Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
330
Pojawiające się pod koniec rozdziałów odniesienia do prac Czurlanisa otwierają nowe możliwości interpretacyjne (na przykład, czym różni się w kontekście
Stimmung malarstwo Czurlanisa i Kandinsky’ego). Autor wskazuje, z jakich źródeł czerpał Czurlanis podczas pobytu w Polsce, dlaczego pewne tematy były
dla niego szczególnie ważne, a na koniec − dlaczego Czurlanisa można nazwać
neoromantykiem.
Jednym z najciekawszych pomysłów autora jest podjęcie analizy twórczości
literackiej Czurlanisa, którą litewscy badacze zostawiają często na boku. Kozaryn przebadał notatki Czurlanisa, jego listy do żony oraz najdojrzalszy zachowany utwór Sonata. Autor wnikliwie analizuje ten tekst i porównuje go z dość
popularnym w ówczesnej literaturze polskiej obrazem jesieni. Pokazuje, jak
Czurlanis dążył do łączenia różnych dziedzin sztuki, nie kierując się ślepo ideą
syntezy symbolicznej.
Bardzo intrygująca jest trzecia część książki, w której autor omawia stosunek Czurlanisa do kontrowersyjnego polskiego poety Tadeusza Micińskiego.
Szkoda, że prace Micińskiego nie zostały przetłumaczone na język litewski, bo
ich tematyka, związana z filozofią wschodu, egzotycznymi krajami, astronomią
i okultyzmem, jest uderzająco podobna do tematyki prac Czurlanisa. Zachęca to
do przyjrzenia się twórczości tego autora, zwłaszcza że Miciński w osobliwy sposób wielbił i mitologizował Litwę. Jest to nadzwyczaj interesujący wątek książki.
Okulicz-Kozaryn nie unika polemik z niektórymi rozpowszechnionymi litewskimi poglądami na Czurlanisa. Autor przedstawia własną teorię, dlaczego
Czurlanis zamiast wielce obiecującej kariery muzyka wybrał ostatecznie malarstwo. Jego zdaniem wiąże się to z wpływem twórczości Juliusza Słowackiego,
a zwłaszcza jego mistycznego poematu Król-Duch. Słowacki był prawdziwym
guru twórców Młodej Polski, swoisty dialog z nim podejmował również Czurlanis. Zdaniem Kozaryna, Czurlanis był znakomitym interpretatorem twórczości
Słowackiego, a co ważniejsze – próbował iść w jego ślady. Zarówno Słowacki,
jak i Czurlanis głosili wyższość barwy i światła nad dźwiękiem. Dopiero w ostatnim rozdziale książki jasne staje się znaczenie tytułu książki Kozaryna. Wskazywane przez autora podobieństwo tematów i sposobu kompozycji dzieł Czurlanisa i Słowackiego oraz wpływ romantycznego poety na technikę malarską
powinny zaciekawić czytelników zarówno z Polski, jak i z Litwy.
Jak się zdaje, główne zadanie autora książki – ożywienie pamięci o Czurlanisie
w Polsce – zostało w pełni wykonane. Jest to jeden z najważniejszych twórców,
którzy łączyli kulturę polską i litewską. Czurlanis, będąc młodym Litwinem, był
jednocześnie częścią Młodej Polski. Nie są to wcale wykluczające się elementy,
wręcz przeciwnie, uzupełniają się, co doskonale przedstawił w swojej pracy Okulicz-Kozaryn. Pozostaje sobie tylko życzyć, by w 2011 roku, w setną rocznicę śmierci Czurlanisa, jego prace nareszcie dotarły do Krakowa, kolebki Młodej Polski.
Sabina Karmazinaitė
Przełożyła z języka litewskiego Małgorzata Stefanowicz
Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
American Film Festival
Wrocław
20-24 października 2010 roku
Dyrektor: Roman Gutek
Bilety: 16 zł, karnet 150 zł
www.americanfilmfestival.pl
Wrocław od dawna zajmuje ważne miejsce na mapie polskich festiwali filmowych. Era Nowe Horyzonty jest powszechnie rozpoznawalną marką. Teraz
Stowarzyszenie Nowe Horyzonty i Wrocław mogą pochwalić się kolejnym przeglądem filmów: w tym roku po raz pierwszy (i, mam nadzieję, nie ostatni) zorganizowano American Film Festival.
Jak twierdzą twórcy festiwalu, jego zadaniem jest „odczarowanie” i zmiana
stereotypu kina amerykańskiego, które postrzegane jest jako komercyjna, popkulturowa sieczka, konsumowana przy wtórze dźwięków pogryzanego popcornu.
Ich zdaniem „Stany Zjednoczone to kolebka popularnych gatunków filmowych
i centrum światowego przemysłu filmowego. Kino amerykańskie odegrało i odgrywa istotną rolę w kształtowaniu języka filmowego i jest niezwykle bogate −
obejmuje filmy hollywoodzkie, sprawne warsztatowo «kino środka», filmy niezależne i skrajnie odważne autorskie projekty”. To, że przeciętnemu widzowi ambitne kino kojarzy się przede wszystkim z Europą, nie oznacza, że kino artystyczne
pojawia się tylko na tym obszarze, czego dowodzą liczne przeglądy kinematografii irańskiej, koreańskiej, indyjskiej itd. Przyszedł czas na jeden z największych przemysłów filmowych − amerykański. W Polsce nikt dotąd nie podjął tego wyzwania,
choć oczywiście polskie sale kinowe zdominowane są przez filmy amerykańskie.
Również na gruncie europejskim jest to wydarzenie wyjątkowe. Ten festiwal próbuje ukazać inną twarz kinematografii zza oceanu – a raczej inne twarze.
Program American Film Festival można określić krótko: klęska urodzaju.
Przez pięć dni pokazano ponad sto filmów. Wybór seansów był nie lada wyzwaniem, zwłaszcza jeśli nie można było uczestniczyć w całym festiwalu. Nawet
gdyby spędzać całe dni w kinie, można by rozkoszować się ledwie ułamkiem
tego, co oferowali organizatorzy. Filmy prezentowane były w sześciu sekcjach
− Highlights, Spectrum, American Docs, On The Edge, Dekada Niezależnych, Zagraj to jeszcze raz, Sam − uzupełnionych przez retrospektywę twórczości Johna
Cassavatesa.
Zaprezentowano najrozmaitsze filmy: od obrazów święcących triumfy
w amerykańskich kinach (Aż po grób), po zupełnie nieznane polskiej publiczności (180 stopni na południe), od filmów z ambicjami i wielkimi gwiazdami
Kompressje
331
332
(Synekdocha. Nowy Jork), po ciekawe i zabawne, ale stawiające artystyczną
poprzeczkę odrobinę niżej (Chłopak do towarzystwa), od najnowszych dzieł
(Morderca we mnie, Wyjście przez sklep z pamiątkami) po najstarsze (Brzdąc,
Przeminęło z wiatrem).
To właśnie te ostatnie obrazy sprawiły mi najwięcej przyjemności. Możliwość
zobaczenia na dużym ekranie takich klasyków jak Butch Cassidy i Sundance Kid,
Obywatel Kane, czy Hair dostarcza niezapomnianych wrażeń. Nieczęsto trafia
się okazja rozkoszowania się legendami kina w odpowiedniej oprawie: przy zgaszonych światłach, dużym ekranie i życzliwej atmosferze oczekujących widzów.
Casablanca, oglądana w odpowiedniej, kinowej, oprawie, ma zupełnie inny klimat.
Mimo prawie siedemdziesięciu lat, jest to nadal fascynująca historia. Przegląd klasyki filmowej pozwala sięgnąć do źródeł. Obejrzenie filmu zaskakującego formą
i treścią, z wciągającą fabułą i wartkimi dialogami (choć może bez spektakularnych efektów specjalnych) i zdanie sobie sprawy z faktu, że powstał on pół wieku temu pozwala docenić, jak istotny jest warsztat reżysera, aktorów i scenarzystów. Wiele z tych filmów nigdy się nie zestarzeje. Bogactwo tej sekcji ma tylko
jedną wadę – prawdopodobnie na kolejnych edycjach festiwalu tych filmów już
nie zobaczymy. Wielka szkoda. Pocieszające jest tylko to, że kino amerykańskie
obfituje w arcydzieła i wiele edycji festiwalu upłynie, nim się one wyczerpią.
Wielbiciele filmów dokumentalnych również mieli niełatwy orzech do
zgryzienia, podobnie jak fani kina niezależnego. Jednak również produkcje
mainstreamowe były interesującym dopełnieniem festiwalu − nie obejmowały one hollywoodzkich blockbusterów, ale raczej produkcje, które zyskały
sławę, choć często były kontrowersyjne. W sekcji Dekada niezależnych można było odnaleźć zarówno twórczość Woody’ego Allena (Życie i cała reszta), Zapaśnika Darrena Aronofsky’ego czy jego przejmujące Requiem dla snu
– trudny i głęboki film, podejmujący temat uzależnień. Obok politycznych
filmów Michaela Moore’a (Zabawy z bronią) można było zobaczyć artystyczną twórczość Jima Jarmusha (Broken Flowers, The Limits of Control). Chociaż wszystkie te filmy można było zobaczyć w polskich kinach, zebranie
ich w jednym miejscu udowadnia, jak wiele ciekawych produkcji pochodzi
z Ameryki. Jednym z odkryć festiwalu był dla mnie budzący protesty w Stanach
Morderca we mnie Michaela Winterbottoma – brutalna historia psychopaty,
granego przez Casey’a Afflecka. Lista znanych nazwisk pojawiających się w czołówce w tym wypadku wcale nie oznacza filmu lekkiego, łatwego i przyjemnego.
Ogromną zaletą festiwali filmowych jest ich publiczność, nastawiona na
spokojne oglądanie wybranych filmów. Organizatorzy zadbali o spokój. Na sale
nie można było wnosić popcornu, nachos, ani gazowanych napojów. Trzeba
było się ograniczyć do kawy lub herbaty, niezbędnych przy jesiennej pogodzie.
Czasami na seansach pojawiali się przypadkowi widzowie, ale ich pogaduszki
szybko ucinali stali bywalcy. Niezwykle dogodna była także lokalizacja samego
festiwalu nieopodal Rynku, w samym centrum Wrocławia. Wszystkie projekcje
odbywały się w jednym miejscu, nie trzeba było zatem biegać po mieście i do-
bierać filmy w zależności od możliwości komunikacyjnych. Niestety, panele dyskusyjne i prelekcje − na przykład „W kinie czy na laptopie? Jak będziemy oglądać
filmy”, „Jak uprawiać zawód scenarzysty i nie umrzeć z głodu?”, „Czy Ameryka istnieje? Rzeczywistość poza ekranem a film dokumentalny w USA” − były
Głównym problemem było jednak to, że bar kinowy oferował co najwyżej kanapki.
w większości zorganizowane gdzie indziej, co uniemożliwiało uczestnictwo
w nich wytrwałym kinomanom, którzy nie chcieli ominąć seansów.
Organizatorzy starali się pomóc widzom spoza Wrocławia i na stronie internetowej polecali miejsca noclegowe, często ze zniżkami dla uczestników
festiwalu. Ułatwieniem była też możliwość rezerwowania i zakupu karnetów
i biletów przez Internet. Ma to jednak również swoje wady: na długo przed rozpoczęciem imprezy trzeba było się zdecydować jaki chce się wykupić karnet,
a w wypadku karnetów 10+ i 20+ trzeba było podjąć decyzję, jakie filmy chce się
obejrzeć. Głównym problemem było jednak to, że bar kinowy oferował co najwyżej kanapki, i to po kinowych cenach. Zjedzenie czegoś ciepłego wymagało
opuszczenia któregoś seansu.
American Film Festival to nie lada gratka dla każdego kinomana. Gdy deszcz
za oknem, możliwość siedzenia w pełnej sali kinowej i chłonięcia różnorodnych
filmów – zarówno legendarnych i klasycznych, jak i nowych i trudnych do znalezienia w regularnej dystrybucji kinowej – była niezwykłą przyjemnością. Gdyby
jeszcze wybór seansów nie był tak trudny… Zawsze niemal trzeba było żałować, że nie opanowało się jeszcze umiejętności bilokacji.
Anna Markwart
Kompressje
333

Podobne dokumenty