rozpalanie ogniska

Transkrypt

rozpalanie ogniska
1. GARŚĆ ISKIER TYTUŁEM WSTĘPU
Pozwolę sobie w poniższych – przesiąkniętych wonną spalenizną – wersetach, wykazać jak fenomenalnym
źródłem ciepła, światła i optymizmu jest zwykłe, poczciwe ognisko.
Jedną z podstawowych umiejętności, którą winien wykazać się w terenie turysta ambitny – jest sprawne
wzniecanie płomieni, ich utrzymanie, dbałość o prawidłowy rozwój, powstrzymywanie przed
niekontrolowanym rozprzestrzenianiem oraz skuteczne duszenie.
Ognisko wielkim jest dobrodziejstwem i rozliczne zapewnia wędrowcom korzyści. Nie znajdziesz, bowiem
drugiego tak efektywnego a jednocześnie łatwego do uzyskania w terenie źródła energii cieplnej. Dzięki
niej możemy krążenie przywrócić w skostniałych kończynach, zaparzyć herbatę czy też upichcić jadło
smakowite w malowniczo okopconym kociołku. Ognisko prócz energii cieplnej, również światło wydziela.
Gdy noc skradać się zaczyna, a wokół ścielą się już roztoczańskie ciemności – kojący blask płomieni otuchy
dodaje samotnemu włóczędze. Gdy zaś siedzimy w kompanii – czas szybciej zleci i wesołość pośród
biesiadników zagości wyśmienita.
Nasi jaskiniowi pradziadowie z trudem płomienie inicjowali, głównie po to by odpędzić straszliwego
zwierza lub by tego zwierza upiec. Gdy udało im się wspólnymi siłami jaskiniowego kolektywu go
ukatrupić. Oczywiście rozpalali w sposób prymitywny, bo jeno taką posiadali wówczas technologię. Tłukli,
więc kamieniem o kamień, przez co kilka nędznych iskier inicjując, próbowali hubkę podpalić i tym samym
płomień zrodzić. Podobny efekt uzyskiwano również trąc patykiem o patyk. Nie trudno sobie wyobrazić
jak niewdzięczne i czasochłonne to było zajęcie. Pot z czół ich obficie spływał kroplami słonymi wprost w
hubkę - nierzadko, paradoksalnie – gasząc rodzący się ogień w zarodku i całe dzieło niwecząc. Nie dziwi
więc, że raz pozyskany ogień był skarbem drogocennym i starano się go jak najdłużej utrzymywać. Po to by
nie powtarzać żmudnej czynności krzesania po raz wtóry. I to właśnie (jak przypuszczam) było przyczyną
epokowego przeistoczenia się paleolitycznych łowców zbieraczy w pędzących osiadły tryb życia –
neolitycznych rolników. Właśnie ciągłe i niewdzięczne rozpalanie ognia od nowa - zmusiło naszych
pradziadów do założenia osad stałych – by i ogień mieć stały. Nie ma bowiem bardziej irytującego zajęcia,
jak codzienne tłuczenie kamieniem o kamień dla paru nędznych iskier.
Dowodem na uzasadnienie tej tezy są znajdowane tu i ówdzie szkielety ludzkie, które w zaciśniętych
kostkach dłoni trzymają dwa krzemienie, służące iskier krzesaniu. A trzymają je zwykle w jakże
znaczącym i tragicznym w swym wyrazie – geście rozpaczy. Świadczy to niezbicie, iż ludzie Ci umierali z
wycieńczenia i głodu nie doczekawszy się wzniecenia ogniska. Rozważa się też i inną przyczynę zgonu.
Okazuje się, że irytacja i złość wielka, wespół z osłabieniem głodowym – mogły do zgonu również
doprowadzić nieszczęśnika.
Wspomnę na koniec jeszcze o niejakim Prometeuszu, synu Japeta. Nikczemnik ów i oszust – jak wykazały
najnowsze odkrycia - nie ogień ludzkości przyniósł a bimbrownictwo i nie bogom go wykradł, a ot po
prostu poczekał aż piorun trzaśnie w kopicę siana. Za wodę ognistą zaś od ludzkości zażądał horrendalnej
należności, spłacanej w ratach na tak zdzierski procent, że za wynalazcę lichwy go uznać jedynie można
by było, jednak i w tej materii odkrywcy byli zdaje się inni.
Prometeusz jak wiemy ze szkolnych lektur – nadużywał swej wolności w zakresie nadmiernego spożycia,
stąd później jego słynna marskość wątroby się wzięła. Pierwszy chorobę tą zresztą na swoim przykładzie
rozpoznał, podobnie jak Dalton – Daltonizm. Objawy marskości wątroby i towarzyszące jej dolegliwości
są dziś w żargonie medycznym zwane „Ogniem Prometeusza”.
Aby oszczędzić zacnym Czytelnikom podobnych męk podczas rozpalania ogniska – nie będę rozpisywał się
na temat takich właśnie – prymitywnych sposobów ich rozniecania, mimo że i dziś zwolennicy najbardziej
surowych form survivalu wolą łupać krzemieniem, gardząc zapałkami czy zapalniczką.
-1-
Przekonamy się dalej, iż wzniecanie płomieni zapewnia wędrowcom moc różnorakich korzyści i wielką
stanowi pomoc oraz ukojenie w dni i noce zimnem podszyte. Zaś rozpalanie nie musi być udręką i
przebiegać może bardzo sprawnie ta czynność, sama w sobie będąc uciechą nie byle jaką.
2. GDZIE PŁOMNIENIE ROZTROPNIE WZNIECAĆ?
Aby odpowiedzieć sensownie na to nazbyt ogólne pytanie winniśmy wpierw określić swoją kondycję
psychofizyczną, w jakiej akurat w terenie się znajdujemy. Jeśli na przykład grozi nam śmierć z głodu,
zimna lub zadana z łapy zwierza – rozpalajmy gdziekolwiek byle szybko i skutecznie. W obliczu
zagrożenia życia ludzkiego – wszelkie zasady tracą ważność i tylko człek obłąkany lub normom
niewolniczo poddany – przejmowałby się nimi. Jeśli jednak oprócz dyskomfortu nic nam nie zagraża ani
nie dolega, i ot po prostu chcielibyśmy się ogrzać, bądź przekąsić coś ciepłego – stosować winniśmy się do
pewnych zasad dobrego wychowania. Kodeks dobrych manier turystycznych, ale też zwykły zdrowy
rozsądek zakazuje rozpalania ognisk na terenie:
•
parków narodowych (nie krajobrazowych!)
•
szkółek leśnych (nie chodzi tu o szkoły o profilu leśnym, chociaż i tam również
ogniska
są
niewskazane)
•
młodników
•
bliżej niż 100 metrów od zwartej ściany lasu (nie od drzew jakichkolwiek)
•
bardzo blisko pni pojedynczych drzew (ogrzane mocno drzewo może uschnąć)
•
w pobliżu gospodarstw wiejskich, a zwłaszcza stogów z sianem
•
na torfowiskach (szczególnie zmeliorowanych, czyli przesuszonych)
•
w wysokiej trawie podczas silnego wiatru, podczas suszy. (niebezpieczeństwo pożaru
jest w
takich warunkach według mnie większe niż w lesie, gdzie wiatr jest zawsze
słabszy)
•
generalnie w pobliżu wszystkiego, co może się zapalić i przeistoczyć w pożar
Nie warto zapalać ognia, ze względu trudności w jego zainicjowaniu i utrzymaniu, na:
•
bagnach i terenach o podłożu przesyconym wodą
•
w głębokim śniegu, gdyż ognisko nań rozpalone szybko zapadnie się i zgaśnie - o ile
w
ogóle uda nam się płomień zainicjować. Po odgarnięciu warstwy śniegu problem
oczywiście znika. Nie
należy obawiać się, iż odgarnięte zwały śniegu roztopią się i
spłyną nam do ogniska w postaci wody.
Śnieg bowiem pierwej wyparuje za sprawą
zjawiska sublimacji
•
na terenach odkrytych i na wierzchowinach przy pogodzie wietrznej. Oczywiście chodzi tu o
trudności w rozpaleniu, bo gdy już uda się ta sztuka – ogień będzie się
palił
wspaniale,
nowymi
porcjami tlenu nasycany
•
na terenach zasłoniętych, oraz w zagłębieniach i dolinach podczas pogody zupełnie bezwietrznej,
gdy powietrze stagnuje, a dodatkowo panuje reumatyczna wilgoć i
mgieł gęste woale, niczym
anakonda, duszą ognia zarodek
Nie warto zapalać ognia, ze względu na zanieczyszczenie podłoża, gdy zamierzamy na ognisku
przyrządzać pożywienie:
•
na terenach, gdzie kiedyś składowano rozmaite chemikalia, węgiel, dzikich wysypiskach śmieci itd.
•
gdzie były parkingi dla pojazdów mechanicznych
•
oraz w miejscach do tego wyznaczonych (sic!)
Ten ostatni podpunkt może wydawać się z pozoru absurdalny, jednak szybko przekonamy się, że tkwi w
nim źdźbło sensu. Zauważmy, iż w miejscach takich spala się nie tylko drewno, a gasi się ogień nie samą
wodą źródlaną. Po upieczeniu kiełbasek osobnicy myślący tylko o swych własnych czterech literach
(zgodnie z liberalnym hasłem: „Rróbta co chceta”), wrzucają w ogień foliowe worki, plastykowe kubki,
puszki po piwie i wszelkie śmieci, a na końcu dogaszają ognisko płynami fizjologicznymi. Jeśli w ciągu
sezonu choćby kilkadziesiąt razy dokona się takie „wzbogacenie” – jesteśmy sobie w stanie wyobrazić jak
-2-
nasączone są rozmaitymi paskudztwami stare popioły. To wszystko w jakiejś części dostaje się do kolejnych
kiełbasek i innych specjałów na takim palenisku podgrzewanych.
Wspomnieliśmy pokrótce, jakie miejsca raczej winniśmy omijać, a teraz może przyjrzyjmy się terenom
korzystnym z punktu widzenia użytkowania ogniska. Sprawą podstawową jest bliskość rezerwuaru
suchego opału. Odradzam wycinania rosnących drzewek, bo są surowe i kopcą paląc się opornie, a przede
wszystkim szkoda niszczyć żywego organizmu gdy zwykle ze znalezieniem uschłych gałęzi nie ma
problemu. Najbezpieczniej jest rozpalać ogień na nagiej ziemi, piasku, skałach (aby nie porowatych, bo te
po nagrzaniu mogą eksplodować i okaleczyć nas!).
Właściwie zawsze powinno się rozsuwać liście by odsłonić ziemię. Żywa, zielona trawa nie zapali się, ale
już przy suchej i wysokiej nie trudno o kłopoty. Paradoksalnie w terenach zalesionych jest czasem
bezpieczniej, bo i ściółkę łatwo do nagiej ziemi rozsunąć, no i wiatr jest zawsze słabszy, a to on przyczyną
jest główną przenoszenia ognia jęzorów.
Przed wybraniem miejsca pod nasze przyszłe ognisko trzeba przyjrzeć się okolicy pod względem
korzystnego, bądź niekorzystnego wpływu jej na jego przyszłość. Mikroklimat danego miejsca ma istotny
wpływ na to czy z łatwością uda nam się rozpalić ogień czy wprost przeciwnie. Sprawa jest ważka, a
pamięć o niej zaoszczędzi nam późniejszych utrapień.
Generalnie, gdy jest wietrznie – szukamy miejsc osłoniętych od wiatru. Trudno rozpalić ognisko, gdy
wietrzysk dzikie porywy i zapałkę gaszą, i ledwo rozpaloną podpałkę. A gdy już ogień zapłonie – jego
języki wszędobylskie trawy okoliczne muskając, mogłyby płomień dalej przenieść, by w skrajnym wypadku
pożar zainicjować, co nie jest naszym celem. Zbyt silny wiatr jest ponadto nieprzyjemny i należy się
wystrzegać takiego owiewania, szczególnie po intensywnym wysiłku. Rozgrzani i owiani jesteśmy
narażeni na przeziębienia.
Niedobór wiatru z kolei (czyt. tlenu), jest jeszcze gorszy. Podczas pogody wyżowej, szczególnie o zmroku,
powietrze jakby zamiera. Mgły gęstnieją w dolinach, najmniejszy wiaterek nie zasila naszego ogniska
ożywczą dawką tlenu. Bez ustawicznego dmuchania i wachlowania – drwa ledwo się tlą i tylko zapas
suchego, twardego drewna może być wówczas ratunkiem. Jednak w dolinach takowe zwykle nie rosną, a
to co jest – przesiąknięte wilgocią z owych mgieł i bliskiej wody gruntowej palić się nie chce.
Odradzam, więc biwakowania w takich miejscach podczas wyżowej aury. W dni i noce bezwietrzne
najlepiej wspiąć się na pierwszy lepszy pagórek, z dala od wód wszelakich. Tam jest zwykle sucho i cieplej
w stosunku do otaczających dolin, bo jak wiemy powietrze cieplejsze lżejszym jest i wzlatuje chętnie, zaś te
chłodne masy cięższymi będąc, zsuwają się ślamazarnie po zboczach w dół, i tam stagnować lubią, aż do
świtu, gdy budzące się słońce ogrzeje je znowu do lotu pobudzając.
Jeśli jednak wiaterek jest obecny, trzeba zorientować się skąd wieje, by miejsce pod ognisko wybrać. Gdyby
bowiem wiał ciut za mocno, a my z różnych względów chcielibyśmy jednak rozpalać płomienie na otwartej
przestrzeni – dobrze jest wykorzystać jakąś terenową zaklęsłość lub nawet samodzielnie ją wykopać. Jeśli
jest to niemożliwe, postawmy namiot od strony wiatru, by osłaniał nieco nas i ognisko albo wykorzystajmy
jakąś naturalną zasłonę – skarpę drogi, wał ziemny, zakrzaczenie czy zadrzewienie śródpolne, miedzę itp.
Odwrotnie postępujemy gdy wiatru nie ma. Wtenczas można rozpalać ognisko na wielkim kretowisku,
jakimś innym wzgórku, lub sztucznie coś takiego usypać. A wszystko to by dostęp tlenu od dołu jak
najlepszy zapewnić. Zabiegi te z pewnością pomogą ognisku i nam samym.
Te zasady szczególnie ważne są zimą, z tym, że łatwiej wówczas uzyskać rozmaite zasłony – usypując
wały ze śniegu, bądź wykorzystując zaspy.
-3-
3. SPRAWNE OGNIA INICJOWANIE
Pierwszą myślą po dotarciu na miejsce nocnego spoczynku (lub dziennego gdyśmy się w nocy w terenie
umęczyli) – jest pragnienie napełnienia żołądka ciepłą strawą. Gdy już zrzucimy z garbu plecak nie chce się
nam za bardzo rozbijać namiotu czy rozstawiać prowizorycznego szałasu. Chcemy jeść. I nie widzę
powodów by najpierw szamotać się z namiotem jak radzi większość autorów. Wiadomą rzeczą jest, że gdy
zanosi się na deszcz albo co gorsza już pada – pierwszeństwo ma budowa schronienia. Jednak w
warunkach względnej suchości najpierw należy zadbać o ognisko. Namiot można rozbić i w zupełnych
ciemnościach, zaś wyszukiwanie drwa w terenie nieznanym i do tego o zmroku – nie wydaje się
przedsięwzięciem skazanym na większe sukcesy.
Bez ogniska noc jest odarta z romantyzmu, a my odarci z niewątpliwie najwspanialszego źródła energii
cieplnej jaką w terenie można bez trudu uzyskać. Trzeba jednak spełnić pewne warunki, by ogień w ogóle
udało się wzniecić i by był to prawdziwy ogień, a nie kłęby duszącego dymu, od których boli głowa, a
ubranie cuchnie niczym wędzony ser z supermarketu.
Gdy jest jeszcze widno, powinniśmy zgromadzić jak największe zapasy opału. Jeśli okolica dysponuje
jednie sośniną – zapasy muszą być odpowiednio większe, bo sośnina pali się jak siano. Dobrze jest zbierać
szczególnie grubsze konary.
Podstawowym błędem, jaki popełnia niedoświadczony turysta jest pośpiech podczas podpalania. Zapewne
ma nań wpływ głód i chłód – wówczas człek mniej trzeźwo myśli i chciałby błyskawicznie wesołe
płomieni języki zobaczyć. I tu popełnia się kardynalny błąd, który ogniska zagłady jest główną przyczyną,
u samego jego zarania. Im gorsze warunki (wilgotność) tym większą finezją, podczas rozpalania winniśmy
się wykazać.
Główną zasadą jest zgromadzenie najwartościowszego od strony „łatwopalności” materiału, który
podzielić można na hubkę, podpałkę i opał. Ci z nas, którzy upierają się przy najprostszych metodach
uzyskania płomienia za pomocą krzesiwka, muszą zaopatrzyć się w hubkę. Hubka to wszelkie materiały
na tyle delikatne w swej strukturze i zarazem łatwopalne – by padająca na taki podatny grunt iskra –
mogła płomyk zrodzić. On zaś następnie zajmie, ostrożnie podłożoną podpałkę.
O tym jednak szczegółowiej napiszę poniżej
Zapałki, zapalniczka czy krzesidełko?
Nie wzniecimy ognia bez powyższych przedmiotów. Wprawdzie krzesidełko jest niewrażliwe na
zamoknięcie ale potrzebuje hubki, a ta jest na zamoknięcie bardzo wrażliwa. Podobnie z zapałkami –
można zabezpieczyć parafiną same zapałki, ale draska również może zawilgotnieć. Z kolei zapalniczka
zapali się nawet mokra ale jest bardziej zawodna, szczególnie gazowa odmawia współpracy przy niskich
temperaturach powietrza. Najlepsza byłaby na benzynę lecz i ona nie jest idealna. Optymalne rozwiązanie
to zdaje się dobrze zabezpieczone zapałki, oraz dodatkowo albo krzesidełko albo zapalniczka, noszone w
cieple przy ciele.
Aby zapalić ognisko poprzez krzesanie iskier, musimy mieć hubkę, czyli jak to już zostało wcześniej
wspomniane, materiały o najdelikatniejszej, włóknistej strukturze i dużej łatwopalności, a przede
wszystkim jak najmniejszej wilgotności. Mogą to być: kora z brzozy, włókna drzewne i roślin innych,
wióry, siano, uschnięta paproć, torf, ptasi puch, wyściółka gniazda, itp.
Posługując się zapałkami czy zapalniczką odpada problem posiadania suchej hubki – wystarczy podpałka i
to nie koniecznie bardzo wysuszona. Podpałką mogą być następujące materiały: drobne patyki, wióry,
drzewne, drewniane drzazgi, kawałki papieru, drewna, spróchniałego drewna, rozmaite ciecze łatwopalne,
proch strzelniczy.
-4-
Zapałki mogą nam zamoknąć i warto je przed tym zabezpieczyć w prosty sposób, który dodatkowo sprawi,
że będą się palić długo i gigantycznym płomieniem. Owija się każdą zapałkę niebyt grubą warstwą waty
po czym zanurza się w roztopionej stearynie lub po prostu kapie się nią z palącej świeczki. Tak samo
można zabezpieczyć całe pudełko, a w momencie gdy będziemy ich potrzebować – zdrapujemy parafinę z
główki i z draski.
Jest jeden niezawodny sposób na zapalenie ogniska jakby „na pilota”. Błyskawicznie i z fasonem. Do tego
nie trzeba się przejmować, że drewno ocieka z wody i nie mamy drobnych gałązek na początek.
Tym cudownym środkiem jest benzyna! Ciecz wybuchowa i niesamowicie łatwopalna, więc wymaga
niebywałej ostrożności przy obchodzeniu się z nią. Do zapalenia jednego ogniska wystarczy mieć niewielką
szmatkę, nasączoną benzyną, którą przenosimy w zakręconym szczelnie słoiczku, czy puszce. Dodatkowo
warto owinąć pojemnik kilkoma workami foliowymi aby smród paliwa nie przeniknął do ubrań,
prowiantu, pasty do zębów, itp. Przy zapalaniu należy najpierw ostrożnie wyjąć nasączoną szmatkę i
ułożyć na ziemi. Następnie przykryć podpałką (nie ważne czy suchą czy nie) od strony zawietrznej i od
nawietrznej podpalić. Przy zapalaniu benzyna wybucha więc najlepiej po prostu rzucić zapaloną zapałkę
na szmatkę nie używając zapalniczki, by nie zbliżać ręki do eksplodujących oparów. Ogień, jak
wspomniałem wręcz wybucha i za pierwszym razem potrafi nieźle przestraszyć, bo pojawia się w postaci
płonącej kuli, doskonale znanego zjawiska wielbicielom głupkowatych filmów akcji.
I tu ważna uwaga.
Przed zapaleniem należy sprawdzić czy nie pochlapaliśmy się benzyną po ubraniu czy rękach. Wówczas
lepiej niech ktoś inny zapali ognisko! Właśnie po to zalecam stosowanie nasączonej szmatki by paliwo
zostało „uwięzione” w tkaninie i by uniknąć niebezpiecznego polewania brewion. Po za tym, nasączona
szmatka staje się knotem, przez co pali się dłużej, a benzyna paruje zeń wolniej i nie wsiąknie w ziemię.
Płonąca szmatka pali się energicznie i dostatecznie długo by zajęły się nawet grubsze patyki, zupełnie
mokre. Jest więc idealna w najbardziej nieprzyjaznych i ekstremalnych warunkach, podczas opadów
ciągłych – gdy potrzebujemy super środków.
Dla osób obawiających się wybuchowych skłonności benzyny polecam naftę oświetleniową. Nią również
najlepiej nasączyć jakąś szmatkę, by nie wsiąkła w ziemię i zbyt szybko nie wyparowała. Zaletą nafty jest
spokojne spalanie i wręcz anemiczny zapłon. Można zapalać spokojnie zapalniczką. Zapala się bardzo
powoli i nie ma niebezpieczeństwa, że zapłoniemy razem z ogniskiem – jak ma to miejsce przy stosowaniu
benzyny. Podobne właściwości ma również terpentyna i denaturat oraz wszelkie podpałki do grilla oparte
o alkoholu. Polecam je zwłaszcza tym, którzy obawiają się nazbyt intensywnych zapachów. Oczywiście
ogień uzyskany ze spalania alkoholu nie jest już tak wydajny i koniecznie trzeba używać szmatki w roli
knota bo gdy polejemy tylko brewiona – szybko okaże się, że wszystko zagaśnie w chwilę później – bo
alkohol wyparuje błyskawicznie.
Tych oto powyższych sposobów nie stosujemy oczywiście gdy nie ma takiej potrzeby. Są to sztuczki na
najgorsze warunki w terenie, oraz gdy jesteśmy straszliwie umęczeni i wyziębieni przez co ledwo trzymamy
się na nogach. Zwłaszcza gdy wszystko wokół jest mokre lub gdy pada deszcz i zwykłe metody byłyby
niewystarczające lub zbyt praco– i czasochłonne.
Nieco gorszym sposobem awaryjnym, jeśli chodzi o skuteczność, jest ułożenie podpałki, częściowo nad
zapalonym wkładem do znicza lub świeczką. Wadą takiego rozwiązania jest wrażliwość płomyka w jego
początkowej fazie na podmuchy wiatru, stąd w pogodę wietrzną trzeba osłaniać to proto-ognisko ciałem,
dobytkiem lub zgromadzonym opałem od strony nawietrznej.
Do naturalnych podpałek należą kora brzozowa, która pali się nawet gdy jest mokra bo zawiera
łatwopalną substancję organiczną. Dzięki temu pali się podobnie jak terpentyna.
W warunkach optymalnych powinno wystarczyć do rozpalenia ogniska to co znajdziemy w terenie, zaś
nasze super–skuteczne wynalazki zostawmy na czarną godzinę.
-5-
4. DBAŁOŚĆ O OGNIA TRWAŁOŚĆ
Myliłby się ten, kto sądziłby, iż wystarczy rozpalić ogień, zarzucić go bezładną górą opału i spocząć na
laurach. Ognisko wymaga stałego doglądania, troski i opieki wręcz rodzicielskiej, by nie zgasło lub nie
przerodziło się w pożar, na skutek liberalnego stylu wychowania, pozwalającego na wszystkie najgłupsze
zachcianki naszej pociechy.
Ognisko wprawdzie jakiś czas palić się może bez znaczących ingerencji z naszej strony, ale nadchodzi czas,
gdy cieńsze patyki znikną nam zupełnie w pożodze, a z grubszych sam żar pozostanie. Te niedopalone zaś,
leżąc po za zasięgiem żaru same palić się przecież nie będą. Jasne jest jak ogień, że co jakiś czas owe
niedopałki wrzucić do centrum trzeba, a gdy i one spłoną wypadałoby dodać nowego opału. Nie należy
oczywiście dorzucać niedbale i chaotycznie, bo od tego jak drwa ułożymy zależą właściwości naszego
ogniska, a chyba warto wykorzystać je i dostosować do aktualnych naszych potrzeb.
Czasem zdarza się, że musimy spać ot po prostu na ziemi, a podczas nocy chłodnych aby w ogóle zasnąć –
potrzebne jest ciągle palące się ognisko. Nawet niewielkie ognisko płonące przez większą część nocy
potrzebuje sporych zapasów opału. Szczególnie drewno sosny spala się błyskawicznie i aby utrzymać długo
ogień trzeba sośniny zgromadzić prawdziwą górę, a najlepiej jakieś grube konary. Zupełnie inaczej
przedstawia się wydajność ogniska zasilanego ciężkim drewnem drzew liściastych (grab, buk). Ogień jest
wówczas silny, długotrwały. Nie namawiam do spalania dębiny, boć jest zbyt cenna by puszczać ją z
dymem, ale gdy natkniemy się na uschłego dęba – zaskoczy nas jak taki opał może długo się palić bez
podrzucania i jak jest kaloryczny. Doskonale płonie też buczyna i daje mnóstwo ciepła. Według mnie jest
najlepszym opałem na Roztoczu, biorąc pod uwagę jej dostępność. Podobnie bardzo wolno i wydajnie spala
się Jawor czy kasztanowiec, chociaż ten ostatni daje wiele iskier. A iskry są największym wrogiem
dzisiejszej aktywnej odzieży wierzchniej wykonanej w 100% z włókien syntetycznych. Jeśli jednak mamy
odzież „pasywną” – prędzej skóra nam zapłonie niż jej włókna, szczególnie gdy będą wilgotne.
Przyjrzyjmy się teraz rodzajom ognisk, – czyli sposobom układania opału i niezwykłych konsekwencjach
stąd wynikających.
Sterować wydajnością oraz czasem palenia się ognia można nie tylko odpowiednim doborem gatunku
spalanego drewna. Istotnym czynnikiem wpływającym na zachowanie się naszego ogniska jest świadome
ułożenie opału. Są stąd rozmaite typy ognisk i oto poniżej przedstawię pokrótce główne ich rodzaje oraz
krótko wyjaśnię, co daje takie a nie inne ułożenie brewion.
Ognisko bezpieczne (nocne)
Niektórzy nazywają ją nocnym gdyż zapala się je głównie nocą. Jest bowiem bezpieczne dla śpiącego przy
nim. Jednak nazwijmy je lepiej bezpiecznym, bo można je zapalać również w dzień, a konstrukcja jego
chroni nie tylko śpiącego, ale i okolicę przed pożarem, na przykład podczas długotrwałej suszy.
Zapewne każdy, kto obserwował rozwój płonącego ogniska, zauważył, iż w miarę spopielania patyków i
grubych konarów, stopniowo przepalają i przełamują się a wiele z nich turlając – wypada poza obręb
ogniska. Gdy zamierzamy spać przy ognisku, korzystając z ciepła, jakie wydziela obficie – musimy mieć
gwarancję, że podczas błogiego snu, żaden rozpalony kawałek polana nie stoczy się nam za koszulę.
Podobną pewność musimy mieć, rozpalając ognisko w terenie przesuszonym, w sytuacji, gdy z różnych
przyczyn - na jakiś czas - ognisko pozostawiamy same. Nic płonącego nie może stoczyć się w suchą trawę.
Szczególnie, gdy przy ognisku śpimy – ważne jest by ognisko paliło się jak najdłużej. By nie trzeba było
ciągle podkładać opału. Ognisko, które spełnia powyższe warunki nazwano bezpiecznym ogniskiem
nocnym.
Aby takowe zbudować – rozpalamy najpierw ogień w dowolnym układzie, a gdy zgromadzimy
dostateczną ilość żaru, lekko go rozsuwamy. Potem układamy na nim jedna obok drugiej, średniej grubości
polana, przełożone niewielką ilością drobnych gałęzi. Polana, jak widzimy na fotografii leżą równolegle do
siebie. Z góry przyciskamy je dwoma grubymi kłodami, tak by ogień palił się między nimi i tam od czasu do
czasu dokładamy opał – układając polana równolegle do dużych konarów. Dzięki temu, to co się między
nimi pali nie ma możliwości stoczenia się na nas, zapewniając nam sen spokojny i wesoły.
-6-
Ognisko długotrwałe
Zdarza się, ze podczas wędrówki zapragniemy dłużej posiedzieć w jednym miejscu lub zapalić ognisko,
które dotrwa do rana. Aby nie paliło się zbyt szybko należy tak ułożyć drwa by dopływ powietrza był
nieco ograniczony. W tym celu na dwóch cieńszych, świeżych patykach kładziemy grube kłody o średnicy
minimum 15cm, między którymi pozostawiamy niewielką przestrzeń, w której płonąc będzie niewielkie
ognisko ułożone w sposób właściwie dowolny. Jeśli wieje silny wiatr – owe grube kłody winno się ułożyć
prostopadle do kierunku wiatru. Jeśli zaś wiatr jest bardzo słaby a warunki do utrzymywania ognia
niekorzystne – lepiej ułożyć je równolegle do kierunku z którego wieje.
Ognisko „T”
Najpierw kopiemy dwa dołki, które połączone przypominają literę ‘T”. W dołku będącym górną belką litery
T zapalamy ognisko, zaś do części dolnej zbieramy żar, nad którym możemy przypiekać mięsiwo lub
postawić garnek by ogrzać jego zawartość. Ognisko zapalone w dołku jest mniej wrażliwe na wiatr zbyt
silny. Oczywiście trzeba mieć saperkę by wykopać dołek w ziemi przesuszonej i zbitej. W sypkim piasku z
powodzeniem wystarczą nam do kopania dłonie i nóż, którym wytniemy wpierw darń. Nie ma sensu
tworzenie takiego ogniska gdy jesteśmy w drodze i tylko na chwilę robimy popas.
Ognisko „Wigwam”
Jest chyba najpopularniejszym typem ogniska. Wygląda następująco:
- O wbity w środek pal opiera się ze wszystkich stron drobniejsze patyki – pamiętając jednak by od strony
nawietrznej zapewnić przestrzeń, przez którą dopływać będzie tlen. Ten typ ogniska zużywa wiele opału,
jest jednak doskonały do ogrzewania się i suszenia obuwia oraz odzienia. Niektórzy twierdzą, ze nadaje
się do wieszania garnków – jednak wydaje mi się, że ze wszystkich typów ognisk takie jest najmniej do
tego typu ewolucji przydatne. Uwaga! Ognisko takie, prędzej czy później zawala się (po przepaleniu
owego pala) i rozsypuje do postaci bezładnej zbieraniny, płonących brewion. Wówczas zalecam ułożenie
tego co pozostało w formę ogniska „piramidy” lub „studni”, o których niżej.
Ognisko „Gwiazda”
Takie ognisko tworzymy w przypadku, gdy chcemy zaoszczędzić na opale lub gdy zależy nam z różnych
względów na utworzeniu ogniska dyskretnego.
Układ polan jest niezwykle prosty. Wszystkie grubsze patyki układamy promieniście tak by stykały się w
centrum. Tam pali się ogień. Gdy płomień staje się zbyt wielki – nieco odsuwamy gałęzie na zewnątrz. Gdy
przygasa – przeciwnie – podsuwamy je do centrum, nawet by zachodziły tam jedne na drugie. Przy takim
ognisku najlepiej spisuje się opał z twardego drewna drzew liściastych. Ognisko takie jest szczególnie warte
polecenia, gdy gotujemy coś podczas wielkich upałów, bo nie wydziela za dużo ciepła i w takich
warunkach nie męczy nas dodatkowo nadmierną temperaturą.
Ognisko „Studnia
„Studnia
Ognisko „Studnia” przygotowane na wypadek deszczu, nakryte korą. W takim stanie doczeka do czasu,
gdy będziemy potrzebować jego płomieni.
Bardzo ciekawy typ ogniska, warty polecenia ze względu na mnóstwo ciepła i światła jakim obdarowuje
siedzących przy nim kamratów. Polana okłada się w sposób przedstawiony na zdjęciu, tworząc ażurową
konstrukcję, która zapewnia dostęp tlenu i wytwarza efekt komina, przez co ogień bucha z wielką werwą.
Ognisko „Piramida”
Nazwa jego mniej więcej zdradza jak wyglądać winno a jak widzimy na ilustracji przypomina nieco
poprzednią „studnię”. Różni się jednak ciasnym ułożeniem polan, których jest co raz mniej w miarę wzrostu
jego wysokości. Ognisko takie wydaje mi się najbardziej efektywnym i najlepszym rozwiązaniem w
większości przypadków. Zapewnia dużo ciepła a na ściśle ułożonych polanach bezpiecznie można układać
menażki, nie ryzykując, że ich zawartość stracimy. Ten typ ogniska sprawdza się doskonale gdy siedzimy
przy ogniu większą część nocy lub gdy chcemy zostawić je i później rano mieć wciąż żarzące się węgle do
błyskawicznego rozpalenia nowego ogniska, na którym szybko przyrządzimy śniadanie. Mało kto o tym
pisze ale ten typ ogniska jest dobry gdy pada deszcz – ściśle ułożone polana nie dopuszczają kropel do
wnętrza i osłaniają żar.
Ognisko „Wodoodporne”
Jest to mój wynalazek i stosuję taki typ ogniska gdy pada. Oczywiście przy deszczach ulewnych,
trwających dłuższy czas i ono zagaśnie ale przy umiarkowanych opadach ciągłych lub krótkich ulewach –
-7-
spisuje się znakomicie. Aby je wzniecić – najpierw musimy wytworzyć sporo żaru najlepiej szybkim
ogniskiem typu „wigwam” a następnie ściśle ułożyć raczej drobniejsze polana w taki sposób jak to czynimy
układając piramidę ale kształtem ma ono być zbliżone do studni. Czyli ściśle ułożone gałęzie – jednak
całość o płaskim wierzchołku. Na wierzchołku zaś układamy grube, najlepiej wilgotne konary. Im większe
tym lepsze. Tak by zakrywały to co pod nimi a tlen do ogniska niechaj dopływa przewiewnymi bokami. W
ten sposób ognisko może palić się nawet podczas deszczu i do całkiem efektywnie. Materiał dorzucamy – a
raczej wtykamy w wolne miejsca, które utworzą się po spaleniu poszczególnych polan.
Ognisko „Chaos”
Tak należałoby nazwać ognisko, w którym drwa nie leżą ułożone w przemyślany sposób. Czasem i tak
można postąpić, szczególnie gdy nie mamy czasu lub sił na układanie drew, lub gdy mamy jako opał gałęzie
z krzewów kolczastych, których niepodobna łamać bo kłują niemiłosiernie, dłonie nasze cierniami kalecząc.
Lepiej wówczas narzucić je w postaci chaotycznej sterty, by przepaliły się, a to co na zewnątrz zostanie,
wrzucić w płomienie w późniejszym czasie. Ognisko takie, dzięki sporym wolnym przestrzeniom pomiędzy
drwami pali się intensywnie i daje wiele ciepła i światła. Jeśli gałęzie nie są zbyt grube – pali się
intensywnie a w zależności od gatunku drew – krócej lub dłużej.
5. PŁOMIENNE CIEPŁO ZADOWOLENIA PRZYCZYNĄ
Ognisko dla aktywnego turysty jest zawsze obiektem godnym czułych westchnień. Im człek bowiem dłużej
wędruje, im częściej moknie i marznie dotkliwiej, wstrząsany parkosyzmami drgawek – tym bardziej będzie
chwalił zalety choćby najmniejszego płomyczka. Szczególnie w „zimnych” porach roku oraz w terenach
górskich, również latem – ogień zapewnia kojące nasze zziębnięte jestestwo ciepełko. Mamy wprawdzie
możliwość zakupu rozmaitych „chemicznych ciepełek”, w postaci woreczków z dwoma substancjami, które
po zmieszaniu ze sobą (reagując) wytwarzają energię cieplną. Utyka się te wynalazki po rozmaitych
cielesnych zaułkach, które akurat nam przemarzły. Wymyślono nawet bluzy polarowe, podgrzewane
prądem elektrycznym. Jednak dziwactwa te po pierwsze kosztują, a po drugie obciążają nasz plecak, który
i tak zwykle pęka w szwach od ekwipunku. Drewno zaś leży niemal wszędzie i czeka tylko by jakiś
litościwy turysta ułożył je i podpalił – przed niechybnym zgniciem ratując.
Ogień z płonących brewion daje wiele energii cieplnej w jej odmianie promienistej, przeto ogrzewa te jedynie
strony przedmiotów i ludzi, które doń zostały skierowane. Spora, więc część owego ciepła leci w przestrzeń
–energię swą trwoniąc po próżnicy. Aby tę przeciekającą energię pochwycić i dogrzać również te partie
naszego ciała, które skierowane są w stronę przeciwną od ogniska – budujemy tzw. ekrany. Dzięki mniej
lub bardziej szczelnej zasłonie takich konstrukcji, częściowo otaczających ognisko – powodujemy niejako
uwięzienie części energii promienistej. Wtenczas ona odbijając się i wracając w kierunku ognia – po
pierwsze „dogrzewa” od tyłu nam plecy, a po drugie podnosi temperaturę powietrza w tej przestrzeni (gdzie
my się znajdujemy). Wytwarza się wówczas korzystny dla nas mikroklimat. Nawet podczas silnych
mrozów w takim odgrodzonym ekranami otoczeniu będzie znacznie cieplej. Nie trzeba zresztą budować
szczelnego kordonu, lecz jedynie jeden ekran za naszymi plecami i co ważne – od strony wiatru! Dodać
należy, iż ów ekran dodatkowo zabezpiecza nas przed wychłodzeniem przez wiatr właśnie.
Prawię o przymiotach owego „ekranu” ale nie mówię cóż to jest za ustrojstwo. Ekranem może być
właściwie cokolwiek od koca NRC począwszy, poprzez ścianę bardzo gęstych zarośli, a na stosie ściętych
drzew skończywszy.
6. JADŁA PRZYSTOJNE WAŻENIE
Ogień uzyskany ze spalania drewna jest wydajnym i w miarę stabilnym źródłem energii, którą człek
sprytny do podgrzania jakiegoś jedzonka łatwo wykorzysta.
Nauka i technika zaprzęgnięte w kierat komercji podsuwają nam rozmaite palniki, kuchenki i samowary,
zasilane wszelkimi znanymi ludzkości łatwopalnymi miksturami. Jeśli jednak chodzi o wydajność – żaden
-8-
z tych wynalazków do pięt ogniskom nie dorasta. Gaz na przykład w ujemnych temperaturach oraz
wysoko ponad poziomem morza (gdzie ciśnienie słabnie) – z niechęcią z butli ulatuje, do szewskiej pasji
doprowadzając łaknącego cieplej strawy nieszczęśnika. Pomijam już zagadnienie zawartości gazu w gazie.
Dzięki ogniskowym płomieniom woda błyskawicznie zawiruje wrzątku bąbelkami, a posiłek zawrotną
osiągnie temperaturę i jedynym kłopotem będzie by go nie przypalić zanadto. Oczywiście okolica musi być
w drewna chociaż minimalne ilości zasobna, w razie potrzeby i ściśle związane pęczki traw wyschłych
również mogą je zastąpić.
Najprostsze danie na ognisku przyrządzone smakuje lepiej od wykwintnych potraw, podanych na złotych
talerzach, jedwabnych obrusach, w komnatach kapiących od bogactwa. Wysiłek fizyczny wespół z rześkim
powietrzem podczas włóczęgi najlepiej nam apetyt zaostrzą i w takim też środowisku najlepiej pochłonięte
z lubością jadło strawimy. Strawimy o ile mądrze wybierzemy opał. Wielce nieroztropnym jest pieczenie
wszelkich mięsnych specjałów, a nawet wody zwykłe gotowanie na herbatę, z wykorzystaniem drewna
pochodzącego z desek z resztkami farb, smarów czy pospolitej zgnilizny. Podobnież niewłaściwym opałem
jest sośnina co kopci jak wściekła lokomotywa, dymem czarnym osmalając jadło okropnie. Można
wprawdzie z braku innych możliwości i na sośninie potrawy przyrządzać – jednak by osmalenia uniknąć –
trzeba albo nad samym żarem to czynić, albo od strony wiatru kiełbaskę trzymać, by smrodliwe wyziewy
precz leciały, mięsiwa nie tykając kłębami swymi. Odradzam też użycia drew z drzew co bagniska i
trzęsawiska porastały. Woń zgniłych liści, wydzielająca się zeń w trakcie spalania w kiełbasiane wyroby
wniknie bowiem, mimo że wcześniej zostałyby nawet i prażącym słońcem wysuszone na wiór.
Zatem do przyrządzania wszelkich potraw na ogniu najlepiej nadają się drzewa owocowe i ciężkie drewno
z drzew liściastych, co smrodu nie daje i żywym bezdymnym płomieniem nas obdarza.
Niektórzy targają ze sobą rozmaite metalowe ustrojstwa, na których to wieszają lub stawiają menażki, czy
nadziewają mięsiwo. Tylko po co? Wszelkie żelastwa są ciężkie, a do tego osmolone muszą być
zabezpieczone by nie zabrudziły sadzą nas i ekwipunku.
Grill to wynalazek nad wyraz szkodliwy, z tego oto względu, że działanie jego opiera się na kapaniu
tłuszczu z rozgrzanego mięsiwa na rozgrzane do czerwoności węgle a to z kolei powoduje spalanie
tłuszczów doszczętne i wnikanie toksycznych spalin, z powrotem w nasz posiłek. Zaś na końcu ów
dioksynami przesiąknięty depozyt śmierci ląduje w naszym żołądku serwując mu porcję trucizn, których
dzisiejszy człowiek i tak ma pod dostatkiem z różnych źródeł. Sumując się – wszystkie one na koniec
nowotworów są przyczyną rozlicznych i do grobu łakomczuchów doprowadzają niepostrzeżenie.
Pieczenie kiełbasek i wszelkich innych mięsnych wyrobów oraz ryb na ognisku jest o wiele zdrowsze, o ile
nie będziemy trzymać ich w ogniu ani blisko nad nim – lecz obok, tak by dym wiatr zwiewał i by w mięso
nie wnikał.
Wolne od tych problemów są dania podgrzewane lub przyrządzane od nowa w menażkach, kociołkach i
wszelkich garnkach. W tym przypadku wystarczy garczek taki przykryć pokrywką i w samo piekielne
centrum ogniska wsadzić a dymne kłęby do wnętrza się nie prześlizgną.
7. OGNISKO JAKO ŚWIATŁA ŹRÓDLISKO
Łatwo się przekonać nocą zwłaszcza, o tym że ognisko świeci nie gorzej od najmocniejszej latarki, chociaż
blask jego w postaci rozproszonej ściele się jedynie w najbliższym otoczeniu. Lecz tam przecież i my
jesteśmy i nasz dobytek. Tam właśnie światło jest więc najbardziej potrzebne.
Bez światła człek nocą razi bezradnością wręcz niemowlęcą. Potyka się nieborak o elementy krajobrazu
(np. drzewa), o ekwipunek oraz o swoich, również niedowidzących towarzyszy.
Rozsądny obieżyświat (obieżyroztoczanin) wprawdzie winien być zaopatrzony w sprawną latarkę lecz po
cóż trwonić energię jej ogniw bez uzasadnionego powodu? Wszak lepiej wykorzystać ją podczas wędrówki
nocnej gdy do miejsca obozowiska wracamy. Na miejscu zaś ogień wzniecić wypada, którego świecenie
zależeć będzie li tylko od zasobności rezerwuaru opału w okolicy.
-9-
Nie przeceniona jest rola ogniska we wzywaniu pomocy i wszelkiej sygnalizacji miejsca naszej obecności.
Widoczność blasku ogniska przewyższa blask latarki gdyż ognisko świeci większą powierzchnią. Do tego
ognisko możemy utrzymywać bardzo długo przy życiu, a latarka ma ograniczony żywotnością baterii czas
działania.
Aby ściana ognia była dostatecznie duża a sam ogień żywy i długotrwały używajmy do palenia ciężkiego
drewna drzew liściastych, zaś opał układajmy tak jak to ma miejsce przy ognisku typu „studnia”.
Doskonałym sposobem na oświetlenie otaczającej nasze ognisko okolicy światłem wielkim i
niepohamowanym – jest narzucenie nań suchych bądź żywych jeszcze igieł sosnowych (oczywiście razem z
gałązkami). Niestety świecenie takie trwa krótko, chociaż jest bardzo intensywne.
8. DYM – KORZYŚCI I UDRĘKI Z OKADZANIA PŁYNĄCE
Ognisko prócz efektów cieplnych i wizualnych wytwarza również dymu kłęby w ilościach zależnych
głównie od wilgotności opału oraz jego cech wrodzonych i nabytych.
Dym może nieco utrudnić dotarcie do naszej skóry komarom lub odstraszyć dzikie bestie zwierzęce i to jest
jego podstawowa zaleta. Jednak gdy owieje nas kłębami duszącymi i w oczy wlezie – wywoła pieczenie
okrutne i ściskopowiek samoistny z bólu gałek porażonych kadzeniem.
Niektórzy nie lubią być okadzani gdyż przeszkadza im woń wędzonki, a zwłaszcza niewiastom to jakoś
nie pasuje i żywo niechęcią nań reagują. Jednak każdy porządny koczownik okadza się podczas włóczęgi z
lubością bo wie, że cuchnąc niemiłosiernie jest mniej apetyczny również dla komarzyc i innych krwiopijców.
Dymu nie lubią owady, gdyż oddychają całą swą chitynową cielesnością i nie mogą oddechu wstrzymać tak
jak my Nadmierne okadzanie, o czym była mowa w rozdziale kulinariom poświęconym – nie sprzyja
wyrobom mięsno podobnym, do których zaliczamy w pierwszym rzędzie kiełbasę – podstawowe danie
przygotowywane na ogniskach.
Nie zawsze zdarza się tak pomyślna sytuacja kiedy my dymu potrzebujemy i on rzeczywiście dobywa się z
opału, lub odwrotnie – gdy dym jest zbędny, i rzeczywiście go nie widzimy. Oto bowiem w sytuacji suszy
permanentnej, kiedy to wszystko wokół szeleści suchością przeraźliwą my wieczorem by od komarów móc
się odgrodzić zasłoną dymną – liczymy na ów dym zbawienny, ale go nie uzyskujemy. Co wówczas począć?
Czy szaty swe w płomienie wrzucać? Jak skórę swą i krwi depozyt ratować przed owadów chmarą?
Zawsze znajdziemy trawę lub liście żywo zielone, które na pastwę płomieni rzucone – upragniony nam
dym wydadzą. Podobne efekty uzyskać można kładąc w ogień zbutwiale konary z bagna czy rzeki
wyciągnięte. Zresztą wszystko co wilgocią i pleśnią przesiąknięte nadaje się znakomicie do straszliwie
gryzących dymów tworzenia. Trzeba jednak zważać by za dużo tego paskudztwa nie narzucić i ogniska
nie udusić całkowicie. Dawkowanie winno być więc rozsądne i na złapanie oddechu przesz płomienie –
pozwalające.
Są jednak również sytuacje gdy dym nam potrzebny nie jest, a zdarza się to zwłaszcza podczas
przygotowywania jadła. Wtenczas by zminimalizować dymów powstawanie z pieczołowitością i uwagą
drwa trzeba wybierać takie, które jak najbardziej suchymi się wydają. Nie brać tych na ziemi leżących (bo
przy ziemi wilgoć stagnuje) – lecz z drzew obłamywać oraz takie brać co spadając, na krzakach zawisły.
Błędem wówczas będzie wrzucanie brewion z drzew żywych i patyków z krzaków rosnących jeszcze.
(świeżo ściętych), chociaż palić się je da gdy żaru jest obfitość. Jednak bez dymy wówczas się nie obejdzie
niestety.
Co robić jednak gdy nie chcemy zdradzić swej obecności w terenie ale potrzebujemy ognisko, a wokół jest
mokro (na przykład po opadach obfitych). I na to człek sprytny sposób znajdzie!
Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że dymu będzie więcej gdy nazbyt łapczywie opału dorzucimy na nie
do końca rozwinięte ognisko, które ono strawić bezdymnie nie jest w stanie. Stąd potrzeba bardzo
oszczędnego podkładania opału i bardzo powolnego rozwoju naszego płomienia, aż do zgromadzenia
odpowiedniej ilości żaru, który będzie w stanie strawić błyskawicznie nawet wilgotne kawałki (wciąż
niewielkie porcje)
Nieunikniony dym można „ukryć” poprzez rozniecanie ogniska w terenie bardzo zakrzaczonym lub
zadrzewionym – tam on rozpłynie się wśród zarośli i z daleka będzie przypominał mgły smugi jedynie.
- 10 -
Mgły doskonale maskują dym z ogniska, a przy bardzo gęstej mgle – dym w ogóle jest niewidzialny (ale
oczywiście wyczuwalny pozostaje zawsze).
9. BEZPIECZEŃSTWO MYŚLENIA WYNIKIEM
Pożar to zjawisko właściwie również będące ogniskiem, tyle że ogromnym i przenoszącym się w czasie i
przestrzeni nie zawsze tam gdzie byśmy chcieli. Pożaru uniknąć jest bardzo łatwo jeśli jest się człowiekiem
myślącym. Wspomniałem już o takich prostych zasadach, które mówią nam gdzie ognisk nie zapala się ze
względów bezpieczeństwa. Generalnie unikamy towarzystwa łatwopalnych składników krajobrazu,
zwłaszcza podczas silnego wiatru i suszy.
Żądne taniej sensacji media szerząc w „sezonie ogórkowym” pożarofobię – uogólniają straszliwie sprawę,
próbując wmówić, że najmniejsza iskierka musi być przyczyną pożogi straszliwej. Jednak zwykle sytuacja
jest taka, że nawet w lesie ściółka jest przesycona wilgocią, a powietrze zamiera. W takich warunkach
trzeba by użyć napalmu by wzniecić pożar, a często i ognisko nie chce się palić mimo starań uporczywych.
Zimą zaś śnieżną wywołanie pożaru jest już czystym absurdem.
Wszelkie próby wydostania się ognia poza obręb ogniska (zapalanie się otaczających traw zwykle) należy
gasić, jednak może nie natychmiast, gdyż to co się wypali w najbliższym sąsiedztwie ogniska – już drugi
raz nie zapłonie, tworząc potrzebny pas ochronny. Tak robią strażacy wypalając pas roślinności i tak
powstrzymując nadchodzący pożar – zatrzymują go. Oczywiście nasz pas ochronny nie powinien być
szerszy od jednego metra, a podczas jego tworzenia trzeba zachować zdwojoną czujność.
Innym niebezpieczeństwem jakie może napotkać turysta przemierzający tereny, na których kiedyś
odbywały się ciężkie walki podczas wojen – są niewypały i ukryta tuż pod ziemią amunicja. Nie należy
przeto wzniecać płomieni w pobliżu bunkrów, okopów, przy starych spróchniałych pniach po ogromnych
drzewach (chowali tam nieraz amunicję partyzanci). Jeśli już musimy w takim terenie zapalić ogień –
nakłujmy nożem glebę by wykryć ewentualne zagrożenie i uniknąć eksplozji, która w zależności od tego co
eksploduje – może odrzucić na znaczną odległość:
– menażkę,
– ognisko z menażką,
– biesiadników z ogniskiem i menażką
Wielce nieroztropnym czynem będzie również ustawienie namiotu zbyt blisko ogniska, szczególnie, gdy te
iskrami sypie niczym lokomotywa. Namiot podziurkowany na podobieństwo durszlaka nie będzie już
raczej zdatny do użytku.
ZACIERANIE
NIE
10. OGNIA SKUTECZNE DUSZENIE I ŚLADÓW SWYCH DYSKRETNE ZACIERA
Zwykle ogień należy zagasić, gdy oddalamy się od niego definitywnie – chociaż nie zawsze. Jeśli jednak
oddalamy się tylko czasowo, w rozmaitych celach, a później zamierzamy wykorzystać ogień jako grzejnika
podczas snu czy jako odstraszacza dzikich bestii zwierzęcych – gaszenie nie wchodzi w rachubę. Wówczas
jak to już zostało wcześniej opisane – należy je tak zabezpieczyć by ogień nie wydostał się poza obręb
ogniska za daleko.
Starannie zalane wodą i zakryte mchem ognisko można bezpiecznie zostawić nawet w lesie
Gasić płomienie najlepiej wodą lub zasypując je piaskiem i glebą. Nie używajmy w tym celu płynów
fizjologicznych, przez wzgląd na bliźnich, którzy może zechcą w tym miejscu również płomienie wzniecać
w niedalekiej przyszłości. Zimą można zasypać ognisko śniegiem, który jak wiadomo jest wodą w postaci
- 11 -
stałej. Gdy palimy ognisko w terenie z grubą pokrywą śnieżną – w ogóle nie musimy go gasić. Możliwość
powstania pożaru w takich warunkach jest żadna a ogień bez wysiłków (czasem sporych) z naszej strony i
tak sam się długo nie utrzyma przy życiu. Generalnie trzeba powiedzieć, iż im mniejsza jest wilgotność i im
wiatr wieje silniejszy – tym starania nasze w kwestii gaszenia ogniska winny być dokładniejsze i z
większą uwagą wykonane. Im zaś jest bardziej wilgotno, śnieżnie i bezwietrznie – tym mniejszą uwagę
możemy temu zagadnieniu przywiązywać. Podczas obfitego, ciągłego opadu, lub jak wspomniałem
wcześniej – w zaspach – gasić ognia nie trzeba, bo sam zgaśnie bez naszej pomocy. Tym bardziej, ze w
takich ciężkich warunkach winniśmy oszczędzać siły.
Gdy trawa jest krótka, zielona a łąka podmokła – gaszenie również nie ma specjalnego sensu, bo ogień się
nie przeniesie nigdzie. No chyba, że nastąpi tornado w skali F5.
Pamiętajmy by dorzucić wcześniej niedopalone, rozżarzone kawałki opalu i gorące popioły do środka – by
nie podpaliły sąsiadujących z ogniskiem trawy, liści, igliwia.
Na łąkach do zasypania ogniska można użyć ziemi z kretowiska.
Zacnym uczynkiem, chwałę Ci przynoszącym będzie pozostawienie nieco opału następnemu włóczędze,
jednak na tak altruistyczne postawy nie stać większości ludzi, nawykłych przez „globalny system bez
wartości” do egoistycznego wyścigu szczurków i marszu po trupach. A szkoda. Ideałem zachowania się
byłoby również całkowite zamaskowanie śladów po naszej obecności, bo przecież miejsca, na którym
paliliśmy ognisko do kogoś należy i ów właściciel może nie życzy sobie by mu na jego terenie wypalano
dziury w trawie. Aby ognisko po wykorzystaniu ukryć, wystarczy przed rozpaleniem wyciąć nożem,
saperką, bądź siekierką darń i odłożyć ją na bok. A po całkowitym zagaszeniu, nałożyć ją z powrotem i
lekko przyklepując dopasować do otaczającego terenu. Przy niewielkim nakładzie sił możemy ukryć
zupełnie wszelkie ślady swej bytności.
I to jest najzacniejsze zachowanie rozpalacza ognisk.
Opracował: Tomasz Guziak
- 12 -

Podobne dokumenty