Do przetłumaczenia tej piosenki skło− niło mnie pytanie, czy jednak

Transkrypt

Do przetłumaczenia tej piosenki skło− niło mnie pytanie, czy jednak
Do przetłumaczenia tej piosenki skło−
niło mnie pytanie, czy jednak – miast
obejściem – nie można by tych trudności
pokonać drogą na wprost?
PARYŻ
(1964; 2001)
W protokole jury Konkursu o Miejs−
cach Dawnych Bojów ta piosenka figuro−
wała pod tytułem Pieśń francuskiego pilota
z eskadry Normandia−Niemen i przyjaciele
autora, którzy tak ją – dla zmylenia prze−
ciwnika – nazwali, otrzymali za jej wyko−
nanie pierwszą nagrodę. Czy jury było na
tyle durne, że nie połapało się, że to
ezopowy tytuł z tej samej półki co Piosen−
ka amerykańskiego żołnierza Okudżawy,
czy Port Said Woroszylskiego? Czy też na
tyle odwilżowe, że dało zielone światło
tej burzącej liczne dotychczasowe so−
wieckie konwencje piosence?
Czy bohater liryczny tej piosenki
może być pilotem z eskadry stworzonej
przez gen. de Gaulle’a i walczącej w
czasie wojny na froncie sowiecko−niemie−
ckim? Nawet gdyby tak było, to jak by się
on znalazł w tajdze? Ci, którzy znają
historie żołnierzy innej armii alianckiej –
naszej AK – na pewno pośpieszą z podpo−
wiedzią, ale jeśli byłaby ona prawdziwa,
to znów natykamy się na tajemnicę menta−
lności jurorów. Czyż bohaterami nagro−
dzonej piosenki byliby alianci−łagiernicy?
Nie brnijmy dalej. Znamy prawdziwe
tło tej piosenki. Jest rok 1964. W Cannes
pokazują Parasolki z Cherbourga, a hen
daleko, w Górnej Szorii przy ognisku
leningradzkich geologów ktoś uparł się
nucić wciąż tę samą melodię.
WIERSZYNA
(1966; 1989)
Albo taśma się wyciągnęła, albo zwa−
lniał silnik magnetofonu – zbasowanego,
groźnego ryku nie mogłem wytrzymać. Ta
piosenka budziła mnie w nocy, ilekroć
rodzice mieli czas, ochotę i znajomych z
wizytą, by słuchać przywiezionych z Mos−
kwy taśm. Wychodziłem na bosaka spod
kołdry i trąc oczy prosiłem o Okudżawę,
bo przy nim każdy dziewięciolatek czuje
się bezpieczniej. Nie wiedziałem – bo i
skąd – że ostatni wers jest o mnie.
I POWIAŁO...
(1965; 1989)
Dla bohaterów piosenek Wizbora gó−
ry dają siłę, przyjaźń, radość, miłość,
szczęście. Jest w nich śmierć, są waśnie,
rozstania, ale świat jest pełen ciekawych
rozmów, pełen dobrych chwil w harmo−
nii z innymi ludźmi i naturą.
Dla bohaterów górskich piosenek Wy−
sockiego góry to miejsce sprawdzenia cha−
rakteru, czas braterstwa, przestrzeń dla
zdobywców, niepokornych i odważnych.
Dla bohatera piosenek Kukina kon−
takt z drugim człowiekiem jest zawsze
zagrożeniem. Powoduje niezrozumienie,
smutne konsekwencje krótkich radości,
samotność. Temu bohaterowi jest dobrze
tylko wśród skał, drzew, strumieni. Sam
na sam z rześkim powietrzem i zmęcze−
niem nie czuje się samotny. Dopóki nie
przypomni sobie o innych.
POŻEGNANIE Z GÓRAMI (1966; 1989)
Film Stanisława Goworuchina Werti−
kal. Rok produkcji 1967.
Alpiniści przyjeżdżają na Kaukaz, by
wejść na niezdobyty dotąd szczyt –
Artau. Stary góral Wissarion żegna ich i
wręcza Gennadijowi czekan najstarszego
swego syna, który rok wcześniej nie
wrócił z tej góry. Lekarz z radiotelegrafis−
tą zostają na pierwszym noclegu, do
ataku idą dwie dwójki. Baza ostrzega o
burzy, ale Gennadij, który odebrał rano
w drugim obozie komunikat, nikomu o
nim nie wspomina. Wychodzą, zdoby−
wają szczyt, zaczyna się zadymka. Saszę
razi błyskawica, jest nieprzytomny. Wszy−
scy chronią się w jamie śnieżnej. Łomow
z Gennadijem idą po pomoc, Rita zostaje
z rannym. Po sześciu godzinach zejścia
Gennadij załamuje się, dostaje śnieżnej
ślepoty. Idą, padają, gubią czekany. Na−
gle ślepy Gennadij ręką wyczuwa namio−
towe płótno. Obok stoi czekan – taki
sam, jak ten, który zgubił. W środku
namiotu – zamarznięty Iliko Wissariono−
wicz. Rozpalają jego prymus, znajdują
notatkę, że na szczyt nie doszedł – cofnął
się ze złamaną nogą z grani.
Rano Gennadij przekonuje Łomowa,
że bez niego dojdzie szybciej, rozdziela−
ją się. Łomow dochodzi do namiotu, w
którym czekają radiotelegrafista i lekarz.
Oboje ruszają w górę, znajdują Gennadi−
ja i... wtedy właśnie – jako tło do
niemych scen na tle pociągu, który przy−
wiózł wszystkich szczęśliwie na rodzin−
ny peron – zaczyna się ta piosenka.
NASZE DROGI...
(1968; 1989)
Piosenkę przetłumaczył i zaśpiewał mi
raz pierwszy w Kościelisku Jasiek Sło−
wiński: śpiewacz, goprowiec, altowiolista,
polonista, żurnalista, mój przyjaciel, z
którym wiele razy spieraliśmy się o różne
szczegóły tłumaczeń Wysockiego. Za−
śpiewał i wywróżył – nasze drogi rozeszły
się jedynie geograficznie.
DOMBAJSKI WALC
(1961; 2002)
To był ostatni wieczór. Z obozu
Alibek pospacerowałem w górę lodowca,
do ruiny drewnianego schroniska. Od−
wróciłem się, stanąłem, słońce zachodzą−
ce za plecami oświetlało już tylko szczyty
przede mną: Dżuguturłuczat, Pik Ine,
Biełałakaję. Cień posuwał się w górę,
pożerał wierzchołek po wierzchołku.
Kilka dni później, już na nizinach
odpoczywałem w domu przyjaciół, na−
stawiłem płytę i po raz pierwszy u−
słyszałem Dombajski walc. Im dłużej
słuchałem, tym byłem bardziej pewien,
że to przy szczątkach pieca, które kilka
dni wcześniej widziałem, stały kiedyś
narty; że ten, kto siedział na ścieżce,
widział ten sam rząd szczytów.
ZA MGŁĄ
(1964; 1968)
Jedyna szerzej w Polsce znana piose−
nka Kukina, jej różne wersje tułają się
jeszcze po turystycznych śpiewnikach.
Ta, którą śpiewam, ma trzech autorów.
Przede wszystkim – to nie jest tłumaczenie.
Za podstawę polskiego tekstu służyła pole−
miczna parafraza piosenki Kukina, ułożo−
na przez innego leningradzkiego barda –
Aleksandra Dolskiego. Biorąc nieco z
oryginału, nieco z parafrazy i dodając co
nieco od siebie, tekst napisał mój Tato, a
gdy zacząłem interesować się śpiewaniem,
dostałem kiedyś od niego pożółkły, prze−
bitkowy maszynopis.
Dominik Księski

Podobne dokumenty