Nr 2 - Gmina Michałowice

Transkrypt

Nr 2 - Gmina Michałowice
KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004
Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Michałowickiej
*
*
*
*
*
*
*
Bitwa pod Racławicami - 210 rocznica
Kołłątaj i Kościuszko - połączył ich patriotyzm
Kopiec w Michałowicach i inne kopce
Opowieści rodzinne i sąsiedzkie
Michałowice - komora celna w XIX wieku
Siostra Eliza napisała do nas list
Święto Kwitnącej Jabłoni - jubileusz XXX-lecia
Wielkanoc - obyczaje i obrzędy * Czytelnictwo * Kultura * Łowiectwo
kwiecień • maj • czerwiec
„Nad Dłubnią" Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Michałowickiej
Michalowice I nr 101,32-091 Michałowice,
tel. 12/3885037, tel/fax: 12/3885016
Z inicjatywy wiceprezesa Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi
Michałowickiej Elżbiety Kwaśniewskiej narodził się pomysł usypania z okazji 90. rocznicy wymarszu I Kompanii Kadrowej kopca i usytuowania na nim obelisku, który aktualnie posadowiony
jest przy trasie warszawskiej, prawie na pasie drogowym. Taka
lokalizacja jest bardzo niebezpieczna dla samego obelisku, jak
również nieciekawa pod względem widokowym i plastycznym.
W związku z inicjatywą na spotkanie Stowarzyszenia w dniu
9 marca zaproszeni zostali: prof. Kazimierz Bielenin - historyk,
major Włodzimierz „Wowa" Brodecki - prezes Stowarzyszenia
Miłośników Tradycji „Mazurka Dąbrowskiego", Grzegorz Gill znawca i autor opracowania poświęconego pamiątkowym kopcom w Polsce i na kresach wschodnich, Jan Matzke - historyk,
Antoni Rumian - wójt gminy Michałowice, Jarosław Kozłowski dyrektor Gimnazjum w Michałowicach i przedstawiciele młodzieży gimnazjum w Michałowicach.
Tradycje wznoszenia kopców w Polsce datują się od XV-XVI
wieku i są wciąż żywotne. Pan Gill przybliżył zebranym technikę
budowy kopców, wskazał na możliwości pozyskania odpowiednich materiałów budowlanych i podkreślił wartości poznawcze
dla odwiedzających naszą gminę gości, którzy zechcą zapoznać
się z historią tego miejsca. O nieprzeciętnej wartości historycznej
i patriotycznej obelisku oraz jego randze mówił prof. Bielenin:
„Oto pomnik stoi na granicy mocarstwa rosyjskiego, a grupa
ludzi, która zorganizowała się w Krakowie 90 lat temu przeszła
tę granicę, aby ją w wyniku swoich działań zburzyć'. Zdaniem
pana profesora istnieje potrzeba zapewnienia właściwego otoczenia dla obelisku. Wokół niego można by w przyszłości organizować wiece patriotyczne, obchody świąt państwowych i lokalnych. Teren ten mógłby stać się atrakcją turystyczną na skalę
krajową. Wójt gminy stwierdził, że prowadził rozmowy z właścicielami działki wokół pomnika, aby przez zakup terenu poszerzyć otoczenie i usytuować tam parking. W chwili obecnej warunki finansowe są trudne do udźwignięcia dla gminy, zatem na
sierpniową rocznicę pomnik zostanie tylko przesunięty na wybudowany już cokół. Nad usypaniem kopca można się, w opinii
wójta, zastanawiać, gdy mieszkańcy wyrażą taką wolę i poprą
finansowo to przedsięwzięcie.
W Stowarzyszeniu powstała również inicjatywa powołania
Młodzieżowej Rady Gminy. O tym, że taki pomysł ma szansę
realizacji świadczy to, że młodzież ma wiele inwencji i nowe
spojrzenie na rozwój gminy. W trakcie rozmów przeprowadzonych z dyrektorem Gimnazjum w Michałowicach uznano, że
gimnazjaliści, którzy już za kilka lat będą mieć czynne i bierne
prawo wyborcze do Rady Gminy, są w odpowiednim wieku do
rozpoczęcia działalności w Młodzieżowej Radzie Gminy. Z obserwacji wójta wynika, że większość młodych ludzi, często wykształconych, nie ma podstawowej wiedzy o samorządach i administracji państwowej. Ten fakt również przemawia za tym, że
potrzebne są takie inicjatywy. Ze swej strony Stowarzyszenie
deklaruje chęć pomocy dla powstałej Młodzieżowej Rady Gminy,
a pan Adam Bubka będzie współpracował z młodzieżą jako radny i jako członek Stowarzyszenia. W gimnazjach działających na
terenie naszej gminy zostali powołani koordynatorzy prac związanych z tworzeniem młodzieżowej rady. Po to, aby inicjatywa
została zrealizowana potrzebna jest stosowna uchwała Rady
Gminy. Już teraz życzymy przyszłym młodym radnym wielu
dobrych pomysłów i zapału do ich realizacji. Na spotkaniu zwrócono uwagę, że właśnie młodzież może otoczyć opieką teren
wokół legionowego obelisku. Jeden z zaproszonych gości wspomniał o tym, że właśnie dzisiaj, w dniu imienin Marszałka,
uczestniczył w uroczystościach na Wawelu. Była tam także zorganizowana młodzież, co jest niezwykle budujące w dzisiejszych
czasach, gdy patriotyzm nie jest „na topie".
(19 marca 2004 r.) Zofia Puchalska-Wilk
Z ostatniej (prawie) ch wili...
25 marca b.r. -w czasie sesji Rady Gminy Michałowice, podjęto decyzję o niepowolywaniu Młodzieżowej Rady Gminy. Za jej
utworzeniem głosował jeden tylko radny - p. Adam (Bubka, który
rzecz całą przestawił do dyskusji. (pozostali byli przeciwni lub
okazali obojętność.
Ta zaskakująca i niezrozumiała postawa, wydaje się gasić
w zarodku rodzącą się wolę środowisk młodzieżowych do uczestniczenia w pracy na rzecz własnego otoczenia.
Wszak, już Jan Zamoyski (w Akcie Nadania dla Akademii
w Zamościu) pisał „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie", a Karol Estreicher kilka wieków później dodał „święty spokój się mści...".
"Niewykluczone, że udzielenie poparcia dla rozwoju samorządności młodzieżowej, co przed nami zrobiło już ponad 100 gmin
z terenu całej (Polski, mogłoby stanowić przyczynek, do osiągnięcia
upragnionego stanu spokoju... sumień.
Warto o tym pomyśleć... zwłaszcza, iż „...wójt gminy liczy, że
rada powróci do tej sprawy i dokładnie ją przeanalizuje..."
(za Dziennikiem Polskim z dnia 27.04.2004 r.).
(przyp- red.)
Na okładce - bohaterowie Bitwy pod Racławicami (mal. Jan Matejko)
Tadeusz Kościuszko, Hugo Kołłątaj i Wojciech Bartosz-Głowacki
kwiecień • maj • czerwiec
P
ropozycja autorstwa p. Grzegorza Gilla - dotycząca wyeksponowania pomnika - obelisku,
upamiętniającego historyczne wydarzenie. W tym miejscu na
rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa
Legionów Polskich, 6 sierpnia 1914 r. idąc w bój o honor i wolność Ojczyzny, obaliła słupy graniczne byłych państw zaborczych.
Uwagi:
uzasadnionym byłoby stworzenie więzi mieszkańców
Michałowic i społeczności wsi gminnych ze wznoszonym
monumentem,
- wspólnota celów winna nakładać moralne zobowiązanie,
by każde sołectwo dostarczyło 2-3 wozów polnych
kamieni na projektowany obiekt,
młodzież z tych siół winna na wznoszony kopiec
legionowy przynosić (w odpowiednim nastroju) garść
ziemi do niszy stożka pobranej z pamiętnych dla wsi miejsc
historycznych, np. z grobów obrońców Ojczyzny, pradziadków,
spod pomników, czy przydrożnych figur, kapliczek i krzyży,
przy kopcu można by ustawić głaz kamienny, na którym wyryta
zostałaby treść inskrypcji legionowego pomnika,
dla upamiętnienia 90 rocznicy „KADRÓWKI" w dniu 6 sierpnia
2004 r. "w Michałowicach pięknym czynem dla potomnych stałoby
się posadzenie trzech „DRZEW NIEPODLEGŁOŚCI: DĘBU - LIPY
- JAWORU", ongiś świętych i kultowych drzew Słowian,
posadzone drzewa powinny wzbogacać jego otoczenie.»
-
"Proponuję na omawianym terenie, doprowadzonym do
poziomu drogi wybudować na fundamencie betonowym postument zbrojony na wysokość 4 metrów. Na wierzchołku osadzić
pomnik legionowy. Słup betonowy obłożyć głazami kamiennymi różnej
wielkości, uzyskując kształt stożka. Szczeliny głazu zalać płynnym
betonem, względnie obsadzić trawą. Krąg podstawy kopca
zmeliorować i teren wokół utwardzić brukowcem, dalsze obrzeża urządzić zielenią.
Przy takim założeniu pomnik byłby wyeksponowany i doskonale
prezentowałby się pod względem estetycznym i architektonicznym.
Parametry kopca w tej wersji: wysokość - 4,0 m, podstawa - 8,0 m,
kat nachylenia 40-45°.
Zapraszamy do dyskusji wszystkich, którym sprawa zagospodarowania „miejsca kopca" w Michałowicach, przywiedzie na myśl dobre pomysły.
(red.)
KOŚCIUSZKOWSKIE I RACŁAWICKIE REMINISCENCJE
Białego ku północnemu wschodowi, pragnąc przebić się przez
zaciskający się pierścień wojsk rosyjskich.
2IV w Luborzycy dołączył do niego gen. Józef Zajączek. Przybyli też ze swoimi brygadami kawalerii: brygadier Antoni Madaliński
z 1 Wielkopolską Brygadą Kawalerii i wicebrygadier Ludwik Manget z 2 Małopolską BK. Zameldował się z dwoma szwadronami
4 Pułku Przedniej Straży rotmistrz Ignacy Zborowski. Nadeszły
dwie kompanie z 7 regimentu
pieszego. Artyleria została zasilona 5 zdobycznymi działami.
Tadeusz Kościuszko przeprowadził podział sił polskich na
dwie dywizje: gen. Józefa Zajączka i świeżo mianowanego
gen. Antoniego Madalińskiego.
Łączną siłę wojsk liniowych należy określić na 4 tysiące żołnierzy.
3IV przesunięto się do Koniuszy, prebendy ks. Hugona Kołłątaja. Tu gen. mjr ziemiański Jan
Racławicami, mal. J. Chełmoński
Śląski z Rzeplina (wraz z bratem
Naczelnik przysiągł, „iż powierzonej
Andrzejem) przyprowadził 1920
mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie jej dla
kosynierów, pikinierów i rekrutów dymowych z powiatów proobrony całości granic, odzyskania samowładności Narodu i ugrun- szowickiego i ksiąskiego (rekruci zebrani przez gen. mjr ziemiańtowania powszechnej wolności używać będę".
skiego Józefa Gabriela Taszyckiego z powiaPo zorganizowaniu władz powstańczych
tów lelowskiego i Księstwa Siewierskiego
i przeprowadzeniu mobilizacji na niewielkim
w Pilicy maszerowali w tym czasie do Krawszakże obszarze, który udało się wyzwolić,
kowa).
Tadeusz Kościuszko wyruszył z Krakowa,
4 IV, również po deszczowej nocy, podjęaby podnieść sztandar powstania w innych
to dalszy marsz w kierunku Skalbmierza.
województwach oraz Warszawie i Wilnie.
Kolejno wymaszerowały ze wsi dywizje gen.
1 IV, po deszczowej nocy, prowadząc 850
Józefa Zajączka, gen Antoniego Madalińżołnierzy regularnej piechoty z regimentów
skiego, artyleria kpt. Kazimierza MałachowJózefa Wodzickiego i Mikołaja Czapskiego,
skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra ziedwa szwadrony jazdy, 200 konnych ochotnimiańskiego Jana Śląskiego. Posuwano się
ków gen mjra ziemiańskiego Józefa Gabriela
dolinami Szrenicy, potem Ścieklca na PrzeTaszyckiego i 400 pikinierów oraz 7 dział
sławice, następnie obok Rzędowic na DaTadeusz Kościuszko pozdrawia kosynierów przed bitwą
z 50 kanonierami, wyruszył z Prądnika
lewice, wreszcie kierując się na Ibramowice.
Mija 210 lat od chwili, kiedy 24 III 1794 Tadeusz Kościuszko
ogłosił na Rynku krakowskim „Akt Powstania Narodu Polskiego".
Rozpoczęta wtedy Insurekcja zapoczątkowała długi okres polskich
walk o niepodległość. Ich areną była zawsze ziemia krakowska, zaś
zbiorowym uczestnikiem i świadkiem tutejsze społeczeństwo.
Proklamowanej walce miały zostać podporządkowane wszystkie zasoby ludzkie i gospodarcze kraju na wzór amerykańskofrancuski. Dla pozyskania chłopów zamierzano wprowadzić
pewne ulgi w pańszczyźnie.
O ustroju Rzeczypospolitej miał
zdecydować wyłoniony po zwycięskiej wojnie Sejm.
Tadeusz Kościuszko ogłoszony został Najwyższym Naczelnikiem Siły Zbrojnej Narodowej.
Akt powstania, autorstwa księdza
Hugo Kołłątaja (redagowany
przez Józefa Weyssenhoffa) odczytał poseł na Sejm Czteroletni
Aleksander Linowski, natomiast
Modlitwa kosynierów przed Bitwą pod
mal. W. Kossak
1
kwiecień • maj • czerwiec
Tymczasem w Skalbmierzu dokonano koncentracji większości
W ręce polskie wpadła część taboru, a wraz z nią różne sorty munsił rosyjskich, skierowanych do likwidacji powstania. Na ich czele
durowe i buty. Straty polskie ocenić należy na 100 zabitych
stał gen. Fiodor Denisow. Wywiad rosyjski ustalił, że Tadeusz Koi 200 rannych
ściuszko koncentruje swe siły w Koniuszy i właśnie tam dowódca
Bitwa nie przyniosła jednak realizacji założeń operacyjnych,
rosyjski postanowił sprawić „pogrzeb i cmentarz insurekcji". Jeden
gdyż nie przebito się przez pierścień rosyjski w kierunku Warszaz wodzów rosyjskich, gen. Aleksander Tormasow otrzymał rozkaz wy, ale przeświadczenie, że można odnosić zwycięstwa nad wojobejścia Koniuszy od północnego zachodu, podczas gdy sam główskami rosyjskimi miało wielkie znaczenie moralne.
nodowodzący miał przeprowadzić
Opisy bitwy znalazły się w reuderzenie na obóz polski od połulacjach jej uczestników, a także
dnia z kierunku Proszowic.
w literaturze pięknej i w poezji. Jej
oddźwięk wystąpił niezwykle
Według tego planu pierwszy rzut
obficie w dziełach plastycznych.
sił rosyjskich wyruszył ze Skalbmie00
Atak kosynierów na rosyjskie
rza przed godziną 3 rano w sile
armaty przedstawił bardzo wiary1700 bagnetów i 1200 szabel - razem
godnie
Aleksander
Orłowski.
2900 ludzi z 12 działami - drogą na
W sposób idealny ukazał natoWiniary, Rzędowice i Przesławice.
00
miast Racławice January SuchoOkoło godziny 6 przednia straż
dolski. Wielkie płótno z wyobradywizji gen. Józefa Zajączka natknężeniem pobojowiska wyszło spod
ła się między Ibramowicami a Grupędzla Jana Matejki. Tryptyk
szowem na szpicę kozaków, zajętą
Atak
kosynierów
na
działa
rosyjskie,
fragment
Panoramy
Racławickiej
racławicki
jest również dziełem
rabunkiem. Polacy wzięli paru jeńców,
kozacy jednego. W trakcie badania kozaków Naczelnik zorientował
W ł o d z i m i e r z a Tetmajera.
się co do zmiany stanowisk rosyjskich i postanowił wyminąć przePanorama bitwy, namalowana przez Wojciecha Kossaka i Jana
ciwnika, zbaczając po „łagodnym zboczu" na zachód, między RadStykę została umieszczona w speq'alnej rotundzie we Lwowie
ziemice a Przemęczany, a potem przez Kaczowice i Smoniowice na
(1894), a po II wojnie światowej znalazła swe miejsce we Wrocłateren dziemięrzycki, skąd wychodziły dwie drogi, łączące się
wiu, gdzie od 1985 udostępniana jest zwiedzającym w speqalnym
z traktem miechowsko-skalbmierskim, umożliwiającym osiągnięcie
pawilonie. Panoramę bitwy stworzył również artysta miechowski
Kielc.
Marek Hołda, natomiast scenę podziękowania Tadeusza Kościuszki
za zwycięstwo przed ołtarzem Matki Boskiej Zielenickiej uwiecznił
W czasie gdy siły powstańcze zajęły wzniesienia dziemięrzyckie,
głośny malarz tematów sakralnych Jan Molga z Janikowic.
gen. Aleksander Tormasow opanował Górkę Kościejowską, stromo
wznoszącą się nad wschodnim Ścieklcem (Kościelcem). Tadeusz
Ziemia krakowska, jako kolebka insurekcji i bitwa racławicka
Kościuszko w środku pozycji ustawił piechotę w dwóch liniach
oraz kult kościuszkowski i rola chłopów w powstaniu są bogato
i usypał stanowiska dla dział, na skrzydłach pozostałe bataliony
udokumentowane w literaturze historycznej. Dość będzie wymierać
i kawalerię, w parowie zaś ukrył kosynierów.
tylko niektóre nazwiska autorów, jak Tadeusz Korzon, Bartłomiej
Szyndler, Jan Lubicz-Pachoński, Henryk Kocój, Krzysztof Bauer
Około godziny 1500 dowódca rosyjski rozpoczął bitwę uderzei Stanisław Herbst. Dziejami insurekcji interesują się również badaniem w centrum, a jednocześnie głębokim obejściem zagroził lecze-regionaliści (Henryk Pomykalski). Kult Tadeusza Kościuszki
wemu skrzydłu polskiemu. Po trzech godzinach uporczywych
i Wojciecha Bartosza-Głowackiego jest wciąż obecny w życiu spozmagań do prawego skrzydła wojsk polskich zbliżyły się regimenty
łecznym i kulturalnym na ziemi krakowskiej;
gen. Fiodora Denisowa, które nadciągały pod Racławice na huk
pamiątki kościuszkowskie licznie wypełniają
dział. W tym momencie Naczelnik rzucił w środek szyków
zbiory muzeów.
gen. Aleksandra Tormasowa stojących w odwodzie 320 kosynierów
w „gorsecie" czterech kompanii piechoty.
Ośrodkiem kościuszkowskiej pracy ideKosynierom, wśród których wyróżnili się Wojciech Bartosz- owo-wychowawczej jest wciąż Kraków, stają
Głowacki z Rzędowic, Stanisław Świstecki z Zambrowa i Jędrzej
się nim również Racławice. Istotną rolę
Łakomski spod Proszowic wybili część piechoty nieprzyjaciela,
w podtrzymaniu tej tradycji spełnia Racławiczdobywając 10 armat. Wsparcie reszty piechoty i kawalerii doprokie Towarzystwo Kulturalne i Racławickie
wadziło do całkowitego rozbicia kolumny gen, Aleksandra TormaCentrum Wsi Polskiej. Duże znaczenie dla
sowa. Następnie zlikwidowano nacierający na lewym skrzydle
wydobycia pożądanych celów patriotycznych
oddział rosyjski. Trzecia kolumna gen. Fiodora Denisowa wycofała
będzie miało zrewitalizowanie szlaku kosię na sam widok pogromu.
ściuszkowskiego, biegnącego przez powiaty
krakowski, proszowicki i miechowski oraz
Straty rosyjskie wynosiły ponad 1000 zabitych, rannych i wziętych do niewoli. Powstańcy zdobyli ogółem 12 armat, 1200 karabi- zagospodarowanie pól bitewnych po uzyskanów z bagnetami, pistolety, szable, spisy kozackie oraz trzykrotnie niu przez Racławice statusu Pomnika Historii.
większą ilość amunicji niż ta, z którą rozpoczęli bitwę.
Stanisław Piwowarski
Kosa - osadzona na sztorc na 2,5-metrowych żerdziach, w początkach 1794 r. służyła za sieczną i kłutą broń w bitwie pod Racławicami. Historycy wojskowości
obliczają że brawurowo idący do ataku oddział kosynierów miał przewagę nad ośmiokrotnie liczniejszym przeciwnikiem. W polskiej świadomości historycznej
kosa kojarzy się głównie z Racławicami („Mamy racławickie kosy, Kościuszkę Bóg pozwoli"), rzadziej z rabacją 1846 r., czy powstaniami: listopadowym oraz
styczniowym, choć brali w nich również udział nieliczni chłopi z kosami na sztorc.
Nazywana przez cudzoziemców „polską bronią", była symbolem i narzędziem walki o wyzwolenie narodowe, nie spcteczne. Stała się chłopską przepustką do
historii; na narodowe ołtarze wprowadzili ją głównie Grottger, Anczyc, Matejko, Pol, Styka i Lenartowicz. Skrzyżowane kosy zdobią wawelski sarkofag T. Kościuszki, od 2. poi. XIX w. ukazują charakter mieszkańców Krakowa: „Lud tu wierny w tym grodzie/Ulubował swobodzie/Wielbi Boga na niebie/A na ziemi czci
siebie/Nosi czapki czerwone/Białe, krótkie ubranie/A ma kosy ostrzone/Na najbliższe powstanie".
kwiecień • maj • czerwiec
BOSUTOWSKI EPIZOD POWSTANIA KOŚCIUSZKOWSKIEGO
Starając się o pozyskanie chłopów do walki wydał Naczelnik „OdePo odczekaniu na pobojowisku racławickim kilku godzin dla zaakzwę o względy dla walecznego Wojciecha Głowackiego" zobowiązując
centowania viktorii i uporządkowania przemieszanych szyków, podjął
kniazia Antoniego Szujskiego, dziedzica Rzędowic, do opieki nad rodziną
Tadeusz Kościuszko decyzję cofnięcia się do Słomnik przez Zielenice,
świeżo mianowanego chorążego. Tenże na tę odezwę zareagował naJanikowice, Muniakowice i Prandocin.
tychmiast, uwalniając jego i rodzinę od wszelkich powinności pańszczyźW Słomnikach 5 IV zredagował swój głośny Raport do Narodu
nianych, ponadto obdarzając chatą i zaopatrując w potrzebny inwentarz.
o zwycięstwie racławickim, a następnie wydal kilka nominacji dla zasłuW ślad za ową odezwą wydał jeszcze: „Odezwę za włościanami o ulgę
żonych w bitwie. Tutaj też przywdział sukmanę krakowską, jako strój
w pańszczyźnie i ludzkie z tymiż obchodzenie" oraz „Odezwę za familią
formacji, która najbardziej wyróżniła się w walce.
włościan do walczenia z nieprzyjaciółmi wezwanych". Wszystkie one
6 IV polski korpusik opuścił Słomniki i przez Niedźwiedź i Goszczę
zostały wydane 9 V przez Komisję Porządkową Województwa Krakowpomaszerował do Bosutowa, oddalonego od Krakowa o 8 kilometrów
skiego z postaci druków ulotnych.
(jedną milę). Wieś była własnością Kapituły Katedralnej. krakowskiej;
liczyła obok dworu 12 domów z 93 mieszkańcami; należała do parafii
W obozie bosutowskim następowała żmudna rozbudowa sił poWięcławice. Okolica była pagórkowata, a wieś rozłożona w kotlinie,
wstańczych. Do zebranych tam 2, 3 i 6 regimentu pieszego, II batalionu
wzdłuż drogi, wijącej się serpentynami ku Krakowowi.
7 regimentu pieszego, trzech kompanii artylerii i kompanii inżynieryjnej,
1 i 2 brygady kawalerii, korpusu towarzyskiego kawalerii i trzech szwaTadeusz Kościuszko rozłożył tu wojsko obozem i zarządził sypanie
dronów 4 pułku straży przedniej dołączyły jeszcze i i 2 regiment grenawałów na długości 7 kilometrów - od dworu kapitulnego w kierunku
dierów krakowskich.
Dziekanowic - na wzgórzu, rozdzielającym dolinę Dłubni od doliny
1 regiment grenadierów objął
potoku Sudoł.
płk Jan Krzycki. I batalion powstał
Naczelnik założył swoją
z uczestników bitwy racławickiej.
kwaterę
w modrzewiowym
Jako II batalion wcielono milicję
dworze, znajdującym się na
krakowską. Regiment ten liczył
początku wsi. Część wojska
powyżej 900 ludzi.
0azda i regimenty piesze) kwa2 regiment grenadierów objął
terowała początkowo w namioppłk Franciszek Bukowski. Jego
tach, część w zbudowanych
I batalion w Bosutowie miał już
szałasach; spano na słomie.
stan powyżej 600 żołnierzy.
Później namioty zlikwidowano.
Strój tych żołnierzy był wyraźnie
W obozie zorganizowano kaplichłopski. Oficerów wyróżniały
cę, lazarety, magazyny i polowe
naramienniki i szarfy. Pierwszy
kuźnie i kuchnie. Zaopatrzenie
szereg był uzbrojony w karabiny,
w furaż i żywność zapewniał
drugi w kosy, a trzeci w długie
Kraków i okolice, a więc teren
piki. Ćwiczono atak na białą broń
obecnej gminy Michałowice.
i obronę w czworobokach przed
Z Krakowa szły do Bosutowa
atakami kawalerii.
również
transporty
wódki
Obóz wojsk polskich pod Bosutowem, mal. M. Stachowicz
Zagrożenie zajęciem Krakowa przez woji piwa, które wydzielano żołnierzom. W pewne
ska pruskie skłoniło Tadeusza Kościuszkę do
ilości piwa zaopatrywał obóz również browar
użycia pospolitego ruszenia w charakterze pewnej demonstracji na pomichałowicki, zaś w karczmie wśród jej bywalców sporo rozprawiano
graniczu prusko-polskim. W tym celu zorganizowano trzy pomocnicze
0 powstaniu. W obozie panował wielki porządek, duża subordynacja
obozy w Skale, Krzeszowicach i Porębie koło Alwerni. Położony najbliżej
1 niezwykła karność. Dużą ruchliwością wykazywał się kapelan,
Michałowie obóz w Skale miał za zadanie ubezpieczać przed obejściem
O. Franciszek Ksawery (Andrzej Sochacki). Zgromadzeni żołnierze na
przez przeciwnika rubieży Dłubni i kontrolować drogę doliny Prądnika.
przemian ćwiczyli i pracowali przy budowie umocnień, przeświadczeni,
Założony przez gen. mjra ziemskiego Józefa Gabriela Taszyckiego, który
że sprawy insurekcji rozwijają się pomyślnie.
od 15 IV rozpoczął wybierać rekrutów spomiędzy okolicznych mężczyzn
W Bosutowie z honorami wojskowymi pochowano kilkunastu żołnieod 18 do 50 roku życia, po kilku dniach liczył już 9 tysięcy piechoty,
rzy, którzy jako ciężko ranni nie przetrzymali drogi; usypano im wysoki
kilkuset jazdy i 6 dział żelaznych; dowództwo nad nim objął płk Jan
kopiec. W 1894 biskup Władysław Bandurski kazał postawić na nim
Bukowski.
obelisk z rzeźbą orła i marmurową tablicą, ale dzisiaj ani kopiec, ani
pomnik na nim nie istnieją, zburzone przez władze austriackie w 1914
24 IV Naczelnik po 18 dniach istnienia zwinął obóz w Bosutowie
podczas oczyszczania przedpola twierdzy Kraków. Obecny, stojący we
i pomaszerował z wojskiem (6 359 żołnierzy regularnych i 2 124 konie)
wschodniej części wsi pomnik ze spojonych kamieni polnych pochodzi
wzdłuż lewego brzegu Wisły do Igołomii, skąd przesunął się pod Brzesko
z 1946 i nosi napis: „Pamięci pobytu Tadeusza Kościuszki w kwietniu
Stare i dalej, przez Witów, Koszyce, Opatowiec pod Winiary (28 IV),
1794 r."
leżące w widłach Nidy i Wisły. Rozpoczęła się kolejna faza insurekcji.
W Połańcu wydał Tadeusz Kościuszko swój słynny „Uniwersał połaObóz w Bosutowie rozrastał się. Z bliższej i dalszej okolicy nadciąganiecki" (7 V).
ły kontyngenty rekruta dymowego (kantoniści pięciodymowi - piesi
Niebawem w bitwie pod Szczekocinami (6 VI), stoczonej przez woji pięćdziesięciodymowi - konni), mobilizowani przez nieustanne odezwy
sko polskie z połączonymi siłami prusko-rosyjskimi, został ciężko ranny
Komisji Porządkowej Województwa Krakowskiego (przewodniczący
Wojciech Bartosz Głowacki, który zmarł z ran podczas odwrotu w Kielkasztelan Stefan Dembiński) i dzięki działaniom licznych werbowników.
cach i został pochowany na cmentarzu katedralnym. W bitwie zginęło też
Część z nich zasiliła stare regimenty i brygady, z reszty formowano nowe
kilkudziesięciu chłopów z powiatów proszowickiego, ksiąskiego i kraoddziały.
kowskiego. Inni pomaszerowali dalej ku Warszawie i wzięli udział
7 IV wieczorem wprowadzono do Krakowa zdobycz spod Racławic:
w dalszych bojach wojsk insurekcyjnych. Tradycja miechowsko12 armat, sztandar, broń palną i sieczną oraz jeńców. Działa ustawiono na
proszowicka zachowała jeszcze kilka nazwisk owych bohaterów.
Rynku, by każdy mógł się im z bliska przyjrzeć. Następnego dnia wjechał
Po starciu pod Szczekocinami część wojsk pruskich ruszyła, by zająć
do miasta - przyjęty z wielkim entuzjazmem przez krakowian - NaczelKraków. W Skale nie było już wspomnianego obozu, ponieważ 18 V jego
nik, ubrany w chłopską sukmanę i rogatywkę, po czym rozpoczęły się
załoga cofnęła się pod Kraków lub rozbiegła do domów. Ostatecznie
uroczystości przy wystawionych działach.
kapitulację miasta przyjął 15 VI gen. Carl Friedrich Elsner, który na
Tam Tadeusz Kościuszko trzech chłopskich bohaterów mianował
Kraków podążał spod Szczekocin przez Żarnowiec, Miechów, Słomniki
chorążymi, a mianowicie Wojciecha Bartosza-Głowackiego z Rzędowic,
i Michałowice. W tej ostatniej miejscowości doszło nawet do utarczek
Stanisława Świstackiego z Zakrzowa i Jędrzeja Łakomskiego spod Proz patrolami polskimi, wystawionymi na rogatkach miasta. I w ten oto
szowic. Jako chorążowie „ubrani w porządne, białe sukmany i lederwerk
sposób okolice Michałowic znalazły się pod panowaniem pruskim aż do
(pas do ładownic) czarny, zwyczajny kapelusz z boku podpięty z białą
pierwszych dni 1796, kiedy to Kraków i północną Małopolskę, aż po
kokardą i zielonym piórem kapłonim", nosili na epolecie jedną gwiazdkę.
Pilicę i Bug włączono do Galicji Zachodniej.
Patenty, potwierdzające nominację doręczono im później, w Bosutowie.
Stanisław Piwowarski
3
kwiecień • maj • czerwiec
Połączyłichpatriotyzm...
Polaków? Przede wszystkim aktywnie działał politycznie, ujawniając
swój talent m.in. na Sejmie Czteroletnim, wykazując palącą potrzebę
reform. Ogromne zaangażowanie w pracach nad Konstytucją 3 Maja
spowodowało, że zyskał wielką popularność Opinia publiczna widziała w nim pierwszego ministra.
Świetną karierę przekreśliła interwencja rosyjska w 1792 roku. Targowiczanie pod pozorem niepłacenia czynszu pozbawili go ziem
Michałowice - obecnie podkrakowska gmina, której walory docenia
wielu ludzi, pragnących właśnie tu zamieszkać. Nieliczni jednak zastanawiają się jaka była przeszłość tej ziemi? Kto wcześniej „ulubował"
sobie te strony? Częściowo na te pytania stara się odpowiedzieć „Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich"
wydany w 1885 roku.
W XIX wieku Michałowice mogły poszczycić się posiadaniem urzędu gminy, szkółki wiejskiej, stacji pocztowej i telegraficznej, komory
celnej, przy której odbywały się targi zbożowe dwa razy w tygodniu
oraz młyn wodny. Chętnie sprzedawano pierze, ptactwo domowe, jaja;
kupowano zaś sól i maszyny rolnicze. Ale sięgnijmy jeszcze bardziej
wstecz, do wieku XVIII. W 1788 roku Michałowice na mocy przywilejów króla Stanisława Augusta przeszły w wieczyste posiadanie księdza
Hugona Kołłątaja za opłatą rocznego czynszu na rzecz Akademii Krakowskiej. Z wydarzeniem tym związana jest pewna historia. Kołłątaj
bardzo zabiegał o ziemie miechowskiej komendy, do której należało
11 wsi, w tym też Michałowice. Nalegania te zniecierpliwiły króla, który
przyznał Akademii zaledwie cztery wsie. Winą za ten stan rzeczy obarczano zachłanność i chciwość Kołłątaja. Czy były to tylko głosy złośliwych i zazdrosnych o pozycję tego niezwykłego człowieka sukcesu?
Tego do końca nie wiemy, nie wątpiąc przy tym w niezwykłą osobowość Kołłątaja. Całe jego życie skupiało się na działalności na rzecz
szkolnictwa, reformowania kraju i szukania dróg ratunku dla Ojczyzny.
Jako „spadkobiercy" tego dziedzictwa powinniśmy bliżej poznać sylwetkę dawnego pana tych okolic. Można o nim powiedzieć, że był
świetnym biznesmenem. Nabywając wiele ziem dbał o rozwój rolnictwa
i hodowli, wykazywał się w roli dobrze prosperującego kupca - handlującego zbożem i drewnem (organizował spław na własnych statkach aż
do Gdańska). Próbował sił w produkcji wódek wysokogatunkowych na
Wołyniu, nie obce były mu poszukiwania i eksploatacja bogactw natu-
i skonfiskowali wszystkie dobra. Wówczas zmieniły właściciela także
Michałowice. Ziemię tę otrzymał sprzymierzeniec Rosji, poseł ziemi
krakowskiej - Karol Głębocki herbu Doliwa. W staraniach o te dobra
popierał go Józef Ankwicz, toteż Głębocki szybko „przefrymarczył" mu
Michałowice. Józef Ankwicz był kasztelanem sądeckim, człowiekiem
wykształconym o zdolnościach prawniczych. Po śmierci ojca szybko
roztrwonił majątek, oddając się karciarstwu. W dobie Sejmu Czteroletniego popierał program króla, jednak wszelkie działania z tego okresu
wynikały z pobudek czysto egoistycznych, po prostu chciał wysłużyć
sobie u monarchy intratne źródło dochodów. Po objęciu rządów przez
targowiczan z pensji królewskiej przeszedł prosto na carską. W czasie
insurekcji kościuszkowskiej został aresztowany, wówczas przyznał
z godnością, że zasłużył na śmierć, ponieważ przyczynił się do rozbioru
Polski. Został powieszony w maju 1794 roku. Ankwicz cieszył się ziemią michałowicką przez rok, gdyż 1793 roku Sejm Grodzieński uchylił
akty konfederacji targowickiej, a plenipotent Kołłątaja udowodnił regularne opłacanie czynszu, a więc i bezprawne odebranie dóbr. Tymczasem Kołłątaj, mimo że rząd rosyjski żądał jego uwięzienia, nie spoczął
w działaniach na rzecz Ojczyzny - kierując przygotowaniami do insurekcji. Zorganizował misję paryską i krakowską Tadeusza Kościuszki.
Z tego okresu pochodzi wiele aktów, zwłaszcza w sprawie chłopskiej
jego autorstwa. Los włościan zawsze żywo obchodził Kołłątaja, kilkakrotnie (jeszcze w latach osiemdziesiątych XVII w.) opowiadał się za ich
oczynszowaniem. Przy boku Kościuszki pisał Uniwersał Połaniecki pierwszą, mającą szansę powodzenia reformę, dotyczącą ulżenia chłopom w pańszczyźnie. Zapewnia w niej zniesienie poddaństwa osobistego (możliwość swobodnego przemieszczania się z miejsca na miejsce),
gwarantował nieusuwalność z gruntu siłą i prawo opuszczania wsi.
Postulował uwolnienie od pańszczyzny gospodarstw chłopów - powstańców. Niestety, taki akt nie mógł podobać się szlachcie, gdyż pociągał do odpowiedzialności sądowej za naruszenie jego postanowień.
ralnych (wapienniki w Krzesławicach, kopalnia soli). Nietrudno się
domyślić, że wszystkie te wysiłki sprawiły, iż stał się człowiekiem bardzo bogatym. Ludzie, zwłaszcza zamożni mają swe namiętności; źródła
historyczne nie ukrywają zbytnio słabości naszego bohatera: fascynował
się kolekcjonerstwem książek, obrazów i monet o nieprzeciętnych walorach.
Znamy więc częściowo odpowiedź na pytanie dlaczego był bogaty,
ale co sprawiło, że zdobył sławę i miejsce wśród najwybitniejszych
4
kwiecień • maj • czerwiec
Klęska powstania była jednoznaczna z unieważnieniem Uniwersału.
Po upadku zrywu kościuszkowskiego Kołłątaj został aresztowany pod
Przemyślem (wydał go dawny stronnik A. Trębicki) i osadzony w austriackim więzieniu w Ołomuńcu. Przebywał tam osiem lat. Był to okres
bardzo trudny. Męczące śledztwo, uciążliwe warunki złamały jego
zdrowie i psychikę. W końcu został wypuszczony z więzienia pod
warunkiem, że nigdy do Galicji nie powróci. Michałowice ponownie
zostały mu odebrane (1795).
Wielka pracowitość, intensywny tryb życia długoletnie więzienie
zrujnowały zdrowie Kołłątaja. Od młodych lat popadał w różne choroby (kamica nerkowa, artretyzm, podagra, kłopoty z krążeniem, uporczywe migreny), toteż tym bardziej zdumiewa jego wytrwałość i siła
woli. Ten, „który lubił sławę, pieniądze, zbytek, wystawność i popularność", ten, który nie szczędził życia, aby dźwigać Ojczyznę z upadku,
ten, który był prawdziwym człowiekiem czynu, dogasał w rosnącym
konflikcie ze światem, w poczuciu krzywdy i opuszczenia. Pełnymi
goryczy są słowa: „Świat mię prześladował, świat okrył prawdą potworną, skazał mię na cierpienia odmówiwszy sądu'. Kołłątaj zmarł
28 lutego 1812 roku w Warszawie mając 62 lata.
Po utworzeniu Księstwa Warszawskiego Kołłątaj nie zagrał już
pierwszych skrzypiec w rządzie, jednak wart odnotowania jest pewien
fakt dotyczący I sejmu Księstwa z 1809 roku. Wówczas rozprowadzono
traktat autorstwa Kołłątaja. Pismo to „Uwagi nad tą częścią ziemi polskiej, którą od traktatu tylżyckiego zwać zaczęto Królestwem Warszawskim", uznano za jeden z najciekawszych polskich traktatów politycznych, w którym autor staje się wizjonerem „wspólnej Europy". Ta myśl
prawie sprzed 200 lat, doczekała się urzeczywistnienia w XXI wieku.
Polska niebawem będzie jednym z członków zjednoczonej Europy.
Po jego śmierci drogą spadku Michałowice znalazły się w rękach
najstarszego brata Jana, następnie trafiły do córki Jana — hrabiny Marii
z Kołłątajów Krasickiej, pozostając w tej rodzinie do 1875 roku. Wtedy
kupił je hrabia Tadeusz Dąbrowski, (herbu Radwan). Obecnie właścicielami dworu są p.p. M. i St Lorenzowie.
Jak widać losy naszej miejscowości podobnie jak losy Hugona Kołłątaja były niezwykle burzliwe. Niestety jest to prawo historii, zwłaszcza
historii naszej ojczyzny.
Ziemia michałowicka po interwencji wojsk ks. Józefa Poniatowskiego (1809) została wcielona do Księstwa Warszawskiego, a w 1810 roku
ponownie wróciła do Kołłątaja.
Marta Maracha
Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich - 1885,
Kronika Dziejów Polskich
Śmierć bohatera dwóch kontynentów, Naczelnika Narodu - Tadeusza Kościuszki w roku 1817, wywołała powszechny żal, poparty inicjatywą sprowadzenia zwłok wodza Insurekcji ze Szwajcarii do grobów
królewskich na Wawel.
22.VI.1818 r. trumnę ze szczątkami Naczelnika złożono w Katedrze
wawelskiej, zaś koncepq'ę usypania kopca - pomnika pamięci o Kościuszce zaaprobowano w roku 1820.
U podstaw tej symbolicznej mogiły, wzniesionej na jednej wiedeńskiej mordze ziemi, umieszczono akt erekcyjny i ziemię z pola racławickiej bitwy. Mimo niesprzyjającego okresu zaborów, trzy lata trwające
prace przy powstawaniu kopca, uwieńczone zostały sukcesem.
W 1926 r. na jego zboczu złożono ziemię z pobojowisk amerykańskich, w 150 rocznicę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości Stanów
Zjednoczonych A. P.
Szczyt Kopca Kościuszki
Na jego szczycie, pod głazem z tatrzańskiego granitu, na którym
wyryto napis: „KOŚCIUSZCE", zdeponowano dla przyszłych pokoleń
także pamiątki naszych czasów:
- monetę srebrną wybitą na 20-lecie pontyfikatu Jana Pawła II,
- znaczek „Solidarności" z 1980 r.,
- - krzyżyk czarno emaliowany z orłem polskim noszony przez kobiety w stanie wojennym,
- Konstytucję III Rzeczypospolitej, jako dowód zwycięstwa „Solidarności" w walce o niepodległość i suwerenność,
- teksty homilii papieskich i orędzie miłosierdzia,
- sprawozdanie Komitetu z odbudowy Kopca.
Komitet Kopca Kościuszki, założony 24.XI.1820 r. w Krakowie, jest
najstarszym, działającym towarzystwem społecznym w Polsce. Po dzień
dzisiejszy sprawuje opiekę nad Kopcem i pamiątkami po Tadeuszu
Kościuszce.
Rys. Kopca z 1923 r.
Kopiec „przetrzymał" trudne lata zaborów i okupacji hitlerowskiej,
stając się wiecznotrwałym symbolem Polski i solidarności narodów
w imię dobra ludzkości.
E.K.
Na podstawie folderu „Kopiec Kościuszki",
wyd. przez Komitet Kopca Kościuszki
5
kwiecień • maj • czerwiec
MŁODZIEŻ MICHAŁOWICKA A UNIA EUROPEJSKA
Realizacja tematyki edukacji europejskiej w ramach lekcji
wiedzy o społeczeństwie, geografii i na „godzinach" wychowawczych, jest dla michałowickiej młodzieży gimnazjalnej
pretekstem do aktywnego uczestniczenia w procesie
„stawania się" obywatelami UE.
Są na tym polu nawet całkiem wymierne osiągnięcia - III miejsce dla Agaty Chmiel oraz II dla
szkoły, w powiatowym konkursie „Unia Europejska polskie aspiracje" - 1992 r.
Gimnazjum, nie poprzestając na tych nagrodach,
przystąpiło w ubiegłym roku szkolnym do programu
organizowanego przez UKIE i MENiS - „Moja szkoła
w Unii Europejskiej". Odbyły się konkursy wiedzy,
prelekcje prowadzone przez studenta europeistyki
i spotkania z przedstawicielami Woj. Centrum Integracji Europejskiej. Przygotowywano gazetki tematyczne, przeprowadzono wśród młodzieży sondę w kwestii przystąpienia do
Unii, oraz zaprezentowano program określający wiedzę uczniów
na temat państw - obecnych i przyszłych członków UE.
Młodzi ludzie pełni obaw o swą przyszłość w „nowej" Europie, przejawiają bardzo duże zainteresowanie poznaniem szans,
zależnych w dużej mierze od właściwego wykształcenia i rozumienia zachodzących wokół procesów. W tych poszukiwaniach
pomocne okazać się mogą programy Erazmus i Sokrates.
Wśród pytań zadawanych w czasie prelekcji wiele troski zawierały te, które dotyczyły możliwości rozwoju rodzin żyjących
w środowisku rolniczym.
Spośród wielu form przekazu wiedzy o UE, największą
popularność w naszej szkole
zdobyły „Dni Europejskie" spektakle, które młodzież
bardzo starannie przygotowała sama, angażując większą
część uczniów, wyzwalając
ukryte dotąd talenty sportowe,
taneczne czy kulinarne.
Po wylosowaniu „swojego" państwa, klasa opracowywała 30-minutowy program omawiający warunki geograficzne, gospodarkę i kulturę owego kraju,
prezentując jego folklor, zaś na koniec serwując dania charakterystyczne dla kuchni regionalnej.
Społeczność szkolna wprost żyła tymi przygotowaniami,
chętnie wspieranymi przez nauczycieli i rodziców. Częściej zaglądano do biblioteki, internetu i przewodników... Stroje wykonywano własnoręcznie lub pożyczano z teatru i zespołów folklorystycznych. Regionalne potrawy przyrządzano z niezwykłą
fantazją i dbałością o ich estetyczne podanie, zaś wiedza - wśród
tego ogromnego zabiegania - sama pchała się do głowy...
Wszystkie prezentacje wypadły wspaniale, bawiąc publiczność znakomicie. Rywalizacja między klasami zakończyła się
zwycięstwem kl. 2a przedstawiającej Włochy i Słowenię.
Wszyscy otrzymali dyplomy pamiątkowe, lecz najważniejsze - wiedza o Europie na
dobre wszystkim
zapadła
w pamięć.
Członkowie
Szkolnego
Klubu Europejskiego przeprowadzili w szkole z pozytywnym
wynikiem
sondę
dotyczącą członkostwa Polski
w UE. Referendum przygotowane wraz z Samorządem Szkolnym na terenie gimnazjum dało
wynik 50% za wejściem Polski do Unii, stanowiąc dowód dojrzałości postawy obywatelskiej, w tej ważnej dla Polaków sprawie.
Za działania podjęte na rzecz integracji europejskiej szkoła
nasza otrzymała podziękowanie z Centrum Integracji Europejskiej w Krakowie.
Dobry klimat do realizacji tego zadania stworzony przez Dyrekcję szkoły, życzliwość i zaangażowanie nauczycieli, ale nade
wszystko aktywność i pomysłowość samych uczniów (w tym
byłych i obecnych uczennic - A. Zębali, B. Dyląg, K.J. Sieńko,
M. Sadzik, B. Hejmo i in.), to suma wysiłków, które zaowocowały
tym niezwykłym wydarzeniem.
Jako, że dobrą tradycję należy kontynuować, zaś
wiedzę „europejską" wciąż pogłębiać - znów (jako
jedyna szkoła w gminie) przygotowaliśmy kolejny
„Dzień Europejski", tym razem „na powitanie wiosny". Odbył się krótki, acz treściwy „spacer po Europie", (ze strony największych łakomczuchów pełen
westchnień do omawianych smakołyków charakterystycznych dla różnych kuchni europejskich), urozmaicony muzyką, pieśniami, a nawet tańcem odzwierciedlającymi specyfikę kulturową regionów naszego
kontynentu. Taka forma aktywizacji młodzieży
zmniejsza zdecydowanie obszar „nudy szkolnej", stanowiąc
zarazem znakomity sprawdzian wiedzy o Europie, ku której tkwiąc w niej od ponad tysiąca lat - uparcie zdążamy, by poznając ją bliżej, świadomie i na mocnych fundamentach budować
nasz wspólny dom.
Napisała Barbara Włodek
Należy wyjaśnić, że pomysłodawczynią urządzenia „Dnia Europejskiego"
oraz osobą, która ducha Wspólnej Europy tchnęła w mury michałowickiego
gimnazjum, jest autorka niniejszego artykułu - nauczycielka historii, entuzjastka
pracy na rzecz środowiska szkolnego, a od niedawna także członkini naszego
Stowarzyszenia.
(red.)
Poczytaj mi...
Głód dobrej książki „wystanej" w kolejce do biblioteki parafialnej
powodował, że gdy już dostała się ona w ręce spragnionego czytelnika,
ten „swojego" Mickiewicza, Reymonta czy Orzeszkową przekazywał
następnym, zachęcając do sąsiedzkich „dyskusji literackich".
Za osobistym staraniem p. Franciszka Bubki, jeszcze przed II wojną
światową - bo w roku 1927, sprowadzono dla Kola Młodzieży Wiejskiej
w Michałowicach „bibliotekę ruchomą" udostępnioną przez Bibliotekę
Powszechną w Miechowie. Czytelników było więcej niż książek, toteż
młodzież z Koła aktywnie starała się o zakup nowych pozycji. Kwestowano na ten cel podczas odpustów, urządzano przedstawienia, z których dochód przeznaczano na powiększenie księgozbioru.
Nie sposób nie wspomnieć tu o tych, którzy w owym czasie, a także
w okresie okupacji otaczali opieką Biblioteczkę Koła Towarzystwa
„Że w gminie Michałowice miłość do książek stała się tradycją - to wszyscy wiedzą. Że
często widziało się starego
chłopa, młodą kobietę lub
chłopca pochylonych nad lekturą, jest faktem, o którym
każdy może zaświadczyć."
6
kwiecień • maj • czerwiec
lat pracowała społecznie. Dzięki Jej staraniom w roku 1965 „Pawie
Pióra" zarejestrowano w Wojewódzkim Związku Teatrów Amatorskich
w Krakowie. Dziesiątki występów w imprezach lokalnych, powiatowych, wojewódzkich i ogólnopolskich, udział w konkursach, festiwalach i obchodach rocznicowych, coroczne reprezentowanie regionu
krakowskiego na dożynkach centralnych - po raz pierwszy w Warszawie - 1967 r., później w Opolu, Bydgoszczy, Białymstoku, Poznaniu,
Płocku i innych miastach wojewódzkich - to trwałe osiągnięcia kulturalne zespołu, przez cały czas społecznie kierowanego przez swą protektorkę.
Szkoły Ludowej - byli to; p. Władysław Nogieć, p. Franciszek Kopeć,
oraz p.p. Andrzej i Waleria Sochowie. Niestety, nie zawsze zbiory biblioteczne udawało się w porę ukryć przed likwidującymi je Niemcami.
Niebawem więc, placówka przestała istnieć, by odrodzić się na nowo po
wojnie, wiosną 1948 roku za sprawą p. Józefy Sosnkowskiej nauczycielki z Michałowickiej szkoły podstawowej. Początki były bardzo skromne - jedna szafa w pokoju nauczycielskim, mieszcząca 250
tomów. Jednak ogromne zaangażowanie mieszkańców w odtwarzaniu
księgozbioru spowodowało, że niebawem zaczęły powstawać kolejne
punkty biblioteczne, zapewniając wszystkim dogodny dostęp do książek. Prowadzili je społecznie; w Woli Zachariaszowskiej - p. Józef Kuś,
w Woli Więcławskiej -p. Bronisław Grochowski, w Zagórzycach Dworskich - p. Kaczka, w Więcławicach Starych - p. Irena Kuhnert, oraz
w Księżniczkach — kierowniczka tamtejszej szkoły.
Zmieniały się czasy i „zespołowe pokolenia". Jedni odchodzili, inni
wstępowali w szeregi „Pawich Piór', a lista ich nazwisk wydłużała się
coraz bardziej.
W niejednym domu treść tego artykułu przywoła zapewne wspomnienia z tamtych lat. Może nawet znajdą się zdjęcia, na których w stroju krakowskim - rozpoznamy kogoś bliskiego...
Niestety w latach 80-tych zespół przestał istnieć. Nie powiodły się
próby jego reaktywowania. Pani Maria Krawczyk, całe swoje zaangażowanie skierowała więc ku pracy w rozwijającej się bibliotece, popularyzując czytelnictwo wśród wdąż wzrastającej rzeszy odbiorców.
Biblioteka z budynku Urzędu Gminy „powędrowała" na pewien
czas do prywatnego mieszkania p. Jerzego Bubki, by następnie osiąść
w remizie OSP w Michałowicach. Od 2003 roku zajmuje lokal w świeżo
odrestaurowanym budynku michałowickiego Gimnazjum.
Nie istnieje już Zespól „Pawie Pióra", a p. Maria Krawczyk nie wita
nas w progu biblioteki. Lecz Jej dzieło i osoba pozostały w naszej pamięci na zawsze.
Chcielibyśmy na łamach naszego czasopisma zamieścić dla Państwa
tekst rozmowy z p. Marią. Obiecała nam to niebawem.
Uzbrojeni w cierpliwość, przygotujmy się więc na tę chwilę wspomnień o czasach i ludziach często bliskich i najbliższych, którzy dla nas
i wśród nas, z potrzeby serca tworzyli kulturę, promując naszą Michałowi cką Ziemię na terenie całego kraju i pobudzając pokolenia młodzieży do uczestniczenia w owych artystycznych zmaganiach.
W roku 1951, biblioteka kierowana przez p. Wandę Batko, przenosi
się do budynku Gminnej Rady Narodowej w Michałowicach, by od
roku 1955 przez kolejnych 45 lat pozostać pod troskliwą opieką p. Marii
Krawczyk. Od tej pory zasobność księgozbioru stale wzrasta. Rośnie też
liczba czytelników. Pojawiają się pierwsze osiągnięcia: „proporzec
przechodni dla biblioteki przodującej w upowszechnianiu czytelnictwa
na terenie powiatu miechowskiego", oraz dyplom dla bibliotekarki za
zorganizowanie wystawki pt. „Przez czytanie literatury rolniczej do
podniesienia kultury rolnej"
W 1959 roku, pod patronatem kierowniczki biblioteki, zawiązuje się
Koło Przyjaciół Biblioteki, w ramach, którego prężną działalność rozwijają aktywiści z miejscowego Koła Związku Młodzieży Wiejskiej, stawiając za cel główny swoich wysiłków upowszechnianie czytelnictwa.
Odbywają się spotkania z pisarzami i dyskusje literackie, stanowiące
stałą pozycję w kalendarzu zajęć bibliotecznych. Propagując nowe
formy popularyzacji książki, KPB wystawia sztukę teatralną pt. „Zemsta cygana" ( 1959 r.). Regularnie mają miejsce wieczorki głośnego
czytania, oraz zbiórki pieniężne na rzecz budowy bibliotek.
W roku 1964 amatorski teatrzyk przekształca się w młodzieżowy
zespół regionalny „Pawie Pióra", kierowany przez p. Marię Krawczyk główną inspiratorkę wszelkich akcji kulturalnych w Michałowicach,
których długą listę trudno byłoby pomieścić w tym niewielkim artykule.
Nie można nie wspomnieć o olbrzymim kapitale szacunku i zaufania, jaki zaskarbiła sobie p. Maria w środowisku, na rzecz którego
wspólnie z młodzieżą, z wielkim zapałem i poświęceniem przez wiele
Anna Boczkowska
OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA
Z Jankiem Boczkowskim spotykaliśmy się w sklepie mojego
ojca - Józefa. Wieczorem przychodzili tam także przedstawiciele pokolenia międzywojennego. Starsi opowiadali o dawnych czasach - młodzi słuchali. Uradzili wreszcie, że najwyższy już czas na reaktywowanie przedwojennej kapeli ludowej. Kiedyś grali w niej mój ojciec - Józef
Komenda, Stefan Banach i Roman Rosół. Teraz
brakowało obsady do trzech instrumentów, co nie
byłoby problemem, gdyby do zespołu zechcieli
przystąpić grający w więcławickiej orkiestrze parafialnej moi bracia - Czesław i Jan oraz Jan Bednarczyk. Tak też się stało. Zespół rozpoczął próby.
Obu z Jankiem Boczkowskim korciło nas teraz
aby stworzyć jeszcze sekcję teatralną i taneczną,
bowiem chętnych nie brakowało.
Niebawem dokonujemy rejestracji naszych sekcji
w Wojewódzkim Związku Chórów i Teatrów Ludowych,
w Krakowie, pl. Szczepański 8.
Do zespołu muzycznego i tanecznego zaczyna przyjeżdżać
instruktor. Teatrem zajmujemy się obaj z Janem Boczkowskim.
Pewnego zimowego wieczoru, ogarnięty nostalgią przemijającego czasu, natrafiłem w albumie na pożółkłą fotografię
sprzed półwiecza. Na odwrocie, nieco już wyblakła notatka Kapela Ludowa „Znicz" z Masłomiącej.
Przywołując
pamięć
o tamtych dawnych, tak
szybko minionych czasach
myślę, że przecież wszystko to działo się jakby
przed chwilą.
Druga połowa lat pięćdziesiątych. W Polsce, po
przełomowym październikowym Plenum Partii,
na skutek mających dokonywać się przemian politycznych, w ludziach budzi się nadzieja na lepsze jutro, a
ogólny entuzjazm wyzwala chęć do działania, także wśród
masłomiąckiej młodzieży.
Wróciłem wówczas z wojska. Mając sporo czasu postanowiłem spożytkować go dla dobra najbliższej społeczności.
7
kwiecień • maj • czerwiec
Wkrótce do Związku Chórów i teatrów w Masłomiącej należała prawie cała okoliczna młodzież - chłopcy i dziewczęta.
Wszyscy chętnie przychodzili na próby i z determinacją wykonywali przydzielone sobie zadania.
Niekłamany podziw i uznanie w oczach władz gminnych,
a także wśród społeczności lokalnej, budził zapał z jakim
mieszkańcy wsi potrafili wyjść ze swych opłotków, by zjedoczyć siły w twórczym dziele na rzecz własnego środowiska.
O pracy i osiągnięciach poszczególnych sekcji Związku
postaram się opowiedzieć w kolejnych numerach „Pejzaży".
Nie mogę jednak, na zakończenie, nie wyrazić żalu za
owym duchem entuzjazmu, który nagle gdzieś uleciał z Masłomiącej. O tym, czy powróci tu jeszcze - nikt, jak dotąd, nie
słyszał...
Wspominał Stanisław Komenda
«... Było wesoło! Szło się po sumie do „centrum wsi", czyli
nad stawy, trzymając się swoich grup wiekowych - dzieci, młodzież i dorośli... śpiewali, grali na harmonii, opowiadali. Starsi
przepędzali młodzież, żeby nie podsłuchiwali - to uciekało się
z krzykiem!
W maju było bardzo dużo żab i głośno hałasowały. Nazywano nas, od tego ich rechotania „żabiarzami", co kiedyś mocno
złościło - dziś stanowiąc już tylko sympatyczne wspomnienie
z młodości...
Po „majówce" pod figurką Matki Boskiej postawioną w 1936 r.
między stawami z fundacji dziedzica Dyakowskiego, też spotykaliśmy się na tych łąkach, gdzie wieczorami przygrywali Jurek
Franczak na akordeonie, Stefan Bonach na skrzypcach i Jan Bednarczyk - „Ossoliński" na trąbce...»
Fot. kapliczki wykonaną przez uczniów udostępniła p. E. Siekierzyńska
(fragm. opowiadania ze spotkania z p. Haliną Banach i p. Ireną KołaczJaros, którym tą drogą składam serdeczne podziękowanie za udostępnienie ciekawych fotografii i materiałów z przeszłości Masłomiącej. Będą one
sukcesywnie prezentowane na łamach naszego kwartalnika)
E.K.
- A ja wszystkie moje obrazki...
- A ja dam siostrze taki duży obraz, że przykryje siostrze
całą gębę!
O, jakie kochane te moje dzieci! Codziennie modlę się za
nie... To było tak dawno, a tak dobrze pamiętam wszystko.
Siostra Eliza wspomina...
(List od Siostry Elizy Malczyk)
Wilczkowice — to moja pierwsza placówka.
Był tam dwór p.p. Zdanowskich. Mieszkały w nim dwie
starsze samotne kobiety - panna Helena, imienia drugiej nie
pamiętam. Był też kawaler - starszy pan, Stanisław. Jedna
z sióstr wyszła za mąż i wyjechała. Mieli jeszcze jednego brata — księdza. Był profesorem. Chciał coś dobrego zrobić dla
wsi i sprowadził zakonnice.
Za dużo piszę, proszę wybaczyć.
Najserdeczniej pozdrawiam,
Matce Boskiej polecam,
z Bogiem
S.M. Eliza
Prowadziłam tam przedszkole, a wieczorem uczyłam
dziewczęta kroju i szycia. W soboty jeździłam do
Krakowa uczyć się tego rzemiosła. Ale dziewczęta
nauczyłam...
Z dworu dostawałyśmy chleb, mleko, jarzyny.
Stosunki byty bardzo serdeczne. Jednego razu przełożona dała chleb biednej; pomyślałam — co
będziemy jadły? Na wieczerzę zupa..., a tu ktoś
dobija się do drzwi:
List ten dedykujemy, za wiedzą
Autorki, wszystkim tym mieszkańcom naszej gminy, którzy
jako
dzieci
uczestniczyli
w prowadzonych przez Nią
zajęciach.
Siostra
Eliza
ukończyła
w marcu 92 lata. Czuje się
dobrze. Przebywając obecnie
w domu zakonnym w Komańczy, nadal spisuje swoje
wspomnienia.
— Siostrzyczki, chleb mi się tak dobrze wydarzył,
więc przyniosłam wam bochenek.
Pan Jezus wszystko wynagradza...
Do Naramy chodziłyśmy na Msze Św. godzinę
drogi. Była tam Irka Harmalanka, córka sołtysa.
Ona przynosiła mi codziennie garnuszek mleka.
Tamte dzieci to moje ukochane dzieci...
Umarł Jasio Boczkowski. Płakaliśmy wszyscy.
- Proszę siostry, to każdy człowiek musi umrzeć?
- Tak, moje dzieci.
- Siostra też umrze?
- Tak.
- Ja zrobię siostrze kwiatki z bibuły!
- Ja dam żywe!
W opracowaniu znajdują się
materiały archiwalne rodziny
Zdanowskich z Wilczkowic,
dotyczące pobytu i pracy sióstr
na terenie tej miejscowości,
udostępnione nam
dzięki
uprzejmości Sióstr Norbertanek
z Imbramowic.
(red.)
8
kwiecień • maj • czerwiec
Coroczne edycje Święta Kwitnącej Jabłoni odbywały się w parku
dworskim (a właściwie przyszkolnym), zaś huczne biesiady - w budynku szkoły (dwór zagórzycki).
Bywało, że uroczystości - zwłaszcza te o zasięgu wojewódzkim trwały dwa dni. Wówczas miały miejsce także wystawy owoców, sadzonek, środków do prowadzenia sadów oraz wykłady prowadzone
przez fachowców z Inst. Sadownictwa z Brzeznej i ze Skierniewic, zaś
droga w kierunku Zagórzyc już od samych Michałowie prezentowała
się bardzo szczególnie — udekorowana na całej długości kolorowo powiewającymi proporcami.
W ciągu 30 lat Święto Kwitnącej Jabłoni zachowało swój ludowy
charakter, o czym świadczyć może specyfika zapraszanych na występy
zespołów: „Złote Kłosy", „Pawie Pióra", „Grupa Kolpinga" z Kocmyrzowa, „Smrokowianki", „Kozierowianie", Zespół „Krakus" z AGH,
a ostatnio „Skalni" z AR z Krakowa. Program artystyczny często bywa
wzbogacany występami uczniów oraz niezawodnej orkiestry dętej
„Hejnał" z Więcławic.
Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte minionego wieku to czas korzystnych warunków dla pracy sadowników. Krak. Spółdz. Ogrodnicza
i Pow. Wydz. Rolnictwa udzielały wówczas dotacji w wysokości 50%
od poniesionych kosztów (na sadzonki, materiał ogrodzeniowy itp.)
wszystkim, którzy podjęli trud tworzenia lub powiększania areału
ogrodniczego.
W Zagórzycach pierwsze sady założyli w roku 1964 Zbigniew Głaz,
Tadeusz Janas, Mieczysław Franczak i Jan Doniec. Rok 1970 przyniósł
kolejne inwestycje — powstały nowe zblokowane sady: I blok — w Słowiku, II i III blok - w Zagórzycach Starych, IV blok - Zagórzyce - Sieborowice. Ich twórcą był Eugeniusz Tomczyk z Krak. Spółdz. Ogrodniczej,
w której funkcję prezesa do spraw produkcji pełnił wówczas zagórzyczanin - inż. Fryderyk Sroka.
Po raz pierwszy Święto Kwitnącej Jabłoni odbyło się w X rocznicę
założenia pierwszych plantacji - tj. 24 kwietnia 1974 r., lokując się
w sadzie u p. Tadeusza Janasa. Odbyły się prelekcje tematyczne instruktorów z „powiatu" i Wydz. Rolnictwa, oraz występ grupy śpiewaczej
wyodrębnionej z liczącego wówczas 80 osób Koła Gospodyń Wiejskich,
prowadzonego przez p. Anielę Wiechowicz - kier. szkoły w Zagórzycach. Panie śpiewały pod batutą p. Piotra Wiechowicza w składzie:
Mieczysława Franczak, Danuta Kawula, Seweryna Żabicka, Barbara
Grudzień, Józefa Kopeć, Weronika Janas, Lucyna Nogieć, Stanisława
Jeleń i.in. Wieczorem tego dnia, jak zwykle w takich okolicznościach,
odbyła się zabawa taneczna.
Świętu Kwitnącej Jabłoni na terenie Zagórzyc towarzyszy zawsze
klimat rodzinno-sąsiedzkiego pikniku, gdy na wspólnej zabawie licznie
gromadzą się okoliczni mieszkańcy.
Życzymy, by ta 30-letnia tradycja trwała jak najdłużej, ciesząc i bawiąc następne pokolenia zagórzyczan, i by kolejne jubileusze, wśród
bieli kwitnących jabłoni, nadal stanowiły piękną wizytówkę dla
„jabłecznych" aspiracji Zagórzyc.
Pan Janas udzielił miejsca w cieniu swych jabłoni także kolejnym
obchodom Święta. Tym razem w urządzaniu spotkania pomogli instr.
Jan Ucherek z Krak. Spółdz. Ogrodniczej oraz inż. Jan Garncarczyk
z Pow. Rady Narodowej. Do przygotowań przyłączyli się także strażacy
z istniejącej w Zagórzycach od roku 1928 jednostki Ochotn. Straży Pożarnej wraz z Kołem Gosp. Wiejskich.
Na podstawie informacji udzielonych przez p. Celinę Sliwińską długoletnią sołtyskę (28 lat) Zagórzyc, członkinię Koła Gospodyń Wiejskich,
a obecnie radna gm. Michałowice
Wiersz poniżej p. Anny Kawalec z zespołu „Smrokowianki"
Świynto kwiytnocy jabłoni
Hej, kwiytno, kwiytno
jabłonie wsedzie.
jabłek w tym roku
Dostatek bedzie.
Cały sad bieluśki
A tych sadów wiela.
Każdo jabłónecka
Kiej panna z wesela.
Każdo jabłónecka
Kieby panna młodo
Zadziwio zapachem
Zadziwio urodom.
Pośród tego kwiecia
Wicherek góni
Ciesy się, bo bzisiaj
Jest świynto jabłoni
Gdzieś tak piykno ziymia
Takie piykne kwiecie?
Poza polskom ziymiom
Nikaj nie nie znojdziecie.
Któż z nas nie zna smaku jabłek pieczonych z miodem, szarlotki,
kompotu jabłkowego (także z suszu), kosmetycznego zapachu „zielone
jabłuszko"?
Kto nie słyszał o rajskim jabłku Adama i Ewy - symbolu pogrążenia
ludzkości w „ziemskim padole", albo o jabłku na głowie syna Wilhelma
Tella lub o „jabłku niezgody" i sądzie mitycznego Parysa?
A jabłko królewskie - symbol władzy i panowania nad światem?
W starożytnym Rzymie na szczycie takiego jabłka sadowiono zazwyczaj posążek bogini zwycięstwa. Chrześcijańska Europa zastąpiła go symbolem krzyża greckiego
(równoramiennego).
W Polsce używane przez królów prawdopodobnie od
XII w., występuje także w ikonografii chrześcijańskiej
EK.
w ręce Chrystusa lub Madonny.
Jabłuszko pełne snów...
Hodowla jabłek w Polsce
— początkowo z dziczek
leśnych — rozpoczęła się stosunkowo późno. Długosz przypisuje tę
zasługę cystersom sprowadzonym do Polski z niemieckiej Pfarty. Przywiezione przez nich jabłka określano wówczas nazwą depurty lub
japurty.
Inne gatunki jabłek - w XV i XVI w. zwane windliczkami, wskazywałyby na pochodzenie tych owoców z Vindelisium czyli Augsburga.
Pozostawiając uściślenie tych domniemywań uczonym, możemy z całą
pewnością stwierdzić, że dość szybko nauczono się jabłka przetwarzać,
otrzymując:
• jabłecznik - młode wino z jabłek (od ok. 1500 r.),
• jabłczynkę - zupę jabłkową,
• jabłkówkę - nalewkę z jabłek.
(Aleksander Bruckner - Encyklopedia Staropolska,
Mała Encyklopedia Powszechna)
9
kwiecień • maj • czerwiec
Jak tu miło i wesoło,
Drzewa kwitną, kwiecie woni.
W Zagórzycach uroczystość,
Ś więto Kwitnącej jabłoni
Na początku Adam z Ewą
Tu na ziemi głód cierpieli
Bóg im sypną manny z nieba
Więc jadła do syta mieli.
W maju sady toną w bieli,
Jabłoneczki zakwitają,
A na lato, na jesieni
Już smaczne jabłuszka mają.
Pan Bóg czynił wielkie cuda,
Rozsiał różne ziarna z nieba,
„ Rozmnażajcie się na ziemi,
by nie brakło ludziom chleba".
Pięknie wszystko przystrojone,
Bo na pewno wszyscy wiecie,
Że kwitnące jabłoneczki,
obchodzą trzydziestolecie.
Nazajutrz zakwita jabłoń,
Rozszumiały kłosy zboża,
Do tego się przyczyniła
Dobrotliwa Matka Boża.
Sąd Parysa - jabłko niezgody"
Niegdyś jabłko było w raju,
Adam z Ewą je zerwali.
Był to owoc zakazany,
Więc pod krzaczek się schowali.
Maj to miesiąc Matki Bożej
Więc jabłonie kwitną w maju,
W lipcu zaraz owocują,
Jak to było niegdyś w raju.
Bóg grzeszników wygnał z raju,
Został smutek i bezludzie.
Szatan latał jak szalony,
gdy zgrzeszyli pierwsi ludzie.
Jedzmy jabłka zagórzyckie
Smaczne i ekologiczne.
Rajskie jabłko zakazane —
To wspomnienie historyczne.
Jabłko rajskie
Słowa i melodię ułożyła p. Henryka Wiórek ze Smrokowa
Ilustracje - przedruk Encyklopedia Staropolska A. Briickner
MAMY
HERB
ludziom zdolnym - także pochodzącym
z uboższych domów.
W trzynastym roku życia, znając początki łaciny, śpiew kościelny i liturgię, wpisał
Portret Jana Długosza
się Jan Długosz w poczet uczniów Akademii
Krakowskiej, na wydział filozoficzny, stanowiący rodzaj szkoły
przygotowawczej na poziomie dzisiejszego gimnazjum. Ukończywszy go z tytułem bakałarza, podjął dalsze studia. Po czterech
latach porzucił Uniwersytet wstępując jako pisarz do Krakowskiej
Kancelarii Biskupiej.
To, że niedokończony filozof i niedoszły teolog ujął berło naszego średniowiecznego dziejopisarstwa, zawdzięczał niewątpliwie
wpływowi otoczenia, w jakim znalazł się na dworze biskupim, pod
okiem Zbigniewa Oleśnickiego, wśród najwybitniejszych polityków
owej doby.
Zajmując się administracją ogromnych włości kościelnych, przeszedł wyborną szkołę dziejopisarską, przygotowującą go do roli
ojca historiografii polskiej.
Nie wdając się w dalsze dywagacje nad życiem tego pracowitego polityka, dyplomaty i nauczyciela synów królewskich, nie sposób nie wspomnieć dwudziestopięcioletniej pracy nad „Kronikami"
- dwunastotomowym dziełem powstałym „na większą chwałę
Ojczyzny".
Wywodząc rodowód najznakomitszego polskiego dziejopisarza wieków
średnich, należy rzecz całą rozpocząć
od Grunwaldu. Tutaj bowiem, pod
Herb gminy Michatowice
koniec bitwy uśmiechnęła się fortuna do
Długoszów, niezasobnych dotąd w zaszczyty ani bogactwa.
Jan Wieniawa, zwany Długoszem, przywiódł wówczas księciu
Witoldowi w niewolę dwóch rycerzy krzyżackich, którzy ubliżyli
niegdyś zuchwale księżnej matce - Birucie. Za tę zasługę otrzymał
Długosz burgrabstwo w zamku królewskim w Brzeźnicy koło
Radomska i starostwo w Nowym Korczynie, jednym z najważniejszych grodów Małopolski. Jego brat - ksiądz, odprawiał mszę
przed bitwą w namiocie królewskim. Po wojnie osiadł w należącym
do najbogatszych w Polsce probostw, w miasteczku Kłobuck.
Niezwykle liczna rodzina Jana Długosza Wieniawity, posiadająca oprócz córek czternastu synów, wymagała nie lada uposażenia.
Dwunastu spośród chłopców wychowało się zdrowo, dziedzicząc
po ojcu „imię" i majątek. Drugim z kolei (a raczej czwartym, licząc
dwóch zmarłych braci) był słynny historyk urodzony w 1415 r.,
przeznaczony od dzieciństwa do stanu duchownego. W owym
czasie bowiem, jedyną drogą do wzniesienia się na wyższy stopień
społeczny, było dla syna szlacheckiego poświęcenie się służbie
Bożej. Stan ten kształcił i otwierał drogę do zaszczytów i wpływów
10
Kwiecień • maj • czerwiec
nie, którego ani nauka, ani przyrodzenie nie obdarzyły wymową, przerażała praca wielka i trudna, na słabe moje barki wkładana, gdy
tylu mężów, wysoką obdarzonych nauką i dowcipem, milczało... Postanowiłem czyny i wypadki dawnych przodków wydobyć z zapomnienia, iżby im nie zbywało na potrzebnym świadectwie, acz nie tak, jakby wymagała wielkość rzeczy i wartość ich zasług, do których określenia potrzeba by pisarza wielce uczonego lub znakomitego poety. Mniemam zaś, iż z tej nade wszystko przyczyny, godzi się wyrozumieć nieudolność mojego pióra, że gdy inni uczeni i więcej kształceni mężowie milczeli, ja pierwszy wziąłem się do pisania i wolałem cokolwiek napisać,
choć mniej nadobnie (...), aniżeli nic wcale.
Błagam wszystkich duchownych, tak zakonnych, jak świeckich, wielebnych i przezacnych mężów, doktorów, profesorów, mistrzów,
uczniów i pisarzy każdego wydziału prześwietnej Akademii Krakowskiej, aby po mojej śmierci ktokolwiek ich grona (...) te księgi dziejów
w dalszym ciągu pisał, żeby nigdy przerwy w nich lub zaniechania nie dopuszczali.
Niestety, prośba o godnego kontynuatora nie została wysłuchana a wynikła z zazdrosnej małości przyczyna długoletniego zapomnienia i niepublikowania Kronik Długosza, zatarła się dopiero
w wieku XVII, zapewniając autorowi nieśmiertelną popularność.
Długosz, dokumentując historię polskiego rycerstwa i możnowładztwa, naturalną koleją rzeczy stał się twórcą heraldyki, opisując 139 herbów znakomitszych rodów polskich, w dziele „Insignia
seu Clenodia Regni Poloniae".
Może warto pamiętać o tym szczególnie teraz, kiedy gmina Michałowice po długich staraniach doczekała się własnego herbu,
opracowanego przez następców (heraldyków) Jana Długosza, „naszego" proboszcza i fundatora nawy i babińca kościoła w Raciborowicach.
E. Kwaśniewska
na podstawie „Stanowisko w historiografii" - Szujski,
II tom „Szkiców hist." oraz „Jan Długosz" 1893 - Car, Bobrzyński, Smolka .
RODZINA
ASENDICH
Rodzina Asendich, na początku XX w. należała do bardziej znaTak więc, Mieczysław Kwieciński (syn Mateusza) wracając na
czących rodzin michałowickich. Stanowili ją - p. Asendi, wówczas
wakacje z Liege w Belgii, gdzie studiował chemię na tamtejszym
sekretarz urzędu gminy Michałowice, prowadząca dom jego małuniwersytecie, nie mógł, z nieważnym zazwyczaj paszportem,
żonka, oraz troje dorastających dzieci - syn Edward oraz córki - przekroczyć granicy. W tej sytuacji pomoc przyjaciela wydawała się
Wanda i Teodora. Mówiono o szlacheckim pochodzeniu pani donieodzowna. Plan działania był następujący: po przyjeździe do
mu. Małżonek specjalnie na jej potrzeby utrzymywał parę wyjazKrakowa Mieczysław zatrzymywał się w hotelu, przekazując przez
dowych koni z bryczką i woźnicą, co z uwagi na skromne apanaże
znajomych wiadomość do Asendich, że właśnie przybył i czeka na
urzędnika gminnego było wcale trudnym zadaniem. W nieodletransport. Rankiem następnego dnia Edek Asendi wyjeżdżał końmi
głym Maszkowie miał p. Asendi przyjaciela - Mateusza Kwiecińpo Mieda i zabierał go wraz z bagażem. Będąc synem wysokiego
skiego, wówczas urzędnika gubernialnego w Kielcach, zaś
urzędnika gminnego, a więc osobą dobrze znaną
prywatnie właściciela dworu i niewielkiej „resztówki
carskim służbom granicznym, bez większych
dworskiej" o powierzchni około 40 mórg ziemi.
przeszkód przejeżdżał przez komorę w obie
strony nawet, jeśli wiózł ze sobą kogoś nie
W okresie przed I wojną światową gmina
posiadającego aktualnych dokumentów. Po
w Michałowicach należała do ważniejszych
odpoczynku w domu Asendich, w porze
w guberni kieleckiej. Położona w pasie granicznym,
popołudniowej, odwożono Mieczysława do
posiadała, jako atut, komorę celną, czyli mówiąc
Maszkowa.
językiem współczesnym, przejście graniczne.
Wszystkie tak usytuowane gminy miały wówczas
Powodem,
dla
którego
wizyta
prawo wystawiania ludności miejscowej tzw.
młodziutkiego studenta z sąsiedztwa wydać
półpasków. Były to jednorazowe zezwolenia
mogłaby się wyjątkowo miłą, była zaumożliwiające przekraczanie granicy państwowej
pewne osoba Wandy Asendi - według
tam i z powrotem - ważne przez jeden tydzień. Ta
opinii współczesnych - bardzo pięknej
procedura w znaczący sposób wpłynęła na rozwój
i
i wykształconej dziewczyny. Trudno dzisiaj
przygranicznego handlu. W kierunku Krakowa
odpowiedzieć na pytanie, czy młodych
przewożono głównie produkty spożywcze, jak
JF. łączyła nić szczególnej sympatii i czy
mąkę , kaszę, krupy oraz (nielegalnie) alkohol
obydwie zaprzyjaźnione rodziny liczyły na
i tytoń. Zaś w stronę przeciwną transportowano
ewentualny związek między nimi. Trudno też
przeważnie artykuły przemysłowe.
wyobrazić sobie, by Mieczysław mógł
Przyjaźń osiadłych tu rodzin Asendich i Kwiecińskich,
pozostawać obojętny na urok tej ślicznej panny.
w swym praktycznym wymiarze wyrażała się m. innymi
Wiadomo jednak, że ostatni raz widzieli się
ułatwianiem przekraczania granicy studiującym poza kranajprawdopodobniej w roku 1913. Po powrocie
Mieczysław Kwieciński
jem dzieciom Mateusza.
z Belgii, w czerwcu 1914 roku, Mieczysław nie
przyjechał już do domu, lecz zatrzymując się w krakowskich OleWładze carskie, mając na celu ograniczenie młodym Polakom
andrach wkroczył na wojenny szlak, w składzie I Brygady Legiomożliwości zdobywania wiedzy na europejskich uniwersytetach,
nów Polskich. 23 maja 1915 roku poległ pod Przepiórowem na
komplikowały procedury paszportowe. Wydłużano czas oczekiwakielecczyźnie, dowodząc w stopniu porucznika kompanią „chłopnia na otrzymanie dokumentu, którego okres ważności upływał
ców podhalańskich". Niepodległa Ojczyzna odznaczyła go poczęsto przed zakończeniem roku akademickiego.
11
kwiecień • maj • czerwiec
śmiertnie Orderem Virtuti Militari i Krzyżem Niepodległości. Tymczasem na progu wolności, w roku 1918, między sekretarzem
gminnym a michałowicką społecznością dochodzi do poważnego
konfliktu. Jego powód nie jest znany.
Pan Asendi przestaje pełnić swą funkcję i niedługo potem umiera. Jego żona w owym czasie także już nie żyje. Młode pokolenie
rodziny zostaje bez dachu nad głową i środków do życia. Wówczas
Mateusz Kwieciński przygarnia do siebie osierocone dzieci przyjaciela. Prawie dwa lata mieszkają razem w maszkowskim dworze.
Jeżeli Wandzię i Mieczysława rzeczywiście łączyło młodzieńcze
uczucie, przypuszczać można, że jej pobyt w rodzinnym domu
Mięcia, który od paru lat nie żył, musiał należeć do bardzo smutnych.
Ciężkie warunki materialne nękające młodych Asendich o czym świadczyć miał również częsty zapach kartoflanki unoszący
się z dwupokojowego mieszkania zajmowanego u Kwiecińskich sprawiły, że gdy po dwóch latach starań i oczekiwań, Wanda
otrzymuje posadę nauczycielki w kresowym miasteczku Sarny na
Wołyniu, natychmiast udaje się tam wraz z siostrą Teodorą, pragnącą ułożyć sobie życie „przy niej". O losach Edwarda wiadomo
niewiele. Prawdopodobnie nie towarzyszył siostrom w „wołyńskiej" wyprawie lecz osiadł gdzieś w okolicach Krakowa. Rodzina
Asendich na michałowickim gruncie przestaje istnieć.
Jakie były ich dalsze dzieje - nie wiadomo. Może podzielili tragiczny los Polaków, którzy w 1939 roku znaleźli się na terenach stalinowskiego imperium?
Gdyby ktoś, czytając te słowa, zechciał wzbogacić nowymi faktami opowiedzianą tu historię, byłby to interesujący przyczynek do
głębszego poznania losów jednej z ciekawszych michałowickich
rodzin.
Nazwisko Asendi podaję w brzmieniu fonetycznym. Nigdy
nie znalazłem dokumentu, bądź listu, gdzie zamieszczona byłaby
jego prawidłowa pisownia. Być może w zapisie miałoby postać
Aschendi.
}an Matzke
Z artykułu tego wysnuć można jednak jeszcze jedną zadziwiającą myśl, taką mianowicie, że po upadku powstania styczniowego,
w okresie natężającej się rusyfikacji, w polskiej gazecie czytamy
zapisane językiem ojczystym słowa, ciepło opowiadające o człowieku, który bił Rosjan pod Racławicami! Kto czuwał nad tym, aby sito
carskiej cenzury nie zatrzymało owej dumnej i ważnej dla Polaków
informacji? - niestety historia, nie najwdzięczniejsza z nauk, nie
zapamiętała jego imienia...
Ksiądz Gocławski, za sprawą swoich parafian, oprócz powodów do zadowolenia, miewał także sporo dylematów bardziej
egzystencjalnych.
Przemyt alkoholu przez granicę i rozwijający się na jego bazie
„czarny rynek", od wieków były zmorą społeczeństw, księdzu
zaś, próbującemu ogarnąć swą zagrożoną przygranicznym handlem owczarnię, sytuacja ta przysparzała obaw o zdrowie i morale podopiecznych. Pisał więc:
„A to szwarcownictwo okowity nie tylko się nie zmniejsza,
ale niemal z każdym dniem większe przybiera rozmiary. Potworzyły się towarzystwa żydowskie, które za pośrednictwem swych
ajentów utrzymywanych w różnych przygranicznych punktach,
wynajmują włościan na koszt towarzystw do szwarcowania
wódki. Dostają oni jedzenie i picie, a oprócz tego od dostarczonej
okowity pięciu garnców - dwa ruble.(...) Tak więc za dzień
i jedną noc zarabia jeden człowiek 2 ruble a oprócz tego jedzenia
ma do syta i gorzałki, co wypije. To nęci ludność nadgraniczną
tak, że synowie opuszczają dom rodzicielski podobając sobie
w życiu swobodnem, wolnym, awanturniczym; kobiety nawet
zachęcone lekkim i dużym zarobkiem, puszczają się na szwarcownictwo, porzucając czasem mężów, aby prowadzić swobodne
i wolne życie. Jak ujemnie szwarcownictwo oddziaływa na moralność, zbyteczne byłoby się nad tem rozpisywać. Każdy rozsądny człowiek aż nadto dobrze to pojmuje."
Koniec lat siedemdziesiątych
XIX w., to czas panowania
dwóch czarnych dwugłowych
orłów zaborczych, wrogo na
siebie spoglądających przez kordon graniczny przy komorze celnej
w Michałowicach - związanych administracyjnie z powiatowym
Miechowem i gubernialnymi Kielcami, miejscowościami połączonymi bitą drogą wybudowaną tuż przed powstaniem listopadowym, o czym zapewne do dziś pamiętają ostatnie stare lipy rosnące
wzdłuż tej trasy (obecnie E-7). Z Michałowickich wzgórz, jak na
dłoni widać było królewski Kraków - jedno z wielu, w owym czasie, miast monarchii austrowęgierskiej.
Jak płynęło życie ówczesnym mieszkańcom tych przygranicznych terenów, rządzonych carskim lub cesarskim berłem? Wiele
opowiedzieć mogłyby na ten temat stare dokumenty i czasopisma.
Jednym z interesujących w tamtym czasie korespondentów
„Gazety Kieleckiej" był mieszkaniec Więcławic, ksiądz Piotr Gocławski, sprawujący tu posługę kapłańską. W „Gazecie" z roku 1878
wspomina: „ W tych dniach byłem u chorego w Wilczkowicach,
znałem go już i dawniej jako sędziwego człowieka, ale nie przypuszczałem, ażeby był to człowiek sięgający pamięcią ubiegłego
stulecia (XVIII w. - przyp. autora). Po udzieleniu Sakramentów
Świętych zacząłem z nim rozmawiać i przez ciekawość spytałem ile
liczy sobie lat.
A sto sześć- odpowiedział. Myśląc, że żartuje i ja w stanie niedowierzającym zapytałem - A znałeś Kościuszkę?
A cóż bym miał nie znać? - odpowiada - kiedy razem z nim biłem się pod Racławicami, mając wtenczas 25 lat.
Skłoniłem wówczas w pokorze głowę przed walecznym starcem i uwierzyłem, że naprawdę ma 106 lat. Przeglądałem jego
świadectwo służby - nazywał się Szymon Opolewski, urodził się
w 1772 roku, służył pod Kościuszką, odbył kampanię 1812 roku
a ostatecznie został drużnikiem do r. 1860. Słuch ma dobry, wzrok
nieco osłabiony - obecnie wielce zapadł na zdrowiu" - godna to
podziwu historia dzielnego, starego człowieka, pracującego na
swym skromnym drużniczym stanowisku do 88 roku życia.
Od księżowskiej troski i napomnień, szwarcowników jakoś
nie ubywało. Za to strażnicy graniczni chętnie wyłapywali co
mniej sprytnych i odstawiali ich pod lokalny sąd w Wilczkowicach, gdzie (w II poł. XIX w.) urząd sędziego sprawował dziedzic
12
kwiecień • maj • czerwiec
ze wsi Czaple w pow. miechowskim i trudnił się kontrabandą.
Śmierć nastąpiła skutkiem apopleksji spowodowanej z nadmiernego użycia trunków."
Wbrew pozorom szwarcownictwo nie było najlżejszym kawałkiem chleba. Nie byle jaką tężyzną fizyczną dysponować
musiał śmiałek pokonujący piechotą ok. 30 kilometrową trasę
z kilkoma świńskimi pęcherzami wypełnionymi okowitą na
plecach...
Sieborowic - Bolesław Zakrzeński, zaś funkcję ławnika od wielu
lat pełnił kowal z Zagórzyc - Józef Dyląg - uchodzący w otoczeniu za człowieka światłego, ponieważ czytywał „Zorzę". Sądowe
kary w postaci grzywien, nie zniechęcały jednak „kontarbandzistów". Od uprawiania tego procederu nie odwiodła ich także treść
informacji zawartych w kronice policyjnej:
„Na polach majątku Sieciechowice znaleziono ciało włościanina, mogącego liczyć trzydzieści lat wieku, przy którym leżało
pięć pęcherzy napełnionych okowitą. Denat był włościaninem
Adam Miska
SAGA RODZINY KANARKÓW
Początki tej sagi sięgają lat czterdziestych XIX w.
Właścicielem Michałowic od niedawna jest hrabia Tadeusz Dąbrowski h. Radwan. Wiele kłopotów przysparza mu młyn dworski
nękany licznymi awariami, z którymi nie radzą sobie miejscowi rzemieślnicy. W tej sytuacji dziedzic zwraca się z prośbą o pomoc do klasztoru o.o. cystersów w Mogile. Dzięki ich interwencji do Michałowic
przyjeżdża młody człowiek - Wojciech Kanarek, doskonale radzący
sobie z zaistniałymi trudnościami i w krótkim czasie uruchamia młyn.
Ten „chłopak z gór" — jak podaje tradycja rodzinna — początkowo kieruje młynem, następnie zostaje jego dzierżawcą, a w końcu właścicielem.
Tutaj poznaje dziewczynę - Agnieszkę Włodarską, która zostaje jego
małżonką. Młodzi państwo Kanarkowie wychowują trójkę dzieci: nieznaną z imienia córkę, która wstąpi do klasztoru, drugą córkę Agnieszkę oraz syna Jana.
młynie w Maszkowie. Dzieje się to przed rokiem
1883. Tu rodzina powiększy się o jeszcze jedno
dziecko - Jana, który w przyszłości przejmie m ł y n
po rodzicach. Maszkowski m ł y n nie przynosi jednak
oczekiwanych d o c h o d ó w i jest wielokrotnie wydzierżawiany.
W
ostatnim
Adam Jurkowski
dziesięcioleciu
XIX
wieku
spotykamy
Agnieszkę
i Adama Jurkowskich w Miechowie, gdzie pełni A d a m funkcje nauczyciela ludowego. Około roku 1896 Agnieszka umiera i zostaje pochowana na miejscowym cmentarzu. Wówczas A d a m wraca ostatecznie do
Maszkowa, zajmując się do końca życia młynarstwem. Tymczasem jego
przyjaciel i szwagier zarazem - Jan Kanarek, żeni się z Julią Borlicką. Ich
małżeństwo trwa krótko, a Julia w wieku czterdziestu lat umiera
w krakowskim szpitalu (24.12.1904). Tam też zostaje pochowana, jako,
że ówczesne przepisy celne zakazywały przewozu zwłok. Jej grób
Przekazy rodzinne wspominają o nadzwyczaj skromnym i oszczędnym trybie życia państwa Kanarków. W drugiej połowie XIX wieku
nastąpiły czasy pomyślnej koniunktury, czemu sprzyjało częściowe
otwarcie granicy z Austrią. Popyt na przetwory młynarskie, jak mąkę,
kaszę, krupy, wzrósł gwałtownie. W tej sytuacji, w ciągu stosunkowo
krótkiego czasu, Kanarkowie dorabiają
się sporego majątku ziemskiego o powierzchni 120 mórg. Sami, być może,
jeszcze niepiśmienni, doceniają wartość
kształcenia dzieci. Jan kończy progimnazjum w Pińczowie (o edukacji córek brak
przekazu).
mieści się w jednej z d w ó c h „ p i r a m i d " rakowickiego cmentarza.
Jan i Julia Kanarkowie doczekali się jednej tylko córki - Marii. Kiedy
dorosła ojciec kupił jej aptekę w Proszowicach, w której poznała prowizora - p. Gałęzowskiego. Po p e w n y m czasie została jego żoną i oboje
wybrali się, w trwającą p o n a d rok, podróż
poślubną wokół Europy. W owych czasach (1905 r.) stanowiło to swojego rodzaju sensację towarzyską. Ponieważ, niestety,
często bywa,
że
wielkie
szczęście
splata się z wielkim nieszczęściem, zdarzyło
się,
że
po
powrocie
z
wojaży
p. Gałęzowski p o p a d ł w nieuleczalną
Współczesnemu pokoleniu młodych
chorobę psychiczną i przewieziony został
michałowiczan należałoby w tym miejdo szpitala w Kobierzynie, przebywając
scu dedykować informacje o trudach,
tam, aż do jego likwidacji w latach czterjakie wiązały się wówczas ze zdobywadziestych
XX wieku, przez Niemców.
niem wykształcenia. Na terenie guberni
Jan Jurkowski (w środku)
Maria
przez
cały
czas
łożyła
na leczenie męża. Zmarła
kieleckiej, której południowe granice biegły wierzchołkiem
w początkach lat pięćdziesiątych w Proszowicach, doczekawszy się
michałowickiej góry, były (aż!) cztery szkoły średnie - dwa gimnazja
(prawdopodobnie) upaństwowienia własnej apteki.
(męskie i żeńskie) w Kielcach, jedno w Olkuszu oraz wspomniane już
progimnazjum w Pińczowie. Nietrudno więc, wyobrazić sobie wysiłek,
Mniej więcej w trzy lata po ślubie jedynaczki i cztery po śmierci żojaki wiązał się z pokonywaniem trasy z Michałowie do Pińczowa, biorąc
ny, mając 58 lat, pożegnał się ze światem Jan Kanarek (zm. 30.03.1908).
pod uwagę ówczesny stan dróg i środków komunikacji.
Zmarł nagle, a służąca, którą ostatkiem sił poprosił o podanie kropli, nie
W szkole przyjaźnił się Jan Kanarek z Adamem Jurkowskim z Miechowa. Na ferie świąteczne zaprosił kolegę do domu, gdzie poznał
Adam jego siostrę Agnieszkę. Oboje ogromnie przypadli sobie do gustu.
Rodzicom dziewczyny tez podobał się młodzieniec, za którym na dodatek ciągnęła się fama szlacheckiego pochodzenia. Młodziutka i śliczna
Agnieszka oraz 18- letni Adam bardzo szybko się pobrali. Ceremonia
zaślubin odbyła się w kościele św. Jakuba w Więcławicach.
Czterdzieści mórg ziemi (otrzymanych w wianie od rodziców
Agnieszki) stanowi odtąd podstawę wspólnego gospodarowania młodych Jurkowskich. W Michałowicach urodzi się czworo ich dzieci. Nie
posiadając rolniczego wykształcenia, nie potrafią z pracy na roli uzyskać
odpowiedniego zabezpieczenia dla rodziny. Za podszeptem teściów,
sprzedają więc posag Agnieszki, a pieniądze lokują, w stanowiącym
wcześniej własność zakonu sióstr Klarysek od św. Andrzeja z Krakowa,
zdążyła przybiec z lekarstwem. O wielkim przywiązaniu córki do ojca
świadczyć może pomnik ufundowany przez nią na jego grobie na więcławickim cmentarzu. Wykonany ręką znakomitego rzeźbiarza, kosztował z a p e w n e krocie. Postać płaczącej kobiety wspartej o pionową
ścianę, jeszcze dzisiaj - po niemal stu latach - b u d z i refleksję n a d kruchością ludzkiego istnienia.
Dorobek całego życia protoplastów rodu - Agnieszki i Wojciecha
Kanarków, został sprawiedliwie podzielony między trójkę ich dzieci:
część przynależną córce - zakonnicy sprzedano, a pieniądze przekazano, jako jej wiano klasztorowi, młyn otrzymał Jan, a po nim jego jedyna
spadkobierczyni - córka Maria, zapisując go następnie Szlichcińskim,
rodzinie swojej ciotki (siostry matki - Julii Borlickiej-Kanarkowej), która
nosiła to nazwisko po m ę ż u .
13
kwiecień • maj • czerwiec
W książce telefonicznej wydanej w roku 1938, przeczytać można,
że właścicielem młyna w Michałowicach jest Zdzisław Szlichciński mgr nauk ekonomicznych. Młyn ten, po gruntownej przebudowie
spłonął na skutek zwarcia instalacji elektrycznej.
Chciałbym jeszcze parę słów wspomnień dodać o Agnieszce
z Włodarskich - Kanarkowej - seniorce rodziny , która sama żyjąc
nad wyraz skromnie, marzyła o bardziej dostatnim życiu dla swoich
dzieci. Najbardziej była zatroskana losem córki - Agnieszki. Będąc
już wdową, gromadziła po trochu pieniądze, aby - osiągnąwszy
potrzebną sumę i po sprzedaniu przez zięcia nieprzynoszącego wystarczających dochodów, maszkowskiego młyna - wspomóc finansowo zamiar kupna innego, lepszego młyna w okolicy. Gdy okazja
taka właśnie się nadarzyła, okazało się, że zgromadzone oszczędności zaginęły. Serce i umysł staruszki nie wytrzymały doznanego
szoku. Zmarła 4 lipca 1881 r. (lub 1882 - napis na nagrobku zatarty).
Powoli do wieku emerytalnego zbliża się piąte już pokolenie
wywodzące swe korzenie od Agnieszki i Wojciecha Kanarków. Potomstwa nie pozostawiła po sobie ani córka - zakonnica, ani Jan
Kanarek, którego jedyna córka zmarła bezdzietnie.
Rozwinęła się za to rodzinna linia trzeciej latorośli Kanarków Agnieszki Kanarek-Jurkowskiej. Jej syn - Jan Jurkowski przejął po
rodzicach młyn w Maszkowie, odsłużywszy wcześniej 4-letni pobyt
w legionach Józefa Piłsudskiego. Córka - Zofia wyszła za mąż za
Stanisława Harmaja z Maszkowa, zaś jej wnuczka - Teresa Harmaj,
MASSALSCY
jako żona Józefa Bartusia wróciła do MichałowiC. Wnuk Zofii - Wiesław Kopeć, mieszka jako emeryt w Nowej Hucie. Potomstwo dwóch
pozostałych, nie wymienionych tu z imienia córek, rozbiegło się po
świecie i - jak mi wolno sądzić - utraciło w większości świadomość
swych korzeni.
Moim dziadkiem był Jan Jurkowski, ja zaś jestem jego jedynym
wnukiem - za kilka miesięcy emerytem. Koleje losu doprowadziły
mnie do Wieliczki, skąd kreślę niniejsze słowa.
Ostatnio w Michałowicach, opowiedziano mi o „Czarnej Pani",
która ukazuje się w ruinach młyna Kanarków (i Szlachcińskich). Kim
jest owa tajemnicza postać? Popuśćmy wodze fantazji...Może z niebieskich wysokości przenika na dół Agnieszka Kanarkowa. Spaceruje
i rozpacza - Tyle wysiłku, tyle trudu całego życia...I nic...Tylko sterta
kamieni na naddłubniańskim brzegu...
Jan Matzke
Serdecznie dziękuje ks. Ryszardowi Honkiszowi, proboszczowi parafii p.w,
św. Jakuba Apostola, za uzyskanie wglądu w księgi parafialne. Dzięki nim
mogłem się upewnić, że protoplasta rodu miał na imię Wojciech, zaś
Agnieszka z Włodarskich Kanarkowa była jego żoną i tym samym moją
najprawdziwszą praprababką.
- RÓD MŁYNARZY Z WILCZKOWIC
Komornik, Michał Massalski (przodkowie jego przybyli prawdopodobnie z Rosji, Litwy bądź Ukrainy, gdzie nazwisko to występuje bardzo
licznie) wraz z żoną, doczekali się na przełomie wieków XVIII i XIX
trojga dzieci, które wychowywali w Mierzwinie w obwodzie kieleckim.
Starszy z synów - Józef (ur. w 1797 r.) osiadłszy w Michałowicach,
pojął za żonę tutejszą pannę - Katarzynę Bartuś. Jako nadrzemieślnik
drużny utrzymywał rodzinę z pensji dozorcy drogi królewskiej.
W roku 1842 urodził im się jedyny syn - Piotr Dominik, który, gdy
dorósł, został w Michałowicach rymarzem. Ożenił się z Józefą Grabowską. Państwo Piotrostwo Massalscy wychowali pięciu synów:
- Józefa, którego trzecie - spośród pięciorga dzieci - syn Piotr, został
architektem pow. w Miechowie, a jego pieczęć urzędowa figuruje na
planach młyna Jana Jurkowskiego z Maszkowa pod datą 1.12.1947 r.
Był także bojownikiem o wolność w szeregach A.K,
- Władysława - służył we Władywostoku, miał ośmioro dzieci,
- Mieczysława — służył w Parmie, miał ośmioro dzieci,
- Feliksa - służył w gwardii carskiej, miał pięcioro dzieci,
- Jana Antoniego — ur. w Wilczkowicach w roku 1884 - młynarza,
ożenionego z Walerią Ziarko. Ośmioro ich dzieci urodzonych
w Wilczkowicach lub Michałowicach, wybrało dla siebie bardzo
różne drogi życiowe, lecz kilkoro spośród nich kontynuowało tradycję młynarską rodziny. Byli to - Stefania Massalska (ur. w 1915 r.)
i jej mąż Józef Mosur, Teresa Massalska (ur. w 1925 r.), której mąż Józef Biegaj, walczący w czasie II wojny światowej w partyzantce
i ranny w nogę ze skutkiem trwałego kalectwa, także był młynarzem a jego brat Antoni pełnił funkcję dyrektora Młynów Krakowskich. Na koniec zaś, młyn po Teresie przejął jej chrześniak Ryszard
- syn Antoniny z Massalskich Bednarczykowej (ur. w roku 1921)
i jego brat Andrzej. Spośród wielu archiwalnych zdjęć tej rodziny,
udało się zidentyfikować zaledwie małą ich część. Pozostałe niewiele mówią ich obecnym właścicielom, pozostając na zawsze nieodgadnioną tajemnicą rodzinną.
poważnie spoglądającego przed siebie, czy przypadkiem nie przypomina nosa dziadka albo ojca? Czyż to nie fascynujące - spotkać się po tylu
latach, by spojrzeć sobie w oczy, choćby przez zakurzoną warstewkę
substancji światłoczułej pokrywającej brązowiejącą powierzchnię zdjęcia...
Młyn p.p. Massalskich stoi do dziś i choć nie miele już mąki, dobrze
zapewne pamięta czasy, kiedy Jan Massalski i Tomasz Krzywda z modrzewiowego dworu, polowali razem na wilczkowickie kuropatwy,
zające i bażanty...
Za umożliwienie mi wglądu w pamiątki rodzinne i pomoc w odtwarzaniu „młynarskiej" linii rodu Massalskich z Wilczkowic, dziękuję serdecznie
państwu Zofii Massalskiej, Andrzejowi Bednarczykowi i Jackowi Jedlewskiemu, mając jednocześnie nadzieję, że fotografie pochodzące z ich zasobów
niejednokrotnie jeszcze posłużą do zilustrowania kolejnych opowieści związanych z tą Rodziną, a także z innymi ciekawymi wydarzeniami z terenu
gminy Michalowice.
Fot. Rodzina Massalskich -ślub Stefanii Massalskiej.
Stoją od prawej: Jan Antoni Massalski - młynarz, Stefania Massalska (córka Jana)
i Józef Mosur - małżonkowie, p. Ziarko (brat Waleni) z żoną (prawdopodobnie).
Siedzą od lewej: Waleria Ziarko - żona Jana, Józef (brat Jana) z żoną Marią Skurczyńską
(rodzice Piotra - architekta w Miechowie), p.p. Mosurowie - rodzice Pana Młodego
(prawdopodobnie).
Szkoda, bo przecież tak niedawno jeszcze byli wśród nas ci, którym
z wyblakłych fotografii przyglądały się znajome twarze bliskich.
Zadbajmy o nasze rodzinne pamiątki i wspomnienia z nimi związane. Ocalmy je od niepamięci dla naszych dzieci i wnuków, byśmy umieli odpowiedzieć gdy zapytają - kim jest ta ładna pani w długiej sukni,
ukryta w dawnym albumie, a nos pana z niemodnym wąsikiem tak
E. Kwaśniewska
14
kwiecień • maj • czerwiec
Michałowickie łowy
Trudno określić, kiedy myślistwo z funkcji zaopatrywania w jedzenie stało się sportem. Był to niewątpliwie długotrwały i stopniowy
proces, który doprowadził do stanu dzisiejszego. Teraz mięso na naszych stołach pochodzi z hodowli zwierząt, natomiast polowanie to
rytuał o cechach współzawodnictwa. Nie wgłębiając się zbytnio w istotę
dzisiejszego myślistwa, można dojść do wniosku, że wizerunek myśliwego i polowań u przeciętnego zjadacza chleba różni się od tego, co
myślą, lub chcieliby myśleć o sobie myśliwi. Cytując za portalem internetowym Polskiego Związku Łowieckiego (www.pzlow.pl): Łowiectwo
jest szczególną dziedziną życia społecznego - łączy w sobie harmonijnie
ochronę przyrody ojczystej i wykonywanie polowania, walor kulturalno- oświatowy i rekreacyjny, wartości wychowawcze i gospodarcze [...]
W historii Polski łowiectwo zajęło znaczące miejsce, wnosząc istotny
wkład do materialnej i duchowej kultury narodu, co znalazło odbicie w
sztuce i uformowało trwałe wartości obyczajowe oraz moralne. Współcześni myśliwi starają się te wartości kultywować, rozwijać i wzbogacać,
przestrzegając w swej działalności nie tylko przepisów prawa, regulaminów i statutów, lecz również norm etycznych oraz zwyczajów.
Myśliwi - co jest najzupełniej naturalne, czują się przez swoja odrębność, przez rytuał polowania, przez kultywowane zwyczaje, grupą
niejako elitarną. Nie każdy może zostać myśliwym, choć pewnie i nie
każdy, kto został myśliwym, powinien nim być. Kiedy „ogary pójdą już
w las", często zdarza się, że myśliwi idąc z uniesionymi strzelbami
przez śniegi, bądź kwitnące łąki, zdają się utwierdzać siebie w owej
elitarności, za naprawdę niewiele mając fakt, że w pobliżu mieszkają
ludzie, którzy nie są myśliwymi i którzy nie zachwycają się strzeleckimi
zabawami. Przypatrując im się z daleka (z bezpiecznej odległości, aby
nie być wziętym za, dajmy na to, dzika, patrz niżej), jak przecinają coraz
to następne pola należące do kolejnych gospodarzy, można sobie zadać
pytanie, czy właściciele tych nieruchomości są zadowoleni z tego, że
ktoś obcy chodzi po ich włościach, strzelając w dodatku do żyjących
tam dzikich zwierząt? I czy nie za często strzały rozlegają się zbyt blisko
domów, w których ludzie polując na muchy nie chcą martwić się
o swojego psa, który akurat urwał się z łańcucha i pobiegł gdzieś, gdzie
poniosła go wiosna?
nie stwierdzono dotychczas bytności żubrów,
więc prawdopodobieństwo podobnej pomyłki u
nas bliskie jest zeru.
Chodzi tu jednakże o coś
innego; trudno uwierzyć,
że
skandynawskiego
myśliwego
faktycznie
zmyliło oko i doświadczenie. Jestem gotów
wysnuć podejrzenie, że polujący w naszych lasach łowca grubego zwierza, celowo ustrzelił będącego pod całkowitą ochroną żubra. Komuś, kto
choćby na zdjęciu miał okazję widzieć żubra i dzika, nadzwyczaj trudno
byłoby błędnie sklasyfikować spotkane nagle w kniei zwierzę. Szwed
zobaczywszy przechadzającego się spokojnie żubra wystrzelił w jego
kierunku z prostej przyczyny, mianowicie u siebie nigdy takiej okazji by
nie miał i mieć prawdopodobnie nie będzie. Szczerze przy tym wątpię,
by wymiar sprawiedliwości zastosował wobec naszego sąsiada zza
morza odpowiednie sankcje. A żubrów mamy o jednego mniej...
Można zapytać, czy polujący na naszym terenie myśliwi zawsze
przestrzegają obowiązujących okresów ochronnych dla poszczególnych
gatunków zwierząt? Czy przypadkiem nie mylą chronionej kury bażanta z kogutem? Czy przestrzegają zasady, że nie wolno polować po
spożyciu alkoholu? Na te i podobne pytania mogą odpowiedzieć
przede wszystkim zainteresowani. Ale będąc myśliwym bardzo zwracałbym na takie zachowanie uwagę.
Gospodarka łowiecka ma do spełnienia bardzo ważne zadania,
w tym „ochronę oraz zachowanie różnorodności i gospodarowanie
populacjami zwierząt łownych, ochronę i kształtowanie środowiska
przyrodniczego na rzecz poprawy warunków bytowania zwierzyny,
uzyskiwanie możliwie wysokiej kondycji osobniczej i jakości trofeów
oraz właściwej liczebności populacji poszczególnych gatunków zwierzyny".
Obserwując skutki działania Koła Łowieckiego na naszym terenie
można dojść do wniosku, że skupiło się ono głównie na regulacji liczebnej populacji poszczególnych gatunków zwierząt,
poprzez częste tutaj polowania. Trudno dostrzec natomiast, by
myśliwi pomagali przetrwać zwierzynie najtrudniejszy, zimowy okres. Sytuacja taka powtarza się niestety i również
dlatego szybko ubywa z naszych pól i lasów zwierzyny, natomiast myśliwych - wręcz odwrotnie. I o ile widok człowieka
w zielonym stroju z flintą gotową do strzału nie stanowi większej sensacji, o tyle kuropatwa powoli zaczyna należeć do tego
typu osobliwości, co na przykład awans polskiej reprezentacji
w piłce nożnej do jakichkolwiek mistrzostw, bądź decyzje
o obniżce podatków autorstwa aktualnej ekipy rządzącej.
Myślistwo szczyci się wielowiekową i chlubną tradycją.
Dawne czasy, gdy na polach i w lasach roiło się od zwierzyny
— minęły. Może więc już czas, by myśliwi inaczej spojrzeli na
naszych „mniejszych braci", bo przy takiej determinacji
w polowaniach, za chwilę o zającach, bażantach, kuropatwach
czy sarnach pozostanie jedynie wspomnienie.
Gdyby myśliwi stosowali się do prawa łowieckiego, zgodnie z którym wolno strzelać do zwierzyny w odległości nie mniejszej niż dwieście metrów od zabudowań, to na przykład na terenie Michałowic, przy
gęstej już zabudowie, prawdopodobnie nie słyszelibyśmy wystrzałów
polowań. Niestety jest inaczej.
Inną sprawę stanowi kwestia ochrony zagrożonych gatunków (co
jest jednym z celów łowiectwa zapisanym w ustawie). Wypadki zabijania zwierząt będących pod całkowitą, bądź okresową ochroną, zdarzają
się coraz częściej. Niedawno, jak doniosła Gazeta Wyborcza, polujący
w Puszczy Boreckiej Szwed zastrzelił objętego całkowitą ochroną żubra.
Myśliwy tłumaczył, że pomylił go z dzikiem. Na terenie naszej gminy
Z myśliwskim pozdrowieniem „Darz bór"
15
kwiecień • maj • czerwiec
OBYCZAJE
WIELKANOCNE
PALMOWA NIEDZIELA - niedziela poprzedzająca Wielki
Tydzień, wyrażająca hołd Chrystusowi triumfalnie wjeżdżającemu do Jerozolimy.
Palmy wykonywano głównie z gałązek
wierzbowych, które ścięte w środę Popielcową „rozkiściały"
w dzbankach z wodą.
ŚRODA POPIELCOWA - rozpoczyna w kościele 40-dniowy
okres Wielkiego Postu. Stary Testament do popiołu przyrównuje
serce grzesznika, a bałwochwalcę zwie „zjadaczem popiołu".
Obrzęd posypywania głów popiołem pochodzący od ludów
starożytnych, praktykowany w Kościele od IX w., dotyczył początkowo największych grzeszników, publicznie odbywających
swą karę.
WIELKI POST - ten sześciotygodniowy niegdyś okres postu
sięga swymi początkami IV w. Obecnie trwa 40 dni - określając
w ten sposób trwanie jednego pokolenia życia człowieka oraz
przypominając o 40-tu dniach spędzonych przez Chrystusa na
pustyni. Ta symboliczna liczba odnosi się także do Mojżesza,
przygotowującego się przez 40 dni do zawarcia przymierza
z Bogiem na Górze Synaj, oraz do historii Goliata, tyleż dni znęcającego się i drwiącego z ludu wybranego, dopóki nie rozprawił
się z nim Dawid.
W Polsce od XVIII w. w piątki Wielkiego Postu odprawia się
w kościołach nabożeństwo Drogi Krzyżowej a w niedziele „gorzkie żale" - uzupełnione wzruszającymi pieśniami, pełnymi zrozumienia, żałości i bólu.
Od X w. Wielki Post zakazywał w Polsce spożywania mięsa,
nabiału i jaj. Żywiono się chlebem, rybami oraz potrawami
z grochu, prosa, rzepy, omaszczonymi olejem z konopi, maku
i słonecznika. W dni postu obowiązywał jeden posiłek o godz. 15.
Z czasem podawano także lekką wieczerzę w postaci chleba
z solą, czasem ryby z jarzyną lub grzanki
z piwem. Nie wolno było gwizdać, grać, tańczyć, patrzeć w lustro ani „obnosić się
z radosnym obliczem".
By zaostrzyć pokutę, wielu w kłujących,
zgrzebnych koszulach, opasawszy biodra
ostrymi łańcuchami, smagało się po plecach
biczami zakończonymi małymi haczykami.
W XIV w. tzw. kapnicy biczowali swe gołe
WIELKI CZWARTEK - pamiątka Ostatniej Wieczerzy Chrystusa z Apostołami - ustanowienie Najświętszego Sakramentu
i Sakramentu Kapłaństwa.
Starym zwyczajem odbywa się obnażanie ołtarzy (zdejmowanie świec, kwiatów, obrazów) przypominające odarcie Jezusa
z szat. Następuje konsekracja olejów świętych, umywanie nóg
dwunastu ubogim, a po zakończeniu Mszy Wieczerzy Pańskiej
przeniesienie Najświętszego Sakramentu do "ciemnicy", na pamiątkę uwięzienia, biczowania i cierniem koronowania Jezusa
w Pretorium Jerozolimskim. W tradycji ludowej Wielki Czwartek
zwany był „cierniowym".
Chłopcy, przebrani za żołnierzy, wraz z Judaszem - zrobionym ze słomy, w czarnych podartych szatach - z kaletą pełną
potłuczonego szkła, brzęczącego niczym monety, szli do kościoła
na „ciemną jutrznię", po której chłostano Judasza kijami i sieczono drewnianymi szablami. Widowisko to powtarzano na plebani,
we dworze i gospodzie, by na koniec zatopić Judasza w rzece lub
o zmroku spalić na wzgórzu za wsią. Dziewczęta zaś wielkoczwartkową kąpiel w rzece lub potoku traktowały jako zabieg
kosmetyczny, mający „licom dodać urody i gładkości".
W domach zostawiano okruszki „ubożętom" - małym duszkom opiekującym się chatą. By ich nie skrzywdzić starano się nie
palić w piecu chlebowym, jeśli zaś do tego doszło, dawano na
Mszę Św. i w ciągu całego roku wystrzegano się czwartkowego
wypieku chleba.
Na rozstajach dróg palono ogniska dla „zziębniętych dusz",
podsycając je drewnem ze starych przydrożnych krzyży, stawiając zaraz na ich miejsce nowe.
Wieczerzę rozpoczynano modlitwą dla opuszczonego przez
wszystkich Chrystusa od miłujących Go serc.
plecy, „które czasem takowym ćimczeniem silno przykładanym, aż do
żywego mięsa i szkarłatów wiszących sobie szarpali, brocząc krwią
suknie i posadzkę kościelną".
Z biegiem czasu Kościół zabronił tych średniowiecznych
praktyk pochodzących z zachodniej Europy.
Aż do XVI w. Polacy słynęli w świecie z gorliwości odprawiania postów a najbardziej prosty lud - bardzo przywiązany do
wiary i Kościoła.
ŚWIĘTO ZWIASTOWANIA PAŃSKIEGO -
akcentuje nie tylko znamienne „fiat" Maryji, ale
także moment „wejścia" Chrystusa w ludzkie
ciało - obchodzone w Polsce od najdawniejszych czasów jako
święto Matki Bożej Zagrzewnej, Ożywiającej, Kwietnej czy Roztwornej czyli otwierającej ziemię, z której teraz mogły wyfrunąć
jaskółki - zimujące, jak sądzono, w błocie. Przylatywały ptaki, a
szczególnie bociany; „Na zwiastowanie - bocian na gnieździe
stanie". Gospodynie piekły w tym dniu specjalne „łapy" z ciasta,
a dzieci wynosiły je na podwórze dla mających zjawić się boćków.
Matka Boska Wiosenna daje nadzieję na lepsze dni a cieplejsze słońce budzi w sercach radość.
WIELKI PIĄTEK - jest dniem największej żałoby w Kościele
- dniem śmierci Zbawiciela, ale też największej radości i zwycięstwa. Tegoż dnia Bóg „darował nam wszystkie występki i skreślił
zapis dłużny..."
W Wielki Piątek nie odprawia się Mszy Św., bo w ten dzień
Chrystus sam, jako Najwyższy Kapłan Nowego Przymierza,
złożył Ojcu niebieskiemu ze swojego życia największą ofiarę.
Kościół modli się za wszystkie stany, za Żydów, niewierzących,
o odwrócenie kar i zbawienie dla umierających.
16
Wśród ludu to dzień największej żałoby. Skoro Chrystus
umarł, to znaczy, że moce piekielne i demony mogą teraz bezkarnie dręczyć człowieka. Pilnowano więc dobytku przed czarownicami, a o świcie obmywano się wodą w rzece dla zachowa-
W XVI w. obok Krzyża umieszczano w grobie Najświętszy
Sakrament. Później już tylko wystawiano monstrancję owiniętą
w przeźroczysty materiał - niczym ciało Jezusa spowite całunem.
Groby pańskie, znane także w innych krajach, najpiękniej przedstawiane były przez Polaków, osiągając za króla Augusta III
wymiar widowisk teatralnych, kiedy skały rozpadały się z hukiem, a spoza nich widać było gaje pomarańczowe i cytrynowe
umajone kwiatami. W skromnych zaś kościołach wiejskich dominował autentyczny żal i modlitwa.
WIELKA SOBOTA - wspaniałym obrzędem nocy zmartwychwstania jest poświęcenie ognia; zapalenie od niego Paschału - świecy symbolizującej Jezusa, rozświetlającej mroki wnętrza
kościoła jako światło, które
rozprasza noc grzechu.
W pieśni - Exultet - wysławia się dobrodziejstwa
otrzymane od Boga przez
światło - dar od Niego.
Tradycja ludowa odnotowuje Wielką Sobotę dniem
krzątaniny domowej i przygotowania do święcenia.
Gospodynie piekły ciasto, do
którego gospodarzom nie
wolno było zaglądać z obawy o posiwienie wąsów...
Zwyczaj święcenia pokarmów znano na zachodzie
już w VIII w. Gdy tam zaczął
zanikać, w Polsce wszedł
głęboko w obrzędy wielkosobotnie, by w ostatecznym kształcie zaistnieć w XIX w. Im więcej było modlitwy i postów - tym silniejsze pragnienie zadośćuczynienia w zabawie i pożywieniu. A pieczono i przygotowywano bardzo obficie.
W każdym staropolskim dworze, oprócz najbliższych, zasiadali do stołu lub dostawali święcone: biedniejsza rodzina, bezdomni, rezydenci, zastępy czeladzi i starszych sług, a także oczekiwani lub niespodziewani goście, proboszcz, organista oraz
grupy „śmiguśne".
Honor gospodarza i staropolska gościnność wymagały, by
wszystko było smaczne, udane i w bród.
Przez Wielki Tydzień kuchnie pracowały całą parą, by
w Wielką Sobotę, gdy przyjeżdżał ksiądz do poświęcenia, uginające się pod ciężarem zastaw i przystrojone barwinkiem stoły
były gotowe. Do dworu przychodziły wówczas strojnie ubrane
gospodynie, niosąc osobiście święcone, które wykładały na rozłożone wełniane chusty. Przynoszono ceber wody studziennej
a ksiądz poświęciwszy ją, kropił sowicie przyniesione dary Boże.
A na stołach nie brakowało niczego. Były ciasta pieczone na
drożdżach (pozostałych z wyrobu piwa) z dodatkiem miodu
i dużą ilością jaj, dzięki którym rosły jak puch w górę. Nie żałowano szafranu i „zamorskich korzeni" - cynamonu, wanilii,
goździków, gałki muszkatołowej oraz bakaliów. Wielkanocne
mazurki wyglądały jak maleńkie klomby kwiatowe lub barwne
kobierce.
faktu zmartwychwstania Chrystusa z grobu
- porównywanego z wykluciem się spod
skorupki pisklęcia.
Jajka zdobiono od bardzo dawna; w Egipcie - wizerunkami
skarabeuszy, w Chinach rysunkami kwiatów i ptaków. Zdobiono
je także w Starożytnym Rzymie. Najstarsze polskie pisanki pochodzą z X w. (Opole). Jedna z wielu ludowych legend mówi
o pięknie wykonanej pisance ofiarowanej Piłatowi przez Matkę
Boską, by Syna uratować od śmierci.
Pisanki jednokolorowe, moczone w barwniku naturalnym, to
malowanki, kraszanki
lub byczki; te z wyskrobanym
deseniem
noszą nazwę skrobanek
lub rysowanek; ornament kolorowy otrzymywany przez kolejne
pokrywanie woskiem,
barwienie i odbarwianie zdobił pisankę.
Barwniki do malowania
przygotowywano z roślin: żółty z cebuli, fioletowy z liści malwy,
zielony z widłaków, młodego żyta lub liści jemioły, czarny
z czarnego bzu, czerwony z odwaru robaczków „czerwców".
Bogaty ornament pisanek ludowych kształtował się przez wieki,
a wzory podsuwała sama przyroda.
Zgodnie ze słowiańską tradycją, pisanki malowały młode mężatki i dziewczęta. Obdarowywano się nimi wzajemnie, a ich
autorów cieszyła
każda pochwała.
Chłopiec ofiarowując
pannie
pisankę wyrażał
tym gestem swoje
gorące
uczucie.
Można też było
wykupić się nią od
poniedziałkowego
polewania wodą.
Opr. E.K.
„Wielkanoc" i „Obyczaje wielkanocne"
na podst. „Rok Polski w życiu, tradycji i obyczajach ludu" - Jan Urga,
Wydawnictwo Duszpasterskie Rolników, Włocławek 1998.
Wielkanoc
Wielkanoc zwana także Paschą, to największe święto wszystkich chrześcijan. Niektórych dziwić może, że nie jest nim Boże
Narodzenie, przypominające o przyjściu na świat Syna Bożego. Wszak dopiero swoim zmartwychwstaniem, dopełniającym dzieło odkupienia, potwierdził Jezus, że jest prawdziwym
Mesjaszem, umacniając w wierze tych, których przekonaniami zachwiać mogła Jego męka
i okrutna, hańbiąca śmierć na
krzyżu. Na szczęście „Pan rzeczywiście zmartwychwstał" (KK. 24,
34) odzyskując chwalebne życie
nie tylko dla siebie, ale i dla nas."
Stało się to w niedzielę o świcie,
około godziny czwartej. Stąd
dzień ten nazywamy Niedzielą
Zmartwychwstania
Pańskiego
lub Wielkanocą.
Trudności w określeniu czasu
świętowania Wielkanocy, spowodowane niejednakową ilością dni
w roku, według kalendarzy hebrajskiego i gregoriańskiego, rozwiązał w roku 325 Sobór Nicejski,
wyznaczając Paschę chrześcijańską na niedzielę po pierwszej pełni księżyca zaraz po zrównaniu
wiosennym. Ostatecznie jednak
obyczaj ten rozpowszechnił się
dopiero za panowania Karola
Wielkiego (768-814) przyjmując
za najcześniejszy „termin Wielkanocy" 22 marca, co zdarzyć się
może dopiero w 2285 roku. Za to
już za 34 lata doczekamy się „najpóźniejszej" Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego, zapisanej pod datą 25 kwietnia.
W czasach pogańskich obchodzono na naszych ziemiach słowiańskie święto zrównania dnia z nocą. Dzień stawał się coraz
dłuższy, światło brało górę nad ciemnością, cieszono się powrotem słońca, wiosny i życia, wyrażając tę radość bogatą obrzędowością. Zwyczaje te kościół nasycił nową treścią prawd
o zmartwychwstałym Bogu, wnosząc swoją symbolikę
i liturgię do tych - uważanych za najważniejsze - dni.
Po mszy rezurekcyjnej witano się słowami: „Chrystus
zmartwychwstał", by zaraz odpowiedzieć: „Zmartwychwstał prawdziwie". Świętowano aż trzy dni, rozpoczynając biesiadowanie śniadaniem wielkanocnym
i dzieleniem się jajkiem, którego rozkruszone skorupki
rozrzucano po kątach izby „przeciw szczurom i myszom", jedzono szynki i domowego wyrobu kiełbasy.
W niektórych domach podawano gorącą polewkę, czyli żur,
ale nie „czczy", co „jeno flaki przepłukiwał nijakiej posilności
nie dając", lecz „mądry", z jajami, kiełbasą, zabielany suto
śmietaną, przyprawiony roztartym czosnkiem i chrzanem.
Podstawowym daniem wielkanocnym był bigos bogaty
w różne mięsa i podlewany winem. Na świątecznym stole nie
brakowało ciast, kiszek i salcesonów oraz grochu z kapustą.
Wobec niestosowności odwiedzin w tym dniu, od rana do wieczora oddawano się uciechom stołu.
Poniedziałek świąteczny upływał pod znakiem wody, która od
zawsze stanowiła istotę życia, źródło siły i właściwości leczni-
czych. Słowiańskie wodne bóstwa - rusałki, mile i dziwożony
- budziły magiczny lęk, prowokując do skiadania przebłagalnych ofiar.
Kościół, wodą - świeconą tu w Wielką Sobotę - kropiąc wiernych, nakazywał zabierać ją także do domów.
Śmigus dyngus, lejek, oblewanka, polewanka, oblewany poniedziałek - to regionalne nazwy tego
oczyszczającego obyczaju.
Najdawniejsza wzmianka o dyngusie
na polskiej ziemi pochodzi z uchwały
synodu diecezji poznańskiej z roku
1420 i zawiera zakaz „dyngowania,
czyli wzajemnego napastowania się
„o jaja i inne podarki (...), i do wody
wciągania". Groźby te jednak mało
były skuteczne, a lud wiejski, jak kraj
długi i szeroki, kultywował tę swoistą
zabawę, co i „śmiercią się czasem
kończyło", kiedy śmingus tj. bicie
palmą, zlewanie wodą a nawet, do niej
wtrącanie, zbyt dosłowny przebieg
przybierało.
Mimo to oblewano się wzajemnie
często i ponad miarę, co wróżyć miało
szybkie zamążpójście, dobre plony
lub obfitą mleczność u krów.
Niestety, śmingus dyngus dzisiaj,
rzadko jest kontynuacją lej specyficznej tradycji ludowej, stanowiąc raczej
rodzaj dotkliwej dokuczliwosci, najczęściej wobec osób starszych.
Ze świętami wielkanocnymi wiążą
się rozmaite lokalne zwyczaje, jak
np. „dziady śmiguśne" z okolic Limanowej, wielicka „Siada
Baba", chodzenie z kurkiem w Łowiczu czy podkrakowskie
„pucheroki".
W Krakowie świętuje się „Emaus". Napisał o tym, przebywając
w Polsce w latach 1596-97 Włoch Giovanni Paolo Mucanti, obserwujący młodzież krakowską i żaków podążających na Zwierzyniec pod klasztor Norbertanek, zaczepiających po drodze
i smagających mijane dziewczęta „wierzbowymi różdżkami". Po dziś odbywa się tu wielki odpust połączony
z prezentacją wspaniałych wyrobów krakowskiego rękodzieła ludowego.
Trzeci dzień świąt w średniowiecznym Krakowie to
tradycyjny wtorek „Rękawka", celebrowany obok kopca Krakusa w Podgórzu. Tu, wśród zabawy i śmiechu,
ze szczytu wzgórza zrzucano resztki święconego: jajka,
szewskie placki, obwarzanki, bułki, jabłka i pierniki,
które na dole skrzętnie „odbierali" czekający tam na nie żacy
i biedota miejska.
Zwyczaj ten był prawdopodobnie pozostałością słowiańskiej
stypy pogrzebowej, w trakcie której goszczono lud obecny
w czasie obrzędu. Zaś Kopiec Krakusa, zwany dawniej rękawką, usypany został - jak chce legenda - przez krakowian, którzy przenosili ziemię w rękawach swych ubrań.
Sponsor wydania
Miejskie Przedsiębiorstwo
Energetyki Cieplnej S A w Krakowie
Wydawca: Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Michałowickiej "Nad Dłubnią". 32-091 Michałowice I/101, tel/fax: +48 12 3885016. tei. 3885037
Redaktor wydania i koncepcja graficzna Elżbieta Kwaśniewska; Kolegium redakcyjne: Anna Boczkowska, Stanisław Komenda,
Marta Maracha, Stanisław Matzke, Adam Miska, Obserwator II, Stanisław Piwowarski, Celina Śliwińska, Zofia Wilk, Barbara Włodek.
Skład i łamanie: Joanna Jurek. Krzysztof Jurek Druk R-PRINT sp z o o Kraków, ul Żelazna 20

Podobne dokumenty