Zbigniew Ciaś - Zielona Budka

Transkrypt

Zbigniew Ciaś - Zielona Budka
firmy
i marki
LUDZIE BIZNESU
Zbigniew Ciaś:
kierowanie zgranym zespołem
to czysta przyjemność
Nie ma nic przyjemniejszego niż
kierowanie zgranym, profesjonalnym,
lubiącym się wzajemnie i kreatywnym
zespołem. Taki team bardzo pomaga
w tym, co sam wyjątkowo lubię, czyli
w wychodzeniu z trudnych albo wręcz
bardzo trudnych sytuacji – mówi
Zbigniew (Wojtek) Ciaś, członek
zarządu oraz dyrektor sprzedaży
i marketingu firmy Zielona Budka.
P
ańska kariera
zawodowa wiedzie
przez najbardziej
rozpoznawalne
firmy polskiego rynku spożywczego. Zanim trafił pan
do zarządu Zielonej Budki,
szefował spółce Polski Ogród
(z Grupy Hortex), a wcześniej
kierował m.in. sprzedażą Frosty. To spory potencjał wiedzy
i doświadczenia.
– Tak naprawdę zaczynałem
w 1994 roku we własnej spółce
Shark, która miała podpisany
kontrakt z firmą Unilever
na wyłączność dystrybucji
produktów Iglo, wytwarzanych wtedy w Bydgoszczy.
W polskiej telewizji pojawiała
się wówczas pierwsza reklama produktów mrożonych
(paluszków rybnych Kapitan
Iglo). Wspólnie z kolegami
z tej spółki zbudowaliśmy
pierwszą ogólnopolską sieć
dystrybucji mrożonek, z której do dziś jestem dumny. Po
80
Życie Handlowe maj 2014
tym przyszła ogromna szansa
– niestety niezrealizowana –
na podpisanie kontraktu na
wyłączną dystrybucję frytek
z otwieranej właśnie w Lęborku fabryki firmy Aviko... Ach,
jest co wspominać.
Czy o specjalizacji w branży
mrożonkowej zdecydował
przypadek, czy też był to
świadomy wybór? Na czym
w ogóle polega specyfika
zarządzania firmami z tego
segmentu rynku?
– Byłem po prostu w określonym czasie w odpowiednim miejscu... A to oznacza
chyba przypadek.
A specyfika branży?
– Przede wszystkim w tej
branży wszystko jest droższe,
a przez konieczność utrzymywania łańcucha chłodniczego – trudniejsze. Wszystko,
począwszy od magazynowania, transportu, dystrybucji,
W swojej pracy marketingowej mam dwie
zasady: „Pierwszy jest zawsze najlepszy”
oraz „Jeśli nie jesteś pierwszy, bądź inny”.
Zawsze się sprawdzają.
na ekspozycji kończąc, musi
odbywać się w temperaturach przynajmniej -18°C, a to
niesie ze sobą zdecydowanie
większe koszty. Nie ma miejsca na tzw. garażowy biznes.
Technologie też są trudniejsze
i droższe, co powoduje zdecydowanie wyższą tzw. barierę
wejścia. Do tego dochodzi
jeszcze zarządzanie i kontrola
dziesiątek tysięcy zamrażarek
i ich efektywnej lokalizacji.
Dodatkowo, w porównaniu
z innymi branżami, operujemy małymi wartościowo
i wolumenowo jednostkowymi dostawami, co sprawia
wiele trudności logistycznych.
Generalnie to bardzo hermetyczny biznes, który niełatwo
absorbuje ludzi z zewnątrz –
i czasami nie wiadomo nawet
dlaczego.
Od lat kieruje pan różnymi zespołami ludzi. Jaki styl
zarządzania pan preferuje?
– Nie ma nic przyjemniejszego niż kierowanie
zgranym, profesjonalnym,
lubiącym się wzajemnie
i kreatywnym zespołem. Taki
zespół bardzo pomaga w tym,
co sam wyjątkowo lubię, czyli
w wychodzeniu z trudnych
albo wręcz bardzo trudnych
sytuacji. Wolę pracować
w grupie, być jednym z trybów
zespołu, zawsze przy podejmowaniu decyzji słucham,
co podpowiada zespół, choć
ostateczne decyzje należą do
mnie. Bardzo wysoko cenię
otwartość współpracowników,
zawsze powtarzam: „mówcie,
co sądzicie, a nie to, co ja
chciałbym usłyszeć”.
Dawno temu przeczytałem
wywiad z jednym z największych menedżerów amerykańskich, który na podobne
pytanie odpowiedział: dobry
menedżer powinien mieć
wizję i charyzmę. Wizję, aby
wiedzieć, gdzie jego firma
ma być za 5, 10 i 15 lat, oraz
charyzmę, aby pociągnąć swój
zespół do zrealizowania tego
celu. Podpisuję się pod tym
stwierdzeniem obydwoma rękami. To moje motto w pracy.
A co ceni pan sobie najbardziej u współpracowników?
– Zdecydowanie kreatywność, znajdowanie niepospolitych rozwiązań na pospolite
problemy, energię, logiczną
argumentację oraz samodzielność. Wielokrotnie powtarzam kolegom, że umiejętność
przekonywania przełożonych
do swoich wizji i koncepcji to
część naszych obowiązków.
W swojej pracy marketingowej mam dwie zasady: „Pierwszy jest zawsze najlepszy” oraz
„Jeśli nie jesteś pierwszy, bądź
inny”. Zawsze się sprawdzają.
Spróbujmy odwrócić poprzednie pytanie: za jakiego
szefa uważają pana pracownicy?
– Zadaję sobie sprawę, że
jak każdy szef poddawany
jestem codziennej krytyce,
ale mam wielką nadzieję, że
wynika ona z zaangażowania
we wspólne problemy. Zapewne jak każdy szef chciałbym być dobrze rozumiany
i lubiany przez wszystkich,
ale w dużych zespołach jest to
prawie niemożliwe. Może moi
koledzy cenią sobie to, że staram się być raczej doradcą niż
szefem? Może doceniają, iż
rozumiem ich problemy, że po
prostu rozumiem, jak pokrętne bywa życie, tak zawodowe,
jak i prywatne? Wiem, że za
mało chwalę swój zespół, ale
to nie wynika ze złej woli, tylko z tego, że dobra, efektywna
praca jest dla mnie normą.
Ciągle staram się poprawiać
w tym względzie i chyba słabo
mi to wychodzi. Ale będę nad
sobą pracował...
Co oznacza dla pana bycie
skutecznym menedżerem?
Czy ma pan jakieś wzorce
w tej kwestii?
– Po pierwsze, skuteczny
menedżer to ktoś, kto potrafi
zrealizować swoją wizję firmy,
równocześnie spełniając cele
postawione przez właściciela.
Po drugie, potrafi przekonać
swoich szefów, że jego wizja
jest słuszna.
Jeśli konsekwentnie
postępuje się według podstawowych zasad marketingu,
ogromne, mrożonki Horteksu
były w niewyobrażalnie trudnej sytuacji. Nowy właściciel
zebrał jednak grupę wybitnych menedżerów, zaufał im
i odpowiednio wsparł. Był też
cierpliwy. Po półtora roku firma z powrotem stała twardo
na nogach i znów dyktowała
warunki na rynku. Wielka,
niezapomniana przygoda,
Produkty na licencji firmy Mondelez
jeszcze w tym roku dokonają rewolucji
na rynku lodów w Polsce. Widać to
po reakcjach konsumentów. Już nasze
pierwsze doświadczenia pokazują
wprost nieograniczony potencjał tych
marek.
powinno się udać. Jeśli do
tego menedżer ma pewien ponadnormatywny dar kreatywności, wizję sięgającą poza
horyzont, charyzmę pozwalającą wskrzesić zaangażowanie
współpracowników, odwagę
niepospolitych działań oraz
zaufanie właściciela czy też
inwestora, gwarancja sukcesu
jest ogromna.
Niedoścignionym przykładem naszych czasów jest
chyba dziś Steve Jobs. Ktoś,
kto nie bardzo umiał konstruować komputery, ale miał tak
ponadczasową wizję elektronicznego świata i tak wielką
charyzmę, że przekonał do
swych wyjątkowo kreatywnych rozwiązań cały zespół.
I dokonał rewolucji w skali
globu.
Co jest pana największym
zawodowym osiągnięciem?
– Za swój największy sukces
zawodowy uważam wyprowadzenie na prostą mrożonkowej części Horteksu. Wszyscy
koledzy z branży odradzali
mi podjęcie się tego zadania.
Miałem stabilną pracę, a w tej
nowej sytuacji ryzyko było
chciałoby się powiedzieć
zawodowa frajda, trochę
powtórzona w mojej obecnej
firmie.
A czy mógłbym spytać
o prywatne sukcesy?
– Na początku lat 2000 moje
życie prywatne rozsypało sie
w ciągu jednego dnia jak rozbita szklanka. Nie widziałem
dla siebie przyszłości, żadnego światła w tunelu. Sukcesem jest to, że potrafiłem się
podnieść, mój mózg umiał
nacisnąć klawisz „delete”,
wymazać z pamięci złe chwile
i złych ludzi. Dziś znów mogę
cieszyć się życiem, realizować
swoje pasje, pomagać innym,
po prostu żyć.
Jest jeszcze jeden prywatny
sukces, mój syn, który radzi
sobie w życiu, mimo że jest
ono dla niego trudniejsze niż
dla innych. Wiem, że etyka
i moralność są dla niego – tak
jak i dla mnie – słowami ważnymi. W dzisiejszym świecie
relatywizmu to bardzo istotne
i jestem z niego dumny.
Wróćmy do Zielonej Budki.
Choć marka jest jednym
maj 2014 Życie Handlowe
81
firmy
i marki
LUDZIE BIZNESU
z najbardziej rozpoznawalnych brandów lodowych na
naszym rynku, to nie ma
lekko. Musi konkurować
z największymi światowymi
potentatami w tej kategorii.
Jaka jest pana recepta na
sukces w tym starciu?
– Po pierwsze trzeba
postępować według ogólnie
przyjętych marketingowych
i sprzedażowych kanonów.
One pozwalają na wyjście
na prostą, na pojawienie się
w bilansie pozytywnych liczb.
Bardzo przydają się narzędzia marketingowe: produkt,
cena, promocja, dystrybucja,
mi należącymi do koncernu
Mondelez (m.in. Milka, Oreo,
Jacobs, Daim)?
– Produkty na licencji firmy
Mondelez dokonają jeszcze
w tym roku rewolucji na
rynku lodów w Polsce i jest
to proces – moim zdaniem –
nieodwracalny. Widać to po
reakcjach konsumentów. Już
widzimy wprost nieograniczony potencjał tych marek
i nie nadążamy z zaspokojeniem popytu. A ten rok
to dopiero pierwsze kroki.
Kolejne lata przyniosą nowe
produkty, nowe możliwości,
nowe horyzonty. Trudno mi
Wolę pracować w grupie, być jednym
z trybów zespołu, zawsze przy
podejmowaniu decyzji słucham, co
podpowiada zespół, choć ostateczne
decyzje należą do mnie. Bardzo wysoko
cenię otwartość współpracowników,
zawsze powtarzam: „mówcie, co
sądzicie, a nie to, co ja chciałbym
usłyszeć”.
ludzie. Każda z tych sfer musi
być optymalnie wykorzystana, żadna nie jest mniej
ważna. Cała sztuka polega na
równoległym, systematycznym i profesjonalnym ich
ułożeniu. Po drugie, trzeba
znaleźć swoje miejsce. Jak już
wspomniałem – być pierwszym lub przynajmniej innym,
do czego co roku dążymy.
Dokonaliśmy tego w Zielonej Budce przez pierwsze 5
lat. Teraz mamy w planach
silniejsze działanie na polu
wsparcia marki, co zaczniemy
już w tym roku. Podstawowe
lekcje zostały odrobione, teraz
czas, by pokazać nasze produkty szerokiemu spektrum
konsumentów.
Jak rozumiem ma w tym
pomóc wprowadzenie do
sprzedaży lodów pod marka-
82
Życie Handlowe maj 2014
opisać naszą radość i nasz
entuzjazm. Dla Zielonej Budki
zaczynają się nowe, lepsze
czasy.
Mimo tych spodziewanych
sukcesów zapewne zdarza
się jednak panu przeżywać
sytuacje stresowe w pracy. Jak
je pan rozładowuje?
– Dość szybko się irytuję,
ale równie szybko ta irytacja
odchodzi. Nauczyłem się
poprzez lata praktyki, że czas
jest dobrym sprzymierzeńcem
trudnych, czasami kryzysowych decyzji. Staram się
zachować zimną krew, szybko
zweryfikować wszystkie
możliwe warianty, odczekać
aż opadnie kurz oraz emocje
i dopiero wtedy podejmować
decyzje. Z mojej perspektywy
to działa. Oczywiście pojawiają się sytuacje, w których
na decyzje pozostają minuty,
ale przez 20 lat pracy takie
sytuacje można zliczyć na
palcach jednej ręki. Moja rada
dla wszystkich początkujących
menedżerów: żadnych decyzji
w emocjach.
miasteczkach, miejscowe
wino, kulinaria, zapachy,
galerie, obrazy, sztuka i –
co uwielbiam – rozmowy
z ludźmi z całego świata. No
i jeszcze… trochę amatorskiego fotografowania...
Czy zdarzyło się coś takiego
w pana karierze, co uznaje
pan za swoją porażkę? Czy
przyniosła ona panu tylko
rozczarowanie, czy też jakieś
pozytywne przesłanie?
– Jestem człowiekiem, który
generalnie ufa ludziom, także
w biznesie. Z wieloma byłymi
współpracownikami spotykam się do dziś, utrzymuję
stały kontakt. Podchodzenie
z nieufnością nie jest moim
sposobem współpracy i prowadzenia biznesu, i w moim
pojęciu bardzo ogranicza potencjalne możliwości. Jest też
czynnikiem destrukcyjnym
dla całego zespołu.
Tym niemniej zaufałem
kiedyś komuś, z kim wydawało mi się, że mam wspólne
widzenie świata, współpracy
i biznesu, że odbieramy na
tych samych falach. Po jakimś
czasie dowiedziałem się, że ze
strony tej osoby była to dość
wyrafinowana gra, obliczona
na określony cel. Zabolało, ale
też dało nowe doświadczenia.
Człowiek uczy się całe życie.
Ale nie zmieniło jednak mojego podejścia do ludzi, będę
zawsze ufał i wybaczał. Już za
późno na zmiany (śmiech).
Słyszałem, że interesuje się
pan malarstwem…
– Zainteresowanie malarstwem wyniosłem z domu.
Mój Tata był kolekcjonerem,
uwielbiał dzieła Kossaków
i malarstwo patriotyczne. Nie
chciałem powielać tematyki,
przez przypadek pierwszym
kupionym obrazem był akt.
Mam prawie 200 obrazów
(aktów) w swoim domu.
Rzeźb, figurek, rysunków nie
zliczę. Pasja, jakakolwiek by
nie była, jest odskocznią od
codziennej intensywnej pracy
i wspaniałym wypełniaczem
wolnego czasu. Chciałbym
także, aby coś po mnie pozostało. Mojej pracy zapewne
nikt nie będzie pamiętał,
a moja kolekcja – mam nadzieję – pozostanie...
Człowiek żyje nie tylko
pracą. Jak spędza pan swoje
urlopy?
– Kocham słońce i puste
plaże, małe zatoki o granatowokryształowej wodzie, małe
miasteczka i ciasne uliczki.
W szczególności upodobałem
sobie Baleary i wyspy greckie.
W ciągu dnia plaża, woda,
słońce, lenistwo – odreagowanie wielu tysięcy kilometrów
spędzonych za kierownicą
i w samolocie. A wieczorem
dalekie wycieczki po małych
Jaki okres malarski jest dla
pana najważniejszy? Czy ma
pan swoje ulubione płótno?
– Zawsze imponowały mi
dzieła Wiliama Turnera, prekursora impresjonizmu, a także inni impresjoniści. Choć
oczywiście chciałbym mieć
każde dzieło, które powoduje
szybsze bicie mojego serca,
niestety finanse są przeszkodą
w realizacji takich marzeń.
Koncentruję się więc na tzw.
polskiej młodej sztuce i – jak
wspomniałem – ograniczam
się tylko do tematyki aktu.
Mógłbym o tym mówić godzinami... To samo zresztą dotyczy muzyki, na której punkcie
także jestem lekko szalony.
W moich planach jest kolejny
koncert Rolling Stonesów
w Wiedniu – już w czerwcu.
Pierwszy był 13 kwietnia 1967
r. w Sali Kongresowej, miałem
wtedy 12 lat...
Rozmawiał Krzysztof Wojciechowski
maj 2014 Życie Handlowe
83

Podobne dokumenty