wymienia najważniejsze: roztropność, wstrzemięźliwość, cierpliwość i pobożność (II Piotr 1, 3 – 6). Bóg dając duszy nadprzyrodzoną naturę daje jej i nadprzyrodzone siły — nie tylko cnoty teologiczne, lecz i moralne, którymi by mógł wykonywać czynności nadprzyrodzone i zasługujące. Cnoty teologiczne są normą dalszą działania, a moralne — bardziej szczegółową, bezpośrednią i bliższą. Pismo Święte wymienia razem cztery cnoty moralne od Boga dane: „Mądrość… uczy umiarkowania i roztropności, sprawiedliwości i odwagi; nad które nie masz nic w życiu ludzkim pożyteczniejszego” (Mądr. 8, 7). Dlatego Ojcowie Kościoła, jak np. św. Augustyn, wymieniają te cnoty jako główne: „Cnota ma cztery części: roztropność, sprawiedliwość, męstwo i wstrzemięźliwość”. Jakkolwiek te cnoty można wykonywać siłami przyrodzonymi, jak mówi o nich jeszcze Platon, to pod wpływem łaski stają się 71 one nadprzyrodzonymi: roztropność, by należycie sądzić o dobru godziwym — wstrzemięźliwość, by zachować umiar w szukaniu dóbr stworzonych, — męstwo, by zwyciężać trudności odwodzące od dobra, — sprawiedliwość, by zachować porządek względem drugich. 2. Wszystkie cnoty nadprzyrodzone Bóg daje razem z łaską uświęcającą, a więc zarówno teologiczne jak i moralne. Cnoty bowiem wlane odnoszą się do łaski, jak władze do natury. Nie wypada, by władze były przed naturą: trzeba wpierw udoskonalić człowieka w bycie, a potem udoskonalać go we władzach. Toteż Ojcowie Kościoła nazywają cnoty najszlachetniejszymi towarzyszami łaski, z utratą której ustają i cnoty nadprzyrodzone z wyjątkiem wiary i nadziei. Miłość jest złączona z łaską uświęcającą tak dalece, że niektórzy teologowie, jak już powiedzieliśmy, te dwie rzeczy utożsamiają. Miłość bowiem jest związkiem przyjaźni między Bogiem i człowiekiem, a przyjaźń prawdziwa polega na wspólności dóbr i życia; toteż gdzie jest miłość, tam jest uczestnictwo w naturze Boga, które — jak powiedzieliśmy — dokonuje się przez łaskę uświęcającą. Gdzie jest miłość tam muszą być i inne cnoty, albowiem ona je formuje. Przede wszystkim z miłością łączy się wiara i nadzieja, które są dla miłości korzeniem, oraz cnoty moralne. A więc dopóki jest w duszy łaska uświęcająca, między cnotami panuje jak najściślejsza łączność. Z utratą zaś łaski uświęcającej traci się przede wszystkim miłość i cnoty nadprzyrodzone moralne; te bowiem nierozdzielnie są złączone z miłością. Pozostaje tylko wiara i nadzieja, dopóki człowiek nie dopuści się grzechów przeciwnych tym cnotom, jakimi są niedowiarstwo i rozpacz. Wiara i nadzieja nie mogłyby bez innych cnót pozostać, gdyby od nich zależało albo pociągało za sobą konieczne ich istnienie. W rzeczywistości wiara i nadzieja nie zależą ani od miłości ani od cnót moralnych nadprzyrodzonych, które zależą tylko od miłości. Doświadczenie również poucza, że wielu grzeszników, którzy utracili miłość Boga, mają jednak wiarę i spodziewają się otrzymać przebaczenie, gdy się nawrócą. Bóg pozostawia grzesznikom wiarę i nadzieję z nieskończonego miłosierdzia swojego, by mogli się nawrócić i odzyskać utraconą łaskę usprawiedliwienia. Atoli wiara i nadzieja bez miłości nie są już cnotami doskonałymi i akty tych cnót nie są zasługujące na żywot wieczny, dopóki grzesznik nie odzyska łaski uświęcającej, a z nią i miłości, która jest — jak to już wiemy — formą wszystkich cnót, a więc także wiary i nadziei. Wiara jest podstawą i korzeniem również i nadziei, która bez wiary ginie jak roślina bez wody. Dlatego, gdy przez grzech rozpaczy człowiek utraci nadzieję, wiara jeszcze zostaje dopóki nie popełni grzechu niedowiarstwa. Póki tedy człowiek jeszcze choć trochę wierzy, można w nim obudzić nadzieję i 72 ufność w nieskończone miłosierdzie Boże, a następnie pobudzić do pokuty, która jest koniecznym warunkiem nawrócenia. Czy w życiu przyszłym pozostaną w duszy cnoty wlane? Nie może być mowy o cnotach w duszach potępionych. Zeszły one bowiem z tego świata bez łaski uświęcającej i utrwaliły się w złem, wykluczającym wszelką dyspozycję do działania dobrego. Dusze w czyśćcu cierpiące mają wszystkie cnoty teologiczne i moralne. Świętym w niebie nie trzeba już wiary i nadziei. Pozostaje u nich tylko miłość (I Kor. 13, 8) oraz cnoty moralne odpowiednie stanowi szczęścia, jakiego zażywają. Nie jesteśmy jednak w stanie bliżej określić aktów życia przyszłego. *** Ku tobie, Duchu Święty, podnoszę swe oczy i wyglądam pomocy w praktykowaniu cnót chrześcijańskich! Tyś na chrzcie świętym zaszczepił mi cnoty wlane, Tyś je rozwijał we mnie od dzieciństwa. Ale dusza moja nie ma muru obronnego, który by ukrył ją przed wrogiem, nie ma tarczy, która by odparła jego ciosy. Nie zostawiaj mnie w opuszczeniu, ale przyjdź i ożyw tę siłę, którąś zaszczepił razem z łaską uświęcającą, i przyodziej mnie płaszczem miłości oraz naucz mnie czynić zawsze wolę Twoją, Duchu miłości i miłosierdzia. 22. MIŁOSIERDZIE BOŻE W CNOCIE WIARY „Kto uwierzy i ochrzci się, zbawion będzie, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk. 16, 16). Wiara jest to cnota Boska, która skłania rozum pod wpływem woli i łaski, by uznał mocno prawdy objawione przez Boga. Ponieważ te prawdy z istoty swej nie są oczywiste, uznanie ich przez rozum nie może się dokonać bez wpływu woli, która nakazuje rozumowi zbadać powody wierzenia i je przyjąć. Łaska zaś wpływa na wolę pobudzając ją ku działaniu, i na rozum, oświecając go. W ten sposób wiara staje się aktem wolnym, nadprzyrodzonym i zasługującym. Wiara tedy nie jest intuicją serca, ani bezpośrednim oglądaniem, lecz jest przyjęciem dobrowolnym świadectwa Bożego pod wpływem łaski. Człowiek bowiem może odmówić swej zgody na przyjęcie tej lub innej prawdy, 73 może w nią wątpić, ale skoro ją przyjmuje, to nie bez powodu, nie bez wewnętrznego przekonania, że Bóg to objawił, ale właśnie dlatego, że Bóg objawił i przez Kościół do wierzenia podał. 1. Wiara jest darem Miłosierdzia Bożego, jak powiada Apostoł: „Łaską zostaliście zbawieni przez wiarę, i to nie z was, bo i ona jest darem Bożym” (Efl. 2, 8). Jakkolwiek wiara jest aktem rozumu, nie pochodzi z własnej jego siły, albowiem w tym akcie działa łaska Ducha Świętego, która oświeca rozum i porusza wolę. Przedmiotem wiary jest słowo Boże: „Wiara ze słuchania, a słuchanie przez słowo Chrystusowe” (Rzym. 10, 17). A więc wiara jest darem nie tylko w swoim źródle, ale i w swoim przedmiocie, czyli w prawdach objawionych. Niektóre z tych prawd możemy poznać rozumem, jak np. istnienie Boga, nieśmiertelność duszy itp. Innych rozumem nigdy byśmy poznać nie mogli, jak np. dogmatu o Trójcy Świętej i innych jeszcze. Te niepojęte prawdy są dla nas również darem Bożym. Gdy więc mówimy o wierze, mamy na myśli Boskie prawdy, objawione nam przez Pana Jezusa, — mamy na myśli objawienie się Boga w ciele i nowe stworzenie, do którego zostaliśmy podniesieni przez odrodzenie z Ducha Świętego. Pewna część tych prawd zawiera się w Piśmie Świętym a inne były przekazywane ustnie i dopiero potem spisane przez Ojców Kościoła, dlatego nazywają się one tradycją. Jedne i drugie są przedmiotem wiary; jest to słowo Boże czyli objawione nam prawdy Boże, które przyjmujemy dlatego, że Bóg je objawił i podał nam do wierzenia przez Kościół. Podanie prawd objawionych przez Kościół jest rzeczą konieczną, albowiem Pan Jezus go ustanowił, aby był autentycznym tłumaczem objawienia. Kto objawienie Boże tłumaczy po swojemu, może je przekręcić, lub nagiąć do swojej słabości. Głosi on już nie słowo Boże, ale słowo ludzkie: byłaby to już nie wiara, ale niedowiarstwo. Pismo Święte fałszywie tłumaczone nie jest już Pismem Świętym, a objawienie w oderwaniu od Kościoła nie jest już objawieniem i nie może być przedmiotem wiary jako cnoty nadprzyrodzonej i Boskiej. „Kto was słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi, a kto mną gardzi, gardzi tym, który mnie posłał” (Łuk. 10, 16). Słowa Kościoła to głos żyjącego Chrystusa mistycznego. Kościół mówi nie tylko jako świadek ludzki i historyczny od dwudziestu prawie już wieków, ale mówi również jako świadek nadprzyrodzony i nieomylny, jako tenże sam Chrystus, który przez Ducha Świętego pozostaje w Kościele, nim rządzi i strzeże go od błędów. To jest zasada doskonała w prostocie swojej i powszechna w swoim zastosowaniu. To jest dzieło nieskończonego miłosierdzia Bożego. Tylko taką wiarą możemy się stać przyjemnymi Bogu, jak powiada Apostoł: „Bez wiary nie podobna podobać się Bogu” (Żyd. 11, 6). 74 2. Tak pojęta wiara odgrywa wielką rolę w życiu naszym. Daje nam bowiem uczestnictwo w myśli Bożej, jest podwaliną i fundamentem życia nadprzyrodzonego oraz węzłem, który nas łączy z umysłem i wiedzą Bożą. Przede wszystkim wiara jest początkiem naszego usprawiedliwienia. Jest ona z naszej strony pierwszym nadprzyrodzonym przysposobieniem, bez którego nie możemy mieć ani nadziei ani miłości, ani innych cnót nadprzyrodzonych. Jest ona jak gdyby teleskopem, przez który odkrywamy przedmioty odległe, niedostrzegalne gołym okiem. Wprawdzie teleskop jest narzędziem zewnętrznym, wiara zaś sięga do najgłębszych tajników rozumu rozszerzając pole jego działania. Pod wpływem wiary rozum widzi to, co jest niedostrzegalne dla zmysłów. Poznaje rzeczy nieobecne, które jeszcze przyjść mają, oraz ocenia je według prawdziwej ich wartości. Wiara jest fundamentem i korzeniem świętości. Jak korzenie czerpią z ziemi soki niezbędne do wyżywienia i wzrostu drzewa, tak wiara zapuszcza korzenie swoje aż do dna duszy i karmiąc się prawdami Bożymi dostarcza doskonałości chrześcijańskiej obfitego pożytku. Wiara łączy nas z Bożą wiedzą, a przez nią światło Boże staje się naszym światłem, jego mądrość — naszą mądrością, jego wiedza naszą wiedzą, jego duch naszym duchem, a jego życie naszym życiem. Ona leczy nasz rozum z rany niewiedzy, a wolę z rany słabości, — ona oświeca nasz rozum i wzmacnia go, a wolę pobudza i zapala do nadprzyrodzonego współdziałania z łaską. Światło wiary rozszerza zakres naszych wiadomości o Bogu, o jego wewnętrznym życiu, a przede wszystkim o jego nieskończonym miłosierdziu. Wiara jest źródłem prawdziwego męstwa, daje bowiem mocne przekonanie, które wzmacnia wolę i pobudza ją do działania w najtrudniejszych okolicznościach życia. Ona wskazuje nam na to, co Bóg dla nas uczynił i czynić nie przestaje, jak żyje i działa w duszy naszej, by ją uświęcić, jak Pan Jezus wszczepia nas w siebie i daje nam uczestnictwo w życiu Boga. Wówczas ze wzrokiem utkwionym w Chrystusa czujemy w sobie odwagę do mężnego dźwigania krzyża własnego w ślad za dźwigającym krzyż Chrystusem Panem. Przykładem tego są męczennicy i bohaterowie Chrystusowi wszystkich wieków zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie, jak tego dowodzi św. Paweł w swoim liście do Żydów: „A ci wszyscy przez wiarę zaleceni nie doczekali się obietnicy… Przeto i my… spoglądamy na Jezusa przodownika i ostatecznego sprawcę wiary” (Żyd. 11 – 12,2). Wiara stawia nam przed oczy wiekuistą zapłatę, która będzie owocem cierpień obecnych, jak mówi Apostoł: „Dzisiejsze utrapienie nasze, lekkie i przemijające, chwałę wiekuistą wagi niezmiernej sprawuje w nas. Jesteśmy bowiem zapatrzeni nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne: to bowiem, co widzimy, doczesne jest, a czego nie widzimy — wieczne”. (II Kor. 4, 17 – 18). Gdy czujemy słabość, wiara nam przypomina, że „Bóg naszą ucieczką i mocą, 75 pomocnikiem w uciskach, które nawiedziły nas bardzo” (Ps. 45, 1). Gdy jesteśmy smutni, wiara wlewa do duszy naszej pociechę zarówno wśród ucisków i upokorzeń, jak i przy stracie drogich nam osób. Szczególną pociechą jest dla nas dogmat o Świętych obcowaniu, że w Chrystusie Panu i w Duchu Świętym łączymy się wszyscy, żyjący i umarli, w jedną rodzinę. Wiara wreszcie jest źródłem licznych zasług, szczególnie dzisiaj, kiedy podlega ona tak licznym napaściom. W wielu bowiem krajach wierzący narażeni są niestety na różne szyderstwa i prześladowania. Ponieważ wiara jest jednocześnie i darem miłosierdzia Bożego i dobrowolnym aktem rozumu, przeto winniśmy się modlić i nie zaniedbywać naszych osobistych wysiłków. „Przymnóż nam wiary” (Łk. 17, 5), wołali Apostołowie do Pana Jezusa. My również winniśmy o wiarę prosić i za nią dziękować Panu Bogu jako za jeden z najcenniejszych darów miłosierdzia jego. Mamy nadto często wzbudzać akty wiary, unikać niebezpiecznej lektury, wystrzegać się pychy i energicznie zwalczać pokusy przeciwko wierze przez gruntowne poznanie tego, czego nas wiara uczy. Czytajmy Ewangelię świętą, oceniajmy wszystko według wiary, a przede wszystkim żyjmy według zasad wiary i starajmy się szerzyć ją przez dobry przykład, przez słowo i przez uczynki miłosierdzia. *** „Prosimy cię, Panie, niech działanie miłosierdzia twego nami kieruje, bo bez ciebie nie możemy podobać się Tobie” (Kol. niedz. 18 po Ziel. Świątkach). „Pomnóż w nas wiarę”. 23. MIŁOSIERDZIE BOŻE W CNOCIE NADZIEI „A Bóg nadziei niech was napełni wszelką radością i pokojem w wierze” (Rzym 15, 13). Nadzieja w porządku przyrodzonym oznacza namiętność i uczucie. Jako namiętność nadzieja jest poruszeniem władzy pożądawczej ku nieobecnemu dobru zewnętrznemu, które można osiągnąć z pewnym trudem. Jako uczucie jest to dążność do dobra nieobecnego, mimo przeciwnych trudności w jego zdobyciu. Nadzieja w porządku przyrodzonym odgrywa wielką rolę w życiu człowieka, albowiem wspiera go w trudnych przedsięwzięciach, np. rolnika, 76 marynarza itp. Jeszcze większą rolę odgrywa nadzieja nadprzyrodzona, która wspiera chrześcijanina w trudnościach spotykanych na drodze do zbawienia i doskonałości. Przedmiotem jej są prawdy objawione przez Boga, a odnoszące się do życia wiecznego i do środków, jakimi można je osiągnąć. Poznajmy istotne pierwiastki nadziei i zadanie jej w dziele naszego uświęcenia. 1. Nadzieja jest to cnota Boska, przez którą z ufnością oczekujemy zbawienia wiecznego i środków ku niemu wiodących. Jest to więc dar miłosierdzia Bożego, który podnosi dusze nasze, odrywa je od dóbr ziemskich i zwraca ku niebu. Pragnienie szczęścia jest powszechne. Ale Bóg objawił, że tylko on może nas uszczęśliwić. Stąd zwracamy się do niego jako do źródła naszej szczęśliwości spodziewając się, że on z nieskończonego miłosierdzia swego udzieli nam odpowiedniej pomocy ku temu. Nadzieja tedy jest to nadprzyrodzona miłość pożądająca Boga, którego poznaliśmy przez wiarę, że jest dobry i miłosierny, a nadto wszechmocny. Nadzieja nie opiera się na własnych słabych siłach, które są niewspółmierne do osiągnięcia dobra najwyższego, lecz na Bogu, jako wszechmocy i miłosierdziu. Od niego spodziewamy się wszystkich łask potrzebnych, by zdobyć doskonałość w tym życiu i zbawienie w życiu przyszłym. Ale łaska żąda współpracy. Stąd w nadziei oprócz miłości interesownej, to jest szukającej Boga dla naszego szczęścia i ufności w pomoc Bożą, występuje nowy składnik, jakim jest poryw, czyli wysiłek by dążyć ku Bogu i korzystać z pomocy, jaką nam daje z miłosierdzia swojego. A więc przedmiotem nadziei jest Bóg i jego posiadanie przez nas jako przedmiotu uszczęśliwiającego: Bóg przez nas posiadany i Bóg nas uszczęśliwiający. Tym samym aktem pożądamy Boga i naszego szczęścia. Drugorzędnym przedmiotem nadziei teologicznej są inne dobra poza Bogiem, które mogą być środkami do osiągnięcia szczęśliwości wiecznej. Dlatego w Modlitwie Pańskiej, która uczy nas o przedmiocie naszej nadziei, prosimy o królestwo Boże, o odpuszczenie grzechów, o obronę w pokusach, jak również i o chleb powszedni. A prosimy o to w liczbie mnogiej, albowiem przedmiotem nadziei mogą być także dobra, jakich spodziewamy się dla drugich. Pobudką nadziei jest dobroć Boża odnośna, tj. odnosząca się do stworzeń czyli nieskończone miłosierdzie Boże. Jest to nieskończona jego doskonałość, dla której Bóg jest godny najwyższego pożądania naszego. Dalszą zaś pobudką nadziei, dla której spodziewamy się Boga posiąść jako najwyższe nasze dobro uszczęśliwiające jest ufność w pomoc Bożą, jaką nam obiecał. Pismo Święte często mówi o tej pomocy odpowiadającej naszej ufności: „Niechaj będzie miłosierdzie twoje, Panie, nad nami, jakośmy nadzieję mieli w tobie” (Ps. 32, 22). „Mającego nadzieję w Panu, Miłosierdzie ogarnie” (Ps. 31, 10). Stąd ciągła zachęta w Piśmie Świętym do nadziei w Bogu miłosiernym: 77 „Miłosierdzie moje i obrona moja, wspomożyciel mój i wybawiciel mój, obrońca mój, i w nim nadzieję położyłem” (Ps. 143, 2). 2. Zadanie cnoty nadziei w dziele naszego uświęcenia jest bardzo wielkie. Przede wszystkim nadzieja jest przyczyną naszego zbawienia: „Nadzieją jesteśmy zbawieni” (Rzym 8, 24); „Iż we mnie nadzieję miał, wybawię go; obronię go, bo poznał imię moje” (Ps. 90, 14). Bóg przeznaczając człowieka do celu nadprzyrodzonego i obiecując niezbędną pomoc chce, by ludzie do tego celu dążyli i w jego pomocy pokładali nadzieję. Bez nadziei odpuszczenia grzechów żaden grzesznik ani nie czyniłby pokuty, ani nie nawróciłby się do Boga. Podobnie sprawiedliwi bez nadziei pomocy Bożej nie modliliby się i nie chcieliby zwyciężać pokus ani znosić cierpliwie doświadczeń tego życia. Dlatego też nadzieja jest tak potrzebna jak wiara, która jest dla nadziei fundamentem (Żyd. 11, 6). Nadzieja łączy nas z Bogiem odrywając od dóbr doczesnych. Opierając się na żywej wierze nadzieja wykazuje, że wszystkie przyjemności zewnętrzne, urok, bogactwa jak i radości umysłu czy serca nie mają istotnych pierwiastków radości umysłu czy serca, nie zawierają istotnych pierwiastków szczęścia: — doskonałości i trwałości. Dają one tylko chwilową przyjemność, a potem wywołują przesyt i nudę. Pragnienia nasze są zbyt wzniosie, by mogły się zadowolić dobrami materialnymi, które są tylko środkiem do celu. Rozum nasz będzie tylko wówczas zadowolony, gdy pozna pierwszą przyczynę wszechrzeczy, jaką jest Bóg. Otóż nadzieja ukazuje nam Boga, jak się ku nam skłania, by się nam oddać. Gdy to poznamy, odrywamy się od dóbr doczesnych, a skłaniamy się ku temu, który trwa na wieki i z którym śmierć nas zjednoczy. Nadzieja w połączeniu z pokorą nadaje skuteczność naszym modlitwom i tym samym wyjednywa nam wszystkie łaski, które są dla nas potrzebne. Koniecznym warunkiem nadziei jest ufność w miłosierdzie Boże, czyli spodziewanie się pomocy obiecanej nam przez Boga. Nie ma nic bardziej wzruszającego jak przynaglające zachęty Pisma Świętego do ufności: „Wiedzcie, iż żaden nie był zawstydzony, który w Panu nadzieję miał. Bo kto trwał w przykazaniach jego, a był opuszczony? albo kto wzywał go, a wzgardził nim? Gdyż dobrotliwy i miłosierny jest Bóg i odpuści grzechy w dzień utrapienia” (Ekl. 2, 11 – 13). Uznanie swojej nędzy i ufność w pomoc Bożą jest progiem miłosierdzia Bożego, jak wynika z zachowania się Pana Jezusa wobec setnika, niewiasty Chananejskiej, jawnogrzesznicy, trędowatego itp. Jakże nie ufać, skoro sam Zbawiciel z całą powagą zapewnia: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeśli o co prosić będziecie Ojca w imię moje, da wam” (Jan 16, 23). Nadzieja wreszcie jest źródłem owocnej działalności. Budząc w nas tęsknotę za niebem i posiadaniem Boga rozpala w nas zapał, energię i gorliwość, 78 by osiągnąć pożądane dobro, i podtrzymuje nasze wysiłki w tym kierunku. Jeśli zapaśnicy dla nabrania sprawności skazują się na uciążliwe ćwiczenia i dokonują nadludzkich wysiłków, by zdobyć marną nagrodę, — do jakichże wysiłków pobudzić winna nadzieja zdobycia nagrody nieprzemijającej? „Każdy, który idzie w zawody, od wszystkiego się powstrzymuje: oni, aby otrzymać wieniec znikomy, a my — trwały. Ja tedy tak biegnę, nie jakoby na oślep; tak walczę, nie jakobym wiatr uderzał, ale karcę ciało moje i do posłuchu przymuszam” (I Kor. 9, 25 – 27). Pewność tryumfu napełnia nas otuchą i siłą, a tę pewność daje nam Boska cnota nadziei. Nadzieję wlewa Bóg do duszy naszej razem z łaską uświęcającą. Otrzymaliśmy ją tedy w czasie chrztu świętego i ona trwa w nas aż po dzień dzisiejszy, jeżeli nie została zniszczona przez grzechy wprost jej przeciwne, jakimi są rozpacz lub zuchwalstwo. Ubocznie pozbawia się również nadziei ten, kto przez grzech niedowiarstwa niszczy jej fundament — wiarę. Inne grzechy śmiertelne nie usuwają z duszy nadziei, ale bez miłości jest ona bardzo osłabiona. Bóg ją zostawia w grzeszniku z miłosierdzia swojego, by ona dopomogła mu do powrotu ze złej drogi. Stąd wynika, że nadzieja jest najbardziej ludzką cnotą i ostatnią deską ratunku grzesznika. Dlatego symbolem nadziei jest kotwica. Gdy bowiem grzech wyrzuci z duszy wszystkie inne cnoty, a pozostanie wiara i nadzieja, tamte również jeszcze będą mogły powrócić. *** Wlaną przez Boga cnotę nadziei winienem rozwijać i czynić w niej postęp rozmyślając często o pobudkach, które są jej podwaliną. Największą pobudką nadziei jest rozważanie o nieskończonym miłosierdziu Bożym: „Zbliżmy się z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i dostąpili łaski w pomocy na czasie” (Żyd. 4, 16). Jakkolwiek uświęcenie nasze jest dziełem Ducha Świętego, to jednak mam pracować tak, jak gdyby wszystko zależało ode mnie. Winienem więc unikać tak rozpaczy jak i zbytniej ufności oraz nie przywiązywać się zbytnio do rzeczy doczesnych. Niech nie zwodzą mnie przemijające przyjemności i powodzenia, a cierpienia niech nigdy nie będą przyczyną rozpaczy. Chcę żyć duchem w niebie i często prosić o łaskę wytrwałości aż do końca. 79 24. MIŁOSIERDZIE BOŻE W CNOCIE MIŁOŚCI BOGA „A ponad wszystko miejcie miłość, która jest węzłem doskonałości” (Kol. 3, 14). Miłość w ogóle jest to dążność duszy ku dobru. Może być ona zmysłowa i duchowa. Jeżeli dobro jest nadprzyrodzone, poznane przez rozum, to i miłość staje się nadprzyrodzoną. Miłość Boga to cnota nadprzyrodzona, którą kochamy Boga ponad wszystko dla niego samego jako nasz cel ostateczny. Jak ufność promienieje u podstaw miłosierdzia Bożego, tak miłość opromienia jego szczyty, czyli sprowadza do duszy przeobfitą ilość łask miłosiernych. Dlatego Apostoł nazywa miłość węzłem, czyli istotą doskonałości i zaleca starać się przede wszystkim o nią. Wprawdzie Bóg wlewa tę cnotę do duszy na chrzcie świętym razem z łaską uświęcającą, ale z naszej strony winno być dokonane dobrowolnie oddanie się Bogu bez zastrzeżeń. Wówczas miłość Boga staje się prawdziwą przyjaźnią Boga z człowiekiem. 1. Rozróżniamy miłość Boga doskonałą i niedoskonałą. Miłość doskonała bywa wówczas, gdy miłujemy Boga dla niego samego, dlatego że sam w sobie jest dobrem najwyższym i godzien miłości nade wszystko. Co należy rozumieć przez dobro Boże, które miłujemy dla niego samego? Niektórzy sądzą, że dobroć Boża jest to natura Boża ze wszystkimi swymi doskonałościami. Stąd wynikałoby, że trzeba poznać wszystkie doskonałości Boże, aby Boga kochać ponad wszystko. Ale to jest rzeczą niemożliwą w tym życiu. W rzeczywistości każda doskonałość Boża z osobna rozważana może być przedmiotem miłości ponad wszystko. Na przykład mądrość Boża poznana przez nas jest doskonałością godną z naszej strony największej miłości dla niej samej. Ale ze wszystkich doskonałości Bożych najbardziej ujawnia się miłosierdzie Boże i doskonałość ta jest najłatwiejsza do poznania przez ludzi: „Wszystkie drogi Pańskie miłosierdzie i prawda” (Ps. 24, 10). Dlatego poznanie miłosierdzia Bożego budzi w nas miłość Boga dla niego samego, ponieważ miłosierdzie zawiera w sobie naturę Bożą i wszystkie inne jej doskonałości. Stąd miłując miłosierdzie Boże, miłujemy całą naturę Bożą ze wszystkimi doskonałościami, miłujemy Boga ponad wszystko dla niego samego i osiągamy w ten sposób doskonałą miłość Boga, która się nazywa miłością teologiczną. 80 Miłość niedoskonała bywa wówczas, gdy miłujemy Boga nie dla niego samego, lecz ze względu na nas, jako dobro nasze, że jest dobry dla nas. Taka miłość nazywa się miłością pożądającą i jest podstawą — jak widzieliśmy — cnoty nadziei. Miłosierdzie Boże przedstawiając nam Boga jako najlitościwszego Ojca, obudza w nas najpierw miłość pożądającą, z czego przy zgłębieniu tego miłosierdzia powstaje w nas miłość życzliwości, to jest miłość życząca dobrze umiłowanemu, miłość doskonała Boga dla niego samego, która jest istotą naszej doskonałości. Miłujemy Boga nade wszystko, gdy go cenimy wyżej niż jakiekolwiek dobro stworzone i przenosimy go ponad wszelkie inne dobro; dlatego gotowi jesteśmy raczej wszystko stracić niż Boga opuścić. Do doskonałej miłości Boga potrzeba, aby ona była nade wszystko. Taka miłość mieści się jednak nie w uczuciu, ale w woli: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten jest, który mnie miłuje” (Jan 14, 21). Miłość uczuciowa nie od woli zależy, zjawia się i niknie nieraz wbrew woli i pod względem intensywności zależy od temperamentu i zdolności przeżywania. Nawet najintensywniejsza miłość uczuciowa nie wyklucza większej miłości rozumowej i w woli. Matka może kochać swe dziecko miłością intensywnie większą od intensywnej miłości Boga, a jednocześnie miłować Boga miłością doskonałą ponad wszystko, gdy nawet dla miłości dziecka nigdy nie zgodzi się obrazić Boga. Wreszcie mamy miłować Boga jako cel nasz nadprzyrodzony. Kto by poznał Boga siłami swojej natury jako cel odpowiadający jego naturze, kochałby Boga miłością naturalną. Lecz Bóg z miłosierdzia swego chciał być dla nas dobrem nieskończenie wyższym, nam z żadnego tytułu nienależnym. Dobrem poznanym na ziemi przez wiarę, a w życiu przyszłym przez bezpośrednie widzenie. By nas przysposobić do tego dobra, upodobnił nas do siebie przez łaskę uświęcającą, a razem z nią wlał do duszy naszej miłość nadprzyrodzoną ku sobie. Powstał tedy nowy stosunek między nami a Bogiem; stosunek dzieci do Ojca, przyjaciela do przyjaciela. Na tym stosunku opiera się doskonała miłość teologiczna wlana, którą miłujemy Boga jako nasz nadprzyrodzony cel ostateczny. 2. Tak pojęta miłość Boga stanowi istotę naszej doskonałości, albowiem uświęca nas ona i formuje w nas wszystkie inne cnoty, nadając każdej szczególną doskonałość. Św. Paweł głosi tę prawdę w słowach pełnych podniosłego nastroju: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, byłbym jako miedź dźwięcząca albo cymbał brzmiący… Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie działa obłudnie, nie nadyma się, nie łaknie czci… Miłość nigdy nie ustaje… Teraz pozostaje wiara, nadzieja i miłość, te trzy, a z tych największa jest miłość” (I Kor. 13, 1 – 13). 81 Miłość w wyższym stopniu jednoczy duszę z Bogiem i ją przeistacza: Wpływa na rozum, by myślał o Bogu, — na wolę, by ulegała woli Bożej, — na uczucia, by do niego lgnęły, — na wszystkie siły nasze, by użyte były w służbie Bożej. Miłość sprawia, że zdolni jesteśmy do nadludzkich wysiłków, skłaniając się do naśladowania Boga i do odtwarzania w sobie jego doskonałości, aby wejść w serdeczniejszą zażyłość z naszym Stwórcą, Odkupicielem i Uświęcicielem. W ten sposób lepiej pojmujemy Boga i rzeczy jego, bardziej w nich smakujemy i rozumiemy lepiej jego tajemnice. Nieraz osoby niewykształcone, ale zapalone miłością Boga znajdują głębsze upodobanie w prawdach objawionych i lepiej je wprowadzają w życie niż uczeni teologowie. Jest to skutek chrześcijańskiej miłości Boga. Miłość Boga pomnaża siły nasze do dobrego, udzielając nam niezwyciężonej mocy do zwalczania przeszkód i dodając niezwykłej zachęty do najwznioślejszych aktów cnoty. „Mocna jako śmierć jest miłość” (Pieśń 8, 6), mówi autor natchniony o miłości naturalnej, a cóż dopiero można powiedzieć o miłości nadprzyrodzonej, jak to mówi autor Naśladowania: „Miłość to wielka rzecz, i wielkie ze wszechmiar dobro: tylko ona wszelki ciężar lekkim czyni, ona wszystkie koleje życia zarówno znosi… Miłość w górę wznosi i poziomymi rzeczami więzić się nie daje… Nad miłość nie ma nic słodszego, nic mocniejszego, nic wznioślejszego, nic rozleglejszego, nic wdzięczniejszego, pilniejszego, nic lepszego w niebie i na ziemi: albowiem miłość od Boga pochodzi, a wzniesiona nad wszystkie stworzenia, w Bogu tylko nasycić się i spocząć może” (Naśl. ks. 3, 5). Miłość wreszcie napełnia duszę wielką radością i rozszerza ją. Radość bowiem powstaje w nas, gdy posiadamy dobro. Przez miłość Boga posiadamy dobro największe i dlatego towarzyszy jej radość największa i niewypowiedziany spokój wewnętrzny. Skoro mamy przeświadczenie, że Bóg jest w nas i działa w nas oraz troszczy się o nas, wówczas oddajemy się w jego ręce ze słodką ufnością i dochodzimy do doskonałego pokoju wewnętrznego i wielkiej pogody ducha. Miłość tedy zarówno sama w sobie jak i w skutkach jest najbardziej jednoczącą z Bogiem cnotą, która przekształca nas i formuje w nas inne cnoty. To prawdziwy „węzeł doskonałości”, jak mówi św. Paweł. *** Jakkolwiek miłość jest darem miłosierdzia Boga, który zaszczepia go w naszej duszy, to jednak do rozwinięcia tego daru potrzebuje naszego współdziałania. Wkładem z naszej strony winno być dążenie, by unikać grzechu — szczególnie grzechu śmiertelnego, który usuwa z naszej duszy miłość. Miłość grzesznika winna być miłością pokutniczą i ujawniać się w zgadzaniu się z wolą Bożą. Skoro się grzesznik przekona, że Bóg obsypuje go dobrodziejstwami, 82 pobudzony jest do żalu i wdzięczności i odczuwa miłość niedoskonałą — pożądając Boga. Potem rozwija się w nim miłość doskonała — życzliwa, tzw. miłość „życzliwości”: zaczyna pragnąć, by Miłosierdzie Boga było znane i wielbione po całym świecie. Bóg staje się jego Bogiem, którego zaczyna naśladować w uczynkach miłosiernych względem bliźnich. „Duchu Święty, Duchu miłości, który miłującym cię obracasz wszystko na dobre, wlej w serca nasze niczym niewzruszone uczucie miłości twojej, aby dobrych pragnień, które z twojego natchnienia w nas powstały, żadne pokusy odmienić nie mogły”. 25. MIŁOSIERDZIE BOŻE W CNOCIE MIŁOŚCI BLIŹNIEGO „Będziesz miłował bliźniego twego jako siebie samego” (Mat. 22, 39). Cnota miłości rozciąga się nie tylko do miłości Boga, lecz także i do miłości bliźniego. Jest to drugi przedmiot miłości teologicznej. Bóg, w którym dobroć znajduje się w całej pełni, jest pierwszym przedmiotem tej miłości. Ale w tej dobroci Boga z jego nieskończonego miłosierdzia uczestniczą inne istoty rozumne jak aniołowie i święci w niebie, a ludzie na ziemi. Dlatego miłość nasza poprzez Boga obejmuje i te istoty, ale już jako przedmiot drugorzędny. Toteż Pan Jezus stawia obok przykazania miłowania Boga nade wszystko i miłość bliźniego mówiąc: „A drugie (przykazanie) podobne jest temu: Będziesz miłował bliźniego twego jako siebie samego” Jest to synteza i pełnia doskonałości. 1. „Jeśliby kto powiedział, że miłuje Boga, a nienawidziłby brata swego, kłamcą jest. Kto bowiem nie miłuje brata swego, którego widzi, Boga, którego nie widzi, jakże miłować może? A także przykazanie otrzymaliśmy od Boga, aby jeśli kto miłuje Boga miłował i brata swego” (I Jan 4, 20 – 21). A więc miłość, którą miłujemy Boga, obejmuje i bliźniego. Brak zaś miłości bliźniego jest brakiem miłości Boga. Stąd wynika, że miłość bliźniego jest miłością teologiczną. Zatem w bliźnim mamy widzieć Boga, który się ujawnia w nim przez dary przyrodzone i nadprzyrodzone. Ponieważ cnota miłości jest nadprzyrodzona, przeto jako pobudkę naszej miłości mamy brać przymioty bliźniego nadprzyrodzone. Kto by miłował bliźniego wyłącznie dla niego samego, dla jego zalet naturalnych lub dla usług, jakie od niego otrzymuje, ten nie miałby miłości nadprzyrodzonej. 83 Miłość nadprzyrodzona ma obejmować wszystkich ludzi, nawet grzeszników i nieprzyjaciół. Grzeszników mamy miłować, nie dla ich grzechów, które mamy nienawidzieć, lecz dlatego, że i oni mogą otrzymać łaskę, że także za nich Zbawiciel umarł, że również oni są zdolni nawrócić się i otrzymać szczęście wieczne. Słowem mamy miłować ich dla Boga. Co do nieprzyjaciół, nie możemy ich miłować jako nieprzyjaciół naszych, gdyż to byłoby przeciwne miłości: — miłować zło drugich. Ściśle mówiąc o tyle, o ile mogą dojść do szczęścia wiecznego, dokąd i my spodziewamy się dojść, są naszymi przyjaciółmi. I dlatego mamy ich miłować, że i za nich umarł Zbawiciel i nakazał miłować nieprzyjaciół: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, a módlcie się za prześladujących i spotwarzających was… Gdybyście bowiem miłowali tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?” (Mat. 5, 44 – 46). Słowem mamy miłować dla Chrystusa. Miłość nadprzyrodzona ma obejmować i nas samych, albowiem miłość własna ma być miarą miłości bliźniego. My bowiem również przez łaskę jesteśmy uczestnikami miłosierdzia Bożego i możemy posiąść życie wieczne, dopóki jesteśmy na tym świecie. Nawet ciało może być przedmiotem takiej miłości, albowiem i ono po zmartwychwstaniu będzie w pewien sposób uczestniczyć w szczęściu duszy. Jednak ponad wszystko miłujemy tylko Boga, a wszystko inne dla Boga. On tylko posiada w całej pełni to, co jest przedmiotem miłości nadprzyrodzonej. Szczególniejszą pobudką do nadprzyrodzonej miłości bliźniego jest nauka o mistycznym ciele Chrystusa. Któż to są te członki mistycznego ciała? Przede wszystkim ci, którzy otrzymali chrzest święty, wszczepiający nas w Chrystusa, jak powiada św. Paweł: „W jednym Duchu wszyscy ochrzczeni byliśmy w jedno ciało, czy to żydzi, czy poganie, wolni czy niewolnicy: i wszyscy jednym Duchem byliśmy napojeni” (I Kor. 12, 13); „Ochrzczeni jesteśmy w Chrystusie Jezusie, w śmierci jego ochrzczeni jesteśmy” (Rzym. 6, 3); „wszyscy bowiem jesteście synami Bożymi przez wiarę w Chrystusa Jezusa” (Gal. 3, 26). To znaczy wszyscy, którzyśmy ochrzczeni przyjmujemy udział w wewnętrznym usposobieniu Chrystusa, ale w różnym stopniu: sprawiedliwi złączeni są z nim przez łaskę uświęcającą, grzesznicy — przez wiarę i nadzieję, święci w niebie — przez widzenie uszczęśliwiające, niewierni, chociaż nie są żywymi członkami ciała mistycznego Chrystusa, ale dopóki są na ziemi, powołani są ku temu, by się nimi stali. Przeto wszyscy jako członki tegoż ciała mamy się kochać i wspierać jako dopełnienie tejże głowy – Chrystusa. 2. Nadprzyrodzona miłość bliźniego jest tedy jednym ze sposobów miłości Boga, jak to wynika ze słów Pana Jezusa: „Zaprawdę powiadam wam, coście uczynili jednemu z tych moich braci najmniejszych, mnieście uczynili” (Mat. 25, 40). Należy więc w bliźnich widzieć Chrystusa Pana i w ten sposób 84 naszą miłość ku nim czynić nadprzyrodzoną. Przede wszystkim mamy unikać wad przeciwnych miłości, a więc lekkomyślnych sądów, obmów, potwarzy i zniewag. Następnie wystrzegać się trzeba wrodzonych antypatii, szczególnie dobrowolnych, — słów cierpkich, szyderczych i wzgardliwych, a nawet dowcipów niewłaściwych, — przykrych sporów i dysput upokarzających bliźniego, — współzawodnictwa, niesnasek, fałszywych donosów, siejących niezgodę wśród członków rodziny chrześcijańskiej. Warto często przypominać sobie słowa Apostoła, z jakimi zwraca się do pierwszych chrześcijan: „Proszę was tedy, ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, do którego wezwani jesteście, ze wszelką pokorą i łagodnością, z cierpliwością znosząc jedni drugich w miłości, starając się zachować jedność ducha, złączeni węzłem pokoju. Jedno ciało i jeden duch jako wezwani jesteście do jednej nadziei wezwania waszego. Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden Bóg i Ojciec wszystkich, który panuje nad wszystkimi, działa przez wszystkich i jest we wszystkich nas… byśmy czyniąc prawdę w miłości wzrastali we wszystko w tym, który jest głową, to jest w Chrystusie” (Ef. 4, 1 – 16). Najbardziej trzeba unikać zgorszenia, które innych pociąga ku grzechowi. Nawet powstrzymywać się trzeba w tym celu od rzeczy obojętnych, które z powodu okoliczności stać się mogą okazją do złego dla bliźnich naszych. Dlatego św. Paweł zabrania jeść mięso z ofiar na cześć bałwanów: „I przez to, żeś ty uświadomiony, zginie słaby brat twój, za którego umarł Chrystus. A tak grzesząc przeciw braciom i raniąc słabe ich sumienie, grzeszycie przeciw Chrystusowi. Jeśli przeto pokarm gorszy brata mego, nigdy nie będę pożywał mięsa, abym snadź nie zgorszył brata mego” (I Kor. 8, 11 – 13). Nie tylko mamy unikać przewinień, lecz trzeba pracować pozytywnie ćwicząc się w miłości bliźniego, a więc znosić cierpliwie wady bliźniego, chętnie przebaczać zniewagi i jak najprędzej pojednać się z nieprzyjaciółmi, jak powiada Pan Jezus: „Jeśli tedy poniesiesz dar twój do ołtarza, a tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostawże tam dar twój przed ołtarzem, a idź pojednać się pierwej z bratem twoim. A potem przyjdziesz i złożysz dar twój” (Mat. 5, 23 – 24). Taka miłość bliźniego jest ponad naturalne siły ludzkie: jest ona darem Ducha Świętego i dlatego możliwa jest tylko w chrześcijaństwie. Bóg z miłosierdzia swego wiewa ją do duszy razem z łaską uświęcającą, z utratą której ustępuje z duszy i nadprzyrodzona miłość. *** „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jakom ja was umiłował, abyście się i wy wzajemnie miłowali” (Jan 13, 34). Nowość 85 polega na tym, że Pan Jezus uprzedza nas swą miłością, przychodzi do nas pierwszy, nie zrażając się naszą niewiernością i niewdzięcznością i chce nas uczynić świętymi dla naszego szczęścia. Tak mam i ja miłować wszystkich, nawet tych, którzy mi źle życzą i czynią, nie oczekując od nich wzajemności. Mam miłować czynem, by w ten sposób naśladować Pana Jezusa. 26. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARACH DUCHA ŚWIĘTEGO „Którychkolwiek ożywia Duch Boży, ci są synami Bożymi” (Rzym. 8, 14). Razem z łaską uświęcającą Bóg wlewa do duszy nie tylko cnoty nadprzyrodzone jako władze do nadprzyrodzonego działania, ale nadto i różne od cnót dary, jako osobne dyspozycje, zwane darami Ducha Świętego. Z cnotami człowiek działa i zasługuje sobie na niebo w zwyczajnych warunkach. Natomiast w trudniejszych warunkach, kiedy np. chodzi o heroiczne przedsięwzięcia i poświęcenia, Duch Święty daje człowiekowi specjalne oświecenia rozumu i poruszenia woli tak, że się zwykle staje powolnym łasce oraz ochotnie i bez sprzeciwu idzie za nią. Kościół w modlitwach liturgicznych błaga o te dary siedmiorakie, których naturę poznamy przez porównanie z cnotami wlanymi. 1. Dary Ducha Świętego są to nadprzyrodzone dyspozycje, dane przez Boga, aby człowiek nimi wzmocniony szybko, łatwo i ochotnie dał się poruszać i kierować natchnieniom Ducha świętego. Te dary są podobne do cnót wlanych pod tym względem, że jedne i drugie są dziełem miłosierdzia Bożego, jakie człowiek otrzymuje razem z łaską uświęcającą dla własnego uświęcenia. Ale między nimi jest trojaka różnica, nie ze względu na pole działania, ale z odmiennego sposobu działania. Przy cnotach inicjatywa działania pozostaje przy nas, mamy ją powziąć według wskazówek roztropności. Przy darach inicjatywa działania należy do Boga, który udziela świętych popędów, niezwykłych oświeceń i natchnień. Można powiedzieć, że cnoty są to jakby energie czynne bezpośrednio: pod ich wpływem czynimy poszukiwania, rozumujemy, pracujemy podobnie, jak to czynimy przy aktach porządku naturalnego. Natomiast dary Ducha Świętego wprawiają w ruch władze nasze w taki sposób, że dusza staje się bardziej bierna niż czynna, chociaż tym władzom wolności nie odejmują. Dary 86 nadają jej giętkości i zdolności przyjmowania łaski działającej i skłaniają do pójścia za nią ochotnie. Wówczas z małym wysiłkiem i szybko posuwamy się naprzód, jakbyśmy jechali na żaglówce z wiatrem, pędzącym ją szybko do brzegu. Przy cnotach musimy pracować raczej sami z pewnym wysiłkiem, jak pracują ci, co płynąc w łodzi muszą sami wiosłować. Przy cnotach musimy sami więcej zastanawiać się, rozważać, wybierać itp., a przy darach kierujemy się natchnieniem Bożym, które przynagla nas bardzo żywo do tego lub innego czynu, bez żadnego z naszej strony zastanowienia. Łaska o wiele więcej wpływa na czyn przy darach niż przy cnotach, a stąd i czynność dokonana pod wpływem darów jest doskonalsza i bardziej zasługująca. Dzięki darom Ducha Świętego męczennicy ujawniali nieustraszone męstwo, umierając wygłaszali płomienne mowy, a wyznawcy wykonywali heroiczne akty cnoty, jak artyści przy lekkim potrąceniu strun harfy wydobywają z niej przecudną muzykę. Tu bowiem działa Duch Święty i swoim dotknięciem wprawia w drgania struny duszy ludzkiej. Wszakże i przy darach dusza zachowuje swoją wolność i okazuje tylko zdolność przyjmowania natchnień, którym może się oprzeć i w rzeczywistości się opiera, jak np. prorok Jonasz. Dary tylko nadają giętkość jej władzom, ale wolności woli nie znoszą. Toteż trzeba tę giętkość pielęgnować, szczególnie na początku, zanim ona nie dojdzie do pełnego rozwoju. Dlatego Psalmista przestrzega: „Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych, jak w dzień kuszenia na puszczy, kędy mię kusili ojcowie wasi, doświadczyli mię, a (przecież) widzieli uczynki moje” (Ps. 94, 8 – 9). Jakkolwiek dary Ducha Świętego ujawniają się w szczególny sposób przy czynach heroicznych, to jednak nie tylko do tych czynów są one przeznaczone. Są to bowiem zwyczajne środki zbawienia, dawane wszystkim sprawiedliwym razem z łaską uświęcającą. Gdyby były dawane tylko do czynów heroicznych, wówczas dla wielu sprawiedliwych byłyby one zbyteczne, albowiem czynów heroicznych przez całe życie nieraz nie mają sposobności wykonywać. 2. Jest siedem darów Ducha Świętego, z których cztery należą do rozumu, a trzy do woli. „I wynijdzie różdżka z korzenia Jessego, a kwiat z korzenia jego wyrośnie. I spocznie na nim Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i mocy, duch umiejętności i bogobojności, i napełni go duch bojaźni Pańskiej” (Iz. 11, 1 – 3). Dary te mają same w sobie przeogromne znaczenie, albowiem poddają nas pod bezpośrednie działanie Ducha Świętego, który przebywając w duszy naszej oświeca nasz rozum swoim światłem, rozpromienia serce miłością i umacnia wolę, by spełniła dobry uczynek, do którego ją natchnął. Jest to tedy jedyne możliwe na tym świecie zjednoczenie duszy z Bogiem, które przyczynia się do szybkiej i wysokiej doskonałości. 87 Niemniej cenne są skutki tych darów w duszy. One sprawiają, że możemy wykonywać cnoty Boskie i obyczajowe jak najdoskonalej, — one dają natchnienie do aktów heroicznych, — przez nie możemy dojść do kontemplacji wlanej, o ile Bóg tego zechce, albowiem giętkość i uległość woli natchnieniom najbardziej przygotowują duszę do tego stanu mistycznego. Szczególnie błogi wpływ wywierają dary na cnoty obyczajowe, podnosząc je do nadprzyrodzonego stopnia i opromieniając je nadprzyrodzoną miłością. Cnoty obyczajowe za przedmiot swój bezpośredni nie mają Boga, ale pod wpływem darów skierowują się ku niemu i jednoczą nas z Bogiem. Roztropność przez dar rady daje nam uczestnictwo w światłości Bożej, — sprawiedliwość pod wpływem daru umiejętności świadczy innym więcej, niż się należy, — wstrzemięźliwość przez dar bojaźni staje się zdolna do heroizmu, — męstwo wreszcie łącząc się z darem męstwa, staje się zdolne do niezwykłej cierpliwości i wytrwałości w pokonywaniu różnych przeszkód, spotykanych na drodze do celu. Jakkolwiek dary Ducha Świętego nie są wyższe od cnót Boskich, przede wszystkim nie od miłości, która jest najdoskonalszym dobrem nadprzyrodzonym i —jak już powiedzieliśmy — istotą naszej doskonałości, to jednak można twierdzić, że dary udoskonalają te cnoty w działaniu. Dar rozumu czyni wiarę naszą żywszą i bardziej przenikliwą, dając jej poznać ścisłą harmonię, panującą między dogmatami. Dar mądrości udoskonala działanie miłości nadprzyrodzonej dając nam upodobanie w Bogu i rzeczach Boskich. Dar wreszcie pobożności wzmacnia naszą nadzieję, budząc przede wszystkim ufność w nieskończone miłosierdzie Boże, by nawet w pracy nad udoskonaleniem własnym polegać więcej na pomocy z góry, niż na własnych słabych siłach. W ten sposób dary Ducha Świętego pozostają w takim stosunku do cnót Boskich jak środki do celu. Przydają tym cnotom nowy stopień doskonałości, chociaż ich, a przede wszystkim miłości, nie przewyższają. Dary Ducha Świętego nie zawsze ujawniają się w działaniu, bardzo często pozostają one ukryte bez żadnej świadomości ze strony naszej, chociaż wpływają na nasze czyny i ich zasługi. Toteż mamy raczej starać się o praktykę cnót obyczajowych, które udzielają duszy stopniowej giętkości i przygotowują ją do potrzebnej uległości, by dary mogły działać w całej pełni; one zaś wzrastać będą razem z łaską uświęcającą i wpływać na powiększenie cnoty, częstokroć zupełnie bez naszej świadomości. Z czasem dopiero odczujemy w pewnych chwilach nagłe natchnienie łaski, nad której działaniem nawet długo zastanawiać się nie będziemy, a natychmiast pójdziemy za nią, jak poszedł Szaweł w czasie podróży do Damaszku, jak poszedł Augustyn przy czytaniu ewangelii i jak postąpiło wielu innych świętych. *** 88 Postanawiam przede wszystkim ćwiczyć się w cnotach obyczajowych, by nabyć odpowiedniej giętkości, przysposabiającej do działania w nas darów, a więc w roztropności, pokorze, posłuszeństwie, łagodności, czystości itp. Zanim bowiem kierować się będę boskimi natchnieniami, muszę wpierw postępować według zasad chrześcijańskiej roztropności. Następnie zwalczać będę w sobie ducha świata, który jest wręcz przeciwny Duchowi Świętemu, oraz starać się będę o wewnętrzne skupienie czyli nawyknienie, by często zwracać myśl moją ku Bogu, przebywającemu nie tylko obok mnie, ale we mnie, i współdziałającemu w każdej mojej czynności przez swoją łaskę. 27. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE MĄDROŚCI „I wzywałem, a przyszedł na mnie duch mądrości” (Mądr. 7, 7). Mądrość jest najwznioślejszym darem Ducha Świętego. Zadaniem tego daru jest udoskonalać największą cnotę teologiczną: miłość Boga i bliźniego. Między darami tylko ten jeden nosi imię Boskie, albowiem Boga nazywamy Mądrością niestworzoną: „Mądrość zbudowała sobie dom” (Przyp. 9, 1), a tym domem jest ciało Jezusa Chrystusa, w którym zamieszkało Słowo Przedwieczne, wysługując i nam dar mądrości, nad którym pokrótce się zastanowimy. 1. Mądrość jest darem Ducha Świętego, przez który smakujemy w rzeczach Bożych, wysoko je cenimy, pogardzając zarazem rzeczami doczesnymi: „Bo cóż ja mam w niebie albo czegom chciał za ziemi oprócz ciebie” (Ps. 72, 25). Dar mądrości ujawnia się w podwójnym działaniu: Duch Święty oświeca przezeń nasz umysł, by widział prawdy wiary w bardzo wzniosłym świetle, i smakował w nich czyli miał w nich upodobanie oraz cieszył się z ich poznania. Pod wpływem tego daru umysł czerpie powody do wiary nie z zastanawiania się nad stworzeniami, ale wzbija się do najwyższych i najgłębszych przyczyn, rozpatrując jak się one do Boga odnoszą i jak on sam na nie patrzy i o nich sądzi. Z takiego rozpatrywania rodzi się w umyśle niezwykłe i wspaniałe światło, w którym widzimy prawdę, a z tego światła spływa wesele i pociecha na wolę i uczucia nasze, albowiem poznanie wzbudza i porusza miłość. Stąd dar ten udoskonala także cnotę miłości. 89 Mądrość sądzi o wszystkim w stosunku do miłości, z miłości lub przez miłość do Boga. Ukochawszy Boga wszystko z nim łączy, co sprawia, że przedmiot poznania staje się jeszcze bardziej pożądany, nabywa jeszcze więcej uroku i ze swej strony pomnaża miłość ku Bogu i radowanie się w nim. Na każdą bowiem rzecz możemy patrzeć z punktu czysto rozumowego lub uczuciowego, czyli pod wpływem serca. Otóż inaczej patrzymy na jakąś rzecz, jeżeli ma ona związek z kimś, kogo kochamy Tu też i mądrość sprawia, że inaczej patrzymy na wszystko z punktu widzenia miłości Boga. Dar mądrości daje nam możliwość rozpatrywania prawd wiary z najwyższego stanowiska pozwała radować się z ich piękności i uroku oraz usuwa z duszy jakiekolwiek wątpliwości. Pobudką do uznania jest wesele i radość płynąca z takiego poznania. Stąd teologowie zowią dar mądrości „słodkim poznaniem Boga”, jak powiada Psalmista: „Jak słodkie są podniebieniu memu słowa twoje, ponad miód ustom moim! Przeto umiłowałem przykazania twoje nad złoto i nad topaz” (Ps. 118, 103 i 127). Stąd pochodzi, że dar ten jest najwyższy i najwznioślejszy ze wszystkich, a wpływ jego rozciąga się na całe życie duchowe. Słodycz bowiem duchowa odrywa naszą zmysłowość od ziemi, a wówczas dusza przebywa w Bogu i jest bardzo w jego służbie szczęśliwa jak powiada mędrzec natchniony: „Przełożyłem ją nad królestwa i stolice, i bogactwa za nic miałem w porównaniu z nią, a nim do niej przyrównał drogiego kamienia, gdyż wszystko złoto, do niej przyrównane jest odrobiną piasku, a jako błoto będzie poczytane srebro obok niej. Nad zdrowie i piękno umiłowałem ją i postanowiłem mieć ją zamiast światłości, gdyż światło jej nigdy nie zgaśnie” (Mądr. 7, 8 – 10). 2. Pod wpływem tego daru cnota nabywa wdzięku, powabu i piękności oraz pokonywa wszystkie trudności. Nie czuje się wówczas ciężaru przykazań Bożych i kościelnych, a rady ewangeliczne stają się wielką radością, jak mówi Psalmista: „Pieśniami były mi ustawy twoje na miejscu pielgrzymowania mego. Pamiętałem w nocy na imię twoje, Panie, i strzegłem (chętnie) zakonu twego” (Ps. 118, 54). Żadna siła nie daje nam takiej władzy nad namiętnościami jak dar mądrości, który jak gdyby zespala cnoty: „Mądrość, która jest z wysoka, jest przed wszystkim czysta, potem spokojna, skromna, ustępliwa, dobrym sprzyjająca, pełna miłosierdzia i owoców dobrych, nie stronnicza i nie obłudna” (Jak. 3, 17). Dar mądrości ozłaca nasze ziemskie życie, rozjaśnia jego mroki i sprawia, że już tu, na ziemi, mimo trudów zaczynamy odczuwać przedsmak nieba. Szczęście niebieskie polega na bezpośrednim oglądaniu i kochaniu Boga. Dar mądrości ułatwiając poznanie Boga w miłości sprawia duszy wewnętrzną radość, która promieniuje na zewnątrz i udziela się otoczeniu. Pozwala on mówić o Bogu prosto, jasno i przekonywująco. Zazwyczaj słuchacze są pod 90 wielkim wrażeniem nie tyle olśniewającego bogactwa myśli, ile słodyczy, łagodności, życzliwości, a przede wszystkim miłości Boga i bliźniego, promieniującej z ust mówiącego. Tego rodzaju mowa działa urokiem i zyskuje serca ludzi oraz porywa ich wolę. Właściwym sprawcą duchowego namaszczenia jest Duch Święty, który z natury swojej jest miłością, a stąd namaszczeniem w samym Bóstwie. Ten dar posiadali wielcy kaznodzieje i dlatego przemawiali z wielkim skutkiem, jak św. Jan Chryzostom, św. Augustyn, św. Bernard, św. Franciszek Salezy, św. Antoni, św. Bonawentura, nasz ks. Skarga Złotousty, arcybiskup Teodorowicz, biskup Szlagowski… Toteż i dzisiejsi kaznodzieje nie powinni szczędzić wysiłków w celu proszenia Boga o ten dar, a zwłaszcza powinni pragnąć tego daru przez wysokie dla niego poważanie i umiłowanie. Salomon może być przykładem, że cenił ten dar ponad wszystko, prosił o niego i otrzymał: „Tę (mądrość) umiłowałem i szukałem jej od młodości mojej, i starałem się wziąć ją sobie za oblubienicę i stałem się miłośnikiem piękności jej” (Mądr. 8, 2), „Jaśniejąca jest i nigdy nie więdnąca mądrość, i łatwo spostrzegają ją ci, którzy ją miłują, i znajdują ci, którzy jej szukają” (Mądr. 6, 13). Do osiągnięcia daru mądrości bardzo przyczynia się z naszej strony cnota czystości i pokory. Nie ma większej przeszkody dla mądrości jak zmysłowość, zbytnia ufność w siebie i zarozumiałość. Dlatego trzeba za wszelką cenę usuwać się od ziemskich uciech i łączyć się z Bogiem w dziecinnej prostocie i pokorze: „A mądrość gdzie bywa znaleziona?… Nie zna człowiek ceny jej ani bywa znaleziona w ziemi rozkosznie żyjących. Otchłań mówi: Nie masz jej we mnie, a morze powiada: Nie masz jej ze mną. Nie daje się złota szczerego za nią, ani odważa srebra za nabycie jej” (Job 28, 12 – 15). „Człowiek zmysłowy nie pojmuje tego, co jest z Ducha Bożego i jest dla niego głupstwem” (I Kor. 2, 14). „W złośliwą duszę nie wnijdzie mądrość ani nie będzie mieszkać w ciele grzechom poddanym” (Mądr. 1, 4). „Jeśli kto jest maluczki, niechaj przyjdzie do mnie” (Przyp. 9, 4). Przede wszystkim zaś trzeba się modlić o dar mądrości, albowiem tylko Duch Święty może go nam udzielić jak powiada Apostoł: „A jeśli komu zbywa na mądrości, niech prosi Boga, który bez ociągania się daje wszystkim obficie, a otrzymają. Ale niech prosi z wiarą i bez powątpienia, kto bowiem wątpi, podobny jest do fali morskiej poruszanej i miotanej wiatrem” (Jak. 1, 5). Mędrzec zaś Pański tak się modlił o mądrość: „Boże ojców moich i Panie miłosierdzia, któryś uczynił wszystko słowem swoim, a w mądrości twej postanowiłeś człowieka, aby panował nad stworzeniem, któreś ty uczynił, aby rządził okręgiem ziemi w prawości i sprawiedliwości, a sądy sprawował w prostocie serca: dajże mi mądrość, stojącą przy stolicy twojej, a nie odrzucaj mnie od służebników twoich, gdyżem ja jest sługa twój i syn służebnicy twojej, człowiek słaby i krótkiego życia, niezdolny do zrozumienia sprawiedliwości i 91 prawa… Ześlij ją (mądrość) z świętych niebios twoich i ze stolicy wielkości twojej, aby ze mną była i ze mną pracowała” (Mądr. 9, 1 – 11). *** Mam tedy cenić dar mądrości ponad wszystko na świecie, a ceniąc pragnąć go więcej od zdrowia. Następnie mam się wystrzegać wszelkiej pożądliwości zmysłowej i unikać najmniejszej okazji ku temu, ćwicząc się w cnocie pokory, wystrzegając się mówienia o sobie i pomniejszania moich bliźnich. Przede wszystkim będę codziennie pokornie błagał Boga o mądrość, odmawiając choćby modlitwę Salomona: „Ześlij, Panie, mądrość ze stolicy wielkości twojej, abym wiedział, co jest przyjemne tobie; bo ona wszystko wie i rozumie, i poprowadzi mię w dziełach moich przezornie, i będzie mię strzegła mocą swoją. I będą przyjemne dzieła moje… A wolę twoją kto pozna, jeśli ty nie dasz mądrości i nie spuścisz ducha twego świętego z wysokości?” (Mądr. 9, 10 – 18). 28. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE ROZUMU „Jeszcze i wy także nie macie zrozumienia?” (Mat. 15, 16). Każdy człowiek z natury posiada rozum, ale ten rozum naturalny nie jest darem Ducha Świętego; jest to bowiem dar w porządku natury i nie należy do porządku łaski. Rozum naturalny jest to władza duszy, przez którą pojmujemy, sądzimy, wnioskujemy i rozumujemy. Ten rozum rozwija się, doskonali przez naukę i ćwiczenia, przez wykształcenie i wychowanie, nabiera przenikliwości, subtelności i dochodzi często do bardzo wysokiej doskonałości. Ale to jest rzecz zupełnie różna od daru rozumu, który się nie znajduje w żadnym człowieku, nie mającym łaski Bożej, albo który miał ją, a potem zeszedł z drogi miłości Boga i bliźniego. 1. Dar rozumu jest to nadprzyrodzone światło dane sprawiedliwemu człowiekowi, którym wewnętrznie pojmuje to, co przez Boga jest objawione. Dar ten pomaga do zgłębienia prawd wiary, — sprawia, że nie widzimy sprzeczności między rozumem a objawieniem, przeciwnie — widzimy wielką ich zgodność i harmonię, znajdujemy w otaczających nas rzeczach analogię do 92 nich i uzupełnienie wzajemne. Poznajemy to wszystko o wiele lepiej i głębiej, niżbyśmy mogli poznać przez własne rozwiązania i studia. Stąd pochodzi, że często ludzie bez żadnego wykształcenia teologicznego więcej są w wierze utwierdzeni i oświeceni niż najuczeńsi teologowie. Dar rozumu ma udoskonalać cnotę teologiczną — wiarę, która sprawia że niewzruszenie uznajemy za prawdę, co Bóg objawił, i dlatego, że Bóg objawił. Zrozumienie znaczenia słów objawionych często przekracza nasze naturalne zdolności, słowa te bowiem nie zawsze są jasne, szczególnie zaś jeśli chodzi o niektóre tajemnice naszej wiary. Otóż Duch Święty przez dar rozumu udziela nam tej pomocy, oświeca rozum głębokim i przenikliwym światłem, wskazując na związek wzajemny pojęć, z których dana prawda się składa, oraz daje pewność, że dana prawda ma takie a nie inne znaczenie. Jako akt niedoskonały, dar rozumu czasami nawet poprzedza wiarę, ale jako dyspozycja trwała następuje po niej, udoskonala ją i pozostaje w duszy razem z łaską uświęcającą. Jeżeli kto zostaje powołany do wiary, musi mieć pomoc Ducha Świętego, jak Piotr, który wyznał Bóstwo Pana Jezusa przez oświecenie z góry otrzymane. Jest to działanie daru rozumu, jak mówi Zbawiciel: „Każdy, kto usłyszał od Ojca i nauczył się, przychodzi do mnie” (Jan 6, 45). Przyrodzona bystrość i pojętność obok światła wiary i łaski zwykłej nie wystarcza, by mieć pewność, że dana prawda ma być rozumiana tak, a nie inaczej. Tu potrzeba daru rozumu jako Boskiego świadectwa, że dana prawda harmonizuje z innymi prawdami objawionymi i ma takie a nie inne znaczenie. Dar rozumu daje nam łatwość i pewność zrozumienia Pisma Świętego, które w wielu miejscach jest dla ludzi niejasne, tak, że nawet Apostołowie go nie rozumieli. Dopiero Pan Jezus po Zmartwychwstaniu swoim „otworzył im umysł, aby rozumieli Pisma” (Łuk. 24, 45), udzielając im prawdopodobnie daru rozumu. Z tego wynika, że dar ten odnosi się nie tylko do wiary, lecz rozciąga się na wszystko, co ma z nią związek, a mianowicie na uczynki i na życie praktyczne, o ile ono powoduje się prawdami objawionymi. Pod wpływem tego daru poznajemy nie tylko objawione prawdy same w sobie, lecz także w jakiej mierze stają się one prawami naszego postępowania, a więc dokładne rozumienie istoty, celu i środków życia duchowego, pojęcie praw moralnych, cnót i obowiązków stanu. Na wyższym stopniu dar rozumu daje nam oglądać Boga nie przez pozytywną i bezpośrednią intuicję istoty Bożej, lecz ukazując nam, czym Bóg nie jest, jak mówi Doktor Anielski. Można dar ten przyrównać do działania szkła powiększającego, przez które spostrzegamy w jakimś materialnym przedmiocie rysy i kształty, niedostrzegalne gołym okiem. Na przykład w zdaniu „Słowo stało się ciałem” zawiera się cała nauka o Wcieleniu, ale bez daru rozumu nie wszyscy należycie ją pojęli. Dopiero Sobór Nicejski rozwinął tę naukę, a uzupełnił Symbol Atanazego, uzasadnił zaś św. Tomasz niewątpliwie pod wpływem daru rozumu (I – II, q. 69, a. 2). 93 2. Dar rozumu potrzebny jest wszystkim chrześcijanom, ale niezbędny jest przede wszystkim nauczycielom wiary, a więc profesorom, katechetom i duszpasterzom, a najbardziej kierownikom dusz i tym wszystkim, którzy głoszą wiarę i bronią jej przed atakami wrogów. Aby prawdę innym podawać, trzeba ją przede wszystkim samemu dokładnie poznać i nabrać o niej gruntownego przekonania. Najważniejszą rzeczą zaś przy poznaniu jest utworzenie jasnego i poprawnego pojęcia o danej prawdzie. Dar ten jest tak wielkim dobrem, że nie mogą porównać się z nim żadne zdolności wrodzone. Bez tego daru trudno jest coś większego osiągnąć w udzielaniu nauki chrześcijańskiej. Z tym darem nawet przy umiarkowanych zdolnościach, jakie miał np. św. Jan – Maria Vianney, nauczanie będzie bardzo owocne. Ten prosty proboszcz w zapadłej parafii wiejskiej Ars pod Lionem ściągał na swe kazania wysoko wykształconych mieszkańców Francji i innych krajów. Jasność, wyrazistość i prostota w mówieniu o rzeczach Bożych jest największą zaletą mówcy kościelnego. Nie osiąga się tego jedynie przez ćwiczenia, ale najbardziej przez głęboką modlitwę. Jest to po prostu punkt wyjścia, silny grunt, z którego rozum zapuścić się może w przepiękną dziedzinę wiedzy nadprzyrodzonej. Dar ten potrzebny jest i zwykłym wiernym, by o tajemnicach wiary mieli jasne i wyraźne pojęcie, co pozwala na przeciwstawienie się i łatwe wykazanie wszelkich fałszów w tłumaczeniu Pisma Św. przez heretyków. Kto ma ten dar, ten natychmiast spostrzega fałsz i jakby instynktownie wykrywa błędnowierstwo, wobec którego doznaje odrazy i wstrętu. Przykładem tego może być św. Wincenty a Paulo, który mimo obłudy jansenistów od razu poczuł w nich heretyków i odwrócił się od nich ze wstrętem. Podobnie św. Klemens Hofbauer posiadał nadzwyczajny dar spostrzegania prądów przeciwnych wierze, jakie spotykane były w literaturze, sztuce i naukach. Dar rozumu odgrywa wielką rolę w modlitwie, a najbardziej w rozmyślaniach. Aby o danej prawdzie owocnie rozmyślać, trzeba mieć o niej jasne pojęcie, które potem wywiera wpływ na wolę i na całą praktyczną wiedzę o zbawieniu. Stajemy się wówczas pogodni i weseli, a zastosowania danej prawdy w życiu codziennym narzucają się same. Nie ma wówczas żadnych wahań i wątpliwości. Powstaje w nas pewność, że dany punkt wiary należy rozumieć tak, a nie inaczej i stosować go w życiu codziennym w ten, a nie inny sposób. Ta jasność i pewność zaznacza się potem w całym naszym życiu, regulując bez żadnych trudności nasz stosunek do otoczenia. W ten sposób pod wpływem tego światła wyrabia się stopniowo prawość, roztropność i stałość w postępowaniu, co zwykle jest cechą człowieka naprawdę uduchowionego. Dar tedy rozumu jest pod każdym względem doniosły. Jakkolwiek otrzymujemy go darmo — jedynie z miłosierdzia Bożego razem z łaską uświęcającą, mamy jednak obowiązek doskonalić go w nas samych i 94 pielęgnować jak najstaranniej. Najważniejszym usposobieniem ku temu jest wiara żywa i prosta, przez którą dochodzimy do zrozumienia prawd nadprzyrodzonych. Wzbudzajmy tedy często akty wiary żywej, jak to czynił Psalmista, mówiąc: „Daj mi rozum, a nauczę się przykazań twoich” (Ps. 118, 73). Tak czynił św. Anzelm, św. Tomasz z Akwinu, św. Hieronim i inni Doktorowie Kościoła, którzy posiadali ten dar w wysokim stopniu. Pozwalał on im jasno i owocnie pisać o głębokich tajemnicach naszej wiary i nauczać ich z pożytkiem. Dziś dużo mówi się o postępie, o zdobyczach umysłowych w różnych dziedzinach nauk, ale ten postęp i zdobycze nie zdołały i nie zdołają choćby jednego błędu dowieść w nauce objawionej. Odwrotnie. Współczesna nauka potwierdza coraz mocniej prawdziwość Objawienia. *** Będę się usilnie modlił do Ducha Świętego o dar rozumu, będę porównywał prawdy poznane jedne z drugimi i starał się zgłębiać je z wielką pokorą, sercem raczej niż umysłem, jak tego nauczył Chrystus w swojej przepięknej modlitwie: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, iżeś te rzeczy zakrył przed mądrymi i przewidującymi, a objawiłeś je maluczkim. Tak, Ojcze, bo tak się spodobało Tobie” (Mat. 11, 25 – 26). Wreszcie będę się pilnie ćwiczył w aktach pokory i strzegł cnoty czystości, które ułatwiają rozmyślanie nad prawdami Bożymi i ich znaczeniem oraz działanie Ducha Świętego przez dar rozumu. 29. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE POBOŻNOŚCI „Sam Duch daje świadectwo duchowi naszemu, żeśmy synami Bożymi” (Rzym. 8, 16). Jak dar mądrości udoskonala cnotę Boską miłości, a dar rozumu — cnotę Boską wiary, tak dar pobożności ma udoskonalać cnotę Boską nadziei: „Bo nie otrzymaliście ducha niewoli znów ku bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów i w duchu tym wołamy: Abba (Ojcze)!” (Rzym. 8, 15). Z synowskiego stosunku naszego do Boga wypływa obowiązek miłowania i wielbienia go, dziękowania za dary, przepraszania za winy i błagania o łaski, co się nazywa pobożnością. 95 1. Pobożność jednak nie jest najlepszym określeniem istoty tego daru. Przez ten wyraz bowiem rozumiemy zwykle gotowość do oddawania chwały Bogu w modlitwie i nabożeństwach czyli to samo prawie, co znaczy cnota religii. Wprawdzie dar ten skłania nas do oddawania czci Bogu, ale różni się od religii tym, że Boga czci przede wszystkim jako Ojca, podczas gdy cnota religii widzi w nim głównie Pana i Stwórcę. Dlatego o wiele trafniejszy byłby wyraz „pietyzm jak w języku łacińskim — d o n u m p i e t a t i s . Przez ten wyraz rozumiemy miłość i szacunek, jaki dzieci winni rodzicom. Ponieważ Bóg jest naszym Ojcem, przeto i względem niego winniśmy żywić uczucie pietyzmu. Atoli przyjęto nazywać ten dar pobożnością, dlatego będziemy posługiwać się tym wyrazem rozumiejąc przezeń pietyzm. Jako pietyzm dar ten udoskonala cnotę teologiczną nadziei (gdy jako pobożność w ścisłym znaczeniu udoskonalałby raczej sprawiedliwość), rozwija bowiem w nas trojaki stosunek do Boga: synowski szacunek z bezgraniczną ufnością, wspaniałomyślną miłość i ochotne posłuszeństwo. Szacunek z ufnością sprawia, że wielbimy Boga jako najukochańszego Ojca, od którego spodziewamy się wszystkiego. Wówczas ćwiczenia nasze pojmujemy nie jako ciężki obowiązek, lecz jako potrzebę duszy, jako ugaszenie jej silnych pragnień. Wspaniałomyślna miłość skłania nas do poświęceń dla Boga, do samozaparcia się dla jego chwały: „Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba”. (Jan 8, 29). Ochotne posłuszeństwo widzi w przykazaniach i radach najmędrszy wyraz ojcowskiej woli względem nas, a stąd płynie bezgraniczne oddanie się i zaufanie temu, który wie lepiej, niż my, co nam potrzeba, i który nas czasem doświadcza, by nas oczyścić i ściślej ze sobą zjednoczyć. Dar ten skłania nas nie tylko do czci Boga, ale i tego wszystkiego, co uczestniczy w jego bycie i doskonałościach. A więc kochamy i czcimy Niepokalaną Dziewicę, wielbiąc w niej miłosierdzie Boże, które uwolniło ją od grzechu pierworodnego i przysposobiło do godności Bożej Rodzicielki. Kochamy również Aniołów i świętych jako odblask przymiotów Boskich; kochamy Kościół, jako Oblubienicę Chrystusa Pana, która wyszła z boku jego z łaskami oczyszczającymi nas od grzechu (w sakramentach chrztu i pokuty) i życiodajnymi (W innych sakramentach); kochamy Papieża jako głowę Kościoła, który jest dla nas zastępcą Pana Jezusa i przedstawicielem jego na ziemi; kochamy również i prawowitych przełożonych. Dar ten wreszcie skłania nas do czci nie tylko osób, w jakiś sposób złączonych z Bogiem, ale i rzeczy, odnoszących się do jego kultu, a więc nabożeństw i ceremonii kościelnych, Pisma Świętego, miejsc świętych w Palestynie, relikwii świętych, naczyń i szat liturgicznych itp. Wreszcie należy tu wszystko, co się tyczy Kościoła; jego powodzenia jak i upokorzenia. Wszystkie jego sprawy pod wpływem tego daru przyjmujemy za swoje i szczęśliwi 96 jesteśmy, gdy możemy je popierać, współczujemy z jego smutkiem, radujemy się z jego triumfu i okazujemy dla niego prawdziwą miłość synowską. 2. Dar pobożności w znaczeniu pietyzmu potrzebny jest wszystkim wiernym, by mogli z radością wypełniać swe obowiązki względem Boga i przełożonych. Bez tego daru modlitwa byłaby raczej ciężarem niż pociechą, próby i doświadczenia Opatrzności zdawałyby się być za surowe, jeżeli nie wręcz okrutne, a przykre otoczenie wywoływałoby raczej zniechęcenie i utyskiwanie. Natomiast pod wpływem tego daru składamy Bogu hołdy jako Ojcu, ze słodkim poddaniem się całujemy jego rękę ojcowską, zarówno kiedy nas pieści, jak i wtedy, gdy doświadcza. Bez tego daru czulibyśmy się bardzo samotni i opuszczeni. O wiele więcej dar ten potrzebny jest kapłanom, zakonnikom i osobom Bogu poświęconym w świecie. Osoby te zobowiązane są do pewnych modlitw publicznych i codziennych ćwiczeń duchownych, które bez tego daru wydają się dla wielu nieznośnym jarzmem. Nie sposób bowiem myśleć o Bogu długo, gdy się go nie miłuje, a dar pobożności wlewa do duszy synowskie przywiązanie ku Bogu i ufność w jego nieskończone miłosierdzie, pod wpływem którego modlitwa staje się słodką rozmową z Ojcem miłosierdzia. Wprawdzie ta rozmowa bywa od czasu do czasu przerywana oschłościami, które przyjmujemy z cierpliwością, a nawet z pewną radością jako pochodzące od najlepszego Ojca, dla którego przyjemnie jest i pocierpieć. „Synaczkowie moi! Oto na nowo w boleści was rodzę, dopóki nie odtworzy się w was obraz Chrystusa” (Gal. 4, 19), pisze Apostoł nie ukrywając wielkich przykrości, jakich doznał od Galatów. Znosi je jednak cierpliwie z dobrocią i łagodnością, okazując ojcowską miłość ku nim jako powierzonym swej pieczy duszom. W podobnych okolicznościach znajduje się niejeden przełożony i wychowawca, który tylko pod wpływem daru pobożności zdolny jest znieść te przykrości od podwładnych i wychowanków oraz innych dusz opornych, jeśli nie wręcz wrogo nastawionych. Dlatego też przełożeni również winni cenić wysoko ten dar miłosierdzia Bożego, gorliwie o niego zabiegać i troskliwie go pielęgnować. Jednym z najskuteczniejszych sposobów pielęgnowania w sobie daru pobożności jest często rozważanie nieskończonego miłosierdzia Bożego. Materiałem ku temu mogą być odpowiednie teksty Pisma Świętego, które opiewają niezwykłą troskliwość Boga o ludzi w ogóle, a szczególnie troskliwość o dusze ćwiczące się w doskonałości. Najwięcej znajdziemy takich tekstów w księdze Psalmów. Toteż odmawiając uważnie Psalmy w Brewiarzu i wzbudzając odpowiednie do treści uczucia, możemy wybitnie przyczynić się do pielęgnowania w sobie daru pobożności. Bóg chce być znany i kochany pod mianem Ojca miłosierdzia (Łuk. 6, 36) szczególnie w Nowym Zakonie, dlatego 97 winniśmy się do niego uciekać z bezgraniczną ufnością. Wówczas ćwiczenia duchowne, a szczególnie modlitwa publiczna nie będą dla nas ciężarem, ale będziemy odprawiali je z miłością synowską w celu przypodobania się Bogu. Drugim sposobem pielęgnowania w sobie daru pobożności jest przemiana zwykłych czynności na akty religijne. Dzieje się to przez pobudzanie w sobie czystej intencji ofiarowania na chwałę Bożą każdej czynności, a przede wszystkim każdego dnia. Św. Augustyn takie daje rady: „Życiem swoim tak śpiewaj, abyś nigdy nie milczał… chwalisz Boga, gdy odpoczywasz w łóżku, — chwalisz, gdy śpisz, i kiedyż nie chwalisz?” (In Ps. 146, 2). Św. Tomasz z Akwinu powiada: „tak długo się modlisz, jak długo całe swe życie skierowujesz do Boga”. Przez taką intencję całe nasze życie staje się modlitwą, aktem synowskiej miłości względem Boga i miłości braterskiej względem bliźnich zgodnie z tym, co powiada Apostoł: „Ćwicz się w pobożności. Cielesne bowiem ćwiczenie na niewiele się przyda, ale pobożność do wszystkiego jest pożyteczna, bo ma obietnicę żywota teraźniejszego i przyszłego. Prawda to niezawodna i wszelkiej wiary godna. Bo dla niej to pracujemy i zelżywość znosimy, gdyż nadzieję pokładamy w Bogu żywym, który jest Zbawicielem wszystkich ludzi, a przede wszystkim wiernych” (I Tym. 4, 7 – 10). *** Duchu Święty, serce moje pragnie tylko dobra: ono jest przedmiotem wszystkich moich westchnień, mojej nadziei. Nie ustanę płakać i wołać, aż mi użyczysz tego dobra, jakim ty sam jesteś. Wzmocnij darem pobożności nadzieję moją i użycz mi błogiego spokoju. Czuję w mym sercu straszny bój dwóch wrogów, szarpiących się bez przerwy w mym łonie. Niesforne ciało sprzeciwia się duchowi, który słusznie chce je podporządkować sobie. Przyjdź, a połóż koniec tej walce, poraź zbuntowane zmysły i namiętności, szczególnie miłość własną. Spraw, bym w każdej czynności szukał tylko chwały twojej Spraw, by dusza moja zawsze wznosiła się ponad ziemię, ponad bezustannie panujący tu zgiełk, a zmierzała tylko do ciebie! 98 30. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE RADY „Rada strzec cię będzie, a roztropność zachowa cię” (Przyp. 2, 11). Oprócz darów udoskonalających cnoty Boskie, są jeszcze cztery dary Ducha Świętego udoskonalające cnoty obyczajowe, a nimi są: dar rady, męstwa, umiejętności i bojaźni Bożej. Dar rady ma udoskonalać cnotę roztropności, dar męstwa — cnotę męstwa, dar umiejętności — cnotę sprawiedliwości i wreszcie dar bojaźni Bożej — cnotę wstrzemięźliwości. Stosunek tych darów do cnót obyczajowych tym się różni od stosunku darów mądrości, rozumu i pobożności do cnót Boskich, że te dary nie tylko udoskonalają cnoty obyczajowe, ale je podnoszą do wyższego rzędu — do nadprzyrodzonego stopnia i opromieniają je nadprzyrodzoną miłością. 1. Dar rady jest to światło Ducha Świętego, przez które rozum praktyczny w poszczególnych wypadkach widzi i trafnie sądzi, co w danym wypadku należy czynić i jakich środków użyć, szczególnie w trudniejszych okolicznościach życia, np. przy obiorze stanu. Dar ten jest podobny do kardynalnej cnoty roztropności z tą różnicą, że w cnocie roztropności rozstrzyga rozum naturalny lub oświecony wiarą, a w darze rady Duch święty wskazuje nam, co mamy czynić i nakazuje nam to czynić. Szczególniejszą tedy pobudką jest cześć względem Ducha Świętego i uległość jego natchnieniom. Dar rady różni się również i sposobem działania, albowiem pobudza często do czynów pozornie sprzecznych z naturalną roztropnością. Wystarczy wspomnieć sąd Salomona, wyrok Daniela w sprawie Zuzanny itp. Kierując się roztropnością zastanawiamy się i pilnie szukamy odpowiednich środków, by dojść do celu, korzystamy z doświadczenia własnego i innych ludzi oraz zdobywamy wiedzę obecnie, by móc postępować rozumnie. Dar rady zaś daje nam zrozumienie w jednej chwili, co czynić mamy. W ten sposób spełnia się obietnica Pana Jezusa dana Apostołom: „A gdy was wydawać będą, nie myślcie, jak i co macie mówić, bo onej godziny, co macie mówić będzie wam dane. Nie wy bowiem jesteście, którzy mówicie, lecz Duch Ojca waszego, który w was mówi” (Mat. 10, 19). I tak się stało. Gdy bowiem Piotr Apostoł został uwięziony i otrzymał rozkaz, by nie opowiadał Pana Jezusa, 99 natychmiast dał taką odpowiedź: „Bardziej trzeba słuchać Boga, aniżeli ludzi” (Dz. 5, 29). Wielu świętych posiadało taki dar rady, jak np. św. Katarzyna Seneńska, która nigdy wyższych nauk nie pobierała, a udzielała rozumnych rad książętom, kardynałom, a nawet samemu papieżowi Grzegorzowi XI, by opuścił Awinion i powrócił do Rzymu, a jego następcę Urbana VI powstrzymała od zamiaru ponownego przeniesienia stolicy papieskiej do Awinionu. Z głosem jej liczyła się cała Italia. Podobnie św. Joanna d’Arc, nie znając się na sztuce wojennej, kreśli plany kampanii, podziwiane przez najlepszych dowódców, i odnosi świetne zwycięstwa z małymi względnie siłami. Dar więc rady udoskonala cnotę roztropności, jak poprzednie dary mądrości, rozumu i pobożności udoskonalały cnoty Boskie — miłość, wiarę i nadzieję. Praktyczne światło w tym darze występuje w rozmaitym stopniu. Czasami Duch Święty daje ten dar dla dobra osobistego, a czasami dla dobra osób drugich i różnych społeczności. Czasami otrzymujemy go w zwyczajnych zdarzeniach naszego życia, a czasami w niezwykłych okolicznościach. Szczególnie ujawnia się on wówczas, gdy chodzi o decyzje niezwykłej wagi w sprawach dotyczących zbawienia naszej duszy lub tych, którymi trzeba kierować. 2. Korzyści tego daru rady są nieocenionym dobrem. Dzięki niemu stale kroczymy drogą zgodną z wolą Bożą, a to jest w życiu rzeczą najważniejszą. Wszak o to prosimy w naszych codziennych modlitwach, byśmy wolę Bożą pełnili. Nie tylko mamy wiedzieć, że nasze postępowanie jest dobre, ale przede wszystkim czy jest ono zgodne z wolą Bożą, czy w tych warunkach, w jakich jesteśmy, nie przynosi ono komu lub nam samym jakiejś szkody. „Jeśli wnijdzie mądrość do serca twego, a umiejętność spodoba się duszy twojej, rada strzec cię będzie, a roztropność zachowa cię, abyś był wyrwan z drogi złej i od człowieka, który mówi przewrotność” (Przyp. 2, 10 – 12). Dar rady obdarza nas wielkim pokojem ducha, albowiem wówczas jesteśmy w stałej zależności od Boga. Pod opieką Ojca miłosierdzia możemy oczekiwać wszelkich wydarzeń z większym spokojem niż dzieci pod opieką najczulszej matki. Jest to uczucie spokoju, jakiego świat dać nie może, spokoju większego niż zaznaje podróżny pod kierownictwem doświadczonego przewodnika. Z daru rady korzystać mogą i bliźni. Jest on wielkim dobrodziejstwem dla przełożonych i kierowników, którzy mają obowiązek kierować podwładnymi i prowadzić ich dusze drogą Pańską. Bez tego daru wśliźnie się do kierownictwa dużo względów i błędów ludzkich i może się zdarzyć, że zamiast iść drogą Boską dusze te skierują się na ścieżki ludzkie. Aby umieć rozwijać u podwładnych cnoty i tępić błędy, potrzeba pomocy Ducha Świętego, który przez 100 dar rady wskaże, kiedy i jak podwładnego skarcić, a kiedy pochwalić, kiedy błąd uprzedzić i zapobiec występkom, a kiedy dopuścić, by wychowankowie na błędzie własnym nauczyli się poprawności. Dar rady bardzo często potrzebny jest i podwładnym, gdy chodzi o wykonanie pewnych wskazówek i przepisów przełożonych, albowiem nieraz powstaje wątpliwość, czy wykonać je dosłownie czy też z pewnym umiarem. Dar rady wspaniale ujawnia się w Panu Jezusie wśród licznych zasadzek jego wrogów. Jak mądrze i trafnie odpowiada on na pytanie, czy trzeba płacić podatek cesarzowi, albo co czynić z niewiastą cudzołożną, lub też czy wolno uzdrawiać w szabat i w wielu innych jeszcze wypadkach. Podziwiać również trzeba zachowanie się Pana Jezusa w czasie męki, na sądzie u Annasza i Kajfasza, a następnie u Piłata i Heroda, jego milczenie, pytania i odpowiedzi, a najbardziej jego ostatnie słowa na krzyżu. Tu widzimy mądrość Bożą, przykład wyższego światła, które sądzi i decyduje ponad wszelką mądrość ludzką. Tym darem odznaczają się i dzisiaj dusze proste bez wykształcenia, ale pełne Ducha Świętego. Trudno nieraz pogodzić życie wewnętrzne z pracą apostolską, miłość chrześcijańską z doskonałą czystością, gołębią prostotę z roztropnością wężową, gniew święty i oburzenie z łagodnością i wyrozumiałością. Otóż tylko Duch Święty przez dar rady wleje do duszy szczególniejsze światło, pod którego wpływem potrafimy pogodzić te pozorne sprzeczności. Ale ze swej strony winniśmy się przysposobić do otrzymania tego daru. Trzeba przede wszystkim uznać własną niemoc i często prosić Ducha Świętego o pomoc wołając z Psalmistą: „Drogi twoje ukaż mi, Panie, a ścieżek twoich naucz mię! Prowadź mię w prawdzie twojej i naucz mię, boś ty jest Bóg, Zbawiciel mój, i ciebie oczekiwałem przez wszystek dzień. Wspomnij na miłosierdzie twoje, Panie, i na zmiłowania twoje, które są od wieku” (Ps. 24, 4 – 6). Trzeba również być powolnym na głos Ducha Świętego, by o każdej rzeczy sądzić w świetle Bożym, by nie kierować się wpływem ludzkich względów, a zawsze iść za najlżejszym tchnieniem łaski. Jeżeli Duch Święty znajdzie duszę giętką i uległą, przemawia zwykle do niej często, ostrzega ją przed niebezpieczeństwem i zachęca do dobrego. Ale biada tej, która się zamknie na głos wołania Bożego i w zaślepieniu swoim sprzeciwia się działaniu łaski. *** Będę się zastanawiać przed każdą sprawą i radzić się swego sumienia oraz prosić Ducha Świętego o radę. Będę się wystrzegał tak zwanej roztropności cielesnej, która dąży do celów przyziemnych, nie przebierając w środkach. A 101 przede wszystkim będę się strzegł zaufania w sobie i przekonania o niechybnej słuszności swego sądu i poglądu. Będę również strzec się niepokoju, pośpiechu i skwapliwości w postanowieniach i decyzjach oraz niecierpliwości i miłości własnej, a przeciwnie zachowam daleko idącą ostrożność bez opieszałości i wahania się. Duchu Święty, daj mi ducha rady, który ujawni twe miłosierdzie i pomoże mi postępować należycie. 31. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE MĘSTWA „A Szczepan, pełen łaski i męstwa, czynił cuda i znaki wielkie” (Dz. 6, 8). Męstwo może być czynne i bierne. Męstwo czynne jest to jedna z cnót kardynalnych i należy do porządku naturalnego. Jest to siła charakteru, która umacnia duszę w pracy nad osiągnięciem trudnego do zdobycia dobra. Przedmiotem tej cnoty jest powściąganie trwogi przed trudnościami oraz miarkowanie śmiałości i zuchwalstwa, by nie działać lekkomyślnie. Akty tej cnoty sprowadzają się do przedsiębrania i znoszenia rzeczy trudnych, a ujawniają się w stanowczości, odwadze i wspaniałomyślności oraz w wytrwałości, by do końca nie ustawać w wysiłkach mimo uporczywości wroga i ponawianych przezeń napaści. Dar męstwa udoskonala tę cnotę obyczajową i podnosi ją do porządku nadprzyrodzonego. On sprawia, że dusza wykonywa wielkie rzeczy i więcej cierpi dla Boga mimo wszelkich przeszkód, spotykanych na drodze do celu. 1. Dar męstwa jest to stała siła, dana woli przez Ducha Świętego w celu pokonania przeszkód, powstrzymujących nas od dobrego. Przedmiotem tego daru są przeszkody przy wypełnianiu dobrego. I pod tym względem dar męstwa utożsamia się z cnotą tego imienia, a różni się od niej tym, że cnotę nabywamy własnymi siłami, a daru udziela nam Duch Święty. Cnota męstwa nie usuwa pewnego wahania i obawy przed przeszkodami, a dar udziela stanowczości, pewności, radości i nadziei silnej, która prowadzi do wielkich wyników. W cnocie męstwa pobudką jest stosowność, piękność i słuszność danego uczynku, — w darze zaś pobudką będzie głębokie wewnętrzne przekonanie, że Duch Święty jest przy nas i że nas pobudza i umacnia. Wówczas człowiek wznosi się do wyższej sfery i staje się zdolnym do wyższego dobra. 102 Działać i cierpieć wśród największych trudności za cenę wprost bohaterskich wysiłków — to są akty daru męstwa. Takimi trudnościami mogą być: długo trwające pokusy, oschłości ducha, trudności przy modleniu się, nuda przy wykonywaniu pracy zawodowej, przebywanie w niezdrowym klimacie, oszczerstwa, prześladowania, niebezpieczeństwa życia, zmęczenie, dolegliwości fizyczne — i inne przeszkody, z którymi walczymy oraz cierpienia, które przy tym znosimy. Dar męstwa uzbraja nas i wzmacnia tak, że wszystko przezwyciężamy odwagą i wytrwałością. Oddziaływa on nie tylko na ducha, ale i na ciało, które nieraz uzbraja w cudowną siłę, wytrzymałość i odporność. Przykładem są pustelnicy w surowości życia, misjonarze w nieprawdopodobnych wysiłkach i poświęceniach, męczennicy w znoszeniu niezwykłych tortur. Liczne przykłady daru męstwa znajdujemy w Starym Testamencie u takich mężów jak Samson, Gedeon, Dawid, którzy z nadprzyrodzoną mocą dokonywali czynów bohaterskich, zleconych im od Boga. Tam nie wystarczała zwykła cnota męstwa i łaska, ale trzeba było szczególniejszego umocnienia woli, czego dokonywał dar męstwa. Jeszcze w wyższym stopniu ujawniał się i ujawnia ten dar w Nowym Testamencie wśród pierwszych chrześcijan, u dzieci i słabych z natury niewiast, jak św. Agnieszki, św. Agaty, św. Cecylii św. Pankracego, św. Tyburcjusza i innych męczenników za wiarę. W obecnych czasach również nie brak przykładów bohaterskiego poświęcenia się zakonnic w szpitalach czy obozach, co można wytłumaczyć tylko tym darem. W wieku obecnym mamy szczególniejsze trudności w wyznawaniu naszej wiary, dlatego bardziej jest nam potrzebny dar męstwa. Żadnemu powołaniu nie zdołamy sprostać bez tego daru. Cierpieć i dobrze cierpieć — to najtrudniejsza sztuka dla człowieka, albowiem cierpieć jest o wiele trudniej niż pracować i działać. Gdy pracujemy, jesteśmy czynni w kształtowaniu lub przetwarzaniu czegoś, co daje nam poczucie siły. Gdy zaś cierpimy, jesteśmy zazwyczaj bierni, co daje nam poczucie własnej słabości. Mimo to cios zadany musimy wytrzymać i walki zaprzestać nie możemy. Temu, kto uderza i naciera, niebezpieczeństwo przedstawia się jako coś grożącego w przyszłości. Ale temu kto cierpi, wszystko dzieje się w teraźniejszości. W pracy jesteśmy czynni, a w cierpieniu bierni i dlatego w cierpieniu potrzebujemy więcej siły, by wytrwać. Tej zaś siły udziela nam Duch Święty przez dar męstwa. 2. Jakże tedy gorąco pragnąć mamy tego daru, potrzebnego zarówno w życiu duchownym jak i ziemskim. W życiu duchownym najpotrzebniejszą jest modlitwa, która bez tego daru jest prawie niemożliwa. Mamy bowiem do pokonania liczne wewnętrzne trudności, pokusy, znudzenia, niechęć, a nieraz wprost apatię, które to przeszkody o własnych siłach przezwyciężyć trudno. Dodajmy do tego trudne obowiązki naszego stanu i zawodu, nieprzyjazne okoliczności, wady bliźnich, niepowodzenia zewnętrzne, sytuacje poważne i 103 groźne do tego stopnia, że nieraz trzeba wybierać między wiernością Bogu a niebezpieczeństwem utraty pracy. Dziś więc życie w służbie Bogu otoczone jest niezwykłymi trudnościami i krzyżami, które zdołamy dźwigać tylko przy pomocy Ducha Świętego, uzbrajającego nas w dar męstwa. Przez ten dar człowiek otrzymuje klucz wszystkich cnót i wszelkiej doskonałości. Każda bowiem cnota sama przez się jest piękna, pociągająca i nie ma powodu, by człowiek jej nie kochał i nie starał się o nią; odstraszają go jedynie towarzyszące temu trudności. Jeżeli więc jest coś, co te trudności usuwa, będzie to warunkiem do osiągnięcia wszelkich cnót. Otóż dar męstwa sprawia, że te trudności pokonujemy i cnoty praktykujemy, a przez to stajemy się wyżsi ponad wszelkie trudności. Nadto dar ten usuwa lekkomyślność i zbytni pośpiech, uśmierza nadmierną żywość usposobienia, burzliwość namiętności, czyni z nas ludzi spokojnych, rozważnych i wytrwałych, a przez to samo wprowadza do duszy pewien specjalny nastrój, potrzebny do życia cnotliwego. Najwyższym wzorem męstwa był Pan Jezus. Pracował on mężnie w Nazarecie przez lat trzydzieści, powściągając chęć ujawnienia wcześniej swego Bóstwa. Mężnie stanął nad Jordanem i prosił Jana, by mu udzielił chrztu pokuty na równi z grzesznikami. Mężnie pościł przez dni czterdzieści i zwalczał potrójne pokusy. Mężnie rozpoczął swoją pracę apostolską potwierdzając swoją naukę cudami. Mężnie przeciwstawiał się obiorowi na króla przez tłumy, jak również mężnie znosił zasadzki kapłanów żydowskich i faryzeuszów. Ale najbardziej okazał swe nieustraszone męstwo, gdy dobrowolnie w Ogrójcu dał się związać, prowadzić na sąd niesprawiedliwy u Kajfasza, a następnie u Piłata i Heroda, gdy dźwigał krzyż na górę Kalwaryjską i dał się do niego przybić, gdy przez trzy godziny konał na krzyżu wśród strasznych szyderstw tłumu i wreszcie umarł najhaniebniejszą śmiercią. Doskonały przykład męstwa Pana Jezusa musiał oddziałać na wszystkich późniejszych jego wyznawców, a nieprzyjaciół jego po dziś dzień zawstydzać i trwogą wielką napełniać. Męstwo Pana Jezusa w czasie męki było, jest i będzie zawsze dla nas niedościgłym wzorem. Dar męstwa Bóg daje duszy razem z łaską uświęcającą jedynie z miłosierdzia swojego tak, że zdobyć go ani zasłużyć sobie nie można. Można i trzeba go tylko w sobie rozwijać. Przede wszystkim mamy się starać o wyniszczenie w sobie miłości własnej, zmysłowości i próżności. Umrzeć sobie same mu — to najlepsze przygotowanie do tego, by stać się nieustraszonym. Następnie trzeba unikać czysto ludzkiej roztropności, która zwykle boi się ponieść szkodę doczesną i nie ceni nadprzyrodzonego dobra. Mamy również bezgranicznie ufać miłosierdziu Bożemu, bowiem ufność ta jest składową częścią cnoty męstwa, jak mówi św. Tomasz z Akwinu. Pismo Święte w wielu miejscach poleca tę ufność jako warunek zmiłowania Bożego, a tym samym i udzielenia daru męstwa: „Którzy się Pana boicie, miejcie nadzieję w nim, a przyjdzie wam miłosierdzie ku radości” (Ekl. 2, 9). „Niechaj będzie miłosierdzie twoje, Panie, nad nami, jakośmy nadzieję mieli w tobie” (Ps. 32, 22). 104 *** Chrystus Pan nazwał Ducha Świętego mocą: „Pozostańcie w mieście, dopóki nie będziecie przyobleczeni mocą z wysokości” (Łuk. 24, 49). Duchu Święty, Duchu mocy, Oblubienica twoja smutne łzy leje i nigdy nie obsychają jej źrenice. Wejrzyj jak napełniona jest goryczą i ześlij mężów napełnionych duchem męstwa, by otarli łzy płynące z jej oczu, by wlali otuchy we wszystkie jej członki! Daj nam wszystkim tego ducha mocy, byśmy mężnie o Chrystusie świadczyli w tym życiu i byli gotowi w każdej chwili złożyć Mu siebie w ofierze. 32. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE UMIEJĘTNOŚCI „Pocieszyciel, Duch Święty… on was wszystkiego nauczy” (Jan 14, 26). Umiejętność zdobywamy przez naukę i doświadczenie. Umiejętność, o której tu mowa, to nie wiedza zdobyta przez ćwiczenie w jakiejś gałęzi nauk teoretycznych lub praktycznych i nie nabywamy jej pracą umysłową, opartą nawet na objawieniu, lecz jest to umiejętność świętych, dana przez Ducha Świętego, która sprawia, iż wydajemy zdrowy sąd o rzeczach stworzonych w ich stosunku do Boga i odpowiednio do nich się ustosunkowujemy. Dar umiejętności nie jest to ani ogólne poznanie filozoficzne jakiejkolwiek rzeczy w ogóle, ani nie są to jakieś wiadomości naukowe w znaczeniu ścisłym i technicznym, lecz jest to szczególniejsze i nadprzyrodzone światło Ducha Świętego, ukazujące nam wiarogodność objawienia w świetle dowodów czerpanych ze świata stworzonego, do którego przez to odpowiednio się ustosunkowujemy. 1. Św. Tomasz przez dar umiejętności zdaje się rozumieć praktyczny sąd w działaniu według natchnień Ducha Świętego ( I — 2, q. 68, a. 4), chociaż w innym miejscu umiejętność odnosi do spekulatywnych darów, udoskonalających wiarę. Wydaje mi się, że słuszniejsze jest pierwsze zdanie i dlatego dar ten uważam raczej za udoskonalenie cnoty obyczajowej sprawiedliwości, czyli tej, 105 która skłania wolę naszą do stałego oddawania drugim tego, co się im ściśle należy. Sprawiedliwość ma siedzibę w woli, i głównym jej zadaniem jest regulowanie stosunków z bliźnimi, chociaż obejmuje ona zarazem nasz stosunek do Boga (cnota religii) jak i do siebie samych. Głównym przedmiotem sprawiedliwości jest bliźni i pod tym względem podobna jest do miłości bliźniego z tą tylko różnicą, że miłość teologiczna bliźniego każe nam upatrywać w nim brata naszego w Jezusie Chrystusie i skłania do oddawania mu usług, których nie wymaga ścisła sprawiedliwość. Sprawiedliwość tak daleko nie idzie; ona szanuje tylko przysługujące każdemu prawa, roztacza opiekę nad prawami maluczkich i pokornych, hamuje wyzysk i niesprawiedliwe zakusy silnych i w ten sposób wprowadza ład do społeczeństwa. Dzięki sprawiedliwości w interesach panuje uczciwość, a tam, gdzie jej nie ma, powstaje anarchia, walka interesów, ucisk słabych przez silnych i triumf wszelkiego zła. Rozróżniamy sprawiedliwość prawną, zamienną i rozdzielczą. Pierwsza obowiązuje nas do uznania wielkich dobrodziejstw, otrzymywanych od społeczeństwa przez ponoszenie sprawiedliwych ciężarów, które ono na nas nakłada, i przez oddawanie tych usług, których ono od nas wymaga. Ponieważ dobro ogółu ważniejsze jest od dobra jednostek, są wypadki, kiedy obywatele powinni oddać cząstkę swych dóbr lub osobistej swobody, a nawet swe życie narazić np. w obronie Ojczyzny. Sprawiedliwość rozdzielcza jest to stała wola przełożonego rozdzielania wspólnego dobra i ciężarów na podwładnych według ich godności i zasług, oraz wymierzać nagrody i kary. Przełożony nie winien kierować się lekkomyślnością i chęcią okazywania komuś szczególnych względów, lecz powinien stosować się do zasługi i zdolności poszczególnych podwładnych licząc się przy tym z zasadami słuszności. Wszystkim należy się opieka i pomoc w takim stopniu, aby prawa i istotne potrzeby każdego obywatela znalazły należną im obronę; protegowanie jednych i prześladowanie drugich — są to nadużycia sprzeciwiające się sprawiedliwości rozdzielczej. Sprawiedliwość zamienna jest to stała wola osoby prywatnej oddawania drugiej osobie prywatnej tego, co się jej słusznie należy. Ma ona zastosowanie najczęściej przy sprzedaży i kupnie, ale rozciąga się i na inne stosunki np. pracy i płacy, dziedzictwa, prawdomówności itp. Jest to sprawiedliwość w najściślejszym tego słowa znaczeniu i naruszenie jej pociąga za sobą ścisły obowiązek wynagrodzenia poszkodowanemu, czyli obowiązek restytucji. Słusznie zaznacza święty Tomasz, że ta sprawiedliwość ma miejsce nie tylko przy sprzedaży i kupnie, lecz obejmuje wszystkie sześć ostatnich przykazań Dekalogu. 106 Przede wszystkim trzeba szanować prawa własności w dobrach doczesnych, które narusza się przez kradzież, oszustwo, zaciąganie długów bez możności oddania, psucie lub niszczenie pożyczonych rzeczy, nieoddawanie znalezionych rzeczy itp. Niemniej konieczną rzeczą jest poszanowanie dobrej sławy i czci bliźniego, a więc należy unikać lekkomyślnych sądów o bliźnich, powstrzymywać się od obmowy, a tym bardziej od oszczerstwa, plotek, kłamstwa itp. Jeśli wyrządziło się komuś dobrowolnie szkodę na majątku lub sławie, wynagrodzenie jest obowiązkiem sprawiedliwości ścisłej. Zapewne nie łatwa to sprawa, szczególnie odwoływać oszczerstwa. Ale trudność nie jest powodem, byśmy nie mieli popełnionej niesprawiedliwości naprawiać. Przeciwnie, im większa była krzywda, tym z większą energią i stałością winniśmy starać się ją naprawić. 2. Opisana cnota sprawiedliwości jest przyrodzona każdemu człowiekowi, ale o ileż znakomitsza jest sprawiedliwość chrześcijańska, która jest uczestnictwem w sprawiedliwości samego Boga. Duch Święty przez dar umiejętności podnosi ją do porządku nadprzyrodzonego i nadaje jej czynom wartość zasługi na żywot wieczny. Pod wpływem tego daru sprawiedliwość przenika do głębi duszy człowieka i staje się niewzruszona i niepodlegająca żadnemu przekupstwu. Budzi się w duszy nie tylko wstręt dla wszelkich uczynków niesprawiedliwych, ale nawet dla najmniejszych uchybień przeciwko sprawiedliwości. Przedmiotem tego daru jest dziedzina życia praktycznego i odsłania on nam przyrodzoną piękność i wzniosłość cnót, szczególnie cnoty sprawiedliwości, uczy poznawać wartość życia, wartość dóbr doczesnych oraz sprawiedliwego ich użycia. Światłość tego daru doskonali w nas znajomość samych siebie, bliźnich naszych i ułatwia życie z nimi według zasad szlachetności naszej natury. Dzięki temu światłu wnikamy w zamiary Boże względem poszczególnych ludzi i całych narodów, a w dopuszczeniach Bożych poznajemy wzniosłe cele nieskończonego miłosierdzia Bożego. Dar ten wskazuje na wzajemny związek zdarzeń pozornie przypadkowych, a w rzeczywistości planowo kierowanych najmiłosierniejszą Opatrznością ku odwiecznym celom. Z tym łączy się osobliwsze wnikanie w mechanizm budowy świata, w jego jednolitość i celowość, w dzieje Kościoła i całej ludzkości. Słowem w zakres tego daru wchodzi każda wiedza, odnosząca się do natury stworzonej, a przede wszystkim do natury rozumnej, o ile udzielona nam została przez szczególne światło Ducha Świętego. Dar umiejętności wprowadza nas coraz głębiej w tajemnice wiary, wskazuje na zgodność jej z porządkiem natury niższej, poucza, jak różne dziedziny prawdy wzajemnie się uzupełniają, tłumaczą i rozjaśniają, jak każdy stopień wyższy ma już zawiązek swój w niższym, jak niższy istnieje dla wyższego osiągając w nim swój cel i rozkwit, i jak świat cały łączy się w myśli 107 Bożej w jedną wspaniałą cudowną całość. Dzięki temu darowi najwnikliwszy badacz przyrody widzi zgodność rezultatów swych badań z nauką objawioną i zużytkowuje je ku pogłębieniu swojego życia wewnętrznego i zbudowaniu innych. W ten sposób dar ten udoskonala i podnosi do porządku nadprzyrodzonego nie tylko cnotę sprawiedliwości, ale wpływa dodatnio i na inne cnoty, szczególnie na cnotę nadziei budząc bezgraniczną ufność w nieskończone miłosierdzie Boże. Bez tego daru człowiek pogrąża się w sprawach ziemskich, przecenia i ubóstwia pomyślność doczesną, przeciwstawia wiedzę ludzką objawieniu, wynajdując między nimi pozorne sprzeczności, nie uznaje nieśmiertelności duszy, nie poznaje celów i zamiarów Bożych względem poszczególnych stworzeń, nie chce uznać pochodzenia człowieka od Boga ani podobieństwa jego ze Stwórcą, a tym bardziej nie uznaje przeznaczenia naszego do szczęśliwości wiecznej. *** Prośmy więc Ducha Świętego o dar umiejętności i rozwijajmy go w sobie przez gorącą modlitwę w tym przeświadczeniu, że on jest kluczem, abyśmy mogli wejść do skarbnicy znajomości i miłości Boga i innych do tej skarbnicy wprowadzić. Będę patrzył zawsze na stworzenia okiem wiary widząc w nich odblask pierwszej Przyczyny, która raczyła udzielić im swych doskonałości. Będę odmawiał sobie rzeczy zbytecznych, a nawet niektórych mi potrzebnych, aby z tego uczynić ofiarę Stwórcy i wyprosić u jego miłosierdzia dar umiejętności. 33. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE BOJAŹNI BOŻEJ „Korzeniem mądrości jest bać się Pana, a gałązki jej są długowieczne” (Ekl. 1, 25). Bojaźń jest to wzruszenie na widok grożącego zła, wywołujące bladość oblicza, drżenie głosu, powstawanie włosów, nagłe osiwienie, zamieszanie umysłu, a czasami nawet i śmierć. Jest to bojaźń naturalna, moralnie obojętna, która staje się złą, jeżeli nakłania nas do przekroczenia przykazań Bożych. Jest też bojaźń nadprzyrodzona, której przedmiotem jest zło poznane przez wiarę. Takim złem jest grzech, jako wina i jako kara. Obawa grzechu jako kary 108 pochodzi z miłości własnej, a obawa grzechu jako winy i obrazy Boga pochodzi z miłości Boga, którego nie chcemy obrażać. Bojaźń grzechu jako kary wiecznej wykluczająca wszystkie inne pobudki jest bojaźnią niewolniczą, która do zbawienia nie doprowadzi. Jeżeli zaś łączy się ona z pobudkami szlachetniejszymi, mającymi związek z miłością Boga, wówczas nazywamy ją bojaźnią służebną. Nie jest ona wprawdzie najszlachetniejsza, ale wystarczająca do oderwania woli od grzechu i dlatego zbawienna. Najskuteczniejszą jest bojaźń grzechu jako winy obrażającej Boga, godnego nieskończonej miłości. Jest to bojaźń synowska, która w miarę swego rozwoju usuwa powoli bojaźń służebną i wystrzega się grzechu jedynie z miłości ku Bogu. „W miłości nie masz bojaźni, ale miłość doskonała wypłasza bojaźń, bo bojaźń powoduje utrapienie. A kto się lęka, nie jest doskonałym w miłości” (I Jan 4, 18). Taka bojaźń jest darem Ducha Świętego. 1. Można więc dar bojaźni określić jako dar skłaniający wolę naszą do synowskiej czci względem Boga, która rodzi się w nas przez poznanie naszej nicości i nieskończonej wielkości Boga. Dar ten doskonali cnotę obyczajową wstrzemięźliwości i inne, które wchodzą w jej zakres, jak abstynencję od napojów, czystość, pokorę itp. „Bojaźń — pisze św. Tomasz — pochodzi z ograniczoności stworzenia, albowiem jest ono nieskończenie niższe od Boga, a to pozostanie i w niebie” (2 – 2, q. 19, a. 11). Ten głęboki szacunek ujawnia się w bezpośrednim stosunku z Bogiem na modlitwie i czynnościach odnoszących się do jego służby. Przeciwieństwem tego daru jest pewna zarozumiałość i spoufalenie się, płynące z niedostatecznego zrozumienia swej nicości i nędzy. Dar bojaźni zawiera w sobie trzy główne akty: poczucie wielkości Boga, doskonałą skruchę i czujną troskliwość w unikaniu grzesznych okazji. Poczucie wielkości Boga budzi w nas wstręt największy do najlżejszych nawet grzechów, obrażających nieskończony Majestat. Zrozumieli to Święci, gdy sobie gorzko wyrzucali najmniejsze winy w przeświadczeniu, że nigdy nie zdołają zadośćuczynić za nie i należycie Boga przeprosić. Z poczuciem wielkości Boga łączy się doskonała skrucha za najmniejszą obrazę oraz szczere pragnienie, by naprawić ją przez nowe akty ofiary i miłości. Z takiej skruchy wypływa troska o unikanie okazji do grzechu, jak powiada natchniony autor: „Uciekaj przed grzechami jako przed wężem, bo jeśli się do nich zbliżysz, ukąszą cię” (Ekl. 21, 2). Gdziekolwiek jest święta bojaźń, tam jest głęboki wstręt do grzechu, a co za tym idzie — chęć natychmiastowego oczyszczenia się z niego, jeżeli sumienie jest niespokojne. Jak trędowaty przy pierwszym ujrzeniu poczynającego się trądu winien iść natychmiast do lekarza, tak ten, kto ma bojaźń Bożą, przy najmniejszej zauważonej zmazie grzechu ma się udać do lekarza duszy po oczyszczenie. Jeśli bowiem idąc w gościnę umywamy ręce, 109 gdy są brudne, jakże możemy stanąć przed Bogiem z brudnym sercem? Dar bojaźni kładzie straż nie tylko zmysłom, ale i sercu, albowiem istotna złość grzechu polega na ukrytej wewnątrz żądzy dobrowolnego popełnienia go. Tak pojęty dar bojaźni nie jest wzniosły jak inne, ale jest podstawą dla wszystkich innych darów i fundamentem życia wewnętrznego, jak powiada Pismo Św.: „Święte i straszne jest imię jego, początkiem mądrości jest bojaźń Pańska” (Ps. 110, 10). Nie należy tego zrozumieć, jakoby bojaźń była źródłem mądrości, lecz że jest ona tym, od czego się mądrość zaczyna, to jest od czci Bożej. Trudno wprost zrozumieć w jaki sposób inne dary mogłyby się znaleźć w duszy bez bojaźni synowskiej, albowiem lekceważenie Boga jest początkiem zapomnienia o nim i początkiem każdego grzechu, szczególnie grzechów przeciwnych cnocie wstrzemięźliwości, którą dar bojaźni udoskonala i podnosi do porządku nadprzyrodzonego. 2. Dar bojaźni strzeże nas od zbytniej poufałości z Bogiem. Pewne osoby często zapominają o wielkości Boga i nieskończonej odległości, jaka nas dzieli od niego. Stąd pochodzi niewłaściwa swoboda w zachowaniu się przed ołtarzem, przy modlitwie, która staje się nawet zgorszeniem dla otaczających. Wprawdzie Bóg zachęca nas do przyjaźni, lecz pierwszy ku niej krok należy do niego. My zaś zawsze mamy pamiętać o przestrodze Apostoła: „Ze drżeniem i bojaźnią o zbawienie wasze się troszczcie” (Fil. 2, 12). Dar ten potrzebny jest przełożonym, by w stosunku do podwładnych unikali pogardliwego i dumnego sposobu zachowania się. Bóg jest Ojcem zarówno przełożonych jak i podwładnych. Przeto z szacunku dla Ojca dzieci mają wzajemnie się szanować, niezależnie od tego czy kto jest podwładnym czy przełożonym. Przełożony winien wykonywać swą władzę w sposób skromny pamiętając, że władzę dzierży od Boga. W ten sposób dar bojaźni wpływa na cnotę pokory, która również jest fundamentem doskonałości. Jest on nadto doskonałym lekarstwem na oziębłość, na lenistwo i ociężałość, jak mówi Psalmista: „Jakże wielkie mnóstwo słodkości twej, Panie, którąś zachował dla bojących się ciebie” (Ps. 30, 20). Z darem bojaźni wstępuje do serca zaparcie się siebie, cierpliwość i umiłowanie krzyża, a nadto błogosławieństwo pokoju, wesele i pociecha, jak mówi Pismo Św.: „Bojaźń Pańska jest koroną mądrości, daje w pełni pokój i owoc zbawienny” (Ekl. 1, 22). Ta radość płynie ze świadomości, że oddajemy Bogu to, cośmy Mu winni, i że stosunek nasz do Niego jest taki, jaki być powinien. Wreszcie bojaźń wprowadza do duszy naszej ufność w nieskończone miłosierdzie Boże. Jeżeli bowiem Bóg jest tak wielki, a zarazem tak dobry, że się zniża do nas, przebywa wśród nas, interesuje się każdym z nas i pragnie naszego szczęścia, jakże mu nie ufać i nie okazywać wdzięczności za tak wielkie miłosierdzie! Im bliżej go poznajemy, im ściślejsze z nim nawiązujemy 110 stosunki, tym więcej będziemy go czcić i ufać, że nas nie opuści, choć czasami i doświadczy. Z powyższego wynika, że dar bojaźni przede wszystkim potrzebny jest w naszych czasach. Jesteśmy bowiem skłonni do traktowania Boga na równi z nami, a często mniemamy, że tylko światu należą się względy, a nie Bogu. Tymczasem Święci myśleli i postępowali zupełnie inaczej. Niektórzy z nich (św. Małgorzata) tak byli przejęci poczuciem obecności Boga, że nawet zwykłe prace wykonywali na kolanach. A jak Pan Jezus był przejęty bojaźnią Ojca, możemy wnioskować ze słów Apostoła: „On też za życia swego w ciele słał modlitwy i błagania z wołaniem wielkim i łzami do tego, który mocen był wybawić go od śmierci” (Żyd. 5, 7). Szczególnie dar ten potrzebny jest tym, którzy mają obowiązek często się modlić, jak kapłani i zakonnicy, zobowiązani do codziennych modlitw publicznych. Bez tego daru grozi im niebezpieczeństwo popełniania wielu błędów i niewłaściwego zachowania się wobec Boga na modlitwie. *** Będę często rozmyślał o nieskończonej wielkości Bożej i jego Miłosierdziu wołając z Psalmistą: „Ciało moje drży przed tobą, boję się sądów twoich” (Ps. 118, 120). Będę również uprzytamniał sobie wielką obmierzłość najmniejszego nawet grzechu, jako obrazę nieskończonego majestatu Bożego. A przy rachunku sumienia będę się więcej troszczył o skruchę doskonałą niż o drobiazgowe wyszukiwanie swoich przewinień, łącząc się w duchu z pokutującym Chrystusem. „Ofiarą dla Boga duch skruszony, sercem skruszonym i uniżonym, Boże, nie wzgardzisz” (Ps. 50, 19). 34. MIŁOSIERDZIE BOŻE W OWOCACH DUCHA ŚWIĘTEGO „Błogosławiony mąż… będzie jako drzewo które swój owoc da czasu swego” (Ps. 1. 3). Psalmista przyrównuje człowieka sprawiedliwego do posadzonego nad strumieniem drzewa, w którym pniem i sokami jest łaska poświęcająca, konarami są cnoty wlane i dary Ducha Świętego, rosą, światłem i ciepłem są łaski uczynkowe, a owocami uczynki zbawienne. Istotnie, łaski, cnoty i dary są 111 to tylko dyspozycje i warunki do życia, które polega na ruchu i czynie. Dopiero wprawienie w ruch tych dyspozycji może wydać czyn zbawienny. Czyny zbawienne mogą być czworakiego rodzaju: przygotowawcze, których Bóg żąda, abyśmy do stanu łaski dojść mogli, — zachowawcze, które polegają na bronieniu się od zewnętrznych i wewnętrznych nieprzyjaciół, — zasługujące przez spełnianie przykazań i obowiązków swojego stanu, oraz pomnażające „wieniec sprawiedliwości, który mi wręczy Pan” (II Tym. 4, 8). We wszystkich tych uczynkach główny udział bierze, jak już powiedzieliśmy, — Duch Święty, ale człowiek musi z Nim współdziałać, jak powiada Apostoł: „Według Ducha postępujcie… a owocem Ducha jest miłość, wesele, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wspaniałomyślność, łaskawość, wierność, skromność, wstrzemięźliwość, czystość” (Gal. 5, 16 i 22). 1. Owoce Ducha Świętego są to akty cnót doprowadzone do pewnej doskonałości i napełniające duszę świętą radością, Są to więc miłe Bogu uczynki, które w nas i przez nas bywają spełniane z pomocą Ducha Świętego i obejmują prawie całe życie chrześcijańskie. Różnią się one od cnót i darów, jak akt różni się od władzy. Atoli nie wszystkie akty cnót zasługują na miano owoców, a tylko te, którym przy spełnianiu towarzyszy pewna duchowa słodycz. Początkowe bowiem akty cnót wymagają nieraz wielkich wysiłków i towarzyszy im pewnego rodzaju cierpkość, jaką mają niedojrzałe owoce. Z czasem nabieramy wprawy w wykonywaniu tych aktów, spełniamy je bez wysiłku i nawet odczuwamy pewne zadowolenie. Dopiero takie akty cnót nazywają się owocami. Dlaczego nazywamy te akty cnót owocami Ducha Świętego, jeżeli wykonujemy je sami? Dlatego, że głównym sprawcą tych uczynków jest Duch Święty. Łaska jego nie ogranicza jednak wolnej woli, która jest koniecznym warunkiem do uzyskania zasługi. Ale głównym sprawcą uczynku zasługującego jest Duch Św. On daje łaskę skuteczną, z którą człowiek winien tylko współdziałać, i gdybyśmy tej łaski nie mieli, żadnego uczynku zasługującego nie zdołalibyśmy wykonać, a tym bardziej takiego aktu cnoty, który by można było nazwać owocem. Atoli ten akt mimo spełnienia go pod wpływem łaski skutecznej, nie przestaje być czynem naszym spełnionym świadomie i dobrowolnie i dlatego jest czynem zasługującym. Akty tedy cnót jako owoce, słusznie nazywają się owocami Ducha Świętego. Przy każdym dobrym uczynku Bóg okazuje nam nadzwyczajne swe miłosierdzie dając właśnie tę łaskę, o której wie, że z nią współdziałać będziemy, a czyni to zupełnie bez interesownie i jedynie dla dobra naszego. Każda z tych łask skutecznych jest dla nas dobrem tak wielkim, że nigdy sami wysłużyć jej sobie nie możemy ani się nawet do niej przysposobić o własnych siłach, jak powiedział Pan Jezus: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jan 15, 5). Jeżeli każda łaska skuteczna jest tak wielkim dobrem, o ileż więcej jest nim 112 łaska wytrwania, która zawiera w sobie cały szereg łask skutecznych, które nas oświecają, nakłaniają ku dobremu i bronią w pokusach tak długo, aż śmierć położy kres zwycięski tej walce. Wytrwanie tedy, to łaska nad łaskami, to bezmiar miłosierdzia Bożego. 2. Św. Paweł wylicza dwanaście owoców Ducha Świętego, ale nie podawał całkowitego ich wykazu. Według św. Tomasza jest to liczba symboliczna i oznacza wszystkie akty cnót, w których dusza znajduje duchową pociechę (2 – 2, q. 70, a. 2). Z wyliczonych przez Apostoła dwunastu owoców trzy pierwsze wyrażają nasz stosunek do Boga: miłość, wesele i pokój. Miłość jest węzłem naszego połączenia z Bogiem, w którym upatrujemy najwyższą prawdę, dobro i piękno. Wesele czyli radość powstaje przy posiadaniu dobra najwyższego; radość jest skutkiem miłości zaspokojonej. Pokój wyraża zgodę z Bogiem, która jest skutkiem czystego sumienia, dzięki zachowaniu przykazań Bożych i współpracy z łaską Ducha Świętego. Następuje potem sześć owoców, wyrażających nasz stosunek z bliźnimi: cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wspaniałomyślność, łaskawość i wierność. Cierpliwość może być cnotą i owocem. Jako cnota polega na równodusznym i spokojnym znoszeniu różnych przykrości, a jako owoc jest przyjemnością, wypływającą z praktykowania tej cnoty. Uprzejmość jest to grzeczność, wynikająca z dobrotliwości serca względem bliźnich. Dobroć przysługuje tylko Bogu, a o dobroci ludzkiej mówimy przez pewne podobieństwo. Owoc dobroci polega na radości z praktykowania dobrych uczynków. Wspaniałomyślność jako owoc jest to przyjemność z życzliwego ustosunkowania się do otoczenia, z życzliwego traktowania braków i błędów bliźnich. Łaskawość jest to tłumienie w sobie ognia zapalczywości i tlejącej w sercu niechęci do bliźnich. Jako owoc oznacza zadowolenie z praktykowania łaskawości. Wierność jest to dotrzymywanie obietnic i prawdomówności — tak, by słowa ważyły tyle, co przysięga. Przyjemność z praktykowania tej cnoty jest jej owocem. Ostatnie trzy owoce, wymienione przez Apostoła, ujawniają nasz stosunek do nas samych, a są nimi: skromność, wstrzemięźliwość i czystość. Skromność jest to czujna i czuła względność dla bliźnich we wszystkim, co im się od nas należy. Powstrzymuje nas ona od natrętności i przekroczenia granic delikatności i szacunku, do których każdy ma prawo. W tym znaczeniu skromność wyraża stosunek nasz do bliźniego. Ale jest jeszcze inny rodzaj skromności, który polega na umiarkowanym używaniu rzeczy tego świata tak, że ścieśniamy siebie w użyciu tego, co jest dozwolone i godziwe, jak mówi Apostoł: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko pożyteczne. Wszystko mi wolno, ale ja się niczemu pod władzę nie poddam” (I Kor. 6, 12). Radość z praktykowania tego drugiego rodzaju skromności jest owocem Ducha Świętego, wynikającym z naszego stosunku do siebie samych. Podobnie wstrzemięźliwość, polegająca na poskromieniu namiętności, i czystość, 113 połączona ze strażą nad zmysłami, praktykowane stale — wywołują zadowolenie, które jest owocem Ducha Świętego. Każda dusza, pozostająca w łasce uświęcającej, ma w sobie płodność duchową, chociaż nie w każdej te wszystkie owoce rodzą się w jednakowej obfitości i zupełności. Tylko życie Pana Jezusa od początku aż do końca obfitowało we wszystkie owoce Ducha Świętego w najwyższym stopniu, jak również życie Najświętszej jego Matki. „Przeszedł, czyniąc dobrze” (Dz. 10, 38), mówi Pismo Święte o Chrystusie wyrażając przez to, że wszystkim ludziom niósł on zawsze serce pełne miłości. Owoce Ducha świętego sprowadzane są przez uczynki miłosierdzia, jak tego dowodem jest życie Świętych Pańskich. Co czynili święci, to i każdy z nas wedle miary sił swoich czynić powinien, a zbierać będzie obficie owoce Ducha Świętego. W kim zaś są już te owoce, w tym rośnie coraz większa łatwość w ich pomnażaniu. Ktokolwiek żyje w miłości Boga i bliźniego, w tego sercu rodzi się pewna łatwość ku czynieniu tego wszystkiego i nabycia wszystkich tych przymiotów, które się w owych dwunastu owocach wyrażają. Przez praktykowanie stałe cnót i pielęgnowanie darów Ducha Świętego dochodzimy do otrzymania tych owoców. *** Duchu święty, który obrałeś duszę moją za przedmiot oddziaływania swojego! Jakże nędzny jest to przedmiot i do jak wielkiego celu go powołujesz! Trudniej wichrowi zerwać liść z gałęzi niż wichrowi pokusy strącić z drogi cnoty człowieka. Trudniej trzcinie zgiąć się przed huraganem niż woli ludzkiej przechylić się pod burzą utrapień. Nie tak prędko obłoki zmieniają kształt swój i miejsce, jak serca człowiecze pod wpływem czy to niedorzecznego smutku, czy też jeszcze niedorzeczniejszej radości! O Panie, kimże jest człowiek, a kimże ja jestem! Duchu miłości i miłosierdzia, w kim Ty ogień rozniecisz, ten staje się natychmiast płomieniem! Tchnąłeś na Szawła, a stał się on Pawłem — Apostołem narodów. Biegnie on już szybko, pnie się na szczyty uświęcenia i cierpienia dla imienia Chrystusa i sam spieszy na spotkanie swych wrogów. W zapale stopa jego nie czuje znużenia, a bojaźń i zniechęcenie są nieznane dla jego uczuć! Przyjdź, Duchu miłosierdzia, a moc z góry stanie się i moim udziałem: będę i ja uczestnikiem słodkich twoich owoców! 114 35. MIŁOSIERDZIE BOŻE W BŁOGOSŁAWIEŃSTWACH „Błogosławieni…, albowiem ich jest królestwo niebieskie” (Mat. 5, 3). Owoce Ducha Świętego są aktami cnót wlanych i ujawniają się bardziej w czynnym działaniu. Lecz nie na samym tylko czynnym działaniu polega prawdziwa doskonałość. Pan Jezus był doskonały zawsze, ale nigdy i nigdzie nie ujawnił tak jasno doskonałości swojej jak w czasie męki, a przede wszystkim w trzygodzinnym konaniu swoim na krzyżu. Tam była ukrzyżowana wola jego, a Serce i umysł złączone były najściślej z Ojcem tą ostateczną i najwyższą więzią, jaką jest ofiara z siebie samego w najstraszniejszych cierpieniach fizycznych i moralnych aż do chwili śmierci. Tu ujawniła się jego najwyższa doskonałość nie w działaniu, ale w biernym cierpieniu. Ta doskonałość bierna jest wyższa od czynnej i ukazuje się w błogosławieństwach. 1. Co to są błogosławieństwa? Błogosławieństwa są to akty, które wypływają nie z cnót jak owoce, lecz zdają się wypływać raczej z darów. Można je nazwać owocami, ale całkowicie dojrzałymi, stanowiącymi przedsmak błogosławionej wieczności. Jest to już ostateczne uwieńczenie dzieła Bożego w człowieku, całkowite poddanie woli jego, woli Bożej, najdoskonalsze zjednoczenie stworzenia ze Stwórcą, Odkupicielem i Uświęcicielem, jest to — jeśli tak powiedzieć można — przebóstwienie duszy. Błogosławieństwa tedy są to pewne szczególniejsze skutki darów Ducha Świętego, zadatki szczęśliwości niebieskiej i jej początki w tym życiu. Na nich polega najwyższa doskonałość, jaką można osiągnąć w tym życiu, najbliższe podobieństwo do ideału doskonałości, jakim jest dla nas Jezus Chrystus. Dlatego też te akty nazywają się błogosławieństwami, ponieważ już w bojowaniu naszym w czasie tego życia czynią duszę błogosławioną; nie tylko usposabiają do wiecznej szczęśliwości, ale jakby dają przedsmak tej szczęśliwości, jaką Bóg przygotowuje dla wybranych po śmierci. Chrystus Pan w kazaniu na górze sprowadza je do ośmiu rodzajów czyli kształtów doskonałości, w których dusza czuje i smakuje słodkość wiecznej szczęśliwości. Są to: ubóstwo duchem, cichość, święty smutek, łaknienie i pragnienie Boga, miłosierdzie, czystość serca, czynienie pokoju między ludźmi i cierpliwość w prześladowaniu. Jest to wierny obraz Pana Jezusa od Betlejem aż 115 do Kalwarii. Doskonałość zaczyna się w żłóbku, a dosięga swego szczytu na krzyżu. Na całej tej drodze doskonałości poznajemy miłosierdzie Boże, któreśmy oglądali w owocach, a które tutaj występuje jeszcze potężniej i jeszcze skuteczniej. Błogosławieństwa te nie oznaczają szczęśliwości bezwzględnej i doskonałej: są to raczej środki, którymi dochodzimy do wiekuistej szczęśliwości, a środki niezmiernie skuteczne. Kto bowiem z radością żyje w ubóstwie, — kto naśladuje Chrystusa Pana w cichości, w czystości i w upokorzeniach największych, — kto umie panować nad sobą do tego stopnia, że modli się za nieprzyjaciół i miłuje krzyż, — ten naśladuje Pana Jezusa w sposób doskonały, szybko kroczy naprzód po drogach doskonałości i w biernym cierpieniu składa z siebie ofiarę, zaznając jednocześnie przedsmaku Królestwa Bożego w swej duszy. Gdy mówimy o kimś, że to człowiek cichy albo pokój czyniący, rozumiemy przez to, że w nim cichość lub miłość pokoju do takiego stopnia góruje, iż w tym jednym słowie wyraża się cały jego charakter, wybitna cecha i znamię: sprowadzające do duszy jego szczególniejszą słodkość. Jest to jakby ostatnie pociągnięcie pędzlem ręką wielkiego mistrza lub uderzenie dłutem, którymi Duch Święty z nieskończonego swego miłosierdzia kończy w nas i dopełnia dzieła i wolę swoją najwyższą — dzieło naszego udoskonalenia. Błogosławieństwa wprawdzie są to akty co do rodzaju swego takie, jakie spełniamy codziennie, ale różniące się stopniem tak wysokim i dojrzałym, że charakteryzują całą działalność danej osoby. 2. W podanym przez Pana Jezusa porządku błogosławieństw można widzieć trzy drogi życia wewnętrznego: oczyszczającą, oświecającą i jednoczącą. Trzy pierwsze błogosławieństwa przygotowują duszę do łaski na drodze oczyszczającej. Ponieważ początkiem wszelkiego grzechu jest pycha, przeto Chrystus zaczyna od zalecenia pokory wewnętrznej, ujawniającej się w ubóstwie ducha i zewnętrznej — w cichości: „Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest królestwo niebieskie. Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą Ziemię” (Mat. 5, 3 – 4). Człowiek wyobraża sobie, że jest kimś, że wiele posiada. Ale to jest złudzenie. Sam z siebie bowiem jest nędzą i próżnością. Królestwo Boże posiądzie się dopiero wtedy, gdy się wyzbędzie tych złudzeń a pozna siebie w prawdzie. Oceni wówczas własną małość, słabość i zacznie pokutować za grzechy: „Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni” (Mt. 5, 5). Płacz to jest żal za grzechy. Pokora, cichość i pokuta to początek świętości, ale nie dosyć na wyrzeczeniu się, trzeba koniecznie jeszcze miłości Boga i bliźniego, o której mówi następne czwarte błogosławieństwo: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” (Mt. 5, 6). 116 Sprawiedliwość polega na oddaniu każdemu, co się komu należy. Bogu należy się cześć i miłość. Dlatego dusze oczyszczone w pokucie pragną Bogu oddawać cześć i kochać go ponad wszystko. Bóg jest pokarmem duszy w Chrystusie, którego ciało i krew przyjmuje ona w Eucharystii. Sprawiedliwość wyraża również nasz stosunek do bliźnich, których prawa nie tylko mamy szanować, ale nadto kochać ich jak siebie samych, ujawniając tę miłość w uczynkach miłosiernych. Dlatego zaraz następuje błogosławieństwo piąte: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt. 5, 7). Miłosierdzie to sekret, to tajemny sposób, jak wejść w miłość Bożą. Według tego, jak my postępujemy z bliźnimi, tak z nami postąpi Pan Bóg: „Który nie czyni miłosierdzia, spotka (go) sąd bez miłosierdzia, a miłosierdzie przewyższa sąd” (Jak. 2, 13). Przez miłosierdzie miłość bliźniego wyda swoje owoce i w człowieku nastąpi wewnętrzna przemiana: oczyści się on z egoizmu, ze zmysłowości i dopiero wówczas zrozumie szóste błogosławieństwo: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt. 5, 8). Człowiek staje się tutaj już dzieckiem Bożym, ogląda Ojca w Jego dziełach stworzenia, w nauce objawionej, łączy się z tym Ojcem w miłości czynnej przez naśladowanie Jego doskonałości. Na nim spoczywa piętno wszystkich dzieł Bożych, jakimi są zgoda, jedność, harmonia i pokój. Pokój prawdziwie Boży, którego świat dać nie nie może. To jest ostatni szczebel błogosławieństw na drodze już jednoczącej: „Błogosławieni pokój czyniący, albowiem synami Bożymi będą nazwani” (Mat. 5, 9). Daj nam, Panie, takich synów Twoich, ześlij na nich Ducha Twego, a odnowisz oblicze ziemi! Te siedem błogosławieństw są aktami siedmiu darów Ducha Świętego i całkowicie im odpowiadają: ostatnie błogosławieństwo pokoju jest aktem daru mądrości udoskonalającej miłość i powiedzieć można — jego owocem. Szóste błogosławieństwo — czystości serca — odpowiada darowi rozumu, który udoskonala cnotę wiary. Piąte błogosławieństwo miłosierdzia odpowiada darowi rady, udoskonalającej roztropność. Czwarte — sprawiedliwości — odpowiada darowi umiejętności, która udoskonala sprawiedliwość. Trzecie — płaczu i żalu — jest aktem daru pobożności, udoskonalającej nadzieję. Drugie — cichości — odpowiada darowi męstwa, które się ujawnia w panowaniu nad sobą. Pierwsze wreszcie błogosławieństwo — ubóstwa w duchu — jest aktem daru bojaźni Bożej, która udoskonala cnotę obyczajową wstrzemięźliwości. Cóż za doskonała harmonia. Ósme błogosławieństwo: „Błogosławieni, którzy prześladowanie cierpią dla sprawiedliwości” (Mt. 5, 10) jest pewnym potwierdzeniem i uroczystym ogłoszeniem wszystkich poprzednich, o ile z ich powodu spotka nas cierpienie, które będzie przedsmakiem radości niebieskich: „Radujcie się, a weselcie, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiesiech” (Mt. 5, 12). 117 *** Duchu Święty, jedyny sprawco prawdziwej radości i pokoju, spłyń na wstrząśnięte dusze nasze, tchnij w nie nie tylko swą łaskę z cnotami, darami i owocami, lecz zanurz je w Twoich błogosławieństwach, których wprawdzie jesteśmy niegodni, ale się ich spodziewamy jedynie z miłosierdzia Twojego, bo cierpimy dla Chrystusa, a on zapewnił radość dla cierpiących. 36. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — MODLITWA „Zawsze należy się modlić i nie ustawać” (Łuk. 18, 1). Modlitwa jest to rozmowa duszy z Bogiem (św. Augustyn). Jest to więc akt życia duchowego, w którym biorą udział wszystkie władze duszy: rozum, iż myśli o Bogu i jego dziełach, — pamięć, iż przypomina sobie jego dobrodziejstwa, — wola, iż czyni odpowiednie postanowienia, — serce wreszcie, iż napełnia się uczuciami. U chrześcijan modlitwa jest aktem życia nadprzyrodzonego, w którym czynny udział bierze Duch Święty: „Także i Duch wspomaga niemoc naszą, gdyż nie wiemy należycie, o co się modlić mamy, ale sam Duch błaga za nami wzdychaniem niewysłowionym. A ten, który przenika serca, wie, o co prosi Duch: że według Boga przyczynia się za świętymi” (Rzym. 8, 26). On też daje modlitwie naszej siłę, polot i słodycz: „Napełniajcie się Duchem Świętym, wygłaszając psalmy, hymny i pieśni duchowe, nucąc i śpiewając w sercach waszych Panu” (Ef. 5, 19). Poznajmy tedy, jak modlitwa jest drogą do miłosierdzia Bożego i jaką rolę spełnia w niej Duch Święty. 1. Bóg w nieskończonym swym miłosierdziu przygotował każdemu z nas liczne łaski, cnoty wlane, dary, owoce i błogosławieństwa, ale do otrzymania ich potrzeba z naszej strony modlitwy, w której wyrażamy chęć otrzymania tych niezliczonych przejawów miłosierdzia Bożego. Wbrew naszej chęci, nawet Bóg nie udziela łask swoich. Skoro z serca naszego wyrwie się jęk, prośba, westchnienie i kieruje się ku Wszechmocnemu, wówczas bezzwłocznie wyciąga się ręka jego ku nam, dźwiga nas, wyrywa z toni, osłania i ratuje. Odwieczny plan naszego uszczęśliwienia rozwija się i dopełnia przez modlitwę. Dopóki się nie modlimy, nie padniemy na kolana i nie powiemy w najgłębszym poczuciu własnej nicości: „Okaż mi, Panie, miłosierdzie Twoje!” (Ps. 84, 8), Bóg zwykle 118 łask swych szczególniejszych nie udziela. miłosierdziem zachodzi wiekuiste przymierze. Między modlitwą tedy a Bóg pragnie udzielać nam z darów swoich bardzo hojnie, ale uzależnił swe łaski od naszej woli, której nie chce krępować, od naszej modlitwy, która jest jakby kluczem do jego miłosierdzia. Można je przyrównać do fontanny, tryskającej dla wszystkich zdrojami żywota, ale by z tej fontanny korzystać, trzeba do niej przybliżyć wiadro kornej i ufnej modlitwy. Rzucić się na kolana przed Bogiem, uchwycić swe serce i cisnąć do stóp Wszechmocnego, — oto rzetelne postępowanie z Bogiem, jako z pierwszą Rzeczywistością, od której wszystko zawisło w czasie i w wieczności. Dlatego Zbawiciel powiedział: „Zawsze należy się modlić i nie ustawać”. Po czym poznać można, że dusza jest umarła? — gdy się nie modli. Po czym poznać, że wraca do życia łaski? — kiedy zaczyna się modlić. Z dwóch łotrów na krzyżu jeden się modli i idzie do nieba, a drugi bluźni i ginie. Modlitwa jest konieczna dla wszystkich: grzeszników i sprawiedliwych. Bez modlitwy grzesznicy nie zerwą kajdan swych zastarzałych nałogów i nie otrzymają miłosierdzia Bożego. Bez modlitwy sprawiedliwi nie postąpią na drodze cnoty i nie utrzymają się długo na jej wyżynach, lecz padną niebawem zwyciężeni pokusą. Najistotniejszym prawem religii jest modlitwa, albowiem wówczas Bóg zstępuje do człowieka zachowując swą nieskończoność, a człowiek wznosi się do Boga zachowując swą nicość. Bóg pozostaje zawsze Panem na tronie, a człowiek pozostaje zawsze stworzeniem u stóp Jego tronu. Tam miejsce człowieka i tam, klęcząc, nabiera on dopiero prawdziwej wartości i radości, jak powiedział Zbawiciel: „Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna” (Jan 16, 24). Jaka powaga tchnie z tych słów Zbawiciela: „Aby radość wasza była pełna!” Jaki to bezmiar miłosierdzia swojego obiecuje tym, którzy się będą modlić. Nie tylko otrzymają to, o co proszą, ale jeszcze w tym życiu pełnia radości będzie ich udziałem. Tę obietnicę Pan Jezus potwierdza czynem. Przypomnijmy sobie niewiastę chananejską, która z takim natręctwem prosi Jezusa o uleczenie jej córki. Pan Jezus — zdaje się — nie słucha jej, nie odpowiada i idzie spokojnie dalej, ale ona wciąż się modli! Jezus jest rozbrojony i wytrwałością tej poganki jakby zwyciężony: „O niewiasto! Wielka jest wiara twoja; niechaj ci się stanie, jako chcesz. I uzdrowiona była córka jej onej godziny” (Mat. 15, 28). 2. Czy tylko się my sami modlimy? Czy tę czynność wykonujemy własnymi tylko siłami naturalnymi? „Duch wspomaga niemoc naszą… on błaga za nami wzdychaniem niewysłowionym” (Rzym 8, 26). Jeśli Duch Święty jest sprawcą naszego uświęcenia, w którym modlitwa tak ważną odgrywa rolę, to modlitwa ta musi w szczególniejszy sposób od niego zależeć: „Nikt nie może 119 wymówić „Pan Jezus”, jeno w Duchu Świętym” (I Kor. 12, 3). On przede wszystkim pociąga nas do modlitwy, zapobiegając pierwszej i najszkodliwszej ułomności naszej, jaką jest niechęć do modlitwy. On ukazuje nam jej wzniosłość, konieczność i potęgę, wlewając zarazem pewną tęsknotę za nią. Inaczej mówiąc, on daje ducha modlitwy, który jest jednym z najkonieczniejszych warunków jej skuteczności. Przyjmujmy takie natchnienie z wdzięcznością otwierając szeroko swe serce działaniu tego Pocieszyciela. Duch Święty sprawia nadto, że się dobrze modlimy. On przenika głębię serc naszych i wie najlepiej, czego nam po trzeba do zbawienia. On podsuwa nam to właśnie, o co mamy się modlić i co prowadzi nas do doskonałości. On uczy nas również dobrego sposobu modlitwy napełniając nas pobożnością, gorliwością, ufnością i wytrwałością. Wystarczy przypomnieć sobie krótko dary Ducha Świętego, aby zrozumieć, w jak ścisłym związku pozostają one z modlitwą. W niej te dary najlepiej się rozwijają i najskuteczniej ją wspierają i udoskonalają. Na doskonałość modlitwy, wpływają szczególnie dary mądrości, rozumu, pobożności i bojaźni Bożej, które w niej się potęgują i pielęgnują. On bowiem jest Duchem Ojca i Syna, Duchem miłości, Duchem dziecięctwa Bożego i wszelkich świętych pragnień. Wreszcie Duch Święty ułatwia nam modlitwę przez rozmaitość sposobów modlenia się. Jego dziełem jest modlitwa ustna i myślna, prywatna i publiczna, a przede wszystkim nabożeństwa kościelne, które przybierają przeróżne formy. Rok kościelny, ileż to on zawiera w sobie bogactwa w cudowności form, dostosowanych do tajemnic, których pamiątkę obchodzimy. Wspaniały dramat rozgrywający się w Wielkim Tygodniu, kończy się triumfalnym zwycięstwem zmartwychwstałego Chrystusa i wylewem nieskończonego miłosierdzia Bożego, przede wszystkim w sakramentach chrztu i pokuty, jakich pamiątkę obchodzimy w Niedzielę Przewodnią. Potem Zielone Świątki z uprzytomnieniem działalności Ducha Świętego po wszystkie czasy. Następnie inne liczne święta Pana Jezusa, Matki Boskiej i niektórych Świętych są niby preludium do tych głównych uroczystości, pełnych uroku wyrazu i rozmaitości. Wszystko to jest dziełem Ducha Świętego, który przez rozmaitość form czyni modlitwę naszą miłą i pociągającą. Oto jak ścisła jest łączność Ducha Świętego z modlitwą, która jest drogą do miłosierdzia Bożego, a zarazem i sama w skuteczności swojej — dziełem tegoż miłosierdzia. Mamy przeto dziękować mu, że dał nam tak ważny środek do otrzymania łask i jednocześnie wspiera nas przy korzystaniu z tego środka. „Nie mówię wam, że ja będę prosił Ojca za wami, sam bowiem Ojciec miłuje was, byście wy mnie umiłowali i uwierzyliście, że od Boga wyszedłem” (Jan 16, 26 – 27). Ta miłość w nas jest dziełem Ducha Świętego, a głosu Ducha swego Ojciec nie może nie słyszeć. Bez modlitwy bylibyśmy podobni do ziemi bez światła i bez deszczu, a bez daru Ducha Świętego nasza modlitwa byłaby 120 wołaniem bez echa, bez żadnego skutku. Przeto dziękujmy za ten dar i prośmy o niego przed każdą modlitwą. *** Błogosławiony, kto się wznosi na skrzydłach modlitwy, bo dosięgnie on łona Ojca swojego. Dusza jego wyzwoli się z więzów tej ziemi i odzyska swobodę synów Bożych. Nie będzie on czuł ciężaru swych namiętności, które wciąż nakłaniają go do upadku. Otrzyma on skrzydła ogniste miłości, która go uniesie do niebian i połączy głos jego z chórami duchów niebieskich. Duchu Święty, udziel mi daru modlitwy, niech się wzniosę za Twym natchnieniem ponad ten padoł płaczu, niech zapomnę o tym smutnym wygnaniu, a przebywam na modlitwie wyłącznie w twej obecności! 37. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — PRZEDMIOT MODLITWY „Bracia, módlcie się za nas” (I Tess. 5, 25). Modlitwa ma podwójny cel — Boga i duszę. Bogu w modlitwie składamy hołd i dziękczynienie, a dla człowieka wypraszamy przebaczenie i łaski. Z punktu widzenia dwojakiego celu rozróżniamy i podwójny przedmiot modlitwy, z których pierwszy odnosi się do Boga, a drugi do ludzi. 1. Główną prawdę, którą nam Bóg objawił jest to, że wszystko stworzył dla chwały swojej: „Pan wszystko zdziałał dla samego siebie” (Przyp. 16, 4). Inaczej Bóg nie byłby Bogiem, gdyby się podporządkował innemu celowi. Stąd wynika, że chwała Boża jest głównym celem stworzenia i dlatego winna być głównym celem modlitwy. Prorok w zachwyceniu widzi Aniołów, wyśpiewujących świętość Boga, którego chwałę wypełnia niebo i ziemia: „Święty, Święty, Święty Pan, Bóg zastępów! pełna jest wszystka ziemia chwały jego” (Iz. 6, 3). Podobnie Jan Apostoł widzi wybranych, upadających przed tronem Boga i śpiewających: „Godzien jesteś, Panie Boże nasz, otrzymać chwałę i cześć i moc, boś ty stworzył wszystkie rzeczy: z woli twojej istniały i 121 stworzone były” (Obj. 4, 11). Sam Bóg wreszcie zaznacza: „Ja, Pan, to jest imię moje, chwały mojej nie dam innemu” (Iz. 42, 8). Każde dzieło sławi swego mistrza. O ileż bardziej człowiek winien sławić swego Stwórcę: „Jakże wielkie są dzieła twoje, Panie! Wszystko w mądrości uczynił” (Ps. 103, 24). Oto jest hymn nieskończony, który rozbrzmiewa ustawicznie w niebie. A gdy Słowo ciałem się stało, człowieczeństwo Pana Jezusa oddaje chwalę Bogu na modlitwie. W ostatnim zaś dniu życia swego streszcza Zbawiciel całe swe posłannictwo w tych słowach: „Jam ciebie wsławił na ziemi, dokonałem dzieła, któreś mi zlecił” (Jan 17, 4). Któż wypowie cześć, jaką miał Chrystus dla swego Ojca, spełniając w imieniu ludzkości wszystkie obowiązki uwielbienia, któreśmy spełniać powinni. Ale Chrystus nie odłączył się od mistycznego ciała swojego, przekazując Kościołowi obowiązek chwalenia Boga. Toteż każdy z jego członków, idąc za jego natchnieniem, winien na modlitwie składać przede wszystkim hołd i uwielbienie swojemu Stwórcy i Panu. Bóg jest nie tylko naszym najwyższym Panem, którego mamy wielbić, ale i najlepszym Dobroczyńcą — miłosiernym Ojcem, któremu zawdzięczamy wszystko, co mamy i czym jesteśmy, zarówno w porządku natury, jak i w porządku łaski. Dlatego obok uwielbienia mamy ścisły obowiązek dziękować Bogu za otrzymane łaski. Dziękczynienie tedy jest drugim przedmiotem naszych modlitw. Toteż Apostoł upomina wszystkich, by składali Bogu dziękczynienie za łaski: „Za wszystko składajcie dzięki, bo taka jest wola Boża w Chrystusie Jezusie względem was wszystkich” (I. Tes. 5, 18). Psalmista zaś nakłania do dziękczynienia w tych słowach: „Błogosław, duszo moja, Panu i nie zapominaj wszystkich dobrodziejstw jego! Który miłościwie odpuszcza wszystkie nieprawości twoje, który uzdrawia wszystkie choroby twoje; który odkupuje żywot twój od zatracenia, który cię koronuje miłosierdziem” (Ps. 102, 2 – 4). Dlatego Pan Jezus przed męką swoją: „Wziąwszy kielich, dzięki czynił” (Mat. 26, 27). Dlatego i Oblubienica jego nawołuje nas codziennie w Prefacji, żebyśmy dziękowali Bogu za wszystkie jego dobrodziejstwa: „Prawdziwie godną i sprawiedliwą, słuszną i zbawienną jest rzeczą, abyśmy tobie zawsze i wszędzie dzięki składali”. Kościół podaje nam również wzniosłe hymny dziękczynienia: „Dzięki ci składamy z powodu wielkiej chwały twojej” (Gloria). Każdy tedy chrześcijanin ma ścisły obowiązek dziękować Bogu na modlitwie za powołanie do wiary, za natchnienia, cierpienia, za dobre uczynki, za pomoce przy ich spełnianiu, za wszystkie dobrodziejstwa przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, za siebie i za innych, którzy o obowiązku wdzięczności zapominają. „Chodźcie, słuchajcie wszyscy, którzy się Boga boicie, a opowiem, jak wielkie rzeczy uczynił duszy mojej” (Ps. 65, 16). 122 2. Przedmiotem modlitwy dla nas samych będzie prośba o przebaczenie i o łaski. Zbyt często obrażamy Pana Boga, a nawet samych darów jego nadużywamy do grzechu. Jest to wielka niesprawiedliwość, domagająca się naprawy tak doskonałej, do jakiej tylko jesteśmy zdolni. Nikt jednak z ludzi nie jest zdolny sam należycie Boga przeprosić. Obrażony bowiem nieskończony Majestat wymaga nieskończonego zadośćuczynienia, jakiego dokonał Pan Jezus. Ale z naszej strony winno być pokorne przyznanie się do winy, szczera skrucha i mężne przyjęcie doświadczeń, jakie spodoba się Bogu na nas zesłać, dodając do tego ofiarę z siebie samych, w duchu pokuty za grzechy, w zjednoczeniu z żertwą kalwaryjską. „Grzeszników Bóg nie wysłuchuje” (Jan 9, 31). Dlatego przed każdą modlitwą winniśmy wzbudzić szczerą skruchę za grzechy, bo nie wiemy, czy one na pewno są odpuszczone. Zasadniczą przeszkodą do zjednoczenia z Bogiem na modlitwie jest grzech ciężki, przez który dusza całkowicie od wraca się od Boga. Ten stan odwrócenia usuwa tylko sakrament pokuty i żal doskonały z zamiarem spowiedzi. Atoli pozostaje jeszcze kara za odpuszczone grzechy, jakie popełniliśmy czy to po spowiedzi czy po akcie żalu doskonałego i nowe grzechy powszednie. Akt miłości na modlitwie wystarczy do zgładzenia grzechów powszednich, bylebyśmy nie mieli do nich przywiązania. Ten ostatni warunek jest niezmiernej doniosłości, albowiem decyduje zarówno o odpuszczeniu win powszednich, jak i o dostąpieniu odpustu oraz o postępie w doskonałości. Tymczasem jakże wiele dusz popełnia grzechy powszednie rozmyślnie, czyli z przywiązania do nich i dlatego uniemożliwia sobie postęp, odpuszczenie win powszednich poza spowiedzią i zyskiwanie odpustów. Dla uniknięcia tego stanu trzeba się ćwiczyć na modlitwie w doskonałym skruszeniu serca, co ważnym jest szczególnie dla dusz dążących do wyższej doskonałości. Wreszcie na modlitwie mamy prosić Boga o nowe łaski, co jest czwartym zasadniczym przedmiotem modlitwy. Podstawą tej prośby jest nieskończone miłosierdzie Boże i naglące nasze potrzeby. „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a będzie wam otworzone” (Mat. 7, 7). Mamy więc pewność podobania się Bogu, gdy przedstawiamy mu nasze prośby. Zależymy od Boga we wszystkim zarówno w porządku natury, jak i tym bardziej w porządku łaski. Potrzebujemy światła w rzeczach wiary, — męstwa, by według niej postępować, — a przede wszystkim stałości i wytrwałości, by się nie załamać. Bóg wprawdzie przewidział wszystko i wie, czego potrzebujemy, ale daje wówczas, gdy wola nasza wkracza w plany Boże przez modlitwę. W ten sposób ustalamy drogi jego, nie zmieniając celu. Gdy się modlimy, Bóg wykonuje swój plan miłosierdziem, a gdy się nie modlimy, dokonuje go sprawiedliwością. Możemy i musimy prosić o miłosierdzie Boże nie tylko dla siebie, ale i dla innych ludzi, dla Kościoła, Ojczyzny, rodziny naszej itp. Modlitwa — to najskuteczniejsze apostolstwo. Bóg objawił pewnemu słynnemu mówcy, że 123 nawrócenia, jakich dokonał, nie były dziełem jego talentu wymowy, lecz skutkiem modłów pewnej osoby, która w czasie jego kazań odmawiała „Zdrowaśki” w celu uproszenia łaski dla słuchaczy. Jeżeli chodzi o szczegółowy przedmiot naszych próśb dla nas lub bliźnich, szczególnie w sprawach doczesnych, winniśmy pamiętać o przestrodze Apostoła: „Duch wspomaga niemoc naszą, gdyż nie wiemy należycie, o co się modlić mamy, ale sam Duch błaga za nami wzdychaniem niewysłowionym” (Rzym. 8, 26). Często prosimy o to co się zgadza z wolą Bożą i co może być dla nas rzeczą szkodliwą. Dlatego mamy zaufać miłosierdziu Bożemu, a prosząc o różne dobrodziejstwa, zawsze zgadzać się z wolą Bożą, która jest samym miłosierdziem. *** Jakaż to lekkomyślność i powierzchowność w traktowaniu własnego życia! Stać u źródła ożywiającego napoju, a przez lenistwo nie nachylić się, aby go zaczerpnąć! Patrzeć, jak tyle osób przez modlitwę uszlachetnia swe serce i zjednywa sobie obfite łaski doczesne i wieczne, a zarazem samemu stronić od modlitwy. Będę się tedy modlił chętniej i gorliwiej w przeświadczeniu — że to jest najistotniejszy mój obowiązek wielbić i dziękować Bogu za dary oraz przepraszać za grzechy i zadośćczynić za nie, — że modlitwa podnosi duszę ku niebu i łączy ją Bogiem, — że jest to wóz ognisty, na którym Eliasz został wzniesiony do nieba, — że modlitwa jest drabiną Jakuba, po której zbliżamy się do Stwórcy i po której spływają na nas obfite łaski nieskończonego miłosierdzia Bożego. 38. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — CECHY MODLITWY „Prosicie, a nie otrzymujecie, bo źle prosicie” (Jak. 4, 3). Świat duchowy podobnie jak i fizyczny ma swoje prawa, które musimy poznać i do nich w życiu duchowym się stosować. Modlitwa, szczególnie myślna, jako czynność władz duszy, ma również swoje prawa do zachowania, od których zależy jej skuteczność. Jak już powiedzieliśmy, w modlitwie bierze czynny udział Duch Święty, przeto przy modleniu się oprócz praw rządzących 124 każdą czynnością duszy, trzeba stosować się do zleceń nadprzyrodzonych, wskazanych nam przez Chrystusa Pana. 1. Modlitwa jako akt duchowy człowieka winna być odprawiona przy udziale wszystkich władz duszy, a więc rozumu, woli i serca. „Gdzie dwaj albo trzej są zgromadzeni w imię moje, tam ja jestem” (Mat. 18, 20). Cóż innego znaczą i dwaj albo trzej, pyta św. Ambroży, jeżeli nie myśl wolę i serce. Gdy bowiem dusza zgromadza swe władze w świątyni serca, a ciało poddaje swe zmysły pod władzę duszy, wówczas zbliża się Duch Święty i jednoczy się z nami w ciszy i spokoju. Dlatego pierwszym naturalnym warunkiem modlitwy jest uwaga w ciszy i skupieniu. Modlitwa nieuważna, z dobrowolnym roztargnieniem, jest wzgardą dla Boga i szkodą dla nas. Gdy więc świadomie odwracamy uwagę od modlitwy, a skierowujemy ją do innego przedmiotu albo nie usuwamy przyczyny roztargnienia, po modlitwie odchodzimy z próżnymi rękami i ściągamy na siebie winę. „Modlitwa korzącego się przeniknie obłoki” (Ekl. 35, 21). Oto druga naturalna cecha dobrej modlitwy — pokora. Na tę cechę Pan Jezu zwraca szczególniejszą uwagę, gdy w przypowieści o modlitwie faryzeusza i celnika zaznacza: „Ten odszedł do domu swego bardziej usprawiedliwiony niźli tamten. Albowiem każdy, kto się wywyższa, będzie uniżony, a kto się uniża, wywyższony będzie” (Łuk. 18, 14). Cały gmach modlitwy opiera się na pokorze: im głębiej się dusza uniży, tym wyżej ją Bóg podniesie. — „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu” (Łuk. 18, 13), mówił celnik żałując za grzechy swoje. I oto trzecia cecha naturalna dobrej modlitwy — żal za grzechy. Wszyscy grzeszni jesteśmy i nie mamy pewności, czy grzechy są nam odpuszczone, dlatego zawsze na początku modlitwy wzbudźmy żal za winy, albowiem „grzeszników Bóg nie wysłuchuje” (Jan 9, 31). Czwartą cechą naturalną dobrej modlitwy jest odpowiednia postawa zewnętrzna. Ewangelista mówi o Panu Jezusie, że w Ogrójcu on „upadłszy na kolana, modlił się” (Ł. 22, 41), dał więc nam przykład, jaką postawę mamy zachować na rozmowie z Bogiem. Postawa bowiem zewnętrzna jest wyrazem wewnętrznego uposobienia i zarazem wpływa na nie. Kto nie może klęczeć, niech się modli stojąco lub siedząco, ale zawsze z należnym Bogu szacunkiem. Tymczasem dzisiaj ludzie nieraz z większą czcią rozmawiają ze sługą, niż z Bogiem, bo modląc się drzemią, poziewają, rozglądają się, a jeżeli to czynią świadomie i dobrowolnie, nie są bez winy. Piątą cechą naturalną modlitwy jest wytrwałość. „Zawsze należy się modlić i nie ustawać” (Łuk. 18, 1). Walka w tym życiu trwa bez końca, praca — bez wytchnienia, dlatego zawsze potrzebujemy pomocy łaski. Jak pisklę w gnieździe ustawicznym świergotaniem dopomina się pokarmu od matki, tak dusza ciągłą modlitwą winna prosić Boga o pokarm łaski (Iz. 38, 14). 125 Wytrwałości trzeba szczególnie wtedy, gdy nie zaraz bywamy wysłuchani. Czasami Bóg doświadcza naszej wytrwałości, czasami źle się modlimy, albo prosimy o rzecz niestosowną lub źle żyjemy. To są powody bezskuteczności próśb naszych. Nam może się zdawać, że Bóg nie słyszy, jak Pan Jezus, gdy zasnął w łodzi, albo że odwraca od nas gniewne oblicze, jak Zbawiciel od niewiasty chananejskiej. Mimo to zawsze bądźmy wytrwali, a nie doznamy zawodu. 2. Oprócz tych cech naturalnych modlitwa nasza winna się odznaczać cechami nadprzyrodzonymi. Przede wszystkim trzeba mieć mocną wiarę. Chrystus Pan uzdrawiając chorych, zawsze przypisywał ten skutek ich mocnej wierze. Spośród tłoczącej się koło Pana Jezusa rzeszy wyodrębniają się setnik, paralityk, ślepy z Jerycha i niewiasta chananejska — ci wszyscy w swą prośbę wkładają gorącą wiarę w Bóstwo Chrystusa. Na widok ich wiary płomiennej Pan Jezus mówi: „Wiara twoja ciebie uzdrowiła” Przypomnijmy sobie rzewną scenę schorzałej niewiasty. Tłumy zewsząd cisną na Mistrza, a on mówi: „Ktoś mię dotknął”. Wszyscy najbliżsi go dotykali, ale Pan Jezus odczuł dotknięcie z wiarą silną, która spowodowała uzdrowienie Otóż i na modlitwie winniśmy mocną wiarą dotknąć Zbawiciela, a ona okaże i nam Boską jego wszechmoc. Z wiary wypływa ufność, która jest drugim warunkiem nadprzyrodzonym skuteczności naszych modlitw. Prosząc trzeba mieć przeświadczenie o nieskończonym miłosierdziu Bożym, że Bóg może i chce nam dać to, o co prosimy, jeżeli to dla nas będzie rzeczą pożyteczną. Tej ufności żąda wyraźnie Pan Jezus, gdy mówi: „Wszystko o cokolwiek, modląc się, prosicie, — wierzcie, że otrzymacie, a stanie się wam” (Mrk 11, 24). Do tej ufności nawołuje Apostoł: „Zbliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali zmiłowanie i dostąpili łaski w pomocy na czasie” (Żyd. 4, 16). Ufność tedy jest duszą modlitwy, jest to konieczny warunek jej skuteczności. Tylko taka modlitwa przebija niebiosa i wraca stamtąd z błogosławieństwami, podczas gdy bojaźliwa nie wychodzi nawet z serca, jest oziębła i nie odnosi żadnego skutku. „Ten lud czci mię wargami swymi, ale serce jego daleko jest ode mnie” (Iz. 29, 13), uskarża się Bóg przez proroka, wskazując na trzeci konieczny warunek modlitwy nadprzyrodzonej, jakim jest miłość Boga. Nie polega on na tkliwości, lecz na gotowości woli wszystko czynić, czego Bóg od nas zażąda. Ta gotowość może być bez ochoty, a nawet czasami może się łączyć z niechęcią. Pociechy na modlitwie mogą być czasami darem, ale do istoty jej nie należą. Św. Teresa nigdy nie odważyła się prosić o pociechy na modlitwie sądząc, że wystarczy stać przed Bogiem i rozmawiać z nim bez żadnych pociech. „Jeśli o co prosić będziecie Ojca w imię moje, da wam” (Jan 16, 23). Oto czwarta cecha modlitwy nadprzyrodzonej, by modlić się w imię tego, „przez którego wszystko się stało” i od którego „wszelki dar dobry pochodzi”. On jest 126 Pośrednikiem naszym u Boga i za czasów swego życia ziemskiego modlił się za nami do Ojca. Teraz również tylko przez niego Ojciec przyjmuje nasze prośby. Gdy się łączymy z Chrystusem na modlitwie, nie my się sami modlimy, ale Pan Jezus za nami się wstawia i pokazuje Ojcu niebieskiemu rany swoje, które dla nas wycierpiał. Wówczas Bóg nie może nie wysłuchać próśb naszych. Modlić się w imię Jezusa to znaczy tak, jak się modlił Pan Jezus. On zaś, gdy się modlił w Ogrójcu, dodawał: „nie moja, ale twoja wola niech się stanie” (Łuk. 22, 42). Zgadzanie się z wolą Bożą —to jest piąta cecha modlitwy nadprzyrodzonej. Wszystkie dobra duszy naszej pragną woli Bożej, albowiem ta wola Boża — to jest miłosierdzie Boże, która pragnie dla nas tylko samego dobra. To też prośmy o szczere nawrócenie się do Boga, o wierność łasce, o pokorę, o miłość, cierpliwość, o dar modlitwy, umartwienia, pokoju i inne choćby największe łaski duchowe, bo one zgadzają się z wolą Bożą. Jeżeli chodzi o sprawy doczesne, jak zdrowie, majątek, powodzenie dla siebie i innych ludzi, można o nie prosić warunkowo, o ile one posłużą na chwałę Bożą i zbawienie nasze, albowiem sami nie wiemy, co dla nas jest rzeczą pożyteczniejszą, bogactwo czy ubóstwo, zdrowie czy choroba. Dlatego prosząc o te dary, dodawajmy zawsze: „Nie moja, ale twoja święta wola niech się stanie” Pamiętajmy również przy modlitwie i o tych słowach Pisma Św.: „Lepsza jest modlitwa z postem i jałmużna ze sprawiedliwością, aniżeli bogactwo z niegodziwością” (Tob. 12, 8). *** Moja tedy modlitwa winna być aktem ludzkim, a więc uważna, pokorna, połączona z żalem, w odpowiedniej postawie i wytrwała, a jako czynność nadprzyrodzona ma być zanoszona z wiarą, ufnością i miłością oraz w imię Jezusa Chrystusa, i zgodna z wolą Bożą. Duchu Święty, spraw, bym przed modlitwą przygotował się na wolę Bożą, zapomniał o wszelkich troskach doczesnych, znalazł odpowiednie miejsce i w skupieniu rozmawiał z Tobą, — nie zniechęcał się oschłością, a zawsze z żywą wiarą, nadzieją, miłością gorącą i w imię Pana Jezusa modlił się o te rzeczy, które są zgodne z twoją świętą wolą. 127 39. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — MODLITWA USTNA I MYŚLNA „Jezus podniósłszy oczy ku niebu rzekł: Ojcze… wsław Syna twego” (Jan 17, 1). Pan Jezus modlił się słowami i myślą, jak również sam przyjmował oznaki hołdu i czci zewnętrznej przy wjeździe do Jerozolimy — i wewnętrznej, gdy Magdalena pilnie słuchała jego nauki. Stąd i modlitwa nasza winna być zewnętrzna i wewnętrzna: mamy się modlić ustami i myślą, jako że składamy się z ciała i duszy. 1. Modlitwa nazywa się ustną nie dlatego, jakoby w niej myśl nie brała udziału, ale dlatego, że się ustami wypowiada to, co duch myśli i czuje wówczas, gdy w myślnej sam duch tylko pracuje. Ustna modlitwa jest potrzebna i pożyteczna. Sam bowiem rozum wymaga, by człowiek wielbił Stwórcę nie tylko duchem, ale i ciałem, a więc by na modlitwie zachował odpowiednią postawę, schylał głowę, zginał kolana oraz wypowiadał słowa modlitwy. Tak modlił się Zbawiciel i nauczył nas modlitwy najmędrszej, najszczytniejszej i najskuteczniejszej, którą odmawiamy codziennie. Dlatego i Kościół przepisuje różne modlitwy, obdarzając je odpustami, by zachęcić wiernych do pilnego i częstego ich odmawiania. Modlitwa ustna jest nader pożyteczna, albowiem wywołuje w duszy odpowiednie usposobienie i pomaga je wznieść do Boga. Śpiewy Psalmów wyciskały łzy św. Augustynowi i przyczyniły się do jego nawrócenia. „Przetoż się uweseliło serce moje i rozradował się język mój, nadto i ciało moje w nadziei odpoczywać będzie” (Ps. 15, 9) Szczególnie gdy dusza jest rozerwana lub oschła, modlitwa ustna bardzo pomaga do skupienia myśli i rozgrzania serca, a to w ten sposób, że zwracamy uwagę na znaczenie słów, które wypowiadamy, wzbudzając przez to uczucia żywej wiary, ufności i miłości. Ten rodzaj modlitwy jest bardzo wskazany przy różańcu. Modlitwę ustną należy wypowiadać bez pośpiechu, najlepiej w postawie klęczącej (gdy rozmyślanie w siedzącej) i nie mówić za dużo modlitw ustnych, gdyż wówczas odmawia nie ich bywa często niedbałe. Zasadą Świętych jest: lepiej mniej, ale dobrze. Jak struna nie może być długo naprężona, tak i duch ludzki nie znosi dłuższego wytężenia, albowiem wówczas wyobraźnia 128 podstawia obrazy niezwiązane z modlitwą, serce ziębnie, a umysł się rozprasza. Szczególnie należy się wystrzegać bezdusznego recytowania pewnych formułek z pominięciem nabożeństwa wewnętrznego, a zachować trzeba spokój, jeżeli czasami wypadnie opuścić ulubione modlitwy. Najlepiej jest wybierać te modlitwy do ustnego odmawiania, które są obdarzone odpustami jak krótkie, ale bardzo treściwe akty strzeliste, np. „Okaż mi, Panie, miłosierdzie twoje!”, „Słodkie Serce Jezusa, bądź moją miłością”! Trzeba mówić do Boga prosto i szczerze jak dziecko. Można używać książki, najlepiej jednej, dobrej; pomaga ona do zebrania myśli i rozżarzenia ognia modlitwy. Lecz gdy dusza się skupi, niech mówi sama w słowach szczerych i prostych. Modlitwę ustną trzeba łączyć z rozmyślaniem, np. przy odmawianiu różańca, albowiem niepamięć na prawdy objawione jest głównym sidłem szatana i powodem różnych roztargnień. „Spustoszeniem spustoszona jest wszystka ziemia, bo nie masz, ktoby uważał w sercu” (Jer. 12, 11). Módlmy się więc myślą, by nie nastąpiły spustoszenia duszy, a odmawiając modlitwy ustne, nie zaniedbujmy rozważania prawd wiecznych, bez czego nie potrafimy wytrwać w łasce. 2. Modlitwa myślna jest istotą obcowania z Bogiem. Pan Jezus sam ustawicznie myślą chwalił Ojca niebieskiego i zalecił nam tak go chwalić: „Duchem jest Bóg, a ci, którzy go czczą, winni mu cześć oddawać w duchu i prawdzie” (Jan 4, 24). Modlitwę myślną można określić jako wzniesienie myśli do Boga dla oddania mu czci należnej i uproszenia rzeczy potrzebnych. Inaczej nazywa się ona rozmyślaniem. Rozmyślanie w takiej lub innej formie istniało od początku istnienia człowieka. Księgi Proroków i obyczajowe Starego Testamentu pełne są rozmyślań. Chrystus Pan odbywał długie rozmyślanie w Ogrodzie Oliwnym i na Kalwarii, a dzieła Ojców wyraźnie mówią o tego rodzaju modlitwie. Św. Tomasz bardzo zaleca rozmyślanie jako środek do poznania siebie i ćwiczenia się w miłości Bożej. W XV wieku ukazują się dzieła, traktujące o metodzie rozmyślania. Między innymi św. Ignacy Loyola (1566) wydaje „Ćwiczenia duchowe”, w których umieszcza kilka bardzo dokładnych metod tego rodzaju modlitwy. Rozmyślanie odrywa od grzechu i jego przyczyn, albowiem daje poznać złość grzechu i jego straszne skutki. Ono hartuje wolę naszą i leczy stopniowo z naszej gnuśności i niestałości, — prowadzi do wykonywania cnót chrześcijańskich, przygotowuje do zjednoczenia z Bogiem, a nawet do przekształcenia się w nim. Toteż rozmyślanie jest jednym z najpotrzebniejszych środków uświęcenia naszego, potrzebnym dla wszystkich chrześcijan, którzy chcą czynić postępy w doskonałości. Szczególnie jednak ćwiczenie to potrzebne jest kapłanom i zakonnikom, którym prawo kanoniczne nakazuje codziennie 129 oddawać się modlitwie myślnej, jako jednemu z najpotężniejszych środków do pielęgnowania życia wewnętrznego (C. 125, 22; c. 595). Odpowiednio do trzech stanów duszy na drodze oczyszczającej, oświecającej i jednoczącej, rozróżniamy trzy rodzaje modlitwy myślnej: rozmyślanie, modlitwę uczuć i kontemplację, która znowu może być nabyta i wlana. W rozmyślaniu rozpala się dusza ogniem miłości, doskonalą się cnoty, dlatego nazywamy to ćwiczenie najkrótszą drogą doskonałości. Dobrze jest odprawiać rozmyślanie według pewnych ustalonych metod. Przede wszystkim trzeba się należycie do niego przygotować, jak powiada Pismo Św.: „Przed modlitwą przygotuj duszę twoją, a nie bądź jako człowiek, który Boga kusi” (Ekl. 18, 23). Przygotowanie do rozmyślania może być dalsze i bliższe. Dalsze polega na zwalczaniu wady głównej, wystrzeganiu się dobrowolnego grzechu powszedniego i na oczyszczeniu się (najlepiej dnia poprzedniego) i obmyśleniu postanowienia jako owocu, który można z niego odnieść. Dobrze jest zająć się tą myślą przy udawaniu się na spoczynek i rano przy wstawaniu. Mając już rozmyślać trzeba obrać odpowiednie miejsce, zająć właściwą postawę zewnętrzną, uprzytomnić sobie obecność Boga, złożyć Mu należny hołd, wyznać swoją niegodność w żalu za grzechy i prosić Go o pomoc i światło. Rozpoczynając właściwe rozmyślanie trzeba nasamprzód w miarę możności utworzyć w wyobraźni swojej obraz odpowiedni zwany „uprzytomnieniem sobie miejsca”, a następnie prosić Ducha Świętego o łaskę szczególną, jaką chcemy otrzymać w tym rozmyślaniu. Samo rozmyślanie polega na ćwiczeniu pamięci, rozumu, woli i serca, a więc wszystkich władz duszy. Pamięć winna przypomnieć nam wszystko, co wiemy o danej prawdzie lub zdarzeniu: kto działa, mówi i czyni, gdzie, kiedy, wśród jakich okoliczności? Rozum rozważa, co jest w tej prawdzie godnego uwagi, jakie z niej wynikają dla nas powinności, jakie pobudki skłaniają nas do spełnienia tych powinności, jak je spełnialiśmy dotychczas i co mamy uczynić na przyszłość? Rozmyślać trzeba spokojnie, przechodząc od jednego pytania do drugiego, strzegąc się przeładowania duszy zbyt wielu myślami, które ziębią serce i rozpraszają umysł. Te rozważanie trzeba uważać tylko jako środek do rozbudzenia odpowiednich uczuć i postanowień. Zależnie od usposobienia duszy i przedmiotu rozmyślania uczucia mogą być rozmaite, jak uczucie wiary, ufności, miłości Boga, uwielbienia jego Majestatu, pokory, żalu, oddania się Panu itp. Czasem dusza jest rozproszona, niepodatna i trudno zapalić ją ogniem modlitwy. Trzeba wówczas cierpliwie przedstawiać sobie szereg różnych pobudek, np. jak to jest dla mnie łatwo, pożytecznie, przyjemnie, stosownie i koniecznie postąpić w ten właśnie sposób a nie inny — sprzeczny ze wskazaniem Boga. Można używać również odpowiedniej książki, by ułatwić sobie rozmyślanie. Czasem dusza od razu jest poruszona, co znaczy, że Bóg chce do niej mówić, i wówczas należy w skupieniu Go słuchać. Jednak uczuć nie trzeba zbyt rozpraszać, a 130 przeplatać je rozważaniem, bez którego owoc modlitwy byłby zbyt skąpy, bo nie poznalibyśmy dokładnie swych błędów i potrzeb. Z rozważań i uczuć winny wypływać postanowienia woli, bez których rozmyślanie byłoby tylko próżną grą myśli i uczuć. „Pożytek rozmyślania — mówi św. Teresa — nie polega na tym, że dusza o Bogu myśli, lecz na gorącej ku niemu miłości, której nabywa się postanowieniem, by dużo dla Boga cierpieć”. Postanowienia muszą być mocne, szczegółowe, nieliczne, i możliwe do praktycznego wykonania jeszcze w czasie najbliższym, np. dzisiaj. Postanowienie, choćby się stało później niepłodne, jest samo w sobie Bogu miłe. Jeżeli postanowień nie wykonamy, postępujmy jak kowal, który stygnące żelazo kładzie do ognia z powrotem. Włóżmy swą twardą wolę do ognia modlitwy, póki nie stanie się ona gorącą i giętką. Na końcu rozmyślania trzeba zebrać i spleść wszystkie nasze postanowienia jakby w wiązankę, upokorzyć się, podziękować Bogu za łaski i prosić o przebaczenie za błędy, wybrać jedno postanowienie, połączyć je z przedmiotem szczegółowego rachunku sumienia i polecić Najświętszej Pannie Maryj, wreszcie obrać sobie jakiś akt strzelisty, by go w ciągu dnia powtarzać, i zakończyć rozmyślanie gorącą rozmową z Bogiem. *** Łatwiej teoretycznie napisać o rozmyślaniu niż je poprawnie odprawić. Nie należy zawsze ściśle trzymać się jednej i tej samej metody; można wynaleźć swoją, ale nigdy rozmyślania nie zaniedbywać. Duchu miłości, przyjdź! Nie jest już słaby ten, w kim ty rozniecisz ogień! 40. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — MODLITWA UCZUĆ „Błogosławiony Bóg, który nie odrzucił modlitwy mojej i miłosierdzia swego ode mnie” (Ps. 65, 20). Modlitwa myślna może być wieloraka. Wartość jej nie zależy od tego, czy człowiek dużo myśli, ale od tego, czy i jak miłuje Boga. W miarę jak miłość ku Bogu wzrasta, a punkt ciężkości przenosi się z rozumu na wolę, modlitwa myślna staje coraz doskonalsza. Zależnie od wzrostu miłości, teologowie rozróżniają trzy główne stopnie modlitwy myślnej, stosownie do trzech dróg 131 doskonałości: rozmyślanie (na drodze oczyszczającej), modlitwę uczuć (na drodze oświecającej) i kontemplację (na drodze jednoczącej). Ponieważ głównym sprawcą uświęcenia naszego jest Bóg, przeto i postęp w doskonałości, a tym samym i w modlitwie myślnej zależy głównie od Jego nieskończonego miłosierdzia. Poznajmy teraz rolę tego miłosierdzia w modlitwie uczuć, kontemplacji nabytej i wlanej oraz w modlitwie pełnego zjednoczenia. 1. Modlitwa uczuć jest to podniesienie duszy do Boga za pomocą uczuć serca i aktów woli. Wprawdzie rozważanie nie jest tu zupełnie wykluczone, szczególnie na początku, ale główną rolę gra tu wola, która się rwie do Boga, by mu objawić swą miłość i oddać mu się całkowicie. Modlitwa ta inaczej jeszcze nazywa się skupieniem czynnym i odpowiada drodze oświecającej, kiedy rozwija się niezwykły żar miłości Boga bez uprzedniej pracy rozumu. Wówczas samo przypomnienie doskonałości Bożych a szczególnie Miłosierdzia Bożego wystarczy do rozgrzania woli i wywołania odpowiednich uczuć. Do modlitwy uczuć nie wolno przechodzić od razu. Na początku trzeba dłuższy czas praktykować rozmyślanie, dopóki dusza nie zostanie w Bogu mocno utwierdzona. Nadchodzi wreszcie chwila, w której praca rozumu ustaje, a przynajmniej odbywa się tak krótko, iż większa część czasu modlitwy schodzi na wzniesieniu swoich uczuć do Boga. Nie można zbyt wcześnie przejść od rozmyślania do modlitwy uczuć, byłoby to bowiem nieroztropnie. Nie należy przejścia tego zbyt odkładać. Trzeba tu iść za poruszeniem łaski Miłosierdzia Bożego i poradą kierownika sumienia czyli spowiednika. Do modlitwy uczuć trzeba się przysposobić przez ufność miłosierdziu Bożemu, a wielką nieufność sobie, pokorę, oczyszczenie serca i umartwienie woli oraz przez pozbycie się nadmiernego przywiązania do rzeczy doczesnych. Co cło samych aktów, nie podobna podać ścisłych prawideł, albowiem zależy to od stanów i usposobienia duszy. Na przykład, jeżeli dusza jest skupiona i przedstawia sobie Zbawiciela na krzyżu, wówczas czuje uczucia miłości, wdzięczności, ufności, żalu, współczucia itp. Chciałaby być ukrzyżowana z Panem i umrzeć dla niego. Pada pod krzyżem, całuje rany, oblewa się łzami, zbiera krew, chciałaby mieć miłość wszystkich duchów niebieskich, by odpłacić za miłość nieskończoną i czuje smutek, że nie może tego uczynić tak, jakby chciała. Czasami znowu płomienie nie są tak gwałtowne i dusza pokornie zachowuje się wobec Boga, czyniąc niekiedy akt wiary, ufności, miłości, żalu lub innej cnoty — spokojnie oddala myśli ziemskie i wpatruje się w Pana Boga jak w słońce z miłością wielką, wyrzucając sobie dotychczasową nieczułość i ubolewając, że i teraz nie kocha jeszcze Boga tak, jak powinna. Potem zdaje się całkowicie na wolę Bożą, zdobywa się na wielką ufność i pokornie prosi Boga, 132 by wypełnił próżnię jej serca, słucha chętnie upomnień Bożych karcących i przyrzeka poprawę. Wszystkie uczucia tryskają z serca opanowanego miłością Bożą, dlatego ćwicząc się w miłości Bożej, ćwiczymy i przedłużamy pobożne uczucia. Miłość sprawia, że podziwiamy doskonałości Boże, a najbardziej miłosierdzie Boże. Ponieważ ze wszystkich doskonałości najłatwiej i najprędzej poznajemy miłosierdzie, będące — jak mówi św. Tomasz — u źródła każdego dzieła Bożego, przeto poznawanie i wielbienie Boga w jego miłosierdziu najbardziej sprzyja modlitwie uczuć, albowiem najłatwiej budzi w nas miłość ku Bogu. Miłość zaś budzi w nas uczucie podziwu i czci dla Majestatu Bożego, a te uczucia z kolei wywołują wdzięczność, uwielbienie i upodobanie w Bogu. Gdy przebieramy w myśli dobrodziejstwa, jakie dla nas wyświadczył Pan Jezus, cierpienia, które za nas ponosił, miłosierdzie, które nam dziś okazuje w sakramencie pokuty, a miłość w Przenajświętszym Sakramencie, łatwo wówczas budzą się w nas uczucia wdzięczności, miłości, podziwu i uwielbienia. Czujemy potrzebę chwalenia i błogosławienia Tego, który się tak nad nami lituje. 2. Owoce modlitwy uczuć są bardzo obfite. Przede wszystkim jest ona bardzo ł a t w a , albowiem wystarczy rozniecić miłość, by całe godziny przepędzać na gorącej rozmowie. Nie potrzeba tu głębokiej nauki: dość poznać miłosierdzie Boże i nędzę własną. Wprawdzie znajomość rzeczy Bożych bardzo dużo pomaga do rozniecenia miłości, ale trzeba przede wszystkim wielkiej pokory i prostoty. Uczonym zaś bardzo często brak tych cnót podstawowych i dlatego modlitwa uczuć przeważnie jest im obca. Natomiast ludzie prości i kobiety więcej są skłonne do modlitwy uczuć, i ten rodzaj modlitwy rozwija się u nich samorzutnie. Obok łatwości, modlitwie uczuć towarzyszy zwykle s k u p i e n i e , a roztargnienia zdarzają się o wiele rzadziej, niż na rozmyślaniu. Modlitwa ta bowiem zwykle łączy się z pamięcią na obecność Bożą, a wyobraźnia jest więcej skrępowana przez wolę, rozgrzaną miłością Boga. Trzeba tylko na początku całkowicie oddać się Panu Bogu i mieć szczere postanowienie zjednoczenia się z Nim, mimo jakichkolwiek roztargnień, oschłości i pokus. Najlepszym środkiem poznania Boga jest doświadczenie na sobie słodyczy jego miłosiernej miłości. Jak łatwo jest wydać sąd o wartości jakiegoś drzewa, gdy się skosztuje jego owoców, tak samo łatwo jest ocenić doskonałość przymiotów Bożych, kiedy się doznaje słodyczy jego miłosierdzia. Rozważanie prawd Bożych leczy umysł z rany niewiedzy. Natomiast modlitwa uczuć wzmacnia wolę, zagrzewając ją do czynu i l e c z y z rany s ł a b o ś c i . Ta modlitwa budzi gorące pragnienie zastosowania się we wszystkim do woli Bożej, rozszerzenia Jego chwały, rozmawiania z Nim, umartwienia się, szukania samotności, przyjmowania Komunii świętej, pracy 133 zbawienia dusz itp. Stąd przyczynia się ona do uświęcenia duszy więcej, niż inne rodzaje modlitw, oraz przygotowuje do kontemplacji i łączy się z darem łez, darem wielkich pociech, gorących duchowych uniesień, płomiennej miłości, jak również z wielu innymi jeszcze darami. W tego rodzaju ćwiczeniach są jednak i pewne niebezpieczeństwa, jeżeli nie zachowamy zasad przezorności. Przede wszystkim dusze tak się modlące biorą często własne pragnienia za natchnienie Ducha Świętego i pozostają nieraz długo w tym z ł u d z e n i u , szczególnie jeżeli nie mają światłego kierownika. Następnie przez zbyteczne natężenie ulegają one zmęczeniu i w y c z e r p a n i u , wysilają bowiem głowę i serce, pobudzają się gwałtownie do aktów i porywów miłości, w której większą rolę gra natura, niż łaska. Nie zapominajmy, że Miłość Boga znajduje się raczej w woli, niż w sercu. Takie dusze również często bywają nieumiarkowane w u m a r t w i e n i a c h zewnętrznych i mają skłonność do z a r o z u m i a ł o ś c i , ujawniając pewną szorstkość w obcowaniu z ludźmi. Tymczasem Święci nie dowierzają sobie, uważają się za najgorszych ludzi i dlatego cechuje ich delikatność w obejściu się z innymi. Zapobiegając jednak niebezpieczeństwom, na jakie przez brak przezorności narazić się możemy w modlitwie uczuć, odnieść z niej można bardzo duży pożytek. *** Będę często uświadamiał sobie, że Bóg w Trójcy Jedyny zamieszkuje we mnie, że jestem wszczepiony w Jezusa Chrystusa przez łaskę, że w każdej Komunii Świętej to wszczepienie pogłębia się, ilekroć ją godnie i pobożnie przyjmuję. „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł naszym współczuć słabościom, lecz doświadczonego na podobieństwo nas we wszystkim, prócz grzechu” (Żyd. 4, 15). Duchu Święty, Ty duszom użyczasz pokornych myśli, powolnych uczuć, Ty kierujesz usposobieniami ludzi, spraw, bym na modlitwie nie był nieczuły jak drewno czy głaz, lecz bym kochał Ciebie ponad wszystko i promieniował miłością bliźniego. 134 41. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — MODLITWA PROSTOTY (KONTEMPLACJA NABYTA) „Chwalcie tedy i noście Boga w ciele waszym” (I Kor. 6, 20). Rozmyślanie jest rzeczą znakomitą w początkach życia duchowego, na drodze oczyszczającej. Za wierność w umartwieniu dusza po jakimś czasie modli się więcej uczuciowo, a jeżeli będzie się ćwiczyła w skupieniu, otrzyma dar modlitwy myślnej czystszej, którą nazywamy modlitwą prostoty, skupienia czynnego i kontemplacją nabytą. W tym stanie upraszcza się rozumowanie, akty woli, uczucie i całe życie człowieka przez pełne miłości patrzenie na Boga, a bezpośrednio na Pana Jezusa. 1. Modlitwa prostoty zawiera w sobie dwa akty — patrzenia i miłowania. W porównaniu z rozmyślaniem i modlitwą uczuć można zauważyć tu trojakie uproszczenie, od czego pochodzi i nazwa „modlitwa prostoty”. Przede wszystkim upraszcza się tu rozumowanie, które w rozmyślaniu było konieczne. Skoro dusza już się umocniła w przekonaniach, wystarczy tylko kilka myśli przywołać, aby z miłością spojrzeć na Boga czy Jego przymioty i trwać w tym stanie przez cały czas modlitwy. Poznanie prawd i pierwszych zasad przychodzi już bez trudności, albowiem stają się one dla nas tak pewne i jasne, że z łatwością i z upodobaniem chwytamy je i dokonywujemy drobiazgowego ich rozbioru. Np. pojęcie ojca w zastosowaniu do Boga ukazuje się od pierwszego wejrzenia tak bogate w treść, iż nie możemy się nacieszyć świadomością przybranych dzieci Bożych. Dokonywa się podobne uproszczenie w uczuciach. W uprzednim stanie uczucia były dość liczne, jak miłość, radość, wdzięczność, współczucia, żal za grzechy, pragnienie poprawy, prośba o łaski itp., które szybko po sobie następowały. Teraz jedno uczucie trwa dłużej, a choć nie wyraża się w licznych słowach, daje jednak duszy pociechę, przenika ją i budzi w niej wspaniałomyślne usposobienie. Wprawdzie po kilku minutach przychodzi drugie uczucie, ale i następne zajmuje sporo czasu i nie będzie potrzeby obudzania ich w większej ilości. Wreszcie jedno tylko uczucie zyskuje przewagę i powraca na kształt uporczywej myśli. Dla jednych to będzie uczucie synostwa Bożego, dla innych przedmiotem uczucia będzie Męka Pana Jezusa, 135 czy Pan Jezus w Eucharystii itp. — będzie to punkt środkowy, koło którego krążyć będą nasze uczucia i myśli. Uproszczenie to rozciąga się potem na całe życie. Przy każdej czynności czujemy wzrok Boga na sobie, jednoczymy się z nim, patrzymy na niego i miłujemy go. W modlitwach liturgicznych i ustnych więcej zwracamy uwagę na obecność Boga w nas, niż na znaczenie słów, które wymawiamy, bo głównie staramy się okazać mu naszą miłość. Jednym krótkim spojrzeniem poznajemy nasze winy i bez zwłoki za nie żałujemy. W duchu modlitwy odbywamy wszystkie nasze prace i zajęcia, z gorącym pragnieniem uwielbienia Boga. Mówiąc ogólnie — wszystko spełniamy w duchu silnej wiary i gorącej miłości, jak powiada Apostoł: „wchodzimy w skład domu duchowego, świętego kapłaństwa dla składania duchowych ofiar miłych Bogu przez Jezusa Chrystusa” (I Piotr 2, 5). W ten sposób skupiamy się w duchu, czyli odrywamy swe władze — wyobraźnię, pamięć, wolę i rozum od rzeczy zewnętrznych, a zwracamy je do Boga i rzeczy Bożych, zajmujemy się głównie Bogiem w świątyni serca naszego, bacząc przy tym pilnie na wewnętrzne działanie łaski, by z nią współpracować, i na poruszenia natury, by je kierować na drogi Boże. 2. Poza miłością Boga nie ma nic piękniejszego i pożyteczniejszego w życiu duchowym, jak takie skupienie się w modlitwie prostoty. Przede wszystkim chroni nas ono od grzechów nawet powszednich, bo stoi na straży zmysłów, skierowanych wolą głównie do Boga. Człowiek zapomina o sobie, a tym bardziej o stworzeniach, a przynajmniej nie patrzy na nie inaczej, jak tylko w ich stosunku do Boga, pod wpływem daru rozumu. W ten sposób życie staje się ciągłym aktem religii, aktem wdzięczności i miłości; zawsze powtarzamy z Maryją: „Wielbij, duszo moja, Pana”. Modlitwa prostoty prowadzi duszę do świętości, a poniekąd jest już jej ujawnieniem. Dusza bowiem spoglądając na Boga, miłuje go miłością żywą i prawdziwą, jednoczącą i przekształcającą, przyswajając sobie doskonałości Boże i cnoty Pana Jezusa, a przede wszystkim cnotę miłosierdzia względem bliźnich. Najdoskonalej bowiem poznaje dusza miłosierdzie Boże, jako doskonałość najbardziej uderzającą, i czując to miłosierdzie na sobie, stara się je naśladować stosownie do zalecenia Pana Jezusa: „Bądźcie tedy miłosierni, jako i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łuk. 6, 36). W tym stanie dusza jasno widzi swą nicość i swoją wielką nędzę z powodu grzechów dawniejszych, choćby najmniejszych. Mimo to nie smuci się ponad miarę, ale raduje się, że może przez pokorne wyznanie win swoich uwielbić nieskończone miłosierdzie Boże. Zamiast wynosić się nad bliźnich człowiek czuje w sobie wielką pokorę i uważa się za ostatniego z grzeszników, któremu należy się pogarda. Pamięta, że tylko Bogu należy się cześć i chwała, 136 jemu zaś — zawstydzenie i upokorzenie. Takie usposobienie sprowadza Pana Jezusa do serca i ułatwia Duchowi Świętemu działania ze wszystkimi swymi darami. (Tanquerey). Modlitwa prostoty nie jest bezczynnością, jak sądzą niektórzy, bo chociaż dusza nie rozumuje, jednak patrzy na Boga, podziwia Go, chwali, miłuje, słucha i nigdy nie próżnuje. Modlitwa ta nie nuży i nie powoduje natężenia umysłu, o ile dusza jest do niej przygotowana. W przygotowaniu zaś trzeba nasamprzód usunąć przeszkody, jakimi są: przywiązanie przesadne do osoby lub rzeczy, pragnienia nieporządne, nieumiarkowana ciekawość, wielomówstwo, nieumartwienie zmysłów, folgowanie własnej wyobraźni, czytanie nieużytecznych książek, natłok zajęć zewnętrznych, zbyteczne zajmowanie się sprawami tego świata, zbyt wielka chęć do życia towarzyskiego, — oraz używać odpowiednich środków, jakimi są milczenie, samotność, akty strzeliste, straż nad zmysłami, unikanie pośpiechu, nawiedzanie Przenajświętszego Sakramentu itp. W tej modlitwie nie można zalecić żadnej metody. Można przedstawić sobie jakąś scenę z Ewangelii ogólnie, np. Chrystusa w Ogrójcu, i wpatrywać się w Niego z miłością. Można również patrzeć na jakiś obraz, np. Pana Jezusa ustanawiającego sakrament pokuty. Można również przebiegać myślą jakiś tekst modlitwy, np. Modlitwy Pańskiej i czerpać z niej duchowy posiłek. Na tej modlitwie bywają również roztargnienia i oschłości, jak na rozmyślaniu i modlitwie uczuć, które trzeba odpowiednio usuwać, jak zobaczymy dalej, a teraz wystarczy wspomnieć, że i do modlitwy prostoty potrzebne jest odpowiednie przygotowanie i zakończenie, które trudno ująć w jakieś stałe ramy. Ponieważ we wszystkim następuje tu uproszczenie, przeto i postanowienie bywa tu zwykle to samo: „żyć zawsze pod spojrzeniem Boga, niczego mu nie odmawiać i czynić wszystko z miłości ku większej jego chwale”. Modlitwa prostoty czyli kontemplacja nabyta jest już wysokim stopniem doskonałości, albowiem dusza jest stale zjednoczona z Bogiem przez pełne miłości na niego patrzenie i ćwiczenie się w cnotach. Czyni to przy pomocy darów Ducha Świętego, działających już to w sposób ukryty, już to nawet w sposób jawny. Jakkolwiek ze strony człowieka winno być należyte przygotowanie, współpraca, to słusznie można powiedzieć, że jest to dzieło miłosiernego Boga, który bezinteresownie czyni dusze wybrane uczestniczkami tak wielkich łask, będących zadatkiem szczęśliwości niebieskiej. Dusza wpatrzona w Boga miłuje go, objawia swą miłość w szlachetnych porywach, czasami tylko w aktach woli bez udziału uczuć, a niekiedy znowu przeżywa czas wielkiej oschłości i próby. *** 137 Duchu Święty! Kto nakreśli sercu granice w chwili, gdy Ty je miłością swoją nawiedzasz, przenikasz i porywasz? Wówczas unosi się ono, przebywa niezmierzone przestworza i zanurza się w łonie swojego Boga, swojego Ojca. Podniecone Boskim bodźcem miłości, przebiega niebiosa i łączy się z chórami aniołów, biorąc udział w ich wzniosłej adoracji Pana ziemi i niebios. Sięga otchłani, gdzie oczyszczają się dusze, kojąc ich męki balsamem łez i modłów. Przebiega ziemię, a słysząc skargi współbraci, odczuwa najlżejsze bóle swych bliźnich. Otula bratnią tkliwością każdego, a żaden śmiertelnik nie odchodzi bez pociechy. O jak przestronne jest serce posiadające Ciebie. Ogarnia ono wszystko na niebie i ziemi! 42. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — MODLITWA ODPOCZNIENIA (KONTEMPLACJA WLANA) „Modlić się będę duchem, modlić się będę i rozumem” (I Kor. 14, 15). Gdy dusza przez dłuższe rozmyślania całkowicie oderwie się od świata, a przez modlitwę uczuć i prostoty dostatecznie wyćwiczy się w cnotach, Bóg z nieskończonego miłosierdzia swego darzy ją niekiedy szczególniejszą łaską modlitwy odpocznienia, którą inaczej nazywają kontemplacją wlaną. Jest to patrzenie proste i długotrwałe na Boga i jego rzeczy, dokonywujące się pod wpływem darów Ducha Świętego i osobnej łaski uczynkowej, która ogarnia nas i sprawia, że działamy bardziej biernie niż czynnie. 1. Modlitwa odpocznienia jest to dar miłosierdzia Bożego darmo dany, którego ani umiejętnością ani wysiłkiem zdobyć nie można. Sam Bóg sprawia, „że dusza wstępuje ku Niemu ze stopnia na stopień, następnie chwyta ją i umieszcza jakby w gniazdku, by w nim znalazła odpocznienie” (św. Teresa). Sam Bóg również obiera chwilę i rodzaj tego stanu, jak i czas jego trwania. Rozum ujmuje tu prawdę wyższym spojrzeniem pod wpływem darów, a wola miłuje rzeczy Boże i ma w nich upodobanie. Dusza dobrowolnie daje się owładnąć i poruszać łasce jak dziecko, które dobrowolnie i radośnie daje się matce podnosić. Jest ona bierna, bo nie działa z własnej inicjatywy, ale nie 138 bezczynna, albowiem otrzymuje przypływ mocy duchowej, który jej własne siły niepomiernie wzmacnia i przez nią działa. Dusza poznaje Boga intuicyjnie jako żyjącą rzeczywistość i daleko bardziej miłuje go ponad wszystko, miłością teologiczną. Aby dojść do takiego stanu, trzeba bardzo wielkiej czystości serca. Dlatego dla oczyszczenia duszy Bóg zsyła na nią przeróżne próby bierne, które mistycy nazywają „nocą ciemności”. Jest to stan bardzo ciężki i ogromnie trudny do zniesienia, gdy się odczuwa kontrast ciemności i światła, oschłości i gorącej miłości, rzeczywistej niemocy i utajonej siły. Jest to początek ciemnej i oschłej kontemplacji, która skłania duszę do samotności i odpocznienia — tak, że myśl nie przychyla się do żadnego szczególnego przedmiotu i już go nie pragnie. Następuje wielka oschłość nie tylko we władzach zewnętrznych, które są pozbawione wszelkiej pociechy, ale i wewnętrznych, które już nie są w stanie nawet rozmyślać. Podobnie wysiłki w praktykowaniu cnót przychodzą z wielką trudnością i napełniają duszę trwogą. Dusza odczuwa boleśnie potrzebę ściślejszego zjednoczenia się z Bogiem, wzdycha do niego, a zarazem cierpi pokusy przeciw wierze, nadziei, czystości, cierpliwości, — znosi pełne cierpień doświadczenia od ludzi, od przełożonych, a czasami i od kierowników duchownych. Te wewnętrzne cierpienia potęgują się często przez różne zewnętrzne kłopoty, choroby, niepowodzenia, straty materialne, a wszystko to w takim stopniu, iż może wydawać się, że niebo i ziemia sprzysięgły się przeciw tak doświadczanemu człowiekowi. Bóg dopuszcza te cierpienia, by dusza poznała swoją nędzę, że sama z siebie nic uczynić nie może, by zarazem poznała nieskończone miłosierdzie Boże i zaufała mu bezgranicznie. Tą drogą dusza leczy się z grzechów głównych, przede wszystkim zaś praktykuje pokorę względem Boga i bliźnich, — powściągliwość duchową, odrywając się całkowicie od dóbr stworzonych, — pozbywa się gniewu, lenistwa, zawiści i nabywa cnót przeciwnych. Pod działaniem tych oschłości i pokus dusza staje się giętką i pokorną, zaczyna należycie doceniać zalety innych, a w sobie dostrzega najmniejsze nawet wady, odczuwając potrzebę pracy i wysiłków nad ich usunięciem. W tym ciężkim stanie dusza winna oddać się Bogu bez zastrzeżeń i zaufać jego miłosierdziu. Mimo oschłości nie wolno zaniedbywać modlitwy i innych ćwiczeń duchowych, ale już nie należy wracać do rozmyślań. Co do cnót należy głównie pielęgnować pokorę, cierpliwość, miłość Boga i bliźniego i ufnie wszystko polecić Bogu. Czas próby może trwać od dwóch do piętnastu lat z przerwami. Aż wreszcie Bóg miłosierny zacznie zsyłać pociechy. 2. Taką jest modlitwa odpocznienia oschłego, po której następuje słodkie odpocznienie, obejmujące trzy stany: skupienia biernego, właściwego 139 odpocznienia i uśpienia władz. Skupienie bierne jest dziełem miłosierdzia Bożego: nie zdołamy go zdobyć ani pracą rozumu, ani wewnętrznym wysiłkiem. W tym stanie przybywają duszy jakby inne zmysły, albo raczej uchylając się od gwaru zewnętrznego, są one jakby niewrażliwe na ich bodźce. Dusza w tym stanie może zająć się wyłącznie Bogiem. Rozum i wola pogrążają się w Bogu przez szczególną łaskę Ducha Świętego. Dusza wówczas winna spokojnie powstrzymać umysł od rozumowania, ale nie pozostawać w bezczynności, lecz myśleć przede wszystkim o chwale Bożej, a nie o własnych pociechach, i głównie o tę chwałę się troszczyć, aż nastąpi właściwe odpocznienie. Na tej modlitwie Bóg ogarnia umysł i wolę człowieka, pozwalając duszy zakosztować niezmiernie słodkiego spokoju i radości przez odczuwalną obecność swoją. Pamięć jednak i wyobraźnia pozostają swobodne i nieraz są źródłem roztargnień. W duszy rodzi się wielka bojaźń, by nie obrazić czymkolwiek Boga. Rodzi się chęć do pokuty, krzyżów i pogardy u ludzi. Stan ten otrzymują zwykle dusze, które przez dłuższy czas ćwiczyły się w rozmyślaniu i przeszły noc ciemności. Niekiedy jednak taki stan uprzedza tę noc, jeżeli dusze są niewinne, jak np. u dzieci, i oczyszczenia nie potrzebują. Z początku stan ten trwa niedługo, w przeciągu jednego „Zdrowaś”, potem się przybliża i powtarza się często. Odpocznienie bywa milczące, modlące się i działające. W pierwszym wypadku dusza w podziwie Boga tłumi wszelkie słowa, a wola odpoczywa w cichym zjednoczeniu. Nieraz dusza, nie mogąc powstrzymać swej miłości, wyjawia ją w gorącej modlitwie, w słodkiej rozmowie, w wierszach o głębokiej treści, chociaż nie zawsze w pięknej formie. Bywają nawet wypadki, w których odpocznienie staje się działające, ponieważ tylko wola znajduje się pod wpływem Boga, a inne władze zachowują swobodę zajmowania się np. służbą Bożą. Dusza, mimo że zajęta jest pracą, nie przestaje gorąco miłować Boga, łącząc w sobie czyn z kontemplacją. Uśpienie władz jest trzecim stanem modlitwy odpocznienia, w którym Bóg ogarnia nie tylko wolę, ale i rozum, zajmujący się głównie Bogiem. Natomiast pamięć z wyobraźnią znajdują się na swobodzie i sprawiają modlącemu się dużo niepokoju, przeskakując z przedmiotu na przedmiot. Należy w tym stanie pokornie oddać się w ręce Boga, a gdy odczujemy jego działanie, trzeba do niego się stosować, postępując za poruszeniem łaski. Wówczas dusza modlić się powinna bez słów, unikając gwałtownych i nierozważnych porywów. Wola winna trwać w korzystaniu z udzielonej jej łaski, jak również i rozum nie powinien czynić nadmiernych wysiłków. Modlitwa odpocznienia dokonuje się wtedy w wyższej części duszy: nie jest to stan zupełnie bierny, ale nie można go nabyć przez ćwiczenia. Jest to dzieło miłosierdzia Bożego, które powołuje doń pewne dusze, aby przygotować je do pełnego zjednoczenia. 140 *** Wśród gwiazd niebieskich jedne błyszczą jaśniej od drugich, ale te ciemniejsze w rzeczywistości zawierają w sobie więcej światła, tylko że się znajdują o wiele dalej od nas i dlatego wydają się mniej jasne. Tak jest i z duszami w stosunku ich do Boga. Jedne roztaczają dokoła jasność swoją i prowadzą cały zastęp wybranych. Inne na zewnątrz nie promieniują, ale wewnątrz są bardzo zjednoczone z Panem i w ciszy napawają się jego obecnością. Wzrastają one pod ożywczym tchnieniem Ducha Świętego i piją cicho z tajemnych słodkości Jego. Zstępuje On na nie we dnie i w nocy, pociesza, wzmacnia, odrywa od ziemi, podaje czasami gorzki kielich, by unicestwić burzące się namiętności i oderwać od zmysłowych rozkoszy. Duchu Święty! Przebij świętym mieczem moje złe skłonności, zapraw goryczą wszystko, co doczesne i zanurz w niebieskiej radości mój rozum i moją wolę. Duchu miłości, jakżeś przedziwny w Świętych swoich. 43. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — MODLITWA PEŁNEGO ZJEDNOCZENIA „A gdy się modlił, zmienił się wygląd jego oblicza”(Łuk. 9, 29). Modlitwa pełnego zjednoczenia, to wejrzenie ku Bogu i wznoszenie się na wyżyny, gdzie dusza nie tylko uczy się cenić łaskę nad wszystko co istnieje na świecie, ale pod wpływem tej łaski przemienia się wewnętrznie i zaznaje błogiego spokoju w obecności swego Pana, — to owo ciepłe tchnienie, od którego serce topnieje nawet w tym zimnym świecie, — to owo usposobienie, które lgnie do niewidzialnego a nieskończonego dobra. Ogląda go, miłując, i jednoczy z nim nie tylko swój rozum i wolę, ale nawet wszystkie władze wewnętrzne, jak wyobraźnię, pamięć, a częściowo i zmysły. Do tego stanu Bóg w nieskończonym miłosierdziu swoim powołuje tylko niektóre dusze wybrane. 1. Dwie są istotne cechy tego stanu: zawieszenie wszystkich władz duszy i bezwzględna pewność, że Bóg jest w niej obecny. Wskutek tego taka dusza na modlitwie już nie doznaje roztargnień, nie męczy się, gdyż wysiłek i dyscyplina osobista są zbyteczne, oraz zażywa nadzwyczajnej radości. Jest to niezmiernie 141 ścisłe zjednoczenie się duszy z Bogiem, jakby spotkanie duszy z Oblubieńcem, po którym nastąpią zaślubiny, jak się wyraża św. Teresa. Spotkanie to ujawnia się w dwojakiej formie —słodkiej i bolesnej. Pierwsze nazywa się zjednoczeniem ekstatycznym, a drugie — nocą ducha. Zjednoczenie ekstatyczne polega na zawieszeniu zmysłów zewnętrznych. Dusza tak się pogrąża w Bogu i podziwia oglądane w nim prawdy, że umysł nie może się nasycić oglądaniem tego, czego nigdy w życiu jeszcze nie oglądał i co tak wielkim napełnia go szczęściem. Ten zachwyt udziela się i woli, która zwraca się ku Panu swemu, jak igła kompasu ku biegunowi, rzucając wszystkie swe doczesne skłonności i porywając za sobą zmysły. Wskutek tego zmysły tracą wrażliwość na bodźce zewnętrzne i w swoich czynnościach są zawieszone. Podziw wzmaga się pod wpływem miłości, a miłość potęguje się pod wpływem podziwu, co razem jakby znieczula zmysły. Zawieszenie zmysłów dokonuje się stopniowo i nie dochodzi u wszystkich do jednakowego stopnia. Następuje pewna nieruchomość, wskutek której ciało zachowuje to położenie, w jakim zastał je zachwyt. Wzrok zostaje utkwiony w jakiś punkt niewidzialny i nie spostrzega otaczających przedmiotów człowieka Słuch również nie działa. Mowa czasem działa i doznający zachwytu dyktuje nieraz doznawane przeżycia wewnętrzne jak np. św. Katarzyna Sieneńska. Zmysły wewnętrzne przeważnie bywają zawieszone zupełnie. Normalnie taki stan sprowadzałby niezwykle osłabienie ciała, ale zachwyt udziela nawet nowych sił i dopiero w chwili przebudzenia doznaje człowiek pewnego zmęczenia. Wolność woli jednak pozostaje nietknięta i dusza może zdobywać zasługi nawet w ekstazie Ekstaza całkowita trwa zazwyczaj krótko, czasami dochodzi do pół godziny. Zwykle ekstazę całkowitą poprzedzają stany ekstazy niezupełnej, które powtarzają się — tak, że całe przeżycie razem może trwać kilka dni. Z ekstazy dusza budzi się sama, a często bywa zbudzona przez otoczenie. W pierwszym wypadku dusza czuje się niespokojna, jak gdyby wracała z tamtego świata i powoli tylko odzyskuje władzę naci swym ciałem. W wypadku zbudzenia np. przez przełożonych, dusza wraca do i stanu natychmiast i zachowuje się zależnie od otrzymanego rozkazu. Jeśli rozkaz nie jest wydany ustnie, a tylko w myśli, wówczas przebudzenie bywa również powolne. Rozróżniamy ekstazę zwykłą, zachwycenie i porwanie ducha. Zwykła ekstaza jest to pewnego rodzaju powolne omdlenie, które zadaje duszy dotkliwą ranę, ale zarazem przyjemną. Boleść powstaje stąd, że dusza odczuwa obecność, ale tylko chwilowo, wówczas gdy chciałaby tę chwilę przedłużyć, a nie jest w stanie tego uczynić. Modlący się, już w tym może doznać objawień i wyrzec słowa pochodzące od Boga. Zachwycenie następuje gwałtownie, tak, że dusza oprzeć się temu nie może. Mimo doznawanej radości duszę ogarnia przestrach, ale zaraz rodzi się gorąca i tkliwa miłość do Boga, że on z miłosierdzia swego daje właśnie takiej nędznej duszy dowody swych względów. Skoro przyjdzie 142 zachwycenie, dusza trwa jakby w stanie upojenia, pragnie czynić pokutę za grzechy swoje i innych, pragnąc żyć już tylko w Bogu. Dalszym etapem po zachwyceniu jest porwanie duszy, która zdaje się być oderwana od ciała, czując jednocześnie jego nieznośny ciężar. Wówczas w jednym momencie następuje niezwykłe oświecenie umysłu, pod wpływem którego dusza otrzymuje tyle światła, że potem przez długi czas nie może tych olśnień odtworzyć i uporządkować (Tanquerey). 2. Nie samych tylko radości doznaje dusza podczas modlitwy zjednoczenia. Po nich następuje druga noc ciemności, jaką poznaliśmy w modlitwie odpocznienia, bardziej ciemna jeszcze i w odróżnieniu od tamtej nazwana „nocą ducha”. Zbawiciel bowiem, pragnąc zaślubić duszę wybraną, chce ją jeszcze głębiej oczyścić i przygotować, by się pozbyła ostatnich niedoskonałości, jakie jeszcze w duszy pozostały. Mogą być nimi stałe, (niewłaściwe przywiązania i pewna słabość umysłu) i doraźne, (próżne upodobanie w sobie i zbytnia śmiałość wobec Boga). Stałe niedoskonałości są to jakby korzenie pozostałe w duszy, do których oczyszczenie zmysłów sięgnąć jeszcze nie mogło, (np. zbyt naturalne przyjaźnie, skłonność do roztargnień na modlitwie, wylewność duchowa na zewnątrz itp.). Niedoskonałości doraźne pochodzą z obficie otrzymywanych pociech duchowych, które nieraz sprawiają, że dusza ulega złudzeniom przyjmując je za rzeczywistość, urojenia — za proroctwa, co może bardzo wpłynąć na osłabienie bojaźni Bożej, będącej strażniczką cnót wszystkich. Lekarstwem na te niedoskonałości są silne oschłości powodujące ciemność w umyśle oraz pewna boleść i niepokój w uczuciach i woli. Światłość w tym stanie jest zbyt jasna, by ją znieść mógł słaby i nieczysty rozum, przeto razi go ona jak chore oczy razi silne i żywe światło, a razi tak silnie, że śmierć często zdaje się być jedynym wyzwoleniem. Stykają się tu pierwiastek Boski i ludzki, czyli dusza ze swymi wadami, które trzeba unicestwić, aby potem zmartwychwstać. Dusza rozumie wreszcie, że jest największą nędzą, że jest niby zawieszona w powietrzu bez żadnego oparcia, albowiem w części zmysłowej ma straszną oschłość, a w części umysłowej — straszną ciemność. Wola zaś czuje się pozbawioną na zawsze wszelkiego szczęścia, albowiem wydaje się jej, że zupełnie słusznie Bóg ją opuścił na zawsze. Modli się z wielkim trudem i wydaje się jej, że Pan Bóg wcale jej nie słucha. Czuje czasem skrępowanie władz tak mocne, że nie może wykonywać swoich zwykłych czynności. Słowem czuje piekło w sobie, a właściwie czyściec, w którym się oczyszcza, jak żelazo w tyglu. Po nocy ducha następuje gorąca miłość ku Bogu, ale tylko w wyższej części duchowej, bo w zmysłowej pozostaje oschłość. Następnie do umysłu zaczyna przenikać niezmiernie żywe światło, ukazujące wielkie bogactwo, jakie dusza oczyszczona ma zdobyć. Powstaje wielka tęsknota za tym bogactwem, 143 która duszę napełnia radością i pewnością, a nawet pewnym bezpieczeństwem, że sam Bóg ją teraz prowadzi, a zesłane straszne cierpienia zaczyna cenić więcej, niż pociechy i radości. W końcu dusza nabiera wielkiej mocy do przebycia największych przeszkód stojących na drodze do zjednoczenia przekształcającego, czyli duchowych zaślubin. Wreszcie następuje spokojne i trwałe zjednoczenie duszy z Bogiem, które zdaje się być ostatnim kresem ludzkiej doskonałości na ziemi. Między Bogiem a duszą już nie ma tajemnic, zlewają się bowiem dwa życia w jedno, w którym już nie ma zachwyceń ani ekstaz, a przynajmniej bywa ich bardzo mało. Następuje spokojny i cichy stan, w jakim znajduje się dwoje oblubieńców. Według św. Teresy, sam Pan Jezus wprowadza duszę do tego zjednoczenia przez widzenie wyobrażeniowe i nawet umysłowe Trójcy Świętej, powodujące całkowite oddanie się Bogu, radość z pragnieniem cierpień oraz zrównoważoną żarliwość apostolską o uświęcenie dusz, płynącą z wielkiej miłości ku Bogu. *** Duchu Święty, co jedynie z miłosierdzia Bożego wybierasz pewne dusze i oblekasz je w dary swoje, którymi zachwyca się niebo i ziemia. Obierasz sobie taką duszę za oblubienicę, która nie chce znać innego oblubieńca prócz Jezusa. Światłość niebieska wieńczy jej skronie jak diadem, a gruba chmura ciała i namiętności powoli w niej maleje, a z czasem znika zupełnie. Na skrzydłach Twoich uniesiona, zatapia się ona w Bogu, wielbi Go, i napawa się czystym światłem. Mowa jej jest słodka, gdy wpośród zgromadzony braci przemawia. Zdaje się objawiać zdumionym oczom nieznane tajemnice. Ale przeprowadzasz ją przez straszliwe cierpienia, przez oschłości i noce ciemności, które oczyszczają i przysposabiają do zjednoczenia przekształcającego, do zaślubin duchowych. Błogosławiony naród, wpośród którego mieszka taka dusza. Duchu miłości i miłosierdzia! Daj nam takich dusz jak najwięcej! 144 44. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — OSCHŁOŚCI NA MODLITWIE „Panie, Boże mój, szuka za tobą dusza moja, która pragnie ciebie; za tobą tęskni ciało moje; ziemia wyschła, spragniona; bezwodna” (Ps. 62, 1). Jak Psalmista tak i dusza czuje się nieraz opuszczona przez Boga, staje się podobna do pustyni skalistej i bezwodnej. Zdaje się jej, że Bóg odwrócił od niej twarz swoją i spełnia na niej przekleństwo, rzucone na lud Izraela: „Niechaj będzie niebo, które nad tobą jest, miedziane, a ziemia, którą depczesz, żelazna” (Powt. 28, 23). Bo gdy dusza chce się modlić, nie może myśli zebrać ani uczuć rozniecić i modlitwa staje się dla niej męczarnią. W każdym rodzaju modlitw bywa taki stan oschłości, dlatego pożyteczną będzie rzeczą poznać go bliżej. 1. Oschłością nazywamy bezpłodność umysłu na modlitwie. Objawia się ona już to jako mimowolne roztargnienie, już to jako nieodczuwanie skłonności czy zamiłowania do rzeczy Bożych, a niekiedy jako pewne do nich zniechęcenie i smutek z istnienia dóbr Bożych. Taki smutek powoduje gnuśność, ospałość i lenistwo. Oschłości powstają z przyczyn bezpośrednich i pośrednich. Przyczyny bezpośrednie mogą być pozytywne jako wywołujące oschłości wprost, i negatywne. Do pierwszych należy natura ludzka, szatan i nasze własne niedbalstwo. Przyczyną zaś negatywną oschłości może być Bóg, który czasami pozbawia nas pociechy i skutecznej pomocy, chociaż zawsze udziela nam pomocy dostatecznej. Widzieliśmy, że w modlitwie prostoty, odpocznienia i pełnego zjednoczenia oschłości są zjawiskiem zwyczajnym. Modlitwa jest pracą umysłu i zwykle nie udaje się tym, którzy są chorzy, albo są tępego umysłu, zmęczeni pracą lub niewyspani. Samo miejsce modlitwy może również nastręczać dużo roztargnień, uniemożliwiających skupienie uwagi. Są to przyczyny naturalne, które trzeba usunąć, by pozbyć się oschłości, a jeśli nie można ich usunąć, trzeba się modlić aktami strzelistymi, zaczerpniętymi z Pisma Świętego lub ułożonymi przez siebie, a najlepiej zaopatrzonymi w odpusty. Drugą przyczyną pozytywną oschłości jest szatan, który może je spowodować bezpośrednio i pośrednio. Ojcowie Kościoła wspominają o przeszkodach w modlitwie, doznawanych bezpośrednio od szatana. Jednakże 145 bez specjalnego światła Bożego niemożliwą jest rzeczą stwierdzić bezpośrednie działanie szatana i dlatego należy się wystrzegać złudzenia i nie przypisywać bezkrytycznie szatanowi oschłości. Najczęściej działa on pośrednio przez nałogi nabyte, przez wspomnienia dawniejszych grzechów i przez wzbudzanie ciekawości względem rzeczy niegodziwych. W tych wypadkach należy wzbudzać akty pokory, żalu za grzechy i odpowiednio umartwiać zmysły. W razie bluźnierczych myśli przeciwko Bogu, trzeba zachować spokój, nie trwożyć się, a tym bardziej nie wdawać się z tymi myślami w dyskusję, lecz spokojnie modlić się, podobnie jak trzeba spokojnie płynąć pracując wiosłami, gdy wieje wiatr przeciwny. Nawet gdyby te myśli były bardzo natarczywe i długotrwale, trzeba mimo to zachować równowagę, nie wpadać w smutek i przygnębienie, bo te myśli są niezawinione i opierając się im, możemy zyskać zasługę. Inną przyczyną pozytywną oschłości jest nasze własne niedbalstwo, pochodzące z życia niereligijnego, ze zbytniej troski o sprawy doczesne, przystępowania do modlitwy ze wzburzonymi namiętnościami, nieprzygotowania zawczasu punktów rozmyślania, nieczuwania nad wyobraźnią przed samą modlitwą oraz nieopanowania zmysłów i umysłu w czasie modlitwy. Życie religijne, wzburzenie namiętności i zbytnia troska o rzeczy doczesne należą do przyczyn oschłości pośrednich i dalszych. Aby więc dobrze się modlić, trzeba unikać grzechów nawet powszednich popełnianych z rozmysłem i czuwać nad czystością sumienia. Nadto przed modlitwą należy uspokoić swe namiętności zapomnieć o sprawach doczesnych, a przede wszystkim trzeba unikać zbytecznego gadulstwa, które zupełnie uniemożliwia skupienie. Oschłości często pochodzą również od Boga. Czyni to Bóg czasami w celu ukarania nas za grzechy lenistwa i gnuśności w ćwiczeniach pobożnych, kiedy indziej — dla powiększenia naszych zasług albo dla wypróbowania naszej wierności, intencji i stałości, — dla utwierdzenia nas w pokorze i w tym przeświadczeniu, że bez jego pomocy nie potrafimy się dobrze modlić, albo znowu — dla większej swojej chwały i upodobania. W pierwszym wypadku należy się cieszyć, że przez oschłości zadośćuczynimy sprawiedliwości Bożej. W innych wypadkach trzeba się również cieszyć i zgadzać z wolą Boga, który chce postępować z nami w sposób, w jaki przez lat osiemnaście postępował ze św. Teresą od Pana Jezusa, nawiedzaną długo oschłościami. 2. Jakiekolwiek byłyby przyczyny oschłości, nigdy nie wolno z ich powodu przerywać modlitwy, ani też jej odkładać na później; przeciwnie, trzeba być jeszcze wierniejszym i bardziej punktualnym w odprawianiu ćwiczeń pobożnych, przez co zyskamy powiększenie łaski, cnót i darów, panowanie nad namiętnościami oraz doskonałą pobożność. Kto mimo oschłości wytrwale się modli, ten wykonuje akty nadzwyczajnej pokory, ćwiczy się w cierpliwości, okazuje wielką miłość ku Bogu, zgadzanie się z wolą Bożą oraz 146 bezinteresowność w jego służbie. Brak pociech przyczynia się nawet do owocności modlitwy. Świętym pociechy i słodycze na modlitwie wydawały się podejrzane i dlatego zwykle nie prosili o nie, a przy doznawaniu ich raczej się niepokoili. W czasie oschłości należy się starać przynajmniej na początku modlitwy o czystą intencję i uwagę. Mimowolne roztargnienia w czasie modlitwy czynią ją nieskuteczną tylko wówczas, gdy była źle rozpoczęta. W czasie roztargnień mimowolnych trzeba wzbudzać akty wiary, nadziei i miłości, cierpliwości, pokory i zgadzania się z wolą Bożą. Prawdziwa bowiem pobożność polega na gotowości woli do wszystkiego, co się odnosi do służby Bożej. Chrystus Pan w Ogrójcu cierpiał smutek i obrzydzenie, a mimo to modlił się najlepiej, łączył bowiem z modlitwą akt najdoskonalszego zgadzania się z wolą Bożą. „Nie moja ale twoja wola niech się stanie” (Łukasz 22, 42). Tak i nam trzeba modlić się w czasie oschłości. Modlitwa bez oschłości jest szczególniejszą łaską, którą Bóg obdarza tylko pewne dusze wybrane. Do takich należą przede wszystkim dusze odznaczające się czystością dziewiczą i całkowitą obojętnością na rzeczy doczesne. Kto miłuje rzeczy doczesne, nie godzien jest napawać się rzeczami Bożymi. Grzesznicy nawróceni po długiej pokucie dobrowolnej mogą również dostąpić tej łaski, jak świadczą przykłady niektórych Świętych. Nadto zwykle nie doznają oschłości na modlitwie ci, którzy cierpliwie znoszą wielkie prześladowanie niesłuszne, szczególnie niesprawiedliwe uwłaczanie honorowi i sławie. Wreszcie łaskę tę daje Bóg duszom odznaczającym się cnotami heroicznymi, szczególnie cnotą miłości Bożej, zaparcia się i obojętności względem wszystkich stworzeń. Usunięcie przyczyn oschłości nie zawsze powoduje ich ustanie, albowiem oprócz środków negatywnych trzeba stosować jeszcze środki pozytywne. Przede wszystkim należy więc rozpoczynać modlitwę w pewnym oznaczonym czasie, z zapałem, gorliwością i czystą intencją. W samotności można się modlić głośno i podniesionymi w górę rękami lub rozpostartymi na kształt krzyża. Unikać wspomnień rozpraszających, nie pospieszać przy odmawianiu modlitw publicznych, ale zwracać uwagę na treść hymnów i psalmów, inaczej umysł z konieczności musi zająć się czym innym, albowiem bezczynny być nie może. Nie trzeba brać na siebie zbyt dużo obowiązków i unikać przepracowania ćwicząc się w cnocie pokory, a przede wszystkim w ufności miłosierdziu Bożemu. Od oschłości trzeba odróżnić oziębłość, która jest stanem niewierności dla Boga, w jak wpada dusza z własnej winy i niedbalstwa. Zachowuje ona pozory pobożności, ale w istocie jej nie ma: nie pragnie doskonałości, zaniedbuje walki wewnętrzne, jest niestała w postanowieniach, szuka wylewności na zewnątrz z pobudek miłości własnej, z którą wcale nie walczy. Jest to bardzo groźny stan, bo nie zważa na przestrogi sumienia, dobrowolnie popełnia mnóstwo grzechów 147 powszednich a czasami nawet i śmiertelne przy zachowaniu pozornych cnót. Do oziębłych odnoszą się słowa P. Jezusa: „Żeś letni, a ani zimny ani gorący, pocznę cię wyrzucać z ust moich” (Ob. 3, 16). *** Duchu Święty, co każdemu z nas dajesz dar modlitwy według potrzeb duszy, nie jestem godzien mieć pociechy na modlitwie, dlatego proszę o łaskę wytrwałości, bym modlitwy nigdy nie zaniedbywał, a znosił stan, jaki ty zechcesz na mnie zesłać. Daj mi tylko łaskę, bym się cieszył, gdy mi ludzie przysądzą ostatnie miejsce, bym się uniżał bezustannie i od ciebie tylko wyglądał światła i cnoty. 45. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — MODLITWA PUBLICZNA Modlitwa ustna może być prywatna, zanoszona w imieniu poszczególnych ludzi, i publiczna — w imieniu całego Kościoła. Św. Paweł zachęca pierwszych chrześcijan, by się łączyli ze sobą nie tylko sercem, lecz wspólnością głosów w wysławianiu Boga: „Abyście jednomyślnie i jednymi ustami chwalili Boga i Ojca Pana naszego Jezusa Chrystusa” (Rzym. 15, 6). Dlatego Kościół nakazuje w wiernym pod grzechem ciężkim w dnie niedzielne i świąteczne słuchać Mszy św., która jest modlitwą publiczną ponad wszystkie inne, a kapłanom i zakonnikom nakazuje — codziennie odmawiać tak zwane „officium”, czyli pacierze kapłańskie i to nie wyłącznie w swoim imieniu, ale w imieniu całego Kościoła i za wszystkich ludzi. Officium składa się z Psalmów, wyjątków z Pisma Świętego, pism Ojców Kościoła i modlitw specjalnie w tym celu ułożonych. 1. Głównym celem modlitwy publicznej jest wychwalanie Boga. Bóg od wieków miał chwałę w sobie i w tym celu stworzył świat, aby on chwałę Stwórcy głosił. Słowo Przedwieczne od wieków było odbiciem „jasności chwały” (Żyd. 1, 3), która urzeczywistniła się w stworzeniu. „Jakże wielmożne są dzieła twoje, Panie! Wszystkoś w mądrości uczynił” (Ps. 103, 24). Oto hymn nieskończony, który rozbrzmiewa ustawicznie ku czci Ojca, w którym Bóg ma upodobanie. Słowo przedwieczne łącząc się z naturą ludzką, dopuściło swoje 148 człowieczeństwo do uczestnictwa w dziele chwalenia Ojca. „Ja żyję dla Ojca” (Jan 6, 58), mówi Pan Jezus, czyli żyje, by go uwielbiać. Gdy on się modlił, gdy „spędzał noce na modlitwie” (Ł. 6, 12), rozbrzmiewał ludzki głos Boga. Odwieczna pieśń chwały przedłużyła się na ziemi na sposób ludzki i przedłużać się będzie bez końca. W ostatnim dniu życia swego na ziemi streszcza Zbawiciel swe posłannictwo w tych słowach: „Jam ciebie wsławił na ziemi, dokonałem dzieła, któreś mi zlecił” (Jan 17, 4). Chrystus wstępując do nieba zlecił swe posłannictwo Kościołowi, dał mu władzę uwielbienia Ojca w liturgii, która jest wychwalaniem Boga przez Chrystusa ustami Kościoła. Apokalipsa przedstawia nam, jak wybrani w niebie uwielbiają Boski Majestat: „Godzien jesteś, Panie Boże nasz, otrzymać chwałę i cześć i moc” (Obj, 4, 11). To jest chór Kościoła triumfującego. Tu na ziemi tworzy się również chór Kościoła wojującego, który ożywia — jak w niebie — tenże Arcykapłan Jezus Chrystus. Modlitwa publiczna jest to oficjalny głos Kościoła, złączonego z Chrystusem, a wypowiadany przez sługi jego kapłanów i zakonników. Kiedy więc odmawiają officium, mają w sobie podwójną osobowość: indywidualną z mnóstwem nędzy i słabości — i przedstawicieli mistycznego ciała Pana Jezusa. W tym ostatnim charakterze pełnią oni straż nad tak licznymi i różnymi interesami całych społeczności i mimo ich niedoskonałości są miłymi Ojcu niebieskiemu jako przedstawiciele Kościoła. Bóg znajduje w samym sobie chwałę istotną niezależnie od wszelkiego stworzenia, ale odkąd one zaczęły istnieć jest rzeczą słuszną i sprawiedliwą, by i one chwaliły Boga. Kapłani wypełniają obowiązek publicznej modlitwy i uwielbienia Boga w imieniu wszystkich stworzeń, gdy po każdym Psalmie powtarzają: „Chwała Ojcu…” Nadto w officium zawierają się hołdy wiary, nadziei, miłości we wszystkich odmianach: podziwu, upodobania, radości, żalu, wdzięczności. Pod przewodnictwem Psalmisty robią oni niby przegląd wszystkich doskonałości, wszakże najczęściej wychwalają nieskończone miłosierdzie Boże. Sam Bóg poucza i wkłada w usta kapłanów słowa natchnione, dlatego stają się one bardzo miłe Bogu, a i Pan Jezus tak modlił się, odmawiając na krzyżu Psalm 21. Officium jest nie tylko hołdem, ale i rozmową między Stwórcą i stworzeniem, święty Pius X powiedział: „Czynny udział wiernych w najświętszych tajemnicach i w publicznej modlitwie Kościoła jest pierwszym i niezbędnym źródłem, z którego czerpią prawdziwie chrześcijańskiego ducha”. 2. Modlitwa publiczna jest nie tylko sama w sobie środkiem uświęcenia, lecz daje sposobność do ćwiczenia się w wielu cnotach, upodabniających nas do Chrystusa. Przede wszystkim modlitwa ta stosuje się do roku liturgicznego i rozbudza w nas te uczucia, jakich byśmy doznawali patrząc na poszczególne momenty życia Zbawiciela bezpośrednio: „To rozumiejcie, co i w Chrystusie 149 Jezusie” (Fil. 2, 5). Taka dusza przekształca się stopniowo na obraz Boskiego ideału, albowiem z tajemnic Chrystusa wychodzi Boska moc, która nas uświęca w miarę naszej wiary. W officium wszystko jest natchnione przez Ducha Świętego albo pod jego działaniem tak ułożone, że odmawiający znajduje się ustawicznie w swerze nadprzyrodzonej. Ale skuteczność modlitwy publicznej zależy w dużej mierze od usposobienia odmawiających. Modlitwa jest uprzywilejowanym środkiem zjednoczenia z Bogiem i uświęcenia, ale pod warunkiem, że wniesiemy i swój wkład. Przede wszystkim do odmawiania officium trzeba się należycie przygotować. „Przed modlitwą przygotuj duszę twoją, a nie bądź jako człowiek, który Boga kusi” (Ekl. 18, 23). Kusić — znaczy tu zaczynać coś, nie zapewniwszy sobie środków. Miara gorliwości tej modlitwy zależy od bezpośredniego przygotowania. Jak ambasador utożsamia się z zamiarami i poglądami swego rządu, tak na officium trzeba się utożsamiać z zamiarami i intencją Kościoła już na początku modlitwy. Officium trzeba odmawiać godnie, to znaczy zachować wiernie ceremoniał, obrzędy, reguły śpiewu, słowem — wszystko, co jest stosowne dla stojących przed obliczem Króla królów. Jeszcze w Starym Testamencie Mojżesz podał szczegółowe przepisy kultu, a Kościół czyni podobnie. Nic nie jest małe, co jest zgodne z upodobaniem Bożym i przepisami Kościoła. Następnie trzeba odmawiać modlitwę publiczną uważnie, czyli należy zwracać uwagę na słowa, na znaczenie ich i na Boga. Odmawiający bez uwagi nakazane modlitwy, staje się młynkiem modlitewnym. Postawa duszy ma być podstawą stworzenia, które adoruje Stwórcę. Postawa adorująca jest tłem zasadniczym, i na którym przesuwają się różne odmiany uczuć — miłości, wychwalania, radości, upodobania, nadziei, gorących pragnień, usilnych próśb itp. Nie więźmy uwagi na poszczególnych słowach, które są tylko środkiem i skrzydłami do uniesienia duszy ku Bogu. Tak modlił się Zbawiciel na ziemi. Wreszcie odmawianiu officium winna towarzyszyć pobożność. Pobożność jest to najdelikatniejszy kwiat i owoc najczystszej miłości, posunięty aż do oddania się i poświęcenia osobistego. Nie polega ona na odczuwalnych pociechach, które nie stanowią istoty pobożności. Być pobożnym to znaczy przyłożyć się całą duszą, by modlitwę publiczną odprawić dobrze co do usposobienia, zapału, skupienia, gorliwości, dokładności itp. Kto nie ma silnej wiary, ten po pewnym czasie będzie niedoceniał modlitwy publicznej i chętnie będzie korzystał z powodów, by je opuścić. Dusza żywej wiary widzi zawsze w nim dzieło niezrównanej wielkości i niewyczerpalnej płodności. Jest to rzec można dzieło nieskończonego miłosierdzia Bożego, że pozwala nam grzesznym brać udział w tej modlitwie publicznej, jaką wiecznie odmawiają w niebie chóry anielskie i Święci. Toteż należy do tego dzieła lepiej się przygotować. Na pewno uniknęlibyśmy sporo roztargnień, gdybyśmy się lepiej przygotowali do odmawiania officium. 150 *** Duchu Święty, co poświęcasz kapłanów, by razem z Chrystusem stanowili jedno kapłaństwo i swoje modły łączyli z modlitwą Jego, jaką zanosił do Ojca w czasie swego życia ziemskiego. Gdy oni modlą się w imieniu Kościoła, Duch Twojej miłości spływa z warg ich i uświęca ziemię. Wylej moc swoją na wszystkich, którzy modlitwę publiczną odmawiają! Niechaj zajaśnieją blaskiem cnót najprzedniejszych, by modlili się godnie, uważnie i pobożnie. 46. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — UFNOŚĆ „Ale ja ufam w miłosierdzie twoje, rozraduje się serce moje w zbawieniu twoim” (Ps. 12, 6) Decydującym czynnikiem w otrzymaniu miłosierdzia Bożego jest ufność, o której Psalmista mówi, że jest miarą tegoż miłosierdzia: „Niechaj będzie miłosierdzie twoje, Panie nad nami, jakośmy nadzieję mieli w tobie” (Ps. 32, 22). 1. Ufność jest to spodziewanie się czyjejś pomocy. Nie stanowi ona cnoty osobnej, lecz jest warunkiem koniecznym cnoty nadziei oraz częścią składową cnoty męstwa i wielkoduszności. Ponieważ ufność wypływa z wiary, potęguje nadzieję i miłość, a oprócz tego w ten lub inny sposób wiąże się z cnotami moralnymi, dlatego można nazwać ją podkładem, na którym cnoty teologiczne łączą się z moralnymi. Cnoty moralne z naturalnych przekształcają się w nadprzyrodzone, o ile praktykujemy je z ufnością w pomoc Bożą. Ufność naturalna — jako spodziewanie się pomocy ludzkiej — jest wielką dźwignią w życiu człowieka. Przypomnijmy sobie choćby oblężenie Zbaraża, Chocimia i innych miejsc warownych, kiedy oblężeni wytrzymywali z heroiczna wytrwałością najstraszniejsze ataki wroga, znosząc przy tym wszelkie braki, ponieważ spodziewali się odsieczy i wyzwolenia. Ale spodziewanie się pomocy u ludzi często zawodzi. Natomiast kto Bogu zaufa, ten nigdy nie dozna zawodu. „Mającego nadzieję w Panu, miłosierdzie ogarnie” (Ps. 31, 10), mówi Prorok na podstawie objawienia i doświadczenia osobistego, wskazując na miłosierdzie Boże jako na główną podstawę ufności. 151 Ubogi pasterz Dawid występuje do walki z olbrzymem filistyńskim i zwycięża go dlatego, że ufał w pomoc Bożą: „Ty idziesz do mnie z mieczem i oszczepem i z puklerzem, lecz ja idę do ciebie w imię Pana zastępów” (I Król. 17, 45). Tenże Dawid wyrzuca sobie w innych wypadkach zbytnie obawy i brak zaufania ku Bogu: „Czemużeś smutna, duszo moja, i czemu mię trwożysz? Miej ufność w Bogu” (Ps. 41, 6). „Przetoż się bać nie będziem, gdy się poruszy ziemia i przeniosą się góry w serce morza” (Ps. 45, 3). „I przyjdę do ołtarza Bożego, do Boga, który uwesela młodość moją” (Ps. 42, 4). Tak, młodość to okres ufności, przeto też ufność duszy w stosunku do Boga nie starzeje się, lecz wciąż się odmładza. Stary Testament był tylko figurą Nowego Zakonu. O ileż tedy bardziej niż Psalmista mamy wyrzucać sobie brak ufności ku Zbawicielowi. Pan Jezus w najrzewniejszych słowach i obrazach wzywa duszę, by szła za nim drogą dziecięcej ufności i prostoty. „Jam jest — powiada — dobry Pasterz”, a ten jeden tytuł powinien obudzać w sercu każdego bezgraniczne zaufanie. W stosunku do Ojca niebieskiego Pan Jezus podaje siebie za Baranka, złożonego na całopalenie za grzechy świata, a w stosunku do nas jest to Pasterz dobry: On zna i miłuje swe owce, karmi je swą nauką i łaską, a nawet oddaje Ciało i Krew swoją na pokarm. Innym razem Chrystus zniża się do najpoufalszych obrazów i wyrażeń. Jest on dla nas jak kokosz, tuląca pod swe skrzydła kurczęta. Widok dobrowolnych niewierności i błędów grzeszników wyciska z jego oczu łzy i wywołuje najboleśniejszą skargę jego miłosiernego Serca: „Jeruzalem, Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamieniujesz tych, którzy są do ciebie posłani…” (Mat. 23, 37). Kiedy indziej do Apostołów zatrwożonych w czasie burzy powiedział: „Ufajcie, jam jest, nie lękajcie się” (Mrk 6, 50), a do Piotra tonącego rzekł wyciągnąwszy natychmiast rękę: „Małej wiary, czemuś zwątpił?” (Mat. 14, 31). Wreszcie w mowie pożegnalnej, wygłoszonej po ostatniej wieczerzy w wieczerniku, Pan Jezus po udzieleniu ostatnich zleceń i zapowiedzeniu Apostołom ucisku na świecie, jaki ich spotka dla imienia jego, wskazuje na ufność jako na konieczny warunek wytrwania i zjednania sobie pomocy miłosierdzia Bożego: „Na świecie doznacie ucisku, ale ufajcie, jam zwyciężył świat” (Jan 16, 33). Jest to ostatnie słowo Zbawiciela przed męką, jakie zanotował ukochany Apostoł pragnąc przypomnieć wszystkim wiernym po wszystkie czasy, jak konieczną jest ufność nie zalecona tylko, ale nakazana przez Zbawiciela. 2. Dlaczego Bóg tak bardzo zaleca ufność? Dlatego, że ona jest hołdem złożonym miłosierdziu Bożemu. Kto spodziewa się pomocy od Boga, wyznaje, że on jest wszechmocny i dobry, że może i chce nam tę pomoc okazać, że on 152 jest przede wszystkim miłosierny. Tę cechę Boga mocno podkreśla Zbawiciel, gdy mówi: „Nikt nie jest dobry, jeno jeden Bóg” (Mrk 10, 18). Mamy Boga poznawać w prawdzie, albowiem fałszywe poznanie Boga oziębia nasz stosunek do niego i tamuje łaski miłosierdzia jego. „Rozumiejcie o Panu w dobroci i w prostocie serca szukajcie go” (Mądr. 1, 1). Oto uczucie, które ma nam towarzyszyć na samo wspomnienie o Bogu. Tymczasem jest w nas jakaś chorobliwa skłonność do zapatrywania się na Boga ze złej strony i mimo ogólnego, mglistego pojęcia o jego miłosierdziu, wciąż o nim powątpiewamy i oszańcowujemy się przeciw Bogu, jak gdybyśmy podejrzewali w nim pewien brak miłosierdzia lub uchylali się przed karzącą prawicą Stwórcy. Wielu ludzi ma względem Boga jakąś drażliwość, która byłaby śmieszna, gdyby przedmiot nie był zbyt poważny. Obrażają się oni jak dąsające się dzieci, gdy sądzą, że Bóg gniewa się na nich i nawzajem oni się gniewają na niego, — że Bóg odwrócił twarz swoją, a więc i oni niegodziwie się odwracają. — Ludzie zapominają, że zachodzi wielka różnica między duchem niewolniczej bojaźni Starego Testamentu, a duchem synostwa Nowego Przymierza, że Bóg patrzy teraz na ludzkość przez rany Syna swojego. Nasze życie duchowe zależy głównie od pojęć, jakie sobie tworzymy o Bogu. Są między nami a Bogiem stosunki fundamentalne, wynikające z naszej natury stworzonej, ale są również stosunki, wynikające z naszej postawy względem Boga, która zależy od naszych o nim pojęć. Jeżeli wytworzymy sobie pojęcia fałszywe o Panu Najwyższym, stosunki nasze z nim będą niewłaściwe, a nasze wysiłki w celu ich naprawienia — bezowocne. Jeżeli mamy o nim pojęcie niedokładne, w naszym życiu duchownym będzie wiele braków i niedoskonałości. Jeśli wreszcie jest ono prawdziwe według ludzkich możliwości, dusza nasza z całą pewnością rozwinie się w świętości i światłości. A więc pojęcie o Bogu jest kluczem do świętości, albowiem reguluje nasze postępowanie w stosunku do Boga jak i Boga do nas. Bóg przybrał nas za dzieci swoje, ale niestety nie postępujemy w praktyce jak dzieci: synostwo Boże bywa tylko nazwą, a w uczynkach nie okazujemy ufności dziecięcej względem tak dobrego Ojca. Skąd pochodzą takie dziwne nieraz rozbieżności i wykoszlawienia w pojęciach naszych o Bogu? Stąd, że stwarzamy Boga w swej wyobraźni na obraz i podobieństwo nasze. Idziemy nieraz nawet dalej, bo wzgląd na ludzi wiąże nas więcej niż wzgląd na Boga. Więcej liczymy się z opinią otoczenia niż z opinią o nas Pana Boga. Swoje wady i złe skłonności przypisujemy również i Bogu. Jest to wielkie ubliżenie naszemu Panu, jest to nie tylko obmowa jego, ale wprost wierutne oszczerstwo rzucane na Tego, który jest samą dobrocią i samym miłosierdziem. Oto dlaczego objawienie Boże tak bardzo nawołuje nas do ufności, oto dlaczego Psalmista w różnych słowach i porównaniach zapewnia nas o wszechobecności miłosierdzia Bożego, ogarniającego cały wszechświat, i 153 pobudza do bezgranicznej weń ufności, oto dlaczego Pan Jezus w całej Ewangelii tchnie najtkliwszym miłosierdziem. Zaleca ufność swym Apostołom, a w ostatnim przemówieniu swoim nakazuje im bezwzględnie ufać miłosierdziu. Brak bowiem ufności przeszkadza Bogu świadczyć nam dobrodziejstwa, jest jakby ciemną chmurą, tamującą działanie promieni słonecznych, jakby tamą uniemożliwiającą dostęp wody ze źródła. Brak ufności płynie z fałszywego pojęcia o Bogu, które Zbawiciel pragnie z serca naszego usunąć. *** W gruncie rzeczy brak ufności w miłosierdzie Boże jest owocem miłości własnej. Ta samolubna i zdradziecka miłość własna to mój pierwszy i ostatni wróg, sprawca moich powierzchownych i fałszywych sądów i pojęć. Ponieważ Bóg dopuszczając różnorodne przykrości, nie oszczędza mojej miłości własnej, ona znowu mszcząc się, nie oszczędza nie tyle nawet już Boga ile człowieka. — Zraniona miłość własna żąda, by Bóg zaspokajał jej ciekawość, jej próżność, by zadawał jej zmysłowość. A gdy tego nie otrzymuje, wpada w smutek, odwraca się od wszystkiego, jest niezadowolona nie tylko z Boga, ale nawet i z siebie. Oto gdzie jest przyczyna smutku i słabości mojej. Może tego dotychczas nie spostrzegłem? Teraz widzę, że ratunkiem dla mnie będzie wołanie: „Jezu, ufam Tobie! Bezgranicznie ufam Tobie, boś dobry i miłosierny!” 47. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — CECHY DOSKONAŁEJ UFNOŚCI „Błogosławieni wszyscy, którzy w nim ufają” (Ps. 2, 12). Nic nie przynosi Boskiej wszechmocy tyle chwały jak to, że Bóg czyni wszechmocnymi tych, którzy mu ufają. Wszakże by ufność nasza nigdy nie zawiodła, winna odznacza się odpowiednimi cechami, na które wskazał sam Król miłosierdzia. Poznajmy je, jakie muszą być one ze względu na Boga i ze względu na nas. 1. Ze względu na Boga ufność winna być nadprzyrodzona, zupełna, czysta, mocna i wytrwała. Przede wszystkim ufność winna wypływać z łaski i 154 na Bogu się opierać, czyli winna być nadprzyrodzona. Dzieci małe, nie mogące jeszcze chodzić, zwykle chwytają się rozmaitych przedmiotów by się utrzymać na nogach. My zaś w rzeczach nadprzyrodzonych jesteśmy mniej niż dziećmi, a więc musimy z całej siły bezgranicznie ufać miłosiernemu Zbawicielowi. Taką ufność miał święty Franciszek, który z wielką pokorą wszystkie sprawy swoje zwykł był ofiarować miłosierdziu Bożemu i nigdy nie był tak pewny ich pomyślnego skutku jak wtedy, gdy nie miał znikąd żadnej pomocy. Jeżeli czasami ludzka roztropność przedstawiała mu, że jakieś przedsięwzięcie zlecone od Boga jest niewykonalne, wtedy właśnie był pełen ufności i wolny od wszelkiej obawy. „Prawdziwym przyjacielem — mówi św. Teresa jest tylko Jezus Chrystus; gdy się na nim opieram, mam taką siłę, że jak mi się zdaje, mogłabym się oprzeć całemu światu, gdyby przeciwko mnie powstał”. Ufając Bogu nie wolno zbyt ufać sobie, swoim talentom, swojej roztropności ani swojej sile, albowiem Bóg wówczas odmówi pomocy i pozwoli przekonać się z doświadczenia o naszej nieudolności. W sprawach Bożych winniśmy lękać się siebie i mieć przekonanie, że sami z siebie potrafimy tylko skrzywić lub nawet zniszczyć zamiary Boże. Ileż to Saulów i dusz królewskich popadło w żałość, grzech i skończyło ostatecznie w ciemnościach, dzięki zbytecznej ufności sobie! Ileż Salomonów, dusz cherubinowych i mądrych uwiędło i poszło w strzępy dlatego, że nie ufali Bogu, tylko swoim zdolnościom. Naprzeciw upojenia dusz błogosławionych, posiadających dobro nieskończone, stoi obraz wiecznej nocy i skazanych na nią ciemnych i pysznych duchów, ufających wyłącznie sobie. To Pan odepchnął od siebie zbezczeszczone oblubienice przez ich zaufanie sobie, zdruzgotał sprofanowane pychą świątynie. Ufając Bogu nie opieramy się tylko na środkach ludzkich, bo na tym świecie największe siły i skarby nie pomogą, jeżeli Bóg sam nie wesprze, nie umocni, nie pocieszy, nie nauczy, nie strzeże. Trzeba wprawdzie wybrać środki, które uważamy za konieczne, lecz nie można opierać się wyłącznie na nich, ale całą ufność należy położyć w Bogu. Ta ufność winna zajmować złoty środek między tak zwanym kwietyzmem i nadmierną ruchliwością. Zwolennicy tej ostatniej są w ustawicznym niepokoju, albowiem w działalności swojej opierają się wyłącznie na sobie. Ufność zaś Bogu pobudza do pilnej pracy w rzeczach najmniejszych, a zarazem zabezpiecza przed niepokojem nadmiernie ruchliwych ludzi. Byłoby znowu lenistwem zdać się całkowicie na Boga, bez wierności swoim obowiązkom. „Lepiej jest zaufać Panu, niźli ufać człowiekowi” (Ps. 117, 9). Człowiek bowiem czasem nie zechce, a czasem nie potrafi dopomóc, a wówczas Bóg usuwa się za karę, że go pomijamy. Można ufać ludziom tylko o tyle, o ile są narzędziami Boga, np. rodzicom, przełożonym itp. Ufność Bogu ma być mocna i wytrwała, bez powątpiewań i słabości. Taką ufność miał Abraham, gdy zamierzał złożyć syna swego w ofierze. Taką ufność mieli męczennicy. Natomiast Apostołom w czasie burzy brakowało tej cnoty i dlatego Pan Jezus 155 zrobił im wyrzut: „Czemu jesteście bojaźliwi, małej wiary?” (Mat. 8, 26). Mając mocną ufność należy się wystrzegać małoduszności i zuchwalstwa. Małoduszność jest najnikczemniejszą z pokus, skoro bowiem stracimy odwagę postępu w dobrym, prędko wpadniemy w przepaść występków. Zuchwalstwo znowu naraża na niebezpieczeństwa (np. okazja do grzechu) w nadziei, że Bóg nas uratuje. Jest to kuszenie Pana Boga, kończące się zwykle tragicznie dla kuszących. 2. Ze względu na nas ufność winna być połączona z bojaźnią, która jest skutkiem poznania naszej nędzy. Bez tej bojaźni ufność staje się zarozumiałością, a bojaźń bez ufności — małodusznością. Bojaźń z ufnością staje się pokorna i mężna, a ufność z bojaźnią staje się silna i skromna. Aby łódź żaglowa płynęła, potrzeba wiatru i pewnego ciężaru, któryby ją zanurzał w wodzie, by się nie wywróciła. Tak i nam trzeba wiatru ufności i ciężaru bojaźni. Bez ufności wpadamy w oziębłość, a bez bojaźni rozbijamy się o skałę zarozumiałości. Ufajmy, bo Pan jest wszechmocny a „Miłosierdziu jego nie ma końca”. Lękajmy się, bo jesteśmy słabi wobec licznych nieprzyjaciół, — nieświadomi ich niezliczonych zasadzek, — nie wiemy czy jesteśmy w łasce, — bo mocniejsi od nas upadli, — bo droga do nieba jest trudna, a my jesteśmy leniwi. „Początkiem mądrości jest bojaźń Pańska” (Ps. 110, 10), mówi Psalmista, czyli bojaźń grzechu, który nas odwraca od Boga. Jest bowiem jeszcze bojaźń ludzka — niewolnicza, kiedy boimy się grzechu jedynie ze względu na karę. To nie jest już bojaźń Pańska. Jest jeszcze bojaźń służebna, kiedy boimy się grzechu ze względu na obrazę Boga, który za grzech pozbawia nieba i karze. Z nią łączy się wiara i ufność, a nawet żal dostateczny w sakramencie pokuty. W jeszcze innej bojaźni łączy się obawa obrazy Boga z obawą kary. W tej bojaźni obok wiary i ufności zawiera się początkująca miłość Boga, dlatego nazywa się ona początkującą. Bojaźń taka jest pożądana, albowiem potęguje czujność, pomaga roztropności i pokorze oraz prowadzi do umartwienia. Środkiem do jej nabycia jest modlitwa, rozważanie męki Pana Jezusa i rzeczy ostatecznych, wierność łaskom Bożym, unikanie okazji do grzechu oraz nabożeństwo do Najświętszej Panny Maryi. Trzeci stopień bojaźni nazywa się bojaźnią synowską, a polega na tym, że dusza lęka się obrazy Bożej jako zasmucającej Ojca niebieskiego, którego kocha miłością synowską. Taka bojaźń łączy się z żalem doskonałym za grzechy, który gładzi je nawet poza sakramentem pokuty, jeżeli nie można się wyspowiadać zaraz. Jest to dar Ducha Świętego, nakłaniający nas do najgłębszej pokory wobec Boga. Ufność winna się łączyć z którymkolwiek z wymienionych trzech ostatnich rodzajów bojaźni świętej, ale należy się starać o bojaźń synowską. Taka bojaźń zapewnia opiekę Bożą, albowiem „Pan kocha się w tych, którzy się go boją, i w tych, którzy nadzieję mają w miłosierdziu jego” (Ps. 146, 11). 156 Wreszcie ufność ma być połączona z tęsknotą, czyli pragnieniem oglądania obietnic Bożych i połączenia się z umiłowanym naszym Zbawicielem: „Pragnę rozstać się z tym życiem, a być z Chrystusem, bo to daleko lepsze” (Fil. 1, 23), pisze Apostoł wyrażając chęć porzucenia tego padołu płaczu. Podobnie wyraża się Psalmista: „Biada mi, że się pielgrzymowanie moje przedłużyło” (Ps. 119, 5), jakby chciał powiedzieć. Kiedy się to wygnanie moje skończy? Kiedyż wrócę do ojczyzny mojej? „Kiedyż przyjdę i okażę się przed obliczem Bożym?” (Ps. 41, 3). Tęsknota za Bogiem winna być zgodna z wolą Bożą, ma być bardzo pokorna nie tylko w uczuciu, ale i w woli, która ma zagrzewać nas do ustawicznej pracy i zupełnego ofiarowania się Bogu. Wszakże ufną tęsknotę trzeba oprzeć na szczerej pokucie za grzechy, bo inaczej byłaby ona złudzeniem. *** Duchu Święty, daj mi łaskę ufności niezachwianej ze względu na zasługi Pana Jezusa, a bojaźliwej ze względu na moją słabość. Gdy ubóstwo zakołacze do mego domu: Jezu, ufam Tobie! Gdy nawiedzi mnie choroba, albo dotknie kalectwo: Jezu, ufam Tobie! Gdy świat mnie odepchnie i nienawiścią ścigać będzie: Jezu, ufam Tobie! Gdy czarna potwarz mnie skala i przesyci goryczą: Jezu, ufam Tobie! Kiedy opuszczą mnie przyjaciele i ranić mnie będą mową i czynem: Jezu, ufam Tobie! Duchu miłości i miłosierdzia, bądź mi ucieczką, słodkim pocieszeniem, błogą nadzieją, bym w najtrudniejszych okolicznościach życia mojego nigdy nie przestawał Ci ufać! 48. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — OWOCE UFNOŚCI „Mającego nadzieję w Panu, miłosierdzie ogarnie” (Ps. 31, 10). Gdy okręt wśród srożącej się burzy utraci maszt, liny i ster, a spienione fale pędzą go na skały, gdzie mu grozi rozbicie, wówczas strwożeni żeglarze uciekają się do ostatecznego środka; spuszczają kotwicę, by się okręt zatrzymał i uchronił od roztrzaskania. Taką kotwicą jest dla nas ufność w pomoc Bożą. Często dusza, jak statek wśród burzy, traci wszystko, co stanowiło jej siłę, piękność i wartość: maszt wiary żywej został strzaskany, liny miłości Bożej porwane, całe mienie — to jest dobre uczynki — wyrzucone i zdaje się już grozić ostateczne rozbicie. Ale w duszy została jeszcze kotwica ufności, którą 157 zaczepić się ona może o dno miłosierdzia Bożego i zostanie w ten sposób ocalona. Dlatego już w świecie starożytnym kotwica była symbolem ufności. 1. „Błogosławiony mąż, który ufa Panu i będzie Pan ufaniem jego. I będzie jako drzewo, które przesadzają nad wodami, które ku wilgoci puszcza korzenie swoje; a nie będzie się bało, gdy przyjdzie gorąco, i będzie liść jego zielony, a czasu suchości nie będzie się frasować i nigdy nie przestanie czynić owocu” (Jer. 17, 7 – 8). Oto owoce ufności, podane przez Ducha Świętego. Przede wszystkim ufność jest to hołd złożony miłosierdziu Bożemu, które nawzajem darzy ufającego siłą i męstwem do pokonania największych trudności. Św. Jan Chryzostom nazywa ufność hełmem, który zasłania duszę przed pociskami piekła, — puklerzem w czasie pokusy, którą ufający łatwo zwycięża jednym aktem strzelistym: „Okaż mi, Panie, miłosierdzie twoje” (Ps. 84, 8), — siłą olbrzyma, jak powiada Apostoł: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” (Fil. 4, 13). Ufność Bogu usuwa wszelki smutek i przygnębienie, a napełnia duszę wielką radością, nawet w najtrudniejszych warunkach życia. Przykładem tego może być Apostoł Paweł, który z radością znosił prześladowania ze strony przeciwników nawołując wszystkich do wesela: „Weselcie się w Panu zawsze, mówię powtórnie: Weselcie się. Skromność wasza niech będzie znana wszystkim ludziom: Pan blisko jest. Nie troszczcie się o nic, ale potrzeby wasze Bogu powierzajcie w każdej modlitwie i dziękczynnej prośbie” (Fil. 4, 4 – 6). A następnie nawołuje wprost do ufności, jako źródła radości: „Zbliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali zmiłowanie i dostąpili łaski w pomocy na czasie” (Żyd. 4, 16). Ufność czyni cuda, bo ma na usługi wszechmoc Bożą. Tak Apostołowie — Jan i Piotr, ufając Chrystusowi, w imię jego uzdrawiają chromego (Dz. 3, 7), a św. Grzegorz Cudotwórca w Neocezarei zmienił bieg rzeki i przeniósł górę na inne miejsce, stosownie do obietnicy Zbawiciela: „Zaprawdę powiadam wam, gdybyście mieli wiarę jako ziarnko gorczycy, rzeklibyście tej górze: „Przejdź stąd tam, a przejdzie, i nic nie będzie wam niemożliwym” (Mat. 17, 19). Wszystkie cuda Mojżesza w Egipcie i na puszczy mają swe źródło w ufności, a gdy zwątpił przy wyprowadzeniu wody ze skały, woda nie ukazała się od razu, ale dopiero wtedy, kiedy zaufał bezwzględnie Panu Bogu. Ufność daje pokój wewnętrzny, jakiego świat dać nie może. Dlatego Chrystus, ukazując się Apostołom po Zmartwychwstaniu pozdrawia ich słowami: „Pokój wam!”, albowiem oni bardzo ufali swemu Mistrzowi. Ufność toruje drogę wszystkim cnotom. Istnieje legenda, jak wszystkie cnoty postanowiły opuścić ziemię, splamioną licznymi występkami i powrócić do niebieskiej ojczyzny. Gdy zbliżyły się do bram niebieskich, odźwierny wpuścił wszystkie z wyjątkiem ufności, aby na ziemi biedni ludzie nie wpadli w rozpacz 158 wśród tylu pokus i cierpień. Wobec tego ufność musiała wrócić, a za nią wróciły i wszystkie inne cnoty. Szczególnie ufność pociesza konającego człowieka, któremu w ostatniej chwili przypominają się wszystkie grzechy całego życia i doprowadzają nawet do rozpaczy. Toteż trzeba konającym poddawać odpowiednie akty ufności, albowiem nie każdy może się sam na nie zdobyć, trzeba im wskazać niedaleką ojczyznę, gdzie Król Miłosierdzia oczekuje z radością ufających jego miłosierdziu. Ufność zapewnia nagrodę po śmierci, jak tego dowodzą liczne przykłady Świętych. Szczególnie Dyzmas — umierający łotr na krzyżu obok Pana Jezusa, zwrócił się do niego z ufnością w ostatnim momencie swego życia i usłyszał błogie zapewnienie: „Dziś ze mną będziesz w raju”. 2. Ojciec Faber jako główną przyczynę duchowego zastoju dzisiejszych chrześcijan stawia brak ufności Bogu. Istotnie, dzisiaj ludzie ufają tylko sobie, swojej mądrości, swoim wynalazkom, swojej sile, a ufność Bogu wegetuje albo też zupełnie zamiera. Nawet w życiu religijnym więcej opieramy się na czynnikach przyrodzonych niż na nadprzyrodzonych. Dlatego bezbożnictwo znajduje zwolenników wśród tych, którzy do niedawna uchodzili za prawowiernych, — a dlatego również szerzy się sekciarstwo, odszczepieństwo i w ogóle błędnowierstwo. „Nieszczęsny człowiek, który ufa człowiekowi i opiera się na śmiertelnym ciele, a od Pana odstępuje serce jego. Bo będzie jako oset na puszczy i nie ujrzy, gdy przyjdzie dobre, ale będzie mieszkał w suchości na puszczy, w ziemi słonej, gdzie nikt nie mieszka” (Jer. 17, 5 – 6). Oto obraz świata dzisiejszego, tak bardzo ufającego sobie, swojej mądrości, swojej sile i swoim wynalazkom, które zamiast go uszczęśliwić wywołują u niego obawę samozniszczenia. Niewątpliwie, wynalazki są rzeczą dobrą i zgodną z wolą Boga, który powiedział: „Napełniajcie ziemię, a czyńcie ją sobie poddaną” (Rodz. 1, 28), ale nie wolno ufać wyłącznie swemu rozumowi, zapominając o Stwórcy i należnej mu czci i ufności. Niektórzy ludzie znowu patrzą na Boga jak Izraelici, widząc w nim tylko Pana surowego i sprawiedliwego Sędziego. Żyją w uczuciach niewolniczej bojaźni i, gdyby nie widzieli kar za grzechy, nie spostrzegliby w nich nic nieodpowiedniego. Postępują z Bogiem jak by on był bardzo daleko, wobec tego i Bóg nie zbliża się zbytnio do nich. Nie mają wobec Boga serdeczności, bez której nie może być ani ufności ani postępu na drodze do Stworzyciela. Inni patrzą na Boga jako na dobroczyńcę, i w postępowaniu kierują się myślą o wynagrodzeniu. Taki pogląd jest fałszywy, ale jeśli myśl o odpłacie z przeważającej stanie się wyłączną, wówczas nie tylko, że brakuje im szlachetności, ale stosunek ich do Boga nie odpowiada tu duchowi Ewangelii. Wprawdzie nadzieja nagrody jest cnotą chrześcijańską, ale koniecznym 159 warunkiem jej jest ufność, która powstaje i wzrasta w nas pod wpływem poznawania Boga jako Ojca miłosierdzia, jak tego nauczał Zbawiciel. Nieufność ludzi do Boga jest niedorzecznym i bezpodstawnym nieporozumieniem. Powstaje ona stąd, że nasze ułomności i błędy przenosimy na Boga i przypisujemy mu to, co widzimy w sobie. Wyobrażamy sobie Boga zmiennego, kapryśnego jak my, — surowego i zmartwionego jak my itp. Otóż tak myśląc i postępując wyrządzamy Bogu obelgę, a sobie samym wielką krzywdę. Gdzie byśmy byli teraz, gdyby ten, co kieruje naszymi losami, był tak kapryśny, tak mściwy, tak gniewliwy, jak to my sobie nieraz wyobrażamy?! Przyczyną naszego błędnego pojęcia o Bogu i przypisywanie Mu naszych wad jest skutkiem naszej własnej słabości i smutku, ustawicznej obawy i niepokoju wewnętrznego, które panują zresztą prawie na całym świecie. Ufność tedy można przyrównać do wiszącego z nieba łańcucha, do którego przyczepiamy nasze dusze. Ręka Boża podnosi ten łańcuch w górę i porywa tych, którzy się go mocno trzymają. Kto się silnie uchwyci, dostanie się do nieba, a kto jest zniewieściały i słabo albo wcale się nie chwyta i nie trzyma mocno, spada haniebnie i nieruchomie w toń przepaści. Chwyćmy się tedy tego łańcucha w czasie modlitwy, jak ów ślepy z Jerycha, który siedząc przy drodze usilnie wołał: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną!”. Ufajmy Bogu w potrzebach doczesnych i wiecznych, w cierpieniach, niebezpieczeństwach i opuszczeniach. Ufajmy nawet wówczas, gdy nam się zdaje, że nas Bóg opuścił, gdy nam odmawia swych pociech, gdy nie wysłuchuje nas, gdy przygniata nas ciężkim krzyżem. Wówczas trzeba ufać Bogu najwięcej, bo to jest czas próby, czas doświadczenia, przez które musi przejść każda dusza. *** Duchu Święty, bądź błogosławiony, gdy rozpraszasz ciemnotę nieświadomości naszej i odsłaniasz przed zachwyconą duszą naszą świetność prawd Bożych. Kiedy promykiem ufności rozjaśniasz wzrok nasz zamglony łzami i rozdzierasz gęste a groźne chmury naszych namiętności, ukazując czyste i pogodne niebo. Bądź błogosławiony szczególnie wówczas, gdy słodkim tchnieniem swoim ślesz duszom pociechę, rozpraszasz czarne cienie rozpaczy, a wlewasz ufność z zasług Pana Jezusa. W utrapieniach i oschłościach duszy — Jezu, ufam Tobie! W chorobach i niedostatkach, w pociechach i przeciwnościach — Jezu, ufam Tobie! Kiedy przeraża mnie wielkość grzechów moich a rozpacz i zwątpienie odbierają siły do walki życia — Jezu, ufam Tobie! 160 49. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — POKUTA „Jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy podobnie z g i n i e c i e ” (Łuk. 13, 5). Pismo Św. Starego jak i Nowego Testamentu żąda bezwzględnie pokuty od wszystkich grzeszników, jako koniecznego warunku zmiłowania Bożego. Miłosierdzie Boże nie jest bowiem bezkarnością i żąda szczerego nawrócenia. A nawrócić się można tylko przez pokutę. 1. Co to jest pokuta? Pokuta w najobszerniejszym znaczeniu jest to wstręt lub niepodobanie sobie w czymś, np. w starości. W tym znaczeniu pokuta jest namiętnością, niezależną od naszej woli i nie podlegającą ocenie moralnej. Pokuta w ścisłym znaczeniu jest to żałość albo cofnięcie zezwolenia na poprzednie czyny i zmiana zamiarów. Pokuta w jeszcze ściślejszym znaczeniu jest to żałość i odwołanie złego czynu z powodu złych skutków. Wreszcie pokuta w teologicznym znaczeniu jest to boleść duszy dla grzechu jako obrazy Bożej. Stąd św. Tomasz określa pokutę jako „rozumną boleść z powodu poprzednich grzechów, o ile one są obrazą Boga, z zamiarem ich usunięcia”. Można też określić pokutę jako cnotę, skłaniającą do naprawienia obrazy wyrządzonej Bogu przez grzechy. Obraza Boga jest sama w sobie czymś tak wielkim, że wymaga osobnej cnoty do wyrównania spowodowanego przez nią nieporządku. Jest nią właśnie pokuta, która obejmuje jednym aktem wszystkie grzechy, o ile one są obrazą Boga, i stara się je usunąć w ten sposób, że pobudza człowieka do wywarcia na sobie samym zemsty w karaniu samego siebie. Aktami tej cnoty są: uznanie swej winy, żal, mocne postanowienie po prawy i zadośćuczynienie. Tego rodzaju pokuta była konieczna wszystkim ludziom i każdego czasu do uzyskania łaski i usprawiedliwienia. Dlatego Pismo Święte powiada: „Jeśli pokutować nie będziemy, wpadniemy w ręce Pańskie” (Ekl. 2, 22). „Ofiarą dla Boga duch skruszony, sercem skruszonym i uniżonym, Boże, nie wzgardzisz” (Ps. 50, 19). A Chrystus Pan jeszcze dobitniej tę prawdę wyraził: „Jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łuk. 13, 5). Pokuta jest gatunkiem sprawiedliwości zamiennej, o ile skłania do oddania Bogu tego, co mu się ściśle należy. Bogu ściśle należy się wyrównanie obrazy, wyrządzonej przez grzesznika. To wyrównanie odbywa się w pokucie 161 dobrowolnie czynionej przez tego, który ją wyrządził. Atoli wyrównanie obrazy Bogu wyrządzonej nigdy nie może być doskonałe, albowiem obraza ta jest nieskończona, a naprawa jej przez pokutę jest zawsze ograniczona. Grzech usiłuje poddać Boga stworzeniu, a pokuta poddaje stworzenie Bogu. Zresztą pokutujący oddaje Bogu z dóbr Bożych, należnych mu z wielu innych tytułów. Dlatego pokuta tylko przez analogię łączy się ze sprawiedliwością zamienną, albowiem ściśle uiścić się sprawiedliwości nigdy nie potrafi. Pokuta tedy jest raczej dziełem miłosierdzia Bożego. Z wymienionych aktów pokuty, pierwszy z nich — uzna nie swej winy — jest punktem wyjścia. Uznanie winy nie jest rzeczą zbyt trudną, albowiem każdy grzech zawiera w sobie podwójne przeciwieństwo: przeciwny jest Bogu i człowiekowi. Grzech przeciwny jest Bogu, albowiem zwalcza jego prawa, — przeciwny jest człowiekowi, bo pozbawia go szczęśliwości, polegającej na podobieństwie do Stwórcy. Dlatego Psalmista powiada: „Kto miłuje nieprawość, ma w nienawiści duszę swoją” (Ps. 10, 6). Skoro ludzie powstają przeciwko Bogu, gubią siebie samych, rozdzierają siebie w swoim zuchwałym buncie. Dlatego Prorok rzuca przeciw grzesznikom to przekleństwo: „Miecz ich niech wnijdzie w serca ich, a łuk ich niech się złamie” (Ps. 36, 15). Czyli miecz wymierza grzesznik przeciwko sobie samemu, a strzały, skierowane do nieba, łamią łuk przy pierwszym wysiłku. Grzesznik tedy wymierza karę sam sobie. O ile Bóg jest święty i sprawiedliwy, o tyle jest przeciwny grzechowi i żywi do niego wstręt nieskończony, niewysłowiony. Mając miłosierdzie dla pokutującego grzesznika, z natury swojej grzechem się brzydzi. Nie wolno tedy ubezpieczać się miłosierdziem Bożym w grzeszeniu, bo czas miłosierdzia jest ograniczony, a po jego skończeniu rozpocznie się czas srogiej sprawiedliwości. „Nie mów: miłosierdzie Pańskie wielkie jest, zmiłuje się nad mnóstwem grzechów moich. Miłosierdzie bowiem i gniew prędko przybliżają się do niego, a na grzeszników patrzy gniew jego” (Ekl. 5, 6). „Wszelkie dzieło miłosierdzia uczyni miejsce każdemu, według zasługi uczynków jego i według roztropności pielgrzymowania jego” (Ekl. 16,15). 2. Drugim aktem pokuty jest żal za grzechy. Jest to akt najważniejszy i najistotniejszy. Jest to — powiada Sobór Trydencki — żałość duszy i obrzydzenie grzechu popełnionego z postanowieniem więcej nie grzeszyć. Jest to więc obrzydzenie złego, któregośmy się dopuścili, oraz postanowienie, co mamy czynić na przyszłość. Skrucha dopiero stanowi o naszym pojednaniu z Bogiem. Bez niej nie ma przebaczenia ani szczerego nawrócenia. Jest ona jakby duszą pokuty, gdy inne akty są tylko jej ciałem. Ona to ściera głowę węża piekielnego. Bez skruchy nie ma łaski, a więc i nie ma zbawienia. Bóg bowiem nie może przebaczyć temu, kto trwa w aktualnym przywiązaniu do grzechu, bo nie może przestać być Bogiem świętości. 162 Do skruchy nie potrzeba uczuciowego rozrzewnienia, a tylko silnej woli, bo ono nie zawsze od nas zależy. Nie wszyscy mogą czuć boleść i ronić łzy, ale wszyscy mogą przy łasce Bożej zdobyć się na skruchę woli, potępiającej nieprawość i przekładającej życie z Bogiem ponad wszystko. Nie potrzeba, żebyśmy mieli pewność, że nie zgrzeszymy, ale że licząc na pomoc Bożą obecnie jesteśmy tak usposobieni, że wybierzemy raczej prześladowanie i nieszczęścia, a nawet śmierć niż jakikolwiek grzech. Najpewniejszym znakiem skruchy jest silna wola i zmiana obyczajów. Jeżeli z taką samą łatwością wracamy do dawnych grzechów, słusznie możemy powątpiewać w istnienie żalu dostatecznego. W naszej religii mamy dwa dogmaty na pozór nie zgadzające się ze sobą. Nikt bez specjalnego objawienia nie może być pewny usprawiedliwienia, czyli że ma odpuszczone grzechy. Drugi dogmat, że kto szczerą czyni pokutę, otrzymuje odpuszczenie grzechów, a zatem i łaskę i przyjaźń Bożą. Jednak mimo spowiedzi, całkowitej pewności o odpuszczeniu grzechów mieć nie możemy, dlatego że nie wiemy, czy nasza skrucha posiadała potrzebne przymioty, jakie muszą ją koniecznie cechować. A tymi przymiotami jest powszechność i nadprzyrodzoność. Powszechna skrucha bywa wówczas, gdy obejmuje wszystkie grzechy, zwłaszcza śmiertelne. Nie chodzi o to, by uczynić tyle aktów, ileśmy popełnili grzechów, ale byśmy jednym aktem objęli wszystkie grzechy, szczególnie śmiertelne, żadnego nie wykluczając. Gdyby kto miał same tylko grzechy powszednie, a nie żałowałby za nie na spowiedzi, wtedy sakrament pokuty byłby nieważny. Gdyby zaś żałował choć za jeden grzech powszedni, sakrament byłby ważny. Nadto żal ma być najwyższy, czyli że człowiek wolałby wszystko stracić niż obrazić Boga. Nie chodzi tu — jak powiedzieliśmy — o żal uczuciowy, ale o boleść woli po najokropniejszej stracie Boga. Do żalu ponad wszystko można dojść z trojakiej pobudki, według trojakiego nieszczęścia, jakie grzech na nas sprowadza: kara piekła, utrata nieba i obraza Boga. Im ta pobudka wyższa, tym żal doskonalszy. A gdy największe nieszczęście doczesne mniej nas dotyka niż obraza Pana Boga, wówczas skrucha dochodzi do najwyższego stopnia. Żal winien być koniecznie nadprzyrodzony, czyli ma wypływać z którejkolwiek z trzech wymienionych nadprzyrodzonych pobudek: obawy kary wiecznej, utraty nieba i obrazy Pana Boga. Ostatnia pobudka jest najdoskonalsza i żal z niej płynący jest żalem doskonałym, który gładzi grzechy nawet poza sakramentem pokuty, gdy jest zamiar wyspowiadania się przy pierwszej okazji. Żal z pobudek obawy piekła i utraty nieba jest mniej doskonały, ale dostateczny w sakramencie pokuty. Żal jedynie z miłości ku Bogu jest nader trudny i nigdy nie możemy mieć pewności, czy go mamy. Tu jedynie mamy ufać w nieskończone miłosierdzie Boże i trzeba prosić Boga o taki żal. „Jeśli mnie miłujecie, zachowujcie przykazania moje” (Jan 14, 15). To znaczy, że prawdziwa miłość Boża jest miłością woli i ujawnia się w zachowaniu 163 przykazań Bożych, a nie w uczuciu. Boleść z miłości mieści się również w woli, gotowej wszystko uczynić byle Boga przeprosić. *** „Nawróć mię, a nawrócę się: boś ty Pan, Bóg mój” (Jer. 31, 18), tak się modlił Jeremiasz w imieniu ludu swego: tak mamy się również modlić, prosząc o łaskę żalu doskonałego za grzechy nasze; szczególnie mamy to czynić przed spowiedzią. Żal bowiem nadprzyrodzony nie da się wzbudzić własnymi przyrodzonymi siłami. Trzeba, by na nas wejrzał Pan Jezus jak na Piotra w podwórzu Kajfasza. Tylko jego łaska może sprawić, że będziemy żałować dostatecznie, a tym bardziej skutecznie. 50. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — OWOCE POKUTY „Czyńcież tedy owoce godne pokuty” (Łuk. 3, 8). Św. Jan Chrzciciel nie zadawala się nawoływaniem słuchaczy do pokuty, lecz żąda zbawiennych skutków pokuty, które nazywa owocami. Nie każda tedy pokuta wystarcza do zbawienia, ale tylko pokuta dobra. Nieraz się zdarza, że pokuta grzesznika tak go niepokoi, jak sama jego nieprawość, dlatego że źle ją odprawił. Poznajmy teraz trzeci akt pokuty — zadośćuczynienie, które dopiero uczyni ją zbawienną czyli owocną. 1. Ojcowie Kościoła wymieniają trzy główne owoce pokuty: uchylenie przyczyny grzechu, naprawienie skutków grzechu i użycie środków zapobiegawczych przed grzechem. Cechy te według nich stanowią doskonałość pokuty. Jeżeli te trzy cechy znamionują pokutę, spokój sumienia wspiera się na niewzruszonych podstawach. Jeżeli zaś choć jednej z nich brakuje, pokuta będzie niewystarczająca, grzeszna i nieraz zgubna. Uchylenie przyczyny grzechu jest pierwszym koniecznym owocem pokuty. Właściwie upodobania do samego grzechu jako grzechu ludzie nie mają, ale kochają przyjemność, towarzyszącą grzechowi, której Bóg zakazuje. Ludzie chcieliby się zabawiać bezgrzesznie, ale jest to rzeczą niemożliwą, jeżeli przedmiot grzechu jest zakazany. Stąd chociaż nienawidzą grzechu, ludzie grzeszą, bo kochają przyczynę, przedmiot grzechu i przyjemność zrodzoną. 164 Teoretyczna nienawiść grzechu nie jest jeszcze pokutą, nic bowiem człowieka nie kosztuje. Pokuta prawdziwa polega na czynnym uchyleniu tego, co jest przyczyną, jak powiada Apostoł: „Aby zniszczone było ciało grzechu…, abyśmy nadal nie służył grzechowi” (Rzym. 6, 6). Przez prawdziwą pokutę rozumiemy wyrzeczenie się tysiącznych rzeczy przyjemnych, które są trucizną duszy. Dowodzimy szczerości pokuty przez uchylenie zgubnych przyjemności, z których powstaje grzech, a więc np. rozmów przeciwnych miłości, towarzystwa ludzi lekkomyślnych, widowisk niebezpiecznych, książek zakazanych, osób rozwiązłych, lenistwa itp. Oto kamień probierczy, na którym doświadczyć mamy wartości naszej pokuty. Bo czyż to nie jest złośliwość błagać Boga o zdrowie, a nie usuwać tego, co nas zabija? — niby żałować za grzechy, a nie chcieć w niczym siebie pokonać? Nie tylko trzeba usunąć przyczynę grzechu, ale koniecznie należy naprawić skutki grzechu, czyli wymierzyć sprawiedliwość sobie samemu, bliźniemu i Panu Bogu. Jan Chrzciciel odróżnia skutki pokuty od samej pokuty jak owoc od drzewa. Nie tylko poleca żałować za nieprawości, ale wyrzec się ich na przyszłość i naprawić krzywdy wyrządzone, a więc naprawić skutki obmowy lub oszczerstwa, uniesienia się gniewem, nienawiści, kradzieży — przez przywrócenie czci, pokorne przeproszenie, serdeczne pojednanie się, zwrot rzeczy skradzionej itp. By to uczynić, winien grzesznik czynić wysiłki, na jakie tylko pokuta szczera i nadprzyrodzona zdobyć się może. Tylko bowiem nadprzyrodzona pokuta potrafi zmusić niesprawiedliwego posiadacza jakiejś rzeczy do jej zwrotu. Jest to dzieło wyższe nad naturę ludzką. Taką zmianę może uskutecznić tylko łaska, „bo owoc światłości polega na wszelkiej dobroci, sprawiedliwości i prawdzie” (Ef. 5, 9). Owoce pokuty muszą być dostosowane do grzechu. Nie wystarczy np. za oszczerstwo zwykła uprzejmość, za obelgi — modlitwa, za kradzież — jałmużna. Jeśli nie naprawimy przez nas spowodowanej ujmy na czyimś honorze, pokuta nasza będzie tylko pozorna. Tylko pewna naprawa przywrócić może pokój duszy. Nawet najsurowsze praktyki jej naprawy nie zastąpią. Nie wystarczy czynić dobrze przed Bogiem, by go chwalić, ale winniśmy dobrze czynić przed ludźmi, by ich budować. Zgorszenie jest częścią składową grzechu i dopóki ono nie zostanie naprawione, choćbyśmy zaprzestali nieprawości, grzech nie byłby zniszczony całkowicie. Jeśli przez grzech zgorszyliśmy innych ludzi tak, że oni utracili wiarę, mamy ścisły obowiązek naprawić wyrządzoną im krzywdę i starać się ich nawrócić. Tak czynili wszyscy szczerze nawróceni do Boga grzesznicy, którzy ostrością pokuty usiłowali naprawić dane zgorszenie. 2. Szczera pokuta nakazuje jeszcze środki zaradcze przeciw grzechowi na przyszłość. Jednakże z tych środków jedne odnosić się muszą do przeszłości, by odpokutować za grzechy, drugie zaś do przyszłości, by się grzechu ustrzec. Pierwsze są to środki naprawcze, drugie natomiast zaradcze. — Pierwsze 165 zmierzają do wymierzenia sobie sprawiedliwości, jaką kiedyś wymierzyłby Bóg grzesznikowi nie czyniącemu pokuty, — a drugie zabezpieczają nas przed upadkiem na przyszłość. Chociaż zbliżamy się często do trybunału pokuty, nie poprawiamy się, bo nie wymierzamy sobie kary za poprzednie wykroczenia. Gdybyśmy w trop za grzechem sami siebie karali uprzedzając karanie Boże, nie byłoby występku, którego byśmy nie wykorzenili. Karanie siebie winno pochodzić raczej z miłości Boga i pragnienia naszego udoskonalenia niż z bojaźni kary za winy popełnione. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa Kościół nakładał kanoniczne pokuty, dostosowane do wielkości winy. Toteż pierwsi chrześcijanie łatwiej przechowywali łaskę chrztu nieskalaną. Nie można też było wątpić o żalu tych, którzy tę łaskę utracili, gdy po jednym grzechu śmiertelnym lata całe pościli i oddawali się różnym ćwiczeniom pokutniczym. Dziś tańszym kosztem chcemy się z Bogiem pojednać. Stąd nieprawość zuchwale podnosi czoło, a ludzie przytłoczeni ciężkimi grzechami zuchwale udają pokój. Wszystko to stawia konieczność pokuty jak na dłoni. Uprzedzajmy pomstę Bożą dobrowolnym umartwieniem, chwytajmy się środków przeciwnych grzechom: przeciw rozproszeniu — skupienie, przeciw gadulstwu — milczenie, przeciw zmysłowości — skromność itp. Środkiem zaradczym przeciw grzechowi na przyszłość jest zachowanie niezbędnej ostrożności i unikanie okazji. Jest to najoczywistszy dowód naszego nawrócenia się do Boga, gdy niczego nie zaniedbujemy, co nas może utrwalić na drodze sprawiedliwości. Wiemy np. że najskuteczniejszym środkiem przeciwko pożądliwości jest ustawiczne zajęcie. Otóż uzbrojenie się przeciw sobie samemu będzie polegać na trzymaniu się przyjętego porządku dnia tak, by nigdy nie próżnować. Wierząc również, że lekarstwem na ponawiane te same upadki będzie rachunek szczegółowy i częsta spowiedź, chwyćmy się tego środka jak deski ratunkowej. To samo trzeba powiedzieć o okazji bliższej, której należy unikać za wszelką cenę, a jeżeli jest konieczna, użyć należy modlitwy częstej i pamiętać o obecności Bożej. Gdy chodzi o zdrowie ciała, pilnie szukamy odpowiednich środków, — czemuż nie używamy ich, gdy chodzi o rzecz stokroć cenniejszą — o zdrowie duszy? „Czynić tedy owoce godne pokuty” znaczy usunąć przyczynę grzechu, naprawić jego skutki i używać środków zapobiegawczych przeciw grzechowi, jakimi są — ukaranie siebie i unikanie okazji. Odznaczający się tymi cechami pokuty, będzie miał rękojmię, że jego grzechy będą zgładzone i że otrzyma łaskę przebaczenia i usprawiedliwienia. *** 166 Duchu Święty, grzech wsiąkł aż do głębi duszy mojej, rozlał się jak trucizna zjadliwa. Czuję, jak czasami działa w mojej przewrotnej woli wąż piekielny, jak na terenie mej duszy rozgrywa się walka między Archaniołem Michałem z hasłem „Któż jak Bóg!” a tym wężem syczącym „Wy sami jesteście bogami”. Nieraz może ulegałem temu wężowi i zasmucałem Cię, Duchu Święty. Daj mi teraz łaskę żalu doskonałego, bym odżałował wszystkie moje wykroczenia i zadośćczynił za nie Bogu i bliźniemu. Daj mi łaskę wytrwałości, bym nigdy nie narażał się na najmniejszą okazję do grzechu, a za moje dotychczasowe niewierności szczerze pokutował. 51. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — KONIECZNOŚĆ POKUTY „Czyńcie przeto pokutę i nawróćcie się, aby zostały zgładzone grzechy wasze” (Dz. 3, 19). Tak wołał Piotr do rzeszy zebranej z okazji uzdrowienia kaleki. Wypomina im grzechy, a spośród nich największy grzech bogobójstwa i zapewnia, że Bóg im wszystko daruje pod warunkiem pokuty. Stąd wynika, że pokuta jest koniecznym warunkiem otrzymania przebaczenia, jak powiedział Zbawiciel: „Jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy zginiecie” (Łuk. 13, 5). 1. Konieczność jakiejś rzeczy może być dwojaka. Albo coś jest rzeczą konieczną z natury rzeczy, albo coś jest nakazane przez przełożonego. Na przykład spożywanie pokarmów jest z natury rzeczą konieczną do zachowania życia, a przyjmowanie w tym celu przepisanego lekarstwa jest rzeczą konieczną z nakazu lekarza. W pierwszym wypadku jest konieczność przykazania. Są rzeczy z natury konieczne do zachowania życia wiecznego tak, że nawet niezawinione ich opuszczenie uniemożliwia zbawienie. Inne znowu rzeczy są tylko nakazane tak, że jeżeli kto nie użyje ich z przyczyn od siebie niezależnych, zbawienie otrzymać może. Według nauki katolickiej pokuta, jako obrzydzenie i naprawienie grzechu, jest rzeczą konieczną do usprawiedliwienia i zbawienia koniecznością środka tak, że nawet niezawinione i niedobrowolne opuszczenie pokuty uniemożliwia grzesznikowi wejście do Królestwa Bożego. Kto bowiem myśli o swych grzechach, ten obowiązany jest wprost je sobie obrzydzić i w jakiś sposób je naprawić, chyba że ktoś o swych grzechach nigdy nie myślał i nie był ich 167 świadom. Wówczas wystarczyłby mu doskonały akt miłości Boga, w którym zawiera się obrzydzenie wszystkiego, co się Panu Bogu nie podoba, a więc i obrzydzenie grzechów. W każdym razie pokuta do zbawienia jest absolutnie konieczna koniecznością środka. Nadto pokuta jest potrzebna i koniecznością przykazania. Jest dogmatem wiary naszej, że akt pokuty po zaistnieniu grzechu śmiertelnego jest konieczny do usprawiedliwienia i zbawienia. Dowodzą tego słowa Chrystusa Pana: „Jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy… zginiecie” (Ł. 13, 5). Dopóki bowiem człowiek nie naprawi grzechu, jest on mu poczytywany, a Bóg znowu nie może mu go darować, jeżeli człowiek ma w nim upodobanie; jak również nie może się nad nim litować, jeżeli odrzuca on konieczny warunek litości. Zresztą Bóg nie może usprawiedliwić człowieka bez zmiany jego woli, a więc jeżeli grzesznik tego nie chce i dobrowolnie do Boga się nie zwróci. Dochodzi jeszcze powód przystojności (stosowności) pokuty. Grzesznik nie może być zbawiony, jeżeli przedtem Bóg mu nie daruje jego grzechów. Lecz bez pokuty Bóg normalnie grzechów darować nie może. Mądrość Boża nie dozwala przybierać za przyjaciela tego, który się dobrowolnie od Boga odwrócił i uparcie trwa w zamiłowaniu do grzechu, gdyż inaczej Bóg sprzyjałby złemu. Sprawiedliwość żąda naprawy tego, co było zepsute i zabrania odpuszczać obrazę bez jakiegoś wyrównania. Świętość również nie dozwala łączyć się z tym, kto jeszcze lgnie do grzechu. Nawet miłosierdzie Boże nie może obdarzyć litością tego, kto się dobrowolnie i świadomie od niego odwraca i jemu nie ufa. Dlatego Pan Jezus wprost nakazuje pokutę: „Czyńcie pokutę, albowiem przybliżyło się królestwo niebieskie” (Mat. 4, 17). Przykazanie pokuty szczególnie obowiązuje w niebezpieczeństwie śmierci, poza tym kilkakroć w życiu, a Kościół nakazując Komunię wielkanocną, tym samym nakazuje i od prawienie sakramentu pokuty. Przykazanie pokuty może obowiązywać i częściej, gdy na przykład grzesznik chce przystąpić do innych sakramentów żywych lub je administrować, — gdy pragnie wykonywać akt innej cnoty, której inaczej wykonać nie potrafi, np. akt miłości Boga. — Gdy wreszcie przeciwko innym cnotom powstają silne pokusy, których nie można przezwyciężyć bez aktu pokuty, na przykład pokusy przeciwko wierze, czystości, miłości itp. 2. Kto jest obowiązany do pokuty? Wszyscy ludzie. Ponieważ wszyscy ludzie są skłonni do popełnienia grzechu, przeto wszyscy są obowiązani pokutować. Tylko Pan Jezus jako Syn Boży nie podlegał żadnemu grzechowi, i dlatego nie miał cnoty pokuty w ścisłym tego słowa znaczeniu. Wszakże pokutował za grzechy nasze i w naszym zastępstwie, poddając się dobrowolnie srogiej męce i śmierci krzyżowej. Prawdopodobnie i Matka Najświętsza miała cnotę pokuty, albowiem była tylko człowiekiem. Jakkolwiek była wolna od 168 wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, a nawet i uczynkowego nigdy nie popełniła, ale było to jej przywilejem nie z natury, lecz z łaski przez wzgląd na zasługi Syna Pana Jezusa. Wolność od grzechu była u niej tylko moralna i zewnętrzna, dlatego wewnętrznie mogła mieć cnoty pokuty. Nawet prarodzice nasi — Adam i Ewa — przed upadkiem mieli cnotę pokuty, albowiem mieli już możliwość zgrzeszenia. Małe dzieci po chrzcie świętym mają cnotę pokuty w podświadomości swojej. Jakkolwiek bowiem nie mogą one grzeszyć przed przyjściem do używania rozumu, jednak są w możliwości grzechu i noszą w sobie jego zarzewie. Tym bardziej pokuta obowiązuje wszystkich ludzi dorosłych, nie tylko grzeszników, ale i sprawiedliwych. Każdy bowiem nosi w sobie zarzewie grzechu, przed którym zabezpieczyć się sam nie potrafi, a winien przez pokutę zabiegać o łaskę. Jeżeli dotychczas za łaską Bożą grzechu nie popełnił, może go popełnić w każdej chwili. Dlatego Zbawiciel powiedział bez wyjątku: „Jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy… zginiecie”. A Święci w niebie, którzy już stanęli przed tronem Wszechmocnego i otrzymali nagrodę za swe czyny pokutne na ziemi, czy jeszcze mogą mieć pokutę? W zasadzie pokuta pozostaje nawet u Świętych, chociaż u nich ma inny zupełnie wyraz. Gdy my na ziemi przez pokutę wyjednywamy sobie miłosierdzie Boże, otrzymując odpuszczenie grzechów lub zabezpieczenie się przed nimi na przyszłość, — Święci w niebie czynią dzięki Bogu za otrzymane już miłosierdzie i odpuszczone grzechy oraz cieszą się niewymownie z zadośćuczynienia, dokonanego za swego życia ziemskiego. Pokutują dusze w czyśćcu zostające, uiszczając się sprawiedliwości Bożej z nadzieją, że ich kara się skończy. Pokutują wreszcie potępieni bez nadziei zakończenia kiedykolwiek swej pokuty, ponieważ nie pokutowali za życia. Duchy niebieskie nie mają cnoty pokuty. Wprawdzie mogły one grzeszyć, a wiele z nich w rzeczywistości zgrzeszyło, ale grzech aniołów, jako mających doskonałe poznanie Boga, z natury swojej jest nieodpuszczalny, albowiem ich wola jest niewzruszalna. Po grzechu tedy upadli aniołowie od razu ustalili się w złym, a inni, którzy nie zgrzeszyli, ustalili się w dobrym i stąd swej pierwszej woli naturalnie zmienić nie mogą. Przeto tylko Aniołowie wierni mogą śpiewać pieśń, słyszaną przez Izajasza Proroka: „Święty, Święty, Święty”, albowiem natura ich odbija świętość Boga. My zaś ludzie grzeszni, a przynajmniej skłonni wszyscy do grzechu, mamy śpiewać w niebie inną pieśń, jak powiada Pismo św.: „Miłosierdzie Pańskie na wieki wyśpiewywać będę” (Ps. 88, 2). Miłosierdzie Boże jest tedy kluczem wszystkiego, co nas spotyka na ziemi. To jest doskonałość Boża, której ufając, możemy skutecznie pokutować i w ten tylko sposób dostać się do królestwa Bożego. To jest doskonałość, w której Bóg jest wielbiony przez Świętych w ciągu całej wieczności i pragnie być wielbionym jeszcze tutaj na ziemi przez wszystkich ludzi. Jak „światło chwały”, przez które święci w niebie mogą oglądać i kochać Boga, jest przedłużeniem 169 łaski uświęcającej na ziemi, — tak wychwalanie miłosierdzia Bożego, którym są zajęci Święci w niebie winno się rozpocząć jeszcze na ziemi, nie tylko prywatnie i przygodnie, ale również publicznie i powszechnie w liturgii Kościoła. *** Duchu Święty, przywróć nam wiosnę życia niebian przez pokutę, zstąp w serca nasze, owioń je Boskim tchnieniem, byśmy zwlekli z siebie śmiertelne grzeszne szaty i z miłości ku Tobie przejęli się żalem za grzechy nasze. I znowu na suchej ziemi róść będą kwiaty cnót, a płodność zasług będzie udziałem naszym. Ześlij Ducha Twego, a odmienimy się i odnowisz oblicze ziemi! 52. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — KOŚCIÓŁ „Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie” (Ef. 5, 25). Poznane dotychczas miłosierdzie Boże, ujawniające się w niezliczonych łaskach, darach, owocach i błogosławieństwach Ducha Świętego, wysłużonych nam przez Pana Jezusa, oraz droga do miłosierdzia Bożego przez modlitwę, ufność i pokutę, — urzeczywistnia się w Kościele. Kościół jest to Mistyczne Ciało Jezusa Chrystusa, albowiem Chrystus jest tego twórcą, głową, ostoją i Zbawcą, z którym się łączą członki tego ciała. Sprawcą tej łączności jest Duch Święty, który przebywa w Kościele trwale, nieprzerwanie i niezależnie od woli i współdziałania poszczególnych ludzi. 1. Chrystus przyszedł na ziemię nie tylko dla tych, którzy za jego czasów mieszkali w Ziemi Świętej, lecz dla wszystkich ludzi i po wszystkie czasy. Dlatego, kiedy odjął ludziom swoją widzialną obecność, pozostawił im Kościół, któremu dał swoją naukę, swoją władzę, swój kult, swoje sakramenty, jakby drugiego siebie. Kościół to Chrystus mistyczny. Nikt nie przychodzi do Ojca jak tylko przez Chrystusa (J. 14, 6), ale i nikt nie przychodzi do Chrystusa jak tylko przez Kościół. Nie żyjemy życiem Chrystusa, ani jego Duchem, jak tylko w łączności z Kościołem. Tę łączność z sobą Chrystus przyrównał do szczepu winnego: „Jam jest prawdziwy krzew winny, a Ojciec mój jest rolnikiem. 170 Wszelką latorośl, która we mnie nie przynosi owocu, odetnie, a tę, która przynosi owoc, oczyści, aby więcej owocu przynosiła” (Jan 15, 1 – 2). Kościół jest społecznością widzialną i nadprzyrodzoną. Nie jest to tylko związek miłości przeciwstawiający się społeczności prawnej, ale jest społecznością doskonałą bez przeciwieństwa między niewidzialną misją Ducha Świętego, a właściwą jurysdykcją, jakiej Chrystus udzielił Pasterzom. Jeśli w Kościele widzimy coś, co dowodzi słabości natury ludzkiej, to nie należy przypisywać tego prawnemu jego ustrojowi, lecz raczej opłakania godnej skłonności poszczególnych ludzi do złego. Ale sam Kościół jest bez zmazy w sakramentach, w wierze, w prawach, w darach niebieskich i charyzmatach. Zjednoczenie wiernych z Chrystusem jest ścisłe, przez wewnętrzne tchnienie i wpływ Ducha Świętego na umysły i dusze nasze. Ujawnia się ono na zewnątrz przez wiarę, sakramenty święte, ofiarę i przykazania. Słowo Przedwieczne jeszcze przed początkiem świata objęło nas nieskończoną myślą swoją i przedwiecznym miłosierdziem, a pragnąc to miłosierdzie swoje urzeczywistnić przyjęło naturę naszą do jedności osoby, dzięki czemu w Chrystusie miłuje ciało nasze. To miłosierdzie, jakim Zbawiciel obejmuje nas od pierwszej chwili swego Wcielenia, przekracza siłę najzdolniejszych umysłów ludzkich. Dzięki bowiem widzeniu uszczęśliwiającemu, jakie posiadał od pierwszej chwili swego poczęcia, ma on przed oczyma duszy wszystkie członki ciała mistycznego razem i każdego z nas osobno. Chrystus jest teraz w nas przez Ducha Świętego, którego nam udziela i przez którego w nas działa: „Jeśli Chrystus w was przebywa… Duch żyje wskutek usprawiedliwienia” (Rzym. 8, 10). Do Kościoła należą wszyscy ochrzczeni i wyznający prawdziwą wiarę, a więc nie tylko hierarchia (Papież, biskupi z nim złączeni i kapłani), ale wszyscy, którzy przez chrzest zostali jego członkami i nie byli wyłączeni, ani też sami się zeń nie wykluczyli. „W jednym Duchu wszyscy ochrzczeni byliśmy w jedno ciało… i wszyscy jednym Duchem byliśmy napojeni” (I Kor. 12, 13). Łączność Kościoła z Chrystusem jest nad przyrodzona — ugruntowana na tajemnicach dostępnych tylko wierze i z nich Kościół czerpie swe życie. Chrystusa bez Kościoła nie można zrozumieć, jak i Kościoła nie da się rozpatrywać w oderwaniu od Chrystusa. Kościół jest z nim złączony tak nierozerwalnie, jak nieoddzielna jest głowa od ciała. Dotknąć Kościoła, czyli dusz ochrzczonych, znaczy dotknąć samego Chrystusa. „Szawle, czemu mnie prześladujesz?” (Dz. 9, 4) — mówi Chrystus do Szawła, który prześladował chrześcijan. 2. Jeżeli Chrystus jest uosobieniem miłosierdzia Bożego, to Kościół jest tego miłosierdzia urzeczywistnieniem. Syn Boży z nieskończonego miłosierdzia złączył się naprzód z ludzką naturą w sposób hipostatyczny, a następnie łączy się w Kościele z całą ludzką społecznością, którą przemienia w swoje ciało 171 mistyczne. Zadośćuczynienia i zasługi Chrystusa stały się naszymi, albowiem Bóg ułagodzony przez głowę, zapomina wszystkich zniewag wyrządzonych Mu przez członki, o ile są one ściśle złączone z głową przez łaskę. Słowo wcielone odnajduje w Kościele całą ludzkość, która przez nie nawiązuje przyjaźń z Bogiem. „Sam bowiem Ojciec miłuje was, boście wy mnie umiłowali i uwierzyliście, że od Boga wyszedłem” (Jan 16, 27). Jak miłosierny Zbawiciel, tak jego Oblubienica – Kościół, niby Samarytanin litościwy, wlewa w rany swoich dzieci wino skruchy i pokuty oraz oliwę ufności, biegnie i prosi, by syn marnotrawny — jednostka lub społeczeństwo czy naród — powrócili do jedności z Chrystusem, aby skierować ich na drogę do jednej wspólnej Ojczyzny. Przejrzyjmy tylko Dzieje Apostolskie, a zobaczymy jak Bóg w sposób cudowny rozszerza Kościół, utrzymuje go i kieruje nim dla dobra ludzkości, dla dobra poszczególnych narodów i jednostek. Przejrzyjmy dzieje Kościoła, a przekonamy się jak On przez wszystkie wieki urzeczywistnia miłosierdzie Boże, jakie zapoczątkował Pan Jezus za czasów swego życia ziemskiego: dociera swoim wpływem nawet do tych narodów, które jeszcze do miłosierdzia Bożego przyjść nie zdążyły albo od niego odpadły. Działalność miłosierna Kościoła idzie w dwóch kierunkach: sakramentalno – mistycznym i etyczno – ascetycznym. W Kościele nie może być świętości bez sakramentów, ani też przystępowania do nich bez dążenia do doskonałości. Kościół siedmioma sakramentami obejmuje całe życie człowieka i uświęca wszystkie jego szczyty i niziny: duszę, obciążoną grzechem pierworodnym i pozbawioną życia Bożego, odradza w sakramencie chrztu świętego — duszę, zbrukaną grzechami uczynkowymi, obmywa w sakramencie pokuty, — duszę rozradowaną w Bogu zasila Sakramentem Ołtarza, oraz pasuje na swego żołnierza w sakramencie bierzmowania, — duszę, jęczącą w jarzmie cierpienia i wstrząsaną bojaźnią śmierci, wzmacnia w sakramencie Ostatniego Namaszczenia. Życie społeczne człowieka również bierze Kościół w swą opiekę błogosławiąc pierwszą komórkę społeczną w sakramencie małżeństwa, a życie religijne utrzymując i rozszerzając przez sakrament kapłaństwa. Drugi kierunek działalności Kościoła wyrażają słowa św. Pawła: „Nie mamy tu miasta trwałego, ale przyszłego szukamy” (Żyd. 13, 14). Żadna prawda nie leży tak głęboko w sercu wierzącego chrześcijanina, jak pierwsze zdanie katechizmu: „Żyję po to, by Pana Boga poznać, miłować, służyć mu i dostać się do nieba.”. Dla niego nie ma głębszej rzeczywistości. Świat dla niego jest tylko promem, który trzeba będzie niebawem opuścić, by osiągnąć szczęście wieczne. Stąd wynika dążenie do rozumnej ascezy, której celem jest miłość i tylko miłość. Uprawianie ascezy, czyli świadome i metodyczne ćwiczenie się w panowaniu nad sobą, czyni duszę naszą wolną, silną i stanowi istotną część składową Ewangelii Pana Jezusa. Jest to drugi kierunek działalności Kościoła, ujawniający się w przykazaniach kościelnych, zmierzających do wyszkolenia 172 woli człowieka. Z tego założenia ascezy jako metodycznego szkolenia woli należy zapatrywać się na celibat duchowieństwa w kościele i śluby zakonne. *** „Jeślibym cię zapomniał, Jeruzalem, niech zapomniana będzie prawica moja! Niechaj przyschnie język mój do podniebienia mego, jeślibym na cię nie pomniał” (Ps. 136, 5 – 6). Jeżeli tak śpiewał Psalmista o swej ziemskiej stolicy, o ileż bardziej pamiętać muszę o Kościele, zbudowanym z kamieni żywych i wybranych, którego głównym kamieniem węgielnym jest sam Jezus Chrystus (Ef. 2, 20). Jakże chlubić się muszę, że jestem członkiem jego i pozostaję pod kierunkiem tak wzniosłej Głowy i ożywiony jego Duchem Świętym. Jakiż posłuch mam okazywać prawom i nakazom Kościoła oraz miłość i szacunek dla hierarchii. Tu Chrystus objawia siebie w różnych społecznych członkach swoich. 53. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — CHRZEST „Jeśli się kto nie odrodzi z wody i Ducha Świętego, nie może wnijść do królestwa Bożego” (Jan 3, 5). Sakramenty święte są to widzialne znaki łaski Bożej, są to narzędzia, przez które miłosierdzie Boże spływa w Kościele na ludzi. Gdyby człowiek nie miał ciała, byłyby mu podawane dobra duchowe bez osłon zmysłowych. Ponieważ dusza jest złączona z ciałem, Bóg łaski swoje podaje w znakach zmysłowych, które się nazywają sakramentami. Wszystkie sakramenty jako znaki widzialne są elementami prostymi bez życia i składają się z materii i formy. Dopiero miłosierdzie Boże czyni je narzędziami łask. Mają one jeden główny cel — upodobnienie nas do Chrystusa przez udzielenie życia nadprzyrodzonego i przemienienie nas w niego. 1. Chrzest jest narodzeniem się człowieka do życia nad przyrodzonego. W tej myśli tkwi cała istota chrztu. Przez narodzenie z rodziców człowiek jest istotą tylko przyrodzoną, dla życia nadprzyrodzonego wcale nie istniejącą: „Co się narodziło z ciała, ciałem jest” (Jan 3, 6). Ten stan nie jest tylko brakiem życia nadprzyrodzonego, lecz prawdziwym grzechem przed Bogiem, który 173 powołał wszystkich do nadprzyrodzonego stanu. Jest to grzech pierworodny, jest to stan odrzucenia i niewoli szatańskiej. W tych warunkach zachodzi potrzeba duchowego odrodzenia, które się dokonuje w chrzcie świętym. Gładzi on grzech pierworodny i wszystkie inne, jeżeli były przed chrztem popełnione, obala panowanie szatana i użycza wyższej natury, wyposażonej we wszystkie zdolności do życia nadprzyrodzonego, którego udziela przez łaskę uświęcającą. „Czyńcie pokutę i niechaj każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Św.” (Dz. 2, 38). Oprócz zgładzenia grzechów chrzest odpuszcza należne za nie kary, albowiem wciela nas w mękę i śmierć Zbawiciela i przydziela nam jego zasługi. „Przez chrzest bowiem zostaliśmy razem z nim pogrzebani w śmierć, aby jako Chrystus zmartwychwstał przez chwałę Ojca, tak t my, byśmy w nowości życia chodzili” (Rzym. 6, 4). Dolegliwości tego życia jak cierpienia, choroby i śmierć, nie bywają przez chrzest usunięte, aby upodobnić chrześcijanina do Chrystusa, dać mu sposobność do zasług i zabezpieczyć bezinteresowność tego sakramentu. Dolegliwości te po chrzcie nie mają racji kary, lecz są właściwościami natury ułomnej. Gdyby chrzest znosił dolegliwości życia, wielu przyjmowałoby go nie dla zyskania łaski, lecz by byli wybawieni od cierpień tego życia. Pismo Św. nazywa chrzest „obmyciem odrodzenia i odnowienia w Duchu Świętym” (Tit. 3, 5), „przyobleczeniem się w Chrystusa” (Gal. 3, 27), „uświęceniem i usprawiedliwieniem w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa” (I Kor. 6, 11), co wszystko oznacza, że chrzest daje łaskę sakramentalną odrodzenia. Przez ten sakrament stajemy się członkami ciała mistycznego, jakim jest Kościół, i razem z łaską uświęcającą otrzymujemy prawo do łask specjalnych przez całe życie, których zadaniem jest oświecenie umysłu dotyczące prawd wiary, by je coraz lepiej rozumieć, utrzymać i według nich postępować. Stąd sakrament chrztu inaczej nazywa się sakramentem wiary i przed jego przyjęciem liczne prawdy wiary są trudne do zrozumienia dla neofitów, jak o tym poucza doświadczenie. Wreszcie chrzest wyciska na duszy charakter sakramentalny. O nim Ojcowie mówią jako o znaku, „na widok którego drżą szatani, a aniołowie otaczają posiadającego ten znak jako krewnego i należącego do rodziny Bożej” (Cyr. Jeroz. 1. 3). Nadto porównują go do znaku wypalonego żelazem na ramieniu niewolnika, do pieczęci na wosku wyciśniętej pierścieniem, do godła żołnierskiego, do znaku obrzezania itp. Znak ten jest stały, różni się od łaski, albowiem tkwi w duszy nawet po jej utracie. Św. Bazyli nazywa chrzest pieczęcią, którego żadna siła nie złamie, a św. Augustyn nazywa go „charakterem króla mojego, dlatego owcę, powracającą z herezji do jedności Kościoła, należy z rany uleczyć, ale charakter chrztu św. w niej uznać”. Toteż chrztu św. nie wolno powtarzać, albowiem Pan Jezus na zawsze „wycisną na nas pieczęć i dał zadatek Ducha w serce nasze” (II Kor. 1, 22). 174 2. Jakże wielkie łaski miłosierdzia Bożego spływają na duszę w czasie chrztu św., przez który stajemy się członkami mistycznego ciała Chrystusowego i żywą świątynią Ducha Świętego, który zstępuje do duszy ze swymi łaskami i darami. W tym sakramencie stajemy się członkami Chrystusa Pana, bo w nim mieszka ten sam Duch, co i w nas. Duch Święty zstępuje na każde dziecko, przyjmujące chrzest, na każdą chrzcielnicę, jak niegdyś zstąpił na Zbawiciela w czasie chrztu w Jordanie. Każda dusza ochrzczona wynurza się z wody, pełna Ducha Świętego, jak Pan Jezus (Łuk. 4, 1). Dlatego najpospolitszym symbolem pierwszych chrześcijan była ryba, przedstawiająca wynurzających się z wody chrześcijan. Żywiołem ryby jest woda, a życiodajnym żywiołem chrześcijanina jest chrzest. Dlatego Tertulian mówi: „Jesteśmy rybkami Chrystusowymi: w wodzie się rodzimy i tylko w niej przy życiu zostać możemy” (De bapt. c. 1). Chrzest więc jest urzeczywistnieniem nieskończonego miłosierdzia Bożego — świetlanym obłokiem łaski, z którego bezustannie rozbrzmiewa głos Ojca niebieskiego: „Tyś jest syn mój miły, w tobie upodobałem sobie” (Łuk. 3, 22), — czystą promienną tonią morską, z której się wynurzają nieskończone pokolenia dusz uświęconych, aby niebo zaludnić. Dostąpienie łaski chrztu należy uważać za największe szczęście, albowiem wówczas otrzymujemy pierwszą łaskę poświęcającą. Jest to tak doniosłe zdarzenie w życiu człowieka, że przystałoby uderzyć w dzwony wszystkich Kościołów w chwili, gdy dziecko chrzest otrzymuje. Rodzi się bowiem obywatel niebieski nie z woli ludzi, lecz z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Nie przychodzimy na świat jako chrześcijanie, lecz stajemy się nimi z miłosierdzia Bożego. Ono nas rodzi dobrowolnie, czyni w chrzcie św. dziećmi Bożymi i żywymi członkami Oblubienicy Chrystusowej — Kościoła. Jeżeli zwykliśmy obchodzić uroczyście dzień swoich urodzin z rodziców, to tym bardziej trzeba obchodzić uroczyście dzień swoich urodzin z Boga. Należałoby przechowywać szatę otrzymaną na chrzcie i świecę, podaną wówczas przez kapłana, by one zawsze przypominały nam obowiązki chrześcijańskie. Jest to prawdziwy dzień narodzin naszych, w którym o trzymaliśmy imię w królestwie Bożym. W tym dniu czyli w rocznicę chrztu św. należałoby przystępować do sakramentu pokuty i Ołtarza i odnawiać przyrzeczenia, złożone w imieniu naszym przez rodziców chrzestnych w czasie chrztu św.. Czym dla Chrystusa Pana był krzyż i grób, tym dla nas winien być chrzest św.. Na chrzcie otrzymaliśmy życie nadprzyrodzone, należy więc w nadprzyrodzony sposób żyć, mówić i działać. To oznacza sól, którąśmy na chrzcie kosztowali, ślina kapłana, którą dotknięto naszych zmysłów powonienia i słuchu. Wypada nie tylko, by każdy chrześcijanin obchodził uroczyście rocznicę swojego chrztu, lecz by w jednym dniu roku kościelnego wszyscy razem wielbili Boga w miłosierdziu, jakim obdarza nas w tym sakramencie. Takim dniem jest pierwsza niedziela po Wielkanocy, zwana Przewodnią i Białą. Jest 175 ona oktawą uroczystego chrztu, jakiego w pierwszych wiekach chrześcijaństwa udzielano zwykle w Wielką Sobotę. Nowoochrzczeni katechumeni otrzymywali białe szaty na znak niewinności duszy, odzyskanej w tym sakramencie, i chodzili w nich przez cały tydzień, przygotowując się do Sakramentu Ołtarza, który przyjmowali w następną niedzielę, kiedy odprowadzono ich uroczyście do kościoła. Stąd pochodzi nazwa tej niedzieli — Biała i Przewodnia, której liturgia przypomina łaski miłosierdzia Bożego, spływające na nas w sakramencie chrztu. *** Chrzest św. był dla mnie pocałunkiem, przez który Bóg przyjął mnie za przybrane dziecko swoje i wcielił do Kościoła — do królestwa swojego. Odtąd mam prawo nazywać Boga Ojcem, a Kościół matką moją, ale zarazem mam obowiązek nosić przykazania jego w sercu swoim i stosować się do nich jak najwierniej. Kocham ponad wszystko Boga — Ojca mego najmiłosierniejszego, który bez żadnych z mojej strony zasług podniósł mnie z miłosierdzia swego do tak wielkiej godności. Kocham również Kościół —Matkę moją, która tak troskliwie czuwała i czuwa, bym nie odpadł od dziedzictwa, do którego przez chrzest św. nabrałem prawa. Kocham przede wszystkim Ciebie, Jezu, któryś założył Kościół i przez Ducha swego ożywiasz Go i w chrzcie świętym oczyściłeś duszę moją od grzechu pierworodnego. 54. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — SAKRAMENT POKUTY „Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone” (J. 20 22 – 23). Św. Hieronim porównuje chrzest do okrętu, na który trzeba wsiąść, by się dostać z ziemi do nieba. Ale co czynić, gdy ten okręt po drodze się rozbije, gdy człowiek po chrzcie dopuści się grzechu śmiertelnego i stanie się znowu nieprzyjacielem Boga, a sługą szatana? Bóg w nieskończonym miłosierdziu swoim przewidział odpowiedni środek dla takich rozbitków, ustanawiając sakrament pokuty, nazwany przez tegoż doktora „deską ratunkową” jakiej biedny rozbitek winien się chwycić oburącz po rozbiciu się okrętu niewinności. Jest to sakrament miłosierdzia Bożego, nazwany inaczej „znojnym chrztem”. 176 1. Sakrament pokuty został ustanowiony w formie sądu, w którym sam winowajca winien siebie oskarżać przed Sędzią — Bogiem. Boga zastępuje tu kapłan. Wyznanie grzechów winno płynąć z serca, przejętego żalem, przynajmniej dostatecznym, czyli mniej doskonałym, z pobudek obawy nieba i kary za grzechy. A więc spowiedź nie jest tylko prostym opowiadaniem, ale samooskarżeniem z poczuciem swojej winy wobec Boga. Razem z żałosnym wyznaniem winno być mocne postanowienie poprawy i zadośćuczynienia, czyli usunięcia przyczyny grzechu, naprawienie skutków jego oraz użycia środków zaradczych przeciw grzechowi na przyszłość. „Ojciec nikogo nie sądzi, lecz wszelki sąd zdał na Syna, aby wszyscy czcili Syna, jako czczą Ojca” (Jan 5, 22). Obecnie Chrystus jest Sędzią miłosiernym, w dniu zaś ostatecznym będzie Sędzią sprawiedliwym. Otóż Ojciec pragnie, byśmy chwałę oddali Synowi w sakramencie pokuty, albo w razie niemożliwości przystąpienia do spowiedzi natychmiast, przynajmniej mieli zamiar wyspowiadać się, wzbudzając żal doskonały. Nie ma takiego grzechu, którego by Bóg w ten sposób nie przebaczył. Sakrament ten ma w sobie nieograniczoną moc przebaczania, ale skutki jego zależą od warunków, jakimi są: rachunek sumienia, żal, mocne postanowienie poprawy, spowiedź i zadośćuczynienie. W tym sakramencie nienawiść grzechu, jaką odczuł Pan Jezus w czasie konania w Ogrójcu i na krzyżu, przechodzi do duszy naszej, by dokonać w niej zniszczenia grzechu. Skrucha doskonała z natury zadaje śmierć grzechowi, albowiem w chwili żalu sam Zbawiciel obmywa dusze nasze w Boskiej krwi swojej, lecz w sakramencie pokuty zasługi Pana Jezusa wynoszą ją nieskończenie i nadają jej wysoką skuteczność. Choćbyśmy tedy wyznawali same tylko grzechy powszednie, zawsze krew Chrystusa spływa obficie na dusze nasze, by je ożywić, wzmocnić przeciw pokusom, dodać im męstwa do walki z grzechem oraz wyniszczyć w nich korzenie i skutki grzechu. Dusza znajduje w tym sakramencie szczególną łaskę sakramentalną, jakiej nie dają inne sakramenty, by skutecznie opierać się pokusom. W Starym Testamencie do odpuszczenia grzechu konieczna była skrucha doskonała — z miłości ku Bogu. Taka jednak skrucha jest rzeczą bardzo trudną dla grzeszników, odwróconych od Boga i zaplątanych w przywiązanie do grzechu. Nawet sprawiedliwi, obdarzeni cnotą pokuty, mają trudność w wywołaniu takiego żalu i nigdy nie są pewni absolutnie, że go mają. Stąd ludzie mogli się bardzo obawiać o skuteczność swojej pokuty, chyba że wyjątkowo sam Bóg objawiłby komu o przebaczeniu, jak to uczynił Dawidowi przez Proroka Natana. Otóż w Nowym Testamencie Bóg nie wymaga skruchy doskonałej, lecz tylko dostatecznej czyli wystarczającej, która byłaby nadprzyrodzona i powszechna czyli obejmowałaby wszystkie grzechy śmiertelne. Stąd spowiadający się, świadomi szczerości swojej skruchy, mogą 177 ufać i mieć moralną pewność, że grzechy ich zostają odpuszczone, gdy kapłan w imieniu Boga wypowiada nad nimi słowa rozgrzeszenia. W Starym Testamencie za odpuszczone grzechy kara doczesna była bardzo surowa. Jonasz za nieposłuszeństwo przez trzy dni pozostawał w rybie, inny Prorok za to samo zostaje rozszarpany przez lwa, a za próżność Dawida państwo jego nawiedza straszna zaraza i dziesiątkuje ludność. W Nowym Testamencie kary wieczne są darowane przy sakramentalnym rozgrzeszeniu, a doczesne — częściowo przez rozgrzeszenie i odprawienie stosunkowo małej naznaczonej przez kapłana pokuty, a w pozostałej części, jeszcze na tym świecie, przez odpusty lub inne praktyki pobożne spełnione w duchu pokuty. W Starym Testamencie Bóg udzielał łaski zależnie od natężenia aktów samego pokutującego (ex opere operantis), a w Nowym Testamencie łaska spływa obficie z zasług Chrystusa Pana (ex opere operato), który daje jeszcze osobną łaskę sakramentalną — jak się rzekło — zabezpieczającą przed ponownymi upadkami w grzechy wyznane, bylebyśmy tylko nie stawiali przeszkód tej łasce. 2. Sakrament pokuty obok sakramentu chrztu jest dziełem, w którym jak najbardziej ujawnia się nieskończone miłosierdzie Boże po wszystkie czasy aż do końca świata. Jest to aplikacja zasług Pana Jezusa do poszczególnych dusz grzesznych, — jest to urzeczywistnienie odkupienia i usprawiedliwienia dusz poszczególnych. „Przepaść przepaści przyzywa wśród głosu upustów twoich” (Ps. 41, 8), mówi Psalmista, wyrażając tę myśl, że przepaść nędzy naszej win przyzywa przepaść, czyli nieskończoność miłosierdzia Bożego — w sakramencie pokuty, który gładzi wszystkie grzechy po chrzcie popełnione, odpuszcza kary wieczne, częściowo doczesne, wlewa albo powiększa łaskę uświęcającą oraz daje specjalną łaskę sakramentalną, jako prawo do łaski uczynkowej w przyszłości, w celu uzdrowienia duszy z ran i pozostałości grzechowych oraz zwalczania pokus i uniknięcia nowych upadków. Gdy chorujemy fizycznie, leczymy się nieraz przez czas dłuższy z nakładem kosztów wielkich, poddajemy się bolesnym operacjom, uciążliwej diecie, przyjmujemy gorzkie lekarstwa i udajemy się do kosztownych uzdrowisk. Na uzdrowienie zaś duszy Pan Jezus ustanowił sakrament pokuty, przez który w tak łatwy sposób grzesznik odzyskuje zdrowie ducha a nawet dawne zasługi. Jest to rzeczywiście sakrament miłosierdzia Bożego, w którym człowiek przekształca się, na nowo stwarza i odradza wewnętrznie, staje się z grzesznika dzieckiem Bożym i nową, zupełnie odmienną istotą. Jest to urzeczywistnienie zapowiedzi Pana Jezusa, że „kto wierzy we mnie… większych rzeczy (niż ja czynię) dokona” (Jan 14, 12). Łatwiej bowiem, mówi św. Augustyn, stworzyć najdoskonalszego ducha niż grzesznika, który jest niżej nicości, usprawiedliwić i uczynić z niego świętego. 178 Ileż to załamanych dusz beznadziejnych grzeszników Pan Jezus podniósł w tym sakramencie, kojąc ich niespokojne sumienie! Ile rodzin, ile parafii znalazło w nim spokój i zgodę! Ileż społeczeństw, państw i narodów odrodziło się w nim wewnętrznie i wyszło z barbarzyństwa na drogę jedynej i prawdziwej kultury, kultury ducha i prawdziwego postępu! Jest to wielki bezcenny skarb, zostawiony nam przez Pana Jezusa, skarb prawdziwie błogosławiony, z którego każdy człowiek dobrej woli może czerpać i korzystać tylekroć, ilekroć tylko zechce. Jest to ustawiczne rozdawnictwo zasług męki i śmierci Zbawiciela naszego, — jest to balsam na rany duchowe jego wyznawców. Świadomość popełnionej winy i wyrzuty sumienia towarzyszące tej świadomości są dla człowieka największym nieszczęściem, od którego nic i nikt na świecie uwolnić go nie potrafi. Grzeszne sumienie woła: Jest Bóg, a ja go obraziłem! Moja wola zbuntowała się przeciwko Jego woli! W tym stanie człowiek me znajdzie spokoju. Nie pomogą tu rozrywki, ani dalekie podróże, ani nauka, ani sztuka, ani żadna potęga na świecie! Grzechy odpuścić może tylko jeden Bóg. Serce nasze czuje to instynktownie. Kto zaś inną drogą pragnie uwolnić się od grzechu, łudzi tylko samego siebie. — „Odpuszczają ci się grzechy” (Łuk. 7, 48), rzekł Pan Jezus do Magdaleny. „Człowiecze, odpuszczają ci się grzechy twoje” (Ł. 5, 20), mówi do paralityka skruszonego, a w tych słowach odzywa się łaskawe i hojne miłosierdzie Boże. Władzę odpuszczania grzechów, jaką tylko On sam posiadał, przekazał Zbawiciel Apostołom i ich następcom — biskupom i kapłanom, aby grzesznicy po wszystkie czasy mogli powiedzieć: „Bóg mi przebaczył!”. Wieczorem w dniu Zmartwychwstania ukazał się Pan Jezus Apostołom w wieczerniku, tchnął na nich i powiedział: „Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie są im zatrzymane” (Jan 20, 22 – 23). Kapłan katolicki posiada więc władzę odpuszczania i zatrzymania grzechów stosownie do tego, jak się przedstawia wyznanie grzechów. Ponieważ w dniu Zmartwychwstania cała uwaga Kościoła zwrócona jest na uczczenie tej tajemnicy, więc ewangelię o tym zdarzeniu czyta Kościół dopiero w niedzielę Przewodnią czyli Białą, która z tego tytułu jest również najodpowiedniejszym dniem na uwielbienie Boga w miłosierdziu Jego, jakie otrzymujemy w sakramencie pokuty. *** Z żalem i ufnością będę się zbliżał do trybunału pokuty. Będę unikał na spowiedzi szablonu i drobiazgowości, a spowiadał się głównie z przedmiotu szczegółowego rachunku sumienia, oskarżając siebie z przyczyn i skutków niewierności, dodając zawsze jakiś grzech z dawnego życia dla wzbudzenia szczerego żalu. 179 55. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — SAKRAMENT BIERZMOWANIA „Chwalcie Pana wszystkie narody, bo utwierdzone jest nad nami Miłosierdzie jego” (Ps. 116,1). Psalmista przepowiada, że Bóg nie tylko da miłosierdzie swe ludziom, ale nadto utwierdzi je nad nami. Tego dokonał Duch Święty, zstępując na Apostołów w dniu Zielonych Świątek w postaci języków ognistych i utwierdzając ich w wierze i doskonałościach. Dokonuje on tego utwierdzenia nad wszystkimi chrześcijanami, którzy po przyjęciu chrztu świętego, względnie sakramentu pokuty, przystępują do Sakramentu Bierzmowania. Prawdziwie i rzeczywiście zstępuje na nich Duch Święty, pasuje na swoich rycerzy, wlewa hart potrzebny do mężnego wyznawania wiary świętej i przezwyciężenia rozmaitych trudności oraz pobudza do intensywniejszej pracy nad zbawieniem swojej duszy. 1. Wyraz bierzmowanie pochodzi od staropolskiego wyrazu „bierzmo”, co oznacza główną belkę, na której utrzymują się inne belki i wiązanie dachowe. Belka ta inaczej nazywa się tramem. Zastosowano ten wyraz do nazwy sakramentu, w którym ochrzczony przez włożenie rąk, namaszczenie czoła krzyżmem i słowa biskupa otrzymuje umocnienie Ducha Świętego do mężnego wyznawania wiary i życia według jej zasad. Chrystus Pan po Zmartwychwstaniu obiecał Apostołom zesłać Ducha Świętego, który zstąpił na nich w dniu Zielonych Świątek. Obietnica ta dotyczyła wszystkich chrześcijan: (Apostołowie) „wkładali na nich ręce i (oni) otrzymywali Ducha Świętego” (Dz. 8, 17). Sakrament ten różny jest od chrztu, albowiem udzielają go tylko Apostołowie poza tym wierni otrzymują w nim inne łaski niż na chrzcie świętym. Zupełne odrodzenie duszy następowało według pojęcia najdawniejszych Ojców dopiero przez udzielenie obydwu sakramentów. Ryt bierzmowania polegał od najdawniejszych czasów na włożeniu rąk i namaszczeniu olejem świętym — krzyżmem, będącym mieszaniną oliwy i balsamu. Jak oliwa wnika w namaszczone członki i wzmacnia je, tak łaska bierzmowania wnika w głąb duszy i usposabia jej władze do nadprzyrodzonego działania, zwłaszcza do mężnego wyznawania wiary. Jak oliwa daje ciału 180 połysk, tak łaska bierzmowania nadaje duszy blask i oświeca ją. Jak woń balsamu rozchodzi się dokoła, tak czyny bierzmowanego winny wywierać dokoła zbawienne skutki. Balsam również goi rany ciała, a łaska bierzmowania goi rany duszy. Kładzenie rąk oznacza, że Bóg bierze w posiadanie chrześcijanina, zapewniając mu swą opiekę, udzielenie sił i wzmocnienie. W lekkim policzku otrzymuje chrześcijanin duchowe pasowanie na rycerza i upomnienie, że ma być gotów do znoszenia prześladowań. Przygotować chrześcijanina do boju jest zadaniem przybranych rodziców, którzy mają być mistrzami i przodownikami bierzmowanego. Sakrament bierzmowania pomnaża łaskę uświęcającą i daje prawo do łask uczynkowych, wzmacniających ochrzczonego do mężnego wyznawania wiary Chrystusowej i bronienia jej. Dlatego święty Piotr zapewnia wszystkich, którzy się ochrzczą, iż otrzymają Ducha Świętego (Dz. 2, 38) do wyznawania i głoszenia wiary, według słów Chrystusa Pana: „Otrzymacie moc Ducha Świętego… i będziecie mi świadkami… aż po krańce ziemi” (Dz. 1, 8). Wreszcie sakrament ten wyciska na duszy niezatarty charakter czyli pewną duchową władzę do spełniania pewnych świętych czynności. W bierzmowaniu chrześcijanin otrzymuje władzę do walki duchowej przeciw nieprzyjaciołom wiary. Na chrzcie świętym człowiek otrzymuje życie duchowe i rodzi się na nowo z Boga, lecz rodzi się przede wszystkim dla siebie, — staje się dziecięciem Boga i członkiem mistycznego ciała Chrystusowego, by walczyć głównie za siebie. W sakramencie bierzmowania chrześcijanin zostaje zaciągnięty do służby publicznej, staje się powołany do walki nie tylko wobec wewnętrznych wrogów zbawienia, lecz i wobec zewnętrznych prześladowców swego Kościoła. W tym celu otrzymuje na duszy nową niezmazalną pieczęć i znamię, różne od tego, jakie otrzymał na chrzcie św. — zapisuje się już nie tylko jako poddany Chrystusa i Kościoła, lecz nadto jako żołnierz i bojownik, — nie tylko jako obywatel królestwa Bożego, ale nadto jako jego szermierz i obrońca. W tym celu chrześcijanin otrzymuje w tym sakramencie specjalną broń i zbroję duchową jako prawdziwy rycerz Chrystusa. 2. Sakrament bierzmowania utwierdza miłosierdzie Boże nad ochrzczonym, jak wskazuje na to łacińska nazwa tego sakramentu „confirmatio”, co znaczy utwierdzenie: jest ono w życiu duchowym tym, czym dojrzałość w życiu fizycznym. Ta dojrzałość duchowa ujawnia się w posiadaniu siły wystarczającej do spełniania wszystkich odpowiednich czynności duchowych. Przyjmując ten sakrament chrześcijanin bierze rozbrat z wiekiem dziecięcym i może w życiu wewnętrznym powtórzyć z Apostołem: „Gdy byłem dziecięciem, mówiłem jako dziecię, myślałem jako dziecię. Lecz gdy stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce” (I Kor. 13, 11). 181 Ta dojrzałość duchowa przejawia się uderzająco w życiorysach świętych dziewic. Św. Łucja np. odpowiada wielkorządcy, że nie lęka się jego gróźb i mąk najstraszniejszych, albowiem Bóg miłosierny jej nie opuści. I rzeczywiście żadna siła ludzka nie zdołała jej z miejsca ruszyć tak, że musiano na miejscu wobec trybunału dokonać ścięcia. Znamię chrztu daje nam możność wyznawania wiary przez przyjmowanie innych sakramentów, a znamię bierzmowania uzdalnia chrześcijanina do wyznawania i bronienia wiary stosownie do urzędu i stanu, wobec nieprzyjaciół i prześladowców Kościoła. Jakże nieskończenie miłosierny jest Bóg, że przez bierzmowanie czyni nas dojrzałymi i obdarza szczególnymi łaskami, które nie tylko znamionują pełnię duchowego rozrostu, lecz faktycznie ten rozrost w nas sprawują. Jeżeli siebie samych lub braci naszych mamy przygotowywać do przyjęcia tak ważnego sakramentu, mamy to czynić z jak największą starannością, bo od tego zależy skuteczność tego sakramentu, który — jak i chrzest — jest niepowtarzalny. Jest to naprawdę dzień Zielonych Świątek, dzień szczególniejszego miłosierdzia Bożego dla poszczególnej duszy, który spełnia się tylko raz w życiu. Apostołowie dają nam piękny przykład, przygotowując się do tego dnia przez dziesięć dni w wieczerniku w wielkim skupieniu. Ci, co już przyjęli ten sakrament, winni pamiętać, by łaski jego w życiu swoim należycie zużytkować. Bierzmowanie uczyniło z nas żołnierzy i dało nam możność życia i działania nie tylko dla nas samych, lecz i dla dobra ogólnego Kościoła oraz dla pomnożenia królestwa Bożego. Jaką broń daje nam bierzmowanie? Według świętego Pawła, chrześcijanin uzbraja się w sposób następujący: przepasany jest prawdą, obleczony w pancerz sprawiedliwości, zasłonięty tarczą wiary z przyłbicą zbawienia, nogi ma obute w gotowość ewangelii pokoju, a do ręki bierze miecz ducha (Ef. 6, 14 – 17). Jest to broń, którą nam daje bierzmowanie do walki duchowej. Są to dary i cnoty cierpliwości, wytrwałości, nieustraszoności, męstwa i męczeństwa, które z milionów słabych ludzi uczyniły chwalebnych świadków wiary chrześcijańskiej, a Kościół okryły sławą nieśmiertelną. To jest prawdziwe utwierdzenie miłosierdzia Bożego w Kościele i pojedynczych duszach. *** Odwagi! Jezus miłosierny jest z nami, a przez sakrament bierzmowania wlewa do duszy naszej moc, z jaką Kościół walczył przez tyle wieków, odpierając ataki wrogów. Ufność w miłosierdzie Boże jest już zwycięstwem, które krzepi walczące szeregi chrześcijan, a zarazem jest dowodem wdzięczności za utwierdzenie nad nami miłosierdzia Bożego w sakramencie bierzmowania. Jezu, ufam Tobie! 182 56. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — SAKRAMENT OŁTARZA „Kto pożywa ciało moje i pije moja krew, ma żywot w i e c z n y ” (Jan 6, 55). Jeżeli wszystkie sakramenty św. są urzeczywistnieniem miłosierdzia Bożego, to Przenajświętszy Sakrament jest jego najwyższym wyrazem. W nim bowiem Zbawiciel daje nie tylko swoje łaski, ale samego siebie. Ukryty cudownie w Najświętszym Sakramencie narażonym jest na znoszenie zniewag, zapomnienie i nieuszanowanie, a nawet na świętokradztwa. Czego się od nas spodziewał? Wiedział, że odbierać będzie od ludzi obojętność, opuszczenie, oziębłość, a nawet obelgi, a jednak z miłosierdzia swego zgodził się na to aby móc ofiarować siebie tym, którzy Go pragną. 1. Eucharystia jest przede wszystkim sakramentem miłości. W nim objawia się miłość Boga przez ujawnienie nam swojej mądrości, potęgi, dobroci i miłosierdzia. Jest to ujawnieniem mądrości, że Pan Jezus powrócił do Ojca nie opuszczając nas, — ukrył blask chwały dając nam sposobność ćwiczenia się w wierze, ucząc pokory, prostoty i skromności. Jest to ujawnienie potęgi w cudzie Przeistoczenia na słowo kapłana, w żywej obecności na wszystkich ołtarzach i w każdej hostii z osobna, jak i w najmniejszej jej cząstce. Jest to ujawnienie dobroci i miłosierdzia Bożego, że nie tylko Chrystus daje nam swoje łaski, ale samego siebie, aby pozostawać zawsze z nami i zjednoczyć nas z sobą w celu przemienienia nas w siebie. Eucharystia jest również wyrazem miłości względem Kościoła, który posiada zawsze obecnego Oblubieńca, sprawuje władzę nad jego rzeczywistym ciałem, przechowuje je i pożywa oraz ustawicznie ofiarowuje Bogu. Eucharystia jest tak że ujawnieniem miłości względem każdego z członków Kościoła, których obdarza samym sobą, pragnie być pokarmem ich życia duchowego przybierając dlatego postać posiłku, aby się do nas zbliżyć, aby wniknąć w zakątki naszego serca, aby nas wywyższyć, pocieszyć, wzbogacić, dać siebie na zadatek szczęścia przyszłego. Nawet materialne stworzenie (chleb i wino) wciąga Zbawiciel w zakres swojej miłości, posługując się nim i czyniąc zeń część składową swego sakramentalnego istnienia, podnosząc je w Ciele swoim 183 do najwyższej doskonałości. Oto zupełnie nowe ogniwo, łączące świat materialny z Bogiem. Eucharystia jest dziełem najwyższej miłości Pana Jezusa jako człowieka, koroną wszystkich dzieł jego — jakby wielkim systemem słonecznym, w którym miłość wszystko porusza, dosięga promieniami swymi końca wieków i sprowadza wszystkie stworzenia na świetlaną drogę, wiodącą do Boga. „A przed świętym dniem Paschy, Jezus, wiedząc, że nadeszła godzina jego, aby odszedł z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, aż do końca ich umiłował” (J. 13, 1.) Zawsze on z nami zostaje i gotów nas przyjąć na posłuchanie, zawsze się modli za nami do Ojca niebieskiego, zawsze rozważa doskonałości jego, wychwala je w imieniu naszym, wielbi, uniża się, — zawsze dziękuje za nas, błaga o przebaczenie grzechów naszych, zadośćczyni i wynagradza Mu za nie, — zawsze się ofiarowuje za nas jako Pośrednik i zasłania nas przed ciosami sprawiedliwości. I gdy jedna półkula ziemska pogrążona jest we śnie, na drugiej półkuli kapłani trzymają w rękach swoich ofiarę za grzechy świata. W ten sposób Ojciec niebieski ma przed oczyma swoimi nieustannego Pośrednika, zasłaniającego świat przed karami sprawiedliwości. 2. Mówimy o miłości Pana Jezusa w Eucharystii jako człowieka, albowiem Bóg świadczy nam tu raczej miłosierdzie swoje, gdyż miłość Boga ku ludziom, jak już zaznaczyliśmy, jest miłosierdziem. Eucharystia jest tedy potwierdzeniem, treścią i rozszerzeniem tego wszystkiego, co stworzyło nieskończone miłosierdzie Boże dla ludzi. Przez ten sakrament utrzymuje się ustawiczny stosunek Boski między niebem, ziemią i czyśćcem. Z jednej strony Zbawiciel w ofierze Mszy świętej oddaje siebie Ojcu niebieskiemu za ludzkość, a z drugiej strony Ojciec niebieski daje nam swego Syna w Komunii św., której skuteczność rozciąga się na żyjących i umarłych. Żyjącym daje moc, pociechę i radość, a duszom w czyśćcu cierpiącym przez nasze modlitwy niesie ulgę i osłodę w cierpieniach. Doświadczenie przekonuje nas o tej prawdzie. Kto daje wytrwałość męczennikom? Kto daje moc dziewicom po szpitalach i klasztorach? Kto chroni je w niebezpieczeństwach? Dusza, która widzi, że Bóg oddaje się jej cały, rozumie, że słuszną jest rzeczą, by mu się także całkowicie oddać. Nabiera ona świętego zapału, który sprawia, że znajduje szczęście w ofiarach i moc do przezwyciężenia wszelkich przeszkód. Przenajświętszy Sakrament nie tylko podnosi duszę nad nią samą, ale zarazem osłabia nieprzyjaciela, bo — jak mówią Ojcowie Soboru Trydenckiego — zmniejsza ogień namiętności i uśmierza pożądliwości cielesne. Jakże smutno byłoby nam bez Sakramentu Ołtarza! W kościołach nic by nie przemawiało do serca; świat byłby prawdziwym wygnaniem, bo nie byłoby pociechy w cierpieniach, światła wśród 184 ciemności, rady w wątpliwościach. Tymczasem Przenajświętszy Sakrament zmienia wszystko w radość. Wobec Pana Jezusa ukrytego w Sakramencie Ołtarza jacyśmy szczęśliwi pomimo klęsk żywiołowych! Jacyśmy bogaci pomimo nędzy materialnej wyzierającej zewsząd! Jacyśmy silni i potężni mimo licznych nieprzyjaciół! Jacyśmy weseli pomimo łez często płynących z oczu naszych! Jakaż to chwała i wielkość nasza, pomimo poniżenia i pogardzania nami! Bóg czyni nam wielki zaszczyt zstępując z mieszkania swej chwały, aby nas nawiedzać nie jednorazowo, ale być ustawicznym towarzyszem naszego pielgrzymowania. „Jak miłe są przybytki twoje, Panie zastępów! Pożąda i tęskni dusza moja do przedsieni Pańskich! Serce moje i ciało moje uweseliły się do Boga żywego” (Ps. 83, 2 – 3). Święci w niebie cieszą się człowieczeństwem Pana Jezusa, a przecież toż samo człowieczeństwo pozostaje w Przenajświętszym Sakramencie, — ścielą się do nóg tego, który ich odkupił i śpiewają pieśń, jaką słyszał Apostoł: „Godzien jest Baranek, który był zabity, otrzymać władzę i bóstwo, mądrość i męstwo, cześć, chwałę i błogosławieństwo… Siedzącemu na tronie i Barankowi błogosławieństwo i cześć, chwała i potęga na wieki wieków” (Obj. 5, 12 – 13). My tu na ziemi cieszymy się również obecnością tego człowieczeństwa Chrystusa Pana na naszych ołtarzach, a jakkolwiek oglądamy go bezpośrednio, to przez wiarę uprzytomniamy sobie wszystkie jego rysy i doskonałości jako Boga i człowieka, przez niego łączymy się ze świętymi w niebie oraz z duszami, pozostającymi w czyśćcu pod okiem jego sprawiedliwości. Miłosierdzie Boże w sakramencie Ołtarza wkłada na nas obowiązek najwyższej czci i miłości względem niego oraz częstego i godnego łączenia się z Chrystusem w Komunii św., jak również nawiedzania Go w kościołach naszych i odpowiedniego w nich zachowywania się. *** Przed Tobą, Panie Jezu, ukryty pod postacią chleba, przeżywam smutek Wielkiego Piątku, ciszę grobową Wielkiej Soboty, ale i pieśń radosną Wielkanocy. Jesteś perłą Kościoła i ozdobą dusz wybranych! Widzę lśniący blask tej perły na czole każdej duszy wybranej. Ubiegać się będę o ten skarb najświętszy — o łaskę Przenajświętszego Sakramentu, który będzie perłą i mojej duszy. 185 57. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — SAKRAMENT KAPŁAŃSTWA „Ty jesteś kapłanem na wieki, według porządku Melchizedechowego”(Ps. 109,4). Św. Paweł w liście do Żydów wykazuje wielu dowodami, że Pan Jezus jest kapłanem Nowego Testamentu, a kapłaństwo i ofiary Starego Testamentu zostały przez Boga zniesione. Chrystus Pan, jako człowiek, stał się kapłanem w chwili Wcielenia (Żyd. 10, 5 – 7), dokonał swego posłannictwa na krzyżu i kontynuuje je w niebie, składając ofiarę niekrwawą rękami swoich kapłanów na ziemi, udzielając wiernym z zasług ofiary krzyżowej i wstawiając się za nami do Ojca. Zbawiciel przekazał Kościołowi trojaką władzę (nauczycielską, pasterską i kapłańską), jaką piastował na ziemi, oddając ją w ręce określonych przedstawicieli: — diakonów, kapłanów i biskupów z Papieżem na czele; władzę tę otrzymują oni w sakramencie kapłaństwa. 1. Władzę kapłańską wraz z łaską do tej władzy potrzebną dał Chrystus Apostołom przy Ostatniej Wieczerzy, gdy polecił składać ofiarę Mszy św.: „To czyńcie na moją pamiątkę” (Łuk. 22, 19), albowiem kapłan i ofiara są pojęciami korelatywnymi: „Każdy najwyższy kapłan ustanowiony jest dla składania ofiar i darów” (Żyd. 8, 3). Apostołowie potem wkładali ręce na kandydatów i modlili się, udzielając im święceń biskupich, kapłańskich i diakonatu: „Wówczas po odprawieniu postów i modlitw, włożyli na nich (Szawła i Barnabę) ręce i wyprawili ich” (Dz. 14, 22). „Stawili ich (7 kandydatów na diakonów) przed Apostołami, a ci, modląc się, włożyli na nich ręce” (Dz. 6, 6). Wszystkie kościoły, które jeszcze w pierwszych wiekach chrześcijaństwa odpadły od jedności, mają więc u siebie sakrament kapłaństwa. Zbawiciel chciał, by Kościół jego był społecznością doskonałą z władzą na czele. Dlatego powiedział do Apostołów: „Kto was słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi, a kto mną gardzi, gardzi tym, który mnie posłał” (Ł. 10, 16) „Cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane i w niebiesiech, a cokolwiek rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane i w niebiesiech” (Mat. 18, 18). Tylko Apostołowie mają paść baranki (Jan 21, 15), ich czyni fundamentem Kościoła (Mt. 16, 18), oni bowiem mają Kościołem rządzić pod kierunkiem Piotra i jego następców (Mt. 18, 17). „Nie zaniedbuj danej ci łaski, której ci 186 udzielono przez proroctwo z włożeniem rąk kapłańskich” (I Tym. 4, 14), mówi Apostoł do Tymoteusza wskazując na obrządek czyli zewnętrzny znak, jakim jest wkładanie rąk przy święceniach kapłańskich. Sakrament kapłaństwa pomnaża łaskę uświęcającą, jest więc sakramentem żywych. Nadto udziela specjalnej łaski sakramentalnej, która daje prawo do łaski aktualnej przez całe życie kapłana do godnego spełniania jego obowiązków: „Napominam ciebie, abyś ożywił na nowo łaskę Bożą udzieloną ci przez włożenie rąk moich” (II Tym. 1, 6), pisze św. Paweł zaznaczając, że święcenia sprawują stałą łaskę. O diakonach Pismo św. mówi, że byli pełni Ducha Świętego (Dz. 6, 3), a więc przyjmujący sakrament kapłaństwa winni być już w łasce. Wreszcie sakrament kapłan wyciska na duszy charakter niezmazalny, inny od charakteru chrztu i bierzmowania. Mimo trzech stopni sakramentalnych kapłaństwa nie ma trzech sakramentów, a tylko jeden. Święcenia subdiakonatu i cztery święcenia niższe prawdopodobnie nie są sakramentalne. Jak pełna władza w królu czy prezydencie i jej cząstkowe uczestnictwo w jego ministrach nie stanowi wiele władz, ale jedną, tak jedna władza sakramentalna w kapłaństwie i jej cząstkowe uczestnictwo w innych stopniach nie stanowią wiele sakramentów, ale tylko jeden. Co się tyczy charakteru kapłaństwa w biskupie, kapłanie i diakonie, prawdopodobnie różnią się one gatunkowo, albowiem upoważniają do czynności gatunkowo różnych. „Niektórych ustanowił Bóg w Kościele: najpierw Apostołów, potem Proroków, po trzecie Nauczycieli, innym dał moc i dary uzdrawiania, posługiwania, rządzenia, mówienia językami i tłumaczenia mów” (I Kor. 12, 28). 2. Kapłaństwo jest wielkim miłosierdziem Bożym dla wszystkich ludzi, a przede wszystkim dla samych kapłanów. Jest to sakrament o charakterze wybitnie społecznym, ma bowiem na względzie głównie dobro wszystkich członków Kościoła. Trzy są czynności kapłańskie, z których spływa miłosierdzie Boże na wszystkich ludzi: ofiara, modlitwa i udzielanie sakramentów z nauczaniem. Sprawowanie ofiary jest głównym aktem władzy kapłańskiej, albowiem tu występuje kapłan w całym blasku i majestacie, jako pośrednik między Bogiem i ludźmi. Przez jego ręce ludzkość zanosi Bogu najwyższą daninę hołdu, a Bóg zsyła na ludzi swe łaski, jak mówi św. Paweł: „Albowiem każdy arcykapłan spośród ludzi wzięty, dla ludzi jest postanowion w tym, co do Boga należy, aby składał dary i ofiary za grzechy” (Żyd. 5, 1). „Tak niechaj każdy nas uważa za sługi Chrystusa i włodarzy Bożych tajemnic” (I Kor.4, 1). Kapłaństwo chrześcijańskie nie jest czym innym, jeno ponowieniem i dalszym ciągiem kapłaństwa Chrystusa, który jako Bóg – człowiek składa siebie Bogu w ofierze. Ono tedy czyni obecnym w Kościele Chrystusa Pana, odradza 187 go w sercach ludzkich przez sakramenty św. i łaski z nich wypływające oraz prowadzi dusze ludzkie do doskonałości. Ta podwójna moc nad mistycznym Ciałem Chrystusa tworzy pełnię władzy kapłańskiej. Moc kształcenia i udoskonalenia ludzi wypływa z władzy administrowania sakramentów. Tu dobroć Boża ukazuje się w najwyższym stopniu, albowiem sakramenty są nie tylko środkiem pomocniczym do uzyskania różnych dobrodziejstw, lecz przez nie wierni otrzymują lub powiększają w sobie łaskę uświęcającą oraz otrzymują szczególniejsze prawo do łask uczynkowych w najrozmaitszych okolicznościach i sytuacjach życia, zaczynając od kolebki przez chrzest aż do grobu. Przez kapłaństwo Chrystus Pan jest nadal wśród nas fizycznie obecny i obdarza nas miłosierdziem, jak za swego życia ziemskiego. Modlitwa publiczna w imieniu całego Kościoła, jaką kapłani odmawiają co dzień, jest nie tylko aktem czci, duszą ofiary i służby Bożej, lecz nadto środkiem do otrzymania łaski Bożej. Jest to złota drabina, po której wznosi się adoracja i dziękczynienie, a zstępuje nieskończone miłosierdzie Boże. Kościół wkłada na kapłana obowiązek odmawiania ściśle oznaczonych modlitw według określonej miary, w oznaczonym czasie i ściśle określonej formie. Są to pacierze brewiarzowe, których treść zaczerpnięta jest przede wszystkim z Pisma Świętego. Tu kapłani stają się ustami Kościoła, przez które Oblubienica Chrystusa zanosi nieustanną, czystą i potężną modlitwę, przenikając niebiosa i sprowadzając łaski miłosierdzia Bożego na całą ludzkość. Promieniowaniem władzy kapłańskiej jest nauczanie i władza błogosławienia. Błogosławić to znaczy wyjednywać łaski boskie dla ciała i duszy wiernych, dla ich doczesnego i wiecznego dobra. Błogosławić może tylko ten, kto jest zastępcą i przedstawicielem Boga. Kapłan jest właśnie takim zastępcą i dlatego błogosławi w takiej rozciągłości, że wierni cisną się do niego, by otrzymać te błogosławieństwa dla siebie i swoich. Jest to wielkie miłosierdzie Boże, o którym Kościół wspomina w modlitwach liturgicznych, odmawianych podczas tych czynności, np. modlitwy nad ciężko chorymi. Czym byłby nasz Kościół bez sakramentu kapłaństwa? Jakże wielkie miłosierdzie Boże ujawnia się w kapłaństwie dla piastujących tę godność! Chrystus Pan wybrał ich sam spośród wiernych, nie dla ich zasług, lecz jedynie z miłosierdzia swego: „Nie wyście mnie wybrali, alem ja was wybrał” (J. 15, 16). Uczynił ich zastępcami swymi na ziemi, powiernikami tajemnic, nauczycielami swej nauki, przedstawicielami swej władzy, jaką jest głównie władza rozgrzeszania, której udzielił w dniu Zmartwychwstania. Jakiż to zaszczyt im przynosi i jak wywyższa, że pozwala współdziałać w Boskim dziele ratowania dusz i przeprowadzać dzieło zbawienia świata. Jest to bezmiar miłosierdzia Bożego, za które przede wszystkim kapłani mają ustawicznie Bogu dziękować. 188 *** Boże miłosierny, daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych kapłanów! Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego, aby żaden niepowołany między nimi się nie znalazł, a żaden powołany przez ciebie nie został pominięty! Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego, jak niegdyś przysposobiłeś przez niego Apostołów! Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy głoszą słowem, przykładem i życiem! Niech pracują w twej winnicy bez znużenia, oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie i nie szukają niczego prócz Twojej chwały. Wzbudź na nowo w Kościele owego Ducha, którego wylałeś na Apostołów! 58. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — SAKRAMENT MAŁŻEŃSTWA „Małżeństwo jest to tajemnica wielka, a ja mówię w Chrystusie i w Kościele” (Ef. 5, 32). Św. Paweł widzi w małżeństwie katolickim symbol związku, jaki istnieje między Chrystusem a Kościołem. Łączność Chrystusa z Kościołem jest nadprzyrodzona, przeto i związek małżeński ma być nadprzyrodzony. Zbawiciel właśnie podniósł naturalny związek mężczyzny i niewiasty do godności sakramentu, udzielając małżonkom specjalnych łask do spełniania wielkiego zadania, jakim jest wychowanie nowego pokolenia i okazując przez to ludzkości wielkie miłosierdzie Boże. 1. Małżeństwo jest to związek naturalny mężczyzny i niewiasty w celu zrodzenia i wychowania dzieci i dawania sobie w życiu wzajemnej pomocy. Jest on tak dawny jak ludzkość i stanowi pierwszą naturalną społeczność ludzi, na której opiera się każde społeczeństwo. Pierwszym i istotnym celem małżeństwa jest wychowanie młodego pokolenia: „Rośnijcie i mnóżcie się i napełniajcie ziemię” (Rodz. 1, 28). „Chciałbym tedy, żeby młodsze szły za mąż, dzieci rodziły i były gospodyniami” (I Tym 5, 14). Stąd wynika, że małżeństwo tego, kto by ten cel zupełnie wykluczał, byłoby nieważne. Drugim celem małżeństwa jest pomoc wzajemna małżonków. Atoli ten cel pozostaje w zależności od pierwszego: chodzi tu mianowicie o pomoc w osiągnięciu celu pierwszego 189 istotnego — wychowania potomstwa. Natura obdarza różne płci różnymi zdolnościami, które się w małżeństwie wzajemnie uzupełniają. Każde małżeństwo naturalne jest kontraktem, którego istota polega na wzajemnej dobrowolnej zgodzie obu stron. Jest to kontrakt najwznioślejszy ze względu zarówno na osoby zawierające go, jak i na cel. Jest to kontrakt naturalny i religijny ze względu na Boskie pochodzenie, na cel i symbol przezeń wyrażony, jakim jest połączenie Słowa Przedwiecznego z naturą ludzką. Jest to kontrakt religijno – publiczny, albowiem zmierza nie tylko do dobra zawierających go, ale do dobra całej społeczności ludzkiej. Jest to wreszcie kontrakt obustronny, wymagający zgody jednej i drugiej strony. Małżeństwo tedy jest instytucją Boską i ludzką: Boską, ponieważ jej początek, cel, prawa i dobra pochodzą od Boga, — ludzką, gdyż wykonuje się przez ludzi, którzy oddają się wzajemnie w tym związku na całe życie. Chrystus Pan podniósł ten naturalny kontrakt do godności sakramentu tak, że u chrześcijan nie może być ważnego kontraktu małżeńskiego, który nie byłby równocześnie sakramentem i na odwrót, jeżeli nie ma sakramentu, nie ma i kontraktu ważnego. Wzniosły cel małżeństwa nakłada na strony wielkie obowiązki, które bez łaski Bożej trudno spełniać. Bóg zwykł dawać łaski pod zewnętrznymi znakami czyli sakramentami, przeto Zbawiciel żąda, by i małżeństwo było zawarte według pewnych zewnętrznych formuł i wymaga bezwzględnej jedności i nierozerwalności, jak było na początku: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza” (Mat. 196). „Ktokolwiek oddaliłby żonę swoją, a pojąłby inną, dopuszcza się przeciwko niej cudzołóstwa. I jeśliby żona opuściła swego męża i wyszła za innego, cudzołoży” (Mrk. 10, 11 – 12). U wszystkich prawie ludów małżeństwo nosiło charakter święty i religijny oraz pozostawało pod szczególną opieką bóstwa. Księgi żydowskie, sięgające do kolebki rodzaju ludzkiego, podkreślają religijny charakter małżeństwa. U Greków przy ślubach składano ofiary Dianie i Minerwie, a u Rzymian odbywały się one przy udziale kapłanów i złożeniu ofiar Junonie. Powszechna łączność religii z aktem małżeństwa nie może być przypadkowa, lecz tkwi w samej istocie tego związku, dlatego zbytecznie będzie dowodzić świętości tego związku u chrześcijan, u których sam Bóg jest Twórcą i Prawodawcą małżeństwa. Wystarczy wspomnieć, że Pan Jezus rozpoczął swoją publiczną działalność od uświęcenia godów małżeńskich w Kanie Galilejskiej, a w naukach stwierdza swoją nieomylną powagą, że nie ludzie, ale Bóg łączy małżonków i zastrzega sobie szczególniejsze do tego związku prawa. Nadto Zbawiciel podnosi małżeństwo do nadprzyrodzonego porządku i czyni jednym z siedmiu sakramentów, który daje małżonkom osobne łaski do wychowania dzieci. 190 2. Przez podniesienie małżeństwa do godności sakramentu Pan Jezus okazał wielkie miłosierdzie zarówno małżonkom, jak i całej społeczności ludzkiej. Pożycie wspólne małżonków jest źródłem wielu radości, ale zarazem wymaga wielu wzajemnych ustępstw, wyrzeczeń i ofiar. Nie same tylko róże ścielą się pod ich stopami, ale często i ostre ciernie. Otóż sakrament małżeństwa udziela łask odpowiednich do mężnego kroczenia po tej ciernistej drodze. Przede wszystkim pomnaża on łaskę uświęcającą, z którą już do tego sakramentu trzeba przystępować, albowiem jest to sakrament żywych. Przez pomnożenie łaski uświęcającej sakrament ten udoskonala miłość małżonków, o której Apostoł powiada: „że cierpliwa jest, łaskawa jest, nie zazdrości, nie działa obłudnie, nie nadyma się, nie łaknie czci, nie szuka swego, nie wpada w gniew, nie pamięta urazy” (I Kor. 13, 4 – 5), a więc ułatwia wzajemne współżycie. Jeszcze większym miłosierdziem jest ten sakrament dla dzieci, które małżonkowie mają zrodzić, wychować, wyżywić, wykształcić, a także umoralnić, by zapewnić im byt doczesny i wieczny. Zadanie to wymaga wielu poświęceń, ofiar i długiego czasu. Małżonkowie mogą je spełnić należycie tylko wspólnymi siłami i dlatego muszą aż do śmierci pozostawać z sobą razem, by wspomagać się wzajemnie i uzupełniać. Stąd przywrócenie temu związkowi nierozerwalności pierwotnej jest również bezcennym dobrodziejstwem dla dzieci. Rozwody bowiem są nie tylko nieszczęściem dla stron, szczególnie dla słabszej niewiasty, ale przede wszystkim są niepowetowaną krzywdą dla dzieci, które tracą szacunek dla rodziców i nie mają naturalnych warunków wychowania, jako pozbawione koniecznej opieki ojca i matki. Stąd przywrócenie nierozerwalności małżeństwa jest bezcennym miłosierdziem Pana Jezusa dla dzieci. W tym celu oprócz powiększenia łaski uświęcającej, sakrament małżeństwa daje specjalną jeszcze łaskę sakramentalną jako prawo do łaski aktualnej przez całe życie małżonków, do spełniania ich wielkich obowiązków małżeńskich i rodzicielskich. Stąd wynika, że jeżeli zawierający małżeństwo pozostają w grzechu ciężkim, łaski tej nie otrzymują, chociaż potem po usunięciu grzechu ciężkiego w sakramencie pokuty, mogą ją odzyskać. Sakrament małżeństwa jest także miłosierdziem Bożym dla społeczeństwa, państwa i całej ludzkości. Społeczeństwo i państwo opierają swe istnienie na rodzinie, gdyż potrzebują zdrowych i dzielnych obywateli, których należyte wychowanie możliwe jest tylko pod warunkiem jedności i nierozerwalności małżeństwa. Przy dopuszczeniu rozwodów, jak wykazuje doświadczenie, wychowanie bywa bardzo utrudnione: mnożą się zbrodnie i przestępstwa małoletnich tak, że trzeba utrzymywać liczne domy poprawcze i więzienia dla młodych przestępców. Kościół więc, jako stróż prawa naturalnego i Bożego, bez względu na groźby i represje oraz różne trudności wewnętrzne, zawsze bronił 191 sakramentalnego i nierozerwalnego charakteru małżeństwa i raczej godził się na odpadnięcie wielu od jedności z sobą, niż na ustępstwa pod tym względem. Anglia z tego powodu odpada od Kościoła, leje się krew męczeńska, a Klemens VII nie udziela Henrykowi VIII rozwodu z Katarzyną Aragońską. Nie godzi się również żaden inny papież na zmianę stanowiska Kościoła w sprawie nierozerwalności małżeństwa, albowiem jest to prawo natury i prawo Boże, którego człowiek zmienić nie jest w stanie. *** Duch święty jako pierwiastek miłości w sakramencie małżeństwa udziela łask swych nowożeńcom. Dlatego Kościół błogosławiąc ich, wzywa Ducha św. w hymnie „Veni, Creator Spiritus”. On jest również pierwiastkiem jedności i zgody w każdym społeczeństwie, a więc i w państwie. Państwo bowiem pochodzi od Boga, od niego powinno brać moc swoją, jego zastępować w sprawach doczesnych, jak powiada św. Paweł: „Nie bez powodu miecz nosi: wszak jest sługą Bożym i mścicielem zagniewanym na tego, który źle czyni. Przeto z obowiązku bądźcie poddani nie tylko dla kary, ale też w sumieniu” (Rzym. 13, 4 – 5). Jakąż ogromną odpowiedzialność biorą na siebie ci, którzy starają się państwo oddzielić od Boga! Jedynie bowiem pod wpływem Ducha Świętego wytwarza się dobry stosunek między dziećmi i rodzicami, między poddanymi a władzą. 59. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — SAKRAMENT OSTATNIEGO NAMASZCZENIA „(Apostołowie) wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali” (Mrk 6, 13). Przez Wcielenie Słowa Przedwiecznego niektóre przedmioty materialne dostąpiły wielkiego zaszczytu: nie tylko stykają się z tym, co jest nadprzyrodzone, lecz stają się narzędziem nadprzyrodzoności. Jak w raju drzewo żywota miało być środkiem nadprzyrodzonego błogosławieństwa, tak w chrześcijaństwie woda, wino, chleb i oliwa stają się narzędziem sprawowania łask Bożych w sakramentach świętych. Z polecenia Pana Jezusa Apostołowie namaszczali olejem wielu chorych i uzdrawiali ich. Był to charyzmat 192 cudownego leczenia, w którym został zaznaczony sakrament Ostatniego Namaszczenia. 1. Ostatnie Namaszczenie jest to sakrament, w którym chory przez namaszczenie olejem świętym i modlitwę kapłana otrzymuje łaskę Boską dla zbawienia duszy, a czasem odzyskuje i zdrowie ciała. Jest to dopełnienie sakramentu pokuty, bo usuwa z duszy pozostałości grzechu. O tym namaszczeniu mówi św. Jakub Apostoł: „Choruje kto między wami? Niech wezwie kapłanów Kościoła i niechaj się nad nim modlą, namaszczając go olejem w imię Pańskie. A modlitwa, płynąca z wiary, uzdrowi chorego i jeśliby był w grzechach, zostaną mu odpuszczone” (Jak. 5, 14 – 15). W słowach tych znajdują się wszystkie elementy prawdziwego sakramentu: znak widzialny — namaszczenie i modlitwa, łaska niewidzialna — odpuszczenie grzechów, czyli uzdrowienie duszy: „a modlitwa wiary uzdrowi chorego i podźwignie go Pan”. Słowa ewangelisty, przytoczone na wstępie, są typem i figurą tego sakramentu. Prawdopodobnie Pan Jezus ustanowił ten sakrament po swoim Zmartwychwstaniu jako uzupełnienie sakramentu pokuty. Pan Jezus ustanowił odpowiednie środki na każdy czas życia do odparcia pocisków szatana — nieprzyjaciela duszy. Koniec zaś życia obwarował najsilniejszą ochroną, albowiem wówczas nieprzyjaciel ten najgwałtowniej wytęża siły swej przewrotności, by człowieka odwieść od ufności w miłosierdzie Boże. Nigdy też człowiek nie jest mniej sposobny do opierania się atakom nieprzyjaciela, jak w chwili śmierci, a to z powodu boleści i osłabiającej choroby. To też dzieło sakramentów Bożych byłoby niezupełne, gdyby na tę chwilę, od której wieczność zależy, Bóg nie przygotował osobnej pomocy sakramentalnej, jaką jest sakrament Ostatniego Namaszczenia. Namaszczenie odbywa się oliwą, poświęconą w Wielki Czwartek przez biskupa. Symbolizuje ona skutki tego sakramentu, który udziela łaski, gładzi grzechy i ich pozostałości, podnosi chorego na duchu, utwierdza w dobrem, a niekiedy przywraca zdrowie ciała. Sakramentalna łaska Ostatniego Namaszczenia jest to łaska uświęcająca oraz prawo do poszczególnych łask aktualnych, potrzebnych do osiągnięcia celu tego sakramentu. Jest to sakrament żywych, przeto tylko pomnaża łaskę uświęcającą, a wyjątkowo udziela łaski pierwszej do zgładzenia grzechu ciężkiego, jeżeli ten grzech znajduje się w duszy przyjmującego, a ten nie stawia przeszkody łasce; odpuszcza więc grzech ciężki wprost, ale drugorzędnie, gdy ktoś nie może przyjąć sakramentu pokuty, który jest właściwym środkiem do otrzymania odpuszczenia grzechów ciężkich. Ostatnie Namaszczenie gładzi również grzechy powszednie (drugorzędnie) i usuwa pozostałości grzechowe, jakim są w szerszym znaczeniu kary doczesne, należne za grzechy już odpuszczone, i w ścisłym znaczeniu — duchowe słabości duszy, a więc przyćmienie i tępota umysłu, osłabienie woli i 193 pewna skłonność do grzechu oraz nałogi nabyte. Co się tyczy kary doczesnej, sakrament ten gładzi ją więcej lub mniej, zależnie od dyspozycji i pobożności przyjmującego. Dlatego zaleca się po Ostatnim Namaszczeniu udzielać choremu odpustu zupełnego oraz modlić się po jego śmierci za jego duszę. Sakrament ten nadto podnosi chorego na duchu i utwierdza w dobrym, przez wzbudzenie wielkiej ufności w miłosierdzie Boże i pomoc w zwalczaniu pokus. Skutki te sprawia nie od razu, ale stopniowo, przeciwdziałając zgubnym działaniom pozostałości grzechowych. Podobnie przywrócenie czasem do zdrowia sprowadza tu Bóg nie w sposób cudowny lecz naturalny, przez pobudzenie sił ukrytych w organizmie i ułatwienie znalezienia odpowiednich środków leczniczych. 2. Modlitwa, odmawiana przez kapłana przy udzielaniu tego sakramentu, wskazuje, że Ostatnie Namaszczenie należy do największych dzieł miłosierdzia Bożego: „Przez to święte namaszczenie i swoje najłaskawsze miłosierdzie, niech ci odpuści Pan, cokolwiek zgrzeszyłeś wzrokiem, słuchem, powonieniem, smakiem, dotykaniem i chodzeniem”. Formę tę powtarza kapłan przy każdym namaszczeniu zmysłów, z odpowiednim wyszczególnieniem namaszczanych części ciała. Odpowiada ona stanowi chorego, który nie może już sam przyczynić się do usunięcia pozostałości grzechowych, a tylko wygląda pomocy od miłosierdzia Bożego, oddając mu się z wielką ufnością. Najmiłosierniejszy Zbawiciel jako lekarz niebieski pragnie całkowicie uzdrowić duchowo chorego, usuwając nie tylko grzechy pokuty, ale i pozostałości grzechowe w sakramencie ostatniego namaszczenia. Wszelkie nasze poznanie pochodzi od zmysłów, które są również źródłem poznania grzechowego. Gdzie zaś jest pierwszy początek grzechu, tam winno być zastosowane i lekarstwo. Dlatego w sakramencie ostatniego namaszczenia namaszcza się pięć zmysłów. Każdy sakrament sprawuje to wewnętrznie, co oznacza zewnętrznie. Dlatego z samego znaku zewnętrznego można sądzić o jego wewnętrznym działaniu, a mianowicie, że w tym sakramencie namaszczenie oznacza duchowe leczenie i uzdrowienie. Ponieważ cielesne leczenie może nastąpić tylko w człowieku żyjącym, przeto i duchowe nie może być stosowane do umarłych. Toteż dusza obciążona grzechem śmiertelnym winna wprzód się oczyścić w sakramencie pokuty, a w razie niemożności (na skutek np. utraty mowy) udziela się choremu warunkowo rozgrzeszenia. Stąd wynika, że tego sakramentu nie wolno udzielać umarłym, niewiernym, małym dzieciom i pozbawionym od urodzenia rozumu. „Chociaż sakrament ten nie jest konieczny do zbawienia koniecznością środka, nikomu jednak nie wolno go zaniedbywać i pilnie należy się troszczyć, by chorzy go przyjmowali dopóki jeszcze są przytomni” (Kanon 944). Stąd krewni, bliscy i przyjaciele chorego mają obowiązek pod grzechem ciężkim troszczyć się o to, aby chory go przyjął a w ostateczności winien postarać się o 194 to każdy chrześcijanin, przede wszystkim jednak duszpasterz. Chorego należy odpowiednio przysposobić, by ten sakrament przyjął jak najowocniej. Szczególnie trzeba zwrócić uwagę na intencję, która — jak i w innych sakramentach — konieczna jest do ważności Namaszczenia. Wystarczy intencja nawykowa (habitualna), jaka się znajduje u wszystkich, którzy pragną dobrze żyć i po chrześcijańsku umierać. Schizmatykom i heretykom można by udzielić namaszczenie tylko po wyrzeczeniu się schizmy czy herezji. Chorego bardzo często nawiedzają myśli nieufne, lękliwe i podejrzliwe, czy też Bóg ma względem niego dobre zamiary, czy przebaczy mu tak wielkie i liczne grzechy, które stają przed jego oczyma i pobudzają do rozpaczy. Na skutek takich myśli chory często nie może się sam modlić i z trudnością zgadza się z wolą Bożą; nieraz chorego ogarnia oschłość, niecierpliwość, niechęć względem otaczających go osób, do których czuje pewien żal i gorycz. Trzeba tedy często przypominać choremu, że Bóg jest przede wszystkim miłosierny, że jest najlepszym Ojcem naszym, któremu mamy ufać i do którego mamy się modlić z największą ufnością. Ponieważ chory nie może się długo modlić, należy nauczyć go aktów strzelistych, np.: „Okaż mi, Panie, miłosierdzie swoje i daj nam swoje zbawienie!”, „Niech będzie miłosierdzie Twoje nad nami, jakośmy nadzieję w Tobie pokładali.” itp. *** Chwila zgonu jest dla mnie najważniejsza. Dlatego i sakrament Ostatniego Namaszczenia jest dla mnie jednym z największych dzieł miłosierdzia Bożego. Nie wiem kiedy, gdzie i w jaki sposób świat ten opuszczę i czy będę godzien przyjąć owocnie ten sakrament. Będę starał się żyć tak, bym każdego dnia był gotów go przyjąć. „Okaż mi, Panie, miłosierdzie swoje i daj mi zbawienie swoje!” 195 60. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — ODPUSTY „Cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebiesiech” (Mt. 16, 19). W tych słowach dał Pan Jezus Kościołowi władzę usuwania wszystkiego, co przeszkadza wiernym wejść do nieba. Taką przeszkodą są nie tylko grzechy, ale i kary za grzechy odpuszczone. Kościół może rozwiązywać zarówno od grzechów, jak i zwalniać od kar. Sposób rozwiązywania stosuje się do węzła. Węzły, które wymagają wlania łaski, to jest grzechy śmiertelne, mogą być rozwiązane tylko sakramentalnie. Kary zaś tego nie wymagają i dlatego mogą być rozwiązane poza sakramentalnie. Wykonywanie władzy odpuszczenia kar doczesnych jest pozasakramentalne i nosi nazwę odpustów. 1. „Odpust jest to pozasakramentalne ważne u Boga darowanie kary doczesnej, należnej za grzechy już odpuszczone co do winy, którego Kościół udziela ze swego skarbca" (Kanon 911). A więc odpust nie jest odpuszczeniem grzechów ciężkich czy lekkich ani kary wiecznej, a tylko kary doczesnej należnej za grzechy odpuszczone już przedtem. Jest to więc pod pewnym względem dopełnienie sakramentu pokuty, w którym bywa odpuszczona część kary doczesnej. Zwyczajem jednak pozostaje część kary nieodpuszczona. Otóż Pan Jezus z miłosierdzia swojego dał Kościołowi władzę odpuszczania i reszty kary pozostałej pozasakramentalnie, co się dokonuje przez odpusty. Odpust nie jest tylko darowaniem kar kościelnych, jakie w dawnych czasach Kościół wymierzał publicznie pokutującym grzesznikom, lecz jest to odpuszczenie ważne również u Boga, czyli że Kościół udzielając odpustów, zwalnia wiernych od dania Bogu należnego za ich grzechy zadośćuczynienia. Zresztą Kościół w dawnych czasach nakładając na penitentów surowe pokuty, czynił to nie ze względu na siebie, ale ze względu na Boga. Gdy więc zwalniał kogo od dalszej pokuty czyli udzielał odpustu, czynił to w przeświadczeniu, że i Bóg od niej zwalnia. Wielkość odpustów niezupełnych mierzy Kościół długością trwania kar, nakładanych w dawnym Kościele. Na przykład, udzielenie odpustu siedmiu lat za odmówienie litanii do Serca Pana Jezusa oznacza, że Bóg uwalnia od kary w czyśćcu, która odpowiada siedmiu latom pokuty kościelnej nakładanej dawniej za pewne grzechy. Ale nie znaczy to, że ktoś będzie o siedem lat krócej w 196 czyśćcu, albowiem może jeden dzień kary w czyśćcu dorównuje siedmiu latom dawnej pokuty. Kościół zwalnia w odpustach od kar doczesnych w mierze znanej tylko najmiłosierniejszemu Zbawicielowi. Kościół odpuszczając wiernym kary należne za grzechy daje Bogu jakby rekompensatę ze skarbu swego, stworzonego z zasług Pana Jezusa, Najświętszej Maryi Panny i Świętych. Czynił to już Apostoł Paweł, gdy wykluczonemu z Kościoła kazirodcy Koryntianinowi, przez wzgląd na jego żal i gorliwość pokutną jak i na wstawiennictwo wiernych, darował w imieniu Chrystusa resztę kary (II Kor. 2, 10), którą był przedtem w imię Chrystusa i jego mocą nałożył (I Kor. 5, 5). Występują tu wszystkie cechy prawdziwego odpustu: darowanie listownie kary pokutującemu za wstawiennictwem wiernych, przez wzgląd na ich zasługi. Forma odpustów nie zawsze była jednakowa. W pierwszym okresie biskup zwalniał od nałożonej pokuty na skutek „listów pokoju” wyznawców, skazanych na śmierć za wiarę kiedy grzesznik gorliwie pokutował, a zwłaszcza jeżeli sam był w niebezpieczeństwie śmierci. W drugim okresie (w. VII – X) nową formę stanowiły tak zwane zamiany — wykupy i pielgrzymki do miejsc świętych. Wspomniane dotąd formy odpustów były dawane poszczególnym wiernym. Od XI wieku zaczęto głosić odpusty dla wszystkich wiernych, po spełnieniu przez nich pewnych warunków, np. ofiarowanie pewnej sumy na dobre cele, wzięcie udziału w wyprawach krzyżowych itp. Była to już forma zbliżona do dzisiejszej. Jak dysponowanie skarbem państwa należy do głowy, tak dysponowanie odpustami należy do Papieża i w zależności od niego — częściowo do biskupów. Papież ma władzę nieograniczoną: nawet dla umarłych może udzielać odpustów (C. 913), a wszyscy inni tylko dla żywych. Do ważnego udzielenia odpustu trzeba słusznej przyczyny, którą może być korzyść Kościoła i chwała Boża. Warunkiem uzyskania odpustu jest przede wszystkim stan łaski, intencja uzyskania łask odpustowych i spełnienie przepisanych przez Kościół czynności lub odmówienia pewnych modlitw. Ponadto do uzyskania odpustu zupełnego wymaga się wyzbycia przywiązania do wszystkich grzechów lekkich. Stan łaski konieczny jest przynajmniej przy ostatniej czynności, nałożonej jako warunek. Najtrudniejszą rzeczą jest wyzbycie się przywiązania do grzechów powszednich, co — niestety — bywa najpospolitszą przeszkodą do zyskania odpustu zupełnego. 2. Odpusty bywają zupełne i cząstkowe. Odpust jest to darowanie wszystkich kar doczesnych, jakie by się należały grzesznikowi za popełnione i już odpuszczone grzechy. Kto taki odpust uzyska, podobny jest człowiekowi dorosłemu, który dopiero co chrzest otrzymał. Do odpustów zupełnych należy odpust jubileuszowy, który się powtarza co dwadzieścia pięć lat, trwa naprzód w 197 Rzymie cały rok, następnie zaś rozszerza się na cały świat przy zachowaniu pewnych określonych warunków. Następnie należą tu odpusty zupełne za odmówienie różańca przed Przenajświętszym Sakramentem, za obejście kanonicznie erygowanej Drogi Krzyżowej, za odmówienie modlitwy po Komunii św. „Oto ja, o dobry i najsłodszy Jezu”, itp. Odpust cząstkowy jest to odpuszczenie tylko części kary, należnej za grzechy popełnione i już odpuszczone. Na przykład, za odmówienie „Przed tak wielkim Sakramentem…” pięć lat odpustu, a za odmówienie lub odśpiewanie tegoż wobec Przenajświętszego Sakramentu — 10 lat. Za odmówienie „Anioł Pański…” 10 lat odpustu za każdy raz. Za odmówienie litanii do Imienia Jezus, Serca Pana Jezusa, Loretańskiej do N.M. Panny — po 7 lat odpustu. Za odmówienie litanii do św. Józefa i W.W. Świętych — po 5 lat. Za kwadransowe rozmyślanie — 5 lat odpustu, za — „Wierzę w Boga…” — 5 lat, za wezwanie pobożne imienia Maryi — trzysta dni, za „Magnificat” — 3 lata, za nawiedzenie Przenajświętszego Sakramentu w czasie 40 – sto godzinnego nabożeństwa — 15 lat itp. Za dusze umarłych udziela Kościół odpustu na sposób prośby, ponieważ one nie są już pod jurysdykcją Kościoła, lecz całkowicie pod władzą Boga. Prośbę za umarłych zanosi cały Kościół względnie papież, wierni zaś mają spełnić tylko przepisane warunki. Stąd pochodzi wielka różnica w skuteczności prośby poszczególnego chrześcijanina za dusze zmarłych i tejże prośby całego Kościoła. Na dzień Zaduszny można uzyskać odpust „toties quoties” za dusze zmarłych, to jest tyle razy, ile razy nawiedzimy kościół i odmówimy pewne modlitwy w intencji Ojca św. Wszystkie odpusty są miłosierdzia Bożego. One bowiem ułatwiają grzesznikowi wypłacenie się sprawiedliwości Bożej za grzechy, za które czekałyby go najsroższe kary w czyśćcu. Odpusty są również wyrazem wiary i podtrzymują ufność w dogmat miłosierdzia Bożego, w istnienie czyśćca, w Świętych obcowanie, w prymat Papieża. Są one również zachętą do cnoty. Nadzieja otrzymania nie tylko darowania winy, ale i kary, pobudza grzesznika do porzucenia grzesznego życia, do modlitwy, do żalu i do spowiedzi. Odpusty wprowadzają człowieka na drogę pobożności i utrzymania go na niej zachęcając do dawania jałmużny i modlitw, do których przywiązane są odpusty, a więc podtrzymują ducha pokuty. Nadużycia, które powstały z okazji odpustów, a zwłaszcza wskutek chciwości niektórych kwestarzy i kaznodziejów odpustowych, zostały surowo potępione przez Sobór Trydencki (Sobór ten został zwołany bullą papieską z dnia 22 maja 1542 roku, ale z przerwami trwał aż do 1563 roku). Ludzie mogą nadużyć i rzeczy najświętszych, np. Eucharystii, ale te nadużycia nie osłabiają ich wartości. Nadużycia trzeba usunąć lub zapobiec im na przyszłość, a z samej rzeczy rozumnie korzystać. 198 *** Zrobię pilny rachunek sumienia, czy nie mam jakiego przywiązania do któregokolwiek grzechu powszedniego, albowiem to najmniejsze przywiązanie uniemożliwia uzyskanie odpustów zupełnych, do czego w ciągu dnia mogę mieć okazję. Będę również wzbudzał co dzień rano intencję uzyskania wszystkich możliwych odpustów, które ofiaruję za dusze zmarłych. Poza grobem istnieje świat cierpiący. Są tam bracia moi, którzy już sobie pomóc nie mogą, ale ja im mogę pomóc przez ofiarowanie odpustów, które z miłosierdzia Bożego tu zyskać mogę. 61. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — SAKRAMENTALIA „Wszystko, co Bóg stworzył, dobre jest,… modlitwa i słowo Boże uświęcają je” (I Tym. 4, 4 – 5). Kościół na mocy władzy otrzymanej stosuje poświęcenie rozmaitych rzeczy oraz błogosławi ludzi w różnych okolicznościach życia. Te poświęcenia i błogosławieństwa nazywają się sakramentaliami. Ujawniają one również nieskończone miłosierdzie Boże. 1. Sakramentalia są to rzeczy albo czynności, których Kościół zwykł używać na podobieństwo sakramentów celem osiągnięcia przez nie na swą prośbę pewnych skutków, zwłaszcza duchowych (can. 1144). Różne rzeczy stanowią sakramentalia, np. woda święcona, wino święcone, świece poświęcone, chleb, sól, szaty kościelne, pokarmy itp. Do sakramentaliów zaliczają się i różne czynności, jak przeżegnanie się znakiem krzyża świętego oraz rozmaite ceremonie przy poświęceniach, błogosławieństwach i egzorcyzmach. Przez poświęcenie rozumie się pewien obrządek kościelny, przez który osobę lub rzecz przeznacza się na służbę Bogu, np. poświęcenie opata, kościoła, szat, naczyń itp. Błogosławieństwo jest to obrzęd kościelny, przez który danej osobie bywają udzielane dobrodziejstwa duchowe lub materialne, bezpośrednio (np. błogosławieństwo papieskie i biskupie) lub pośrednio przez użycie pobłogosławionej rzeczy (np. chleba św. Agaty). Przez egzorcyzmy 199 należy rozumieć obrzędy kościelne stosowane nad chorymi i pewnymi rzeczami, dla zabezpieczenia ich przed wpływem nieprzyjaciela zbawienia. Twórcą sakramentaliów jest Kościół, a w pierwszym rzędzie Namiestnik Chrystusa, któremu Zbawiciel w osobie Piotra powierzył tę władzę (C. 1145). Według tradycji Kościół od najdawniejszych czasów ustanawiał pewne sakramentalia wzorując się na Panu Jezusie, który błogosławił dzieci, chleb, wino oraz wypędzał czartów. A więc różnią się sakramentalia od sakramentów przede wszystkim tym, że gdy wszystkie siedem sakramentów ustanowił Chrystus, sakramentalia ustanowili Apostołowie i Kościół. Następnie różnią się one tym, że sakramenty św. działają same przez się, o ile przyjmujący nie stawia przeszkód (ex opere operato), skuteczność zaś sakramentaliów zależy od modlitwy Kościoła i usposobienia przyjmującego (ex opere operantis). Kościół w sakramentaliach zawsze prosi Boga o skutek, a nigdy nie sprawuje go, jak w sakramentach; z żadnym z sakramentaliów nie łączy się skutek niezawodny, albowiem tylko Bóg może ustanawiać znaki skuteczne łaski niezawodnej. Sakramentalia nie udzielają łaski uświęcającej i nie odpuszczają grzechów ciężkich, a tylko w pewnych warunkach mogą spowodować darowanie grzechów lekkich, kar doczesnych, lub udzielać łask aktualnych i błogosławieństwo w rzeczach doczesnych. Odpuszczenie grzechów lekkich odbywa się przez akt żalu, spowodowany przez sakramentalia, albowiem wskutek modlitwy Kościoła sakramentalia skłaniają duszę do pokuty, która polega na obrzydzeniu sobie grzechów wprost lub ubocznie. Odpuszczenie kar odbywa się przez dołączone często do sakramentaliów odpusty i przez akty miłości Boga, obudzone na prośbę Kościoła. Udzielenie łask aktualnych przy użyciu sakramentaliów zależy głównie od modlitwy Kościoła i pobożności tego, kto sakramentaliów używa. Zaznaczyć trzeba, że użycie sakramentaliów o tyle jest godziwe, o ile ma na względzie cześć Boga i nie przypisuje się im skutku innego, aniżeli one mają. Inaczej bowiem mogą się stać niegodziwym zobobonem i kuszeniem Pana Boga, np. przypisywane pewnej czynności lub określonej ilości modlitw — jakiegoś specjalnego, nadzwyczajnego skutku. Prawnym ministrem sakramentaliów jest kapłan, któremu władza Kościelna udzieliła tego prawa. Podmiotem sakramentaliów są przede wszystkim katolicy i katechumeni. Można udzielać sakramentaliów i niekatolikom, jeżeli nie ma wyraźnego zakazu Kościoła, a to w celu udzielenia im światła wiary i zdrowia ciała. Bez wyraźnego pozwolenia Kościoła (can. 2.375) nie wolno udzielać sakramentaliów ekskomunikowanym i obłożonym interdyktem osobistym. Co się tyczy egzorcyzmów, upoważniony ku temu kapłan może stosować je nie tylko do wiernych, lecz także i do niewiernych niekatolików i ekskomunikowanych (Can. 1152). Skutków sakramentaliów nie osiąga się bezpośrednio i nieomylnie, ponieważ nieraz brakuje wymaganych warunków, aby modlitwa Kościoła wywierała nieomylny skutek: mogą mianowicie powstać przeszkody ze strony człowieka lub rzeczy proszonej. 200 2. Skutki sakramentaliów zależą głównie od miłosierdzia Bożego, o które Kościół zawsze błaga w modlitwach odmawianych przy udzielaniu sakramentaliów. Nie sposób jest wymienić tu wszystkie modlitwy, jakie znajdują się w rytuale i pontyfikale, wystarczy przytoczyć kilka ważniejszych i częściej używanych, aby się przekonać, że całą skuteczność sakramentaliów Kościół przypisuje wyłącznie ufności w miłosierdzie Boże. Na przykład przy poświęceniu wody w dni niedzielne kapłan błaga Boga Ducha Świętego, by z miłosierdzia swego był obecny i nadał siłę skuteczną błogosławionemu przezeń żywiołowi. Przy poświęceniu zaś wody w wigilię Trzech Króli wprost przynagla miłosierdzie Boże, aby spowodowało pożądany skutek: Deus, cuius misericordiae non est numerus et bonitatis infinitus est thesaurus”: „Boże, którego miłosierdzie nie ma miary, a dobroć jest skarbem niewyczerpanym…”. Podobnie przy udzielaniu odpustu zupełnego umierającemu, Kościół tak się modli: „Boże najłaskawszy, Ojcze miłosierdzia i Panie wszelkiego pocieszenia, który nie chcesz śmierci żadnego z wierzących i ufających Ci, wejrzyj łaskawie według wielkiego miłosierdzia swego na sługę twego, który ze szczerą wiarą i nadzieją chrześcijańską oddaje się Tobie,… aby dusza jego w godzinę śmierci odnalazła w Tobie sędziego miłosiernego…”. Przy poświęceniu kościoła biskup raz po raz prosi o łaski miłosierdzia Bożego, aby hojnie spływało na wiernych, zbierających się w tym nowym miejscu kultu. Specjalnie zaś w sposób wzruszający błaga miłosierdzie Boże przy poświęceniu ołtarza, w prefacji: „Udziel nam, pokornie proszącym, miłosierdzia swojego, aby którzy do tej świątyni wstąpią, wszystkie łaski radośnie wyprosili i za sprawą nieskończonego miłosierdzia Twego zmiłowaniem twym zawsze się cieszyli”. Nie można jeszcze pominąć rzewnej modlitwy przy przyjęciu do jedności Kościoła pokutujących grzeszników: „Boże miłosierny, Boże łaskawy, który według wielkości miłosierdzia swego gładzisz grzechy pokutujących i łaską przebaczenia usuwasz winy dawnych występków,… zmiłuj się, Panie, nad ich westchnieniem, zmiłuj się nad łzami ich i przypuść do pojednania tych, którzy mają ufność jedynie w nieskończonym miłosierdziu Twoim…”. Podobnie rzewne modlitwy odmawiają się przy przyjęciu do jedności ekskomunikowanych, odstępców, heretyków i schizmatyków. — Byłoby rzeczą zbyteczną i niemożliwą wymieniać tutaj wszystkie zwroty modlitewne, znajdujące się w rytuale i pontyfikale do miłosierdzia Bożego, albowiem mają one miejsce przy udzielaniu każdego ze sakramentaliów. Mówią one wszystkie, że sakramentalia są dziełem nieskończonego miłosierdzia Bożego. Jak pożyteczne są sakramentalia okazuje nam nawrócenie Alfonsa Ratisbonne w 1842 r. w Rzymie. Odwiedził on tu swego przyjaciela młodości, który już dawniej przeszedł na łono Kościoła. Przy pożegnaniu dał mu ów przyjaciel na pamiątkę medalik z wizerunkiem Matki Boskiej. Ratisbonne, jako żyd śmiał się z tego, ale medalik zatrzymał przy sobie. Zwiedzając osobliwości 201 Rzymu przybył także do kościoła św. Andrzeja, gdzie naraz uderzyło go w oczy cudowne światło. W świetle tym ujrzał cudowną promienną postać, podobną zupełnie do wizerunku na medaliku. Postać ta uśmiechała się i przyzywała go ręką ku sobie. Przejęty Ratisbonne upadł na kolana i łzy potoczyły się mu z oczu. Długo tak klęczał, modląc się żarliwie i zaraz postanowił przyjąć chrzest. Ochrzczony, poświęcił się służbie Bożej, został misjonarzem i założył zakon Panien Syjońskich, nawróconych żydówek, które modlą się o nawrócenie Żydów na wiarę katolicką. *** Będę cenił sakramentalia. Będę czuwał, by w pokoju nad łóżkiem była kropielniczka z wodą święconą, którą pobożnie będę się żegnał, kładąc się do snu i wstając. Będę nosił na sobie poświęcony medalik lub krzyżyk, pobożnie żegnał się wodą święconą przy wejściu i wyjściu z kościoła. Będę wzywał miłosierdzia Bożego krótkim aktem strzelistym w każdym niebezpieczeństwie, czyniąc pobożnie znak krzyża. 62. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — CHARYZMATY „Każdy ma własny dar od Boga, jeden tak, a drugi inaczej” (I Kor. 7, 7). Uzupełnieniem licznych środków, w jakie Pan Jezus zaopatrzył Kościół dla zbawienia ludzi, są jeszcze tak zwane charyzmaty. Są to nadprzyrodzone siły i moc szczególnego działania, jakie Bóg daje pewnym osobom dla dobra drugich, a czasami i dla całego Kościoła. Nazywają się one inaczej „łaski darmo dane”, albowiem nie można ich nabyć, ani w sposób przyrodzony na nie zasłużyć, bo wypływają z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Celem ich jest nadprzyrodzona działalność i pod tym względem nie różnią się one od łaski uświęcającej, ani od innych darów jej towarzyszących. Różnicę między nimi stanowi cel bezpośredni, albowiem dana osoba otrzymuje je nie dla uświęcenia i udoskonalenia własnego, ale dla pożytku drugich. 202 1. Święty Paweł wylicza dziewięć takich darów: „Każdemu dostaje się objaw Ducha dla ogólnego pożytku. I tak jednemu dostaje się przez Ducha mowa mądrości, a innemu mowa umiejętności, według tegoż Ducha. Jednemu wiara w tymże Duchu. Jednemu dar czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów, innemu rozmaitość języków, a innemu umiejętność ich tłumaczenia. A wszystko to sprawia jeden i tenże Duch, udzielając każdemu z osobna jako chce” (I Kor. 12, 7 – 11). Dary te mogą otrzymać zarówno sprawiedliwi jak i grzeszni, aby działać z ich pomocą. Inaczej jest z łaską uświęcającą i cnotami, które dlatego są dobrem znacznie wyższego rzędu, że posiadanie łaski tej i cnót łączy nas bezpośrednio z Bogiem, gdy dary owe tylko przygotowują ku temu. Dlatego Apostoł powiada: „Ubiegajcie się o lepsze dary” (I Kor. 12, 31). Gdy uczniowie wrócili z pierwszej wyprawy apostolskiej i przechwalali się z otrzymanych darów duchowych, Zbawiciel powiedział, że nie na tym polega prawdziwe szczęście, lecz na posiadaniu chwały wiekuistej i tego wszystkiego, co do niej prowadzi (Łuk. 10, 20). Pismo Św. wspomina o wielkich grzesznikach, którzy chwilowo te dary mieli, jak na przykład Kajfasz, Balaam, Faraon, czy Nabuchodonozor. Sam Zbawiciel powiedział, że wielu stanie przed nim mówiąc: „Panie! Panie! Czyśmy to w imię twoje wielu cudów nie czynili? A wtedy wyznam im: Nigdym was nie znał. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie nieprawość” (Mat. 7, 22 – 23). Charyzmaty więc i łaska uświęcająca odnoszą się do jednego celu, lecz są różnej natury i wzajemnie od siebie nie zależą. Ponieważ kapłaństwo i władza kluczów służą również nie dla dobra osobistego posiadających, lecz dla dobra wiernych i całego Kościoła, przeto niektórzy zaliczają je również do charyzmatów. Jednak czynią to niesłusznie, albowiem są to zwykłe posługi, gdy charyzmaty przeznaczone są do spełniania w Kościele posług wyjątkowych. Pan Jezus przy Wniebowstąpieniu udzielił niektórych charyzmatów Apostołom, gdy powiedział: „A tym, którzy uwierzą, takie cuda towarzyszyć będą: w imię moje będą czarty wyrzucać, nowymi językami mówić będą, węże będą brać, i choćby coś śmiertelnego pili, szkodzić im nie będzie; na chorych ręce kłaść będą, a wyzdrowieją” (Mk. 16, 17). Dar uzdrawiania chorych i działanie cudów oraz władza nad złymi duchami są właściwie tym samym — o tyle, o ile uzdrawianie dzieje się w sposób nadprzyrodzony i cudowny. Te dary, ponad wszystkie inne, nadają obdarzonemu nimi najwyższą powagę, zjednują mu wiarę i zaufanie, ponieważ sam Bóg swoją wszechmocą pomaga mu i o nim świadczy. Prawdopodobnie Apostołowie posiadali ten dar nie tylko w sposób przemijający, lecz jako stałą możność działania w imię Chrystusa Pana. Zapewne posiadał taką władzę i Mojżesz, gdy wyprowadzał lud Izraelski z Egiptu. Dla pierwszych krzewicieli wiary, dla ludzi, których powołanie jest wyjątkowe, posiadanie tego daru jest 203 prawie konieczne, ale obecnie używanie tych nadzwyczajnych darów stało się mniej naglące. Dar języków okazywał się w tym, że niektórzy chrześcijanie ku zdumieniu innych modlili się i Boga wielbili w nieznanych im językach tak, że sami nie byliby w stanie zrozumieć, co mówią, gdyby jednocześnie nie mieli daru tłumaczenia. Prawdopodobnie taki dar posiadał św. Franciszek Ksawery, apostoł Indii, Chin i Japonii, który własną ręką ochrzcił ponad 200 000 pogan († 3. XII. 1552). Bóg wspierał jego pracę niezwykłymi cudami, podczas gdy on sam wyczerpywał się w nadludzkim trudzie, by jak najwięcej dusz zdobyć Chrystusowi. 2. Charyzmaty są dziełem szczególniejszego miłosierdzia Bożego. Sprawcą ich jest Duch Święty. Dzieje Apostolskie wyraźnie jemu przypisują każdą z poszczególnych działalności tych darów. W dniu Zielonych Świąt „wszyscy napełnieni byli Duchem Świętym i poczęli mówić różnymi językami, jako im Duch święty mówić dawał” (Dz. 2, 4). św. Paweł również wyraźnie mówi, że sprawcą charyzmatów jest Duch Święty: „Są różne dary łaski, lecz tenże Duch” (I Kor. 12, 4); „A wszystko to sprawia jeden i tenże Duch, udzielając każdemu z osobna, jako chce” (I Kor. 12, 11). To pochodzenie od Ducha Świętego jest powodem, dla którego charyzmaty nazwano darami duchowymi. Podobne dary towarzyszą udzieleniu święceń kapłańskich, stanowią cenny i obfity w łaski dodatek, przyczyniający się wielce do wspierania urzędu kapłańskiego i nauczycielskiego, i do pomnożenia dobra publicznego. Są to więc cenne moce Kościoła znajdujące się pod bezpośrednim kierunkiem i pieczą Ducha Świętego. Ile wielkich rzeczy sprawiły charyzmaty dla pomyślności i rozszerzenia Kościoła, widzimy na Szymonie czarnoksiężniku, na poganach i żydach, którzy tłumnie nawracali się, widząc wielkie cuda zdziałane przez Apostołów (Dz. 2, 7; 8, 19; 14, 10). Tylko Kościół katolicki posiadał i posiada charyzmatyków, którzy między innymi są dowodem jego prawdziwości i Boskości. Dary te zanikają we wszystkich społecznościach religijnych z chwilą, gdy się od prawdziwego Kościoła oderwą. I dzisiaj są charyzmatycy jak za czasów apostolskich, z tą tylko różnicą, że dawniej te dary duchowe przejawiały się znacznie częściej, prawie powszechnie, a dzisiaj wyjątkowo u pewnych osób dla dobra najbliższego otoczenia, a niekiedy i całego Kościoła. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa chodziło o to, by Kościołowi prawie gwałtem torować drogę, Apostołowie bowiem byli bardzo słabi i biedni, nie posiadali ani nauki ani środków materialnych na dalekie podróże, przeto Duch Święty wyposażał ich w nadprzyrodzone dary. Teraz ten brak w znacznej mierze zastępuje nauka, szkoła i doświadczenie Kościoła. 204 Chrystus Pan jako człowiek posiadał wszystkie dary Ducha Świętego w najwyższym stopniu, posiadał więc i charyzmaty, „bo spodobał się (Bogu), aby przebywała w nim wszelka pełność oraz, aby przezeń wszystko, co jest na ziemi, czy co jest w niebiesiech, w nim się pojednało, po nastaniu pokoju przez krew krzyża jego” (Kol. 1, 19 – 20). Mówi o tym i Pius XII: „Jak bowiem głowa śmiertelnego ciała naszego posiada wszystkie zmysły, gdy tymczasem inne części ciała naszego mają tylko zmysł dotyku, tak wszelkie cnoty, wszelkie dary, wszelkie charyzmaty, jakie społeczność chrześcijańska posiada, pełnym blaskiem jaśnieją w Chrystusie — jej głowie” (Mystici Corporis Christi, 37). Przeto i charyzmatycy zawdzięczają te dary zasługom Pana Jezusa, na którym mają się wzorować w głębokiej pokorze i nie chlubić się z otrzymanych darów, ale z Psalmistą powtarzać: „Nie nam, Panie, nie nam, ale imieniowi twemu daj chwałę, dla miłosierdzia twego i dla prawdy twojej” (Ps. 113). *** Panie, pycha wsiąkła do głębi duszy człowieka i rozlała się jak zjadliwa trucizna w sercu. Wrze ona w przewrotnej woli naszej i nawet dary Boże sobie przypisuje, pnąc się przeciwko niebu i siląc się wywyższyć ponad wszystkich. Duchu Święty, co dajesz pokorne myśli, powolne uczucia, wyniszcz we mnie wszelkie objawy zuchwalstwa i próżności. Spraw, abym życzliwie spoglądał na pomyślność i wyniesienie bliźnich, bym się radował na widok ich szczęścia i chwały. Daj, bym upodobał sobie w zapomnieniu, gdy ludzie przysądzą mi ostatnie miejsce. Daj, bym był ukryty i cichy, jak tego pragnie Zbawiciel, gdy mówi „Uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca”. JEZU UFAM TOBIE! KONIEC TOMU TRZECIEGO 205 206 LITERATURA: Adiutus J., Betrachtungsbuch für Priester, Regensburg, 1846. BIBLE DE JERUSALEM — PARIS 1956. Bremond H., Histoire du sentiment religieux en France depuis la fin des guerres de religion jusqu'a nos jours, I, Paris, 1916. Claparede E., Wychowanie funkcjonalne, przełożyła Ziembińska, W – wa, 1933. Dąbrowski E. Ks., Święty Paweł, Poznań, Pallotinum, 1950. Foerster Fr., Wychowanie i samowychowanie, przełożył z niem. J. Kretz – Mirski, Warszawa, 1919. Fic O., O P., Jezus Chrystus, Poznań, 1954. Garrigou — Lagrange R., O. P. Perfection chrétienne et Contemplation, Paris, 1923. Guibert J., S. J., Études de Théologie Mystique, Toulouse, 1930. Hessen S., Podstawy Pedagogiki, przełożył A. Zieleńczyk, Warszawa 1931. Józef z Halbowa, Mikołaj Łęczycki (Lancicius), Leszno, 1841. Lallemant L., La doctrine spirituelle, Paris 1909. Lessius L., S. J., De summo bono et a terna beatitudine, Antverpia 1618. Marmion K., O. S. B., Chrystus w swoich tajemnicach, Kraków, 1925. Marmion K., O. S. B., Chrystus życiem duszy, Kraków, 1923. Marmion K., O. S. B., Chrystus wzorem kapłana, Warszawa, 1956. Meschler M., S. J., Das Leben unseres Herrn Jesu Christi, Freiburg 1890. Meschler M., T. J., Dar Zielonych Świąt, Kraków, 1924. Poulain A., Les Grâces d'Oraison, Paris, 1909. Pourrat P., S. J., La spiritualité chrétienne, I – IV, Paris 1881. Pirot L. — Clamer A., La sainte Bible, Paris, 1946. Prohaszka O. Ks., Rozmyślania o Ewangelii, Kraków, 1931. Ricciotti G., Życie Jezusa Chrystusa, Warszawa, 1950. Semenenko P., Mistyka, Kraków, 1896. Simon H. — Prado G., Pra lectiones Biblica , Taurini, 1951. Sopoćko M. Ks., De Misericordia Dei deque ejusdem festo instituendo — Varsavia 1947. Sopoćko M. Ks., Mikołaj Łęczycki o wychowaniu duchowym, Wilno 1935. Sopoćko M. Ks., Poznajmy Boga w Jego Miłosierdziu, Poznań, 1949. Sopoćko M. Ks., Idea Miłosierdzia Bożego w liturgii, Poznań, 1937. Sopoćko M. Ks., O Święto Najmiłosierniejszego Zbawiciela, Poznań, 1947. Sopoćko M. Ks., Miłosierdzie Boże jedyną nadzieją ludzkości, Londyn, 1949. Sopoćko M. Ks., Król Miłosierdzia, Poznań, 1949. 207 Sopoćko M. Ks., Miłosierdzie Boga w dziełach Jego, tom I, Londyn, 1959. Sopoćko M. Ks., Miłosierdzie Boga w dziełach Jego, tom II, Paris, 1961. Schram D. O. B., Institutiones Theologia Mystica , Parisiis, 1868. Tanquerey A., Précis cle Theologie Ascetique et Mystique, Paris, 1924. Tanquerey A., Synopsis Theologia Dogmatica , Roma 1908. Vermeersch A., Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusa, Kraków, 1933. Vernet F., La spiritualité médiévale, Va1entia 1929. Woroniecki J., O. P., Tajemnica Miłosierdzia Bożego, Poznań, 1947. NIHIL OBSTAT Parisiis, d. 8 m. Decembris a. 1961 ALOISIUS MISIAK, S. Th. Mag. Superior Regionalis S.A.C. in Gallia NIHIL OBSTAT Londini, d. 21 m. Decembris a. 1961 CASIMIRUS SOŁOWIEJ, S. Th. Mag. Censor Deputatus IMPRIMATUR Londini, d. 21 m. Decembris a. 1961 Msgr. LADISLAUS STANISZEWSKI Vicarius Delegatus pro Polonis in Anglia et Cambria 208 LISTA SUBSKRYBENTÓW KSIĄŻKI ANGLIA: AWRZECKA Maria; BARDZIŃSKI Czesław; BARTOSZAK F.; BIAŁKOWSKA Zofia; BOCKENHEIM T.; BORKOWSKA Apolonia; BRZEZIŃSKA Władysława; BRZEZIŃSKI Jan; BUDZIAK St.; BUDZYŃSKI Władysław; BUŁA Helena; CICHY Alojzy; CYBULSKA Wanda; CYRUS Alfons; DUDEK M.; GALANEK Rozalia; GLIŃSKI Jan; GOŁUŃSKA; JANECZEK Stanisław; JANUCHOWSKI C.; Ks. Jan JAŻDŻEWSKI; JORDAS J.; JUSZCZAK J.; KALINKA M.; KISIAŁA J.; KLECZKOWSKI E.; KOSEWSKA M.; KOSZPAL Józef; KUKLA Jan; KUSIŃSKA M.; LESZKIEWICZ Janina; LEWOSKA M.; LINKOWSKA A.–H.; LIZAKOWSKA M.; ŁOPATA T.; LUCEWICZ Urszula; MARKOWSKI Andrzej; MIRSKI S.; MROZEK M.; MYDLARZ Irena; NIECHWIADOWICZ W.; NIEDOPYTALSKI Fr.; OCHNIK Wacława; OJCOWIE MARIANIE; OWSIŃSKA Franciszka; PARTYKA M.; PAWLUCZYK F.; PIEKARZ Stefania; PŁATEK Kazimiera; PODGÓRSKA Janina; POTOCKA B.; PRUDOCHLEBOSZ Maria; RUTKOWSKA Ewa; SIENIAWSKA Maria; SIŁKO Maria; SIWIK Halina; SIWIK J.; SKOCKA Anna; STANISŁAWCZYK Zofia; STĘPIEŃ Aniela; SUWAŁA Emilia; SZAFAROWICZ Jadwiga; TOMCZAK A.; TRACHIMOWICZ Irena; TROJAN Władysław; WAŁDOCH Maria; WILBRANDT Otylia; WÓJCICKI M.; WOŹNIAK M.; WOŹNIAK Maria; WRÓBLEWSKA Janina; ZAREMBA Z.; ŻURAWIK Paulina; AUSTRALIA: GWIZDAŁA Krystyna; MAJKUT Tadeusz; MAŹ Tad.; AUSTRIA: GRZĄDZIEL Juliusz; BELGIA: Siostra CATHERINE – MICHEL; Siostra SAINTE – MONIQUE; KOWALSKA Wiktoria; MARCISZAK Stanisława; POLIS Maria; SZKLANECKA Emilia; WOŹNIAK Włodzimierz; CHINY: Siostra MARIA – ACHILLA; DANIA: Siostra M. EGIDIA; DUDEK Maria; SŁABIAK Anna; TRZEPLA Katarzyna; FRANCJA: ADAMIK Z.; ALEKSANDRZAK M.; ALLIAS; ARTIMOWICZ W.; AULAK Ani.; BABIARZ F.; BABULA Stef.; BĄCZKOWSKA Jadwiga; BĄK Małgorzata; BĄKOWSKA Eleonora; BĄKOWSKI Grzegorz; BAKUM; BANIA Józefa; BARA Stanisław; BARAN – DELCROIX; BARANOWSKA; BARAŃSKA Anna; BARTKOWIAK Katarzyna; BATOR Franciszka; BAUMGARTNER; BEDNAREK; BERNARZ Jan; BIENIEK Jan; BŁASZCZYK Franciszek; BŁAŻKOWSKA Rozalia; BOBNOWSKA Anna; BOBOLA Maria; BOCZEK Michał; BOGACKA Franciszka; BOHLA Józef; BONNEAU Marta; BOSSY Jadwiga; BRAULT Zofia; BRELURUE Jan; BRODA Agnieszka; BROLL Ludwika; BROWARCZYK Wiktoria; BRZEŹIŃSKA Weronika; BUCHLA Agnieszka; BUKOWSKI Franciszek; BUSÓWNA Maria; CAŁUJEK; CEBULAK Stefania; CEBULSKI Franciszka; CHAMBERT Odette; CHERAZ Wiktoria; CHILIŃSKI Franciszka; CHMIEL – MIERZEJEWSKA A.; CHMIEL – SKALECKI P.; CHMIELARZ A.; CHOJNACKA Agnieszka; CHOLEWKA Władysława; CHUDZIAK Agnieszka; CHUDZIAK Franciszek; CHYBOWSKA Waleria; CICHOSZ; CICHOSZ; CICHY Jadwiga; CIELEN Helena; CIEMNIEJEWSKA Maria; CIESIELSKA; CIESIELSKA Franciszka; CIUBA – DIER Rozalia; COLA Halina; ĆWIKLA Julianna; CYBAL Weronika; CZERNIECKA Marianna; DALOMIS Alojzy; DEC Maria; DEFRANCQ – WYKA; DEKARSKI Stanisław; DERING Maria; DIDELOT Helena; DOLECKA Maria; DOMITILLE Maria; DORCZYŃSKI Jadwiga; DRELICH Stanisław; DROZD Eleonora; DUDEK Stanisław; DURA Józefa; DURACHTA Władysława; DUREAU Irena; DZIAMSKI Stanisław; DZIEDZIC Jan; DZIUBA Agnieszka; 209 DZIUBICH Marta; DZIURLA Elżbieta; FASULA Anna; FEDEROWICZ Anna; FLORKOWSKA Aniela; FLYS Stef.; FRAJER Tomasz; Siostra Françoise – DOMINIK; FRYN Zofia; GABRYELCZYK K.; GAJEK C.; Brat W. GAŁĄZKA; GEMBAROWSKA B.; GĘŚLAK Maria; GĘŚLAK Michał; GILLER Julian; GITNER Stanisław; GIZA Wincenty; GLAPA Anna; GOCH Katarzyna; GOCH Mieczysław; GOŁĄB Zofia; GOLIŃSKI M.; GÓRECKA Stanisława; GORGOL Weronika; GÓRZYŃSKI Katarzyna; GRACZ Jadwiga; GRAD Maria; GREMLICA Roman; GRUCHOT Władysława; GRYGAS Karolina; GRYGIEL Stanisław; GRZELAK Katarzyna; GRZEŚKOWIAK Stanisława; GULIK Józefa; GUSZKIEWICZ Maria; GUZIK Stefania; HABER Maria; HANC Stanisław; HARAŃCZYK Józefa; HARATYK Jadwiga; HAS Aniela; HENDRYCH Marianna; HENIGA Kazimiera; HINCMAN S.; HOJŁO Maria; HRYNASZEWSKI Henryk; IWANOWSKA Zuzanna; JABŁOŃSKI Stefan; JACKOWSKI Franciszek; JAGIEŁA Janina; JAGUSTYN Marianna; JAKIELA Maria; JAKLICZ; JAKUBOWSKI Józef; JAMKA Maria; JANKOWSKA Zofia; JANOWSKA Wiktoria; JANUSZEWSKI Piotr; JAREMA Julia; JĘDRZEJOWSKI F.; JÓZEFAK K.; JUREK M.; JUŚKOWIAK A.; JUŚKOWIAK F.; JUSZCZAK M.; KACZMAREK P.; KADRZYŃSKI; KADZIOŁKA J.; KAŁUŻA Franciszek; KAMIŃSKA Antonina; KAMIŃSKI Anna; KAMIONKA Stefania; KANTORSKI Narcyz; KAPUŚCIŃSKA W.; KARGUL Władysław; KARWATKA Jadwiga; KARYSZKOWSKA Halina; KASPRZAK Helena; Siostra Katarzyna BOLOŃSKA; KĘDZIERSKA; KĘDZIERSKA Zofia; KESY Tomasz; KICIŃSKA Kazimiera; KITEL; KLIMCZAK Anastazja; KLIMEK Marta; KLUBE Maria; KNUTEL Kazimiera; KOBYLT Leokadia; KOCIEMBA Pe.; KOCOŃ Ma.; KOCOŃ W.; KOMNEK A.; KONIARCZYK Stanisław; KONIECZNY Maria; KONIECZNY Stanisław; KOPKA Franciszka; KORDEK Piotr; KOSIŃSKA Maria; KOSMALA; KOSZELA Katarzyna; KOWACZYK Maria; KOZŁOWSKI Bronisław; KRASOWSKA Józefa; KRAUZEWICZ Ignacy; KRAWCZYK Gertruda; KRĘCIDŁO Zofia; KRÜGER Franciszka; KRUŻYŃSKA Magdalena; KRYJOM Czesława; KRZYŻANOWSKA Franciszka; KUBACKA Zofia; KUBICKI W.; KUBIEC Katarzyna; KUDLA Bronisława; KUKLIŃSKA Janina; KUKULSKA Władysława; KULAGA Stefania; KULCZYCKA Aniela; KURAŚ Anna; KUREK Stella; KUSAK Stanisław; KUSIAK Anna; KWILOSZ Antonina; ŁABUDA Anna; LACHWA Agnieszka; LAĆWIK Elżbieta; LACZOWSKI; ŁATKO Jan; LEGRAND Anna; LIBERA Kajetan; ŁOJEK Stanisława; LUBINIECKI Michał; ŁUCARZ Anna; ŁUKASIEWICZ Anna; ŁUKASIEWICZ Zofia; ŁUKAWSKA; ŁYSIKOWSKI Wincenty; MACIASZEK; MAĆKOWIAK Anna; MAĆKOWIAK Jadwiga; MADEJ Tadeusz; MADRECKI; MADRECKI Edward; MADZIAŁA; MAJ Piotr; MAJCHERCZYK Ireneusz; MAJCHERCZYK Magdalena; MAJKOWSKI Aleksander; MAKULSKI Stanisław; MALCHROWICZ Agnieszka; MANIO; MARCHIEL Antoni; MARCZUK Helena; Siostra Maria – Franciszka; MARKIEWICZ Tekla; MARKOWSKI Edmund; MARSZAŁEK Ignacy; MAZAN Maria; MAZIAK Maria; MAZUREK Zofia; MEUNIER; MICEK Józef; MICHALAK Franciszka; MICHALSKA Agnieszka; MIDA Jan; MIERZEJEWSKA Maria; MIGDAŁ Jan; MIKOŁAJUK Katarzyna; MIKOLUK; MILOWSKI Stefan; MISIACZYK Stanisław; MISZCZAK Anna; MOCZARSKA Jadwiga; MOGIŁKA; MO LENDA Joanna; MOZEJKA Sabina; MROZEK Fr.; MUSIELAK Ignacy; Siostra M. WILHELMINA; NAGŁY Stanisław; NAPORA Jan; NAWROCKI Teresa; NIEDZIELSKI Piotr; NIEDŹWIEDŹ Franciszka; NIEMANN Helena; NOWACKI Jan; NOWAK Bronisława; NOWAK Magdalena; NOWAK Teresa; NOWAK Zofia; NOWAKOWSKA Janina; NOWICKA Anna; NOWOSIELSKI Kazimierz; NOWOTARSKI Maria; OBACZ Jan; OBLATKA Maria; OBRZUD Maria; OCHLIŃSKA Maria; OLSZACKI; Ks. Dziekan Hieronim OLSZEWSKI; OLSZEWSKI Witold; OPIŃSKI Stefania; ORAWIEC Józef; OSIP R.; OSUCH Katarzyna; OWEDYK; OWSIANNY; OŻAROWSKA C.; PAGNON – 210 SOCHÓWNA Maria; PALUSZAK Maria – Ludwika; PAPLA Franciszek; PARZY; PASEK Aniela; PASEK S.; PASEK Anna; PASZKOWIAK Marcin; PAWLAK Cecylia; PAWLAK Katarzyna; PAWLIK Aniela; PERUS Katarzyna; PESZYŃSKA Zofia; PETIT Zofia; PIĄTKOWSKI Józef; PIETERWAS Antoni; PIKUŁA Weronika; PILAREK Józef; PILCH Stefania; Siostra Piotra; PIOTROWSKI Maria; PIROG K.; PISZCZEK; PLESS M.; POCZTAREK Kazimierz; PODGÓRSKI Władysław; PODLASKA Genowefa; POLUS Antoni; POMAGRZAK; POROSZEWSKA Paulina; Ks. Jan – Marian PORZYCKI; PROC Justyna; PRYMKA Tomasz; PRZEOR Stanisława; PUDLICKA; PUHLAK Anna; RACHEL Helena; RACHWAŁ Franciszek; RATAJCZAK Anna; RĘBISZ Julia; REMBACZ Katarzyna; RINGEVAL M.; ROLKA Wincenty; ROZŁONKOWSKI; RULKA Anna; RUSIN; RZĄD Łucja; RZENNO Wiktoria; SADŁO Jan; SADŁOCHA Władysława; Siostra St. Jean – Kanty; SAUGER Dorota; SCHATT Zofia; SERAFIN Maria; Siostry Sercanki; SICLIER Helena; SIDOROK H.; SKARZYŃSKA Jadwiga; SKOCZYŃSKA Wanda; SKORA Anna; SKROBAŁA Magdalena; SKRZYDELSKI Jan; SKRZYPCZAK Michalina; SKUBISZ Katarzyna; SŁOMOWICZ Józef; SMEKTAŁA Walenty; ŚMIEJKOWSKA Stanisława; SOBCZAK Stanisława; SOBKOWIAK – CHYBKI; SOKOŁOWSKA Maria; SPACZEK Anna; STACHNIK; STACHOWIAK M; STACHURKA M.; STARY INŻYNIER; Siostra STANISŁAWA – KOSTKA; STELMASZYK B.; STĘPIEŃ A.; STOLARCZUK Katarz.; Ks. STOLAREK Konrad, O.M.I.; STOPAJ Wiktoria; STROŻANOWSKA Maria; STUDNIARZ; STYBEL Aniela; SUCHA Magdalena; SUPIŃSKA Helena; SURMA; SUTEAU Maria; SUTTER Kazimiera ŚWIATKIEWICZ Jan; ŚWIATKOWSKA Julia; ŚWIECA Franciszka; ŚWIGOŃ Anna; SZCZEPANEK Marta; SZCZEPANKOWSKI Katarzyna; SZCZEPAŃSKI Adam; SZCZESIAK Jan; SZCZOT Marianna; SZEWECZEK Zofia; SZLACHTA Franciszek; SZMAJ Stanisława; SZPERA Zofia; SZPYTKO Stanisław; SZYBOWICZ St.; SZYDŁOWSKA Franciszka; SZYDŁOWSKI; SZYMAŃSKA Katarzyna; SZYMENDERA Marianna; TABIN Anna; TABIN Katarzyna; TARGAŃSKA Rozalia; TARGAŃSKI Leon; TCHERNOFF Łucja; TOMASZEWSKI Piotr; TOMASZUK Stanisław; TOMKOWIAK Wiktoria; TRAWKA W.; TYRANOWICZ Tadeusz; ULANOWSKA Maria; URBANIAK Katarzyna; URBANIAK Stanisława; URBANIK Franciszek; WACHOWICZ Honorata; WAŁECKA Józefa; WAŁODZKA Bonifacy; WĘGLOWSKA Bronisława; WESOŁEK Janina; WEYMANN Wincenty; WILK Zofia; WINCENTY Salomea; WINNICKA Julia; WITUKIEWICZ Józef; WŁODARCZYK Helena; WODKIEWICZ Henryka; WOJCIECHOWSKI K.; WÓJCIK Józef i Maria; WÓJCIK Katarzyna; WOJEWODA Zofia; WOJNA Stanisława; WOŹNIAK; WOŹNIAK; WOŹNIAK Sylwester; WOŹNIAK Zofia; WOŹNY Franciszek; WRÓBEL; WRZESZCZ Wiktoria; ŻABCZYŃSKA Władysława ZACHALSKA Maria – Cecylia; ZAJĄC Katarzyna; ZAWIERUCHA Józef; Siostra Zbigniewa; ZBIK Maria; Ks. Julian ZBLEWSKI; ZDZIOBEK Katarzyna; ZIELIŃSKA; ZIELIŃSKA Olympia; ZIĘTA Julianna ZIMNY Fr.; ZIOBRO Aniela; ŻMUDA Zofia; ŻUGAJ Jakub; ŹURAD Waleria; HOLANDIA: ŁUKACZYŃSKA Fr.; WINIARSKA W.; IRAN: DJAVANCHIRI Zofia; KANADA: BAHRYNOWSKA A.; BOJANOWSKI M.; BOROWSKA Bronisława; CZARNECKA Irena; GULBINOWICZ Benigna; KOZBUR Anna; MADEJ Tadeusz; POLIŃSKA Maria; RUDNICKA Czesława; STEFAŃSKA; STROMNIK Małgorzata; SZPAK Władysław; SZWARC Małgorzata; WÓJCIKOWSKI R.; NIEMCY: BIENIEK Fr.; GASIEWSKI Paweł; GŁUCHOWSKA Zofia; GOLLER Leokadia; Góra Jan; GRYN Elżbieta; JANKOWSKI Adalbert; Ks. JEZIORNY Jan; JURAK Barbara; KONCEWICZ Ant.; KOSIŃSKI A.; KRAS Edward; KRASKI Władysław; LENARTOWICZ Michał; LIPIEC Karol; MARKOWSKI T.; MŁODZIK Franciszka; 211 OLECHOWICZ Fr.; OLEJARZ Krystyna; SAWICKA Józefa; STEINBORN Genowefa; SZYDŁOWSKI Antoni; WITESKA Stanisław; ŻOGŁO Anastazja; ŻUREK Zofia; POLSKA: MISIAK Piotr; PISULLA Jan i Zofia; TREUCHEL Stanisław i Anna; TREUCHEL Edmund i Krystyna. SZWAJCARIA: Siostra THERESE – de – MARIE; MAZIOWA Michalina; POTYRALSKA Jadwiga; Dr. STARK Tadeusz. SZWECJA: ADAMSKI; Ks. Franciszek BOBROWSKI; CHMIELEWSKA Anna; CZAJA Tadeusz; GOSTYŃSKA Karolina; JESZKE Zofia; KWAŚNIK Jan; LENKIEWICZ Helena. U. S. A.: BRYŃSKA Stella; CHMIELEWSKA Stefania; CLUM Lewis; DISCHER Zofia; FARBOTKO Józefa; REJ – KRUCZKOWSKA Romana; WŁOCHY: Ks. Julian CHROŚCIECHOWSKI. 212 SPIS TREŚCI 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19. 20. 21. 22. 23. 24. 25. 26. 27. 28. 29. 30. 31. 32. 33. 34. 35. 36. 37. 38. 39. 40. 41. 42. 43. 44. 45. 46. Przedmowa Miłosierdzie Chrystusa Mistycznego Przygotowanie na Zesłanie Ducha Świętego Zesłanie Ducha Świętego Kim jest Duch Święty? Stosunek Ducha Świętego do Kościoła Chrystusowego Duch Święty jest miłością i miłosierdziem Miłosierdzie Boże w uwolnieniu nas od grzechu Miłosierdzie nadprzyrodzonego powołania Miłosierdzie łaski Bożej Miłosierdzie łaski uczynkowej Łaska uczynkowa a wolna wola człowieka Miłosierdzie Boże w rozdawnictwie łask Miłosierdzie Boże a tajemnica przeznaczenia Czy jest odrzucenie? Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Usprawiedliwienie) Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Przymioty usprawiedliwienia) Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Natura tej łaski) Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Skutki tej łaski) Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Owoce tej łaski) Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Przedmiot zasługi) Miłosierdzie Boże w cnotach wlanych Miłosierdzie Boże w cnocie wiary Miłosierdzie Boże w cnocie nadziei Miłosierdzie Boże w cnocie miłości Boga Miłosierdzie Boże w cnocie miłości bliźniego Miłosierdzie Boże w darach Ducha Świętego Miłosierdzie Boże w darze mądrości Miłosierdzie Boże w darze rozumu Miłosierdzie Boże w darze pobożności Miłosierdzie Boże w darze rady Miłosierdzie Boże w darze męstwa Miłosierdzie Boże w darze umiejętności Miłosierdzie Boże w darze bojaźni Bożej Miłosierdzie Boże w owocach Ducha Świętego Miłosierdzie Boże w błogosławieństwach Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa Droga do miłosierdzia Bożego — Przedmiot modlitwy Droga do miłosierdzia Bożego — Cechy modlitwy Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa ustna i myślna Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa uczuć Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa prostoty (kontemplacja nabyta) Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa odpocznienia (kontemplacja wlana) Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa pełnego zjednoczenia Droga do miłosierdzia Bożego — Oschłości na modlitwie Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa publiczna Droga do miłosierdzia Bożego — Ufność 213 3 7 10 13 16 19 22 25 28 31 35 38 41 44 47 50 54 57 60 63 67 70 73 76 80 83 86 89 92 95 99 102 105 108 111 115 118 121 124 128 131 135 138 141 145 148 151 47. 48. 49. 50. 51. 52. 53. 54. 55. 56. 57. 58. 59. 60. 61. 62. Droga do miłosierdzia Bożego — Cechy doskonałej ufności Droga do miłosierdzia Bożego — Owoce ufności Droga do miłosierdzia Bożego — Pokuta Droga do miłosierdzia Bożego — Owoce pokuty Droga do miłosierdzia Bożego — Konieczność pokuty Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Kościół Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Chrzest Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament pokuty Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament bierzmowania Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament Ołtarza Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament kapłaństwa Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament małżeństwa Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament ostatniego namaszczenia Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Odpusty Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakramentalia Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Charyzmaty Literatura Lista subskrybentów 154 157 161 164 167 170 173 176 180 183 186 189 192 196 199 202 207 209 Redaktor książki: Ks. Stefan TREUCHEL, S.A.C. Wszystkie prace wykonano w zakładach drukarskich: ECOLE TECHNIQUE D’IMPRIMERIE NOTRE FAMILLE. Kierownik drukarni: Raymond MÜLLER; na linotypach składali: Zbigniew DELIMATA, Eugeniusz JAKUBOWSKI i Kazim. LADRA; metrampaż: Sylwester GĄSOWSKI i Tadeusz FOGIEL; tłoczył maszynista: Salvatore GULOTTA oraz Wiesław MINOTA i Adam ŻYDZIK; prace introligatorskie wykonali: Ireneusz CHĘCIAK, Henryk MAZUR, Franciszek JOPEK i Jan SCHENKE. Dépôt légal — 3e trimestre 1962 214