Nr 2 - Gmina Michałowice
Transkrypt
Nr 2 - Gmina Michałowice
KWARTALNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Nr 2/2004 Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Michałowickiej * * * * * * * Bitwa pod Racławicami - 210 rocznica Kołłątaj i Kościuszko - połączył ich patriotyzm Kopiec w Michałowicach i inne kopce Opowieści rodzinne i sąsiedzkie Michałowice - komora celna w XIX wieku Siostra Eliza napisała do nas list Święto Kwitnącej Jabłoni - jubileusz XXX-lecia Wielkanoc - obyczaje i obrzędy * Czytelnictwo * Kultura * Łowiectwo kwiecień • maj • czerwiec „Nad Dłubnią" Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Michałowickiej Michalowice I nr 101,32-091 Michałowice, tel. 12/3885037, tel/fax: 12/3885016 Z inicjatywy wiceprezesa Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Michałowickiej Elżbiety Kwaśniewskiej narodził się pomysł usypania z okazji 90. rocznicy wymarszu I Kompanii Kadrowej kopca i usytuowania na nim obelisku, który aktualnie posadowiony jest przy trasie warszawskiej, prawie na pasie drogowym. Taka lokalizacja jest bardzo niebezpieczna dla samego obelisku, jak również nieciekawa pod względem widokowym i plastycznym. W związku z inicjatywą na spotkanie Stowarzyszenia w dniu 9 marca zaproszeni zostali: prof. Kazimierz Bielenin - historyk, major Włodzimierz „Wowa" Brodecki - prezes Stowarzyszenia Miłośników Tradycji „Mazurka Dąbrowskiego", Grzegorz Gill znawca i autor opracowania poświęconego pamiątkowym kopcom w Polsce i na kresach wschodnich, Jan Matzke - historyk, Antoni Rumian - wójt gminy Michałowice, Jarosław Kozłowski dyrektor Gimnazjum w Michałowicach i przedstawiciele młodzieży gimnazjum w Michałowicach. Tradycje wznoszenia kopców w Polsce datują się od XV-XVI wieku i są wciąż żywotne. Pan Gill przybliżył zebranym technikę budowy kopców, wskazał na możliwości pozyskania odpowiednich materiałów budowlanych i podkreślił wartości poznawcze dla odwiedzających naszą gminę gości, którzy zechcą zapoznać się z historią tego miejsca. O nieprzeciętnej wartości historycznej i patriotycznej obelisku oraz jego randze mówił prof. Bielenin: „Oto pomnik stoi na granicy mocarstwa rosyjskiego, a grupa ludzi, która zorganizowała się w Krakowie 90 lat temu przeszła tę granicę, aby ją w wyniku swoich działań zburzyć'. Zdaniem pana profesora istnieje potrzeba zapewnienia właściwego otoczenia dla obelisku. Wokół niego można by w przyszłości organizować wiece patriotyczne, obchody świąt państwowych i lokalnych. Teren ten mógłby stać się atrakcją turystyczną na skalę krajową. Wójt gminy stwierdził, że prowadził rozmowy z właścicielami działki wokół pomnika, aby przez zakup terenu poszerzyć otoczenie i usytuować tam parking. W chwili obecnej warunki finansowe są trudne do udźwignięcia dla gminy, zatem na sierpniową rocznicę pomnik zostanie tylko przesunięty na wybudowany już cokół. Nad usypaniem kopca można się, w opinii wójta, zastanawiać, gdy mieszkańcy wyrażą taką wolę i poprą finansowo to przedsięwzięcie. W Stowarzyszeniu powstała również inicjatywa powołania Młodzieżowej Rady Gminy. O tym, że taki pomysł ma szansę realizacji świadczy to, że młodzież ma wiele inwencji i nowe spojrzenie na rozwój gminy. W trakcie rozmów przeprowadzonych z dyrektorem Gimnazjum w Michałowicach uznano, że gimnazjaliści, którzy już za kilka lat będą mieć czynne i bierne prawo wyborcze do Rady Gminy, są w odpowiednim wieku do rozpoczęcia działalności w Młodzieżowej Radzie Gminy. Z obserwacji wójta wynika, że większość młodych ludzi, często wykształconych, nie ma podstawowej wiedzy o samorządach i administracji państwowej. Ten fakt również przemawia za tym, że potrzebne są takie inicjatywy. Ze swej strony Stowarzyszenie deklaruje chęć pomocy dla powstałej Młodzieżowej Rady Gminy, a pan Adam Bubka będzie współpracował z młodzieżą jako radny i jako członek Stowarzyszenia. W gimnazjach działających na terenie naszej gminy zostali powołani koordynatorzy prac związanych z tworzeniem młodzieżowej rady. Po to, aby inicjatywa została zrealizowana potrzebna jest stosowna uchwała Rady Gminy. Już teraz życzymy przyszłym młodym radnym wielu dobrych pomysłów i zapału do ich realizacji. Na spotkaniu zwrócono uwagę, że właśnie młodzież może otoczyć opieką teren wokół legionowego obelisku. Jeden z zaproszonych gości wspomniał o tym, że właśnie dzisiaj, w dniu imienin Marszałka, uczestniczył w uroczystościach na Wawelu. Była tam także zorganizowana młodzież, co jest niezwykle budujące w dzisiejszych czasach, gdy patriotyzm nie jest „na topie". (19 marca 2004 r.) Zofia Puchalska-Wilk Z ostatniej (prawie) ch wili... 25 marca b.r. -w czasie sesji Rady Gminy Michałowice, podjęto decyzję o niepowolywaniu Młodzieżowej Rady Gminy. Za jej utworzeniem głosował jeden tylko radny - p. Adam (Bubka, który rzecz całą przestawił do dyskusji. (pozostali byli przeciwni lub okazali obojętność. Ta zaskakująca i niezrozumiała postawa, wydaje się gasić w zarodku rodzącą się wolę środowisk młodzieżowych do uczestniczenia w pracy na rzecz własnego otoczenia. Wszak, już Jan Zamoyski (w Akcie Nadania dla Akademii w Zamościu) pisał „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie", a Karol Estreicher kilka wieków później dodał „święty spokój się mści...". "Niewykluczone, że udzielenie poparcia dla rozwoju samorządności młodzieżowej, co przed nami zrobiło już ponad 100 gmin z terenu całej (Polski, mogłoby stanowić przyczynek, do osiągnięcia upragnionego stanu spokoju... sumień. Warto o tym pomyśleć... zwłaszcza, iż „...wójt gminy liczy, że rada powróci do tej sprawy i dokładnie ją przeanalizuje..." (za Dziennikiem Polskim z dnia 27.04.2004 r.). (przyp- red.) Na okładce - bohaterowie Bitwy pod Racławicami (mal. Jan Matejko) Tadeusz Kościuszko, Hugo Kołłątaj i Wojciech Bartosz-Głowacki kwiecień • maj • czerwiec P ropozycja autorstwa p. Grzegorza Gilla - dotycząca wyeksponowania pomnika - obelisku, upamiętniającego historyczne wydarzenie. W tym miejscu na rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego I Kompania Kadrowa Legionów Polskich, 6 sierpnia 1914 r. idąc w bój o honor i wolność Ojczyzny, obaliła słupy graniczne byłych państw zaborczych. Uwagi: uzasadnionym byłoby stworzenie więzi mieszkańców Michałowic i społeczności wsi gminnych ze wznoszonym monumentem, - wspólnota celów winna nakładać moralne zobowiązanie, by każde sołectwo dostarczyło 2-3 wozów polnych kamieni na projektowany obiekt, młodzież z tych siół winna na wznoszony kopiec legionowy przynosić (w odpowiednim nastroju) garść ziemi do niszy stożka pobranej z pamiętnych dla wsi miejsc historycznych, np. z grobów obrońców Ojczyzny, pradziadków, spod pomników, czy przydrożnych figur, kapliczek i krzyży, przy kopcu można by ustawić głaz kamienny, na którym wyryta zostałaby treść inskrypcji legionowego pomnika, dla upamiętnienia 90 rocznicy „KADRÓWKI" w dniu 6 sierpnia 2004 r. "w Michałowicach pięknym czynem dla potomnych stałoby się posadzenie trzech „DRZEW NIEPODLEGŁOŚCI: DĘBU - LIPY - JAWORU", ongiś świętych i kultowych drzew Słowian, posadzone drzewa powinny wzbogacać jego otoczenie.» - "Proponuję na omawianym terenie, doprowadzonym do poziomu drogi wybudować na fundamencie betonowym postument zbrojony na wysokość 4 metrów. Na wierzchołku osadzić pomnik legionowy. Słup betonowy obłożyć głazami kamiennymi różnej wielkości, uzyskując kształt stożka. Szczeliny głazu zalać płynnym betonem, względnie obsadzić trawą. Krąg podstawy kopca zmeliorować i teren wokół utwardzić brukowcem, dalsze obrzeża urządzić zielenią. Przy takim założeniu pomnik byłby wyeksponowany i doskonale prezentowałby się pod względem estetycznym i architektonicznym. Parametry kopca w tej wersji: wysokość - 4,0 m, podstawa - 8,0 m, kat nachylenia 40-45°. Zapraszamy do dyskusji wszystkich, którym sprawa zagospodarowania „miejsca kopca" w Michałowicach, przywiedzie na myśl dobre pomysły. (red.) KOŚCIUSZKOWSKIE I RACŁAWICKIE REMINISCENCJE Białego ku północnemu wschodowi, pragnąc przebić się przez zaciskający się pierścień wojsk rosyjskich. 2IV w Luborzycy dołączył do niego gen. Józef Zajączek. Przybyli też ze swoimi brygadami kawalerii: brygadier Antoni Madaliński z 1 Wielkopolską Brygadą Kawalerii i wicebrygadier Ludwik Manget z 2 Małopolską BK. Zameldował się z dwoma szwadronami 4 Pułku Przedniej Straży rotmistrz Ignacy Zborowski. Nadeszły dwie kompanie z 7 regimentu pieszego. Artyleria została zasilona 5 zdobycznymi działami. Tadeusz Kościuszko przeprowadził podział sił polskich na dwie dywizje: gen. Józefa Zajączka i świeżo mianowanego gen. Antoniego Madalińskiego. Łączną siłę wojsk liniowych należy określić na 4 tysiące żołnierzy. 3IV przesunięto się do Koniuszy, prebendy ks. Hugona Kołłątaja. Tu gen. mjr ziemiański Jan Racławicami, mal. J. Chełmoński Śląski z Rzeplina (wraz z bratem Naczelnik przysiągł, „iż powierzonej Andrzejem) przyprowadził 1920 mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie jej dla kosynierów, pikinierów i rekrutów dymowych z powiatów proobrony całości granic, odzyskania samowładności Narodu i ugrun- szowickiego i ksiąskiego (rekruci zebrani przez gen. mjr ziemiańtowania powszechnej wolności używać będę". skiego Józefa Gabriela Taszyckiego z powiaPo zorganizowaniu władz powstańczych tów lelowskiego i Księstwa Siewierskiego i przeprowadzeniu mobilizacji na niewielkim w Pilicy maszerowali w tym czasie do Krawszakże obszarze, który udało się wyzwolić, kowa). Tadeusz Kościuszko wyruszył z Krakowa, 4 IV, również po deszczowej nocy, podjęaby podnieść sztandar powstania w innych to dalszy marsz w kierunku Skalbmierza. województwach oraz Warszawie i Wilnie. Kolejno wymaszerowały ze wsi dywizje gen. 1 IV, po deszczowej nocy, prowadząc 850 Józefa Zajączka, gen Antoniego Madalińżołnierzy regularnej piechoty z regimentów skiego, artyleria kpt. Kazimierza MałachowJózefa Wodzickiego i Mikołaja Czapskiego, skiego i rezerwa kosynierów gen. mjra ziedwa szwadrony jazdy, 200 konnych ochotnimiańskiego Jana Śląskiego. Posuwano się ków gen mjra ziemiańskiego Józefa Gabriela dolinami Szrenicy, potem Ścieklca na PrzeTaszyckiego i 400 pikinierów oraz 7 dział sławice, następnie obok Rzędowic na DaTadeusz Kościuszko pozdrawia kosynierów przed bitwą z 50 kanonierami, wyruszył z Prądnika lewice, wreszcie kierując się na Ibramowice. Mija 210 lat od chwili, kiedy 24 III 1794 Tadeusz Kościuszko ogłosił na Rynku krakowskim „Akt Powstania Narodu Polskiego". Rozpoczęta wtedy Insurekcja zapoczątkowała długi okres polskich walk o niepodległość. Ich areną była zawsze ziemia krakowska, zaś zbiorowym uczestnikiem i świadkiem tutejsze społeczeństwo. Proklamowanej walce miały zostać podporządkowane wszystkie zasoby ludzkie i gospodarcze kraju na wzór amerykańskofrancuski. Dla pozyskania chłopów zamierzano wprowadzić pewne ulgi w pańszczyźnie. O ustroju Rzeczypospolitej miał zdecydować wyłoniony po zwycięskiej wojnie Sejm. Tadeusz Kościuszko ogłoszony został Najwyższym Naczelnikiem Siły Zbrojnej Narodowej. Akt powstania, autorstwa księdza Hugo Kołłątaja (redagowany przez Józefa Weyssenhoffa) odczytał poseł na Sejm Czteroletni Aleksander Linowski, natomiast Modlitwa kosynierów przed Bitwą pod mal. W. Kossak 1 kwiecień • maj • czerwiec Tymczasem w Skalbmierzu dokonano koncentracji większości W ręce polskie wpadła część taboru, a wraz z nią różne sorty munsił rosyjskich, skierowanych do likwidacji powstania. Na ich czele durowe i buty. Straty polskie ocenić należy na 100 zabitych stał gen. Fiodor Denisow. Wywiad rosyjski ustalił, że Tadeusz Koi 200 rannych ściuszko koncentruje swe siły w Koniuszy i właśnie tam dowódca Bitwa nie przyniosła jednak realizacji założeń operacyjnych, rosyjski postanowił sprawić „pogrzeb i cmentarz insurekcji". Jeden gdyż nie przebito się przez pierścień rosyjski w kierunku Warszaz wodzów rosyjskich, gen. Aleksander Tormasow otrzymał rozkaz wy, ale przeświadczenie, że można odnosić zwycięstwa nad wojobejścia Koniuszy od północnego zachodu, podczas gdy sam główskami rosyjskimi miało wielkie znaczenie moralne. nodowodzący miał przeprowadzić Opisy bitwy znalazły się w reuderzenie na obóz polski od połulacjach jej uczestników, a także dnia z kierunku Proszowic. w literaturze pięknej i w poezji. Jej oddźwięk wystąpił niezwykle Według tego planu pierwszy rzut obficie w dziełach plastycznych. sił rosyjskich wyruszył ze Skalbmie00 Atak kosynierów na rosyjskie rza przed godziną 3 rano w sile armaty przedstawił bardzo wiary1700 bagnetów i 1200 szabel - razem godnie Aleksander Orłowski. 2900 ludzi z 12 działami - drogą na W sposób idealny ukazał natoWiniary, Rzędowice i Przesławice. 00 miast Racławice January SuchoOkoło godziny 6 przednia straż dolski. Wielkie płótno z wyobradywizji gen. Józefa Zajączka natknężeniem pobojowiska wyszło spod ła się między Ibramowicami a Grupędzla Jana Matejki. Tryptyk szowem na szpicę kozaków, zajętą Atak kosynierów na działa rosyjskie, fragment Panoramy Racławickiej racławicki jest również dziełem rabunkiem. Polacy wzięli paru jeńców, kozacy jednego. W trakcie badania kozaków Naczelnik zorientował W ł o d z i m i e r z a Tetmajera. się co do zmiany stanowisk rosyjskich i postanowił wyminąć przePanorama bitwy, namalowana przez Wojciecha Kossaka i Jana ciwnika, zbaczając po „łagodnym zboczu" na zachód, między RadStykę została umieszczona w speq'alnej rotundzie we Lwowie ziemice a Przemęczany, a potem przez Kaczowice i Smoniowice na (1894), a po II wojnie światowej znalazła swe miejsce we Wrocłateren dziemięrzycki, skąd wychodziły dwie drogi, łączące się wiu, gdzie od 1985 udostępniana jest zwiedzającym w speqalnym z traktem miechowsko-skalbmierskim, umożliwiającym osiągnięcie pawilonie. Panoramę bitwy stworzył również artysta miechowski Kielc. Marek Hołda, natomiast scenę podziękowania Tadeusza Kościuszki za zwycięstwo przed ołtarzem Matki Boskiej Zielenickiej uwiecznił W czasie gdy siły powstańcze zajęły wzniesienia dziemięrzyckie, głośny malarz tematów sakralnych Jan Molga z Janikowic. gen. Aleksander Tormasow opanował Górkę Kościejowską, stromo wznoszącą się nad wschodnim Ścieklcem (Kościelcem). Tadeusz Ziemia krakowska, jako kolebka insurekcji i bitwa racławicka Kościuszko w środku pozycji ustawił piechotę w dwóch liniach oraz kult kościuszkowski i rola chłopów w powstaniu są bogato i usypał stanowiska dla dział, na skrzydłach pozostałe bataliony udokumentowane w literaturze historycznej. Dość będzie wymierać i kawalerię, w parowie zaś ukrył kosynierów. tylko niektóre nazwiska autorów, jak Tadeusz Korzon, Bartłomiej Szyndler, Jan Lubicz-Pachoński, Henryk Kocój, Krzysztof Bauer Około godziny 1500 dowódca rosyjski rozpoczął bitwę uderzei Stanisław Herbst. Dziejami insurekcji interesują się również badaniem w centrum, a jednocześnie głębokim obejściem zagroził lecze-regionaliści (Henryk Pomykalski). Kult Tadeusza Kościuszki wemu skrzydłu polskiemu. Po trzech godzinach uporczywych i Wojciecha Bartosza-Głowackiego jest wciąż obecny w życiu spozmagań do prawego skrzydła wojsk polskich zbliżyły się regimenty łecznym i kulturalnym na ziemi krakowskiej; gen. Fiodora Denisowa, które nadciągały pod Racławice na huk pamiątki kościuszkowskie licznie wypełniają dział. W tym momencie Naczelnik rzucił w środek szyków zbiory muzeów. gen. Aleksandra Tormasowa stojących w odwodzie 320 kosynierów w „gorsecie" czterech kompanii piechoty. Ośrodkiem kościuszkowskiej pracy ideKosynierom, wśród których wyróżnili się Wojciech Bartosz- owo-wychowawczej jest wciąż Kraków, stają Głowacki z Rzędowic, Stanisław Świstecki z Zambrowa i Jędrzej się nim również Racławice. Istotną rolę Łakomski spod Proszowic wybili część piechoty nieprzyjaciela, w podtrzymaniu tej tradycji spełnia Racławiczdobywając 10 armat. Wsparcie reszty piechoty i kawalerii doprokie Towarzystwo Kulturalne i Racławickie wadziło do całkowitego rozbicia kolumny gen, Aleksandra TormaCentrum Wsi Polskiej. Duże znaczenie dla sowa. Następnie zlikwidowano nacierający na lewym skrzydle wydobycia pożądanych celów patriotycznych oddział rosyjski. Trzecia kolumna gen. Fiodora Denisowa wycofała będzie miało zrewitalizowanie szlaku kosię na sam widok pogromu. ściuszkowskiego, biegnącego przez powiaty krakowski, proszowicki i miechowski oraz Straty rosyjskie wynosiły ponad 1000 zabitych, rannych i wziętych do niewoli. Powstańcy zdobyli ogółem 12 armat, 1200 karabi- zagospodarowanie pól bitewnych po uzyskanów z bagnetami, pistolety, szable, spisy kozackie oraz trzykrotnie niu przez Racławice statusu Pomnika Historii. większą ilość amunicji niż ta, z którą rozpoczęli bitwę. Stanisław Piwowarski Kosa - osadzona na sztorc na 2,5-metrowych żerdziach, w początkach 1794 r. służyła za sieczną i kłutą broń w bitwie pod Racławicami. Historycy wojskowości obliczają że brawurowo idący do ataku oddział kosynierów miał przewagę nad ośmiokrotnie liczniejszym przeciwnikiem. W polskiej świadomości historycznej kosa kojarzy się głównie z Racławicami („Mamy racławickie kosy, Kościuszkę Bóg pozwoli"), rzadziej z rabacją 1846 r., czy powstaniami: listopadowym oraz styczniowym, choć brali w nich również udział nieliczni chłopi z kosami na sztorc. Nazywana przez cudzoziemców „polską bronią", była symbolem i narzędziem walki o wyzwolenie narodowe, nie spcteczne. Stała się chłopską przepustką do historii; na narodowe ołtarze wprowadzili ją głównie Grottger, Anczyc, Matejko, Pol, Styka i Lenartowicz. Skrzyżowane kosy zdobią wawelski sarkofag T. Kościuszki, od 2. poi. XIX w. ukazują charakter mieszkańców Krakowa: „Lud tu wierny w tym grodzie/Ulubował swobodzie/Wielbi Boga na niebie/A na ziemi czci siebie/Nosi czapki czerwone/Białe, krótkie ubranie/A ma kosy ostrzone/Na najbliższe powstanie". kwiecień • maj • czerwiec BOSUTOWSKI EPIZOD POWSTANIA KOŚCIUSZKOWSKIEGO Starając się o pozyskanie chłopów do walki wydał Naczelnik „OdePo odczekaniu na pobojowisku racławickim kilku godzin dla zaakzwę o względy dla walecznego Wojciecha Głowackiego" zobowiązując centowania viktorii i uporządkowania przemieszanych szyków, podjął kniazia Antoniego Szujskiego, dziedzica Rzędowic, do opieki nad rodziną Tadeusz Kościuszko decyzję cofnięcia się do Słomnik przez Zielenice, świeżo mianowanego chorążego. Tenże na tę odezwę zareagował naJanikowice, Muniakowice i Prandocin. tychmiast, uwalniając jego i rodzinę od wszelkich powinności pańszczyźW Słomnikach 5 IV zredagował swój głośny Raport do Narodu nianych, ponadto obdarzając chatą i zaopatrując w potrzebny inwentarz. o zwycięstwie racławickim, a następnie wydal kilka nominacji dla zasłuW ślad za ową odezwą wydał jeszcze: „Odezwę za włościanami o ulgę żonych w bitwie. Tutaj też przywdział sukmanę krakowską, jako strój w pańszczyźnie i ludzkie z tymiż obchodzenie" oraz „Odezwę za familią formacji, która najbardziej wyróżniła się w walce. włościan do walczenia z nieprzyjaciółmi wezwanych". Wszystkie one 6 IV polski korpusik opuścił Słomniki i przez Niedźwiedź i Goszczę zostały wydane 9 V przez Komisję Porządkową Województwa Krakowpomaszerował do Bosutowa, oddalonego od Krakowa o 8 kilometrów skiego z postaci druków ulotnych. (jedną milę). Wieś była własnością Kapituły Katedralnej. krakowskiej; liczyła obok dworu 12 domów z 93 mieszkańcami; należała do parafii W obozie bosutowskim następowała żmudna rozbudowa sił poWięcławice. Okolica była pagórkowata, a wieś rozłożona w kotlinie, wstańczych. Do zebranych tam 2, 3 i 6 regimentu pieszego, II batalionu wzdłuż drogi, wijącej się serpentynami ku Krakowowi. 7 regimentu pieszego, trzech kompanii artylerii i kompanii inżynieryjnej, 1 i 2 brygady kawalerii, korpusu towarzyskiego kawalerii i trzech szwaTadeusz Kościuszko rozłożył tu wojsko obozem i zarządził sypanie dronów 4 pułku straży przedniej dołączyły jeszcze i i 2 regiment grenawałów na długości 7 kilometrów - od dworu kapitulnego w kierunku dierów krakowskich. Dziekanowic - na wzgórzu, rozdzielającym dolinę Dłubni od doliny 1 regiment grenadierów objął potoku Sudoł. płk Jan Krzycki. I batalion powstał Naczelnik założył swoją z uczestników bitwy racławickiej. kwaterę w modrzewiowym Jako II batalion wcielono milicję dworze, znajdującym się na krakowską. Regiment ten liczył początku wsi. Część wojska powyżej 900 ludzi. 0azda i regimenty piesze) kwa2 regiment grenadierów objął terowała początkowo w namioppłk Franciszek Bukowski. Jego tach, część w zbudowanych I batalion w Bosutowie miał już szałasach; spano na słomie. stan powyżej 600 żołnierzy. Później namioty zlikwidowano. Strój tych żołnierzy był wyraźnie W obozie zorganizowano kaplichłopski. Oficerów wyróżniały cę, lazarety, magazyny i polowe naramienniki i szarfy. Pierwszy kuźnie i kuchnie. Zaopatrzenie szereg był uzbrojony w karabiny, w furaż i żywność zapewniał drugi w kosy, a trzeci w długie Kraków i okolice, a więc teren piki. Ćwiczono atak na białą broń obecnej gminy Michałowice. i obronę w czworobokach przed Z Krakowa szły do Bosutowa atakami kawalerii. również transporty wódki Obóz wojsk polskich pod Bosutowem, mal. M. Stachowicz Zagrożenie zajęciem Krakowa przez woji piwa, które wydzielano żołnierzom. W pewne ska pruskie skłoniło Tadeusza Kościuszkę do ilości piwa zaopatrywał obóz również browar użycia pospolitego ruszenia w charakterze pewnej demonstracji na pomichałowicki, zaś w karczmie wśród jej bywalców sporo rozprawiano graniczu prusko-polskim. W tym celu zorganizowano trzy pomocnicze 0 powstaniu. W obozie panował wielki porządek, duża subordynacja obozy w Skale, Krzeszowicach i Porębie koło Alwerni. Położony najbliżej 1 niezwykła karność. Dużą ruchliwością wykazywał się kapelan, Michałowie obóz w Skale miał za zadanie ubezpieczać przed obejściem O. Franciszek Ksawery (Andrzej Sochacki). Zgromadzeni żołnierze na przez przeciwnika rubieży Dłubni i kontrolować drogę doliny Prądnika. przemian ćwiczyli i pracowali przy budowie umocnień, przeświadczeni, Założony przez gen. mjra ziemskiego Józefa Gabriela Taszyckiego, który że sprawy insurekcji rozwijają się pomyślnie. od 15 IV rozpoczął wybierać rekrutów spomiędzy okolicznych mężczyzn W Bosutowie z honorami wojskowymi pochowano kilkunastu żołnieod 18 do 50 roku życia, po kilku dniach liczył już 9 tysięcy piechoty, rzy, którzy jako ciężko ranni nie przetrzymali drogi; usypano im wysoki kilkuset jazdy i 6 dział żelaznych; dowództwo nad nim objął płk Jan kopiec. W 1894 biskup Władysław Bandurski kazał postawić na nim Bukowski. obelisk z rzeźbą orła i marmurową tablicą, ale dzisiaj ani kopiec, ani pomnik na nim nie istnieją, zburzone przez władze austriackie w 1914 24 IV Naczelnik po 18 dniach istnienia zwinął obóz w Bosutowie podczas oczyszczania przedpola twierdzy Kraków. Obecny, stojący we i pomaszerował z wojskiem (6 359 żołnierzy regularnych i 2 124 konie) wschodniej części wsi pomnik ze spojonych kamieni polnych pochodzi wzdłuż lewego brzegu Wisły do Igołomii, skąd przesunął się pod Brzesko z 1946 i nosi napis: „Pamięci pobytu Tadeusza Kościuszki w kwietniu Stare i dalej, przez Witów, Koszyce, Opatowiec pod Winiary (28 IV), 1794 r." leżące w widłach Nidy i Wisły. Rozpoczęła się kolejna faza insurekcji. W Połańcu wydał Tadeusz Kościuszko swój słynny „Uniwersał połaObóz w Bosutowie rozrastał się. Z bliższej i dalszej okolicy nadciąganiecki" (7 V). ły kontyngenty rekruta dymowego (kantoniści pięciodymowi - piesi Niebawem w bitwie pod Szczekocinami (6 VI), stoczonej przez woji pięćdziesięciodymowi - konni), mobilizowani przez nieustanne odezwy sko polskie z połączonymi siłami prusko-rosyjskimi, został ciężko ranny Komisji Porządkowej Województwa Krakowskiego (przewodniczący Wojciech Bartosz Głowacki, który zmarł z ran podczas odwrotu w Kielkasztelan Stefan Dembiński) i dzięki działaniom licznych werbowników. cach i został pochowany na cmentarzu katedralnym. W bitwie zginęło też Część z nich zasiliła stare regimenty i brygady, z reszty formowano nowe kilkudziesięciu chłopów z powiatów proszowickiego, ksiąskiego i kraoddziały. kowskiego. Inni pomaszerowali dalej ku Warszawie i wzięli udział 7 IV wieczorem wprowadzono do Krakowa zdobycz spod Racławic: w dalszych bojach wojsk insurekcyjnych. Tradycja miechowsko12 armat, sztandar, broń palną i sieczną oraz jeńców. Działa ustawiono na proszowicka zachowała jeszcze kilka nazwisk owych bohaterów. Rynku, by każdy mógł się im z bliska przyjrzeć. Następnego dnia wjechał Po starciu pod Szczekocinami część wojsk pruskich ruszyła, by zająć do miasta - przyjęty z wielkim entuzjazmem przez krakowian - NaczelKraków. W Skale nie było już wspomnianego obozu, ponieważ 18 V jego nik, ubrany w chłopską sukmanę i rogatywkę, po czym rozpoczęły się załoga cofnęła się pod Kraków lub rozbiegła do domów. Ostatecznie uroczystości przy wystawionych działach. kapitulację miasta przyjął 15 VI gen. Carl Friedrich Elsner, który na Tam Tadeusz Kościuszko trzech chłopskich bohaterów mianował Kraków podążał spod Szczekocin przez Żarnowiec, Miechów, Słomniki chorążymi, a mianowicie Wojciecha Bartosza-Głowackiego z Rzędowic, i Michałowice. W tej ostatniej miejscowości doszło nawet do utarczek Stanisława Świstackiego z Zakrzowa i Jędrzeja Łakomskiego spod Proz patrolami polskimi, wystawionymi na rogatkach miasta. I w ten oto szowic. Jako chorążowie „ubrani w porządne, białe sukmany i lederwerk sposób okolice Michałowic znalazły się pod panowaniem pruskim aż do (pas do ładownic) czarny, zwyczajny kapelusz z boku podpięty z białą pierwszych dni 1796, kiedy to Kraków i północną Małopolskę, aż po kokardą i zielonym piórem kapłonim", nosili na epolecie jedną gwiazdkę. Pilicę i Bug włączono do Galicji Zachodniej. Patenty, potwierdzające nominację doręczono im później, w Bosutowie. Stanisław Piwowarski 3 kwiecień • maj • czerwiec Połączyłichpatriotyzm... Polaków? Przede wszystkim aktywnie działał politycznie, ujawniając swój talent m.in. na Sejmie Czteroletnim, wykazując palącą potrzebę reform. Ogromne zaangażowanie w pracach nad Konstytucją 3 Maja spowodowało, że zyskał wielką popularność Opinia publiczna widziała w nim pierwszego ministra. Świetną karierę przekreśliła interwencja rosyjska w 1792 roku. Targowiczanie pod pozorem niepłacenia czynszu pozbawili go ziem Michałowice - obecnie podkrakowska gmina, której walory docenia wielu ludzi, pragnących właśnie tu zamieszkać. Nieliczni jednak zastanawiają się jaka była przeszłość tej ziemi? Kto wcześniej „ulubował" sobie te strony? Częściowo na te pytania stara się odpowiedzieć „Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich" wydany w 1885 roku. W XIX wieku Michałowice mogły poszczycić się posiadaniem urzędu gminy, szkółki wiejskiej, stacji pocztowej i telegraficznej, komory celnej, przy której odbywały się targi zbożowe dwa razy w tygodniu oraz młyn wodny. Chętnie sprzedawano pierze, ptactwo domowe, jaja; kupowano zaś sól i maszyny rolnicze. Ale sięgnijmy jeszcze bardziej wstecz, do wieku XVIII. W 1788 roku Michałowice na mocy przywilejów króla Stanisława Augusta przeszły w wieczyste posiadanie księdza Hugona Kołłątaja za opłatą rocznego czynszu na rzecz Akademii Krakowskiej. Z wydarzeniem tym związana jest pewna historia. Kołłątaj bardzo zabiegał o ziemie miechowskiej komendy, do której należało 11 wsi, w tym też Michałowice. Nalegania te zniecierpliwiły króla, który przyznał Akademii zaledwie cztery wsie. Winą za ten stan rzeczy obarczano zachłanność i chciwość Kołłątaja. Czy były to tylko głosy złośliwych i zazdrosnych o pozycję tego niezwykłego człowieka sukcesu? Tego do końca nie wiemy, nie wątpiąc przy tym w niezwykłą osobowość Kołłątaja. Całe jego życie skupiało się na działalności na rzecz szkolnictwa, reformowania kraju i szukania dróg ratunku dla Ojczyzny. Jako „spadkobiercy" tego dziedzictwa powinniśmy bliżej poznać sylwetkę dawnego pana tych okolic. Można o nim powiedzieć, że był świetnym biznesmenem. Nabywając wiele ziem dbał o rozwój rolnictwa i hodowli, wykazywał się w roli dobrze prosperującego kupca - handlującego zbożem i drewnem (organizował spław na własnych statkach aż do Gdańska). Próbował sił w produkcji wódek wysokogatunkowych na Wołyniu, nie obce były mu poszukiwania i eksploatacja bogactw natu- i skonfiskowali wszystkie dobra. Wówczas zmieniły właściciela także Michałowice. Ziemię tę otrzymał sprzymierzeniec Rosji, poseł ziemi krakowskiej - Karol Głębocki herbu Doliwa. W staraniach o te dobra popierał go Józef Ankwicz, toteż Głębocki szybko „przefrymarczył" mu Michałowice. Józef Ankwicz był kasztelanem sądeckim, człowiekiem wykształconym o zdolnościach prawniczych. Po śmierci ojca szybko roztrwonił majątek, oddając się karciarstwu. W dobie Sejmu Czteroletniego popierał program króla, jednak wszelkie działania z tego okresu wynikały z pobudek czysto egoistycznych, po prostu chciał wysłużyć sobie u monarchy intratne źródło dochodów. Po objęciu rządów przez targowiczan z pensji królewskiej przeszedł prosto na carską. W czasie insurekcji kościuszkowskiej został aresztowany, wówczas przyznał z godnością, że zasłużył na śmierć, ponieważ przyczynił się do rozbioru Polski. Został powieszony w maju 1794 roku. Ankwicz cieszył się ziemią michałowicką przez rok, gdyż 1793 roku Sejm Grodzieński uchylił akty konfederacji targowickiej, a plenipotent Kołłątaja udowodnił regularne opłacanie czynszu, a więc i bezprawne odebranie dóbr. Tymczasem Kołłątaj, mimo że rząd rosyjski żądał jego uwięzienia, nie spoczął w działaniach na rzecz Ojczyzny - kierując przygotowaniami do insurekcji. Zorganizował misję paryską i krakowską Tadeusza Kościuszki. Z tego okresu pochodzi wiele aktów, zwłaszcza w sprawie chłopskiej jego autorstwa. Los włościan zawsze żywo obchodził Kołłątaja, kilkakrotnie (jeszcze w latach osiemdziesiątych XVII w.) opowiadał się za ich oczynszowaniem. Przy boku Kościuszki pisał Uniwersał Połaniecki pierwszą, mającą szansę powodzenia reformę, dotyczącą ulżenia chłopom w pańszczyźnie. Zapewnia w niej zniesienie poddaństwa osobistego (możliwość swobodnego przemieszczania się z miejsca na miejsce), gwarantował nieusuwalność z gruntu siłą i prawo opuszczania wsi. Postulował uwolnienie od pańszczyzny gospodarstw chłopów - powstańców. Niestety, taki akt nie mógł podobać się szlachcie, gdyż pociągał do odpowiedzialności sądowej za naruszenie jego postanowień. ralnych (wapienniki w Krzesławicach, kopalnia soli). Nietrudno się domyślić, że wszystkie te wysiłki sprawiły, iż stał się człowiekiem bardzo bogatym. Ludzie, zwłaszcza zamożni mają swe namiętności; źródła historyczne nie ukrywają zbytnio słabości naszego bohatera: fascynował się kolekcjonerstwem książek, obrazów i monet o nieprzeciętnych walorach. Znamy więc częściowo odpowiedź na pytanie dlaczego był bogaty, ale co sprawiło, że zdobył sławę i miejsce wśród najwybitniejszych 4 kwiecień • maj • czerwiec Klęska powstania była jednoznaczna z unieważnieniem Uniwersału. Po upadku zrywu kościuszkowskiego Kołłątaj został aresztowany pod Przemyślem (wydał go dawny stronnik A. Trębicki) i osadzony w austriackim więzieniu w Ołomuńcu. Przebywał tam osiem lat. Był to okres bardzo trudny. Męczące śledztwo, uciążliwe warunki złamały jego zdrowie i psychikę. W końcu został wypuszczony z więzienia pod warunkiem, że nigdy do Galicji nie powróci. Michałowice ponownie zostały mu odebrane (1795). Wielka pracowitość, intensywny tryb życia długoletnie więzienie zrujnowały zdrowie Kołłątaja. Od młodych lat popadał w różne choroby (kamica nerkowa, artretyzm, podagra, kłopoty z krążeniem, uporczywe migreny), toteż tym bardziej zdumiewa jego wytrwałość i siła woli. Ten, „który lubił sławę, pieniądze, zbytek, wystawność i popularność", ten, który nie szczędził życia, aby dźwigać Ojczyznę z upadku, ten, który był prawdziwym człowiekiem czynu, dogasał w rosnącym konflikcie ze światem, w poczuciu krzywdy i opuszczenia. Pełnymi goryczy są słowa: „Świat mię prześladował, świat okrył prawdą potworną, skazał mię na cierpienia odmówiwszy sądu'. Kołłątaj zmarł 28 lutego 1812 roku w Warszawie mając 62 lata. Po utworzeniu Księstwa Warszawskiego Kołłątaj nie zagrał już pierwszych skrzypiec w rządzie, jednak wart odnotowania jest pewien fakt dotyczący I sejmu Księstwa z 1809 roku. Wówczas rozprowadzono traktat autorstwa Kołłątaja. Pismo to „Uwagi nad tą częścią ziemi polskiej, którą od traktatu tylżyckiego zwać zaczęto Królestwem Warszawskim", uznano za jeden z najciekawszych polskich traktatów politycznych, w którym autor staje się wizjonerem „wspólnej Europy". Ta myśl prawie sprzed 200 lat, doczekała się urzeczywistnienia w XXI wieku. Polska niebawem będzie jednym z członków zjednoczonej Europy. Po jego śmierci drogą spadku Michałowice znalazły się w rękach najstarszego brata Jana, następnie trafiły do córki Jana — hrabiny Marii z Kołłątajów Krasickiej, pozostając w tej rodzinie do 1875 roku. Wtedy kupił je hrabia Tadeusz Dąbrowski, (herbu Radwan). Obecnie właścicielami dworu są p.p. M. i St Lorenzowie. Jak widać losy naszej miejscowości podobnie jak losy Hugona Kołłątaja były niezwykle burzliwe. Niestety jest to prawo historii, zwłaszcza historii naszej ojczyzny. Ziemia michałowicka po interwencji wojsk ks. Józefa Poniatowskiego (1809) została wcielona do Księstwa Warszawskiego, a w 1810 roku ponownie wróciła do Kołłątaja. Marta Maracha Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich - 1885, Kronika Dziejów Polskich Śmierć bohatera dwóch kontynentów, Naczelnika Narodu - Tadeusza Kościuszki w roku 1817, wywołała powszechny żal, poparty inicjatywą sprowadzenia zwłok wodza Insurekcji ze Szwajcarii do grobów królewskich na Wawel. 22.VI.1818 r. trumnę ze szczątkami Naczelnika złożono w Katedrze wawelskiej, zaś koncepq'ę usypania kopca - pomnika pamięci o Kościuszce zaaprobowano w roku 1820. U podstaw tej symbolicznej mogiły, wzniesionej na jednej wiedeńskiej mordze ziemi, umieszczono akt erekcyjny i ziemię z pola racławickiej bitwy. Mimo niesprzyjającego okresu zaborów, trzy lata trwające prace przy powstawaniu kopca, uwieńczone zostały sukcesem. W 1926 r. na jego zboczu złożono ziemię z pobojowisk amerykańskich, w 150 rocznicę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych A. P. Szczyt Kopca Kościuszki Na jego szczycie, pod głazem z tatrzańskiego granitu, na którym wyryto napis: „KOŚCIUSZCE", zdeponowano dla przyszłych pokoleń także pamiątki naszych czasów: - monetę srebrną wybitą na 20-lecie pontyfikatu Jana Pawła II, - znaczek „Solidarności" z 1980 r., - - krzyżyk czarno emaliowany z orłem polskim noszony przez kobiety w stanie wojennym, - Konstytucję III Rzeczypospolitej, jako dowód zwycięstwa „Solidarności" w walce o niepodległość i suwerenność, - teksty homilii papieskich i orędzie miłosierdzia, - sprawozdanie Komitetu z odbudowy Kopca. Komitet Kopca Kościuszki, założony 24.XI.1820 r. w Krakowie, jest najstarszym, działającym towarzystwem społecznym w Polsce. Po dzień dzisiejszy sprawuje opiekę nad Kopcem i pamiątkami po Tadeuszu Kościuszce. Rys. Kopca z 1923 r. Kopiec „przetrzymał" trudne lata zaborów i okupacji hitlerowskiej, stając się wiecznotrwałym symbolem Polski i solidarności narodów w imię dobra ludzkości. E.K. Na podstawie folderu „Kopiec Kościuszki", wyd. przez Komitet Kopca Kościuszki 5 kwiecień • maj • czerwiec MŁODZIEŻ MICHAŁOWICKA A UNIA EUROPEJSKA Realizacja tematyki edukacji europejskiej w ramach lekcji wiedzy o społeczeństwie, geografii i na „godzinach" wychowawczych, jest dla michałowickiej młodzieży gimnazjalnej pretekstem do aktywnego uczestniczenia w procesie „stawania się" obywatelami UE. Są na tym polu nawet całkiem wymierne osiągnięcia - III miejsce dla Agaty Chmiel oraz II dla szkoły, w powiatowym konkursie „Unia Europejska polskie aspiracje" - 1992 r. Gimnazjum, nie poprzestając na tych nagrodach, przystąpiło w ubiegłym roku szkolnym do programu organizowanego przez UKIE i MENiS - „Moja szkoła w Unii Europejskiej". Odbyły się konkursy wiedzy, prelekcje prowadzone przez studenta europeistyki i spotkania z przedstawicielami Woj. Centrum Integracji Europejskiej. Przygotowywano gazetki tematyczne, przeprowadzono wśród młodzieży sondę w kwestii przystąpienia do Unii, oraz zaprezentowano program określający wiedzę uczniów na temat państw - obecnych i przyszłych członków UE. Młodzi ludzie pełni obaw o swą przyszłość w „nowej" Europie, przejawiają bardzo duże zainteresowanie poznaniem szans, zależnych w dużej mierze od właściwego wykształcenia i rozumienia zachodzących wokół procesów. W tych poszukiwaniach pomocne okazać się mogą programy Erazmus i Sokrates. Wśród pytań zadawanych w czasie prelekcji wiele troski zawierały te, które dotyczyły możliwości rozwoju rodzin żyjących w środowisku rolniczym. Spośród wielu form przekazu wiedzy o UE, największą popularność w naszej szkole zdobyły „Dni Europejskie" spektakle, które młodzież bardzo starannie przygotowała sama, angażując większą część uczniów, wyzwalając ukryte dotąd talenty sportowe, taneczne czy kulinarne. Po wylosowaniu „swojego" państwa, klasa opracowywała 30-minutowy program omawiający warunki geograficzne, gospodarkę i kulturę owego kraju, prezentując jego folklor, zaś na koniec serwując dania charakterystyczne dla kuchni regionalnej. Społeczność szkolna wprost żyła tymi przygotowaniami, chętnie wspieranymi przez nauczycieli i rodziców. Częściej zaglądano do biblioteki, internetu i przewodników... Stroje wykonywano własnoręcznie lub pożyczano z teatru i zespołów folklorystycznych. Regionalne potrawy przyrządzano z niezwykłą fantazją i dbałością o ich estetyczne podanie, zaś wiedza - wśród tego ogromnego zabiegania - sama pchała się do głowy... Wszystkie prezentacje wypadły wspaniale, bawiąc publiczność znakomicie. Rywalizacja między klasami zakończyła się zwycięstwem kl. 2a przedstawiającej Włochy i Słowenię. Wszyscy otrzymali dyplomy pamiątkowe, lecz najważniejsze - wiedza o Europie na dobre wszystkim zapadła w pamięć. Członkowie Szkolnego Klubu Europejskiego przeprowadzili w szkole z pozytywnym wynikiem sondę dotyczącą członkostwa Polski w UE. Referendum przygotowane wraz z Samorządem Szkolnym na terenie gimnazjum dało wynik 50% za wejściem Polski do Unii, stanowiąc dowód dojrzałości postawy obywatelskiej, w tej ważnej dla Polaków sprawie. Za działania podjęte na rzecz integracji europejskiej szkoła nasza otrzymała podziękowanie z Centrum Integracji Europejskiej w Krakowie. Dobry klimat do realizacji tego zadania stworzony przez Dyrekcję szkoły, życzliwość i zaangażowanie nauczycieli, ale nade wszystko aktywność i pomysłowość samych uczniów (w tym byłych i obecnych uczennic - A. Zębali, B. Dyląg, K.J. Sieńko, M. Sadzik, B. Hejmo i in.), to suma wysiłków, które zaowocowały tym niezwykłym wydarzeniem. Jako, że dobrą tradycję należy kontynuować, zaś wiedzę „europejską" wciąż pogłębiać - znów (jako jedyna szkoła w gminie) przygotowaliśmy kolejny „Dzień Europejski", tym razem „na powitanie wiosny". Odbył się krótki, acz treściwy „spacer po Europie", (ze strony największych łakomczuchów pełen westchnień do omawianych smakołyków charakterystycznych dla różnych kuchni europejskich), urozmaicony muzyką, pieśniami, a nawet tańcem odzwierciedlającymi specyfikę kulturową regionów naszego kontynentu. Taka forma aktywizacji młodzieży zmniejsza zdecydowanie obszar „nudy szkolnej", stanowiąc zarazem znakomity sprawdzian wiedzy o Europie, ku której tkwiąc w niej od ponad tysiąca lat - uparcie zdążamy, by poznając ją bliżej, świadomie i na mocnych fundamentach budować nasz wspólny dom. Napisała Barbara Włodek Należy wyjaśnić, że pomysłodawczynią urządzenia „Dnia Europejskiego" oraz osobą, która ducha Wspólnej Europy tchnęła w mury michałowickiego gimnazjum, jest autorka niniejszego artykułu - nauczycielka historii, entuzjastka pracy na rzecz środowiska szkolnego, a od niedawna także członkini naszego Stowarzyszenia. (red.) Poczytaj mi... Głód dobrej książki „wystanej" w kolejce do biblioteki parafialnej powodował, że gdy już dostała się ona w ręce spragnionego czytelnika, ten „swojego" Mickiewicza, Reymonta czy Orzeszkową przekazywał następnym, zachęcając do sąsiedzkich „dyskusji literackich". Za osobistym staraniem p. Franciszka Bubki, jeszcze przed II wojną światową - bo w roku 1927, sprowadzono dla Kola Młodzieży Wiejskiej w Michałowicach „bibliotekę ruchomą" udostępnioną przez Bibliotekę Powszechną w Miechowie. Czytelników było więcej niż książek, toteż młodzież z Koła aktywnie starała się o zakup nowych pozycji. Kwestowano na ten cel podczas odpustów, urządzano przedstawienia, z których dochód przeznaczano na powiększenie księgozbioru. Nie sposób nie wspomnieć tu o tych, którzy w owym czasie, a także w okresie okupacji otaczali opieką Biblioteczkę Koła Towarzystwa „Że w gminie Michałowice miłość do książek stała się tradycją - to wszyscy wiedzą. Że często widziało się starego chłopa, młodą kobietę lub chłopca pochylonych nad lekturą, jest faktem, o którym każdy może zaświadczyć." 6 kwiecień • maj • czerwiec lat pracowała społecznie. Dzięki Jej staraniom w roku 1965 „Pawie Pióra" zarejestrowano w Wojewódzkim Związku Teatrów Amatorskich w Krakowie. Dziesiątki występów w imprezach lokalnych, powiatowych, wojewódzkich i ogólnopolskich, udział w konkursach, festiwalach i obchodach rocznicowych, coroczne reprezentowanie regionu krakowskiego na dożynkach centralnych - po raz pierwszy w Warszawie - 1967 r., później w Opolu, Bydgoszczy, Białymstoku, Poznaniu, Płocku i innych miastach wojewódzkich - to trwałe osiągnięcia kulturalne zespołu, przez cały czas społecznie kierowanego przez swą protektorkę. Szkoły Ludowej - byli to; p. Władysław Nogieć, p. Franciszek Kopeć, oraz p.p. Andrzej i Waleria Sochowie. Niestety, nie zawsze zbiory biblioteczne udawało się w porę ukryć przed likwidującymi je Niemcami. Niebawem więc, placówka przestała istnieć, by odrodzić się na nowo po wojnie, wiosną 1948 roku za sprawą p. Józefy Sosnkowskiej nauczycielki z Michałowickiej szkoły podstawowej. Początki były bardzo skromne - jedna szafa w pokoju nauczycielskim, mieszcząca 250 tomów. Jednak ogromne zaangażowanie mieszkańców w odtwarzaniu księgozbioru spowodowało, że niebawem zaczęły powstawać kolejne punkty biblioteczne, zapewniając wszystkim dogodny dostęp do książek. Prowadzili je społecznie; w Woli Zachariaszowskiej - p. Józef Kuś, w Woli Więcławskiej -p. Bronisław Grochowski, w Zagórzycach Dworskich - p. Kaczka, w Więcławicach Starych - p. Irena Kuhnert, oraz w Księżniczkach — kierowniczka tamtejszej szkoły. Zmieniały się czasy i „zespołowe pokolenia". Jedni odchodzili, inni wstępowali w szeregi „Pawich Piór', a lista ich nazwisk wydłużała się coraz bardziej. W niejednym domu treść tego artykułu przywoła zapewne wspomnienia z tamtych lat. Może nawet znajdą się zdjęcia, na których w stroju krakowskim - rozpoznamy kogoś bliskiego... Niestety w latach 80-tych zespół przestał istnieć. Nie powiodły się próby jego reaktywowania. Pani Maria Krawczyk, całe swoje zaangażowanie skierowała więc ku pracy w rozwijającej się bibliotece, popularyzując czytelnictwo wśród wdąż wzrastającej rzeszy odbiorców. Biblioteka z budynku Urzędu Gminy „powędrowała" na pewien czas do prywatnego mieszkania p. Jerzego Bubki, by następnie osiąść w remizie OSP w Michałowicach. Od 2003 roku zajmuje lokal w świeżo odrestaurowanym budynku michałowickiego Gimnazjum. Nie istnieje już Zespól „Pawie Pióra", a p. Maria Krawczyk nie wita nas w progu biblioteki. Lecz Jej dzieło i osoba pozostały w naszej pamięci na zawsze. Chcielibyśmy na łamach naszego czasopisma zamieścić dla Państwa tekst rozmowy z p. Marią. Obiecała nam to niebawem. Uzbrojeni w cierpliwość, przygotujmy się więc na tę chwilę wspomnień o czasach i ludziach często bliskich i najbliższych, którzy dla nas i wśród nas, z potrzeby serca tworzyli kulturę, promując naszą Michałowi cką Ziemię na terenie całego kraju i pobudzając pokolenia młodzieży do uczestniczenia w owych artystycznych zmaganiach. W roku 1951, biblioteka kierowana przez p. Wandę Batko, przenosi się do budynku Gminnej Rady Narodowej w Michałowicach, by od roku 1955 przez kolejnych 45 lat pozostać pod troskliwą opieką p. Marii Krawczyk. Od tej pory zasobność księgozbioru stale wzrasta. Rośnie też liczba czytelników. Pojawiają się pierwsze osiągnięcia: „proporzec przechodni dla biblioteki przodującej w upowszechnianiu czytelnictwa na terenie powiatu miechowskiego", oraz dyplom dla bibliotekarki za zorganizowanie wystawki pt. „Przez czytanie literatury rolniczej do podniesienia kultury rolnej" W 1959 roku, pod patronatem kierowniczki biblioteki, zawiązuje się Koło Przyjaciół Biblioteki, w ramach, którego prężną działalność rozwijają aktywiści z miejscowego Koła Związku Młodzieży Wiejskiej, stawiając za cel główny swoich wysiłków upowszechnianie czytelnictwa. Odbywają się spotkania z pisarzami i dyskusje literackie, stanowiące stałą pozycję w kalendarzu zajęć bibliotecznych. Propagując nowe formy popularyzacji książki, KPB wystawia sztukę teatralną pt. „Zemsta cygana" ( 1959 r.). Regularnie mają miejsce wieczorki głośnego czytania, oraz zbiórki pieniężne na rzecz budowy bibliotek. W roku 1964 amatorski teatrzyk przekształca się w młodzieżowy zespół regionalny „Pawie Pióra", kierowany przez p. Marię Krawczyk główną inspiratorkę wszelkich akcji kulturalnych w Michałowicach, których długą listę trudno byłoby pomieścić w tym niewielkim artykule. Nie można nie wspomnieć o olbrzymim kapitale szacunku i zaufania, jaki zaskarbiła sobie p. Maria w środowisku, na rzecz którego wspólnie z młodzieżą, z wielkim zapałem i poświęceniem przez wiele Anna Boczkowska OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA Z Jankiem Boczkowskim spotykaliśmy się w sklepie mojego ojca - Józefa. Wieczorem przychodzili tam także przedstawiciele pokolenia międzywojennego. Starsi opowiadali o dawnych czasach - młodzi słuchali. Uradzili wreszcie, że najwyższy już czas na reaktywowanie przedwojennej kapeli ludowej. Kiedyś grali w niej mój ojciec - Józef Komenda, Stefan Banach i Roman Rosół. Teraz brakowało obsady do trzech instrumentów, co nie byłoby problemem, gdyby do zespołu zechcieli przystąpić grający w więcławickiej orkiestrze parafialnej moi bracia - Czesław i Jan oraz Jan Bednarczyk. Tak też się stało. Zespół rozpoczął próby. Obu z Jankiem Boczkowskim korciło nas teraz aby stworzyć jeszcze sekcję teatralną i taneczną, bowiem chętnych nie brakowało. Niebawem dokonujemy rejestracji naszych sekcji w Wojewódzkim Związku Chórów i Teatrów Ludowych, w Krakowie, pl. Szczepański 8. Do zespołu muzycznego i tanecznego zaczyna przyjeżdżać instruktor. Teatrem zajmujemy się obaj z Janem Boczkowskim. Pewnego zimowego wieczoru, ogarnięty nostalgią przemijającego czasu, natrafiłem w albumie na pożółkłą fotografię sprzed półwiecza. Na odwrocie, nieco już wyblakła notatka Kapela Ludowa „Znicz" z Masłomiącej. Przywołując pamięć o tamtych dawnych, tak szybko minionych czasach myślę, że przecież wszystko to działo się jakby przed chwilą. Druga połowa lat pięćdziesiątych. W Polsce, po przełomowym październikowym Plenum Partii, na skutek mających dokonywać się przemian politycznych, w ludziach budzi się nadzieja na lepsze jutro, a ogólny entuzjazm wyzwala chęć do działania, także wśród masłomiąckiej młodzieży. Wróciłem wówczas z wojska. Mając sporo czasu postanowiłem spożytkować go dla dobra najbliższej społeczności. 7 kwiecień • maj • czerwiec Wkrótce do Związku Chórów i teatrów w Masłomiącej należała prawie cała okoliczna młodzież - chłopcy i dziewczęta. Wszyscy chętnie przychodzili na próby i z determinacją wykonywali przydzielone sobie zadania. Niekłamany podziw i uznanie w oczach władz gminnych, a także wśród społeczności lokalnej, budził zapał z jakim mieszkańcy wsi potrafili wyjść ze swych opłotków, by zjedoczyć siły w twórczym dziele na rzecz własnego środowiska. O pracy i osiągnięciach poszczególnych sekcji Związku postaram się opowiedzieć w kolejnych numerach „Pejzaży". Nie mogę jednak, na zakończenie, nie wyrazić żalu za owym duchem entuzjazmu, który nagle gdzieś uleciał z Masłomiącej. O tym, czy powróci tu jeszcze - nikt, jak dotąd, nie słyszał... Wspominał Stanisław Komenda «... Było wesoło! Szło się po sumie do „centrum wsi", czyli nad stawy, trzymając się swoich grup wiekowych - dzieci, młodzież i dorośli... śpiewali, grali na harmonii, opowiadali. Starsi przepędzali młodzież, żeby nie podsłuchiwali - to uciekało się z krzykiem! W maju było bardzo dużo żab i głośno hałasowały. Nazywano nas, od tego ich rechotania „żabiarzami", co kiedyś mocno złościło - dziś stanowiąc już tylko sympatyczne wspomnienie z młodości... Po „majówce" pod figurką Matki Boskiej postawioną w 1936 r. między stawami z fundacji dziedzica Dyakowskiego, też spotykaliśmy się na tych łąkach, gdzie wieczorami przygrywali Jurek Franczak na akordeonie, Stefan Bonach na skrzypcach i Jan Bednarczyk - „Ossoliński" na trąbce...» Fot. kapliczki wykonaną przez uczniów udostępniła p. E. Siekierzyńska (fragm. opowiadania ze spotkania z p. Haliną Banach i p. Ireną KołaczJaros, którym tą drogą składam serdeczne podziękowanie za udostępnienie ciekawych fotografii i materiałów z przeszłości Masłomiącej. Będą one sukcesywnie prezentowane na łamach naszego kwartalnika) E.K. - A ja wszystkie moje obrazki... - A ja dam siostrze taki duży obraz, że przykryje siostrze całą gębę! O, jakie kochane te moje dzieci! Codziennie modlę się za nie... To było tak dawno, a tak dobrze pamiętam wszystko. Siostra Eliza wspomina... (List od Siostry Elizy Malczyk) Wilczkowice — to moja pierwsza placówka. Był tam dwór p.p. Zdanowskich. Mieszkały w nim dwie starsze samotne kobiety - panna Helena, imienia drugiej nie pamiętam. Był też kawaler - starszy pan, Stanisław. Jedna z sióstr wyszła za mąż i wyjechała. Mieli jeszcze jednego brata — księdza. Był profesorem. Chciał coś dobrego zrobić dla wsi i sprowadził zakonnice. Za dużo piszę, proszę wybaczyć. Najserdeczniej pozdrawiam, Matce Boskiej polecam, z Bogiem S.M. Eliza Prowadziłam tam przedszkole, a wieczorem uczyłam dziewczęta kroju i szycia. W soboty jeździłam do Krakowa uczyć się tego rzemiosła. Ale dziewczęta nauczyłam... Z dworu dostawałyśmy chleb, mleko, jarzyny. Stosunki byty bardzo serdeczne. Jednego razu przełożona dała chleb biednej; pomyślałam — co będziemy jadły? Na wieczerzę zupa..., a tu ktoś dobija się do drzwi: List ten dedykujemy, za wiedzą Autorki, wszystkim tym mieszkańcom naszej gminy, którzy jako dzieci uczestniczyli w prowadzonych przez Nią zajęciach. Siostra Eliza ukończyła w marcu 92 lata. Czuje się dobrze. Przebywając obecnie w domu zakonnym w Komańczy, nadal spisuje swoje wspomnienia. — Siostrzyczki, chleb mi się tak dobrze wydarzył, więc przyniosłam wam bochenek. Pan Jezus wszystko wynagradza... Do Naramy chodziłyśmy na Msze Św. godzinę drogi. Była tam Irka Harmalanka, córka sołtysa. Ona przynosiła mi codziennie garnuszek mleka. Tamte dzieci to moje ukochane dzieci... Umarł Jasio Boczkowski. Płakaliśmy wszyscy. - Proszę siostry, to każdy człowiek musi umrzeć? - Tak, moje dzieci. - Siostra też umrze? - Tak. - Ja zrobię siostrze kwiatki z bibuły! - Ja dam żywe! W opracowaniu znajdują się materiały archiwalne rodziny Zdanowskich z Wilczkowic, dotyczące pobytu i pracy sióstr na terenie tej miejscowości, udostępnione nam dzięki uprzejmości Sióstr Norbertanek z Imbramowic. (red.) 8 kwiecień • maj • czerwiec Coroczne edycje Święta Kwitnącej Jabłoni odbywały się w parku dworskim (a właściwie przyszkolnym), zaś huczne biesiady - w budynku szkoły (dwór zagórzycki). Bywało, że uroczystości - zwłaszcza te o zasięgu wojewódzkim trwały dwa dni. Wówczas miały miejsce także wystawy owoców, sadzonek, środków do prowadzenia sadów oraz wykłady prowadzone przez fachowców z Inst. Sadownictwa z Brzeznej i ze Skierniewic, zaś droga w kierunku Zagórzyc już od samych Michałowie prezentowała się bardzo szczególnie — udekorowana na całej długości kolorowo powiewającymi proporcami. W ciągu 30 lat Święto Kwitnącej Jabłoni zachowało swój ludowy charakter, o czym świadczyć może specyfika zapraszanych na występy zespołów: „Złote Kłosy", „Pawie Pióra", „Grupa Kolpinga" z Kocmyrzowa, „Smrokowianki", „Kozierowianie", Zespół „Krakus" z AGH, a ostatnio „Skalni" z AR z Krakowa. Program artystyczny często bywa wzbogacany występami uczniów oraz niezawodnej orkiestry dętej „Hejnał" z Więcławic. Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte minionego wieku to czas korzystnych warunków dla pracy sadowników. Krak. Spółdz. Ogrodnicza i Pow. Wydz. Rolnictwa udzielały wówczas dotacji w wysokości 50% od poniesionych kosztów (na sadzonki, materiał ogrodzeniowy itp.) wszystkim, którzy podjęli trud tworzenia lub powiększania areału ogrodniczego. W Zagórzycach pierwsze sady założyli w roku 1964 Zbigniew Głaz, Tadeusz Janas, Mieczysław Franczak i Jan Doniec. Rok 1970 przyniósł kolejne inwestycje — powstały nowe zblokowane sady: I blok — w Słowiku, II i III blok - w Zagórzycach Starych, IV blok - Zagórzyce - Sieborowice. Ich twórcą był Eugeniusz Tomczyk z Krak. Spółdz. Ogrodniczej, w której funkcję prezesa do spraw produkcji pełnił wówczas zagórzyczanin - inż. Fryderyk Sroka. Po raz pierwszy Święto Kwitnącej Jabłoni odbyło się w X rocznicę założenia pierwszych plantacji - tj. 24 kwietnia 1974 r., lokując się w sadzie u p. Tadeusza Janasa. Odbyły się prelekcje tematyczne instruktorów z „powiatu" i Wydz. Rolnictwa, oraz występ grupy śpiewaczej wyodrębnionej z liczącego wówczas 80 osób Koła Gospodyń Wiejskich, prowadzonego przez p. Anielę Wiechowicz - kier. szkoły w Zagórzycach. Panie śpiewały pod batutą p. Piotra Wiechowicza w składzie: Mieczysława Franczak, Danuta Kawula, Seweryna Żabicka, Barbara Grudzień, Józefa Kopeć, Weronika Janas, Lucyna Nogieć, Stanisława Jeleń i.in. Wieczorem tego dnia, jak zwykle w takich okolicznościach, odbyła się zabawa taneczna. Świętu Kwitnącej Jabłoni na terenie Zagórzyc towarzyszy zawsze klimat rodzinno-sąsiedzkiego pikniku, gdy na wspólnej zabawie licznie gromadzą się okoliczni mieszkańcy. Życzymy, by ta 30-letnia tradycja trwała jak najdłużej, ciesząc i bawiąc następne pokolenia zagórzyczan, i by kolejne jubileusze, wśród bieli kwitnących jabłoni, nadal stanowiły piękną wizytówkę dla „jabłecznych" aspiracji Zagórzyc. Pan Janas udzielił miejsca w cieniu swych jabłoni także kolejnym obchodom Święta. Tym razem w urządzaniu spotkania pomogli instr. Jan Ucherek z Krak. Spółdz. Ogrodniczej oraz inż. Jan Garncarczyk z Pow. Rady Narodowej. Do przygotowań przyłączyli się także strażacy z istniejącej w Zagórzycach od roku 1928 jednostki Ochotn. Straży Pożarnej wraz z Kołem Gosp. Wiejskich. Na podstawie informacji udzielonych przez p. Celinę Sliwińską długoletnią sołtyskę (28 lat) Zagórzyc, członkinię Koła Gospodyń Wiejskich, a obecnie radna gm. Michałowice Wiersz poniżej p. Anny Kawalec z zespołu „Smrokowianki" Świynto kwiytnocy jabłoni Hej, kwiytno, kwiytno jabłonie wsedzie. jabłek w tym roku Dostatek bedzie. Cały sad bieluśki A tych sadów wiela. Każdo jabłónecka Kiej panna z wesela. Każdo jabłónecka Kieby panna młodo Zadziwio zapachem Zadziwio urodom. Pośród tego kwiecia Wicherek góni Ciesy się, bo bzisiaj Jest świynto jabłoni Gdzieś tak piykno ziymia Takie piykne kwiecie? Poza polskom ziymiom Nikaj nie nie znojdziecie. Któż z nas nie zna smaku jabłek pieczonych z miodem, szarlotki, kompotu jabłkowego (także z suszu), kosmetycznego zapachu „zielone jabłuszko"? Kto nie słyszał o rajskim jabłku Adama i Ewy - symbolu pogrążenia ludzkości w „ziemskim padole", albo o jabłku na głowie syna Wilhelma Tella lub o „jabłku niezgody" i sądzie mitycznego Parysa? A jabłko królewskie - symbol władzy i panowania nad światem? W starożytnym Rzymie na szczycie takiego jabłka sadowiono zazwyczaj posążek bogini zwycięstwa. Chrześcijańska Europa zastąpiła go symbolem krzyża greckiego (równoramiennego). W Polsce używane przez królów prawdopodobnie od XII w., występuje także w ikonografii chrześcijańskiej EK. w ręce Chrystusa lub Madonny. Jabłuszko pełne snów... Hodowla jabłek w Polsce — początkowo z dziczek leśnych — rozpoczęła się stosunkowo późno. Długosz przypisuje tę zasługę cystersom sprowadzonym do Polski z niemieckiej Pfarty. Przywiezione przez nich jabłka określano wówczas nazwą depurty lub japurty. Inne gatunki jabłek - w XV i XVI w. zwane windliczkami, wskazywałyby na pochodzenie tych owoców z Vindelisium czyli Augsburga. Pozostawiając uściślenie tych domniemywań uczonym, możemy z całą pewnością stwierdzić, że dość szybko nauczono się jabłka przetwarzać, otrzymując: • jabłecznik - młode wino z jabłek (od ok. 1500 r.), • jabłczynkę - zupę jabłkową, • jabłkówkę - nalewkę z jabłek. (Aleksander Bruckner - Encyklopedia Staropolska, Mała Encyklopedia Powszechna) 9 kwiecień • maj • czerwiec Jak tu miło i wesoło, Drzewa kwitną, kwiecie woni. W Zagórzycach uroczystość, Ś więto Kwitnącej jabłoni Na początku Adam z Ewą Tu na ziemi głód cierpieli Bóg im sypną manny z nieba Więc jadła do syta mieli. W maju sady toną w bieli, Jabłoneczki zakwitają, A na lato, na jesieni Już smaczne jabłuszka mają. Pan Bóg czynił wielkie cuda, Rozsiał różne ziarna z nieba, „ Rozmnażajcie się na ziemi, by nie brakło ludziom chleba". Pięknie wszystko przystrojone, Bo na pewno wszyscy wiecie, Że kwitnące jabłoneczki, obchodzą trzydziestolecie. Nazajutrz zakwita jabłoń, Rozszumiały kłosy zboża, Do tego się przyczyniła Dobrotliwa Matka Boża. Sąd Parysa - jabłko niezgody" Niegdyś jabłko było w raju, Adam z Ewą je zerwali. Był to owoc zakazany, Więc pod krzaczek się schowali. Maj to miesiąc Matki Bożej Więc jabłonie kwitną w maju, W lipcu zaraz owocują, Jak to było niegdyś w raju. Bóg grzeszników wygnał z raju, Został smutek i bezludzie. Szatan latał jak szalony, gdy zgrzeszyli pierwsi ludzie. Jedzmy jabłka zagórzyckie Smaczne i ekologiczne. Rajskie jabłko zakazane — To wspomnienie historyczne. Jabłko rajskie Słowa i melodię ułożyła p. Henryka Wiórek ze Smrokowa Ilustracje - przedruk Encyklopedia Staropolska A. Briickner MAMY HERB ludziom zdolnym - także pochodzącym z uboższych domów. W trzynastym roku życia, znając początki łaciny, śpiew kościelny i liturgię, wpisał Portret Jana Długosza się Jan Długosz w poczet uczniów Akademii Krakowskiej, na wydział filozoficzny, stanowiący rodzaj szkoły przygotowawczej na poziomie dzisiejszego gimnazjum. Ukończywszy go z tytułem bakałarza, podjął dalsze studia. Po czterech latach porzucił Uniwersytet wstępując jako pisarz do Krakowskiej Kancelarii Biskupiej. To, że niedokończony filozof i niedoszły teolog ujął berło naszego średniowiecznego dziejopisarstwa, zawdzięczał niewątpliwie wpływowi otoczenia, w jakim znalazł się na dworze biskupim, pod okiem Zbigniewa Oleśnickiego, wśród najwybitniejszych polityków owej doby. Zajmując się administracją ogromnych włości kościelnych, przeszedł wyborną szkołę dziejopisarską, przygotowującą go do roli ojca historiografii polskiej. Nie wdając się w dalsze dywagacje nad życiem tego pracowitego polityka, dyplomaty i nauczyciela synów królewskich, nie sposób nie wspomnieć dwudziestopięcioletniej pracy nad „Kronikami" - dwunastotomowym dziełem powstałym „na większą chwałę Ojczyzny". Wywodząc rodowód najznakomitszego polskiego dziejopisarza wieków średnich, należy rzecz całą rozpocząć od Grunwaldu. Tutaj bowiem, pod Herb gminy Michatowice koniec bitwy uśmiechnęła się fortuna do Długoszów, niezasobnych dotąd w zaszczyty ani bogactwa. Jan Wieniawa, zwany Długoszem, przywiódł wówczas księciu Witoldowi w niewolę dwóch rycerzy krzyżackich, którzy ubliżyli niegdyś zuchwale księżnej matce - Birucie. Za tę zasługę otrzymał Długosz burgrabstwo w zamku królewskim w Brzeźnicy koło Radomska i starostwo w Nowym Korczynie, jednym z najważniejszych grodów Małopolski. Jego brat - ksiądz, odprawiał mszę przed bitwą w namiocie królewskim. Po wojnie osiadł w należącym do najbogatszych w Polsce probostw, w miasteczku Kłobuck. Niezwykle liczna rodzina Jana Długosza Wieniawity, posiadająca oprócz córek czternastu synów, wymagała nie lada uposażenia. Dwunastu spośród chłopców wychowało się zdrowo, dziedzicząc po ojcu „imię" i majątek. Drugim z kolei (a raczej czwartym, licząc dwóch zmarłych braci) był słynny historyk urodzony w 1415 r., przeznaczony od dzieciństwa do stanu duchownego. W owym czasie bowiem, jedyną drogą do wzniesienia się na wyższy stopień społeczny, było dla syna szlacheckiego poświęcenie się służbie Bożej. Stan ten kształcił i otwierał drogę do zaszczytów i wpływów 10 Kwiecień • maj • czerwiec nie, którego ani nauka, ani przyrodzenie nie obdarzyły wymową, przerażała praca wielka i trudna, na słabe moje barki wkładana, gdy tylu mężów, wysoką obdarzonych nauką i dowcipem, milczało... Postanowiłem czyny i wypadki dawnych przodków wydobyć z zapomnienia, iżby im nie zbywało na potrzebnym świadectwie, acz nie tak, jakby wymagała wielkość rzeczy i wartość ich zasług, do których określenia potrzeba by pisarza wielce uczonego lub znakomitego poety. Mniemam zaś, iż z tej nade wszystko przyczyny, godzi się wyrozumieć nieudolność mojego pióra, że gdy inni uczeni i więcej kształceni mężowie milczeli, ja pierwszy wziąłem się do pisania i wolałem cokolwiek napisać, choć mniej nadobnie (...), aniżeli nic wcale. Błagam wszystkich duchownych, tak zakonnych, jak świeckich, wielebnych i przezacnych mężów, doktorów, profesorów, mistrzów, uczniów i pisarzy każdego wydziału prześwietnej Akademii Krakowskiej, aby po mojej śmierci ktokolwiek ich grona (...) te księgi dziejów w dalszym ciągu pisał, żeby nigdy przerwy w nich lub zaniechania nie dopuszczali. Niestety, prośba o godnego kontynuatora nie została wysłuchana a wynikła z zazdrosnej małości przyczyna długoletniego zapomnienia i niepublikowania Kronik Długosza, zatarła się dopiero w wieku XVII, zapewniając autorowi nieśmiertelną popularność. Długosz, dokumentując historię polskiego rycerstwa i możnowładztwa, naturalną koleją rzeczy stał się twórcą heraldyki, opisując 139 herbów znakomitszych rodów polskich, w dziele „Insignia seu Clenodia Regni Poloniae". Może warto pamiętać o tym szczególnie teraz, kiedy gmina Michałowice po długich staraniach doczekała się własnego herbu, opracowanego przez następców (heraldyków) Jana Długosza, „naszego" proboszcza i fundatora nawy i babińca kościoła w Raciborowicach. E. Kwaśniewska na podstawie „Stanowisko w historiografii" - Szujski, II tom „Szkiców hist." oraz „Jan Długosz" 1893 - Car, Bobrzyński, Smolka . RODZINA ASENDICH Rodzina Asendich, na początku XX w. należała do bardziej znaTak więc, Mieczysław Kwieciński (syn Mateusza) wracając na czących rodzin michałowickich. Stanowili ją - p. Asendi, wówczas wakacje z Liege w Belgii, gdzie studiował chemię na tamtejszym sekretarz urzędu gminy Michałowice, prowadząca dom jego małuniwersytecie, nie mógł, z nieważnym zazwyczaj paszportem, żonka, oraz troje dorastających dzieci - syn Edward oraz córki - przekroczyć granicy. W tej sytuacji pomoc przyjaciela wydawała się Wanda i Teodora. Mówiono o szlacheckim pochodzeniu pani donieodzowna. Plan działania był następujący: po przyjeździe do mu. Małżonek specjalnie na jej potrzeby utrzymywał parę wyjazKrakowa Mieczysław zatrzymywał się w hotelu, przekazując przez dowych koni z bryczką i woźnicą, co z uwagi na skromne apanaże znajomych wiadomość do Asendich, że właśnie przybył i czeka na urzędnika gminnego było wcale trudnym zadaniem. W nieodletransport. Rankiem następnego dnia Edek Asendi wyjeżdżał końmi głym Maszkowie miał p. Asendi przyjaciela - Mateusza Kwiecińpo Mieda i zabierał go wraz z bagażem. Będąc synem wysokiego skiego, wówczas urzędnika gubernialnego w Kielcach, zaś urzędnika gminnego, a więc osobą dobrze znaną prywatnie właściciela dworu i niewielkiej „resztówki carskim służbom granicznym, bez większych dworskiej" o powierzchni około 40 mórg ziemi. przeszkód przejeżdżał przez komorę w obie strony nawet, jeśli wiózł ze sobą kogoś nie W okresie przed I wojną światową gmina posiadającego aktualnych dokumentów. Po w Michałowicach należała do ważniejszych odpoczynku w domu Asendich, w porze w guberni kieleckiej. Położona w pasie granicznym, popołudniowej, odwożono Mieczysława do posiadała, jako atut, komorę celną, czyli mówiąc Maszkowa. językiem współczesnym, przejście graniczne. Wszystkie tak usytuowane gminy miały wówczas Powodem, dla którego wizyta prawo wystawiania ludności miejscowej tzw. młodziutkiego studenta z sąsiedztwa wydać półpasków. Były to jednorazowe zezwolenia mogłaby się wyjątkowo miłą, była zaumożliwiające przekraczanie granicy państwowej pewne osoba Wandy Asendi - według tam i z powrotem - ważne przez jeden tydzień. Ta opinii współczesnych - bardzo pięknej procedura w znaczący sposób wpłynęła na rozwój i i wykształconej dziewczyny. Trudno dzisiaj przygranicznego handlu. W kierunku Krakowa odpowiedzieć na pytanie, czy młodych przewożono głównie produkty spożywcze, jak JF. łączyła nić szczególnej sympatii i czy mąkę , kaszę, krupy oraz (nielegalnie) alkohol obydwie zaprzyjaźnione rodziny liczyły na i tytoń. Zaś w stronę przeciwną transportowano ewentualny związek między nimi. Trudno też przeważnie artykuły przemysłowe. wyobrazić sobie, by Mieczysław mógł Przyjaźń osiadłych tu rodzin Asendich i Kwiecińskich, pozostawać obojętny na urok tej ślicznej panny. w swym praktycznym wymiarze wyrażała się m. innymi Wiadomo jednak, że ostatni raz widzieli się ułatwianiem przekraczania granicy studiującym poza kranajprawdopodobniej w roku 1913. Po powrocie Mieczysław Kwieciński jem dzieciom Mateusza. z Belgii, w czerwcu 1914 roku, Mieczysław nie przyjechał już do domu, lecz zatrzymując się w krakowskich OleWładze carskie, mając na celu ograniczenie młodym Polakom andrach wkroczył na wojenny szlak, w składzie I Brygady Legiomożliwości zdobywania wiedzy na europejskich uniwersytetach, nów Polskich. 23 maja 1915 roku poległ pod Przepiórowem na komplikowały procedury paszportowe. Wydłużano czas oczekiwakielecczyźnie, dowodząc w stopniu porucznika kompanią „chłopnia na otrzymanie dokumentu, którego okres ważności upływał ców podhalańskich". Niepodległa Ojczyzna odznaczyła go poczęsto przed zakończeniem roku akademickiego. 11 kwiecień • maj • czerwiec śmiertnie Orderem Virtuti Militari i Krzyżem Niepodległości. Tymczasem na progu wolności, w roku 1918, między sekretarzem gminnym a michałowicką społecznością dochodzi do poważnego konfliktu. Jego powód nie jest znany. Pan Asendi przestaje pełnić swą funkcję i niedługo potem umiera. Jego żona w owym czasie także już nie żyje. Młode pokolenie rodziny zostaje bez dachu nad głową i środków do życia. Wówczas Mateusz Kwieciński przygarnia do siebie osierocone dzieci przyjaciela. Prawie dwa lata mieszkają razem w maszkowskim dworze. Jeżeli Wandzię i Mieczysława rzeczywiście łączyło młodzieńcze uczucie, przypuszczać można, że jej pobyt w rodzinnym domu Mięcia, który od paru lat nie żył, musiał należeć do bardzo smutnych. Ciężkie warunki materialne nękające młodych Asendich o czym świadczyć miał również częsty zapach kartoflanki unoszący się z dwupokojowego mieszkania zajmowanego u Kwiecińskich sprawiły, że gdy po dwóch latach starań i oczekiwań, Wanda otrzymuje posadę nauczycielki w kresowym miasteczku Sarny na Wołyniu, natychmiast udaje się tam wraz z siostrą Teodorą, pragnącą ułożyć sobie życie „przy niej". O losach Edwarda wiadomo niewiele. Prawdopodobnie nie towarzyszył siostrom w „wołyńskiej" wyprawie lecz osiadł gdzieś w okolicach Krakowa. Rodzina Asendich na michałowickim gruncie przestaje istnieć. Jakie były ich dalsze dzieje - nie wiadomo. Może podzielili tragiczny los Polaków, którzy w 1939 roku znaleźli się na terenach stalinowskiego imperium? Gdyby ktoś, czytając te słowa, zechciał wzbogacić nowymi faktami opowiedzianą tu historię, byłby to interesujący przyczynek do głębszego poznania losów jednej z ciekawszych michałowickich rodzin. Nazwisko Asendi podaję w brzmieniu fonetycznym. Nigdy nie znalazłem dokumentu, bądź listu, gdzie zamieszczona byłaby jego prawidłowa pisownia. Być może w zapisie miałoby postać Aschendi. }an Matzke Z artykułu tego wysnuć można jednak jeszcze jedną zadziwiającą myśl, taką mianowicie, że po upadku powstania styczniowego, w okresie natężającej się rusyfikacji, w polskiej gazecie czytamy zapisane językiem ojczystym słowa, ciepło opowiadające o człowieku, który bił Rosjan pod Racławicami! Kto czuwał nad tym, aby sito carskiej cenzury nie zatrzymało owej dumnej i ważnej dla Polaków informacji? - niestety historia, nie najwdzięczniejsza z nauk, nie zapamiętała jego imienia... Ksiądz Gocławski, za sprawą swoich parafian, oprócz powodów do zadowolenia, miewał także sporo dylematów bardziej egzystencjalnych. Przemyt alkoholu przez granicę i rozwijający się na jego bazie „czarny rynek", od wieków były zmorą społeczeństw, księdzu zaś, próbującemu ogarnąć swą zagrożoną przygranicznym handlem owczarnię, sytuacja ta przysparzała obaw o zdrowie i morale podopiecznych. Pisał więc: „A to szwarcownictwo okowity nie tylko się nie zmniejsza, ale niemal z każdym dniem większe przybiera rozmiary. Potworzyły się towarzystwa żydowskie, które za pośrednictwem swych ajentów utrzymywanych w różnych przygranicznych punktach, wynajmują włościan na koszt towarzystw do szwarcowania wódki. Dostają oni jedzenie i picie, a oprócz tego od dostarczonej okowity pięciu garnców - dwa ruble.(...) Tak więc za dzień i jedną noc zarabia jeden człowiek 2 ruble a oprócz tego jedzenia ma do syta i gorzałki, co wypije. To nęci ludność nadgraniczną tak, że synowie opuszczają dom rodzicielski podobając sobie w życiu swobodnem, wolnym, awanturniczym; kobiety nawet zachęcone lekkim i dużym zarobkiem, puszczają się na szwarcownictwo, porzucając czasem mężów, aby prowadzić swobodne i wolne życie. Jak ujemnie szwarcownictwo oddziaływa na moralność, zbyteczne byłoby się nad tem rozpisywać. Każdy rozsądny człowiek aż nadto dobrze to pojmuje." Koniec lat siedemdziesiątych XIX w., to czas panowania dwóch czarnych dwugłowych orłów zaborczych, wrogo na siebie spoglądających przez kordon graniczny przy komorze celnej w Michałowicach - związanych administracyjnie z powiatowym Miechowem i gubernialnymi Kielcami, miejscowościami połączonymi bitą drogą wybudowaną tuż przed powstaniem listopadowym, o czym zapewne do dziś pamiętają ostatnie stare lipy rosnące wzdłuż tej trasy (obecnie E-7). Z Michałowickich wzgórz, jak na dłoni widać było królewski Kraków - jedno z wielu, w owym czasie, miast monarchii austrowęgierskiej. Jak płynęło życie ówczesnym mieszkańcom tych przygranicznych terenów, rządzonych carskim lub cesarskim berłem? Wiele opowiedzieć mogłyby na ten temat stare dokumenty i czasopisma. Jednym z interesujących w tamtym czasie korespondentów „Gazety Kieleckiej" był mieszkaniec Więcławic, ksiądz Piotr Gocławski, sprawujący tu posługę kapłańską. W „Gazecie" z roku 1878 wspomina: „ W tych dniach byłem u chorego w Wilczkowicach, znałem go już i dawniej jako sędziwego człowieka, ale nie przypuszczałem, ażeby był to człowiek sięgający pamięcią ubiegłego stulecia (XVIII w. - przyp. autora). Po udzieleniu Sakramentów Świętych zacząłem z nim rozmawiać i przez ciekawość spytałem ile liczy sobie lat. A sto sześć- odpowiedział. Myśląc, że żartuje i ja w stanie niedowierzającym zapytałem - A znałeś Kościuszkę? A cóż bym miał nie znać? - odpowiada - kiedy razem z nim biłem się pod Racławicami, mając wtenczas 25 lat. Skłoniłem wówczas w pokorze głowę przed walecznym starcem i uwierzyłem, że naprawdę ma 106 lat. Przeglądałem jego świadectwo służby - nazywał się Szymon Opolewski, urodził się w 1772 roku, służył pod Kościuszką, odbył kampanię 1812 roku a ostatecznie został drużnikiem do r. 1860. Słuch ma dobry, wzrok nieco osłabiony - obecnie wielce zapadł na zdrowiu" - godna to podziwu historia dzielnego, starego człowieka, pracującego na swym skromnym drużniczym stanowisku do 88 roku życia. Od księżowskiej troski i napomnień, szwarcowników jakoś nie ubywało. Za to strażnicy graniczni chętnie wyłapywali co mniej sprytnych i odstawiali ich pod lokalny sąd w Wilczkowicach, gdzie (w II poł. XIX w.) urząd sędziego sprawował dziedzic 12 kwiecień • maj • czerwiec ze wsi Czaple w pow. miechowskim i trudnił się kontrabandą. Śmierć nastąpiła skutkiem apopleksji spowodowanej z nadmiernego użycia trunków." Wbrew pozorom szwarcownictwo nie było najlżejszym kawałkiem chleba. Nie byle jaką tężyzną fizyczną dysponować musiał śmiałek pokonujący piechotą ok. 30 kilometrową trasę z kilkoma świńskimi pęcherzami wypełnionymi okowitą na plecach... Sieborowic - Bolesław Zakrzeński, zaś funkcję ławnika od wielu lat pełnił kowal z Zagórzyc - Józef Dyląg - uchodzący w otoczeniu za człowieka światłego, ponieważ czytywał „Zorzę". Sądowe kary w postaci grzywien, nie zniechęcały jednak „kontarbandzistów". Od uprawiania tego procederu nie odwiodła ich także treść informacji zawartych w kronice policyjnej: „Na polach majątku Sieciechowice znaleziono ciało włościanina, mogącego liczyć trzydzieści lat wieku, przy którym leżało pięć pęcherzy napełnionych okowitą. Denat był włościaninem Adam Miska SAGA RODZINY KANARKÓW Początki tej sagi sięgają lat czterdziestych XIX w. Właścicielem Michałowic od niedawna jest hrabia Tadeusz Dąbrowski h. Radwan. Wiele kłopotów przysparza mu młyn dworski nękany licznymi awariami, z którymi nie radzą sobie miejscowi rzemieślnicy. W tej sytuacji dziedzic zwraca się z prośbą o pomoc do klasztoru o.o. cystersów w Mogile. Dzięki ich interwencji do Michałowic przyjeżdża młody człowiek - Wojciech Kanarek, doskonale radzący sobie z zaistniałymi trudnościami i w krótkim czasie uruchamia młyn. Ten „chłopak z gór" — jak podaje tradycja rodzinna — początkowo kieruje młynem, następnie zostaje jego dzierżawcą, a w końcu właścicielem. Tutaj poznaje dziewczynę - Agnieszkę Włodarską, która zostaje jego małżonką. Młodzi państwo Kanarkowie wychowują trójkę dzieci: nieznaną z imienia córkę, która wstąpi do klasztoru, drugą córkę Agnieszkę oraz syna Jana. młynie w Maszkowie. Dzieje się to przed rokiem 1883. Tu rodzina powiększy się o jeszcze jedno dziecko - Jana, który w przyszłości przejmie m ł y n po rodzicach. Maszkowski m ł y n nie przynosi jednak oczekiwanych d o c h o d ó w i jest wielokrotnie wydzierżawiany. W ostatnim Adam Jurkowski dziesięcioleciu XIX wieku spotykamy Agnieszkę i Adama Jurkowskich w Miechowie, gdzie pełni A d a m funkcje nauczyciela ludowego. Około roku 1896 Agnieszka umiera i zostaje pochowana na miejscowym cmentarzu. Wówczas A d a m wraca ostatecznie do Maszkowa, zajmując się do końca życia młynarstwem. Tymczasem jego przyjaciel i szwagier zarazem - Jan Kanarek, żeni się z Julią Borlicką. Ich małżeństwo trwa krótko, a Julia w wieku czterdziestu lat umiera w krakowskim szpitalu (24.12.1904). Tam też zostaje pochowana, jako, że ówczesne przepisy celne zakazywały przewozu zwłok. Jej grób Przekazy rodzinne wspominają o nadzwyczaj skromnym i oszczędnym trybie życia państwa Kanarków. W drugiej połowie XIX wieku nastąpiły czasy pomyślnej koniunktury, czemu sprzyjało częściowe otwarcie granicy z Austrią. Popyt na przetwory młynarskie, jak mąkę, kaszę, krupy, wzrósł gwałtownie. W tej sytuacji, w ciągu stosunkowo krótkiego czasu, Kanarkowie dorabiają się sporego majątku ziemskiego o powierzchni 120 mórg. Sami, być może, jeszcze niepiśmienni, doceniają wartość kształcenia dzieci. Jan kończy progimnazjum w Pińczowie (o edukacji córek brak przekazu). mieści się w jednej z d w ó c h „ p i r a m i d " rakowickiego cmentarza. Jan i Julia Kanarkowie doczekali się jednej tylko córki - Marii. Kiedy dorosła ojciec kupił jej aptekę w Proszowicach, w której poznała prowizora - p. Gałęzowskiego. Po p e w n y m czasie została jego żoną i oboje wybrali się, w trwającą p o n a d rok, podróż poślubną wokół Europy. W owych czasach (1905 r.) stanowiło to swojego rodzaju sensację towarzyską. Ponieważ, niestety, często bywa, że wielkie szczęście splata się z wielkim nieszczęściem, zdarzyło się, że po powrocie z wojaży p. Gałęzowski p o p a d ł w nieuleczalną Współczesnemu pokoleniu młodych chorobę psychiczną i przewieziony został michałowiczan należałoby w tym miejdo szpitala w Kobierzynie, przebywając scu dedykować informacje o trudach, tam, aż do jego likwidacji w latach czterjakie wiązały się wówczas ze zdobywadziestych XX wieku, przez Niemców. niem wykształcenia. Na terenie guberni Jan Jurkowski (w środku) Maria przez cały czas łożyła na leczenie męża. Zmarła kieleckiej, której południowe granice biegły wierzchołkiem w początkach lat pięćdziesiątych w Proszowicach, doczekawszy się michałowickiej góry, były (aż!) cztery szkoły średnie - dwa gimnazja (prawdopodobnie) upaństwowienia własnej apteki. (męskie i żeńskie) w Kielcach, jedno w Olkuszu oraz wspomniane już progimnazjum w Pińczowie. Nietrudno więc, wyobrazić sobie wysiłek, Mniej więcej w trzy lata po ślubie jedynaczki i cztery po śmierci żojaki wiązał się z pokonywaniem trasy z Michałowie do Pińczowa, biorąc ny, mając 58 lat, pożegnał się ze światem Jan Kanarek (zm. 30.03.1908). pod uwagę ówczesny stan dróg i środków komunikacji. Zmarł nagle, a służąca, którą ostatkiem sił poprosił o podanie kropli, nie W szkole przyjaźnił się Jan Kanarek z Adamem Jurkowskim z Miechowa. Na ferie świąteczne zaprosił kolegę do domu, gdzie poznał Adam jego siostrę Agnieszkę. Oboje ogromnie przypadli sobie do gustu. Rodzicom dziewczyny tez podobał się młodzieniec, za którym na dodatek ciągnęła się fama szlacheckiego pochodzenia. Młodziutka i śliczna Agnieszka oraz 18- letni Adam bardzo szybko się pobrali. Ceremonia zaślubin odbyła się w kościele św. Jakuba w Więcławicach. Czterdzieści mórg ziemi (otrzymanych w wianie od rodziców Agnieszki) stanowi odtąd podstawę wspólnego gospodarowania młodych Jurkowskich. W Michałowicach urodzi się czworo ich dzieci. Nie posiadając rolniczego wykształcenia, nie potrafią z pracy na roli uzyskać odpowiedniego zabezpieczenia dla rodziny. Za podszeptem teściów, sprzedają więc posag Agnieszki, a pieniądze lokują, w stanowiącym wcześniej własność zakonu sióstr Klarysek od św. Andrzeja z Krakowa, zdążyła przybiec z lekarstwem. O wielkim przywiązaniu córki do ojca świadczyć może pomnik ufundowany przez nią na jego grobie na więcławickim cmentarzu. Wykonany ręką znakomitego rzeźbiarza, kosztował z a p e w n e krocie. Postać płaczącej kobiety wspartej o pionową ścianę, jeszcze dzisiaj - po niemal stu latach - b u d z i refleksję n a d kruchością ludzkiego istnienia. Dorobek całego życia protoplastów rodu - Agnieszki i Wojciecha Kanarków, został sprawiedliwie podzielony między trójkę ich dzieci: część przynależną córce - zakonnicy sprzedano, a pieniądze przekazano, jako jej wiano klasztorowi, młyn otrzymał Jan, a po nim jego jedyna spadkobierczyni - córka Maria, zapisując go następnie Szlichcińskim, rodzinie swojej ciotki (siostry matki - Julii Borlickiej-Kanarkowej), która nosiła to nazwisko po m ę ż u . 13 kwiecień • maj • czerwiec W książce telefonicznej wydanej w roku 1938, przeczytać można, że właścicielem młyna w Michałowicach jest Zdzisław Szlichciński mgr nauk ekonomicznych. Młyn ten, po gruntownej przebudowie spłonął na skutek zwarcia instalacji elektrycznej. Chciałbym jeszcze parę słów wspomnień dodać o Agnieszce z Włodarskich - Kanarkowej - seniorce rodziny , która sama żyjąc nad wyraz skromnie, marzyła o bardziej dostatnim życiu dla swoich dzieci. Najbardziej była zatroskana losem córki - Agnieszki. Będąc już wdową, gromadziła po trochu pieniądze, aby - osiągnąwszy potrzebną sumę i po sprzedaniu przez zięcia nieprzynoszącego wystarczających dochodów, maszkowskiego młyna - wspomóc finansowo zamiar kupna innego, lepszego młyna w okolicy. Gdy okazja taka właśnie się nadarzyła, okazało się, że zgromadzone oszczędności zaginęły. Serce i umysł staruszki nie wytrzymały doznanego szoku. Zmarła 4 lipca 1881 r. (lub 1882 - napis na nagrobku zatarty). Powoli do wieku emerytalnego zbliża się piąte już pokolenie wywodzące swe korzenie od Agnieszki i Wojciecha Kanarków. Potomstwa nie pozostawiła po sobie ani córka - zakonnica, ani Jan Kanarek, którego jedyna córka zmarła bezdzietnie. Rozwinęła się za to rodzinna linia trzeciej latorośli Kanarków Agnieszki Kanarek-Jurkowskiej. Jej syn - Jan Jurkowski przejął po rodzicach młyn w Maszkowie, odsłużywszy wcześniej 4-letni pobyt w legionach Józefa Piłsudskiego. Córka - Zofia wyszła za mąż za Stanisława Harmaja z Maszkowa, zaś jej wnuczka - Teresa Harmaj, MASSALSCY jako żona Józefa Bartusia wróciła do MichałowiC. Wnuk Zofii - Wiesław Kopeć, mieszka jako emeryt w Nowej Hucie. Potomstwo dwóch pozostałych, nie wymienionych tu z imienia córek, rozbiegło się po świecie i - jak mi wolno sądzić - utraciło w większości świadomość swych korzeni. Moim dziadkiem był Jan Jurkowski, ja zaś jestem jego jedynym wnukiem - za kilka miesięcy emerytem. Koleje losu doprowadziły mnie do Wieliczki, skąd kreślę niniejsze słowa. Ostatnio w Michałowicach, opowiedziano mi o „Czarnej Pani", która ukazuje się w ruinach młyna Kanarków (i Szlachcińskich). Kim jest owa tajemnicza postać? Popuśćmy wodze fantazji...Może z niebieskich wysokości przenika na dół Agnieszka Kanarkowa. Spaceruje i rozpacza - Tyle wysiłku, tyle trudu całego życia...I nic...Tylko sterta kamieni na naddłubniańskim brzegu... Jan Matzke Serdecznie dziękuje ks. Ryszardowi Honkiszowi, proboszczowi parafii p.w, św. Jakuba Apostola, za uzyskanie wglądu w księgi parafialne. Dzięki nim mogłem się upewnić, że protoplasta rodu miał na imię Wojciech, zaś Agnieszka z Włodarskich Kanarkowa była jego żoną i tym samym moją najprawdziwszą praprababką. - RÓD MŁYNARZY Z WILCZKOWIC Komornik, Michał Massalski (przodkowie jego przybyli prawdopodobnie z Rosji, Litwy bądź Ukrainy, gdzie nazwisko to występuje bardzo licznie) wraz z żoną, doczekali się na przełomie wieków XVIII i XIX trojga dzieci, które wychowywali w Mierzwinie w obwodzie kieleckim. Starszy z synów - Józef (ur. w 1797 r.) osiadłszy w Michałowicach, pojął za żonę tutejszą pannę - Katarzynę Bartuś. Jako nadrzemieślnik drużny utrzymywał rodzinę z pensji dozorcy drogi królewskiej. W roku 1842 urodził im się jedyny syn - Piotr Dominik, który, gdy dorósł, został w Michałowicach rymarzem. Ożenił się z Józefą Grabowską. Państwo Piotrostwo Massalscy wychowali pięciu synów: - Józefa, którego trzecie - spośród pięciorga dzieci - syn Piotr, został architektem pow. w Miechowie, a jego pieczęć urzędowa figuruje na planach młyna Jana Jurkowskiego z Maszkowa pod datą 1.12.1947 r. Był także bojownikiem o wolność w szeregach A.K, - Władysława - służył we Władywostoku, miał ośmioro dzieci, - Mieczysława — służył w Parmie, miał ośmioro dzieci, - Feliksa - służył w gwardii carskiej, miał pięcioro dzieci, - Jana Antoniego — ur. w Wilczkowicach w roku 1884 - młynarza, ożenionego z Walerią Ziarko. Ośmioro ich dzieci urodzonych w Wilczkowicach lub Michałowicach, wybrało dla siebie bardzo różne drogi życiowe, lecz kilkoro spośród nich kontynuowało tradycję młynarską rodziny. Byli to - Stefania Massalska (ur. w 1915 r.) i jej mąż Józef Mosur, Teresa Massalska (ur. w 1925 r.), której mąż Józef Biegaj, walczący w czasie II wojny światowej w partyzantce i ranny w nogę ze skutkiem trwałego kalectwa, także był młynarzem a jego brat Antoni pełnił funkcję dyrektora Młynów Krakowskich. Na koniec zaś, młyn po Teresie przejął jej chrześniak Ryszard - syn Antoniny z Massalskich Bednarczykowej (ur. w roku 1921) i jego brat Andrzej. Spośród wielu archiwalnych zdjęć tej rodziny, udało się zidentyfikować zaledwie małą ich część. Pozostałe niewiele mówią ich obecnym właścicielom, pozostając na zawsze nieodgadnioną tajemnicą rodzinną. poważnie spoglądającego przed siebie, czy przypadkiem nie przypomina nosa dziadka albo ojca? Czyż to nie fascynujące - spotkać się po tylu latach, by spojrzeć sobie w oczy, choćby przez zakurzoną warstewkę substancji światłoczułej pokrywającej brązowiejącą powierzchnię zdjęcia... Młyn p.p. Massalskich stoi do dziś i choć nie miele już mąki, dobrze zapewne pamięta czasy, kiedy Jan Massalski i Tomasz Krzywda z modrzewiowego dworu, polowali razem na wilczkowickie kuropatwy, zające i bażanty... Za umożliwienie mi wglądu w pamiątki rodzinne i pomoc w odtwarzaniu „młynarskiej" linii rodu Massalskich z Wilczkowic, dziękuję serdecznie państwu Zofii Massalskiej, Andrzejowi Bednarczykowi i Jackowi Jedlewskiemu, mając jednocześnie nadzieję, że fotografie pochodzące z ich zasobów niejednokrotnie jeszcze posłużą do zilustrowania kolejnych opowieści związanych z tą Rodziną, a także z innymi ciekawymi wydarzeniami z terenu gminy Michalowice. Fot. Rodzina Massalskich -ślub Stefanii Massalskiej. Stoją od prawej: Jan Antoni Massalski - młynarz, Stefania Massalska (córka Jana) i Józef Mosur - małżonkowie, p. Ziarko (brat Waleni) z żoną (prawdopodobnie). Siedzą od lewej: Waleria Ziarko - żona Jana, Józef (brat Jana) z żoną Marią Skurczyńską (rodzice Piotra - architekta w Miechowie), p.p. Mosurowie - rodzice Pana Młodego (prawdopodobnie). Szkoda, bo przecież tak niedawno jeszcze byli wśród nas ci, którym z wyblakłych fotografii przyglądały się znajome twarze bliskich. Zadbajmy o nasze rodzinne pamiątki i wspomnienia z nimi związane. Ocalmy je od niepamięci dla naszych dzieci i wnuków, byśmy umieli odpowiedzieć gdy zapytają - kim jest ta ładna pani w długiej sukni, ukryta w dawnym albumie, a nos pana z niemodnym wąsikiem tak E. Kwaśniewska 14 kwiecień • maj • czerwiec Michałowickie łowy Trudno określić, kiedy myślistwo z funkcji zaopatrywania w jedzenie stało się sportem. Był to niewątpliwie długotrwały i stopniowy proces, który doprowadził do stanu dzisiejszego. Teraz mięso na naszych stołach pochodzi z hodowli zwierząt, natomiast polowanie to rytuał o cechach współzawodnictwa. Nie wgłębiając się zbytnio w istotę dzisiejszego myślistwa, można dojść do wniosku, że wizerunek myśliwego i polowań u przeciętnego zjadacza chleba różni się od tego, co myślą, lub chcieliby myśleć o sobie myśliwi. Cytując za portalem internetowym Polskiego Związku Łowieckiego (www.pzlow.pl): Łowiectwo jest szczególną dziedziną życia społecznego - łączy w sobie harmonijnie ochronę przyrody ojczystej i wykonywanie polowania, walor kulturalno- oświatowy i rekreacyjny, wartości wychowawcze i gospodarcze [...] W historii Polski łowiectwo zajęło znaczące miejsce, wnosząc istotny wkład do materialnej i duchowej kultury narodu, co znalazło odbicie w sztuce i uformowało trwałe wartości obyczajowe oraz moralne. Współcześni myśliwi starają się te wartości kultywować, rozwijać i wzbogacać, przestrzegając w swej działalności nie tylko przepisów prawa, regulaminów i statutów, lecz również norm etycznych oraz zwyczajów. Myśliwi - co jest najzupełniej naturalne, czują się przez swoja odrębność, przez rytuał polowania, przez kultywowane zwyczaje, grupą niejako elitarną. Nie każdy może zostać myśliwym, choć pewnie i nie każdy, kto został myśliwym, powinien nim być. Kiedy „ogary pójdą już w las", często zdarza się, że myśliwi idąc z uniesionymi strzelbami przez śniegi, bądź kwitnące łąki, zdają się utwierdzać siebie w owej elitarności, za naprawdę niewiele mając fakt, że w pobliżu mieszkają ludzie, którzy nie są myśliwymi i którzy nie zachwycają się strzeleckimi zabawami. Przypatrując im się z daleka (z bezpiecznej odległości, aby nie być wziętym za, dajmy na to, dzika, patrz niżej), jak przecinają coraz to następne pola należące do kolejnych gospodarzy, można sobie zadać pytanie, czy właściciele tych nieruchomości są zadowoleni z tego, że ktoś obcy chodzi po ich włościach, strzelając w dodatku do żyjących tam dzikich zwierząt? I czy nie za często strzały rozlegają się zbyt blisko domów, w których ludzie polując na muchy nie chcą martwić się o swojego psa, który akurat urwał się z łańcucha i pobiegł gdzieś, gdzie poniosła go wiosna? nie stwierdzono dotychczas bytności żubrów, więc prawdopodobieństwo podobnej pomyłki u nas bliskie jest zeru. Chodzi tu jednakże o coś innego; trudno uwierzyć, że skandynawskiego myśliwego faktycznie zmyliło oko i doświadczenie. Jestem gotów wysnuć podejrzenie, że polujący w naszych lasach łowca grubego zwierza, celowo ustrzelił będącego pod całkowitą ochroną żubra. Komuś, kto choćby na zdjęciu miał okazję widzieć żubra i dzika, nadzwyczaj trudno byłoby błędnie sklasyfikować spotkane nagle w kniei zwierzę. Szwed zobaczywszy przechadzającego się spokojnie żubra wystrzelił w jego kierunku z prostej przyczyny, mianowicie u siebie nigdy takiej okazji by nie miał i mieć prawdopodobnie nie będzie. Szczerze przy tym wątpię, by wymiar sprawiedliwości zastosował wobec naszego sąsiada zza morza odpowiednie sankcje. A żubrów mamy o jednego mniej... Można zapytać, czy polujący na naszym terenie myśliwi zawsze przestrzegają obowiązujących okresów ochronnych dla poszczególnych gatunków zwierząt? Czy przypadkiem nie mylą chronionej kury bażanta z kogutem? Czy przestrzegają zasady, że nie wolno polować po spożyciu alkoholu? Na te i podobne pytania mogą odpowiedzieć przede wszystkim zainteresowani. Ale będąc myśliwym bardzo zwracałbym na takie zachowanie uwagę. Gospodarka łowiecka ma do spełnienia bardzo ważne zadania, w tym „ochronę oraz zachowanie różnorodności i gospodarowanie populacjami zwierząt łownych, ochronę i kształtowanie środowiska przyrodniczego na rzecz poprawy warunków bytowania zwierzyny, uzyskiwanie możliwie wysokiej kondycji osobniczej i jakości trofeów oraz właściwej liczebności populacji poszczególnych gatunków zwierzyny". Obserwując skutki działania Koła Łowieckiego na naszym terenie można dojść do wniosku, że skupiło się ono głównie na regulacji liczebnej populacji poszczególnych gatunków zwierząt, poprzez częste tutaj polowania. Trudno dostrzec natomiast, by myśliwi pomagali przetrwać zwierzynie najtrudniejszy, zimowy okres. Sytuacja taka powtarza się niestety i również dlatego szybko ubywa z naszych pól i lasów zwierzyny, natomiast myśliwych - wręcz odwrotnie. I o ile widok człowieka w zielonym stroju z flintą gotową do strzału nie stanowi większej sensacji, o tyle kuropatwa powoli zaczyna należeć do tego typu osobliwości, co na przykład awans polskiej reprezentacji w piłce nożnej do jakichkolwiek mistrzostw, bądź decyzje o obniżce podatków autorstwa aktualnej ekipy rządzącej. Myślistwo szczyci się wielowiekową i chlubną tradycją. Dawne czasy, gdy na polach i w lasach roiło się od zwierzyny — minęły. Może więc już czas, by myśliwi inaczej spojrzeli na naszych „mniejszych braci", bo przy takiej determinacji w polowaniach, za chwilę o zającach, bażantach, kuropatwach czy sarnach pozostanie jedynie wspomnienie. Gdyby myśliwi stosowali się do prawa łowieckiego, zgodnie z którym wolno strzelać do zwierzyny w odległości nie mniejszej niż dwieście metrów od zabudowań, to na przykład na terenie Michałowic, przy gęstej już zabudowie, prawdopodobnie nie słyszelibyśmy wystrzałów polowań. Niestety jest inaczej. Inną sprawę stanowi kwestia ochrony zagrożonych gatunków (co jest jednym z celów łowiectwa zapisanym w ustawie). Wypadki zabijania zwierząt będących pod całkowitą, bądź okresową ochroną, zdarzają się coraz częściej. Niedawno, jak doniosła Gazeta Wyborcza, polujący w Puszczy Boreckiej Szwed zastrzelił objętego całkowitą ochroną żubra. Myśliwy tłumaczył, że pomylił go z dzikiem. Na terenie naszej gminy Z myśliwskim pozdrowieniem „Darz bór" 15 kwiecień • maj • czerwiec OBYCZAJE WIELKANOCNE PALMOWA NIEDZIELA - niedziela poprzedzająca Wielki Tydzień, wyrażająca hołd Chrystusowi triumfalnie wjeżdżającemu do Jerozolimy. Palmy wykonywano głównie z gałązek wierzbowych, które ścięte w środę Popielcową „rozkiściały" w dzbankach z wodą. ŚRODA POPIELCOWA - rozpoczyna w kościele 40-dniowy okres Wielkiego Postu. Stary Testament do popiołu przyrównuje serce grzesznika, a bałwochwalcę zwie „zjadaczem popiołu". Obrzęd posypywania głów popiołem pochodzący od ludów starożytnych, praktykowany w Kościele od IX w., dotyczył początkowo największych grzeszników, publicznie odbywających swą karę. WIELKI POST - ten sześciotygodniowy niegdyś okres postu sięga swymi początkami IV w. Obecnie trwa 40 dni - określając w ten sposób trwanie jednego pokolenia życia człowieka oraz przypominając o 40-tu dniach spędzonych przez Chrystusa na pustyni. Ta symboliczna liczba odnosi się także do Mojżesza, przygotowującego się przez 40 dni do zawarcia przymierza z Bogiem na Górze Synaj, oraz do historii Goliata, tyleż dni znęcającego się i drwiącego z ludu wybranego, dopóki nie rozprawił się z nim Dawid. W Polsce od XVIII w. w piątki Wielkiego Postu odprawia się w kościołach nabożeństwo Drogi Krzyżowej a w niedziele „gorzkie żale" - uzupełnione wzruszającymi pieśniami, pełnymi zrozumienia, żałości i bólu. Od X w. Wielki Post zakazywał w Polsce spożywania mięsa, nabiału i jaj. Żywiono się chlebem, rybami oraz potrawami z grochu, prosa, rzepy, omaszczonymi olejem z konopi, maku i słonecznika. W dni postu obowiązywał jeden posiłek o godz. 15. Z czasem podawano także lekką wieczerzę w postaci chleba z solą, czasem ryby z jarzyną lub grzanki z piwem. Nie wolno było gwizdać, grać, tańczyć, patrzeć w lustro ani „obnosić się z radosnym obliczem". By zaostrzyć pokutę, wielu w kłujących, zgrzebnych koszulach, opasawszy biodra ostrymi łańcuchami, smagało się po plecach biczami zakończonymi małymi haczykami. W XIV w. tzw. kapnicy biczowali swe gołe WIELKI CZWARTEK - pamiątka Ostatniej Wieczerzy Chrystusa z Apostołami - ustanowienie Najświętszego Sakramentu i Sakramentu Kapłaństwa. Starym zwyczajem odbywa się obnażanie ołtarzy (zdejmowanie świec, kwiatów, obrazów) przypominające odarcie Jezusa z szat. Następuje konsekracja olejów świętych, umywanie nóg dwunastu ubogim, a po zakończeniu Mszy Wieczerzy Pańskiej przeniesienie Najświętszego Sakramentu do "ciemnicy", na pamiątkę uwięzienia, biczowania i cierniem koronowania Jezusa w Pretorium Jerozolimskim. W tradycji ludowej Wielki Czwartek zwany był „cierniowym". Chłopcy, przebrani za żołnierzy, wraz z Judaszem - zrobionym ze słomy, w czarnych podartych szatach - z kaletą pełną potłuczonego szkła, brzęczącego niczym monety, szli do kościoła na „ciemną jutrznię", po której chłostano Judasza kijami i sieczono drewnianymi szablami. Widowisko to powtarzano na plebani, we dworze i gospodzie, by na koniec zatopić Judasza w rzece lub o zmroku spalić na wzgórzu za wsią. Dziewczęta zaś wielkoczwartkową kąpiel w rzece lub potoku traktowały jako zabieg kosmetyczny, mający „licom dodać urody i gładkości". W domach zostawiano okruszki „ubożętom" - małym duszkom opiekującym się chatą. By ich nie skrzywdzić starano się nie palić w piecu chlebowym, jeśli zaś do tego doszło, dawano na Mszę Św. i w ciągu całego roku wystrzegano się czwartkowego wypieku chleba. Na rozstajach dróg palono ogniska dla „zziębniętych dusz", podsycając je drewnem ze starych przydrożnych krzyży, stawiając zaraz na ich miejsce nowe. Wieczerzę rozpoczynano modlitwą dla opuszczonego przez wszystkich Chrystusa od miłujących Go serc. plecy, „które czasem takowym ćimczeniem silno przykładanym, aż do żywego mięsa i szkarłatów wiszących sobie szarpali, brocząc krwią suknie i posadzkę kościelną". Z biegiem czasu Kościół zabronił tych średniowiecznych praktyk pochodzących z zachodniej Europy. Aż do XVI w. Polacy słynęli w świecie z gorliwości odprawiania postów a najbardziej prosty lud - bardzo przywiązany do wiary i Kościoła. ŚWIĘTO ZWIASTOWANIA PAŃSKIEGO - akcentuje nie tylko znamienne „fiat" Maryji, ale także moment „wejścia" Chrystusa w ludzkie ciało - obchodzone w Polsce od najdawniejszych czasów jako święto Matki Bożej Zagrzewnej, Ożywiającej, Kwietnej czy Roztwornej czyli otwierającej ziemię, z której teraz mogły wyfrunąć jaskółki - zimujące, jak sądzono, w błocie. Przylatywały ptaki, a szczególnie bociany; „Na zwiastowanie - bocian na gnieździe stanie". Gospodynie piekły w tym dniu specjalne „łapy" z ciasta, a dzieci wynosiły je na podwórze dla mających zjawić się boćków. Matka Boska Wiosenna daje nadzieję na lepsze dni a cieplejsze słońce budzi w sercach radość. WIELKI PIĄTEK - jest dniem największej żałoby w Kościele - dniem śmierci Zbawiciela, ale też największej radości i zwycięstwa. Tegoż dnia Bóg „darował nam wszystkie występki i skreślił zapis dłużny..." W Wielki Piątek nie odprawia się Mszy Św., bo w ten dzień Chrystus sam, jako Najwyższy Kapłan Nowego Przymierza, złożył Ojcu niebieskiemu ze swojego życia największą ofiarę. Kościół modli się za wszystkie stany, za Żydów, niewierzących, o odwrócenie kar i zbawienie dla umierających. 16 Wśród ludu to dzień największej żałoby. Skoro Chrystus umarł, to znaczy, że moce piekielne i demony mogą teraz bezkarnie dręczyć człowieka. Pilnowano więc dobytku przed czarownicami, a o świcie obmywano się wodą w rzece dla zachowa- W XVI w. obok Krzyża umieszczano w grobie Najświętszy Sakrament. Później już tylko wystawiano monstrancję owiniętą w przeźroczysty materiał - niczym ciało Jezusa spowite całunem. Groby pańskie, znane także w innych krajach, najpiękniej przedstawiane były przez Polaków, osiągając za króla Augusta III wymiar widowisk teatralnych, kiedy skały rozpadały się z hukiem, a spoza nich widać było gaje pomarańczowe i cytrynowe umajone kwiatami. W skromnych zaś kościołach wiejskich dominował autentyczny żal i modlitwa. WIELKA SOBOTA - wspaniałym obrzędem nocy zmartwychwstania jest poświęcenie ognia; zapalenie od niego Paschału - świecy symbolizującej Jezusa, rozświetlającej mroki wnętrza kościoła jako światło, które rozprasza noc grzechu. W pieśni - Exultet - wysławia się dobrodziejstwa otrzymane od Boga przez światło - dar od Niego. Tradycja ludowa odnotowuje Wielką Sobotę dniem krzątaniny domowej i przygotowania do święcenia. Gospodynie piekły ciasto, do którego gospodarzom nie wolno było zaglądać z obawy o posiwienie wąsów... Zwyczaj święcenia pokarmów znano na zachodzie już w VIII w. Gdy tam zaczął zanikać, w Polsce wszedł głęboko w obrzędy wielkosobotnie, by w ostatecznym kształcie zaistnieć w XIX w. Im więcej było modlitwy i postów - tym silniejsze pragnienie zadośćuczynienia w zabawie i pożywieniu. A pieczono i przygotowywano bardzo obficie. W każdym staropolskim dworze, oprócz najbliższych, zasiadali do stołu lub dostawali święcone: biedniejsza rodzina, bezdomni, rezydenci, zastępy czeladzi i starszych sług, a także oczekiwani lub niespodziewani goście, proboszcz, organista oraz grupy „śmiguśne". Honor gospodarza i staropolska gościnność wymagały, by wszystko było smaczne, udane i w bród. Przez Wielki Tydzień kuchnie pracowały całą parą, by w Wielką Sobotę, gdy przyjeżdżał ksiądz do poświęcenia, uginające się pod ciężarem zastaw i przystrojone barwinkiem stoły były gotowe. Do dworu przychodziły wówczas strojnie ubrane gospodynie, niosąc osobiście święcone, które wykładały na rozłożone wełniane chusty. Przynoszono ceber wody studziennej a ksiądz poświęciwszy ją, kropił sowicie przyniesione dary Boże. A na stołach nie brakowało niczego. Były ciasta pieczone na drożdżach (pozostałych z wyrobu piwa) z dodatkiem miodu i dużą ilością jaj, dzięki którym rosły jak puch w górę. Nie żałowano szafranu i „zamorskich korzeni" - cynamonu, wanilii, goździków, gałki muszkatołowej oraz bakaliów. Wielkanocne mazurki wyglądały jak maleńkie klomby kwiatowe lub barwne kobierce. faktu zmartwychwstania Chrystusa z grobu - porównywanego z wykluciem się spod skorupki pisklęcia. Jajka zdobiono od bardzo dawna; w Egipcie - wizerunkami skarabeuszy, w Chinach rysunkami kwiatów i ptaków. Zdobiono je także w Starożytnym Rzymie. Najstarsze polskie pisanki pochodzą z X w. (Opole). Jedna z wielu ludowych legend mówi o pięknie wykonanej pisance ofiarowanej Piłatowi przez Matkę Boską, by Syna uratować od śmierci. Pisanki jednokolorowe, moczone w barwniku naturalnym, to malowanki, kraszanki lub byczki; te z wyskrobanym deseniem noszą nazwę skrobanek lub rysowanek; ornament kolorowy otrzymywany przez kolejne pokrywanie woskiem, barwienie i odbarwianie zdobił pisankę. Barwniki do malowania przygotowywano z roślin: żółty z cebuli, fioletowy z liści malwy, zielony z widłaków, młodego żyta lub liści jemioły, czarny z czarnego bzu, czerwony z odwaru robaczków „czerwców". Bogaty ornament pisanek ludowych kształtował się przez wieki, a wzory podsuwała sama przyroda. Zgodnie ze słowiańską tradycją, pisanki malowały młode mężatki i dziewczęta. Obdarowywano się nimi wzajemnie, a ich autorów cieszyła każda pochwała. Chłopiec ofiarowując pannie pisankę wyrażał tym gestem swoje gorące uczucie. Można też było wykupić się nią od poniedziałkowego polewania wodą. Opr. E.K. „Wielkanoc" i „Obyczaje wielkanocne" na podst. „Rok Polski w życiu, tradycji i obyczajach ludu" - Jan Urga, Wydawnictwo Duszpasterskie Rolników, Włocławek 1998. Wielkanoc Wielkanoc zwana także Paschą, to największe święto wszystkich chrześcijan. Niektórych dziwić może, że nie jest nim Boże Narodzenie, przypominające o przyjściu na świat Syna Bożego. Wszak dopiero swoim zmartwychwstaniem, dopełniającym dzieło odkupienia, potwierdził Jezus, że jest prawdziwym Mesjaszem, umacniając w wierze tych, których przekonaniami zachwiać mogła Jego męka i okrutna, hańbiąca śmierć na krzyżu. Na szczęście „Pan rzeczywiście zmartwychwstał" (KK. 24, 34) odzyskując chwalebne życie nie tylko dla siebie, ale i dla nas." Stało się to w niedzielę o świcie, około godziny czwartej. Stąd dzień ten nazywamy Niedzielą Zmartwychwstania Pańskiego lub Wielkanocą. Trudności w określeniu czasu świętowania Wielkanocy, spowodowane niejednakową ilością dni w roku, według kalendarzy hebrajskiego i gregoriańskiego, rozwiązał w roku 325 Sobór Nicejski, wyznaczając Paschę chrześcijańską na niedzielę po pierwszej pełni księżyca zaraz po zrównaniu wiosennym. Ostatecznie jednak obyczaj ten rozpowszechnił się dopiero za panowania Karola Wielkiego (768-814) przyjmując za najcześniejszy „termin Wielkanocy" 22 marca, co zdarzyć się może dopiero w 2285 roku. Za to już za 34 lata doczekamy się „najpóźniejszej" Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego, zapisanej pod datą 25 kwietnia. W czasach pogańskich obchodzono na naszych ziemiach słowiańskie święto zrównania dnia z nocą. Dzień stawał się coraz dłuższy, światło brało górę nad ciemnością, cieszono się powrotem słońca, wiosny i życia, wyrażając tę radość bogatą obrzędowością. Zwyczaje te kościół nasycił nową treścią prawd o zmartwychwstałym Bogu, wnosząc swoją symbolikę i liturgię do tych - uważanych za najważniejsze - dni. Po mszy rezurekcyjnej witano się słowami: „Chrystus zmartwychwstał", by zaraz odpowiedzieć: „Zmartwychwstał prawdziwie". Świętowano aż trzy dni, rozpoczynając biesiadowanie śniadaniem wielkanocnym i dzieleniem się jajkiem, którego rozkruszone skorupki rozrzucano po kątach izby „przeciw szczurom i myszom", jedzono szynki i domowego wyrobu kiełbasy. W niektórych domach podawano gorącą polewkę, czyli żur, ale nie „czczy", co „jeno flaki przepłukiwał nijakiej posilności nie dając", lecz „mądry", z jajami, kiełbasą, zabielany suto śmietaną, przyprawiony roztartym czosnkiem i chrzanem. Podstawowym daniem wielkanocnym był bigos bogaty w różne mięsa i podlewany winem. Na świątecznym stole nie brakowało ciast, kiszek i salcesonów oraz grochu z kapustą. Wobec niestosowności odwiedzin w tym dniu, od rana do wieczora oddawano się uciechom stołu. Poniedziałek świąteczny upływał pod znakiem wody, która od zawsze stanowiła istotę życia, źródło siły i właściwości leczni- czych. Słowiańskie wodne bóstwa - rusałki, mile i dziwożony - budziły magiczny lęk, prowokując do skiadania przebłagalnych ofiar. Kościół, wodą - świeconą tu w Wielką Sobotę - kropiąc wiernych, nakazywał zabierać ją także do domów. Śmigus dyngus, lejek, oblewanka, polewanka, oblewany poniedziałek - to regionalne nazwy tego oczyszczającego obyczaju. Najdawniejsza wzmianka o dyngusie na polskiej ziemi pochodzi z uchwały synodu diecezji poznańskiej z roku 1420 i zawiera zakaz „dyngowania, czyli wzajemnego napastowania się „o jaja i inne podarki (...), i do wody wciągania". Groźby te jednak mało były skuteczne, a lud wiejski, jak kraj długi i szeroki, kultywował tę swoistą zabawę, co i „śmiercią się czasem kończyło", kiedy śmingus tj. bicie palmą, zlewanie wodą a nawet, do niej wtrącanie, zbyt dosłowny przebieg przybierało. Mimo to oblewano się wzajemnie często i ponad miarę, co wróżyć miało szybkie zamążpójście, dobre plony lub obfitą mleczność u krów. Niestety, śmingus dyngus dzisiaj, rzadko jest kontynuacją lej specyficznej tradycji ludowej, stanowiąc raczej rodzaj dotkliwej dokuczliwosci, najczęściej wobec osób starszych. Ze świętami wielkanocnymi wiążą się rozmaite lokalne zwyczaje, jak np. „dziady śmiguśne" z okolic Limanowej, wielicka „Siada Baba", chodzenie z kurkiem w Łowiczu czy podkrakowskie „pucheroki". W Krakowie świętuje się „Emaus". Napisał o tym, przebywając w Polsce w latach 1596-97 Włoch Giovanni Paolo Mucanti, obserwujący młodzież krakowską i żaków podążających na Zwierzyniec pod klasztor Norbertanek, zaczepiających po drodze i smagających mijane dziewczęta „wierzbowymi różdżkami". Po dziś odbywa się tu wielki odpust połączony z prezentacją wspaniałych wyrobów krakowskiego rękodzieła ludowego. Trzeci dzień świąt w średniowiecznym Krakowie to tradycyjny wtorek „Rękawka", celebrowany obok kopca Krakusa w Podgórzu. Tu, wśród zabawy i śmiechu, ze szczytu wzgórza zrzucano resztki święconego: jajka, szewskie placki, obwarzanki, bułki, jabłka i pierniki, które na dole skrzętnie „odbierali" czekający tam na nie żacy i biedota miejska. Zwyczaj ten był prawdopodobnie pozostałością słowiańskiej stypy pogrzebowej, w trakcie której goszczono lud obecny w czasie obrzędu. Zaś Kopiec Krakusa, zwany dawniej rękawką, usypany został - jak chce legenda - przez krakowian, którzy przenosili ziemię w rękawach swych ubrań. Sponsor wydania Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej S A w Krakowie Wydawca: Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Michałowickiej "Nad Dłubnią". 32-091 Michałowice I/101, tel/fax: +48 12 3885016. tei. 3885037 Redaktor wydania i koncepcja graficzna Elżbieta Kwaśniewska; Kolegium redakcyjne: Anna Boczkowska, Stanisław Komenda, Marta Maracha, Stanisław Matzke, Adam Miska, Obserwator II, Stanisław Piwowarski, Celina Śliwińska, Zofia Wilk, Barbara Włodek. Skład i łamanie: Joanna Jurek. Krzysztof Jurek Druk R-PRINT sp z o o Kraków, ul Żelazna 20