i3to :: Aktualności
Transkrypt
i3to :: Aktualności
Dziesiątka Biuletyn Informacyjny | Dywizji Amunicja Szczęśliwy ten, który z zadowoleniem i zaangażowaniem wykonuje swą pracę zawodową. Podwójnie szczęśliwy jest ten, kto oprócz tego pasję znajduje oraz pielęgnuje w życiu prywatnym. Na szczęście w Dywizji nie brakuje takich ludzi. Często przy okazji realizacji swych zainteresowań mogą pomóc innym i czynią to. Dobitnie dowodzi tego tekst „Pasjonaci”. Oczywiste, że tego typu „pozytywnie zakręconych” jest więcej, dlatego temat nie zostaje zamknięty. Chcielibyśmy, aby w przyszłości Panie zagościły na lamach „Dziesiątki”, ukazując swe hobby, ponieważ wcale nie muszą ustępować pod tym względem mężczyznom. Nr 11(18) listopad | 2013 r. Powstaje Inspektorat Implementacji Innowacyjnych Technologii Obronnych I3TO. W rozmowie z jego Szefem, gen. dyw. Leszkiem Cwojdzińskim, można odczytać wiele pozytywnego nastawienia i nadziei związanych z tym projektem. Wreszcie pojawiają się struktury, których twórca otwarcie mówi, iż zaangażuje się w najbardziej ryzykowne przedsięwzięcia innowacyjne przemysłu obronnego. Jednocześnie bardzo liczy w tym zakresie na potencjał inżynierów Dywizji Amunicja. Część obserwatorów zdążyła już przyrównać Inspektorat do słynnej amerykańskiej agencji DARPA. Oby nie okazało się, że było to porównanie na wyrost. Zapraszam do lektury. Rafał Boruc aktualności Prezes PHO odwołany 30 października Rada Nadzorcza Polskiego Holdingu Obronnego odwołała Krzysztofa Krystowskiego ze stanowiska Prezesa Zarządu PHO. Zdecydowała też o dymisji Agnieszki Rajczuk-Szczepańskiej, Wiceprezes ds. Personalnych PHO. Decyzją Rady Nadzorczej pełniącym obowiązki Prezesa Polskiego Holdingu Obronnego został Marcin Idzik, dotychczasowy Wiceprezes ds. Sprzedaży i Marketingu. W zarządzie Spółki pozostają również na wcześniejszych stanowiskach Mariusz Andrzejczak, Wiceprezes ds. Technologii i Rozwoju oraz Patrycja Zielińska, Wiceprezes ds. Finansów i Audytu. Połączenie oddziałów Na początku października doszło do połączenia oddziałów w Bolechowie i Kraśniku. W rezultacie powstał Oddział Kraśnik – Bolechowo z siedzibą w Kraśniku. Dyrektorem połączonego oddziału jest Dariusz Szlafka, dotychczasowy szef kraśnickiej fabryki. – Dokonaliśmy fuzji dwóch zakładów w jeden oddział na równorzędnych warunkach. Żadna z fabryk nie będzie faworyzowana. Warunki zatrudnienia pracowników nie zmieniają się – zapewnia Dyrektor Szlafka. Skonstruowana została nowa struktura organizacyjna, która zakłada połączenie niektórych służb. Chodzi o obsługę oddziału, czyli administrację z księgowością i finansami, kontrolę jakości, a także dział techniczno-konstrukcyjny. Fabryki natomiast nadal będą funkcjonowały jako dwa zakłady produkcyjne z klarownym podziałem zadań. – Połączone zakłady są fabrykami podobnymi i komplementarnymi. Produkują podzespoły do tych samych pocisków. Po połączeniu możemy proponować bardziej spójną ofertę handlową. Takie rozwiązanie docelowo znacznie zmniejszy koszty działalności, co już dostrzegamy, ponieważ możemy precyzyjniej planować przepływy towarowe i w sposób pełny wykorzystać posiadane środki produkcji – mówi Dariusz Szlafka. Piotr Mazurek, dotychczasowy Dyrektor Oddziału w Bolechowie, jest pełnomocnikiem w zakresie organizowania podpoznańskiego zakładu w nowych warunkach. Umowa z WICHiR 17 października Mesko zawarło porozumienie o współpracy z Wojskowym Instytutem Chemii i Radiometrii w Warszawie. Umowa dotyczy prowadzenia prac badawczych oraz rozwojowych na rzecz obronności, a także bezpieczeństwa państwa. Na umowie podpisy złożyli: Roman Jóźwik, Dyrektor Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, Waldemar Skowron, Prezes Zarządu Mesko, a także Andrzej Piątek, Dyrektor ds. Techniki i Rozwoju Mesko. Porozumienie dotyczy szerokiego spektrum działań, mających na celu stały rozwój obu podmiotów dzięki wspólnym pracom przy wdrażaniu innowacyjnych rozwiązań w wybranych wyrobach przeznaczonych dla polskiej armii. Fundamentem współpracy ma być synergia myśli technicznej i możliwości produkcyjnych obu instytucji oraz wykorzystanie wiedzy, a także doświadczenia wysoko wykwalifikowanej kadry przez m.in. prowadzenie wspólnych prac badawczych, organizację seminariów oraz warsztatów. Mesko w 100 Mesko zajęło 10 miejsce w VI edycji rankingu największych firm województwa świętokrzyskiego „Złota Setka 2013”. Konkurs organizowany jest przez kielecki dziennik „Echo Dnia”. Ponadto Spółka została wiceliderem w kategorii „Największy Pracodawca” oraz zajęła 3 lokatę wśród największych firm branży metalowej w Świętokrzyskiem. 1 WSPOMNIENIE 28 sierpnia Rada Nadzorcza, Zarząd oraz pracownicy Dezametu w Nowej Dębie pożegnali na zawsze MARIANA MIKIELEWICZA, zasłużonego wieloletniego pracownika Spółki, Członka Rady Nadzorczej. Jego całe życie związane było z miejscowym środowiskiem. W Nowej Dębie 60 lat temu się urodził, tu chodził do szkoły podstawowej oraz do technikum. W Dezamecie rozpoczął i zakończył zawodową karierę, pracując początkowo jako technolog, a następnie na stanowiskach: Kierownika Sekcji Technologicznej, Kierownika Zespołu Produkcji Specjalnej, Kierownika Działu Planowania Produkcji oraz ostatnio Głównego Specjalisty ds. Planowania Produkcji. Przez niemal 40 lat pracy w szczególności zasłużył się rozwiązywaniem problemów związanych z wytwarzaniem wyrobów na rzecz obronności kraju. Efektywnie współpracował w tym zakresie z różnymi podmiotami, zajmującymi się unowocześnianiem produkcji. Nieobce mu były poligony. Wyroby wojskowe stały się dla niego codziennością. Ś.P. Marian Mikielewicz znany był nie tylko w środowisku zakładowym, ale działał również społecznie na rzecz miasta i gminy Nowa Dęba, zwłaszcza jako Radny I. Kadencji Samorządu po 1990 r. Był pasjonatem sportu. Aktywnie uczestniczył w zawodach, zwłaszcza organizowanych przez Klub Sportowy Stal Nowa Dęba. Był osobą lubianą i towarzyską, posiadał niepowtarzalne poczucie humoru. Wnikliwie obserwował życie codzienne i ludzkie zachowania. Pamiętamy Go zawsze pogodnego i optymistycznie patrzącego w przyszłość. Marian Mikielewicz wielokrotnie był wyróżniany m.in. Srebrnym i Brązowym Krzyżem Zasługi oraz Medalami za Zasługi dla Obronności Kraju. Pozostanie w naszej pamięci jako postać nietuzinkowa, a zarazem Człowiek pogodnego usposobienia. Będzie nam Go brakowało. Rada Nadzorcza i Zarząd Dezamet S.A. Bezpieczeństwo w naszych rękach Rozmowa z gen. dyw. pil. dr. Leszkiem Cwojdzińskim, Szefem Inspektoratu Implementacji Innowacyjnych Technologii Obronnych I3TO. Redakcja: Można powiedzieć – lepiej późno niż wcale. O konieczności utworzenia instytucji takiej jak I3TO mówiło się od dawna. Teraz Inspektorat porównywany jest z słynną agencją DARPA w Stanach Zjednoczonych. Amerykański ośródek dokonał dużego przełomu w badaniach i wdrożeniach najnowocześniejszych technik wojskowych. Czy już dostrzega Pan jakieś podobieństwa między I3TO i DARPA? Leszek Cwojdziński: Oczywiście. Intencje utworzenia naszego Inspektoratu są zbieżne z tymi, które przyświecały Amerykanom przy tworzeniu własnej agencji, zajmującej się zaawansowanymi technologiami obronnymi. Część zastosowanych u nich rozwiązań organizacyjnych – oczywiście na znacznie mniejszą skalę – zamierzamy wykorzystać. Podobne ośrodki badawczo-rozwojowe mają Niemcy czy Francja. Federacja Rosyjska w lutym ubiegłego roku też powołała podobną instytucję, z tym że tam jest to zamknięte miasto. Rosjanie mają nieporównywalnie większe środki. Redakcja: Powstaje instytucja, która może zburzyć stereotypy i naruszyć dotychczasowe status quo. Klasa polityczna zrozumiała, że w celu zwiększenia możliwości obronnych kraju trzeba lepiej wykorzystać rodzimy potencjał naukowo-techniczny? Leszek Cwojdziński: Taka świadomość rosła z czasem. Jednak dopiero Tomasz Siemoniak, szef MON, wspólnie z Wiceministrem Waldemarem Skrzypczakiem zdecydowali się na zdecydowany krok, jakim jest powołanie I3TO. Oni też w dużej mierze wykreowali zasady funkcjonowania Inspektoratu. Jego powstanie wpisuje się w proobronnościowe działania Prezydenta Bronisława Komorowskiego i Premiera Donalda Tuska. Dobrze, że w końcu elita polityczna zrozumiała, iż kwestia bezpieczeństwa kraju nie jest problemem wyłącznie szefa MON, ale wszystkich obywateli, a w szczególności politycznego establishmentu, który został przez tych obywateli wybrany. Redakcja: Jakie cele zamierza Pan realizować jako Szef I3TO? Leszek Cwojdziński: Chcemy zbudować system, który usprawni modernizację polskiej armii dzięki narodowym osiągnięciom nauki 2 i technologii. Naszym celem jest skoordynowanie wysiłków na rzecz uzyskania przez Polskę przewagi technologicznej nad potencjalnymi konkurentami i przeciwnikami w wybranych dziedzinach ważnych dla bezpieczeństwa kraju. Redakcja: Dzisiaj mamy już Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, które wspiera wybrane projekty związane z obronnością Polski. Czy zakres działań Inspektoratu nie zdubluje prac NCBiR? Leszek Cwojdziński: Nie ma takiej obawy. W Departamencie Nauki i Szkolnictwa Wyższego MON istnieje komórka, zajmująca się współpracą z Centrum. Zresztą mamy nieco inne priorytety. NCBiR jest nastawione na efekty w krótszym horyzoncie czasowym. Szuka bardziej konkretnych i mniej rewolucyjnych rozwiązań. Oczekuje możliwie szybkich wdrożeń. My wybiegamy w odleglejszą przyszłość. Generał przed wejściem do Reaktora Atomowego Maria w Otwocku-Świerku. Biuletyn Informacyjny | Dywizji Amunicja Zajmiemy się problemami, które niekoniecznie muszą zakończyć się wdrożeniem, ponieważ być może poziom technologii okaże się nieosiągalny. Korzyścią będzie już opatentowanie pomysłu, który znajdzie możliwość realizacji w dalszej przyszłości. Działania, które podejmie Inspektorat, przyniosą efekty najprędzej za pięć lat. Skoncentrujemy się na technologiach, których dzisiaj poszukuje świat i będzie je wykorzystywać przez kolejne dwie, trzy dekady. Powinniśmy wyznaczać kierunki i rozwiązania, które zapewnią zdolność obronną Rzeczypospolitej w przyszłości. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że dziś dostępne na rynku technologie wojskowe nie należą do najnowocześniejszych. Cokolwiek kupujemy, jest o generację lub dwie starsze od tego, czym dysponuje sprzedawca. Za granicą nie kupimy najnowocześniejszych technologii, które będą przydatne za kilkadziesiąt lat. Możemy jedynie nabyć określony sprzęt, dobry na dzisiaj, który jednak trzeba serwisować, unowocześniać, a to kosztuje mnóstwo pieniędzy. Istnieje wiele możliwości i technologii, które mogą zapewnić Polsce osiągnięcie zdolności obronnych przy znacznie większym udziale naszej myśli technicznej i efektywniejszym wykorzystaniu przemysłu obronnego. Inspektorat nie jest strukturą, która musi zajmować się konkretnym produktem. Bardziej istotne są technologie, które w przyszłości mogą zostać wykorzystane w konkretnym uzbrojeniu. Nie powiemy, co ma być zrobione, ale pokażemy jak powinno być zrobione, by było najlepsze i niepowtarzalne. Redakcja: Jaki potencjał innowacyjny dostrzega Pan w Dywizji Amunicja? Leszek Cwojdziński: Miałem okazję odwiedzić Mesko. Widziałem na targach kieleckich ofertę Dywizji. Uczestniczyłem w konferencjach naukowych, poświęconych amunicji i broni rakietowej. Dostrzegłem na nich ogromny potencjał przemysłu, zajmującego się ich produkcją. Musimy dążyć do poprawy precyzji rażenia i zwiększenia zasięgu pocisków oraz rakiet. W tym kierunku poszło Mesko, co uważam za słuszny wybór. Aby oceniać precyzję rażenia armia powinna uzyskać nowoczesne środki rozpoznania pola walki, systemy pozycjonowania dla APR. Zamierzamy wspierać badania Dywizji, która ma już wiele osiągnięć. Nie możecie jednak spocząć na laurach, lecz permanentnie się rozwijać. Redakcja: Co powinniśmy zrobić, aby współpraca z I3TO układała się jak najlepiej? Leszek Cwojdziński: Problemem jest to, że ciągle bazujecie na modernizacji sprzętu, a nie ma idei, która rosłaby od podstaw. Przynajmniej ja o takiej nie wiem. Chcemy, aby branża obronna zgłaszała zupełnie nowe pomysły. Wspólne kontakty mogłyby pomóc Wam i nam w lepszym zrozumieniu swych oczekiwań. Pole do popisu jest duże. Powstanie Tarcza Polski. Uważam, że jej duża część powinna być wykonana w Polsce. Myślę także o systemach precyzyjnego rażenia wykorzystywanych w systemach bezzałogowych, także naziemnych. Sądzę, iż w tym kierunku powinna pójść dalekosiężna myśl techniczna Dywizji. Kilka lat straciliśmy i w pewnych uzasadnionych sytuacjach możemy kupić uzbrojenie za granicą, a następnie je modernizować. Zabrzmi to może nieco obrazoburczo, ale pewnym natchnieniem może być oglądanie cyklu „Gwiezdnych Wojen”. Na tych filmach widać, jak wiele wydawałoby się nierealnych wizji reżysera udało się urzeczywistnić. Redakcja: Czy działanie I3TO zwiększy stopień polonizacji uzbrojenia wykorzystywanego w Wojsku Polskim? Leszek Cwojdziński: Unikam słowa „polonizacja”. Zależy mi, aby polski żołnierz z roku na roku korzystał z coraz większej ilości lepszego sprzętu wymyślonego i wyprodukowanego w kraju. Polonizacja jest jednym z elementów takiego systemu, ale dzisiaj często wiąże się z dopuszczeniem polskiego przemysłu do już istniejących rozwiązań za granicą. Tymczasem my chcemy mieć własne systemy i to na dużą skalę. Tutaj ważna jest rola polityków, którzy określą dalekowzroczne programy, wymagania oraz sposoby finansowania i nie będą ich zmieniać. Wtedy możemy mówić o sensownym tworzeniu. Redakcja: Potrzebne są też pieniądze. Jakim budżetem będzie dysponować Inspektorat? Leszek Cwojdziński: Na razie mamy zapewnione środki, aby nasz zespół, który ostatecznie będzie liczyć ok. 70 osób, mógł spokojnie pracować. Przez najbliższe pół roku mamy czas, aby wyznaczyć kierunki naszego działania i pozyskać na nie środki z Planu Modernizacji Technicznej. Zaproponujemy uwzględnienie naszych działań w tym Nr 11(18) listopad | 2013 r. Generał Pilot Leszek Cwojdziński w latach 1975-1979 był podchorążym Wyższej Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie, a w 1984 r. został absolwentem Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. W 2000 r. ukończył studia podyplomowe na WAT. Trzy lata później uzyskał stopień doktora nauk technicznych w zakresie geodezji i kartografii. Od 1979 r. służył w 60 Lotniczym Pułku Szkolnym jako pilot – instruktor. W latach 1986-1989 w 6 Pułku Lotnictwa Myśliwsko-Bombowego był starszym pilotem, a następnie Dowódcą Klucza Lotniczego i Zastępcą Dowódcy Eskadry. W 1992 r. został Dowódcą Eskadry i Zastępcą Dowódcy Pułku. Od 1996 r. do 1999 r. dowodził 7 Pułkiem Lotnictwa Bombowo-Rozpoznawczego, po czym pełnił funkcję dowódcy 21 Bazy Lotniczej i 3 Bazy Lotniczej. Następnie był Zastępcą Szefa Sztabu 3 Korpusu Obrony Powietrznej. W latach 2005-2007 zajmował stanowisko Szefa Wojsk Lotniczych – Zastępcy Szefa Szkolenia Sił Powietrznych. W 2007 r. został Zastępcą Szefa Zarządu Szkolenia Sztabu Generalnego WP, a w 2010 r. Szefem Szkolenia Sił Powietrznych RP. W sierpniu 2010 r. uzyskał awans na generała dywizji. Przed objęciem funkcji Szefa I3TO był Dyrektorem Departamentu Polityki Zbrojeniowej MON. planie do 2022 r. Jakim budżetem badawczym będziemy dysponować, okaże się w połowie przyszłego roku. Redakcja: Czyli nie ma co liczyć na to, że w styczniu I3TO ruszy pełną parą? Leszek Cwojdziński: Ruszy, ale jeszcze nie pełną parą. Tworzymy instytucję od początku. Uzupełniamy kadry. Przenosimy się do nowego gmachu. Musimy zapewnić zabezpieczenie dostępu do informacji niejawnych, przeprowadzić szkolenia pracowników. Mamy wiele pracy do wykonania. Jak najszybciej będziemy chcieli ogłaszać konkursy. Nie oczekujmy jednak błyskawicznych efektów. Ministrowi Siemoniakowi powiedziałem, że za naszej kadencji nie doczekamy się sukcesów. One przyjdą znacznie później. Naszym sukcesem jest już to, że Inspektorat zaczyna działać. Redakcja: Musimy mieć świadomość, że nie każdy pomysł zakończy się pomyślną implementacją. Zważywszy na krajowe realia i ograniczone zasoby finansowe ważne, aby pieniądze wydawane były najbardziej racjonalnie. Leszek Cwojdziński: Też nam na tym zależy. Chcemy, aby zwrot z inwestycji był jak największy, ale doraźny zysk nie może determinować naszego działania. Na świecie organizacje podobne do naszej realizują 8‑12% zainicjowanych projektów. Jednak te wdrożone pomysły generują takie dochody, że nakłady na wszystkie idee zwracają się wielokrotnie. Konieczne jest określenie ryzyka powodzenia danego projektu. Im będzie ono większe, tym większe potencjalne zyski. Mniej interesuje mnie projekt, gdy ryzyko jego realizacji wynosi 0,8. Tak duże prawdopodobieństwo powodzenia sprawia, że owo rozwiązanie nie jest rewolucyjne, a tym samym staje się dostępne dla innych. Chętnie zaangażujemy swe środki, gdy ryzyko wyniesie 0,1 – 0,2. Wtedy powodzenie programu da nam duży dochód i uzyskamy dostęp do zupełnie nowych rozwiązań. Redakcja: A jeżeli powołanie Inspektoratu okaże się niewypałem? Leszek Cwojdziński: Jako wojskowy z dużym doświadczeniem nie przewiduję takiego scenariusza. 38-milionowy kraj w środku Europy posiada zdolności naukowo-techniczne i środki finansowe, by najpierw mógł liczyć na siebie, a dopiero w drugiej kolejności na sojuszników. Tworzymy struktury organizacyjne, byśmy za kilkanaście lat mogli powiedzieć, że w połowie drugiej dekady XXI w. wykonaliśmy decydujący krok w kierunku unowocześnienia armii. Ewentualne przyszłe konflikty zbrojeniowe w coraz większym stopniu uzależnione będą od technologii. Nasze hasło brzmi: „Bezpieczeństwo poprzez technologię”. Jeżeli jej nie wprowadzimy, będziemy spokojny sen ciągle kupować za granicą, słono za niego płacąc. 3 Pasjonaci Wielu pracowników spółek i oddziałów Dywizji Amunicja po pracy oddaje się realizacji swego hobby. Mimo że czasami te pasje kosztują niemałe pieniądze, nie one są najważniejsze. Najdroższy okazuje się czas, ponieważ hobbysta dzieli go między pasją a rodziną. Wtedy najlepiej zarazić swym hobby najbliższych. I tak często się dzieje. Na początku tego tekstu miała się pojawić przedstawicielka płci pięknej, ponieważ w jednym z dywizyjnych zakładów pracuje Pani, która skacze ze spadochronem, lata paralotnią, a także zamierza wybrać się w lot balonem. Nie chce się jednak ujawniać szerszemu gronu. Na kategoryczną prośbę owej niewiasty zrezygnowaliśmy z jej przedstawiania. W rezultacie pozostali sami mężczyźni, za to posiadający bardzo ciekawe zainteresowania. Długodystansowiec Pasją Ryszarda Dzikowskiego jest bieganie. Od 2006 r. uczestniczy w maratonach. Wtedy w Poznaniu ukończył swój pierwszy bieg na dystansie 42195 m. Rok później zdobył koronę maratonów polskich, kończąc na przestrzeni kilku miesięcy pięć największych imprez w: Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu i Dębnie. Jednak tego było mu za mało. W Kaliszu wystąpił w Mistrzostwach Polski w biegu na 100 km, zajmując 4 miejsce w swej kategorii wiekowej i 25 pośród wszystkich uczestników. Następnie zaczął Ryszard Dzikowski podczas VII uprawiać bieganie ekstre- Maratonu Komandosa. Pan Ryszard malne. – Podczas wojskowej od 2002 r. jest mistrzem obróbsłużby zasadniczej służyłem ki cieplno-chemicznej i plastycznej w jednostce specjalnej – Ba- w Bolechowie. Pracę tu rozpoczął talionie Szturmowym w Dziw- w 1989 r. po przejściu z fabryki im. nowie. Jego tradycje przejął H. Cegielskiego. Ukończył Technikum Pułk Specjalny w Lublińcu. Mechaniczne w Poznaniu o specjalPostanowiłem się zmierzyć ności odlewniczej. z tamtejszymi komandosami. Wystartowałem w lublinieckim Biegu Komandosa, maratonie terenowym, którego uczestnicy dźwigają na plecach żołnierski ekwipunek o wadze 10 kg. Muszę przyznać, że więcej oczekiwałem po czynnych komandosach. To przecież najlepsi z najlepszych, a ja większość z nich pokonałem – śmieje się Pan Ryszard. Kolejnym wyzwaniem okazały się Biegi Katorżnika w Lublińcu. Woda, bagna, lasy, zalane rowy melioracyjne – od 7 do 15 km mordęgi. – Ekstremalny wysiłek daje ekstremalne emocje i radość z pokonania swych słabości. Podczas biegu wyrzucam z siebie stres oraz wszystkie złe emocje. Uspokajam się, mam czas na refleksję – mówi Ryszard Dzikowski. Do wyczynowego biegania w połowie minionej dekady namówił go Wiesław Grzywczak, Przewodniczący Związku Zawodowego Metalowców w Bolechowie, który założył nieformalny klub biegaczy Gepard. Pan Ryszard stara się trenować jak najczęściej. Nie udaje się to codziennie, ale kilka razy w tygodniu biega po ok. 2 godziny. – Mamy malownicze okolice – jeziora, lasy, pagórkowaty teren i czyste powietrze – mówi. Teraz planuje ukończyć zawody Iron Run w Krynicy Górskiej. To 8 biegów przez trzy dni, w tym maraton – razem ok. 110 km po selektywnym terenie. Na dalszą przyszłość odkłada realizację największego marzenia sportowego, jakim jest ukończenie maratonu w Atenach. Mówi, że musi uzbierać fundusze. Jednak biegi to nie wszystko. Ryszard Dzikowski zaliczył 50 skoków spadochronowych. Był też instruktorem Ko budo i Kioyk sol, wojskowych odmian sztuk walki przekształconych w Combat 56. Trzy lata temu za swoje wyczyny został wybrany Sportowcem Roku w kategorii seniorów w Murowanej Goślinie. 4 Tancerz Jerzy Figarski tańczy w dwóch zespołach, uprawia turystykę pieszą, jeździ konno, a także na nartach. W pracy niewielu wie o jego pasjach, ale wtajemniczeni zastanawiają się, jak on znajduje na to wszystko czas. – Zacząłem tańczyć w 1983 r., jeszcze w szkole średniej. Na kursie tańca towarzyskiego poznałem swą żonę Tatjanę. Potem nastąpiła przerwa, bo trzeba było zająć się wychowaniem dzieci, ale w 2004 r. postanowiliśmy oboje odświeżyć swą pasję taneczną – opowiada Pan Jerzy. Zaczęli uczestniczyć Jerzy Figarski z żoną Tatjaną. Pan w zajęciach Zespołu Ludowe- Jerzy w Mesko pracuje od ćwierć wieku. go przy Miejskim Domu Kul- Był tu elektrykiem, pracował w Dziale tury w Skarżysku-Kamiennej. Marketingu, a od 2010 r. w Dziale StraDzisiaj tańczą tam dwa razy tegii objął stanowisko specjalisty do w tygodniu po dwie godziny. spraw analiz strategicznych. Skończył Ponadto małżonkowie wstąpili studia w Wyższej Szkole Administracji do kieleckiego klubu taneczne- i Prawa w Kielcach (kierunek informago Charlestone. Dojeżdżają tam tyka i systemy zarządzania). kilka razy w tygodniu. – Zaczęliśmy startować w turniejach w kategorii wiekowej 45‑55. Zawody trwają 6 – 7 godzin. Wykonujemy kilka tańców obowiązkowych. Nie zajmujemy pierwszych miejsc, ale niedawno udało się nam awansować do półfinału – mówi Jerzy Figarski. – Zachęcam do tańczenia Koleżanki i Kolegów z firmy. To świetna odskocznia, a także możliwość samorealizacji – dodaje. Pan Jerzy należy do skarżyskiego PTTK. Bierze udział w Ogólnopolskich Wysokokwalifikowanych Rajdach Pieszych. Podczas ubiegłorocznych wakacji w ten sposób spędził tydzień na pograniczu Wielkopolski i Lubuskiego, pokonując na nogach ok. 150 km. – Poznaję nieco inną Polskę, nie tylko tę z folderów turystycznych, ale także oddaloną od najbardziej uczęszczanych szlaków, również bardzo ciekawą – wyznaje. Kilka tygodni temu wybrał się z żoną na trzydniowy rajd konny po Bieszczadach. – Wjeżdżaliśmy konno na szczyty górskie. Niezapomniane krajobrazy i przeżycia – mówi. Oprócz tego Pan Jerzy jeździ i biega na nartach. Współorganizuje firmowe wyjazdy na stoki. Modelarz Mariusz Malinowski jest pasjonatem awiacji i związanego z nią modelarstwa. – Pochodzę z Tarnobrzega, położonego nieopodal zagłębia lotniczego, jakim są Rzeszów i Mielec. Od dziecka marzyłem, że będę pracować w tamtejszych zakładach lotniczych. Stało się inaczej, ale praca w Dezamecie nie przeszkadza mi w realizacji zainteresowań – twierdzi Pan Mariusz. Skleił już 14 modeli samolotów. Praca nad każdym zajęła mu 3 – 4 miesiące. Na swoją kolej czeka następne sto samolotów. – Najbliższe dekady mam zajęte – żartuje Mariusz Malinowski. – Na szczęście pomogą mi córka i syn, którzy także złapali bakcyla modelarskiego. Cieszę się, iż to czasochłonne zajęcie mogę dzielić z rodziną, bo ona zawsze znajduje się na pierwszym miejscu – dodaje. W wypadku Pana Mariusza modelarstwo nie oznacza wyłącznie klejenia samolotów. Najpierw czyta wiele o maszynach, studiuje ich historię. – Dzięki temu poznaję dzieje lotnictwa, dowiaduję się wiele o stosowanych tam procedurach, co przydaje mi się w wykonywanej Biuletyn Informacyjny | Dywizji Amunicja ma chyba gry karcianej, w którą nie potrafiłby zagrać, ale prawdziwy kunszt ujawnia, demonstrując tricki. Tasuje, bezbłędnie odgaduje, przewiduje kolejne karty, itp. Posiada też jedną talię kart, której nie oddaje w niepowołane ręce. – Moje zainteresowania i umiejętności pomagają w pracy. Strzelectwo uczy samokontroli, spokoju, cierpliwości i dyscypliny. Z kolei karty pomagają w przekazywaniu partnerom informacji o sobie i odczytywaniu sygnałów od nich. Uczą jak wywoływać swym zachowaniem określone działanie u innych, ale to już inna historia – konkluduje Zbigniew Piesiak. Zabójca blaszanych zwierzątek Mariusz Malinowski z jednym ze swoich modeli. Pan Mariusz w Dezamecie pracuje od 2001 r. Zaczynał jako technolog. Dzisiaj pełni funkcję Dyrektora Operacyjnego. Ukończył Technikum Mechaniczne w Tarnobrzegu, a następnie na Wydziale Mechanicznym i Lotnictwa Politechniki Rzeszowskiej kierunek budowa maszyn. pracy. Okazuje się bowiem, że wiele zasad obowiązujących w awiacji przydatnych jest także u nas w firmie – chociażby przestrzeganie procedur i zasad czy wnikliwy nadzór nad produkcją. Zarówno w lotnictwie, jak i branży obronnej priorytetami są niezawodność i bezpieczeństwo – mówi Mariusz Malinowski. Strzelec wyborowy Zbigniew Piesiak ma trzy pasje: strzelectwo, karty i żeglarstwo. Z powodu braku odpowiednich akwenów tę ostatnią mocno zaniedbał, ale pozostałe dwie mocno kultywuje. – Strzelaniem interesowałem się od dziecka. W podstawówce używałem wiatrówki. Na etapie liceum – KBKS. W trakcie służby wojskowej szkolono mnie na strzelca wyborowego. Trafiałem do ruchomego celu z kilometra – twierdzi Pan Zbigniew. Teraz bez problemu trafia z 50 m w dziesięciogroszówkę. Jest instruktorem strzelectwa sportowego, członkiem miejscowego Bractwa Kurkowego oraz współzałożycielem Klubu Strzeleckiego Pod Ratuszem Zbigniew Piesiak na strzelnicy w Murowanej Goślinie. Od lat Klubu Strzeleckiego Pod Ratuszem. wspólnie z synem są niepoko- Pan Zbigniew w Bolechowie pojawił nani w lokalnych zawodach. się w 1986 r. Przyjechał ze Świdnicy. – Przestaliśmy startować, po- W ówczesnej Tłoczni Metali Pressta nieważ ludzie się zniechęcali, pracował do 2002 r. Następnie przez walcząc najwyżej o ostatnie osiem lat był Dyrektorem ds. Produkcji miejsce na podium. Poza tym w jubilerskiej firmie W. Kruk. Do bolew domu zaczyna brakować miej- chowskiego zakładu powrócił w 2010 r. sca na trofea – śmieje się Pan Pełni funkcję Kierownika Działu ProZbigniew. O strzelaniu mógłby dukcji. Jest absolwentem Politechniki rozprawiać godzinami; o roli Wrocławskiej (Instytut Budowy Maoddechu, postawie, trzymaniu szyn, specjalność urządzenia wytwórbroni, napięciu mięśni, liczeniu cze i procesy technologiczne). Ukończył i myśleniu podczas oddawania też studia podyplomowe na Akademii strzałów. Ekonomicznej w Poznaniu. Aktywnie uczestniczy w pracach klubu Pod Ratuszem. Organizuje m.in. zawody na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. – Za niewielką opłatę każdy może sobie strzelić, a pieniądze trafiają na zbożny cel. Podobną imprezę robimy dla Caritasu. Ponadto w każdy piątek dzieciaki mogą bezpłatnie postrzelać – mówi Zbigniew Piesiak. Sam strzela rzadziej niż kiedyś. Wzrok już nie ten. Z powodzeniem zastępuje go syn Tomasz, którzy także posiada uprawnienia instruktorskie i szkoli młodzież. Drugą pasją Zbigniewa Piesiaka są karty. Przed laty był zawodnikiem Klubu Brydża Sportowego Bolko w Świdnicy. Jak twierdzi, nie Nr 11(18) listopad | 2013 r. Tak mówią o Marku Puzio koledzy z Dezametu, ponieważ jego hobby jest strzelectwo terenowe z broni pneumatycznej, tzw. HFT (z ang. hunter field target). – Zabawa polega na strzelaniu do blaszanych figurek zwierząt. Rozstawia się je w terenie. Figurki mają na środku tzw. killzonkę. Trzeba w nią trafić, wtedy cel się przewraca – wyjaśnia Pan Marek, posiadający m.in. turecką Marek Puzio podczas testowania wiatrówkę AT-44. Preferuje karabinu Sharps. Pan Marek jest broń pneumatyczną, bo ciszej kierowcą samochodu ciężarowego strzela, ale kilka lat temu za- w Dezamecie. W firmie z przerwami interesował się także bronią pracuje od 1973 r. – We wrześniu mina czarny proch. Ma też replikę nęło 40 lat, kiedy po raz pierwszy przekarabinu Sharps, pochodzące- kroczyłem bramę Dezametu – podkrego z XIX w., używanego pod- śla z dumą. Ukończył przyzakładową czas Wojny Secesyjnej przez Szkołę Zawodową w Nowej Dębie, strzelców wyborowych. Kara- a następnie Szkołę Samochodową bin osiąga cele oddalone nawet w Rzeszowie. o kilometr. – Chciałbym jeszcze kupić Remingtona – przyznaje Pan Marek. Jest współzałożycielem Klubu Strzeleckiego E-Tawerna w Nowej Dębie. – Dawano nam kilka miesięcy „życia”, a funkcjonujemy dwa lata i ciągle się rozwijamy. Pojawia się coraz więcej pasjonatów strzelectwa. Mamy już 30 członków z całej Polski, nawet z Wałcza i Warszawy – podkreśla Marek Puzio. Działanie klubu wspiera Leszek Pabian, Prezes Dezametu. Wyraził zgodę na zorganizowanie w byłej hali montażu ogólnopolskich zawodów HFT. Ponadto ufundował komplet pucharów. E-Tawerrna organizuje również imprezy strzeleckie dla dzieci. Członkowie klubu sponsorują śrut i użyczają własne karabinki. Pan Marek nie wygrywa zawodów. – Zbyt późno zacząłem tę przygodę, ale też nie jestem ostatni – komentuje. Był na zawodach w Olsztynie, Jaworznie, Tarnobrzegu i Jurze Krakowsko-częstochowskiej. – Strzelectwo nie jest nudne. Stwarza bezpośredni kontakt z naturą. Poznaję ciekawych ludzi. Staram się, aby strzeleckiego bakcyla złapała moja żona. Na razie udało się ją przekonać do wyjazdów ze mną na zawody. Przygląda się i piknikuje, jak większość towarzyszek uczestników imprez – mówi Pan Marek. Miłośnik gór… i Mazur Tomasza Sieczkę śmiało można nazwać pierwszym animatorem turystyki firmowej w Mesko, gdyż zaczął organizować wspólne wyjazdy pracowników. – Zaczynaliśmy od kilku osób, a dzisiaj w kilkudniowych wypadach uczestniczy 50 – 60 ludzi. Duża zasługa w tym Prezesa Waldemara Skowrona i firmy, która wspierała finansowo przejazdy autokarem. Prezes sam lubi aktywnie spędzać wolny czas i rozumie nasze potrzeby – twierdzi Pan Tomasz, który jest niemal fanatykiem polskich gór i Mazur. W nogach ma już tysiące kilometrów. Dzień jego pobytu w górach wygląda mniej więcej tak – wyjście skoro świt na szlak, powrót wieczorem, co oznacza 10 godzin marszu, czyli pokonanie ok. 20‑25 km dziennie. Im trudniejsza trasa, tym lepiej. Pan Tomasz „zszedł” już Karkonosze, Beskidy, Tatry, Bieszczady. Poznał też Mazury z tym, że w tym wypadku używał również roweru. – Cóż mam począć, skoro nie potrafię usiedzieć w miejscu. Na plaży umarłbym z nudów – ostrzega. c.d. na stronie 6 ››› 5 ››› c.d. ze strony 5 no jedna z fajniejszych przygód jego życia. Pan Tomasz namiętnie wędkuje, dlatego w trakcie rejsu często przybijał do brzegu w miejscach, gdzie pojawiało się dużo ryb. Od wiosny do jesieni tratwa pływa po okolicznych jeziorach i zalewach. Pan Tomasz zaprasza znajomych na wspólne wędkowanie oraz biesiady. Teraz opracowuje logistycznie kolejne wyprawy. Myśli nawet o Wiśle. Transport po drogach – mimo że trudny – nie jest przeszkodą. Syn Pana Tomasza posiada bowiem odpowiednie uprawnienia, by holować takie obiekty. – Urodziłem się w znaku ryby. Latami pływałem na morzu. Dwa lata byłem etatowym ratownikiem WOPR, a przez kolejne dziesięć pracowałem sezonowo na kąpieliskach. Mam uprawnienia sternika motorowodnego i żeglarza. Wszystkie urlopy spędzam nad wodą. Żegluję, wędkuję i pływam na desce windsurfingowej – wylicza Tomasz Sztompke. I wszystko jasne. Tomasz Sieczka na zimowym, górskim szlaku. Pan Tomasz pracuje w Mesko od 1984 r. Zaczynał w kontroli jakości. Potem był technologiem, Kierownikiem Magazynu Wyrobów Gotowych, a także Szefem Dystrybucji. Od 1 lipca pełni funkcję Kierownika Działu Sprzedaży. Drugą kadencję jest Członkiem Rady Nadzorczej Mesko z ramienia pracowników. Ukończył studia na Wyższej Szkole Ekonomii i Prawa w Kielcach (kierunek zarządzanie regionem i usługami). Latem spaceruje po górach, a zimą zjeżdża z nich na nartach. W eskapadach chętnie towarzyszy mu rodzina. Wtedy wybiera łatwiejsze szlaki i trasy. – Zimą co dwa weekendy jeździmy na narty, najczęściej na Wierchomlę koło Krynicy – mówi Pan Tomasz. To także wyjazdy firmowe, które współorganizuje i bierze w nich udział Jerzy Figarski. Kolekcjoner – Pożarnictwem pasjonowałem się, odkąd pamiętam. Jak wiele dzieci, także ja chciałem być strażakiem. Z wiekiem ta chęć nie minęła. Wszystko wskazuje na to, że moje zainteresowania odziedziczy syn, który ma dopiero 6 lat, ale wiedzą i zaangażowaniem zadziwia innych znawców tematu – mówi Grzegorz Wijas, który ok. 10 lat temu rozpoczął kolekcjonowanie przedmiotów związa- Wodniak z krwi i kości – Od dłuższego czasu chodziła mi po głowie myśl, aby spłynąć Biebrzą. Początkowo myślałem o kajakach, ale w Internecie trafiłem na hasło „tratwa biebrzańska”. Błyskawicznie zrozumiałem, że to jest to. Postanowiłem, że sobie zrobię podobną – wspomina Tomasz Sztompke. Od decyzji do realizacji droga okazała się krótka. W ciągu trzech zimowych miesięcy powstała okazała drewniana tratwa o wymiarach 6x2,5 m – taki camping na wodzie. Pan Tomasz popołudniami przychodził do swego warsztatu, gdzie spędzał 4 – 5 godzin. W weekendy budował dłużej. Wypornościowe skrzynie pod pokładem wypełnił pustymi butelkami plastykowymi. Na nich zamontował pokład, na nim postawił domek z tzw. infrastrukturą gastronomiczno-noclegową dla pięciu osób. Tratwa wyposażona jest także w niewielki silnik elektryczny i spalinowy. – Koszt materiałów wyniósł 2,7 tys. zł – podlicza Tomasz Sztompke. Latem tego roku tratwa wypłynęła w dziewiczy rejs Pilicą. – Trzeba było znaleźć odpowiednią rzekę, po której da się płynąć. Nurt nie może być zbyt szybki, a woda zbyt płytka, bo grozi zawadzeniem o podwodne korzenie lub kamienie. Mniejszym niebezpieczeństwem jest utknięcie na mieliźnie, ponieważ tratwa daje się zepchnąć. Trzeba jeszcze znaleźć odpowiednie miejsce do zwodowania, a następnie wciągnięcia na ląd – opowiada Tomasz Sztompke, który spłynął tratwą z Białobrzegów do Warki. To była ogromna frajda, podob- Tomasz Sztompke i jego tratwa. Pan Tomasz jest Senior Managerem w Mesko, gdzie pracuje od 1997 r. Do firmy trafił już w 1980 r., ale po roku odszedł. Później był m.in. rybakiem dalekomorskim. Pracował też jako ratownik WOPR. Ukończył warszawską SGPiS na Wydziale Ekonomiczno-Społecznym (kierunek ekonomika pracy i polityka społeczna). 6 Grzegorz Wijas ze zdjęciem „Bystrego”, pierwszego wozu strażackiego Państwowej Fabryki Amunicji w Skarżysku w 1924 r. Za nim prądownica pożarnicza z 1935 r. Pan Grzegorz jest Komendantem Zakładowej Straży Ratowniczej w Mesko. Stanowisko zajmuje od 3 lat. W Mesko pracował już wcześniej w latach 80., zaraz po zakończeniu Technikum Samochodowego, jednak po kilku latach rozpoczął naukę w poznańskiej Szkole Pożarnictwa. Jako jej absolwent zaczął pracę w Państwowej Straży Pożarnej, gdzie dosłużył się stopnia aspiranta sztabowego. Dzisiaj znajduje się w stanie spoczynku. nych z pożarnictwem. Interesuje się jego historią i dniem współczesnym. Zbiera stare książki, fotografie, polskie i zagraniczne odznaczenia, hełmy oraz miniaturki wozów strażackich. Jeździ na zloty podobnych jemu miłośników. Kupuje na Allegro, odwiedza antykwariaty i pchle targi, czyli miejsca, gdzie może znaleźć kolejne eksponaty. A ich kolekcja jest już całkiem pokaźna. Liczy kilkanaście hełmów strażackich z lat 20. i 30. ubiegłego wieku oraz nowszych. Obejmuje też ok. 200 miniaturek wozów gaśniczych. – Ponadto mam prądownicę pożarniczą z 1935 r. i kolekcję odznaczeń branżowych. Dysponuję także pokaźnym zbiorem fotografii oraz książek, dotyczących firmy oraz miasta i powiatu. O ile będzie to możliwe, chciałbym je zaprezentować szerszemu gronu w przyszłym roku, kiedy zarówno Mesko, jak i tutejsza jednostka pożarnicza obchodzić będą 90-lecie istnienia – deklaruje Pan Grzegorz. Zapewnia, że żona podziela jego pasję, wspiera go duchowo oraz – co istotne – czasami finansowo. Grzegorz Wijas interesuje się też militariami. Jest zawodnikiem Klubu Strzeleckiego Świt w Skarżysku-Kamiennej. Od pięciu lat uczestniczy w zawodach. Kończy kurs instruktorski strzelectwa sportowego. Biuletyn Informacyjny | Dywizji Amunicja nasz arsenał Sprawy dużego kalibru Przy produkcji amunicji wielkokalibrowej jak na dłoni widać współpracę poszczególnych spółek i oddziałów Dywizji. W prace nad tymi wyrobami zaangażowane są: Dezamet, Mesko, Nitro-Chem, a także oddział w Pionkach, Kraśnik i Bolechowo. Ta pierwsza spółka chyba najbardziej, dlatego jej przyglądamy się bliżej. Na początku trzeba wyjaśnić, że według dywizyjnej klasyfikacji amunicja dużego kalibru zaczyna się od 60 mm i właśnie takiej średnicy naboje moździerzowe w swej ofercie posiada Dezamet Nowa Dęba. Ich historia rozpoczyna się w 1995 r. Wtedy MON ogłosił konkurs na konstrukcję nabojów 60 mm do moździerzy. Wygrał go Dezamet. – Najprawdopodobniej zdecydowała bardzo duża liczba odłamków. Nasz pocisk rozpada się aż na półtora tysiąca części. Zapalnik i pocisk opracowaliśmy wspólnie z WITU. W 1999 roku odbyły się badania kwalifikacyjne, a w kolejnym nabój z pociskiem odłamkowym wszedł do produkcji seryjnej – mówi Lesław Mazur, główny konstruktor w Dezamecie. Zasięg pocisku wynosi ponad 2 km, a promień rażenia 13 m. Został sprawdzony podczas misji w Afganistanie. Z czasem rodzina „sześćdziesiątek” się powiększała. W 2005 r. pojawił się temat naboju z pociskiem oświetlającym. – Wyrób został opracowany przez WITU, na etapie badań kwalifikacyjnych trafił do Dezametu. Badania zakończyły się pomyślnie i w 2007 r. zakład w Nowej Debie opuściła pierwsza partia nabojów. Wraz z pociskiem został wdrożony nowy zapalnik elektroniczny i programator – mówi Pan Lesław. Przez całą minioną dekadę resort obrony chętnie zamawiał „sześćdziesiątki” w wariancie odłamkowym i oświetlającym. Roczna produkcja każdego z nich wynosiła kilka tysięcy sztuk, co sprawiało, że ów nabój stał się najważniejszą pozycją w portfolio Dezametu. Było tak do 2011 r., kiedy to zostało zrealizowane ostanie zamówienie MON. Teraz trwają prace koncepcyjne nad trzecim wariantem moździerzowego naboju 60 mm – pociskiem dymnym. – W maju w Inspektoracie Uzbrojenia MON odbył się dialog techniczny, teraz przygotowywane są Wstępne Założenia Taktyczno-Techniczne. W przyszłym roku pocisk będzie gotowy i liczymy na zamówienia od 2015 r. – mówi Mariusz Malinowski, Dyrektor Operacyjny w Dezamecie. W tym momencie, przechodząc do większego kalibru, nie można zapomnieć o przeciwpancernym pocisku rakie- Od lewej: Mariusz Malinowski, Dyrektor Operacyjny, Grzegorz Miazgowicz, główny technolog, Lesław Mazur, główny konstruktor, Robert Kobylarz, specjalista konstruktor. Nr 11(18) listopad | 2013 r. Grzegorz Polak, Zastępca Dyrektora Oddziału w Pionkach: – Oddział w Pionkach jest producentem m.in. amunicji do czołgów z armatą kalibru 125 mm i 120 mm (Leopard 2A4). Jeżeli chodzi o amunicję 125 mm to w swojej ofercie mamy naboje z pociskiem podkalibrowym bojowym APFSDS-T, z bojowym OF-19 i ćwiczebnym OF-19EC pociskiem odłamkowo-burzącym oraz naboje z pociskiem szkolno-treningowym ISA-125. Na te ostatnie zrealizowaliśmy w 2013 r. umowę z MON, dostarczając mu partię 400 szt. Ponadto posiadamy możliwości techniczne oraz wykwalifikowaną załogę do kompletacji amunicji ze 125 mm pociskiem podkalibrowym ćwiczebnym APFSDS-T-TP oraz kumulacyjnym Heat. Jeżeli chodzi o amunicję kalibru 120 mm, oferujemy naboje ze 120 mm pociskiem podkalibrowym ćwiczebnym APFSDS-T-TP oraz pociskiem odłamkowo-burzącym bojowym HE i ćwiczebnym HE-TP. Realizujemy kontrakt na lata 2013 – 2014 na dostawę MON w sumie 3300 sztuk amunicji z 120 mm pociskiem HE. Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż właśnie zakończyliśmy badania pierwszej partii seryjnej amunicji realizowanej w ramach tego kontraktu. Uzyskaliśmy bardzo dobre wyniki, które potwierdzają wysoką jakość produkowanej amunicji. Znajdujemy się również na etapie wdrażania amunicji ze 120‑milimetrowym bojowym pociskiem podkalibrowym APFSDS-T. Badania wstępne, które obejmowały również badanie przebijalności płyty pancernej, zakończyły się wynikiem pozytywnym. Dają one podstawę, aby przystąpić do badań kwalifikacyjnych i szybko zaoferować amunicję wojsku. Projekt ten realizowany jest ze środków własnych PHO. Niezmiernie ważny jest fakt, iż przeważająca większość komponentów zarówno do amunicji 125 mm jak i 120 mm produkowana jest w zakładach i spółkach naszej Dywizji. Proch produkowany w pionkowskim oddziale wykorzystywany jest we wszystkich rodzajach produkowanej seryjnie amunicji czołgowej i nie tylko. Oprócz amunicji czołgowej wytwarzamy również ładunki prochowe dla amunicji przeznaczonej do armato-haubic 122 i 152 mm (Dana). towym 73 mm PG 15W dla BWP-1. Dezamet realizuje dostawę tych nabojów dla armii. Realizacja kontraktu przewidziana jest na lata 2013 – 2014. Zdaniem Pana Mariusza jednym z wiodących produktem spółki w Nowej Dębie może stać się niebawem moździerzowy nabój 98 mm z pociskiem dymnym lub oświetlającym – Z tą amunicją wiążemy duże nadzieje w najbliższych latach – mówi. Pierwszym wyrobem z tej rodziny, dedykowanym moździerzowi produkowanemu przez Hutę Stalowa Wola, był nabój odłamkowo-burzący 98 mm, produkowany przez Mesko. Do dzisiaj skarżyska firma ma go w swej ofercie. Amunicja dymna i oświetlająca 98 mm powstała w Dezamecie na bazie nabojów kasetowych tego samego kalibru. – Zostały one wdrożone do produkcji w 2003 r. i sprzedawane armii do 2007 r. Wtedy resort obrony zaczął respektować memorandum zakazujące używania broni kasetowej i produkcję zakończyliśmy. W związku z tym zostały podjęte prace dotyczące amunicji dymnej i oświetlającej – wyjaśnia Robert Kobylarz, specjalista konstruktor w Dezamecie. Ten ostatni wariant naboju jest szczególc.d. na stronie 8 ››› 7 ››› c.d. ze strony 7 To idzie młodość Jacek Socha, ustawiacz maszyn i urządzeń na Wydziale Produkcji Wyrobów Specjalnych. W Dezamecie pracuje od 2007 r. Zajmuje się obrabianiem detali do wyrobów specjalnych, które później są montowane w gotowych wyrobach. Jego zadaniem jest ustawienie detalu i nadzór nad pracownikami, którzy go wykonują. Ukończył Wydział Inżynierii na Politechnice Krakowskiej. nie przydatny na misjach pokojowych, kiedy bardzo istotne jest rozpoznanie terenu, aby uniknąć ewentualnych ofiar cywilnych. – Znajdujemy się na etapie negocjacji z Inspektoratem Uzbrojenia MON, dotyczących dostaw tej amunicji – zapewnia Pan Mariusz. Pociski 98 mm mają kilka niezaprzeczalnych zalet. Jedną z nich jest zasięg, wynoszący 5,5 km. Ponadto do wszystkich wersji jest stosowany ten sam zapalnik, co obniża koszty produkcji. Takie rozwiązanie jest korzystne również dla użytkownika, który nie musi rozbudowywać zaplecza logistyczno-magazynowego. Łatwiejszy jest też proces szkolenia w zakresie obsługi zapalników. W Dezamecie myślą o przyszłości i dlatego rozpoczęto prace nad wdrożeniem do produkcji klasycznej amunicji 120 mm do moździerza Rak oraz 155 mm do haubicy Krab. Przy pierwszym projekcie spółka z Nowej Dęby współpracuje z WITU. – Znajdujemy się na progu badań partii modelowej. Wdrażamy zarówno nabój odłamkowo-burzący, oświetlający, jak i dymny. W ramach tego programu opracowywane są zapalniki uderzeniowe i programowalne – wylicza Pan Robert. Jednym z najważniejszych wyzwań, z którymi borykają się konstruktorzy, jest zasięg, jakiego od nowego pocisku oczekuje armia. – Wojskowi chcą, aby wynosił on 10 km. Tymczasem światowa średnia dla tego typu amunicji nie przekracza 8 km. Pracujemy nad ewenementem na skalę światową. W związku z tym zmodyfikowaliśmy kształt pocisku. Wydłużenie zasięgu nie może się odbić negatywnie na innych bojowych parametrach pocisku. Jestem optymistą, a jeżeli się nam uda, będziemy najlepsi na świecie. Są na to realne szanse. Znajdujemy się w połowie drogi. Do celu dojdziemy najprawdopodobniej w 2015 r. – dodaje Lesław Mazur. Kolejnym wyzwaniem jest projektowanie amunicji 155 mm do Kraba. Dezamet zakupił licencję na ten wyrób od słowackiej firmy ZVS. Spolonizował zapalnik, który wszystkie próby przeszedł pozytywnie. Trwają rozmowy z MON na temat pierwszych dostaw, ale są one związane z produkcją Krabów. – Mam nadzieję, że ta amunicja do przodu pociągnie nie tylko nas, ale Tomasz Kościelny, ustawiacz maszyn na Wydziale Produkcji Wyrobów Specjalnych. – Pilnuję jakości produkcji, by szła możliwie bezbrakowo – mówi Pan Tomasz. Z Dezametem związany od 2008 r. Ukończył Technikum Mechaniczne w Nowej Dębie, gdzie uzyskał tytuł technika mechanika. inne zakłady wchodzące w skład Dywizji Amunicja. W Kraśniku powstawać będzie kadłub, elaborację wykona Nitro-Chem – mówi Mariusz Malinowski. Zresztą już dzisiaj te zakłady oraz oddział Bolechowo – Kraśnik kooperują ze spółką w Nowej Dębie przy pozostałych wyrobach dużego kalibru. Dezamet jest krajowym prekursorem w produkcji nowoczesnych zapalników, spełniających wyśrubowane normy bezpieczeństwa Mill i Stanag. Firma wykonuje coraz mniejsze zapalniki, zawierające więcej precyzyjnych elementów. – Wykonujemy iście zegarmistrzowską robotę, ale nie może być inaczej, ponieważ zapalnik jest sercem naboju. Dzięki nowoczesnym maszynom i kwalifikacjom pracowników udało się nam zmniejszyć braki do poziomu 0,3 – 0,5% – zapewnia Grzegorz Miazgowicz, główny technolog w Dezamecie. Mimo że firma posiada nowoczesne maszyny sterowane numerycznie skala wyzwań sprawia, iż w Nowej Dębie myśli się o inwestycjach w park maszynowy. Chodzi przede wszystkim o takie urządzenia, które posłużą do obróbki większych elementów amunicji wielkokalibrowej. Jest już na to wyznaczone miejsce w hali produkcyjnej. Jednak najważniejsi są ludzie. Biuro konstrukcyjne w Dezamecie liczy 11 osób, w tym 2 konstruktorów elektroników. W biurze technologicznym pracuje 18 osób (4 konstruktorów oprzyrządowania, 3 technologów montażystów oraz technolodzy obróbki skrawaniem, obróbki plastycznej, galwanicznej i cieplnej). Jest także pirotechnik. W sumie przy produkcji zatrudnionych jest ok. 300 osób. Z powodu zaszłości historycznych produkcja poszczególnych elementów amunicji dużego kalibru jest podzielona między dywizyjne zakłady. W Kraśniku powstają skorupy pocisków (we współpracy z Bułgarami także kalibru 115 mm do czołgów starszej generacji). W Bolechowie produkowane są m.in. łuski i okucia łusek, części metalowe pocisków podkalibrowych, a także rakiety niekierowane 122 mm. Elaboracja z reguły następuje w bydgoskim Nitro-Chemie. Wydawca: Dywizja Amunicja, ul Legionów 122, 26-111 Skarżysko-Kamienna; Redaktor Naczelny: Rafał Boruc, Say.it PR, tel. 501 482 234, [email protected]; Osoba do kontaktu: Jerzy Figarski, tel. 41 253 67 91, [email protected]; Współpraca fotograficzna: Zbigniew Półtorak, tel. 41 253 65 35, [email protected] Skład komputerowy: Mariusz Mamet | Mac Map, tel. 790 284 381, [email protected]; Druk: PIS AWP, ul. Paryska 73, 26-110 Skarżysko-Kamienna, tel. 41 252 84 40 8 Biuletyn Informacyjny | Dywizji Amunicja