Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska Poszerzanie horyzontów

Transkrypt

Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska Poszerzanie horyzontów
Piotr Sawicki
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska
Poszerzanie horyzontów
WYDAWNICTWO
WYŻSZEJ SZKOŁY FILOLOGICZNEJ
WE WROCŁAWIU
© Copyright by Piotr Sawicki and Wyższa Szkoła Filologiczna we Wrocławiu, Wrocław 2013
Adiustacja i korekta językowa: Barbara Woldan
Skład i łamanie tekstu: Sylwia Rudzińska
Korekta techniczna: Sylwia Rudzińska, Barbara Woldan
Projekt okładki: Piotr Czekajło, Konstancja Górny
Resumen: Amelia Serraller Calvo
Summary: Magdalena Opala, Edward Szynal
ISBN 978-83-60097-21-2
WYDAWNICTWO WYŻSZEJ SZKOŁY FILOLOGICZNEJ WE WROCŁAWIU
50–335 Wrocław, ul. Sienkiewicza 32, tel. (+48 71) 328 14 14
fax (+48 71) 322 10 06, http://www.wsf.edu.pl, e-mail: [email protected]
Wydanie I.
Spis treści
Słowo do czytelnika / Podziękowania ..................................................................................
5
Część pierwsza
Odkryć dla siebie, pokazać innym. Pierwsze potyczki z Hiszpanią
i XX-wieczną literaturą iberyjską (1968–1972)
Gdy rozstroiły się hiszpańskie gitary .................................................................................... 11
Antonio Machado – największy poeta hiszpański naszej doby ............................................ 17
Hiszpania bez corridy. Kartki z podróży ................................................................................ 23
Srebroń czy Srebrzynek? Dwa polskie przekłady Elegii Andaluzyjskiej
Juana Ramona Jimeneza ..................................................................................................... 33
Część druga
Literatura, historia, polityka
I. Klasycy współczesności i ich polskie przekłady
Recepcja twórczości literackiej Vicente Blasco Ibañeza w Polsce
w okresie międzywojennym ............................................................................................... 49
Bohaterowie czy uzurpatorzy? ............................................................................................ 55
Pięć godzin z Delibesem ...................................................................................................... 61
Rekomendacje: Czas milczenia .............................................................................................. 65
Rekomendacje: Znaki tożsamości .......................................................................................... 81
II. Z dawniejszej literatury hiszpańskiej
Przed walką z wiatrakami. Eksplikacja fragmentu Don Kichota
Miguela de Cervantesa ........................................................................................................ 99
Rekomendacje: Żywot młodzika niepoczciwego ................................................................... 107
El Trovador. Zapomniany klejnot hiszpańskiego dramatu romantycznego ........................... 117
III. Literatura w okowach polityki
Intelektualiści hiszpańscy wobec wojny domowej 1936–1939.
Z psychologii konfliktu destruktywnego ............................................................................. 125
Hasło jedności w propagandzie frankistowskiej. Uwagi na temat historii
pewnej obsesji (1939–1962) .............................................................................................. 129
Część trzecia
Polska w Hiszpanii, Hiszpania w Polsce
I. Hiszpania w oczach Polaków. Kontakty, podróże, paralelizmy dziejowe
Polacy a Hiszpanie. Przełamywanie lodów (1808–1852) .................................................... 137
Romantyczna Hiszpania w oczach polskich wędrowców ..................................................... 141
Hiszpanka w rodzinie Lutosławskich. Sofii Casanovy Lutosławskiej
portret zwielokrotniony ...................................................................................................... 157
Hiszpania Aury Wyleżyńskiej, Tytusa Czyżewskiego i Józefa Czapskiego ............................... 169
Hiszpańskie wrażenia i refleksje Stefanii Ciesielskiej-Borkowskiej ....................................... 175
Hiszpański dramat w oczach Polaków. Wypowiedzi, relacje, wspomnienia ............................ 181
Między sierpem i młotem a swastyką (1936–1945): nowy paralelizm polsko-hiszpański?... 193
Polska hagiografia generała Franco .................................................................................... 211
II. Wspomnienia i pożegnania
Wspomnienie o Kalinie Wojciechowskiej ............................................................................ 227
Zofia Szleyen: pół wieku „z Hiszpanią w sercu” .................................................................... 231
„Hiszpańskie lata” Pani Gabrieli .......................................................................................... 237
Trzydzieści lat, parę chwil – nie tylko w Krakowie. Glosa do portretu Jadwigi .................... 241
Część czwarta
Z problematyki przekładowej
Czy hiszpańskie przysłowia są przetwarzalne?
Uwagi nie tylko warsztatowe przykładami okraszone ......................................................... 249
Vieil arbre d’un coup ne s’arrache. Gobelin starości zbiorową wyobraźnią
czterech narodów spleciony ................................................................................................ 263
Zagadka Fujarki ze srebra. „Pieśni hiszpańskie” Edwarda Porębowicza –
od spolszczenia do oryginału .............................................................................................. 273
Bibliografia prac Piotra Sawickiego (opracowała Agata Draus-Kłobucka) ............................. 291
Streszczenie ....................................................................................................................... 325
Resumen ............................................................................................................................ 327
Summary ........................................................................................................................... 329
Indeks nazwisk (opracowała Agata Draus-Kłobucka) .......................................................... 331
Słowo do czytelnika
Słowo, a nawet słów parę. Ale nie za dużo, bowiem z racji pewnej rocznicowej okazji, o której mnie samemu nie wypada tu wspominać, niech przemówią wydobyte z okresu ostatnich
czterdziestu pięciu lat (spory szmat czasu, nie da się ukryć…) napisane przeze mnie teksty – te
ogłoszone kiedyś drukiem bądź te nieopublikowane, świeżo wydobyte z pudeł wypełnionych
starymi szpargałami, przystrzyżone, odrobinę skorygowane, a w razie potrzeby opatrzone jakimś aktualizującym dopiskiem czy przypisem.
Quien cuenta, aumenta; algo añade por su cuenta. Tak nas poucza i jednocześnie zachęca
hiszpańskie przysłowie. Takie mogłoby być motto niniejszego zbioru moich polskojęzycznych
studiów, stanowiących część hispanistycznego dorobku romanisty, który – pod okiem swoich
nauczycieli, profesorów Jerzego Falickiego i Józefa Heisteina (i, dodajmy, za sugestią pierwszego z nich) – obrał już podczas studiów drogę odmienną od pozostałych kolegów, odkrywając
dla siebie (i prezentując innym) Hiszpanię, jej literaturę, współczesną historię, wreszcie rozległy obszar stosunków polsko-hiszpańskich i hiszpańsko-polskich. W ten sposób, poszerzając
horyzonty, opowiadając (z troską, by czytelnika nie zanudzić „unaukowionym”, specjalistycznym wywodem) stałem się, nieoczekiwanie, jednym z pionierów polskiej iberystyki.
Przypomniane wyżej przysłowie, w innym wariancie swej drugiej części (…y si vuelve
a contar, vuelve a aumentar), usprawiedliwia niejako ponowną prezentację tekstów niegdyś,
czasem nawet stosunkowo niedawno, opublikowanych – zatem, w zasadzie, dostępnych. Kto
zada sobie trochę trudu, gdzieś je wyszpera, o ile byłyby mu do czegoś przydatne. Niemniej
jednak, niniejszy autorski wybór pracę tę mu ułatwi. Poza tym, czasami sam autor chciałby
coś poprawić we wcześniejszej wersji. Oczywiście, te najwcześniejsze materiały (część pierwsza
tomu, zestawiona według kryterium chronologicznego, odmiennie niż reszta książki) nasuwają pytanie o to, czy owe referaty, notatki i artykuliki ogłaszane w periodykach studenckich lat
sześćdziesiątych bądź we wrocławskiej prasie, na progu kolejnej dekady, wytrzymały próbę
czasu. Na to jednak musi już sobie odpowiedzieć sam czytelnik.
Nasuwa się tu kolejna kwestia do rozważenia czy też wyjaśnienia. Mianowicie – do kogo
właściwie ten tom jest skierowany? Dla mnie samego odpowiedź jest prosta: do adeptów hispanistyki, przede wszystkim – naszych własnych studentów. Także, oczywiście, do szeroko
rozumianego środowiska hispanistycznego; w pierwszym rzędzie – do moich kolegów i współpracowników. Wreszcie – do tych wszystkich, którym Hiszpania, ten okruch Europy fascynujący
nas od stuleci (a co najmniej od czasów napoleońskich i okresu pierwszych wypraw romantycznych wędrowców za Pireneje), jest bliska.
6 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Takie przeznaczenie książki, a także chęć zgromadzenia w jednym miejscu – przy okazji, która się być może już nie powtórzy – reprezentatywnego i zróżnicowanego tematycznie wyboru
moich prac (w sumie – dwudziestu dziewięciu tekstów), sprawia, że – o ile dysponowałem
kilkoma własnymi ujęciami tych samych zagadnień – wybierałem zwykle wersję najskromniejszą objętościowo, często pozbawioną jakichkolwiek adnotacji w formie przypisów. Były to
zwykle referaty wygłaszane na posiedzeniach Wydziału I (czyli Filologicznego) Wrocławskiego
Towarzystwa Naukowego.
Kolejne artykuły zreprodukowałem, przy nieocenionej pomocy redaktorek tomu, w pełnym
kształcie, z całym instrumentarium naukowym (przypisy) – również po to, by zaprezentować,
czym się w ostatnich latach zajmowałem, przechodząc wyraźnie od badań nad literaturą i jej
kontekstami ideologicznymi i społecznymi do studiów kontrastywnych hiszpańsko-polskich
z zakresu przekładoznawstwa. Materią staje się tu sam język, w szczególności – płody wyobraźni i kreatywności zbiorowej, czyli hiszpańskie przysłowia (refranes) i pieśni ludowe (coplas) oraz ich polskie wersje, starsze i nowsze, czasami wręcz (w przypadku refranes) zupełnie
świeże.
Piotr Sawicki
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 7
Podziękowania
Rzucony przed rokiem, przy pewnej rocznicowej okazji, pomysł wydania tej książki zawdzięczam
Profesorowi Zdzisławowi Wąsikowi, Rektorowi Wyższej Szkoły Filologicznej we Wrocławiu. Zarówno Jemu, jak też Kanclerzowi Ryszardowi Opali, który umożliwił sprawną realizację tej idei,
chciałbym podziękować w pierwszej kolejności. Zaprezentowany tu rezultat wielomiesięcznych
prac redakcyjnych nie byłby możliwy bez wielkiego zaangażowania i nieodmiennej życzliwości
ze strony osób odpowiedzialnych za adiustację, korektę językową i techniczną (Barbara Woldan,
Sylwia Rudzińska), projekt graficzny okładki (Piotr Czekajło, Konstancja Górny), wreszcie opracowanie obcojęzycznych streszczeń (Amelia Serraller Calvo – doktorantka Universidad Complutense de Madrid, Magdalena Opala, dr Edward Szynal), którym również składam gorące podziękowania.
Tom zatytułowany Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów został
dopełniony zaktualizowaną bibliografią dorobku naukowego i popularyzatorskiego autora.
O wykonanie tego zadania poprosiłem Agatę Draus-Kłobucką, moją dawną studentkę, a zarazem wnuczkę profesora Józefa Heisteina, pod którego okiem przygotowywałem zarówno magisterium (1970), jak też doktorat (1974) i habilitację (1984). Im obojgu należy się podziękowanie
szczególne, bo przywołujące miłe sercu wspomnienia zarówno z lat… odleglejszych, jak też
całkiem niedawnych, kiedy to w Instytucie Filologii Romańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego
prowadziłem swe ostatnie ukończone seminarium magisterskie. Nowi magistranci, a także moi
dzisiejsi koledzy, to już studenci bądź współpracownicy Wyższej Szkoły Filologicznej. Im to głównie tę retrospektywną antologię prac własnych poświęcam i – za to, że pozwalają mi czuć się
dalej młodym – dziękuję.
Osobne podziękowanie składam dwóm bliskim mi osobom, Profesor Annie Sawickiej i Doktor
Jitce Smičekovej, mojej ostrawskiej współpracowniczce, za konkretną pomoc i duchowe wsparcie w okresie, w którym powstawały najnowsze z umieszczonych w tej książce prac.
Piotr Sawicki
Wrocław, 8 kwietnia 2013 roku
Część pierwsza
Odkryć dla siebie, pokazać innym
Pierwsze potyczki z Hiszpanią
i XX-wieczną literaturą
iberyjską (1968–1972)
Jerzemu Falickiemu i Zenonowi Kulejowi,
bez których inspiracji i pomocy
teksty zebrane w tym dziale nigdy by nie powstały
In memoriam
Gdy rozstroiły się hiszpańskie gitary
Pięknie mieszkają madryccy studenci. Różnobarwne plamy budynków Miasta Uniwersyteckiego (Ciudad Universitaria) wyłaniają się z zieleni cyprysów, topoli, platanów, dzikich krzewów.
Panorama seledynowo-błękitnych szczytów wznoszących się w oddali dopełnia prawdziwie
malarskiego obrazu jednego z największych centrów uniwersyteckich w Europie. Spokojna,
luksusowa dzielnica północno-wschodniej części miasta, gdzie wieczorami dźwięczą struny
gitar i słychać gorące, południowe melodie. To los tunos – specyficznie hiszpańska, wywodząca
się ze średniowiecznej tradycji forma studenckiego koncertowania. Grudniowy (1967) numer
„Gaceta Universitaria” – madryckiego kuzyna „Konfrontacji” – przynosi na pierwszej stronie
egzotyczną dla nas fotografię roześmianej, barwnej grupy chłopaków przebranych w czarne
stroje, pończochy i płaszcze niegdysiejszych galanów (galanes), posuwającej się w tanecznym
rytmie, z gitarami, w wieczornym półmroku. Hiszpańskie juwenalia? Tak, ale z reportażu zamieszczonego wewnątrz numeru dowiadujemy się z lekkim zaskoczeniem, że owe rozśpiewane studenckie zespoły występują regularnie, bez mała każdej nocy, a ich popisy odbywają
się… pod oknami żeńskich akademików. Na zdjęciach półkole „muzykantów” pod balkonem,
wypełnionym czarnowłosymi, rozmarzonymi dziewczynami.
Prawo do udziału w tych serenadach mają wszyscy studenci, zorganizowani w zespoły przy
każdym wydziale uniwersytetu… o ile nie są żonaci.
La tuna to wedle starohiszpańskiej definicji „kompania żaków-trubadurów, dla wędrówki
przez ziemie i służenia paniom tychże z należną obyczajnością, powstała”. Dziś los tunos stanowią niezmiernie żywy i autentyczny objaw życia kulturalnego studentów tego kraju, wyraz
naturalnego umuzykalnienia Hiszpanów; są niezmiernie sympatycznym, zaskakującym elementem studenckiej codzienności w Hiszpanii.
Wiosną 1968 roku rozstroiły się gitary hiszpańskich studentów… Beztroskie, nocne koncerty straciły swój codzienny, zwyczajowy charakter. Miejsce harmonijnych tonów, rozbrzmiewających co wieczora w Ciudad Universitaria, zajęły dźwięki dysonansowe – odgłosy publicznych
dyskusji i przemówień na niezliczonych wiecach, okrzyki demonstrujących, wzywające do
wprowadzenia swobód demokratycznych, uwolnienia aresztowanych, wreszcie krzyki pobitych i rannych w równie już zwyczajowych w tym roku starciach studentów z policją, w tej
spokojnej dotąd, peryferyjnej dzielnicy.
Kolejne numery „Gaceta Universitaria” przynoszą na pierwszych stronach duże tytuły artykułów: „Jak zreformować politechniki?”, „Dziewięciu wykładowców wypowiada się jasno
o kryzysie uniwersyteckim”, „Demokratyzacja uniwersytetów”, wreszcie słowa coraz bardziej
12 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
niepokojące: „Specjalne siły bezpieczeństwa pod rozkazami rektora”, „Wydział na kwarantannie – Nauki Polityczne i Społeczne zamknięte”. Dalszych haseł brak – następny numer został
skonfiskowany przez cenzurę; studenckim redaktorom grozi proces „za rozpowszechnianie antypaństwowych poglądów” – zjawisko jakże w dzisiejszej Hiszpanii normalne!
Wrzenie uniwersyteckie 1968 roku w Hiszpanii jest nie tylko regionalnym przejawem owej
gorącej wiosny, jaka owładnęła młodzieżą studencką od Tokio po Rio de Janeiro. To coś więcej. Tutejsze rozruchy nie miały charakteru efemerycznego i przypadkowego – były kolejnym
ogniwem narastającego już od paru lat procesu walki o demokratyzację frankistowskiego reżimu. Zwróćmy baczniejszą niż zwykle uwagę na Hiszpanię: proces ów wkroczył w tym roku
w fazę bez wątpienia decydującą, zaś sama Hiszpania jako państwo tak różne politycznie od
swych sąsiadów, oparte na ustroju wprowadzonym przemocą i gwałtem, zasługuje w dobie
zachodzących w niej poważnych, dynamicznych ruchów odśrodkowych na specjalne zainteresowanie. Jeżeli słowa „wolność”, „demokratyzacja”, „sprawiedliwość” niesione na sztandarach
maszerującej ulicami i gardłującej na wiecach braci studenckiej całego świata mają gdzieś pełne uzasadnienie i głęboką, poważną treść, to przede wszystkim tu.
Naszkicujmy aktualną panoramę polityczną tego kraju. „Szef Państwa” (Jefe de Estado – taki
jest jego oficjalny tytuł), generał Francisco Franco, kończy za kilka miesięcy siedemdziesiąt
sześć lat. Pełnię praw konstytucyjnych uzyskał od stycznia trzydziestoletni książę don Juan
Carlos de Borbón, przewidywany „następca” tronu. W łonie sił rządowych istnieją poważne
tarcia między Movimiento – totalitarną partią frankistowską, a potężną organizacją katolicką
o sekretnej strukturze, Opus Dei. Rząd nie umie sobie poradzić z narastającymi trudnościami
gospodarczymi i politycznymi, coraz częściej słychać w Kortezach otwartą krytykę prowadzonej
przezeń polityki.
W tej sytuacji najważniejszą, zorganizowaną siłą w Hiszpanii są tzw. Komisje Robotnicze (Comisiones Obreras), nielegalny związek zawodowy o coraz wyraźniejszym profilu politycznym,
kierowniczy ruch opozycji, obejmujący wszystkie środowiska społeczne – od robotników po
studentów, intelektualistów i księży. Komisje Robotnicze odradzają się ciągle, mimo ustawicznych aresztowań i procesów przywódców, a przez swą masowość, nieugiętość, zdecydowanie
i szeroki społeczny rezonans przypominają coraz wyraźniej Front Ludowy, który zdobył władzę
w Hiszpanii w 1936 roku (co poprzedziło bunt generałów, przerodzony w wojnę domową).
Walkę studentów hiszpańskich, zwłaszcza w jej ostatniej fazie (wiosna 1968), trzeba rozpatrywać w kontekście zmagań prowadzonych przez Komisje Robotnicze i niejako na ich tle. Oficjalną, monopolistyczną organizacją studencką jest w Hiszpanii SEU (Sindicato de Estudiantes
Universitarios) – Związek Studentów. W jego rękach znajduje się zarząd domami studenckimi
i stołówkami, on decyduje o dostępie do bibliotek, gospodaruje funduszami na cele bytowe
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 13
i kulturalne. Zrozumiałe jest, że w istniejącym mechanizmie politycznym, gdy wyższe władze
związkowe są mianowane (a nie wybierane), SEU realizuje narzucaną odgórnie politykę kulturalną, społeczną i polityczną (tu – głoszenie zasady apolityczności studentów).
W roku 1966 studenci utworzyli na wzór Komisji Robotniczych organizację opozycyjną o charakterze nielegalnym, SDEU (Sindicato Democrático de Estudiantes Universitarios) – Demokratyczny Związek Studentów. Działa on w ścisłym sojuszu z Komisjami Robotniczymi – popiera
ich akcje i uczestnictwo w nich, organizuje wspólne zebrania, stosuje podobne formy walki itp.
Jaki jest plan działania SDEU, organizacji powstałej oddolnie i popieranej przez wszystkich
studentów, biorących udział w wystąpieniach? Jest to na razie wstępny, prowizoryczny program,
który ogranicza się właściwie do dwóch punktów: żądania zalegalizowania SDEU i przyznania
mu prerogatyw faworyzowanego dotychczas SEU, oraz dążenie do pełnej, wszechstronnej reformy przestarzałej struktury uniwersyteckiej i programów nauczania.
W sprawach natury politycznej większość członków popiera hasła głoszone przez Komisje Robotnicze, czego dowodem jest chociażby aktywna postawa wspierająca wystąpienia robotnicze,
choć trudno jest mówić o jednoznacznym nastawieniu politycznym studentów. Orientację polityczną manifestujących studentów najlepiej chyba określa hasło powtarzające się często podczas demonstracji ulicznych: „Ani Franco, ani Carrillo1 nie będą nami kierować – my walczymy
o wolność!”. O jaką wolność? Nie sądźmy w swym optymizmie, że możliwe jest w najbliższej
przyszłości utworzenie w Hiszpanii republiki ludowej, jak to było w 1936 roku. Do tego potrzebny
byłby zbrojny przewrót polityczny, czego nie przewiduje w swym programie żadna z sił opozycyjnych działających w tym kraju.
Studenci hiszpańscy ze względu na odpłatność studiów (czesne jest bardzo wysokie) rekrutują
się zwykle ze środowisk właścicieli ziemskich, pracowników aparatu administracyjnego, kadry
urzędniczej, wolnych zawodów – brak natomiast praktycznie liczącej się reprezentacji dzieci robotników i uboższych chłopów, zaś stypendia przyznawane są w ilości niewspółmiernej do potrzeb.
Sytuację materialną studentów hiszpańskich oraz ich dążenia charakteryzują najogólniej
słowa jednego z przywódców ruchu studenckiego, wypowiedziane w 1966 roku: „W tej chwili
nie jest nam przecież źle. Mamy co jeść, w co się ubrać, studiujemy, wyjeżdżamy za granicę.
A jednak to nie wszystko. Czujemy, że stajemy się trybami mechanizmu, w którego sens i wartość
nie wierzymy, stąd nasz protest. Tu nie chodzi o walkę o byt, bo nasze potrzeby są zaspokojone
(…). Do czego zatem dążymy? Do normalizacji stosunków, do likwidacji państwa powstałego
w wyniku stanu wyjątkowego i utrzymującego ten stan wyjątkowy w nieskończoność. Hiszpania
może być mieszczańską demokracją, jak tyle innych w Europie” 2. Wydaje się, że mimo upływu
1
2
Santiago Carrillo (1915–2012) był w latach 1960–1982 sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Hiszpanii.
Cyt. za: K. Eberhardt, Podróż do Hiszpanii, Warszawa, 1968, s. 263–264.
14 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
dwóch lat zasadniczy sens tych słów nie zdezaktualizował się, co najwyżej nastąpiło większe
zróżnicowanie poglądów i stanowisk w kwestiach ideologicznych i politycznych.
Czas już chyba poświęcić trochę miejsca na zrelacjonowanie przebiegu zajść uniwersyteckich
w ostatnich miesiącach. Rozruchy odżyły na nowo ubiegłej jesieni. W Madrycie odbyły się demonstracje, nie mające precedensu pod względem natężenia i gwałtowności – otwarty bunt
kilku tysięcy młodych ludzi przeciwko dyktaturze frankistowskiej. Nowością było pierwsze w historii tego ruchu oficjalne poparcie dążeń studenckich przez wykładowców Uniwersytetu (chodzi
o uchwałę rad wydziałów nauk politycznych i medycyny z 19 grudnia 1967 roku), żądanie cofnięcia
sankcji, zwolnienia aresztowanych i wydanie zakazu wkraczania policji na teren Uniwersytetu.
Wobec kontynuowania wystąpień, po świętach Bożego Narodzenia minister edukacji zarządził zamknięcie Wydziału Nauk Politycznych i odwołanie lutowej sesji – równało się to utracie
semestru przez kilkoro tysięcy studentów, którzy musieli na nowo płacić czesne. Oto jak opisuje
ówczesną sytuację moja korespondencyjna znajoma, studentka Uniwersytetu Madryckiego,
Elena Tacoronte: „Strajki, wolne zgromadzenia, manifestacje, próby podpalania autobusów doprowadziły do starć z policją, w których studenci i policjanci obrzucali się kamieniami. Policja
strzelała w powietrze; do studentów nie, tak że ofiar śmiertelnych nie było, za to wielu zatrzymano i wydalono z uczelni, nałożono też liczne grzywny. Zamknięto Wydział Nauk Politycznych, bo przy istniejącym wrzeniu przeprowadzanie zajęć stało się niemożliwe. Piętnastego
lutego otwarto wydział i wznowiono zajęcia. Po wiecu, podczas którego studenci zaatakowali
zgromadzonych na dziedzińcu policjantów, wyrzucając na nich przez okno meble, Wydział
Filologii zamknięto na piętnaście dni. Zrzucono również wiszący w sali krzyż, co spowodowało
wielki skandal i bardzo silne represje w stosunku do zebranych”.
Wrzenie ogarnęło rychło liczne uniwersytety na prowincji. Trzeciego marca zatrzymano
w Sewilli delegatów uniwersytetów z różnych miast, jadących na zebranie koordynacyjne
mające przygotować kongres SDEU – na co ich macierzyste uczelnie odpowiedziały strajkami.
Przeszło miesiąc trwał strajk w Composteli, gdzie studenci zbojkotowali zajęcia na znak protestu przeciw przekazaniu przez dziekana nazwisk jedenastu przywódców ruchu w ręce aparatu
bezpieczeństwa: żądano dymisji dziekana. Okresowo zamknięte były uniwersytety w Sewilli
i Walencji. Na początku marca dwa tysiące studentów manifestowało na ulicach Saragossy,
krzycząc: „Żądamy wolności!”.
Na Uniwersytecie Madryckim, po szczególnie gwałtownych starciach z policją i demonstracjach studenckich, podczas których wznoszono obraźliwe hasła wobec generała Franco, minister edukacji zarządził 28 marca zamknięcie Uniwersytetu aż do odwołania. W tej sytuacji rok
akademicki 1967/68 dla madryckich studentów został praktycznie stracony (otwarcie Uniwersytetu nastąpiło dopiero w maju).
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 15
Ów miesiąc przymusowych wakacji był chyba najbardziej intensywnym okresem wieców,
demonstracji, starć z policją. O ich niepohamowanej gwałtowności może świadczyć następujący epizod: 29 marca profesor Prieto Castro, dziekan Wydziału Prawa, złożył swój urząd na znak
protestu przeciw zachowaniu sił porządkowych, które dwa dni wcześniej okupowały tereny Miasta Uniwersyteckiego, i zażądał odszkodowania za straty fizyczne i moralne. Gdy na dziedziniec
wjechała cysterna policyjna, dziekan wyszedł, by nakłonić studentów do wejścia do budynku.
Stojącego w drzwiach profesora oblano silnym strumieniem wody. Nie ma mowy o pomyłce,
nikt też nie pośpieszył z przeprosinami. Swą dymisję Castro umotywował „powodami godności
osobistej”. Studenci zamanifestowali swoją z nim solidarność.
Zdarzenie to nieodosobnione – kilka dni później, 3 kwietnia, Rada Wydziału Nauk Politycznych stwierdza w oświadczeniu, że rząd winien jest zaistniałej sytuacji i oskarża policję, która
tydzień wcześniej pobiła pałkami dziekana wydziału – profesora Angela Vegę i pięciu innych
wykładowców.
Dalsze etapy walki są znaczone przez dymisję ministra edukacji (4 kwietnia) – zrezygnował
ze swej funkcji w związku z charakterem, jaki przybrała sytuacja na Uniwersytecie Madryckim
– oraz przez coraz częstsze aresztowania przywódców studenckich. Wyrazem oficjalnego zaniepokojenia postępem sytuacji i próbą zaradzenia dalszym rozruchom było specjalne posiedzenie
rządu w dniu 11 kwietnia, poświęcone zbadaniu możliwości reform, przystosowujących uniwersytety do wymagań nowoczesnego społeczeństwa.
Czy środki zaradcze, o ile będą dotyczyły tylko reform strukturalnych uczelni i zmian w systemie nauczania, wystarczą do zahamowania kryzysu, który nie jest sprawą wyłącznie studencką?
Są powody do obaw, że nie. Przykład niespodziewanie gwałtownego kryzysu, jaki w ostatnich
miesiącach wstrząsnął gaullistowską Francją, był w Hiszpanii impulsem do wzmożenia walki. Zarówno studenci, jak i cały naród, zdają sobie sprawę z tego, jak wielka siła i groźba tkwi
w masowych i powszechnych wystąpieniach, i że potrzeba tych wystąpień jest w Hiszpanii jeszcze silniejsza niż we Francji, z uwagi na reakcyjny charakter istniejącego reżimu.
Konkluzji zatem nie będzie – losy Hiszpanii i hiszpańskich studentów są dziś sprawą jak najbardziej otwartą i coraz szybszym krokiem zmierzają ku swemu rozstrzygnięciu. Dużo czasu
upłynie, nim los tunos zjawią się pod balkonami żeńskich akademików (residencias de chicas)
madryckiego Miasta Uniwersyteckiego, a zerwane dziś struny hiszpańskich gitar nieprędko ozwą
się gorącymi, południowymi rytmami…
(1968)
Antonio Machado –
największy poeta hiszpański naszej doby
Trzydziesta rocznica śmierci Antonia Machado1 jest okazją do podjęcia trudu wyjaśnienia
i skomentowania sądu przytoczonego w tytule niniejszego szkicu. Sądu dla nas zaskakującego
– bo przecież każdy zna Federika Garcię Lorkę, genialnego poetę i wybitnego twórcę wierszy
olśniewających bogactwem wyobraźni i melodyjnością brzmienia, symbol tragicznego losu
Hiszpanii, krwawiącej od ran zadanych własnym ramieniem – ale przecież tak dziś powszechnego po drugiej stronie Pirenejów. Obserwujemy zjawisko paradoksalne, choć częste w dziejach literatury – poeta stawiany w swoim kraju na piedestale jako najwyższy wzór artystyczny
i najbliższy człowiek dla autorów współcześnie tworzących (Machado) jest wręcz nieznany
czytelnikom z innych obszarów kulturowych. Tymczasem konkretyzacja ich wyobrażeń o specyficzności i powszechnie uznawanej odrębności poezji hiszpańskiej (Lorca) w swojej ojczyźnie
przeżywa okres wyraźnego spadku zainteresowania, a młodzi poeci wręcz odcinają się od jego
zmitologizowanej niemal już zupełnie postaci i rodzaju uprawianej przezeń poezji.
Jak rozplątać ten węzeł wzajemnych powiązań czynników politycznych i artystycznych,
działających zarówno na rodzinnej ziemi Machada i Lorki, jak i w kręgu odbiorców, chociażby
polskich, obu wybitnych twórców? Postawmy sobie najważniejsze pytania. Dlaczego Machado,
nie Lorca, jest dla Hiszpanów największym poetą stulecia? Czy ta zaskakująca nas hierarchizacja obu twórców jest wynikiem tylko różnic świadomości poetyckiej obu kręgów kulturowych,
czy też jakieś pozaartystyczne powody wpłynęły na nasz – wręcz przeciwny – punkt widzenia?
Życiorys pisarza łączy ze sobą dwa najważniejsze regiony Hiszpanii, największe źródła inspiracji poetyckiej dla hiszpańskich autorów: Andaluzję, gdzie spędził dzieciństwo i do której
zawsze wracał wspomnieniami, i Kastylię, gdzie studiował, pracował jako prowincjonalny nauczyciel, tworzył swe najdojrzalsze utwory.
Pierwsze tomiki poety to jakby stare, wzruszające, zakurzone fotografie z rodzinnego albumu, do którego sięgamy, by odnowić dawno przeżyte uczucia; w tych pięknych i melancholijnych wierszach na zamglonych obrazach przesuwają się przed naszymi oczami tajemnicze puste ogrody, szept strumieni, ledwie dostrzegalne leśne drożyny w złocistych zachodach słońca,
dziewczyny nabierające do dzbana wodę ze źródeł, co dźwięczą tonami starej melodii, i krążący
w tych sielskich, nieistniejących już w zapamiętanej postaci światach poeta, szukający czegoś,
czego się nie da odnaleźć. To dobrze ugruntowany w hiszpańskiej tradycji literackiej intymizm
(intimismo), poezja zwierzeń, wywodząca się od romantyka Gustava Adolfa Becquera.
1
Poeta zmarł w Collioure (Francja) 22 lutego 1939 roku.
18 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Osiedlenie się w małym, prowincjonalnym mieście Soria dostarczyło twórcy nowych podniet
poetyckich. Pejzaż okolic Sorii, skalistych, nieurodzajnych pól, „tak smutnych, że mają duszę”,
życie prostych wieśniaków Kastylii – stały się dla Machada najsilniejszymi źródłami natchnienia. W roku 1912 ukazuje się arcydzieło poety, Campos de Castilla (Pola Kastylii). Już w owym
okresie wykrystalizował się właściwy Antoniowi Machado model poetycki, surowy i ściśle
przestrzegany w latach późniejszych, nadający odrębność utworom, jakie składają się na jeden
zaledwie, kilkakrotnie wznawiany i uzupełniany tom jego wierszy zebranych. Co sprawiło, że
ów model tak bardzo przypadł do gustu rodzimym czytelnikom i całej późniejszej, powojennej
generacji poetów hiszpańskich?
Ustalmy najpierw, co należy uważać za istotę poezji hiszpańskiej. Przytaczam tu opinię wybitnego tłumacza tej poezji na język polski, Janusza Strasburgera:
Oszczędność słowa, szczególnie epitetu, wstrzemięźliwość w posługiwaniu się obrazem poetyckim, dużo wyrazu, nastroju, brak akcentów brutalnej rubaszności – oto mniej więcej definicja poezji rdzennie hiszpańskiej2.
Jak się ma do tego wzorca poezja Antonia Machado? Posłużmy się zdaniem wybitnego
przedstawiciela dominującego w XX stuleciu „pokolenia 27”, Rafaela Alberti:
Skromność, niewielki zasób stosowanych środków i codzienna z nich rezygnacja stanowią w istocie o ogromnym bogactwie Machada i składają się na pozostawiony nam skarb, który z każdym dniem staje się znaczniejszy i wspanialszy3.
W podobnym duchu wypowiada się jeden z najlepszych tłumaczy poezji hiszpańskiej na język
polski, Jan Winczakiewicz:
Machado – to wirtuoz nastroju osiąganego najprostszymi środkami (…). Prostota jego formy wynika nie
z ubóstwa środków artystycznych, lecz z naturalnej wstrzemięźliwości, ze świadomego anty-baroku, a także
z nalotów poezji ludowej4.
Porównajmy te uwagi o charakterze poezji Machada z definicją „wzorca”. Oto najważniejszy
powód tak zaskakująco wysokiej oceny, jaką się daje omawianemu twórcy w Hiszpanii: jego poezja zbliża się w sposób maksymalny do tego, co najdroższe rodzimym czytelnikom; jest to poezja ujmująca najgłębsze i najszczersze uczucia związku z ojczystą ziemią, wyrażająca smutny
Zob. J. Strasburger, Z hiszpańskiego przekłady poezji, Warszawa, 1956, s. 7.
Cyt. za: A. Międzyrzecki, Poeta Hiszpanii, w: A. Machado, Serce i kamień. Wybór poezji, Warszawa, 1967, s. 6.
4
Zob. J. Winczakiewicz, Andaluzja i Kastylia, Londyn, 1963, s. 8.
2
3
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 19
obraz Kastylii w sposób przejmujący, w słowach pełnych „oszałamiającej” prostoty, jedynych,
niepowtarzalnych. Machado bywa nazywany dzięki temu „najbardziej hiszpańskim z hiszpańskich poetów”.
Nie można tych cech przypisać Lorce, jego poezji będącej feerią dźwięków i barw, oddającej po
mistrzowsku, z formalną wirtuozerią folklor cygański i ludowy, bogatej we wszelkiego rodzaju
emocje i obsesje, pełnej współczucia dla ludzkiego cierpienia, krzywdy czy bólu. Ale ta poezja,
obfitująca w zewnętrzne znaki hiszpańskości, jest w istocie w dużej mierze kosmopolityczna,
dająca się często bez trudu dopasować do każdego nieszczęścia, każdej przemocy. Zachwycamy
się hiszpańską „odrębnością”, niecodziennością Lorki, nie zdając sobie często sprawy z tego, że
doskonale rozumiemy i „czujemy” każdą strofkę tej poezji i że owa odrębność to nie tylko specyfika kraju, lecz w głównej mierze rozwinięta indywidualność samego poety.
Zapewne, cechą wielkich pisarzy jest czynienie doświadczeń swego narodu bliskimi doświadczeniom innych odbiorców. Ale Hiszpanie odnaleźli siebie nie w oślepiającym skalą barw i rytmów świecie Lorki, a w skromnym, prostym wzruszeniu Machada na widok rozległej, jałowej
wyżyny kastylijskiej, gdzie para wołów ciągnie pług w czasie wiosennej orki.
Okres fascynacji twórczością Lorki dorastającej, nowej generacji poetyckiej był krótki i z całą
pewnością należy do przeszłości. Negatywną rolę odegrała tu również wspomniana mitologizacja postaci poety w świadomości jego czytelników na całym świecie, umiejętnie podsycana
elementami emocjonalnymi przez jego komentatorów i tłumaczy. Ten moment uraził młodych
twórców hiszpańskich i zniechęcił do Lorki: ich zdaniem Lorca stał się cząstką owego nieprawdziwego wizerunku Hiszpanii, na który składają się krwawe walki byków, surowość obyczajów, średniowieczna religijność i zabobonność plus arte flamenco, Cyganie z gitarami i biedny umęczony
poeta, ofiara faszyzmu. A nie widzieli powodów do odbrązowienia Lorki, jak gdyby zastygłego
w malowniczej pozie na kolorowej, lakierowanej pocztówce z pozdrowieniami z Hiszpanii. Oczywiście, swoją rolę odegrały też momenty polityczne, czyli długie przemilczanie osoby i dzieł Lorki
przez oficjalne czynniki i piśmiennictwo, przy preferowaniu, „z dwojga złego”, Machada, który,
choć też był ofiarą wojny domowej i zmarł z wyczerpania na wygnaniu wśród ostatnich uciekinierów republikańskich, nie stanowił przecież tak drastycznego przykładu okrucieństwa reżimu
jak Lorca, rozstrzelany „zapobiegawczo” przez frankistów u zarania wojny.
Trzeba też zrozumieć bliskość nastrojów pesymizmu, melancholii, pewnej stagnacji i bierności
przy dużym zaangażowaniu uczuciowym, przejęciu się beznadziejnością losów ludzi i kraju – co
cechuje poezję Machada – dla generacji, która w dzisiejszej Hiszpanii, wciąż zatrzymanej w rozwoju, skrępowanej pętami politycznymi, socjalnymi i obyczajowymi, nie umie się, podobnie jak
Machado, zdobyć na protest bardziej zasadniczy i konkretny, na zmiany ideologiczne i światopoglądowe. Stąd poczucie ogromnie silnej więzi, owej „wspólnoty niedoli”, jaką czują z postacią,
20 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
myślą, smutkami i refleksjami poety młodzi twórcy hiszpańskiej literatury dzisiejszej. Oczywiście, z konieczności obraz tych powiązań jest tu bardzo szkicowo i niepełnie naświetlony.
Wspomniane nastroje wykrystalizowały się w czasie obchodów dwudziestej rocznicy śmierci
poety w roku 1959, a osiągnęły swoje apogeum, jak można wnosić z rozmaitych deklaracji
współczesnych poetów hiszpańskich (Blas de Otero: „Nasza droga idzie od Lorki do Machada. Przed dziesięcioma laty poeci pokolenia Lorki zajmowali na naszym widnokręgu miejsce
najbardziej poczesne. Ale z biegiem czasu wpływ ich malał, podczas gdy bezustannie rosła
temperatura naszych uczuć dla Machada”5). Wypadkiem szczególnym, ale i bardzo znaczącym,
był konkurs na wiersze poświęcone Antoniowi Machado, przeprowadzony 16 listopada 1966
roku w czasie uroczystości otwarcia w Sorii (gdzie mieszkał poeta) ośrodka turystycznego jego
imienia. Wygłoszone tam utwory złożyły się na Wieniec poetycki na cześć Antonia Machado,
czyli zbiorek opublikowany pod takim tytułem w Madrycie parę miesięcy później6. Stamtąd też
pochodzi wiersz, którego polski przekład został opublikowany poniżej.
Zatrzymajmy się jeszcze krótko nad drugim pytaniem, sformułowanym na wstępie. Rzeczą
pewną jest mała poczytność i takaż popularność Machada wśród polskich czytelników. Wydany
ostatnio zbiorek „Serce i kamień” w przekładzie Artura Międzyrzeckiego nie zdołał w pełni oddać w polskim brzmieniu całej nieuchwytnej aury, subtelnego wdzięku i łagodnej melancholii
wierszy oryginalnych. Zdawał sobie z tego sprawę już sam tłumacz, uprzedzając w swej przedmowie ewentualne głosy krytyczne pięknymi słowami:
Miękka materia większości tych tekstów niełatwo poddaje się tłumaczeniu: ich blask należy do krajobrazów
pod innym słońcem, (…) ich wzruszenie odwołuje się do innych słów-kluczy i najgłębiej osadzone jest w hiszpańszczyźnie7.
Nie dziwi więc – by tak rzec – zaskoczenie recenzującej ów tomik w „Życiu Literackim”8
Wisławy Szymborskiej, zawiedzionej zetknięciem się z twórczością tak chwaloną i skłonnej
ograniczać zasięg oddziaływania Machada li tylko do Hiszpanii. Czy jest on rzeczywiście, jak
pisze poetka, „wartością nieprzenośną”? Uproszczeniem byłoby ucinać sprawę takim stwierdzeniem. Przeczą mu inne polskie przekłady Machada (Strasburger, Bieszczadowski), a zwłaszcza przepiękne wiersze zamieszczone przez Jana Winczakiewicza w jego antologii Andaluzja
i Kastylia, nie roniące nic z delikatnego blasku oryginału. Szkoda tylko, że jest ich tak mało.
Zob. Międzyrzecki, op. cit., s. 6–7.
Corona poética al honor de Antonio Machado, Madrid, 1967.
7
Międzyrzecki, op. cit., s. 5.
8
„Życie Literackie”, 25.6.1967.
5
6
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 21
Obok tej rzeczywiście trudnej do pokonania przeszkody w postaci specyfiki językowej istnieje jeszcze druga, pozaliteracka. Tak się niestety potoczyły losy świata, że odległość z Hiszpanii
do Polski po ostatniej wojnie gwałtownie się zwiększyła. Dzieła, które przychodzą do nas zza
Pirenejów, są na ogół traktowane niemalże jak okazy twórców innej cywilizacji, o której mamy
najróżniejsze, ale mało konkretne wyobrażenia. Bezpośrednio po wojnie, w dobie małego popytu na tłumaczenia z literatury Zachodu (a cóż mówić o Hiszpanii!), miał szanse dostać się do nas,
z racji wspomnianej mitologii, tylko García Lorca. Był on pierwszym z obu omawianych tu poetów. Stąd m.in. przekonanie, że właśnie on najlepiej wyraża istotę hiszpańskiej poezji XX wieku.
Gdy w wydanej w roku 1956 antologii Z hiszpańskiego… Janusz Strasburger przedstawił pierwsze polskie tłumaczenia Machada i nazwał go jednym z czterech największych liryków literatury
języka hiszpańskiego (obok Calderona, Nerudy i Lorki), przeciętny czytelnik musiał przyjąć to
stwierdzenie z dużym zaskoczeniem. Dziś poeta ten jest bardziej dostępny, pojawiło się wiele
nowych przekładów, ale jesteśmy tak zasypani wszelkimi zachodnimi nowinkami, że Machado, tradycyjny w podejmowanych środkach poetyckich i odarty z uroku brzmienia hiszpańskich
słów, przegrywa w zbyt silnej konkurencji. Przypomnijmy go więc chociaż trochę w przededniu
trzydziestej rocznicy jego śmierci.
Luis López Anglada
Poeta wspomina Antonia Machado na ziemiach Kastylii9
Niekiedy pragnę uciec od upadków i wzlotów
Twoich wierszy. Niekiedy rzekę pragnę oglądać.
Duero, gdy jest ciche, gdy żwir nie bije o brzegi,
Niekiedy nieświadomie do Twoich słów powracam.
Bo choć krwią oddzieleni, szliśmy razem przez życie
Tymi samymi drogami, wzgórzami tymi samymi.
Ty kiedyś umierałeś dla ludzi, co w snach zastygli,
A my dziś przychodzimy z innymi ludźmi, w marszu.
Ty kiedyś umierałeś samotny i opuszczony,
A ludzie się rodzili z brzemieniem nienawiści.
Zostawiłeś nam ziemię przesiąkniętą cierpieniem,
Byśmy ją dziś znaleźli pełną otwartych grobów.
9
Wiersz z tomu Corona poética al honor de Antonio Machado. Przekład Piotra Sawickiego.
22 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Pięknie musiały wyglądać w Urbionie bociany,
Kiedy Ty je widziałeś na niebiańskich przestworzach,
I gdy poczułeś w duszy cierń namiętności wyrwany,
Umieranie z żałości pięknie musiało wyglądać.
Gdy pierwszy raz widziałem dęby pokryte kurzem,
Drzewa w ogniu stanęły trzeszcząc jak smolne bierwiona,
Lecz jaką smutną śmiercią jest żyć umierając
Przez Hiszpanii cierpienie, co Twym losem było.
Ale pomimo wszystko, gdy nie chcę, by Soria
Pogrążyła się znowu we śnie, w ospałości,
Mimo tego, że chciałbym w kochaniu wybierać
Zawsze, nieodwołalnie, do Twoich słów powracam.
(1968)
Hiszpania bez corridy
Kartki z podróży
Za oknami pociągu przesuwają się w popołudniowym słońcu wody i plaże Morza Śródziemnego. Mijamy Cerbère, ostatnią stację francuską przed granicą Królestwa Hiszpanii. Wreszcie tylna
ściana jednego z domów rozkwita barwnym powitaniem Bienvenidos en España. Jesteśmy już
więc po drugiej stronie Pirenejów.
Skąd… z Polski?
Hiszpański urzędnik grzecznie, ale podejrzliwie wertuje mój paszport. „Proszę chwilkę zaczekać”. Po chwili wraca, pozwalając mi przejść. Podobne ceregiele z celnikiem. Otwiera walizkę,
przegląda kolorowe prospekty z napisem Visitez la Pologne, ale na szczęście nie dociera do…
prawdziwej propagandy, skrytych na dnie plakatów z wrocławskiego Święta Kwiatów i ze
spektakli „Kalambura”. Wymiana waluty – za chwilę kieszeń ugnie się pod ciężarem stupesetowych medalionów z wizerunkiem generała Franco, wodza Hiszpanii „z Bożej łaski”. Piszę
„medalionów”, bo pieniądze hiszpańskie to w większości monety. Stupesetowa ma wartość
półtora dolara.
W okienku Biura Informacji leży stos prospektów i książek sławiących turystyczne uroki Hiszpanii. Bierz, ile chcesz – za darmo. Zaopatrzywszy się w lekturę, wychodzę z budynku, rozglądając się za pociągiem i od razu słyszę uprzejme: „Pan do Barcelony? Peron trzeci, ale proszę
się pośpieszyć, bo pociąg już odchodzi”. Na granicy Hiszpanii zmiana pociągu obowiązkowa
– hiszpańskie koleje mają szersze rozstawienie szyn.
W przedziałach upał, mimo godziny szóstej wieczorem. Zauważam wagony trzeciej klasy,
w środku jednak niczym nie ustępujące naszej drugiej. Jedziemy z polsko-hiszpańską szybkością czterdziestu kilometrów na godzinę pociągiem osobowym, zwanym po hiszpańsku
„pociąg-tramwaj” (tren-tranvía). Podróżni wyciągają bocadillos, kanapki z mięsem i jarzynami, podlane oliwą, i naczynia z winem. Są to zwykle nie butelki, a małe, skórzane woreczki
o kształcie rogu myśliwskiego, tzw. botas, unoszone oburącz wysoko, tak aby cienka strużka
czerwonej cieczy spłynęła prosto do ust.
Wreszcie dworzec w Barcelonie, spacer z walizkami przez miasto i… zamknięta brama,
z uwagi na późną porę. Tutejszym zwyczajem, klaskaniem w dłonie przywołuję sereno (stróża),
ten otwiera drzwi i otrzymuje dwie pesety. Przygląda się im niechętnie, po czym: „Pan wybaczy, caballero, ale za tyle to ja bym się nie fatygował”. Caramba! Tłumaczę się, że nie mam
rozeznania w hiszpańskich monetach i dodaję jednego franka francuskiego. Sereno odchodzi,
udobruchany, życząc mi dobrej nocy.
24 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Za chwilę odnajduję swoich znajomych; pan domu, jego żona, babcia. Zgodnie z polskim
przyzwyczajeniem, całuję babcię w rękę. Błyskawiczna reakcja: starsza pani, nie namyślając
się wcale… odwzajemnia mój gest. Co jak co, ale hiszpańska kurtuazja umie posunąć się dalej
niż nasza.
Myślę, że niestety nie ucałuję dłoni innej mojej korespondencyjnej znajomej, mieszkanki
Valladolid, ta bowiem doniosła mi przed moim wyjazdem, że wychodzi za mąż, zatem zrywa korespondencję i oczywiście nie będzie mogła się ze mną spotkać. Jedyne, co jej wypada
zrobić, to wysłać młodszą siostrę na dworzec, aby mi pokazała miasto. Nie skorzystałem. Nie
miałem ochoty ożenić się w Hiszpanii.
Katalońskie sprawy
Barcelona jest stolicą Katalonii, ongiś niepodległego królestwa, dziś jednego z regionów
Hiszpanii, zamieszkałego przez ponad pięć milionów ludzi, mówiących własnym językiem,
posiadających własną, sięgającą czasów Imperium Rzymskiego kulturę. Republika przyznała Katalończykom autonomię polityczną, uznała ich odrębność etniczną i językową. Nic więc
dziwnego, że w czasie wojny domowej byli oni, niezależnie od przekonań politycznych, obrońcami legalnej władzy, podobnie jak Baskowie. Barcelona poddała się wojskom rebeliantów
dopiero na początku 1939 roku. Franco, skoro tylko doczekał się zwycięstwa, ze szczególną
zaciekłością tępił swobody narodowe Katalończyków, ich język i instytucje. Członkowie lokalnych władz zostali rozstrzelani lub osadzeni w więzieniach. Potocznym określeniem na jeńców
wojennych narodowości katalońskiej było pogardliwe: „te katalońskie psy”. Trzydzieści lat temu
rozpoczął się długi proces wynaradawiania Katalończyków. Jeszcze dziś w Barcelonie, choć jej
rodowici mieszkańcy mówią po katalońsku, nie wychodzi żadna katalońska gazeta, jedynie
pisma dziecięce. Wszelkie urzędowe napisy i ogłoszenia są wyłącznie po hiszpańsku. Języka
uczą tylko niektóre szkoły, a i to nieobowiązkowo, przy czym stopień z katalońskiego na świadectwie szkolnym jest utrudnieniem w przyjęciu na wyższą uczelnię z uwagi na podejrzenie
o… kataloński separatyzm.
Co niedzielę przed olbrzymią gotycką katedrą Barcelony wychodzący z niej wierni formują
duże koło, zrzucają marynarki, układają je wraz z damskimi torebkami i innymi chwilowo niepotrzebnymi drobiazgami na środku wolnej przestrzeni, biorą się za ręce i… to jest właśnie
sardana – ludowy, a chyba też narodowy taniec kataloński, tak popularny, tak bardzo wyrażający patriotyczne uczucia Katalończyków, że swego czasu w państwie frankistowskim zostało
zabronione jego publiczne wykonywanie. Do sardany przygrywa jedenastoosobowa orkiestra,
zwana cobla, złożona z ludowych instrumentów dętych. Taniec trwa dziesięć–piętnaście minut
i kto go usłyszy i zobaczy, nie może oprzeć się pokusie, aby się nie zatrzymać, nie wsłuchać
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 25
w jego dostojny, nostalgiczny puls i… nie włączyć do grona tańczących. Nie ma barcelończyka,
który by nie lubił i nie umiał tańczyć sardany, symbolu jedności katalońskiej mniejszości narodowej, najczęstszego dowodu jej żywego i pogodnego usposobienia. Tańczy się ją wszędzie
i często, a chętnych, wśród nich turystów entuzjastów, nigdy nie brakuje.
Katalończycy, ludzie pracowici, gospodarni, zaradni, zdają sobie sprawę z tego, że ich kraina,
najbogatszy region państwa, jest dla Hiszpanii niezbędna; w większości godzą się na polityczną
do niej przynależność i czują Hiszpanami, ale… chcą równouprawnienia, którego im brakuje
i w pracy, i w życiu publicznym. Tymczasem o rozwoju Barcelony decydują w każdym szczególe
centralne władze w Madrycie, zaś piękny, choć stosunkowo trudny język jest nawet przez wykształconych Hiszpanów nazywany dialektem. Brak nauki katalońskiego w szkole i duża liczba
ludności napływowej w Barcelonie, szukających tu lepszego jutra bezrobotnych z zacofanej Estremadury czy Andaluzji, sprawia, że kataloński zatraca swą czystość, nabiera domieszek hiszpańskich, sprowadzany jest do roli co najwyżej kontaktu ustnego, z pominięciem formy pisanej,
z zaniedbaniem wymogów gramatyki. Katalończycy mówią na co dzień w dwóch językach, lecz
często w żadnym poprawnie. Jak długo w opisanych wyżej warunkach język może się obronić
przed byciem dialektem?
Wysiłki w celu uratowania katalońskiego są prowadzone z równym zapałem, jak i poczuciem
znikomości możliwych do osiągnięcia rezultatów, przez grupkę żarliwych obrońców kultury katalońskiej, pod niechętnym okiem władz i siłami czysto społecznymi. Jedną z takich inicjatyw
jest coroczny dziesięciodniowy zjazd katalońskich intelektualistów, ludzi sztuki, wykładowców
i studentów tego języka z różnych krajów, organizowany w końcu sierpnia pod nazwą Letniego
Uniwersytetu Katalońskiego w Prades, mieście, gdzie zachowano jeszcze czystość języka i kultury tego budzącego podziw swą nieugiętością narodu.
Oli, oli, oli…
Wielki pisarz francuski Anatol France, zapytany, jaka jest tajemnica kunsztu pisarskiego, odpowiedział: po pierwsze jasność, po drugie jasność, po trzecie jasność. Katalońska gospodyni,
indagowana o sekret doskonałego smaku przyrządzanych przez nią potraw, odpowiedziałaby
bez wahania, że jest nim używanie do wszystkiego oliwy. Oli, oli, oli… Czysta oliwa z oliwek
hiszpańskich, oprócz tego oliwki zielone i czarne różnej wielkości i dużo, dużo ryżu do wszystkiego. Kiedy byłem zaskoczony uniwersalnością oliwy, zapytano mnie, na czym się gotuje w Polsce.
No… na maśle, na tłuszczu wieprzowym. Nieokreślona mina moich rozmówców zdawała się
zdradzać refleksję: jak wy możecie to jeść?
Sytuacja odwrotna: na stole stoi ogromny talerz pełen ślimaków. Dziś na obiad będziemy jedli
ślimaki, chwali się gospodyni. Moja nieokreślona mina. Czy w Polsce są ślimaki? Ponieważ o paru
26 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
owocach i warzywach powiedziałem, że u nas ich nie ma, pytano mnie potem nawet: czy są
u was pomidory, a jabłka, a cebula? No są, tylko się ich nie jada. Po czym wytłumaczyłem, że
zbiera się ślimaki i eksportuje do Francji. No, ale dlaczego się nie jada? W przekonaniu moich
rozmówców był to równy brak rozsądku, jak niejedzenie pomidorów czy drobiu. Po długich
rozważaniach, zdziwieniach i marszczeniu brwi zawyrokowano: być może… nie smakują im.
Przybysza z Polski zaskoczą nie tylko tutejsze potrawy, ale i… godziny spożywania posiłków. Śniadanie je się oczywiście przed pójściem do pracy, ale już obiad – między godziną
14 a 16, po czym, z uwagi na upały, przychodzi czas na sjestę. Biura, sklepy i urzędy są nieczynne, miasta pustoszeją, aby znów odżyć późnym popołudniem i wieczorem. Kolacja nigdy
nie jest spożywana wcześniej niż o godzinie 20, a zwykle między 22 a 23. Potem nie idzie
się oczywiście spać, ale wychodzi do miasta, na spacer, do kina czy do teatru, albo po prostu
ogląda telewizję, rezerwującą na te najpóźniejsze godziny dnia najatrakcyjniejsze programy.
Ultrakatolicka telewizja
A więc włączamy telewizor. Wiadomość o śmierci dwojga hiszpańskich alpinistów w górach
Hindukuszu. Niech odpoczywają w pokoju – mówi spiker i dodaje: nie wiadomo, czy zdążyli
pomodlić się przed śmiercią. Przed dziennikiem militarystyczne obrazki w podniosłym duchu.
To reklama służby wojskowej. Żołnierz hiszpański jest pełen dumy, bo broni swojego. Ale co to
znaczy „swoje”? Czyje „swoje” – rządzących czy rządzonych?
Dziennik wieczorny zaczyna się od informacji krajowych. Na ekranie kolejny etap wakacyjnej podróży dyktatora Hiszpanii wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego. Kraj Basków, Galicja,
Asturia. Siedemdziesięciodziewięcioletni staruszek niskiego wzrostu, w ciemnych okularach
i białym garniturze, ściska dłonie ustawionych w szeregu notabli miasta La Coruña w otoczeniu
świty wojskowych i cywili. Następnie Caudillo otwiera największy w Europie kompleks nowoczesnych rzeźni i chłodni. Trochę makabrycznie brzmi ta ostatnia wiadomość. W tym samym
czasie Doña Carmen Polo de Franco inauguruje wystawę nowoczesnego malarstwa, zorganizowaną z okazji oddania do użytku powyższej inwestycji (!). Spiker podaje, że Szef Państwa spędzi jutrzejszy dzień na swym jachcie „Azor”, oddając się ulubionemu sportowi – łowieniu ryb,
zaś po południu otworzy wielki piec huty w Gijón, który otrzyma imię… małżonki generała
Franco. I tak dalej. Po dzienniku novela (tutejszy rodzaj serialu o intrydze w stylu Trędowatej),
amerykański film o „tendencjach humanistycznych”, wreszcie „24 godziny” – północne wydanie dziennika. Trzeba przyznać, że po sztywnej edycji głównej ten sam zespół potrafi wykazać
sporo inwencji i swobody. Okrągły stół, za którym – jak na towarzyskim spotkaniu – grupka dziennikarzy wymienia wrażenia z wydarzeń dnia. Dziennik prowadzi kobieta! Wywiady,
komentarze. Ze znanymi sportowcami – którym mówi się często w oczy, co się o nich myśli,
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 27
z artystami, z ludźmi dnia. Za to za chwilę: „Do jutra, drodzy telewidzowie, jeśli Bóg pozwoli”,
po czym na ekranie parę pobożnych obrazków, stylizowany krzyż, modlitwa Piusa X, siedzący
na fotelu Franco (zdjęcie sprzed lat), hymn narodowy, strzały Falangi i królewski herb Hiszpanii.
Ultrakatolicka telewizja!
Ponad dwadzieścia milionów
Już parę lat temu oficjalne statystyki, notujące ilość przybywających do Hiszpanii zagranicznych
turystów, przekroczyły liczbę dwudziestu milionów rocznie. W czym kryje się źródło masowych
wojaży za Pireneje? Zachodnie, w tym i hiszpańskie biura podróży lansują tezę „Hiszpania jest
inna” – wiadomo, corrida, flamenco, odmienne obyczaje. Ale dużą rolę gra tu też moda i potoczna opinia, że Hiszpania jest nie tylko „inna”, ale i tańsza. Hiszpanie dokonali prostego rachunku:
lepiej zarobić mniej na pojedynczym turyście i przez fakt niskich opłat za usługi zdobyć rzesze
klientów, czyli w sumie – zarobić więcej peset, niż utrzymywać zbyt wysokie stawki, ograniczające przez to ilość mogących sobie na takie ceny pozwolić. Rezultat to owe ponad dwadzieścia
milionów. W tym roku może zresztą trochę mniej, bo cholera odstraszyła sporą ilość cudzoziemców, spędzających rokrocznie urlopy na hiszpańskich plażach.
Dziś turystyka jest najważniejszym „przemysłem” i źródłem dochodu tego kraju, zaś Ministerstwo Informacji i Turystyki – najbardziej znaną za granicą hiszpańską instytucją. Na Zachodzie
na Hiszpanię może sobie każdy pozwolić. Również nam, Polakom, nie czyni się ostatnio żadnych
urzędowych przeszkód – wizę hiszpańską można otrzymać w ciągu jednej godziny za jedyne…
tysiąc złotych.
Pochlebnie świadczy o Hiszpanach fakt, że mimo tak dużego ruchu w interesie nie zatracili
swej wrodzonej bezpośredniości i gościnności w stosunku do każdego cudzoziemca. Nawiązać
znajomość przy opanowaniu chociażby odrobiny języka można wszędzie – na ulicy, w urzędzie,
w barze. W uprzejmości wobec przyjezdnych prześcigają się nie tylko poszczególne miasta, sklepy, biura, ale nawet… ulice. Na jednej z ulic Barcelony zauważyłem olbrzymi transparent, na
którym widniał napis: „Witajcie na ulicy San Pablo”.
Miałem okazję zaobserwować dynamizm i tempo zachodzących tu w dziedzinie turystyki
przemian. Połać dzikiego, skalistego wybrzeża z plażą siedemdziesiąt kilometrów od Barcelony, w Roc San Cayetano. To do niedawna. Dziś trwają tu prace wykończeniowe nad oddaniem
do użytku „typowego miasteczka hiszpańskiego” (jak anonsują duże tablice, rozmieszczone
w pobliżu), przypominającego stylem i urodą skansen Pueblo Español w Barcelonie. Składa się ono
z…„lokali do wynajęcia, z widokiem na morze”, by znów zacytować hasło reklamowe. Miasteczko będące zarazem perłą lokalnej architektury i szczytem ekstrawagancji, rozciąga się na skale
jako malowniczy labirynt krętych uliczek i alei spacerowych, ocienionych palmami. Koronkowe
28 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
mury w stylu mauretańskim, w tonacji od bieli do brązu, ozdobione azulejos (barwnymi kafelkami) dopełniają różnorodności kalejdoskopowych miraży, które są przecież prawdziwe
i dotykalne. Tak można zastawiać sidła na dolarowych turystów…
Kilka kilometrów na północ wieś (czy może już miasto?) Calafell. Opowiadają mi, że kilka lat temu było tu zaledwie parę lichych domków rybackich i… cudna plaża z wodami
o właściwościach leczniczych, bogatymi w algi i w jod. Dziś plaża pozostała, ale reszta zmieniła
się z rybackiej wioski w coś, co po polsku najlepiej chyba oddać słowem „Sopot”. Calafell to
dzisiejsze Clondike Hiszpanii, miejsce, w którym naocznie można zaobserwować żywy proces
przemiany uroków natury w… pieniądze. Całe życie miasta to inkasowanie monet i banknotów przez trzy miesiące lata (czerwiec–sierpień) i… spokojne przygotowywanie nowych inwestycji turystycznych przez resztę roku. Powszedni widok – w skromnym, drewnianym domku dawnych rybaków, pobielonym wapnem i usytuowanym przy nadmorskiej promenadzie, po
prostu wybito przednią ścianę. To wystarczyło, aby otworzyć tu lokal taneczny czynny całą noc
i niesłychanie modny, bo przecież mieszczący się w „autentycznej chacie rybackiej”. Jak widać,
nie tylko wrocławska „Elita” umie zarobić na… kurnej chacie. Dziś można w Calafell leczyć się
w tutejszej wodzie, podziwiać cudne wybrzeże, oddychać morskim powietrzem, roztapiać
w południowym słońcu, bawić w najlepszym międzynarodowym towarzystwie, a nawet…
dostać świeże ryby za słoną cenę (słoną, bo ryby… morskie).
Katalończycy, zwani przez Hiszpanów „katalońskimi buchalterami”, autorzy częstego tu
porzekadła Contra el vici de demanar, la virtut de no donar (Na nałóg proszenia, cnota niedawania), pokazują raz jeszcze, że mają głowę do interesów i wiedzą, jak zasiać pieniądze, aby
zbierać złote żniwo.
W stołecznym tłumie
Położony na wysokości sześciuset pięćdziesięciu metrów nad poziomem morza, w samym sercu Wyżyny Kastylijskiej, Madryt – od 1561 roku stolica Hiszpanii – jest miastem stosunkowo
młodym i bardzo nowoczesnym. To jedna z wielkich zachodnioeuropejskich metropolii, chyba
najmłodsza – bo swój aktualny kształt urbanistyczny zawdzięcza wysiłkowi ostatnich dziesięciu lat. Robi się tu wszystko, aby uświetnić stolicę i trzeba przyznać, tempo zmian jest równie
szybkie jak w Warszawie. Madryt wita nas zresztą… typowo warszawskimi upałami oraz tumanami kurzu i zapachem spalin na jezdniach. Całe strumienie samochodów przelewają się
z jednego końca miasta na drugi. Wśród nich czarne limuzyny z czerwonym poziomym pasem
– to tutejsze taksówki, wszystkie tej samej marki i o tym samym kształcie. Zmienia się tylko
barwny wzór, w zależności od miasta – w Barcelonie np. było to żółte pionowe wcięcie – lecz
kolor auta jest zawsze czarny.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 29
Mówi się tu, że każdy pracujący Hiszpan może sobie kupić tani i praktyczny samochód. Niemal
wyłącznie jest to tutejsza wersja fiata o nazwie „seat” (skrót od: Hiszpańskie Towarzystwo Samochodów Turystycznych), w różnych odmianach. Nierzadko jednak posiadanie samochodu trzeba
okupić nawet czternastogodzinną pracą w dwóch różnych miejscach, a służy on raptem do paru
niedzielnych wypadów za miasto w ciągu miesiąca, bo do pracy i tak dojeżdża się szybciej metrem lub autobusem. O ile oczywiście ma się pracę. Gazety podają, że w pierwszym kwartale
1971 roku ponad pięćdziesiąt tysięcy Hiszpanów opuściło kraj jako emigranci zarobkowi. Będzie
się ich wykorzystywać w Szwajcarii czy Niemieckiej Republice Federalnej do najgorszych, najniżej płatnych zajęć.
Jaki widok przedstawia codzienny Madryt? Mniej tu drzew na ulicach niż w Barcelonie, inne
mundury regulujących ruch policjantów, więcej ślepców i inwalidów na rogach ulic i przed witrynami sklepów. To najczęściej ofiary wojny domowej – dziś sprzedawcy losów loterii państwowej, które się tu zresztą określa mianem „kuponu ślepca” (cupón del ciego). Monopol na rozprowadzanie losów posiada stowarzyszenie ślepców i w ten sposób są one rodzajem nowoczesnej
jałmużny.
Można też kupić na ulicy czy w kioskach z pocztówkami i tytoniem, oznaczonych narodowymi
kolorami (złoty i czerwony), kupony tutejszego totolotka, bo właśnie zaczęły się rozgrywki ligi
piłkarskiej i mieszkańcy dużych miast mają oprócz corridy nowe źródło cotygodniowych emocji.
Okolice stadionu El Manzanares w sobotnie czy niedzielne popołudnie wypełnione są tak gęstym
tłumem, że trudno się przez nie przebić pojedynczym przechodniom odmieńcom (bo nie idą na
mecz), czy też samochodom. Franco, wzorem rzymskich cezarów, dał ludziom igrzyska i… ma na
ogół spokój i posłuch. Południowe temperamenty wyładowują się na stadionach i arenach, tym
żyje cała Hiszpania i wszystkie środki masowego przekazu w dni fines de semana (weekendu).
Każde wielkie miasto ma swoje „znaki szczególne”. W Paryżu jest to Wieża Eiffla, w Warszawie… pewien pałac, w Madrycie – z pewnością Torre de Madrid, czyli Wieża Madrytu – trzydziestoczteropiętrowy drapacz chmur, wypełniający część jednej ze ścian pięknego Placu Hiszpanii. Oczy Polaka przyciągają w Torre de Madrid trzy okna na szóstym piętrze, objęte napisem
„LOT – Líneas Aéreas Polacas”. Napis widać z daleka i jest on sygnałem zainicjowania czy raczej
wznowienia polskiej obecności za Pirenejami.
Wracam do domu na położoną w pobliżu ulicę Fomento. To nazwa, którą zna każdy mieszkaniec Madrytu. Tu, w trzypiętrowej, ponurej kamienicy z zamkniętymi zawsze okiennicami, mieści się komisariat policji „La Latina”, miejsce tortur bojowników Republiki wkrótce po zakończeniu wojny domowej. Kto trafił na calle Fomento (ulicę Fomento), najczęściej stamtąd nie wracał.
Ale dziś, zgodnie z hiszpańskim kolorytem, o parę kroków dalej mam kościół, gdzie co wieczór
chór mniszek śpiewa swe modlitwy i odmawia różaniec, a po drugiej stronie winiarnię, gdzie
30 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
za butelkę doskonałego stołowego wina płacę siedem peset (około pięciu złotych). Jesteśmy
w Hiszpanii…
Skąd Hiszpanie wracają?…
… z dalekiej wracają podróży. Pan Miguel M. Rodríguez San Vicente, młody hiszpański pracownik tutejszego biura LOT-u, chwali się, że był już dwa razy w Polsce i że ogromnie go nasz
kraj zaciekawił. Na towarzyskim spotkaniu, całkiem przypadkowo, odnajduję uczestników stupięcioosobowej hiszpańskiej wycieczki, którą parę tygodni wcześniej spotkałem we Wrocławiu.
A zatem Hiszpanie wracają z… Polski i oczywiście – pełni wrażeń. Nauczyli się trochę polskiego. Wiedzą np., że najczęściej używany polski zwrot brzmi „nie ma”. Hiszpańscy turyści
zetknęli się również w Polsce z wieloma sprawami, których nie rozumieją. Nie mogą pojąć,
dlaczego nie buduje się w Polsce odpowiedniej ilości hoteli, skoro gdy przyjeżdżają turyści,
brakuje miejsc; dlaczego w rejonie jezior mazurskich nie można nigdzie przyzwoicie ulokować
większej grupy turystów, chociaż jeziora te stanowią w swej urodzie rzecz niepowtarzalną,
a dla Hiszpanów zupełnie nieznaną; dlaczego nie ma napojów chłodzących z lodu; dlaczego istniejące w sprzedaży napoje z owoców cytrusowych są tak niedobre; dlaczego są takie ogromne
kolejki na postojach taksówek; dlaczego jest taki tłok w środkach lokomocji itp., itd. Byłbym
chętnie odpowiedział na te pytania, ale sam nie znajduję zadowalających wyjaśnień.
Hiszpanie byli zachwyceni naszą gościnnością i serdecznością, z jaką ich wszędzie przyjmowano, a zwłaszcza w Międzynarodowym Hotelu Studenckim we Wrocławiu. Usiłowali przy tym
wymówić poprawnie nazwę naszego miasta, chociaż sprawiało im to dużo trudności. Opowiadali o głębokim wrażeniu, jakie na nich wywarł Oświęcim. To, co tam zobaczyli i usłyszeli, było
dla nich niemal w całości nieznane. Wrócili pełni uznania dla naszej odbudowy, dowiedziawszy
się o wojennych spustoszeniach kraju. Podróż do egzotycznej Polski i spędzone tu dwa tygodnie
będą długo pamiętać…
Spacerkiem po kinach
Mimo dobrze już zaawansowanego września w Madrycie trwa sezon ogórkowy. Żadnych wystaw, przeglądów, imprez międzynarodowych, opera wciąż nieczynna, Pantomima Tomaszewskiego już przed miesiącem wróciła do Wrocławia, a tutejsze teatry oferują z rzadkimi wyjątkami programy rozrywkowe, przygotowane dla zabicia letniej nudy. A więc… może do kina? Na
premierę Love Story jeszcze musimy trochę poczekać, możemy za to obejrzeć francuski melodramat Umrzeć z miłości, włoskie Słoneczniki (I girasoli) z Sofią Loren czy wreszcie superatrakcję
nowego sezonu, film Vadima I Bóg stworzył kobietę, z pierwszą rolą filmową Brigitte Bardot.
Można też zobaczyć opera omnia naszego rodaka Polańskiego, ale znalazłszy się w jednym
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 31
z tutejszych kin na Matni stwierdzam z przykrością, że brakuje pewnej sceny męsko-damskiej,
rozgrywającej się nad brzegiem morza. I to nie za sprawą „kinooperatora – hobbysty”, a hiszpańskiej cenzury obyczajowej, wycinającej z zasady wszystkie łóżkowe sceny. Nie jest to zresztą
jeszcze najgorsze, bo co śmielsze filmy zagraniczne po prostu nie trafiają na ekrany Hiszpanii.
Barceloński tygodnik filmowy „Nuevo Fotogramas” zamieszcza na ten temat poniższy dowcip:
fotografia z nowego dzieła prawomyślnego kina hiszpańskiego przedstawia dwie bohaterki
pensjonarki zatopione w następującej rozmowie: „Powiedz, kochana, kiedyż obejrzymy sobie
najnowszy film zagraniczny?”. „Wtedy, najdroższa, gdy Pasolini i Ken Russell (autor prezentowanego w Wenecji filmu Diabły z Loudun) wrócą na drogę cnoty”.
Hiszpańscy widzowie mogą co prawda korzystać z silnie rozbudowanej sieci kin studyjnych,
wyświetlających interesujące programy w oryginalnej wersji językowej (w pozostałych kinach
wszystkie filmy są zdubbingowane), ale prezentowane tam obrazy pochodzą sprzed dobrych
kilku lub kilkunastu lat.
Wybieramy zatem jedno z licznych tu kin non-stop, pokazujących filmy powtórkowe po dwa
na raz i za dosłowne grosze. Oglądamy adaptację XIX-wiecznej powieści znanej również w Polsce, Siostra Sulpicja (La hermana San Sulpicio). W roli głównej – pełna temperamentu i urody
Carmen Sevilla, która jako siostra zakonna, opiekująca się chorymi, rozkochuje w sobie dyrektora
szpitala, śpiewa, tańczy, gra na gitarze, a nawet… walczy z bykami na arenie (!). Codzienna
prasa przynosi wiadomość, że ten sam reżyser, Luis Lucia, kręci kolejną adaptację powieści. Tytuł lekko zmieniony: Buntownicza nowicjuszka, gatunek – musical. Inny film – Ojciec Manolo
z Manolo Escobarem – przedstawia karierę duchowną w tonacji… rozśpiewanej i roztańczonej.
Znany piosenkarz gra tu młodego księdza, który pokazywaniem sztuczek z kapeluszem i zajączkami oraz śpiewaniem przeboju pod nazwą „Droga do Pana” zdobywa pieniądze na potrzeby
swojej biednej parafii.
Pamięć historii, pamięć współczesności
W Teatro de la Comedia jedyna aktualnie propozycja serio teatrów madryckich, Tiempo del 98
Juana Antonia Castro, podejmuje odwieczny temat: Hiszpania, ale jaka…? Jak wiadomo, w roku
1898 Hiszpania straciła Kubę, przegrywając wojnę ze Stanami Zjednoczonymi. Było to szokiem
dla społeczeństwa hiszpańskiego i skłoniło grupę intelektualistów i pisarzy do założenia ugrupowania nazwanego wkrótce „pokoleniem 98” oraz postawienia przytoczonego wyżej pytania.
Sztuka odtwarza atmosferę tego okresu, ukazuje załamanie się mocarstwowej pychy i arogancji,
w jakiej prasa i szkoła wychowywały ówczesne społeczeństwo. Funkcję antycznego chóru spełnia stadko pensjonarek, recytujących pod batutą (czy raczej rózgą) nauczycielki oficjalną wersję
historii Hiszpanii, jej wielkości i chwały.
32 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Autor sztuki głosi pacyfizm i rozsądek, występując przeciwko wszelkiemu ogłupianiu ludzi,
czy to przez prawienie o zamierzchłej potędze, czy przez tradycyjną corridę. Idee obrazoburcze,
jak na tutejsze stosunki, podsumowuje pytanie rzucone w stronę publiczności: czy rok 1900
i wiek XX przyniosą narodziny nowej Hiszpanii? Aktualność stawianych tu na scenie problemów
sprawia, że pytanie to jest przejrzystą aluzją do sytuacji dzisiejszej Hiszpanii, „jednej, wielkiej,
wolnej”.
Kończy się spektakl i jego odtwórcy, ludzie młodzi, adepci sztuki aktorskiej, wychodzą na
ulicę i mieszają się po chwili z tłumem przechodniów. Czy ich zespół podzieli los grupy „Tábano” („Giez”), której pełne śmiałej kpiny z hiszpańskich przywar przedstawienie Castañuelas ’70
(Kastaniety ’70) oglądałem rok temu w Madrycie, a która dziś ma przedłużone wakacje, bo
nowa inscenizacja, zatytułowana El retablo del fletista (Szopka flecisty), hiszpańska wersja sztuki katalońskiego pisarza Jordi Teixidora, została zdjęta z afisza następnego dnia po premierze?
Pytanie o przyszłość Hiszpanii zadają dziś sobie wszyscy – ale na odpowiedź musimy jeszcze
trochę poczekać.
(1971)
Srebroń czy Srebrzynek? Dwa polskie przekłady
Elegii Andaluzyjskiej Juana Ramona Jimeneza
Juan Ramón Jiménez (1881–1958), poeta hiszpański odznaczony w roku 1956 literacką nagrodą Nobla, wciąż pozostaje bliżej nieznany polskiemu czytelnikowi. W latach 1956–1963 opublikowano zaledwie około dwudziestu krótkich utworów przełożonych na nasz język, rozproszonych w kilku antologiach. Były to kolejno: Smak winnic Twoich Mikołaja Bieszczadowskiego
(Warszawa, 1956), Wędrująca granica Jana Zycha (Kraków, 1961), Andaluzja i Kastylia Jana
Winczakiewicza (Londyn, 1963) oraz Z hiszpańskiego przekłady poezji Janusza Strasburgera
(Warszawa, 1965).
Jiménez wkroczył do katalogów polskich bibliotek przede wszystkim napisaną w latach
1907–1916 Elegią andaluzyjską o hiszpańskim tytule Platero y yo. Jest to zbiór krótkich poematów prozą, ewokujących wędrówki autora po andaluzyjskim miasteczku Moguer i jego okolicach w towarzystwie osiołka imieniem Platero. Platero jest powiernikiem pisarza, autor dzieli
się z nim swymi spostrzeżeniami i przemyśleniami o charakterze pogodnej, poetyckiej refleksji
nad światem i życiem. Owo niecodzienne zestawienie podmiotu poetyckiego i bezpośredniego odbiorcy – osiołka nadaje utworowi charakter książki dla dzieci. Osobowość Platera jest
przy tym osobowością dziecka, co decyduje o przystępności książki, w odróżnieniu od trudnej,
estetyzującej poezji Jimeneza. Pomijając tu problemy poetyki i warsztatu twórczego pisarza,
wypada jednak podkreślić, że właśnie ten utwór został udostępniony polskiemu czytelnikowi
i to aż w dwóch wersjach: Srebroń i ja, w przekładzie Floriana Śmieji (Oficyna Poetów i Malarzy,
Londyn, 1961) oraz Srebrzynek i ja, w przekładzie Janusza Strasburgera (Pax, Warszawa, 1962).
Skłania to do podjęcia próby studium porównawczego obu przekładów i wyciągnięcia wniosków natury ogólnej, dotyczących zagadnień teorii przekładu artystycznego.
W materii tak delikatnej i subiektywnej jak przekład literacki, a zwłaszcza przekład poezji
(w wypadku Jimeneza chodzi o utwór pisany prozą poetycką), trudno sformułować „naukowe” kryteria oceny wartości danej wersji językowej czy też szczegółowe zasady, których przestrzeganie miałoby obowiązywać tłumacza. Niemniej istnieją pewne refleksje natury ogólnej,
stanowiące próbę systematyzacji pojęć związanych z teorią przekładu artystycznego. Mamy
z nimi do czynienia zarówno w wypowiedziach samych tłumaczy, jak i w licznych artykułach
czy publikacjach krytyków bądź historyków literatury. Przystępując do analizy przekładów Platero y yo, chciałbym oprzeć się na pewnych kryteriach i stwierdzeniach ogólnych, a w trosce
o ich jednolitość odwołam się do jednego źródła – będzie nim referat wygłoszony w 1970 roku
na zjeździe tłumaczy Związku Radzieckiego przez Giwi Gaczecziładze (streszczenie w „Literaturze na Świecie”, nr 1, maj 1971).
34 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Jego zdaniem pojęcie przekładu artystycznego nie może być zdefiniowane tylko jako przekazanie tekstu z jednego języka na drugi; przekład artystyczny ma znamiona twórczości oryginalnej i charakter aktu twórczego, stąd indywidualne cechy tłumacza mają prawo zaznaczyć
się w nowej wersji językowej. Niemniej jednak, z uwagi na transponowanie rzeczywistości już
stworzonej, przekład ma wyszukać w języku, w jakim powstaje, ekwiwalenty struktur artystycznych oryginału – nie na zasadzie tekstualnej zbieżności, lecz odbiegającej często od niej
zbieżności artystycznej. W przypadku przekładu poetyckiego twórczy charakter jest szczególnie
uwydatniony i stąd: „Ze wszystkich rodzajów przekładu artystycznego przekład poetycki najsilniej jest związany z ojczystym językiem tłumacza i tradycjami jego literatury” (tamże, s. 143).
Przejdźmy do przedstawienia obu konkretnych wydań książki Jimeneza i autoprezentacji
obu tłumaczy.
Pierwszym chronologicznie polskim przekładem Jimeneza jest wydanie opatrzone tytułem
Srebroń i ja. Przekład podpisany przez Floriana Śmieję obejmuje czterdzieści dziewięć spośród
stu trzydziestu ośmiu utworów składających się na oryginał. W krótkiej nocie końcowej tłumacz, charakteryzując twórczość poety, nie daje żadnych uwag o swoim warsztacie, zaznaczając tylko, że chodzi o wybór i że w pracy często korzystał „w serdecznej zwadzie” z pomocy
Tadeusza Sułkowskiego, jednego z „najgorętszych miłośników” Jimeneza, zmarłego przed ukazaniem się książki1.
Janusz Strasburger, autor wydania pt. Srebrzynek i ja, na końcowych stronicach książki rozważa szczegółowo trudności wynikające z charakteru oryginału, który cechuje rozmaitość rytmów, tonacji i stylów, zagęszczenie i zwartość obrazów poetyckich, wreszcie „hiszpańska nonszalancja” autora, wyrażająca się w przeplataniu zdań krótkich z „labiryntami składniowymi”,
czy w powtarzaniu w jednym ustępie tych samych wyrazów. Tłumacz zwraca przy tym uwagę
na pewne utrudniające przekład cechy brzmieniowe polszczyzny: „nasz skupiający nieustannie
spółgłoski język niełatwo się nagina do harmonijnej płynności prozy poetyckiej (…)”2.
Spośród czterdziestu dziewięciu utworów przełożonych przez Śmieję, sześć nie zostało
uwzględnionych w przekładzie Strasburgera (obejmującym ich łącznie sto piętnaście). W porównaniu ograniczę się zatem tylko do tych czterdziestu trzech utworów, które mają po dwie
polskie wersje językowe.
Rozważmy najpierw sprawę dość zasadniczą, bo narzucającą się przy pierwszym kontakcie
z książką – jej polski tytuł. Wyraz Platero wywodzi się od la plata (srebro) i jest imieniem, jakie autor nadaje swemu osiołkowi. Strasburger oddał je po polsku jako „Srebrzynek”, Śmieja
jako „Srebroń”. Otwarte zostaje pytanie, które brzmienie jest przyjemniejsze w odbiorze dla
1
2
Zob. Od tłumacza, w: J. R. Jiménez, Srebroń i ja, Londyn, 1961, s. 67.
Zob. J. Strasburger, Posłowie, w: J. R. Jiménez, Srebrzynek i ja. Elegia andaluzyjska, Warszawa, 1962, s. 177.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 35
polskiego ucha. Być może „Srebrzynek”, zdrobnienie o potocznym sufiksie (Murzynek, synek,
kominek itd.). Słowo to jest miękkie, pieszczotliwe – tak rzeczywiście mógłby polski Jiménez
nazwać swego osiołka.
Ale „Srebroń” góruje m.in. zbliżeniem fonicznym do oryginału, co uzyskuje, zachowując grupy
spółgłoskowe z „r” /sr, br/ i częste w hiszpańskim miękkie „n”. Słowo „Srebroń” ma swój rodowód
w polskiej tradycji literackiej (Leśmian)3 i ludowej – podobnie utworzono „turonia” od „tura”,
a „Srebroń” to też określenie zwierzęcia; zatem ten termin, trzymający się powinowactw językowych na polskim gruncie głębszych niż potoczne zdrobnienie na „-ynek”, a przy tym bardziej
„hiszpański”, wydaje się przez to przeważać nad „Srebrzynkiem”, a w każdym razie spełniać
w większym stopniu wspomniany przez cytowanego tu teoretyka postulat szczególnie silnego
osadzania przekładu poetyckiego w tradycji literackiej języka, na który się tłumaczy.
Ze względu na to, że w przekładzie poetyckim dobór wyrażeń, oddających obrazy poetyckie
oryginału, jest w dużej mierze sprawą indywidualnych odczuć i upodobań tłumacza, w analizie
dwu przekładów Jimeneza będę przede wszystkim wskazywać na istniejące różnice i rozbieżności, pozostawiając często otwartą sprawę wypowiedzenia się za jedną lub drugą wersją. Pracę
obu tłumaczy będę się starał scharakteryzować w oparciu o pewne kryteria oczywiste, jak dobór
i rozpiętość słownictwa odzwierciedlającego struktury semantyczne oryginału, precyzyjność
użytych określeń, problem zbieżności tekstualnej a artystycznej, dosłowności i opisowości,
wreszcie wierność hiszpańskiej specyfice utworu, jego andaluzyjskiemu kolorytowi, uwidocznionemu w warstwie językowej, i próby polonizowania pewnych realiów obyczajowych czy też
leksykalnych.
Zacznę od spraw leksykalnych, doboru słownictwa u obu tłumaczy. Język Platera jest językiem
poezji, pełnym może nie tyle wyszukanych słów (choć często są to słowa rzadkie), ile nieoczekiwanych skojarzeń, połączeń kilku prostych terminów, dających nową poetycką wartość. Dlatego
też istotne jest znalezienie terminów polskich nie tylko adekwatnych, ale i wartościowych poetycko, niebanalnych, świeżych.
Porównajmy wybrane z tekstu przykłady.
nr str. Jiménez4
nr str. Śmieja
nr str. Strasburger
11
celestes
morados
7
Modre
fiołkowe
7
niebieskie
fioletowawe
16
juegan a asustarse
9
bawią się w strachy
9
straszą się tam dla zabawy
Por. B. Leśmian, „Srebroń”, w: Poezje zebrane, Warszawa, 1957, s. 368.
Wszystkie cytaty z hiszpańskiego tekstu utworu według wydania argentyńskiego użyczonego autorowi przez Jana Zycha: Buenos Aires, 1961,
Editorial Losada.
3
4
36 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
nr str. Jiménez
nr str. Śmieja
nr str. Strasburger
107
va a salir
34
lada chwila może wyjść
65
wychynie się nagle
222
con un indefinible ama- 52
rillor
ma ździebełko żółtości
151
z nieokreślonym żółtym odcieniem
Podkreśliłem wyrazy i zwroty z przekładu Strasburgera ustępujące swym odpowiednikom
w tekście Śmieji: te ostatnie odznaczają się większą prostotą i trafnością, odnajdując w języku
polskim sformułowania, dla których często Strasburger poszukuje formy opisowej, a przez to
bardziej prozaicznej. Kolejne zestawienie wydobywa inne usterki przekładu Strasburgera, polegające przede wszystkim na dosłownym przełożeniu wyrazów, które przez ten zabieg tracą
swoje piękno, czasem zaś po prostu śmieszą z uwagi na kontekst.
nr str. Jiménez
nr str. Śmieja
nr str. Strasburger
16
en ese brusco cambiar de la 9
infancia
w nagłej odmianie
kaprysu
17
la primavera os asustará, 10
como un mendigo, enmascarado de invierno
przerazi was wiosna, niby 9
żebraczka, przebrana za
zimę
wiosna przestraszy was,
jak ów żebrak, ukryta pod maską zimy
20
(un enjubre de rosas) se 11
enredora, queriendo retenerlo, a su trote
(roje róż) uwikłanych u je- 11
go nóg, by go zatrzymać
(roje róż) wplątały się,
by go wstrzymać, w jego kroki
42
el regalo de la gracia
16
wdzięk
22
błogosławieństwo
łaski
42
padre más que poeta
16
tkliwszego ojca niż poetę
22
ojca jeszcze bardziej
niż poetę
65
juegos sin razón
18
płoche igraszki
36
igraszki bez sensu
93
mi despertar se abre siem- 26
pre en uno de tales amables espectáculos
97
una triste silla
104
consiente el robo de una 33
abeja
za jego zgodą okrada go 62
pszczoła
przyzwala na rabunek
pszczoły
115
(ojazos) de una blanda 35
dureza
ślepia łagodne ale i uparte 68
łagodnie twardymi
ślepiami
144
un Ángelus duro y aban- 42
donado
Anioł Pański surowy
i samotny
Anioł Pański, twardy
i opuszczony
28
9
w jednym z nagłych
przeskoków dzieciństwa
zawsze się budzę na po- 53
dobnie rozkoszny widok
moje przebudzenie
otwiera się zawsze na
jeden z takich miłych
widoków
liche krzesło
smutne krzesło
36
89
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 37
Zamiast wyrazów prostych, a przy tym używanych w danej sytuacji w naszym języku, Strasburger kopiuje zbyt często układ stylistyczny czy składniowy właściwy tylko mowie hiszpańskiej.
Braki tego rodzaju trafiają się i w przekładzie Śmieji, są jednak dużo rzadsze, np.:
nr str. Jiménez
nr str. Śmieja
nr str. Strasburger
42
viendo (…) el dorado pa- 16
sar de los gloriosos
na złoty spacer błogo- 22
sławionych
jak przyjęci do chwały
przeciągają w złocie
107
magnético salón encantado
34
magnetyczny i cudowny 65
salon
magiczna komnata zaczarowana
139
resuena en el cielo de la
mañana de fiesta
39
rozlega się po rannych 84
niebiosach święta
brzmi na niebie świątecznego ranka
Porównajmy obecnie oba przekłady z punktu widzenia inwencji tłumaczy, wybiegającej ponad to, czego się domaga sam tekst, lub indywidualizującej go według temperamentu autora
przekładu, w myśl realizacji słusznego, a wspomnianego tu już hasła, głoszącego, że przekład
jest aktem twórczym.
nr str. Jiménez
nr str. Śmieja
nr str. Strasburger
12
se quedan mirándolo
7
przystają, aby mu się
przypatrzeć
8
16
que de al río seco otro
9
co wychodzi na wyschnię- 9
tą rzekę
co zmierza ku wyschniętemu korytu rzeki
inne mówi, że nie widzi
drugi powiada, że nie
widzi (chodzi o dziecko –
przyp. PS)
dice que no ve
przypatrują się mu ze
znawstwem
przy różach bezrównych
22
obok róż niezrównanych
por miedo de que se murie- 13
ra (el canario)
aby nie umarł
37
żeby nie skonał
por las lilas
po bzie
42
al lado de las rosas únicas
66
16
79
el sol de la tarde
24
100
(pajarillo) pia (golondrina) 32
silenciosa
130
en el trigo
133
por los Agentes de mi Au- 37
toridad
159
las mujeres de Millet
30
46
wieczorne słońce
skroś bzy
46
słońce wrześniowe
(mały ptaszek) piska mil- 60
cząca
piszczy bezgłośna
w pszenicy
wśród zbóż
76
przez moich policjan- 79
tów
przez Funkcjonariuszy mej
Władzy
niewiasty Milleta
kobiety Milleta
99
38 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
nr str. Jiménez
nr str. Śmieja
164
rosales áureos
47
srebrne krzaki róży
103
złociste róże
207
los chamarices
50
wilgi
140
Ptaszyny
253
los chamarices
62
wilgi
171
Dzwońce
257
las oropéndolas
63
wilgi
174
Wilgi
232
en un alegre alboroto
53
w radosnym (…) rozho- 155
worze
w radosnym […] zamieszaniu
wolne bicie dzwonu z 156
wieży w miasteczku
powolne wydzwanianie
godziny przez zegar na
wieży miasteczka
la hora lenta que daba el
reloj de la torre del pueblo
nr str. Strasburger
Zebrane przykłady i podkreślone w nich sformułowania nie zostały tu przedstawione tylko
po to, by służyć za przedmiot krytyki. Część z nich zawiera interesujące próby wyjścia poza
zwroty powszechnie stosowane, sięgnięcia do neologizmów, jakie stały się już wartością polskiej tradycji poetyckiej (owe skroś, bezrówne, bezgłośny, piska). Inne nie wykraczają poza
dowolność, do jakiej tłumacz ma prawo (bicie dzwonu zamiast wydzwanianie godziny, wśród
zbóż zamiast w pszenicy). Ale część wprowadza terminy trochę źle odnajdujące się w danym
kontekście (owo dziecko, które powiada, czy kanarek, który skonał); słowa, których nie było
w oryginale (koryto rzeki, przypatrywanie się ze znawstwem), czy które w oryginale miały inne
odpowiedniki (słońce wrześniowe zamiast wieczorne, róże srebrne zamiast złociste). Charakterystyczne są kłopoty obu tłumaczy z przekładaniem nazw ptaków; o ile dla Śmieji zarówno
chamariz jak i oropéndola to wilga, Strasburger raz pisze dzwoniec, a raz – dla tego samego
słowa oryginału – zadowala się wymijającym stwierdzeniem, że chodzi o bliżej nie zidentyfikowaną ptaszynę. Widać również leciutkie ślady staropolskiej kultury literackiej Śmieji, gdy
zamiast gwaru, zamieszania pisze o rozhoworze, a kobietę zastępuje niewiastą.
Równie ciekawego materiału porównawczego dostarczają te partie tekstu, w których obaj
tłumacze po swojemu zrozumieli oryginał, idąc za wieloznacznym sformułowaniem Jimeneza
albo za osobistym, lecz błędnym odczuciem sensu przekładanego zdania czy zwrotu.
nr str. Jiménez
nr str. Śmieja
nr str. Strasburger
16
entre tanta negrura
10
w grubym już mroku
9
pośród tej czarnej doli
23
aceitosos y peludos por
12
oliwkowe i kudłate
12
zatłuszczonych i kudłatych
las altas eras
klepiska
zagony
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 39
nr str. Jiménez
nr str Śmieja
nr str Strasburger
93
envocadora de parajes
clásicos
26
przypomina antyczną
posiadłość
53
wyczarowującego pejzaż
klasyczny
94
una teja
27
kamienna płyta
54
Dachówka
164
el sol hacía jardín la estan- 47
cia abierta
słońce uczyniło z ogro- 103
du otwarte mieszkanie
słońce w ogród zmieniło
pokój na oścież otwarty
207
empieza, como el año pa- 50
sado, a parecer divina
zaczyna się wydawać jak 140
łoński rok, boska
zaczyna, jak przed rokiem,
wydawać się boską
219
/en las manos/ de estos 51
gitanos astrosos
w ręce łotra cygana
w ręce któregoś z umorusanych Cyganów
148
Z podobnych sytuacji częściej obronną ręką wychodzi Strasburger niż Śmieja, u którego spotykamy zarówno sporo terminów źle przełożonych, jak też sformułowania wypaczające to, co
chciał powiedzieć Jiménez, poprzez niewłaściwą konkretyzację luźnej hiszpańskiej składni.
Dalszy punkt porównań i oceny to kwestia osadzenia w polszczyźnie niektórych specyficznie
hiszpańskich terminów, słów rzadko używanych, wreszcie imion własnych ludzi i miejsc. Jest to,
szerzej rzecz ujmując, problem hiszpańskiego kolorytu i jego zachowania lub polonizacji. Podejście obu tłumaczy do omawianego problemu jest tu zdecydowanie odmienne.
nr str. Jiménez
nr str. Śmieja
nr str. Strasburger
16
la sobrina del Pájaro Verde 10
siostrzenica Pájaro Verde
24
en la calle de Enmedio, en 13
el Pozo del Concejo
na ulicy Enmedio, w Pozo 13
del Concejo
na Środkowej, w studni
Rady Miejskiej
32
la dehesa de los Caballos
na pastwisku Caballos
pastwisko koni
15
9
16
do strumienia Lilii
Wodnych
do strumyka wśród żółtych irysów
arroyo de los lirios amarillos
bratanica Zielonego Ptaka
36
nad Strumieniem
Topoli
65
arroyo de los chopos
18
do strumyka u topól
115
Asnografía, s. f.
35
Asinografia, rzeczownik 68
rodzaju żeńskiego
Asnografía, s. f.
133
sin su correspondiente
Sálamo o bosal
37
bez sálamo, czyli
kagańca
79
bez odnośnego Kapistrum,
czyli kagańca
164
patio
47
podwórko
103
Patio
40 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
nr str. Jiménez
245
251
nr str. Śmieja
nr str. Strasburger
con sus monteras de crista- 57
les de color
dachy miasteczka o kolo- 162
rowych szybach
la Virgen de la Peña
Virgen de la Peña
el agua de la noria de hu- 61
erto
14
woda z ogrodowej studni
170
trasy miasteczka, ich
„monteras”5 z kolorowych szyb
Dziewica ze Skały
woda z norii w ogrodzie
(noria=żuraw)
Trudno wyrokować, czy bardziej dopuszczalne jest tłumaczenie imion własnych na język
polski, kiedy pochodzą one od przedmiotów konkretnych (Strasburger), czy też zostawianie
ich w wersji oryginału (Śmieja); przy tym drugim zabiegu nie od rzeczy byłoby opatrzenie
tekstu objaśnieniami tłumacza. Niemniej jednak przy pierwszej metodzie budzi zastrzeżenia
nieograniczoność, z jaką Strasburger ją stosuje, co sprawia, że w jego przekładzie strumień
obrzeżony topolami czy strumień, w którym rosną wodne lilie, przybiera nazwę strumienia Topoli czy strumienia Lilii Wodnych, co jest odstępstwem od oryginału. W innym miejscu pisana
dużymi literami nazwa Pozo del Concejo otrzymuje kształt konkretnej studni Rady Miejskiej,
a pastwisko o nazwie Caballos zmienia się w pastwisko koni. Niekonsekwencją Strasburgera
jest przy tym pozostawienie w pełnym hiszpańskim brzmieniu domniemanego hasła słownikowego: Asnografía, s. f.; nie każdy polski czytelnik zobowiązany jest wiedzieć, że s. f. oznacza
rzeczownik rodzaju żeńskiego.
Obaj tłumacze grzeszą poza tym pozostawieniem w tekście polskim paru rzadkich wyrazów hiszpańskich bez dodatkowych wyjaśnień. Jak ma bowiem zidentyfikować zdany na
własne siły czytelnik słowa noria, monteras czy sálamo? Trzeba jednak podkreślić, że w tym
ostatnim przypadku Strasburger trafnie zastąpił ów rzadki termin, wyparty przez słowo bosal
(kaganiec), równie rzadkim i starym polskim słowem kapistrum, doskonale mieszczącym się
w kontekście (chodzi o tekst pisany urzędowym, pełnym patyny językiem: ogłoszenie alkada
o nagonce na bezpańskie psy).
Ciekawe jest podejście obu tłumaczy do partii tekstu pisanych gwarą andaluzyjską, a więc
zabarwionych lokalnym kolorytem językowym. Porównajmy kilka przykładów:
nr str. Jiménez
16
5
nr str. Śmieja
– Mi pare tié un reló e 9
plata,
– Y er mío un cabayo.
– Y er mío una ejcopeta.
Montera to rodzaj nakrycia głowy, a również szklany dach.
nr str. Strasburger
– Mój ojciec ma srebrny 9
zegarek.
– A mój konia.
– A mój strzelbę.
– Mój ociec ma zegarek
ze śrybra.
– Mój mo kunia.
– Mój mo scelbe.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 41
nr str. Jiménez
nr str. Śmieja
nr str. Strasburger
97
– Cuando yego ar puen- 28
te –me dijo– ya v’usté,
zeñorito, ahí ar lado que
ejtá, m’ahogo…
– Kiedy dojdę do mo- 57
stu – rzekła do mnie – o
tam, widzi pan?… duszę
się…
Kiedy dochodzę do mostu – powiedziała mi – to
widzi pan, paniczu, choć
on jest tak bliziutko, tuż
obok, duszę się.
164
– Puej no l’a faltao na.
– Toć niczego nie brako- 103
wało
– Przecie mu nic nie
brakło.
46
Zeñorito: ¿ejtá ahi eze
médico?
(tekst nie przełożony 24
przez Śmieję)
Panicu, cy tu jest
lekoz?
314
¡Dioj quía que no je queme
nesta noche muchaj
naranja!
(jak wyżej)
Daj Boże, żeby nam nie
zwarzyło tej nocy wielu
pomarańczy!
47
144
Strasburger w stopniu większym niż Śmieja uwzględnia w swoim przekładzie właściwości
gwary andaluzyjskiej. Dość przekonująco brzmi, a przy tym ma swoje polskie odnośniki, użycie
np. słowa ociec przy przekładzie pare (w obu zostaje opuszczona jedna spółgłoska, por. padre),
czy oddanie hiperpoprawnej wymowy zeñorito (zamiast señorito) polskim mazurzeniem panicu; podobnie cy, lekoz, scelbe (co prawda polskie rz nie ulega mazurzeniu) itp. Część wybranych
tu przykładów z tekstu Strasburgera nie zaznacza jednak istniejącego w oryginale zabarwienia
gwarowego. Śmieja poza jednym toć zamiast hiszpańskiego puej, nie sili się na wydobycie żadnych lokalizmów ani też o nich nie wspomina w swych uwagach „Od tłumacza”; w ten sposób
zabieg stylizacyjny autora pozostaje niedostępny czytelnikowi jego przekładu.
Dla porównania warto zauważyć, że Claude Couffon, autor francuskiego przekładu (liczącego
siedemdziesiąt sześć utworów), nie uwzględnia zupełnie andaluzyjskiego dialektu. Jeden z cytowanych wyżej fragmentów oryginału brzmi we francuskim wydaniu następująco:
– Mon père a une montre en argent.
– Et le mien, un cheval.
– Et le mien, un fusil6.
Różne jest także podejście obu tłumaczy do znajdujących się w tekście fragmentów wierszowanych. Strasburger stara się dać im nie tylko formę wiersza, ale też podejmuje, co prawda dyskusyjną, próbę oddania np. specyficznego „zaciągania” ludowej kołysanki, podczas gdy
Śmieja zdaje się nie przykładać do tego większej wagi, poprzestając na wiernym oddaniu słów
oryginału.
6
J. R. Jiménez, Platero et moi, Paris, 1956, s. 67.
42 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Jiménez
94 Mi niiiño se va a dormiii
en graassia de la Pajtoraaa...
…y por dormirse mi niñooo
se duerme la arrulladoraaa
Śmieja
27 Mój synek zasypia
dla swej pasterki.
A ponieważ mój synek śpi,
zasypia jego piastunka.
Strasburger
54 Śpi dzieciątko moje, śpiii
w pieczy dobrej Pasterkiii
…i kołysząc dziecinęęę
mama uśnie też krzyneeę
Jak zaznacza Strasburger w swym „Posłowiu”, jego przekład jest najobszerniejszy z istniejących. I dlatego ciekawe są powody, jakie przytacza on na wytłumaczenie dokonanych opuszczeń. Są to: nieprzetłumaczalne lokalizmy andaluzyjskie, powtarzanie tych samych motywów,
niższa wartość artystyczna oraz „rażące nasze niehiszpańskie kryteria estetyczne momenty
brutalnego naturalizmu”7.
Przyjmujemy wstępnie trzy pierwsze powody. Ale wydaje się, że – tak zresztą otwarcie sformułowana! – ingerencja w kształt artystyczny utworu Jimeneza, jaką jest opuszczenie pewnych fragmentów li tylko z uwagi na odmienne „kryteria estetyczne”, jest rzeczą zaskakującą
w poważnym literackim przekładzie, a przy tym wypaczającą sposób jego oddziaływania przez
pominięcie właśnie typowo hiszpańskich fragmentów gwoli zadośćuczynienia poczuciu…
wewnętrznej cenzury obyczajowej tłumacza.
Próbowałem odnaleźć w opuszczonych dwudziestu trzech utworach ów „brutalny naturalizm”. Jeden z nich, El potro castrado, jest przejmującym, a przy tym pełnym taktu aluzyjnym
opisem „pozbawienia piękności” młodego ogiera. Inny, o tytule Cmentarzysko (El moridero),
mieści się w wyborze Śmieji. Posłuchajmy najbardziej „rażącego” fragmentu, w którym autor
zastanawia się, co się stanie ze Srebroniem po śmierci:
Nie będziesz miał poszarpanych i zakrwawionych przez kruki żeber, niby szkielet łodzi w purpurowym zachodzie, nie będziesz obrzydłym widokiem dla faktorów, jadących o szóstej na stację San Juan. Nie będziesz także,
wzdęty i sztywny w wądole wśród zgniłych ślimaków, straszyć ciekawskich chłopców (…)
7
Strasburger, op. cit., s. 176.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 43
Fragment ten, co prawda operujący dość mocnymi obrazami, jest przecież istotnym przykładem Jimenezowskiej refleksji nad śmiercią, nad przemijaniem, nad losem, jaki czeka po zgonie
ciało tak człowieka, jak i zwierzęcia. Triumfuje tu zresztą optymizm i pogoda: Srebroń zostanie
pogrzebany
pod wielką, kulistą sosną, a szczygły, wilgi i zięby w wiecznie zielonej koronie będą zawieszały misterny okap
muzyki między jego spokojnym snem a niezmiennym błękitem nieskończonego nieba nad Moguer8.
Kolejne znaki zapytania prowokuje opuszczenie, by powołać się tylko na różnice między wyborem Śmieji a „pełnym” przekładem Strasburgera, takich utworów jak El Rocío czy Trzej Królowie
(Los Reyes Magos). Pierwszy ewokuje pełen bogatych, malowniczych szczegółów, ruchu i życia
odpust miejscowej Matki Boskiej z Rocío i opisuje ludową procesję, przeciągającą ulicami. Trzej
Królowie to znów pełen barwy zapis nieznanych nam zwyczajów, związanych ze świętem Trzech
Króli. Czyżby to święto, dlatego że obchodzone egzotycznie, było „nieprzetłumaczalnym lokalizmem andaluzyjskim”?
Nie sposób też przejść do porządku dziennego nad pominięciem Bajki (La Fábula), przytoczonej zresztą in extenso w podręczniku Marii Strzałkowej9.
Jest to, zważywszy, że Jiménez obrał sobie bohatera zwierzęcego, rodzaj credo twórczego autora, w którym zwierza się on, dowcipnie i kąśliwie, ze swej odrazy do bajek, gdzie zwierzęta
muszą „paplać głupstwa ustami bajarzy”. Istotne dla książki jest zawarte tu stwierdzenie autora, że przez szacunek dla Srebronia nie każe mu mówić ani też nie czyni go bohaterem bajki,
przyjmując jego rżenia jako wystarczające wypowiedzi. Opuszczenie tej Bajki nie tłumaczy się
żadnym z czterech wspomnianych powodów.
Wnioski, jakie nasuwa studium porównawcze obu polskich przekładów, będą z konieczności
pobieżne i niepełne. Sam dobór materiału porównawczego, choć w zamyśle możliwie pełny, jest
przecież tylko wyborem, a nie porównaniem całości tekstu (z przyczyn, które na wstępie przedstawiłem).
Charakteryzując pracę obu tłumaczy, należy podkreślić, że starali się uwzględnić zasady języka, na jaki dokonywali przekładu; sięgali do jego tradycji literackich, szczególnie poetyckich;
widoczne są też w obu wersjach indywidualne cechy temperamentu twórczego tłumaczy, dochodzące do głosu dzięki pewnej licencji poetyckiej. Niemniej jednak Śmieja, chociaż potrafi
znaleźć trafne polskie odpowiedniki wielu poetyckich sformułowań oryginału, ujawnia często
błędne zrozumienie poszczególnych słów czy zwrotów składniowych; z kolei Strasburger, celnie
8
9
Oba cytaty za wydaniem londyńskim, s. 14.
M. Strzałkowa, Historia literatury hiszpańskiej, Wrocław, 1966, s. 260–261.
44 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
precyzując wieloznaczność niektórych zdań, wykazuje dużą niestaranność w rozlicznych partiach swego przekładu, które cechuje często opisowość, a przez to prozaiczność, dosłowność,
zatem nieadekwatność artystyczna wielu zwrotów.
Przekład poetycki jest oddaniem w innym języku określonej harmonijnej rzeczywistości artystycznej, tworzącej pewną całość osadzoną w tradycji literackiej, a często i specyfice obyczajowej danego kraju. Obaj tłumacze pamiętali o tym, ale w różny sposób. Strasburger – przez
daleko posunięte zabiegi oddające andaluzyjski koloryt utworu; owe partie pisane gwarą,
specyficzne formy ludowego wiersza, terminy typu patio, noria itp. zdają się świadczyć o dużej
sumienności autora przekładu, trosce o zachowanie w polskim języku regionalnego charakteru
książki. Ale sprawą co najmniej niejasną pozostaje pominięcie w przekładzie, który rości sobie
uzasadnione zresztą prawa do bycia najobszerniejszym, pewnych fragmentów bardzo hiszpańskich przez swą wymowę estetyczną z uwagi na ich dyskusyjny „brutalizm”. Zatraca się w ten
sposób różnorodność, a przy tym i jednolitość (w sensie integralności różnych jej aspektów)
poetyki Platero y yo.
Wygląda to paradoksalnie, ale Śmieja, dając niewiele ponad jedną trzecią tekstu oryginału,
uniknął podobnych potknięć i dał wprawdzie tylko wybór, ale za to bardzo reprezentatywny.
Zachował bowiem poematy najistotniejsze z punktu widzenia estetyki i myśli autora. Szkoda wszak, że równocześnie pominął niemal zupełnie specyfikę andaluzyjską, a hiszpańskość
w warstwie językowej ograniczył do mechanicznego pozostawienia bez zmian imion własnych
oryginału.
Przedstawione porównanie prowadzi do pewnych wniosków ogólniejszej natury. Przekład
Strasburgera opublikowany został bezpośrednio po ukazaniu się wyboru Śmieji, dokonanego
reprezentatywnie, na wysokim i wyrównanym poziomie sztuki translatorskiej, dającego czytelnikowi wystarczającą orientację w charakterze Platero y yo. Jest on mało dostępny, ale czy to
powód wystarczający do rozpoczynania tego samego przedsięwzięcia raz jeszcze, od początku,
przez innego tłumacza? Wersja Strasburgera jest dostępna i obszerna, ale przez to nie staje
się osiągnięciem większej wagi niż wersja Śmieji. Dość istotne rozbieżności między oboma
przekładami wiążą się z ich niedoskonałością zauważalną w obu przypadkach. Mając aż dwa
przekłady Platero y yo, nie mamy ani jednego, który by nie nasuwał zastrzeżeń.
(1972)
Profesor Florian Śmieja pracował nad rozszerzeniem i udoskonaleniem swego przekładu przez
kolejne lata. Efektem jego długotrwałego wysiłku translatorskiego stało się pełne, dwujęzyczne wydanie książki w prywatnym wydawnictwie Wacława Bagińskiego, sponsora wielu
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 45
inicjatyw hispanistycznych (Wrocław, 1997, 361 s.). Autor tej noty opatrzył ową edycję „Wstępem” napisanym na życzenie tłumacza (s. 5–18). O recepcji Jimenezowskiego arcydzieła na polskim gruncie językowym zob. P. Sawicki, Polskie peregrynacje osiołka z Moguer, „Odra”, 1997,
nr 1, s. 62–65.
(2012)
Część druga
Literatura, historia, polityka
I. Klasycy współczesności i ich polskie przekłady
Recepcja twórczości literackiej Vicente Blasco Ibañeza
w Polsce w okresie międzywojennym
Pisarz hiszpański Vicente Blasco Ibáñez (1867–1928) urodził się w Walencji, a zmarł w Mentonie (Francja) jako emigrant polityczny, przeciwnik dyktatury Primo de Rivery. Od najmłodszych
lat pasjonował się w równym stopniu polityką i działalnością społeczną, co uprawianiem literatury. Był według własnego określenia człowiekiem czynu, który tylko od czasu do czasu pisze
książki. Jego burzliwe i barwne koleje życia, umiejętność trafnej obserwacji środowisk, z którymi się zetknął, dostarczyły mu tematów do ponad czterdziestu tomów powieści, opowiadań,
dzienników podróży, broszur politycznych, szkiców i rozpraw, nie licząc rozległej twórczości
dziennikarskiej i kilkunastu tytułów powieści odcinkowych (tzw. folletines) z okresu młodzieńczego. Jest to dzieło bogate i różnorodne, składające się z kilku wyraźnie zarysowanych grup
tematycznych, odpowiadających poszczególnym etapom życia pisarza i rodzajom aktywności,
jakiej się w tych okresach poświęcał.
Najciekawsze i najbardziej wartościowe są utwory o zabarwieniu regionalnym i społecznym z lat 1894–1905. Blasco Ibáñez dał w nich plastyczny obraz społeczeństwa hiszpańskiego, wstrząsanego konfliktami klasowymi, ideologicznymi i religijnymi. W następnych latach
pisywał głównie powieści obyczajowe, w których dominowały wątki miłosne i sensacyjne.
Powtarzając te same wzory intrygi i typy postaci, stał się modnym, szeroko przekładanym
twórcą literatury rozrywkowej. W latach dwudziestych był etatowym „ambasadorem” literatury swego kraju, jako jedyny niemal pisarz hiszpański znany szerokiemu ogółowi. Ponad
milion egzemplarzy powieści La barraca (znanej u nas jako Ziemia przeklęta) wydanych w różnych językach do roku 1925, czy dwa miliony łącznego nakładu Czterech jeźdźców Apokalipsy
w samych tylko Stanach Zjednoczonych – są miarą powodzenia Ibañeza na światowym rynku
czytelniczym. Prócz sprzyjających pisarzowi okoliczności historycznych na sukcesie tym zaważyły takie względy, jak nieskomplikowana konstrukcja jego utworów, ich łatwość i dostępność
dla każdego typu odbiorcy, pełna napięcia akcja, barwność i egzotyka opisywanych środowisk,
wreszcie silnie zarysowane indywidualności bohaterów, opętanych jakąś życiową pasją, promieniujących aktywnością i energią. Przygoda, miłość, sensacja, wsparte nieprzeciętnymi
umiejętnościami narratorskimi, gwarantowały powodzenie u szerokiej publiczności, z myślą
o której tworzył autor w okresie szczytowego rozgłosu.
Blasco Ibáñez trafił do Polski w chwili, gdy pogłębiająca się nieznajomość literatury hiszpańskiej wśród naszej „publiczności czytającej” i elity umysłowej kraju skłoniła nielicznych
znawców i propagatorów „hiszpańszczyzny” do wypowiedzi ostrych w tonie i zdecydowanych.
„Hiszpańska literatura jest tak świeża i tak bogata – wołał Stanisław Wędkiewicz w głośnym
50 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
studium Zaniedbana dziedzina humanistyki („Przegląd Współczesny”, 1928) – że w interesie
rozwoju intelektualnego nie wolno nam dłużej zaniedbywać tego źródła duchowej podniety”;
Stanisław Windakiewicz zawstydzał rodaków słowami: „Nie jesteśmy w pełnej mierze Europejczykami, bo całą piersią literaturą europejską nie oddychamy”. Apele rzucane przez Sobeskiego, Brahmera, Essmanowskiego, Boyégo i innych miały na celu to samo: uświadomienie
sobie przez polskich czytelników, wydawców i tłumaczy bliskości kultury hiszpańskiej i polskiej
(wbrew komunałom o egzotyce kraju za Pirenejami), wagi języka i literatury Hiszpanii w piśmiennictwie europejskim, a w konsekwencji – konieczności rozwoju studiów hispanistycznych i upowszechniania w Polsce hiszpańskiej twórczości literackiej. Kontakty obu literatur,
choćby tylko ograniczone do przekładów, wymagały wyjścia poza utarte ścieżki wiodące przez
obszary języka francuskiego, angielskiego czy niemieckiego, tradycyjnie znane polskiemu czytelnikowi, celem odkrycia – jak stwierdzał Bogdan Richter („Przegląd Bibliograficzny”, 1925)
– „talentów, których tragedią jest, że się urodziły w Hiszpanii, a nie w sąsiedniej na przykład
Francji, tragedią, znajdującą u nas zupełne zrozumienie, gdyż ilu to autorom polskim do sławy
europejskiej przeszkadza to, że są Polakami”. „Literatura hiszpańska czeka na kogoś, kto by jej
olbrzymie przestrzenie swoim trudem intelektualnym przeorał tak, jak to uczynił Boy-Żeleński
z literaturą francuską” – dodawał niestrudzony tłumacz i wydawca, Edward Boyé.
Podejmując rzucone przez siebie wyzwanie i zamieniając słowa w czyn, tłumacz Życia snem
zainicjował, z pomocą Towarzystwa Wydawniczego „Rój”, Bibliotekę Hiszpańską i Hispanoamerykańską, jednak przedsięwzięcie to zakończyło się rychłym fiaskiem po wydaniu kilku powieści Barochy i Unamuna, pisarzy trudnych, w dodatku reprezentowanych w Bibliotece utworami
zbyt wyszukanymi formalnie, o mało atrakcyjnej fabule i kapryśnym stylu (Jarmark głupców,
Perwersyjna zmysłowość, Mgła). Inne przekłady ze współczesnej literatury hiszpańskiej były
w Polsce zjawiskami sporadycznymi: kilka sztuk laureata Nobla, Jacinta Benavente, grywanych
w polskich teatrach, pojedyncze wydania Valle-Inclana (Sonata wiosenna i letnia) i Palacio Valdesa (Grzesznica święta) – to cały nasz międzywojenny dorobek w tym względzie. Oczywiście,
z pominięciem Blasco Ibañeza, tłumaczonego i wydawanego chętnie i obficie. Walencki pisarz
funkcjonuje tu na prawach potwierdzającego regułę wyjątku, a koleje jego polskiej recepcji nie
ustępują powodzeniu, jakie odnosił we wszystkich innych krajach, zwłaszcza jeśli za miernik
przyjąć ilość przekładów jego utworów na nasz język.
Inauguruje je już w roku 1905, siedem lat po ukazaniu się oryginału, tłumaczenie głośnej
powieści La barraca pod polskim tytułem Rudera. Po kilku latach wychodzą Katedra (1910)
i Umarli rozkazują (1911), nie wzbudzając większego zainteresowania, co po części tłumaczy
dłuższą przerwę w wydawaniu Blasco Ibañeza, trwającą aż do roku 1925, to jest do ugruntowania się międzynarodowej sławy pisarza. Fala przekładów następujących w latach 1925–1933
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 51
w tempie iście lawinowym (cztery edycje w roku 1925, cztery – w 1926, trzy – w 1927, pięć –
w 1928 itd.) jest wyrazem mody na autora Czterech jeźdźców Apokalipsy, przyniesionej do nas
z zachodniej Europy w kilka lat po osiągnięciu tam swego punktu szczytowego i zaakceptowanej szybko tak przez wydawców, jak przez rzesze czytelników, na życzenie których pojawiały
się liczne wznowienia najpopularniejszych powieści. Do roku 1938 wydano łącznie osiemnaście
utworów Blasco Ibañeza, czyli blisko połowę jego literackiego dorobku, a łącznie ze wznowieniami – dwadzieścia siedem. Stan ten, nieporównywalny z recepcją żadnego z pisarzy hiszpańskich
tak współczesnych, jak i klasycznych, trwał w Polsce trwał aż do roku 1933, kiedy to szczęśliwa
passa autora zaczęła przemijać.
Jakie dzieła doczekały się w pierwszym rzędzie polskiej szaty językowej? „Tłumaczono – jak
pisał Witkowski – przeważnie powieści z okresu najnowszego, wybierając utwory aktualne
i sensacyjne”. Były to głównie książki najgłośniejsze, o emocjonującej intrydze i rozbudowanym
wątku miłosnym, ale swej polskiej reprezentacji doczekały się wszystkie okresy twórczości pisarza, łącznie z najcenniejszymi w jego dorobku powieściami regionalnymi o tematyce walenckiej.
Tytuły, jakimi je opatrywano, często nie pozwalały się domyślić, do jakiego utworu oryginalnego
się odnoszą (przykładem Tancerka szpieg w miejsce Mare nostrum, czy Tajemnica jeziora zamiast
Trzciny i błoto, hiszp. Cañas y barro), brzmiały jednak atrakcyjnie i zachęcająco dla szerokiej publiczności, o którą zabiegali polscy wydawcy.
Sukces pisarza był głównie sukcesem czytelniczym, jego dużą poczytność w różnych kręgach
odbiorców podkreślała jedna z recenzji słowami „książka Blasco Ibañeza potrafi zaciekawić każdego”. Jak pisała Aniela Mikucka w „Wiadomościach Literackich” (1933), w gustach polskiego
czytelnika przed wojną uderza „olbrzymie zainteresowanie obcą literaturą współczesną”, przy
czym „powodzenie niektórych autorów jest zupełnie niezależne od ocen oficjalnej krytyki literackiej”. Maksymilian Józef Ziomek zwracał uwagę na poczytność pisarzy „erotycznych, nastrojowych i obyczajowych” (u kobiet) oraz „autorów powieści sensacyjnych, kryminalnych, a także
społecznych i historycznych” (u mężczyzn). Ibáñez, łączący „erotykę” z „sensacją”, mógł zatem
zyskać rozgłos u czytelników obu płci. Tanie, popularne wydania jego utworów (np. w Bibliotece Groszowej), liczne wznowienia czy koncentracja wielu tytułów w krótkich odcinkach czasu
świadczą, że tak właśnie było. Badania czytelnictwa powieści w krakowskich bibliotekach, przeprowadzone przez Ziomka w roku 1931, dają pisarzowi czterdzieste drugie miejsce z trzydziestoma dziewięcioma tomami przeczytanymi przez trzydzieści osób z grona tysiąca ankietowanych.
Był on jedynym twórcą hiszpańskim spośród setki uwzględnionych autorów, zaś wśród pisarzy
obcych zajmował pozycję dwudziestą szóstą. Statystyka ta co prawda nie pozwala zaliczyć
Ibañeza do najbardziej ulubionych beletrystów polskiej publiczności okresu międzywojennego,
ale należy docenić miejsce, jakie w niej osiągnął, na tle całkowitej niemal ignorancji literatury
52 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
hiszpańskiej w Polsce, jej zdecydowanie ubocznej i dalekiej pozycji w tabeli upodobań czytelniczych, w której dominowali Anglosasi, Niemcy i Francuzi.
Utwory autora Ziemi przeklętej przekładało kilkunastu tłumaczy (wśród nich tak znani jak
Boyé, Hajota czy Zdzisław Milner), przy czym zaledwie około połowy przekładów dokonano
bezpośrednio z hiszpańskiego, a co najmniej dziewięć z francuskiego. Potwierdza to zestawienie oryginału z obiema wersjami obcojęzycznymi – francuską i polską. Skróty wprowadzone
przez translatorów francuskich, korygujące najczęściej rozwlekłość i erudycyjność pierwowzoru, ulegały wyraźnemu poszerzeniu w wydaniach polskich, co niejednokrotnie prowadziło do
zniekształcenia i zubożenia oryginału (jak we Wrogach kobiety, gdzie przez opuszczenie partii
opisowych o istotnym znaczeniu pozostawał sam szkielet fabularny, a z pojedynczych zachowanych zdań konstruowano nowy tekst). Ingerencja w kształt językowy i stylistyczny przybierała różne formy. Dodawano np. mające wzmagać emocje czytelnika określenia typu „gorący
koral jej zmysłowych ust, wezbranych żądzą”, czy „różaniec dzikich rozkoszy” – albo też, dla
odmiany, cenzurowano śmielsze opisy scen miłosnych. Wulgaryzacji słownictwa, pretensjonalności i rozwlekłości stylu cechującej większość przekładów towarzyszyło zagubienie kolorytu
lokalnego oraz polonizacja regionalizmów i terminów specyficznie hiszpańskich (humorystyczne rezultaty dają podobne zabiegi w powieści Sangre y arena, polski tytuł: Krew na arenie, poświęconej corridzie). Książki Blasco Ibañeza traktowano często jako produkt handlowy
i poddawano specyficznej obróbce dla dogodzenia gustom najbardziej prymitywnym. Analiza
przekładów dostarcza tu licznych materiałów ilustrujących przedwojenne praktyki wydawnicze i translatorskie, dokonywane w sposób świadomy na dziele artysty.
Można w związku z tym zaryzykować twierdzenie, że w wielu wypadkach utwory Blasco
Ibañeza, funkcjonujące w średnim obiegu literackim prozy hiszpańskiej niżej od elitarnych
powieści typu intelektualnego pióra Azorina, Gomeza de la Serna czy Pereza de Ayala, lecz
znacznie wyżej niż rozpowszechnione w Hiszpanii na początku XX wieku powieści erotyczne
i pornograficzne spod znaku tzw. novela copiosa, trafiały w swej polskiej szacie językowej
do niższego obiegu literackiego, do literatury popularnej w typie prozy uprawianej przez
Mniszkównę. Jednocześnie zmieniała się społeczna sytuacja komunikacyjna tych utworów,
w szczególności zaś sposób ich odbioru przez polskiego czytelnika. Niektóre z powieści zaangażowanych społecznie, czy choćby zawierających pewne elementy ideologiczne lub polityczne i spełniających przez to określone funkcje dydaktyczne wobec czytelnika hiszpańskiego,
w swym polskim kształcie językowym, poprzez opuszczenie czy zniekształcenie odnośnych fragmentów, miały już tylko wartość czysto rozrywkową, służąc zabawieniu czytelnika odprężającą
lekturą pozbawioną głębszych refleksji. Jest to między innymi przypadek Bodegi, gdzie dokonano licznych cięć cenzuralnych, a także, choć w mniejszym stopniu, Mare nostrum i Wrogów
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 53
kobiety, utworów o dużym ładunku antywojennym, przekształconych u nas w sensacyjne, wyprane z politycznych aluzji romansidła.
Wymienione zjawiska rodziły osobliwy dysonans pomiędzy recepcją wydawniczą i czytelniczą
Blasco Ibañeza z jednej strony, a jego recepcją krytyczną z drugiej. Dysonans ten był szczególnie wyraźny w początkowym okresie odbioru pisarza na gruncie polskim. Kolejne ukazujące się
wtedy przekłady nie potwierdzały pochlebnych opinii o autorze, zawartych w pierwszych artykułach krytycznych typu informacyjnego, które powstały w oparciu o lekturę oryginałów lub były
przedrukowane z drobnymi zmianami ze źródeł obcojęzycznych, najczęściej francuskich. Dzieła
oceniane wysoko przez krytykę światową i zajmujące ważne miejsce na tle współczesnej prozy
hiszpańskiej u nas mieściły się raczej w kręgu literatury popularnej, co wywoływało konsternację
i dezorientację tej części polskiej krytyki (dodajmy: części przeważającej), która nie znała oryginałów. W dodatku informacje o pisarzu, czerpane na ogół z drugiej ręki, były ogólnikowe, pełne nieścisłości, ograniczone głównie do prezentacji jego bogatej i barwnej biografii, przy czym
samą twórczość zbywano w nich zdawkowymi pochwałami, pełnymi obiegowych frazesów.
Kompetentnego i rzeczowego omówienia swego dzieła doczekał się Blasco nie ze strony naszej
krytyki literackiej, a środowisk romanistycznych (Brahmer, Wędkiewicz, Dzierżykraj-Morawski)
i tłumaczy – hispanistów (Boyé, Baturewicz, Milner). Było to spojrzenie w miarę obiektywne,
choć ulegające początkowo presji wysokiej opinii współczesnych o pisarzu.
Odwoływanie się przez część piszących do tekstu mitycznego, nieznanego ani czytelnikowi,
ani recenzentom czasopism, i idące w ślad za nim rozdwojenie sądów, to pierwszy etap postawy polskiej krytyki wobec autora Mare nostrum. Stosunek ten przeszedł następnie znamienną
ewolucję: w miarę poznawania z polskich przekładów jego głośnej i okrzyczanej twórczości
entuzjazm piszących zaczynał chłodnąć, a w kolejnych wypowiedziach pojawiał się już rosnący
krytycyzm i podejrzliwość. Pisarz okazywał się „przereklamowanym”, jego rozgłos – przesadnym i nieuzasadnionym. O ile jeszcze w roku 1925 wołano o przekład słynnych utworów walenckiego autora, to już kilka lat później nastąpiło zrozumiałe uczucie przesytu spowodowanego
zalewem niskiej jakości tłumaczeń. Recenzje z polskich wydań, od początku nieliczne, w latach
trzydziestych przestały się w ogóle pojawiać. Należy zresztą raczej mówić nie o recenzjach,
a o krótkich notach informacyjnych, ograniczających się do przedstawienia problematyki i fabuły
utworu, z dodatkiem paru epitetów o pisarzu i jego stylu. Tego rodzaju charakter miały również kilkuwierszowe wzmianki o niektórych przekładach w najpoważniejszym piśmie literackim
tego okresu, „Wiadomościach Literackich”, które tylko za życia Blasco Ibañeza pisały o nim szerzej
i w przychylnym tonie. W tej sytuacji bez echa przeszły dzieła godne zauważenia i wnoszące
trwałe wartości do rodzimej powieści, jak utwory regionalne czy Bodega. Odium, jakie spadło
na pisarza ze strony polskiej krytyki literackiej, przenosiło się na całą współczesną literaturę
54 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
hiszpańską, której nasz autor – według błędnej, ale rozpowszechnionej opinii współczesnych
– miał być najlepszym reprezentantem. Blasco Ibáñez nie przyczynił się u nas do popularyzacji literatury swego narodu, choć rolę taką odegrał w wielu innych krajach, np. w Stanach
Zjednoczonych, gdzie jego twórczość utorowała drogę dziełom klasyków prozy XIX-wiecznej
i współczesnego mu „pokolenia 98”.
Gwałtowna, choć krótkotrwała poczytność przedstawiciela odległej nam i mało znanej literatury hiszpańskiej, jakim był Vicente Blasco Ibáñez, daje się porównać pod pewnymi względami z nieco wcześniejszym zjawiskiem recepcji polskiego pisarza, Henryka Sienkiewicza, w Hiszpanii. Obu twórcom przypadł zaszczyt reprezentowania całej współczesnej literatury swych
krajów, informowania obcego czytelnika o życiu, obyczajowości, historii swych narodów. Obaj
doczekali się popularności masowej, uznania nie tyle ze strony krytyki, ile najszerszego kręgu odbiorców, trafili „pod strzechy” – chociaż w przypadku Blasco Ibañeza dzieło jego straciło
dość szybko swą aktualność i nie zapadło głębiej w świadomość czytelniczą, ustępując miejsca
innym, nowszym pisarzom. Dzisiaj już mało kto u nas pamięta autora Krwi na arenie, podczas
gdy Sienkiewicz jest regularnie wydawany w Hiszpanii i ceniony jako posiadacz najwyższego
trofeum literackiego, nagrody Nobla, do której Blasco Ibañezowi było w latach dwudziestych
tak blisko i która by mogła utrwalić jego popularność.
(1974)
Bohaterowie czy uzurpatorzy?
Francisco Ayala (ur. 1906), autor Uzurpatorów1, jeden z najciekawszych współczesnych pisarzy
hiszpańskich, dopiero pół wieku po swym debiucie trafił do polskiego czytelnika. Twórca oryginalnych powieści i opowiadań był z wykształcenia prawnikiem i socjologiem. W roku 1931
obronił doktorat na Uniwersytecie Madryckim, a dwa lata później objął katedrę prawa ustrojowego, którą kierował do wybuchu wojny domowej. W jej następstwie wyemigrował do Argentyny, gdzie kontynuował swą działalność naukową, ogłaszając liczne prace z zakresu socjologii,
ekonomii i polityki. W latach pięćdziesiątych przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, by na
kilku uniwersytetach amerykańskich wykładać literaturę hiszpańską. Jednocześnie zajmował
się krytyką literacką, współpracując z wieloma czasopismami amerykańskimi i hiszpańskimi.
Dość rzadko natomiast przypominał czytelnikom o swym talencie prozatorskim, pisząc powoli
i publikując niewiele.
Po pierwszych utworach z okresu przedwojennego, powstałych w kręgu modnych w latach
dwudziestych prądów awangardowych i zdradzających już głęboką wrażliwość, liryzm i umiejętności narratorskie Ayali, następuje w jego twórczości dłuższa przerwa aż do roku 1949. Ukazują się wtedy jednocześnie dwa zbiory opowiadań: Los usurpadores, o tematyce zaczerpniętej
z odległej historii Hiszpanii, i La cabeza del cordero (Łeb barana), gdzie pisarz analizuje problemy
etyczne zrodzone przez hiszpańską wojnę domową; jak sam powie, interesuje go „wojna domowa w sercach ludzi”. Pełnym pesymizmu obrazem ludzkich namiętności, przedstawionych
w groteskowym i humorystycznym ujęciu, jest Historia de macacos (Historia makaków, 1952),
tom opowiadań rozgrywających się współcześnie w bliżej nieokreślonym kraju kolonialnym.
Szczytowym osiągnięciem artystycznym Ayali pozostają jak dotąd dwie krótkie powieści z lat
1959–1962, Muertes de perro (polski tytuł: Zdechnąć jak pies)2 i El fondo del vaso (Dno szklanki),
związane wspólnym miejscem akcji (kraj w Ameryce Łacińskiej, gdzie następuje załamanie się
rządów dyktatorskich) i podobną wizją człowieka – zdegradowanego, poniżonego, opętanego
zwierzęcymi instynktami, które są konsekwencją zaniku wartości moralnych, jaki cechuje –
zdaniem autora – współczesny świat.
Ayala jest typem pisarza intelektualisty, o uniwersyteckim rodowodzie, zainteresowanego
moralnymi aspektami ludzkiego postępowania, a szczególnie ciemnymi siłami popychającymi
jednostkę do gwałtu i zbrodni. Z upodobaniem demaskuje i analizuje właściwe człowiekowi
instynkty i namiętności, powołując do istnienia świat koszmarny i groteskowy, w którym coraz
1
F. Ayala, Uzurpatorzy. Przełożyła Zofia Wasitowa, Warszawa, 1975. Ayala, nestor hiszpańskich pisarzy, zmarł 3 listopada 2009 roku, w wieku
103 lat.
2
Zob. Ayala, Zdechnąć jak pies. Przełożył Henryk Czesław Śliwiński. Posłowiem opatrzył Piotr Sawicki, Kraków, 1977.
56 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
rzadziej pojawiają się odruchy dobroci i szlachetności. Atmosfera jego powieści i opowiadań
jest niepokojąca, czasami nawet niesamowita, ale dzięki bogactwu zastosowanych środków
artystycznych, sugestywnemu obrazowaniu, plastycznemu i pełnemu odcieni językowi, skłonni jesteśmy poddać się magii jego sztuki pisarskiej i uwierzyć w wizję świata i człowieka, jaką
tak konsekwentnie roztacza w swoich utworach.
W Uzurpatorach Ayala sięga do historycznych lub legendarnych epizodów ojczystych dziejów, wybierając momenty szczególnie sporne i kontrowersyjne z okresu kształtowania się królestw przyszłej Hiszpanii, a następnie – potęgi jej imperium. Interesuje go bohater walczący
o zdobycie lub utrzymanie władzy i destrukcyjny wpływ tych zabiegów na ludzką psychikę
i moralność. Historia jest tu pretekstem do rozważań o naturze człowieka, w istocie niezmiennej przez wieki i wciąż bardziej podatnej na zło niż na dobro, ale opowiadania Ayali, penetrujące mroczne głębie dusz władców Półwyspu i tajemne sprężyny ich zamierzeń, decyzji i postępków, są jednocześnie pełną pasji polemiką z oficjalną wersją historii Hiszpanii, przedstawianą
jakże często jako pasmo zwycięstw, sukcesów politycznych i mądrych, dalekowzrocznych działań. Pisarz ożywia postacie zastygłe we wspaniałych pozach na nagrobkowych pomnikach,
by obnażyć ich ludzką próżność, ambicję i pychę, przykryte maską szlachetności i dbałości
o interesy państwa. Można by powiedzieć, że wywołuje upiory zmarłych przed wiekami książąt
i królów, uzurpatorów i samozwańców, biskupów i inkwizytorów, i oddaje im głos, by mogli
własnym językiem wyspowiadać się ze swych namiętności.
Siedem opowiadań zakończonych rodzajem epilogu (Rozmową zmarłych w ostatniej hiszpańskiej wojnie domowej) poprzedzonych zostało obszernym wstępem, rzekomo napisanym
przez „nieznanego dziennikarza i archiwistę miasta Coimbra” na prośbę jego przyjaciela –
autora. Trudno mówić o książce pominąwszy ten zagadkowy tekst, wyjaśniający motywy, które
skłoniły socjologa i profesora uniwersyteckiego do powrotu do twórczości nowelistycznej. Wydaje się, że autor, sam będąc doświadczonym krytykiem literackim, zabawił się tu w komentatora swych dokonań twórczych, wtajemniczając czytelnika we własne zamysły artystyczne
i broniąc się przed ich wypaczeniem przez krytykę; w tym celu wymyślił sobie postać „archiwisty z Coimbra”, którego tożsamość jest równie niesprawdzalna jak tożsamość niektórych bohaterów opowiadań. Byłby to zatem rodzaj pomysłowej igraszki literackiej, wyrafinowanej kpiny
z krytyki, której pozostała jedynie iluzoryczna możliwość polemizowania z odautorską wykładnią tez zawartych w książce. Wstęp określa bowiem w sposób precyzyjny i nie podlegający
dyskusji zasadniczy sens utworu – jest nim przekonanie, że „władza, jaką człowiek sprawuje
nad swoim bliźnim, zawsze jest rodzajem uzurpacji” (stąd tytuł tomu), interpretuje sposób
zilustrowania tej tezy w poszczególnych opowiadaniach, a także naświetla stosunek autora
do historycznych bohaterów, do historii podporządkowanej tu ideologicznym i artystycznym
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 57
zamierzeniom twórcy, wreszcie omawia zastosowaną w każdej z nowel technikę literacką. Jedynie ocena realizacji autorskich intencji pozostawiona została czytelnikom.
Tematem książki jest żądza władzy, kim są jednak tytułowi uzurpatorzy? Przydomek ten, jak
się zdaje, dałoby się w większości przypadków przypisać nie tyle głównym bohaterom opowiadań, ile ich antagonistom uczestniczącym w rozgrywkach o wpływy, jakie są osią konstrukcyjną
poszczególnych historii. Każda władza jest uzurpacją, ale może być nią w mniejszym lub większym stopniu. W konflikcie, jaki przeciwstawia bohaterów posiadających władzę tym, którzy
ją pragną zagarnąć, autor opowiada się najczęściej po stronie władzy legalnej, przysługującej
osobie panującej, choć nie jest to akceptacja całkowita i bezwarunkowa. Ayala piętnuje wszelkie
nadużycia i ich źródła: pychę, egoizm, gwałtowność charakteru, uleganie porywom namiętności, a nie podszeptom rozsądku.
W pierwszym z opowiadań, Święty Jan Boży (San Juan de Dios, 1947), rozgrywającym się
w Granadzie świeżo opanowanej przez wojska Królów Katolickich, Ferdynanda i Izabeli, historyczna postać świętego, założyciela zakonu Braci Szpitalników, zostaje zetknięta z legendą
zuchwałego i okrutnego rycerza Filipa Amor. Don Felipe, zaślepiony pychą i ambicją, uzurpuje
sobie prawo do decydowania o losie innych, odbierając swojemu krewniakowi don Fernandowi
majątek i damę serca. Mało tego: by zemścić się na nim za próbę znieważenia swej narzeczonej,
każe odrąbać ręce, które ośmieliły się jej dotknąć. Przypadek sprawia, że sam staje się ofiarą własnego okrutnego wyroku. Okaleczony, dostrzega ogrom swego egoizmu i pod wpływem świętego wstępuje do zakonu, gdzie poznaje „cichą radość” pokory i poświęcenia. Tytułowy bohater,
obdarzony jakąś cudowną boską władzą nad garstką ludzi, którzy się do niego przyłączyli, by
przynosić ulgę cierpiącym, stanowi tu symbol dobra, które tym razem zatriumfowało nad złem.
Ale to rozwiązanie jest w książce odosobnione.
W Chorym królu (El doliente, 1946) nieszczęśliwy władca Kastylii, Henryk III, znany ze słabego
zdrowia, toczy nierówną walkę ze sforą rozzuchwalonych wasali spiskujących przeciw niemu.
Ubóstwo monarchy kontrastuje w opowiadaniu z przepychem w domach grandów, którzy zbierają się, by „ćwiartować królestwo, okaleczyć je i dzielić między siebie ziemie zrabowane choremu królowi”. Henryk jest niezdolny do wymierzenia sprawiedliwości; zamierzony przez niego
akt przemocy nie dochodzi do skutku. Władza królewska okazała się iluzją, gdyż zabrakło jej
nieodzownego atrybutu – siły, którą byli obdarzeni uzurpatorzy.
Dwunastowieczna legenda o Dzwonie z Huesca (La campana de Huesca, 1943) jest pretekstem
do przypomnienia króla Aragonii Ramira II o przydomku El Monje. Odmiennie niż bohater poprzedniego opowiadania, dążył on do pozbycia się ciążącej mu władzy. Mnich benedyktyński
królewskiej krwi, wyciągnięty z klasztoru decyzją grandów królestwa, aby zastąpić na tronie
zmarłego bezpotomnie brata, po trzyletnim panowaniu zrzeka się rządów, by przekazać je
58 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
w ręce dziedzica korony kastylijskiej, z którym usiłuje zaręczyć swą dwuletnią córkę Petronilę.
Panowie aragońscy buntują się przeciwko tej decyzji. Wedle legendy, król zebrał ich w swym
pałacu, zapowiadając, że będą mogli obejrzeć dzwon, którego dźwięki rozlegną się w całym
kraju. Zamiast dzwonu czekał na nich jednak topór kata, by ściąć głowy nieposłuszne monarszej woli. Po dopełnieniu tej okrutnej kary Ramiro powraca do spokojnego życia w klasztorze,
zrzekając się władzy, którą próbowano ograniczyć.
Uzurpatorzy z opowiadania Samozwańcy (Los impostores, 1947) to liczni oszuści, jacy po
zaginięciu w bitwie pod Alcazarquivir (1578) młodego króla Portugalii Sebastiana przybierali
jego imię, by objąć rządy nad królestwem, które zostało wskutek wygaśnięcia dynastii przyłączone do Hiszpanii Filipa II. Ludzi tych trudno jest osądzić; kierowała nimi żądza władzy, ale też
patriotyzm, chęć przywrócenia niepodległości Portugalii. Najsłynniejszym z owych oszustów
samozwańców był Gabriel Espinosa, znany w historii pod przydomkiem „pasztetnika z Madrigal”. Jego losy są tematem opowiadania, które ukazuje narastanie w bohaterze dumy i pychy
w miarę pokonywania kolejnych stopni do tronu królewskiego i zdobywania należnych monarsze wpływów i przywilejów. Pasztetnik został w końcu rozpoznany; powieszono go publicznie,
a ciało poćwiartowano. Jego historia służy autorowi do kolejnej ilustracji tezy, że nadmierna
żądza władzy doprowadzić może do samounicestwienia.
Zuchwały rycerz z Granady, chorowity król Kastylii, wreszcie nieszczęsny pastelero de Madrigal – wszystkich ich łączy pragnienie posiadania władzy, chęć rozkazywania i panowania,
która przyniosła im życiową przegraną; jedynie okaleczony Filip Amor potrafi się z niej podźwignąć i poświęcić resztę swych dni innym wartościom. Samotność i zapomnienie wybierze też
bohater Dzwonu z Huesca, ale jemu wysoka pozycja została narzucona z zewnątrz, niejako
wbrew jego woli.
W Opętanym (El hechizado, 1944), najbardziej znanym i być może najlepszym opowiadaniu
Ayali, które kiedyś wywołało zachwyt samego Borgesa, brak jest motywu walki o władzę, za
to sama władza – centralny temat książki – doprowadzona zostaje do absurdu. Główny bohater, przybysz z amerykańskich kolonii González Lobo (postać fikcyjna; jego dziennik obszernie
cytowany i komentowany przez narratora jest produktem wyrafinowanej wyobraźni pisarskiej Ayali), usiłuje dostać się przed oblicze władcy imperium, króla Karola II. Niezmordowane
zabiegi w licznych urzędach nie przynoszą żadnego efektu, przyjezdny czuje się „zagubiony
w splątanym gąszczu dworskiego życia”. Kiedy wreszcie przedziera się przez wspaniałą fasadę
otaczającą monarchę i staje przed nim, by wyłożyć swoją sprawę, nagle rezygnuje z realizacji
celu, do którego wytrwale dążył przez wiele lat, gdyż w przebłysku świadomości odkrywa,
że władza, której szukał, jest martwa, zachowane są tylko jej pozory. Ubrany w okazałe szaty
król, oblepiony śliną i cuchnący moczem, niemal dosłownie gnijący za życia, okazuje się kukłą
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 59
siedzącą na tronie. Trudno o celniejszą metaforę rozkładu hiszpańskiego imperium Habsburgów,
rządzonego przez ostatniego z dynastii, niedorozwiniętego fizycznie i upośledzonego umysłowo
Karola II, określanego przez współczesnych przydomkiem El hechizado.
Władza, przeżarta i zniszczona przez swój nadmierny rozrost, nie jest tu już przedmiotem walk
i przetargów politycznych między królem a uzurpatorami, jak to było w poprzednich opowiadaniach. Pozostaje tylko aparat wykonawczy, bezduszna i biurokratyczna machina kryjąca w sobie
pustkę. Jednym z jej ogniw jest Inkwizytor (El inquisidor, 1950), tytułowy bohater kolejnego
z omawianych tekstów, najbardziej może ironicznego i okrutnego, choć przy tym najczęściej
ocierającego się o retorykę. Oto niedawny Wielki Rabin żydowski, „mąż pełen cnót i mądrości”
– jak go charakteryzuje autor – dziś biskup i przewodniczący Świętego Oficjum, pogrążony
jest w rozmyślaniach przed podjęciem kolejnej decyzji w sprawie konwertytów podejrzanych
o sprzyjanie swej dawnej wierze. Surowy strażnik doktryny Kościoła, przyznający sobie prawo
do decydowania, co jest, a co nie jest z nią zgodne, z przysłowiową gorliwością neofity decyduje
się w końcu skazać na śmierć własną córkę, która ośmieliła się wystąpić w obronie oskarżonych
i wątpić w nieomylność inkwizytora. Z punktu widzenia bohatera, którego racje autor obszernie
wykłada, uzurpatorami, roszczącymi sobie prawo do własnej interpretacji boskich pouczeń, są
więźniowie Świętej Inkwizycji, oczekujący na proces i męczeńską śmierć na stosie. Ale w istocie
on sam uzurpuje sobie prawo do ferowania wyroków w imieniu Boga, kierując się własną pychą
i zaślepieniem, i lekceważąc sobie przykazania o miłości bliźniego i miłosierdziu. Opowiadanie
podsuwa tę drugą interpretację, ale – jeśli zamkniemy oczy na ironię, z jaką portretowany jest
inkwizytor – dopuszcza też możliwość pierwszą; uzurpatorami mogą być obie strony, zależnie
od przyjętego punktu widzenia.
W ostatnim z opowiadań, Uścisk (El abrazo, 1945), uzurpatorami są wszyscy: stąd jego gwałtowny, pełen dramatycznego napięcia ton i przerażająca, ponura atmosfera. Odtwarza ono krwawe wydarzenia tzw. „wojny bastardów”, toczonej w królestwie Kastylii po śmierci króla Alfonsa XI
pomiędzy jego prawowitym następcą, Pedrem I Okrutnym, a czwórką jego braci z nieprawego
łoża. Przedśmiertna wola zmarłego króla, pragnącego pokoju i porozumienia między braćmi, nie
zostaje nigdy wprowadzona w życie, a splot tragicznych w skutkach intryg, podstępów i zbrodni
rozwiązuje dopiero bratobójczy „uścisk” Pedra i Henryka, który sztyletem przebija swego brata,
zagarniając tron i królestwo. Było to w roku 1369. Ten okrutny czyn zapoczątkował nową, datującą się od Henryka dynastię Trastámara, z jakiej wywodzili się wszyscy następni władcy Kastylii
aż po Izabelę Katolicką, która doprowadziła do zjednoczenia Hiszpanii.
Ten nieco schematyczny przegląd centralnego w Uzurpatorach motywu władzy i uzurpacji nie
wyczerpuje bogatej i złożonej problematyki utworu, w którym poza analizą mechanizmów rządzenia zawarta jest równie wnikliwa, choć pełna pesymizmu analiza ludzkich uczuć i namiętności.
60 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Ayala potrafił połączyć w swej niewielkiej rozmiarami, świeżej stylistycznie i dojrzałej literacko
książce dociekliwość historyka, a zarazem socjologa i psychologa, z pasją artysty i zaprawionym goryczą niepokojem głębokiego patrioty.
Wagę Uzurpatorów pozwala jednak w pełni docenić dopiero lektura zamykającej ten utwór
Rozmowy zmarłych (Diálogo de los muertos, 1939), napisanej świeżo po zakończeniu hiszpańskiej wojny domowej. Bratobójcze walki o władzę, z taką wyrazistością opisane w poszczególnych opowiadaniach, znajdują tu swój przejmujący epilog. Dialog zwycięzców i pokonanych
w tej wojnie, a raczej ich cieni połączonych po śmierci wspólnym losem, harmonijnie spaja
epizody historyczne ze współczesnym kontekstem, w jakim należy je umieścić i odczytać.
Jest przestrogą pod adresem przyszłych pokoleń Hiszpanów, apelem o rozsądek, tylekroć ponawianym w trakcie historycznych dziejów Półwyspu i tyleż razy niewysłuchanym. Bezsilny
towarzysz zmarłego króla Alfonsa XI z goryczą zapytuje: „Jaką siłę posiadają rozsądne słowa?”.
Symboliczny milion zmarłych w ostatniej wojnie domowej, która zmieniła piękną ziemię hiszpańską w olbrzymie cmentarzysko, apeluje do przyszłych władców Hiszpanii o historyczny rozsądek, o pokój i pojednanie narodowe. Czy jednak ma się ono dokonać za wszelką cenę, ziścić
w wizji dzisiejszej Hiszpanii, z jej niedawnym sloganem Treinta años de paz (Trzydzieści lat pokoju)? Rozmowa zmarłych celnie określa, co przynieśli Hiszpanii jej frankistowscy „wyzwoliciele”: „zamienili nieposkromiony lud w spokojne państwo trupów”. Na jak długo?
(1975)
Pięć godzin z Delibesem
Po raz pierwszy o polskie przekłady Delibesa upomniał się bodajże Jerzy Kühn, w jednym z zeszytów „Twórczości” z roku 19751, stwierdzając jakże słusznie, że w międzyczasie wydano u nas
wiele współczesnych powieści hiszpańskich nie mogących się mierzyć z jego bardzo wysoko
ocenianym przez krytykę pisarstwem. Musieliśmy jednak kilka jeszcze lat poczekać na pojawienie się pierwszego książkowego tłumaczenia twórcy, którego najlepsze dzieła należą bezsprzecznie do niekwestionowanych osiągnięć powojennej prozy hiszpańskiej. Mowa o utworze
szczególnym, Pięciu godzinach z Mariem (Cinco horas con Mario)2, który jeden z rodzimych krytyków nazwał w 1971 roku „najpiękniejszą i zarazem najbardziej przerażającą powieścią hiszpańską ostatnich dwudziestu lat”.
Swoiste połączenie piękna i grozy stanowiło zawsze znamienny rys tak dla nas egzotycznej
sztuki hiszpańskiej. Dzieło, jakie dostaje dziś do rąk polski czytelnik, choć osadzone jest głęboko
w codziennych realiach frankistowskiej Hiszpanii, ma jednak niewiele wspólnego z potocznie
rozumianą egzotyką i niesie w sobie przekaz humanistycznych wartości zrozumiałych i bliskich
pod każdą szerokością geograficzną, a zarówno piękno jak i brzydota mają tu raczej wymiar
moralny.
Nasze spotkanie z Delibesem rozpocząć jednak wypada od przypomnienia początków kariery pisarza, który już za swą pierwszą książkę, La sombra del ciprés es alargada (Długi jest cień
cyprysa, 1947), zdobył cenioną nagrodę literacką Premio Nadal, zaskakując krytykę subtelnością i dojrzałością analizy psychologicznej w tym nostalgicznym obrazie prowincji hiszpańskiej
zapamiętanym z własnego dzieciństwa. Surowy klimat moralny powieści pozwalał łączyć
nazwisko jej autora z mistrzami psychologicznej prozy francuskiej, zwłaszcza z kręgu katolickiego (Mauriac, Bernanos), przypominał też atmosferę wczesnych filmów Bressona. Również
w późniejszych, na ogół poważnych w tonie i pełnych moralnych refleksji utworach, Delibesa nie pociągało mnożenie barwnych czy dramatycznych spięć fabularnych, lecz penetracja
codziennego, często monotonnego i powoli mijającego życia, analiza pojedynczych zdarzeń,
które drążą psychikę bohaterów, nie dają im spokoju, kształtują ich osobowość.
Delibes znakomicie portretuje kastylijską prowincję, rodzinne Valladolid – gdzie się urodził
(1920) i gdzie mieszka do dziś3 (przez wiele lat pracował jako wykładowca szkoły handlowej
i redaktor lokalnej gazety „El Norte de Castilla”) – ale robi to niejako „od wewnątrz”, zaglądając
w dusze swych postaci, odsłaniając ich obsesje, sposób myślenia, rozumowania, pojmowania
Zob. J. Kühn, Dlaczego nie znamy Delibesa?, „Twórczość”, 1975, nr 8, 122–125.
M. Delibes, Pięć godzin z Mariem. Przełożył Zdzisław Reszelewski. Posłowiem opatrzyła Joanna Petry, Kraków, 1980.
3
Pisarz zmarł w roku 2010.
1
2
62 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
otaczającej je rzeczywistości i jej praw. Jego bohaterowie bywają przeciętni, zwyczajni, często
nudni, czasem wręcz ograniczeni, ich życie – wydawałoby się – nie jest zdolne do zainteresowania kogokolwiek, zwrócenia czyjejś uwagi; ale są też przy tym zaskakująco prawdziwi,
autentyczni w najdrobniejszych odruchach, a w ich rysach niejeden z czytelników odnaleźć
może swój własny duchowy portret.
Moglibyśmy zresztą wyróżnić dwie kategorie Delibesowskich postaci. Jedna to ludzie prości, pełni zdrowego rozsądku, życiowej zaradności, pogody ducha (przykładem El camino, Diario de un cazador, a z późniejszych utworów m.in. głośna powieść Las ratas – czyli Szczury4).
W drugiej mieszczą się najlepiej chyba znani autorowi przedstawiciele współczesnego hiszpańskiego drobnomieszczaństwa – jak ów stary urzędnik don Eloy z La hoja roja odchodzący
na emeryturę, czy bohaterka interesującej nas powieści, donia Carmen Sotillo, uosobienie małomiasteczkowej kołtunerii i hipokryzji.
Poza dwoma krótkimi rozdziałami, pierwszym – poprzedzonym żałobną klepsydrą anonsującą śmierć don Maria Díez Collado, „nieodżałowanego” męża i ojca, opłakiwanego przez
„nieutuloną w żalu” rodzinę – i ostatnim, cała książka ma formę nieprzerwanego monologu
wewnętrznego żony tytułowego bohatera. Przypada on na owe, zaznaczone w tytule, pięć
godzin, jakie upłynęły między wyjściem ostatnich żałobnych gości w dniu śmierci Maria a rankiem dnia następnego, kiedy to schodzą się uczestnicy pogrzebu. Ale pięć godzin trwa również,
w przybliżeniu, lektura książki, zatem „pięć godzin z Mariem” spędza zarówno Carmen, jak
i czytelnik, co pozwala na przyjęcie innego, nieco odleglejszego, ale bardziej zobiektywizowanego punktu widzenia na życie i postać śp. Maria Díez Collado, jak też na osobę narratorki
i zarazem bohaterki utworu.
Carmen rozmawia ze swym zmarłym mężem jak z człowiekiem żywym, jeszcze obecnym,
choć milczącym i bezbronnym pewnie tak samo za życia, jak i po śmierci. Rozmawia, ale nie
dopuszcza go do głosu – poza robiącym silne wrażenie finałem jej spowiedzi, gdzie na próżno
oczekuje od umarłego słów przebaczenia za moment słabości, kiedy to poddała się uściskom
innego mężczyzny, którego podświadomie pożądała – tak jak zapewne nie dopuszczała go do
głosu podczas dwudziestu czterech lat wspólnego pożycia. Ów monolog nie jest bynajmniej
aktem skruchy, wyznaniem własnych przewinień, czy choćby wyrazem żalu za zmarłym, lecz
jednym wielkim pasmem narzekań i oskarżeń przechodzącym w wybuchy bezsilnej wściekłości i gniewu. Carmen, tak skrupulatnie przestrzegająca wszelkich konwencji i form w stosunkach z otoczeniem, odsłania nam się w swym monologu z zupełną, rozbrajającą momentami szczerością i naiwnością, wyzbyta krępujących ją obaw w sytuacji ostatniego już sam na
sam z człowiekiem, z którym połączyła swoje życie. Tak szczera nie była zapewne nigdy ani
4
M. Delibes, Szczury. Przełożył Jerzy Kühn, Warszawa, 1983.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 63
wobec przyjaciółek, ani spowiednika, ani rodziny. Delibes obnaża duchowe wnętrze mieszczki,
uważającej się i uchodzącej za wzór cnót rodzinnych i obywatelskich, ujawnia przeraźliwą pustkę moralną hiszpańskiej burżuazji, jej ograniczoność umysłową i brak najmniejszej choćby tolerancji dla ludzi innych przekonań. Ta książka dlatego jest tak ważna, że pozwala nam lepiej
niż jakakolwiek inna współczesna powieść tego kraju zrozumieć sposób myślenia, mentalność,
światopogląd tej części społeczeństwa, dzięki której reżim Franco zdołał się tak długo utrzymać.
Zderzenie postaw obu protagonistów powieści, Carmen i Maria, będące osią dramaturgiczną
utworu, nie ogranicza się bowiem do małżeńskich nieporozumień, podejrzeń czy niezgodności
charakterów. Carmen to typowa przedstawicielka obozu byłych triumfatorów wojny domowej;
wojny, której echa odzywają się w książce raz po raz, powracając natrętnie we wspomnieniach
bohaterki. Jej ideały życiowe nie wybiegają poza komfort materialny (którego symbolem jest
ów upragniony a nieosiągalny seiscientos – „sześćsetka”, czyli Seat 600 – przedmiot najczęstszych i najgorętszych marzeń), poszanowanie dla prymitywnie pojmowanej religii katolickiej
(z nieodzownym rozróżnieniem bogatych i biednych, bo przecież gdyby nie było biednych, to
komu bogaci mogliby okazywać miłosierdzie?) i ślepe posłuszeństwo wobec rodziców (ale tylko
własnych, bo o rodzicach Maria, pośledniejszego pochodzenia, napomyka bohaterka niechętnie, z wyraźnym przymusem). Podobne przekonania dzieli z nią całe jej otoczenie, towarzystwo,
w którym się obraca, przyjaciółki, na których opinii tak jej zależy. W oczach tych sfer, uważających się za elitę miasta, wyrocznię dobrego smaku, wzór postępowania itp., Mario – skromny
nauczyciel liceum, a jednocześnie dziennikarz liberalnego pisma i autor alegorycznych powieści
antywojennych (nie brak w jego wizerunku rysów samego pisarza) – jest istotą obcą, denerwującą z racji swego nonkonformizmu (choćby jego wyrazem była jazda do pracy na rowerze,
a nie samochodem), braku tupetu i sprytu życiowego, z racji ewangelicznego idealizmu swych
poglądów. I nie chodzi tu bynajmniej o przeciwnika politycznego, anarchistę czy byłego republikanina; Mario brał udział w wojnie po „właściwej” stronie (tak jak i sam Delibes), ale miał odwagę podać w wątpliwość jej sens, nazwać ją tragedią narodową, przeciwstawić się potępieniu
tych, co ją przegrali. Bohater, zaszczuty w społeczności życiowych kombinatorów i politycznych
konformistów, umiera cicho, niepostrzeżenie, odchodzi w niepamięć, pozostanie po nim jedynie
przypomniana już tu, otwierająca książkę klepsydra, czy raczej konwencjonalne zawiadomienie
o zgonie, jakich dziesiątki przynosi codziennie miejscowa gazeta.
Czy jednak wymowa utworu jest – co by było zresztą dość typowe dla Delibesa – jednoznacznie pesymistyczna, czy ludzie myślący, uczciwi, przeciwstawiający się podziałowi społeczeństwa
na dwa wrogie sobie obozy mieliby być zawsze skazani w Hiszpanii na los protagonisty? Otóż
nie, książka pozostawia nam w tym względzie odrobinę nadziei: w końcowej rozmowie Carmen
i jej syna, również noszącego imię Mario, słyszymy z jego ust, że nie można posłać „dobrych na
64 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
prawo, a złych na lewo”, gdyż „wszyscy jesteśmy i źli i dobrzy jednocześnie”. Jest to wyraźna
zapowiedź hasła zgody narodowej, tak często powtarzanego w Hiszpanii w latach siedemdziesiątych. Ta książka – ogłoszona w roku 1966, żywo dyskutowana, często wznawiana – nabiera nieoczekiwanie wyraźnej aktualności. Świadczy zresztą o tym sukces jej niedawnej (jesień
1979) przeróbki scenicznej na monodram, znakomicie interpretowany przez wybitną aktorkę
średniego pokolenia, Lolę Herrerę.
Doczekaliśmy się więc, po kilku latach posuchy, nowego ważnego przekładu ze współczesnej
prozy hiszpańskiej. Czy będzie on w stanie nieco ożywić niewielkie jak dotąd zainteresowanie
polskiego odbiorcy dla literatury, której najlepsze dzieła poznajemy wciąż ze znacznym opóźnieniem, skazani na ogół na lekturę utworów przypadkowo wybranych i przełożonych?
(1981)
Rekomendacje: Czas milczenia
Lata sześćdziesiąte stanowią, zdaniem hiszpańskiego krytyka Salvadora Clotasa, „jeden z najbardziej szarych i rozpaczliwych okresów, jaki kiedykolwiek przeżywała literatura hiszpańska”.
Po zaskakującym sukcesie czytelniczym nieznanej jeszcze w Polsce powieści Rafaela Sancheza
Ferlosia El Jarama (Premio Nadal za 1955 rok), będącej beznamiętnym, pozbawionym komentarza opisem przebiegu niedzielnej wycieczki za miasto, nad rzekę Jarama (stąd tytuł),
grupy młodych ludzi z Madrytu, pojawiły się dziesiątki utworów naśladujących ów nowy
w Hiszpanii wzorzec narracji, jaki zaproponował autor Jaramy. Książki te chciały być wiernym,
często wręcz fotograficznym zapisem rzeczywistości społecznej i – w mniejszym stopniu, ze
zrozumiałych względów – politycznej kraju, świadectwem szarzyzny życia, powszechnej apatii i konformizmu, oskarżeniem, bardzo zresztą zawoalowanym, rażących niesprawiedliwości
klasowych. Jednostajna, monotonna poetyka „realizmu obiektywnego” (realismo objetivo) nie
wytrzymała próby czasu, pogrążając powieść hiszpańską w jałowej manierze dokumentalności, pozbawiając ją siły wyrazu, a także myślącego i czującego bohatera.
Skupieni w większości wokół barcelońskiego wydawnictwa Seix Barral autorzy „powieści
społecznych” (novelas sociales – określenie to akcentuje dominantę tematyczną utworów
z kręgu „realizmu obiektywnego”) nie doczekali się też nigdy uznania w szerokich kręgach czytelniczych; ich popularność nie wykraczała na ogół poza środowiska uniwersyteckie. Niektórzy
z tych pisarzy, jak Juan Goytisolo, jego młodszy brat Luis Goytisolo, Alfonso Grosso, José Manuel
Caballero Bonald i inni, odeszli zresztą z biegiem czasu od tej swoistej, hiszpańskiej wersji
zaangażowanego społecznie realizmu i ujawnili w dalszej twórczości bardziej zróżnicowany
i indywidualny sposób patrzenia na rzeczywistość, przyczyniając się tym samym do wyraźnego
ożywienia intelektualnego najnowszej prozy hiszpańskiej.
Pierwszym twórczym impulsem w tym dość powolnym i długotrwałym procesie odnowy
było pojawienie się na progu lat sześćdziesiątych pewnej zaskakującej kształtem formalnym
i prowokującej w swych propozycjach intelektualnych powieści, debiutu nieprofesjonalnego
autora, doktora medycyny, sprawującego podówczas funkcję dyrektora Sanatorium Psychiatrycznego w San Sebastian, Luisa Martín-Santosa.
Warto przybliżyć czytelnikowi sylwetkę tego pisarza, który dopiero w wieku trzydziestu
ośmiu lat ujawnił swój niezwykły i wszechstronny talent literacki, swobodę w posługiwaniu
się wszystkimi środkami językowej ekspresji, doskonałą orientację w prądach współczesnej
literatury światowej, a przede wszystkim – pełen pasji i goryczy, osobisty stosunek do głęboko
66 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
zakorzenionych w hiszpańskim społeczeństwie archetypów charakteru narodowego, temperamentu i stylu życia, kształtujących się w nieustannej opozycji do reszty Europy.
Luis Martín-Santos pochodził z Kraju Basków, podobnie jak Baroja czy Unamuno, pisarze
szczególnie uczuleni na wszelkie niedoskonałości, skrajności i wynaturzenia tradycyjnej mentalności kastylijskiej, dominującej w Hiszpanii. Owa wyostrzona wrażliwość, ostro reagująca na
wszelkie przejawy zła, okrucieństwa, pychy czy konformizmu świadomość wewnętrznej niezależności, a jednocześnie wszechstronnego uwarunkowania przez sposób życia, narzucony przez
Kastylię innym regionom Półwyspu, wydaje się być istotnym rysem twórców wywodzących
się ze środowisk baskijskich, choćby posługiwali się wyłącznie językiem hiszpańskim i działali
w obrębie wspólnej tradycji i wspólnych interesów z mieszkańcami płaskowyżu kastylijskiego.
Uwagi te wydaje się potwierdzać również lektura utworu Martín-Santosa, stąd fakt ukształtowania się osobowości pisarza w atmosferze Kraju Basków i jego osiedlenie się w baskijskiej
prowincji Guipúzcoa, z dala od środowisk intelektualnych stolicy, są godne podkreślenia.
Autor Czasu milczenia1 urodził się w roku 1924 w Larache (Maroko), gdzie jego ojciec, zawodowy wojskowy, pełnił służbę w hiszpańskich oddziałach kolonialnych. Od piątego roku życia
wychowywał się już jednak w San Sebastian, do czasu gdy jego matka zapadła na chorobę psychiczną po urodzeniu młodszego syna, Leandra. Spędził wtedy kilka lat w Kastylii, pod opieką
babki, a po zdaniu matury (1940) rozpoczął studia medyczne na uniwersytecie w Salamance.
Między rokiem 1946 a 1949 przebywał jako stypendysta Consejo Superior de Investigaciones
Científicas w Madrycie (w podobnej sytuacji życiowej poznajemy bohatera książki, Pedra),
przygotowując doktorat z medycyny. Początkową specjalizację, chirurgię, porzucił dla psychiatrii, uzupełniając studia z tej dziedziny w Heidelbergu w roku 1950. Po powrocie do Hiszpanii
wygrał konkurs na stanowisko dyrektora Sanatorium Psychiatrycznego w San Sebastian, które
sprawował do chwili śmierci. Zmarł wskutek wypadku samochodowego, jakiemu uległ w baskijskim mieście Vitoria 21 stycznia 1964 roku. Rok wcześniej, w równie tragicznych okolicznościach, zginęła jego żona. Uważany za jedną ze sław hiszpańskiej psychiatrii, opublikował
kilka prac naukowych, m.in. Dilthey, Jaspers y la comprensión del enfermo mentol (1955). Przed
śmiercią zdążył jeszcze przygotować do druku swą najważniejszą rozprawę Libertad, temporalidad y transferencia en el psicoanalisis existencial (1964), zawierającą oryginalną wykładnię
psychoanalizy egzystencjalnej w zastosowaniu do leczenia chorych na zaburzenia psychiczne.
Pośmiertnie wydano w Hiszpanii zbiór jego krótkich tekstów prozą – Apólogos, a następnie
niedokończoną powieść, nad jaką pracował w latach 1962–1963, Tiempo de destrucción.
Czas milczenia ukazał się na początku 1962 roku w barcelońskim wydawnictwie Seix
Barral. Powieść zgłoszona była wcześniej do konkursu Premio Pío Baroja, jednak nagrodę mało
1
L. Martín-Santos, Czas milczenia. Przełożył Florian Śmieja. Posłowiem opatrzył Piotr Sawicki, Kraków, 1978.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 67
przewidujące jury przyznało komu innemu, nie doceniając znaczenia debiutu Martín-Santosa.
Sukces u krytyki hiszpańskiej był jednak duży, choć autorowi przyszło przełamywać tradycyjne
przyzwyczajenia i uprzedzenia większości recenzentów. Właściwie dopiero wznowienie książki
w roku 1965 (w pełnej wersji – pierwsze wydanie było okrojone o fragmenty scen rozgrywających się w madryckim domu publicznym), w okresie ożywionych dyskusji nad stanem i przyszłością powieści hiszpańskiej, zwróciło powszechną uwagę na nowatorską, inspirującą rolę
Czasu milczenia. Posypały się komplementy i spóźnione nieco, przynajmniej dla samego autora,
okrzyki zachwytu pod adresem jego powieści. Pablo Gil Casado nazwał ją „dziełem genialnym,
wyjątkowym na tle współczesnej prozy hiszpańskiej”, José Romera Castillo mówił o „klejnocie
powojennej powieści”, zaś zdaniem Salvadora Clotasa ukazanie się Czasu milczenia spowodowało „prawdziwy wstrząs” w kręgach literackich Madrytu i Barcelony. Warto też przytoczyć wyniki
ankiety, ogłoszonej w roku 1969 przez miesięcznik „Cuadernos para el Diálogo”, na najważniejszą
powieść wydaną w Hiszpanii po wojnie: książka Martín-Santosa zajęła tu drugie miejsce, tuż za
Jaramą, a przed Rodziną Pascuala Duarte; identyczny rezultat przyniosła ankieta pisma „Informaciones de las Artes y las Letras” w roku 1973. Nie słabło też, z biegiem lat, zainteresowanie
czytelników Czasem milczenia: w roku 1972 ukazało się już dziewiąte wydanie utworu w Hiszpanii, a wcześniej pojawiły się przekłady na liczne języki europejskie, m.in. angielski, francuski,
włoski, niemiecki i holenderski, dzięki czemu książka doczekała się licznych komentarzy również
w krytyce światowej.
Znaczenie powieści Martín-Santosa, w konfrontacji ze wspomnianym wyżej dziełem Sancheza
Ferlosia, zaakcentował wybitny pisarz hiszpański Juan Goytisolo następującymi słowami: „Podczas gdy Jarama była ukoronowaniem pewnego typu powieści, mistrzowskim i definitywnym
podsumowaniem sposobu narracji, jaki dominował przez blisko stulecie, Czas milczenia stanowi
początek nowego etapu, jest utworem, który wyprowadza powieść hiszpańską na nowe drogi
i wyważa bramy zamknięte przez Jaramę”. Sam zaś Martín-Santos określił swoją metodę twórczą jako „realizm dialektyczny”, mający polegać na „przejściu od prostego i statycznego opisu
alienacji do obrazu rzeczywistej dynamiki sprzeczności in actu”.
Termin zaproponowany przez pisarza był już niejednokrotnie interpretowany i wyjaśniany
przez krytyków i historyków literatury; tak np. zdaniem Ramona Buckleya „powieść dialektyczna
powstaje, gdy autor odrzuca głosy cudze, by przemówić własnym głosem, który mu służy nie do
opisu, lecz do dialogu ze światem przedstawionym”. Najtrafniej jednak ujęła chyba sens „realizmu dialektycznego” Gemma Roberts w pracy Temas existenciales en la novela española de postguerra. Pisze ona o dwuznaczności ukazywanych w Czasie milczenia zjawisk, szczególnie problemu ludzkiej egzystencji ujętego na płaszczyźnie filozoficznej bliskiej Sartre’owi: nie określają
jej w pełni ani czynniki zewnętrzne, ani świadomość jednostki, ale dialektyczne sprzeczności
68 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
obu tych sił. Romera Castillo podkreśla fakt, że czytelnik książki zmuszony jest przez jej autora
do zajęcia określonego stanowiska, do krytycznej refleksji na temat opisanej rzeczywistości
i postępowania bohaterów. „Realizm dialektyczny” Martín-Santosa dąży tym samym do gruntownej przemiany sposobu myślenia hiszpańskiego społeczeństwa o swej przeszłości i teraźniejszości.
Czas milczenia nie zrywa przy tym z doświadczeniami autorów novelas sociales; krytyka określonych środowisk społecznych stanowi istotny element utworu, choć nie ona przesądza o jego
znaczeniu i niepowtarzalności. Nie jest też całkowicie oryginalna główna teza książki (ambitny,
wrażliwy bohater musi przegrać w konfrontacji ze światem, którego prawa są zaprzeczeniem
jego życiowych ideałów) ani dobór sytuacji fabularnych ilustrujących perypetie protagonisty.
Pedro nie jest zresztą postacią o wyraźnie zarysowanej osobowości. Można raczej zaryzykować twierdzenie, że nie zna samego siebie, usiłuje dokonać samookreślenia poprzez kontakt
z innymi ludźmi, z różnorodnością otaczającego go świata i jego zjawisk. Jego własne życiowe doświadczenia osadzone są na dość szeroko zarysowanym tle społeczno-obyczajowym
ściśle określonej rzeczywistości, jaką stanowi doskonale znany autorowi Madryt roku 1949,
a w szerszej perspektywie – Hiszpania końca lat czterdziestych, odizolowana wciąż jeszcze od
reszty świata po klęsce swych faszystowskich sprzymierzeńców, Niemiec i Włoch, w II wojnie
światowej.
Owa Hiszpania lat głodu (años de hambre), racjonowania żywności i energii elektrycznej,
czarnego rynku, drożyzny, prześladowań i represji wobec pozostałych przy życiu zwolenników Republiki, powszechnego przygnębienia i apatii, Hiszpania strachu i milczenia, znalazła
swoje literackie odbicie w wielu powieściach powstałych na długo przed utworem Martín-Santosa, pisanym z perspektywy kilkunastu lat, w okresie pewnej stabilizacji gospodarczej
oraz ożywienia nadziei na zmiany polityczne i liberalizację reżimu. Autor Czasu milczenia mógł
w nieco większym stopniu zaznaczyć swój krytyczny, oskarżycielski stosunek do rzeczywistości
lat czterdziestych, ale jej obraz jest w swych podstawowych rysach podobny do wizji zawartej
w takich utworach, jak Lola, espejo oscuro Darío Fernandeza Floreza (1949), Las últimas horas
José Suareza Carreño (1950), czy wreszcie znany w Polsce Ul (La colmena 1951) Camila José
Celi. Bohaterki Loli i Las últimas horas, cyniczne i wyrachowane, dążą jedynie do zaspokojenia
swych apetytów materialnych, co robią wybierając najprostszy sposób kariery – wyjście na
ulicę. Również w Ulu prostytucja jest ukazana niemal jako naturalna kolej życia każdej młodej
dziewczyny, dająca możliwość szybkiego zaradzenia kłopotom albo – dla panien z dobrych
domów – poznania smaku zakazanych przyjemności. Konsumpcyjny styl życia, przyziemne,
brudne interesy, atmosfera stagnacji i stęchlizny, przytłaczająca i budząca odrazę – oto co charakteryzuje opisane w tych powieściach środowiska drobnych mieszczan i madryckiej biedoty.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 69
Goście kawiarni doñi Rosy w Ulu to – jak pisze Cela – „ludzie, którzy uważają, że tak już jest na
tym świecie i nie warto szukać na to lekarstwa”. Jeden z bohaterów Loli, Rodolfo, mówi wręcz
o „odpychającej amoralności tych nieszczęsnych czasów, w jakich nam wypadło żyć”.
W Czasie milczenia odnajdujemy tę samą scenerię dzielnic nędzy i mieszczańskich kamienic,
ubogich pensjonatów i domów publicznych dla pospólstwa, lokali rozrywkowych i literackich
kawiarni, komisariatów policji i innych miejsc, w których koncentrowało się życie mieszkańców
stolicy. Również sam Pedro przypomina chwilami Martina Marco z powieści Celi, bezdomnego
pisarza, któremu się nie powiodło, krążącego bez celu po mieście, szukającego schronienia, ściganego na mocy jakichś niejasnych oskarżeń.
Na planie krytyki społecznej utwór Martín-Santosa opisuje i analizuje trzy wyraźnie zróżnicowane warstwy hiszpańskiego społeczeństwa: podmiejski lumpenproletariat, klasę średnią –
skromnie żyjących, przeciętnych mieszczan, a także młodych intelektualistów z ubogich rodzin,
jak sam bohater utworu, Pedro, wreszcie – wyższe sfery burżuazji i arystokracji oraz pozostającą
na ich usługach elitę intelektualną kraju.
Lumpenproletariat, rządzący się własnymi prawami i mający wyraźne skłonności przestępcze,
reprezentuje w książce rodzina Muecasa oraz krążący wokół Flority Cartucho. Wywodzący się
z tego samego środowiska Amador pracuje jako laborant i utrzymuje kontakt z Muecasem jedynie dzięki wspólnym interesom. Sceny poświęcone światu podmiejskich chabolas (szop, bud,
baraków) należą do najmocniejszych i najbardziej bulwersujących czytelnika. Swoistą platformą
kontaktu między najbiedniejszymi warstwami społeczeństwa a jego klasą średnią jest prowadzony przez zubożałą matronę doñę Luisę dom uciech. W obrębie warstwy średniej znajomości
nawiązuje się w rozlicznych madryckich pensjonatach, jak ten, w którym zamieszkuje Pedro.
Okazją do upolowania męża mogą być też romanse nawiązywane w lokalach, ale babka Dority
ma w tym względzie, jak zapewne pamięta czytelnik książki, złe doświadczenia. W kawiarniach
literackich i nocnych barach spotykają się natomiast różnej maści kandydaci na pisarzy i artystów, tocząc jałowe i estetyzujące dyskusje o sztuce i literaturze. W takich zapewne okolicznościach Pedro zetknął się po raz pierwszy z Matiasem, bogatym młodym człowiekiem o nienagannych manierach, nie imającym się żadnego konkretnego zajęcia. Ten typowy madrycki señorito,
inteligentny i beztroski, wprowadza go w progi arystokratycznych pałaców, na ekskluzywne
przyjęcia i odczyty modnych filozofów, w wytworne towarzystwo wyższych sfer ducha i materii.
Otarcie się bohatera o ów świat nędzy i świat luksusu daje autorowi możliwość zaprezentowania szeregu celnych, błyskotliwych obserwacji różnych środowisk i ujawnienia własnej,
krytycznej postawy wobec współczesnego mu społeczeństwa. Zawarta jest ona najczęściej
w komentarzach do opisywanych sytuacji, stylizowanych niekiedy na język uczonych traktatów
o sprawach, które są badaczowi moralnie obojętne. W tym właśnie specyficznym podejściu do
70 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
zjawisk budzących u czytelnika naturalny odruch sprzeciwu, potępienia czy współczucia kryje
się siła książki, jej prowokacyjny, demaskatorski charakter.
Wyprawa Pedra i Amadora do dzielnicy prymitywnych szałasów i lepianek przynosi przejmujące obrazy nędzy materialnej i ubóstwa duchowego. Opatrzone zostają one konkluzją o…
„oryginalnej sile twórczej człowieka iberyjskiego”, jego duchowych walorach, których „inne
narody nam zazdroszczą”.
Owe krajobrazy nędzy stają się wręcz „źródłem szlachetnej dumy dla rodaków”, bo badacz
studiujący naturalne obyczaje człowieka nieskażonego cywilizacją, zamiast na Tasmanię, może
się po prostu wybrać do Madrytu, gdzie „tabu kazirodztwa jest równie odważnie łamane co
wśród traw jakiejkolwiek wyspy rajskiej”, a „przeciętny wiek utraty dziewictwa jest niższy niż
u szczepów Afryki środkowej”. Eksponując oschłą,„zimną ciekawość” Pedra wobec tak„wdzięcznego” pola badań socjologicznych, osiąga autor o wiele silniejszy efekt, niż gdyby swoje oburzenie serwował czytelnikowi wprost, w trybie interwencyjnym. Podobny kształt ma opis przerażająco prymitywnej „operacji” spędzenia płodu.
Nie należy się jednak dziwić, że znaleźli się w Hiszpanii krytycy, którzy zarzucili twórcy Czasu
milczenia cynizm i pogardę dla człowieka, uwzględniając też inne, ogólniejsze aspekty dzieła,
„antyspołeczną” i „antynarodową” postawę. Na zarzuty te, mające czasami charakter świadomych kalumni, rzucanych na niewygodnego pisarza przez obrońców tradycyjnego porządku
społecznego w Hiszpanii, którzy woleliby, aby pewnych spraw nie wywlekać na światło dzienne, odpowiedział m.in. Gonzalo Sobejano w analizie utworu zawartej w doskonałym studium
Novela española de nuestro tiempo. Zwraca on uwagę, że wyrazicielem naturalnego instynktu
sprawiedliwości czyni Martín-Santos postać najbardziej zdawałoby się nieznaczącą: zahukaną
i ślepo posłuszną mężowi małżonkę Muecasa, w której osobie – jak pisze – „wyraża się również
tkwiąca w autorze chęć naprawy [społeczeństwa – PS] i zdolność do współczucia, ukryta pod
tym, co mogłoby się wydawać jedynie nieubłaganą satyrą”.
Najwięcej miejsca zajmują w książce sceny z życia warstw średnich, koncentrujące się wokół pensjonatu, w którym mieszka Pedro, instytutu, w którym pracuje, kawiarni literackich,
które odwiedza w wolnych chwilach. Trzy pokolenia kobiet prowadzących pensjonat: wdowa
po wojskowym, jej córka i wnuczka, potraktowane są z ironią, zabarwioną jednak pewną wyrozumiałością dla intencji „żeńskiego tria”, zdecydowanego wszelkimi możliwymi środkami
doprowadzić do małżeństwa młodziutkiej Dority z gościem pensjonatu uprzywilejowanym
z racji wieku, płci i wykształcenia. „Trzy Parki” – jak je nazywa autor – nieustannie przędą
sieci, w które nieuchronnie wpaść musi obiekt ich wspólnego pożądania. Wieczorne tertulie
z udziałem wybrańca są rodzajem rytualnego spektaklu, którego powtarzalność i regularne
stopniowanie zmysłowego napięcia mają skłonić niezdecydowanego bohatera do dokonania
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 71
nieodwracalnego w skutkach czynu, na który – wedle opinii znającej życie seniorki rodu – każdy inny mężczyzna na jego miejscu już dawno by się odważył. Splatając w jedną całość opisy
życia w pensjonacie i pełne brutalnej szczerości w sprawach intymnych monologi wewnętrzne
wdowy, Martín-Santos podkreśla kontrast między jej staraniami, aby pozostawać w zgodzie
z rygorami tradycyjnej mieszczańskiej moralności, a dość swobodnym trybem życia, jakie prowadziła wraz z córką po śmierci męża; a także – całą pozorność rzekomych luksusów, którymi
chce zaimponować przybyszowi z prowincji, mimo nadzwyczaj skromnych środków materialnych, jakie ku temu posiada.
O ile opisana tu drobnomieszczańska rodzina trudniąca się usługami hotelarskimi, a także
świadczące inny nieco typ usług panienki z firmy doñi Luisy i ich zacna pracodawczyni zasługują
u Martín-Santosa jedynie na dobrotliwą kpinę i odrobinę sympatii, to środowiska intelektualne stolicy Hiszpanii portretowane są z wyraźną niechęcią, rosnącą wraz z rangą przedstawianej postaci, przez co ich obraz nabiera w książce rysów wyraźnie karykaturalnych. Przykładem
najprostszym jest scena w kawiarni artystycznej, gdzie późnym wieczorem, nad szklanką dżinu bądź kieliszkiem koniaku, dyskutuje się o kryzysie współczesnej powieści i wyższości prozy
amerykańskiej nad europejską. Autor wyszydza snobizm i pretensjonalność zbierającego się tu
towarzystwa, które nie stać na własną, oryginalną twórczość, a jedynie na jałowe krytykanctwo,
z którego – jak pisze – „nic nie wynikało”. Zapuszczając się w głąb sali, Pedro przebija się przez
„ostatki przebrzmiałych ultraizmów i puste słowa Ramona i jego upiora, który wciąż obficie się
aforyzmuje w urynale aktorów pederastów”. Dosadniej chyba nie można było wyrazić swojej
pogardy wobec pewnych zjawisk we współczesnej literaturze i ich ślepych wyznawców. (Czyżby
w przytoczonym tu fragmencie miało chodzić o znanego również w Polsce Ramona Gomeza de
la Serna, który, choć mieszkał wtedy w Argentynie, mógł znaleźć się przejazdem w Madrycie?
Wątpliwość do rozstrzygnięcia dla znawców biografii don Ramona.)
W innym miejscu – i tu już uważny czytelnik nie będzie miał żadnych wątpliwości – Martín-Santos wyraźnie parodiuje teorię perspektywizmu wybitnego filozofa hiszpańskiego José
Ortegi y Gasseta, według której rzeczywistość jest wypadkową wartości zmiennych, uchwytnych jedynie przez różnorodność punktów widzenia, z których postrzega się to samo zjawisko.
W postawie Ortegi y Gasseta, który w roku 1948 powrócił do Hiszpanii z długotrwałej emigracji,
razi pisarza szczególnie kokietowanie swoją osobą i pozycją intelektualną madryckiej śmietanki
towarzyskiej, która żyje odwrócona od reszty narodu i która nie jest zresztą w stanie pojąć, o co
właściwie chodzi w jego teoriach, nawet zaprezentowanych w wersji maksymalnie zwulgaryzowanej. Wystąpienie „Mistrza” jest skrajnym przykładem prostytuowania się elity umysłowej
kraju, wspierającej, przez swoją bierność wobec problemów, z którymi boryka się hiszpańskie
społeczeństwo, jego uderzający swą niesprawiedliwością i prowokujący do sprzeciwu status quo.
72 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Zauważmy, jak często podkreśla się w utworze statyczny, kastowy charakter podziałów społecznych, niezmienność relacji, w jakich pozostają – jeżeli w ogóle pozostają w jakichkolwiek
relacjach – poszczególne klasy, warstwy czy nawet grupy zawodowe mieszkańców madryckiej
metropolii. Doña Luisa, broniąca bram swego przybytku przed napierającym, spragnionym tłumem, w istocie brzydzi się owych proletariuszy. Na innym, wyższym szczeblu wpływowi urzędnicy ministerstw pouczają Matiasa, interweniującego w obronie aresztowanego przyjaciela, że
„godziłoby się bardziej, by szukał przyjaciół wśród ludzi swego środowiska”.
Zdegustowany arystokratyczną trupiarnią na przyjęciu w domu Matiasa, sparzony w swym
zetknięciu ze światem przedmieść, zniechęcony do płycizny umysłowej kawiarnianej inteligencji, wreszcie – ciężko doświadczony przez los w swych planach osobistych, Pedro rozmyśla nad
sensem egzystencji, własną marnością, winą, jaką sam ponosi – jeśli rzeczywiście ponosi – za
sytuację, w której się znalazł i z której nie widać żadnych rozsądnych dróg wyjścia. Refleksje te
mają zarówno charakter autoanalizy, jak też prób postawienia diagnozy zjawisk składających
się na rzeczywistość hiszpańską lat powojennych i ich uwarunkowań historią, tradycją, mentalnością narodu.
„Człowiek iberyjski” jest obiektem wszechstronnego zainteresowania Martín-Santosa,
nieustannych przytyków, kpin – a także prób interpretacji dokonywanych w książce przez
porte-parole autora, jakim jest Pedro. Czegóż to nie dowie się o sobie hiszpański czytelnik tego
utworu? I nie chodzi tu bynajmniej o komplementy, lecz o zarzuty, mogące być poczytane za
obrazę i wymagające zajęcia stanowiska, zaprzeczenia, polemiki, a nade wszystko – wyrwania
się z atmosfery apatii i bezwładu i włączenia do dyskusji nad żywotnymi interesami całego
narodu. Martín-Santos należy do tych pisarzy hiszpańskich, którzy – od Cervantesa i Queveda aż po twórców „pokolenia 98” – rozdrapywali rany i szargali świętości w celu ujawnienia
głęboko zakorzenionych w podświadomości ogółu społeczeństwa archetypów myślenia i postępowania, składających się na hiszpańską koncepcję życia (vivir hispánico) i ograniczających
swobodę działania szlachetnych jednostek, których idealizm ponosi klęskę w konfrontacji
z brutalnością i okrucieństwem otaczającej ich i z wolna wchłaniającej rzeczywistości. Jej obraz
nabiera pod piórem Martín-Santosa cech bezlitosnej satyry, przypominającej niejednokrotnie
apokaliptyczne wizje Quevedowskich Sueños oraz fantastyczny i groźny świat potworów osaczających człowieka na obrazach i rysunkach Goyi2. Podobnie jak jego dwaj wielcy poprzednicy,
baskijski pisarz posługuje się ironią i sarkazmem, groteskowymi deformacjami rzeczywistości
i moralną prowokacją graniczącą z cynizmem, by wyrazić swą gorycz i bezsilność, rozczarowanie i rozdrażnienie, irytację i głęboki pesymizm, każący mu chwilami uznać istnienie jakiegoś
nieubłaganego fatum, ciążącego od wieków nad rasą iberyjską i jej poczynaniami.
2
Pisownia z zachowaniem hispanizującego elementu nazwiska – na życzenie autora.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 73
Już pierwsze strony Czasu milczenia mogą niejednego czytelnika w Hiszpanii wyprowadzić z
równowagi, kiedy np. dowie się o swym wrodzonym „kompleksie wobec nauki”, próżnych nadziejach mieszkańców Półwyspu, że „wzbiorą [na nim] obficie umysły i rzeki”, bo „stepowi tubylcy” mają „zmniejszoną wagę mózgu” i należą do „kraju nie będącego Europą”. W konkluzjach
książki – zawartych w rozważaniach bohatera znajdującego się w stanie krańcowej depresji
psychicznej i utraty wiary w jakiekolwiek wartości duchowe – czytamy, że Hiszpania („rozległe pustkowie podobne do skóry byka naciągniętej wprost na szkielet”) to kraj… eunuchów,
dających się wykastrować bez najmniejszego protestu, bo przecież „spokojnie żyje się bez jąder,
przyjemnie jest pomimo kastracji cieszyć się powietrzem i słońcem”. Kto wie, jak czuli są Hiszpanie na punkcie swojej męskości, z łatwością wyobrazi sobie reakcję czytających te słowa…
potomków Cyda i Don Juana.
Kwintesencja poglądów autora na temat istoty hiszpańskości kryje się jednak przede wszystkim w trzech obszernych komentarzach do: Don Kichota, sceny z sabatu na obrazie Goyi Le grand
bouc i rytuału corridy. Martín-Santos jest pełen podziwu dla geniuszu Cervantesa, który z taką
przenikliwością i odwagą ujawnił „małostkową duszę swych bliźnich” i pokazał, że człowiek wierzący w możliwość udoskonalenia świata musi okazać się szaleńcem albo też owo szaleństwo
udawać, „bo przecież jest jasne nawet dla najgłupszego, że świat nie jest tylko zły, ale że nie
można go poprawić ani na jotę”. Kozioł – „Wielki cap” z obrazu Goyi pod tym tytułem – sprawuje według pisarza falliczną władzę nad narodem, niezdolnym do wzniesienia się ponad swe
prymitywne popędy erotyczne, jest też jednocześnie symbolem wyniosłego intelektualisty hiszpańskiego, patrzącego z pogardą na swych, „skażonych krwią wizygocką” i „przywiązanych do
swych azjatyckich struktur” pobratymców o niskim czole, będących zarazem „kastą toreadorów”
i „kastą żebraków i włóczęgów”. Wreszcie, zawarta w utworze interpretacja corridy jako objawu
„zbiorowej nienawiści” odkrywa w odwiecznej fascynacji mieszkańców Półwyspu jej okrutnym
rytuałem tkwiącą podświadomie w każdym z nich żądzę mordu, która każe im gorąco pragnąć,
aby róg zwierzęcia wszedł w ciało człowieka i przemienił go w „kukłę wypchaną czerwonymi
szmatami”. Małostkowość i przyziemność, prymitywny erotyzm i instynkt wrodzonej nienawiści
wobec drugiego człowieka – oto podstawowe składniki hiszpańskiej koncepcji życia w ujęciu
Martín-Santosa.
Być może autor Czasu milczenia posunął się w swym ataku na instytucje, tradycje i mentalność
własnego społeczeństwa dalej, niż to zrobił ktokolwiek inny z hiszpańskich twórców okresu nam
współczesnego, nie sposób jednak nie zauważyć, i robi to sam pisarz w swych uwagach do Don
Kichota, że zasadniczy temat książki – rozdźwięk między koncepcją świata idealnego a rzeczywistością rządzącą się własnymi prawami i zwyczajami – leży u podstaw arcydzieła Cervantesa,
a także wielu innych późniejszych utworów hiszpańskich i europejskich. Księgi rycerskie – czytamy
74 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
u Martín-Santosa – „próbowały nałożyć na rzeczywistość inny, piękniejszy świat; ale ten świat
– niestety – jest fałszywy”. Myśl ta powraca uparcie w świadomości Pedra, który zdaje sobie
w pewnym momencie sprawę, że jego własny ideał, przebudowa świata potęgą nauki, której służy, jest równie niepraktyczny, co donkiszotowski ideał ukształtowania rzeczywistości na
wzór ksiąg rycerskich. Przegrana Pedra jest tego samego rodzaju, co przegrana Don Kichota;
jej źródłem – a jednocześnie źródłem wewnętrznego napięcia utworu – jest nie tylko, jak
można by to najogólniej określić, specyfika „kraju nie będącego Europą”, lecz także tragiczna
w skutkach pomyłka, polegająca na utożsamieniu ideału z praktyką, wyobraźni z rzeczywistością, a w konsekwencji – niedopasowanie do wymogów określonej sytuacji społecznej
i obyczajowej, w jakiej wypadło żyć bohaterowi. Pedro zaliczony być może w poczet licznego
grona intelektualistów, twórców i protagonistów wielu utworów dwudziestowiecznej prozy
hiszpańskiej, medytujących nad współczesną rzeczywistością, ale do niej nie przystosowanych
i w rezultacie rezygnujących z praktycznej aktywności życiowej, by szukać ukojenia w zaciszu
własnych gabinetów, w spokojnej monotonii życia rodzinnego, w kontemplacji świata natury bądź studiowaniu książkowych mądrości. W pociągu wywożącym go na zawsze z Madrytu
w stronę jałowej mesety kastylijskiej, gdzie jako prowincjonalny lekarz będzie zajmował się
– by użyć dosadnego, jak zwykle, sformułowania autora – „diagnostyką świądu odbytnicy
wiejskich dziewic”, były aspirant do naukowych laurów zdaje sobie sprawę, że nastał dla niego
„czas milczenia”.
Nie tylko sama Hiszpania jest dla Martín-Santosa „groteskową deformacją europejskiej
cywilizacji” (by posłużyć się sformułowaniem Ramona del Valle-Inclana) i nie tylko Pedro,
wzorem swych poprzedników z dzieł autorów „pokolenia 98”, został ukształtowany, jak to podkreśla Gil Casado, zgodnie z narodowym archetypem hombre de estudio – intelektualisty, ogarniętego zwątpieniem i niezdolnego do działania. „Życie ma w sobie coś z absurdu – zauważa
w pewnym momencie Pedro – coś jest nie w porządku, coś, nie tylko ja”. Badająca problematykę egzystencjalną we współczesnej prozie hiszpańskiej Gemma Roberts wskazuje na filozoficzne aspekty obrazu jednostki i jej stosunków ze społeczeństwem, jaki daje w swym utworze Luis
Martín-Santos. Jej zdaniem w Czasie milczenia rzeczywistość ma pewien odcień metafizyczny,
posmak tajemniczości, chwilami staje się nawet rodzajem labiryntu, w którym błąkają się, szukając drogi, bohaterowie powieści.
Przypomnijmy w związku z tymi uwagami scenę wędrówki przez miasto podążających tropem Amadora Matiasa, a z drugiej strony – Similiana i Cartucha, tworzących swoistą procesję
porównaną do orszaku ślepych gąsienic, które odnajdują drogę jedynie dzięki przeźroczystej
nitce śliny wydzielanej przez pierwszą z nich, idąc po omacku w ślad za przypadkowym przewodnikiem. Rzeczywistość ta raz po raz ujawnia swoją absurdalność, przekraczającą granice
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 75
określonej sytuacji społecznej czy politycznej, doprowadzając bohatera nie tylko do wyobcowania, ale i poczucia porażki egzystencjalnej, będącej wynikiem konfliktu między rozumną świadomością człowieka a irytującą wszechobecnością i dominacją świata materialnego
i świata zwierzęcych instynktów tkwiących w naszej podświadomości.
Przykłady na potwierdzenie tej kolejnej płaszczyzny ścierania się dialektycznych sprzeczności między „ego” bohatera a czynnikami zewnętrznymi odnajdujemy szczególnie wtedy, gdy
Pedro odczuwa własną bezsilność w sytuacjach, w których musi podporządkować się czemuś,
czego wewnętrznie nie akceptuje. Więzienie, do jakiego zostaje wtrącony, przedstawione jest na
kształt olbrzymiego aparatu wchłaniającego i pożerającego swoje ofiary: „usta [=brama] prowadzą do krętej stromej gardzieli [=schodów], skąd wypada się na obszerny placyk żołądkowy
[=dziedziniec], gdzie zaczyna się trawienie dobrze przeżutych resztek”. W opisie celi, do której
trafia bohater, podkreślony jest kontrast między jego ludzką niedoskonałością a doskonałymi
proporcjami, konstrukcją i wykonaniem łoża, odpornego, wzmocnionego cementem, pozostającego w harmonii z „potęgą granitowych murów” przytłaczających człowieka.
Doświadczenia życiowe Pedra do złudzenia przypominają los niektórych bohaterów Pío Barochy, choćby bliskiego mu duchowo i zajmującego się tą samą medyczną profesją Andresa Hurtado z powieści El árbol de la ciencia (1911), w którym narasta przekonanie o nie dającej się
usunąć sprzeczności między tytułowym „Drzewem Mądrości” a „Drzewem Życia”, doprowadzając
go, poprzez kolejne etapy zwątpienia i rozczarowania wobec absurdalnej i okrutnej rzeczywistości, do samobójczej śmierci. Przypomina się też protagonista głośnej powieści filozoficznej
Unamuna Mgła (1915), Augusto Pérez, dręczony przez egzystencjalne wątpliwości i przebijający
się w poszukiwaniu sensu życia przez gęstą zasłonę metafizycznej mgły, odgradzającej go od
świata. Podobna, symboliczna mgła zdaje się spowijać bohatera Czasu milczenia, którego odczucia, czyny, reakcje stanowią niekiedy tajemnicę dla niego samego – zwłaszcza od momentu,
gdy rezygnuje z walki, ze starań, by „nie identyfikować się z płaską rzeczywistością miasta, kraju
i czasu” i w stanie kompletnej obojętności poddaje się biernie temu, co go czeka, choćby miało
to oznaczać zgodę na duchową kastrację: „dlaczego nie jestem w rozpaczy – pyta – jeżeli mnie
żywego kastrują?” Jak widzimy, późniejszy o pół wieku od protagonistów Barochy i Unamuna
bohater Martín-Santosa nie jest już w stanie zdobyć się ani na krok ostateczny, jak Andrés Hurtado, ani na dramatyczny bunt w obronie swojej tożsamości i prawa do decydowania o własnym
losie, jak Augusto Pérez. Stać go jedynie na wyciszenie swoich wątpliwości i emocji, uspokojenie
wewnętrzne, pogrążenie w stanie duchowej nirwany. Nastał bowiem czas powszechnego konformizmu i apatii, „czas znieczulenia – jak nazywa współczesną epokę autor powieści – czas,
w którym sprawy odbywają się po cichu”.
76 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Pedro czuje się też ograniczony w swej wolności przez kontakt z innymi ludźmi, zwłaszcza jeżeli chodzi o istoty przez niego kochane. Miłość erotyczna – a innej Martín-Santos nie pokazuje
– podporządkowuje popędowi naszą świadomość; przedsiębiorczość miłosna drugiej płci wyrażona zostaje słowem „kocham”, ale znaczy ono tyle co „zjadam, pożeram”. „Odważny jest ten,
kto wdziera się w ciało kobiety” – czytamy w książce – bowiem naraża się w ten sposób na „kastrację uczuciową” przez jej „uzębioną pochwę”. Nic więc dziwnego, że miłość – a także ciążenie
więzi rodzinnych – są dla bohatera „zniszczeniem tego, co najbardziej własne i indywidualne”.
Efektem działania wszystkich powyższych czynników jest egzystencjalny niesmak i całkiem
realne mdłości, ogarniające Pedra po pijaństwie w kawiarni, wizycie w domu publicznym,
a nawet – nocy spędzonej z ukochaną. Antidotum na nie stanowi woda, jej właściwości oczyszczające, ale – jak przypomina Gemma Roberts – Hiszpania jest dla Martín-Santosa „krajem bez
wody”, jałową pustynią, której mieszkańcy przypominają „suszone ryby”, przypiekane słonecznym żarem w„przeczystym powietrzu mesety”. Jak widzimy, nie da się oddzielić egzystencjalnej
problematyki prezentowanego utworu od ożywiającej go wewnętrznej pasji, gwałtowności,
z jaką obnaża kompleksy hiszpańskiego społeczeństwa i uderza w jego powszechnie uznawane, tradycyjne wartości: prymat „ducha” nad „materią”, więzi rodzinne, koncepcję kobiety i miłości, kult męskości, dumę narodową opartą na rycerskiej przeszłości Kastylii itd.
Atak na powojenną rzeczywistość hiszpańską dokonuje się w Czasie milczenia również,
a może nawet przede wszystkim, na płaszczyźnie języka, na co zwraca uwagę Romera Castillo,
pisząc o Martín-Santosie, że „jego pogarda dla oficjalnie uznawanych w kraju wartości doszła
do takiego stopnia, iż idea ich symbolicznego zniszczenia nie opuszczała go nocą i dniem, a dla
zrealizowania swego zamierzenia postanowił dokonać gwałtu na języku kastylijskim, z nadzieją, że w ten sposób przezwycięży legendę i mistyfikację hiszpańskiej koncepcji rzeczywistości”.
Oryginalność baskijskiego pisarza – co do tego są zgodni wszyscy komentatorzy jego dzieła
– polega w dużej mierze na twórczym, nowatorskim, niezwykle śmiałym potraktowaniu materiału językowego. Martín-Santos, zdając sobie sprawę, że istotną bolączką współczesnej mu
prozy hiszpańskiej była nie tylko anachroniczna metoda opisywania rzeczywistości, ale też jednostajny, bezbarwny język, jakim operowali twórcy novelas sociales, zdecydował się dokonać
odnowy zasobów językowych rodzimej literatury, przez włączenie do nich licznych neologizmów, barbaryzmów i zapożyczeń z innych języków, słów i zwrotów rzadkich bądź przestarzałych, które dawno już wyszły z obiegu, słownictwa naukowego z zakresu medycyny, biologii,
ekonomii, socjologii i innych dziedzin. Ale to jeszcze nie wszystko: prawdziwa nowość polegała na specyficznym użyciu poszczególnych terminów, nadaniu im – poprzez umieszczenie
w odpowiednim kontekście – roli komentarza do pewnych sytuacji; na nieadekwatności języka
do sytuacji i osoby, która się nim posługuje, przez co osiągane są ciekawe efekty stylistyczne,
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 77
o zabarwieniu humorystycznym i ironicznym; na oryginalnych kombinacjach słownych zastępujących normalne zdania lub tworzeniu wyrazów złożonych, zaskakujących zestawieniem poszczególnych członów; na odwołaniu się do barokowych tradycji kultystycznych i konceptystycznych, szczególnie zaś do Gongory, od którego przejęte zostały zarówno pojedyncze, zapomniane
już metafory, jak i zwyczaj spiętrzania różnorodnych epitetów, składających się na wyszukane
kompozycje poetyckie o zaskakującej poincie; wreszcie na upodobaniu do pewnych form składniowych i gramatycznych oraz na…. własnej interpretacji norm hiszpańskiej ortografii.
Nie sposób przytoczyć w tym miejscu przykładów wszystkich igraszek słownych i pomysłów
językowych Martín-Santosa oraz ich trafnych zastosowań do konkretnych sytuacji opisanych
w powieści. Wskazać można jedynie na jakieś pojedyncze, szczególnie uderzające przypadki.
Wspomniany już badacz hiszpański, Romera Castillo, obliczył, że na pierwszych dziesięciu stronach tekstu, wśród czterystu siedemdziesięciu pięciu rzeczowników pospolitych, wystąpiło aż
sześćdziesiąt – czyli 12,6% – słów zaczerpniętych z terminologii medycznej. Terminologia ta
służy w pierwszym rzędzie do opisu badań Pedra bądź innych scen mających związek z medycyną, ale też pojawia się w najmniej spodziewanych i – zdawałoby się – nieodpowiednich
miejscach, jako rodzaj leksykalnego komentarza, wskazującego na niewłaściwość, anormalność
danej sytuacji czy czynności (np. w scenie prymitywnej operacji dokonanej w szopie Muecasa na Fioricie). Podobnie terminy biologiczne, mające swe normalne zastosowanie w opisie
naukowego laboratorium, brzmią ironicznie, gdy np. hodowla Muecasa przedstawiana jest
słowami „pola doświadczalne królikologii i myszologii”. Jeszcze mocniejszy efekt satyryczny, na
granicy karykatury, uzyskany jest w opisie wytwornego przyjęcia po odczycie Ortegi y Gasseta;
w scenie tej Martín-Santos posługuje się wyłącznie terminami ornitologicznymi. Kawiarnia literacka
– nazwana też „plażą”, na której trudno było znaleźć „kawałek wolnego piasku” – ma „chwytliwość
ośmiornicy”, a jej „macki” oplatają Pedra ze wszystkich stron; tłum ludzi na ulicach stanowi „zbełtaną a rozkoszną falę”, a pasażerowie luksusowych aut to „drogie rybki w akwarium na kółkach” itd.
Słownictwo ekonomiczne dominuje np. w opisie zasad funkcjonowania wielkiego cmentarza,
w którym nowa, funkcjonalna metoda pochówku, tzw. „grzebanie pionowo” zapewnia odpowiednie wskaźniki ilościowe dzięki „produkcji taśmowej”, „wielkim seriom” i trafnej „analizie
procesu produkcyjnego”, co w sumie składa się na „ideał dobrej roboty”. Ośmieszony zostaje
Muecas, typ spod ciemnej gwiazdy, gdy nagle odzywa się językiem pełnym salonowych, wyszukanych grzeczności, a także kurewka Charo, wypowiadająca łacińskie maksymy. Pełne ekspresji
są kombinacje słowne typu „jeszcze-nie-ale-już-prawie-nieunikniony-syn” czy „nie-matka-nie-dziewica” i jej „jeszcze-nie-zwłoki”; humor i ironia uderzają w określeniach „czarodziej igły”
(o znachorze), „zakochany paź” (o kliencie domu uciech) czy „zdrowy hiszpański podwieczorek”
(jako alternatywa luksusowej kolacji). Podobnych przykładów przytoczono tu już zresztą wiele.
78 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Zwyczaj zastępowania naturalnych, przyjętych w danej sytuacji określeń słowami odnoszącymi się do innego aspektu rzeczywistości przejął Martín-Santos za Gongorą (być może składając w ten sposób świadomy hołd poecie, którego czterechsetlecie urodzin obchodziła Hiszpania
w roku powstania Czasu milczenia), stosując podobnie jak ów mistrz barokowego kultyzmu
terminologię zaczerpniętą ze świata przyrody do opisu świata człowieka. Z Gongory zaczerpnął
też niektóre metafory, trudne do oddania w języku polskim (campos de pluma), a także kunsztowne peryfrazy zastępujące, nie zawsze z wyraźnej potrzeby, najprostsze słowa (np. zamiast
gasolina, czyli „benzyna” – „drogocenny płyn sprowadzany z przeciwległego brzegu Morza
Śródziemnego”). Nie tylko zresztą to; piętrowe wyliczanki, bogate w najbardziej wyszukane
i zróżnicowane epitety, których kulminację stanowi np. odkrycie, że Madryt… pozbawiony
jest gotyckiej katedry, są wyraźną parafrazą podobnych zabaw słownych w niektórych sonetach Gongory.
Na autorze tym nie kończy się bynajmniej lista klasyków, których Martín-Santos przypomniał, zacytował bądź skomentował. Można by, bez dłuższych poszukiwań, wymienić
np. Celestynę Rojasa – od imienia bohaterki tworzy pisarz czasownik celestinear (raić, pośredniczyć), którym posługuje się do określenia swych zamiarów właścicielka pensjonatu, czy dramat
Tirsa de Moliny El burlador de Sevilla, z którego zaczerpnięta jest słynna sentencja no hay plazo
que no se cumpla, ni deuda que no se pague („nie ma raty, której się nie spłaca, ani długu, którego się nie odbiera”), potraktowana tu z gorzką ironią, zważywszy na okoliczności, w których
została przytoczona (uważny czytelnik bez trudu ją odnajdzie). Don Kichota Cervantesa, obraz
Le grand bouc Goyi i gorzki sarkazm wywodzący się z Queveda już tu przypominano. Bliską ideologii baroku hiszpańskiego jest też myśl, że musi „wrócić do prochu, to co z prochu powstało,
niby ułudna zjawa z kuszącego ciała” oraz refleksja o śmierci, co „krąży wokół każdego z nas,
i której charakter niepowstrzymanego robaka jest nam znany i czujemy jej nieustanny świder
drążący nas na wylot, podczas gdy udajemy, że nic nie słyszymy”.
Książka tak głęboka, pobudzająca intelektualnie, zróżnicowana w formie i bogata w treści,
odwołująca się do klasycznych mitów oraz tradycji umysłowych i obyczajowych hiszpańskich
i obcych, książka – przypomnijmy to raz jeszcze – debiutanta na polu literatury, nie mogła
pozostać dziełem całkowicie oryginalnym i niezależnym w podejmowanej problematyce
i w swych aspektach formalnych, powstałym bez świadomych inspiracji i analogii z utworami
własnej i światowej literatury. Na niektóre z nich – hiszpańskie – zwrócono już tu uwagę, pozostaje więc tylko na koniec wskazać główne płaszczyzny odniesienia utworu Martín-Santosa
do współczesnej prozy i filozofii europejskiej.
Zacznijmy od wzorca najstarszego – Dostojewskiego. Zdaniem kilku hiszpańskich krytyków
(Sobejano, Castilla Romero) struktura Czasu milczenia jest wyraźnie wzorowana na powie-
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 79
ściach autora Zbrodni i kary. Książka składa się z sześćdziesięciu trzech nienumerowanych, lecz
wydzielonych układem graficznym fragmentów, z których początkowe i końcowe obejmują czas
dość nieokreślony, kilka dni lub tygodni, zaś centralne stanowią szczegółową relację z jednej,
intensywnie przeżytej nocy i trzech następnych dni. Pojawia się więc symetria pomiędzy początkiem (przybliżeniem bohatera czytelnikowi) a zakończeniem (jego stopniowym oddalaniem
się z naszego pola obserwacji), podczas gdy „środek” utworu jest szczególnie bogatym, pełnym
pasji zapisem przeżyć o decydującym znaczeniu dla protagonisty. Konstrukcja taka, osiągająca
„gęstość” emocjonalną dzieła przez koncentrację uwagi autora na wybranym epizodzie z życia
postaci, a nie – przez opis jego kolei losu w dłuższym okresie czasu, przypomina technikę Dostojewskiego, którą Ortega y Gasset określił słowami non multa, sed multum.
Kolejny dług zaciągnął Martín-Santos u Joyce’a. Chodzi oczywiście o czołowe dzieło w procesie
odnowy współczesnej literatury – Ulissesa; powieść tę wymienił zresztą, w wywiadzie udzielonym w roku 1962, na pierwszym miejscu swej listy ulubionych lektur, przed Don Kichotem. Zdaniem Gonzala Sobejano, Martín-Santosa zbliża do Joyce’a nie tyle wplecenie w proces narracji
licznych monologów wewnętrznych (dość zresztą – dodajmy – zróżnicowanych, od bezładnych
i chaotycznych „strumieni świadomości”, po uporządkowane zwierzenia wyrachowanej staruchy,
komentarze i rozważania, które nie zawsze możemy przypisać konkretnej postaci, wreszcie solilokwia Pedra, którego osobowość rozszczepia się na dwa dialogujące ze sobą głosy), ile wskazanie na rozbieżność mitu i rzeczywistości, z czego wynika rezultat zbliżony do parodii. Podobnie
jak pan Bloom w Ulissesie, Pedro przeżywa własną, pełną mitologicznych aluzji, nocną wędrówkę przez miasto, ocierając się o jego skrajności i powracając do domu po przeżyciu głębokich
doświadczeń. Zresztą sam autor sugeruje czytelnikowi podobną interpretację, pisząc o posłańcu,
którego wysyła do bohatera noc, „żeby znowu go wchłonąć w swe grzeszne łono, bo jeszcze nie
dokończył całej odysei zgotowanej mu przez los”. Jak pisze José-Carlos Mainer, językowa swoboda Joyce’a niewątpliwie również zainspirowała Martín-Santosa, przy czym znalazł on w języku hiszpańskim własne, oryginalne środki, tworząc przez użycie terminów naukowych parodię
stylu „obiektywnego” i odnawiając składnię hiszpańską przez sięgnięcie do łacińskich wzorów
syntaktycznych (częsty brak rodzajnika, dominacja imiesłowów czasu teraźniejszego itp.).
Wreszcie trzecie, istotne pole inspiracji Czasu milczenia, tym razem na płaszczyźnie filozoficznej: egzystencjalizm Sartre’a, którym Martín-Santos był wyraźnie zafascynowany w swych
pracach psychoanalitycznych i którego elementy wykorzystał także w swym debiucie literackim, osadzając bohatera w rzeczywistości dwuznacznej i nieokreślonej, każąc mu szukać sensu własnej egzystencji bez odgórnych wytycznych i pouczeń oraz przeżywać niesmak i mdłości
w zetknięciu ze zjawiskami ograniczającymi jego wewnętrzną niezależność. Sartre należał również do ulubionych autorów baskijskiego pisarza, był mu bliski przez podejmowaną problematykę
80 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
moralną. Czas milczenia – odległy zarówno od tradycyjnego realizmu jak i współczesnej powieści psychologicznej – zbliża się najbardziej, w opinii Gemmy Roberts, do modelu francuskiej
prozy egzystencjalnej, wypracowanego przez Sartre’a i Camusa.
Czas milczenia to dzieło o doniosłym, choć nie dającym się jeszcze w pełni określić znaczeniu dla rozwoju prozy hiszpańskiej lat najnowszych. Metoda analizy rzeczywistości zaproponowana przez jego autora, sięgnięcie po odrzucony przez współczesną mu generację wzorzec
bohatera działającego (lub próbującego działać) i analizującego swoje postępowanie, a także
otaczający go świat i jego uwarunkowania, znalazły owocną kontynuację w utworach Juana
Marsé, Juana Beneta, Juana i Luisa Goytisolów. Trzeba się jednak zgodzić z Salvadorem Clotasem, że dopiero przyszłość wykaże, czy powieść Martín-Santosa będzie początkiem prawdziwej odnowy współczesnej hiszpańskiej literatury. Jej ukazanie się w polskim przekładzie jest
w każdym razie okazją do zwrócenia baczniejszej uwagi na twórcze dokonania pisarzy Półwyspu Iberyjskiego, który jest i pozostanie częścią Europy, wbrew ironicznym wątpliwościom,
jakie na ten temat żywi sam Luis Martín-Santos.
(1977)
Rekomendacje: Znaki tożsamości
Jesienią roku 1959 ukazał się, nakładem Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”, polski przekład
powieści Juana Goytisolo Juegos de manos1. Była to pierwsza książka pisarza hiszpańskiego
żyjącego współcześnie w Hiszpanii, a nie na obczyźnie, jaką wydano w Polsce po wojnie. Rok
później czytelnik poznać miał Ul Camila José Celi, a w następnej kolejności Drugą twarz José
Corralesa Egei i Złudę Carmen Laforet. Popołudnia trędowatych miały zatem pełnić u nas rolę
zwiastuna odrodzenia powojennej powieści hiszpańskiej w kraju spętanym frankistowską
dyktaturą. O utworze tym pisano kilkakrotnie w polskich czasopismach kulturalnych w latach
1957–1958, po opublikowaniu przez Gallimarda jego francuskiego przekładu2 i w oparciu
o jego znajomość. Drukowano wywiady ze świeżo promowanym przez Francuzów autorem,
„jednym z przyszłych wielkich pisarzy hiszpańskich”. Były to przedruki z „Arts” czy „L’Express”,
ale także specjalna wypowiedź Goytisola dla „Nowej Kultury”. Omawiając w „Twórczości” francuską wersję Juegos de manos, Jan Błoński dzielił się z czytelnikami swym podziwem dla dojrzałości artystycznej książki, w której uderzała go „jędrność i prawda” każdego szczegółu, choć
rzecz wyszła spod pióra dwudziestojednoletniego zaledwie twórcy, będącego przy tym wszakże – jak pisał – „wielką nadzieją hiszpańskiej literatury”.
Gdy Popołudnia trędowatych pojawiły się wreszcie na półkach księgarskich, rozpętała się
w prasie przeróżnych odcieni, od „Życia Partii” po „Tygodnik Powszechny”, ożywiona dyskusja,
w której głos zabrało kilkunastu recenzentów, pisarzy, krytyków. Książka poruszyła wyjątkowo
silnie naszą opinię publiczną. To, co w niej znaleziono – atmosferę, problematykę i bohaterów – było bliskie również naszym własnym doświadczeniom i dawało się określić mianem
kryzysu moralnego wśród współczesnej młodzieży, owych tytułowych „trędowatych”, skłóconych ze światem dorosłych, który usiłuje ich ukształtować na swe podobieństwo, wmawiając
im własne pojęcia moralności i szczęścia. Jeden z krytyków odnalazł w utworze „wielką prawdę pokolenia”, które w Hiszpanii miało nie tylko swoją historię, ale – dzięki książce Goytisola
– doczekało się też swojej literatury. Autora nazywano „rówieśnikiem Hłaski”, przy tym to, co
u Polaka miało być „źle przeżutymi kawałkami prozy obcych pisarzy”, u Hiszpana zdawało się
własne i oryginalne. Czytano Goytisola przez pryzmat Popiołu i diamentu, egzystencjalistów,
Bakunina, a zwłaszcza Lafcadia z Lochów Watykanu Gide’a – postaci, która odradza się (jak
pisano) w każdym pokoleniu literackim. Bohaterowie Juegos… zostali zatem sklasyfikowani
jako „lafcadiowie demi-siècle’u”, pozbawieni złudzeń absolutnej wolności wewnętrznej (jakiej
Książka, anonsowana uprzednio w prasie jako Gra rąk, Igraszki rąk czy – może najtrafniej – Igraszki i przemoc, została ostatecznie opatrzona
wyrazistym, choć dziś raczej odstraszającym tytułem-kluczem Popołudnia trędowatych. Autorką przekładu była Maria Sten.
2
Jeux de mains inaugurowały w tym wydawnictwie kolekcję współczesnej literatury hiszpańskiej.
1
82 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
byli fanatykami) po dokonaniu czynu, który miast być dowodem odwagi, stał się zaledwie miarą ich tchórzostwa, bezradności i życiowej przegranej.
Sukces powieści Goytisola – pierwszego, przypomnijmy raz jeszcze, hiszpańskiego pisarza
współczesnego, jakiego mogliśmy po wojnie przeczytać w polskim przekładzie – był w naszym
kraju bezsporny, choć skromny nakład (10 000 egzemplarzy) i brak wznowień nie pozwoliły na
jego weryfikację wśród nowych pokoleń czytelników, w odmiennej, mniej może korzystnej dla
książki, sytuacji historycznej. Rzadko kiedy skromny, debiutancki utwór nieznanego dotąd autora z odległego kręgu kulturowego spotyka się z tak jednomyślnym uznaniem krytyki, jak to
było w przypadku Popołudni trędowatych, których lektura kazała wyznać Helenie Zaworskiej,
że z tym większą niecierpliwością czeka na następną powieść Goytisola, Duelo en „El Paraíso”,
zaanonsowaną pod polskim tytułem Żałoba w „Raju” przez to samo wydawnictwo (Czytelnik).
Niestety fortuna kołem się toczy… Gotowy polski przekład tej wstrząsającej powieści
o dzieciach, które w wojennej rzeczywistości hiszpańskiej zatracają zdolność odróżniania dobra
od zła i popełniają zbrodnię, zabijając jednego ze swych kolegów, przekład wykonany sprawną
ręką Zofii Szleyen, nie doczekał się druku. Zadecydowały zastrzeżenia, jakie wzbudził kształt
niektórych scen opisujących bratobójczą wojnę w sposób, do którego nie był dotąd przyzwyczajony polski czytelnik. Kontrowersyjność utworu – jeśli w ogóle można użyć tego terminu –
nie przeszkodziła skądinąd w osiągnięciu sukcesu za granicą; został on przełożony na większość
języków europejskich (w tym na norweski, duński i fiński); wydano go także na Słowacji.
Pozostaje tu jedynie przypomnieć gorzkie, ale prorocze słowa Błońskiego, pisane u progu
polskiej recepcji autora Juegos de manos, w roku 1958:
Można go więc tylko polecić uwadze wydawców. Obawiam się jednak, że będzie to wołanie na puszczy. Jeżeli
pominąć literaturę francuską, nasze wydawnictwa są spóźnione o dwadzieścia lat i niewiele niestety wskazuje,
by się to miało zmienić.
Z opóźnieniem zaledwie (?) kilkunastoletnim trafia oto do polskiego czytelnika przekład
najważniejszej książki Goytisola, Señas de identidad (1966)3. Trafia niestety na grunt całkowicie
nieprzygotowany, bo po sukcesie Popołudni trędowatych przestano u nas o autorze Znaków
tożsamości pisać, przestano go tłumaczyć, przestano drukować4. Stan taki trwał przez blisko
dwadzieścia lat, wypełnionych intensywną, twórczą pracą pisarza uchodzącego za najwybitniejszego i zarazem najbardziej reprezentatywnego przedstawiciela swojej promocji literackiej. Pisarza, który przychodzi dziś do nas bez żadnych „znaków tożsamości” poza tymi, jakie
J. Goytisolo, Znaki tożsamości. Przełożyła Beata Babad. Posłowiem opatrzył Piotr Sawicki, Kraków, 1983.
Gwoli ścisłości przypomnieć trzeba, że w tomie nowel hiszpańskich Za linią frontu (Warszawa, 1964) zamieszczono jedno z jego wczesnych
opowiadań pt. Artyści.
3
4
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 83
daje o jego osobie książka pod takim właśnie tytułem. Czyż można sobie wyobrazić podobną
sytuację w odniesieniu do jakiejkolwiek innej, choćby najbardziej egzotycznej dla Polaków, obcej
literatury?
Losy życia i twórczości literackiej Juana Goytisolo, a także jego recepcji we własnym kraju
stanowią przy tym przypadek najzupełniej wyjątkowy i godny bliższego opisania. Ten autor
licznych powieści, zbiorów opowiadań, reportaży, szkiców krytycznych, artykułów prasowych,
manifestów i programów literackich zasługuje bez wątpienia na miano najbardziej dynamicznej
postaci wśród pokolenia twórców urodzonych we wczesnych latach trzydziestych i debiutujących na początku lat pięćdziesiątych. Jest on zarazem współczesnym pisarzem hiszpańskim najczęściej wydawanym w latach sześćdziesiątych w Europie, na co wpłynął niewątpliwie fakt jego
osiedlenia się po roku 1956 w Paryżu.
Ale po kolei. Juan Goytisolo, młodszy brat znanego poety José Agustina Goytisolo i starszy głośnego ostatnio powieściopisarza Luisa Goytisolo, urodził się w Barcelonie 5 stycznia 1931 roku
w zamożnej rodzinie mieszczańskiej pochodzącej z Baskonii. W wieku siedmiu lat stracił matkę
w czasie jednego z barbarzyńskich bombardowań dokonanych przez frankistowskie lotnictwo
– bombardowań, których ofiarą padała przede wszystkim ludność cywilna i które poprzedziły
„bezkrwawe” zajęcie miasta przez rebeliantów w styczniu 1939. Kształcił się u ojców jezuitów,
otrzymując z ich rąk ultrakatolickie wychowanie w duchu posłuszeństwa dla ustanowionej władzy „boskiej i cesarskiej”. Studia prawnicze, jakie odbył w Barcelonie i w Madrycie, mniej mu
zabierały czasu niż inspirująca go lektura powieściopisarzy amerykańskich (Faulkner, Capote,
Styron), francuskich (Gide, Proust, Malraux) i włoskich (Pavese, Vittorini). Współczesnych autorów hiszpańskich nie czytał, w każdym razie nie uważał ich za swoich mistrzów: „pokolenie tych,
którzy prowadzili wojnę, nic nas nie nauczyło – mówił w wywiadzie dla «Arts». – Jego brak
krytycyzmu, jego konformizm sprawiły, że stało się jałowe i bezsilne. Łaska boska nie pomaga
specjalnie w pisaniu powieści”.
Kryzysy moralne własnego pokolenia przedstawił z dużą siłą wyrazu w swej pierwszej książce
Juegos de manos napisanej w roku 1951, której publikację, z racji kłopotów z cenzurą, poprzedziło jeszcze ukazanie się fragmentów nagrodzonej przez wydawnictwo Janés prozy pod tytułem
El mundo de los espejos (Świat zwierciadeł). Juegos… wychodzą na światło dzienne w grudniu
1954 w barcelońskiej oficynie Destino, a w ślad za nimi – nowela El soldadito (Żołnierzyk) i najdojrzalsza z wczesnych powieści, Duelo en „El Paraíso” (1955). O ile Juegos… były świadectwem
pełnej frustracji młodości, Duelo… rozliczało się z dramatami dzieciństwa, przypadającego na
lata bratobójczej wojny. Obie książki łączy motyw starannie przygotowanego przez aspirujących
do dorosłości bohaterów zabójstwa, będącego – jak słusznie zauważył Błoński – kluczem do
(wczesnego) świata powieściowego Goytisola.
84 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Genezę Żałoby w „Raju” przypomniał sam autor w często cytowanych słowach wywiadu dla
„L’Express”:
Wielu dzisiejszych młodych powieściopisarzy było w czasie wojny domowej dziećmi. Oczyma dziecka patrzyli,
nie rozumiejąc, na rzeczy straszliwe, na rozgrywany przed ich oczami spektakl barbarzyństwa, beztroskiego
okrucieństwa i podłości. Chwilowo o tym zapomnieli, ale później, gdy dojrzewali, przyszedł czas pamięci,
wspomnienia, które nabierało wyrazistości i precyzji w miarę tego, jak twardniały kości i gęstniała krew młodych ludzi. I wtedy – nie po to, aby zapomnieć, albowiem to niemożliwe, ale po to, by się wyzwolić – zaczęli
pisać powieści. Po pierwszej, krótkotrwałej fali reportażowej, po statystykach zwalonych domów i zamordowanych ludzi przyszła fala następna, powolna, ale potężna: ta, która zaczęła opowiadać o tym, co umarło, by
obudzić się w sumieniach…
Taką powieścią jest Żałoba w „Raju” (tytułowy „Raj” to nazwa posiadłości w prowincji Gerona), gdzie osierocone, przedwcześnie dojrzałe dzieci republikańskie, znalazłszy broń, dokonują samosądu na osobie swojego współtowarzysza, który wydaje im się wrogiem klasowym
i „zdrajcą” – parodiując w ten sposób nieświadomie metody postępowania dorosłych.
Następne utwory pisarza powstawały z zainteresowania współczesną rzeczywistością
Hiszpanii, a za ich motto i zarazem tytuł trzyczęściowego cyklu powieściowego posłużył głośny wiersz Antonia Machado, mistrza duchowego całego pokolenia hiszpańskiej młodzieży,
El mañana efímero (Ulotne jutro), w którym tak oto pisał zmarły w roku 1939 poeta, jeszcze
jedna ofiara bratobójczego konfliktu: Daremne wczoraj zrodzić tylko może / daremne jutro; na
szczęście, nietrwałe. Owo „daremne jutro” było już dla Goytisola dniem dzisiejszym; żałosnym
wprawdzie i beznadziejnym, ale – miał nadzieję – tymczasowym. Chciał tę codzienność
utrwalić i opisać, dzieląc swe zamiary z licznymi młodymi autorami spod znaku realismo social,
społecznego i zarazem krytycznego nurtu najnowszej prozy hiszpańskiej. Występujący często
w imieniu swego pokolenia literackiego autor tryptyku Mañana efímero (1957–1958) tak
oto określał zamierzenia skupionego wokół wydawnictwa Seix Barral kręgu pisarzy: „Chcemy
mówić z pasją o rzeczach małych, o rzeczach dnia powszedniego, dotychczas przemilczanych.
Wierzymy, że sztuka ma do spełnienia zadanie społeczne i nie wystarczy nam tylko opisywanie
rzeczywistości”. Wracając po latach do owego okresu, w rozmowie z przedstawicielami miesięcznika „Ínsula”, usprawiedliwiał zaniechaną już koncepcję uprawiania literatury na zamówienie społeczne, przypominając rolę spełnianą przez te książki wobec współczesności, której
odbicie, często zwierciadlane i nieuporządkowane artystycznie, starały się dawać. Zastępować
miały one, czy raczej uzupełniać… prasę, która w systemie frankistowskim filtrowała rzeczywistość w myśl zaleceń wszechpotężnej cenzury, pisząc na ogół jedynie o procesjach, corridach
i meczach piłki nożnej. Irrealizm obrazu, jaki dawały oficjalne, kontrolowane środki przekazu,
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 85
sprawiał, że ucieczka w rzeczywistość stawała się jedyną obroną przed ogłupieniem. Technika
literacka, język, zamysł artystyczny pozostawały na drugim planie, a ten „inny” obraz Hiszpanii,
jaki w rezultacie powstawał, kreślono w barwach jak najczarniejszych, by był przeciwwagą dla
różowych okularów prasy i literatury lojalnej wobec reżimu.
Na wspomniany cykl powieściowy złożyły się Fiestas (Festyn), El circo (Cyrk) i La resaca (Odpływająca fala), a uzupełniały go wydane w latach 1960–1962 dwa zbiory opowiadań, Para
vivir aquí (Aby zamieszkać tu) i Fin de fiesta (Koniec festynu), oraz Campos de Níjar (Pola Nijaru)
– reportaż z zaniedbanych regionów Andaluzji, uderzający sugestywnym skontrastowaniem
powszechnej nędzy i niedostatku z bogactwem nielicznych uprzywilejowanych, wielekroć imitowany model oskarżycielskiej, operującej dokumentalnym materiałem, dziennikarskiej relacji
z podróży; utwór klasyczny, mimo okaleczonego kształtu, w jakim został opublikowany. Manifestem literackim formuły realizmu społecznego (zwanego też realizmem krytycznym czy – później – neoobiektywizmem) był tom drukowanych wcześniej na łamach barcelońskiego tygodnika „Destino” szkiców krytycznych Goytisola, Problemas de la novela (Problemy powieści, 1959),
w którym autor zdefiniował założenia kierunku i usiłował odeprzeć zarzuty dotyczące braku
przekazu ideologicznego, a także niedostatecznej analizy psychologicznej postaci powołanych
do życia na kartach novelas sociales.
Jaka była tematyka powieści Goytisola o dominancie społecznej, jakie warstwy społeczeństwa
penetrował, przeciw komu i w czyjej obronie pisał wymienione wyżej książki? El mañana efímero to obraz środowisk wegetujących na marginesach frankistowskiego „cudu gospodarczego”,
w cieniu prosperującej i chwalącej „pomyślny rozwój kraju” burżuazji. Terenem akcji jest najczęściej Barcelona, jej przedmieścia, okoliczne katalońskie miasteczka. Bohaterami – nędzarze,
bezrobotni, lumpenproletariat, fauna przestępczego półświatka, wreszcie dzieci. Te ostatnie,
pozostawione bez opieki, wiecznie głodne, wychowywane przez ulicę na istoty kalekie i przedwcześnie dojrzałe, skazane były od najmłodszych lat na żebractwo, złodziejstwo, prostytucję.
Jest to świat, który polski czytelnik mógł poznać z przełożonej niedawno głośnej powieści Juana
Marsé Jeśli powiedzą ci, że padłem5 – świat, do jakiego niejednokrotnie wracają najwybitniejsi
pisarze hiszpańscy XIX i XX wieku, od Pereza Galdosa, Clarina i Barochy po Celę, Delibesa, Ignacio
Aldecoę, Jesusa Fernandeza Santosa czy Anę Marię Matute.
To, co reżim starał się skrywać przed oczyma dewizowych turystów, prezentując im uroki
Hiszpanii fasadowej – z jej folklorem, plażami, wieżowcami i luksusowymi ośrodkami letniego wypoczynku – przebija się dzięki autorom spod znaku novela social na powierzchnię życia
kulturalnego, narusza starannie wyretuszowany obraz kraju, psuje dobre samopoczucie i razi
wysmakowane kryteria estetyczne, nie daje spokoju, jątrzy i drażni. A jednocześnie – jest racją
5
J. Marsé, Jeśli powiedzą ci, że padłem. Przełożyła Teresa Marzyńska, Warszawa, 1978.
86 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
bytu całego pisarstwa Juana Goytisolo. Pisarz jego pokroju, nie cofający się przed żadnym tematem, choćby najbardziej drastycznym i przykrym, nie pasował, w stopniu o wiele większym
niż ktokolwiek inny, do obrazu współczesnej literatury hiszpańskiej, jaki miał sobie wyrobić
przeciętny czytelnik i jaki chciano, by zaistniał za granicą, choćby dlatego, że pisał sugestywnie,
z dużą siłą wyrazu, patosem i niezawoalowanym oburzeniem.
Goytisolo począł mieć problemy z wydawnictwami i władzami. Pozwolono mu w połowie lat
pięćdziesiątych opuścić kraj, zamieszkać w Paryżu (gdzie podjął pracę w wydawnictwie Gallimard, przyczyniając się wkrótce do francuskiej i europejskiej promocji współczesnej powieści
swego kraju: książek Celi, Sancheza Ferlosio, Matute, Delibesa, wreszcie swoich własnych), ale
z niechęcią i wręcz zawiścią śledzono jego kolejne sukcesy i triumfy literackie. Z przytoczonej
wyżej listy książek Goytisola ponad połowa wydana została za granicą i – dodajmy – aż do
śmierci dyktatora nie ukazała się drukiem w Hiszpanii. Podobny los spotkał dwa następne, dotąd nie wymienione utwory: reportaż z Andaluzji zatytułowany La Chanca (1962), nawiązujący
tematycznie do Campos de Níjar6, i powieść La isla (Wyspa, 1961), opublikowaną jednocześnie
w wersji francuskiej (Chronique d’une île).
Od 1962 (data ukazania się w Barcelonie czterech dłuższych opowiadań ujętych pod wspólnym tytułem Fin de fiesta) do 1976 roku, a więc przez blisko piętnaście lat, w ojczystym kraju
nie opublikowano pisarzowi żadnej książki (wznawiano jedynie czasem niektóre z jego wczesnych, już znanych w Hiszpanii powieści). Autor został skazany przez frankistowską, rzekomo
już nieobecną, cenzurę na nieistnienie. Milczenie oficjalnej krytyki hiszpańskiej, która również
przestała w tym okresie pisać o jego twórczości, określono po latach w „Estafeta Literaria”
(nr 629 z 1978 r.) jako „smutny i ponury przykład pogardy i ignorancji”. Zaś sam Goytisolo, zerwawszy do końca fizyczne więzy, jakie łączyły go z własnym krajem, osiedlił się za granicą już
na stałe (z Paryża przeniósł się do Nowego Jorku, a następnie do marokańskiego Marrakeszu, co
pozwoliło mu zachować żywy kontakt z fascynującym go światem tradycyjnej kultury arabskiej).
W czasie dłuższego pobytu na obczyźnie autor Duelo en „El Paraíso” zajął się również dziennikarstwem, publikując w lewicowych pismach francuskich, często pod pseudonimem Tomas de
Noir. Współpraca z „Le Nouvel Observateur” i „L’Express” nasiliła się szczególnie na początku lat
sześćdziesiątych, kiedy to Goytisolo, piszący zazwyczaj dużo i w szybkim tempie, narzucił sobie
kilkuletnią, swoistą „kurację milczenia” w dziedzinie własnej twórczości artystycznej. Jest to
czas przemyśleń, przewartościowania tego, co dotychczas osiągnął jako pisarz. Czas odrzucenia
literatury potocznie określanej mianem zaangażowanej i zarazem wycofania się z aktywnej
działalności społecznej i politycznej. Pozostając zdeklarowanym wrogiem frankizmu, Goytisolo
6
La Chanca to położona na nadmorskich wzgórzach część Almerii, którą oficjalny organ syndykatów „El Pueblo” nazwał „najbardziej malowniczą
osadą rybacką na świecie”, a która w istocie była w owym czasie dzielnicą jaskiń i lepianek, zamieszkałą przez 20 000 ludzi pozbawionych najprostszych urządzeń sanitarnych, opieki zdrowotnej, poczty, pralni, czegokolwiek.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 87
rezygnuje też z przynależności do Hiszpańskiej Partii Komunistycznej, nie zapisując się wszakże
do żadnej innej i krytykując postawę tych hiszpańskich intelektualistów, którzy po wystąpieniu
z PCE dali się namówić na wyprzedaż swych partyjnych wspomnień, chętnie ogłaszanych przez
komercyjne wydawnictwa hiszpańskie. Dla autora Campos de Níjar ważniejsze było rozliczenie
się z frankizmem, którego chciał dokonać – ale w sposób świadomy, przemyślany pod względem
artystycznym i nie pozostawiający podejrzeń o uleganie partykularnym interesom któregokolwiek z ugrupowań opozycyjnych względem reżimu, tak wewnątrz, jak i na zewnątrz kraju. Chodziło mu o pełną niezależność poglądów, wewnętrzną uczciwość i wiarygodność świadectwa,
jakie zamierzał przedstawić.
Cel swój zrealizował w sposób najpełniejszy w Señas de identidad (Znaki tożsamości) – dziele
długo oczekiwanym i najbardziej znaczącym w jego dorobku z perspektywy lat, jakie już upłynęły.
Hiszpanie mogli przeczytać ten utwór, przemycany ukradkiem na teren Półwyspu Iberyjskiego,
w jednym z dwóch meksykańskich wydań, jakie ukazały się w oficynie Joaquina Mortiza pod
koniec lat sześćdziesiątych7. Książka pisana była oczywiście nieco wcześniej, a jej czas narracji
ma rozpiętość kilku dni, przypadających na sierpień roku 1963.
Nie jest łatwo w sposób zwięzły i precyzyjny określić charakter tego obszernego, wielopłaszczyznowego i wielowątkowego dzieła o polifonicznej, kunsztownej, choć w istocie przejrzystej
strukturze, w której pierwszoplanowe miejsce zajmuje wyrażony w kilku różnych osobach gramatycznych (z dominantą drugiej osoby liczby pojedynczej) monolog wewnętrzny rozdwojonego niejako bohatera, przerywany i uzupełniany mozaikowym collage’em najróżnorodniejszych
materiałów: fotografii, wycinków prasowych, dokumentów, protokołów, wypowiedzi ankietowych etc., a ściślej – scen, jakie przywołują w jego pamięci, spełniając rolę Proustowskiej magdalenki. Ów monolog skontrastowany jest z osaczającymi bohatera już w pierwszych zdaniach
książki anonimowymi Głosami, czyli oficjalną, „prawo-Oficjalną”, „prawomyślną” Hiszpanią, brutalnie ingerującą w jego życie, przemyślenia, poglądy czy plany na przyszłość.
Książka Goytisola poddaje się – i jest nieustannie poddawana – różnorodnym interpretacjom
i egzegezom. Zapewne ukazanie się polskiego przekładu powiększy wkrótce literaturę krytyczną
o tym utworze i nie wydaje się konieczne szczegółowe analizowanie go w tym miejscu. Warto
jednak zwrócić uwagę na parę podstawowych zagadnień, wątków tematycznych, obsesji powracających w narracji z pewną regularnością i ilustrujących wymownie założenia autora.
Nie ulega wątpliwości, że frustracje i rozterki Alvara Mendioli, nasilone w okresie choroby
i rekonwalescencji, skłaniającym go do refleksji nad własnym życiem i grą prowadzoną z otaCzytając Señas… w polskim przekładzie, musimy mieć świadomość, że jest to tekst wzorowany na drugim wydaniu, znacznie okrojonym przez
samego autora. Wypadł z niego bowiem niemal w całości kilkudziesięciostronicowy epizod pobytu bohatera na rewolucyjnej Kubie Fidela Castro,
składający się na przedostatni, ósmy rozdział. W kolejnych wydaniach rozdział dziewiąty zajął miejsce rozdziału ósmego, co oczywiście wpłynęło na zmianę numeracji ostatnich części książki i zmniejszenie jej objętości.
7
88 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
czającym go światem, mają za tło, czy więcej – za główny motyw, Hiszpanię, od której nie
sposób się uwolnić, gdziekolwiek by bohater wyjechał, uciekł lub się schronił. Hiszpanię nosi on
w sercu i w swej świadomości, każdym słowem i gestem zdradza, kim jest i skąd pochodzi,
choć uciekając z kraju wierzył, „jak tylu innych, w jakąś regenerującą i oczyszczającą zmianę”.
Zmianę, która nie nastąpiła, zatem trzeba było wrócić w znajome miejsca, do rodzinnego
domu, „jak przestępca powracający ukradkiem na miejsce zbrodni”. Powrót i przymusowa bezczynność zamieniają się w intensywny wysiłek intelektualny, którego celem jest (znów – jak
u Prousta!) „odzyskanie straconego czasu”, „wyratowanie od zapomnienia” jak największej ilości obrazów, scen, osób, przeżyć własnych i cudzych, a w dalszej perspektywie – dokonanie
bilansu własnego, przegranego życia. Życia antyfrankistowskiego intelektualisty, potomka
„zacnej i prawomyślnej rodziny”, którego ojca zamordowali „czerwoni” republikanie, a który
– niczym jeszcze jeden syn marnotrawny – wspomina z większym szacunkiem morderców
własnego ojca niż swych krewnych, kochających i wychowujących go na lojalnego obywatela
reżimu. Powołaniem bohatera – bardziej „karą i cierpieniem” niż „zawodem” – było, jak czytamy, „przeżywanie, obserwowanie, zapisywanie i fotografowanie wszystkiego, co dzieje się
w ojczyźnie”, wypełnianie jakiejś wyjątkowej misji, którą zdawały mu się zlecać przeznaczenie
i historia.
Álvaro szuka własnej prehistorii, począwszy od kolonialnego okresu, kiedy to przed wojną hiszpańsko-amerykańską jego rodzina posiadała dobra ziemskie i cukrownię na Kubie.
Bada też, odtwarza i opisuje epizody ilustrujące dramatyczne losy swej ojczyzny w ostatnim
ćwierćwieczu, od tragicznego w skutkach wystąpienia zbuntowanych chłopów z okolic Yeste
w czasach Frontu Ludowego, poprzez proces autodestrukcji narodu, „niszczycielskiego dzieła
podcinania własnych pędów” w czasach wojny domowej, po powojenną historię „królestwa 25
Lat Pokoju” (jak ironicznie zostaje nazwana frankistowska Hiszpania szermująca owym demagogicznym sloganem8) i proces „rozwoju świadomości obywatelskiej w tym anachronicznym
kraju”, oraz, na koniec – polityczną i zarobkową emigrację Hiszpanów z Półwyspu Iberyjskiego.
Najczęstszym z powracających w utworze motywów, najbardziej bolesnym i gorzkim, jest
właśnie ów dramat frankistowskiej Hiszpanii, kraju wyrwanego z biegu historii na okres życia
jednego pokolenia swoich synów, pogrążonego w bezruchu, w stanie, w którym „Wczoraj odeszło; Jutra jeszcze nie ma” (jak głosi zaczerpnięte z Queveda motto). Ów „anachroniczny kraj”
jawi się drugiemu z głównych bohaterów, Antoniowi (pełniącemu funkcję alter ego Alvara,
którego losy mogłyby być jego własnymi, gdyby nie wybrał dobrowolnego wygnania), jako
„ogromne cmentarzysko, gdzie grobem było każde okno, a każdy budynek był mauzoleum jakiegoś marzenia czy nadziei” (wyraźna transpozycja drugiego motta, zaczerpniętego z gorzkiego
8
Po kolejnej „pięciolatce” zmienionym na Treinta Años de Paz.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 89
pisarstwa romantyka Mariana José de Larry). Jak opisać ów kraj i jego społeczeństwo? Sławić
pomyślność jego rozwoju, „cud gospodarczy”, prosperującą turystykę i bogacącą się burżuazję?
Goytisolo wybiera inną drogę, drogowskazem staje się dlań wers jego ulubionego poety, politycznego wygnańca, Luisa Cernudy: „Lepsze jest zniszczenie, ogień” (jest to trzecia część motta
i zarazem pierwotny tytuł Znaków tożsamości).
Patriotyzm Goytisola, o wiele głębszy niż u wielu prawomyślnych piewców i chwalców sukcesów swej ojczyzny, wyraża się najwymowniej, gdy nazywa on Hiszpanię „ziemią barbarzyńską
i bez-płodną”, krajem „koszmarnym i ospałym”, frankistowskie „Lata Pokoju” – „ponurymi i jałowymi”, a bezwolnemu społeczeństwu przypisuje „tępotę i upór”. Co więcej – triumf reżimu widzi
w tym, że jego współrodacy przekształcili się w armię „trzydziestu kilku milionów nieumundurowanych policjantów, [gdyż] strażnik, cenzor i szpieg przeniknęli już ukradkiem do ich duszy”.
Antonio, marksistowski opozycjonista frankizmu, przypatrując się społeczności nadmorskiego
lewantyńskiego miasteczka, gdzie spędza długie miesiące wygnania, na jakie go skazano za
działalność antyreżimową, zauważa, że Hiszpanie
przypominali […] bezmyślne woły, żałosne stado pozbawione nawet krowich dzwonków, eksploatowane przez
spryciarzy i cyników, […] naród, który stał się już tylko znikomym cieniem własnej przeszłości, przebrzmiałym
ciałem, które może obudzi się pewnego dnia.
Czy wszystkie warstwy społeczne zasługują na tak surowe potępienie? Otóż nie; podkreślić
należy, że owa pogarda, a może tylko ostrzeżenie i przestroga, nie obejmuje tych środowisk,
które skrótowo moglibyśmy określić jako hiszpański proletariat. I nie jest to żadna taktyka pisarza, żaden grzecznościowy ukłon w stronę „człowieka pracy”, ale autentyczna fascynacja, podziw
i szacunek dla ludzkiego trudu. Do najbardziej przejmujących fragmentów książki należą te sceny,
w których dochodzi do głosu hiszpański robotnik, chłop czy rybak, walczący o to, by mógł pracować, utrzymywać rodzinę, żyć w zgodzie z tradycjami i zwyczajami swojej społeczności. Krwawi
milicianos, „wysłannicy demona” – według słów señority Lourdes, guwernantki siedmioletniego
Alvara – są w oczach tegoż Alvara, dorosłego mężczyzny, ludźmi strzegącymi z bronią w ręku
„dopiero co odzyskanej godności”. Z równym szacunkiem i nieukrywanym wzruszeniem opisuje
narrator bunt drwali i węglarzy z La Graya przystępujących do wyrębu lasu gminnego, bezprawnie zajętego przez miejscowego kacyka, bunt zakończony krwawą masakrą ludzi walczących
o chleb dla swych dzieci dokonaną przez oddziały Guardia Civil. Podobnie liryczny, podniosły ton
dochodzi do głosu w opisie połowów tuńczyka przez rybaków z Calabardiny, zakończonym sceną, gdy zarówno Antonio płacący za przejażdżkę łodzią w czasie połowu, jak i rybak Taranto, który przyjmował banknot, „poczerwienieli ze wstydu”, gdyż przyjęcie pieniędzy, choć konieczne,
90 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
było jednak ujmą dla godności człowieka, który chciał bezinteresownie okazać swą gościnność.
Sam Álvaro, realizujący dokumentalny film o hiszpańskiej emigracji zarobkowej, zapamiętuje
z kontaktów, które dla niego były jedynie profesjonalne, a dla jego rozmówców szczere i autentyczne, „nieskażoną dumę i szlachetność” swych współbraci, którzy z tekturowymi walizkami
na ramionach przemierzali zachodnią Europę, oszukiwani i wykorzystywani na każdym kroku,
„znosząc z godnością swój ciężki los”.
Karykaturalną formę ma natomiast w książce obraz hiszpańskiej emigracji politycznej,
zwłaszcza tej zasiedziałej we Francji i oderwanej na trwałe, wbrew swym iluzjom, od prawdziwej rzeczywistości kraju. Jest to „anachroniczny, stadny świat”: skłócony, podzielony, nieumiejący wypracować wspólnej i realnej platformy działania, kultywujący na obczyźnie te
same wzajemne uprzedzenia i spory, które przyczyniły się ongiś do istotnego osłabienia walczącej z nacjonalistami republikańskiej Hiszpanii. Udział w żałosnym „pojednawczym” zebraniu
w budynku francuskiej Akademii Nauk, okraszonym kłótnią i rękoczynami, kończy się dla Alvara przymusową sceną „długich i uporczywych” wymiotów w toalecie.
Trudno byłoby – i nie miałoby to sensu – w tym krótkim wprowadzeniu do utworu zmierzać
do wyczerpania niesionej przezeń problematyki czy choćby wyszczególnienia jego kolejnych
tematów i motywów. Lektura książki przyniesie zapewne wiele niespodzianek i różnorakich
satysfakcji czytelniczych jej polskiemu odbiorcy.
Wskażmy na koniec wnioski, do jakich doszedł, czy usiłował dojść, medytujący nad sobą
i nad ojczystym krajem bohater. Jego stan ducha w końcowych scenach, kiedy to, w śmiesznym
i próżnym wysiłku, chce przez turystyczną lunetę zainstalowaną na wzgórzu Montjuich w Barcelonie „przejrzeć na wskroś rodzinne miasto”, można określić jako przygnębienie i apatię. Álvaro jest „zmęczony-chory-bezsilny-bliski samobójstwa”, nieubłagane Głosy wydają się triumfować („niewzruszona jest nasza spoistość / nie zdołasz jej podminować żadnym wysiłkiem”),
radzą mu odejść i zapomnieć o Hiszpanii. On sam ma wrażenie, że jedynie „gra opłakaną farsę
o intelektualiście wierzącym, że cierpi za kraj i naród”, a jednak postanawia pozostawić coś po
sobie, a owym duchowym testamentem i zarazem dokumentem dla przyszłych, szczęśliwszych
pokoleń będzie „świadectwo twego czasu / tego co się działo w tym czasie”, tego, czego nie
wolno przemilczeć, gdyż „ktoś to zrozumie po latach może”.
Świadectwo swego czasu zostawia oto swym nie tylko hiszpańskim czytelnikom pisarz Juan
Goytisolo, którego własnych przeżyć, doświadczeń i przemyśleń wolno się doszukiwać w losach
i refleksjach Alvara Mendioli i – choć w mniejszym stopniu – Antonia Ramireza. Oczywiście należy odrzucić klucz biograficzny w odczytywaniu powieści. Posługuje się ona wprawdzie materiałem z życia pisarza, ale pokazuje ów bogaty materiał przez pryzmat świadomości bohatera,
który pod względem intelektualnym, duchowym i emocjonalnym nie może się mierzyć czy
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 91
równać z autorem. Jest raczej symbolem frustracji pokolenia tych antyfrankistowskich intelektualistów, którym się w życiu nie udało i którzy niczego po sobie nie zdołali pozostawić. Los Alvara
ze Znaków tożsamości tli się jak płomyk świeczki na wietrze, niegasnący wprawdzie, ale mający
niewiele szans na to, by buchnął z niego prawdziwy ogień.
Oto więc jeszcze jeden w hiszpańskiej literaturze indywidualny idealista skazany z góry na
przegraną w konflikcie z brutalną rzeczywistością. I jeszcze jeden pisarz hiszpański, który nieprawomyślność wobec zastanego porządku społecznego i politycznego reżimu uczynił swoją
główną racją bytu, swymi „znakami tożsamości”, stając w szeregu tych twórców, których jedyną nagrodą za życia było więzienie, wyobcowanie, przymusowe milczenie czy dobrowolna lub
wymuszona emigracja. Wolno tu pomyśleć nie tyle o autorach współczesnych Goytisolowi, ile
o tych, których konflikt z otoczeniem, systemem, władzą został zapomniany, a oni sami opieczętowani wygodną etykietką „klasyków”. Przypomnijmy tu Cervantesa, który swojego wielkiego
Don Kichota pisał przecież w znacznej części w więzieniu; Queveda, którego za przypisywany mu
memoriał o stanie państwa wtrącono na kilka lat, nie bacząc na jego stan fizyczny, do klasztornej
celi, by w spokoju przemyślał, co mu wolno, a czego nie; Larrę, którego różnorakie frustracje
i rozczarowania doprowadziły do samobójstwa w wieku dwudziestu ośmiu lat; Clarina (Leopolda
Alasa), którego powieść La regenta, mistrzowska, drapieżna analiza współczesnego mu społeczeństwa na przykładzie rodzinnego Oviedo przyjęta została jedynie unikowymi wzmiankami
w miejscowej prasie; przedstawicieli „pokolenia 98” i pisarzy im współczesnych, których wolało
się jakże często uważać za ekstrawaganckich, nieszkodliwych dziwaków, puszczając mimo uszu
ich rozprawę z tzw. „tradycyjnymi walorami hiszpańskimi” (Valle-Inclán), kładąc ją na karb ich
zgryźliwego charakteru (Baroja) lub lekceważąc ich i wyśmiewając, grożąc procesami i rekwirując mienie (przypadek Blasco Ibañeza, emigranta politycznego w czasach dyktatury Primo de
Rivery).
Goytisolo to jeden z owych aguafiestas, „mącicieli”, „złytoptaków”, co kalają własne gniazdo,
ale którzy są potrzebni każdemu społeczeństwu, które chce być zdrowe i uczciwe wobec samego
siebie. Taka jest zresztą misja „intelektualistów z marginesu” (jak określa sam siebie Goytisolo)
również w jego własnym rozumieniu. Świadomość alienacji wobec Hiszpanii oficjalnej, jak też
wyczuwalna niechęć ze strony środowisk kulturotwórczych, zachowujących pewną autonomię
(a niechęć ta w przypadku autora Znaków tożsamości była faktem w latach sześćdziesiątych),
miała dwojaki wpływ na twórcę. Dręczyło go poczucie osamotnienia i wyobcowania, ale ten
stan sprzyjał wykrystalizowaniu własnego sposobu myślenia i pisania o współczesnej Hiszpanii,
niezależnego wobec nacisków czy oporów stawianych przez środowisko9.
9
Referowane są tu opinie pisarza wyrażone w trakcie długiej rozmowy, jaką dla katalońskiego miesięcznika „Camp de l’arpa” (nr 48–49 z marca
1978) przeprowadziła z nim Amparo Tuñón.
92 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
W okresie, gdy nie wolno było w Hiszpanii publikować nowych książek Goytisola i unikano
wymieniania jego nazwiska w dyskusjach literackich, pisarz zainteresował się podobnymi sobie przypadkami antykonformizmu w historii literatury hiszpańskiej. Badania na ten temat doprowadziły go do ponownego odkrycia nieznanego na ogół samym Hiszpanom preromantycznego poety sewilskiego José Marii Blanco y Grespo (1775–1841), który w roku 1810 opuścił
Hiszpanię, przeszedł na protestantyzm i działał oraz pisał w Anglii pod przybranym imieniem
Blanco White, tworząc na emigracji i w języku angielskim główną część swego dzieła (m.in. autobiograficzne Letters from Spain, 1822). Goytisolo wyznaje, że czytając go, odnosił wrażenie,
iż dokonana przezeń krytyka kultury i społeczeństwa hiszpańskiego mogłaby wyjść spod jego
własnego pióra. Efektem tych studiów było opublikowanie w roku 1974 przez Seix Barral Obra
inglesa (Dzieł angielskich) Blanca w opracowaniu Goytisola; w ten sposób po raz pierwszy od
dwunastu lat autor „przemówił” – choć cudzymi słowami – do rodzimego czytelnika.
Kolejnym nadszarpnięciem tamy, jaką cenzura postawiła wobec dzieła twórcy Znaków tożsamości, była publikacja przez wydawnictwo Espiral w Madrycie w roku 1975 zbiorowego tomu
szkiców krytycznych na jego temat, pod tytułem Juan Goytisolo; wśród jego autorów nie zabrakło nazwisk głośnych pisarzy latynoamerykańskich, jak Severo Sarduy i Mario Vargas Llosa.
Goytisolo tymczasem objeżdżał amerykańskie uniwersytety z cyklem wykładów o Tiempo de
silencio, czyli znanym już w Polsce Czasie milczenia.
Uderzające i nieprzypadkowe są zbieżności pomiędzy tą właśnie książką a powstałymi tuż
po niej Señas de identidad. Ich autor przyznaje się do inspiracji, stawiając te dzieła obok siebie
z uwagi na widoczne w nich, choć jego zdaniem nie w pełni zrealizowane, dążenie do zerwania
z obowiązującymi kanonami literackimi, z martwym i anachronicznym językiem realistycznej
prozy hiszpańskiej ostatnich dziesięcioleci. Taka sama jest postawa obu pisarzy wobec hiszpańskiej rzeczywistości powojennej, ten sam sarkastyczny ton i nastrój przygnębienia, nieco
jedynie złagodzony w finale Znaków tożsamości. Widoczne jest urzeczenie Goytisola pisarską
techniką Martín-Santosa, którą wyraźnie naśladuje w pewnych scenach, mających wręcz niekiedy posmak pastiszu języka i stylu twórcy Czasu milczenia (przypomnijmy choćby „ornitologiczny” opis śmietanki towarzyskiej zgromadzonej na przyjęciu na cześć „Mistrza” i podobny
portret eleganckich dam barcelońskich o „tłustych podgardlach” w kawiarni Salón Rosa, która wyglądała jak „istna ptaszarnia”). Wspólne jest obu autorom poszukiwanie nowego, własnego języka, tak aby krytyczna i demistyfikująca treść ich utworów zrealizowana być mogła
w adekwatnej stylistycznie formie, kompromitującej lub parodiującej pewne sposoby wyrażania oficjalnych i obowiązujących wartości. Przy okazji Martín-Santosa krytyka pisała
o „gwałcie na języku kastylijskim”, jakiego dokonuje autor, ośmieszając w ten sposób związaną
nieodłącznie z określonym językiem tradycyjną i uświęconą koncepcję rzeczywistości. Również
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 93
Goytisolo doszedł do wniosku, że krytyka społeczeństwa nie może być skuteczna, jeśli nie będzie
jej towarzyszyła krytyka języka, którym się owo społeczeństwo posługuje. Jak pojmuje on tę
destrukcyjną funkcję swego pisarstwa na płaszczyźnie językowej, widać już na pierwszych stronicach Znaków tożsamości, gdzie posłużenie się zbitkami określonych, utartych i stereotypowych
zwrotów przez anonimowe Głosy jednoznacznie kompromituje w oczach czytelnika pewien demagogiczny, szowinistyczny i reakcyjny sposób myślenia i jednocześnie osądzania tych, którzy
ośmielili się myśleć i działać inaczej, niż to jest przyjęte.
Nowatorstwo formalne Znaków… czy raczej pewna odnowa środków artystycznych – na
płaszczyźnie struktury, stylu, języka – jakiej autor dokonuje, wynika z jego koncepcji uprawiania
literatury w sposób poszukujący, eksperymentujący, destrukcyjny wobec zużytych i konwencjonalnych sposobów wypowiedzi, ale zarazem twórczy i odświeżający ten zadziwiająco żywotny
gatunek literacki, jakim jest powieść. Przez podobne eksperymenty zagrożona jest – odpowiada
Goytisolo swoim oponentom – nie powieść w ogóle, ale pewna przeżyta już formuła powieści,
jakiej uporczywie trzymają się niektórzy krytycy i pisarze, przekonani o swym monopolu na rozumienie i używanie tego terminu. Sam autor nie jest zresztą w pełni zadowolony z formy, jaką
nadał swej książce. „Są w Znakach… – powiedział w roku 1977 – rozdziały udane i są takie, które obecnie napisałbym w inny sposób. Gdybym chciał być konsekwentny wobec samego siebie,
po zredagowaniu końcowych partii zacząłbym całą rzecz pisać od początku”. Poszukując własnej
tożsamości pisarskiej, Goytisolo poszukuje przede wszystkim własnego języka. Uważa zresztą,
że wypracował go sobie w finalnej części Znaków…, dzieląc ów sukces, w obrębie współczesnej
powieści hiszpańskiej, z Martín-Santosem z Czasu milczenia, swym bratem Luisem Goytisolo
z Recuento10, a także z idącym własnymi torami Juanem Benetem.
Tuż po wydaniu Señas de identidad ogłosił Goytisolo kolejny (po Problemas de la novela)
i odpowiadający aktualnemu etapowi jego doświadczeń twórczych tom szkiców krytycznych
o literaturze, El furgón de cola (Wagon bagażowy, 1967). Nawołuje w nim do zerwania pęt, jakimi
dla hiszpańskich pisarzy są ich tradycyjne przyzwyczajenia do anachronicznych i przestarzałych
konstrukcji językowych i stylistycznych, uporczywa mania przestrzegania poprawności językowej i „piękna wypowiedzi”, przez co bohaterowie powieściowi wydają się być wzięci nie tyle
z życia, ile ze sztucznego świata złej literatury. Postulaty te Goytisolo zrealizował najpełniej sam,
częściowo już w Znakach tożsamości, które zresztą, wbrew pozorom, mają wiele wspólnego
z jego wcześniejszą twórczością, choć napisane są inaczej. Utwór ten stanowi w opinii samego
pisarza rodzaj przypomnienia podejmowanych uprzednio wątków tematycznych, tyle że przeniesionych na inną płaszczyznę.
10
Zob. L. Goytisolo, Obrachunki. Przełożyła Jadwiga Konieczna-Twardzikowa. Posłowiem opatrzyła Bożena Wisłocka, Kraków–Wrocław, 1985.
94 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Kontynuacją omawianej powieści stała się Reivindicación del conde Don Julián (Rewindykacja
hrabiego Don Juliana, 1970) i to zarówno w zakresie eksperymentów językowych i… ortograficznych (brak dużych liter, dwukropek jako główny znak interpunkcyjny), jak też – przede
wszystkim – z racji demistyfikującej i destrukcyjnej postawy autora wobec świata uświęconych, oficjalnych wartości narodowych. Satyryczna, wręcz karykaturalna wizja Hiszpanii osiąga
tu swą kulminację: legendarny Don Julián, który wydał Hiszpanię Wizygotów w ręce Maurów,
staje się pozytywnym bohaterem powieści, wcielając się w postać… Alvara, bohatera Znaków
tożsamości, zamieszkałego obecnie w Tangerze (czy raczej ów współczesny Álvaro, fotograf
i polityczny emigrant, roi sobie, że jest Don Julianem). Kimkolwiek by był, Don Julián-Álvaro
dokonuje ponownej inwazji Półwyspu, dewastując w porywie niepohamowanej wściekłości
wszystko to, co ma jakikolwiek związek z mitami i archetypami zbiorowymi katolickiej i imperialnej Hiszpanii, której dzieje otwiera Reconquista, a zamyka generał Franco. Wydarzenia
rozgrywające się ni to we śnie, ni to na jawie na przestrzeni jednego dnia przedstawione są
w szalonym rytmie agresywnych, dramatycznych bądź groteskowych obrazów, przywołujących hasła i symbole hiszpańskości, historii i dnia dzisiejszego, obyczaju, kultury, polityki etc.,
a także liczne aluzje i cytaty literackie z mimowolnych „współpracowników” organizującego
całą tę feerię pisarza, których skrupulatnie zestawiona lista zamyka książkę. Jest ona w dużej
mierze również parodią obowiązującej w Hiszpanii retoryki literackiej, począwszy od słów-haseł „pokolenia 98” i wysmakowanego stylu à la Rubén Dario, poprzez terminy wywodzące
się z filozoficznego języka Ortegi y Gasseta, po frazeologię falangistowskiej i frankistowskiej
propagandy. Pisarz pragnie w ten sposób przywrócić mowie kastylijskiej jej swobodę i naturalność, krępowaną przez sztywny gorset pojęć odziedziczonych po poprzednich pokoleniach,
a mających dziś jedynie wartość obiegowych komunałów, aby – „wyzwolona od wiekowego
uzależnienia” – mogła ona nawiązać twórczy i żywy dialog z dynamicznie rozwijającymi się
językami i odcieniami hiszpańszczyzny używanej przez mieszkańców kontynentu amerykańskiego, która wydała tak wspaniałe owoce literackie.
„Raz jeszcze – pisze w swej nieocenionej monografii Novela española de nuestro tiempo
Gonzalo Sobejano – udowodnił Goytisolo poprzez niszczycielskie zapamiętanie swojego Don
Juliana…, które nie wypływa z innego źródła niż zraniona miłość – i choćby się to wydało
kłamstwem wszystkim krótkowidzom – swą przynależność do Hiszpanii”.
Rok 1976, pierwszy w Hiszpanii rok bez generała Franco, potwierdził ową przynależność
w najbardziej oczekiwany przez każdego pisarza sposób: ukazał się oto, w barcelońskim wydawnictwie Seix Barral, tryptyk powieściowy Goytisola, który zainicjowały Señas de identidad,
a który zamyka opublikowana po raz pierwszy w roku 1975 powieść Juan sin Tierra (Jan bez
Ziemi). Pojawia się w niej po raz ostatni bohater Znaków tożsamości, Álvaro Mendiola, a jego
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 95
wyznanie: „jeśli w przyszłości będę pisał, zrobię to w innym języku” jest symboliczną zapowiedzią zamknięcia pewnego etapu w twórczości Goytisola i, być może, początku nowych, równie
inspirujących doświadczeń11. W roku następnym ten sam wydawca ogłasza Disidencias, tom
szkiców krytycznoliterackich, którego pierwsza część traktuje o antykonformistycznych i otwartych na zmysłową płaszczyznę ludzkiej egzystencji klasykach literatury hiszpańskiej (mowa jest
tu m.in. o Fernandzie de Rojas, autorze Celestyny, Franciscu Delicado, twórcy znanego w Polsce
Konterfektu zalotnej Andaluzyjki, o Quevedzie i Marii de Zayas); część druga zawiera studia o wybranych autorach latynoamerykańskich. W kolejnym, 1978 roku, w madryckiej oficynie Aguilar
wychodzi tom I Obras completas Goytisola, a w wydawnictwie Anagrama – zbiór artykułów,
przedrukowanych z „Triunfo” i pism zagranicznych, opatrzony tytułem, którego nie trzeba przekładać: Libertad, libertad, libertad, a który odnosi się do okresu, jaki rozpoczął się w Hiszpanii po
śmierci dyktatora. W jednym z nich, Hemos vivido una ocupación (Żyliśmy pod okupacją), autor
daje przenikliwą analizę sytuacji intelektualisty w społeczeństwie frankistowskim, ograniczeń,
jakie nakładała na niego cenzura, jakie narzucał sam sobie, oraz konsekwencji tak skrępowanej
twórczości dla współczesnej hiszpańskiej literatury i dla samych pisarzy. Artykuł kończy się wezwaniem:
Frankizm nie może i nie powinien przeżyć fizycznego zniknięcia tego, kto go stworzył. Od nas i tylko od nas –
pisarzy, intelektualistów, czytelników – zależy położenie kresu raz na zawsze, z całą stanowczością, siłą woli
i uporem, efektom jego długiej, choć niewidocznej obecności.
(1981)
Co do owego „innego języka”, warto zauważyć, że ostatnia strona utworu wydrukowana została czcionkami arabskimi – zabieg tyleż wymowny,
co… odwołujący się do poczucia humoru czytelnika.
11
II. Z dawniejszej literatury hiszpańskiej
Przed walką z wiatrakami
Fragment Don Kichota Miguela de Cervantesa1
Okoliczności powstania utworu
Nie wiemy dokładnie, kiedy Miguel de Cervantes Saavedra zaczął pisać swego Don Kichota.
Wiemy jednak, że idea tej książki zrodziła się w więzieniu. Pochodzącemu z ubogiej rodziny
prowincjonalnego felczera hiszpańskiemu pisarzowi po wielu latach tułaczki po świecie trafiło
się w roku 1587 niewdzięczne zajęcie poborcy królewskiego, ściągającego podatki w naturze.
Zawiść ludzka sprawiła, iż oskarżony o nadużycia trafił do więzienia, który to przybytek przyszło mu jeszcze kilkakrotnie odwiedzać w latach następnych. W owych niecodziennych okolicznościach szkicował Cervantes pierwsze rozdziały swego najsłynniejszego dzieła pod tytułem
Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy2, które ujrzało światło dzienne w 1605 roku. Dziesięć
lat później pojawiła się część druga powieści, wydana na rok przed śmiercią jej autora.
Tekst wobec tradycji literackiej
Historia Don Kichota, ostatniego z błędnych rycerzy, nawiązywała do niezwykłych przygód,
które bohaterowie nadzwyczaj popularnych w XVI wieku romansów rycerskich (libros de caballerías) przeżywali w fantastycznym świecie, pełnym czarowników i olbrzymów, zaczarowanych wysp i kapryśnych księżniczek. Cervantes stosuje zabiegi kompozycyjne właściwe księgom rycerskim, naśladuje ich pompatyczny, pełen frazesów język – robi to jednak z wyraźną
intencją satyryczną. Jego zamiarem jest ośmieszenie konwencji literackiej, która w zderzeniu
z rzeczywistością XVI-wiecznej Hiszpanii opisaną przezeń w sposób realistyczny ujawnia cały
swój anachronizm: w owym czasie umarła już bowiem epoka, z jakiej wyrósł świat rycerskich
romansów. Pojawienie się Don Kichota przyczyniło się do szybkiego upadku gatunku, który
jeszcze w owym czasie dominował w upodobaniach przeciętnego odbiorcy literatury.
Umiejscowienie fragmentu
Głównym bohaterem utworu jest niejaki Alonso Quijano, zubożały hiszpański szlachcic rozmiłowany w lekturze ksiąg rycerskich. Przyjąwszy za prawdę zawarte w nich zmyślenia i przyswoiwszy sobie sposób bycia i wysławiania się błędnych rycerzy, przybiera on przydomek
Don Kichot z Manczy i wyrusza konno na poszukiwanie przygód i sławy. Jego cele są wzniosłe
1
Rozdział z pracy zbiorowej pod red. W. Dynaka i A.W. Labudy Lekcje czytania. Eksplikacje literackie, Warszawa, 1991. We wstępie od redaktorów
czytamy, iż przedstawia ona wzorzec pracy stosowany w szkołach francuskich, gdzie określa się go mianem eksplikacji tekstu lub też eksplikacji
literackiej.
2
Tak brzmi tytuł najbardziej znanego polskiego przekładu. Jego autorzy, Anna Ludwika Czerny i Zygmunt Czerny, posłużyli się formą Don Kichote.
Jest ona dość niezręczna, będę zatem używał częściej stosowanej formy Don Kichot.
100 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
i szlachetne: pragnie nieść pomoc słabym i pokrzywdzonym, broniąc ich przed wszelką niesprawiedliwością.
Pierwsza wyprawa, w czasie której bohater skłania okolicznego karczmarza, by w swym
„zamku” pasował go na rycerza, nie trwa długo: po doznanych niepowodzeniach Don Kichot
powraca do domu. Wkrótce jednak decyduje się podjąć trud następnej ekspedycji. Tym razem
wyrusza w towarzystwie jednego z miejscowych wieśniaków, Sancza, którego mianuje swym
giermkiem. Pierwszą przygodą protagonisty jest słynna walka z wiatrakami. Dała ona początek potocznemu wyobrażeniu Don Kichota – człowieka, który „walczy z wiatrakami”.
Scena ta została opowiedziana na początku rozdziału VIII części pierwszej, którego tytuł zapowiada, iż mowa będzie o „wielkim zwycięstwie, jakie dzielny Don Kichot odniósł w straszliwej i niesłychanej przygodzie z wiatrakami”. Posłuchajmy, jak Cervantes rzecz całą przedstawia.
Odczytanie tekstu
Naonczas spostrzegli trzydzieści lub czterdzieści wiatraków na tym polu. Ujrzawszy je, Don Kichote rzekł
do swego giermka:
– Fortuna sprzyja naszym zamiarom bardziej, niżbyśmy pragnąć mogli. Oto patrz tam, przyjacielu
Sanczo Pansa, gdzie ukazuje się trzydzieści lub i więcej potwornych olbrzymów, z którymi zamyślam
stoczyć walkę i wszystkich życia pozbawić; łup po nich będzie początkiem naszego wzbogacenia się, jest
to bowiem słuszna wojna i doniosła służba boża znieść tak podłe nasienie z oblicza ziemi.
– Jakie olbrzymy? – zapytał Sanczo Pansa.
– Te, które tam widzisz – odpowiedział pan jego – o długich ramionach; niektórzy zdają się mieć je
długie na dwie mile.
– Zważcie, jegomość – odparł Sanczo Pansa – że to, co tam się ukazuje, to nie żadne olbrzymy,
ino wiatraki, a to, co się wydaje ramionami, to skrzydła, które obracane wiatrem, poruszają kamień
młyński.
– Zaraz widać – odrzekł Don Kichote – że nie jesteś tego rodzaju przygód zwyczajny; to są olbrzymy.
Jeśli się lękasz, precz stąd i klep pacierze, w czasie gdy ja wdam się z nimi w zaciekłą i nierówną walkę.
To mówiąc spiął ostrogami swego konia Rosynanta, nie zważając na krzyki, jakie wydawał jego giermek
Sanczo, który ostrzegał, że bez żadnej wątpliwości są to wiatraki, nie olbrzymy, na których chce uderzyć.
Ale ten tak wbił sobie do głowy olbrzymów, iż ani nie słyszał wołań swego giermka Sancza, ani nie
zważał, choć był już blisko, co by to było; przeciwnie, zaczął gromkim głosem wołać:
– Nie uciekajcie, tchórze i nikczemne stwory! Wszak jeden tylko rycerz na was uderza.
Źródło: Miguel de Cervantes Saavedra, Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy. Przekład Anny Ludwiki Czerny i Zygmunta Czernego. Wyd. 4.
Warszawa, 1972, t. 1, s. 71–72.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 101
Myśl przewodnia
Treścią zacytowanego fragmentu jest spór, jaki wiodą ze sobą rycerz i jego giermek, przy czym
każdy z nich pozostaje przy swoich poglądach i będzie postępował zgodnie z nimi. Gdy chwilę później rycerz zaatakuje stojące na polu wiatraki, zostanie dotkliwie poturbowany przez ich
skrzydła.
Z punktu widzenia fabuły fragment ten przygotowuje kolejną scenę posuwającą akcję powieści. Pełniąc funkcję wprowadzenia do przygody z wiatrakami, charakteryzuje on zarazem
postawy obu bohaterów. Zdrowy rozsądek Sancza zderza się tu z idealizmem Don Kichota,
w którego oczach najpospolitsze przedmioty przeobrażają się w elementy nierzeczywistego
świata rycerskich romansów.
Kompozycja
W przeciwieństwie do pełnego dynamiki opisu szarży rycerza, wprowadzenie to ma charakter
statyczny. Jest to krótka scenka dialogowa o klarownej kompozycji, opartej na przeciwstawieniu
postawy i poglądów obu bohaterów, reagujących w sposób zdecydowanie odmienny na to samo
zjawisko. O tym, czym jest w istocie przedmiot ich sprzeczki, czytelnik zostaje powiadomiony
przez trzecią, niewidoczną wprawdzie, ale niezmiernie istotną osobę. Ów trzeci głos, jaki słyszymy, należy do narratora powieści. Obie jego wypowiedzi, spinające swoistą klamrą dialog Don
Kichota i giermka, nie pozostawiają czytelnikowi wątpliwości, komu w tym miejscu przyznać
ma rację.
Dominanty artystyczne
W przeczytanym fragmencie odnaleźć możemy dwie istotne zasady barokowej techniki pisarskiej
Cervantesa – kontrast i zmienność nastroju. Zachowaniem Don Kichota rządzi opozycja między
tym, co jest, a tym, co się wydaje. Prowadzi ona do zderzenia prawdy z fikcją, pospolitości ze
wzniosłością. Kontrasty te zostają spotęgowane przez odpowiednie ukształtowanie materiału
językowego. Styl heroiczny, właściwy romansom rycerskim, zapowiada tytuł rozdziału, z użytymi w nim hiperbolicznymi określeniami („wielkie zwycięstwo”, „straszliwa i niesłychana przygoda”). Rychło jednak okazuje się, iż owe sformułowania nie mają rzeczywistego pokrycia; to,
co wydawało się heroiczne, nabiera posmaku śmieszności, obraca się w żart czy wręcz drwinę.
Owo przemieszanie stylów objawia się także w wypowiedziach pary głównych bohaterów.
Każdy z nich przemawia inaczej: retoryczny i wyszukany (choć nie wolny od pojedynczych gwarowych określeń) język Don Kichota zderza się nieustannie z żywą i obrazową mową Sancza,
kontrastuje też z potoczystym stylem narracji, która prowadzona jest prostym, zbliżonym do
mówionego językiem.
102 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Studium szczegółowe
Naonczas spostrzegli trzydzieści lub czterdzieści wiatraków…
Czy mogło być ich aż tyle w jednym miejscu, w stosunkowo słabo zaludnionej prowincji hiszpańskiej La Mancza? Wolno w to wątpić. Określając z równym rozmachem, co niefrasobliwością
liczbę wiatraków napotkanych przez bohaterów, autor żartobliwie imituje konwencję ksiąg rycerskich, z ich upodobaniem do przesady.
…na tym polu.
Jak wiadomo z informacji zawartych w tym i w poprzednim rozdziale, droga drugiej wyprawy Don Kichota wiodła przez równinę Montiel w kierunku przełęczy Lápice. Geografia miejsc
odwiedzanych przez bohaterów została oddana z dużą dokładnością, co w sposób istotny odróżnia powieść Cervantesa od romansów rycerskich, których akcja rozgrywała się w scenerii
wyimaginowanej.
Jak widzimy, pierwsze zdanie pochodzi od narratora. Z góry rozstrzyga ono o tym, jak będziemy rozumieli i oceniali słowa wypowiadane przez bohaterów – któremu przyznamy rację,
a o którym będziemy sądzić, iż się myli. Narrator bowiem informuje nas w sposób całkowicie
jednoznaczny, że Don Kichot oraz jego towarzysz stoją na polu – a nie w zaczarowanej krainie,
i że mają przed sobą wiatraki – a nie olbrzymy. Tym samym spór zostaje rozstrzygnięty, zanim jeszcze bohaterowie go rozpoczęli, co narzuca czytelnikowi pewien dystans wobec rycerza
z Manczy, z którym – w tej przynajmniej scenie – trudno by mu się było utożsamiać.
Ujrzawszy je, Don Kichote rzekł do swego giermka:
Giermkiem nazwany jest w powieści, nie bez ironii, towarzysz drugiej i trzeciej wyprawy Don
Kichota, Sanczo – wieśniak, który porzuca żonę i dzieci, zwabiony kuszącymi obietnicami wydobycia się z nędzy dzięki łupom, jakie obaj zdobędą. Korpulentny, noszący z racji swej tuszy
przydomek Panza (w polskich przekładach Pansa), czyli Brzuchacz, jadący okrakiem na ośle
z braku godniejszego wierzchowca – tworzy on wraz ze swym panem jedną z najsłynniejszych
par literackich, skojarzoną na zasadzie kontrastu.
– Fortuna sprzyja naszym zamiarom bardziej, niżbyśmy pragnąć mogli.
W zdaniu tym dotychczasowi polscy tłumacze Don Kichota modyfikują nieco tekst oryginału,
zmieniając słowo ventura (przypadek, traf) na fortuna. Choć oba te słowa znane są hiszpańsz-
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 103
czyźnie, która przejęła je z łaciny, Cervantes wolał wybrać skromniejsze. Użycie terminu bardziej
wyrazistego w polskim przekładzie nadaje przygodzie rycerza charakter igraszki losu: możemy
bowiem powiedzieć, iż Don Kichot pada ofiarą nie tylko własnych urojeń, ale też – kaprysu upostaciowanej Fortuny (w mitologii rzymskiej bogini losu i szczęścia), którą przedwcześnie uznał
za swego sprzymierzeńca. Fortuna jednak, jak mówi przysłowie, kołem się toczy, a owym kołem
może być również skrzydło wiatraka…
Oto patrz tam, przyjacielu Sanczo Pansa, gdzie ukazuje się trzydzieści albo i więcej
potwornych olbrzymów, z którymi zamyślam stoczyć walkę i wszystkich życia pozbawić;
Don Kichot, zafascynowany opisami walk błędnych rycerzy z olbrzymami gnębiącymi ludzki gatunek, postanawia pójść ich śladem. Jest zdecydowany stawić czoła każdemu przeciwnikowi,
którego napotka na swej drodze. Nie zważając na liczbę pojawiających się na horyzoncie olbrzymów – czyli wiatraków, które bierze za olbrzymy – w swym zadufaniu gotów jest wszystkie
pozbawić życia, najwyraźniej mierząc siły na zamiary.
…łup po nich będzie początkiem naszego wzbogacenia się, jest to bowiem słuszna
walka i doniosła służba boża znieść to podłe nasienie z oblicza ziemi.
Jak dysonans brzmią na tle retorycznych zwrotów o „słusznej wojnie” podjętej dla osiągnięcia
doniosłych celów – uwolnienia „oblicza ziemi” od plagi olbrzymów – słowa świadczące o materialnych pobudkach wyprawy błędnego rycerza. Czyżby bohater odsłonił tu mimochodem
przyziemność swoich prawdziwych intencji? Wolno chyba sądzić inaczej. Podejmując trudy rycerskiego stanu, narażając swe życie w niebezpiecznych przygodach, Don Kichot marzy przede
wszystkim o zdobyciu sławy i utrwaleniu w ludzkiej pamięci swego imienia. Jeżeli kuszą go przy
tym wojenne łupy, dzieje się tak dlatego, iż w świecie ksiąg rycerskich były one nieodłącznym
atrybutem zwycięskiej walki, zasłużoną nagrodą za wykazane na polu bitwy męstwo i odwagę.
– Jakie olbrzymy? – zapytał Sanczo Pansa.
Górnolotne deklaracje błędnego rycerza przerwane zostają w sposób ujawniający całą ich
śmieszność i bezpodstawność. Wystarczyły w tym celu pisarzowi dwa krótkie słowa włożone
w usta Sancza, który, formułując owo jakże celne pytanie, daje wyraz swemu niepomiernemu
zdumieniu. Wierny giermek najwyraźniej bowiem nie pojmuje, co jego pan może mieć na myśli,
gdyż jako człowiek patrzący trzeźwo na świat nie dopuszcza istnienia zjawisk sprzecznych ze
zdrowym rozsądkiem.
104 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
– Te, które tam widzisz – odpowiedział pan jego – o długich ramionach; niektórzy
zdają się mieć je długie na dwie mile.
Zauważmy, iż pytanie Sancza nie skłania Don Kichota w najmniejszym nawet stopniu do zastanowienia się nad słusznością własnej oceny postrzeganego zjawiska. Obrazy, jakie zapamiętał
z lektur, stają się dlań rodzajem filtru, przez który przyswaja sobie otaczającą go rzeczywistość.
Długość ramion „olbrzymów” określa bohater w sposób hiperboliczny, wzorując się na opisach
z ksiąg rycerskich.
– Zważcie, jegomość – odparł Sanczo Pansa – że to, co tam się ukazuje, to nie żadne
olbrzymy, ino wiatraki, a to, co się wydaje ramionami, to skrzydła, które obracane wiatrem, poruszają kamień młyński.
Sanczo cierpliwie tłumaczy swemu panu – którego orientacja w rzeczach praktycznych bliska
jest zeru – co to jest wiatrak i jak owo urządzenie działa. Giermek przekonuje jednak rycerza
z równym skutkiem, jak ten przekonywał jego.
– Zaraz widać – odrzekł Don Kichote – że nie jesteś tego rodzaju przygód zwyczajny;
to są olbrzymy. Jeśli się lękasz, precz stąd…
Dialog głuchych toczy się dalej. Na uwagę płynącą z potocznej obserwacji Don Kichot odpowiada wzgardą i lekceważeniem, pyszniąc się swą biegłością w sprawach przynależnych wyłącznie
jego stanowi. Nie zapominajmy jednak, że nie jest on prawdziwym rycerzem – jego biegłość
w rycerskim rzemiośle opiera się jedynie na lekturze ksiąg, w których również giermek miał
ściśle wyznaczoną rolę. Biedny Sanczo, nie wiedząc o tym, nie umie przyjąć obowiązującej konwencji i jego trzeźwy sąd zostaje poczytany za tchórzostwo.
…i klep pacierze, w czasie gdy ja wdam się z nimi w zaciekłą i nierówną walkę.
Odsyłając swego giermka do pacierza, a więc uznając jego nieprzydatność w rycerskiej potrzebie, bohater zdaje sobie sprawę, iż został sam w obliczu potężniejszego od siebie nieprzyjaciela. W jego postawie następuje wyraźna zmiana: choć sytuację dalej ocenia fałszywie, w obrębie
owej fałszywej optyki rozumuje całkiem logicznie, pojmując, iż stosunek sił przemawia na jego
niekorzyść. Daleki od początkowych przechwałek, przyznający się do własnej słabości, staje się
nasz rycerz postacią godną sympatii, a nawet i podziwu.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 105
To mówiąc spiął ostrogami swego konia Rosynanta…
Mało kto nie zna imienia owego sławnego wierzchowca, na którym Don Kichot przemierzał
ziemie Hiszpanii, warto jednak, żebyśmy pamiętali, iż była to w istocie wychudła szkapa, po
hiszpańsku rocín, a jej dźwięczne imię powstało przez dodanie do owego pospolitego słowa wyszukanej końcówki -ante; tak powstał Rocinante, czyli – w tłumaczeniu – Rosynant.
…nie zważając na krzyki, jakie wydawał jego giermek Sanczo, który ostrzegał, że bez
żadnej wątpliwości są to wiatraki, nie olbrzymy, na których chce on uderzyć. Ale ten tak
wbił sobie do głowy olbrzymów, że ani nie słyszał wołań swego giermka Sancza, ani nie
zważał, choć był już blisko, co by to było;
Zabierając ponownie głos, by opisać zdarzenie, które wskazuje, jak dalece nasz bohater utracił
kontakt z rzeczywistością, narrator uwidacznia raz jeszcze odmienność postaw obu protagonistów. Sanczo, kierując się zdrowym rozsądkiem, ostrzega swego pana, jak przystało na wiernego
giermka i sługę. Don Kichot, odporny dotąd na wszelkie argumenty racjonalne, przestaje również
reagować na sygnały, które docierają do jego zmysłów – tak dźwiękowe („ani nie słyszał…”),
jak wizualne („ani nie zważał… co by to było”). W stanie najwyższego napięcia emocjonalnego
zostało zakłócone normalne funkcjonowanie jego słuchu i wzroku. Posłuszny wewnętrznemu
nakazowi, bohater postępuje jak szaleniec opętany nie dającym się opanować pragnieniem.
…przeciwnie, zaczął gromkim głosem wołać:
– Nie uciekajcie, tchórze i nikczemne stwory! Wszak jeden tylko rycerz na was uderza.
W desperackim ataku na obracające się skrzydła wiatraków rycerz dodaje sobie odwagi gromkimi okrzykami, lżąc i deprecjonując przeciwnika. W słowach Don Kichota po raz kolejny uderza
kontrast między groteskowością sytuacji, w jakiej się znalazł, a pełnym patosu tonem, jakim
przemawia. W jego osobie śmieszność łączy się ze wzniosłością, lęk z męstwem, świadomość
własnej słabości w obliczu „potwornych olbrzymów” z poczuciem wartości właściwym bohaterowi dokonującemu niezwykłego wyczynu.
Uwagi końcowe
Nawet gdy nie znamy całej powieści Cervantesa, w świetle omówionego fragmentu tytułowa
postać błędnego rycerza rysuje się nam bardzo wyraziście i skłania do głębszej refleksji nad sensem jego postępowania. Fakt, iż atakuje on w istocie Bogu ducha winne (a ludziom – mąkę!)
wiatraki, nie podważa szlachetnych pobudek jego czynu, każe jednak pamiętać, iż w ocenie
106 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
każdego ludzkiego działania liczy się nie tylko intencja, ale też właściwy dobór celu i środków
do niego prowadzących. Cervantesowski bohater walczy z własną chimerą, nie zaś z przeciwnikiem realnym – staje się przez to archetypem człowieka podejmującego walkę z góry skazaną
na niepowodzenie.
Don Kichot nie zdobywa bogactw ani sławy; atakując wiatraki ośmiesza się i zyskuje sobie miano szaleńca. W jego szaleństwie jest jednak coś pięknego i porywającego – pozwala
mu ono wyrwać się z szarej, przyziemnej codzienności, porzucić monotonny żywot wiejskiego szlachcica i przenieść się w świat fantazji, który – zastępując mu rzeczywistość – nabiera
pozorów realności. Postać pomyślana przez pisarza jako żałosna karykatura błędnego rycerza
przekształciła się pod jego piórem w ucieleśnienie odwiecznych ludzkich marzeń i tęsknot za
innym, lepszym, szlachetniejszym światem. Sama zaś książka, mająca być satyrą na romanse
rycerskie, przeobraziła się w wiecznie aktualne dzieło o tragizmie człowieka niepogodzonego
z otaczającą go rzeczywistością, lecz niezdolnego, by ją zmienić.
Don Kichot, wędrujący ze swym giermkiem przez równiny słonecznej Hiszpanii, to dziś uniwersalny, ogólnoludzki symbol pewnej postawy życiowej. Postawę tę trudno ocenić w sposób
wyraźny i jednoznaczny. Potoczne określenie „donkiszoteria” ma wydźwięk raczej pejoratywny
i oznacza walkę z przeciwnikiem urojonym bądź nieosiągalnym, działanie podjęte bez zastanowienia i należytego rozpoznania sytuacji. Jednak przydomek „donkiszot”, równie rozpowszechniony, wywołuje skojarzenia bardziej zróżnicowane. Mianem tym określamy na ogół
szlachetnych, nieco utopijnych idealistów, którzy nie godzą się z otaczającą ich pospolitością
i nie chcą zmarnować swego życia. Szukając wzniosłych ideałów, gardzą kłamstwem i uparcie
dążą do prawdy – choć nieraz błądzą zwiedzeni pozorami, które przyjmują za prawdę. Tę cechę
ich życiowej postawy szczególnie wysoko ocenił Cyprian Norwid, umieszczając siebie samego
w rzędzie „kawalerów błędnych” – duchowych spadkobierców Cervantesowskiego rycerza. Posłuchajmy wyznania, które poeta zawarł w napisanym w roku 1848 wierszu Epos-nasza:
Ale cóż? — […]
[…] prawda jedynie wystarczy
Nam, co za prawdą gonim, Don Kichotom,
Przeciwko smokom, jadom, kulom, grotom!…
(1988)
Rekomendacje:
Żywot młodzika niepoczciwego1
Przełom XVI i XVII wieku w Hiszpanii to okres przybierającego na sile rozczarowania i jaskrawych kontrastów we wszystkich dziedzinach życia społecznego, w sztuce i w literaturze. Kruszy się przeżarte korupcją, pychą i nieróbstwem tak jeszcze niewzruszone przed pół wiekiem
imperium Habsburgów stworzone przez cesarza Karola V, rozpada się jego ociężała biurokratyczna machina, pustoszeją wsie, których mieszkańcy przekształcają się w hordy żądnych złota
i sławy żołdaków i konkwistadorów, ubożeją miasta, gdyż szlacheckie ambicje mieszczuchów
i cechująca owe czasy powszechna pogarda dla pracy rąk sprawiają, że nie ma komu trudnić
się handlem czy rzemiosłem, w wyniku czego gospodarka hiszpańska staje na skraju ruiny
i ekonomicznego chaosu. Fanatyczny obrońca katolicyzmu Filip II (1556–1598) wprowadza
pompatyczną monarchię absolutną, koncentrując w swoich rękach pełnię władzy i tocząc wojny religijne, których efekty poważnie nadwątlają europejską hegemonię Hiszpanii osiągniętą
przez Karola V (1516–1556). Za jego czasów powstaje szeroko rozpowszechniony w Europie
termin „czarna legenda” (leyenda negra): wizja Hiszpanii zacofanej i nietolerancyjnej, wydanej na pastwę Inkwizycji i wyżywającej się z okrucieństwem na podbitej w Ameryce ludności indiańskiej. Za panowania jego następców, Filipa III (1598–1621) i Filipa IV (1621–1665),
władców słabych i nieudolnych, rozkład polityczny państwa i jego upadek gospodarczy są już
sprawą przesądzoną, zwłaszcza po wypędzeniu w roku 1610 trzystu tysięcy Morysków, ludności pochodzenia arabskiego zajmującej się rolnictwem i rzemiosłem. Hiszpania ponosi kolejne
klęski wojenne i straty terytorialne, a po wojnie trzydziestoletniej (1618–1648) przestaje odgrywać większą rolę w polityce europejskiej.
Szczególnym zrządzeniem losu owo chylące się ku upadkowi imperium Habsburgów stanowiło tło dla szczytowego rozkwitu hiszpańskiej kultury, przeżywającej od połowy XVI do
połowy XVII wieku swój Złoty Wiek. W pierwszym dwudziestoleciu XVII wieku powstają najważniejsze dzieła Cervantesa, Gongory, Lopego de Vegi i Queveda. Ten ostatni z wymienionych
twórców, uważany za najwybitniejszą umysłowość swej epoki, skupia w sobie wszystkie jej
skrajności i kontrasty, złudzenia i rozczarowania, będąc najpełniejszym wyrazicielem dominującego w niej ducha i stylu zwanego hiszpańskim barokiem. W okresie tym, według słów Józefa Dzierżykraja-Morawskiego2, „renesansowe wyzwolenie ducha przemienia się w wyuzdanie”,
czego przejawem jest donżuanizm i pikaryzm, rozluźnienie czy wręcz zdziczenie obyczajów
znacznej części społeczeństwa w myśl zasady „grzeszyć, pokutować i znów grzeszyć”, będącej
Skrócona wersja wstępu do: F. de Quevedo, Żywot młodzika niepoczciwego imieniem Pablo czyli Wzór dla obieżyświatów i zwierciadło filutów.
Przełożyła Kalina Wojciechowska, Warszawa, 1976.
2
J. Dzierżykraj-Morawski, Historia literatury hiszpańskiej, w: Wielka literatura powszechna, Warszawa, 1933, t. II, s. 788–790.
1
108 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
powszechnie wyznawanym programem życiowym, a w chwilach refleksji – stan melancholii
i duchowej frustracji, jakimi przesiąknięta jest ówczesna literatura i sztuka Hiszpanii. Wszystkie
te elementy znajdziemy zarówno w twórczości, jak i w życiu autora Żywota młodzika niepoczciwego.
Don Francisco Gómez de Quevedo y Villegas, „kawaler zakonu świętego Jakuba, Pan na
Dzierżawie nazwaney Torre de Juan Abad”3, urodził się na królewskim dworze hiszpańskim dnia
17 września 1580 roku. A jeśli nawet nie na dworze, to w cieniu monarszego pałacu Habsburgów, gdzie ojciec jego szczycił się tytułem „sługi Jego Królewskiej Mości i pisarza podręcznego
Ich Królewskich Wysokości”, a matka pozostawała w służbie królowej. Tak wysokie auspicje
ułatwiały młodzieńcowi wykształconemu u ojców jezuitów, a następnie na najsłynniejszym
podówczas uniwersytecie hiszpańskim w Alcalá de Henares, wymarzoną karierę dworzanina,
ale dworakiem don Francisco być nie zamierzał. Przybył jednak z rodziną królewską do Valladolid (gościł tam w latach 1601–1604), gdzie uzupełniał studia z zakresu teologii i języków
starożytnych, prowadząc przy tym swawolny żywot studencki, przeniesiony już wtedy na karty szkicowanej właśnie powieści łotrzykowskiej o Pablosie z Segovii. Pierwsze literackie kroki stawiał wszak jako poeta, rychło zdobywając poklask dworskiej publiczności. W Madrycie,
gdzie się osiedlił w roku 1606, wraz z powrotem dworu do stolicy, pochłonęły go całkowicie
sprawy literackie. Uprawiał wszelkie gatunki piśmiennictwa, rozrzutnie szafując swym ciętym
dowcipem, trafnymi spostrzeżeniami i bystrymi komentarzami na temat współczesnych sobie
czasów. Sława kąśliwego szlachcica z Madrytu, nie oszczędzającego nikogo w swych satyrach,
epigramatach czy traktatach politycznych, rozniosła się szeroko poza dworem, głównie dzięki
pierwszym Sueños (Snom). Sam też często stawał się obiektem kpin swych literackich adwersarzy, Gongory czy Alarcona, które były ułatwione przez niedostatki jego urody, utykanie na jedną
nogę, rudą czuprynę i zawieszone na nosie grube soczewki, nazwane później quevedos od jego
nazwiska. Dodać do tego opisu należy świdrujące inkwizytorskie spojrzenie przymrużonych
oczu krótkowidza, których miał aż dwie pary, jak to sam zauważył, licząc na równi z własnymi
swe legendarne quevedos. Jego porywczy, wybuchowy charakter (a szpadą władał nie gorzej
niż piórem, co potwierdzają liczne krążące o nim anegdoty), krańcowa zmienność nastrojów,
której dowody dawał w życiu i w literaturze, bezkompromisowość w wypowiadanych sądach
i bezwzględność wobec wrogów (a przyjaciół miał niewielu) stały się równie przysłowiowe.
Niemal całe swe dojrzałe życie połączył Quevedo z losami Pedra Telleza Girón y Guzmán,
hrabiego Osuny, wpływowego arystokraty, a zarazem przyjaciela i protektora pisarza. Służył on
w wojskach królewskich we Flandrii, skąd za niesubordynację odwołano go do Madrytu. Tu
3
Tak głosi karta tytułowa jego dzieła Polityka Boża. Rządy Chrystusowe, wydanego u nas przez jezuitów w roku 1633, zaledwie siedem lat po
ogłoszeniu oryginału, i będącego pierwszym polskim przekładem dokonanym bezpośrednio z języka hiszpańskiego.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 109
wrócił do łask króla Filipa III i został mianowany w roku 1610 wicekrólem Sycylii, a pięć lat później
– Neapolu. Wraz z nim znalazł się we Włoszech Quevedo, w charakterze prywatnego sekretarza
i doradcy w sprawach polityki finansowej. Jako wicekról Osuna realizował politykę samodzielną
i śmiałą, choć dla wielu były to rządy ciężkiej ręki. Jego przeciwnikom nie brakowało pretekstów
do podważenia pozycji magnata: swobodne życie prywatne, jakie prowadził, przepych i rozrzutność, jakich dawał przykłady, były tematami nieustannie wysyłanych do króla donosów. W roku
1620 Osuna zostaje pozbawiony swej funkcji i wezwany na dwór, a wkrótce też aresztowany.
Przyczynił się do tego wszechwładny minister nowego króla, nieudolnego Filipa IV, hrabia-książę
de Olivares, dla którego Osuna był niewygodnym konkurentem. Quevedo, choć sam zagrożony,
do końca pozostał wierny swemu przyjacielowi; gdy dowiedział się o osadzeniu go w więzieniu,
dał dowód odwagi, rozgłaszając poświęcony mu sonet, który rozpoczynały słynne słowa:
Uchybiła ojczyzna wielkiemu Osunie,
a nie on swym rycerskim dla niej powinnościom.
W tym czasie pisarz kupuje dom w madryckiej „dzielnicy muz”, gdzie mieszkali także Lope i Cervantes. Stąd, spragniony spokoju i odpoczynku, wyjeżdża często do swej skromnej wiejskiej
posiadłości Torre de Juan Abad, położonej w prowincji Ciudad Real. Wtedy to wychodzą drukiem
najsłynniejsze utwory Queveda: Vida del Buscón (1626), Politica de Dios, gobierno de Cristo, tiranía
de Satanás (1626), Los sueños (1627) i inne. Ale ich autor, nieprzywykły do utrzymywania się
z pióra, zwraca się z uniżonością skądinąd obcą swemu charakterowi do Olivaresa, poświęcając
mu liczne panegiryki mające zapewnić względy królewskiego faworyta. Pochlebstwa te odnoszą pewien skutek; Quevedo kilkakrotnie towarzyszy królewskiemu dworowi w jego podróżach,
a w roku 1632 zostaje nawet mianowany sekretarzem króla.
Jednak dobre stosunki z Olivaresem nie trwały długo. Po Madrycie krążyły złośliwe wierszyki
o królu i jego ministrze przypisywane Quevedowi. Pewnego dnia Filip IV znalazł na swym stole skierowany do siebie anonimowy memoriał. Był to szczegółowy opis upadku gospodarczego
i rozkładu moralnego państwa, ukrywanego przed królem przez ambitnego i chciwego ministra,
którego memoriał czynił odpowiedzialnym za nieszczęścia Hiszpanii. Podejrzenie o autorstwo
padło na Queveda; w nocy 7 grudnia 1639 roku pisarz zostaje potajemnie przewieziony do klasztoru San Marcos w León, gdzie w ciemnej i wilgotnej celi przyjdzie mu spędzić cztery długie
lata, aż po dzień upadku Olivaresa. Wycieńczony i przedwcześnie postarzały, nie załamuje się
w obliczu długotrwałej fizycznej udręki: „zamknęli mnie niczym w stajni, ale mimo chrzęstu
klucza jestem wolny, mają tylko moje ciało, które pierwej poddało się starości niż straży” – pisze ze swej celi do jednego z przyjaciół. W tym czasie powstaje wzorowany na Plutarchu Żywot
110 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Marka Brutusa, stawiający wielkiego Rzymianina za wzór do naśladowania dla współczesnych.
I ten sonet, adresowany do śmierci: „Przyjdź już, postrachu mocarzy i mędrców…”. Z godnością
przyjął Quevedo jej nadejście dnia 8 września roku 1645.
Ten „jeden z najpłodniejszych, a zarazem najwszechstronniejszych geniuszów, jakiego wydała Hiszpania” – jak go słusznie określił Dzierżykraj-Morawski – pozostawił po sobie kilkanaście grubych tomów, co jest tylko częścią jego literackiego dorobku: niektóre utwory zaginęły,
skonfiskowane przez władze, inne, krążące w odpisach, nie dotrwały do naszych czasów, jeszcze inne sam spalił przed śmiercią, idąc za radą swego spowiednika. Uderza w tej spuściźnie
ogromna rozpiętość zainteresowań, różnorodność i kontrastowość poszczególnych dzieł. Od
swawolnych facecji i lubieżnych, nieraz obscenicznych wierszyków po surowe, często ascetyczne w tonie traktaty moralno-religijne, ilustrujące tezę, że tylko wiara i moralność mogą
uzdrowić społeczeństwo hiszpańskie i jego organy władzy; od zjadliwych pamfletów i satyr po
konwencjonalną poezję okolicznościową i piękne, liryczne wiersze miłosne; od makabrycznych
wizji zaświatów, w których odnajdujemy groteskową karykaturę rzeczywistości hiszpańskiej
(Sueños), po realistyczne kroniki historyczne polityki hiszpańskiej za Filipa III i Filipa IV (Grandes
anales de quince dias); od komediowych intermediów po polemiki literackie i komentarze do
dzieł wielkich mistyków. I jeszcze korespondencja – nie mająca sobie równych pod względem
bogactwa myśli i głębokości moralnych refleksji na przestrzeni całej literatury hiszpańskiej,
z której zachowało się około dwustu pięćdziesięciu listów o sprawdzonej autentyczności, m.in.
liczne pisane z więzienia San Marcos.
To właśnie z Quevedowskiego epistolarium przebija najsilniej cechujące twórcę i tak bliskie
wszystkim barokowym artystom przekonanie o znikomości i marności świata i spraw ziemskich w obliczu jednej wielkiej prawdy, jaką jest śmierć, równa wobec wszystkich i zmieniająca
materię – do której czuł obrzydzenie – w proch, w nicość (nada); słowo to w żadnym innym
języku nie wyraża tyle, co w hiszpańskim. Ale owa pogarda dla nikczemności życia i jego cielesnej powłoki, zdolna wytłumaczyć nam skrajności utworu, którego polski przekład mamy przed
sobą, jest u pisarza zrekompensowana niczym niezmąconą, korną wiarą w zmartwychwstanie,
w przyszły triumf ducha nad materią. „Ja sądzę – pisze Quevedo – że to, co tutaj zwiemy śmiercią, trzeba nazwać rezurekcją, bo ciało to tylko grobowiec, a ostatnie tchnienie, jakie wydaje
dusza opuszczając ten grób, jest westchnieniem ulgi, wyrwaniem się z mocy ziemskich instynktów”. A w innym liście czytamy: „Między żywym a zmarłym nie masz innej różnicy ponad
tę jedną, że żywy umiera co dzień i w ostatniej godzinie. Ten, co umiera, w istocie przestaje
umierać, a ten, co żyje – umierać dopiero zaczyna”. Kluczowy dla baroku hiszpańskiego – którego ideologii jest don Francisco de Quevedo żywym wcieleniem – termin desengaño oznacza
rozczarowanie światem, wytrzeźwienie z minionego zachwytu nad jego fizycznym pięknem
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 111
i dojrzenie w nim oznak nieuchronnego rozkładu i śmierci. Cóż wtedy pozostaje? Wiara w odpuszczenie przewinień przez miłosiernego Boga i oddanie się, poza nielicznymi chwilami pokuty, używaniu życia i jego rozkoszy. To postawa typowa dla epoki, zilustrowana przez Quevedowskie Sueños i Vida del Buscón z zimną bezwzględnością, nieubłaganiem czy wręcz cynizmem,
o który Queveda czasami posądzano.
Skrajności właściwe twórczości literackiej autora tych dzieł tłumaczą jego biografowie i historycy
literatury dręczącymi go sprzecznościami, które dzielił ze swą epoką, epoką dekadencji hiszpańskiego imperium. Jeden z francuskich krytyków nazwał Queveda l’homme du diable, l’homme du
Dieu („człowiekiem diabła i człowiekiem Boga”), co ma oddawać dualizm jego temperamentu
i dzieła, przeciwstawne namiętności miotające jego naturą, współobecność chrześcijańskiej
ascezy i rozpętanej zmysłowości, brak wewnętrznej harmonii mimo nielicznych momentów stoickiej pogody ducha. Niezależnie jednak od tego, co i jak pisał, był zawsze Quevedo sobą, a owo
piętno nadające jedność jego dziełu to – by posłużyć się określeniem Angela del Río – „szczerość,
z jaką pisze, i porywająca bez względu na tematykę siła tego, co pisze, ogólne bogactwa myśli
i słów. Język tego mistrza konceptyzmu – dodaje hiszpański historyk literatury – jest zawsze
gwałtowny, nieomal konwulsyjny, skondensowany, jeden z najbogatszych, tak pod względem
słownictwa, jak mocy wyrazu, jakim kiedykolwiek pisano”4. Podobne opinie spotkać możemy
często w literaturze krytycznej poświęconej Quevedowi i z reguły akcentującej dominację języka
i stylu, kunsztownej i efektownej formy, nad mniej eksponowaną, choć równie godną uwagi
treścią jego utworów.
Pisarz traktuje każdą opisywaną przez siebie scenę czy postać jako okazję do stylistycznych
popisów, które precyzyjnie wygrywa na różnych instrumentach, jakich mu dostarcza językowe
tworzywo. Są to liczne symbole i alegorie, sentencje i aluzje, metafory i dwuznaczniki, elipsy
i skróty myślowe, komiczne paradoksy i kalambury, neologizmy zdradzające niewyczerpaną inwencję słowną, koncepty – obrazkowe i dźwiękowe asocjacje między wyrazami i ich desygnatami, karykaturalne i groteskowe zniekształcenia, prowadzące aż do odrealnienia przedmiotu,
wewnętrzny ruch i zmienność w opisie, wreszcie specyficzny rytm, opierający się na antytezach
i nieustannych zaprzeczeniach twierdzeń, których prawdziwość okazuje się być jeszcze jednym
złudzeniem. Te, przykładowo tylko wybrane, i inne stylistyczne akrobacje prowadzą do swoistego baletu językowego, który przesłania bardzo często treść opisywanych scen. Styl ten miał
zdradzać bystrość i subtelną wnikliwość umysłu, wyrafinowany smak i błyskotliwość, słowem,
tzw. ingenio, charakterystyczne dla barokowego konceptyzmu, którego Quevedo jest reprezentantem.
4
Á. del Río, Historia literatury hiszpańskiej, Warszawa, 1970, t. I, s. 398.
112 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Liczne przykłady podobnej techniki stylistycznej i sposobu obrazowania odnajdziemy w Busconie. Ta jedyna powieść napisana przez Queveda, której pełny tytuł brzmi Historia de la vida
del Buscón llamado don Pablos, ejemplo de Vagamundos y espejo de Tacaños (Historia żywota
łotrzyka zwanego don Pablos, przykładu dla włóczęgów i zwierciadła nicponiów), wydana została po raz pierwszy w Saragossie w roku 1626, najprawdopodobniej bez wiedzy i zgody autora. Pierwsza redakcja tego utworu sięga jednak lat znacznie wcześniejszych, 1603–1604, jak
o tym świadczą zawarte w nim aluzje do postaci, dzieł i wydarzeń historycznych z pierwszych
lat stulecia.
Co jednak skłoniło debiutującego poetę do sięgnięcia po formę powieści i schemat wypracowany przez jej odmianę łotrzykowską? Według niektórych badaczy genezę utworu należy
umieścić na tle rywalizacji tzw. ,,elity” pisarskiej, do której należeli m.in. Quevedo (jako królewski dworzanin i arystokrata) i Góngora, i „plebsu”, o niższym pochodzeniu społecznym,
gdzie widzimy m.in. Lopego, Cervantesa i Alemana. „Elita” poprzez akademie i spotkania literackie nadawała ton literaturze, oceniała i wydawała werdykty, z którymi powszechnie się
liczono; o jej względy zabiegali uniżenie, mimo licznych dowodów ironicznej pogardy, z jakimi
się spotykali, tak Lope, jak i Cervantes. O ile „elita” starała się uprawiać rodzaj „sztuki dla sztuki”, z jej kultem słowa i obrazu, a nie treści, „plebs” usprawiedliwiał jak gdyby swą obecność
na literackiej arenie epoki utylitaryzmem swoich zamiarów, opierając się na zasadzie deleitar
aprovechando („bawić ucząc”).
Tak też było w przypadku dzieła sewilskiego pisarza Mateo Alemana pod tytułem Guzmán
de Alfarache (1599), nawiązującego do wcześniejszej o pół wieku genialnej powieści Żywot
Łazika z Tormesu (La vida de Lazarillo de Tormes, 1554). Anonimowy autor Łazika wprowadził
po raz pierwszy do literatury postać pícaro, młodego człowieka z marginesu społecznego, którego własna życiowa edukacja w bezlitosnym, skorumpowanym świecie skłania do oszustw
i drobnych przestępstw dla zaspokojenia głodu, a także do porzucenia uczciwości i honoru
w imię kompromisu i hipokryzji, które bardziej popłacają. Zachowując zasadę autobiografizmu i zmienności kolei życiowych bohatera, Alemán każe mu przekształcać się w przerwach
między kolejnymi burzliwymi przygodami w rezonera medytującego nad ludzkimi słabościami
i upadkami, nad koniecznością podźwignięcia się z nich i powrotu do zasad chrześcijańskiej
moralności. Liczne dygresje i partie refleksyjne przeciążające lekturę nie przeszkodziły książce w uzyskaniu szybkiego rozgłosu i powodzenia u czytelników. Guzmán de Alfarache przetarł
drogę dla niezliczonych naśladownictw i imitacji wygodnego przez swą swobodę konstrukcyjną wzorca łotrzykowskiej narracji.
Sukces wydawniczy dzieła napisanego przez społecznego i literackiego parweniusza, jakim był Alemán, stanowił wyzwanie pod adresem roszczącej sobie prawo do ferowania opinii
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 113
„elity”. Należało je odeprzeć argumentem równie konkretnym, a więc utrzymanym w manierze
pikarejskiej utworem, wyrażającym punkt widzenia arystokracji na ów nowy literacki gatunek.
Zamierzenia tego podjął się Quevedo, walczący jeszcze o swą pozycję w sferach literackich związanych z dworem i arystokracją. Efektem stała się Vida del Buscón, dla jej autora – pole oryginalnych i wyrafinowanych artystycznie poszukiwań w dziedzinie formy, mających przyćmić zasadę
użyteczności społecznej powieści, jaką kierował się Alemán. Cel ten Quevedo spełnił, adresując
do odbiorcy z wyższych sfer społecznych krążący w odpisach rękopis utworu, o którym zresztą
wkrótce zapomniał i o którego wydanie nigdy się nie troszczył.
Żywot młodzika niepoczciwego to coś więcej niż kolejna powieść łotrzykowska, coś więcej
i zarazem coś innego. Nie bez powodu autor studium o hiszpańskiej pikaresce, Francisco Rico,
nie jest w stanie jednoznacznie sformułować swego stanowiska wobec tego utworu, określając
go jako „genialną książkę” i „najgorszą powieść pikarejską” zarazem5. Trafniejszy w swym sądzie
wydaje się Ramón Gómez de la Serna, który w swej biografii Queveda stwierdza, że „tak jak Don
Kichote był kpiną z romansów rycerskich, Buscón jest kpiną z powieści pikarejskich”, podkreślając
przy tym zresztą, że książka ta stanowi „wspaniałą syntezę Hiszpanii”6.
Ten historyczny kontekst dzieła Queveda wydaje się istotny dla uchwycenia przy lekturze
intencji, jakie kierowały pisarzem w takim, a nie innym ujęciu postaci Pablosa, jego antagonisty don Diega i środowisk, o które się bohater ociera. Wbrew rozpowszechnionej w krytyce
hiszpańskiej opinii, przypisującej autorowi jedynie chęć zabawienia dowcipnymi „konceptami”
czytelnika, Buscón zawiera interesujący i bogaty materiał socjologiczny, pozostając wciąż żywym
i niezmiernie plastycznym obrazem całego niemal współczesnego autorowi społeczeństwa hiszpańskiego, obrazem nakreślonym z wyraźną pasją satyryczną, z równie wyraźnych pozycji klasowych. Pogarda i sarkazm wobec wyrzutków społeczeństwa, takich jak Pablos i jego rodzina,
a nawet skrajna nienawiść, jakiej dowody – zgodnie z rozpowszechnionymi wówczas przesądami rasowymi – daje Quevedo w stosunku do Morysków, Żydów czy „nowych chrześcijan”, sąsiadują z pobłażliwą ironią wobec ubogich hidalgów, członków „akademii poszukiwania fortuny”,
w których kompanii znajduje się Pablos w Madrycie, oraz z wyraźnym akceptowaniem postawy
nielicznych przedstawicieli bogatej szlachty, jak don Diego Coronel czy jego przyjaciele. Ów don
Diego, z początku towarzysz lat szkolnych i studenckich bohatera, bawiący się jego figlami, które
nieraz sam inspirował, pokazuje swoje prawdziwe oblicze dopiero wtedy, gdy Pablos, tolerowany
jako kompan młodzieńczych swawoli, zechce drogą oszukańczego ożenku ze szlachcianką przeniknąć do kasty uprzywilejowanych nierobów. Spotyka go za to dotkliwa i haniebna kara: obicie
kijami, niczym niesfornego pachołka, na oczach ukochanej. Don Diego Coronel reprezentuje
5
6
F. Rico, La novela picaresca y el punto de vista, Barcelona, 1970, s. 120.
R. Gómez de la Serna, Quevedo, Madrid, 1962, s. 43.
114 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
w utworze, zdaniem francuskiego hispanisty Maurice’a Molho7, pozytywne wartości moralne,
wciela pojęcie honoru przynależne tylko wysoko urodzonym, jest gwarantem nienaruszalności
systemu społecznego Hiszpanii. Quevedo zatem (pamiętajmy jednak, że jest to jego młodzieńczy utwór, pisany w duchu jakże odmiennym od późniejszych oskarżeń stawianych najwyższym osobom w państwie i czyniących ich odpowiedzialnymi za upadek kraju) przedstawia
nam się w Busconie jako pisarz zdecydowanie konserwatywny i wrogo nastawiony do ludzi
niskiego stanu, jakich reprezentuje najpełniej Pablos, tytułowy bohater powieści.
Ów młodzieniec, „do którego poczęcia przyczyniło się wielu, a nie jeden ojciec”, zrodzony
z „ladacznicy i wiedźmy”, syn złodzieja powieszonego na szubienicy i bratanek pogardzanego
przez wszystkich miejskiego kata (trudno o lepsze koligacje niż te, które mu wymyślił Quevedo!), odczuwa od najmłodszych lat głęboki wstyd za rodziców i obrzydzenie, jakie w nim
wzbudza towarzystwo ludzi bez honoru. Szuka więc psychologicznej kompensacji w tęsknocie za życiem szlachetnym, którego jedyną formą realizacji wydaje mu się kariera szlachecka.
Gdy jednak przystępuje do działania, nie wybiera odpowiednich środków, postępuje bowiem,
w sposób instynktowny, zgodnie ze swym pochodzeniem, stąd też nieustannie zbiera gorzkie
owoce swych oszustw i łotrostw. Quevedo bawi nas jego przygodami, podkreśla nawet bystrość i inteligencję swego bohatera, pozwalając mu w nielicznych momentach odnosić pewne
pozorne sukcesy, by przez kolejne „wzloty i upadki”, aranżowane najczęściej przez pech i przypadek, bez logicznego uzasadnienia, doprowadzić go do rezygnacji ze wszystkich życiowych
ambicji po pobiciu kijami przez przyjaciół don Diega. Dokonuje się wtedy nagły, zastanawiający przełom w charakterze Pablosa, jakby kije wybiły mu z głowy wszelkie iluzje i sprowadziły
go na ziemię. Wykwintny kawaler przemienia się w nędznego żebraka sypiającego w bramie,
w łotrzyka porywającego dzieci, wreszcie w zabójcę, członka bandy opryszków w Sewilli. Pablos
sam nawet stwierdza, że to życie przypadło mu do smaku bardziej niż każde inne. Oto lekcja
moralna utworu: nie próbuj skakać powyżej poprzeczki społecznej, bo im wyżej podskoczysz,
tym niżej upadniesz. I ta następna, w formie przestrogi dla szlachetnie urodzonych: strzeżcie
się oszustów podłej kondycji, co chcą wkraść się do waszych domów, zagarnąć wasze dukaty
i posiąść wasze córki.
Wędrówki i przygody Pablosa są pretekstem do zarysowania galerii typów ludzkich, czasem
pociesznych, częściej odpychających. Są to postacie kreślone ostro przyciętym piórem karykaturzysty, przy czym najczęściej posługuje się Quevedo czarną kreską i obrysowuje jedynie kontury, groteskowe, ale pozbawione głębszej ludzkiej treści. Każdy z tych bohaterów opętany jest
jakąś manią i pokazany przez pryzmat swej głównej cechy – jak np. osobnicy spotkani przez
protagonistę w drodze z Alcalà do Segowii: pomylony „doradca” króla, nauczyciel szermier7
M. Molho, Introduction à la pensée picaresque, w: Romans picaresques espagnols, Paris, 1968, s. CI–CIII.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 115
ki stojący na bakier ze sztuką władania mieczem, grafoman wierszokleta, żołnierz – próżniak
i samochwała, pustelnik – oszust karciany itd. Wśród tych typów miejsce szczególne zajmuje Dómine Cabra, kleryk utrzymujący internat dla synów szlacheckich; jego opis to jeden z klejnotów
hiszpańskiej literatury, godny tego, by figurować w każdej antologii. Quevedo daje tu prawdziwy
popis swej konceptystycznej sztuki, rozkładając tę postać na szereg oddzielnych, ożywionych,
spersonifikowanych elementów, posiadających własną autonomię i wchodzących w specyficzne
układy, dzięki wymyślnym skojarzeniom słów i idei, grawitujących wokół pojęcia nadrzędnego,
jakim jest pociąg do skąpstwa, a w jego efekcie – głód.
Zabiegi stylistyczne Queveda skupiają się w Busconie najczęściej na osi przeciwieństw wyznaczonej pojęciami „wydawać się” i „być”, „kłamstwo” i „prawda”. Każdą rzecz czy postać (co zresztą
na jedno wychodzi) poznajemy w dwóch etapach, rozpoczynając od pozorów (często wzniosłych
i pięknych), a kończąc na rzeczywistości, która jest żałosna. Owe spiętrzenia antytez, nie tylko
zresztą na poziomie poszczególnych zdań, ale też w konstrukcji całych scen i nawet losów głównego bohatera, są najistotniejszą cechą Quevedowskiej techniki literackiej. Jego proza ma dzięki
temu charakterystyczny binarny rytm, wznosząc się i opadając. Popatrzmy na kilka przykładów.
Oto fragmenty opisu fałszywego żołnierza, którego „z wojskiem łączyło to jedynie, że odgrywał
rolę kapitana w komedii”, „choć wspominał wiele bitew, staczał je tylko ze swoimi pchłami”, „wymieniał nazwy zamków, widywanych li tylko na monetach”, „z morzem miał tyle wspólnego, że
niekiedy jadał morskie ryby”; oto inna postać, świętoszek-lubieżnik, co „nigdy nie podnosił oczu
na kobiety, choć zdarzało mu się podnosić im spódnice”, a „z dziesięciu przykazań bożych te, których nie łamał, przynajmniej nadwerężał” itd. Podobnie celne określenia, wyszukane metafory,
peryfrazy, skróty myślowe cytować by można w nieskończoność.
Jeżeli zainteresują nas losy „don Pablosa” i otaczającego go świata, jeżeli poddamy się urokowi
nieustannych igraszek językowych, słowem – jeżeli otworzymy tę książkę na pierwszej stronie
i od słów „Ja, mości panie, jestem z Segowii” rozpoczniemy lekturę – to musimy się przygotować
na jeszcze jedno. Quevedo jest pełen obrzydzenia dla ciała, będącego siedzibą niskich, zwierzęcych instynktów i, zgodnie z barokowym naturalizmem, który lubował się w odmalowywaniu
ohydy, manifestuje nam swój wstręt wobec spraw cielesnych w różnoraki sposób, nie szczędząc
rażących nasze zmysły wyrażeń i obrazów. Żywot młodzika niepoczciwego zawiera liczne opisy
czynności fizjologicznych i towarzyszących im zapachów, pijaństwa i obżarstwa, zboczeń seksualnych, a nawet kanibalizmu; człowiek bywa tu często zredukowany do poziomu automatu produkującego nieczystości8. Tacy jesteśmy – twierdzi Quevedo – a mimo wszystko, te godne pogardy grzeszne ciała kryją w sobie umysł, który można wykorzystać do wyższych celów, i duszę,
8
Analizując liczne w książce epizody skatologiczne, Molho stwierdza, że człowiek to dla Queveda „automat fizjologiczny wypróżniający się i plujący,
zdolny do wydzielania na zawołanie gnoju i flegmy, którymi jest wypełniony”, op. cit., s. LXXXIX.
116 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
której obiecano zbawienie. Świadomość tego właściwego barokowi dualizmu duszy i ciała,
rodzącego tyle sprzeczności w postępowaniu człowieka, istoty żałosnej i wzniosłej zarazem,
winna nam towarzyszyć podczas lektury Quevedowskiego arcydzieła.
(1977)
El Trovador. Zapomniany klejnot hiszpańskiego
dramatu romantycznego1
JIMENA
Ty drżysz, moja droga.
LEONOR
Tak, drżę,
bom Boga obrazić gotowa
fałszywe ślubując mu słowa.
JIMENA
Co mówisz, nieszczęsna?
LEONOR
Ach, wciąż
przed mymi oczyma on staje.
Niebiosa, ołtarze i świat
za widok ten jeden oddaję.
El Trovador, akt II, scena VI w przekładzie Piotra Sawickiego
Zuchwała aż do bluźnierstwa, opętana namiętnością silniejszą od śmierci, gotowa na największe poświęcenie dla uwielbianego bezgranicznie mężczyzny („Twoje ramiona są dziś mym
ołtarzem; małżonką będę, niewolnicą twoją”), na złożenie ofiary z własnego życia – samobójczej ofiary, dla której niebo nie zna przebaczenia – jest Leonor, bohaterka Trubadura, jedną
z najwspanialszych heroin romantycznego teatru hiszpańskiego. Bledną przy niej męscy protagoniści dramatu – rozdzieleni od kołyski, nie znający istoty łączących ich więzów krwi bracia-rywale, Manrique (czyli ów tytułowy trubadur, el trovador) i Nuño (Don Nuño de Artal, hrabia
Luna). Złowieszczą, niszczycielską siłą nienawiści pomieszanej z miłością do porwanego ongiś
szlacheckiego pacholęcia, które wychowała na własnego syna, aby kiedyś jego niewinnie przelaną krwią pomścić swą spaloną na stosie matkę, przerasta ją w tym dziele jedynie Cyganka
Azucena. To ona stanowić będzie czynnik sprawczy tragedii, dopełniającej się na oczach widza,
bo sile przeznaczenia nikt z postaci dramatu oprzeć się nie może… Miłość i pożądanie, zazdrość i mściwość, splątane ze sobą w prawdziwy węzeł gordyjski, który przeciąć może jedynie
śmierć głównych bohaterów, leżą u podstaw intrygi owego młodzieńczego utworu hiszpańskiego romantyka, który po dziś dzień obiega świat cały dzięki porywającej muzyce Giuseppe
Verdiego.
Nikt dziś już chyba nie sięga z własnego wyboru po sztukę El Trovador Antonia Garcii Gutierreza, od dawna też nie trafia ona na deski sceniczne; a jednak jej wystawienie – w 1836 roku
w Madrycie – przeszło do historii jako jeden z najświetniejszych sukcesów rodzimego teatru.
Niespełna dwudziestotrzyletni debiutant (urodził się bowiem w 1813 roku, w andaluzyjskiej
1
Tekst z programu teatralnego do Trubadura Giuseppe Verdiego (Teatr Wielki, Poznań, 1996).
118 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Chiclanie, w rodzinie ubogiego rzemieślnika) wywołany został na scenę przez wiwatującą na
jego cześć publiczność, co na owe czasy było w Hiszpanii zdarzeniem bez precedensu. Odbywający ochotniczą służbę wojskową autor znajdował się na sali, za zgodą swych przełożonych,
ale ubrany był tak skromnie, że któryś z przyjaciół narzucił mu w pośpiechu na ramiona swój
własny surdut, zanim wepchnięto go na scenę. Młody Antonio jeszcze długo nie mógł uwierzyć
w ów niespodziewany uśmiech fortuny. Miał za sobą dwa lata rozpoczętych na życzenie ojca
i wkrótce porzuconych studiów medycznych w Kadyksie, skąd po prostu uciekł do Madrytu.
Utrzymywał się tu z dorywczego pisania do gazet i z tłumaczeń francuskiej dramaturgii (głównie popularnego za Pirenejami Scribe’a). Jego własne dzieła nie spodobały się jednak na tyle,
by przyjęto je do realizacji. Gdy wreszcie wpływowy przedsiębiorca teatralny Juan Grimaldi
zdecydował się wystawić Trubadura, sztukę odrzucił podczas prób… sam zespół. Dopiero wybór tego utworu na benefisowy spektakl obchodzącego jubileusz aktora Antonia de Guzmán
pozwolił doprowadzić do owej triumfalnej premiery – 1 marca 1836 roku w madryckim Teatro
del Príncipe.
Obdarzony niewątpliwym talentem poetyckim, prawdziwie teatralną wyobraźnią i inwencją
sceniczną, młody Andaluzyjczyk przybył do stolicy w momencie, gdy nowy prąd literacki, romantyzm, zdobywał szturmem – choć nie bez oporu – zarówno teatralne bastiony, gdzie kultywowano wciąż jeszcze ducha klasycyzmu bądź poddawanego racjonalizującym przeróbkom
baroku, jak i spragnioną nowości publiczność, zachłystującą się od niedawna atmosferą wolności, która zapanowała w 1833 roku po śmierci króla despoty Ferdynanda VII. Czasy były niespokojne: władzę w Madrycie objęła w imieniu swej małoletniej córki Izabeli królowa wdowa,
Maria Krystyna, opierająca się na środowiskach liberalnych (choć podzielonych i skłóconych ze
sobą) i części armii, ale młodszy brat królewski, infant Carlos María Isidro, wzniecił na północy
kraju wojnę domową (nazwaną później od jego imienia I wojną karlistowską), znajdując szerokie rzesze zwolenników i zagrażając jedności i integralności Hiszpanii.
Romantyzm hiszpański – jak trafnie zauważył w wydanym w latach trzydziestych podręczniku Józef Morawski – „wybuchł w roku 1834, wraz z rewolucją, która położyła kres absolutyzmowi”. Sygnał do „rewolucji literackiej” dał Ángel de Saavedra (znany bardziej jako książę
Rivas), a jego wystawiony w 1835 roku dramat Don Álvaro o la Fuerza del sino (Don Alvar czyli
Siła przeznaczenia) da się porównać z triumfem Hernaniego Wiktora Hugo we Francji (1830).
Ów emblematyczny, rozwichrzony estetycznie i pełen nieprawdopodobieństw utwór, wraz
z wcześniejszym o rok dramatem historycznym La conjuración de Venecia (Sprzysiężenie weneckie) Francisca Martineza de la Rosa, tragedią Juana Eugenia Hartzenbuscha Los amantes de Teruel (Kochankowie z Teruelu) z 1837 roku, opartą na klasycznym motywie kochanków rozdzielonych i złączonych dopiero przez śmierć, i wymienionym wyżej debiutem autora Trubadura,
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 119
stał się symbolem nowej epoki. Dzieła te zapowiadały dobę największego rozkwitu dramatu
romantycznego w Hiszpanii. Zamknie ją wkrótce, dobrze znane również i w Polsce, arcydzieło
José Zorrilli Don Juan Tenorio (1844) – pierwsza wersja klasycznego mitu Don Juana, przynosząca bohaterowi perspektywę zbawienia (zamiast wiecznego potępienia) dzięki miłości kobiety
i okazanej przez wielkiego grzesznika skrusze – perspektywę jakże romantyczną.
Dramaty te osnute były na wątkach zaczerpniętych z ojczystej historii bądź narodowej legendy.
I chociaż widoczny jest w nich wyraźny wpływ teatru francuskiego (Dumas, Hugo, Mérimée),
przepaja je – podobnie jak ówczesne dzieła poetyckie, romanse i legendy – „duch rycersko-średniowieczny” (określenie Morawskiego), co nie powinno dziwić w kraju, w którym „instytucje średniowieczne dłużej przetrwały i głębiej się zakorzeniły niż gdzie indziej”. Powtarzając
za przedwojennym poznańskim hispanistą te słowa, pragnę je uzupełnić o jeszcze jedną z jego
wnikliwych obserwacji: „nigdzie miłość nie odgrywa tak wielkiej roli w życiu jednostki, nigdzie
nie zdarza się tyle dramatów, nie popełnia tyle zbrodni, których motywem jest miłość lub zazdrość, jak w Hiszpanii”.
Miłość jest w Trubadurze Garcii Gutierreza motorem działania wszystkich głównych postaci
dramatu, choć napiętą aż do bólu sprężyną ich poszczególnych czynów, wzniosłych bądź haniebnych, godnych szacunku lub jedynie litości, bywają też inne towarzyszące jej uczucia – zazdrość,
pożądanie, pycha, nienawiść, rozpacz, pragnienie zemsty. Wszystko to pomieszane ze sobą, nieraz w głębi serca jednej i tej samej osoby, miotanej sprzecznymi pragnieniami prowadzącymi
wręcz do aktów desperacji, do samounicestwienia.
Kulminacja tego wszystkiego w krótkim utworze scenicznym rozpalała emocje, a osadzenie
akcji w realiach jednej z wielu hiszpańskich wojen domowych2 i trwający właśnie kolejny w dziejach Hiszpanii bratobójczy konflikt przydawały dziełu aktualności, każąc w bohaterach widzieć
postacie ze współczesnej sceny politycznej. Z takich oto powodów ów przejęty i zalękniony młodzieniec, kryjący się wśród publiczności, musiał wyjść na scenę i był pierwszym w dziejach teatru
hiszpańskiego autorem, który takiego wyróżnienia dostąpił.
El Trovador jako tekst teatralny nie wytrzymał próby czasu. Został zresztą zapomniany w samej
Hiszpanii, i to stosunkowo szybko. Po czternastu przedstawieniach zdjęto go z afisza w Madrycie,
potem zagrano jeszcze kilkakrotnie do końca roku, w tym również w Barcelonie i w Walencji.
Jednak wrażenie, jakie wywołał, odnotowane zostało piórem najwybitniejszych krytyków epoki,
urabiając dziełu opinię „płomiennej apoteozy triumfującego romantyzmu”. Powtórzy ją jeszcze
sto lat później Morawski, stawiając Trubadura obok Hernaniego Wiktora Hugo i Zbójców Fryderyka Schillera.
Tłem akcji były walki o władzę trwające w latach 1410–1412 w Koronie Aragonii, po bezpotomnej śmierci króla Marcina I; zakończył je kompromis rywalizujących stronnictw i osadzenie na tronie kandydata kastylijskiego, Ferdynanda.
2
120 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Dramat Garcii Gutierreza jest symptomatyczny dla romantycznej wrażliwości i romantycznego repertorium środków teatralnych. Znajdujemy w nim przeżywających głębokie namiętności, a zarazem okrytych mgłą tajemnicy bohaterów, echa niezwykłych i dramatycznych
zdarzeń z niedawnej przeszłości, ciążących niby fatum nad losem postaci, wielkie uczucia
rozwijające się w warunkach nieustannego zagrożenia, fatalne w skutkach decyzje, wreszcie
zderzenia dwóch światów: arystokracji, z jej pałacowymi intrygami i walkami o władzę, i ludzi ze społecznego marginesu, buntowników i Cyganów. Przedstawiciele wyższych sfer mówią
wierszem – efektownym, pełnym retorycznych tyrad, w istocie raczej deklamują niż mówią.
Plebejusze (służba, Cyganie, sam Manrique w rozmowach ze swą przybraną matką) posługują
się prozą, jak widzowie przedstawienia i czytelnicy utworu (a miał on za życia Garcii Gutierreza
aż siedemnaście edycji książkowych). Tytułowy bohater triumfuje nad swym rywalem
w rozgrywce miłosnej, ale ulega sile, jaką hrabiemu de Luna daje władza, zapewniająca mu
zarazem poczucie całkowitej bezkarności. Ulega i ginie, pozostanie wszak moralnym zwycięzcą, a w szerszym wymiarze – archetypem romantycznego poety, nosiciela buntowniczych idei
i wartości wyrażanych przez sztukę, którą uosabia. Z kolei zemsta Azuceny, wyrazicielki świata
pokrzywdzonych i prześladowanych, jest swoistym rozrachunkiem ze społecznymi niesprawiedliwościami, a postępowaniem Leonory kieruje miłość potężniejsza od śmierci, pokonująca
wszelkie przeszkody i zdolna zniszczyć nawet samą siebie, by zyskać szansę ocalenia obiektu
podobnie gorących uczuć.
Utwór naładowany tak niecodziennymi emocjami – których siłę muzyka mogła jeszcze spotęgować – nieprzypadkowo zapewne trafił do rąk Giuseppe Verdiego. Podjęte na jego zlecenie
przez Salvatore Cammarana prace nad librettem trwały blisko dwa lata. Cenzura austriacka
wymusiła liczne, choć na ogół drobne zmiany we wstępnej wersji. Leonor (tu: Leonora) miała
zażywać truciznę odwrócona tyłem do publiczności, bo samobójstwa na scenie nie wolno było
pokazywać; z epizodu klasztornego wypaść musiały słowa związane z religią (jak „klasztor” czy
„śluby zakonne”), przez co, oczywiście, sylwetka psychologiczna bohaterki została pozbawiona
rysu swoistego świętokradztwa, jakim było złamanie przysięgi danej Bogu; nazwy politycznych stronnictw aspirujących do aragońskiej korony nie zostały ani razu wymienione, by nie
budzić skojarzeń z polityczną sytuacją okupowanej Italii itd.
Librecista Cammarano, pracujący zresztą w ścisłym kontakcie z Verdim i poniekąd pod jego
dyktando, zitalianizował imiona bohaterów, ograniczył ich liczbę (z dwunastu do dziewięciu),
zastępując np. trzech służących hrabiego jedną postacią (Ferrando), zmienił imię powiernicy
Leonory, Jimeny, na Inés, a hrabiego de Luna w ogóle pozbawił i nazwiska, i imienia (zamiast
Don Nuña de Artal pojawi się w operze nieokreślony il conte di Luna). Pięć aktów oryginału
(jornadas) zredukował librecista do czterech, dzieląc każdy z nich na dwie odsłony; nadało to
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 121
przyszłemu dziełu operowemu dość regularną, wręcz symetryczną konstrukcję. Nie jest to właściwe miejsce, by wypowiadać się o rezultacie tych transformacji (respektujących zresztą bardzo
wiernie rozwój głównych wątków fabularnych i założenia ideowe pierwowzoru), a więc o artystycznym kształcie operowego arcydzieła, jakim jest Il Trovatore. Podkreślmy wszakże, że dzięki
Verdiemu Trubadur dotarł wszędzie, choć na ogół nie pamięta się już wcale, w czyjej głowie
zrodziła się jego intryga i kto nakreślił tak wyraziste charaktery postaci dramatu. Oczywiście, ów
owoc hiszpańskiego i włoskiego romantyzmu powrócił też w triumfalnej glorii do samej Hiszpanii, gdzie na jedynej stałej scenie operowej kraju, w barcelońskim Teatre del Liceu, zagrano go do
połowy lat siedemdziesiątych naszego stulecia ponad dwieście razy.
Szczęśliwy po niespodziewanym sukcesie swego pierwszego wystawionego dzieła, Antonio
García Gutiérrez z prawdziwym zapałem tworzył kolejne dramaty, komedie i utwory poetyckie,
ale triumfu z 1836 roku nigdy już nie udało mu się powtórzyć. Do śmierci w 1884 roku napisał
przeszło sześćdziesiąt sztuk teatralnych; do najefektowniejszych w sensie scenicznym należą:
El paje (Paź), El rey monje (Król mnich) z 1837 roku, Simón Bocanegra z roku 1843 (utwór ten
został również zaadaptowany przez Verdiego na operę, niestety, jedną ze słabszych w jego
dorobku), Venganza catalana (Zemsta katalońska) z 1864 roku, wreszcie Juan Lorenzo (1865),
którego bohaterem jest padający ofiarą swych idealistycznych przekonań przywódca ludowego
powstania walenckiego przeciwko tyranii cesarza Karola V.
W latach czterdziestych cierpiący niedostatek autor Trubadura wyjechał do Ameryki; pracował
jako dziennikarz w Hawanie oraz w Meksyku, fortuny jednak nie zrobił i po kilku latach powrócił
do ojczystej Hiszpanii. Imał się różnych zajęć, próbował szczęścia w karierze wojskowej, a następnie dyplomatycznej, jako konsul hiszpański w różnych krajach. W roku 1861 wybrano go do
Akademii Hiszpańskiej, a w 1872 – za panowania włoskiego monarchy Amadeusza I – powierzono mu funkcję dyrektora Museo Arqueológico Nacional, którą sprawował aż do śmierci. Długi
i pracowity żywot przyniósł mu dorobek wszechstronny i bogaty, choć bardzo nierówny. To, co
pozostawił jako dramaturg, poeta i dziennikarz, jest dziś, z nielicznymi wyjątkami, jedynie świadectwem epoki, pełnej burzliwych i dramatycznych zwrotów historii, a w literaturze – będącej
okresem kształtowania się nowych gustów nowej, zgodnej z duchem czasu, wrażliwości.
Zachwycając się dziś muzyką Verdiego, nie powinniśmy wszak zapomnieć o owym nieśmiałym młodzieńcu z Chiclany, który sto sześćdziesiąt lat temu kłaniał się ze sceny madryckiej publiczności po premierze Trubadura, czując się powołanym do wielkiej literackiej kariery.
(1996)
III. Literatura w okowach polityki
Intelektualiści hiszpańscy wobec wojny domowej 1936–1939
Z psychologii konfliktu destruktywnego
Przyjmując za Januszem Reykowskim, iż istotą zjawiska określanego jako konflikt destruktywny jest „taki stan umysłów w społeczeństwie, który usposabia do walki”1, uznać możemy, że
sytuacja tego rodzaju ukształtowała się w Hiszpanii okresu II Republiki (1931–1939) już po
dwóch latach sprawowania rządów przez pierwszą, demokratycznie wyłonioną ekipę, która
okazała się bezsilna wobec nabrzmiałych problemów społeczno-politycznych kraju. Przejęcie
steru władzy przez ugrupowania prawicowe jesienią 1933 zwiastowało nadejście serii dramatycznych wydarzeń, pogłębiających proces rozpadu społeczeństwa na dwa antagonistyczne
obozy ideologiczne, które miały się wkrótce ze sobą zderzyć w bratobójczej wojnie domowej.
Środowiska intelektualne, będące motorem działań, jakie doprowadziły do obalenia monarchii, nie potrafiły złagodzić narastających napięć. Przeciwnie, w miarę upływu czasu postawa
przeważającej części opiniotwórczej elity kraju potęgowała w społeczeństwie tendencje odśrodkowe, wzmacniając nadzieje każdej ze stron na narzucenie swych racji siłą.
Podczas gdy wielu twórców o głośnych nazwiskach wycofywało się z aktywnej działalności
politycznej w poczuciu odniesionej porażki bądź też ulegało tęsknocie za rządami silnej ręki,
intelektualiści młodszej generacji deklarowali swą gotowość do „zamienienia pióra na karabin”,
gdy tylko trafi się okazja. Jedni głosili, iż „kultura burżuazyjna zdycha”, a lud pracujący rozpoczyna w Hiszpanii swój „triumfalny marsz w przyszłość”, inni – że w „sprawnym i potężnym”
państwie hiszpańskim, zbudowanym na wzór Włoch Mussoliniego, odżyje „katolicki i imperialny” duch Hiszpanii Habsburgów.
W walce rozpoczętej latem 1936 rebelią generałów przeciwko rządom Frontu Ludowego za
jedyne możliwe rozwiązanie uznawano po obu stronach frontu fizyczne i duchowe zniszczenie przeciwnika. Temu też celowi służyły działania podejmowane przez intelektualistów, a ich
wypowiedzi i utwory podporządkowane były doraźnym wymogom propagandowym. Zgodnie z logiką eskalacji konfliktu destruktywnego, obejmował on swym zasięgiem w wojennej
Hiszpanii coraz szerszy krąg wartości, które propaganda każdej ze stron utożsamiała wyłącznie
z własnym obozem. „Walczymy o kulturę, o postęp i cywilizację, przeciwko nędzy i upodleniu” – głosili republikanie; „walczyło się bohatersko za Wiarę, za Ojczyznę, za Niepodległość, za
Wolność” – odpowiadali rebelianci. Odwoływano się zatem do pokrewnych haseł i idei po obu
stronach, gloryfikując zarazem ich obrońców – bojowników własnego obozu.
Wyolbrzymianiu cnót i zasług własnej strony towarzyszyło w literaturze lat wojny przypisywanie reprezentantom strony przeciwnej wszelkich możliwych okrucieństw i zbrodni;
1
J. Reykowski, Logika walki, Warszawa, 1984, s. 61.
126 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
chodziło bowiem o to, by zamiast członków tej samej wspólnoty czytelnicy mogli w nich zobaczyć jedynie barbarzyńców i zdrajców, niegodnych miana Hiszpanów. Propagandyści obu
obozów rozumieli, iż ich zadaniem było wzbudzenie w jak najszerszych kręgach społeczeństwa
uczuć wrogości i nienawiści do ludzi mówiących tym samym językiem, ale stojących po drugiej
stronie okopów; ludzi, z którymi należało stoczyć zażartą i nieubłaganą walkę. Wojenna literatura hiszpańska lubowała się w opisach terroru praktykowanego przez przeciwnika, przemilczając jednocześnie własne podobne praktyki zgodnie z następującą w warunkach konfliktu
destruktywnego specyficzną reinterpretacją norm moralnych.
W wypowiedzianych wyżej uwagach pominięto stanowisko tych twórców, którzy odważyli się
stanąć na„ziemi niczyjej”– poza konfliktem lub ponad nim. Zademonstrowana przez nich niezależna postawa zasługiwałaby na odrębne potraktowanie2. W tym miejscu wspomnijmy jedynie,
iż tego typu reakcje były bardzo odosobnione, a propaganda obu stron odrzucała je z niechęcią,
a nawet – pogardą. Ilustruje to skuteczność mechanizmów konfliktu destruktywnego, wciągającego w swą orbitę wszystko i wszystkich; nieliczne wyjątki potwierdzają jedynie tę regułę.
Konflikt hiszpański, w swej fazie starcia zbrojnego między wojskami obu obozów, zakończony został po trzydziestu trzech miesiącach walk. Myślą przewodnią polityki władz frankistowskich pozostawała jednak nadal idea generalnej rozprawy ze zwyciężonymi. Wierna nowemu
ustrojowi literatura dbała o to, by stan wojny trwał nieprzerwanie w ludzkich sercach i umysłach, by ducha tzw. „Krucjaty” nie wyrzekło się nigdy hiszpańskie społeczeństwo. Przenosiła
ona konflikt realny na płaszczyznę symboliczną, płaszczyznę walki „Ducha” z „Materią”, „Anioła”
(frankizmu) z „Czerwoną Bestią”.
Twórczość literacka stawała się terenem generalnej rozprawy ze zwyciężonymi, określanymi jako „siły anty-Hiszpanii”, zagrażające Ojczyźnie i chrześcijańskiej cywilizacji, której ostoją
być miała frankistowska Hiszpania. Proreżimowa literatura utrwalała obiegowe wyobrażenia
i uprzedzenia, rozpamiętywała i zwielokrotniała doznane urazy, wyolbrzymiała wojenną martyrologię hiszpańskiej burżuazji, współtworząc w ten sposób i legitymizując nurt nietolerancji,
represji i odwetu w stosunkach między zwycięzcami a pokonanymi. Wraz z działaniami prowadzonymi przy użyciu innych instrumentów modelowała ona w zbiorowej psychice i świadomości zjawiska i emocje destruktywne, pogłębiające negatywne skutki społeczne konfliktu
rozstrzygniętego na płaszczyźnie militarnej.
Dominującą w oficjalnej, profrankistowskiej literaturze „etykę nienawiści”, obłudnie maskowaną licznymi, czysto zewnętrznymi odniesieniami do biblijnych tekstów, mającymi stwarzać
złudne wrażenie, iż „duch Krucjaty” wyrażał ideały chrześcijańskie – usiłowała już od początku
2
Zob. na ten temat P. Sawicki, Wojna domowa 1936–1939 w hiszpańskiej prozie literackiej. Ideologiczne konteksty literatury i jej misja społeczna,
Warszawa, 1985, część pierwsza, r. II („Intelektualiści a ideologia stron walczących”), w szczególności fragment zatytułowany „Odwaga bycia
neutralnym” (s. 61–64).
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 127
lat pięćdziesiątych zakwestionować rodząca się w wielkich bólach (pamiętamy, iż funkcję akuszera pełniła cenzura!) wojenna literatura rozrachunkowa. Patronowały jej krańcowo odmienne
założenia, w szczególności – chęć przezwyciężenia istniejących podziałów i wzajemnych pretensji, porozumienia, a nawet pojednania między zwycięzcami a zwyciężonymi, mającego być
zaporą przeciwko wzajemnej nienawiści i jej destrukcyjnym skutkom. Wyprzedzała ona historię
i w pewnym sensie ją współtworzyła, gromadząc w zbiorowej świadomości przesłanki skłaniające Hiszpanów do odmiennego niż dotąd pokierowania losami narodu, do skupienia wysiłków
obu stron wokół wspólnych celów.
Innymi słowy, proponowała dla zaistniałego konfliktu, raz już rozwiązanego (czy raczej –
wyhamowanego na pewien czas, przez unieszkodliwienie zorganizowanych sił drugiej strony)
w sposób destruktywny, rozwiązanie konstruktywne, wypracowane przez całe społeczeństwo.
Zamiast nagonki na „siły antyhiszpańskie” – które, jak twierdził w roku 1959 generał Franco,
„zostały rozgromione i zwyciężone, ale nie zniknęły” – pisarze nurtu rozrachunkowego i umiarkowani intelektualiści działający w rozmaitych oficjalnych instytucjach systemu rzucili hasło
„polityki wyciągniętej ręki”, „mostu” między dawnymi przeciwnikami. Różne były koleje wyrażających owo liberalne nastawienie inicjatyw; jeśli chodzi o twórczość literacką, zakwestionowany
został już od samego początku propagandowy podział na „dobrą” i „złą” stronę konfliktu. Przeciwstawiono mu przekonanie, że po obu stronach byli zarówno „dobrzy” jak i „źli”, że wreszcie
każdy człowiek jest „dobry” i „zły” równocześnie.
W coraz to liczniejszych utworach do głosu dopuszczano republikanów i ich racje, uznając, iż
w dużym stopniu były one słuszne. Opisom negatywnych konsekwencji moralnych bratobójczej
wojny towarzyszyło twierdzenie, iż „za żadną cenę mechanizm zadający śmierć nie może zostać
ponownie uruchomiony”. Pokój rysuje się w tych książkach jako podstawowa wartość, wokół
której skupić można większość społeczeństwa; jego gwarancją ma być ułożenie współżycia społecznego zgodnie z zasadą ewangelicznej miłości bliźniego, tolerancji dla odmiennych niż nasze
przekonań.
Podsumowując te uwagi, podkreślić trzeba znaczenie społecznej misji literatury rozrachunkowej. Potwierdzeniem skuteczności tej misji jest już sam sposób przejścia Hiszpanii od autorytarnej do demokratycznej formuły rządów – choć oczywiście trudno byłoby orzec, jak duża w tym
zasługa literatury, skądinąd jedynego tak powszechnego instrumentu pozainstytucjonalnego
oddziaływania na społeczeństwo ze strony opiniotwórczych środowisk intelektualnych.
Z racji swej społecznej funkcji edukacyjnej i perswazyjnej oba nurty hiszpańskiej literatury wojennej zasługują niewątpliwie na zainteresowanie socjologów, psychologów społecznych, historyków okresu wojny domowej i frankizmu. Wszystkim im owa nadzwyczaj obfita produkcja literacka (ponad trzysta tytułów książkowych z lat 1936–1975, reprezentujących twórczość prozatorską
128 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
i wydanych w samej tylko Hiszpanii) dostarczyć może nieocenionego materiału, wykraczającego swym znaczeniem poza historię literatury.
(1986)
Hasło jedności w propagandzie frankistowskiej.
Uwagi na temat historii pewnej obsesji (1939–1962)
Hasło jedności wszystkich Hiszpanów – lojalnych obywateli totalitarnego państwa skupionych
wokół wspólnego sztandaru i jednego wodza – przyświecało polityce władz od początków
formowania się Estado Nuevo po wczesne lata sześćdziesiąte. Hiszpańskie studia nad słownictwem politycznym okresu frankizmu prześlizgują się nad zjawiskiem stałej obecności w języku ówczesnej propagandy pojęcia jedności, przez który to termin należało rozumieć nie tyle
wspólnotę interesów i podejmowanych działań różnych sił politycznych, grup czy organizacji,
ile ich całkowitą i bezwzględną unifikację.
Symbolem zadekretowanej, a więc niejako obowiązującej z mocy prawa, jedności narodu stał się dla frankistowskich propagandzistów wydany przez Caudillo w kwietniu 1937,
w okresie nasilającej się rywalizacji różnych ugrupowań rebelianckich, Decreto de Unificación.
Jak stwierdził w roku 1959 na spotkaniu z przedstawicielami prasy Gabriel Arias-Salgado, minister Informacji i Turystyki, generał Franco, podpisując ów dekret, jednoczący i podporządkowujący jego bezpośredniemu zwierzchnictwu organizacje polityczne oraz siły zbrojne karlistów
i Falangi, zapowiedział jedność religijną (jedna wiara), jedność narodową (nigdy więcej separatyzmów), jedność polityczną (nigdy więcej partii politycznych) i jedność społeczną (nigdy
więcej walk klasowych między Hiszpanami). Ów dogmat „czterech jedności”, patronujący przez
przeszło dwadzieścia lat polityce społecznej i kulturalnej państwa, nie oznaczał – zdaniem
ministra – pozbawienia obywateli prawa do swobodnego wyrażania swoich opinii. Prawo to
– przypominał Arias-Salgado – jest i będzie zagwarantowane „zawsze wtedy, gdy jego stosowanie nie zostanie wykorzystane przeciw pryncypiom ustrojowym państwa i nie będzie przynosiło szkody dla jedności duchowej, jedności politycznej i jedności społecznej Hiszpanów”.
Wszelka natomiast opozycja wobec wspomnianych zasad – zasad, których przestrzeganie,
jak głosiła propagandowa teza, uratowało Hiszpanów przed rozkładem ich państwa – spotkać
się miała ze zdecydowanym odporem. Nie wolno było zaniechać czujności, gdyż – jak z kolei
pouczał sam Caudillo w swym wystąpieniu na ceremonii inauguracji bazyliki ku czci ofiar wojny
domowej wzniesionej w Valle de los Caídos (1959) – „siły antyhiszpańskie zostały rozgromione
i zwyciężone, ale nie zniknęły. […] [Wciąż] podnoszą głowę i w ślepej arogancji usiłują swą
trującą propagandą pobudzać wrodzoną ciekawość i ambicję [naszej] młodzieży”.
Oba cytowane przemówienia1 są wymowną ilustracją założeń propagandy frankistowskiej, dla której Hiszpanami godnymi nosić to imię byli ci tylko, którzy popierali generała
Franco; pozostali zadowolić się musieli mianem „sił antyhiszpańskich” – sił wrogich Hiszpanii,
1
Cyt. za: G. Arias-Salgado, Política española de la Información (Discurso ante el V Consejo Nacional de Prensa), Madrid, 1959, s. 10 i 21.
130 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
sprzymierzonych z obcymi mocarstwami, a więc mianem potencjalnych czy rzeczywistych
zdrajców Ojczyzny.
Podział na „złych” i „dobrych” Hiszpanów, na „siły antyhiszpańskie” i „Hiszpanów godnych
tego imienia”, wziął swój początek w pismach ideologów nacjonalizmu z lat trzydziestych.
Adaptowali oni wówczas dla swych doraźnych celów politycznych pojawiającą się od połowy
XIX wieku w myśli hiszpańskiej koncepcję tzw. „dwóch Hiszpanii” (Dos Españas), z leżącą u jej
podstaw tezą o konfliktowości natury tego narodu prowadzącej do nieuchronnego podziału
społeczeństwa na dwa przeciwstawne, zmagające się ze sobą obozy – różnie zresztą określane
na kolejnych zakrętach rodzimej historii.
Ideolodzy prawicy hiszpańskiej ukuli w latach II Republiki termin „anty-Hiszpania” (antiEspaña) bądź nawet „anty-Ojczyzna” (anti-Patria) na oznaczenie swoich przeciwników politycznych. Jak powie po latach wybitny pisarz i socjolog Francisco Ayala,
Hiszpanie zostali – zostaliśmy – sklasyfikowani według formuły ideologicznej, której założeniem było, iż
w łonie państwa hiszpańskiego rozwinęło się potworne monstrum, zwane anty-Hiszpanią, które, jak złośliwy
guz, należało wyrwać wraz z korzeniami. […] W zależności od tego, po której stali stronie, jedni Hiszpanie
pozostawali czyści, inni byli uznawani za zdeprawowanych. W istocie ci ostatni byli Hiszpanami o tyle, o ile są
aniołami anioły upadłe. Tworzyli oni piekielny zastęp zaprzedanych wrogów Ojczyzny; należało zatem zniszczyć, gdyby okazało się to możliwe, zarówno ich samych, jak i ich nasienie2.
Ten dość obszerny cytat tłumaczy dobitnie zapamiętanie, z jakim rycerze „Krucjaty” (tak
bowiem rebelianci określali swe przedsięwzięcie duchowo-militarne) oddawali się wycinaniu
wrzodu „anty-Hiszpanii” ze zdrowego narodowego organizmu, zarówno w czasie trzydziestu
trzech miesięcy wojny, jak też długich miesięcy i lat krwawych, powojennych prześladowań
tych, którzy podporządkowali się zwycięzcy, często ufając prostodusznie głoszonym przezeń
chrześcijańskim zasadom miłosierdzia. Skądinąd zresztą miłosierdzie to okazywano, lecz jedynie duszom, nie ciałom – skazanym wolno się było bowiem zawsze wyspowiadać przed
śmiercią.
Założenia „Krucjaty” sprowadzały się do dwóch celów, które zamierzano osiągnąć – wypalić złośliwy nowotwór „anty-Hiszpanii” i podźwignąć kraj do rangi imperium przez skupienie
narodu wokół jego Caudilla. Czasu i miejsca by nam nie starczyło, by zilustrować różnobarwne
odcienie świetlanej aureoli, jaką malowali piórem bądź pędzlem poeci, artyści, ideolodzy „nowej Hiszpanii” wokół figury tego, którego wolno było przedstawiać jedynie jako nieomylnego,
opatrznościowego Wodza i Naczelnika, Ojca Narodu i zarazem Zbawcy Ojczyzny. Idea jedności
w walce niezbędnej do osiągnięcia zwycięstwa zaowocowała swoistą, zaprawioną religijnym
2
F. Ayala, España, a la fecha, Buenos Aires, 1965, s. 41.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 131
wręcz uniesieniem odmianą kultu jednostki. Hasło jedności splotło się nieodwołalnie z obowiązkiem bezwzględnego posłuszeństwa wobec istoty, której bez żenady i poniekąd oficjalnie przypisywano boskie atrybuty. Slogan Franco manda, España obedece („Franco rozkazuje, Hiszpania
słucha”) oznaczał w praktyce ideę całkowitego ubezwłasnowolnienia społeczeństwa. Słowo
„jedność” odmieniane było na wszystkie możliwe sposoby w programowych artykułach intelektualistów, którzy generała (Generalissimusa! – hiszp. Generalísimo Franco) poparli, niezależnie
od swej własnej ideowej proweniencji; mielone było w propagandowych żarnach wojennej prasy i publicystyki rebelianckiej na codzienną strawę duchową milionów posłusznych i zdyscyplinowanych obywateli Estado Nuevo.
Gdy wojna została wygrana, straciło sens głoszenie potrzeby jedności dla osiągnięcia zwycięstwa. Zresztą już wcześniej przestano mówić o potrzebie jedności; stwierdzano raczej, iż postulowana na początku wojny jedność jest stanem dokonanym, trwałym i obejmującym cały naród,
poza nieliczną garstką tych, którzy – jak pisał krytyk Francisco de Cossío – stanowią „jedyną
z możliwych mniejszości, mniejszość dysydencką” (la única minoría posible, la disidente) i jako
tacy „nie zasługują na miano Hiszpanów” (no merecen el nombre de españoles)3.
Hasło jedności – czy raczej obsesyjne złudzenie co do jedności mas idących za wolą jednostki,
właściwe systemom totalitarnym – nie znika wszelako z hiszpańskiego horyzontu politycznego i intelektualnego. Odradza się ono w dwóch różnych formach w obozie zwycięzców wojny
domowej. Intelektualiści spod znaku Falangi, skupieni niegdyś wokół osoby założyciela ruchu,
José Antonia Primo de Rivery, który – na swój sposób, raczej przy użyciu terroru niż argumentów racjonalnych – pragnął Hiszpanów jednoczyć wokół wspólnej, dziejowej misji będącej
przeznaczeniem narodu (unidad de destino en lo universal), krytyczni i rozczarowani ponurą,
represyjną, bezmyślną polityką władz, postanowili podjąć starania, by przez przeciwstawienie
się atmosferze triumfalizmu i nietolerancji przyciągnąć do współpracy – szczególnie na niwie
kulturalnej – twórców o poglądach niezależnych bądź krytycznych wobec frankizmu. Głosili oni
zasadę jedności kultury hiszpańskiej w całym jej zróżnicowaniu ideowym; zasadę mającą być
alternatywą dla hasła jedności tych, którzy stoją przy Francu (los que están con Franco). Wraz
z pojawieniem się w roku 1940 pisma „Escorial” propagującego ideały swoistego „odprężenia
intelektualnego” (distensión intelectual), następuje okres zażartej walki o hegemonię między
grupą „liberalną” a grupą fanatycznych i ortodoksyjnych frankistów, broniących wszelkimi sposobami fundamentów ustroju, któremu zawdzięczali swe wpływy i pozycje. Dogmatyzm wyznawców ideologii „Krucjaty”, której ducha należało ich zdaniem ustrzec dla przyszłych pokoleń
wychowanych przez frankizm i dla frankizmu, ściera się z koncepcją głoszącą konieczność przezwyciężenia podziałów, ugody między zwycięzcami a zwyciężonymi dla zapewnienia jedności
3
F. de Cossío, Toda España con Franco, „ABC” (Sevilla), 3.3.1938.
132 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
kraju i jego harmonijnego rozwoju. Owo starcie dwóch typów myślenia, dwóch koncepcji,
z których każda odwoływała się do pojęcia jedności, przybierało różne formy, obfitowało we
wzajemne oskarżenia, nadawało swoistą dynamikę życiu politycznemu i intelektualnemu
w latach czterdziestych i pięćdziesiątych.
Pomijając tu nazwiska, programy czy inicjatywy obu stron, można by najkrócej powiedzieć,
że pierwsza dekada przyniosła zwycięstwo obozowi dogmatycznemu, który znalazł oparcie
w ówczesnej postawie Kościoła, głoszącego hasła „Krucjaty” i patronującego represyjnej polityce władz. Sytuacja odwróciła się na progu dekady następnej, gdy nurt określany tu umownie
jako liberalny opanował wiele ośrodków życia intelektualnego, w tym szczególnie środowiska
uniwersyteckie. Podjęły one działania poszerzające zakres tradycji kulturalnych i prądów umysłowych dopuszczanych do obiegu publicznego, m.in. przez imprezy na cześć Unamuna, Ortegi
i innych „nieprawomyślnych” twórców, myślicieli i uczonych. Gwałtowna reakcja sfer ortodoksyjnych spowodowała odsunięcie od władzy i wpływów wielu osobistości zasłużonych dla owej
polityki „mostu” (puente) czy „wyciągniętej ręki” (mano tendida).
Pod koniec lat pięćdziesiątych apologeci reżimu, ufni we własne siły po odniesionym sukcesie, przystąpili do kolejnej ofensywy, tym razem głosząc potrzebę przeniesienia ducha krucjatowego na płaszczyznę międzynarodową; antykomunistyczna krucjata – na wzór „krucjaty”
generała Franco z czasów wojny domowej czy „krucjaty” Hitlera przeciwko Związkowi Radzieckiemu (tę ostatnią, nawiasem mówiąc, stale przywoływano z nutą nostalgii w powieściach
byłych kombatantów División Azul) – stanowić miała w przyszłości podstawę polityki całego
chrześcijańskiego Zachodu, nad którego bezideowością i pasywnością frankistowscy propagandziści zwykli byli ubolewać.
Hiszpańską wojnę domową przedstawiano przy tym jako pierwszy akt wciąż trwającego
i nierozstrzygniętego konfliktu między zachodnim spirytualizmem a orientalnym materializmem. W konflikcie tym Hiszpania miała grać pierwsze skrzypce, broniąc się zresztą – jak głosiła
wymyślona na doraźny propagandowy użytek teza – przed kolejnym spiskiem międzynarodowym uknutym przeciwko temu krajowi, „jedynej ostoi duchowej Europy” (única reserva espiritual de Europa), będącej solą w oku obcych mocarstw. Wobec zagrożenia z zewnątrz, Hiszpanie
skupić się mieli ponownie wokół swego Caudilla, dając całemu światu kolejny budzący podziw
dowód jedności społeczeństwa oraz skuteczności „cieszącej się dobrym zdrowiem – jak pisano – ideologii Ruchu Narodowego”, jej „asymilacji przez powszechną świadomość narodową”.
Uporczywe powracanie do tych samych dawno już zużytych haseł i symboli, mimo ewolucji
sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej, ośmieszało jednak frankizm – starający się wówczas
o względy Europy – w oczach międzynarodowej opinii publicznej. W roku 1962 Franco zdymisjonował zbyt gorliwego w apologizowaniu totalitarnych cech systemu ministra Ariasa-Salgado,
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 133
zastępując go młodym, ambitnym technokratą Manuelem Fragą Iribarne. Reżim postanowił
skokietować Europę liberalizacją swej polityki informacyjnej i kulturalnej, dostosowanej do liberalizmu ekonomicznego lat sześćdziesiątych, okresu hiszpańskiego „cudu gospodarczego”.
Epoka „czterech jedności”, epoka jedności wymuszonej i pozornej, minęła tym samym bezpowrotnie, przechodząc do historii wraz z cytowanym na wstępie przemówieniem ministra
Informacji i Turystyki – klasycznym tekstem propagandy frankistowskiej, a zarazem „łabędzim
śpiewem” tej propagandy. Konieczność porzucenia – na długo jeszcze przed śmiercią dyktatora – obsesyjnego dążenia do unifikacji politycznej i duchowej Hiszpanów wydaje się posiadać
głębszą wymowę i to nie tylko w czysto hiszpańskiej, lokalnej perspektywie.
(1985)
Część trzecia
Polska w Hiszpanii, Hiszpania
w Polsce
I. Hiszpania w oczach Polaków
Kontakty, podróże, paralelizmy dziejowe
Polacy a Hiszpanie
Przełamywanie lodów (1808–1852)1
Wiosną 1808 roku pojawiają się w Hiszpanii, w szeregach stutysięcznej armii marszałka Murat,
żołnierze Księstwa Warszawskiego, którzy rychło nawiązują przyjazne stosunki z miejscową
ludnością. W historii relacji polsko-hiszpańskich i polskich wypraw za Pireneje otwiera się najbardziej dramatyczny, ale też literacko najpłodniejszy rozdział. Początkowe fraternizowanie się
polskiego wojska z mieszkańcami hiszpańskich miast i wiosek rychło ustępuje przed surowymi regułami wojennego prawa – nie było wszakże żadnych racjonalnych ani emocjonalnych
powodów, by Polacy i Hiszpanie stanąć musieli przeciwko sobie. Wprost przeciwnie – wśród
tych pierwszych upowszechniało się przekonanie, że Hiszpanie walczą o swą niepodległość
(a więc w sprawie, której słuszności nam, Polakom, nie trzeba było tłumaczyć); ci drudzy szybko
zrozumieli, jaką rolę przyszło pełnić Polakom u boku prawdziwych najeźdźców – Francuzów –
i czym się różnią jedni i drudzy w metodach postępowania w stosunku do ludności cywilnej, do
jej narodowych pamiątek i świętości.
Oczywiście, stosunek Hiszpanów do Polaków miał swoje ekstrema, a hiszpańska Guerra de la
Independencia (Wojna o Niepodległość) wyróżniała się wyjątkowym, nawet jak na owe czasy,
okrucieństwem. Sytuacje pełne grozy i dramatyzmu najgłębiej zapadały w pamięć żołnierzy,
późniejszych pamiętnikarzy, a w ślad za nimi – ich czytelników. One to głównie miały kształtować polską wizję tej wojny, a nie historie flirtów i romansów nawiązywanych przez przystojnych oficerów z młodymi Hiszpankami. Relacje uczestników „kampanii hiszpańskiej” wpłynęły
na przewartościowanie naszych opinii o Hiszpanach na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci,
kiedy to głównym „hiszpańskim” akcentem naszej literatury było rozpamiętywanie polskiego
udziału w zapirenejskiej wyprawie Napoleona (przy bardzo zresztą rozbieżnym rozłożeniu akcentów estetycznych, patriotycznych i moralnych; wystarczy porównać prozę Gąsiorowskiego
z Popiołami Stefana Żeromskiego).
Dotykamy tu zjawiska szerszego: mitogennego wpływu wojny hiszpańskiej na naszą własną, starannie kultywowaną tradycję rycerską czy wręcz narodową tożsamość Polaków. Rozpamiętywanie polskiego wkładu w napoleońskie zwycięstwa za Pirenejami, udziału w zdarzeniach pełnych chwały (Somosierra), ale też niosących poczucie wstydu i niesmaku (Saragossa)
służyło przede wszystkim nam samym, wyrażało nasze własne tęsknoty, nadzieje i kompleksy.
Oba zrodzone w latach 1808–1813 (a przynajmniej „zasiane” w owym okresie w polskiej wyobraźni) „hiszpańskie” mity Polaków – mit bohaterskiej szarży przechylającej szalę zwycięstwa
Tekst ten jest wstępną zapowiedzią książki, jaka ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego (zob. P. Sawicki, Polacy
a Hiszpanie. Ludzie, podróże, opinie, „Estudios Hispánicos”, Wrocław, 1995).
1
138 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
i mit (antymit?) morderczej rzezi, gwałtu dokonanego na bezbronnym przeciwniku – miały, co
trzeba tu podkreślić, zarówno polskie, jak też czysto hiszpańskie konotacje. Dotykały w sposób
bezpośredni Hiszpanii i jej dziejów; hiszpańskie były realia topograficzne, polityczne i kulturowe; Hiszpanie, obrońcy własnych praw i własnej ziemi, byli w nich stroną; wreszcie – pragnienie przestudiowania budzących tyle emocji patriotycznych i artystycznych wydarzeń in situ, na
miejscu narodzin (czy choćby chęć postawienia własnej stopy na pobojowiskach uświęconych
krwią polskich bohaterów) prowadziło nas ponownie do Hiszpanii, powoływało do życia nowe,
hiszpańsko-polskie sanktuaria, które należało nawiedzać w pielgrzymkach równie nabożnych
jak te, które od wieków odbywano do Composteli. Mity te zapładniać miały hiszpańskimi motywami całe nasze XIX-wieczne piśmiennictwo, a także literaturę, sztukę i publicystykę kolejnego stulecia, po Andrzeja Wajdę, Zbigniewa Załuskiego czy Mariana Brandysa.
Jednakże, wskutek specyfiki polsko-hiszpańskich kontaktów nawiązywanych w sytuacjach
typowych dla partyzanckiej wojny, wojny prostych i nieokrzesanych wieśniaków, którzy porwali za strzelby, siekiery i noże, by wyrzucić ze swej ojcowizny obcych im pod każdym względem francuskich najeźdźców; wskutek owej szczególnej specyfiki spotkań nie dających okazji
do demonstrowania uprzejmości i ogłady, lecz jedynie dzikości, okrucieństwa, choć i odwagi
– owo nagłe rozszerzenie możliwości bezpośredniego kontaktu Polaków z Hiszpanią (pierwsze na taką skalę w całych naszych dziejach!) nie spowodowało żadnej zasadniczej zmiany
w potocznej opinii o mieszkańcach tego kraju. Istniejący od czasów Odrodzenia stereotyp narodowy Hiszpana uzupełniono jedynie o rys heroiczny; w dalszym ciągu przypisywano natomiast
mieszkańcom Iberii zabobonność i fanatyzm, ciemnotę i zacofanie, pokorne znoszenie jarzma
despotyzmu, w którym zresztą pogrążyła się ojczyzna Cervantesa na długo po powrocie z wygnania króla Ferdynanda VII.
Gdy po Kongresie Wiedeńskim koło historii obróciło nas ponownie ku wschodowi, Hiszpania
pozostać miała wygodnym pretekstem do podejmowania tematów o patriotycznych konotacjach – jak kolonizatorska polityka Hiszpanów w Nowym Świecie czy walki Indian z konkwistadorami. Jednocześnie jednak żywą sympatię do żyjącego za Pirenejami narodu budziły napływające stamtąd informacje o próbach skierowania losów kraju na bardziej liberalne
i postępowe tory (przypomnijmy tu choćby powstanie generała Rafaela del Riego, utopione
zresztą wkrótce w morzu krwi). Rozbudzona nagle popularność Hiszpanii, w rozmaitych kręgach naszego społeczeństwa (studenckich, wojskowych, w tajnych stowarzyszeniach etc.) zaowocowała już w roku 1820 dziełem szczególnym, swoistym kamieniem milowym w historii
wzajemnego zainteresowania się sobą Polaków i Hiszpanów: Historyczną paralelą Hiszpanii
z Polską w XVI, XVII, XVIII wieku (data publikacji: 1831) Joachima Lelewela. W moim jednak
odczuciu, choć inspiruje ono do studiowania podobieństw dziejowych obu krajów i wprowadza
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 139
na stałe do polskiej publicystyki porównawcze wątki polsko-hiszpańskie, z racji skumulowania
negatywnych aspektów hiszpańskiego stereotypu narodowego w dokonanej przez badacza analizie upadku państwa habsburskich Filipów i burbońskich Carlosów w jednym, zwartym i niedużym tekście, studium Lelewela raczej zamyka i podsumowuje pewien etap naszego patrzenia na
Hiszpanów; postrzegania ich przez cudze, głównie francuskie i niemieckie okulary.
Lelewel raczej pogrążył niż wywyższył Hiszpanię w oczach Polaków. Jej zalety, malowniczą
egzotykę i wspaniałą literaturę odkryć mieli w następnym dziesięcioleciu polscy romantycy
i polistopadowi emigranci w swej publicystyce, twórczości literackiej i przekładowej, podróżnych
listach i relacjach, dziennikach i pamiętnikach, nieraz dopiero po latach wydobywanych na światło dzienne2. Podkreślić trzeba, że gdy romantycy i polityczni wygnańcy Polskę i ideę polskości
przenieśli do Paryża, właśnie wtedy, nad brzegami Sekwany (choć również Tamizy czy Renu),
słowo Espagne ponownie zaczynało budzić żywe emocje, stając się wkrótce jednym z wyznaczników romantycznej mody na egzotyzm i orientalizm – mody, której upowszechnienie wiąże się
z kolejnymi (po autorze Rękopisu znalezionego w Saragossie, Janie Potockim, jej niewątpliwym
prekursorze) polskimi nazwiskami. Dla wielu bowiem emigrantów, dla tułaczy zwalczających
„wewnętrzną mękę” swych serc „przezorną bobrową pracą” (słowa Józefa Tańskiego), praca owa
miała swoje hiszpańskie aspekty bądź epizody, podyktowane rozbudzoną na wygnaniu pasją czy
koniecznością życiową.
Po Słowackim (upajającym się przez lata Calderonowską imaginacją) i Krasińskim (umacniającym swe najgłębsze uczucia mistyczną poezją religijną świętej Teresy z Ávila), po Mickiewiczu
(który poetyckim skrótem Konrada Wallenroda uczynił „Alpuharrę”, wywiedzioną z Romancera,
„pieśni gminnej” hiszpańskiego średniowiecza, balladę) i Norwidzie (który zaręczał, że to na
kartach Don Kichota uczył się czytać w ojczystym języku), Hiszpania, ziemia dramaturgów i mistyków Złotego Wieku, kraina Rycerza Smętnego Oblicza i potomków andaluzyjskich Maurów,
była już przed nami blisko, na wyciągnięcie ręki.
Tę rękę wyciągnięto jednak, nieoczekiwanie, najpierw po kolejną daninę polskiej krwi.
W dramatycznych okolicznościach bratobójczej wojny domowej (1833–1839) ponad sześciuset
Polaków znalazło się na Półwyspie Iberyjskim, w większości z racji swego wcześniejszego zaciągu do francuskiej Legii Cudzoziemskiej, wyekspediowanej do Hiszpanii dla wsparcia rządu madryckiego wobec naporu karlistów (zwolenników Don Carlosa, brata zmarłego króla). Nie udały
się podejmowane wówczas próby przeniesienia idei polskich legionów za Pireneje i nasi „kondotierzy wolności” opuścić musieli ten kraj w poczuciu przegranej, wykorzystani i oszukani –
wielu z nich jednak w służbie hiszpańskiej pozostało i dosłużyło się wysokich stopni wojskowych.
2
Temat ten podejmuję w kolejnym, zawartym w książce opracowaniu („Romantyczna Hiszpania w oczach polskich wędrowców”), stąd dość
nieuniknione, drobne powtórzenia w obu tekstach.
140 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Tak powstała w Madrycie… pierwsza polska kolonia emigrantów, której potomkowie do dziś
kultywują pamięć o swych przybyłych znad Wisły przodkach.
Wśród Polaków, którzy w latach wojny karlistowskiej znaleźli się w Hiszpanii i wędrówki swe
opisali, poczesne miejsce zajmują Teodor Tripplin (autor wielotomowych Wspomnień z podróży…, w znacznej mierze poświęconych Hiszpanii i Portugalii) i baron Karol (Carlo) Dembowski,
syn Polaka i Włoszki, świetny stylista obdarzony typowo romantyczną wrażliwością (jego Deux
ans en Espagne et en Portugal pendant la guerre civile, tłumaczone na hiszpański i w kraju tym
uznane za tekst z kanonu obcojęzycznej literatury podróżniczej o Hiszpanii, wciąż czekają na
odkrycie przez polskiego czytelnika i wydawcę). Podobnie sprawa się przedstawia z relacjami podróżnymi Aleksandra Hołyńskiego, przyjaciela Słowackiego (Coup d’oeil sur les Asturies,
1843) i wspomnianego już tu Tańskiego, cenionego współpracownika „Journal des Débats”
(Espagne en 1843 et 1844, wyd. francuskie 1844, niemieckie 1846). Do Tańskiego sięgał dość
często i… spisywał obficie autor tłumaczonych u nas Listów o Hiszpanii (1847–1849), Wasilij
Botkin, co przeoczyli wydawcy i tłumacze licznych w Europie edycji tej książki.
W latach czterdziestych i pięćdziesiątych Polacy odwiedzali Hiszpanię i pisali o niej na tyle
często, że okres „przełamywania lodów” można już w zasadzie uznać za zamknięty. Przypieczętowuje go wydanie dwutomowej Historii Hiszpanii Tomasza Dziekońskiego (1852–1853)
– dzieła, które na długo stało się rodzajem fundamentu pod bezpośrednie kontakty, zbliżenia
i spotkania. Dziekoński, powtarzając za autorami obcymi niektóre ze stereotypowych opinii
o Hiszpanach (jak to robił przed nim Lelewel), w przeciwieństwie do swego słynniejszego
kolegi (jeżeli wolno stawiać obok siebie wybitnego historyka i gimnazjalnego profesora…)
podkreślał na każdym kroku to wszystko, co naród ów wyróżniało w sensie pozytywnym.
O ile pierwszy stawiał Polakom przed oczy Hiszpanów i upadek ich kraju ku przestrodze, drugi
prezentował ich swoim czytelnikom ku zbudowaniu, widząc w licznych zaletach charakteru
hiszpańskiego przykład godny naśladowania.
Innymi słowy – z dwóch wzorców bytu narodowego, wzorca negatywnego i pozytywnego,
jakie Hiszpania wniosła w XIX stuleciu do polskiej mitologii narodowej, studium Lelewela najpełniej wyrażało wzorzec negatywny, podręcznik Dziekońskiego – wzorzec pozytywny (kosztem pewnego przynajmniej rozminięcia się z prawdą historyczną w obu wypadkach). Może
więc to i lepiej, że Historyczna paralela… znana jest po dziś dzień jedynie specjalistom, podczas gdy Historia Hiszpanii wiodła ponadstuletni żywot dzieła niezastąpionego, bo w polskiej
historiografii jedynego.
(1992)
Romantyczna Hiszpania
w oczach polskich wędrowców
Wydana po raz pierwszy w 1831 roku Historyczna paralela Hiszpanii z Polską w XVI, XVII, XVIII
wieku Joachima Lelewela, mimo anachronicznych wyobrażeń autora o narodzie hiszpańskim
i jego obyczajach, wprowadziła na stałe do polskiej publicystyki, ale także do literatury sensu stricto wątek hiszpański; inspirowała do badania podobieństw dziejowych obu krajów, do
czynienia porównań naszych losów, naszej własnej sytuacji właśnie z Hiszpanią. „Lelewel miał
natchnienie, gdy mu przyszło Polskę z Hiszpanią porównywać – ale w pisaniu odbiegło go,
a rozum oszukał” – zanotował w swym Dzienniku Juliusz Słowacki, zestawiając następnie realną sytuację Hiszpanii w latach czterdziestych z wyimaginowaną sytuacją w Polsce niepodległej,
„gdyby się była utrzymała”1. Poetycką wersję tej analogii, rozciągającej rozważania Lelewela na
wiek XIX, sformułował poeta w znanym i często cytowanym epigramacie, który rozpoczynają
znamienne słowa:
Chcesz wiedzieć, czym byłby nasz kraj odzyskany / W trzydziestym pierwszym roku? To patrz na Hiszpany2.
Powyższe zestawienie Lelewela z jednym z naszych narodowych wieszczów nie jest przypadkowe. Już w październiku 1831 poeta zwierzał się w liście do matki: „Brałem lekcje hiszpańskiego języka i teraz już doskonale rozumiem Donkiszota”. „Jeżeliby mi się z wydaniem poezji
powiodło – dodawał – to mam zamiar pojechać do Hiszpanii”3.
Do kraju tego przyszły tłumacz Księcia niezłomnego nie dotarł, ale sześć lat później, w liście
datowanym z Florencji, wyznawał: „Chodzę rano do biblijoteki czytać po hiszpańsku Kalderona
– i upajam się jego brylantową i świętości pełną imaginacją”4.
Żaden z naszych wielkich romantyków nie odwiedził Hiszpanii, zarazem jednak każdy
z nich pozostawał w kręgu oddziaływania hiszpańskiej literatury, która w tej epoce i nierzadko
dzięki nim samym zyskuje sobie u nas, po raz pierwszy w historii, prawo obywatelstwa (przez
literaturę rozumiem tu dzieła przemawiające do wrażliwości i wyobraźni, nie zaś uczone traktaty czy piśmiennictwo religijne). Po Słowackim, przeżywającym swoje „dni donkiszotowskie”
i upajającym się przez lata całe calderonowską imaginacją; Krasińskim, który umacniał się
w swych najgłębszych uczuciach mistyczną poezją religijną hiszpańskiego baroku; po Mickiewiczu, który poetyckim skrótem jednego ze swych głównych dzieł, Konrada Wallenroda,
J. Słowacki, Dzieła, t. XI, Pisma prozą. Część pierwsza, Wrocław, 1959, s. 290.
J. Słowacki, Dzieła, t. I, Liryki i inne wiersze, Wrocław, 1959, s. 278.
3
J. Słowacki, Dzieła, t. XIII, Listy do matki, Wrocław, 1959, s. 31 i 34.
4
Tamże, s. 329.
1
2
142 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
uczynił wywiedzioną z ducha Romancera, tej „pieśni gminnej” hiszpańskiego średniowiecza,
balladę; wreszcie po Norwidzie, który na kartach Don Kichota uczył się czytać w ojczystym języku,
a siebie samego uważał za „kawalera” goniącego „za prawdą”, a przeciw „smokom, jadom,
kulom, grotom!…” (cytuję za poematem Epos-nasza) – nie ulegało już wątpliwości, że hiszpańska literatura weszła w sposób głęboki, osobisty, wręcz intymny w sferę przeżyć i psychiki
autorów, którzy w owym czasie najpełniej wyrażali i zarazem kształtowali polską świadomość
i uczuciowość. Hiszpania Calderona, świętej Teresy, Rycerza Smętnego Oblicza, Almanzora
i potomków andaluzyjskich Maurów była już blisko, na wyciągnięcie ręki. Tę rękę wyciągnięto
jednak najpierw – i znowu, jak przed trzydziestoma laty, za sprawą Francuzów – po kolejną
daninę polskiej krwi.
Przypomnijmy: w roku 1833 umiera jeden z najbardziej despotycznych i nieudolnych władców hiszpańskich, Ferdynand VII, człowiek, który pogrążył kraj w wewnętrznych konfliktach,
podsycając swą chwiejną postawą walkę rywalizujących stronnictw politycznych i dworskich
koterii. Zmienne wpływy tych ostatnich w końcowych latach jego panowania były przyczyną wydania kilku sprzecznych ze sobą dyspozycji królewskich w kwestii sukcesji tronu, o który
ubiegali się młodszy brat króla, książę Karol (Carlos María Isidro) i królowa-wdowa, Maria Krystyna (dla swej urodzonej w roku 1830 córki Izabeli). Ostatecznie to właśnie ona, jako regentka,
objęła rządy w Madrycie, podczas gdy Don Carlos (obwołany Karolem V przez swych zwolenników) wszczął działania zbrojne, które ogarnęły wkrótce cały kraj i przeszły do historii jako
I wojna karlistowska, czyli wojna między karlistami (od imienia pretendenta) a krystynosami
(jak określano żołnierzy z obozu Marii Krystyny i Izabeli).
Wprowadzenie to jest niezbędne, by móc zrozumieć dzieje XIX-wiecznej Hiszpanii, naznaczone piętnem bratobójczych starć i konfliktów, ale też, by poznać okoliczności, w których
kilkuset Polaków znalazło się niespodziewanie na Półwyspie Iberyjskim i to bynajmniej nie
w charakterze romantycznych podróżników po egzotycznym kraju. Otóż, podczas gdy dwory
państw rozbiorowych popierały pretensje Don Carlosa, sąsiednia Francja wsparła militarnie
słabnący obóz krystynosów, ekspediując na Półwysep z Algieru część stacjonującej tam Legii
Cudzoziemskiej – w tym polski batalion pod wodzą Tadeusza Horaina. Liczba polskich żołnierzy
szybko się zwiększała, gdyż z Francji lub Portugalii przybywali kolejni ochotnicy. Pozwoliło to
na powstanie odrębnego pułku ułanów polskich dowodzonego przez Henryka Krajewskiego5.
Służyli oni pod sztandarami hiszpańskimi, wśród polityków związanych z obozem księcia
Czartoryskiego rozpoczęto jednak przygotowania do utworzenia za Pirenejami nowego Legionu Polskiego. Na dowódcę wyznaczony został generał Henryk Dembiński, który prowadził
Stanowił on „świetny amalgamat kawaleryjski, podziwiany zarówno przez swoich jak i przez wrogów” – pisze J. Grobicki (Pułk ułanów polskich
Legii Cudzoziemskiej w czasie walk karlistowskich w Hiszpanii 1836–38, w: „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, 1930, t. III, s. 101).
5
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 143
z władzami hiszpańskimi żmudne negocjacje zakończone ostatecznie niepowodzeniem: wskutek protestów Rosji Hiszpanie nie zgodzili się na niezależność polskiej formacji, na jej polską
nazwę i znaki6.
Zarówno nieudane próby przeniesienia idei polskich legionów na ogarnięty wojną Półwysep
Iberyjski, jak też walki, jakie tam prowadzono z udziałem naszych żołnierzy, budziły w środowiskach emigracyjnych sprzeczne uczucia i reakcje. Z jednej strony była to niechęć do służby
w Hiszpanii, do przelewania polskiej krwi na obcej nam ziemi i dla obcych interesów. Z drugiej –
na ogłoszony przez Dembińskiego nabór do Legionu masowo zgłaszali się byli powstańcy, błagając, by ich „wyrwać z rozpaczliwej bezczynności”7. Ta żywa reakcja wychodźców odbija nastroje,
którym dał wyraz Julian Ursyn Niemcewicz w przemówieniu wygłoszonym w 1836 roku podczas
paryskich obchodów święta 3 Maja, mówiąc:
Jeżeli w kim niepokonana żądza bojów, niech idzie walczyć, gdzie się wolność z despotyzmem pasuje; tak czynili
Kościuszko, Pułaski, tak idąc ich śladem czyni dziś Horain z towarzyszami swymi w Hiszpanii8.
Polacy, postawieni u boku jednej z walczących stron konfliktu o kształt ustrojowy Hiszpanii,
czuli się „kondotierami wolności” – wolności, której triumf dojrzewać miał pod cieniem królewskiej korony na głowie Izabeli9. Walcząc jednak w większości w szeregach Legii Cudzoziemskiej,
formacji o specyficznym charakterze, potraktowani zostali przez oba rządy, paryski i madrycki,
jako zwykły towar (tak to ujął Tański, pisząc, że Francja „odstąpiła Krystynie, niby jaki towar, swoją Legię”10) – za kogo się przy tym uważali, było ich francuskim przełożonym zupełnie obojętne.
Co zaś się tyczy stosunku do nich ze strony karlistów (próbujących skądinąd przeciągnąć polskich legionistów na stronę pretendenta), nie mieli oni zwyczaju darowywania życia swoim
jeńcom, a cudzoziemców często przed śmiercią wyszydzali i poddawali torturom. Tański, który
do Legii Cudzoziemskiej wstąpił z nadzieją zrobienia we Francji kariery wojskowej, a o wojnę
hiszpańską jedynie się otarł, opowiada, co spotkało jego kolegę (zresztą Włocha, nie Polaka) po
dostaniu się do karlistowskiej niewoli:
[…] ucięli [mu] najprzód nos i uszy, a potem, po przeprowadzeniu go wzdłuż frontu żołnierzy całego batalionu,
z których każdy plunął mu w oczy, kazali mu wyspowiadać się, a w końcu rozstrzelali11.
Zabiegi Dembińskiego omawia szczegółowo E. Wróblewska, zob. Emigranci polistopadowi w Hiszpanii, w: S. Kalembka (red.), Rozprawy z dziejów
XIX i XX wieku, Toruń, 1978.
7
Zob. Jenerał Zamoyski. 1803–1868, Poznań, 1914, t. III, s. 325–326. Władysław Zamoyski (wówczas jeszcze pułkownik) należał do głównych organizatorów akcji legionowej w Hiszpanii.
8
Cyt. Za „Kroniką Emigracji Polskiej”, t. IV, Paryż, 1836, s. 278.
9
Zob. tamże, t. V, s. 66 (słowa Kaliksta Borzewskiego).
10
Zob. Wspomnienia z wygnania przez Józefa Tańskiego, Kraków, 1881, s. 65.
11
Tamże, s. 93–94.
6
144 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Na marginesie takich zdarzeń Teodor Tripplin, przebywający w owym czasie w Hiszpanii, powie:
Biada narodowi, który obcych przyzywać musi dla pokonania swych nieprzyjaciół; ale większa jeszcze biada
ludziom, którzy walczą w szeregach obcych, bo dla nich nie masz wdzięczności za największe bohaterstwo, za
najpiękniejsze poświecenia12.
Ten sam autor włoży w usta jednego z hiszpańskich bohaterów swej powieści Pan Zygmunt
w Hiszpanii słowa: „cudzoziemiec, niepowołany głosem krwi lub natury, niech nie bierze żadnego udziału w sporach tych familijnych”13. A że były to spory „familijne”, które rozstrzygnięto
tak, jak to bywa w skłóconej przez pewien czas rodzinie, potwierdza symboliczny akt zakończenia wojny: słynny el abrazo de Vergara („uścisk z Vergary”), w którym to baskijskim miasteczku generałowie obu armii, po podpisaniu korzystnego dla karlistów rozejmu, rzucili się sobie
w objęcia, zapraszając do powtórzenia tego gestu stojących naprzeciw siebie żołnierzy obu
stron (było to 31 sierpnia 1839 roku).
Polscy „kondotierzy wolności” spod znaków Marii Krystyny opuścić musieli Hiszpanię
w poczuciu przegranej, wykorzystani i oszukani – przede wszystkim przez Francuzów, gdyż ci,
którzy ich na wojnę karlistowską jako pierwsi wysłali, odmówili im przywrócenia żołdu z chwilą rozwiązania znajdujących się za Pirenejami oddziałów. Gdy szczątki Legii, zdziesiątkowanej
w licznych potyczkach, wróciły do Francji jesienią 1838, zaległy żołd kazano legionistom reklamować u… królowej Izabeli. Odmówiono im też wydania niezbędnych do poruszania się
po kraju paszportów, uznając wojskowych powracających z Hiszpanii za… wychodźców hiszpańskich, nie zaś polskich emigrantów, a francuskich żołnierzy. Tański opisuje, jak w poczekalni
sztabu dywizji w Bajonnie, gdzie zgłosił się bez grosza przy duszy, w jednym lekkim mundurze,
czekali też inni Polacy, „każdy z twarzą smutną i ze spuszczoną głową”14. Taki oto był koniec ich
hiszpańskiej wyprawy w obronie wolności przed despotyzmem, z której wracali w podobnie
żałosnym stanie, jak Don Kichot ze swych wędrówek, w równie szlachetnych celach podjętych.
Pomyślniejszy los spotkał tych, którzy w Hiszpanii zostali – a więc przede wszystkim ułanów z polskiego pułku pod wodzą Krajewskiego. Wódz naczelny oddziałów wiernych królowej,
generał Baldomero Espartero, przydzielił go do swej eskorty osobistej i wyznaczył na miejsce
stacjonowania letniskową miejscowość Logroño, gdzie – jak pisał historyk polskiej wojskowości, Jerzy Grobicki – „grano w karty, pito, romansowano z pięknymi Hiszpankami lub […] na
Wspomnienia z podróży po Danii, Norwegii, Anglii, Portugalii, Hiszpanii i Państwie Marokańskim przez Dra Teodora Tripplina, t. IX, Warszawa,
1853, s. 71.
13
T. Tripplin, Pan Zygmunt w Hiszpanii, Warszawa, 1852, t. III, s. 130.
14
Zob. Wspomnienia z wygnania…, s. 95–97.
12
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 145
arenie, w walce z bykami szukano rozrywki i ucieczki od nudy życia pokojowego”15. W ten sposób
Lanceros Polacos (mianem „walecznego pułku Polskich Lansjerów” określił ich generał Espartero)
stawali się zwolna typowymi oficerami hiszpańskimi, zwłaszcza że (jako jedyni z cudzoziemców) mogli zachować posiadane przez siebie stopnie wojskowe, gdy dawny pułk polski, na mocy
specjalnego dekretu królowej, przekształcono w oddział regularnej kawalerii hiszpańskiej. Miało to stanowić szczególny dowód uznania dla walorów bojowych i osobistych polskich ułanów,
którzy z czasem całkowicie się zhispanizowali, wprowadzając do życia swej nowej ojczyzny coś
więcej nieraz niż tylko trudne do wymówienia nazwiska. Oto obrazek z pierwszych hiszpańskich
lat dawnych „kondotierów wolności”, skreślony piórem Lucjana Woronieckiego (list do generała
Władysława Zamoyskiego, siostrzeńca księcia Czartoryskiego, z marca 1843):
Stoimy garnizonem w Madrycie, pełniąc służbę w pałacu. Bywamy wszędzie, widziani i przyjmowani dobrze.
Szczególnie bywamy u hrabiny de Montijo, gdzie nieraz słyszymy mówiących o was, gdzie widzim ładne Kastylianki, które w mozolnej pracy xiężnej Czartoryskiej dla biednych naszych emigrantów przeszłej zimy tak skuteczną niosły pomoc. U tej pani de Montijo mieliśmy wielki bal kostiumowy, wspaniały z bogatych strojów. Kadryl
z krakowiaków, który to strój w wielkiej tu jest modzie, najwięcej się odznaczał. Przeszło pięćset osób składało
tę świetną zabawę16.
Wśród Polaków, którzy w latach wojny karlistowskiej znaleźli się w Hiszpanii i swe wędrówki po
tym kraju opisali, poczesne miejsce zajmuje Teodor Tripplin, autor cytowanych już tu Wspomnień
z podróży po Danii, Norwegii, Anglii, Portugalii, Hiszpanii i Państwie Marokańskim. Po udziale
w powstaniu listopadowym i odbyciu studiów medycznych w Królewcu wyruszył on jesienią
1836 w świat, by w końcu dotrzeć do Hiszpanii i tam – jak pisał – „ofiarować rządowi małoletniej niewinnej Izabeli nasze usługi”. Czując się „chirurgiem z powołania i upodobania”, zamierzał
szukać podczas hiszpańskiej wojny sposobności do praktycznego zastosowania zdobytej wiedzy
i nabrania biegłości w operowaniu17. W Hiszpanii spędził blisko dwa lata (1838–1840); miał do
niej zresztą powrócić w 1843 roku, odwiedzając kolejne regiony tego kraju (Kraj Basków i Kastylię). W początkowym etapie swej pierwszej podróży spenetrował dość dokładnie Estremadurę,
Andaluzję i Walencję, podejmując się po drodze dorywczych zajęć. Gdy wreszcie udało mu się
na Uniwersytecie Walenckim uzyskać dyplom lekarski, po przedstawieniu napisanej po łacinie
dysertacji, mógł już wstąpić do wojska jako lekarz pułkowy, co pozwoliło mu z bliska obserwować teatr walk, a zarazem zwiedzić Aragonię i Katalonię. Z Półwyspu Iberyjskiego dotarł jeszcze
do Maroka, a powróciwszy do kraju, redagował swe podróżne wspomnienia. Owe dziewięć tomów, opublikowanych w latach 1844–1853 i kilkakrotnie w ubiegłym stuleciu wznawianych,
J. Grobicki, op. cit., s. 120.
Zob. Jenerał Zamoyski, t. III, s. 327. „Pani de Montijo” to matka późniejszej cesarzowej francuskiej, Eugenii.
17
Zob. Wspomnienia z podróży…, wyd. II, Petersburg, 1853, t. III, s. 161.
15
16
146 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
zaprezentowało Tripplina szerokim rzeszom czytelniczym jako wrażliwego i bystrego obserwatora, błyskotliwego i obdarzonego poczuciem humoru portrecistę, człowieka z autentyczną
pasją podróży i gotowością do stawiania czoła najbardziej niebezpiecznym przygodom.
Hiszpańska (najobszerniejsza) część jego Wspomnień… to utrzymany w guście romantycznym reportaż o dwóch, kontrastujących ze sobą i zarazem współobecnych w wielu epizodach,
obliczach: sielskim i lirycznym – z jednej strony, surowym i pełnym dramatyzmu – z drugiej.
Rajskie, hesperyjskie ogrody – ale ogrody zbroczone krwią niewinnych i szlachetnych ludzi,
walczących dla idei przeciwko swym współplemieńcom – oto Hiszpania roku 1838, 1839
i 1840 z książki Tripplina. Tripplinowska wizja Hiszpanii to obraz kraju radosnego, promiennego
i słonecznego – mimo okrutnej wojny, na którą żołnierze obu stron udają się z gitarami w plecakach i kastanietami w ładownicach, gdyż „śmierci mało się lękają”, a „żyć chcą wesoło”; wizja
„ojczyzny rycerstwa i cudów”, ziemi „poezją przesiąkłej”, wymarzonej i wytęsknionej, do której
czytelnik wprowadzony zostaje następującą inwokacją:
Ogrodzie hesperyjski! rycerska Hiszpanio: kolebko pierwszych marzeń młodziana! do ciebie tęskniłem, jakby
do ojczyzny ducha mojego; ciebie zwiedzić, było najgorętszym pragnieniem mego serca; w sympatycznym
powiewie twego powietrza spławić tyloma obrazami poetycznymi rozgrzaną wyobraźnię, było potrzebą mego
życia18.
Wspomnienia z podróży… to pierwsza w naszej literaturze książka, która dobitnie i jednoznacznie wyraża romantyczną fascynację Hiszpanią; to zarazem pierwsza polska relacja z tego
kraju ukazująca tak barwnie i plastycznie rozmaite aspekty jego życia codziennego, obyczajów
i folkloru (odpusty, jarmarki, corridy, tańce itp.), charakter mieszkańców i mieszkanek poszczególnych regionów, zabytki i dzieła sztuki, uroki jego krajobrazu i bujnej roślinności Andaluzji
czy Walencji.
Romantyczną wrażliwością obdarzony był także podróżujący po Półwyspie Iberyjskim w tym
samym okresie baron Karol (czy Carlo) Dembowski, który wrażenia ze swych dwóch zapirenejskich wypraw, trwających w sumie czternaście miesięcy, opisał po francusku, w formie listów
do rodziny i przyjaciół – w gronie tych ostatnich znaleźli się m.in. Prosper Mérimée i Stendhal –
i wydał w Paryżu w roku 1841, opatrując je tytułem Deux ans en Espagne et en Portugal pendant la
guerre civile 1838–1840 par le baron Charles Dembowski19. Ich autor, syn polskiego generała osiadłego we Włoszech (Jana Dembowskiego) i mediolańskiej muzy Stendhala(Matilde Viscontini),
Tamże, wyd. I, t. VI, s. 9. Owe „poetyczne obrazy”, które rozgrzały wyobraźnię Tripplina młodziana, wiązały się z postaciami Don Kichota i Gil
Blasa (bohatera romansu pikarejskiego Lesage’a), Cyda i Almanzora, z malarstwem Murilla i Velazqueza; te „płody geniuszu ludzkiego” z Hiszpanią związane kazały mu – jak pisał – już nad brzegami Nidy „wtajemniczać się w dźwięczny język Calderona, Lopego de Vega i Cervantesa”
(tamże, s. 11). Por. podobne wyznanie bohatera Pana Zygmunta w Hiszpanii, gdy staje on na brzegu granicznej Guadiany (t. I, s. 17).
19
Zob. Deux ans en Espagne et en Portugal pendant la guerre civile 1838–1840 par le baron Charles Dembowski, Paris, 1841.
18
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 147
inżynier z zawodu, uważał się za Włocha, posługiwał francuskim paszportem, a jednocześnie
za zaszczyt poczytywał sobie noszenie polskiego nazwiska; skoro jednak w pewnym momencie
przestraszył się, że zaszczyt ów mógłby go zbyt drogo kosztować, gdyby wpadł w ręce karlistowskich guerrilleros – którym Polacy kojarzyli się wyłącznie z żołnierzami Legii Cudzoziemskiej
– przybrał tożsamość „niejakiego pana Doligny, poczciwego hodowcy winorośli spod Bordeaux”20.
Nasz podróżnik, piszący z niezwykłą lekkością i swobodą, pozostawił relację pełną wdzięku oraz
humoru, błyskotliwych obserwacji hiszpańskiego obyczaju i panujących w kraju stosunków politycznych.
Polskość Dembowskiego może być, oczywiście, kwestionowana. Warto jednak zwrócić uwagę
na fakt, że za Polaka („polskiego arystokratę”) uznawany jest on np. w hiszpańskich podręcznikach do nauki tego języka, w których cytowany bywa fragment jego książki poświęcony panującym w tym kraju zwyczajom towarzyskim21. Odsuwając zatem na bok rozważania o narodowości autora, zwróćmy uwagę na jego dzieło – jedno z tych, które kształtowały europejską opinię
o Hiszpanach u progu wielkiej romantycznej kariery ojczyzny Don Kichota w światowym piśmiennictwie.
Baron Dembowski, przedstawiciel sfer, które stać było na podróżowanie dla przyjemności
bądź kaprysu, przebywał w Hiszpanii i Portugalii od stycznia 1838 do lutego 1839 i powrócił
tam na ponad miesiąc po zakończeniu wojny, odwiedzając wówczas prowincje baskijskie, teren
najbardziej zaciekłych walk karlistów z krystynosami. Ów historyczny moment nadaje dodatkowy walor jego hiszpańskiej korespondencji, odbijającej w sposób nieprześcigniony stan ducha,
emocje i nastroje ludności, która przeżyła tak wiele dramatycznych zdarzeń, często uczestnicząc
w nich jako strona konfliktu. Psychologiczne wizerunki młodych celadores (żandarmów z Guipuzcoi), dawnych żołnierzy przeciwstawnych obozów, którzy w walce nie mieli dla siebie litości,
a dziś piją po bratersku z jednej szklanki, czy też rozpamiętującego swe zapiekłe urazy posadero (oberżysty) z nawarskiego miasteczka, długo pozostają w pamięci czytelnika22. Autor Dwóch
lat w Hiszpanii… kreuje sugestywną wizję kraju, w którym wojenne okrucieństwa przeplatają
się z codzienną radością życia, z tańcami i zabawami wyrażającymi ową radość, spontaniczność
uczuć, żywy temperament Hiszpanów – Andaluzyjczyków, ale i np. Basków. Pokazuje też, w jak
przemyślny sposób życie dostosowało się do wojennego prawa u tych, którym przebieg wojny
był w istocie obojętny; tak np. w wielu kastylijskich miasteczkach zorganizowano alternatywny
zarząd miejski na wypadek zagrożenia ze strony karlistów: gdy ci zbliżali się, władzę przejmował
komitet z księdzem na czele, zaś po ich wymarszu wracali do swych funkcji liberałowie23.
Zob. tamże, s. 145.
Zob. Lengua y vida españolas. España, tierra y hombres, wyd. III, Madrid, 1969, s. 77.
22
Zob. Deux ans en Espagne… , s. 350–351 i 362–365.
23
Tamże, s. 15–16.
20
21
148 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Dembowski zdecydował się na przekroczenie Pirenejów, by móc – jak pisał – uchwycić piórem „ostatnie westchnienia owego rozkosznego romansu hiszpańskiego, przyprawiającego
nas, cudzoziemców, o zawrót głowy, a który już wkrótce niechybnie zginie pod ciosami naszej
prozaicznej cywilizacji”; uważał, że dawna Hiszpania przeobraża się na naszych oczach w sposób nieodwracalny, stanowiąc wymarzony i niepowtarzalny obiekt studiów24. Wyniesione z tej
podróży spostrzeżenia złożyły się na książkę jedyną w swoim rodzaju, niestety nieznaną dotąd
polskiemu czytelnikowi25, choć przełożoną swego czasu w całości na hiszpański26.
Kolejnym po Józefie Tańskim i Teodorze Tripplinie polistopadowym emigrantem, który
dotarł do Hiszpanii i opisał swój pobyt za Pirenejami, jest Aleksander Hołyński, ziemianin
z Podola, którego cechowało upodobanie do włóczęgi po szerokim świecie. Podróżował on po
całej Europie, Bliskim Wschodzie (gdzie towarzyszył Słowackiemu w jego wyprawie do Egiptu
i Palestyny), a także obu Amerykach, sporządzając pełne ciekawych obserwacji obyczajowych
relacje ze swych wędrówek. Jest wśród nich wydana w roku 1843 w Paryżu broszura Coup d’oeil
sur les Asturies27. Ów Rzut oka na Asturię – krainę rzadko odwiedzaną z racji swego peryferyjnego położenia w stosunku do tras zapirenejskich wypraw romantycznych turystów – wyróżnia
się urodą słowa i malowniczością uchwyconego na jej kartach kolorytu egzotycznej wciąż jeszcze, kultywującej archaiczne formy bytowania krainy. Opisy dzikiej, nieujarzmionej przyrody,
z rozrzuconymi na jej tle ludzkimi siedzibami, utrzymane są w guście typowo romantycznym,
budując obraz niemal rajskiej scenerii, zmącony jednak od czasu do czasu bardzo trzeźwymi
uwagami autora, tak szczegółowymi (np. o rozpowszechnionych wśród miejscowej ludności
chorobach, świerzbie i skrofulozie, oraz przyczynach tychże: wilgoci, brudzie i „nadużyciu mięsa wieprzowego we wszystkich możliwych postaciach”28), jak też ogólnymi (m.in. o „apatycznej
obojętności” Hiszpanów wobec wszystkiego, co wykracza poza codzienne potrzeby; obojętności będącej jedną z przyczyn zacofania kraju29).
Ogłoszone po francusku (w Paryżu) relacje Dembowskiego (1841), a po nim Hołyńskiego
(1843) wpisywały się w rozbudzoną przez romantyzm modę na Hiszpanię, należąc do pierwszych poświęconych temu krajowi publikacji, które na owo zainteresowanie odpowiadały.
Porównajmy: Tra los monies (tytuł zmieniony w drugim wydaniu na Voyage en Espagne) Teofila Gautier ukazać się miało w roku 1843 – a więc po Dembowskim, Mes vacances en Espagne
Tamże, s. 1.
Pominąwszy fragmenty zawarte w opracowanej przez P. Sawickiego antologii Hiszpania malowniczo-historyczna. Zapirenejskie wędrówki
Polaków w latach 1838–1930 (Wrocław, 1996), w przekładzie Beaty Zakęs (zob. s. 54–96).
26
Zob. C. Dembowski, Dos años en España y Portugal durante la Guerra Civil 1838–1840, Madrid, 1931, 2 tomy.
27
Zob. Coup d’oeil sur les Asturies. Notes extraites d’un voyage en Espagne. Par A. H…i, Paris, 1843.
28
Tamże, s. 47.
29
Tamże, s. 51–52. Obszerne fragmenty podróżnej relacji Hołyńskiego, w przekładzie Magdaleny Pabisiak, weszły w skład antologii Hiszpania
malowniczo-historyczna (op. cit., s. 97–108).
24
25
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 149
Edgara Quinet – w 1846, Impressions de voyage. De Paris à Cadix, czyli listy hiszpańskie Aleksandra Dumas – w 1847; jedynie Lettres d’Espagne Prospera Mérimée były wcześniejsze (1830–
1833). Deux ans en Espagne et en Portugal… Dembowskiego były czytane przez tę samą publiczność, co książki Gautiera, Dumasa czy Quineta, a także – jak wolno sądzić – przez nich samych;
w owym czasie niechętnie się jednak przyznawano do źródeł takich czy innych informacji, opinii
czy opisów, nieraz wręcz całych scen, powtarzających się w kolejnych relacjach (jak np. opowieści o andaluzyjskich rozbójnikach i ich wyczynach). Polacy wnieśli swój wkład do „hiszpańskiego” rozdziału romantycznego podróżopisarstwa i nie odwiedzali w owym czasie Hiszpanii jedynie sporadycznie – jak utrzymuje Stanisław Burkot w wydanej niedawno książce, redukującej
obraz Południa w naszej literaturze romantycznej do opisów Włoch i Szwajcarii30. Chyba tylko
zadziwiająca trwałość pewnych schematów myślowych sprawiła, że wspominając przelotnie
o podróży po Półwyspie Iberyjskim Teodora Tripplina autor wspomnianej monografii komentuje
jedynie skandynawską część jego wieloetapowej włóczęgi po Europie, choć to właśnie w Hiszpanii widział on kraj swoich marzeń i wyraźnie przedkładał ją nad Szwajcarię czy Włochy, tak oto
zapowiadając swą kolejną wyprawę za Pireneje, podjętą w 1843 roku:
Mogłem był zwiedzić kraje i ludy jeszcze mi nie znane, Szwajcarię i Włochy na przykład […], a jednak wolałem
wrócić do lubej, znanej mi już Hiszpanii i wystawić się raz jeszcze na niedogodności wędrówek po kraju nie żyjącym jeszcze z ciekawości stereotypowych turystów. […] wolę wrócić do Hiszpanii i poznać resztę nie znaną mi
jeszcze tego kraju; sprawdzić, czy istotnie błogosławieństwa pokoju nań się zlewać zaczynają31.
Do Hiszpanii, na którą „zlało się” – po kończącym wojnę domową traktacie z Vergary –
„błogosławieństwo pokoju”, powrócił nie tylko Dembowski (jesienią 1840, w drugiej części
swej hiszpańskiej wędrówki), nie tylko Tripplin (w roku 1843), ale też – tym razem na dłużej
– Józef Tański. Jego kolejne wizyty za Pirenejami zaowocowały książką, która jako pierwsza
ukazała opinii europejskiej burzliwy proces formowania się nowoczesnego parlamentaryzmu
w tym kraju. L’Espagne en 1843 et 184432, wydana w roku 1844 w Paryżu, a dwa lata później
(1846) po niemiecku w Stuttgarcie, to obszerny zbiór korespondencji prasowych, jakie Tański
– podówczas znany komentator parlamentarny, współpracownik „Journal des Débats” – nadsyłał do czytywanych w całej Europie „Debatów” między sierpniem 1843 a majem 1844. Relacjonowały one nie tylko bieżące wypadki polityczne, sesje Kortezów czy przesilenia rządowe,
ale też naświetlały w sposób pełniejszy tło owych wydarzeń: system monarchii konstytucyjnej Izabeli II, stan administracji, finansów, wymiaru sprawiedliwości, oświaty, prasy etc.
Por. S. Burkot, Polskie podróżopisarstwa romantyczne, Warszawa, 1988, s. 310 i 347.
Wspomnienia z podróży…, wyd. I, t. VIII, s. VIII.
32
Jej pełny francuski tytuł brzmi: L’Espagne en 1843 et 1844. Lettres sur les moeurs politiques et sur la dernière révolution de ce pays par J. Tański,
ancien capitaine de la Légion Étrangère au service de France et de l’Espagne (Paris, 1844).
30
31
150 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Niektóre z owych wzorowo opracowanych charakterystyk posłużyły do przedstawienia zjawisk typowych dla ustroju politycznego Hiszpanii zagranicznym wędrowcom, np. autorowi
Listów o Hiszpanii (1847–1849, wyd. książkowe 1857) Wasilijowi Botkinowi, który przejął od
Tańskiego niemal dosłownie swój opis techniki pronunciamientos (buntów politycznych połączonych z wystąpieniem zbrojnym), ukrywając przy tym przed czytelnikiem źródło swej politycznej erudycji33.
Przeznaczona dla francuskiego odbiorcy książka Tańskiego, a także opisujące jego drugi
pobyt w Hiszpanii fragmenty wydanych po polsku Wspomnień z wygnania… są w historii
polskich wypraw za Pireneje pierwszym, a zarazem niezwykle znaczącym wprowadzeniem
w realia polityczno-ustrojowe okresu panowania Izabeli II (1843–1868): ćwierćwiecza bardzo
niestabilnych rządów konstytucyjnych, wewnętrznych niepokojów, pronunciamientos i wojen
domowych. Polityczną specyfikę owej epoki Tański znakomicie podpatruje, porównując następujące po sobie w przyspieszonym rytmie wypadki do „obrazów fantastycznych jak chińskie
cienie”, które „przepływają na tle ognistym, niby dramatyczne sceny widziane z dali na szerokiej łunie pożaru”. „Za tym politycznym piekłem – dodaje – wśród cudnych krajobrazów ukazują się bandy krwawych opryszków, mordujących podróżnych”34.
To drugie oblicze kraju, „piekło społeczne”, ilustruje publicysta „Journal des Débats” zamykającą książkę, dramatyczną i malowniczą zarazem sceną napadu na dyliżans, którym powracał do Francji. Jest to jeden z niewielu „romantycznych” akcentów trzeźwej i rzeczowej relacji
Tańskiego, człowieka opanowanego i nieskłonnego do wzruszeń, choć i w nim widok „pięknej
Hiszpanii” budzi wspomnienie „rycerskiego narodu” o „okrytej sławą przeszłości” i „szlachetnych instynktach”35; narodu poddawanego kolejnym, krwawym doświadczeniom.
O ile Józefa Tańskiego skłoniły do ponownego zainteresowania się Hiszpanią względy natury politycznej, kolejnego polistopadowego emigranta, Tomasza Franciszka Bartmańskiego,
wojskowego i inżyniera, skierowało do niej w roku 1845 ogłoszenie prasowe o perspektywach
pracy dla projektantów „dróg żelaznych, robić się mających w różnych kierunkach po kraju”36.
Trzyletni okres jego pobytu za Pirenejami zbiegł się w czasie ze szczególnym nasileniem zainteresowania tym krajem ze strony pisarzy i dziennikarzy francuskich, których ściągnęły do
Madrytu w październiku 1846 podwójne uroczystości weselne: śluby kończącej szesnaście lat
królowej Izabeli z jej kuzynem, infantem Franciszkiem, i młodszej siostry monarchini, Luizy
Ferdynandy, z jednym z synów Ludwika Filipa I, księciem Montpensier; uznawano je za triumf
Por. L’Espagne en 1843…, s. 54–58 i W. Botkin, Listy o Hiszpanii, Warszawa, 1983, s. 29–30.
Zob. Wspomnienia z wygnania…, op. cit., s. 169.
35
Zob. L’Espagne en 1843…, s. 1.
36
Zob. T. Bartmański, Wspomnienia z Hiszpanii z r. 1848. Wyjątek z podróży, w: „Biblioteka Warszawska”, 1852, t. II, s. 291. Skrócona wersja tekstu
weszła w skład antologii Hiszpania malowniczo-historyczna (s. 124–135).
33
34
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 151
francuskiej dyplomacji. „Literacki profit” z owych mariaży znalazł swe echo w relacji Bartmańskiego, bardzo krytycznie oceniającego „przesadzone brednie o Hiszpanii panów Dumas, Gautier
i spółka”, którzy „siedząc przez piętnaście dni w dyliżansie zwiedzili i poznali całą Hiszpanię, nie
mówiąc ani słowa po hiszpańsku”37.
W przeciwieństwie do owych francuskich „gryzipiórków”, on sam uważał siebie za człowieka
dobrze znającego ten kraj i posiadającego „dostateczną znajomość języka kastylijskiego”. Swe
hiszpańskie wrażenia streścił wszakże Bartmański na paru zaledwie stronach, uznając Hiszpanów, z perspektywy swego wcześniejszego, dziewięcioletniego pobytu na Wschodzie, „niejako
za pokolenie Maurów na cudzej ziemi osiadłe, a które jedną tylko religię zmieniło”. Z kolei „nienawiść ku Maurom” miała być przyczyną opóźnienia cywilizacyjnego kraju38, w którym zachwyt
polskiego inżyniera budziła niemal jedynie „cudowna” i „czarująca” Andaluzja, tak pełna mauretańskich pamiątek, jak też jej piękne mieszkanki.
Dłużej zatrzymał się autor przy opisie własnych inżynierskich dokonań, dzięki czemu wiemy,
że – po czasowym wstrzymaniu robót przy budowie kolei z Madrytu do Aranjuez – „wystawił” on pierwszą w stolicy Hiszpanii gazownię, a następnie, w majątku La Laguna koło Baezy,
urządził wzorcową plantację drzew oliwnych, doprowadzając do niej wodę z gór Sierra Nevada,
i opracował nową technologię wytłaczania oliwy przy pomocy prasy hydraulicznej zamiast stosowanych dotąd pras drewnianych. Jak stwierdzał z dumą, „po pierwszym przeze mnie zrobionym doświadczeniu, w obecności bardzo wielu takich, których to obchodzić mogło, zgodzono się
ogólnie dawny sposób wyciskania oliwy w całej Andaluzji porzucić”39. W maju 1848 Bartmański
opuszcza nagle Hiszpanię, by przybyć jesienią tegoż roku, przez Włochy i Szwajcarię, do Lwowa.
Choć z jego Wspomnień z Hiszpanii… bezpośrednio to nie wynika, prawdopodobnie pośpieszył
do kraju na wieść o Wiośnie Ludów.
Dwa lata później dotrze za Pireneje ostatni już z politycznych emigrantów, którzy w swej tułaczce po świecie otarli się o Hiszpanię i swój pobyt w tym kraju opisali, Józef Feliks Zieliński,
były kapitan powstania listopadowego, później publicysta związany z Towarzystwem Demokratycznym Polskim. Podobnie jak Bartmański, wyruszył on do Madrytu z pobudek natury materialnej, zamierzając założyć w hiszpańskiej stolicy wytwórnię wód gazowanych. Za Pirenejami –
w Madrycie, a potem w Walencji – spędzić miał blisko sześć lat, które opisał w swym Dzienniku
hiszpańskim, wydanym niedawno z rękopisu przez Elwirę Wróblewską40. Interesy nie szły mu
najlepiej; po nieudanym eksperymencie z produkcją i sprzedażą wody sodowej w kraju słynącym
z napojów chłodzących rodzimej proweniencji przerzucił się na handel narzędziami precyzyjTamże, s. 310 i 301.
Tamże, s. 301.
39
Tamże, s. 299.
40
Zob. J. F. Zieliński, Wspomnienia z tułactwa, Warszawa, 1989. Dziennik hiszpański wypełnia część drugą tomu (s. 349–635).
37
38
152 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
nymi, wreszcie, dzięki protekcji swego kuzyna Michała Horaina, generała brygady w służbie
Espartera, uzyskał stanowisko sekretarza poselstwa hiszpańskiego w Stambule, w okresie
wojny krymskiej – nic jednak istotnego w swej patriotycznej misji w Turcji, pełnionej w porozumieniu z ośrodkami polskiej emigracji, nie osiągnął.
Hiszpański epizod w jego życiorysie zaowocował wspomnianym wyżej dziennikiem z lat
1850–1856: dokumentem unikalnym na tle całej pamiętnikarskiej produkcji XIX wieku dotyczącej spraw hiszpańskich. Wśród polskich autorów jest Zieliński tym, który w Hiszpanii
przebywał najdłużej i poznał ją najlepiej, relacjonując na bieżąco, żywo i barwnie, wszystko
to, czego sam doświadczył bądź zaobserwował, a także to, co zasłyszał (np. liczne plotki ze sfer
dworskich). Z początku interesowało go wszystko: zabytki, muzea i galerie obrazów, teatry
i koncerty, kawiarnie i ludzie spacerujący po ulicach Madrytu, samo miasto i jego otoczenie itd.
Jeżeli jakiegoś zjawiska nie akceptował, przełamywał swoje uprzedzenia i starał się poznać je
bliżej, a nawet zgłębić, by w ten sposób wyrobić sobie o nim ostateczną opinię. Tak np. kilkakrotnie wybrał się na corridę, choć pełen był oburzenia na owo „szczwanie byków”, które
– oswajając z krwią i z morderstwem – przyczynia się – jak pisał – „do zakorzenienia okrucieństwa w pospólstwie”41. Z upływem lat nasycił swą ciekawość turysty i badacza obcej sobie
kultury i obyczaju, a brak powodzenia w interesach i pogłębiające się poczucie osamotnienia
sprawiły, że popadał w zgorzknienie i coraz bardziej zamykał się w sobie.
Relacja Zielińskiego znakomicie uzupełnia, czy raczej kontynuuje, rozważania Józefa Tańskiego nad ustrojem politycznym monarchii Izabeli II, ukazując degradację moralną sfer
rządzących (w tym samej królowej, sprowadzającej sobie, bez żadnego poczucia wstydu czy
umiaru, przystojnych oficerów dla zaspokojenia swych wybujałych instynktów erotycznych)
i postępujący rozkład kraju, zdanego na „nadużycia rządu sprzedajnego i bezwstydnego, poszarpanego na stronnictwa, pełne nieufności, podejrzeń, widoków osobistych etc”. „Biedny
naród – konkludował autor – gdyby mieli takich jak my sąsiadów, dawno by rozszarpani zostali”42.
Posła jednego z owych sąsiadów, króla Prus Fryderyka Wilhelma IV, spotkał Zieliński wkrótce po przyjeździe do Madrytu w hotelu, w którym się zatrzymał; był nim polski arystokrata,
Atanazy hrabia Raczyński, znany kolekcjoner dzieł sztuki. „Miła [to] rzecz dla Polaka – skomentował owo spotkanie w Dzienniku… – aleć to ród nawykły do służenia obcym za pieniądze”43. Raczyński istotnie służył „obcym” – królowi Saksonii, a następnie królowi Prus – przez
ponad czterdzieści lat, kończąc swą karierę dyplomatyczną dłuższym pobytem w Hiszpanii
(1848–1852), z którego zachowały się korespondencje, jakie nadsyłał do swego mocodawcy
Tamże, s. 438.
Tamże, s. 526–527.
43
Tamże, s. 371.
41
42
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 153
oraz do posła hiszpańskiego w Berlinie, znanego katolickiego publicysty Juana Donoso Cortesa.
Ich ogłoszony drukiem wybór44 pozwalał poszerzyć obraz stosunków politycznych za panowania
Izabeli II, utrwalony piórem polskich autorów, o spojrzenie „z góry”, z pozycji człowieka stykającego się na co dzień z postaciami z ówczesnej elity władzy. Nie wchodząc w szczegóły, pragnąłbym tu jedynie zacytować następującą opinię Raczyńskiego o sytuacji politycznej w Hiszpanii:
Nie jest to ani porządek, ani anarchia. To setne już przejście z jednego stanu nierządu do drugiego, równie doń
podobnego, przy czym nie można żywić nadziei na lepszą przyszłość45.
Obaj cytowani wyżej autorzy, Zieliński i Raczyński, odnotowali przyjazd do Madrytu hrabiego
Rzewuskiego, wysłannika cara Mikołaja II, przyjmowanego tu z paradami wojskowymi i wszelkimi honorami. Jego wizyta przygotować miała grunt pod nawiązanie zawieszonych od roku 1833
stosunków dyplomatycznych między carską Rosją a Hiszpanią Izabeli II. Zieliński wyznaje przy
tej okazji: „Wszyscy ciekawi byli widzieć un Russe, a mnie się serce obruszało, wiedząc że to Polak
zaprzedany Moskwie”46.
W kontekście owej wzmianki o madryckiej misji hrabiego Rzewuskiego zauważmy za Wiktorią
Śliwowską, że w okresie, o którym mówimy, w Rosji – obejmującej swymi granicami znaczne
obszary ziem polskich – tematyka hiszpańska biła wszelkie rekordy popularności. Jak pisze tłumaczka i autorka posłowia do Listów o Hiszpanii Botkina, Hiszpania stała się tam „symbolem romantycznym, obiektem westchnień, źródłem szablonowych metafor, dostarczycielką wzorców
charakterologicznych, stanowiących uosobienie namiętności, wolności i honoru”47. Pozytywny
stereotyp „hiszpańskości” utrwalił się w połowie XIX stulecia w świadomości społecznej Rosjan,
urzekając swą egzotyką; na owo społeczne zapotrzebowanie odpowiadały zarówno utwory literackie czy relacje z podróży do Hiszpanii, jak też najprzeróżniejsze artykuły o tym kraju, od
których roiło się w rosyjskich czasopismach.
Polacy czytali owe dotyczące Hiszpanii publikacje (tak rosyjsko- jak i niemieckojęzyczne, wychodzące we wszystkich trzech państwach zaborczych), podobnie jak czytywali książki i artykuły
o tematyce hiszpańskiej ukazujące się we Francji (czyli to, co wyszło spod piór „panów Dumas,
Gautier i spółki” – by posłużyć się określeniem Bartmańskiego), a także, choć rzadziej, we Włoszech, czy np. Anglii. Bariery natury językowej odgrywały wówczas mniejszą niż dziś rolę; zdarzały się też zresztą – choć sporadycznie – przekłady relacji z wypraw za Pireneje; tak np. już
44
Deux diplomates. Le Comte Raczyński et Donoso Cortés, marquis de Valdemas. Dépêches et correspondance politique 1848–1853. Publiées et
mises en ordre par le comte Adhémar d’Antioche, Paris, 1880.
45
Tamże, s. 44.
46
Zieliński, op. cit., s. 443.
47
W. Śliwowska, Wasyl Botkin i jego „Listy o Hiszpanii”, w: Botkin, op. cit., s. 299.
154 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
w roku 1848 wydano hiszpańskie listy podróżne Aleksandra Dumas48. Ślady owych obcojęzycznych lektur znajdować będziemy niejednokrotnie w polskich relacjach z podróży do Hiszpanii
publikowanych w drugiej połowie stulecia, kiedy nasze zainteresowanie tym krajem wyraźnie
wzrosło.
W okresie „romantycznej” Hiszpanii, którym się tu zajmujemy – przypadającym na lata
trzydzieste, czterdzieste i pięćdziesiąte – skala naszego zapotrzebowania na tematykę zapirenejską była znacznie skromniejsza niż w przypadku Rosjan. Wynikało to z głębokiego zakorzenienia w polskim społeczeństwie negatywnego stereotypu „hiszpańskości”, zrodzonego jeszcze w czasach szlacheckiej Rzeczypospolitej i wielekroć później odnawianego (po raz ostatni,
w sposób znaczący, przez Joachima Lelewela); jego wpływy należało dopiero przezwyciężyć, co
było procesem żmudnym i długotrwałym (pierwsze kroki w tym zakresie poczynili nasi romantycy i polistopadowi emigranci, jak starałem się to wykazać w niniejszym studium). Mniejsze
zainteresowanie Hiszpanią ze strony Polaków wynikało też, w naszych ówczesnych uwarunkowaniach historyczno-politycznych, z ograniczenia podróży, których motorem była ciekawość
świata, żądza nowych wrażeń, szukanie egzotycznych źródeł inspiracji twórczej itp.
Jest rzeczą charakterystyczną, że polscy autorzy relacji z Półwyspu Iberyjskiego, którzy dotarli na jego teren w latach trzydziestych i czterdziestych, należeli – z pojedynczymi wyjątkami
– do licznego wówczas grona przedstawicieli Wielkiej Emigracji. Rozsypali się oni po całym
świecie nie dla przyjemności podróżowania, lecz z potrzeby, która ich pchała do przedłużenia
emigracyjnej marszruty o Hiszpanię, dla podjęcia tam walki „za waszą i naszą wolność” bądź
dla polepszenia swej kondycji materialnej. Czasami udało im się „nadbudować” nad ową sferą
czysto prozaicznych zajęć czasu wojny i pokoju sferę duchowych przeżyć, którym romantyczna
wrażliwość pozwalała obudzić się w hiszpańskiej scenerii; rzadko jednak sama egzotyka owej
scenerii, w jej kastylijskim czy andaluzyjskim (a więc również mauretańskim) kształcie, bywała
powodem głównym bądź jedynym takich wypraw. Karol Dembowski czy Aleksander Hołyński
funkcjonują tu na prawach wyjątku.
W osobach Dembowskiego, Hołyńskiego, Raczyńskiego, a po części też Tańskiego (z okresu
jego drugiej, dziennikarskiej wyprawy do Hiszpanii) pojawia się już jednak nowa generacja
polskich wędrowców: ludzi oswojonych z obcymi kulturami i językami, utrzymujących czasem
tylko luźne czy wręcz czysto sentymentalne (przypadek Dembowskiego) związki z ojczystym
krajem, potrafiących zrobić zawodową karierę w tych warunkach, jakie za nich, choć dla nich,
wybrała Historia, a nie oni sami. Nie będą to już wieczni powstańcy i wygnańcy, raczej – wolni
obywatele świata, Europejczycy, czujący się równie swobodnie wśród swoich, jak i wśród obcych.
Zob. Hiszpania i Afryka. Przez Aleksandra Dumas, Warszawa, 1848–1851. Opis odbytej przez pisarza w 1846 r. podróży De Paris à Cadix (jak brzmi
podtytuł oryginału) wypełnia tom pierwszy polskiej edycji jego korespondencji z wyprawy do Hiszpanii i Afryki. Całość tłumaczył z francuskiego
L. R. [Leon Rogalski].
48
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 155
Takie sylwetki będą dominować w kolejnym – po etapie „przełamywania lodów”, zwalczania wielowiekowych uprzedzeń, oswajania hiszpańskiego egzotyzmu – okresie XIX-wiecznych
kontaktów polsko-hiszpańskich, kiedy to podróżowanie na Półwysep Iberyjski stawać się będzie
rzeczą coraz powszechniejszą, a kraje na nim położone, Hiszpania i Portugalia, uznane zostaną
wreszcie u nas za równie europejskie i „normalne” jak Polska.
(1994)
Hiszpanka w rodzinie Lutosławskich
Sofii Casanovy Lutosławskiej portret zwielokrotniony1
Sofitina. „Ta kobieta będzie moją żoną”
Szóstego czerwca 1886 roku, w dzień swych dwudziestych trzecich urodzin, student filozofii
Uniwersytetu Dorpackiego Wincenty Lutosławski, zaopatrzony w list polecający od znanego
hiszpańskiego poety Ramona de Campoamor do
jednej młodej pesymistki, która rok wcześniej wydała tom poezji lirycznych i pozyskała ogromne powodzenie
jako deklamatorka własnych utworów w salonach arystokratycznych, a nawet na dworze królewskim,
udaje się do jej mieszkania z brzemienną w skutki wizytą. Gdy – jak wspomina w swej autobiografii (Jeden łatwy żywot, 1933) – po towarzyskiej pogawędce „byliśmy już zaprzyjaźnieni
z panią Różą” (matką poetki), w progu stanęła Sofitina:
szczupła, blada, o głosie przenikliwym, z szaroniebieskimi oczami i włosami jasnymi, co w Hiszpanii jest rzadkie i bardzo się ceni. Był to typ wyraźnie celtycki i bardzo rasowy.
Rodzina pochodziła z regionu Galicji; córka była główną podporą i pociechą swej matki, wdowy z trudem utrzymującej trójkę dzieci (Sofię oraz dwójkę jej młodszych braci). „Namiętnie
potępiająca życie młoda dziewczyna” – ciągnie dalej swój retrospektywny opis wybitny badacz pism Platona, przedstawiony już wówczas jako „mędrzec, głoszący nieomylne prawdy –
wydawała mi się dzieckiem, najwyżej osiemnastoletnim, choć (…) kończyła 24-ty rok życia”.
Rozmowa obojga trwała pięć godzin bez przerwy; nazajutrz Wincenty otrzymał opatrzony dedykacją egzemplarz Poesías; dopisał na nim, po polsku, słowa: „ta kobieta będzie moją żoną”.
Nie był to akt woli ani poryw zmysłów, lecz „czyn bezwiedny”, rodzaj „mimowolnej wróżby”;
sama myśl o małżeństwie „z niemającą chęci do życia (…) cudzoziemką”, wydawała mu się
„niedorzecznością i szaleństwem”. Brnął jednak dalej, pisząc do Sofitiny listy, bez
najmniejszej wątpliwości, że musi się stać tylko to, co ja sam zechcę. Arbitralnie objawiałem wyrok nieodwołalny i zaraz pisałem o celu, mianowicie o powołaniu do życia syna, który czegoś mógł[by] dokonać dla Polski.
(…) Nawet imię miałem gotowe dla syna – miał on być Henrykiem, jak Faust i bohater «Nie-boskiej komedii».
Po czterech miesiącach regularnej korespondencji panna Sofía Pérez Eguía y Casanova wyznała mu wzajemność, ale… „jej listy mi objawiły taką różnicę między nami, że utraciłem
Skorygowana wersja wstępu do: S. Casanova Lutosławska, Więcej niż miłość. Powieść współczesna. Przełożyły Maria i Izabela Lutosławskie.
Przejrzał i uzupełnił Piotr Sawicki, Drozdowo, 2010.
1
158 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
nadzieję szczęśliwego pożycia”. W dodatku rodzice filozofa (ojciec Franciszek i jego druga żona,
przybrana matka Wincentego, Paulina) nie byli skłonni do zaakceptowania małżeństwa najstarszego syna z Hiszpanką; „związek w tak młodym wieku (…) z cudzoziemką wydawał się
[im] szaleństwem”. Ojciec, właściciel drozdowskiego browaru, przypuszczał, że „do Polski taka
synowa nigdy się nie przywiąże i będzie chciała często do Hiszpanii wracać”. Radził mu nie spieszyć się z ostateczną decyzją. „Co do mnie – wyznawał po latach on sam, żyjący już wówczas
w nowym związku – pilno mi było, by tę sprawę załatwić”; oczywiście, z myślą o upragnionym
synu, nie o żonie, bowiem… „ciągła obecność kobiety w życiu poświęconym zdobywaniu wiedzy wydawała mi się poważną przeszkodą”.
W marcu 1887 odbył się w Madrycie ślub, na który z Polski przyjechał jedynie brat Stanisław. Miodowy miesiąc małżonkowie spędzili w Portugalii. Dni upływały im na spacerach
i nauce polskiego języka, wypróbowaną przez Wincentego metodą, przez „częste powtarzanie
tekstów pięknych i charakterystycznych”. Odpowiednio wyposażony („Miałem ze sobą «Pana
Tadeusza»”), nauczyciel amator opowiada: „czytaliśmy wyraz za wyrazem, wiersz za wierszem
te same ustępy, aż do zupełnie poprawnego wymawiania”. Kilkugodzinne, codzienne ćwiczenia kończyły się fachowymi objaśnieniami dotyczącymi etymologii poszczególnych wyrazów
z uwydatnieniem „przemian fonetycznych pierwotnych aryjskich pierwiastków”. Dotychczasowy samotnik z wolna przyzwyczajał się do „ciągłej obecności istoty tak od siebie odmiennej”,
przecież jednak, jak przyznawał, „uroczej i bardzo inteligentnej, dziwnie uległej i oddanej”.
Z Portugalii, przez Paryż, droga wiodła do Drozdowa, gdzie rodzinnym majątkiem zarządzał
Stanisław, a nad wszystkim sprawowała bezpośrednią, skrupulatną pieczę pani Paulina ze Szczygielskich Lutosławska. Na powitanie państwa młodych zorganizowano bal ze sztucznymi ogniami, następnie oboje wyjechali do Dorpatu (dziś Tartu), gdzie Wincenty ukończył i obronił swą
kandydacką pracę, która dawała mu możliwość rozpoczęcia kariery akademickiej. W Dorpacie
(1888) urodziło się pierwsze dziecko poczęte w tym związku, była to jednak dziewczynka, której
nadano imię Maria (hiszpańskie zdrobnienie: Manita). Kolejne córki przyszły na świat podczas
wędrówki po uczelniach carskiego imperium w poszukiwaniu etatu uniwersyteckiego: Izabela
(Bela) w Moskwie (1889), a Jadwiga (1891) w Kazaniu, gdzie młody uczony spędził trzy lata
(1890–1893). Ten epizod z ich wspólnego życia posłużył poetce jako fabularna kanwa autobiograficznych wspomnień, wydanych pod intrygującym tytułem Sobre el Volga helado (Po zamarzniętej Wołdze, 1903), do których przyjdzie nam jeszcze powrócić, a także jako pretekst do powieści
z kluczem El Doctor Wolski. Páginas de Polonia y Rusia (1894, wydanie polskie: Warszawa, 1907).
W Drozdowie, gdzie małżonkowie spędzili dwa kolejne lata (1894–1895) i dokąd zawsze
chętnie wracali, Wincenty miał na poddaszu swoją pracownię, w której zamykał się na całe
dnie:
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 159
Nie pozwalałem nikomu pracy sobie przerywać i pozostawiałem żonie zupełną swobodę. Ona czytała otrzymywane z Hiszpanii gazety i książki, pisywała do swej matki, braci i licznych przyjaciół, a poza tym obcowała z moimi braćmi [byli to, przypomnijmy, oprócz mieszkającego oddzielnie Stanisława, Marian, Jan, Kazimierz i Józef]
(…) i z moimi rodzicami (…). Gdy goście przyjeżdżali, ściągano mnie z mojej samotni.
Dość oględnie to autor wyraził; owa „zupełna swoboda” nie była chyba tym, czego jego cudzoziemska małżonka, nieznająca miejscowych realiów i dopiero ucząca się polskiego, najbardziej
potrzebowała. Do jej – jak pisze Maria Filipowicz-Rudek – „niespełnionej miłości małżeńskiej”
i „podświadomej frustracji z powodu braku syna” doszła rozpacz po śmierci pięcioletniej Jadwini:
gdy dziewczynka zachorowała na dyzenterię, ojciec ociągał się z wezwaniem lekarza, w przekonaniu, że jest w stanie uzdrowić dziecko z pomocą własnej, wewnętrznej energii. Dziesięć lat
później (1916), w ogłoszonym w Hiszpanii artykule, Sofía wyznawała: „Nie ma prawie takiego
bólu matki i żony, którego bym nie zaznała w Polsce”. Niemniej, jak dodawała w innym miejscu,
Byłam żoną bardzo hiszpańską. To znaczy uległą mężowi. Bardzo uległą. (…) Mąż mój, człowiek wybitnie utalentowany, zajmował się filozofią i studiami, zapominając o innych swych obowiązkach.
Poddana imperatora Wszechrusi. Señorío de Drozdowo
Pozbawiona, na mocy obowiązującego prawa, obywatelstwa własnej ojczyzny, z chwilą zawarcia
związku małżeńskiego z cudzoziemcem, hiszpańska Galicyjka stała się, nieoczekiwanie, poddaną cara Wszechrusi (súbdita del zar de todas las Rusias, jak to sama określi). Zanim jej drugą, przybraną ojczyzną zostanie Polska, swą „małą ojczyznę” znajdzie w Drozdowie. Ówczesne Señorío
de Drozdowo biografka pisarki, Rosario Martínez, określa jako „latyfundium o obszarze 25km2,
w którym rolnicy, służba i państwo żyli według patriarchalnego porządku”. Przyjęta z pewną
rezerwą przez rodzinę męża, z którą mogła się jedynie porozumiewać po francusku, Sofitina
szybko zyskała sobie sympatię mieszkańców majątku swą ujmującą bezpośredniością, brakiem
dystansu, wrażliwością na ludzkie potrzeby. Żywość umysłu łączyła się w niej z ciepłem uczuć.
Wacława Lignowska („pani Oczka”), towarzyszka i „prawa ręka” Pauliny Lutosławskiej, napisała
w swych Pamiętnikach (2007), wydanych niedawno z ocalonego z burz dziejowych rękopisu, iż
„pani Sofitina miała niewysłowiony dar obcowania z ludźmi: pełen dobroci, elegancji i taktu”.
Wkrótce przełamała „zegarowy system życia naszego dworu”, którym jej teściowa zarządzała
z „precyzyjną systematycznością”. I dalej: „ośmielałam się nawet nie pytając o pozwolenie razem
z panią Sofitiną chodzić do chorych na wsi”.
Lignowska podjęła się opieki nad owdowiałą w 1891 roku dziedziczką wkrótce po tym, jak
zmarł jej własny mąż, łomżyński urzędnik; sprawowała ją do śmierci pani Pauliny (1922). Jej
160 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
świadectwo – tu we fragmentach dotyczących Sofii i Wincentego – ma unikalną, wprost nieocenioną wartość, zwłaszcza że była wnikliwą obserwatorką, o fotograficznej wręcz pamięci.
Na dowód – parę poniższych cytatów.
Oto wrażenia z pierwszego spotkania z wyczekiwanymi od miesięcy gośćmi. W piękny, słoneczny dzień nadjechała z Czyżewa dorożka, wyskoczył z niej Wincenty i pędem pobiegł do
pokoju matki; za nim – „niańka Hiszpanka głośno mówiąc ze swoją panią i dwiema dziewczynkami. Pierwszy raz słyszałam język hiszpański” [uściślijmy: w rzeczywistości był to galicyjski].
Pani Sofityna (…) poszła śpiesznie do matki i zawoławszy: „Matula kochana!” padły sobie w objęcia, obie były
zapłakane. Starsze dziewczynki cichutko czekały na kolej powitania, a mała Hala2 również była cicha (…).
Wyciągnęłam ręce do maleńkiej i byłam ucieszona, że bez oporu wyciągnęła do mnie rączki.
Sofía Casanova de Lutosławski posługiwała się już wówczas swobodnie polszczyzną (choć
„mówiła po polsku zabawnie”); przy niej i przy dzieciach „cały dom wydawał się rozjaśniony
jakąś atmosferą, w której swobodniej się oddychało niż zwykle”. Jedynie „pan Wincenty obecnością swoją zupełnie inaczej oddziaływał”, nawet matka „patrzyła na niego jakby wylękła”.
Niepokojące było już samo jego spojrzenie („zdawało się szpik w kościach człowiekowi przeglądać, było wprost przykre”), dochodził do tego „uśmiech z wyrazem szyderczo-ironicznym
na ustach”. Gdy wymusił na służbie odrębny dla siebie jadłospis (natychmiast poprosił o chleb
niesolony lub podpłomyki z owsianej mąki), wnet „kredens i kuchnia orzekły, że pan Wincenty albo chory na ciele, albo na umyśle”. Pani Wacławie powierzył troskę o właściwą edukację
córek, zalecając, by… „jak najprędzej poznały dzieła Mickiewicza – «Proroctwa i Księgi Pielgrzymstwa»”; z trudem przyjmował do wiadomości, że w ich wieku „muszą uczyć się jeszcze
ortografii i gramatyki, podstaw rachunków i geografii”. Na szczęście „obie były zdolne i chętne,
pamięć miały doskonałą i obie literackie zdolności”.
Lutosławscy pozostali wówczas w Drozdowie przez blisko dwa lata (1898–1899), podczas
których nastąpiło wiele zmian. „Pani Paulina odmłodniała (…), uznała za konieczne założenie ochronki i żłobka, zaczęto budować specjalny dom na ochronkę”, a po nocnej wizycie Sofii
u „kobiety, która po urodzeniu dziecka o mało nie umarła z powodu krwotoku (…) postanowiono zaraz sprowadzić felczerkę-akuszerkę”, zapewniając jej mieszkanie i pensję, również
wieś przykładała się do jej utrzymania. Z kolei Wincenty zapraszał miejscowych gospodarzy na
pogawędki, „zaczynało się bowiem uświadamianie narodowe”. Z Krakowa przemycano zakazane w rosyjskim zaborze pisma, z Łomży dostarczano „Przegląd Wszechpolski” i „Polaka”.
Niemniej zachowanie nowego gospodarza „budziło jakiś lęk we wszystkich”. Zamiast tradycyjnych potraw jadał zawsze coś innego (talerz oczyszczonych migdałów, chleb z masłem
2
Halina, ur. 1897 w Mera, w hiszpańskiej Galicji.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 161
i ogórkami), ponadto „parę razy dziennie zlewał się zimną wodą i osuszał na słońcu”. Zbudowano mu drewnianą budkę w pobliżu źródła, ale wychodził z niej „w stroju Adama bez listka”, by
wykąpać się w źródle, po czym wracał na słońce przed budkę i ogrzany chłodził się w wykopanym w niej głębokim lochu. W efekcie „na wsi zrobiono legendę, że się w Górkach babom diabeł pokazuje”. Jakby tego było mało, pewnego razu o świcie ukazał się na schodach pracownicy
majątku, która przyszła po klucz do lodowni, by wstawić mleko z porannego udoju. Ta, przerażona, histerycznie łkając, obudziła domowników i chwyciwszy autorkę Pamiętników za rękę,
w odpowiedzi na pytanie „Ale co się stało?”, zawołała: „Ach! Nawet powiedzieć trudno! Pan Wincenty…”, a po chwili wydusiła z siebie: „On jest całkiem bez ubrania!”. W efekcie tej awanturki jej
sprawca „otrzymał długi, biały, flanelowy szlafrok”, w którym wyglądał jak Radames w «Aidzie»,
a pani Sofitina poinstruowała męża słowami: „Jak masz ochota pokazać na świat swoja naga
dusza, to możesz, jest niewidzialna, ale rzecza widzialna nie prezentuj na cała wieś!”. Określenie
„naga dusza” było oczywiście nawiązaniem do Przybyszewskiego, który w owym czasie „pisał
dużo o tej nagości”, co poirytowało nawet miejscowego proboszcza piorunującego na rozmaitych
„półgłówków”. Lutosławski zaprosił go do siebie na rozmowę, z której jego gość wyszedł „mocno
poirytowany. Podobno po tej rozmowie – ciągnie dalej nasza narratorka – pan Wincenty nazwał
proboszcza obskurantem, proboszcz filozofa heretykiem; jeden drugiemu życzyli jednakowo, by
każdy przejrzał, bo mieli siebie za ludzi ciemnych”.
Polka z wyboru. Hiszpańsko-polskie przyjaźnie i literackie reminiscencje
Kolejne lata w życiu obojga małżonków wiążą się z częstymi podróżami po Europie, których rytm
wyznaczały zarówno problemy psychiczne Wincentego (powracające depresje, ale też przynoszące efekty kuracje), przygotowanie i obrona doktoratu (Uniwersytet Helsiński, 1898), docentura prywatna na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie mimo starań nie uzyskał stanowiska profesora filozofii, wykłady gościnne (m.in. w Szwajcarii w latach 1901–1902). Sofía jest nim dalej
zafascynowana, urzeka ją jego umysł i wyobraźnia, energia i pracowitość, ale zdaje sobie sprawę
z faktu, że nie była i nie będzie w tym związku pełnoprawną partnerką. Jak zauważa Filipowicz-Rudek, „w wielu pismach Casanovy spotykamy ten sam prototyp mężczyzny, spoglądającego
z wyższością na kobietę, która nigdy nie jest zdolna zaspokoić go intelektualnie”. Jej domeną jest
literatura, coraz częściej proza o autobiograficznych konotacjach, wreszcie dziennikarstwo, które
uprawiać będzie z dużą intensywnością przez całe dziesięciolecia. Tymczasem jednak zawiera
mnóstwo intelektualnych i artystycznych znajomości i długoletnich przyjaźni. Coraz lepiej rozumie specyfikę polskich stosunków i obyczajów swej nowej ojczyzny, zarówno podczas pobytu
w Krakowie, gdzie oboje przez dłuższy czas wynajmują mieszkanie położone przy placu Na Groblach, jak i – od roku 1908 – w Warszawie.
162 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
W nieznanej u nas książce Sobre el Voga helado znalazły się liczne polonica – odniesienia personalne i uogólnienia na temat natury narodu, który wraz z jego kulturą pragnęła jak najlepiej
poznać, a następnie opisać. Oto na przykład jej uwagi o mieszkankach Warszawy:
Warszawianki są uznawane w całej Polsce za frywolne. Zarzuca się im pociąg do luksusu, zamiłowanie do rozrywek; reprezentują zmanierowaną elegancję piękniś, pragnących zawsze wyglądać nieskazitelnie,
ich istota bytu wyraża się słowami, będącymi parodią znanej skądinąd frazy: „Tańczę… więc
jestem”. Jednocześnie jednak – jak zauważa – w tej samej Warszawie jest wiele kobiet, które
zmierzają ku emancypacji w sposób rozsądny, własną pracą, „bez łopocących na wietrze sztandarów feminizmu”, emblematu aspiracji „histerycznych starych panien”, jak to się dzieje w Anglii i w Ameryce. Uprawiają one różne zawody, są lekarkami, farmaceutkami, botaniczkami,
agronomkami itd., wnosząc znaczny wkład w postęp moralny i materialny swojej ojczyzny.
W tym kontekście pisarka wymienia i charakteryzuje literatkę i tłumaczkę z hiszpańskiego, Walerię Marrené-Morzkowską, wybitnego romanistę Edwarda Porębowicza czy historyka
Adolfa Pawińskiego, autora najciekawszej poznawczo polskiej książki o Hiszpanii i jej życiu
umysłowym u schyłku XIX wieku (Hiszpania. Listy z podróży, 1880), wyróżniając w gronie
najsłynniejszego z polskich hispanofilów, za jakiego uznaje tłumacza, popularyzatora hiszpańskich klasyków, Juliana Adolfa Święcickiego („siwowłosy, o śniadym obliczu, węźlistym
i wysuszonym ciele, zdawał się być Don Kichotem, gotującym się do stoczenia osobliwego jakiegoś boju”). Takich na gorąco uchwyconych szkiców portretowych, obserwacji obyczajowych,
wrażeń z lektury polskich książek, jest w jej ówczesnych tekstach więcej, podobnie jak analogii
między powieściowymi bohaterami a osobami bliskimi autorce. Wystarczy powiedzieć – idąc
za jej własną sugestią, ze skierowanej do Campoamora dedykacji, jaką opatrzyła Doktora Wolskiego – że pierwowzorem głównego bohatera, Henryka, był jej własny małżonek, którego
negatywne rysy odważyła się w tym utworze ukazać z całą otwartością (z podobną szczerością
wyznała jednak ustami żeńskiej protagonistki powieści, iż człowieka tego„kochałam i mogę kochać i uwielbiać zawsze”). W Más que amor (1908) bohaterka, owdowiała w Polsce Hiszpanka,
ma już cechy jej samej. Kiedy czytamy w tej książce odkrywanej na nowo polskiej publiczności,
że Polki, „wykształcone, inteligentne, wymagające (…) rozkazują w ognisku domowym i poza
nim”, a ich mężczyźni, godni podziwu w sferze działań publicznych, w życiu codziennym są…
„albo niewolnikami swych żon, albo tyranami”, skojarzenia z tym, czego sama doświadczyła
lub zaobserwowała w kręgu rodzinno-towarzyskim w Drozdowie, narzucają się wręcz same.
W galicyjskiej siedzibie Lutosławskich, należącym do rodziny Sofii Casanovy domu w rybackiej wiosce Mera („w willi na nadmorskiej skale”, jak ją określił Miciński), gościli nie tylko
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 163
członkowie rodziny obojga małżonków (m.in. brat Wincentego Stanisław wraz z żoną), ale też
przedstawiciele polskich elit: wymieniony już Tadeusz Miciński z przyjaciółką, Marią Dobrowolską, i Stanisław Przybyszewski ze swą ówczesną muzą, Norweżką Dagne Juel, która dla „czarnego papieża” polskiej bohemy artystycznej porzuciła słynnego dramaturga Augusta Strindberga.
Ten drugi z egzotycznych gości zyskał sobie wkrótce, wskutek swej skłonności do alkoholu i dość
swobodnych obyczajów, szokujących miejscową ludność, przydomek „smutnego Szatana” (Satanás triste).
W Krakowie, parę lat później, polsko-hiszpański „dom otwarty” Wincentego i Sofii, stał się
prawdziwym salonem polityczno-artystycznym, na wzór tych, które gospodyni zapamiętała ze
swych madryckich, młodzieńczych czasów. Podejmowano w nim w każdą środę poetów, malarzy, artystów, od Stanisława Wyspiańskiego i Lucjana Rydla po Jana Kasprowicza, Antoniego
Langego i Władysława Reymonta, którego łączyła z panią domu głęboka, wieloletnia przyjaźń.
Przyszły laureat Nobla zadedykował poetce swą nowelkę o corridzie Los toros (1907), a ona
z uznaniem pisała o jego geniuszu twórczym (m.in. w Więcej niż miłość). W tym czasie Wincenty
nawiązał bliższe kontakty z czołowymi postaciami ruchu narodowego, co później zaowocowało małżeństwami jego córek – Marii (z dziennikarzem Mieczysławem Niklewiczem, już w roku
1909) i Haliny (z doktorem Czesławem Meissnerem, poznańskim działaczem Narodowej Demokracji). Izabela natomiast, przyszła poczytna powieściopisarka, poślubić miała w Drozdowie
pułkownika Romualda Wolikowskiego, późniejszego generała i współpracownika Władysława
Sikorskiego (po II wojnie światowej osiedliła się w Anglii, skąd oboje wyjechali do Kanady).
Na szczególne podkreślenie zasługują bliskie osobiste więzi obojga, a także reszty rodziny,
z Romanem Dmowskim, którego hispanofilska pasja nie jest rzeczą powszechnie znaną. Przypomnijmy zatem, że podróżował on parokrotnie do Hiszpanii, czytał i płynnie mówił po hiszpańsku,
a ów położony za Pirenejami kraj podziwiał za „specyficzny, odrębny charakter” oraz „trwałe i silne zasady” ludzi, których tam spotkał. „Mocne charaktery tworzą opinię publiczną, a w Hiszpanii
ona działa” – twierdził (te i poprzednie słowa przytaczam za Izabelą Wolikowską). Poznanych
w Sewilli wybitnych poetów, Manuela i Antonia Machado, oczarował swym „urokiem intelektualnym i towarzyskim (…), wszechstronną wiedzą, niebywałą pamięcią i znajomością świata”,
o czym oni sami pisali do Lutosławskiej. Autorka książki zatytułowanej Roman Dmowski. Człowiek, Polak, przyjaciel (1961) relacjonuje długoletnie związki swej rodziny z politykiem, dla którego naród był najwyższą wartością. W kontekście opowieści „Pana Romana” (jak go określa)
o tym, jak w Sewilli czytywał korespondencje jej matki drukowane na pierwszej stronie najpoczytniejszego hiszpańskiego dziennika, opatrzone stałym tytułem Desde Polonia (Z Polski),
dodaje:
164 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Matka moja, dźwigająca bohatersko swoją nieustanną nostalgię za Ojczyzną (…) pracowała całe życie czynem
i słowem nad zbliżeniem Jej ojczyzny z ojczyzną jej dzieci. I dokonała tego.
Sanitariuszka i reporterka. Losy własne, losy rodziny
W 1913 roku Lutosławskiemu urodził się pierwszy i jedyny syn, Tadeusz – ale już z drugiego
związku, z Wandą Peszyńską. Z pierwszą małżonką rozstał się kilka lat wcześniej. Sofía zamieszkała u swej najstarszej córki w Warszawie, a rodzina Lutosławskich odsunęła się od Wincentego, solidaryzując się z byłą synową i bratową. Jej aktywność na polu literatury i uznanie,
jakim się cieszyła jako pisarka, tłumaczka (m.in. Quo vadis Sienkiewicza) i stała korespondentka hiszpańskiej prasy z Polski, w jakimś stopniu wynagradzały to, na co ona sama nie miała już
od dawna żadnego wpływu. Literackim odbiciem zaistniałej sytuacji stała się jej nowa książka, napisana w konwencji epistolarnej, Más que amor. Cartas (1908), wydana w tym samym
roku w Krakowie, poza zasięgiem carskiej cenzury, jako Więcej niż miłość. Powieść współczesna.
Przekład nie był podpisany, a dokonały go dwie dorastające córki poetki, Maria i Izabela Lutosławskie. W utworze ona sama – dla zatarcia skojarzeń z autorką, bohaterka pochodzi z Kraju
Basków – występuje jako María de la Cruz (dosłownie: Maria od Krzyża), jej najbliższa przyjaciółka Ela, czyli Gabriela Balicka (żona Zygmunta Balickiego, współpracownika Dmowskiego,
wydawcy „Gazety Porannej”) jako Halina, a w osobie hiszpańskiego korespondenta bohaterki
kryje się madrycki polityk Alfredo Vicenti, bliski przyjaciel Sofii (tak uważała jej córka Halina),
bądź galicyjski pisarz, Emilio Ferrari (opinia Krystyny Niklewiczówny, córki Marii). Postać ta
(działacz Partido Liberal, w młodości poeta) ma zresztą rysy tak jednego, jak i drugiego.
Wkrótce potem Sofía wyjeżdża do Madrytu, gdzie w domu swego brata, Vicente Casanovy,
spędza szczególnie dla niej trudny okres po rozstaniu z mężem, lata 1909–1914, wiążąc się
w tym czasie z gronem poetów modernistów. Wychodzą kolejne tomy jej poezji (Cancionero
de la dicha, 1911 – już trzeci, po Poesías, 1885 i Fugaces, 1898), nowel (zbiór El pecado, 1911),
a w Teatro Español grana jest napisana przez nią komedia (La Madeja, 1913). Kontynuując rozpoczętą na ziemiach polskich działalność społecznikowską, zakłada Instituto de Higiene Popular, instytucję uczącą kobiety z nizin społecznych właściwej opieki nad potomstwem; pomaga
jej w tym młodsza córka, Izabela.
Wiosną 1914 roku pisarka wraca do Polski, by spędzić wakacje ze swoją polską rodziną. Gdy
zaskakuje ją wybuch wojny, natychmiast podejmuje pracę ochotniczej siostry miłosierdzia,
z ramienia Polskiego Komitetu Pomocy Sanitarnej, opatrując i pielęgnując przywożonych
z frontu rannych żołnierzy. Warto dodać, że za działalność tę rok później zostanie odznaczona
przyznanym przez wodza naczelnego armii carskiej złotym medalem świętej Anny (z dopiskiem
„Za Miłosierdzie”). Wkrótce potem zawierucha wojenna rzuca ją wraz z jej bliskimi z rodziny
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 165
Lutosławskich, uciekającymi przed zbliżającym się frontem, do Moskwy, a potem do Piotrogradu. W Rosji przeżywa wspólną tragedię rozstrzelania pod zarzutem działalności kontrrewolucyjnej Mariana i Józefa Lutosławskich, organizatorów polskich oddziałów zbrojnych. Jednocześnie
przesyła do madryckiego „ABC”, z którym współpracowała od roku 1908, korespondencje wojenne z Rosji, wydane później w trzech odrębnych tomach (De la guerra, 1916; De la revolución rusa,
1917; La revolución bolchevista, 1920), z których ostatni po latach wznowiono, w serii Biblioteca
de escritoras pod patronatem Instituto de la Mujer (1989), uznając wartość jej historycznego
świadectwa i rolę, jaką odegrała – jako dziennikarka, a zarazem nieulękła kobieta – w historii
hiszpańskiego ruchu emancypacyjnego.
Jest to okres jej największego literackiego triumfu, mierzonego uznaniem współczesnych. Gdy
w roku 1919 przybywa do ojczystego kraju, przyjmowana jest owacyjnie – szczególnie w rodzinnej Galicji, gdzie otrzymuje wielki krzyż orderu Beneficiencia za swą działalność charytatywną,
uczestnicząc w licznych spotkaniach i uroczystościach sobie poświęconych. Zarówno tam, jak
i w Madrycie wygłasza też odczyty, z których jeden – zatytułowany Impresiones de una mujer
en el frente oriental de una guerra europea – z 19 kwietnia 1919, zasługuje na naszą szczególną
uwagę, jest bowiem nie tylko ostrzeżeniem przed ekspansjonizmem sowieckiej Rosji i ideologią
„nuevos bárbaros del Norte” („nowych barbarzyńców z Północy”), ale też publiczną manifestacją
patriotycznych uczuć wobec jej drugiej, przybranej ojczyzny, która odzyskała wreszcie niepodległość, co autorka uznaje za zdarzenie godne miana cudu. „Polonia es el país del milagro” –
stwierdza dobitnie, stawiając Hiszpanom (tu – elicie hiszpańskiej armii, jej konferencja odbyła
się bowiem w Centro del Ejército y de la Armada) nasz kraj za wzór dawany światu, „oazę porządku pomiędzy dwoma obozami anarchii i śmierci” (bolszewików i rewolucjonistów niemieckich,
tzw. „spartakusowców”). „Braterskie pocałunki na rosyjsko-niemieckim froncie rozniosły straszliwe zarazki” – słowa te brzmią jak ostrzeżenie, któremu późniejsze wydarzenia, tak w Hiszpanii
jak i w całej Europie, nadały gorzką aktualność.
Babunita. Hiszpanka z polskim paszportem w oczach swych wnuków
Po I wojnie światowej Sofía Casanova Lutosławska przyjęła polskie obywatelstwo i zamieszkała,
już na stałe, w domu swej warszawskiej rodziny, czyli u Marii Niklewiczowej (Manity). Jak wylicza w biogramie swej babci zamieszczonym w Polskim Słowniku Biograficznym Krystyna Niklewiczówna, korespondencje z Polski publikowała w tym okresie zarówno w madryckim „ABC”, jak
też w prasie kubańskiej i argentyńskiej; w madryckim tygodniku „Blanco y Negro” ogłaszała też
opowiadania i poezje. Wydała w Hiszpanii powieść dla dzieci (Viajes y aventuras de una muñeca
española en Rusia, 1920), a jej wcześniejsze książki doczekały się wznowień; ukazały się też czterotomowe Obras completas (1924–1927).
166 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Inna wnuczka pisarki, Zofia Marcinek, córka Haliny Meissnerowej (Hality), przypomina, że
w Warszawie, gdzie zastał ją wybuch II wojny światowej i tragedia niemieckiej okupacji kraju, jej życie w tym okresie „splotło się nierozerwalnie z działalnością Armii Krajowej, w której
uczestniczyła cała rodzina”. Brat Zofii, Wojciech (czyli ojciec Karol, OSB), w poruszającym wspomnieniu, dostępnym w internetowym wydaniu „Razón Española” (Las tres muertes de Sofía
Casanova), odsłania dalsze, szerzej nieznane szczegóły jej codziennego życia i pracy pisarskiej
w latach, które sam dobrze pamięta (urodził się w 1927 roku). „Dla pokolenia mojej babci” – pisze – „dla szwagrów i szwagierek, była Sofitiną, dla przyjaciół – Panią Sofitiną (…), moja matka i ciotki nazywały babcię Madrecita [Mateczka]”. Babunita, stale mieszkająca w Warszawie,
w podpoznańskich Koziegłowach, gdzie Meissnerowie mieli swój letni dom, spędzała jedynie
wakacje; lubiła spacerować po okolicy, otoczona wnuczętami (Wojciech miał czworo rodzeństwa), wsparta na lasce. Miała swój pokój, tworzyła w nim lub na werandzie. Jej pogłębiająca
się krótkowzroczność (w latach I wojny niemal oślepła) utrudniało tę czynność, zwłaszcza że pisała bez okularów, nigdy też nie pozwoliła się w okularach sfotografować. Posługiwała się trzymanym jedną ręką, przyciętym przez wnuka kartonem o wymiarze A5, do którego przypinano
stale zmienianą bibułę, wraz z kartą papieru. Jej kulfoniaste, niezgrabne pismo czytelne było
jedynie dla najbliższych, którzy tak powstałe notatki musieli odszyfrować i przepisać na maszynie, by były użyteczne, choć nie wymagały one żadnej dodatkowej korekty. W ten sposób, dzień
za dniem, powstawały listy, artykuły, wiersze, książki… Niewydane drukiem teksty (w tym rękopis nowej powieści, Juanito República, nad którą pracowała w latach trzydziestych, wydobyty
z gruzów zbombardowanego przez Niemców we wrześniu 1939 domu przy ulicy Chmielnej 2),
zostały zabezpieczone przez córkę Halinę również w czasie Powstania Warszawskiego,
w piwnicy budynku przy Alejach Ujazdowskich 38, dokąd się rodzina przeniosła. Niestety, wraz
z innymi pamiątkami, włożonymi do dużej zielonej walizki, spłonęły, gdy po zakończeniu walk
hitlerowcy ów dom, tak jak sąsiednie, podpalili. „Nawet w piwnicy – dodaje autor – żar był tak
ogromny, że nie można było do środka wejść. Tak przepadły manuskrypt «Juanito República»
i całe archiwum”. Przepisany został jedynie, rękami wnuka, dziennik pisarki z pierwszych miesięcy okupacji, o „profetycznym” tytule Polvo de escombros (Pył z ruin), opublikowany po wojnie w Hiszpanii wraz z tekstem Miguela Branickiego Estampas polacas pod wspólnym tytułem
El martirio de Polonia (1945).
Gdy dzięki pomocy radcy ambasady Hiszpanii w Warszawie, Kazimira Granzowa, z pochodzenia Rosjanina, ożenionego z arystokratką hiszpańską, udało się przekazać do Madrytu pierwsze
korespondencje Sofii Casanovy z okupowanej stolicy Polski, gazeta, z którą współpracowała
od ponad trzydziestu lat, odmówiła opublikowania kolejnych. Ściślej mówiąc, jej redaktor
naczelny, Torcuato Luca de Tena, odpowiedział autorce uprzejmym listem, przestrzegając, by
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 167
w dalszych crónicas wstrzymała się od jakiejkolwiek krytyki Niemców i ich stosunku do miejscowej ludności. Dla dobiegającej osiemdziesiątki pisarki był to, zdaniem jej wnuka, cios śmiertelny (un golpe mortal). Kłamać na temat zachowania się Niemców w okupowanej Warszawie
nie potrafiła; przemilczeć tego, czego sama była świadkiem i ofiarą, nie chciała. Owo narzucone
milczenie trwało aż do roku 1957, kiedy to na kilka miesięcy przed śmiercią ogłosiła w „ABC”
dwie nowe korespondencje.
By ułatwić pisarce, a także jej polskiej rodzinie, przeżycie tych ciężkich lat, znający ją dobrze
ambasador Hiszpanii w Berlinie, Antonio Magaz, wystawił jej paszport swojego kraju, zaś wnuków zaopatrzył w dokumenty stwierdzające, że są jej krewnymi – mogły one ich uchronić od
przypadkowego pojmania podczas którejś z ulicznych łapanek. Po zakończeniu wojny, by jako
cudzoziemka mogła bez problemu pozostać w komunistycznym kraju, nie utrzymującym stosunków z frankistowską Hiszpanią, Lutosławska z przywróconego jej obywatelstwa hiszpańskiego zrezygnowała. I to mimo faktu, że „ucisk i terror narzucone Polsce przez system komunistyczny w czasach stalinowskich był dla niej prawdziwym cierpieniem” – tak pisze Zofia Marcinek,
córka Haliny, do której Babunita przeniosła się w 1945 roku, pozostając aż do swej śmierci
w jej poznańskim domu. Odeszła mając dziewięćdziesiąt siedem lat 16 stycznia 1958 roku.
Życiowym kolejom i dorobkowi literackiemu hiszpańskiej pisarki, a zarazem Polki z wyboru,
poświęcono co najmniej dwa doktoraty, kilka książek (najnowsza to praca zbiorowa, zatytułowana Vida e tempo de Sofía Casanova, 2010), fabularyzowany dokument biograficzny niezależnej telewizji galicyjskiej SAGA TV (A maleta de Sofía, 2011, w reżyserii Marcosa Gallego),
a także rozliczne artykuły, tak w Hiszpanii, jak i w Polsce. Obecne wznowienie jej autobiograficznej
powieści Więcej niż miłość (po ponad stu latach, a zarazem w przededniu sto pięćdziesiątej rocznicy urodzin autorki), to pierwsze po 1945 roku książkowe wydanie Sofii Casanovy Lutosławskiej
w naszym kraju.
(2010)
Hiszpania Aury Wyleżyńskiej,
Tytusa Czyżewskiegio i Józefa Czapskiego
Pierwsze lata odrodzonej Rzeczypospolitej nie były zbyt sprzyjającym okresem dla podtrzymania polskich fascynacji hiszpańską egzotyką i zainteresowania współczesnym życiem narodu,
który w dobie niewoli stanowił dla nas już to wzór i przykład, już to pouczającą przestrogę.
Chociaż jednak w roku 1928 Stanisław Wędkiewicz ubolewał, że nasz stopień „zaciekawienia
Hiszpanią”, krajem o kulturze „tak świetnej i tak bogatej, tak przy tym na wskroś samodzielnej
i stylowej”, jest wciąż zbyt skromny, w drugiej połowie dekady lat dwudziestych podróżowali
do Hiszpanii coraz częściej zarówno turyści indywidualni, jak też uczestnicy pierwszych „gromadnych” wycieczek turystycznych. Wyjazdy te nasiliły się, gdy dla poprawienia obrazu kraju
w oczach światowej opinii publicznej rząd dyktatora Miguela Primo de Rivery zorganizował
w roku 1929 dwie wielkie wystawy międzynarodowe: Exposición Internacional w Barcelonie
i Exposición Iberoamericana w Sewilli, które przyciągnęły także wielu Polaków. W czasopismach
wydanych w okresie międzywojennym „utonęło” wiele interesujących opisów podróży na Półwysep Iberyjski; tylko nieliczne utrwalone zostały na kartach książek, dziś już zresztą zupełnie
zapomnianych.
Z dotyczącej Hiszpanii literatury podróżniczej będącej efektem wypraw podjętych przed nastaniem II Republiki (1931) wyróżnia się kilka relacji książkowych (reportaże z wojny marokańskiej Pod tchnieniem sirocca i U wrót tajemniczego Maghrebu Mieczysława Bohdana Lepeckiego,
Kraj między Wschodem a Zachodem. Podróż Żyda po Hiszpanii wybitnego działacza syjonistycznego, Marka Ehrenpreisa oraz hiszpańskie listy podróżne Z duszą Twoją na ramieniu Aury Wyleżyńskiej, polskiej literatki z Paryża), a także publikowane w periodykach szkice o tym kraju powstałe na marginesie naukowych bądź artystycznych podróży Stanisława Witkowskiego, Marii
Ossowskiej, Eugeniusza Frankowskiego, pierwszej polskiej hispanistki o statusie akademickim,
Stefanii Ciesielskiej-Borkowskiej, wreszcie – Tytusa Czyżewskiego i Józefa Czapskiego.
W tym miejscu pragnąłbym przypomnieć hiszpańskie wrażenia Wyleżyńskiej, Czyżewskiego
i Czapskiego. O ile dwóch ostatnich przedstawiać nie trzeba, o tej pierwszej należałoby powiedzieć, że przebywając stale we Francji, popularyzowała tam polską literaturę, utrzymywała
jednocześnie bliskie związki z krajem, publikując tu liczne powieści, studia literackie i biografie; wraz ze Stanisławem Piotrem Koczorowskim przetłumaczyła też na polski Pamiętniki Władysława Mickiewicza. W roku 1930 odbyła dłuższą wycieczkę do Hiszpanii, relacjonując swe
spostrzeżenia w formie listów bohaterki, literackiego medium autorki, do kochanka Hiszpana
i przyjaciela Anglika. Tak zbeletryzowana forma jej reportażu, wydanego przez Towarzystwo
170 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Wydawnicze „Bluszcz”1, tylko przydaje książce oryginalności. Mimo pretensjonalnego tytułu
jest ona udaną próbą przeniknięcia tajemnic hiszpańskiego ducha poprzez analizę rozmaitych
form jego ekspresji, od specyficznej religijności Hiszpanów po malarstwo, corridę czy taniec.
Problemy hiszpańskiego katolicyzmu wielokrotnie podejmowano i rozważano w polskiej
publicystyce i relacjach z podróży do tego kraju; często też stawiano sobie pytanie o spuściznę
inkwizycji, o obecność jej ducha w życiu narodu, który walczył w imię krzyża o własną niezależność i pełnię władzy nad swym krajem, ale też z krzyżem w ręku podbijał, tępił i zniewalał inne
ludy. Obiegowe opinie na temat hiszpańskiej żarliwości religijnej czy wręcz fanatyzmu, z jakimi
przyjeżdżali polscy podróżnicy, bardzo często przychodziło im porzucić, bo to, co widzieli, w żaden sposób z owymi rysami stereotypu Hiszpana nie chciało korespondować. Wojciech Dzieduszycki, galicyjski polityk i publicysta, wyciągał w roku 1900 ze swych obserwacji codziennego
życia Hiszpanów wniosek, że wielka jest w tym kraju „narodu z Panem Bogiem poufałość”. Podobnie Stanisław Witkowski, filolog klasyczny, dziwił się południowej pobożności Hiszpanów,
u których obchody religijne przybierają charakter świeckich widowisk, a o trzecim przykazaniu
mało już kto pamięta. Temat ów bodaj najpełniej rozwinęła na polskim gruncie właśnie autorka Listów z Hiszpanii, opisując madryckie przygotowania do Semana Santa (na ów czas Hiszpanki wracają do narodowych strojów i, odświętnie przybrane, uczestniczą w nabożeństwach,
kwestują i sprzedają święte obrazki), a następnie wielkotygodniowe procesje w Sewilli.
Ten fragment jej książki wyraźnie góruje nad całością utworu; recenzent „Kuriera Literacko-Naukowego” uznał go wręcz za arcydzieło. Wyleżyńska instaluje się na trasie pochodu, a oczekiwanie na jego nadejście przypomina jej atmosferę przed rozpoczęciem corridy. Głównymi
aktorami teatru, jakim jest w Hiszpanii religia, są członkowie konfraterni religijnych: przed zajęciem miejsca w orszaku wstępują oni na lampkę jerezu, a już podczas samej procesji rozmawiają, śmieją się i kłaniają znajomym. Śmieje się tłum, roześmiane jest całe miasto; ludzie nieomal
„grają w totalizatora”, która figura piękniej będzie ubrana. W rzadkich chwilach skupienia płyną
pod niebo błagalne pieśni o wschodnich melodiach. Wrażenie wyniesione z procesji jest bardzo
silne; doznane uczucia – co najmniej sprzeczne. Jaka jest, w ich świetle, prawda o Hiszpanii?
Można ją wyrazić jedynie kilkoma parami przeciwieństw: „piękno i brzydota, słodycz i gorycz,
mistycyzm i zmysłowość”. A prawda o Hiszpanach? To ludzie Wschodu, którzy w przeciwieństwie
do „nas, ludzi Zachodu” – nie chowają dyskretnie swych uczuć. Ich Bóg nie może być zaklęty
w jedną formę i oddalony: Chrystus w cierniowej koronie, z ciałem zroszonym krwią i kroplami
potu, musi wyjść na ulicę; Najświętsza Panna, która „łzy glicerynowe roni, jak artystka kinowa”,
stanąć musi do konkursu piękności, obok swych rywalek. Jaka jest więc religia Hiszpanów? Żarliwa, choć pełna poufałości wobec świętych osób i braku szacunku wobec świętych miejsc…
1
Zob. A. Wyleżyńska, Z duszą Twoją na ramieniu. Listy z Hiszpanii z oryginałów wiernie przełożone, Warszawa, /1933/.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 171
Jadąc do Hiszpanii, Aura (Aurelia) Wyleżyńska nie chciała nic o niej czytać, zadowoliła się jedynie standardowym przewodnikiem (Guide Bleu), który nie narzuca zwiedzającemu cudzych
opinii. W jednym z listów do przyjaciela Anglika napisała: „Myślę, że i Pan woli moje żywe błędy,
niż cudze umarłe racje…”.
Dwaj pozostali autorzy, Tytus Czyżewski i Józef Czapski, wybierając się za Pireneje, posiadali
bogatą wiedzę o hiszpańskiej sztuce i kulturze. Uwaga ta dotyczy w szczególności Czapskiego,
oczytanego w dostępnych mu we francuskich przekładach autorach hiszpańskich, od świętej Teresy po Unamuna. Lektury te wszakże nie zamącały świeżości spojrzenia, co najwyżej je wyostrzały, stanowiąc punkt odniesienia dla spostrzeżeń własnych i w pełni oryginalnych. Dochodziła
w nich do głosu malarska wrażliwość Czyżewskiego i Czapskiego, spoglądających na odwiedzany przez siebie kraj oczyma artystów, czułych na piękno malarskich arcydzieł i surową urodę
kastylijskiego krajobrazu. Czyżewski, pracujący w latach dwudziestych w polskiej ambasadzie
w Paryżu, odbywał liczne podróże; Upiór Toleda2 jest owocem jednej z nich, zrealizowanej jesienią roku 1929. Czapski, w latach 1924–1932 również przebywający w Paryżu, odwiedził Hiszpanię wiosną roku 1930; wrażenia swe spisał w poświęconych jej Kartkach z podróży3.
Obaj rozpoczynają swą wędrówkę w Madrycie, skąd wyruszają – dość tradycyjnie – do Toleda.
Ów szlak prowadzi dla Czyżewskiego od Goyi4, widzianego w Prado, do El Greca, którego „matecznikiem” jest owo miasto rysujące się na skalistym wzgórzu nad Tagiem niby olbrzymi zwał granitu.
Opis Toleda jego pióra jest plastyczny i sugestywny, pozbawiony jednak emocjonalnych skojarzeń,
które toledańskie place, uliczki i budowle budziły u Ehrenpreisa, odczuwającego głęboką więź
duchową z pokoleniami hiszpańskich Żydów i ewokującego ich tragiczne losy. Gdy autor Upiora
Toleda pisze o przeszłości planu Zocodover, na którym„odbywały się niegdyś dwie wielkie ceremonie narodowe hiszpańskie, bez których Hiszpania obyć się nie mogła: walki byków i auto da fe”, te
rzucone w przelocie ironiczne słowa brzmią zbyt lekko i niestosownie – zwłaszcza gdy je czytamy,
mając w pamięci Ehrenpreisa. Polski formalista jest także niewrażliwy na hiszpański gotyk, zbyt
bombastyczny w swym przepychu; wyznaje wręcz, że obowiązkowe dla turysty zwiedzanie katedr
w Hiszpanii stało się dlań„nudną, wymuszoną etykietą”. Katedra toledańska pociągała go bardziej,
gdyż „nastrojem, duszą i fizjonomią jest ściśle związana z charakterem Starej Kastylii i Toledem”.
Motywem przewodnim wycieczki do Toledo jest wszakże El Greco; stronice jemu poświęcone
zadziwiają przenikliwością i ostrością spojrzenia na dzieła owego „tyrana fantazji”, niezrozumianego przez swoich współczesnych, w tym szczególnie przez jedynego wówczas w Hiszpanii
człowieka pokrewnego mu „duchem arystokratycznej i dumnej ascezy” – króla Filipa II. Obaj
stworzyli epokę w ówczesnej kulturze Hiszpanii, ale nie nastąpiło między nimi porozumienie.
Zob. T. Czyżewski, Upiór Toleda, „Droga”, 1932, nr 1 i 2.
Zob. J. Czapski, Kartki z podróży. Hiszpania, „Pamiętnik Warszawski”, 1930, nr 9.
4
Patrz przypis 2, s. 72.
2
3
172 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Filip, wykwintny znawca sztuki, ubóstwiający Tycjana i szkołę wenecką, nie mógł zrozumieć
„glistowatych postaci świętych malowanych trupim kolorem zieleni”. Autor wpisuje niesamowite, przepiękne, choć zarazem „upiorne” wizje artysty w ponure, „ekspresjonistyczno-kubistyczne” elementy toledańskiego krajobrazu i wyznaje, że dopiero patrząc na ów krajobraz,
„gwałtowny w liniach i brutalny w kontrastach barwnych”, zrozumiał styl obrazów El Greca:
kto przez kilkadziesiąt lat krajobraz ów kontemplował, mógł „przejąć się podobnymi formami
i podobnym kolorem”.
Równie wyraziste i zapadające w pamięć czytelnika są zapomniane dziś, a ze wszech miar
godne uwagi hiszpańskie Kartki z podróży Czapskiego. Polski kolorysta opisuje zarówno płótna
El Greca, Goyi i Velazqueza widziane w madryckim Prado, jak też budy jarmarczne nad Manzanaresem i tłum ludzki brnący w tumanach kurzu, „jak u nas na kresowych «festach»”. Portretuje wychwycone z owego „zbitego tłumu hiszpańskiego” twarze mężczyzn o rysach „prostych,
niemal brutalnych” i kobiet „o matowej delikatnej cerze, szlachetnym owalu i niezwykłych
w rysunku, wielkich czarnych oczach”. Obserwuje defiladę oddziałów gwardii w dniu imienin
królewskich, kiedy to nawet „rewolucjonista ze słabą głową może dzięki orkiestrze wojskowej
stać się na krótką chwilę wierno-poddanym monarchistą”, spacerowiczów w parku Retiro i kawiarnianą publiczność, wśród której nie ma ani jednej kobiety. Zastanawia się nad hiszpańską
obyczajowością i jej kontrastami, objawiającymi się „zamkniętym życiem” kobiet i… obfitością domów publicznych, co Kościół toleruje, wychodząc z założenia, że „grzech ciała jest mniejszy od grzechu ciała i duszy”, czyli od miłości pozamałżeńskiej. „Rozpusta i zbytek przedziwnie
się jakoś godzą w Hiszpanii z pobożnością posuniętą do dewocji” – konkluduje, powołując się
w chwilę później na opinię wybitnego znawcy duszy własnego narodu, pisarza i filozofa Miguela de Unamuno, iż „miłość romantyczna jest tu prawie nieznana”.
W ciągu kilkutygodniowego pobytu za Pirenejami Czapski odwiedza też Toledo, Eskurial,
Avilę i kastylijskie miasteczko Arenas de San Pedro, gdzie „zażywają wywczasów letnich skromni mieszkańcy Madrytu”. W jego otoczeniu odnajduje tak rzadką w Hiszpanii górską zieloność,
a w codziennych zajęciach mieszkańców – radość życia w harmonii z naturą. Tu również przypatruje się ludzkim twarzom, przefiltrowując swe wizualne wrażenia przez pryzmat wcześniejszych doznań literackich i malarskich związanych z Hiszpanią, gdy np. pisze o pewnym
pastuchu: „wydawał mi się żywym Don Kichotem, takim jakim go sobie wymarzył Daumier”.
W Arenas po raz kolejny atmosfera masowego zgromadzenia ludzkiego – tym razem w wiejskim kościółku, podczas uroczystości Pierwszej Komunii – skojarzy mu się z Polską, przypominając autorowi uderzająco „nasze kresowe kościoły”.
O zmarłym niedawno artyście Jacek Woźniakowski napisał, iż „stał na skrzyżowaniu kultur”,
„był napompowany kulturą polską, rosyjską, niemiecką, francuską”. Przypomniany tu tekst
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 173
Czapskiego z roku 1930 wskazuje, że obiektem żywego zainteresowania czy wręcz fascynacji
była dlań w owym okresie również kultura hiszpańska, fizyczny i duchowy krajobraz żyjącego za
Pirenejami narodu oraz nagromadzone przez wieki płody jego geniuszu.
(1993)
Hiszpańskie wrażenia i refleksje
Stefanii Ciesielskiej-Borkowskiej
W opublikowanej w 1925 roku w „Przeglądzie Współczesnym” recenzji przekładu Sangre y arena Vicente Blasco Ibañeza1 wybitny romanista, profesor Stanisław Wędkiewicz, zwracał uwagę
na różnice, jakie nas dzieliły od Niemiec, Francji czy Włoch pod względem stopnia „zaciekawienia Hiszpanią”. O ile w Niemczech na życzenie ucznia hiszpański mógł zastąpić francuski
jako przedmiot, w polskich szkołach średnich nie było w ogóle nauki tego języka, a jedyny
lektorat akademicki istniał na Uniwersytecie Warszawskim. Gwoli prawdy przyznawał jednak
autor, że dyplomatyczne przedstawicielstwa obu państw położyły liczne zasługi w pogłębianiu
wzajemnej przyjaźni, że dużą aktywność przejawiało działające w Warszawie Towarzystwo
Polsko-Hiszpańskie2, że wreszcie coraz częstsze stawały się „naukowe wycieczki do Hiszpanii
z celem niewątpliwie poważniejszym od zwyczajnych przejażdżek polskich letników z Biarritz
do San Sebastián”. Te przelotne i wyrywkowe spostrzeżenia rozwinąć miał wkrótce Wędkiewicz
w odrębnym studium, które jest do dziś obowiązkową lekturą polskich hispanistów – w Zaniedbanej dziedzinie humanistyki (1928)3.
W jego trzeciej części, zatytułowanej Polska a kultury iberyjskie, charakteryzując nasze „studia hispanologiczne” autor ubolewał, iż odnotować może jedynie sporadyczne przyczynki natury porównawczej, wzmianki o Hiszpanii i jej kulturze w podręcznikach i encyklopediach (pełne
błędów, przejętych za źródłami francuskimi bądź niemieckimi), parę opracowań o literaturze,
wstępów i komentarzy do przekładów czy też „przygodnych” artykułów i notatek. W tym kontekście uznania ze strony Wędkiewicza doczekali się nieliczni jeszcze wówczas przedstawiciele
filologii romańskiej na polskich uniwersytetach, z których każdy „bezpośrednio czy pośrednio
zetknął się z kulturą Iberii”, co stanowiło „pocieszającą rękojmię na przyszłość”.
Studium Wędkiewicza kończy się następującą, wielokrotnie cytowaną i wciąż jeszcze aktualną konkluzją:
Nie ja pierwszy wskazuję na iberologię jako na zaniedbaną u nas dziedzinę humanistyki i nie ode mnie pierwszego wychodzi inicjatywa poprawy stosunków w tym zakresie. (…) Hiszpańska kultura jest tak świetna i tak
bogata, tak przy tym na wskroś samodzielna i „stylowa”, tzw. „charakter” narodów iberyjskich tyle ma w sobie
tradycyjnej odrębności, że w interesie rozwoju intelektualnego nie wolno nam dłużej zaniedbywać tego źródła
duchowej podniety.
Tytuł polskiego tłumaczenia tej powieści, dokonanego w oparciu o jej wersję francuską (Arènes sanglantes), brzmiał Krew na arenie.
Czyli Sociedad Polaco-Española, założona w 1922 r.; nieco później powstało w Krakowie Towarzystwo Przyjaciół Kultury Hiszpańskiej imienia
Cervantesa.
3
Pełny tytuł: Zaniedbana dziedzina humanistyki. Znajomość języków i literatur iberyjskich za granicą a w Polsce; zob. „Przegląd Współczesny”,
1928, nr 73 (s. 283–307), 74 (s. 470–485) i 76 (s. 274–319).
1
2
176 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Jakby na apel Wędkiewicza – choć w istocie równolegle z jego ówczesnymi wypowiedziami
prasowymi o potrzebie rozwoju polsko-hiszpańskich stosunków naukowych i kulturalnych –
w drugiej połowie lat dwudziestych nasilają się kontakty intelektualne między oboma krajami;
w szczególności coraz częściej podejmowane są przez polskich uczonych podróże o charakterze
badawczym na Półwysep Pirenejski. Dane o tych wyprawach trudno jest zebrać, bo nie zawsze
– czy raczej: rzadko – ogłaszali oni drukiem relacje z podróży, jak to robili liczni turyści, pragnący
podzielić się publicznie swymi banalnymi na ogół wrażeniami. Dowodami odbytych wypraw stawały się dopiero opublikowane w jakiś czas potem studia i rozprawy naukowe, będące plonem
prowadzonych w Hiszpanii poszukiwań. Do prac tego rodzaju należą m.in. książka Eugeniusza
Frankowskiego (który już w latach swego poprzedniego pobytu za Pirenejami, tj. w czasie I wojny
światowej, zyskał sobie wielkie uznanie ogłaszanymi w hiszpańskich periodykach naukowych
artykułami o antropologii i folklorze obszarów zamieszkiwanych przez Hiszpanów, Basków i Portugalczyków) Regiony Hiszpanii (1933) i nieco wcześniejsze studium Organizacja nauki w Hiszpanii, głośna i kontrowersyjna rozprawa Rasowe pochodzenie Hiszpanów Stanisława Witkowskiego
(1925), czy też publikacje Marii Ossowskiej o uniwersytecie w Salamance i jego słynnym rektorze,
wybitnym filozofie i pisarzu Miguelu de Unamuno. W roku 1930 staże naukowe w Hiszpanii odbyli wymieniony wyżej profesor Uniwersytetu Poznańskiego Eugeniusz Frankowski (korzystając
z francuskiego ośrodka naukowego w Madrycie, tzw. Casa de Velázquez, gościnnie otwierającego
swe podwoje dla stypendystów z Polski) i zbierająca materiały do rozprawy habilitacyjnej o mistycyzmie hiszpańskim4 krakowska romanistka Stefania Ciesielska-Borkowska.
Jak napisała Maria Strzałkowa (sama będąca również wybitną przedstawicielką „zaniedbanej dziedziny humanistyki”, by posłużyć się określeniem Wędkiewicza) w opublikowanym po
śmierci profesor Ciesielskiej-Borkowskiej (1966) artykule poświęconym osobie tej „unique hispanisant universitaire dans la Pologne de nos jours”,
il n’est nullement excessif de croire que Mme Ciesielska-Borkowska a subi le charme de cet appel [chodzi tu
oczywiście o studium wymienionego wyżej autora, które „ouvrait devant les jeunes romanisants polonais des
perspectives de recherche toutes neuves et très attrayantes par le fait même de leur exotisme”] lorsque – toute
dévouée à son travail de pédagogue, âgée de quarante ans, elle se lança dans la voie récemment ouverte avec
tout l’enthousiasme qui lui était propre, pour y travailler jusqu’à la fin de ses jours. Plus de trente ans d’études,
des voyages réitérés en France et en Espagne, des contacts noués avec des hispanisants renommés tels que
Menéndez Pidal ou Marcel Bataillon eurent pour fruit de nombreuses publications, des cours et des conférences
tenus devant des auditoires divers5.
Ukazała się ona pod tytułem Mistycyzm hiszpański na gruncie polskim nakładem Polskiej Akademii Umiejętności (Kraków, 1939), przynosząc
swej autorce po II wojnie światowej stanowisko docenta w zakresie filologii hiszpańskiej (1945).
5
M. Strzałkowa, Stefania Ciesielska-Borkowska (1889–1966), „Zagadnienia Rodzajów Literackich”, t. X (1967), z. 1, s. 169–173 (tu s. 170).
4
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 177
Niniejszy tekst świadomie pomija milczeniem rozległe i zróżnicowane tematycznie owoce
owych trzydziestu pięciu lat badań poświęconych Hiszpanii, jej literaturze i kulturze, stosunkom
literackim polsko-hiszpańskim, polskim podróżom na Półwysep Iberyjski od czasów najdawniejszych po wiek XVIII – owoce fascynacji wybitnymi postaciami hiszpańskiego życia umysłowego
i literackiego epoki, w której po raz pierwszy sama zetknęła się z Hiszpanią – Miguelem de
Unamuno, Ramonem de Valle-Inclanem, Federikiem Garcią Lorką. Pierwszego z wymienionych
tu autorów nie tylko w Polsce popularyzowała, ale też tłumaczyła (Trzy nowele przykładowe
i prolog, 1959; korekta reedycji przedwojennego przekładu Mgły, 1958). Jej dorobek, doceniony
także przez samych Hiszpanów (do tego stopnia, że od niedawna nazwisko Stefanii Ciesielskiej-Borkowskiej pojawiło się w encyklopedii Espasa–Calpe), został dość szeroko omówiony
w cytowanym wyżej artykule Marii Strzałkowej; kończy się on przypomnieniem, że „son grand
rêve a été de voir fleurir les études hispaniques dans les écoles supérieures en Pologne et avant
tout à Kraków”. Marzenie to zmaterializowało się – choć w sposób daleki od ideału, jaki sobie
wymarzyła – w roku 1957, w formie „sekcji hiszpańskiej” na studiach romanistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim6. Już po jej śmierci inicjatywę w tym zakresie przejęła profesor Maria
Strzałkowa, doprowadzając do uruchomienia w Krakowie filologii hiszpańskiej jako odrębnego
kierunku studiów (1975).
Jak już wspomniałem, te olbrzymie zasługi profesor Ciesielskiej-Borkowskiej tekst niniejszy
pomija milczeniem. Chciałbym dziś bowiem – przy tak niezwykłej okazji, jaką jest stulecie polskiej romanistyki7 – przywołać artykuł pierwszej polskiej hispanistki „z prawdziwego zdarzenia”,
będący plonem jej naukowej podróży na Półwysep Iberyjski podjętej w roku 1930. Ukazał się
on kilka miesięcy później pod tytułem Hiszpania przed burzą. Wrażenia z podróży i refleksje8.
Dlaczego właśnie o tym niedużym objętościowo artykule chciałbym mówić? Otóż oddaje on,
w jedyny i niepowtarzalny sposób, tak różny od dyskursów typowo naukowych, zderzenie „wizji
duchowej” Hiszpanii – Hiszpanii z mitu i legendy, wyśnionej i wymarzonej przez rozliczne lektury, dziedziczone z pokolenia na pokolenie stereotypy i wyobrażenia – z Hiszpanią rzeczywistą,
która uderza wędrowca „smutkiem i monotonią pustynnych przestrzeni, suchych i bezpłodnych
gór, bynajmniej nie wysłanych zielenią”; zderzenie Hiszpanii widzianej przez pryzmat fantazji
jako „kraina słońca i kwiatów”, otoczona „aureolą rycerskości, głębokiej religijności i patriotyzmu” (spojrzenie to wyrasta, dla Polaków przynajmniej, z lektury francuskich romantyków) z „tą
prawdziwą” Hiszpanią, w której rzeczywistość – w miarę kosztowania jej rozlicznych „smaków”
– przerasta marzenie…
Zob. na ten temat T. Eminowicz, Los estudios hispánicos en Cracovia, „Estudios Hispánicos”, t. I (1988), s. 13–15.
Tekst niniejszy został opublikowany w języku francuskim w tomie Tradition et modernité. Actes du Colloque du Centenaire de la philologie romane
à l’Université Jagellone (Kraków, 1993) pod tytułem Impressions et réflexions espagnoles de Stefania Ciesielska-Borkowska (s. 275–280).
8
Zob. „Przegląd Współczesny”, nr 115 (1931), s. 209–230.
6
7
178 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Relacja z dłuższej podróży po Półwyspie Iberyjskim – bo nie tylko w madryckich czy barcelońskich bibliotekach, instytucjach naukowych i oświatowych polska romanistka (jeszcze
wówczas bardziej romanistka niż hispanistka) przebywała podczas owych kilku miesięcy, latem i jesienią 1930 roku – jest tekstem poniekąd przykładowym dla szoku, jakim jest po dziś
dzień zderzenie mitu o Hiszpanii z hiszpańską rzeczywistością, a zarazem tekstem szczególnym, z uwagi na osobistą wrażliwość autorki, rzadkie dziś przymioty stylu i języka, dar obserwacji, a także umiejętność wyrażania własnych spostrzeżeń, sytuowania ich w rozległym
kontekście kulturowym, obyczajowym, historycznym, obejmującym zarówno Hiszpanię, jak
i Polskę. Przytoczyć obszerniejszych fragmentów tej relacji, ze względu na znikomość czasu
i miejsca, oczywiście nie mogę; komentować hiszpańskich wrażeń i refleksji Stefanii Ciesielskiej-Borkowskiej własnymi słowami, nie chcąc niczego popsuć, również nie powinienem.
Pozostaje mi tylko starać się zachęcić odbiorców mojego tekstu do własnej lektury artykułu
Hiszpania przed burzą9 poprzez próbę zreferowania jego zawartości, z wykorzystaniem sformułowań, określeń, zdań całych, którymi się autorka posłużyła.
Opis swych hiszpańskich wrażeń rozpoczyna Ciesielska-Borkowska od wyznania swoistej
konsternacji, jakiej doznała na widok ziem rozciągających się za Pirenejami. Choć jednak po
owym pierwszym, powierzchownym kontakcie czar fantazji prysnął, legenda się rozwiała, pojawiło się przed jej oczyma państwo odrębne i dalekie od europejskiej banalności. Jego obraz
utracił na malowniczości, ale zyskał na wyrazistości i głębi. Wędrówka przez ów kraj kontrastów i pozornej dysharmonii pozostawiła jej wspomnienia dające się rozpamiętywać przez całe
lata. Owa kraina, przemierzana z północy na południe, z Europy stawała się Afryką, w swym
centrum zachowała jednak ziemie będące sercem Hiszpanii, jej esencją i istotą: owe campos de
Castilla, tak smutne, iż wydaje się, że mają duszę (według słów poety, wszystkim miłośnikom
kultury iberyjskiej tak dobrze znanych). To od niej, zauważa autorka, trzeba zaczynać zwiedzanie Hiszpanii, by kontrast między Hiszpanią a Europą najpełniej uchwycić.
Jej własna podróż ujęta jest w kilku krótkich rozdziałach, których treść sprowadzić tu można
(a raczej – trzeba) do paru lapidarnych stwierdzeń. Przyroda: smutne stepy i skaliste wzniesienia; oazy zieloności; wypielęgnowane parki i ogrody. Ludzie: wypadkowa ras, dla których
Hiszpania była ziemią obiecaną; brzydcy mężczyźni i piękne kobiety. Sztuka: pogodny realizm
i ponury tragizm, splecione ze sobą nierozerwalnie w twórczości tych samych artystów. Miasta:
chłopskie osiedla budowane z kamienia; Madryt i jego rozmaite oblicza; Toledo, wielkie muzeum przeszłości; Eskurial, symbol udręczenia i abnegacji. Nastrój polityczny: cisza przed burzą
– król Alfons XIII wraca z wakacji witany przez tłumy otaczające madrycki pałac i krzyczące
9
Jego obszerne fragmenty zamykają antologię P. Sawickiego Hiszpania malowniczo-historyczna. Zapirenejskie wędrówki Polaków w latach
1838–1930 (Wrocław, 1996); zob. s. 474–492.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 179
z uniesieniem ¡El rey!; upowszechniająca się świadomość, że przydługa dyktatura (generała Miguela Primo de Rivery, 1923–1930) przyniosła krajowi więcej rozczarowań niż korzyści; wiece republikanów liczących na rzesze „pozornie wierne monarchii, których stałość podobna jest
stałości płomienia na wietrze”. Przyszła Republika: krok naprzód na drodze postępu czy triumf
rewolucji?
Artykuł Stefanii Ciesielskiej-Borkowskiej, którego ostatnia część stawia pytania o przyszłość
Hiszpanii, odpowiedzi na nie nie daje. W rozważaniach autorki dominuje niepokój, wynikający
z nasilającej się agitacji komunistycznej na zapalnym gruncie skrajnych nierówności społecznych
i przybierających na znaczeniu tendencji separatystycznych. „Czy fala komunizmu przepłynie nie
zdoławszy pociągnąć ze sobą groźniejszych następstw?” – zapytuje polska romanistka, a w świetle tragicznego finału republikańskiego epizodu (bo był to tylko epizod!) w XX-wiecznej historii
Hiszpanii jest to pytanie retoryczne. Trzeba jednak wierzyć – dodaje już po powrocie do Krakowa,
przygotowując swój artykuł do druku na wiosnę 1931, po obaleniu monarchii i triumfie Republiki – w ciągłość kultury hiszpańskiej i skuteczność pracy odrodzeniowej, gdyż – jak powiedział
u progu swych rządów cytowany przez nią pierwszy prezydent II Republiki Hiszpańskiej, Niceto
Alcalá Zamora – „Hiszpania jest krajem wielkich, nagłych odrodzeń i posiada nieskończoną zdolność zmartwychpowstania”.
(1992)
Hiszpański dramat w oczach Polaków
Wypowiedzi, relacje, wspomnienia1
„Hiszpańskie” emocje Polaków mają u nas długą tradycję, sięgającą Guerra de la Independencia – wystarczy przypomnieć mit Somosierry (dwusetną rocznicę słynnej szarży obchodziliśmy
całkiem niedawno) i swoisty „kompleks”, związany ze zdobyciem, przy naszym czynnym udziale, heroicznie bronionej Saragossy (co przypomniały liczne powieści historyczne, z Popiołami
Żeromskiego na czele, a także filmowa adaptacja książki autorstwa Andrzeja Wajdy). Na „zdumiewającą ciągłość” naszego współodczuwania z Hiszpanami zwracał już zresztą wielokrotnie
uwagę Jan Kieniewicz. Emocje te odżyły, i to w skali masowej, w roku 1936: nikt nie mógł
pozostać obojętny w kraju położonym między hitlerowskimi Niemcami a sowiecką Rosją (czy
jak kto woli, Związkiem Radzieckim) na wydarzenia rozgrywające się na Półwyspie Iberyjskim,
który obrały sobie jako arenę ideologicznych i militarnych zmagań dwa totalitaryzmy, jakie
zrodziło XX stulecie – faszyzm i komunizm.
Nie znaczy to oczywiście, że rodzimi uczestnicy bratobójczej wojny – owej contienda incivil,
jak ją określił Unamuno – reprezentowali równie skrajne poglądy, że uważali siebie za wyznawców którejś z wymienionych ideologii. Jedni, w swym przekonaniu, bronili Republiki i jej
zdobyczy socjalnych wywalczonych drogą mechanizmów demokratycznych; inni chcieli przywrócić tradycyjny porządek społeczny, ocalić jego instytucjonalne i hierarchiczne podstawy.
Gdy sytuacja się zaostrzyła, na zagrożenie rewolucją odpowiedziano przewrotem wojskowym
i rządami opartymi na strachu i terrorze; ten sam terror – niekontrolowana rozprawa z tymi,
których uznać można było za wrogów – zapanował natychmiast po stronie przeciwnej.
Ponieważ poruszamy się tu dziś po prawdziwym polu minowym, te wprowadzające objaśnienia wydają mi się niezbędne, zanim oddamy głos tym, którzy u nas w owych trzech latach
o Hiszpanii pisali, kształtując i ukierunkowując w określony sposób polską opinię publiczną.
Opinia ta była od początku podzielona. Pojawiały się głosy o dzielnym i nieszczęśliwym narodzie, napadniętym przez „przemożne siły zaborcze”, walczącym z „faszystowskimi grabieżcami
i wiernie im służącą hiszpańską Targowicą”, ale były one stosunkowo nieliczne. Ton ówczesnej
publicystyce nadawały środowiska prawicowe, co nie może dziwić w kraju tradycyjnie katolickim, zorientowanym konserwatywnie, rządzonym w latach trzydziestych metodami bliskimi
systemom autorytarnym; co więcej – w kraju mającym za sobą świeżą jeszcze pamięć o agresji
bolszewickiej, której cały naród, tuż po odzyskaniu niepodległości, zwycięsko stawił czoła.
1
Niepublikowany wcześniej tekst wystąpienia w trakcie debaty towarzyszącej inauguracji wystawy „Korespondenci zagraniczni z hiszpańskiej
wojny domowej” (Warszawa, Instituto Cervantes, 14 maja 2009 r.).
182 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Osiadła w Polsce galicyjska pisarka Sofía Casanova, w artykule opublikowanym w sewilskiej
„ABC” (14.01.1937) opisywała następująco podejmowane przez siebie działania: „en la prensa,
en conferencias públicas, en las escuelas y las Universidades, laboran conmigo mis hijas y mis
nietos, propagando la verdad de la santa cruzada española, combatida por la mala Europa”.
Hiszpańska „krucjata” miała doprowadzić do całkowitego unicestwienia sił, które określiła ona
jako „esas hordas que han perdido el derecho de llamarse humanas y que en la Zoología se las
puede clasificar”.
W podobnym duchu wypowiadała się jej córka, Izabela Lutosławska2, czego przykładem
może być ogłoszony w poznańskiej „Kulturze” (1936, nr 28) artykuł o wymownym tytule
Oskarżam, rodzaj manifestu piętnującego tych, którzy „nie cenią krwi szczodrze przelewanej
w obronie Krzyża i Ojczyzny” przeciwko „barbarzyńskiemu bolszewizmowi”, nacierającym
wciąż również i na nas „dzikim prądom z Rosji”. Zgodnie z prezentowaną tu optyką hiszpański
konflikt rozgrywał się pomiędzy barbarzyńskimi hordami a wysławianymi przez Lutosławską
„przedziwnymi, nowoczesnymi żołnierzami noszącymi zamiast orderów medaliki z Matką
Boską, przyczepione do poszarpanych w walce mundurów”. Dwa lata później „hiszpańskiemu
ruchowi narodowemu” życzył także gorąco zwycięstwa katolicki pisarz Jan Dobraczyński („Prosto z mostu”, 1938, nr 33), choć świadom był – podobnie jak cytowana wyżej autorka – że
wymaga to obfitej daniny krwi; „krwi własnej – dodawał – ale i cudzej, hojnie rozlewanej”.
Czy jednak – zapytywał retorycznie – „należy odrzucić projektowane reformy tylko dlatego, że
wysuwają je ludzie o dłoniach zbroczonych krwią”?
Zarysowany tu obraz nabiera wyrazistych konturów, gdy od tych publicystycznych wypowiedzi przejdziemy do relacji naocznych świadków, publikowanych w formie broszur i książek
(często zbierających wcześniejsze korespondencje prasowe). Opisywały one stosunki panujące
w obu częściach rozdzielonej płynną granicą wojennej Hiszpanii, zarówno w tzw. „strefie narodowej” (zona nacional), jak też w strefie republikańskiej (zona republicana).
Reportaży książkowych było co najmniej siedem: trzy z terenów objętych powstaniem (czy
też rebelią), autorstwa Jerzego Przywieczerskiego (Hiszpania w ogniu), Romana Fajansa (Hiszpania 1936. Z wrażeń korespondenta wojennego) i Jędrzeja Giertycha (Hiszpania bohaterska);
cztery z Hiszpanii republikańskiej, pióra Stefana Eugeniusza Ołpińskiego (Z krwawej Hiszpanii),
Antoniego Zdanowskiego (Hiszpania. Kraj–ludzie–wojna domowa), Adama Sikorskiego (Łuna
nad Hiszpanią) i Ksawerego Pruszyńskiego (W czerwonej Hiszpanii). Ostatnia z tych książek,
złożona z reportaży drukowanych na łamach „Wiadomości Literackich”, doczekała się niedawno
Por. P. Sawicki, Sofía Casanova i Izabela Lutosławska wobec hiszpańskiej tragedii. Doświadczenia i wnioski, w: M. Dajnowicz (red.), Zachodnie
wzorce i wschodnie realia. Przedstawicielki elit prowincjonalnych w XIX i pierwszej połowie XX wieku, Białystok, 2009, s. 11–19.
2
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 183
wydania hiszpańskiego3. Niewątpliwie jest to rzecz wyjątkowa w swoim rodzaju, dzieło na miarę
najlepszych świadectw tej dramatycznej epoki, dalekie od pobieżnych dziennikarskich impresji
charakteryzujących większość wcześniej tu wymienionych tytułów, choć miejsce i czas, w którym znaleźli się ich autorzy, nadaje im znamiona autentyku, oddającego nastrój chwili, klimat
zdarzeń, ludzkie postawy, reakcje i zachowania.
Oto przykład: dokument rejestrujący „dziką sarabandę zniszczenia”, jak autor Stefan Eugeniusz
Ołpiński (piszący pod pseudonimem Stefan Osten) określa rewolucyjne ekscesy o antyklerykalnym obliczu, które przez kilka tygodni, wczesną jesienią 1936 roku, obserwował jako naoczny
świadek w Barcelonie i w Madrycie:
Żyjących katolickich duchownych wypędza tłum z mieszkań i ściga jak dzikie zwierzęta. Nawet umarłym nie
dają spokoju. Zdziczała gawiedź wdziera się do klasztornych podziemi, rozbija grobowce. Proste trumny zakonników czy zakonnic, zbite nieraz z sześciu nieheblowanych desek, wysuwają ci wstrętni świętokradcy przez
wąskie okienka na ulicę. Tam dzicz rozbija trumny, wyrzuca z nich szczątki zmarłych i mumie. Z trupów zrywa
resztki odzieży, która jeszcze zupełnie nie zbutwiała i nie rozpadła się; widziałem jak zrywano zeschnięty wianuszek różany z pożółkłych palców jakiejś dawno zmarłej mniszki. Wstrząsające wrażenie robią te poobnażane,
zaschłe trupy, świecące pustymi oczodołami. Zdawałoby się, że te martwe szczątki muszą zdziczałej gromadzie
przypomnieć śmierć własną. Nic podobnego. Dzicz urządza pochody z kościotrupami. Gdzie indziej ustawiono
je szeregiem pod ścianą domu, słyszy się najrozmaitsze cyniczne uwagi, których nawet powtórzyć nie można.
Groza przejmuje każdego z nas. Te puste oczodoły, te twarze mumii choć milczą, zdają się rzucać jakieś straszne,
nieme oskarżenie4.
W swej broszurze wydanej nakładem katolickiego pisma „Powściągliwość i Praca” dziennikarz – piłsudczyk i żarliwy katolik – nie omieszka wszak zauważyć, że lud hiszpański żył zawsze
w opłakanych warunkach; że prawicowe rządy (poprzedzające wyborczy sukces Frontu Ludowego) nie tylko nie przeprowadziły żadnych reform, ale wręcz odebrały robotnikom uzyskane
wcześniej prawa socjalne; że panujące w kraju stosunki musiały wcześniej czy później doprowadzić do katastrofy; że istoty prawdziwego chrześcijaństwa zamożniejsze warstwy społeczeństwa
„zdawały się nie rozumieć”, a praktyki religijne Hiszpanów – słynących z tradycyjnej pobożności
– „były raczej kwestią przyzwyczajenia i zwyczaju”. Po rozdziale Pożary, spustoszenia, zgliszcza,
z opisami powszechnego zdziczenia i uderzającej obojętności tłumu na akty przemocy i obrazy
śmierci, następuje fragment zatytułowany Próby opanowania chaosu, wskazujący na dążenie
władz, by „zaprowadzić jaki taki porządek”, i ich bezsilność oraz na rywalizację stronnictw politycznych (UGT i CNT)5, których bojówki niepodzielnie rządzą na ulicach wielkich miast. Konkluzja
K. Pruszyński, En la España roja, Barcelona, 2007. Krótki fragment tego tłumaczenia trafił do katalogu wystawy (zob. Corresponsales en la
Guerra de España, Fundación Pablo Iglesias, Instituto Cervantes, 2006, s. 184–188).
4
S. Osten, Z krwawej Hiszpanii, Kraków, 1937 (zob. s. 28–30).
5
UGT: Unión General de Trabajadores (socjaliści); CNT: Confederación Nacional del Trabajo (anarchiści).
3
184 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
jest następująca: „Gdyby w Hiszpanii zwyciężyli czerwoni, rozpętałaby się dopiero prawdziwa
rewolucja, może jedna z najkrwawszych, jakie widział świat”.
Ołpiński przebywał w republikańskiej Hiszpanii parokrotnie, pomiędzy sierpniem a grudniem 1936; na przełomie kwietnia i maja roku następnego, już w nieco spokojniejszym momencie, odwiedził ją działacz PPS Antoni Zdanowski, z misją informacyjną socjalistycznych
związków zawodowych. Z książeczki będącej dość skromnym plonem tej podróży odnotować
warto jedynie opis wizyty wśród ochotników z Batalionu im. Jarosława Dąbrowskiego, raczej
unikalny na polskim gruncie w ówczesnych warunkach politycznych6. Oto próbka stylu partyjnego funkcjonariusza lewicy: „Spędziliśmy miłe i niesłychanie ciekawe kilka godzin z towarzyszami z tego oddziału, dowiadując się o ich wszystkich przeżyciach, bólach i troskach”.
W podobnie ogólnikowym, bezbarwnym stylu zrelacjonowane jest spotkanie polskiej delegacji z premierem rządu republikańskiego; oto cytat:
Gdyśmy składali wizytę tow. Largo Caballero, powiedział on nam z goryczą: «Widzicie, jakie to figle płata historia. Ja, stary i zacięty antymilitarysta, muszę teraz oto całe swe siły poświęcać organizowaniu tej wojny.
Usprawiedliwia mnie tylko to, że my się bronimy»7.
Powróćmy jeszcze na chwilę do polskich „ochotników wolności”. Ich własne zapiski, dzienniki i wspomnienia, a także tematycznie związana z Hiszpanią twórczość literacka, obejmująca
w szczególności okolicznościową poezję – wszystko to już było wielokrotnie przypominane,
publikowane i komentowane8. Teksty te stanowią ważną część dokumentacji naszego udziału
w wojnie hiszpańskiej, zwłaszcza że polski kontyngent, jeden z najliczniejszych, sięgał pięciu
tysięcy żołnierzy. W prozie reportażowej z lat 1936–1939, jeżeli już o dąbrowszczakach pisano,
to na ogół krytycznie. Jako przykład może nam posłużyć rozdział Brygada Międzynarodowa im.
Dąbrowskiego z książki Łuna nad Hiszpanią współpracownika „Gazety Polskiej” Adama Sikorskiego9, goszczącego na terytorium republikańskim wiosną i latem roku 1937. Przypomina on
propagandowe hasła, pod jakimi ściągano do Brygad dotkniętych bezrobociem polskich emigrantów z Francji i Belgii:
Bądźcie mężni, walczcie jak lwy, bo gdy tu powalimy bestię faszystowską, to pójdziemy do Polski zrobić porządek. Precz z faszystowską Polską, niech żyje Polska ludowa.
6
Z dąbrowszczakami spotkał się też Pruszyński, ale zapowiedziana w ostatnim grudniowym numerze „Wiadomości Literackich” z 1936 r. relacja
pt. „Marche, marche, Dombrowski!” nie ukazała się.
7
A. Zdanowski, Hiszpania. Kraj–ludzie–wojna domowa, Warszawa, 1937.
8
Zob. m.in. Z. Szleyen (red.), Ochotnicy wolności. Księga wspomnień dąbrowszczaków, Warszawa, 1957. Z nowszych publikacji na szczególną
uwagę zasługuje książka M. Bednarczuk Obraz hiszpańskiej wojny domowej lat 1936–1939 w piśmiennictwie polskim, Toruń, 2008.
9
A. Sikorski, Łuna nad Hiszpanią, Warszawa, 1938, s. 139–150. Kolejne cytaty: s. 72 i 156–157.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 185
I komentuje od siebie:
komunistyczna propaganda sączona w bezkrytyczne dusze żołnierzy (…) dąży do ryczałtowego przerobienia
tych ludzi na (…) wrogów własnej ojczyzny. (…) Tego rodzaju pieczeń polską przy pożarze hiszpańskim szykują
nam bolszewicy i kierowani przez nich komuniści polscy.
Sikorski, były korespondent PAT (Polskiej Agencji Telegraficznej) w Hiszpanii, w ogarniętym wojną kraju widział „międzynarodowy doświadczalny poligon polityczny”, a w Hiszpanach – „naród mordujący się wzajemnie z przykładną zapamiętałością”. Jego wyważone
w politycznych ocenach reportaże sugestywnie oddają warunki codziennej egzystencji w głównych ośrodkach miejskich Republiki, pod ostrzałem nieprzyjacielskiej artylerii i lotnictwa, jak
też przerażające efekty tych bombardowań, ponawianych z uporczywą regularnością. Widok
zniszczonych dzielnic Madrytu każe autorowi Łuny nad Hiszpanią napisać, w poczuciu własnej
bezsilności:
Wychodzimy pomału ze straszliwych ruin, pełni głębokiego współczucia dla tak okropnie dotkniętych ofiar wymyślnych, nowoczesnych narzędzi śmierci (…) Parę minut drogi dzieli raptem dzielnicę śmierci od dzielnicy
życia. Po mózgu tłucze się niespokojna podświadoma myśl: co będzie, gdy nad nieszczęśliwym miastem znów
zawarczą złowrogo silniki śmiercionośnych bombardowców? Gdzieś z głębi duszy ludzkiej wybucha wszechobejmujący płomień protestu – nie. Za wszelką cenę – nie.
W końcówce książki czytamy:
Ten piękny i kwitnący kraj stał się odstraszającym przykładem dla innych. Stał się cmentarzyskiem idei sprawiedliwości międzynarodowej, sumienia i szczytnych haseł ludzkości. (…) Ręce [Hiszpanów] wyciągają się błagalnie do Europy – ratujcie! W ręce te jednak Europa dalej pcha mordercze narzędzia śmierci. Mordujcie się dalej aż
do ostateczności, bo za cenę odpowiedzi, kto zwycięży, będzie można wytargować jeszcze coś na innych (…).
Znamy to. Należymy do narodu, który kiedyś zapoznał się: z dymem pożarów, kurzem krwi bratniej. Doznał opiekuńczych interwencji obcych, zdradzieckich uścisków przyjaciół i fałszywych łez współczucia. Dlatego, jak nikt
inny, potrafimy głęboko i rzetelnie współczuć nieszczęśliwej Hiszpanii.
Dopełnieniem obrazu podzielonej Hiszpanii, w pierwszym roku wojny domowej, jest Hiszpania
1936 Romana Fajansa10, doświadczonego reportażysty, korespondenta „Kuriera Warszawskiego”,
który w listopadzie i grudniu tegoż roku objechał strefę „narodową”, utrwalając swe bezpośrednie wrażenia bez zamiaru „syntezy rozgrywających się wypadków”, na kształt „przeglądu filmowego” przynoszącego „szereg barwnych, żywych obrazów”. Odwiedził on kolejno Salamankę
(rozdział U Miguela de Unamuno jest najcenniejszym fragmentem książki), Avilę, Toledo, Burgos,
10
R. Fajans, Hiszpania 1936. Z wrażeń korespondenta wojennego, Warszawa, 1937. Pierwsze cytaty ze stron: 100, 169–175, 125.
186 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Sewillę i Kordobę, a także przedpola Madrytu, gdzie ze wzgórza obserwował ostrzeliwanie
stolicy Hiszpanii przez artylerię i eskadry bombowców. Było to – jak pisze –
(…) najstraszliwsze chyba widowisko, jakie widziano na świecie od 125 lat, od chwili ewakuacji i pożaru Moskwy w roku 1812. Chociaż, prawdę powiedziawszy, nawet tamtego dramatu nie można zestawić z tym, który
teraz obserwujemy. Tam była ewakuacja i pożar, tu jest – czy ja wiem, jak to nazwać? – piekło, otchłań, tragedia, dno nieszczęścia… Nie, to wszystko nie to, na to nie ma nazwy, tu w ogóle każde słowo zawiedzie… Tu
trzeba być, trzeba widzieć i słyszeć samemu, aby przekonać się, do czego zdolnym jest człowiek…
Polski reporter oglądał ślady zniszczeń wojennych i rewolucyjnego terroru na terenach odbitych
przez rebeliantów, rejestrował też zbiorowe nastroje i emocje tej części społeczeństwa, która
poddała się ich nacjonalistycznej retoryce, wiwatując np. na ulicach udekorowanej swastykami
Sewilli na cześć przybyłego do miasta ambasadora Niemiec – państwa, które właśnie uznało
rząd generała Franco. Tam też udzielił Fajansowi audiencji dowódca Ejército del Sur, generał
Queipo de Llano, którego autor określa jako „kogoś w rodzaju hiszpańskiego Goebbelsa”, charakteryzując go w sposób wysoce korzystny. Ów „wysoki, szczupły, elegancki pan, o siwiejących
z lekka skroniach” stwierdza „nieposzlakowaną francuszczyzną”, iż
(…) prawdziwa Hiszpania to tylko ta, która jest z nami. Jest to Hiszpania ludzi godnych, którzy nie zaparli się
żadnej z cech charakterystycznych rasy naszej: ani rycerskości, ani szlachetności, ani zmysłu wolności.
Na koniec rozmowy generał przekazuje dziennikarzowi z bratniego, chrześcijańskiego kraju
najserdeczniejsze pozdrowienia dla armii polskiej, która (…) wzniosła nieprzebyty mur przed dziczą marksistowską – największym niebezpieczeństwem dla cywilizacji i hańbą dla ludzkości.
Temat ten powraca także w trakcie kolejnego podobnego spotkania – tym razem w Burgos,
z generalnym inspektorem armii frankistowskiej, generałem Cabanellasem, w którego ocenie
„wiele krajów wciąż jeszcze nie docenia niebezpieczeństwa bolszewickiego. Aby je zrozumiały,
trzeba by im dopiero takiej krwawej kąpieli jak ta, którą my obecnie przechodzimy”.
Na fakt, że ojczyźnie Cervantesa grozi nie tylko „niebezpieczeństwo bolszewickie”, ale i faszystowskie, zwraca uwagę polskiemu dziennikarzowi, dość bezkrytycznie nastawionemu do
ideologii patronującej Hiszpanii „narodowej”, Miguel de Unamuno, świeżo złożony z urzędu
rektora Uniwersytetu w Salamance za swe wystąpienie przeciwko szowinistycznym wypowiedziom, jakie padły w czasie uroczystości Dnia Rasy w październiku tegoż roku w auli tej słynnej
uczelni. Przebywający w areszcie domowym myśliciel, znany z idących często pod prąd poglą-
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 187
dów, miał możliwość wyrażenia tego, co myśli, już tylko w rozmowach takich, jak ta – toczona
po francusku – którą Fajans dokładnie odtworzył11. Oto jej znamienny fragment:
Widzi pan – ciągnął po chwili dalej – ja sam jestem Hiszpanem, a właściwie Baskijczykiem, no i okazało się, że
nawet ja nie znam dokładnie moich rodaków. Przyznam się, że nie spodziewałem się podobnej mordowni jak
obecna. Jestem przerażony, ogłuszony tym, co się teraz dzieje w Hiszpanii. Przerażony i zaskoczony. Nie mogę
myśleć o czym innym. Takie morze krwi i zbrodni! Taki bezmiar okrucieństwa! Jakież tajemne moce drzemały
w duszy tego narodu? Jaka trucizna płynęła w jego żyłach? (…).
Hiszpanie – to chory naród. Jak katolicyzm hiszpański nigdy nie był i nie jest podobny do katolicyzmu w innych
krajach, tak i ateizm jest różny. Nasz ateizm – to negacja nie tylko Boga, ale wszystkiego, chęć absolutnego burzenia, anarchizm duchowy. Przecież w Hiszpanii istnieje potężne stronnictwo anarchistyczne. I ci ludzie wierzą
święcie w to, co robią. Czymże wytłumaczy sobie pan inaczej to masowe palenie kościołów, mordowanie księży,
rozstrzeliwanie bez sądu? Bolszewizm? Ateizm? Nie, to coś znacznie głębszego – to głos chorej krwi. (…)
Byłem całą duszą z jenerałem Franco. Bestialstwa tamtych, brak poszanowania z ich strony dla elementarnej
swobody ducha ludzkiego, niszczenie przez nich dóbr kultury – napełniły mnie najgłębszą odrazą. Początkowo
Franco stanął, i słusznie, na tym stanowisku, że przyszły ustrój Hiszpanii nie powinien być teraz przedmiotem
dyskusji, że będzie czas na to później. Ale potem inne wpływy zaczęły sobie torować drogę w Juncie i Franco dał
się im ponieść. Tutaj także niedługo nie będzie można powiedzieć niezależnego słowa, trzeba będzie oddychać
w takt Falangi i jej sprzymierzeńców zewnętrznych. (…)
Swastyka hitlerowska – mówił – urasta do godności herbu Hiszpanii. Niedługo będziemy się jej kłaniać jak bożkowi pogańskiemu. Narodowy hymn niemiecki stał się drugim hymnem mej ojczyzny, a Giovinezza – trzecim.
My nie potrzebujemy trzech hymnów. Hiszpania nie powinna być ani bolszewicka, ani hitlerowska, ani faszystowska, lecz tylko i jedynie hiszpańska. No, i oto odebrano mi znowu mój rektorat. Odebrali, gdyż krytykowałem
zbytnie uleganie wpływom zewnętrznym i gwałcenie indywidualności. Ale ja twierdzę nadal, że zdobycie nie
jest jeszcze równoznaczne z pozyskaniem, a posiadanie z zachowaniem. Duch ludzki jest bowiem niezwyciężony.
Patrzę w przyszłość z wielką troską. Nie widzę żadnego wyjścia, i to nie tylko dla Hiszpanii. Prawie cała Europa
oszalała. Młode pokolenie, to, które idzie, jest przerażające. Uznasz to, co ja uznaję, albo cię zastrzelę – oto jego
doktryna. Same skrajności, z nożami w zębach. Ale ja nie uznam, może trochę dlatego – tu uśmiecha się – że
jestem Baskijczykiem, a Baskijczycy to twardzi ludzie.
Jak już wspominałem, strefę „narodową”, obok Fajansa, odwiedzili także Jerzy Przywieczerski
i Jędrzej Giertych; byli to reprezentanci polskich narodowców, co oczywiście rzutowało na charakter ich reportaży, w wypadku Giertycha – skrajnie zideologizowanych. Przywieczerski, autor
Hiszpanii w ogniu12, objechał między wrześniem a grudniem 1936 główne ośrodki organizującej
się dopiero Hiszpanii frankistowskiej, a ściślej – jej północnej części, od przecinającej Kraj Basków
frontu po Pamplonę i Burgos, podzielając w pełni przekonanie swych przygodnych rozmówców,
że walka, która się toczy w tym kraju, ma za cel uratowanie wiary i Kościoła, jest zatem „walką
religijną”. Jeden z karlistowskich polityków mówi mu: „czekaliśmy na sygnał, aby powstać, a na
nas czekała cała Hiszpania. Dzień taki Bóg nam dał!”. Na linii frontu, koło baskijskiego miasteczka
Wersję oryginalną (francuską) tej rozmowy znaleźć można w zbiorze reportaży Fajansa zatytułowanym Douze ans dans la tourmente, Paris,
1947 (rozdział „La guerre civile d’Espagne”). Tekst w brzmieniu polskim według: Hiszpania 1936, s. 37–40.
12
Zob. J. Przywieczerski, Hiszpania w ogniu, Warszawa, 1936. Cytaty ze stron: 51 i 141–142.
11
188 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Eibar, wsławionego odwagą jego republikańskich obrońców, słyszy wszak z ust oficera falangisty: „czerwoni biją się po bohatersku (…) no przecież oni są też Hiszpanami”.
Wiedziony ciekawością reporter trafia też w końcu – w odrębnej, trzydniowej podróży z Biarritz do Bilbao – do Hiszpanii republikańskiej. Tu jeden z baskijskich dowódców tłumaczy mu,
że ów naród, popierający w swej większości Republikę, musi zachować wolność i autonomię:
Bolejemy nad tragedią wojny i rozdarciem, które postawiło we wrogim nam obozie Nawarrę, bardziej z nami,
niż z Kastylią związaną. Bolejemy, że świat utożsamia nas z komunistami i anarchistami. (…) Walka będzie
ciężka, jesteśmy silnym starym narodem i mamy doskonale wprawioną do walki rękę i oko. (…) Marzyliśmy
o otrzymaniu praw i samodzielności w ramach państwa hiszpańskiego, obecnie jednak sądzimy, że zamiast
odrodzenia narodowego zwycięzcy przyniosą nam ucisk i zniszczenie Ojczyzny.
Słowa te, niestety, miały się już wkrótce stać rzeczywistością, a baskijska walka o wolność
i samodzielność podjęta być musiała raz jeszcze, przez kolejne pokolenie synów tego upartego
narodu.
Jędrzej Giertych (1903–1992), ideolog i publicysta endecji, spędził w Hiszpanii zaledwie
siedemnaście dni (w kwietniu 1937). Tyle czasu zupełnie mu wystarczyło, by po powrocie opublikować Hiszpanię bohaterską13, czterystupięćdziesięciostronicową książkę, po części złożoną
z wcześniejszych artykułów będących ideologiczną wykładnią, na hiszpańskich i polskich przykładach, tez Stronnictwa Narodowego, czyli – jak napisał – „Obozu Narodowego, który coraz
więcej odpowiedzialności za losy Polski na swych barkach dźwiga, a który niedługo weźmie
na siebie odpowiedzialność wyłączną”. W jego książce – jak to ujął recenzent „Prosto z mostu”
Jan Mosdorf, podzielający zresztą opinie autora – „każdy karlista to bohater bez zmazy, każdy
czerwony to kanalia bez czci i wiary”. Wrażenia ze spotkań z karlistowskimi ochotnikami z Nawarry prowadzą Giertycha do konkluzji o całkowitej wspólnocie światopoglądów; zacytujmy:
Ani w nim [karliście], ani we mnie (…) uczucia religijne, katolickie, nie objawiają się w «chadeckiej» miękkości, tolerancji i wyrozumiałości, lecz mają akcenty twarde, w których dźwięczy raczej zbrojna stal wojen krzyżowych, niż szum (…) oportunistycznych frazesów.
Patrząc na Nawarrę i jej stolicę Pamplonę, autor ma uczucie, że widzi „jakiś bardzo zapadły
i zaśniedziały kawałek Polski”, w którym „ludzie się po prostu «endekami» rodzą”; jako przykład
podaje Łomżyńskie, dopowiadając w konkluzji, którą wieńczy przywołany tu fragment książki:
Kto dziś w świecie i w Polsce wie o Łomżyńskiem? (…) A jednak przecie też tam [czyli – podobnie jak w Nawarze] trwa drogocenny kruszec ludzki, na którym, jak na opoce, może się Polska oprzeć w potrzebie.
13
J. Giertych, Hiszpania bohaterska, Warszawa, 1937. Cytaty ze stron: 8, 148 i 152.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 189
Przejdźmy na koniec do zbioru reportaży, których tematyka (a ściślej lokalizacja topograficzna na mapie podzielonej Hiszpanii) była efektem zbiegu okoliczności – na szczęście, wysoce
fortunnego dla końcowego efektu. Ksawery Pruszyński (1907–1950), autor W czerwonej Hiszpanii14, w latach trzydziestych katolicki dziennikarz współpracujący z prasą konserwatywną,
wybierał się na tereny opanowane przez rebeliantów, ale w Paryżu – skąd we wrześniu 1936
rozpoczął swą wyprawę za Pireneje – funkcjonowała tylko ambasada rządu Republiki Hiszpańskiej i to ona wydała mu wizę. Zaskoczeniem dla polskiej opinii publicznej był fakt kolejny – to mianowicie, że korespondencje Pruszyńskiego pojawiły się właśnie w „Wiadomościach
Literackich”, piśmie o obliczu laickim i liberalnym. Czy jednak, zebrane po roku w książce, były
apologią Hiszpanii republikańskiej i rządów Frontu Ludowego? Gdyby tak było, pewnie by je po
wojnie, na fali antyfrankistowskiej propagandy, wznowiono, zwłaszcza że autor podjął decyzję
o współpracy z rządem w Warszawie, wstępując do PRL-owskiej służby dyplomatycznej. Tymczasem książka W czerwonej Hiszpanii miała status pozycji zakazanej, uwydatniony wydaniem
drugoobiegowym z roku 198515, choć dwadzieścia lat wcześniej (1966) Kazimierz Wyka pisał, że
w swych hiszpańskich reportażach Pruszyński przedstawił „doskonałe analizy klasowe” i potrafił
„zagłębić się w walkę rewolucyjną ludu hiszpańskiego”. Nawiązując do tych frazesów, przytoczmy taki oto fragment tekstu:
Następnego dnia przybyliśmy do Almerii, miasta portowego wielkości Częstochowy czy Przemyśla, wciśniętego
między pustynny, górzysty i skwarny masyw Alpuhary i morze. (…) W porcie, leżąc na plaży, widziałem kołyszący się za molem biały statek. Lekarz [Frontu Ludowego] poinformował nas, że na tym statku uwięzieni są
jako zakładnicy wszyscy, których nazwiska mogły coś znaczyć w tym mieście: zamożniejsi lekarze, urzędnicy,
właściciele willi, restauratorzy, kupcy, wojskowi, księża, że codziennie nad ranem rozstrzeliwuje się z tej paczki
po kilkunastu. (…) Lekarz wyliczał i obliczał. Często sam nic nie mówił. Przynosił za to gazetę. Był to „Diario de
Almería”, znajdowały się w nim niecodzienne wiadomości. Tak więc władza zapowiadała surowe kary dla rozpowszechniających szczególnie złośliwe plotki. Nieprawdą jest mianowicie – ta formuła sprostowań jest widocznie
ubezpieczona od wstrząsów społecznych – jakoby trupy po egzekucjach rzucano do źródła wody spływającej ku
Almerii i że w rezultacie woda w mieście jest zepsuta i że szerzy się zaraza. Czytaliśmy dalej, żeby zobaczyć, co nastąpi po sakramentalnych słowach sprostowania: natomiast prawdą jest. Troskliwe władze rewolucyjne Almerii
pośpieszały uspokoić ludność wiadomością, że egzekucji nocnych dokonywa się nad dużym dołem wapiennym,
skąd żadne źródło wody żywej nie płynie. Że po każdej „kolejce” zasypuje się zwłoki gaszonym wapnem, że więc
ludność może spokojnie pić wodę. Lekarz odkładał gazetę, a my sprostowanie. Ulice Almerii były o tej wieczornej
porze najgwarniejsze. Ludzie na esplanadach czytali spokojnie „Diario de Almería” i najwidoczniej uspokojeni
życzliwym i przezornym zarządzeniem grabarskich władz, pili przez słomkę wodę sodową. Mord masowy stał
się czymś spowszedniałym i potrzebnym niczym asfaltowanie nowych powierzchni w mieście, burzenie niebezpiecznych ruder czy zapowiedź kanalizacji.
K. Pruszyński, W czerwonej Hiszpanii, Warszawa, 1937.
Ukazało się ono nakładem Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Zreprodukowano, z nową okładką, tekst według edycji Towarzystwa Wydawniczego „Rój” z roku 1937. Cytat z książki za wydaniem drugoobiegowym (s. 69–71).
14
15
190 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
„Mord masowy stał się czymś spowszedniałym i potrzebnym…” – fraza ta w sposób bezpośredni koresponduje z tym, co o podobnych praktykach napisał w sierpniu 1936 Antoine de
Saint-Exupéry16. Pruszyński przebywał na terytorium republikańskim blisko pół roku, spotykając się nieustannie z działaczami Frontu Ludowego i szeregowymi milicianos, realizatorami
rewolucji, która jak burza przeszła przed jego przyjazdem przez „czerwoną” – również w sensie
dosłownym, od bezmiaru rozlanej krwi – Hiszpanię. Jedno z tych spotkań opisał w sposób tak
przejmujący, niewolny od drastycznych szczegółów, że chciałoby się ów – godny każdej antologii – fragment przytoczyć tu w całości17. Z dzisiejszej perspektywy właśnie ta etyczna problematyka jego reportaży wysuwa się na pierwszy plan, przesądzając o szczególnej wartości
książki. Pruszyński – którego za swego mistrza, jak przypomina wydawca En la España roja,
uznawali Adam Michnik i Ryszard Kapuściński – notując na gorąco codzienne spostrzeżenia
i głębsze refleksje, do dziś godne zastanowienia, nie krył odczuwanego przez siebie podziwu
dla bohaterstwa, poświęcenia i uporu, z jakim prości ludzie bronili sprawy Republiki, ale przede
wszystkim dawał wyraz swemu bezsilnemu przerażeniu wobec okrucieństw, które praktykowano bez wyrzutów sumienia, zabijając kogo popadło z niezmąconym spokojem ducha, wręcz
z uśmiechem na ustach. Robiono to w przekonaniu, że tak trzeba, aby na świecie było lepiej,
aby zwyciężyła proletariacka rewolucja, gdyż – jak wierzyli jej realizatorzy, w tym spotkany
na froncie Guadarrama ochotnik, Cobos Sánchez – „zło na świecie sprowadza się do tego, że
istnieje wadliwy ustrój” i że wystarczy go obalić, aby dobro zatriumfowało.
Do hiszpańskiej problematyki Pruszyński powrócić miał raz jeszcze, tłumacząc na polski francuską powieść o wojnie domowej, L’Espoir André Malraux. We wstępie do jej wydania napisał:
Kiedy dzisiaj polskiemu czytelnikowi wpadnie ta książka do ręki, jest już po wszystkim. Za to groza, jaka temu
lat trzy i temu lat dwa wisiała nad tamtym, dalekim krajem, stała się naszemu zakątkowi Europy, mniej egzotyczną, a bardziej bliską. (…) Kiedy wojna domowa hiszpańska jest już tylko historycznym wspomnieniem,
wolno nam będzie inaczej niż przedtem popatrzeć na postawę walczącej Hiszpanii. Terror biały przesłonił już
dawno terror czerwony, rewolucja spaliła się na stosie męczeńskim własnych ofiar i własnych błędów. Za to
w pamięci wielu ludów Europy pozostanie obraz kraju, co się BRONIŁ – i długo bronił – obraz ludu, który chwycił za dwururki przeciw samolotom bojowym, barykadami chciał zagrodzić drogę czołgom i na barykadach tych
padł. Kraju, który się bronił, narodu, który walczył. I właśnie przed tą walką rewolucyjną, ale i narodową, my
Polacy, naród powstańczy, pochylmy czoło w roku 1939, roku chmur, roku prób18.
Nawiązując na koniec do słów o „białym” terrorze, który – już z perspektywy roku 1939 –
przesłonił terror „czerwony”, zapytajmy, czy rzeczywiście Guerra de España zakończyła się
Zob. Corresponsales en la Guerra de España, fragment zatytułowany „Aquí se fusila como se tala árboles…”, s. 172–174.
Zob. W czerwonej Hiszpanii, wyd. cyt., s. 83–85 (relacja przywołująca praktyki nocnych rozstrzeliwań podejrzanych o sprzyjanie frankistom
mieszkańców Madrytu przez tzw. „lotne oddziały” młodych rewolucjonistów).
18
A. Malraux, Nadzieja, Warszawa, 1939, s. 8.
16
17
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 191
w marcu 1939. Zakończyły się działania zbrojne, ale czy naprawdę ha estallado la paz (przytaczam tu tytuł trzeciej części tetralogii Gironelli)?19 Oto obrazek z obozu koncentracyjnego
w Miranda de Ebro, odwołujący się do roku 1941, a skreślony piórem jednego z polskich żołnierzy,
których – wraz z jeńcami hiszpańskimi – internowano w tym obozie (jak wiadomo, próbowali
się oni przedostać przez Pireneje, a potem Hiszpanię i Portugalię do armii polskiej formującej się
w Wielkiej Brytanii):
Więźniom hiszpańskim przebywającym wraz z nami w Mirandzie okazywaliśmy dużo współczucia. Byli to ludzie
wyjęci spod prawa, nad którymi znęcano się w okrutny sposób. Maltretowano ich z najbłahszego powodu. Bici,
kopani, obdarci i zgłodniali, pędzili żywot gorszy od zwierząt. Nigdy w życiu nie widziałem większego upodlenia
człowieka niż w obozie mirandzkim. Nie zapomnę nigdy, jak wychudli i wynędzniali codziennie za barakami
zdejmowali z siebie szmaty i urządzali polowanie na wszy. Stłoczeni w barakach jak bydło, w brudzie, bez posłań,
bez koców, na betonie – biedne ofiary faszystowskiego barbarzyństwa. Siedemdziesięcioletni staruszkowie, nie
mogący się dopchać do studni, myli się we własnym moczu. (…)
Trudno w to uwierzyć, lecz zapewniam, że ani jeden z podanych tu szczegółów nie jest wytworem mej wyobraźni
czy też wynikiem mej nienawiści do Hiszpanów. W rzeczywistości jest to zaledwie mała część tego, o czym można
by pisać tomy. Skórki pomarańczowe, które wyrzucaliśmy, zjadali czerwoni prisionerowie. Na resztki naszego jedzenia (sobra) w okresie, gdyśmy już sami nie głodowali, rzucali się jak stado zgłodniałych psów. Na śmietnikach
wygrzebywali głąby z kapusty, staczając nieraz o nie zacięte boje. Nic też dziwnego, że w czasie epidemii tyfusu,
która trzykrotnie zaatakowała obóz, ofiarami padali przeważnie Hiszpanie. (…)
Po uwolnieniu z obozu przez kilka tygodni mieszkałem w Madrycie tuż obok centralnego więzienia. Codziennie
widziałem z okna mego pokoju, jak ciężarowy samochód wypełniony ludźmi skazanymi na śmierć opuszczał
bramę więzienia i kierował się na miejsce egzekucji w stronę pobliskiego cmentarza. W pięć lat od chwili zakończenia wojny domowej hiszpańscy faszyści jeszcze mordowali swoich braci20.
(2009)
19
Na cykl powieściowy José Marii Gironelli, najważniejszy z wydanych w Hiszpanii frankistowskiej utworów nurtu podejmującego moralną problematykę wojny domowej, złożyły się: Los cipreses creen en Dios (1953), Un millón de muertos (1961), Ha estallado la paz (1966) i Condenados
a vivir (1971). Tytuł drugiej części tetralogii stał się w języku hiszpańskim określeniem obiegowym.
20
B. W. Wysocki, Nad rzeką Ebro, Wrocław, 1979, s. 89–90.
Między sierpem i młotem a swastyką (1936–1945):
nowy paralelizm hiszpańsko-polski?
Na naszą uporczywą „skłonność do snucia paraleli dydaktycznej1 między Polską a Hiszpanią”
zwracano już uwagę wielokrotnie2. Ostatnio uczynił to ponownie Jan Kieniewicz3, wywodząc
tę tendencję z narodowej mitologii Polaków doby rozbiorów, kiedy to obrazy Hiszpanii, silnie
nacechowane emocjonalnie, wplecione zostały w dwa „kompleksy mitów narodowych”, mające odpowiedzieć na najistotniejsze dla naszego losu zbiorowego pytania: jaka Polska? (zbiór
Antemurale Christianitatis i „zbiór, który można określić jako «dusza anielska», a więc oparty
na idealizacji Ojczyzny”) oraz jaki Polak? (mity „wiecznego rewolucjonisty” oraz „rycerza bez
skazy i trwogi”). Emocje towarzyszyły „świadectwom o Hiszpanii” przekazywanym zarówno
przez uczestników hiszpańskich konfliktów (Wojna o Niepodległość, czyli zapirenejska kampania Napoleona, wojny karlistowskie), zwykle w jakiś czas po ich zakończeniu, jak też przez
obserwatorów owych dramatycznych wydarzeń (tym razem, o wiele częściej, spisywanym
na gorąco, na miejscu lub też po powrocie do kraju). O Hiszpanii i Hiszpanach, z podziwem
bądź z przerażeniem, a często z jednym i drugim jednocześnie (podczas gdy – cytując Teodora Tripplina –„szlachetna krew hiszpańska broczyła ogrody hesperyjskie, niegdyś tak wesołe
i kwitnące”4) pisali bowiem nie tylko żołnierze i byli kombatanci obcych armii, ale też „zwykli”
emigranci, podróżnicy, pisarze, uczeni, artyści. Szczególnie relacje z drugiej połowy XIX stulecia
nacechowane były silnymi „hiszpańskimi” emocjami.
Podobne uczucie – często wręcz autentyczny ból serca, rozpacz, poczucie bezsilności – odżyją w latach 1936–1939, potwierdzając „zdumiewającą ciągłość” naszego współodczuwania
z odległym, a tak nam bliskim narodem, gdy – powtarzam za Kieniewiczem – „po raz kolejny
1
Dydaktycznej, gdyż Hiszpania używana jest do przedstawiania Polakom „tego, co powinni robić lub czego się winni wystrzegać” – wyjaśnia
Jan Kieniewicz w Hiszpanii w zwierciadle polskim (Gdańsk, 2001, rozdział „Paralela dydaktyczna”, s. 120). Datowanie wspomnianej „tradycji dydaktycznej” od Lelewela (czyli od roku 1820, w którym jako wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego „rozważył” on i „skreślił” swą Historiczną
parallelę Hiszpanii z Polską w wieku XVI, XVII, XVIII – przywołuję tu oryginalną ortografię z pierwszego wydania rozprawy, Warszawa, 1831) nie
wydaje mi się precyzyjne, zważywszy na uwagi dotyczące podobieństwa historycznych losów szlacheckiej Rzeczypospolitej i Hiszpanii Habsburgów i Burbonów, zawarte już w tekstach powstałych u schyłku Oświecenia, jak Listy patriotyczne Józefa Wybickiego (1778). Pisze o tym m.in.
J. Tazbir, zob. Sarmaci i konkwistadorzy, w: A. Garlicki (red.), Sąsiedzi i inni (Warszawa, 1978), dodając wszakże, że dopiero „słynna” Lelewelowska
Paralela zyskała szerszy rozgłos (s.130). „Narodowe samopoczucie” poprawialiśmy sobie jednakowoż kosztem Hiszpanów i ich wyolbrzymianych
wad znacznie wcześniej niż w dobie niewoli.
2
Zob. m.in.: G. Makowiecka, Paralele i opisy, w: Po drogach polsko-hiszpańskich, Kraków–Wrocław, 1984, s. 268–273; J. Tazbir, op. cit., s. 129–148;
J. Kieniewicz, To samo inaczej, „Przegląd Powszechny”, 1988, nr 5, s. 280–290 (zestawienie Lelewela z Pruszyńskim); P. Sawicki, Polacy a Hiszpanie.
Ludzie, podróże, opinie, Wrocław, 1995, s. 39–43 oraz 75–80. Szczegółowe studium analityczne rozprawy Lelewela, jako przykładu historycznego
„paralelizowania”, zawiera artykuł M. Ptaszyńskiego Polityka i historia. Historyczna paralela (…) Joachima Lelewela, „Przegląd Humanistyczny”, 2002, nr 1, s. 23–42.
3
J. Kieniewicz, Hiszpania w mitach narodowych Polaków w dobie niewoli, w: Kieniewicz (red.) Studia polsko-hiszpańskie. Wiek XIX, Warszawa, 2002, s.169.
4
Słowa te cytuję za jego hiszpańskimi wspomnieniami, których wybrane fragmenty umieściłem w antologii Hiszpania malowniczo-historyczna,
Wrocław, 1996 (zob. s. 46).
194 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
losy polskie splotą się z hiszpańską tragedią”5. Co do istoty owej tragedii, jej przyczyn i uwarunkowań, tak jak zgody między Polakami nie było w trakcie wojny domowej, tak nie ma jej i dziś
– czego dowodem choćby burzliwa i namiętna (choć momentami żenująca z uwagi na stosowaną retorykę i nieznajomość faktów) dyskusja w sprawie propozycji odebrania dąbrowszczakom, nielicznym żyjącym jeszcze weteranom tej wojny, uprawnień kombatanckich, jaka przetoczyła się przez Sejm, Senat i prasę III Rzeczypospolitej na przełomie 1990 i 1991 roku, a więc
stosunkowo niedawno6. Skrajność i apodyktyczność głoszonych przez polityków i publicystów
sądów przypominała swą temperaturą emocjonalną i brakiem otwartości wobec kontrargumentów atmosferę panującą w naszym kraju w przededniu II wojny światowej, kiedy to ideały
walczących ze sobą zaciekle przeciwnych obozów hiszpańskich, wraz z ich międzynarodowymi
sojusznikami, znajdowały w polskiej opinii publicznej żarliwych obrońców i propagatorów.
Przypomnijmy pokrótce przywoływaną wówczas symbolikę. Z jednej strony rozpowszechniano mit katolickiego narodu, ukształtowanego przez wieki historycznych doświadczeń i zmagań z innowiercami, występującego ponownie „w obronie Krzyża i Ojczyzny”, tym razem przeciwko „barbarzyńskiemu bolszewizmowi” i wspierającym go siłom (żydostwo, masoneria)7.
Z drugiej – jawiła się naszym oczom legenda „wielkiego narodu o wspaniałej tradycji kulturalnej napadniętego przez przemożne siły zaborcze”; w tej optyce wrogiem stawali się „faszystowscy grabieżcy i wiernie im służąca hiszpańska Targowica”8. Obie te wizje – Hiszpanii
sowietyzowanej, a jednocześnie stawiającej czoła komunizmowi, i Hiszpanii padającej łupem
zachłannego faszyzmu, sprzeczne, ale zarazem komplementarne – nakładały się na siebie,
tworząc apokaliptyczny wręcz obraz kraju poddanego nieludzkim okrucieństwom „próbnej
Totaler-Krieg”9, w ramach której dokonywała się jednoczesna ekspansja na tę samą ziemię
dwóch totalitarnych systemów, czerwonego i brunatnego, zrodzonych w sercu Europy.
Dochodzimy w ten sposób do sedna interesującego nas problemu. Państwo usytuowane
gdzieś daleko za Pirenejami, w jakiejś mglistej, choć mitotwórczej przestrzeni wyobrażeniowej
Polaków, stawało się na naszych oczach poligonem doświadczalnym pierwszego zbrojnego
zderzenia obu europejskich totalitaryzmów, niejako poligonem zastępczym tej konfrontacji.
Kieniewicz, Hiszpania w mitach narodowych Polaków…, s. 168 i 182.
Zob. Spóźnione echa pierwszego boju o ludową... czyli glossa do sprawy dąbrowszczaków, w: Sawicki, Las plumas que valieron por pistolas.
Las letras en pugna con la historia reciente de España, „Estudios Hispánicos”, t. IX, 2001, s. 187–192 oraz P. Lipiński, Dynamit i cześć. „Gazeta
Wyborcza”, 4–5.1.1997, s. 14–16.
7
Zdaniem S. Ajznera „cały […] obóz narodowy, bez względu na odcienie, wyrażał przekonanie, że wojnę domową w Hiszpanii wywołały połączone siły komunizmu, światowego żydostwa i masonerii” (S. Ajzner, Polska a wojna domowa w Hiszpanii 1936–1939, Warszawa, 1968, s. 111).
Cytowane wyżej określenia pochodzą z artykułu I. Lutosławskiej Oskarżam, „Kultura” (Poznań), 1936, nr 28, s. 1–2.
8
J. Węgliński, Polskie hasło na sztandarach hiszpańskich, „Epoka”, 1938, nr 21, s. 1.
9
Dosłownie „wojna totalna”. Słowa użyte przez romanistę i tłumacza Edwarda Boyé, w kontekście snutych przezeń rozważań nad irracjonalną,
wrodzoną „wściekłością” Hiszpanów, „jedynego narodu w Europie zdolnego wbijać nóż we własne serce, narodu straszliwego dla innych, przede
wszystkim zaś dla samego siebie”, którego wielkość i szaleństwo tak genialnie potrafił wyrazić Francisco de Goya (Powrót Goyi, „Arkady”, 1938,
nr 10, s. 486–488).
5
6
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 195
Zastępczym, gdyż nie sposób było zapomnieć nad Wisłą i Wartą, że pomiędzy bolszewicką Rosją
a hitlerowskimi Niemcami leżała Polska, a nie Hiszpania. Ówczesny los Hiszpanii stać się mógł
jutrzejszym losem Polski i to na znacznie większą skalę. Świadomość takiego obrotu spraw, możliwego przecież w każdej chwili, towarzyszyła wtedy wielu autorom piszącym u nas o odległej,
ale tylko w terytorialnym sensie, wojnie hiszpańskiej, chociaż – jak wyznawał na łamach „Prosto
z mostu” Zygmunt Gałkowski – „sama myśl porównania Hiszpanii z Polską dzisiejszą, która mnie
naszła pewnej jesiennej nocy, wydała mi się upiorną”10.
Na nieprzemijającą aktualność zagrożenia płynącego ze Wschodu wskazywała już u progu
wojny hiszpańskiej, po ogłoszeniu przez część armii posłusznej dotąd Republice rebelii przeciwko rządowi Frontu Ludowego bezradnemu wobec fali terroru i przemocy rozlewającej się po
kraju, cytowana wyżej Izabela Lutosławska, córka osiadłej w Polsce poetki i dziennikarki Sofii Casanovy, znającej z własnego doświadczenia przebieg rewolucji bolszewickiej. W prorebelianckim
manifeście Oskarżam potępiała ona „postawę naszą bierną” wobec powstania11 „narodu hiszpańskiego, walczącego krwawo i bohatersko o zrzucenie obcego jarzma” – postawę osłabiającą
polską opinię publiczną, która winna być nieustannie „czujna i zmobilizowana przeciw nacierającym na nas dzikim prądom z Rosji”. Cały ten tekst uznać możemy za wielce symptomatyczny
wyraz tworzącego się ad hoc, naturalnego niejako, duchowego przymierza między „obrońcami
Krzyża i Ojczyzny” w obu krajach, opartego na wspólnocie ideałów i wspólnocie doświadczeń –
wczorajszego polskiego i dzisiejszego hiszpańskiego. Według Lutosławskiej
od 20 lat bolszewicy zamierzali najazd na Hiszpanię, tylko nauczeni przykładem klęski, jaką im Polska zadała,
poszli inaczej, drogą trudniejszą: lekturą i złotem.
Szczególnie „w ubiegłych pięciu latach [tj. od proklamowania Republiki] Moskwa systematycznie organizowała się i zdobywała teren” za Pirenejami, podczas gdy w Polsce, „kraju katolickim”, panowała obojętność wobec owej postępującej „inwazji bolszewickiej” prowadzącej do
kompletnego „zanarchizowania Hiszpanii”, któremu w końcu przeciwstawili się „przedziwni,
nowocześni żołnierze noszący zamiast orderów medaliki z Matką Boską, przyczepione do poszarpanych w walce mundurów”. Apelując o wsparcie „narodowego powstania hiszpańskiego”,
o obudzenie w Polakach „zdrowego instynktu walki i ludzkiej solidarności” z „obrońcami wiary,
która jest naszą wiarą”, i zapowiadając ich końcowe zwycięstwo nad komunizmem, znająca HiszZ. Gałkowski, Cisza nad Alkazarem, „Prosto z mostu”, 1936, nr 45, s. 1.
Termin „powstanie” i „powstańcy” był u nas wówczas w powszechnym obiegu, narzucając się niejako sam dzięki skojarzeniom z epizodami naszej
własnej historii – historii „narodu powstańczego”. Dziś byłoby trudno się nim posłużyć, choćby z racji późniejszych wydarzeń na Półwyspie Iberyjskim
i internacjonalizacji konfliktu. Na kłopoty z nazwaniem jego stron zwraca uwagę Kieniewicz („wszystkie terminy okazują się epitetami”), posługujący się równolegle pojęciami „rebelianci”i „narodowcy”, ponieważ – jak pisze – inne stosowane określenia („frankiści” i „nacjonaliści”) nie są
dość precyzyjne: zob. Hiszpania w zwierciadle polskim, s. 156–157.
10
11
196 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
panię Lutosławska nie miała wszak wątpliwości, że „katolicyzm znajdzie tam triumf w straszliwych ofiarach krwi”12. Niemniej, „my, którzy mamy wśród siebie tysiące rodzin pogrążonych
w nieprzebolałej żałobie, matek i sióstr Polaków mordowanych w Rosji – my, jak nikt w Europie
wiemy, o co tam w Hiszpanii idzie wojna. My znamy bolszewików”13.
Sierp i młot, symbole proletariackiej rewolucji, a zarazem bolszewickiego zagrożenia, stawały się oto instrumentem polsko-hiszpańskiego zbliżenia, swoistego porozumienia nad głowami reszty Europejczyków, bezmyślnie i łatwowiernie poddających się urokom komunistycznej
frazeologii i wierze w możliwość realizacji kolejnej utopii stworzonej przez zawodny ludzki
umysł. Ów paralelizm losu narodowego i zbiorowego doświadczenia, rodzącego się w zmaganiach Krzyża (i współczesnych krzyżowców, los cruzados de Franco) z „demonem” bolszewizmu
i jego symboliką, odczuwany był zarówno przez Polaków piszących o Hiszpanii z narodowo-katolickich pozycji bądź udających się w owym czasie za Pireneje, by szczegóły owych zmagań poznać in situ, jak też przez ich hiszpańskich rozmówców, wyznających ideologię Krucjaty,
w tym najwyższych rangą przedstawicieli bando nacional.
Szczególnie wymowne i niezwykle cenne jest w tym kontekście świadectwo wytrawnego
reportera „Kuriera Warszawskiego”, Romana Fajansa14, przebywającego w Hiszpanii w listopadzie i grudniu 1936 roku; zdążył on objechać wówczas całą niemal strefę „narodową”, od
Salamanki i Burgos po Toledo (świeżo odbite z rąk republikańskich), Sewillę i Kordobę; był
także na przedpolach ostrzeliwanego przez frankistowską artylerię i lotnictwo Madrytu.
W Burgos, siedzibie Junta de Defensa Nacional15, przyjął go generalny inspektor armii Franco,
były szef Junty, Miguel Cabanellas, stwierdzając już na wstępie, że„opinia Polski i jej stanowisko
są szczególnie ważne dla Hiszpanii, gdyż Polska jest jedynym krajem, który prowadził wojnę
przeciw bolszewizmowi, nikt więc nie zna go tak dobrze”. I chociaż wiele krajów – ciągnął dalej
generał – wciąż jeszcze nie docenia „niebezpieczeństwa bolszewickiego”, Hiszpanom przyszło
pójść śladami Polaków, kosztem „krwawej kąpieli […], którą […] obecnie przechodzimy”.
W Sewilli udzielił mu audiencji dowódca Ejército del Sur, słynny ze swych codziennych radiowych pogadanek generał Gonzalo Queipo de Llano, którego Fajans z nieukrywanym podziwem i sympatią określa jako „kogoś w rodzaju hiszpańskiego Goebbelsa”. Tym razem polskie
akcenty pojawiają się na zakończenie rozmowy, gdy generał przekazuje za pośrednictwem
dziennikarza „najserdeczniejsze pozdrowienia dla armii polskiej, która, ledwo wyzwoliwszy
„Krwi własnej («obrońców wiary»), ale i cudzej, hojnie rozlewanej; czyż jednak – zapytywał retorycznie katolicki publicysta Jan Dobraczyński
– należy odrzucić projektowane reformy, tylko dlatego, że wysuwają je ludzie o dłoniach zbroczonych krwią?” (Zob. jego polemika z książką
Georges’a Bernanosa z Les grands cimetieres sous la lune, „Prosto z mostu”, 1938, nr 33, s. 8). Dobraczyński nie precyzuje, jakie reformy zamierzali
wprowadzić podziwiani przezeń hiszpańscy narodowcy.
13
I. Lutosławska, op. cit.
14
R. Fajans, Hiszpania 1936. Z wrażeń korespondenta wojennego, Warszawa, 1937.
15
Junta de Defensa Nacional, naczelne dowództwo „narodowych” sił zbrojnych; zmieniło później nazwę na Junta Tecnica del Estado.
12
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 197
swą ojczyznę, wnet wzniosła nieprzebyty mur przed dziczą marksistowską”. Dziś, tym razem za
Pirenejami, stawia jej zaporę „Hiszpania […], Hiszpania ludzi godnych, ludzi, którzy nie zaparli
się żadnej z cech charakterystycznych rasy naszej: ani rycerskości, ani szlachetności, ani zmysłu wolności”. Owa „prawdziwa Hiszpania” – jak ją nazywa szafujący na poczekaniu frazesami
„oswobodziciel i samowładca Andaluzji” (określenie Fajansa) – „to tylko ta, która jest z nami”.
Co czekało pozostałych Hiszpanów – tych, którzy „z nami” nie byli – można się było z rozmowy
jedynie domyślać.
Zdecydowana większość publikowanych u nas w latach 1936–1938 reportaży i książek
o ogarniętej wojenną zawieruchą Hiszpanii miała orientację profrankistowską16, a ich autorzy
operowali stereotypami propagandowymi tej strony, która działania zbrojne rozpoczęła (koordynowany z Pamplony przez generała Emilio Molę Vidala bunt poszczególnych garnizonów wojskowych bądź części ich kadry dowódczej), nie szczędząc epitetów i wyzwisk stronie przeciwnej.
Zwolennicy Frontu Ludowego przedstawiani byli przez nich jako zbiorowisko „dzikich degeneratów, […] na nieszczęście ich i Hiszpanii manipulowanych przez zewnętrzne siły”. Stąd określenia
typu „ręce Moskwy”, „nici w Moskwie”, „rozkazy Rosji”, a obok nich „narzędzie żydostwa”, czy też
„duch żydostwa i masonerii [który] nienawidzi Hiszpanii”, w sumie więc – „siły Antychrysta”17.
Celował w nich zwłaszcza publicysta Obozu Narodowego, Jędrzej Giertych, który – choć sam
spędził w strefie rebelianckiej zaledwie siedemnaście dni (w kwietniu 1937 roku) – o tym, kto
jest w Hiszpanii „dobry”, a kto „zły”, wiedział już doskonale przed wyjazdem; założone z góry tezy
potrzebował jedynie zegzemplifikować. Jego poglądy nadzwyczaj klarownie wyrażają postawę,
którą Kieniewicz określa jako „tendencja do snucia prostych analogii”18, tyle że z dodatkiem właściwego jego ugrupowaniu antysemityzmu, połączonego ze spiskową teorią dziejów. Skłonny do
rozległych generalizacji historiozoficznych, autor Hiszpanii bohaterskiej już na wstępie formułuje
swój sposób rozumienia owego nowego hiszpańsko-polskiego paralelizmu; czyni to w słowach
następujących:
16
Por. m.in. S. Ajzner, op. cit., passim; M. Czajka, Polska opinia publiczna wobec wojny domowej w Hiszpanii 1936–1937, „Przegląd Historyczny”,
1980, nr 2, s. 253–275; B. Gola, Katolicyzm w Polsce a hiszpańska wojna domowa 1936–1939, „Zeszyty Naukowe Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Nauki Społeczne”, 1989, z. 4, s. 55–69; M. Cieński, Literatura polska wobec wojny domowej w Hiszpanii, „Prace Literackie” (Wrocław), t. XXVIII,
1990, s. 31–47; P. Sawicki, Między dwoma totalizmami. Hiszpańska wojna domowa 1936–1939 w oczach jej polskich świadków, „Ruch Literacki”,
t. XXXIV, 1993, z. 1–2, s. 109–126 (skrócona wersja hiszpańska w: Las plumas que ualieron por pistolas, s. 167–185).
17
W retoryce narodowców hiszpańskich najczęstszym z bogatego repertuaru obelg kierowanych pod adresem rojos (czerwonych) było słowo bestia
(często z dodaniem roja lub comunista). „Czerwoni” Hiszpanie to już „nie istoty ludzkie, lecz goryle, podludzie” – pisał Tomás Borrás, autor
słynnego zdania „la Bestia Roja siente goces indescriptibles haciendo sufrir” („Czerwona Bestia przeżywa rozkosz nie do opisania, kiedy zadaje
cierpienie”), a przebywająca wówczas w Polsce pisarka Sofía Casanova dodawała od siebie (w artykule przesłanym do sewilskiego „ABC”), iż są to
„hordy, które straciły prawo mienić się ludźmi i których klasyfikacją winna się raczej zająć zoologia”. Zrozumiałe jest, że sami Rosjanie stać musieli
w tej szczególnej hierarchii o szczebel wyżej (czy raczej dalej), stając się po prostu ziemskim uosobieniem Antychrysta, szatanem w ludzkiej skórze.
Tak ich odmalowywała propaganda narodowo-katolickiej Hiszpanii aż do schyłku lat pięćdziesiątych, zarówno w przekazach słownych, jak i ikonograficznych; zob. na ten temat M. Davidenko. Obraz russkogo kak nieczistoj siły w nacional-katoliczeskoj Ispanii, w: V. E. Bagno (red.), Pogranicznyje
kultury mieżdu Vostokom i Zapadom: Rossya i Ispanija, Sankt-Peterburg, 2001, s. 478–506.
18
Kieniewicz, Hiszpania w zwierciadle polskim, s. 147.
198 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
My, naród nasz związany z Hiszpanią węzłami tylu pokrewieństw i podobieństw, a zarazem dzięki naszemu
położeniu geograficznemu w bezpośrednim sąsiedztwie Rosji Sowieckiej, oraz co więcej dzięki faktowi posiadania czterech milionów Żydów, tak mocno wplątany w tragiczny, ogarniający dziś prawie całą Europę konflikt
między naszą, katolicką, łacińską, europejską cywilizacją, a usiłującym ją zniszczyć duchem żydowskim i jego
pochodnymi: masonerią, marksizmem itd. – szczególnie mocno zainteresowani jesteśmy tym, co się z Hiszpanią stanie19.
Nie sposób tu nie zauważyć znamiennego przesunięcia akcentów w stosunku do cytowanych wcześniej wypowiedzi o wspólnym wrogu: dziś – wrogu „prawdziwej Hiszpanii”, wczoraj (a może i jutro) – Polski, czyli o ideologii bolszewickiej i imperialistycznych zakusach Rosji
Sowieckiej, pragnącej swój system narzucić całemu światu. Dla wysłannika „Kuriera Poznańskiego”20, zaopatrzonego w listy polecające zaprzyjaźnionej z Romanem Dmowskim Sofii Casanovy, problemem numer jeden nie był „demon” komunizmu, ale „duch żydowski”, zagrażający
zachodniemu chrześcijaństwu; „masoneria” i „marksizm” (w takiej właśnie kolejności) stanowiły tylko jego pochodne. Giertych zdecydował się sam wybrać do Hiszpanii, gdyż odwiedzający wcześniej ten kraj polscy korespondenci jego zdaniem albo patrzyli nań „powierzchownie”
(i nie zdołali poczynić „obserwacji bardziej zasadniczych”), albo byli „naszymi przeciwnikami”,
zresztą to „w dużej części żydzi”. Udał się za Pireneje, by przekazać po powrocie „informacje
z pierwszej ręki” i swe przewidywania co do przyszłości kraju, w którym się rozstrzygały losy
Europy, nie tyle polskiej opinii publicznej, ile bardziej działaczom „Obozu Narodowego, który
coraz więcej odpowiedzialności za losy Polski na swych barkach dźwiga, a który niedługo weźmie na siebie za nie odpowiedzialność wyłączną”, stąd też winien wiedzieć, „jak przeprowadzili
swoją akcję hiszpańscy narodowcy i jakie w tej dziedzinie porobili doświadczenia”; czego się
można „nauczyć od Hiszpanów, jeśli idzie o budowanie państwa narodowego” itd.21
Referując w kolejnych rozdziałach wnioski ze swych spotkań i rozmów z przedstawicielami armii i wspierających ją sił ochotniczych rozmaitych odcieni – w tym szczególnie Falangi
i karlistów, polski narodowiec nie ukrywa, że choć zwykle znajdował wiele punktów wspólnych
z własnym światopoglądem w sposobie myślenia wyznawców radykalnych ideologii z całej
zachodniej Europy (pisze o hitlerowcach, faszystach, członkach Action Française), najbliższy
kontakt duchowy nawiązał właśnie w Hiszpanii z nawarskimi karlistami, którzy łączyli uczucia narodowe z religijnymi, przy czym te ostatnie „nie objawiają się w chadeckiej miękkości,
tolerancji i wyrozumiałości, lecz mają akcenty twarde, w których dźwięczy […] zbrojna stal
19
J. Giertych, Hiszpania bohaterska, Warszawa, 1937, s. 7–8 (cyt. za reprintem – bez miejsca i roku wydania – który pojawił się na straganach
księgarskich w 1996 r.). W cytatach ortografię zmodernizowano.
20
Jak sam podawał, podróż jego sfinansowało wydawnictwo „Kuriera Poznańskiego” i „Orędownika”; artykuły, jakie się złożyły na Hiszpanię
bohaterską, ukazywały się również w „Warszawskim Dzienniku Narodowym”, „Myśli Narodowej” i „Wszechpolaku”, były też przedrukowywane
przez inne pisma. Słowem, „czytała je prowincja polska” (cyt. za J. Mosdorfem, Zagadnienie dwóch Hiszpanii, „Prosto z mostu”, 1938, nr 13, s. 2).
21
Giertych, op. cit., s. 8.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 199
wojen krzyżowych”. Charakteryzując zbieżności obu ruchów i atmosferę „swojskości”, jaka go
ogarnęła wśród bliskich mu ideowo wrogów „pseudopostępu, […] liberalizmu i radykalizmu,
[…] «nowoczesnego», to znaczy na żydowską modłę uformowanego, ustroju ekonomicznego”,
nasz korespondent snuje takie oto marzenia:
Gdy patrzę na tę Pamplonę i Nawarrę – mam uczucie, że widzę jakiś bardzo zapadły i zaśniedziały zakamarek
Polski, od niepamiętnych czasów opanowany przez «endecję» tak, że ludzie się tam po prostu «endekami» rodzą.
Na przykład jakieś Łomżyńskie. Kto wiedział rok temu w Europie, a choćby i w Hiszpanii, o Karlistach w Nawarrze
i o istotnej ich wartości? Kto przypuszczał, że nadejdzie dzień, gdy właśnie oni […] najtrafniej położenie Hiszpanii ocenią […] i w stosownym momencie, śmiałym i zdeterminowanym czynem wywrą wpływ rozstrzygający
na losy Hiszpanii, a może i na losy Europy? […]
Kto dziś w świecie i w Polsce wie o Łomżyńskiem? […] A jednak przecie też tam trwa drogocenny kruszec ludzki,
na którym, jak na opoce, może się Polska oprzeć w potrzebie. I też się tam coś dzieje! […] Gdyby w Polsce doszło do komunistycznej rewolucji, […] dziesiątki tysięcy łapciatych chłopów – Kurpiów i bosonogiej, ale hardej,
wąsatej szlachty szaraczkowej na wezwanie Stronnictwa Narodowego stawiłyby się wówczas w Łomży równie
szybko, jak 18 lipca 1936 roku górale pirenejscy w Pamplonie22.
O Łomżyńskiem usłyszeliśmy całkiem niedawno, choć w zupełnie odmiennym kontekście. Wydarzenia, jakie się rozegrały w podłomżyńskim miasteczku dokładnie pięć lat później, 10 lipca
1941, przypomniane po sześćdziesięciu latach w głośnej książce Jana Tomasza Grossa, ukazały
Polsce i światu, by posłużyć się określeniem samego Giertycha, „akcenty twarde” polskiej endecji, jej żałosne i zawstydzające „sukcesy” w walce z „duchem żydowskim i jego pochodnymi” na
rodzimym terenie. Na szczęście, miały one ograniczoną skalę, choć sama „dyskusja o Jedwabnem była […] największą dyskusją o historii, jaka od dawna zdarzyła się w Polsce”, jak to ujął
w tekście skierowanym do hiszpańskiego czytelnika Marcin Kula23. Za sprawą wydanej w 1938
roku książki polskiego narodowca o Hiszpanii „żydowski” kontekst wplótł się po raz kolejny do
polsko-hiszpańskich paraleli, snutych z intencją dydaktyczną, ukazując nam samym – jeżeli do
lektury Hiszpanii bohaterskiej, zachęceni przez Marka Jana Chodakiewicza, zechcemy powrócić
22
Tamże, s. 151–153. Przytaczając ostatnie z cytowanych tu zdań, Kieniewicz dodaje: „To proroctwo niezupełnie się sprawdziło po roku 1945”
(J. Kieniewicz, Hiszpania w zwierciadle polskim, s. 147).
23
M. Kula, Dyskusja o Jedwabnem czy o Polsce, „Eslavistica Complutense”, t. 2 (2002), s. 110. Kwestie związane z propagandą Narodowej Demokracji na polskiej prowincji autor tego studium pomija, wyraźnie jednak akcentuje swe przekonanie, że „te same osoby mogły być Żydami i Polakami zarazem” (s. 116). Trudno mi się w tym kontekście nie odwołać raz jeszcze do Giertycha, który nawet porównując wielkość Łomży z Pamploną,
pisze: „Polska Łomża (po odliczeniu Żydów) jest prawie trzy razy od Pamplony mniejsza”, co w kontekście Jedwabnego brzmi dość jednoznacznie,
a gdyby któryś z czytelników Hiszpanii bohaterskiej miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do sposobu „odliczania”, na s. 292 przeczyta expressis
verbis: „Niechaj odżydzenie Polski, przeprowadzone – aż do końca! – stanie się w naszych dziejach punktem zwrotnym, abyśmy odzyskali wreszcie
tę konsekwencję i wytrwałość, którąśmy bądź co bądź mieli za czasów Piastowskich!”. Wszelki dalszy komentarz wydaje mi się w tym momencie
zbędny, może jeszcze tylko warto przypomnieć (za cytowanym już tu recenzentem „Prosto z mostu”), że „książka Giertycha jest [wciąż jest, jak o tym
świadczy jej niedawny reprint!] książką dla szerokich mas, nie dla elity”. Poleca ją dziś jeszcze Chodakiewicz – jako jedyną godną lektury polską
relację naocznego świadka z Hiszpanii – stwierdzając, że „dziennikarskie raporty [Giertycha] zawierają również ideowe dygresje, które stawiają
tego, oczernionego przez lewicę, działacza narodowego we właściwym świetle”. Zgadza się: we właściwym. Zob. J. M. Chodakiewicz, Zagrabiona
pamięć: wojna w Hiszpanii 1936–1939, Warszawa, 1997, s. 112.
200 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
– ideowe i duchowe podglebie zbrodni w Jedwabnem, naturalnej konsekwencji antysemickiej
propagandy zasiewanej na łomżyńskim poletku doświadczalnym, które kiedyś przecież musiało wydać plon, zgodnie z zasadą, że ziarno rodzi owoc. Skądinąd, choć to Giertych siał wiatr,
„burzę” zbierali inni…
Hiszpania, niepotrafiąca w latach trzydziestych pokierować swym losem sama – a przynajmniej, w okresie II Republiki, zadbać o sprawny i uznawany przez większość narodu system
rządów – stawała się łakomym kąskiem dla obu europejskich totalitaryzmów. Znajdowała się
na rozdrożu między sierpem i młotem a swastyką, które zmagały się na jej polach bitewnych
począwszy od gorącego lata 1936. Polscy dziennikarze o różnym zabarwieniu politycznym,
a także pochodzący z naszego kraju ochotnicy walczący po obu stronach, nie tylko uprawiali
propagandę, czy też dawali się zwieść mile dla ich ucha brzmiącym sloganom propagandowym, którymi ich na co dzień karmiono24. Czasami, zwyczajnie i po prostu, opowiadali o tym,
co widzieli lub co im zrelacjonowano.
W pamięci czytelnika pozostanie na pewno epizod z walk w okolicach Sigüenzy, według
świadectwa Tadeusza B-skiego, domniemanego „Polaka-lotnika w służbie gen. Franco”, spisanego przez dziennikarza „Kuriera Czerwonego”25. Pojawia się w nim opis spotkania ze schwytanym po zestrzeleniu jego „Poteza” (samolot konstrukcji francuskiej) radzieckim pilotem
Aleksandrem Maskwinem, który niemal w tym samym czasie skończył tę samą szkołę lotniczą
w Kaczi koło Sewastopola, co występujący w roli tłumacza Polak. Maskwin hardo odmawia
odpowiedzi na pytania dotyczące szczegółów technicznych sprzętu stosowanego przez eskadrę radziecką z Cantabrii i nie daje się zastraszyć groźbą rychłego rozstrzelania: „Nic się nie
zmieszał. – «Ja znaju czto so mnoju budiet» – odpowiedział”. Wezwano czterech falangistów;
„zbladł, gdy weszli do pokoju. Ale nie opierał się, wyszedł z nimi zupełnie spokojny”. Wieczorem relacjonujący ów epizod B-ski poszedł obejrzeć zwłoki swego – w jakimś sensie – kolegi
z Sewastopola; leżał pod murem okalającym ogródek plebanii. „Z pozycji – głową naprzód –
wnioskować można było, że postawiono go twarzą do muru i strzelono z tyłu…”26.
B-ski opisuje z wieloma detalami lotniczą „wieżę Babel” w Sewilli, gdzie słychać było „francuski, włoski, hiszpański, a najczęściej niemiecki”; sewilskie ulice i kawiarnie, z których jedna,
24
W rodzaju „Bądźcie mężni, walczcie jak lwy, bo gdy tu powalimy bestię faszystowską, to pójdziemy do Polski zrobić porządek. Precz z faszystowską Polską, niech żyje Polska ludowa” – tym razem chodzi o jeden z „refrenów” propagandy komunistycznej adresowanej do polskich żołnierzy Brygad Międzynarodowych (zob. A. Sikorski, Łuna nad Hiszpanią, Warszawa, 1938, s. 150).
25
Kwerendy, przeprowadzone przez Jana Stanisława Ciechanowskiego w archiwach polskich i hiszpańskich, skłaniają go do konkluzji, że B-ski
(pełne nazwisko Bujakowski), mimo podejmowanych przez siebie starań, do służby wojskowej na rzecz narodowców dopuszczony nie został,
choć otarł się w ciągu kilku tygodni października i listopada 1936 roku o kręgi „narodowego” lotnictwa z zagranicznego zaciągu; zob. Polscy
ochotnicy po stronie narodowej, w: Kieniewicz (red.), Studia polsko-hiszpańskie. Wiek XX, Warszawa, 2004, s.125–136. Jego relacje, odnoszące się do konkretnych osób i sytuacji, mogą być w dużej mierze konfabulacją opartą na tym, co w Hiszpanii zasłyszał, a nie sam zaobserwował
bądź przeżył.
26
Jak rozstrzelano Aleksandra Maskwina – lotnika z Sebastopola, „Dobry Wieczór! Kurier Czerwony”, 28.11.1936, s. 8.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 201
„Grand Café”, była „domeną lotników”, witających się ze sobą „podniesieniem ręki” [saludo romano, czyli – jak to się u nas przyjęło określać – „pozdrowieniem faszystowskim”]27. Oswojony z nazistowską symboliką, przyjmuje ją jako coś całkowicie naturalnego, nawiązując – tak to
przynajmniej wygląda w jego relacji – koleżeńskie stosunki z hitlerowskimi pilotami, jak kapitan
Kirchmayer, jego sewilski cicerone. Poruszając w jednym z rozdziałów temat cudzoziemskich żołnierzy w Hiszpanii, Giertych stara się z kolei minimalizować rozmiary pomocy włoskiej i niemieckiej dla strony „narodowej”, sprowadzając ją do kwestii natury technicznej (obsługa nowoczesnego sprzętu wojennego) i doradztwa wojskowego. Jednocześnie jednak odrzuca samo określenie
„wojna domowa”, głosząc tezę, iż jest to wojna Hiszpanów „z obcym – duchowym, a po części
i fizycznym – najazdem, […] istna wojna o niepodległość”, prowadzona „z kosmopolitycznym
spiskiem, za którym kryje się rząd moskiewski”28. Jednak i jego uwagę zwracają grupy „niebieskookich blondynów […] w nieco odmiennych od ogółu hiszpańskiego wojska mundurach”
(choć spotyka ich tylko w dwóch miastach – Salamance i Sewilli) oraz ubrani po cywilnemu
lotnicy, którym towarzyszą „młode, eleganckie Niemeczki”29.
Z sielankowym, lirycznym wręcz wizerunkiem Niemców jako uprzejmych, schludnych, „prorodzinnych”, życzliwie nastawionych do rozmówcy przedstawicieli jednego z trzech „wielkich
państw narodowych” (Włochy, Niemcy, Hiszpania)30, których autor Hiszpanii bohaterskiej obdarza nieskrywanym podziwem i sympatią, kontrastuje dość wyraźnie niepokój, jaki udziela się –
w samej Sewilli, kilka zaledwie miesięcy wcześniej – cytowanemu tu już wysłannikowi „Kuriera
Warszawskiego”, też przecież sprzyjającemu hiszpańskim narodowcom. Jak zauważał Fajans,
miasto to „było pełne Niemców. Widziało się ich setki na ulicach, całe kolumny maszerowały
przez miasto śpiewając Horst-Wessel-Lied, wszystkie kawiarnie, hotele, restauracje rozbrzmiewały mową niemiecką”31. Nawet jeśli przyjąć, że ów pokaz germańskiej buty i siły militarnej zorganizowano jednorazowo, z okazji przyjazdu do miasta pierwszego ambasadora hitlerowskich
Niemiec akredytowanego przy rządzie generała Franco, obraz charakteru i skali niemieckiej interwencji za Pirenejami nabiera w relacji polskiego reportera zupełnie nowych barw. Pojawia się
też na pierwszym planie, jako uderzający emblemat tej obecności, swastyka (której podróżujący
Tamże. Na tej samej stronie znajdujemy ciekawą notkę pt. Kobiety spod znaku swastyki też chcą się podobać…, z której możemy się dowiedzieć,
że kwestią umundurowania „żeńskich oddziałów nazistycznych” zainteresował się sam kanclerz Hitler, polecając zaprojektowanie „munduru praktycznego i ładnego”. W efekcie „nazistowskie” dziewczęta otrzymają do swej dyspozycji „starannie dopasowany” mundur służbowy, strój ludowy
danej prowincji i suknię wieczorową na większe uroczystości.
28
Giertych, „Cudzoziemcy w Hiszpanii”, w: op. cit., s. 183. „Na oko, obecność cudzoziemców w narodowej Hiszpanii nie więcej rzuca się w oczy, niż
np. obecność Francuzów i Amerykanów w Polsce w roku 1920” – dodaje (s. 185).
29
Tamże, s. 186–187 i 189 („mam wrażenie, że uważają pobyt w Sewilli za tak bezpieczny, iż sprowadzili tam swoje żony”).
30
Zob. tamże, s. 342. Czwartym miałaby być oczyszczona z Żydów Polska pod rządami obozu, którego heroldem jest sam autor, a który skupia
najzdrowsze elementy narodu („nasze Stronnictwo Narodowe – to jest karlizm i Falanga równocześnie”).
31
„Jedni twierdzili, że jest ich w Sewilli dwadzieścia tysięcy, inni – że czterdzieści. Zresztą, to nie gra roli. Ważne jest to, że są ich tysiące” (Fajans,
op. cit., s. 166–167; podkreślenie autora).
27
202 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
po strefie „narodowej” Giertych nigdzie nie dostrzegł albo był też do jej obecności, po swych
częstych podróżach do Niemiec32, tak przyzwyczajony, że nie zwracał na ów „szczegół” specjalnej uwagi). Wspomniany tu rozdział książki Fajansa zatytułowany jest wymownie Sewilla pod
znakiem swastyki i w znacznej mierze traktuje o rozmiarach niemieckiej ingerencji w sprawy
hiszpańskie („pod tym względem dopiero Andaluzja miała mi otworzyć oczy” – czytamy). Autor stara się mieć na baczności i za wiele nie pytać; jest jednak dla niego oczywiste, że „całe lotnictwo, oddziały zmotoryzowane, obsługa samochodów specjalnych, warsztaty, służba łączności – obsadzone są przez Niemców”. Uderza go też entuzjazm, z jakim fetowano przez kilka
dni niemieckiego posła: gęstwina chorągwi hitlerowskich zwieszających się z każdego okna,
hymny i marsze wojskowe nadawane przez głośniki, przypinane do włosów przez sewilskie
seniority „swastyki i topory faszystowskie”. Jako symbol spędzonych w andaluzyjskiej stolicy
dni pozostała mu w pamięci wielka swastyka z różnobarwnych żarówek płonąca na jednym
z domów przy Plaza Nueva33.
Aż tyle – moglibyśmy powiedzieć – i tylko tyle; najwyraźniej w ostatnich latach Drugiej Rzeczypospolitej, mimo skojarzeń, jakie z naszym własnym położeniem budziła sytuacja wziętej
w dwa ognie, płonącej i cierpiącej Hiszpanii, na której terenie zmagały się ze sobą (choć niejako
„na próbę”) dwa mocarstwa – skojarzeń obecnych w umysłach wielu, ale przez nielicznych
jedynie wypowiedzianych, historyczne konotacje sierpa i młota przemawiały nam bardziej
do wyobraźni niż złowieszcze kontury swastyki. Zwłaszcza że z Niemcami hitlerowskimi, państwem „narodowym” i „czystym” rasowo, duża część radykalnej prawicy wyraźnie sympatyzowała, a rządzący obóz sanacyjny utrzymywał normalne sąsiedzkie stosunki.
O groźbie rozlewającego się po Europie faszyzmu, którego macki sięgały za Pireneje – groźbie dla nas samych – mówiła ideologia, program i propaganda polskiej lewicy. Stąd idea pomocy materialnej dla Republiki Hiszpańskiej, akcja werbowania ochotników do Brygad Międzynarodowych formujących się dla jej obrony oraz publicystyka różnych odcieni wspierająca
racje legalnych władz państwa hiszpańskiego. Chociaż jednak zagrożenie ze strony faszyzmu
(dziś dla Hiszpanów, jutro dla nas) nawiązywało do mitu wspólnego wroga, to nie wspierało
się ono na równie solidnym fundamencie doświadczeń historycznych, jak w wypadku „niebezpieczeństwa bolszewickiego” – oddalonego na czas jakiś, ale wręcz namacalnego; na obawach
podzielanych przez większość społeczeństwa. Było ono tylko czymś potencjalnym, zbiorowa
pamięć narodu nie przechowywała w odrębnej „przegródce” stosownych klisz myślowych, obrazów i wspomnień. O paralele dydaktyczne Polski z Hiszpanią było tu trudniej, ich kształt musiał być zresztą inny. O tym, że były one możliwe, ale na bazie obrony własnej odrębności, jądra
32
33
Ich plonem były m.in. książki Za Północnym Kordonem – Prusy Wschodnie (1934) i Kajakiem po Niemczech. Listy z podróży (1937).
Zob. Fajans, op. cit., s. 165–168.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 203
narodowej tożsamości odpornego na obce wpływy, podróżujący po Półwyspie Polacy mogli się
jedynie z rzadka przekonać – o ile trafiali na rozmówców zdolnych patrzeć daleko w przyszłość.
Po tych niezbędnych uogólnieniach powróćmy raz jeszcze do Hiszpanii 1936 Romana Fajansa
i do jej najbardziej poruszającego epizodu: relacji z rozmowy autora ze zdymisjonowanym, przebywającym w areszcie domowym „Rektorem z Salamanki”, Miguelem de Unamuno – niepokornym, idącym często pod prąd opinii publicznej myślicielem, zwanym przez rodaków siewcą niepokojów (sembrador de inquietudes). Ten burzyciel uśpionych sumień, Hiszpan akcentujący swe
baskijskie pochodzenie („jestem Baskijczykiem, a Baskijczycy to twardzi ludzie”), który odczuwał
naturalną więź duchową z Polakami („Byliście takim samym bojownikiem o niezależność ducha,
jak ja”), wyznaje swemu rozmówcy – czy raczej słuchaczowi, jako że spotkanie przekształca się
w rodzaj swoistej mowy oskarżycielskiej, będącej przedśmiertnym testamentem moralnym
wielkiego pisarza, skrzętnie notowanym przez polskiego reportera – że czuje się „przerażony”
i „ogłuszony” bezmiarem okrucieństw popełnianych przez obie strony. Owo „morze krwi i zbrodni” jest dlań wyrazem jakiegoś „zbiorowego obłędu”, w jaki popadli Hiszpanie. Unamuno kwestionuje tezę o „walce chrystianizmu lub nacjonalizmu z bolszewizmem”, czy raczej – uznaje ją za
zbytnie uproszczenie zagadnienia; większym niż bolszewizm niebezpieczeństwem dla Hiszpanii
jest w jego oczach Falanga i jej „sprzymierzeńcy zewnętrzni”. Falangiści to „obłąkańcy, fanatycy,
ślepo naśladujący obcą, ciasną ideę”. „Swastyka hitlerowska – dodaje – urasta do godności herbu Hiszpanii. Niedługo będziemy się jej kłaniać jak bożkowi pogańskiemu”. Ustosunkowując się
do obcych wpływów, hymnów i symboli totalitarnych ideologii, konkluduje: „Hiszpania nie powinna być ani bolszewicka, ani hitlerowska, ani faszystowska, lecz tylko i jedynie hiszpańska”34.
Co przez owo określenie rozumieć, na czym miałaby polegać „hiszpańskość” Hiszpanii? W komentarzu do wypowiedzi Unamuna pisanym już po jego śmierci (wieść o niej dotarła do Warszawy w dzień powrotu Fajansa z dziennikarskiej wyprawy za Pireneje) czytamy, że temu „Don
Kiszotowi XX-go wieku” nienawistna była „wszelka dyktatura, narzucająca pęta człowiekowi”,
wszelkie „ustroje «totalne», zmieniające człowieka w bezduszne, nieczułe kółko wiecznej maszyny”; Hiszpania „hiszpańska” miałaby zatem gwarantować „swobodę ducha ludzkiego, wolny
rozwój ludzkiej myśli i prawa człowieka do swej własnej, nieskrępowanej indywidualności” –
czyli, w ówczesnych warunkach, piękną, ale niemożliwą do spełnienia utopię. Myśliciel z Salamanki był tego świadomy, również w stosunku do obozu, któremu początkowo sprzyjał („Tutaj
także niedługo nie będzie można powiedzieć niezależnego słowa”). Z jego namiętnego monologu przebijał bezgraniczny pesymizm, a „przewidywania na przyszłość były tak beznadziejne,
że aż dreszcz grozy przechodził, gdy się go słyszało. Zwątpił w przyszłość Europy, przepowiadał
34
Wypowiedzi Unamuna, w obszerniejszych fragmentach, przytoczone zostały w tekście poprzedzającym niniejsze studium (zob. s. 187).
204 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
jej najcięższe godziny”35. Autor Hiszpanii 1936 nie rozwija tego porównawczego wątku (Hiszpania–Europa, Europa–Polska, Hiszpania a Polska), ale skojarzenia narzucają się tu same, a historyczna perspektywa pozwala ze smutkiem potwierdzić słuszność Unamunowskich diagnoz
i przewidywań – co do losów Europy (w tym Polski) i co do triumfu doktryny wyrażonej przezeń
formułą „Uznasz to, co ja uznaję, albo cię zastrzelę”36.
Jak w praktyce funkcjonowała owa doktryna, tym razem w strefie republikańskiej, dowiedzieć się mógł polski czytelnik z cyklu reportaży Ksawerego Pruszyńskiego Listy z Hiszpanii
publikowanych na łamach „Wiadomości Literackich” (wydanie książkowe: W czerwonej Hiszpanii, 1937). Ten zapis kilkumiesięcznej reporterskiej wędrówki po Hiszpanii „czerwonej” dawał
niezakłamany i pozbawiony upiększeń obraz codziennego życia głównych ośrodków miejskich
wojennej Republiki, ale też śladów rewolucji, która była gniewną, nie przebierającą w środkach
odpowiedzią ludu na bunt generałów i której krwawe żniwo na prowincji długo jeszcze zbierano. Polski publicysta wyczulony na moralne aspekty bratobójczych zmagań Hiszpanów sam
to zaobserwował lub odnotowywał na podstawie zwierzeń sprawców rewolucyjnych czystek
– jak ów dziewiętnastoletni ochotnik spotkany na froncie w Guadarramie, mający na sumieniu
dziesiątki wyciągniętych nocą z domu i rozstrzelanych pośpiesznie, bez jakiejkolwiek procedury sądowej, „burżujów” (skądinąd nie pytano ich, czy „uznajesz to, co ja uznaję” – zginęli na
skutek czyichś donosów, jako rzucający się w oczy reprezentanci klasy społecznej, którą należało zlikwidować bez większych ceregieli: „co by to była za rewolucja, gdyby miała nie zabijać”).
„Dlaczego? Jak to się stało, żeś ty?” – zapytuje Pruszyński, zanim jeszcze przystąpi do zdania
relacji ze spotkania w Peregrino. I powraca do tej myśli w zakończeniu, nie umiejąc zatrzeć
zgrozy, jaka go ogarnęła po wysłuchaniu opowiadania byłego członka madryckich „lotnych oddziałów”, aktywisty młodzieżówki komunistycznej:
Nie było dla mnie strasznym, że tak zabijano. […] Strasznym było, że zabijali tacy właśnie, najlepsi, szczerze
patrzący chłopcy […] Strasznym, właściwie najstraszniejszym było, że istniała siła, która mogła im po tym
wszystkim przywrócić tak nieskończenie niezmącony spokój37.
Unamunowska formuła „Uznasz to, co ja uznaję, albo cię zastrzelę” (z częstszym w wojennej rzeczywistości hiszpańskiej wariantem „Zastrzelę cię, bo nie uznajesz tego, co ja uznaję”)
sprowadza istotę obu rewolucji – tej „oddolnej”, w dużej mierze spontanicznej, wymierzonej
przeciwko istniejącemu, niesprawiedliwemu dla szerokich mas ustrojowi społecznemu, i tej
„odgórnej”38, „narodowosyndykalistycznej”, proklamowanej przez siły, które rebelię wywołały
R. Fajans, op. cit., s. 41–44.
Tamże, s. 40.
37
Pruszyński, op. cit., s. 83 i 85.
38
Używam obu określeń („oddolna” i „odgórna”) świadomy ich nieprecyzyjności; o „rewolucji” mówiły natomiast obie strony, a przynajmniej ich
odłamy skrajne (komuniści, anarchiści, Falanga).
35
36
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 205
lub wsparły ją ideologicznie – do mordu, głównego środka realizacji własnych ideałów, pojmowanych jako szlachetne i dobre dla ogółu (jedyne dobre!). W tej perspektywie nie ma znaczenia,
jaka symbolika kryje się za mordem (lub, mówiąc eufemistycznie – fizyczną likwidacją przeciwnika), jakie emblematy pojawiają się w tle. Mógł to być sierp i młot, wraz z hasłem ¡Viva
Rusia!; mogły być jarzmo i pęk strzał (yugo y flechas) Falangi, hitlerowska swastyka, okrzyk ¡Viva
la muerte! czy cokolwiek innego, a przedstawiony przez Pruszyńskiego madrycki voluntario mógł
równie dobrze nosić granatową koszulę (camisa azul) falangistów. Ideały obu stron znosiły się
nawzajem w zetknięciu ze śmiercią. Pozostawało czyste okrucieństwo, czasem żądza mordu,
którą podsycał zapach krwi – i przerażenie tych, którzy to oglądali, nie utożsamiając się z żadną
ze stron lub, co jeszcze gorsze, tracąc wiarę w słuszność racji egzekwowanych z odbezpieczonym rewolwerem w dłoni. Przypadek Miguela de Unamuno, Gregoria Marañona39, Ksawerego
Pruszyńskiego… Czy jednak na pewno wszystkich trzech? Unamuno rozczarował się do rebeliantów, gdy obce wpływy „zaczęły sobie torować drogę w Juncie i Franco dał się im ponieść”40;
Marañón zerwał z Republiką, gdyż „wobec zgrozy i zbrodni rozlanej po Hiszpanii” pragnął dla
swojego kraju „powrotu do ładu”41; Pruszyński jechał do Hiszpanii sans parti pris (pragnął zresztą
odwiedzić jej część „narodową”, ale w Paryżu, skąd wyruszył, Hiszpania frankistowska nie miała
swego przedstawicielstwa), dawał bezstronne, choć nie pozbawione emocji świadectwo temu,
co sam widział, wrócił z mieszanymi uczuciami, a jednak, gdy wojna hiszpańska dogasła, odważył się napisać w przedmowie do polskiego przekładu poświęconej temu konfliktowi powieści
André Malraux L’Espoir słowa bardzo znamienne, nawołujące do „pochylenia czoła” przed rewolucyjną walką „ludu, który chwycił za dwururki przeciw samolotom bojowym, barykadami chciał
zagrodzić drogę czołgom i na barykadach tych padł”42.
W przededniu II wojny światowej, gdy groźba faszyzmu triumfującego za Pirenejami zawisła
nad naszym własnym krajem, męczeństwo broniącej się przez blisko trzydzieści trzy miesiące
Republiki Hiszpańskiej, cierpienia jej ludności zmuszonej do masowego exodusu przez góry43,
przywoływały raz jeszcze, z nową siłą, historyczne analogie polsko-hiszpańskie, którym tyle
Paryskiego rozmówcy Pruszyńskiego, jednego ze współtwórców II Republiki, a zarazem dobrowolnego wygnańca z republikańskiej Hiszpanii
– liberała, który wydarzenia z pierwszych miesięcy wojny (rewolucyjny terror wyrastający z pędu do natychmiastowej „rozprawy z faszyzmem”;
jego ofiarą paść miało w samym Madrycie ponad trzydzieści tysięcy ludzi) nazywa „rzezią” i powtarza „moja nadzieja jest w Burgos” (ówczesna
siedziba władz frankistowskich); zob. rozdział „Rozmowa z doktorem Marañón”, w: op. cit., s. 169–178.
40
Zob. Fajans, op. cit., s. 39.
41
Zob. Pruszyński, op. cit., s. 177.
42
Pruszyński, w: A. Malraux, Nadzieja, Warszawa, 1939, s. 8.
43
Już wiosną 1937 znający dobrze intencje narodowców hiszpańskich Giertych przewidywał: „żelazną ręką wytępią Hiszpanie w swoim kraju
– wytępią bez reszty – komunizm i inne pierwiastki wywrotowe. Zapewne niedługo już ujrzymy zjawisko masowej emigracji «czerwonej» ludności z Hiszpanii, rozmiarami swymi i znaczeniem w historii równie wielkie lub większe jak emigracja hugenotów z Francji. Kto sentymentalny
– może się tym oburzać i może współczuć licznym osobistym tragediom, które to spowoduje” (Giertych, op. cit., s. 293–294).
39
206 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
miejsca poświęcił w swojej książce Pruszyński44. Groza zbliżającego się starcia na polskiej ziemi ekspansjonistycznych potęg Rzeszy hitlerowskiej i Rosji sowieckiej zacierała pamięć o rewolucyjnych ekscesach „czerwonych” Hiszpanów, kazała raczej podziwiać kraj, który wytrwał
w walce („rewolucyjnej, ale i narodowej”) tak długo, i to w coraz większym osamotnieniu, pozostawiony własnemu losowi przez europejskie demokracje i jedynego realnego sojusznika, który wycofywał się w miarę słabnięcia Republiki, by uniknąć dotkliwej porażki międzynarodowej.
Okoliczności te mogły dawać wiele do myślenia „narodowi powstańczemu” o silnej świadomości historycznej, której komponentem była pamięć nieudanych zrywów, egoizmu i obojętności domniemanych przyjaciół; porządków wprowadzanych ręką obcych. Analogie były wyraźne, los Republiki stawał się złowieszczą przestrogą, ale choć nad Polską zbierały się coraz
czarniejsze chmury, niewiele można było zdziałać, zwłaszcza że przymierze ideologiczne z jednym z sąsiadów dla wzmocnienia własnej pozycji nie wchodziło w grę. Kto go szukał, wchodził
na drogę zdrady narodowej – tu pomiędzy Hiszpanią, z jej dwubiegunowym spektrum politycznym wyostrzonym przez wojenne sojusze, a Polską zachodziła wręcz zasadnicza różnica.
I jeszcze jedno, bodaj najważniejsze: na iberyjskim poligonie doświadczalnym przyszłej wojny światowej oba zagrażające nam totalitaryzmy stanęły przeciw sobie, wsparte na mocnych
filarach obozów będących aktualną transfiguracją drążącego kraj od wewnątrz, od schyłku
epoki oświeceniowej, konfliktu tzw. Dos Españas – Dwóch Hiszpanii, konserwatywnej i liberalnej. Polskę, jak w dobie zaborów, zająć miały, współdziałające ze sobą i sprzymierzone (pakt
Ribbentrop–Mołotow), oba państwa totalitarne i miała ona zniknąć z mapy Europy, co Hiszpanii nigdy nie groziło. Przyznaje to nawet zaciekły antykomunista Giertych, stwierdzając wyraźnie, że „Hiszpania, nawet bolszewicka, byłaby nadal Hiszpanią; tak samo jak Rosja, nawet
bolszewicka, jest nadal Rosją”, podczas gdy
Polska komunistyczna, to – nawet jeśli by się utrzymało państwo polskie – mógłby być koniec narodu polskiego. Ale i państwo polskie też by się nie utrzymało. Nie darmo jesteśmy między Niemcami a Rosją!45
Po pierwszym i siedemnastym września 1939 roku Polska, uznana przez ministra spraw
zagranicznych Rosji za „bękarta Traktatu Wersalskiego”, stanęła u progu zagłady. Czy w tych
warunkach miało jakiś sens snucie hiszpańsko-polskiej paraleli dydaktycznej odnoszącej się
do wspólnych zagrożeń ze strony swastyki oraz sierpa i młota (wszak dotychczasowe analogie
między sytuacją wewnętrzną i międzynarodową Polski i Hiszpanii zdawały się w owej godziZob. Pruszyński, op. cit., s. 141–147 (rozdział „To samo”, poddany szczegółowej analizie we wspomnianym w przypisie 3 artykule Kieniewicza,
a także w Hiszpanii w zwierciadle polskim, s. 137 i nast.).
45
Giertych, op. cit., s. 368. Jak widać, polski narodowiec swego narodu nie doceniał, mimo doświadczeń z doby niewoli. Tłumaczyć to można
jedynie jego obsesyjnym antysemityzmem („Polska bolszewicka nie byłaby Polską, ale Judeą” i tak dalej, w tym samym duchu).
44
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 207
nie próby załamywać, gdyż ta druga, wprawdzie sprzymierzona ze swastyką, swą państwowość
ocaliła, a myśmy powtarzali egzamin z doby rozbiorów, po kolejnym, czwartym już rozparcelowaniu polskiego państwa przez zaborczych sąsiadów, późniejszym w stosunku do tego trzeciego
o całych sto czterdzieści pięć lat)? Otóż miało, a w każdym razie „paralelne tory” polskich i hiszpańskich dziejów, czy raczej żywej współczesności, uwidoczniły się, i to u obu narodów, szczególnie gdy hitlerowskie Niemcy zerwały kruche i koniunkturalne porozumienie ze stalinowską Rosją
i po pierwszych triumfach militarnych na zachodzie Europy ruszyły z całym impetem wojennej
machiny wojskowej i propagandowej na niedawnego sojusznika, zaskoczonego takim obrotem sprawy. Jak przypomniał w sześćdziesiątą rocznicę wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej
Jerzy W. Borejsza, „Goebbelsowska propaganda przedstawiała ZSRR jako «światowego wroga
nr 1»46, a Führer, porównujący się jako „bóg wojny” z Napoleonem, chciał „przewyższyć cesarza
Francuzów; w swej wyprawie przeciwko Rosji chętnie powitał udział Finów, Rumunów, Węgrów
i Słowaków, a także ochotników do walki z bolszewizmem z krajów Europy Zachodniej – w tym
hiszpańską Błękitną Dywizję”47. Wkład Hiszpanów w ową „antybolszewicką krucjatę” miał wymiar dość symboliczny – zwłaszcza że kraj ten oficjalnie do wojny po stronie Rzeszy nie przystąpił, lawirując między neutralnością a postawą określaną jako no beligerancia (polityczne
wsparcie państw Osi, ale bez udziału militarnego) – lecz nadzwyczaj płodny propagandowo,
z oczywistym nawiązaniem do tej pierwszej, „narodowej” krucjaty przeciwko „siłom Antychrysta” zagrażającym bytowi Hiszpanii. Pole do snucia „dydaktycznych paraleli” jest tu obfite, choć
najeżone minami.
Widać to szczególnie w broszurze Ernesta Gimeneza Caballero – reportera i publicysty, a zarazem polonofila48, który z propagatora europejskiej awangardy artystyczno-literackiej przeistoczył się, zafascynowany włoskim faszyzmem, w ideologa Falangi – La matanza de Katyn49, opublikowanej tuż po powrocie autora z Rosji, gdzie uczestniczył w międzynarodowych oględzinach
świeżo odkrytych w okolicach Smoleńska masowych grobów polskich oficerów, jeńców z obozu
46
J. W. Borejsza, Czerwone i brunatne, „Gazeta Wyborcza”, 23–24.6.2001, s. 21. „Po zajęciu większości państw Europy kontynentalnej przez Niemcy
świat za wroga ludzkości numer jeden uznał Trzecią Rzeszę Hitlera, a nie ZSRR Stalina” – dodaje polski historyk.
47
Stan liczbowy utworzonej 27 czerwca 1941 División Azul sięgał 47 tys. żołnierzy, głównie ochotników falangistowskich, z których ponad 4 tys.
poległo na froncie, a 386 dostało się do niewoli (repatriowani w latach 1954–1956); wycofano ją 1 października 1943 (zob. hasło „División Azul”,
w: J. Bardavio, J. Sinova, Todo Franco. Franquismo y antifranquismo de la A a la Z, Barcelona, 2001, s. 199). W drodze na front leningradzki divisionarios
stacjonowali w wielu polskich miejscowościach, m.in. na Suwalszczyźnie, czego ślady zachowały się w pamięci miejscowej ludności (np. to, że przy
jakimkolwiek kontakcie z cywilami ukazywali najpierw, że noszą szkaplerz, domagając się pokazania medalika przez rozmówcę; zresztą próbowali z nimi rozmawiać głównie księża – po łacinie…). Ich własne relacje z Rosji pełne są poloników, w tym polskich słów (czasami podawanych
jako rosyjskie), opisów flirtów z polskimi dziewczętami, wierszowanych aluzyjnych powiedzonek („Moja kochana, pokaż kolana”) itp. W sumie,
byłby to wdzięczny temat na kolejne studium z rejestru hiszpańsko-polskich paralelizmów (tu wręcz narzuca się skojarzenie z obecnością polskich
żołnierzy na Półwyspie Iberyjskim w czasach Napoleona).
48
Zob. E. Giménez Caballero, Polska a Hiszpania, „Wiadomości Literackie”, 1928, nr 49, s. 3 (oryginał ukazał się w redagowanym przezeń dwutygodniku „La Gaceta Literaria”, w numerze z 15.12.1927).
49
Giménez Caballero, La matanza de Katyn (Visión sobre Rusia), Madrid, [1943]. Egzemplarz tej unikalnej, nieznanej polskim badaczom publikacji
jest dostępny w madryckiej Biblioteca Nacional.
208 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
w Kozielsku50. Tekst broszury już od pierwszych stronic jest pełną uniesienia manifestacją jedności Polski i Hiszpanii, ofiar sowieckich ingerencji tożsamej w obu krajach, jedności w cierpieniu. Smoleńsk (Esmolensko) to dla autora „odżywająca na nowo stronica wojny hiszpańskiej”
– zmagań, które w dziale „Hiszpania” zakończyły się 1 kwietnia 1939, ale tu, na ziemi rosyjskiej,
wciąż trwały, tym razem z Polakami w roli ofiar (fakt, że nie byli oni uczestnikami hitlerowskiej „krucjaty”, Giménez Caballero dyskretnie przemilcza). „Polakami?” – rozpędza się autor –
„O, nie! To są nasi. Ci z Casa de Campo. Ci z Cárcel Modelo”51. I dodaje: „Po co tu ściągać Międzynarodowy Czerwony Krzyż? Niech przyjdą ci, którzy dziś chodzą w Hiszpanii w żałobie. Ich ciche
łzy będą najlepszym świadectwem, przed Bogiem i ludźmi, tego co tu się stało”52.
Dalsze historiozoficzne rozważania Gimeneza Caballero odwołują się do uwarunkowań
i mechanizmów wspólnej walki obu krajów z bolszewizmem, a wcześniej – z imperialnym despotyzmem Moskwy i zagrożeniem Kościoła rzymskiego przez prawosławie. Wspólnej, gdyż
w poszukiwaniu dziejowych analogii hiszpański faszysta, gorący admirator Polski (słowa pobre
Polonia powtarzają się tu co chwila), odwołuje się do mitu Antemurale, manipulując historią
dla uzyskania idealnej i harmonijnej konstrukcji logicznej. Pisze np., że w czasach Borysa Godunowa, „gdzieś w wieku XVI, chciała Hiszpania, Hiszpania austriackiej dynastii [tj. Habsburgów],
poprzez naszych jezuitów, wyzwolić Polskę z rosyjskiego poddaństwa, kładąc kres Schizmie
prawosławnej i zwracając tę słowiańską ziemię katolicyzmowi”53.
„Polem minowym” jest w owych wywodach, ujętych w formę dyskusji z niemieckim oficerem, władającym językiem hiszpańskim („Byłem w Legionie Condor” – wyjaśnia), rola Niemiec
w owym polsko-hiszpańskim, wielowiekowym zmaganiu ze wspólnym wrogiem w obronie
zachodniego chrześcijaństwa i opartej na nim, europejskiej cywilizacji. Wszak to niemiecka
Rzesza, w imię swastyki, a nie krzyża, zagarnęła i okupowała od blisko czterech lat polskie ziemie, wbrew woli ich prawowitych włodarzy. Niczym wytrawni saperzy, obaj rozmówcy miny
te, wspólnym wysiłkiem, starają się rozbroić. „Wy, Hiszpanie – zaczyna kombatant spod sztandarów Legionu Condor – czujecie, jak zauważyłem, sympatię do Polski”. „Również wy, Niemcy,
czujecie tragedię Polski” – odpowiada Hiszpan. Dalej padają nazwiska Kopernika, Chopina,
Mickiewicza („polskiego narodowego piewcy nienawiści do tego, co rosyjskie”)54. Niemiec się
W kontekście anglojęzycznego wydania książki Stanisława Swianiewicza W cieniu Katynia Czesław Miłosz zapytywał: „Czyżby pamięć o jednej
z wielkich zbrodni XX wieku była jedynie wewnętrzną sprawą Polaków (…)?” (Cz. Miłosz, Bezdomność prawdy, „Gazeta Wyborcza”, 29–30.6.2002,
s. 11). Publikacja broszury Gimeneza Caballero dowodzi, że nie; w tym samym czasie o Katyniu pisała też zresztą hiszpańska prasa (por. Katyń.
Una enseñanza para todos, „Aspa”, 1943, nr 11, s. 246–247). Jeżeli nawet w ogólnej skali zachodnioeuropejskiej Miłosz ma rację, to wiedza
i pamięć o zbrodni katyńskiej połączyła – po raz kolejny – Polaków i Hiszpanów.
51
Giménez Caballero, La matanza de Katyn, s. 5–8. Autor przywołuje nazwy kojarzące się z miejscami śmierci ofiar walk i rewolucyjnych czystek
w Madrycie.
52
Tamże, s. 8.
53
Tamże, s. 15.
54
W oryginale: el cantor nacional polaco del odio contra lo ruso (s. 14).
50
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 209
rozczula; znalazł już podwaliny pod własną (niemiecką) sympatię do Polski. Dodaje: „Próbowaliśmy zawsze odsunąć Polskę od jej najgorszych wrogów”. Reszta rozmowy przebiega w tym
samym duchu, niemiecki oficer podkreśla, że jego kraj jako pierwszy oddał „sprawiedliwość
i honor” odrodzonej Polsce, a jego hiszpański rozmówca wspomina, że „pierwsze, co Niemcy zrobili wkraczając do Warszawy, to złożenie hołdu jego [marszałka Piłsudskiego] trumnie”55, gdyż
rozumiał on, że Polska miała w nadchodzącej wojnie wielką rolę do odegrania.
Czas kończyć. Przestrzeń między SWASTYKĄ a SIERPEM I MŁOTEM (choć, historycznie rzecz
biorąc, należy tu stosować odwrotną kolejność) była nadzwyczaj podatna na rozwijanie hiszpańsko-polskich „paraleli dydaktycznych”, co starałem się pokazać w niniejszym studium na wybranych przykładach pochodzących z lat hiszpańskiej wojny domowej (1936–1939) i II wojny
światowej (1939–1945)56. Mieszczą się one w kompleksach mitologicznych jaka Polska? i jaki
Polak?, choć może należałoby do nich dorzucić zbiór trzeci: Polska – gdzie?, by bliżej zbadać
miejsce przewidywane dla naszego kraju między europejskimi narodami i systemami wartości
(to bowiem coś innego, niż szukanie odpowiedzi na pytanie jaka?). Wszak – powtarzam za Kieniewiczem – „kształt polskiej mitologii nigdy nie został uformowany w postaci ostatecznej”57.
(2003)
55
Chodzi tu oczywiście o Kraków, nie o Warszawę. Stosowną fotografię (warta niemieckich żołnierzy zaciągnięta przed grobem Marszałka) opublikowała wówczas również prasa hiszpańska, ukazywały się też propagandowe broszury, wyjaśniające Hiszpanom motywy niemieckiej inwazji. Podkreślano w nich pełen szacunku stosunek Niemców do mieszkańców okupowanego kraju, ale także poświęcenie i patriotyzm Polaków, obrońców
własnej ziemi („niech Bóg okryje chwałą tych, którzy padli broniąc Ojczyzny”; cyt. za: Spectator, La guerra en Polonia. Resumen de las operaciones
alemanas en territorio polaco, Madrid, 1940, s. 32).
56
Moglibyśmy do nich dorzucić adresowaną do hiszpańskiego odbiorcy książkę Józefa Łobodowskiego Por nuestra libertad y por la vuestra. Polonia
sigue luchando (Madrid, 1945), szczególnie jej rozdział VI („De Otton III a Hitler”, s. 93–107) i VIII („Moscus inimicus”, s. 131–146), a także przejmujące zapiski z lat 1939–1944 wspominanej tu już Sofii Casanovy, która okres hitlerowskiej okupacji swej drugiej ojczyzny przeżyła w Warszawie
i nie miała żadnych złudzeń co do postawy Niemców wobec Polaków, określając ją już w przededniu wojny jako pełną „agresywnej, upokarzającej
pogardy”; zob. Polvo de escombros, w: S. Casanova, M. Branicki, El martirio de Polonia, Madrid, 1945, s. 24. Na osobny komentarz – z interesującej
nas tu perspektywy – zasługiwałby też dziennik pisarki z pierwszych miesięcy 1945 roku, ogłoszony z zachowanego w La Coruña rękopisu przez
M. C. Simón Palmer (Literatura de viajes, „Compás de Letras”, nr 7, grudzień 1995, s. 211–236): obserwując rozwój sytuacji po wkroczeniu Rosjan
do Warszawy i powołaniu zależnych od ZSRR władz tymczasowych, autorka dochodzi do wniosku, że „Polska przekształca się w siostrę syjamską
Moskwy”, podczas gdy „Hiszpania, jedna, wielka, wyrzuciła ze swej ziemi najeźdźców” (s. 229).
57
Kieniewicz, Hiszpania w mitach narodowych Polaków…, op. cit., s. 169.
Polska hagiografia generała Franco1
Siostra generała Franco miała powiedzieć po jego
śmierci: „Gdyby nie żył w tak podłych czasach,
jak nasze, ogłoszono by go świętym”. Więc cóż, cierpliwości.
Marek Jurek (1994)
Pierwsza polska biografistka dyktatora Hiszpanii, Lidia Mularska-Andziak, podkreślała we
wstępie do swej książki, że Franco, choć „zamknięty w sobie, nie poddający się emocjom,
wywoływał zawsze namiętności i wiele sprzecznych opinii”. Słowo „sprzecznych” moglibyśmy
śmiało zamienić na „skrajnych”; badaczka, klasyfikując ich autorów, wyróżnia dwie kategorie
– przeciwników (dla których „jedynym celem generała było utrzymanie władzy”) i… hagiografów2. Podkreślmy to ostatnie słowo, dość szczególne w odniesieniu do postaci nam współczesnych: nie zwolenników czy choćby admiratorów, ale – od razu – hagiografów, a więc osób
przekonanych o czyjejś charyzmie, nieskazitelności, wyjątkowości, cechach przypisywanych
Bożym wybrańcom, wiodącym powierzony im lud ku przyszłości zgodnej nie tyle z surowymi
często wyrokami Historii, co z wolą Opatrzności.
Jak zauważa z kolei autor późniejszej o jedną dekadę monografii Państwo generała Franco,
Paweł Skibiński, postać generała, „mimo że minęło już niemal trzydzieści lat od jego śmierci,
budzi w naszym kraju spore emocje” i często „emocje te górują zdecydowanie nad merytoryczną znajomością zagadnień związanych z rządami frankistowskimi w Hiszpanii”3. Historyk
z Uniwersytetu Warszawskiego, opierając się na źródłach archiwalnych, opisuje proces konstrukcji państwa generała Franco, interpretuje model ustrojowy, jaki stworzony został w Hiszpanii w latach 1936–1967, zastanawia się nad przyczynami i okolicznościami historycznymi
wyboru i przyjęcia określonych rozwiązań prawnych; unika przy tym ulegania emocjom, które
sytuowałyby go w jednej z dwóch wymienionych wyżej kategorii4.
W niniejszym szkicu przedmiotem naszej uwagi będzie wszak przede wszystkim sfera
emocji – one to bowiem były i dalej są dominantą w wypowiedziach polskich publicystów,
a nierzadko polityków zajmujących się osobą i misją dziejową Caudilla Hiszpanii, postaci wciąż
obecnej – nie ciałem, ale duchem – w naszym życiu publicznym. Przywołując tu zatem głosy
polskich admiratorów i hagiografów generała oraz, dla kontrastu, ich oponentów, nie sposób
będzie uniknąć akcentów polemicznych i nie poddać się samemu podwyższonej temperaturze
1
Skrócony tekst wystąpienia podczas seminarium „Wzajemny obraz Hiszpanii i Polski od czasu przejścia do demokracji” (Warszawa, Instituto
Cervantes, 20–21 maja 2008 r.).
2
L. Mularska-Andziak, Franco, Londyn, 1994, s. 8.
3
P. Skibiński, Państwo generała Franco. Ustrój Hiszpanii w latach 1936–1967, Kraków, 2004, s. 9.
4
Skibiński jest też autorem artykułu pod dość wymownym tytułem Franco – pogromca komunizmu („Ozon”, 2006, nr 29).
212 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
sporu, jaki wiodą ze sobą obie strony, szczególnie w dwóch ostatnich dziesięcioleciach, gdy
w Polsce powiedzieć, napisać i opublikować można już praktycznie wszystko.
Na początek przypomnijmy – za profesorem Janem Kieniewiczem – że istnieje „zdumiewająca ciągłość” naszego współodczuwania z Hiszpanami, gdyż raz po raz, począwszy od Wojny
o Niepodległość (1808–1814) toczonej z najeźdźczą armią Napoleona, zasiloną ochotnikami
znad Wisły i Warty, polskie losy miały splatać się z tragicznymi epizodami w dziejach zapirenejskiego narodu. Silnymi „hiszpańskimi” emocjami nacechowane były też nasze relacje podróżne
z Półwyspu Iberyjskiego już od połowy XIX stulecia. Emocje te, co zrozumiałe, odżyły w latach
ostatniej wojny domowej5. Był to autentyczny ból serca, wzmagany poczuciem bezradności
wobec cierpień ludności cywilnej, obywateli bliskiego nam duchowo narodu, poddawanego
próbie sił dwóch przeciwstawnych obozów ideologicznych, w których wielu widziało pierwsze
zbrojne zderzenie XX-wiecznych totalitaryzmów – komunizmu i faszyzmu. A przecież nie sposób było zapomnieć, że pomiędzy bolszewicką Rosją a hitlerowskimi Niemcami leżała Polska,
a nie Hiszpania. Ówczesny dramat tej ostatniej mógł się w każdej chwili powtórzyć w naszej
części Europy i dotknąć nas samych.
W polskiej prasie tego okresu spotkać można było zarówno głosy tych, którzy nie chcieli się
identyfikować z żadną ze stron walczących, bo wymagałoby to przezwyciężenia oporu moralnego wobec szeroko relacjonowanego okrucieństwa tak „białych” (czyli narodowców) jak
i „czerwonych” (republikanów), jak też opinie, wedle których naród hiszpański został napadnięty przez „przemożne siły zaborcze”, a jego wrogiem stali się dziś „faszystowscy grabieżcy i wiernie im służąca hiszpańska Targowica”. Ton ówczesnej publicystyce nadawały wszak środowiska
prawicowe, co nie może dziwić w kraju tradycyjnie katolickim, zorientowanym konserwatywnie, co więcej – mającym za sobą traumatyczne doświadczenie agresji bolszewickiej, której
cały naród zwycięsko stawił czoła tuż po odzyskaniu ciężko wywalczonej niepodległości. Głosy
polskich publicystów wskazywały zatem przede wszystkim na nieprzemijającą aktualność –
dla nas samych – zagrożenia płynącego ze wschodu.
Najdobitniej przypomniała o nim Izabela Lutosławska, córka osiadłej w Polsce galicyjskiej
poetki i dziennikarki Sofii Casanovy, w manifeście Oskarżam (1936), potępiającym bierność
tych, którzy nie wsparli „narodowego powstania hiszpańskiego”, uznając ją za postawę osłabiającą polską opinię publiczną, która powinna być „czujna i zmobilizowana przeciw nacierającym
na nas dzikim prądom z Rosji”. Autorka apelowała o solidarność z „obrońcami wiary, która jest
naszą wiarą”, również w imieniu „tysięcy rodzin pogrążonych w nieprzebolałej żałobie, matek
i sióstr Polaków mordowanych w Rosji”, stwierdzając, że „my, jak nikt w Europie wiemy, o co
Co do szczegółów, odsyłam do dwóch poprzednich artykułów zawartych w tej części książki . Tu posłużę się jedynie kilkoma cytatami z przytaczanych już wypowiedzi, niezbędnymi w kontekście dalszego wywodu.
5
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 213
tam w Hiszpanii idzie wojna. My znamy bolszewików”. Zapowiadała też końcowe zwycięstwo
uwielbianych przez siebie „przedziwnych, nowoczesnych żołnierzy noszących zamiast orderów
medaliki z Matką Boską, przyczepione do poszarpanych w walce mundurów”. Nie miała wszak
wątpliwości, że „katolicyzm znajdzie tam [za Pirenejami] triumf w straszliwych ofiarach krwi”.
„Krwi własnej” – doprecyzowywał dwa lata później katolicki publicysta Jan Dobraczyński –
„ale i cudzej, hojnie rozlewanej; czyż jednak należy odrzucić projektowane reformy, tylko dlatego, że wysuwają je ludzie o dłoniach zbroczonych krwią?”. Współpracownik „Prosto z mostu”,
życząc gorąco zwycięstwa „hiszpańskiemu ruchowi narodowemu”, z obojętnością kwitował doniesienia o terrorze frankistowskim, przyjmując jako oczywistość, że kto reformuje swój kraj,
prowadząc narodowo-katolicką krucjatę, ma prawo mieć „zbroczone krwią” dłonie. Wytyczoną
przezeń drogą tolerancji dla zbrodniczych praktyk w imię słusznej sprawy pójdą po latach kolejni
przedstawiciele reprezentowanej przezeń – przynajmniej w tym okresie – orientacji.
Zanim jednak pojawią się w tym przeglądzie dalsze nazwiska i opinie, zmierzające od wsparcia moralnego dla hiszpańskich narodowców do podziwu dla osoby i dziejowej roli ich przywódcy,
Caudilla Hiszpanii, wreszcie do jego kultu o znamionach potocznie rozumianej hagiografii, zwróćmy uwagę na długotrwałość owego swoistego, tworzącego się w najbardziej dramatycznym momencie współczesnej historii tego kraju, duchowego przymierza pomiędzy hiszpańskimi „obrońcami Krzyża i Ojczyzny” a ich polskimi admiratorami. Przymierza opartego na wspólnocie ideałów
i doświadczeń – wczorajszego (lata 1919–1920) polskiego i dzisiejszego (lata 1936–1939)
hiszpańskiego. Przypomnijmy raz jeszcze Lutosławską: „Od 20 lat bolszewicy zamierzali najazd
na Hiszpanię, tylko nauczeni przykładem klęski, jaką im Polska zadała, poszli inaczej, drogą
trudniejszą: lekturą i złotem”. Sierp i młot (tu – symbole bolszewickiego zagrożenia!) stały się
swoistym instrumentem polsko-hiszpańskiego zbliżenia, jakiegoś szczególnego porozumienia
nad głowami reszty Europejczyków, poddających się urokom komunistycznej frazeologii. Wytworzył się – na jakiś czas – szczególny, nowy paralelizm polsko-hiszpański, paralelizm losu
narodowego i zbiorowego doświadczenia, rodzącego się w zmaganiach Krzyża (w roku 1920
w Polsce – ochotniczego zaciągu do armii, która pod wodzą Naczelnika Państwa, Józefa Piłsudskiego, doprowadziła do zwycięskiej bitwy na przedpolach Warszawy, określanej do dziś mianem „cudu nad Wisłą”; w roku 1936 w Hiszpanii – antykomunistycznej krucjaty i jej uczestników,
ochotników i poborowych, przekształconych w zdyscyplinowane oddziały współczesnych krzyżowców, los cruzados de Franco) z „demonem” bolszewizmu i jego zewnętrzną symboliką.
Na jakiś czas… Stosunkowo niedługi, bo wkrótce Polska paść miała łupem jednoczesnej agresji Hitlera (1 września 1939) i Stalina (17 września 1939), a zwycięska Hiszpania generała Franco,
klucząc i pertraktując z kolejnymi protagonistami ówczesnej historii Europy i świata (od Włoch
i Niemiec po Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone), przetrwała zarówno klęskę państw Osi na
214 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
polach bitewnych II wojny światowej, jak też powojenny ostracyzm, by odetchnąć w sprzyjającym jej klimacie zimnej wojny i doczekać się czasów względnego dobrobytu materialnego
i stabilizacji ustrojowej. Jej zmierzch nastąpił dopiero wraz z fizycznym odejściem samego dyktatora, postaci spajającej ów coraz bardziej anachroniczny relikt przeszłości. Zmitologizowana
figura generała Franco pojawić się miała ponownie, po długich dziesięcioleciach, na drugim końcu kontynentu, na sztandarach polskiej prawicy, obok chilijskiego generała Augusto Pinocheta.
Okres po roku 1945, a więc lata wyłonionej z zawirowań wojennych, nie w pełni suwerennej
Polski Ludowej, był czasem całkowitego zerwania wzajemnych stosunków między obydwoma
krajami i zmasowanego ataku PRL-owskiej propagandy na „faszystowski” reżim Franco. Jednocześnie jednak duży odłam polskiej emigracji znalazł za Pirenejami schronienie i warunki
do nieskrępowanej działalności w sferze publicznej, w tym także możliwość publikowania
propagujących wiedzę o Polsce czasopism (jak hiszpańskojęzyczny miesięcznik „Polonia”, którego honorowym abonentem była kancelaria Jefe de Estado6) i oddziaływania na kraj poprzez
Radio Madryt, czyli polską sekcję Radio Nacional de España7. W Madrycie funkcjonowało aż do
roku 1969 przedstawicielstwo dyplomatyczne rezydującego w Londynie rządu Rzeczpospolitej
Polskiej na uchodźstwie, a w imieniu polskich władz emigracyjnych dwukrotnie (w roku 1952
i 1954) przyjeżdżał do Hiszpanii legendarny dowódca z okresu II wojny światowej, bohater bitwy pod Monte Cassino, generał Władysław Anders, by wysondować ewentualność utworzenia
na jej terytorium polskich oddziałów wojskowych w wypadku zbrojnej konfrontacji Zachodu
z blokiem państw podległych ZSRR8.
Przypomniane wyżej fakty były wszak – w ogólnej perspektywie relacji polsko-hiszpańskich
w dobie PRL-u – czymś marginesowym czy wręcz incydentalnym; odnosiły się zresztą do epoki
stalinowskiej, po części gomułkowskiej. U schyłku tej ostatniej antyfrankistowska propaganda
zelżała, a za Gierka (a więc od grudnia 1970) została niemal zupełnie wyciszona, gdyż interesy
ekonomiczne przeważyły nad względami politycznymi. Hiszpania była już w pełni zintegrowana ze światem zachodnim, stała się modna jako miejsce spędzania wakacji (choć pod niezapomnianym sloganem Spain is different), jeździli do niej coraz częściej także Polacy, zarówno
w celach handlowych, jak i edukacyjnych, poznawczych, kulturalnych. W hotelu Bristol miała
swoją pierwszą siedzibę Representación Comercial y Consular państwa hiszpańskiego, rodzaj
6
Zob. na ten temat A. Mielczarek, Información y propaganda en «Polonia. Revista ilustrada» (1955–1969), publicación periódica de la colonia
polaca en Madrid, „Estudios Hispánicos”, t. IX, 2003, s. 125–134.
7
W ocenie P. Machcewicza było to radio „przebijające swym antykomunizmem Głos Ameryki, BBC, a nawet RWE” i cieszące się w Polsce („na początku lat pięćdziesiątych”) znaczną popularnością (T. Miłkowski, P. Machcewicz, Historia Hiszpanii, Wrocław, 1998, s. 395). Ostatnio doczekało się
ono opracowania książkowego, opartego na badaniach archiwalnych autorki, Magdaleny Bogdan (Radio Madryt 1949–1955, Warszawa, 2011,
seria W służbie Niepodległej UKSW).
8
Zob. tamże, s. 396 (stronę tę ozdabia fotografia toczących ze sobą przyjacielską rozmowę generałów Andersa i Franco, pamiątka ich spotkania
w 1952 r. w Madrycie). Ilustracja ta zniknęła w kolejnych wydaniach Historii Hiszpanii.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 215
konsulatu, którego szef, Javier Rupérez, osobiście przyjmował adeptów przyszłej hispanistyki
zainteresowanych stypendialnymi pobytami w tym kraju, obiecując im swą (skuteczną! – co
potwierdzam własnym przykładem) pomoc.
Dekada lat siedemdziesiątych, choć przyniosła prawdziwy zalew publikacji czasopiśmienniczych i książkowych o współczesnej Hiszpanii – tej z okresu frankistowskiego i tej, jaka się wykluwała w powolnym procesie transición, demokratycznych przemian ustrojowych, po śmierci
jej dyktatora9, nie obfitowała w wypowiedzi o bardziej wyważonym politycznie tonie, uwzględniającym racje tej części narodu hiszpańskiego, która Caudilla popierała, dając temu publiczny,
masowy wyraz. Pojawiały się natomiast pojedyncze artykuły okolicznościowe, poświęcone
w całości zmarłemu w 1975 roku politykowi10. W późniejszym okresie pretekstem do ich ogłaszania były kolejne rocznice śmierci Franco; przykładem obszerny tekst Marka Bankowicza
w „Tygodniku Powszechnym” (1995)11. Autor uznawał już na wstępie, że była to postać wielkiego
kalibru – „człowiek, który w życiu politycznym XX-wiecznej Hiszpanii odegrał rolę większą niż
ktokolwiek inny”, choć dla jednych to „ten, kto wybawił Hiszpanię od komunizmu i uchronił ją od
zawieruchy wojennej”, dla drugich „to początkowo faszysta, iberyjski odpowiednik Mussoliniego”, a przy tym „zaprzysięgły wróg demokracji”.
Jest rzeczą dość znamienną, że podniesienie osoby ostatniego dyktatora Hiszpanii do rangi męża opatrznościowego swego kraju nastąpiło u nas po swoistym zamachu stanu, jakiego
dokonał generał Wojciech Jaruzelski, ogłaszając rankiem 13 grudnia 1981 stan wojenny na
terytorium całego kraju w swym pamiętnym telewizyjnym wystąpieniu. Jako żywo przypominało ono swoją retoryką i sposobem argumentowania radiowe przemówienie generała Franco
z 18 lipca 1936, wygłoszone w imieniu grupy spiskowców, zawieszających samowolną decyzją,
w imię wyższych racji, funkcjonowanie konstytucyjnych organów państwa hiszpańskiego. I tu,
i tam władzę przejęło wojsko, obiecując zaprowadzić ład i porządek, kładąc kres paraliżującym
życie ludności strajkom i szerzącej się anarchii. Gdy na naszym własnym politycznym horyzoncie pojawił się kolejny z europejskich salvadores de turno w generalskich mundurach, a do uszu
zwykłych obywateli zaczęto coraz silniej sączyć przekonanie o potrzebie silnej władzy w sytuacji
wewnętrznego i obcego zagrożenia (żywa bowiem była obawa przed interwencją radziecką),
Odnotujmy tu przynajmniej niektóre z nich, sięgając również do dekady poprzedniej: Hiszpania z elementarza (1967) i Błękitne imperium generała
Franco (1975) R. Dobrzyńskiego, Podróż do Hiszpanii (1968) K. Eberhardta, Hiszpania bez kastanietów (1971) M. Ikonowicza, Hiszpania po wojnie
domowej (1972) R. J. Nowaka, Iberyjskie wędrówki (1973) J. Zakrzewskiego, Madryckie ABC (1974) W. Skulskiej, Państwo Hiszpańskie. Estado
Español (1975) K. Fekecz, Hiszpania bez dyktatora (1978) R. Samsela i W. Źrałka, Hiszpania we współczesnym świecie (1978) G. Bernatowicz-Bierut,
Podstawowe instytucje ustroju politycznego Hiszpanii (1978) T. Mołdawy, Hiszpański happy end (1978) G. Jaszuńskiego i inne.
10
Zob. np. P. J. Ikonowicz, Portret dyktatora przez sekretarza sporządzony (omówienie książki F. Franco Salgado-Araujo Mis conversaciones privadas
con Franco), „Polityka”, 1979, nr 51–52, s. 11. „Nie brak w Hiszpanii faszystów” – zauważa w dopisku autor, komentując pojawiający się wówczas
na murach Madrytu napis „Za Franco żyliśmy lepiej” (istnieje też, dodajmy dla równowagi, inny jego wariant: Contra [nie „Con”] Franco vivíamos
mejor).
11
M. Bankowicz, Franco, defrankizacja, hiszpańska droga, „Tygodnik Powszechny”, 1995, nr 50, s. 7.
9
216 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
cenzura chętniej niż zwykle była skłonna przyzwolić na skomentowanie, w tonie aprobującym, dziejowej roli innego generała. Paralelizm kontekstu historycznego rodzącego konieczność twardych, trudnych do zaakceptowania w pierwszej chwili, ale słusznych i niezbędnych
decyzji, podjętych dla dobra kraju tak w Hiszpanii w 1936 roku, jak w Polsce blisko pół wieku
później, wydawał się oczywisty – rzecz jasna, z określonego punktu widzenia, który nie wszyscy i nie od razu musieli podzielać. Przywołanie postaci Franco po to, by go po latach propagandowego ostrzału ukazać w bardziej pozytywnym świetle czy wręcz zrehabilitować, stało
się w tej sytuacji jedynie kwestią czasu. Trudno było tylko przewidzieć, kto by to miał zrobić
jako pierwszy – godzi się przypomnieć, że generał Jaruzelski miał w swoim otoczeniu osoby
o orientacji narodowo-katolickiej, jak wspomniany wcześniej Jan Dobraczyński, przewodniczący Rady Krajowej PRON (Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego), powołanego odgórnie organu, polskiej namiastki Movimiento Nacional, czy członek Rady Konsultacyjnej przy
przewodniczącym Rady Państwa, profesor Maciej Giertych.
Tym jednak, który zainaugurował drugą (po latach 1936–1939), wyraźnie już spersonalizowaną falę wysławiania na łamach polskiej prasy iberyjskich „obrońców Krzyża i Ojczyzny”,
przybierającą chwilami postać nie tyle hagiografii, co bezkrytycznego bałwochwalstwa12,
okazał się – dość nieoczekiwanie – samosterowalny, niezależny, przekorny katolicki pisarz
i publicysta Stefan Kisielewski, od 1945 roku stały współpracownik krakowskiego „Tygodnika
Powszechnego”. Popularny Kisiel, w swej cotygodniowej rubryce, tym razem dotyczącej oceny
postaci, które wpłynęły znacząco na historię narodów europejskich, wyłożył takie oto wielopunktowe credo:
Ja z kolei (i nie tylko ja) uważam, że największym w naszym stuleciu narodowym mężem stanu i politykiem,
który dla swego kraju zrobił maximum tego co się dało był generał Franco. Kolejno ocalił on Hiszpanię od:
a) [----] [Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt 6 (…)]; b) od złowrogiego hitleryzmu i od międzynarodowych koncepcji Hitlera (choć ten uprzednio mu pomógł…); c) od wojny w ogóle,
a od wojny po stronie państw Osi w szczególności (tolerując Anglików w Gibraltarze Franco oddał Aliantom
wielką przysługę); d) od nędzy i osamotnienia międzynarodowego po wojnie, przez otwarcie Hiszpanii na świat
dyplomatyczny i finansowy; e) od walk bratobójczych po swojej śmierci, przez zapobiegliwe przekazanie
władzy w ręce demokratycznie nastrojonego króla. Czyż może być bardziej pozytywna postać historyczna?
A przecież ile złego mówi dziś o nim tak zwana lewica (nie oszczędzał jej, to prawda), zarzucając mu to, co
tak gładko wybaczono pamięci Napoleona. (Że tamten mniej ludzi wybił? Tylko dlatego, że nie było jeszcze
wówczas czołgów i samolotów...)13.
Przykładem być może artykuł Piotra Mioduszewskiego „Czarna i biała legenda gen. Franco” („Nasz Dziennik”, 20 XI 1998), z którego dowiadujemy się, że rządy generała były tylko „rzekomo” zbrodnicze, on sam „bardzo często ułaskawiał skazanych”, a gdy umierał, „pozostawiał kraj
stabilny i dostatni”, w którym od 1939 „panował spokój”; w sumie więc „Hiszpania ma wobec Caudilla duży dług wdzięczności”. Tekst ten ukazał
się blisko ćwierć wieku po śmierci dyktatora – oczywiście nie w Hiszpanii, ale w Polsce.
13
Kisiel [S. Kisielewski], Oświadczenie w sprawie własnej, „Tygodnik Powszechny”, 1987, nr 11, s. 8.
12
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 217
Przy punkcie a) zadziałała oczywiście cenzura – co nie znaczy, że czytelnikowi nie było wiadomo, o jakie tu słowo (czy słowa) mogło chodzić; przy b) i c) trudno nie przyznać Kisielowi racji;
co do d) i e) można by się z nim długo i zasadnie – jeśli chodzi o kwestie szczegółowe – spierać.
Okres „nędzy i osamotnienia” Hiszpanie i frankistowskie Estado Nuevo wszak przeżyli, aż po
schyłek lat czterdziestych; władzę, tę realną, Franco przekazał zaufanym, w pełni mu oddanym
współpracownikom (Luis Carrero Blanco, a po jego śmierci Carlos Arias Navarro), król Juan Carlos
złożył przecież przysięgę na wierność pryncypiom ustrojowym frankizmu itd. Określenie – które
tu pada pod adresem hiszpańskiej lewicy „(nie oszczędzał jej, to prawda)” – jako jedyne przywołanie bezwzględnych represji reżimu, rozciągniętych również na okres po zwycięstwie militarnym i zdobyciu pełnej kontroli nad wyniszczonym wojną krajem, da się usprawiedliwić tylko
skrótową formą felietonu i właściwą autorowi beztroską lekkością słowa. To samo dotyczy retorycznego pytania o „pozytywną” (tu – najbardziej jak tylko można) postać współczesnej Europy.
Prowokacyjna wypowiedź Kisiela wyzwoliła prawdziwą lawinę. Głazy, bryły lodu, grudy zamarzniętego błota spadają do dziś – tak żywy i nośny dla symboliki, argumentacji i języka wielu
uczestników publicznej debaty Polaków nad formą rządów, rolą wybitnych jednostek w historii,
„złym” i „dobrym” terrorem oraz jego dopuszczalnymi formami i rozmiarami, jest ów wywołany
w 1987 roku temat, a ściślej – egzemplifikacja w osobie byłego Caudilla Hiszpanii i jego prawdziwych czy domniemanych zasług.
Na felieton Kisiela zareagował wkrótce, na łamach nowojorskiego „Nowego Dziennika”, Jerzy
Surdykowski, uznając, że przywołane zza grobu (i „z politycznego niebytu”) widmo generała
Franco w roli najznakomitszego męża stanu XX wieku to element politycznego kabaretu uprawianego w Polsce przez „«prawicujących» gryzipiórów”. Ponieważ w liście do redakcji „Tygodnika” odezwała się też „pewna Czytelniczka ze Śląska”, zarzucając autorowi, iż „bałamuci młodzież”,
Kisiel, z polemiczną werwą, powrócił do podjętego parę tygodni wcześniej tematu. Tym razem
wyraźnie przyznał, że „Franco zatopił Hiszpanię we krwi w wojnie domowej”, ale – występując
w roli politycznego mentora – dodawał jednym ciągiem, że zarazem „uratował ją od niewyobrażalnych klęsk, jakie mogła ponieść w wojnie światowej”, gdyż do Osi nie przystąpił. I dalej:
Był dla Hiszpanów [chyba nie wszystkich? – PS] wielkim politykiem, a że był też, jak ktoś zechce przypomnieć,
wielkim cynikiem, oprawcą i terrorystą? Ano, tak się dzieje w historii od czasów Cezara, Aleksandra Wielkiego czy
Napoleona, zaś miarą jest tu wyłącznie sukces lub klęska.
Autor najwyraźniej optuje tu za zasadą głoszącą, iż cel uświęca środki, dodając przy tym –
i to już wyraźny krok w stronę hagiografii, w myśl wybitego na hiszpańskich monetach dogmatu
nowej frankistowskiej religii Francisco Franco, Caudillo de España, por la gracia de Dios – iż „«Bóg
218 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
pisze prosto na liniach krzywych», a także nosi w sobie wiadomym kierunku wystrzelone przez
człowieka kule”14.
W sukurs Kisielowi przyszedł parę miesięcy później dziennikarz i dyplomata (późniejszy
ambasador w Stanach Zjednoczonych) Kazimierz Dziewanowski, przypominając na początku
obszernego studium zatytułowanego Hiszpańska zagadka15, że „Kisiel jest publicystą, który
zwykł prowadzić do ostatecznych konsekwencji to, o czym inni zaledwie ośmielają się zająknąć
albo li tylko pomyśleć”; w tym wypadku – poruszyć prawdziwą „rafę koralową, o którą łatwo
się poranić”, przez przywołanie pojęcia „Franco”, obrośniętego utartymi i skamieniałymi naroślami, bo Franco to „człowiek, który stał się światowym symbolem przemocy, okrucieństwa,
represji”, ale jednocześnie „posterował swoim krajem w kierunku bardzo odległym od tego,
z czym go kojarzono”. Pragnąc uzupełnić to, co Kisiel zaczął, autor przygląda się bliżej „wieloznacznemu zjawisku”, jakim był ów hiszpański generał i dochodzi do przekonania, po analizie
niemieckich archiwaliów dotyczących relacji na linii Franco–Hitler, że polityka tego pierwszego
była w okresie niedoszłego sojuszu między oboma dyktatorami zgodna z hiszpańskimi interesami narodowymi, odpowiedzialna i dalekowzroczna. Podobnie działo się też na innych polach. Franco wychodził ze wszystkich konfrontacji zwycięsko; będąc „po hiszpańsku skrytym,
niebywale chytrym człowiekiem”, nie zwierzał się nikomu ze swych myśli, wskutek czego przeliczyli się wszyscy, którzy go wspierali, licząc na długotrwałe profity. „Zamydlił oczy” Hitlerowi,
wysyłając na front wschodni Błękitną Dywizję (przez co „jednocześnie pozbył się zbyt gorliwych zwolenników udziału w wojnie po stronie Osi”); instrumentalnie potraktował Falangę
(z czasem falangiści „zostali sprowadzeni do roli zgromadzenia kombatantów używanego przy
rocznicach i uroczystościach”); po 1945 roku konsekwentnie wyprowadzał swój kraj z izolacji
międzynarodowej, otwierając go stopniowo dla cudzoziemców i dla kontaktów ze światem;
wreszcie oddał praktyczne zarządzanie nim „w ręce ludzi ideowych, a zarazem niezwykle fachowych, sprawnych i kompetentnych” (czyli Opus Dei). Na koniec „przywrócił monarchię konstytucyjną, czego ostatecznym rezultatem stało się po paru latach objęcie władzy przez Partię
Socjalistyczną, czyli przez opozycję”. Tu się już chyba Dziewanowski trochę zagalopował, korygując zresztą sam siebie w kolejnym zdaniu: „Wątpliwe, czy Franco przewidział właśnie to, ale
niewątpliwie przygotował warunki, w których to się stało możliwe” [czy aby na pewno? – PS].
Główną myśl artykułu zdaje się wyrażać stwierdzenie: „Franco jest jedynym chyba znanym
przykładem współczesnego dyktatora, który własnoręcznie swą dyktaturę zdemontował”16.
Przypomnijmy, że słowa te Dziewanowski napisał w roku 1987, przed czekającą nasz kraj
transformacją ustrojową, czyli demontażem systemu, który utkwił w marazmie przełamanym
Kisiel, Nie pisać na wiatr – hiszpański!, „Tygodnik Powszechny”, 1987, nr 26, s. 6. Tekst Surdykowskiego przywołuję za Kisielem.
K. Dziewanowski, Hiszpańska zagadka, „Przegląd Powszechny”, 1987, nr 12, s. 430–441.
16
Tamże, s. 435.
14
15
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 219
dwa lata później dzięki rozmowom „okrągłego stołu” i wyborom z czerwca 1989 roku – kolejny
paralelizm, również natury personalnej, wręcz się tu narzuca.
Dodajmy uzupełniająco, że Kisiel nie byłby sobą, gdyby w parę tygodni po ukazaniu się
w „Przeglądzie Powszechnym” tak dlań przychylnego tekstu nie zareagował, oświadczając
triumfalnie: „p. Kazimierz Dziewanowski poparł mnie na całego w sprawie generała Franco, podżyrowując moją tezę, że był to wielki polityk, który uratował Europę” (apetyt, jak widać, rośnie
w miarę jedzenia – już nie tylko Hiszpanię, ale cały kontynent). Felietonista wyciągnął też z cytowanego wyżej studium, z passusu dotyczącego Opus Dei, praktyczny wniosek pro domo nostra:
Podskoczyłem do góry z radości: «Opus Dei» to mój ideał dla Polski, skoro już taka ona katolicka, brawo, polecam
tę formację organizacyjną wszystkim duchownym, a także świeckim, jeśli już nasza Polska ma być taka katolicka17.
W zakończeniu zreferowanego wyżej studium Kazimierz Dziewanowski postawił kilka istotnych pytań dotyczących natury owej „hiszpańskiej zagadki”, jakiej na imię Franco. Dyktator był
dlań człowiekiem „kryjącym w głębi mrocznego serca tajemne plany”, których „nikt nie przeniknął”. Skoro, „w odróżnieniu od tylu skrytych tyranów”, wydawał się rozumieć, że „okres trwania
tyranii jest równy trwaniu życia tyrana albo nawet krótszy”, dlaczego „stworzył taki reżym, dlaczego stanął na czele rebelii? Kim był?”18.
Na tak głęboko sięgające wątpliwości nie odpowiedziała w najmniejszym stopniu pierwsza
polska biografia generała, Franco (1994), przypomniana już tu na wstępie. Jest to niestety typowa praca kompilacyjna, spełniająca jedynie rolę popularyzatorską, choć niewątpliwie odpowiada na społeczne zapotrzebowanie. Dla autorki dyktator Hiszpanii to postać z piedestału, trudna
do przeniknięcia, gdyż „Franco nie pozostawił po sobie żadnych zapisków”19, pozbawiona „cech
indywidualnych” – gdyż, jak pisze wprost badaczka, „nawet zdjęcia prywatne (…) pozbawione
są owej intymności i ciepła, jakie spotkać można w wizerunkach wielkich tego okresu: Churchilla, Roosevelta czy Mussoliniego”. Nie trzeba właściwie czytać dalej, by móc prawidłowo zaliczyć
polską biografistkę Caudilla do jednej z dwóch wymienionych przez nią kategorii osób wypowiadających się na jego temat – przeciwników bądź hagiografów.
W tym samym, 1994 roku odbyła się w Krakowie zorganizowana przez tamtejszy Klub Myśli
Konserwatywnej sesja pod zawierającym retoryczne pytanie hasłem Wojna domowa w Hiszpanii
Kisiel, Cóż tam panie w polityce?, „Tygodnik Powszechny”, 1988, nr 4, s. 8.
Dziewanowski, op. cit., s. 439–440.
19
I dalej: „Znane są jedynie jego lakoniczne wspomnienia z okresu wojny marokańskiej oraz zbiory felietonów i przemówień” (Mularska-Andziak,
op .cit., s. 8). Autorka się myli; pod pseudonimem Jaime de Andrade dyktator Hiszpanii ogłosił bowiem scenariusz (Anecdotario para el guión de
una película) przyszłego filmu Raza (1942), twór nieudolny artystycznie, ale dający znakomity wgląd w świat jego osobistych frustracji, obsesji,
rozczarowań. Analizie tego wielokrotnie w Hiszpanii wznawianego tekstu poświęcił odrębną książkę R. Gubern («Raza». Un ensueño del General
Franco, Barcelona, 1977), w Polsce omawiał go Sawicki (zob. Wojna domowa 1936–1939 w hiszpańskiej prozie literackiej, Warszawa, 1985, s. 344–347).
17
18
220 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
– klęska postępu czy zwycięstwo rozsądku? Biorący w niej udział Marek Jurek, wówczas jeden
z liderów Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, zaprezentował referat pod prowokacyjnym w tym kontekście tytułem„Czy generał Franco obalił demokrację hiszpańską?”. Prowokacja
była czysto pozorna; dla przyszłego (dziś już byłego) marszałka sejmu RP oczywiste było, że nie.
Nie obalił, bo jej w Hiszpanii w 1936 roku nie było. Zresztą posłuchajmy:„Czy można określić jako
parlamentarny system rządów, w których władza od początku stawia sobie cel otwarcie rewolucyjny, cel burzący podstawy pokoju społecznego?”20. W ujęciu Jurka cała II Republika „narodziła
się pod znakiem Rewolucji”, jej rządy „otwarcie proklamowały cel dechrystianizacji Hiszpanii”,
a po zwycięstwie wyborczym umiarkowanej prawicy w 1933 roku „rozpoczęła się otwarcie
terrorystyczna działalność partyjnych bojówek lewicy” itd. Konkludując, zamach na „rzekomo demokratyczne” rządy został przeprowadzony przez „masowy ruch narodowo-społeczny,
wyrażający sprzeciw i aspiracje katolickiego społeczeństwa Hiszpanii”. Jego przywódca, generał Franco, jest zatem „jednym z niewielu ludzi historii współczesnej, którzy zdołali uratować
swój kraj zatrzymując uruchomioną już maszynę rewolucji”. Dlatego też „zasłużył na powszechną wdzięczność resztek [sic! – PS] cywilizowanego świata”. Oraz na to – przypominam motto
tego tekstu – by ogłoszono go świętym. Gdyby, co oczywiste, „nie żył w tak podłych czasach,
jak nasze”.
Ruchem konika szachowego przeskoczmy na chwilę na pole przeciwnika, oddając głos Andrzejowi Szczypiorskiemu, który po wizycie w stolicy Hiszpanii w lipcu 1999 zanotował:
Franco siedzi na koniu. Słońce praży. Nikt poza mną nie przygląda się postaci dyktatora. Chyba potwierdza
się pogląd dowcipnego dziennikarza hiszpańskiego, że ostatnie niedobitki frankistów schroniły się w Polsce.
W ostatnim czasie tylko pewien gadatliwy polski polityk z narodowo-katolickiej partii złożył kwiaty pod tym
pomnikiem, ku niebywałemu zdumieniu madryckich przechodniów.
Minęły właśnie 63 lata od czasu, kiedy Franco rozpoczął wojnę domową przeciw Republice Hiszpańskiej. Było
to straszne doświadczenie dla całego narodu. Ludzie mordowali się przez kilka lat. Wygrał Franco. Rządził bezlitośnie przez dziesięciolecia. Dzisiaj nikt go nie wspomina. Lewica zawsze nim gardziła jako krwawym uzurpatorem, prawica uważa go za postać zawstydzającą21.
Oczywiście, nie prawica polska; u nas bowiem – skorygujmy tu nieco przytoczony przez Szczypiorskiego pogląd hiszpańskiego dziennikarza – hiszpańska wojna domowa trwa w najlepsze.
Wojna hiszpańska trwa22 – tak Paweł Machcewicz zatytułował swą krytyczną recenzję książki
Zagrabiona pamięć (1997)23 nowojorskiego historyka, Marka Jana Chodakiewicza, zauważając, że pisze on o wojnie z punktu widzenia „zaangażowanego uczestnika” – czego nie ukrywa
Cyt. za: M. Jurek, Czy generał Franco obalił demokrację hiszpańską?, „Arcana” (Kraków), 1995, nr 1, s. 148–153.
A. Szczypiorski, Plac lizusów, „Polityka”, 1999, nr 33, s. 50.
22
P. Machcewicz, Wojna hiszpańska trwa, „Gazeta Wyborcza”, 26 XI 1997, s. 21.
23
M. J. Chodakiewicz, Zagrabiona pamięć. Wojna w Hiszpanii 1936–1939, Warszawa, 1997.
20
21
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 221
– w pełni identyfikując się z frankistami. Tym samym, choć tytułem swej publikacji sugeruje
szlachetny zamiar obalania kłamliwych stereotypów, podważając mity lewicowe, zastępuje je
innymi, pochodzącymi z arsenału frankistowskiej propagandy z czasów wojny. Dotyczy to m.in.
represji po obu stronach konfliktu, potraktowania terroru strony „narodowej” niezwykle zdawkowo, a przecież „frankiści w pierwszych miesiącach wojny rozstrzeliwali wszystkich schwytanych
zwolenników lewicy (…), a nawet tych, o których było wiadomo, że w niedawnych wyborach
głosowali na Front Ludowy”.
Dodajmy od siebie, że przez zakładane w latach 1937–1939 obozy koncentracyjne, których
liczba – według szacunkowych obliczeń badaczy tego zagadnienia, będącego do niedawna
swoistą białą plamą w studiach nad najnowszą historią Hiszpanii24 – przekraczała setkę, więźniów, przetrzymywanych często w nieludzkich warunkach, poddawanych arbitralnym decyzjom
dopuszczającym egzekucje bez sądu, przewinęło się w sumie nie mniej niż pięćset tysięcy. Pół
miliona – powtórzmy to dobitnie raz jeszcze. Całością tej machiny frankistowskiego terroru zawiadywała Inspección de Campos de Concentración de Prisioneros, odpowiednik stalinowskiego
Głównego Zarządu Poprawczych Obozów Pracy (Gławnoje Uprawlienje Isprawitielno-Trudowych
Łagieriej, stąd określenie gułag). Podobieństw jest zresztą więcej: hasłu pieriekowki (resocjalizacji) odpowiadał w Hiszpanii system MIR (Movilización, Instrucción y Recuperación), powrotu
nawróconych grzeszników na łono zdrowej tkanki narodu przez codzienną indoktrynację ideologiczną i wytężoną pracę więźniów.
Przypomnieć o tym wszystkim warto, bo w kolejnej odsłonie dyskusji nad książką Chodakiewicza zasłużony w czasach PRL-u opozycjonista, działacz ZChN-u (dziś Platformy Obywatelskiej),
parlamentarzysta wolnej RP od 1989, Stefan Niesiołowski stwierdził m.in., że komunistom „nie
udało się narzucić katolickiemu narodowi achipelagu Gułag”25. Cóż – decyzją Franco założono
własny, narodowo-katolicki gułag, funkcjonujący na relatywnie mniejszą skalę i krócej (ostatni
z campos de concentración, w Miranda de Ebro, zlikwidowano w roku 1947), ale to jedynie kwestia proporcji. Niesiołowski wychwala Chodakiewicza za „świetnie i rzetelnie napisaną książkę”,
a sam – z równą autorowi Zagrabionej pamięci rzetelnością – wplata w swoją zapalczywą polemikę twierdzenia typu „rację miał gen. Franco, próbując obalić rządzących w Madrycie zbrodniczych doktrynerów”, czy też „wspierany przez Stalina reżim komunistyczny w Hiszpanii był odrażający i krwawy” (określenia te dotyczą rządu Frontu Ludowego, którego legalności autor nie
podważa, choć ją natychmiast zestawia z… sytuacją w powersalskich Niemczech: „rząd Hitlera
także był legalny”). Sądzę, że możemy sobie już darować dalsze cytaty.
24
25
Por. J. Rodrigo, Los campos de concentración franquistas. Entre la historia y la memoria, Madrid, 2003.
S. Niesiołowski, Rachunek zbrodni, „Gazeta Wyborcza”, 16 I 1998, s. 14–15.
222 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Ówczesnemu posłowi Akcji Wyborczej Solidarność ripostował inny były opozycjonista, zarazem komentator paryskiej „Kultury”, Krzysztof Wolicki, uznając już na wstępie, że zarówno
książka (tu „pamflet”) Chodakiewicza, jak też tekst jego „starszego współbojownika” Niesiołowskiego nie nadają się do dyskusji: „Nie można bowiem prowadzić dialogu z kimś, kto z góry
zakłada, że to, co usłyszy od przeciwnika, jest fałszem, a tak właśnie rozumują obaj panowie
i zresztą zgodnie z tą zasadą posługują się źródłami”26. Publicysta kwestionuje główne tezy swych
narodowo-konserwatywnych adwersarzy (a więc, że frankistowska Hiszpania ewoluowała
w stronę„przyzwoitej demokracji zachodniej”i że, gdyby w wojnie domowej zwyciężyła Republika, „sprawy potoczyłyby się nieuchronnie stalinowskim torem”) jako nie mające nic wspólnego
z rzetelną historiografią. „Generał Franco – pointuje autor – nie dopuszczał żadnej demokratycznej ewolucji, nawet na łożu śmierci” i „był do ostatka nieprzejednanym wrogiem demokracji”. Hiszpania natomiast, w wypadku przegranej frankistów, „nie stałaby się «demokracją
ludową» po prostu dlatego, że nie stacjonowałaby tam Armia Czerwona”.
Swój tekst Wolicki zatytułował Bez dialogu i jest to najbardziej lapidarna ocena stanu polskiej
debaty publicznej nad traumatycznymi wydarzeniami, jakie dotknęły Hiszpanów przed siedemdziesięcioma latami, i nad ich konsekwencjami dla nich samych. Debata jest gorąca, obie
strony przekrzykują się znad szańców, w których się okopały, tylko dialogu nie ma. Powiedzmy
to inaczej: hagiografia Caudilla nie ustaje, historycy i publicyści o liberalnej orientacji usiłują to
i owo prostować, ale lawina uruchomiona przez Kisiela wciąż daje o sobie znać.
Na zakończenie odnotujmy jeszcze jeden, najnowszy symptom tego zaskakującego dla Europejczyków zjawiska. Oto fragment przemówienia europosła Macieja Giertycha, wygłoszonego
w Parlamencie Europejskim w przededniu siedemdziesiątej rocznicy zamachu stanu generała
Franco:
To, że dzisiaj na obszarze Europy Środkowej i Zachodniej mamy demokrację (…) jest konsekwencją tego, że
komunizm nie zapanował na naszym kontynencie.
W Europie Wschodniej tamą dla komunizmu stała się zwycięska wojna Polski z najazdem bolszewickim w 1920
roku oraz opór katolickiej Polski wobec dominacji sowieckiej.
To, że na Zachodzie komunizm nie zapanował, zawdzięczamy zwycięskiej wojnie domowej tradycyjnej Hiszpanii przeciwko komunistycznym rządom. (…) Dzięki prawicy hiszpańskiej, a w szczególności dzięki generałowi
Franciscowi Franco zamach komunistyczny na katolicką Hiszpanię został udaremniony. (…)
Brak nam dziś takich mężów stanu. Z pewnym smutkiem obserwujemy dzisiaj rewizjonizm historyczny, który
polega na przedstawianiu w niekorzystnym świetle tego, co tradycyjne i katolickie, a w pozytywnym wszystkiego, co laickie i socjalistyczne27.
26
27
K. Wolicki, Bez dialogu, „Gazeta Wyborcza”, 17–18 I 1998, s. 18 i 20.
Cyt. za „Gazetą Wyborczą”, 5 VII 2006, s. 19.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 223
Od słów wypowiedzianych przez działacza Ligi Polskich Rodzin na najbardziej nośnym europejskim forum odcięli się przedstawiciele pozostałych polskich partii reprezentowanych
w parlamencie, oświadczając, iż „pochwała faszyzmu zawarta w publicznej wypowiedzi szkodzi
wizerunkowi Polski” i jest sprzeczna „z ideą i rzeczywistością jednoczącej się Europy”28. W komentarzu dla „Gazety Wyborczej” eurodeputowany hiszpański Miguel Ángel Martínez, były więzień
Franco, uznał, iż „mówienie, że Hiszpania w czasach Republiki była zagrożona przez komunizm,
że sterował nią ZSRR, to żart z historii”, choć samą wypowiedzią zaskoczony nie był, „bo ja tego
pana już znam. I dlatego wiem, że pan Giertych jest faszystą, zdeklarowanym przeciwnikiem UE”.
Na marginesie całej tej awantury warto zauważyć, jak łatwo dziś jeszcze etykietuje się ludzi
za ich poglądy: polski admirator Franco to już „faszysta”, pochwała hiszpańskiego generała to już
„pochwała faszyzmu”. Czyżby zatem Franco miał na zawsze pozostać dla jednych „największym
w naszym [to jest XX – PS] stuleciu narodowym mężem stanu” (Kisiel), dla innych (tu – polscy
eurodeputowani, od Bronisława Geremka po Marka Siwca) – „faszystą” (skoro pochwała jego
działań to od razu „pochwała faszyzmu”)?
Na to pytanie nie ma na razie odpowiedzi29.
(2008)
Zob. Oświadczenie polskich eurodeputowanych, tamże.
Przedstawiciel młodego pokolenia polskich prawicowców, Adam Wielomski, historyk a zarazem działacz Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego,
w swej najnowszej książce Hiszpania Franco. Źródła i istota doktryny politycznej (Biała Podlaska, 2006) precyzyjnie określa różnice – jego zdaniem
fundamentalne – między faszyzmem a „prawicowym autorytaryzmem (którego archetypem jest frankizm)”; zob. s. 309–315. Stwierdza też, że
określenie „frankizm” jest to kwestia dziejowego przypadku, który sprawił, że doktryna hiszpańskiej kontrrewolucji została spersonalizowana
w osobie Franco, a nie któregoś innego z hiszpańskich generałów (tamże, s. 11).
28
29
II. Wspomnienia i pożegnania
Wspomnienie o Kalinie Wojciechowskiej
Dwudziestego pierwszego marca 1980 roku zmarła w Warszawie w wieku sześćdziesięciu
trzech lat Kalina Wojciechowska. Jej nazwisko utrwaliło się od dawna w pamięci licznych odbiorców literatury hiszpańskiego kręgu językowego, którzy dzięki długoletniej, nieustającej
w najtrudniejszych nawet chwilach pracy tłumaczki mogli obcować z olśniewającą twórczością
Alejo Carpentiera i magicznym światem Stu lat samotności Garcii Marqueza, z wyrafinowanym
barokowym konceptyzmem Queveda i urokami XIX-wiecznej stylistyki Valery, Alarcona czy
Palacio Valdesa, wreszcie z różnorodną, nierówną, ale wciąż niespokojną i apelującą do wrażliwości i wyobraźni dzisiejszego czytelnika współczesną prozą hiszpańską. Wojciechowska przetłumaczyła około dwudziestu powieści i zbiorów opowiadań autorów z Półwyspu Iberyjskiego
(wśród nich licznych klasyków, twórców tej miary co Pérez Galdós, Unamuno, Baroja, a także
najbardziej znaczących prozaików żyjących, z Camilo José Celą, Carmen Laforet i Aną Marią
Matute na czele) i zapewne drugie tyle książek pisarzy iberoamerykańskich (w tym cały dotychczasowy dorobek autora Podróży do źródeł czasu i Eksplozji w katedrze oraz kilka wybitnych
utworów Meksykanina Carlosa Fuentesa – za jego tom opowiadań Pieśń ślepców przyznano jej
w 1974 roku nagrodę „Literatury na świecie”). Przekładała także literaturę angielską (Joyce)
i amerykańską (Faulkner), co jest miarą rozległości jej zainteresowań zawodowych. Przedstawiając ją jako laureatkę nagrody pisma, Andrzej Frybes napisał:
W starciu z trudnościami potwierdzają się takie cechy jej warsztatu translatorskiego, jak wyczucie językowe,
a nawet wyczulenie na odcienie znaczeniowe, barwę emocjonalną i walor dźwiękowy słowa. Dzięki nim potrafi
swobodnie osadzić w polszczyźnie realia, obrazy i nastroje tak jej dalekie, jak egzotykę wsi andaluzyjskiej,
atmosferę kolonialnej Hawany z początków XIX wieku czy feerię morskiej podróży przez Morze Karaibskie1.
Pozwolę sobie w tym miejscu przypomnieć słowa z recenzji, jaką swego czasu opublikowałem w „Literaturze na świecie” po ukazaniu się w „Iskrach” przygotowanej przez Wojciechowską
dla młodzieżowego czytelnika antologii Opowieści hiszpańskie:
Złuda Carmen Laforet, Ul Camilo José Celi, Ślepe mrówki Ramona Pinilli Garcii czy Zamek Fortynbrasa Gonzalo Suareza w swej polskiej szacie językowej uderzają świeżością, zdają się nic nie tracić z atmosfery, kolorytu, jędrności
oryginałów, tak jakby dla tłumaczki nie istniały problemy oddania po polsku realiów życia codziennego dość
odległej dla nas kultury Półwyspu Iberyjskiego, do czego inni tłumacze potrzebują idących w dziesiątki przypisów i objaśnień pozatekstowych2.
Zob. A. F., Kalina Wojciechowska laureatem naszej nagrody, „Literatura na świecie”, 1974, nr 8, s. 338–341.
P. Sawicki, Próba erraty do Opowieści hiszpańskich,„Literatura na świecie”, 1974, nr 2, s. 335–338. Fragment ten został pominięty w druku
wskutek niefortunnego dla autora skrótu redakcyjnego.
1
2
228 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Od tej właśnie, dość pechowej recenzji, zaczęła się moja kilkuletnia znajomość z Panią Kaliną,
z której zostało mi wspomnienie osoby ujmującej swą bezpośredniością i skromnością, pełnej
płynącej z głębi serca życzliwości, jaka przebijała przez nieco ironiczne czy zabarwione niewinnymi złośliwościami sformułowania, które padały w jej wypowiedziach czy listach. Usprawiedliwiając się żartobliwie ze swego „sarkastycznego” stylu, napisała mi kiedyś, że złośliwa jest
„tylko z wierzchu, a w środku nie” i słowa te potwierdzał właściwy jej sposób postępowania.
Po opublikowaniu krytycznej recenzji z Opowieści hiszpańskich (krytycznej wobec opracowania not o autorach, nie zaś wobec samych tłumaczeń) otrzymałem od Pani Kaliny karteczkę
z wypomnieniem „wyjątkowego pedantyzmu”, zaś w ślad za nią… propozycję konsultacji jej
następnego przekładu, powieści łotrzykowskiej Żywot młodzika niepoczciwego, oraz napisania
wstępu do tego wydania. Współpracy w przygotowaniu polskiej wersji arcydzieła Queveda towarzyszyła regularna korespondencja, która dziś stała się cenną pamiątką, pozwalającą przybliżyć czytelnikowi postać tej świetnej tłumaczki i wspaniałego człowieka.
Pani Kalina wielokrotnie wracała w swych listach do wspomnień z młodości i lat studenckich. Dzieciństwo spędziła w Inowrocławiu, lata szkolne w Krakowie, studia zaś, w zakresie
filologii romańskiej, ukończyła na Uniwersytecie Warszawskim tuż przed wojną. Z krakowskiej
szkoły sióstr urszulanek wyniosła serdeczną przyjaźń, jaka łączyła ją do ostatnich lat życia z jej
ówczesną wychowawczynią, późniejszą przełożoną klasztoru we Wrocławiu, matką Christoforą.
Pisała o niej w słowach, jakich nie sposób nie przytoczyć, jako o istocie należącej do „tych ludzi,
dla których – dla faktu, że tacy ludzie istnieją – warto żyć na świecie”. Równie głęboko wyryła się w jej pamięci postać „cudownego i niezrównanego” profesora Stanisława Wędkiewicza,
pod którego kierunkiem przygotowała swą pracę magisterską, uczonego znanego hispanistom
z opublikowanego w 1928 roku przez „Przegląd Współczesny” studium Zaniedbana dziedzina
humanistyki, traktującego o powszechnej ignorancji literatury hiszpańskiej panującej w polskim społeczeństwie.
Więziona w latach wojny w niemieckich obozach koncentracyjnych (na Majdanku, a później w Ravensbrück), po powrocie do kraju Kalina Wojciechowska rozpoczęła pracę dziennikarską, wiążąc się wkrótce ze Spółdzielnią Wydawniczą „Czytelnik”, gdzie od roku 1952 pełniła
funkcję redaktora działu literatur romańskich, pozostając na tym stanowisku aż do 1974 roku.
W latach pięćdziesiątych nawiązała własną działalnością popularyzatorską i translatorską do
postulatów swego ukochanego profesora. Śledząc na bieżąco ewolucję współczesnej literatury
hiszpańskiej, pisywała na jej temat obszerne komentarze zamieszczane w „Twórczości”. Pierwszy ukazał się w roku 1959 i zawierał słowa: „głucha i niesprawiedliwa cisza wciąż otacza jedną
z najbogatszych literatur europejskich, sięgającą swym wpływem daleko poza Pireneje”3.
3
Zob. K. Wojciechowska, Współczesna powieść hiszpańska, „Twórczość”, 1959, nr 4, s. 153–156.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 229
Gdy przed paroma laty ukazał się w „Literaturze na świecie” mój artykuł o stanie przekładów
z literatury hiszpańskiej w Polsce i najpilniejszych postulatach w tym zakresie4, Pani Kalina napisała, że jest w nim wymienione „to wszystko, o co przez dwadzieścia lat pracy w wydawnictwie
kruszyłam kopie z moimi szefami, (…) niemal wszystkie tytuły, o które nadaremnie walczyłam”.
Nadaremnie? Niestety w dużej mierze tak. Z książek, których opis pojawiał się w okresowych
przeglądach nowości literatury hiszpańskiej w „Twórczości”, nie udało się autorce tych artykułów przełożyć zbyt wiele. Godząc tę dodatkową pracę z obowiązkami redaktorskimi, tłumaczyła
jednak i wydawała utwory niemal zawsze szczególnie wartościowe, inspirujące, budzące żywy
oddźwięk (jak choćby Ul Celi, jej ulubionego pisarza, którego przyjaźnią zawsze się chlubiła; niestety nie udało jej się znaleźć wydawcy dla jednej z najgłośniejszych książek tego autora, Oficio
de tinieblas, czyli Ciemnej jutrzni, którą bardzo chciała przełożyć).
Z biegiem czasu, zafascynowana twórczością Carpentiera oraz innych pisarzy latynoskich,
głównie meksykańskich, odeszła nieco od literatury hiszpańskiej. Ale zawsze miała świadomość
hierarchii tych wartości, które pozostawały nieznane polskiemu czytelnikowi, a także konieczności swego udziału w wypełnianiu owych luk czy całych białych plam. Stąd kilkuletnia, pasjonująca ją i pochłaniająca całkowicie przygoda z Quevedem, której owocem był przekład Żywota młodzika… i fantastyczno-satyrycznych Snów (ta ostatnia praca, choć ukończona jeszcze
w 1978 roku, nie ujrzała dotąd światła dziennego5). Na sugestię przygotowania kilku przekładów
dla Biblioteki Narodowej, w której to serii brak literatur iberyjskich jest od wielu lat szczególnie
uderzający, odpowiedziała (w liście pisanym 17 grudnia 1975 roku): „chętnie podjęłabym się
przekładu zarówno artykułów Larry, jak i Fortunaty i Jacinty Pérez Galdosa, a zwłaszcza łącznego
wydania Lazarilla i Guzmana, tylko czy mi starczy życia i oczu na to wszystko” (wyróżnienie
moje – PS).
Nie starczyło. Kalina Wojciechowska zmarła w trakcie pracy nad przekładem Regentki – wielkiej, godnej porównania z Panią Bovary powieści Clarina (Leopolda Alas), będącej wspaniałym
freskiem XIX-wiecznej Hiszpanii, na którego tle osadzony został przez autora mistyczno-zmysłowy dramat egzaltowanej bohaterki Anny Ozores, postaci niemającej sobie równej w całej literaturze hiszpańskiej. Już w roku 1975 roku pisała przyszła tłumaczka utworu: „jestem wielbicielką
tej książki, ale jak tu dojść do ładu z wydawnictwami”; trzy lata później powtórzyła: „chciałabym wreszcie mieć już za sobą Queveda i podpisać umowę na Clarina”. Czy owo deklarowane
niejednokrotnie pragnienie przełożenia nieznanego dotąd w Polsce arcydzieła klasycznej prozy
europejskiej pozostanie już na zawsze w obecnym stadium niespełnienia? Odpowiedź przecząca
Zob. P. Sawicki, Literatura na opak wywrócona, „Literatura na świecie”, 1975, nr 2, s. 358–370.
Nastąpiło to dopiero dwa lata po śmierci tłumaczki; zob. F. de Quevedo, Sny. Godzina dla każdego czyli Fortuna mózgiem obdarzona. Przełożyła
Kalina Wojciechowska. Wstępem i przypisami opatrzył Kazimierz Piekarec, Warszawa, 1982.
4
5
230 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
na to pytanie6 byłaby najlepszym wyrazem pamięci o wybitnej tłumaczce, która sens swego
życia znalazła w trudnej, niewdzięcznej i jakże często pomijanej milczeniem pracy nad przybliżaniem polskiemu czytelnikowi duchowego dorobku tak odległych i tak bliskich mu zarazem
kultur świata iberyjskiego.
(1980)
Rozpoczęty zaledwie przekład dokończyła po śmierci tłumaczki jej siostra, Janina Carlson; zob. L. Alas „Clarín”, Regentka. Przełożyły Kalina
Wojciechowska i Janina Carlson. Wstępem opatrzyła Elżbieta Skłodowska, Warszawa, 1988, 2 tomy.
6
Zofia Szleyen:
pół wieku „z Hiszpanią w sercu”
W lutym 1939 roku, wraz z tłumem politycznych uchodźców z republikańskiej Hiszpanii, przekraczała granicę francuską Zofia Szleyen. Po latach wspominać będzie owe chwile następująco:
„Miałam wtedy w plecaku (…) tomiki Garcíi Lorki, Albertiego i Hernandeza; zostały ze mną
kosztem sweterków i sukni w czasie mej pieszej wędrówki ku Francji”. Wymienionym przez
siebie autorom Pani Zofia dochować miała wierności przez następne półwiecze: ośmiokrotnie
wydawała tłumaczone przez siebie utwory Lorki, czterokrotnie Albertiego – tego ostatniego,
jednego ze współcześnie żyjących patriarchów rodzimej literatury naszego stulecia, rewolucjonistę i klasyka zarazem, ona właśnie odkryła dla Polaków. Odkryła jako poetę, jako dramaturga, wreszcie jako kronikarza hiszpańskiego życia literackiego i artystycznego, tłumacząc
w 1981 roku jego żywe i pełne uroku wspomnienia, czyli tom La arboleda perdida (polski tytuł:
Utracony gaj).
Posiadając – jak każdy tłumacz – swe osobiste preferencje, Zofia Szleyen przekładała pisarzy różnych epok i orientacji artystycznych. Bliscy jej byli w szczególności hiszpańscy realiści,
dający swym piórem świadectwo czasom, w których żyli, i kontrastom współczesnego im społeczeństwa. Można to wyrazić dobitniej: tłumaczyła te dzieła, w których znajdowała zarówno
bystre obserwacje natury obyczajowej, jak też osobistą wrażliwość twórcy na ludzką krzywdę,
niedolę, cierpienia; wrażliwość, za którą kryje się wola naprawy świata, postawa buntownicza,
mająca często oparcie w lewicowej ideologii. Charakterystyczny jest podtytuł, jakim opatrzyła
swą antologię (jedyny po dziś dzień tak bogaty wybór współczesnej hiszpańskiej poezji) Z Hiszpanią w sercu; brzmi on: Poeci hiszpańskiej walki i nadziei. Antologia ta ukazała się, jako owoc
wieloletniej pracy, w 1978 roku. Parę lat wcześniej, w wywiadzie udzielonym dla „Nowych
Książek”, tłumaczka wyznawała: „Najciekawsza w literaturze hiszpańskiej dnia dzisiejszego jest
ciągle poezja. Tam dzieją się rzeczy może najbardziej godne uwagi”1.
Choć dziś przypadło mi mówić, decyzją organizatora tego wieczoru, o Szleyenowskich (proszę
wybaczyć mi ten, uprawniony jak myślę, neologizm) przekładach prozy2, najogólniejsze choćby
wprowadzenie do prezentacji i oceny jej translatorskiego dorobku rozpocząć trzeba od zwrócenia uwagi na dominację w nim przekładów poezji oraz dramatu. Debiutowała jako tłumaczka antologiami poetyckimi Hiszpania walcząca (1945) i Pieśni hiszpańskie (1947 i, w wydaniu
Zob. Klasyka i współczesność. Wywiad z Zofią Szleyen, „Nowe Książki”, 1973, nr 12, s. 1–5.
Tekst niniejszy, dotąd niepublikowany, przedstawiony został podczas wieczoru poświęconego pamięci Zofii Szleyen, jaki odbył się z inicjatywy
profesora Kazimierza Sabika w Instytucie Cervantesa w Warszawie, 3 listopada 1995 roku, pod hasłem Homenaje a Zofia Szleyen (1904–1994).
1
2
232 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
poszerzonym, 1951); potem przyszedł czas na Federica Garcię Lorkę, Rafaela Albertiego,
Kubańczyka Nicolasa Guillena i Chilijczyka Pablo Nerudę, wreszcie na współtwórcę kubańskiej
niepodległości, patriotę i poetę José Martí. Klasykę Półwyspu Iberyjskiego w jej dorobku reprezentują w dziedzinie poezji antologie O pasterzach, Maurach, damach hiszpańskie romance
(1960), czyli polska wersja Romancera i Czekając na lubego. Poezja miłosna dawnej Hiszpanii
(1981), oraz wybór, objętościowo dość skromny, z jednego z największych arcydzieł hiszpańskiej poezji, XIV-wiecznej Księgi dobrej miłości księdza prałata z Hity, Juana Ruiza (1980). Na
klasykę hiszpańskiego dramatu, obok XX-wiecznych sztuk Albertiego, Lorki i Valle-Inclanowskich esperpentos, czyli – jak je po polsku określiła – Dziwadeł i makabryd (1976), składają się
Cervantesowskie Intermedia (1967) oraz Peribáñez i komandor Lopego de Vegi (1976).
Upodobanie Zofii Szleyen do hiszpańskiej poezji i dramaturgii nie zawsze doceniała nasza
krytyka literacka; tak Lorca, jak i Alberti znaleźli zresztą wkrótce nowych polskich admiratorów (nie sposób tu nie wspomnieć zmarłej latem 1995 roku gdańskiej tłumaczki Ireny Kuran-Boguckiej). Kolejne przekłady iberyjskich klasyków, jakie wychodziły z większą lub mniejszą
częstotliwością spod ręki Pani Zofii, coraz rzadziej były recenzowane, czasami doczekiwały się
jedynie drobnej i raczej niezbyt przychylnej wzmianki w odpowiednim dziale „Rocznika Literackiego”. Spragniona choćby słowa publicznej pochwały jej trudu, po ukazaniu się wyboru
z Księgi dobrej miłości pisała do mnie we wrześniu 1981: „jeśli chodzi o wyraz artystyczny tej
książeczki, to czytał ją Jastrun, Pollak, Lewin, Słobodnik (…) – i każdy z nich mówił bardzo miłe
rzeczy o tych tekstach”. Mówił – dodajmy – jedynie prywatnie; recenzja nie ukazała się żadna.
Czując się niedocenioną, pociechy szukała we wspomnieniach. O tym np., jak odwiedzał
ją jeden z młodych tłumaczy i krytyków. Cytuję z listu z października tegoż roku: „Przychodził
do mnie z połową sonetu i prosił, żeby mu to dokończyć… I raz powiedział: «Kiedy czytam
Pani przekłady Albertiego, to się robię zupełnie chory». «Chory? Dlaczego?» «Z zazdrości, bo
ja tak nie umiem…» Wówczas miał małą chwilę szczerości, ale prywatnej. Bo publicznie –
jest wszechwiedzący i wszechmogący”. Tu przerywam, z niepokojem, czy aby nie zacytowałem już zbyt wiele; pragnąłbym zatem dodać jedynie, że jej listy kierowane do mnie w latach
1978–1989 zawierają wiele tego rodzaju charakterystyk – ludzi, sytuacji, stosunków panujących
w warszawskim środowisku hispanistycznym.
Gdy czytam w pożegnalnym artykule Kazimierza Sabika sprzed roku, że była „wychowawczynią i mistrzynią wielu pokoleń tłumaczy i hispanistów polskich” i że w swym domu „jako Gospodyni potrafiła stworzyć niepowtarzalną atmosferę ciepła”3, słowa te mogę w pełni potwierdzić i po części przynajmniej odnieść również do siebie, choć na ulicy Zakrzewskiej w Warszawie
gościłem jedynie kilka razy. Nasza znajomość zaczęła się zresztą od przesłanej Pani Zofii książki
3
Zob. K. Sabik, Zofia Szleyen. Pożegnanie, „Gazeta Wyborcza. Gazeta Stołeczna”, 21.11.1994.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 233
o twórczości Blasco Ibañeza i jej polskiej recepcji, w której zwróciłem uwagę na ideologiczne
i „klasowe” kryteria, jakimi kierowała się we wstępach do przetłumaczonych przez siebie i wydanych w latach 1947–1953 powieściach Ziemia przeklęta i Wesoła Walencja4. Odpisała mi wówczas: „Nie odczuwam żadnej goryczy z powodu takiej oceny moich szkiców, jaka tam jest (…),
jak się Pan słusznie domyśla, niektórymi zdaniami kierowała ręka czasu… że tak powiem”. Dalej
napisała mi o przechowywanych przez siebie „Ibañezianach”, w tym kilku listach syna pisarza,
który mieszkał w Monte Carlo i „ponoć żył głównie z ruletki, no i z dochodów płynących z praw
autorskich ojca”.
Wspomniane tu Ziemia przeklęta (w oryginale La barraca) i Wesoła Walencja (tytuł hiszpański Arroz y tartana) miały po kilka wydań (pierwsza – trzy, druga – dwie) i można je uznać za
debiut Zofii Szleyen jako tłumaczki hiszpańskiej prozy, obok ogłoszonych w tych samych latach
powieści bądź opowiadań z nurtu zaangażowanej literatury prorepublikańskiej Artura Serrano
Plajy (Niebo i ruiny, czyli El cielo y el escombro), Marii Teresy León (Przeciw wiatrowi i burzy, czyli Contra viento y marea) i Cesara Muñoza Arconady (Nad Tagiem, dwa wydania w latach 1951
i 1952 – tytuł oryginału Río Tajo). Można by powiedzieć, że już w samym doborze tych właśnie
utworów, jako jedynych przekładów (a więc zarazem przykładów!) współczesnej prozy zza Pirenejów, zadziałała wspomniana tu „ręka czasu”, nie należy chyba jednak z tego powodu nadmiernie rozpaczać.
Trzecia z wymienionych powieści to utwór autentycznie ważny dla rozwoju hiszpańskiej novela de compromiso social naszego stulecia, a antyfrankistowska retoryka politycznych tyrad
Arconady doczekała się nieoczekiwanej aktualizacji w opartym na hiszpańskiej poezji i prozie
zaangażowanej spektaklu Starego Teatru Gdy rozum NIE śpi5, w którym posłużono się również –
z wyraźną aluzją do naszego stanu wojennego – jego słowami o uciśnionym ludzie i „skłonnych
do zdrady generałach”. Oto one, w brzmieniu, jakie im nadała w polszczyźnie Zofia Szleyen:
Ludu, nędzna hołoto, póki my władamy, nigdy nie zgodzimy się na to, abyś ty się podniósł. Jeśli jesteś głodny,
żryj własne podeszwy; jeśli jesteś ambitny, utnij sobie łeb; jeśli ogarnie cię gniew, nasze narzędzia walki uwolnią
cię od niego6.
Działo się to – zwracał się wówczas (przypomnijmy: jesienią 1986 roku) do publiczności zgromadzonej w piwnicy przy ulicy Sławkowskiej 14 twórca spektaklu, Tadeusz Malak – „w kraju
pięknym i wspaniałym (…), w którym wszechmocni ówczesnego świata zgromadzili wszystkie swoje siły (a siły wszechmocnych musiały być ogromne)”. O jaki kraj tym razem chodziło,
Zob. P. Sawicki, Twórczość literacka Vicente Blasco Ibañeza i jej recepcja w Polsce, Wrocław, 1978, s. 175.
Premiera tego przedstawienia odbyła się 26 listopada 1986 roku (scen. i reż. Tadeusz Malak, muz. Andrzej Zarycki).
6
Cyt. za: Z. Szleyen, Posłowie, w: Z Hiszpanią w sercu. Poeci hiszpańskiej walki i nadziei. Antologia, Kraków, 1978, s. 332.
4
5
234 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
wszyscy wiedzieli aż nadto dobrze. Potem słuchaliśmy recytowanych przez krakowskich aktorów wierszy z antologii Z Hiszpanią w sercu, tak świeżo w tych okolicznościach brzmiących. Rzec
by można, że był to moralny benefis – choć całkowicie nieoficjalny i niezapowiedziany – Zofii
Szleyen, potwierdzenie ex post słuszności jej przekładowych preferencji.
Z dzisiejszej perspektywy możemy powiedzieć, że tłumaczone przez nią książki hiszpańskich
autorów wypełniały dotkliwe luki w naszej znajomości jednej z najbogatszych literatur europejskich. To jej głównie zawdzięczamy „polskiego” Pereza Galdosa – przełożyła wraz z Kaliną
Wojciechowską wybór z Episodios nacionales – tomy Saragossa i Bitwa pod Arapilami, Złotą
Fontannę, wreszcie Misericordię. To ona brała wielokrotnie na warsztat przedstawicieli hiszpańskiego renesansu (Cervantes, Niezwykłe przygody Persilesa i Segismundy; Francisco Delicado,
Konterfekt zalotnej Andaluzyjki; Lope de Vega, Nowele dla Marcii Leonardy oraz inne utwory, już tu wymienione). Ona też rozszerzyła nasz skromny wybór reprezentantów pokolenia
1898, tłumacząc Unamuna (Miłość i pedagogika) i wielkiego eksperymentatora, Ramona del
Valle-Inclana, zarówno jako dramaturga, o czym już była mowa, jak też jako prozaika – myślę tu
o powieści Tyran Banderas, która pozwala go uznać za jednego z ojców prozy iberoamerykańskiej.
Z powojennej prozy hiszpańskiej wybrała bardzo starannie kilka dzieł wyraźnie nawiązujących do tradycji powieści łotrzykowskiej; myślę tu o Rodzinie Pascuala Duarte późniejszego
noblisty Camilo José Celi oraz o Doświadczeniach i wędrówkach chłopca Alfanuí znakomicie zapowiadającego się autora, jakim był (czy raczej jest, choć pokładanych w nim nadziei raczej
nie potwierdził) Rafael Sánchez Ferlosio. Przetłumaczyła też dwie książki jednego z najbardziej
oryginalnych prozaików emigracyjnych, Maxa Auba – wybór opowiadań …nic tu nie zmyślono
(tytuł oryginału No son cuentos. Cuentos) i powieść Ulica Valverde. I wreszcie, u progu obiecująco rozpoczętej polskiej recepcji Juana Goytisolo, przełożyła jego wybitną powieść o wojnie domowej i jej niszczącym działaniu na dziecięcą psychikę, Duelo en „El Paraíso”. Żałoba w „Raju”,
zapowiedziana przez wydawnictwo Czytelnik na skrzydełku obwoluty Popołudni trędowatych
(czyli Juegos de manos) tegoż autora, zamiast do drukarni trafiła jednak… na półki, jako zbyt
demaskatorska – jak na nasze przyzwyczajenia – wizja republikańskiej Hiszpanii.
Zofia Szleyen, wraz z Kaliną Wojciechowską, zapisała swymi dokonaniami twórczymi całą
epokę w powojennych polsko-hiszpańskich stosunkach literackich. Zainaugurowała już w połowie lat czterdziestych tłumaczeniową eksplorację zapirenejskiego piśmiennictwa. Tłumaczyła wiele, na ogół dokonując trafnych wyborów. Gdy dominowały kryteria polityczne, ulegała im
(ma non troppo!), sięgając wszakże coraz śmielej po klasykę, budując fundamenty pod gmach
polskiej recepcji literatury Cervantesa i Pereza Galdosa; gdy nastąpiła odwilż, umiała dla nas
odkryć i spopularyzować pisarzy, którzy niemal zawsze na to zasługiwali; gdy przyszedł zastój w naszej recepcji literatury z iberyjskiego subkontynentu (wciąż jeszcze egzotycznej dla
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 235
wydawców), trwała przy Lorce, zawsze u nas modnym. Napisała o nim zresztą piękny szkic na
organizowane przeze mnie we Wrocławiu sympozjum „Hiszpania II Republiki: polityka i literatura” (1986). Gdy przesłałem jej wydrukowane materiały z tej sesji, pokrótce je scharakteryzowała
w ostatnim już liście, jaki od niej otrzymałem, kończąc go słowami: „Poza tym – nic nowego,
wszystko raczej coraz starsze u mnie. Po pierwsze wzrok nawala… (…) Zapraszam do mnie,
jeśli Pan tu będzie. Pozdrawiam serdecznie. Zofia Szleyen”. Ta kartka z 19 listopada 1989 roku
była niestety ostatnim moim osobistym kontaktem ze wspomnianą dziś przez nas Panią Zofią
– jedną z osób, które żyły na tej ziemi „z Hiszpanią w sercu”, w sercu otwartym szeroko dla tych
wszystkich, którzy ową miłość wraz z nią dzielić chcieli.
(1995)
„Hiszpańskie lata” Pani Gabrieli
„Trudno jest mi powiedzieć, czy rzeczywiście wszystko tak było, jak ja to pamiętam, czy na te
moje dawne dni czy ślady osypał się śnieg przeszłości…” – pisała profesor Gabriela Makowiecka
we wstępie do swej ostatniej książki, luźno skomponowanej z utrwalonych jej wrażliwym
i sprawnym piórem zapisów chwil, miejsc, spotkań, a nade wszystko działań na rzecz zbliżenia
dwóch narodów, Polaków i Hiszpanów, tyleż sobie bliskich, co rozdzielonych i oddalonych od
siebie wskutek politycznych zawirowań współczesnej historii Europy.
Wracając do lat hiszpańskich (1992) – w swej warstwie faktograficznej dopełnienie, o kolejne półwiecze, jej wcześniej wydanego, przebogatego i jakże inspirującego do dalszych badań
przewodnika po stosunkach, jakie łączyły Polskę z Hiszpanią na przestrzeni dziesięciu stuleci (Po drogach polsko-hiszpańskich, 1984) – jest też swoistym autoportretem samej autorki,
zmarłej 8 kwietnia 2002 roku w Madrycie, w dziewięćdziesiątym siódmym roku życia. Niech
więc i nam posłuży do przypomnienia nestorki polskich hispanistów, owej drobnej, lekko przygarbionej, zawsze uśmiechniętej i wszystkim życzliwej Pani, której młodzieńcze rysy i dumne,
ciekawe spojrzenie świata uchwycił swą kredką sam Witkacy; do przywołania paru momentów
z jej niestrudzonego, promieniującego energią życia.
Urodziła się jako Gabriela Rudnicka 18 lutego 1906 roku w Zakopanem; w tamtejszym
gimnazjum poznała swego przyszłego męża, rodem z Besarabii, Stanisława Makowieckiego,
późniejszego inżyniera i konstruktora. Po studiach romanistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim1 osiedla się wraz z nim w Paryżu. W lipcu 1933 roku „młoda, jasnowłosa, przestraszona
cudzoziemka” po raz pierwszy przekracza hiszpańską granicę, wysiada z wagonu trzeciej klasy
w Barcelonie i idzie przejść się na Ramble, ubrana w brązową, aksamitną sukienkę z długimi
rękawami (w lipcowym Paryżu było zimno i deszczowo).
Pocąc się niemożliwie, szłam po owych Ramblach, śmieszna w tym zimowym prawie stroju, przyciągając ironiczne i rozbawione spojrzenia mijających mnie kobiet, ubranych w pełne wdzięku lekkie suknie i, co gorsza,
także mężczyzn (…). Nigdy nie widziałam tylu mężczyzn bez zajęcia, śmiałych, narzucających się, którzy gestykulowali i nie przestawali mówić do mnie, nie wiem, po hiszpańsku czy po katalońsku. O Boże, ileż mówili!
Nie rozumiałam nic z tego, ale dźwięk ich słów otaczał mnie nieustającym i nieznośnym szumem.
Takie było pierwsze hiszpańskie wspomnienie – i pierwszy szok kulturowy: zderzenie z piropos, komplementami, jakimi Hiszpanie zwykli obsypywać przechodzące, samotne kobiety
– późniejszej iberystki.
1
Staś, jak o nim czule pisze w swych wspomnieniach, doskonalił w tym czasie swe wykształcenie techniczne w Belgii.
238 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Wówczas jeszcze Pani Gabriela nie mogła przypuszczać, że osiądzie na stałe w owej zapirenejskiej „połaci Europy, która miała się stać naszą drugą ojczyzną” – tam jednak, w Gualbie
(Costa Brava) kupić mieli oboje w 1935 roku małą posiadłość i wybudować dom, „Casa Mak”, do
którego po latach zapraszać będą gości z Polski.
Przyspieszone przesiedlenie do Hiszpanii następuje w dramatycznych okolicznościach –
w 1941 roku, po całkowitym zajęciu Francji przez Hitlera, gdy jako Polacy woleli ten kraj opuścić. Remontują zabudowania splądrowane dwa lata wcześniej przez republikańskich uciekinierów, kupują niezbędne sprzęty, urządzają ogród, cierpią – jak wszyscy wokół – głód („kartki
żywnościowe dawały prawo do pół kilo chleba od czasu do czasu”). Pomaga im barcelońska
placówka PCK („skromna zapomoga dla apatrydów”), a Pani Gabriela odwdzięcza się wkrótce,
współpracując przy przerzucaniu polskich uciekinierów z Francji przez Hiszpanię i Portugalię do
Anglii, akcji po cichu wspieranej przez frankistowskich urzędników w miarę postępu niemieckich klęsk na froncie.
Mijają lata, państwo Makowieccy przeprowadzają się do Madrytu (gdzie Stanisław znajduje
stałe zatrudnienie), wynajmując mieszkanie przy ulicy Velazqueza (tak dobrze znane wielu polskim hispanistom…). Pani Gabriela zostaje nauczycielką francuskiego w prywatnym liceum,
ale posada ta nie odpowiada jej ambicjom. Zapisuje się na kurs języka i kultury hiszpańskiej, by
wkrótce – za sugestią wykładowców – podjąć pracę nad rozprawą doktorską. Sfinalizowana
w 1962 roku, doczekała się późniejszej edycji książkowej (Luzán y su poética, 1973). Obronienie
na konserwatywnej Universidad Complutense doktoratu przez kobietę i to cudzoziemkę było
już samo w sobie zdarzeniem wyjątkowym, jego bohaterka postanowiła wszak pójść dalej. Rok
później wymogła zgodę dziekana na otwarcie fakultatywnego Curso de Lengua y Cultura Polacas, otwartego dla wszystkich zainteresowanych, o precedensowym charakterze w skali całej
Hiszpanii, dostała też pomieszczenie na seminarium i przyszłą Bibliotekę Słowiańską.
W międzyczasie, uparta i nieustępliwa, otrzymuje pozwolenie na pierwszy po dwudziestu
latach wyjazd do Polski, z którą nie utrzymywano żadnych stosunków. Trafia jako tłumaczka
do hiszpańskiego stoiska na targach poznańskich („Proszę Pani, czy ten Franco taki zły jak mówią?”), udaje się jej też odwiedzić rodziców w Krakowie.
Pierwsza pogadanka o zabytkach rzymskich na Półwyspie Iberyjskim, wygłoszona na Uniwersytecie Jagiellońskim, daje początek regularnym, październikowym wizytom w Krakowie,
Warszawie, a od roku 1967 również we Wrocławiu (jako student trzeciego roku słuchałem jej
wykładu „Kordoba, miasto Seneki” ilustrowanego przeźroczami i pamiętam, jak bardzo mnie
zafascynował). Kolejne cykle tematycznie sprofilowanych wykładów z literatury hiszpańskiej
miałem zaszczyt kilka lat później sam współorganizować, podobnie jak propagujące kulturę
materialną Półwyspu odczyty towarzyszącego zwykle pani Gabrieli inżyniera Makowieckiego
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 239
(w pamięci utkwił mi szczególnie ten o „bursztynie kamiennym i bursztynie żywym”, poświęcony kulturotwórczej roli boskiego trunku – jerezu, czemu oczywiście towarzyszyła degustacja
jego różnych odmian…). Państwo Makowieccy dostarczyli też kilkakrotnie, ściśle według naszych zamówień, paczki z hiszpańskimi książkami dla biblioteki Instytutu Filologii Romańskiej,
za co my odwdzięczaliśmy się polskimi słownikami i podręcznikami.
Hispanistka, badaczka stosunków polsko-hiszpańskich, szperająca nieustannie w trudno dla
nas dostępnych bibliotekach i archiwach rozsianych po całej Hiszpanii, była pani Gabriela dla
samych Hiszpanów przede wszystkim slawistką (jakże długo – pierwszą i jedyną w ich kraju).
Z czasem stała się tam prawdziwą instytucją, żywą sprężyną współpracy między swą drugą
a pierwszą ojczyzną. Obie kochała równie gorąco, wznosząc się ponad różnice dzielących je tak
długo systemów politycznych i współpracując z tymi władzami, które realnie działały i podejmowały decyzje w sferze kultury. Przyjmowała zatem bez sprzeciwu PRL-owskie odznaczenia, co
oddaliło od niej „niepodległościową” madrycką Polonię związaną z rządem londyńskim (który
do lat 70. XX wieku utrzymywał za Pirenejami swe poselstwo). Jak sama pisze, „odkąd Polska
przestała być postrachem w Hiszpanii, korzystałam z różnych okazji […], aby dawać odczyty
gdzie tylko się dało […], zawsze na tematy polskie i polsko-hiszpańskie”.
Pisywała hasła z literatury polskiej do encyklopedii, wstępy do rozmaitych antologii i wydań
polskich klasyków, artykuły naukowe i popularyzatorskie. Wraz z mężem opracowała bogatą informacyjnie, choć nie wolną od propagandowych serwitutów wobec krajów „obozu socjalistycznego”, księgę La cultura eslava (1981), obejmującą całość dziejów, literatury, sztuki, a także szkice
o tradycjach, obyczajach, osiągnięciach cywilizacyjnych i naukowo-technicznych narodów słowiańskich, w której nie zabrakło nawet rozdzialiku Los eslavos conquistan el Vaticano; tłumaczyła
też literaturę piękną, choć raczej sporadycznie (Idzie, skacząc po górach Jerzego Andrzejewskiego). Ze swych podróży do Polski, dokąd była coraz częściej zapraszana przy rozmaitych okazjach,
przywoziła setki książek – wszystkie one, wraz z prywatnymi zbiorami i dokumentami, trafiły do
Sekcji Polskiej madryckiej slawistyki uniwersyteckiej. Dla jej studentów i profesorów wygłosiła
w 1994 roku swój pożegnalny wykład, o Cervantesowskich echach w polskiej literaturze.
W ostatnich latach rzadko udzielała się publicznie, choć nikomu, kto przybywał z Polski, nie
odmawiała spotkania. Myliły się jej twarze rozmówców i osoby, które w rozmowie wspominano. Z wolna traciła pamięć i bała się sama wychodzić z domu, choć nie rezygnowała ze spacerów do parku i wyjść do kina w towarzystwie stałej opiekunki (nie ominęła na przykład żadnej
z kolejnych premier Almodovara, którego specyficzne spojrzenie na świat wyraźnie trafiało
w jej gusta). Choć nie zawsze wiedziała, z kim mówi, zaskakiwała nieraz wyrazistością szczegółów wspominanych przez siebie chwil z własnej młodości czy dzieciństwa. Kiedyś przeszła
240 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
w rozmowie ze swymi młodszymi przyjaciółmi, rodem z Zakopanego, na niemiecki – bo przecież ten język obowiązywał pod Giewontem w jej czasach szkolnych…
Gdy dalszy pobyt w jej własnym (choć jedynie wynajmowanym) mieszkaniu, nawet pod najbardziej troskliwą kuratelą indywidualną, nie był już możliwy, przewieziona do podmadryckiego ośrodka intensywnej opieki zdrowotnej zgasła cichutko po paru tygodniach. Na pogrzebie,
o którym co prawda nie wszyscy wiedzieli, pojawiła się tylko garstka najbliższych. Rodziny nie
pozostawiła żadnej – poza dalekimi krewnymi w Polsce (w ich rękach – ale nie wiadomo dokładnie w czyich – jest oryginał jej młodzieńczego, zakopiańskiego portretu autorstwa Witkiewicza).
W zakończeniu swej cytowanej tu książki Pani Gabriela napisała:
I oto zbliżyłam się do końca zapisków z kawałku życia spędzonego w Hiszpanii. Coraz częściej patrzę w stronę
madryckiego wzgórza za rzeką Manzanares; (…) spoczywa tam Stanisław, pod płytą szarego granitu, jakby
z zakopiańskich gór przywiezioną, z miejscem na moje także imię i nazwisko. Czy jest tam smutno lub pusto?
Na pewno nie, bo (…) za murem chroniącym stary cmentarz San Justo y Pastor rozciągają się tak dobrze mi
znane i przez nas oboje lubiane páramos, kastylijskie, szerokie, przeważnie suche pola, gdzie między olbrzymią
kopułą pogodnego zwykle nieba a człowiekiem nie ma nic, żadnych drzew ani innych ozdób ziemskich, ale jest
wiara i nadzieja.
(2002)
Trzydzieści lat, parę chwil – nie tylko w Krakowie
Glosa do portretu Jadwigi1
W nieopublikowanym, rocznicowym opracowaniu Veinticinco años de estudios hispánicos en
Cracovia2, wśród szeregu nazwisk hispanistów, romanistów, tłumaczy i lektorów, którzy przyczynili się do narodzin krakowskiej iberystyki (Stefania Ciesielska-Borkowska, Maria Strzałkowa,
Władysław Józef Dobrowolski, Jan Zych), sprawowali kuratelę nad powstałym w 1975 roku
kierunkiem studiów o nazwie „filologia hiszpańska” (Teresa Eminowicz), bądź, podczas okresowych pobytów w Krakowie, wspierali ją prowadzonymi przez siebie zajęciami dla studentów
(Florian Śmieja, Henryk Ziomek, Gabriela Makowiecka, Luisa Roswell, Andrés Michalski), pojawia się imię dzisiejszej Jubilatki wraz z moim własnym, w następującym kontekście:
En los años sucesivos, al lado de los lingüistas del propio Departamento de Románicas, Dr. Witold Mańczak
i Dr. Stanisław Widłak, empezaron a impartir clases y llevar seminarios la Dra. Jadwiga Konieczna-Twardzikowa,
traductora (…) que se dedica también a la teoría de la traducción y a estudios de lingüística comparada,
y el Dr. Piotr Sawicki, profesor de literatura española de la Universidad de Wrocław.
Rzeczywiście – dokładnie przed trzydziestoma laty otrzymałem od ówczesnego dyrektora
Instytutu Filologii Romańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, docenta Widłaka, propozycję
podjęcia dodatkowej pracy w Krakowie, sprowadzającej się w owym letnim semestrze roku
akademickiego 1978/79 głównie do opieki nad grupą studentów pierwszego rocznika, którą
„osierociła” po semestrze zimowym powracająca do Madrytu profesor Makowiecka. Miałem
doprowadzić jej podopiecznych do magisterium (byli wśród nich m.in. Teresa Garbacik, Aleksander Małkiewicz, Elżbieta Starzyk, Jerzy Styka)3. Pierwszą w historii nowego kierunku pracę magisterską (E. Starzyk) recenzowała doktor Joanna Petry-Mroczkowska (wówczas zatrudniona
w krakowskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej – czyli dzisiejszym Uniwersytecie Pedagogicznym), kolejne – doktor Jadwiga Konieczna-Twardzikowa, lingwistka i komparatystka z Instytutu Języka Polskiego Polskiej Akademii Nauk. Podobnie być miało również w kilku latach
następnych (choćby dlatego, że w zakładzie tzw. „małych filologii” brakowało doktora literaturoznawcy4).
1
Tekst ten przygotowany został do księgi pamiątkowej dedykowanej tłumaczce, której ukazania się jubilatka niestety nie doczekała (zob. Zrozumieć język, przetłumaczyć świat. Księga Pamiątkowa dedykowana Profesor Jadwidze Koniecznej-Twardzikowej, „Studia iberystyczne”, nr 8,
Kraków, 2009, s. 29–37). Publikuje się w wersji skróconej.
2
A. Sawicka, Veinticinco años de estudios hispánicos en Cracovia (2000, maszynopis, 6 s.).
3
Dla ówczesnego doktora, dziś – wybitnego hellenisty, profesora Jerzego Styki, był to drugi kierunek studiów.
4
Pierwszy doktorat z tego zakresu obroniony został dopiero w 1982 roku (Teresa Eminowicz), na kolejny (mojego magistranta, a następnie
doktoranta, Piotra Fornelskiego), trzeba było poczekać dalszych osiem lat, do roku 1990.
242 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
W takich oto okolicznościach poznałem osobiście Jadwigę, znaną mi dotąd jedynie ze swego
dorobku przekładowego5, współpracującą z iberystyką jagiellońską niemal przez cały okres swej
aktywności zawodowej, aż po ostatnie lata, kiedy to związała się z kilkoma innymi uczelniami
kształcącymi adeptów hispanistyki6. Okazją do regularnych, w miarę częstych spotkań były
dni, kiedy sam uczyłem lub egzaminowałem (często z jej udziałem) naszych wspólnych krakowskich studentów – jej lub moich magistrantów. Moich – do roku 1989, kiedy to podjąłem
definitywną decyzję o zaprzestaniu współpracy dydaktycznej z Uniwersytetem Jagiellońskim,
związanej z uciążliwymi dojazdami do Krakowa, wykonując jeszcze, niejako „nadprogramowo”,
ostatnie powierzone mi przez władze Instytutu zadanie. Ono również miało związek z osobą
dzisiejszej jubilatki; dotyczyło jednego z jej ówczesnych magistrantów, którego aroganckie
maniery spowodowały odmowę dalszego sprawowania opieki nad finalizowaną przezeń pracą
dyplomową. Funkcji patrona tej (skądinąd bardzo dobrej) pracy podjąć się miałem ja, decyzja
Jadwigi była bowiem stanowcza i nieodwołalna. Owo zdecydowanie (tak–tak, nie–nie), mówienie wprost tego, co się o kimś lub o czymś myśli, bez owijania w bawełnę czy szeleszczący
fałszywymi pochwałami jedwab, bez miłych słówek i jakichkolwiek dwuznaczności, to rys charakteru i – tak rzadka dziś – cecha, która ją zawsze wyróżniała. Pamiętam, jak przed kolejną
obroną pracy magisterskiej z mojego seminarium (w roku 1982) usłyszałem z ust recenzentki,
że wykryła w niej fragment „żywcem” skopiowany z podręcznika literatury („Piotrze, czy to
tak miało wyglądać?” – zapytała). Oczywiście, że nie tak – ale ja sam tego nie spostrzegłem.
Obniżyliśmy studentce ocenę, ale poczucie, że czegoś nie dopilnowałem i nie sprawdziłem, pozostało mi na długo i stało się nauczką na przyszłość.
Seminaria przekładoznawcze doktor Koniecznej-Twardzikowej (od 1992 – dr hab.) przeszły nie tylko do historii, ale i legendy krakowskiej iberystyki. Fakt, że w latach 1982–2000
napisano pod jej opieką siedemdziesiąt osiem prac magisterskich, mówi sam za siebie. Nie
mówi jednak wszystkiego – tego chociażby, że wprowadzała ona od początku swej współpracy
z seminarzystami hiszpańskie tuteo, wzajemne zwracanie się do siebie po imieniu7; że owe
oblegane przez studentów seminaria były prawdziwym warsztatem twórczym, kuźnią wielu
niekonwencjonalnych pomysłów z zakresu teorii i praktyki przekładu, które przekształcały się
w oryginalne, nowatorskie opracowania traduktologiczne; że wszędzie tam, gdzie pojawiała
się Jadwiga – wykłady gościnne, konferencje, imprezy artystyczne – ciągnęła za sobą wianuszek młodych adeptów hispanistyki, chłonących jej wzorem i przykładem wszystko, co żywe,
nowe, godne zainteresowania, a następnie prezentujących, o ile tylko była po temu sposobność,
Niech mi będzie wolno posługiwać się w dalszym ciągu tego tekstu tą bardziej familiarną formą.
Uniwersytet Śląski, Akademia Techniczno-Humanistyczna w Bielsku-Białej, Akademia Polonijna w Częstochowie.
7
Przejście na „Pan/Pani” było najdotkliwszą karą, jaka mogła któregoś ze studentów spotkać; tak się stało w wypadku wyżej przywołanego
casusu z roku 1989.
5
6
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 243
pierwsze próbki własnej, twórczej inwencji w formie przekładów, not sprawozdawczych,
komentarzy. Owe studenckie juwenilia stawały się nieraz pierwszym krokiem do przekładowego debiutu, choćby w formie autorskiego udziału w wydawnictwach typu Antologii
współczesnych opowiadań hiszpańskich (1997)8, zawierającej prace tłumaczeniowe piętnastu (!)
autorek; bibliofilskiego, dwujęzycznego wyboru miniatur prozatorskich Javiera Tomeo (1999)
w tłumaczeniu dziesięciu młodych hispanistów z Uniwersytetu Śląskiego, czy wcześniejszego
zbioru krótkich form narracyjnych baskijskiego pisarza, znanego pod literackim pseudonimem
Bernardo Atxaga, Obabakoak. W poszukiwaniu ostatniego słowa (1992)9.
By rzecz tę ująć najzwięźlej, należałoby po prostu powiedzieć, że upowszechniając niestrudzenie, od blisko czterdziestu lat, współczesną literaturę hiszpańskojęzyczną, Jadwiga promowała
zarazem – i, z sukcesem, wypromowała – wykształconych przez siebie hispanistów, w szczególności tłumaczy, patronując ich pierwszym krokom, których bez jej wsparcia, zachęty i wszelkiego
rodzaju pomocy może by w ogóle nie odważyli się postawić. Była to zatem promocja w podwójnym wymiarze: samej literatury (hiszpańskiej, galicyjskiej, baskijskiej, ale też na przykład kubańskiej) i jej pośredników w drodze do polskiego odbiorcy. Kształcąc swych następców, z dumą
śledziła ich indywidualne kariery, utrzymując bliskie, przyjacielskie kontakty ze swymi byłymi
studentami. Taka otwarta, pełna życzliwości i pozbawiona dystansu postawa rodziła wdzięczność i pozostawała w żywej pamięci tych, którzy się z nią zetknęli – również w ostatnich latach,
gdy udzielała się zawodowo poza Krakowem.
Mogłem się o tym wymownie przekonać, gdy przed kilkoma laty prowadziłem na Uniwersytecie Wrocławskim, na pierwszym roku uzupełniających studiów magisterskich, konwersatorium monograficzne pod nazwą „Wokół Don Kichota – polskie imperium rycerza z La Manczy”.
Poprosiłem studentów, aby zaprezentowali pisemnie, z umotywowaną charakterystyką, trzy
współczesne typy bądź akcje „donkiszotowskie”. Propozycji było wiele, przy czym niektóre z nich
wskazywały na „Donkiszotów w spódnicy”, czyli obecne w naszym życiu publicznym kobiety
o przymiotach cechujących ingeniosos hidalgos (niewzruszony idealizm, gotowość do służenia
pomocą innym, osobista odwaga i konsekwencja w działaniu itd.). Sylwetek płci żeńskiej nakreślono w sumie siedem; były wśród nich (alfabetycznie): Anna Dymna, Manuela Gretkowska,
Janina Ochojska, Monika Olejnik, Kazimiera Szczuka, Violetta Villas i – z dwoma wskazaniami
– Jadwiga Konieczna-Twardzikowa. W poczet postaci publicznych, godnych miana Don Kichota,
włączyły Jadwigę absolwentki hispanistycznych studiów licencjackich na Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej, Marzena Handzlik i Monika Wróblewska. Pierwsza z nich
W słowie wstępnym M. Filipowicz-Rudek i U. Kropiwiec czytamy: „Przygotowaniem przekładów do niniejszej antologii zajęła się Sekcja Przekładu
Hispanistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, której spiritus movens jest Jadwiga Konieczna-Twardzikowa, tłumaczka i niezmordowana popularyzatorka literatury hispanojęzycznej w Polsce” (Antologia współczesnych opowiadań hiszpańskich, Izabelin, 1997, s. 6).
9
B. Atxaga, Obabakoak. W poszukiwaniu ostatniego słowa, Kraków, 1992.
8
244 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
napisała m.in.: „Prof. Jadwiga Konieczna-Twardzikowa (…) zarażała nas postawą szlachetnego caballero de La Mancha (…) zawsze stała po stronie studenta walcząc z wiatrakami w dziekanacie; walcząc o stypendia Sokrates-Erasmus dla wszystkich, którzy pragnęli na nie pojechać. Miała swoje zdanie i nie bała się narazić na śmieszność. Była i jest dla nas wzorem, osobą,
która kocha Hiszpanię, kocha język tego kraju, jest znakomitą tłumaczką i nie straszne jej żadne
wiatraki”10. W drugim uzasadnieniu czytamy, że Jadwiga Konieczna-Twardzikowa to „caballera
polskiej iberystyki, walcząca o każdy uniwersytet, akademię i studenta”, że „daje możliwości,
jakich nikt inny nie daje (...); walczy o publikacje dla studentów w świecie humanistów, np.
w «Między oryginałem a przekładem», motywuje do uczestnictwa w warsztatach dla językoznawców i tłumaczy w Krakowie” 11.
Czas płynie, ludzie się zmieniają, niektórzy jednak tylko fizycznie. Jadwiga jest w naszym
hispanistycznym światku wartością stałą – tak jak stałe są wartości, którym poświęciła całą
swą zawodową i nauczycielską karierę; określenie „nauczyciel akademicki” nabiera sensu, gdy
pod ową formułką z kwestionariusza osobowego ujrzymy człowieka takiego jak ona: Przewodnika, Mistrza, Przyjaciela, na którego zawsze można liczyć i który nie narzuca innym własnego
zdania ani żadnej, arbitralnie podjętej decyzji. Pamiętam, jak przed mającym nastąpić po wakacjach 1987 roku dłuższym (w sumie dwuletnim) wyjeździe doktor Eminowicz do Barcelony,
gdzie obejmowała świeżo utworzony lektorat języka polskiego, poszliśmy do niej, Jadwiga i ja,
prosząc, by wskazała osobę, która będzie pod jej nieobecność koordynowała pracę pozbawionego szefa zespołu. Pani Teresa zleciła oczywiście tę nieformalną funkcję doktor Twardzikowej,
a ona sama wszelkie poważniejsze rozstrzygnięcia pozostawiała odtąd do decyzji kolegialnej:
najwyższą instancją miało być – i było – „zebranie iberystów”.
Odkąd w roku 1989 minął czas mojego dodatkowego zatrudnienia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Jadwigę spotykałem już tylko sporadycznie na konferencjach naukowych, m.in.
podczas II i III Ogólnopolskiego Sympozjum Hispanistycznego we Wrocławiu i Karpaczu (1990,
1993), które współorganizowałem. Śladem jej udziału są referaty z zakresu językoznawstwa
kontrastywnego, opublikowane w kolejnych tomach wrocławsko-krakowskiej, a potem już tylko wrocławskiej serii „Estudios Hispánicos”. W piśmie tym opublikowała także, kilka lat później,
artykuł pod dość zaskakującym tytułem Los Sanfermines ’96 desde la perspectiva de la teoría
de la traducción12. Ukazał się on w tomie przygotowanym przez profesor Emmę Martinell Gifre
z Universitat de Barcelona, co daje mi okazję do przypomnienia, że redaktorkę „gościnną” tomu
VII „Estudios Hispánicos” (1999), słynną barcelońską lingwistkę, poznałem dwanaście lat wczeM. Handzlik, praca seminaryjna z roku akademickiego 2006/2007, archiwum dydaktyczne P. Sawickiego.
M. Wróblewska, praca seminaryjna (jak wyżej).
12
Podtytuł (La relación entre el concepto del original y el de la traducción en base de la imagen televisiva) wyjaśnia nieco precyzyjniej, co było
przedmiotem rozważań autorki (zob. „Estudios Hispánicos”, t. VII, 1999, s. 163–166).
10
11
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 245
śniej w Krakowie dzięki Jadwidze, która jako koordynatorka prac Zakładu poprosiła mnie, bym
towarzyszył jej barcelońskiej, jeszcze wówczas nie tak utytułowanej znajomej, gościowi Uniwersytetu Jagiellońskiego, przy obiedzie. Wybraliśmy się za jej radą do stołówki literatów przy
ulicy Krupniczej; było to 8 października 1987 roku. Pamiętam, że na deser zaserwowano nam
kisiel ze śmietaną – smakołyk, który mojej towarzyszce, lekko zaskoczonej, ostatecznie przypadł
do gustu.
Moje kolejne spotkanie z Jadwigą – nie licząc wspomnianych wyżej sympozjów hispanistycznych, na które zjeżdżali się iberyści z całej Polski i zaproszeni przez organizatorów goście z zagranicy – miało szczególną oprawę. Odbyło się bowiem w Salamance, w trakcie międzynarodowego kolokwium El español y el futuro del hispanismo ante los cambios ocurridos en los países del
Este de Europa, zorganizowanego w dniach 19 i 20 czerwca 1991 roku przez Fundación Duques
de Soria, z udziałem ponad trzydziestu hispanistów z Bułgarii, Czechosłowacji, Polski, Rumunii
i Węgier oraz wybranych profesorów uczelni hiszpańskich, partnerów prowadzonych debat. Ich
efektem była tzw. Declaración de Salamanca, rodzaj apelu skierowanego przez uczestników do
oficjalnych instytucji hiszpańskich, by w stopniu porównywalnym do innych krajów wsparły lokalne inicjatywy i działania służące promocji kultury i języka hiszpańskiego na obszarze zdominowanym dotąd politycznie przez komunistyczne dyktatury13. W składzie reprezentacji polskiej
było dziesięć osób, siedem (!) z nich reprezentowało warszawską Katedrę Iberystyki; ponadto zaproszeni zostali indywidualnie Maurycy Berger, lektor języka hiszpańskiego (Gdańsk), Jadwiga
Konieczna-Twardzikowa (Kraków) i Piotr Sawicki (Wrocław). Głos zabierali wszyscy, przy czym
„krakowsko-wrocławska” – by tak to ująć - część delegacji zaproponowała, aby kolejne tego typu
spotkanie odbyło się w Krakowie. We wspólnie przygotowanym tekście, zredagowanym na gorąco na pokładzie samolotu z Madrytu i przeznaczonym dla „Dekady Literackiej”, sugerowaliśmy,
by to właśnie Kraków, prastara królewska stolica, „stał się siedzibą centrum kulturalnego środkowoeuropejskiej hispanistyki, której integracja i rozwój jest sprawą pierwszorzędnej wagi”14.
Zakładaliśmy, że koordynacja podejmowanych w tym zakresie działań, oparta instytucjonalnie
o Jagiellońską Wszechnicę, zostanie wsparta finansowo przez stronę hiszpańską (ministerstwa,
Instytut Cervantesa, prywatne fundacje w rodzaju tej, która nas do Salamanki zaprosiła).
Jak czas pokazał, były to założenia płonne, by nie rzec naiwne. Jako pierwsza odmówiła nam
swej pomocy… Fundación Duques de Soria (wyjaśniając, że nie finansują imprez organizowanych poza terenem ich statutowej aktywności, czyli poza terytorium Hiszpanii), podobnie było
też z ówczesnymi władzami Instytutu Cervantesa (mimo zabiegów podejmowanych w Madrycie
przez ówczesnego ambasadora RP, profesora Jana Kieniewicza). W efekcie planowane na rok
13
Temat ten omawiam obszerniej w: P. Sawicki, España y los países de la Europa Centro-Oriental. Una ojeada retrospectiva sobre los simposios
internacionales de hispanistas y eslavistas centroeuropeos (1991–2002), „Estudios Hispánicos”, t. X, 2002, s. 221–229.
14
Zob. Konieczna-Twardzikowa, Sawicki, Hispaniści z Europy Wschodniej, łączmy się – w Krakowie, „Dekada Literacka”, 1991, nr 26, s. 3.
246 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
1993 sympozjum odbyło się dopiero dwa lata później (26–28 października 1995), upamiętniając dwudziestolecie inauguracji studiów hispanistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim15.
Ale to już osobna historia, chociaż początek każdej opowieści i każdego ludzkiego działania ma
zwykle swe korzenie w tym, co działo się przedtem, za sprawą kogoś poprzedzającego nas –
a czasem wręcz pierwszego – w nieustającej sztafecie pokoleń.
Owe trzydzieści lat, jakie upłynęły od momentu, gdy Kraków stał mi się szczególnie bliski
dzięki podjętej współpracy z tamtejszym środowiskiem hispanistycznym, to także – a nawet
w szczególności – te parę chwil, kiedy z dzisiejszą jubilatką działaliśmy i tworzyliśmy coś
wspólnie, bądź kiedy mogłem ją samą obserwować i podpatrywać jej poczynania. Tylko parę
chwil. Zdecydowanie za mało. Ale, jak nam podpowiada klasyk hiszpańskiego baroku, Lo bueno, si breve, dos veces bueno.
(2008)
Zob. Sawicki, El Simposio Internacional. Europa del Centro y del Este y el mundo hispánico y su circunstancia, w tomie materiałów pokongresowych El Simposio Internacional. Europa del Centro y del Este y el mundo hispánico, Kraków, 1996, s. 9–10.
15
Część czwarta
Z problematyki przekładowej
Czy hiszpańskie przysłowia są przetwarzalne?
Uwagi nie tylko warsztatowe przykładami okraszone*
*Współpraca autorska: Magdalena Pabisiak
Preliminaria. Od przysłów do paremiografii
Zasób przysłów w obrębie mowy żywej każdego narodu podlega oczywistym transformacjom w ślad za przemianami cywilizacyjnymi, kulturowymi i obyczajowymi. Powszechność
ich użycia (jako że „na wszystko jest przysłowie”) w każdym społeczeństwie i w każdej dobie
wydaje się wszak stanowić cechę niezbywalną owych nieszkodliwych – choć często zabójczych – „drobnoustrojów literackich”1, perełek zbiorowej mądrości ludzkiej, spokrewnionych
z takimi formami ekspresji jak gnomy i epigramy, maksymy i aforyzmy, sentencje, kalambury
i fraszki, uczone bon moty, ale także ludowe porzekadła, powiedzonka, przyśpiewki itp., wreszcie potoczne, gwarowe i środowiskowe zwroty, wyrażenia i epitety stosowane na co dzień dla
ożywienia języka bądź też wzmocnienia jego wyrazistości. Co zatem jest przysłowiem sensu
stricto, jak odróżnić przysłowie od jego literackich kuzynów i antenatów, jak je najkrócej scharakteryzować?
Niniejszy tekst nawiązuje do konkretnego doświadczenia translatorskiego; „okraszać” go
mają przykłady i przekłady przysłów, a nie teorie paremiologiczne i wywody paremiograficznej natury2. Ujmując zatem rzecz najzwięźlej, przypomnijmy jedynie, że przysłowie to zdanie
(równoważnik zdania, porównanie) występujące w obrębie danej kultury w stałej postaci (choć
często w rozmaitych wariantach lokalnych) i wyrażające, w formie bezpośredniej albo zmetaforyzowanej (a niekiedy alegorycznej), pewną myśl czy prawdę ogólną odnoszącą się bądź
to do prawideł otaczającego nas świata, bądź też do określonych sytuacji życiowych. Ma ono
postać twierdzenia lub pouczenia, zwykle zbudowanego na zasadzie paralelizmu, względnie
kontrastu znaczeniowego, i nierzadko zrymowanego wewnętrznie3. Cytowany już tu polski paremiograf Stanisław Świrko zwraca uwagę na fakt, iż przysłowia odróżnia od typowych sentencji czy aforyzmów wiążąca się z ich metaforycznością lapidarność i obrazowość; dzięki temu są
one wdzięczne dla ucha, sugestywne i łatwe do zapamiętania, stają się rodzajem „zdawkowej
monety literackiej, chętnie używanej w różnych okolicznościach życia”4. Nie należy wszakże
Jak je określił S. Świrko, dodając: „termin to wprawdzie żartobliwy, nienaukowy, ale chyba trafny, przysłowia bowiem […] obejmują swoim
zasięgiem problemowym cały obszar kultury ludzkiej, […] literaturę, sztukę, religię, etykę i obyczajowość”; Wstęp, w tegoż: Na wszystko jest
przysłowie, Poznań, 1975, s. 5–6.
2
Paremiologią (od późnołacińskiego paroemia; z greckiego paroimia, ’maksyma, uwaga’) nazywamy naukę o przysłowiach, a paremiografią
– dział leksykografii zajmujący się zbieraniem i objaśnianiem przysłów.
3
Por. hasło „Przysłowie” w Słowniku terminów literackich pod red. J. Sławińskiego, Wrocław, 1988, s. 412. Zob. też J. Krzyżanowski, Dzieje przysłowia
polskiego w toku pięciu wieków, w: Nowej księdze przysłów i zwrotów przysłowiowych polskich, t. I, Warszawa, 1969, s. VII i nast. oraz W. Mieder,
Ogólne uwagi o naturze przysłów, „Literatura Ludowa”, 1993, nr 3, s. 49–63.
4
Świrko, op. cit., s. 6.
1
250 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
zapominać, że te miniutwory „powstają i funkcjonują przede wszystkim w kulturach zamkniętych i tradycyjnych”5, co decyduje o ich przynależności do kręgu literatury ludowej, przynajmniej w kategoriach ogólnych6, a nie – by przyłożyć do naszego gatunku dzisiejszą miarę – do
produktów, a zarazem przedmiotów konsumpcji współczesnej kultury masowej, która nie jest,
jak wiadomo, ani zamknięta, ani tradycyjna (sino todo lo contrario…)7.
Historia przysłów jest równie długa, co dzieje gatunku ludzkiego. W kulturze śródziemnomorskiej, której dziedzicami są zarówno Hiszpanie, jak i Polacy, kolebką tych szczególnie trwałych płodów kreatywności człowieka były starożytna Grecja (gdzie powstał na ich określenie
termin paroimia), literatura i prawodawstwo Imperium Romanum, źródło i skarbnica przysłów
starorzymskich (łacińskie proverbia i adagia), wreszcie księgi Starego i Nowego Testamentu,
od mądrości króla Salomona po opowieści Ewangelistów. Te trzy główne strumienie, wraz
z zasobami rodzimej twórczości dawnych ludów „barbarzyńskich” (Gallów, Germanów i Słowian, a zapewne też pierwotnych mieszkańców preromańskiej Iberii), o płynnych i przenikających się granicach, zlały się wraz z twórczością autorów późnołacińskich i nowożytnych
we wspólny nurt, pojawiając się w językach poszczególnych narodów w postaci pokrewnej,
zbieżnej semantycznie i frazeologicznie, również dzięki nauczycielskiej misji Kościołów chrześcijańskich obu obrządków.
Procesy te tworzyły sprzyjający grunt pod badania przysłowioznawcze, a w szczególności
– opracowania paremiograficzne, w formie dwu- i wielojęzycznych wyborów przysłów. Zapoczątkował je w dobie renesansu wybitny humanista flamandzki Erazm z Rotterdamu zbiorem
ośmiuset przysłów antycznych i zachodnioeuropejskich (Adagiorum Collectanea, 1500), stale
wznawianym i uzupełnianym aż po swą ostateczną formę obejmującą kilka tysięcy komentowanych przykładów. Podobne, choć skromniej zamierzone słowniki ukazywały się w rozmaitych językach europejskich, pod różnymi tytułami; odnotujmy tu przynajmniej jeszcze jedno
klasyczne dzieło, Lexicon Tetraglotton (1660) angielskiego badacza Jamesa Howella8. Jeżeli
chodzi o języki słowiańskie, najbogatszy materiał porównawczy zebrał czeski folklorysta František Ladislav Čelakovský, powołany w roku 1842 na kierownika pierwszej w środkowej Europie
Cyt. za hasłem Przysłowie (zob. wyżej) autorstwa M. Głowińskiego.
Bowiem przysłowia rodzą się także „pod piórem najtęższych nieraz pisarzy i myślicieli”, a „niektóre zwięzłe i obrazowe frazy wybitnych utworów
literackich […] odrywają się czasem od macierzystych tekstów, gubią po drodze nazwiska swych twórców i wiodą dalej żywot samodzielny
i anonimowy” (Świrko, op. cit., s. 6).
7
Bowiem przysłowia, często żonglujące ogranymi motywami i schematami pojęciowymi, wciąż jeszcze oczywiście powstają, również na polskim
gruncie. Oto garść przykładów najświeższej daty: „Dziewczyna jest jak pieniądz: chce się wydać”, „Jeszcze panna nie zna pana, a już randka rozbierana”, „Na głowie wianek, a w brzuchu Janek”, „Wcięta w pasie jak szafa”, „Była ładna 20 kilo temu”, „Z tyłu liceum, z przodu muzeum”. Aż
strach cytować dalej… (za D. Świerczyńska, Przysłowia są… na wszystko, Warszawa, 2001, s. 257–269).
8
Zwięzły rys historii badań paremiograficznych można znaleźć u Świrki (op. cit., s. 7–14), D. i A. Świerczyńskich („Przedmowa” do Słownika przysłów w ośmiu językach, Warszawa, 2001, s. 5–9) i D. Świerczyńskiej (O przysłowiach, w op. cit., szczególnie s. 9–15). Dzieje i osiągnięcia przysłowioznawstwa polskiego omówił najobszerniej Krzyżanowski (op. cit., zob. s. XX–XXXV), a paremiografię i paremiologię obcą XX w. przedstawiła Świerczyńska (zob. cz. II zestawionej przez nią „Bibliografii” w Nowej księdze przysłów…, t. IV, Warszawa, 1978, s. 155–163).
5
6
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 251
katedry slawistyki, założonej przy pruskim Uniwersytecie Wrocławskim. Tu właśnie ukończył on
swe życiowe dzieło, Mudrosloví národu slovanského ve příslovích (opublikowane już po powrocie
autora do Pragi)9, uzupełniając w nim przysłowia i porzekadła czeskie odpowiednikami polskimi, rosyjskimi, słowackimi, łużyckimi itd., a także ekwiwalentami zaczerpniętymi z innych systemów językowych, od Bałtów po Hiszpanów.
Paremiografia polska, o której na koniec tych uwag wstępnych parę słów należałoby powiedzieć, ma w swym dorobku szereg imponujących opracowań, począwszy od Proverbiorum polonicorum… Salomona Rysińskiego (1618), zbioru obejmującego 1850 przysłów i zwrotów przysłowiowych, w tym przykłady zaczerpnięte bezpośrednio z mowy potocznej i z języka ludowego,
i Adagia polonica (1632) jezuity Grzegorz Knapskiego (2000 przysłów i ich wariantów, ponadto
odpowiedniki łacińskie i greckie). W dobie baroku nowymi przysłowiami przyczynił się do wzbogacenia zasobów rodzimej mowy, często w oparciu o jędrną i rubaszną polszczyznę sarmacką,
autor Moraliów (1688–1696), Wacław Potocki, podobnie jak to przed nim uczynili Mikołaj Rej
i Jan Kochanowski. Do tradycji XVI i XVII wieku nawiązywał Samuel Bogusław Linde, twórca monumentalnego Słownika języka polskiego (1807–1814), w którym przytoczył, dla uzupełnienia
poszczególnych haseł, ponad 10 000 przysłów, a za nim kolejni badacze, etnografowie i folkloryści, wreszcie pisarze romantyczni i to ci najwybitniejsi (w samym Panu Tadeuszu doliczono się
ponad trzystu przysłów). Ten przebogaty, rozsiany w słownikach i w literaturze pięknej materiał,
zebrał i wydał w latach 1889–1894 Samuel Adalberg; jego Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich obejmuje 30 000 zapisów głównych i około 40 000 wariantów10.
W późniejszym okresie badania paremiologiczne prowadzili m.in. Aleksander Brückner i Stanisław Bystroń, a po II wojnie światowej – Julian Krzyżanowski, organizator prac nad czterotomową Nową księgą przysłów i wyrażeń przysłowiowych polskich (1969–1978) wraz z zespołem redakcyjnym, w którym główną rolę odgrywał Stanisław Świrko, autor przygotowanego
równolegle podręcznego (około 2500 zapisów) wyboru, zatytułowanego Na wszystko jest
przysłowie (1975). Jego rozszerzoną i uaktualnioną wersją, o podobnym układzie tematyczno-problemowym, opatrzoną wielce użytecznym „hasłowym indeksem pomocniczym”, jest
późniejszy słownik córki badacza, Dobrosławy Świerczyńskiej, zatytułowany Przysłowia są…
na wszystko (2001).
W wymienionych tu, a także w paru skromniejszych publikacjach książkowych z ostatnich kilku lat11 poszukiwacz polskich ekwiwalentów semantycznych dla hiszpańskich refranes znaleźć
9
Mudrosloví… (Praha 1851) wznawiane są w edycjach faksymilowych do dziś (ostatnie wydanie: Praha, 2000). O wrocławskich latach Čelakovskiego pisał T. Żabski; zob. František Ladislav Čelakovský na Katedrze Slawistyki we Wrocławiu, „Prace Literackie” (Wrocław), z. 6 (1961), s. 158–195.
10
Powyższe informacje i dane szczegółowe przytaczam głównie za Świrką (op. cit., s. 9–13).
11
Za przykład niech posłużą Mądrej głowie dość… przysłowie (Łomża 1994) J. Bernera, Mała księga przysłów polskich (Radom, 1996) S. Nyczaja,
Księga przysłów (Katowice, 1997) B. Hermann i J. Syjud, Kalendarz przysłów. Pogoda i imiona z kalendarza (Kęty, 2000) A. i A. K. Podgórskich,
czy Mała księga przysłów (Białystok, 2000) S. Szulca.
252 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
może wiele zbieżnych obserwacji i sformułowań, świadczących o tym, jak bliskie sobie są – czy
też były – obie kultury, odwołujące się do tych samych, klasycznych źródeł inspiracji, operujące w sferze zbiorowej, anonimowej ekspresji twórczej podobnymi motywami, stereotypami,
sądami i przesądami, typowymi dla społeczeństw silnie konserwatywnych, przywiązanych
do tradycji i wiary przodków, do patriarchalnego systemu wartości. Kultury o dwoistym, plebejsko-szlacheckim rodowodzie, z wyraźną przewagą żywiołu wiejskiego i archaicznego stylu
życia nad cywilizacją zurbanizowaną, mieszczańsko-industrialną.
Nasz projekt. Kontekst, zamysł, postępy
Do tradycji wydawania wielojęzycznych zbiorów przysłów (w przekonaniu o pokrewieństwach
między europejskimi kulturami i językami mającymi wspólne, antyczne korzenie), ułatwiających porównawcze studia leksykograficzne i zwykłe, międzyludzkie kontakty, nawiązywały od
połowy XIX wieku publikacje, w których językiem wyjściowym była macierzysta mowa autora
(niemiecki, rosyjski, również czeski – przypadek Čelakovskiego), zawierające materiał z zasobów słownych germańskiej, romańskiej czy też słowiańskiej grupy językowej. Wydawnictwa
tego rodzaju rozmnożyły się w ubiegłym, tj. XX stuleciu, i zwykle obejmowały także szeroko
rozpowszechniony w świecie język hiszpański12. Autorzy pierwszego polskiego wielojęzycznego leksykonu przysłów, Dobrosława i Andrzej Świerczyńscy, w pierwotnej edycji cytowanego
już opracowania, zatytułowanej Przysłowia w sześciu językach (1995), uwzględnili osiemset
zwrotów polskich w układzie hasłowym oraz, kolejno, ich odpowiedniki w języku angielskim,
francuskim, niemieckim, rosyjskim i… łacińskim (o ile te ostatnie udało się odnaleźć); poszerzone wydanie tej książki, pod zmienionym tytułem Słownik przysłów w ośmiu językach
(1998)13, wzbogaciło się o wersję hiszpańską (podawaną jako trzecia w kolejności, po angielskiej i francuskiej) oraz włoską, co jest pośrednim potwierdzeniem rosnącej w naszym kraju
popularności obu tych romańskich narzeczy (by użyć tego pięknego, choć nieco podupadłego
określenia), a dla hispanisty – należnej rangi, jaką języki Półwyspu Iberyjskiego z kastylijskim
na czele (wraz z właściwymi im literaturami i kulturami) wydają się w Polsce odzyskiwać w badaniach zorientowanych komparatystycznie. Wciąż jednak brakowało – i brakuje – na naszym
rynku wydawniczym odrębnego, dwujęzycznego słownika przysłów hiszpańskich, którego
Ich rejestr znaleźć można w cytowanej już „Przedmowie” do słownika D. i A. Świerczyńskich (op. cit., s. 5–9). Dorzućmy tu jedynie, tytułem
uzupełnienia, informację o dwóch najnowszych publikacjach tego rodzaju; są to Slovenské frazémy v angličtine, nemčine, francúzštine, španielčine (Bratislava 1998) L. Trupa i opracowany przez kilkunastoosobowy zespół badaczy słownik 1001 refranes españoles con su correspondencia
en ocho lenguas […]. Ed. dirigida por J. Sevilla Muñoz y J. Cantera Ortiz de Urbina, Madrid, 2001.
13
Edytorem obu wersji leksykonu, tej z 1995 r. (wyd. II: 1996) i tej rozszerzonej (wyd. II: 2001), jest Wydawnictwo Naukowe PWN, a wzorem
dla jego autorów były Dizionario comparato di proverbi e modi proverbiali: italiani, latini, francesi, spagnioli, tedeschi, inglesi, e greci antichi
(Milano, 1952) A. Arthabera i A Comparative Book of English, French, German, Italian, Spanish and Russian Proverbi with a Latin Appendix
(Amsterdam, 1971) J. Głuskiego.
12
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 253
celem byłoby przybliżenie polskiemu odbiorcy i wprowadzenie do szerszego obiegu kulturowego, zdominowanego dziś przez świat anglosaskiej kultury masowej, odrobiny świeżej krwi
(i to niekoniecznie z ubitego na iberyjskiej arenie toro bravo).
Świadomość owego dotkliwego braku, wyczuwalnego również w pokrewnych nam kulturach zachodniosłowiańskich, czeskiej i słowackiej, legła u podstaw międzynarodowego projektu powstałego w roku 1996 w Instytucie Filologii Romańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego,
z inicjatywy piszącego te słowa. Jego założeniem było opracowanie, w kilkuosobowym zespole,
Polsko-słowacko-czeskiego słownika przysłów hiszpańskich (tak miał brzmieć w roboczej wersji
tytuł przygotowywanej książki), obejmującego kilkaset haseł, których podstawą stałyby się
najpopularniejsze i najbardziej charakterystyczne proverbios i refranes14, używane na Półwyspie
Iberyjskim, wraz z ich wariantami formalnymi i modyfikacjami semantycznymi. Poszczególne
zapisy miały obejmować kastylijski oryginał i jego odmiany oraz stosowne ekwiwalenty w językach polskim, słowackim i czeskim, oparte na istniejącym materiale leksykograficznym ujętym
w narodowych zbiorach przysłów, z wykorzystaniem słowników dwujęzycznych, w tym frazeologicznych, o ile takowe istniały15. W pracach nad projektem uczestniczyli, w jego pierwszej
fazie, Magdalena Pabisiak i Piotr Sawicki (przysłowia polskie), Ladislav Trup (przysłowia słowackie) oraz Jitka Smičeková (przysłowia słowackie i czeskie). Wspomagali nas wówczas, jako konsultanci, Roberto Mansberger Amorós i Jaroslav Reska (ten ostatni w zakresie języka czeskiego).
Zamierzony słownik wielojęzyczny przybrał tymczasowy kształt aneksu do jednego z tomów
wrocławskich „Estudios Hispánicos”16; obejmował on ponad dwieście przysłów hiszpańskich
zgrupowanych, wraz z ich odpowiednikami w językach słowiańskich, w dziewięciu kategoriach
tematycznych. Określiliśmy je następująco: „Advertencias y consejos”, „Moralejas y verdades generales. Naturaleza humana”, „Defectos y vicios”, „Cualidades y sentimientos”, „Mujeres y hombres. Relaciones familiares”, „Relaciones sociales. El hombre en el mundo”, „Dios, muerte, el más
14
W Hiszpanii termin proverbio, którym posługiwali się autorzy średniowieczni (Sem Tob, Pérez de Guzmán, Santillana), stosowany począwszy
od XV w. wymiennie z refrán (od francuskiego, ‘refren piosenki’), był z biegiem czasu coraz powszechniej zastępowany przez to drugie określenie;
charakterystyczny dla tego procesu jest tytuł zbioru XVI-wiecznego zbieracza przysłów, poety i dramaturga, Sebastiana de Horozco: Teatro Universal
de los Proverbios, Adagios o comúnmente Ilamados Refranes Vulgares que más ordinarlamente se usan en nuestra España (wyd. 1915). W istocie,
różnice między refrán (czy refrán vulgar) a proverbio są natury socjokulturowej, el primero es popular, familiar, festivo; el segundo es culto, lejano
–en el tiempo o el espacio– y serio – czytamy w Diccionario de Literatura Popular Española (Salamanca, 1997, hasło „Paremiologia”, zob. s. 236). Jak
zwraca uwagę cytowany w haśle F. Lázaro Carreter, el refrán –más si cabe que el proverbio– no nace en el acto de su invención, sino cuando lo acepta
y asume la colectividad, osiąga zatem swój pełny „status” gatunkowy z chwilą, gdy zostaje włączony do szerszego obiegu społecznego, stając się
częścią spuścizny zbiorowej. W praktyce naszemu „przysłowiu” odpowiada dziś, na gruncie języka hiszpańskiego, słowo refrán, a zbiór przysłów
nosi nazwę refranero; umknęło to uwadze autorów przywoływanego tu Słownika przysłów w ośmiu językach, którzy tytuł swego zbioru tłumaczą
na hiszpański jako Dicionario [sic!] de proverbios en ocho idiomas, a w hiszpańskojęzycznej wersji „Przedmowy” („Introducción”, s. 20–24) posługują
się wyłącznie terminem proverbio, nawet gdy tłumaczą na kastylijski znaną sentencję „Przysłowia są mądrością narodów”.
15
Istnieją od niedawna, dość skromne w założeniach i operujące czasami zbyt już archaicznym materiałem źródłowym (głównie literackim), słowniki frazeologizmów przeznaczone dla użytkowników słowackich: Španielsko-slovenský frazeologický slovnik (Bratislava, 1998) L. Trupa i J. Bakytowej i Slovensko-španielsky frazeologický slovnik (Banská Bystrica, 1999) L. Trupa, brak jest natomiast analogicznych wydawnictw czeskich i polskich.
16
P. Sawicki, M. Pabisiak, L. Trup, J. Smičeková, Del refranero español al refranero eslavo, „Estudios Hispánicos”, t. VIII, Mundo ibérico, Mundo eslavo.
Afinidades e interrelaciones, Wrocław, 2000, s. 261–295.
254 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
allá”, „Tiempo, naturaleza”, „Comidas y bebidas”. Całość opatrzona została indeksem hasłowym
odnoszącym się do oryginałów hiszpańskich i bibliografią, a poprzedzona krótkim wstępem
objaśniającym założenia projektu.
Ramy pisma naukowego, o określonej i nieprzekraczalnej objętości, nie pozwalały na zaprezentowanie obszerniejszego materiału porównawczego, choć nasza kartoteka kastylijskich
refranes i ich polskich oraz – w mniejszym stopniu – czeskich i słowackich odpowiedników
stale się rozrastała. Z czasem przekroczyła ona tysiąc haseł wyjściowych, to jest przysłów
i wyrażeń przysłowiowych (nie licząc wariantów) hiszpańskich, dla których bądź to znaleźliśmy istniejące, pełne lub częściowe, ekwiwalenty semantyczne, bądź też stworzyliśmy je sami.
Wśród gotowych już odpowiedników polskich znaczną część stanowią te ostatnie, płody naszej
własnej inwencji i wytężonej pracy translatorskiej, która trwa nieprzerwanie od kilkunastu lat,
a ostatnio wyraźnie się zintensyfikowała, by móc doprowadzić do pomyślnego końca przynajmniej jedną edycję dwujęzyczną. Będzie nią finalizowany dziś (słowo to jest na szczęście bardzo rozciągliwe…) hiszpańsko-polski słownik przysłów zatytułowany roboczo O kobietach, winie, pieniądzach i wszystkim co chcecie. Hiszpańskie przysłowia i porzekadła mową polską gładko
oddane Piotra Sawickiego i Magdaleny Pabisiak, która jest zarazem „sprawczynią” większości
polskich wersji refranes mających – w zamierzeniu autorów – również w naszej ojczystej mowie zabrzmieć gładko. Stosowny projekt przedstawiliśmy, choć na razie bez większego sukcesu,
w kilku naukowych wydawnictwach. Na książkę składałoby się dziesięć rozdziałów, o podanych
niżej nazwach: „Różnie w życiu bywa… Morały i prawdy ogólne”, „Zalety, wady i przywary.
Natura ludzka”, „Jak ty komu… Rady, pouczenia, ostrzeżenia”, „Od osła do lisicy. Na przykładzie
zwierząt”, „O miłości, kobietach i mężczyznach”, „Stosunki rodzinne. Starzy i młodzi”, „Wśród innych. Przyjaźń, pieniądz, władza”, „Bóg i diabeł, śmierć, zaświaty”, „O przyrodzie i pogodzie.
Prognozy z kalendarza”, „Za stołem. Jadła i trunki”.
O przekładalności refranes
Dokonując wyboru najciekawszych spośród setek przysłów wypełniających, często z krótkimi
objaśnieniami leksykalnymi bądź etymologicznymi, stronice Refraneros (wydawanych i wznawianych ostatnio w Hiszpanii we wzmożonym rytmie17) – czy to z uwagi na ich wartości ideowe,
poznawcze (obyczaje, mentalność, rysy charakteru Hiszpanów), czy też czysto ekspresyjne (jędrność, dobitność sformułowań, lapidarność, zmysł humoru itp.), mieliśmy świadomość, że proces
17
Zob. ich przegląd w: Sawicki, Pabisiak, Smičeková, Ante el caudal refranístico español. ¿Traducir o imitar?, [W:] Tendencias y posibilidades de la
hispanística actual. III Coloquio Internacional, Bratislava–Wien, 2001, s. 119–134. Tamże krótka prezentacja naszych własnych założeń i propozycji
w zakresie przekładania hiszpańskich przysłów na języki słowiańskie. Problematykę tę w szerszej komparatystycznej perspektywie bardzo
ciekawie analizuje na konkretnych przykładach słowacki translatolog B. Hečko w szkicu Přislovi a pořekadla, przedrukowanym w wyborze jego
prac Dobrodružstvi překladu (Praha, 2000, s. 137–159).
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 255
ich swoistej domestykacji czy inaczej slawicyzacji (polonizacji) nie będzie zadaniem łatwym –
o ile oczywiście nie narzucała się natychmiast lub po przewertowaniu materiałów polskich
analogiczna, gotowa już formuła brzmieniowa. Często mieliśmy do czynienia z taką właśnie
sytuacją, co potwierdzało tkwiące w nas przekonanie o bliskości naszych kultur, o czym już tu
pisałem; często, ale przecież nie zawsze. Przysłowia bezekwiwalentne, tak liczne, a przez swą
barwność bądź dosadność tak bardzo pociągające, stawały się swoistym wyzwaniem, któremu
staraliśmy się, jako potencjalni tłumacze, sprostać, nie stawiając ich poza ramami naszego wyboru z adnotacją no hay equivalente (brak odpowiednika), lecz raczej otwierając umowny nawias
z pustym polem wymagającym wypełnienia.
Założyliśmy sobie od początku, że w wyborze tym – inaczej niż w dotychczas publikowanych,
tak u nas, jak i za miedzą (myślę tu o naszych południowych sąsiadach, Czechach i Słowakach),
dwujęzycznych słownikach przysłów, nieraz bardzo obszernych – nie będzie, z zasady, przekładów dosłownych, typu mot à mot (słowo po słowie), czyli al pie de la letra, jak mówią Hiszpanie.
Nie będzie ani odtwarzania, z filologiczną dokładnością, zapisu oryginalnego – tyle że w innym,
naszym własnym języku, ani też opatrywania tak powstałej wersji, zwykle topornej brzmieniowo, a często wręcz niezrozumiałej na gruncie innej kultury, dodatkowymi objaśnieniami, które
mnie osobiście kojarzą się z wykładaniem „kawa na ławę” sensu bądź intencji dowcipu, z którego
nikt się nie śmieje.
Próbowaliśmy – przede wszystkim próbowała moja krakowska współpracowniczka; ona to ma
na swym koncie najbardziej udane „podróbki” refranes, ja zaś głównie „niedoróbki”, które trzeba
było odrzucić bądź też należało doszlifować – zachować, w polskim kształcie tych miniowoców
hiszpańskiego geniuszu zbiorowego, ekwiwalent trojakiego rodzaju: semantyczny, strukturalny,
wreszcie, o ile to było możliwe, estetyczny, choć często z użyciem innych słów, pojęć, tropów znaczeniowych. Staraliśmy się przy tym pamiętać, że refranes, choć należą do domeny kreatywności
anonimowej i są zaliczane do tradycyjnej literatury ludowej Półwyspu Iberyjskiego, rozwijającej
się pierwotnie w ustnych formach przekazu (podobnie jak romances, coplas, canciones populares
itp.), pozostają dzięki swej skrótowości i wyrazistości w bliskim związku z zasadami barokowego
konceptyzmu. Operując zaskakującymi nieraz skojarzeniami i porównaniami, łączą lakoniczną,
zwięzłą formę ze szczególną „gęstością” treści. Ich „szkielet”, czy też swoista matryca (molde),
którą wypełniają i obudowują starannie dobrane, choć pochodzące z potocznego, codziennego języka słowa-symbole, pozostaje w większości przypadków niezmienny: jest nim dystych
o dwóch zwartych i lapidarnych członach, sprzężonych ze sobą asonansem, rzadziej rymem pełnym18.
18
Specyfika hiszpańskich przysłów omówiona jest szerzej w cytowanym wyżej referacie z międzynarodowego kolokwium hispanistycznego
w Bratysławie (grudzień 2000); tamże najważniejsze słownikowe definicje refranes. Precyzyjne charakterystyki gatunku i form mu pokrewnych
(proverbio, frase proverbial, dicho) zawierają wprowadzenia do refraneros G. Dovala (Prólogo, w: Refranero temático español, Madrid, 1997, s. I–V)
256 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Te wszystkie okoliczności i uwarunkowania, których świadomość winna towarzyszyć tłumaczowi podejmującemu się trudu implantacji iberyjskich przysłów na odmiennym, rodzimym
gruncie kulturowym, skłaniają do respektu dla samej materii przekładu, to jest dla hiszpańskich refranes. Niczym w oryginale, winny one błyszczeć, lśnić – wszak to prawdziwe klejnoty.
Aby zaś zalśniły, należy je nie tyle przełożyć, słowo po słowie, człon po członie, ile w jakimś
sensie adaptować, przetworzyć, powołując na nowo do istnienia w zbliżonej semantycznie
i formalnie postaci – bo trudno tu mówić o całkowitej identyczności.
Refranes mają często głębszą wymowę, są cząstką zbiorowych przemyśleń i obserwacji,
których owoc starają się przekazać, ale ujęcie tego przekazu ma na ogół formę ludyczną, prześmiewczą, zabawną. Równie naturalnie i wdzięcznie winny zatem brzmieć po przetworzeniu.
Dużą rolę ma tu do odegrania inwencja i smak estetyczny samego tłumacza, który nie powinien być osobą nadmiernie poważną, ani traktować swego zadania zbyt serio. Gdy zabawa
z przysłowiem, juego refraneril, się nie powiedzie, to trudno; może innym razem. Warto wszak
taką próbę podjąć, po prostu spróbować. Jeśli wypracowana formuła szybko wpada w ucho
i utrzymuje się w pamięci, może zostanie zasymilowana, „udomowiona” i wtedy dopiero osiągnie status przysłowia – o obcym rodowodzie, ale zarazem polskiego (o ile oczywiście, wcześniej czy później, opuści szufladę swego twórcy).
Na początek części egzemplifikacyjnej artykułu chciałbym zilustrować powyższe uwagi paroma charakteryzującymi naszą pracę przykładami, zaczerpniętymi z różnych działów tematycznych przygotowywanego słownika.
W przysłowiach niżej reprodukowanych udało się nam – jak sądzę – oddać sentencjonalność
i lapidarność oryginałów w sposób możliwie najprostszy, z zachowaniem podobnej rytmiki
i rymu:
A catarro, con el jarro. Na katarek – pucharek. (MP)19
Al erizo, Dios le hizo. Jeż stworzenie Boże też. (MP)
Lo que la loba hace, al lobo le place. Co czyni wilczyca, to wilka zachwyca. (MP)
A quien no sirve para gallo, capallo. Nie spisuje się w kurniku, to oskubać i po krzyku. (MP)
La casada y la ensalada, dos bocados y dejalla. Mężatka jak sałatka: dwa kęsy i zostaw. (MP)
Antes que te cases, mira lo que haces. Nim obiecasz kobiecie, zastanówże się przecie. (MP)
A la mujer casta, Dios le basta. Cnotliwej białogłowie jeno Pan Bóg w głowie. (MP)
La viuda honrada, su puerta cerrada. Uczciwa/cnotliwa wdowa w domu się chowa. (MP)
Poderoso caballero es don Dinero. Nie masz magnata nad imć Dukata. (MP)
i L. Juncedy (Prólogo, w: Diccionario de refranes, dichos y proverbios, Madrid, 1998, s. IX–X).
19
W nawiasach inicjały autorów polskich ekwiwalentów: MP = Magdalena Pabisiak, PS = Piotr Sawicki.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 257
La misa y el pimiento son de poco alimento. Zielenina i kazanie za posiłek nie stanie. (MP)
Una espina de besugo puede ser tu verdugo. Jedna ość i gość miał dość. / Z winy jednej rybiej ości przejechał się
do wieczności. (MP)
Dla utrwalenia proponowanego brzmienia w pamięci polskiego odbiorcy bardzo przydatny
jest rym pełny (a przynajmniej asonans), często nieobecny w wersji oryginalnej. Zrymowanie
przysłowia jest zabiegiem stosunkowo prostym i wymaga jedynie drobnych przekształceń składniowych, np. wprowadzenia czasownika. Dosadność i jędrność niektórych refranes każe z kolei
sięgnąć po śmielsze, równie soczyste określenia; nie zawadzi przy tym wszystkim „doprawienie”
przysłowia szczyptą humoru. Oto kolejna seria przykładów:
No todos los que llevan espuelas tienen caballo. Ostroga u buta dzwoni, ale gdzie się podział konik? (MP) / Na co
ci ostrogi, gdy masz bose nogi? (PS)
Cuando quise, no quisiste, y cuando quieres, no quiero. Kiedy chciałem, ona nie; mnie odeszło – ona chce. (MP)
Cuando el asno puede, la burra no quiere. Raz wstąpiła w osła siła, lecz oślica odmówiła. (MP)
Amor de asno, coz y bocado. Ośle względy – kopyta i zęby. (PS)
Gallinas y mujeres, entre cuatro paredes. Kobiety i kury – między cztery mury. (PS)
A la mujer brava, la soga larga. Gdy ci bryka żonka, popuść postronka. (PS)
A la mujer y a la viña, el hombre la hace garrida. Winnica i kobita w męskich rękach rozkwita. (MP)
Al tomar mujer un viejo, o tocan a muerto o a cuerno. Wpuściła starego za progi – co pierwsze, pogrzeb czy rogi? (PS)
Eramos pocos y parió la/mi abuela. Dzieci w domu mało, to się babci zachciało. / Mało dzieci w domu było, to się
babci urodziło/przytrafiło. (MP)
Putas y frailes, andan a pares. W tym dziwki mnichów naśladują, że dwójkami spacerują. (MP) / Kurewki i zakonnicy parami chodzą po ulicy. (PS)
Adaptując hiszpańskie przysłowia nie musimy ich oczywiście zawsze rymować; pożądany
efekt, świeżość i wyrazistość brzmienia można czasem osiągnąć nadzwyczaj prostymi środkami,
dobierając odpowiednio nacechowane słowa, poddane drobnym zabiegom archaizującym bądź
„uszlachetniającym”:
Mucho ruido y pocas nueces. Co tu było huku, a orzechów ledwie garstka. (MP)
Afición ciega razón. Gdzie uczucie króluje, tam rozsądek drzemie. / Łatwo serce rozum zakrzyczy. (MP)
Amor de parientes, amor de serpientes. Tak się kochają w rodzinie, jak jadowite żmije. (MP)
La mujer puede tanto que hace pecar a un santo. Taka moc w kobiecie, że i świętego do grzechu przywiedzie. (MP)
Al diablo y a la mujer nunca les falta que hacer. Czort i baba nigdy nie spoczną. (MP)
258 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
La primera mujer, escoba; la segunda, señora. Pierwszej żonie ścierka; dla drugiej – zwierciadło. (PS)
El cornudo es el postrero que lo sabe. Każdy rogi widzi oprócz właściciela. / Nie łatwo rogi na swej własnej dostrzec
głowie. (MP)
Al viejo se le cae el diente, pero no la simiente. Prędzej chłop zęby straci niż nasienie. (MP)
Jak jest świat urządzony i jak sobie w nim radzić (w świetle Refranero)
Hay mas refranes que panes20. Z mnóstwa hiszpańskich przysłów, które – tak jak i polskie –
są „na wszystko”, przytoczyłem wstępnie, dla zobrazowania dotychczasowych efektów podjętej przez nas inicjatywy „paremiotwórczej”, te najbardziej charakterystyczne z punktu widzenia
czysto warsztatowego. Jak jednak widać nawet na tak wybiórczo dobranym materiale, ulubionym motywem ich twórców są, czy też były, stosunki między płciami (z dość szczególną,
obsesyjnie wręcz podejrzliwą i „seksistowską” wizją kobiety, utrzymaną w duchu machismo
ibérico). Niewyczerpanym źródłem inspiracji i skojarzeń stał się też dla hiszpańskiego hombre
refranero, twórcy i użytkownika refranes, świat zwierzęcy, poddawany nieustającym zabiegom
antropomorfizacyjnym. Przysłowia o zwierzętach bądź ze zwierzętami służącymi do celów porównawczych, czy też czysto referencyjnych, stanowią w naszym własnym zbiorze kategorię
najobfitszą, obejmującą ponad dwieście zapisów.
Przysłowia każdego narodu opisują jednak przede wszystkim nasze własne uniwersum,
prawa nim rządzące i naturę samego człowieka; w tym zakresie udzielają też stosownych rad
i ostrzeżeń. Opierając się wyłącznie na tym, co adaptowaliśmy („przetworzyliśmy”) sami, na
refranes, które nie mają (nie miały dotąd) wyrazistych ekwiwalentów w polszczyźnie, zestawiłem małą antologię sentencji, obserwacji i zaleceń funkcjonujących w hiszpańskiej przestrzeni
mentalnej w ciągu ostatnich kilku wieków. Lektura tych przykładów pozwoli, mam nadzieję,
ułatwić odpowiedź na pytanie postawione w tytule niniejszego szkicu: czy hiszpańskie przysłowia są przetwarzalne? Albo przynajmniej – czy my sami umieliśmy je przetworzyć i w jakim
stopniu udało się nam zrealizować wytyczone sobie zadanie.
O prawach tego świata i egzystencji człowieka 21
Algo tendrá el agua cuando la bendicen. Nie darmo wodę święcą. (MP)
No crece el río con agua limpia. Nie wzbiera rzeka od wody czystej, jeno od mętnej i błotnistej. (MP)
Del agua vertida, alguna cogida. I w pękniętym dzbanie łyk wody zostanie. (MP)
Árbol que no da fruto, pide sustituto. Szczep, co plonu nie przynosi, sam się o zastępstwo prosi. (MP)
20
21
Czyli, w swobodnym przekładzie: „Więcej przysłów człowiek stworzył niż Chrystus chlebów namnożył” (PS).
Przysłowia z tej i następnej grupy zestawione zostały w kolejności alfabetycznej, według wybranych pojęć hasłowych (hiszpańskich).
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 259
Escrita la carta, el mensajero no falta. Byle tylko list gotów, z posłem nie ma kłopotów. (MP)
Hasta para ser pordiosero se necesita dinero. I dziad kościelny kapelusz kupić musi. (PS)
Al diablo y a la mujer nunca les falta que hacer. Czort i baba nigdy nie spoczną. (MP)
Dios aprieta, pero no ahoga. Pan Bóg przymusi, ale nie zdusi. (MP)
Dios hizo el mundo para todos, pero lo hurtaron unos pocos. Dla wszystkich świat stworzony, przez paru przywłaszczony. (PS)
A quien no habla, no le oye Dios. Jak nie powiesz, czego pragniesz, to Pan Bóg sam nie odgadnie. (MP)
Dios da bragas a quien no tiene culo. Dał wam Bóg gacie, a tyłka nie macie. (MP)
Cuando Dios no quiere, los santos no pueden. Jeśli Pan Bóg nie ma chęci, to nic nie wskórają święci. (MP)
Más vale buena esperanza que ruin posesión. Milsza nadzieja dobra niźli zdobycz podła. (MP)
Fe sin obras, comida de agua sola. Wiara bez czynów – chleb bez zaczynu. (MP)
Como la fortuna es ciega, no sabe con quién pega. Los jest ślepy, bije jak popadnie. (PS)
La guerra hace los ladrones y la paz los ahorca. Wojna łotrów rodzi, pokój ich stryczkiem nagrodzi. (PS, MP)
Sobre gustos no hay nada escrito. Szanuj cudze gusta, nabierz wody w usta. (PS)
Donde no hay boticarios ni médicos, los hombres se mueren de viejos. Gdzie brak medyków i aptekarzy, tam ze
starości mrą ludzie starzy. (MP)
Muerte cierta; hora, incierta. Śmierć pewna, niepewna godzina. (MP) / Śmierć, na pewno; godzina, niepewna. (PS)
A la muerte no hay remedio, sino tender la pierna. Śmierć w progi, wyciągnij nogi. (MP) / Przeciwko śmierci się nie
wytężaj, jedyna rada – kopnąć w kalendarz. (PS)
El papel todo lo aguanta, hasta que se limpien con él. Liścik, gazeta czy toaleta – papier cierpliwy, nie wniesie
weta. (MP)
Hoy figura, mañana sepultura. Dzisiaj tron, jutro zgon. / Dzisiaj pan dumny, jutro do trumny. (MP)
Para el último viaje, no es menester equipaje. W ostatniej podróży zbędny bagaż duży. (MP)
Natura człowieka i jego czyny
Navégase muy bien desde la cama. Łatwe po morzu żeglowanie, zanim się z łóżka wstanie. (PS)
Vamos a ver, dijo un ciego y nunca vio. Zobaczymy, rzekł ślepy, ale sam nie przejrzał. (PS)
Sanan cuchilladas, mas no malas palabras. Zgoi się od noża rana, lecz nie złym słowem zadana. (MP)
Lo que uno desecha, otro lo ruega. O czym próżno jeden marzy, drugi lekce sobie waży. (MP)
Desnudo nací, desnudo me hallo; ni pierdo ni gano. Goły się zrodziłem, gołego mnie macie: ani co straciłem, anim
się wzbogacił. (MP) / Goły jestem, wszakże nagi się zrodziłem; wiele nie zyskałem, lecz czy coś straciłem? (PS)
Mientras el discreto piensa, hace el necio la hacienda. Gdy roztropnemu czas mija, głupi majątek zbija. (PS)
El que no fuma ni bebe vino, el diablo lo lleva por otro camino. Kto od tytoniu, od trunku stroni, już go gdzie
indziej diabeł dogoni. (MP)
260 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
El llanto del heredero, risa es so el capelo. Do łez się spadkobierca zmusza, a chichot słychać spod kapelusza. (MP)
Aquel que dice injurias, cerca está de perdonar. Kto często przeklina, szybko zapomina. (PS)
Quien gana dos y gasta tres, ladrón es. Zarabiasz dwa, wydajesz trzy? Złodziej to ty. (PS)
Quien hurta al ladrón, cien días gana de perdón. Złodzieja obrobić – sto dni odpustu zdobyć. (PS)
La lengua luenga es señal de mano corta. Hojna gęba, skąpa ręka. (MP)
Llaga ajena no me quita la cena. Jak komu doskwiera wrzód, to nie powód, bym ja chudł. / Jak kto drugi ma
mdłości, to nie powód, bym ja pościł. (MP)
De médico, poeta y loco, todos tenemos un poco. W każdej głowie się przeplata coś z medyka, coś z poety, coś
z wariata. (MP)
Fray Modesto nunca llegó a prior. Czy wiesz, jak skończył brat Pokora? Nie awansował na przeora. (MP)
No sé nada; de mis viñas vengo. Skądże bym ja wiedział, gdym w winnicy dzień przesiedział? (MP)
A chico pie gran zapato. Nózia krasnoludka, a ciżma jak łódka. (MP)
Gran maestra es la pobreza, pero empuja a hacer vileza. Nie masz profesora od biedy lepszego, tyle że swych
uczniów uczy wiele złego. (MP)
Tú que no puedes, llévame a cuestas. Weź mnie na grzbiet, niebożę, przecie sam iść nie możesz. (MP)
A cualquier cosa llaman rosa. Jak mu u płota wzejdzie pokrzywa, wszystkim ją każe różą nazywać. (MP)
Ruega a Dios por el mal señor, porque no venga otro peor. Módl się za złego pana, by na gorsze nie była zamiana. (PS)
Contra el vicio de pedir está la virtud de no dar. Na nałóg wyłudzania – cnota niedawania. / Tam gdzie prośba
nałogowa, wielką cnotą jest odmowa. (MP)
Cuando el villano está en el mulo, no conoce a Dios ni al mundo. Siadło chłopisko na oślim grzbiecie, już o Bogu
nie chce słyszeć ni o Bożym świecie. (MP)
Quien te visita, poco te da y mucho te quita. Gość w dom… mówiąc szczerze, mało da, dużo zabierze. (PS)
Przysłowia pouczają i ostrzegają22
Al agradecido, más de lo pedido. Kto wdzięcznie przyjmuje, temu nie brakuje. (MP)
Antes de hacer nada, consúltalo con la almohada. Nim co uczynisz, kładź się do łóżka: najlepszą radę da ci
poduszka. (MP)
A la burla, dejarla cuando más agrada. Porzuć żart, póki ucieszny. (MP)
Más vale bien comido que bien vestido. Lepszy obiad syty niż płaszcz futrem podbity. (MP)
El dar quebranta las peñas. Twardą skałę skruszysz darem. (MP)
Si no tienes dinero en la bolsa, ten miel en la boca. Gdy kiesa pusta, trzeba miodu w ustach. (MP)
Duerme Juan, y yace, que tu asno pace. Śpij Jasieńku, odpoczywaj, osioł sam się pasie. (PS)
22
Przestrzegając nadal w dziale trzecim porządku alfabetycznego, zdecydowałem się wszak połączyć niektóre z refranes w kategorie tematyczne
(na przykład hablar – hombre de pocas palabras – largos sermones czy lección – libros – saber); konstatacje, poważne i żartobliwe, rozpoczynające się formułą „Quien…”, ujęte zostały razem.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 261
Hablar, poquito; y mear, clarito. Mówić mało, sikać równym strumieniem. (PS)
En el juego y en la mesa, el hablar pesa. Przy kartach i przy stole milczeć wolę. (PS)
El hablador agudo hace a su enemigo mudo. Cięcie ostrego języka czyni niemowę z przeciwnika. (PS)
Hombre de pocas palabras, y ésas, sabias. Krótka mowa, mądre słowa. / Gadać krótko, a rozumnie. (MP)
Los largos sermones, más mueven culos que corazones. Nazbyt długie przemówienie do serc nie trafi, zmęczy
siedzenie. (MP) / Długie kazanie było; tyłek, nie serce, ruszyło. (PS)
El que no llora, no mama. Kto nie narzeka, ten nie ssie mleka. (MP)
Llorar a puerta cerrada, porque el vecino no entienda nada. Płacz gdy nikt nie widzi, niech sąsiad nie szydzi. (PS)
Llórame solo, y no me llores pobre. Płacz, żem samotny, a nie, żem ubogi. (PS)
Mal de vientre no se cura con agua caliente. Lek to bardzo mizerny, niewielka otucha, kubek wody gorącej na boleści brzucha. (PS)
Médico y confesor, cuanto más tarde, mejor. Lekarza i spowiednika dopóki możesz, unikaj. (MP)
Mentir, mas no tanto, que el diablo parezca santo. Łgarstwo owszem, lecz z umiarem, próżno diabła stroić w tiarę. (MP)
Las truchas y las mentiras, cuanto mayores, tanto mejores. Pstrągi i kłamstwa im większe, tym lepiej się sprzedają. (MP)
El primer real a nadie hace rico; pero es el principio. Jeden grosz to nie majątek, ale – majątku początek. (MP) /
Choć nie wzbogaci cię pierwszy grosik, napocznie trzosik. (PS)
Quien mucho se baja, el culo enseña. Kto się nisko kłania, ten zadek odsłania. (MP)
Quien toma muchos baños, vive pocos años. Kto się często myje, długo nie pożyje. (PS)
Quien mucho duerme, poco aprende. Z długiego spania niewielki głowie pożytek. / Nie znajdziesz w łożu mądrości. (MP)
Quien de veinte no es hombre ni de treinta rico, ¡arre, borrico! Kto do dwudziestki nie zmężnieje, a do trzydziestki
nie wzbogaci – niech się do pługa zaprzęga, gdy niedołęga! (PS)
Quien no juega, es el que gana. Ten wygrywa, kto nie grywa. (PS)
Quien ha oficio, ha beneficio. Unikniesz w życiu zawodu, gdy zawód zdobędziesz za młodu. (PS)
Quien tiene el tejado de vidrio, no tira piedras al de su vecino. Głupi, kto sam ma kruche schronienie, a w dach
sąsiada ciska kamienie / ku sąsiadom ciska kamieniem. (MP)
Lección dormida, lección aprendida. Prześpij się z lekcją w głowie, rano z pamięci ją powiesz. (PS)
Libro cerrado no saca letrado. Oleju w głowie nie przybywa od książek, które kurz pokrywa. (MP)
Los libros hacen muchos sabios, pero pocos ricos. Wielu z książek się nauczy, lecz niewielu się utuczy. (MP)
El saber no ocupa lugar. Wiedza się rozprzestrzeni i na małej przestrzeni. (PS)
El saber no ocupa lugar, pero ocupa tiempo. Wiedza miejsca nie zajmuje, ale czas zabiera. (PS)
Mientras puedes estar sentado, no estés levantado. Póki siedzieć da się, nie wstawaj, głuptasie. (MP)
No se puede hacer tortilla sin romper huevos. Skoro jaj żałujesz, omletu nie posmakujesz. (MP)
Trabajar es de gente de mal vivir, porque el día se ha hecho para descansar y la noche para dormir. Praca – rzecz
ludzi prostego/podłego stanu; nocą śpij, w dzień wypocznij, jak się godzi panu. (MP)
Tripa vacía, corazón sin alegría. Nie ma w sercu radości, kiedy brzuch pości. (MP)
262 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Una vez al día, es porquería. Una vez a la semana, es cosa sana. Una vez al mes, poco es. Una vez al año, ni el ermitaño.
Raz na dzień – nałogiem się zowie. Raz na tydzień – dobre na zdrowie. Raz na miesiąc – to mało, to mało. Raz
do roku – i pustelnikowi by się częściej zachciało. (PS)
Cuando estuvieres con él vientre con vientre, no le digas todo lo que te viniere a la mente. Kiedy się brzuszek zbliży
do brzuszka, nie o wszystkim miłemu trza szeptać do uszka. (PS)
(2004)
Vieil arbre d’un coup ne s’arrache1. Gobelin starości
zbiorową wyobraźnią czterech narodów spleciony*
*Współpraca autorska: Jitka Smičeková
Przedmiotem naszej uwagi będą dostępne autorom paremie (używając terminologii francuskiej: sentences, maximes, proverbes, dictons…) składające się na obraz starości, jej przewag
i niedostatków, radości i smutków, utkany wyobraźnią czterech narodów – dwóch romańskich
i dwóch słowiańskich. Przedstawiając pokrewieństwa, ale też różnice w sposobie wyrażania
tych samych odczuć i zjawisk towarzyszących trzeciemu wiekowi oraz w wartościowaniu zachowań osób wkraczających w jesień życia, staraliśmy się dobrać przykłady najbardziej charakterystyczne, a zarazem wyraziste i barwne. Przykłady, które oddawałyby w jakiejś mierze rysy
kulturowe i obyczajowe, skłonności i uprzedzenia Francuzów, Hiszpanów, Polaków i Czechów.
Wnioski, jakie postaramy się wyciągnąć, będą miały raczej tylko orientacyjny charakter, analizie poddajemy bowiem stosunkowo niewielki materiał i jedynie w wypadku naszych własnych
języków – polskiego i czeskiego – dysponujemy najświeższymi owocami paremiotwórczej wyobraźni współczesnych społeczeństw europejskich.
***
Starość nie radość – mówią Polacy, dodając czasem śmierć nie wesele lub a młodość płochość;
podobnie rzecz ujmują Czesi (Starost není radost, krásné dny ty tam), Francuzi (La vieillesse est
un pesant fardeau) czy Włosi (La vecchiaia non porta gioia). Jedni powtarzają owo powiedzenie
za śmiertelną powagą, inni używają go żartobliwie, komentując czyjąś niedyspozycję czy niesprawność spowodowaną starszym wiekiem. Paremia ta wszakże – jak szereg innych przysłów
i sentencji niżej przywołanych – wywodzi się z jednego źródła, a jest nim klasyczna łacina; jej
pierwotna forma to Aetas senilis mala merx. Warto o tym pamiętać i nie włączać zbyt pochopnie do skarbnicy narodowych czy lokalnych mądrości, powtarzanych z pokolenia na pokolenie,
formuł, które już przed wiekami wyciosali w języku Rzymianie, Grecy czy Hebrajczycy, a inne
nacje jedynie z biegiem stuleci sobie przyswoiły, traktując je często jako własne odkrycia czy
spostrzeżenia.
Wróćmy raz jeszcze do pierwszego przykładu, zapytując przekornie: dlaczego? Dlaczego
mamy na starość narzekać, utyskując, że …non porta gioia, czy też …est un pesant fardeau?
A może po prostu nie umiemy cieszyć się życiem? Wszak już La Rochefoucauld zauważał sentencjonalnie Peu de gens savent être vieux. Vox populi (we Francji) dodawał: Qui vivra, verra,
1
W wolnym przekładzie: Starość trzyma się mocno.
264 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
ucinając dalsze deliberacje stwierdzeniem Si tu ne veux pas vieillir, il faut te pendre jeune. Identyczną radę dawało ludowe porzekadło czeskie: Když se někdo stáří bojí, at’ se v mládí oběsí.
Skądinąd, panowała powszechna zgoda, że najlepsze jest Courte et bonne [la vie], Życie krótkie
a dobre (w innym wariancie: Długo żyje, kto dobrze żyje).
Starość to wszak rzecz umowna, gdyż L’âge n’est que pour les chevaux; Každý je tak starý, jak se
cítí. Oba słowiańskie narody inaczej traktują pod tym względem mężczyznę, a inaczej kobietę:
Kobieta ma tyle lat, na ile wygląda, mężczyzna – na ile się czuje (nowe przysłowie polskie); Muži
nestárnou, ale blbnou (nowe czeskie, podsłuchane w ostrawskim tramwaju). Mężczyźni zatem
„głupieją” na stare lata (nie tylko w Czechach, jak dalej zobaczymy), ale może to i dobrze, skoro
dzięki temu się nie starzeją? Skądinąd, gdy kto „szalony” (czy też żyje, jak to się w Polsce mówi,
na wariackich papierach), nie starzeje się tak szybko; zauważyli to już Francuzi, uznając, iż Tête
de fou ne blanchit pas. Ale gdy już siwizna przyprószy nam skroń, rozumu często nie dostaje:
À tête blanche, souvent le cerveau manque. Siwa broda także nie zawsze bywa dobrą przepustką,
choćby nawet umysł nie szwankował: Beaucoup d’ans et barbe grise sont pauvre marchandise.
Przedstawione powyżej przykłady dotyczą świata zdominowanego przez mężczyznę, dla
którego kwestia własnego wyglądu nie odgrywa większej roli, a przysłowiowe tête blanche
czy barbe grise są jedynie zewnętrznym wyróżnikiem o konotacjach w przeważającej mierze
pozytywnych. W przypadku płci pięknej sprawa przedstawia się jednak zgoła odmiennie. Nad
starością kobiet użalał się już wprawdzie La Rochefoucauld (L’enfer des femmes, c’est la vieillesse),
jego następcy byli jednak o wiele mniej wyrozumiali dla wdowiego i staropanieńskiego losu.
Oto parę przykładów: Quedarse para vestir santos (tj. stroić święte figury w kościele); Stara panna wadzi się i z kamieniami po drodze; Octu pożyczała, aż z octem została; Zbyla na ocet.
Zaopatrzeni w ową wstępną porcję informacji o starości, która jest rzeczą względną, ale której – niestety – nie sposób zatrzymać, gdy przyjdzie na nią pora (co jest, jak widzimy, znacznie
boleśniejsze w przypadku kobiet niż mężczyzn), przyjrzyjmy się teraz głównym konturom złożonego portretu psychologicznego trzeciego wieku, z właściwymi mu zaletami, przywarami
i śmiesznostkami, jaki kreślą romańskie i słowiańskie paremie.
Doba ta jest tradycyjnie kojarzona z mądrością i doświadczeniem, co poszczególne nacje wyrażają na różne sposoby. Oto parę przykładów – najpierw zaczerpniętych z języka francuskiego: L’âge donne le sens; L’âge en sait plus que les livres; Paroles vieilles, paroles sages; Le vieillard
sait parce qu’il a vu et entendu. Podobnie rzecz ujmują Polacy (Gdy włos siwieje, to rozum dojrzeje; Rozum z laty przybywa) i Hiszpanie (Con el tiempo viene la razón), choć ci ostatni zauważają jednocześnie, że Las canas [siwizna] no dan saber. Równie trzeźwo postrzegają to Czesi
(Stáří není velká zásluha, nebot’ i osel zbeli) i Francuzi (Si la barbe blanche faisait les sages, les
chèvres devraient l’être), odwołując się w obu cytowanych przykładach do skojarzeń ze światem
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 265
zwierząt (osioł, koza). Polacy przez całe stulecia wytykali głupcom – głupotę, szczególnie jeśli
nie licowała ona z ich wiekiem: Stary a głupi (pierwszy potwierdzony zapis: 1632); Stary jak wół,
a głupi jak cielę (1865); Starość w progi, rozum w nogi (1930).
W wielu językach europejskich pojawia się w kontekście zbitki semantycznej starość = mądrość odniesienie do diabła: Le diable sait beaucoup, parce qu’il est vieux; El diablo sabe mucho
porque es viejo (z wariantem Más sabe el diablo por viejo que por diablo); Dlatego diabeł mądry,
że stary, podobnie jest w chorwackim (Zna mnogo vrag jer je star). Dwukrotnie natrafiliśmy przy
tym na konotację negatywną (stary, zatem zły) – u Włochów (Il diavolo é cattivo perché é vecchio)
i u Czechów (Čert starý, proto dobrý není).
Zbiorowa wyobraźnia poszczególnych narodów odwołuje się do całej menażerii, by podkreślić
wagę zdobytych doświadczeń życiowych przy podejmowaniu decyzji bądź unikaniu błędów: On
n’apprend pas aux vieux singes à faire des grimaces; Ce n’est pas à un vieux chat que l’on apprend
à prendre des souris; Les vieilles mouches ne se laissent pas engluer aisément; Pájaro viejo no entra
en jaula; Lobo viejo no cae en la trampa; Pez viejo no traga el anzuelo; Starego wróbla na plewy
nie nabierzesz i Starého vrabce plevami neošidíš; Starego lisa trudno ułowić i Stará liška těžko se
uchvátit dá.
Małpy, koty i… muchy (u Francuzów), ptaki, wilki i ryby (u Hiszpanów), lisy i wróble (u zachodnich Słowian); słowem: wszystko, co biega i skacze, fruwa i pływa dostarcza żywych dowodów dla ludowej kreatywności leksykalnej celem ubarwienia przekonań o nabywanej z wiekiem
inteligencji bądź chytrości, mogących być wzorem dla ludzi. Oto jeszcze jeden przykład, niemal
identyczny we wszystkich językach; tym razem chodzi o dobrze wykonywaną pracę: Bue vecchio,
solco diritto; Vieux boeuf fait sillon droit; Buey viejo, surco derecho; Bou vell, rattla / llanura dreta
(wersja katalońska).
Un vieux chien n’abboie pas en vain (w wersji rozszerzonej: Vieux chien ne jappe jamais en vain,
souvients-t-en, paysan); Nie na darmo stary pies szczeka – gdy szczeka, ostrzega, co dopowiadają
Hiszpanie: El perro viejo, si ladra, da consejo. Wkraczamy tu w obręb kolejnej kategorii przysłów,
odnoszącej się do funkcji doradczej bractwa trzeciego wieku. Senectus primum consulenda – mówili starzy Rzymianie, za nimi powtarzają to samo Włosi (Fatti di giovanni, e consigli di vecchi – tu
z odniesieniem do młodości, wieku „czynów”), Francuzi (En conseil, écoute le vieil / écoute l’homme sage, dopowiadając – w innym wariancie tego samego przysłowia: Du riche, l’aide matérielle,
du viellard, le conseil), Hiszpanie (Del viejo, el consejo; również i oni dodają czasem do tej lapidarnej rady podobne słowa: y del rico, el remedio), także Polacy (Stary niech radzi, a młody niech słucha; Stary do rady, młody do zwady) i Czesi (O čem mladí nevědí, to jim staří povědí; Drž se starých
rady, nedojdeš brzo vady). Pojawiają się wszak i tu rozliczne wątpliwości, swoiste „ale”: Młody
staremu nie uwierzy; zresztą Nie każda głowa siwa mądrą bywa (co przypomina hiszpańskie,
266 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
już cytowane, Las canas no dan saber). Czesi rozwiązują ów dylemat praktycznie: Neptej se starého, ptej se zkušeného. Tak czy owak, starzec w domu potrzebny, bo – jak to pięknie ujmuje
chorwackie przysłowie – Bez starog panja sirotno ognjiste. Podobną myśl wyraża następująca
sentencja hiszpańska: Dichoso el hogar a cuyas brasas se calienta un viejo i dopełniające ją zalecenie: Quien no tiene un viejo, cómprelo a cualquier precio. Innymi słowy, starzec wart jest każdej
ceny. Należy go słuchać i korzystać z jego rad; nie wypada wszak starszego od siebie pouczać,
co i jak ma robić, by nie usłyszeć z jego ust: Vous ne viendrez pas aprendre à votre père à faire des
enfants. W wersji hiszpańskiej reprymenda ta brzmi ¿A tu padre vas a enseñar a hacer hijos?,
zaś współczesne polskie powiedzenie Nie ucz ojca robić dzieci wydaje się być jego wierną kopią.
Konkludując uwagi o tej grupie paremii, przytoczmy jeszcze dwie obiegowe maksymy
francuskie. La Rochefoucauld, znający ludzkie słabości jak mało kto, konstatuje: Les vieillards
aiment à donner de bons preceptes, pour se consoler de n’être plus en état de donner de mauvais
exemples, a oświeceniowy moralista markiz de Vauvenargues refleksyjnie zauważa: Les conseils
de la vieillesse éclairent sans rechauffer, comme le soleil de l’hiver.
Świecą, lecz nie grzeją… Od jesieni życia i pory zbiorów czas przejść zatem do późniejszej
doby – pory „zimowego słońca”, sprzyjającej chorobom, ułomnościom i uciążliwym dla otoczenia przywarom. Jak to ujął już na początku II wieku p.n.e. Terencjusz, Senectus ipsa morbus es2.
Jego aforyzm powtórzono bądź przetworzono w wielu językach; przyjrzymy się tu jedynie
ciekawszym rozwiązaniom semantycznym i leksykalno-stylistycznym. ¿Qué es la vejez? Estornudar, toser y preguntar qué hora es. Ten gorzki dialog ma w hiszpańskim dalsze warianty
i formy pokrewne, np. Al viejo no se ha de preguntar: ¿Cómo estás? sino ¿Qué os duele? (w polszczyźnie identycznie: Starego nie pytać: jak się masz?, ale: co cię boli?). Odpowiedź jest prosta: Al
viejo pelele todo le duele (starego niedołęgę wszystko boli). W Polsce już w XVI wieku mawiano:
Ku starości bolą kości i Starość nie sama przychodzi, kupę z sobą chorób wodzi, zauważając też
trafnie, że Im starsze drzewo, tym bardziej się psuje, chociaż z drugiej strony Nie starzeją lata,
ale tarapata. Nutę optymizmu wprowadza też hiszpańskie El viejo que se cura, cien años dura
i Quien de viejo engorda, dos mocedades goza (kto na starość przytyje, drugą młodość przeżyje).
Trwałość starczych przyzwyczajeń i nawyków podkreślają paremie różnych narodów, posługując się na ogół językiem Ezopa: Plus oiseau est vieux, plus il tient à ses plumes / moins il veut
se défaire de ses plumes; La brébis bêle toujours de la même manière; Starego odmienić trudno;
Čím starší vůl/beran/kozel, tím tvrdší roh. Stąd też: Vieux chien est mal à mettre en lien; Starý pes
k řetězu nepůjde. Ów upór ma zatem wydźwięk pozytywny, jest wręcz wzorcotwórczy, na ogół
2
La vecchiaia viene con ogni male (włoski); La vieillesse est elle-même une maladie; Vieillesse est maladie de nature; La vieillesse est chagrine
(francuski); Ancianidad, hermana de enfermedad; El viejo, ya por ser viejo, es un enfermo; Hombre viejo, saco de azares (hiszpański); Sama starość
stoi za chorobę (polski); Staroba – choroba (czeski i słowacki); Přijde starost, nastane slabost (czeski); Starost je po sebi bolest; Starost je poslanik
smrti (chorwacki).
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 267
jednak starzec bywa w świecie przysłów istotą małostkową i swarliwą, wiecznie niezadowoloną
i narzekającą (A la vejez, se acorta el dormir y se alarga el gruñir; No hay vieja sin queja; Po czym
poznać starego? – po gderaniu jego). Dziecinnieje (Bis pueri senes i pochodne: Qui vieillit, redevient un enfant / Vieillir c’est redevenir enfants; Los viejos, a la vejez se hacen niños / son dos veces
niños; Kůň je jednou hříbětem [źrebięciem], člověk dvakrát dítětem) i bynajmniej mu to nie służy,
gdyż Starego szpeci, co dobre dla dzieci.
Winien odżywiać się z umiarem (Al burro viejo, poca carga y poco pienso), ale że jest z natury sybarytą, lubi sobie dogodzić, co chętnie opisują tak Francuzi (Un vieux chat aime les jeunes
souris; Vieux roussin demande jeune pouliche), jak i Hiszpanie (Cuánto más viejo es el gato, más
tierna quiere la rata; A galgo viejo, échale liebre y no conejo; A zorra vieja, gallina joven); odpowiedników słowiańskich wyraźnie tu brakuje.
Co do trunków, idziemy z obiema nacjami „łeb w łeb”. Oto najbardziej charakterystyczne przykłady: Le vin est le lait des vieillards; La leche de los viejos es el vino i El vino es la teta [dosł. „cycek”]
de los viejos; Voda mladým, víno starým i Červené víno, mléko starců. Stary odmłodnieje, gdy sobie
trochę podleje – mawiała sarmacka szlachta, a w hiszpańskim refranero dobitnie odnotowano
obserwację podobną: Viejo que buen vino bebe, tarde muere oraz Buen vino y sopas hervidas, le
alargan al viejo la vida. I na odwrót: Cuando el viejo no puede beber, la sepultura le pueden hacer.
A skoro już o grobie (sepultura) mowa, parę słów na poważniejszą nutę. Šediny, hrobové květiny, mówiło się w Czechach, dopowiadając wszak w innym przysłowiu: Ne tak starostí šedivějí vlasy, jako starostmi3. Fizyczne postępy starości ujęto po czesku słowami: Starý člověk roste do země,
a także w dosadniejszej formie: K stáru se člověk menší, spodem se drže a vrchem ho vši žerou.
Starego podpora – trzecia noga z lasu – dopełnia ów opis staropolski paremiograf, a dzisiejszy
zbieracz odnotowuje znamienną dla postępów odontologii i ewolucji poczucia smaku formułę:
Młody, co ma trzecie zęby. Skądinąd w epoce, w której sztucznych szczęk jeszcze nie wynaleziono, Francuz mawiał: Le pain nous vient lorsqu’on n’a plus de dents, co Polak adaptował na: Dają
orzechy, kiedy zębów brak. Straciwszy zęby, łatwo się można było stać ofiarą pośmiewiska: Na
pochyłe drzewo kozy łażą. Gdy się wilk zestarzeje, skubie go i wrona (podobnie po czesku: Starý vlk
psům zábava). Oczywiście, przysłowia nawołują zarazem do traktowania starców z szacunkiem:
Al hombre mayor, darle honor, przestrzegając: Quien da malos tratos a los viejos, será maltratado como ellos. W analogicznej paremii francuskiej pojawia się dodatkowo kwestia delikatności,
z jaką należy odnosić się do wieku przedstawicielek płci pięknej: La vieillesse de l’homme demande de la vénération, celle de la femme du tact.
Wchodzimy tu w obszar obfitej kategorii przysłów mówiących o postawie otoczenia wobec
ludzi w podeszłym wieku, o stosunku młodych do starych. Zestawianie młodości ze starością
3
Czyli: nie tyle od starości (starost; współcześnie staroba), ile od zmartwień (starosti).
268 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
pozwala bliżej scharakteryzować tak jedną, jak i drugą (Młodość łatwowierna, starość niemiłosierna; Dla młodych taniec, dla starych różaniec), a także udzielić obu kategoriom wiekowym
stosownych pouczeń, na przykład zachęcić młodych do oszczędzania (Nauč se šetřit za mladu, abys ve stáří nezažil hladu; Neutrácej do povětří, přijde stáří, šetři, šetři), do odkładania na
stare lata (Młody nabywaj, stary używaj/zażywaj; Mladý nabývej, starý užívej), do wytężonej
pracy i wystrzegania się złych nałogów (Il faut travailler en jeunesse pour reposer en vieillesse;
A mocedad sin vicio y de buena pasada, larga vejez y descansada). Polskie i czeskie przysłowia
są tu bardzo zbliżone, często wręcz identyczne; stylistyka romańska bywa odmienna, bardziej
sentencjonalna i zrytmizowana. Oto kolejne przykłady z tej grupy, tym razem mające naturę
ostrzeżeń: Młodym będąc pamiętaj, że starym będziesz; Rozpustnej młodości przypłacisz w starości; Grzechy młodości karze Pan Bóg na stare kości; Hříchy mladosti kárá Bůh na staré kosti. Istotę
tych przestróg najbardziej lapidarnie wyrazili Czesi zgrabną formułą Mladý hedonikus, starý
prostatikus; odpowiada jej XIX-wieczne powiedzonko polskie, z ironiczną domieszką zdrobnienia: W młodości próżniaczek, na starość żebraczek. Skądinąd jednak Kto z młodu się nie wyszaleje, musi na starość (co zauważył już w połowie XVI wieku Łukasz Górnicki), współcześnie zaś
mówimy Młodość płynie jak woda, używaj, bo szkoda.
Przytoczyliśmy tu w większości paremie zachodniosłowiańskie; ich listę można długo uzupełniać, zastrzec wszak trzeba, że wiele z owych przysłów, szczególnie tych starszych, ma wyraźny źródłosłów łaciński. Oto dwa charakterystyczne przykłady (pierwowzór plus przetworzone warianty konceptualne w kolejnych językach):
Senem iuventus pigra mendicum creat; Giuventu in olio, vecchiezza in dolio/duolo; Jeunesse
oiseuse, vieillesse disetteuse; A mocedad ociosa, vejez menestrosa/penosa; Mocedad ociosa, vejez
achacosa; Rozpustnej młodości przypłacisz w starości; Młodość leniwa, starość płaczliwa; Kto za
młodu hula, skacze, ten na starość za to płacze;
Quo semel est imbuta recens, servabit olorem testa diu; Ce qu’on apprend au berceau, dure jusqu’au tombeau; Lo que se aprende en la cuna, siempre dura; Lo que en la leche se mama, en la
mortaja se derrama; Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci; Coś siał w młodości,
to będziesz zbierał w starości; Czego się człowiek za młodu nauczy, to na starość znajdzie; Čemu
kdo v mládí přivykne, to i v stáří k němu lipne; Kdo se v mládí čemu naučí, k stáru jak by to našel.
Właściwe przygotowanie tej fazy życia, której początek da się, przynajmniej w przybliżeniu,
określić, ale koniec bywa zawsze wielką niewiadomą, jest troską paremiotwórców od najdawniejszych czasów. Już Katon, zwany Starszym, zalecał w De agri cultura: Mature fias senex, si
diu vis senex esse, a maksymę tę upowszechnili Francuzi (Il faut devenir vieux de bonne heure
pour rester vieux longtemps), uprościli nieco Hiszpanie (Hazte viejo temprano y morirás sano),
powtórzyli Polacy (Kto się rychło starzeje, długo starym będzie), również Czesi, choć z drobną
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 269
semantyczną korektą (Bud’za mládí starcem, abys byl ve starosti mládencem). Oczywiście, bycie
młodym na starość to marzenie każdego człowieka, na ogół jednak jest tak, jak to ujmuje francuskie przysłowie: La jeunesse vit d’espérance, la vieillesse de souvenirs i jego polski wariant: Za
młodu żyjesz marzeniem, na starość wspomnieniem (stąd hasło rzucone w jednej z popularnych
piosenek: Panowie, szanujmy wspomnienia). Skądinąd, hiszpańskie refranero ma do wspomnień
stosunek ambiwalentny, z jednej strony mówi się Recordar es revivir, z drugiej stwierdza, iż Quien
vive de recuerdos, vive entre muertos. Tak czy owak, Dopiero smutek jesieni radość wiosny oceni – pod tym stwierdzeniem Jana Sztaudyngera, najpłodniejszego współczesnego polskiego
fraszkopisarza, podpisać by się pewnie mogli wszyscy. Podobnie jak pod marzeniem o przekroczeniu bariery młodości i starości, znalezieniu swoistego złotego środka, wyrażanym w różnych
językach: Si jeunesse savait, si vieillesse pouvait (rien ne se perdrait); Si el mozo supiese y el viejo
pudiese, no habría cosa que no se hiciese; Młodości doświadczenia, a starości sił brakuje; Kdyby
jinoch věděl, stařec mohl, lenoch chtěl – ničeho by se v světe nedostávalo.
Ostatnia, dość delikatna i kontrowersyjna kwestia, którą chcielibyśmy tu przywołać, to modny
dziś temat miłosnych swawoli, od których starość nie jest wolna. Tak bowiem, jak istnieją uniwersytety trzeciego wieku, istnieje też erotyka trzeciego wieku, często przez paremie komentowana. Przyjrzyjmy się najpierw przysłowiom romańskim. Tradycyjne proverbes i refranes starczą
miłość potępiają (Vieux en amour est hiver en fleur; Vejez con amor, no ha cosa peor), ostrzegają
przed nią (Vieux qui court à l’amour, la mort court alentour; Viejo que se enamora, cerca tiene su
última hora), jednocześnie wszak zauważają fakt dość oczywisty: El corazón y los ojos nunca son
viejos, zatem Quien no la corre de joven, la corre de viejo. Podobnych zjawisk nie ignorują też Słowianie: W miłości nie ma starości; Kiedy głowa siwieje, to serce szaleje; Stary, gdy siwieje, szaleje;
Stáří nechrání před pošetilostí. Jeśli nawet miłość w tym wieku wydaje się czymś niestosownym
i nie jest zalecana (À cinquante ans, ouvre ta cave et ferme ta culotte), gdy się już pojawi, rozpala
zmysły goręcej i rychlej niż u młodych, i to niezależnie od płci.
Zauważył to już w swych Vies des femmes galantes Pierre Brantôme, pisząc: Un vieux four est
plus aisé a s’échauffer qu’un neuf, którą to obserwację uzupełnił zasłyszanym w Hiszpanii przysłowiem Ningunas damas lindas, o a lo menos pocas, se hazen viejas de la cinta hasta abaxo4. Uznając, że pożądanie przez starca młodej kobiety jest z gruntu nieczyste, widziano w tym sprawkę
złego ducha; oddaje to przysłowie Ve staré peci ďábel topí, którego polską wersję, W starym piecu
diabeł pali, cytowany już tu Sztaudynger uzupełnił słowami: …nie będziem mu przeszkadzali.
Również XIX-wieczne przysłowie polskie zauważa: Gdyby starzy nie igrali, skądże by się młodzi
brali. O atmosferze społecznego przyzwolenia na podobne „wyskoki” starości wiele też mówi
4
Autor polskiego przekładu Żywotów pań swawolnych, Tadeusz Żeleński (Boy), tłumaczy je następująco: „Żadne cudne białe głowy, a przynamniey
barzo mało takich, nie starzeią się od pasa ku dołowi” (archaizacja pisowni jest pomysłem tłumacza).
270 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
kolejna polska paremia: Starość nie młodość, może się wyszumieć, bo aby szumieć, trzeba mieć
i umieć.
Przysłowia z omawianej grupy na ogół inaczej traktują mężczyzn, inaczej kobiety. Słowacy
mówią: Ženy stárnu, ale muži zrejú. Choć siwa broda, ale myśl młoda – powiada Polak, a Czech
kombinuje: Oholím si bradu, vezmu si mladú5. Owa broda to rzeczywiście pewien kłopot, co
nie bez ironii komentuje polskie Ożenił się stary z młodą, ucierał jej… gębę brodą. Nie jest to
oczywiście jedyny problem przy takim ożenku. Wprawdzie Al viejo se le cae el diente, pero no la
simiente6, zatem Jeune femme et homme agé emplissent d’enfants le foyer (podobnie utrzymują
Czesi: Mladá srna, stary srnec, děti bývá plný hrnec), ale – co potem? Jaki będzie los spłodzonego w takim stadle potomstwa? Tym się również ludowa wyobraźnia twórcza zamartwiała,
od hiszpańskiej ziemi poczynając, a na czeskiej kończąc; porównajmy: Viejo recién casado, ¿qué
haces? Huérfanos hago; Starý otec sirotky plodí. Ponadto, czy aby dzieci starca, nie daj Boże
dotkniętego demencją, nie zostaną dziedzicznie upośledzone? Katalończycy (Fill de vell, poc
cervell) i Hiszpanie (Hijos del viejo, alguno tiene seso) obawiają się, jak widzimy, że tak.
A oto kolejne wątpliwości dotyczące podobnego małżeństwa. Po pierwsze, ciężko jest przełamać różnicę wieku i temperamentu: Stary z młodą – ogień z wodą; Trudna zgoda, z mężem
starym żona młoda (Řídká shoda, starý muž a mladá žena); Plaché koně, starý vůz, mladá žena,
starý muž. Źle się to może dla mężczyzny skończyć – rogami na pewno (tak zaręczają Hiszpanie:
Viejo que con moza se casa, de cornudo no escapa), czasami nawet śmiercią (Viejo que boda hace,
requiescat in pace; Qui se marie vieux perd vite sa peau; Młoda żona staremu trucizna / karoca
do nieba). Ryzykować zatem czy nie? Przyjąć, za jedną z francuskich wykładni tego dylematu,
rozwiązanie zastępcze: Les lunettes et les cheveux gris sont des remèdes d’amour; Canne, bonnet
et lunettes, adieu fillettes, czy po prostu Bonjour lunettes, adieu fillettes! A może zawierzyć losowi, jak radzą Czesi: Mladá žena, starý muž, to ostatní se zmůže už. W końcu: El dinero y la mujer,
en la vejez son menester. W sumie i tak więcej traci ona; oto jak przestrzega kobiety stosowna
sentencja francuska: À coudre du vieux, on perd son fil, à aimer un vieux, on perd ses nuits. Polacy
wyrażają tę samą rzecz dosadniej: Stary kogut kapłunieje (chociaż nie zawsze; dopiero Jak baba
stare pudło, to i chłopu wychłódło – czytamy we współczesnej parafrazie znanego dwuwiersza
Boya).
Jeśli chodzi o kobiety, przysłowia języków romańskich zwykły piętnować ich snute w starości
matrymonialne plany; zaświadcza już o tym XIV-wieczna paremia francuska Tout ira bien, fors
[=hors] sauf mariage de vieille. La viuda honrada, su puerta cerrada – ucina problem przysłowie hiszpańskie, a inne ostrzega mężczyzn słowami: De viuda tres veces casada, no fíes nada.
5
6
Po polsku mogłoby to brzmieć tak: Gdy brodę ogolę, z młódką poswawolę. Może to ktoś podchwyci?
Po polsku: Prędzej stary ząb straci niż nasienie (przekład Magdaleny Pabisiak).
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 271
Podobnie polskie U wdowy chleb gotowy, ale nie każdemu zdrowy i Z młodym stara – śmieszna
para (jego ciąg dalszy to stary z młodą – grozi szkodą). Znany łaciński aforyzm Anus subsultans
multum excitat pulveris i jego wersje romańskie (Vielle qui danse fait lever force poussière; Vieja
que baila mucho polvo levanta) trzeba co prawda interpretować w sensie przenośnym, na oznaczenie postępowania niestosownego dla czyjegoś wieku lub stanu, ale jego przykładem jest tu
ruszająca w tan staruszka. Czy już zatem nic jej nie wolno? Czasem wszak i u niej, jak mówią
Czesi, Hlava šedivá a rozum v háji. Polacy to przekonanie uogólniają, wyrażając je następującą formułą: Każda kobieta dwa razy szaleje: kiedy się kocha i kiedy siwieje. Gdy wszak szaleje
w starości, stara się przede wszystkim wziąć sobie młodego kochanka, zgodnie z zasadą, iż Vieille
poule veut jeune coq (kolejny francuski dicton, czyli porzekadło ludowe, rzecz dopowiada jeszcze
wyraźniej: À la poule vieille il faut un coq jeune et hardi; może też być odwrotnie: À jeune jument,
vieux cheval).
Gdy już stara dama – bo nie tylko o gmin i jego erotyczne zwyczaje, inspirowane zachowaniem
zwierzęcego dobytku tu chodzi – znajdzie sobie młodego adoratora, robi oczywiście wszystko,
by dla niego odmłodnieć, co tradycyjne przysłowia skrzętnie odnotowują. Białogłowy zwykły
kraść sobie lata – zauważał już u schyłku XVI wieku polski paremiograf, wywołując temat, który
przez stulecia stanie się przedmiotem męskich drwin i docinków pod adresem pań, usiłujących
nadaremnie powstrzymać upływ czasu, zabójczy dla własnej urody. Starofrancuską sentencję
Le cygne, plus il vieillit, plus il embellit paremie innych narodów wielokrotnie kwestionowały, zauważając, iż Vejez y hermosura nunca se vieron juntas, a Cuando la vejez sale a la cara, toda la tez
se empaña. Aucun vernis à ongle ne rajeunit les vieilles mains – przyznają zresztą sami Francuzi.
Polacy byli w swych sądach o wiele dosadniejsi, głosząc: Nie pomoże blansz i róż, kiedy baba
stara już; Nie pomoże malowidło, kiedy baba jak straszydło; Nie pomogą szminki, mody, kiedy brak
urody. Kolejne, współczesne już powiedzenia wydają się być w pierwszym rzędzie dowodem
postępującej brutalizacji języka polskiego, której ofiarą pada tym razem płeć piękna; oto parę
przykładów odnotowanych przez słowniki przysłów: Z tyłu seminarium, z przodu antykwarium
(w nowszej wersji: Z tyłu liceum, z przodu muzeum, lub odwrotnie: Piękne fasady, ale brzydkie
zady); Talia jak u osy, uda jak u krowy. Na osłodę pozostaje swoista parafraza De gustibus…, czyli
Są gusta i gusteczka, jednemu się podoba matka, drugiemu córeczka.
Starzejącym się niewiastom tradycyjne paremiotwórstwo pozostawiało dwa wyjścia: żyć wiarą, iż Piękność przeminie, cnota nie zginie, albo podejść do sprawy praktycznie, co doradzało już
XIX-wieczne przysłowie Pięknością się nie naje, urodą kapusty nie okrasi. A wiadomo, że mężczyzna lubi sobie dobrze podjeść, co niektóre paremie zręcznie wiązały z przymiotami samej
kucharki, traktowanej – by tak to wyrazić – cokolwiek konsumpcyjnie: Dans un vieux pot, on fait
de bonne soupe; Pour être ridée, une pomme ne perd sa bonne odeur. Spróbujmy zatem zakończyć
272 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
nasze wywody akcentem optymistycznym, przypominając jeszcze jedno przysłowie francuskie: Les arbres les plus vieux ont les fruits les plus doux.
***
Przywołane w naszym tekście, uporządkowane tematycznie przysłowia czterech europejskich
narodów, składające się na swoisty gobelin starości, spleciony zbiorową wyobraźnią Francuzów i Hiszpanów, Polaków i Czechów, portretują zarówno ją samą, jak też obecne w każdej
z czterech kultur uprzedzenia i restrykcje obyczajowe, w szczególności wobec kwestii natury
erotycznej. Te ostatnie są szczególnie wyraźne w konserwatywnej tradycji hiszpańskiej, podczas gdy sentencjonalne i zwięzłe paremie francuskie subtelnie wyrażają tak ograniczenia, jak
i potrzeby trzeciego wieku. Przysłowia słowiańskie mają bardziej plebejski charakter, są dosadne i ekspresyjne, często żartobliwe, czy wręcz kąśliwe. Ich eksplicytność i obrazowość przypomina refranero hiszpańskie, co potwierdza podobieństwa ludowej wyobraźni narodów odległych od siebie w sensie geograficznym, ale wyrastających ze wspólnego pnia kulturowego,
jakim jest cywilizacja zromanizowanej Europy i łacina, będąca na naszym kontynencie przez
całe wieki językiem wzajemnej komunikacji, a tym samym – pierwowzorem wielu przysłów,
maksym i sentencji dotyczących wszystkich sfer i etapów ludzkiej egzystencji.
(2004–2006)
Zagadka Fujarki ze srebra
„Pieśni hiszpańskie” Edwarda Porębowicza
– od spolszczenia do oryginału
Wprowadzenie
„Fujarka ze srebra / W mem łonie się kryje” – ten zagadkowy dwuwiersz, nieodparcie nasuwający skojarzenia wiadomej natury, zrodzić musi u współczesnego czytelnika dość oczywiste w tym kontekście pytanie o brzmienie oryginału. Czy podmiot liryczny hiszpańskiej copli
operował aluzjami erotycznymi, skrywając fujarkę w… „łonie”? A może nie chodziło mu ani
o „fujarkę”, ani też o „łono”? Autor spolszczeń1 odpowiedzi na te wątpliwości nam nie ułatwia,
umieszczając cytowaną tu strofkę w numerowanym od 1 do 12 bloku opatrzonym adnotacją
„Z ustnego źródła”. Spróbujmy jednak – mówiąc obrazowo – wyprowadzić „fujarkę” z „łona”, by
komplementując tłumacza, wiedzieć (a to przecież chyba podstawa każdej oceny działalności
translatorskiej?), jak zwerbalizowany był przekaz oryginalny. Kopia mistrza może być dziełem
mistrzowskim, ale to jednak wciąż nie oryginał.
W stulecie pierwszego wydania Pieśni ludowych… Edwarda Porębowicza, których znaczącą
częścią są „Pieśni hiszpańskie”2, wolno – a nawet należy – przywrócić im wreszcie pierwotny
blask, zestawiając oryginały ze spolszczeniami. Ideałem byłoby pełne, dwujęzyczne wydanie
całości; pracę zmierzającą w tym kierunku ktoś jednak winien zainaugurować. Zatem – do
dzieła!
Drogowskazy
„Bibliografia pieśni ludowych”, podsumowująca część wstępną wydanej w 1909 roku książki,
w dziele zatytułowanym „Hiszpańskie” zawiera skrótowo ujęte zapisy rejestrujące wykorzystane przez tłumacza źródła. Tytuły, wraz z miejscem i rokiem wydania poszczególnych antologii, poprzedzają następujące nazwiska bądź pseudonimy badaczy hiszpańskiego folkloru:
„Preciso D.” (czyli Don Preciso; chodzi o żyjącego w latach 1756–1826 muzykologa i gitarzystę
baskijskiego Juana Antonia Zamacolę),„Lafuente y Alcantara” (Emilio Lafuente y Alcántara, etnograf, członek Real Academia de la Historia), „Machado y Alvarez” (Antonio Machado y Álvarez,
folklorysta, znany pod pseudonimem „Demófilo”, ojciec poetów Manuela i Antonia Machado),
„Marin Fr. R.” (czyli Francisco Rodríguez – „R.” to nie inicjał drugiego imienia, tylko pierwsza
litera nazwiska! – Marín, zasłużony kolekcjoner pieśni ludu hiszpańskiego, zebranych przezeń
w pięciotomowej antologii tematycznej).
Pierwotny zapis na stronie tytułowej Pieśni ludowych celtyckich, germańskich, romańskich, „spolszczył Edward Porębowicz”, zastąpiony został
w wydaniu z roku 1959 przez „opracował Edward Porębowicz” (opis bibliograficzny obu edycji w: Źródła, Spolszczenia).
2
Zajmują one dwadzieścia jeden stron wydania pierwotnego (s. 149–169); we wznowieniu są to s. 267–288.
1
274 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Jak widzimy3, w roli bibliografa pionier polskiej romanistyki niespecjalnie się sprawdził;
drogowskazy, jakie pozostawił swym czytelnikom, sporządził – i podawał do druku – niczym podręczne notatki. Przytoczony tu wykaz źródeł jest w dodatku niekompletny: zestaw
coplas otwierają ponumerowane odsyłacze do kolejnego opracowania, całkowicie pominiętego w bibliografii, a zasygnalizowanego jako „Fouquier, Ch. pop. esp. nr 1”4. Tym razem chodzi
o badacza francuskiego, Achille’a Fouquier i jego komentowaną, dwujęzyczną antologię Chants
populaires espagnols… (1882), z którą nasz autor mógł się zapoznać podczas dłuższych pobytów we Francji, w latach 1885–1887 (Montpellier) bądź 1893–1896 (kiedy to pełnił funkcję
bibliotekarza w stacji naukowej Akademii Umiejętności i uzupełniał swą wiedzę romanistyczną
niezbędną do uzyskania habilitacji). Wtedy najprawdopodobniej przekładał po raz pierwszy
hiszpańską ludową poezję, dysponując zebranymi przez Fouquiera tekstami i ich wersją francuską. Gdy przygotowywał do druku własną antologię, źródło to w bibliografii przeoczył, choć
podawał je przy poszczególnych strofkach tak coplas (numery 1–13), jak i seguidillas (14 i 15).
Oznaczenia te nie odsyłają do konkretnych stron, jest to robocza numeracja tekstów przejętych
za Fouquierem. W przypadku pozostałych kilku źródeł bywa różnie – tłumacz albo podaje tom
i stronę (nie zawsze ściśle), albo operuje prowizoryczną numeracją kartek, na których – jak się
wolno domyślać – zapisywał interesujące go jako badacza folkloru oryginały.
Dotrzeć do tych ostatnich było w zarysowanych wyżej warunkach wyjątkowo trudno; czasami się to powiodło, czasami (przynajmniej na razie) – nie.
De lo bueno, lo mejor – czyli wybór własny
Zestaw „Pieśni hiszpańskich” składa się z trzech części: Coplas (tych jest najwięcej, bo aż sześćdziesiąt cztery), Seguidillas (osiemnaście) i Seguidillas con estribillo (szesnaście); w sumie –
z blisko stu miniaturowych klejnotów hiszpańskiego folkloru słowno-muzycznego. Jak nam
objaśnia w „Przedmowie” do antologii jej autor,
Poezja hiszpańska używa asonansy [hiszp. asonancia, rodzaj żeński – PS], tj. niepełnego rymu; najpospolitsze
jej strofy zwą się coplas i seguidillas. Copla składa się z czterech wierszy: 8a 8b 8c 8B, gdzie b i B oznaczają rym
asonansowy. Seguidilla składa się z 4 wierszy: 7a 5b 7c 5B. Seguidilla con estribillo, tj. ze „strzemieniem”, czyli
rodzajem cody: 7a 7b 7c 5B 5d 7e 5d5 .
Zob. Porębowicz, Pieśni ludowe…, 1909, s. XXXVI–XXXVII i Porębowicz, Pieśni ludowe…, 1959, s. 30. W edycji powojennej jej redaktor,
Wiesław Myśliwski, niczego w tych zapisach nie skorygował; pojawiły się natomiast błędy drukarskie („Alverez” zamiast „Alvarez” – czy raczej
„Álvarez”).
4
Zob. tamże (wyd. z roku 1909), s. 151.
5
Tamże (wyd. z roku 1959), s. 17.
3
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 275
Dodajmy uzupełniająco, że seguidillas – w obu wariantach (ten drugi bywa też określony jako seguidilla compuesta lub con bordón, czyli z refrenem, dosł. ‘z laską’) – reprezentują poezję lżejszego
kalibru, o prześmiewczym czy wręcz satyrycznym tonie6. Zarówno popularne i wszechobecne coplas, jak też ich specyficzna odmiana, czyli seguidillas, przeznaczone są do śpiewania – z akompaniamentem gitary, kastanietów, palmas (rytmicznego klaskania), panderetas (tamburynu)
itp. Jak to ujął w często przytaczanym czterowierszu Manuel Machado, „Hasta que el pueblo las
canta / las coplas, coplas son; y cuando las canta el pueblo / ya nadie sabe el autor”7. W świetle
tych słów przeznaczone do indywidualnej lektury (czy choćby recytacji) „Pieśni hiszpańskie” Porębowicza coplami być przestają; o tyle bardziej, o ile są jedynie przeróbkami, imitacjami oryginałów ubranymi w inną, nową szatę słowną. Ich współtwórcą staje się bowiem sam adaptator,
podczas gdy z natury rzeczy winny być anonimowe. To tylko wstępne spostrzeżenie; samemu
procesowi twórczemu – na wybranych przykładach – przyjrzymy się później.
Spośród dziewięćdziesięciu ośmiu zebranych w antologii utworów, których pierwotny kształt
wyrażony został w hiszpańszczyźnie, udało mi się dotąd odnaleźć siedemdziesiąt siedem.
W obecnym wyborze znalazło się trzydzieści osiem copli, dwanaście seguidilli i dziesięć seguidilli
con estribillo; razem – sześćdziesiąt przykładów tekstowych (ponumerowanych poniżej „porębowiczowskim” sposobem). Opuszczono część strofek o tematyce religijnej, teksty zawierające myśli banalne, wyrażone potocznym językiem, mniej udane artystycznie czy po prostu repetytywne. Czasami jednak to, co banalne i oczywiste w oryginale, nabierało blasku w autorskiej wersji
adaptatora, stawało się świeże, dowcipne, zgrabne – po prostu piękne8; bywało też i odwrotnie:
hiszpańska gracia, odcienie i niuanse ludowej obrazowości mieszkańców Południa gdzieś się
w drodze na Północ ulatniały, z różnych zresztą powodów. Efekty zabiegów translatorskich
znawcy i miłośnika europejskiego folkloru każdy z czytelników tego studium sam zresztą może
ocenić, wedle własnych kryteriów i własnego gustu. A de gustibus, jak wiadomo…
„Lud to urodzony artysta”
Porębowiczowskie rozumienie twórczości artystycznej szczególną rolę w dziejach literatury
przypisywało ludowi, który – jak to ujmował w „Przedmowie” do swej antologii – „posiadał
i jeszcze dziś posiada najwyższe przywileje społeczeństwa: jest twórcą i jest artystą”. „Nie dość
na tym – dodawał – lud to urodzony artysta”, gdyż odczuwa, uzmysławia sobie i wyraża to, co
w duszy ludzkiej pierwotne; robi to niejednokrotnie lepiej niż „człowiek oświecony”, w którym
Zob. hasło „seguidilla”, w: Diccionario de literatura popular española, Salamanca, 1997, s. 297–298.
Zob. hasło „copla”, w: Diccionario de términos literarios, Madrid, 1990, s. 80–81.
8
„Entuzjazm (…) dla poezji ludowej, który od lat najmłodszych bił z pism Porębowicza, jeśli nawet miał go zatrzymać na manowcach wątpliwych
teorii, uznany być musi za prawdziwie felix culpa. Jemu przecież zawdzięczamy tom Pieśni ludowych (…), najpiękniejszą być może książkę poety”
– pisał w przedmowie do wyboru prac pioniera polskiej romanistyki Mieczysław Brahmer. Zob. Brahmer, Edward Porębowicz (1862–1937), w:
Porębowicz, Studia literackie, Kraków, 1951, s. 9.
6
7
276 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
„dziecięcą wrażliwość zatarła kultura”. Stąd też poezja ludowa „powinna stać na czele wszelkich
dziejów literatury”, winna być „miarą i sprawdzianem swojskości poetów narodowych”, którzy
mogą z niej dla siebie „zaczerpnąć świeżego, życiodajnego oddechu”.
Przenosząc te ogólne refleksje na teren poszczególnych kultur i języków europejskich, badacz zwraca uwagę na różnice, jakie je dzielą. W Skandynawii przeważa epika, podobnie jest
w poezji szkockiej i angielskiej („przeważnie balladycznej”). Epika niemiecka jest „łagodnie
wzruszająca”, liryka – uczuciowa i czuła. W pieśni francuskiej „żywioł epicki zlewa się zazwyczaj
z uczuciowym”. Potem już krajobraz ludowej wyobraźni nabiera nowych barw i odcieni, gdyż
„im dalej na Południe, tym skąpsza pieśń epiczna”, wreszcie „wszystko (…) zagarnia liryka”.
Coraz widoczniejsze jest też „wydelikacenie smaku”; „liryka włoska, a jeszcze bardziej hiszpańska – to wykwit najprzedniejszy, najdelikatniejszy wyobraźni prawie cieplarnianej”.
Autor tych słów ze szczególną atencją charakteryzuje rdzenną twórczość Hiszpanów, podkreślając zarówno skrajności iberyjskiego charakteru („Hiszpan raz namiętny aż do dzikości,
raz dworny i po pańsku wykwintny”), jak też wysoką kulturę literacką zapirenejskiego ludu,
który „zna doskonale swoich wielkich pisarzy”, zna też „romanse starohiszpańskie” [romances,
czyli raczej romance ]. Zwłaszcza barok literacki – ciągnie dalej – „wycisnął na tej pieśni piętno
znamienne”. Twórcy coplas i seguidillas szukają „konceptu i puenty”, lubują się w kunsztownych
figurach retorycznych; ich ulubione środki stylistyczne to wyszukane przenośnie, antytezy, hiperbole, alegorie. Podając stosowne przykłady, przy jednej z seguidillas con estribillo nie kryje swego
zachwytu: „Rzecz prawie nie do uwierzenia, aby ludową mogła być strofa następująca: (…)”. Tu
przytacza własną wersję oryginału (w naszym wyborze – nr 52), niestety, niedopracowaną
(powtarzające się „gore”, zamiast asonansu grave / arde), operującą antytezami rodem (na polskim gruncie) z Morsztyna (por. tegoż „Mróz gorejący, a ogień lodowy”9).
Przy całym szacunku dla kunsztu poetyckiego wybitnego tłumacza, jego erudycji i inwencji
słownej, nie sposób nie uznać, że europejska „pieśń gminna” w Porębowiczowskim podaniu
promienieje światłem odbitym. Rozsmakowując się w jej pięknościach10, zerknijmy także – sto
lat później – do oryginałów.
Zob. hasło „oksymoron”, w: M. Głowiński /et al./, Słownik terminów literackich, Wrocław, 1988, s. 325; zawiera ono jako przykład fragmenty
barokowego erotyku Andrzeja Morsztyna.
10
„Poezja gminna” ludów romańskich była przedmiotem serii odczytów Porębowicza, ogłoszonych następnie w krakowskim „Świecie” (1892).
W części poświęconej liryce hiszpańskiej, „jeszcze subtelniejszej i artystyczniejszej” niż włoska, czytamy, że „kult kobiety, jaki tam do dziś dnia
panuje, ubrał ją w najwykwintniejsze puchy miłości i rycerskości”. Dalej następuje szczegółowy rozbiór copli i seguidilli, pełnych nawiązań do
kultystycznej retoryki Gongory i Calderona, którzy na owoce wyobraźni rodzimego ludu spoglądaliby nieraz „z zazdrością artystów” (zob. Porębowicz, Studia literackie, s. 33–38).
9
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 277
Zachwyt i wątpliwości. Porębowicz – tłumacz czy twórca?
Zwiastunem Pieśni ludowych… były, począwszy od roku 1901, cykle ballad skandynawskich,
angielskich i szkockich, niemieckich i szwajcarskich, wreszcie romańskich (francuskie, prowansalskie, katalońskie, włoskie), ogłaszanych na łamach „Chimery”, wychodzącego w Warszawie
organu polskich modernistów, z którym lwowski romanista stale współpracował11. Budziły one
już wówczas zachwyt czytelników, któremu bodaj najpełniej dał po latach wyraz Wacław Borowy (skądinąd były student Porębowicza12) w poświęconym mu studium, zwracając uwagę na
fakt, iż „poeci [ludowi! – PS], których tłumaczy (…) przemawiają głosem, którego się nie myli
z innymi”. I dalej: „Nie pisałbym o tem, gdybym nie wiedział, że byłem tylko jednym z wielu,
którzy taki sam dług wdzięczności wobec poety zaciągnęli”. Zauważmy, jak pod piórem doświadczonego historyka literatury tłumacz poezji niepostrzeżenie przekształcił się w poetę-tłumacza,
a więc w istocie w twórcę, który materiał pochodzący z kilkunastu zróżnicowanych językowo regionów Europy zamienia w dzieło własne, niczym jubiler, wytwarzający ze szlachetnego kruszcu
ozdobny klejnot. Jest w tym procederze coś w samym założeniu niebezpiecznego (choć oczywiście dopuszczalnego): oryginał znika z pola widzenia, czy wręcz przestaje się liczyć; to jedynie
surowiec, przekształcany w gotowy produkt w warsztacie rzemieślnika – artysty. Punktem odniesienia, swoistą „marką” handlową, jest ten ostatni i do niego, tylko do niego, odnosić się będą
pochwały, jakich – szukając inspiracji dla samych siebie – nie szczędzą „balladom Porębowicza”
poeci polscy tej miary, co Bolesław Leśmian, Józef Czechowicz, a współcześnie Czesław Miłosz13.
Adam Fischer, recenzujący w lwowskim czasopiśmie etnograficznym „Lud” świeżo wydany tom
Pieśni…, zamyka swe kilkunastostronicowe omówienie książki słowami zdumienia nad tym, że
„Porębowicz (…) oddał myśl każdą, (…) do formy odpowiedniej nagiąć się umiał, (…) piękna nie uronił”, przy czym „płynnie tu wszystko gładko, jasno i dokładnie, jak w dziele własnym,
wszystko zestrojone w jeden zasadniczy ludowy ton, doskonale uchwycony”14. „Dzieło własne”,
„jeden ludowy ton” – czy nie brzmi to trochę niepokojąco, trącąc swoistym paneuropeizmem,
który zatraca lokalne odrębności, specyfikę różnych kultur, ich odmiany i odcienie, barwy i półtony, tak przecież odmienne u ludów „celtyckich”, germańskich, romańskich? Czy wszystko, co
najwartościowsze w europejskim folklorze, da się sprowadzić do wspólnego mianownika, nawet
jeśli finalny efekt uznany zostanie za kongenialny, a przynajmniej – jedyny w swoim rodzaju
i, na polskim gruncie, dotąd nieprześcigniony?
11
Zob. E. Kłapacz, Edward Porębowicz – podróżnik i tłumacz. Próba rekonstrukcji, Kraków, 2004, s. 60–62. Dziękuję autorce tej niepublikowanej
pracy magisterskiej za łaskawe udostępnienie mi maszynopisu i recenzji piór profesorów Franciszka Ziejki i Mariana Stali.
12
„Przypominam sobie te śliczne godziny w Sali XIII-tej dawnego gmachu Uniwersytetu Lwowskiego, z drobną postacią schylonego nad skryptem
szaro ubranego profesora” – pisał po latach Borowy. Zob. Edward Porębowicz jako krytyk i jako badacz literatury polskiej, w: tegoż, Dziś i wczoraj,
Warszawa, 1934, s. 229–261.
13
Por. Kłapacz, op. cit., s. 63.
14
A. Fischer, Ludowy piosennik Porębowicza, Lwów, 1909, s. 19. Odbitka z „Ludu”.
278 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Tak czy inaczej, mimo nasuwających się nam wątpliwości powtórzyć wypada – za autorem sylwetki Edwarda Porębowicza w Obrazie literatury polskiej XIX i XX wieku – że był on
„tłumaczem znakomitym i wszechstronnym”, otwierającym swą działalnością translatorską, obejmującą wszystkie ważniejsze języki zachodniej Europy, „nowe horyzonty literackie”,
a w szczególności dawał podnietę do „synkretyzmu kulturowego modernizmu”. Przy czym „najbardziej wzbogaciły świadomość literacką, i to nie tylko owego okresu, przekłady Porębowicza
z poezji ludowej”. Jako tłumacz tej poezji operował językiem, który „ukształtował się (…) na
staropolszczyźnie i języku ludowym, a może przede wszystkim na języku Mickiewicza, stąd
zwięzła obrazowość jego tłumaczeń”. W konkluzji cytowany tu Jan Prokop stwierdza, odnosząc
się do folkloru narodów zachodnioeuropejskich, a także poezji trubadurów prowansalskich
i dorobku duchowego wielkich postaci późnego średniowiecza (jak Franciszek z Asyżu i Dante),
że to, co było u nas „egzotyką znaną co najwyżej powierzchownie”, po Porębowiczu znalazło się
na trwałe w polskiej świadomości kulturalnej15.
Spolszczenie „Pieśni hiszpańskich” – ocena i komentarze
Ocena, nie „oceny”, bo będzie tylko jedna – przywołanego już tu współpracownika kwartalnika
„Lud”, etnografa i ludoznawcy Adama Fischera. Dokonując w swym Ludowym piosenniku Porębowicza szczegółowego, krytycznego rozbioru poszczególnych grup „pieśnioksięgu” lwowskiego profesora, tłumacza i poety, w odniesieniu do„dziedziny hiszpańskiej” pisze on, co następuje:
Uderza nas natura niezwykle wrażliwa, ognista, namiętna, a jednak dworna i wykwintna, pieśni te pełne konceptu i pointy, pełne retorycznych figur, przedziwnie kunsztownych, prawdziwie barokowych, a mimo to nie
są one czczą formą, lecz pełne uczuć płomiennych, melodyi słodkich i bujnych obrazów. A tłómacz nie szczędził
nam tych drobnych klejnocików liryki ludowej i sypnął całą ich garść, tak że olśnił prawie; przeważnie są te
małe liryczne coplas, w zasadniczym temacie swym mało różne, a tylko w szczegółach subtelnie i genialnie
odmienne. Stąd bardzo trudno wybrać je i ułożyć tak, aby wiele piękna nie uszło uwagi czytelnika z powodu przytępienia wrażliwości na wyszukane concetos [poprawnie: conceptos]. Układ Porębowicza jest prawie
bez zarzutu. Ale bezwzględnie wszystkim muszą się podobać seguidille, małe i subtelne strzały dowcipu.
A wszystko obraca się w tych strofach okół miłosnej i melancholijnej tęsknoty, atmosfera przesycona wonią róż,
gwoździków i jaśminów, śpiewem słowika i westchnieniami zakochanych. A nie jest to jakaś konwencyonalna
czułość; owszem czuć tu wielką pierwotną siłę i świeżość uczuć, ubraną w błyszczącą, dźwięczną formę z niewysłowionym wdziękiem i z niepoślednim genialnym pomysłem16.
Pozostawiając na uboczu kwiecisty język i młodopolską, pełną płomiennych uniesień retorykę tego tekstu, zauważmy owo powtórzone „prawie” przy ocenie coplas („olśnił prawie”, układ
„prawie bez zarzutu”). Zwróćmy też uwagę na brak – w odczuciu krytyka – konwencjonalnej
Zob. J. Prokop, „Edward Porębowicz 1862–1937”, w: Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku, seria piąta, Literatura okresu Młodej Polski, tom IV,
Kraków, 1977, s. 253–259.
16
Fischer, op. cit, s. 18–19.
15
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 279
czułości w owych ludowych strofkach; przez barierę języka przebiła się „pierwotna siła
i świeżość uczuć”, a ich polska forma zachowała dźwięczność, pomysłowość i „niewysłowiony
wdzięk” (które, jak się mógł recenzent domyślać, cechowały oryginał). Czy jest tak rzeczywiście, a jeśli tak, to czy zawsze, na przykładzie poniższej dwujęzycznej antologii każdy czytelnik
znający język Cervantesa sprawdzić może. Co jednak wydaje się oczywiste, to fakt, iż praktyka tłumaczeniowa Porębowicza zgodna jest tu z jego teoretycznymi założeniami, wyrażanymi
wielokrotnie przy krytycznym komentowaniu cudzych przekładów poetyckich, publikowanych
w owych latach i na ogół mało satysfakcjonujących surowego czytelnika, jakim był lwowski filolog.
Rekonstruując warsztat translatologiczny Porębowicza w swej „prawdziwie odkrywczej” (jak
ją określa profesor Franciszek Ziejka) rozprawie magisterskiej17, Ewelina Kłapacz zauważała, że
istoty dobrego przekładu nie wiązał on z „niewolniczą wiernością wobec litery słowa, z jego
dosłowną interpretacją”. Uznawał bowiem, iż nie ma nic gorszego niż tłumaczenia wymuszone
postulatem wierności, okradające dzieło z całego jego piękna. Powstający wówczas przekład,
jak pisał w roku 1891, „musi być słaby, blady, okaleczony, niezgrabny, z widocznymi kroplami
potu na przywleczonych gwałtem rymach”. A winien być „rodzajem transpozycji, która ma (…)
odtworzyć jego [dzieła] nastrój”, wywołać „wrażenie artystyczne, co do charakteru i siły równoważne z oryginałem” – co oczywiście „da się urzeczywistnić tylko w przybliżeniu”. Świadomy
tych ograniczeń wyznawał: „nie jestem czarodziejem, aby tu zawiesić andaluzyjskie turkusowe
niebo i kazać błyszczeć Rodanowi wśród bujnych traw Kamargii”, ale traktował przekład jako
„przedmiot sztuki, jak portret lub transkrypcję muzyczną”. Twierdzeniom swym nadał kształt następującego modelu: „Ideał przekładu nie polega więc na tym, aby wyraz zastępować wyrazem,
ale wrażenie wrażeniem” (wypowiedź z roku 1885)18.
Na ile te teorie (w swej recenzji Franciszek Ziejka nazywa je „muzyczną definicją przekładu”)
potwierdziły się w praktyce, pokazuje – również, na zasadzie pars pro toto – dwujęzyczny wybór
„Pieśni hiszpańskich”, w którym częstokroć, by sparafrazować słowa Porębowicza z oceny kolejnego przekładu poetyckiego, on sam, jako tłumacz, „tworzy z siebie, bujnie, śmiało”, dążąc do
transkrypcji muzycznej oryginału, co było jego stałym marzeniem: „niech w nim [przekładzie]
będą te same, na jotę nie zmienione tony” (słowa z roku 1885). A jak dobrze wiedzą Francuzi,
c’est le ton qui fait la chanson.
Równoległa, porównawcza lektura przytoczonych niżej coplas zdaje się w pełni potwierdzać
intuicyjną ocenę nieznającego hiszpańskich oryginałów Fischera: ich spolszczenia są „prawie”
idealne; zachwycają osiągniętym wrażeniem finalnym, efektem niewymuszonej naturalności
i świeżości brzmienia, harmonią doskonale zestrojonej szaty słownej, choć często odmiennej od
17
18
Cytuję za entuzjastyczną recenzją tejże (prof. Ziejka był promotorem rozprawy).
Zob. Kłapacz, op. cit., s. 98 (tamże lokalizacja cytowanych sądów tłumacza).
280 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
oryginału. Modyfikacje pierwotnych, rdzennie hiszpańskich zwrotów (nr 13: La madre que te
parió) czy pojedynczych określeń (nr 13: bella serrana, po polsku jedynie „tyś”; nr 23: cuerpo tan
gitano – „ciało urodziwe” itd.) wydają się na ogół uzasadnione, podyktowane bądź to koniecznością zachowania asonansu, bądź chęcią osiągnięcia pełnego rymu, bądź wreszcie – nieprzystawalnością realiów tak odległych od siebie krain geograficznych i zamieszkujących je narodów. Gitana (Cyganka, a także dziewczę o„cygańskiej” urodzie) jest u Porębowicza po prostu„dziewczyną”
(nr 27), ale już bliska jej znaczeniowo morena to albo „dziewczyna” (nr 31), albo „czarnobrewka”
(nr 10), bądź„czarniawa” (nr 32). Niestety pieszczotliwy morenito (nr 47, zatem chodzi o seguidillę)
to tylko swojski, anachronicznie brzmiący„chłopczyna”(choć strofka ta dziś jeszcze bawi szczerością
dziewczęcego wyznania o „buziaku słodkim”; w oryginale miel en la boca). Z kwiatami i owocami
z iberyjskich ogrodów tłumacz zwykle sobie radził, nieco jedynie cieniując słowa, by zadośćuczynić
wymogom metryki i rytmu. I tak, rosas przekształcają się w „kwiecie różane” (nr 4), clavel w „złote
ostróżki” (co wykwitły z ciernia, potrąconego „końcem nóżki”, nr 15), azucena została zastąpiona
przez „kwiat pomarańczy” (nr 37). Polskie wersje coplas zaowocowały też zdrobnieniami: madre
stała się „mateńką” (nr 13) bądź „mateczką” (nr 19), hija – „córeczką” (nr 16), dientes – „ząbkami”
(nr 12, 25), ojos – „oczętami” (nr 18), a nariz – „noskiem” (nr 25).
Coplas nabierają pod piórem Porębowicza rysów swojskości; wyczuwa się w nich młodopolskie umiłowanie ludowości. Zatracają przez to jednak jakąś część swego południowego klimatu, rodem spod „andaluzyjskiego turkusowego nieba”. I to nie dlatego, że tłumacz nie potrafił
go oddać, tylko raczej – że nie chciał. W trzyzwrotkowym opisie domniemanej reakcji chłopaka
na wieść o bliskim zamążpójściu kochanej bez wzajemności dziewczyny (coplas 34–36) cały
sztafaż poetycki wesela i pogrzebu ulega polonizacji: la ropita del baúl to sypane „do chusteczki ślubne dary”, cuatro velas por delante zastępują kolejno „śmiertelna pościel”, „mary”, wreszcie „ziemia i robaki” rozbierające ciało w „trumience”. Ale przy tym – owe groźby porzuconego
zalotnika wyrażone są po polsku tak składnie, żywo i zabawnie, że same ręce składają się do
oklasków, a usta do wyrażenia podziwu dla kunsztu Poety. Gdybyśmy skomentować tu chcieli szczegółowo Porębowiczowskie seguidille, nasz zachwyt byłby wręcz nieustanny, narastający
w miarę lektury tych miniaturowych arcydzieł, „subtelnych strzał dowcipu”, jak je nazywa Fischer.
Cóż jednak począć z fujarką tkwiącą w łonie? Najwyższy już czas, by uporać się w końcu
z ową poetycką zagadką. Tę krótką strofkę cechuje jakaś tajemnica, ale to przecież nie misterium fidei; zbadanie jej i próba rozwikłania są jak najbardziej możliwe.
Wyprowadzenie
Zgodnie ze wstępną zapowiedzią spróbujmy zatem wyprowadzić „fujarkę” z „łona” – w przekonaniu, że nie tam jest jej miejsce.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 281
Najpierw rzut oka na oryginał (copla nr 38). I pierwsza niespodzianka: brak w nim „fujarki”
(czy jakiegokolwiek innego instrumentu), jest za to relicario de plata. To oczywiście przenośnia
– nie chodzi o ‘srebrny relikwiarz’ ani ‘srebrny medalik’, ale o skrytkę, w której mieści się pamięć o ukochanej. Podmiot liryczny (najwyraźniej jest to mężczyzna, jak w niemal wszystkich
coplas19) nosi w sercu (dentro de mi pecho) pełne goryczy wspomnienia (czyli – tu przekład zbliża
się do oryginału – ową „żałość, / która mnie zabije”). Tyle, aż tyle i tylko tyle, wyczytać można
z tekstu hiszpańskiego.
Odłożywszy na moment „fujarkę”, zajmijmy się „łonem”. Ilekroć w ludowych pieśniach hiszpańskich pojawia się pecho („pierś”, a w przenośni ‘serce’ lub ‘dusza’), tłumacz wprowadza w to
miejsce „łono”: „w pośrodku mojego łona / szklany stolik się rozkłada” (nr 28); „tym sztyletem
mnie przebij do środka łona” (nr 43; ostatnie trzy słowa dodane, by uzyskać rym: łona / trafiona); „miłość ku tobie / gore w mym łonie” (nr 50). Słowo to, w sensie anatomicznym, oznaczać
też może brzuch czy wnętrzności20, a także pierś/piersi, serce bądź ramiona (stąd „przytulić do
łona”), ale w zestawieniu z „fujarką” budzi skojarzenia zbyt nachalne, by je uznać za przypadkowe, zwłaszcza gdy płeć mówiącego pozostaje dla czytelnika domyślna. Czytając bądź słysząc
pierwszy wers komentowanej tu copli (i nie znając przy tym oryginału), wyobrazi on sobie to, co
anonimowemu hiszpańskiemu autorowi nigdy by nawet do głowy nie przyszło. Ale – może też
nie przyszło samemu tłumaczowi? Wolno o tym powątpiewać, czytając niektóre z jego Rymów
uciesznych (1937)21, choćby pewną strofkę Pieśni o Melifilu o metryce bliskiej seguidilli22.
Porębowicz poeta wyczulony był na niewieście wdzięki; we fraszce Z Jastarni zabawnie sportretował na przykład pionierki polskiego naturyzmu23. W opatrzonym datą 26 sierpnia 1893 liście z Landeck (Lędyczka), „miejsca kąpielowego [położonego] parę godzin od Wrocławia”, pisał
do Józefa Korzeniowskiego o swych flirtach „wśród zieleni, która od moich czułych wycieczek
pąsowieje”; list był krótki, bo „kobiety wołają mnie, chcąc się wozić po jeziorze: śpieszę więc
z naostrzonym wiosłem”24.
Przyznał to zresztą sam tłumacz, umieszczając ową coplę obok dwóch innych przykładów poprzedzonych zdaniem wprowadzającym „Kochanek
żali się tak:” w szkicu „Poezja gminna ludów romańskich” (zob. Porębowicz, Studia literackie, s. 36).
20
Oprócz, oczywiście, swego znaczenia pierwotnego, odnoszącego się do „części pobocznej przestrzeni wstydliwej, obok kości krokowej”, a więc
„łona w ciele białogłowskim” („nie ustrzeżesz niewiasty świerzbiącego łona”, w staropolskim przekładzie z Ezopa). Dalsze szczegóły w haśle „łono”
u Lindego (Słownik języka polskiego, wyd. drugie, Lwów, 1855, t. II (G–L), s. 657). Por. też Słownik języka polskiego Karłowicza, Kryńskiego i Niedźwiedzkiego, Warszawa, 1952, t. II (H–M), s. 813–814.
21
Ów prywatny druk („Odbito w 100 egz. jako rękopis poza handlem księgarskim”) charakteryzuje pokrótce Andrzej Biernacki w sylwetce Porębowicza skreślonej dla PSB. Zob. Biernacki, hasło „Franciszek Edward Porębowicz”, Polski Słownik Biograficzny, t. XXXVIII, 1982–1983, s. 648–652.
22
„Aż się zaczęły pośród żon / poszepty i pogwarki / Że się obniżył mężów ton, / Że zwiędły im fujarki”. Całość w: Dydym Kosturek, Rymy ucieszne,
Lwów, 1937, s. 7–10.
23
„Nie masz jak w Jastarni plaża: / Każda jak chce się obnaża. / Ta od góry aż do pasa, / Ta od dołu… aż do asa. / U tej jaśniej, u tej czarniej – /
Nie ma plaży, jak w Jastarni” (tamże, s. 30).
24
Cyt. za Kłapacz, op. cit., s. 125.
19
282 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Wymyślając polską formę copli o skrytym w sercu miłosnym relikwiarzu poeta wiosło swe
naostrzył, czy raczej zastrugał, stanowczo zbyt cienko. I wyszła mu… fujarka.
Antologia25
Coplas
25
1.
Amar es purgatorio,
Y ser amado es el cielo.
No haber amado es el limbo,
No ser amado el infierno.
Wiedzcie, że kochać to czyściec,
A być kochanym to niebo;
Nie kochać nigdy – przedpiekle,
A nie być kochanym – piekło.
2.
Siempre que miro hacia el cielo
Las lágrimas me saltan;
No sé de qué ni por qué...
Pero lloro con el alma.
Ile razy spojrzę w niebo,
Me oczy łzami się mroczą,
Zaczynam szlochać serdecznie,
Nie wiedząc, za kim ni o co.
3.
Los cabellos de mi rubia
Se los ha robado al sol;
A mí me ha robado el alma,
La vida y el corazón.
Warkoczy blask moja luba
Ukradła w słonecznym świcie,
A we mnie ukradła duszę,
Zabrała serce i życie.
4.
Son tus ojos dos luceros,
Tu boca un clavel de mayo,
Son tus mejillas dos rosas;
Hazme dueño de ese ramo.
Twoje oczy – niezabudki,
Twe lica – kwiecie różane,
Twe usta – gwoździk majowy,
Niechże ten bukiet dostanę.
5.
Parece tu cuerpo un junco,
Tu cabeza una naranja,
Tu pecho un jardín de flores,
Donde descansa mi alma.
Twa kibić jest pniem wysmukłym,
A twa główka pomarańczą;
Twa pierś jest ogrodem kwiatów,
Które duszę moją niańczą.
6.
Si me miras y te miro
Los dos bajamos los ojos
Y no nos decimos nada
Y nos lo decimos todo.
Kiedy się spotkamy wzrokiem,
Spuszczamy oczy do ziemi
I nic nie mówiąc do siebie
Wszystko sobie wyznajemy.
7.
Arrojé una mirada,
Sembré un deseo,
Floreció una esperanza,
Cogí un desprecio.
Posiałem spojrzenie,
Wzeszło pożądanie,
Zakwitła nadzieja,
Zebrałem kochanie.
Ortografia i forma zapisu według pierwszego wydania Pieśni ludowych… (Lwów, 1909).
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 283
8.
Cuando uno quiere a una
Y esa una no le quiere,
Es lo mismo que encontrarse
Un calvo en la calle un peyne.
Jeśli ktoś pokocha ktosię,
A ona nań patrzy srodze,
To tak samo, jakby łysy
Znalazł grzebień na swej drodze.
9.
Las mocitas de esta Corte26
Son como las aceitunas,
Que aquella que está más verde
Suele ser la más madura.
Mają w naszej wiosce dziéwki
Tę naturę co oliwki:
Jedno powiem – sprawa krótka,
Najdojrzalsza – zieloniutka.
10.
Los ojos de mi morena
Son lo mismo que mis males:
Grandes, como mis fatigas,
Negros, como mis pesares.
W oczach mojej czarnobrewki
Cała ma dola się mieści:
Są ogromne jak me troski,
A czarne jak me boleści.
11.
Échame, niña bonita,
Lágrimas en un pañuelo,
Y las llevaré a Granada
Que las engarce un platero.
Zbiorę w chustkę łezkę każdą,
Która z oczu ci upadnie
I zaniosę do Granady,
Złotnik je oprawi ładnie.
12.
Los dientes de tu boquita
Me tienen cautivo y preso;
En mi vida he visto yo
Cadenas hechas de hueso27.
Ząbki twoje mię pojmały
I trzymają mię w więzieniu;
Nie widziałem jako żywo
Łańcuchów kutych w kamieniu.
13.
La madre que te parió
Era una rosa temprana,
Y se le cayó una hoja,
Que eres tú, bella serrana.
Twoja mateńka dziewczyno
Wczesną różą się rozwiła;
Spadł jej z kwiatu jeden listek,
Tyś się z niego urodziła.
14.
El naranjo de tu patio
Cuando te acercas a él,
Se desprende de sus flores
Y te los echa a los pies.
Pomarańcza w twym ogrodzie
Gdy koło niej przejdziesz z bliska,
Otrząsa swe wonne kwiecie
I pod nogi tobie ciska.
15.
De la rama de un espino
Vi yo salir un clavel,
Porque se lo tocó mi niña
Con la puntilla del pie.
Widziałem, z prostego ciernia
Wykwitły złote ostróżki,
Bo go ma piękna dziewczyna
Potrąciła końcem nóżki.
Przekładając Corte jako „wioskę”, tłumacz niestety nie zrozumiał oryginału. Słowo to oznacza Dwór (królewski) i odnosi się ewidentnie do Madrytu,
por. przypis Fouquiera: „Corte, la Cour, sert par extension à designer Madrid” (s. 115).
27
Inny wariant oryginału: Los dientes de tu boquita / Me tienen cautivo a mí; / En mi vida he visto yo / Cadenitas de marfil.
26
284 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
28
16.
Un rosal cría una rosa,
Una maceta un clavel,
Un padre cría una hija
Y no sabe para quien.
Z gwoździka gwoździk się rodzi,
A z róży róża majowa;
Lecz ojciec chowa córeczkę,
Nie wie, dla kogo ją chowa.
17.
Tu frente es plaza de armas
Y tu nariz el cañón,
Y tus ojitos disparan
Flechas a mi corazón.
Twe czoło jest placem broni,
A twoje nozdrza są działem;
Kapitanowie twych oczu
Ranią mi serce postrzałem.
18.
Tus ojos son ladrones
Que roban y hurtan;
Tus pestañas el monte
Donde se ocultan.
Twoje oczęta zbójnicy
Co rozbijają i kradną,
A twoje rzęsy są lasem,
Gdzie kryją się, nim wypadną.
19.
Una tórtola te traigo,
En el campo lo cogí;
Su madre llora por ella,
Como yo lloro por ti.
Schwytałem gołąbka w polu,
Tobie dziewczyno przeznaczę;
Mateczka tak płacze za nim,
Jak ja tu za tobą płaczę.
20.
He estado en el purgatorio,
Y he visto todas las penas,
Y he visto que por querer
Ningún alma se condena.
Zaszedłem ja aż do czyśca,
Oglądałem wszystkie kary;
Widziałem, że za kochanie
Nikogo nie kładą w żary.
21.
San Antonio Portugués,
Devoto de lo perdido,
Mi amante se perdió anoche,
¡Búscamelo, santo mío!
O Antoni Portugalski,
Święty patronie od zguby!
Odkryj mi, zaklinam ciebie,
Kędy się podział mój luby?
22.
Ayer en misa mayor
Hice un pecado mortal:
Puse los ojos en ti,
Y los quité del altar28.
Wczoraj podczas wielkiej mszy
Popełniłem ciężką winę:
Bo zdjąłem oczy z ołtarza
I patrzałem na dziewczynę.
23.
Envidia tengo a la tierra,
Y también a los gusanos
Que te tienen de comer
Ese cuerpo tan gitano.
Zaprawdę, zazdroszczę ziemi
I tym robakom szczęśliwym,
Że się w grobie karmić będą
Twojem ciałem urodziwym.
Inny wariant oryginału: Ayer en misa mayor / Me miraste y te reìste, / Y me pareció un sol / Cuando la cara volviste.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 285
24.
Átame con tu cabello
A los bancos de tu cama,
Que aunque el cabello se rompa
Seguro está que [no] me vaya.
Włosem mię w alkowie
Uwiąż, ukochana;
Choć i włos się zerwie,
Doczekam do rana.
25.
Tus ojos son dos tinteros,
Tu nariz, pluma cortada,
Tus dientes, letra menuda,
Tu boca, carta cerrada.
Twe oczy – dwa kałamarze,
Nosek – na pióro przycięty;
Twe ząbki – drobne litery,
Twoja twarz – liścik zamknięty.
26.
¿De qué te sirve llorar
Y dar vueltas como un loco,
Si tú te mueres por ella
Y ella se muere por otro?
I cóż ci pomoże płakać
I udawać szalonego
Skoro, gdy ty giniesz dla niej,
Ona ginie dla innego?
27.
Como los torillos bravos
Tienes, gitana, el arranque;
Que no te acuerdas de mí
Sino cuando estoy delante.
Równe z tym byczkiem w arenie
Chowasz, dziewczyno, zwyczaje:
Myślisz o mnie tylko wtedy,
Kiedy ci na oczach staję.
28.
Dentro de mi pecho tengo
Una mesita de cristal,
Donde juegan a los naipes
Mi amor y tu falsedad.
W pośrodku mojego łona
Szklany stolik się rozkłada:
Na tym stole grają w kości
Moja miłość i twa zdrada.
29.
De tu ventana a la mía
Me tiraste un limón,
El limón se cayó en el suelo
El agrio en mi corazón.
Gdym przejeżdżał pod twym oknem
Częstowałaś mię cytryną:
Rozkroiłem, była sucha,
Jak twoje serce, dziewczyno.
30.
Las calabazas de mayo
Dicen que son las tempranas,
Y yo se las di a mi amante
En abril una mañana.
Mówią, że harbuz majowy
Bardzo wczesnym zwać się może,
A ja memu kochankowi
Dałam go w kwietniowej porze.
31.
Hasta los árboles sienten
Que se les caiga la hoja.
¿Cómo quieres que no sienta,
Morena, cuando te enojas?
Nawet nieme drzewa cierpią,
Kiedy liście z nich opada:
Jakże mnie dotykać nie ma
Dziewczyno, ta twoja zdrada.
286 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
32.
Aunque te llamen morena,
Niña, no te dé cuidado,
Que la Virgen del Pilar
Es morena y la adoramos.
Żeś jest czarniawa dziewczyno,
Smucić się nie masz przyczyny:
Czarniawa jest Matka Boska
Z Pilar, a przecież ją czcimy.
33.
Las cortinas de tu alcoba
Son de terciopelo negro,
Y entre cortina y cortina
Tu cara parece un cielo.
Firanki twojej alkowy
Są z czarnego aksamitu,
A ty między firankami
Jako to niebo z błękitu.
34–36
Me han dicho que tú te cases,
Así lo dice la gente;
Y todo será en un día,
Tu casamiento y mi muerte.
Mówią mi, że się wydajesz,
Tak powiadają po siele:
Dobrze, razem się odbędą:
Mój pogrzeb, twe wesele.
Cuando a ti te estén poniendo
La ropita del baúl,
A mí me estarán poniendo
Los pies en el ataúd.
Kiedy tobie sypać będą
Do chusteczki ślubne dary,
To mnie z śmiertelnej pościeli
Przenosić będą na mary.
Cuando a ti te estén poniendo
La sortija de brillantes,
A mí me estarán poniendo
Cuatro velas por delante.
Kiedy na ciebie kłaść będą
Atłas i złote pierścieńce,
To mnie ziemia i robaki
Rozbierać będą w trumience29.
37.
Tus colchones son jazmines
Y tus sábanas mosquetas,
Azucena tu almohada,
Y tu, rosa que te acuestas.
Twa pościel – kwiat pomarańczy,
Twe prześcieradła – mchy białe,
Twoje poduszki – jaśminy,
Ty różą kładziesz się na nie.
38.
Dentro de mi pecho tengo
Un relicario de plata,
Y un poquito más adentro
Un recuerdo que me mata.
Fujarka ze srebra
W mem łonie się kryje,
A w fujarce żałość,
Która mię zabije.
Seguidillas
39.
Dame, niña, tus ojos
Por una noche,
Porque quiero con ellas
Matar a un hombre.
29
Na jedną tylko dobę
Daj mi swe oczy,
Bo chcę zabić człowieka
Dzisiejszej nocy.
W wydaniu powojennym (Warszawa, 1959) tekst trzech kolejnych coplas scalono (por. s. 277).
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 287
40.
La mujer y la sombra
Tienen un símil,
Que buscada se deja,
Dejada sigue.
Z kobietą w swej naturze
Cień się spotyka:
Idziesz przed nim to goni,
Za nim – umyka.
41.
No te cases con viejo
Por la moneda,
La moneda se gasta
Y el viejo queda.
Nie wychodź za starego,
Że ma talary:
Talary się rozejdą,
Zostanie stary.
42.
Amor mío, no pierdas
Las esperanzas,
Que al pozo más hondo
La soga alcanza.
Nie trać otuchy ani
W miłości chłódnij,
Wszakże wiadro dosięże
Najgłębszej studni.
43.
Toma ese puñalito
Y abre mi pecho,
Y verás tu retrato
Si está bien hecho.
Tym sztyletem mię przebij
Do środka łona,
Obacz czyś na portrecie
Dobrze trafiona.
44.
Tú y yo parecemos
Mucho a la nieve,
Tú en lo blanca y fría
Yo en deshacerme.
I ja i ty śniegowe
Mamy zwyczaje:
Ty, żeś biała i zimna,
A ja, że taję.
45.
La mujer chiquitita
Es un regalo:
Más vale poco y bueno
Que mucho y malo.
Niechaj żony maleńkie
Za dowód służą:
Lepiej dobrego mało,
Niż złego dużo.
46.
Muchos con la esperanza
Viven alegres:
Muchos son los borricos
Que comen verde.
Wielu ludzi nadzieję
Rozkoszą mienią:
Tak samo osłów wiele
Żyje zielenią.
47.
Tiene mi morenito
Miel en la boca,
Y yo tengo la falta
De ser golosa.
U mojego chłopczyny
Jest buziak słodki,
A ja mam jedną wadę:
Lubię łakotki.
288 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
48.
Las estrellas el cielo
Son mil y siete,
Con las dos de tu cara
Son mil y nueve.
Świeci gwiazdek na niebie
Tysiąc i siedem,
Ale z parą twych oczu
Tysiąc i dziewięć.
49.
Amarillo es el oro,
Blanca la plata,
Y pardos son los ojos
Que a mí me matan.
Złoty kolor jest złota
A srebra biały,
A szary kolor oczu,
Co mię pojmały.
50.
Son tus labios dos cortinas
De tafetán carmesí,
Y entre cortina y cortina
Estoy esperando el sí.
Twoje usta – dwu firanek
Purpurowy szlak:
Między dwiema firankami
Dziewczę, powiedz: tak.
Seguidillas con estribillo
51.
Soñé que me querías
La otra mañana,
Y soñé al mismo tiempo
Que lo soñaba:
Que a un infelice
Aun las dichas soñadas
Son imposibles.
Że szczerze mię kochałaś,
Tak mi się śniło,
A śniłem równocześnie,
Że snem to było.
Takich nędzarzy
Nawet przyśnione szczęście
Złudą nie darzy.
52.
Los síntomas que indican
Dolor tan grave,
Son un fuego que hiela
Y un hielo que arde.
Mal que recrea
Tormento que da gusto,
Gloria que es pena.
Oznaki co zdradzają
Że serce gore,
To ogień który marznie
I lód co gore.
Rozkosz z niedoli,
Cierpienie, które cieszy,
Chwała, co boli.
53.
Yo le dije a un platero:
Hazme de plata
Una mujer constante,
Que no sea falsa;
Y él me responde
Que la mujer constante
No tiene molde.
Chciałem, żeby mi złotnik
Sztuką misterną
Ulał pięknie ze srebra
Kobietę wierną.
A on: – Niestety,
Zginęła mi gdzieś modła
Takiej kobiety. –
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 289
30
54.
Es la mujer lo mismo
Que leña verde,
Resiste, gime, llora,
Y al final se enciende.
Y en adelante
No resiste, ni llora,
Sino que arde.
Podobna jest kobieta
Do żywej wici:
Broni się, wzdycha, płacze,
Aż ognia chwyci;
A jeszcze dalej
Nie broni się, nie wzdycha,
Tylko się pali.
55.
La luna solitaria
Brilla en el cielo,
Como de amor la llama
Arde en mi pecho.
La diferencia
Es que la luna pasa
Y el amor queda.
Miesiączek tak samotny
Na niebie płonie,
Jak ta miłość ku tobie
Gore mi w łonie.
Różne jedynie
W tem, że księżyc przemija,
Miłość nie minie.
56.
Tres prodigios raros
Admiran todos:
Tu hermosura es el uno,
Mi amor el otro.
Y es el tercero,
Que tu nieve no puede
Calmar mi fuego.
Trzy są cuda na świecie
W dziwnej odmianie:
Pierwszy – twa piękność, drugi –
Moje kochanie.
A w rzędzie trzeci,
Że mój ogień w twym śniegu
Ciepła nie wznieci.
57.
De los cuatro elementos
Tres me acompañan,
Ardo, suspiro, lloro,
Tierra me falta.
¡Ay, dueño ingrato,
La tierra que me falta
Vas preparando!
Wszystkie cztery żywioły
W sercu swem czuję:
Goreję, płaczę, wzdycham,
Ziemi brakuje.
Aj, moja miła,
Tę ziemię z łaski twojej
Da mi mogiła.
58.
Al campo de tu frente
Salí a pasear,
Me prendieron dos negros
Del mismo lugar;
Fueron dos negros…
¡Ay Jesús! Niña mía,
Tus ojos fueron.
Wyruszyłem na czoła
Twojego pole,
A tam mię dwaj murzyni30
Wzięli w niewolę.
Aj, czy nie roję…
Ci dwaj murzyni, dziewczę,
To oczy twoje.
W wydaniu powojennym „Murzyni” (por. s. 288).
290 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
59.
Si mirando risueña
Tus ojos matan,
¿Qué será, vida mía,
Mirando airada?
Si vibran rayos
Tus dos ojos serenos
Qué harán nublados?
Gdy z twych oczu śmiejących
Pada śmierć pewna,
Cóż będzie, życie moje,
Gdy spojrzysz gniewna?
Jeśli odurzą
Blaskiem, gdy patrzą jasno,
Cóż, gdy się schmurzą?
60.
Eres tonto de noche,
Tonto de día,
Tonto por la mañana
Y al mediodía.
Se me olvidaba
Que también eres tondo
De madrugada.
Jesteś głupi po nocy
I głupi we dnie,
Taki głupi na wieczór
Jak na połednie.
A gdy kto spyta,
Dodam jeszcze, żeś głupi
Ledwo zaświta.
Źródła
Oryginały
Don Preciso [Zamácola, J. A.], Colección de las mejores coplas de seguidillas, tiranas y polos que se han compuesto
para cantar a la guitarra, Córdoba, 1982, Ediciones Demófilo [Wyd. pierwsze: 1799, t. I i 1802, t. II].
Fouquier, A., Chants populaires espagnols, quatrains et seguidillas avec accompagnement de piano, Paris, 1882,
Librairie de Bibliophiles.
Lafuente y Alcántara, E., Cancionero popular. Colección escogida de seguidillas y coplas recogidas y ordenadas por (…),
Madrid, 1865, Carlos Bailly-Baillière. Tomo primero. Seguidillas. Tomo segundo. Coplas.
Machado y Álvarez A. (Demófilo), Cantes flamencos recogidos, ordenados e ilustrados por (…), Madrid, 1975, Ediciones
Atlas, t. I–V. [Wyd. pierwsze: 1881].
Rodríguez Marín, F., Cantos populares españoles recogidos, ordenados e ilustrados por (…), Madrid, 1981, Ediciones
Atlas, t. I–V. [Wyd. pierwsze: 1882–1883].
Spolszczenia
Porębowicz, E., Pieśni ludowe celtyckie, germańskie, romańskie. Spolszczył (…), Lwów, 1909, Księgarnia H. Altenberga.
Porębowicz, E., Pieśni ludowe celtyckie, germańskie, romańskie. Opracował (…), Warszawa, 1959, Ludowa Spółdzielnia
Wydawnicza.
(2009)
Bibliografia prac Piotra Sawickiego1
I. KSIĄŻKI
1975
1. La España de hoy. Antología para estudiantes de filología románica, Wrocław, Wydawnictwa
Uniwersytetu Wrocławskiego, 201 s.
1978
2. Twórczość literacka Vicente Blasco Ibáñeza i jej recepcja w Polsce, Wrocław, Ossolineum, Prace
Wrocławskiego Towarzystwa Naukowego, seria A, nr 196, 196 s. (ze streszczeniem w jęz. hiszpańskim, s. 185–187)2.
1985
3. Wojna domowa 1936–1939 w hiszpańskiej prozie literackiej. Ideologiczne konteksty literatury
i jej misja społeczna, Warszawa, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 648 s.3
1993
4. La España del cambio. Selección de textos periodísticos sobre la España actual adaptados
y anotados por Piotr Sawicki, Warszawa, Wydawnictwo Naukowe PWN, 464 s., glosariusz, indeks nazw własnych4.
Przy opracowywaniu niniejszej bibliografii wykorzystano publikację „Cuarenta años al servicio de algo. Publicaciones del profesor Piotr Sawicki.
Bibliografía recogida por Marlena Krupa”, Estudios Hispánicos, t. XV, 2007, s. 33–54.
2
Skrócona i przeredagowana wersja rozprawy doktorskiej Twórczość literacka Vicente Blasco Ibáñeza i jej recepcja w Polsce w okresie międzywojennym (Uniwersytet Wrocławski, Wrocław, 1974, 342 s.), przygotowanej pod kierunkiem prof. Józefa Heisteina.
3
Recenzje, noty i komentarze dotyczące tej publikacji: M. Turski, „Spory i uzgodnienia. Nagrody «Polityki» 1986”, Polityka (Warszawa), 1986,
nr 28, s. 14; T. Eminowicz, Bulletin Hispanique (Bordeaux), t. LXXXVIII (1986), nr 3–4, s. 487–489; S. Ajzner, Dzieje najnowsze (Warszawa), t. XIX,
1987, nr 4, s. 110–113; R. García, „Un hispanista polaco en Valladolid”, El Norte de Castilla (Valladolid), 18 VII 1987, s. 2 i „Un hispanista polaco
estudia en un libro la narrativa sobre la Guerra Civil”, La Vanguardia (Barcelona), 25 VII 1987, s. 31; E. Górski, Z pola walki (Warszawa), t. XXX,
1987, nr 2, s. 157–159 i Anthropos (Barcelona), nr 74–75, lipiec–sierpień 1987, s. XIV; A. Komorowski, „Wojna domowa i literatura”, Pismo
Literacko-Artystyczne (Kraków), 1987, nr 3, s. 204–207; H. Ziomek, South Atlantic Review (Chapel Hill, NC), t. 52, 1987, nr 1, s. 145–146;
L. Wyszczelski, Zeszyty Naukowe WAP (Warszawa), 1988, nr 1, s. 190–193; Cz. Madajczyk, „Hiszpański epizod kultury europejskiej”, w: A. Czubiński (red.), Wojna domowa w Hiszpanii 1936–1939 w polityce międzynarodowej, Poznań 1989, Wydawnictwo UAM (w szczególności: s. 298–313).
4
Recenzja: J. J. Fernández Delgado, Estudios Hispánicos, t. VI, 1997, s. 168–170.
1
292 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
1995
5. Polacy a Hiszpanie. Ludzie, podróże, opinie / Los polacos y los españoles. Hombres, viajes, ideas
[tytuł dwujęzyczny], Estudios Hispánicos, t. III, 175 s., z opisem zawartości poszczególnych rozdziałów („Índice del contenido”) w jęz. hiszpańskim (s. 139–147)5.
1996
6. Hiszpania malowniczo-historyczna. Zapirenejskie wędrówki Polaków w latach 1838–1930.
Antologię opracował i wstępem opatrzył Piotr Sawicki. Teksty z języka francuskiego przetłumaczyły Magdalena Śledź [Pabisiak] i Beata Zakęs, Wrocław, Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego, 543 s., 350 ilustracji czarno-białych, 88 kolorowych, mapy, indeksy6.
2001
7. Las plumas que valieron por pistolas. Las letras en pugna con la historia reciente de España,
Estudios Hispánicos, t. XI, koordynacja Justyna Ziarkowska, 224 s.7
Zawartość: „Presentación del volumen” [autorka J. Ziarkowska] (s. 7–9); „Między Republiką a frankizmem. Polityczne i moralne dylematy liberalnych pisarzy hiszpańskich w latach trzydziestych” (s. 13–24, por. nr III.12); „«Los
españoles son un pueblo enfermo»: una entrevista olvidada con Miguel de Unamuno” (s. 25–33, por. nr III.9);
„Los intelectuales españoles ante la guerra civil de 1936–1939. Sobre la psicología de un conflicto destructivo”
(s. 35–39, por. nr III.11); „Literatur als Mitschöpfer der Geschichte. Die gesellschaftliche Sendung der spanischen
Kriegsprosa (1936–1975)” (s. 41–52, por. nr III.8); „La narrativa republicana durante la guerra de España y su
misión social” (s. 53–74, por. nr III.16); „Pasión patriótica, pasión destructora. La idea de España y su contexto
Recenzje: J. Kieniewicz, „Polskie doświadczanie Hiszpanii”, Nowe Książki, 1995, nr 9, s. 24; A. Sawicka, Anuari de Filologia (Barcelona, Universitat
de Barcelona), 1995, sekcja G, nr 6, s. 114–120; J. Ziarkowska, Odra, 1995, nr 11, s. 114; F. Presa González, Estudios Hispánicos, t. VI, 1997,
s. 170–173. Por. także Kieniewicz, Hiszpania w zwierciadle polskim, Gdańsk, 2001, Novus Orbis, s. 145 i 329. Rozdziały IV i VI książki zostały przetłumaczone na jęz. hiszpański przez F. Presę Gonzaleza (tłum. niepublikowane).
6
Recenzje: M. Navarro Mena, El mundo del español (Warszawa), 1996, nr 1, s. 19; A. Komorowski, „Consolatio Hispaniae”, Nowe Książki, 1996,
nr 11, s. 24–25; Dekada Literacka, 1997, nr 12, s. 12 (nota informacyjna); F. Presa González, Estudios Hispánicos, t. VIII, 2000, s. 136–141; Nagroda
KLIO za wybór, prezentację tekstów i walory edytorskie książki na V Targach Książki Historycznej (Warszawa, XI 1996); por. Pods. [M. Podsiadły],
„Wyróżnione za historię”, Gazeta Dolnośląska, 3 XII 1996. Hiszpania malowniczo-historyczna została zaprezentowana przez autora w „Akademii
wrażliwości”, programie telewizyjnym E. Sitek (TV Wrocław, „Piątka”, emisja 23 VI 1996) oraz skomentowana i w przykładowych fragmentach
odczytana (przez Jana Englerta) jako książka tygodnia w Programie III Polskiego Radia (I 1997).
Wybrane i opublikowane przez Piotra Sawickiego teksty zostały przetłumaczone na język hiszpański w antologiach koordynowanych przez
Fernanda Presę Gonzaleza Viajeros polacos en España (2001; tu: Sienkiewicz, Pelczar, Dzieduszycki, Kossak, Witkowski, Czyżewski) i Madrid a los
ojos de los viajeros polacos (2003; tu: Zieliński, Bartmiński, Tański, Pawiński, Lutosławski, Sienkiewicz, Lutosławski, Lepecki, Czapski, Ehrenpreis,
Ciesielska-Borkowska, Wyleżyńska i Peiper). Autor udostępnił część przygotowywanej książki czytelnikom biuletynu Polonia, wydawanego
w Alcalá de Henares przez Andrzeja i Danutę Dworskich, w czternastu rozdziałach cyklu „Hiszpania w oczach Polaków”; zob. nr 13 (s. 15–17)
i 17 (s. 6–8) z roku 1994; 19 (s. 3–5), 24 (s. 4–7), 25 (s. 14–15), 26 (s. 6–9) i 27 (s. 14–18) z roku 1995; 30 (s. 20–23), 32 (s. 16–18), 33 (s. 14–16),
36 (s. 11–14), 37 (s. 6–8) i 40 (s. 6–11) z roku 1996.
7
Recenzje: R. Mansberger Amorós, Revista de Literatura (Madrid), t. LXV, 2003, nr 129, s. 322–325; N. Pluta, Anthropos, nr 199, kwiecień–
czerwiec 2003, s. 199–201; N. Pluta, Estudios Hispánicos, t. XII, 2004, s. 284–286.
5
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 293
político y humano en la prosa militante de los años 1936–1939” (s. 75–96, por. nr III.28); „Espero morir despacio…
El rito de la muerte en el ideario colectivo de Falange” (s. 97–105, por. nr III.25); „Cela y la guerra de España: entre
la rueda de la sangre y su aroma criminal” (s. 107–114, tekst wcześniej niepublikowany); „Las ejemplares historias
de los «niños-cruzados»: notas sobre el espíritu beligerante de una literatura infantil” (s. 115–123, por. nr III.5);
„«El rojo arrepentido», último argumento de la propaganda nacionalista en la novela española de la guerra civil”
(s. 125–141, por. nr III.6); „Comentario de una Bibliografía comentada: La guerra civil española en la novela de Maryse
Bertrand de Muñoz” [artykuł-recenzja] (s. 143–149, por. nr VII.9); „El concepto de Unidad en la propaganda franquista. Notas para la historia de una obsesión (1937–1962)” (s. 151–163, por. nr III.7); ”Entre dos totalitarismos. La
guerra civil española de 1936–1939 a ojos de sus testigos polacos” (s. 167–185, por. nr III.19 y nr III.20); „Spóźnione
echa pierwszego boju o ludową... czyli glossa do sprawy dąbrowszczaków” (s. 187–192, tekst wcześniej niepublikowany); „Od Rasy do Polowania. Kino hiszpańskie wobec wojny domowej” (s. 195–213, por. nr III.7); „Procedencia
de los trabajos recogidos” (s. 215–218).
2005
8. Dějiny španělské literatury 1 [współpraca: Irena Fialová]. Text pro distanční vzdělávání [w jęz.
hiszpańskim i czeskim]. Rozvojový projekt MŠMT ČR 233/7, Ostrava, Ostravská univerzita, Filozofická fakulta, Katedra romanistiky, 177 s. Por nr I.9.
2007
9. Literatura española 1: Esbozo histórico-literario: Selección de textos: Comentarios [współautorka: Irena Fialová], Ostrava, Ostravská univerzita v Ostravĕ. Filozofická fakulta, Katedra romanistiky, 260 s. Por. nr I.8.
2010
10. La narrativa española de la Guerra Civil (1936–1975). Propaganda, testimonio y memoria
creativa. Posłowie („Carta–Epílogo”) Francisca Torres Monreal (s. 387–392). Indeks tytułów
(„Índice de obras comentadas”) w opracowaniu Ilony Narębskiej (s. 433–440). Alicante, Biblioteca Virtual Miguel de Cervantes, 440 s., dokument dostępny w World Web : http://www.
cervantesvirtual.com/obra/la-narrativa-espanola-de-la-guerra-civil-19361975-propagandatestimonio-y-memoria-creativa-0/ Link zweryfikowany 24.07.2012 r.8
11. Srovnávací frazeologie a paremiografie. Vybrané studie ze slovanských a románských jazyků / Frazeologia i paremiografia porównawcza. Wybrane studia z zakresu języków słowiańskich
8
Recenzja: T. Marín Villora, Estudios Hispánicos, t. XX, 2012 (w druku).
294 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
i romańskich [współautorka: Jitka Smičeková], Ostrava, Universitas Ostraviensis. Facultas Philosophica, 196 s.9
Zawartość: „Úvod” (s. 7–8), „Wstęp” (s.9–10); Část první / Część pierwsza. Co na srdci, to na jazyku. Od ostravských
stereotypů k polským emocionalizmům / Co w głowie, to i w mowie. Od ostrawskich stereotypów do polskich
emocjonalizmów: „Polština czeskim podszyta. O polskojazyčné části Mudrosloví národu slovanského ve příslovích
Františka Ladislava Čelkovského” (s. 15–22, por. nr III.49 i III.58); „Trzy ćwierci do śmierci, czyli ostrawskie stereotypy kulturowe i językowe słowem polskim przez Jaromíra Nohavicę wyśpiewane” (s. 25–42, por. nr III.48); „Novodobé polské parémie jako vyjádření změn současných mravů. Vědecký průzkum s paremiotvůrčím suplementem”
(s. 45–77, por. nr III.63); „Polityka a frazeologia. Emocjonalizmy PiSopochodne w języku współczesnych Polaków
(przed i po katastrofie smoleńskiej)” (s. 79–99; por. nr III.76); Část druhá / Część druga. Dicho y hecho. bien dire,
bien faire. Paremiologie a překladatelská tvořivost / Translatoryka paremiotwórcza: „Ante el caudal refranístico
español. ¿Traducir o imitar?” (s. 101–116; por. nr III.37 i III.52); „Španělská přísloví: přeložit nebo přetvořit? Úvahy
nejen pracovní, dolpněné příklady” (s. 119–136, por. nr III.51); „Del asno a la zorra. Refranes españoles sobre los
animales y sus equivalentes semánticos en lenguas polaca y checa” (s. 139–175; por. nr III.72); „Vieil arbre d’un
coup ne s’arrache. Gobelin starości zbiorową wyobraźnią czterech narodów spleciony” (s. 177–189, por. nr III.59
i III.60); „Bibliografie” (s. 190–196).
2013
12. Iberystyka wrocławska. Przewodnik retrospektywny. Część pierwsza (1967–1990), Wrocław,
nakładem własnym autora, 127 s.10
[W przygotowaniu]
13. O kobietach, winie, pieniądzach i wszystkim co chcecie. Hiszpańskie przysłowia i porzekadła
mową polską gładko oddane [współautorka: Magdalena Pabisiak]11 .
14. Hiszpania na rozdrożu (1931–1945). Relacje, dzienniki, wspomnienia [współautorzy: Grzegorz Nieć i Amelia Serraller Calvo].
[Prace nieopublikowane]
(1998) 1. [Część hiszpańsko-polska] Diccionario fraseológico plurilingüe [współautorka: Anna
Sawicka], 45 s.12
9
Recenzje: M. Głowicka, Estudios Hispánicos, t. XIX, 2011; J. Veselá, Studia Romanistica (Ostrava), vol. 11, nr 2/2011, s. 116–117; M. Drozdowicz,
Paremia (Madrid), t. XXI, 2013; E. Waluch de la Torre, Itinerarios (Warszawa), t. XVII (w druku); A. Serraller Calvo, Eslavística Complutense (Madrid),
vol. XIII (w druku).
10
Książka zawiera wykaz 398 prac magisterskich z zakresu iberystyki studentów filologii romańskiej (1976–1993) i filologii hiszpańskiej
(1995–2012) Uniwersytetu Wrocławskiego, opracowany przez Martę Minkiewicz. Promotorem 76 prac był Piotr Sawicki.
11
O projekcie dwujęzycznego słownika przysłów hiszpańskich i jego koncepcji metodologicznej zob. nr III.35, III.37, III.52.
12
Efekt badań leksykograficznych koordynowanych przez Mar Forment i Emmę Martinell Gifre z Universitat de Barcelona; niezłożony do druku.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 295
II. PUBLIKACJE ZBIOROWE POD REDAKCJĄ PIOTRA SAWICKIEGO
1988
1. Estudios Hispánicos I. Actas del Primer Simposio de Hispanistas Polacos. Kraków–Mogilany,
15–17 XII 1985 [tytuł w języku hiszpańskim i łacińskim; współredaktorzy: Teresa Eminowicz
i Jerzy Sławomirski], Kraków, nakładem Uniwersytetu Jagiellońskiego, 205 s.
1989
2. Hiszpania II Republiki: polityka i literatura / La España de la II República: política y literatura.
Materiały z sympozjum zorganizowanego przez Instytut Filologii Romańskiej Uniwersytetu
Wrocławskiego i Oddział Zachodni Polskiego Stowarzyszenia Hispanistów (Wrocław, 17–18 październik 1986) / Actas del simposio […] [tytuł dwujęzyczny, teksty w języku polskim ze streszczeniami w języku hiszpańskim], Romanica Wratislaviensia, t. XXXII, Wrocław, Wydawnictwo
Uniwersytetu Wrocławskiego, 143 s.
1992
3. Estudios Hispánicos II. Actas del Segundo Simposio de Hispanistas Polacos celebrado en Wrocław
y Karpacz del 24 al 27 de septiembre de 1990 [tytuł w języku łacińskim i hiszpańskim; współredaktor: Jerzy Sławomirski], Wrocław, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, 388 s.
1996
4. Ideologías y poder. Aproximaciones a las literaturas hispánicas en los tiempos de crisis [współredaktorka: Beata Baczyńska], Estudios Hispánicos, t. V, 264 s.
1997
5. Miscelánea en homenaje a Florian Ludwik Śmieja, Estudios Hispánicos, t. VI, 211 s.
296 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
6. (Wyd. polskie) Manuel Tuñón de Lara, Julio Valdeón Baruque, Antonio Domínguez Ortiz,
Historia Hiszpanii [Historia de España], tłum. Szymon Jędrusik, konsultacja naukowa Piotr Sawicki, Kraków, Universitas, 666 s.13
2000
7. Mundo ibérico, mundo eslavo. Afinidades e interrelaciones [współredaktorzy: Roberto Mansberger Amorós, Anna Sawicka], Estudios Hispánicos, t. VIII, 300 s.
8. Tirso de Molina, Zwodziciel z Sewilli i kamienny gość, przekład i posłowie Magdalena Pabisiak,
Wrocław, Wydawnictwo Wacław Bagiński, Seria z Giermkiem.
9. Gustavo Adolfo Bécquer, Leyendas y cartas literarias / Legendy i listy literackie, traducción
y nota final / przekład i posłowie Florian Śmieja [wydanie dwujęzyczne], Wrocław, Wydawnictwo Wacław Bagiński, Seria z Giermkiem.
2002
10. Lenguas, tierras, enlaces. Estudios lingüísticos e hispanoamericanos [współredaktorki: Monika Głowicka, Agnieszka August-Zarębska, Agnieszka Marhall], Estudios Hispánicos, t. X, 292 s.
2003
11. España en Europa. Historia, contactos, viajes [współpraca: Agnieszka Marhall], Estudios
Hispánicos, t. XI, 331 s.
2004
12. Miscelánea de literatura española y comparada. Homenaje a Roberto Mansberger Amorós
[koordynacja wraz z Julią Butiñá Jiménez, Justyną Ziarkowską i Agnieszką August-Zarębską],
Estudios Hispánicos, t. XII, 312 s.14
Powtórne wydania (w rzeczywistości jedynie przedruki, bez aktualizacji danych biograficznych autorów oraz bibliografii, sporządzonej przez
konsultanta polskiej wersji książki i zawierającej publikacje, które ukazały się do końca roku 1996): 2003, 2006 i 2012. Recenzja: C. Taracha,
Estudios Hispánicos, t. XI, 2003, s. 222–226.
14
Recenzja: J. L. Bellón Aguilera, Romanistické Studia / Studia romanistica, nr 6, Acta Facultatis Philosophicae Universitatis Ostraviensis, 227/2006,
s. 217–220.
13
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 297
2010
13. Sofia Casanova Lutosławska, Więcej niż miłość. Powieść współczesna, Drozdowo, Muzeum
Przyrody w Drozdowie, 286 s.
2012
14. Sofia Casanova Lutosławska – hiszpańska pisarka, Polka z wyboru [współredaktorka: Maria
Filipowicz-Rudek], Drozdowo, Fundacja Narwiańska i Muzeum Przyrody w Drozdowie, 224 s.
III. ARTYKUŁY I KOMUNIKATY NAUKOWE ORAZ PRZEKROJOWE
HASŁA ENCYKLOPEDYCZNE
1973
1. „L’Espoir, roman sur une révolution inventée. Remarques sur une crise idéologique dans
l’œuvre de Malraux”, Romanica Wratislaviensia, t. IX, s. 33–43.
1974
2. „Srebroń czy Srebrzynek” [o polskich tłumaczeniach Platero y yo]15, Literatura na świecie, nr 4,
s. 312–325.
3. „Recepcja twórczości literackiej V. Blasco Ibáñeza w Polsce w okresie międzywojennym”, Sprawozdania Wrocławskiego Towarzystwa Naukowego, 1974, seria A, Ossolineum, s. 23–29.
1975
4. „Blasco Ibáñez et la femme”, Romanica Wratislaviensia, t. X, s. 169–188.
1981
5. „Las ejemplares historias de los «niños-cruzados»: notas sobre el espíritu beligerante de una
literatura infantil”, Romanica Wratislaviensia, t. XVI, s. 119–129. Przedruk w: Las plumas que valieron por pistolas (por. nr I.7), s. 115–123.
15
Artykuł zrecenzowany w Twórczości: b, „Z poetyki przekładu”, 1974, nr 9, s. 162–163.
298 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
6. „«El rojo arrepentido», último argumento de la propaganda nacionalista en la novela
española de la guerra civil”, Kwartalnik Neofilologiczny, 1981, nr 3–4, s. 447–463. Przedruk w:
Las plumas que valieron por pistolas (por. nr I.7), s. 125–141.
1987
7. „El concepto de Unidad en la propaganda franquista. Notas para la historia de una obsesión
(1937–1962)”, Romanica Wratislaviensia, t. XXVII, s. 223–231. Przedruk w: Las plumas que valieron por pistolas (por. nr I.7), s. 151–16316.
8. „Literatur als Mitschöpfer der Geschichte. Die gesellschaftliche Sendung der spanischen
Kriegsprosa (1936–1975)”, Germanica Wratislaviensia, t. LXXVIII, Mikrofiche 5, s. 3–8. Przedruk
w: Las plumas que valieron por pistolas (por. nr I.7), s. 151–163.
9. „Una última entrevista con Miguel de Unamuno”, Ínsula (Madrid), nr 488–489, lipiec–
sierpień 1987, s. 14–15. Wersja skorygowana w: Las plumas que valieron por pistolas (por. nr
I.7), s. 25–3317.
1988
10. „Los novios de la muerte. El placer de morir en la novela bélica de la Falange”, Estudios Hispánicos I, s. 137–146, por. nr I.7.
11. „Intelektualiści hiszpańscy wobec wojny domowej 1936–1939. Z psychologii konfliktu destruktywnego”, Sprawozdania WTN za rok 1986, t. 41, seria A (Wrocław, 1988), s. 17–20. Por.
nr I.7 [hiszpańska wersja tekstu].
1989
12. „Między Republiką a frankizmem. Polityczne i moralne dylematy liberalnych pisarzy hiszpańskich w latach trzydziestych”, Romanica Wratislaviensia, t. XXXII, s. 55–65. Przedruk w: Las
plumas que valieron por pistolas (por. nr I.7), s. 13–24.
Przedrukowany wraz z polską wersją tekstu, nieco zmienioną („Hasło jedności w propagandzie frankistowskiej. Uwagi na temat historii pewnej
obsesji”, ibid., s. 159–163).
17
W przedruku artykułu przywrócono oryginalny tytuł, zmieniony przez redakcję Ínsula: „«Los españoles son un pueblo enfermo»: una entrevista olvidada con Miguel de Unamuno”. Tekst został uzupełniony francuską wersją wywiadu, przeprowadzonego przez autora w tym języku,
wg: R. Fajans, Douze ans dans la tourmente (Paris, 1947, Le Jeune Parque, s. 44–48); por. ibid., s. 29–33.
16
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 299
1991
13. „Przed walką z wiatrakami. Fragment Don Kichota Miguela de Cervantesa”, w: W. Dynak,
A. W. Labuda (red.), Lekcja czytania. Eksplikacje literackie, t. I, Warszawa, 1991, Wydawnictwa
Szkolne i Pedagogiczne, s. 256–265.
1992
14. „La ilustre desconocida. Traducciones polacas de la literatura española”, Estudios Hispánicos II,
s. 333–348. Por. nr V.4 i V.11.
15. „Iberyjskie i iberoamerykańskie literatury w Polsce”, w: Słownik literatury polskiej XX wieku,
Wrocław, Ossolineum, s. 402–407.
16. „La narrativa republicana durante la guerra de España y su misión social”, Zagadnienia Rodzajów Literackich, t. XXXV, nr 1–2, s. 15–37. Wyd. skorygowane w: Las plumas que valieron por
pistolas (por. nr I.7), s. 53–74.
17. „La realidad española contemporánea y la enseñanza del idioma (proyecto de una antología)”18
w: Romanica Wratislaviensia, t. XXXVII, Metodología de la enseñanza de la lengua española. Teoría
y práctica. Akta konferencji zorganizowanej przez Uniwersytet Wrocławski i Polskie Stowarzyszenie Hispanistów, Wrocław–Karpacz, 22–26 września 1987, s. 63–67.
18. „Los estudios hispánicos en la Universidad de Wrocław”, Boletín de la Asociación Polaca de
Hispanistas (Warszawa), rok 2, nr 2, styczeń 1992, s. 78–83.
19. „Między dwoma totalizmami. Hiszpańska wojna domowa 1936–1939 w oczach jej polskich
świadków”, Sprawozdania WTN, t. 44–45 (1989–1990), seria A, s. 83–86. Por. także nr III.20
(całość tekstu).
18
Prezentacja antologii La España del cambio (por. nr I.4), wówczas w przygotowaniu.
300 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
1993
20. „Między dwoma totalizmami. Hiszpańska wojna domowa 1936–1939 w oczach jej polskich
świadków”, Ruch Literacki (Kraków), t. XXXIV, nr 1–2, s. 109–12619. Por. także nr III.19 y nr I.7
(wersja rozszerzona, przetłumaczona na jęz. hiszpański).
21. „Impressions et réflexions espagnoles de Stefania Ciesielska-Borkowska”, w: U. Dąmbska-Prokop, A. Drzewicka (red.), Tradition et modernité. Actes du Colloque du Centenaire de la philologie romane à l’Université Jagellone, Kraków, Universitas, s. 276–280.
22. „Polacy a Hiszpanie. Przełamywanie lodów (1808–...)”, Sprawozdania WTN, t. 47 (1992),
seria A, s. 12–15.
23. „Hiszpania Aury Wyleżyńskiej, Tytusa Czyżewskiego i Józefa Czapskiego”, Sprawozdania
WTN, t. 48 (1993), seria A, s. 5–9.
1994
24. „Romantyczna Hiszpania w oczach polskich wędrowców”, w: U. Dąmbska-Prokop, T. Eminowicz (red.), Studia iberystyczne, Kraków, Wydawnictwo „Viridis”, s. 31–50.
1995
25. „Espero morir despacio… El rito de la muerte en el ideario colectivo de Falange”, España
Contemporánea. Revista de Literatura y Cultura (The Ohio State University, Columbus, OH,
U.S.A.), t. VIII, nr 1, 1995, s. 69–80. Wersja skorygowana w: Las plumas que valieron por pistolas
(por. nr I.7), s. 97–105.
26. „Z romanistycznego sztambucha”, Studia i materiały z dziejów Uniwersytetu Wrocławskiego,
t. IV, s. 219–249, wraz z dodatkiem fotograficznym (12 zdjęć)20.
Ten sam tekst został przedrukowany w: Polonia. Boletín informativo de la colonia polaca en España (Alcalá de Henares), nr 21, marzec 1995,
s. 9–16; nr 22, kwiecień 1995, s. 12–14 i nr 23, maj 1995, s. 7–14.
20
W tej publikacji ujęty został niepublikowany tekst Anny Nikliborc „Plotki nie do druku o wrocławskiej romanistyce” (1995), por. s. 224–230.
W: Addenda (s. 246–249) kompozycje okazjonalne P. Sawickiego i Z. Kuleja oraz przedruk tłumaczenia „Barbary” J. Préverta (por. nr VIII.1).
19
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 301
1996
27. „Od Rasy do Polowania. Kino hiszpańskie wobec wojny domowej”, Studia Filmoznawcze (Wrocław), t. XVII, s. 227–258. Wyd. skorygowane w: Las plumas que valieron por pistolas
(por. nr I.7), s. 195–213.
28. „Pasión patriótica, pasión destructora. La idea de España y su contexto político y humano en
la prosa militante de los años 1936–1939”21, Estudios Hispánicos, t. V, s. 85–106. Przedruk w: Las
plumas que valieron por pistolas (por. nr I.7), s. 53–74.
29. „Piśma ob Ispanii Wasilija Botkina w XIX-wiecznym polskim przebraniu. Anatomia plagiatu”,
Sprawozdania WTN, t. 50 (1995), seria A, Wrocław, Nakładem WTN, s. 12–13. Por. także nr III.30
(całość tekstu) i nr III.31 (wersja hiszpańska).
30. „Podróż po Hiszpanii Jana Stelli-Sawickiego: hiszpańskie korespondencje Wasilija Botkina
w XIX-wiecznym polskim przebraniu”, Romanica Wratislaviensia, t. XLI, s. 349–366. Por. także
nr III.29 (streszczenie tekstu) i nr III.31 (wersja hiszpańska).
31. „Cartas sobre España de Vasilii Petróvich Botkin y Viaje a través de España de Jan Stella Sawicki. En la pista de un plagio literario” [współautorka: Beata Zakęs], w: Europa del Centro y de
Este… Por. także nr III.29 i nr III.30.
1999
32. „Una tradición discontinua. Relaciones literarias hispano-polacas”, w: I Coloquio Internacional. ¿Qué es la cultura en la tradición española e hispanoamericana?, Bratislava–Wien,
Letra–Institut für Romanistik, s. 53–66. Por. także nr III.14.
2000
33. „Entre Aproximaciones e Itinerarios. Publicaciones periódicas de hispanistas polacos” [współautorka: Anna Sawicka], w: II Coloquio Internacional. Tendencias y posibilidades de la hispanística
actual. Actas, Bratislava–Wien, AnaPress–Institut für Romanistik, s. 45–54.
21
Niefortunna pomyłka autora sprawiła, że słowo „político” zniknęło z tytułu tego artykułu, zastąpione przez „patriótico” (zob. s. 85).
302 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
34. „Hiszpańsko-polskie związki literackie” [współautorka: Maria Strzałkowa]22 w: Literatura
polska XX wieku. Przewodnik encyklopedyczny, Warszawa, Wydawnictwo Naukowe PWN, t. 2,
s. 478–481.
35. „Del refranero español al refranero eslavo. Equivalentes polacos, eslovacos y checos de los
refranes españoles en lengua castellana” [współautorzy: Magdalena Pabisiak, Ladislav Trup,
Jitka Smičeková], Estudios Hispánicos, t. VIII, s. 261–295.
2001
36. „Dembowski, Hołyński, Tański: tres ejemplos de la hispanofilia romántica polaca de expresión francesa”, w: M. Kęsik (red.), «Droit devant soi on peut aller bien loin». Mélanges de littératures et langues romanes offerts à Jerzy Falicki, Lublin, Édition de l’Université Marie Curie-Skłodowska, s. 133–144. Por. także nr III.43.
37. „Ante el caudal refranístico español. ¿Traducir o imitar?” [współautorki: Magdalena Pabisiak, Jitka Smičeková], w: III Coloquio Internacional. Tendencias y posibilidades de la hispanística actual. Actas, Bratislava–Wien, AnaPress–Institut für Romanistik, s. 119–134. Por. także
nr III.51 i I.11.
38. „Cuando el asno puede… Refranes castellanos sobre los animales y sus equivalentes semánticos en lengua polaca y checa (I)” [współautorki: Magdalena Pabisiak, Jitka Smičeková],
Eslavística Complutense (Madrid), nr 1, s. 13–37. Kontynuacja: zob. nr III.40.
2002
39. „España y los países de la Europa Centro-Oriental: una ojeada retrospectiva sobre los simposios internacionales de hispanistas y eslavistas centroeuropeos (1991–2002)”, Estudios
Hispánicos, t. X, s. 221–229.
40. „…La burra no quiere. Refranes castellanos sobre los animales y sus equivalentes semánticos en lengua polaca y checa (II)” [współautorki: Magdalena Pabisiak, Jitka Smičeková], Eslavística Complutense, nr 2, s. 219–242. Pierwsza część: zob. nr III.38.
22
Przeredagowanie i aktualizacja artykułu M. Strzałkowej, opublikowanego w: Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny (Warszawa, 1984,
PWN, t. 1, s. 356–359).
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 303
41. „Esvástica versus hoz y martillo: ¿nuevo paralelismo hispano–polaco? La contienda «incivil» de 1936–1939 a los ojos de los comentaristas de Polonia y sus interlocutores españoles”
w: F. Presa González (koord. i red.), España y el mundo eslavo. Relaciones culturales, literarias
y lingüísticas, Madrid, GRAM Ediciones, s. 151–16923. Por. także nr III.50.
42. „Entre el rechazo y la admiración: la España de Carlos V y de Felipe II, vista por los polacos”24,
Romanistické Studie / Studia romanistica, nr 2, Acta Facultatis Philosophicae Universitatis Ostraviensis, 202/2003, s. 93–101. Por. nr III.42 bis.
42 bis. „Entre el rechazo y la admiración. La España de Carlos V y de Felipe II, vista por los polacos”, Pensamiento y Cultura (Bogotá), Universidad de La Sabana, Instituto de Humanidades, nr 5,
s. 97–104. Por. nr III.42.
43. „Hiszpania. Literatura”, w: Wielka Encyklopedia PWN [dalej: WE PWN], t. 11, s. 363–366.
2003
44. „Los comentaristas polacos de la España romántica. Apuntes sobre una hispanofilia eslava
que se expresó en francés”, Estudios Hispánicos, t. XI, s. 63–7425.
45. „Política y lenguaje. Unidad: concepto obsesivo de la propaganda franquista”, w: IV Coloquio Internacional. Análisis del discurso y lenguaje político en las lenguas románicas, Bratislava–
Wien, AnaPress – Institut für Romanistik, s. 79–9026.
46. „Los vaivenes del hispanismo polaco (I): Inicios, desarrollo, expansión”, Mundo Eslavo. Revista de Cultura y Estudios Eslavos, Universidad de Granada, nr 2 (2003), s. 9–18. Kontynuacja:
zob. nr III.53.
47. „Gironella, ¿cronista o intérprete? La guerra civil española desde una perspectiva histórica
y moral”, Romanistické Studie / Studia romanistica, nr 3, Acta Facultatis Philosophicae Universitatis Ostraviensis, 209/2003, s. 155–168.
Publikacja oparta na gościnnym wykładzie o tym samym tytule, wygłoszonym na Międzynarodowym Kongresie „España y el Mundo Eslavo”,
który odbył się na Wydziale Filologii UCM (Universidad Complutense de Madrid), 11–13.03.2002 r.
24
Rozszerzona wersja referatu zaprezentowanego na sympozjum „Filip II. a jeho doba (1527–1598) v českých sbírkách” (Praga, Hrad, 10–11
lutego 1999 r.).
25
Przeredagowany tekst opublikowany wcześniej w «Droit devant soi on peut aller bien loin». Mélanges … offerts à Jerzy Falicki; por. nr III.30.
26
Przeredagowana i rozszerzona wersja tekstu opublikowanego wcześniej w Romanica Wratislaviensia, t. XXVII (por. nr III.7) i przedrukowanego
w: Las plumas que valieron por pistolas (por. nr I.7).
23
304 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
48. „Trzy ćwierci do śmierci, czyli ostrawskie stereotypy kulturowe i językowe słowem polskim przez Jaromira Nohawicę wyłożone” [współautorka: Jitka Smičeková], w: K. Kropiwiec,
M. Filipowicz-Rudek, J. Konieczna-Twardzikowa (red.), Między oryginałem a przekładem, t. VIII,
Stereotyp a przekład, Kraków, Księgarnia Akademicka, s. 195–209 (z „Resumé” w jęz. czeskim,
s. 208–209)27. Por. nr I.11.
49. „Polonica w Mudrosloví národu slovanského ve příslovích”, w: Parémie národů slovanských.
Sborník příspěvků z mezinárodní konference konané v Ostravě ve dnech 20–21. 11. 2002
u příležitosti výročí úmrtí F. L. Čelakovského a vydání jeho „Mudrosloví”, Ostrava, Ostravská univerzita, Filozofická fakulta, Katedra slavistiky, s. 27–33. Por. nr III.59 i I.11.
2004
50. „La voz de los vencidos: narrativa republicana en la España franquista”, Estudios Hispánicos,
t. XII, s. 173–191.
51. „Między sierpem i młotem a swastyką (1936–1945): nowy paralelizm hiszpańsko-polski?”,
w: J. Kieniewicz (red.), Studia polsko-hiszpańskie, Warszawa, OBTA [Ośrodek Badań nad Tradycją Antyczną] UW, s. 51–7128.
52. „Czy hiszpańskie przysłowia są przetwarzalne? Uwagi nie tylko warsztatowe przykładami
okraszone”, Studia iberystyczne, nr 3, s. 231–255. Por. nr III.37 i I.11.
53. „Los vaivenes de hispanismo polaco (II): docencia universitaria, investigaciones, publicaciones”, Mundo Eslavo. Revista de Cultura y Estudios Eslavos, Universidad de Granada, nr 3 (2004),
s. 11–34 (Apéndice: „Bibliografía selectiva del hispanismo polaco”, s. 24–34). Pierwsza część:
zob. nr III.46.
54. „Hispanismo polaco en el cambio de los milenios”, Paralelo 50 (Warszawa), nr I, grudzień
2004, s. 44–5529.
27
Studium to, porównanie polskiej wersji (Kiedy odwalę kitę) piosenki Nohavicy Až to se mnu sekne z jej oryginałem, stało się przedmiotem
komentarza Krzysztofa Hejwowskiego w jego książce Kognitywno-komunikacyjna teoria przekładu (Warszawa, 2006, Wydawnictwo Naukowe
PWN, s. 123) jako przykład trudności, które napotyka tłumacz tekstów śpiewanych, usiłując wyrazić w innym języku skojarzenia socjo-kulturowe zrozumiałe jedynie w określonym środowisku językowym.
28
Przeredagowana i rozszerzona wersja tekstu opublikowanego wcześniej w: F. Presa González (red.), España y el mundo eslavo; por. nr III.41.
29
Przeredagowany i skrócony tekst opublikowany wcześniej w: Mundo Eslavo (Granada); por. nr VI.26, nr III.51. i nr III.53.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 305
55. „Hispanistyka polska – wczoraj i dziś (streszczenie wykładu wygłoszonego we Wszechnicy
Oddziału PAN we Wrocławiu)”, Nauka wrocławska. Biuletyn informacyjny Oddziału PAN we Wrocławiu, nr 3–4, marzec–kwiecień, s. 5–8.
56. „Hiszpania. Literatura”, w: Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, t. 3, Warszawa, 2004,
s. 608–61030.
2005
57. „Autorretrato colectivo de la generación de la Falange en la narrativa de la guerra civil: entre
el testimonio y el mito literario”, w: K. Drsková, H. Zbudilová (red.), El retrato en la literatura.
Conferencia Internacional, Český Krumlov, 2004, Opera Romanica, t. 6, České Budějovice, Editio
Universitatis Bohemiae Meridionalis, s. 95–114.
58. „Polszczyzna czeskim podszyta. O polskojęzycznej części Mudrosloví národu slovanského ve
příslovích Františka Ladislava Čelakovskiego, WTN. Rozprawy Komisji Językowej, Wrocław, Wydawnictwo WTN, t. XXXI, s. 33–38. Por. także nr III.49.
59. „Starość nie radość? Problemy trzeciego wieku w paremiach języków romańskich i słowiańskich” [współautorka: Jitka Smičeková], w: Parémie národů slovanských II. Sbornik přispěvků
z mezinárodní konference konané v Ostravě ve dnach 10–11. 2004, Ostrava, Ostravská univerzita, Filozofická fakulta, Katedra slavistiky, s. 235–244. Por. także nr III.60 i I.11.
2006
60. „Vieil arbre d’un coup ne s’arrache. Gobelin starości zbiorową wyobraźnią czterech narodów
spleciony” [współautorka: Jitka Smičeková], Romanica Wratislaviensia, t. LIII, s. 127–138. Por.
także nr III.59 i I.11.
61. „Don Quijote vence en Polonia. Correrías eslavas de un caballero manchego”31, Eslavística
Complutense, nr 6, 2006, s. 99–112. Por. także nr III.62.
Przedruk (bez aneksu bibliograficznego oraz nazwiska autora) tekstu, który ukazał się wcześniej w: WE PWN, t. 11, s. 363–366, por. nr III.43.
Tekst odpowiada referatowi o tym samym tytule wygłoszonemu podczas Międzynarodowego Seminarium „Visiones universales de El Quijote”,
które odbyło się na Wydziale Filologii UCM, 18–20.04.2005 r.
30
31
306 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
62. „Od Norwida do … (I). Poczet Don Kichotów polskich (dalece niepełny)”, WTN. Rozprawy
Komisji Językowej, t. XXXIII, s. 273–280. Część II i III zob. nr III.66 i III.69.
63. „Nowe paremie polskie jako wyraz przemian we współczesnej obyczajowości. Rekonesans
badawczy z suplementem paremiotwórczym” [autor suplementu: Jaroslav Reska], w: Pocta
Evě Mrhačové. K životnímu jubileu doc. PhDr. Evy Mrhačové, CSC., děkanky Filozofické fakulty
Ostravské univerzity, Ostrava 2006, Universitas Ostraviensis, s. 173–197. Tekst w nowej wersji,
w przekładzie na jęz. czeski, w: Srovnávací frazeologie… (I.11).
2007
64. „Literatura katalońska w polskich encyklopediach i podręcznikach literatury”, w: Studia iberystyczne, nr 6, Almanach kataloński (Katalonia – Walencja – Baleary – Andorra), s. 141–170.
65. „Przysłowia (nie) przekładają się same. Wybrane przykłady translatoryki paremiotwórczej”
[współautorka: Jitka Smičeková], w: Parémie národů slovanských III: Sborník příspěvků z mezinárodní konferencje konané v Ostravĕ ve dnech 21–22.11.2006, Ostrava, Ostravská univerzita
v Ostravĕ, s. 241–248.
66. „Od Norwida do... (II) Poczet Don Kichotów polskich (uzupełniony, acz niekompletny)”,
WTN. Rozprawy Komisji Językowej, t. XXXIV, s. 3–13. Por. także nr III.62 y III.69.
67. „Literatura hiszpańska”, w: Literatura świata: literatury narodowe, twórcy i dzieła, prądy i kierunki, Warszawa, Wydawnictwo Naukowe PWN, s. 316–324. Por. także nr III.43 i III.56.
68. „Los interbrigadistas polacos en la posguerra. Manipulaciones propagandísticas y avatares
políticos”, w: A. R. Celada, D. Pastor García, R. Ma. López Alonso (red.), Las Brigadas Internacionales: 70 años de memoria histórica, Salamanca, Amarú Ediciones, s. 421–429.
2008
69. „Od Norwida do Miodka (III) : poczet Don Kiszotów polskich (subiektywnym wyborem dopełniony)”, WTN. Rozprawy Komisji Językowej, t. XXXV, s. 77–92. Część I i II zob. nr III.62 i III.66.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 307
70. „Krótka relacja z procesu autolustracji polskich środowisk akademickich (I). Z materiałów
prasowych wybrał i opracował Piotr Sawicki”, Eslavística Complutense, nr 8, s. 169–194. Część
II zob. nr III.75.
71. „Hagiografía polaca del general Franco / Polska hagiografia generała Franco” (wyd. dwujęzyczne), w: El cambio de la imagen mutua de Polonia y España desde la transición / Zmiana wzajemnego obrazu Hiszpanii i Polski od czasu przejścia do demokracji, Warszawa, Instituto Cervantes
de Varsovia, Instytut Historii PAN, s. 361–396.
72. „Del asno a la zorra. Refranes españoles sobre los animales y sus equivalentes semánticos
en lenguas eslavas” [współautorka: Jitka Smičeková], w: Studia Romanica Bratislavensia, nr 2,
Homenaje a Ladislav Trup, Bratislava, s. 109–141. Por. nr I.1132.
2009
73. „Sofía Casanova i Izabela Lutosławska wobec hiszpańskiej tragedii. Doświadczenia i wnioski”,
w: M. Dajnowicz (red.), Zachodnie wzorce i wschodnie realia. Przedstawicielki elit prowincjonalnych w XIX i pierwszej połowie XX wieku, Białystok, Instytut Historii Uniwersytetu w Białymstoku;
Muzeum Przyrody w Drozdowie, s. 11–19.
74. „Zagadka «fujarki ze srebra». Pieśni hiszpańskie Edwarda Porębowicza – od spolszczenia do
oryginału”, w: Studia Iberystyczne, nr 8, Zrozumieć język, przetłumaczyć świat. Księga Pamiątkowa
dedykowana Profesor Jadwidze Koniecznej-Twardzikowej, Kraków, s. 29–38.
75. „Krótka relacja z procesu autolustracji polskich środowisk akademickich (II). Z materiałów
prasowych wybrał i opracował Piotr Sawicki”, Eslavística Complutense, nr 9, s. 171–191. Zob. także nr III.70.
76. „Polityka a frazeologia. PIS-ogenne emocjonalizmy w języku współczesnych Polaków”,
w: Parémie národů slovanských IV: Sborník příspěvků z mezinárodní konferencje konané v Ostravĕ
ve dnech 20–21.11.2008, Ostrava, Ostravská univerzita v Ostravĕ, s. 216–221. Wersja rozszerzona w: Srovnávací frazeologie… (I.11).
32
Skrócona wersja tekstu opublikowanego wcześniej w Eslavística Complutense, por. nr III.38 i III.40.
308 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
2011
77. „Vicente Blasco Ibáñez en las lenguas eslavas. Traducciones polacas y checas”, w: F. Navarro,
P. Mogorrón, P. Masseau (red.), Escritores valencianos del siglo XX en sus traducciones, Alicante,
AguaClara, s. 45–53.
78. „Polski Blasco Ibáñez i jego paratekstowe konteksty”, w: E. Skibińska (red.), Między oryginałem a przekładem, t. XVII, Parateksty przekładu, Kraków, Księgarnia Akademicka, s. 155–167.
2012
79. „«Literatury mniejsze» Hiszpanii w podręcznikach i encyklopediach PWN-owskich”,
w: M. Loba, B. Łuczak i A. Gregori (red.), „Literatury mniejsze” Europy Romańskiej, Poznań, Wydawnictwo Naukowe UAM, s. 35–4633.
80. „Poetyckie polonica Sofíi Casanovy Lutosławskiej, w: M. Filipowicz-Rudek, P. Sawicki (red.),
Sofía Casanova Lutosławska – hiszpańska pisarka, Polka z wyboru, Drozdowo, Fundacja Narwiańska i Muzeum Przyrody w Drozdowie, s. 13–22.
2013
81. „Así se templó el acero. Los primeros años de la hispanística cracoviense, observados desde
una prudente distancia”, w: Studia iberystyczne, nr 10, Edad de Plata del hispanismo cracoviano
(1975–2010). Textos y Contextos, Kraków, Księgarnia Akademicka (w druku).
82. „¿Traducir o imitar? Hacia un diccionario hispano-eslavo de refranes” [współautorka: Jitka
Smičeková], w: M. Forment (red.), Descripción y proyección del español en el mundo, Barcelona,
Universitat de Barcelona (w druku).
33
Integralną częścią tego artykułu są suplementy zatytułowane „Baskijska literatura” (autor: Piotr Sawicki) i „Galicyjska literatura” (autorzy:
Maria Filipowicz-Rudek i Piotr Sawicki).
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 309
IV. POZOSTAŁE HASŁA ENCYKLOPEDYCZNE I SŁOWNIKOWE
1993
1–4. Baroja Pío (s. 30); Martín–Santos Luis (s. 141); Rodoreda Mercé (s. 170–171); Sender Ramón José (s. 167), w: Leksykon pisarzy świata. XX wiek. Suplement, Warszawa, Fundacja Literatura Światowa.
1995
5–14. Benet Goitia Juan (s. 64–65), Goytisolo Luis (s. 212), Marañón Gregorio (s. 355–356),
Martín–Santos Luis (s. 359), Rodoreda Mercè (s. 466), Rosales Luis (s. 468), Sastre Alfonso
(s. 484), Torrente Ballester Gonzalo (s. 546), Vélez de Guevara Luis (s. 565), Verdaguer Jacint
(s. 565), Zambrano María (s. 602), w: Pisarze Świata. Słownik Encyklopedyczny, Wydawnictwo
Naukowe PWN.
15–27. Alemán Mateo (s. 97), Ayala Francisco (s. 257), Azorín (s. 311), Baroja y Nessi Pío (s. 362),
Blasco Ibáñez Vicente (s. 485), Calderón de la Barca Pedro (s. 632–633), Calvo Sotelo Joaquín
(s. 634), Casona Alejandro (s. 651), Castro Américo (s. 651), Cela Camilo José (s. 658), Cernuda
Luis (s. 671), Cervantes Saavedra Miguel de (s. 671–672, współautor), Clarín (s. 770), w: Nowa
Encyklopedia Powszechna PWN, Warszawa, t. 1.
1996
28–30. Delibes Miguel (s. 50); Espriu Salvador (s. 267); Foix Josep Vicenç (s. 389), w: Nowa Encyklopedia Powszechna PWN, Warszawa, t. 2.
1997
31–36. Azorín (s. 47–48), Baroja Pío (s. 59–60), Blasco Ibáñez Vicente (s. 86–87), Marsé Juan (s.
410–411), Martín–Santos Luis (s. 411–412), Matute Ana María (s. 416–417), Millás Juan José
(s. 427–428), Rodoreda Marcé (s. 531), Sánchez Ferlosio Rafael (s. 551–552), Sender Ramón
José (s. 565–566), w: Leksykon pisarzy świata XX wieku, wydanie drugie poprawione i rozszerzone, Warszawa, Fundacja Literatura Światowa. Por. także numery IV.1–4.
310 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
2000
37–43. „ABC” (s. 26); Abencerragowie [część literacka] (s. 34); Agirre Domingo (s. 202); Agirre
José María (s. 202); Agustí Ignacio (s. 217); Aldecoa Ignacio (s. 340); Alemán Mateo (s. 356–
357, art. podpisany), w: WE PWN, Warszawa, t. 1.
2001
44–47. Aresti Gabriel (s. 263); ateneos (s. 416); Axular Piarres de (s. 563); Ayala Francisco
(s. 563, art. podpisany), w: WE PWN, t. 2.
48–51. Azorín (s. 46, art. podpisany); Barea Arturo (s. 229); Barga Corpus (s. 230); Baroja
y Nessi Pío (s. 239–240, art. podpisany), w: WE PWN, t. 3.
52–55. Blanco Amor Eduardo (s. 149); Blanco White José María (s. 149); Blasco Ibáñez Vicente
(s. 151–152, art. podpisany); Bousoño Carlos (s. 353), w: WE PWN, t. 4.
56–72. Cabanillas Ramón (s. 112); Calderón de la Barca Pedro (s. 126–127, art. podpisany);
Calvo Sotelo Joaquín (s. 132); „Cambio 16” (s. 139); cantares de gesta (s. 157); cantigas (s. 158);
Casanova-Lutosławska Zofia (s. 195–196, art. podpisany); Casona Alejandro (s. 198); Castillo–
Puche José Luis (s. 205); Castillo Solorzano Alonso de (s. 205); Castro Américo (s. 207); Catalá
Víctor (s. 209); Cela Trulock Camilo José (s. 235, art. podpisany); Celaya Gabriel (s. 236); Cernuda
Luis (s. 291, art. podpisany); Cervantes Saavedra Miguel de (s. 293–294, art. podpisany); Chacel Rosa (s. 309), w: WE PWN, t. 5.
2002
73–82. Ciesielska-Borkowska Stefania (s. 57); Clarín (s. 90, art. podpisany); Coloma Luis
(s. 125); Conde Carmen (s. 138); copla (s. 155); Costa y Martínez Joaquín (s. 174); „Cuadernos
Hispanoamericanos” (s. 205); Cunqueiro Álvaro (s. 217); Curros Enríquez Manuel (s. 219); Dechepare Bernart (s. 574), w: WE PWN, t. 6.
83–85. Delibes Miguel (s. 54, art. podpisany); Delicado Francisco (s. 54); Dieste Rafael (s. 174),
w: WE PWN, t. 7.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 311
86–89. Elizanburu Yan Bathite (s. 203); Espina Concha (s. 336); Espriu Salvador (s. 337); Felipe
León (s. 568), w: WE PWN, t. 8.
90–98. Fernández Flórez Wenceslao (s. 27); Fernández Santos Jesús (s. 27); Ferreiro Celso Emilio
(s. 30); Foix i Mas Josep Vicenç (s. 221); Fole Anxel (s. 225); Gala Antonio (s. 481); galisyjska
literatura (s. 498–499, art. podpisany); García Nieto José (s. 532); Garcilaso de la Vega (s. 532),
w: WE PWN, t. 9.
99–104. Giménez Caballero Ernesto (s. 155); Gironella José María (s. 166); Góngora y Argote Luis
de (s. 283, tekst Krystyny Niklewicz, rozszerzony przez Sawickiego, art. podpisany); Goytisolo
Juan (s. 338); Goytisolo Luis (s. 338); Guardia de Asalto (s. 549); w: WE PWN, t. 10.
105–107. Hedilla Larrey Manuel (s. 192); Heistein Józef (s. 204); Hierro José (s. 294); w: WE PWN,
t. 11.
108–112. „Ínsula” (s. 170); Iparagirre José María (s. 221); jarchas (s. 444); Jardiel Poncela Enrique
(s. 444); Jiménez Juan Ramón (s. 571, art. podpisany), w: WE PWN, t. 12.
2003
113. Laforet Carmen (s. 288), w: WE PWN, t. 15.
114–116. López Aranguren José Luis (s. 133); Luzán y Claramunt Ignacio de (s. 237); Machado
y Ruiz Antonio (s. 366, art. podpisany), w: WE PWN, t. 16.
117–122. Marsé Juan (s. 72); Martín Gaite Carmen (s. 80); Mateo Díez Luis (s. 125); Matute Ana
María (s. 141); Mesonero Romanos Ramón de (s. 274); Mihura Miguel (s. 411–412); Milner Zdzisław (s. 456), w: WE PWN, t. 17.
123–125. Muñoz Molina Antonio (s. 199); Muñoz Seca Pedro (s. 199); Nebrija Antonio de
(s. 422), w: WE PWN, t. 18.
126. Núñez de Arce Gabriel (s. 223), w: WE PWN, t. 19.
312 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
2004
127–128. Pérez Galdós Benito (s. 462, art. podpisany); Pérez Reverte Arturo (s. 463), w: WE
PWN, t. 20.
129. Pieśń o Cydzie (s. 32), w: WE PWN, t. 21.
130–131. Pondal Abente Eduardo (s. 49); powieść mauretańska (s. 165), w: WE PWN, t. 22.
132–136. Quevedo y Villegas Francisco de (s. 21, art. podpisany); Residencia de Estudiantes
(s. 298); Rodríguez Castelao Alfonso Daniel (s. 401); Rodríguez del Padrón Juan (s. 401), w: WE
PWN, t. 23.
137–144. Rueda Lope de (s. 63); Rueda Salvador (s. 63); Saavedra Fajardo Diego de (s. 197);
sainete (s. 226–227); Salas Barbadillo Alonso Jerónimo de (s. 254); Sánchez Ferlosio Rafael
(s. 321–322); Sender Ramón José (s. 521, art. podpisany); serranilla (s. 553), w: WE PWN, t. 24.
2005
145–148. Tomeo Javier (s. 470–471); Torre Guillermo de (s. 501); Torres Naharro Bartolomé de
(s. 502); Torres Villarroel Diego de (s. 503), w: WE PWN, t. 27.
149–157. Trigo Felipe (s. 31); Txillardegi (s. 172–173 ); Umbral Francisco (s. 286); Valdés Antonio de (s. 408); Valdés Juan de (s. 408–409); Valle-Inclán Ramón María del (s. 412, art. podpisany); Vázquez Montalbán Manuel (s. 428); Vega Carpio Lope Félix de (s. 429, art. podpisany);
villancico (s. 461), w: WE PWN, t. 28.
158–159. Zambrano María (s. 225); zarzuela (s. 272), w: WE PWN, t. 30.
160–161. Jiménez Lozano José (s.168); Millás Juan José (s. 259), w: WE PWN, t. 31, Suplement.
[Prace nieopublikowane]
(1999) 1. 1. Morawski Józef34, dla: WE PWN.
34
Artykuł o znakomitym romaniście i hispaniście, pionierze akademickiej iberystyki w Polsce. „Gorączka oszczędności”, która opanowała redakcję
Wielkiej Encyklopedii, spowodowała usunięcie tekstu z t. 18 (2003) (komentarz P. Sawickiego).
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 313
(2001–2002) 2–22. Artykuły przygotowane dla: Literatura. Encyklopedia PWN35. Abencerrag. Historia Abindárreza i pięknej Haryfy; alborada; Alcázar B. del; aleluyas; Amadis z Walii; Arconada
C. M.; asceci hiszpańscy; astracán; Atxaga B.; Azaña M.; baile; Balmes J. L. de; Barraca, La; baskijska literatura [nowa wersja, różniąca się od wersji J. Brauna, opublikowanej w: WE PWN];
Bécquer G. A.; Biblioteca de Autores Españoles; Biblioteka Hiszpańska i Hispanoamerykańska;
bobo; Böhl von Faber J. N.; Borrás T.; bululú; Caballero Bonald J. M.; Calderón de la Barca S. [nowa
wersja, skonsultowana z B. Baczyńską]; Castillo Puche J. L.; Castresana L. de; Cifar [postać]; Cipreses creen en Dios, Los; Corrales Egea J.; Crémer V.; „Cruz y Raya”; Czterech jeźdźców Apokalipsy;
Diharce J. M. (Iratzeder); „Escorial”; Etxaide Itarte J.; „Gaceta Literaria, La”; galicyjska literatura
[nowa wersja; współautorka: Maria Filipowicz-Rudek]; García Hortelano J.; García Pavón F.; Grosso A.; Guzmán de Alfarache; „Hora de España”; „Ínsula”; Jardiel Poncela E.
V. ARTYKUŁY POPULARYZATORSKIE, WSTĘPY, POSŁOWIA, NOTY EDYTORSKIE
1968
1. „Antonio Machado – największy poeta hiszpański naszej doby”, Agora. Miesięcznik kulturalno-literacki (Wrocław, Uniwersytet Wrocławski), nr 24, s. 86–92.
1972
2. „Juan Ramón Jiménez”, Życie Literackie, nr 16, s. 7.
1975
3. „Posłowie”, w: V. Blasco Ibáñez, Mare nostrum, Kraków, Wydawnictwo Literackie, s. 466–477.
4. „Literatura na opak wywrócona” [o polskich tłumaczeniach hiszpańskiej literatury: stan aktualny i sugestie dla tłumaczy], Literatura na świecie, nr 2, s. 358–370. Por. nr III.14 i V.11.
1977
5. „Posłowie”, w: F. Ayala, Zdechnąć jak pies [Muertes de perro], Kraków, Wydawnictwo Literackie,
Literatura iberyjska, s. 183–190.
35
Projekt wydawniczy zawieszony przez władze Wydawnictwa (najprawdopodobniej po negatywnej opinii działu marketingu) w przededniu
pojawienia się pierwszego z pięciu projektowanych tomów.
314 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
1978
6. „Posłowie”, w: L. Martín-Santos, Czas milczenia [Tiempo de silencio], Kraków, Wydawnictwo
Literackie, Literatura iberyjska, s. 232–253.
7. „Wstęp” w: F. Quevedo, Żywot młodzika niepoczciwego imieniem Pablos czyli wzór dla obieżyświatów i zwierciadło filutów [La vida del buscón llamado don Pablos, ejemplo de vagamundos
y espejo de tacaños], Warszawa, PIW, s. 5–14.
1979
8. „Posłowie”, w: Á. M. de Lera, Pasodoble śmierci [Los clarines del miedo], Kraków, Wydawnictwo Literackie, Literatura iberyjska, s. 250–258.
1983
9. „Posłowie”, w: J. Goytisolo, Znaki tożsamości [Señas de identidad], Kraków, Wydawnictwo
Literackie, Literatura iberyjska, s. 443–461.
1988
10. „Primer Seminario de Didáctica del Español en Polonia”, Cable. Revista del español como lengua extranjera (Madrid), nr 2, XI 1988, s. 78.
1990
11. „Dlaczego wciąż nie znamy literatury hiszpańskiej?”, Nowe Książki, 1990, nr 10, s. 1–4. Por.
nr III.14 i V.4.
1993
12. „Zamiast wstępu”, w: B. Zakęs, Gdyby Kolumb nie odkrył Ameryki…, Wrocław, Towarzystwo
Przyjaźni Polsko-Amerykańskiej, s. 5–6.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 315
1996
13. „El Simposio Internacional «Europa del Centro y del Este y el Mundo Hispánico» y su circunstancia”, w: A. I. Blanco Picado, T. Eminowicz (red.), Europa del Centro y del Este y el Mundo Hspánico. Simposio Internacional Cracovia, 26–28 de octubre de 1995, Kraków, Oficyna Wydawnicza
Abrys, s. 9–1036.
14. „Trovador, zapomniany klejnot hiszpańskiego dramatu romantycznego”, w programie teatralnym do Trubadura [Il Trovatore] Giuseppe Verdiego, Teatr Wielki, Poznań, s. 10–17.
1997
15. „Wstęp”, w: Juan Ramón Jiménez, Platero y yo / Srebroń i ja [wyd. dwujęzyczne], tłum. Florian
Śmieja, Wrocław, Wydawnictwo Wacław Bagiński, s. 5–18.
16. „Słowo wstępne”, w: M. Tuñón de Lara, J. Valdeón Baruque, A. Domínguez Ortiz, Historia Hiszpanii [Historia de España], Kraków, Universitas, s. 5–7.
17. „Noty biograficzne autorów”, w: M. Tuñón de Lara, J. Valdeón Baruque, A. Domínguez Ortiz,
Historia Hiszpanii [Historia de España], Kraków, Universitas, s. 8–10.
18. „Polskie peregrynacje osiołka z Moguer” [o polskich tłumaczeniach Platero y yo], Odra, nr 1,
s. 62–6537.
2000
19. „Presentación del volumen”, Estudios Hispánicos, t. VIII, s. 9–10.
20. „Nota edytorska”, w: Tirso de Molina, Zwodziciel z Sewilli i kamienny gość, przekład i posłowie
Magdalena Pabisiak, Wrocław, Wydawnictwo Wacław Bagiński, Seria z Giermkiem, Redaktor
Piotr Sawicki, s. 124–126.
Akta Sympozjum „Europa del Centro y del Este y el Mundo Hispánico” zostały zrecenzowane przez V. Bagnó w: Notas. Reseñas iberoamericanas
(Frankfurt/M.), t. 6 (1999), nr 2, s. 87–89.
37
Podstawą artykułu był referat zaprezentowany na konferencji poświęconej profesorowi Florianowi Ludwikowi Śmieji w 70. rocznicę jego urodzin,
zorganizowanej przez Wrocławskie Towarzystwo Naukowe w Instytucie Filologii Romańskiej (28.03.1995 r.).
36
316 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
21. „Nota edytorska”, w: Gustavo Adolfo Bécquer, Leyendas y cartas literarias / Legendy i listy
literackie, traducción y nota final / przekład i posłowie Florian Śmieja [wydanie dwujęzyczne], Wrocław, Wydawnictwo Wacław Bagiński, Seria z Giermkiem, Redaktor Piotr Sawicki,
s. 175–177.
2002
22. „Presentación del volumen”, Estudios Hispánicos, t. X, s. 11–12.
2003
23. „Hiszpańskie lata Pani Gabrieli [Makowieckiej]”, Dekada Literacka, nr 7/8, s. 115–11838.
24. „Presentación del volumen”, Estudios Hispánicos, t. XI, s. 9–10.
2004
25. „Presentación del volumen” [współautorka: Justyna Ziarkowska], Estudios Hispánicos, t. XII,
s. 9–12.
2006
26. „Carta de despedida”, w: Estudios de lingüística, didáctica y literatura, Estudios Hispánicos,
t. XIV, s. 9–12.
2009
27. „«Wracając do lat hiszpańskich» – zapomniana książka Gabrieli Makowieckiej”, w: Polonica
Matritensis, nr 2, En busca de una nueva patria. Pasado y presente de los polacos en España. Parte
1. Pasado / W poszukiwaniu nowej Ojczyzny – przeszłość i teraźniejszość Polonii Hiszpańskiej.
Część 1: Przeszłość, Kraków, s. 23–32. Por. nr V.23.
38
Tytuł nawiązuje do książki G. Makowieckej Wracając do lat hiszpańskich (Warszawa, Wydawnictwo „WarSawa”, 1992), przywoływanej w tekście
artykułu.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 317
2010
28. „Zamiast wstępu”, w: Agnieszka Sycińska (opracowanie), Emilia Dowgiało (noty o reżyserach
i filmach), Mały studencki ilustrowany przewodnik po kinie hiszpańskim. Część pierwsza, Debiuty
iberystyczne, 1, Wrocław, Instytut Filologii Romańskiej, Zespół Historii i Kultury Półwyspu Iberyjskiego, Studenckie Koło Naukowe Iberystów „Mañana”, s. 3–4.
29. „Sofia Casanova Lutosławska – hiszpańska pisarka, polska patriotka. Portret zwielokrotniony”, w: Sofia Casanova Lutosławska, Więcej niż miłość. Powieść współczesna, Drozdowo, Muzeum
Przyrody w Drozdowie, s. 5–26.
[Prace nieopublikowane – wybór]
(1995) 1. „Trywialność świata i potęga wiary. O istocie twórczości Luisa Buñuela, Hiszpana
z Calandy”, maszynopis, 8 s.39
(1995) 2. „Zofia Szleyen: pół wieku «z Hiszpanią w sercu»”, maszynopis, 7 s.40
(1998) 3. „Viajeros polacos en España”, maszynopis, 7 s.41
(2009) 4. „Hiszpański dramat w oczach Polaków. Wypowiedzi, relacje, wspomnienia”, maszynopis, 12 s.42
VI. POZOSTAŁE OPRACOWANIA (PRZEGLĄDY, NOTY,
ZESTAWIENIA BIBLIOGRAFICZNE ITP.)
1968
1. „Gdy rozstroiły się hiszpańskie gitary”, Konfrontacje (Wrocław, Rada Okręgowa Zrzeszenia Studentów Polskich), czerwiec–sierpień 1968, s. 4–5.
Odczyt przedstawiony na inauguracji przeglądu filmów Buñuela w ramach II Wrocławskiej Wiosny Filmowej (21–28 kwietnia 1995 r.).
Wystąpienie na wieczorze poświęconym Zofii Szleyen, w pierwszą rocznicę śmierci tłumaczki (Instituto Cervantes, Warszawa, 3 listopada 1995 r.).
41
Referat przedstawiony na seminarium „Od Lelewela do naszych czasów: paralelizmy historyczne i związki kulturowe między Hiszpanią a Polską”
(Instituto Cervantes, Warszawa, 20 stycznia 1998 r.).
42
Tekst wystąpienia przygotowanego na debatę poprzedzającą inaugurację wystawy „Korespondenci zagraniczni z hiszpańskiej wojny domowej”
(Instituto Cervantes, Warszawa, 14 maja 2009 r.). Temat debaty: „Dwie Europy, ich korespondenci, dwie Hiszpanie i dwie Polski podczas hiszpańskiej
wojny domowej”.
39
40
318 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
2. „Na antypodach godardyzmu czyli o filmie Claude’a Leloucha Kobieta i mężczyzna [Un homme
et une femme]”, Agora, nr 19, s. 92–97.
1971–1972
3. „Notatnik hiszpański”, Wieczór Wrocławia.
- „Wagonem III klasy w drodze do Barcelony”, 22 XII 1971, s. 2.
- „Wśród Katalończyków”, 28 XII 1971, s. 2.
- „W świątecznym tłumie na ulicach Madrytu”, 29 XII 1971, s. 5.
- „Skąd Hiszpanie wracają?”, 31 XII 1971 – 2 I 1972, s. 8.
4. „Biustonosz a kultura studencka”, Sigma. Magazyn problemowo-informacyjny Politechniki
Wrocławskiej, 71/72, nr 1 (31), s. 19.
5. „Biustonoszy dalsze sztuki. Almaturowi chwała (albo i nie)”, Sigma, 71/72, nr 2 (32), s. 14.
6. „Biustonoszy dalsze sztuki. Wrocławskie kontestacje”, Sigma, 71/72, nr 3 (33), s. 7–8.
1972
7. „Biustonoszy dalsze sztuki. Kobieta i mężczyzna”, Sigma, 1972, nr 4 (34), s. 15.
1974
8. „I ogólnopolskie seminarium pracowników naukowych filologii romańskiej” [współautorka:
Teresa Szymańska], Kwartalnik Neofilologiczny (Varsovia), t. XXI, nr 2, s. 237–238.
1976
9. „Pomysłowa igraszka” [o pewnych literackich reperkusjach mitu o Don Juanie; fragmenty
listu do redakcji], Literatura na świecie, nr 4, s. 362–363.
1980
10. „O Kalinie Wojciechowskiej”, Tygodnik Powszechny (Kraków), nr 25, s. 6.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 319
1981
11. „Kto «morduje» literaturę hiszpańską?”43, Życie Literackie, nr 33, s. 12.
12. „Oj niedobrze, niedobrze, niedobrze (na marginesie filmu [Robotnicy ‘80], którego nie obejrzeliśmy)”, Komunikaty NSZZ Solidarność, Uniwersytet Wrocławski, nr 19, s. 11–12.
1985
13. „Cyt, iskierka zgasła?”, Życie Uniwersytetu [numer specjalny z datą 15 XI 1985], s. 1144.
1988
14. „Publicaciones hispánicas de los profesores del Instituto de Filología Románica de la Universidad Jaguellona. Bibliografía recogida por...”, Estudios Hispánicos I, s. 17–34.
15. „Kilka uwag na marginesie I Ogólnopolskiego Sympozjum Hispanistycznego”, Estudios Hispánicos I, s. 9–12.
1991
16. „Hispaniści z Europy Wschodniej, łączmy się – w Krakowie” [współautorka: Jadwiga Konieczna-Twardzikowa], Dekada Literacka (Kraków), 1991, nr 23, s. 345.
1992
17. „Sylwetka literacka Octavio Paza (Nobel 1991)”, Sprawozdania WTN, t. 46 (1991), seria A, s. 14.
Przeredagowana wersja polemiki z Carlosem Marrodanem opublikowanej w Nowych Książkach (1981, nr 13, s. 94–95), w dziale korespondencji.
44
Refleksje na temat Wydziału Filologicznego UWr. i aktualnej sytuacji Instytutu Filologii Romańskiej, zagrożonego zamknięciem, z powodów
politycznych, po dwukrotnym zawieszeniu rekrutacji decyzją ministerialną. Tekst utrzymany w konwencji felietonowej.
45
Refleksje po międzynarodowym kongresie „El español y el futuro del hispanismo ante los cambios ocurridos en los países del Este de Europa”
(Salamanca, 19–20 VI 1991). Por. nr V.13 i nr III.39.
43
320 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
1995
18. „Piotr Sawicki: «Iberystyka w Polsce, to już nie tylko moda». Rozmawiał Andrzej Dworski,
Polonia (Alcalá de Henares), nr 26, sierpień 1995, s. 2–5.
1997
19. „Bibliografia”, w: Historia Hiszpanii, s. 613–643 (część pierwsza: „Hiszpania i jej kultura
w pracach polskich autorów i przekładach na język polski”, s. 615–635; część druga: „Polska
a Hiszpania. Zbieżności dziejowe i wzajemne konteksty”, s. 636–643).
1999
20. „Colaboradores de este volumen”, Lenguas iberorrománicas y eslavas. Estudios contrastivos,
Estudios Hispánicos, t. VIII, s. 167–169.
2000
21. „Revistas, actas y libros recibidos”, Estudios Hispánicos, t. VIII, s. 297–300.
2001
22. „Michał Michalak. Wspomnienie (1931–2001)”46, Gazeta Dolnośląska, 5 VII 2001, s. 10.
2002
23. „Revistas, actas y libros recibidos” [współpraca: A. August-Zarębska], Estudios Hispánicos,
t. X, s. 287–292.
24. „Anna Nikliborc. Wspomnienie (1904–1992)”, Gazeta Wyborcza. Wrocław, 23 X 2002, s. 11.
2003
25. „Bibliografía selectiva” [o Sofíi Casanovie Lutosławskiej, w nawiązaniu do:] M. Filipowicz46
Tytuł oryginalny, zmieniony w druku: „Michel. Wspomnienie o Michale Michalaku (1931–2001)”.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 321
-Rudek, „Más que amor. Sofía Casanova Lutosławska, princesa de las nieves polacas”, Estudios
Hispánicos, t. XI, s. 174–175.
2004
26. „Curriculum académico y profesional del profesor Roberto Mansberger Amorós”, Estudios Hispánicos, t. XII, s. 19–22.
27. „Publicaciones del profesor Roberto Mansberger Amorós” [współautorka: Agnieszka August-Zarębska], Estudios Hispánicos, t. XII, s. 23–26.
2009
28. „Trzydzieści lat, parę chwil – nie tylko w Krakowie. Glosa do portretu Jadwigi”, w: Studia Iberystyczne, nr 8, Zrozumieć język, przetłumaczyć świat. Księga Pamiątkowa dedykowana Profesor
Jadwidze Koniecznej-Twardzikowej, Kraków, s. 189–215.
[Prace nieopublikowane]
(1973) 1. „Tylko po hiszpańsku” [komentarz do artykułów dotyczących autorów hiszpańskich
w Małym słowniku pisarzy świata, Warszawa], dla Literatury na świecie, maszynopis, 5 s.47
(1982) 2. „O «seriach narodowych» i «mordercach» literatury hiszpańskiej – raz jeszcze”, dla Życia
Literackiego, maszynopis, 6 s. Por. nr VI.11.
VII. RECENZJE
1974
1. „Próba erraty do Opowieści hiszpańskich”48, Literatura na świecie, nr 2, s. 335–338.
Późniejsza korespondencja z redaktorem Robertem Stillerem stała się impulsem do napisania artykułu „Literatura na opak wywrócona”; por.
nr V.4 (informacja dodana przez Piotra Sawickiego).
48
Opowieści hiszpańskie. Opracowała i przełożyła Kalina Wojciechowska, Warszawa, 1972, Iskry.
47
322 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
1975
2. J.-N. Loubès, J. L. León Roca, Vicente Blasco Ibáñez, diputado y novelista, Toulouse, 1972,
w: Romanica Wratislaviensia, t. XI, s. 171–175.
3. „Czy przekładamy jeszcze literaturę hiszpańską?”49, Literatura na świecie, nr 7, s. 322–335.
1976
4. „Bohaterowie czy uzurpatorzy?” [recenzja z polskiego przekładu Los usurpadores Francisca
Ayali], Literatura na świecie, nr 3, s. 352–359.
1979
5. H. Suwała, Naissance d’une doctrine. Formation des idées littéraires et esthétiques de Zola
(1859–1865), Warszawa 1976, w: Romanica Wratislaviensia, t. XIV, s. 150–151.
1981
6. „Pięć godzin z Delibesem” [recenzja książki Cinco horas con Mario], Nowe Książki, nr 11,
s. 78–79.
1988
7. H. Ziomek, „Lo grotesco en la literatura española del Siglo de Oro”, Madrid 1983, w: Zagadnienia Rodzajów Literackich, t. XXX, nr 1, s. 99–101.
1989
8. E. Górski (red.), Filozofia marksistowska w Hiszpanii, Warszawa, 1988, w: Anthropos (Barcelona), nr 98–99, lipiec–sierpień 1989, s. XXIV–XXV.
49
Recenzja zbiorcza z następujących książek: R. M. del Valle-Inclán, Tirano Banderas; R. Sánchez Ferlosio, Industrias y andanzas de Alfanhuí;
J. Valera, Pepita Jiménez.
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 323
9. M. Bertrand de Muñoz, „La guerra civil española en la novela. Bibliografía comentada”, Madrid,
1982, w: Zagadnienia Rodzajów Literackich, t. XXXII, nr 1 (1989), s. 93–97. Rozszerzona wersja pt.
„Comentario de una Bibliografía Comentada […]” w: Las plumas que valieron por pistolas (por.
nr I.7), s. 143–149.
1995
10. G. Grudzińska, (Re)escritura de la historia. La novela histórica hispanoamericana en el siglo XX,
Warszawa, 1994, w: Zagadnienia Rodzajów Literackich, t. XXXVIII, nr 1–2, s. 126–129.
2000
11. I. Barteček, J. Reska (red.), České země a Španĕlsko. Z dějin česko-španělských vztahů, Ostrava,
1996, w: Estudios Hispánicos, t. VIII, s. 141–145.
[Prace nieopublikowane (wybór)]
1976–1977
1–6. Recenzje wydawnicze dla Wydawnictwa Literackiego z książek, które planowano opublikować w serii „Literatura iberyjska“ (były to, w układzie alfabetycznym według autorów: Cuentos completos Ignacia Aldecoi, El fondo del vaso Francisca Ayali, Cinco horas con Mario Miguela
Delibesa, El Jarama Rafaela Sánchez Ferlosio oraz Comedias bárbaras i La corte de los milagros
Ramona del Valle-Inclana).
1980
7. „Co by było gdyby” [o powieści political fiction El desfile de la victoria, autorstwa Fernando Díaz-Plaja, Barcelona, 1977] dla Literatury na świecie, 5 s.50
1981–2013
Pozostałe recenzje wydawnicze: ponad 30.
50
Tekst wysłany do Literatury na świecie wraz z kilkoma recenzjami nowych książek hiszpańskich, napisanymi przez studentów filologii hiszpańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego; można podejrzewać, że cała ta przesyłka zapodziała się w redakcji czasopisma (informacja dodana przez
Piotra Sawickiego).
324 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
1988–2012
Recenzje doktorskie: 20.
Recenzje habilitacyjne: 18.
Recenzje w postępowaniu o nadanie tytułu naukowego profesora: 6.
VIII. PRZEKŁADY
1967
1. Jacques Prévert, „Barbara” [„Barbara”], „Poranne śniadanie” [„Déjeuner du matin”], Agora.
Miesięcznik kulturalno-literacki (Wrocław, Uniwersytet Wrocławski), nr 18, s. 61–64.
1968
2. Fernando Soto Aparicio, „Żyć” [„Vivir”], „Bóg metafizyczny” [„Dios metafísico”], Agora, nr 20,
s. 98–100.
3. Raymond Queneau, „Starość” [„Vieillir”], Agora, nr 21, s. 101–103.
4. Antonio Machado, „Przysłowia i przyśpiewy” [„Proverbios y cantares”, wybór], Agora, nr 24,
s. 101–103.
5. Luis López Anglada, „Poeta wspomina Antonia Machado na ziemiach Kastylii” [„El poeta recuerda a Antonio Machado en las tierras de Castilla”], Agora, nr 24, s. 103–104.
2007
6. Antonio Machado, „Przysłowia i przyśpiewy”, „Pieśń o cnotach Don Guido z paroma strofkami żałobnymi na śmierć jego” [„Llanto de las virtudes y coplas por la muerte de Don Guido”];
„Pieśni górnego Duera. Piosenka dziewcząt” [„Canciones del alto Duero. Canción de mozas”],
Estudios Hispánicos, t. XV, s. 318–323.
7. Jacques Prévert, „Śniadanie”, Estudios Hispánicos, t. XV, s. 317–318.
Opracowała Agata Draus-Kłobucka we współpracy z autorem
Streszczenie
Tom Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów jest zbiorem dwudziestu
dziewięciu tekstów, powstałych w latach 1968–2011, w większości wcześniej opublikowanych. Dokumentują one zainteresowania badawcze i działalność popularyzatorską autora
z zakresu hispanistyki i przekładoznawstwa, a w szczególności historii literatury hiszpańskiej,
jej uwarunkowań ideologicznych i politycznych w okresie naznaczonym dramatycznymi wydarzeniami najnowszej historii Hiszpanii (wojna domowa, dyktatura frankistowska), recepcji tej
literatury w Polsce i stosunków polsko-hiszpańskich w XIX i XX stuleciu.
Ten obfity i zróżnicowany materiał rozdzielony został na cztery części zestawione chronologicznie, a w dalszej kolejności – tematycznie.
Na pierwszą, zatytułowaną „Odkryć dla siebie, pokazać innym. Pierwsze potyczki z Hiszpanią
i XX-wieczną literaturą iberyjską”, składają się iberystyczne „wprawki” studenta, później adepta
hispanistyki, asystenta Katedry Filologii Romańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, ogłaszane
w periodykach lokalnych („Konfrontacje”, „Agora”, „Wieczór Wrocławia”) i miesięczniku „Literatura na świecie” w latach 1968–1972.
Część druga, „Literatura, historia, polityka”, zawiera trzy bloki tekstów zebrane w kolejnych
rozdziałach: „Klasycy współczesności i ich polskie przekłady” (studia dotyczące Vicente Blasco
Ibañeza w kontekście jego polskiej recepcji, Francisca Ayali, Miguela Delibesa, Luisa Martín-Santosa i Juana Goytisolo),„Z dawniejszej literatury hiszpańskiej” (Miguel de Cervantes, Francisco Quevedo, Antonio García Gutiérrez – autor dramatu, będącego podstawą libretta Trubadura
Verdiego) i „Literatura w okowach polityki” (postawy intelektualistów hiszpańskich wobec
wojny domowej 1936–1939, hasło jedności w propagandzie frankistowskiej).
Część trzecia, „Polska w Hiszpanii, Hiszpania w Polsce”, składa się z dwóch rozdziałów. Pierwszy („Hiszpania w oczach Polaków. Kontakty, podróże, paralelizmy dziejowe”) jest rozbudowanym (osiem artykułów) przeglądem polsko-hiszpańskich stosunków od czasów wyprawy
wojsk napoleońskich (a wśród nich – oddziałów polskich) za Pireneje. Autor przypomina romantyczne fascynacje Hiszpanią polskich romantyków, obraz tego kraju w wybranych relacjach
podróżniczych z dwóch ostatnich stuleci, postacie zasłużone dla zbliżenia obu narodów (jak
hiszpańska pisarka Sofía Casanova Lutosławska), wreszcie polskie echa wojny domowej, wraz
z nasuwającymi się analogiami historycznymi między Polską a Hiszpanią, a na koniec – swoisty
kult postaci generała Franco w środowiskach polskiej prawicy. Rozdział drugi, „Wspomnienia
i pożegnania”, kreśli sylwetki czterech zasłużonych dla polskiej hispanistyki postaci; są nimi:
Kalina Wojciechowska, Zofia Szleyen, Gabriela Makowiecka i Jadwiga Konieczna-Twardzikowa.
326 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Nieco odmienny charakter ma część czwarta, zatytułowana „Z problematyki przekładowej”.
Składają się na nią trzy rozbudowane studia, dotyczące kolejno: problemu przekładalności
przysłów (zilustrowanego tu obszernym, hiszpańsko-polskim materiałem egzemplifikacyjnym, wybranym z realizowanego obecnie projektu wydawniczego), obrazu starości w przysłowiach języków romańskich i słowiańskich, wreszcie – hiszpańskich pieśni ludowych (coplas),
przyswojonych przed stuleciem polszczyźnie przez romanistę Edwarda Porębowicza bez wyraźnego wskazania źródeł, na jakich się opierał, tworząc własne wersje tych tekstów.
Tom zamyka zaktualizowana bibliografia prac autora książki.
Słowa kluczowe:
literatura hiszpańska i jej polska recepcja, współczesna historia Hiszpanii (wojna domowa 1936–1939 jako
konflikt destruktywny, propaganda frankistowska, kult generała Franco), realioznawstwo hiszpańskie, stosunki
polsko-hiszpańskie w XIX i XX stuleciu, polskie podróże do Hiszpanii, przekładoznawstwo, paremiografia porównawcza (języki romańskie, języki słowiańskie, paremiotwórstwo)
Resumen
El volumen Polonia–España, España–Polonia. Ensanchando horizontes es una compilación de
veintinueve textos que surgieron entre los años 1968 y 2011, la mayoría de los cuales ya habían
sido publicados anteriormente. Dichos textos documentan las inquietudes investigadoras y la
actividad divulgadora de su autor en los ámbitos de la hispanística y de la traductología, y en
especial, de la historia de la literatura española, de sus condicionamientos ideológicos y políticos en un período marcado por los dramáticos acontecimientos de la historia más reciente de
España (la Guerra Civil, la dictadura franquista), de la recepción de esta literatura en Polonia
y de las relaciones hispano-polacas en los siglos XIX y XX.
Este material, rico y diverso, ha sido distribuido en cuatro partes, ordenadas primero de forma cronológica, luego temática.
Se titula la primera „Descubrir para uno mismo y mostrarlo a los demás. Las primeras confrontaciones con España y la literatura ibérica del siglo XX”. Está compuesta por los „pinitos”
en la Iberística de un estudiante, más tarde adepto del Hispanismo y profesor asistente en la
Cátedra de Filología Románica de la Universidad de Wrocłsaw, publicados entre los años 1968
y 1972 en los periódicos locales („Konfrontacje”, „Agora”, „Wieczór Wrocławia”), así como en la
revista mensual „Literatura na świecie”.
La segunda parte, „Literatura, historia, política”, contiene tres bloques de textos agrupados
en los siguientes capítulos: „Los clásico de la contemporaneidad y sus traducciones al polaco”
(estudios sobre Vicente Blasco Ibáñez en el contexto de su recepción polaca, así como de obras
selectas de Francisco Ayala, Miguel Delibes, Luis Martín-Santos y Juan Goytisolo), „De la literatura española de antaño” (Miguel de Cervantes, Francisco Quevedo y Antonio García Gutiérrez,
el autor del drama en el que se basa el libreto de El Trovador de Verdi) y „Literatura presa de la
política” (las posturas de los intelectuales españoles en la Guerra Civil de 1936–1939, la consigna de la unidad en la propaganda franquista).
La tercera parte, „Polonia en España, España en Polonia”, está compuesta por dos capítulos.
El primero („España vista por los polacos. Contactos, viajes, paralelismos históricos”) es una
vasta revisión –ocho artículos– de las relaciones hispano-polacas desde los tiempos de las
incursiones de los ejércitos napoleónicos (y en sus filas, los destacamentos polacos) más allá
de los Pirineos. El autor recuerda la fascinación con España, propia del Romanticismo, de los
románticos polacos; la imagen de este país en una selección de relatos de los viajeros de los dos
últimos siglos; a las figuras destacadas en el acercamiento de ambas naciones (como la escritora española Sofía Casanova Lutosławska); los ecos polacos de la Guerra Civil –junto con las
328 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
analogías históricas entre Polonia y España que saltan a la vista– y, para terminar, el peculiar
culto a la figura del general Franco en los círculos de la derecha polaca. El segundo capítulo,
„Recuerdos y despedidas”, traza el esbozo de cuatro figuras femeninas destacadas de la hispanística polaca, que son: Kalina Wojciechowska, Zofia Szleyen, Gabriela Makowiecka y Jadwiga
Konieczna-Twardzikowa.
Un carácter un tanto distinto tiene la cuarte parte, titulada „De la problemática de la traducción”. Se compone de tres vastos estudios que abordan lo siguiente: el problema de la traducibilidad de los refranes (aquí ilustrado con un amplio material hispano-polaco con ejemplos
representativos, escogido de un proyecto editorial actualmente en prensa); la imagen de la
vejez en los refranes de las lenguas eslavas y romances; finalmente, las canciones populares
españolas (coplas), adaptadas hace un siglo a la lengua polaca por el romanista polaco Edward
Porębowicz, sin indicar claramente las fuentes en las que se basó a la hora de crear sus propias
versiones de estos textos.
Cierra este tomo una bibliografía actualizada de las publicaciones del autor del libro.
Palabras clave:
la literatura española y su recepción polaca, historia contemporánea de España (la Guerra Civil de 1936–1939
como conflicto destructor, propaganda franquista, culto al general Franco), conocimiento de la realidad española,
relaciones hispano-polacas en los siglos XIX y XX, viajes polacos a España, traductología, paremiografía comparada (lenguas romances, lenguas eslavas, creación de paremias)
Summary
Poland–Spain, Spain–Poland. Broadening horizons is a collection of twenty nine articles and essays written in the years 1968–2011, of which the majority had been published before. The volume constitutes a written record of the author’s scholarly interests, as well as his popularizing
activities in the field of Spanish studies (including translation) and Poland–Spain relations in
the 19th and 20th centuries, with special emphasis on Spanish literature, on ideological and
political constraints it was subjected to in the traumatic period of Spain’s recent history (during
the Civil War or under General Franco’s authoritarian regime), as well as on its reception in
Poland.
The voluminous and diversified material of this book has been organized, both chronologically and thematically, into four parts.
The first part of the volume entitled „Discovering for Oneself and for Others: First Encounters with Spain and 20th Century Iberian Literature” consists of essays written as early as the
author’s student years and then continued when he was a young assistant-researcher at the
Department of Romance Languages of the University of Wrocław. The essays were published in
the years 1968–1972 in the local reviews such as „Konfrontacje”, „Agora”, „Wieczór Wrocławia”,
or in the nation-wide monthly „Literatura na świecie”.
The second part „Literature, History, Politics” is further divided into three thematic sections
organized into the following chapters: „Modern Classics and their Polish translations” (about
the translations and the reception of the works of Vicente Blasco Ibáñez, Francisco Ayala, Miguel
Delibes, Luis Martín-Santos and Juan Goytisolo); „Earliery Spanish Literature” (a discussion of
works written by Miguel de Cervantes, Francisco Quevedo and Antonio García Gutiérrez, the
last of them being an inspiration for Giuseppe Verdi’s Troubadour); and „Literature in the Grip
of Politics” (on the attitudes Spanish intellectuals took in the face of the drama of the Spanish
Civil War 1936–1939 and on propagandist slogans of the nation’s unity under General Franco’s
rule).
The third part, „Poland in Spain, Spain in Poland” consists of two chapters. The first one, consisting of eight papers and entitled „Spain in the Eyes of Poles. Relations, Journeys, Historical
Analogies” is an extended account of the Poland–Spain relations since the Napoleonic Wars
in Spain, in which the Polish troops participated. The author reminisces the times when Spain
was a source of fascinations for the Polish Romantics, draws a picture of Spain emerging from
selected vivid accounts of journeys to Spain over the last two hundred years and discusses
contributions to the process of bringing Poland and Spain closer to each other (made by such
330 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
people as Sofía Casanova Lutosławska, a Spanish writer). Finally, he describes Polish reverberations of the Spanish Civil War (together with possible historical analogies between Poland
and Spain) and concludes with a report on a peculiar cult of General Franco with some of the
Polish right-wingers. In the next chapter, „Reminiscences and Farewells”, the author sketches
the portraits of four Polish scholars who played a fundamental role in the formation of Spanish
studies in Poland, namely Kalina Wojciechowska, Zofia Szleyen, Gabriela Makowiecka and Jadwiga Konieczna-Twardzikowa.
The fourth part of the volume entitled „Translation Issues” is relatively distant from the thematic scope of the rest of the volume. It includes three close studies concerning, respectively,
the issue of translating proverbs (illustrated, in this volume, with numerous examples drawn
from the materials currently prepared for publication), representations of the old age as they
emerge from proverbs in the Romance and Slavonic languages and adaptation of the Spanish
folk songs (coplas) over two hundred years ago by a Polish scholar Edward Porębowicz, who
had never indicated the source of inspiration for lyrics he wrote.
The volume is closed with an updated bibliography of the author’s publications.
Key words:
Spanish literature and its Polish reception; modern history of Spain (Spanish Civil War 1936–1939 as a disruptive
conflict; propaganda in the times of General Franco’s rule; cult of General Franco); life, culture and history of Spain;
Poland–Spain relations in the 19th and 20th century; Polish journeys to Spain; translation studies; comparative
paremiography (Slavonic languages, Romance languages, formation of proverbs)
Indeks
A
Adalberg, Samuel 251
Ajzner, Seweryn 194, 197
Alarcón, Pedro Antonio de 108, 227
Alas, Leopoldo „Clarín” zob. Clarín,
właśc. Leopoldo Alas
Alberti, Rafael 18, 231–232
Alcalá Zamora, Niceto 179
Aldecoa, Ignacio 85
Aleksander Wielki 217
Alemán, Mateo 112–113
Alfons XI, król Kastylii i Leonu 59–60
Alfons XIII, król Hiszpanii 178
Almanzor, właśc. Al-Mansur Ibn Abi Amir 142
Almodóvar, Pedro 239
Amadeusz I Sabaudzki, król Hiszpanii 121
Anders, Władysław 214
Andrzejewski, Jerzy 239
Anglada, Luis López zob. López Anglada, Luis
Antioche, Adhémar d’ 153
Arconada, César Muñoz zob. Muñoz Arconada, César
Arias Navarro, Carlos 217
Arias-Salgado, Ga­briel 129, 132
Arthaber, Augusto 252
Atxaga, Bernardo, właśc. José Irazu Garmendia 243
Aub, Max 234
Ayala, Francisco 55–56, 58, 60, 130
Azorín, właśc. José Martínez Ruiz 52
B
Babad, Beata 82
Bagiński, Wacław 44
Bagno, Vsevolod Evgen’evich 197
Bakunin, Michaił Aleksandrowicz 81
Bakytová, Jana 253
Balicka, Gabriela 164
Balicki, Zygmunt 164
Bankowicz, Marek 215
Bardavio, Joaquín 207
Bardot, Brigitte 30
Baroja, Pío 50, 66, 75, 85, 91, 227
Bartmański, Tomasz Franciszek 150–151, 153
Bataillon, Marcel 176
Baturewicz, Franciszek 53
Bécquer, Gustavo Adolfo 17
Bednarczuk, Monika 184
Berner, Janusz 251
Benavente, Jacinto 50
Benet, Juan 80, 93
Berger, Maurycy 245
Bernanos, Georges 61, 196
Bernatowicz-Bierut, Grażyna 215
Biernacki, Andrzej 281
Bieszczadowski, Mikołaj 20, 33
Blanco White, właśc. José María Blanco y Grespo 92
Blasco Ibáñez, Vicente 49–54, 91, 175, 233
Błoński, Jan 81–83
Bogdan, Magdalena 214
Borbón, Juan Carlos de zob. Juan Carlos I
Bo­rejsza, Jerzy W. 207
Borges, Jorge Luis 58
Borowy, Wacław 277
Borrás, Tomás 197
Borzewski, Kalikst 143
Botkin, Wasilij Pietrowicz 140, 150, 153
Boyé, Edward 50, 52, 53, 194
Boy-Żeleński, Tadeusz 50, 269
Brahmer, Mieczysław 50, 53, 275
Brandys, Marian 138
Branicki, Miguel 166, 209
Brantôme, Pierre 269
Bresson, Robert 61
Brückner, Aleksander 251
B-ski, Tadeusz (właśc. Bujakowski) 200
Buckley, Ramón 67
Burkot, Stanisław 149
Bystroń, Stanisław 251
C
Caballero Bonald, José Manuel 65
Cabanellas, Miguel 186, 196
Calderón de la Barca, Pedro 21, 141–142, 146, 276
Cammarano, Salvatore 120
Campoamor, Ramón de 157, 162
Camus, Albert 80
Cantera Ortiz de Urbina, Jesús 252
Capote, Truman 83
Carlos María, Isidro, infant, pretendent do tronu
Hiszpanii 118, 139, 142
332 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Carlson, Janina 230
Carpentier, Alejo 227, 229
Carrero Blanco, Luis 217
Carrillo, Santiago 13
Casanova Lutosławska, Sofía 157, 159–167, 182, 195,
197–198, 209, 212
Casanova, Rosa 157
Casanova, Vicente 164
Castro, Fidel 87
Castro, Juan Antonio 31
Castro, Leonardo Prieto” zob. Prieto Castro, Leonardo
Cela, Camilo José 68–69, 81, 85–86, 227, 229, 234
Čelakovský, František Ladislav 250–252
Cernuda, Luis 89
Cervantes Saavedra, Miguel de 72–73, 78, 91, 99–103,
105, 107, 109, 112, 138, 146, 186, 234, 279
Cezar, Juliusz 217
Chodakiewicz, Marek Jan 199, 220–222
Chopin, Fryderyk 208
Christofora, matka przełożona klasztoru sióstr
urszulanek we Wrocławiu 228
Churchill, Winston 219
Ciechanowski, Jan Stanisław 200
Cieński, Marcin 197
Ciesielska-Borkowska, Stefania 169, 175–179, 241
Clarín, właśc. Leopoldo Alas 85, 91, 229
Clotas, Salvador 65, 67, 80
Cobos Sánchez 190
Corrales Egea, José 81
Cossío, Francisco de 131
Couffon, Claude 41
Czajka, Michał 197
Czapski, Józef 169, 171–173
Czartoryska, Izabela, księżna 145
Czartoryski, Adam Jerzy, książę 142, 145
Czechowicz, Józef 277
Czerny, Anna Ludwika 99–100
Czerny, Zygmunt 99–100
Czyżewski, Tytus 169, 171
D
Dajnowicz, Małgorzata 182
Dante Alighieri 278
Darío, Rubén 94
Daumier, Honoré 172
Davidenko, Marina 197
Dąbrowski, Jan Henryk 184
Dąbrowski, Jarosław 184
Delibes, Miguel 61–63, 85–86
Delicado, Francisco 95, 234
Dembiński, Henryk 142–143
Dembowski, Jan 146
Dembowski, Karol 140, 146–149, 154
Dmowski, Roman 163–164, 198
Dobraczyński, Jan 182, 196, 213, 216
Dobrowolska, Maria 163
Dobrowolski, Władysław Józef 241
Dobrzyński, Roman 215
Don Preciso zob. Zamácola, Juan Antonio
Donoso Cortés, Juan 153
Dostojewski, Fiodor 78–79
Doval, Gregorio 255
Dumas, Aleksander, ojciec 151, 153
Dumas, Aleksander, syn 119, 149, 151, 153–154
Dydym Kosturek zob. Porębowicz, Edward
Dymna, Anna 243
Dynak, Władysław 99
Dzieduszycki, Wojciech 170
Dziekoński, Tomasz 140
Dzierżykraj-Morawski, Józef 53, 107, 110, 118–119
Dziewanowski, Kazimierz 218–219
E
Eberhardt, Konrad 13, 215
Ehrenpreis, Marek 169, 171
El Greco, właśc. Dominikos Theotokopulos 171–172
Eminowicz, Teresa 177, 241, 244
Erazm z Rotterdamu 250
Escobar, Manolo 31
Espartero, Baldomero 144–145, 152
Espinosa, Gabriel 58
Essmanowski, Stefan 50
Eugenia IX, cesarzowa Francuzów 145
Ezop 266, 281
F
Fajans, Roman 182, 185–187, 196–197, 201–205
Falicki, Jerzy 5, 9
Faulkner, William 83, 227
Fekecz, Kazimiera 215
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 333
Ferdynand II Aragoński, król Hiszpanii 119
Ferdynand VII, król Hiszpanii 57, 118, 138, 142
Fernández Flórez, Darío 68
Fernández Santos, Jesús 85
Ferrari, Emilio 164
Filip II Habsburg, król Hiszpanii 58, 107, 171–172
Filip III Habsburg, król Hiszpanii 107, 109–110
Filip IV Habsburg, król Hiszpanii 107, 109–110
Filipowicz-Rudek, Maria 159, 161, 243
Fischer, Adam 277–280
Fornelski, Piotr 241
Fouquier, Achille 274, 283, 290
Fraga Iribarne, Manuel 133
France, Anatol 25
Franciszek de Asís Burbon 150
Franciszek z Asyżu 278
Franco, Francisco passim
Frankowski, Eugeniusz 169, 176
Frybes, Andrzej 227
Fryderyk Wilhelm IV, król Prus 152
Fuentes, Carlos 227
G
Gaczecziładze, Giwi 33
Gallego, Marcos 167
Gałkowski, Zygmunt 195
Garbacik, Teresa 241
García Gutiérrez, Antonio 117–121
García Lorca, Federico 17, 19, 20, 21, 177, 231–232, 235
García Márquez, Gabriel 227
Garlicki, Andrzej 193
Gautier, Teofil 148–149, 151, 153
Gąsiorowski, Wacław 137
Geremek, Bronisław 223
Gide, André 81, 83
Gierek, Edward 214
Giertych, Jędrzej 182, 187–188, 197–202, 205–206
Giertych, Maciej 216, 222–223
Gil Casado, Pablo 67, 74
Giménez Caballero, Ernesto 207–208
Gironella, José María 191
Głowiński, Michał 250, 276
Głuski, Jerzy 252
Godunow, Borys 208
Goebbels, Joseph 186, 196
Gola, Barbara 197
Goya, Francisco de 72–73, 78, 171–172, 194
Goytisolo, José Agustín 83
Goytisolo, Juan 65, 67, 80, 81–95, 234
Goytisolo, Luis 65, 80, 83, 93
Gómez de la Serna, Ramón 52, 71, 113
Góngora, Luis de 77–78, 107–108, 112, 276
Górnicki, Łukasz 268
Granzow, Kazimir 166
Gretkowska, Manuela 243
Grimaldi, Juan 118
Grobicki, Jerzy 142, 144–145
Gross, Jan Tomasz 199
Grosso, Alfonso 65
Gubern, Román 219
Guillén, Nicolás 232
Guzmán, Antonio de 118
H
Hajota, właśc. Helena Janina Szolc-Rogozińska 52
Handzlik, Marzena 243–244
Hartzenbusch, Juan Eugenio 118
Hečko, Blahoslav 254
Heistein, Józef 5
Henryk II, król Kastylii i Leonu 59
Henryk III Chorowity, król Kastylii i Leonu 57
Hermann, Bernadeta 251
Hernández, Miguel 231
Herrera Arranz, Dolores „Lola” 64
Hitler, Adolf 132, 207, 209, 213, 216, 218, 221, 238
Hłasko, Marek 81
Hołyński, Aleksander 140, 148, 154
Horain, Michał 152
Horain, Tadeusz 142
Horozco, Sebastián de 253
Howell, James 250
Hugo, Wiktor 118–119
I
Ibáñez, Vicente Blasco zob. Blasco Ibáñez, Vicente
Iglesias, Pablo 183
Ikonowicz, Mirosław 215
Ikonowicz, Piotr 215
Izabela I Kastylijska, królowa Hiszpanii 57, 59
Izabela II, królowa Hiszpanii 118, 142–145, 150, 152–153
334 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
J
Jaruzelski, Wojciech 215–216
Jastrun, Mieczysław 232
Jaszuński, Grzegorz 215
Jiménez, Juan Ramón 33–43
Joyce, James 79, 227
Juan Carlos I, król Hiszpanii 12, 217
Juel, Dagne 163
Junceda, Luis 256
Jurek, Marek 211, 220
K
Kalembka, Sławomir 143
Kapuściński, Ryszard 190
Karłowicz, Jan 281
Karol II Habsburg, król Hiszpanii 58–59
Karol V Habsburg, cesarz rzymsko–niemiecki,
król Hiszpanii (jako Karol I) 107, 121
Kasprowicz, Jan 163
Katon Starszy, właśc. Marcus Porcius Cato 268
Kieniewicz, Jan 181, 193–195, 197, 199–200, 209,
212, 245
Kirchmayer, Jerzy 201
Kisielewski, Stefan 216–219, 222–223
Kłapacz, Ewelina 277, 279, 281
Knapski, Grzegorz 251
Kochanowski, Jan 251
Koczorowski, Stanisław Piotr 169
Konieczna-Twardzikowa, Jadwiga 93, 241–245
Kopernik, Mikołaj 208
Korzeniowski, Józef 281
Kościuszko, Tadeusz 143
Krajewski, Henryk 142, 144
Krasiński, Zygmunt 139, 141
Kropiwiec, Urszula 243
Kryński, Adam 281
Krzyżanowski, Julian 249, 251
Kühn, Jerzy 61–62
Kula, Marcin 199
Kulej, Zenon 9
Kuran-Bogucka, Irena 232
Lafuente y Alcántara, Emilio 273, 290
Lange, Antoni 163
Largo Caballero, Francisco 184
Larra, Mariano José de 89, 91, 229
Lázaro Carreter, Fernando 253
Lelewel, Joachim 138–141, 154, 193
León, María Teresa 233
Lepecki, Mieczysław Bohdan 169
Lesage, Alain-René 146
Leśmian, Bolesław 35, 277
Lewin, Leopold 232
Lignowska, Wacława 159–160
Linde, Samuel Bogusław 251
Lipiński, Piotr 194
Lope de Vega, Félix zob. Vega, Félix Lope de
Lorca, Federico García zob. García Lorca, Federico
Loren, Sofia 30
López Anglada, Luis 21
Luca de Tena, Torcuato 166
Lucia, Luis 31
Ludwik Filip I Orleański, król Francji 150
Luísa Fernanda de Borbón, infantka Hiszpanii 150
Lutosławska (Meissnerowa), Halina 160, 163–164,
166–167
Lutosławska, Izabela 157–158, 163–164, 182,
194–196, 212–213
Lutosławska, Jadwiga 158–159
Lutosławska, Maria 157–158, 163–165
Lutosławska, Paulina 158–160
Lutosławski, Franciszek 158
Lutosławski, Jan 159
Lutosławski, Józef 159, 165
Lutosławski, Kazimierz 159
Lutosławski, Marian 159, 165
Lutosławski, Stanisław 158–159, 163
Lutosławski, Tadeusz 164
Lutosławski, Wincenty 157–158, 160–161, 163–164
Luzán, Ignacio de 238
Ł
Łobodowski, Józef 209
L
La Rochefoucauld, François de 263–264, 266
Labuda, Aleksander Wit 99
Laforet, Carmen 81, 227
M
Machado y Álvarez, Antonio „Demófilo” 273, 290
Machado, Antonio 17–21, 84, 163, 273
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 335
Machado, Manuel 163, 273, 275
Machcewicz, Paweł 214, 220
Magaz, Antonio 167
Mainer, José-Carlos 79
Makowiecka, Gabriela 193, 237–241
Makowiecki, Stanisław 237–240
Malak, Tadeusz 233
Malraux, André 83, 190, 205
Małkiewicz, Aleksander 241
Mansberger Amorós, Roberto 253
Manuela, hra­bina de Montijo 145
Mańczak, Witold 241
Marañón, Gregorio 205
Marcin I Ludzki, król Aragonii 119
Marcinek, Wojciech (o. Karol, OSB) 166
Marcinek, Zofia 166–167
Maria Krystyna Sycylijska, królowa Hiszpanii 118,
142–144
María Luísa Fernanda de Borbón, infantka Hiszpanii 150
Marin Fr. R. zob. Rodríguez Marín, Francisco
Marrené-Morzkowska, Waleria 162
Marsé, Juan 80, 85
Martí, José 232
Martinell Gifre, Emma 244
Martínez, Miguel Ángel 223
Martínez, Rosario 159
Martínez de la Rosa, Francisco 118
Martín-Santos, Leandro 66
Martín-Santos, Luis 65–80, 92–93
Marzyńska, Teresa 85
Maskwin, Aleksander 200
Matute, Ana María 85–86, 227
Mauriac, François 61
Meissner, Czesław 163, 166
Meissnerowa, Halina Lutosławska zob. Lutosławska
(Meissnerowa), Halina
Menéndez Pidal, Ramón 176
Mérimée, Prosper 119, 146, 149
Michalski, Andrés 241
Michnik, Adam 190
Miciński, Tadeusz 162–163
Mickiewicz, Adam 139, 141, 160, 208, 278
Mickiewicz, Władysław 169
Mieder, Wolfgang 249
Mielczarek, Agata 214
Międzyrzecki, Artur 18, 20
Mikołaj II, car Rosji 153
Mikucka, Aniela 51
Millet, Jean-François 37
Milner, Zdzisław 52, 53
Miłkowski, Tadeusz 214
Miłosz, Czesław 208, 277
Mioduszewski, Piotr 216
Mniszkówna, Helena 52
Mola Vidal, Emilio 197
Molho, Maurice 114–115
Molina, Tirso de 78
Mołdawa, Tadeusz 215
Mołotow, Wiaczesław 206
Montpensier, książę, syn Ludwika Filipa I 150
Morawski, Józef zob. Dzierżykraj-Morawski, Józef
Morsztyn, Andrzej 276
Mortiz, Joaquín 87
Mosdorf, Jan 188, 198
Mularska-Andziak, Lidia 211, 219
Muñoz Arconada, César 233
Murat, Joachim 137
Murillo, Bartolomé Esteban 146
Mussolini, Benito 125, 215, 219
Myśliwski, Wiesław 274
N
Napoleon I Bonaparte, cesarz Francuzów 137, 193, 207,
212, 216–217
Neruda, Pablo 21, 232
Niedźwiedzki, Władysław 281
Niemcewicz, Julian Ursyn 143
Niesiołowski, Stefan 221–222
Niklewicz, Mieczysław 163
Niklewiczowa, Maria zob. Lutosławska, Maria
Niklewiczówna, Krystyna 164–165
Norwid, Cyprian Kamil 105, 139, 142
Nowak, Jerzy Robert 215
Nyczaj, Stanisław 251
O
Ochojska, Janina 243
Olejnik, Monika 243
Olivares, Gaspar de Guzmán 109
Ołpiński, Stefan Eugeniusz 182–184
Ortega y Gasset, José 71, 77, 79, 94, 132
336 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Ossowska, Maria 169, 176
Osten, Stefan (pseud.) zob. Ołpiński, Stefan Eugeniusz
Osuna zob. Téllez Girón y Guzmán, Pedro
Otero, Blas de 20
Otton III, cesarz niemiecki 209
Q
P
R
Pabisiak, Magdalena 148, 249, 253–254, 256
Palacio Valdés, Armando 50, 227
Pasolini, Pier Paolo 31
Pavese, Cesare 83
Pawiński, Adolf 162
Pérez de Ayala, Ramón 52
Pérez de Guzmán, Alonso 253
Pérez Galdós, Benito 85, 227, 229, 234
Peszyńska, Wanda 164
Petry-Mroczkowska, Joanna 61, 241
Piekarec, Kazimierz 229
Piłsudski, Józef 209, 213
Pinilla García, Ramiro 227
Pinochet, Augusto 214
Piotr I Okrutny, król Kastylii 59
Pius X, papież 27
Platon 157
Plutarch 109
Podgórska, Anna 251
Podgórski, Adam K. 251
Polański, Roman 30
Pollak, Seweryn 232
Polo de Franco, Carmen 26
Porębowicz, Edward 162, 273–281, 290
Potocki, Jan 139
Potocki, Wacław 251
Preciso, don (Don Preciso) zob. Zamácola, Juan Antonio
Prieto Castro, Leonardo 15
Primo de Rivera, José Antonio 131
Primo de Rivera, Miguel 49, 91, 169, 179
Prokop, Jan 278
Proust, Marcel 83, 88
Pruszyński, Ksawery 182–184, 189–190, 193,
204–206
Przybyszewski, Stanisław 161, 163
Przywieczerski, Jerzy 182, 187
Ptaszyński, Michał 193
Pułaski, Kazimierz 143
Queipo de Llano, Gonzalo 186, 196
Quevedo, Francisco de 72, 78, 88, 91, 95, 107–115,
227–229
Quinet, Edgar 149
Raczyński, Atanazy 152–154
Ramiro II Mnich, król Aragonii 57–58
Rej, Mikołaj 251
Reska, Jaroslav 253
Reszelewski, Zdzisław 61
Reykowski, Janusz 125
Reymont, Władysław Stanisław 163
Ribbentrop, Joachim von 206
Richter, Bogdan 50
Rico, Francisco 113
Riego, Rafael del 138
Río, Ángel del 111
Rivas, książę de (Ángel de Saavedra) 118
Roberts, Gemma 67, 74, 76, 80
Rodrigo, Javier 221
Rodríguez Marín, Francisco 273, 290
Rodríguez San Vicente, Miguel M. 30
Rogalski, Leon 154
Rojas, Fernando de 78, 95
Romera Castillo, José 67–68, 76–78
Roosvelt, Theodore 219
Roswell, Luisa 241
Ruiz, Juan 232
Rupérez, Javier 215
Russell, Ken 31
Rydel, Lucjan 163
Rysiński, Salomon 251
Rzewuski, Leon 153
S
Saavedra, Ángel de zob. Rivas, książę de (Ángel de Saavedra)
Sabik, Kazimierz 231–232
Saint-Exupéry, Antoine de 190
Salomon, król Izraela 250
Samsel, Roman 215
Sánchez Ferlosio, Rafael 65, 67, 86, 234
Santillana, właśc. Íñigo López de Mendoza 253
Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów | 337
Sarduy, Severo 92
Sartre, Jean-Paul 67, 79–80
Sawicka, Anna 241
Schiller, Fryderyk 119
Scribe, Eugène 118
Sebastian I, król Portugalii 58
Serrano Plaja, Artur 233
Sevilla Muñoz, Julia 252
Sevilla, Carmen 31
Sienkiewicz, Henryk 54, 164
Sikorski, Adam 182, 184–185, 200
Sikorski, Władysław 163
Simón Palmer, María del Carmen 209
Sinova, Justino 207
Siwiec, Marek 223
Skibiński, Paweł 211
Skłodowska, Elżbieta 230
Skulska, Wilhelmina 215
Sławiński, Janusz 249
Słobodnik, Włodzimierz 232
Słowacki, Juliusz 139–141, 148
Smičeková, Jitka 253–254, 263
Sobejano, Gonzalo 70, 78–79, 94
Sobeski, Michał 50
Stala, Marian 277
Stalin, Józef 207, 213, 221
Starzyk, Elżbieta 241
Sten, Maria 81
Stendhal, właśc. Marie-Henri Beyle 146
Strasburger, Janusz 18, 20–21, 33–44
Strindberg, August 163
Strzałkowa, Maria 43, 176–177, 241
Styka, Jerzy 241
Styron, William 83
Suárez Carreño, José 68
Suárez, Gonzalo 227
Surdykowski, Jerzy 217–218
Sułkowski, Tadeusz 34
Swianiewicz, Stanisław 208
Syjud, Jerzy 251
Szczuka, Kazimiera 243
Szczypiorski, Andrzej 220
Szleyen, Zofia 82, 184, 231–235
Sztaudynger, Jan 269
Szulc, Stefan 251
Szymborska, Wisława 20
Ś
Śledź, Magdalena zob. Pabisiak, Magdalena
Śliwiński, Henryk Czesław 55
Śliwowska, Wiktoria 153
Śmieja, Florian 33–44, 66, 241
Świerczyńska, Dobrosława 250–252
Świerczyński, Andrzej 250, 252
Święcicki, Julian Adolf 162
Świrko, Stanisław 249–251
T
Tacoronte, Elena 14
Tański, Józef 139–140, 143–144, 148–150, 152, 154
Tazbir, Janusz 193
Teixidor, Jordi 32
Téllez Girón y Guzmán, Pedro 108–109
Terencjusz, właśc. Publius Terentius Afer 266
Teresa z Ávila, św. 139, 142, 171
Tob, Sem 253
Tomaszewski, Henryk 30
Tomeo, Javier 243
Tripplin, Teodor 140, 144–146, 148–149, 193
Trup, Ladislav 252–253
Tuñón, Amparo 91
Twardzikowa, Jadwiga Konieczna zob. Konieczna-Twardzikowa, Jadwiga
Tycjan, właśc. Tiziano Vecelli lub Vecellio 172
U
Unamuno, Miguel de 50, 66, 75, 132, 171–172,
176–177, 181, 185–186, 203, 205, 227, 234
V
Vadim, Roger 30
Valery, Paul 227
Valle-Inclán, Ramón del 50, 74, 91, 177, 232, 234
Vargas Llosa, Mario 92
Vauvenargues, Luc de Clapiers de 266
Vega Félix, Lope de 107, 109, 112, 146, 232, 234
Vega, Ángel 15
Velázquez, Diego 146, 172
Verdi, Giuseppe 117, 120–121
Vicenti, Alfredo 164
338 | Polska–Hiszpania, Hiszpania–Polska. Poszerzanie horyzontów
Villas, Violetta (pseud.), właśc. Czesława Maria
Gospodarek 243
Viscontini, Matilde 146
Vittorini, Elio 83
W
Wajda, Andrzej 138, 181
Wasitowa, Zofia 55
Wędkiewicz, Stanisław 49, 53, 169, 175–176, 228
Węgliński, J. 194
Widłak, Stanisław 241
Wielomski, Adam 223
Winczakiewicz, Jan 18, 20, 33
Windakiewicz, Stanisław 50
Wisłocka, Bożena 93
Witkacy, właśc. Stanisław Ignacy Witkiewicz 237, 240
Witkowski, Stanisław 51, 169–170, 176
Wojciechowska, Kalina 107, 227–230, 234
Wolicki, Krzysztof 222
Wolikowska z Lutosławskich, Izabela zob. Lutosławska,
Izabela
Wolikowski, Romuald 163
Woroniecki, Lucjan 145
Woźniakowski, Jacek 172
Wróblewska, Elwira 143, 151
Wróblewska, Monika 243–244
Wybicki, Józef 193
Wyka, Kazimierz 189
Wyleżyńska, Aura (Aurelia) 169–171
Wysocki, Bolesław A. 191
Wyspiański, Stanisław 163
Z
Zakęs, Beata 148
Zakrzewski, Jan 215
Załuski, Zbigniew 138
Zamácola, Juan Antonio 273, 290
Zamoyski, Władysław 143, 145
Zarycki, Andrzej 233
Zaworska, Helena 82
Zayas, María de 95
Zdanowski, Antoni 182, 184
Ziejka, Franciszek 277, 279
Zieliński, Józef Feliks 151–153
Ziomek, Henryk 241
Ziomek, Maksymilian Józef 51
Zorrilla, José 119
Zych, Jan 33, 35, 241
Ź
Źrałek, Włodzimierz 215
Ż
Żabski, Tadeusz 251
Żeleński (Boy), Tadeusz zob. Boy-Żeleński, Tadeusz
Żeromski, Stefan 137, 181
Opracowała Agata Draus-Kłobucka

Podobne dokumenty